Przed potopem
Chmury już były tak nabrzmiałe,
czarne jak z atramentu plamy,
że kiedy Noe na nie zerknął,
zawołał: dobra, otwieramy!
Wilki i owce, mrówki, słonie,
do arki jęły pchać się zaraz,
za nimi zaś stepowy strzelec,
skrzypłocz i patagońska mara,
lordzik, i dzwonnik, i pończosznik,
i pazurogon pręgoudy,
wyspiarek cały czymś zbroczony,
szczekuszka ziewająca z nudy,
grdacz soplowaty z chłodną miną,
chimera dosyć pospolita,
i kot bagienny, zamyślony
tak, że się nawet nie przywitał.
Stanął w kolejce błotny diabeł,
obok śródziemnomorskiej mniszki,
szczur mglisty, pewnie po spożyciu,
widział nosorożcowe myszki,
zapewniał skromny wireonek,
że nie jest wcale krewnym krowy,
rożeniec był zwyczajny całkiem,
a królik za to wulkanowy.
Łątka dzieweczka ujawniła,
że miodożerem się zachwyca,
kosmaty dzięcioł pytał, czemu
jest kaczkodajna kaczenica,
odmieniec jaskiniowy żądał,
by zaraz mu podano placki,
dalej pod łapę z biczogonem
straszak przechadzał się kapsztadzki,
robiąc ostrożny ruch królówką
w szachy z błazenkiem grał odorek,
a lis Darwina szeptał chytrze:
chyba zdążyłem w samą porę.
Tu Noe wyszedł przed zebranych
i wrzasnął, gładząc siwe baki:
ferajna, sorry, proszę czekać,
wpuszczę dopiero za czas jakiś!
Czemuż to? – jęknął zwierząt chórek,
bo potop już się srożył w świecie.
A Noe: muszę sprawdzić w guglu,
czy wy naprawdę istniejecie.
Nawet jeszcze mnie się udało na upolowanego przez Lotę dźwiedzia załapać. 🙂
Ago, eksportuj się wesoło i ku zadowoleniu, a jak wrócisz zaraz daj cynk. 😀
Się nie załapałem na dźwiedzia 🙁 Idę więc poczytać to i owo
Najlepszego, Ago 🙂
Dobry wieczór, Sosajeto. Opowiadałem Wam niedawno o zaletach zwlekania z koszeniem trawnika w zamiarze przekształcenia go w kwitnącą łąkę. I mówiłem o cudownościach jakie zwyczajny złocien wielki zwany maragarytką wnosi w taką łąkę. Verba docent, exempla trahunt – oto, jak rzecz cała wygląda w praktyce. Część trawnika cięta metodą na rekruta, a druga część jeszcze nie ruszana kosiarką w tym roku.
I jeszcze jedna fotka – https://www.flickr.com/photos/34992575@N00/18530791569/in/photostream/lightbox/
Ale żeby tak wyglądało, trzeba mieć tych margerytek spore hektary. 😉 Margerytkowa chusteczka do nosa to już zupełnie nie ten efekt.
Przyjemnych wakacji, Ago. 🙂
Bobiku, ale na rekruta to chyba nawet chusteczkę do nosa da się i to szybko. A do tego chyba zachęcał Babilas.
Dzień dobry 🙂
kawa
Chusteczki kwiatowe na trawniku też fajnie wyglądają. Tylko trzeba się nawywijać kosiarką
Ago, przyjemnego wakacjowania. Pilnuj torebki i jeżeli możesz wyłącz telefon służbowy 🙂
Dzień dobry bardzo 🙂
Dzień dobry 🙂
Tak sobie jeszcze myślę o młodym Mellerze i Żakowskim… To jednak nie ta sama liga. Meller sprawia wrażenie ogólnie niepoważne. Żakowski bywa zapalczywy, zdarza mu się coś głupiego, a nawet bardzo głupiego chlapnąć, ale i bardzo mądre teksty miewa. Tych dwóch do tej samej szuflady nie można wsadzać.
A swoją drogą niemądrych, niepoważnych tekstów i ocen politycznych to nam się pewnie teraz posypie, że hej. Sytuacja naprasza się o to z niebywałą nachalnością. 😎
Dzień dobry.
Jarosław Mikołajewski, bardzo dobry tekst:
http://wyborcza.pl/1,75968,18103674,Kongres_Racjonalnej_Polski__Ostatni_dzwonek_na_normalnosc.html#BoxGWImg
Jacek Żakowski jest członkiem różnych poważnych gremiów opracowujących istotne diagnozy i projekty, jest kierownikiem Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie. Człowiek jest poważny, tylko nadto zapalczywy, co mnie często wkurza, bo jego racja najracniejsza i juszsz.
I ta jego bez umiaru gorliwość neofity nawróconego na lewicowość…
Ale coś się dzieje.
Jest po prostu typem samca alfa, a ja na takie mam alergię 😉
I ta jego hipokryzja, to jego lewactwo i antyelitarność przy jednoczesnej pełnej przynależności do elity, także finansowej. A teraz w ogóle poczuł krew i żre wszystkich – a może już szykuje się na jutro?
Bierze udział w różnych gremiach poszukujących rozwiązań, Doro, ostatnio były poważki na PW:
http://globeforum.com/warsaw2015
Niech radzą, niech dyskutują, może coś z tego się wyłoni.
Ale prawdą jest, że odrzuca mnie od tych jego tekstów ostatnio, przy nich opluwanie państwa przez PiS to mały pikuś.
Rozumiem alergię na pewne cechy osobowościowe, ale jednak teksty nie po nich się ocenia. 😉
A jak chodzi o elity, to prawdę mówiąc już wolę takie nadmiernie walące się we własne piersi, niż samozadowolone, skupione tylko na własnym interesie i mające gdzieś całą resztę. Bo zresztą co ma właściwie zrobić ktoś taki, kto wszedł do elity (zwłaszcza jeśli to nie dzięki przekrętom czy forsie tatusia, tylko własnej pracy) – rzucić wszystko i pójść pracować w Biedronce, żeby tylko mu ktoś elitarności nie zarzucił? 😈 To by było absurdalne, a samokrytykowanie jako takie absurdalne nie jest. Choć oczywiście nie każda samokrytyka jest słuszna i uzasadniona, ale w końcu nikt nam nie broni się z Żakowskim wykłócać. 😉
Melduję uprzejmie , że żyję 🙂
Nie mam jedynie siły do dyskusji: słoń a sprawa polska 👿
Mam wrażenie, że media wpadły w histerię. Zupełnie tak, jakby za chwile świat miał się skończyć.
Przespacerowałam się po tytułach blogów Polityki, do treści nawet nie próbowałam zaglądać. „Platforma na deskach” obwieszcza Passent. Tak, jakby nigdy nie słyszał o wymianie ekip rządowych w demokracji. Jego protegowany, Hartman, drze szaty: „Cóżeś nam uczyniła, Platformo!” Biedactwo, nie miał na nic wpływu 👿
Nie warto wystawiać głowy spod poduszki 😉
A kiedy już wystawiam, to patrzę na kwiaty 🙂 Albo czytam kryminał „Pancerne serce” Jo Nesbo.
Haneczko, jesteś tam? Jak się nazywa kwiat, który podarowałaś nam jesienią? Kwitnie przepięknie 😆
To coś pozytywnego:-) .
Niech was nie przeraża, że to plotek 🙂
http://www.plotek.pl/plotek/1,78649,18104586,_Polska_w_ruinie____Czy_aby_na_pewno__Mocny_wpis_Mateusza.html
„nie oglądaj telewizji, bo będziesz miała glizdy w głowie” 😉
https://www.youtube.com/watch?v=hJbBjjTsaEM
Jeżeli u kogoś jest taka pogoda, jak u mnie, to rozumiem brak siły do dyskusji na jakiekolwiek tematy. 🙄 Duszny, ciężki upał i od iluś godzin burza się nie może wykokosić. Jak oddychać, panie premierze, czy tam panie prymasie? 👿
Coś na ochłodę?
Jagoda
Glizdy to jedno. Tylko kto nas przeprosi?
Paradoxie,
możemy to załatwić we własnym zakresie, a co, nie stać nas na to? 😉 🙄
Bobiku,
niby jedna burza się wykokosiła, ale nadal duszno, nie tylko z powodów politycznych, ale i barycznych zarówno 😉
U nasz pada i grzmi.
Przyjemnie.
Ja Cię mogę poprzepraszać, Paradoxie.
Za co szczególnie?
Te glizdy jakoś mi szczególnie w głowie utkwiły. Czy to znaczy że mam robaczywe myśli?
Odsapnięte dobry wieczór 🙂
Złachana jestem i ogłuszona, bardzo ludny sezon i tak dobrze jest, tylko trochę męcząco 🙄
U nas telewizornia pokazuje tenis albo nic. Na inne cosie nie mamy ochoty patrzeć. Słuchania też odmawiamy. Przeczytałam, że Pani premier prosiła Franciszka o modlitwy za Polskę. Jeszcze trochę i przestanę czytać nawet paski 👿 Jeżeli rzeczywistość nadal będzie mnie tak żarła, to pójdę do wyborów z nieważnym głosem 👿
Tutaj pięknie lało, z piorunami i bez, a najpiękniej ze słońcem 🙂
Jagodo, podejrzewam, że dostaliście szałwię muszkatołową, nasze też dumnie kwitną. Wstydzę się bardzo, ale dużo rozdaję, a nie zapisuję co komu 😳
To ja przepraszam Cię, BARDZO przepraszam, za WSZYSTKO, Paradoxie.
Szkoda, że nie mieliśmy takich szans, jakie teraz mają młodzi ludzie.
A rozdasz mi szałwię w lipcu, Haneczko?
Rozdam 🙂
Pada, zimno, chrypka, grypka, syfek. To nie będę nawet gadał z Wami, żeby się nie przeniosło.
Andsolu, gadaj 🙂 Z grypką, chrypką i syfkiem nadal jesteś Andsolem przenoszącym plusy dodatnie 🙂
Po co przepraszać samemu, jak można oddelegować? 😎
https://www.youtube.com/watch?v=bIbgg2Ca1vk
W końcu nie lunęło i dusi dalej. 👿
Bardzo ładne, ale fundamentalnie się nie zgadzam 😉
Wlasnie, haneczko, ta Umer za wszystko przeprasza, za to oddycha, a on dalej skwaszony przy stole, na ktorym wszystko ma postawione pod nos! Tez do mnie taka liryka nie przemawia.
Ciekawe gdzie Aga pojechala na wypoczynek! Wroci to opowie. Buon viaggio, Ago!
Dzień dobry, Sosajeto! W antycypacji kawy, Piątek na sobotę.
Dzień dobry 🙂
Zgadza się, Haneczka obdarowała nas szałwią muszkatołową:
https://zojalitwin.wordpress.com/2014/07/09/szalwia-muszkatolowa/
Siedziałam pod wieczór na tarasie z widokiem na oną, z różowym winem w kieliszku. Pięknie było 🙂
A dodatkowo zapachniała, po raz pierwszy w tym roku, maciejka 😆
Zbiera się już do kwitnięcia kleome:
http://www.swiatkwiatow.pl/kleome-cleome-spinosa-id6.html
Podarunek od Babilasa 🙂
Za oknem mgła, nie widać jeszcze lasu w oddali, ani nawet pobliskich pól. Za to nasturcje na balkonie uśmiechają się pogodnie na tle zieleni brzóz. Pięknie jest i tak trzymać 😆
Miłego dnia Koszyczku 🙂
W donicach na tarasie kwitnie taka szałwia:
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://trawki.pl/files/szalwia%2520lekarska.jpg%3FPHPSESSID%3Dbbbaa738a4619e6f13c2f0b077bcbc6c&imgrefurl=http://trawki.pl/?281,salvia-officinalis-(szalwia-lekarska)%26PHPSESSID%3Dbbbaa738a4619e6f13c2f0b077bcbc6c&h=200&w=200&tbnid=PD1rZwy3WEICrM:&zoom=1&tbnh=160&tbnw=160&usg=__M5Fo-aQxciuwK34GaT_h7T-t4Rk=&docid=qdTBQRtdyiS47M&itg=1
Ptaki śpiewają jak oszalałe, Jagodowy woła na kawę …. 😉
Łapmy karpia 😆
https://www.youtube.com/watch?v=zC9L-RGjZ5Q
Swego czasu rozmawialiśmy (nie jestem pewien, czy na Bobikowie, ale na pewno w bobikowym towarzystwie) o fenomenie Małgorzaty Musierowicz (który dokumentuje od lat jej najwnikliwsza czytelniczka, Eliza Szybowicz). Nie byłem nigdy nastolatką – i chyba nigdy już nie będę – więc się nie mieszczę w tzw. targecie i o książkach Musierowicz wiem tylko tyle, co wyczytam u Elizy, co jest lekturą dla mnie bardzo przyjemną, z kategorii praktycznych zastosowań derridowskiej dekonstrukcji.
Kroliku, ona to spiewa ironicznie 🙂
Dzien dobry 🙂
Herbata
I jeszcze: Piątek o Musierowicz
Dzień dobry 🙂
kawa
Już po targu. Pojawiły się jagody i prawdziwki 🙂
Zaraz wyjazd do ogrodu, chociaż w ofercie upały 🙁
Ale wieczorem trochę oddechu – Wesele Figara z MET w Teatrze Starym
Potrzebującym przeprosin 😉
https://www.youtube.com/watch?v=o7jGIoLDrZM
Z Babilasowego Piatku na sobote: W prywatnych firmach prawie nie ma związków zawodowych. Zastraszeni, niesolidarni pracownicy nie walczą z pracodawcami o swoje płace. Zarabiają więc mało. . Bardzo podobnie to dziala w highteku, choc tam place sa wysokie: osobiste kontrakty i przywileje powodujace ze pracownicy nie zdradzaja kolegom wysokosci swojej pensji, o solidarnosci nie ma co mowic, i o ochronie przed wypowiedzeniem tez.
