Grób Nieznanego Czytelnika
Grób Nieznanego Czytelnika nie był zbyt licznie odwiedzany. Usytuowany na uboczu, przesłonięty nadmiarem codziennych i odświętnych spraw, tylko niewielu zachęcał do zatrzymania się i zamyślenia nad nietrwałością więzi łączącej tych, którzy piszą, z tymi, którzy czytają.
Bobik zachodził tu nieraz podczas wieczornych spacerów, jak do osobistej świątyni dumania. W jakiś sposób czuł się za to osamotnione i zaniedbane miejsce odpowiedzialny. Wiedział, że znanymi przejmują się prawie wszyscy, poświęcają im czas, atłas i miejsce na kolumnach, a nieznani, zwłaszcza już nieżyjący, odsuwani są w szarą strefę świadomości, na strych pamięci, gdzie uwaga i czułość zaglądają najwyżej przypadkiem. A przecież za nieatrakcyjny status tych nieznanych sam ponosił część winy i takie zepchnięcie ich na daleki, nieważny plan wydawało mu się jakieś nie fair.
Na temat momentu śmierci czytelników zdania były różne, ale Bobika najbardziej przekonywała opinia, że czytelnik definitywnie umiera dla autora wtedy, kiedy decyduje się już nigdy do niego nie wracać. Kiedy odchodzi od tekstu znudzony, zbrzydzony, zniechęcony, odstraszony i szuka sobie nowych terenów łowieckich. Wielu autorów próbowało za te odejścia obwiniać samych czytelników, twierdząc, że są za leniwi lub za głupi, żeby zmierzyć się z prawdziwą tytanicznością ducha, Bobik wyczuwał jednak, że to nie tak. Czytelnik, który na zawsze odchodził, czy to po pierwszym, czy po piętnastym spotkaniu, był czytelnikiem straconym przez niedostatek czegoś po stronie autora. Mniejsza już o to, czy był to niedostatek talentu albo pokory, czy brak orientacji, z kim będzie najbardziej po drodze, czy jeszcze coś innego. Ci, którzy śmiali się z głupich bądź leniwych czytelników, koniec końców zawsze śmiali się z samych siebie.
Zapadający wieczór zaczął lirycznie rozmywać kształty, a równocześnie przypominać o prozie kolacji. Bobik spojrzał jeszcze raz na zapuszczony nagrobek, zgarnął z niego przywiędłe teksty i położył świeży, dopiero co rozkwitły, myśląc przy tym o wszystkich nieznanych czytelnikach, których może jeszcze tym razem uda się zatrzymać wśród żywych.
Ja wiem i tez popieram. 🙂
Rozumiem jednak tych, dla ktorych Jest to traumatyczne przeżycie.
Takie pochowki poronionych we wczesnym okresie płodów kreują dziwne sytuacje. Potem przez całe zycie ludzie chodzą na te groby i świeczki pala, komu? Tym tkankom? Szaleństwo.
Raczej wlasnym niespoelnionym marzeniom.
Kapusta jest maniakiem seksualnym. Kilka razy dziennie….
Teraz to już nie bardzo wiem, o co chodzi. Przecież sam napisałem, że może być różnie i póki jest wybór, ta różność w ogóle nie musi być problemem.
Jeżeli ktoś ma poczucie, że stracił dziecko, a nie kawałek tkanki, to jest jego psychiczna rzeczywistość, to są jego – autentyczne przecież – odczucia i jeśli w dojściu z sytuacją do ładu lepiej pomoże mu niemyślenie o niej i zostawienie decyzji szpitalowi, to jedno dobrze, a jeżeli chce mieć pogrzeb i przeżycie żałoby, to drugie dobrze. Dobrze, dopóki się nikogo nie zmusza do działań zupełnie sprzecznych z jego widzeniem i odczuwaniem sprawy. A taka możliwość, żeby nie zmuszać i dać wybór, istnieje.
A kto powiedział, że niespełnionych marzeń nie wolno pogrzebać z pompą? 😉
Ale szef web camu mowi, ze dopiero jak bedzie szostka nienarodzonych pisklat to caly interes rodzinny bedzie „viable”.
Niespelnione marzenia mozna oczywoscie grzebac z pompa, why not…
Bobiku, jest problem w sytuacji w ktorej z jednej strony pozwalasz na pogrzeb plodu, a z drugiej strony identyczny plod legalnie usuwasz. Oczywiscie mozna ustanowic ze kazdy moze sobie zadecydowac kiedy zaczyna sie zycie i ze prawo panstwowe okresli tylko gorna granice, ale trzeba by sie zastanowic czy nie stwarza to np problemow prawnych. Moze jesli Wodz sie zjawi 🙂
Markocie, bywa różnie. U moich była to już połowa drugiego trymestru, a mimo to woleli ten sposób.
W Unii, tak jak i w Polsce, odpady szpitalne muszą być utylizowane. Płody należą do odpadów tkankowych, co do których są określone warunki utylizacji- temperatura itp. Mogą być utylizowane na miejscu w szpitalu, jeżeli szpital posiada odpowiednie urządzenie lub przez wyspecjalizowaną firmę.
Ponieważ w dużym szpitalu koszty utylizacji wszystkich odpadów są bardzo wysokie, wiele dedyduje się na zakup pieca i samodzielną utylizację.
I podejrzewam, że to miało właśnie miejsce w opisywanym dzisiaj przypadku. I że nie chodzi o zwykłą kotłownię c.o. Bo ile szpitali w W.Brytanii korzysta w dzisiejszych czasach z kotłowni opalanych węglem lub koksem?
Co na pewno w ogóle nie kosztuje, to przynajmniej pewna delikatność języka. Utylizowanie brzmi brutalnie, kremowanie już nie. Czy mówienie w kontekście płodów o kremacji może komukolwiek sprawiać trudność? A na pewno jest w tym więcej szacunku dla kobiet po poronieniach niż w utylizacji.
A z tymi niby nieprzezwyciężonymi trudnościami ustawowymi coś mi tu nie gra, w kontekście wypowiedzi brytyjskich prominentów zdrowotnych, którzy co do jednego potępili praktyki opisanych szpitali i oświadczyli, że tak być nie powinno i nie może. No to jak w końcu to jest?
Politycy mówią to, co wyborcy chcą usłyszeć.
Tu wypowiedz rzecznika jednego z krytykowanych szpitali:
A spokesman for the Cambridge University Hospitals NHS Foundation Trust said: “Trained health professionals discuss the options with the patients and families respectfully and sensitively, both verbally and in writing.
“The parents are given exactly the same choice on the disposal of fetal remains as for a stillborn child and their personal wishes are respected.”
A szpitale mówią to, co potrzebne dla uratowania głowy. 😆
Ale jak ja będę tak co chwila doskakiwał, to nie zjem kolacji i będę miał jeszcze większe problemy ze składaniem jaj niż dotąd. 😛
Czy wyborcy nie są ludźmi? Czy nie mają uczuć? Czy są jedynie automatami do głosowania?
Płód, z biologicznego punktu widzenia jest „tkanką” a równocześnie w wymiarze emocjonalnym, na poziomie intymnych przeżyć psychicznych, dla wielu ludzi jest czymś znacznie więcej niż „tkanką”? Mając na względzie poszanowanie tych uczuć nazywanie płodu „odpadem tkankowym”, rozprawianie o sposobach jego „utylizacji” jest czymś niesłychanie brutalnym. Kwestia wiary, wyznawanej religii lub jej braku nie ma tu nic do rzeczy.
Mówienie o „utylizacji odpadów tkankowych” w odniesieniu do utraconego płodu przyjmuję jako przejaw dehumanizacji w stosunku do ludzi, którzy ponieśli stratę.
W przypadku aborcji jest to również strata. Rzadko decyzja o aborcji jest decyzją łatwą. Na ogół kryje się za tym dramat.
Buddyzm traktuje aborcję równie pryncypialnie jak katolicyzm.
Bobiku, konsumuj spokojnie, to powinno być Twoim priorytetem.
Wczoraj słyszałem portugalskiego kelnera jak tłumaczył klientowi, że to coś na talerzu, to „Kalbsschnitzel vom Schwein” 😎
Właśnie dlatego, że wyborcy mają uczucia i są ludźmi, mówi im się to, co chcą lub powinni (zdaniem polityków) usłyszeć.
Utylizacja to termin techniczny, mający kilka znaczeń, z których żadne nie nadaje się do rozmowy z pacjentkami, które właśnie poroniły.
Bobiku, masz racje w sprawie delikatnosci jezyka. Wszystkie odpady tkankowe sa tematem bolesnym. Mysle ze nikt nie bedzie chcial przeczytac ze szpital ogrzewano jego amputowana noga czy usunieta piersia.
Sądzę, że relacje pomiędzy wyborcami i politykami są trochę bardziej złożone.
Terminologia techniczna nie nadaje się nie tylko do rozmowy z kobietami, które poroniły, ale i do rozmowy o nich i ich stracie.
Używanie jej jest przejawem dehumanizacji.
Ojej,ojej, na tym poziomie uniesienia to troche trudno rozmawiac.
W wypadku poronienia strata jest nie tylko kobiety lecz obojga partnerow
Heleno, równie dobrze można by powiedzieć, że na tym poziomie niewrażiwości to trochę trudno rozmawiać. 🙄
Prawdę mówiąc nie bardzo rozumiem, dlaczego Ty, na tyle innych rzeczy wrażliwa ogromnie, w tym akurat miejscu wydajesz się mieć ślepą plamkę. Nie wierzę, żebyś nie wyczuwała różnicy między „utylizacją” a „kremacją”.
Zastanawiam sie jak wyglada Bobicze jajo 😀
Hmm… Rozmowa o moich jajach odrobinę mnie krępuje. 😳 😆
Nie jestem nawet pewien, czy powinienem w tym kontekście przytoczyć maksymę naszego peowca „buty żołnierza mają się świecić jak psu jaja, albo jak moje”. 😎
http://forum.gazeta.pl/forum/w,210,5100169,,Dehumanizacja_stosunkow_miedzy_ludzmi.html?v=2
Proces dehumanizacji chroni jednostkę przed wszelkiego rodzaju
pobudzeniem emocjonalnym, które mogłoby być przykre,
przytłaczające, odbierające siły lub mogłoby zakłócać
jakieś niezbędne, realizowane w danej chwili działanie.
Mysle ze nie chodzi tu o ogrom straty. Gdy kobieta pragnaca miec dzieci traci macice, jej strata jest nieporownywalnie wieksza niz w wypadku jednego poronienia, ale nikt nie prosi o pogrzeb macicy. Chodzi o humanizacje plodu, spowodowana z jednej strony naciskiem religijnym, lecz z drugiej – ultrasoundem, pozwalajacym przyszlym rodzicom widziec swoje przyszle dziecko i jego bijace serce w lonie matki. Mysle ze ta technologia bardzo zmienila nasze nastawienie do plodu.
Jagoda śr, 26 Marzec 2014, 20:48
Płód, z biologicznego punktu widzenia jest „tkanką” a równocześnie w wymiarze emocjonalnym, na poziomie intymnych przeżyć psychicznych, dla wielu ludzi jest czymś znacznie więcej niż „tkanką”?
Poaborcyjna tkanka może być źródłem gigantycznych pieniędzy. Za kremy i inne specyfiki w których wchodzą komórki macierzyste pozyskiwane z w/w tkanek bogate kobiety na całym świecie płacą grube tysiące dolarów czy euro. W świecie w którym żyjemy na wszystkim można zarobić pieniądze. Największe zarabia się na pogoni za utraconą młodością.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,210,5100169,,Dehumanizacja_stosunkow_miedzy_ludzmi.html?v=2
Odpowiem Ci , Bobik. W moim dlugim zyciu spotkalam wiele kobiet, ktore usunely ciaze. Wsrod nich nie zetrknelam sie z ani jednym przypadkiem „wielkiego dramatu”, jesli odliczyc dramat polegajacy na zajsciu w niechciana ciaze w fatalnym momencie, w ciaze, ktora im przeszkadzala w karierze, lub grozilaby finansowa ruina, badz byla za wczesna lub za pozna. To nie znaczy, ze nie istnieja takie kobiety, ktore nie przezywaja dramatu, ale ja sie na nie akurat nie natknelam, ani razu. Pamietam oczywoscie casus Alicji Tysiac, u ktorej ciaza byla niepozadana ze wzgledow zdrowotnych. Ale miala juz spora wczesniejsza gromadke. I takie usuwanie coazy nalezy raczej do rzadkosci.
No wiec te kobiety , ktore ja znam, szly, usuwaly i po „dramacie”.
Nie pamietam tez aby po latach jakos z tego powodu okropnie przezywaly. Za wiekszoscia decyzji o usunieciu niechcuanej ciazy stoi niewygoda, powazna niewygoda, lacznie ze zlamaniem sobie zycia. . Ja wiem, ze to bardzo nie PC tak mowic, ale troche mam dosc rozpatrywania aborcji w kazdym wypadku jako wielkiego dramatu. Sorry, wiem bardzo dobrze o czym mowie.
Mam wrazenie od dluzszego czasu, ze o usuwaniu ciazy w polskim srodowisku mozna mowic wylacznie w kategoriach „wielkiego dramatu”, w sposob egzaltowany i kompletnie zaklamany.
Sorry, count me out.
Nie jestem przekonany, że uczuciowy rozmiar straty da się jakoś obiektywnie zdefiiniować. Raczej trzeba „na wiarę” przyjąć, że ten rozmiar jest taki, jak to odczuwa sam stratny/-a (chyba że jest coś, co bardzo zdecydowanie tej wersji przyjąć nie pozwala).
Bardzo mnie natomiast przekonuje Liska myśl o wpływie technik medycznych na zmiany wrażliwości i podejścia do różnych spraw. Rzeczywiście – zobaczyć, usłyszeć, to całkiem coś innego niż wiedzieć tylko teoretycznie.
Marku, powtarzasz mity o kosmetykach.
Owszem, istnieja lekarstwa wytwarzane z komorek macierzystych. Wiem o istnieniu lekarstwa na chorobe Parkinsona. Leczono nim takze JPII. I osobiscie gdyby ktos z moich bliskich mial cierpiec tak jak cierpial papiez, nie zawahalabym sie ani na moment.
Heleno, mozliwe ze to bylo troche odchylenie w druga strone, gdy ciaza kojarzyla sie glownie z ciezarem fizycznym, finansowym i zawodowym. To nastawienie wydawalo mi sie troche niemile bo mialam wrazenie ze ogolnie dziecko jest niechciane until proven otherwise. Jednak w sytuacji znosnie usytuowanej i kochajacej sie rodziny to wyglada troche inaczej. Przynajmniej trzy pary moich znajomych, gdzie obie strony pracuja zawodowo na wysokim poziomie, „zafundowaly” sobie czworo do pieciorga dzieci – bo lubia i moga sobie na to pozwolic.
Heleno, chyba nie zauważyłaś, że była mowa również o poronieniach naturalnych, które nieraz bywają olbrzymim i długo przeżywanym dramatem, całkiem poza jakąkolwiek religijnością.
Wiem, że świadoma aborcja wcale takim dramatem być nie musi i wtedy deklaracja „nie interesuje mnie, co się stanie z płodem” powina wystarczyć. Ale jeżeli choć dla części kobiet aborcja jednak dramatem jest, to co, należy ich uczucia olać, bo nam się formuła społecznego dyskursu nie podoba? Ukarać nie tych, którzy tej formule winni, tylko te, które karać łatwiej? Jakieś mi się to nie wydaje fair.
