Lepszej formy
W środku stoi plebania, zaś po bokach gwiazdy –
do celebryckiej pchają się na lodzie jazdy,
a nad tą świętopolską scenerią zawiłą
pudelek wielki napis trzyma – „M jak miłość”.
I z dawna już rozbita nad głowami bania,
bohaterowie, bitwy, żałoby, powstania,
teatrum narodowych odsłon oraz zasłon,
w to kiczowisko wchodzi gładko niczym w masło.
Gniot krąży po salonach, ulicach, gazetach,
we wszystkie włazi kąty zakalec upiorny
i nie może się przebić myśli cna podnieta,
że nie cudu nam trzeba, tylko lepszej formy. 😉
Wcale nie wiedziałam że mam stronę internetową. To jakiś Zufall.
Już posprzątałam, przepraszam. Wiersz przedni!
Wiersz Kingi, jak zwykle, w „10”…
Od kilku dni męczy mnie, dlaczego KK jest tak okrutny? Mam na myśli m.in to, że jest przeciwnikiem leczenia niepłodności i zapłodnienia in vitro.
I od tychże kilku dni- niby odpowiedź- chodzi za mną tekst Galla Anonima, który śpiewała Ewa Demarczyk:
…
Doniesiono do rodzica,
Któremu wciąż brak dziedzica,
By ze złota kazał odlać,
Jak najszybciej dziecka postać.
Niech ją szybko śle świętemu,
By pomyślność zesłał jemu,
Bogu śluby niech składają
I nadzieję silną mają.
Szybko złoto roztopiono
I posążek sporządzono,
Który za syna przyszłego
Do świętego ślą Idziego.
Złoto, srebro, płaszcze cenne
Oraz różne dary inne
Posyłają, święte szaty
I złoty kielich bogaty.
…
Cudowne narodziny…
Też dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. Już posprzątane 🙂
Merci 🙂
Dzień dobry. Wiersz w dziesiątkę, choć to nie jest chyba problem wyłącznie „formy, nie cudu”…
Ktoś tu pytał swego czasu (chyba Alicja) o kłamstwa Trumpa. Teraz wykonał coś takiego, że cała Szwecja za głowę się łapie.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,21392098,donald-trump-wymyslil-zamach-terrorystyczny-by-pokazac-ze.html#MT
Zakichane dzień dobry 🙂
Porządna forma zobowiązuje. Nie da się upchnąć w niej byle gniota. A nawet jak się upchnie, to i tak jedno z drugim się pogryzie 😎
Dokument, który wczoraj linkowałam, dostał się na gazeta.pl 🙂 W jednym z komentarzy ktoś słusznie komentuje, że ten Przewalski od konia był przecież Rosjaninem 😆
Podmienić na konika polskiego i już.
Dobrze, że nauczeni doświadczeniem, Piotra Czajkowskiego już nie dołożyli 😉
A Kopernik była kobietą!!!
No jeszcze można by dorzucić Szostakowicza i Strawińskiego – też mieli polskie korzenie 😛
Strawiński nawet w pewnym momencie starał się o polskie obywatelstwo, ale mu nie dano – no i straciliśmy okazję na pozyskanie jeszcze jednej sławy…
Ja obserwuję Trumpa, mam blisko 😉
On sam nie może się połapać w tym, co prezydencja wymaga od człowieka. Jedno, co można mu przyznać to fakt, że nigdy nie był politykiem i dlatego robi takie gafy, ale to nie tłumaczenie, jeżeli się stoi na czele znaczącego na świecie państwa. Ma wokół siebie doradców (Iwanka?!), którzy powinni wiedzieć lepiej i podpowiedzieć mu, stosownie do sytuacji…
Tu mi się przypomniało, jak swego czasu oglądałam CNN, raniutko to chyba było – w Kongresie USA zjawił się słynny naonczas Lech Wałęsa. I przemówił…
https://www.youtube.com/watch?v=7X5nCOXbQOo
Tetryk,
jaką kobietą? Kopernik był homoseksualistą i dlatego udało mu się ruszyć Ziemię!
Dlatego kochajmy homoseksualistów, kochajmy, do jasnej cholery!
Żeby nie było, że napisałam powyższe z zawiścią i tak dalej. Kobiety lubią homoseksualistów, bo po pierwsze primo, to bywają ich synowie i córki.
Nie żyje Danuta Szaflarska.
Alicjo, to był cytat z „Seksmisji” – nawiązanie do postprawdziwej polonizacji Przewalskiego…
Tak, nie żyje.
Chyba wszyscy czują smutek.
Tu nagranie innej Danuty o Zespole Dobrych Usług i jego działaniu w KOD
https://www.facebook.com/VidKOD/videos/1646622448975119/
https://www.youtube.com/watch?v=n0OYCYuHpE0
Obejrzałam kolejny raz „Inny świat”…
W Dwójce wieczór wspomnień …
To była piękna pani. 😥
Tak, bardzo.
Teraz takich nie robią 🙁
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
kawa
Najpierw łotr nie wpuszczał, a potem aż trzy kawy postawił
Dzień dobry. Ciśnienie niskie, dam radę trzem kawom. 🙂
Czytam Marka Szurawskiego (opowieści rumowe) i zaczynam się rozglądać, gdzie mogłabym kupić słynny Pusser’s Rum. I taki kubeczek do niego:
http://eshop.interdrinks.cz/deploy/img/products/1570/1570.jpg
Dzień dobry,
Zawarłem (korespondencyjnie) porozumienie z Nowym, że jeśli on obieca, że się nie da wypłoszyć z bobikowa, to ja na bobikowo wrócę, więc wypełniam swoją część umowy. Przyroda (jak sprawdziłem w ogrodzie) budzi się do życia – zaczynają kwitnąć oczary, wawrzynek wilcze łyko jest pod pąkiem, wychodzą z ziemi przebiśniegi – więc to niezła pora na porzucenie hibernacji. Jest oczywiście spore niebezpieczeństwo, że w trybie cito wróci za mną i ‘tancerka mecenasa Kraykowskiego’, ale po co martwić się na zapas.
Ostatnie trzy tygodnie byłem poza Polską i nie znam się na tych sprawach bieżących, na przykład zupełnie nie potrafię orzec, czy p. Kijowskiego powinno się wywieźć taczką, czy też raczej nosić w palankinie. Przyjmuje, że są tacy co wspierają obydwa rozwiązania, może nawet jednocześnie. W kwestii niemiłosiernie nam panujących: z obserwacji wnoszę, że przewrócą się o własne nogi (jest tylko kwestią czasu kiedy) i nie ma większego sensu im w tym przeszkadzać; lepiej się zastanowić, jak naprawić Polskę, gdy już ten szczęśliwy a nieuchronny moment nastanie.
Co do lektur, ostatnio przeczytałem dojmująco smutny tekst – http://krytykapolityczna.pl/kraj/rob-to-co-kochasz-kochaj-to-co-robisz/ – który i bobikowcom do przemyśleń podrzucam.
Dziękuję ,babilas,za powrót! 🙂
Zalinkowany tekst (bardzo dobry!) przeczytałam i puściłam w świat.
Hej, Babilasie, miło, że powróciłeś. 🙂
Pora dla mnie niezwykła, bo zawsze jeszcze śpię, wiec jestem jeszcze mało przytomna.
Uczęszczam na rehabilitację barku, więc ucieszywszy się, znikam.
Ooo, to dobrze że dzisiaj trochę więcej kaw. Ach powroty, te wiosenne i te blogowe 🙂
Siódemko, życzyłbym Tobie, żeby ta rehabilitacja barku odbywała się nie w rozumieniu medycznym, tylko tym drugim, mniej oczywistym (od rzeczownika barek, a nie bark): wysokie stołki, barman miesza koktaile, tartinki z kawiorem, ogólna dekadencja.
Swoją drogą, moja mama złamała sobie rękę podczas naszej nieobecności w Polsce (ale się do tego nie przyznawała, żeby nas nie denerwować). Pierwsze słowa epikryzy szpitalnej brzmią „Pacjentka doznała upadku z wysokości własnej”.
Och, jak sympatycznie dziś od rana! 😀
strasznie się cieszę, babilasie 🙂
I ja też, i ja też 😀
Ojej, jaka wspaniała niespodzianka, ja też się ogromnie cieszę. 😀
Uwielbiam Was czytać.
Moja wysokość własna zeszła do zakichanego poziomu i ledwo zipie.
Mrówki powinny być szczęśliwe, że ktoś daje im pracę. I to jest jeden kierunek ruchu, bo że także tę pracę bierze, już się do świadomości dającego nie przebija.
Szaflarska to był ktoś. Widywałem ją na scenie w ostatnich latach, raz także na ulicy. Niczym nie przypominała stuletniego Solskiego, którego na scenę wprowadzano i różne rzeczy mu się tam przydarzały. Z całym szacunkiem dla Starego Wiarusa, końcówka kariery była nieco na wyrost. Tymczasem Szaflarska do końca była pełnosprawną aktorką. W prasie pisali o niej wczoraj jako o pierwszej amantce polskiego filmu. Dla mnie była pierwszą damą i nie zgadzam się z tymi, którzy ten tytuł przypisują Ninie Andrycz. Andrycz była z wielkiego świata, ale to nie to samo.
Zadanie Dory dla mnie nie tak bardzo trudne, bo jako urzędas z nowomową mam wiele do czynienia na co dzień. Dokument powinien trafić do muzeum absurdu. Może kiedyś powstanie Muzeum IV RP na wzór Muzeum PRL. W PRL dostawałem szczególne wydawnictwo pt. „Notatnik Aktywisty”. Wydawca: Komitety Wojewódzkie PZPR”. Pisano tam różne dyrdymały na aktualne tematy. Tylko tło i uzasadnienie umieszczano dla ludzi z wykształceniem. Zamiast kompletnych bzdur było tłumaczenie, że faktycznie to czy tamto może być źle odbierane, ale wicie, rozumicie, okoliczności są takie a nie inne, więc tak trzeba. Np. Ronald Regan (wówczas kandydat na prezydenta) to brzydki kapitalista, ale wara napisać o nim coś złego, bo może zostać Prezydentem SZAP i byłoby głupio, gdyby mu pokazali coś brzydkiego na jego temat z polskiej prasy. Jak już tłumaczyli coś bardziej inteligentnie, to od razu zastrzegali, że niewtajemniczonym należy to tłumaczyć inaczej. Język i ogólna wymowa bardzo mi przypomina to, co zlinkowała Pani Kierowniczka.
A Przewalski jako Polak ma ponoć jakieś uzasadnienie, na szczęście bardzo odległe. Ród kozacki uzyskał szlachectwo od Batorego. Według legendy podróżnik był naturalnym ojcem małego Soso i oczywiście dorosłego Józefa Stalina. Może to być dla kogoś powód do dumy narodowej, dla mnie osobiście nie specjalnie.
Na tle nowomowy „upadek z wysokości własnej” brzmi pięknie. Też nowomowa, ale jakże sympatyczna by była, gdyby nie okoliczności. Wyrazy pociesznie dla Babilasa i Mamy.
U nas dzisiaj wesoło. Co chwila wyskakują bezpieczniki, a pcty nie mają zasilania awaryjnego, które obowiązuję w całym urzędzie, ale my siedzimy w budyneczku należącym do jednego z ministerstw i mamy co prawda gniazdka zasilania awaryjnego, ale nie są one awaryjnie zasilane. Miałem akurat trzy wielkie dokumenty prawie ukończone w Wordzie i Excelu (skoroszyt z 26 arkuszy, bardzo mocno dzisiaj uzupełnione, których nie mogę skończyć, bo ciągle czekam na ostnie dane. Szczęśliwie wszystko zapisałem przed pójściem do Bobikowa. Autozapisywanie co 5 czy 10 minut u nas wyeliminowane.
Chętnie bym zabrał głos na temat nielegalnych imigrantów i odróżnianiu ich od uchodźców, ale już i tak temat zaogniony.
Z mojego punktu widzenia tylko warto pamiętać, że wśród Polaków też było sporo nielegalnych imigrantów np. do USA, gdzie stawali się nielegalnymi po wygaśnięciu wizy. W każdym razie nie do przyjęcia dla mnie jest propozycja budowy muru na koszt Meksyku. Sprostowanie Trumpa, że może to nie rząd Meksyku będzie musiał pokryć rachunki za budowę, tylko sfinansuje się to z ceł nałożonych na Meksyk, to też wybór między dżumą a cholerą. Nie jestem fanem rządu meksykańskiego, ale i tak za wszystko płacą mieszkańcy, a życie w tym kraju nie dla każdego jest sielanką. Dla USA dobry Meksykanin to Meksykanin, który pracuje w amerykańskiej fabryce w Meksyku za głodową stawkę. Nie może zbyt wielu mieszkańców przenieść się do USA, bo stawki robocizny w Meksyku wzrosną. To druga strona medalu w sprawie imigracji do USA.
Wczoraj odwiedziła nas rodzina z Wilanowa, w tym 2 wnuczki, obie bardzo muzykalne (6 i 11). Chodzą na koncerty i przywiozły sensację, że z WOK zwalniają wszystkich artystów. Od razu zajrzałem, gdzie należy, i przeczytałem, co na ten temat napisała Pani Kierowniczka. Do 1 kwietnia jeszcze dość daleko, a wiadomość wydaje się z tych absolutnie niemożliwych. Ale, jak mawiał Sherlock Holmes czy może Herkules Poirot, po wyeliminowaniu rzeczy prawdopodobnych należy się zająć raczej tymi niemożliwymi niż nieprawdopodobnymi. Czyli absolutnie niemożliwe jest prawdą. Marszałek wreszcie dopiął swego, bo różne podchody w tym kierunku trwały od dawna.
Jeszce z dobrych wiadomości:
http://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/posluszne-zony-kuriozalne-szkolenie-dla-kobiet,artykuly,405594,1.html?utm_source=insider&utm_medium=webpush&utm_content=newsweekpl&utm_campaign=redakcja#webPushId=ODE0
Pewnie ktoś dostał na to grant ministerialny, a do tego jeszcze opłata od ogłupianych. W zasadzie się zgadzam, że patriarchat powszechny do połowy XX wieku działał bardzo sprawnie i prawie wszyscy byli zadowoleni. Niektóre kobiety też. Ale inne chyba nie bardzo, w końcu ruch sufrażystek zaczął się bardzo dawno. Są różnice fizyczne i psychiczne i zgadzam się, że kobiety lepiej się nadają do rodzenia dzieci. I to by było na tyle, bo poza rodzeniem dzieci i może wytwarzaniem głębokiej więzi pomiędzy dzieckiem a rodzicem, w czym kobiety zdecydowanie dominują, reszta w poszczególnych przypadkach układa się bardzo różnie, a szukanie dominanty jest w tej kwestii absurdalne, bo nic z niej nie wynika. Zakładając, że 80% żon lepiej gospodaruje pieniędzmi niż ich mężowie, nie ma to najmniejszego znaczenia, dla mojego małżeństwa, w którym ja robię to lepiej. To takie uogólnienie; w moim konkretnym, to Ukochana jest w tym lepsza.
