Taniec wokół kija
– Chyba nareszcie mogę być zadowolony z tego, że jestem szczeniakiem – rzucił z pewnym naciskiem Bobik i niby to bez ostentacji, ale jednak zauważalnie wypiął stosownie do wieku niedojrzałą pierś.
– A coś szczególnego się stało, że tak się wbiłeś w dumę? – zapytała Labradorka, z pedagogicznego rozpęu starając się nie zignorować tematu najwyraźniej dla rozmówcy istotnego.
– No wiesz? Jak mogłaś tego nie zauważyć? – warknął z urazą Bobik. – Szczeniaki się zrobiły ostatnio niesamowicie ważne. Ich głosów słucha cała Polska, wszyscy komentują na wyprzódki, lajkują, kreują na bohaterów… No dobra, niektórzy też krytykują, ale to są wyłącznie ci niesłuszni, którymi pewny swego młody nie ma powodu się przejmować.
– A czy te szczeniaki naprawdę mówią coś ważnego i ciekawego? – zainteresowała się sąsiadka.
– Wcale nie muszą! – z zapałem wykrzyknął Bobik. – Wystarczy, że włożą kij w mrowisko i potem już samo leci. Zaczyna się taniec wokół kija, a kto by się w tańcu przejmował sensownością. Jest akcja i to się liczy. A przecież każdy szczeniak lubi, jak się dzieje.
– Dla niektórych dorosłych dzianie się też jest priorytetem – zauważyła nieco kwaśno Labradorka. – I wiesz co, Bobik? Mnie się zdaje, że ci dorośli robią szczeniakom dużą krzywdę. Dla nich to jest zabawka na krótko, a taki szczeniak może na długo czy nawet na zawsze zostać z przekonaniem, że zjadł wszystkie rozumy, wie lepiej i uczyć to my, a nie nas. To jest niezwykle szkodliwe przekonanie, bez względu na wiek, choć w szczenięctwie szkodzi najbardziej. Uczucie bycia kimś znaczącym jest bardzo przyjemne, więc może uzależnić jak narkotyk. I potem, kiedy znudzona publika zaczyna dostarczać słodką truciznę w coraz mniejszej dawce, szczeniakowi grożą różne nieprzyjemne objawy, z syndromem odstawienia włącznie.
– Czy to znaczy, że chcesz mi odebrać radość z bycia szczeniakiem? – najeżył się Bobik.
– A skądże! – uspokoiła go Labradorka. – Ciesz się tym, póki możesz. Tylko nie daj się wpuszczać w maliny dorosłym, którzy chcą cię do czegoś użyć. Życzę ci, żebyś się natykał na takich starszych, którzy zajmą się poukładaniem ci w głowie, zamiast podbijaniem bębenka. Że zacytuję poetę, więcej Osmańczyka, mniej Grottgera, a wszystko będzie cacy.
– Czy… czy ja muszę wiedzieć, co to jest ten grot od gier? – jęknął żałośnie Bobik, przewidując konieczność zajrzenia do słownika terminów żeglarskich, choć akurat zaczął mieć straszną ochotę na swobodne pobieganie z Kumplem.
– Hmm… Właściwie by wypadało – zastanowiła się Labradorka. – Ale nie wiem, czy nie lepiej będzie, jak akurat tego dowiesz się dopiero wtedy, kiedy będziesz miał już choć trochę poukładane w głowie.
Czy to znaczy ze problem rozwiaze sie sam? 😈
OT, spotkalo mnie cos bardzo dziwnego. Kupilam dwie bardzo ladne bluzki, tak ladne ze nie wczytywalam sie w etykietki, bo wyraznie byly zmaterialu naturalnego wygladajacego jak mieszanka bawelny z lnem. Okazalo sie ze sa z mieszanki bawelny z … pokrzywa 😯 🙂 W ktorej to bajce dziecko zaczarowane w dzikie gesi (?) tka koszule z pokrzywy by odzyskac ludzka postac (czy moze brat byl zaczarowany i siostra tkala dla niego) ?
„Dzikie łabędzie” Andersena. Tu można sobie przypomnieć: 🙂
http://czasdzieci.pl/czytanki/id,1059b-hans_christian_andersen.html
Benny Hill mnie tez nie, Jasia Fasoli nie znam. Moge dolaczyc? 😀
A wlasnie. Dzieki Bobiku! 🙂
Dobrze, dobrze, niech się kłócą. Niech się ci bardziej umiarkowani wkurzą wreszcie na Flondrę. Może ktoś przejrzy na oczy i dostrzeże, jakich szkód wokół narobił fanatyzm.
Benny Hill mnie też nie. ALe Jaś Fasola w wersji Czarna Żmija miał kilka dobrych pomysłów.
Pamiętam tę baśń, Lisku! To byli bracia zaklęci w dzikie gęsi. Siostra tkała dla nich koszule z pokrzyw.
Jasia Fasoli czyli Mister Beana jest na tubie od groma. Można się szybko przekonać, czy kogoś bierze, czy nie bierze. 😉
Przepraszam, nie skojarzylam, Mr Beana serdecznie nie znosze.
Choc doceniam niektore kawalki, oraz rozumiem ze on sie stara byc takim ktorego sie nie znosi. Ale nie ogladam jesli nie musze.
Seria „Czarna Żmija” występuje jako Black Adder
No wiec okazuje sie (wg wiki) ze pokrzywy sluza do produkcji tekstyliow od szesciu tysiecy lat
http://en.wikipedia.org/wiki/Ramie
Bobiku, chciales zobaczyc odynca? Wlasnie jest
A nie, przepraszam, to mis, wlasnie pokazal sie w calosci 😳
Nisiu,
bardzo Ci dziękuję 🙂
A bardzo duża to jak duża? 🙄
Jest miś!
Nie ma sprawy Bobiku, jesteś przyjęty do grupy wsparcia przez aklamację 😎
Lisku, nie zauważyłam podania, ale już przyjmuję 😆
Dzieki Jagodo 😀
Z wdzięczności za przyjęcie mogę na szybkiego podrzucić hymn grupowy. 😈
Nie śmieszy mnie Fasola Jaś,
mam Benny Hilla w d..pie,
podobnych sobie znajdę zaś
w blogowej wsparcia grupie.
Hej, grupo, kupą na komików
nieśmiesznych jak cholera,
bo łatwiej znosić skurczybyków,
gdy silna grupa wspiera! 😎
odyniec jest tez
popatrzyl na misia i niechetnie odszedl
Jak slychac misiowi smakuje…
Miszka zachowuje się dziś jak gwiazda filmowa flirtująca z kamerą. I bardzo łaskawie znosi kręcących się po planie chwilami statystów-jenotów. 😆
Bardzo dziekuję grupie, bo wydawało mi się kiedyś, że cały świat się śmieje, a ja nie mogę na nich patrzeć. 🙂
Hymn pierwszoklaśny 😀
To przez ten śmiech z puszki, Siódemeczko 😉
Michnik jakiś potężny gość. POprzednio jakieś o połowę mniejsze.
Faktycznie, to on tak mlaszcze. 😆 😆
Bobiku 😆
Czytaliście w GW o człowieku, ktory zamknął na 8 godzin swoje 3-letnie dziecko w samochodzie na parkingu na słońcu i to dziecko zmarło.
Piszą, ze zapomniał zawieźć je do przedszkola.
Ten fakt, że zapomniał jest dla mnie nie do pojęcia.
Czy to możliwe?
Jagodo, pnące róże potrafią dojść i do pięciu metrów. 2-3 to norma. Może by Ci wystarczyła parkowa vel krzaczasta? Jakieś półtora metra? Najlepiej poczytaj sobie opisy, np u Kordesa, to się zorientujesz, jaki jest ogólny podział (szlachetne vel wielkokwiatowe, wielokwiatowe, rabatowe, okrywowe, miniatury, pnące, parkowe itd.) Zwracaj uwagę na crtyfikat ADR, w Niemczech oznacza szczególnie zdrowe i odporne odmiany.
http://www.kordes-rosen.com/
Podobne strony mają również inni wielcy hodowcy: Tantau, Meilland, Poulsen, Austin, McGredy.
Pooglądaj, to duża przyjemność. A potem już sama będziesz wiedziała, co wybrać do warunków, jakie macie.
Siodemeczko, u nas co roku jest pare takich przypadkow. Tez tego nie rozumiem.
Jagodo (16:30, sprawy różowe) – bardzo sceptycyzuję pomysłowi sadzenia róż pnących w pojemnikach. Żeby wykarmić i napoić prawdziwego climbera to donica musiałaby być naprawdę olbrzymia.
Co do serii Klettermaxe – jestem dość indyferentny wobec marketingowych tekstów firmy Kordes. Znaczy mam Lagunę, Rosannę i Golden Gate, ale wcale nie uważam, że to jakaś rewolucja hodowlana „stawiająca w cieniu wiele innych odmian”.
Absolutnie mrozoodporną (jasno)różową pnąca różą jest „New Dawn”, która na dodatek znosi dobrze cień, suszę oraz jest mało podatna na większość chorób. A wigor ma jak Arnold Schwarzenegger w swoich najlepszych latach. Ale nigdy bym nie sadził jej (ani żadnej innej pnącej) do donicy.
Od lewej do prawej, od góry do dołu:
Alchymist, Lykkefund, Maria Lisa, Gallica Grandiflora, Duchesse de Montebello, Ballerina, Mozart.
Nisiu,, Babilasie,
przemyślę sprawę może mój pomysł nie jest najlepszy 🙁
Rotkiewicz próbuje w „P” wyjaśnić to zapominanie dzieci naukowo, ale jakoś nie do końca przekonująco:
http://naukonauci.blog.polityka.pl/2014/06/11/zabojczy-grzech-pamieci/
Mnie się też pomysł z climberem w donicy nie wydawał słuszny, ale uznałem, że są lepsi różani specjaliści ode mnie i wstrzymałem się z daniem głosu. Za to widywałem klematisy w donicach i jeżeli nie miały pokrywać bardzo dużej przestrzeni, sprawowały się całkiem nieźle.
