Polskęzbaw
Jak Jarosław, ksywka Prezes, jest dla kraju cenny,
widać było, gdy wprowadził nam Tusk stan wojenny.
Tutaj wojsko, tam zomowcy, gdzieś podobno ruskie,
a Jarosław od początku walczył tylko z Tuskiem.
Nie Jaruzel mu zagrażał, nie knowania wronie,
komuch drobnym był mu pryszczem na ojczyzny łonie,
na Siwaka i Grzyb Zofię Prezes się nie boczył –
wiedział, że złem są największym Tuska wilcze oczy.
I gdy kiedyś przed historii sądem Prezes stanie,
śmiało powie: najważniejszy obroniłem szaniec,
straż trzymając tam, gdzie wybuch i pancerna brzózka,
swą mocarną piersią Polskę zbawiłem od Tuska!
Teraz napiję się wina Tuska 🙂
Pani Beata Szydło jest moją ulubioną aktorką komediową już od stycznia zeszłego roku, gdy zabłysnęła wspaniale podaną kwestią „Ja przyjechałam tutaj sporo kilometrów, żeby państwu udzielić pełnej odpowiedzi.” Jej styl jest niepowtarzalny a kwestie swoje tak dobrze zapamiętuje, że często nawet nie potrzebuje suflera.
Wdzięczny naród zamierza podarować jej w Brzeszczach dworek z 27 pokojami i jedną łazienką, gdzie będzie mogła kontemplować swoje sukcesy zawodowe.
Biorę i niosę na FB, niech się naród też nacieszy. 🙂
mt7,
Bardzo dziękuję za linki, nie wiem jak mogłem nie widzieć.
Dzień dobry.
„…swą mocarną piersią…” 🙂 Ha,ha,ha,ha!
Zwiastunem wiosny w moim ogrodzie nie są przebiśniegi, nie są krokusy botaniczne, nie są też puszkinie (choć mam kilkaset roślin każdego rodzaju). Moja święta trójca przedwiośnia, to wawrzynek wilcze łyko, oczar i śnieżyca wiosenna. I ja właśnie chciałem teraz o śnieżycy, bo akurat w pełni kwitnienia, i bo to był mój pierwszy ‘plant hunt’.
Śnieżyca wiosenna (Leucojum vernum) jest rośliną chronioną. Ma bardzo niewiele stanowisk, ale występuje na nich dużymi płatami. Gdy spojrzeć na mapę zasięgu w Polsce, zobaczymy dwa obszary (i kilka kropek) – dolnośląski i bieszczadzki. Wynika to z faktu, że po ustąpieniu lodowca, śnieżyca “nie zdążyła wrócić” do Polski, zatrzymując się po słowackiej stronie Karpat i wyższych partii Beskidów. Wdarła się za to od strony Bieszczad i doliną Odry. Co ciekawe, śnieżyce bieszczadzkie różnią się od swoich dolnośląskich sióstr. Na zachodzie Polski występuje tzw. podgatunek typowy (Leucojum vernum ssp. vernum), a dolinę Sanu zamieszkuje podgatunek karpacki (Leucojum vernum ssp. carpathicum). Czym się różnią? Śnieżyce sudeckie tworzą po jednym kwiecie na łodyżce, a białe płatki zakończone są zielonkawą “łezką”. Śnieżyce karpackie zazwyczaj wytwarzają po dwa kwiaty, są nieco wyższe, a “łezki” są bardziej żółte niż zielone. Zdjęcia pokazuje różnice kolorystyczną pomiędzy jednym a drugim podgatunkiem.
Wspominałem wcześniej o kropkach na mapie. Są to stanowiska wtórne, mocno wysunięte na niż, poza naturalny zasięg występowania. Najsłynniejsze z nich, to podpoznański Śnieżycowy Jar (leśnictwo Starczanowo koło Murowanej Gośliny). Szczęściem tego rezerwatu jest to, że znajduje się na terenie aktywnie użytkowanego poligonu Biedrusko, przez co dostęp do niego jest nieco utrudniony (zazwyczaj tylko w weekendy, co pozwala na koncentrację ochroniarzy – ocenia się, że w szczycie kwitnienia zwiedzających liczy się w dziesiątkach tysięcy dziennie). Śnieżyca znalazła tam idealne warunki rozwoju, intensywnie się rozmnaża, poszerzając swój zasięg. Przyjmuje się powszechnie – choć dowodów na to brak – że śnieżyce zostały tam posadzone w XIX wieku.
Również antropogenicznego pochodzenia są wielkopolskie stanowiska śnieżycy w arboretum w Kórniku oraz w parku przy pałacu Chłapowskich w wielkopolskiej Turwi (i w tym ostatnim przypadku znamy nawet przybliżoną datę introdukcji – lata 60 XX wieku), zresztą mamy tam śnieżyce karpackie, więc nawet trudno udawać, że to ‘samo przypełzło’.
Tajemnicą sukcesu uprawy śnieżyc jest dobór odpowiedniego stanowiska, i tutaj najprościej jest podglądnąć naturę. Śnieżyca lubi żyzne gleby aluwialne, nie przeszkadza jej czasowe zalewanie (przez środek Śnieżycowego Jaru przepływa wpadający do Warty strumyk). Dobrze czuje się na grądach niskich, lasach łęgowych, czy nawet wilgotnych łąkach (tutaj wymaga wsparcia człowieka w postaci wykaszania).
Wilgotność jest bardzo ważna nie tylko w okresie wegetacji. Śnieżyce (w odróżnieniu od tulipanów czy narcyzów) nie tworzą suchej łuski ochronnej na cebulkach, które (zwłaszcza młode) narażone są na wysychanie latem. Nie należy sadzić śnieżyc na trawnikach (szybko przegrają z trawą) ani pod drzewami iglastymi (tutaj oprócz konkurencji o wodę będą również zacieniane). Idealnym stanowiskiem jest brzeg naturalnego cieku wodnego luźno zarośnięty bukami czy jesionami – ale niewielu z nas dysponuje takimi obszarami. Dlaczego akurat buki czy jesiony? Elementary, my dear Watson: te drzewa późno rozwijają liście; śnieżyce do tego czasu zdążą zakwitnąć i wytworzyć nasiona. U mnie śnieżyce rosną w najniższym miejscu ogrodu, ale i tak wiem, że bez regularnego i obfitego podlewania (zwłaszcza po kwitnieniu), czułyby się bardzo źle.
Śnieżyce w dobrych warunkach obsiewają się spontanicznie. Pędy kwiatowe są dość krótkie (15-20 cm), ale po zapłodnieniu wydłużają się i kładą na ziemię torebki nasienne w odległości 30-40 cm od rośliny matecznej. Ciężkie, okrągłe nasiona wyposażone są w elajosomy (ciałka mrówcze) – bogate w tłuszcze białe wyrostki na swojej powierzchni. Mrówki znoszą nasiona do mrowiska, objadają elajosomy (któż by pogardził cholesterolem?), a następnie wynoszą śmieci (nasiona) poza obręb mrowiska. Ten sposób rozsiewania nasion nazywa się myrmekochorią. Oprócz śnieżyc mrówki do pracy zaprzęga wiele różnych roślin – ponad 3 tysiące gatunków (w Europie około 150, w tym kokorycze, glistniki, przebiśniegi, czosnek niedźwiedzi), co jest dość ładnym, używanym na wykładach z genetyki, przykładem na konwergencję (ten sam kierunek ewolucji niespokrewnionych taksonów w odpowiedzi na podobne bodźce środowiskowe).
Ja konkuruję z moimi mrówkami i sam zbieram nasiona śnieżyc w celu wysiewu. To jest zabawa obliczona na lata – siewki kwitną zwykle w 8-9 roku życia, a za młodu rosną niemrawo (mówiąc bardzo delikatnie). Rozmnażanie wegetatywne, jest dość zawodne: cebule śnieżyc źle znoszą dłuższe okresy poza glebą, więc to, co kupuje się w firmach cebulkowych jesienią, jeśli nie jest bardzo świeże (a zwykle nie jest), to wysuszone trupki, które zazwyczaj nie zmartwychwstają po wsadzeniu do ziemi.
Stosunkowo najlepszą metodą jest podział kęp, dokonywany – uwaga, uwaga – w trakcie kwitnienia, lub bezpośrednio po nim. Tak potraktowane rośliny oczywiście odchorują brutalny zabieg, ale do zimy zazwyczaj zdążą się już dobrze zadomowić na nowym miejscu. Jeśli miejsce jest dobre, rzecz jasna.