Jako katolik bywający w kościele nie pamiętam, żebym w homiliach słyszał, że żona ma być posłuszna mężowi. Również na naukach przedślubnych słyszałem, że małżonkowie powinni być równi. Że w Piśmie było napisane, co napisane, też wiem. Teraz to, co poszło w słuszne zapomnienie, jest przywoływane chyba tylko w ramach dobrej zmiany. Może tak w imię dobrej zmiany Wicepremier Gliński przejmie WOK? Nie jestem entuzjastą centralizacji kultury, jednak w tym przypadku, na zasadzie „tonący brzytwy się chwyta”, zniósłbym to.
Stanislawie, mieszkaniec Meksyku pracuje w amerykanskich fabrykach za bardzo dobra stawke… Ameryka ma wciaz wiele zalet i moze nam jeszcze byc bardzo kiedys potrzebna! Trump to w koncu tylko 4 lata.
Milo widziec stare/nowe twarze na blogu. Ja tez bywam mimoza i wychodze co jakis czas na jakis czas (staram sie tylko nie trzaskac drzwiami, a przynajmniej nie za glosno), ale wciaz czytam, bo sprawia mi przyjemnosc wielu z was czytac…
Dzisiaj jest w Ontario dzien wolny z okazji Dnia Rodziny. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Stawka godzinowa w przemyśle w fabrykach amerykańskich w Meksyku to ok. 2USD/h. Miesięczna płaca w pesetach to nieco poniżej 5000 peset miesięcznie, czyli ok. 1000 zł. Wychodzi, że w fabrykach amerykańskich zarabiają blisko 2 razy tyle, co przeciętnie. Jednak w porównaniu z zarobkami w USA… Prawda, że koszty życia też są inne. Najlepiej zarabiać w USA, a koszty ponosić w Meksyku, co w miarę możliwości wiele osób stara się robić. Przy wieloosobowych rodzinach jest to możliwe.
Ameryka niewątpliwie ma wiele zalet. Kiedyś była dla mnie czymś w rodzaju raju. Teraz już nie jest. Ma mnóstwo pięknych miejsc, wiele bardzo dobrze urządzonych instytucji. Ma jednak także wielu mieszkańców z trudem radzących sobie w życiu, słabo wykształconych. Co ciekawe, jak zauważyłem osobiście, wielu ludzi o niskim statusie społecznym wydaje się być zadowolonych ze swojego losu, który jest adekwatny do ich umiejętności. Podobne wrażenie przybysz z zewnątrz mógł w swoim czasie odnieść w krajach realnego socjalizmu, bo w wielu krajach bloku nie śmiano okazywać braku zadowolenia. Wiem, że w Stanach Zjednoczonych, jeżeli nie jest to autentyczne zadowolenie, to przynajmniej nie ma zwyczaju obwiniania całego świata o własne niepowodzenia. Tym nie mniej brak perspektyw w wielu miejscach i słaba opieka społeczna na pewno odbija się na losie wielu. Obama chyba próbował coś z tym robić, ale nie przysporzyło mu to popularności. Oglądałem w TV dyskusje na temat Obamacare i wydaje mi się, że w Europie wiele z tych konserwatywnych wypowiedzi nie mogłoby mieć miejsca.
Piękny Dzień Rodziny. To święto Prowincji czy ogólnopaństwowe?.
Wiekszosc prowincji, Stanislawie, obchodzi to swieto jako Family Day, ale w niektorych jest to dzien swiateczny dla celebrowania lokalnych tradycji…
Z ta Ameryka to troche jak z demokracja, jest tam bardzo niedobrze za wyjatkiem wszystkich innych miejsc.
Co do p. Alicji dwojga nazwisk i najnowszych wydarzeń wokół WOK, Stanisławie, to jest to tylko logiczna konsekwencja polityki p. Struzika, który szczelnie (chciałoby się rzec: hermetycznie) przylega od lat do fotela marszałka województwa mazowieckiego.
Model funkcjonowania kultury w Polsce jest taki, że nieliczne, flagowe rzec można, instytucje kulturalne finansowane są przez ministerstwo, dla części tzw. organem założycielskim (czyli, faktycznie, sponsorem) jest samorząd wojewódzki (uosabiany przez marszałka właśnie), są również instytucje miejskie na garnuszku lokalnych budżetów. Cała reszta kultury musi żebrać ad hoc albo utrzymać się sama.
Marszałek województwa mazowieckiego ma w swojej gestii (zarządczej i finansowej) bardzo różne placówki kulturalne, między innymi, Warszawską Operę Kameralną, Mazowiecki Teatr Muzyczny Operetka i Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze. W marszałkowskiej głowie urodziła się strategiczna koncepcja ograniczenia kosztów poprzez połączenie wszystkiego razem. W skrócie mówiąc, Mazowsze miało śpiewać operetki w budynku opery kameralnej. Taka, jak to się mawia ostatnio, synergia. W międzyczasie jeszcze był pomysł, na szczęście skutecznie storpedowany, przejęcia Studia im. Lutosławskiego.
Pierwotnym wykonawcą woli marszałka (miało zacząć się od unii personalnej, potem już z górki) był niejaki pan Izban, co do którego od samego początku były jakieś brzydkie podejrzenia, głównie dotyczące spokrewnienia z marszałkiem, ale też i lepkich rąk. Co do pierwszego zarzutu, marszałek ripostował celnie, że cyraneczka nie ptak, dziewczyna nie ludzie (a szwagier nie rodzina). Co do drugiego zarzutu, zaszłości jakieś tam były, wtedy nikt nikogo za rękę nie złapał, ale jak przyszedł NIK na kontrolę, to marszałek Struzik poczuł się zmuszony utracić zaufanie, bo to szło w dziesiątki tysięcy złotych.
I teraz na scenę wbiega rączym kłusem prawdziwa bohaterka tej historii, mezzosopran Alicja dwojga nazwisk (ten drugi człon to po mężu, jak sama zainteresowana mówi 'niezwykle namolnym Angliku’). Pani Alicja jest co prawda z okolic politycznych pana marszałka (kandydowała nawet do Sejmu z list PSL), ale też flirtuje ze środowiskami patriotycznymi (vide Pieśń Inki) – i tutaj dopiero zachodzi synergia w postaci fali która wznosi ją ku zaszczytom i synekurom.
Pani Alicja W-W wpierw była p. o. dyrektora Mazowieckiego Teatru Muzycznego, potem została p. o. dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej. Dlaczego pełniącą obowiązki zaledwie? Ależ to elementarne, mój drogi Watsonie: dyrektorów należy wyłaniać w drodze konkursowej, pełniących obowiązki można mianować bez konkursu i utrzymywać na stanowisku dowolnie długo poprzez odraczanie konkursów ad calendas graecas. A w międzyczasie jeszcze nominat zalicza wymogi ewentualnego przyszłego konkursu piastując stanowisko kierownicze w instytucji kulturalnej (nieważne, że tylko p.o.).
Kochani, jestem tak zajęta tematem, że aż tu nie zaglądałam przez chwilę 😉 ale też się cieszę, że babilas wrócił. Właśnie zamieściłam na Dywanie kolejny wpis, albowiem „Gazeta Polska Codziennie”, która już niegdyś zamieszczała wynurzenia pani dwojga nazwisk (Anglik był nie tylko „namolny”, ale zamożny), rąbnęła tekst na całą kolumnę pod jakże świeżym tytułem „Kto zbiera burzę” (jak to kto? Rewizjoniści, Hupka i Czaja, Żydzi i cykliści). Nie podrzucam linki, bo w sieci jest tylko kawałek, a to, czego nie ma, jest jeszcze smaczniejsze – częściowo to omawiam w rzeczonym wpisie.
Stanisławie, serdeczne pozdrowienia dla wnuczek! 🙂
Michale, wyrazy współczucia dla Pani Matki.
A ta epikryza po to, żebym pilnie poszerzył sobie słownik? Panie Prezesie, zadanie wykonane.
Stanisławie, słyszałem, że w sprawę Stalina był wmieszany Przewalski, ale nie tak wprost. Cały trud pracy hrabia zwalił na swego konia.
WOK-u nie będzie? Niemożliwe, byłam całkiem niedawno i ciągle dostaję zawiadomienia o spektaklach.
Pozwolę sobie wkleić świeżutki list:
List otwarty do wszystkich obywateli Rzeczpospolitej Polskiej
My, niżej podpisani byli działacze NSZZ „Solidarność” z lat 1980-81 i Solidarności w podziemiu, zwracamy się do wszystkich uczciwych ludzi, do wszystkich środowisk, partii politycznych i organizacji społecznych, o jak najbardziej stanowcze przeciwstawienie się próbie likwidacji niezawisłości sądów. Trzeba powiedzieć w bardzo stanowczy sposób, że nie zgadzamy się na pomysły Zbigniewa Ziobry i innych polityków PiS, by to Sejm, a w praktyce politycy tej partii, wybierał większość członków Krajowej Rady Sądownictwa. Takie rozwiązanie stanowi ostateczny koniec praworządności w naszym kraju i jest narzędziem do tego, by o orzeczeniach sądów nie decydowało prawo, lecz samowola liderów partii rządzącej.
Nie zgadzamy się na powrót praktyk z czasów PRL. Polityczna dyspozycyjność sądów oznacza w praktyce koniec praw obywatelskich i praw człowieka dla wszystkich, dla opozycji politycznej, dla mniejszości, dla wolnych mediów, dla kobiet, a nawet dla każdego z obywateli, który podpadnie jakiemuś lokalnemu urzędnikowi. Nie chcemy powrotu czasów, w których ludzi pobitych przez milicję skazywano na więzienie za „pobicie milicjanta”, w których skazywano piszących prawdę za „rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości”.
Wzywamy wszystkich obywateli Rzeczpospolitej Polskiej do jak najliczniejszego uczestniczenia we wszelkich protestach przeciw takiemu rozwiązaniu. Wzywamy partie polityczne i organizacje społeczne do zjednoczenia wysiłków w tej sprawie.
Nie ma obecnie sprawy ważniejszej. Polityczna dyspozycyjność sądów to ostateczna likwidacja demokracji i państwa prawa.
Ryszard Bugaj, Andrzej Celiński, Józef Duriasz, Aleksander Hall, Stanisław Handzlik, Ewa Hołuszko, Jarosław Hyk, Zbigniew Janas, Maciej Kozłowski, Halina Flis-Kuczyńska, Waldemar Kuczyński, Henryka Krzywonos-Strycharska, Bogdan Lis, Jan Lityński, Krzysztof Łoziński, Adam Michnik, Ewa Milewicz, Ryszard Musielak, Stefan Niesiołowski, Edward Nowak, Halina Nowak, Janusz Onyszkiewicz, Antoni Pawlak, Józef Pinior, Jan Rulewski, Joanna Szczęsna, Ernest Skalski, Grażyna Staniszewska, Antoni Stawikowski, Henryk Wujec, Ludwika Wujec, Helena Łuczywo
______________________
Przepraszam, ale przed chwilą usłyszałam w radiu, że firma ubezpieczeniowa w Iraku, w swojej reklamie, przedstawia zdjęcie Prezydenta Trampa a pod nim napis „nigdy nie wiesz, kiedy nastąpi katastrofa”. 😆
To jest malutki teatr z niewielką sceną.
Jaka operetka, Boże drogi?!
Dzięki, Mar-Jo.
Wszyscy obywatele powinni powstać w proteście.
Znowu zlekceważyli prezesa! Co za dzicz, ten Irak!!!
Koniec świata!!!
Przed godziną mieliśmy wizytę straży miejskiej.
Panowie sprawdzają, czym właściciele nieruchomości ogrzewają swoje domy. Nareszcie!!!! Powietrze w najbliższej okolicy mamy bowiem tak zanieczyszczone, że boję się otwierać okna.
Inicjatywa wykształciuchów cenna, ale nazwiska jakieś skompromitowane. „Żydzi, kryminaliści i nieudacznicy chcą się wtrącać do sądownictwa naprawianego na polecenie Komisji Weneckiej”. Tak mniej więcej może wyglądać następna odpowiedź MSZ wysyłana do Brukseli. Między innymi Aleksander Hall. Kiedyś blisko współpracował z Sellinem.
Historię kolejnych podejść Struzika do WOK oczywiście znam. Miałem jednak nadzieję, że po tylu nieudanych próbach odpuści. Tym razem, jak widać niczego nie zapowiadał, tylko od razu wypowiedzenia. Ma być załatwione zanim ktoś zdoła uratować. Ale większość ma chyba wypowiedzenia 3-miesięczne, a dyscyplina finansowa nie pozwala zwolnić tylu osób za wypowiedzeniem bez świadczenia pracy, czyli parę miesięcy to musi potrwać. Może jednak da się uratować. Po prostu nie wierzę, że można zlikwidować coś takiego. Jednak marszałkowie wiele potrafią. U nas zawzięli się na operę. Zlikwidowali Bałtycki Teatr Tańca, teraz obcięli płace ograniczając liczbę spektakli do minimum. Pierwsze nowe wystawienie Butterfly w wersji „półkoncertowej” Maja Korbut nawet dość chwaliła, a i orkiestra została nieco pochwalona. Teraz trwa spór zbiorowy, w tej chwili już nie z dyrektorem ale z marszałkiem. Pieniędzy nie ma, bo instytucje kultury przegrywają z zespołami trakcyjnymi dla Pomorskiej Kolei Metropolitalnej.
Za pozdrowienia dla Wnusi dziękuję. Przy najbliższej okazji przekażę.
Nie zasnę chyba..
W Budapeszcie, nad Dunajem , w pobliżu Mostu Małgorzaty jest Park Świętego Stefana. W parku od 1985 roku stoi pomnik wybitnego filozofa, który nazywał się György Lukács. Pomnik (głosami rady miasta!) ma zostać usunięty i zastąpiony pomnikiem Św. Stefana. György Lukács był Żydem.
