Lechicki Las
Ponoć w Lechickim Lesie
przeróżni są obwiesie,
cudaki i potwory
nieznane do tej pory.
Są różne tam matołki,
co pną się na wierzchołki,
widziano także posła,
którego fala niosła,
aż zniosła w skrajny niebyt,
gdzieś w okolice gleby.
Na wierzbach rosną gruszki –
rządzącej dar wierchuszki,
jest i wyjadacz stary,
bliźniaka ma do pary,
jest kura cichodajka,
znosząca złote jajka
w kuluarowym sosie,
bo jej opłaca to się.
Są też usłużne szczury
(byle im płacił który),
uczeni spin-doktorzy
na żądzę władzy chorzy,
rozgrywki i odwety
i las ten jest, niestety.
i ten las jest, niestety. niestety, bardzo bardzo
herbata
szeleszcze
🙂 🙂
mam szczescie, prawdziwe slonce, i tak zostanie dzisiaj 🙂 😀
balkon 😆
moze tez z rozmyslem bryk, fik, brykanko w Tereny? oczywiscie 😆
Dzień dobry 🙂
Już jest kawa
Babilas ( 22:01) nawożę Fructusem jesiennym, wszystko. Drugie nawożenie na wiosnę i wtedy stosuję różne nawozy. Inne do róż, inne do kwasolubów czy magnolii.
Za oknem luj, ale jest nadzieja na trochę słońca. Na targu pojawiły się kanie i maślaki. Może by na grzyby 🙄
Ale teraz dalszy ciąg zakupów, a wieczorem minizlocik z Paradoksem i dyskusja o wyższości porterówki nad innymi nalewkami 😉
A ja, Irku (09:02), nawożę, za przeproszeniem, gównem. Jeśli już, za Grześkowiakiem, „nawozy śtućne”, to w początkach maja saletra wapniowa.
Luja brak, wręcz przeciwnie, słoneczko miłe, zachęcające do aktywności zewnętrznych. I do dumania na świeżym powietrzu. Dumam ostatnio nad swoją miłością do róż. Z tych 224 odmian, które mam u siebie, nie wszystkie są warte posiadania (głównie z powodu podatności na czarną plamistość oraz mączniaka i umiarkowanego – mówiąc oględnie – kwitnienia. No, ale przecież nie wyrzucę, skoro tyle zachodu miałem ze sprowadzaniem. Tyle z tego pożytku, że poukładałem sobie listę rankingową najlepszych odmian.
A tymczasem, do kawy na porębie, biskup Lepa opowiada, o „namawianiu dzieci do 13. roku życia do wybrania sobie płci„. I o tym, że „ustawa antyprzemocowa godzi w rodzinę„. To już lepiej iść sobie do ogródka i zająć się prawdziwym gównem, nie tym metaforycznym.
Bry 🙂
Ten nawóz Babilasa sprowadza na moje hektary w donicach i pojemnikach nieszczęście ziemiórek, z którymi walczę później miesiącami.
Gdyby gdzieś w pobliżu pasły się krowy, jak niegdyś bywało, to bym sobie zrobiła własny nawóz bez ziemiórek i innych napohybelimów.
Ogłaszam ścisły post, oznacza to, że nie czytam postów z wypowiedziami biskupów.
Dzień dobry,
dziś w Świątecznej artykuł Katarzyny Wiśniewskiej, w którym pozbierała trochę wypowiedzi zarówno biskupów, jak i szeregowych księży, na temat uchodźców.
Chrześcijaństwo w rozkwicie.
Mozna jeszcze dokopac uchodzcom i ich dzieciom, jak zrobila to prawicowa dziennikarka telewizji wegierskiej, matka dwojga dzieci, zapewne modlaca sie co niedziele na stosownej mszy…
Siodemeczko, a odpocznij sobie od tych postow. Pociesz sie, ze pewnie Papiez Franciszek jest nie mniej nimi zgorszony niz ty.
Po latach piecia sie w gore budzac uznanie, podziw i szacunek, Polska wlazla w krowi placek. Niestety.
Jak ta Kinga swietnie pisala! Co za obserwatorskie oko, ciety jezyk i talent do puentowania! Dzisiaj mijaja trzy tygodnie zaledwie.
Tak, Króliku. Raz się zdaje, że długo, innym razem, że dopiero co i zaraz się odezwie, że to tylko żart taki.
Mnie się od tych trzech tygodni świat wydaje jakoś o wiele mniej przyjazny… 😥
O tak, niesamowite pióro Kingi…
Puenta często w ułamku sekundy.I bardzo dużo mądrych rad. Naprawdę mądrych.
I kubek goracej herbaty dla tych co wola herbate:
http://www.native-art-in-canada.com/nicecupoftea.html
Staram sie jak moge, bo nie podawalam blogowej kawyherbaty jak dotad. Dzisiaj jest podana pozniej niz zwykle!
Danusce wielkie dzieki za linki do warszawskich wydarzen i barow z pyzami.
Kinga pisałaby teraz o Lechickim Wstydzie.
Siódemko (13:06), zastanawiam się, czemu ja nie mam problemu z ziemiórkami. Zapewne dlatego, ze jako krótkowidz ich nie widzę. Blisko jesteśmy wałęsowskiego „Stłucz Pan termometr, a nie będziesz miał gorączki”.
Siódemko (13:08), dawniej też biskupi różne rzeczy mówili, ale zostawało to gdzieś na peryferiach („Ich Dziennik”, „Niedziela”, Radio Maryja, itp.). Dziś z automatu trafia to do mainstreamu, a taki na przykład Terlikowski z niszowego fundamentalisty stał się opiniotwórczym publicystą głównego obiegu, pokazywanym w 'prime time’.
Coś przysmucacie za bardzo. Chyba muszę zrobić Wam konkurs. Chcecie?
– konkurs zawsze miło widziany. Natomiast zamiast się dosmucać poszedłem sobie dziś do lasu. Nie dla świętego spokoju, jak te borsuki u pana Mrożka, a dla otwarcia sezonu grzybowego. Znalazłem tylko jednego prawdziwka ale a to ślicznego, no i po lesie sobie pochodziłem, a to lecznicze jest 🙂
Nic nie mówicie, czy chcecie, i tak Wam zrobię. Nie tyle konkurs, co zagadka. Co to jest.jeden by tak a drugi by tak.
Pan mąż i ja 😀
– dwa bytaki.
Ha, ha, ha. Haneczko, dlatego ten dowcip jest dobry, bo można go na wiele sposobów interpretować. Ale w mojej wersji kończy się na zasadzie czystej zabawy językowej: otóż jeśli jeden by tak a drugi by tak, to razem są dwa bytaki.
Za późno Ormie.
To już wiem, kim jesteśmy 😆
Orm – sob, 19 Wrzesień 2015, 18:21
Jarczyk sob, 19 Wrzesień 2015, 18:31
Rzecz datuję na czasy przedwojenne, bowiem końcem lat ’40 moja Babunia często stosowała tą frazę jako porzekadło a czuło się, że zna je nie od dziś.
Widac juz najstarsi rzymianie znali zagadke o bytakach. Ale ja nie znalam. Uwazam, ze nagroda nalezy sie Haneczce.Ha, ha ha, Haneczko!
Rzymianie z duzej litery, wyobrazcie ja sobie.
Eee, nie, Króliku. Ja poszłam po powierzchni, a tam był podspód 😉
W naszym mieście jest Centrum Kultury Scena to dziwna. Odbywa się tam właśnie spotkanie z ks. Małkowskim.
Pan mąż poszedł przyjrzeć się scenie i widowni 😕
oczywiście, nagroda zdecydowanie @ Haneczka 🙂
– podspód jest bardzo ważny, np. kruchy podspód w mazurkach; przez całe życie w Warszawie trudno mi było znaleźć mazurki na kruchym spodzie gdyż królowały takie grubsze, na jakimś miękim cieście, często przekładane marmoladą 🙁
Świadomie próbuję Was i siebie przy okazji rozśmieszyć, bo mam coś takiego, że jak zbliża się sobota po południu, czyli dzień tygodnia, kiedy Kinga zmarła, to dopadają mnie nastroje wyjątkowo podłe i próbuję różnych sposobów, żeby nie zwariować. Może śmiech byłby tu najskuteczniejszy.Kinga, tak mi się wydaje, często używała żartu lub wręcz wygłupu, żeby poradzić sobie z trudną sytuacją. W związku z tym coś śmiesznego związanego z Kingą. Otóż w lipcu tego roku rozmawialiśmy we trójkę przez skypa: ja, Kinga i nasza mama. Moja mama zadręcza mnie, że mam duży brzuch. Bez przerwy krytykuje mnie, że się żle odżywiam, za mało ćwiczę itd. Ataki mojej mamy pod moim adresem są coraz bardziej agresywne a ponieważ ja mam wrażenie, że dużo robię, żeby tego brzucha się pozbyć, zaczynam coraz częściej agresywnie reagować na ataki mamy i mam dość jej ciągłych obsesyjnych uwag. Tym razem uwagi na temat brzucha mama przekazała Kindze, oczekując od niej, żeby mi coś powiedziała do słuchu. Ja się zacząłem bronić i opowiedziałem Kindze, co robię w temacie, żeby brzucha nie mieć. Mama używała zwrotów typu: „Ty sobie nie wyobrażasz go z brzuchem, przecież on nigdy nie miał brzucha. Żre same tłuste rzeczy, spasł się jak świnia, Ty go nigdy takim nie widziałaś, nie wyobrażasz sobie, jak on wygląda.” Kinga wysłuchała tych tyrad i stwierdziła:”Macie mój komentarz na piśmie. Napisałam go w międzyczasie, gdy do mnie wykrzykiwaliście i wysłałam smsem. Włączyłem komórkę i przeczytałem następujący wierszyk, który Kinga napisała w kilka minut podczas wspomnianej rozmowy;
WIERSZ O BRZUCHU
Wyobrażam sobie brata,
który z wielkim brzuchem lata,
a cyckami, co stłuszczone,
karmi matkę oraz żonę.
Pilnuj matko swego nosa,
rzekł brat – i brzęknęła kosa…
Zęby lecą, jucha bucha,
co się było czepiać brzucha!
Krolik napisał dziś, że Kinga miała talent do puentowania. Ta sytuacja, to najlepszy na to dowód. Gdy zobaczyłem, że w tak krótkim czasie napisała taki wierszyk, szczęka mi opadła. To było kilka minut. Pozdrawiam.
Jarku! mogę zaswiadczyć, że brzuch masz, ale nie jest on bynajmniej dominujący w Twojej sylwetce.
Co jest z tymi mamami, że chciałyby, żebyśmy dosięgli ich ideałów! Moja w swojej demencji też raz po raz robi mi uwagi. Ostatnio dogadywała mi, że staro wyglądam, conajmniej na 50, a to nie uchodzi przy trzydziestce. 🙂
Ech, no ja też wygrałem walkę z anoreksją, Jarczyku. A zresztą, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kotletem, jak mawiał klasyk.
– ee, tam, brzuch…tu przypominam puentę z Radia Erewan:..no my ewo cenim nie tol’ko ze eto…
Mam świadomość, że dowcip o bytakach ma długą brodę. Sam znam go od ponad czterdziestu lat. Jest to jeden z tych dowcipów, które zawsze będę opowiadał, szczególnie tym osobom, które go dobrze znają. No bo jak mawiał klasyk, ja lubię tylko te piosenki, które dobrze znam. Ja w kółko opowiadam dowcipy, które poznałem w wieku sześciu, siedmiu lat. Zawsze będą najlepsze.
Swiat był chyba wtedy nienajgorszy, ale to se ne wrati…
Swiat mlodosci jest niewinny i slodki. Ale przypmnialo mi sie jak wiele lat temu rozmwawialam tutaj z milym starszym panem, ktorego najlepsze lata byly w Hitler Jugend!
Kochani! Zwiedzanie Palermo przy 33 C w cieniu nie nalezy do przyjemności, ale z poczucia obowiązku (w końcu taki świat przebyłyśmy, pieniądze wydane, trzeba się zachwycać!) przedeptałyśmy wiele uliczek. Rozczarowania dostarczyły nam pozamykane kościoły, te najsłynniejsze. Po sezonie, renowacja, konserwacja… W zupełnie przypadkowym i niepozornym kościółku znalazłyśmy dużą barokową kaplicę w bocznej nawie wyłożoną marmurem co do centymetra. Już 10 lat temu, kiedy pierwszy raz byłam w Palermo, wtedy na konferencji naukowej, zauroczyły mnie misterne wielokolorowe inkrustacje marmurowe z kwiatowymi wzorami. Baroku zasadniczo nie lubię, szczególnie tego w Polsce, gdzy wszystko z gipsu i pomalowane udaje marmur, ale tutaj można się tymi marmurami zachwycić.
Osobny post poświęcę tym nienajlepszym wrażeniom: niestety brudno tutaj wszędzie w stopniu niespotykanym w innych miastach Europy, które zwiedzałam. Nie chodzi tylko o śmieci, ale także o psie kupy, zapewne ludzkie szczyny pod murami, gnijące odpadki i ziemisty kurz. Wszystko wszędzie się lepi, chyba za wyjątkiem banków, które są dostojne i sterylne jak gdzie indziej. Temu brudowi towarzyszy smród, zapewne wzmożony w tym upale. Pfuuuj, nie da się tego wszystkiego razem zignorować.
Byłyśmy na nabrzeżu, skąd odchodzą promy między innymi do Francji. Pierwszy raz zetknęłyśmy się z grupą emigrantów (tak sądzę). Młodzi mężczyźni i kilka kobiet z małymi dziećmi u nóg siedzieli w cieniu drzewa, cicho i pokornie, zalęknionym wzrokiem patrząc na przechodniów. Pilnowało ich kilku karabinierów. Policja obstawiala też kasy biletowe i wejście na nabrzeże.
Dziękuję, Zwyczajna. To ja w zasadzie tej Sycylii już nie zazdroszczę. 🙂
Uzupełnienie: pisałam przed Twoim tekstem o emigrantach.
Mar-Jo, liczymy na milsze wrażenia w mniejszych miejscowościach, gdzie dalej się udajemy. Trudy zwiedzania koi nam dobre wino wieczorem – tylko, że nie trzeba aż na Sycylię by tak kończyć dzień, co wszystkim polecam 🙂
Pocieszta się bracia i siostry w niedoli, że mnie beszta nieustannie mój synek ukochany. Składa mi różne propozycje diety, kontroluje co robiłam i nie robiłam.
Też mam tego szczerze dosyć, chociaż nie jestem bez winy, bo za mało się ruszam, ale kto chce mieć nadmiar ciała.
Zwyczajna, dzięki za relacje, człowiek zawsze ciekawy wieści ze świata. 🙂
W poniedziałek mają być burze z piorunami (jest ostrzeżenie w internecie http://www.accuweather.com/pl/it/palermo/215609/daily-weather-forecast/215609 ) ale może jak zmyje porządnie, to powietrze zrobi się czystsze.
Liczę na jakieś zdjęcia, coś wspólnota też z tego musi mieć. 🙂
Do Babilasa w sprawie ziemiórek.
Mam w mieszkaniu trochę roślin w doniczkach i to w nich właśnie wybuchają ziemiórki. W krótkim czasie robi się z nich taka ilość, że w poszukiwaniu wilgoci wchodzą mi do oczu i nosa, pchają się wszędzie, nie pozwalają spać, ogarnia mnie szaleństwo walki z ziemiórkami.
Ostatnio prażyłam ziemię w dużych ilościach, bo okazało się, że w nabywanej też jest ich pełno.
Siódemko, a próbowałaś tego?
Dobry wieczór.
Siódemeczko, pozbądź się ich, np. tak :
http://www.slonecznybalkon.pl/2013/06/ziemiorki-pozbadz-sie-ich-ekologiczni/
Jarczyku, wspomnienia cudne. 😀
Dobrej nocy Koszyczku. 😀
Na razie ich nie mam, bo wymieniłam wszystkie ziemie, prażąc je wcześniej w piekarniku.