Nazwa rodzajowa rośliny pochodzi z greki: leucos – biały (stąd mamy leukocyty i leukemię) plus ion – fiołek; nazwa gatunkowa z łaciny (vernum – wiosenny). Oprócz śnieżycy wiosennej uprawia się również śnieżycę letnią (Leucojum aestivum), która jest o wiele mniej atrakcyjna ogrodowo, bo kwitnie znacznie później (w maju) i ma mniejsze, niezbyt spektakularne kwiaty. Również związana z ciekami wodnymi; nie występuje dziko w Polsce.
Dzień dobry. 🙂
Babilasie, dziękuję bardzo – będę miała miły weekend. 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Babilas, dzięki – już wiem dlaczego nie udało mi się wprowadzić śnieżyc do ogrodu. Za sucho, ale jeszcze raz spróbuję na najbardziej wilgotnym miejscu
Dzień dobry 🙂
Tak sobie myślę, że Zbawca nigdy nie pochylił się nad śnieżycami, nad mrówką też nie i dlatego stał się Zbawcą.
Jeszcze o pochylaniu.
Im trudniej się pochylić, tym częściej rzeczy wymykają się z rąk 👿
A ja się pochyliłam nad wpisem: zawsze mnie zastanawiało, czemu Kinga ma skłonności akurat do czternastozgłoskowca. I właśnie mnie olśniło, że przecież to może być rytm krakowiaczka! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=mlR5xGbfJNU
W mojej okolicy w ogródkach opuszczonych domów starych ludzi śnieżyce rosną całymi połaciami.
Przyjemnie kontrastując z obrazem opuszczenia.
Fakt, da się zaśpiewać. 😀
Kinga żałowała, że rozminęła się w czasie i miejscu z kabarecikiem Olgi Lipińskiej…
Nie mylisz z przebiśniegami, Siódemko?
Oj, chyba mylę, Babilasie.
Co ślepemu po okach?!
Dzięki Tobie będę już rozróżniać.
Są biedaki gatunkiem zagrożonym, to siej i hoduj.
Po Śnieżycowym Jarze już nie pomylę 🙂
Żyletki poszły w ruch: http://natemat.pl/203367,ktos-pocial-im-kurtki-zyletka-osoby-ktore-protestowaly-pod-palacem-przeciwko-kaczynskiemu-pokazuja-zdjecia
A jedna przenikliwa komentatorka (choć wygląda, że z fejkowym kontem) raczyła nawet zasugerować, że protestujący sami się pocięli, coby napięcie eskalować 👿
U mnie na Górce rosną albo przebiśniegi, albo śnieżyce wiosenne, właśnie wyczytałam, że one się różnią. Póki co nie mam jak sprawdzić, bo wczoraj mieliśmy prawdziwą śnieżycę i pokrywa śniegu zamarzła na kamień (padał taki dość mokrawy śnieg).
Znalazłam taką kępkę w lesie za ogrodami przydomowymi, wyglądało to tak, jakby ktoś tym sposobem pozbył się ich z ogródka, a nigdzie ich nie widziałam, ani na dziko, ani w ogródkach. Natychmiast zaopiekowałam się tą kępką i bardzo ładnie mi się rozrosły oraz przeniosły przed dom na trawnik. Mam podejrzenie, że przenosiny urządziły wiewióry, sama kiedyś podpatrzyłam, jak wsadzały jakieś cebulki (narcyze), podkradzione u sąsiadów. Albo okazały się niejadalne, albo zostały zakopane „na później”.
Przepraszam, ale nie mogę się oprzeć, znowu o kocie, ale nie moim 🙂
Pośmiać też się czasem trzeba, nawet z cudzego nieszczęścia chwilowego…:
http://i.imgur.com/Zdl1ugC.gifv
Biedny kot. Nie ma z czego się śmiać…
Gdzież on wlazł, ten kot?
Babilasie, tak mnie to męczy od rana.
Czy ten biały tłuszczyk musi być zjedzony, żeby nasionko wystartowało? Jeśli tak, to kto/co objada Twoje śnieżycowe nasiona?
Dobry wieczór. Właśnie wróciliśmy z „kino-opery” (transmisja Traviaty z Metropolitan). Przed spektaklem pogadankę wygłosiła tradycyjnie Alina Kurczewska z Radia Merkury. Wielokrotnie odwoływała się do „czwartego aktu Traviaty” (wyjaśniam, że Verdi musiałby zmartwychwstać, żeby ten czwarty akt napisać), a mówiąc o polskich odtwórczyniach roli Violetty wspomniała, cytuję fonetycznie, „Marcelinę Sembridż-Kochańską”. Ja rozumiem, że płacą pewno pięćdziesiąt złotych, albo coś koło tego – ale mimo wszystko, jak się jest miejscowym guru od muzyki klasycznej, to pewnych rzeczy już nie wypada.
A co do tego, co się działo po pogadance: inscenizacja Willy Deckera, gdy już straciła powab nowości i awangardy (pierwszy raz to chyba pokazano w Salzburgu w początkach naszego wieku), razi głupotą i bezsensem. Michael Fabiano jako Alfredo w przykusej, opinającej się marynarce – czy oni nie mają krawców dla solistów? Thomas Hampson nie powinien śpiewać roli Georgio Germonta, bo ma zbyt wiele vis comica i momentami z mimiki przypominał Leslie Nielsena. Yoncheva warta każdego kwadransa z trzech godzin.
Haneczko: może, ale nie musi. Inaczej jest w przypadku – na przykład – cisów, których nasiona nie wykiełkują, jeśli nie przejdą przez przewód pokarmowy ptaka. W związku z czym zbieram siewki cisów (pochodzące ewidentnie z nasrywań) pod magnoliami i jabłonką.
Dziękuję 🙂
Dzień dobry.
Kawa „Opera Prima” – podana. 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
” Traviatę ” odsłuchałem w Dwójce. Obyło się bez efektów komicznych i … z lepszym komentarzem
Kolejny Reytan nam się objawił. 😯
Wypowiedź p. Saryusza-Wolskiego przeczytałam.”…swoją kandydaturę postrzega jako „reytanowski sprzeciw”. Samotną walkę Polski z pozostałymi krajami Unii wpisuje w martyrologiczną historię Polski…”
Tadeusz Reytan popadł w obłęd i popełnił samobójstwo – podaje Wikipedia.
Okazuje się, że ten podobno znawca języków nie zna polskiego. Cóż za wyrafinowana ortografia:
„Kimżesz jesteśmy, abu uczyć Polskę demokracji ?” zapytał w przypływie szczerości europejski VIP
(nic nie zmieniam – to z Twittera)
@ babilas 22:50
No, zdumiewam się. Co prawda Ala Kurczewska (córka Jerzego zresztą) jest z wykształcenia, o ile pamiętam, flecistką, ale jednak pracując tyle lat w radiu powinna raczej wiedzieć, ile „Traviata” ma aktów. O ile jednak można by to uznać za przejęzyczenie z powodu jakiegoś braku skupienia, to owa „Sembricz” była być może nie bez przyczyny: Marcelina była de domo Kochańska, Marcella Sembrich to było jej nazwisko sceniczne, używane za granicą, głównie w Stanach Zjednoczonych, i zapewne w taki sposób tam było czytane. Choć u nas oczywiście bardziej naturalna jest wymowa z „ch” na końcu, zwłaszcza że było to panieńskie nazwisko jej matki 🙂
Dzień dobry 🙂
Pan mąż już dawno stwierdził, że prezes jest wybitnym selekcjonerem.
Wprawdzie sam nie wymówiłbym Sembricz ani Sembridż (zwłaszcza w połączeniu z Marceliną, nie Marcellą), ale z powodów podanych przez Dorę także i ja amerykańskie prononsowanie uznałbym za dopuszczalne. Bardziej mnie zaniepokoiło ostatnie zdanie krótkiej recenzji babilasa: „Yoncheva warta każdego kwadransa z trzech godzin”. Zaniepokoiło, bo moje ucho nie wytrzymało nawet kwadransa produkcji tej piewicy. Sonia Jonczewa zdaje mi się głosem przereklamowanym, dość przeciętnym, nie tylko na miarę MET – i słyszany fragment jej Violetty to potwierdził. Bułgarka jest od pewnego czasu mocno lansowana, ostatnio nagrała nawet płytę z repertuarem Haendlowskim (!) To nb. jedna z młodych śpiewaczek namaszczonych przez Placida Dominga, a ten w swych wyborach nie zawsze kieruje się – mam uzasadnione obawy – kryteriami artystycznymi. Tak się dziś robi dużą karierę (a i dawniej bywało przecież nie inaczej…).