Nie podobają mi się zlinkowane „recenzje” książek, a dokładnie mówiąc nie tyle książek, co samej Musierowicz 🙁
W moim odczuciu jest to próba ograniczenia swobody wypowiedzi twórców, i jako taka źle mi się kojarzy.
Pisać, malować, rzeźbić na zamówienie społeczne? Tylko czyje? Każde ugrupowanie może sobie rościć do niego prawa.
Polska literatura współczesna jest wystarczająco różnorodna, każdy znajdzie coś dla siebie.
Autor ma prawo pisać, co mu w duszy gra, a czytelnik czytać to, co lubi.
A sugerowany zgubny wpływ jej książek na kształtowanie postaw młodych dziewcząt, niepoparty żadnymi dowodami, jest niesmaczny.
Dzień dobry 🙂
Od wczesnego ranka słyszę uporczywe stukanie nad głową, a od czasu do czasu za oknem jakaś ciemna postać chyżo pnie się w górę lub w dół, w porywach przystając w celu wypicia kawy. To Pan Dekarz zrobił nam uprzejmość i przyszedł w sobotę załatać dach, za co należy mu się wdzięczność i brzęcząca moneta, choć od tego stukania mózg się chwilami lasuje. Trudno, będę to dziś musiał wytrzymywać i namawiać mózg, żeby nie odmawiał współpracy całkowicie, a tylko w jakimś procencie. 😉
Z Piątkiem moja lewacka duszyczka zgadza się tak w ogóle, nawet jeśli w jakichś szczegółach mogłaby dyskutować. Nie o taki kapitalizm skakalimy przez płot i nie dajmy sobie wmówić, że oprócz realsocjalizmu i neoliberalizmu nie ma żadnej innej możliwości urządzenia świata. 😎
Zaraz, zaraz, Zmoro. Czy Musierowicz pisze Księgi Objawione? Z tego, co mi – z drugiej ręki – wiadomo, to nie. Wszystko, co jest prezentowane publicznie, może podlegać publicznej ocenie. Nie wiem, dlaczego z proponowanego przez siebie leseferyzmu („Autor ma prawo pisać, co mu w duszy gra, a czytelnik czytać to, co lubi”) wyłączasz recenzenta?
Mnie akurat odpowiada praktykowana przez Elizę krytyka tzw. literatury dziewczęcej z pozycji feministycznych. Nie wiem, dlaczego używasz słów nieproporcjonalnie ciężkich („ograniczenie swobody wypowiedzi”, „niesmaczne”).
PS. A „dowody” są przydatne w sądach i twierdzeniach matematycznych, w humanistyce jakby mniej.
A jaka inna jest? Bo gdybym wiedziała, to może byłabym też za 😉 Tylko jakoś nikt sprawdzonego gotowca nie przedstawił.
Na razie z dwoja złego wolę neoliberalizm 😉 . Trzeba nad nim popracować, zwłaszcza w Polsce, to może osiągnie się poziom niemiecki lub austriacki.
Ale żeby to osiągnąć, trzeba przeorać umysły Polaków i uświadomić szerokim rzeszom, że to nie rządy i nie partie są odpowiedzialne za sytuację finansową i socjalną w kraju, tylko każdy obywatel, teoretycznie ( bo praktyka jest zgoła inna) zobowiązany do solidarności społecznej i płacenia daniny na rzecz państwa.
Tymczasem nieustannie słyszymy ” złodziejskie państwo”, ” nie dam się państwu okradać” itp.
Tylko ci, którzy nie daja się okradać państwu, okradają pozostałych jego mieszkańców. Ale to jakoś do nich nie dociera 🙁 .
Właśnie dlatego, Babilasie, że Musierowicz nie pisze Ksiąg Objawionych 😉 .
Ma prawo do własnego postrzegania świata, tak jak i jej „recenzenci”.
Dlatego wszelkie sugestie, że powinna świat takim przedstawiać, jakim oni go widzą, napotykają mój opór.
A aluzje do osoby autorki sprawiły, że się najzwyczajniej w świecie zjeżyłam.
Zmoro, dlaczego niby tylko autor i czytelnik mogą mieć prawa, a krytyk to już nie? 😯 Okej, autorowi wolno pisać, co mu w duszy gra, ale krytykowi wolno powiedzieć, że to napisane jest do duszy, zwłaszcza jeśli potrafi swoją opinię uzasadnić, a w przytoczonych recenzjach uzasadnień jest aż nadto.
Zarzut ograniczenia swobody twórcy miałby sens, gdyby ktokolwiek domagał się jakiegoś instytucjonalnego nakazu lub zakazu wobec Musierowicz. Natomiast wystawianie się na krytykę jest „przyrodzonym” ryzykiem twórców (a szerzej, wszelkich osób prezentujących się publicznie). Nikt nie ma gwarancji, że będą go wyłącznie chwalić, choć nie ukrywam, że byłoby to bardzo przyjemne. 😉
Ja należę do tych, którzy nigdy się na Musierowicz nie załapali, z powodów pozachronologicznych. Nie byłem w stanie jej czytać nawet jako bardzo młode szczenię, bo mi to wszystko brzmiało fałszywie, infantylnie i zwyczajnie nudno. Kudy było MM do Karola Maya. 😈 W późniejszych latach czasem zaglądałem w księgarni do kolejnej książki MM, żeby sprawdzić, czy mój brak zachwytu się utrzymał i zawsze mi się potwierdzało – dla mnie to jest nie do czytania. I choć nie neguję, rzecz jasna, czytelniczego prawa do uwielbiania autorki bez względu na czyjekolwiek opinie, to nie mam zamiaru wyrzec się również własnego prawa do niekochania Musierowicz, ani odmówić tego prawa Szybowicz albo Piątkowi. 😎
O, łajznęŁo mi się dość mocno z Babilasem. 🙂
A o jakie nieprzystojne aluzje wobec osoby autorki chodzi, bo nie bardzo rozumiem? 😯
Dzień dobry.
Ja czytałam Musierowicz. Czytałam jako antidotum na rzeczywistość. Czytałam, żeby pobyć w nierzeczywistym, bezpiecznym świecie, którego sama wtedy nie miałam. To były dla mnie książki, które pozwalały odlecieć, ale niezbyt daleko i bez użycia substancji psychoaktywnych, w przewidywalny, schematyczny i przez to bardzo bezpieczny świat.
Choćby to:
„…swój szlachetny projekt Musierowicz realizuje często nieszlachetnie, a jej życzliwość ma coraz ciaśniejsze granice. Autorka pogodnych powieści bywa niechętna, obrażona i wzgardliwa.”
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75475,14831981,Musierowicz_jest_w_zlym_humorze__tekst_z__Ksiazek_.html#ixzz3cvvDNXrs
A i Piątka w jego bardzo ładnej teorii wysp, są liczne akcenty wymierzone w samą autorkę.
Tego nie lubię 🙁
I bardzo dobrze, Vesper, że takie antidotum miałaś, skoro Ci było potrzebne. Niech rozkwita sto kwiatów, czyli Musierowicz, May, a nawet Marks 😈 i niech każdy sobie wyszukuje, co mu akurat, w tym a nie innym momencie życiowym, najbardziej pasuje, a co wcale. Tylko pogódźmy się z tym, że nawet w bliskim, zaprzyjaźnionym gronie nie wszystkim będzie się podobało to samo. W temacie gustów raczej nam się świata nie uda inaczej urządzić. 😉
Dokładnie tak samo odbieram jej książki jak Ty, Vesper 🙂
I nie widzę powodu do wiwisekcji każdego autora z punktu widzenia analizy społecznej.
Jestem za różnorodnością. Jak jest czytany King, to pozwólmy także czytać Musierowicz.
Maya też czytałam i to też było po to, żeby polecieć w inny wymiar, tylko że na Dzikim Zachodzie nie było tak bezpiecznie, jak w Poznaniu u Borejków 😆
W takim razie moje stanowisko będzie gdzieś po środku, bo mimo że czytałam i wspomnienia po tej lekturze mam dobre, choć za Chiny nie mogę sobie przypomnieć treści 😉 , to jednak odrobina wiwisekcji mi nie przeszkadza. Uważam ją wręcz za wskazaną. Jeśli książki Musierowicz są odrealnione, to nie widzę powodu, by tego nie napisać.
No nie, sorry, Zmoro, ale autorka pogodnych powieści bywa niechętna, obrażona i wzgardliwa to jest oczywisty środek stylistyczny, oznaczający „autorka pisze w sposób niechętny, obrażony, itd”. Na takiej samej zasadzie, jak „(nie) czytam Musierowicz”, zamiast „(nie) czytam powieści Musierowicz”. Nijakich brzyćkich aluzji do osoby nie potrafię się tu doślipić.
A niedobra opinia o jakichś utworach nie ma nic wspólnego z „niepozwalaniem” na ich czytanie. To raczej żądanie, żeby „nie krytykować z pozycji społecznych” wygląda na niepozwalanie na krytykę. 😉
Hihi… Przyznam, że jestem facetem, który – z racji posiadania córki w odpowiednim wieku – przeczytał z przyjemnością całą wczesną Musierowicz. Tak mniej-więcej od książki kucharskiej daliśmy sobie spokój oboje 😉
Faktem jest, że odpowiada mi jej poczucie humoru. Przytoczę tylko dialog z dzienniczka uczennicy (z „Pamiętnika Bebe B.”, o ile dobrze pamiętam tytuł):
Uwaga w dzienniczku:
„Beata nie reaguje na lekcji biologii”
Odpowiedź opiekuna:
„To dobrze, nie jest przecież psem Pawłowa”
Dzieki, Irku, zaczynam wczesnie ten dzien, z herbata. Czytalam Musierowiczowa, wszystko co moglam. I Jurgielewiczowa. Z Przyjemnoscia.
Irku, dzieki, oczywiscie ze ta Umer to ironia, jakos mi wypadla z glowy, a wystarczylo wyslucha do konca!
Sztuka to nasze wybawienie. To awangarda i bezkompromisowosc, nowatorstwo, awangarda. Sztuka na zamowienie… he he, co pozniej z nia robic. Zastanawiaja sie np Niemcy, bo maja na skladzie dziela Trzeciej Rzeszy:
http://www.nytimes.com/2015/06/10/opinion/unveiling-third-reich-art.html
Być może jestem przewrażliwiona, Bobiku. Przeczytaj proszę uważnie całe obydwie recenzje, a wtedy być może zrozumiesz moje odczucia 😉
To jest bardzo brzydka wycieczka osobista, moim zdaniem:
„Brzmiałoby to wszystko nieźle, gdyby nie to, że swój szlachetny projekt Musierowicz realizuje często nieszlachetnie, a jej życzliwość ma coraz ciaśniejsze granice.”
Ja nie żądam, aby nie krytykować ” z pozycji społecznych”, tylko nie widzę powodu, aby każdego autora poddawać takiej wiwisekcji. To jednak jest różnica.
Może umówmy się, że saga o Borejkach mieści się w kategorii fantasy i wtedy nie mamy się o co kłócić 😉
Na krytykę Musierowicz reaguję dwojako, emocjonalnie i racjonalnie. W tej kolejności 😉
Emocjonalnie nie najlepiej, ale to z racji zupełnie poza merytorycznych. Czysto towarzyskich. Jest mi przykro, że jest tak ostro krytykowana 🙁
Racjonalnie rzecz biorąc, nie widzę absolutnie żadnych podstaw do wyłączenia jej, jako autorki, spod krytyki. A krytykować wolno, takie jest zbójeckie prawo krytyków, z różnych perspektyw. Również feministycznej 😎
Nie byłam nastoletnią czytelniczką Musierowicz. Załapałam się na jej kilka wczesnych powieści pod wpływem córek mojej przyjaciółki, które, razem z mamą, czytały je namiętnie. W którymś momencie, nie kojarzę, w którym, nie dałam rady. Nudne, sztampowe 🙁
Recenzja Piątka dała mi dużo do myślenia. Do myślenia o sobie i o moim pokoleniu. Od wczesnej młodości lataliśmy po barykadach, użeraliśmy się z „przejściowymi niedoborami”, (horror kolejek), błagali o prawo wyjazdu, podłączenia telefonu, „dostania” samochodu „rodzinnego” Fiat 126p na przedpłaty, ciasnego mieszkania z 1000 i jedną niedoróbką, i tak dalej i tak dalej.
Toteż baaaardzo, baaaardzo odpowiadała nam sytuacja względnego spokoju, wolności i dobrobytu po 1989. I chyba trochę za mocno okokoniliśmy się w tej, z trudem zdobytej i całkowicie należnej, „wyspie”. Należy się nam odpoczynek, ale nie na zasadzie: „nic nie widzę, nic nie słyszę, nic nie mówię”. Życie to ciągły ruch. I to nam właśnie zostało brutalnie przypomniane. Nie można stać w miejscu 👿
Się powtórzyłam, przepraszam 🙁 , bo się miotam pomiędzy prasowaniem a kuframi 🙂 .
Tak, Jagodo, teoria wysp jest najcenniejsza w Piątku.
Poza tym, przecież mamy Nisię i ona wypełnia braki zarzucane Musierowicz 🙂
Przepraszam, ale trudno dyskutować z założoną boskością Musierowicz.
Na litość boską i ludzką! Na tym – między innymi – polega krytyka literacka.
