Ciepłych Świąt!
Nie ma nawet co marzyć o trenie puchowym,
o płatkach wirujących, mrozie, który trzyma.
Święta w bieli w tym roku raczej mamy z głowy,
ciepła chlapa się kroi. Sorry, taki klimat.
Ale może zalety mieć i ocieplenie,
gdy je w geście wyczujesz, zobaczysz na twarzy,
gdy nie tylko w Wigilię niechętni, skłóceni,
podadzą sobie ręce. O tym wolno marzyć.
28 listopada pisałem o nowej wystawie w CK, przeczuwając reakcję środowisk narodowo – katolickich i … dziś doczekałem się 😈
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,17192491,Radny_PiS_widzi_diably___Jezeli_ktos_jest_malo_inteligentny____.html#hpnews=lublin
Może jeszcze zdążę krótko doszczeknąć coś do merituma. Ja od początku rozumiałem, że zeenowi nie chodzi o pochwałę poglądów Terlika, tylko o tzw. obronę niezbywalnej ludzkiej godności. Na pozór brzmi to na tyle szlachetnie, że trudno się nie zgodzić, no to dlaczego się nie zgodziłem? Dlatego, że Terlik sam ustawicznie czyjąś godność poniża? Ale przecież nie uważam, żeby istnienie złodziei czy morderców dawało mnie prawo do kradzieży albo mordu. No to jak ja tu kombinuję?
A tak, że „robienie w słowie” jest dziedziną dosyć specyficzną. Skoro jestem za wolnością słowa (a jestem), muszę pogodzić się z tym, że mnóstwo wygłaszanych poglądów, nawet głupich i haniebnych, nie będzie karanych przez prawo (jak to jest w wypaku np. kradzieży), ale wobec tego musi to być ukarane w inny sposób. I tutaj karą jest właśnie wyszydzenie, ośmieszenie, polemiczne zmiażdżenie, etc. Inteligencja, głupota czy inne osobiste cechy wypowiadacza poglądu nie mają tu nic do rzeczy. Nad tym mogę się zastanawiać, kiedy spotkam się z nim prywatnie. W sferze publiczno-publicystycznej liczy się to, co się powiedziało i za to zbiera się uznanie, bądź ponosi karę – do odmowy uznania godności włącznie, jeśli są do tego podstawy. A wystarczającą podstawą w omawianym przypadku jest to, że Terlikowki mnóstwo razy odmawiał godności i moralności innym. Za to w sferze publicznej powinien zostać ukarany, tak samo jak Ziemkiewicz, Pawłowicz i inni. Nie będę z ich obrażającymi mnie, moją inteligencję i moje przekonania wypowiedziami lecieć do sądu, bo „nie w tom dieło”, ale też nie nadstawię drugiego policzka, tylko wypłacę wypowiadaczom to, na co sobie zapracowali. I to właśnie zrobił Raczkowski, co ze swojej strony mogę tylko pochwalić.
Tyle, do potem, bawcie się dobrze, mimo że grzecznie. 😆
Good Luck, Piesku. U mnie trzecia nad ranem, ale sie chetnie napije kawy z Pegazem.
A nie spie, bo czytam okropnie przygnebiajacy kryminal, od ktrego nie moge sie oderwac.
To mial byc normalny kryminal, najlepiej szwedzki, z w miare kartonowymi postaciami i jakas nieprawdopodobna intryga. Niestety skusilam sie cena na kundlu(90 pensow) oraz szescioma gniazdkami od czytelnikow. No i mam za swoje – ponure setting w irlandzkiej dzielnicy Liverpoolu, zamordowany ksiadz z odcietym fiutem (poznalam nowe ladne irlandzkie slowo) przywleczonym przez kota, zgwalcona dzoewczynka w ciazy ( procz wielu innych dziewczynek, ktpre gwalcil zarowno sam ksiadz jak i jego biskup, w tym slaba na umysle mlodziutka gospodynie keiedza, sierotkie wychowana przez zakonnice), pralnie wiadomych siostr w Irlandii – no mowie Wam, nie moglam trafic gorzej.
Jakby ktos mi chcial podsunac jakis ladny kryminal, bo tylko to moge teraz czytac, najlepiej szwedzki, to bardzo prosze. Zaznaxzam, ze Camille L, serie z Wallanderem oraz Trylogie Larssona juz mam za soba. Wiec cos nowego poprpsze, bo kraze po omacku. A to co czytam teraz (Cover Her Name) musze niesetety doczytac do konca.
Dzień dobry.
Trochę umotywowany pewnym linkiem, przyznaję, że zakradłem się chyłkiem (wiem, że to masło maślane, ale w dzisiejszych czasach masło robi się nawet z Ramy, więc chyba będzie mi to wybaczone). No i trochę z powodu zapalenia oskrzeli, jakiego się nabawiłem, a które przykuło mnie do łóżka. No więc zakradłem się chyłkiem i zerknąłem przez dziurkę od klucza. Od razu walnęło mnie w oko słowo „doktryna”. A ja na samo jego brzmienie dostaję ataku paniki i zagrzebuję się w jak najgłębszej jamie, aby przeczekać.
Do rzeczy. Nie bardzo rozumiem, co, zdaniem Zeena, jest poniżającego w rysunku Raczkowskiego. W każdym razie doczytałem się jedynie gołego stwierdzenia faktu. Ale może tępy jestem, albo niewrażliwy i nie odbieram komunikatów niewerbalnych.
Zestawienie kilku gatunków zwierząt przy jednym stole z karykaturalnym wyobrażeniem redaktora T.? To, że w ogóle ośmielił się narysować karykaturę redaktora?
Rozumiem, ośmielił się posadzić człowieka na równym poziomie z przedstawicielami świata zwierzęcego. A powinien zrobić to hierarchicznie. Redaktor wysoko, potem długo, długo nic i na samym dole pies, kura i małpa. Albo hieratycznie, jak na freskach egipskich, redaktor winien wielkością górować, już nie tyle intelektualnie I(bo to się rozumie samo przez się), co fizycznie. Taki powinien być porządek rzeczy. Rzekłem.
A doktrynalnie. Może red. Terlikowski w większym stopniu powinien zacząć przejmować się przekonaniami św. Franciszka? Albo to:
http://andrzej.dabrowka.com/content/view/25/48/
Jak widać doktryna nie przeszkadzała wtedy uznawać zwierzęta za równe w „prawach” ludziom. I żadnemu duchownemu nie przyszło do głowy szepnąć nieśmiało: „Ależ wielmożny panie, przecie to zwierzę jest”.
Coś mi się zdaje, że nie taki szalony był Kaligula, umieszczając w rzymskim senacie Rucinanta.
Choroba dziwny wpływ na mnie wywiera. I snują mi się po głowie różne dziwne myśli i marzenia. Ale uznaję je na razie za majaki. Jeśli po rekonwalescencji dalej będą mi się w głowie szwendały, wtedy pomyślę, czy je jakoś uzewnętrznić, czy od razu gnać do psychiatry.
Dzien dobry 🙂
W takim razie herbata 🙂
Korzystając jeszcze z okazji, że tu wlazłem. Rekomendacja dla Heleny w zakresie kryminałów
Kathy Reichs
Temperance Brennan 1. Deja Dead
Temperance Brennan 2. Śmierć za dnia
Temperance Brennan 3. Śmiertelne decyzje
Temperance Brennan 4. Zabójcza podróż
Temperance Brennan 5. Pogrzebane tajemnice
Temperance Brennan 6. Nagie kości
Temperance Brennan 7. Poniedziałkowa żałoba
Temperance Brennan 8. Starożytne kości
Temperance Brennan 9. Okruchy śmierci
Temperance Brennan 10. Kości w proch
Temperance Brennan 11. Diabelskie kości
Temperance Brennan 12. 206 kości
Temperance Brennan 13. Kości Pająka
Wirusy
Temperance Brennan 14. Z krwi i kości
Wirusy 2. Skarb
Temperance Brennan 15. Kości są wieczne
Ewentualnie Ian Rankin. Tym razem Szkot. Ale u niego też można nadziać się na ponure historie.
Paradoxie, na doktryny mam bardzo podobna reakcje 🙂
Na koniec przypomnę, że Terlik tu wystąpił w roli człowieka, który ma także prawo do godności – musze przyznac ze tez niezupelnie rozumiem dlaczego. Nie chodzi tu o Czlowieka jako takiego, chodzi o publiczna osobe, jej wypowiedzi i opinie, i nie kazdej opinii nalezny jest (moj) szacunek. Zreszta, o ile pamietam, Zeenie, sam wypowiadales sie ostro przeciwko poprawnosci politycznej, wiec dlaczego odwolywac sie do niej akurat w wypadku Terlikowskiego?
Co do stosunku katolicyzmu do zwierzat, Papiezowi Franciszkowi blizej do swego swietego imiennika niz do Terlika, co wlasnie wyjawil 🙂
Gdybym wierzyla w raj, nie bylby dla mnie rajem bez zwierzat 😳 🙂
Heleno, slyszalam ze niezle i nie za ponure sa seria o komisarzu Montalbano/ Andrea Camilleri, Gazeta lokalna /Shulamit Lapid (z hebrajskiego) i Petera May’a Czarny dom, Czlowiek z wyspy Lewis (dwie pierwsze czesci przyszlej trylogii) (sama ich jeszcze nie czytalam).
Ale przecież pismo wyraźnie stwierdza, że raj był pełen zwierząt (łącznie, o zgrozo, z wężem). W dodatku człowiek golusieńki tam ganiał, co w przypadku red. Terlikowskiego jest poza jakimkolwiek zakresem mojego pojmowania. A jak się już ubrał (skromniej niż w bikini) to przez właściciela został pognany precz.
Dzień dobry Koszyczku.
Zeenie, rysunek który tak Cię poruszył był zgodny z bardzo (moim zdaniem) mądrą sentencją Ignacego Krasickiego ” i śmiech niekiedy może być nauką kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa”. Ludzie całe życie się uczą i jeśli do tak rozdętego ego, jakie ma p. Terlikowski nie docierają żadne rzeczowe argumenty (nawet świętego Franciszka), to może (w co zresztą wątpię) dotrze satyra.
Dzieki, Paradoksie. Powinno mi starczyc na dobrych pare tygodni. Mam nadzieje, ze postacie nie sa zbyt skomplikowane psycholo.
Na oskrzela najlepsza goraca woda z miodem i cytrytna. A jesli sie do tego doda jeszcze naparstek rumu, to juz ma to nawet proper nazwe – grogg.
Dobrze, ze papiez potwoerzdil co od dawna wiemy – i tu oczywiscie intuicja jest podstawowa.
Ja w raj chyba nie wierze, ale wierze w obcowanie po smierci naszych Drogich Zwierzat. Czasami gdy jestem bardzo juz spiaca rozbudzam sie dokumentnie gdy poczuje, ze ktos wskakuje na lozko i kladzie sie na koldrze obok. Wtedy mowie glosno: wiem, ze tu jestes moj Dobry Duszku, zostan na zawsze. A czasami Dobry Duszek nieoczekiwanie mrugnie do mnie ze zdjecia na ekranie komputera, sluzacego za tapete. Wtedy patrze mu gleboko w oczy i tez mowie glosno, aby uslyszal: Dzieki, ze jestes wciaz w tym pokoju.
I zaraz mi lzej i weselej na duszy. 🙂
Prosze Cie, Paradoksie, nie podsuwaj mi pod oczy wizji nagiego Terlikowskiego przed pojsciem do lozka. Mam dosc ksiedza z obcietym fiutem. 😯
Obraz raju w chrzescijanstwie chyba rozni sie od biblijnego opisu… W biblijnym raju mieszkali ludzie (wiecznie) zywi, nie dusze zmarlych, byly w nim mozliwe zachowania podstepne (weza), na dodatek sadzac po nazwach rzek ktore go otaczaly znajdowal sie na ziemi, gdzies w Mezopotamii.
Przepraszam, nie wiecznie zywi! (Tyle ze bylo to przed pierwsza ludzka smiercia)
I w Starym Testamencie nie ma slowa o tym ze po smierci sie tam wraca
Skomplikowane? Nie. Ale doskonale przedstawione metody i standardy dochodzeń i postępowań z udziałem antropologa sądowego w roli głównej. Poza tym jedyny serial, na który czasem zerkam. Znaczy „Kości”.
A zapalenie oskrzeli? Dzięki. Ja od mojej babci mam takie: w równych proporcjach spirytus, miód i masło. Na gorąco. I ma się wtedy dwa wyjścia. Wstać albo już nie wstawać. Do tej pory wstawałem, ale z wiekiem nachodzą mnie coraz bardziej obawy, czy to jednak nie jest zbyt duże ryzyko.
W trybie podsumowania. Nie ja zacząłem niemądrą (to say the least) filipikę w obronie poniżanego, górującego nad nami intelektem („wzgardzony, okryty chwałą…„) Terlikowskiego i nie ja zacząłem argumentować ad personam, więc zakładam, że w tym przypadku volenti non fit iniuria. Gdy się samemu wszczyna bójkę, to potem nie należy się mazgaić, że skóra przetrzepana.
dzien dobry
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17193404,Olejnik_do_Terlikowskiego____Jak_slysze_pana_kolegow.html#BoxSlotI3img
Cóż, jeśli pan Terlikowski lubi żuć prezerwatywę, to też jest jego wybór.
Tfu, i po co pisałem o nagim Terlikowskim? Nawet w stanie lekko rozgorączkowanym.
I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. (Księga Rodzaju 1, 31)
WSZYSTKO!
Bajki, wiadomo, mają uczyć i socjalizować, używając łatwych do przyswojenia dla młodego umysłu zestawu archetypów i symboli. Gdybym przeczytał poniższą bajeczkę (pożyczoną z zaprzyjaźnionego bloga) miesiąc temu byłbym zdecydowanie mądrzejszy i trochę spokojniejszy. Voila!
Nie, Jagodo, nie. Pan nic nie pisal. o golym Terlikowskim.
Jest jeszcze taka możliwość, że Pan ma nieco inny gust.
Jagodo, potem przestalo Mu sie podobac i wszystkich potopil…
Udało się!
Uff, nareszcie mnie wypuścili. Straszna dziś była kolejka do tych koktajli i najpierw ponad godzinę musiałem czekać, żeby się w ogóle dopchać do bufetu. 👿 Wiem, że to przez święta, ale i tak mnie wnerwiało.
Odjem i odpiję swoje, a potem się zastanowię nad gustem Pana i innymi fascynującymi sprawami. 😎
To ja już lepiej pójdę do kina na „Bogów” 😉 Ostatni dzwonek przed zdjęciem z ekranów 😎
Babilasie, cieszę się bardzo 🙂
Oby z pomnikiem nad Maltą również się udało. Choć przeciwnik jest dużo trudniejszy 👿
Temperance Brennan to moja ukochana Bones, którą w wersji serialowej już tu dawno temu reklamowałem. 🙂 Poza sensownie wykorzystaną antropologią i medycyną sądową, jeszcze bardzo fajnie zarysowane sylwetki bohaterów i mnóstwo anglosaskiego humoru dobrej próby. Zdecydowanie do polecenia przy wszelkich depresjach. 🙂
Serial ma nad książką jedną wyższość – pracownice Jeffersonian Institute (poza samą Bones) noszą w nim odjazdowe, a równocześnie szalenie eleganckie ciuchy, na których miło oko zawiesić, co Helenie, jak ją znam, nie będzie obojętne. 😉
A ten irlandzki kryminał (zapomniałem, jaki miał tytuł, ale po szczegółach łatwo go zidentyfikować) rzeczywiście kompletnie rozwalający. Musiałem go czytać na raty, bo w jednym kawałku mógłby wpędzić w najczarniejszą deprechę.
Dzień dobry.
Dla zainteresowanych: Moskwa , gorąco po wyroku na braci N.:
http://www.radiosvoboda.org/section/tv/3512.html
Jak tu nie skorzystać z rajskich inspiracji? 😈
Pan przez pięć dni całych kreatywnie brykał,
robiąc florę z fauną, aż wreszcie w dniu szóstym
wyrzekł: stworzę teraz gołego Terlika,
bo któż dyskutować śmiałby z moim gustem?
Wziął kawałek błota (wydajne i tanie),
uformował gniota, machnął palcem bożym
i już Terlik lata po rajskiej polanie,
taki golusieńki, jakim go Pan stworzył.
Tu banana zerwie, tam przekąsi szczawiem,
ale coś mu nie w smak, tak przedtem jak potem,
bo wokół piżmaki, pawiany i pawie,
a on chce zadawać się z prawnym podmiotem.
Więc do Pana leci, bo nim wściekłość miota
i się piekli: Panie, coś Pan, zleciał z pandy?
Czemuś mnie, dumnego prawnego podmiota,
stworzył w towarzystwie tej bezprawnej bandy?!
Pan, utrudzon wielce, chciał odpocząć krzynę,
skorzystać z uroków swej rajskiej krainy,
zatem na ten jazgot zrobił straszną minę
i powiedział tylko słowo jedno: wyny!