Cały ten temat (ogrzewanie szpitali szczątkami płodów) jest moim zdaniem zmanipulowany w celu wzbudzenia emocji. Wygenerowanie energii cieplnej z ciała ludzkiego, które w 60 procentach składa się z wody (u noworodka 75 proc.) jest naprawdę trudne. W krematoriach używa się do tego dużej ilości paliwa (gazu, oleju), w Indiach na przykład pali się zwłoki na sporych stosach drewna.
Co najwyżej można zarzucić szpitalom brak osobnych procedur spopielania ludzkich szczątków z odpowiednim pietyzmem.
Mnie się zdaje, że te szczątki spalano razem z innymi odpadami (rękawiczki, opatrunki, strzykawki) mogącymi stanowić materiał opałowy. Osobne spalanie ludzkich szczątków to dodatkowy koszt, a tak, niejako przy okazji…
Bobiku mam zwyczaj nawiązywania do treści artykułu, przyznaję refleksyjny a nawet ckliwy, wnioski też właściwe, zatem jako stworzenie zdecydowanie leniwe, zaledwie przypomnę, kot to jest Pan Kot i kotu….. tu przeczytaj artykuł.
Tak, poronienie naturalne moze byc bardzo niemilym doswiadczeniem, zwlaszcza jak ktos dlugo sie o dziecko staral.
Alw nawet poronienia w drugim czy trzecim miesiacu ciazy nie rozpatruje w kategoriach „wielkiego dramatu”, bo znam gorsze niz nie donoszenie dziecka. Rozejrzyj sie po najblizszym szpitalu, wlacz telewizor i poogladaj co sie dzieje w Syrii, a niezdolnosc do donoszenia ciazy przestanie sie wydawac dramatem az tak potwornym.
Markocie, ja to właśnie tak zrozumiałem, że nie istniały osobne procedury, a to ogrzewanie było niejako „przy okazji”. Tzn. nie podejrzewałem tu jakiegoś wielkiego biznesu na płodach, tylko właśnie zwyczajny brak minimalnego choćby pietyzmu. A dla niektórych osób to ważne i to nie tylko w przypadku płodów, ale i np. amputowanych kończyn. I ja nie widzę szczególnego powodu, żeby ten brak pietyzmu uznać za lepszy niż jego istnienie w takiej formie, która nikomu nie będzie szkodzić, ani nikogo do niczego przymuszać.
Wir verwenden fetale Stammzellen der 5- bis 12-wöchigen Gestation, die infolge des legalen freiwilligen Schwangerschaftsabbruchs
Tak reklamuje się ukraińska klinika, w której można się poddać kuracji anti-aging oraz przeciwko „Diabetes mellitus, Parkinson-Krankheit, Multiple Sklerose, onkologische Erkrankungen, Duchenne Muskeldystrophie und andere Arten von Myopathien, Blutkrankheiten und Erkrankungen von blutbildenden Organen und viele andere, einschließlich erbliche und seltene genetische Abnormalitäten”.
Heleno, u licha, znowu mi przypisujesz coś, czego nigdzie nie powiedziałem. Nic nie było u mnie o „potwornych”, „największych na świecie” dramatach. Było o tym, że niektóre kobiety/niektórzy rodzice poronienia ciężko przeżywają i w szpitalach można by im to ułatwić, odnosząc się do ich odczuć empatycznie i z szacunkiem, a przede wszystkim nie używając zdehumanizowanego języka. Jak to jest religijny świr albo nadmierne wymagania wobec służby zdrowia, to ja jestem chiński cysorz i natychmiast proszę o bardzo fajną cysorzową. W lektyce!
Genderkusy, o pańskości Kotów nigdy nie śmiałbym zapomnieć. 😎
A gdybym nawet spróbował, Mordechaj szybko sprowadzi mnie na właściwe pozycje. 😉
Ani mi w glowie bylo przypisywac Tobie, Bobiku slow o potwornym dramacie kobiet. :shock:Slowa o tym ze za decyzja o aborcji kryje sie najczesciej dramat, nie Ty wypowiedziales.
Ja jestem za zachowaniem proporcji. Dramat to jak corka chce wysc zamaz za narkomana i kryminaliste, i nie sposob jej od tego odwiesc. Dramat to jest jak kpbieta nie moze odejsc od meza. ktory ja reglarnie katuje, bo nie ma gdzie pojsc. . Dramat jak ci nie pozwalaja usunac ciazy, choc grozi to powaznymi konsekwencjami dla twego zdrowia. To tak na dzien dobry jesli chodzi o dramaty, ktore kobiety przezywaja.
Bobiku, używam nazewnictwa obowiązujacego szpitale. Nie brzmi ono ładnie, ale tak jest określone w przepisach. Po niemiecku entsorgung też nie brzmi wiele lepiej.
Jest ustawa unijna o utylizacji odpadów szpitalnych( w jej zakres wchodzą przepisy określające warunki techniczne dotyczące płodów) i obowiązuje ona również w W.Brytanii. Usiłowałam wytłumaczyć, co się zapewne kryje za tym sensacyjnym artykułem.
Utylizacja i entsorgung z całą pewnością nie są używane ( tak mniemam) przez personel szpitalny wobec pacjentek, które poroniły. Niemniej większość pacjentek zdaje sobie sprawę w jakis posób się to odbywa i takie rozwiązanie wybierają. Gdyż pozwala ono zminimalizować traumę.
I jeszcze raz podkreślam, to pacjentki wybierają ( na ile prawo im pozwala), co się dzieje po poronieniu z płodem. I mają do tego prawo.
I nikt nie ma prawa za nie decydować, że musi się odbyć chrześcijański pogrzeb. Którego warunkiem jest wystawienie aktu zgonu.
A żeby wystawic akt zgonu matka musi podać płeć dziecka, która na tym etapie nie jest możliwa do określenia. I te biedne kobiety muszą same uznać, kogo poroniły – synka czy córeczkę. I nadac imię.
I to moim zdaniem jest dużo większa granda. Traumatyzująca dodatkowo te kobiety.
– Osobiste i rodzinne przezycia wplywaja bez porownania mocniej na samopoczucie niz sytuacja polityczna lub wiadomosci o odleglych krajach (i to nie moja opinia lecz wyniki badan). Kto mysli o Syrii, gdy czlowiek traci wlasne dziecko, taka „relatywizacja” jest absurdem.
– Nie widze zadnej dehumanizacji kobiety w mowieniu o plodzie jako o jej tkance.
Dla mnie ta dyskusja ilustruje do jakiego stopnia stosunek do ciazy jest kulturowy.
Dobranoc 🙂
Anak („Dziecko”)
I jeszcze – dramatem dla kazdej osoby jest to co ona sama uwaza za dramat, a nie to co jest uwazane za dramat przez kogos innego…
Tak, stosunek do ciazy jest jak najbardziej kulturowy.
Taka relatywizacja nie jest absurdem gdy Syria wkracza do naszych domow. gdy ogladamy smierc dzieci tak blisko i tak intymnie, w naszej wlasnej przestrzeni. Wojna przestaje byc abstrakcja dla wszystkoich znajduyjacych sie poza teatrem dzialan, kiedy slyszymy o niej codziennie i widzimy ja na ekrananch telewizorow. Wtedy dobrze jest przypomniec proporcje dramatow przezywanych gdzien indziej przez kogo innego. I przywrocic slowom wlasciwa wage.
Procedury szpitalne, które traktują płody poaborcyjne i z naturalnych poronień jak każdy inny odpad medyczny w pewnych przypadkach mogą narażać kobiety na dodatkową stygmatyzację. Na przykład na kobieta, która wbrew naciskowi swojego środowiska decyduje się na usunięcie ciąży pochodzącej z gwałtu, nosi na sobie – w oczach antyaborcyjnie i konserwatywnie nastawionej społeczności – dwa piętna: puszczalskiej (bo z pewnością sprowokowała ubiorem i zachowaniem) oraz morderczyni swojego dziecka (wszak nie płodu). Do nich dochodzi piętno tej, która pozwoliła, by jej dziecko potraktowano jak śmieć. Może by więc, skoro kwestia w wielu środowiskach jest drażliwa, tak opracować procedury, by tej dodatkowej stygmatyzacji uniknąć?
A skoro problem budzi emocje i jest mocno osadzony w kulturze, potraktować go podobnie jak inne tego typu i objąć klauzulą politycznej poprawności, która stanowić powinna, jak to już wielokrotnie tu powtarzano, protezę kindersztuby dla tych, którzy jej nie posiadają?
Oczywiście, że podejście do ciąży, jak i do mnóstwa innych spraw, jest kulturowe. 🙂 I właśnie dlatego pełne jest różnych subtelności, które trzeba brać pod uwagę. Np. nie wydaje mi się, żeby powiedzenie kobiecie o płodzie „to jest pani tkanka” było dla niej szczególnie uraźliwe, ale już słowa, np. do salowej w obecności pacjentki, „pani zabierze tę tkankę do utylizacji” raniące być mogą, choć pewnie nie dla wszystkich będą. No, ale ludzie, podobnie jak psy, w życiu społecznym ćwiczą się od najmłodszych lat, więc powinni mieć wprawę i wyczucie, choć nie wszyscy mają. 😉
Akurat, lisku, w konlretnym wypadku, o ktorym mowimy, nacisk na to by rozpatrywac skrobanke jako Zlo Ostateczne jest zzewnatrz na tyle silny, ze nie sposob od tego uciec. I przeklada sie anwet na prawo stanpwione.
O ile dobrze pamiętam, konkretny przypadek, od którego się zaczęło, był brytyjski i również w GB wywołał wzburzenie. Czy tam też jest ostatecznie zły nacisk, od którego nie można uciec? 😉
A poza tym, jak wskazuje mój własny przypadek, można być kompletnie niereligijnym zwolennikiem swobodnej aborcji, a równocześnie traktowania kobiet (czy rodziców) tracących ciąże i ciężko to przeżywających, z szacunkiem i zrozumieniem. Jedno drugiego wcale nie wyklucza.
Z całkiem innej bajki: podstronka z podglądanymi zwierzętami jest już gotowa (z boku na samym dole, pod psem), a jej tytuł jest oczywiście ukłonem w stronę Stanisława Barańczaka. 🙂
Coś mi się zdaje, że jeszcze ktoś jakąś linkę podrzucał, ale nie mogę jej teraz odnaleźć. Jeżeli zdaje mi się dobrze, bardzo proszę o podrzucenie jeszcze raz.
Wzburzewnia tymczasem bynajmniej nie wywowalal. Ogladam na okraglo wiadomosci i do tej pory nie bylo o tym ani slowa.
I jesli dobrze rozumiem, chodzi o jakis program zrealizowany przez telewizje komercyjna (Channel 4) , ktora zainteresowala sie jak utylizowane sa ludzkie tkanki i odkryla, ze w kilku szpitalach proces spalania podlaczony jest pod proces ogrzewniczy. I awantura jest o to, a nie o skrobanki. I ze do tych spalanych szcatkow wrzucane sa tez tkanki plodowe. I to oburzylo realizatprow programu. Procedury rozmawiania z kobietami co chca aby z tymi szczatkami zrobic oczywoscie istnieja w calym systemie NHS – i sa one zawsze pytane jak nalezy postapic z wyabortowanym plodem. . Mogly one natomiast nie wiedziec, ze system spalania powiazany jest z systemem grzewniczym. Dlatego jak rozumiem wiceminoister sie zdenerwowal.
Pieknie, Bobik! Dzieki za zebranie wszystkiego w jednym miejscu.
No, przecież cały dzień dziś o tym mowa, że nie o skrobanki biega, tylko o pewien minimalny choćby pietyzm dla ludzkich płodów czy tkanek i nietraktowanie ich identycznie jak obojętnych odpadów medycznych (bo niektórym to bardzo na uczucia włazi). I chyba tym minister się zdenerwował, a nie tym, że system grzewczy mógł się utylizowanym płodem zatkać. 🙄
Heleno, po pierwsze dyskusja w ogole nie dotyczy aborcji, lecz wylacznie stosunku do poronionego lub usunietego plodu.
Po drugie, wole nie napisac co bym powiedziala osobie ktora np godzine po utraceniu przeze mnie ukochanej osoby oswiadczyla by mi ze w Rwandzie/Syrii/Korei jest gorzej 👿 (bez wzgledu na to do jakiego stopnia sie Rwanda/Syria/Korea przejmuje, nie sa one namiastka mojej wlasnej rodziny oraz przyjaciol, to inna sfera uczuc).
Takze nie stanowi pocieszenia fakt ze moze mnie dotknac gorsze zlo (np zamiast stracic jedna osobe moge stracic piec 😉 ); wiec pytanie czy cos jest czy nie jest najgorszym zlem nie jest dobre.
Stosunek do ciazy, oprocz bycia kulturowym, jest tez indywidualny, i kazda para ma pelne prawo oczekiwac ze ich bol, jak i swiatopoglad, zostana uszanowane (w dozwolonych ramach). Osobiscie nie podoba mi sie ani automatycznie negatywne i czasem wrecz pogardliwe podejscie do ciazy („usune to, fuj”), ktore chyba bylo wynikiem ciezkich warunkow zycia, jak i jej gloryfikacja.
Centryzm to moja ulubiona postawa życiowa. 😀
Właściwie bardzo nie lubię cytować wierszy mojej ludzkiej matki, ale zrobię wyjątek, bo to jest właśnie o koszuli, która zawsze bliższa ciału niż odległe w przestrzeni lub czasie Prawdziwie Wielkie Dramaty:
http://wowil.coldlight.pl/kinga/dom.php?tomik=cietwa&wiersz=10
Nie wiem czy to centryzm, nie wszystko musze ustawiac wg skali waznosci, ale jest bede to badala np na poziom stresu (reakcja hormonalna), stres spowodowany osobistym przezyciem bedzie wiekszy niz ten spowodowany wiadomosciami nawet ze znajomego mi terenu. To nie sprawa intelektualnego osadu, po prostu tak jestesmy zbudowani…
Podziękowania za podstronkę należą się PA, który ją w kilka minut zainstalował, a za zebranie linków Liskowi. Ja tylko skopiowałem i nie będę się w cudze zasługi stroił. 🙂
Lisku, właśnie dlatego lubię centryzm, że zwykle to właśnie on jest najbliższy realności. 😉 Z prostego powodu: bierze pod uwagę różne kawałki słonia, (z jednej strony… z drugiej strony…), a nie zatrzymuje się tylko na jednym.
Oczywiście po dokładnym rozważeniu wszystkich stron można dojść do wniosku, że jednak najbardziej charakterystyczna dla słonia jest trąba, a nie ogonek, ale centrysta raczej nie będzie twierdził, że słoń ogonka w ogóle nie posiada. 😉
A, przepraszam, centryzm jak najbardziej, w pierwszej chwili jakos zdalo mi sie ze chodzi o postawe w ktorej Ja jest w centrum 😆
Dobranoc 🙂
Centryzm bezprzedrostkowy jest, cokolwiek by gadać, ze wszech miar zdrowszy. Wszak chodzenie i oglądanie słonia ze wszystkich stron wymaga trochę ruchu 😉
Dla takiego Jorka albo Cziłały to może być wręcz całodzienny spacer. 🙂
Minoister sie zdenerwowal bo nie potrzebuje w tej chwili zadnych awantur od fundamentalistow.