Pamiętajmy jednak, że ja nie oglądałem transmisji w HD, lecz jedynie słuchałem przez radio, co w tym wypadku mogło jakoś zubożyć przekaz 😉
Nie wypowiem się w tej materii, nie słuchałam wczoraj, bo terkotałam w synagodze na złego Hamana (Purim! przy okazji przybyło mi parę fajnych instrumentów na demonstracje 😉 ).
Natomiast jeszcze a propos naszego Reytana-Saryusza 🙂 jego kolejne tweety zdradzają chyba pogrążanie się w jakąś chorobę…
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,21487780,twitter-nie-moze-pomiescic-mysli-saryusza-wolskiego-przeglos-kand-wbrew.html#MTstream
Pani Kierowniczko, to samo pomyślałam.Stąd to moje nawiązanie do wpisu z Wiki.
Żałuję, że w sklepie przy Synagodze Ohel Jakob w Monachium takiej kołatki na Purim sobie nie kupiłam. Drejdel na Chanukę został nabyty! 🙂
Mar-jo (sob, 11 Marzec 2017, 20:20)
Nie ma się z czego śmiać, bo sytuacja niewesoła, ale świetne są te „komentarze” kota. Zważ, że kot sam tam wlazł, a kilku ludzi poświęcało czas i pomysłowość, żeby go jakoś stamtąd wydobyć. Podobno koty mają wąsy po to, żeby wyczuć, gdzie mogą wejść bez szwanku i takoż wyjść. Ja bym zastowowała np. olej wokół otwarcia rury, może by się kotek bezboleśnie wyślizgnął…
Moje, ale nie tegoroczne. Parszywie zimno u nas 🙁
http://aalicja.dyns.cx/news/hpim0639.jpg
W synagodze co roku na Purim rozdają terkotki – made in china oczywiście 🙂 Mam już niezłą kolekcję. Jedna z nich już właśnie zakończyła swoją przydatność z powodu nadmiernego używania. Kiedy terkoczę, nawet wuwuzele mi mniej przeszkadzają 🙂
Dostałam więc kolejną terkotkę i do tego bardzo śmieszny gwizdek.
Doro, terkotki made in China mnie nie dziwią, ale zaskoczeniem były jarmułki made in Gaza. Że też Hamas nie karze takiej kolaboracji pozbawieniem hurys w Niebie oraz głowy na Ziemi…
Ładne 🙂 Nie widziałam takich…
Czy te panie w niebie nie są przeznaczone wyłącznie dla tych , którzy zginęli w charakterze zamachowca-samobójcy?
Pewnie że tak 😛
Jeden z komentarzy pod informacją o przypadkach pocięcia kurtek – na plecach, bo ci rycerze atakują od tyłu – Obywateli RP:
To ostre słowa prezesa tną jak brzytwa.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
kawa nie wiem czy będzie smakowała, ale wstawianie kawy trwa już 8 min. 😯
W sumie to trwało 13 minut
Dzień dobry.
Jakie piękne Hamantasze! 🙂
I pyszne, właśnie wczoraj takie jadłam 🙂
Ale numer z tą Le Pen, co? 😈
Irek
Samo upieczenie ciastka trwa 20 minut. A ty po 13 wyciągasz z pieca
I jakie szybkie dementi PiS-u! 🙂
Kasa, misiu, kasa 😉
Jasne, wszyscy wierzą w oświadczenia PiS.
Gdy chociaż oni sami.
Pakuję się. 🙂
Siódemeczko, ja też się pakuję. Ruszam jutro na Wilno. Kilka dni będę milczeć. (Prawdziwy litewski chleb zaczyna mi się śnić. Jadłam tylko jeden raz, w czasie białostockich kaziuków).
Jesienią chciałabym polecieć do Portugalii.
No tak, pis zyskał wspólnika i zaraz wszyscy się pakują… 😉
1:27 to liczba z okresem: 0,037037037… ktoś ją nazwał zgrabnie Liczba Pi’s. 😀
😆
Coś z jednej dzielnicy mojego miasta: płakać, czy się śmiać?
„…Radny osiedlowy z Pomorzan uważa, że trzeba przemalować biało-czerwone pasy na przejściach dla pieszych, bo teraz dochodzi do „znieważania symboli narodowych”. Domaga się od miejskich radnych reakcji. To nie jest żart…”
Wspomniałem, w odpowiedzi Haneczce, o cisach – a to mój ulubiony iglak. I akurat teraz kwitnie. W przyrodzie polskiej występuje jeden gatunek – Taxus baccata – (na świecie kilkanaście), oprócz tego w ogrodach szereg odmian uprawnych. Polska znajduje się na granicy zasięgu tego gatunku: niezbyt odpowiadają mu ostre zimy i suche lata; na wschód od nas znajdują się tylko izolowane stanowiska na Białorusi. Drzewo to jest reliktem trzeciorzędowym; jak dowiadujemy się od paleobotaników, bezpośrednio po ustąpieniu lodowca cis był podstawowym gatunkiem lasotwórczym na obszarze obecne Polski.
Dziś cis jest gatunkiem chronionym w Polsce. W leśnictwie przejawiano w stosunku do cisa nieprzychylne stanowisko, ograniczając się tylko do ochrony istniejących egzemplarzy pomnikowych, czy rezerwatów. Wskutek powolnego jego przyrostu oraz wprowadzania monokultur nie było już dla niego miejsca w lesie zagospodarowanym. Będąc poza zainteresowaniem zorientowanego na metry sześcienne drewna szyszko-leśnictwa, cis zyskał drugie życie i szanse na przetrwanie dzięki ogrodnikom.
Dla ochrony cisa ustanowiono na terenie Polski 29 rezerwatów ścisłych. Wielkopolska jest na zachodnim końcu “bezcisowego jęzora” obejmującego Podlasie, Lubelszczyznę, Mazowsze i Kujawy. Największe stanowisko w Polsce to rezerwat we Wierzchlesie, w Borach Tucholskich, założony przez Niemców już w 1827 (podobno drugi rezerwat przyrody w Europie). Obecnie nosi imię Leona Wyczółkowskiego, który podczas swoich częstych pobytów w rezerwacie wykonał ponad sto obrazów i grafik przedstawiających tamtejsze cisy. (Niestety sukcesywne inwentaryzacje rezerwatu pokazują wyraźnie spadek liczebności populacji na przestrzeni ostatniego wieku.)
W ogóle Wyczółkowski miał skłonność do drzew – znane są jego obrazy przedstawiające dęby rogalińskie (które zanim stały się Lechem, Czechem i Rusem znane były w międzywojniu jako ‘dęby Wyczółkowskiego’), a co do cisów w Borach Tucholskich miał plany zgoła neopogańskie. Jak podaje współczesny Wyczółkowskiemu leśniczy (inż. Szulisławski) malarz gdy opadały go wizje przeszłości, lubił snuć projekty stworzenia w uroczysku cisowym świątyni prawosłowiańskiej. Marzył o pobudowaniu tu chramu i gontyny; ofiarował nawet pewną kwotę celem sprowadzenia znajdujących się w pobliżu głazów narzutowych, które służyć miały jako “ofiarniki”.
Najstarszym cisem w Polsce jest drzewo rosnące w Henrykowie Lubańskim, w pobliżu granicy niemieckiej. Datowanie w przypadku cisów jest zwykle obarczone dużym błędem (i myśleniem życzeniowym datującego), ale można bezpiecznie przyjąć wiek około 1300 lat. W ostatniej dekadzie drzewo zaczęło obumierać, a proces ten gwałtownie przyspieszyła letnia susza roku 2015. Trwają obecnie prace mające na celu zahamowanie tego procesu: usunięto gruz z obrębu systemu korzeniowego, zaczęto zwalczać nornice, uregulowano stosunki wodne, a samo drzewo obudowano rusztowaniem, które ma za zadanie zacieniać koronę, podwyższać temperaturę w jej obrębie, oraz stanowić podporę dla systemu zraszającego. Należy mieć nadzieję, że staruszek zareaguje pozytywnie na troskę i starania. Przeżył już nie takie opresje: w 1813 jego pień posiekali szablami Kozacy, a w 1989 wichura obłamała szereg konarów.