Szybciej niż rakieta spadł Terlik na Ziemię,
rajskim obyczajem wciąż golizną świecąc,
a tam populacja drze się: czy Pan drzemie?
Niech go sobie weźmie, bo nas tu mdli nieco!
Widzi Pan, że znowu z odpoczynku nici,
ale przecież cofnąć nie może prikazu,
no to za pałeczkę magiczną pochwycił –
i Terlik w ancugu już siedzi od razu.
Ujrzał Pan swe dzieło, że jest dobre zoczył
i w następujące się odezwał słowa:
To jest to! Wyznawców oszczędziłem oczy
i jeszczem Terlika wyewoluował.
Rzucił się lud wdzięczny korne bić pokłony,
Pan zaś rzucił tonem nie całkiem łaskawym:
dajta mi już spokój, bom strasznie zmęczony,
ileż, kurna, można dbać o cudze sprawy?
Niech decyzję światłą mą obwieści dobosz,
oraz wszyscy święci razem z aniołami,
że to, co najgorsze, mata już za sobą,
a z resztą problemów radźta sobie sami.
Po czym odszedł, z brodą rozwichrzoną trochę,
Ziemią się już więcej nie przejmując wcale
i na rajskich łąkach byczy się z radochą,
rżnąc w karty z niedźwiedziem, nutrią i narwalem.
Nerwal? 😕
Pewnie taka licencja poecycka, może krzyżówka dużej ryby z Nergalem? Albo nerwowa ryba z dzidą. Coś w tym rodzaju.
Nawet młody Bobik czasem się zdrzemnie i literówkę wypuści. 😉
Ale jak dojrzy sam, albo mu kto wytknie, to w okamgnieniu poprawi. 😈
Narwal zresztą nie jest rybą, ale dzidę posiada, więc podejrzewam, że jest odmianą Wielkiego Wodza, tylko wyspecjalizowaną w waleniu. 😆
A w KP wolne ciągi skojarzeniowe autorki. Mnie się jakoś ta scena nigdy nie kojarzyła. Zresztą jak, mieli go skazać na trzy lata w zawieszeniu na dwa i tydzień prac społecznych?
Och, Bobik! 😆 😆 😆 😆 😆
Bobik jest nierogacizna. 😈
Dobry wieczór 🙂
Bobik jest rogata nierogacizna 😎
A Terlikowski myli się także w kwestii prawnej odpowiedzialności i to wcale nie ze względu na dawne procesy, w których sądzono zwierzęta.
Właściwie to Terlikowski powinien siedzieć. Ten, kto siedzi jest ważniejszy od tego, kto stoi 🙄
Mnie myślało się jeszcze inaczej, ale nie jestem Winczorkiem 😉 http://wyborcza.pl/1,75968,17196392,Winczorek_do_Terlikowskiego__Zwierzeta_maja_prawa.html#CukGW
Nareszcie spojny obraz raju 😆
Haneczko (20:01), jak zwykle w dziesiatke 😀
W linku Haneczki (20:12), w komentarzach pod wypowiedzią prof. Winczorka wzruszający fragment wiersza Barbary Borzymowskiej:
A tymczasem u nas (Poznań i okolice) z nowym rokiem nowe obyczaje. Tym razem śmieciowe. Dotąd było tak, że raz w miesiącu przyjeżdżała śmieciarka po śmieci tzw. niesortowane (kubeł) i raz w miesiącu po śmieci sortowane (worki z butelkami, plastikami, papierem). Panowie kolekcjonerzy te śmieci sortowane wrzucali wszystkie razem do jednej śmieciarki, co stawiało pod pewnym znakiem zapytania celowość sortowania, ale tłumaczyłem sobie (naiwnie?), że może ktoś te worki potem jeszcze raz dzieli na stosowne kupki.
Teraz dostaniemy wszyscy nowe kubły na śmieci. Nie żeby stare były złe, broń boże. Ale przecież nie będę stał na drodze postępowi. Oprócz tego dostaniemy nalepki z kodami kreskowymi, które mamy nalepiać na worki ze śmieciami sortowanymi. Nie bardzo wiadomo, co te kody kreskowe oznaczają; wydaje mi się, że skoro nam, niefachowcom, udaje się odróżnić szkło od plastiku i papieru, to tym bardziej fachowcy nie będą mieli kłopotu, ale widocznie się myliłem.
Co więcej, okazało się zupełnie ostatnio, że niezależnie od kodu kreskowego na naklejkach będzie również mój adres i nazwisko, a naklejki będą różne na różne rodzaje śmieci. Worki nieoklejone lub oklejone niewłaściwą naklejką nie będą zaś odbierane. Nie bo nie. Mogą być ewentualnie odbierane, ale drożej, jako śmieci niesortowane.
Oczywiście rozumiem, że system identyfikacyjny może pomóc zmobilizować ludność do staranniejszego segregowania śmieci ale podejrzewam, że niezupełnie o to chodziło autorowi pomysłu. Myślę sobie, że niekoniecznie będę się czuł komfortowo wiedząc, że ktoś w każdej chwili może sprawdzić co jadłem, co czytałem, ile butelek i czego wypiłem. Nie mam nic do ukrycia, ale jednak tego uczucia dyskomfortu nie mogę się pozbyć.
Plus oczywiście mamy tradycyjny polski bałagan. Nie trzeba być Kasandrą, żeby przewidzieć, że nie wydrukuje się na czas wystarczającej ilości nalepek wszystkich rodzajów, albo że przez przypadek dostanę nalepki sąsiada, a on moje. I co wtedy? Poza tym dlaczego nagle nalepki są potrzebne, a w tzw. latach minionych nie były?
To jakaś straszna granda z tymi śmieciami. 😯 👿
U nas żadnych nalepek nie ma, są czipy, ale wcześniej, kiedy ich nie było, wystarczał adres namalowany na pojemnikach (dostarczano je już z adresem) – gdzie jakie śmieci, widać po kolorze pojemnika. Niczego to nie dekonspirowało, bo gdzie pojemnik stał, i tak każdy koń widział. Żadnych nalepek nie trzeba było naklejać na worki, co poniekąd redukowało koszty, robotę i możliwość zamieszania. No, ale skorzystanie z cudzych doświadczeń byłoby pewnie poniżej śmieciowego honoru.
Osobna granda to wywożenie tylko raz w miesiącu. Wyobrażam sobie pełnię lata i upojny zapach trzytygodniowych odpadów, unoszący się w całej nieodśmiecionej okolicy. Firmy perfumiarskie powinny tam przyjeżdżać na poszukiwania nowych, jeszcze niewyeksploatowanych kompozycji. 🙄
Korekta, Bobiku, bo się zapędziłem – te niesortowane (w kuble), czyli potencjalnie najbardziej smrodliwe, co dwa tygodnie. Segregowane worki – co miesiąc. A tzw. biocykling, to sam wynoszę na kompostownik na koniec ogrodu w miarę potrzeby.
Rysunek a propos.
Najbardziej przeraźliwie potrafią cuchnąć sortowane, plastikowe opakowania po żywności. A biocykling, jeśli ktoś nie kompostuje, też nieźle umie dać czadu. 🙄
Proces braci Nawalnych to osobna granda. Trzy lata jak dla brata. 🙄 Ale to już najwyraźniej jakąś strunę poruszyło i ludzie zaczęli protestować. Tak się często zaczynają upadki dyktatorów, chociaż do końca może być jeszcze bardzo daleko.
U nas niesortowane, ktorych jest ogromna wiekszosc, sa wywozone codziennie; sortowane rzadziej. O naklejkach czy czipach nie ma mowy, nie ten etap. Na razie jedyne zastrzezenie ktore mam, dotyczy pory, bo ciezarowki popiskujace na rewersie i szczekajace metalowymi lancuchami unoszacymi pojemniki objawiaja sie ciut przed 6 a.m.
Jutro sortuję miesiąc i rok. Niby wiem, że wszystko siedzi w swoich workach i zgadza się we wszystkie strony, ale i tak będę się trzęsła. Nie macie pojęcia, jak stresująca jest cudza forsa, oj 🙁
teraz zima, śmieci mogą sobie spokojnie trwać w chłodzie do wiosny.
Wyobraziłem sobie upiorne odory, trzęsące się w workach śmieciowych z zimna i powtarzające z nadzieją „byle do wiosny, byle do wiosny…” 🙄
to odory nie hibernują? 🙄 🙄
A gdzie tam, przechodzą tylko do partyzantki. 😎
niech partyzancą. partyzantka zwykle w lesie, a do lasu w zimie daleko.
O partyzantce miejskiej to Foma nie słyszał? 😈
słyszał. ale to inna para ocieplanych kaloszy
Z rosyjskiego internetu historia prawdziwa. Pewien petersburski dwunastolatek wrócił ze szkoły do domu z wieścią, że obsadzono go w szkolnym przedstawieniu w roli… Józefa Stalina. Rodzice się lekko zdziwili i dopytywali o szczegóły roli. Syn niewiele wiedział ponad to, że ma coś objaśniać czy objawiać jakiejś kobiecie, a spektakl miał się odbywać w języku niemieckim (gdyż taki był nauczany w tej klasie). Mus to mus – rodzice wraz z babcią sprokurowali mundur generalissimusa i wraz z młodocianym aktorem udali się oznaczonego dnia do szkoły.
Okazało się, że spektakl to jasełka, a Józef Stalin to Józef bez nazwiska, ale za to święty. Czasu na jakiekolwiek modyfikacje kostiumu czy przebranie się w cokolwiek innego nie było, więc jasełka poszły ze świętym Stalinem i okazały się wielkim sukcesem artystycznym. Taka w Rosjanach potrzeba postmodernizmu, że i o sacrum zapomną. Nie ma niestety zdjęć z samego spektaklu, jest tylko samotny marszałek.
Na marginesie – o ile młody człowiek nie pokręcił i tego, znaczyłoby to, że w prawosławiu zwiastowaniem zajmuje się św. Józef? Doprawdy, żadnego upokorzenia mu nie oszczędzą…
I jeszcze jedna dygresja – w komentarzach do jasełek pisze inna pani Rosjanka, najwyraźniej nauczycielka, jak to poszła z klasą (również dwunastolatków) do teatru na sztukę opartą o „Tomka Sawyera”. Na scenie pojawił się szeryf, w długim czarnym płaszczu ze złotą gwiazdą. „О! Еврей!!!” – krzyknęło na widowni jedno z dzieci. Optymistyczne jest to, że mimo usilnych wysiłków późnych wnuków Dmowskiego dwunastolatki w Polsce wciąż jeszcze nie rozpoznają Żydów na pierwszy rzut oka.
Ten wiersz o psim niebie bardzo mnie ujął. I od razu wyobraziłam sobie mojego ukochanego labradora, który był samą słodyczą, Mordechaj niech zaświadczy.
Nie chce mi się sączyć szampana, odliczać sekundy do północy, jeść (br…) odgrzewany po raz n-ty bigos, tulić przerażonego wystrzałami staruszka-kundelka, zasłaniać uszu, gdy tuż obok szykuje się największa imprezka sylwestrowa w Polsce. I budzić się o rok starsza. Kasuję więc te dwa dni i chyba spędzę je na pracy przy kompie. Niemniej jednak, kogo z Szan. Grona ta wymuszona zabawa w Sylwestra ekscytuje, życzę szampańskiej zabawy. I niech ten 2015 będzie Wam przyjazny i łagodny jak baranek. Siarczyście całuję Bobika w nos
Odcałowuję w postaci siarczystego liźnięcia i też życzę roku przyjaznego nawet nie jak baranek, a jak sam pies. 🙂
Też mnie ten wiersz o psie wzruszył.
Ale w sprawie bigosu muszę zapolemizować. Najlepszy jest taki po raz n-ty odgrzewany. 😉
Oczywiście, dlatego najlepszy bigos za PRLu był w Warsie. Odgrzewany w permanencji.
Składam Wszystkim serdeczne takie oto życzenia 🙂
Czyli co? Ogłaszamy 2015 Rokiem Psa Bobika!
Bo Jozef od zawsze byl gdzies tam w cieniu i latwo go pomylic z innymi Jozefami, zapomniec o mnim i ogolnie go olewac. Ja Jozefa bardzo lubie. Duzo starszy od swojej zony, stoicko wychowuje jej syna, ktorego nie jest ojcem, dba o rodzine i wydaje sie to robic nie pchajac sie do pierwszego rzedu. Co w ubieglych latach nie bylo chybo takie powszechne.
W sprawie nieokreslonego Jozefa, to moj wowczas 13-letni syn przeslal nam zdjecia z wakacji z Dziadkami i kuzynami na Litwie, zdjecia byly opisane przez niego w taki sposob:
-tu jestesmy na grobie jakiegos Jozefa,(Pilsudskiego w Wilnie);
albo piekny krajobraz kolo zamku w Trokach:
-z calej Polski najbardziej podobalo mi sie na Litwie.
Dla Psa trzykrotne:
hip hip hurra!
hip hip hurra!
hip hip hurra hurra hurra!
Jozef duzo starszy od swojej zony? A gdzie to stoi napisane? Bo nie w Ewangeliach! Jest to raczej traducja duzo poznejszch apokryfow, a nade wszystko malarstwa. Owszem Maria poslubila wdowca, ale wdowcem w tamtych latach mozna bylo latwo zostac po 9 miesiacach od slubu.
Troche jak z przekonaniem, ze maz Tani Lariny z Oniegina byl sedziwym stracem. Nie u Puszkina z pewnoscia, ale u Czajkowskiego owszem.
Dzień dobry 🙂
ostatnia w tym roku kawa
…i herbata
Nie jestem biblistka, ale w koledzie Dzisiaj w Betlejem spiewa sie: i Jozef stary i Jozef stary ono pielegnije.
Na obrazach Jozef jest czesto stary. Wiki podaje, ze mogl miec ok 90 lat:
http://en.wikipedia.org/wiki/Saint_Joseph
Jego zona, Maria jest dziewica, co sugeruje, ze Jozef i Maria nie wspolzyja i nie maja razem dzieci przed Jezusem.Wiec stary Jozef do tego pasuje.
Szampańskiej zabawy, takiej, jak kto lubi 😆 Zdrowia, miłości, nadziei i odwagi do życia pełną piersią w 2015 😆
https://www.youtube.com/watch?v=O2VM78Qx3Ck
Króliku, teraz się śpiewa „Józef święty” 😉
Króliku (01:44), również Andrzej Bursa miał szczególną rewerencję dla świętego Józefa, czemu dał wyraz w wierszu („Święty Józef”):
Dzień dobry 🙂
Rok Psa, o ile się nie mylę, będzie dopiero w 2018. 😉 2015 to Rok Kozy (w innej wersji Owcy). Nie wiem, czy z tego wynika, że będzie wyjątkowo ciepły i moja Koza przez cały rok będzie się byczyć, czy też odwrotnie, tylko ona mnie uratuje, kiedy przyjdą niespotykane mrozy. Czyli jak zawsze z przepowiedniami – okaże się w praniu. 🙂
Przy okazji pytanie do Liska i Smoka – na ile u Was w praniu używa się własnej rachuby lat, a na ile międzynarodowej? Po skomputeryzowaniu pewnie ta druga nabrała nieco większego znaczenia, ale to tylko moje przypuszczenie chłopskorozumowe.
Króliku, może Młodemu z całej Polski najbardziej podobało się na Litwie, bo za wcześnie zaczął być karmiony Panem Tadeuszem? 😆
Smpatia Bursy do Św. Józefa nie powinna dziwić. On (tzn. Bursa, nie Józef) pochodził z krakowskiego mieszczaństwa, ale z jego nienajgorszej odmiany, od pokoleń zinteligenciałej, z bardzo wysokim etosem pracy i szacunkiem dla niespektakularnego ścibolenia. Głęboko katolickiego, ale nieendeckiego, bez ksenofobicznych świrów, raczej takiego w stronę Tygodnika Powszechnego. Od dawna niezbyt bogatego, więc bez tego pełnego dąsów rozczarowanego zadęcia, w którym utkwiło po wojnie „wielkie” mieszczaństwo, wyzute ze sporych majątków i osiadła w mieście zubożała arystokracja. I przy całym buncie przeciw zatęchłości Krakówka, ta „porządna” mieszczańskość nieraz Bursie różnymi szparami wyłaziła. 😉
Przespałam noc na kanapie i teraz muszę się wywrócić na prawą stronę – cała jestem poskręcana i marudna. Piękny początek ostatniego dnia roku. 🙄 Kawa pomoże. 🙂 A potem, niestety, muszę wziąć się za robotę – dobrze chociaż, że mogę się nią zająć w domu. Haneczko, mam pojęcie – pomachuję stresująco.