Nie mysle, ze chodzi o pietyzm. Bardziej o to by nie sprawic przykrosci pacjentkom, ktore moga bolesnie przezyc wiedze, ze wyabortowanymi plodami zapewnia sie odpowiednia temperature na salach. Podobna awantura byla przed laty gdy okazalo sie ze jakis norweski profesor zatrudniony w NHS grpmadzil dla swych badan ludzkie narzady pobrane po smierci pacjenta nie powiadamiajac o tym rodzin zmarlych. I choc jest to dosc rozpowszechniona praktyka na swiecie, wzburzenie bylo rzeczywiste. Tutaj sprawa nie jest chyba tak jednoznaczna. Mowimy o faktycznie bardzo malych zarodkach i plodach i koboety zgodzily sie na ich spalenie. W poprzednim wypadku nikt nie pytal o zgode na pobieranie narzadow.
Lisku, nigdzie nie proponowalam aby z kobietami po aborcji rozmawiac o Syrii i wskazywac im ze sa wieksze nieszczescia!!!!!!
Wypowiadalam sie natomiast na temat sposobu mowienia o aborcji w dyskursie publicznym. Mowilam o egazaltacji ktora do publicznego dyskusru nie tylko sie przesaczytla, ale rozsiadla. Bo w tym wlasnie dyskursie publicznym pod silnymi naciskami prolifersow i Kosciola zaczeto przekarczac granice racjonalnej i uczciwej rozmowy. Nie tylko zatem mowimy o „dzieciach nie narodzonych” czy „dzeciach od poczecia”, ale takze wyolbrzymia sie niewiarygodnie traume, ktora rzekomo przezywaja kobiety decydujace sie na aborcje. Nie wypada nawet zaprzeczyc, ze bynbajmniej nie wszystkie i nawet nie wiekszosc koboiet koniecznie przezywa jakas wielksza traume (nayzwana wrecz dla uproszczenia przekazu „tragedia” ) I ja sie przeciwko temu buntuje i nie akceptuje takiego jezyka. Bo jest to jezyk zaklamany. I nie jest to jezyk moj.
Heleno, co do dyskursu publicznego, zupelnie sie z Toba zgadzam. Na dodatek musze poprawic to co napisalam o uprzednim niemowieniu o aborcji, bo sama o nich mowilam 😉 😳 , poniewaz jest oczywisty zwiazek miedzy traktowaniem plodu a zezwalaniem aborcji.
Wszystko cacy, Heleno, tylko że to, o czym piszesz, nijak się nie ma do dzisiejszej dyskusji, w której w ogóle nie było mowy o dzieciach poczętych, nikt nie twierdził, że każda aborcja jest straszliwą tragedią, ani też nie zachęcał, żeby każdemu płodowi urządzać uroczysty pogrzeb. O czym naprawdę była mowa, to o tym, że wolności światopoglądowej trzeba bronić nie tylko na własnym poletku, o ile nie narusza naszych praw, że pacjent(k)om należy się prawo wyboru, a ludzkim uczuciom szacunek i że prawdziwym dramatem jest to, co ktoś dramatycznie przeżywa, a nie to, co ktoś z boku uważa, że powinien przeżywać. Dalej nie rozumiem, co któremukolwiek z tych stanowisk można by zarzucić.
A o przegięciach w polskim dyskursie aborcyjnym kłapaliśmy już nieraz, ale nie zawsze musi być na ten akurat temat. 😉
Zapomnialam jeszcze dodac, ze ja mowie o spoleczenstwie w ktorym antykoncepcja jest przyjeta i latwo dostepna, wiec ciaze sa raczej czesciej chciane niz nie.
Nie mogę się z tym zgodzić Lisku, że związek między stosunkiem do aborcji a traktowaniem płodu jest oczywisty. Przed chwilą pisałem o tym, że mój stosunek do aborcji jest aprobujący, ale świetnie rozumiem osoby, dla których płód nie jest wyłącznie tkanką i chciałbym, żeby takie osoby były traktowane empatycznie. I na dodatek wcale się z tym podejściem nie czuję schizofrenicznie 😉 bo niczego nie narzucam sobie, staram się tylko nie narzucać też innym.
Chyba że coś w Twojej wypowiedzi źle zrozumiałem. To się zdarza. 😉
Płód może być dla kogoś tkanką, ale nie znaczy to z definicji obojętnego stosunku do tego, co się z nim stanie. Podobnie rzecz może wyglądać w przypadku kończyn po amputacjach. Myślę, że pacjent z reguły woli nie pytać, co się stanie z tym, co jeszcze w tym momencie jest jego ręką, a za chwilę już nie będzie. Gdyby jednak postanowił zapytać, zdecydowanie lepiej by było, gdyby usłyszał, że wszelkie części ludzkiego ciała są traktowane ze świadomością, że kiedyś do kogoś należały, niż że dla szpitala stanowią odpad medyczny, podobnie jak za przeproszeniem zasrane pampersy 👿
Choć pamiętać trzeba, że łatwo doprowadzić sprawę do absurdu. W końcu krew to też tkanka.
Bobik, wszytscy to rozumieja i przynajmniej nasza bezboznicka strona nie zamierza nikomu dyktowac jak powinien traktowac plod. Chcesz go uwazac za dziecko nienarodzone – prosze bardzo. Uwzasz aborcje za Osteczne Zlo, unikaj aborcji jak ognia. Chcesz urzadzac „dziecku nienarodzonemu” pogrzeb czy chrzcoiny – by all means.
Z nami bezboznikami jak z dzieckiem – narodzonym. Nikomu nie chcemy przeszkadzac wierzyc w co chce i odczuwac co chce. Ale prosimy serdecznie aby nam nie wmawiac dziecka w brzuch. I zeby tez, jesli laska, nie mowic nam, ze jestesmy zdehumanizowani, bo jest nam ganz pomada co sie stanie z wyabortowanym 5-centymetrowym zarodkiem. Bo dla nas to jeszcze nie jest osoba ludzka, tylko zaledwie jej zapowiedz, obietnica.
Ale w przypadku krwi czy obciętego paznokcia raczej się nie zdarza, żeby ktoś w nich lokował marzenia, nadzieje, w ogóle jakiekolwiek uczucia (choć dla świadków Jehowy krew ma szczególne znaczenie). I przecież właśnie przez tę warstwą uczuciową, jak również symboliczną, płód jest tkanką, ale zarazem może być czymś wiele więcej. Podobnie jak serce dla jednych jest tylko mięśniem, a dla innych siedliskiem uczuć albo uosobieniem postaci (serce Chopina), czyli rodzajem świętości.
Człowiek po prostu jest takim zwierzęciem, które tworzy symbole i ma uczucia wyższe. I ja, jako pies, byłbym ostatnim, który chciałby to człowiekowi odbierać albo ważyć lekce.
Heleno, nie kręćmy się w kółko. O dehumanizacji była mowa w związku z „utylizacją płodów”. Choćby przez czystą kindersztubę można tego określenia nie używać i tyle. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy się trafi na kogoś, komu ono sprawi ogromną przykrość, więc po co.
Nawet z amputowana reka czy noga jest dla mnie inaczej niz z zarodkiem czy plodem. Reka czy noga czy piers ma historie, nasza historie. Natomaiast plod wielkosci robaczka historii nie ma . To tylko garstka komorek z potencjalem rozoiwniecia sie w czlowieka, ale jeszcze nie czlowiek.
No, przecież to w niektórych przypadkach guzik prawda. Długo wyczekiwane płody jak najbardziej mają swoją historię i ona w tej garstce komórek się ogniskuje.
Historia jest przede wszystkim w naszym stosunku do obiektów, w tym, co o nich wiemy, nie w nich samych. Dla jednego będzie bardziej tkwić w odciętej piersi, dla innego w poronionym płodzie. Ja bym nie miał odwagi decydować, kto ma do swojej własnej historii większe prawo.
Jednak twierdzenie o wyższości historii nogi nad potencjałem człowieczeństwa zarodka jest już twierdzeniem o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocnymi 😉
Łajza z Bobikiem 🙂
O, Łajza. 🙂
Do kwadratu. 🙂
A, jak się już rozszalałem, to jeszcze o tym, że historia (historie?) nie istnieje tylko poprzez obiekty, bez świadomości, symbolu, idei:
http://wowil.coldlight.pl/kinga/dom.php?tomik=cietwa&wiersz=11
To tak trochę po to przytaczam, żeby pokazać, że różne moje dzisiejsze myśli to nihil novi 😳 i nie wykombinowałem ich na doraźny użytek dyskusji, tylko już od dawna mi się gdzieś pelętały. 😉
A w kopenhaskim zoo znowu strącają staruszków z drzew.
Czytałam. Staruszków i niemowlęta. Genetycznie niepożądanych już „zutylizowali”. Czy tego nie można powstrzymać? Przecież to horror!
Też się strasznie dziwię, że nic się z tym nie da zrobić, mimo olbrzymiej fali protestów i wobec oczywistych kłamstw kierownictwa zoo, że z „niepożądanymi” zwierzętami nie było co zrobić, bo żadne inne placówki ich nie chciały. Chciały, tylko im nie dali. 👿
Helena ma rację pisząc, że język jest ważny.
Walka o niego w zakresie prokreacji, antykoncepcji, aborcji została – przynajmniej w Polsce – przegrana nie tylko dla centrystów w rodzaju Centralnego Psa Bobika, ale i dla wielu katolików, którzy kontestują nauczanie kleru wyraźnie stojące w sprzeczności tak z aktualną wiedzą jak i – jakże często – z kilkoma, no, góra dziesięcioma przykazaniami.
Znaczenia języka – mimo jakże celnego spostrzeżenia o jego wadze – nie docenia Helcia.
Tu piszą w języku Jej znanym, acz nierozumianym: lisek, Bobik, Vesper.
Helena – jestem przekonany: języki zna, ale Helcia ma problemy z polskim…
Zeen zawampirzył jak za dawnych czasów. 😆
Ale mnie się zdaje, że tu nie chodzi o problemy językowe, tylko Helena mocnym krokiem weszła na polemiczną ścieżkę wojenną i potem już nie bardzo potrafiła z niej zejść, choć Panem B. a prawdą walczyć nie miała tu dziś z kim. 😉
Toć nie napiszę wprost, że Helcia jest głąb i zaczadziony neoliberał, muszę trochę subtelniej, nie?
Zeen z subtelności swej jest znany,
wiedzą to głąby i barany,
prawaki, neoliberały,
pro- i antystów zespół cały,
oraz – to sprawa oczywista –
doświadczył tego i centrysta. 😈
Subtelność zeena wprost zależy
od tego ile można zmierzyć
w człowieku, który w biegu łapie,
i czy na pewno jest on sapiens…
Jak biegał, to na pewno sapie,
człowiek po biegu już tak ma,
choć mógłby wzór brać (mów to gapie!)
z nic niezasapanego psa. 😎
Człek czasem gna, nie wiedząc dokąd,
ale na łeb, na szyję gna,
i bardzo nie chce być idiotą,
więc mówi, że kierunek zna…
Mnie mój kierunek wiedzie blisko,
bo mordę dość już mam zaspaną,
o, tu, w kąciku – legowisko.
Łeb na poduszkę i – dobranoc. 🙂
Jak dla mnie to polecany przez markota film Kukułka (26 Marzec 2014, 14:03) jest wyśmienity.
To ja przesyłałam link do foczek na Helu. Teraz foczki śpią.
http://www.sledzfoki.pl/
Andsolu, dzięki za zauważenie linka.
Brud, smród i ubóstwo , a „ci ludzie nie do końca rozumieją, na czym polega bycie uchodźcą” i „To jest ośrodek dla uchodźców, a nie pięciogwiazdkowy hotel” czyli polskie standardy, jak było do przewidzenia 🙁
Dzień dobry 🙂
Lepiej późno niż wcale kawa
Dzień dobry 🙂
Kawa dziś w takich filiżankach, jakie posiadam, więc mogę odmałpować toczka w toczkę. 😀
W Kukuszce ja wczoraj zauważyłem, po pierwsze, że trwa ponad godzinę i za Chiny nie zdołam jej w całości obejrzeć, a w kawałkach nie lubię. Dziś, niestety, zauważam to samo. Ni ma letko. 🙁 Może w weekend?
Eluzet, ten foczy link w Niemczech „z powodów prawnych” nie funkcjonuje. Spróbuję go mimo to wstawić, ale nie będę mógł sprawdzić, czy wszystko jest OK (w tych krajach, gdzie działa), więc potem poproszę o feedback.
U dziecka smark z rana jak śmietana 👿 Do tego kaszel i oczy czerwone, jak u królika przez małe k.
zeen locuta, causa finita 😆
Chciałam zacząć jak zwykle od „dzień dobry”, ale jakoś mi nie przechodzi przez gardło 🙁
Od 9 maja każdy, kto powie, że Krym nie należy do Rosji może na trzy lata trafić do więzienia. To efekt nowego prawa, które wprowadza w życie rosyjska Duma Państwowa. To oznacza, że „publiczne nawoływanie do działań mających na celu naruszenie terytorialnej integralności Rosji będzie karane grzywną lub więzieniem”.
http://natemat.pl/96381,rosja-umacnia-sie-na-krymie-za-podwazanie-wynikow-sfalszowanego-referendum-mozna-trafic-do-wiezienia
Bobiku, może Ci zadziała z tej strony. Foczka śpi.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,15599747,W_Helu_urodzila_sie_druga_foka___To_niebezpieczne.html
Dzien dobry 🙂
Jeszcze dostawie herbate.
Ciekawe gdzie bryka Rys?
Bobiku, polecam szczerze. Jest tam o wojnie i o kawie, o grzybach i o komunikacji międzyludzkiej, kiedy spotykają się języki kompletnie nawzajem niezrozumiałe: fiński, rosyjski i lapoński. A wszystko w pięknej scenerii…
Ryś pewnie bryka w Szczecinie, bo tam ma drugie gniazdo. 🙂
Foki z tej strony też u mnie nie działają, a na dodatek PA mi uciekł, zanim go zdążyłem zapytać, gdzie tę podstronę w administracji znajdę, żeby coś dokładać lub wyjmować. Nie będę teraz sam szukał, tylko chytrze zaczekam do wieczora. 😉
Lisku (22:41),
jeżeli za punkt wyjścia przyjmiemy koncepcję Bubera: „zamiana relacji Ja – Ty na Ja – To”, to jest to jak najbardziej stosowanie jednej z technik dehumanizacji – intelektualizowanie, a może jeszcze dystansowanie.
Podrzucam jeszcze raz link, ale trzeba wejść metodą „kopiuj – wklej w gogle”.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,210,5100169,,Dehumanizacja_stosunkow_miedzy_ludzmi.html?v=2
Jest to wypowiedź kardiologa, oparta o podręcznik Zimbardo „Psychologia i życie”.
Dehumanizacja może być stosowana jako mechanizm obronny. I wtedy służy naszemu psychicznemu bezpieczeństwu:
Proces dehumanizacji chroni jednostkę przed wszelkiego rodzaju pobudzeniem emocjonalnym, które mogłoby być przykre,
przytłaczające, odbierające siły lub mogłoby zakłócać
jakieś niezbędne, realizowane w danej chwili działanie
W takich sytuacjach, w żadnym wypadku nie można mówić o „zdehumanizowaniu” kogoś, kto się posługuje technikami dehumanizacji.
O zdehumanizowanej osobie można mówić wyłącznie wtedy, kiedy doraźne i służące utrzymaniu zdrowia psychicznego, zastosowanie techniki dehumanizacji, przeradza się w postawę, względnie stały stosunek do innych.
Jak zwykle, rzecz w proporcjach, uwzględnianiu kontekstu.
