Chirurgia plastyczna
– Świetnie wyglądasz! – szczeknął Bobik, wskazując spodziewanemu gościowi najwygodniejszy fotel. – Nie wiem, jak ty to robisz, ale praktycznie w ogóle się nie zmieniasz!
– Niezmienianie się należy do moich obowiązków zawodowych – mruknęła Tradycja i zapadła się w wysiedzianego chesterfielda. – Choć prawdę mówiąc, nie zawsze jest mi z tym dobrze. Czasem sama na siebie w lustrze patrzeć nie mogę, czuję się za stara, nienadążająca i zaczynam o chirurgii plastycznej myśleć, albo przynajmniej o gabinecie kosmetycznym czy styliście. Ale gdzie tam, nie pozwolą.
– Niektórzy chyba by pozwolili – zasugerował nieśmiało Bobik. – Ja na przykład nie miałbym ci za złe, gdybyś zaczęła nosić dżinsy czy modną fryzurę. Przecież i tak dalej byłabyś wtedy sobą, a nie kim innym.
– Ty byś nie miał za złe, ale inni by mieli i mnie, i tobie – westchnęła Tradycja i znacząco wywróciła oczami. – Nie chcę lecieć po nazwiskach, ale chyba wiesz, jaki krzyk się zawsze podnosi, kiedy ktoś odkrywa, że nie zachwycasz się mną w stu procentach i pod każdym względem. Zaraz się to nazywa, że nie przejawiasz wobec mnie należytego szacunku. Naprawdę, wcale nie jest tak łatwo z tą chirurgią plastyczną, kiedy wokół tylu pilnowaczy.
– A gdybyś – zastanowił się szczeniak – po prostu przestała się przejmować tym, co ci niewymienieni z nazwisk pilnowacze mówią i zmieniała się tak, jak tobie jest wygodnie? Tak, żebyś się czuła w miarę dopasowana do świata, który w końcu też się zmienia?
Tradycja nagle roześmiała się łobuzersko, przymrużyła oko i szepnęła konfidencjonalnie:
– Przecież ja to robię, ale tak to rozkładam w czasie, że trudno złapać mnie za rękę. Tylko nie mów o tym nikomu, bo po co mi znowu jakieś awantury i to w Wielką Sobotę.
– Nikomu ani mru mru – solennie zapewnił Bobik. – Nawet wręcz ostentacyjnie potraktuję cię tak, jakby mi do głowy nie przyszło, że możesz choć na krok odstąpić od swej odwiecznej postaci. Smacznego jajka, Tradycjo. Wesołych Świąt!
Ago, dziękuję za Sowę (wieści o). Już się sciągnął.
Bardzo proszę – ani słowa o stertach. Powoli wpadam w rozpacz 🙁
Na zachętę:
Hurt to nie ja, niestety, obszarowo stać mnie jedynie na detal.
Zrobił na mnie dobre wrażenie sklep http://e-clematis.com/ – zamawiałam oczywiście przede wszystkim klematisy, ale i parę bylin, i pnączko jakieś.
Przybyło mi mnóstwo nowości prosto ze sklepu Rajski Ogród, w tym wreszcie złapałam szachownice, na które poluję pół zycia.
Nowa róża: Burgundy Ice Harknessa. Kolor mnie wciął.
Jutro narobię zdjęć tego co już jest. Dzisiaj padam na pysk. Na trzy pyski, bo moje psy, które cały dzień pomagały ogrodnikom już leżą.
Ale 'Burgundy Ice’ nie ma nic wspólnego z Harknessem, Nisiu. Znaczy ma w ofercie szkółki, ale to nie jego odmiana. Co w żaden sposób nie ujmuje urody. Ja „w tych klimatach” mam 'Cardinal Hume’.
Odpoczywaj bezpylkowo, Ago. Czytanie nie uciekne. Jeszcze ci nie podziekwalam za tulipany dla Pani Sandlerowej! Dzieki wielkie.
Babilasie, wszystko możliwe. Na etykiecie napisali Burgundy Ice Harkness, więc pomyslałam jak pomyslałam. A niech se. Najważniejsze, żeby się ładnie floribundziła.
Mam natomiast kłopot z moją ukochana New Dawn, której tzw. większa połowa uschła. Na szczęscie ta od góry… się wytnie, a dół niech zasuwa.
Nisiu, wiosenna suchość róż to powszechna przypadłość tego roku. Wszystko przez brak śniegu i bezdeszczowe przedwiośnie.
'Bugrundy Ice’ ma rodowód niemiecko – australijski. Wszystko zaczęło się od Kordesa, który w 1958 wypucił na rynek floribundę 'Schneewittchen’. Nazwa nie rokowała sukcesu marketingowego na rynkach innych niż niemieckojęzyczne, więc odmiana zyskała dwa synonimy 'Fée des Neiges’ oraz 'Iceberg’. I właśnie jako 'Iceberg’ rozpoczęła swoją drugą młodość. Po pierwsze jako matka wielu austinek (m. inn. 'Graham Thomas’, 'English Garden’). Po drugie, 'Iceberg’ ma tendencje do tworzenia mutacji (tzw. sportów), między innymi 'Pink Iceberg’, potem 'Brillant Pink Iceberg’, z którego wreszcie powstał 'Burgundy Iceberg’, a to już działo się u Swanego w Australii, czterdzieści lat później.
Mnie właśnie Babilas na privie dołożył do sterty, ale bynajmniej sobie nie krzywduję. Kundel też wygląda na zadowolonego. 😀
Właśnie doczytałam dzisiejszą Wyborczą. Babilas w tym czasie przeczytał nowego Sowę i parę innych drobiazgów. Aga przesiadła się ze sterty nieprzeczytanych na przeczytane i zastanawia się, co będzie czytała dzisiaj/jutro. Przy Was czuję się jak pantofelek 😕 No nic, nieważne, dokąd zmierzasz, ważne, kto biegnie obok ciebie 😉
Dobry wieczór. Widziałam, że temat pedofilii wrócił całkiem niedawno na poprzedniej stronie, więc trochę dopowiem.
Otóż według pani seksuolog, której ostatnio miałam okazję posłuchać na szkoleniu dotyczącym bezpieczeństwa dzieci w internecie, rośnie liczba młodych mężczyzn (o kobietach nie wspominała, ale zakładam, że wśród kobiet zjawisko również występuje, choć może na mniejszą skalę), którzy tak się uwarunkowali, że osiągają stan podniecenia seksualnego jedynie w sytuacjach, w których treści erotycznych dostarcza komputer.
Część młodych przeważnie bywalców internetu ma również poważny problem z zachowaniem zdrowego balansu między bywaniem w świecie realnym i wirtualnym (widzieliście „Salę samobójców”?). To w jakiejś części ta sama grupa użytkowników sieci.
Nie wiem, czy jest to przypadek tego konkretnego skazanego, ale gdyby biegli stwierdzili, że tak właśnie jest, to mogliby wydać całkiem uzasadnioną, w moim przekonaniu, decyzję, że prawdopodobieństwo recydywy jest w tym przypadku niewielkie, bo mężczyzny tego nie podniecają dzieci, tylko cyfrowe treści erotyczne. Treści te oczywiście mogą naruszać prawo, jeśli dotyczą prawdziwych nieletnich lub też dorosłych, których użyto wbrew ich woli. Ale treści te mogą mieć charakter całkowicie pozbawiony czynnika ludzkiego sensu stricte (np gry, w których postaci są rysunkowe). Być może nadużycia mógł dokonać nie tylko na dziecku sąsiadki, ale na sąsiadce, listonoszu lub nawet psie, gdyby ten pojawił się w zasięgu. Gdy się zorientował, że to jest świat realny, a nie wirtualny, zaprzestał. Nie zmienia to oczywiście ani sytuacji ofiary, ani faktu, że czyn pedofilny miał miejsce, ale różnica, przy zachowaniu wszelkich proporcji, rzecz jasna, jest trochę jak między seryjnym mordercą a kimś, kto pod wpływem narkotyków prowadził samochód i spowodował wypadek z ofiarami. Tragedia miała miejsce i nic tego nie zmieni, a winny musi ponieść konsekwencje, ale z innego paragrafu.
No, jeśli Burgundy Ice jest od starej Schneewitchen, to przeszła długą drogę.
Schneewitchen miałyśmy z siostrą w ogrodzie tuż po jego załozeniu, czyli jakieś 40 lat temu. Kupowałyśmy róże w Kutnie, przychodziły z gołymi korzeniami i jakoś dawały radę. Schneewitchen robiła za różę parkową i rzeczywiście, trzy krzewy zajęły sporo miejsca i dały piękny efekt. Absolutną gwiazdą ogrodu był wtedy Dr J.A.Verhage o kolorze ciepłego bursztynu, cudownym kształcie i wspaniałym zapachu. Delikacik z niego był i juz się go nie hoduje. Ale wspomnieć miło.
Ja do dziś wolę kupować róże z gołymi korzeniami. Nigdy nie miałem złych doświadczeń. Zwłaszcza, jak jadą do mnie gdzieś z Europy, to jedyna opcja na uniknięcie bankructwa.
Z wielu szkółek, w których kupowałem zdalnie, polecam wszystkie, ale szczególnie Agela (porządnie pakowane, mocne rośliny, szybka dostawa).
herbata 🙂
pantofelkuje z haneczka, nawet przy szeleszczeniu tytulow gubie sie w rzadkach
🙁 😐
herbat bo dobrze robi 🙂 😀
wsluchuje sie w za okna cisze, leniwa, wyluzowana niedziela
Do herbaty nowy Sowa:
Dzień dobry 🙂
http://teksciory.interia.pl/pablopavo-i-ludziki-koty-tekst-piosenki,t,644277.html
Dzień dobry 🙂
dorzucam kawę
Do wyluzowanej niedzieli jeszcze trochę. Najpierw studenci, a potem się zobaczy …
Dzień dobry.
Dla tęskniących za Lwowem/wybierających się do Lwowa – widoki z kilku kamer (kamera nr 1, pokazująca miasto z wieży, dzisiaj się zacięła):
webcam.guru.ua/city/Lvov/
Prawosławni i grekokatolicy świętują dzisiaj Wielkanoc: „Христос воскрес!” „Воістину воскрес!”
Dzien dobry 🙂
Dostawiam dzbanek herbaty .
Niebudowanie ulic wydawaloby mi sie dziwne, choc powinno sie do nich od razu dodawac sciezki rowerowe. Automatyczne kopiowanie najnowszych rozwiazan wydaje mi sie tak samo bez sensu jak automatyczne kopiowanie starszych, najlepiej chyba dopasowywac do wlasnej sytuacji.
„Ktoś” poprawił namiary na Lwów i odsyła na Berdyczów. 🙂
cd.: „www.” wystarczy wyciepnąć i ma się cały Lwów na swój głów. 🙂
Dzień dobry 🙂
Sorry za poprawkę na gorsze – bez www. się nie podlinkowało i myślałem, że wykonam dobry uczynek, a tymczasem, jak to często bywa, brukowałem piekło. 😳
Ale już naprawiłem. 🙂
Może też coś dorzucę do kawyherbaty. Ciekawy wywiad o smoleńskich wampirach, z Lechem Raczakiem z Teatru Osmego Dnia:
http://wyborcza.pl/1,75478,17727340.html#MTstream
Ze złudzeniami jagiellońskimi już Jasienica próbował się rozprawiać, ale potem, niestety, rozprawiono się z Jasienicą. 🙄
Rozmowy na blogu zamilkly. Mysle, ze wiem dlaczego.
Nie dlatego, ze wszyscy sa zajeci swoimi sprawami. Mysle, ze wiem dlaczego. Bo rozmawiac zrobilo sie niebezpiecznie. Kazdy niemal odmienny poglad na cokolwiek wywolac moze jadowita, kostyczna riposte i wbijanie szpil. Nawet gdy jest to niewinny ( i slodki ) zart markota. Moze wywolac zarzut , ze sie bagatelizuje 150 ofiar katastrofy lotniczej, zas moja „tona literowek”, objaw postepujacej utraty wzroku, bedze wypomniana jako elemntarny brak wyniesionego z domu wychowania („matus tak NIE nauczyli).I obcesowa zachete, ze moglabym wiecej czytac zamiast przewijac.
Jest mi bardzo przykro, ze tak sie zmienil ten blog,przez tyle lat miejsce wytchnienia, spotkan przyjaciol, rozmow waznych i niewaznych.I wzajemnego szacunku, nawet wowczas gdy dochodzilo do ostrych sprzezczek o COS.
Pozostala tylko niekonczaca sie wymiana linkami.
Wiec przynosze tez linke.
Pare dni temu dostalam dosc niezwykla petycje do podpisania. Chodzi w niej o to by odpiednie ministerstwo przeznaczajac pieniadze dla schronisk dla bezdomnych, pomyslalo takze o potrzebach kobiet, ktore raz w miesiacu potrzebuja sanitariow. Tak jak minister mysli o mezczyznach, ktorzy dostaja przybory do golenia i prezerwatywy. W krotkim zalaczonym do petycji wideo bezdomny (mezczyzna) tlumaczy dlaczego sprawa jest WAZNA dla kobiet. Pomyslalam jak ladnie, ze poproszono o to faceta, a nie kobiete:
https://www.change.org/p/help-the-homeless-on-their-period-thehomelessperiod
I zaczelo przychodzic mi do glowy, ze byc moze jeszcze pare lat temu wekszosc moglaby uznac te petycje za humorystyczna, niemal tak humorystyczna jak mastektomia i histerektomia Angeliny Jolie.
Helenko, ja myślę, że rozmowy na blogu dziś zamilkły, ponieważ jest słoneczna niedziela, w sam raz na zajęcie się pracami ogrodowymi, będącymi pasją dużej części tu obecnych. Osobiście na ten temat nie mam nic do powiedzenia, więc się nie wypowiadam 🙂
Tak myslisz?
Trudno mi w to uwerzyc.
Może niedziela, może pogoda, może ogród… Wszystkiego po trochę, ale miewam odczucia bardzo podobne jak Helena.
Co i raz okazuje się, że jestem na polu minowym, a miny skwaśniałe i wyniosłe, dobrze, że wybuchy trafiają się z rzadka, ale od dmuchania na zimne drętwieje mi już to i owo, więc ogród – jak znalazł 😉 A tam – robota dla głupich i silnych – sadzenie ziemniaków i podgarnianie motyką, bardzo dobrze robi na rozładowanie wszelkiej agresji, prawie jak rąbanie drewna na opał 😉
A w sklepie ogrodniczym stał sobie dzisiaj clematis „Polish Spirit” 😎
Dora 🙂
U mnie też nie tylko słoneczna, ale i pracowita niedziela. Najpierw 2 – godzinny wykład dla studentów PL. Po powrocie odkurzyłem mieszkanie, by przypomnieć sąsiadom, że niedziela i trzeba pójść do kościoła 😈
Potem spacer po otwartym po sezonie zimowym ogrodzie botanicznym. Na szczęście nic nie zakłóca godów wiosennych 🙂
gody jaszczurek żyworodnych
A u nas wlasnie pojawily sie jaszczurzeta. Jaszczurek nie widzialam tu od przyjazdu (polowa grudnia) i dopiero wczoraj Audrey powiedziala mi, ze wychodza juz na sloneczko naladowac baterie.
