Raz na ludowo
Demokracjo, cóż za kroki słychać na ulicy?
Oj, matulu, to po bruku idą marszownicy,
obwieszczają, że mnie będą bronić przed układem,
a ja nie wiem, czy przed nimi schować się dam radę.
Córuś moja, od tych obron może będzie lepiej?
Oj, matulu, tak obronią, że mi spuchnie ślepie,
pryszcze wyjdą na gębusi, czółko się obniży
trzeba będzie na urodzie mej postawić krzyżyk.
Krzyczą, córuś, twoje imię. Czyż ci nie jest miło?
Oj, matulu, drżę ze strachu przed tych gardeł siłą,
słabnę, chudnę i na zawał się przekręcę w końcu,
bo nikogo się nie lękam tak, jak tych obrońców.
Córko droga, toż dla ciebie ten marszowy tupot.
Oj, matulu, czemu oni biorą mnie za głupią?
Nie przybyło mi dobytku od tego wzmożenia,
ucho tylko obraziły zbyt fałszywe pienia.
Straszna z ciebie niewdzięcznica, córko ma wyrodna!
Oj, matulu, czemu każdy puchar mam pić do dna?
Niech już przejdą, niech rozwieje wiatr kłamliwe słowa,
a ja wtedy będę mogła się zregenerować.
„Prezes PiS podkreślił, że dziś trzeba też pamiętać o wszystkich innych ofiarach komunizmu. ”
???
I Ziobro i Gowin, sami moi ulubieńcy. A gdzie trójka z Madrytu??
Jak dobrze, że telewizji nie mam…. szlag by mnie trafił.
Komunizmu, komunizmu… A o ofiarach losu to kto będzie pamiętał? 👿
ja Bobiku, ja pamietam, stalem tam gdzie ZOMO, pomiedzy trzema takimi:
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/10846221_825509607501434_7584557949144936740_n.jpg?oh=178d871aae5f9e34a8fc0541a86b540d&oe=55049FF5&__gda__=1426367647_7fd61d501ac9fd5f57df511d237c591d
pamietam tez smak strachu, ciagle jeszcze…. a to juz tyle lat…….
dzisiaj przegladamy do 22:00, okazuje sie ze wiekszosc lubi dotknac, przekartkowac osobiscie, Amazon zabral nam wiekszosc kupujacych z listy bestselerow, inni przychodza i placa mi moja pensje 🙂 🙂 i to swietniw TAK 😀
szuruburu
brykam fikam 🙂
ja tak zapamiętałam 13.12 – mieszkałam wtedy w akademiku przy pl. Narutowicza w W-wie, wstałam rano, wyjrzałam i zobaczyłam pod oknem czołg i uzbrojonych żołnierzy. Ten widok przeraził mnie tak bardzo, że nawet idąc do kibelka (były wtedy wspólne sanitariaty, po jednym na piętrze), brałam ze sobą duży kuchenny nóż. Nic więcej z tego dnia nie pamiętam, tylko ten nóż.
Cholera, chyba złamię klawiaturę. Jak widzę te prawoskrętne szczyty, na które potrafi się wspiąć mowa związana, to mi się robi głupio za moje wypociny. 😳
Wspólne śpiewanie „Ojczyzno ma tyle razy we krwi skąpana”. Poszczególne grupki spontanicznie intonują też inne utwory. Jedna kobieta śpiewa: „Pokolenie JP2, ojczyznę swą zbaw. Ja i ty, ty i ja, pokolenie JP2”.
Czemu ja tak nie umiem? 👿
Oglądam z nadzieją. Że ujrzę uśmiechy szczere i usłyszę śmiech perlisty i radosny.
@adomi
Mnie i innym nawet tyle nie dano. Musieliśmy akademik opuścić dość gwałtownie. Trzeba było miejsce dla umundurowanych zwolnić.
bez komentarza (bylby ponownie „obrazliwy”), Wodz Polskiej Lewicy (?):
http://www.sld.org.pl/aktualnosci/14621-wypowiedzi_leszka_millera_na_temat_raportu_ws_wiezien_cia.html
No ja pamiętam z 13 grudnia 1981 odwiedziny wuja Emila z Rybnika, który przyjechał tego dnia syreną z zepsutym radiem, a że wyjeżdżał wcześnie rano, nie wiedział o ogłoszeniu stanu wojennego (powiedzieli mu dopiero żołnierze, ale już za połową drogi, więc zdecydował jechać dalej). My siedzimy, słuchamy Wolnej Europy, a tu na podwórze wjeżdża wuj. Myśleliśmy w pierwszej chwili, że uciekł ze Śląska przed pacyfikacją (wuj był górnikiem) i zastanawialiśmy się, gdzie go przechować.
Mój teść natomiast 13 grudnia wracał nad ranem z polowania. Miał trochę kłopotu, gdy zatrzymali go na rogatkach Warszawy w stroju powiedzmy partyzanckim i ze strzelbą w samochodzie. Rozzbroił zomowców tekstem, że głupio byłoby tak pierwszego dnia wojny zginąć.
A ja pamietam, ze gdy dotarlam o czwartej rano do redakcji (Kuma do mnie zadzwonila z Nowego Jorku i powiedzialam ze ma przed oczami jakas dziwna depesze Reutersa o wojsku na nocnych ulicach Warszawy) to byla tam juz spora grupa kolegow, ktorzy tez wyrwani ze snu przybiegli do pracy.
I pamietam nazajutrz wielka radosc dwu dziadow endeckich, ze nareszcie zrobili w Wraszawie porzadek z Solidarnoscia. Jeden z dziadow, ze slynnej endeckiej dynastii z Poznania tlumaczylk mi, ze „martial law” to nie zaden stan wojenny, tylko stan wyzszej koniecznosci!.
A jeszcze 24 godziny pozniej uczestniczylam w wielkim wiecu w Hyde Parku, a towarzyszyla mi dzielnie zapadajac sie w mokre bloto siostrzenica… tow. Moczara, moja mlodziytka sasiadka Magosia, nasza lokalna prostytutka, bardzo mile dziewcze.
Kibelki w akademiku zatykały się spuszczaną bibułą. Wizja przeszukań jakoś do mnie nie przemawiała i moje papiery ocalały. Dzielnie zniosły wszystkie przeprowadzki 🙂
Ja też pamiętam, to była niedziela, wracałam z moim 9-letnim synkiem z kościóla, a sąsiad w windzie mówi, że mamy wojnę.
Nie uwierzyłam mu, właczyliśmy telewizję, a tu Jaruzelskiego dają.
Naprawdę się bałam, że będzie konfrontacja. Miałam znajomych sąsiadów, którzy ostrzyli sobie zęby na partyzantkę uliczną i uważali walkę za oczywistą oczwistość.
Zdumiewało mnie to, bo nie mogłam zrozumieć na co liczyli.
Pamiętam mowy jastrzębi z Solidarności prących do konfrontacji, do dzisiaj nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby (powiem pewnie coś strasznego) nie internowanie.
Inna sprawa, że w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że odzyskamy suwerenność za mojego życia.
„Bez takiej zyczliwej, uwaznej, wspolodczuwajacej obserwacji, deklaracje o niezetknieciu sie z antysemityzmem sa delikatnie mowiac bezzasadne, a umniejsznie cierpien, ktore byly w koncu horendalne, bardzo nieeleganckie.”
Przepraszam za powrót do wczorajszego, ale to jest moralizowanie równie niesprawiedliwe, jak niewiara Heleny w opowieści tych, którzy opowiadali o niezetknięciu się.
Horrendalne cierpienia, Michnik pozwalał sobie nazywać rok 68 horrorem horrorów…
Czy mógłby mi ktoś opowiedzieć, jak „technicznie” wyglądał ten exodus Żydów w 1968?
Czy tak jak repatriacja prawie 2 milionów Polaków z Kresów?
Macie 3 dni na spakowanie, do dyspozycji pół wagonu bydlęcego na rodzinę…
Na ile prawdziwe jest to oświadczenie (Krystyna Miller, Toronto)
Ja z rodziną wyjechałam w 1968 r., dostając zezwolenie na wyjazd do Izraela. (…) Pragnę z całą odpowiedzialnością przekazać informacje, które towarzyszyły tym wydarzeniom:
1. Nikt ani nas, ani Żydów z naszej grupy liczącej około 250 osób z Polski nie wyrzucał. Była to nasza dobra i nieprzymuszona wola.
2. Obywatelstwa polskiego zrzekaliśmy się dobrowolnie. Nie było żadnego przymusu. Postawiono jeden warunek, na który zgodziliśmy się: chcesz wyjechać z Polski – zabieramy ci obywatelstwo.
3. Otrzymaliśmy od rządu odprawy finansowe.
Proszę mi tylko nie zarzucać, że popieram politykę ówczesnych władz, akceptuję nagonki i wypychanie ludzi z ich stanowisk oraz lekceważę niewątpliwy dramat ludzi podejmujących decyzję o wyjeździe. Nie relatywizuję też osobistych przeżyć i tragedii, ale proszę też o akceptację tego, że były w Polsce okolice, gdzie Żydzi mieli postać mityczną, w małych poniemieckich miastach i wsiach nie było żydowskich śladów, bo nie było tam też przed wojną gmin żydowskich, były za to cmentarze niemieckie, które w latach 70. zrównano z ziemią.
Ludzie przesiedleni o tysiąc kilometrów od swoich stron rodzinnych mieli naprawdę inne zmartwienia…
A świat nie był wtedy globalną wioską i wszystko stało w internecie.
Zupełnie inne odczucia się ma podróżując po Podkarpaciu, Małopolsce, Lubelszczyźnie…
Pamiętam moją wizytę w Lelowie, kilka lat temu. Kolega ze studiów zaproponował odwiedzenie kilku atrakcji na Jurze. Jakieś zamki, skały, a potem…
– Pokażę wam główną atrakcję Lelowa, tylko muszę poszukać człowieka z kluczem.
Znalazł, otworzył blaszane drzwi jak do garażu, a w środku – kapliczka (ohel) cadyka Dawida Bidermana.
Był już zniszczony, zbudowano na jego miejscu GS, później odbudowano, oddzielono ścianą od sklepu, teraz jest źródłem biznesu, bo jest odwiedzany przez licznych chasydów i można na tym zarobić.
Wymyślono nową tradycję –
Święto Ciulimu i Czulentu
PS
Nie oczekuję podjęcia tematu, to tylko taka mała dygresja.
Grudzień 81, Boże Narodzenie. Otrzymuję kartki świąteczne, wysłane bez koperty, aby ułatwić pracę kontrolerom. Na każdej kartce stempel: OCENZUROWANO
Czy kot Mirdechaj, to jest Mordka?
Bobiku, ja Cię serdecznie proszę, pielęgnuj to swoje nieumienie. 😎
Czy mógłby mi ktoś opowiedzieć, jak „technicznie” wyglądał ten exodus Żydów w 1968?
Tak Markocie, ja moglabym. Ale czy to ma byc na zasadzie rywalizacji z Twoim opisem repatriacji z Kresow?
Markocie, indywidualne doswiadczenia ksztaltuja swiadomosc. Ja mowie po prostu, ze zeby dyskutowac o rasizmie np wobec czarnych np, dobrze jest wiedziec jak czarna spolecznosc to odczuwa, a nie przywolywac wszystkie przypadki nierasizmu, ktorych ja rozumiem, ze jest wiele.
Indywidualne postrzeganie pewnych zjawisk i traktowanie ich jako np rownowazne moze byc rozne. Np ty niedawno pisales, ze nie wiadomo dlaczego Polacy gotowi sa rozgrzeszac Ameryke, a z niewiadomych powodow nie maja podobnej wyrozumialosci dla Rosji. Ja mysle, ze te powody sa znane, np wymordowanie polskich oficerow w Katyniu czy wkroczenie do Polski 17-go wrzesnia 1939 moze rzucic cien na wzajemne zaufanie.
Zaczęła się kampania wyborcza. Wzięli pod flek prezydenta – wywiera presję na sędziów, żeby ukryć fałszerstwa.
Tak, Siodemeczko, Mirdechaj mi sie napisalo gdyz mam doszczetnie starta slepa klawiature, gdyz opetany ambivja dorownania Rysiowi zanadto ja czyscilem. Ponadto podejrzewam, ze moje lapy wydzielaja kwas ortofosforowy, wiec literki na kalwiaturze trwaja z grubsza dwa miesiace po podlaczeniu do kompa.
„Ale czy to ma byc na zasadzie rywalizacji z Twoim opisem repatriacji z Kresow?”.
Jak nam, Lisku, zabraknie bydlecych wagonow do Widnia, to zawsze moge dorzucic opis transportu do Treblinki 😉
Kocie, to samo przyszlo mi do glowy 😆 W tej grze mamy asa, tyle ze sama gra troche bez sensu…
😈
Pieseczku, zapomnialem wspomniec, ze piesn jest przepiekna i juz ja troche poroznosilem pod wirtualne strzechy.
Markocie, nie chcialam Cie urazic, ale mysle ze lekcewazenie nieszczesc jednego czlowieka dlatego ze drugi cierpial bardziej mija sie z sensem. Chyba po prostu bol przez Ciebie przemowil, bo czytam Twoje komentarze juz od jakiegos czasu, i to do Ciebie niepodobne.
Markocie, proszę przestań. Bardzo proszę.
@markocie
A czy przyjrzałeś się dokładnie człowiekowi z kluczem?
Dla uzupełnienia. Naprzeciw groby cadyka Lelovera jest synagoga. Też częściowo odbudowana przynajmniej taki stan widziałem również kilka lat temu. Do niej klucz też dzierży człowiek. Inny niż ten od grobu. Warto zamienić z nim kilka słów. Wyrazi przy okazji opinię na temat klucznika grobu. W samej synagodze jedyną w pełni odnowioną częścią była wówczas mykwa. Nie wiem jak jest obecnie.
Taki wtręt. Kiedy z żoną wysiedliśmy z autobusu na miejscowym ryneczku powitał nas osobiście wójt Lelowa. Nie żebyśmy byli jakimiś specjalnymi osobistościami. Po prostu nadzorował prace remontowe na skwerze, a w busie byliśmy jedynymi wówczas obcymi. Też usłyszeliśmy kilka opinii dotyczących chasydów, corocznie w styczniu przybywających do grobu cadyka. Na koniec zastrzegł, że oczywiście żadnym antysemitą nie jest.
Na marginesie, ciulint i czulent w wydaniu lelowskim jest mocno przereklamowany. Podobnie jak śliwowica lelowska i ichni gęsi pipek. Takie przynajmniej były moje osobiste doznania po degustacji w miejscowym odpowiedniku restauracji gwiazdkowej.