Bardzo ciekawa uwaga o wpływie technologii na stosunek do płodu. Dziękuję 🙂
Vesper, te czerwone oczy to dziś chyba jakaś szerszoeuropejska przypadłość. 😯 Ja bez smarka, a ślepia też czerwone, pieką i kropić trzeba.
Ale oczywiście ze smarkiem jeszcze gorzej. Biedna Zosia. 🙁 Kciuki w robocie.
Markocie, może faktycznie w weekend coś się da zrobić. 😉
Buuu, w lince od Jagody humor mi zaliczono do technik dehumanizacyjnych. 😥 Ja się tak nie bawię. 😥
Linkę od Zmory wolałem zostawić na po kawie, bo tak coś czułem, że mi apetyt odbierze. 🙁
Ta kagańcowa ustawa nawet nie wydaje mi się osobistą inicjatywą Putina, raczej kolejnym objawem imperialnego obłędu, który Putinowi w niebywale szybkim tempie udało się w Rosji zaszczepić, czy też zrewitalizować. I mnie to jeszcze bardziej przeraża niż klika sukinsynów na szczytach władzy.
Bobiku,
chodzi o „humor” typu „dowcipy o żółtkach” 😉
Ale jak sobie robię dowcipy o jajach, to mi z natury rzeczy wychodzi również o żółtkach. 😆
No, chyba że oddzielę żółtka od białek i wyraźnie zaznaczę, że chodzi tylko o te drugie. 😎
Jeśli chodzi o kagańcową ustawę, to informacje o niej pojawiły się po raz pierwszy kilka dni temu. Poszłam wtedy poszukać potwierdzenia i dokładniejszych informacji w rosyjskiej prasie i dowiedziałam się, że ustawa została uchwalona w trybie ekspresowym w grudniu zeszłego roku. Górna granica kary to 5 lat pozbawienia wolności – w przypadku, gdy „czynu” dokonuje się w internecie.
To drugie może urazić blondynki 😉
Komentarz do linki od zmory i wczorajszego wpisu o nowych rosyjskich paszportach dla mieszkańców Krymu.
Gęstość zaludnienia na Magadanie 0,4 osoby na kilometr kwadratowy.
Komu jak komu, ale psu kaganiec kojarzy się wyjątkowo obrzydliwie. 👿
A na takim Magadanie, nawet jakby się udało kaganiec jakoś zdjąć i szczeknąć, to i tak nikt nie usłyszy. 🙁
Magadan jako „lekarstwo” na Majdan? 😯
Pojęłam ponurą decyzję.
Muszę zdepsić Rumika. Nie mam wyjścia. Wczoraj omal nie zamęczył Szanty. Zazwyczaj chciał mieć dzieci z kotką, ale ona sobie z tym radziła za pomocą pazurków. Wczorajszego wieczora przerzucił się na biedną Szantusię, od której jest silniejszy. Miałam w domu koszmar, dopóki nie stwierdziłam, że Rumik boi się dużego krowiego dzwonka. Ale nie przywieszę go Szancie przecież…
O jejusiu, jejusiu.
W szpitalach i wszelkich placówkach opieki problem dehumanizacji jest szczególnie istotny. Zupełnie bez związku z wczorajszą dyskusją poczyniłam wczoraj pewną obserwację. Otóż zaprzyjaźniona lekarka, psychiatra dziecięca, a więc ktoś zdawałoby się wyczulony na te sprawy, zaskoczyła mnie tym, że gdy jej mąż musi iść do lekarza, ona biegnie razem z nim. Do szpitala, z czymś poważnym, to rozumiem, ale po skierowanie, czy jakąś pierdołą? Żeby powiedzieć, że ona jest lekarzem – wyjaśnia mi jak dziecku, które nie rozumie najprostszych rzeczy – ergo jej mąż jest mężem lekarza. No to byłam w domu. Chodzi o to, by podkreślić przynależność do grupy „ludzi” a nie „pacjentów”. Przyznam, że mnie zatkało 🙁
Vesper,
to nie jest dehumanizacja, a feudalizm.
I jedno, i drugie, a jeszcze po trzecie samo(i mężo-)obrona. Bo kiedy to jedyna szansa, żeby być potraktowanym jak człowiek, a chodzi o zdrowie, to wiadomo, że każdy będzie próbował. 🙄
Na szczęście żyją miedzy nami i tacy ludzie:
http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140206/KOSZALIN/140209793
Osobiscie zostawilabym Duze Slowa na duze zjawiska. Ale nie wykluczam, ze niektore Duze Slowa sa tez kulturowo uwarunkowane.
I są nominowani do nagród:
http://www.kampaniespoleczne.pl/aktualnosci,6734,10_nominacji_do_nagrody_im_anny_laszuk
Ja w placówkach zdrowia (polskich, gdzie bywam z Babcią, przede wszystkim, ale nie tylko) też stosuję pewne triko – zaczynam mówić językiem do granic ufachowionym, tzn. zmedykalizowanym. Nie udaję na chama lekarza, ale staram się sprawić wrażenie kogoś, komu medycyna nie jest całkiem obca. To skutkuje – od razu zaczynam być lepiej traktowany (co Babci wychodzi na zdrowie). Bo z takim nigdy nie wiadomo: jak nie lekarz, to może urzędnik w Wydziale Zdrowia, albo co? 😉
Na Słowacji zamknęli do więzienia mężczyznę za kradzież trzech winogron. Ponieważ był recydywistą, już wcześniej ukradł cos w supermarkecie – o podobnej wartości 👿
Jego pobyt w więzieniu będzie kosztował kilka tysięcy euro 😯
To, co potocznie uchodzi za Duże Słowo, może być terminologią fachową, nie tylko kulturowo zupełnie nieuwarunkowaną, ale przeważnie zaczerpniętą z łaciny za pośrednictwem angielszczyzny, Heleno.
O tak. Na lekarzach, także zagranicznych, robi wrażenie właściwe używanie terminów fachowych np. Koronarinsuffizienz. Zaraz podejrzewają kogoś z branży i zaczynają mówić jak z „człowiekiem” 😎
Na fachowcach z branż technicznych robi wrażenie odróżnianie higrometru od barometru, ale trzeba uważać, bo myśląc, że się na czymś znamy zaczynają mówić swoim żargonem i może być gorzej, niż gdy mają przed sobą kompletnego laika i technicznego niedojdę 🙁
Heleno,
kto i według jakich kryteriów określa „dużość” zjawiska? 🙄
No pewnie, żargonu branżowego trzeba się poduczyć, kiedy się nim chce posługiwać, bo inaczej można się nieźle wkopać. Ale akurat w służbie zdrowia ma się z tej nauki wyraziste profity. 😉
Zaczynają się schody?
Do bieżącego funkcjonowania Ukrainy brakuje 289 mld hrywien (ok. 25,8 mld dolarów). A co z długami?
Och, Jagodo… Ten sam, kto czuje się kompetentny, by orzec, co jest, a co nie jest osobistym dramatem 🙄
Według psychologów i lekarzy „dużość” można mierzyć siłą stresora:
http://stressfree.pl/przyczyny-stresu-stresory-wg-holmesa-i-rahea/
Według kleru, to PB wie, co jest „duże” dla człowieka. A Putin mówi, że on sam o tym decyduje 😉
Vesper,
czuję się przywołana do porządku 😳
Oddelegowuję się do prac ogrodowych, częściowo karnych 😉
Vesper, proszę – nie róbmy osobistych dogryzań (mocnych, bo lekkie podszczypywania to co innego). Zeen jako wampir na pewne rzeczy ma placet (nie chcę powiedzieć, że żółte papiery 😆 ), ale jak wszyscy zaczniemy wampirzyć, to się zrobi nieprzyjemnie. 🙄
A ja do czytania choremu dziecku, częściowo w celach pokutnych, za to, że się nie ugryzłam w klawiaturę, a częściowo dlatego, że lubię 😉
Czytać dziecku, czy nie gryźć się w klawiaturę? 😎
Ech, Bobiku… 🙁 W porządku, przepraszam i już znikam.
Przepraszam, zgodnie z regulaminem, załatwia sprawę. 🙂
Vesper (12:12), w sluzbie zdrowia lepiej sie traktuje rodziny lekarzy tak jak na lotnisku lepiej sie traktuje rodziny pilotow. Stad bardzo daleko do wniosku o dehumanizacji i wolalabym zostawic tak mocny termin na wyrazne jej przypadki.
Koszmar…
http://www.theguardian.com/world/2014/mar/27/japanese-man-freed-death-row-retrial
Do wypowiedzi Liska jeszcze nawiążę.
Lisku, nie wiem, jak jest u Was, ale w Polsce to jest zupełnie adekwatne określenie. W dużej mierze wynika to ze sposobu kształcenia lekarzy i selekcji do tego zawodu (ukończenie medycyny jako sposób dowiedzenia, że tak naprawdę wcale nie jest się nikim – zadziwiająco często spotykana motywacja, sama byłam zaskoczona).
W sposób wyjątkowo dotkliwy problem dotyczy stosunku lekarzy do pacjentów w podeszłym wieku, dzieci oraz kobiet rodzących.
Nie dalej jak wczoraj, w szpitalu w Gdyni, w temperaturze 4 stopni, sanitariusze postanowili zawieźć do odległego o 300 metrów budynku, wycieńczoną starszą pacjentkę (chorą onkologicznie) na wózku. Kobieta ubrana była w samą koszulę nocną, mokrą od wymiocin. Była odwodniona, lejąca się przez ręce, w słabym kontakcie, nie miała siły zaprotestować, o ile w ogóle wiedziała, co się z nią dzieje. Ale oni nie wieźli człowieka, tylko „brzuch” na rtg. Gdyby nie szybka reakcja innych ludzi, którzy okryli kobietę kocami, dotarłaby na rtg nie tylko odwodniona, ale i wychłodzona. W jej stanie, mogłoby się to nieciekawie skończyć. Chirurg na miejscu, kiedy zobaczył, w jakim stanie dotarła do niego pacjentka po 4 dniach pobytu w szpitalu, mało nie wyszedł z siebie ze złości.
Lisku, może lepsze traktowanie lekarskich rodzin to faktycznie nie był najlepszy przykład na dehumanizację, ale że w polskiej służbie zdrowia są takie tendencje, to są. 🙁 I to się przejawia nie tylko na „dużym poziomie”, ale zaczyna właśnie od tego najniższego, na którym pacjent bez żadnych krewnych, znajomych, czy innych wejść jest traktowany jak śmieć. Samo to, że wspomniana pani doktor za każdym razem, nawet w błahych i banalnych sprawach, musi mężowi towarzyszyć, już o czymś świadczy.
Do dziś nie mogę zapomnieć pewnego lekarza z krakowskiego pogotowia, który – podczas kiedy Babcia zwijała się z bólu i traciła przytomność – urządzał mi długą awanturę, że „tacy” pacjenci korzystają z jego wysokich podatków, w związku z czym właściwie nie mają prawa do żadnych wymagań. 😯 Ja oczywiście w tej sytuacji nie trzymałem pyska na kłódkę, więc awantura była naprawdę potężna, aż w końcu koledzy zaczęli tego palanta uspokajać, bo widzieli, że przegiął (a ja zacząłem straszyć wyższymi instancjami). A gdyby Babcia była sama?
Po kilku podobnych zdarzeniach (a niektórzy mają ich na kopy) zaczyna się już, niestety, odruchowo traktować służbę zdrowia jako właśnie zdehumanizowaną, działającą tylko na zasadzie korzyści czy wymiany usług (tu np. to lepsze traktowanie rodzin), a dobro zwykłego pacjenta czy etykę zawodową mającą gdzieś 🙁 I wtedy małe słowa nie wystarczają.
Łajza znowu aktywna.
Przypomniałem sobie jeszcze, co tak naprawdę zakończyło awanturę z tym x?:=!%§ z pogotowia. W pewnym momencie zaczął na mnie wrzeszczeć, że on dopłaca również do mojej emerytury! 😯 Na to mu odwrzasnąłem, że mnie do niczego nie dopłaca, bo ja wszelkie sprawy podatkowe i emerytalne załatwiam w Niemczech. I tu nagle x?:=!%§ spuścił z tonu, bo chyba przez sam fakt mieszkania w Niemczech „zważniałem” w jego oczach, stałem się chociaż trochę „kimś”. No comments. 🙄
Motywacje
Bpbiku, zwyczaj np. nie pobierania oplat za wizyte w prywatnej klinice od rodziny lekarza byl zawsze uswiecona tradycja zarowno w USA jak i w Anglii. Opowiadala mi o tym Jasiunia (wdowa po lekarzu) ilekroc tuz przed swietami wybieralysmy sie z nia do Harrodsa gdzie ona zamawiala rozkoszne kosze z jedzeniem i napojami dla swych rozlicznych lekarzy, poniewaz oszczedzali jej tysiace funtow (np za zebowe implanty – kazdy zab poltpra tysiaca funtow na Harley Street ). Dlatego oplacalo sie wydac nawet kilkaset funtow za butelke koniaku od Harrodsa, ale korzystac z przywileju. Opowiadala z pewnym zgorszeniem, ze ten zwyczaj, trwajacy od wielu pokolen, odchodzi w przeszlosc, podobnie jak placenie honorariow lekarzom w gwineach – niegdys gwinea byla rownowartoscia bodaj 5 funtow, wiec jesli wizyta kosztowala zalozmy 30 funtow, rachunek wypisywano na 6 gwinei. W jakis sposob suma wyliczona w gwineach byla bardziej „genteel” niz w wulgarnych funtach szterliongac. Podobno wszystkie honoraria wysiko wtkwalifikowanym specjalistom placono w gwineach – lekarzom, architektom, projektantom mody etc.
Ja nie mam zadnego probvlemu z innym traktowaniem rodzin lekarzy niz nie lekarzy. W idealnym swiecie kazdy lekarz bylby drugim drem Albertem Schwetzerem, a i ten podobno tlukl zone. Ale nie jestesmuy w swiecie idealnym. I w naszym swiecie istnieja mniejsze i wieksze oazy, gdzie nie ma absolutnej rownosci. Dlatego np. bardzo dobre swiatowe unowersytety przyjmuja poza „kolejka” dzieci swych wybitnych absolwentow badz dobroczyncow, badz zasluzonych dla uczelni profesorow.
Vesper, to rzeczywiscie jest dehumanizacja chorej, czy raczej zbydlecenie (sie) personelu. Znam podobne wypadki i u mnie, choc (przypadkowo?) nie tak krancowe. Dobrze ze chirurg juz taki nie byl.
Ja tez przewaznie towarzysze swoim bliskim w ich kontaktach ze sluzba zdrowia, nie po to by ustawiac ich status, lecz aby chronic przed nieporozumieniami, bledami i niedopatrzeniami wynikajacymi z natloczonego systemu i problemow w przeplywie informacji z jednej placowki na druga. I przed chamstwem.