Ja w linkowanych recenzjach (czy też, jak chce zmora, „recenzjach”) nie widzę żadnych sugestii powinności. Widzę natomiast bardzo rzetelną analizę tego, co Musierowicz pisze i jak ideologicznie nacechowane są jej książki.
Na etapie bardzo wczesnej szkoły podstawowej zaczytywałam się 😉
http://klasykadlamlodych.blogspot.com/2012/07/soneczko-maria-buyno-arctowa.html
Tez tak sobie mysle wlasnie, Jagodo! O tym zeby sie nie bac zmian.
Sa ksiazki, ktore mi pomogly przejsc przez dorastanie. Nie jest to zadna wielka literatura, ale wciaz darze je sentymentem, choc juz po nie balabym sie dzisiaj siegnac.
Krytyka czesto jest za brutalna, chociaz dzisiaj juz nie tak zmonopolizowana, dzieki internetowi, ze jeden krytyk mogl obalic premiere filmu czy sztuki w teatrze. Chociaz to rowniez doprowadza do pewnego splycenia mysli krytycznej.
Slynny jest krytyk, ktory przewidzial, ze Gwiezdne Wojny, jako kiepski plytki film, przemina bez echa.
Prawde powiedziawszy, zjadliwa ironia w piosence Umer zrobila na mnie, odwrotnie od zamiaru, wrazenie ze narratorka piosenki jest niezla zolza 😆
Co do literatury dzieciecej, to bardzo ciekawy temat o ktorym chetnie dowiedzialabym sie wiecej. Z jednej strony, tez uciekalam, a czasem nadal uciekam w wyidealizowany swiat (M nie czytalam, ale byly inne), moge takze zaswiadczyc ze przynajmniej trzy znajome panie z pokolenia nade mna nadal lubia, i posiadaja, Anie z Zielonego Wzgorza (a sa to panie spelnione zawodowo, ktorych zawody calkowicie wykluczaja wyidealizowany obraz swiata w realu 🙂 ). Widocznie jest to rodzaj psychicznego wypoczynku. Z drugiej strony zagadnienie przekazow zawartych w literaturze dzieciecej jest wazne i ciekawa jestem czy sa na ten temat jakies systematyczne obserwacje (to bardziej socjologia niz humanistyka). Po trzecie, czesc literatury dzieciecej osobiscie odrzucam na podstawie pamieci wlasnych dziecinnych doswiadczen, i zaliczam do tego tak horror stories zamienione w bajki (Grimm), jak i rozne opowiadania Andersena. Juz troche o tym mowilismy, raz a propos baletu o Syrence, drugi a propos wierszyka Tuwima o Bambo. Modele zachowania kobiet w literaturze dzieciecej/mlodziezowej sa nie mniej wazne.
Króliku,
„Nóż w wodzie” Polańskiego, który otarł się o Oscara (ścigał się z „Osiem i pół”) został w Polsce wdeptany w błoto 👿 Między innymi za eskapizm 😉
Z wrodzonej uczciwości muszę nadal trwać nadal na pozycjach, Zmoro. 😉 Fantasy również podlega krytyce, jak każden jeden gatunek literacki. Nie ma żadnych przepisów określających, których autorów („nie wszystkich” – ?) wolno lub należy krytykować z pozycji społecznych (albo innych). A osobistych wycieczek w przytoczonych recenzjach nie widzę, bo – jeszcze raz podkreślę – wszystko tam odnosi się niedwuznacznie do tego, co i jak MM pisze, a nie do niej jako osoby. Tyle że jest to miejscami sformułowane w sposób metonimiczny, ale to tak powszechny środek stylistyczny, że chyba sobie z nim poradzimy. 😉
Jestesmy dzisiaj mniej brutalni, wiec niektore bajki sa za okropne dla dzisiejszego dzieciecego czytelnika. Mysle o Rozalce pieczonej w piecu , Babie Jadze porywajacych dzieci, czy wilku pozerajacech mala dziewczynke za byle jakie przewinienie (nie zatrzymuj sie Kapturku dla nikogo!).
Na pewno przydalaby mi sie w dorastaniu Judy Blume, ale dorastalam za dawno temu i nie w tym kraju.
Króliku, upieczenie Rozalki to nie była bajka, tylko twardy realizm. I za realizm właśnie nowela była przez krytyków chwalona.
Lisek mnie w pewnym sensie uprzedził, pisząc o Ani z Zielonego Wzgórza, a właśnie chciałem o tym wspomnieć, że mnie książki w rodzaju pisanych przez MM wydawały naśladownictwem Ani, ale bez jej oldskulowego wdzięku.
Ok, zatem jestem przewrażliwiona, zawsze to podejrzewałam, a teraz zyskałam pewność 🙂 .
Czyli dyskusja, przynajmniej w odniesieniu do mnie, spełniła pozytywną rolę, za co niniejszym dziękuję 🙂
W wyniku lektury zaczelam ogladac Rozalke Olaboge, ktorej nie znalam 🙂
Czasem literatura pokazuje swiaty alternatywne, wydobywa strachy pol uswiadomione i przez to pomaga sie z nimi zmagac. Ale czasem je wszczepia.
„Ania z Zielonego Wzgórza” 😆
Na egzaminie wstępnym do liceum pisałam „list do ulubionej autorki”. Wiadomo, do której 😉
Na ustnym przeegzaminowano mnie z „Marty” Orzeszkowej. Czyli z feminizmu 😉
Biblią mojej młodości było „Na wschód od Edenu”. I to wcale nie ze względu na wątek romansowy, ale na przesłanie etyczno – filozoficzne:
W pierwszych latach XX wieku na ranczu w dolinie Salinas trzech mężczyzn rozprawia o jednej z najgłośniejszych zbrodni świata – zabójstwie Abla dokonanym przez jego brata Kaina. Owa trójka to Adam Trask – bogaty ranczer, który właśnie próbuje się podnieść po ciężkiej stracie, Samuel Hamilton – irlandzki imigrant, farmer i wynalazca z dziewięciorgiem dzieci i głową pełną pomysłów oraz Li – chiński służący, kucharz, a zarazem domorosły filozof. Mówią o winie i karze, o przebaczeniu i wolności, dziwiąc się przy tym, jak ta stara biblijna historia okazuje się żywa w ich czasach. W ujęciu Steinbecka pozostaje ona aktualna również sto lat później.
Eskapizm, od szkoły średniej, załatwiałam sobie przy pomocy angielskich kryminałów 😉
Ania z Zielonego Wzgórza, tasiemiec o Borejkach, jak i Winetou, to po prostu literatura służąca nie poznawaniu świata, ale regulacji emocjonalnej. Anię czytałam w okresach najburzliwszych zmian w mojej rodzinie po to, by uciec, by się schować. Ciężki kaliber literacki brałam do ręki, jak sobie teraz uświadomiłam, tylko podczas wakacji na wsi. Dlatego zwracam uwagę na regulacyjny aspekt doboru lektury i cieszę się z możliwości adekwatnego dopasowania książki do potrzeb emocjonalnych czytelnika.
(Dzieki, Bobiku 🙂 )
Jagodo, ja tez 😆 Co jest o tyle ciekawe, ze angielski genre kryminalny zdolal wlasnie stworzyc obraz swiata uporzadkowanego, gdzie hmm, nieestetyczne aspekty morderstwa sa calkowicie ominiete 🙂
Bobiku, nawet mi nie mow, ze Rozalka byla upieczona naprawde!!!
Ogromne wrazenie zrobily na mnie Pamietnik Anny Frank, choc wtedy nie zdawalam sobie sprawy za dokladnie z okolicznosci w jakich ta 14-latka go pisala, bo czytalam je bedac w jej wieku.
to literatura służąca nie poznawaniu świata, ale regulacji emocjonalnej
Vesper, to wazny insight. Nareszcie przestalam czuc sie z tym glupio… 😳 🙂
Usiłuję sobie przypomnieć moje własne wczesnoszczenięce strachy związane z literaturą i tak mi się zdaje, że ewidentnym baśniom nie miałbym tu wiele do zarzucenia. Jakoś podświadomie sobie chyba zdawałem sprawę, że syrenki czy gadające wilki to nie jest „cała prawda i tylko prawda”, co dawało mi odrobinę dystansu, dzięki której nie bałem się strasznie serio. Naprawdę słowo pisane zaczęło mnie straszyć dopiero na następnym etapie. Z jednej strony takie rzeczy jak Amicis czy Molnar, których książki uznawałem za „prawdziwe”, więc przeżywałem przy ich lekturze prawdziwe, niezdystansowane lęki i smutki, a z drugiej Poe, nad którego prawdziwością nawet się nie zastanawiałem, tylko szczękałem zębami i gryzłem pazury. 😳
Kroliku (13:23), inny bardzo ciekawy dziennik to The Interrupted Life – Diaries of Etty Hillesum.
Na mnie straszne wrazenie zrobily Dziewczynka z zapalkami, niestety bardzo autentyczna, i Krolowa Sniegu, w ktorej odebralam jako potencjalnie autentyczne samotnosc osieroconego rodzenstwa i psychiczny mroz krolowej i jej lustra.
Bry! 🙂
Książka polecana dla dorastających i innych. Podobno znakomita.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/227262/franciszka
Bobiku, w basniach, tak jak w snach, prawdziwe sa nie postaci lecz uczucia 🙂
Co prawda byla taka alejka, w ktorej z kolezanka wypatrywalysmy Czarnej Reki… 👿 😆
Lisku, takie rzeczy, co jest ważne w baśniach, to ja wiem teraz, ale najwyraźniej nie całkiem wiedziałem jako nieletnie szczenię. 😆
Oczywiście zgadzam się jak najbardziej z tym, że literatura dziecięca służy w dużej mierze regulacji emocjonalnej (zresztą czy tylko dziecięca?) i nie o realizm w niej biega, ale widocznie wtedy jakaś tam dawka realizmu była mi do identyfikacji emocjonalnej potrzebna. Niektórzy tak mają, nawet w szczenięctwie. 😉
Choć fakt, Królowa Śniegu bardzo mnie przejęła. Też ten chłód czułem, tak do szpiku kości i reagowałem ciężkim smutkiem. Ale już na przykład cierpiętnictwo Syrenki czy Kopciuszka raczej mnie irytowało niż budziło smutek czy współczucie. Wcale nie miałem ochoty się w nie wczuwać. 🙄
Dobrze, że się nam zmora nie obraziła. Dzięki! Co klasa, to klasa.
A co do bajek i wpływu na psychikę dzieci, Moja Ślubna miała kiedyś bardziej feministyczne poglądy i zainteresowania niż teraz. Z tych czasów pochodzi tekst, który – nieskromnie – pozwalam sobie Szanownej Sosajecie przedłożyć pod uwagę.
Też się bardzo ucieszyłem, że Zmora się za krytykę krytyki krytyki nie obraża. 🙂
Tekst Ślubnej Babilasa tylko mi potwierdził, że od zarania byłem kryptofeministem. 😈 Całe szczęście, że wtedy biskupi nie mieli tyle do powiedzenia, bo pewnie bym ogona nie ocalił. 👿
Mnie w tekscie D. brakuje jednego elementu – pytania dlaczego opowiesci dla malych dziewczynek tak czesto maja za temat zamazpojscie (a opowiesci dla chlopcow o ozenku nigdy 😆 ).
Sprostowanie: bajki o dziewczynkach/vs o chlopcach (bo adresat bajki nie jest okreslony)
Z racji mania dzieci w odpowiednim wieku, znam twórczość Musierowicz. Pierwsza część cyklu, tak do lat 90 XX w. jest miła (słowo klucz w tych książkach), lekka i dowcipna. Im dalej, tym gorzej. Zasklepienie się w niechęci do pozaborejczego świata, wyniosłość wobec „gorzej urodzonych”, inaczej myślących, ceniących inne, poza tradycyjnymi wartości, brak tolerancji dla odmienności. Propagowanie przemocy (bohater przedstawiany w szeregu tomów jako bardzo pozytywny, Józinek, potrząsa koleżanką „jak szczurem”, co spotyka się z aprobatą narratora i rodziny) i mnóstwo innych „smaczków”, np. natrząsanie się z „feministek” przedstawionych w karykaturze Kingi Dunin, która w jednym z felietonów zjechała te książki, natrząsanie się z otyłych itp. Potwierdzam opinie Szybowicz, są to książki szkodliwe. Z mojego pktu widzenia, bo z optyki prawicowo-tradycyjnej – przeciwnie.
Generalnie nie jestem zwolenniczką książek dla dziewcząt, czy kobiet, jednak czasem z ciekawości czytuję, bo poznać, co w trawie piszczy. No i poznałam Musierowicz :/
Policja pilnie szuka rowerzysty domalowującego nocą wąsy na plakatach elekta 😯
Jaka kara (i z jakiego paragrafu) czeka złoczyńcę?
Domalowanie wąsów?
A jak ma własne, to zgolenie?
Jakiego rodzaju wąsy obrażają majestat najbardziej?
A la Chaplin, Piłsudski,Clark Gable, Dali?
I te ostatnie, w przeciwieństwie do pierwszych tomów kiepsko napisane, coraz gorzej, coraz większa sztampa, coraz bardziej wymęczone dydaktyczne powiastki.
Ależ Babilasie, zanadtoś dla mnie Waćpan łaskaw 🙂 🙂 🙂
Dlaczego bajki dla dziewczynek i chłopców różniły się w sensie matrymonialnym? To akurat proste. Dla kobiet od zamążpójścia zależało praktycznie wszystko – status społeczny i finansowy, zakres wolności, styl życia, komfort psychiczny, seks, uczucia, itp, itd. Mężczyzna status dziedziczył bądź sobie wypracowywał, wolności miał gwarantowane prawem, o stylu życia sam decydował, a seks i uczucia też mu łatwiej było znaleźć pozamałżeńsko, jeżeli w małżeństwie akurat coś z tym nie wyszło. Nic dziwnego, że dziewczynki cięgiem jeno o tym księciu myślały, a chłopcy o księżniczce niekoniecznie, bo strzelanie z pistoletów na kapiszony było ciekawsze. 😎
Co do klasy swej mam uzasadnone wątpliwości 🙁
Wielka Nieobecna Heleno, czy możesz mi wybaczyć ?