Tylko, głupia, kupowałam przez lata sproszkowany obornik, zanim zorientowałam się, że to on dostarcza mi ziemiórki.
Szkoda, bo to dobry nawóz był.
Był.
Ostatnio sprzedają bydlęcy i ma odrażający zapach, wcześniej był krowi i zupełnie inaczej pachniał.
To tyle w temacie. Coś zapachowo się zrobiło.
Dobranoc. 🙂
Pierwsze słyszę o ziemiórkach 😯
A krowi to nie bydlęcy?
Szara myszko, te metody może są dobre, ale zupełnie u mnie nieskuteczne.
Dla ilustracji przytoczę ci trochę inny obrazek.
Na osiedlu jest dosyć dużo kawek i innych pitaszków, sprawiających kłopot posiadaczom balkonów.
Syn zwrócił mi uwagę, że na sąsiednim budynku niektórzy mieszkańcy nakleili na ścianach balkonów sylwetki dużych drapieżnych ptaków.
Już się wzięłam do dzieła, żeby wypróbować, przygotowałam szablon i miałam kupić farbę, ale przyglądam się uważniej tym balkonom i widzę, że na innych nie ma ptaków, a na balustradach tych oznakowanych siedzą gromadnie kawki i zataczają się ze śmiechu.
Moje ziemiórki chyba też się zataczały.
Niby tak, Babilasie.
Ale jak stało krowi, to miał ciepły zapach krowiej obory, a jak jest napisane bydlęcy, to pachnie, jak sproszkowane gucio ze sławojki.
Kolorem też się różnią. 🙁
Haneczko, ja też. Ale poczytałam i już wiem, że powinnam była dużo wcześniej o nich usłyszeć.
Dobranoc.
Widać bydlę to nie krowa tylko inne bydlę. Mój kompost pachnie jak krowie placki, ale pewnie rozsiewam wszystkie patogenne grzyby razem z nim.
Jak już jesteśmy w temacie… Mamy nawóz koński od Żaby, nie kadzi.
Oj, chyba nakadziłam, bo wszyscy zamilkli.
Jak tak, to może Andsol dorzuci do kompletu guano i miejmy to za sobą 🙄
Dobre ptasie guano to ceniony nawóz, Haneczko. 🙂
Pora już późna.
Wiem, Siódemeczko, ale trudno się oderwać od pory.
A propos wymyślania przez Kingę wierszyków podczas Skype’a, to czy może pamięta ktoś miniwierszyk, który zaimprowizowaliśmy podczas rozmowy na zlocie u Jagodowych? Niestety wyleciał mi z głowy, a to takie fajne było. Miałyśmy zresztą kiedyś z Kingą zwyczaj rozmawiania wierszykami, częściej na Dywaniku, ale i tu się zdarzało.
Nie pamiętam.
Z Kingą rozmawiałam jąkaniem. Tak żałośnie nie potrafiłam powiedzieć, co myślę i czuję.
Dobranoc.
Pamiętam, że ona znalazła rym do czegoś, i ja znalazłam kolejny rym… Ostatni raz wtedy rymowałyśmy razem.
A kiedyś bywało… Taki zbiorowy Halloween u fomy:
https://komisarzfoma.wordpress.com/2008/10/30/grobowa-cisza/#comment-2501
Swietne te przypominki, Doro, brilliant! W beztroskim listopadzie 2008.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
To była epoka maniackiego jakiegoś wierszykowania wszędzie, gdzie się da. Pamiętam czas, kiedy robiło się to równolegle na kilku blogach – u mnie zresztą ta faza zaczęła się jeszcze przed przyjściem Bobika, który wskoczył w to jak w masło 😉 Przeskakiwało się więc z Dywanika do kolejnych blogów: Koszyczka, Komisariatu, Hokopoko, a cappelli, więcej grzechów nie pamiętam…
Strasznie miło to wspominam,
Dzien Dobry Bardzo 🙂
odswiezam
bryk fik
bryku fiku
🙂 😀
Dzień dobry.
Wierszyki!!! 🙂
Z książki poleconej przez Jarczyka:
” – W 1935 byłem na zjeździe partii w Norymberdze i drugi raz spotkałem Hitlera. I znowu znalazłem się przypadkiem w pierwszych rzędach, w białych podkolanówkach, czarnych spodniach i uniformie, z tornistrem.On przejeżdżał samochodem obok, jechał wolno mercedesem i każdemu patrzył w oczy. I to spojrzenie, pod wpływem którego z formacji BDM rozległ się rozentuzjazmowany okrzyk, ja to wszystko…Jeszcze dziś mam to wszystko przed oczami, łzy…Jak z oczami pełnymi łez go pozdrawiali.”Heil”, bez końca wołali „heil”. To był jeden wielki krzyk, jakby na Ziemię zstąpił Mesjasz, Zbawiciel. Nic więcej nie było i dlatego robiło to tak wielkie wrażenie …”
Zjazdy Pisz też kiedyś tak będą wspominali. Analogię same się nasuwają.
Do wpisu Dory
Odpowiem banalnym stwierdzeniem, że nic nie może wiecznie trwać, ale dobrze jest mieć fajne wspomnienia.
Cześć Koszyczku!
Rysio, bryka, świat jest na miejscu. 🙂
Miałem powędrować gdzieś, ale zaczęło lać 👿
Coś o znienackach . Nie mylić z ziemiórkami
W tej sytuacji fotel z ” 1945 Wojna i pokój” Grzebałkowskiej
Weszłam na stronę Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, zakładka „Liban: pomoc dla uchodźców syryjskich” doprowadziła mnie do łez…
Niewiele świat zrobił, żeby tym ludziom pomóc.
Gdy bywam atakowany w sprawie brzucha – zazwyczaj przez kobiety – odpowiadam retorycznym pytaniem:
– Czy lubi pani niekompletnych mężczyzn?
Tak, mt7, to i tak nie mogło trwać wiecznie, taki czas nieustającego brykania. Później już się spoważniało, ale bryknąć na jakiś czas wciąż jest miło.
To jak wspomnienia młodości. Choć jeśli o mnie chodzi, to już była jakaś tam kolejna młodość… 😉
Irku, mnie te straszne znienacki przypominają relacje Kapuścińskiego jak to w Afryce ludzie umawiają się na wtorek i czekają do soboty, czasami następnej (jak dobrze pójdzie, czyli jak Bóg da).
Mar-Jo, jak to niewiele świat zrobił?
Zrobił wszystko, żeby zaprowadzić tam swoje porządki.
Wiem, że łatwo się gada po fakcie, ale niesienie lepszego świata na lufach karabinów to nie jest dobry pomysł.
Raz się stoi obojętnie i patrzy na ludobójstwa, drugi raz wpada nieproszonym.
Zbyt wiele jest światów równoległych, istniejących w różnych epokach, chociaż współcześnie, żeby to się mogło dobrze skończyć.
Siódemeczko, rozumiem Twój sarkazm.
Cały czas wydawało mi się, że ci naprawdę potrzebujący natychmiastowej pomocy, to są uchodźcy,którzy zostali w obozach. Nie mający pieniędzy na nawet skromne porcje jedzenia, mleko dla dzieci. O pieniądzach na przemytników ludzi nie mówiąc.
Żyją tam w strasznych warunkach!
A jest ONZ, Wysoki Komisarz, Unia Europejska, masa sytych i zadowolonych z życia ludzi….
Oglądam sobie w sieci zbiór zdjęć tygodnika (później miesięcznika) 'Life’. Na przykład takie (wydanie z 29 października 1945).
A historia do niego jest taka. Otóż policja w Pontiac w stanie Michigan zatrzymała niejakiego Raneya Allena, poszukiwanego w stanie Kentucky za zabójstwo. Trzeba było wysłać po aresztanta, aby dowieźć go do Beattyville (stolica hrabstwa Lee), gdzie miał zostać osądzony. Miejscowy szeryf był akurat zajęty, więc wysłał swoją żonę, panią Clemmię Hurst, która wsiadła w samochód i przejechała 700 km po aresztanta i następne 700 km z aresztantem. Life podaje skrupulatnie dane wrażliwe pani Hurst (172cm, 98kg) i kontrastuje je z gabarytami 25 letniego aresztanta (137cm, 33 kg), przy czym zaznacza, że z uwagi na swoje wcześniejsze doświadczenie zawodowe (strażniczka więzienna) Clemmie była właściwą osobą na jak najbardziej właściwym miejscu.
Zainteresowały mnie dalsze losy bohaterów zdjęcia. O ile pani Hurst (zmarła w 1974 w wieku 82 lat) imała się różnych zajęć w służbie publicznej (więziennictwo, policja, podatki, opieka społeczna, służba zdrowia), o tyle miniaturowy kryminalista znika w pomroce dziejów. Nie ma go na liście egzekucji przeprowadzonych w stanie Kentucky (a zakładam, że w tych czasach za zabójstwo nie orzekano raczej innych wyroków). Musi co sędzia dopatrzył się okoliczności łagodzących, albo wręcz pan Allen został uniewinniony. I wtedy ten uśmieszek kota, który dobrał się do śmietany jest jak najbardziej stosowny.
Linku nie dałem 🙂
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/8e/ca/01/8eca013063b2308976115caaf9507859.jpg
Ja (raczej duża) przy tej pani też zrobiłabym się taka maleńka. Ze strachu.
Doro! Dziękuję za link do wierszykowania u fomy.
Dziś drugi dzień zwiedzania, byłyśmy w Monreale i w Cefalu. Dwie wspaniałe katedry, a ponadto w Cefalu prześliczne miasteczko i morze. Znacznie czyściej niż w Palermo. Gdy byłyśmy w Cefalu daleko nad horyzontem, nad morzem, szalała burza. Do brzegu przybijały spienione fale i unosił się nad wodą słony pył. Kolory nieba i morza były niesamowite, ale nie potrafię ich nazwać, żeby opisać. Cała skala pomiędzy agatem, jaspisem, szmaragdem i grantem z białymi i czarnymi akcentami. Na koniec dnia czekała nas niemiła niespodzianka w Palermo: kręciłyśmy się bezradnie bo całej okolicy, żeby znaleźć miejsce do zaparkowania. Po godzinie cudem udało się wskoczyć na świeżo opuszczane miejsce jakieś 2 km od hostelu. Czyta się czasem o zatłoczony6ch centrach miast, ale to był nieznany dla nas koszmar. Jutro definitywnie opuszczamy Palerno i przez Ennę jedziemy do Katanii.
Włączyłam dzisiaj w telefonie google maps i GPS, program bez trudu zlokalizował mnie w hostelu. Ale co gorsze, podał na mapie termin od-do mojego pobytu w tym miejscu. Czy ktoś z Was ma koncepcję, skąd googiel zna termin mojej rezerwacji? To nie ja ją robiłam, tylko koleżanka na swoje nazwisko. Jedyny ślad powiązany z tym faktem i z moim nazwiskiem to listy na g-mailu. Być może właściciele hostelu wprowadzili dane moje do jakiejś bazy? To mrożące krew w żyłach, że googiel nie tylko wie, gdzie jestem, ale także do kiedy.
No, na 25-latka to on zdecydowanie nie wyglądał… Za to ona – postawna kobita.
Odczepcie się od kobiety!
Wcale jej źle z oczu nie patrzy. Ta pani nie da sobą pomiatać i byle typek jej nie podskoczy. Nawet większy, niż ona.
Zwyczajno, gugiel czyta gmaila, że tak syntetycznie to ujmę.
Babilasie, czy masz zdjęcie miejscowego szeryfa. Ciekawam, jak mu z oczu patrzy.
Zjadłam pytajnik 🙁
Ach, ta Italia! Mają wszystkiego za dużo!
Podążam Twoimi śladami w guglu, Zwyczajna.
Świetna jest ta opcja oglądania z ulic, chociaż na początku obrazki były lepszej jakości i nie zacinały się, ale teraz prawie wszędzie można zanurkować. Miał ktoś wyobraźnię i wiele determinacji.
Lubię tego wujka G.
Haneczko, historia nie zachowała nawet imienia pana szeryfa (tylko inicjały: Z.H. Hurst). Pani szeryfowa używała potem podwójnego nazwiska (Hurst Smith), co sugeruje drugi ożenek. Tak to z góglem bywa – niby są odpowiedzi, ale tak naprawdę więcej pytań.
Bezimienny mąż imiennej żony, smutne 🙁
Wolałabym, żeby obydwoje byli imienni.
Dzień dobry 🙂
kawa
Do kawy dla Zwyczajnej 🙂
http://labellasicilia.pl/porady-praktyczne/jak-zamowic-na-sycylii-kawe-jaka-chcesz/
… a w Grecji nadal Tsipras
dziekuje Irku za cenne rady. Wczoraj zmówiłam „kawę ze śmietanką” co sformułowałam „caffe con panna”, kelner poprawił mnie na caffe „americano con panna” i dostałam kawę, całkiem dobrą, z górą ubitej na sztywno tłustej i słodkiej śmietany. Czyli kawa i deser w jednym. Jeszcze jedną pyszną kawę odkryłam „caffe freddo”. Kawa z rozkruszonym lodem, słodka. Ale można poprosić o bez cukru.
W nocy była burza, jest chłodniej. To bardzo miłe Siódemeczko, że mnie śledzisz. Mniej miłe, googiel czyta prywatną korespondencję 🙁 Ruszamy, więc kończę. Miłego dnia wszystkim 🙂 🙂 🙂 🙂
herbata
🙂
bez dodawania dodatkowych dodatkow 🙄 😀
bryk
szeleszcze
fik
🙂 😀 🙂 😀
bryku fiku
Herbata po angielsku, to jest to. 🙂
Rysiu, jak wygląda sytuacja w Niemczech.
Skrobnij proszę parę słów.
ależ odwiedzin stąd miałem! ależ mi Dora zrobiła niespodziankę! i jak czytam, nie tylko niespodziankę ale i przyjemność czytelnikom.
dodam tylko, że zalinkowany helloweenowy rymotok nie wyróżniał się niczym szczególnym od wielu innych i na komisariackim blogu (nawet gdy komisarz skupił się już bardziej na barze niż polerowaniu komisariackich absurdów), i na dorowym, i hokowym, i basiowym, i quake’owym.
gdyby zatem ktoś chciał więcej, jest gdzie zaglądać, co czytać i brzuch śmiechem masować. a jak kto wierszykami przejedzony, to i prozę dokładano-przekładaną znajdzie. jednocześnie przepraszam ewentualnych czytelników komisariacko-barowych archiwów za nie zawsze najwyższą jakość tekstu wprowadzającego ;]
Zwyczajno, ja też byłem wczoraj z żoną na Sycylii. Na Floriańskiej otwarci mianowicie knajpę o nazwie Sycylia.
Dzień dobry 🙂
Ja to oczywiście wrzuciłam absolutnie wyrywkowo, pierwsze, co mi wpadło pod klawisz. Jak ktoś przejrzy archiwum Dywanika ze zbliżonych czasów, będzie podobnie. Tyle że Komisariat służył wyłącznie zabawie, u mnie jednak miał być blog fachowy 😉 a tutaj i o poważniejszych rzeczach się rozmawiało…
i zduplikowałem ponoć nieistniejący komentarz 🙄 🙄
o, weszło, to może podwójne nieistnienie podzielę na dwa i przejdzie? 🙄 a jak będzie z tego spam (bo na pewno będzie) to PA porządek zrobi 🙄 🙄
o przepraszam, komisariat oprócz zabawy służył odrealnieniu i nadaniu absurdowi odpowiedniej rangi 😎 ale że Kierownictwo pod klawiszem akurat halloween w komisariacie miało to się nie spodziewałem… ;]
No bo trafiłam na tę linkę, kiedy buszowałam pod pierwszymi wpisami koszyczkowymi. Przypadek 🙂
Pozwólcie, że przepiszę tu uwagę, którą wczoraj wstawiłem na G+. Nie stać mnie na lepszy hołd dla CR-N, do tego trzeba dużej klasy rzeźbiarza.