Bobiku przekazuje: „wspaniale” , to pochwaly 🙂 🙂 za wstepniak
zrozbawilem sie czytajac o tesciu babilasa 🙂 🙂 mial szczescie, ZOMO i WP byli bardzo nabuzowani i oczekiwali zbrojnego oporu, szczelba to juz tuz, tuz do oporu…….. ale historia slodka 😀 😀
Najpierw o mnie per PB, teraz „pochwalony”… Ciekawe, do czego tu jeszcze dojdzie? 😈
Kocie Londynski, jestes za cienki w uszach i NIGDY (slownie nigdy) nie doczyscisz swojej klawiatury do krystalicznej czystosci i diamentowego polysku rysia klawiatury, w tym jestem najlepszy, ocieram sie o boskosc 🙄 😎
Bobiku, wspaniale jest! 😀
Poczekaj Rysiu. Kiedys tak doczyszcze, ze Ci ks. Oko zbieleje
Króliku,
bardzo mi przykro 🙁
Polskie władze inaczej traktują USA i Rosję z bardzo prostego powodu.
Polska należy do NATO, i ma wynikające z tego zobowiązania, na wypadek ataku na jednego z sojuszników. Na USA dokonano ataku terrorystycznego. I wcale nie było wtedy pewne czy na tym się skończy.
Z Rosją nie jesteśmy w sojuszu wojskowym.
W życiu nie lekceważę niczyich cierpień, ale odczuwam wielki dyskomfort, gdy się ode mnie oczekuje przyznania do lekceważenia (niezauważania) przejawów antysemityzmu, które na mur-beton były, tylko ja je wypieram z pamięci 🙄
Co do Lelowa, to już nie będę dalszych szczegółów opisywać, bo dla mnie tam zionęło ze wszystkich stron niechęcią do byłych mieszkańców, komercją i chciwością.
Pomieszczenie z grobem cadyka było świeżo pobielone, ale tak niechlujnie jak tylko można. Posadzka i sarkofag nie zostały osłonięte, wszędzie rozbryzgi farby… Mnie objął chłód i smutek na ten brak pieczołowitości, którego nie uświadczysz w żadnym katolickim przybytku, ani na żadnym polskim cmentarzu.
Króliku,
przyjmij najcieplejsze wyrazy współczucia.
Cały czas jakoś nie udaje mi się wyjaśnić 🙁 , że we wczorajszo-dzisiejszej dyskusji chodziło (mnie przynajmniej) o dwie odrębne sprawy, które się uzupełniają, a nie wchodzą w konflikt. Więc może ja jeszcze raz to wyraźnie rozdzielę.
1. Antysemityzm i traumatyczne przeżycia Żydów.
Jakiekolwiek zaprzeczanie temu czy pomniejszanie byłoby nieuczciwe i absurdalne. I oczywiście, że uwagi o obnoszeniu się z cierpieniem albo „licytacje” są tu niedelikatne i mało empatyczne. Opowieści o cudzym cierpieniu można tylko z pokorą wysłuchać i spróbować współodczuwać, ze świadomością, że nawet największe współczucie nie jest tym samym, co przeżycie na własnej skórze.
2. Możliwość, że w pewnych miejscach (w pewnym pokoleniu?) problem antysemityzmu nie istniał.
Odrzucenie z góry tej możliwości byłoby nie tylko niezgodne z doświadczeniem wielu obecnych tu osób, ale też nie pozwalałoby dostrzec zjawiska, które w opisach dość wyraźnie się ujawniło. Chodzi mi o zaniknięcie gdzieniegdzie antysemityzmu, ale za cenę całkowitego „zamilczenia” Żydów. Bo nikt z opisujących (ze mną włącznie) nie mówił „u nas się Żydów kochało”, tylko „dla nas Żydzi nie istnieli, w ogóle się ich nie wspominało, nic się o nich nie wiedziało”.
Mnie się wydaje bardzo ważne, żeby to dostrzec i historycznie umiejscowić. Bo kiedy sobie to zjawisko wyraziście uświadomiłem, zaczęło mi świtać, co się – być może – stało potem, dlaczego antysemityzm, który już wydawał się w odwrocie, nagle znowu nabrał takiej siły. Ale żeby to zanalizować, trzeba wziąć pod uwagę również to jego czasowe lub miejscowe zaniknięcie.
Nie wiem, czy teraz trochę lepiej widać, że te dwie sprawy nie wchodzą w spór i nie powinny się „prać po łbiech”?
Paradoksie, a co to jest ciulint? Czulent to wiem, ale ciulintu – aż głupio przyznać – nie znam. 😳
PS.
Żeby było jasne, ten ohel odnawiali miejscowi, za pieniądze chasydów.
Bobiku,
pani w filmiku z Lelowa opowiada. Oni to nazywają „ciulim”.
Nie jedliśmy, bo nie było, ale kolega nie gustował w tamtejszej wersji.
bardzo Was prosze o powstrzymanie sie i nie licytowanie co i jak, dlaczego i po co i tak dalej….. wyglada na to, ze wczorajsza rozmowa poszla w zlym kierunku, zamiast pogodzic sie z tym ze punkt widzenia zalezy od miejsca siedzenia i doswiadczenie jest weryfikowane osobistymi przezyciami, szukamy potwierdzenia u innych ze nasze sa jedyne i jedynie prawdziwe.
Nie bede komentowac wpisu markota.
jeszcze slowo do Kota, Kocie nie tutaj, nie u Bobika; Jak nam, Lisku, zabraknie bydlecych wagonow do Widnia, to zawsze moge dorzucic opis transportu do Treblinki . To nie jest OK, to jest stawianie pod sciana bez mozliwosci obrony pogladow. U Bobika nie zawsze jestesmy jednego zdania, klocimy sie powaznie i zawziecie, ale na koncu podajemy sobie lapy i zostajemy w przyjazni. Kocie, daj szanse, prosze.
To nie o wypieranie chodzi.
Tylko różnica 10-20 lat w świadomym postrzeganiu otoczenia jest zasadnicza.
Otoczenie się zmienia, w jedym regionie bardziej, w innym mniej.
Pamiętam, jak nie mogłyśmy się dogadać z Heleną w sprawie rosyjskości Donbasu. Helena twierdziła, że ludność była przeważająco rosyjska, a ja że ukraińska. Potem okazało się, że ona mówiła o latach 50., a ja o okresie o 30 do 60 lat wcześniejszym.
I to była przyczyna całego nieporozumienia, w tym czasie, kiedy ona tam mieszkała większość stanowili już Rosjanie.
Lelowska wersja czulentu
przeoczylem Kroliku, zamykam Cie w uscisku……
Jeszcze do Markota: mysle ze ludzie z Kresow znali Zydow z okresu przed repatriacja, i byla to znajomosc trudna (kiedys pisal tu o tym Zwierzak, czasem jeszcze sie tu pokazujacy).
Repatriacja byla straszna (wiem o niej niestety za malo). Mysle ze oprocz samej traumy oraz wysilku budowania wszystkiego od nowa powodowala jeszcze cos: ludzie nie znali historii miejsc w ktorych zamieszkali. To musialo bardzo ulatwic proces zapominania o tych ktorzy kiedys tam mieszkali, a potem znikli.
ulatwic nie w sensie ze specjalnie o nich zapominano, tylko ze nowoprzybyli nie mogli historii tego rejonu pamietac
@Bobik
oczywiście ciulim – taka niezamierzona synestezja. Myślałem o czulencie, o którym też napisałem.
Miejscowa lelowska potrawa z ziemniaków i fasoli z dodatkami. Taki lelowski czulent.
Rysiu, samiśmy zapędzili kota w kozi róg. Nic dziwnego, że wyciągnął pazury 😉 .
Lelowski czulent jest, jak widzę z przepisu, na żeberkach wieprzowych. To prawie tak dobre, jak Mordechajowe kotlety schabowe po żydowsku w śmietanie. 😈
Duże K, duże K, duże K 😉
jeszcze kilka slow o 68´. bylem za mlody, nie mialem pojecia, nie znalem ludzi ktorzy wyjechali, nikogo z mojej klasy, nikogo z bliskiego lub dalszego otoczenia, w mojej rodzinie nie mielismy kontaktu z Zydami, nie tylko w Szczecinie ale tez w Poznaniu. nie bylo rozmow o tym, co mnie tam interesowalo co sie w Warszawie dzieje, jak uzbierac na kolejna ksiazke „klubi siedmiu przygod”, to byl problem, o Grudniu 70´moge godzinami, bylem o dwa lata starszy i bralem w tym udzial fizycznie. waznosc 68´zrozumialem dopiero jako dorosly czlowiek. Lisek, Helena (nie wiem kto jeszcze z blogowiczow), zostali 68´dotknieci bezposrednio.
Bobiku (17:24), ale teraz jest Zydow w Polsce jeszcze mniej… A wtedy bylo ich wiecej. Zastanawiam sie czy w tych rejonach bez zydowskich nie analizowalo sie np roznych osob na swieczniku, od politykow nielubianych poczynajac, pod katem „czy to Zyd czy nie Zyd”?
Lisku,
repatrianci nie pojawili się na Ziemiach Zachodnich w bezludnej okolicy. Nie wszędzie lokalni mieszkańcy uciekli przed nadciągającą Armią Czerwoną. Wywózka Niemców też była organizowana i to przez polskie władze. To były straszne czasy, kiedy obok siebie albo w tym samy domu gnieździli się starzy i nowi lokatorzy, po okolicy snuły się bandy czerwonoarmijnych maruderów, a ludzie nie byli pewni dnia ani godziny.
zmoro, mozliwe, tak czuje Kot, ale Treblika zamyka dyskusje. Kropka, komiec, ostatecznosc!!!
W 68′ w Polsce bylo troche ponad 300,000 Zydow na 30 milionow populacji, to nieduzo.
Bobiku
Podobnie ma się sprawa z lelowską śliwowicą, którą na mieście sprzedają po horendalnie wysokich cenach. Smakuje jak coś, co pozostaje po płukaniu kadzi, w których produkuje się pejsachówkę. Ot, choćby taką, jaką można degustować w lubelskiej Mandragorze.
Lisek: Mysle ze oprocz samej traumy oraz wysilku budowania wszystkiego od nowa powodowala jeszcze cos: ludzie nie znali historii miejsc w ktorych zamieszkali. To musialo bardzo ulatwic proces zapominania o tych ktorzy kiedys tam mieszkali, a potem znikli.
tak bylo Lisku, Nisia pamieta moze wiecej, byla o ile wiem wczesniej w Szczecinie, moja rodzina zostala wyslana w „delegacje” w 56
Lisku,
nie zawyżasz?
wg informacji Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce (z lipca 1967), w PRL zamieszkiwało ok. 25.000 obywateli polskich, oficjalnie deklarujących narodowość żydowską
Rysiu, to nie ostatecznosc, to przypomnienie ze nie wolno porownywac nieszczesc, poniewaz to co w normalnym swiecie mozna by potraktowac jako argument ad absurdum stalo sie wtedy nie absurdem lecz rzeczywistoscia. I dlatego po tamtej wojnie tylu ludzi zastanawialo sie jakie, i czy w ogole jakies ludzkie wartosci ocalaly.
Przepraszam, oczywiscie zawyzam o zero 🙂
😆
http://swiat.newsweek.pl/papiez-franciszek-czy-psy-pojda-do-nieba-na-newsweek-pl,artykuly,353412,1.html#utm_source=rasp&utm_medium=click&utm_campaign=pierwszapiatka
Mysle, ze czulint i czulent to go samo, tylko inazej wymawiane. W idisz istnieje kilka narzeczy, w zaleznosc od regiomu, a pewnie i kraju. I pare roznych wymow tych sanych slow. W teatrze zydowskim w Warszawie uwazani np ze wymowa wilenska jest „lepsza”, bardziej inteligencka niz warszawska. W Wilnie na niemieckie „was?” mowiono „wus?”, w Warszawie „wos?”.
Co do smaku czulentu – nie moze potrawa z wolowiny trzynana w piecu na malym ogniu przez cala dobe smakowac wykwintnie. Zadne przyzwoite meisontego ne wytrzyma. A wymyslono ja po to by po zapadnieciu zmroku w piatek, w poczatkach szabasum mozna sie bylo juz calkowicie skupic na sprawach ducha, a nie ciala, a zatem niczego juz nie gotowac. Wiec wsadzano do „rury” ten rodzaj Eintopfa i wyciagano dopiero nazajutrz gdy siadano do stolu.
Ja tylko raz w zyciu jadlam naprawde znakomity czulent ( w moim swieckim domu go nie gotowano) zrobiony kochajoncymi rencamy mego przyjaciela, obecnie paryskiego, a kiedys z londynskiego sasiedztwa – Ludwika Lewina. Ale moze mi dlatego tak smakowal, ze Ludwik przyniosl go do nas do domu czule owinawszy garnek w jakies kocem zeby nie wystyglo i zeby nie odgrzewac..
Rysiu, moja riposta o transporcie do Treblnki byla odpowiedzia na uwage , jakze sluszna, Liska, czy mamy sie licytowac co bylo gorsze – deportacja z Kresow czy wyjazd z Polski w 1968 r. Jesli nie bede sobie mogla zartowac na ten temat, to stane sie satra zgorzkniala raszpla, a to mi akurat bardzo nie honor. Zapytaj kogo chcesz.
A propos liczebności Żydów. Kilka lat temu jeden ze znajomych pracowników mojej uczelni żalił się, że nie można było odmówić kadiszu, ze względu na brak odpowiedniej liczby osób.
A moje osobiste wrażenia z przeżyć 68. Dla 11-latka bardziej atrakcyjny był widok 2 (dwóch)milicjantów spacerujących z Kałachami na plecach przed miejscową komendą powiatową milicji. Ze względu jednak na małość samego miasta pewne informacje docierały i do takich nieletnich. Otóż w tym czasie wyjechał do Izraela jedyny przetrwały u nas Żyd. Właściciel miejscowego młyna ulokowanego w niemal w centrum miasta. Reszta populacji nie przetrwała wojny.
Obyło się bez żadnych dramatycznych wydarzeń. Stracił „jedynie obywatelstwo”.
O ileż bardziej dramatycznie brzmiały dla mnie relacje ludzi, których obejrzałem chyba dwa dni temu w króciutkim programie emitowanym przez TVP Historia „Ostatni Warmiacy i Mazurzy”.
Kazda sliwowica jest podlym trunkiem. Kiedy przy mnie otwieraja butelke i czuje zapach, dostaje strasznego bolu glowy.
Co do liczbny Zydow w Polsce przed 68 rokim – oicjalnie bylo ich wowczas 60 tysiecy – z samej tylko Rsji repatriowalo sie w latatch 50-tych ponad 10 tysiecy.
Podliczania prowadzone w czasie emigravji 68 szacoane byly na 40 tysiecy „wyjezdnych”. Tak to pamietam. Potem zaczeto pisac w Polsce o nizszej liczbie.
Lisku, Żyd dla tak wielu osób w Polsce stał się postacią wyłącznie mityczną, nie realną, że liczba faktycznie żyjących tu Żydów chyba dla tych procesów, o których pisałem, chyba nie miała znaczenia.
