Morfinowe sny
Bobik nie lubił morfinowych snów, do których został zmuszony w szpitalu. Były inne od snów zwyczajnych, nienapędzanych niczym poza czystą psią fizjologią. Nie to, żeby te morfinowe nie miały prezencji. Owszem, potrafiły się wystroić, ufryzować i w ogóle odpicować, że mucha nie siada. Umiały też świetnie dostosowywać się do potrzeb chwili. Bywały kolorowe i rozedrgane jak karnawał w Rio, rzeczowe niby program popularnonaukowy BBC, lub smętno-refleksyjne, ciągnące się na podobieństwo Festiwalu Poezji Ziewanej. Grzebały w zakamarkach szczenięctwa, wybiegały w przyszłość, albo formowały teraźniejszość w sposób nader pokrętny, ale w obrębie snu nieunikniony, a nawet jedyny możliwy. Co tu dużo gadać, w swoim fachu były wręcz lepsze od niefarmakologicznych szaraków.
I właśnie ta ich profesjonalna doskonałość była dla Bobika problemem. Morfinowy sen tylko z trudem dawał się odróżnić od rzeczywistości. Coś, co w nim wybuchało, wybuchało naprawdę. Coś, co raniło, pozostawiało blizny. Jawa nie płoszyła potworów, które w najlepsze dalej urzędowały pod łóżkiem, ale i sen niekoniecznie powodował definitywne rozstanie się z jawą oraz przynależącymi do niej okropieństwami. Rozdzielne porządki nie chciały się rozdzielać, nie bacząc na wysiłki śniącego i budzącego się.
Im bardziej Bobik sam tym wszystkim był zmęczony, tym bardziej współczuł ludziom, z których – jak mu się ostatnio zaczęło wydawać – co najmniej jedna trzecia, a może i połowa cały czas śniła morfinowo, nie odróżniając realiów od wytworów umysłu. Fakt, na własne życzenie i z niewątpliwym upodobaniem, ale dobre serce Bobika nawet w takich przypadkach potrafiło się zdobyć na miłosierne odruchy.
„Nie swędźcie, abyście nie byli swędzeni“ powtarzał sobie szczeniak przed zażyciem kolejnej tabletki, której zawsze, na upartego, mógł nie zażyć. W przeciwieństwie do jednej trzeciej, a może i połowy ludzkości, która w swych morfinowych snach zdawała się być uwięziona nieodwołalnie, chociaż całkiem beztabletkowo.
Morfinowe sny Bobiku, podobno sie snia jak przez wspolczesne filtry na kamerach operatorow filmowych. Kolory sa wyrazniejsze, piekniejsze, przejrzystsze (jak powietrze w Islandii podobno). Dobrze, ze mozesz sobie teraz posnic bezmorfinowo!
Morfinowe sny zdarzaja sie takze bez morfiny. Czasami pod wplywem tramadanu, zapisywanego przez lekarzow po wiekszych operacjach, a czasami zupelnie bez powodu, co sie przytrafilo Starej pare nocy temu.
Kiedys przysnila sie jej Krolowa Wiktoria. Lezala sobie w pelnych regaliach na murku przy cmentarzu, ktoredy wlasnie przechodzila Stara. Obaczywszy oblicze dawno zmarlej monarchini, zatrzymala sie, dygnela bardzo nisko (t.zw. reverence) i odezwala sie: Howd’you do, Your Majesty.
Krolowa podniosla glowe znad murku i odezwala sie basem, za to czysto po polsku: Odp..ol sie!
Co Stara na tyle zaskoczylo, ze sie wyrwala z halucynacji i zaczela sie dusic ze smiechu.
Mysmy w liceum i na studiach na zajeciach zabawiali sie pisaniem liscikow na karteluszkach. Jeszcze niektore mam. Moja przyjaciolka zabawiala sie rysowaniem moich portretow (tez jeszcze mam): krolik-kolatka, krolik-salatka, krolik- palatka itd.
Festiwal Poezji Ziewanej 😆 Obserwacje dotyczace morfinowego snu bardzo ciekawe.
Kocie, sen cudo! 😆
Tez jakos, jak Zwyczajna i Tadeusz, mam raczej ograniczone zaufanie do narzekania na „dzisiejsza mlodziez”. OK, byc moze dzisiejsza mlodziez nie zna tak dobrze Norwida, albo nawet, o zgrozo, nie miala cierpliwosci aby dokonczyc Popioly, ale w sumie ma chyba szersze horyzonty niz mlodziez mojego pokolenia. Obecnie sledze dzialalnosc Jasia Spiewaka, syna przyjaciol, ktorego znam od malenskosci. Gdzie by mi do lba przyszlo przed laty, ze zostanie radnym Warszawy na czele zalozonej przez siebie miejskiej partii. Bardzo jestem z Janka dumny i z jego starszej siostry, Ruty.
Mnie morfinowe sny śnią się i bez morfiny. Od dzieciństwa mam tę właściwość. Są barokowe i niezwykle sugestywne. Bardzo wyraźne, pełne szczegółów. Śnią się seriami, co noc przez kilka tygodni, a potem odpływają, by przypłynąć znów po miesiącu czy dwóch. Niektóre pamiętam nawet po latach. Dziwne są. Ale i piękne, chociaż czasem straszne.
Vesper, a nie dałoby się tego jakoś nagrywać albo przynajmniej spisywać?
To bardzo ciekawe, vesper, ze mozesz opisac swoje sny. Sny sa warte zbadania. Ja swoich nie pamietam, zeby je opisac. Czasem jak mnie cos zbudzi w nocy to pamietam przez chwile co mi sie snilo (zwykle cos nieprzyjemnego, niestety!), ale potem zaraz zapominam.
Koleżanka kiedyś próbowała spisywać moje sny, ale się poddała. Trudno się odpowiada sen. Wtedy dopiero można doświadczyć, jak ubogim i niedoskonałym narzędziem jest język. Próbujemy nadać historii jakiś sens, a ona składa się z obrazów i emocji.
Tez miewam barokowe sny, choc coraz rzadziej. Najsmieszniej bylo gdy 3 noce pod rzad snil mi sie sen w odcinkach. O duchach czy czyms podobnym w bialych togach w ruinach Aten 😯 🙂
Lisku, a propos ciągów dalszych. Przyśniło mi się kiedyś coś tak ciekawego, że byłam wściekła, kiedy rano zadzwonił telefon i przerwał seans. Postanowiłam jeszcze pospać i dośnić ciąg dalszy. I dośniłam! 😆
Moje morfinowe sny sa niemal zawsze w historycznych kostiumach. Czestym motywem jest nocna rzeka i ja w lodce z jakimis innymi ludzmi. Ludzie wylawiaja z wody topielcow dlugomi harpunami. Byla chyba jakas taka scena u Dickensa.
Najczescej sa to sny ciemne, mroczne, pelne grozy.
W kociectwie przesldowaly mnie sny o ukrywaniu sie w jakichs piwnicach lub szambach. Musialem cos podsluchac. Balem sie zasypiac.
Vesper, zazdroszcze! 🙂 Tez kiedys chcialam tak dosnic ale mi sie nie udalo (tz wyszlo dorabianie w pol-jawie)… 🙂
Byłem w lesie, obchodząc się nawet przez godzinę bez dodatkowego ogona, którego się dorobiłem w szpitalu. 🙂 Mnóstwo przebiśniegów, już całkiem rozkwitłych. Krokusy też są, ale raczej w ogródkach. Żonkile jeszcze się certolą. Ale tak ogólnie czuje się, że idzie w stronę wiosny. 🙂
Moje najwcześniejsze senne koszmary były związane z lokomotywą, jeszcze parową. Goniła mnie, w ogóle nie trzymając się szyn, dopadała i ucinała mi łapy. 👿 Albo ktoś mnie spychał z peronu prosto pod takiego buchającego potwora. Chyba nie byłem we wczesnym szczenięctwie nadmiernym wielbicielem kolejnictwa. 🙄
Tez mysle ze w snach bardzo wazne sa emocje. Tz opisywanie fabuly daje wynik zupelnie enigmatyczny, ale gdy do kazdego elementu czy obrazu dodaje sie opis co sie czulo w stosunku do niego, bardzo wiele sie wyjasnia. Mialam okres gdy conocny sen byl jak pojscie do kina, po przebudzeniu pamietalam dokladnie i zdumiala mnie roznica miedzy fabula obrazowa a obrazowo-uczuciowa.
Przyśniło mi kiedyś, że obserwował mnie jakiś człowiek, bardzo niepozorny, w szarym płaszczyku, kaszkiecie i okularach w tanich, brzydkich oprawkach. Był wszędzie tam, gdzie się pojawiałam. Gdy szłam na pocztę, on już tam stał, czekając w kolejce do okienka. Mijałam go na ulicy, spotykałam w sklepie. Raz, gdy wróciłam sama do pustego mieszkania, zastałam go siedzącego przy stole w mojej kuchni. Pił herbatę i czekał na mnie. Usiadłam przy stole, nalałam sobie herbatę do filiżanki i tak siedzieliśmy w ciszy. Potem podał mi miniaturowy portret jakiegoś mężczyzny i powiedział „Idź i sprawdź, czy on tam jest”. Miałam iść do piekła i wrócić. Poszłam więc. Do piekła podróżowałam przez czas. Cofałam się w przeszłość. Miała pojawić się w określonych miejscach, z stamtąd ktoś mnie zawsze zabierał dalej albo podpowiadał, gdzie mam się kierować. W starej, cuchnącej oborze, do której przywiózł mnie bardzo stary , porośnięty pleśnią człowiek, spotkałam diabła. Wyglądał bardzo zwyczajnie, ale czułam, że jest zły, tylko z jakiegoś powodu mnie krzywda od niego nie spotka. Kazał mi iść po ścianie obory. Podeszłam więc do skleconej z desek ściany szopy, uniosłam nogę, a tam, gdzie postawiłam stopę, pojawił się stopień. Ściana nie była już z desek, tylko murowana, bogato zdobiona w orientalne wzory. Uniosłam drugą nogę, a pojawił się kolejny stopień. I tak szłam w górę. Aż doszłam do miejsca, gdzie w ścianie pojawiły się drzwi. Znalazłam się w kuźni. Potem były kolejne obrazy – jakiś las, przeprawa łodzią przez jezioro i coś jeszcze, ale nie pamiętam szczegółów. Dotarłam do piekła. Człowiek z portretu tam był. Siedział przy stoliku i grał sam ze sobą w szachy. Spojrzał na mnie i powiedział „Powiedz mu, że jestem tu tylko ja”. Wróciłam więc do siebie i zaczęłam szukać człowieczka w kaszkiecie, ale nie znalazłam. Nigdy nie wrócił.
Cudo. Czy pamietasz co czulas w roznych etapach snu?
Nie bałam się. Byłam zupełnie baśniowa. Wędrowałam przez czas, przechodziłam przez ściany, latałam i było to zupełnie oczywiste, jak to we śnie. Jedynym silnym uczuciem była rozpacz, że nigdy nie znajdę człowieka w kaszkiecie i mu nie powiem, co zobaczyłam. Obudziłam się z tym właśnie uczuciem, rozpaczy z powodu niemożności wypełnienia zadania.
Dla dokumentalnej ścisłości 😉 – przetestowałem w tym szpitalu kilka różnych tabletek tudzież kropelek morfinowych i nie wszystkie działały tak samo. Zwłaszcza po jednych kroplach miałem ten upiorny efekt, że przez dłuższy czas w ogóle nie potrafiłem się ze snu wyplątać i ustalić, co się zdarzyło w nim, a co naprawdę. I to nawet w przypadkach pozornie oczywistej oczywistości, np. kiedy śniło mi się zwierzę w rodzaju dinozaura, z dezynwolturą nawijające po włosku. Obudziłem się, dobrze wiedziałem, że już nie śpię, że jestem w szpitalu, że jest godzina taka a taka, ale zamiast podać w wątpliwość istnienie nibydinozaura, zacząłem się całkiem poważnie zastanawiać, dlaczego uważa się, że takich zwierząt nie ma. Muszą być, bo przecież to, które niedawno widziałem, było całkowicie realne. 😯
Dużo (no, powiedzmy godzinę) później już potrafiłem ten senny porządek od realnego oddzielić i wtedy właśnie pomyślałem sobie o kimś takim jak Macierewicz, który być może do tego etapu rozdzielenia nie dochodzi, tylko zatrzymuje się na realności tego, co mu się roi. Jeżeli to jest coś w rodzaju morfinowego snu, to ja się nie dziwię, że on w to wierzy. 🙄
Bobiku, to jest bardzo prawdopodobna teoria 😆
…Nawet w tak dalekim, egzotycznym kraju jak Brazylia… Cooo? Bobik, Ty sam jesteś egzotyczny pies.
O snach niewiele dodam, może tylko o tym jak prowadziłem wóz w Anglii po M6 i raptem obudziłem się zaniepokojony: co za bzdury, kierownica po lewej stronie? Przecież jechałem w Anglii!. Zasnąłem z powrotem i dośniłem resztę jazdy prowadząc już po właściwej stronie.
Ja jestem egzotyczny? Trzeba było zobaczyć tego italiańskiego dinozaura. On to dopiero był pełny egzotyk. 😈
Bobiku
Całe życie, aż do teraz byłem przekonany, że śniący pies miał na imię Ferdynand.
Zwyczajna jeszcze pod starym wpisem zapytała o bodźce dla wzrokowców i ja, jako też wzrokowiec, zacząłem się nad tym zastanawiać na własny użytek. Chyba to nie muszą być nadmierne cuda, tylko po prostu coś, co chociaż chwilami przerwie czysto słuchowy tok wykładu, jak np. zapisanie czegoś na tablicy, albo poproszenie, żeby słuchacze sobie zanotowali. Jakiś wykres czy fotka też nie od rzeczy, byle nie za często zmieniać, bo się robi kociokwik.
Teraz się uważa, że nie ma życia bez prezentacji powerpointowych, ale ja nie jestem do nich przekonany. Za dużo i za szybko, wskutek czego po 2 godzinach w głowie nie zostaje prawie nic, a po 2 tygodniach nic do kwadratu. PP jest wygodny i efektowny, ale jego długotrwała skuteczność jest dla mnie nader wątpliwa.
Vesper, przepiekny sen… Za takie sny kiedys by Cie plawili 😆
Kiedyś Vesper chyba nie byłaby na tyle naiwna, żeby takie sny opowiadać. 😆
Ferdynand? Znałem gościa. Też był z Krakowa. 😉 Owszem, śnił, ale w sumie ciągle o tym samym – że jest człowiekiem. To jednak sen Kota o królowej Wiktorii znacznie ciekawszy. 😆
Edukacja: źle mówiłem (i mogę nadal mówić jeśli będą słuchacze) o przygotowaniu studentów, ale nie o studentach. Żyją w świecie intensywnych przemian materialnych, mentalnych i moralnych, wzorce zachowań zmieniają się w sposób niezrozumiały także dla specjalistów od badania społeczeństw, więc młodzi są najbardziej pokrzywdzonymi ofiarami w tym ogólnym zagubieniu. Celebryci głoszą w tv jak robić grzanki, chronić się przed zmarszczkami i rakiem oraz najsprawniej załatwić sobie partnera/partnerkę, politycy z muszkami na szyi i w nosie głoszą z powagą makabryczne banialuki, biskupi chronią proboszczy pedofili i winią gender i masonów, rządy kłamią, że nie trzymano u nas prywatnych więźniów CIA — a od osiemnastolatków możemy wymagać poważnego traktowania życia publicznego?
A co do samej edukacji, ikoną jej jest dla mnie publiczny wykład na Stanford University z 2005 (a tuition nie schodzi tam chyba poniżej $30K rocznie), w którym Steve Jobs wyjaśnia tłumowi wychowanków, że nie ma przyzwoitego uniwersyteckiego wykształcenia, ale na swoich próbach zdobycia go nauczył się nieco kaligrafii i miał wielkie sukcesy w życiu.
A propos, widzialam dzis psa ktory wygladal jak diabel. Cane corso, czarny, z zaczerwienionymi oczyma i mala biala gwiazdka na piersi. Doslownie brakowalo mu tylko czerwonych widel. Piekny byl.