Mam podejrzenie, że prezydent-elekt najbardziej urażony poczułby się wąsami à la Komorowski sprzed zgolenia. 🙄
Ano właśnie, zamążpójscie w bajkach. U Musierowicz dotąd ono jest głównym i jedynym celem dla dziewcząt z klanu Borejków. Z chwilą zaobrączkowania i „wypełnienia ramion” (cytata) życie staje się łatwe, a wszelkie nieudacznice i dziwaczki pozostają samotne.
Dzień dobry 🙂
Mem ośmiorniczek rozebrany przez Andrzeja Lubowskiego:
http://wyborcza.pl/1,75968,18114479.html#MTstream
Literatura dziewczęca… ech. Jako dziecko chowane w bibliotece dużej i dorosłej czytywałam raczej inne rzeczy.
Co zaś do Musierowicz… jeżeli prawdą jest przytoczona przez Piątka rozmowa, w której autorka ma pretensje, że do miejskiej Wigilii dla bezdomnych przyłączyli się krysznowcy i też karmili, to po prostu ręce i nogi opadają. Chrześcijaństwo a la polonaise.
Dziękuję za detale, Polatucho. Dzięki nim coraz bardziej wiem, dlaczego nie muszę drzeć kudłów z łba z powodu nieprzeczytania MM we właściwym czasie. 😆
Józinek pozytywny???
Wręcz przeciwnie, sama autorka pisze ( chyba w McDusi) o licznych powodach do nielubienia Józinka.
Wlasciwie sa bajki o rycerzach zdobywajacych krolewne, ale one chyba tez sa dla dziewczynek? Wiec moze jednak chodzi o cos innego – kto i jak okresla ktore bajki sa dla kogo, tz jej uzycie?
Co do Syrenki, pamietam ze moj bunt wzbudzil koniec bajki, w ktorej Autor oswiadczyl ze w odroznieniu od ludzi, syrenki nie maja niesmiertelnej duszy. Bylam zbulwersowana ta nierownoscia i niesprawiedliwoscia, odmowilam przyjecia do wiadomosci i bajke zredagowalam 😉
Znacie takie określenie ” w gorącej wodzie kąpana” ? To ja – tak określał mnie mój dziadek, i miał rację 🙁 .
Mnie się zdarzyło przeczytanie jednej MM (coś z kalafiorem) Wystarczyło, aby nabrać niechęci do tych świętych Borejków 🙄
Wszystko jest względne – jako dzieciak zaczytywałam się w sierotce Marysi.
20 lat temu usiłowałam to czytać razem z młodym i po paru stronach poległam, nie mogłam znieść tego archaicznego języka 😳
Andsolu,
wyrazy 🙁
Zmoro, przecież J. to ideał i „rycerz”, w wielu tomach pienia, jaki jest solidny, prawdomówny, rozumny, silny. McGniotusia to przecież pean na cześć św. Gabrieli i Jóżinka 🙂
I pomyśleć, że pani MM to rodzona siostra Stanisława Barańczaka 😯
Ja go odbierałam jako karykaturę porządności – źródło niepotrzebnych kompleksów Ignasia.
Fajny pomysł w Poznaniu 🙂 , bo Poznań to same kontrasty, aby ducha równowagę zachować 🙂
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,17302088,Herbert_i_Rozewicz_na_kamienicach__Nowe__swietne_murale.html
to literatura służąca nie poznawaniu świata, ale regulacji emocjonalnej
Tak zupełnie bez „poznania” to się nie odbywa. Jest to jednak specyficzny rodzaj poznania.
Warto sięgnąć do badań Brunera nad mitem. Wnioski, jakie wysnuł odnoszą się nie tylko do mitu. Jego zdaniem mit to środek estetyczny, pozwalający na przekształcenie wyobrażonego, ale mającego wielką siłę świata pierwotnych sił (impulsów) w obiektywnie akceptowane fakty życia. Mit jest nie tylko projekcją, lecz i eksternalizacją , – uzewnętrznieniem całości życia psychicznego, co wynika z preferencji człowieka do konfrontacji bardziej z tym, co zewnętrzne, niż z tym, co wewnętrzne. W procesie eksternalizacji wszystkie treści psychiczne zyskują autonomię, zewnętrzną egzystencję, obiektywizują się. Eksternalizacja treści psychicznych pełni trzy podstawowe funkcje,umożliwia: 1. konkretyzację przeżyć jednostki – to, co zewnętrzne, łatwiej nazwać; 2. osiągnięcie jedności z innymi ludźmi – to, co zewnętrzne, łatwiej odnieść do innych, a także im zakomunikować; 3. zapanowanie nad impulsami – to, co zewnętrzne, łatwiej przedstawić w formie symbolicznej, np. w postaci sztuki, dzięki czemu może być zaakceptowane społecznie.
Zeksternalizowane impulsy psychiczne porządkują się, tworząc zbiór scenariuszy, zbiorów postępowania. Ogólnie akceptowana część tych wzorów tworzy zbiór scenariuszy postępowania, podzielanych i preferowanych przez społeczeństwo. Te scenariusze – mity kulturowe – J. Bruner nazywa pedagogical images – wyobrażeniami pełniącymi funkcje pedagogiczne. W procesie identyfikacji z otoczeniem jednostka naśladuje je, a mit gra rolę nauczyciela (tutor), wprowadzając zwrotnie porządek w system osobowości podmiotu. Bruner nazywa mity skarbami społeczeństwa dostarczającymi modeli i programów dla uporządkowania chaosu identyfikacji. Jego zdaniem życie tworzy mit, a w efekcie naśladuje go.
O ile rola interioryzacji jest dość powszechnie znana i rozumiana. O tyle, na temat eksterioryzacji przeciętny zjadacz chleba wie niewiele albo i kompletnie nie wie nic.
Uff, Jagodo, przy sobocie takie skomplikowane rozwazania… chyba doczytam w poniedzialek, wybacz!
Zmoro, ja poleglam przy probie czytania malemu Synkowi Makuszynskiego i Fredre… (rada malpa ze sie smieli, kiedy mogla udac czleka- on nic z tego nie rozumial). A Makuszynski to raczej styl czestochowski, w Pacanowie do dzisiaj uwielbiany.
Chrześcijaństwo a la polonaise.
Niekoniecznie. A przynajmniej nie na wyłączność 😉
Najbardziej ortodoksyjny odłam katolicyzmu powstał i jest kultywowany we Francji, ojczyźnie liberalizmu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bractwo_Kap%C5%82a%C5%84skie_%C5%9Awi%C4%99tego_Piusa_X
Do podstawowych cech charakteryzujących doktrynę Bractwa należy całkowite odrzucenie jakiegokolwiek dialogu międzyreligijnego i ekumenicznego[44][45]. Wszystkie wyznania i religie, różne od katolicyzmu, są ze swej natury złe[46]. Lefebvre mówi o Buddzie i Marcinie Lutrze jako o „sługach diabła”[47]. Idealnym rozwiązaniem, które powinno być celem działania papieża jest powołanie jak największej liczby państw wyznaniowych[48], w których katolicyzm będzie religią dominującą i jedyną akceptowalną[49], i w których inne religie pozbawione będą swoich praw publicznych[50]. Podstawą tej teorii jest przyjęta przez Bractwo koncepcja wolności religijnej, według której wolność religijna rozumiana jest wyłącznie jako nieskrępowane działanie Kościoła[51] w strukturach politycznych[52]. Deklaracja Soboru Watykańskiego II Dignitatis humanae wyrażająca przeciwny pogląd, jest według członków Bractwa kolejnym dowodem na uległość współczesnego Kościoła wobec masonerii[53]. Zawarte w soborowej deklaracji twierdzenia o prawie każdego człowieka do wyboru religii z racji swej godności ludzkiej osoby[54] jest w opozycji do uzyskania jak największego wpływu Kościoła na społeczeństwa i cywilizację[55]. Wzorem i wykładnią do pojmowania ekumenizmu i wolności religijnej jest dla członków Bractwa pochodząca z 1864 encyklika Piusa IX Quanta cura[56].
Zmoro, bo tam (u MM) mężczyźni to same karykatury, Ignac jeden i drugi, Mareczek… Ciekawe, dlaczego.
Inne niz chrzescijanskie religie tez maja swoje zafalszowania i brutalne wersje, zreszta inne chrzescijanskie kraje tez. Nie sadze, zeby polskie bylo jakies szczegolnie wyjatkowe.
Jagodo, ciekawa teoria, poczytam.
Czym jest mit jeszcze nie wie nikt. Takze badacze nim sie zajmujacy. Nie istnieje pelna teoria mitu, z jednej strony udowodniona, z drugiej obejmujaca mity roznego typu (kosmogoniczne, uzasadniajace wladze, dotyczace zycia posmiertnego, historyczne, etyczne itd.). Ale sa rozne teorie, chwytajace jakas czesc natury mitow.
Lektury mojego (wczesnego 7-8 lat) dzieciństwa to „Baśń o żelaznym wilku”, „Dzieci z Bullerbyn”, „Królestwo bajki”, „Tajemniczy ogród”, „Paziowie króla Zygmunta”, „Historia żółtej ciżemki”, nieco później „Godzina pąsowej róży”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Tom Sawyer”, Trylogia, „Trzej Muszkieterowie”, „Serce” Amicisa (Od Apeninów do Andów) smutne strasznie, to samo „Chłopcy z Placu Broni”. „Sposób na Alcybiadesa”, „Szatan z siódmej klasy”…
Później, ukradkiem, „Egipcjanin Sinuhe”, chyba trochę za wcześnie, bo w wieku 12 lat, „Drewniany różaniec”, różne „Tomki” Szklarskiego, Fiedler, Mrówczyński („Plama na Złotej Puszczy”), ogólnie przygodowe i podróżnicze, żadnych „babskich” lektur, już prędzej kryminały, najchętniej – pisane przez kobiety 😉
Lisku 🙂
http://www.hup.harvard.edu/catalog.php?isbn=9780674003668
http://www.semiootika.ee/sygiskool/tekstid/bruner.pdf
Czym jest mit jeszcze nie wie nikt.
Rollo May twierdzi, że to rusztowanie, na którym osadzona jest cała ludzka psychika 😉
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/110663/blaganie-o-mit
W Markotowym zestawie wczesnoszczenięcych lektur z grubsza bym się odnalazł, tylko jeszcze z koniecznym dodatkiem Sienkiewicza (trudno, wyszło szydło z worka – jako zupełne szczenię mogłem go czytać na okrągło, dopiero potem mi się gibnęło w drugą stronę) i wszelkich powieści indiańskich, nie tylko Maya. No i Ania była, też nie będę ukrywał. Za to z odkryciem kryminałów trochę byłem spóźniony, ale ochoczo nadrabiam to do dzisiaj. 😀
Lisku, juz zamowilam The Interrupted Life.
Moja lista przypomina markotowa, ale ja czytalam tez wszystko inne, co mi wpadlo w rece, bez specjalnego porzadku. Rowniez ksiazki, ktore jakims przypadkiem znalazly sie w domu, np: Dziela Wybrane Iwana Franko, Przygody Dyla Sowizdrzala, rozne Or-Oty i powiesci Kraszewskiego, Balzaki… Wypozyczalam tez ksiazki z biblioteki polkami, za koleja! Byla to biblioteka w Falenicy, nie Aleksandryjska, czy Sorbony, wiec byla tam ograniczona ilosc ksiazek i tematyki. Uwielbialam tez ksiazki geograficzne, podroznicze, biografie i pamietniki, co mi zostalo do dzisiaj.
Na studiach literatura specjalistyczna tak mi obciazyla glowe, ze wlasciwie to czytalam tylko kryminaly dla rozrywki.
Bobiku,
przecie u mnie Trylogia na poczesnym miejscu 😎 „W pustyni i w puszczy” też było czytane bardzo wcześnie, no i jeszcze „Quo vadis”.
Kryminały przyszły dużo później, a apetyt na głównie „damskie” – w późnodorosłym wieku.
Czytał ktoś „Lato leśnych ludzi”?
„Wasiek Trubaczow i jego koledzy”, „Opowieść o prawdziwym człowieku” – czytane dobrowolnie i do dziś je pamiętam.
Ja czytalam Lato lesnych ludzi! Mielismy w domu, bardzo kochalam te ksiazke! Ach, jak sie chcialam napic napoju z soku brzozowego!
W wykazie lektur Markota i ja bym się odnalazł. Z wyjątkiem „Ani”. „Serce” tak, ale bez nabożeństwa i później też już nie wracałem. We wczesnej podstawówce (2 klasa) podczytywałem ukradkiem „Krzyżaków”, póki mnie ojciec na tym nie przyłapał i nie odebrał, podsuwając „Sobowtóra profesora Rawy” Szklarskiego. W gruncie rzeczy do dziś nie rozumiem czemu. Pewnie o Jagienkę i jej zdolność łupania orzechów się rozeszło. Jakiś sens to ma. Używanie tej części ciała w charakterze dziadka do orzechów. Od kryminałów mnie nie odpędzał. Edigey, Zeydler-Zborowski i Sekuła stały na wierzchu. Reszta to chyba standard. Poza tym stosunkowo wcześnie załapałem się na S-F. Z konieczności polską twórczość (i trochę rosyjskich). Trochę mi z tego do dziś zostało i czasem zdarza mi się coś podczytać. Natomiast kryminały czytuję bez oporów i chętnie.