Jak chodzi o pytania „Żyd czy nie Żyd?”, ja się z nimi zetknąłem dopiero na samym początku lat 80-tych, tak samo zresztą jak z pojęciem „żydokomuny”. Może pisząc to wychodzę na jakiegoś księżycowca, ale przecież nie będę sobie zakłamywał wspomnień tylko po to, żeby być bardziej cool. 😉
Jakieś 10 lat temu, zupełnym przypadkiem i mimochodem, dowiedziałem się, że wychowawczyni mojej klasy z podstawówki była adoptowaną żydowską sierotą. NIKT nie mówił o tym w moich czasach szkolnych. Sprawa była, jak się okazało, gronu nauczycielskiemu znana, ale nikt nie próbował jej przeciw mojej wychowawczyni wykorzystać, ani rozpuszczać jakichś plugawych szeptów.
Lisku, jak się bardzo chce, to każda znajomość może być trudna 🙁 .
Wydaje mi się, że jeżeli ktoś odpowiednio długo mieszkał na terenach niejednorodnych narodowo, to nauczył się współżycia i tolerancji, mimo wielu strasznych wydarzeń.
Na Kresach mieszkały obok siebie cztery grupy wyznaniowe.
Dla mnie odbiciem wzajemnych relacji w życiu moich przodków, było menu wigilijne w domu moich dziadków, póki żyła moja prababunia:
kutia, łamańce z makiem, barszcz ukraiński z pampuchami, grzybowa z łazankami, czernina, bliny gryczane, pierogi z kapustą i grzybami, śledź w śmietanie z ziemniakami w mundurkach i karp po żydowsku 🙂
Czernina w menu wigilijnym? A to nie jest niepostne? 😯
Ja to ne wim, Bobiku, omijałam wielkim łukiem 🙂 . Nawet nie siadałam w pobliżu.
I skąd ona się wzięła też nie wiem, może to był ukłon w stronę mojego dziadka, bo on z Kujaw pochodził, a to chyba kujawska zupa jest.
Zmoro,
faktycznie dziwne połączenie.
A te pampuchy to jak wyglądały? I skąd one? Barszcz to uszka… przynajmniej od Lwowa do Stanisławowa.
Zmoro,
wszystkie te potrawy znam z domu rodzinnego, niektóre jadam do dziś u moich sióstr, ale nie wszystkie były podawane na wigilię.
Barszcz z pampuszkami uwielbiam, ale na wigilię był czysty baszczyk z uszkami.
We wspomnieniach mojej Mamy było wkroczenie Rosjan, wywózka jej starszej siostry i siostry mojego ojca na Ural, wkroczenie Niemców, powstanie getta, wywózka jej samej (17-letniej) na roboty do Niemiec, horror bombardowań i zdobycie Berlina, selekcja robotników przez zdobywców… Przytomnie zadeklarowała, że jest z Krakowa, ci co się przyznali do Wołynia pojechali odpracować swoją „zdradę” na „białych niedźwiedziach”…
Po śmierci prababuni ukraińskie potrawy zniknęły 🙁 . Karp po żydowsku się ino ostał. Ale ja już też nie robię, bo nie umiem.
A rodzina rdzennie polska, tyle że jakieś 250 lat na wschodzie mieszkała.
Pampuszki w naszej wersji to gorące drożdżowe bułeczki z żytniej mąki sparzone wrzątkiem i wymieszane w wielkiej misce, w której jest roztarty z solą i czosnkiem tłuszcz (smalec). Nasiąkają takim wspaniałym aromatem i są jedzone do barszczu ukraińskiego.
Moje siostry wiodą dysputy, czy do ciasta daje się jajko. Nie ma już kogo zapytać 🙁
Ja ich nie robię, tylko jadam 😉
Ale zrozumienie swoistości Ziem Wyzyskanych nie bardzo jest powszechne. Studentka spod Cieszyna pytała jakie regionalne potrawy mamy i kompletnie nie rozumiała, że ta regionalność jest ograniczona do rodziny, bo każdy miał swoją regionalność.
Te ludzie z centralnej Polski to się patrzą dziwnie jak mówią, że dla mnie jakieś 200 km na wschód od Wrocławia to się egzotyka zaczyna, a w drugą stronę to jakoś normalnie.
I tradycyjnie przypomnę moje 13 grudnia.
O 2 w nocy obudziło mnie dudnienie, już znałem ten głos. Czołgi. Na poligon jadą? Poszedłem na śniadanie na 8, jakoś dziwnie było w II Batalionie Rozpoznawczym V Saskiej Dywizji Pancernej (nic z tego nie istnieje). Dowódca przywitał mnie: „A Pan k… gdzie się podziewał?” „Spałem”. „A łącznik k… nie przyszedł !!!”. „Nie”. „Aha. To idź Pan oglądaj telewizję. Stan wojenny mamy”. Każdy się bał.
A, jeszcze był kulebiak z kapustą i jajkiem na twardo polewany sosem grzybowym. Jakie to było pyszne 🙂
To u mojego ojca w rodzinie trudno było rozpoznać kto Polak kto Ukrainiec. Dwie rodziny się żeniły ze sobą. Te same nazwiska, a umysłowo i emocjonalnie albo ciążyli w jedną stronę albo w drugą.
Pampuchy smakowicie się zapowiadają. Mniamm…
Dziekuje Jagodo, Zmoro, Rysiu…
O trudnych sprawach trudno sie rozmawia i mozna poleciec emocjami, ale stane za Rysiem, ze czasem za mocne stwierdzania odczuwa sie nieco jak policzek i to rzeczywiscie zamyka ochote dyskusje.
Dodatkowo w ostatnich czasach mielismy na tu uwagi do PT dyskutantow, ze sa pol-inteligentami czy absurdalnymi paranoikami… Poco zachowywac cala wlasna wrazliwosc na samego siebie, kiedy mozna sie no podzielic z innymi…
Dokładnie takie pampuszki, Markocie. Zapytam ciotkę o jajko i dam znać 🙂
Tadeuszu, 😉
A jaki był problem ze strojem ludowym i ludowymi piosenkami na akademię 🙄
Każda dziewczynka chciała być krakowianką, a chłopiec marynarzem 😎
Wszystko jest wzgledne, Markocie. W noin domu wsoninano jako zrzadzenie Boze wywozke do Kazachstanu ( z Rownego), ktora pzowolila uniknac znacznie gorszego losu. Dzieki tej wywozce z calej wieloosoboerj rodzny ocalal tylko moj ojciec i jego szwagier, maz siostry.
Zas nasza przyjaciolka domu Janka Murinho-Fiszler opisuje w swej wstrzasajacej ksiazce o zyciu w krakowskim Getcie jakim szczescien bylo znalezc sie w grupie wyselekcjonowanej do robot w fabryce, bo odsuwalo to w czasie nieuniknione. . Krakowska kuzynka naszej E. ocalala dzieki temu, ze wywieziono ja 15-letnia do Niemiec, na roboty. Ona do dzis zyje w glebokiej konspiracji, drzac, ze maz (!) lub jej corki(!) dowiedza sie jak sie napraede nazywala i sie domysla pochodzenia.
Zmoro
Czernina dość często była serwowana w moim rodzinnym mieście. A to sam środek Mazowsza. Też omijałem zawsze na trzy strzały z łuki dwa rzuty piłeczka palantową.
To tzw. czarna polewka. Wiec znana chyba znacznie szerzej.
Ale widze, ze juz po burzy, bo rozmowa o jedzeniu zawsze laczy.
Ja jadalam czernine dziecieciem bedac, zanim dowiedzialam sie co to jest. Ale na wigilie byl tylko barszcz czerwony i grzybowa. Bez pampuchow, ktore mi sie kojarza z Wielkopolska.
Czołgi to mnie obudziły którejś nocy w 68r, byłam wtedy na wakacjach w Książu.
Dobiegłam do drogi na Wałbrzych i przez parę godzin nie udało mi się przedostać na drugą stronę szosy. To było przerażające.
Ja chciałam tylko do domu, nawet na piechotę.
Zmoro,
moim zdaniem bez jajka, może ciocia potwierdzi. Moje siostry są różnego zdania i każda próbuje przeciągnąć mnie na swoją stronę 😉
Na wigilię to bywał ten barszczyk z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, bliny, śledź w oleju, rolmopsy, karp faszerowany w galarecie, karp smażony… Na kutię się szło do dziadka.
Czernina bywała z okazji zabicia gęsi, bo nic się nie mogło zmarnować, a w rodzinie bywali nawet wielbiciele tej zupy. Jak się nie myślało, że to gęsia krew, to nawet smakowało 🙄
Kulebiak miewał takie lekko słodkawe ciasto i mógł być też z rybą.
Wielkopolskie pampuchy to chyba drożdżowe kluski na parze, a to coś zupełnie innego od pampuszków pieczonych w piecu, twardych bułeczek żytnich rozparzanych i przyprawianych czosnkiem.
Czernina u nas była z kaczej krwi. Fuj!
W skwarnym sierpniu 68 przez moją okolicę godzinami ciągnęła radziecka piechota w nieobrębionych dołem wełnianych szynelach. Zdjęte litością kobiety wynosiły garnki z kompotem i wiadra z zimną wodą…
Dzień dobry,
Króliczku, wyrazy współczucia…
A propos Heleny z 18:30: gdy sowieci weszli do rodzinnego miasteczka mojej mamy, wywieźli męża jej siostry na Sybir. Mógł zabrać rodzinę – mieli czworo dzieci – ale uznali, że rodzinie będzie lepiej na miejscu. Niedługo potem, jak wiadomo, weszli hitlerowcy i rozwalili wszystkich. Mąż mojej ciotki na Syberii przetrwał.
Takie to losy.
A co do 1968 roku – proszę bardzo odpowiem markotowi.
1. Owszem, wola była „nieprzymuszona”, ale delikwenci w większości wypadków pozbawiani byli możliwości wyboru – wyrzucano ich z pracy, nie pozwalano na podejmowanie innej. Odbywał się cichy proces wypychania. Te wypadki były dobrze znane i nawet ci, którym tego oszczędzono, dochodzili ostatecznie często do wniosku: jak długo można udawać, że pada deszcz, kiedy plują ci w twarz?
2. Tak, trzeba było zrezygnować z obywatelstwa polskiego, zostawało się bezpaństwowcem i to było upokarzające.
3. Pierwsze słyszę o jakichś gratyfikacjach finansowych (może ktoś z rodziny tej pani dostał odprawę, gdy go zwalniano z pracy). Pamiętam natomiast przeprawy wyjeżdżających z chciwymi i bezczelnymi celnikami, którzy kładli brudne łapy, na czym im się tylko podobało – typowa mentalność szmalcowników.
Ale potwierdzam, że zaraz po wojnie zupełnie inna sytuacja była na Ziemiach Odzyskanych niż np. w Lublinie, gdzie trafiła Helena. Co ciekawe jednak: po wojnie pierwszym przystankiem mojej powróconej z Uzbekistanu rodziny była Świdnica. Uformowała się tam duża i dobrze zorganizowana społeczność żydowska. Przez parę lat to trwało, potem było wykruszanie się (emigracje 1949, 1956-8 i wreszcie 1968). Dziś z tej społeczności nie ma prawie nikogo, i ona także została z historii miasta kompletnie wymazana. Mój tamtejszy dobry znajomy szukał mi śladów na jej temat, znalazł bardzo niewiele, dowiedział się też, gdzie np. była szkoła żydowska, ale było odtąd bardzo trudno.
Drugi etap wymazywania zatem był po 1968 r. i dotyczył już całej Polski.
W moin domu kulebiak byl zawsze z ryba i ryzem. Sama robilam czesto w dawnych czasach – z ciatsa frnacuskiego, kupnego, w ksztalcie ryby ze strannie przylpionymi pletwami, luskami., luskami, okiem etc. Bardzo efektowne danie, Uzywalam zawsze lososia w bardzo duza iloscia soekanego koperku.
Ale oczywoscie nie na Wigilie, ktorej nie obchozono. Ze swiat chrzescijansjkch obchodzono jedynie Wielkanoc i nalpeiej jak wypadala w tym samym czasie co zydowska Pascha – casami sie tak zdarzalo.
Na Wielkanc mama pekla duze baby – w specjalbie do tego przeznaczonych doniczkach ceramicznych , roznej wielkosci. Czesc zanosila do cerkwi, czesc rozdawala sasiadkom, i dwie byly dla nas.
Tadeuszu, mnie pytano jaką gwarą my na tym Dolnym Śląsku mówimy 😉
Bobiku, jakkolwiek może się to wydawać niewiarygodne, to w moim domu o Żydach rozmawiano, kochano i tęskniono za nimi. Wyssałam to z mlekiem Ojca 😉
Tyle lat mieszkam w Wielkiej Polszcze i nigdy nie słyszałam o pampuchach 😯
Zrobiłam dzisiaj bigos, mniód malina 😆 Zaczęłam marynować mięsa na polędwicę, baleron i szynkę dojrzewającą/dojrzewające (?). To jest mój debiut 😉
Czy ktoś robił dynię z imbirem? Mam zamiar zrobić takie cuś 🙂
Lecę do sąsiadów na zaległe imieniny 😉
Jak o kulebiaku mowa, to mogę z pełną odpowiedzialnością 😎 polecić znakomite, a bardzo proste do zrobienia ciasto kulebiakowe, z przepisu Neli Rubinstein:
http://www.cincin.cc/index.php?showtopic=17709
Farsz można sobie do tego wkładać jaki tam kto lubi, ale namawiam przede wszystkim do zainteresowania się ciastem, bo smakuje – moim zdaniem – nawet ciekawiej od francuskiego, a robota żadna.
Heleno,
poproszę o przepis kulebiaka z ciasta francuskiego z łososiem, pliiiz 🙂
poznanskie pampuchy 🙂 cieple prosto z gazy na garnku z duza iloscia jagodowego kompotu babcinej roboty……. o!……… 😀
czernina juz na stole, moze byc, ale trzymanie kaczki (nie zawsze mozna bylo kupic na rynku swieza krew) nad garnkiem przy utoczaniu (mowi sie utoczyc?) krwi, to byla zgroza 🙂 🙂
Czerninę robiono z kaczej krwi. Zawsze.
Jagodo. Moja znajoma poznanianka mówi na to kluchy na lumpie.
Mój Leniwiec wrócił. Tak mi się zdawało. A potem się okazało, że to jakiś mutant i oderwał mnie od sprzątania tylko po to, żeby mnie rzucić do pracy u podstaw w kuchni. Taaak… Gotować, to ja się już nie nauczę, ale warto próbować, choćby dla efektów ubocznych – z butelką wina, otwartą w celach kulinarnych, coś przecież potem trzeba zrobić. 😎 Mam nadzieję, że pomożecie, choć wino niemedalowe, http://www.smaczajama.pl/sklep/pl/p/Wino-Misiones-de-Rengo-Carmenere-Reserva-Chile-0,75l/2121 bo inaczej strasznie się ubzdryngolę. 😳 Zwłaszcza, że od stania przy garach odechciało mi się jeść, za to pić chce się okropecznie.
