Kaganiec

pt., 12 marca 2010, 09:36

– Mam świetny, nowy pomysł – wyszczekał radośnie Bobik, wpadając do Bernardyna i powiewając entuzjastycznie ogonem. Już miał zamiar wdać się w wyjaśnianie szczegółów, kiedy nagle zauważył z niepozbawionym zainteresowania zdumieniem, że sąsiad trzyma w łapach coś, co wygląda trochę jak średniowieczne narzędzie tortur.
– Bawisz się w gotyk? – zapytał domyślnie.
– Nie przeszkadzaj mi! – warknął Bernardyn – Muszę odkurzyć ten kaganiec oświaty, żeby go nieść przed naszym psim narodem.
– A po co? – zdziwił się Bobik – Myślisz, że nasz psi naród naprawdę tego potrzebuje?
– Głupiś jak niedogryziony pantofel! – skwitował Bernardyn, co Bobika nie zdziwiło, bo większość jego wątpliwości tak właśnie, albo przynajmniej podobnie była kwitowana – Nasz naród jest źle oświecony i kaganiec jest w takich wypadkach konieczny.
– Co to znaczy źle oświecony? – nie zrozumiał Bobik. – Czy chodzi o to, że obsikujemy niewłaściwe latarnie?
– Głup… – zaczął Bernardyn, ale zorientował się, że epitety już były i z namaszczeniem przeszedł do pouczeń. – Sikanie pod latarnią jest w porządku, bo tam jest najciemniej, a ciemność jest bezpieczna. Naprawdę groźna jest pełna jasność. Jakiś biały dzień, albo, nie daj Boże, jasność umysłu. To może doprowadzić do takich okropności, że na przykład każdy będzie sobie wyszczekiwał, co mu się żywnie spodoba. Dlatego jak ktoś wpadnie w sidła pełnej oświaty, to jest bardzo źle i należy temu złu zaradzić przy pomocy kagańca.
– A czy ja mógłbym ci jakoś pomóc? – spytał ochoczo Bobik. – Niewykluczone, że mam wrodzony talent do noszenia. W końcu moim przodkiem był wilk, a on potrafił nosić nawet kilka razy.
Bernardyn przyjrzał się szczeniakowi z powątpiewaniem i pokręcił przecząco łbem.
– Nie nadajesz się. – zawyrokował – Masz podejrzaną skłonność do niezdecydowanego merdania tam, gdzie należałoby wykazać pryncypialność i zatopić zęby. Nie sądzę, żeby nasz psi naród miał z ciebie wielki pożytek.
– Nie musi być zaraz wielki – spróbował się targować Bobik. – Mógłbym ponieść jakiś malutki kaganek.
– Wykluczone! – zadecydował Bernardyn – Jesteś wprawdzie moim sąsiadem, ale to mnie nie skorumpuje. Pryncypialność po pierwsze, po drugie i po trzecie. No, przykro mi, ale po prostu nie wyglądasz na kogoś, kto nadawałby się do niesienia kagańca.
Z coraz bardziej bojowej miny Bernardyna szczeniak wywnioskował, że pora się wycofać. Odwrócił się na piętach, pobiegł do domu, stanął przed lustrem i bacznie przyjrzał się swojemu odbiciu. Niestety wszystko wskazywało na to, że starszy pies miał rację. Bobik istotnie odpadał. Jakąkolwiek zrobił minę lub przybrał pozę, żadna nie pasowała do takiego kogoś, kto by się nadawał.
– Narodzie, zapomnij o mnie! – szepnął ze smutkiem. – Nigdy nie dorównam twoim prawdziwym psim synom. Chyba nawet jak dorosnę, uda mi się ponieść co najwyżej ogonek oświaty.