Między Parlamentem a Mostem Łańcuchowym jest jeszcze inny pomnik.W formie stalowych odlewów butów.Butów, które Żydzi,ustawieni na brzegu przez Strzałokrzyżowców, musieli zdejmować przed rozstrzelaniem.Rozstrzelanych wrzucano do Dunaju.
Następny pomnik do usunięcia?
Stany Zjednoczone – podobno, jak często się od nich samych słyszy, „najwolniejszy kraj na świecie”. Każdemu wolno protestować, przecież jeszcze nikogo nie wsadzono za to za kratki. Na razie.
http://www.msn.com/en-us/money/markets/dozens-fired-after-skipping-work-to-participate-in-a-day-without-immigrants-protests/ar-AAn8DMF?li=BBmkt5R&ocid=spartandhp
Tymczasem Nadszyszkownik obruszył się na 'Polskę w trocinach’. Za krótki na Misiewicza, ale Szyszkę może wyciąć, choć ten jest umocowany teologicznie (Rdz 1:26) i ma znajomości w Toruniu. Zobaczymy co będzie dalej, bo to da pogląd na obecny układ sił na panteonie.
Od dawna już wiadomo, że nawet bogom nie opłaca się zadzierać z naturą, napisano o tym operę, jakby kto miał 15 godzin na zbyciu, to można tutaj zajrzeć.
Swoją drogą, ostatni politycy, których widywałem w operze (TWON), i którzy najwyraźniej frekwentowali, bo chcieli, a nie bo musieli, to wicepremierzy Łuczak i Kołodko, dobre dwadzieścia lat temu.
Dzień dobry,
Nie wiem, czy mogę powiedzieć kilka słów całkowicie odbiegających od tematów Blogu Bobika. Jeśli popełniam gafę – wybaczcie.
Około rok temu byłem ostatni raz w Afryce. W Czarnej Afryce. Oprócz podziwiania słoni w parku w pobliżu Kilimandżaro spotykałem się głównie z ludźmi. To jest zawsze dla mnie najważniejsze. Wśród wielu spotkanych i poznanych osób jakaś część była nosicielami HIV, a kilkoro z bardzo poważnie zaawansowanym AIDS, o czym oczywiście wiedziałem. Ja tych ludzi nie unikałem, wręcz przeciwnie, chciałem ich spotkać. Nie unikałem podawania ręki, rozmów, nie pocieszania, ale normalnych rozmów dając tym ludziom chwilę zapomnienia od ich problemów. Nie unikałem też objęcia ich ramieniem, normalnych ludzkich odruchów. To było dla nich bardzo ważne, dla mnie wydawało się też ważne, ale nieco niebezpieczne.
Kilka dni temu, na wszelki wypadek, zrobiłem test krwi na obecność virusa HIV. Wynik ujemny, więc jestem zdrów jak ryba!
Pisze o tym dlatego, że jeśli komuś z Was trafiłoby się spotkać kogoś z HIV lub AIDS – nie bójcie się! Zarazić się naprawdę nie jest łatwo. Może to nastąpić tylko przez krew lub sex, ale dawka wirusa zdolna do zamieszkania w naszym organizmie musi być naprawdę duża. A rozmowa z osobą zarażoną może jej dodać sił do walki z chorobą. Dzisiejsza medycyna radzi sobie już nieźle z uśpieniem virusa, nie może go jednak zwalczyć. Bądźmy dobrej myśli!
Naprawdę nie wiem czy powinienem o tym pisać, ale czuję taką potrzebę. Przepraszam za zupełny odlot od poruszanych tematów.
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy, nie ma tematów niebobikowych. A Twój jest jak najbardziej 🙂
Tu chyba nie ma tematów tabu (o ile się coś nie zmieniło ostatnio). Co do ryzyka zakażenia (czy też zarażenia; wiem że to nie są terminy tożsame, ale nie rozumiem różnicy), w tej tabelce nie ma nawet takich kolumn jak podanie ręki, objęcie ramieniem, czy też rozmowa.
Dzień dobry.
Ślimak przy kawie – bardzo ładny. 🙂
Irek, Babilas – Dziękuję! 🙂
Pamiętamy wszyscy, jak to nam za później komuny telewizja polska pokazywała, jak to w Ameryce prześladują Murzynów, a konkretnie jednego, zwanego Kunta Kinte. Po czterdziestu latach History Channel (czyli Disney) zrobił remake (na razie do obejrzenia na BBC, jutro idzie trzeci odcinek).
Tenże BBC kończy właśnie nadawać 'Taboo’ (ostatni, ósmy odcinek w weekend), mroczny dramat, którego akcja dzieje się w Londynie z początków XIX wieku. Także w Londynie osadzona jest akcja kryminalnej dystopii 'SS-GB’ (1941, Niemcy podbili Anglię), którą właśnie zaczęło nadawać BBC1 (pięć odcinków).
PS. Ja już kiedyś objaśniałem sposoby oglądania BBC z komputera spoza UK, jakby komuś było potrzebne, mogę jeszcze raz.
Babilasie, jeśli można jeszcze raz, to poproszę.
Mar-Jo: odezwij się do mnie proszę e-mailowo – michal kropka babilas małpa gmail kropka com
Się odezwałam.
Murzynów w Ameryce nie prześladują, bo już ich tam nie ma. Są Afroamerykanie. Gołym okiem widać, że ich stosunek do białasów jest dość zróżnicowany. Od pokornej uległości przez manifestowanie dystansu, całkowitą normalność do zakomunikowania, że „nie gadam z białymi”. To zróżnicowanie w niewielkim stopniu może wynikać ze zróżnicowania charakterów. Wynika między innymi z pozycji społecznej, ale także z doświadczenia z kontaktów z białymi. Policjanci amerykańscy, jak zauważyłem, potrafią być bardzo nieprzyjemni dla obywateli, również białych, gdy ze względu na wyjątkowość sytuacji mogą wykazać się władzą. Najbardziej nieprzyjemne zachowanie tego rodzaju widziałem na doraźnym objeździe kierowanym przez afroamerykańskiego policjanta, który wyżywał się na eleganckiej białasce za nie dość szybką reakcję na jego polecenie. Podobne zachowanie widziałem przy kontroli autobusu liniowego z Amsterdamu do Paryża, gdy francuska żandarmeria urządziła kontrolę pasażerów i ich bagaży. Europejczyków nie sprawdzano, natomiast sposób wyprowadzania wszystkich o ciemniejszej karnacji, a potem postępowanie z ich bagażami, to był szok. Trochę podobnie było na przejściu pomiędzy strefami w czasie przejazdu autobusem palestyńskim z Betlejem do Jerozolimy. Nas nie proszono o dokumenty ani nie zareagowano na zignorowanie zbiorowego polecenia opuszczenia autobusu). Palestyńczycy okazywali dokumenty na zewnątrz, a potem jeszcze raz po powtórnym zajęciu swoich miejsc. Widać było atmosferę zastraszenia. Może to filozofia z Pana Wołodyjowskiego: „jeśli nie będą się ciebie bali, będą się z ciebie śmiali”.
Zupełnie inne wspomnienia z kontaktów z policją w zbliżonych sytuacjach mam z Anglii, Niemiec (ale nie NRD), a przede wszystkim Włoch, gdzie chyba akurat 2 sytuacje były najbliższe poważnego realnego zagrożenia – rozbrajania bomby na moście w Pizie i blokady drogowej założonej na gangsterów w Umbrii (kilkudziesięciu karabinierów z automatami i kilkanaście samochodów).
Zacząłem od USA, „najbardziej wolnego kraju świata”. Moje uwagi dotyczące tego, co w Ameryce jeszcze można poprawić, nie oznaczały, że mi się tam nie podobało. Dużo można się tam nauczyć i wieloma rzeczami zachwycić, ale raj to jeszcze nie jest. Co do nielegalnych imigrantów, mam wrażenie, że administracja świadomie ich toleruje, bo są potrzebni, a w razie, gdyby już nie byli, natychmiast można się ich w pojedynczych przypadkach pozbyć. Dla załatwienia pracy, także w publicznych urzędach, wystarczy prawo jazdy i legitymacja ubezpieczeniowa (social security). Prawo jazdy może zrobić cudzoziemiec, a fałszywą legitymację ubezpieczeniową kupuje się na bazarze. Kiedyś kosztowała około 20 USD, teraz nie wiem. Wystarczyłoby zaostrzyć kontrolę ubezpieczeń, żeby wychwycić wszystkich cudzoziemców pracujących nielegalnie.
Jeżeli władza dojdzie do wniosku, że nielegalnych należy deportować, skala przedsięwzięcia byłaby ogromna. To zupełnie coś innego niż postawienie bariery przed napływem. Jeżeli ktoś myśli o ograniczeniu liczby imigrantów, powinien postawić barierę i w sposób naturalny zmniejszać liczbę niechcianych (jak to brzmi!). Masowe deportacje to mnożenie tragedii. W filmie „Babel” mamy historię imigrantki legalnie (a może i nie, nie mam pewności) pracującej jako pomoc domowa – opiekunka dzieci. Przypadkowe wplątanie w zbieg różnych wydarzeń doprowadza do deportacji. Oczywiście twórcy filmu potrafili zrobić na widzach odpowiednie wrażenie, bo to było ich zadaniem. Ale każda taka historia jest naprawdę dramatem, a pomnożona przez kilka milionów to coś niewyobrażalnego.
Jakie racje mogą przemawiać za eliminacją imigrantów w USA, trudno zgadnąć. W końcu to jest kraj imigrantów i nie jest przeludniony. Tylko imigranci nie osiedlają się na pustkowiach, ale szukają pracy w największych metropoliach. Według mnie logicznych przesłanek nie ma. Pozostaje czynnik strachu przed terroryzmem. Strachem rządzić jest najłatwiej. Przecież strachem posługuje się PiS grając na najpowszechniejszych obawach, które najpierw w ludziach rozbudza.
Skąd w Anglii tęsknota do okupacji, której nie zaznała poza paru wyspami. To już nie pierwszy film o okupacji hitlerowskiej w tym kraju. Niedawno oglądałem „Mroczną dolinę”, western austriacko niemiecki. Chęć umiejscowienia u siebie odległego gatunku jest zrozumiała. My mieliśmy „Rancho Texas”, „Wilcze echa” i „Prawo i pięść”. Dwa pierwsze bliższe były oryginalnej scenerii, jednak ten ostatni starał się być najbliższy takich pereł jak „15:10 do Yumy” czy „W samo południe”. Ale były i odwrotne próby. „Dyliżans” czyli westernowa, chyba udana, adaptacja „Baryłeczki” Maupassanta.
Wracając do Anglii. Anglia nie tylko nie zaznała okupacji hitlerowskiej, ale i była wyjątkowo mało podatna na działania szpiegów niemieckich i to pomimo wielu sympatyków hitleryzmu wśród angielskiej arystokracji. Tymczasem filmów szpiegowskich i seriali angielskich ze szpiegami w tle mamy sporo, w tym „Ucho igielne” ze świetnym Donaldem Sutherlandem. Według powieści Folleta, według którego „Filary ziemi” i „Świat bez końca” nie schodzą z ekranów telewizyjnych. Film zubożył powieść, a reżyser świetnie czujący się w dynamicznych scenach „Gwiezdnych wojen” tutaj popisywał się sztormem, ale psychologię spłycił, a aktorów poza Sutherlandem, momentami wpędzał w teatralność. Ale na pewno warto do tego filmu wracać. Jako ciekawostka helikopter, który był już skonstruowany, ale wojsku jeszcze długo nie służył.
@Babilas wczoraj 6:51
Zaraźliwość i zakaźność są faktycznie odrębnymi pojęciami. Pierwszy określa możliwość przeniesienia się patogenu do organizmu, a drugi możliwość wywołania choroby. Inaczej. Np. wirus grypy jest zaraźliwy, bo przenosi się drogą kropelkową, czyli ma dużą łatwość rozprzestrzeniania. HIV w tym układzie jest mniej zaraźliwy, bo przenoszony jest drogą płciową lub przez krew (np. transfuzja.
Natomiast zdolność do wywołania infekcji (czyli zakaźność)to sprawa z innej kategorii. Między innymi określana jest przez liczbę patogenu, jaka musi się dostać do organizmu, żeby wywołać chorobę. A także jego zdolność do ominięcia lub przełamania bariery immunologicznej. Jednym przychodzi to łatwiej i mniejszym nakładem sił, innym trudniej. Wirusowi grypy przychodzi z dużą łatwością.
Szczepienia nie szkodzą. Są tacy, którzy twierdzą, że nawet pomagają :)))
@Stanisław
U nas ta powieść od początku jest znana jako „Igła”. Film zresztą też pod takim tytułem był rozpowszechniany.
Władza, zwłaszcza niskiego szczebla, ale sprawowana przez ludzi z problemami (kompleksy, słabości charakteru itp.) daje okazję do odreagowania i wyżycia, co można zaobserwować w kontaktach z policją, celnikami, woźnymi szkolnymi, strażnikami, cieciami różnego rodzaju czyli funkcyjnymi bez bezpośrednich podwładnych, za to z przełożonymi i hierarchią nad sobą.
Mam w pamięci zachowanie służby granicznej i celników na przejściu granicznym w Terespolu, gdzie nagminne było tykanie kierowców rosyjskich, rzucanie papierów na ziemię, zwracanie się tylko po polsku i udawanie, że nie rozumie się prostych zwrotów rosyjskich
– Co wieziesz?
– Sapogi
– Co??? – w tle rechot kolegów celników
– Sapogi
– Obuwie – podpowiada ktoś z kolejki przy budce
– To mów od razu, że buty!!! Sapogi, he he he…
babilas @ 3:11
Owszem, są tacy (pojedynczy niestety) politycy, co nadal frekwentują, bo chcą. Np. Marek Borowski – zawsze, kiedy może.
@Michał
Przegapiłem Twój wpis o Nadszyszkowniku, więc wracam. O szyszkach chciałem, ale musiałem przywołać się do porządku. W myśl zasady „znaj proporcjum, mociumpanie”. Więc tylko tak. Patrzę codziennie na modrzew pod moim oknem. A na nim już od lat wiszą smętnie stare przetrwałe szyszki. Właściwie tylko puste skorupy. I z roku na rok ich więcej. Bo świeże przybywają i mało co opada. Jedyna nadzieja, że wiewiórki, które czasem się kręcą, nabiorą odwagi i częściej będą na niego zaglądały. Oraz dzięcioły. Bo sikorki to tylko wydłubią, co jadalne. Tak samo szczygły i gile.