Mówiąc o ochronie cisa, wdać się należy w dłuższą dywagację, rozpoczynającą się od informacji, że cis został pierwszą rośliną prawnie chronioną na terenie Polski. W roku 1423 król Jagiełło wydał tak zwany Status Warcki (od miejscowości Warta w powiecie sieradzkim, a nie od mazowieckiej Warki), w którym zapisano takie słowa: Ale iże rozmajte są lasy, między którymi są niektóre drzewa w drugich wielgiej ważności a drogiego myta, jako jest cis a drugie drzewa drogie, jeż bacząc, iże zakłady albo ciążba mają przewyższyć w ważności swej rzeczy te, o które pociążano, widziało się nami naszym rycerzom, iż gdyby wszedw w las, ciąć takie drzewa, albo im równa porąbił, może być przez dziedzica tego lasa jęt, a na rękojemstwo prosząnym dan. Bo nie jest zgodno, ani się widzi dostateczno, za tako znamienitą szkodę, lekki zakład wziąć, albo iżby tylko w pociążaniu był skaran.
W skrócie, z polskiego na polskie, delikwenta należy złapać, ale można wypuścić za kaucją, byleby dostatecznie dotkliwą. Jagiełło polecił chronić cisy, bo w wiekach średnich były surowcem strategicznym, takim jak dziś uran. Robiono z nich łuki, wykorzystując trwałość i elastyczność drewna. Głównym rynkiem zbytu była zachodnia Europa, gdzie właśnie trwała wojna stuletnia. Przez wieki całe monopol na handel polskim zbożem i drewnem miał – znajdujący się wówczas w rękach krzyżackich Gdańsk. Nota bene, angielska nazwa świerka (spruce) pochodzi z podsłyszanego i zapisanego fonetycznie określenia “z Prus”.
Zapis Statutu Warckiego należałoby interpretować raczej jako wyraz emancypacji ekonomicznej szlachty i obronę interesów właścicieli lasów, a nie element świadomego działania na rzecz ochrony przyrody. Wcześniejszy o kilkadziesiąt lat Statut Wiślicki w jednym z artykułów stanowi: Porąbiw dąb cudz, winę jemu ośm groszów zapłaci w czyjem państwie jest porąbion”; „Porąbiw drzewo jabłczane alibo owocne, dwanaście groszy zapłaci”. Czy ktoś z tego wywodzi, że Kazimierz Wielki objął ochroną dęby i jabłonki? Swoją drogą, porównując (wyszczególnione również w Statucie Wiślickim) kwoty zadośćuczynienia za życie ludzkie, dojść można do wniosku, że nie było szczególnie cenne (w przeliczeniu na drzewa 60 dębów albo 32 jabłonki).
Wszystkie części cisa – za wyjątkiem osnówek nasion (“jagód”) – zawierają taksynę (silnie trujący alkaloid). Taksyna łatwo się wchłania, nie ma skutecznego antidotum, a śmiertelna dawka jest stosunkowo niewielka (dla człowieka około 50 gramów igieł). Podatność ssaków na taksynę różni się pomiędzy gatunkami: zwierzyna leśna jest najwyraźniej odporna, za to szczególnie podatne są konie.
Taksyna jest, jako się rzekło, wszędzie, również w pyłku, którym trudno się zatruć, ale jest udowodnionym alergenem. Znane są przypadki, w których drwale, nawdychawszy się oparów czy trocin przy cięciu cisów, wykazywali objawy zatrucia. Z tego samego względu drewna cisowego nie należy używać do wytwarzania kubków czy innych naczyń. W dawnych czasach tzw. babki, czy też szeptuchy używały wywaru z cisa do usuwania niepożądanych ciąży. Za przyczyną trudności w ustaleniu skutecznej dawki, spędzano najczęściej płody wraz z ciężarnymi.
Juliusz Cezar (De Bello Gallico, księga VI, rozdział 31) sprawozdaje przypadek Cativolcusa, wodza galijskiego, który nie będąc zdolny do walki czy ucieczki, otruł się sokiem z cisa. Pliniusz Starszy (Historia naturalna, księga XVI, rozdział 20) podejrzewa Celtów o zaprawianie włóczni i strzał cisem, celem uczynienia ich trującymi. Powołując się na Sextiusa informuje o zatruciach cisem w Grecji wywołanych snem lub nawet spożywaniem posiłku w gajach cisowych. Podawał również sposób na prostą neutralizację trucizny w drzewie: należało wbić w pień miedziany gwóźdź (?!).
Wywar z cisa jest też ‘w podejrzeniu’ w przypadku śmierci ojca Hamleta – Szekspir pisze o juice of cursed hebenon in a vial (a “hebenon” jest równie kryptyczny, co mickiewiczowski świerzop – Paszkowski tłumaczy jako “blekotowe krople”). O trujących właściwościach cisa wiedziała też Agata Christie (opowiadanie A Pocket Full of Rye).
Nietrująca jest osnówka, która z botanicznego punktu widzenia jest przekształconą łuską jednonasiennej szyszki. Osnówki, z nasionami, zjadane są przez ptactwo (dzwońce, rudziki, kowaliki, sikory, grubodzioby i wiele innych). Kwasy zawarte w układzie pokarmowym ptaków powodują skaryfikacje nasion, które wydalone, sprawnie kiełkują. Bez ptaków, nasiona cisów wymagają kilkunastomiesięcznej stratyfikacji, a i tak wschody są rzadkie i zawodne. Obecnie znane są i powszechnie stosowane metody rozmnażania wegetatywnego, wykorzystujące dużą zdolność regeneracji cisów.
Z punktu widzenia ogrodnika czy architekta krajobrazu cisy mają sporo zalet. Są odporne na zanieczyszczenia środowiska, dobrze znoszą cięcie i ładnie się pod jego wpływem zagęszczają. Mają zwartą bryłę korzeniową, co ułatwia przesadzanie i sporych krzewów, a przy tym nie boją się konkurencji ze strony innych roślin, przez co można sadzić je i pod dużymi drzewami. Jest rośliną cienioznośną, choć w warunkach dużego zacienienia rośnie słabiej i nie obsiewa się.
Stanowisko raczej zaciszne, choć przy stałym dostępie wilgoci cisy znoszą i pełne słońce. Gleba najchętniej żyzna, obojętna lub lekko alkaliczna; cisy – w odróżnieniu od innych iglaków nie lubią gleb kwaśnych. Źle też czują się na glebach zbyt zwięzłych, gliniastych. Cis rośnie wolno, początkowo tempo przyrostu nie przekracza 10 centymetrów rocznie, starsze cisy w dobrych warunkach środowiskowych przyrastają i o 30 centymetrów co roku.
Cisy są rozdzielnopłciowe, to znaczy są chłopcy i dziewczynki – ale również zdarzają się obojnaki. Męskie pąki kwiatowe są kuliste i mieszczą się w kątach igieł, żeńskie przypominają pąki liściowe. Odmiany ogrodowe cisów mają domieszkę “krwi” azjatyckiego gatunku Taxus cuspidata i oznaczane są często określeniem Taxus x media. Swego czasu gruchnęła w polskim szkółkarstwie sensacja: “Wojtek”, podstawowa polska męska odmiana kolumnowa zaczął nagle wiązać nasiona. Zanim sprawą zajęli się specjaliści od genderu, okazało się, że zaszło zamieszanie materiału szkółkarskiego (bądź jakaś lokalna mutacja) i wszystkie inne ‘Wojtki” zachowują się przyzwoicie.
Czy cis jest drzewem, czy krzewem? Gatunek (Taxus baccata) jest niewielkim drzewem. Odmiany mają zwykle charakter krzewiasty. Siewki zazwyczaj wykazują drzewiasty typ wzrostu, chyba że wierzchołki wzrostu zostaną zgryzione przez zwierzynę leśną, bądź uszkodzone przez przymrozek.
Etymologia nazwy rodzajowej niepewna. Przyjmuje się powszechnie, że wywodzi się od greckiego toxon (τόξον)- łuk, i wszyscy są szczęśliwi z tą wersją, bo przecież drewno cisów było używane do wyrobu łuków. Jest jednak i łacińskie słowo taxus (pożyczone przez Rzymian od Germanów), oznaczające borsuka. Należałoby jeszcze znaleźć związek między borsukami i cisami: na pomoc przychodzi język turecki, w którym słowo porsuk ma dwa znaczenia i oznacza zarówno roślinę, jak i zwierze.