Tak naprawde przepisu nie ma. Bierzesz kupne ciasto frnacuskie, to angelskie trzeba jeszcze troche rozwalkowac, sprzedawane w Polsce jest chyba ciensze.
Wykrawasz ksztalt ryby – dwa platy. Starannie odkladasz skrawjki ktore sie prztydzadza pozniej.
Na parze lekko obgotowujesz lososia lub inna morska rybe, np. dorsza, drobosz ja na platki, dodajesz ugotowany ryz (ja wole jak jest troche wiecej ryby) dodajesz szczdra garsc siekanego kopru i kawalki masla, zeszklonej cebuli. Smarujesz rozbeltanym jajkiem brzegi i sklejasz. Potem z restek ciasta wycinasz pletwy, pare lusek, przyklejasz jajkiem, smarujesz po wierzchu jajkiem o wstawiasz do pieca wedle instrukcji na opakowaniu ciasta.
Bardzo wazne po wyjeciu kulebiaka. Nalezy calosc posmarowac zimnym maslem, przykryc sreberkiem i na to polozyc czysty recznik kuchenny ( plocienny lub lniany) – chodzi o to by ciasto sie troche „zaparzylo” i mniej przypominalo francuskie a bardziej rosyjskie drozdzoowe. Ten sposob przerabiania ciasta z francuskiego na rosjskie podal mi legendarny DJ Serwisu Rosyjskiego Siewa Nowgorodcew , ktory jest takze autorem ksiazek kucharskich, ale znany jest glownie z programow muzycznych. Jest prawdziwa legenda.
Te sama metode stosuje gdy robie z francuskiego ciasta paszteciki z grzybami do barszczu – smaruje maslem i przykrywam sciereczka az do „wydania” na stol.
Klasyczna czernina jest z gęsi, tak było u mnie w domu, tak podaje też Kuchnia Polska z 1960 roku.
Kaczka to produkt zastępczy.
A tu jest pienkna menszczyzna Siewa Nwgordcew vel Levenstein:
http://en.wikipedia.org/wiki/Seva_Novgorodsev
Doro, bardzo dziekuje.
Takie spolecznosci (i spoldzielnie pracy, a nawet teatr zydowski dzialal we Wroclawiu) byly tez w Dzierzoniowie. W pobliskich Zabkowicach Slaskich zamieszkalo troje rodzenstwa mojego Ojca, opuszczajac przeludniona wies.
Ja tez mysle o kaczej krwi do czerniny, toczonej z szyi swiezo ubitej kaczki to naczynia z odrobina octu. Tak Rysiu, zgroza!!! Nigdy nie slyszalam, zeby ktos mial ochote na czernine.
Ago, moim zdaniem nie da rady, trzeba pic to wino. Do gotowania uzywa sie zwykle tylko szklaneczke. Najlepiej dodac do wolowiny gotowanej bardzo wolno… Moze gulasz albo… czulent!
Halina Szymanderska, która zebrała sporo staropolskich przepisów podaje kaczkę
Do Chilijczyka ja się zawsze przystawię. 😎
Tylko będę musiał pomieszać z tym, które leję do risotta. Ale w ten sposób wezmę szczytny udział w procesie pojednania narodowego, czyli godzenia Chilijczyka czerwonego z białym. 😈
Moja Kuchnia Polska 1988 podaje krew kaczki lub gesi, suszone owoce (jablka sliwki) i lazanki. Najlepiej opic sie czerwonego wina i dopiero zajadac taka zupke.l
Markocie,
ciasto na pampuchy u nas było z jajkiem. I pampuszki takie jak opisałeś, smalec ze skwarkami ( więcej skwarek niż smalcu) i czosnek.
A kulebiak u nas był drożdzowy.
A baby były na żołtkach ubijanych na parze. Ze 40 ich było. Prababunia zawsze narzekała, że za mało. Bo u nich w domu na Podolu było 120 żółtek, a w babach, które piekli dla folwarku tylko 60 🙂 .
Gulasz, Króliku. 🙂 Mam duży zapas domowego przecieru pomidorowego, made by tata. Tak myślałam, że Bobik chilijczyka nie odmówi. 🙂 Natomiast ja stanowczo odmawiam wchodzenia w tym stanie na drabinę i wieszania firanki. Jutro też jest dzień. Oprócz wina muszę jeszcze zagospodarować resztę selera naciowego. Może choć sałatkę przełknę.
Przyszedł Bobik do czerniny,
nie zjadł ani odrobiny,
bo go wciąż niepewność trzęsie:
z kaczej krwi to jest, czy z gęsiej?
Zupa stygnie, Bobik pości,
czekać nie ma cierpliwości…
Chilijczyka łyknął szklankę
i w dal poszedł – na kaszankę. 😎
Ja! Ja mam ochote na czernine, nie przeszkadza mi krew, nigdy jej nie jadlam.
Czy jestem jedynym okazem emigracji marcowej, ktory odmowilk popisania o zrzekaniu sie obwywatelstwa? Ale mi i tak odebrano.
A bylo tak.
Musielismy wszyscy isc na milicje, glownego biura w Lublinie. Do komendanta wpuszczan w pojedtynke. Ja bylam ostatnia. Komendant siedzial za imponujacym biurkiem. Podsunal mi formularz do podpisania. I wtedy ja powiedzialam, pamietam verbatin: Ja nie chce zrzekania sie obywatelstwa. Dostalam je zaledwie trzy lata temu. Ale chce otrzymac dokument zezwlajacy na wyjazd. Wec chce dopisac pod formulka, ze sie zrzekam obywatelstwa w okreslonej sytuacji politycznej mojego kraju.
Komendant patrzyl na mnie dlugo. Ja wytrzymalam jego spojrzenie. Potem wstal od biurka i podszedl do okna. Patrzyl przez okno jeszcze ze dwie minuty i nic nie mowil.. Potem podszedl do biurka i powiedzial bardzo cichym glosem: nie musi pani noczego podpisywac. Dostanie pani dokument, Sczesliwej drogi.
I podal mi reke.
I tak dokladnie bylo.
Inna historia bylo „zatwierdzanie” naszego bagazu mieszczacego sie w jednej skrzyni drewnianej o przepisowych rozmiarach. Zawierala glownie ksiazki, troche ubran zimowych i pare pamiatek, w tym mala zeliwna patelenke, z ktora mama przeszeszla przez cale lata studenckie. Ona byla z czarnego zeliwa i miala zdejmowany, zeliwno drewniany uchwyt,
Nie bylo mnie przy tym ale mama powrocila z kontroli zaplakana. Opowiadala jak specjalnie duze gwozdzie, ktorymi zabjano na popwrpt skrzynie umyslnie wbijali przez ksiazki, przez grzbiety. Ale najgorsze bylo z ta patelenka z zeliwa. Oni zaczeli ja jakimis narzedziami zlobic od wewnatrz. Szukajac zlota, podobno. Nana prosila aby robili moze to z drugiejstriny, od dna. Nie zgodzili sie. To co oni wyprawali z patelenka najbardziej mame upokorzylo.
Ta patelnia jest wciaz z nami, na Florydzie, choc nie jest uzywana. Slady po poszukiwaniu zlota wciaz sa widoczne i raczej nie nadaje sie juz ona do uzytku. Ale mama jest do niej bardzo przywiazana i nigdy nie pozowolila wyrzucic, choc wyrzuca i rozdaje rzezcy bez zastanowienia.
Kurczę. Sięgacie po przepis z przaśnych lat 60. Doprawdy, musicie poszperać głębiej. Przepis na czerninę był zdecydowanie bogatszy i bardziej wysublimowany. Nie tylko jabłka i śliwki. Co nie zmienia faktu, że do miski bym nie siadł.
Dla zainteresowanych mogę przeklepać oryginalny, ale to sporo pracy, a moje palce nie takie sprawne na klawiaturze.
A te poznańskie, Rysiu, to nie pampuchy, tylko pyzy na polskich drożkach 😉
Paradoksie, to nie przeklepuj z detalami, tylko zapodaj, co się do tej czerniny wrzucało, bo to najciekawsze, a nie ile gramów czego. 😉
Miałeś rację, Bobiku, to mnie się coś pomyrdało widocznie. Bo moja cioteczna ciotka mówi, że czernina była ( u nich również, czyli jednak nie na cześć mojego dziadka) na Nowy Rok, bo przecież w Wigilię był post. I do niej były kluseczki ziemniaczane. Pewno ma rację, bo ona lubi, a ja do wazy nawet nie zagądałam.
I baby o były na Wielkanoc, a wigilijne wypieki zaczynano po Mikołaju od pierników, potem keksy, potem makowce , łamańce i cała reszta.
Zmoro,
dzięki. Jedna siostra będzie tryumfować 😉
Przypomniała mi się jedna scena z ubiegłego roku.
Katedra w Reims. Zmierzam w stronę witraży Chagalla. Przede mną starszy postawny mężczyzna w czarnym płaszczu. Z tyłu donośny kobiecy szept po polsku:
– Widzisz to? U nich tak pilnują, żebyś nie wszedł bez ichniej czapeczki na głowie, a tu?
Męski głos odmrukuje niezrozumiale.
Dopiero teraz zauważam kapelusz na głowie mężczyzny.
Jadowity szept nie ustaje. Odwracam się i widzę dwoje starszych państwa, uśmiecham się więc i mówię:
– To proszę mu zwrócić uwagę
Kobieta pąsowieje, oboje patrzą na mnie bez słowa, ale gdyby wzrok zabijał… 🙄
ja załapywałam się na czerninę raz w roku, odwiedzając rodzinę na Pomorzu, ale nie wiem jak była przyrządzana, pamiętam tylko, że podawano ją z kopytkami z mąki razowej
U nas nie bylo ani pampuszkow, ani kulebiakow, ani kutii. Ani nawet ryby faszerowanej (byl karp w galarecie). Ja osobiscie nie przepadalam za wigilijna kolacja z uwagi na ortodoksyjny brak tluszczu zastapionego olejem. Ten olej byl w tych czasach podlej jakosci, pachnial towotem (smarem do srub). Dopiero na drugi dzien jak sobie wigilijne pierogi, smazona rybe i uszka odsmazylam na maselku albo wedzonym boczku, a do grzybowej doodalam smietanki to wszystko zaczelo mi lepiej smakowac.Sledzi nietykalam przez pierwsze cwiercwiecze mojego zycia.
Czerninę robi się na rosole ugotowanym na włoszczyźnie i podróbkach z gęsi (żołądek, głowa, skrzydełka, łapy). Osobno gotuje się namoczone suszone owoce (śliwki, jabłka)
Rosół odcedza się, wlewa krew, zagotowuje, dodaje pokrojoną w paski włoszczyznę, przyprawia solą, pieprzem, cytryną, cukrem. Do wazy wkłada ugotowane owoce, ręcznie zrobione i ugotowane łazanki, pokrajany w paseczki żołądek, łączy z zupą
Ago, ja tam wszystko przerabiam na zupe. Jak ugotujesz ten seler z ziemniakiem, zmiksujesz, dodasz lyzeczke dobrego surowego masla, tylez samo parmezanu, do tego grzanka, moze byc lekko potarta surowym czosnkiem (jesli nie zamierzasz dzisiaj nikogo calowac w usta).
Przaśne lata 60. czerpały pełnymi garściami z czasów przedwojennych (sądząc po przepisach w mojej Kuchni Polskiej) dopiro później nastały prawdziwie przaśne i ubogie kulinarnie czasy kartkowe 🙄
W tej księdze są przepisy na szaszłyki z gęsich wątróbek, szczupaka duszonego ze szparagami, polędwicę wołową i końską po angielsku, salsefię zapiekaną w sosie beszamelowym, pączki na 15 żółtkach (robię!) nadziewane różą…
Ani jednego przepisu z użyciem margaryny.
Ago, mój Leniwiec podpowiada, że selera naciowego można pociachać w centymetrowe plasterki i pod sam koniec gotowania wrzucić do gulaszu. 😎
Ago, to wino wydaje sie za dobre do gulaszu. Tatowy sos pomidorowy mozna przerobic na marinara sos do penne i dodac ostra papryke. Czerwony chilijczyk bardzo sie przyda do popijania.
Wino nie zepsuje się do jutra, nie ma więc co się spieszyć z utylizacją 😉
Bobiku
W kuchni obowiązuje zasada: wszystko albo nic. Jak podam składniki, to cholera wie, jaki będzie efekt końcowy. Więc zaczynam klepać. Zaznaczam, że czernina mieści się w kategorii „Obiad gospodarski skromny”. Ocenę pozostawiam Wam.
włoszczyzna (bez kapusty), spora cebula, 150 g świeżej słoniny (tylko skąd ją wziąć?), nóżki, skrzydełka i podroby z kaczki, sok z 2 cytryn, po 5 ziarenek jałowca, i ziela angielskiego, 3 ziarnka pieprzu, 2 goździki, listek bobkowy (nie Bobikowy)zwany też laurowym, 1/4 łyżeczki skórki cytryny (otartej), łyżka cukru, łyżka mąki, 100 g wydrylowanych suszonych śliwek (nie wędzonych), 1-2 suszone gruszki, łyżka rodzynek łyżka białego wytrawnego wina (może być chilijskie, chociaż onczas pewnie innego używali), łyżka masła, sól
Do rondelka wlewamy sok z cytryny (lub zagotowany ocet winny). Krew z zabitej KACZKI spuszczamy do rondelka z sokiem (na marginesie, u nas kaczka nie była zacinana na szyi tylko na wierzchu głowy), dodajemy szczyptę soli (wszyscy są w takim wieku, że wiedzą co to jest szczypta) i dokładnie ubijamy trzepaczką, aby nie zakrzepła. Umyte śliwki i gruszki zalewamy niewielką ilością przegotowanej wody, zostawiamy na 30 minut. Umyte rodzynki układamy w miseczce, zalewamy winem, po czym łączymy z owocami, gotujemy. W umytą cebulę wbijamy goździki, obrane jarzyny myjemy. Obcinamy KACZCE skrzydełka i nóżki, wyjmujemy podroby, myjemy. Słoninę kroimy w drobną kostkę. Wszystkie składniki wkładamy do dużego rondla, zalewamy wrzącą wodą. Dodajemy ziarenka jałowca, ziela i pieprzu, listek laurowy i otartą skórkę cytryny, doprowadzamy do wrzenia, a później gotujemy około 50 minut, przecedzamy. Mąkę dokładnie mieszamy z cukrem, ucieramy z przegotowaną krwią, a następnie mieszamy, dolewając po łyżce rosołu, aby się nie zwarzyła. Łączymy z wywarem z owoców i pozostałym rosołem i cały czas ubijając, zagotowujemy. Śliwki, gruszki, mięso ze skrzydełek i nóg oraz podroby z KACZKI kroimy w paski i razem z rodzynkami dodajemy do zupy.
Podajemy gorącą z łazankami lub drobnymi kluseczkami. Przed podaniem doprawiamy ewentualnie sokiem z cytryny i solą.