Mamy od kilku dni protesty w firmie Lotos Kolej. To drugi w Polsce przewoźnik po PKP, bardzo mocny w przewozach towarowych. Załodze obrzydł bałagan, jaki zapanował po objęciu funkcji wiceprezesa przez pana Makurata zajmującego się wcześniej pisaniem o sporcie. Tatuś, prof. UG zajmuje się psychologią sportu i jest zaprzyjaźniony z panem Śniadkiem, szefem gdańskiej Solidarności. Pan wiceprezes jest szczególnie aktywny pod nieobecność prezesa. Wówczas podejmuje decyzje kadrowe. Zaraz po objęciu stanowiska odebrał prokury kilku wicedyrektorom, teraz wystawił wypowiedzenie dyrektorowi operacyjnemu przebywającemu jeszcze na urlopie. Pracownicy protestują w związku z chaosem, jaki powstał. Protestują maszyniści, którzy nie wiedzą kiedy i dokąd mają prowadzić pociągi. Protestują pozostali, którzy nic nie rozumieją z nowej sytuacji. Protest firmuje kilka związków zawodowych. Nie włączyła się do tego tylko Solidarność. Mam nadzieję, że dobra zmiana w końcu napyta sobie biedy i odejdzie w zapomnienie.
Paradoxie, dziękuję za objaśnienia; teraz wszystko rozumiem, ale nie wiem, jak długo się w tym stanie utrzymam.
Co do spraw Szyszki, z jednej strony podziw mną telepie, że taki zwyczajny, szeregowy poseł potrafi zastąpić całą opozycję i powiedzieć, że mu się ustawa nie podoba – a rząd zaraz się tym przejmuje i mówi, że owszem, że jak się nie podoba, to będzie zmieniać. Z drugiej strony to przecież typowe działanie w modelu 'dobry car i źli urzędnicy’.
Stanisław re: „Murzynów w Ameryce nie prześladują, bo już ich tam nie ma. Są Afroamerykanie. ”
Ależ ja pisałem o bohaterach przeniesionej (dwukrotnie) na ekran telewizyjny powieści Alexa Haleya „Roots” (po polsku „Korzenie”). Twierdzenie, że Kunta Kinte był Afroamerykaninem brzmi równie śmiesznie jak to o Napoleonie, który napadł na Związek Radziecki.
Opisane przez markota sceny graniczne widziałem podróżując kilka lat temu do Lwowa pociągiem. Czułem się upokorzony i zażenowany będąc świadkiem włączania się u polskich celników i wopistów trybu 'młody gestapowiec’ wobec Ukraińców. Na moją uwagę, że ukraiński paszport nie czyni jego posiadacza podczłowiekiem, usłyszałem: „Jak się panu nie podoba, to niech pan lata samolotem”. Skwapliwie zastosowałem się do tej rady, choć do dziś nie wiem, co to ma do rzeczy.
Jeżdżę na Ukrainę w zasadzie co roku.Polskie służby celne i graniczne nabrały nieco ogłady. Nie wiem w jakim stopniu zadziałała tam „dobra zmiana” – w roku ubiegłym nie było jeszcze widać wpływu.
Dzisiaj w ukraińskich gazetach pisano o wielkim sukcesie bieszczadzkiego oddziału:
Польські митники у суботу, 18 лютого, вилучили рекордну партію наркотиків на українсько-польському митному переході Краківець-Корчова. Мова йде про 250 кг гашишу, вилученого під час огляду двох автомобілів, які їхали на в’їзд в Україну. Попередня вартість вилученої партії становить 9 млн злотих (60,3 млн грн). Це одне з найбільших затримань наркотиків на кордоні Польщі за останні роки.Машинами керували двоє чоловіків віком 45 і 38 років, обоє – громадяни України.
Wiadomość z FB ze strony zaprzyjaźnionej osoby, sprzed 15 minut.
„Piękna biblioteka BUW – a w środku paskudnie! Znajoma wypożyczała książki o tematyce żydowskiej, cytuję ” Dzisiaj na terenie BUW-u SPOTKAŁAM SIĘ Z WROGIM, ANTYSEMICKIM KOMENTARZEM ZE STRONY BIBLIOTEKARZA – z powodu wypożyczenia książek na temat związany z historią polskich Żydów oraz mojego wyglądu. Jeszcze bardziej szokujący jest fakt, że komentarz ten wypłynął z ust BIBLIOTEKARZA! Powiedział, że ja i mój naród żydowski mamy już jedną ojczyznę w Izraelu, więc nie potrzebujemy w Polsce. Powiedział też, że europejscy Żydzi skończyli w komorach i dlatego powinni się cieszyć, że mogą uciekać do Izraela gdzie jest ich miejsce. Cały czas używał wyrażenia „zasrane żydostwo”.
BUW – UPDATE! Rozmawiałam z przełożonym wiadomego pracownika BUW-u i dowiedziałam się, że „panikuję, bo żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów”.”
Siódemeczko, rozumiem, że to jest prawdziwa informacja.Jesteśmy paskudni!!! Miałam jeszcze nadzieję , że przyzwoitość będzie dominować.
Aż nieprawdopodobne!
Przemyt haszyszu z Polski do Ukrainy? 😯 A dalej może nawet do Afganistanu?
mt7,
to jest wręcz niewyobrażalne 😯 Co się z tymi ludźmi dzieje?
Czy ten przełożony ma jeszcze jakiegoś przełożonego nad sobą?
Uważam, że należałoby go też powiadomić.
Co jeszcze przed nami? Wannseekonferenz nad Jeziorem Lednickim? Z przechodzeniem przez Bramę Rybę?
Trwa właśnie na Fb burzliwa dyskusja na stronie tej mojej znajomej, co zrobić.
Ja napisałam, żeby zgłosić do prokuratury.
Uważam, że osoba której dotyczyły uwagi obsługi powinna na piśmie zawiadomić prokuratora i rektora.
Mam nadzieję, że ma świadków, bo bibliotekarz się wyprze i co mu zrobią?
W Gazecie Wyborczej wywiad Michała Nogasia (ex Program Trzeci PR) z reżyserem filmowym Januszem Majewskim. I tam taki passus:
Koleżanka Mojej Ślubnej użala się korespondencyjnie (cytat za zgodą zainteresowanych):
„After spending 8 hours writing institutional statements for AHRC PhD awards yesterday, I have decided to take the Donald Trump approach:
Dzień dobry 🙂 ( chociaż po wpisie Siódemki to )
kawa
PA, łotr coś nie wpuszcza długo. Dzisiejsza kawa wchodziła około 4 min. 😯
Irek
Pewnie musiała naciągnąć.
Irek, tu piszą, że optymalnie 25 sekund tylko.
Janusz Majewski robi niezłe filmy, ale pogłębienie psychologiczne innym wychodzi lepiej. Oburza się na drużynowego, ale zasada ze śpiewanego alfabetu, gdzie m.in mamy: „Berlin miasto w gruzach leży, b….l szkołą dla młodzieży”, nie była mu obca, jak można wnosić z filmu „CK Dezerterzy”. Harcersteo było mi bliskie, gdy odrodziło się w 1956 roku. To był niesamowity kontrast ze wszystkim, z czym młodzież miała wówczas oficjalnie do czynienia. Pierwszy obóz harcerski w okolicach Czarnej Góry w Sudetach – na zupełnym pustkowiu. Msze polowe w niedziele. Rzeczywiście obok był obóz harcerek i bywało podkradanie flagi, ale rozpusta nie przybierała znacznych rozmiarów, jeżeli w ogóle była. Jak są młodzi ludzie w dużej masie, na ogół coś z tej dziedziny może się wydarzyć, nie winiłbym o to organizacji.
Kucharzem na obozie w Białej Wodzie pod Czarną Górą był komendant chorągwi, wychowawca z poprawczaka. Był potem ścigany listem gończym za pedofilię. Nie wiem, czy praktykował złe nawyki na tamtym obozie, mam wrażenie, że nie. Tak czy inaczej też nie obwiniam organizacji za to, że różne osoby próbują ją wykorzystać do niecnych celów. Dla mnie harcerstwo w pierwszych latach po Październiku było oazą wolności i normalności na tle szarego „socjalizmu”. W latach, o których mówi Majewski, harcerstwo było już całkowicie w łapach partii. W 100% chyba od roku 1947. Wymieniono całe komendantury, drużynowych też. Nowym drużynowym intymne włoski koleżanek zapewne były bliższe niż wzniosłe idee, chociaż wielkiej sprzeczności tu nie widzę. Młodzież 17-letnia zawsze dysponowała przedstawicielami obu płci z pełnymi doświadczeniami erotycznymi. Zdobywali je albo na obozach harcerskich, albo na pielgrzymkach „Oazy” albo zwyczajnie w domu. Obwinianie o to akurat harcerstwa jako organizacji, szczególnie w przypadku Janusza Majewskiego, zakrawa na gruby żart. Ja mam inne żale do drużynowych. Już po maturze odwiedziłem kolegę, który był drużynowym, a w tym momencie komendantem obozu harcerskiego. Po capstrzyku w jego namiocie pokazały się papierosy i wódka. To mnie zmroziło, ale też nie zniechęciło do organizacji, bo przecież nie był to przypadek systemowy tylko chyba wybryk. Na pewno takich wybryków było więcej, ale nie wyciągałbym wniosków uogólnionych.
Z obecnej perspektywy harcerstwo może się wydawać jakimś anachronizmem. Model patriotyzmu, ścisły związek z katolicyzmem (na tym tle doszło do podziałów), przydatność ćwiczeń harcerskich jako przygotowania do służby wojskowe. To już teraz nie gra. Ale w dziesięcioleciu 1956-1966 grało. Potem wszystko się psuło partyjnie. Teraz bardzo brakuje organizacji, które mogłyby pomóc w kształtowaniu odpowiedzialnych postaw młodzieży. Jedna już by nie wystarczyła, ale nie widzę żadnych poza takimi, które wiodą młodzież w bardzo złym kierunku (skrajnie prawicowe, chyba niektóre wręcz faszyzujące).
To Uniwersytet Warszawski zatrudnia TAKICH bibliotekarzy?? Może to naiwność, ale jednak nie spodziewałem się.
A niejaki Wojciech Wencel – poeta z bożej łaski, który w słowach też nie przebiera – dostał (prezydencką) nagrodę „Zasłużony dla Polszczyzny”. Gdzie my żyjemy? 👿
Postawa bibliotekarza nie jest czymś bardzo odosobnionym. Może odosobnione jest tak otwarte manifestowanie poglądów. W tej chwili ujawnianie staje się częstsze, ponieważ dobra zmiana tym poglądom sprzyja. Jawnie można bez przeszkód głosić poglądy anty-islamskie i w ogóle antyimigracyjne, więc wszelka ksenofobia i rasizm ujawniają się. Jak z tym walczyć, nie wiem. Ostatnio prokuratura stała się bardzo pobłażliwa dla poglądów tego rodzaju, a także dla wypowiedzi faszystowskich. Hakenkreuz to już nie symbol faszystowski tylko polańska swarga.
Dzień dobry. 🙂
Znaleźli wyjście z „postkomunizmu” czy mają aż tak wielkie poczucie humoru?
…Rada Gminy Kruklanki pod Giżyckiem kilka dni temu podjęła decyzję o zmianie głównej ulicy w osadzie gminnej z 22 Lipca na… 22 Lipca. Jednak, jak podkreślają władze gminy, nowa nazwa już nie symbolizuje dawnego PRL-owskiego święta, lecz ma mieć nową treść.(Tzn. poza datą nic za datą nie stoi)…
Ha, ha, jaki purytanin z Majewskiego 😉
Pamiętam z lat 60. powiedzonka o druhu Boruchu. Trwało sporo lat, zanim dotarło do mnie ich znaczenie 🙄
Ruja i poróbstwo na obozach harcerskich były bardzo dyskretne, na zewnątrz widać było tylko niewinne nocne podchody i spuszczanie namiotów na śpiące harcerki, a potem rewanż 😉
A propos dekomunizacji Kurklanek, ja już chyba pisałem (ale może niektórzy zapomnieli) o pragmatyzmie poznańskim.
Otóż była sobie ulica Jarosława Dąbrowskiego. Ponieważ patron był kojarzony z komuną (co z tego, że paryską), nie miał szans na przetrwanie. Dziś ulica Dąbrowskiego jest ulicą Dąbrowskiego, tyle że Jana Henryka. Również Janek Krasicki został szybko zdekomunizowany. Ulica Krasickiego, owszem – ale Ignacego. W końcu biskup, a nie agitator stalinowski.
Największy problem był z ulicą Bema, która słynęła w Poznaniu z bazaru rolno-ogrodniczego. Wszyscy przyjęli za aksjomat, że chodzi tutaj o tego generała, który się konwertował na islam i bronił Aleppo przed powstańcami – Arabami. A tymczasem patronem ulicy był Alfred Brunon Bem, komuch straszliwy, co to po więzieniach w Polsce międzywojennej wysiadywał dopóki w 1936 nie wyjechał do Moskwy, gdzie go aresztowali i rozstrzelali.
No i teraz zamiast spokojnie zamienić jednego Bema na drugiego, albo w ogóle udawać, że się nic nie stało, z ulicy Bema zrobili (jak przed wojną) Drogę Dębińską. Zupełnie bez sensu.
To Rapsod żałobny będzie na indeksie?
Uchwała Rady Miasta zmieniająca nazwę ulicy z 22 Lipca na 22 Lipca bardzo mi się podoba. Nie jest to wcale głupie. Koszty realnej zmiany są wysokie dla mieszkańców (niektórych), a uciążliwe dla przedsiębiorców. Nowa nazwa o starym brzmieniu. Jestem gotów napisać do „W Sieci” wiersz o Marcelim Hipolicie Nowotce, żołnierzu wyklętym NSZ (fikcyjnym rzecz jasna). Potem można zmienić nazwę ulicy z Marcelego Nowotki (zastrzelonego przez Mołojca) na Marcelego Nowotki, żołnierza wyklętego, bohatera wiersza opublikowanego w „W Sieci”. To by rozwiązało sytuację, gdy nie ma kilku postaci historycznych o tym samym nazwisku.