Etymologia nazwy polskiej jeszcze bardziej niepewna. Brückner podaje, że jest to “prasłowo”, dając mimochodem odnośnik do rzeczownika cigiędź (“dziś już zapomnianego”), a oznaczającego zarośla czy gęstwinę. Trudno, cofamy się o wiek do Lindego, ale tam też ‘znikąd drogi ni kurhanu’: żadnych objaśnień. Jest cis u Kochanowskiego, ale znaczy zupełnie coś innego (“O flisie” – http://literat.ug.edu.pl/fraszki/085.htm – to w zasadzie pornografia nie pozostawiająca wiele wyobraźni, jeśli ktoś przez staropolszczyznę się przegryzie).
Łacińska nazwa gatunkowa (baccata) nawiązuje do “jagód” tworzonych przez rośliny. Polska nazwa gatunkowa (“pospolity”) jest, w najlepszym przypadku, myląca.
W mitologii greckiej cis był drzewem związanym z kultem Hekate (która w ogóle była łączona z wieloma trującymi i psychoaktywnymi roślinami). Wierzono, że cis jest jedyną rośliną rosnącą w Hadesie (lub na drodze do niego); stąd być może pochodzi powszechne w kulturze europejskiej kojarzenie cisa z cmentarzami (nekrobotanika). Yggdrasil, mityczne drzewo łączące dziewięć światów kosmologii nordyckiej, według niektórych interpretacji miało być potężnym cisem.
W moim ogrodzie rośnie kilka dorosłych (dwudziestokilkuletnich) cisów, różnych odmian i form (niektóre kurtyzowane, niektóre niecięte), które od pewnego czasu obsiewają się spontanicznie, co jest powodem do mojej dumy, bo okazuje się, że i w stepowiejącej Wielkopolsce można stworzyć warunki dla rozwoju tego gatunku. Wszystkie siewki przenoszę pracowicie na ich docelowe miejsca.
Nasz cis malutki, ledwie półmetrowy i jedynak/jedynaczka?. Nie kwitnie 🙁
Babilasie, rozumiem, że jagody też są trujące. U Agaty były.
Spruce, bo z Prus? A eksporter pewnie z Mazowsza, bo w Prusiech nikt po polsku wtedy (XIV w.) nie gadał.
To jest fajny przykład tzw. backwards-justifying folk etymology
Jagody nie są trujące (to czerwone) tylko nasionka w nich.
Walijski jest bujniejszy https://pl.wikipedia.org/wiki/Cis_z_Llangernyw
Córasek obiecała zwizytować bez macania ❗
Pan Fortescue zjadł trefny dżem. Myślałam, że z jagódek.
what Gladys did: put the poison in the marmalade, having been told that it was a truth drug.
W dżemie była trucizna (wyciąg z cisa). Można samemu uwarzyć np. z igiełek.
Nie nadaję się do trucia 😕
Bardzo ważne oświadczenie Krzysztofa Łozińskiego:
Żarty się skończyły, wszyscy na pokład
Krzysztof Łoziński·13 marca 2017
Pamiętam z czasów szkolnych typowy temat wypracowania: „Co miał autor na myśli…?”. Zawsze myślałem: – a co mnie to obchodzi, co miał na myśli? Ważne co napisał. W końcu za którymś razem, gdy polonistka spytała mnie przy tablicy: – co miał Mickiewicz na myśli pisząc „a imię jego 44”? – wypaliłem: – cenę kaszanki po podwyżce! Więcej już mnie tak nie pytano.
Dlaczego to wspominam? Dziś ciągle słyszę rozważania, co chciał Kaczyński i jego partia osiągnąć, robiąc tę całą demolkę? A g… mnie obchodzi, co chciał. Ważne jest to, co zrobił i jakie są tego skutki:
1. Nie mamy prezydenta, tylko zdalnie sterowany uchwyt do długopisu;
2. zniszczono Trybunał Konstytucyjny. Została atrapa całkowicie posłuszna PiS-owi. Do orzekania nie są dopuszczani prawidłowo wybrani sędziowie, w orzekaniu biorą natomiast udział osoby, które sędziami TK nie są, bo wybrano je niezgodnie z prawem;
3. prezesa TK, Julię Przyłębską, wybrało troje sędziów TK (w tym ona sama) i trzy osoby nie będące sędziami TK, z powodów, jak wyżej. Wcześniej prezydent, o przepraszam – uchwyt, nie uznał uchwały zgromadzenia ogólnego 9 sędziów TK, a uznał uchwałę 3 sędziów i 3 nie sędziów;
4. zlikwidowano Służbę Cywilną i obsadzono tysiące stanowisk niekompetentnymi miernotami spośród wszystkich krewnych, ciotków i pociotków polityków PiS (o ile tych wytresowanych klakierów można nazwać politykami). Takiego kumoterstwa, nepotyzmu, korupcji i skoku na kasę nie było w naszym kraju od wieków.
5. złamano pochodzącą jeszcze z 1505 roku (konstytucja „nihil novi”) zasadę, że wszystkie akty prawne musza być publikowane;
6. przywrócono przywiązanie chłopa do ziemi, czyli zniesiono wolny handel ziemią, wcześniej zlikwidowany ostatecznie w 1834 roku (w zaborze rosyjskim, w pozostałych dawno go nie było). Tą sama ustawą pozbawiono prawie całą ludność wiejską prawie całego majątku, sprowadzając wartość większości nieruchomości wiejskich praktycznie do zera (z drobnymi tylko wyjątkami);
7. upolityczniono prokuraturę, podporządkowując cel jej istnienia „polityce karnej” (czyli temu, co w krajach praworządnych jest jednym z największych przestępstw przeciwko prawu);
8. w ustawie o prokuraturze zapisano, iż prokurator wykonując polecenie przełożonego, może popełniać przestępstwa i pozostaje bezkarny;
9. zmianami w kodeksie postępowania karnego ustanowiono, że informacje zdobyte nielegalnie mogą, a nawet muszą, być uznane przez sąd za dowody. W ten sposób, w połączeniu z ustawowym zapisem o bezkarności prokuratora łamiącego prawo, przywrócono legalność stosowania tortur w śledztwie, czyli stan, który w naszym kraju zlikwidowano w 1776 roku (zakaz tortur i uznawania nielegalnych dowodów, jako w drugim kraju świata);
10. projektowany jest pomysł przymusowej pracy katorżniczej, za darmo (mają „budować hale fabryczne” – Ziobro) dla więźniów;
11. zdemolowano polskie wojsko, doprowadzając je do stanu praktycznej niezdolności do walki:
a. zerwano umowę na zakup śmigłowców wielozadaniowych i nie zawarto żadnej nowej;
b. wyrzucono z wojska prawie całą doświadczoną kadrę dowódczą;
c. marnuje się fundusze, potrzebne na zakupy sprzętu i obsadzenie ponad 40 tysięcy wolnych etatów żołnierskich, budując Obronę Terytorialną, formację archaiczną i całkowicie nie przydatną we współczesnej wojnie. Istnieje podejrzenie, że mają być to w istocie sfanatyzowane ultraprawicowe bojówki do walki z opozycją polityczną (coś jak początki SS w nazistowskich Niemczech). Zwraca uwagę całkowity niemal brak szkolenia wojskowego (zatem i dyscypliny) oraz praktyczny brak struktur dowodzenia.
12. minister spraw wewnętrznych, i inni politycy PiS, niemal jawnie wzywają do przemocy wobec opozycji. Organizacje jawnie faszystowskie są nie tylko tolerowane, ale wręcz faworyzowane;
13. media publiczne zamieniono w tubę propagandową oraz narzędzie notorycznego kłamstwa i ogłupiania;
14. trwają próby przejęcia lub likwidacji nielicznych wielkonakładowych niezależnych gazet, stacji telewizyjnych i radiowych. Wolnym mediom maksymalnie utrudniany jest kolportaż;
15. wprowadzono deformę, bo przecież nie reformę, systemu edukacji. Naród nie ma być wykształcony, tylko głupi i posłuszny;
16. zaciągnięto szereg poważnych zobowiązań finansowych (obniżenie wieku emerytalnego, 500+, zadłużenie państwa…) na które wkrótce nie będzie pokrycia;
17. rozpoczął się atak na niezawisłość sądów, na niezależność i niezawisłość sędziów (przypominam, że sędziami są również członkowie Państwowej Komisji Wyborczej);
18. przygotowywany jest atak na samorządy;
19. projektowane jest zdemolowanie służby zdrowia, likwidacja NFZ, pozbawienie finansowania prywatnych szpitali i wielu prywatnych gabinetów lekarskich (w praktyce ich likwidacja);
20. rozpoczyna się proces wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej.