Wszystko jest kwestią odpowiedniej kanapy. 😉 Na mojej śpi się (mnie przynajmniej) bardzo wygodnie. Ma to tylko tę wadę, że cały czas muszę się mieć na baczności, żeby tej znakomitej kanapy nie zajęła mi ludzka albo kocia konkurencja. 👿
Dzień dobry 🙂
Bobiku, używamy kilku różnych kalendarzy, żeby nie było zbyt łatwo. Tradycyjny chiński służy głównie do wyznaczania dat świąt, na przykład Nowego Roku (Koza musi poczekać do 19 lutego), poza tym używany jest kalendarz gregoriański, czasem tylko odmłodzony o 1911 lat 🙂
Ta lokalna wersja liczy lata od powstania Republiki Chińskiej – widzę i tak, i tak, na przykład w sklepie mogę dostać paragon z datą 103, a potwierdzenie płatności kartą z 2014 😐 Chyba nie prowadzi to do większych nieporozumień, choć pewnie czasem wymaga więcej pracy i uwagi…
Za sześć godzin będziemy zaczynać rok 104. Zapraszam na pierwszy toast 😆
Ponoć do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale do 4 kalendarzy równocześnie? 😯
Ale chociaż tyle z tego, że okazji do świętowania przybywa. 😉
Bobiku, zydowski kalendarz sluzy do wyznaczania swiat oraz funkcjonuje jako podstawowy kalendarz w srodowiskach i instytucjach ortodoksyjnych i religijnych. Gregorianski funkcjonuje w instytucjach swieckich, tz w wiekszosci. Na kalendarzach figuruja oba.
Oprocz tego jest rachuba lat od hidzry wyznaczajaca swieta muzulmanskie, oraz kalendarz julianski wyznaczajacy swieta wiekszosci arabskiej mniejszosci chrzescijanskiej (choc jest takze wariant koptyjski). Jeszcze inne male grupki maja swoje warianty, ale sa to wszystko kalendarze liturgiczne.
🙂
Jeszcze więcej kalendarzy. 😯
Dobrze, że zapytałem, bo żyjąc w gruncie rzeczy w jednej rachubie czasu, z towarzyskimi tylko i traktowanymi na zasadzie egzotyki odskokami w stronę rachuby prawosławnej lub muzułmańskiej, jakoś tak tylko na rozum zdawałem sobie sprawę, że gdzie indziej inaczej się liczy, ale do brzucha dopiero dziś mi dotarło. 🙂
Niemoc, jak widzę, szerokie zatacza kręgi. I mnie nie ominęła, a zaczęła się jeszcze przed Wigilią. I trwa dotąd, ale jestem na chodzie.
Nieco subiektywnie życzę wszystkim przede wszystkim zdrowia – w Sylwestra i w całym Nowym Roku – Helenie i Bobikowi. Kumie Heleny, aby miała też inne smakołyki poza odgrzewanym bigosem, który pomimo odgrzewania jest pyszny. Myślę, że jest pyszny w istocie nie pomimo lecz dzięki wielokrotnemu odgrzewaniu. Taki urok bigosu. I wszystkim absolutnie życzę, aby Nowy Rok 2015 płynął im po miodzie.
Mnie bardzo by odpowiadał rok odgrzewanym bigosem płynący. 😆
I Tobie, Stanisławie, miodowych nastrojów w Nowym Roku – a jak miód okaże się jakimś uczciwym, zdatnym do toastów dwójniakiem lub trójniakiem, to jeszcze lepiej. 🙂
Za swoja czesc zyczen Stanislawowi dziekuje i zycze wzajemnie 🙂
Bobiku, trojniak jest za bardzo rozrzedzony, powinien byc dwojniak przynajmniej.
Mnie chyba toasty w tym roku ominą. Domyślam się, że Helenę również. Może mały łyk szampana o północy. Sylwester we dwoje z Ukochaną. Powinien być miły, ale oboje kwękamy. Córeńka na weselu przyjaciółki. Dwójniak owszem, nie powiem. Trójniak – hmm, bywa czasem niezły, ale częściej jest byle jaki. Półtorak chyba przedobrzony. Jeszcze czeka w domu butelczyna madery – prezent od Córeńki. Musi poczekać na lepsze czasy. Mam nadzieję, że niezbyt długo.
Czy nie można ogłosić roku 2015 Rokiem Odgrzewanego Bigosu?
Ale kusicie tym bigosem 😯
Najlepszy w życiu bigos zrobiłem z jagnięciną (wśród moich gości była muzułmanka), nie mając pojęcia, co to będzie. Wyszło coś niesamowitego – do dzisiaj głęboko wzdycham, gdy sobie ten bigos przypomnę. Niestety, nigdy nie udało mi się tego arcydzieła powtórzyć 😥 choć kilka razy próbowałem, robiąc wszystko zupełnie tak samo 👿
Może spróbuję raz jeszcze? 😉
Chociaż raczej pora obiadowa, to ja, zagorzała miłośniczka herbaty, chciałabym podziękować Liskowi za przepięknie podane herbaty w roku 2014 i proszę o kontynuowanie w 2015.
Wszystkiego najlepszego wszystkim w Bobikowie
„W temacie” bigosu. Zadanie matematyczne dla Bobika i Kota. Ile mięsa trzeba kupić, żeby do bigosu trafiło 0,5 kg, jeśli krojeniu towarzyszą dwa psy i pięć kotów?
Uuuu… to jest bardzo trudne zadanie, bo o ile spust koci można z grubsza określić, to psi jest rasowo nader zróżnicowany. Ratlerek, choćby stanął na uszach, tyle co mastyf nie skonsumuje. Znaczy, przy ogólnym sformułowaniu „dwa psy”, rzecz jest nierozwiązywalna. 😉
Lilith, i Tobie najlepszego. 🙂
Wszystkim w Koszyczku życzę dużo zdrowia w nadchodzącym 2015-tym.Oraz wydojnej i nie wrednej Kozy:
http://2015rik.com.ua/wp-content/uploads/2014/01/kozasimv2015r.jpg
Przemknął mi gdzieś tam wyżej tekst o przerażonym, z okazji noworocznej, staruszku-kundelku i spieszę z niewczesną i, być może niechcianą radą. Mimo to brnę dalej. To nie jest najlepszy pomysł, aby go tulić, zasłaniać mu uszy, uspokajać werbalnie i pozawerbalnie. To znaczy same te czynności, jako takie w codziennym życiu – to tak. Ale przy okazji hucznych obchodów Nowego Roku) – już nie. Ja bym swojemu zwierzęciu pozwolił się przytulić do siebie i nie wykazywał żadnej aktywności w stosunku do niego. Zajmowałbym się czymś neutralnym.
Nie dawałbym mu też, co kiedyś było często praktykowane, żadnych środków typu Relanimal, Luminal, Relanium. Żadnych usypiaczy i ogłupiaczy.
Pozostałym zaś życzę bezproblemowego przetrwania huków, gwizdów, błysków i innych efektów towarzyszących odejściu Starego Roku.
Dla Bobika i wszystkich BYWALCÓW Koszyczka życzenia wielu dobrych chwil w Nowym Roku, również z dobrą książką i dobrą muzyką, oraz tego by udało nam się wychowywać młodzież na wrażliwą w kwestii opieki nad zwierzakami. Nie będzie nam wtedy straszny ani T ani jakiś X ze swoimi poglądami. Wróciłam właśnie ze wsi, gdzie podkarmiam kociurę, cudowna zima ale już wszystko topnieje w tempie allegro! Dana
Wszystkim nam życzę, aby rok 2015 był – pod każdym względem – lepszy od tego, który się właśnie kończy.
Bobikowi i Bobikowcom – w Nowym Roku 2015 niech się spełnia to, co każdy z nas sobie życzy, a żeby się spełniło – przypieczętuję to dobrym szampanem o północy! 🙂
Kochany Bobiku, kochany Koszyku!
Słoneczka Wam życzę, dni pięknych bez liku,
Niech kwiatki Wam kwitną, brzmi piękna muzyka –
I też jestem za tym, by Rok był Bobika! 😀
Dzień dobry 🙂
Tutaj wszystkie blogowe roki są Bobika i niech następne też będą takie. Tego Bobikowi i nam najmocniej życzę 🙂
Nie wiem, czy się uda przekonać Chińczyka,
by do kalendarza wstawił Rok Bobika.
Chińczyk obcym wpływom się opiera zgoła
i już teraz wznosi noworoczny toast. 😀
Może mi się uda bez wpadki i pominięcia wyliczyć, komu podziękowania i nawzajemy: Elizet, Mar-Jo, Danie, Paradoksowi, Puchali, Nowemu, Dorze i Haneczce. Zgadza się? No to – najlepszego! 😀
Mam na stanie dwa koty, Felka bywalca i małą kociczkę, ktora pożera za kilku Felków, wszędzie wejdzie, wszystko zrzuci, więc ja w ciągłym pogotowiu.
O trzeciej w nocy obowiązkowe łomoty, bo koci bachorek musi się pobawić, a bez hałasu nie ma zabawy.
Oczywiście nie takiego hałasu jaki będzie dzisiaj.
Aż mi się słabo robi, jak pomyślę o tym szaleństwie na osiedlu. Kotka jeszcze zafnego Sylwestra nie przeżyła, są w obcym miejscu.
Ech.
Haneczka, jak zwykle, dobrze prawi, bo faktycznie każdy rok w tym miejscu jest rokiem Bobika i żeby tak zostało jest nas wszystkich i moim najgorętszym życzeniem.
Więc jeszcze lepszego 2015 Roku Bobika. 🙂
Wszystkim Koszykowiczom i ich bliskim szczesliwego, ciekawego, zdrowego, bogatego w wrazenia i smakolyki, pelnego przyjazni roku!
Hip! Hip! Huuuuurrrrrrraaaaaa!!!
Jestem już od godziny w Nowym Roku 😀
Trochę, prawdę mówiąc, głodny i zupełnie trzeźwy 😕 A wszystko przez to, że poleciałem obejrzeć fajerwerki w realu.
Zaraz będę nadrabiał zaległości 😀
Koszyczku, to był mój pierwszy rok z Wami – głosuję wszystkimi łapami za następnym Rokiem Bobika 🙂 Życzę Wam dobrego wieczoru, a zwierzętom i ich opiekunom wysyłam znów Święty Spokój (tu nie ma żadnego szaleństwa na osiedlu).
Dobrego Roku! 🙂
Dziekuje serdecznie Gospodarzowi oraz Szanownej Frekwencji za Koszyczek 2014. Niezastapiony! Wszystkiego Dobrego w 2015.
Niech rok dwa tysiące piętnasty
Będzie łapny, pazurny i ogoniasty.
Mruczący, skaczący i merdający
Niech będzie roczek nam nadchodzący
Bobiku, ściskam Cię noworocznie i na Twoje łapy składam uściski dla całego Koszyka.
Koszyczkowi – wspaniałego Nowego Roku, zdrowia i pomyślności!
Dziękuję Siódemeczce, Liskowi, Smokowi, Monty’emu, Vesper i Małgosi W., życząc wzajemnie samych najlepszości. 🙂
Święty Spokój zaraz podzielimy na zgrabne kawałki, żeby wszelką blogową zwierzynę przed północą obdzielić i w ten sposób zabezpieczyć przed skutkami petardzenia. A jeden, całkiem spory kawałek zatrzymamy na następny rok, do ogólnego użytku. Smok chyba się zgodzi na takie wykorzystanie jego prezentu? 🙂
Życzę serdecznie aby 2015 rok był dla Bobika i całego Koszyka zdrowy, dobry, mądry i pogodny.
W intencji ogłoszenia 2015r. Rokiem Bobika i Jego Koszyka, w każdym z 12 miesięcy, przez tydzień nie ruszę … sera. 😆 😆
Ależ Myszko, sera się nie wyrzekaj, jego ruszanie w niczym nie zagraża ani Koszykowi, ani mnie osobiście. Tylko ruszanie befsztyka powoduje u mnie straty moralne. 😈
Dziękujemy za życzenia – i wzajemnie. 🙂
W tych okolicznościach season greetings będą chyba na miejscu? Życzę więc Gospsodarzowi i całemu koszyczkowi wszystkiego najlepszego, zdrowia i nadal ciekawych tematów i rozmów (tematów z pewnością nie zabraknie).
Niech żyje psoezja!
Dziękujemy, Tetryku i odwzajemniamy. 🙂
Choć pora jeszcze niezbyt spóźniona,
ja już otwieram Saint-Emiliona,
bo wie stworzenie nawet i tępe,
że do szampana dobrym on wstępem. 😉
Leje się struga w bordach, w szkarłatach,
bierzcie i pijcie – za dobre lata. 😀
Do Siego Roku Koszyczku z Bobikiem na czele! Niech sie Wam wszystkim darzy w pokoju i dostatku w 2015.
U nas do polnocy daleko, jeszcze zakupy, jeszcze przygotowania do jutrzejszego rodzinnego obiadu.
Heleno, trzymaj sie cieplo w tym trudnym dla ciebie i Mamy czasie!
Ci vediamo I anno prossimo, Pani Kierowniczko!
Io spero, Króliczku 🙂 I w ogóle wszyscy 😀 Bo lubię się z Wami spotykać, tym bardziej, że Koszyczkowcy to także w większości Dywanowicze 😉
Zdrowia i psowodzenia w Nowym Roku dla wszystkich razem i każdego z osobna! 🙂
Podzięki i nawzajemne odmerdania jeszcze dla Królika i Olipe. 🙂
A po Smoku pewnie Lisek już zaczęła się przymierzać do odliczania. 🙂
No, to teraz mamy na składzie już dwa Nowe Roki – Smokowy i Liskowy. Kto da więcej? 😀
Niech sie Wam darzy…..
I Tobie, Loto. 🙂
Wróciłem z koncertu sylwestrowego, który prowadził Krzesimir Dębski. Dyrygował, grał na skrzypcach i fortepianie, śpiewał. Towarzyszyła mu Anna Jurksztowicz. Bardzo sympatyczny koncert wprowadzający w klimat sylwestrowej nocy 🙂 Przebojem wieczoru było wykonanie przez Annę Jurksztowicz tłumaczeń St. Barańczaka limeryku Ogdena Nasha ” candy is dandy but liquor is quicker”
kawa się nadawa
lecz gorzała szybciej działa;
herbata też zbrata
ale martini szybciej to czyni;
kakao też by działało
ale jest szybszy program sto gram;
sok z pomarańczy jest tańszy
lecz dolać wódki – są skutki;
koktajle mleczne są bezskuteczne
ale wóda czyni cuda;
woda perriera – wciąż jest bariera
łyk bloody mary – nie ma bariery;
melba z bananem podejściem wyszukanem
sto gram z grzybkiem – szybkiem;
po toniku brak wyniku
po ginie rezerwa ginie;
tort podany na tacy jest cacy
whisky wlana do wnętrza jest prędsza;
sodowa woda to też metoda
lecz prędzej do celu dotrzem – scotchem;
banany w masagramie niebanalne zagranie
lecz sukces towarzyski zapewnia prosta whisky
Tym sympatycznym akcentem żegnamy z Suką 2014 i za moment witamy 2015 DO SIEGO ROKU
To jeszcze koniecznie trzeba dodać wersję proirkową: 🙂
Kawa, jeśli dobra, zmienia świata obraz,
lecz szybciej go zmienia nalewka z derenia.
I W 2015 też tak trzymać! 😀
W oczekiwaniu na kolejny Nowy Rok otworzyłem właśnie Barolo 2009 i świetnego Izraelczyka ” Domaine Tabor”
Nie odliczam, już się dzisiaj naliczyłam 😉
Ja, sylwestrowa psia niania (Rumik się boi!), życzę Koszyczkowi wielu wspaniałości w nowym roku, zwanym dalej Rokiem Bobika!
Bobikowy
jest rok nowy,
wiedzą to
co tęższe głowy.
Aby uczcić
roczek-nówkę
lejmy w główki
dereniówkę
i wiśniówkę,
i pigwówkę,
orzechówkę
i miodówkę,
aroniówkę,
cytrynówkę,
malinówkę
i gruszkówkę,
jako też
smorodinówkę
i wonną po-
marańczówkę,
agrestówkę
i śliwówkę,
truskawkówkę
i kawówkę,
brzoskwiniówkę,
jeżynówkę,
anyżówkę
i kminkówkę,
krupnik oraz
PASZTETÓWKĘ!!!
Na to wszystko
zaś szampana
i hulajmy
aż do rana!
Taka moja
pioseneczka
na cześć Roku
i Pieseczka.
Przynoszę sylwestrową pieskówkę dla Nisi, żeby napoje były w komplecie, Haneczkę zwalniam z odliczania (ale tylko Haneczkę!), a sam lecę po kieliszki szampanowe, bo niedługo się przydadzą. 🙂
Trzy… dwa… jeden… zero… BUM! 😀
BUM!!!!!! 🙂
I po BUMIE 🙂 Oby nie był gorszy 😀
ROK nie BUM
Wszystkim dobrego, przyjemnościowego, zarazem świętospokojnego i rozmerdanego Nowego Roku. 🙂
A ponieważ ma to być Rok Odgrzewanego Bigosu, wygrzebałem odgrzewkę sprzed 3 lat, która, jak się okazało, jeszcze całkiem się nadaje do użytku. 🙂
To ty jesteś ten nowy? No, już pora… Witaj!