Mniej wiecej taki
http://piratesdencanecorso.com/yahoo_site_admin/assets/images/Black_Betty_May_27_2013_12mos.188185528_std.JPG
Lisku, może to był ten: 😀
http://www.bewerberblog.de/wp-content/uploads/2014/10/Teufel3-004.jpg
Do as I say, not as I do, jest podstawa wychowania.
Andsolu, czasami ludzie wielkiego sukcesu maja przekonanie, ze osiagneli go jak by wbrew i na przekor calemu swiatu, ale ja nie jestem o tym przkonana do konca. Rzeczywiscie jednak formalna edukacja jest bardzo powolna. Za powolna. Ludzie robia doktoraty praktycznie dobijajac 40-tki! Ale system akademicki jest bardzo powolny. Nikomu sie tam nie spieszy! Takie bylo moje wrazenie z wizyt na uniwersytetach.
Rzeczywsiscie ten Cane Corso ma taki niewesoly wyglad. Przypomina mi Edwarda Ochaba, nie wiem czemu. Biedna psina.
Co do bodźców wzrokowych, słyszałem kiedyś o wykładowcy (niestety z drugiej ręki) który podczas wykładu używał rzutnika wyłącznie do wyświetlania slajdów z Kaczorem Donaldem (lub Myszkiem Mickey).
Np. gdy dochodził do stwierdzenia, że trzeba odwrócić punkt widzenia, Donald na ekranie stawał na głowie; gdy mówił o zaskakującym wniosku serwował znany wytrzeszcz oczu kaczora itp.
Kroliku 😆 😆
Bardzo ladne
Cani corso sa bardzo fajne, maja tylko taki przerazajacy wyglad. A z tak obcietymi uszami i ogonem jaka mozna miec mine 👿 Jak dobrze ze juz tego zakazano.
Bobiku
Bo ty masz łatwiej. Wokół Ciebie Króliki, Liski, Koty, dzika świnia afrykańska czasem się przyplącze. A Ferdynand był skazany na jedno jedyne towarzystwo. Biedak myślał, że świat składa się z niego i dwunożnych.
Lisku
Bardzo Cię poproszę. Psom onegdaj nie obcinało się uszu i ogonów. To było kopiowanie. Bo ci, którzy ustalali eksterier (znaczy kynolodzy) zawsze byli ludźmi z natury delikatnymi i w głowie im się nie mieściło, żeby używać tak okropnie brzmiących określeń na te zabiegi. I rzeczywiście dobrze się stało, że zakazano tego barbarzyństwa. Ku wielkiemu niezadowoleniu części koleżeństwa, czerpiącego z tego tytułu niezasłużone zyski.
Jestem tez przeciwko obcinaniu.
Ale pamietam wizyte u znajomych, ktorzy mieli w domu doga, z nieobcietym ogonem. Wszystkie sciany w tym domu byly porysowane jego krwia, kiedy rozwalal sobie koniszek ogona, z bardzo cienka skorka, merdajac.
Kiedy go widzialem, mial ten ogonek zabandazowany, tylko ze bandazowanie powodowalo jakies kolejne klopoty skorno-zakazeniowe.
Nie wiem po jakiego grzyba wyhodowano takie psy jak dogi. One zyja bardzo krotko, srednia szesc lat. Pisala o tym pani Woodhouse, niezyjaca juz autorka licznych ksiazek o psach, ktora tez zawsze miala dogi w domu. Zapamietalismy z E,, ze nie odstawaly jej o krok i pilnowaly przed drzwiami gdy poszla zrobic siusiu.
Gdyby ktoś chciał się weekendowo dozimowić, to od tego miejsca
Paradoksie,
wyimaginuj sobie, że mi dziś trzy cietrzewie przeleciały nad głową i zniknęły w lesie, a wczoraj tłusta kozica przeszła wolnym krokiem po ściance skalnej kilka metrów ode mnie i dała susa w żleb nie dając szansy na wyciągnięcie aparatu.
Moich snów pamiętam sporo, niektóre bardzo kolorowe i fabularne z chodzeniem po trzęsawisku, pływaniem w ciepłym błękitnym jeziorze z dzieciństwa (realne miało dno pełne długich roślin owijających się wokół nóg i obfitowało w pijawki) rozmowami po chińsku (sic!) otrzymywaniem listów, których nigdy nie udaje się przeczytać, no i klasyk – poszukiwanie toalety, która by miała drzwi oraz sedes, a nie kosz na bieliznę, beczułkę z ginem czy taboret bez dziurki 🙄
Kiedy mam stopy nieprzykryte kołdrą, regularnie śni mi się Arktyka i Spitsbergen.
Na nartach (-4°C, wiatr ze wschodu) przez 2 godziny spotkaliśmy jedną osobę, za to trzy razy 😉 Świat był dziś czarno-biały i szarawy, ale powietrze przeczyste, i ten górski spokój…
A mnie sie sni czesto brawurowa jazda samochodem choc nie mam prawa jazdy.
I Lublin, z ktorego nie moge lub nie chce wyjechac.
I zamkniety mikrofon, choc gadam juz od pol godziny.
Albo koniecznosc wypelnienia godziny czasu antenowego, choc nie mam zadnych materialo bo zapomnialem przyniesc do studia.
Albo wystepowania na scenie, choc nie mam pojecia jaka jest grana sztuki. W dodatku musze mowic w idisz. Albo tanczyc czegos, czego nie znam.
Albo powrot do Lublina gdzie nikt mnie nie zna i nie pamieta.
To sa watki leguralne.
Ja, niestety, miałem dziś jedynie okazję posłuchać i pogapić się na dwie sójki, które urządziły sobie pokazową pyskówkę (chyba dziobówkę)pod moimi oknami. Nic im moja obecność w odległości kilkunastu metrów nie wadziła. Ani kota, która o mało ze skóry nie wyskoczyła, taka była podekscytowana.
Kozic nie uświadczyłem, co trochę dziwne w mojej okolicy, za to w firmie czasem miewaliśmy kozy. A raz przez dwa lata w klinice przemieszkiwał cap. W wąwozie jedynie czasem mignie mi rudzielec. Niespecjalnie płochliwy.
Bobiku, Kocie, markocie – pamiętacie? 🙂
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/07/29/sen-o-miescie/
Ciekawostka – markot (wówczas passpartout) pisała, że w snach o toalecie rzecz polega właśnie na tym, że nie można jej znaleźć odpowiedniej – i to jest dobrze, a jeśli ją się znajdzie i skorzysta, to jest fatalnie… Właśnie niedawno przyśnił mi się znów ten sen z happy endem i nic złego się nie stało 😉
Zupelnie nie pamietalem… 😳
E, Kocie, nie ma co się przejmować – to było prawie siedem lat temu…
Ja też nie pamiętałem, ale nie cierpię z tego powodu – tym ciekawiej było sobie przypomnieć. 🙂
Widzę zresztą, że nie jestem wrażliwy na sugestię. Ani matura nie zazęła mi się śnić pod wpływem ówczesnych pogawędek, ani toalety. 😈
Kocie, Doro. To wprawdzie tylko namiastka, nie żywy Lublin. I z Stare Miasto z pewnością już nie jest domeną łobuzów, jak to określiłaś we wpisie sprzed 8 lat. Zresztą już wtedy nie było wcale najgorzej. Zachęcam do wizyty osobistej. A tymczasem, szczególnie dla Kota:
http://teatrnn.pl/node/77
Dużo się dzieje.
Albo bardziej ogólnie, skąd już można samemu szukać:
http://teatrnn.pl/
Za
http://teatrnn.pl/node/77
Chciałbym wrzucić jeszcze jeden link, tylko mam obawy, że część zdjęć tam umieszczonych mogłaby się okazać zbyt przygnębiająca, albo nawet bolesna. Wszystkie ze starego Lublina. Poza tym trochę zdjęć zostało umieszczonych na imageshack i nie można ich otworzyć. Niemniej jest spora dokumentacja widoczna, tyle, że trzeba sporo czasu i cierpliwości, żeby przewijać kilkaset kolejnych ekranów. z fotografiami i komentarzami. Więc jeśli wyrazicie życzenie, wstawię link.
Często mam sny, w których bliskim grozi cos strasznego i muszę walić kogoś po łbie, kto jest temu winien, głęboko nad tym rozpaczając!
Różne bodźce przy wykładach: przede wszystkim to wykład powinien być na żywo. A drugie przede wszystkim, trzeba uważnie śledzić reakcję publiki i być na krok przed nią. Zaczynają tracić uwagę, opowiedzieć anegdotkę. Trzecie przede wszystkim, miec emocjonalne nastawienie do tego, co się mówi.
Cały czas wyświetlać punkty tekstu mówionego. Obrazki, filmiki, nagrania. Każdy publiczny wystąpiciel zna wiele sztuczek.
Paradoksie, moja Stara jest w Osrodku Brama Grodzka jedna z opowiadaczek historii. Nagrywali z nia dwa dni.
Pani Kierowniczko,
ten mechanizm ochronny interpretuję w odniesieniu do własnej osoby. Ostatni raz, kiedy znalezienie toalety zakończyło się pełnym sukcesem, sen zakończył się obudzeniem w mokrej piżamie 🙁 To było w wieku ca 6 lat. Od tego czasu nie udało mi się takiej toalety znaleźć, a jeśli, to zawsze kręcą się jacyś ludzie powodujący, że się budzę 🙄 😀
Z opowiadań znajomych wychodzą podobne sytuacje.
A czasem, gdy mi się śni jakiś horror, podświadomość podsuwa mi myśl – nie przejmuj się, to jest sen! I śnię dalej, bez obudzenia 😉
W telewizji Arte dawali dziś „Zapach kobiety”. Dawno już nie oglądany. Ach, ten Al Pacino…
To przecudny film. Obejrzalem go ze cztery razy, zawsze czekajac niecierpliwie na ostatnie sceny, kiedy Al Pacino przemawia w sali wypelnionej studentami: He is not a SNITCH!
I zawsze sie bardzo denerwuje w czasie tych scen z jazda po miescie. Wiem, ze zakonczy sie szczesliwie, ale i tak sie denerwuje.
Ach, to czerwone ferrari… I rozmowa z policjantem z drogówki 😉
No tak. Wyrwałem się przed szereg. Ale chciałem dobrze.
Paradoxie dawaj tę linę ze zdjęciami, kto będzie chciał, to obejrzy.
Ja chcę. 🙂
Lubimy bajki, Dziewczyny, czyż nie 😉
Jutro idziemy na Birdmana. Będę molestowała o Whiplash, Młody stanowczo kazał obejrzeć.
Ja „zapach kobiety” pamiętałam głownie z 1974 roku. Reżyserował Dino Risi, a główną rolę grał Vittorio Gassman.
Ten z Alem Pacino obejrzałam niedawno.
Tu jest ten pierwszy
https://www.youtube.com/watch?v=Xu3H6PRtW1k
Dlaczego „Dziewczyny”? Chlopcy tez lubia bajki, tylko musi byc wiecej seksu i mordobcia.
Paradoksie 22:15, ja bywam w Lublinie raz na rok, na festiwalu Kody. Ostatni raz mieszkałam sobie bardzo miło właśnie na Starym Mieście. Wiem zatem, że nie jest już ono domeną łobuzów. Choć Tomkowi P. z Teatru NN kamienie przez okno wrzucali całkiem niedawno…
Stare Miasto jest teraz fiu-bzdziu.
Dobranoc:
http://www.rubylane.com/item/369401-6223/Royal-Crownford-Staffordshire-England-Chamber-Pot
Znam obie wersje „Zapachu kobiety”. Amerykańska wydała mi się lepsza.
Dzien dobry,
Ja nie snie, naprawde jestem w Polsce. Znowu, majac dawne wspomnienia, jestem szczesliwy, ze nikt mnie na lotnisku nie pyta gdzie bylem i dlaczego tak dlugo, w odroznieniu zreszta od Amerykanow, ktorzy zawsze pytaja o szczegoly. Moze musza, ale mnie to deneruje.
Nie widze PiS-u, Oka i tzw. Ojca na ulicach, wiec jestem szczesliwy, ze moge widziec to, co widze. Obserwuje mlodych ludzi, urodzonych, wychowanych i wyksztalconych w wolnej, co tu duzo mowic, Polsce. Oni nawet nie wiedza jak moze byc zle. Spedzam tez mnostwo czasu z pewnym czternastoletnim gimnazjalista, uczniem klasy informatycznej, slucham jego opowiadan i oczywiscie krew mnie zalewa, jak mawiala pewna slynna kobieta – motorniczy, gdy slysze, ze klasy informatyczne maja tyle samo zajec z informatyki, co z religii. Mozna sie zalamac, ale przeciez nie od razu Krakow zbudowano, little by little jak mawiaja angielskojezyczni.
Dobranoc 🙂
Nie moge sie skupic na Oskarach, bo koncentruje sie na pogodzie, co jest jednym z naszych tu podstawowych tematow do rozmowy. Ma byc -28C. Cieplej jest w Tromso, Rejkiawiku i w Archangielsku, ale w Jakucku jest jeszcze zimniej!
Malaga wydaje sie byc na Ksiezycu! Moj zimowy uniform: walonki, kufajka, onuce, nauszniki stoja na bacznosc, bo rano nie bedzie zadnej debaty co tez na siebie wlozyc. Brytyjska Kolumbia wydaje sie dobrym rozwiazaniem na emeryture. Jest tam cieplej, ale wiecznie pada! Badz tu madry i pisz wiersze!
Dzień dobry 🙂
kawa
Piękne dzieńdobry, Ida zdobyła zasłużonego Oscara 😆 😆 😆
http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114438,17229523,Oscary_2015___Ida__to_najlepszy_film_nieanglojezyczny_.html#MT
Zwyczajna,
nie uważam żeby dzisiejsi studenci, jako ludzie, byli w czymkolwiek gorsi od wczorajszych 😎
Natomiast do studiowania są fatalnie przygotowani. To znaczy, w większości, kompletnie nieprzygotowani. Co w żaden sposób nie przesądza o ich dalszym życiu.
Uczenie ich to orka na ugorze. Ale nie oznacza to braku wzajemnego szacunku i sympatii. Co więcej, oni potrafią doskonale docenić rzetelny wysiłek i talent nauczycieli. Czego dają jednoznaczne dowody. Jak wiesz, jesteśmy przez nich oceniani. W swoich ocenach są, z reguły, sprawiedliwi i rzeczowi.
Być może wyższe uczelnie po prostu przeżyły się w dotychczasowej formie.
Zgadzam się jednak z profesorem Vetulanim, który ten odsetek studiujący uważa za wielki sukces cywilizacyjny. Niezależnie od poziomu studiów. Profesor patrzy na to z perspektywy „gimnastyki dla mózgu”, która zawsze mózg rozwija. 😉
Doro
Wrzucanie kamieni przez okno Tomaszowi P. mogło zdarzyć się w Lublinie gdziekolwiek. Taki mamy tu i ówdzie folklor, niestety, niezależny od miejsca zamieszkania czy pracy. Problemem więc nie była sama lokalizacja. Głośny był też swego czasu przypadek pracownika naukowego jednej z naszych uczelni, który miał hobby szczególne. Lubił przelecieć się ostrym narzędziem po karoseriach samochodów zaparkowanych wzdłuż budynków. Może miał jakiś układ z lakiernikami.
W ubiegłym tygodniu w telewizji lokalnej był długi materiał z Tomaszem P. poświęcony Władysławowi Panasowi.
Dzień dobry.
„arte” wczoraj miało wzięcie! I ja oglądałam „Zapach kobiety”. (Oderwałam się od „Wierszy zebranych” Zbigniewa Herberta, które dostałam od mojej Teściowej z okazji Jej 90. urodzin.)
„Ida” z Oskarem!!!
Skoro studenci nie sa przygotowani do studiowania, to pewnie raczej wina systemu szkolnictwa sredniego?
Dzień dobry 🙂
Bez względu na to, jakie tam sam mam do „Idy” zastrzeżenia, cieszę się z jej sukcesu i naprawdę szczerze gratuluję. 🙂
Szkolnictwo niewyższe to jest osobny temat sam w sobie. Ono jest polem ostrej walki ideolo, bo wiadomo – takie będą Rzeczpospolite, jakie szczeniaków chowanie. Nowy w nocy pisał, że w klasie informatycznej jest tyle samo lekcji informatyki, co religii, ale przecież na tym horror się nie kończy, bo to ideolo przemycane jest wszelkimi szparami. Co z tego, np., że się wprowadzi 2 lekcje informatyki więcej, jeśli w tym czasie i tak cała szkoła karnie pomaszeruje na mszę z okazji?