Czy o czymś jeszcze zapomniałem?
Proszę państwa, na co czekamy? Na to, aż wszyscy obudzimy się w łagrach? Na to, że nie będziemy już w UE, tylko w strefie wpływów Federacji Rosyjskiej?
Pobudka. Bierzmy udział we wszystkich akcjach protestu przeciw PiS, nie patrząc, kto je organizuje (jaki region KOD, nie KOD, dziewuchy, ZNP, partie polityczne, inne organizacje…). Wszyscy do boju!
A do organizacji (wszelkich) mam apel: koniec podziałów – zawiążmy Konfederację Wszyscy Przeciw PiS. Jak nadal będziemy osobno, to powieszą nas razem.
Na początek wszyscy, kto żyw, na 18 marca do Warszawy:
Warszawa, KPRM, al.Ujazdowskie 1/3. 18.03.2017, godz 15:00 – 18:00, #WolneSądy#WolneSamorządy #KODMazowsze #ReferendumWarszawskie
Musimy wytłumaczyć Prezesowi (bo widać nie rozumie): nie wygrasz, a nie jesteś Janukowyczem, nie masz dokąd uciec, Art. 127. kk ciągle obowiązuje:
Art. 127. § 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
Krzysztof Łoziński
Ależ Haneczko, być może kwitnie, tylko tego nie widać. W naturze siewki kwitną po 20-30 latach, ale wegetatywnie rozmnażane odmiany znacznie wcześniej. Nagonasienne są wszystkie wiatropylne, więc nie muszą kłopotać się kolorami, kształtami, zapachem, czy w ogóle okazałością kwiatów – prostota, funkcjonalność, czysty seks.
Męskie kwiaty wyglądają tak, a żeńskie tak. Chłopca poznać na przedwiośniu po tym, że potrząśnięty pyli (na zdjęciu zresztą widać igły pobrudzone pyłkiem), dziewczynkę po nasionach i ich osnówkach. Jak nie widać osnówek, to zapewne chłopiec (albo dziewczynka w wysoce nieprawdopodobnym celibacie: pyłek niesie się na kilometry). Botanika bolą zęby, jak słyszy/czyta o „jagodach” cisa, bo to ani owoc, ani „jagoda”, więc jak nie chcesz brać w cudzysłów, to umówmy się na pseudojagodę.
Znów: z onetu, a mądre.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Przepraszam, Babilasie, zapamiętam i nie będę jagódkować.
Chciało się Zosi jagódek
Kupić ich za co nie miała,
Jaś ich miał pełny ogródek,
Ale go prosić nie śmiała.
Wnet sobie sposób znalazła,
Rankiem się z chatki wykradła,
Cicho przez plotek przelazła,
Wiśnie Jasiowi objadła.
Poznał się Jasio na szkodzie,
Wróble to, mówił, zrobiły,
Odtąd mi w moim ogrodzie
Nie będą ptaszki gościły.
Na drążku, tak jak należy,
Kapelusz pięknie ugładził,
Zawiesił starej odzieży
I stracha w sadzie posadził.
Zośka się stracha nie bała,
Płotek szczęśliwie przebyła,
Z swojej się sztuki rozśmiała,
I nową szkodę zrobiła.
Ale się Jasio domyślił,
Co to za ptaszek tak śmiały,
Nowe sidełka wymyślił,
I dobrze mu się udały.
Na miejsce tyczki udanej
Cicho pod drzewem sam staje,
W starej odzieży ubrany
Stracha owego udaje.
Podług swojego zwyczaju
Zosia gałązkę nagina,
„A tuś mi, miły hultaju!“
Złapana biedna dziewczyna.
Potem jak słuszność kazała,
Skarał złodzieja przy szkodzie;
Zosia z początku płakała,
Potem umilkła przy zgodzie.
autor: Jakub Jasiński, źródło: Bukiet pieśni światowych, w którym się znajdują piosnki, dumki, arye, krakowiaki, mazury, pieśni miłosne, pasterskie, obyczajowe, towarzyskie, myśliwskie, studenckie, wesołe, żartobliwe, wyjątki z oper, i.t.d. pod redakcją Józefa Chociszewskiego. Wydane w Poznaniu; druk i nakład Jarosława Leitgebra, 1901. Wydanie piąte, znacznie pomnożone.
Doro, to jeszcze nie teraz. Teraz jest tak, jak w ostatnim akapicie http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,21477637,wyznania-hipokryty-czyli-problemy-z-pokotem-varga.html
„Nie pojmuję jednakowoż tego zdziwienia masowym wycinaniem drzew, wszak owo ekstatyczne rżnięcie to jest doskonała emanacja polskości, polskość w wycinaniu objawia się w swojej najwyższej formie. Gdyby pozwolono oficjalnie na odstrzał wszystkich zwierząt – żaden dzik, jeleń czy łoś by się nie ostał. Więcej: gdyby dano placet na legalny odstrzał wszystkich psów na ulicach, Polacy by wystrzelali wszystkie psy, nie tylko bezdomne, ale i nawet psy sąsiadów, psy sąsiadów zresztą najchętniej. Gdyby prawo zasądziło, iż można legalnie wytruć wszystkie koty, niebawem by żadnego kota nie było. Gdyby prawo pozwalało na wyburzanie wszystkich starych domów, Polacy by wyburzali z zacięciem, jakiego armie okupacyjne nigdy nie osiągały – najchętniej naturalnie domy sąsiadów by wysadzali w powietrze. Albowiem na tym przecież polega polska wolność – gdy władza pozwala demolować, tym zacieklej się demoluje, i doprawdy argumenty o koszmarnej przyszłości, jaką sobie w ten sposób szykujemy, zupełnie są nietrafione. Przyszłość nie mieści się w słowniku polskich pojęć, istnieje wyłącznie przeszłość z jakimś dodatkiem teraźniejszości.”
Bardzo starannie, w okularach i bez, obejrzałam cisa.
Zakwitnie 🙂 , jeszcze nie wiem jaką płcią, bo mocno pozamykany.
Nihil novi
https://www.youtube.com/watch?v=PD0UT-KaLu0
W kwestii cis: jedna ona i trzech onych.
Dzień dobry.
Nasz ogród też w tonacji cis.
Obiad w południe, ostatnie drobiazgi do plecaka…
I ruszam w drogę. 🙂
Odezwę się w poniedziałek.
Wojaży bez toksyn, Mar-Jo 🙂
Dziękuję, Haneczko.
Trzymajcie się! 🙂
… i pilnuj torebki 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry,
Długa przerwa z powodu nowego nawału zajęć, ale tęsknota zwyciężyła. Bardzo mi się podobała uwaga Haneczki, że jak ciężko się pochylać, to wszystko wymyka się spod kontroli. Trochę było inaczej, ale sens z grubsza taki.
Dora podała spis bardzo obszerny ale nie wyczerpujący. Chyba PK przeoczyła kulturę, gdzie osiągnięcia miłościwie nam panujących są też niemałe.
Konstytucja Nihil novi odegrała ważną rolę i teraz warto się na nią powoływać. Głosowania na sejmach odbywały się nie indywidualnie tylko ziemstwami. Jeżeli jakieś województwo nie głosowało za, to w tym województwie uchwalone prawo mogło nie obowiązywać. Piszę „mogło”, bo nie do każdej uchwały dawało się to wprost zastosować, a i przypadki takie nie były zbyt liczne. Dobrym sposobem na ominięcie głosu „przeciw” było ponowne wybranie delegacji danego ziemstwa z pominięciem przeciwnej większości. Bywało wybieranie zupełnie nowych delegatów głosami magnaterii. Tacy przedstawiciele byli może fałszywi, ale skuteczni. Zasada, że sprzeciw ziemstwa pozwalał nie respektować uchwalonego prawa, pozwala teraz nie uznawać Przewodniczącego RE przez rząd RP. Prezydent nie głosował, więc uznaje i gratuluje. Premierka głosowała przeciw, więc dla niej funkcję tę może pełnić S-W, chociaż do głosowania na niego nie miała okazji. Wydaje się rzeczywiście, że S-W coś stało się z głową, Sprawiał wrażenie człowieka rozumnego. Jednak nienawiść czyni cuda. S-W miał prawie obiecaną posadę komisarza, a otrzymała ją pani Bieńkowska. To chyba zaważyło w sposób decydujący. Warto pamiętać, że pan S-W jest narcystyczny i chyba bardzo zakochany w sobie. Krzywda doznana przez osobę ukochaną bardzo boli i pozwala na rodzenie się obsesji. Z trójki przyjaciół Rokita, Gowin, Saryusz-Wolski – wszyscy są narcystyczni. Dlatego ich przyjaźń bywała chwilami szorstka, ale długookresowo sympatia przeważała i chyba nadal przeważa.