A w nocy widzialam sowe Klare karmiaca przychowek i slyszalam popiskiwania.
zaduma wiosenna
Klara odleciala na polowanie i widac piecioro sowiat.
Irku, gdzie znalazłeś tę zadumę? (pytam o miejsce w realu 🙂 )
Podoba mi się!
Tetryk56, w Ogrodzie Botanicznym w Lublinie
Tylko nieładnie, że ktoś jej urwał stopę i teraz tkwi, biedna, w swoim zadumaniu, jak przyszpilony motyl. Ach, jak dzielnie znosi to całodobowe dumanie! Tu by trzeba Leśmiana.
Ja się przez cały dzień nie odzywałem rzeczywiście w związku z cudowną pogodą, która po prostu wymuszała prace ogrodowe albo chociaż kibicowanie im. 🙂
Ale muszę przyznać, że mnie ostatnio też bywało dosyć przykro, kiedy ton rozmowy wpadał w nadmierną obcesowość, że już nie nazwę tego agresją. Rozumiem, że wszyscy mamy swoje problemy i nerwy od tego nieraz napięte, że bliźni nie zawsze są aniołami, że czasem po wrzuceniu post jakoś wychodzi wiele ostrzej niż się zamierzało, że źdźbła łatwiej dostrzec w cudzym oku, nie własnym, itepe, itede. Jak się komuś z rzadka zdarzy niekontrolowane warknięcie, nie robiłbym z tego problemu. Ale zbyt częstymi warknięciami zatruwamy życie innym, a może jeszcze bardziej sobie. Niepotrzebnie. I we własnym interesie najlepiej dokonać wtedy resetu. 😉
Ago, aż sprawdzę co z tą stopą. Może jest pod kołderką mchu 🙄
Zauważyłam ostatnio nowy chwyt marketingowy agencji zajmujących się rezerwacją hoteli. Pod wysokością opłaty figuruje informacja: „darmowe śniadanie” 👿
Jakie darmowe, ja się pytam? Kiedyś pisano: „śniadanie wliczone w cenę pokoju”. I to była uczciwa informacja. „Darmowe śniadanie” to zwykła manipulacja. Zastanawiam się czy ludzie naprawdę dają się na to nabierać. Mnie to wkurza. To jest traktowanie potencjalnego klienta jak kretyna 🙁
Babilasie, po tym jak wrzuciłeś zdjęcie gunnery na blog, chodzę po ogrodzie i szukam miejsca, w którym to cudo dałoby się u nas posadzić 😆
Dzisiaj już mieliśmy jechać szukać sadzonek, ale zatrzymało nas błogie lenistwo na tarasie i goście. Wszystko przed nami 😉
By zapełnić jakoś ćmiącą pustkę bez rozmów, przedstawiam Koszykowi pierwsze i jedyne na świecie
Wprowadzenie do Teorii Liczbów
Państwo Liczbowie, schludni i spokojni, nie mieli ożywionego życia towarzyskiego. I telewizora też nie mieli, bo po jednym z gorętszych kryzysów na Bliskim Wschodzie pani Ludwika Liczbowa postanowiła rzecz ochłodzić wsadzając go do lodówki. Potem złych wieści już nie było, ale dobrych też. Ale to nie dlatego znajomi omijali ich domek, uważał Kazimierz Liczbów. Rzecz była w nieprzystosowaniu ich rodu do miejsca zamieszkania, a zwało się ono Małe Kątki. I pan Kazimierz wymyślił teorię, że jeśli gmina zostanie przemianowana na Kąty Wielkie, ich życie zupełnie się odmieni.
Ciąg dalszy niechybnie nastąpi.
W sprawie stopy koniecznie ma być Leśmian? 😎
Pod przykryciem omszałym, przy zefiru poszumie,
leży stopa w lublinnej, botanicznej zadumie,
a zadumę tę trzeba cenić sobie niemało,
bo jest całodobowa niby sklepik z gorzałą,
albo Tesco, co na noc się nie zamknie ni chwili,
tylko trwa bezprzerywnie w przyszpileniu motylim.
Jagodo, pewnie świadomość, że nie ma darmowych obiadów, stała się już na tyle powszechna, że marketingowcy musieli przerzucić się na śniadania. 😉
Aaaaa, na to nie wpadłam, dzięki Piesu 😆
Tak się dzisiaj dotleniłam, że nic tylko przyłożyć głowę do poduszki 😉
Dobranoc Koszyczku 🙂
Oprocz darmowych sniadan wliczonych w cene doby hotelowej istnieje jeszcze instytucja „free gift” zasadniczo rozniaca sie od prezentow platnych. Czasami free gift znajduje sie w kinder-niespodziance, a czasami jest to dlugopis, na ktory mozesz zasluzyc jesli zgodzisz sie na karte platnicza 28% per annum.
Dobranocne leśmianienia piękne 🙂
Do porannej kawy….
Ależ zgrabnie Pies przyleśmianił. 😀
Andsolu, mam nadzieję, że nie tylko nastąpi ciąg dalszy, ale że szykujesz się też do napisania „Wstępu do teorii Wartościów.”
Ago, chętnie, lecz zważ, że nie każdy wgryza się w temat tak szybko jak pewne niewymienione z pierwszej litery psiaki.
Dobry wieczór! Przedstawiam usprawiedliwienie z niepisania na blogu takie, że pojechaliśmy większą ekipą do Wrocławia na „Giovanna d’Arco” Verdiego, skąd ledwo co wróciliśmy. Ogródek się sam podlewał liniami kroplującymi, wszystkie prace stosowne fenologicznie wykonane już wczoraj.
Pies to jakby sam tu siedzial i wszystko wlasnoocznie widzial: ja tez przy poszumnym zefirze w botanicznej lublinnej zadumie! Dom wyglada jak Fort Knox, otoczony wielkimi paierowymi torbami pelnymi `garden waste„, ktore to smieci jutro wywoza (raz na dwa tygodnie, wiec trzeba sie wyrabiac!). Z poczuciem pieknie wykonanej pracy zasiadziemy do schabowego z zasmazana kapusta i ziemniakami… Praca, zefir, zaduma, tradycja!
Andsolu, poczekam nienerwowo. Mam wszak stertę.
Schabowy, zasmażana kapusta i ziemniaki.
Ty, Króliku, masz jakiś dar kulinarny w prostych słowach.
Mówisz – rosół i ja pędzę gotować. 🙂
Nigdy nie robiłam zasmażanej kapusty, ale dla chcącego.
😀 dzieki, Siodemeczko!
Ja też, Andsolu, z przyjemnością poczekam na ciąg dalszy.
Jutro przyjeżdża Towarzystwo Dochodzące, a we wtorek walne w Radzie będzie zatwierdzać sprawozdanie finansowe (urzędowe, którego jeszcze nie zrobiłam.
Bo to doprawdy paradne, żeby dla 3 tys. zł przychodów prowadzić pełną księgowość, robić rachunek wyników i bilans, podejmować uchwały na walnym, pisać sprawozdania zarzadu i przedkładać je w urzędzie skarbowym.
Ktoś powinien potężnie walnąć się w miejsce, gdzie normalni ludzie mają głowę.
Chyba napiszę do jakiegoś niegłupiego człowieka w tym sejmie, bo to jest chore.
U mnie była pieczeń wieprzowa z kaszą gryczaną; to też na tyle tradycyjnie, że można się zadumać. 😉
I ogrodowych odpadów też mam całe góry, bo oprócz rutynowych pozimowych porządków musielśmy dziś wykopać olbrzymią laurowiśnię, która – jak się okazało – została posadzona w złym miejscu i strasznie wadziła. Tzn. ona już od kilku lat tak wadziła, ale jakoś zawsze odkładaliśmy egzekucję, aż w końcu dziś przyszła kryska.
Trudno uwierzyć, ile gałęzi wychodzi z takiego krzaka po pociachaniu na drobne. 🙄
Nie dodam, że taki Amber Gold niczego przez lata nie składał i w porzo. Niejaki Jakub Śpiewak nie rozliczał ogromnych sum z dotacji i też w porządku.
Przepisy są chyba dla frajerów.
Koniecznie muszę napisać i przesłać te sprawozdania z kilku lat, bo w życiu nie widziałam większej farsy.
Jagodo, gunnera jest kłopotliwa, może nie tyle w uprawie, co w zimowaniu, choć udaje się w Polsce (między innymi ładne okazy ma wrocławski ogród botaniczny). Są różne strategie uprawy, generalnie chodzi o to, żeby latem miała dużo wody, a zimą nie zagniła. Próbowałem – lata temu – u siebie i nie wyszło (wbrew pozorom jestem niezbyt cierpliwym ogrodnikiem). Jeśli chodzi o egzotycznie wyglądające byliny o dużych liściach (choć, oczywiście, nie tak dużych), to polecam jako zamienniki Astilboides tabularis lub Darmera peltata, znacznie łatwiejsze w uprawie.
Dzięki, Irku!
Bobik w leśmianieniu jest niezawodny! :-)))
Heleno
https://www.youtube.com/watch?v=OkFdvbHBetQ
with my love 🙂
Babilasie,
jak uda nam się kupić sadzonki, to spróbujemy się pobawić 😉
Ale i tak priorytetem są dalie, kwietnik czeka w pełnej gotowości 😎
Jagodo, co się ma nie udać:
Szkółka „Frezja” (pp. Byczyk)
Chrzanowska 7, Poznań
tel. 61 879 80 29 lub 510 815 393
Mieli zdrowo wyglądające, kilkuletnie rośliny.
Alez, Siodemeczko, Amber Gold chyba gnije w wiezieniu, mam nadzieje. Trzymam kciuki za cierpliwosc. Chociaz pewnie masz racje, ze jak sie nic nie robi, to nie sie do czego przyczepic.
Ja wogole nie jestem ogrodnikiem, ale gunnera u nas, chilijski rabarbar, rosnie nad Pacyfikiem, gdzie klimat lagodny acz deszczowy. Darmera, czyli indyjski rabarbar, tez brzmi nieco tropikalnie.
Ciekawe jak taka laurowisnia moze strasznie wadzic! Czy rosla w drzwiach wejsciowych, Bobiku…
Dzięki, Babilasie 🙂
Dobrej Nocy Szanownej Frekwencji 🙂
Króliku, pognije parę lat, a ciepłe pół miliarda leży i czeka. Wyjdą i życie przed nimi.
Za niedługi czas znajdą się naśladowcy i chętni do ponownego nabicia w butelkę też.
Podobno nic nowego pod słońcem.
Laurowiśnia rosła nieomal w drzwiach, a konkretnie kilka metrów od nich, w rogu tarasu. Miała stanowić kontrastowy akcent do bambusa, ale ten akcent okazał się zbyt wielki (rosło toto jak głupie) ciężki, przytłaczający i cienił jak nieszczęście. Klasyczny przykład fatalnie obsadzonej roli. 🙁
Przez jakiś czas próżność nie pozwalała mi przyznać, że się rąbnąłem i skuśkałem casting, ale kiedy okoliczna roślinność zaczęła się wielkimi głosami wydzierać, że obok laurowiśni rosnąć nie będzie, dłużej nie mogłem się oszukiwać. Przyszła pora na wykopki… 🙄
A co do lamentacji blogowych i bicia się w cudze piersi. Wychodzę z założenia, że jeśli komuś działam na nerwy samym swoim istnieniem, to przecież ani to mój problem, ani moje nerwy.
Piekna jest laurowisnia. Ja tez mam takie miejsce w ogrodzie, pod oknem w pokoju, gdzie rosna cztery krzewy na kupie, za blisko siebie. Najwieksze z nich,tuja, trzeba bedzie wreszcie przeniesc gdzie indziej, ale nie ma gdzie!
Lisku (09:11), temat ciekawy, kiedyś napiszę dłużej. Mieszkam w pobliżu regularnie korkującego się Poznania, którego poprzedni prezydent przez wszystkie swoje cztery kadencje poszerzał ulice w naiwnej wierze, że miasto urządza się dla samochodów, a nie dla ludzi. Korki jak były, tak są – a ludzie masowo wyprowadzają się „za miasto” (w poszukiwaniu przestrzeni i spokoju – co też jest naiwne, biorąc pod uwagę masowość zjawiska). Problemu korkujących się miast nie rozwiąże się budową nowych (czy poszerzaniem istniejących) ulic, wręcz przeciwnie, trzeba zniechęcać do wjeżdżania samochodem do (centrów) miast, poprzez wyprowadzanie z nich ruchu samochodowego – ale w tym celu trzeba mieć sprawną komunikację publiczną, bezpieczny system ścieżek rowerowych i zmianę w mentalności Polaków (bo przecież w myśl dotychczasowej, rowerami i tramwajami jeżdżą ci, których nie stać na samochód).
A żeby nie wylać dziecka z kąpielą, trzeba by też pomyśleć o możliwości wjeżdżania w te bezsamochodowe ulice osób niepełnosprawnych… Jako taka (ostatnio, ale perspektywicznie, niestety), zauważam teraz problemy, których dawniej wcale nie było. Przejść sto metrów? A co to za problem? No, niestety, problem. Dwa schodki bez poręczy też coraz częściej wymagają przygruchania kogoś, kto pomoże wejść.
Dzieki, Jagodo. Nie znalam tego kabareciarza. A jak obejrzalam jeden kawalek, to zaraz i dwa nastepne.
Dzień dobry 🙂
kawa
herbata 🙂
szeleszcze 😀
dzisiaj odpoczniemy (?) od slonca, bedzie padac, co Tereny Zielone cieszy, nas mniej, moze by tak wygrzebac kalosze i mimo deszczu….. brykanko fikanko 🙂
brykam fikam
😀
to nie nacionalistyczna ksenofobia Nigel Farage, to nie rasizm Le Pen, to nie anty islamska Pegida, to Katolicki Narod Wybrany, na codzien:
http://natemat.pl/138969,nawet-uchodzcy-nie-chca-mieszkac-w-polsce-placza-gdy-dowiaduja-sie-ze-to-nie-niemcy-polska-da-im-bilet-powrotny
i pstryk, bo co mozna do tego dodac………….
A w ramach (rekomendacji) lektur do herbaty/kawy – „Sfinks słowiański i mumia polska” Moniki Rudaś-Grodzkiej. Autorka, specjalistka od literatury polskiej XIX wieku, pisze (jak ujął to jeden z recenzentów)
Więc w ramach „niekończącej się wymiany linków”, mały fragment na zachętę.