Bobiku, tez sie awanturuje. Z jednej strony gdy przeliczam liczby personelu i pacjentow, naprawde nie wiem jak sobie daja rade, ja bym nie dala, a napewnio nie na dlugo, rozumiem ze sa wyczerpani. Z drugiej strony, w chwili slabosci i uzaleznienia od sluzby zdrowia ponizanie pacjenta staje sie wrecz nagminne co mnie doprowadza do szalu, doslownie. Wole nawet nie dawac przykladow z bardzo niedawnej przeszlosci
W kazdym razie w niektorych oddzialach w ktorych bywalam jako eskorta jestem nielubiana (a wlasciwie jeszcze inaczej – oddzial sie podzielil na dwa obozy, za i przeciw 😉 )
Heleno, póki cała sprawa obraca się w sferze świadczenia pewnych – większych niż zwykle – uprzejmości i nie wiąże się z „uśmieciowieniem zwykłych pacjentów”, można nie mieć z tym problemów. Ale kiedy pacjenci są na wstępie dzieleni na dwie kategorie: tych z wejściami, którym się coś należy i tych bez wejść, którym się nie należy nic i można im pokazać, że nic nie znaczą, to problem jest i to poważny. Wtedy kwestia większej uprzejmości czy określoych tradycji zamienia się, jak to Lisek ujął, w kwestię ustawiania statusu, który może wręcz decydować o życiu lub śmierci. I najbardziej bici w de są tu najsłabsi. Ja z tym nie mieć problemu nie potrafię, a znając Ciebie też nie bardzo wierzę, żebyś potrafiła. 😉
Vesper 00.25,
teoretycznie na etapie przechowania jest selekcja na tzw.tkanki etyczne. Powinny być przechowywane w odzielnych pojemnikach w chłodniach.
Finalne spopielenie jest z przyczyn technicznych zapewne wspólne.
Ale masz rację, że może dojść do absurdów. W zasadzie już doszło, bo za tkanki etyczne uznano komórki tłuszczowe odsysane w trakcie liposukcji.
Niech mi ktoś wyjaśni, proszę, wyższość tkanki tłuszczowej nad wyrostkiem robaczkowym.
I zrównanie ich w świetle etyki z niedonoszonym płodem? To przecież jest deprecjonowanie płodów. Świat jest bardziej niż dziwny 🙁 .
Lisku, paranoja opisanej przeze mnie sytuacji polegała m. in. na tym, że lekarz – owszem, nawet wierzę, że przeciążony – na awanturę ze mną stracił czas, który wystarczyłby mu do obsłużenia kilku czy nawet kilkunastu pacjentów, o stratach energii już nie mówiąc. Zachował się po chamsku, nieprofesjonalnie, głupio i kontraproduktywnie. I ja wtedy zaczynam mieć duże wątpliwości, czy ktoś taki do pracy w tym zawodzie w ogóle się nadaje. Jak mi sprzedawca wykona taki numer w sklepie ze śledziami, to najwyżej mu trzasnę śledziem o ladę, rzucę niecenzuralnym słowem i wyjdę. Ale jak wyjść z pogotowia z niemal umierającą Babcią? 🙁
Ja mam jedynie problem wtedy gdy ktos jest traktowany zle, nie gdy traktowany jest lepiej niz inni.
To nie sa dwie kategorie, to raczej tak jak w kazdej sytuacji potrzeby i tloku, jak przy emigracji, przy kolejce do, kazdy usiluje kombinowac jak wybic sie z tlumu, jak obejsc, zastanawia sie czy ma dodatkowy atut, glownie czy „kogos zna”. Nie musi byc krewnym lekarza, moze byc sasiadem urzedniczki z rentgena czy pociotkiem pielegniarki z innego oddzialu, ale ma „kontakty”.
Zmoro, tu wychodzą kolejne argumenty za centryzmem. 😉 Wszelka przesada, w te czy wewte, może się kiedyś odbić nieprzyjemną czkawką. 🙄
Heleno, niestety to szukanie kontaktow idzie na rachunek pacjenta z szeregu, i na dodatek zwieksza balagan w i tak zapchanym systemie, wiec to taka spirala w dol.
C.d. To ma chyba cos wspolnego z tym, ze jestem wybitnie niezawistna osoba i przypominam sobie tylko jeden wypadek w zyciu, kiedy rozdzierala mnie zawisc. Wstyd sie przyznac, chodzilo o piekny piec Aga z lat trzydziestych, emaliowany w kolorze zielonym. Piec zostal zakupiony wraz z domem przez kobiete, za ktora nie przepadalam. Nie moglam sobie poradzoic z zawiscia. Choc sie tego bardzo, bardzo wstydzilam, bo mi to jakos naruszalo moj obraz siebie samej. Jak sobie to dzos przypominam, to sie nadziwioc nie moge, ze tak to bolesnie przezylam. 😳
Oto obiekt grzesznego pozadania:
http://www.seymour-green.co.uk/sw-london-properties-for-sale/home-farm-latimer-buckinghamshire/attachment/aga
W niektórych placówkach polskiej służby zdrowia (nie twierdzę, że we wszystkich) to już jest coś więcej niż „wybicie się”. To jest, dokładnie tak jak napisałem, podział z góry pacjentów na dwie kategorie – tych z wejściami (również łapówkowymi, nie udawajmy, że tego nie ma) i tych bez, z natychmiastowymi konsekwencjami w sposobie traktowania. Włącznie z tym, że jednym się w szpitalu podaje nocnik, a innym nie podaje (na własne ślepia widziałem!). Tu naprawdę jest o co drzeć szaty i z zawiścią nic to nie ma wspólnego.
Bobiku, przypomnial mi sie artykul w Haaretz opisujacy zly stosunek do pacjentow na Izbach Przyjec, i w komentarzach odpowiedz pewnego stazysty. Nawet ja sobie skopiowalam, bo chlopak mial wyrazne zaciecie literackie, ale w tej chwili nie mam przy sobie. Tresc byla mniej wiecej taka: „Skarzycie sie na zachowanie lekarzy? A jacy jestescie wy? Wy, wymijajacy mnie na szosie z prawej, chamsko odpowiadajacy mi w informacji, przepychajacy sie przede mna w kolejce, oszukujacy mnie na wadze? Dlaczego lekarze mieli by byc inni? CHcecie lepszego traktowania? Chodzcie z nami demonstrowac o lepsze warunki dla lekarzy….” 😀
Oczywiscie sytuacja wesola nie jest. Pare lat temu byl tu pewien polski socjolog ktory zrobil krotki detour w polityke, czlowiek inteligenty, ale mimo juz pewnego stazu w Parlamencie zapytany przeze mnie o strukture polskiego systemu zdrowia nie umial mi odpowiedziec…
Nocniki Bobiku to jedna z najbardziej bolesnych spraw, bo personel czesto na niezbyt wysokim poziomie, a rownoczesnie strasznie przepracowany i wykonujacy rzeczywiscie ciezka prace, zas potrzeba najbardziej podstawowa… 🙁 🙁 🙁
Nie ma sprawy, Lisku, mogę iść demonstrować, po godzinach. 😆 Ale kiedy lekarz, czy ktokolwiek inny, jest w pracy, oczekiwanie od niego profesjonalnego i zgodnego z etyką zawodową zachowania chyba nie jest jakimś nadmiernie wygórowanym kaprysem?
I problem robi się chyba wtedy, kiedy lekarz, czy ktokolwiek inny, zaczyna uważać, że jest. 🙄
(stazera, nie stazysty, Bobiku czy moglbys poprawic?)
Lisku, mnie nawet nie chodziło o „ogólny problem nocnikowy”, tylko o taką sytuację, kiedy salowa wchodzi, zmienia nocnik pacjentce uprzywilejowanej (i cała sala już wie, że ona „z tych lepszych”), a usilne prośby innej pacjentki (niechodzącej!) o to upragnione naczynie ostentacyjnie ignoruje. No, przecież to się nóż w kieszeni otwiera!
Oczywiście poszedłem i sam ten nocnik przyniosłem (salowa wszelkie uwagi miała gdzieś), ale trudno, żebym takie coś uznał za normalne. 👿
Ja właśnie poprawiłem na stażystę, Lisku, bo nie ma polskiego słowa stazer ani stażer. 🙂
Fajne te stresory, Jagodo:-)
Wychodzi mi na to, że
9. Pogodzenie się ze skłóconym współmałżonkiem (45)
jest bardziej stresogenne niż
19. Wzrost konfliktów małżeńskich (35)
To ja się w takim razie wolę kłócić 🙂 .
Ja, i wszystkie pokolenia w mojej Rodzinie, mamy ubezpieczenia zdrowotne wykupione dodatkowo u innego niż ZUS ubezpieczyciela.Mlodzi i ich rodziny maja wykupione te ubezpieczenia przez pracodawców.
Takich rodzin w Polsce jest mnóstwo. Gdyby wszyscy uprawnieni korzystali z państwowej służby zdrowia – byłaby katastrofa.
Zastanawiam sie, jak to jest. Lekarz internista ma 15 minut na jednego
pacjenta, zapisy są na konkretne godziny, możliwe do zrobienia przez internet. Recepty na leki przyjmowane „na stałe” rowniez. Nie ma awantur, lekarz wita i żegna pacjenta z uśmiechem. W abonamencie jest zagwarantowane rowniez korzystanie z usług pogotowia oraz wizyt domowych.Rowniez hospitalizacja, w razie potrzeby. Wszystko jest skomputeryzowane. I działa. I chyba nikt do tego nie dopłaca.
Tu i ówdzie w świecie bywa prawie tak, Sowo. 😉 Oczywiście z tymi 15 minutami to jest trochę pic na wodę, bo jeden pacjent wyjdzie po 3 minutach, a drugi potrzebuje pół godziny, ale jak pacjenci nie są zestresowani innymi niedogodnościami, to wykazują więcej cierpliwości do czekania, zwłaszcza jeśli nie jest ono wielogodzinne.
Ale moje przyzwyczajenia do niemieckiej organizacji pracy w kraju nieraz okazywały się dodatkowym stresorem i musiałem o nich jak najszybciej zapomnieć, żeby przeżyć. 😉
Zmoro (14:49)
Tłuszcz z liposukcji zawiera podobno również komórki macierzyste, może dlatego to etyczne traktowanie?
Taki materiał po odpowiednim wypreparowaniu można sobie dać wstrzyknąć dla odmłodzenia twarzy, tylko należy wyprzeć ze świadomości, że nosi się własną d… na obliczu 😉
To, co dla odmłodzenia odessano Berlusconiemu, jeden artysta przerobił na mydło, które wystawił na wystawie pod tytułem „Mani pulite” (czyste ręce) 😉
Nie wiem w jakim kraju mieszka markot
To jest odpowiedź na oczywisty smród i brud osrodków dla uchodzców w Polsce.
Dla równowagi:
Zorganizowany protest uchodźców w Niemczech. Domagają się lepszych warunków bytu
http://www.dw.de/zorganizowany-protest-uchod%C5%BAc%C3%B3w-w-niemczech-domagaj%C4%85-si%C4%99-lepszych-warunk%C3%B3w-bytu/a-16666396
Na zdjęciach nie widać luksusów.
A u was biją murzynów 😉
mt7,
to nie była MOJA krytyka warunków w polskich ośrodkach dla uchodźców. To było tylko przypomnienie tego, przed czym niedawno przestrzegała Helena pisząc o Białostockiem i co było jasne, że prędzej czy później usłyszymy takie głosy.
Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością, oczekiwań i realnych warunków było do przewidzenia. Do tego komentarze władz w stylu „to nie pięciogwiazdkowy hotel” itp.
Uchodźcy z Krymu (już nikt nie mówi o Tatarach, powątpiewa się nawet w ich „krymskość”) chyba sobie ten Zachód lepiej wyobrażali, a sytuacja, z której uciekli, była jednak nie taka przerażająca, skoro z progu zaczęli marudzić, zamiast z wdzięczności całować ziemię, która ich życzliwie przyjęła.
W krajach zachodnich całkiem świadomie stwarza się mało zachęcające warunki bytowe dla uchodźców w nadziei, że negatywne wieści zniechęcą dalszych chętnych do ucieczki.
To też jest polityka.
Powiedzmy sobie uczciwie, że sytuacja uchodźców nigdzie nie jest zanadto różowa, ale w Niemczech przede wszystkim trzeba odróżnić dwa statusy, oczekujących na azyl i azylantów, bo to robi olbrzymią różnicę.
Oczekujący na azyl to jest olbrzymi worek, w który mieszczą się zarówno autentyczni uchodźcy, jak i wszelkiej maści kombinatorzy, którzy chcą na chama skorzystać ze zdobyczy państwa socjalnego. Jest dosyć zrozumiałe, że wobec tej grupy społeczeństwo zachowuje pewną rezerwę, bo w końcu kto chętnie utrzymuje kombinatorów? Więc do czasu rozprawy sądowej, która wprowadza tu jasność, warunki w ośrodkach są nader takie sobie, ale każdy ma dach nad głową, taki zasiłek, żeby z głodu nie umarł, opiekę medyczną, a przede wszystkim bezpieczeństwo. To jest więcej, niż prawdziwi uchodźcy (polityczni lub humanitarni) mieli u siebie. Kombinatorów i uchodźców ekonomicznych oczywiście to nie zadowala.
Ośrodki, choć bez luksusów, w momencie oddawania brudne ani śmierdzące nie są, ale z przykrością muszę przyznać, że czasem sami mieszkańcy je do takiego stanu doprowadzają. 🙁
Co sam na tym etapie oczekiwania na azyl uważam za skandaliczne, to ograniczenia w poruszaniu się po kraju i celowe rozdzielanie rodzin (za wyjątkiem rodziców i nieletnich dzieci). To są po prostu szykany, dla których nie ma usprawiedliwienia i rozumiem wszelkie protesty w tych sprawach.
Jeśli rozprawa sądowa kończy się przyznaniem azylu, status uchodźcy zmienia się diametralnie. Po pierwsze dostaje półroczny, intensywny kurs niemieckiego, podczas którego Arbeitsamt płaci mu tak, jakby pracował. Może od razu przeprowadzić się do własnego mieszkania (to, co opowiada jakiś Afgańczyk, że nie może, choć ma azyl, póki się nie będzie mógł sam utrzymać, to zwyczajna bujda). Kiedy po kursie nie znajduje od razu pracy, ma prawo do zasiłku dla bezrobotnych, takiego samego jak Niemcy. W ogóle ma praktycznie wszystkie prawa takie jak Niemcy, oprócz wyborczego. Czyli da się żyć, choć utrzymywanie z zasiłku jeszcze 30-osobowej rodziny w Afryce, jak to drzewiej bywało, już raczej w grę nie wchodzi.
Nie porównuję tego z Polską, bo krajowej sytuacji w szczegółach nie znam, po prostu informuję. Ale chyba w ogóle nie ma takiego kraju, który uchodźcy od razu miodem i mlekiem zacząłby płynąć. Na to trzeba czasu i – jak to w życiu – jednym się to udaje lepiej, a innym gorzej.
Helena śr, 26 Marzec 2014, 21:57
Marku, powtarzasz mity o kosmetykach.
Heleno niestety nie powtarzam. Takich kosmetyków nie kupuje się w drogerii czy aptece , ale zapewniam cię, że są lekarze którzy takie specyfiki posiadają. Nie chcę pisać o jaką firmę chodzi.
Poza tym co chwila słychać przelatujące wojskowe samoloty 🙁
Bobiku, tak na prawdę to ja jako kot cię lubię, jednak nadepnąłeś mi na ogon nie wiem czy przypadkiem, czy z przekory a przecież wiadomo, że kocia ambicja kumuluje się w ogonie. Podajmy sobie łapy na zgodę, ja obiecuję, że przynajmniej na ten czas chowam pazurki.
A u Daviesa w Europie znajduję taką historyjkę:
Numer pisma „Talking Machine News” z marca 1910 roku donosił: „Wydano zakaz rozpowszechniania płyty Tołstoja na terenie carskiego imperium.”
Ponad sto lat minęło jak z bicza trzasł i trudno to zauważyć. Szczególnie Rosjanom.