Rodziewiczówna była ulubienicą mojej babci – ja polubiłem „Lato…” i „między ustami a brzegiem pucharu”; pozostałe jednak nie zniosły próby czasu.
Trzeba by było jeszcze dorzucić Eugeniusza Pauksztę i Pana Samochodzika, oraz Czarne Stopy Szmaglewskiej
Ja przez Trylogię ze strasznym trudem. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że właściwie tylko „Pana Wołodyjowskiego” w całości przeczytałam, bo miał tylko jeden tom. Śmiertelnie mnie to nudziło.
Bardzo zabawne z tym „Waśkiem Trubaczowem”, właśnie też sobie go przypomniałam, jak i kilka innych książek sowieckich. Np. książki Lwa Kassila – „Barwy wschodzącego słońca” o utalentowanym chłopcu-malarzu, czy „Szwambrania” – pamiętam jak przez mgłę, że lubiłam, podobnie jak Arkadego Gajdara. Ale to było wczesnopodstawówkowe dzieciństwo.
Z tzw. dziewczęcych poza rzeczoną „Anią”, która od pewnego momentu wydała mi się strasznie ckliwa, nie pamiętam nic.
Moja rodzicielka była kierowniczką sporej biblioteki i zawsze potrzebowała pomocy do porządkowania regałów…
Czego tam nie było? 🙄 Całe moje uświadomienie seksualne zawdzięczam jednemu regałowi z ciemnym kątem 😉
Co jakiś czas przychodziła lista książek, które należało wyeliminować z księgozbioru.
Gdy przyszła kolej na nigdy nie dotykanych 18 tomów dzieł Stalina, oprawnych w półskórek ze złoceniami, a mnie w szkole właśnie nauczono oprawiać zniszczone książki, to jedna z tych okładek posłużyła mi za materiał do pięknego oprawienia starej bardzo książeczki do nabożeństwa mojej babci 😎
Babcia była zachwycona i chyba nigdy się nie dowiedziała, skąd taka elegancka oprawa.
Od podstawówki (późniejszej oczywiście) byłam wielbicielką Lema i to mi zostało na długie lata. Przez jakiś czas czytywałam też inne SF, ale potem odrzuciłam, przy Lemie zostając.
Kryminały od zawsze 😉
Arkady Fiedler (Kanada pachnaca zywica), Centkiewiczowie.
To widzę, że mamy z markotem coś wspólnego 🙂 Moja mama była kierowniczką ogromnej biblioteki Polskiego Radia.
Króliku
I tak Kanada z pachnącej żywicą stała się I znowu kuszącą Kanadą
Lem, Mrożek…
A Trylogię to trzeba było czytać nie później jak w wieku 12 lat, potem to już nie to, a teraz to już się nie przemogę, choć mam piękne wydanie 🙁
Tak, Sienkiewiczowi moim zdaniem robi się krzywdę, serwując go za późno. To jest lektura dla dzieci i młodzieży – zgodziłbym się, że gdzieś tak do lat 12 najpóźniej, choć u mnie 7-9 bardziej się sprawdziło.
Lem czy Mrożek to już kompletnie inna bajka, bo to i dorośli mogą czytać bez obciachu. 😉
Moja czesc Kanady, Paradoxie, jest raczej lisciasta. I bardzo tu pusto i przestrzennie, zaledwie 35 milionow ludzi, a miejsca na sto razy tyle!
SF nie czytalam, wiec minelam Lema. Tez Wieszczow za wyjatkiem luznych wierszy i poematow oraz Pana Tadeusza.
Zupelnie nie odnajduje sie w tych listach lektur. „Ani..” wrecz nie ciepialam.
Dickens, Jules Verne, Mayne Read, Wilkie Collins, Sherlock Holmes, Beecher Stowe, Kuprin, Czechow (opowiadania), Robinson Crusoe, Gulliwer, Puszkin, „Glowa profesora Dowella” i „Czlowiek-amfibia” (Bielajew), Skarby Krola Salomona, Chlopiec Motl, Tewje Mleczarz. Dickens, Dickens, Dickens.
Tak, króliku, Mrożek (pod koniec podstawówki) oczywiście też!
No i raczej podróżnicze niż indiańskie.
O, Helena 🙂
Właśnie o Tobie pomyślałam wspominając o Gajdarze 🙂
Ale za Dickensem jakoś nie przepadałam.
Pamiętam, że lubiłam też czytać po prostu przyrodnicze – np. była taka książka „Zajmująca botanika”, dzięki której do dziś pamiętam różne rzeczy o okrzemkach, raflezji itp. …
Bo Dickens po polsku byl bestialsko zmaltretowany przez bodaj Karoline Beylin.
@ 18:36 – oczywiście markocie, nie króliku – ta rozmowa szybko idzie 🙂
Verne („Dzieci kapitana Granta”, „Podróż do wnętrza Ziemi”, „20 000 mil…”etc), Robinson Cruzoe, Gulliwer – tak, ale prawie nic Dickensa, do dziś 🙁
Krolu Pomidorow, myslalem, ze nikt juz na swiecie oprocz mnie nie pamieta Waska Trubaczowa. Pamietasz te scene, kiedy dzielnie obronil konia, zaslaniajac go teczka i wolajac „kon jest nasz, panstwowy i nie pozwole go bic” ?
Z innej beczki, czy wiesz moze jak sie nazywaja male podlozne, pomaranczowe pomidorki z Isle of Wight ? Moje pomidory przyjezdzaja z supermarketu wiec jestem pelen podziwu nie tylko dla samego Krola ale i dla tych, ktorzy potrafia wyhodowac chocby jedna czy dwie galazki skromnych karzelkow.
Anie z Zielonego Wzgorza czytam regularnie. Zdziwilem sie, czytajac po raz pierwszy wersje angielska, ze wiele imion bylo pozmienianych (pani Malgorzata – Rachel, Dora and Davey – Tola i Tadzio). Z tego co pamietam.
A czy ktos moze czytal „Lipniakow” ? Tej samej autorki niestety, ktora pozniej napisala „Soso”.
Gajdara bardzo lubilam – Blekitna filizanke i List.
„Czuk i Hek” 😉
Niezupelnie pamietam co czytalam. Po wyjezdzie przez kilka lat wybor mialam ograniczony, bo ksiazek rodzice nie mogli wywiesc, a hebrajskiego jeszcze nie znalam na tyle by czytac z przyjemnoscia. Takze potem lektury byly przypadkowe – co wpadlo do reki w jednym lub drugim jezyku. W dziecinstwie Puchatek, wielkokrotnie, stale i do dzis. Pies Ferdynand, Daszenka (od dawna szukam i nie znajduje), Makuszynski. Marek Piegus. Fiedler. Stas i Nel. Tiutiurlistan. Mitologie rozne od drugiej klasy wzwyz. Potem Trylogia, jak najbardziej, Jack London prawie w calosci. Troche Korczaka (smutne). Ania tak, inne dziewczece mniej i bez zachwytu (np Male kobietki). Karol May. Kronin, Ayn Rand (oj), Kosidowski. Seria przygodowa The Famous Five w tlumaczeniu hebrajskim, ABC (po polsku, o trojce dzieci pary archeologow), Jules Vernes, Victor Hugo. Rozne o zwierzetach, Grey Owl, Lassie, cudowna ksiazeczka pt Glos z oddali. Amicis. Balzac. Od gimnazjum juz normalne dla doroslych.
Ojejku, lisku, skąd w tym zestawie Ayn Rand 😯
Przelotny Ptaku,
jakim królem, paziem co najwyżej 😀
Masz na myśli Isle of Wight Golden Baby Plum?
Lisku,
„Król Maciuś Pierwszy” – jedna z pierwszych samodzielnych lektur.
Mika Waltari, troche Zoli. Dickensa tylko Pickwick, czytanie Oliwera wydalo mi sie mazochistyczne nawet w porownaniu z Nedznikami. Kryminaly w gimnazjum jeszcze nie 🙂
Z gimnazjalnych byl jeszcze Hesse, Knut Hamsun, Catch 22, Szwejk.
Z tymi zmianami imion w „Ani” to rzeczywiście była cała historia. Była moda na – by tak rzec – uswojszczanie, więc np. Józia (ale Ruby nie przerobili), zresztą samo rozróżnienie między Anią a Andzią to przecież nie to samo, co między Anne i Ann.
Takie mam też podejrzenie, że Rachel zmienili w Małgorzatę, bo imię żydowskie. Podobnie Davey (David) – wtedy trzeba było zmienić też Dorę na Tolę, żeby była z tej samej litery.
Dziś Polaków-Dawidów jak mrówków…
Markocie, mam do dzis.
Doro, bo ktos w gimnazjum mi to podsunal i bylam zafascynowana totalnoscia idei i pieknem architektury. Mniej wiecej rok potem dotarly do mnie inne przekazy i stalam sie jej ostra przeciwniczka w kolezenskich debatach 🙂
Czy ktos moze pamieta w jakiej dzieciecej przygodowej ksiazce poszukiwano bursztynowej komnaty? 🙂
Te bardzo wczesne lektury w dużym stopniu zależały od tego, co było pod ręką – w domu, w bibliotece szkolnej, publicznej, itd., bo przecież w tym wieku jeszcze nikt nie szedł sobie kupować samodzielnie księgozbioru. U mnie w domu np., w odróżnieniu od Helenowego, Dickensa zbyt wiele nie było, za to dużo Balzaka i to jego poznałem wiele wcześniej. W szkolnej bibliotece Verne był w dużej ilości, ale na Conan-Doyla trafiłem dopiero kiedy zacząłem korzystać z biblioteki publicznej. I tak w sumie pewne rzeczy się czytało od przypadku do przypadku, zanim się nie zaczęło już bardziej świadomie wybierać.
O, zbliżone lektury do Markota, z tym, że „Ani” nie trawiłam, podobnie nieco później nie lubiłam Siesickiej, pamiętacie taką autorkę? Ożogowską i Bahdaja – tak. Gajdara lubiłam. Verne – tak, Dickens – nie. Tzn. na siłę i niewiele. Fiedlera, Centkiewiczów chętnie. Lubiłam siostry Bronte, pan Rochester śnił mi się po nocach, Poe wywoływał dreszcze, a Makuszyński pomagał w chorobach. Potem, w liceum wszelkie książki podróżnicze z serii Dookoła Świata, Kapuściński i inne reportaże. I do teraz wolę lit. faktu od beletrystyki, choć i tę czytuję.
Co to była za książka o profesorze-zoologu chyba, który zmniejszył się i miał różne przygody w łące? Czytałam w bardzo wczesnym dzieciństwie, byłą fascynująca wówczas, później już nie mogłam zidentyfikować.
Lisku
Mnie tylko dwie się kojarzą. Samochodziki po Nienackim i Andrzej Perepeczko „Dzika mrówka”. Ale to nowe pozycje.
Przeglądam wstecz i widzę, ze podobał się Rostafiński, też uwielbiam te smaczki, tutaj jest dużo, ale dość długo się otwiera: http://delta.cbr.edu.pl/dlibra/doccontent?id=147&from=&dirids=1&ver_id=1792&lp=1&QI=!C1E27C2AA55AFACDF3BAC71B9B8A7D37-4
Był jeszcze Doktor Dolittle, którego papuga nauczyła rozmawiać ze zwierzętami
To te markocie ! Paz by ich nie zidentyfikowal w pare sekund.
Przypomnieliscie mi Maciusia, bardzo smutny, takze Bankructwo malego Dzeka.
Czuk i Hek tez czytalem !
A czy ktos czytal Dzieci kapitana Granta ?
Tak Doro, tez tak podejrzewalem, ze tlumaczka obawiala sie, ze Rachela moze wprowadzic w blad czytelnikow.
A propos, ciekaw jestem jak przetlumaczono My Cousin Rachel ?
Jeszcze mocne wrazenie wywarla na mnie ksiazka pt Lodowy Palac norweskiego autora Tarjei Vesaas’a. O dwoch dziewczynkach, ale chyba jednak nie dla dzieci.
Doktora Dolittle jest kilka tomow, oczywiscie 🙂
Siesickiej znam Beethoven i dzinsy, nawet fajna byla.
„Dzieci kapitana Granta”? Oczywiście!
Przelotny Ptaku, książkę Daphne du Maurier przetłumaczono jako „Moja kuzynka Rachela”, ale dopiero w 1992 r.
Olśnienie! Muchołapski! Tej książki bezskutecznie szukałam, a teraz mam, po uruchomieniu gugla http://www.zeszytyliterackie.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1999&Itemid=70
Ksiecia i żebraka /Twaina bardzo lubilam.
Siesicka była strasznie dydaktyczna, podobnie jak Musierowicz zresztą.
Kiedyś nauczycielka zabrała mi czytaną na nudnej lekcji książkę Elżbiety Jackiewiczowej „Dziewczęta szukają drogi”, którą zresztą sama rąbnęłam siostrze. Nie oddała mi jej 👿 A w sumie z dzisiejszego punktu widzenia mogłaby to być lektura ciekawa (akcja zaraz po wojnie w Łodzi, bohaterowie przybyli z różnych miast, m.in. z Wilna; starcie przedwojennego z powojennym, ale też pewne ideologiczne przegięcie naturalne w owych czasach).