No więc ja w sensie szkolnictwa zbyt optymistyczny nie jestem, ale Nowemu i tak życzę jak najprzyjemniejszych wrażeń z kraju. 🙂
Bry!
Uczelnie obecnie to w dużej mierze skansen (zwł. kierunki humanistyczne). A wykładowcy wola się obrażać na studentów niż myśleć o tym, jak zmienić sposób uczenia.
Jak to słusznie zresztą powiedziano: „To nie sztuka uczyć dobrych studentów, sztuka uczyć tych przeciętnych”.
To może ja tę „Idę” w końcu jakoś obejrzę?
Dzień dobry!
Tymczasem śnił mi się spływ drewnianą łódką po bardzo zielonej Pilicy do… Paryża 😎 a tam – bieg przez ulice z jakimś niemowlęciem na ręku i niemożność przejścia na drugą stronę z powodu przejazdu koparek z łyżkami uniesionymi w górę i pełnymi kolorowych jabłek. I jakieś dziecko na pomoście nad bagnami, wskazujące wieś po drugiej stronie i mówiące jej nazwę, której nie potrafię powtórzyć, ale na pewno była bretońska 😎 I świadomość, że „mama” jedzie po nas pociągiem, ale dokąd? I jak do niej zadzwonić, gdzie jesteśmy, skoro nigdy nie miała komórki 🙄
Będę dziś okresami nieobecny, więc się nie dziwcie, jak Łotr coś zeżre, a ja nie od razu mu wydrę z paszczy. Po powrotach będę się z dziadem szarpał. 😎
Czym sie Bobiku, jako i ja czymam za Ciebie 🙂
Masz rację Kocie 😎
Masz rację Tadeuszu. Powiem więcej, ci przeciętni a nawet słabi, potrafią fantastycznie docenić to, co się dla nich robi. Pod warunkiem, że robi się to cierpliwie, nie rani się ich uczuć, traktuje z szacunkiem. Satysfakcja: bezcenna 😉
Markocie, jak mi podasz adres mailowy lub napiszesz do mnie, to obejrzysz Idę.
Też się cieszę, ale nie zmienia to mojego stosunku do filmu.
markotnymarkot(małpa)gmail.com
Dziękuję 🙂
Poniedzialek – Gombrowicz.
Wtorek – Gombrowicz.
Sroda – Gombrowicz.
Poor Gombrowicz 😕
Prawda, Bobik.
Gombrowicz jak grochem o sciane.
Moze sobie gembe zedrzec i tak na nic.
Eeech.
A o co chodzi?
Sprobuje wytlumaczyc pozniej, bo teraz jestem troche zajety.
Chyba, ze Bobik zechce to uczynic wczesniej, a ja dobije pozniej.
Chyba o Środę.
Poniedzialek – Gombrowicz etc jest oczywiscie nawiazaniem do poczatku Dziennikow z 1953 r. zaczynajacych sie od slow: POniedzialek – Ja. Wtorek – ja. Sroda- ja. Czwartek – ja.
To jest jakby pierwszy sygnal niezwykle waznego watku , ktory Autor bedzie rozwijal w miare prowadzenia tych dziennikow: indywidulizmu versus plemienne odruchy i kompleksy, ktore niesie za soba polskosc.
Nie mialam w reku Dziennikow od ponad cztredziestu lat, kiedy w 1971 roku zaczelam je czytac w Paryzu.
Byla to bolesna i irytrujaca lektura i zadrzylo mi sie nawet z calej sily cisnac ksiazka w kat. Ale byla to lektura, ktora mnie kompletnie odmienila, kompletnie. Bo on o tych polskich kompleksach, niedojrzalosci w obliczu dojrzalego swiata pisal naprawde okrutnie i uczciwie, wypominajac nam jak odruchowo i bez namyslu przypisujemy sobie, jako zbiorowosci sukcesy indywidualnych Polakow czy geniuszy. Jak wyciagamy z zanadrza Marie Curie, Chopina czy inne nieliczne nazwiska swiatowej renomy, uwazajac ze to „my” , ze – jak powiedziala mi kiedys kolezanka „Zdobylismy Nobla z literatury!”, a kiedy zwrocilam jej uwage, ze ne „my” tylko pani Szymborska, zdenerwowala sie i oskarzyla mnie…. o co? O antypolskosc of course. Gombrowicz tez byl o antypolskosc oskarzany – slyszalam kiedys na jakiejs konferencji amerykanskiego poloniste, ktory z duma oswiadczyl,ze swym studentom nie daje czytac Gombrowicza, bo to wredny pisarz i antypolski.
No wiec wyciagamy te wielkie nazwiska POlakow, bo jest ich tak niewiele – podkreslal z calym okrucienstwem Gombro. I proponowal aby aby z tej „niedojrzalosci”, z tego zakompleksienia uczynic jakas inna wartosc.
Kiedy dzis w nocy zajrzalam na pierwsza strone GW to zrobilo mi sie slabo od ilosci czewonej farby drukarskiej i wykrzyknikow w tytulach (wykrzykniki w tutylach naprawde powinny byc zarezerwowane do takich naglowkow jak „Wojna!” albo „Apollo wyladowal na Ksiezycu!”. )
Ile krajow – mowie o krajach europejskich, nie o Trzecim Swiecie – robi tygodniami wsteczne odliczanie, a potem przezywa Swieto Narodowe dlatego, ze jakis film dostal oskara?
Rozumiem gdy swietem narodowym jest wygranie mistrzostw w pilce noznej, sport ma to do siebie, ze jest impreza „plemienna”, ale gdy staje sie tym nagroda filmowa, to czuje spora niewygode ze swej polskosci. Bo to przerabialismy juz 60 lat temu, dzieki Gombrowiczowi. Gdy czytam jak jakis polski wynalazek, o ktorym nikt naprawde jeszcze nie slyszal, „zdobywa swiat” – nie wystarczy, ze jest dobry czy pomyslowy czy ma perspektywe poazac sie byc bardzo pozytecznym, tylko natychmiast „zdobywa swiat”, to oczywiscie natychmiast mysle o Gombrowiczu i o tym, zesmy sie z niego niczego nie nauczyli.
To tak pokrotce, w pospiechu i niewyspaniu.
Zgadzam się z Tobą i Gombrowiczem, Kocie, ale nie nie rozdzierałabym szat.
Wolę jak się cieszą, niż jak opluwają.
Dziękuję za obszerne wyjaśnienie. Nawiązanie do Dzienników zrozumiałam, nie byłam jedynie pewna, czy chodzi o Idę czy o coś innego. Ten entuzjazm jest rzeczywiście trudny do zniesienia. W kraju Ida została przyjęta dość chłodno. Teraz nagle jest to wielkie kino. Znów cała Polska skacze z Małyszem.
Ale czy Polska skacze, czy media się wygłupiają?
Bobik niczego nie mógł tłumaczyć, bo znowu się musiał włóczyć po okolicy i dopiero w tej chwili wrócił. 😉
Gombrowicz bywał (w określeniach) antypolski notorycznie, przez co ja zacząłem być dumny ze swojej antypolskości, która wydała mi się, nieskromnie przyznam, podobnego gatunku. Od kogo jej się zresztą nauczyłem? 😈
Obok wielu innych rzeczy jestem Gombrowiczowi wdzięczny i za to, że przetarł szlaki, odwalił kawał roboty i ja już tak jak on zawzięty i konsekwentny w tropieniu plemienności być nie muszę. Mogę sobie pozwolić na chwilowe plemienne odruchy, choćby przy okazji piłki kopanej, co pewną przyjemność sprawia, więc czemu nie. 😉 Nie czuję się zobowiązany do dystansowania się od plemienności zawsze; mogę wybrać, kiedy się chcę od niej dystansować. Gdyby nie Gombro z jego niesłychanie przenikliwym (i złośliwym, co tu dużo gadać) skalpelem umysłowym, prawdopodobnie mógłbym tylko w te albo wewte.
A że chcę się dystansować dosyć często, to już inna sprawa, osobnicza. 😈
Nie wiem, Siódemeczko. Gdy się rozglądam wokół siebie, to myślę, że media. Ale może funkcjonuję w jakiejś niszy.
Dla równowagi:
„Nie chcemy tego Oscara!”, „Tylko świnie siedzą w kinie”. Jak prawica zareagowała na sukces „Idy”
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,17472704,_Nie_chcemy_tego_Oscara_____Tylko_swinie_siedza_w.html#Czolka3Img
Toczy się w mediach wojna polsko-polska na najniższym poziomie i świat poza tym nie istnieje.
Dobrze, że większość nie wierzyła w tę nagrodę dla Idy, bo jeszcze by się co niektórzy zorganizowali i pojechali do LA śpiewać Rotę
Tego rodzaju plemienność, zawzięta, ponura, agresywna i wroga, jest oczywiście nieporównanie obrzydliwsza i groźniejsza od tej hurraafirmacyjnej. Widząc taką „naszość” mam nagle ochotę zapomnieć o wszystkich swoich migawach wobec „Idy”, stanąć w jej obronie i zacząć toporem prać po łbiech. 👿
Ha, jestem świeżo po obejrzeniu „Idy”.
Nie wiem, jak z materiału na półgodzinną nowelkę udało się zrobić dwugodzinny film, a mnie te dwie godziny minęły niezauważenie.
Było kilka momentów łapiących za gardło, kilka sekund, a jeszcze ciągle czuję ten ucisk.
– Czy on się bardzo bał?
– Kto?
– Tadzio…
Ale dla równowagi było też parę irytujących rzeczy.
Niesłychanie przygnębiająca ponurość scenerii była pewnie konieczna, ale ja pamiętam dobrze lata sześćdziesiąte i wkurza mnie pokazywanie Polski tak brudnej i niemytej, jak te parkiety w szydłowieckim lokalu. Było ubogo, ale nie tak syfiaście, jak teraz w Łodzi, gdzie kręcono wiele ujęć.
To już jest jakaś prawidłowość – jak film pokazuje mroczne średniowiecze, to lud ma brudne gęby, szarobure łachy i brodzi po kolana w błocie.
Jak lata sześćdziesiąte – to stalinowska noc, brud, smród i stołeczna sędzina w wiejskiej chustce zawiązanej pod brodą. Moja mama na prowincji chodziła do kościoła w kapeluszu.
Dobrze, że choć mieszkanie ciotki jest czyste i posprzątane.
Scena wyciągania konnym zaprzęgiem wartburga pijanej ciotki – znakomita i najbardziej z całego filmu zaskakująca 😀
To takie moje spojrzenie. Powierzchowne, wiem. Ale od psychologizowania było tu już tylu, że mi się nie chce.
O, jeszcze muzyka była fajna. I ten saksofonista.
Dobrze, że oszczędzili Idzie seksu z jakimś obleśnym ramolem.
O, Bobik poszedł, wyrzuciło mnie do akceptu.
A teraz nie. Ciekawe.
Kiedy Witold Gombrowicz miał już 28 lat, w USA urodził się Elliot Aronson. Mały Elliot był notorycznie prześladowany przez swoich antysemicko nastawionych jankeskich rówieśników. To spowodowało, że zaczął się interesować mechanizmami zachowań społecznych. I został psychologiem. Bardzo dobrym psychologiem społecznym. Jego książka:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/191760/psychologia-spoleczna
napisana jest bardzo przystępnym językiem, opatrzona przykładami a nawet rysunkami. Warto przeczytać. Można się wiele nauczyć.
Gdyby Witold Gombrowicz znał, choć w niewielkim stopniu, psychologię społeczną, wiedziałby, że nima takiego zwirza, jak „niedojrzałe społeczeństwo”. Niedojrzałe albo dojrzałe mogą być konkretne osoby. Być może Gombrowicz przemyślałby wtedy swoje sądy i opinie.
Gombrowicz, choć bystry obserwator i zdolny narrator, nie jest żadną wyrocznią w kwestiach socjologicznych czy psychologicznych.
Radość wyrażana słowami „dostaliśmy Nobla” jest przejawem atrybucji dyspozycyjnej. Posługiwali się nią, posługują i będą posługiwać ludzie na całym świecie. I nie jest to dowodem na jakakolwiek niedojrzałość. Jest to zwykła prawidłowość psychologiczna.
Ludzie definiują samych siebie, również, poprzez przynależność do grupy. To też jest ogólnoludzka prawidłowość. I mają prawo do radości z powodu sukcesu kogoś ze swojej grupy.
Czy naprawdę trzeba z tego powodu paskudzić im do mleka? 👿
Gombrowicz był twórcą, nie analitykiem. On tworzył rzeczywistość, nie analizował. Ludzie mają prawo, ale on nie ma przymusu, ani potrzeby.
Analiza twórczości Beethovena u Gombrowicza bardzo mnie zafrapowała. Kiedyś co prawda przeczytałem bardzo dobry esej (nie pamiętam czyj), w którym wykazywano, że to trochę na odwrót sobie Gombrowicz wymyślił, ale jego alternatywna wizja nadal jest ciekawa.
Gombrowicz zawsze pisał o Gombrowiczu.
Mysle, ze Gombrowicz powiedzial o nas wiecej niz cale zastepy psychologow spolecznych.
Niestety kazda jego analiza czy rozwazanie o tym czym jest polska dusza bardziej do mnie przemawia niz uczone rozprawy. Tak to juz jest z literatura. Widzi czasami dalej, glebiej i nie oszcedza niczyich uczuc.
Dlatego Bobik potrafi w jednym wierszu zawrzec wiecej prawdy niz artykul naukowy czy rozprawka psychologczna.
Króliku, gdyby Ci, nie daj Boże, kawa/herbata zamarzała, to wal do mnie jak w dym. Trzymam dla Ciebie dzbanek. 🙂 Brr! 👿 z takimi temperaturami!
markot-lejesz miód na me skołatane serce,bo już myślałam,że tylko jak nie potrafię odbierać Wielkiego Kina.W mojej pamięci lata sześćdziesiąte też nie zapisały się JEDYNIE w szaro-ponurych barwach. Oczywiście biorę poprawkę na to,że w tamtych czasach byłam tylko dzieckiem,ale…
Mojej Mamy,skromnej księgowej,też nie pamiętam w żadnej chustce.W domu były różne kapelusze mimo,iż Mama zarabiała naprawdę niewielkie pieniądze.
A muzyka w”Idzie”też mi się podobała.
Poza tym oczywiście cieszę się bardzo z tego Oscara 😀
Jasne, że Gombrowicz zawsze pisał o Gombrowiczu, ale że miał łeb trzy na dwadzieścia, przy okazji napisał mnóstwo ciekawych rzeczy o ludzkim gatunku ogólnie, a o Polaku w człowieku i człowieku w Polaku szczególnie. 🙂
Nie mogę zrozumieć, skąd się Jagodzie wzięło porównywanie jabłek z gruszkami i przeciwstawianie pisarstwa Gombrowicza psychologii czy socjologii. Chyba nie trzeba tłumaczyć, że literatura posługuje się całkiem inymi środkami, innym aparatem pojęciowym, innym słownictwem, innymi kanałami recepcji, itd. W literackim ujęciu Gombra grupy czy społeczności jak najbardziej mogą być niedojrzałe i ja – ja, czytelnik – świetnie wiem o co mu z tą niedojrzałością biega. Więcej się od pisarza nie wymaga.
Osobno o definiowaniu się poprzez grupę i radości z jej sukcesów (bądź smutku z klęsk). Nie ma niczego złego w takim definiowaniu się, dopóki jest ono wedle złotej zasady „znaj proporcją mociumpanie”. Kiedy w celebrowaniu grupowych zwycięstw (bądź klęsk) traci się umiar i proporcje, zaczyna to być mało zdrowe. Albowiem nawet sama Psychologia zgadza się z tym, że najzdrowsza jest adekwatność. 🙂
Więc nikt tu nikomu nie paskudził do mleka z powodu samej oscarowej radości (ja sam ją wyraziłem), boczono się tylko na jej przesadne, nieadekwatne objawy. Albo na inną stronę tego samego medalu – kompletne zatrepowanie czyjegoś sukcesu.