Pozostaje mi tylko życzyć wygospodarowania dużej ilości czasu, samozaparcia i na koniec smacznego.
markocie
Ja wiem, że czerpały, bo kucharze jeszcze pamiętali. Ale praktyka, praktyka
A gdzie się kupuje samozaparcie? Bo przeszukałem wszystkie szuflady z przyprawami i mogę ręczyć, że czegoś takiego na składzie nie posiadam. 😆
Jakoś sobie inaczej czerninę wyobrażałem…
Praktykę też pamiętam. I była jak mówię. I w wielu rodzinach została przekazana dalej.
Oczywiście w każdej rodzinie inna.
Jak Ci powiem, że u mnie na co dzień jadało się raki, bo woda nie była jeszcze zatruta, to mi uwierzysz?
I węgorze, i szczupaki, bo ojciec był zapalonym wędkarzem, ale nie lubił ryb jeść i trzeba je było rozdawać sąsiadom. Ponadto był myśliwym. Wiesz, ile śrucin trzeba było wyciągać z zajęczego mięsa przed zrobieniem pasztetu?
Teraz to tylko Mordechaj je na co dzień bażanta 🙄
Bardzo przepraszam Bobiku, ale to Twoje zaparcie bardzo mnie śmieszy. I jeszcze samoistne.
Co do wody, mówili, że w Krakowie kormorany się pojawiły. Taka już woda czysta. I rybki czyste są.
Paradoxie, strasznie fajna ta zupa… gdyby jescze tak pominac te krew chyba tez nie bylaby zla.
No proszę, czym się różni przepis Paradoxa od mojego? Detalami.
Mój był w skrócie, ale rosół gotuję jak on. Tyle że z gęsi 😉
Z samoistnych zaparć można się śmiać teoretycznie. A praktyka… 😎
Raz w życiu jadłem czerninę, u rodziny pod Płockiem. Nie widziałem, jak ją przygotowywali, ale kaczki chyba nie mieli 😕 A może kupili?
Z całą pewnością nie mieli takiego przepisu 😆
Wino już w gulaszu, Króliku, ale przecież tylko szklanka. 😎 Seler też w gulaszu. I w sałatce „co łaska”, w której najważniejszym składnikiem – cóż, że towarzyszącym – jest druga szklanka. 😆 Przerabianie tatowego przecieru na sos do penne odbędzie się w następnym odcinku, a reszta wina rzeczywiście poczeka do jutra. 🙂 Do jutra PO powieszeniu firanki.
Hmmm, ja sobie tez te czernne inaczej wyobrazalam…..
U mnie bywała czernina, gdy na drugi dzień miała być pieczona gęś z knedlami i kapustą. Knedle były kresowym zapożyczeniem z kuchni czeskiej.
Markocie.
Chętnie uwierzę. Z chłopakami chadzaliśmy i na raki, i na ryby. Plus winniczki. Tylko węgorzy nie było. Na nie to trzeba było na północ na Mazury się udawać. Niby niedaleko, ale takie eskapady to tylko w wakacje. I wtedy uzdajało się ziemną wędzarnię na bieżące potrzeby.
Śrutem w zającu też mi nie zaimponujesz. Wtedy chyba prawie każdy milicjant należał do koła łowieckiego, a w moim bloku było dwóch za sąsiadów.
A co do przepisu, masz rację. Tyle tylko, że chciałem Bobikowi uświadomić, co wynika czasem ze skrótów.
Bobiku, po to suszone śliwki, coby zaparcia uniknąć.
Tadeuszu
Tak sobie myślę, że to bardzo niepolitycznie śmiać się z cudzych zaparć.
Nie-milicjanci i nie-celnicy też bywali myśliwymi 😎
Wędzarnia była w piwnicy naszego solidnego poniemieckiego domu.
Spoko, Paradoksie. W odwecie my się z Tadeuszowych zaparć pośmiejemy, jak przyjdzie co do czego. 😈
Ale wyszło. Niechcący. Miałem na myśli jedynie to, że my korzystaliśmy z sąsiedztwa milicjantów-myśliwych. Z innymi styczności nie miałem, ale jest dla mnie oczywiste, że nie stanowili oni większości polujących. Dopiero teraz znam kilkunastu myśliwych nie związanych ze służbami.
Sorry.
A czy Wy wiecie, dlaczego nic nie mówicie o sfałszowanych wyborach? Bo się boicie, tchórze jedne! 👿 Tak Prezes twierdzi, a on wie, co twierdzi.
Ale jednak mógłby wykazać trochę miłosierdzia. Ta peowska władza przeraźliwy zamordyzm wprowadziła. Nic dziwnego, że ludziska się boją. 🙄
Bobik, jesteś podły. Po co ja tu właziłem? Za drzwiami czai się oddział tuskowych szturmowców i oprawców, czekających tylko na sygnał. A ty żądasz ode mnie takich deklaracji.
I siepacze Urbana w spodnicy.
Oprawcy to pół biedy. Dla Prezesa znacznie gorsi są olewcy. Oni to nawet wagę Prezesa potrafią sfałszować, znaczy, pomniejszyć. 👿
To ja chcę być znacznie gorsza. 😛
podzielę się odkryciem wywracającym świat na zupełnie inną stronę. zamiast szprycować się informacjami, playlistami, oburzeniami i plotkami, które za dni kilka i tak będą pase, słucham sobie hiphopu po persku. nic a nic nie rozumiem, rozkoszuję się inną melodyką, z radością odkrywam jakiś znany motyw, niekoniecznie nowy. mniam. mniam. mniam. polecam.
Musi być hiphop? To nie bardzo moja działka. 🙁
Nie mógłbym sobie posłuchać jazzu po persku? 🙂
moja też nie. i przed hip hopem (zwanym w tunein radio „persian rap”) było wiele innych gatunków. ale energia, to jak język wpływa na melodię, jak słyszy się jedynie energię i emocje w skondensowanej dawce – to wszystko jest warte przekroczenia granicy gatunkowej
Fomo, ja tez sie dziwilam, ze my tu na tematy rozne, a tam Powstanie, Zdrada i Zbrodnia, ale dopoki Brat Jaroslaw jest usmiechniety to chyba jeszcze nie trzeba wpadac w panike.
Ja sie chyba zupelni nie nadaje na olewce, nawet jak sie staram.
na różne tematy, ale z Jarosławem w tle 😎
a tutaj nawet nie wiadomo, że gdzieś istnieje jakiś, nomen omen, Lechistan
Nie masz się co starać, Mordo. Ryś i tak Cię zakasuje, tak jak z klawiaturą. Co z tego, że uda Ci się zostać olewcą, jak on zaraz się okaże skrajnym olewakiem? 😈
Ehem, fomo, chyba wolałabym jakieś inne perskie motywy – na przykład takie: https://www.youtube.com/watch?v=-isFUk2Yzqc Ale pomysł, żeby się czasem spersić, jest bardzo cenny. Spersieni na pewno są znacznie, znacznie gorsi. 😀
Persowie są znani ze sztuki perswazji.
Persyflaż też im nieźle wychodzi. 😎
Ago, inaczej też bywa, choćby tak
https://www.youtube.com/watch?v=u3wIwTfKNCM
ale czasem zamiast niespiesznej śpiewności ważniejsze jest pulsowanie i napięcie
Biuletyn:
W Finale zostal wyeliminwany Andrea Faustini.
Zostalo Fleur East i Ben Haenow. Jutro drugi etap glosowania.
Fleur byla fe-no-me-nal-na! Zarowno w wystepie solowym jak i w duecie.Jestem coraz spokojniejszy, ze wygra.
Kroliku, bardzo mi przykro. Sciskam serdecznie.
Prezesiatko wystartowal w biegach po mistrzostwa swiata w dziedzinie demagogii. Calkiem niezle mu poszlo. Taki biegacz! Szkoda, ze nie w obcym jezyku, caly swiat moglby podziwiac.
W filmiku z Lelowa uslyszalem, ze do czulentu dodaje sie mieso i mleko. Dobrze, ze mieso wieprzowe. Jeszcze pare krewetek dorzucic i pelny koszer.
A czernine nalezy podawac jako koszerna przystawke.
Bobiku, coz za sliczna przyspiewka. 😀
`meki 23:55 😆 😆 😆
Bo to jest z tego przepisu:
Żeber wieprzowych weź trzy tuziny,
mlekiem je zalej, dodaj czerniny,
dorzuć koninę, krewetki, mule –
i masz koszerny lelowski czulent. 😈
Heleno 19:59
Wzruszyła mnie Twoja opowieść o obywatelstwie, historia książek w skrzyni i patelenki. Bardzo niecenzuralne słowa cisną mi się na usta o ówczesnych urzędnikach i panach sytuacji.
A mnie z kolei, Bobik, okropnie przypadl do gustu przepis na czulent letowski. Taki to pewnie i mnie by smakowal.
Dziekuje ci, Meki.
Niechze Kot sprawdzi czulent w wiki:
http://en.wikipedia.org/wiki/Cholent
Nie brzmi on, niestety, jak moje ulubione danie. Spokojnie moge podarowac, wraz z czernina, tym co lubia, na deser kutia!
Na obiedzie mialam dzisiaj Szwagra. Zjedlismy kaczke nadziewana jablkami (courtland), z marchewka Nantes, ziemniakami Idaho puree i ogorkiem kwaszonym. Do tego barszcz czerwony. Na buraczki nie mialam energii.
Dzien Dobry Bardzo niedzielnie 🙂 🙂
za oknem czern, tylko lampy uliczne pracuja
a ja szeleszcze do herbaty 😀
bryk bryk
bryku fiku cicho i powoli
Dzień dobry,
na dobry początek dnia do poczytania przy kawie, której podać nie umiem 🙂
http://natemat.pl/127167,polskie-krolowe-damy-zlotego-wieku-bez-nich-historia-wygladalaby-zupelnie-inaczej
Dzien dobry 🙂
Kawa i herbata
Czulentu u nas sie nie robilo, skosztowalam raz juz jako dorosla i nie przypadl mi do gustu. W Izraelu zreszta kazda diaspora robi go inaczej, najbardziej lubie marokanska (fasola, glowa czosnku, papryka ostra i slodka, wolowina uprzednio podgotowana – to z pamieci, bo przepisu nie mam przy sobie).
Zmoro, piekny byl stol wigilijny w Twoim kresowym domu. Rybe po zydowsku robilam raz z Mama, to duzo roboty, zreszta sa rozne przepisy. Na Kresach podobno robiono ja inaczej, byla gotowana dlugo i wychodzila bardzo ciemna. Jedna kolezanka Mamy jest z Kresow, czy chcesz bym ja poprosila o przepis?
Dzień dobry 🙂
Bobiku, w Twoim kulebiaku nie rozumiem gotowania po dodaniu wszystkiego i doprawieniu. To chochlik 😉 ?
Lisku, dziękuję 😉 .
Oczywiście chciałabym przepis otrzymać, jeśli to nie jest nadmierny kłopot.
Ja pamiętam tylko, że był w galarecie z rodzynkami i chyba czosnkiem, i o ile moja pamięć mnie znowu nie zawodzi, to dzwonka karpia były wypełnione farszem.
U nas tez sie robi dzwonka wypelnione farszem (z mielonej ryby), lecz bez rodzynek i czosnku. Zapytam 🙂
Dzień dobry 🙂
Słońce 😀
Idę mu się poprzyglądać, wszystko inne zostawiając na później. 🙂
U nas tez wypelniano dzwonka mielonym farszem, bez rodzynkow i gptpwanmo na bardzo malym ogniu dosc dlugo w wywarze, w ktprym znajdowala sie takze glowa i ogon karpia – to pozwlalo sciac sie wywarpwi, gdy po wyjeciu ryby z gotownia, idrzyceniu ugotowanej w calosci cebuli i korzenia pietruski, rozkladalo sie ja na dosc plytkim polmisku, okladalo ugortowana wraz z ryba i pocieta na monetki marchewka. posyypuywalo swieza pietruszka i zalewalo wywawrem. Po paru godzinach w lodowce, wyywar sie scinal w luzna galerete. W moim domy podawano te rybe z zimnymi kluskami, koniecznie we wstazki, Wszyscy w domu tak uwielbiali, a ojciec dostawal glowe.
Raz u kogos jadlem ciemna gefilte fisz, podobno ten kolor bral sie z dodania krwi karpia, ta byla z rozynkami i miala nieco slodlkawy smak.
Rybe zawsze podawano z tartym chrzanem.
Potem w Aneryce nauczylismy sie robic oszukancza rybe. Kupowalo sie dwa litrowe sloiki ryby frmy Manishewitz, cala galaretke wlewalo sie do garnka, dodawalo cebule w calosci, marchew i korzen pierruszki, gotowalo do miekkosci, troche tez galerety odparowywali, potem tym tak samo zalewalo sie gotowe podluzne krokiety z ryby, rozlozone na polmisku, okladalo sie marchewka, dodawalo, swiezej pietruszki i wychodzilo bardzo dobrze,
Robie tak czesto w Londynie, kiedy uda mi sie zdobyc rybe Manishewitza. Made w krajajch bylej Jugoslawii lub w Izraelu.
Ta galareta była słodkawa, za rodzynki głowy nie daję.
Tak zapamiętałam, choć wówczas karpia też nie jadałam, bo wyprawy po żywe karpie, noszenie trzepoczących się karpi w siatkach, potem codzienne oglądanie pływających w wannie skazańców, nie mówiąc już o samej egzekucji, która odbywała się zazwyczaj dopiero jak już spałam, było mocno traumatycznym przeżyciem dla mnie.
Bardzo stanowczo odmawiam w tym roku babrania się w galaretach. Śledzie w śmietanie, sushi i smażone jakubki. Taki mam wigilijny genialny plan. 😈
Sorry, Młody zawył, że zamiast jakubków wolałby krewety. No to niech mu tam. Mogą być krewety. 🙂
„Sweet, gray, and smeared with gelatinous gunk, gefite fish was perceived as a typical remnant of the old Ashkenazic world that was best left behind in eastern Europe”
(Yotam Ottolenghi „Jerusalem a cookbook”)
Nasze polmiski nie byly grey, byly bardzo kolorowe, Yotamie, bedziesz sie w piekle smazyl, wyrodku!
Yotam’s first memory of this dish is from the age of ten, when the school initiated an evening of culinary exchange and asked every child to bring food representing his community – something typical of the country his parents or grandparents came from.
Luckily for Yotam he could bring a pizza made by his dad and so quadrupled his popularity swiftly and effortlessly.
Others were less fortunate. They brought gefilte fish.
To nie jest zydowska specjalnosc – szukanie poklasku i taniej popularnosci wsrod matolow.
Ładne podsumowanie 😉
Yotam zdobył popularność wśród dzieci… żydowskich jak i on 😀
Yotam mało żydowski
Reszta cech Yotama powinna być w Twoim guście, Kocie.
Na dodatek prawie sąsiad.
Popularnosc to on mogl wsrod innych dzieci zdbywac, ale nie powinien robic z tego cnoty. A wrecz okazywac, ze ta popularnisc mu zwisa kalafiorem.