Twój poprzednik, niestety, niezbyt sobie radził.
Do kłopotów powracał niby zdarta płyta,
ze zmartwień chętnie czerpał nieprzebranej kadzi…
Wiem, było mu niełatwo. Wstrząsy, marna władza,
koniunktury załomy i na słońcu plamy,
ale komu to rąbek spódnicy zawadza?
Te wymówki my przecież już na pamięć znamy.
Ty jak tamten zaczynasz, na nadziei fali,
ale staraj się bardziej… Do następnej zimy
masz jeszcze okres próbny, a jak coś zawalisz,
to trudno – bez litości za rok cię zwolnimy. 😎
Koniec wyścigu z czasem, też już mogę świętować. 🙂 Oby to był dobry rok i obyśmy jak najlepiej przeżyli to, co nam przyniesie. Wasze zdrowie. 😀
Matko, zapuściłam się. Z Nisiowych nie mam aż dziewięciu 😳
Jak najlepszego roku dla wszystkich tutaj a dla Bobika podwojnie! 😀
Mnie jako prawie lewakowi wystarczy po równo. 😆
Najlepszego Mekiemu, Adze, tudzież Mordechajowi, jego Starej i innym, którzy się dziś nie pokazali, ale też im się po równo należy. 🙂
Wreszcie mogłam wypuścić Rumika z objęć, gdzie przebywał od zeszłego roku.
Nienawidzę fajerwerków!!!
Dzień dobry w A.D. 2015 🙂
Zaliczyliśmy obowiązkowe zawracanie głowy nogami 👿 Ostatnie, …., ostatni „zajazd na Litwie” 😉
Zanim padnę na posłanie, NAJLEPSZEGO 😆 Bobiku, NAJLEPSZEGO Koszyczku 😆
Najlepszego Jagodo i Wszyscy. 🙂
I choć tak tu dzisiaj ładnie,
Bobik też już na nos padnie. 😉
Dobranoc 🙂
Dobranoc wszystkim w Nowym Roku :)))
Ja jeszcze w starym roku przez 90 minut, ale juz ogloszono nowe prawo w Ontario, ktore od jutra bedzie obowiazywac. Petla na szyi przemyslu tytoniowego dalej sie zaciska… wkrotce to dojdzie i do Europy i Polski, wiec przynajmniej popatrzcie czego mozna sie spodziewac:
W Ontario, bedzie nielegalne palenie na placach zabaw dla dzieci, w terenie publicznych obiektow sportowych, oraz na patio na zewnatrz restauracji i barow.
Wyroby tytoniowe nie moga byc sprzedawane na kampusach uniwesyteckich i uczelni ponad srednich.
Panstwo dba o nasze zdrowie! Rys byly zadowolony (ja tez jestem), ale gdzie ten rys! Najlepszego w Nowym Roku, rysiu!
Good riddance 2014!
Dzień dobry 🙂
mam nadzieję, że nikogo nie obudził tupot białych mew
kawa
Powtorze za Krolikiem: Good riddance 2014!
Niechaj nasz Nowy Rok bedzie bez wielkich Wydarzen, niech bedzie to rok nudny i spokojny. Taki mi aie marzy wlasnie.
I love you all.
Dzień dobry 🙂
Jakie białe mewy? Mnie obudził tupot słońca. Tak po oczach tupało, że musiałem wstać i przyjrzeć mu się z mniej błyszczącej strony. 🙂
Jeżeli to ma być prognoza nastrojów w Nowym Roku, to proszę bardzo, ja się zgadzam bez protestów. Słońce jest OK, nawet jak z legowiska wygryzie. 😀
Niestety tu pogoda wybitnie barowa. Na ulicach szklanka, a wokół mgła i ciapas przy 0 🙁
Bry w nowym roku! 🙂
Przezylismy w calosci, to znaczy nasza gromadka.
Heleno, zajrzyj do poczty.
Dzień dobry Wszystkim w Nowym Roku!
Stary rok w pięknej atmosferze zmienił mi się w nowy. W gronie 6 osób przegadaliśmy od 18-tej do 3:30. Bobik i Towarzystwo gościli wśród nas, bo czytaliśmy teksty blogowe.
Obudziłam się o 9:30, wypiłam herbatę, wstawiłam do piekarnika kaczkę z jabłkami i poszłam spać dalej. Zapach upieczonej kaczki obudził mnie na koncert noworoczny z Wiednia. Bratowa przyniosła buraczki i spożyliśmy kaczkę w buraczkach oglądając koncert. Na szampana umówiliśmy się z bratostwem wieczorem podczas drugiej części koncertu.
Początek roku piękny i oby tak dalej, czego Wszystkim serdecznie życzę.
Kochana Siodemeczko, dzieki za liste kryminalow, Zaczne w niej przebierac jak tylko skoncze podeslana mi wlasnie przez E najnowsza Mma Ramotswe: The Handsome Man’s De Luxe Cafe. Tytul nawiazuje do nazwy kawiarni,ktora otwoiera wlasnie Mma Makutsi, a wymyslila go w nadziei zwabienia calej smietanki towarzyskiej z okolic Gabarone 😆
Mma Ramotswe troche sie denerwuje, ze taka nazwa oniesmieli brzydkich mezczyzn. Albo mniej przystojnych.
Tymczasem Mma Makutsi jako wspoldyrektor Pierwszorzednej Agencji Detektywistycznej Pan napisala business plan, bo dowiedziala sie od swego meza Rra Puti, ze kazdy biznes musi miec business plan. Plan sie nazywa 'Spojrzenie wstecz i Wyzwania na przyszlosc”i zaklada, ze Agencja musi podwoic swoje dochody, ale nie wyjasnia jak to uczynic. Smialam sie na glos w nocy, bo ten plan to toczka w toczke jakby go pisal moj ostatni durny szef.
Dobry wieczór 🙂
Odespaliśmy wczorajszy bal. I natychmiast wciągnął nas wir życia towarzyskiego 😯
Przed chwilą wróciliśmy z kawy od sąsiadów (z miseczką świeżo pokrojonej sałatki jarzynowej).
Za chwilę jedziemy po koleżankę, personel kota, którego gościliśmy podczas świąt. Pojedziemy razem do kina na „Idę”. Jutro przyjdzie na kolację koleżanka/sąsiadka mieszkająca w Londynie. Razem z nią i Heleną popijaliśmy wino na tarasie w Londynie 😆
A miałam zwolnić obroty 😉
Aaaa, jedną z najbardziej wytrwałych tancerek na wczorajszym balu była drobniutka studentka UTW w wieku lat … 84! 🙄 😆
Stado jeleni się pożywia na polance 🙂
Dobrze, Helenko, bo martwiłam się, czy zadziałał ten dysk.
Bardzo majestatycznie się pożywiają. Psy tak, niestety, nie umieją. 😳 U nas to zawsze wygląda jakoś zachłannie i szybko, szybko. 😉
Spodobało mi się szalenie, że udało nam się całą paczką, co ja mówię, całą jaczejką potajemnie wśliznąć na spotkanie towarzyskie do Elizet. Jakoś to jest ekscytujące, dowiedzieć się post factum, że się było obecnym na imprezie, choć się o tym nie wiedziało. 😀
Mam nadzieję, że nie potłukliśmy żadnych kieliszków i nie ogołociliśmy nadmiernie barku. 😎
Dobry wieczór. I wszystkiego, czego jeszcze nie było życzone! (Tak zwane życzenia dopełniające). Ponieważ wykazuję już pierwsze objawy tęsknoty ogrodowej, spędzam pierwszy dzień nowego roku przy komputerze na zakupach nasion w antycypacji nadchodzącego grzebania się w ziemi (a wpierw wysiewów w conservatory).
I jest sobie takie tropikalne warzywo, absolutnie – wbrew marketingowym wysiłkom firm nasiennych – nie nadające się do uprawy w polskim klimacie, które zawsze znałem pod nazwą okra (ewentualnie, w arabistanach, baymia). Dziś dowiedziałem się polskiej nazwy. Panie, panowie: piżmian jadalny.
Widzę, że wśród roślin bardzo popularne są imiona kończące się na -mian. Piżmian, Trętwian, Płodozmian… 😈
Ale ten piżmian to chyba tylko botanicznie występuje, bo kulinarnie zawsze widywałem go jako okrę. Znaczy, jakiś roślinny dżender to jest. 😎
Niestety, reguły taksonomii wymagają utworzenia nazw rodzajowych i gatunkowych także dla roślin, które w Polsce nigdy nie występowały, nie występują i występować nie będą. Stąd roślinne gendery różne.
Ale, ale – skoro o dziwnych nazwach systematycznych rozmawiamy. Była sobie pani entomolog Irena Dworakowska, która w latach 70 coraz bardziej ubiegłego wieku zajmowała się badaniem fauny australijskich pluskwiaków. Trudno odkryć nowy gatunek ssaka, ale gdy chodzi o żywinę mniejszą, to tak jak Grześkowiak wdzięcznie śpiewał: „Te roboki, to łone som niepselicone, no niepselicone. Tak w powietsu toto loto, na liściach siedzi, a pod ziemio podgryzo. W nocy cłowiekowi do łózka włazi, w ucho sie wkrynca. (…) Straszne Niebios są wyroki! Straszne, straszne są roboki!„. No i zdarzyło się pani Dworakowskiej odkryć nowe roboki. W ten sposób do światowej entomofauny trafiły rodzaje Dziwneono (z gatunkami, między innymi, Dziwneono olszewskii i Dziwneono etcetera) oraz Kropka (z gatunkiem Kropka unipunctata).
Dobry wieczór 🙂
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało 😯
Okra, baymia, piżmian…
Przytulę się do swojskiego dżendera 😉
Wiele, wiele lat temu moim popisowym daniem jak przychodzili goscie do Rodzicow bylo nowoorleanskie gumbo. Nie pamietam nawet przepisu, ale glownym skladnikiem dania byly krewetki i okra.
Nie wiem czy sama przepadam za jej, okry, sluzowatoscia. Po wyjsciu z domu nigdy juz gumbo nie gotowalam.
Ja jadlam gumbo raz, w Atlancie. Na bazie z zasmazki okra, inne warzywa, krewetki, kielbasa i mieso, wszystko razem (Portugalczycy tez lacza seafood z miesem) o gulaszowej zupowatej konsystencji podane do ryzu. Afrykanie w moim miescie uwielbiaja te okre, bo widze jak ja kupuja na wyprzodki. Ja przyznam, ze po okre wiecej nie siegnelam, choc bylo to OK jak jadlam.
Powodzenia babilasie!
Mnie okra nawet smakuje, jak ją jem u kogoś. Trochę mi tą śluzowatością grzyby przypomina. Ale nie smakuje mi aż na tyle, żebym sam kupił (w afrykańskich sklepikach bywa, a czasem i w tureckich) i przyrządził. Wolę pasożytować okrowo. 😉
A propos odkrywania nowych gatunków, nie tylko roboków – to się wciąż jeszcze zdarza. 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114944,17161863,Nowe_gatunki_zwierzat__ktore_poznalismy_w_2014_roku.html#Cuk
Zaraz mamy gosci na noworocznym obiedzie (8 osob), wiec wychodze z gry, czas na wszystko rzucic gospodarskim okiem.
A bientot!
Bobiku (22:33), zwłaszcza ta historia o temperamentnych torbaczach poruszająca. Żaba w Nowym Jorku to trochę bullshit, po prostu coś tam taksonomowie przeszeregowali i zrobił im się nowy gatunek.
Ciekawa jest też historia o zaleszczotkach (Wyborcza w trendzie skandalizacji nazywa je „pseudoskorpionami”) żyjących w jednej małej jaskini w Arizonie. Co przypomniało mi historyjkę o „Hitler’s beetle” (ale nie volkswagenie), żuczku, endemicznie występującym w kilkunastu jaskiniach Słowenii, zresztą też ślepym. Na początku lat 30 ubiegłego wieku niemiecki biolog-amator Oskar Sheibel opisał brunatnego owada, którego znaleziono w pobliżu miasteczka Celje. Zdaje się, że Sheibel był 'entuzjastą’, być może kolor żuczka skojarzył mu się z uniformami SA, dość, że zarejestrował nazwę Anophtalmus hitleri. Żuczek żywi się larwami innych owadów i w zasadzie nie wychodzi z tych swoich jaskiń, wiec się nie rozprzestrzenia. I jest – jak to się mówi w Poznaniu – niewyględny.
Po upadku 12 letniej tysiącletniej nikt nie pomyślał o denazyfikacji żuczka. I w ten sposób niewielka populacja żuczków Hitlera żyje sobie w podziemiu w Słowenii. Sprawa ujrzała jednak światło dzienne (metaforycznie, bo Anophtalmusy są, jako się rzekło, ślepe). Kolekcjonerzy różnych nazistowskich memorabiliów, wszelacy neo- i krytponazisci zaczęli wykupywać egzemplarze żuczka na aukcjach entomologicznych. Co więcej, kłusownicy wybierają się do Słowenii, gdzie wyłapują żuczki Hitlera i sprzedają z dużym zyskiem. Aby chronić Hitlera przed neonazistami rząd Słowenii wprowadził ochronę gatunkową – na razie nadaremno. Swego czasu zaginęła cała kolekcja żuków Hitlera z monachijskiej Zoologische Staatsammlung. Na rynku można kupić sztukę za 2 tysiące euro, przy czym ceny wciąż zwyżkują.
Najskuteczniejsza byłaby zmiana nazwy. Ale to nie tak łatwo. W 1949 zapobiegliwy niemiecki uczony Hermann Haupt probowal zmienić nazwe Rochlingia hitleri na zupełnie neutralną Scepasma europea. ICZN (miedzynarodowa komisja nomenklaturowa) nie wyraziła zgody. Nie bo nie. Okolicznością łagodzącą jest to, że Rochlingia hitleri juz w momencie odkrycia była gatunkiem wymarłym, znanym jedynie ze skamieniałości. Żuczek przeżył swojego patrona już o prawie 70 lat. Ile jeszcze wytrzyma z takim ojcem chrzestnym?
U mnie dzisiaj grany jest spektakl „Powrót Leniwca marnotrawnego”. Nie będę streszczać, żeby nie zanudzić, ale uwierzcie mi, że gram swoją rolę z ogromnym zaangażowaniem. 😎
Wtrącę swoje trzy grosze. To wcale nie jest tak, że komisja nomenklaturowa nie zgodziła się na zmianę nazwy żuka na zasadzie nie bo nie. W nomenklatoryce taksonomicznej obowiązują bardzo ściśle skodyfikowane zasady. I nie najmniej istotną jest pierwszeństwo. Czyli ten, kto pierwszy opisał gatunek (znowu zgodnie z zasadami taksonomii) i go nazwał, i jeśli ten gatunek nie uległ likwidacji (nie w sensie fizycznym) ale na przykład z tego powodu, że opis i kwalifikacja jako gatunku okazały się na wyrost bo nowsze badania to wykazały, to, jak wspomniałem, zasada pierwszeństwa jest najważniejsze. Stąd bardzo często przeszukuję się istniejące zasoby i zdarza się (nie tak rzadko), że przywracane są pierwotne nazwy, nawet jeśli są dosyć dyskusyjne, albo wręcz idiotyczne.
I w przypadku żukaze Słowenii będzie tak, chyba że ktoś wykaże, że to wcale nie jest żaden nowy gatunek, co będzie dosyć trudne w przypadku gatunku endemicznego o tak mocno ograniczonym zasięgu.
Racja, Paradoxie. Choć czasami jednak ICZN jednak zmienia nazwy ze względów praktycznych. Benedykt Dybowski jakieś skorupiaki Bajkału odkrywał i opisywał. Z zaproponowanych przez niego nazw ani jedna się nie ostała. Na przykład ta: Gammaracanthuskytodermogammarus loricatobaicalensis. Albo ta: Rhodophthalmokytodermogammarus cinnamomeus. No Grzegorz Brzęczyszczykiewicz po prostu.
To by się zgadzało. Kiedyś mówili, że jak raz wejdziesz do nomenklatury, to jesteś urządzony do końca życia.
Dybowski był rzetelny jak mało kto. Chciał, żeby jego nazwa zawierała wszystkie podstawowe cechy kiełży. To prawda, że język można sobie połamać, czego nie można powiedzieć o żuku. I pewnie te względy praktyczne zaważyły. Aczkolwiek podejrzewam, że gdyby ktoś konsekwentnie się przyłożył, to i z kiełżami dałoby się zawrócić.
Ta cała radosna działalność ma jeszcze jeden aspekt. Zbiory analizuje się również pod kątem poszukiwania nowych gatunków. Bo jakieś mogły być zakwalifikowane gdzieś tam. Niezła robota. Człowiek się nie spoci, nie uszarga ganiając po błotach i chaszczach, a nazwisko dla potomności będzie zachowane jak znalazł.