Mamy jeszcze w wielu miastach ulice Hanki Sawickiej
Pomysły na czasie. Jeszcze w wielu miastach mamy ulice Hanki Sawickiej, Janka Krasickiego i właśnie Marcelego Nowotki.
W Lublinie jest ul. Turystyczna … jak najbardziej komunistyczna, gdyż ustanowiona uchwałą któregoś tam plenum KW PZPR w ramach tzw. planu rozwoju turystyki w środowiskach robotniczo – chłopskich 😈
@Irek
Turystyka turystyką, rzeźnia tam była.
Propozycja Stanisława z 12:20 – rewelacja! 🙂
Czasami i KW coś rozsądnego uchwalił. Miałem kolegę, który był I sekretarzem POP w biurze projektów. Zajęty pracą prosił, żeby w przypadku telefonu baranów z komitetu informować, że jest w terenie, bo nie ma dla nich czasu. Ktoś uprzejmy nagrał taką wypowiedź i kolega przestał być I sekretarzem.
Sam też uczestniczyłem kiedyś w tym biurze w zebraniu partyjnym. Akurat miałem imieniny dość głośno obchodzone. W pewnym momencie zdzwonił dyrektor oferując brak konsekwencji z tytułu naruszania dyscypliny pracy, jeżeli z wszystkimi gośćmi dołączymy do zebrania partyjnego, na którym mój kolega ze studiów, wówczas adiunkt w Wyższej Szkole Morskiej, wygłaszał prelekcję. Propozycja była z gatunku tych nie do odrzucenia. Ale w ogóle dyrektor był bardzo w porządku. POP też, potrafiła się postawić KW PZPR i WUSW (SB) w kwestii pracowników działających w Ruchu Młodej Polski.
Tak naprawdę do czasu telefonów z KW PZPR i z SB nikt, nie wiedział, że dwoje pracowników działa w RMP. Po tych telefonach zaczęliśmy gromadnie zgłaszać się po wydawnictwa i to był główny efekt tych telefonów.
Bry 🙂
Trochę nieczasowam.
Finał? wczorajszego poruszenia.
Wpis osoby z „Otwartej Rzeczpospolitej” przed chwilą:
” Znajomą, prosimy o kontakt z biurem Otwartej Rzeczpospolitej: otwarta@otwarta.org , tel. 228281121 i/lub zgłoszenie wydarzenia na platformie „
Mar-jo
Od urodzenia mieszkam na ulicy 22 Lipca. Kilka lat temu zmieniliśmy nazwę ulicy 22 Lipca na 22 Lipca 🙂
Powód jak najbardziej oczywisty:
http://www.law.uj.edu.pl/~khpp/site/images/adm/Image/1807.pdf
Pięknie, Marku. 🙂
Wspomniana przeze mnie rada gminy twierdzi, że jej 22. lipca nie kojarzy się z ustrojem totalitarnym. I ma nadzieję, że wojewoda nie zakwestionuje uchwały.
Mają, na wszelki wypadek, ukrytego asa w rękawie. 🙂
Zwierzchnik kościoła rzymsko-katolickiego ustanowił w ubiegłym roku nowe święto liturgiczne, które jest obchodzone właśnie 22. lipca – to wspomnienie św. Marii Magdaleny.
A z Wenclem (Wojciechem) mam taki sam problem, jak z Rymkiewiczem: parafrazując, etyka gryzie mi się z poetyką. Zresztą nie tylko mnie:
(źródło)
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Przyniosłam do domu karton pączków (nadzienie: różana marmolada). Pyszota, proszę się częstować.
Według mnie to najlepsze pączki w mieście.
Dzień dobry,
a jak nazywa się ta kawiarnia-piekarnia i jak długo trzeba stać w kolejce?
Cukiernia-Piekarnia Woźniak. Byłam skoro świt- stałam może kwadrans. Najbliżej od przejścia granicznego Lubieszyn: pętla tramwajowa „8”, ul. Kwiatowa.Jest kilka miejsc, w których sprzedają swoje produkty, ale przy Kwiatowej jest zakład produkcyjny i największe prawdopodobieństwo zakupowego sukcesu. 🙂
Jak na razie, jestem po 4 pączkach i żaden mnie nie zachwycił. Do Szczecina nie pojadę. Kilka lat temu w GW wyczytałem, że najlepsze pączki w Trójmieście pochodzą z hotelu Heweliusz. W następnym roku odstałem rano 1,5 godziny w kolejce, a pączki okazały się bardzo takie sobie. W dwóch kolejnych latach kupowałem w małej cukierni we Wrzeszczu. Za pierwszym razem było nieco później i kupowałem z bieżącej produkcji. Były całkiem dobre. Rok później dla uniknięcia długiej kolejki byłem bardzo wcześnie i załapałem się na produkcję nocną, a może nawet wieczorną. Te były już takie sobie i w tym roku dałem za wygraną dopisując się do zbiorowego zakupu w pobliskiej cukierni. Po południu będą w domu od Sowy. W zeszłym roku były niezłe.
Osobiście ani ja ani Ukochana nie próbowaliśmy smażenia pączków. Synek próbował i podobno wyszły nieźle, ale nie było nam dane próbować.
A co do opisanej przez Siódemkę 'afery BUW’ – nie tak dawno przeczytałem (i gorąco polecam!) 'Stary gmach’ Piotra Matywieckiego, który przepracował tam dwadzieścia lat jako bibliotekarz. Ech, tempora mutantur…
Gdybym niedostatecznie zachęcił, tutaj radiowy (PR2) wywiad z autorem.
Milego paczkowania!
W mojej okolicy jak w Szczecinie, paczki pyszne. Sa gigantyczne, jak to czesto bywa z porcjami na tym kontynencie.Jeden paczek chwatit!
Moja Mama smazyla domowe paczki uzywajac jako nadzienia (bo byla skrzetna gospodynia) wisni albo sliwek z nalewek. Paczki domowe sa znakomite, tylko nalezy je zjadac natychmiast po wylowieniu z rondla.
Ja paczki omijam teraz szerokim lukiem, bo przylaczylam sie miesiac temu do WeightWatchers, gdzie liczymy zjadane codziennie punkty (nie kalorie). Punktow do zjedzenia jest niewiele i nie mozna ich marnowac na frywolnosci takie jak paczki czy alkohol!Nic to jednak! This too shall pass!
Jedna z moich ciotek smażyła rewelacyjne pączki.
Ja podejmę próbę w przyszłym roku. Faworki 2 tygodnie temu bardzo udane wyprodukowałam. 🙂
Babilasie, dziękuję. Wysłuchałam, książkę zamówiłam w Empiku.
Pamiętacie w moim linku o „ujednoliconych zasadach komunikacji marki Polska” zachęcanie do rozsyłania zagranicznym redakcjom rogali marcińskich czy częstowania gości w polskich placówkach pączkami w Tłusty Czwartek? Nieźle się dziś uśmiałam. Dziś wiele osób w redakcji otrzymało zgrabne paczuszki, w których znajdowały się… tak, pączki. A kto je przysłał? Zapewne nie zgadlibyście, że firma Google (na pudełku obie litery „o” zostały zastąpione kształtem pączków) 🙂
Zapchałam się. A nie planowałam.
Ja planowałam! 🙂
A ja zrobię pączki na weekend. 7 żółtek na pół kilo mąki wg Kuchni Polskiej z 1960 roku. Każdy pączek to 40 g ciasta. W środku powidła śliwkowe lub domowe konfitury z przetartych malin (bez pestek).
… na wierzchu lukier z cukru pudru, soku z cytryny i kirszu.
Markocie, nadzienie w Twojej technologii idzie do ciasta przed, czy po usmażeniu?
Dziś zamiast pączkowego obżarstwa – 13 km na biegówkach.
Mar-Jo,
przed, bo nie mam takiej szprycy jak w cukierniach 🙁
Trochę trudne, bo pączki nieco tracą równowagę podczas smażenia i jasna obrączka nie zawsze się udaje, za to nie mają dziury, przez którą nadzienie może wytrysnąć podczas nieumiejętnego jedzenia.
Z kawałka ciasta robi się kulkę, spłaszcza, daje na środek nadzienie, ściąga równomiernie brzegi (ciasto jest bardzo miękkie i podatne) i centralnie skleja w jednym punkcie, kładzie na desce do wyrośnięcia, sklejeniem do dołu. Proste.
Powód, dlaczego Google rozsyłał dziś pączki:
http://wyborcza.pl/7,156282,21409016,google-doodle-w-polsce-maja-juz-10-lat-zaczelo-sie-od-paczka.html#BoxBizLinkIJ30&a=110&c=76
Ach ten markot z jego prostymi przepisami; toc i przeszczep serca wedlug niego bylby prosty: rozciac klatke, wyjac zniszczone serce, zastapic nowym sercem, zaszyc klatke. Proste!
Co do „marki Polska” komunikat radia WNET powiadomił mnie o rozpaczaniu przez panią senator Anders jak mało w Stanach wiedzą o Polsce (to znaczy: jak mało dobrego). Zrozpaczony chwyciłem się za głowę i postanowiłem energicznie działać: bardzo stanowczo wypisałem się z dostarczania przez nich swoich komunikatów.
Markot by przeszczepił. „Zszyj białe z białym, żółte z żółtym, czerwone z czerwonym, a wszystko będzie dobrze”. 😉
Dzisiaj leczę się pączkami 🙄
Króliku,
w zasadzie tak jest, choć wychodzi różnie 🙄
Jednakowoż żaden z moich dotychczasowych pączków nie został odrzucony 😎
Haneczko,
od Twojego mniemania o mnie dostaję rumieńców 🙂
😆
W mojej rodzinie to jest bardziej skomplikowane niż u Markota. Najpierw kupuje się słoninę ze świni rasy puławskiej. Potem robi się świeży smalec i na tym smalcu smaży się pączki wypełnione crème pâtissière
Naprawdę skomplikowane to idzie tak:
Kupuje się prosię rasy puławskiej…
Mar-Jo,
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź, zapamiętam nazwę cukierni jak będę kiedyś znowu w Szczecinie.
Ja od lat smażę pączki sama, wg recepty p.Disslowej ze starej książki kucharskiej. Smakują nadzwyczajnie, wszystkie kupne są takie sobie.
W tym roku nie usmażyłam bo zięć za dużo zjada, córka mi zabroniła.
Markot, niestety dzisiejsza młodzież idzie na skróty 😉
Eva47 – bardzo proszę. 🙂
Ech, jestem tak napączkowany, że wyglądam jakbym miał zacząć za chwilę pączkować…
Dlaczego PiS postanowił wyciąć wszystkie drzewa starsze niż trzydziestoletnie?
Ponieważ korzeniami tkwią w PRL…
PiS = Piła i Siekiera
Good grief!
https://www.youtube.com/watch?v=KEXQkrllGbA&list=RDtTlKIzXRfhU&index=22
Aaaaaby z hiperglikemii wyjść: coś mądrego przeczytać.
Dzień dobry 🙂
kawa
Aby rzeczy (Polska w trocinach) we właściwych proporcjach widzieć: krótka historia o wycinaniu drzew, zapewne ileś razy już opowiadana, być może i tutaj (ale tradycyjnie liczę na sklerozę czytelnika). Rzecz dzieje się kilka lat temu. Albo lepiej nie, zacznijmy tę opowieść mniej więcej 30 lat temu. Wtedy zacząłem zbierać rośliny. Małe, średnie i całkiem duże (takie, które nazywa się drzewami). Niby wszystko było wiadomo, które na jakich stanowiskach sadzić i jak duże rosną (a co za tym idzie, jak gęsto, czy jak rzadko sadzić), ale człowiek za młodu odnosił się do praw przyrody z pewną dezynwolturą.
No i okazało się po czasie, że jednak magnolii nie sadzi się w rozstawie metr na metr, pojedynczy krzew kolkwicji po kilkunastu latach swobodnego rozsiewania się zajmuje sporą połać, cyprysowiec Leylanda naprawdę przyrasta o co najmniej metr rocznie, a dławisz (Celeastrus) nie bez powodu nosi swoją nazwę rodzajową. A więc piła i siekiera. Co można pokątnie, to można, ale na kilka drzew, które były na mapach katastralnych trzeba było pozwolenia.
O pozwolenie występowało się do wydziału ochrony środowiska urzędu miejskiego za pomocą druczku zaczynającego się od słowa “Prośba o wydanie zezwolenia”, co mną telepało, bo ja – w moim rozumieniu – zgłaszałem zamiar usunięcia drzew, a nie zwracałem się z (uniżoną) prośbą. Do “prośby” należało załączyć opis tego, co chciało się usunąć oraz wyrysować mapkę sytuacyjną. Urząd miał urzędowy termin 30 dni na ustosunkowanie się do “prośby”, jakkolwiek zastrzegał się, że w przypadku nawału próśb termin rozpatrywania spraw może wydłużyć się do dwóch miesięcy. Ale nic to, jesień jest, czasu do wiosny sporo.
Po dwóch miesiącach urząd wysłał umyślnym pismo (a w zasadzie dwa identyczne pisma, bo drugie do mojej żony, żebym pokątnie nic nie rżnął na boku), że z powodu nawału próśb, moja prośba będzie rozpatrzona w terminie późniejszym, ale żebym nie tracił nadziei i wyczekiwał odpowiedzi za miesiąc. I za miesiąc znowu pismo identyczne umyślnym, i potem znowu, i jeszcze raz, i tak przez osiem (sic!) miesięcy. Już nawet chciałem skargę na przewlekłość postępowania składać, ale prawnik jęknął i rzekł: “niech cię ręka boska broni!”. Skargi na przewlekłość mają to do siebie, że powodują wyjęcie prośby z kupki próśb, do której w końcu wróci, ale na samo dno. Co z tego, że urząd pod przymusem wyzna, że jest przewlekły, skoro spowoduje to dalsze opóźnienie.
W końcu urząd się zlitował i po dziesięciu miesiącach od złożenia prośby przysłał pozwolenie. I tak oto wyciąłem (uschłą) wejmutkę, daglezję (która rosła półtora metra od domu) oraz świerk kłujący w odmianie Glauca (który posadziłem kiedyś na środku trawnika; trawnika po trzydziestu latach już nie było, bo świerkowi spodobało się stanowisko). Oczywiście do obiegu publicznego trafiają opowieści o krwiożerczych developerach wycinających płuca Warszawy, ale ustawa Szyszki ma też swój – niemedialny – rewers.