Czytalam dzis w Timesie, Bobiku, ze Pani Merkel chce jednak zaostrzyc znaczaco rozne przepisy na mocy ktorych Panstwo Niemieckie utrzymuje armie „uchodzcow” z panstw – wschodnioeyrpejskich czlonkow Unii, o czym zreszta wypowiadala sie tez niedawno w Londynie. Byla o tym jedynie wzmianka przy okazji wczorajszej debaty o imigracji miedzy przywodca liberalnych demokratow oraz przywodcy Partii Niezaleznosci UK. Nie chcialo mi sie sluchac debaty, ale wygral ja zdaniem dzisiejszych komentatorow przytwodca UKIPu. Sa obecnie bardzoi silne naciski na rzad brytyjski (ze wszystkich stron, takze opozycji) aby przykrecic kurek z niektorymi zasilkami i eksmitowac do kraju pochodzenoa bezrobotnuch na zasilkach nie majacych niezaleznego zrodla utrzymania. Ale podobno w Niemczech mowi sie o tym jeszcze bardziej zdecydowanie niz tu, wedle dzisiejszego Timesa. Nie moge nawet zacytowac, bo zapomnialam niedoczytana gazete w kawiarni.
Chodzi nie o fakty, tylko Twój sposób komentowania, markocie pełen pogardy./
Nie powiesz mi, że „Brud, smród i ubóstwo…czyli polskie standardy, jak było do przewidzenia” to jest zwyczajny stwierdzenie faktów, a nie pogardliwa opinia.
Dałam przykład Niemiec, ale mogę dać z każdego kraju (łącznie z widoczkami), które są wielokroć bogatsze od nas i czynienie zarzutu, żyjąc w takim zamożnym państwie, że w biednym nie ma standardów, które niekoniecznie są w tych bogatych, to doprawdy ponury dosyć żart.
Zgadzam się z wieloma sprawami dotyczącymi Polski, ale w takich sprawach, gdzie w grę wchodzą możliwości finansowe, takie prześmiewcze uwagi są nie na miejscu. Tak to odbieram.
Zresztą dalszy ciąg tego tekstu mówił , ze po upływie doby zostali zakwaterowani w dobrych warunkach.
Rozejrzałam się trochę w tym temacie i widzę, że wszyscy chcą się raczej dostać do Heleny, Niemcy jako druga opcja.
Przypominają mi się opowieści mojego zmarłego, młodszego brata. Był mechanikiem lotniczym całe życie pracował w PLL LOT, dostawał na rękę ponad 6, 5 tys. zł, socjalne różności i osobną umowę zbiorową gwarantującą im różne przywileje, a ciągle opowiadał bajki, jak to jego nie kalający się pracą kumpel w Niemczech z socjalu żyje, wszystko ma, na wszystko go stać, a samochód za samochodem zmienia. Król życia, a w tej Polsce, to co, sama nędza.
Kiedys faktycznie tak chyba bylo w Niemczech, Siodemeczko.
Jeden moj kolega redakcyjny przyjechal pracowac u nas z Niemiec, z zona i corka. Przedtem zarabial jako wolny strzelec nadajac rozne, nedznie ryczaltowo oplacane korespondencje. Po kilku miesiacach pracy w Londynie postanowil, ze wraca z rodzina do Niemiec (jesezcze chyba nie zjednoczonych) gdyz tam siedzac na socjalu cieszy sie lepszym standardem zycia niz preacujac u nas na pelnym etacie.
Czasy Eldorado dawno sie chyba skonczyly.
„Fetor, brud, zapchane umywalki..” to nie „Brud, smród i ubóstwo”, o nie. Reszta cytatów również z podanego linka.
mt7, odnoszę wrażenie, że masz już o mnie wyrobione zdanie (pogarda, brak szacunku dla katolików, w ogóle ten sposób komentowania itd.) więc co ja się będę tłumaczyć 🙄
Potrzebujesz wroga?
No to do szufladki i cześć.
I jeszcze raz powtórzę, bo chyba nie dotarło: JA nie mam pretensji do niskich standardów w polskich ośrodkach dla uchodźców.
To jest polityka. Z jednej strony szumne zapowiedzi o przyjmowaniu i gotowości pomocy, a z drugiej – możliwie zniechęcające warunki.
Niestety, Siódemeczko, fetor,brud i zapchane umywalki trudno raczej wytłumaczyć skromnymi możliwościami finansowymi.
Świadczą one bądź o wyjątkowo niskiej kulturze administratorów ośrodka, bądź o ich stosunku do jego pensjonariuszy 🙁 .
Bądź też o ich dehumanizacji, a w każdym z tych przypadków powinno się zrewidować ich przydatność na piastowanych stanowiskach.
Zmoro, (15:30)
to niestety tak jest, że godzenie się jest bardziej stresogenne niż wzrost konfliktów małżeńskich 😎
Powody są dwa. Pierwszy – adaptacja do, nawet najgorszych, warunków. Kiedy już przyzwyczaimy się do życia w konflikcie, jego wzrost nie jest już tak stresogenny.
Drugi – opór przed zmianami. Mówi się, że człowiek woli znane piekło od nieznanego nieba. Wszystkim dużo łatwiej przychodzi poruszanie się w utartych koleinach. Zmiana, a pogodzenie się jest zmianą, wymaga rewizji dotychczasowych zachowań i wypracowania nowych. To nie jest łatwe. Stąd stres ❗
Ale jeżeli wolisz kłótnie niż godzenie, to przecież konstytucja Ci tego nie zabrania 😉
A propos „fetoru i brudu”, pamietam opowiesc w brytyjskiej prasie jakies lekarki z jakiegos kraju skandynawskiego, ktora w czasie stanu wojennego objezdzala polskie szpitale aby sie zorientowac czego najbardziej potrzebuja z darow humanitarnych.
Jej krytyka byla miazdzaca. Napisala, ze rozumie brak srodkow higienicznych, ale nie rozumie dlaczego brakuje wody i szmaty do umycia podlog, nie tylko na salach z chorymi ale takze na operacyjnych. Odnioslam wowczas wrazenie, ze wszystkoiego co zobaczyla nie opowiada. 🙄
O matko, tylko się nie zacznijcie kłócić akurat przed kolacją, bo to najgorsza pora z możliwych. 😉
Przykracanie socjalu zaczęło się w Niemczech już dawno (kiedyś to rzeczywiście z zasiłków się tu żyło…), zarówno zresztą dla obcych, jak dla swoich. Ale w kwestii azylowej dotychczasowe zmiany szły także w bardzo sensownym kierunku, tzn. skracania procedur. Tyle że potem zaczyna się gra w ciuciubabkę. Ktoś, kto azylu nie dostał, robi wszystko, żeby jednak z Niemiec nie wyjechać, czyli po pierwsze „gubi” paszport (właściwie robi to już w momencie zgłoszenia się na azyl) i miga się przed zdobyciem nowego (niektóre ambasady robią zresztą faktycznie trudności z wystawianiem), a bez paszportu nigdzie odesłać go nie można. W ten sposób można ciągnąć gumę dosyć długo i cały czas być na państwowym utrzymaniu. I tu jest jeszcze dość duże pole manewru dla zaostrzenia przepisów.
Ale tym uchodźcom, którym sąd potwierdził podstawy do azylu, naprawdę w Niemczech krzywda się nie dzieje.
Jeszcze w sprawie dehumanizacji, bo mam wrazenie ze pojecie sie dewoluuje. Nie kazde pogardliwe, lekcewazace, bezwzgledne czy okrutne zachowanie jest dehumanizacja, to sa odmiany zachowan ludzi w stosunku do innych ludzi.
Mysle ze jesli z jakiegos badania wynika ze godzenie się jest bardziej stresogenne niż wzrost konfliktów małżeńskich to znaczy to glownie ze badacze powinni zrewidowac swoje metody 😉
Zmoro, nie sądzę, aby to administracja ośrodków gasiła papierosy w umywalkach. Sądzę, że nie potrafi właściwie komunikować swoim gościom podstawowych zasad przebywania w takiej wymuszonej wspólnocie. Prawa implikują także obowiązki, które właściwie i empatycznie uświadomione na pewno ułatwią przebywanie w ośrodku, a także poprawią sytuację higieniczną.
To nie są hotele ze służbą i sprzątaczkami, jak przypuszczam.
Poza tym bycie użytecznym (sprzątanie po sobie i innych w ramach dyżurów) na pewno poprawia samopoczucie i zmniejsza stres.
Chyba ze chodzi np o pierwszy moment, wtedy wynik moze byc prawdziwy ale nie bardzo interesujacy…
Zgoda, Lisku. Niektore slowa sa tak duze, ze lepiej uzywac ich z rozwaga i namyslem..
Markocie, zapewne to nie administracja gasiła pety, ale do obowiązków administracji należy sprawdzenie stanu pomieszczeń przed przyjeciem nowych pensjonariuszy. A także kontrola przestrzegania zasad higieny w funkcjonujących ośrodkach.
Dobry wieczór 🙂
Słowo „mężczyzna” duże i ważne 😈
to na górze
A teraz sobie poczytam 🙂
Ja tam nie wiem, jak to jest, bo nienawidzę kłótni, ale znałam parę, która specjalnie się kłóciła na noże, aby potem móc się godzić 😉
Irku, ta fotografia powinno isc na jakis konkurs
Kapusty to najbardziej oversexed sowy jakie w zyciu spotkalem! 🙄
Dobry wieczór
Słowo „mężczyzna” duże i ważne 😈
to na górze
A teraz sobie poczytam 🙂
Ad infinitum nieprzyzwoitum.
RefrenIrek? 😆
Przepraszam, za powtórkę,ale miałem blokadę 😳
Tzn. poczekalnię 😆
Lisku, nie startuję w konkursach. Chodzę, patrzę, widzę, pstrykam i to wszystko.
Wydaje mi się, że nazwanie zdehumanizowaną takiej medycyny, w której pacjent generalnie przestaje się liczyć jako człek i jest tylko numerkiem, płatnikiem, obiektem służącym do upokarzania i odbijania sobie własnych stresów przez personel, etc, jest całkiem adekwatne. Kiedy ktoś ma pecha i cały czas właśnie z takimi placówkami się styka, widzi przejawy tej dehumanizacji na każdym poziomie, od wrogiego przyjęcia w recepcji, po niechętne wystawienie recepty (przy równoczesnym odmówieniu skierowania na badania) i niemal wypchnięcie z gabinetu. Generalizacja nie jest tu nieusprawiedliwiona, bo to jest systemowe. Ktoś, kto miał szczęście trafiać na lepsze placówki, zapewne będzie wiele bardziej skłonny do dostrzegania tylko pojedynczych złych zachowań i słusznie, bo w tych placówkach odczłowieczenie pacjenta nie zdołało stać się systemem.
Normalka – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, stania i doświadczenia. 😉
Irku, ten wspanialec z kołczanem pełnym strzał to Pan Ropuch, czy jakiś inny? 🙂
Przyklad opisany przez Vesper byl dehumanizacja, bo personel wyraznie zapomnial ze to czlowiek, rownie dobrze mogli byc tragarzami starego telewizora Co do tego co opisujesz Bobiku, nie jestem pewna. Ale nie wiem czy ta dyskusja jest tak bardzo istotna, istotne jest ze stosunek jest pogardliwy, ponizajacy, nieprofesjonalny, krzywdzacy.
Bobiku, to Pani Ropuchowa. Pan Ropuch robi tylko minę i polewa mleczkiem.
W opisanym przeze mnie przypadku pacjentka w ogóle lekarza nie interesowała, nawet do niej nie podszedł, ważne dla niego było „wygranie” z kimś z rodziny, w to włożył swój czas i energię. Też bym tego humanistyczną medycyną nie nazwał. 😉
Ale dla mnie oczywiście w sumie jak go zwał, tak go zwał – idzie głównie o to, czy pacjent jest traktowany dobrze, czy źle.
No to ta uzbrojona na wszystkie strony Pani Ropuchowa normalną genderówką jest. 😆
A zdjęcie naprawdę świetne. 🙂
Na słowa „oversexed sowy” natychmiast poleciałem do Kapust, ale się naciąłem – już było po wszystkim. 👿
Bobik, Ty gluptasie! Pan Kapusta jest typowym samcem Omega. Ciach, trach i po krzyku….
Ale myślałem, że w wersji oversexed chociaż ze 20 sekund to trwa. No, faktycznie, głuptas ze mnie. 😳
Jakosc sie liczy w tych sprawach, mind you, Psie…
Pod Liskowymi fokami cały czas mi się pokazuje „stream not found”. 🙁 Myślałem z początku, że może trafiam na jakieś przerwy, ale jednak wygląda na to, że u mnie w ogóle to nie biega.
Zaraz wstawię foki od Elizet i dajcie cynk, czy one poza Niemcami są dostępne.
Nisia dziś wcześniej pisała o zdepsieniu Rumika. 🙁 Nie jest to temat, którym lubiłbym się zbyt wnikliwie zajmować, więc najpierw go wyparłem, ale teraz doszedłem do wniosku, że nie wypada zostawić kumpla tak bez słowa wsparcia.
Trzym się, Rumik i przynajmniej mężnego serca nie daj sobie odebrać! 👿
O polskiej służbie zdrowia, na podstawie własnych doświadczeń, mogę mówić tylko dobrze. Nie podważam absolutnie prawdziwości koszmarnych wydarzeń tu opisywanych.
Często patrzę na obrazki pokazywane w telewizji i zastanawiam się skąd one.
We wtorek miałam wykonane cztery badania. Punktualnie, uprzejmie z pełną życzliwością.
Przed wyjazdem do Australii zrobiłam generalny przegląd „całego człowieka”. Z góry na dół. wszystko w ramach NFZ. Najdłużej czekałam trzy miesiące na jedno z badań specjalistycznych. Ale nie paliło się, nie było nic pilnego.
Nasz lekarz rodzinny/pierwszego kontaktu ma wszystko skomputeryzowane. Miesiąc temu załatwiałam u niego sprawy hurtowo. Wizyta trwała czterdzieści minut. Ale bywa, że wystarczą trzy minuty – recepta.
Niecałe dwa miesiące temu sąsiadka miała operację onkologiczną. Pielęgniarka podczas badań profilaktycznych (mammografia) uparła się, że coś jest nie tak. Zdjęcia były dobre, ale jej się nie podobało to co zbadała ręcznie. Miała rację. Nowotwór był w bardzo wczesnym stadium. Sąsiadka opowiadała, że większość czasu pacjenci chodzący spędzają w oranżerii. Niemal każdego dnia jest jakiś koncert dla pacjentów. Praktycznie nie czuła, że jest w szpitalu.
Może to jest sprawa różnej organizacji i nawyków w różnych częściach Polski?
Aż głupio jest mi pisać te peany, bo na służbę zdrowia generalnie się narzeka. Ale ja naprawdę nie mogę.
W GB polscy lekarze też się cieszą dobra opinią:
http://wyborcza.pl/dialog/1,133346,14223661,Brytyjczycy_coraz_chetniej_wybieraja_polskie_przychodnie.html
Znam osoby, które przyjeżdżają na badania do kraju, bo uważają, że polska służba zdrowia jest zdecydowanie lepsza od brytyjskiej.
Bobiku, czw, 27 Marzec 2014, 17:41
nie musisz mi tłumaczyć uwarunkowań związanych z emigrantami, ja to przecież wiem i rozumiem, nie robię też nikomu z tego tytułu zarzutów, chodziło mi po prostu na wskazanie, że jest to dosyć powszechna bolączka, a w związku z rosnącą liczbą ludności w biednych krajach będzie coraz bardziej dramatyczna.