Do pochwał New Dawn się dołączam. Sam po 2 latach zastanawiania się, jaką pnącą różę posadzić (decyzja była trudna, bo miałem miejsce tylko na jedną) właśnie ją wybrałem i już jestem zadowolony. Po miesiącu chyba pobytu w gruncie urosła z metr i dziś właśnie pierwszy raz zakwitła. 🙂
Babilasie, wszystkie piękne, ale w Mozarcie zakochałem się natychmiast i nieodwołalnie. 🙂 Czy on powtarza? I czy pachnie?
New Dawn jest niezawodna, podobnie jak stara dobra Demokracie vel Blaze Superior (absolutnie nie do zdarcia). Z Klettermaxów mam Alohę, trzyma się świetnie, ale w tym roku zimy nie było. Północna ściana jej nie robi.
Babilasie, moje Kordesy co do jednego trzymają się znakomicie.
Bardzo odporne są róże kanadyjskie, hodowli dr Svejdy. Noszą imiona wielkich zdobywców, głównie Północy (Mackenzie, Davis, Franklin, Baffin, Cabot). Mam Cabota, przepiękny. Podobno nic ich nie rusza, ale może to tylko marketing.
Jagoda, a czemu nie chcesz róży do gruntu?
Na balkonie przez wiele lat rosła u mnie piękna, pnaca róża herbaciana.
Posadziłam ją w wielkim wiklinowym koszu, którego wnętrze wyłożyłam styropianem sporej grubości.
Ale kiedyś przyszła taka zima, że wszystkie krzewy róż na osiedlu wymroziło i moją na balkonie też.
SZczególnie to jest przykre, jeżeli krzew pięknie rozrośnie się i obficie kwitnie.
Kosz po latach wymagał wymiany, więc teraz ma o połowę mniejszy kosz z tworzywa, taki pleciony, duży, brązowy kosz na bieliznę, który też wyłożyłam styropianem i rosną tam dwa klematisy, ale jakieś niemrawe. Może jeszcze się poprawią.
Nisiu, może dlatego, że choć czasem chciałoby się coś rzucić na ścianę, pod nią jest wybrukowany lub wyflizowany taras i pozostaje tylko donica? 😉
Siódemeczko, u mnie prawie wszystkie klematisy, z wyjątkiem podfałszowanej Nelly Moser, były przez pierwsze 2-3 lata niemrawe, dopiero potem ogarniała je mrawość. 🙂
Rozstanie z wyrośniętą rośliną bardzo trudne. Coś o tym wiem. 🙁
Nisiu: Mam MacKenziego – róża nieśmiertelna. A firmę Kordes przede wszystkim cenię za klasyczne mieszańce herbatnie (Beverly, Grande Amore, Memoire, Parole, Speelwark, Sebastian Kneipp, Mon Petit Chou – z tych, które mam u siebie), niekoniecznie za tzw. „serie ekskluzywne” (czy-jak-tam-oni-to-sobie-nazywają)
Bobiku: Powtarza, a w zasadzie nigdy nie przerywa. Pachnieć nie pachnie.
Jasny gwint! Jak nie przerywa, to mam przechlapane. Gdzieś muszę tego Mozarta upchnąć, a już żywcem nie mam gdzie. 🙄
Czy Speelwark to przypadkiem nie mój Mandaryn ❓
Teraz są bardzo efektowne donice i pojemniki, stanowiące dodatkowy walor estetyczny. Trzeba, by tylko zabezpieczyć przed mrozem.
New Dawn to chyba jedyna róża, która teoretycznie ma szanse przetrwać w moim ogrodzie. Jak będzie, to się okaże, bo posadziłam. Uwielbiam róże, ale mam wystawę wschodnio-zachodnią, z cieniem rzucanym przez budynki. Nie dla róż 🙁
Rzeczywiście, raczej nie dla róż. Ale podsuwam, że mnie się z roślin teoretycznie słońcolubnych całkiem dobrze w półcieniu trzymają floksy. Może kwitną mniej obficie niż te w słońcu, ale jednak kwitną. I pachną jak oszalałe. 🙂
Floksy są niezawodne. U mnie kwitną w miejscu, gdzie słońce jest zaledwie przez dwie godziny dziennie.
Chyba tak, chyba on ci jest.
Z naszych rozmów dość wyraźnie widać, że ogrodnictwo nie jest ani zawodem, ani hobby, tylko szajbą. Ale pozytywną. 😆
Jest też doskonałym pretekstem, by nie robić tego, co się akurat powinno. Terminy gonią, ale przecież trzeba posadzić sadzonki, które kurier właśnie dostarczył.
Przeczytawszy kilka charakterystyk Speelwarka upewniłem się, że to on ma ksywkę Mandaryn vel Szanowna Frekwencja. Zwłaszcza zapachu się nie może wyprzeć. To jest mistrz, co ja mówię, to jest chiński cesarz zapachu. 🙂
A czy Szanowni Ogrodnicy wiedzą może, co dolega hortensjom, których liście robią się bardzo jasne? Wiosną liście są zielone, z czasem część robi się jasnożółta, miejscami prawie biała. Kwitną pięknie, tylko te liście.
Powody mogą być dwa: niedobór azotu albo żelaza (wtedy się to nazywa chloroza). Przy pierwszym żółkną raczej stare liście, od spodu, przy drugim młode, na czubkach, ale łodygi zostają zielone. Leczy się to odpowiednim nawozem, azotowym albo przy chlorozie zakwaszającym i dożelaziającym.
Tu piszą, że może tak być z powodu zbyt dużej zasadowości gleby.
http://poradnikogrodniczy.pl/hortensje.php
No to wtedy właśnie trzeba dokwasić. 🙂 To zresztą nie sama zasadowość szkodzi, bo niebieskie hortensje wręcz wymagają zasadowej ziemi, tylko ten niedobór żelaza. Ale zanim się da taki czy inny nawóz, najpierw należy się rozeznać, który z powodów żółknięcia jest prawdziwy.
Dzięki, Bobiku. Moim hortensjom żółkną i stare, i młode liście. Zdecydowanie nie od spodu, tylko po całości. Nawożę Osmocote do kwasolubów, takim co powinien wystarczyć na cały sezon, ale ja nawożę wiosną i latem, właśnie ze względu na te żółknące liście. Ale to nic nie daje. Szukałam po forach internetowych, ale nie znalazłam. Uważasz, że powinnam jeszcze im sypnąć nawozu?
No to im podsypię kwaśnego torfu. A dostały w ubiegłym roku po worku ziemi do hortensji. Po jednym całym na głowę. I jeszcze im mało 👿
Sorry, Vesper, moja poprzednia odpowiedź była do Siódemeczki. Przesunąłem ją w odpowiednie miejsce, żeby nie robiła zamieszania, ale jak widzę za późno.
Jeżeli nawóz dla kwasolubów nic nie daje, to może spróbować azotowego?
Chyba że jest jeszcze jakaś inna, nieznana mi przyczyna żółknięcia. Ale jak jej nie znam, to nic nie doradzę. 😉
Do torfu mam ogólnie dość ograniczone zaufanie i niezbyt chętnie go stosuję. Musowy jest np. do borówki amerykańskiej i kilku innych, ale poza tym przeważnie można go sobie darować. Hortensjom daję zwykłej ziemi ogrodniczej (w której i tak zwykle mniej lub więcej torfu jest), kompostu, z rzadka (nawet nie co roku) specjalnego nawozu hortensjowego i się nie skarżą. 🙂
Wezmę liść i pojadę do sklepu ogrodniczego. Może coś mi poradzą. Spróbowałabym z siarczanem amonu, ale boję się zaszkodzić. To takie piękne krzewy. I wiekowe już.
Nie jestem zresztą wielką fanką chemii w ogrodzie. Lubię biohumusy. Niechcący biohumusami udało mi się wytępić larwy opuchlaka. Przy przekopywaniu ziemi zawsze znajdowałam sporo białych larw, a w tym roku larwy były czerwone i przypominały małe szyszki. Pomyślałam, że to jakaś nowa zaraza, a tymczasem to dowód na aktywność pożytecznych nicieni. Stałam się więc jeszcze większą miłośniczką biohumusów 🙂
Ja też chemii w ogrodzie jak najmniej, czyli prawie wcale. Ale jest coraz więcej ekonawozów, które też bardziej kwaśne, bardziej zasadowe, bardziej azotowe, itd. No i sama ziemia ogrodnicza też może mieć różne kierunki.
Mnie w tym roku, wiosną, też jedna hortensja zaczęła żółknąć, ale wyraźnie od spodu. Podsypałem zwykłej ziemi ogrodniczej, tyle że dość sporo i przeszło jej. 🙂
Babilasie, a czy ja mówię, że należy kupować „ekskluzywne”? Każdy kupuje co mu się podoba. Klettermaxy poleciła mi ogrodniczka, kiedy szukałam róży na północną ścianę.. Z tych, które wymieniłeś, mam Parole, Speelwark i Grande Amore, ale też trochę wspaniałych innych odmian, np. Burgund81, Valencia, parkowe Angela i Westerland, pnąca Jasmina, czy absolutne cudo: Maerchenkoenigin.
Moją ulubienicą jest m. in. Monica, moja imienniczka (Tantau).
Muszę, po prostu muszę, bo inaczej się uduszę… pokazać Wam mojego Blaze Superiora (de domo Demokracie, czeskie cudo). Rośnie na tym miejscu około 35 lat. Przeżyła wszystko, łącznie z omyłkowym zatruciem wszystkich pozostałych róż – wymieniłam w ogrodzie wszystkie prócz niej.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/DemokracjaCzyliBlazeSuperior
Vesper,
po prostu podlej woda z octem. Tak pol/pol.
To są zdjęcia sprzed kilku lat, ale Błażej właśnie robi to samo.
Nisiu, czy obrywasz przekwitle owocki? Podobno nalezy….?