Stanisławie, to nie ja przeoczyłam kulturę, tylko Krzysztof Łoziński, którego oświadczenie wkleiłam. Ja zresztą dodałabym jeszcze więcej punktów. W kulturze dopiero się rozpędzają, takie mam wrażenie.
Osobiście mam alergię na zakochanych w sobie z wzajemnością. 👿
Poszliśmy z duchem czasu. Wycięli krzewy.
Przeoczyłem, że to był cytat. Jak na rok miłościwego panowania, osiągnięcia godne uwagi. Lepiej niech się nie rozpędzają, bo, chociaż ekonomista z wykształcenia, łatwiej znoszę rujnację gospodarki niż zamachy na kulturę. Gospodarkę mimo wszystko łatwiej odbudować.
Kultura jeszcze żyje. Polska szczególnie uhonorowana na targach książki w Londynie. Olga Tokarczuk to obecnie najjaśniejsza gwiazda polskiej literatury. w niedzielę czy w poniedziałek była też bohaterką programu literackiego telewizji szwedzkiej, która pofatygowała się przeprowadzić obszerny wywiad z pisarką.
Stanisławie, ja bym skrócił ten epitet na „mściwie nam panujących”…
Tetryk,
dobra uwaga!
Moge polecic ten artykul jesli ktos chce zrozumiec, co sie dzieje w polityce europejskiej, a takze amerykanskiej. Do mnie to tlumaczenie trafilo:
http://www.vox.com/world/2017/3/13/14698812/bernie-trump-corbyn-left-wing-populism
Świetne. Warto rozpowszechnić. Mściwie nam panujący.
Mam wątpliwości co do sytuacji politycznej na świecie. Populizm wygrywa nie dlatego, że populiści obiecują gruszki na wierzbie, a centrolewica nie znajduje porównywalnie chwytliwych argumentów. Globalizacja i idące za nią rządy wielkiego kapitału międzynarodowego doprowadziły wbrew niektórym przeciwnym opiniom do ogromnego rozwarstwienia społeczeństw w krajach wysoko rozwiniętych. Doszło do sytuacji, w której młodych ludzi wywodzących się z klasy średniej nie stać na to, na co łatwo było stać ich rodziców. To zrodziło wielkie frustracje. Polska jest tylko odbiciem ogólnoświatowych nastrojów rodzących bunt przeciwko dotychczasowej władzy. Najważniejsze są obietnice nie czegoś konkretnego tylko samej zmiany. Dobra zmiana jako hasło była strzałem w 10. Ale i w Polsce są już objawy wielkiego rozwarstwienia. Młody człowiek z doktoratem może zarobić 4-6 tys. złotych brutto, prezes wielkiej firmy otrzymujący stanowisko wyłącznie dzięki układom (nie wszyscy tak otrzymują oczywiście) zarabia kilka milionów rocznie. To są już różne społeczeństwa żyjące całkowicie oddzielnie. Z tym naprawdę trzeba coś zrobić. Oczywiście populiści dochodzący do władzy nic z tym nie zrobią, oni chcą tylko doszlusować do tych uprzywilejowanych, co widać gołym okiem
No wlasnie cytowany artykul idzie cokolwiek pod wlos powszechnym opiniom jak te, ktore Stanislawie, przedstawiasz. Gdyby tak bylo, to populisci powinni byc najsilniejsi tam, gdzie opisywane problemy ekonomiczne sa najpowazniejsze, czyli na poludniu Europy. A jest dokladnie odwrotnie. Za chwile sie mozemy o tym przekonac w Holandii. Teza Beauchampa jest zblizona do teorii „cieplej wody w kranie”. W krajach o ustroju socjaldemokratycznym ludzie (w wiekszosci) nie musza sie o nia i o wieksze luksusy martwic – uwazaja, ze zawsze byly i beda. Niepokoi ich co innego: glownie imigracja, ktora sie (obiektywnie, czy nie) czuja zagrozeni i dlatego glosuja tak a nie inaczej.
Na blizszym mi poletku amerykanskim to tez nie do konca jest tak, ze na Trumpa glosowali tylko ludzie niezamozni (white working class). Sa statystyki, ze co najmniej tak samo glosowala white middle class. W swej wiekszosci obiektywnych problemow ekonomicznych raczej nie ma, ale nie zgadza sie na redystrybucje podatkow celem pomocy mniejszosciom (czarnym, hispanikom) i imigrantom. I tu sie nawinal maz opatrznosciowy, ktory obiecal, ze pogoni im kota.
Zmarł Wojciech Młynarski 😥
🙁 R.I.P.
Wiem, że długo chorował, ale i tak bardzo mnie rąbnęło. Smutno.
Róbmy swoje…
O „winie Tuska” jeszcze zdążył napisać…
http://migielicz.pl/wojciech-mlynarski-wina-tuska/
Jego piosenki żyją.
Byłem tylko raz (chyba we wrocławskim „Pałacyku”) na jego występie, ale został mi na zawsze w pamięci. Co za człowiek…
Dzień dobry 🙂
kawa
Do kawy Młynarski lirycznie
http://liryka-liryka.blogspot.com/search/label/Mlynarski
Polityka zeszła słusznie na drugie miejsce. Piosenki Młynarskiego są niezapomniane. Najczęściej teraz przypominają „Róbmy swoje”, gdzie jest mowa o przetrwaniu paranoi. Mnie jednak najczęściej nachodzi „Po co babcię denerwować”. Jeżeli jeszcze nie jest w pełni aktualna, to spodziewam się, że nabierze aktualności w niedalekiej przyszłości.
Co do ulegania populistom, napisałem, że młodzi ludzie wywodzący się z klasy średniej najbardziej stracili na przemianach ostatnich dziesięcioleci. Najbardziej na świecie w tym czasie podrożały nieruchomości i turystyka łącznie z gastronomią na dobrym poziomie. Młody człowiek po ukończeniu studiów kiedyś kupował dom i spłacał kredyt bez uszczerbku dla przyjemności – codziennego chodzenia do dobrej restauracji, atrakcyjnych wyjazdów weekendowych i egzotycznych urlopów. Teraz zachowanie tamtego poziomu jest bardzo trudne.
„Młody człowiek po ukończeniu studiów kiedyś kupował dom i spłacał kredyt bez uszczerbku dla przyjemności – codziennego chodzenia do dobrej restauracji, atrakcyjnych wyjazdów weekendowych i egzotycznych urlopów”
Kiedy, w jakim kraju i po jakich studiach?
Po mnie chodzi ta http://www.tekstowo.pl/piosenka,wojciech_mlynarski,co_by_tu_jeszcze_.html
Podzielam zdziwienie Markota.
Przecież nie w Polsce i chyba nie w Grecji. Pisałem o krajach wysoko rozwiniętych.
Pisałem o klasie średniej. Ci młodzi ludzie pochodzili ze środowisk, gdzie po dobrych studiach wchodziło się w dobre zatrudnienie bądź od razu rodzinny interes adwokacki czy medyczny. Mógł być w układzie towarzyskim zamiast rodzinnego.
O jakim procencie populacji piszesz, Stanisławie?
Globalizacja sama w sobie nie musi być zła. W świecie finansów łączenie grup kapitałowych w globalne potęgi rodzi korupcję. Mała firma może dać małą łapówkę. Globalna grupa finansowa może przeznaczyć na łapówki miliardy. Kupowanie polityków w sposób niezauważalny dla organów wyspecjalizowanych w wyłapywaniu takich przestępstw co jakiś czas dociera do opinii publicznej, ale to są krople w morzu. Podejrzewam, że się w tej chwili nie da robić polityki bez otarcia się o sprawy. Takim bardzo alarmującym sygnałem była sprawa Kohla, któremu wykazano wzięcie 60 tys. DM, a po dochedzuniu kwota ta urosła do ponad 2 mln DM wpływających do „czarnych kas CDU” od nieznanych sponsorów. Nadal uważam Kohla za polityka zasługującego na szacunek. Przy powszechnym systemie powiązań pomiędzy biznesem i partiami Kohl był chyba jedynym, który ujawnił, jak to działało, chociaż nie ujawnił sponsorów. Również kwota 2 mln DM w porównaniu z kwotami, jakimi obecnie obracają partie polityczne, wydaje się znikoma. Dla mnie cały ten system jest chory i nazywanie tego wszystkiego demokracją jest czymś mocno na wyrost. Powstaje w tym momencie dylemat, czy zachowując szacunek dla samego siebie można jeszcze brać jakikolwiek udział w polityce. Odpowiedź jest trudna. Zbliżona trochę do pytania, czy można pozostać szanowanym człowiekiem wstępując w swoim czasie do PZPR. W obu przypadkach odpowiadam, że zasadniczo nie, ale w szczególnych przypadkach jednak tak. Tylko trzeba się nie zeszmacić, a jest to dużo trudniejsze niż może się wydawać.