Fascynująca ta historia o nieodwołalnie znazyfikowanym żuczku. 😯 To niemal materiał na film sensacyjny. Bez happy endu.
Nie należy tracić nadziei. Może ktoś odkryje żuczka wcześniej opisanego, a będącego bardzo bliskim krewniakiem nazisty, na tyle bliskim że będzie można zdjąć z opisywanego przekleństwo i włączyć go do porządnego rodzaju.
A jak nie odkryje? Mogą biedaka wytępić. I nie byłaby to pierwsza ofiara zbyt sztywnych zasad. 🙄
Na szczescue zeszloroczne postanowienia Odpowiednich Wladz Miedzynarodowych znosza martwa lacine w nazewnictwie i wszystko bedzie nazywane po angielsku – az do odwolania.
Pisalam o tym jakis czas temu.
Ja jestem ostatni rocznik, ktory mial lacine w liceum, Uwielbialam lacine. Mam dwie kolezanki lacinniczki klasyczne z wyksztalcenia. Uwielbiam Wergiliusza itp. Ale dzisiaj bardziej znany jest Ojciec Wergiliusz uczyl dzieci swoje, a mial ich wszystkich sto dwadziescia troje… niz Vergilius, wiec coz, duch czasu jest nieuchronny. Przeminal wiek zloty… Aurea prima sata est (to akurat Owidiusz, tez pieknie). Ze nie wspomne o Gaudeamus igitur, carpe diem, per aspera ad astra, quid pro quo czy vice versa… rzeczywiscie uzywamy lacinskich zwrotow i wyrazen rzadziej… O tempore, o mores!
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Za oknem straszny luj. Dawno go nie było 👿
Udało nam się wczoraj obejrzeć „Idę”. Jestem głęboko poruszona. Głęboki, niezwykły film. Aż mi wstyd, że początkowo przeszedł w Polsce praktycznie niezauważony. Dopiero liczne nagrody spowodowały prawdziwe zainteresowanie. Ci, którzy zechcą pojrzeć na film okiem nieuzbrojonym we własną „wiedzę”, zobaczą z jaką delikatnością, uważnością i maestrią zdejmowane są pokłady uprzedzeń, klisz z tego co „znane”.
Wyjątkowy, nadzwyczajny film. W pełni zasługuje na wszystkie nagrody.
Heleno (0:51), to bardzo ciekawe, niezbyt sobie potrafię to („zniesienie łaciny w nazewnictwie”) wyobrazić; czy mogłabyś pro publico bono przypomnieć?
Dzień dobry 🙂
Dzisiejsza wrzutka kawowa Irka jakby specjalnie dorysowana do moich licznych porannych szczeknięć, zaczynających się różnie, kończących jednak zawsze mocną decyzją „ale najpierw kawa”. 😆
Łacina (nienazewnicza) w szkołach po zniesieniu ogólnym zachowała się jeszcze w klasach humanistycznych, więc części późniejszych pokoleń też udało się na nią załapać.
Ale z dobrymi łacinnikami był problem. W mojej klasie co rok się zmieniali i właściwie nigdy na lepsze. Najgorzej wspominam pewnego byłego księdza, który o takich rzeczach jak pedagogika czy metodyka pojęcia zielonego nie miał, więc doszedł do wniosku, że najlepiej będzie skoncentrować się na obmacywaniu dziewczyn. 🙄
Chciałbym dołączyć do prośby o źródło informacji dot. zniesienia nazewnictwa łacińskiego w taksonomii. Szczerze powiedziawszy, nie spotkałem się z tego rodzaju próbą zamachu na zasady wprowadzone przez Linneusza. Wprawdzie wiem, że angielski wpycha się, jak tylko może do różnych dziedzin, więc może i tu są jakieś zakusy.
Bobiku
Niesłuszne czynisz zarzuty o nieznajomości metodyki księdzu-łacinnikowi. Być może to była jednak jego najmocniejsza strona. Bo co jak co, ale metody łapania czegokolwiek mają opanowane do perfekcji.
Aaa… to może ja w szkole jeszcze za głupi byłem, żeby takie subtelności rozumieć. 😳
Ksiądz był wprawdzie eks, ale widocznie doszedł do słusznego wniosku, że sprawdzonej przez tysiąclecia metody „łapaj, kto w Boga wierzy” nie warto lekkomyślnie porzucać tylko dlatego, że się przeszło do cywila. 🙄
U mnie w szkole laciny uczyla Pani Podkowina. Byla surowa i wymagajaca. Chodzily o niej legendy, ze po wojnie latala z pistoletem po Bieszczadach tropiac bandy. Lacina musiala byc na pierwszych godzinach, kiedy umysl jest najswiezszy, a deklinacje i koniugacje wyrecytuje do dzisiaj nawet we snie.
Nie dzisiaj jednak, bo dzisiaj spac nie moge. Obudzilam sie 2-ej i podczytuje.
Dzieki Jagodo za recenzje Idy. Tu ma tez swietna prase jako jeden z najlepszych filmow 2014 i powazny kandydat do Oskara.
Bry 🙂
W sprawie „Idy”
O tym, że jest to film kontrowersyjny niech zaświadczy fakt, że powoływały się na niego osoby na naszej (Rady) stronie na FB, jako argumentu w jawnie antysemickich wypowiedziach i przeciwstawiały „Pokłosiu”.
W odwrotną stronę, jakoś nie.
Dla mnie jest manieryczny i złożony ze stereotypów, a te wypowiedzi były właśnie potwierdzeniem tego, żego się obawiałam po obejrzeniu.
Mnie łaciny uczył pan Jacek Łeszyk, co wspominam bardzo dobrze. Z łaciny zostało mi mgliste pojęcie o gramatyce (że jest), trochę słownictwa, umiejętność kontekstowego zastosowania kilkudziesięciu (kilkuset?) maksym i sentencyj oraz – pozornie – praktyczna znajomość wymowy. Pozornie, bo okazało się, że ten sam termin łaciński brzmi zupełnie inaczej w ustach Niemca, Anglika, Francuza czy Rosjanina. Amerykanie, na przykład, znajdują polską wymowę nazwy rodzajowej sosny (Pinus) bardzo, ale to bardzo nieprzyzwoitą.
Okazuje się, że moje komentarze trafiają do poczekalnibez względu na to, czy mają linka czy nie?
Ja nie jestem w stanie tego fenomenu powodzenia „Idy” zrozumieć. Może polega na tym, że jest rzeczywiście warsztatowo ładnie zrobiony (choć idiotycznie rozegrana jest scena samobójstwa), a to istotnie wpływa na odbiór.
Jednak nie widzę w nim „zdejmowania pokładów uprzedzeń i klisz”, i to „przeprowadzonego z maestrią i delikatnością”. Wprost przeciwnie.
Dwa krzyczące stereotypy: starsza Żydówka – to oczywiście krwawa stalinówka (postęp jest tylko taki, że pokazane jest, że również ona cierpi, czego zresztą wielu odbiorców tutaj nie może reżyserowi wybaczyć), młodsza Żydówka uratowana – oczywiście przechowana w klasztorze. Drogą dla tej starszej jest tylko śmierć, dla tej młodszej – tylko powrót do klasztoru, nie ma dla nich innego miejsca na świecie, więc dobrowolnie, grzeczniutko je wybierają. Spotykają się z polskim współmordercą swojej rodziny (kolejna pretensja od narodowców do Pawlikowskiego) i potulnie obiecują, że nie wyjawią tego faktu ani nie będą się niczego domagać w zamian za pokazanie grobu – ewidentnie ściągane z „Miejsca urodzenia” Łozińskiego/Grynberga, tyle że taka sytuacja mogła mieć miejsce o parę pokoleń później, ale nie wtedy! Dla mnie film tchnie fałszem, także psychologicznym, z każdego kadru i to tym bardziej, im jest ten kadr piękniejszy. To jest film dla osób, jak pisze Jagoda, nieuzbrojonej we własną wiedzę (ujęcie słowa wiedza w cudzysłów uważam w tym kontekście za pogardliwe): dobrze się ogląda, można też docenić elementy „odważne” (jak wspomniałam: pierwszy, że była stalinówka też jest człowiekiem, drugi o morderstwie Polaków na Żydach i przejęciu ich dość zresztą skromnego dobytku), które stanowią pewne alibi dla reżysera. Odnoszę jednak wrażenie, że „Ida” zyskała lepszą ocenę od np. „Pokłosia” nie tylko dlatego, że jest warsztatowo lepszym filmem, ale też dlatego, że dla wielu odbiorców stanowi pokazanie Żydom miejsca: muszą się usunąć, zniknąć.
Można wyłożyć argument, że film to opis jednostkowej historii i autor nie miał obowiązku pokazać ogromnej gamy postaw żydowskich po wojnie, życia ich społeczności, która przecież przez pewien czas intensywnie działały (Wanda sprawia wrażenie, jakby poruszała się w kompletnej społecznej izolacji, a tak nawet z dawnymi stalinistami, stanowiącymi zresztą garstkę wśród społeczności Żydów polskich przed 1968 r., nie było). Argument byłby może dobry, gdyby ta historia nie brzmiała tak fałszywie.
Trochę łajza z Siódemeczką, widzę.
Babilasie, toć już od dawna wszyscy (ze mną na czele) biadolimy, że Łotr czasem zaczyna wrzucać do czyśćca kompletnie po uważaniu, bez żadnych widomych i racjonalnych powodów. PA jeszcze nie znalazł na to sposobu, bo kiedy nie widać żadnej rządzącej łotrowską działalnością zasady, trudno skonstruować kontrzasadę. 🙁
Ale skoro nie ma powszechnej jasności, jak to wszystko biega, jeszcze raz, dla porządku, wyłożę. Posty z więcej niż jednym linkiem trafiają do czyśćca zawsze i trzeba je ręcznie wpuszczać. Jeden link nie ma na czyśćcowość żadnego wpływu, czyli normalnie post powinien przejść, ale równie dobrze może wylądować w czyśću wskutek nagłego widzimisię Łotra, tak samo jak całkiem bezlinkowy. Wtedy najlepiej dać osobny post „jestem w poczekalni” (bo wtedy najprędzej zauważam, że Łotr znowu się zbiesił), który po wpuszczeniu zatrzymanego komentarza bez problemu mogę usunąć, zapobiegając mnożeniu się bytów ponad potrzebę.
Wiadomosc o rezygnacji z nazewnictwa lacinskigo przeszla przez wszystkie brytyjskie media z pol roku , a moze troche dawniej.. POstanowiono to bodaj na jakims kongresie taksonowmow, uznawszy, ze lacina jest juz malo przez kogo znana, pojawia sie coraz wecej bledow wynikajacych z tego stanu rzeczy i warto jest przejsc na jakis powszechniej znany jezyk. Przy okazji bylo sporo artykulow poswieconych historii lacinskiego nazewnictwa. Nie pamietam szczegolow, bo potraktowalam to jako ciekawostke i nie wglebialam sie dalej, ale wspomnialam o tym na blogu.
Na Ide z cala pewnoscia sie nie wybieram, za duzo slyszalam od przyjaciol, do ktorych mam zaufanie..
Z niewidzianej „Idy” trudno mi mieć własne wrażenia 😉 ale w ramach rozważań ogólnych zastanawiam się, na ile w sumie może ona zrobić dobrą „robotę świadomościową”, a na ile złą. Bo z tego, co piszecie, wynika, że ten film, dzięki swojej urodzie i sprawności warsztatowej, może dość silnie działać na emocje, więc dla mnie ważne byłoby pytanie, w jakim kierunku te emocje pójdą. Jeżeli to będzie np. współczucie dla ocalałych z Zagłady, a potem padających ofiarą powojennego antysemityzmu Żydów, co z kolei może spowodować wyłom w stereotypie „wszystko, co złe, to Niemcy, a Polacy złote ptacy zawsze byli cacy”, to w sumie robota byłaby nienajgorsza. Uzbrojonym w wiedzę to nie zaszkodzi, a nieuzbrojonym jakąś klapkę może otworzyć. W końcu wyobraźnia masowa to nie to samo, co świadomość osób od lat mierzących się z tematem.
Ale podkreślam, że to tylko takie ogólne teoretyzowanie, bo z konkretem nie miałem do czynienia.
O, tutaj jest cos na ten temat:
http://www.telegraph.co.uk/gardening/plants/10911055/No-more-Latin-Botany-rebooted-for-the-21st-century.html
Ja też bardzo lubiłam łacinę i zdawałam z niej maturę. Mieliśmy dwie świetne młode łacinniczki, bardzo dobrze je wspominam.
Ja wiem, Bobiku (12:28), że „jeden link dobry, dwa linki złe” (bo ta zasada jest chyba uniwersalna, na przykład obowiązuje też na blogu p. Kierowniczki). Czasami zastanawiam się, czy Łotr nie reaguje na jakieś słowa kluczowe albo sekwencje słów („rosebud”?), albo może na jakieś konstrukcje gramatyczne – ale to chyba jednak faktycznie po uważaniu.
Heleno, szkoda, że nie możesz naprowadzić na jakiś trop (mnie nie udało się tego odgóglać, ale zapewne źle pytałem), bo byłaby to rewolucja w taksonomii na miarę obalenia systemu heliocentrycznego albo likwidacji brytyjskiej monarchii.
Nazwy angielskie bywają czasami dość poetyckie (forget-me-not, lily of the valley, pigweed) ale jednak słaby to powód żeby zasady Linneusza porzucać.
Helena już odnośną linkę podrzuciła, a ja pod artykułem znalazłem inną linkę, prowadzącą do ogrodowych, warzywnych tęsknot. Uprawiaczom podrzucam, żeby nie przegapili. 😉
http://www.telegraph.co.uk/gardening/howtogrow/11319263/Top-vegetables-to-grow-in-2015.html
Aaaa, Heleno, już widzę. Ale w zasadzie to są zmiany kosmetyczne: nazwy łacińskie zostają, tak jak były. Zmieni się tylko to, że opis nowego taksonu nie musi być dokonany po łacinie (może być po angielsku) i może być opublikowany w czasopiśmie naukowym, które nie ma wersji drukowanej (papierowej). Z punktu widzenia taksonomicznego laikatu nie zmienia się nic.
Babilasie, zlinkowalam powyzej.
Rewolcja na miare obalenia sustemu heliocntryczgeo albo obalenia monarchii?
Ejze! Przeszlo bez echa, natomiast z pewnoscia z duzym westchnieniem ulgi. Nalezalo to dawno robic, kiedy okazalo sie, ze lacina nie jest juz jezykiem nauki od jakiegos czasu.
Propozycje padły w części botanicznej taksonomii. Zobaczymy, jak to się będzie rozwijało dalej. Czas i nowe tendencje pokażą. Inna sprawa, że niezupełnie rozumiem to angielskie zadęcie. Przecież w ich wydaniu każdą nazwę łacińską wymawiają po angielsku. Zawsze byłem zdumiony ich wykonaniem werbalnym nazwy gryzonia, który brzmiał jako majcrotus, a angielska nazwa zwyczajowa to pospolity vole.
Widzę tylko jeden problem. Co będzie, jeśli do zdecydowanie większego znaczenia w komisjach nomenklatorycznych dojdą Chińczycy. Zaczniemy pisać krzakami? Nie zawsze grzebanie w dobrze funkcjonującym systemie wychodzi na dobre.
Piękne dzięki, Bobiku (13:27), zawsze warto wiedzieć co jest na topie i jakie są tryndy. Ja teraz muszę ogarniać chatę przed niechybnym nadejściem gości, ale wieczorem dostąpie komputra i napiszę, co o tym (znaczy: Twoim linku) myślę.
Lacina jest ZAWSZE i wszedzie wymawiana zgodnie z systemem fonetycznym danego kraju. Inaczej wymawiaja Polacy, inaczej Wlosi, inaczej Mongolowie.
A dzieje sie tak dlatego, ze nikt nie wie naprawde jak wymawiali Rzymianie. Polski system fonetyczny nie jest wzorcem dla calego swiata jak nalezy wymawiac.
Właściwie to tak. Odezwały się moje przyzwyczajenia, a może nawet uprzedzenia.
Pamietam, ze jako studentka musialam przygotowac referat do wygloszenia. Moj byl o Brechcie. Wspomnialam o tym, ze wywalono go z gimnazjim za nieslusznie napisane wypracowanie na temt maksymy Dulce et decorum est pro Patria mori – BB byl pacyfista od dziecka.
I wtedy wywiazala sie wsrod moich kolegow ozywiona debata jak nalezy wymawiac slowo 'dulce’: dulcze? dulke? dulci?
Nazajutrz wykladowca nam tlumaczyl, ze wszystkie wersje sa poprawne, bo nikt naprawde nie wie.Bo poszedl do lacinnika i sprawdzil.
Przyznajmy, że to jest świństwo ze strony tych starożytnych Rzymian, żeby nie zostawić żadnych nagrań, ilustrujących jednoznacznie, jak należy wymawiać. 🙄
Polacy najpierw wymawiali tak, jak Niemcy, a od czasów Papy Wojtyły przejęli od niego wymowę włoską. Bo on musiał, a tu chcieli tak jak on.