Niech sie, wyrodek, uczy od mojej Starej. Ona pod tym wzgledem jest naoprawde cool.
Kocie,
może i jemu też zwisała, ale w końcu musiał się nią pochwalić, choć dopiero w książce wydanej w dorosłym wieku. Może musiał coś skompensować? 🙄
Na poprawę jego wizerunku dodam, że w późniejszym wieku polubił on nawet ten gefilte fish, pod warunkiem serwowania go z dużą ilością ćwikły 😎
Z dużą ilością ćwikły to i ja zjem różne takie 🙄 😀
Cwikla jak najbardziej tradycyjna, bo zawiera chrzan.
Yotam nazywa go „chrein”.
Moja własna tradycja wigilijna Obok barszczyku z uszkami i blinów z łososiem, tatarem ze śledzia i kawiorem 😉
Łosoś-gravlax się właśnie marynuje.
Chrein to tyle co chrzan. W powiesci Szolem Alejchema Chlopiec Motl jest jeden smieszny epizod, kiey matka glownego bohatera po przyjezdzie bodaj do Anglii, w drodze do Ameryki, dochodzi do wniosku ze angielski jest bardzo podobny do idisz. I chodzi wlasnie o to slowo „Chren”. Chren czy chron czy chrzan. Nie pamietam dokladnie ( wszystkie ksiazki Szolem Alejcjema sa na Flortydzie) ale byla jakas sprawa z tym wlasnie slowem i okropnie mnie to rozbawilo w dziecinstwie.
To jest swietna powiesc, chyba najlepsza tego autora. Zaczyna sie slowami: Mnie to dobrze, bo jestem sierotka…. W moim domu to jest od lat powiedzonkiem stosowany przy roznych okazjach.
Gravlax robimy czesto, njcesciej w Ameryce bo mamy wtedy gwarancje swezosci i higieny lososia. Ostatno jednak robila Stara w Polsce i byl istna rewelacja wsrod gosci, ktorzy przedtem nie zetkneli sie. Ryba pochodzila z nowo otwartego ladnego sklepu w poblizu. 48 zl za kilogram. Mielismy gruby srodkowy plat lososia.
Markocie, niniejszym mianuję Cię nadwornym garnkotłukiem 🙂
Zielenieję z zazdrości 🙁
😀
Ale Markot nie tłucze tych garnków, tylko do nich wkłada. Może powinien dostać tytuł Nadwornego Garnkowkłada? 😆
Nie wazne co do garnka wklada, tylko co wyjmuje.
To znaczy, ja się uśmiecham z zielenienia z zazdrości, dla jasnosci. Ja też trochę zazdroszczę, ale nie zielenieję, bo nie lubię gotować.
Dawno, dawno temu może miałam trochę ambicji w tym temacie, ale tak dawno, że już nie pamiętam.
Acha!
http://www.tvn24.pl/bulgaria-byly-szef-agencji-bezpieczenstwa-uciekl-z-kraju,498483,s.html
Moze nareszcie wiecej sie dowiemy o bulgarkich sluzbach specjalnych. O uwiklaniu w zamach na JPII, zabiciu Markowa (to byl juz 1978 rok!) dzgnieciem zatrutego parasola. Mam nadzieje, ze Sertow bedzie spiewal jak Oleg Kalugin.
To, że on będzie śpiewał, jeszcze nie znaczy, że my się dowiemy. Nas na ten koncert na pewno nie zaproszą, a i na relację Kierowniczki trudno liczyć. 😉
Ale jak sie juz wyspiewa w odpowiednim towarzystwie, to i ksiazke moze zechce napisac, wzorem Kalugina.
Chyba dużo zależy od tego, w którym kierunku on zniknął i w czyje objęcia wpadnie. Nie w każdym miejscu napisanie książki jest równie prawdopodobne.
Annabel Dilke, zona G. Markowa zmordowanego zatruta szpica parasola, pracowala podobne jak i jej maz , w Serwise Swiatowym BBC. I ona latami calymi walczyla o poznanie prawdy o tym zamachu.
Kiedy to sie stalo pracowalysmy wraz z Kuma w Nowym Dzienniku. I zapamietalam swietny tytul Kumy: Bulgarski aniol zaglady. Jakos mi to na wiele lat zapadlo w glowe i zaesze juz tak myslalam o zabojcy Markowa.
Ten aniol mieszka sobie spokojnie w Austrii:
http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/crime/9949856/Prime-suspect-in-Georgi-Markov-umbrella-poison-murder-tracked-down-to-Austria.html
Tytuł garkotłuka nadany przez osobę znającą pampuszki, kulebiak i czerninę uznaję za wyróżnienie i przyjmuję z dumą 😀
Chociaż niektórzy nazywają mnie garkomaniakiem 😉
Na dworze szaro przez cały dzień i będzie tak przez cały tydzień, śniegu nie widać 🙁 Nawet poszukiwania na wysokości 1300-1500 m dały nikłe wyniki, tylko zacienione miejsca, strony dachów i zbocza nachylone na północ są białe. Przywlekliśmy za to naręcze choiny do przykrycia róż i innych takich.
Nic się nie chce w taką pogodę…
Uff, Dobre Piesy maja swoja kapiel bozonarodzeniowa juz za soba!
My jeszcze nie.
A ja musze posklejac antyczne krzeslo biurowe (ok 90 lat). Troche sie rozpadlo po 14 latatch codziennego uwzywania od 14 lat w kuchni E. Klej mam, krzeslo zostalo zataszczone do mnei, a mi sie nie chce. E. kupila juz sobie do kuchni krzeslo Sayle Hermana Millera, czerwone, tez antyk przyszlosci, ale ja chce uratowac takze to stare, bo piekne jest: debowe, krecace sie latwo na ciezkiej zeliwnej spirali, ktorej nie widac, z wygodnymi oparciami, jezdzace po podlodze.. Kiedys przed lat dalam sedzenie do wytapicerowania pieknym matareialem, i te tapicerke nalezaloby zdjac i uprac albo zamowic nowa.
Ale strasznie mi sie nie chce. Moze jutro.
Za trzy godziny ostateczne roztrzygniece wczrajszych finalow i moja kandydatka ma chyba wieksze szanse niz jej rywal (bardzo dobry) Bem. Tu jej wczorajszy wystep solowy:
https://www.youtube.com/watch?v=TSfbFwOmbR4
Jeszcze wrócę do tych Bułgarów.
To było takie trochę nijakie państwo, dlaczego, z jakich powodów miałoby zabijać papieża i innych ludzi.
Nic z tego nie rozumiem. Takie było oddane Wielkiemu Bratu, czy jakieś inne powody.
I co ich obchodził papież? Jakie mieli korzysci z jego śmierci?
Wie ktoś może?
Mnie tez to ciekawi, Siodemeczko. Zdarzaly sie w nie tak dalekiej historii panstwa z wybrzuszona tajna policja(Korea Pln, Saddam & Sons, Gestapo, policja Pinocheta lub argentynskiej junty, zeby wspomniec kilka), ktore mialy szczegolnie brudne lapska, ale akurat Bulgaria…
Tak wszyscysmy kiedys mysleli a nawet nie mieli watpliwosci: to nie Sofia podejmowala te deczyje, lecz Moskwa.
Ale to sie jak dotad PODOBNO ne potwoerdzilo.
Moze Todor Zywkow mial manie wielkosci jak nasz Psychiczny.
No przecież była ścisła współpraca KGB z demoludami ( chyba tylko Rumunia i Jugosławia się niespecjalnie angażowały) . W latach 70. wszystkie te państwa, a także Kuba, Mongolia i chyba Wietnam były połączone systemem komputerowym z Moskwą, którym spływały nieprawdopodobne ilości danych.
Obozy kształcące terrorystów z Zachodu. We wszystkich tych państwach były ogromne ilości rezydentów KGB.
Pewnie, ze byla daleko idaca wspolpraca. Mimo to sladow miedyz dzialalnoscia Bulgarii z KGB we wspomnianych przypadkach nie odnaleziono – ani w sprawie Ali Agcy ani Georgija Markowa.
W Europie wschodniej tez zdae
rzali sie maverics, ktorzy lubili podjac inicjatywe na wlasna reke. W wopadku papieza, wydaje mi sie nawet, ze Moskwa nie poszlaby na ryzyko zamachu w bialy dzien, w tlumie ludzi, kiedy zamachwca najlatwiej jest ujac golymi rekami. W Moskwie tym rzeczami zajmowali sie prawdziwi zawodowcy. Predzej uwierze, ze Moskwa zlecila zabojstwo Markowa, choc Markow, acz niewatpliwie znany i wplywowy dziennikarz, byl jednak mala plotka. Moze chodzilo o to by inni zaczeli sie bac. Akurat w Bulgarii latwo bylo tego dopiac. Bulgarzy specjalnie nie byli antyrezimowi w swojej masie.
Z Bułgarią jest jeszcze taka ciekawostka, że są bardzo pozytywne związki historyczne między nią a Rosją.
Pamiętam, jak mnie zaszokowało, że w Sofii znajduje się ulica Cara Oswobodziciela… w naszych uszach brzmi to absurdalnie, prawda?
System komputerowy łączący Mongolię, Kubę, Wietnam i Bułgarię z Moskwą w latach 70. to lekkie science fiction 😉
Oczywiscie. I dlatego byc moze nie bylo tam znaczacej opozycji antykomunistycznej. Nawet po upadku komuny zdarzalo mi sie rozmawiac z bulgarskimi kolegami, ktorzy uwazali, ze za czerwobego nie bylo wcale najgorzej. Kiedy im mowilam: ale macie kompletnie zdewastowane srodowisko naturalne (bo akurat zobaczylam wstrzasajacy brytyjski film na wykladzie), to oni tylko wzruszali ramionami.
Bułgarzy byli pod kontrolą swoich władz chyba bardziej niż w NRD. Gdy w latach 70. w Tatry przyjechała grupa bułgarskich grotołazów na międzynarodowy obóz speleo, to mieli ze sobą dwóch „politruków”, którzy wszystko obserwowali i notowali, a chłopaki bali się słuchać kawałów politycznych, które z upodobaniem opowiadali Polacy tłumacząc je na rosyjski, angielski i francuski. Słowacy i Węgrzy bawili się setnie, Belgowie i Anglicy też, choć nie każdy absurd pojmowali, ale Bułgarzy zatykali uszy i chodzili wcześnie spać.
No to, Markocie, skoro się bali, powinien im doskwierać ten brak wolności.
Może nie wytworzyli dostatecznie silnego mitu państwowości.
Nie wiem. Fakt, że mieli związek z prawosławiem, ale chyba nie z moskiewskim.
Niewiele o nich wiem, wstyd się przyznac, ale tych zabójstw, lub ich prób, nijak nie rozumiem.
Dlaczego Oswobodziciel? Bo ich uwolnił od Turków.
…wybuchłe równocześnie powstania w trzech prowincjach osmańskich – Bośni, Hercegowinie i Bułgarii. […] W maju 1876 roku podczas słynnego „bułgarskiego koszmaru” wyrżnięto ponad 20 tysięcy chłopów. […] W Konstantynopolu obalono dwóch kolejnych sułtanów. W Sankt Petersburgu car poczuł się zobowiązany do ochrony bałkańskich chrześcijan. Zwołano dwie międzynarodowe konferencje w celu narzucenia warunków nowemu sułtanowi, Abdul-Hamidowi II zwanemu Krwawym Sułtanem (panował w latach 1876—1909), który zaskoczył wszystkich obietnicami konstytucji parlamentarnej. W kwietniu 1877 roku wojska rosyjskie rozpoczęły inwazję na tereny tureckie nad Dunajem i w Armenii. Ich pochód był długo powstrzymywany na bałkańskich przełęczach przez zajadły opór Turków; ale w styczniu 1878 roku Kozacy zagrażali już murom Konstantynopola. Na mocy traktatu z San Stefano (1878 rok) Porta musiała przyjąć surowe warunki cara – w tym utworzenie niezależnej „Wielkiej Bułgarii”
Ten car (Aleksander II) uwłaszczył też rosyjskich chłopów.
I Zarządem Głównym – wywiadem – kierował gen. Wasil Kocew w lutym 1985 – ….. , który zginął w wypadku samochodowym w nie wyjaśnionych okolicznościach 6 stycznia 1992 roku. Ostatnim szefem I ZG był gen. Władimir Todorow (od … do 1990). Gen. Stojan Sawow był szefem I ZG DS (1972-1973), a następnie został wiceministrem odpowiedzialnym za I ZG DS i archiwa (1973-1990), w styczniu 1990 roku został wiceministrem spraw wewnętrznych, a 6 stycznia 1992 roku popełnił samobójstwo. Przygotowywano wówczas proces przeciwko osobom winnym zniszczenia akt DS, a przede wszystkim winnym zabójstwa pisarza Georgi Markowa w 1978 roku w Londynie i zniszczenia jego teczki. Istnieje podejrzenie, że truciznę do kulki parasola, którym ugodzono Markowa, przygotowała KGB i że współpracowało ono w całej operacji. I ZG DS dzielił się na 14 departamentów: ostatni, XIV Deparatement I ZG DS zajmował się wywiadem kulturalno-historycznym czyli kradzieżą dzieł sztuki. W 1979 roku do I ZG przeniesieniono z II ZG wydział likwidacji niewygodnych emigrantów, który otrzymał nazwę 4. Wydziału Kontrwywiadu, czyli jednostkę dpowiedzialną za zamachy na Georgi Markowa, Władimira Kostowa, Rumianę Uzunową i innych.”
No proszę, jakie ładne wydziały mieli – wydział likwidacji niewygodnych emigrantów. Kulturalno- historyczny też jest ładny.
Chyba rzeczywiście coś palnęłam,Markocie.
Czytałam kiedyś o tym, nazwa mi się jakoś, za przeproszeniem Bobika, z PSEM kojarzy. To chyba rzeczywiście musiało być później, bo wtedy to dopiero chyba Odra była.
Zaraz spróbuję coś wygooglać.
A do wigilii w tym roku dołożę „Grzybowe cappuccino”
http://www.kobieta.pl/gotowanie/wokol-stolu/zobacz/artykul/wigilia-wedlug-agnieszki-kreglickiej/strona/4/
Kupiłam już ładne, mrożone podgrzybki.
Uff, jednak nie mam jeszcze Alzheimera 🙂
„W 1977 r. z inicjatywy ZSRR utworzony został Połączony System Ewidencji Da- nych o Przeciwniku (PSED, ros. SOUD). Podstawą jego utworzenia było porozumie- nie ministrów spraw wewnętrznych Bułgarii, Czechosłowacji, Kuby, Mongolii, NRD, Polski, Węgier i ZSRR. Jedną z pierwszych sytuacji, w której system ten wykorzystano, była kontrwywiadowcza ochrona Letnich Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980 r.38.