U nas też są dwa rodzaje uchodźców, jedni muszą odbyć kwarantannę, zanim sąd nie rozpatrzy ich spraw i nie podejmie decyzji i inni, którzy mieszkają w przydzielonych domach, czy mieszkaniach i mają zasiłki i mogą pracować.
Zważ, że te matki niepełnosprawnych w sejmie, co chwila krzyczały na premiera, że ma pieniądze dla Ukrainy i uchodźcow, a dla nich nie.
Genderkusy, nie bardzo wiem, czym i jak Ci na ogon nastąpiłem, bo zawsze kocie ogony staram się z należytym szacunkiem omijać (w końcu nie jestem samobójcą!), ale bezpazurzasta, zgodna łapa jest niewątpliwie atrakcyjną propzycją. Kupione. 🙂
Jagodo, czyli nie pomyliłem się, pisząc o punkcie siedzenia w poczekalni. Opinia o polskiej służbie zdrowia najwyraźniej zależy od tego, w której się siedziało. 😉
A pieniędzy oczekuje się coraz więcej.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15697385,Przed_Sejmem_trwa_protest_opiekunow_doroslych_osob.html
Siódemeczko, oczywiście, że na rozwiązanie problemu uchodźców nikt jeszcze nie znalazł optymalnego patentu, bo przede wszystkim jego by trzeba szukać na poziomie globalnym, nie lokalnym, a do tego jest jeszcze w świecie o wiele za mało politycznego konsensu. Więc na razie jedyne, co praktycznie można robić, to wymieniać doświadczenia z różnych krajów i patrzeć, czy któreś z nich można przejąć. Często nie jest to, z przyczyn finansowych czy innych, możliwe, ale czasem jest i wtedy czemu nie skorzystać, zamiast za każdym razem osobiście proch wymyślać. 😉
Dokładnie tak, Bobiku 🙂
A tu zdjęcia z opisywanego centrum onkologii:
http://www.wco.pl/pl/dla-pacjentow/kawiarnia/galeria/3/31/
Dobry wieczór 🙂
Doczytałam. Z rozrzewnieniem, Panno Koto i Ormie 🙂
Króliku, ciężki czas, jestem i trzymam.
Wiele złych słów na temat polskiej służby zdrowia bierze sie rowniez z mylnego wyobrażenia, ze w innych krajach sprawy wyglądają dużo lepiej. Oczywiście, nie ma tam takich patologii jak w Polsce, ale wszędzie czeka sie na operacje, czasami naprawdę długo. W Finlandii (sorry, ze znów ) na planowa operacje woreczka zolciowego czeka sie ok dwóch lat w kolejce. .
Słynna rowniez była sprawa z niespodziewaną śmiercią pewnej starszej pacjentki, która zmarła, choć wg. lekarzy, nie powinna. Wykonano więc sekcje i wielkie konsylium orzeklo, ze pacjentka zmarła z wyglodzenia.
Prawie nieprawdopodobne, ale to jest fakt. Leżała w szpitalu dość długo, przynoszono jej posiłki, a ona nie jadła. Personel tace zabierał nie zwracając
zupełnie na to uwagi. Równocześnie, robiono pacjentce mnóstwo badań, pobierając niemal codziennie w tym celu krew. I tak słabla, słabla aż umarła.
Znam ten przypadek nie z plotkarskich gazet a z relacji polskiego lekarskiego małżeństwa pracującego w tym szpitalu.
Nadmierne sformalizowanie i sprocedurzenie medycyny też ją może odhumanizować. Tak samo zresztą jak inne dziedziny – pracę socjalną, edukację, itp.
No, co ja poradzę, że mi się wciąż na pysk ciśnie ten banał o przesadzie, która w żadną stronę nie jest dobra? 😉
Bobiku, wstrzymywałam się z decyzją trzy lata. Wciąż jestem w rozterce. Ale lekarz zaleca.
-(
Dlaczego Sowa jest Kapustą???
Jak się robi smutasa?
Może tak 🙁
O, wyszedł. Oczka chciał mieć.
Nisiu, naszego Juniora też to czeka 🙁 Bardzo nie chcieliśmy, ale nie da się, no nie da 🙁
Wróciłam z jublu. Chór Politechniki znaczy obecnie Uniwersytetu technologicznego (Oldboye czyli Collegium Maiorum) żegnał odchodzącego po 60 latach śpiewania kolegę. Ja lubię tych chórzystów! Czczony Staszek zażyczył sobie na pożegnanie trzech ładnych piosenek – były to ni mniej ni więcej tylko fragment Te Deum Kilara, Już się zmierzcha Wacia z Szamotuł, no i Polesia czar na deser. Uwielbiam siedzieć wśród śpiewających chórzystów – BARDZO DOBRYCH – i słuchać, a właściwie być w środku dźwięku. Kilara i Wacia zaśpiewali porywająco. Polesie na mnie nie działa, wolę liniowiec, co się zwał Timeraire…
Kocham tych naszych śpiewaków – no i byłam zaszczycona, że mnie zaprosili, wyłącznie jako przyjaciółkę Chóru.
Haneczko, no właśnie. Nie da się. Zresztą jego to chyba też męczy, wcale nie wygląda na szczęśliwego. Ciężka decyzja.
Ciężka, ale konieczna 🙁
Dobranoc.
Haneczko, bardzo serdeczne powitanie!
Nisiu, Kapusty ukul Lisek, gdy pierwszy raz ujrzal dwie stodolowe sowy w domku. Zapytal: te dwie kapusty to sowy?
No to nam sie bardzo spodobalo, zwlaszcza, ze wtedy jeszcze nie znalismy imion tej parki swintuchow. I nie chcemy – przynajmniej ja nie chce – rezygnowac z tego nazwiska Brendy i Borisa.
Co tu dużo szczekać, ja przy słowie „zdepsienie” truchleję, bo się zaczynam bać o swój stan posiadania. Też mnie on czasem skłania do nieznośności, zwłaszcza jak przychodzi trzy razy większy ode mnie, czarny Jason z sąsiedniego ogrodu. 😳 Jakoś mnie on wyjątkowo prowokuje do działań zgodnych z naturą, choć Epidiaskop uparcie twierdzi, że one niezgodne.
No, naprawde! Spod Brendy Kapusty mysz wystaje!
A inna chuda lezy obok.
Kapusty znakomite. Będziemy ich bronić jak niepodległości! 😀
Mordko, sowy należą do nielicznych ptaków, które robią zapasy.
Eeee, te co robia zapasy to sie nazywaja wiewiory.
A te, co sprawdzają bilety, kanary. 😈
Uczestniczyłam w zeszłym roku w spotkaniu, dotyczącym remontu jednego z Ośrodków dla Uchodźców na Podlasiu. Pani odpowiedzialna za architekturę i wystrój wnętrz, walczyła dzielnie o standard wykończenia – kolorystykę ścian, wykładzin, stolarki, płytek, o to jaka ma być armatura i przybory sanitarne, a nawet, żeby lustra były wbudowane w płytki glazury, a nie w „plasticzanych” ramkach. Bardzo też przyłożyła się do rozwiązań funkcjonalnych. Przewidziano oprócz oddzielnych mieszkań dla poszczególnych rodzin – każde z własną łazienką i kuchnią, miejsca do wspólnego przebywania i spedzania czasu – świetlice, klasy dla dzieci, salę modlitwy (z półkami na obuwie w przedsionku, jak w meczecie), ale także wspólną pralnię i wspólną dużą kuchnię.
Byliśmy też w pomieszczeniach zamieszkiwanych przez Uchodźców i w pustym już budynku „po Uchodźcach”, przygotowanym do rozpoczęcia remontu.
Jak zwykle – nie można generalizować – zarówno w tym jeszcze zamieszkanym budynku, jak i w tym już pustym, było widać różny stopień potraktowania mieszkań przez Uchodźców.
Rzeczywiście przypomiało mi to akademiki – były takie, że w każdej chwili można tam zaprosić gości, były „takie sobie” i były takie, że chciało się od razu wyjść.
Zarządzający Ośrodkiem z ramienia Urzędu ds. Uchodźców mówili, że jednak stopień dewastacji jest duży, ponadnormatywny.
Ponadto, co jakiś czas jest „fala” osób i wtedy adaptują wszystkie pomieszczenia wspólne, wstawiają łóżka jedno obok drugiego, zagęszczają Ośrodek do granic możliwości, żeby móc wszystkich przyjąć. Ale widziałam kobietę, która wygrodziła sznurkami na pranie, na których powiesiła swoje chusty, kąt, w którym stały łóżka Jej rodziny, żeby stworzyć chociaż namiastkę domu.
To, czy takie miejsce może na trochę stać się domem, zależy zarówno od tych, którzy schronienia udzielają, jak i od tych, którzy tam zamieszkają.
Święta prawda, Adomi. Nic nie dodam, nic nie ujmę, bo się całkowicie zgadzam. 🙂
Po latach pracy z azylantami chyba jestem zdolny do podejścia realistycznego – ani ich nie demonizuję, ani nie idealizuję. Są różni, jak to ludzie. Im tutaj trudno, ale i nam nieraz trudno z nimi. Trzeba się jakoś docierać, ale i nie tracić z oczu, że nie wszyscy przyjeżdżający na to docieranie mają ochotę, a wtedy zaczynają się duże, czasem wręcz nierozwiązywalne problemy. Czyli trochę takich oczywistości z zakresu społecznego współżycia, ale w praktyce zorganizować to współżycie naprawdę niełatwo. No striemitsia nado. 😉
W istocie, technologia niezawodna. Świeże, nieprzesadnie dojrzałe figi gotujemy, mini-tonsurki im robimy a na nich krzyżyk mały nacinamy i zamrażamy. A potem skórkę łatwo ściągać, nawet palcami, bez noża. I kto mię posłucha, figę z tego będzie miał. W syropie.
O ile i o syrop zadba.
Figi już same z siebie są strasznie słodkie i jeszcze je w syrop? To dla mnie jednak za bardzo niepsie.
Świeża figa z kozim serem, z balsamico, w sałacie – owszem, z dużą przyjemnością. I wtedy nawet bez krzyżyka się obchodzi, a co mam figę zmuszać do zaznaczania swojej przynależności religijnej. 😉
Figi, zarowno te zielone jak i te bardzo granatowe, sa bardzo delikatne… dojrzewaja na bardzo krotko i sa wspaniale w swej najlepszej krasie np z serem rocotta (albo lekkim zgnilym), miodem, lisciem miety i moze kropla balsamico. Jesli przejrzale to mozna z nich zrobic dzem albo chutney. Dzem cytrynowo-figowy z imbirem i swieza bagietka… naprawde krolewskie sniadanie do kawyherbaty.Figi w salacie tez znakomite! Andsolowe figi sa bardzo wyrafinowane, bez skorki!
Ciekawe skad sie wziely figi z makiem z pasternakiem. Nie uzywam maku. Uzywam pasternak, zwykle pieczony w kawalkach. Ale figi z makiem z pasternakiem nigdy w zyciu, a niejedna fige jadlam, bo to blisko-wschodni przysmak, a poza Bliskim Wschodem Proper mamy w okolicy bardzo duzo Bliskiego Wschodu.
I oczywiscie bardzo cieplo wokol serca za wszystkie dobre slowa od was, lisku,haneczko, wszyscy!
Nisiu, koniecznie Rumika zafiksowac, bo tylko zameczy siebie, Szante i gosci, nie mowiac o tym, ze moze uciekac z domu w poszukiwaniu partnerki do harcow.. Moje Piesy zafiksowane oba. Sa w bardzo dobrej komitywie.Troche mi bylo ich zal, ale tak naprawde jest lepiej…
Dzien dobry 🙂
Kawa
Bobiku, robienie krzyżyków na owocach wyrównuje zaledwie wiekowe niesprawiedliwości. Bo na przykład Żydom dał PB oskomiany w formie gwiazdy pięcioramiennej, muzułmanie dostali banany w formie półksiężyca, a chrześcijanie to co?
i herbata.
Rysiu, herbata! 🙂
Kroliku, dobrze ze jestes 🙂 I od razu czegos sie nauczylam, bo nigdy mi nie przyszlo do glowy zastanawiac sie nad znaczeniem tego porzekadla, nie wiedzialam co to jest pasternak i ze to sie je 🙂 🙂 Po sprawdzeniu okazuje sie ze moza nawet jadlam, bo jakis czas temu kupialm na targu pietruchy zdumiewajacej wielkosci.
Irku, fotografia jest swieta, przez roznice miedzy tym co nad tafla wody a tym co w glebi
Bobiku, foki nie maja podczerwonej latarki, wiec sie wylaczaja po zmierzchu. Za dnia przewaznie sa (choc wczoraj czy przedwczoraj rzeczywiscie byly zaklocenia)
(radze ogladac je ze sluchawkami na uszach, szum morza bardzo przyjemny 🙂 )
Andsolu, nasza gwiazda jest szescioramienna 😀
Chyba ze zarzucasz nam zydokomune? 😈
Muzulmanskie banany 😆
Dzień dobry,
Lisku, mam dla Ciebie płatki śniegu – nie znajdziesz pięcioramiennego 🙂
http://www.its.caltech.edu/~atomic/snowcrystals/photos3/photos3.htm
Smoku, piekne!! Dzieki 🙂 Fakt ze o piecioramienne trudno; za pokazanie ze istnieje krystalizacja „piecioramienna” dostal trzy lata temu Nobla izraelski chemik z Technionu, Dan Shechtman. DLugo z niego drwili zanim mu uwierzyli 🙂
Krzyzy zaraz poszukam, wg egipskich salafistow jest w pomidorach 😉
Sa piekne naturalne krzyze z granatytu.
Dzień dobry 🙂 Znów TA / terenowy administrator/ nie podaje mi kawy od Liska 🙁 kawa u sów 😉
http://www.treasuremountainmining.com/catalog/images/EB0312STAUR1.jpg
Kapusty znowu to robia!
http://www.stockfood.co.uk/images-pictures/11234948/Hot-cross-buns-on-a-baking-sheet?q=Hot%20cross%20buns&i=4
Czyżby Szanowna Frekwencja zmierzała w tym kierunku? 🙄 😯 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojeryzm
Co na to Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt? Instrumentalne traktowanie Braci Mniejszych? 😉
A poza tym, miłego dnia Koszyczku 🙂
Zawsze pod ciekawymi notkami czytam często niemniej ciekawe komentarze. Doprawdy nie wiem jak zabrać się do tych 556! 😀
Pozdrawiam i życzę sto lat (z Kneziowiska:)
To nie ja sie zajmuje wojeryzmem, Jagodo To Kapusty uprawiaja ekshibicjonizm, skrajny.
Witaj Talka. Pies ma pasztetowwke bez ograniczen dla Nowych Gosci. Tylko Starym wydziela.