Do „Idy” wracając, to moja siostra też jak Helena nie chce oglądać tego filmu. Ja obejrzałam, bo chciałam mieć swoje zdanie. Poznałam producentów, przemiłe małżeństwo, dostałam od nich DVD z filmem.
Co do wpływu pięknie zrobionego filmu wykonującego dobrą robotę w zrozumieniu określonej społeczności, miałam ostatnio ciekawy przykład. Na wyjeździe z siostrą i szwagrem wieczorem oglądaliśmy sobie w kompie filmy. Za którymś razem oni mnie namówili do obejrzenia (sami już widzieli parę razy) obrazu, który rzeczywiście jest pięknie zrobiony:
https://www.youtube.com/watch?v=vHBMpPwKBuw
Aktorka grająca główną rolę dostała nagrodę na festiwalu w Wenecji (słusznie), prasę ten film miał świetną, blogerzy filmowi również się zachwycali. Opisana w filmie historia wzbudziła mój głęboki wewnętrzny sprzeciw, zresztą nie do końca wiadomo, co autorka chciała wyrazić, to kino niedopowiedzeń i niejednoznaczności. Ale opowiada ciepło o społeczności z jej środka – reżyserka sama jest ortodoksyjną chasydką. Jej opowieść jest więc całkowicie naturalna. A że zasady są inne niż w świecie, w którym obracamy się na co dzień? W ten sposób łatwiej przyjmujemy je do wiadomości, choć do końca ich zrozumieć nie możemy. Ale też oglądając np. kino irańskie również do końca nie rozumiemy zasad kierujących bohaterami, ale opowieści te są ciepłe i głęboko ludzkie.
Bo gdyby mniej zajmowali się chlaniem, podbojami i maszerowaniem, mieliby czas na wymyślenie magnetofonu. Mogli pisać na tabliczkach woskowych? Mogli. Stąd już tylko kroczek niewielki do tuby ze stylusem. A koło garncarskie też przecież znali.
Nie mniej jednak lacina nalezy do jezykow wymawianych fonetycznie, czyli tak jak sie je pisze… Ja bym nie stawiala na dulci ani na vajs versa… Rzeczywiscie, tak naprawde to nikt nie wie, co nie znaczy, ze wszystkie formy sa poprawne, tylko nie wiemy ktora jest poprawna. Ale piekny to jezyk, regardless.
Jako stara chórzystka miałam już do czynienia z wymową angielską, włoską, niemiecką, starofrancuską (szczególnie dla nas zabawną)… 🙂
Z iranskich filmow to ja najbardziej lubie 'Krowe’ (Gov), ktory to tez byl ukochany film Chomeiniego.
Zawsze mnie tez porusza slowo gow po persku, bo jakze tu fajnie mozna zobaczyc nasze indoeuropejeskie korzenie – cow.
Jest jeszcze pare iranskich filmow ktore obejrzalam z wielkim poruszeniem – np o chlopczyku z jakies gprskiej wioski, ktory wyrusza na poszukiwanie adresu swego szkolnego kolegi. Nie pamoetam tytulu, ale piekny byl i madry.
Bobiku (12:45)
„Ida” nie jest filmem na ten temat. Kto komu? Kto bardziej? Wydaje mi się, że słowo Niemcy nie padło wcale. To nie jest film o Zagładzie, winie, relacjach polsko – żydowskich.
Jak powiedział sam Pawlikowski, jego celem jest stworzyć postacie, które go wzruszają – są nieprzeciętne, mają problemy z historią, z rzeczywistością, są napiętnowane nostalgią za innym światem, za miłością, wiarą.
O tym jest ten film. O trudnych losach dwóch kobiet.
I sądzę, że dlatego tak bardzo został doceniony na świecie.
Tymczasem krytycy filmu skupiają się na kwestiach w filmie praktycznie nie poruszanych.
Według większości niechętnych krytyków, film podejmuje „trudny temat skomplikowanych relacji polsko-żydowskich”, co stanowi „ważny głos w dyskusji”. Otóż nie podejmuje i nie jest żadnym głosem w dyskusji na ten temat.
Może dlatego zagubieni krytycy zaczynają wchodzić w utarte koleiny zarzutów o sztampie i stereotypach.
Owszem, zbrodniarz jest nazwany po imieniu. Mordercą jest syn gospodarzy ukrywających rodzinę Idy.
Pojawia się w filmie jako nieodzowny element opowieści o losach Idy i Wandy. To jest ich historia.
Obie te postacie są papierowe. Wanda może mniej, bo Agata Kulesza jest znakomitą aktorką i przydaje tej postaci życia, natomiast nieszczęsna bohaterka tytułowa właściwie nie istnieje. Nie jesteśmy w stanie o niej powiedzieć nic. Owszem, naturalne, że dziewczyna na urlopie z klasztoru jest zagubiona w świecie, którego nie zna, ale jej emocji nie poznajemy w ogóle.
Mam wątpliwości, Jagodo, czy w szerszym odbiorze da się w „Idzie” wątek osobisty od historycznego oddzielić. Dotychczasowa recepcja wskazywałaby, że raczej nie. A skoro odbiór w kontekście historycznym zaistniał już jako fakt społeczny, to nie możemy go po prostu zignorować i uznać, że jest niesłuszny. 😉 Warto się temu przynajmniej przyjrzeć.
Dlatego zresztą ja w ogóle zabieram na ten temat głos – nie znam filmu, ale w jakimś tam zakresie znam jego recepcję i o tym mogę coś powiedzieć.
Dora,
dla mnie scena śmierci Wandy jest genialna. A właściwie cała sekwencja scen z tym związanych.
Twarda, pozornie cyniczna, Wanda dopuszcza do siebie emocje. Po przejmującej scenie z czaszką synka wykopaną w lesie, widzimy ją zapłakaną w wannie. Jedyna scena, w której pokazana jest prawie naga, dosłownie i w przenośni, rozmazany makijaż, potargane włosy. Kobieta przygnieciona poczuciem winy. Zostawiła synka i poszła walczyć „nie wiadomo o co”. A petem jest scena z widokiem ogromnego, luksusowo urządzonego mieszkania – pełen kontrast z szaro – burą zrujnowaną Polską. Wanda znowu panująca nad sobą, wzmacniająca muzykę, wychodzi przez okno z życia w śmierć. Bo ona wyszła, nie wyskoczyła.
I scena pogrzebu. Towarzysze żegnają towarzyszkę, podczas, gdy towarzyszka rozpłynęła się emocjach dużo wcześniej. Ale oni tego nie rozumieją.
Tylko widzowie zostali dopuszczeni do towarzyszenia Wandzie w jej metamorfozie.
’Docenienie w swiecie”jest dla mnie dosc zrozumiale. 'Swiat’ nie przyswoil tej narracji powszechnej w Polsce od czasow przedwojnia, kiedy to endecja poczela przswajac pojecie powstale w hitlerowskich Niemczech i tam tez wymyslono na to specjalne slowo: zydokomuna.Mein Kampf podobno spro temu pojecoi oswoeca moejsca. To pojecie jest w Polsce wciaz zywe i plodne.
'Swiat’ zas najczesciej nie ma zielonego pojecia o cos sie rozchodzi. Wiec nie odbiera filmu w kategorii antysemickich stereotypow. Z pewnoscia tworcy nie zdawali nawet sobie sprawy z tego czemu ulegaja. Robili to calkiem prostodusznie, ze sie tak wyraze.They ment well. 😆
Bobiku,
widzowie na świecie potrafili!
Nie, nie są papierowe. Ale też nie są stereotypowe. I stąd zarzuty sztampowości. Jeżeli reżyser i aktorki nie przedstawiają głębi psychiki – piano, pianissimo – to ja jestem chińską cesarzową 🙂
Heleno,
przecież nie widziałaś filmu 😯
Pryzmat wiedzy, na którą się powołujesz jest tak potrzebny do zrozumienia filmu, jak sito do nabierania wody 😉
Helena ma oczywiście rację, że twórcy filmu mogli nie zdawać sobie sprawy z tego, czemu ulegają.
Nie zgadzam się, że z Wandy nagle wychodzą emocje. One kłębią się w niej cały czas. Wyrzuty sumienia? Co to znaczy, że ona poszła walczyć nie wiadomo o co? Podczas II wojny światowej?!!
Tak jest czesto z semiotyka dziel artystycznych, z systemem znakow, ktore nie sa czytelne i oczywiste dla odbiorcow spoza kregu kulturowego w ktorym dane dzielo powstalo badz oddzielonych szmatem czasu. Tak jest z obrazami Breughla, nawet gdy poruszaja tematyke biblijna (Spis ludnosci w Betlejem) i tak jest zapewne z Ida. Spis ludnosci niewiele ma wspolnego poza tematem z Boblia, a wiele ze wspolczesna plotnu kontrreformacja.
No dobrze, Jagodo, to co właściwie odczuwa Ida, Twoim zdaniem? Jakie uczucia ją napędzają, poza determinacją Wandy, żeby odkryć do końca przeszłość? Jej ona jest obojętna, wszystko jej jest obojętne. Klasztor tak ją stępił emocjonalnie czy co?
Jagodko, ja nie musze i nie mam ochoty na ogladanie tego filmu. Mnie w zupelnosci wystarcza wrazenia przyjaciol, ktorzy maja te sprawy przetrawione, a nawet zajmuja sie tym zawodowo i pisza ksiazki.
Dora (11:36)
słowo wiedza opatrzyłam cudzysłowem z prostego powodu. Bardzo często, my ludzie, bierzemy własne przekonania, w które święcie i w najlepszej wierze wierzymy, za obiektywny opis rzeczywistości.
Cudzysłów miał za zadanie uwrażliwić na te kwestię.
Przypisywanie mi jakichkolwiek intencji, choćby minimalnie ocierających się o pogardę, uważam za bardzo niegrzeczne.
Zrobiłaś mi tym dużą przykrość.
To jasne, Jagodo, że dyskursy społeczne inne są w Polsce, inne w Niemczech, Francji czy Iranie, a jeszcze inne w Hollywood, toteż i odbiór filmu będzie różny, w zależności od kulturowego zaplecza. Dlatego „na świecie” to zbyt duże uogólnienie. W Niemczech np. przeważał odbiór, który mogę streścić krótkim fragmentem niemieckiej recenzji: das polnische Volk zwischen Antisemitismus, Katholizismus und Sozialismus. Chyba nawet nie trzeba tłumaczenia. 😉
Ale żeby było całkiem jasne, ja miałem przedtem na myśli polski odbiór, bo akurat on mi bardziej leżał na wątpiach.
Dzień dobry.
Wybieram się dzisiaj do kina na film pt. „Ida”. Opinie o filmie znanych mi osób bliższe są ocenie Jagody.
Czy opozycja „w Polsce” vs „poza Polską” jest do zaakceptowania, Bobiku? 😉
Rzecz w tym, że w Polsce ten film byłby przeszedł prawie bez echa. Nie cieszył się specjalną popularnością. Na liście trzech najpopularniejszych polskich filmów ubiegłego roku są: „Jack Strong”, „Miasto 44” i „Bogowie”. „Ida” w dalekim planie. Najpierw doceniono film poza Polską. Został nagrodzony i w USA i w Londynie i w Niemczech.
Wtórnie zainteresowano się nim dużo bardziej w Polsce.
W Polsce początkowo była postawa „e, znowu o Żydach” 🙂 Dlatego ludzie nie ruszyli od razu hurmem do kina.
Jagodo, jest mi przykro, że zrobiłam Ci przykrość. Ale tak to słowo w tym kontekście odebrałam, może niepotrzebnie wzięłam to do siebie (i mnie z kolei było wtedy bardzo przykro). Bo ja przystąpiłam do oglądania tego filmu jednak z pewną wiedzą, bez cudzysłowów, o temacie.
Zdecydowanie jest różnica w odbiorze polskim i pozapolskim – Helena słusznie wspomniała, że np. publiczność światowa nie wie nic lub niewiele o popularnym w Polsce stereotypie „żydokomuny”.
’Co Polacy chcieliby myslec o Zydach’ – mowi pelnym tekstem moja przyjaciolka, Helenka (znamy sie i przyjaznimy odkad ona miala 16 lat, a ja 18). A znajac HD , wiem jak bardzo powsciagliwa w osadach jest osoba, niezwykle powscagliwa. I znakomitym socjologiem. Ale tu juz nie wytrzymala:
http://natemat.pl/80843,ida-pelna-antysemickich-stereotypow
OK, Doro, nie ma sprawy 🙂
Heleno,
cieszę się, że to Ty zamieściłaś ten link.
Pani Datner posługuje się typowo antypolskimi stereotypami. Nie znam jej, ale to co pisze odbieram jako coś wyjątkowo brutalnego. Zdumiewa mnie też absurdalność zarzutów A. Graff. „Chrystianizacja Zagłady”? A co to za zwierz? 👿
Przez obie panie przemawiają jakieś, poza merytoryczne, dziwaczne uprzedzenia. Panie dzielą się swoimi projekcjami, luźno związanymi z filmem.
Ten konstrukt 'zydokomuny’jest na tyle zywy i plodny w dzisiejszej Polsce, ze podejrzewam iz zdecydowana wiekszosc sporcxenstea uwaza, ze komuna, SB i wyrywanie paznokci to wylacznie zydowska specjalnosc. Jedyny maly klopot sprawia arystokrata Feliks Dzierzynski.
Kiedys bylam swiadkiem ozywionej i radosnj debaty w warszawskim biurze BBC, wsrod mlodych 'dziennikarzy’ o tym ze xalutkie SLD sklada sie z Zydow. Sluchaismy tego razem z ks.profesorem Czajkowskim, ktorego zprosilam na wywiad. Ucieklismy z tego pokoju. Nie zareagwalismy. Nie bylo czasu.
Zamiast wypowiadać się o czyichś „projekcjach” i czytać relacje z czyichś wypowiedzi, lepiej przeczytać oryginał. Są w nim też odniesienia do innych tekstów.
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20131031/graff-ida-subtelnosc-i-polityka
Jagodo, zachłanny jestem i rozróżnienie „w Polsce/poza Polską” też mi nie starcza. 😉 Bo chyba nie ma wątpliwości, że en masse Niemcy wiedzą o nas nieco więcej (i inaczej) niż Amerykanie, a ci z kolei niż, powiedzmy, Boliwijczycy. Dlatego czasem w takich sprawach czuję się zobowiązany do wchodzenia w detale. 🙂
Zjawisko wtórnego zainteresowania krajowego, po międzynarodowych sukcesach, jest dosyć częste, nie tylko w przypadku filmów. Ale odbiór, w sensie jego treści, i tak może się różnić.
Jeszcze jedno ciekawe spojrzenie – Elżbiety Janickiej (Polki jak najbardziej):
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20131125/janicka-ogon-ktory-macha-psem
I wypowiedź Heleny Datner i Agnieszki Graff:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20131113/datner-graff-my-komisarki-od-kultury-polemika-z-varga
Dzien dobry 🙂
Juz tu kiedys pisalam o Idzie. Mam nadzieje ze Jagoda nie obrazi sie na mnie jesli napisze ze moje wrazenie bylo odwrotnie od jej. Na mnie nie zrobil emocjonalnie zadnego wrazenia, ogolnie wydawal mi sie plytki, sztuczny i schematyczny, przebijalo przez niego umoralniajace przeslanie ze „wszystkim trzeba wybaczyc”, przekazane za pomoca scisle zaplanowanej symetrii:
Z jednej strony
A. Zla Zydowka – bogata zydokomuna oczywiscie (wiec dwa najwazniejsze stereotypy w jednej osobie), mordowala Polakow, ale miala swoje powody, bo wycierpiala z ich rak (wiec to co potem robila bylo jej na nich zemsta), zreszta ona sama siebie tez zniesc nie moze, co dokumentuje samobojstwem.
B. Dobra Zydowka, ale nie poczuwa sie nijak do zydostwa, emocjonalnie wiaze sie wylacznie z Polakami (zakonnice i zakochany saksofonista), sliczna katoliczka, mozna powiedziec – wyprana z zydostwa.
Z drugiej strony
A. Zly Polak (syn) – zamordowal, ale tez mial swoje powody, bo to bylo z uzasadnionego strachu o los wlasnej rodziny, a mala Ide wrecz wlasnorecznie ocalil (a moze nawet przyjal do „swoich”, odnoszac ja do klasztoru).
B. Dobry Polak (ojciec) – ukrywal Zydow z narazeniem zycia i o mordzie nic nie wiedzial.
Gospodarstwo zostaje w polskich rekach, bo obu Zydowkom ono niepotrzebne (jedna bogata badz martwa, druga w zakonie).
Tz jest to jakby synopsis pewnych postaw, a nie tworzenie psychologicznie wiarygodnych postaci. Na dodatek nie jest to film o tamtych ciezkich czasach, ktore spowodowaly konflikt, lecz o tym jak ten konflikt jest okreslany dzis. Mam wrazenie ze wszystkie nastepne filmy beda podobne, poniewaz beda robione przez ludzi nie majacych bezposredniej lub bliskiej znajomosci tamtych czasow.