Bobiku,
ja nie porównuje jabłek z gruszkami. Proponuje jedynie, żeby z oglądu Gombrowicza nie robić jedynej prawdy, całej prawdy i tylko prawdy. Jego widzenie świata jest jedynie jednym z wielu opisów rzeczywistości. I tyle 😉
Gombrowicz nie był nieomylnym PB 😉
Danuśka,
sam Pawlikowski powiedział, już po otrzymaniu Oscara, że zrobił film o „potrzebie milczenia, wycofania się i potrzebie kontemplacji”. Dokładność faktograficzna nie ma większego znaczenia.
Z kolei Agnieszka Holland uważa, że „Ida” albo do kogoś przemawia, albo nie. Nie musi przemawiać do wszystkich. Nie ma się co martwić, jak nie przemawia. Nie musi.
Jagodo-tak jest z każdym filmem albo przemawia albo nie…
Ja się nie martwię 🙂
Zgoda co do proporcji i adekwatności 🙂
Przydałoby się jeszcze trochę, troszeczkę, wyrozumiałości dla zwyczajnych ludzkich słabości 😉
I tolerancji. Wszak każdy cieszy się jak umie i jak mu w sercu gra. Czy musi to komuś innemu przeszkadzać? 🙄 🙁
Czy tą radością odbiera się cokolwiek komukolwiek?
Milczenie, wycofanie się i potrzeba kontemplacji nie implikują brudnego parkietu, niemytych schodów i liszajowatych murów.
Chyba że przez te kontemplacje wszystko musi wyglądać jak zaplute, inaczej widz się nie domyśli 😉
i jeszcze ten przepastny na dwa metry grób w lesie… Komu się chciało tak głęboko grzebać swoje ofiary?
Film musi epatować brzydotą i ponurością, bo inny przekaz jest „za chudy” i nie dotrze?
Chustki w pewnym momencie były szalenie modne. 🙂 Tu np. Catherine Deneuve w Hermesie na głowie:
https://www.flickr.com/photos/foulard55/9509173975/
Zwłaszcza aktorki dużo się rozbijające kabrioletami potrafiły doceniać wyższość chustkowej ochrony usz i fryzury nad kapeluszową. 😈
Chustki tak ale noszone z paryskim szykiem 😉
Chyba że się stylizuje na brytyjską królową 😎
Mnie przeszkadza. Bo chce by spoleczenstwo z ktorym sie w duzej mierze utozsamiam, bylo troche doroslejsze, troche mniej zakompleksione, mialo wiecej KLASY.
Gombrowicz moze nie byl nieomylny, ale w literaturze XX wieku nikt nie powiedzial o nas wiecej i lepiej niz on.
Wydawalo mi sie, ze wystarzy powiedzie to co powieszial o nas, a zaczniemy uwazac na nasze reakcje i na nasze zbiorowe zachowania.
Ale lekcja Gombrowicza trafila do bardzo niewielu i ja nad tym ubolewam.
Ja pamietam mode na chustki wiazane „na Kleopatre”.
Tak dalece modne, ze w mojej szkole zakazano ich nosic.
Jagodo, jeżeli dla mnie ktoś w ogóle ma mieć pozycję zbliżoną do PB, to najlepiej niech to będzie Gombro. 😎
Bo wiem, że on sam natychmiast by to obśmiał pod niebiosa, a potem tak chytrze zdekonstruował, że łapy z ukontentowania bym oblizywał. 😈
A serio, to ja np. jeśli Gombrowicza przywołuję, to nie jako autorytet (teraz już nikt mi nie podskoczy, bo Gombrem strzeliłem…), tylko dla zasygnalizowania „już ktoś o tym pisał, już to ktoś analizował i zrobił to zapewne wiele lepiej ode mnie”. Czyli – w zależności od tego, czy ktoś Gombra czytał i pamięta, czy też nie czytał albo nie pamięta – odwołuję się do wspólnego kodu kulturowego, lub też odsyłam do tekstów źródłowych. 😉
Heleno,
wpadłaś we własne sieci 😉
Skoro Ty możesz się utożsamiać ze społeczeństwem. To społeczeństwo może się utożsamiać z noblistką. I nie ma to nic wspólnego z klasą czy nie/dojrzałością. Tak działa ustrojstwo pod tytułem człowiek. Ament 😉
Bobiku,
w kwestii PB jestem niepoprawną relatywistką. Niech tam każdy modli się do takiego PB, jaki mu się podoba 😉
Aaaby Gombrowicz trafiał, to trzeba go najpierw czytać. Nie będę znowu przypominać ponurych statystyk czytelnictwa w Polsce.
A jeszcze bardziej niż Gombrowicza ludzie nie czytają literatury fachowej o prawidłowościach psychologicznych.
A z „Idą”, a raczej Oscarem dla niej faktycznie zagwozdka 😆 Antysemicka, antypolska, ale wygrała z ruskim filmem, i jak tu, kurde, reagować 🙄
Markocie,
proponuję napisanie protestu do nieodpowiedzialnych szastaczy oscarowych 😉
Można im jeszcze, w celach reedukacji, podrzucić zestaw dzieł zebranych Gombrowicza 😉
Nie rozumiem, dlaczego JA mam pisać jakieś protesty 😯
I dlaczego przyznający Oscary mieliby czytać Gombrowicza?
Czy ty cośkolwiek rozumiesz z moich wypowiedzi?
Może zmień filtr.
Nie wiem w jaki sposob doszlas do wniosku, Jagodo, ze „wpadlam we wlasne sidla”.
Cieszylam sie jak dziecko gdy nagrode Nobla dostal Walesa, bo wiedzialam, ze tak naprawde nagrode pokojowa dostalo polskie spoleczenstwo za pokojowa rewolucje ustrojowa, a nie Lechu jako taki. I ze i ja mialam w tym swoj malutki skromny udzial. I ze swiat to rozpoznal.
Jaki mialam ja albo Ty albo ktokolwiek inny w pisaniu wierszy Szymborskiej?
Helenko, ale pomimo braku udziału piszesz z dumą o swoim ojcu, o przodkach i krewnych. Cieszysz się z ich osiągnięć, pewnie też jesteś z nich dumna.
Ja się bardzo cieszyłam z Nobla dla Pani Wisławy. Nie wiem, czy byłam dumna i dlaczego byłam, lub nie, bardzo ją cenię i lubię. To najzupełniej wystarczy.
Jeżeli jakieś głupki mediowe dmą w trąby – NASI wygrali, lub pobili POLAKA to ja się z tym nie utożsamiam, wręcz mną wstrząsa i tak pewnie ma większość mieszkańców tego kawałka ziemi, być może również z tego powodu, że ich to nic nie obchodzi.
No pewnie, ze jestem dumna i nawet gotowa jestem sie chelpic.
To jednak zupelnie cos innego niz to o czym pisalam wyzej. Sukces Idy nie jest moim sukcesem, moge sie cieszyc, ze polska kinematografia wychodzi z zapasci, a rezyserzy coraz lepiej prowadza aktorow, o czym sie przekonalam ogladajac tego Relige. Ale nie jest to sukces Polski, tak samo jak kazdy nagrodzony film anerykanski nie jest sukcesem Ameryki i amerykanskiego spoleczenstwa.
I Ty sie z tym zgadzasz przeciez.
Durne te plemienności.
To przecież Pawlikowski z zespołem dostali Oskara, a nie Polskość, Polactwo, czy jak im tam.
Nie mówiąc o tym, że on jest Brytyjczykiem 😉
Swoją drogą ten marketing amerykański jest imponujący, przekonać tylu ludzi, że to wyrocznia ostateczna, te nagrody.
Można być dumnym z osiągnięć członków własnej grupy (rodziny, narodu) ale to nie to samo, co gruntowanie na tym swojej tożsamości. My, Polacy, to nie tylko nobliści, Małysz i zdobywcy Oscarów. Dobrze jest nie zapominać o dobrodziejstwie reszty polskiego inwentarza. Wtedy mniej bolesny i niezrozumiały będzie brak zachwytu czy choćby zainteresowania nami przez resztę świata.
Jasne, że się zgadzam, ale nie chcę odbierać radości tym, którzy istotnie się cieszą nagrodą dla „Idy”, filmu, ktory uważają za ważny, bardzo dobry, wspaniały, nadzwyczajny….
Niekoniecznie z tego powodu, że nareszcie świat NAS docenił, bo film zrobił Brytyjczyk, jak słusznie podkreśla wiele osób z Tadeuszem na czele. 😀
No, to przecież do zwyczajnego cieszenia się sukcesem „Idy”, w rozsądnych proporcjach i bez sięgania po narodowe armaty, nikt chyba nie ma wątów. 🙂
Do takiego cieszenia się wystarczy zwykła empatia, żadną polską ością nie trzeba się krztusić. 😉
To ja, Bobiku, nie wiem z jakiego powodu i czy w ogóle ludzie się cieszą.
Podbijanie nastrojow przez media, jest ich codziennym chlebem, nie wiedzą biedaki, ze piłują gałąź pod sobą, bo nie da się w nieskończoność rozwieszać czerwonych transparentów i wrzeszczeć.
Myślę, że jest ich za dużo, jak na potrzeby rynku.
Można, mt7, można… Czy potrafiłabyś wymienić jakiś rok z pamiętanej historii, gdy prasa nie wrzeszczała? A morda jej coraz bardziej się rozwiera.
Mnie się wydaje, Andsolu, ze pierwsze lata po 89 roku, to były dobre czasy dla prasy.
„Idy” nie nakręcił Brytyjczyk Paweł Pawlikowski. „Idę” nakręcił Polak Paweł Pawlikowski. Bo każdy z nas nosi w sobie wiele subosobowości:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dialogowe_Ja
Brytyjczycy są na wskroś pragmatyczni i do dna wyprani z metafizyki. To Polacy, mimo takich wpadek, jak Radio Maryja & Co, przechowują, w postnowoczesnym świecie zachodnim, potrzebę i sens metafizyki i duchowości. Rozumieją, że „season’s greetings” to jednak nie to samo, co życzenia bożonarodzeniowe. Nieważne czy ktoś wierzy czy nie w historię o narodzeniu Jezusa. Chodzi o przesłanie, jakie ta narracja niesie.
„Świat zgiełku” dostrzegł przesłanie „Idy”. Bo „świat zgiełku”, jeżeli nie rozumie, to przynajmniej przeczuwa, że zginie bez vita contemplativa. Bo bez niej człowieczeństwo nie ma szans.
Ponieważ jestem częścią tej rzeczywistości, jaką obrazuje Pawlikowski w „Idzie”, uważam, że mam pełne prawo do radości i stwierdzenia: dostaliśmy Oscara.
Jeżeli chodzi o Gombrowicza i plemienność. Gombrowicz zmarł w roku 1969. Po jego śmierci pojęcie „plemienności” nabrało zupełnie innego znaczenia. Już ćwierć wieku temu socjologowie (podaję za Z. Baumanem) wyróżnili nowe rodzaje „plemion”. Plemiona medialne, rynkowe, finansowe. Patrząc na problem plemienności z tej perspektywy, to nie Polaków cechuje plemienność, vide stosunek do problemów Ukrainy, ale kogoś zupełnie innego.
Mierzenie, opisywanie współczesnego świata gombrowiczowską miarą jest sporym anachronizmem. Sorry, jeżeli obrażam czyjeś uczucia religijne 😉
„Boże wielki, wyciągnij nas kiedyś z bzdury”
W.Gombrowicz, Dzienniki.
Wydudkanym przez merkantylno-cyniczny Zachód pozostaje już tylko Oscar z metafizyką na pociechę 🙄 Dawniej to jeszcze był chociaż złoty róg i czapka z piór…
Dobranoc 🙂
Nigdy nie zawędrowałem do Mikołowa, ale Mikołów zawitał u mnie, we Floripie, w formie ogórków kanapkowych, z ciekawym smakiem. Nieco drogich, ale też transport słoików przez ocean musi kosztować…
Na środku chłodnego podwórka rośnie drzewko pomarańczowe, dalej jest ogród ze starymi oliwkami, w których cieniu nierzadko przesiadują bezpańskie psy. Przegania się je stamtąd, rzucając kamieniami. Wszystkie są żółte, jakby pochodziły z tej samej rodziny, od jednej psiej Ewy. Ruszają się z cienia niechętnie, ospale, patrząc na ludzi jak na swoje odwieczne utrapienie.
Nie, nic takiego, po prostu książka. Wsiąknięto mnie w nią, a że gruba to nie wiem kiedy wyjdę. I wtedy będzie mi szkoda.
Ida to bardzo dobry film, ale to tylko film, wiec nie ma co za duzej bazy filozoficzno-narodowo-lepszosciowej do niego doklejac. Lewiatan tez zreszta bardzo dobry film, ktory Oskara nie dostal, ale wciaz jest znakomity. Podobno francuski Timbuktu (dostal Cezara dopiero co) tez swietny, w kazdym razie muzyka wspaniala!
Szkoda mi, ze Oskara nie wygral Boyhood, tylko Birdman!
Na pocieche zostala mi statuetka dla ulubionej Julanne Moore, ktora wreszcie zostala uhonorowana.Nie to ze jest to takie wazne, ale kiedy Hillary Swank ma dwa Oskary, Reese Witherspoon jeden, a Julienne zadnego byla dla mnie trudna do przelkniecia.
Akadamia glosuje jak glosuje i kiedys sie bedzie wstydzic jak za ten rok kiedy nie wygral Obywatel Kane.
A tak mi sie jeszcze cos przypomnialo. Zdarzylo sie to w pierwszych latach mojego pobytu w Ameryce, moze w 71 albo 72 r. Wstapilam do ksiegarni i wpadly mi w rece polskie rozmowki dla amerykanskich turystow. Rozmowki jak rozmowki, ale wstep mnie zafascynowal i do dzis nie moge odzalowac, ze tej skromnych rozmiarow kieszonkowej ksiazeczki nie kupilam.
I bylo w tym wstepie jakos tak:
Po przyjezdzie do Polski przygotuj sie na to, ze na kazdym kroku bedziesz pytany co Amerykanie sadza o Polsce. Odpowiedz, ze nic nie sadza, nie jest wlasciwa i nie przysporzy ci przyjaciol. Jesli nie wiesz co odpowiedziec, musisz zaczac natychmiast mowic jak bardzo kochamy Chopina i jak bardzo cenimy Marie Sklodowska- Curie. Naucz sie tego nazwiska – „Sklodowska” i trzymaj sie tego. Bo choc caly swiat zna ja jaka Madame Curie, POlacy beda oczekiwali, ze znasz jej panienskie nazwisko i odpowiednio ja nazywasz obojgiem nazwisk.
MOga cie zapytac o Kopernika. Pamietaj – byl POlakiem! Nie jest wazne czym sie zajmowal ten astronom, sami Polacy tez czesto slabo sie w tym orientuja, ale najwazniejsze, ze Kopernik byl Polakiem. That should do it. Bon Voyage!
No i w tym duchu. Bardzo mnie to wowczas rozsmieszylo. Nie pamietam autora/autotki wstepu, pewnie nawet wowczas nie zwrocilam uwagi. Ale zaluje ze nie kupilam.
Dzień dobry 🙂
kawa
Mam nadzieję, że podrzucą do poczekalni
… i coś optymistycznego na poranek 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17475015,Dzieki_policjantom_i_strazakom_urodziny_malego_Glena.html#Prze
Dzień dobry 🙂
Dokładnie tak Króliku 😆
Na szczęście sol lucet omnibus 😉
Bardzo ciekawe wyniki badań:
http://audycje.tokfm.pl/audycja/101
Obraz konfliktu na Ukrainie – od ucieczki Janukowycza po aneksję Krymu – w polskiej prasie przedstawiał dr Tomasz Gackowski
Dzien dobry 🙂
Herbata
Nie przypuszczalam ze sowiecka propaganda „my pieknoduchy vs oni zgnily kapitalistyczny bezduszny Zachod” bedzie tak dlugotrwala 😉
Bry!
A czego Akademia ma się wstydzić? Przecież to gra o pieniądze w sosie poprawności politycznej. Nikt mi nie wmówi, że Hilary Swank jest wybitną aktorką.
Jagodo!! Zgroza. Takie uogólnienia… Polacy to, Brytyjczycy tamto. Niektórzy Polacy, niektórzy Brytyjczycy — to chyba prawdziwsze stwierdzenia.
Ty naprawdę sądzisz, że polska kultura taka nakierowana na metafizykę? Szkoda, że nie zauważam. Ja widzę puste rytuały, od religii zaczynając na papieżu kończąc.