Czesław Ryll-Nardzewski. Najbardziej może zostanie mi w pamięci gdy wykładając funkcje zmiennej zespolonej zatrzymywał się przy jakimś twierdzeniu przy tablicy i prawie słychać było jak pracował jego mózg — najwyraźniej uświadamiał sobie właśnie w owej chwili, że ciąg rozumowań uświęcony obecnością w dziesiątkach książek, nad którym przemykali gładko inni wykładowcy, że właśnie ten kawałek rozumowania jest dużo bardziej zawikłany — i jego bardzo wyjątkowy mózg pracował, by natychmiast znaleźć poprawne rozwiązanie. Albo to seminarium, na którym Andrzej Hulanicki zamierzał w ciągu dwóch godzin pokazać swój genialny wynalazek, ale w trzeciej minucie CR-N z niewinną miną zapytał „Andrzeju, a jak to będzie jeśli za n podstawimy 1?” i raptem seminarium się zakończyło…
A potem te żałosne przeciąganki gdy maleńkie matematyczne pieski wygryzały go z profesury, bo chciały dla siebie jego etat… Ech, myli się grubo kto myśli, że tylko przy sprawie uchodźców ujawnia się krajowa głupota, pazerność i brutalność. Eulera też by wygryźli, przecież był niewidomy.
I bardzo słusznie mamy prezydenta jakiego mamy. To jest właśnie Polak Anno Domini 2015.
Andsolu, może nie jest tak do końca, jak piszesz, ale wróciłam dopiero do domu, bo wyprawa do Ikei na obrzeżach miasta środkami komunikacji miejskiej to pół dnia z życia.
A mam też trochę innych spraw.
Jak wrócę z innego sklepu, w którym zaopatrzę opustoszałą lodówkę, to rzucę okiem na pozyskane w ostatnim roku książki, może coś Ci będzie pasować,
Zapowiadałam się, ale chyba starszych pań nie można brać dosłownie. 🙂
Dobry wieczór.
„…Kandydujący do Sejmu radny PiS przyszedł na posiedzenie komisji, do której nie należy, i straszył zalewem uchodźców, którzy mogą trafić do Szczecina. I nie zadowalały go odpowiedzi, że na to się nie zanosi i „strach ma wielkie oczy”…”
Andsolu, czy chciałeś mnie obrazić? (Polakiem Anno 2015). 🙂
Dobrze, to idziemy spać po pracowitym dniu.
Dobranoc.
Mar-Jo, ani Ciebie, ani ludzi, których tu spotykam. Ale w tym mój smutek, że to wcale nie powszechne, typowe grono. A jaka jest prawda o średniej będziemy wiedzieli całkiem szybko.
Dzień dobry.
Koty budzą mnie koło 4-tej-chcą wyjść do ogrodu. Nie zawsze udaje mi się ponownie zasnąć.
Robię „prasówkę” i z dalszego ciągu spania po niej – nici…
Dzień dobry 🙂
kawa
… prasówkę już robię w terenie. To może i dobrze, że nie będę mógł zasnąć 🙄
– myślę, Andsolu, że prawda o średniej znana jest od dawna; ludzie są różni, chodzi o proporcje jednych do drugich.
Irku! Zwłaszcza czajniczek prezentuje się BARDZO okazale! 🙂
Przeczytałam w „Die Welt”:
ambasady Brazylii w Turcji, Libanie i Jordanii wydają wizy syryjskim uchodźcom (mowa o tysiącach). Program wizowy przedłużono na kolejne 2 lata.
Andsol wybrał sobie naprawdę super Ojczyznę!
Dzieńdobry!
Pozdrawiam z Katani! Widać Etnę, nie ma śniegu na czubku i ciągle na niej jakieś chmurki. Jutro wycieczka na Etnę, wykupiłyśmy zorganizowaną. Dzisiaj na pół dnia do Taorminy, a potem zwiedzanie okolicy (przynajmniej taki mamy plan.
Wczoraj przejazd przez Sycylię obfitował w niespodzianki. Jeden z tuneli na autostradzie był w remoncie co spowodowało konieczność sporego objazdu po serpentynach, górach i dolinach. Jako pasażer podziwiałam wspaniałe widoki, ale koleżka za kierownicą piszczała co chwilę ze strachu. Dała sobie świetnie radę!
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Dzień dobry.
Koty budzą mnie koło 4-tej-chcą wyjść do ogrodu.
W takich sytuacjach marzy mi się być Strusiem Pędziwiatrem. Struś Pędziwiatr wyjąłby spod poduszki ogromną Packę na Koty-Kojoty, pacnąłby Kota-Kojota tą packą, aż Kot-Kojot rozpłaszczyłby się na podłodze jak naleśnik, po czym jako płaszczak wpełznąłby na swoje legowisko i tak powoli odzyskiwał trójwymiarową postać. A zanim znów byłby Kotem 3D, ja bym się spokojnie wyspała.
Tak, przyznaję, mam mordercze myśli, kiedy kot przychodzi o 4 nad ranem, by go wypuścić do ogrodu 👿
herbata 🙂
bryk
Siodemeczko, dzieje sie, duzo dzieje sie, duzo debatuje sie, ale jak powiedziala Merkel: Damy rade!
mysle ze to wielkie i niustajace do dzis poparcie dla przybywajacych to czesc przyjaznego obywatelom panstwa, panstwa goscinnego dla wszystkich, panstwa dostosowanego do obywateli, moze tak jest 🙂
bryku fiku
Daj Boże, Rysiu. Lubię Twój optymizm, można się przy nim trochę ogrzać. 🙂
Królik też jest taki. 🙂
Mar-Jo, a nie rozważałaś drzwiczek dla kotów?
One Cię budzą, bo dajesz się obudzić i wstajesz.
Dzielna sycylijska drużyna mknie po serpentynach. 😀
Oblizuję się na myśl o zdjęciach. 🙂
Chciałam Cię zapytać, Zwyczajna, czy w tych hostelach, w których nocujecie nie przeszkadzają Wam młodzi podróżnicy lubiący nocny i głośny tryb życia?
W Bolonii to była prawdziwa udręka, młodzi sympatyczni ludzie i tumult przez całą noc.
A we Wrocławiu na przykład spokojnie.
Tam międzynarodowe towarzystwo, ciekawe siebie, a tu raczej krajowe.
Do Andsola i Orma.
Otóż. 🙂 Ostatnio wychodzą jakieś szydła z worka i okazuje się, że nikt nie wie, czego się po Polakach spodziewać.
Z około 30 mln uprawnionych do głosowania, 15 mln nic nie obchodzi, więc rozpoznania, prognozy i opinie dotyczą tych pozostałych.
Czyli 30% głosujących tj. 4,5 mln ludzi urządza życie 26 milionom.
Nie rozumiem moich rodaków. Nie teraz, tylko w ogóle.
O, to nie ja jedna miewam o czwartej nad ranem pobudki! 🙂
Siódemeczko, trzeba byłoby kupić ganc nowe drzwi z kocimi drzwiczkami. Na razie nie przewidujemy.
Rysiu, śledzę niemieckie media, rozmawiam z niemieckimi przyjaciółmi.Jest wielki deficyt mieszkań tanich. Obawiam się, że przyjdzie sporej części uchodźców w Niemczech zimę spędzić w namiotach (ogrzewanych). Wiem, że ma ruszyć program budowy mieszkań socjalnych wg „poluzowanego” prawa budowlanego. Ale przecież to potrwa 3 – 4 lata, zanim oddadzą pierwsze mieszkania. Żeby frustracja nie wylała się na ulice…
Nie Ty jedna, Mar-Jo, nie Ty jedna. Jest nas, uciskanych przez Koty, zdecydowanie więcej. Już kiedyś chyba wspominałam, że powinniśmy założyć Związek Zawodowy Kociego Personelu? Nie? No to wspominam 🙄
Siódemeczko:
Ja też kiedyś nie rozumiałem, zapłaciłem za to nierozumienie wysoką cenę. Na swój użytek zrozumiałem. Obawiam się wszakże iż jestem dosyć osamotniony z moimi konstatacjami, mogły by one zabrzmieć obrazoburczo w przestrzeni publicznej.
Podam tylko kilka punktów które wydają mi się niejako kluczem.
– zatarcie się granicy pomiędzy wolnością, prawami jednostki a dobrem wspólnym można zadatować od czasów tzw. sarmatyzmu, przekroczono wówczas subtelną granicę pomiędzy wolnością a anarchią nie rozeznając czym jest jedno a czym drugie. I to – w moim odbiorze – pozostało. Wówczas to rozwinął się brak szacunku dla instytucji państwa, brak poczucia odpowiedzialności za tą instytucję. Doprowadziło to do utraty tejże instytucji i nie uświadomienia sobie, kto jest temu winien.
– wykształcił się i rozwinął swoisty indywidualizm kosztem poczucia wspólnotowości. Określenie Res Publica coraz bardziej stawało się abstrakcją sobie, a moja/nasza postawa i jej realizacja w życiu – sobie. Moja ukochana Dania znana jest ze wspólnotowości i tym jest bardzo silna; podczas długich rozmów doszliśmy do eleganckiego wniosku że kultura społeczna skandynawska to kultura wspólnoty załogi długiej łodzi Wikingów wiosłujących razem. Kultura zaś nasza to kultura indywidualnych (siłą rzeczy) jeźdźców.
– na skutek czasów ostatnich bez mała czy z małymi wyjątkami lat 200 cechą charakterystyczną jest wysoko wykształcona zdolność przeciwstawiania się, oporu. Nie wykształciła się zdolność budowania razem a od pewnego czasu tryumfy święciła improwizacja:
…szlachta na koń siędzie
ja z synowcem na czele
i – jakoś to będzie
to dla mnie wciąż aktualna metafora, to może niejako tłumaczyć: – najpierw rozwalmy wszystko, potem – się zobaczy.
I tak jesteśmy mistrzami oporu, negacji, tego co nazywałem opcją negatywną czyli wiemy czego nie chcemy (Niemców, Ruskich, Żydów, przedłużonego czasu pracy, etc.) natomiast brak opcji pozytywnej czyli: odpowiedzialnej i konsekwentnej świadomości i realizacji czego chcemy oczywiście realistycznie i konstruktywnie czyli nasze chcenie poparte jest konkretnymi konsekwentnymi działaniami.
– i sprawa natury generalnej
Istnieją różne definicje czy określenia terminu “społeczeństwo”. Istnieje pogląd iż społeczeństwo to zbiór grup ludzi, które to grupy powstały w wyniku naturalnych wieloletnich czy wielosetletnich procesów (nie np. drogą podbojów acz są tu wyjątki) i w drodze długotrwałych, wzajemnych interakcji wypracowały sobie najoptymalniejszą formę instytucji wspólnej (państwa) dla realizacji własnych interesów.
Dawne społeczeństwo polskie było multinarodowościowe i multikulturowe. Natomiast na skutek “operacji chirurgicznej” 1939-45 (niektórzy widzą raczej cezurę roku 1953 czy nawet 1956) stało się społeczeństwem jednonarodowych i na dodatek pozbawionym niektórych grup czy warstw społecznych. Tak więc my jesteśmy członkami tworu społecznego który bywał określany jako kadłubowy i tym można tłumaczyć niektóre zadziwiające niektórych z nas cechy, zachowania etc.
—
Z nadzieją iż nie jest to wpis niewłaściwy, upraszam PA o jego wykasowanie jeśli miał by burzyć mir domowy w Koszyczku.
Dodałabym tu jeszcze, Ormie, że relacje państwo-obywatel to działania dwustronne. Na przykładzie Twojej Danii, są ufni, bo i państwo ma do nich zaufanie.
Ta ich ufność wg. mnie zadziwiająco czasami przypomina naiwność.
Z drugiej strony Polacy dopuszczeni do praw ufnych państw, nadużywają na potęgę możliwości, oszukując często, gęsto.
Czy my możemy się zmienić? Tęsknimy do takich państw, ale nie jesteśmy w stanie stworzyć podobnego, bo byśmy je puścili z torbami.
Może trzeba poprosić o kolonizację Szwedów lub Duńczyków.
Dzień dobry 🙂 Cudo, istne cudo.
Dzięki, Siódemeczko za ciepłe jak czuję i pełne zrozumienia przyjęcie mego wpisu, głoszenie bowiem podobnych poglądów bywało traktowane jako, hm, coś wielce negatywnego.
Myślę, że problem będzie rozwiązany kiedy przeciętny Kowalski zyska świadomość: państwo – to ja. Póki istnieje rozróżnienie: ja/my – sobie, a państwo – sobie to nic lub niewiele się zmieni. Jeśli nabijam w butelkę państwo to nabijam w butelkę siebie. I tak nikomu uczciwemu nabijanie państwa w butelkę wogóle nie przychodzi do głowy.
Sprawa jest obecnie tym smutniejsza że obecne państwo nie jest tworem przywiezionym na przysłowiowych czołgach. Natomiast jest ono tworem ludzi, którzy podświadomie podlegli ukształtowaniu przez poprzednią rzeczywistość i tak mimowiednie kontynuują schedę po niej.
Nie, Ormie, nie jesteś aż tak wyjątkowy! 😉
Tak, Ormie. Myślę jednak, że dostrzegając te wszystkie braki, dobrze jest pamiętać, ile czasu ta nasza demokratyczna, wspólna państwowość trwa. A trwa zaledwie 25 lat. To jeszcze nawet nie jedno całe pokolenie. Dobrze będzie, tylko trzeba pracy, cierpliwości i czasu. Nie od razu Rzym zbudowano.
Dzień dobry 🙂
Ormie, zgoda na sto procent. Ale chyba jednak na prawie. Bo przecież jest całkiem niemało Polaków, którzy są zwolennikami opcji pozytywnej, i nie mówię tego tylko o koszyczkopodobnych, ale np. o młodych naukowcach. Tyle że oni nie będąc w stanie wiele zrobić wewnątrz społeczeństwa, w którym króluje opcja negatywna, nader często emigrują i odnoszą sukcesy w świecie.
Opcja negatywna ma jedną jedyną zaletę. Że w gruncie rzeczy żadna tyrania się u nas nie przyjmie 😈
Dzień dobry 🙂
Vesper 😯
Ależ my chcemy zaraz natychmiast! I niech nam ktoś to zrobi/da za zasługi i przedmurze, no!
Wkleję tekst z FB, bo nie wszyscy mają dostęp.
PETYCJA ONLINE:
http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=11515
Sekretarka IX Liceum w Warszawie wpada do pokoju nauczycielskiego, krzyczy:
– Straż Graniczna przyjechała po Kubana!
Kuban Turanbajew pochodzi z Kirgistanu, to lubiany przez wszystkich pierwszoklasista.
– Nie damy go, schowajmy w piwnicy! – panikują uczniowie i nauczyciele.
Rusycystka biegnie do gabinetu dyrektora, czeka tam już dwoje pograniczników. Kuban ma świetny kontakt z rówieśnikami, mówi im, rodzice wzorowo współpracują. Wylicza wolontariat, kulturę osobistą, projekty klasowe, konkursy poezji, grę na gitarze. Pogranicznicy kiwają głowami – to samo usłyszeli w szkołach dwóch młodszych braci chłopaka.
– Czyli są szanse na pozytywne załatwienie sprawy?
– Duże – mówią mundurowi.
Kilka dni później Straż Graniczna wydaje decyzję, by chłopców wraz z rodzicami z Polski wyrzucić.
Opisana powyżej sytuacja miała miejsce pod koniec roku szkolnego 2014/2015, jednak dopiero teraz, we wrześniu została podjęta ostateczna decyzja w sprawie deportacji.