Loto, ich jest milion. Powinno się ścinać kwiaty po przekwitnięciu, zanim owocki się zawiążą. Na ogół jednak ogrodnicy ścinają tak z połowę. Reszta zostaje i trudno. Ja nie mogę się tym zająć, bo kolce podarłyby mnie na strzępy (mam skórę jak bibułka). Mniejsze róże, do których nie trzeba się tak przedzierać, chętnie tnę sama. Jutro będę miała co robić, bo właśnie zwiędły te, które kwitły najwcześniej. A wreszcie ma być jakaś ludzka temperatura.
Dzieki Nisiu, to juz mam m.w. jakas orientacje.
Ja sukcesywnie obcinalam, ale powiem szczerze, ze wielkiej roznicy nie widac. Moja corka tego nie robi, a I tak kwitnie jak szalowna!!!
A Mis znow buszuje. Nie chce mu sie stac to wysysa to mrowisko na lezaco. No bo co innego on tam moze robic?
A co łazi za misiem???
Jest niedzwiedz I odyniec w zgodnej symbiozie. Nawet kukulka w tle.
Moj ogrod jest piekny, choc, sadly, nie rozany!Walcze z chwastami, gdzie mi tam roze w glowie!
Ustalilismy wreszcie, ze za trzy tygodnie robimy wyjazd starym szlakiem do ukochanych quebeckich unikalnych Eastern Townships wpoludniowo zachodnim Quebecu. Kiedys jezdzilismy tam co roku! To jest na polnoc od stanow Vermont i New Hampshire, tylko po kanadyjskiej stronie rzecz jasna, koniuszek Apallachow. Przy okazji odwiedzimy nasz ulubiny sklep z wyrobami z kaczki w Lac Brome i delikatesy Le Cinque Saisons w Montrealskiej dzielnicy Outremount. Bardzo to ekscytujace.
A bientot!
W poludniowo WSCHODNIM Quebecu rzecz jasna; pomylily mi sie kierunki, wiem, wiem, drodzy wytykacze.
Blaze Superior bardzo superior, Nisiu(01:49). I ogród w dobrym stylu (wnoszę na podstawie tych kawałków, które widać). A jak się „zatruwa omyłkowo” róże?
Dzien dobry 🙂
Kawa, herbata (statue w tle mozna zakryc serwetka 🙂 )
Kroliku, cudownego urlopu!
Dzień dobry 🙂
Nic nie będziemy zakrywać 😉
Urlopuję dziś czyli pracuję w ogrodzie 😀
Dzień dobry, zaproszenie do protestu w piątek pod Sejmem.
Żałuję, że nie mieszkam w Warszawie 🙁 .
Graff zaprosiła też na protest pod Sejmem w piątek o 15. – To będzie protest w sprawie skandalu prof. Chazana, deklaracji wiary lekarzy i narastającej inwazji fundamentalistów na nasze państwo – zakończyła.
Całość tutaj:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16134564,Graff__Fundamentalisci_sa_w_Polsce_bardziej_wplywowi_.html#TRNajCzytSST
Z artykulu zlinkowanego przez Irka
„Korwin-Mikke ma w programie likwidację praw wyborczych kobiet.” Jesli jest to oficjalnie czesc jego programu,sad mu to skresli lub zabroni startowania w wyborach, bo jest to sprzeczne z (chyba) konstytucja. Nie rozumiem co sie dzieje z sadownictwem w Polsce.
U nas jest jedna naprawde swietna instytucja, zwana wysoki sad sprawiedliwosci. Zasiadaja w nim sedziowie sadu najwyzszego; zajmuje sie wylacznie sprawami miedzy obywatelem a instytucjami panstwowymi, i kazdy obywatel za stosunkowo niewielka oplata (okolo 600 zl) moze wniesc do niego sprawe nie przechodzac przez nizsze instancje. Okresami jest to najwazniejsza instytucja chroniaca nas przed stoczeniem sie.
Liiiiiiskuuuu 😆 😆 😆
Nisiu,
jest tak, jak pisze Bobik. Poszerzyliśmy taras, który jest na wysokości 1,5 od gruntu. Grunt dookoła jest wyłożony kostką, której rujnacja nie ma sensu, bo za bardzo zakłóciłoby to harmonię.
A mnie się zamarzyło żeby na tarasie tonąć w pięknym,pachnącym kwieciu różanym, który będzie się pięło po ścianie domu 😆
Wizja romantyczna, ale wytłumaczyliście mi, że nierealna 🙁
Może jakieś propozycje zastępcze w ramach nagrody pocieszenia po utraconych złudzeniach 🙄 😉
O, właśnie, wypieściłam sobie w wyobraźni mniej więcej taki obrazek, jak u Liska (7:24 – kawa, herbata)
Tyle, że róże pną się po ścianie i są łososiowe. Żal serce ściska za utraconymi złudzeniami 😥
Króliku,
nawypoczywajcie się do pełna a nawet z naddatkiem 😆
Jagodo, może pachnący klematis?
http://www.clematis.com.pl/pl/encyklopedia?view=plant&plantid=394
No szajba, faktycznie. Do antyfasolowców i antybennyhillowców mogę przyłączyć się natychmiast, do ogrodników niestety nie. Nie mam ogrodu, mam co prawda dużą loggię i z początku, jak się sprowadziłam, latem nawet hodowałam jakieś kwiatki. Teraz nawet tego nie mogę z powodu mobilności i braku czasu. Coś za coś.
Do pokrzywy wracając, materiał ten – zwany po angielsku rame – bardzo jest przyjemny w noszeniu, właśnie jak len, tylko delikatniejszy. To jest pokrzywa chińska. Mam z tego parę bluzeczek.
Myślę, że aby przyłączyć się do ogrodniczej grupy wsparcia, nie trzeba mieć ogrodu. Wystarczy doniczka ze szczypiorkiem, byle tylko hodowca traktował szczypiorek z miłością i czasem do niego mówił 🙄
Dzień dobry 🙂
Statuja niech stoi, tylko jej w ręce zamiast doniczki włożymy paterę z ciasteczkami. Serwetką zasłonimy za to ten rustykalny karmnik, który jest z zupełnie innej bajki i w otoczeniu wykwintnej porcelany chyba się czuje dość łyso. I już możemy oddać się rozkoszom picia porannej herbaty. 😎
A przy okazji pomyślmy czule o demokracji, bo Nisia udowodniła nam czerwono na zielonym, że niczego lepszego nie wymyślono. 😀
Ale dlaczego nie, Jagodo?
Skoro na balkonie mógoła rosnąć latami, na 12 piętrze smaganym wiatrami, to dlaczego nie na tarasie.
Rozejrzyj się za odpowiednim naczyniem, które da się ocieplić od wewnątrz i sadź.
Przy herbacie jeszcze trochę szajby, czyli pomysłów na taras Jagody, bo w sprawie cudzego ogrodu bardzo łatwo być najmądrzejszym. 😈
Można przy ścianie postawić kilka dużych donic z klematisami, wcześniejszymi i późniejszymi (ale odradzam te najwcześniejsze, jak Montana, bo podczas jego kwitnienia zwykle jest jeszcze za chłodno, żeby siedzieć na tarasie, więc niewiele się z niego ma), wtedy od maja do sierpnia, a nawet września, będzie coś kolorowego. Niech te klematisy łażą sobie po ścianie, niech się nawzajem przerastają i mieszają, a co. Przecież Jagoda nie będzie sadzić ksenofobów. 😆
Pachnącym pnączem jest kapryfolium, ale widokowo nie jest jakieś szczególnie atrakcyjne. Dla zapachu, który dla mnie też szalenie ważny, sprawiłbym sobie raczej donicę z różą niepnącą, ale za to zapachową stachanówką. Tu mogę np. bardzo polecić moją Szanowną Frekwencję ksywka Mandaryn, której jeden kwiat potrafi skutecznie załatwić sprawy perfumeryjne w promieniu 3 metrów. I pomniejsze doniczki z heliotropem oraz wiszącymi fioletowymi petuniami. Jeżeli jeszcze niedaleko od tarasu przewidująco posiana jest maciejka i posadzone floksy, oszałamiające wonie ma się zapewnione przez całe lato.
Jeżeli ktoś, jak ja, lubi, żeby taras był zacisznie, całkowicie lub częściowo osłonięty przed postronnymi ślepiami (co tu dużo gadać, zdarza mi się w porannym rozmamłaniu wyleźć z domu bez futra 😳 ), można wzdłuż jego zewnętrznej krawędzi dać sporą skrzynię z ziemią i posadzić tam np. bambusy. Rosną błyskawicznie i dają ażurową, lekką, przyjemnie szeleszczącą przesłonę.
No i – jeśli taras jest duży – przy samym stoliku też można postawić donicę z czymś wysokim, u góry nieco zwisającym, żeby mieć poczucie, że się siedzi pod krzakiem. 🙂
Najlepiej oczywiście już w fazie brukowania tarasu przewidzieć miejsca na rośliny i zostawić tam dziury (myśmy tak zrobili i świetnie się sprawdziło), ale co będę wciskał Jagodzie, że ma być mądra po szkodzie. 😉
Dodatek perfumeryjny: mnie do tych wszystkich zapachowych słodkości potrzebny jest jakiś gorzkawy, zielskowy kontrapunkt. Przez jakiś czas załatwia to czarny bez, a kiedy przekwita, do roboty znowu biorą się doniczki: z rozmarynem, tymiankiem, bazylią, chryzantemami i – tak, tak – pomidorami. Przechodząc koło tych zielsk zawsze je smyram, żeby popracowały i w ten sposób bez większego wysiłku mam zapachową symfonię. 🙂
Mogła.
Coś mi się porobiło z głową chyba, nie dość, że mieszam ciągi liter, to zjadam całe sylaby lub wstawiam litery, które w wyrazie nie występują. Zaczynam się bać.