Bardziej jeszcze ciekawa byłabym jej „Wczorajszej młodości” (o której tylko słyszałam), bo dziś się jej książek nie wydaje, jako że uznano autorkę za zbyt komuszą i tę książkę też, ale coś mam wrażenie, że jej obraz przedwojennej szkoły wcale nie był daleki od prawdy.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,151,16314597,,Elzbieta_Jackiewiczowa_1902_1976_co_sadzicie_.html?v=2
Niestety cały link się nie skopiował, ale można sobie odtworzyć.
Bahdaja Kapelusz za sto tysięcy czytalam, urocze 🙂
„Doktor Muchołapski” wygląda na fascynującą lekturę, przegapioną niestety 🙁
Juliusz Verne dostarczał młodocianym czytelnikom fascynujących wrażeń, I swear by my tattoo 😎
Polatucho
Z podobnych był jeszcze Wiatrak Profesora Biedronki Marii Kownackiej
Z zalinkowanej przeze mnie dyskusji: „[we „Wczorajszej młodości”] nauczycielka ewoluuje w stronę „świadomości społeczno-politycznej” oznaczającej sympatie prokomunistyczne. Stawia się tam nawet alternatywę – albo rewolucja (komunizm), albo faszyzm”.
Ależ taka atmosfera naprawdę była w Polsce przed samą wojną – wystarczy poczytać „Mój wiek” Aleksandra Wata. W pewnym momencie wyłączył się z twórczości, robił swoje jako redaktor w wydawnictwie i czuł się jak na wulkanie, bo właśnie – „albo komunizm, albo faszyzm”. Bardzo mi to zapadło w pamięć.
W szkole średniej odkryłam literaturę skandynawską. Zaczęło się od „Krystyny córki Lawransa”.
I ta miłość została mi do dzisiaj. Miedzy innymi Moberg.
Aktualnie, wspaniałe kryminały autorów skandynawskich.
Majewskiego Profesor Przedpotopowicz bardziej zapadł mi w pamięć. Chociaż czytałem obie.
Muchołapski jest super, najfajniesza książka wczesnego dzieciństwa. Marzyłam, by mieć taki eliksir i podglądać robalki w trawie.
Chyba nikt nie wymienił Przygod Hucka i Tajemniczeho ogrodu, też czytałam wielokrotnie i do dorosłości niemal, pewna jestem, że nie tylko ja 🙂
Lektura „Podróży za jeden uśmiech” zaowocowała nawet kilkoma wycieczkami autostopem, ale to były jakieś takie bezpieczne czasy…
Dr.Dolittle i Ksiaze i Zebrak ! Cudne !
No, jakże, Polatucho, ja o 17:41 – Tajemniczy Ogród i Tomek Sawyer (plus Huck Finn, ma się rozumieć)
Paradoksie, Kownacką oczywiście też czytałam i lubiłam, te Rogasie i inne stwory, ale Muchołapski był ciekawszy. O, uwielbiałam też książki Jana Żabińskiego. Mam niektóre do tej pory.
Sorki Markot 🙂
Marka Twaina czytuję sobie do dziś.
Jedno z ulubionych opowiadań: Wschód słońca na Rigi.
Ja akurat „Wczorajszą młodość” czytałem (choć oczywiście wieki temu) i pomijając już pytanie, na ile wiernie były tam oddane stosunki przedwojenne (ja miałem wrażenie dużego autentyzmu, ale wiadomo, to tylko moje osobiste odczucie), nieraz przypomina mi się ta książka w związku z aktualnościami. Ta cała endecko-kościółkowa atmosfera, wymuszanie „jedności moralno-politycznej”, ksenofobia, zaduch i święcona woda w kranach… Nihil novi. 🙄
Tajemniczy ogrod wielokrotnie 🙂 Tomka Sawyera i Hucka oczywiscie tez. I Mary Poppins, jedna z nielicznych „zaczarowanych”, bo ogolnie nie lubie. To i Gałke od łóżka.
Tak, o Marku Twainie zapomnialam. Tomka i Hucka znam na pamiec, ale takze lubilam Tajemniczego Nieznajomego i Prostaczka Wisona tego samego autora. No i z tajnych lektur (9 lat) wybor opowiesci z Decamerona (po ukrainsku!).
A Księga puszczy Tytusa Karpowicza? Zaczytywałem się.
Polatucho, Zabinskiego tez mam, 4 tomy 🙂
O tak, Dekameron czytany potajemnie, ale po polsku 😉
Księga puszczy tak, ale potem obraziłam się, kiedy dowiedziałam się, ze TK polował.
Tajemniczego Nieznajomego i Prostaczka Wisona nie znam, trzeba bedzie nadrobic 🙂
Dekameron też, jasne, wcale nie potajemnie. Komiczne były niektóre opowiastki. Szczęśliwie nie mialam żadnych zakazów lektur, a ile z nich rozumiałam, to już inna historia.
Gdyby ktoś chciał się pośmiać 😉
A teraz bardzo, bardzo ulubiona książka: Głos przyrody. Wiosna Lato Jesień Zima, dwa tomy. Mój pierwszy elementarz, znany na pamięć.
Tajemniczy ogrod oczywiscie i Mala Ksiezniczka.
Czy List to nie byl z tego zbioru opowiadan gdzie byl Czuk i Hek ?
O kurczę, to ja jestem stara 🙂
Mnie dziadek uczył czytać na Kossak-Szczuckiej, Sienkiewiczu i Mickiewiczu, no i nieszczęsnej sierotce Marysi.
Później mniej więcej się zgadza z Markotem, Tetrykiem i spółką 😉
No kurcze, Polatucho. Co z tego, że był myśliwym? Jeden z moich najlepszych kolegów jest myśliwym. W pracy mam trzech myśliwych czynnych i jednego już nieaktywnego od kilku lat. To nie są żadni zbrodniarze.
Paradoksie, nie piszę, że zbrodniarze, ale nie lubię. Też znam leśników – myśliwych i ich argumenty. Nie podoba mi się polowanie, tak po prostu mam.
Ojej, większość to moje lektury. Na Musierowicz i Siesicką się nie załapałam, ale bardzo lubiłam Agatha’e Christie i Chandlera w oryginale. Niektóre lektury dwukrotnie, bo potem czytałam mojej siostrze – Babcia na jabłoni, Dzieci z Bullerbyn , Przygoda w Plamie, Ferdynand Wspaniały …. Ile ja wtedy czytałam 🙄 W domu była potężna biblioteka.
Trudno, tez nie lubie mysliwych 🙁
Nie jestem myśliwym, nigdy nie strzelałem do żywego stworzenia, ale… no dobra, przyznam się: jestem mięsożercą. Ponieważ lubię szynki, kotlety itp., to nie wyrażam się źle o ludziach, którzy (za mnie) te biedne świnki mordują.
Oczywiście zapewne i wśród myśliwych znajdą się szaleńcy i psychopaci dający upust żądzy mordu – mam nadzieję, że to margines, nie większy niż w reszcie społeczeństwa…
A kto pamięta „Bezkrwawe łowy” Puchalskiego?
Jedzenie miesa to jednak cos innego niz zabijac dla przyjemnosci czy sportu..
Dla fotografujących zwierzątka i roślinki
To o której godzinie będzie zebranie dzieci z mamami – bibliotekarkami? Ale moja nie była kierowniczką a zwykłą bibliotekarką, czy przez to nie dostanę tych chrupiących ciasteczek?
Mówiąc o chrupiących, to nieco po deserze, ale co ja na to mogę, jak przedtem nie mogłem: Sienkiewicza kochamy (o ile kochamy, to już inna sprawa) za Trylogię albo za Quo Vadis, ale na pewno nie za Rodzinę Połanieckich. I za to dzieło nikt mu Nobla nie odbiera. Więc i Musierowiczowa ma pełne prawo do pewnej liczby knotów.
Przed 11 laty napisała misie recenzja jej dwóch książek — ponieważ moja witryna jest jeszcze wyzdechła, zamiast podać linkę pozwolę sobie za-auto-cytować parę zdań:
„Kalamburka” zaskoczyła mnie pozorną prostotą języka, techniką rozwoju akcji przez wracanie narracji w czasie oraz pięknem przesłania. Drugi z tych czynników irytował nieco z początku i niepokoił: czy to może być ciekawe skoro zakończenie już zna się? (Odpowiedź: może.)
O czym jest opowieść? Czy pamiętają państwo Romana Kacewa? To znaczy Romain Gary. „Obietnica poranka”. Wzruszająca opowieść o macierzyństwie. Polskie wątki cenne dla nas, opisy przygód i wojny wciągające, ale to był w istocie hołd złożony Matce.
”Kalamburka” jest bardzo odmienna ale mam ją za równie piękną pieśń o głębi człowieczeństwa, o macierzyństwie.
A co do eskapizmu… To bardzo delikatny temat i rodzeństwo zostało oszczędzone w czasach gdy donosy za działalność pradziadków aż furkoczą — bez wątpienia nie uszło by im to na sucho gdyby ktoś z przodków nazywał się Szechter. No ale autorka tekstów z filozofią tak zdecydowanie konserwatywną i chrześcijańską… Więc nikt o tym nie pisze i analiz nie robi i od razu się boję czy zmora nie poczyta moich uwag za niecny atak na niewinną autorkę — ale zapewniam, że choć duch IPN nigdy mnie nie opada, nawet w chwili największej wściekłości (wtedy po prostu chcę mordować a nie denuncjować), to analizy takie są zupełnie nieuchronne i kiedyś ktoś je zrobi: jakie jest psychologiczne źródło takiej dozy eskapizmu? Od czego ona uciekała zamykając się w wyimaginowanej rodzinie z tradycjami, zasadami i podstawowym poczuciem uczciwości i przyzwoitości? I może wtedy okazać się, że w istocie saga o Borejkach mieści się w kategorii fantasy ale to nie dla dobra czytelnika była ta wyprawa w inne światy…
Zwierzyna zabijana na polowaniach wiedzie jednak wolny, naturalny żywot i ma jakieś szanse wymknięcia się oprawcom. Świnie i kurczaki wiedzione na rzeź nie mają ani jednego, ani drugiego 🙁
Kupując żywą kurę, kaczkę czy rybę mam świadomość, że będę musiał pozbawić ją życia, żeby zjeść. To samo z królikiem. Więc w gruncie rzeczy należę do tej samej kategorii co każdy myśliwy. Tyle tylko, że nie używam broni palnej, a noża. Mogę rzecz jasna przerzucić tę konieczność na kogoś innego. I tak najczęściej się dzieje. Zaopatruję się w sklepach z mięsem.
Przyjmijcie to, proszę, tylko jako moją opinię, a nie chęć przekonywania kogokolwiek do polubienia czy choćby nawet zaakceptowania zwyczajów łowieckich dość licznej grupy ludzi.
Godzina pasowej rozy… najpierw ksiazka, a potem film. Bede ogladac wieczorem. Z Elzbieta Czyzewska.
„Bezkrwawe lowy” oczywiscie !
Dobry wieczor
A 'Mikolajki’?
Pozazdrościłem Irkowi – moja miniplantacja martagonów.
„Mikołajki” tak, ale nie w dzieciństwie.
Nie mam martagonów w ogrodzie, ale znam pewien zagonik na wolności
Poluję na niego bezkrwawo 😎
Markot
Oglądałem kiedyś film z Eastwoodem „Akcja na Eigerze”. Ale w niczym do Twoich zdjęć nie był podobny. Tam było strasznie dużo śniegu.
Wróciłem z MET. Fantastyczne wystawienie ” Wesela Figara”
Szybko odczytuję, bo niestety jutro od rana ostatnie zajęcia niedzielne ze studentami.
Polowania bezkrwawe to mój żywioł
Gdyby ktoś był zainteresowany podpisem
http://www.petycje.pl/petycjePodpisyLista.php?petycjeid=10877&podpis_rodzaj=1
Irku.
Dzisiaj podpisałem. Ponownie. Bo już kiedyś podpisywałem. Tylko z tą akurat jest jakiś problem. W ostatnim czasie wcięło kilkadziesiąt tysięcy podpisów poparcia. Siła wyższa? Cud?
Paradoksie,
film był kręcony w lipcu 1974. W tamtych czasach było znacznie więcej lodu i śniegu niż ponad 30 lat później, poza tym z bliska i na określonej wysokości (stacja Eigergletscher) zawsze wygląda na więcej.
Tu są wspomnienia jednego z aktorów niemieckich, o przygotowaniach, filmowaniu, wypadkach…
Ten film notabene leciał niedawno w tutejszej TV z okazji 85 urodzin Eastwooda.
Dobry wieczór 🙂
Nic nie wiem o Waśce i Muchołapskim 🙁
Jeszcze Nowacka, Dziki Anda Fiedlera, Ivanhoe, O Gotfrydzie rycerzu Gwiazdy Wigilijnej (Młode na okrągło 🙄 ), Nesbit, Muminki ❗ , Alicja, Cudowna podróż, Lassie, Historia żółtej ciżemki 🙂
Paradoksie, dziękuję za przypomnienie Sobowtóra profesora Rawy 😀
Ale Anda był Szczepańskiej nie Fiedlera.
Oj, stoi obok Małego Bizona i tak mi się opsnęło 😳
I jeszcze jedno. Ta ściana ma 1800 m wysokości. Z oddali (moje zdjęcia) nie widać, jak duże w rzeczywistości są te lodowe i śniegowe poletka.
Markocie, zaraz mnie stopy swędzą. Za wysoko.
Czytałam, a potem brnęłam, ale Kalamburka ostatecznie odstawiła mnie od Musierowicz.
Niech żyją maleńkie i większe różnice 😀
A przy ogólnym przypominaniu książek zawsze dorzucam (w imieniu małych) „Pan Tom buduje dom” oraz (dla troszkę większych) „Porwanie w Tiutiurlistanie”. I stanę okoniem: Boże, jak mnie „Bezkrwawe łowy” nudziły. Nic się nie działo.