Jagodo, jesli uwazasz ze jest to film o dwoch postaciach, ktore maja problem z historia, tz ze wg Ciebie jest to film o dwoch polskich Zydowkach robiony przez Polakow, w okresie w ktorym fakt, ze strona polska i strona zydowska widzialy i widza problem historii inaczej, jest dobrze znany. Czy w tym wypadku opowiesc o dwoch Zydowkach, opowiadana przez Polakow Polakom, mogla by wniesc do dyskusji cos nowego?
Tak właśnie, lisku.
Piotr Forecki pisał o jeszcze jednej fałszywej symetrii w tym filmie i o fałszu postaci Wandy:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/film/20131108/legenda-o-wandzie-co-zastapila-niemca
Mam nadzieję, Lisku, że poprawiłem tak, jak chciałaś, bo coś się nie całkiem mogłem połapać. 😉
Za mnie zadecydowała Siódemeczka. 🙂 Idę na „Idę”, tzn. nie idę, tylko obejrzę w domu, nie ruszając się z mej ulubionej kanapy, bo jak już mam plik, to szkoda by było nie skorzystać. Postaram się przystąpić do odbioru bez sugerowania się dotychczasowymi opiniami, choć wiadomo, że tak do końca nigdy się to nie udaje. 😉
Bobiku, dzieki, dokladnie tak, tylko jeszcze trzeba usunac cudzyslow zaznaczajacy wyrazenie jest dobrze znany 🙂
Lisku, nie widzę żadnych powodów do gniewania się 😆
Czy w tym wypadku opowiesc o dwoch Zydowkach, opowiadana przez Polakow Polakom, mogla by wniesc do dyskusji cos nowego?
To zależy od przyjętej metody dyskusji.
W pierwszym rzędzie od uświadomienia sobie roli i treści posiadanego przedrozumienia: intuicyjnego rozumienie czegoś, posiadania wiedzy → a priori, bez której niemożliwe byłoby rozumienie obiektywne, konieczny warunek rozumienia w filozofii H. G. Gadamera.
Z przedrozumieniem jest ten kłopot, że równocześnie umożliwia i ogranicza poznanie. Szczególnie poznanie nowych aspektów czegoś już znanego. Dlatego, po drugie, potrzebne jest to, co antropolodzy kultury nazywają „konstruktywnym zdziwieniem”. Spojrzenie na znane i powszechne, jak na coś nowego, nieznanego. Egzotyzację tego, co bliskie i oswojone.
Konieczna jest świadomość przedrozumienia i jego przekraczanie na drodze „konstruktywnego zdziwienia”. W praktyce oznacza to gotowość i umiejętność zawieszenia dotychczasowego „wiem”. Jeżeli nie zawiesimy swojego „wiem” nie dowiemy się niczego nowego. Będziemy się jedynie utwierdzać w swoim „wiem”.
Pawlikowski zrobił film, w którym ci, którzy „wiedzą” zobaczą to co już wiedzą. Antysemickie stereotypy. Ci, którzy „nie wiedzą”, mają szanse zobaczyć coś innego.
Przy całym szacunku i sympatii, zupełnie do mnie nie przemawia Twoje uporządkowanie fabuły na „po jednej i po drugiej stronie”. Jeżeli przyjmiemy taki sposób analizy, to w oczywisty sposób potwierdzimy wstępne założenia. Nie wyjdziemy poza błędne koło stereotypów. Tak z jednej, jak i z drugiej strony 🙁
Nie taki film oglądałam 😉
Oj, taki niestety.
Cała dyskusja zaczęła się od tego tekstu, moim zdaniem krótko i celnie punktującego:
http://lewica.pl/blog/zawadzka/28791/
Jagodo, w takim razie sprobuje dac inny przyklad. Jaks czas temu zalinkowalam tu film przedstawiajacy w formie zwariowanej komedii ciezka sytuacje w Gazie. Na filmie arabski rybak z Gazy zostaje zmuszony przez dosc dziwna sytuacje do hodowania wieprza, i na koncu nawet go lubi. Film jest calkiem niezly, produkcji belgijsko-niemiecko-francuskiej, realizowany przez Francuza, z Izraelczykiem w roli glownej.
Moim zdaniem dobrze przekazuje to co europejska lewica (i ja) wie o problemach Gazy, ale podejrzewam ze film robiony przez Palestynczyka z Gazy nauczyl by mnie czegos nowego (ten nie nauczyl), na dodatek mam mocne wrazenie ze pozytywne ukazanie Palestynczyka hodujacego wieprza i na koncu nawet ukrywajacego go we wlasnej wannie bylby w Palestynie calkowicie nie do pomyslenia. Mowilismy tu troche o tym filmie i Bobik zgodzil sie ze mna ze nie jest to film przeznaczony dla publiki palestynskiej.
W tym filmie pokojowo (dla Bliskiego Wschodu) nastawieni Europejczycy opowiadali innym Europejczykom o Gazie…
W wypadku Idy mowa o filmie ktory ma przedstawiac psychologiczne zmagania dwoch (fikcyjnych) polskich Zydowek, te zmagania dotycza w dosc istotny sposob ich relacji z Polakami, film jest robiony przez Polakow, w miedzyczasie toczy sie od kilku lat debata ukazujaca ze spojrzenia Polakow i Zydow na wzajemne relacje jednak sie roznia i ze do zrozumienia kazdej strony przez druga jeszcze daleko. Na dodatek trzy obecne w dyskusji Zydowki uwazaje te postacie za psychologicznie niewiarygodne.
Dla mnie znaczy to ze Tobie sie podoba sposob w jakim Ty, lub ludzie z Twojej kultury, ujmuja i wyobrazaja sobie psychologiczne zmagania polskiej Zydowki, tyle ze jest pewna szansa ze w rzeczywistosci te zmagania wygladaja nieco inaczej 😉
„Nie wyjdziemy poza bledne kolo stereotypow”. Napewno nie wyjdziemy poza nie sluchajac siebie samych i ogladajac nasze wlasne wyobrazenia innych.
Nie tylko Żydówki, lisku. Linkowani przeze mnie Anna Zawadzka, Piotr Forecki i Elżbieta Janicka nie są Żydami, a jednak widzą to podobnie do nas.
A raczej, dla ścisłości, w tutejszej dyskusji obecne są „dwie Żydówki”, bo Helena nie widziała filmu 🙂
Oczywiscie Doro, nie uwazam by opinie byly zdeterminowane przez przynaleznosc, tylko mysle ze jesli trzy Palestynki powiedza mi ze czegos o Palestynie nie rozumiem, to zaczne podejrzewac ze moze rzeczywiscie nie rozumiem, a to ze kilka Izraelek zrozumialo przede mna tego podejrzenia nie usmierzy. Ale to prawda ze fakt ze tzy Zydowki sie z Jagoda nie zgadzaja napewno nie jest ani glownym, ani szczegolnie istotnym argumentem 🙂
Ja jestem formalnie biorac pol Zydem. Ale tylko formalnie. Bo czesciej ostatnimi laty czuje sie calym.
Choc ostatnio wystapipilam tez jako pol-Rosjanka, czarno na bialym 🙂 w slicznym wspomnieniu o Staszku Baranczaku mojej Kumy, zamowionym przez Zeszyty Literackie. Sporo tam tez cytatow z Blogu Bobika. Niestety nie moge zlinkowac, bo trzeba czekac az sie ukaze caly numer ZL poswiecony Barancakowi, nieodzalowanej Pamieci.
W kazdym razie moge powiedziec ze pomysl by ktos nalezal do partii komunistycznej w Polce po to by sie mscis na Polakach jest dla mnie calkowitym novum :oops 🙂 Jesli ktos nienawidzil Polakow, wyjezdzal z Polski.
zamiast :oops mialo byc 😯
Bardzo ciezki dzien byl dzis, chyba czas na wieczorna kawe.
Bardzo ciekawa ta analogia Liska z filmem o rybaku z Gazy. Przypomina mi sie tez La Vita e Bella Roberto Benigni, tragi-komedia o chlopcu w obozie koncentracyjnym, film zdobyl Oscara, ale byl bardzo kontrowersyjny. Rezyser oparl go czesciowo na doswiadczeniach swojego ojca, wiec nie dyskutowano czy Benigni mial prawo zrobic taki film, tylko czy mial prawo przedstawic obozy w formie light i jakie sa granice smiechu.
Kto, kiedy i jak ma prawo mowic o niewyobrazalnie tragicznych wydarzeniach jest wciaz poddawane roznym testom przez artystow. Czasem niedoglebna znajomosc realiow i psychologii przezyc uczestnikow wydarzen historycznych stworzy przekaz moze niezbyt autentyczny, ale wciaz interesujacy dla ogolnego swiatowego widza, ktory nie ma o tych wydarzeniach glebokiego pojecia. Nie wiem czy Pawlikowski zamierzal urazic `potomkow„ swoich bohaterow. I jak teraz reaguje na taka krytyke. Czy by zrobil ten film inaczej.
Charlie Chaplin wyznal, ze nie zrobilby komedii o Hitlerze, The Great Dictator, gdyby zdawal sobie sprawe wtedy z rzeczywistych horrowrow tej wojny.
Ja zamierzam te Ide obejrzec (obejrzalam tez wtedy Zycie jest piekne), ale musze zebrac do tego sily i emocje.
Kroliku, tez pomyslalam o Beninim! 🙂 🙂
To nie chodzi o to kto ma prawo, bo kazdy ma prawo robic film o czym chce, pytanie tylko czego ja moge sie z danego filmu nauczyc. Dla mnie „Ida” wpisuje sie w temat Wizerunek Zyda w literaturze/sztuce polskiej .
To mszczenie sie na Polakach en masse rzeczywiscie, Lisku, bardzo podejrzane, bo czemu nie mscic sie bezposrednio na Niemcach…
Do mnie – na razie wciąż „na niewidzianego” – bardzo przemawia argument Heleny Datner, że jeszcze nie czas na wypraną z kontekstów estetyzację tematu. On jest wciąż jeszcze kontekstami obrośnięty jak kadłub zatopionego statku glonami i odskrobanie go to jest żmudna robota na lata. Pokazanie nagle, ni stąd ni zowąd, ślicznej, czyściutkiej, nieskażonej glonem kontekstu powierzchni wydaje mi się raczej jakimś komputerowym trikiem, niż psychologicznym realizmem. 🙄
Inaczej rzecz ujmując: gdyby ktoś nakręcił film z epoki, powiedzmy, Dżyngis-Chana, pozostającej poza społecznym dyskursem i niewzbudzającej żywszych emocji, losy, motywacje czy rozterki bohaterów zapewne mogłyby nieść jakieś uniwersalne przesłanie na temat ludzkiej natury i w tym kierunku intuicyjnie szłyby drogi recepcji. Ale kiedy wybiera się temat będący – dla obu stron – niezagojoną jeszcze, jątrzącą się raną, to oddzielenie go od tego całego bólu i wrażliwej na każde dotknięcie tkanki, w moim odczuciu nie jest operacją możliwą. Jeżeli ktoś twierdzi, że ta operacja się udała i rana wygląda pięknie, to chyba tylko za cenę zamknięcia oczu i uszu na to, co boli.
Ale to znowu było w ramach rozważań ogólnych.
Pieknie i madrze powiedziales, Bobiku.
Niemniej jednak, Bobiku, taki moment, w ktorym rana juz nie jatrzy, nie pojawia sie magicznie, z data waznosci, jednakowa dla wszystkich.
Oczywiście, Króliku, że nie ma w tych sprawach machnięcia magiczną pałeczką. Ale na razie chyba nie ma jeszcze nikogo trzeźwo myślącego, kto powiedziałby, że to rzeczy już załatwione, niebolesne i można je spokojnie przesunąć do kategorii estetycznych.
I -God bless America.
Wczoraj ostatecznie wysiadla nam pralka. Z ogrmnym poczuciem winy zadzwonilam do zwolnionej az do poniedzialku Audrey, aby zabrala mnie do Searsa, sklepu z bialym sprzetem. Zakup, umowienie sie na jutro (na jutro!!!!) kiedy przywioza, zabiora stara i zainstaluja nowa pralke trwalo 10 minut albo mniej.Zakonczone usciskiem reki, zyczeniami szczesliwego Nowego Roku i zapewneniem mnie, ze jeszcze dzis wieczorem ktos zadzwoni i powie dokladnie kiedy przyjezdza. DOKLADNIE????? 😯
Bobiczku @19:20, ale wielu bardzo by chciało. Stąd zapewne tak skwapliwe w przypadku polskich krytyków przeciwstawianie „Idy” „Pokłosiu” – że wreszcie film, który nie „jątrzy”. Obawiam się, że te sprawy w ogóle nigdy do estetyzacji nadawać się nie będą.
Znalazłam coś takiego
Helena Datner o Muzeum Historii Żydów Polskich
Helena Datner jest historykiem, socjologiem, działaczką na rzecz społeczności żydowskiej. Jest córką działaczki ruchu kobiecego i komunistycznego Edwardy Orłowskiej oraz znanego historyka żydowskiego, badacza Holokaustu i bojownika żydowskiego ruchu oporu podczas II Wojny Światowej Szymona Datnera. Helena Datner pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym, jest autorką szeregu prac na temat społecznej historii Żydów polskich. Była pierwszą kobietą, która została przewodniczącą Zarządu Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. W 2007 w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie socjologii za rozprawę „Żydowska inteligencja Warszawy drugiej połowy XIX wieku. Studium historyczno-socjologiczne”. Od kilku lat pracowała w zespole tworzącym wystawę w nowopowstałym Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Wraz z prof. Stanisławem Krajewskim była autorką galerii Powojnie tej wystawy.
Rozmowę z Heleną Datner przeprowadził Poldek Sobel, a została ona opublikowana w Plotkies nr 62 z 29 grudnia 2014.
http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/opinie-komentarze-mainmenu-62/6803-helena-datner-o-mhp.html
Helena uczciwa do bolu w tym wywiadzie z POldkiem.
Brawo Helenka. Ja już oczywiście o tym wszystkim słyszałam, napomykałam tu trochę, ale nie czułam się w prawie pisać wprost.
Osobą w MKiDN, która im wręcz powiedziała „płacę i wymagam”, była obecna pani minister, wtedy jeszcze wiceminister.
Ale ṕlace i wymagam mowil juz Lech Kaczynski, gdy byl w Ratuszu! Na konferencji prasowej, w trakcie ktorej zapytano go czy planowane Muzeum bedzie 'äntypolskie’i kto bedzie decydowal o jego kstalcie.Zapewnil, ze polskie wladze beda bardzo pilnowac aby nie znalazly sie tam zadne niepozadane tresci. Rozmawialam o tym wowczas z Helenka, ktora zbagatelizowala te wypowiedz jako wybitnie niezreczna, ale nic ponad to.
A ja swoje wiedzialam. 🙁
No proszę, a zawsze się mówiło, że Lech Kaczyński jest „prożydowski” (w przeciwieństwie do swojego brata)…
No, to sie wzielo stad, ze zaprosil na kawe Shudricha, jak go ktos zniewazyl na ulicy. Jakby ktos zniewazyl Staszka Krajewskiego, to by nie zaprosil. Ale Shudrich to wiadomo, Amerykanin i moglby cos powiedziec po angielsku na jakims forum.
A więc do do linki Bobikowej (13:27) o warzywach modnych słów parę (oraz sprawozdanie z zakupów). Ja wiem, że to nijak się ma do “Idy” i pewno trafi w próżnię, bo emocje się rozgrzały, ale obiecałem.
Ze szpinaku nie zrezygnuję (ten do zbioru na wiosnę już wykiełkował i czeka na przezimowanie, następne partie będą siane w marcu), na lato zastąpie go trętwianem (wielki sukces minionego roku, nie do przejedzenia). Czy szpinak słabo kiełkuję? Nie zauważyłem. Ta komatsuna to wygląda trochę jak skrzyżowanie roszponki z pak-czojem.
Co do tych słonorośli (salsola, samphire) to jestem trochę sceptyczny – znaczy jakoś nie mamy pomysłów aplikacyjnych kulinarnych, a jak nie ma popytu, to po co podaż stwarzać? Kiedyś, co prawda, jedliśmy w sałatce coś, co się nazywało salicornia i było to dobre.
Pomidorów w tym roku nie będzie, walczę z zarazą ziemniaczaną metodą uniku, co najwyżej zrobię kilkanaście “Red Robinów”i “Yellow Canary” w pojemnikach na prezenty dla przyjaciół na balkony czy patio. Oprócz tego zrobię trochę papryki (“Patio Fire” i “Poinsettia”) też głównie na rozdawnictwo (bo to i za ozdobę może służyć i do zjedzenia się nada).