Dzień dobry 🙂
Nie ma to, jak się porządnie uśmiać podczas porannej prasówki. Wariat na swobodzie, czyli szablą odbierzemy: 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17743453,Polski_ksiaze_wyzywa_Nigela_Farage_a_na_pojedynek.html?lokale=local
Słuchajcie, skończmy już z tymi docinkami, bo się piaskownica zaczyna robić. Jeśli kogoś jeszcze ozór swędzi, niech się podrapie na stronie i chwatit, jak mówiono z okazji którejś tam rocznicy Kraju Rad. 😉
Dwóch wariatów, Bobiku, dwóch 👿
Jeden jest śmieszny z powodu tramtadracji, drugi odrażający z powodu ksenofobii 🙁
Samozwańczy „książe” Żyliński jest postacią niebanalną. Kiedyś pisała o nim „Polityka”.
Na Ealingu ma ten pałac, ciekawe, czy Mordka zna…
Wziął i odszedł Günter Grass.
No i trudno.
Na stare lata różne głupoty wygadywał, ale niejeden tak miewa, cóż. Niech mu będzie pamiętany raczej „Blaszany bębenek”.
Rysiu, my, lewacy, nie powinniśmy bezkrytycznie kupować wszystkiego, co w gazetach piszą. 😉 W tym artykule o uchodźcach są przekłamania bądź pseudosensacje, które mnie natychmiast rzuciły się w ślepia. Np. „horrorystyczne” liczby dotyczące odrzucanych wniosków azylowych nie są żadną polską specjalnością – one wszędzie w UE są podobne, z niewielkimi wahnięciami. W Niemczech też pozytywnie zostaje załatwionych zaledwie kilka procent wniosków (przeważnie z określonych krajów – ostatnio na „szybkiej ścieżce” są Irak i Syria), następnych kilka procent uchodźców może dostać tzw. pobyt tolerowany, a reszta to sprawy załatwione odmownie (co zresztą nie zawsze oznacza natychmiastową deportację – niektórym po odmowie udaje się jeszcze trochę pociągnąć gumę). Pełne prawa i świadczenia mają tylko uznani azylanci, reszta z głodu nie ginie, ale na kokosy raczej liczyć nie może. Dalej, opowieści o obywatelstwie i własnej firmie po 2 latach można między bajki włożyć. Prawo pobytu to nie to samo, co obywatelstwo – na to drugie trzeba kilka lat poczekać, spełnić warunki, zdać test, etc. Z własną firmą przy azylanckim statusie też nie jest tak całkiem prosto, choć nie będę się teraz wdawać w szczegóły.
No a już zupełnie mnie rozczuliło narzekanie irakijskiego uchodźcy, że niedobrym Polakom nie wystarczyła bieda jako podstawa do azylu, tylko jeszcze jakichś prześladowań żądali! Czy jest choćby jeden kraj na świecie, udzielający azylu na podstawie biedy? 😯 Toż trzy czwarte świata by się temu nieszczęsnemu krajowi zwaliło na łeb i powiedziało „a teraz nas utrzymujcie!”. W prawie UE azyl nazywa się „polityczny” i chyba nic dziwnego, że mają być doń polityczne powody.
Oczywiście prawdą jest, że uchodźcy nie marzą o zostawaniu w Polsce i wolą zachodnią Europę, ale przyczyny tego są jednak głównie ekonomiczne. Po prostu im bogatszy kraj, tym łatwiej się w nim urządzić. Nie twierdzę, że np. ksenofobiczne nastawienia miejscowych społeczności nie grają żadnej roli, ale przecież wschód Niemiec też bywa bardzo ksenofobiczny. Nie twierdzę też, że stosunku do uchodźców czy sposobu załatwiania ich spraw nie można/należałoby w Polsce poprawić, ale nie dajmy się nabierać na bajki, jak to gdzie indziej z azylem wspaniale, a tylko u nas strasznie.
Właśnie też miałem zapytać Kota, czy zna ten książęcy pałac na Ealingu. 🙂
No i jednak. Brawo!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17745034,Prezydent_podpisal_konwencje_antyprzemocowa.html?lokale=local#BoxNewsLink
Tak, tylko te uzasadnienie jakieś takie kiepskie:
Wolałabym jednak, gdyby prezydent uzasadniał podpisanie ustawy własnymi poglądami na temat przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej, a nie odwoływał się do tego, co sobie o nas na świecie pomyślą.
Co sobie pomyślą to był tylko jeden z argumentów, ale do własnych poglądów prezydent też się odwołał i zrobił to w sposób moim zdaniem całkowicie w porzo:
Komorowski zaznaczył, że podpisuje konwencję w „głębokim przekonaniu, że najważniejsze są opinie i stanowiska wyrażone przez ofiary przemocy w domach”. – Nie można w takich sprawach kierować się kalkulacją polityczną czy wyborczą. Po prostu trzeba być pryncypialnie i zasadniczo po stronie ofiar, po stronie krzywdzonych, po stronie słabszych – podkreślił.
Witam lekko deszczowo.
A propos Zadumy
Zaduma miała zwyczaj szwendania się bez opamiętania po Ogrodzie Botanicznym. Raz tam, raz siam. W związku z tym brutal z zarządu ogrodu dokonał prostego zabiegu chirurgicznego na stopie. Nie posunął się wprawdzie do uczynienia z Zadumy Wenus z Milo, chociaż mógł, bo to byłoby jednak wtórne. Więc nie ma co grzebać w mchu, pod mchem, czy gdziekolwiek. Stopy i tak się nie znajdzie.
Racja, Bobiku, w porzo. Ale na lead GazWyb trafiło tylko to o hańbie.
O, tutaj – https://www.dropbox.com/s/58y05havgkx8sfg/Screenshot%202015-04-13%2013.17.02.png?dl=0
Never heard of, Bobik.Jedyny palac znany mi na Ealingu to Palace of Curry i tam serwuja niezle onion baji, takie pampuchy cebulowe z chrupiaca skorka.
Babilasie, niezupełnie.
http://wyborcza.pl/1,75248,17745038,Komorowski__Podpisuje_konwencje_antyprzemocowa.html
Poza tym nie można, mam wrażenie, oceniać prezydenta za to, co dziennikarz uznał za stosowne wypunktować.
Jest cos takiego w demokracji, ze „wlasne poglady” glowy Panstwa, czy bedzie to prezydent czy krolowa, sa zupelnie irrelewantne. Dlatego nazywamy glowe Panstwa „wladza wykonawcza”. Przyjemnie gdy ida w parze z „pogladami” wyrazanymi w Parlamencie (wladzy ustawodawczej), ale nie musza. Ma pilnwac przestregania prawa i norm miedzynarodowych.
Wlasne poglady prez. Kaczynskiego nieraz zaprowadzily go na manowce i byly powodem ostrej satyry naszego tu Gospodarza. Ktoremu to przy okazji bardzo dziekuje za proby zapanowania nad piaskownica.
Slusznie, Nisiu.
Bywają systemy demokratyczne, w których głowa państwa jest dekoracyjno – reprezentacyjna (Wielka Brytania), ale i takie, w których całkiem na poważnie rządzi i jego poglądy na to, jak ma rządzić są „zupełnie relewantne” (USA). Polski prezydent ma wszystkiego po trochu (żyrandol, inicjatywa ustawodawcza, swoboda w podpisywaniu lub niepodpisywaniu ustaw), więc trudno o jakiś wspólny mianownik („jest coś takiego w demokracji”).
z konwencji się cieszę i jestem dumna z prezydenta;
mam nadzieję, że konwencja szybko przestanie być tylko dokumentem i zacznie funkcjonować w życiu
w kwestii uchodźców, to zgadzam się z Bobikiem, że azylu politycznego nie można udzielać np. ze względu na biedę (w wielkim skrócie ujmując temat), ale sposób traktowania uchodźców, to chyba w większości naszych ośrodków spory problem
dwa przykłady:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,17191161,Szirin_Naeimi_Polacy_to_zimni_ludzie_w_zimnym_kraju.html
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35241,17741344,Skazany_reporter_skarzy_panstwo_polskie_do_Strasburga.html#BoxLokKrajLink
no i jeszcze sąd (znowu białostocki), który uznał, ze „stworzenia reportażu nie uzasadniał ważny interes społeczny, a jedynie pogoń za sensacją”.
Brawo Prezydent, brawo Kongres Kobiet 🙂
Inicjtywey ustawodawcze maja wszyscy demokratyznie obrani prezydenci. Glowa panstwa w Wlk, Brytanii nie ma funkcji „dekoracyjno-reprezentacyjnej”. Ma prawo w kazdej chwili zawiesic Parlament i powolac nowe wybory.
Zgoda z brawem dla Kongresu Kobiet. To jest jego wielkie zwyciestwo.
Marzy mi sie by Kongres Kobiet zajal sie teraz sprawa nadzoru nad osrodkami opiekunczymi wyjetymi spod wszelkiej kontroli zewnetrznej, takimi jak ten od siostry Bernadetty, ktory nie jest jedyny. Polskie prawo musi sie zmienic. Tak nie wolno jak jest obecnie.
WSzystkie osrodki opiekuncze musza miec panstwowoe licencje zezwalajaca na funkcjonowanie, personel musi miec odpowiednie szkolenie. Funkcjonowanie musi byc poddane kontroli panstwa.
Adomi, ja nie mam wątpliwości, że w sprawie ośrodków dla uchodźców jest jeszcze sporo do zrobienia. Ale rzecz w tym, żeby dziennikarze zgłaszali pretensje o to, co naprawdę jest źle, a nie o rzeczy będące wszędzie normalną praktyką (nieudzielanie azylu ekonomicznego, odrzucanie większości wniosków jako bezpodstawnych, kilkuletnie oczekiwanie na obywatelstwo po przyznaniu azylu, etc.).
Uchodźca nie musi znać prawa kraju, w którym przebywa, ani sytuacji azylowej w Europie i może mu się wydawać, że jest w jakimś punkcie dyskryminowany lub traktowany bezprawnie, choć nie odpowiada to rzeczywistości. Dziennikarz takie rzeczy powinien jednak sprawdzić, żeby nie robić czytelnikom wody z mózgu.
Z którego to prawa monarcha brytyjski skorzystał unilateralnie (nie na życzenie premiera) ostatni raz w 1835.
Monarcha brytyjski ma również prawo odmówić podpisania ustawy. Ostatni raz z tego prawa skorzystała królowa Anna w 1704.
I tak dalej w ten deseń. Tell me another.
Paradoksie, a jak brutal z zarządu zrobił sobie z oberżniętej stópki Zadumy przycisk do papierów? Wtedy po biurkach warto by się jednak rozejrzeć. 😉
Of course. Wiki jest bardzo przydatna przy uzupelnianiu brakow. A jak jeszcze poszukasz to sie dowiesz tez ze Magna Carta uchwalona zostala circa 800 lat temu.
Cheap shot. Jeszcze raz: jeśli ktoś mnie obsesyjnie nie lubi tylko dlatego, że istnieję, trudno – nie wszyscy muszą mnie lubić, mogę nawet pro forma okazać zrozumienie i empatię, ale przykro mi z tego powodu nie jest (dlaczego ma mi być przykro?), a już zwłaszcza nie mam zamiaru się tym przejmować ani cokolwiek w tej sprawie robić. Nie moje nerwy, nie mój problem. W tej kwestii, jak i wszystkich innych, tylko prostowałem fakty.
Bobiku
Jak rozumiem, proponujesz replantację stópki. A jeśli się nie znajdzie, to protezkę? Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu. Skłonny byłbym nawet zaproponować wydrukowanie nowej w tych nowych technologiach, co to je tak ostatnio upowszechniają. A gdyby Zadumę znowu zaczęły swędzieć pięty, Irek mógłby jej aktywnie poszukiwać to tu to tam i swe poszukiwania uwieczniać na pięknych zdjęciach, które nam tak hojnie udostępnia.
Ciesze sie, ze tak dobrze sobie radzisz sam ze soba.
Czy ja naprawdę muszę na blogu ustawić Mur Berliński, po jednej stronie umieścić Kota Mordechaja, po drugiej Babilasa, a następie bez ostrzeżenia strzelać do postów, które będą chciały się przedostać na drugą stronę? 👿
Nie byloby to zle wyjscie, Piesku. BO ja sobe znacznie gorzej radze niz Babilas. Slabszy charakter, za malo hormonow prawdziwej kocurosci.
A tu jeszcze roślina z cyklu: wyzwanie dla ogrodnika (zdjęcie, rzecz jasna, nie z tego roku). Dawniej w rodzaju Lilium, ale że liście “nieliliowe”, roślinę przeklasyfikowano do monotypowego rodzaju Cardiocrinum. Cardiocrinum giganteum, po polsku lilia himalajska. W Polsce w uprawie dorasta do 2,5 metra, na stanowiskach naturalnych 3-4 metry nie są niczym nadzwyczajnym. Kwitnąca roślina wygląda zjawiskowo, ale żeby do tego kwitnienia doprowadzić, trzeba się mocno nagimnastykować.
Jeśli chcemy imitować warunki środowiska naturalnego, to powinno być kwaśno w podłożu i przepuszczalnie lecz wilgotno. Zacisznie (bezwietrznie) i półcieniście (polany leśne?). Roślina bardzo żarłoczna (nie dziwota, biorąc pod uwagę rozmiary, ale wrażliwa na przenawożenie). Cebula powinna być posadzona płytko, co znów stawia pytania o zimowanie: przykryć, owszem, ale czymś, co nie będzie prowokować zagniwania. Ulubione pożywienie nornic, więc najlepiej osłonić siatką metalową od góry i od dołu. W sezonie za to liście Cardiocrinum kochają ślimaki.
Kwitną (lipiec-sierpień) tylko cebule duże, mniej więcej wielkości sporej pięści. A jak już zakwitną, to tak, jak agawy, obumierają (w naturze często tak, jak w horrorach, gdy kto uprawia seks, to zaraz umrze). Wiążą nasiona (które tępo kiełkują, a siewki wymagają 7-8 lat aby doprowadzić je do kwitnienia) i tworzą cebulki przybyszowe (które jednak dają rośliny słabsze i mniejsze niż z siewu). Więc owszem, summa summarum efekty spektakularne, ale zachodu sporo.