Jak widać w powyższym dialogu sprawa jest bardzo poważna. Urząd do spraw cudzoziemców podjął decyzje o deportacji jego rodziny z Polski do jego macierzystego kraju. Z Kirgistanu uciekali oni zaledwie kilka lat temu z powodu problemów politycznych, gdzie całej jego rodzinie grozi niebezpieczeństwo z powodu konfliktów z rządami autorytarnymi, które są tam sprawowane.
W imieniu całej klasy 2C proszę o pomoc w sprawie Kubana!!! Prosimy o złożenie podpisu w petycji, do której za kilka dni będziemy zbierać podpisy oraz możliwe nagłośnienie tej sprawy. Za pomoc z góry bardzo dziękujemy!
Dzięki za dobre przyjęcie tego, com napisał. Tyle że pamiętam np. wypowiedź @Ansola: … to wcale nie powszechne, typowe grono…
Oczywiście, Vesper, to zalewie 25 lat. Tyle, że samemu pamiętam iż demokracja jest narzędziem, a narzędzie – nawet najlepsze – będzie działać lepiej lub gorzej w zależności od kompetencji tego/tych którzy go używają. I tak myślę, iż problemem na dziś nie jest wykształcenie lepszego niż dziś mamy narzędzia demokracji, a zaawansowanie konstytuowania się naszego społeczeństwa, gdyż, dla mnie przynajmniej, w świetle tego, co próbowałem powiedzieć, przeżyło ono operację na żywym organiźmie i czas dłuższy minie, zanim znów się ukonstytuuje w dojrzały twór. Oczywiste iż te oba procesy są polączone, skorelowane.
Jasne, czas jest potrzebny, tyle że ta świadomość nie pomaga nam w pogodzeniu się z naszymi indywidualnymi losami tu i teraz.
Zmiany roku 1989 zastały mnie akurat za granicą. Wszyscy ze szkoły w której wówczas byłem aktywny serdecznie gratulowali i mówili: ale miej świadomość, że to jest proces na co najmniej trzy generacje. Nam to zajęło plus minus siedem generacji, ale dziś wszystko idzie szybciej a i jesteśmy pod wrażeniem waszej determinacji.
Jest również prośba o zapoznanie się z niezwykła historią rodziny Kubana opisaną w poniższym artykule:
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,132748,18742676,nie-mowcie-nam-won-uchodzcy-w-polsce.html
Mar-Jo, z Brazylią nie zawsze jest tak ślicznie. Były przypadki w São Paulo, że idzie taki ciemnoskóry „nie po brazylijsku” (to się na ogół od razu odczuwa) jakąś niedobrą ulicą i słyszy okrzyk „te, Haitańczyk!” I jak się obróci, to ktoś do niego strzela. Nie żeby zabić, ale dziurka w nodze to spora tragedia.
Tu, na południu, niczego choćby z oddali podobnego nie ma, ale też tu dotarło o wiele mniej z tej fali 130 tys. Haitańczyków. Przyznaję, że co się słyszy (z doniesień, bo jak wiesz, to nie mój typ turystyki) w kościołach, tak katolickich jak i protestanckich, bardzo pomaga, taki prosty i ludzki przekaz: „pomagajcie potrzebującym”. Na szczęście Brazylia nie ma na ogół już tej piszczącej, makabrycznej biedy i częstszym zmartwieniem jest jak spłacać raty nierozsądnie i łatwo czynionych zakupów.
Ormie, przecież diagnozy nie mogą być pozytywne czy negatywne, a przemyślane. I Twoja coś nowego mi opowiada o nas samych. To co, może lekcje odsiadywane religii i etyki zastąpić ćwiczeniami na długich łódkach? Albo baletem?
Babilasie, a propos tego, co uznałeś za cudo. Oglądałam program w całości. Pan Marciniak zrobił sobie zabawę z kobitki, którą zaprosił, kompletnie wyprowadził ją z nerwów zadawaniem „dociekliwych” pytań, nieuczciwych w dodatku, bo przecież to, ze ktoś tam nazwał ją naszą Thatcher, nie oznacza, że ona ma na temat Thatcher jakąś specjalną wiedzę, ani też, że chce być polską MT (co zasugerował prowadzący. Potem zaś zrobił z niej koncertową idiotkę. Niedobrze mi się robiło, kiedy to ogladałam. Kobitka chce pomagać uchodźcom, ma dobrą wolę, ale jest w partii, której pan Marciniak nie lubi. Niechby sobie z Kempą spróbował swoich wątłych sił, a nie z taką niedoświadczoną, młodą osobą. Zresztą uważam, że jesli się zaprasza kogoś, żeby się czegoś dowiedzieć, to trzeba mu pomóc się wypowiedzieć, a nie celowo go denerwować. Uważam, że Marciniak jest obrzydliwą hieną.
Dlaczego pani mówiła o ustawkach i twierdziła, że co innego widzi, co innego słyszy. Wyjaśnił mi to syn, realizator dźwięku w radiu i tv, więc osoba jak najbardziej fachowa. Kobitka miała w uchu słuchawkę, przez którą słyszała co się dzieje w studio, czyli rozmowę gości z prowadzącym oraz pytania prowadzącego. Przed sobą, jak zwykle, miała monitor, na którym oglądała program. Zanim sama weszła na antenę, zapewne wszystko było w porządku na tym monitorze. Kiedy miała wejść do rozmowy, technicy zamknęli dźwiek z monitora i przesłali jej sygnał bezpośrednio na ucho. Obrazu jednak nie wyłączyli. Dźwięk płynął do niej z ucha, bez opóźnień, jak przez telefon, natomiast obraz otrzymywała z satelity („po satelicie”, mawiają w tv), czyli ze sporym opóźnieniem. Dlatego widziała jak ludzie w studio kłapią niezgodnie z tym, co ona słyszy. To musiało ją zdekoncentrować i zdenerwować jeszcze bardziej. A wystarczyłoby obsłudze studia odwrócić monitor.
Nienawidzę takich sytuacji. Sama niejednokrotnie łapałam za słówka i przygważdżałam rozmówców, ale to było wtedy, kiedy chciałam wyciągnąć na jaw jakąś prawdę, którą oni ukrywali. Tym razem Marciniak bawił się jak kot z myszką – bawił się kimś, kto na swoją modłę czynił dobro i chciał o tym opowiedzieć. Udowadnianie pani, że szef jej partii ma ją za idiotkę niczemu nie służyło. Chyba że to była taka zabawa.
Powinnam była napisać: technicy zamknęli dźwięk z anteny, który pani słyszała synchronicznie z obrazkiem.
Kurczę, dlaczego ludzie ludziom robią takie świństwa? Już widzę, że Straż Graniczna będzie się „wykazywać” jak tylko szlak przerzutowy dojdzie do naszych granic!
Podpisałam petycję i zaczynam się zastanawiać, co mogę zrobić jeszcze…
Nie damy go, schowajmy w piwnicy! – panikują uczniowie i nauczyciele.
mozna ludzi lubic, mozna jak da sie „lubieniu” szanse 🙂 🙂
fajny przyklad na wygonienie strachow Siodemeczko 😀
Mar-Jo, masz racje, beda problemy z dachem dla przybywajacych, ale i tu juz rusza lawina niemieckiej organizacji. Berlin na miejskich terenach zaczyna masowo stawiac miasteczka kontenerowe i budowac domy z elementow, jeden element jedno mieszkanie. Moze tez ponownie zaczniemy budowac wiecej mieszkan socjalnych, ostatnio co roku tracilismy ponad 100 000 mieszkan w socjalnej puli. Buduje sie wprawdzie duzo ale niestety za drogo dla wielu zdanych na place minimalna. Mamy tez oczywiscie ponad milion wolno stojacych i nie wynajetych mieszkan, niestety w miejscach gdzie z braku perspektyw nikt nie chce mieszkac, i byloby ogromnym bledem tam wlasnie tych przybywajacych umiescic. Za Merkel: Damy rade! 🙂 🙂
(…) natomiast brak opcji pozytywnej (…) wyrwalem z tekstu Orma. moze tylko ukrywa sie, moze szuka wsparcia, moze zachukana czeka na wlasciwa czas? bardzo bym chcial zeby tak bylo 🙂 :
@Doro: Oczywiście masz rację, jeśli o światłych młodych ludzi chodzi sam jestem optymistą, do wczoraj miałem znakomity i częsty (dziś już tylko via internet) kontakt ze studentami i młodymi naukowcami. Aliści liczny ich odsetek ma sprawy publiczne w dużym oddaleniu, interesuje ich sytuacja ich samych i najbliższej rodziny, może wąskiego grona przyjaciół. Nie dziwię się gdyż w licznych znanych mi przypadkach lata selekcji negatywnej w systemach edukacyjnych a i znanych mi (oczywiście w sumie nielicznych) systemach naukowych spowodowały tą oddaloną relację, dla oświeconych młodych ludzi nie jest autorytetem profesor belwederski który nie dość, że nie zna języka angielskiego ale ostatnią publikację czy znaczący wykład na forum międzynarodowym wygłosił kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu a ma zwyczaj dopisywania się jako autor do prac doktorskich etc. oraz do poważnych publikacji międzynarodowych w znanych mi przypadkach nie znając tematu.
Oczywiste iż mój wpis, Andsolu daleki jest od bycia diagnozą, jest bowiem zaledwie, z wielkimi skrótami sygnalizacją/ wyborem niektórych elementów wedle dziś już często uznawanego za niemodny klucza. Podkreślam element skrótowości – nie wspominam np. arcyważnej grupy społecznej dawnego polskiego społeczeństwa – tzw. chłopi; silnie zwracała na to uwagę Kinga w korespondencji ze mną. I nic w tym co napisałem, nowego – mówiono w podobnym duchu +30 lat temu w kręgach zawiązanych z Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość, ostatni raz w moim osobistym doświadczeniu podczas przygotowań a potem obrad Kongresu Kultury Polskiej w Warszawie w roku 2000. Jak mi wiadomo zupełnie już inaczej mówiono przy okazji kolejnych kongresów kultury; ktoś zwrócił uwagę iż były one już nie dziełem tzw. środowisk twórczych a bardziej “zarządców myślenia” – wszelkiego rodzaju managerów czy animatorów kultury. A co do ćwiczeń – są one o tyle skuteczne o ile prowadzą do rozwiązania dotkliwych i oczywistych problemów i tu rozumiejąc fajne porównanie do zespołu baletowego – jednak bez baletu da się żyć 🙂 . I tu widzę problem gdyż takie szanowanie myślenia i działań pozytywistycznych, praktycznych, “down to earth” jest w sprzeczności z wykoślawioną czkawką po tzw. podejściu romantycznym. Jeśli ktoś chce być nadal “rozumny szałem” i to ma za cnotę to nie potrafiliśmy jak widzę, skłonić go do życia według ustalonego realistycznie budżetu domowego, a jeśli nie “styka” to nauczyć się od babci czy dziadka jak to robili w latach wojny czy powojennych; nie mam na myśli rekwizytów/narzędzi a sposobu myślenia. Na początek (wybaczcie że nudzę): “nie pożyczaj zły obyczaj” – mam na myśli znaczną liczbę kredytów zaciąganych np. na…wakacje. Zamiast realistycznie zdać sobie sprawę że jesteśmy – i jeszcze długo będziemy – na dorobku, i się tego nie wstydzić, a żyć odpowiednio, usiłuje się realizować powierzchownie znamiona zewnętrzne pewnych aspektów życia w krajach o innym PKB.
Ormie, przypomniałem sobie moją diagnozę, wprawdzie sprzed 8 lat, ale ciągle aktualną.
– genialne ! a jak osadzone w tradycji naszego malarstwa historycznego
http://malarstwo-historia.blogspot.com/2012/01/bitwa-pod-grunwaldem-wedlug-st.html
@Nisia:
„Potem zaś zrobił z niej koncertową idiotkę. (…) Kobitka chce pomagać uchodźcom, ma dobrą wolę, ale jest w partii, której pan Marciniak nie lubi. ”
Sorry, ale trudno podzielać to zdanie. Ta pani nie wystąpiła w programie w charakterze osoby zajmującej się działalnością charytatywną. Ta pani (nie kobitka, please) poszła w politykę i dała się zaprosić do programu jako kandydat partyjny ubiegający się o zaufanie społeczne i obdarzenie jej mandatem. Ktoś, kto chce reprezentować ogół winien posiadać elementarną umiejętność obrony swojego stanowiska jak również minimalną wiedzę gwarantującą że nie będzie w imieniu tych którzy ją wybrali robiła z siebie idiotki w rozmaitych gremiach.
Krótko: ona ma w naszym imieniu stanowić prawo.
Nieumiejętność wytłumaczenia programu ugrupowania, z którego listy się startuje i brak elementarnej wiedzy na ten temat jest tutaj grzechem głównym i niewybaczalnym. Proszę mi wierzyć, jest straszne. I zasługuje na napiętnowanie.
Nisiu (15:17), dziękuję za komentarz, bardzo ciekawe te uwagi warsztatowe.
Co do meritum – przynależność partyjna (czy, w tym przypadku, decyzja o starcie z listy partyjnej), w odróżnieniu od orientacji psychoseksualnej, płci czy rasy, jest kwestią wyboru. Wyboru, który powinien być świadomy, oparty o akceptację programu partii i poglądów jej liderów. Nikt tej pani na siłę na listę wyborczą nie wciągał. A dalej, to już telemachem (19:19) bym musiał pisać.
A co do warsztatu dziennikarskiego, od wielu lat nie mam telewizora, więc oglądam tylko jakieś wygryzki z drugiej ręki w internecie. Drażni mnie przerywanie rozmówcom w pół słowa, ale to chyba teraz powszechna przypadłość. Kiedyś w samochodzie słuchałem wywiadu, który przeprowadzał Krzysztof Materna (niestety nie pamiętam już z kim, ani która stacja to nadawała) – to był ten jeden jedyny raz, gdy słyszałem jak prowadzący rozmowę stosował dwu-trzy sekundową pauzę po wypowiedzi osoby 'wywiadowanej’. Bardzo to porządkowało rozmowę i ułatwiało odbiór.
Ormie (18:34), a propos Matejki, znalezione w internecie:
Śliczne ! serdeczne dzięki ! pasuje znakomicie do Widmowej Biblioteki – leksykonu książek urojonych Pawła Dunin-Wąsowicza.
Na miejscu autora Kodu Jana Matejki aby sprawę tym bardziej zagmatwać istniejącymi od dawna plotkami i domniemaniami, zawierającymi, być może, źdźbło prawdy, wprowadził bym wątek masoński. Tak tłumaczono w kuluarowych szeptach np. fakt ocalenia zbiorów naszego warszawskiego muzeum narodowego w zawierusze lat 1939-45. Owszem, niektóre obrazy np. Bitwa pod Grunwaldem były ukryte, ale to już inna historia 🙂
Koszyczku! Bardzo ciekawe i poważne dziś dyskusje prowadzicie. Ja jestem optymistką, chociaż nie hurra! optymistką.
Poprzez ludzi, którzy pomagają mi w opiece nad Mamą, nad ogrodem i w utrzymaniu domu w dobrym stanie technicznym mam dużo kontaktów ze środowiskiem wiejskim. Poza tym, że środowisko wiejskie sprzyja zazwyczaj PISowi, to jest bardzo zdroworozsądkowe, pracowite i dzielne. Są również przeważnie uczciwi i solidarni we wszelkich nieszczęściach, zawsze mogę liczyć na sąsiadów choć ledwie mnie znają. Syryjczyków nie chcą, bo ich się boją. Boją się, bo nigdy nikogo takiego nie widzieli i zupełnie nie wiedzą „czym to się je”. Każdy Niemiec widział ludzi innych kultur na swoich ulicach, w Polsce nawet w dużym mieście ludzie oglądają się za osobami oryginalnie ubranymi i o ciemnej karnacji. Doświdczenie żyjących współczesnie Polaków i Niemców jest zupełnie inne, i dlatego Polacy w Polsce, w ok. 50% nie chcą w tej chwili emigrantów, a w Niemczech ten odsetek jest znacznie mniejszy. A propos, czy były robione sondaże?