(Zaznaczam, że nie skorzystam/skorzystałem; mam wszystko wertykalnie uporządkowane na następne dwadzieścia lat; a potem to już i tak zmartwienie spadkobiercy.)
Przyjaciel nabył 13 ha lasu mieszanego na skarpie w kantonie Vaud. Od jeziora Neuchatel oddziela go linia kolejowa i rezerwat torfowiskowy. Na horyzoncie widać góry Jura. W bagienku śródleśnym taplają się dziki, po lesie biegają sarenki, latem grasują zapowietrzone (borelia i FSME) kleszcze.
W tym lesie ma prawo wycinać wedle upodobania to, co nie osiągnęło 20 cm średnicy pnia mierzonej bodajże półtora metra nad ziemią.
O wszystkim innym decyduje lokalny leśniczy.
W lesie są młode nasadzenia, ale też ogromne buki i wiekowe dęby, na nich budki lęgowe dla ptactwa, przez teren wiedzie mało uczęszczany szlak turystyczny.
Święte prawo własności zawsze ma tu jakieś granice.
Jedną z nich jest np. zasada, że brzegi jezior i rzek należą do narodu i nie można odgrodzić dostępu do nich nawet gdy działka ma dostęp do wody. Prawo to przegłosowano w referendum dopiero ca 30 lat temu, więc niełatwo jest wcielić je w życie, ale w mojej okolicy (dwa duże jeziora) zrealizowano je prawie w 100 proc. budując miejscami kładki nadwodne wzdłuż brzegu i granicy posiadłości.
We wspomnieniach mam podróż z Niagary do Toledo kanadyjskim brzegiem jeziora Erie z wiecznymi tabliczkami „No trespassing” i bodajże jednym publicznym dostępem do wody po 100 km jazdy 🙁
Moje trzy grosze do opisu Babilasa. Złożyło mi się w życiu, że przez 5 lat pracowałem w wydziale ochrony środowiska, tyle że wojewódzkiego. I zajmowanie się wycinaniem drzew było częścią moich obowiązków. Tyle że w ramach nadzoru, bo kompetencje dot. udzielania, jak wspomniano, należały do urzędów gmin i urzędów miasta. Doświadczenia babilasowe i moje są zgoła odmienne. Nie spotkałem się w tamtym czasie z jakimiś znaczącymi przypadkami przewlekłości postępowań dot. wydawania pozwoleń akurat w tej konkretnej sprawie. Zwłaszcza w przypadku prywatnych „posiadłości” czy gospodarstw. Może trafiały się pojedyncze sprawy. A każda taka decyzja trafiała do mnie. Bo wtedy załatwiane to było decyzją administracyjną. Owszem, zdarzały się odmowy na terenach spółdzielni, pasów drogowych czy generalnie przestrzeni publicznej. Ale i tak można było czasem odnieść wrażenie, że tych pozwoleń udzielano w niektórych przypadkach dosyć pochopnie.
Cóż, widać działała jakaś specyfika regionalna.
Dodam, że wtedy jeszcze nie obowiązywał zakaz cięcia drzew w okresie lęgowym, co niosło za sobą określone skutki.
Podsumowując. Ktoś nie przemyślał do końca skutków nowelizacji ustawy, nadając jej taki kształt. Albo odwrotnie. Przemyślano bardzo dokładnie.
PS No tak, wtedy kara za wycięcie drzewa bez zezwolenia, dla osoby prywatnej była zryczałtowana i niezależna od gatunku i obwodu w pierśnicy.
O wpływie mądrości na maluczkich.
Przeczytałam Bralczyka i natychmiast zasnęłam. I nawet nie wiem, czy to dobrze, czy to źle…
Po mojemu to, co prywatne jest także częścią przestrzeni publicznej i całkowitej dowolności być nie powinno.
Markotowe podoba mi się, jest rozsądne.
U nas brzegi w teorii do narodu, w praktyce wara.
Wpadam, zeby donieść:
Krzysztof Łoziński poinformował, że będzie kandydował na przewodniczącego KOD.
http://linkis.com/wiadomosci.onet.pl/k/rli66
Mój komentarz:
Nareszcie.
Na marginesie uwag markota i paradoxa, mój norweski kuzyn w ogóle nie rozumiał mojego problemu: u nich można wszystko sobie ciąć we własnym lesie i we własnym ogrodzie, bez ograniczeń co do wieku i pierśnicy. Za to ma absolutny szlaban na palenie ognisk, więc zawsze u nas grill ogrodowy au naturel to dla niego atrakcja.
Dzień dobry.
Siódemeczko, wiem od przedwczoraj.
Wiem też, że zebrała się grupa „murarzy”, którzy próbują tę kandydaturę „uwalić”. Sposób obrzydliwy!!! Szukają haków, węszą,puszczają w obieg kłamstwa. Znam niektórych, z naszego Regionu- niestety…
Kandydat złożył wniosek o usunięcie tych ludzi z KOD. Odetchnęłabym z ulgą, gdyby to się udało.
Inna sprawa, że Łoziński też jest osobą, hm, specyficzną, o czym wiele mogą powiedzieć ludzie zajmujący się niegdyś taternictwem 🙂 Ciekawy, choć nieco łagodny artykuł ukazał się swego czasu w „Polityce”:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1654940,1,kim-jest-krzysztof-lozinski-pomyslodawca-kod.read
Mówię łagodny, bo wspinacze mówią wręcz, że „Łoza” miał syndrom Münchhausena i wiele z jego wyczynów jest zmyślonych, co można udowodnić. Jednak niech ktoś próbował podać coś w wątpliwość – był gotów się procesować.
Może na stare lata trochę poprawił mu się charakter. Oby.
Oj, chyba moje ostatnie zdanie jest pobożnym życzeniem… „Kandydat złożył wniosek o usunięcie tych ludzi z KOD” 😆
Nawiasem mówiąc, dlaczego jak się zbierze w jakiejś sprawie, choćby najszlachetniejszej, paru Polaków, to po jakimś czasie muszą się pokłócić? 🙁
Doro, to jest szambo nie kłótnia.
Mówię o osobach nazywanych murarzami.
Nawołują, żeby nie brać udziału w proteście 25 w najobrzydliwszy sposób.
Jedynie pan Łoziński (dobry, czy nie) może przerwać tę bratobójczą walkę. On dla murarzy nic nie znaczy, ale dla innych jest jakimś symbolem bezstronności.
Ja nie dziwię się, że złożył taki wniosek, bo ci ludzie rozwalą KOD.
Pani Kierowniczko, wcale mi nie do śmiechu.
Drugiego KOD nie będzie. Tak jak nie było drugiej Solidarności.
Babilasie, w Norwegii panuje chyba jednak inna kultura w zakresie i kwestii poszanowania przyrody.
Z tego, co słyszałam, to są jakieś wątpliwości co do tego, kto ten protest 25-go finansuje i jaka organizacja za to odpowiada. Zarząd Regionu Mazowsze wydał nawet kilka dni temu komunikat na ten temat:
https://www.kod-mazowsze.pl/stanowisko-zr-mazowsze-sprawie-wydarzenia-organizowanego-strajk-obywatelski-warszawie-dniu-25-lutego-2017-r/
Z jednej strony rozumiem to, bo po tym całym bałaganie najwyższy czas zaprowadzić w sprawy finansowe trochę porządku. Z drugiej strony protest jest konieczny, i to jak najszybciej – 18 marca to już późno.
A kto to są ci murarze i czemu się ich tak nazywa? Nie wygląda mi, żeby mieli coś wspólnego z wolnomularstwem 😉
Ja biorę jutro udział w proteście.
I to wszystko.
Tu jest ważny głos w sprawie KOD Bogusława Stanisławskiego współtwórcy Amnesty International w Polsce
http://boguslaw.blog.pl/2017/02/23/inicjatywa-przyszlosc-kod/
ZTS, już wiem – ci, co stoją murem za MK. To wychodzi, żem grabaż. 🙁
Albo grabarz 🙂
„Murarze” od akcji „murem za Mateuszem”. Bardzo proszę, choć my tutaj zachowajmy spokój i nie sortujmy. Po obu stronach konfliktu w KOD są osoby siegające po nieakceptowalny język i argumenty – jak zwykle, to oni krzycza najgłośniej. I może najwyższy czas, żeby zajęły się tym sądy koleżeńskie – chyba po to są? Mam nadzieję, że nie będą pochopnie decydować (wnioskowac?) o usunięciu z KODu, ale jakieś działania dyscyplinujące są potrzebne. Sprawa z SO nie jest czarno-biała, ja mam poważny dylemat, czy iść na jutrzejszy protest, ale nie chcę o tym dyskutować w sieci. A propos dyskusji, to bardzo bym chciała, żebyśmy zaczęli wreszcie w Polsce dyskutować po oksfordzku. https://pl.wikipedia.org/wiki/Debata_oksfordzka
W Norwegii obowiązuje zakaz palenia ognisk w lesie i pobliżu lasu od 15. kwietnia do 15. września.
Poza tym można palić ognisko, ale należy je opuszczać po upewnieniu się, że zostało całkowicie ugaszone. Tam jest dużo torfowisk i naprawdę trzeba uważać, bo niezauważone może się tlić dalej.
Mam za sobą dziesiątki ognisk palonych nad fiordami, z Norwegami i bez, zupełnie legalnie.
W Szwajcarii są specjalne miejsca pod ogniska (Feuerstelle), z przygotowanym drewnem, wiatą, stołami i ławkami, przestawnym rusztem i odgrodzone od krów, przy większości szlaków górskich.
Na samym Rigi jest kilka W ten sposób zapobiega się dzikiemu paleniu ognisk i zwabia wędrujące rodziny w atrakcyjne miejsca.
A propos Rigi, to zachęcam przeczytanie, jak Mark Twain zdobywał ten szczyt, aby obejrzeć słynny wschód słońca 😉
Gdyby ktoś miał ochotę Now the jodeler appeared–a
shepherd boy of sixteen–and in our gladness and gratitude we gave him
a franc to jodel some more. So he jodeled and we listened. We moved
on, presently, and he generously jodeled us out of sight. After about
fifteen minutes we came across another shepherd boy who was jodeling,
and gave him half a franc to keep it up. He also jodeled us out of
sight. After that, we found a jodeler every ten minutes; we gave the
first one eight cents, the second one six cents, the third one four, the
fourth one a penny, contributed nothing to Nos. 5, 6, and 7, and during
the remainder of the day hired the rest of the jodelers, at a franc
apiece, not to jodel any more
No nie wiem, Ago, umiejętności retoryczne, których uczą na niektórych uczelniach są w istocie popisem krasomówstwa i mówiąc trywialnie wygadany jegomość lub jejmość może zapędzić w kozi róg mniej zdolnego [mniej bezczelnego] adwersarza nie dotknąwszy nawet prawdy.
Co nie znaczy, że uważam debaty za bezużyteczne.
Z doświadczenia wiem, jakie to trudne – słuchać, słyszeć, nie wpadać w słowo i trzymać się tematu, a to przecież podstawy.
I jeszcze Krzysztof Łoziński m.in. o jutrzejszym proteście.
A każdy robi, jak uważa.
https://www.facebook.com/KrzysztofLozinskiKOD/posts/227481631051139#
Sytuacja jest opanowana. Mam Kota Prezesa 😈
Nie chcę kota prezesa ani żadnej rzeczy, która jego jest 👿
Kot prezesa nie ma lekkiego życia.
Delikatni – nie otwierać 😉
Markocie 😯 Tym bardziej nie chcę!
I żeby na dobranoc trochę w stronę rozumu pożeglować – poczytajka.
PS. Czytam teraz ciurkiem „W cieniu Europy” Roberta Kaplana. Nie wszystkie zdziwienia Amerykanina w Rumunii są dla nas dziwne, ale książka bardzo w stylu Charlesa Kinga. Jakby ktoś chciał „pożyczyć” e-booka, to proszę pocztą prywatną.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry, czytam „Historię obrazów” Hockneya i Gayforda.
Wiem, to emigracja wewnętrzna, ale gdzieś trzeba nabrać powietrza.
Nabyłam w prezencie dla progenitury, Haneczko, ale nie mam pewności czy doceniono dar.
Przejrzeć dogłębniej nie zdążyłam. 🙁
Lecę niedługo bronić sądownictwa. Martwię się o frekwencję.
Moja frekwencja leży, kicha i charczy 🙁
A tymczasem w (pozornie idyllicznej) Nowej Zelandii, występek i zbrodnia wśród pszczelarzy.
Dzień dobry.
U nas frekwencja lepsza niż 2 (z hakiem) tygodnie temu. Pierwszy raz w tym roku był z nami pan mąż.
Na pierwszy dzień wiosny zaplanowana jest akcja
„POSADŹ SZYSZKĘ”. 🙂
Nas było niedużo, mieliśmy konkurencję apel żołnierzy wyklętych, wojsko, trochę dorosłych i zmarznięte bardzo młode osoby i dzieci – harcerze, trochę dorosłych i salut na zakończenie.
Okropnie zimno, w największe mrozy tak nie zmarzłam, jak dzisiaj przez godzinę.
Było też Kierownictwo pomimo wątpliwości.
Ja tym razem towarzyszyłam fragmentowi mojej grupy lokalnej.
Jestem taka nietowarzyska i tak nie lubię form zorganizowanych, że widziałam kilka razy.
Wynajęli właśnie jakąś kanciapę po małym sklepiku na Woli i zorganizowali miejsce, gdzie chcieliby spotykać się z ludźmi. Ktoś nam zasponsorował pierwsze miesiące, później zobaczy się.
Widziałam ich (tzn. moją grupę) ze 3-4 razy.
Posadzić chcielibyśmy więcej, Mar-Jo. (nie wiem czy wypada szczerzyć zęby)
Przed sejmem są już przygotowane taczki dla konkretnych osób, czekam, kiedy pokażą się przytulne, nieduże cele odosobnienia.
Z forum „Wyborczej” pod artykułami o wycinkach drzew w całej Polsce:
wloczykij1979: „Hehe. Ja już jestem umówiony. Jadę w poniedziałek ciąć na działce. Będę piłował powoli, aż drzewa zaczną skrzypieć z bólu. I kto mi co zrobi?”.
Pora umierać.