PSED był systemem komputerowym, w którym gromadzono informacje o oso- bach, instytucjach i organizacjach prowadzących wrogą działalność przeciwko kra- jom wspólnoty socjalistycznej. Centrala, zwana Aparatem Roboczym, mieściła się w Moskwie. Tam też znajdował się główny komputer systemu. Aparat Roboczy PSED, wykorzystując środki techniczne, zajmował się opracowywaniem, przechowywaniem i udzielaniem zebranych informacji.
Członkiem systemu, oprócz krajów sygnatariuszy porozumienia, była także Demokratyczna Republika Wietnamu.
Do Aparatu Roboczego napływały informacje od wszystkich uczestników sys- temu; każde państwo mogło też wystosować tu swoje zapytanie. O przeprowadzaniu sprawdzenia Moskwa informowała kraj, który dokonywał rejestracji sprawdzanej oso- by czy instytucji. Państwa uczestniczące w projekcie miały mieć zapewniony dostęp do gromadzonych danych w ciągu czterech godzin.
Oprócz Aparatu Roboczego w Moskwie, istniał również drugi filar systemu ulokowany w NRD oraz główna stacja nasłuchu radioelektronicznego zainstalowana w bazie Lourdes, niedaleko Hawany39.”
Przeszedłem na odbiór, bo uświadomiłem sobie, jak niewiele wiem o Bułgarii. No to nie będę udawał, że wiem, tylko będę czerpać z krynicy cudzej wiedzy. 🙂
Bry!
Zima nie przyszła do mnie to ja poszedłem do zimy.
https://plus.google.com/photos/108707595081697190513/albums/6092773105502307521/6092773142415545682?banner=pwa&authkey=CP2GvcWqweHwWQ&pid=6092773142415545682&oid=108707595081697190513
Mam nadzieję, ze coś widać…
Relacja z wczorajszego marszu. Nasz nowo nabyty znajomy dał się wczoraj zawieść na darmową wycieczkę do Warszawy. Podkreślam, że znajomy jest nowo nabyty, bo nie znam jego poglądów, historii życia, etc.. I nie wiem, jak traktować to, co zrobił i to, co mówi. W kontaktach towarzyskich jest miłym człowiekiem.
Jego zdaniem marsz był bardzo dobrze zorganizowany od strony logistycznej. Ale wulgarne i agresywne hasła były nie do przyjęcia i on nigdy nie chciałby należeć do takiej partii.
Nie jest to młody człowiek i ma swoje doświadczenie życiowe.
Ilu tam było podobnych wycieczkowiczów? Czy znajomy mówił to, co mówił na nasz użytek?
Nie wiem.
Tyle śniegu! 😯
U mnie nawet szron się nie pokazuje. Barzo nierówno pany podzielono. 🙄
Dla Rysia szeleszczenie z 14 grudnia 1989.
Pod choinkę polecano książkę listopada „Sto lat temu umarł Dostojewski” Rudnickiego 🙂
Jagodo, w duszę znajomego ani Ty nie wejdziesz, ani ja tym bardziej. Ale jest – wbrew pozorom nawet w Polsce 😉 – trochę takich ludzi, którzy właściwie żadnych określonych poglądów politycznych nie mają i trochę tak się zataczają od ściany do ściany, z zatrzymaniami tu i ówdzie pośrodku, a w gruncie rzeczy ich to wszystko niewiele obchodzi. Może ten znajomy właśnie do takich należy i dlatego jedyne, na co zwrócił uwagę, to były tzw. widome oznaki zewnętrzne? A że pojechał – no bo co sobie za friko wycieczki nie zrobić.
Dla mnie interesujące by było, czy pojedzie jeszcze raz, gdyby mu proponowano. Tzn. na ile takie imprezy są uwodzicielskie dla ludzi niezbyt zaangażowanych. To coś może mówić o pozyskiwaniu stronników przez Prezesa.
Wygral Ben Haenow (czyt. Hey, now!).
14 milionow ludzi wzielo udzial w telefoniczym glosowaniu.
No trudno. Fleur ma przed soba swiatowa kariere – tak jak Leona Lewis czy One Direction i wielu innych laureatow brytyjskiego X Factora. Fleur is very special. Raz odnaleziona, ona sie nie zgubi.
To jest to co Ben zaspiewal dzis:
https://www.youtube.com/watch?v=-cu-_sHT9j0
Ja byłem za Fleur. 👿
No, ale zrobiła błąd. Nie zaśpiewała po persku. 😆
Watch this space, Bobik. Ona bedzie wiellka gwiazda. Ben jest bardzo dobry, nie ma dwoch zdan i przed nim tez jest pewnie wspaniala kariera w przemysle rozrywkowym, ale takich ja Fleur nie jest wiele.
Ona ma to, co się nazywa prezencją sceniczną. Nawet jeśli ktoś nie przepada za niepoważką, tej prezencji nie sposób przegapić.
Tak, nazywamy to sceniczna czy estradowa obecnoscia. To jest wiecej niz talent, uroda, swietne spiewanie i tanczenie, wielostronnosc repertuarowa, znakomite rapowanie – ona rapouje tak jakby oddychala.
Ona ma cos wiecej. Ona pochlania uwage audytrorium od pierszego pojawiebia sie na estradzie.
To co mnie nieustannie zdumiewa i porusza, gdy ogladam Factora czy Britain;s Got Talent,to ze tyle jest na swiecie fenomenalnych amatorow, ludzi prostych i czesto nawet niezbyt wyksztaklcinych czy wyszkolonych, ktorzy w odpowiednich warunkach, w cieplarni moga tak rozkwitnac, ze zapieraja dech w piersiach.
No to dlaczego nie wygrała?
Miedzy nami mowiac mysle, ze dlatego ze glosuja w wiekszosci mlode dziewczyny, a nie mlodzi chlopcy. I ze dziewczyny wolaly bardzo przystojnego mlodego mezczyzne niz pekna mloda kobiete.
Ale moze sie myle, albo nie znam na muzyce popularnej i vox populi jest voxem Dei.
Nie chcę być złośliwa, Heleno, ale podejrzewam, że imprezy tego typu przyciągają głównie damską publiczność. Jeżeli mam rację, że to panie głównie głosowały, to nie dziwi mnie, że więcej głosów dostał przystojny młody człowiek, niż atrakcyjna, seksowna dziewczyna.
Gdyby była starszawa, lub grubawa, lub niezdarna, lub w jakiś sposób budząca litość, aaaa to wtedy co innego.
Takie mam wyobrażenie o tej imprezie, na podstawie Twoich relacji, Heleno.
Vox łajza 😆
Łajza 😆
Heleno, z czystej ciekawości, głosowałaś?
Po protu mlodzi mezczyzni w sobotni i niedzelny weekend siedza w pubie.
Fleur ma boalego ojca i bardzo czarna, afrykanska matke. Ma siostre bardzo do siebie podobna i mnostwo bialych kuzynow. Rodzce robia wrazenie bardzo fajnej i kochajacej sie pary.
Zmoro,
faktycznie mieli ten system, ale uzyskał on swoją zdolność operacyjną dopiero w 1979 roku. Wykradzioną przez szpiegów zachodnią technologię montowali NRD-owscy spece, i chociaż główny komputer stał w Moskwie, to największą aktywność wywiadowczą wykazywała STASI.
Tak więc masz rację, ale i moje wątpliwości nie były tak całkiem bezzasadne 😉
Co do dzisiejszego zwycięzcy, to mnie się zdaje, że na jego szanse mógł wpłynąć fakt, że może on się obejść bez wielkiego show i epatowania urokami ciała, i podoba się również wtedy, gdy się zamknie oczy 😉
Nie, nie mysle. Ona tez swietnie sie obchodzi bez wielkiej oprawy, a „epatowanie calem” nalezy do calego pakietu jej zalet estradowych.
Jutro mam wolne, czyli od świtu ruszam galopkiem 🙄 Pan mąż wypucował chałupę, teraz tylko zapełniać. Córasek przylatuje pojutrze 😀
Dobranoc 🙂
Haneczko, gdzie dają takich Panów Mężów?
U mnie się jeden mąż właśnie awizował, że przybędzie we wtorek z wizytą duszpasterską od 16:30, co oznacza, ze od tej godziny trzeba warować w domu, bo nie wiadomo, kiedy wizytator zapuka, a ja właśnie mam zaplanowane różne rzeczy.
Jasne, że mogłoby mnie nie być w domu, ale ja już tak zupełnie nie mam kontaktu z moją parafią, że nieprzyjęcie księdza zrobi ze mnie pewnie w kartotece osobę niewierzącą.
Poza tym chodzą raz na dwa lata, bo mają za dużą parafię.
Co nie zmienia faktu, że jestem bardzo zła.
W sprawie zwyciężcy X Factor.
Mnie z zamkniętymi, czy otwartymi, jegomość nie porusza, ale ja jestem starszą pania i nie rozróżniam ani twarzy, ani piosenek.
Prawda też, że zupełnie się tym nie interesuję.
Kiedy czasami staram się nadrobić braki i przeglądam YT, to nie słyszę niczego, co by mi zapadło w pamięć i co bym chciała zaśpiewać.
Mówię o gwiazdach pop.
To oczywiście nic nie znaczy, moja epoka już minęła. 🙂
I dobrze tak 😀
Więc od dawna kocham się platonicznie w Elizie Szybowicz, na co kolejny dowód tutaj.
Melatonina na dobranoc.
„nieprzyjęcie księdza zrobi ze mnie pewnie w kartotece osobę niewierzącą.”
Spokojnie, Siodemeczko. Podobno nawet skladanie ofcjalnych dokumentow potwoerzdonych notarialnie, ze sie jest odtad osoba niewierzaca, nie ulatwia wyjscie z Kosciola. Jak mowia Anglicy; Once a Caholic, always a Catholic.
Kiedys rozumialam to powiedzenie zupelnie inaczej, ale teraz juz wiem, ze bylam w bledzie.
Widze, ze ksieza dzialaja w Polsce jak w Anglii dzialaja firmy dostarczajace mebli i hydraulicy – powiadamaja cie, ze masz czekac od danej godziny do… chyba ciemnej nocy. I tez nie masz gwarancji ze przyjda w tym tygodniu….
Mowisz jak moja E,. Siodemeczko, ktpra potrafi zapytac kto to jest Beyonce czy Lady Gaga i rzewnie wspomina Paula Anke….
Mowie jej, ze to postarza i zeby sie nie przyznawala, nawet jakby lubila Ordonke…
Kiedy przychdzi do nas nasza fryzjerka Margaret i zaczynamy wymieniac uwagi o postepach w X Factorze, to E. siedzi jak na turekim kazaniu i stara sie podstepnie zmienic temat. Ale my z Margaret nie zwracamy na nia uwagi.
Ozywia sie dopiero przy Downton Abbey.
Helenko 😆
Wiedzieć, kim jest Beyonce czy Lady Gaga, a rozróżniać ich repertuar, to jest ogromna przepaść. Przyjmuję do wiadomości, ze są i dobrze, niech sobie będą. Różnorodność ubogaca podobno.
Za P. Anką nie przepadałam, ale jak się było na prywatce, to się łykało, co dawali.
Oryginalne płyty różnych tam mieli nieliczni, wiec słuchało się z nabożeństwem.
Z innej beczki.
Ty musiałaś znać tę moją koleżankę szkolną Renatę, bo ona też występowała w Teatrze Żydowskim. Jakiś czas temu prezentowała FB film z tego czasu:
https://www.facebook.com/video.php?v=10200145216374865&set=vb.1284604989&type=3&theater
Podrzucam Siódemeczce, żeby już zupełnie rozproszyć jej lęki w sprawie wyrzucenia z parafii: 😆
http://wyborcza.pl/1,75248,17102456,Pan_Marcin_wyslal_list__ze_wystepuje_z_Kosciola__Ale.html
I zmykam na legowisko. Dobranoc. 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Muszę Cię Siódemeczko pocieszyć. Od kilku lat już nie marnujemy sobie popołudnia w oczekiwaniu godzinami na wizytę …. i naprawdę nic się nie dzieje. Jeżeli parafia uzna Cię za niewierzącą to jest to problem parafii 😎
Dień dobry,
Siódemeczko, wyślij do parafii kartkę z życzeniami świątecznymi i wyrazami ubolewania z powodu Twojej nieobecności w domu spowodowanej wcześniej ustalonym ważnym terminem.
Korekta – wyślij jednak lepiej maila, bo kartka jest w kopercie i jeżeli w kopercie nic poza nią nie będzie, to dopiero będziesz miała krechę 😉
My mamy tak, że jak zamkniemy bramę, to nie ma jak do nas zadzwonić czy zapukać. Samochodów też nie widać od ulicy, ani za bardzo świateł. Więc pewno chodzą, ale nie mają się jak zaanonsować.
I tu przypomina mi się, nie do końca a propos, historia naszej znajomej, która działa się w stanie wojennym. Mąż znajomej robił doktorat w Lipsku i we wczesnych miesiącach wojny jaruzelskiej nie do końca był z nim kontakt, oprócz przesyłania informacji przez tych, którzy wracali do Polski. No i któregoś niedzielnego poranka dzwonek do drzwi, w drzwiach dwoje młodych ludzi z tekstem: „Dzień dobry Pani, przynosimy wieści od pana”. Znajoma zrozumiała, że to jacyś umyślni od męża, zaprosiła do środka, zaproponowała kawę i placek i dopiero wtedy okazało się, że to od Pana przez duże P i wieści raczej dla całej ludzkości, a nie konkretnie dla niej.
Wizyta duszpasterska czyli ksiądz z laptopem Dawniej przychodził z grubą teczką, w której miał kartotekę uzupełnianą na bieżąco.
Zjawisko opisane tylko po polsku, w innych krajach chyba nieznane. Przynajmniej w mojej okolicy nikt nie molestuje nieproszony. No ale tu się płaci podatki, nie ma „co łaska” i kupowania mszy 🙁
Za każdym razem, kiedy w okolicach Nowego Roku odwiedzam Polskę, jestem świadkiem dziwnego podniecenia, bieganiny sąsiadów, dawania sygnałów, potem przychodzi dwóch wyrostków w komżach, śpiewa falsetem przełamywanym basem dwie zwrotki kolędy, kasuje i czeka na przybycie jegomościa. Po jego wejściu pędzi do następnego domostwa, a jegomość kropi kąty nowoczesną pompką, coś tam mamrocze, potem się rozsiada i ciekawie rozgląda po meblach i sprzętach. Im droższe i nowocześniejsze, tym większy szacunek w pytaniach o zawodowe powodzenie domowników. Widok zagranicznych gości prowokuje go do napomknięcia o ostatniej swojej podróży na Dominikanę, potem wyciąga jakieś papiery i zaczyna litanię czekających parafię wydatków
– A tu jest lista, gdzie każda rodzina deklaruje swój udział w kosztach (sprzątania kościoła, remontu dachu, zakupie świec itp.)
Przed wyjściem błogosławi jeszcze raz, przygotowaną kopertę sprawnie wrzuca w teczkę i rusza dalej.
– Przecież jesteście niewierzący – mówię gospodarzom.
Wzdychają i patrzą na mnie jak na idiotę.