Tutaj bym się skłaniała do rozważań zamieszczonych przez Orma (jeżeli pomyliłam autora to przepraszam), o tym, że społeczeństwo w Polsce jest po ciężkiej operacji, w trakcie której obcięto całą różnorodność i zostawiono kadłubek prawie monokulturowy. Dodam jeszcze, że na 45 powojennych lat bardzo znacznie ograniczono możliwość poruszania się po świecie, a teraz to podróżowanie jest nadal mało dostepne dla wielu ze względów ekonomicznych. Zatem w jaki sposób chłopak z Koziej Wólki ma nabyć szerokich horyzontów, kiedy sam nigdzie nie był, nigdzie nie byli jego rodzice i nauczyciele w szkole, ani jego proboszcz pochodzący z sąsiedniego Pacanowa. Społeczeństwo jest „na dorobku” nie tylko materialnym, ale także cywilizacyjnym.
Bardzo mnie boli wytrząsanie się nad „ksenofobicznymi Polakami” bez rozumienia źródeł tej ksenofobii. Jestem głęboko przekonana, że to się zmieni, już się zmienia, czego przykładem są młodzi ludzie. Ta ksenofobia nie jest wpisana w „naturę Polaków”.
Ha, ha, ha tak długo pisałam swój post, że nastrój dyskusji koszyczkowej zmienił się z poważnej na bardziej krotochwilny. Masoneria, już to gdzieś słyszałam w odniesieniu do niektórych kręgów politycznych.
Teraz notatka z Sycylii
Taormina urocza, ale najlepsze są widoki, które z tamtąd się roztaczają. Samo miasteczko zadeptane przez turystów. Jeżeli teraz są tam takie tłumy, to w szczycie sezonu pewnie do miasteczka nie da się wejść.
Katani w stylu barokowym odbudowane po wielkim trzęsieniu ziemi. Slady starszych okresów historycznych wydłubywane spod ziemi tu i ówdzie. Kościoły, barokowe oczywiście, przypomniały mi kościół św. Anny w Krakowie, gdzie chadzałam w młodości, tyle że nieco od krakowskiego mniejsze i skromniejsze. W Duomo grobowiec Belliniego, też skromny. Szare i czarne mury budowane ze skał wulkanicznych.
Siódemeczko niewiele robię zdjęć i nie będą bardzo dobre, bo mam do fotografowania tylko swoją komórkę. Nie robię zdjęć, bo kiedy zaczynam polować na dobre ujęcie, to przestaję czuć klimat miejsca, a ponadto zdjęcia i tak nie oddają tego co się widzi. Postaram się jednak po powrocie wybrać co najlepsze i zrobić folder w Picasso, może nie zapomniałam jak to się robi.
To ja na dobranoc też krotochwilnie 🙂
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpt1/v/t1.0-9/11143277_676675322435296_4659487458134823857_n.jpg?oh=ecd40b97c6ce5f4bca6d9eb6c9cb638b&oe=569881EC
Właśnie dowiedziałam się, że mamy w mieście rewelacyjną syryjską restaurację!!!
Wybierzemy się w tym tygodniu na pewno.
Irku! super 🙄
Irku, 😆
Nie chciałam przewracać oczami, tylko śmiać się do rozpuku. Muszę jeszcze poćwiczyć buźki
😆
To już nie będę Wam psuć humoru wyzłośliwianiem się na urzędowy program e-deklaracje.
Trochę to prawda z tymi zdjęciami, jak uczestniczę w czymś, czy na przykład zwiedzam wystawę, czy coś tam, to fotografowanie tak mnie rozprasza, że uczestniczę tylko częściowo.
Dobry wieczór! Zwyczajna, dzięki za notatki z podróży, fajnie się czyta. Ja robię zawsze bardzo dużo zdjęć, klikam zazwyczaj bez specjalnego przymierzania się, potem dopiero w domu przeglądam, wyrzucam spaprane, segreguję. Z najciekawszych robię album, ciągle jeszcze papierowy, inne zostają w komputerze i na sticku. Człowiek jednak jest do tego papieru przywiązany, też lubię szeleścić, pan gazetowy przywozi mi z Katowic „Sląsk” i co sobotę poświęcam się wstając wczesniej po polskie gazety.
Vesper i Mar-Jo – zazdroszczę Wam tego kociego molestowania, niestety, musieliśmy zrezygnować z przygarnięcia nowego kota, bo za często i za długo nie ma nas w domu. A pamiętam, jak bardzo zawsze cierpiała Vicki podczas naszej nieobecności. Gdy ktoś przychodzi raz, czy dwa razy dzienie, to i tak sprawy nie załatwiało. Vicki budziła mnie zawsze około piątej dopominając się jedzenia, tuptała po mnie, stukała po policzku, a gdy się nakryłam kołdrą, wsuwała łapę pod kołdrę i ciągnęła mnie za włosy. Nie miałam szans, personel musiał wygrzebać się spod kołdry i spełnić obowiązek 🙂
Pytacie o nastroje w Niemczech. Są różne. Oficjalne hurraoptymistyczne, nieoficjalne trochę mniej. Oczywiście większość jest za przyjęciem uchodźców, tylko nikt nie przewidział , że będzie ich aż tylu, że to nie jest koniec, tylko początek. Tak naprawdę wiele miejscowości nie ma już możliwości zakwaterowania, buduje się miasteczka namiotowe, tak jak w Krefeld, ale to też nie powstaje z dnia na dzień, tylko potrzebuje trochę czasu. Nasze będzie gotowe pod koniec października. A pociągi z ludźmi przychodzą. Wszystko, co stało puste, jest już zajęte. Wszyscy tutaj zastanawiamy się, co dalej. Czy ci ludzie mają teraz miesiącami, czy nawet latami mieszkać w tych prowizorkach? Co z dziećmi, które powinne iść do szkoły, nauczycielami, których trzeba zatrudnić, a wielu bezrobotnych wśród nich nie ma, co z socjalnymi mieszkaniami, których też nie ma w nadmiarze, co z pracą dla nich, gdy wielu tutaj żyjących jest bezrobotnych. W naszym mieście w tym roku zamknięto kilkanaście dużych zakładów pracy, jedni splajtowali, inni przenieśli się do Chin. Strach przed przyszłością jest więc w jakiś sposób uzasadniony. Rozmawiałam parę dni temu z pewnym znajomym politykiem, którego partia oficjalnie popiera Merkel. I tenże w prywatnej rozmowie stwierdził, że to był wielki błąd Merkel, że zgodziła się na przyjęcie tak wielkiej liczby uchodźców, w tej chwili już nieprzewidywalnej. Bo tak naprawdę to oni nie mają pojęcia jak teraz sprostać oczekiwaniom. W dodatku różne incydenty nie ułatwiają sprawy. W którejś miejscowości, gdzie obóz jest w pobliżu szkoły, miejscowe władze zwróciły się z prośbą do nauczycielek, aby założyły na głowy chustki, aby nie drażnić muzułmanów w obozie. Chore!!!! Natomiast w innej szkole zakazano dziewczętom nosić mini spódnice i dekolty – z tego samego powodu. Jest to oczywiście gorliwość miejscowych bezgłowych durni, ale tego typu wiadomości są niezłą pożywką dla siania strachu i nienawiści. I nie dziwię się, gdy słyszę, że nim ludzie dotarli do jakiegoś schroniska, wcześniej ktoś podłożył ogień.
Co do występu Miriam S. w tv pozostaję przy swoim zdaniu – bezwzględny dziennikarz jest w stanie zrobić wodę z mózgu każdemu i ja tego nie pochwalam. Można wykazać, że rozmówca jest idiotą bardziej cywilizowanymi metodami.
Telemachu, nie wychowuj mnie, proszę (nie please, please).
Czy w waszych ogrodach też znowu kwitną truskawki?
https://goo.gl/photos/7o8bDWzJURnQbYsB9
Nisiu, może i z każdego można zrobić idiotę, ale pani Shaded żadna obrona się nie należy.
Cytuję z najnowszej „Polityki” (jutro w kioskach):
Zaledwie dwa miesiące po spektakularnym sprowadzeniu do Polski grupy 167 chrześcijan z Syrii Fundacja Estera, prowadzona przez Miriam Shaded córkę syryjskiego pastora, staje się celem coraz liczniejszych ataków i krytyki. Zaczęło się w sierpniu, gdy do mediów trafił list jednego z podopiecznych fundacji, który po przylocie do Polski razem ze swoją 6-osobową rodziną zamieszkał w wynajętym mieszkaniu w podwarszawskim Pruszkowie. „Mieliśmy otrzymać pomoc finansową, nie otrzymujemy. Fundacja Estera miała wszystko zapewnić i we wszystkim pomóc, ale nas oszukała” – pisał Syryjczyk Antoine Char, dodając, że od początku pobytu na utrzymanie dostali od fundacji jedynie 1000 zł, oszczędności im się skończyły i woleliby umrzeć w Syrii od bomb niż w Polsce z głodu. Niedługo później do zarzutów dołączyli także byli współpracownicy fundacji (…) Wspólnoty religijne, fundacje lub prywatne osoby, które przyjęły Syryjczyków w różnych częściach Polski, miały być według nich pozostawione same sobie – muszą z własnych środków pokrywać koszty zakupów np. biletów za przejazdy, samodzielnie organizować dla nich kursy języka polskiego, a przy tym mają również problemy z regularnym kontaktem z fundacją, która ogranicza się jedynie do wypłacania rodzinom pieniędzy na podstawowe utrzymanie, dla 5-osobowej rodziny ok. 2,5 tys. miesięcznie. (…) byli współpracownicy Fundacji Estera założyli we wrześniu własną fundację o nazwie Ziemia Obiecana i zachęcają, żeby kierować do nich wszystkie deklaracje pomocy syryjskim chrześcijanom. Pytanie tylko, czy jest jeszcze komu pomagać? Według danych, jakimi dysponuje administracja państwowa, ponad połowy rodzin sprowadzonych przez fundację nie ma już w Polsce – wróciły do Syrii lub wyjechały do Niemiec.
Wygląda na to, że pani Shaded zapragnęła się wylansować na wizerunku pomagającej i teraz próbuje odcinać kupony. Idiotki z niej nikt nie musiał robić – trudno podejrzewać o wysoką inteligencję KOBIETĘ, która chce startować z listy Korwina.
Doro, każdemu obrona się należy!
Nienawidzę cynicznego wystawiania kogokolwiek na śmiech i drwiny. Jeśli klient jest kretynem – ja przecież nie zaprzeczam tej możliwości – to można to wykazać inaczej, bardziej elegancko. Nie potrzeba do tego uporczywego zadawania mu pytań nie na temat i wpuszczania go w kanał telewizyjnej techniki. On sobie sam poradzi i prędzej czy później w kwestii merytorycznej swoją głupotę ujawni.
Stawianie kobitki pod murem i wskazywanie palcem – patrzcie, jaka głupia! – jest dla mnie obrzydliwe. A to właśnie miało miejsce w programie.
Irku, natychmiast puściłem w dalszy obieg, na G+. Padnięte skrzydełka podnoszą się przy tej klasie humoru.
PS. Doro, to, co przytaczasz, dotyczy fundacji Estera. Pan redaktor zrobił swoje zanim w ogóle zahaczył o fundację, czyli o meritum tej rozmowy.
To prawda, że zawsze można kogoś obrobić elegancko, ale to trzeba umieć. Nawiasem mówiąc programu nie widziałam, ale zdaje się (z tego, co słyszę), że meritum dotyczyło właśnie nie fundacji, ale kandydowania pani Shaded.
Dowcip od Irka pyszny! Swoją drogą chyba pierwszy żart o Poroninie bez udziału Lenina 😉
@Nisia:
Ależ od wychowywania kogokolwiek jestem odległy. Jeśli zaistniało podejrzenie, że mam w tym kierunku jakiekolwiek ambicje – to przepraszam. Po prostu podzielam babilasowy pogląd, że pewien rodzaj ignorancji i niekompetencji nie zasługuje na nic lepszego. Dziennikarz jest istotnie bezlitosny, ale politykier biorący sobie tę sympatyczną kobietę za paprotkę jest w moich oczach o wiele bardziej bezwzględny. Nie tylko wobec niej, lecz również wobec nas. To jest naprawdę bezmiar lekceważenia i pogardy w stosunku do ludzi idących do urn.
Tak, że chyba podpiszemy protokół rozbieżności i każde z nas pozostanie przy swoim zdaniu.
Pozdrawiam serdecznie
Telemachu, chodziło mi o poprawienie kobitki na panią. Z tym wychowywaniem. Mnie z kolei rażą makaronizmy itp.
Protokół rozbieżności – oczywiście. Jako stara dziennikarka pozostaję przy swoim zdaniu, że dziennikarz w tak potężnym (w sensie „siły rażenia”) medium jak telewizja powinien mieć klasę i dobre wychowanie. Nienawidzę… – tu patrz wpis o 23.53.
Też pozdrawiam.
Doro, no właśnie. Trzeba umieć, a nie zachowywać się jak wredny szczun z podwórka, który wyszydza kumpla, bo gruby, jąka się i ma czkawkę.
Gdzie są profesjonaliści???
Dobranoc Koszyczku.
A na dobranoc moja ulubiona ballada
https://www.youtube.com/watch?v=M3rMaWcztYw
A czy Państwo słyszało tę dziecinę?
Do 2 minuty można przelecieć, gaduła jest.
https://www.youtube.com/watch?v=Yom-UzSDGmI
Nie słyszałam dzieciny, bo nie oglądam TV, ale robi wrażenie.
I założyła fundację budującą place zabaw dla dzieci.
Zdolna i dobra dziecina. 🙂
Ja się o dziecinie dowiedziałam dzisiaj. Bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że rodzice nie dopuszczą do zrobienia z niej małpeczki.
Ormie (20:29), w tych samych klimatach, co 'Widmowa biblioteka’ Dunin-Wąsowicza jest 'Kino’ Andrzeja Dudzińskiego, który namalował plakaty do nieistniejących filmów, a następnie zaprosił grono przyjaciół do napisania ich recenzji.
Z cudownych dzieci, Nisiu (0:51), wyrastają najczęściej zupełnie przeciętni dorośli. Shirley Temple jest jednak wyjątkiem, a nie regułą.
Dzięki, Panno Kota. Widzę te wszystkie problemy i o nich czytam, ciekawiło mnie spojrzenie z tamtej strony.
U nas jest trochę inny klimat niż u Ciebie, więc raczej nie kwitną truskawki, ale nie wiem, czasami i w ciepłą zimę potrafi coś kwitnąć okazjonalnie.
Dobranoc.
A i zgadzam się z Nisią, że wredny typ w telewizorni, chociaż zaproszona pani nie budzi mojej sympatii, jej wystąpienia w mediach, żeby w żadnym przypadku nie przyjmować Syryjczyków zszokowały mnie.
– serdecznie dziękuję, Babilasie za zwrócenie mej uwagi na ten zestaw prac Andrzeja Dudzińskiego, oczywiście znanego mi z jego prac (acz raczej tych starszych) od zawsze. Dla mnie jest czytelne iż kształtował się „pod ręką” prof. Henryka Tomaszewskiego zwracającego wielką uwagę na kształcenie wyrażania treści znakami graficznymi; to było myślenie w rodzaju poszukiwania ekwiwalentu plastycznego dla znaczeń, sam przechodziłem podobny program prof. Oskara Hansena a i dla uzupełnienia bywałem częstym gościem w pracowni prof. Henryka Tomaszewskiego. Pamiętam ćwiczenie które prof. Tomaszewski zadał studentom tuż po wydarzeniach marca ’68, tematem było stworzenie znaku graficznego – plakatu do frazy St. Jerzego Leca: „Głos w dyskusji należy do perkusji”. Przy jakiejś innej polskiej okazji tematem podobnego ćwiczenia byla fraza: „Wolę napis: wstęp wzbroniony, aniżeli: wyjścia nie ma”.