Nie bój nic, Siódemeczko, ja sam w strachu. 😆
Też mi się ostatnio coraz częściej zdarzają literówki. Ale pocieszam się myślą, że lepiej już nie będzie, czyli tak, jak jest teraz, jest dobrze. 😈
Doczytuję teraz w tył i wydajnie macham ogonem do Królika oraz Królikowego. Wyurlopujcie się za wszystkie czasy! 😀
Kierowniczkę do ogrodniczej grupy wsparcia możemy przyjąć na podstawie koszulek z pokrzyw. Było nie było, też rośliny. 😆
Myślę, że to jest tak – jeśli literówki zdarzają się Wam coraz częściej, to znaczy, że coraz szybciej stukacie w klawiaturę. Czyli dobrze jest 😎
No, to ja też coraz szybciej stukam w klawisze (albo wolniej myślę) 😉
Na moim balkonie zapach produkuje heliotrop (przez całe lato), a w cienistym kącie biała funkia tylko w sierpniu, za to codziennie nowy kwiat.
Poza tym mam jak Bobik – zioła i pomidory
Funkia przeżywa w donicy najcięższe mrozy, okryta jedliną i w zacisznym kącie. Można też wstawić do chłodnej piwnicy lub garażu, nie podlewać.
Dzień dobry,
Zaglądam tu od czasu do czasu, jakbym na chwilę zatrzymywał się w dobrym zajeździe. Miło tu u Was. I mądrze.
Czy mogę się tylko na chwilę przysiąść, ręce ogrzać, rozum odświeżyć? Moją obecność będę tylko czasami odhaczał, jeśli pozwolicie, czymś tam krótkim. Dla mnie to jest po prostu blog uzdrowisko „Bobik – Zdrój”.
Ależ jasne, Nowy – witaj, siadaj, pasztetówką się poczęstuj, różę powąchaj. 🙂 I wybacz, że się tyle w poczekalni przesiedziałeś, ale ja rano potrzebuję dużo czasu, żeby dojść do przytomności i zabrać się do gospodarskich obowiązków. 😳
Dzień dobry 🙂
A ja nie mam nawet szczypiorku w doniczce 🙁 ale za to jem dużo warzyw, to mogę zostać przyjęty?
Do grupy wsparcia pilnie potrzebuję się zapisać, wykończyło mnie czytanie Frondy 🙁
O, cześć Nowy 🙂
Smoku, tylko po warunkiem, że przed zjedzeniem, czule do warzyw zagadasz 😉
Dziękuję Szanownej Frekwencji za rady. Spiszę, przemyślę i co będę mogła, to wdrożę 😎
Bobiku, przypominam o Twojej obietnicy: przepis na dżem truskawkowy!
Nowy, witaj 😆
Wypadałoby teraz obwarczeć cięższe tematy, które poruszyły Zmora i Lisek, ale ogrodnictwo wprowadziło mnie w błogi nastrój, z którego nie bardzo mi się chce wyłazić, więc przed zmierzeniem się z brutalną prozą życia wrzucę jeszcze wynaleziony wczoraj kolejny patent na dżem truskawkowy. 🙂 Tym razem błyskawiczny, bez grejpfruta, którego filetowanie jest praco- i czasochłonne.
Obrane truskawki (większe trzeba przekroić, mniejsze mogą być w całości) zasypałem cukrem żelującym 3:1, wlałem trochę dobrego, czerwonego balsamico (trudno powiedzieć ile, bo chlapnąłem na czuja, ale nie za wiele, żeby tylko złamało smak, nie zdominowało), wymieszałem i zostawiłem, żeby owoce puściły sok i się przemacerowały. Potem zagotowałem zgodnie z przepisem, wyłączyłem gaz, wręciłem do bryi nieco grubo zmielonego pieprzu z młynka i dosypałem dość sporo oberwanych listków tymianku cytrynowego. On ma wiele mniej od zwykłego tymiankowatości, właściwie tylko śladową, za to cytrynowość bardzo wyrazistą. I już – można wsadzać do słoi. 🙂
Znaczy, teoretycznie można wsadzać, bo w praktyce rzadko do tego dochodzę. Najczęściej rodzina wyżera mi dżemy prosto z gara. Nawet ma u nas w domu ten proceder specjalną nazwę: Teresa, żyli z gara!” 😯
Aaaa, i żadnego ziania ogniem na roślinki 👿
Zwierząt też to dotyczy 😎 A paru ludzi to możesz, i owszem, ogniem i siarką potraktować 👿
Różne łajzy brałem, ale takiej to jeszcze nie. 😆 😆 😆 Przysięgam, że pisząc poprzedni post jeszcze nic nie wiedziałem o kulinarnym apelu Jagody.
Ale może ten drugi przepis, z grejpfrutem, wrzucę potem, żeby nie zadżemić blogu na ament. 😉
Łajza 🙄 😆
Bo my, w tej jaczejce, to już całkiem na jednych falach zaczynamy nadawać 😉
Smoka do ogrodników oczywiście przyjmiemy, za osobisty stosunek do warzyw 🙂 , ale nie wiem, czy nie warto by zorganizować osobnej grupy wsparcia, dla dotkniętych flondrozą. Od razu się zapisuję. 🙄
I Mordkę też zapiszę zaocznie. 😈
Grupa wsparcia dla ofiar bredni Terlika jest absolutnie konieczna, ale ona już od dawna funkcjonuje. Wystarczy tylko ją formalnie uznać.
Ja jestem była szajba. Bo w pierwszych latach zaposiąścia loggii zapuściłam sobie mnóstwo kwiatków z heliotropem włącznie (pachnie faktycznie bosko), sprawiłam sobie wygodny leżak i stolik z krzesełkami, wysiadywałam tam, robiłam przyjątka na balkonie itp.
Z czasem zaczęłam coraz więcej jeździć, coraz więcej bajzlu zapuszczać, do domu wpadałam jak po ogień, a potem jeszcze przyszedł okres trucizny zza okna, czyli smrodu z zajezdni metra, który sprawił, że przez jedno całe lato trzymałam okna szczelnie zamknięta i uciekałam z Kabat jak najczęściej. Teraz dużo musiałabym pracować na powrót do poprzedniego stanu…
Poza ciuszkami z pokrzywy noszę też głównie bawełnę i len – też roślinki 😉
Czy Nowy to jest ten sam, co u Łasuchów? 🙂
Nie muszę 😎 Flondry nie używam 😉 👿 W ramach higienicznego trybu życia. Konieczną do życia dawkę masochizmu aplikuję sobie w inny sposób 😉 😯
Ojej, zostałem ogrodnikiem 😀
Przepis na dżem niezwykły, zawsze myślałem, że tam może być tylko cukier i owoce 😯
Będę musiał kiedyś wypróbować, ale nie w tym roku, bo truskawek jakoś nie widzę. A o tymianku cytrynowym nigdy nawet nie słyszałem…
Do grupy osób dotkniętych flondrozą zapisuję się natychmiast.
Ja się Flondrą nie katuję aż tak, jak np. Mordechaj, ale czasem jednak czuję się zobowiązany do zaaplikownia sobie porcji tortur – po to, żeby wiedzieć, w jakim świecie żyję. 🙁
O, Nowy. Swoją drogą jakże różne bywają strategie entrée. Można albo metodą Gagatki wchodzić z przytupem w masce Czerwonego Moru, tłukąc porcelanę na wejściu. Można też nieśmiało się przysiąść, z rzadka się odzywając, aż za lat parę sami staniemy się Młodszymi Bywalcami (a potem już droga aż do stopnia Starszego Bywalca Sztabowego stoi otworem, wysłana nomen płatkami róż). Można też trochę śmielej, podmaślić się komplementem i pochlebstwem. Tak czy tak: witaj! Pamiętaj: dobrze żyć z Heleną we wszystkich jej wcieleniach, wkupić się w łaski zeena i nie zapominać, że Wielki Wódz obwołał się wielkim wodzem nie bez wyraźnej przyczyny. Dalej pójdzie z górki!
Smoku, z dżemami można uprawiać przeróżne wariacje i eksperymenty, zwłaszcza odkąd jest tak błogosławiony wynalazek jak cukier żelujący, dzięki któremu nie musi się stać godzinami przy garze i mieszać, tylko w parę minut można wypróbować nowy przepis. 🙂
Przedwczoraj na przykład miałem kilka brzoskwiń, które już-już były gotowe sę zepsuć, więc je obrałem, pociachałem w kawałki, pod wpływem nagłego odwału dolałem stojącą bezczynnie resztkę białego, wytrawnego wina, zasypałem toto cukrem żelującym w odpowiedniej proporcji, a po ugotowaniu nos kazał mi jeszcze dosypać chińskiej przyprawy pt. 5 smaków. Też bardzo ciekawie wyszło. 🙂 Tylko podejrzewam, że ten dżem należy do takich zmieniających smak po czasie, więc lepiej go zjeść szybko. Przy Panu Administratorze no problem. 😆
Podobno miałem nie zadżemiać… 😳 😉
Tematy różne 🙂 Dodałem trochę fotek. I tak, pierwsza za Mozartem to The Pilgrim (przykład na to, że żółtokremowe róże na tle kremowej ściany to pomysł kiepski). Następna to Gertrude Jekyl (silnie rosnący, klasyczny austin o mocnym zapachu). Dalej Memoire (wzmiankowany HT Kordesa). Dalej Port Sunlight (austin), dalej Summer Song (nietypowy kolor jak na austiny), Carolyn Knight (nowszy austin) i Wollerton Old Hall (ditto). Potem poulsenowska Nina, Neige d’Ete i praprzodek mojej kolekcji austinów – Charles Austin.
Popieram komplementy na wejściu. 😈 Zęby jeszcze zawsze można pokazać, w swoim czasie, ale wstępne, przyjazne pomachanie ogonem znakomicie ułatwia kwestię dosiadania się do stołu. Wszystkim – i Nowym, i Starszym, i Najstarszym Góra… tfu, Sztabowym. 😆
Aha, Jagodo, my się ze szczerej chęci pomocy i urządzenia Ci ogrodu na własny obraz i podobieństwo się wymądrzamy, nie z czczej chęci wymądrzania się – bądź tego pewna. Co do pnączy i sposobów ich urządzenia w ogrodzie, polecam Ci firmę Zielony Front, którą masz bardzo po sąsiedzku, a której produkty łączą w sobie trwałość i estetykę (bo niestety cena trochę odstaje od oczekiwań). Interesem zarządza p. Mikołaj, który jest sympatycznym i rzeczowym młodym człowiekiem (coraz więcej młodzieży wokół mnie, tak swoją drogą).