I dlatego będę się ekscytować Cardiocrinum na odległość (a czasami z bliska, gdy zobaczę u kogoś w ogrodzie), ale sam nigdy nie będę uprawiać („A man’s got to know his limitations”, jak mawiał Clint Eastwood). Są za to łatwiejsze zamienniki, mieszańce lilii orientalnych z trąbkowymi (z angielska: orienpet względnie orientpet), oznaczane po nazwie odmianowej symbolem OT, a w Polsce niekiedy zwane z pewną emfazą “liliami drzewiastymi”. Rosną silnie (do 2m), nie marzną, kwitną spontanicznie – tylko kłopot z poskrzypką (trzeba systematycznie chodzić i zbierać chrząszcze; najlepiej in flagranti, bo wtedy są mniej czujne, chrząszcze oczywiście).
Kocie, możesz zgadywać trzy razy, dlaczego od jakiegoś czasu się tu nie odzywam. Podpowiem, że wiaderkiem i łopatką potrafię operować bardzo zręcznie, tylko już się nie chce. Pewnie też coś z hormonami. 🙁
Nie wiem, Bobiku, czy po ogrodach i zaroślach nie grasuje jakiś Pożeracz Stópek. Mojemu żółwiowi sikającemu (do rurki w d., za przeproszeniem łaczy się szlauch, a ze skorupy wylata fontanna) zginęła prawa przednia łapa.
Uczciwego znalazcę uprasza się o zwrot, aczkolwiek żółwiowi i tak wszystko wisi, bo to filozof.
Gdziezbym smial, WW, zgadywac dlaczego sie rzadko pojawiasz.
Ale gotow jestem podzielic sie refleksjami dlaczego ja Sam przychodze w to miejsce od jakiegos czau z duzymi oporami i niezbyt chetnie.
Tak sie sklada, ze nie przepadam kiedy ktos zwraca sie do mnie w sposob protekscjonalny, albo oznajmia, ze moje POGLADY swiadcza o „odlepieniu sie od rzewczywistosci, braku pzyzwoitosci i zdrowego rozsadku”.
Nie przepadam tez za kompletnie niesprowokwana erupcja hormonow ( https://www.blog-bobika.eu/?p=2078&cpage=2#comment-556868 ) , nawet wowczas gdy chodzi nie o mnie samego, ale o kogos zgola innego.
Wiec jesli o mnie chodzi, to z pewnoscia tlumacze to hormonami, co wydaje mi sie odrobine milosieniejszym powodem niz zarzucic komus zwyczajne chamstwo. Ale moze sie myle.
Ogrodnicy
U mnie na balkonie wczoraj wieczorem pojawił się chrabąszcz majowy. Obudził się trochę przedwcześnie i Stefan go przywiał na jego nieszczęście. Moja kocica akurat (mimo silnego wiatru) wylegiwała się na parapecie i przyniosła biedaka do domu. Można by sądzić, ze to z litości i dla ocalenia przed intensywnymi podmuchami. Ale to tylko złudzenie było.
W każdym razie rok będzie chyba chrabąszczowy.
To bardzo zła wiadomość dla Kota F., Paradoksie, bo on się boi chrabąszczy. Lubi jedynie, kiedy jakiś szalony chrabąszcz podlatuje do okna i odbija się od szyby. Tak, chrabąszcze za oknem to bardzo fajne chrabąszcze, ale chrabąszcze face to face, zupełnie nie są w Furkocim guście 🙄
Audrey mowila cos o jaszczurzetach…? 😀
http://www.businessinsider.com/nile-monitor-lizards-invading-florida-2015-4
😯
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/65-latka-z-berlina-spodziewa-sie-czworaczkow/lbjjq1
Babilasie, odciaganie ruchu samochodowego od centrum miast oczywiscie powinno byc, i to na rozne systemy – zamykanie pewnych rejonow na ruch samochodow prywatnych calkowicie lub w okreslonych porach (z przepustka dla mieszkancow danego rejonu), przeznaczanie specjalnych pasm (?) wjazdowych dla transportu publicznego, co powoduje ze autobusem dojezdza sie szybko podczas gdy prywatne samochody stoja w gigant-korkach przy wjezdzie do miasta, wysokie oplaty za parking miejski, parkingi przy wjezdzie do miasta plus darmowy shuttle, itd, przy rownoczesnym ulepszaniu transportu miejskiego (metro to drogie przedsiewziecie, ale np zakup nowych, eleganckich wagonow tramwajowych moze moglby pomoc przelamac stereotyp ze to dla biedoty). Sciezki rowerowe oczywiscie tez, z tym ze klimat tu chyba utrudnia (sniezna zima na rowerze to chyba marny pomysl?). Ale mam wrazenie ze istniejace ulice i tak powinno sie w miare mozliwosci poszerzac i dodawac nowe. Moze sie myle.
AndSolu, panstwo Liczbowie moga sie przeprowadzic do mojego Malego Kacika. Nieprzystosowanych jest tu wielu, calkiem niezle towarzystwo 😉
(mialo byc „na rozne sposoby”)
Dobry wieczór.
Umiejętnie połączyć – to wielka sztuka!
Работа «Гагарин. Распятие»
Dzieło artysty z miasta Perm, „łączące” Dzień Kosmonautyki z Wielkanocą (12. kwietnia przypadały oba), wygląda tak:
https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/t31.0-8/s960x960/10479131_556081744494747_6571633785583943111_o.jpg
Lisku, pokazalem jaszzurzatko od Ciebie Audrey i ona natychmiast wykrzyknela : Everglades! Mowi, w w zeszlym roku byl tam konkurs lowiecki na wylapanie najwiekszej liczby nie-rodzimych gatunkow.
Ja jeszcze jaszczurzat w tym roku nie widzialem, bo jestem pol-slepy. Ale niech ino troche podrosna!
Kupilysmy dzis sobie na lunch salatke z krabow, ktora byla wrecz znakomita. Ale nie bylo w niej ani miligrama kraba! Za to sto innych skladnikow, z ktrych chyba jedyny rozpoznawalny byl seler!
Never again, I am afraid.
Dowcip, którego bronisz, Kocie, był rzeczywiście niesmaczny, nawet bez kontekstu wypadku, w którym zginęło 150 ludzi.
Nie. Nie ” w kontekscie wypadku” lecz w kontekscie trwajacej na blogu wieloglosowej rozmowy o miedzynarooqyxh srodkach bezpieczenstwa lotow, ktora trwala juz jakis czas. Wypadek byl pare dni wczesniej
Zapewne chcialabys, Doro, takze wypowiedziec sie na temat chamskich uwag pod moim adresem? Czy pozostaniemy tylko przy temacie lepszego lub gorszego poczucia humoru?
W kontekście, bez kontekstu, mnie ten dowcip w ogóle nie bawi. Ale może mam rzeczywiście jakieś gorsze poczucie humoru. W każdym razie reakcję andsola rozumiem.
A jeśli chodzi o komentarze (chamskie naprawdę czy tylko w interpretacji), ja bym bardzo chciała, Kocie, żebyś nie przejmował się tym, czym przejmować się nie warto. Luz blues, bo napinanie się tylko szkodzi na nerwy i na poczucie własnej wartości. Dokopywaliście sobie równo, odzywka o Wiki też piękna nie była. Bobik ma rację: w takim przypadku najlepszy jest reset. I trochę mniej apodyktyczności, z obu stron zresztą. A jeśli już tak musi być, to ze świadomością, że trudno, każdy ma swój styl wypowiedzi, który nie każdemu się musi podobać, ale nie warto z tego powodu iść na wojnę.
Dziękuję, Kierowniczko. Ja już nie miałem siły kolejny raz proponować, żeby każdy się uderzył we własne piersi, a potem odpuścił. 🙄
A tak w ogóle, czy mogę uznać, że jutro też jest dzień? Bo z dzisiejszym jakoś nie udało mi się zaprzyjaźnić. 🙁
Dobry wieczór, choć zaraz dobranoc 🙂
A ja Was lubię. W całej rozmaitości.
Może dlatego, że cenię rozmaitość, nawet irytującą. Może dlatego, że chwilowych irytacji nie utożsamiam ze złą wolą nacechowaną antypatią. Może dlatego, że sama miewam zbyt cienką skórę i potem bardzo tego żałuję.
Usprawiedliwienie z nieobecności.
Byliśmy na roślinkowych zakupach. Karty nie ruszyłam. Wydzielona gotówka wystarczyła jeszcze na „Body/ciało” Szumowskiej, czego żałuję. Wolałabym wydać na krzaczki. Nie lubię nachalnej łopatologii 👿
Bobiku, oby jutrzejszy (a właściwie dzisiejszy) dzień Cię rozmerdał!
A ja, z najwiekszym smutkiem musze stwierdzic, przestalam tu lubic przychodzic. Bo zrobilo sie niebezpiecznie . A to znaczy, ze czas to move on.
Wczoraj dostalam list od Moniki z Mass., ktora pozwolila mi cytowac. Starzy bywalcy pamietaja zapewne Monike bardzo dobrze, byla tu, tak jak i ja od pierwszego dnia. Az uznala, ze juz dalej nie moze. Na mnie tez przyszedl czas. A jej uwagi dosc dokladnie podsumowuja i moje odczucia dotyczace Blogu Bobika odkad poczal sie on stopniowo czy gwaltownie zmieiac.
Oddaje glos Monice:
Nawet w pewnym momencie chcialam sie do Ciebie odezwac na blogu (w pierwszym rzedzie czas nie pozwolil), ale chocby ostatnie pare dni jeszcze bardziej mnie przekonalo, ze to – przynajmniej w tej chwili – zupelnie nie mialoby sensu. (…) atmosfera na blogu jakby z zupelnie innego miejsca, niz to, ktore pamietam. Ja wspominam Blog Bobika jako miejsce, ktore zaczelo sie z potrzeby serca, i zapoczatkowaly je niby przeciez zwyczajne osoby, ktore jednak jako wyrozniajaca je ceche wspolna mialy to, ze nie lubily masowych naparzanek i szpilek, i ktorym chyba niespecjalnie zalezalo, zeby „zaistniec w internecie” (jest juz sporo badan naukowych na temat tego, jak internet wzmacnia sklonnosci narcystyczne, u tych, ktorzy ich nie maja i jeszcze bardziej u tych, ktorzy niestety je maja).
Kiedy zaczynalam pisywac u Bobika, myslalam, ze blog chcial przez samo swoje istnienie i sposob funkcjonowania zalatac dziure w polskiej blogosferze w dwoch dziedzinach: 1) spotkania roznych osob, z roznych kultur i srodowisk (w koncu antysemityzm, rasizm czy homofobia czesto maja sie dobrze przez to, ze stereotypy, w ktore calkiem latwo wpasc, nie sa dostatecznie konfrontowane przez spotkania zywych osob z krwi i kosci, nalezacych do nieznanych nam blizej grup), 2) sposobu rozmowy (wiecej cierpliwego sluchania innych niz wlasnego nadawania, i to sluchania zyczliwego, kierujacego sie na zrozumienie drugiej osoby, a nie na wyszukiwanie bledow i slabosci – np. literowek, potkniec gramatycznych, itp., a takze swiadome eksploatowanie nieuniknionych nieporozumien). Jednym slowem zalozenia moje szly troche po linii moich wlasnych zainteresowan i temperamentu (humanistycznych, literackich, w skrocie – troche „buddyjskich”). Mysle, z perspektywy czasu, ze byc moze bylam nieco nazbyt naiwna; internet to przeciez takze walka o klikalnosc, o liczbe”lajkow”, o ilosc uzytkownikow…
Z czasem coraz to nowe osoby zaczely pojawiac sie na blogu, i mysle, ze bez bardzo swiadomych decyzji ze strony Bobika, tej poczatkowej dobrej atmosfery zachowac sie po prostu nie udalo. Bardzo duzo osob przynosi ze soba swoje wlasne oczekiwania wobec blogosfery, uksztaltowane na podstawie tego, co juz znaja: blogi jako pole bitwy miedzy zwolennikami tego lub tamtego pogladu czy linii politycznej, blogi jako „grupy plemienne” albo grupki zawodowe, rozmowa jako „a zero sum game” – jak na moje nie wyjdzie, to przeciez wygra moj zagorzaly przeciwnik (bo z rozmowcy, z ktorym sie ktos nie zgadza zaraz sie robi osobistego wroga).
Dlaczego to wszystko pisze? Zeby Ci powiedziec, ze tez bardzo lubilam kiedys rozmawiac z Toba, z Bobikiem i z wieloma innymi osobami na Blogu Bobika. Ale teraz po prostu lepiej sie czuje nie piszac, zwlaszcza ze mam akurat, podobnie jak Ty, rozne trudne zyciowe zadania i blogowa atmosfera mnie obecnie odstrasza. A Blog Bobika stal sie bardzo innym miejscem, moze nawet ani gorszym, ani lepszym, ale juz nie dla mnie (i chyba jednak z nieco nizszym ogolnym ilorazem emocjonalnej inteligencji niz kiedys).
(…)
No i toby bylo na tyle.
Dowcip neutralny światopoglądowo:
Kot na Saharze:
– Nie ogarniam tej kuwety!!!
Moze już podawałam, ale ktoś mi przypomniał i znowu moja wyobraźnia zadziałała.
No tak. Bobik Wszechmogący, oprócz merdania sobą, mam merdać tak, żeby każde ziarenko czuło się Saharą.
Ja uwazam ze Bobik stworzyl swietny blog. Swietny!!! Malo jest miejsc gdzie przychodze bez przerwy przez cale lata. Przyjaznie i znajomosci przychodza i odchodza, a Bobik ze swoim Koszyczkiem pozostal wsrod moich prawie codziennych kontaktow. Czasem podziwiam Bobika, ze wciaz mu sie jeszcze chce, nie dlatego nawet, ze mialby dosyc blogowiczow, ale zeby sie skupic i skoncentrowanc na swoich wlasnych problemach, ktorych ma wiele, a ktorych na blog nie wrzuca. I wciaz z godnoscia zbiera ciegi za to, ze chce za malo, za duzo, ze jego bywalcy sa za malo wyrafinowani, za bardzo wyrafinowani, za koteryjni, za bardzo towarzystwem wzajemnej adoracji, ze pozwala za wiele uprzywilejowanym bywalcom, ze nie dopuszcza odmiennych pogladow, ze nie kocha wszystkich zarowno niezaleznie od pogladow itd itp
Szkoda, Heleno, ze przstalas lubic tu przychodzic, ale tym co wciaz lubia i Gospodarzowi, mozna chyba pozwolic miec te przyjemnosc. Nie wszystko mi odpowiada, sa wpisy ktore omijam, sa takie co burza mi krew, samoje wlasne, ktorych zaluje i sa takie, ktore zapieraja mi dech swoja celnoscia, zwiezloscia i prostota. Ze nie wspomne o arcyciekawych linkach do sniadania. Ze nie wspomne o kupletowaniu.
Wielkie dzieki, Kingo!