Prof. Henryk Tomaszewski znany był nie tylko z wielkiego talentu i umysłu oraz prawości ale i ciętego języka. Podczas wydarzeń marcowych były jakieś zebrania na uczelni (warszawskiej ASP) i ktoś z personelu nauczycielskiego o przymiotnikowo brzmiącym nazwisku; powiedzmy – nizinny, wypowiedział się bardzo niefajnie. I prof Tomaszewski publicznie wypałował (przepraszam za kolokwializmy): różnych !@#$%^ widziałem, ale nizinnego !@#$%^ jeszcze nie widziałem.
Nisiu, zjawisko znam tylko z opisu tutaj, bo nie wyobrażam sobie opłaty, której bym wymagał, by oglądać wywiad z kimś z partii pana JK-M, ale wygląda na to, że nastąpiło tu coś, co często widzę w pracy zawodowej: niewłaściwe przedstawienie poprawnego twierdzenia.
Też już powinienem spać, ale… w temacie tytułowego wiersza (’Lechicki Las’).
Radio Maryja bije na alarm z powodu niewycinania drzew w Puszczy Białowieskiej. Pozwolę sobie wkleić komentarz Adama Wajraka:
Teraz już dobranoc.
Andsol, zlituj się. Zgubiłam indeks…
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry, do kawy (gdzie jest Irek?) wywiad. Nieprosta biografia, a przecież wciąż w toku, ale być może to właśnie na tym polega, żeby robić ostre zakręty.
Irek jest. Świat wciąż stoi na właściwych słoniach i żółwiach.
herbata 🙂
szeleszcze 😀
bryk
jest jesiennie, bedzie jesiennie, balkonowac z pledem mozna jednak 🙂 😀
fikam
brykam fikam 😆
prywatny bardzo komentarz lewaka, slyszeliscie? VW ogromny
przeogromny koncern i taki kapitalistycznowolnorynkowy honor, rynek reguluje sie sam!!!!
bywa
brykanko fikanko 🙂 🙂 🙂
Dzień dobry.
Panno Kota, budzenie przez koty… Faktycznie, jest czego zazdrościć. 🙂
Np. takiej historii.
Kot, którego Personelem zostaliśmy na początku 2000 roku, budził nas o godz. 3 w nocy. Późną jesienią zabrałam dzieci do filharmonii, na wieczorny koncert. Mąż był bardzo zmęczony, położył się „na chwilkę”. Zasnął.
No i w pewnym momencie został obudzony przez kota.
Kot, jak wiadomo, budzi o godz. 3. w nocy. Mąż wstał, wypuścił kota. Na dworze ciemno, w domu ciemno, mnie i dzieci nie ma. Przerażenie. Telefon na policję!!! Wystraszony pyta, czy nie było jakiegoś wypadku w mieście,bo żona pojechała z dziećmi na godzinę 19. do filharmonii i do tej pory nie wróciła. Rozmowa była długa…
Na marginesie dodam, że że wg czasu środkowoeuropejskiego była godzina 21.00. 😆
Policjanci na pewno do dziś wspominają „gościa, którego żona z dziećmi nie wróciła z filharmonii”.
🙂
niestety (przepraszam) tylko dla frakcji:
https://www.facebook.com/wirsindwiederhierinunseremrevier/videos/853920918038160/?fref=nf
Mar-Jo 🙂 😀 😀
Rysiu, nawet Frakcja nie daje rady. 🙂
(Niestety, ta treść jest obecnie niedostępna).
inna wersja 🙂 dla kazdego 😀
https://www.youtube.com/watch?v=hKaFFOz1uEI
Niesamowite to przemówienie!
„Die Anstalt” w ZDF , wczoraj o 22.15. Jest w zakładce „Mediathek”. Frakcji bardzo polecam!!!
Pędzę do prac ogrodowych. Miłego dnia Wszystkim.
Niezła gadka na rozpoczęcie dnia.
Dobre południe. 🙂
Z okazji wczorajszego święta Jana Kiepury 🙂 wszystkim obchodzącym, spóźnione, lecz tym niemniej szczere życzenia wszystkiego stosownego.
PS. Swoją drogą, matka Kiepury nazywała się Miriam Neuman, więc nie tak całkiem bez związku.
Czy Wam się chwaliłam, że Kiepurę przyjęła na świat moja babcia-akuszerka?
Opinia wśród okolicznej ludności była potem taka, że rodzina porządna, tylko ten Jasiu jakby się wyrodził.
Signum temporis: pianista w Mezzo miał nuty na tablecie…
A jak je przerzucał?
I wzrok chyba sokoli.
Rysiu, wygrzewaj sie we wczesno-jesiennym sloneczku. Mnie tez ten Volkswagen rozmiekczyl, normalnie chce sie wolac zeby wreszcie przyszli Czerwoni i zrobili porzadek!
Te wielkie koncerny trzeba rozwalic (na mniejsze), bo sa bez kontroli i przyzwoitosci. Corporate criminal bastards!!! Mam nadzieje, ze Volkswagen slono zaplaci za oszystwa. Ciekawe kto im sie do zadkow dobral?
Dolozcie do tego ostatnie nowinki z korporacji farmaceutycznych monopolizujacych pewne leki, zeby potem podwyzszac cene gazyliono-krotnie.
Dzisiaj jadac rano do pracy przez bukoliczna okolice, podziwialam mgly i opary unoszace sie nad kreta lokalna rzeczka, drzewa wciaz zielone, na polach pelno roznego dobra, sloneczko grzeje, piekno zapiera dech. To bardzo dobre na nerwy. To lub Lorazepam.
Nuty na tablecie?
To w sumie dziwne, że nowe modele fortepianów nie są wyposażone w prompter 🙄
Króliku, koncernowi VW do zadka dobrała się organizacja Non-Profit International Council on Clean Transportation (ICCT), która przekazywała urzędom zajmującym się ochroną środowiska swoje naukowe analizy.Rzuciły się w oczy różnice w badaniu „jakości” spalin w trakcie rutynowych kontroli warsztatowych (komputer pokładowy na podstawie kilku parametrów orientował się, że badana jest jakość spalin i sterował tak, aby w tym krótkim czasie badania silnik pracował w taki sposób, aby spaliny mieściły się w normie). Panowie z organizacji non-profit zaczęli na swoją rękę wykonywać badania w trakcie normalnych terenowych jazd. Normy emisji szkodliwych substancji okazały się być bardzo, bardzo mocno przekroczone. VW długo rżnął głąba, wzywał samochody do naprawy usterek. Ale testy w terenie nadal wychodziły złe. W końcu musieli przyznać się w VW do softwarowego oszustwa.
Rot through the core, Mar-Jo.
Ciekawe co na to spin doktorzy… Amerykanscy szeryfowie dadza popalic VW. Wystarczy popatrzec jak Loretta Swift pogonila FIFA.
Podobno to studenci z West Virginii postanowili przetestowac samochody w terenie, a nie na podium w laboratorium. Dobra wiadomosc, ze niektore samochody wyszly dobrze w tych studenckich testach! Np BMW.
Vesper – w punkt!!!
Siódemeczko, pianista swoim japąskim paluszkiem suwał po tablecie tak samo jak Ty po swoim nowym tele-smartfonie, z którym wciąż nie możesz się dogadać…
Ja tak domniemywam, z tym dogadywaniem, bo sama miewam kłopociki, więc miło pomyśleć, że ktoś jeszcze może je mieć.
Masz???
Różnie bywa, Nisiu.
Właśnie wracam ze spotkania u św. Marcina, gdzie wspominaliśmy ofiary uchodźców i pięknie towarzyszył nam chór. Nagrywałam to dyktafonem w telefonie i nic się nie zapisało, rzecz w starym telefonie niemożliwa.
Dobrywieczór 🙂
Bardzo jestem dzisiaj zmachana ekskusyją na stoki Etny. Sympatyczny kierowca i przewodnik w jednej osobie, Marco, zawiózł nas na wysokość ok. 1800 mnp dziewięcioosobowym jeepem. Oprócz naszej trójki pozbierał po mieście jeszcze dwójkę młodych Rosjan z StPetersburga, dwójkę Amerykanów w średnim wieku z Seattle i Francuza z Paryża. Towarzystwo okazało się bardzo sympatyczne, było przyjaźnie i wesoło. Porzuciliśmy auto i wspinaliśmy się po czarnym żużlu na kratery uformowane wzdłuż pęknięcia w stoku wulkanu, w trakcie erupcji z lat chyba 60-tych, ale później posypane jeszcze utworami piroplastycznymi z innych erupcji. Nigdy nie byłam na stokach czynnego wulkanu. Już w trakcie jazdy pod górę całe pola zastygniętej lawy lub przysypane drobnym czarnym lub brązowym żużlem robiły na mnie wrażenie. Roślinność potrzebuje wielu lat, żeby zadomowić się na takich połaciach od nowa, więc widoczne były różne stadia sukcesji. Jednak tam, gdzie lawa lub piroplastyczny opad nie dotarł była bujna i bardzo interesująca – wiele endemicznych gatunków. Piękne brzozy etniańskie (Betula etnensis) o ciekawej formie pni rozkrzewiających się z korzeni, więc każdy osobnik tworzył od razu kępkę. Brzoza miała ponadto interesujący kolor kory: biało-żółty. Sosna niewiemjaka, ale podobno stanowisko po ostatnim zlodowaceniu odseparowane bardzo od innych podobnych stanowisk. Inne endemiczne zielska, nie będę Was zanudzać. Konik polny w czarnym kolorze(!) niewidoczny na tle żużlu. Oprócz ciekawostek przyrodniczych były jeszcze kratery, studnie po lawie i poziome jaskinie, w których kiedyś gromadzono w zimie lód by korzystać z niego w lecie. Z najwyższego obecnie wierzchołka wulkanu dymiły jakieś pary i formawały obłoczki poniżej szczytu. Zjedliśmy wspólnie lunch w lokalnej przydomowej restauracji i przed powrotem do Katanii zwiedziliśmy jeszcze ujście rzeczki wypływającej z jaskini uformowanej w lawie, która spływała ponad 8 tysięcy lat temu. Koleżanki już śpią, więc i ja głowę przyłożę zaraz do poduszki. Dobranoc.
O 22 wylądowałam w poczekalni
Marysiu, o jakiej poczekalni mówisz?
Jeśli Word Press, zwany Łotrem, oznajmi, że Twój komentarz czeka na akceptację, a robi to często, ot tak dla dowcipu, to wtedy mówimy, że siedzimy w poczekalni. Mamy tam nawet dobrze zaopatrzony barek oraz lodówkę Lodovikę, do której wchodzimy, kiedy zachodzi konieczność ostudzenia polemicznego zapału 🙂
To byłam ja, Niemarysia 😉
Blogowej poczekalni. Czasami się tam trafia w większym towarzystwie, jak WordPress ma akurat zły humor.
Ja już chyba pójdę pospać.
Wymieniłam program dyktafonu w telefonie i pójdę już spać.
Chyba mi się pralka psuje, bo zaczęła strzelać. 🙁
Już jej dzisiaj nie sprawdzę.
I nie doczekam na relację z Sycylii.
Dobranoc.
A to była klasyczna Łajza. Łajza jest wtedy, gdy dwie osoby piszą w tym samym czasie o tym samym. Łajza od Lisy Minelli. Minelli – minęli – Lisa – Lajza – stąd Łajza.
mt7, kiedyś u sąsiada leciwa pralka biła rytm bossa-novy. Po półgodzinie człowiek modlił się o marsz żałobny.
Będę się upierał, że Zwyczajna to Marysia. Nie róbcie mnie w Konia.
Ty, Jarczyk, się nie upieraj, bo Marysiek jest więcej.
No Jarczyk, już się tak nie upieraj. Na dzisiaj mogę być nawet Ma Rysia. Łotrpress mnie wpuścił i relacja z Sycylii w okolicach 22.
No ale o 22 w poczekalni wylądowała Zwyczajna. I ją pytałem. Ale trudno się z Wami dziś dogadać.
Taki to już blog, Jarczyku. Pytasz Zwyczajną Marysię, odpowiada jedna nieZwyczajna Marysia i jedna zwyczajna nieMarysia. Trudno się w tym rozeznać.
Jakby było łatwo, to by było nudno.
Usiłowałam przed chwilą kupić internetowo bilet dop Teatru Słowackiego w Krakowie. Transakcji nie przyjęło (kartą), a zanim zaczęłam przelewać, dokument zgasł jak ten kominek u Gałczyńskiego. A jedyne jakie takie miejsce pozostało zarezerwowane. Kicha.
Muszę jednak jeszcze coś napisać, bo nieopatrznie przeczytałam lekturę poranną zaproponowaną przez babilasa, tą z DF. Przeczytałam i wzburzyłam się, i nie mogę zasnąć.
Czy ktoś to jeszcze czytał, w ciągu dnia brak komentarzy.
Zastanawiam się po co GW to opublikowała. Jeżeli są jakieś racje za „donosem do Franciszka” to ten wywiad na tyle kompromituje autora donosu, że może zastopować wszelkie poważne działania w sprawie treści donosu.
Dlaczego kompromituje? Autor jest nieuczciwy w swoim postępowaniu o czym nam szeroko opowiada. Zatrzymam się tylko na jednej z opisywanych przez niego spraw: fałszywą przyjaźnią z biskupem P. W wywiadzie informuje nas, że zawarł ją by zbadać „jak to właściwie jest z nim” i przez wiele miesięcy (może nawet lat) chodził do niego przynajmniej raz w miesiącu by dyskutować nad róznymi interesującymi obu sprawami przy winie. Bywał dotykany, raz duchowny wykonał zapraszający gest, a raz Pan udzielający wywiadu się pożygał i dziwnie czuł po wyjściu od gospodarza. To wszystko jest nam dość szczegółowo opisywane chyba w celu by skompromitować biskupa, bo innego celu nie widzę. Wnoszę z tych opisów, ale nie mam pewności, że duchowny zapewne był homoseksualistą. Czy bycie homoseksualistą kogokolwiek kompromituje? Z tego opisu wynika również, że duchowny panował nad swoimi popędami, a na śmiałe gesty pozwalał sobie sprowokowany dwuznacznym zachowaniem swojego gościa i to raczej po alkoholu, niż na trzeźwo. Gość przychodził z własnej woli i był dorosły. Wybaczcie, ale gdyby do mnie przez wiele miesięcy przychodził mężczyzna (jestem hetero), rozmawiał ze mną i pił wino, to nie jest wykluczone, że za którymś razem usiadłabym mu na kolanach lub kusiła rozpiętym dekoltem. Cały opis sytuacji wskazuje na to, że biskup był bardzo powściągliwy. Osoba udzielająca wywiadu sugeruje, że duchowny „coś mu podał”. Może nieświeżą wątrobiankę?
Podobnie reszta wywiadu jest wieloznaczna. Życie, trzeba przyznać, pogmatwane – podobnie jak życiorysy dziadka i ojca. Raz donosiciele, a potem ofiary reżimu, któremu służyli. Jakoś nie potrafię wzbudzić w sobie symaptii do ludzi, którzy służyli złu bo uważali, że robią coś dobrego. Trzebaby sympatyzować z Nazistami, ci to dopiero mocno wierzyli w to co robią! Współczuję natomiast pogmatwanym ludzkim losom dziadka i ojca. Nie współczuję ich wnukowi i synowi. Ten ma wszelkie dane by poznawać prawdę i zachować się przyzwoicie, a tego nie robi. Mniej byłabym wzburzona, gdyby artykuł opublikował jakiś brukowiec. Ale GW? Do takiego schodzi poziomu?
Zwyczajna, trochę znam bohatera i dlatego nie mogę publicznie tego komentować.
Tu jest z z Haliną Birenbaum w Treblince w 2014 roku.