Wątpliwości, czy iść (w moim przypadku raczej wpaść, bo musiałam sobie iść po szóstej), ja akurat nie miałam, bo uważam, że każda kropla drążąca skałę jest potrzebna. Wątpliwości były organizacyjne, ale rozumiem, że jakoś tam rozwiązane, skoro Łoziński był jednym z firmujących…
Takie teksty jak ten zacytowany przez haneczkę nie wywołują we mnie reakcji „pora umierać”, tylko wrrrwienie na tych @#$%^& za premedytację w dążeniu do demoralizacji społeczeństwa. A wała umierać! Taczki szykować.
Wczoraj na naszym jubileuszu rednacz przypomniał, że dziesięć lat temu obchodziliśmy jubileusz również podczas rządów PiS. Które upadły po 7 miesiącach, więc… 😀
Od siebie dodam, że wówczas, kiedy rząd PiS ogłosił, że przekopie Mierzeję Wiślaną, to zaraz potem upadł. Właśnie obecny sejm to przegłosował. Czekamy na konsekwencje 😉
Nie mogę się pogodzić z takim okrucieństwem. Ten człowiek jest zdolny do tego samego wobec innego człowieka i chwali się tym publicznie.
W sprawie wycinek: https://www.evernote.com/l/AAmWFd6_CrxE-prK4_P8JrnDnZQtEAkI9fY
W uzupełnieniu do linku Babilasa. Kolejny demon wypuszczony w lud przez PiS. Wzrasta poczucie bezkarności
http://www.tvn24.pl/wycieto-tysiac-drzew-z-obszaru-chronionego,718392,s.html
Zapomniałem o dzień dobry 😳 i o kawie
Link z 08:20 wystarczająco podnosi ciśnienie i bez kawy, Irku. Jeśli zaś idzie o kamionkowy nocniczek, w którym podano kawę, to mimochodem pochwalę się, że udało mi się kiszenie kapusty, pomimo, że: 1) robiłem to pierwszy raz w życiu 2) wszyscy mówią, że robi się to w październiku, a nie w lutym (dlaczego?). Na tej stronie kupiłem sobie odpowiednio fachowy garnek; można tam też różne inne cuda nabyć.
Kaplan przeczytany, przy czasie i okazji napiszę kilka słów w trybie minirecenzji. Zaraz wychodzę ogrodową stajnię Augiasza obrządzać (Dominus flevit), ale do porannej kawy zacząłem czytać „Wniebowzięte” Anny Sulińskiej (w podtytule „O stewardesach w PRL-u”) i trudno mi się oderwać. Wiadoma oferta również aktualna.
Ja też dołożę cegłę goryczy.
Tak wyglądała moja ulica
https://goo.gl/photos/yGgw5jEpdn7stiDt7
Tak wygląda teraz (teraz nie ma już nawet pni)
https://goo.gl/photos/JXWRFaJvnoHpeNb57
A tak będzie wyglądać za chwilę.
Ekrany już stoją częściowo na krótkim odcinku po obu stronach ulicy.
https://goo.gl/photos/szeJ6CJM2EXsVX6NA
I ten niezamierzenie szyderczy billboard, Siódemko (11:34): Tu powstaje Zielone Bemowo
PS. Mieszkasz blisko naszych przyjaciół (oni na Batalionów Chłopskich).
Taaak, nazywają się Zielone Ogrody.
Oczy przecieram ze zdumienia, bo to jest klepisko, nawet krzaczka nie uświadczysz.
Taki był chiński filozof i – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – działacz gospodarczy: Guang Zhong (współczesny Konfucjuszowi). I przypisuje się mu takie zdanie: „Jeśli planujesz na rok – posadź ryż; jeśli planujesz na dekady – posadź drzewa; jeśli planujesz na stulecia – edukuj dzieci.”
Rozumiem, że edukację i drzewa już załatwili, teraz przyjdzie kolej na rolników?
Dzień dobry.
Jeśli planujesz trochę pożyć – nie jedź ulicą jednokierunkową pod prąd. PAD przyjechał do górali na pączka…
„…Prawdziwie po pańsku! Pod prąd ulicą jednokierunkową przyjechała wczoraj prezydencka kolumna samochodów do Zakopanego, do pensjonatu, w którym zamieszkał Andrzej Duda…”
No i co? I żyje 😛 👿
Tak, pani Kierowniczko, ale jakoś czarno to widzę.
Zero refleksji, zero pokory…
Państwu Dudostwu nie przeszkodziło, że z imprezy pączkowej wycofał się pomysłodawca i organizator na znak protestu.
Pani żona uśmiechała się słodko, jak zwykle.
A Jan Karpiel-Bułecka, ten pomysłodawca, to w ogóle niesamowita postać. Z zawodu architekt, ale też muzyk z bożej łaski. Na dudach go co prawda nie słyszałam, ale – kiedyś, lata temu, w zakopiańskiej „Sopie” – na skrzypcach. Grał tak, że „Harnasie” Szymanowskiego wymiękają.
Na żywo z Moskwy (Marsz Pamięci Borysa Niemcowa):
https://www.youtube.com/watch?v=8d4ESFT61pI
Jest chyba tylko jedno wyjaśnienie ich zachowań komunikacyjnych…
Dzięki, Mar-jo, wrzuciłam na FB, żeby lajkowali transmisję.
Pankaj Mishra w „Age of Anger”:
…the fierce partisans of nation or civilization – the people who bring sectarian passions into the life of the mind, and present their own side as superior and blameless. But a curious and sceptical sensibility would recognize that to stake one’s position on national or civilizational superiority, or turn the accident of birth into a source of pride, is intellectually sterile.
Prawie na każdej stronie znajdzie się coś do zacytowania…
Długo się zastanawiałem, skąd kojarzę człowieka i tytuł, AndSolu. I już sobie przypomniałem: z Guardiana.
Michale, to już druga książka, w której imponuje mi znajomością literatury (francuskiej, niemieckiej, rosyjskiej), kojarzeniem jej z nieliterackim światem i znajomością zjawisk. Dzięki pierwszej, From the Ruins of Empire, podtytuł The revolt against the West and the remaking of Asia, zrozumiałem jak ważne było dla nie-zachodniego świata japońskie zwycięstwo w wojnie z Rosją w 1905 roku — więc Biały Człowiek Wraz z Jego Misją mógł boleśnie dostać w Kuper. I to był początek, a końca nie widać.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Równowaga być musi!!! 🙂
Do anielskiej kawy – diabelskie ciasto:
http://i.iplsc.com/diabelskie-ciasto/0004V20F79NINS1Q-C122-F4.jpg
Ciekawe, AndSolu, kiedy odkryje go polska krytyka i polskie wydawnictwa. Chwilowo w mainstreamie egzotykę i „głębię refleksji” obsługuje Beata Pawlikowska. W związku z najbliższymi wyjazdami zacząłem czytać reportaże Góreckiego o Kaukazie (teraz: „Toast za przodków”).
Bry. 🙂
Na Kaukaz?
We wczorajszym poście z 13:26 Dora użyła ciekawej formuły – „muzyk z bożej łaski”. Ciekawej dlatego, że w naszych czasach oznacza właściwie rzeczy krańcowo różne: z jednej strony kogoś utalentowanego (albo przynajmniej uzdolnionego) w jakimś kierunku, samorodny talent. Inaczej mówiąc – osobę obdarzoną iskrą bożą. I takie pozytywne znaczenie na pewno miała na myśli Dora.
Ale tego związku frazeologicznego można też użyć w znaczeniu najzupełniej przeciwstawnym, ironicznym. Artysta z bożej łaski może równie dobrze być beztalenciem, miernotą, amatorem w najgorszym owego słowa znaczeniu. W naszym wypadku byłby więc jedynie marnym rzępołą.
Co więcej – owo wtórne, ironiczne znaczenie obecnie zdaje się dominować, a w internetowym słowniku PWN już nawet tylko ono jest podane. Niewiele chyba ratuje sytuację użycie majuskuły w słowie boża (bo słownictwo religijne miewa też bobie właściwą ortografię, nolens volens sankcjonowaną przez RJP). Muzyk z Bożej łaski byłby wtedy talentem, a z bożej – beztalenciem. Dla mnie różnicowanie sensu w zależności od sposobu zapisu to wszakże zbyt mało; nie uważam tego za dobre rozwiązanie problemu.
Przywołana wyżej boża iskra (nawet od małej litery) 😉 wydaje się jednak znacznie bezpieczniejsza z komunikacyjnego punktu widzenia. W wypadku bożej łaski o znaczeniu decyduje bowiem dopiero kontekst wypowiedzi. Gdy go brak, intencja wypowiadającego pozostaje niejasna. Choć u Dory oczywiście kontekst ujednoznaczniał autorski zamysł, więc o nieporozumieniu nie ma mowy. 🙂
W każdym razie to, że ten sam związek frazeologiczny może oznaczać rzeczy najzupełniej przeciwne, wydaje się warte zauważenia. Zastanawiam się, czy są w polszczyźnie podobne sytuacje, gdy znaczenie wtórne, ironiczne (a do tego przeciwstawne!) staje się na tyle ekspansywne, że skutecznie wypiera pierwotne…
Rzecz jasna sobie właściwą, a nie bobie.
Mała rozrywka – Oko Press zrobiło „Polityce” prezent urodzinowy:
https://oko.press/polityka-konczy-60-zamiast-zyczen-wiadomosci-tvp-chca-ja-zohydzic/
Pyszne!!! 😆
Super prezent na 60. urodziny! 🙂
Zawsze ceniłem „Politykę” również za poczucie humoru! 😆
To było kręcone w piątek, przed jublem jubileuszowym, więc wszystkie te plakaty socrealistyczne to część dekoracji na wieczór, a żubrówki w tle także czekały na wieczór 😉
Niektóre smaczki zrozumie tylko ten, kto dobrze zna redakcję. Np. Jacek Poprzeczko mówi, że rozmawiał z żoną, a znajomi przecież dobrze wiedzą, że on jest kawalerem 🙂
A te dzwonki wzywają nas na zebrania albo poprzedzają „ogłoszenia parafialne”.
Sądząc po mnogości kieliszków innego przeznaczenia, dla chętnych było też wino 😀 Fantastyczne!
Pewnie, że było wino, szampan, tort, jedzonko itp. 🙂
A tu można poszukać znajomych osób 😉
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/60/1694762,1,polityka-60-lat-zludzen-wiary-i-uporu.read#PhotoSwipe1488216640192
No wiedziałam, że z tym linkiem jest jakoś ten tego… trzeba nakliknąć na zdjęcie.
W papierze przez lupę patrzyłam 🙂
„Polityce” 100 lat 🙂
Satyra piękna, tylko jak pójdzie w lud to będzie dopiero pięknie .Tam parówki robią przecież za tupolewa 😈
Lud teraz pokotem leży i klątwy rzuca 😉
Ech, jedyne pismo, które wiernie czytam od kilkudziesięciu lat – i nie jest to wierność nawykowa – obchodzi taki piękny jubileusz, a mnie brak weny na sklecenie nawet nie laudacji, ale choćby krótkiego toastu. W głowie smog, tartak, Chazan, gwałt na sądach i Warszawa od morza do gór. Poszłam na koncert, poszłam na balet, poszłam z przyjaciółkami na plotki – no nic nie działa, mars na czole wciąż głębszy, całą pogodę ducha diabli wzięli i coraz trudniej zasnąć. Ale próbuję dalej. A z okazji urodzin „Polityki” otworzę zaraz bardzo specjalną butelkę wina. Panie i panowie, przed Wami Amarone – zapraszam.
Ago 🙂
Odwyk antybiotykowy 🙁
To chociaż powącham 🙂
Z Polityką dorastałam i mam nadzieję się zestarzeć. Tylko tych, co odeszli, tak bardzo żal.
Oj, tak.
W dzisiejszych obłąkanych czasach szczególnie brak Pani Janki Paradowskiej, która miała tak wspaniały umysł i zdolność syntezy, a poza tym do wszelkich rozmów z politykami była tak przygotowana, że nie dawała się zagadać bzdurami.
Brak też Piotra Adamczewskiego. Ale dobrze, że Basia i Agata Adamczewskie przejęły w tak udany sposób blog łasuchów, a Basia również felietony na papierze. Spotkałam Basię na piątkowej uroczystości. Pojawił się też, jak już o blogerach, Owczarek Podhalański 😉
Naczelny ma talent. Był bardzo dobrym niedobrym w tym filmiku.
Przy najbliższej okazji sprezentujcie mu szpicrutę 😎
Oby mu tak nie zostało… 😆
I ja dorastałem z Polityką – długo nie mogłem się przyzwyczaić, jak w końcu przestała być białą (a z latami lekko żółknącą) płachtą… Pochłaniać zażarcie – ależ tak, avec plaisir! Lecz już starzeć się z nią wcale nie zamierzam 🙂 Mnie tam Polityka odmładza!!
A na przyszłość życzę sobie i mojemu tygodnikowi – który od zawsze kupowałem najregularniej ze wszystkich (czego powody były rozliczne)- pięknych rocznic, nie miesięcznic 😉
No tak, nie dałem wymaganej spacji przed wykrzyknikiem – i oto skutki…
Czy można poprosić PA o interwencję (i wyżej ewentualnie też, bo eksposłanka Boba nie zasługuje chyba na taką reklamę).
Nie wiedziałam wcześniej, gdzie umieścić parę słów podziękowań i wpisałam się na forum pod jakimś artykułem.
Przy tej okazji wyszło mi, że spokojnie pół wieku mi minęło z Polityką.
Chętnie bym zobaczyła parę egzemplarzy z tych zamierzchłych czasów.
Z utratą płachty ciągle się jakoś nie pogodziłam.
Rozumiem konieczność, doceniam zmiany, a wsio taki żal…
Dzień dobry 🙂
kawa
A cóż tu tak cicho?
A ja, ponieważ od dawna papieru nie mam w rękach, zapomniałam już jak wyglądała.
Ja nieobecna i zajęta.
Dzień dobry.
Ja pół dnia straciłam na znalezienie sposobu zabukowania sobie wizyty w kryptach Katedry Wileńskiej. Znalazłam i wysłałam. Mam nadzieję,że się uda. W dniu, w którym mogłabym te krypty zwiedzać, do dyspozycji jest przewodnik z językiem rosyjskim, lub – pół godziny później- z językiem litewskim. Bez przewodnika zwiedzania nie ma.