Dzień dobry 🙂
Do mnie z lokalnej parafii przychodzą tylko zawiadomienia o imprezach „ogólnospołecznych” (np.o koncertach w kościele albo zbiórkach starych ciuchów) i chyba życzenia świąteczne, o ile dobrze pamiętam. Nie pocztą (bo żadnej parafii swojego adresu nie podawałem, a tu nie ma takiego zwyczaju, żeby brali sami), tylko idzie umyślny przez dzielnicę i wrzuca wszystkim mieszkańcom do skrzynek. Nie mam nijakich pretensji o tę korespondencję, bo tego typu i w takich dawkach kontakty z Kościołem nie są w żaden sposób dolegliwe. 🙂
A Pan ma chyba niezły wywiad, bo jak wysyła do mnie Świadków Jehowy, to zawsze polskojęzycznych. Co prawda innojęzycznych równie uprzejmie bym odprawiał, ale zawsze to miło, kiedy wieść od Pana jest zindywidualizowana i spersonalizowana. 😈
Dzień dobry 🙂
Zupełnie nie pojmuję, jak można pomylić wieści od Pana z wieściami od pana!? 😯 🙄 No jak?! 👿
Dowiedziałem się z Wiki, że prawo kanoniczne tak stanowi:
Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku.
I z tego od razu widać, że taki proboszcz, jak np. u Siódemeczki, dobrze wypełnia swoją funkcję. Zapowiadając swą wizytę wywołuje niepokój, smutek, spowodowany straceniem popołudnia, które można by było poświęcić na inne sprawy i troskę, że znowu będzie trzeba część emerytury włożyć do koperty. Następnie idzie i uczestniczy w tych wszystkich troskach, smutkach i niepokojach, a co więcej, skutecznie je rozwiewa, bo po jego wyjściu większość parafian czuje ogromną i natychmiastową ulgę. Bardzo dobry pasterz. 😎
Jestem wysoce zdegustowany. To nie jest w porzo, że najpierw się niby to bramy nieba przede mną otwiera, a po 2 dniach się znowu zamyka i fora ze dwora.
http://wyborcza.pl/1,75477,17131065,Papiez_Franciszek__Zwierzeta_NIE_pojda_do_nieba__To.html
Kto daje i odbiera… 👿
Ja im współczuję, tym księżom, że muszą biegać po blokowiskach.
Jak zaczynali po świętach, to do Wielkanocy chodzili po ludziach.
Nowy proboszcz – będzie już z parę ładnych lat – zarządził chodzenie od początku grudnia i podzielił parafię na strefy, tak że w jednym roku jedna, w drugim druga, a księża kończą chyba biegać po okolicy z końcem stycznia.
Mnie wkurza, że dowiaduję się w ostatniej chwili i przed świętami.
O czekaniu cały wieczór nie wspomnę. Mieszkam na ostatnim 12. piętrze, więc najczęściej jestem na końcu.
Nie znam teraz tych księży, ani oni mnie, nie mamy o czym rozmawiać.
No, ja mialam kiedys takie zdarzenie: dzwonek do drzwi, otwieram, a w progu stoi schludie ubrna para i mowi mi radosnie: Dzoen dobry!
Pytam czym moge sluzyc. A oni na to : Przyslismy aby ci pomoc odnalezc Jezusa! I sie usmiechaja.
Zanim pomyslalam, odpowedzialam: Nie wiedzialam, ze sie zgubil!
Z dalszej wymiany przy dzrwiach okazalo, ze to swiadkowie Jehowy, dla ktpruch ZAWSZE jestem uprzejna i mila i ktorym zawsze odpowiadam, ze nie skorzystam i zycze powodzenia z innymi, uprzedzajac aby nie dzwonili do drzwi E. bo my jestesmy Zydzi.
Zawsze dziala. 🙂
Hmm… Siódemeczko, czy współczujesz również agentom ubezpieczeniowym i listonoszom, którzy muszą biegać po blokowiskach? 😎
Jak Spielberg będzie kręcił film o Świadkach Jehowy, to mam dla niego bardzo dobry tytuł: Poszukiwacze Zaginionego Jezusa 😆
Czy listonosze jeszcze fatygują się na piętra?
Skrzynki są przecież na parterze, wrzuca się awizo i cześć.
Chyba że przynoszą rentę, to do rąk własnych, z nadzieją na „końcówkę” 😉
Ale agenci na pewno się fatygują. No, chyba że to jest agent Tomek, który lubi niepracochłonne sposoby zarabiania forsy i już raczej będzie się kręcił w okolicach Fotygi niż fatygi. 😎
Jasne, że tak, Bobiku, bo sama za żadne skarby świata bym nie chciała.
No widzisz, Siódemeczko, listonoszom też współczujesz, ale nie czekasz na nich całymi popołudniami. To czemu na księży musisz? 😆
mt7 z 11.39
A windy nie da się jakoś w tych dniach uroczystych wyłączyć?
Blokowanie windy nie zawsze wystarczy
To nie winda tu zawaliła sprawę, tylko słitfocie. 😛
Analogowe fotki na wieczność 😉
Mam choinkę. Sprzedawca podjął się dopasowania do żeliwnego stojaka, dopasował i tak wszystko razem zapakował w siatkę. Teraz to stoi na balkonie w cebrzyku z 40 litrami wody, bo do wiadra stojak się nie zmieścił, a nie sposób go teraz zdjąć 🙄
Dobrze, że nie zapowiadają mrozów 😎
Bry!
Bobik, na Śnieżniku jest śnieg przez ok. 250 dni w roku 🙂 Glatzer Schneeberg, Králický Sněžník. Czy weszliśmy na szczyt, nie wiadomo, mgła jak cholera.
Kiedyś pod koniec kwietnia chciałem z psami podejść od strony czeskiej, tam są źródła rzeki Morawa. Ku mojemu zaskoczeniu śniegu było po pas, ani ja ani psy nie przygotowani.
W mojej parafii grzecznie pytają czy przyjmę księdza, ja grzecznie mówię, że nie. Od 4 lat obiecuję sobie, że zobaczę kościół ze środka, ale nigdy nie wychodzi.
Jakieś takie poukładane te Wasze parafie. W mojej życzeniem proboszcza było, aby mieszkańcy w dniu wizyt duszpasterskich stali w otwartych drzwiach do mieszkań i oczekiwali zaszczytu. Jedynie raz otworzyłem drzwi, na wyraźne życzenie żony. Zaszczyt nie trwał chyba nawet minuty. W każdym razie nawiedzający nie zdążył się nawet rozpakować.
Przepraszam, czy wg Was w nast. zdaniu wszystko jest wg Waszej intuicji dobrze
„W małych wschodnioeuropejskich sztetl”
Śpiewa o krawcu, o nosiwodzie ze ” sztetl ” – małego żydowskiego miasteczka
Czy sztetl było nieodmienne??
Według PWN
Sztetl – tradycyjne, prowincjonalne miasteczko żydowskie, takie jak ze Skrzypka na dachu – ma dopełniacz sztetla lub sztetlu, przy czym w słownikach można znaleźć tylko drugi z nich. Oboczna nazwa sztetł jest nieodmienna.
Ja zawsze odmieniałem – ze sztetla, w sztetlu, sztetlom, o, sztetle!
250 dni śniegu?
Mnie wystarczyło 2 tygodnie, w tym 6 godzin słońca 🙄
Odśnieżanie po trzy razy dziennie, a to był dopiero początek 🙄
Śnieg w Międzygórzu jak zaczął padać w listopadzie, tak leżał do kwietnia. Ale trzeba mieć szczęście, by trafić na taką zimę 😉
Paradoksie, z wymienionych parafii te w ogóle niezawracające głowy są w Szwajcarii i w Niemczech, ta grzecznie pytająca i przyjmująca odmowę we Wrocławiu, ta domagająca się oczekiwania od 16.30 w Warszawie, a ta wymagająca stania w drzwiach, o ile dobrze wiem, w Lublinie. Jeżeli chcesz wyciągać jakieś wnioski geograficzne, to proszę bardzo. 😆
Moja przysłała mi dziś życzenia świąteczne 😉
Tadeuszu
to jest chyba rzeczony szczyt
Nic wyższego w tej mgle i zadymce nie było widać 😉
Śnieg u Markota ma artystyczne zacięcie. Gdyby jeszcze zaczął pobierać opłaty za oglądanie, byłby już całkiem prawdziwą artystą. 😎
Bobiku, 😀
Jeszcze się poczuję, jak Leon Chwistek 😉
Pewnego razu podszedł do artysty jeden z jego znajomych i powiedział:
– Byłem wczoraj na pana wystawie…
– Aaa, to pan był! – zawołał uradowany artysta.
Huhuha, ale zimaaa! Malownicza, ale niech zostanie w górach.
Chyba nie bez kozery nienachodzące wiernych są kościoły w tych państwach gdzie jest płacony podatek kościelny.
I chyba wykreślają z rejestrów niepłacących. 😉
Podatek kościelny płaci się razem z gminnym i kantonalnym, więc samorzutnie nie można przestać płacić. Przyjdzie komornik i wyegzekwuje. Z rejestrów wykreślają od momentu otrzymania listu z deklaracją wystąpienia z Kościoła. List się wysyła polecony do gminy kościelnej czyli parafii miejsca zamieszkania. Katolicy dołączają kopię aktu chrztu z datą i miejscem.
W deklaracji podatkowej przestaje się deklarować wyznanie i już.
O wysokości podatku kościelnego decyduje ogólna wysokość podatku (ca 3 proc. ogólnej sumy), stopę ustala każda gmina i kanton osobno.
Ja płacę podatek, choć nie uczęszczam, bo to dla mnie akt solidarności z ludźmi, którym kościół jest potrzebny.
Tutejszy kościół się nie szarogęsi, nie wtrąca do polityki, jest dla ludzi, ksiądz jeździ rowerem i środkami publicznej lokomocji albo małym samochodem. Jest, ale go widać tylko wtedy, gdy się go potrzebuje.
I nigdy nie chodzi w sutannie.
No tak. Sędziowie mają u Prezesa już do spodu przechlapane. 🙄 Jak wreszcie złapie władzię za tyłek, zaraz to całe sądownictwo zlikwiduje, bo po co ono właściwie komu. Wystarczy pokuratura złożona z ziobrystów.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,17134016,Szefowie_sadow_oburzeni_slowami_Kaczynskiego__zniewazajace_.html
Tn fragment oświadczenia sędziów mi się szczególnie podoba, bo odbija piłeczkę, którą Prezes szczególnie chętnie ciska:
Wyrażamy głębokie oburzenie sformułowanymi pod naszym adresem zarzutami terroryzowania sędziów i namawiania ich do określonego orzekania w sprawach rozpoznawanych protestów wyborczych. Takie znieważające, wiecowe zdanie nawiązuje do najgorszych zwyczajów walki politycznej sprzed 1989 roku.
Czemu tylko PiS ma mieć monopol na zarzucanie innym postkomuszyzmu? Kto tu w końcu bardziej przypomina Gnoma, zarówno z metod, jak z przemówień – Kopacz czy Prezes? 😎
Cos Ty, Bobik! Kopacz to wypisz wymaluj Urban w spodnicy.
Natomiast Psychiczny bardziej przypomina Pilsudskiego, albo Garibaldiego albo nawet Waszyngtona.
Ale dobrze jest, ze chociaz sedziowe sie obudzili i zaczynaja chwytac go za te ropuchy co mu z mordy wyskakuja co chwila.
No dobra, zgódźmy się na Napoleona, z oczywistych i wymiernych przyczyn. 😎
Nigdy nie pozwoliłam, żeby ksiądz przychodzący „po kolędzie” oglądał zeszyty czy odpytywał z religii 👿
Nawet, jak Młode chciały posłusznie iść po zeszyt, ja spokojnie prosiłam, żeby siedziały na miejscu, mówiąc, że ksiądz przyszedł z wizytą a nie na wizytację. Przy czym uśmiechałam się do księdza z całą słodyczą , na jaką mnie było stać 😉
Nie zgadzałam się też na żadne „zeznania” do kartoteki. Jeden młodzik, tuż po ’89, powiedział, że to nie są takie kartoteki, jakie ma SB. Odpowiedziałam, że nie widzę różnicy 👿 Oj, działo się, działo 😆
Jeszcze inny, kiedy nie spełniałam jego życzeń, zapytał: „to po co mnie pani zaprosiła?” Odpowiedziałam, że wcale go nie zapraszałam. To on wyraził życzenie odwiedzenia mnie a ja mu nie odmówiłam. Tak, jak każdemu innemu, kto przychodzi w imię Boże i chce się wspólnie pomodlić 😎
Niektórym przypominałam, że to jest mój dom i ja w nim ustalam zasady. I żadnych kopert po ’89, kiedy kościół rzucił się masowo do odzyskiwania „swoich dóbr” 👿
Nie wiem, co tez o mnie piszą w swoich kartotekach, ale kompletnie mnie to nie obchodzi 😉
Dzisiaj znalazłam w skrzynce na listy ulotkę: prasowanie na telefon 😯
Czy są zainteresowani numerem telefonu? 🙄 😉
Jagodo, 🙂 gratuluje odwagi. Wiecej takich i polski Kosciol bedzie bardziej przypominal te zachodnie.
a dla zainteresowanych:
http://wiadomosci.onet.pl/religia/w-watykanie-porzadki-a-w-polsce/d7kx9
Jagodo, bardzo i prosze o numer telefonu. 🙂 Nie wiesz, czy nie dalo by sie wyprac dywanu przez telefon 😉
E, ja tam uważam, że kartoteki są ciekawe. 😈
Ob. Jagoda wykazuje niewłaściwom postawe ideologicznom, będąc niezainteresowanom dobrobytem kartotek i ubogacaniem pszewodniej siły. W zetknięciu do dzielnicowego/proboszcza (niepotrzebne skreślić) odnosi sie niegżecznie i bez nalerzytego szacónku. Wskazanom jest dalsza ingowilacja oraz pouczenia. W razie niepoprawy nalerzy zastosować oszczejsze środki, do publicznego wytkniencia włoncznie. Amen.
Jagodo, jak znajdę już swoją jaskinię w Polsce, przylecę do Ciebie po naukę 😆
Dzień dobry. Bardzo. 🙂
Pijemy z panem mężem whisky. Dobrą.
Butla 1,5 litrowa. Sami nie damy rady, zapraszam chętnych. 🙂
Na ucho powiem: opijamy sukces Starszej.
Ma pracę!!!! Jutro zaczyna granie z orkiestrą.
Mar-Jo, gratulacje dla Starszej! A w której orkiestrze będzie grać?
Och, wspaniale, Mar-Jo! 😀
Graj-tulacje dla Starszej i toast za dobrą robotę! 😀
Zdrowie Starszej i Jej Starszych 😎
Meki, Smoku 🙂
Bobiku, a kto Ci udostępnił te kartoteki? Chyba nie jesteś TW? 😯 🙄 😉
Dzień dobry. Gratulacje dla Starszej!