Tu jest:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/HalinaDzien5#6042717461462730674
obejrzę rano cały film, teraz dżwięku włączyć nie mogę
Dobranoc
Z tym kuszeniem duchownego przez jego goscia to jakos to nie za dobrze brzmi. Duchowny jest duchownym i wie co powinien a czego nie powinien. Nie mozna go porownac z kusicielka-kobieta, ktora nie ma obowiazku celibatu. Duchowni sami czesto uzywali argumentu o byciu kuszonym… To jest zwykle proces odwrotny zwany grooming. Ze oswaja sie osobe z ktora sie ma ochte na kontakt seksualny w pewien sposob, wlasnie winkiem, czestymi spotkaniami, rozowami osobistymi, przypadkowymi dotknieciami… Sklonna jestem nawet myslec, ze moze mu cos duchowny podal do winka. Warto by sie dowiedziec czy innych mlodych mezczyzn tez tak goscil.
Zawodowo mialam do czynienia przez pare lat z postepowaniami w sprawach molestowania dzieci, wiec mam pewien punkt widzenia na te sprawy.
Ale to na marginesie… Czlowiek zazylby jakiej maryski, a tu nic, tylko herbata pod reka.
Zwyczajno (0:30), aż zazdroszczę: żyć w Polsce i nie słyszeć o sprawie abp. Paetza…
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry
Poranne spotkania
https://picasaweb.google.com/116310015148736175503/September242015?authkey=Gv1sRgCKjHobvEt_ugPg
Trochę mu przeszkadzałem w śniadaniu, ale niespecjalnie.
herbata (zwyczajna bez trawki 😆 ) 🙂
bryk
szeleszcze 🙂
Europa zwiera szyki, co bedzie i jak?
fik
bryku fiku
😀
Tereny Zielone
Babilasie, słyszałam o Petzu i nie o nim piszę. Napisałam o młodym i w pełni władz umysłowych i fizycznych człowieku, który udaje przyjaciela by potem obsmarować staruszka odsuniętego od ludzi w GW. Co to było, prowokacja policyjna? Przykro mi, ale takie zachowanie dziennikarza budzi we mnie głęboką niechęć, podobnie jak obsmarowywanie niedawnych kolegów z pracy, którzy być może też go mieli za przyjaciela. To czy wstąpił, czy wystąpił z redakcji, czy z KK bo nie znalazł tam godnej dla siebie pracy, to jego prywatna sprawa. Niektórzy robią to w cichości swojego sumienia, inni robią z hukiem i angażują w to media. Jego wola, ale nadawanie takiego rozgłosu sprawie budzi we mnie podejrzenie, że sumienie tu nic nie miało do rzeczy, ani przedtem, ani potem. Chodzi mi o zwykłą ludzką przyzwoitość i dziennikarską rzetelność. Dziennikarskiej rzetelności i przyzwoitości oczekuję także od GW. Jeżeli chce walczyć z przestępstwami, błędami i nadużyciami KK, niech to robi z klasą, a nie na poziomie brukowca.
Królik Skłonna jesteś mysleć, że duchowny podał naszemu młodemu dziennikarzaowi coś do wina. No właśnie, jego niczym nie poparta sugestia jest skuteczna. O to chodziło, żeby wielu tak sobie pomyślało. Dlaczego nie poszedł na policję i nie zgłosił podejrzenia przestepstwa i poprosił o toksykologiczne badanie krwi? Dlaczego nie zgłosił się na najbliższy ostry dyżur, jeżeli nie chciał policji, i nie poinformował że jest mocno zatruty i potrzebuje pomocy. Też by mu zrobili toksykologię, a gdyby coś podejrzanego znaleźli to sami by wezwali policję i byłby konkret. A my jako dowód mamy fakt, że duchowny następnego dnia interesował się, czy nasz młodzieniec dobrze się czuje. Może widział, że wychodził od niego zielony na twarzy i zwyczajnie się troszczył. To, żę zrobił w życiu wiele innych niegodnych rzeczy, nie znaczy, że tutaj coś zrobił. Takie rzeczy można opowiadać między zaufanymi znajomymi, a nie publikować w gazecie ogólnopolskiej.
Kończę temat, wypisałam swoje wzburzenie i nie chcę kontynuować, tym bardziej jeżeli niektórzy z Was znają Młodego osobiście. Pewnie wielu ludzi go zna, bo skoro był przez kilka lat dziennikarzem, to bywał w różnych miejscach i kontaktował się z wieloma ludźmi. Teraz realizuje się inaczej, ale też publicznie. Jak sam pisze o sobie „ma potrzebę działania”, więc pewnie o nim i o jego działaniach jeszcze usłyszymy. Oby były na wyższym poziomie niż ten nieszczęsny wywiad.
CEL NIE UŚWIĘCA ŚRODKÓW.
Dzień dobry 🙂
Zwyczajna @00:30: „Wybaczcie, ale gdyby do mnie przez wiele miesięcy przychodził mężczyzna (jestem hetero), rozmawiał ze mną i pił wino, to nie jest wykluczone, że za którymś razem usiadłabym mu na kolanach lub kusiła rozpiętym dekoltem”.
😯
Dziękuję Siódemko za link do pięknej, choć smutnej uroczystości.
Myślę, że nie warto roztrząsać tego artykułu. Naprawdę.
niestety nie znalazlem po angielsku, wiec tylko dla frakcji:
Ruth Padels
Die Musik der Heimat
Für Nikos Daskalakis
Als ich auf Ellis Island ankomme, beobachte ich, wie sich die gläsernen Alpen
von Manhattan über einstöckige Bauten emporschwingen,
die schrecklich ausgesehen haben müssen, als sie die einzigen waren,
als du 1854 von jenseits des Regenbogens aus Europa kamst …
Ja, sich aufschwingen und abheben vom Smaragdgrün des Battery Parks
wie umherstreifende Königslibellen, die ihre lange Wanderschaft
über den Indischen Ozean beginnen. Als ich auf Ellis Island ankomme
(mit Abraum hochgezogen, der aus dem Innern der New Yorker U-Bahn kam,
auf einem Hügel, der früher Fischern und Möwen vorbehalten war),
steuere ich auf Schätze zu, Vermächtnisse von Familien,
deren Ur-Ur-Großeltern jene über ganze dreitausend Meilen
schafften. „Sie nahm alles, was sie schleppen konnte“,
riefen Väter ihren Kindern in tausend Sprachen ins Gedächtnis.
Wie wär’s, wenn wir eines Tags dorthin gingen, Niko? Du würdest dich
aus deiner Wohnung in Heraklion erheben, wo deine Tochter in der
Musikhochschule ist und wo ich sie, bevor du so krank warst, singen hörte,
unter den alten Mauern, die früher, wie ich mich entsinne, eine Bar beherbergten,
die aus sarazenischen Steinen gehöhlt war,
wo wir hausgemachten Raki soffen und auf Sägemehl tanzten,
während ein Greis den Erokritos sang
und auf seinen Knien mit Löffeln Musik machte. Der Graben ist jetzt aufgefüllt,
gepflastert und für Familienfreizeit zurechtgemacht.
Ja, als wir auf Ellis Island ankamen, du und ich,
begannen wir mit einer finnischen Kupferkaffeekanne,
einer Bahn gestickter chinesischer Seide, einem Formholz
für Reiskekse (japanisch), einem türkischen Handtuch aus Palästina,
einem Messingnudelschneider aus Österreich-Ungarn, der zwei
miteinander verbundenen, regenfarbenen Spornen glich, und einer geschnitzten
Kokosnuss aus Guayana. Aber dann stießen wir auf die armenische Oud und die ungarische Zither, auf den Pferdehaarbogen aus Korea,
das irische Tamburin und schließlich auf die kretische Lyra,
aus einem Stück Holz geschnitzt, komplett mit ihrem Bogen
mit Falkenglöckchen, wie die Lyra, die Thanassis Skordalos bei seiner
ersten Plattenaufnahme 1946 zusammen mit Giannis Markogiannakis
auf der Laute spielte. Und wir erinnerten einander daran,
wie wir den ganzen Tag in der sengenden Sonne arbeiteten
und dann die ganze Nacht lang tanzten. Wie der siebzigjährige Kostas
uns die Schritte des Pentozali zeigte, wir aber nie mit dem Zucken seiner
schmucken schwarzen Schuhe Schritt halten konnten.
Und wir lachten dann, dieses Tanzen und Singen zur Lyra
hatte mehr Bedeutung im Dunkeln, auf Ariadnes Gestade,
als sonstwo auf Erden. Als ich heute allein
auf Ellis Island ankomme, denke ich an die Jahre, als du die Schiffe
bedientest. Deine Briefe kamen selten, weil deine Hand,
wie du später sagtest, nie ruhig war. Ein Schiff ließ dich
ein Jahr vor Ägypten vor Anker liegen, ein nationaler Skandal,
der vertuscht wurde, zweihundert griechische Zementschiffe,
lahmgelegt in einem riesigen Hafen –
niemand musste dafür aufkommen, man war da in eine Kampfzone
für hinterfotzige Versicherungsgesellschaften
geraten, seinen Lohn bekam man nie und musste
seine Unterhosen versetzen, um wieder in die Heimat zu kommen –
aber in einer samtenen Nacht hörtest du kretische Musik
von jenseits des Wassers, und am nächsten Tag tauchtest du
in diesen Sumpf aus Abwässern, Haien und Müll, der von
tausend Schiffen geworfen wurde, tauchtest wie in eine
Avenue aus grüner Seide, um den einen Mann
in diesem Tollhaus zu finden, der die Musik der Heimat spielte.
z angielskiego Rainer G. Schmidt
Roztrząsać artykułu może rzeczywiście nie ma sensu, ale etyczny aspekt działania dziennikarza chyba jest wart zastanowienia. Podzielam zdanie Zwyczajnej. Dziennikarz wyraźnie zasugerował, że arcybiskup podał mu środek odurzający, a to już poważne oskarżenie.
Arcybiskup Paetz jest dla jednych postacią moralnie odrażającą, dla innych ofiarą spisku. Dla mnie jest słabym człowiekiem, który znalazł głupi sposób na zaspakajanie swoich potrzeb. Nigdzie jednak nie przeczytałam, by wykorzystywał osoby nieletnie, czy w inny sposób niezdolne do samostanowienia. Dziennikarza też przecież nie zgwałcił.
Z tekstu zrozumiałam, że spotkania dziennikarza z arcybiskupem miały charakter prywatny, towarzyski. Arcybiskup czynił gościowi awanse, a ten nadal przyjmował jego zaproszenia. Gospodarz mógł zinterpretować takie zachowanie jako formę przyzwolenia i było więcej niż pewne, że tak uczyni.
Ocena moralna zachowania duchownego zależy wyłącznie od przyjętej perspektywy – oceniamy przez pryzmat świeckiej, liberalnej moralności seksualnej, wobec której Paetz był prawie w porządku, czy też katolickiej, zobowiązującej duchownych do celibatu, świeckich do zachowania dziewictwa aż do ślubu, a homoseksualizm uznającej za skłonność grzeszną, podlegającą leczeniu. Dziennikarz ustawił arcybiskupa pod pręgierzem moralności katolickiej, ale oskarżył jednocześnie o popełnienie czynu godzącego w nie tylko w moralność świecką, ale i w świeckie prawo. Nie dostarczył przy tym żadnych dowodów, tylko sugestie. Obsmarował człowieka, który mu zaufał, o którego preferencjach wiedział i któremu pozwolił się adorować.
Gdyby jeszcze ujawnił skandal, o którym nie było wiadomo, ale przecież Paetz był już wtedy odsunięty. Jego skłonności były powszechnie znane. W mojej ocenie dziennikarz skopał leżącego. I sobie wyłącznie wystawił świadectwo, jako osobie, której nie można zaufać, bo gdy drogi się rozejdą, to nie zawaha się przed odsądzeniem od czci i wiary.
Zwyczajna:
(0:30) „Wnoszę z tych opisów, ale nie mam pewności, że duchowny zapewne był homoseksualistą.”
(9:26) „słyszałam o Petzu i nie o nim piszę.”
Przepraszam, ale wyjaśnijmy sobie jeszcze jedno zanim zamkniemy temat. To nie jest staruszek odsunięty od ludzi i zaszczuty przez GW za bycie homoseksualistą, tylko zepsuty do cna, rozdęty pychą satyr, który wykorzystywał swoją pozycję korporacyjną do molestowania seksualnego kleryków i zamiatania tego pod dywan tak długo, jak się tylko dało. „Staruszek” do dziś nie zgrzeszył żadną refleksją ani nie wykazał za grosz pokory, samemu uważając się za ofiarę prześladowań. Sprawa Paetza była w Poznaniu przez lata tajemnicą poliszynela, ale mechanizmy ochronne, zarówno w ramach korporacji (KK), jak i układu towarzyskiego (ja też nie mogę o wszystkim pisać publicznie) były na tyle potężne, że – do czasu – niszczyły wszystkich, którzy chcieli ją rozwiązać.
Babilasie, skoro były „do czasu” ochronne to należy go osądzić zgodnie z kodeksem karnym, jeżeli uczynił coś niezgodnego z prawem. Rozumiem, że konsekwencje kościelne już poniósł? Czy jeszcze jakieś kościelne proponujesz? Nie wiem jakie ma refleksje na temat swojego życia i czy wykazał pokorę wobec ludzi, których skrzywdził i wobec wspólnoty KK, czy wobec Boga, o ile wciąż w niego wierzy. A skąd Ty wiesz, że nie ma refleksji i nie wykazał się pokorą?
Rozumiem, że ta postać napełnia Cię odrazą, mnie też się bardzo niepodoba. Ale podobnie nie podoba mi się to co zamieszczono w wywiadzie, co bardzo celnie opisała Vesper, za co dziękuję. Przestępcy należy się proces, a nie linch, bo go nielubimy.
Czy możemy już skończyć? Poprosiłam PA o wykasowanie moich nocnych postów na temat wywiadu. Jak nie utniemy dyskusji, to będzie miał dużo roboty 🙁 Chyba, że chcecie to zostawić? Może nie warto…
ech, podpadłem 🙄 tylko nie wiadomo czy Łotrowi czy adminowi 🙄 🙄 🙄 bo nic nie wchodzi, czy z linkiem, czy be 😐
wczorajsze przypisy vesper do zdawałoby-się-oczywistości natchnęły mnie do tego, by zaproponować czyn społeczny 🙂 historycy lokalnej blogosfery mogliby opisać łajzy, poczekalnie, Łotra i inne żywe postaci i rekwizyty drugiego planu, skąd się wzięły, dlaczego tak a nie inaczej, kto przyniósł, kto użył ponownie, kto upowszechnił itd.
To kawał roboty, foma. Trzeba by się przekopać przez Bar, skąd przyniosłeś sofę Sofię, przez Dywan, żeby było wiadomo, kto to jest Frędzelek. Łajza też chyba przyszła z Dywanu, prawda?
Łotr i Łajza chyba jeszcze u Owczarka się zaczęły, stamtąd przeszły do łasuchów i do mnie, potem też tutaj, ale może gdzieś indziej również występowały, nie wiem.
Poczekalnia chyba przyszła później, ale gdzie była pierwsza, nie wiem.
Łotr jest oczywiście związany z WordPressem, Łajza jest uniwersalna 🙂
Frędzelek, co oczywiste, łączy się z Dywanikiem, a na Dywanik, jak wiadomo, prosi Pani Kierowniczka. 😉
historię Łotra mam opisaną, ale mi nie przepuszcza. Łajza może i u owcarka, ale Łotr u mnie 🙂
Pani Kierowniczka wzięła się od Kierownictwa i nie miała nic wspólnego z Dywanem ;p
Słodka ta nasza grypsera 🙂
No nie wiem, foma, od jakiego Kierownictwa się wzięła, ale pamiętam, że od pewnego momentu zostałam tak nazwana i to bodaj przez Ciebie. Natomiast historia Dywanika wiąże się z Panią Kierowniczką z całą pewnością. Wspólnie myśleliśmy, jak to miejsce nazwać, i w pewnym momencie: eureka!
jak najbardziej przeze mnie 🙂
Dywanik wiąże się z Kierowniczką, ale to Kierowniczka była pierwsza.