Dzień dobry 🙂
Jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno granatytów, jak i chrześcijańskich pomidorów, żydowskich śnieżynek oraz muzułmańskich bananów. Nie wiem, czy nie będę musiał kwestii symboli po raz kolejny w mym pieskim życiu przemyśleć. 😈
I obadać, jakie były prawdziwe motywy prostowania bananów przez Unię. 😎
A Szan. Frekw. nie zmierza w tym kierunku, tylko już zmierzyła, co w tytule podglądackiej podstrony zostało uwzględnione wyraźnie, acz z cudzoziemska. 😆
Witaj Talko. 🙂 Przysiądź się do stołu, pasztetówką poczęstuj, bo – jak słusznie Mordechaj zauważył, dla Gości z drogi, znużonych może i wygłodniałych, zawsze mam gdzieś na boku dyskretny zapas. 😉
(a za to „Starym żałuje” to my się jeszcze, Mordo, policzymy! 👿 )
Komentarze to my sobie tu po prostu dzielimy na dzienne porcje, wtedy jest łatwiej. Z początku może być trudno się podłączyć pod wątki „z przeniesienia”, ale dotąd wszystkim chętnym się to dość szybko udawało, więc są podstawy do optymizmu. 🙂
Majac na uwadze nazwe blogu nowego Goscia, delikatnie z tym podsuwaniem pasztetowki… 😳 🙂 Witaj Talko 🙂
Eee tam, wirtualna, symboliczna pasztetówka tuczy tylko duszę, nie ciało. 😉
A poza tym Talka jest najwyraźniej personelem Kota, więc w razie czego ma komu oddać tzw. większą połowę. 😆
Dzień dobry.
Ulgi dla skołatanego serca szukam, więc do Koszyka, niczym na mymłon.
Furkot jest w szpitalu 🙁
Wczoraj późnym popołudniem wrócił ze spaceru i od razu poszedł spać. Trochę się zdziwiłam, ale poszłam do niego, to się przytulił jak zwykle, pomruczał i zasnął. Na kolację nie przyszedł, więc zaczęłam mu się uważnie przyglądać, ale poza osowiałością nie sposób było czegokolwiek stwierdzić. Po pierwszej w nocy postanowił się podnieść i wtedy zobaczyłam, że zbyt ostrożnie się rusza. Nie był w stanie wskoczyć na fotel. Zapakowałam więc do samochodu i zawiozłam do całodobowej lecznicy. Dopiero po podaniu głupiego jasia i gruntownym badaniu wyszło – rana kłuta podbrzusza. Głęboka, zakażona, niekrwawiąca. Musiał podczas zeskoku nadziać się na jakąś gałąź lub pręt. 🙁 W sumie uratowała go poducha tłuszczu na podbrzuszu, bo dzięki niej rana nie przebiła otrzewnej. Niestety wyszarpując się, oderwał sobie skórę wraz z tłuszczem od powłok brzusznych i ma odmę.
Wróciłam do domu o 4.30. Furkot został pod kroplówką 🙁
Teraz jest już podobno lepiej. Próbuje zdjąć kołnierz, nie pozwala sobie zrobić usg i syczy na personel lecznicy. Czyli czuje się lepiej, bo wczoraj dałby sobie chyba wszystko na żywca zrobić. Biedny mój koteczek 🙁 🙁 🙁
Ojojoj… 🙁 Wszystkie kciuki na pokład!
Natychmiast odkładam dla Furkota ekstra porcję pasztetówki, Mordka jakiegoś bażanta dorzuci, inne blogowe Koty też na pewno się ściepną… Wiem z doświadczenia, że kiedy jest się na co cieszyć, leczenie wiele szybciej i skuteczniej przebiega. 🙂
Swoją drogą pojawił mi się problem językoznawczy: czy jest mymłon, czy memłon, czy też są to formy oboczne? 😉
Vesper, trzymam kciuki za Furkota.
Dzięki, Lisku 🙂 Ja też jestem pod wrażeniem naturalnych krzyży – nigdy takich nie widziałem 🙂 Choć do kawy poczęstuję się chętnie bułeczką od Mordechaja.
A w pomidorach zwykle widzę raczej półksiężyce 😉
Vesper, bardzo wspolodczuwam. Mam w swoim życiorysie podobne przeżycia, zakończone sukcesem. Wierze więc, ze Furkot wkrótce o wszystkim zapomni. I choć Furkot nie pies, to szybko sie rana zagoi. 3mam kciuki! 🙂
Dla Furkota porcja surowych serduszek wieprzowych od Pirata, Noska, Fiśki, Magistry, Primy i Tercji. Miśka z Kawą też trzymają łapy.
Innym ślepiem musiałem spojrzeć nawet na nasze poczciwe, galicyjskie kajzerki. Ciekawe, co też one z tą swoją pięcioramiennością kombinują? 😯
http://www.piekarniacapri.pl/img/produkty/kajzerki_big.jpg
Furkot, my z Szamanem z Tobą 😎 Trzymaj się Brachu! ❗
No, tak zapóźniona jestem 😳 Nie zdążyłam jeszcze spojrzeć na podstronkę 🙁 Tylko czytam na okrągło: „momenty były”? 😯
Ludziom już nie wystarczają te ich Big Brothery i inne ekshibicjonizmy,na niewinną zwierzynę się rzucają, zbereźniki jedne 👿
Udało mi się wreszcie dostać do Liskowego foczego miejsca i choć na razie nie ma tam nic oprócz kamoli, przynajmniej wiem, że mi działa. 🙂
A na temat Helu nikt nie fidbeczy. 👿 Pokazuje Wam się, kurczę, czy nie pokazuje?
Furkot to ma szczęście w nieszczęściu – nie każdemu kotu trafiła się taka uważna i troskliwa mame. Trzymam mocno.
Mordko,
Ty i inne Koty jesteście chwilowo usprawiedliwieni 😎
„W marcu koty, w kwietniu psy, w maju my” – „my” czyli ludzie 😉
Jak już Szanowna Frekwencja musi, to może chociaż kolejność stosowną zachowa 😉 👿
Jagodo, gdyby ta zwierzyna była niewinna, to byśmy się wcale na nią nie rzucali. 😆
Gołym okiem widać, że właśnie zbereźna zwierzyna ma największe powodzenie. 😈
Bez ograniczeń, Kocie? Ee, no to klawo! Trzeba będzie tylko po jakimś czasie pod nowym nickiem wystąpić i można dalej korzystać z dobrodziejstw gospodarza 😛 Czy ktoś już na to wpadł i pomysł jest spalony?
Bobik, dzięki 😛 A co do tej pasztetówki? Czymś by popić trzeba było! U mnie zawsze pod dostatkiem martini i cytrynówka własnej roboty, ale czy to pasuje? 😉
Lisku, spokojnie – jeśli o mięso chodzi, nigdy nie odmawiam!
Bobik, proszę Cię, nie obrażaj mnie z tym personelem kota! Jeśli miałabym się już dzielić jadłem z kotem, to tylko z Kotem Mordechajem 😛 No dobra, w szczególnych okolicznościach jakie najwidoczniej zaistniały, mogę oddać swoją rację Furkotowi:)
Zgłaszam Liska (05:47) do nagrody imienia Heleny za „świętą fotografię”. Zwłaszcza, że dotyczyło to TEJ fotografii. 😆 Naprawdę, wiosna na blogu – wszystkim jedno w głowie. 🙄 Mnie też jedno – praca. 🙁
Tak, Mame Furkota zasługuje na najwyższe uznanie i Medal z Pasztetówki 😎
Noo, wiesz, Talko, już chcieliśmy z Szamanem dać Ci się pobawić świeżo złowioną myszą 😎
Ale w tej sytuacji … 🙁 🙄
Ile ja mam dziś roboty. 😯 Deputaty rozdzielać, nagrody, medale…
No dobra, co się należy, to się należy. 😎 Nagroda im. Heleny dla Liska i Medal z Pasztetówki dla Vesper. 🙂
Jak jeszcze coś, to dajcie cynk szybko, zanim się wyprowadzę na spacer. 😉
Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, godzenie się jest bardziej stresogenne od kontynuowania konfliktu 🙁
Miałam okazję oglądać to przez całe lata, jako biegły sadowy od spraw rozwodowych, opieki nad małoletnimi, etc.
Dlatego z tych konfliktów żyją nieźle całe pokolenia adwokatów 👿
W skali globalnej handlarze bronią 👿 👿 👿
Nie należy mylić procesu „godzenia się” ze stanem „życia w zgodzie” 😎
Niestety w sądach rodzinnych ciągle jeszcze jest zbyt mało mediatorów. W szkołach nie ma warsztatów uczących konstruktywnego rozwiązywania konfliktów 🙁
Wytrawne martini mnie pasuje do wszystkiego. 😎 Dla wytrawnej cytrynówki też bym znalazł zastosowanie, ale ludzie niemal zawsze uparcie psują cytrynówkę cukrem. 👿
Wist z nowym nickiem w celu wyłudzenia nienależnej pasztetówki może być mało skuteczny. Jako gospodarz mam dostęp do IP. 😛
A bycie kocim personelem uważane jest tutaj za funkcję odpowiedzialną i zaszczytną, więc przypisanie jej komuś z natury rzeczy nie może być uznane za obraźliwe. To jest raczej na granicy pochlebstwa. 🙂
O nie, cytrynówki bez cukru bym nie wypiła ;> Lubię alkohole wytrawne, ale słodkie też muszą być!
Cóż, nie mam kota i się nie zanosi, mam za to wspaniałego psa niedźwiedzia – może być, czy wypadam z gry? 😛
No, nie wiem, nie wiem…
Talka mi na entuzjastkę kotów nie wygląda.
Chyba ma skłonność do demonizowania, a nawet mordercze ciągoty 🙄
Dodatek do tego, co Jagoda już napisała o konfliktach i godzeniu się: kontynuowanie konfliktu jest wprawdzie stresujące, ale pozwala na kolejne serie rozładowań. Nawrzeszczenie, natupanie, napłakanie, rozbicie talerza, etc. przynosi chwilową ulgę, można podładować akumulatory i lecieć dalej z koksem. Proces godzenia się wymaga od obu stron rezygnacji z tych rozładowań, więc przynajmniej na początku stres narasta i się kumuluje, a korzyści z długofalowego rozwiązania sprawy jeszcze nie są odczuwalne. Tak że jest w tych punktach jakaś logika. 😉
😛 😛
Sorry, mea culpa. 😳 W porannym zabieganiu zerknąłem tylko półślepiem na blog Talki, zobaczyłem tam jakiegoś Kota i wyciągnąłem błędne wnioski. 😳
No to żeby była jasność: prokociość jest tu widziana bardzo mile, ale dla propsiości mam szczególny kąt w sercu, co – jak sądzę – nawet Koty przyjmą ze zrozumieniem. 😀
Vesper, wspolczuje 🙁 Koty sa o wiele odporniejsze od nas na zakazenia i rany, a Furkot jest w dobrej kondycji, wiec powinien niedlugo przyjsc do siebie.
Ago, przypadkiem wyszlo mi swieto wiosny 🙂
Jagodo, jesli chodzi o takie godzenie sie jak mediacja to rozumiem 🙂
Ale z tego co wyczytalam, skala ktora zacytowalas zostala zbudowana na podstawie czestotliwosci wystepowania stresorow w niedalekiej przeszlosci pacjentow trafiajacych na ostre dyzury, wiec opierala sie na tylko czesciowo istniejacycm zwiazku.
Nisiu, (23:00)
młodzież studiująca miast i wsi i pracująca takoż używa, od ponad dwudziestu lat, słowa „wacio” jako zdrobnienia od „wacka”:
http://www.miejski.pl/slowo-Wacek
„Wacio” równa się „kutasik” 😯
Czyżbyś, w ramach ogólnego rozpasania blogowego, chciała poinformować Szanowną Frekwencję o swojej intymnej zażyłości z Mistrzem z Szamotuł? 🙄
Czy, z Jagodowym, śpiewaliśmy w chórze imienia „Kutasika z Szamotuł”? 👿
Talko, a zdjecie tego niedzwiedziego psa jest?
Jagodo, to wszystko zależy od perpektywy historycznej. W czasach W. z Sz. kutasik był słowem ozdobnym i raczej dworskim, nie plebejskim. 😆
Jagodo, mnie jeszcze nie wszystko się kojarzy ze sprośnościami.
Wacio to zdrobnienie od Wacława, niezależnie od tego, do czego służy niektórej młodzieży. Podobnie wacek – nie wszędzie oznacza penisa. Wciąż jest zdrobniałą formą tegoż Wacława.
Pozostawiam sobie prawo do używania słów zgodnie z ich zasadniczym znaczeniem.
Nisiu, przecież Jagoda żartowała. 🙂
Swoją drogą wacek z małej litery to chyba właśnie oznacza sprośnie, w odróżnieniu od zdrobniałego z dużej. 😉
Lisku – http://zycieanorektycznej.blog.onet.pl/2014/01/09/rozmowa-z-morganem/
Bobik, to kot (demoniczny!) z mojej byłej pracy:)
Nie da się ukryć, że trochę zawoalowanej sprośności dostarcza znakomitej zabawy: 😈
Ekwipaż codzienny dla Generałów
1. Waltrab z sukna granatowego z plecianką y frandzlą z karmazynową włóczką przerabianą.Trędzla iak plecianka.
2. Rząd czarny skórzany lekko srebrem nasadzany.
Którego to munduru y Ekwipażu w czymkolwiek odmieniac,ani też Prawa nie mających nosic,pod animadwersją Sądów Woyskowych nie pozwalamy.
Dla rozeznania stopni Officierów Jazdy Narodowey,y Cudzoziemskiego
zaciągu,ponieważ dawniejszym Ordynansem wszystkie bogate na Mundurach ozdoby są zniesione y rygor exekucyi a 1.Septembris Anni Currentis nakazany;postanawiamy tę różnicę w Naramnikach:
U Towarzysza Pancernego,Naramniki gładkie z kutasem z nici srebrnych.
U Namiestnika z dwoma kutasami z nici,y cienkich bulioników srebrnych.
U Chorążego także gładkie,y trzy kutase z bulioników.
U Porucznika także gładkie,trzy kutase z bulioników y dwa na wierzchu naramników.
Teraz chyba muszę intensywnie pogłówkować, co do tych generalskich wacków ma bulionik. 😆
Przystojny ten Morgan, nie powiem.
Pierwsze slysze o wacku. Ciekawe dlaczego akurat wacek, a nie kazik czy prosperek.
Bobiku, masz rację.
😳
Talka, pokaż psa!!!
😆
Bobik, moim zdaniem memłon…
Kiedy żre cię chandra dzika,
gdy się czujesz całkiem marnie,
gdy sens życia ci umyka –
Memłon zawsze cię przygarnie.
Gdy procentów nadużyjesz,
jest ci źle, albo i gorzej,
nie mów mi, że się zabijesz –
Memłon serce ci otworzy!
Kiedy czujesz, żeś niechybnie
sroce wypadł spod ogona,
a mózg ci się zmienił w grzybnię –
pędź natychmiast do Memłona.
Kiedy rzuci się kochanka
(lub kochanek), nie skacz w morze,
ale od samego ranka
do Memłona leć, niebożę.
Jeśli dorwą cię bandyci,
obrabują do koszuli
i nakopią ci do rzyci –
Memłon zawsze cię przytuli!
Memłon nigdy nie zawodzi,
Memłon nam ratuje życie,
Memłon smutki twe osłodzi
i nie zdradzi cię o świcie.
Memłon jest jak anioł-stróż
i to nie jest żadna ściema –
Memłon rządzi! Wiecie już?
Bez Memłona życia nie ma!!!
Talko, piekny! Choc nie niedzwiedz 🙂
Nisiu,
czyli zażyłość bez sprośności? 🙄
Paniali, my chóraliści z chóru imienia Wacia z Szamotuł 😎
Stoit stajuja sowsiem bez …
Uspokojona, że świat ciągle trzyma się moralnego pionu, wędruję na spacer, do potem 😉
Serdeczne dzięki w imieniu PSA Morgana 😀