I jeszcze jedno. Jak przyszlam na blog kilka lat temu, to mialam inne wyobrazenia o jego uczestnikach. Nikogo nie znalam osobiscie i nie wymienialam emaili pozablogowo. Mialam wrazenie, ze Helena i jej Kot to jak Korowiow i Kot Behemot z Mistrza i Malgorzaty, fascynujacy, o ciekawej tajemniczej przeszlosci i przyszlych niesprecyzowanych zadaniach. Bobik w mojej wybrazni byl trzydziestokilkulenim mezczyzna, poeta, mieszkajacym w jednym domu ze swoimi rodzicami, ktorzy mieli tez Psa. Wiec jak ktos ze znajomych Bobika napisal w jakims poscie o nim jako o Kindze to malo nie przewrocilam sie na plecy! Szok! Prawie jak ten czteroletni synek dalszych znajomych w kosciele na mszy wielkanocnej nagle zakrzyknal zdumiony i przejety: is Jesus really dead!!! Wszyscy sie o tym wydawali wiedziec tylko nie on!
Dobrej nocy!
O nie! Bez Kota to ja sie nie bawie! Kot musi tutaj byc!
Dzień dobry 🙂
Zacznijmy od kawy
A do kawy… Polecam książkę, którą przeczytałem w jeden, wczorajszy wieczór, książkę Marcina Wichy „Jak przestałem kochać design”. Na zachęte fragment recenzji pióra Doroty Jareckiej:
a potem, jak zwykle, mały fragment.
Dzien dobry 🙂
Widze komentarze ludzi przychodzacych by powiedziec ze nie lubia przychodzic, oraz piszacych niepiszac na ten sam temat…
Wiec po pierwsze herbata
Po drugie, ucieszylabym sie jesli moglibysmy wszyscy (bez wyjatkow) zaczac zwracac uwage na powtarzajace sie prosby gospodarza Bobika i zaniechac scysji, ripostowania, dowodzenia krzywd, wytykania win itd. Dlaczego majac tyle serdecznosci dla Bobika tak go lekcewazymy?
Teraz wszyscy moga sie pogniewac na mnie, nic nie jednoczy lepiej niz wspolny wrog 😉
Przepraszam, herbata byla nie po pierwsze lecz po drugie, tz po kawie 🙂
Dla zachęty do lektury od Babilasa trochę wichajstrów 🙂
Lisku (21:29), te wszystkie rzeczy, o których piszesz (bus-pasy, płatne parkingi, płatny wjazd do centrum, ograniczanie ruchu do ruchu lokalnego), najłatwiej właśnie zrealizować przez zwężenie ulic w ścisłym centrum; nie mam na myśli zwężania typu z 3.20m na 2.30m, tylko przerabianie ulic dwupasmowych na jednopasmowe i zorganizowanie na uzyskanej przestrzeni szerszego chodnika, ścieżki rowerowej czy posadzenie jakiejś zieleni. Znacznie prostsze niż szykany administracyjne czy finansowe jest po prostu fizyczne utrudnianie dostępu samochodom. Pisałem już, więc przepraszam, że się powtarzam: miasta, a już zwłaszcza ich centra, powinny być dla ludzi, a nie dla samochodów.
Babilasie, mysle ze wtedy korki beda takie same, a nawet wieksze. Chodzi o uzyskanie wiecej kilometrow ulic przelotnych, a nie o mniej kilometrow ulic nieprzelotnych, bo to nie to samo.
Sa na ten temat rozne badania, trzeba by zajrzec, moze sie myle.
Nie mam na mysli samego centrum, lecz cale miasto.
„Bobik w mojej wybrazni byl trzydziestokilkulenim mezczyzna, poeta, mieszkajacym w jednym domu ze swoimi rodzicami, ktorzy mieli tez Psa” – Kroliku, mialam identyczne wyobrazenie, i gdyby nie wymazanie blogowej kaszy, pewnie znalazlabym urywki ktore to mogly sugerowac 🙂
Lisku, ja tez piszę w „trybie misia” (wydaje misię), tyle że jest to miś nasączony ideologią ruchów miejskich, które z definicji są proekologiczne i lewicujące. Ale chciałem zaproponować Ci mały eksperyment myślowy. Wyobraź sobie jerozolimską Yaffo Street (od Mahane Yehuda po same mury) z ruchem samochodowym, najlepiej po dwa pasy w obie strony. I żeby przejść z jednej strony Yaffo St. na drugą trzeba korzystać z przejść dla pieszych, rozmieszczonych co 400m. (Albo przejść podziemnych, albo kładek nadziemnych – wiadomo, że piesi mają sporo czasu i jeszcze więcej sił oraz pasjami lubią chodzić po schodach). Naprawdę fajnie?
Dzień dobry 🙂
Króliku(02:34), Lisku (07:41, 07:51) podpisuję się całym sercem 😎 Że o wszystkich koniczynach nie wspomnę 😉
Dziękuję 🙂
Bobiku, pęta pasztetówki, kule salcesonu, w trzech smakach drób i inne frykasy w drodze przez umyślnego. Smyranie w pakiecie 😆
Dzień dobry.
Jak pewnie możecie sobie wyobrazić, nie jest mi dziś zbyt merdalnie i nie będę tego próbował wyrabiać na siłę.
Za proste wydawałoby mi się wpadnięcie w ton „wszyscy inni są źli, tylko ja jeden bez winy”. Muszę przyjąć, że nie jestem wystarczająco dobrym i umiejętnym gospodarzem, skoro blog zaczyna sypać się w posadach. I w dodatku mam poczucie, że trudno mi będzie coś naprawić, bo nie jestem w stanie spełniać różnych, nieraz wzajemnie sprzecznych oczekiwań i wyobrażeń wszystkich tu piszących, a tym bardziej niepiszących, ale najwyraźniej również mających oczekiwania.
Uczciwie szczekam, że nie wiem, co z tym wszystkim zrobić i potrzebuję czasu na zastanowienie. Nie mam siły na prowadzenie blogu ciągle wstrząsanego paroksyzmami, choć jest on niezwykle ważną częścią mojego życia. Nie mam ochoty na prowadzenie blogu naprawdę dyktatorskiego, z ciągłym warczeniem i dyscyplinowaniem uczestników. Nie będę się czuł dobrze, prowadząc bog pod dyktando jednej tylko osoby lub strony, bo jestem z natury pluralistą (choć w pewnych granicach). Bardzo bym chciał móc dalej rozmawiać z Wami wszystkimi, ale doszedłem do takiego momentu, że nie wiem jak.
Ponieważ jednak prawdę pisał Królik, że oprócz blogu mam jeszcze inne problemy, pozwolę sobie najpierw zająć się nimi, bo są krótkoterminowe, a do spraw blogowych wrócę w terminie późniejszym.
Dzieńdobry!
Fajnie tak wpaść od czasu do czasu do Was i poczytać czym Bobikowo żyje. Różnorodność opinii dość interesująca, byle warczenie nie za ostre.
U mnie w Święta była ponura zima, a teraz, kiedy muszę do roboty – słoneczko. Prace ogrodowe leżą… Tradycja zjawiła się u mnie bardzo ucharakteryzowana: bukszpanu, jaj i cukrowego baranka nie odmówiłam sobie. Dzięki nim nie pomyliłam Wielkiej Nocy z Bożym Narodzeniem. Rodzina zległa na grypy, a młodsze pokolenie na szkarlatynę, więc nikt nie uszczęśliwił mnie tradycyjną rodzinną świąteczną kłótnią.
PD zapunktowała u mnie, gdy słuchając Wyższego Chierarchy grzmiącego o in vitro powiedziała „Kompletnie powariowali! Opamiętają się gdy kościoły im opustoszeją.”
Zapunktował u mnie Prezydent Komorowski, gdyż nie tylko podpisał, ale mówił energicznie i naturalnie, i to co chciałam usłyszeć.
Bobiku, poszczekujesz całkiem wesoło. Tak trzymać 🙂
Jadę do miasta… Brr. Nie lubię sinej mgły, która je zazwyczaj spowija. Liczę na to, że dzisiaj będzie przewiana trochę. Do miłego 🙂
Dzień rozpoczął się pięknie od maila od Julie Roberts, zatytułowanego: pozicky
Dobry dzień,
Dostałem wiadomość i dziękuję .I chcesz poinformować, że daję się pożyczki z kwoty 5000 euro do maksymalnej wysokości 50.000.000 euro dla biznesu i przyczyny osobiste dla 4% odsetek.
Aby zastosować wypełnić poniższe informacje, abyśmy mogli rozpocząć proces funduszy pożyczkowych.
Nazwa:
Kraj:
Kod pocztowy:
Pełny adres:
Kwota potrzebna:
czas trwania:
Cel kredytu:
Miesięczny dochód:
Zawód:
Główny numer telefonu:
Numer telefonu komórkowego:
Gdzie widziałeś moje ogłoszenie ?:
szczerze
Zydrunas Jasinskas.
Dobrze jest wiedzieć, ze tyle ludzi o mnie dba i stara się żeby mi się lepiej żyło 😉 Nie muszę dodawać, że nie wysyłałam „wiadomości”, szczerze 👿
Babilasie, wcale nie musze silic sie na eksperymenty myslowe, bo tak bylo do niedawna, z tym ze byl jeden pas w kazda strone 😆 Problem byl o tyle powazny, ze ul Jaffo jest glowna osia wlasciwej Jerozolimy, w wyniku rozbudowy miasta, a przy miemoznosci jej poszerzenia, zupelnie do tej roli niepasujaca. Tramwajokolejka rzeczywiscie ladnie to rozwiazala, ale nie do konca, poniewaz: caly ruch miejski, lacznie z autobusami, zostal skierowany na ulice rownolegla, tez jednopasowa w kazda strone (ul Agrippas przechodzaca przez targ), gdzie korki bija o glowe wszystko co bylo uprzednio na ul. Jaffo. b. Sama ulica Jaffo i tz centrum wlasiwie obumiera, wlasciwie zaczelo sie to troche przedtem, potem okres robot mocno ten rejon „wysuszyl”, teraz troche odzywa ale wieczorem widac tam glownie turystow, a sklepy raczej szajsowe. Jedyne miejsce ktore naprawde sie na tej trasie rozwija to sam targ, nadal najlepsze miejsce na zakupy owocow i warzyw, na ktorym rozmnazaja sie kafejki i restauracyjki. Ale to trend niekoniecznie zwiazany tylko z kolejka, bo widac go takze na (coraz marniejszym) targu tel-awiwskim.
A mostow dla pieszych na doniedawnej ul Jaffo nie bylo trzeba, bo ruch korkami mocno zwolniony i bliskowschodnie podejscie, wiec przechodzilo sie wszedzie 😆
Ech… Wolę sobie nie wyobrażać, co o nas myśli Pan Administrator. Bobiku, kciukotrzymanie! 🙂 Wierzę w blogową magię. Jak widać z komentarzy „na górze”, 😉 nie jest to wiara ślepa i rozpaczliwa, tylko mocno oparta na faktach. Właściwie… to chyba wcale nie wiara, tylko ścisła wiedza. 😯 Chyba znowu powinnam sobie zrewidować wizerunek. Dobrego dnia wszystkim, którzy chcą mieć dobry dzień.
Co do samego centrum zgadzam sie z Toba.
Ago,
no to już jesteśmy dwie, z wiedzą ścisłą 😎
I poglądami na manie lub nie manie dobrego dnia 😉
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale …
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/o-krzysztof-madel-do-abpa-marka-jedraszewskiego-czysciec-cie-za-to-nie-ominie/y5fd6f
Czytając komenty liska i babilasa konstatuję, że zupełnie już nie znam Jerozolimy 😯 Nic zresztą dziwnego, skoro ostatni raz tam byłam na… prawykonaniu „Siedmiu bram Jerozolimy” Pendereckiego. Ze dwie dychy minęły.
Dobrze, że obecne realowe problemy Bobika są, jak pisze, krótkoterminowe, więc czymanie wystarczy.
Co do reszty, mam nadzieję, że się jakoś ułoży.
Ciekawam rzeczywiście, jakby to było wyobrażać sobie, że Bobik jest trzydziestoletnim mężczyzną mieszkającym z rodzicami (!) i psem. Ja akurat od pierwszego Bobiczego hau, hau na Dywanie znałam adres mailowy, więc nie dane mi to było 😆
Dzień dobry 🙂
Niekoniecznie trzydziestoletni, ale za to tylko z Mamą i psem 😳
Kot Mordechaj
pon, 13 Kwiecień 2015, 14:26
Zgoda z brawem dla Kongresu Kobiet. To jest jego wielkie zwyciestwo.
Marzy mi sie by Kongres Kobiet zajal sie teraz sprawa nadzoru nad osrodkami opiekunczymi wyjetymi spod wszelkiej kontroli zewnetrznej, takimi jak ten od siostry Bernadetty, ktory nie jest jedyny. Polskie prawo musi sie zmienic. Tak nie wolno jak jest obecnie.
Kocie,
Kongres Kobiet nie rozwiąże wszystkich problemów, nawet gdyby bardzo chciał 🙁
Na tym polu należy bardzo wspierać ruch „świeckie państwo”. Aktualnie pracują nad wycofaniem się państwa z opłacania nauki religii w szkołach. Da się to zrobić bez wypowiadania konkordatu. Jest to duży i bardzo ważny konkret i na nim, moim zdaniem, należy się skoncentrować. To pozwoli państwu na odzyskiwanie pola oddanego KrK. W tym kontroli nad wszystkimi placówkami opiekuńczymi, leczniczymi, wychowawczymi i wszystkimi kościelnymi organizacjami finansowanymi przez pastwo. Daleka droga, dużo pracy, ale nie należy się zrażać.
Ks. Mądel wrócił do „naTemat”! http://krzysztofmadel.natemat.pl/130963,szklane-drzwi#comments-130963
Babilasie, (pon, 13 Kwiecień 2015, 16:51)
Twoje posty są niebezpieczne 😉 Już się zaczęłam zastanawiać czy taka lilia byłaby w stanie przetrwać w naszym pseudolasku? 🙄
Ale podawaj więcej takich informacji, proszę, są bardzo inspirujące 😎
Jak nie 3 – 4 metrowa lilia, to coś innego, ale zawsze jest impuls do działania 🙂
Ten ks. Mądel w „Na Temat” to sprzed trzech miesięcy…
Tak, wiem – to był pierwszy wpis po długiej przerwie, są następne.
Nigel Farage Janowi Żylińskiemu
nie mam szabli i nie chcę wprowadzać przemocy do kampanii wyborczej
… no i każdy może mieć zły dzień http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,17749647,Urzedniczka_sto_razy_przepisala_imie_i_nazwisko_starosty.html?lokale=lublin#BoxNewsImg
Z tym wycofywaniem się z opłacania religii ze środków budżetowych mogłoby być łatwiejsze, niż się wydaje (chociaż może tylko tak się wydawać – kościół niezbyt chętnie wycofuje się z terenów zajętych). Na samym początku wprowadzenia religii do szkół nie było przecież mowy o zatrudnianiu katechetów na posadach opłacanych przez Państwo. Dopiero za ministrowania Krystyny Łybackiej postanowiono, że katecheci mają mieć płacone pensje, przy zachowaniu wszelkiej niezależności od nadzoru kuratoryjnego nad programem i sposobem jej realizacji. Miller tłumaczy to koniecznością obłaskawienia hierarchów przed referendum akcesyjnym. Coś nam to chyba mówi o „postawie” hierarchów.