A Frędzelki chyba były moje, ale głowy nie dam sobie za to uciąć.
Łotr jest bardzo powszechnie znany – jako że wyczynia swoje łotrostwa na wielu witrynach 😉
no nie daję rady! nie wiem jakich brzydkich słów używam, ale nie przechodzi!
a chciałem napisać, że Łotr powstał u mnie w 2008 roku, w kwietniu. była taka bardzo tajemnicza osoba o imieniu cień, która z niewiadomych powodów lądowała zawsze w poczekalni. i nagle komentarze zaczęły normalnie się pojawiać. wywołało to ogromne zdziwienie, pojawiły się wyrazy i przypuszczenia, a wśród nich Łotr Łordpress, przemianowany zaraz na Łotrpresa. I się rozlało wokół.
No jasne, Vesper, że chodzi o relacje między dorosłymi ludźmi i nikt nikogo do niczego nie zmuszał.
Problem z panem Adamem, dla mnie, jest taki, że wypowiada się niejasno, snuje przypuszczenia, wplata sprawy rodzinne,nie tylko w tej sprawie.
Z tego powodu, jak również z faktu, że znam go prywatnie, nie czuję się na siłach komentowania artykułu.
Pan Paetz bez wątpienia wykorzystywał swoją pozycję i wywierał naciski na kleryków, ale to byli dorośli ludzie, więc gdyby nawet doszło do procesu cywilnego, to żaden sąd, by skazał.
A KK nie zajmując jasnego stanowiska, skompromitował się razem z nim.
żaden sąd by go nie skazał
Zwyczajno, myślę że warto zostawić. Przecież się nie pokłóciliśmy o nic, nawet nie byliśmy blisko. Każdy napisał, co o sprawie myśli. A Siódemka to ładnie podsumowała.
A w ogóle to proszę zwiedzać, a nie wysiadywać w Koszyku 🙂
Można zwiedzać z Koszyczkiem w garści, czy w smartfonie 😉
czyli w smatfonie
smartfonie
No żesz…
Dzień dobry. Wiersz Rysiowy piękny, autorka jest praprawnuczką Karola Darwina. Znalazłam oryginał i pozwalam sobie wkleić.
The Music of Home
Ruth Padel
For Nikos Daskalakis
Arriving at Ellis Island, I watch the glass alps of Manhattan
soar above one-storey buildings
that must have looked terrifying when they were the only ones
as you came over the rainbow from Europe in 1854…
Yes, soar, and take off from the emerald of Battery Park
like Vagrant Emperor dragonflies beginning their long
migrate across the Indian Ocean. Arriving at Ellis Island
(hoisted on landfill from bowels of the New York subway
from a knoll once private to fishermen and gulls),
I head for treasure, donated by families
whose great-great-grandparents man-handled them
all of three thousand miles. „She took all she could carry,”
fathers reminded children in a thousand languages.
How about we go there Niko, someday? You’d get up
from your apartment in Heraklion where your daughter
is at music college. Before you were so ill, I heard her sing
under the old walls which used, as I recall, to shelter a bar,
a hole in the wall hollowed out from Saracen stones,
where we’d swig home-stilled raki and dance
on sawdust while an old man sang the Erotokritos
and played spoons on his knee. The moat
is cleaned up now, paved and re-hewn for family
recreation. Yes, arriving at Ellis Island, you and I,
we’d begin with a Finnish copper coffee pot,
a panel of embroidered silk from China, a mould
for rice crackers (Japan), a Turkish towel from Palestine,
a brass noodle-cutter from Austro-Hungary like two
linked raincoloured spurs, and a carved coconut
from Guyana. But then we’d light on an Armenian 'oud,
Hungarian zither, horse-hair bow from Korea,
an Irish tambourine and finally a little Cretan lyra
carved from a single plank, complete with its bow
of hawk bells like the lyra Thanassis Skordalos played
for his first recording, 1946, with Giannis
Markogiannakis on lute. And we’d remind each other
how we used to work all day in the burning sun
then dance all night. How Kostas, aged seventy,
showed us the steps of Pentozali but we could never
keep up with the flicker of his neat black shoes.
And we’d laugh: that dancing and singing to lyra
mattered more in the dark, on Ariadne’s shore,
than anything on earth. Arriving alone today
at Ellis Island I think of the years you worked
the boats. Your letters came rarely because your hand,
you said after, was never steady. One ship
anchored you a year off Egypt, a national scandal
hushed up, two hundred Greek cement boats
be-calmed in one enormous harbour
no one had paid anyone, it was a combat zone
for dodgy insurance companies with you
in the middle, you never got your wages
and had to pawn your underpants to get repatriated –
but one velvet night you heard Cretan music
over the water and next day you dived
into that swamp of sewage, sharks and garbage
thrown from a thousand ships, as into an avenue
of green silk, to find the one guy
in this madhouse playing the music of home.
Zwyczajna (12:28) „A skąd Ty wiesz, że nie ma refleksji i nie wykazał się pokorą?” Ano wiem. Paetz się bardzo chętnie wypowiada, o ile tylko znajdzie wdzięcznych słuchaczy, wysyła oświadczenia do lokalnych mediów, „po chrześcijańsku przebacza swoim prześladowcom”, i zamiast usunąć się w cień, pcha się w światła reflektorów, jak gdyby nigdy nic.
Głównego księgowego złapanego na malwersacjach czy nielojalności wobec pracodawcy raczej wyrzuca się z firmy, a nie mianuje honorowym dyrektorem finansowym.
Kościół bardzo się skompromitował postępowaniem wobec Paetza. Skompromitowały się też ówczesne elity Poznania. A sam Paetz, jak można wnosić z jego wypowiedzi, rzeczywiście nie zdobył się na żadną refleksję. Tyle, że to akurat nie jest przestępstwo, ani nawet wykroczenie. Można zupełnie legalnie być bezrefleksyjnym, a nawet bezmyślnym człowiekiem, bez poczucia wstydu. Czy ktoś chce się z taką osobą spotykać, przyjaźnić, to już jest kwestia indywidualnych wyborów.
To znaczy, Babilasie, gwoli ścisłości, były główny księgowy pokazuje się na uroczystościach i udaje dyrektora finansowego, a właściciel nie potrafi go przepędzić.
To, że właściciel nie przepędził, to akurat dość dobrze o właścicielu świadczy. Skoro przez tyle lat udawał, że niczego nie widzi, byłby już skończonym hipokrytą, gdyby wyrzucił tylko dlatego, że się wydało.
babilasie ! Bardzo podobają mi się Twoje wpisy z 13.15-16. Jak chcesz mnie jeszcze głebiej wprowadzić w ciemne historie diecezji poznańskiej to zapraszam na priv.
Dziś nie zwiedzamy – leżę na plaży i się przypalam ze startmartfonem w garści. Idę poszukać muszelek, na razie głównym łupem są plastikowe butelki. Może ciepłe, fala średnia, woda słona. Myślę o końcu wakacji.
Piękny wiersz Mar-Jo, dziękuję.
morze!
Proszę się nie przejmować! 😆
Autorka „Chiszpana w mrowiskó” to mówi!
należy go osądzić zgodnie z kodeksem karnym, jeżeli uczynił coś niezgodnego z prawem. Rozumiem, że konsekwencje kościelne już poniósł?
Zwyczajno, różnica pór dnia uniemożliwiła mi wcześniejsze wejście w temat. Nie sądzę jednak, by właściwe było zamykanie go gdy nie ma osobistych ataków, nastawania na powtarzanie argumentów czy upieranie się przy ostatnim słowie. Temat męczący dla wszystkich i szczególnie przykry dla katolików, którym prawie z definicji nie jest umożliwione oddzielenie napiętnowania kleru od krytykowania zasad Instytucji — ale wszyscy, katolicy czy nie, mający trochę lat, pamiętamy dobrze, że uwagi o prowadzeniu się dygnitarzy partyjnych natychmiast były interpretowane jako atak na Partię (ową jedyną, więc z dużej litery). Przykre czy nie, zdecydowanie nie wszystko jest tu powiedziane.
Przede wszystkim, I take strong exception to your statement „konsekwencje kościelne już poniósł”. Czy uznałabyś, że profesor złapany na wielokrotnym plagiowaniu tekstów kolegów poniósł uczelniane konsekwencje jeśli go usunięto z komitetów redakcyjnych, ale zachował krzesło w Senacie uczelnianym i dostaje listy gratulacyjne z PAN z okazji 50-lecia doktoratu? I głosi na lewo i prawo, że jest ofiarą prześladowań?
Procedury kościelne w jego sprawie są po prostu haniebne i nie ma co się nad tym rozwodzić — chyba, że widzieć jego uwodzicielskie praktyki jako osobistą cechę nie podpadającą pod kodeks karny. No bo rzecz dotyczy dorosłych. Ale mniemam, że nie ma tu rzeczywistego prawnego oglądu sprawy. Ten pan nie szedł w cywilnym ubraniu do baru gejów i szukał nowych znajomych i doznań, a atakował nie oczekujących niczego złego młodych ludzi wykorzystując pełną gamę środków i ułatwień związanych z jego zawodową (czy: powołaniową, jeśli wolisz) pozycją do molestowania seksualnego. Czy doprawdy wierzysz w konseksualne związki między arcybiskupem a przywołanym do jego mieszkania ministrantem?
Jeśli zaczniemy oglądać rzecz nie z punktu widzenia kościelnego dostojnika, a od ran w psychice całego ciągu młodych ludzi, rzecz wygląda bardzo, bardzo inaczej.
AndSolu (17:02), konseksualne = konsensualne x seksualne?
🙂 No i popatrz jakie to słowa wymyśla podświadomość.
Cóż, cała afera znalazłaby być może finał w sądzie, arcybiskup dostałby wyrok, a opinia publiczna jasną informację, że nie ma w Polsce osób stojących ponad prawem. Niestety żaden z molestowanych kleryków nie złożył odpowiedniego doniesienia do prokuratury. Z formalnego punktu widzenia sprawy nie ma, a abp Paetz jest niewinny. Chcąc nie chcąc, klerycy dołożyli swoje trzy grosze do zamilczenia sprawy na śmierć.
Ależ Vesper, na żadną sprawiedliwość 'cywilną’ (w sensie nie-kościelną) nie ma w tej sprawie co liczyć, pisała już o tym Siódemka. Ale można przecież było – jak w przypadku Wesołowskiego – odbiskupić czy odksiędzować (defrock) Paetza. Można było go gdzieś przenieść (np. na spowiednika do zakonu – koniecznie żeńskiego) czy schować jakoś w strukturach. W skrócie: postawić kropkę nad I, a nie pozostawiać na poznańskim Ostrowie Tumskim z tytułem arcybuskupa – seniora, tak jakby się nic nie stało.
Nie ma co winić kleryków. Klerycy złożyli zeznania przed komisją, którą nasz rimski papa przysłał w końcu do Poznania, komisja zapoznała en confiance papę ze swoimi ustaleniami, a ów święty mąż podjął 'działanie przez zaniechanie’.
Dobry wieczór 🙂
W sobotę lecimy do Młodych i jestem zaganianym zajentykiem. Ciekawe, czego tym razem zapomnę zabrać 🙄
A staruszek ma się znakomicie 👿
Słuchajcie, bo tak nam zeszło na kwestie religijne. Jakby kto chciał zostać pustelnikiem, to znalazłem wzór podania oraz regulamin pustelnictwa.
Tylko gdzie znaleźć pustelnię…
Dobry wieczór 🙂
Mam internet! Jeszcze nie całkiem taki, jak chciałem, ale już skaczę, fruwam 😀
hop, hop, hop 😀
Tylko czasu ciągle strasznie mało 🙁
Byłem wczoraj na nabożeństwie ekumenicznym za uchodźców u dominikanów. Po modlitwie było spotkanie, na którym można było posłuchać ludzi będących blisko uchodźców, pracujących z nimi, w dodatku mówiących sensownie i cierpliwie odpowiadających na pytania. Narzekałem tu parę razy na Tygodnik Powszechny czy Znak, ale dziś mogę ich pochwalić. Tylko nie wiem, czy najlepiej wybrano porę – ta druga część zaczęła się przed dziesiątą wieczorem (choć i tak sala była pełna).
Haneczko, trzymam za pakowanie 🙂 Może poczekaj do zupełnie ostatniej chwili, to potem już wszystko pójdzie bardzo szybko. Tak się pakują smoki 🙂
Babilasie 😯 stan pustelników 😯
A jaki jest ten regulamin? Czy może wolno jeść tylko dwa orzeszki dziennie (bo właśnie o takim pustelniku słyszałem)?
Pustelni, Vesper, w obecnych czasach się nie znajduje, tylko zakłada. Regulamin pustelnictwa stanowi, że kandydat przedstawia biskupowi, wraz z innymi dokumentami (między innymi zaświadczeniem od psychiatry), akt własności (albo umowę użyczenia) pustelni. Poza tym pustelnik musi corocznie składać sprawozdanie finansowe w kurii. Pustelnik wpisany przez biskupa do właściwego rejestru, może za nazwiskiem używać skrótu OVE (ordo vitae eremiticae).
A formularz na społecznika?
Smoku, o jedzeniu tam nie ma, jest o wydalaniu tylko: „Opuszczenia stanu życia pustelniczego przez pustelnika, może dokonać się w drodze przejścia, odejścia lub wydalenia„.
I jeszcze: „Konsekrowany pustelnik, jeśli potrafi, może udzielać duchowych porad proszącym o nie„
Ciekawi mnie, w jakiej odległości od najbliższych siedzib ludzkich musi znajdować się pustelnia in spe, aby wypełnić kryterium bycia pustelnią. I dlaczego do wniosku należy dołączyć testament?
A biznesplanu kandydat na pustelnika składać nie musi? Obowiązek składania corocznych sprawozdań finansowych sugeruje, że pustelnictwo raczej nie ma polegać na przelewaniu z pustego w próżne. 🙂
Vesper, jak to dlaczego? Taki pustelnik powinien wszak, w imię powołania, zejść bezpotomnie – a wtedy państwo czy inni dalecy krewni gotowi łapy po pustelnię wyciągać…
A jeśli pustelnik ma już dzieci? I wcale się do tego we wniosku nie przyzna? Albo o tym nie wie? Wszak zachowek chociażby będzie dzieciom się należał po śmierci pustelnika, niezależnie od testamentu.
Mimo wszystko pustelnictwo jest dość ciekawą opcją do rozważenia. Mamy w ogrodzie starą, przedwojenną ziemiankę, w której za komuny ciotka mojego męża hodowała nutrie. Jak mnie rodzina zirytuje, to odkopię właz, urządzę się w niej wygodnie i zostanę pustelniczką. Każdemu, kto będzie chciał mi zawracać głowę, powiem ażeby pocałował mnie w OVE.
No to trzeba zapis na OVE uwarunkować wcześniejszym przekazaniem majątku… należy się, krętaczowi, jakaś pokuta, czyż nie?
Vesper, wzmiankując całowanie ab ovo chcąc nie chcąc znowu wracamy do Poznania! 😉
To żeby nie robić konkurencji rezydentowi na Ostrowie, powiem żeby mnie pocałować w OVE konseksualnie (copyright by andsol)
Smoku, nasze pakowanie jest niczym w porównaniu z Twoim pakowaniem, podziwiam 🙂
Babilasie, odejście i wydalenie pojmuję, ale co to jest przejście 😯
Haneczko, może pustelnik ogłasza: przeszło mi?
To zbyt trywialne. Szukajmy trzeciego dna 😉
No właśnie trzecie dno jest banalne: wrzucam w gugla „przejście pustelnika” i wyskakuje to.
Jak to banalne 😯 To ilu pustelników mieści jedna pustelnia?
Będę liczyła. Dobranoc 🙂