Głupia sprawa z tą petycją. Też sobie coś przypominam, że już podpisywałem, ale teraz nie mam pewności, czy jestem na liście. I nie jestem taki stachanowiec, żeby całą niedzielę spędzić na sprawdzaniu. 😳 A z kolei podpisy podwójne, tak na wszelki wypadek, całą sprawę czynią jakąś niepoważną. Czto diełat’, jak słusznie zapytywała dziewiętnastowieczna rosyjska inteligencja? 🙄
Bobiku
Przejrzałem listę. Kłopot stosunkowo niewielki, bo ostało się coś około 1000 podpisów. I mojego nazwiska nie znalazłem. Są na niebie i ziemi….
Jeśli zaś o Puchalskim mowa. „Bezkrwawe łowy” i „Wyspa kormoranów” stoją sobie na półce. Szkoda, że możliwości poligraficzne wtedy były u nas takie przaśne.
Podpisałam i już. Takie petycje mogę podpisywać codziennie.
Nie znam Puchalskiego. Czy to bardzo duży grzech, bo podobnych grzechów mam znacznie więcej i ciągle przybywa…
Haneczko
Żaden grzech. Nie ma tak, że jest obowiązek znać Puchalskiego.Ja to mam z racji zainteresowań. Ponadto Puchalski był kiedyś w Lublinie na moim wydziale fotografować susła perełkowanego. W naturalnych warunkach.
Cholera, też myśliwy.
Haneczko,
Puchalski istotny dla tych, co zwierzątka dręczą (kamerą i podglądactwem) 😉
„Porwanie w Tiutiurlistanie” dostało moje dziecko od polskiej babci. Obok stoi „Mały Książę”,”Kubuś Puchatek”, „Cudowna podróż”,”Panna z mokrą głową” (1969 r.),”Król Maciuś Pierwszy” i… „Tygrys i Róża” MM 😯 Wygląda na nieczytaną.
To z (porzuconego) księgozbioru dziecka wyfruniętego z gniazda.
Matko, Kubuś! Jak mogłam zapomnieć o Kubusiu 😯 Bo Mały Książę to znacznie później. Najpierw był Nocny lot i Poczta na południe.
Haneczko, podpisać, choćby codzienie, to żaden problem, ale dla petycji to nie jest dobrze, jeśli pojawiają się pod nią ileś razy te same nazwiska, a nie zawsze jest na to automatyczna blokada.
Ja się zresztą w połowie sprawdzania załamałem i postanowiłem jednak podpisać w ciemno, ale cosik mi nie przychodzi mail do weryfikacji, więc diabli wiedzą, czy ten podpis w końcu będzie, czy go nie będzie. Niestety, petycje.pl nie po raz pierwszy mają kłopoty z techniką. 👿
Dobry wieczór (dobra noc?), pod wszystkimi lekturami podpisuję się wszystkimi łapami. Dokładam:
1) Janusza Meissnera „Żądło Genowefy”, „L jak Lucy”… i cudne „Opowieści pod psem, a nawet pod dwoma”
2) Karola Borchardta „Znaczy kapitan”, „Szaman morski”,
3) Polyannę
Serdecznie pozdrawiam.
Hm. Mój podpis jest jako zweryfikowany, ale ja żadnego maila weryfikacyjnego nie dostałem. Tyz piknie. 🙄
Mnie zweryfikowało.
Elazet, podpisuję się 🙂
Miłych snów dla Wszystkich
Na dobre sny można sobie pooglądać obrazy Johna Lurie, którego wystawę Kierowniczka poleca u siebie. Nie sposób się przy nich nie uśmiechnąć. 🙂
http://johnlurieart.com
To jeszcze się przyznam, że w bardzo smarkatym wieku czytałam Tołstoja i Dostojewskiego. I Pamiętniki Rudolfa Hessa. Mama mi podsuwała. Od filmów w telewizorni odgradzała mnie kocykiem, ale czytać mogłam wszystko.
Haneczko!
A gdzie „Dzieci z Bullerbyn” ?!
Moi rodzice mieli bibliotekę dla dorosłych pod kluczem, żeby jakiegoś tam Zoli nie czytać przed czasem. Klucz od biblioteki książek nie dla dzieci został szybko odnaleziony na wielkim pudle telewizora „wawel 2”
Prawdą jest, że z wielu zakazanych książek mało rozumiałam, a przede wszystkim to, dlaczego one są zakazane.
No pewnie, że bezkrwawe łowy Puchalskiego znam, zawsze imponował mi swoim cierpliwym siedzeniem w domku na drzewie. I jego filmy też. Mięso jadam czasem, szczególnie u ludzi, choć bez entuzjazmu. Bezkrwawo i ja łowię czasem, o czym Niektórzy tu wiedzą 😉 Jeśli piszemy o Puchalskim, to i Sokołowski. Jan. Dzięki niemu umiem do tej pory nazywać ptaki polskie po imieniu.
Trylogii jakoś nie mogłam ku bulwersacji rodzinnych starszych… Zmogłam na siłę i dalej nie mogę. Natomiast Reymonta pochłaniałam z ciekawością już w podstawówce, poczynając od Chłopów, najciekawsze były obyczaje i życie codzienne w Lipcach. Wtedy też, to jakaś siódma klasa, ojciec widząc to podsunął mi Bystronia i Glogera w starych wydaniach, zaczęło się od ilustracji, a potem poooszło 🙂
A Muminki? Lubiliście? Doceniłam je już mając własne dziecko, we własnym dzieciństwie nie przepadałam.
Kawa na dobry dzień
I znikam znowu na razie, jak na polatuchę przystało 🙂
Elazet, jasne 🙂
Puchalski też, ale już nie posiadam, Znaczy kapitan i Dywizjon też wsiąkł w następstwie rodzinnych przprowadzek. Muszę kupić, bo to o moich. Dziękuję za przypomnienie :-).
Vesper, wybierasz się z Zosią na Cirque du Soleil? Chyba warto, bo to niezależnie od ich nieprawdopodobnych umiejętności, spektakl o małej dziewczynce 🙂
Dzien dobry 🙂
Wczoraj w nocy przeczytalam raz jeszcze Tajemniczy ogrod. Uroczka ksiazka. Jednak dzis chyba dziecku bym jej nie dala. Motyw panow i slug jest juz dla mnie calkowicie niestrawny. A takze – ojciec nie mogacy patrzec na syna gdy ten jest chuderlawy i chory, a kochajacy go gdy jest zdrow i piekny? Nawet jesli powodem jest depresja po smierci zony…
Dzień dobry 🙂
kawa
Już po spotkaniu ze studentami. Teraz pomysł na plener Wokół pałacu wspaniałe założenia parkowe. Idealne na dzisiejszy upał
Podkolan zielonawy (Platanthera chlorantha)
Nostalgie, w tle Mozart
To się musi znaleźć na psim blogu 🙂
mądziak psi
Dzień dobry 🙂
Że niby jak mądziak taki obsceniczny, to zaraz psi? 😆
Nie wracałem po nocy do lektur ze szczenięctwa, ale rano, przekładając kupkę książek do oddania, zauważyłem jedną, której jakimś cudem jeszcze nie przeczytałem. Rzuciłem się zaraz do nadrobienia tej zaległości i wsiąkłem, póki nie skończyłem, choć z początku miałem obawy, że mroczny i mroźny skandynawski kryminał do letniego dnia w ogóle nie będzie pasował. Ale ten kryminał wsysa jak czarna dziura, tak że w ogóle już nie wiadomo, jaki dzień jest wokół. 😉 Jeżeli jeszcze tu nie było polecane, polecam pserdecznie – Åsa Larsson, I tylko czarna ścieżka.
Dzien dobry z samego rana.
Lisku, ten motyw odrzucenia chorego/niesprawnego dziecka przez rodzicow (rodzica), pewnie byl dosc realistyczny. Otoz Lilian Seymour Tulasiewicz, ktorej ksiazke Dag corka Kasi czytalam w mlodosci, urodzila syna z zespolem Downa. Jej maz chcial oddac dziecko do zakladu, co doprowadzilo do rozpadu malzenstwa… Tak podaje Wiki, do ktorej zajrzalam wczoraj, zeby zobaczyc kto to byl zacz, ta Seymour Tulasiewicz. Ciekawy zyciorys zreszta.
Witam wszystkie bratnie dusze w czytaniu. W moich dziecięcych lekturach prawie wszystko wymienione. Ale czy nikt nie czytał Bolesława Prusa? Bo ja pasjami – przede wszystkim Emancypantki, Lalka, Faraon. Natomiast w tej „późniejszej „,drugiej fazie dzieciństwa 😉 – całość Harrego Pottera
Kroliku, to prawda, problem w tym ze w ksiazce jest do tego podejscie przyzwalajace – happy endem jest to ze chlopiec jest zdrow i przez to przyjety przez ojca, tz nareszcie jest tak jak powinno byc, bez zastrzezenia.
Prus tak, ale na Orzeszkową miałem żywiołowy odrzut. Zwłaszcza „Nad Niemnem” nigdy nie udało mi się strawić do końca, choć kilka razy podchodziłem. 🙄
Subiektywne poczucie odrzucenia dziecko może mieć nie tylko, kiedy to się faktycznie dzieje. Np. rodzic tak zapracowany, że stale nieobecny, może też być odbierany jako odrzucający. Albo tak zajęty jakimiś własnymi problemami, że dziecka w ogóle nie dostrzega. I przy takich rodzajach odrzucenia-nieodrzucenia tajemnicze ogrody też się bardzo przydają. 😉
Nad Niemnem nie przeczytalam. Natomiast Prusa tak. Ale dopiero w liceum. Moja szkolna biblioteka w podstawowce byla skromna. Rzadzila w niej cichutka jak myszka starsza pani o niezwyklym imieniu, Scholastyka Warsza. Pozwalala mi brac wiecej ksiazek do domu. Wlasciwie to nie mialysmy z siostrami innej opcji niz czytanie. W domu nie bylo telewizora, tylko radio, az do lat licealnych. Radio nadawalo swietne sluchowiska i powiesci czytane.
A ja wpadłam „w Prusa” pewnie z powodu prezentu, jaki otrzymałam od (nieznanego mi wczesniej) ojca chrzestnego z okazji I komunii. Był to Wybór Pism B.P.wydany przez Książkę i Wiedzę w latach pięćdziesiątych zawierający wymienione wyżej 3 powieści, 10 nowel oraz publicystykę,a na końcu wklejony był Plan miasta Warszawy z r. 1873 wg planu zamieszczonego w „Przewodniku po Warszawie i jej okolicach” F. Fryzego i J. Chodorowicza. Warszawa 1873. Mam go do dzisiaj. Musiałam go dac do ponownej oprawy z powodu nadgryzienia zębem czasu.
Fragmenty z listow filozofow zrywajacych ze swoimi partnerkami
http://www.imdb.com/title/tt0428856/
Najbardziej podoba mi sie Simone de Bauvoir.
Troche mi zgrzyta w zebach populistyczna Hillary Clinton. Ciekawe czy wygra nominacje Demokratow. Clintonowie maja wystarczajaco duzo koneksji, ludzi majacych wobec nich dlugi wdziecznosci oraz hakow na wplywowe osobistosci, nie mowiac o pieniadzach, ale Bill w Bialym Domu, again… to byloby too much!
Bobiku (13:02), jesli przeczyta to chore dziecko, dowie sie za ma ozdrowiec by mamusia pokochala?
Lisku, mnie sie wydaje ze mamusie kochaja mimo wszystko, a nawet bardziej. To tatusiowie kochaja za cos.
Chociaz w mojej najblizszej rodzinie tego nie obserwuje.Tata, Misi nie potrafi odmowic niczego. Nie widze tego tez wsrod rodzin kolezanek mojej wnuczki.
Nastaly nowe czasy I kultura zycia sie zmienila.
Loto, wydaje mi sie ze zupelnie nie mozna robic takich uogolnien.
Tak Lisku, dlatego pisze o naszym przykladzie.
Ale to jednak ojcowie porzucaja matke z uposledzonym dzieckiem. Odwrotnie raczej sie nie zadarza.
A w Tbilisi wielkie polowanie. Dwa lwy, niedźwiedź, hiena, tygrys, sześć wilków – już zastrzelone 🙁 D
Irku, na miłość boską, choć to psiblog, to tu zaglądają damy i dzieci!
Czy w tym Tbilisi nie mają strzelby Palmera? Część zwierząt dałoby się ocalić. Jeśli nie wszystkie.
Lisku, ale ja nie pisałem o chorych dzieciach, tylko o tym, że tajemnicze ogrody, w sensie sekretnego refugium mogą przydawać soę również dzieciom zdrowym, choć z innych powodów mających poczucie odrzucenia. Tego brzydkiego aspektu, że ojciec odrzuca dziecko z powodu jego choroby i przyjmuje, kiedy zostanie „naprawione”, w dzieciństwie można w ogóle nie zauważyć (ja np. nie zauważałem). Tzn. że ta książka może jednak wielu dzieciom pomóc w rozwiązywaniu wewnętrznych konfliktów, czyli nie ma co jej całkiem spisywać na straty.
A statystycznie rzecz biorąc, Lota ma, niestety, rację. Ojcowie opuszczają chore dzieci bez porównania częściej niż matki. 🙁
Czy oni oszaleli w tym Tbilisi? Dlaczego muszą zabijać, zamiast uśpić i przetransportować z powrotem do zoo?
Andsol /19:38/ ale tu damy i dzieci zaglądają po naukę 😈
Nie wiadomo komu wierzyć. Tu na zdjęciu widać, że usypiają i transportują do zoo
http://bi.gazeta.pl/im/2c/47/11/z18117420IH,GEORGIA-FLOOD-.jpg
upał
U mnie w TV podano informację o strzelaniu do zwierząt drapieżnych. Hipopotam miał szczęście.