Dzień dobry 🙂
Bardzo śmieszne te rozmówki, o których Helena pisała. 😆 Na pewno było w nich jeszcze coś o tym, żeby pochwalić bigos, pierogi, tudzież tradycyjną polską gościnność, którą poznać szczególnie po zadanym spode łba pytaniu „czegój?” i mocniejszym ściśnięciu kłonicy. Sam kilka razy byłem w kłopocie, jak adekwatnie zareagować na tak wylewne przejawy gościnności, więc mam nadzieję, że samouczek tego ważnego punktu nie pominął. 😎
Kawy, herbaty i słońca. Słońca po pierwsze Królikowi, bo mu bardziej potrzebne, ale zaraz potem ja się ustawiam w kolejce. 😉
Jagodo, dwa cytaty z Ciebie samej:
Gdyby Witold Gombrowicz znał, choć w niewielkim stopniu, psychologię społeczną, wiedziałby, że nima takiego zwirza, jak „niedojrzałe społeczeństwo”. Niedojrzałe albo dojrzałe mogą być konkretne osoby.
Brytyjczycy są na wskroś pragmatyczni i do dna wyprani z metafizyki. To Polacy, mimo takich wpadek, jak Radio Maryja & Co, przechowują, w postnowoczesnym świecie zachodnim, potrzebę i sens metafizyki i duchowości.
Być może Ty potrafisz takie wzajemnie wykluczające się podejścia trzymać w jednej izbie i nie dopuszczać, żeby się nawzajem na śmierć zagryzły, ale ja tej sztuki nie opanowałem. U mnie one zaraz taką naparzankę zaczynają, że któreś z nich muszę wyprowadzić. 🙁
A z polskim mesjanizmem (bo czymże innym jest to stwierdzenie o przechowywaniu metafizyki przez Polaków) dyskutować mi strasznie trudno, bo dobre serce każe raczej najpierw lecieć z chłodnym okładem i czymś do picia, a do dyskusji wrócić dopiero jak gorączka spadnie. Tylko że wtedy zwykle już dyskutować nie ma potrzeby. 😉
Dlaczego wraca się do Gombrowicza? Dlatego, że jest wciąż jeszcze tak przeraźliwie, dojmująco aktualny. I mniejsza o to, kiedy „bywa omylon” (bo że i nietrafne diagnozy mu się zdarzały, to jasne i normalne). Tam, gdzie miał rację, miał ją w sposób zdumiewająco przenikliwy i – jak się okazuje – wiele trwalszy niż niejedna socjologiczna teoria.
Tadeuszu,
jaka tam znowu zgroza 😉 Bruner to nazywa społecznie podzielanymi mitami. Każdy kraj, rodzina, etc., czyli to, co w psychologii, psychiatrii nazywa się systemem, ma własne. Bez tego systemy nie funkcjonują. Ostatnia gala Cesarów trwała niemiłosiernie długo i na okrągło odmienia była przez wszystkie przypadki Francja. Z wyraźnym przesłaniem: bo Francja wielka jest! Czy ktoś się czepia Francuzów, że sobie poprawiają samopoczucie? Nie. I bardzo dobrze!
Ludzie są „skąpcami poznawczymi” i w życiu codziennym lecą stereotypami i uprzedzeniami. A jak się jakiś purysta upomni o precyzję i dokładność, to mu zaraz każą spadać na drzewo 😉
Przerabiam to na własnej d.. na okrągło. Również tu, na blogu 😉
Tego nie powiedziałam, że polska kultura jest nakierowana na metafizykę. Bo tak, po prawdzie, to nie bardzo wiem, jak definiować polską kulturę. Natomiast nie mam wątpliwości co do tego, że na tle kompletnie zlaicyzowanej Europy, w Polakach nadal, w większym stopniu niż w innych europejskich nacjach, drzemią metafizyczne ciągoty. Oczywiście, że na pierwszy plan przebija się, jak we wszystkim, krzykliwa głupota. Ale ja osobiście obracam się w innym środowisku. I zdziwiłbyś się, gdybyś spotkał tych ludzi i miał okazję z nimi porozmawiać. Zdziwiłbyś się ilu ich jest. Wbrew pozorom, Halina Bortnowska nie jest wyjątkiem w polskim katolicyzmie. Inni nie widzą potrzeby albo nie potrafią prezentować swoich poglądów w mediach.
W jednym z wywiadów, który tu linkowałam, Pawlikowski sam mówił o swojej religijności i jej polskich korzeniach. Więc nie ma co drzeć szat z powodu uogólnień.
Znamy się tu na tyle długo i na tyle dobrze, że chyba nie ma potrzeby rozpoczynania każdej rozmowy od definiowania pojęć, etc. 😉
A poza wszystkim, jak słusznie zauważył Królik, to jest tylko rozmowa i tylko o filmie. I niech tak zostanie 🙂
Nie mam wrażenia, żeby to była rozmowa tylko o filmie, ale mnie to rozszerzenie tematu wcale nie przeraża. Dyskusja o mitach, zbiorowych czy indywidualnych, wydaje mi się nawet ciekawsza. 🙂
Metafizyka jako opozycja laicite..?
To chyba też jest polska specyfika, Lisku, że metafizykę z automatu rozumie się w powiązaniu z religijnością. 😉
Bobiku,
bo życie wielkim paradoksem jest 😎 I nic mi się nie gryzie 😉
Jak napisałam wyżej, społecznie podzielane mity funkcjonują w każdym systemie, dlatego można sobie pozwolić na uogólnienia wtedy, kiedy mówimy o mitologii danego systemu. Tu, polskiego, brytyjskiego. Film, jak każdy przekaz kulturowy, należy do warstwy mitologicznej. I jest zakorzeniony w konkretnej mitologii.
Czym innym jest mówienie o procesie dojrzewania, który, przy pewnych prawidłowościach i regularnościach, jest sprawą indywidualną.
Gombrowicz, i owszem, nadal jest aktualny, i nie tylko w Polsce. Aktualny, ale nie przeraźliwie i nie dojmująco. A co więcej, i to jest dużo ważniejsze, Gombrowicz jest aktualny, ale niewystarczający. Jeżeli chce się opisywać polską rzeczywistość przy pomocy Gombrowicza, z góry jest się skazanym na popełnienie grzechu manipulacji poprzez redukcję 🙁 A tego przecież nie chcesz 🙂
Kiedy w poprzedni poniedziałek siedziałam w sali kolumnowej w Sejmie i patrzyłam na tłum mądrych, bezinteresownych ludzi uprawiających odpowiedzialne obywatelstwo, to myślałam o Tobie Piesku. O Tobie i innych wyznawcach Gombrowicza. Nie mam wątpliwości, że jako uczciwy Szczeniak, mocno zmieniłbyś zdanie na temat „przeraźliwej i dojmującej” aktualności Gombrowicza. A to była jedynie niewielka grupa przedstawicieli tych, którzy pracują u siebie, w tak zwanym terenie.
Serce rosło, kiedy się na nich patrzyło i kiedy się ich słuchało. Polska, którą ja znam, w której żyję i pracuję, już dawno wyszła z gombrowiczowskiego skansenu. Nie jestem, niestety, pewna czy to się da powiedzieć o wszystkich wyznawcach Gombrowicza 😉
Jeżeli ścieram klawisze w obronie tej Polski, z poza pierwszych stron gazet pędzących za sensacją, to między innymi dlatego, że uważam, że robi się wielką krzywdę takim ludziom, jak oni. Trzeba na nich chuchać i dmuchać. Krytyka owszem jest potrzebna. Ale żeby była skuteczna, powinno się zachować proporcję 1:10. Na jedną negatywną wypowiedź, dziesięć pozytywnych. Tak to działa. W przeciwnym razie jest to przysłowiowe jeżdżenie po burej kobyle 😉
Kończę, bo po pierwsze, czeka na mnie praca u podstaw 😉 a po drugie nie chcę, za nic w świecie, zająć miejsca Mordki, w spektaklu: sam przeciw światu 😉 😆
Miłego dnia Bobiku, miłego dnia Koszyczku 🙂
No bo przecież jasne, że tam, gdzie nie rządzi kk, nikt się tajemnicą bytu nie zajmuje ino robieniem pieniędzy.
A Polak siedzi na przyzbie, patrzy w gwiazdy i analizując dogłębnie myśli Arystotelesa spluwa metafizycznie, uważając przy tym, aby nie zbrukać gumofilców 😎
Dzień dobry 🙂
Markocie, pana męża też wkurzył ten brud i zapyziałość, ale on Wielkopolanin 😉 Np. dla Żaby było to „jak żywe”.
Króliku, byliśmy wczoraj na Birdmanie i jesteśmy pod wielkim wrażeniem. Boyhooda i Whiplash może uda się nam złapać na wyjeździe. Lewiatana ominęłam, jakoś ostatnio mam serdecznie dość Rosji.
Religijność może, ale nie musi, być jedną z form metafizyki.
To jest specjalność pewnej bardzo krzykliwej i niestety licznej, nazbyt licznej grupy Polaków, na szczęście nie wszystkich, Bobiku 😉
Spadam, przytrzaskuję paluchy klawiaturą, i jusssszzz 😉 👿
Tłum mądrych, bezinteresownych ludzi w polskim Sejmie? 😯
Na trybunach dla zwiedzających, I guess 😆
No właśnie, o jakim tłumie mowa? 😯
Moim zdaniem Polacy do metafizyki mają się w stosunku odwrotnie proporcjonalnym. Może pojedyncze osoby w ogóle wiedzą, o co biega.
Gombrowicz Gombrowiczem, ale Witkacego teksty o niemytych duszach też niestety w wielu punktach bardzo aktualne. A przypomniał mi się ten tomik także w związku z tematem wpisu: „Niemyte dusze” w wydaniu zbiorowym były połączone z „Narkotykami”, a tam jest opis spotkania Witkacego z peyotlem. Pamiętam, jak w zafascynowaniu nie mogłam się oderwać. Zastanawiałam się zawsze, ile on z tego zmyślił, ale cała atmosfera – sądząc po dinozaurze ze snu Bobika – trafiona.
Aha, no i nie jestem w stanie się domyślić, gdzież ta metafizyka z „Idzie” 😯
Dzień dobry.
Andsol siedzi w „Księgach Jakubowych”?
Jagodo, chwilami aż mi głupio, że pewne oczywistości muszę pisać. Gombrowicz nie zajmował się „dokładnie wszystkim” i nie miał powodu krytykować tego, co było w porządku (a przecież i w II RP nie brakowało autentycznego obywatelskiego zaangażowania). Podsuwanie punktów, do których jego krytyka się nie odnosiła, jako takich, w których się nie sprawdzała, nie jest zbyt ładnym chwytem. I niewiele wnosi do dyskusji, bo znacznie bardziej płodne myślowo niż podbijanie sobie bębenka wydaje mi się jednak zastanowienie, które Chińcyki w nas trzymają się tak mocno, że żadne dziejowe trzęsienia ich nie ruszają.
Nie, ja nie widzę wszystkiego wyłącznie pesymistycznie i na nie. Widzę różne zmiany na lepsze i umiem się z nich ucieszyć – na tyle, na ile (moim zdaniem) na to zasługują. Czego natomiast nie umiem i nawet umieć nie chcę, to zapiewać cały czas na nutę „fajni jesteśmy, fajno jest”. Bo za chwilę wzrok jakoś sam lezie ku temu, co jeszcze wcale takie fajne nie jest.
Krytyczne spojrzenie to nie to samo, co czarnowidztwo czy potępianie w czambuł. To raczej spojrzenie brakarza – o, ten egzemplarz jeszcze nie spełnia wymogów, trzeba by go poprawić. Mnie się takie podejście wydaje zdrowsze i bardziej rozwojowe od samozadowolonego „ale to nasz egzemplarz, więc jest fajny z definicji, a kto mówi inaczej, ten gość podejrzany”.
Już naprawdę muszę kończyć 🙁 Ostatnia uwaga:
Polacy mają się do metafizyki tak, jak to dawno temu opisał Martin Buber:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Martin_Buber
Wiąże on wzrost/spadek zainteresowania kwestiami metafizycznymi z okresami „bezdomności” i „zadomowienia”. W pierwszym przypadku następuje wzrost, w drugim spadek. Można to sobie wygooglać 😉
Tak się składa, że Polacy, podobnie jak Żydzi, dużo częściej doświadczali okresów „bezdomności”, w porównaniu z ustabilizowanymi społeczeństwami Zachodu. Ot, i cała tajemnica. Nie ma to nic wspólnego z żadną „lepszością – gorszością” 😉
Jeszcze raz, miłego dnia życzę Szanownej Frekwencji 🙂
A właśnie, Kierowniczko, ja też sobie wczoraj o Witkacu pomyślałem, że bardzo niesprawiedliwie on razem z Gombrem nie oberwał. 😈
W temacie metafizyki można by jeszcze do bicia podsunąć sempiternę Miłosza, który uważał, że przy całej swej powierzchownej, ludowej religijności, Polacy metafizycznych potrzeb i w ogóle zrozumienia dla metafizyki nie mają za grosz. I przeciwstawiał temu np. wielką metafizyczną poezję… hmm, hmm… jak by tu powiedzieć… tych merkantylnych Brytoli. 😆
A w ramach uogólnień ja bym np. posunął się do opinii, że standardowy, zlaicyzowany Niemiec jest metafizyką podszyty jak Filidor dzieckiem. Ale on, zamiast przy wódce ozór rozpuszczać i zbiorowo się wzmagać, pójdzie sobie cichcem, indywidualnie Bacha posłuchać czy Brahmsa i w ten sposób swym metafizycznym potrzebom da upust.
I całe szczęście, bo te okresy, kiedy metafizyczne potrzeby Niemców wchodziły w sztamę z ich zbiorowymi mitami oraz wzmożeniami, źle się kończyły i dla samych Niemców, i dla innych. 🙄
Nigdzie nie powiedziałam, że chodzi o jakoś „lepszość – gorszość”.
A Polacy dzisiejsi bardzo się różnią od romantycznych mesjanistów. Po II wojnie światowej, kiedy wybito dużą część polskiej inteligencji, i czasach komuny z „punktami za pochodzenie” i również pogardą dla inteligencji, to zupełnie inne społeczeństwo. Metafizyki – ani śladu. Religijność (pojęcie przecież niejednoznaczne z metafizyką) – bardzo powierzchowna, na poziomie obrzędowości i plemienności właśnie.
O, widzę, że łajza z Bobikiem w dziedzinie polskiej religijności 😈
Łajza w tym przypadku nie tyle ze mną, co z Miłoszem. 😆 Ja tu tylko spełniłem rolę pasa transmisyjnego, zgadzającego się zresztą z transmitowanym. 😉
Gombrowicz postawił mnie na nogach.
Mnie swego czasu też, i to właśnie do spółki z Witkacem.
Bobiczku, ale o Niemcach to Ty mówisz o starszym pokoleniu chyba… Na koncertach w Niemczech – jak kiedyś powiedział Kuba Jakowicz – „morze siwych głów” 😉
No, fakt, w sensie B. und B. to o starszym, bo też z nim więcej mam kontaktów. 😉 Ale metaforycznie możemy to i do młodszego odnieść, tylko zamiast B. jakieś inne literki podstawimy. Chodziło mi po prostu o inny sposób zaspokajania metafizycznych potrzeb, niż głośne kłapanie o nich i wytykanie palcami tych, którzy nie kłapią.
Witkacy później. Zaczynałam od Pożegnania jesieni 🙂
Jeżeli w „Idzie” jest jakaś metafizyka, to zamrożona na kość.
Mrożona metafizyka dla rozpalonych głów to może wcale nie taki zły pomysł. 😈
No to Jagoda jakby potwierdziła, że **niektórzy** Polacy mają zamiłowania metafizyczne. No pewnie, że niektórzy mają. To zbiorowisko różnych ludzi.
Na koncertach w Niemczech większość publiki starszych ludzi, bo młodsi pracują 😉
Mnie też się wydaje, że Niemcy są podszyci metafizyką. U nich jest takie dążenie do szukania ostatecznej odpowiedzi (choć to przeraźliwie brzmi), do całkowitego angażowania się.
Zresztą nie jest przypadkiem to, że w Polsce najwybitniejsi filozofowie to logicy, a w Niemczech ci, którzy tworzyli systemy metafizyczne.