Bobiku, Tobie, na tym uchodźctwie, nie dają zbytnio posmakować „prawdziwej Ojczyzny” 🙁
Ja ją mam na co dzień do wypęku 👿
Bo przecież nie pozrywam starych znajomości, nie wyrzeknę się części rodziny. Dobowa dawka masochizmu zapewniona 😎
Babilasie, mnie tam to kremowe na kremowym wcale nie wadzi. 🙂 Z biegiem lat, z biegiem dni, coraz bardziej przemawiają do mnie pastelowe, niekontrastowe zestawy barw, zwłaszcza jeśli obok nich jest coś, co bije po oczach. Nawet niektóre kolory zacząłem już w ogóle z ogrodu eliminować, bo mi za dużo wizualnego hałasu robiły.
A tak ogólnie, można różnie. 😆
Bractwo dotkniętych flondrozą ma nawet męczennika. 🙂
Zaraz, czy chodzi o Mordkę, czy o kogoś innego? 😉
Babilasie,
a może dalibyście się z D. zaprosić na kawę/herbatę? 🙄
Popasożytowałabym chętnie na Twojej wiedzy ogrodniczej 😉
Co o tym sądzisz?
Siódemeczko, jaką różę hodujesz w przestworzach?
Królikowym przyjemnego urlopowania.
Już Wam zazdraszczam. Takie tereny do zdobycia. 🙂
Teraz nie hoduję róży, Jagodo, tylko klematisy, ale wiele lat miałam piękny krzew różany.
Tu pisałam o róży
https://www.blog-bobika.eu/?p=1846&cpage=3#comment-426368
Jasne, że Mordkę 🙂
Codziennie dla sprawy naraża zdrowie zaciagając dyżur pod flądrą.
Miszka wczoraj tak ładnie pozował do kamery, że zapracował sobie chociaż na krótki wierszyk. 😉
Niedźwiedź tym różni się od człeka,
że nie wymyśla zwykle bajek,
na żaden losu traf nie czeka,
to bierze, co mu życie daje.
Lecz z rzadka taka myśl misiowi
wpada – gdy marzy, albo gdy śni –
że mógłby przecież się obłowić
i jeść na porcelanie z Miśni.
Przycisnąć dzika czy jenota,
niech płaci haracz, znosi dary,
w ukłonach niskich niech się miota,
do misia mówi per Cezary…
Na szczęście mija czasu mało
i niedźwiedź z mrzonek tych się budzi,
mrucząc: uff, znów mi się udało
nie tak do końca wyjść na ludzi. 😎
Jak najchętniej, Jagodo, tylko termin raczej dopiero wczesnolipcowy. D. ma teraz zwyczajowy napływ Snujów, Marudów i Nachalników zwany sesją, nadto jeszcze coroczne przebudzenie magistrantów (którzy nic nie robili cały rok, ale teraz chcą wszyscy naraz zaraz teraz), a także doktorantki (których jest mniej, ale wymagają proporcjonalnie więcej czasu i uwagi). Mnie nie było w zasadzie w Polsce od końca kwietnia do całkiem niedawna i skutkiem tego mam zawodowo najazd Tatarów na dom wariatów i wzmożenie wszelakie. Oraz przeciągający się zdalnie nadzorowany remont ogrodu, co oznacza najmowanie i wyrzucanie kolejnych ekip, które miały coś zrobić ale od dwóch tygodni albo jest za ciepło albo za zimno, albo za deszczowo albo za słonecznie. A jak już jest tak w sam raz, to akurat ktoś dostanie sraczki albo alergii albo utnie sobie palec. I tak da capo al fine. A podobno w Polsce bezrobocie.
Bobiku 😀
W ostatnich dniach bardzo przedawkowałem flądrę 🙁 zresztą była szczególnie trująca.
A Jasieniczanie nie poddają się. Demonstrowali dzisiaj przed Nuncjaturą w Warszawie, ale nie zostali wpuszczeni do środka.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.648517775228105.1073741906.470329296380288&type=1
Matko moja, Plemię Bobicze, ty się niczego nie boisz, żeby tak z własnej woli Flondrę spożywać… Ja nie ryzykuję, bo mi ciśnienie leci w górę i migotanie gotowe… Podobnie jak przy niektórych gębach w telewizorze. I tu rączka w samoobronie sięga po pilota zanim jeszcze główka da jej stosowny rozkaz. A i tak z odpadków, które do mnie docierają, nerwica jak w banku.
Babilasie,
mnie również bardziej opowiada termin wczesnolipcowy. Oprócz omówionych przez Ciebie przyjemności mamy jeszcze konkurs chórów. Pani dyrygent oczekuje, że wyśpiewamy złoto 😉
Poproszę Psatrapę o Twojego maila i dalej będziemy się namawiać tą drogą 🙂
Siódemeczko, ja pytałam o imię róży na wysokościach 😉
A kto mówi, Nisiu, że się nie boimy? 😆
Przypomniał mi się taki wic, ponoć lwowski, a w każdym razie najlepiej brzmi opowiadany z lwowskim akcentem:
– Dawniej, panie, to pszczoły jak wróbli byli…
– Ta joj, ta jak oni do uli wchodzili?
– Piszczeli, ale wchodzili! 😈
Babilasie, dzięki za dobre słowo w sprawie ogródka. Pokażę więcej jak dopadnę moje potwornie zapracowane dziecko, żeby mi przerzuciło fotki do pikasy.
Omyłkowe zatrucie nastąpiło kilka lat temu, kiedy zaprzyjaźnione ogrodniczki bardzo porządnie spryskały środkiem grzybobójczym marniejącego ilexa i wszystkie róże, na których grzyb właśnie zaczynał siadać. Ilexowi się pogorszyło, a róże poumierały. Dotąd nie wiemy, co się stało, bo środek był oryginalny i świeżo otwarty, roztwór z pewnością prawidłowy, a spryskiwacz starannie umyty po poprzednim użyciu. Ogrodniczki omal nie umarły ze stresu, choć nie miałam do nich pretensji, bo je znam, wiem że są niezwykle staranne i na pewno nie zaniedbały niczego. A mnie szlag trafił, kiedy kolejne róże padały (musiał to być jakiś trujący środek układowy i powoli przenikał do kolejnych krzewów) – pojechałam do Hortulusa i kupiłam czterdzieści różnych sadzonek w pojemnikach – upchnęłam to wszystko w bagażniku i na tylnym siedzeniu Yarisa (a to nieduże autko) i uzupełniłam ogródek.
Straszne to było przeżycie, tfu.
Piszczit a leziet… u mnie w domu chyba funkcjonowały te same dowcipasy.
A kiedy w ogródku pojawiały się heliotropy, moja mama (Helenka) mamrotała pod nosem: Hieliena hoduje hieliotrupy… to też z jakiegoś starego kresowego wicu, ale nie poznałam nigdy całości.
W Misiowisku aktualnie grasuje jenot.
Przyjechał gość na motocyklu i majstruje przy kamerze 😯
A przedtem, wczesnym popołudniem misiek grzebał w swoim wykrocie. W biały dzień!
Brum, brum… odjechał
Misiek odjechał? 😯
A co, nigdy nie widziałeś, Bobiku, misia na motocyklu?
Dwóch ich było
Ten z tyłu to przebrany odyniec. Może jadą obrobić bank?
Nie odyniec, tylko wielbłąd. Garb ma.
To ja nosze takie bluzeczki jak Dora, im naturalniejsze wlokna tym lepiej (jesli przypadkiem nie trzeba ich prasowac to juz genialnie 😉 ), wiec do grupy ogrodnikow chce tez 😀
Witaj Nowy! Przypomniala mi sie wioske w ktorej stal stupiedziesiecioletni most zwany Nowy Most. Nazywal sie tak poniewaz byl jeszcze jeden, wczesniejszy, od chwili jego zbudowania nazwany Starym Mostem 🙂
Welcome Lisku, welcome! 😆
Bobik – Zdrój! 😆 Babilasie, żadnemu z Twoich remontujących nie zepsuł się samochód 1000 km od miejsca pracy ani nie zachorowała ulubiona ciocia? Nie wierzę. 😯 A czy nikt nie chciałby się zapisać do Grupy Zajętych Zachwycaniem się? Wyjaśniam, że to tacy, co nie ogrodniczą, nie śpiewają w chórze, a i gotują niewiele, za to pałaszują z zachwytem efekty pracy innych: ogrody ocznie, potrawy paszczowo, muzykę usznie, itd. Jestem tu czempionem. 😎
Że Wielbłąd nie włożył kominiarki, mogę zrozumieć. Przebrany jest. Ale Misiek? Byle ciaptak-świadek może podać glinom jego rysopis.
Skrajna nieostrożność i brak zbójeckiego profesjonalizmu. 🙄
Ago, u psów jest zasada, że podczas pałaszowania najlepiej nie mieć konkurencji. 😈
A ja tam lubię pałaszować w towarzystwie – byle dobrym i niezbyt licznym, żeby nie trzeba go było traktować jako konkurencji. 😉
Napastnik ze społeczną świadomością. Chodzi to w lokalnych wiadomościach. Napadł, a napadnięty mu wyznał, że jest profesorem, więc napastnik ulitował się i puścił bez szkody ni okupu.
Nie wiem tylko z jakiego poziomu to profesura, bo tu nawet panie z przedszkola są profesorkami.
A do roboty można Turków do Kraju nawpuszczać. Żeby znanych niemieckich problemów uniknąć, można ich hurtowo a przymusowo po przybyciu chrzcić i bierzmować.