Skoro na początku katecheza w takiej formie była zgodna z konkordatem, to w tym zakresie chyba nic się nie zmieniło. Czas by było wrócić do założeń. Lekcje religii na początku lub na końcu w wymiarze 1 godziny tygodniowo. I za pensje wypłacane przez kościół. To tak na początek. Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłby powrót nauczania religii w budynku parafii.
A dla dzieci etyka i podstawy filozofii – stosownie do poziomu rozwoju.
PS
Trochę mnie palce świerzbiały, żeby wklepać coś „w temacie” odwiedzania i wypowiadania się – mniej lub bardziej chętnego. Ale z racji młodego wieku (rzecz jasna – Koszyczkowego) chyba nie powinienem. Wyrażę tylko nadzieję, że to stan przejściowy wywołany przesileniem wiosennym.
Zapraszam na kojącą przechadzke po moim przedwczorajszym ogródku. Dzisiaj doszły rozkwitnięte tulipany, a świeżo posadzone krzewinki (np. azalia) rozprostowały nóżki i już zaczęły rosnąć.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/OgrodekWiosna2015
Jakby kogo nie ukoiła wiosna, to poatrzcie ino, jaką piękną jesień znalazłam w aparacie, nieprzegraną i zapomnianą…
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Jesien2014
No, w takim ogródku to można życie spędzić 🙂 Psi entuzjazm pięknie tu uchwycony: https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/OgrodekWiosna2015#6137377861247476962
Kojąca przechadzka z Rumikiem. 150 okrążeń ogródka 😀
Miałem przyjemność przez 2 godziny rzucać piłeczką dla psiego entuzjazmu 😀
Gwoli wyjaśnienia: ten lasek z kiełbasek widoczny za ogródkiem to Puszcza Bukowa. Moim szpiegowskim zoomem zajrzałam w gałęzie i proszę, jakie już listeczki. A buki rozwijają się raczej późno.
I proszę podziwnąć, jak pięknie przechowała mi się kamelia. Ma już trzeci rok i po przekwitnięciu pójdzie do większego pojemnika.
Przedstawiam też lokatorów ogródkowych: psikorkę pana, podkarmiajacego psikorkę panią w budce oraz Krasnala Pryszcza. Pieski – może się domyślacie z róznych moich donosów: spokojna Szanta i dynamiczny Rumik. Brak trzmiela Teodora, ale akurat eksplorował gdzie indziej.
Dynamika Rumika wynika z chęci natychmiastowego zabicia sąsiada berneńczyka. Powiedziała Monika.
Irku, Rumik pytał, kiedy przyjedzie ten fajny wujek, co tak piłeczkę rzucał i rzucał…
Dzień dobry. Bobiku, trzymam za to, żeby mimo wszystko był rzeczywiście dobry, a skuteczność trzymania, jak wiesz, jest bardzo wysoka.
Nieco na przekór narzekaniom na atmosferę na blogu, nie widzę upadku, tylko dojrzewanie. Oczekiwanie, że zawsze będzie tak cudownie, jak w okresie miodowego miesiąca, jest nierealistyczne, nawet wobec dwojga kochających się ludzi, a co do dopiero w większej grupie, w której działa więcej sił odśrodkowych niż spajających. Konflikty zarysowały się więc dość wcześnie, ale były trzymane pod ciężką pokrywką. Bo przecież miało być cudownie, pięknie i bezkonfliktowo. Toczyły się więc podskórnie, a blogiem od czasu do czasu, przeważnie pod nieobecność Gospodarza (to też znamienne), blogiem wstrząsały paroksyzmy. Przebieg tych erupcji był zawsze dość podobny – o cokolwiek poszło, tworzyły się obozy. Czasem wyłaniany był kandydat na kozła ofiarnego, który najczęściej dobrowolnie, choć nie bez presji, postanawiał z blogu odjeść. Dyskretnie lub z przytupem.
Teraz złośliwości jest więcej, co ani ładne, ani przyjemne nie jest, ale zauważyłam, że wymianie nieuprzejmości nie towarzyszy już tworzenie się koalicji. Adwersarze prztykają się między sobą, czasem ktoś inny coś skomentuje, ale nie ma już „ganging up”. W moim odczuciu świadczy to o pewnej dojrzałości blogu jako grupy, która jest już gotowa konfrontować się z pewną prawdą o sobie.
Jasne, że przyjemniej i milej bez podobnych atrakcji, ale bez tego etapu dojrzewania żadna społeczność się nie obejdzie. Tak to w każdym razie widzę, dostrzegając rzecz jasna wszelkie niefajne aspekty zjawiska i dyskomfort, którego doświadczamy.
Mnie zabrakło wyobraźni 😆
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpt1/v/t1.0-9/11110809_855488171180275_8273475128428688824_n.jpg?oh=de2b90728d751afe32471bfc2041935a&oe=55DA7739&__gda__=1436998205_754abae03a4fcb1272a4d8904c284512
Nisiu, przekaż Rumikowi że wujek coś może wykombinuje w lecie 🙂
Podziwnelam, Nisiu, rzeczywiscie nadzwyczajne.
Przemysle propozycje pozicky od Julie Roberts. Nic nie napisala o oprocentowaniu, ale szybko zrobie budzet dla 5000 euro i 50 000 000 euro.
Pieskowi niech sie dobrze mysli, a wszystkim milego wiosennego dnia!
Rumik całuje wujcia tysiąc razy na minutę (mniej nie potrafi).
lisku (7:41), ja bym się bał tego obiektu do herbaty, bo z takim ryjem to on chyba nie dolewa a odsysa.
Irku, mnie tez 😆 😆 😆
Ja sie psychologow boje. Vesper, pozulam sie jak mucha pod lupa… 😳 🙂
mialo byc „poczulam” 😆
Andsolu, calkiem mozliwe 😆
Ja lekarzów też. Koleżankę brzuch bolał, więc poszła do takiego jednego, żeby mu powiedzieć, że ją brzuch boli. Ale powiedzieć dla powiedzenia, tylko żeby on coś zrobił, żeby ją przestało boleć. Na to on jej kazał zrobić mnóstwo różnych badań, z których wyczytał, że to jest zupełnie uzasadnione, że ją brzuch boli. Ale jakoś od tego nie przestał ją boleć 😉
Lekarzow tez 🙂
Należę do much dość chętnie pchających się pod lupę, pod warunkiem, że lupnik nie ma w drugiej ręce szczypczyków ani skalpela. Kuszą mnie miejsca, do których trudno dojechać na samej samoobserwacji.
Stringi z golfem to takie, które w poziomie mają nie sznureczek, a pasek materiału o szerokości co najmniej 0,5cm. Do tego paska mocuje się szelki. Voilà!
Myślę podobnie jak Vester, że po okresie dziecięctwa Koszyczek wszedł w zwyczajną fazę pokwitania 😉
A w fazie pokwitania hormony buzują. I naprawdę nie wiadomo czasem, jak z takim dojrzewającym blogiem rozmawiać 😉 Bobiku, nie załamuj więc łap. Doświadczasz bólu rodzica dojrzewającego blogu 😆
Nasza znajoma nazywa to przywilejem rodziców 🙄
Pozwolicie trzy grosze. Wiosna, jak już wspomniałem, więc można odnieść wrażenie, że hormony zaczynają na potęgę krążyć i buzują. Ale ja czasem podejrzewam, że to nie tyle hormony, co wapno zaczyna się w żyłach lasować. Co u siebie stwierdzam z pewnym niepokojem, aczkolwiek bez specjalnego przejęcia.
Na wapno w żyłach nie ma to jak stringi na szelkach!
Paradoksie, w takim razie grupa geriatryczna wchodząca w okres adolescencji 😆 To musi być trudne 😈
A mnie stringi z golfem sprowokowały do wędrówek wyobraźni szlakiem innych rozwiązań pod szyją. Stringi w łódkę, w serek, polo, z krawatem, muchą, koloratką… Dalej się nie wybrałam 😳
Króliku,
ależ podała, podała – 4% 😉
W stringach na łódkę, na serek, po krawat, gonić muchę, uciekać przed koloratką. A teraz – bynajmniej-nie-w-stringach – do pracy.
Wiosenny okres pokwitania grupy geriatrycznej? 🙄 😯
To można tylko wziąć na przeczekanie 😎
Co się ma zlasować, niech się zlasuje, co wyszumieć, niech szumi … przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyliśmy i radziecki, … spoko … 😉
Irku,
a nie mogłeś wejść za płot i sfotografować rzeczonych stringów? 🙄
Nisiu,
jak zwykle zachwyty i gratulacje 😆
Jak się nazywa roślina pokazana na czwartym zdjęciu?
O ile dobrze rozpoznaję, Jagodo, to jest to Minimus punctatus.
Tutaj inny egzemplarz tego samego gatunku.
Stringi z koloratką? Niektóre Osoby wyobraźnia potrafi zaprowadzić bardzo daleko. To ja też chcę. Za jakiś czas pokaże się wywiad z moim przyjacielem wykopaliskowym. W jakiejś specjalistycznej gazecie. Naprawdę bardzo specjalistycznej. Jeśli pozwolicie kawałek tekstu przed korektą. Swoją drogą niektórzy redaktorzy muszą mieć specyficznie wyczulony „słuch”, nie mówiąc o stylu.
„Nie spodziewałem się natomiast wcześniejszego cmentarza, który jest tam od XIII w., wyprzedza ten kościół gotycki i prawdopodobnie towarzyszył jednemu lub dwóm drewnianym kościółkom. Mamy kawałeczek domniemanej ławy fundamentowej kościoła, warstwę spalenizny, będącej przypuszczalnie pozostałocią spalonej świątyni – opowiada naukowiec. Zaskoczeniem było również odkopanie czaszki przewiązanej opaską, prawdopodobnie należącej do młodziutkiej 25-letniej dziewczyny. – Groby z tamtego okresu były bez wyposażenia. To był przeżytek pogański, mocno zwalczany przez kościół. Sami duchowni do grobów zabierali katabasy, pektorały, a zwykły obywatel nie mógł mieć niczego. Ale tak pięknej, tak regularnej czaszki, to jeszcze nie widziałem. Ogromne oczodoły, musiała mieć wielkie niebieskie oczy.”
Przytaczam, jak zostało zredagowane. Ze specjalnym zwróceniem uwagi, co też duchowni potrafili zabrać ze sobą na ostatnią drogę. Jeśli tekst się ukaże, pozwolę sobie wrzucić linkę do niego.
Katabasis (gr: κατὰβαίνω) – zstąpienie do otchłani, najbardziej znany przykład to ten z Orfeuszem i Eurydyką. Zdaje się, że termin spotykany i w chrześcijaństwie wschodnim. Nie potrafiłem znaleźć innego tropu etymologicznego.
Jagoda chyba pytała o czwarte zdjęcie wiosenne, nie jestenne 😛
Ten krasnal Nisi to chyba ma, z przeproszeniem, syfa 😈
Gdy oczodoły usłyszały, że są młodziutkie i obywatelskie, to musiały zogromnieć 😉
A może to tylko potówki? Ja mu źle nie życzę, temu krasnalu 🙄
Wiosenne, Doro, wiosenne 😉
A to najpewniej Pieris japonica. Przepraszam, Nisiu, że tak po Twoim ogrodzie oprowadzam.
Katabasa znam od strony potocznej, ale nie podejrzewam tak sensacyjnych pochówków 😎
Aktualnie moj zasob roslin ogranicza sie do jednej rosliny kaktusopodobnej, mogacej zyc calymi miesiacami bez podlewania, oraz jednej orchidei, ktora o dziwo od osmiu lat kwitla prawie bez przerwy, wiec (moze z wyjatkiem tej ostatniej) nie mam sie czym chwalic, ale moge wrzucic zdjecie Metuszelacha. Metuszelach jest palma rodzaju meskiego, w tej chwili dziesiecioletnia, wychodowana z dwutysiecznoletniej pestki znalezionej podczas wykopalisk w Masadzie.
http://img197.imageshack.us/img197/8251/ieo6.jpg
Pieris, pieris, oprowadzaj, Babilasie,ile chcąc. Jest mi miło.
Mój pieris chyba czuje się dobrze w tym miejscu, bo kwitnie jak wściekły i w dodatku pachnie jak akacja (mniej więcej), takim wiosennym mniodkiem.
Krasnalek, oczywiście, ma to, co Dora pisze, tylko nie wiadomo, od kogo się nabawił, skoro tylko stoi i stoi w krzakach. Może ślimaki…
Babilasie, z całym szacunkiem do Twego Minimusa – mój jest kolorowy! Nastajaszcza ogrodowa elegancja musi być kolorowa…
Nisiu, ten Minimus nie jest mój, on pochodzi z tzw. populacji wrocławskiej (dynamicznie rozmnażającej się) i mieszka w centrum ogrodniczym na wylocie na Poznań (to już chyba nawet nie jest Wrocław, tylko jakaś następna wieś).
Wobec adolescencji geriatrycznej w stringach z golfem i koloratką nie sposób nie uciec chociaż na chwilę smutnym myślom. 😆
No to nie będę w tej chwili rozdrapywać żadnych ran, tylko podzielę się z Wami wczesnym wieczorem – znienacka zupełnie letnim, podkoszulkowym i klapkowym, z odrobiną pieszczotliwego wiatru i miodowymi zapachami. Bierzta, bo pojutrze już ma nie być. 😎
Taki, takusieńki palm jak Metuszelach rósł w naszym krakowskim mieszkaniu, czule dopieszczany przez ciotunie i innych domowych. 😀 Kiedy zajął już pół jadalni (sporej, ponad 30 m, bo to stare budownictwo), rodzina zdecydowała się dać mu nakaz eksmisji, ale nie na ulicę, gdzież tam. Trafił do pobliskiego klasztoru karmelitów, którzy posiadali jakieś hiperobszerne, wysokie pomieszczenia, do których nowy lokator im się nadał. Jak dobrze pójdzie, może dożyje tam 2000 lat. 😉
Przy okazji jeszcze jedna anegdota geriatryczna. Jedną z tych krakowskich ciotek zapytał nieletni siostrzeniec „ciociu, czy ty jesteś bardzo stara?”. „Nooo, taka BARDZO stara, to może jeszcze nie” – zaczęła się krygować ciocia. A wtedy wredny gówniarz postanowił się upewnić i doprecyzował pytanie: „ale starsza niż Wawel…?” 😈
W Szczecinie sie mówi „starsza od Bramy Portowej”…
Urocze dziecko 😀
Palm w jadalni, podczas krakowskiej snieznej zimy, brzmi egzotycznie… Nb ostatnio Metuszelach zaangazowal swata – szukaja palmy zenskiej do odnowienia gatunku. Caly ten zwariowany pomysl jest czescia projektu badajacego lekarskie wlasciwosci lokalnych roslin.