Zresztą, horribile dictu, jeden z najważniejszych filozofów polskich był żydowskiego pochodzenia… I całe szczęście, że wyjechał do USA przed 1939… (w Polsce nieco niechętni byli, by go zrobić profesorem).
Ten najważniejszy polski to też logik 😆
Nie wiem jak Was, ale mnie bardzo ucieszyla wiadomosc, ze w Sejmie siedza tacy fajni ludzie.
To znaczy, ze pewnie za chwile przeglosuja ustawe o zwiazkach partnerskich! W try miga i bez wyzwisk. Tak szybko jak szybko im poszlo przyjecie konwencji o zapobiganiu przemocy w rodzinie.
Ja wczoraj cos zrozumialam czytajac wypowiedzi Jagody. Ona tego Gombrowicza zwyczajnie nie czytala.
Jak sie czegos nie czytala, to nie jest wielki grzech. Osoboscie nie czytalam Trylogii. Nie jest to powod do dumy, ale nie jest tez powodem abym autorytatywnie i ex cathedra wypowiadala sie o Sienkiwiczu. Choc podejrzewam, ze Sienkiewixz ma wiecej „wyznawcow” niz Gombrowicz.
Inaczej niz nie czytaniem nie jestem w stanie tych glupstw wytlumaczyc. No, sorki.
Ja wcześniej zaczęłam z Witkacym, pamiętam, jak upolowałam dramaty w 1971 r., potem kupowałam wszystko jak leci. Gombro chyba trochę później. Wcześniej, przed nimi, jeszcze mnie stawiał do pionu Mrożek. No i Lem, ale to już osobny rozdział. Lektury podlotka z PRL 😆
O, tak. Mrożek i Lem.
A metafizyka w „Idzie”?
Mrożony Bach – Ich Ruf Zu Dir Herr Jesu Christ…
Tarkowski też użył. W „Solaris”, notabene.
Mar-Jo: tak.
Słów Jagody o tych wspaniałych ludziach w Sejmie nie należy chyba tłumaczyć jako słowa o parlamentarzystach. Chyba Sejm był w tym wypadku po prostu miejscem spotkania jakiegoś zewnętrznego konwentyklu, tylko Jagoda nie napisała, jakiego. To jest jedyne wytłumaczenie.
Polska „metafizyka”:
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,17474764,Dzieci_modla_sie_przed_matematyka__Dyrektorka_szkoly_.html#Prze
Wrrrr.
Oj, w kwestii stawiania na nogach muszę się upomnieć również o Zieloną Gęś, której osobiście wiele zawdzięczam. 😀
Więcej Osmańczyka, mniej Grottgera, a wszystko będzie cacy! 😎
Przed maturą z matematyki najlepsze będzie leżenie krzyżem, a po ogłoszeniu wyników – samobiczowanie 😎
Ja bym tam z cudzobiczowania też nie rezygnował. Rózeczką dziateczki Duch Święty bić radzi… 😎
Dzień dobry. Śniło mi się, że miałam w domu strusia. Strusia z bardzo długim dziobem. 😯 I że postanowiłam nauczyć się grać na klarnecie. Mąż stwierdził, że z grania będzie wielka lipa, bo nie jestem wystarczająco zdolna. Bardzo mi się zrobiło przykro i nawet sobie popłakałam, ale struś mnie pocieszał przytulając się i robiąc śmieszne miny.
Taki sen na śniadanie i zaraz bardziej się żyć chce, mimo wszelkich przeszkód. 😆
Pani Kierowniczko, Jagoda pisała o tym spotkaniu w Sali Kolumnowej Sejmu.Nawet prosiła o pomoc w znalezieniu łatwego dojazdu z Centralnej.
Zrobiło mi się bardzo, bardzo smutno…
No i dlaczego, dlaczego, dlaczego nie mam pamiętanych snów 😥
Pewnie. I wiesz, co jest cudowne, Bobiku? Że mam już tego strusia na zawsze i mogę przywołać go zawsze wtedy, kiedy balon ego za bardzo się nadmie – mój własny bądź czyjś 😉 Bardzo pożyteczny struś.
Linka podrzucona przez Irka (06:44) wydaje się wyjęta z Grishama „Skipping Christmas”. Policja wydaje się całkiem ludzka. No cóż, Glenn jest biały, bielutki i nie jest z obszaru, który policja ma za niebezpieczny…
W miniony poniedziałek, 16 lutego, w Sali Kolumnowej Sejmu odbyło się ogólnopolskie spotkanie Rad Seniorów w ramach projektu „Zoom na Rady Seniorów”.
Może o to chodziło?
Zawsze musisz wszystko zepsuc, Kierowniczko! A ja sie juz tak cieszylam, ze Duch Swiety odmienil oblicze Sejmu, tego Sejmu.
Heleno (11.37) – można coś czytać, ale (zwłaszcza po długim czasie) nie pamiętać, nawet kompletnie, albo pamiętać źle. Ten ostatni przypadek jest najgorszy, bo mamy przekonanie, że mówimy o czymś, co jest nam znane i mamy o tym pojęcie, a jest to tylko złudzenie. Sam kilka razy ofiarą takiego złudzenia padłem, więc żadnymi kamieniami rzucać nie będę.
Pamięć bywa niebywale złośliwą potworą. 👿 Przed chwilą chciałem się nieco konkretniej zastanowić nad metafizyką w „Idzie” i uświadomiłem sobie, że ja tę „Idę” już strasznie słabo pamiętam, chociaż dopiero co ją oglądałem. Raptem kilka scen mi się zahaczyło, a reszta – magma, w której nic się nie chce krystalizować. 🙁
Cos co sie czytajac naprawde gleboko przezylo, to sie pamieta. Dla mnie Dzienniki byly wstrzasem, tak dalece, ze nigdy juz ich po raz drugi nie przeczytalam. Zreszta ksiazke ktos ukradl. Raz zajrzalam kiedy ukazaly sie po rosyjsku i Natasza Rubinstein poprosila aby opowiedziec czym byly „dla mojego pokolenia”. Natasza, genialna redaltorka z Serwisu Rosyjskiego, zawsze trzymala reke na pulsie i razem lub na jej zamowienie robilysmy programy o Miloszu, Mrozku, Herbercie, Szpilmanie i wiele innych. Nawet o Panu Tadeuszu, gdy wyszlo swietne tlumaczenie na rosysjki.
Bo też, Bobiku, tak z filmami jest. Jak ze snami. Pamięta się sceny, migawki…
Pytanie: „a momenty były?”, nie jest wcale bezpodstawne.
Bobiczku – oczywiście, że Zielona Gęś również. Ale to raczej w podstawówce. W każdym razie różne scenki np. o dwóch Polakach (Sandwicz i Skoczwiski 😉 ) czy o dymiącym piecyku (bum-bum-tedeum)dawały dużo do myślenia 🙂
Tak, zostają okruchy i ogólne wrażenie.
Żaba zapamiętuje wszystko co końskie, z detalami i na zawsze 🙄
Te wyciągające Wartburga, jej zdaniem, ciut za dobrze utrzymane. Za to siwym zachwycona 🙂
Przeczytałam wcześniejszą dyskusję i odniosłam wrażenie, że oponenci ostrzeliwują się identyczną amunicją, tylko przeciwnie skierowaną. Wielka literatura ma to do siebie, że mity zbiorowe odzwierciedla i demaskuje, ale i kreuje. Witkacy, Gombrowicz i Miłosz, wraz ze swoimi diagnozami, również weszli do zbiorowego mitu. Mitu antymesjanistycznego i antybohaterskiego, stanowiącego antytezę dla mitów romantycznych. Stare mity nadal pobudzają wyobraźnię i budzą emocje, to widać, ale przecież głównego nurtu już nie stanowią. Podobnie jak w wielu innych przypadkach gorących blogowych dyskusji, mam wrażenie, że znów ścierają się ze sobą dwie odmienne dynamiki ewolucji – ta na wolniejsza, na obrzeżach (emigracyjna) i ta szybsza, w centrum (krajowa). Gdyby moje odczucie było trafne, oznaczałoby to, że w gruncie rzeczy jest to problem komunikacyjny. Adwersarze po prostu mówią o czym innym.
„Zaba zapamietuje wszystko co konskie”!
To bardzo smieszne i jakies takie…slodkie. 😆
To całkiem ciekawe
http://zoomnaradyseniorow.pl/
Zaczyna się dziać. Rowerzyści ;-), którzy też chcą jeździć, mieszkańcy miast, którzy chcą mieszkać w swoich miastach. Świetnie!
Oczywiście, że zapamiętuje się najlepiej to, co wywołało najmocniejszy oddźwięk emocjonalny. Ale właśnie w tym rzecz – można było Gombrowicza (czy kogokolwiek innego, to tylko przykład) bardzo dokładnie przeczytać, ale ponieważ nie wstrzelił się w aktualne emocje, szybko zapomnieć.
Czas przeczytania czegoś bardzo ma dużo do rzeczy. Jeśli lektura nie współbrzmi z tym, co na „danym zakręcie” sami przeżywamy i co nas drąży, często spływa jak woda po gęsi, choćby autor nie wiem jakim poetą był. I odwrotnie, nawet średnia literata, wstrzelona w odpowiedni moment, może potrząsnąć i wryć się na ament.
Vesper, o ile nietrudno zgodzić mi się z antymitem jako również-mitem (który mnie wiele bardziej pasuje, więc wolę podchodzić do rzeczywistości od jego strony 😉 ), o tyle dwie dynamiki tym razem wydają mi się zupełnie nietrafione. Przyjrzyj się tej dyskusji – podziały w ogóle w niej nie idą po liniach krajowo/zagranicznych. A jeżeli nawet by szły, to dlaczego akurat dynamika „fajni jesteśmy”, czy jakaś w podobie, miałaby być tą szybszą? 😯
Żaba ma pamięć jak słoń, a nawet stado słoni 😎
Słodkie, ale deprymujące 😉
Fajny komentarz:
„Modlitwa przed matematyką ma głęboki sens. Potem wszak dzieci uczą się, że Trójca to Jedno (3=1). Bez wcześniejszej modlitwy nijak tego nie pojmiesz.”
Bobiku, poleciałam dużym skrótem, więc postaram się rozwinąć myśl. Postawa „fajni jesteśmy” to próba budowania tożsamości na pozytywach. To jest teraz tendencja, którą w Polsce bardzo mocno widać. Przyjmuje czasem dość groteskowe formy – cool jest nawet powstanie warszawskie – ale to jest etap pewnego procesu, przez który musimy jako społeczeństwo przejść, by odbudować samoocenę. To jest potrzebne do przeformowania pamięci zbiorowej. Można oczywiście się z tego podśmiewać, kiedy zaczyna być już żenująco i czemu by nie przyładować z Gombra, ale rzeczywistość to już nie Gombrowicz. Jego percepcja była potrzebna do dekonstruowania mitów romantycznych i do zrozumienia mitologii smoleńskiej (oraz pewnych przejawów zwyczajnego kołtuństwa) nadal jest przydatna. Ale jeśli się tych Gombrowiczowskich okularów nie zdejmie, to umknie całkiem spory kawałek nowej polskiej rzeczywistości. Tej, o której pisała Jagoda. Optymalnie byłoby więc pożyczać te okulary od czasu do czasu, kiedy okazja odpowiednia (medialna euforia z powodu Idy – czemu nie), ale trzeba chyba tez pamiętać, by je po chwili zdjąć.
Jakoś nie bardzo widzę nowości w tym, o czym pisze Vesper. Mam takie wewnętrzne poczucie, że jesteśmy od dawna przeświadczeni o własnej wyjątkowości, skąd się zresztą i wziął mesjanizm. Stąd też jest ten zew „fajni jesteśmy”.
Nie wiem jakie okulary powinnam zalozyc by przeczytac oswiadczenie ze Brytyjczycy są na wskroś pragmatyczni i do dna wyprani z metafizyki. To Polacy, mimo takich wpadek, jak Radio Maryja & Co, przechowują, w postnowoczesnym świecie zachodnim, potrzebę i sens metafizyki i duchowości. Rozumieją, że „season’s greetings” to jednak nie to samo, co życzenia bożonarodzeniowe. […] „Świat zgiełku” dostrzegł przesłanie „Idy”. Bo „świat zgiełku”, jeżeli nie rozumie, to przynajmniej przeczuwa, że zginie bez vita contemplativa. Bo bez niej człowieczeństwo nie ma szans.
Polacy i Ida jako ostoja czlowieczenstwa? Ja jako „swiat zgielku”? Oskar (jury akurat nie polskie, leczjak najbardziej ten „swiat zgielku” reprezentujace, ale pominmy ten drobiazg) jako wyznacznik wysokiej kultury???
No, nie wiem. Ja mam wrazenie, ze zawsze „fajni bylismy” tylko niedocenieni w stopniu dostatecznym. Rownolegle z kompleksem nizszosci. To tez Gombro odnotowal.
Vesper, ja to inaczej widzę. Opcja „fajni jesteśmy” liczy sobie dobrych kilka setek lat, jeśli nie więcej – tak samo zresztą jak opcja przeciwna. W innym ujęciu można by to zilustrować sinuso-cosinusoidalnie, jako przeplatanie się nurtów romantycznych i pozytywistycznych (kiedy jeden wypływa na wierzch, drugi płynie nurtem „podziemnym”, utajonym, a potem się zamieniają miejscami), jeszcze na długo przed powstaniem pojęć „romantyzm” i „pozytywizm”. Obie te opcje są zawsze w życiu umysłowym kraju obecne, choć raz jedna dominuje, raz druga.
To oczywiście też opis w bardzo dużym uproszczeniu i w teorii, bo w praktyce w polskiej historii jednak można zaobserwować wyraźną dominację opcji romantycznej (nie tylko w wersji „fajni jesteśmy”, bo również w martyrologicznej). Pozytywizm, nawet jeśli ma taką fazę, że świetnie sobie radzi w życiu codziennym, z wiele większą trudnością niż romantyzm przebija się do myślenia o „dużych sprawach”, czy wręcz Sprawach.
Gombrowicz pozytywizmu nie wymyślił, on tylko został jego klasykiem. 😉 Może dlatego, że przed nim i Witkacym w kraju nie bardzo było kogo posadzić w Loży Szyderców, która jest każdej kulturze niezbędna, jeśli ta nie ma zastygać w uświęconych tradycją, jedynie słusznych kształtach. Brak takiej Loży był olbrzymią luką, którą dopiero Witkacy i Gombro wypełnili, więc nic dziwnego, że właśnie do nich najczęściej idą odwołania „w tym temacie”.
Owszem, zgadzam się z tym, że patrzenie cały czas wyłącznie przez szydercze okulary tak samo by deformowało rzeczywistość jak patrzenie wyłącznie przez różowe. Ale dotąd nie zauważyłem, żeby ktoś tu Gombrowiczem leciał od rana do wieczora i na każdą okazję miał stosowny z niego cytacik. 😉 Na moje odczucie on się pojawia (niekoniecznie po nazwisku) wtedy, kiedy to ma ręce i nogi. W dodatku, jak pisałem, zupełnie nie po linii emigracyjno-krajowej, dlatego teza o dwóch dynamikach w tym przypadku nadal ani trochę mnie nie przekonuje.
Długo pisałem, co Łajzie dało świetną okazję do zaszalenia. 😉
Tak, racja. Tyle że teraźniejsze „fajni jesteśmy” już nie bierze się poczucia wyjątkowości. To jest odrębne zjawisko, oparte bardziej na poczuciu coraz większego sukcesu, zyskiwania szacunku, znaczenia. I to jest w moim przekonaniu bardzo dobre. Co nie znaczy, że poczucia wyjątkowości też nie ma. Mity współistnieją.
Tezy o Polsce jako ostoi potrzeby mistycyzmu nie będę bronić, bo w takiej formie, jak ją rozumiem, nie do końca podzielam. Ale może nie rozumiem, więc tym bardziej nie powinnam się wypowiadać.
Prezesowi nie do końca fajnie:
„Prezes PiS Jarosław Kaczyński został zapytany na wtorkowej konferencji prasowej, czy cieszy go Oscar dla „Idy” Pawła Pawlikowskiego. – Nie widziałem filmu, ale dużo czytałem w tej sprawie. Cieszę się jako Polak z sukcesu, natomiast cieszyłbym się nieporównanie bardziej, gdyby Oscara zdobył np. film o rotmistrzu Pileckim, albo o rodzinie Ulmów, bo to byłby także wkład w dobrze rozumianą polską politykę historyczną – powiedział.”