Wśród 12 śmiertelnych ofiar jest trzech pracowników ZOO zabitych przez zwierzęta w panice.
A tu trochę szczegółów, m.in. o nowej autostradzie bez drenażu.
One member criticized the zoo’s management for the escaped animals:
“You need to be an absolute idiot to build and maintain a zoo containing dozens of wild, dangerous animals, which is not able to sustain a couple of hours of heavy rain
Mam nadzieję, że żadne ZOO nie odstąpi im dalszych zwierząt.
A wszystkiemu winni komuniści. Ta powódź to kara za ich grzechy:
“When Communists came to us in this country, they ordered that all crosses and bells of the churches be melted down and the money used to build the zoo,” the patriarch said, according to Interfax. “Therefore, the zoo should have not been built there,” he said. “Many didn’t know this, but sin will not go without punishment.”
Tez slyszalem z drugiej nogi (jestem eskapistycznym ptakiem i unikam zlych wiadomosci jak moge), ze straszne rzeczy sie dzieja w Tbilisi.
Wracajac do Tajemniczego Ogrodu to byloby szkoda wykreslic urocza ksiazke ze wzgledu na cos co teraz mozna odczytac jako niepoprawnosci w message’u. Na pewno nie byl on zamiarem autorki a dzieci tez chyba czytaja go chyba po prostu jako rodzaj bajki, ktora dobrze sie konczy.
O drogach bez drenażu można wiele pisać. Szereg podtopień to właśnie skutek gwałtownych spływów po równej wyasfaltowanej powierzchni. W kilka minut tereny położone niżej są zalewane masą wody. Kiedyś wędrowałem po Beskidzie Niskim i zwróciłem uwagę na wyasfaltowane dróżki prowadzące do różnych domostw. Przyszła ulewa i … te śliczne dróżki zamieniły się w rynny.
Jak nie ma pieniędzy na odprowadzanie wody z jezdni do kanalizacji, to wystarczą rowy po obu stronach dróg, tylko trzeba raz na 10 lat sprawdzić ich stan.
Zresztą studzienki kanalizacyjne też są ciagle zapychane. 🙁
W Warszawie, przeciętej na pół magistralą kolejową, w części zachodniej rzadkie tunele pod torami były robione na zasadzie kopania wielkiego dołu pod torami. Nawet niewielkie opady powodowały jeziora paraliżujące ruch na wielkiej połaci miasta.
Nie będę opisywać horrorów, bo po 30 latach udało się rzeczy częściowo uładzić. Teraz zresztą budowane są nowe trasy i przejazdy NAD torami.
Najzabawniejsze było to, że jedyny poziemny tunel, którym przewalał się cały ruch z północy na południe, okazał się być zbudowany na podziemnym jeziorze i próby założenia odpływów powodowały wybijanie jeziora do tunelu.
Nic nie można zrobić z PKP bo to jest ogromna magistrala i tamtędy kierowany jest jest cały ruch kolejowy.
Nagadałam się na noc.
Dobranoc! 😀
U nas podczas powodzi też się działy dantejskie sceny w ZOO wrocławskim.
Fragmenty „Miłości macierzyńskiej u stawonogów”, rozdziału książki Ernesta Menaulta „Miłość macierzyńska u zwierząt” w tłumaczeniu Franciszka Wermińskiego, wydanej w Warszawie w 1902.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dobranoc, Irku, wymienię Twoją kawę (z wahaniami) na melisę czy coś innego na sen. Młoda godzina, druga.
Dzień dobry, Sosajeto! Jest sobie w Poznaniu kolejka wąskotorowa, która jeździ ku uciesze dziatwy wzdłuż jeziora Maltańskiego. Jak się okazuje, nie tylko milusińscy się cieszą z tej kolejki. Cieszy się również kuria. A dlaczego się cieszy? Otóż cieszy się, bo pobiera myto. Okazuje się, że tor przechodzi częściowo przez teren kościelny, za co Kuria pobiera miesięcznie kwotę 13 tysięcy złotych (jak podało Radio Merkury, a co potwierdziła p. Iwona Gajdzińska, rzeczniczka MPK).
Spór o grunty nad jeziorem Maltańskim trwa od lat. Kuria ubiega się o nie, mimo że kilkanaście lat temu proboszcz parafii Św. Jana Jerozolimskiego doszedł w tej sprawie do porozumienia z miastem. Po jego śmierci, Kuria uznała, że proboszcz nie miał jednak prawa porozumiewać się w tej sprawie i wycofała się z porozumienia z miastem kierując sprawę do sądu. W styczniu 2015 roku Sąd Okręgowy nakazał zapłatę odszkodowania na rzecz Kurii w wysokości 77 milionów złotych.
Cisną się na usta różne słowa, z których hieny i pijawki są najbardziej taktowne. Poza tym – skoro kuria, jak się okazuje, ma WŁASNE grunta nad jeziorem, dlaczego chce budować ten nieszczęsny pomnik wyłącznie na miejskim, czyli WSPÓLNYM?
Babilasie
Z prostego powodu. Na miejskim postawią za darmo i za darmo będą użytkowali, zbierając przy okazji kolejnych rocznic, miesięcznic i innych okazji datki. A za jakiś czas (niezbyt długi) okaże się, że wspólne zacznie oznaczać ICH. Przez zasiedzenie, uświęcenie, postawienie „tymczasowego” krzyża, ołtarza, pomnika, albo prawem kaduka. A swoje to swoje. Na swoim nie będą się wygłupiać skoro można wydzierżawić developerowi i czesać kasę.
Poza tym dzień dobry. U nas od rana deszczowo i trochę się dziwię, że Irek nie rozwinął nad kawą parasola.
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że i tak wykazali się dużą wyrozumiałością. Przecież zyski czerpią jedynie z tytuły dzierżawy za grunt, na którym leżą tory. Myto to dopiero zaczną pobierać. Ustawią szlaban albo bramkę. Nie postawili do tej pory, bo zastanawiają się czy na wjeździe czy na wyjeździe. Pewnie przeważy ta druga opcja, bo na wejściu ludzie mogą rezygnować, a tak będzie po herbacie. Skorzystałeś, płacisz.
Dzień dobry 🙂
Ja się dziwię, że Wy się dziwicie. 🙄 Kościół swą prawdziwą potęgę zbudował przecież nie na sile przekazu Ewangelii, czy na innej duchowej opoce, tylko na sprawdzającej się od wieków zasadzie: gromadzić tyle szmalu, ile się da, bez względu na metody, a z całą resztą już jakoś sobie poradzimy.
Głupi Stalin pytał o dywizje papieża. Trzeba było pytać o konta i nieruchomości papieża. Tym się zdobywa wiele trwalszą władzę.
Uff, Irlandia nie musi sama wykańczać europejskiej cywilizacji. Dostała silne wsparcie od Szwajcarii, której mieszkańcy w referendum postanowili zrobić na złość naszemu Epidiaskopowi.
Blisko 62 proc. głosujących zgodziło się na to, by dopuszczalna liczba zarodków tworzonych drogą zapłodnienia in vitro została przy każdej takiej procedurze zwiększona z trzech do 12. Rozszerzono ponadto dostępność badań zarodków przed ich implantacją pod kątem wykrywania chorób genetycznych.
W kupie zawsze raźniej. Jestem pewien, że kolejni złoczyńcy będą dołączać do bandy. 😈
Dzień dobry 😀
Wczorajsze bezkrwawe łowy na (średnio)grubego zwierza
Bo naród szwajcarski praktyczny jest i wie, jakie koszty (psychiczne i finansowe) ponosi para, a głównie kobieta, w tej procedurze, i bez sensu jest dodatkowe dręczenie jej czekaniem na ujawnienie się ewentualnej „bruzdy” dopiero po implantacji. Tutaj żaden Chazan nie ma szans na aureolę.
Ten kozioł na 3 pierwszych fotkach to profesjonalny model? 😎
Markocie, to jest syrop z kwiatów czarnego bzu i cytryn?
Jak go robisz?
Bobiku
Koniecznie musimy wysłać legiony obateli (celowe)do Szwajcarii. Co prawda w Irlandii się nie udało. Mimo całych zastępów wyemigrowanych. Niechby spróbowali wybrać Dudę Szwajcarom.
Model, ale obecnie chyba bez fryzjera i wizażystki, bo powierzchowność niechlujna bardzo. One wszystkie (a było ich z 15) polegiwały w śniegu, drapały brzuchem i d… o chaszcze i skały, zamiast dać się porządnie wyszczotkować i wyczesać 🙄
Mt7,
to jest lemoniada z kwiatów dzikiego bzu.
Jak zechcesz, to Ci po obiedzie podam recepturę.
Paradoksie,
legiony obateli musiałyby najpierw wybrać parlament, a ten dopiero Dudę. A i tak by nie porządził, bo kadencja trwa rok. Mógłby ewentualnie mieszać jako minister (bundesrat) przez 4 lata. Aktualny minister od zdrowia jest socjaldemokratą.
Siódemeczko
Nie wiem jak robi syrop Markot. Ale ja następująco:
40 kwiatostanów, świeżych czystych nie przekwitłych. 6 średnich cytryn, najlepiej takich o cienkiej skórce. Cytryny trzeba dobrze umyć i pokroić w plastry. Układam kwiatostany warstwami naprzemiennie z plastrami cytryny.
Gotuję syrop. 1 l wody i 1 kg cukru. Gorącym syropem zalewam kwiaty i odstawiam na 2 tygodnie. Po tym czasie zlewam i klaruję.
To jest pierwszy etap.
Można rzecz pociągnąć dalej. Czyli do zlanego syropu wlać 1 l 70% spirytusu i dodać szklankę białego rumu. Odstawić na 4 tygodnie. Potem już normalnie. Przesączyć do butelek i schować. Niech dojrzewa.
Jasne, ze chcę. 🙂
Dzięki, Paradoxie.
Surowiec akurat świezy, nigdy nie robiłam. 🙂
Lemoniada na czasie.
Dzień dobry 🙂
No i znowu namieszaliście mi w głowie Koledzy 👿
Po obejrzeniu mądziaka psiego nabrałam całkowitego przekonania, że świat został zmajstrowany przez brzydkiego pana Darwina. Bo nie może przecież tak być, żeby dobry PB takie świństwa niewinnej naturze fundował 😎
Ale po przeczytaniu tekstu o tkliwej miłości macierzyńskiej pluskwy, nie mogę się zgodzić z tym, że to pana Darwinowa hojność wyposażyła pluskwę w tak szlachetne przymioty 😯
I w co ja mam teraz wierzyć? 🙄
Tylko bez sugestii na temat samodzielnego myślenia, proszę 👿 Od tego boli głowa, sprawdzałam 😉
Syrop robię inaczej, ale to, na moim obrazku, nie jest syrop, tylko lemoniada do picia bez rozcieńczania. Stary przepis rodzinny.
Syrop
Do szklanego słoja z dobrą zakrętką napchać możliwie dużo czystych (nie myć!) i wolnych od owadów świeżo rozkwitłych kiści dzikiego bzu, zalać zimną wodą, zakręcić i postawić w słonecznym miejscu na 48 godzin.
Odcedzić przez gęste sitko. Zmierzyć objętość płynu.
Na 1 l płynu dodać 1.25 kg cukru zagotowanego w małej ilości wody, dodać 25 g kwasku cytrynowego i dwie, pokrojone w cienkie plastry cytryny bio. Całość wraca znowu do słojów, na dalsze 3 dni na słońcu. Po odcedzeniu zlać do butelek.
Bardzo dobry dodatek do białego wina z lodem.
Lemoniada
Potrzebny garnek kamienny lub duży szklany słój.
Proporcje na 6 litrów świeżej, zimnej wody:
400 g cukru
4 cytryny (sok z dwu i dwie pokrojone w cienkie plastry)
4-5 kiści świeżo rozkwitłego czarnego bzu.
Postawić na słońcu lub w ciepłym miejscu, mieszać raz dziennie, a gdy pojawią się pęcherzyki (zacznie fermentacja) – odcedzić, zlać do butelek (PET, szklane mogą wybuchnąć) postawić w chłodnym miejscu do dalszej fermentacji lub dobrze schłodzone pić od razu. Podczas fermentacji powstaje dużo CO2 i taka lemoniada pieni się jak szampan. Zależnie od długości leżakowania jest lekko słodka do zupełnie wytrawnej. Zawiera małe ilości alkoholu.
Mniam. Już czuję na języku te bąbelki.
Lecę na pola zbierać kwiaty bzu.
Dzięki. 🙂
I moja zmora – butelki PET w ilosciach na coś przydadzą.
Jagodo
Mam wrażenie, że odbierasz Darwina przez pryzmat jego samego i pewnie jeszcze przefiltrowanego Huxleyowską wizją świata i ewolucji. Odłóż ich na bok i rozważ raczej wizję urządzenia świata Kropotkina. Wprawdzie to był anarchista, ale podejrzewam, że znajdziesz u niego podstawy do myślenia ciepło i serdecznie nawet o pluskwie. No dobra przesadziłem. Może akurat o pluskwie nie, ale już o pluskwiakach równoskrzydłych, kto wie.
Myśleć to ja mogę ciepło, czemu nie 😉
Ale co z odpowiedzią na pytanie: kto zmajstrował ten piękny/straszny świat? 🙄
To jeszcze dorzucę przepis na nadbużański kwas z kwiatów czarnego bzu
http://www.jemlublin.pl/przepis-na-nadbuzanski-kwas-z-kwiatow-czarnego-bzu/