Jeszcze jedno bardzo znane tu drzewo to fikus bengalski zasadzony pod koniec XIX w. w pierwszej szkole rolniczej Mikwe Israel. Ma 30 m srednicy i wiele korzeni powietrznych ktore zmienily sie w pnie
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/59/PikiWiki_Israel_5477_bengal_ficus_in_mikve_israel.jpg/800px-PikiWiki_Israel_5477_bengal_ficus_in_mikve_israel.jpg
Zosia czasem pyta, jak my, w tym XX wieku, rozwiązywaliśmy taki czy inny problem. Czuję się wtedy trochę muzealnie.
One tańczą 😀
Vesper, zapewniam Cię, można się przyzwyczaić 😆
Nisiu
Tak sobie pomyślałem, czy ten Twój krasnal nie cierpi czasem na fotouczulenie. Może jakiś dobry krem z filtrem przeciwsłonecznym o dużym indeksie? Albo przynajmniej bardziej ocienione miejsce? No i odrobina sterydu też nie byłaby od rzeczy.
Początkowo myślałem o francowatych ślimakach, ale to raczej nie to. Tu widać wyraźne nadżerki i miejscowy stan zapalny, a nie wyprysk.
A może to jest alergia na świstaki? Wtedy Nisia mogłaby leczyć krasnala antyświstaminami. 😎
Krasnale wstępują w związki symbiotyczne z muchomorami. Może ten krasnal z tęsknicy za muchomorem dostał takich rzekomych muchomorzych kropek? Może gdyby Nisia posadziła mu w sąsiedztwie muchomora, to by wydobrzał?
Bobiku
Ale skąd niby u niej świstaki? Już prędzej susła moręgowanego bym się spodziewał, a najprędzej morświnów czy fok. Więc coś bliżej antyfokusowego lub antyfokalnego.
Ago
Ja słyszałem tylko o jednym związku z muchomorem. To był Żwirek. W dodatku Czech. A ten Nisiowy to raczej mało Żwirkowaty. Taki bardziej Konopnicki
„Antyfokalny” to tyle, co „a instrumennta”?
Paradoksie, w dzieciństwie ZAWSZE rysowałam krasnale obok muchomorów. Jeśli potrzebujesz jeszcze jakichś dowodów na symbiotyczną relację, to nie ma to nic wspólnego z obiektywnym, naukowym podejściem do tematu. Świat jest taki, jak na dziecięcych obrazkach. I już.
Z braku świstaków może być alergia na poświstywanie, którą również leczy się antyświstaminami. A nie wierzę, żeby w tych pobliskich bukowych lasach cosik nie poświstywało.
Uważna i wnikliwa diagnoza nie powinna też pomijać ewentualnego uczulenia na lokomotywy (nagle świst…). 😎
Tam w ogóle jest niezgodnie z przepisami 🙄
Instrukcja Obchodzenia się z Krasnalami przewiduje:
Pod czerwonym grzybkiem
Przy krzaczku poziomek
Mają krasnoludki swój maleńki domek
Jeden zmywa statki
Drugi ściera kurze
Trzeci wielką miotłą zamiata podwórze
Nie dziwota, że toczy go trąd samotności i rozpaczy.
Nawet świnek morskich nie wolno trzymać pojedynczo 🙄
Może ożywi go kolega do towarzystwa?
PS.
wrażliwi – nie otwierać!
Vesper myli się przyjamniej w jednym: Kota atakowała koalicja, której Vesper nie zauważyła, a skład której ukształtował się dawno. I było to polowanie z nagonką.
O ile z poglądami Kota nie zgodzić mi się przyjdzie w ca 70%, to z metodami jego napastliwych przeciwników w 100%.
W kwestii tego, co się z blogiem dzieje mam opinię niezmienną jak polityka Gospodarza: wkracza zawsze w momencie, gdy jedna ze stron brzydko oberwała i zamiast otrzymać szansę odpowiedzi, dostaje opeer na równi z brzydko atakującym. To trzeba wybrać: albo pilnujemy i po pierwszych brzydkich zagrywkach uciszamy zaczepianta, albo dajemy szansę obrony zaczepianemu i przełykamy nerwowo ślinę, obserwując eskalację. Ciekawe jak daleko mogą się posunąć ludzie chcący uchodzić za kulturalnych inteligentów, bo granica kompromitacji już została przekroczona.
Tym samym mam kolejną okazję przypomnieć nieśmiertelną sentencję Jerzego Dobrowolskiego:
Bo proszę pana, nie ma nic gorszego niż człowiek wykształcony ponad swoją inteligencję…
Rozumiem odczucia Kota, Wodza i zapewne kilku innych, którzy stali się mniejszością i przeszli na stronę ciszy.
Ago
Wobec takiego dowodu nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się ugiąć w niskim ukłonie. Pozostaje poza wszelką próbą kwestionowania czy wręcz poszukiwania jakichkolwiek dowodów naukowych.
Świerzb palców jest jednak nieodparty. Sporą część bywalców Koszyczka łączą więzy znacznie bliższe niż jedynie blogowe. Takie przynajmniej wrażenie odnoszę z mojej, przyznaję, niezbyt długiej bywalności. Wydaje mi się też, że sporo rzeczy jest rozstrzygane w życiu pozablogowym, a przynajmniej może być. Co do utarczek. Może mam grubszą skórę, może przyzwyczajony jestem do dosyć ostrych spięć we własnym gronie w kilku sprawach, głównie światopoglądowych. Zawsze wszystko błyskawicznie wraca do normy i nikt na tym nie cierpi. W każdym razie nie zauważam nic przekraczającego moją normę. Ale tak jak napisałem, może to tylko kwestia wrażliwości, a tego już nie jestem w stanie ocenić.
Bobiku
W sąsiedztwie Nisi poświstywać może jeszcze świstunka,
http://ptaki.info/%C5%9Bwistunka_le%C5%9Bna
http://www.kezk.bio.univ.gda.pl/cw_ornit/mp3/Swistunka.mp3
świstun
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awistun_zwyczajny
albo Poświst
Gospodarz a) dostrzega, że w blogowych konfliktach wina – podobnie jak w konfliktach małżeńskich – bardzo rzadko jest tylko po jednej stronie i ktoś, kto domaga się rozprawy ze swoimi przeciwnikami albo „wymierzenia sprawiedliwości”, powinien wziąć pod uwagę również własny udział w eskalacji konfliktu, b) konsekwentnie odmawia bycia panią przedszkolanką i rozstawiania dorosłych ludzi po kątach. Wiem, że zamordyzm bywa skuteczniejszy, a jeśli staje po naszej stronie, nawet przyjemniejszy, ale mam taki feler, że go jakoś nie lubię. Wolę apelować do rozsądku i samoograniczeń w imię dobra wspólnego, bo ponoć nadzieja umiera ostatnia. Rzadkie bany daję za ewidentne naruszenie regulaminu, a nie za to, że mi się czyjeś posty nie podobają bądź się z nimi nie zgadzam.
Ale już pisałem, że to być może nie są kwalifikacje na dobrego gospodarza. Może tak prowadzony blog mało kogo satysfakcjonuje? Może niezbędne jest, żeby gospodarz przy każdym konflikcie dokonał podziału uczestników na dobrych, których trzeba spektakularnie pogłaskać i złych, którym należy wyraziście dokopać? Może należy sobie wyrobić autorytet wytatuowanym na czole napisem „tu rządzę ja i niech mi który podskoczy”? Nie wiem. Wciąż jeszcze się zastanawiam. Po tylu latach gospodarzenia nie udało mi się uzyskać pewności, co byłoby najlepsze. Co niewątpliwie oznacza, że jestem dosyć durny 😳 , bo ci mądrzejsi to bez żadnej praktyki w prowadzeniu blogu, bez żadnego zastanawiania, jakoś tak sami z siebie świetnie wiedzą, jak to wszystko trzeba robić.
Najłatwiej wychowuje się cudze dzieci…
Zeen, jedno sobie zdecydowanie wypraszam. Twierdzenie, że nie daję komukolwiek szansy odpowiedzi, jest zwyczajną nieprawdą. Wręcz przeciwnie, czasem sobie kudły rwę z głowy i jęczę w duchu „okej, już chyba wszystko na ten temat zostało powiedziane, czy nie można by go skończyć?”, ale wytrzymuję właśnie po to, żeby każdy miał szansę powiedzieć swoje. Stanowczo interweniuję dopiero wtedy, kiedy jedna i ta sama odpowiedź (choć może być w różnej formie) zaczyna się powtarzać w kółko i w kółko, czyli staje się tzw. wałkowaniem. Bo wałkowanie niepowstrzymywane może trwać nawet latami, a tego nie wytrzyma żaden normalny pies ani człowiek.
A czy ja mógłbym się cofnąć do początków? Bloga. Bo tak, tu teraz rozwinie się dyskusja o roli Gospodarza, przywilejach odwiedzających, zdejmowaniu butów, zakładaniu kapci. Albo o tym, czy Gospodarz powinien puszczać gościa przodem.
A ja wolę archeologię.
Więc o komodzie, którą odkryła Helena. A właściwie to nie tyle o komodzie, co o kornikach. Padła wątpliwość co do autentyczności mebla. Z powodu braku śladów bytowania korników. Inna sprawa, że na początku było o robakach, ale ten aspekt pominę litościwie milczeniem.
No to niech mi teraz ktoś z obecnych w tamtych czasach wytłumaczy, co miałyby do roboty korniki w dębinie. Bo przecież nie zżerałyby dębiny. Korniki to smakosze. One lubią soczyste i mięciutkie drewno znajdujące się tuż pod warstwą kory. Tam gdzie mają czym oddychać i skąd łatwo im wygryźć się na powierzchnię. A dodatkowo takie są spaskudzone, że lubią świerczynę. Lepsza żywica niż garbniki. Więc jeśli już ktoś chciałby się doszukiwać dziur w całym, to polecałbym raczej rozejrzeć się za jelonkiem rogaczem albo koziorogiem dęboszem. Tylko jaki przyzwoity stolarz w owym czasie wziąłby na warsztat drewno podziurawione przez kózki czy inne chrząszcze?
paradoksie,
a miazgowce?
Lyctus linearis bardzo lubi wyrobione drewno dębowe. W świeże nie wchodzi.
Markocie
Jak najbardziej. Uwadze poleciłbym także kołatki. Też preferują drewno już przesezonowane i umeblowione.
O kurczę, taki merytoryzm drzewniany się zrobił, że chyba – jak u Kierowniczki – będę tylko siedział i słuchał z rozdziawionym pyskiem. 😆
A nie sądzisz, że termin „korniki” został użyty wprawdzie niefachowo, ale synonimowo jak elektroluks marki Zelmer? 😉
Hmmm, metarozmowa czy drewnojady… Trudny wybór 🙄 😆
Dobrych snów z dużą kością jako tematem przewodnim. Idę coś poczytać i posłuchać, jak mi kołatki wpierdzielają ramę od lustra. Nie mam serca ich fumigować. Rama nie taka znowu zbytkowna, więc da radę wymienić na nową. Może będzie ładniejsza.
Czyli rzutem na taśmę. Wiem, podobnie jak to o robakach. Bo wszystko co żeruje w drewnie, a mniejsze od kózki to kornik. I na tej zasadzie wszystkie sześcionogie i ośmionogie to robactwo. Ale co mi szkodzi pogadać?
Przypomniałem sobie, że ja też mogę coś merytorycznie… Te wszystkie drewnożery może i są smakoszami, ale konsumują okropnie niekulturalnie, w każdym razie w sensie akustycznym. Jedna z naszych stert drewna kominkowego jest skornikowana (zjelonkowana? skoziorożona?) i żebyście słyszeli to ostentacyjne mlaskanie, ciamkanie, chrzęszczenie i poskrzypywanie. No, po prostu kompletny brak kultury żarcia. 👿
Ale nie odbija im się? 🙄
W lesie chowane, na dziko, za towarzystwo tylko rogacze i dziki. To i skąd miałyby czerpać wzorce? Bo chyba nie od odyńców.
Żuchwy nienaoliwione. Pożałowałeś zwierzątkom sosu.
Odbijać też im się czasem odbija, ale jeszcze gorzej by było, gdyby im zaczęło odbijać, a tych objawów na razie nie widzę. 😎
Czerpanie wzorców od Odyńca nie byłoby najlepszym pomysłem, choć niby sam Mickiewicz się z nim przyjaźnił. Ale w młodości górnej i durnej, a potem chyba przestał. 😉
U nas nic nie chrabęszczy, bo nie ma na czym. Zaleta przaśnych korzeni 😉
Dobranoc 🙂
Co to znaczy chrabęszczyć?
Myślę, że chrabęszczenie jest podobne do świerszczykania.
Galicyjska Babcia tak nazywała niesprecyzowane odgłosy. Ja kojarzę z Osiecką 😉
Świerszczykanie jest kojące, chrabęszczenie niekoniecznie 😕
Stanowcze dobranoc 🙂
Choć jam z Galicji, chrabęszczenia nie znałem. 😯
Ale tyz pikne. 😀
Pamiętacie tę niedawno opowiadaną historię o klematisach i jezuitach? Tutaj mamy coś (pozornie) podobnego. Piszę 'pozornie’, bo im więcej o tym czytam, tym bardziej mam wątpliwości. Zwracam też uwagę na element fantastyczny opowieści, o tym jak to Maria Kazimiera była mocniejsza od Bieruta i jego dekretu warszawskiego.
Chrabęszczenie znam z czasownikiem chrabęŚcić (nie -szczyć). Może to wariant wielkopolski?
Cały dzien spędziłam na cuceniu krasnala, który zemdlał, obejrzawszy tego niby-kumpla od Markota.
Idę spać. W ogrodzie coś śwista jak cholera.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dochodzę do wniosku, że rzeczywistość jest chrząszczem z rodziny Anobiidae (sic!): im człowiek starszy, tym chętniej się w niego wgryza i obrzydliwie przy tym mlaszcze oraz złowieszczo kołacze. (Mam nadzieję, że jesteście już po śniadaniu.)