Poczucie sukcesu i „wybijania się na normalność” to – wbrew pozorom – też w polskiej historii nic nowego. Choćby w XX-leciu międzywojennym dość dużo tego było.
Ale na pewno nie o takim „byciu fajnym”, bezkompleksowym i nieporównującym się, pisała Jagoda. U niej było wytknięcie Zachodowi, jaki to on niefajny i polecenie w szyczytowy (szczytujący?) mesjanizm „to my, Polacy, przechowujemy św. Graala duchowości i człowieczeństwa”. No, sorry, ale tu się Gombro aż prosi. 😉
Brak dobrze rozumianej polskiej polityki historycznej w amerykańskiej Akademii Filmowej jest po prostu oburzający! 👿
Prezes jest niezastąpiony 😆
Bobiku, chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie weszłam do Jagodowego okopu i nie ładuję do jej adwersarzy z mitologicznego działka. Przeciwnie. Odniosłam wrażenie, że jest to pojedynek na starożytną mitologię i obie strony ładują do siebie z mitologicznego arsenału. Próbuję przedstawić swój własny punkt widzenia, który dostrzega nowe źródło poczucia „fajności”. Nie uważam, by niska samoocena była dobrem samym w sobie. Wysoka też nie. Samoocena powinna być adekwatna. Polacy mieli i w dużej mierze nadal mają bardzo niską samoocenę, w moim odczuciu nieadekwatnie niską. Ale pracują na wyższą. I to jest dobre.
A już wsadzanie w to wszystko problemu „season’s greetings” versus życzenia bożonarodzeniowe jest po prostu śmieszne.
Z konieczności wymuszania od innych życzeń bożonarodzeniowych, choćby wysyłający Bożego Narodzenia nie obchodził, robić potrzebę mistycyzmu? 😯
I jeszcze raz zapytuję: gdzie jest mistycyzm i potrzeba vita contemplativa w „Idzie”? Ja widzę tu raczej tchórzenie Anny/Idy, chowającej się w bezpiecznym kokonie (gdzież, ach gdzież takie przyjemne zakony 😆 ) przed realnym światem…
Doro, liczne przykłady rozmaitych interpretacji „Idy” dowodzą, że każdy widzi w niej coś innego. Twórca twierdzi, że zrobił film o potrzebie kontemplacji i wycofania. Ty, że o tchórzostwie. Prawica w Polsce uważa, że film jest pełen antypolskich stereotypów. Lewica (wraz z częścią tego blogu), że stereotypów antysemickich. Proponuję przyjąć, że dla każdego jest to film o tym, co w nim zobaczył.
Vesper, ja przecież o tym samym i to już od wczoraj – że wszystko dobrze, jeśli adekwatnie. Więc raczej moje stanowisko nie było w drugim okopie. A że Jagoda tym razem bardzo stanowczo okopała się na pozycji złotoptackiej, to już przecież ani moja wina, ani Heleny, ani Kierowniczki, ani pozostałej Szanownej Etcetery.. 😉
Wow. Jak mi sie podoba wyrazenie „pozycja zlotoptacka”. Od razu mam przed oczyma slynnego Papieza z Ptakiem.
Rosjanin, Norweg i Polak dyskutują, gdzie są bardziej srogie zimy. Rosjanin mówi:
– U nas to była taka zima, że jak splunąłeś, to na ziemię spadała bryłka lodu.
Na to Norweg:
– A u nas był taki mróz, ze Golfsztrom zamarzł.
A Polak:
— I dobrze mu tak, Żydowi!
No cóż, może poszło o postrzeganie frenetycznej radości z Oskara dla Idy jako niedojrzałości społeczeństwa. W moim odczuciu jest to diagnoza nietrafna. Czerwona farba na pierwszych stronach portali informacyjnych to raczej przejaw głupoty mediów, które ostatnio coraz mniej informują, a coraz więcej krzyczą. O ile cała Polska rzeczywiście skakała z Małyszem, o tyle w domach i na ulicach euforii oskarowej nie ma. Media znów stworzyły alternatywną rzeczywistość. Budowanie opinii o społeczeństwie na podstawie zawartości tabloidów (a tym jest już portal Wyborczej) może budzić odruchy obronne. Tak to widzę.
Z tym Małyszem i całą Polską to też lekka przesada 😉
Poza tym Polak lubi być dobrze kojarzony za granicą, bo dopiero gdy i tam jego samoocena jest weryfikowana pozytywnie, czuje się lepszym (czy choćby niegorszym, ale woli lepszym) od innych.
A w iluż krajach ludzie interesują się skokami narciarskimi? Nawet w Europie nie wszędzie. Jedynie JPII zapewniał szeroką rozpoznawalność w świecie, ale i to mija.
Media nie robia niczego „bo tak im sie wydaje”. One sie zmieniaja pod wplywem drogich badan rynkowych, prowadzonych systematycznie, wyliczen co sie im oplaca w sensie sprzedawalnosci.
Markot 😆
O Golfsztromie to nowsza wersja przedwojennego dowcipu o tym jak Zydzi zatopili Titanica:
– Jacy znowu Zydzi? To iceberg!
– Iceberg, Weissberg….
Przepraszam, to jest moment, kiedy lepiej będzie, jeśli się wycofam się z dyskusji.
Prawde powiedziawszy nie widze zwiazku miedzy prowadzona dyskusja a watkiem zydowskim i moze lepiej by sie nie pojawial, bo znow zasloni inne tematy, ktore jednak tez sa ciekawe 🙂
Lisku, ten związek jest, ale w sferze metakomunikatów. Była próba dostrzeżenia, że polskie społeczeństwo się rozwija i dojrzewa, to musi być antysemicki polski dowcip jako ostatnie słowo. Dlatego sobie odpuszczam.
Sorry, to nie był polski antysemicki dowcip.
To był dowcip opowiadany o Polakach przez cudzoziemców.
Polski antropolog Michał Garapich, badający najnowszą brytyjską Polonię, postawił dwie tezy, namiętnie cytowane zarówno przez polskie, jak i wyspiarskie media. Pierwsza z nich mówi o tym, że Brytyjczycy, by pomóc Polakom w integracji, powinni zacząć z nich żartować. – To, w jaki sposób Polacy zareagują na angielski humor może być prawdziwym sprawdzianem tego, czy naprawdę są zintegrowani z brytyjskim społeczeństwem – twierdzi Garapich.
Z kolei druga teza sugeruje, że nasi rodacy są zbyt przeczuleni na własnym punkcie, nie za bardzo potrafią śmiać się z siebie samych i stanowczo powinni się tego nauczyć. – Anglicy uwielbiają wyśmiewać się z takich cech, jak sztywniactwo i pompatyczność, fałsz oraz zbyt wysokie mniemanie o sobie – mówi. – Jeśli moi rodacy mają się czegoś nauczyć od Brytyjczyków, to niech to będzie właśnie nietraktowanie siebie zbyt poważnie…
Dla mnie Rewolucja Gombrowicka polega na tym, że z „my jesteśmy fajni” przeszedł do „ja jestem fajny”. I tak o to samo każdemu chodzi, ale przynajmniej nie trzeba nosić na karku Chrobrego, Kmicica i Kościuszki.
Polacy notabene (w swojej masie, nie tutejsi bywalcy) uwielbiają kawały o innych nacjach, zwłaszcza takie, z których „Rusek i Niemiec” wychodzą ośmieszeni, a Polak – zwycięsko.
Bobik, czy jest z nami administrator?
To ani trochę nie jest śmieszne.
Przypomnijcie sobie, dlaczego Ten Blog powstał…
Reakcję w stylu „musi być antysemicki polski dowcip jako ostatnie słowo” w tym przypadku odbieram jak odruch, automatyczną potrzebę oburzenia bez głębszej refleksji o rzeczywistym wydźwięku tego dowcipu. Szkoda.
Helena załapała sens, ale znała już podobny 😉
To prawda, że wątek żydowski w sferze publicznej jest już tak „wstępnie obciążony”, że lepiej go nie wprowadzać lekkomyślnie, bo może całą dyskusję sprowadzić na manowce. Jeżeli istotą sprawy ma być umiejętność śmiania się z siebie, to jednak lepiej byłoby dla ilustracji dobrać taki dowcip, który nie będzie natychmiast wprowadzał pobocznych skojarzeń.
Oczywiście na życzenie mogę się już nie odzywać.
Nie ma sprawy.
Najlepiej byłoby tę część rozmowy zresetować i jeszcze raz napisać, o co idzie, ale w taki sposób, żeby nie wchodzić od razu na miny.
Wydaje mi sie ze aby wysmiewac sie z siebie trzeba miec pewna doze pewnosci siebie. Anglikom jej nie brakuje, zreszta ich dowcipy sa mieszanka autoironii i dumy.
Anglicy też mają swoje „złotoanglictwo”. Jak każdy naród. Tylko oni stosunkowo wcześnie wyhodowali sobie drugą, szyderczą nóżkę, która pomagała im zachować równowagę. 😉
Angicy zaczeli hodowac druga nozke juz w XVII wieku, i ciut pozniej mieli juz Jonathana Swifta.
„I replied that England (the dear place of my nativity) was computed to produce three times the quantity of food, more than its inhabitants are able to consume, … But, in order to feed the luxury and intemperance of the males, and the vanity of the females, we sent away the greatest part of our necessary things to other countries, from whence in return we brought the materials of diseases, folly, and vice, to spend among ourselves. Hence it follows of necessity that vast numbers of our people are compelled to seek their livelihood by begging, robbing, stealing, cheating, pimping, forswearing, flattering, suborning, forging, gaming, lying, fawning, hectoring, voting, scribbling, freethinking,”
― Jonathan Swift, Gulliver’s Travels
Czy mozemy zmienic na „„Rosjanin i Niemiec” ” ?
Dla zresetowania wiosenny perehod 😉 🙂
https://plus.google.com/photos/111628522190938769684/albums/6119480909320728721
Moim skromnym zdaniem to my (ale nie chciałbym być zapytany dokładnie kto to my…) umiemy się śmiać z siebie. I całkiem dobrze rozumiemy brytyjski dowcip, vide ogromna popularność Monty Pythona w Polsce.
O, Swift… Wielka książka. Ale do niego przyznają się Irlandczycy 😆 An Anglo-Irish writer, pisze Wikipedia za Britanniką.
Lisku, jasne że możemy.
Ale one nie są TAK opowiadane.
To też o czymś świadczy.
A ile jawnej pogardy i wyższości w stosunku do Rosji, jej narodu i przywódcy się spotyka w polskich mediach i necie, to może być osobny temat.
Nie ma obawy, tematu nie będę kontynuować.
W telewizji za chwilę „Hart aber fair” o sytuacji setek tysięcy uciekinierów z terenów wojen domowych, którzy falami szturmują Europę i chętnie zostaliby w Niemczech, i reakcjach niemieckiego społeczeństwa na tę nawałę…
Hej, nie boczcie się na siebie, proszę 🙁
Ja się nie boczę, bo nie jestem boczniak 😉 tylko się ostatnio dość wcześnie czuję zmęczony. Co ma czasem taki efekt, że padam o porze dobranockowej, kilka godzin przesypiam, a potem jeszcze coś doszczekuję budząc się w środku nocy i wychodzi na to, że taki niespacz jestem. 😉
Boczenie się na dowolnym boku mile widziane 🙂
A tu jeszcze dość istotna zapowiedź Camerona – jakby niekoniecznie potwierdzająca obraz merkantylnego, niewrażliwego na imponderabilia Brytyjczyka:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17479363,Cameron___Rozmiescimy_na_Ukrainie_personel_wojskowy__.html#Czolka3Img
Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie wykorzystuję łatwej okazji do poironizowania sobie, tylko zwracam uwagę na to, jak szybko rzeczywistość potrafi zadać kłam stereotypom. Dlatego nie warto przywiązywać się nawet do tych, które wydają się mieć niezłe uzasadnienia, bo i im realność może znienacka dołożyć. 😉
Zastanawiam się nad rzeczywistymi powodami, bardzo zgrabnej literacko, bojowości Camerona. Oprócz banalnego i stereotypowego 😉 jak Francuzi w jedną, to my w drugą, nic mi nie przychodzi do głowy 🙁
Dobranoc 😕
Dzien dobry 🙂
Herbata
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Naprawdę boczniaki na fusach z kawy rosną? 😯
Kurczę, ile potencjalnych boczniaków ja już wywaliłem. 🙄
Odrobina słońca się dziś przedarła, ale to podobno chwilowe, więc nawet się nie chcę zaczynać cieszyć. Chociaż martwić z tego powodu też się nie będę. 😉
Haneczko, a nie dopuszczasz takiej możliwości, że przynajmniej niektórzy politycy na Zachodzie widzą, do czego prowadzi polityka ustępliwości wobec Putina? Tzn. że nie wszyscy ci politycy są tacy głupi, na jakich wyglądają? 😉
Dzień dobry 🙂
Bobiku, o głupotę nie posądzam. Dziwię się tylko tej nagłej stanowczości i zastanawiam, co może być pod spodem. Ostatni Mińsk był przecież upokarzający. Car Putin przyjmował petentów i widać było, kto do kogo ma sprawę i kto tu rządzi. Teraz cisza przed kolejną burzą, a nie wiem, kto trzyma ster.
Pewnie już nie mogą patrzeć, jak ukraińscy ochotnicy wystrzeliwują się nawzajem 🙄
A na zachodzie Ukrainy łapanka.
W samym obwodzie iwanofrankowskim poszukują 8000 poborowych.
Proponuję Adasia na bruk, Wdzięczność na cokół http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,17479105,Po_procesji_zostawia_na_Pl__Mickiewicza_5_metrowego.html#BoxLokPozLink Jeśli im się uda, to naprawdę będzie na co nie patrzeć 👿
Na marginesie.
Rożek był dobrym rzeźbiarzem. Gnieźnieńska kopia Chrobrego autorstwa Sobocińskiego jest słabą namiastką oryginału.
Markocie, tak zjadliwie o tym wszystkim piszesz, jakby nieszczęścia tego kraju sprawiały Ci szczególną przyjemność.
Nie zauważasz, że to odpychający ton.
Doskonale zdajemy sobie sprawę z sytuacji Ukrainy.
Nie wiem, dlaczego się tak zachowujesz?
Może właśnie ten upokarzający Mińsk był kroplą przepełniającą czarę? Wcześniej była jeszcze nadzieja (fakt, że już od dłuższego czasu niezbyt uprawniona) na jakieś kompromisowe, partnerskie załatwienie sprawy, ale w pewnym momencie stało się całkiem jasne, że to iluzje i zimnego prysznica tak czy owak się nie uniknie.
Mam wrażenie, że Rosja wcale się nie pali do uniknięcia nowej zimnej wojny, może wręcz do niej dąży. Prawdopodobnie dla autorytarnej władzy jest to sytuacja dość komfortowa, kiedy taką wojną wszystko można usprawiedliwić i wyjaśnić, więc właściwie czemu miałaby tego unikać? A jeżeli w rosyjskich planach na końcu tak czy owak stoi zimna wojna, to nie ma powodu, żeby Zachód kolejnymi ustępstwami próbował odsuwać to, co i tak nastąpi.
Dla jednych zjadliwość, dla innych sarkazm.
Nie sprawia mi przyjemności sytuacja na Ukrainie, ale irytuje ciągłe propagandowe podsycanie tej wojny, jakaś taka chora nadzieja na konflikt globalny, gdzie wreszcie tego cholernego Putina wywloką na ulicę jak Kadafiego i wtedy zapanuje ogólna szczęśliwość.
Markocie, mnie też się rzuca w oczy, że Twój ton jest prowokacyjny. Nie tyle same wiadomości, które wrzucasz (bo to sobie każdy sam może zweryfikować i przemyśleć), co właśnie ton.
Nie chcę tu wprowadzać „jedynego słusznego zdania w sprawach ukraińskich”. Rozumiem, że można mieć na ten temat różne opinie. Ale jest to temat bardzo emocjonalnie obciążony, dzieje się to wszystko teraz, niedaleko, ludzie naprawdę giną, inni ludzie naprawdę ich opłakują i nie można tego wszystkiego kwitować sarkastycznymi prześmiewkami. Taki ton może być adekwatny wobec wyskoków Prezesa, ale nie wobec wojny i ofiar w ludziach. Więc bardzo proszę, zwróć na ton swoich postów uwagę.