Zamiast pomidorów będą bakłażany (obstawiam ciepły rok z przeciągającą się słoneczną jesienią) – “Orient Express” (bardzo wczesna, długa fioletowa odmiana azjatycka), “Patio Baby” (amerykańska miniaturka, też bardzo wczesna) oraz “Long Purple Italian” (włoski klasyk). Dorota ma uprzedzenie do białych bakłażanów, uważa że mają grubszą skórkę, więc w tym roku bez eksperymentów.
Rezygnujemy też z połaci karłowej fasolki szparagowej, bo jest nie do przejedzenia i nie do rozdania. Zamiast tego znalazłem wreszcie odmianę tyczną, którą jakiegoś roku miałem, i która rodziła wspaniałe długie, zielone strąki – Marconi a Grand Bianco.
Oprócz tego tradycyjny zestaw korzeniowy – skorzonera i salsefia (tego roku bez pasternaku), jakieś symboliczne ilości marchewki i pietruszki.
Co do jarmużu – uprawiamy włoską odmianę “Cavolo nero” – bo ładnie wygląda w ogródku (ciemnozielone liście) i nadaje się do pozyskiwania metodą podskubywania do późnej jesieni.
Zeszłoroczna dynia „Marina di Chioggia” bardzo się dobrze sprawdziła, więc i w tym roku powtórzę, obok tradycyjnej „Hokkaido”. Zdecydowałem się dołożyć dwie nowe odmiany do testów: „Kogigu” (japońska z grupy moschata) i „Baby Blue” (amerykański Hubbard).
Teraz tylko czekać do marca.
I oblizywać się 😉
A jeszcze o „Idzie”: trafiłam na wywiad z Pawlikowskim w „Newsweeku”, gdzie on mówi coś takiego: „…ja wierzę, że w duszy każdego wymieszane jest dobro i zło tak jak u filmowego zabójcy, który zostaje w pustym grobie załamany, przegrany. W gruncie rzeczy żal mi go, on z tym ciężarem żyje od dawna. Ida także go żałuje. Jest prawdziwą chrześcijanką”.
Biedny morderca, prawdziwe biedactwo, zapłakać się tylko nad jego ciężkim losem. No tak.
A ja nie mogę się oderwać od ” Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk
Czy salicornia i samphire to nie jest aby to samo?
Mnie w każdym razie ten wampir szalenie smakuje jako dodatek do wszelkiego rybstwa i owocomorstwa, więc nie byłbym tak całkiem od tego, żeby go posiadać, gdyby oczywiście nie Leniwiec. 😉
A dziś na kolację jadłem flower sprout i zdecydowanie mogę polecić, Malutkie toto jest, wielkości niewyrośniętej brukselki, kolorowe i bardzo smaczne, jeżeli ktoś lubi smaki kapuściane.
Tu fotka:
http://img3.elle.de/Neues-Superfood-Flower-Sprout-1-articleImage-f36c2d45-360978.jpg
Samphire, solorodka, jest przecudny. W Anglii placimy z E. za to duze pieniadze (2 funty za malutka tacke) i nie przestajemy jesc az zaczyna sie w tym pojawiac twarde siano. Jest sprowadzany z Izraela, choc nasza edynburska przyjaciolka opowiada, ze jako dziecko chodzila zbierac samphire na brzegu i ze byla to w Szkocji jarzyna bardzo popularna w narodzie.
Teraz pewnie nikomu sie nie oplaca zbierac.
Solorodke sie przyrzadza tak: wrzuca do nieosolonego wrzatku lub na pare. Na minute lub dwie. Po odcedzeniu dodaje sie masla i soku z cytryny. Nie do pobicia i very good for you.
O warzywach też myślę w wolnych chwilach. Właśnie posadziłem szczypiorek 🙂
Ida ma najwyrazniej syndrom Jankiela, tego z Pana Tadeusza. 😆 Jest dobrym Zydem bo jest chrzescijanka, jak Jankiel, ktory Polske jako Polak kochal.
Samphire, Bobiku, to jest chyba generic na wszystkie słonorośla, salicornia to jeden konkretny gatunek? Do nas jeszcze te mody nie dotarły, tak samo jak flower sprout. Ale wnosząc z ogólnego gradientu, być może w tej dekadzie.
Dobry wieczór 🙂
Babilasie, przy Tobie czuję się jakbym nic nie robiła, a wyłącznie oddychała 😉 Podziwiam z oddali 🙂
Nie poszłam na Idę, sama nie wiem dlaczego, jakoś nie. Zajawki mi się nie podobały. Teraz pójdę, chociaż stanowczo za dużo przeczytałam i obawiam się zakłóceń w odbiorze.
Nie mogę się oderwać od nowego Brysona. Pan mąż dostał pod choinkę i połknął. Potem córasek, Młody i teraz, wreszcie, ja 🙂
Bryson bardzo ladnie pisze. Ostatnia ksiaka jaka przeczytalam, to ze dwa lata temu gruby tom o naszych domach. Tez jednym tchem.
A co Ty czytasz, Haneczko?
Do Irka w sprawie Ksiąg Jakubowych.
Na naszej (Rady) stronie na FB wpisał się pewien mądry człowiek
Głośna książka Olgi Tokarczuk wzmogła ostatnio zainteresowanie frankizmem. Ważne dzieło Jakuba Franka pt. Księga Słów Pańskich zostało wcześniej opublikowane z tzw. aparatem naukowym przez dr. hab. Jana Doktóra z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Książka jest dostępna na rynku, warto sięgać do źródeł: http://semper.istore.pl/pl,product,380808,ksiega,slow,panskich,jakub,frank.html
A pod spodem taka rozmowa
Włodzimierz Zuzga
– Podobno matka Mickiewicza pochodziła ze społeczności frankistów.
Joanna Szczepankiewicz-Battek
– Nie „podobno” a „na pewno”. Jednym z dowodów jest to, że jej rodzice przyjęli nazwisko „Majewscy” a regułą było to, że przy chrzcie frankiści przyjmowali nazwiska pochodzące od miesięcy (np.Majewski, Wrzesiński).
Przemysław Jańczak
– „spolonizowany białoruski Żyd, piszący Litwo, ojczyzno moja” to właśnie o Mickiewiczu.
🙂
Helenko @20:11 😆
Ale Jankiel nie był chrześcijaninem 😉
Ja wiem, ze nie byl chrzescijaninem. Sa dwa kryteria bycia Dobrym (zywym) Zydem. Albo sie jest dobrym chrzescijaninem, albo sie jet dobrym Polakiem. Jak Jankiel.
Podejrzewam, że flower sprout nie musi być jakiś szczególnie upiorny w uprawie, a jest smaczny i efektowny. Babilasie, możesz zostać pionierem flowersproutyzmu na krajowym gruncie. 🙂
Heleno, czytam to samo co Ty dwa lata temu 😆
Więc ja się przyznam, że „Księgi Jakubowe” (e-pub) też mnie wciągnęły i połknęły w całości i gdyby nie to, że trzeba też czasem od komputera odejść, to zapewne przeczytałbym jednym ciągiem. Ja mam w ogóle słabość do takich wielowątkowych epickich narracji w stylu XIX wiecznym.
Za to nowy Dehnel okrutnym rozczarowaniem.
Mt7, XVIII – wieczny obraz stosunków polsko – żydowskich, 250 lat i niewiele się zmieniło
i to ciągłe szukanie korzeni 😯
Aaa, Haneczko, to rozkoszna ksiazka
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/175814/w-domu-krotka-historia-rzeczy-codziennego-uzytku
Coś mi się przypomniało, w luźnym związku z informacją Heleny, że w ZL o Barańczaku będą cytaty z blogu. Kiedy wrzuci się do gugla słowo „Mordechaj”, pojawia się taki link:
http://pl.cyclopaedia.net/wiki/Mordechaj
a w nim… no właśnie, popatrzcie na nieco dalszych pozycjach. 😆
O kurczę…
No więc, Bobiku (21:29), za Twoim poduszczeniem zostanę jednak pionierem flowersproutyzmu w Wielkopolsce! Zamówiłem w Thompson & Morgan nasiona, rzecz u nich zwie się Brassica „Petit Posy Mix”. Oni, znaczy ci Anglicy, uważają, że jest to zimotrwałe (harvest period November to March), ja bym zachował pewien sceptycyzm, ale skoro jadłeś dziś na kolację, to coś na rzeczy musi być.
O, kurcze, indeed.
Dotąd chyba jeszcze nikogo jarzynowo nie poduszcznąłem, więc i dla mnie będzie to pionierska działalność. 😆
Chciałem napisać (w pierwszym odruchu) „za Twoim podjudzeniem”, ale się ugryzłem w klawiaturę…
Irku, oni nie szukali korzeni, to ludzie zajmujący się tą tematyką, rozmawali z prof. Joanną Szczepankiewicz-Battek, świetną osobą.
Lubię kapuściane, w każdej postaci. Chętnie kupię to małe kolorowe, niech tylko się pojawi 🙂
Polski Bryson ma literówki i trochę mam problem, bo może cyfrówki też. Na przykład funt mi się nie zgadza. W przeliczeniu na współczesny wychodzi 1:800, a gdzie indziej 1:80. I czy to możliwe, żeby służącej płacono 5 funtów rocznie?
Najśmieszniejsze w przytaczanych krytykach jest to, że w filmie jedynie dwa razy i to w sposób bardzo oszczędny wspomniana jest praca Wandy. Raz Wanda pokazana jest w todze sędziowskiej na sali rozpraw. Druga scena to stwierdzenie Wandy, że to ona jest „czerwoną Wandą” i że wydała kilka wyroków śmierci. Tyle brutalnych przedstawień Wandy. Tymczasem nieprzychylni krytycy eksploatują ten wątek do nieprzytomności. Toż to czysta demagogia i aberracja. Czy naprawdę nie było żydowskich pracownic UB? Czy żydowskie dzieci nie były ratowane przez katolickie klasztory? Chyba nikt przytomny na umyśle temu nie zaprzeczy. Dlaczego wobec tego artysta nie ma prawa zrobić o tym filmu?
Jeżeli reżyser robi film na temat ciotki, która się uwikłała w ubecję i jej siostrzenicę uratowaną przez katolickie zakonnice, to jest to film pełen antysemickich stereotypów.
Kiedy pani Datner pisze: przedstawienie bohaterek według prostej zasady – co Polacy chcieliby myśleć o Żydówce, budującej powojenny socjalizm: k*rwa, alkoholiczka, bije się jej brawo.
Pani Datner nie ma wątpliwości co do tego, jak ja chcę myśleć o Żydach. Pani Datner wie przecież, że ja, Polka, jestem skażona genetycznym antysemityzmem. Jakże by mogło być inaczej. Pani Datner, rzecz jasna, nie cierpi na żadne antypolskie fobie. Jest rzetelną socjolożką.
Blogowym Koleżankom nie przychodzi do głowy to, że podpisują się pod antypolskimi stereotypami. Antypolskie stereotypy są OK.
Haneczko, znalazłem ciekawą stronę, na której można przeliczyć obecną wartość dawnych funtów.
A na flower sprouts zapraszam do Poznania, ale tak mniej więcej na jesień 2015. Wcześniej to na jakieś inne coś.
Link do tej ciekawej strony – tutaj.
Jagodo, przecież nikt Cię nie atakuje.
Ludzie mają prawo do własnych pogladów.
Jagodo, można wprawdzie mieć indywidualne, osobiste stereotypy, ale nie o nich była tu mowa, tylko o stereotypach funkcjonujących w przestrzeni zbiorowej, społecznej. I kiedy mowa o takich stereotypach, nie ma żadnego znaczenia, co akurat Ty sobie osobiście myślisz, albo co ja myślę. Odwołujemy się do pojęcia automatycznego, uproszczonego kategoryzowania osób czy grup, które można (poprzez obserwację) wykryć w świadomej bądź nieświadomej ekspresji ludzi/grup posługujących się stereotypem.
Helena Datner pisze o tym, jakie zna (jako socjolog) zbiorowe stereotypy antysemickie i w jaki sposób ujawniają się one w filmie. Jaką dróżką można stąd przejść do antypolskości, jest dla mnie doprawdy wielką tajemnicą. 😯
Tak, to jest mozliwe, Haneczko. Piec funtow rocznie placono kobiecie zatrudnuinej w XIX wieku u panstwa. Bywaly tez nieco wyzsze dochody, w zaleznosci od pozycji w domu. Przelicznik byl zupelnie inny i tamten funt nie przypominal dzisiejszego.
Bardzo dziękuję, Babilasie 🙂
Heleno, wiem. Dawna złotówka też nijak się ma do dzisiejszej.
W moim pokoleniu tematyka stosunków polsko-żydowskich właściwie nie istnieje. Jeśli się pojawiała, to raczej w latach dziewięćdziesiątych, w okresie rozwiązywania własnych problemów tożsamościowych, w kontekście odkrywania żydowskich korzeni, od których pokolenie rodziców lub dziadków, pod presją lub z wyboru, się odcięło.
Dla mnie „Ida” nie jest filmem dwóch Żydówkach, tylko dwóch Polkach żydowskiego pochodzenia, które – jak wielu ludzi mieszkających w Polsce w tamtych latach – wybrały ucieczkę od tej tożsamości, której same dla siebie nie wybrały. Tacy przecież też byli, choć pewnie rodzina Dory nie miała okazji ich poznać. Może nawet stanowili większość? Nie walczyli z systemem, nie próbowali zachować swojej żydowskiej tożsamości, nie emigrowali. Wtopili się w społeczne tło. To jest film o prywatności uwikłanej w wielką historię. Gdzie tu fałsz? Czy ludzie, którym przyszło żyć w trudnych czasach nie mają prywatności? Czy ucieczka od tragicznej historii swoich przodków jest czymś mało wiarygodnym psychologicznie?
Jagodo, juz nie chce mi sie wdawac w polemike z Toba, zwlaszcza, ze nie bardzo chwytam Twoja terminologie. Po raz ktorys z rzedu odwolujesz sie do 'genetycznego antysemityzmu ’. Gdzie, skad, u kogo slyszlas o 'genetycznym antysemityzmie’? Bo mnie sie jak dotad nie zdarzylo.
Antysemotyzm zawsze jest kulturowy. Nikt sie antysemita nie rodzi i nie dziedziczy genow antusemtyzmu, bo takie nie istnieja. Mozna natomiast zostac antysemita, nawet o tym nie wiedzac w bardzo mlodym wieku, w domu rodzinnym, w przedszkolu.
Mnie sie to zdarzylo, kiedy w wieku lat czterech wrocilm wlasnie z przedszkola i oznajmilam rodzicom, ze nienawidze kolezanki Tomki, bo ona jest zydowa. I dlatego ciagnie mnie za wlosy i odbiera zabawki. Zostalam szybko poinformowana, ze ja tez jestem Zydowka, choc nikogo za wlosy nie ciagne.
Musialam to przeciez gdzies uslyszec – albo od innych dzieci, albo od pani przedszkolanki – Zyduwy sa wstretne i ciagna za wlosy.
Mysle, ze Twoja obsesja z 'genetycznym΅ antysemityzmem musi pochodzic z jakiejs niemadrej rozmowy, ktora prowadzilas z kims ze swojego otoczenia. Ktos musial Cie przekonac, ze Zydzi zarzucaja POlakom 'genetyczny antysemityzm’. I uwierzylas w te brednie. Bo skad by wyksztalcona osoba zaczerpnela to niemadre okreslenie?
Ja bym chciała wiedzieć, co to są te antypolskie stereotypy. Kiedy mówi się o antysemityzmie w Polsce, to to jest antypolski stereotyp?
Jaką dróżką można stąd przejść do antypolskości, jest dla mnie doprawdy wielką tajemnicą.
Dokładnie taką samą, jak od filmu o dramacie dwóch kobiet do stereotypów antysemickich. Dla mnie wielką tajemnicą pozostanie to, jak można nie widzieć nieprawdopodobnej agresji pani Datner. Swoje doświadczenie i wiedzę zawodową pominę. Najwyraźniej nie znaczy nic w porównaniu z wiedzą pani Datner, która wie, jak Polacy chcą widzieć Żydów. Być może pora żeby zająć się tym jak Żydzi chcą widzieć Polaków. Jako genetycznych antysemitów. Nie mam w tej sprawi nic więcej do dodania. Amen.
Vesper, każde przyzwoite dzieło sztuki 😉 ma kilka warstw, które można rozpatrywać osobno, razem, we wzajemnych powiązaniach, etc. Istnienie jednej warstwy wcale istnienia innych nie wyklucza.
Tyle że w przypadku „Idy”, czy innego filmu o tematyce (w uproszczeniu) żydowsko-polskiej, ja nie wierzę w możliwość rozpatrywania warstwy osobistej, tożsamościowej w zupełnym oderwaniu od warstwy historycznej, recepcyjnej i od społecznego dyskursu. W moim odczuciu takie wyizolowanie musi prowadzić do zafałszowań. Bo po prostu ta tematyka nie buja swobodnie w pięknoduchowskiej, artystowskiej próżni. Tu się nie da przeprowadzić eleganckiego, czystego cięcia.