Ago, zapisuję się do klubu.
A propos niedźwiedzi przypomniała mi się jedna historyjka.
Rzecz działa się w Rosji w latach 90. ubiegłego wieku. Pewien Amerykanin w poszukiwaniu zarobku na nowo rozwijających się rynkach zainwestował w małą wytwórnię prezerwatyw w Moskwie. Biznes wypalił nadzwyczaj dobrze, Sasza – rosyjski wspólnik okazał się uczciwym i zdolnym współpracownikiem, dochody rosły, joint venture prosperowało znakomicie, umowa zaś brzmiała następująco: w razie śmierci jednego ze wspólników firma przechodzi na własność drugiego. Albo jeden wykupi udziały drugiego.
Panowie z czasem bardzo się zaprzyjaźnili, firma kwitła, aż nadszedł pierwszy mały jubileusz. W 5 lat od przystąpienia Amerykanina do biznesu Rosjanin postanowił to jakoś uczcić.
Delikatnie sondując zainteresowania przyjaciela wywiedział się, że ten marzy o polowaniu na niedźwiedzie w tajdze.
Takie polowanie to nieprosta sprawa, Amerykanin starszy, trochę słabujący gość, tajga z niedźwiedziami daleko… Temat porzucono.
Po jakimś czasie Sasza przypomniał sobie jednak, że na wschód od Moskwy, w lesistym terenie mieszka jego znajomy, były artysta cyrkowy i alkoholik, a wraz z nim – były cyrkowy niedźwiedź na emeryturze. Też alkoholik kochający piwo i powoli rujnujący artystę.
Po dłuższych negocjacjach i ustaleniu adekwatnej sumy cyrkowiec zaakceptował pomysł: Amerykanin zasadzi się z flintą w lesie, on na sygnał wypuści niedźwiedzia (znieczuliwszy go przedtem nieco piwem) w jego stronę i niech się dzieje, co ma dziać…
Przy następnym biznesowym spotkaniu Sasza zajechał na lotnisko terenówką z kompletnym wyposażeniem myśliwskim w bagażniku.
– John, mam dla ciebie niespodziankę! Wsiadaj, jedziemy na polowanie, będziesz mógł strzelić do niedźwiedzia!
Po paru godzinach jazdy zatrzymali się na leśnej polance. Wzmocniony jadłem i napitkiem John zasiadł na czatach z zadaniem obserwowania ścieżki schodzącej z małego pagórka.
Sasza udał się w gęstwinę za pagórkiem, gdzie czekał już cyrkowiec z niedźwiedziem na sznurku, obaj nieco zamroczeni, cyrkowiec bardziej, bo wyrzuty sumienia domagały się większej dawki środka znieczulającego. Wspólnymi siłami pchnęli zwierza w stronę ścieżki i zasiedli pod drzewem w oczekiwaniu strzałów. Niedźwiedź ruszył powoli węsząc za kawałkami marchwi rozrzuconymi wcześniej na zachętę…
Czas mijał, ale żadnych strzałów nie było słychać. Po godzinie czekania panowie ostrożnie ruszyli w stronę, gdzie John miał czekać z flintą. Zastali go na wpół przytomnego z oczami w słup i wyrazem bezmiernego zdumienia na twarzy, po niedźwiedziu ani śladu.
Pech chciał bowiem, że dróżką z sąsiedniej wsi dojechał do ścieżki listonosz na rowerze. Na widok niedźwiedzia rzucił rower i torbę z listami, i w panice ruszył w las. W zamroczonym niedźwiedzim łbie zajaśniało – maneż, rower… orkiestra tusz!
Obraz niedźwiedzia pędzącego z górki na rowerze był ostatnim wrażeniem, które John zabrał ze sobą na tamten świat.
Zawał był śmiertelny.
Sasza został właścicielem całej firmy, ale jakoś go to wcale nie ucieszyło 🙁
Ufff!!!! … trzeba mieć szajbę, by brać dzień urlopu i wrócić złachany jak po szychcie 🙄 na szczęście nie wszystko zarosło chwastami
Właśnie to powinno się młodzieży wkładać do głowy na tych całych uniwersytetach: zanim napadniesz, upewnij się, czy aby nie masz do czynienia z profesorem. Ewentualny zysk w takim przypadku nie ma się nijak do ponoszonego ryzyka. 😎
W opowieści Markota o niedźwiedziu jest coś bardzo rosyjskiego (to wcale nie oczywiste, że każda opowieść dziejąca się w Rosji musi być kwintesencją rosyjskości). Ci dwaj alkoholicy, zwierzęcy i ludzki, którego zdrada uruchamia ciąg fatalnych wydarzeń, te dobre intencje biznesmena, które obracają się w swoje przeciwieństwo… Trochę rozbudować i Dostojewski spokojnie by wyszedł. 😉
Irku, może mnie Suka obwarczy, ale trudno, muszę Ci to powiedzieć – masz piękne oczka. 😆
Na szczęście Suka nie ma Oka w głowie 😀
Markocie, serce moje, uratowałeś mi dzień 🙂 .
Uffff!!!!!!!!!! Udalo mi sie przezyc dzisiejszy dzien i to jest powod do swietowania. Dla wszystkich co kto lubi 🙂
Zapomnialam, zem nie mlodka i skusilo mnie zdobywanie Priskestolen w Norwegii. To nie jest wysoka gora, ale pdejscie i zejscie jest szatanskie. Jeszcze ciagnelismy do gory i w dol mloda Japonke z Australii wraz z kej plecakiem bo dziewczyna padla. Mam nadzieje, ze jutro wstane. Pozdrowienia.
Jagodo, już nie pamiętam, ale wydaje mi się bardzo do Mandaryna podobna, tylko bez takiej intensywnej czerwieni.
Gratulacje dla wszystkich, dla których był to dzień osiągnięć. 😀 A jeśli dla kogoś nie był, to… jeszcze jest parę godzin, przynajmniej w tej części świata. 😉
Nisiu, plan na resztę dnia: clubbing. 😎
Jeśli clubbing będzie obcojęzyczny, nie zapomnijcie o dubbingu. 🙂
Skłaniam się przed Panną Kotą w należytym podziwie, bo ostatnio miewałem kłopoty ze zdobyciem średnio trudnego alpinistycznie wzniesienia o nazwie Schody Na Pierwsze Piętro. Doceniam więc zdobywanie wszystkiego powyżej tej wysokości. 😀
Dobry wieczór 🙂
Z Fasoli wybieram ziarenka, Hill odpada w całości.
Do frakcji ogródkowej się nie zapiszę. Mamy chaszcze w chaosie i chaos w chaszczach, Babilas by omdlał. My to coś bardzo lubimy, ale koncepcji i talentu nie mamy za grosz.
Marks ze Spencerem mieliby ze mną problem. Poprosiłabym, najuprzejmiej, o inną kasjerkę, natychmiast.
Z Nisią, to i bez korabbingu się nie obejdzie. 😉
Tylko nie przesadźcie z tym korabbingiem, żeby na drugi dzień nie było słabbingu. 😎
Haneczko, do ogrodników zostajesz przyjęta przymusowo. 😈 Chociaż trochę chaszczy w ogrodzie musi być, żeby dać szansę jeżom i innym żyjcom. A i dobrze wiedzieć, że ktoś ma zapas chaosu, gdyby mi zabrakło własnego. 🙂
Andsol pewnie jeszcze nie wie, że ich nasi wygrali… 😆
Nie ma dzisiaj komentarza ze zwierzynca,nie wiem co tam sie dzialo; zbyt pozno wrocilam do domu.
Nowy,
powitac, powitac.
To dziś sobie odpocznij, Loto, jak wróciłaś późno i pewnie zmęczona. No, chyba że chciałabyś z Agą i Nisią pouprawiać clubbing. 🙂
Ja dziś do zwierzyńca tu i ówdzie zerkałem, ale nie było niczego spektakularnego.
W istocie, andsol nie wiedział. Jak mówiłem Michałowi, który mnie w to wrobił, 150 milionów Brazylijczyków oglądało mecz z Chorwacją, a ten wyrodny Brazylijczyk — chorwacki film, i to wbrew swoim zasadom moralnym, z polskim lektorem.
Nie bylo Bobiku, bo pewnie zwierzyniec poczul czlowieka albo i dwoch na motorze. Nie mniej jednak, tuz przed wieczorem, a nawet juz po ciemku, pokazal sie mis. Lasuch !
Nie wiadomo czym go podrajcowali….
Dobranoc Koszyczku.
Aktualnie u mnie rządzi wirtualtrekking. Oglądam niesympatyczny serial (trzeba naprawdę mieć talent, żeby zrobić niesympatyczny serial o ratownikach) – pół filmu dzieje się w Tatrach moich najukochańszych, w które już nigdy cholera, nie pójdę! A tam te skały, kamienie, głazy, psiklawy, łąki pachnące, dębik ośmiopłatkowy i tojad mordownik!
Cytując Boya: ach, psipsi robię łzami.
Jutro i pojutrze korabbing: Dar Młodzieży dziś przyszedł i stoi przy Wałach. Tylko chyba wszystkich znajomych pan prorektor już wywalił. Nie ma cudnego komendanta ani boskiego intendenta, ani Michała stewarda kapitańskiego, ani Piotra zwanego Tadeuszem, też starszego stewarda, ani starszego oficera, ani pierwszego, ani drugiego, cholera wie, czy trzeci się ostał… A kucharz zwariował. Wracam do gór.
Nisia,
o cholera! No to mi nie żal, chociaż żal. Na pociechę…pamiętam ten dzień!
http://www.youtube.com/watch?v=8_1lnEiiN_s
…i znakomite wspomnienia Ani:
http://www.youtube.com/watch?v=Opc2XH8TW4E
Ano właśnie.
Nisiu, Alicjo,tak sie egzalujecie, a dla mnie to tylko ich praca ,komercja jak kazda. Moze dla innych podobnie?