Ja nie mam żadnej „nadziei” na konflikt globalny, wręcz przeciwnie, przeraża mnie jego wizja, ale też nie mam złudzeń co do zamiarów Putina. Weźmie tyle, ile mu się wziąć pozwoli. A dla mnie nie jest to tak sympatyczny gość, żebym marzył o robieniu mu prezentów. 🙄
Rozumiem i się powstrzymam od komentarzy na temat Ukrainy, ale pozwolę sobie też przypomnieć, że ton jest również w uchu słuchającego. Można się było dopatrzyć antysemityzmu w dowcipie o Golfsztromie, można też słyszeć radość z cudzego nieszczęścia w rzeczowych cytatach z prasy.
A Wietnam zaczął się także wysłaniem doradców wojskowych do Sajgonu.
I to by było na tyle.
Na dworze piękne słoneczko, czego i Wam życzę.
Z dowcipu o Golfsztromie sama się śmiałam jeszcze w okolicach 1968 r. Bo to oczywiście nie jest dowcip antysemicki, ale wyśmiewający antysemityzm.
Natomiast w głowę zachodzę, czemu markotowi przeszkadza pogarda wobec Putina (jednak barbarzyńskiego najeźdźcy na inny kraj, nikt tego zakwestionować nie może), a nie przeszkadza równie często spotykana na forach i równie silnie wyrażana pogarda wobec Ukrainy, jej władz i w ogóle narodu, który zresztą bywa przez owych pogardzających kwestionowany jako naród.
Dla mnie taka postawa jest jak kopanie leżącego.
I to moje ostatnie słowo na ten temat.
Mnie przeszkadza wszelka pogarda wobec narodów i poszczególnych ludzi, i jeśli tego nie deklaruję przy każdej nadarzającej się okazji, to nie znaczy, że nie odczuwam.
Na tym forum nie wydawało mi się to konieczne, ale skoro jednak niezbędne, bo się inaczej trafia do niewłaściwej szufladki, to na przyszłość spróbuję się dostosować.
No, niestety, poszczególni ludzie czasem długo i uparcie pracują na to, żeby pozbawić się ogólnego szacunku. 🙁
Z tym kopaniem leżącego to chyba Kierowniczka trafiła w sedno. Identycznie brzmiąca uwaga może mieć zupełnie inny wydźwięk, kiedy dotyczy zwycięzcy, a inny, kiedy pokonanego. Kontekst całe znaczenie potrafi zmienić.
Z ogólnym szacunkiem to w ogóle jest trudno, bo gusta bywają podzielone. Żaden znany i w miarę skuteczny polityk światowy nie cieszył się nigdy ogólnym szacunkiem. Dotyczy również papieży, a nawet dalajlamy.
Co do Putina i jego „polityki zagranicznej” nikt tu chyba nie ma oddzielnego zdania. I nikt chyba nie chce brac odpowiedzialnosci za to co sie wypisuje na forach na temat Ukrainy czy na jakikolwiek inny temat, come to think of it.
To co irytuje markota, jak sadze, to nieustanne pobrzekiwanie szabelka w mediach glownego nurtu, brak spokojnej i wywazonej analizy sytuacji, ocekiwania, ze caly swiat zachodni powinien wyruszyc na wojne z Rosja, przestac wreszcie podejmowac wysilki dyplomatyczne i wprowadzac sankcje, tylko dyskutowac z Rosja z pozycji sily. Czyz nie takie byly oczekiwania wobec Tuska, gdy zostal „prezydentem Europy”? Ze „nasz czlowiek w Europie” pokaze gdzie raki zimuja?
Ogolny ton mainstreamu jest podejrzliwy i pogardliwy zarowno wzgledem Rosji jak i Zachodu.
Wczorajsza niezbyt madra wypowiedz o to jakie sa „prawdziwe powody” decyzji rzadu w Londynie jest wypadkowa tego wszystkiego wlasnie co dominuje w polskim dyskursie dotyczacym Ukrainy i jej miejsa we wspolczesnym swiecie.
Ja to tez widze, czytam i staram sie trzynac twarz na klodke. Co u mnie rzadkie.Ale rozumiem przeciez, ze dla niektorych uczestnikow TEGO forum, temat Ukrainy jest zbyt bolesny, zbyt osobisty aby zachowac jakis emocjonalny chlod.
Nie wiadomo dokładnie ile jest śmiertelnych ofiar wśród Ukraińców. Nawet liczba niezależnych od ukraińskiego rządu „armii” jest nieznana dokładnie, piszą, że koło 30 (więc podanie liczby ich wojujących jest zupełnie poza racjonalnym myśleniem), ale markot ufa uznanemu przez nią za specjalistę od problemu człowiekowi, opisanemu jako the soldier, known only as “Saffron” i powtarza za nim, że 60% tracących życie ginie, bo oni sami się wybijają.
Nie artyleria zza rosyjskiej granicy, nie oddziały rosyjskie, takie zielone ludziki,które opanowały połacie Ukrainy, ale sami Ukraińscy bojownicy.
Ciekaw jestem czy jeszcze komuś (oprócz mnie) kojarzy się to z wieściami rozpowszechnianymi w prasie skrajnej polskiej prawicy, że w armii Hitlera byli żydowscy generałowie i to sami Żydzi innych Żydów wybijali.
Na tym tle określenie ukraińskiego poboru do wojska „łapanką” jest logicznym przedłużeniem nastawienia — domyślam się, że pobór w innych krajach nie doczekałby się tego pochodzącego z WWII miana.
Ptaszki, obłoczki, wzruszające zdjęcia z pięknej Szwajcarii… Zalew solidnych informacji czerpanych z Wikipedii a może z zasobów światowych akademii… A gdy dochodzi do Ukrainy, czysta nienawiść i pogarda. I periodyczne obietnice „już więcej nie będę”, niestety nigdy nie spełniane.
Jakie może być we współczesnym świecie dyskutowanie mocarstw z pozycji siły? „Zobaczymy, kto komu pierwszy przywali jądrówką”? 🙄
Świat dyplomacji jest światem subtelnych znaków. One są może mało spektakularne, ale naprawdę nie życzę nam wszystkim, żeby przeszło do tych bardziej spektakularnych. Póki siłę sygnalizuje się kolejną sankcją lub wysłaniem kilkudziesięciu żołnierzy, świat może jeszcze spać w miarę spokojnie, choć lokalnych konfliktów to nie wyklucza. Jeśli doszłoby do prawdziwego, niedyplomatycznego pokazywania siły, spokojnie nie mógłby spać nikt.
Andsolu, a moglbys sprobowac przelewac swoje mysli na ekran wystrzegajac sie rozpetywania kolejnej awantury? I bez osobistych wycieczek
Bobik ma absolutna racje powyzej.
No to proszę bardzo:
http://wyborcza.pl/1,75477,17481567,Wiemy__jak_Kreml_rok_temu_planowal_podboj_i_podzial.html#BoxGWImg
Żeby nie było – to prasa rosyjska podała (jeszcze jakieś nędzne ostatki niezależności się tam zdarzają). Nie ukraińska.
Przykro mi, ale zgadzam się z andsolem. Ta „łapanka” tez mną trzepnęła. No, nie można, po prostu, po ludzku – nie można.
Bobik, ja chce miec z Toba kocieta!
Czy powinnismy wspierac Ukraine i jej samostijnosc i jej granice? Nie ma dwoch zdan! Ale nie kosztem rozpetnia wojny w Europie.
Markot ma wielkie serce. Bardzo cenię Markota.
Z toba andsolu, calym sercem.
Wow, jaki dziś niesamowity dzień!
Na dworze słoneczko, chmurki i te nieznośne miejscowe widoki, ale co tanie i dobre – z Brazylii!
Mango w promocji 40 proc. Papaja wręcz 50, ale ocena osobowości (zdumiewająco równie celna co życzliwa) gratis i franko 😀
Dziękuję serdecznie.
Andsolu, czytasz we mnie jak w otwartej księdze 😎 Wprawdzie udało mi się utrzymać w tajemnicy jeden sekret, ale w tej sytuacji nie ma co go dalej ukrywać.
Otóż w bezksiężycowe noce pokrywam się szorstkim futrem i wyruszam molestować wiewiórki, które w dzień perfidnie podkarmiam orzeszkami. A po powrocie słucham na cały głos ulubionej pieśni Stalina – „Suliko” 😎
Haneczko, dziękuję, Ty kardiologu 🙂
Notabene, przeczulenia na tle słowa „łapanka” w 70 lat po wojnie, kiedy co i rusz czytam o „dyrektorach z łapanki”, „spektaklach teatralnych z łapanki”, „nocnej łapance na parkingu” itp. itd. nie odbieram jako szczerego, najwyżej jako przydatną egzaltację, żeby mi jeszcze dodatkowo przyłożyć.
A Ukraińcy naprawdę nie chcą walczyć, przynajmniej spora część
I ja ich rozumiem. I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z koszyczkowego towarzystwa chciał posłać tam swojego syna, męża czy brata.
To oczywiste, że wielu Ukrainców nie chce wojny, właściwie większość, z Poroszenką na czele. Ale przedłożony przez niego pomysł, by wprowadzić do Donbasu siły rozjemcze, został przez Zachód olany. Ukraińcy mają nadal być z tym wszystkim sami i się wykrwawiać. Może nawet do krwi ostatniej.
A użycie słowa „łapanka” ma zupełnie inny wydźwięk w kontekście cywilnym i wojennym. Że osoba inteligentna, za jaką uważam markota, tego nie wyczuwa, zdumiewa mnie po prostu.
Za to zawsze można na tle osoby takiej jak markot zaprezentować się szlachetniej, etyczniej i wznioślej 😉
Słuchajcie, ja mówię stanowcze dość. Nie jestem w stanie siedzieć cały czas przy komputerze i reagować na każdy post, a o sensowną reakcję wtedy, kiedy wymiana zdań już się zapętliła, bardzo trudno. Więc nie wnikając już dalej w to, co, kto, komu i dlaczego, zarządzam koniec szarpacki i uprzedzam, że wracające do niej, choćby okrężnie, posty będę kasować po uważaniu.
Jeżeli nie potrafimy spokojnie rozmawiać na jakiś temat, to go zmieńmy, bo na taką rozmowę jak dzisiaj ja po prostu nie mam nerwów.
Szanowny Koszyczku! Chciałem tylko powiedzieć, że nawet zamieszczona wyżej „szarpacka” może być znakomitym przykładem kulturalnej dyskusji między ludźmi o różniących się poglądach, dziwnie rzadko spotykanej w sieci. Dlatego tak lubię tu zaglądać. 🙂
Ach, Tetryku, sam jesteś jak balsam.
Lubię Twoje przyjazne wpisy. 🙂
Tetryku, ale milej już tu bywało. 😆
Ja wiem, że kiedy się rozmowę tak po prostu ucina, nawet bez zajęcia własnego stanowiska, to każdy jest nieco rozczarowany i ma poczucie niedosytu. Ale moim zdaniem już lepsze to, niż dojście do takiego „mordobicia”, po którym mógłbym tylko pozmiatać zęby z podłogi i zamknąć lokal na kłódkę.
Mili moi, w potrzebiem. Czy ktoś mógłby polecić (na priva) dobrego warszawskiego weterynarza? Może jestem przewrażliwiona i nadwątpiąca, ale martwi mnie, że Sila co chwila choruje i dostaje antybiotyk, a przyczyny ciągle nie udaje się ustalić. To kotka kanapowa, nigdzie nie wychodzi, a i u niej mało kto bywa, niczego ryzykownego nie dostaje do jedzenia, no przecież nie wykręca się na lewą stronę dla rozrywki. 🙁
Ago, zaraz Ci prześlę.
Dziękuję. 🙂
Mój syn mówi, że teraz zwierzęta mają o wiele lepszą opiekę niż ludzie i nie mówi tego żartem.
Inną sprawą jest dobre rozpoznanie i leczenie.
Biedna Sila. 🙁 Może jej ogólnie system immunologiczny szwankuje?
Zcala pewnoscia wterynarze maja dzis znacznie lepszy bed side manner od ludzkich lekarzy.
Pewnie toma cos wspolnego z tym, ze dostaja PRAWDZIWE pieniadze.
Mialysmy spanialy obiad – kaxzke z fasolka szparagpwa sautee, courtesy of Audrey – najlepsza jaka jadlam w zyciu.
A robila to tak. W glebokiej patelni podgrzala troche oleju i masla. Na to wrzucila cebule i czosnek. Potem dodala surowa fasolke i gdy ta sie robila,potrzasala patelnia. Gdy zauwazyla, ze fasolka zaczela sie smazyc, dodala dwie lyzki stolowe wody. Dodala sol i troche soku z cytryny.
Boze, co to za fasolka!
Jutro robimy rack of lamb, wiec tez bedzie tradycyjnie z fasolka szparagowa!
Tadeusz Sobolewski o „Idzie”
http://wyborcza.pl/1,75475,17474693,Dokad_idzie_Ida__Oscar_za_film_dla_przyszlosci__SOBOLEWSKI_.html
Zapewne można ją na przeróżne sposoby odczytywać i nadawać różne znaczenia poszczególnym scenom. To dobrze, że powstał, bo w sumie potrzebujemy dyskusji o trudnej historii, nawet jeżeli ten film jest tylko symboliczną przypowieścią, jak uważa autor.
Taka właśnie jest aktualna diagnoza i po skończeniu antybiotyku Sila ma dostać jakieś środki na wzmocnienie odporności. Mam kłopoty z zaakceptowaniem takiego wyjaśnienia, bo jak to: nie ma szefa, ma potulny personel, nie miewa telekonferencji ani spotkań, nie jada w stołówce, nikt jej nie trzyma w beczce z ropą – to od czego jej może system immunologiczny szwankować? Punkt siedzenia… 😳
Fasolka zielona, czy żółta?
Ludzcy też mówią o szwankującym systemie immunologicznym, jak nie wiedzą, co jest.
Chyba każda choroba jest oznaką takiego szwankowania, ważna jest przyczyna.
Ale ja się nie znam.
Zielona. Ale mozna to samo robic z zolta.
Kłaniam się po długiej nieobecności, spowodowanej tak zakończeniem moich spraw warszawskich, pozbywaniem się mieszkania tamże i rozporządzeniem jego zawartością etc. jak i przygodami natury zdrowotnej.
Widząc wpis mt7 – śr, 25 Luty 2015, 21:57
na temat Idy pragnę się zwierzyć, iż od dziesięcioleci nie widziałem tak dobrego polskiego filmu. Od razu skojarzył mi się on z hansenowską koncepcją Formy Otwartej
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_formy_otwartej
Ago
Małgorzata Ściskalska
http://www.wila-vet.pl/oferta
Możesz się powołać na znajomość ze mną
Wiesław Sitkowski
Lublin
Ago
Coś dokładniejszego na temat objawów i przebiegu? Wiek kotki?
Ewentualnie klepnij do mnie na maila. Kontakt u Bobika.
mt7: strasznie mądry ten artykuł p. Sobolewskiego. Pomaga mi zrozumieć tajemnicę Pytii (mówić, mówić, nic nie powiedzieć). I po czymś takim jak prosty człowiek może powiedzieć „film mi się (podobał/nie podobał)”?
Andsolu: a czy nie może aby być tak, że ów „prosty człowiek” ma powiedzieć: „film mi się (podobał/nie podobał)” nie po przeczytaniu tekstu np. Pana Sobolewskiego, a po prostu po obejrzeniu tego filmu ?
Dzięki, Paradoksie, nie zawahamy się Cię wykorzystać – w ostateczności. Ale najpierw wykorzystamy cne możliwości. 😉 Podałam siostrze oba namiary – ona, jako Personel Podstawowy, musi podejmować Decyzje. Właśnie sprawdziłam, że Sila jest z nami już od pięciu lat. 😯 😯 😯 Nie pamiętam, na ile weterynarz ocenił wtedy jej wiek. https://plus.google.com/u/0/photos/118060386314817127123/albums/5834499403936532705?authkey=CIi9xuiGiqfP4AE Dobranoc. 🙂