Zbieramy podpisy pod referendum a w sprawie oświaty i ustawy metropolitalnej (termin referendum 26 marca), a wojewoda Prywaty i Samowoli wstrzymał uchwałę rady warszawy o referendum.
Podpisy zbieramy dalej, będzie wniosek obywatelski, a tym +_”>*&^^$%$!##
wytrąci stołek spod … nawet wśród zwolenników, mam nadzieję.
Na manifestacji 11 lutego wystąpili przedstawiciele opolskiego i błagali nas (zebranych? mieszkańców Warszawy?) o ratunek. Połączono ich wbrew ich woli i wbrew protestom.
Zastanawiają mnie te sondaże. Wszyscy się pienią i burzą, a sondaże wysokie i ani drgną.
Mam te problemy w synagogach we Włoszech, Mar-Jo.
Zwiedzanie z przewodnikiem za odpowiednio wyższą opłatą.
O ile rozumiem, do jakiegoś stopnia, obawy o bezpieczeństwo synagog, to chyba na katedrę w Wilnie nikt chyba nie dybie.
Siódemeczko, piszą, że w tych kryptach można się zagubić. OK, przyjęłam do wiadomości. Jeśli nie zapiszą mnie na przewodnika rosyjskojęzycznego, biorę tego z językiem litewskim.
Musiałam przejść przez tyle stron internetowych w języku litewskim, że chyba zaczynam kumać! 😉
Na dobranoc klauzula sumienia:
https://lh3.googleusercontent.com/-sAbkj6dAUOE/WLMkRTSowUI/AAAAAAADrqA/SnpzMtEqqv8ucx9yHTg6A50TuQU0ApHjwCJoC/w530-h398-p/26.02.2017%2B-%2B1
A propos krypt zwiedzanych z przewodnikiem. Co kilka lat zdarza nam się spędzać okolice Nowego Roku w Rzymie. I taką mamy świecką tradycję, że na Sylwestra (a zwykle mamy szczęśliwie bardzo ładną, słoneczną pogodę) wybieramy się na daleki spacer Via Appia Antica (ostatnio doszliśmy prawie pod Ciampino). No i którymś razem zachciało się nam zwiedzić katakumby św. Kaliksta. Obyczaj tam jest – jak się okazało – taki, że jak się zbierze grupka, to przydzielają przewodnika w stosownym języku. Nam było wszystko jedno, zadeklarowaliśmy, że w pierwszym z dowolnych głównych europejskich, byleby nie czekać. No, ale skąd jesteśmy, pytają w kasie. Z Polski, odpowiadamy. A, to cudownie – cieszą się – bo tu właśnie się ledwo co zaczęło oprowadzanie po polsku.
Prowadzą nas ekspresowo do salki (bo obyczaj jest taki, że najpierw przewodnik, a w naszym przypadku przewodniczka, coś tam w trybie zagajenia opowiada, a potem dopiero schodzi się pod ziemię). Polska grupka okazała się być rodziną (rodzice, rodzeństwo, przyżenki tychże) jakiegoś kleryka, ale takiego nie z pierwszego, nastoletniego, wyboru i naboru (znaczy chłopak wciąż młody, ale widać, że nie prosto z liceum do seminarium).
Zwiedzamy, chodzimy – faktycznie bez przewodnika byłby kłopot, bo tam są kilometry pod ziemią i na różnych poziomach, no a na sam koniec obchodu przewodniczka znienacka do kleryka: “A może by ksiądz coś odprawił?”. Kleryk tłumaczy, że nie ma jeszcze uprawnień, poza tym – i tutaj patrzy z nadzieją na nas – może nie wszyscy sobie będą życzyć. “No ale przecież pomodlić chociaż się można” – napiera przewodniczka – “to na pewno nie będzie nikomu przeszkadzać”. Tak, tak – wtrąciłem koncyliacyjnie – proszę się pomodlić, z pewnością znajdzie pan stosowne do okoliczności formuły. Kleryk się uśmiechnął i znalazł formułę trwającą dokładnie 28 sekund.
Mam tylko nadzieję, że kleryk się wyświęcił i wytrwał w powołaniu.
PS. Dobranoc o 20:09, Mar-Jo?
Od 4.00 na nogach! Ledwo na oczy patrzę. 🙂
Śpij dobrze, Mar-Jo. 🙂
Tak w katakumbach można się zgubić.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Ach, ta lwowska kopalnia kawy!!! 🙂
(Dla zainteresowanych historią Ukrainy:
http://zaxid.net/news/showNews.do?vid_imeni_narodu__v_imya_banderi&objectId=1419242 ).
Udało się! Zostałam zapisana na zwiedzanie krypt z przewodnikiem rosyjskojęzycznym. Zbiórka w wieży zegarowej.
Wieża zegarowa=dzwonnica. 🙂
Wracając z zakupów namierzyłam nieznanego ptaszka. Czarny berecik, czarny śliniaczek, białe policzki.”Atlas Ptaki Polski” nie miał wątpliwości : pliszka siwa.
Piękna! 🙂
Czytam „Sekretne życie drzew” i „Księgę dżungli”. Jutro idziemy z panem mężem na „Pokot”.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Wczorajsza cisza na Blogu związana była ze środą popielcową?
A w moim mieście „patrioci” sobie pomaszerowali…
Około 500 osób wzięło udział w marszu, który przeszedł w środę wieczorem ulicami Szczecina. Uczestnicy chcieli w ten sposób upamiętnić „żołnierzy wyklętych”.
Manifestacja odbyła się z okazji przypadającego 1 marca Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy wyklętych”. Szczecińskie obchody zaczęły się od mszy w katedrze. Przewodniczył jej arcybiskup Andrzej Dzięga, który mówił m.in., że żołnierze kierowali się miłością do Polski. W tym roku dzień pamięci zbiegł się ze środą popielcową i to właśnie rozpoczynający się dla katolików post był przewodnim tematem.
Ja chyba nie kocham Polski?
Haneczko, już niedługo ukaże się ” Duchowe życie zwierząt” Petera Wohllebena
Dzien dobry 🙂 a ja wczorajszy dzien spedzilam szczesliwie miedzy urodzinami Chopina i radiowej Dwojki. Taka Polske to ja moge kochac. Ale jej coraz mniej… 🙁
Bry! 🙂
Kierownictwo to ma klawe życie. 😀 O wyżywieniu wiem niewiele, więc się nie wypowiem. 😉
Nie zdążę na Pokot przed wyjazdem. Wybieram się 14. pomieszkać trochę na południu Andaluzji, najdłużej w Granadzie.
Chciałaby jeszcze kiedyś zacumować na trochę w Sewilli.
Dzień dobry 🙂
Będę wypatrywała, Irku.
Siódemeczko, też miewasz klawe życie 😀
W poniedziałek „Manchester by the Sea”, potem Skłodowska. „Milczenie” nie, żadnych okrucieństw i mordów. Czytać mogę, oglądać nie chcę.
Po „Moonlight” poczytałam recenzje (jeżeli mi na czymś zależy, staram się nie czytać przed) i okazuje się, że oglądałam zupełnie inny film.
Haneczko, już można zamówić przez internet
I za to lubię sieć 🙂
Marek Szurawski ” Nie ma złych dni!” koktajl nr 27 – Bakteriom śmierć
1 żółtko ukręcić z cukrem i sokiem z cytryny, goździkami, cynamonem i ząbkiem czosnku. Dodać pół filiżanki rumu i zagotować z wodą. Wypij z myślą : cóż, bakterie to jedyna kultura u niektórych 🙂
Znalezione w Sieci, na wołanie (tak, napisane z małym p) „Polska dla polaków” ktoś odrzekł: „Ziemia dla ziemniaków”.
Irku,te koktajle i toasty są niesamowite! (Mój ulubiony nr 65. „Deszczowe popołudnie”. (Trafiłeś już na tekst Moniki „Gaudeamus Bibitur”?)
Ponoć w Brazylii bardzo dobry rum produkują-rewelacja do koktajli.
Nie przyszła do mnie jeszcze książka Moniki 🙁
Ciekawam wrażeń haneczki z „Pokotu”. Ja pod wrażeniem jestem, i owszem. Zwłaszcza strony wizualnej. Kocham Kotlinę Kłodzką i w ogóle ten region, to dla mnie kraina tajemnic i wracam tam regularnie, jeszcze zbyt mało ją znam. Poza tym świetne aktorstwo, zwłaszcza głównej bohaterki – Agnieszka Mandat dekowała się jak dotąd w serialach, wcześniej była aktorką m.in. Lupy – no i proszę, jaka jakość. Znakomita rola Zborowskiego zaskakujący Gierszał. Sama historia – okazuje się bardzo na teraz… Ani pisarka, ani reżyserka nie spodziewały się, że aż tak bardzo. To oczywiście bajka, więc jak kto zarzuca, że zbyt czarno-biała czy zbyt okrutna, to się dziwię, bo bajki takie są. Jest też pewne pęknięcie, ale w sumie bilans jest na plus.
Siódemeczce zazdraszczam. Byłam kiedyś na objazdówce w Hiszpanii, zawadzając także o Granadę – z obowiązkowym zwiedzaniem Alhambry ma się rozumieć. To było lato i upał, życie zaczynało się właściwie w nocy, nie było kiedy spać. Pamiętam w kościele niedaleko hotelu szumny ślub z wystrojonymi gośćmi, wśród których najefektowniejsze suknie miało dwóch transwestytów 🙂
A Sevilla też cudowna. Ileż to literatury, także muzycznej, się tam przypomina.
Mar-Jo — nie potwierdzam, nie zaprzeczam;rumu używałem tylko do naleśników, ale gdyby zamiast niego wlano do butelki amarulę, chyba bym tego nie odkrył. Po przedłużonej abstynencji traci się talenty alkoholowe.
No i właśnie owo czarno-białe mnie męczy. To jednak nie całkiem bajka, bo to mogłaby być historia prawdziwa, a bajki są prawdziwe inaczej. Jednak przeszkadzało mi, że dobrzy są co do jednego życiowo poturbowani i cokolwiek sfiksowani, a źli wykuci z jednej, paskudnie bezmyślnej bryły. No i myślałam w trakcie, co nie jest dobrze, bo ma mnie wchłonąć tak, żebym mogła myśleć dopiero po.
Źli nie mieli nic do grania, a Zborowskiego lubię tak bardzo, że może sobie tylko być.
Tak sobie myślę, że jednak tęsknię do choćby namiastki mostu, a w tym filmie nie było nawet cienia najmarniejszej kładki.
Na koniec moje dziwactwo. Przeszkadzają mi takie drobiazgi, jak drzwi zostawione otworem w zimie. Takiego czegoś w realu nie udało mi się zaobserwować.
Podobnie jak pozostawienie grającej z adapteru fugi Bacha przez bohaterkę wychodzącą w nocy z domu z sąsiadem 🙂
Jak to źli nie mieli nic do grania? Komendant czy ksiądz to co prawda małe rólki, ale pokazujące to i owo. Fajny chwyt ze zbliżeniem na ich usta, co czyni z nich zwierzęta. Przerysowani oczywiście. Ale wszyscy są przerysowani. Powtarzam, ja się realizmu po tym nie spodziewałam.
A tak, Bach też 😆 Nawiasem, tylko Tobie, Doro, zawdzięczam, że rozpoznałam 🙂
Nie mieli. Chciałabym choć przeczuwać, dlaczego są tacy. Z księdzem nie mam problemu, z pozostałymi tak.
Będę jeszcze myśleć, teraz muszę do spanka. Dobranoc 🙂
A nie, są tacy, co zostawiają otworzone drzwi w zimie.
Widziałam. I brzdąca z goła pupą raczkującego w śniegu po opuszczeniu domu przez te drzwi. I jego mamę zaśmiewającą się z synka.
Bywa. A w kuchni kurczęta w koszu i obok na podłodze.
Są jeszcze takie domy?
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Ta kawa też zachęca do wizyty w kinie. 🙂
Może ktoś woli do parku z kameliami?
Przedwczoraj w Locarno.
Markocie, ten marmurowy (?) gość na piątym od końca zdjęciu – to kto? Z pewnością nie jest to Wilhelm Tell.
Park przepiękny i zdjęcia! 🙂
Ósmy brat śpiący to nie jest, bo jakoś mało pobożnie wygląda 😉 Stawiam na Sokratesa 🙂
Mar-Jo
Marmurowy gość to Sokrates, dzieło rosyjskiego rzeźbiarza Antokolskiego z 1876 roku.
Na zdjęciu poprzedzającym jest teraz Wilhelm Tell, który u stóp ma mały wodopój dla piesków.
Od zdjęcia poprzedzającego Tella nie jest to już Locarno, lecz Lugano z miejskim Parco Ciani nad jeziorem.
Haneczka ma nosa 😀
On mie też wyglądał na Sokratesa i po sprawdzeniu się okazał być 😎
mie? 😳 Okazał się
Sorry za kostropatą polszczyznę 🙁
Na greckich zdjęciach moich dzieci pomnik Sofoklesa rozpoznałam w mgnieniu oka (napis na cokole na początku miał literę Σ). 🙂
„Prażę się w słońcu gałgan stary…” To nos Tuwima 😉
Archaizm, ale wciąż poprawny. Oczywiście tylko jako biernik i w formie niepoprzyimkowej.
„Mam nadzieję, że będzie dobrze się sprawował – rzekł stary pedagog gładząc mię po główce.” (Gombrowicz, Ferdydurke)
PS. Piąteczek, na chwilę zrzucam chomąto i wyprzęgam się z kieratu.
Uparcie kieracę 🙄
Spędziłam kilka godzin w ogrodowym kieracie.
Mech, mech,…
W ogrodzie dziś rozespanie
A gdzie? Nie ma takiej strony 🙁
Byłam dziś w Krakowie z powodów rodzinnych:
http://www.przymierze.krakow.pl/aktualnosci/bella-szwarcman-czarnota-i-prof-waclaw-wierzbieniec-laureatami-nagrody-im-ks-stanislawa-musiala/
Spotkałam Smoka 🙂 bardzo zajęty, pisze pracę o Przymierzu (!), zagląda czasem, choć rzadko.
Gratulacje, Doro. To wielka nagroda.
Moja siostra pięknie również przemówiła. Może organizatorzy rejestrowali?
Gratulacje dla siostry, Pani Kierowniczko!
Jak nie widzieliście, to zobaczcie, ja chcę takiego Piesa!!! Nie tylko dlatego, że sprząta 😉
http://i.imgur.com/k3uqgGX.gifv