A na takiej „lodce” /przepraszam bo to pewnie profanacja/,smiertelnie nudzilabym sie. Ciagle ten sam horyzont. Brrrr!
Przapraszam dziewczyny. Oczywiscie jestem w stanie wyobrazic sobie Wasza egzaltacje.Ale jakos to nie moja pasja.
Branoc.
Loto, my z Alicją się przejmujemy, ponieważ, w przeciwieństwie do Ciebie kochamy morza i oceany oraz kochamy żaglowce. Dla nas to wcale nie jest „ciągle ten sam horyzont”. Zresztą wiemy, że to nieprawda. Znamy też członków załogi, którzy musieli zejść z fregaty i wiemy, jak bardzo to było dla nich przykre. Praca na żaglowcu jest specyficzna, trzeba ją kochać, a oni kochali i pracę, i wielkie żagle, i ten konkretny statek. Zaprzyjaźniłyśmy się tam. Ja w sumie pływałam z nimi ponad cztery miesiące. Alicja krócej, ale zdążyła ich poznać od najlepszej strony.
Nie sądzę, aby którakolwiek z nas się egzaltowała. Wspominany z przyjemnością pobyt na pokładzie tego najpiekniejszego statku świata – a Ciebie przecież nikt na morze siłą nie ciągnie, prawda?
Przy okazji – łódka, o której mowa ma 109 metrów długości (wliczając w to bukszpryt), 14 metrów szerokości, ponad trzy tysiące metrów kwadratowych żagli na trzech masztach rejowych o wysokości prawie 50m każdy.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/DarIZawszeTenSamHoryzot#6024235795820882226
Bardzo dziękuję za powitalne słowa i przyjęcie. Mówiłem, że tu miło!Pasztetówkę macie pyszną a i róże tu pachną przyjaźnie.
Proszę mnie tylko nie wciągać do Blogowego Towarzystwa Kochania Ogrodnictwa, chociaż entuzjastów kwiatków, krzewów i drzew w pełni rozumiem.
O hortensji mogę tylko wspomnieć, że jak im bardzo kwaśno w korzeniach to ze złości niebieszczeją, dlatego przed sadzeniem dobrze jest wymieszać ziemię z dużą ilością kwaśnego torfu. Pomoże to w kwasowości podłoża I jego wilgotności. A brązowych liści może być mnóstwo przyczyn – po pierwsze sprawdziłbym, czy aby kiedyś przesuszone nie były, bo pić to one lubią. Przesuszone potrafią gubić liście dopiero po jakimś czasie.
Nisia dobrze radzi przekwitłym różom łby nasienne ucinać, nawet to cięcie powinno byc znacznie dłuższe. Taka różana aborcja stymuluje krzewy do następnego szybkiego kwitnienia. Dlaczego tak się dzieje? Nie chcę tutaj świntuszyć.
Okropnie nie lubię dyrektora szpitala św. Rodziny. Aż zadzwoniłem do sekretariatu prosząc o przekazanie mojego oburzenia. Groch o ścianę.
Ale się rozpisałem, a mówią, że pierwsza wizyta powinna być krótka.
Do jutra 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry Koszyczku, miłego dnia 😆
Panno Kota,
szacun i żal, że mnie tam nie ma 😎 Z którego miejsca wyruszaliście na trasę?
Serce, strasznie dużo muszę mieć tych serc 😉 oddałam Norwegii 🙄
Bobiku,
jak już przetrzesz zaspane oczęta, wypijesz należne Ci wiadro kawy, że o pasztetówce nie wspomnę 😯 zajrzyj, proszę, do poczty 🙂
Irku,
oczko cudne 😆
My zaniedbaliśmy nieco nasze i teraz Jagodowy wpadł w szał czyszczenia. Efekt jest taki, że woda jest coraz czystsza, ale moje ukochane nenufary nie mają szans zakwitnąć, bo Jagodowy furt wylewa starą wodę 👿
Jak zobaczyłam Twoje oczko, to zarządziłam szlaban na to czyściochostwo 😉
Dzień dobry,
w sobotę w Królikarni coś dla frakcji ogrodowej 🙂
http://wzorytargi.pl/wzory-edycja-ogrod-czerwiec-2014/
A z mojego zakładania ogrodu w tym roku nici 🙁 .
Miły sąsiad, któremu zaproponowałam, żeby, jeśli ma ochotę, korzystał z części mojej działki, ale tylko przy drodze, źle mnie zrozumiał i całą działkę obsiał kukurydzą. I teraz muszę czekać do zbiorów. Kiedy są kukurydziane żniwa?
Dzien dobry 🙂
Piatek trzynastego 😈 😈
Herbata
Wlasciwie powinnam byla zaserwowac czicze, andyjskie piwo produkowane z kielkow kukurydzy przezutych przez mloda Indianke 😀
Jagoda,
nie wymieniam wody w oczku. Usuwam tylko nadmiar glonów i przekwitłe kwiatostany oraz żółknące liście. Uzupełniam też wodę, ale to jest woda wodociągowa.
O rany, Lisku, skąd ja mam wziąć młodą Indiankę? 😉
Zmoro, to jest pewien problem 😆
Dzień dobry 🙂
Późną jesienią, Zmoro.
Młodą Indiankę późną jesienią 🙄
Dzień dobry 🙂
Najpierw ostrożnie się budzimy… 😉
Gdy mroku kruszy się skorupa,
co nocy zapowiada koniec,
budzi się ogrodnicza grupa,
przeciera oczka zapluszczone.
Na widok ten niejedna główka
zdumiewa się i blednie kufa,
bo w oczku żadna tam tęczówka,
a piasek, żaba i nenufar.
Coś przemknie po zielonej rzęsie,
coś płetwą złotą zamigocze,
chlupnie… i już przegląda dzień się
w dziesiątkach ogrodowych oczek.
Potem kombinujemy coś do picia… 😈
Pewna młoda Indianka z Itza Chichen,
przeżuwała kukurydzę na cziczę.
Poprzez pola gromady klientów
pchały do niej się pośród zamętu,
powodując spore szkody ogrodnicze. 😯
Ooo, limeryczą, a ja muszę pracować 🙁
W oku Vesper łza gorzka się kręci:
limeryczyć nie może mimo chęci.
Tak okropna to szkoda,
że i święcona woda
nie pomoże, ani nawet wszyscy święci. 😥
Nowy, Ty naprawdę zadzwoniłeś do Świętej Rodziny, żeby powiedzieć, że nie lubisz dyrektora? 😯
Maładiec! 😆
Cóż, że to piątek trzynasty,
z Bobikiem nie jest on straszny 😎
rymem wywinie Pies,
zaraz ucieknie stąd bies,
aż na kraj świata przepastny 👿
Bies ostatnio dość niemrawo bryka
w okolicach Wisły, Odry, Bugu,
bo okropnie się boi Terlika,
co go karmi Flondrą – polskim fugu. 😈
Czy was pogięło, dobry Boże,
wierszyki pisać o TEJ porze?
Ledwie świtało,
spanka za mało!
Mózg mój myśleć absolutnie nie może!!!
Według Nisi ranek nie jest cacy,
mózg jej wtedy odmawia współpracy,
lecz korby gorsze by bywały,
gdyby strajkował przez dzień cały,
jak to mają niektórzy rodacy. 🙄
Śpij spokojnie Nisiu,
z pieskiem tuż przy pysiu,
czuwa ranna zmiana,
z rzetelności znana,
nie zrobi ci krzywy ni bies ni inny urwisio 😉
Bobik, zwierzę zasadniczo mądre,
od poranku sięga już po Flondrę.
Oj, Bobi, Bobi,
co Bobi robi?
Nie jest Flondra wszak rozsądku jądrem!
Bobiku,
czy miałeś jakieś wiadomości od Heleny? Czy doleciała bez przeszkód i dopilnowała torebki?
Ja tam od rana sięgnęłam po salceson 🙄
Ach, grom na moją głowę biedną!
Rację ma Nisia, gdy zagaja,
że Flondra to nie jądro jedno,
ale kompletne, rzewne jaja. 😛
Puchalu, Helena żadnego cynku nie dawała i się zastanawiam, czy już się na nią obrazić, czy jeszcze poczekać. 😉
Delikatnie wszedł tu Nowy,
toteż nikt nie był gotowy
na to,że on łupnie
że on huknie,
niczym marszałek polowy 😉
Haneczka, wzór niedościgniony,
od rana rąbie salcesony,
w dzionka połówkę
je pasztetówkę,
a wieczorem fuagrę i jambony.
Kto to widział, by od świtu
wierszykować, pitu, pitu?
Pod koc się rymnę
i kapkę zdrzymnę.
No więc żeby cisza była mi tu!!!
Nowy łupnął, lecz nie tutaj wcale,
w innym miejscu się zjawił jak walec,
by za siebie i za nas
obsobaczyć Chazana,
za co głośno niniejszym go chwalę. 😀
Pracę na blog dziś przyniosła
Vesper,i sobie gdzieś poszła,
rzuciła na mnie się praca,
że niby się mi opłaca,
więc znowu robię za osła 🙁
Bez wierszyków żyć? Zbyt ciężki los! 👿
Na to krzywi się mój pieski nos,
ale mogę swe wierszyki
ograniczyć do grafiki
i na razie wyłączyć głos. 😉
Moim, psa leniwego zdaniem,
praca jest gorsza niż piranie,
gdy nieszczęśnik który
wpadnie w jej pazury,
tylko z niego krwawica zostanie. 👿
Dziś w Koszyczku roz … ducha 👿
śmichy od ucha do ucha,
każdy wnet by kozła fiknął
gdyby, basta! nie krzyknął,
przebrany za Nisię, gajowy Marucha 😉
Gdy śpi gajowy, budzi się zwierzyna
po czym dopiero tańcować zaczyna! 😈
Toteż czas, Psie drogi,
zadąć by w żałobne rogi
po tych, co się zbyt guzdrały
i w porę nie dały
przed robotą nogi 🙁
Wiązana? Od rana…? 😯 🙂
A raczej:
Wiązana?