Dzień dobry 🙂
Paradoxie, od wczoraj, niczym kornik, drąży mój mózg pytanie: po czym archeolog rozpoznał niebieskość oczu u pięknoczaszkiej nieboszczki? 🙄 😯
Masz na myśli chrząszczenie w kolanach, Ago? 😉
O tym nie pomyślałam, Jagodo. Dziękuję za podanie kolejnego dowodu na słuszność mojego wniosku. Uwielbiam mieć rację. 😎
Ten dowód to nie tyle z myślenia co z czucia, Ago 😉
Ale racja jest jak najbardziej po Twojej stronie? 😆
Dzisiaj napisał do mnie Alojzy R.:
Cześć!
Jesteś szczęśliwy ! Chcesz nowy iPhone 6 ?
To nie jest żart! Twój adres e-mail jest zwycięzcą!
Twój kupon tutaj
pozdrowienia
PL Mobilazion Ltd.
Rezygnuję
Pewnie, że jestem szczęśliwy. Jak bym nie była szczęśliwy, wbrew usilnym staraniom tylu osób, to byłaby to czysta niewdzięczność wobec losu i brudny grzech 👿
Apropos blogowych dociekań detektywistycznych
Bobik = brunet wieczorową porą. Elementarne 🙄
Rozgryzam innego 😎
Cześć! 🙂
Jagodo, grałaś z kimś w internetową ruletkę i zostawiłaś odciski palców, że tak do ciebie idą te „reperujące” finanse maile i te wielkie wygrane? 😆
Mar – Jo,
nie grałam, więc tym bardziej czuję się zobowiązana, żeby się czuć „szczęśliwy” 😉
Oni tak sami z siebie, z dobrego serca 👿
Babilasie, (04:12)
widzę zasadnicza różnicę. Możemy się nie zgadzać z hierarchią wartości Jezuitów, ale oni postąpili zgodnie z deklarowaną. Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, cała reszta jest na swoim miejscu. (Ignacy Loyola)
I choć sama nie widzę potrzeby budowania kolejnych kościołów, to przyjmuję do wiadomości, że Jezuici postępują zgodnie ze swoimi zasadami.
Co do brata Stefana Franczaka, to ostatni okres życia spędził w Gdyni. Jest tam specjalne miejsce, które oni nazywają infirmerią, przeznaczone dla zakonników, którzy potrzebują opieki. Pamięć brata Stefana otoczona jest dużym szacunkiem.
Zdjęcie, które się pokazuje po otwarciu linki, przy „I ICFD”, pokazuje coś w rodzaju „ogrodu pamięci” o pracy brata Stefana.
http://www.icfd.pl/
Natomiast, z tego co zlinkowałeś, wynika, że siostrom szarytkom przyświeca cel głównie merkantylny. Choć i one mogą tłumaczyć, że potrzebują pieniędzy na „zbożne dzieła”.
Może jestem w mylnym błędzie, ale tak to widzę 😉
Jagodo
Ciężko mi powiedzieć. Rozmawiałem o tym z przyjacielem, zwracając mu na to uwagę. Mocno podejrzewam, że zadziałał jakiś prosty mechanizm skojarzeniowy. VII-VIII wiek to już czasy słowiańskiego osadnictwa na terenach Mazowsza. A jak Słowianka, to z pewnością blondynka pszennowłosa o niebieskich oczach. W dodatku z dużym biustem, zgodnie z preferencjami tamtejszych. I przyjaciela. Sugerowałem, że może dziewczyna miała oczy piwne.
Zresztą co innego mogło odegrać rolę. Popularyzatorski pazur przyjaciela. Ten artykuł jest relacją z rozmowy z przyjacielem bardziej niż klasycznym wywiadem. Ma się ukazać w dosyć specyficznym wydawnictwie i posłużyć jakiemuś tam celowi, który ten sobie założył. Więc i konieczność zwracania uwagi na tego typu szczegóły jest mniej istotna niż gdyby to miało być opracowanie naukowe.
Przyszłość pokaże. Jeśli będą środki, to prawdopodobnie zostanie poddana dokładniejszym badaniom antropologicznym i być może genetycznym. To już pod warunkiem, jak zastrzegłem, możliwości finansowych i możliwości uzyskania odpowiedniej ilości i jakości materiału genetycznego. Wtedy da się z całą pewnością określić kolor włosów, oczu, czy pochodzenie. Może w jakimś ośrodku naukowym ktoś będzie zainteresowany opublikowaniem wyników, wtedy odpadłby problem pieniędzy. Jest jeszcze dodatkowy argument. Pochowana została rodzinnie. Obok mężczyzny i dziecka. Więc pole do popisów badawczych jest szerokie.
Wiem również, że rozmawiał już o możliwości zrekonstruowania twarzy. Byłoby pięknie.
Na marginesie. Czaszka rzeczywiście jest wyjątkowo foremna i regularna. Więc i dziewczyna musiała być urodziwa. Kiedyś przy jakiejś okazji wrzuciłem tu zdjęcie odkrycia. Jakby była chęć, mogę to zrobić ponownie.
Pewnym krokiem przez was idę.
Co wam niosę? Ano, bidę.
Duszy wycie, chrzęst w kolanie,
Serca trwożne trzepotanie.
Ja nie mrugam. Nie zamykam
Strojnych złudą wrót ryzyka.
Daję wam zło – do wyboru,
Różnych kształtów i kolorów.
Wciąż was karmię braku ziarnem,
Warzę dla was myśli czarne,
W marynacie żalu ości
I esencję bezradności.
Żertwą dla mnie wasza istność.
Drżyjcie – idę. Rzeczywistość.
Dzień dobry 🙂
Rzeczywistość wdeptała mnie z racją w ziemię 😯
Dzień dobry 🙂
Usilnie pracuję nad chwilowym zignorowaniem Rzeczywistości, która zgodnie z proroczym przewidywaniem Agi zaczęła mi dzień od najczarniejszych wieści. Na szczęście przy 27 plusowych stopniach, oku błękitu i ptaszętach kląskających ignorowanie jest trochę łatwiejsze. 😉
Fotki czaszki pamiętam. Przepiękna kolorystyka – i nie mówię o kolorze oczu. 😆
Ago, litości 😯
Paradoxie, chętnie zobaczę fotkę, bo wcześniej przeoczyłam 🙁
Szczęściarz z Ciebie, Bobiku, 27 w plusie. Plus inne okoliczności przyrody 😉
Przepraszam za ten horror z chrząszczem. A Bobika dodatkowo za nieszczęsną kassandryczność rzeczonego. Skumulowało mi się. Ale nie bedę się upierać przy tym klimacie. 😉
Bobiku, mógłbyś przy okazji poprawić seplenienie w ostatnim wersie? Całą grozę diabli biorą.
Jak rozumiem, to nie miał być „Strasny chsąsc”? 😉
Dlaczego ktoś się bezczelnie podszywa pod Bobika?
http://nk.com.pl/ja-bobik-czyli-prawdziwa-historia-o-kocie-ktory-myslal-ze-jest-krolem/1989/ksiazka.html#.VS5Hp5M17Xo
Tamta za stara? No to inna para
teoria gender to wyraz frustracji 😯
Papież Franciszek coraz bardziej rozczarowuje
W odróżnieniu od władz zakonu jezuitów (nota bene, swego czasu ze zdziwieniem dowiedziałem się, że nazwy zakonów pisze się z małej litery, za wyjątkiem zakonów rycerskich, a więc jezuici i dominikanie, ale Templariusze i Krzyżacy), moja hierarchia wartości opiera się bardziej na wierze w rośliny niż w Boga, Jagodo (11:02), dlatego mogę podjąć dyskusję tylko na poziomie prawa i obyczajów.
Z punktu widzenia prawa, jezuici są comme il faut. Teren jest ich (był również przed wojną), stosowne zezwolenia na budowę otrzymali w zgodzie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Ja nawet rozumiem, że starszyzna zakonna nie musi znać się na klematisach i wiedzieć, że to, co postrzegali jako prywatne hobby brata Stefana ma wielkie znaczenie na zupełnie innej płaszczyźnie. Z punktu widzenia interesów warszawiaków ogólnodostępny ogród – park na Mokotowie jest jednak o wiele potrzebniejszy niż ta stodoła, zwłaszcza, że przez kilkadziesiąt lat komuny jakoś udawało się mieścić funkcje liturgiczne dla ludności na terenie istniejącego klasztoru. Więc być może – motywując to interesem społecznym – nie należało na tę budowę zezwalać.
Szarytki natomiast domagają się zmian w planie zagospodarownia przestrzennego, który w obecnym kształcie (przygotowanym, ale wciąż nie uchwalonym, co ważne) zabrania budowania czegokolwiek na terenie ogrodu. Ogród historycznie miał zaopatrywać klasztor w warzywa i owoce. Nigdy nie był dostępny publicznie, ani nawet widoczny (jest ogrodzony murem). Zakonnice uważają, że że poza wartością sentymentalną nie ma on żadnych walorów historycznych, przyrodniczych ani urbanistycznych, co jest kontestowane przez społeczników z różnych stowarzyszeń, specjalistów od architektury krajobrazu i urbanistów.
Na tym terenie zakonnice chcą wybudować cztery (sic!) wielopiętrowe “domy dla wykluczonych”, rozebrać istniejące przedszkole i wybudować na jego miejscu nowe, a pozostałą część ogrodu przedzielić ulicą, rozparcelować i sprzedać. Co więcej, ratusz warszawski planuje spory szwindel, czyli udzielenie szarytkom pozwolenia na budowę przed uchwaleniem planu zagospodarowania przestrzennego (no bo, jako się rzekło, po jego uchwaleniu wydanie pozwolenia nie będzie możliwe).
Nie mam żadnych pretensji do obu zakonów. Każdy bowiem może dysponować swoją własnością dowolnie, lecz w ramach obowiązującego prawa. Pretensje mam tylko o to, że w każdym postępowaniu administracyjnym czy sądowym, którego stroną jest Kościół Katolicki i jego ekspozytury, decyzja jest zawsze przewidywalnie spolegliwa i wydawana bez względu na jakiekolwiek argumenty (i najczęściej jeszcze z kreatywnym podejściem do prawa).
Po kilku interwencyjnych mailach i jednym nocnym telefonie ze Starego Kontynentu, odwolujacych sie do mojego Sumienia i Ogolnie Znanej Dobrodusznosci, podjalem nielatwa decezje ponownego uswietnienia tego Blogu swoja Obecnoscia.
Nie jest to jednak powrot bezwarunkowy. Uprzedzam zatem, ze jeszcze jedna paskudna uwaga lub zaczepka ze strony Panow Andsola i Babilasa, jeszcze jedna uwaga dotyczaca mojej przyzwoitosci, kontaktu z rzczywistoscia, umiejetnosci czytania, wyniesionych z domu manier czy obfitosci literowek , skonczy sie dostaniem po uszach, a nawet znacznie ponizej uszu. Bo cierpliwosci zostalo mi bardzo malutko. Zaoszczedzony na zaczepkach i inmpertynencjach przez Panow Andsola i Babilasa czas moga wspooiniani Panowie z pozytkiem przeznacyc na zajecie sie oszalamiajacym sukcesem wlasnych blogow, gdzie az tloczno od odwiedzin, glownie wzajemnych.
A przy okazji pragne serdeczne podziekowac Zeenkowi za rycerska, bo publczna (to jest kluczowe slowo, Drodzy Korespondeni!), obrone mojej Starej, ktora, Bog swiadkiem, tego wlasie potrzebowala.
Otherwise, business as usual.
Ja już od jakiegoś czasu wiem, że ktoś – i to innego gatunku – się pode mnie podszywa, ale nie chce mi się tracić zdrowia i forsy na procesy. 👿 A narodowie postronni i niepostronni chyba i tak znają, kto jest Prawdziwym Bobikiem. 😎
Jest jeden Blog Bobika i jeden Bobik z niepodzielnym z nikim prawem decydowania o gościach, treści i wszystkim, co jest związane z tym miejscem. Psatrapia jest jedyną dyktaturą, którą popieram. Amen.
Jest to cena Wielkosci i Popularnosci, Bobiku.
Pode mnie sie podszywa jakis szmaciarz:
http://www.sankowo.com/299,kot-mordechaj-mikrus.html
Tak juz niestety z Toba mamy. Mysimy szielnie dzwigac to Pietno.
Całkiem podobny, Kocie 🙄
Tez mozesz dostac po uszach, Vesper. 😈
Jest zupelnie niepoobny.
Do rozmów z Mordechajem zasiadam zawsze w nausznikach 😎 To się nazywa doświadczenie
Slusznie. Tak trzymac.
Wydaje mi się, że nie występuje takie zjawisko, jak kot podobny do innego kota. 🙄
Swiete slowa, Ago.
Jagodo
Jak sobie stryjenka życzy. Zdjęcia „błękitnookiej”
https://picasaweb.google.com/116310015148736175503/April152015?authkey=Gv1sRgCIewjPX45b3c7wE
Ach, Kocie, bogom niech będą dzięki za Twą mądrość życiową.
Jesteś ze swoją Starą jednym z filarów Koszyczka, zawsze mi było smutno, gdy blog zamierał z powodu Waszej okresowej absencji.
Chciałam to już wczoraj napisać, ale musiałam korzystać z pogody i przekopywać ogródek w poszukiwaniu przodka. Wpadłam tylko na chwilę, idę kopać dalej.
Jestem znany z Zuciowej Madrosci, Zmoro.Przezulem juz niejedno.
Ale dziekuje, of course.
Dzięki, Paradoxie, nieboszczka zaiste urodziwa 😉
Stryjenka to jakie pokrewieństwo?
Babilasie,
pełna zgoda co do sposobu załatwiania spraw KrK w Polsce. Jedna wielka granda 👿
-******************* – to napisał Szaman, nie wiem do kogo i nie wiem co to znaczy 😉
Jagodo
To taka forma, której czasem używam w przypadku spełniania niektórych życzeń. Od czasów zamierzchłych, czyli jakiejś połowy lat siedemdziesiątych. Zamiast partackiego „mówisz, masz”.
Ale jeśli Cię to uwiera, to wycofuję. I udaję się do Bobika z pokorną prośbą o wykasowanie.
Fajnie, że Kot ze swoją Starą będą nadal robić za filary. Trochę mi teraz głupio, że wybrałem emigrację wewnętrzną. Trzeba podtrzymywać rozmowy, same tego nie zrobią, bo są za głupie. 😎
Zmoro, może przodek jest ciągle w szafie? 😈
Nie, Paradoxie, wcale mi nie przeszkadza. I naprawdę jestem ciekawa, jaki rodzaj pokrewieństwa kryje się za „stryjenką” 😉
Byłoby znacznie łatwiej Wodzu, ale niestety przodkini na łożu śmierci wyznała, że zakopała, ale niestety bez podawania szczegółów. No, ale to tylko 500 metrów ogródka. Ale sąsiedzi się dziwują, lata taka po ogródku ze szpikulcem i dziabie, jak podziabie to pokopie.