Od rana …?
😯 🙂 🙂 🙂
Gdy śpi gajowy, żaby warczą 👿
Odpadam niechętnie 🙁
do roboty uwiązana wrrrr 😉
Na Florydzie, daleko ździebko,
twardo milczy Helena z torebką,
nie otworzy nic dzioba,
chociaż pies, pełen obaw,
się powoli żegna z piątą klepką! 👿 😥
Wierszowi memu dała w pysk
i poszła spać
pietruszka i nać
pietruszka i nać …
Dziwił Lisek się, że już rano
blog zasuwał mową wiązaną,
lecz wszak byłoby gorzej,
gdyby od rannej zorzy
tu rozwiązłej mowy używano. 😆
Rozwiązla czy wiązana,
te od samego rana
blogowej zorzy nie grożą…
Nie wczesniej niz dziesiata
Pies Bobik sie przeciaga
i pyta „A gdzie kawa? ” 😉
Lece po zakupy 😆
Krótka historyjka o tym, jak to jest z moją dzisiejszą pracą
Ranek nie jest wow.
Kto nie chciał,
Lecz wstał,
nadal by spał.
Na biurku czeka robota.
Na szczęście mam kota.
On się na tę robotę
Położył pokotem
I spał
I miau
I rrraauuu
Konkluzja:
Lepiej nad rymem się trudzić
Niż kota ze snu zbudzić 🙂
Im dłużej się nie odzywa, tym bardziej milczy.
Też się martwię.
Przebiegłam się świńskim truchtem po wiadomościach, świat jeszcze istnieje, to dobrze. Ciśnienie mi się trochę podniosło, kiedy przeczytałam wypowiedź ekspertki w wieku Marysi z Gorzowa:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,16145296,FOR_u_przepis_na_Polske__czyli_dlaczego_mamy_isc_sladem.html?biznes=trojmiasto#BoxBizTxt
Ale to też dobrze, bo jak się ma 90/60, to się nie da nic zrobić.
Wracam na żabią farmę 👿
Tak koty bardzo przekonująco leżą i/lub śpią. 🙂
To znaczy, że ci ze 150/110 absolutnie nie powinni czytać gazet? 🙁
Czy tylko wypowiedzi młodocianych ekspertek? 😈
Ależ mogą czytać, Bobiku. Jest tyle czasopism o ogrodnictwie 🙄 Tam się młodociane ekspertki nie wypowiadają.
Pewien pies, co ciśnienie miał spore,
późnym rankiem obleciał Agorę,
tak mu wzrosło od tego,
że pomachał kolegom
i padł trupem jeszcze przed wieczorem. 😯
We Frankfurcie nad Menem
Mieszkał pies z nadciśnieniem
Zgodnie z nowym standardem
Rano czytał „House&Garden”
I miał spokój z leczeniem
😀
Nie przekreślajcie małoletniej Anny Patrycji, może się jeszcze wyrobi w tych biznesach. Prawie 30 lat temu byłem na b. poważnej imprezie naukowej, gdzie produkował się prawie magister ekonomii, gwiazda wschodząca pionowo, i prezentował wyniki swoich badań nad sytuacją, aspiracjami itp. ludności pewnej gminy. Metody tylko amerykańskie, dużo wykresów, aż jednemu z bystrzejszych uczestników wydało się podejrzane, że słupki wszędzie pokazują, jeśli nie 0 i nie 100, to 33,3 albo 66,6. Indagowana gwiazda wyjaśniła, że badania przeprowadziła na próbie 3 (trzech) osobników. Nastąpiła cisza zakłócana chrząkaniem. A kiedy spojrzałem w internety, to teraz on jest prezesem jakiejś organizacji od teoretycznego wspomagania biznesów, w randze doktora. Można? Można. 😎
Najedli się, napili, nawierszykowali – tera niech tańczom!
http://www.youtube.com/watch?v=NIb0eoR2sHA
Aj! Gewałt! Siedzę w poczekalni! 👿
Chcę do poczekalni ❗
Łomatko, co za zwariowany kocioł ❗ 👿
Niech mnie ktoś uszczypnie, to nie może być prawda 😯 🙄 👿
Wodzu, masz w sobie wielką wiarę w człowieka 😈 Ja też. Powiedzenie „kto się wróblem urodził, orłem nie umrze” ujmuje jej sens trafnie, choć w uproszczeniu 😈
Choć ekspertka odstawiona od mamy
gospodarcze ma ciężkie omamy,
to na wniosek z publiki
wstrzymujemy krytyki
i chwilowo jej nie przekreślamy. 😈
O, kufa mi się zcudzysłowiła, zamiast zdwukropkować.
Tarmoszenie obrazem przy aplauzie tłumu 😯 I to jest chyba jakiś tutejszy, kaszubski zwyczaj ludowy 😯
Wróbelek to bardzo przyjemny ptaszek, niedługo będzie pod ochroną.
Że co nie może być? To się dzieje naprawdę w miejscowości Wejherowo, Kaszuby, Polska. Taką tradycję wymyślili. Znam się na tym, bo pół życia z przerwami tam mieszkałem. 😎
Święci powinni robić swoją robotę i znać mores. Dlatego trzeba im czasem pokazać, kto tu rządzi. 👿
Nie myślcie, że sobie jaja robię. Dawnymi czasy wcale nie było rzadkością karanie figur św. Floriana czy Jana Nepomucena za niedopełnienie obowiązków służbowych. 😈
Tradycja? 🙄 Ten po … taniec ze świątkami na błocie 😯
Czy to nie o tym?
http://www.youtube.com/watch?v=oDuR094k2ds
To po co nasza telewizornia kupuje te wszystkie zagraniczne formaty? Jak tu mamy pełen opał? ..piiii … piiii … piiii … (wizja i fonia wysiada od …. piiii)
Jeszcze trochę a się na ateizm nawrócę 😎
Przecież PB nie mógłby patrzeć spokojnie na takie kwadratowe jaja 👿
Jagodo, zapraszam 🙂 🙂
Lisku 😆
Wiecie co, myślę, że ten filmik to zmontowała i porzuciła Nisia, z zemsty za poranne tupanie wierszykami 👿
Taka jest prawda i tego się będę trzymać 😎
Jest mis
Sekretarka w klubie ateistów poszła na urlop, na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Tylko ona ma klucz do biurka z pieczątką i z formularzami, więc do końca sierpnia proszę cierpliwe pozostać przy swojej wierze i modlić się, by ona nie wróciła nawrócona na coś.
On tu już był ten filmik, Nisia niewinna.
Bez formularza i pieczątki się nie da? 😯
U mnie sie da 🙂
Lisku, nie omieszkam wstawić się osobiście po stosowny certyfikat 😉
Wstawic sie? Prosze bardzo 😆 Mam niezle wino, campari, a takze cos mocniejszego 😀
Campari 😆
Z kostka lodu i paroma kroplami cytryny 🙂
dokładnie tak 😆
Lisek z Jagodą w Jerozolimie
piły campari w lecie i w zimie,
nie żałując siły,
bowiem po to piły,
by o feretronach pamięć wymieść. 😎
Po piaszczystej polskiej drodze pognał rozum w siną dal
Hej, ciemna noc i mglista
Hej, bat nad końmi śwista
Rozum zniknął. Koni żal.
Babilasie, za ile sprzedasz piękne słowo „katoholizm”?
Uprzedzam, że jak się będziesz drożył, to po prostu wezmę i ukradnę. 😈
W zwierzyncu pieknie.Witaliski maja sumpatycznego goscia.Nieopodal ich nory odpoczywa sarenka. Od jakiegos czasu czesto tu zagladaja.
Male ospreys same w domu. Mozna im sie dokladniej przyjrzec.
W niedwiedzim borze ptaki sie przekrzykuja na potege. Pewnie wczoraj panowie poprawili fonie.
Bedzie lepiej slychac jak ciamta odyniec.I tak robil to glosno I… po sw…..sku.
U Kapustow pelna klatka. Chyba czas, aby Brad sie wyprowadzil, zajmuje najwiecej miesca.
Dobranoc Koszyczku.
Campari na aperitif najlepszy z sokiem pomaranczowym. Dla mnie . 🙂
Loto, Ty już idziesz spać, czy dopiero? Bo na drugiej półkuli to czasem trudno wyczuć. 😉
Bambi już nie zastałem, ale radosne skoki witalisków obejrzałem na tyle, na ile się dało. 🙂 Strasznie zarosła ta nora i chwilami mało widać.
Ospreyątka dzięki doniesieniu złapałem jeszcze nieprzykryte rodzicem. 🙂 Bardzo są one urodziwe, w przeciwieństwie do młodych kapuściątek, które w dzieciństwie wyglądają szkaradnie, dopiero potem pięknieją.
Misiek znowu buszuje
http://robertkuwalek.blox.pl/html
Bobiku, u mnie wczesne popoludnie.
To dobranoc to do Was, tzn. do tych, ktorzy nie dlugo pojda spac.
Mis na polanie. On tez glosno je.
Miś ciamka!
Katoholizm w postaci czystej:
http://wyborcza.pl/1,75248,16146590,Powierza_miasto__Niepokalanemu_Sercu_Maryi___Ale_po.html
Takich miast w Polsce są dziesiątki. Wystarczy wpisać ” miasta zawierzone „
Irek, nie załamuj mnie!!!
Trudno, Babilas nie zgłosił żadnej oferty, więc byłem zmuszony do kradzieży. Ale nie będę z jej owoców korzystał sam – są do ogólnego użytku, w nowym wpisie. 🙂
U liskow pojawila sie sarenka. Niedawno paslo sie tam cale ich stado, lacznie z niedawno narodzonym malym Bambi – jak to ladnie Bobik nazwal. Niektore sarny widac, ze tez oczekuja potomstwa.
A liski wypatruja mamy z kolacja. Stoja na sciezce, ktora ona zawsze wraca ze zdobycza.
Ladna ta natura!
Bobiku: dzie-ku-je-my!