Procent jest niewielki, ale są to ludzie o dużych wpływach w młodym pokoleniu. To często dzieci polityków. Zwróćcie uwagę, że zmiany chcą przede wszystkim ludzie młodzi. Ci młodzi poniżej klasy średniej też widzą, że ich rodzice mogli więcej. Paradoksalnie PKB na głowę rośnie znacznie w dłuższych okresach czasu, ale skala potrzeb też rośnie. Zwróćcie uwagę, o ile mniej potrzeb było 50 lat temu. Do tego niezadowolenia młodych doszło inaczej rozłożone „zagrożenie” ze strony imigrantów. To nie są sprawy, które można szybko rozwiązać przedstawiając sensowny program wyborczy. Populiści go nie potrzebują. Zapowiadają zmianę i odejście od systemu. Nie poddaję się populistom, natomiast zgadzam się, że systemy polityczne praktycznie wszędzie wymagają głębokiej reformy. Tylko nie potrafię wskazać recepty.
Po to (m.in.) było draniom przejęcie TK:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,21504855,trybunal-konstytucyjny-podjal-decyzje-ws-zgromadzen-zgodne.html#Czolka3Img
Najbardziej im chyba zależało, żeby skończyć z kontrmiesiączkami.
Do zdań odrębnych należy zdanie sędziego Pszczółkowskiego wybranego przez PiS.
Nie chcę być cyniczny, ale obstawiam, że votum separatum sędziego z PIS-u było jednak poprzedzone dokładnym policzeniem się. Może nawet ciągnęli zapałki, który dostąpi takiego zaszczytu 😉
Mydlenie oczu. Gołymi rękami czy w rękawiczkach – i tak uduszą, co ma być uduszone 👿
Nie chcę być cyniczny, ale obstawiam, że votum separatum sędziego z PIS-owskiej nominacji było jednak poprzedzone dokładnym policzeniem się. Może nawet ciągnęli zapałki, który dostąpi takiego zaszczytu 😉
Mydlenie oczu. Gołymi rękami czy w rękawiczkach – i tak uduszą, co ma być uduszone 👿
Nie wydaje mi sie. Pszczolkowski od jakiegos czasu zachowuje sie jak sedzia, a nie jak nominat PiS, to nie pierwsze jego zdanie odrebne.
Niewiele to wprawdzie zmieniło, ale jeśliby tak w istocie było, to tym lepiej oczywiście.
Wiosna!!!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1391.JPG
Zdanie sędziego Pszczółkowskiego jest skromne w swej odrębności i dotyczy jedynie umorzenia w zakresie działania prawa wstecz. Za GW: „Trybunał zdecydował o umorzeniu sprawy w zakresie przepisów, które prezydent uważał za sprzeczne z zasadą, że prawo nie działa wstecz. Zdanie odrębne sędziego Pszczółkowskiego dotyczyło właśnie umorzenia postępowania.
– Inaczej niż TK uznaję, że nie było powodów, aby uchylić się od wyjaśnienia wątpliwości. Umorzenie postępowania w tym zakresie stawia prezydenta w trudnej sytuacji. Będzie musiał podpisać ustawę, chociaż problem konstytucyjny, który dostrzegł, nie doczekał się rozstrzygnięcia – uzasadniał sędzia Pszczółkowski.”
Odrębność pozostałych sędziów dotyczyła także szeregu innych kwestii, jak np. składu orzekającego w tej sprawie.
Dobry wieczór. Pozdrowienia serdeczne od cichej wielbicielki Bobikowa, którą od czasu do czasu spotykam w różnych miejscach – tym razem w metrze.
Pytała, co z Rysiem, ale chyba nikt z nas na pewno nie wie… 🙁
Dzień dobry 🙂
kawa
Ryś odpowiada na e-maile i czasami zagląda na fb
O, to dobrze.
Szkoda, że tutaj nie wbryka…
Czytałam wywiad Żakowskiego w Polityce.
Zastanawia mnie, jak łgarze funkcjonują w życiu prywatnym. Wracają do domu i przerzucają wajchę na prawdomówność i wzajemne zaufanie? I bliskim ta dwulicowość nie przeszkadza?
Nie rozumiem. To znaczy mogę zrozumieć przerzucenie wajchy, ale nie rozumiem bliskich. Jak można być z kimś o dwóch twarzach?
Moje plemię mnie nie skrzywdzi. A w walce między plemionami zasady obowiązują tylko plemię wroga.
Haneczko,
sznureczek proszę do wywiadu…
Dla mnie ważne…kto łże?
idę dospać…
Dzień dobry.
Alicjo, dostęp tylko dla prenumeratorów cyfrowej 🙁
Plemię plemieniem, ale najpierw odpowiadamy sami za siebie i przed sobą, choćby najciszej jak się da, żeby plemię nie usłyszało. Można zagłuszać, wypierać, ignorować, ale ta odpowiedzialność i tak istnieje. A zasady to nie ciuchy zmieniane z roboczych na domowe. Nie można ich tak sobie zmieniać. To znaczy wiem, że można, ale nie można i już.
Proponuję koleżeństwu kampanię pro-europejską.
Z listu Magdy:
Wobec postawy naszego rządu na forum europejskim (zwłaszcza Rada Europejska, 09/03/2017) i skutków, które ona niesie dla Polski poprowadźmy obywatelską politykę europejską w imieniu naszego kraju, dla jego dobra oraz na rzecz utrzymania jego wiarygodności. Zostańmy ambasadorami naszego kraju w UE w sytuacji, gdy na rząd nie możemy liczyć.
Na platformie Akcja Demokracja/Nasza Demokracja powstał list otwarty adresowany do Szefów 28 państw UE (w tym Polski) i Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. List zostanie przetłumaczony i przekazany adresatom. O dostarczenie listu zostaną poproszeni polscy Europosłowie.
W ten sposób symbolicznie potwierdzimy referendum z czerwca 2003 r., w którym zdecydowaliśmy o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej.
Ważne, aby tych podpisów było dużo. Z góry dziękuję za podpis, ale również proszę udostępniajcie ten list ze strony Nasza Demokracja.
Dzisiaj interakcja z ogrodem przerywana deszczem, utrudniona silnym wiatrem i ogólnie pogodą barową (na szczęście mili, a niezapowiedziani goście oderwali mnie od łopaty i sekatora). Przekwitają właśnie oczary (jeden żółty i jeden czerwony), więc parę słów o nich. Tego pierwszego, żółtego, dostałem dwadzieścia kilka lat temu od p. Łucji Swiłło, ówczesnej „kurator” (ten tytuł jakoś inaczej brzmiał) arboretum w Przelewicach pod Szczecinem (obecnie właścicielki szkółki Viburnum).
Rodzaj oczar (Hamamelis) nie ma przedstawicieli w rodzimej florze Europy. Jej mieszkańcy spotkali się z amerykańskimi gatunkami oczarów, gdy wybrali się kolonizować Nowy Świat. Ponieważ kolonistom oczar wydawał się podobny do wiązu (zwanego w Anglii potocznie wych hazel), nazwali tak drzewo, które rosło w Nowej Anglii. Wych pochodzi od staroangielskiego wice, co oznacza ‘giętki, elastyczny’ (stąd mamy we współczesnym angielskim week – słaby i wicker – wiklinę). W którymś momencie pisownia przeskoczyła do witch hazel – pomogło zapewne to, że oczary kwitną o nietypowych dla większości roślin porach, no i oczar stał się ‘czarodziejską wikliną’ (po niemiecku: Zaubernuss, po szwedzku: Trollhasselsläktet, po duńsku: Troldnød). Pewne echa czarodziejskości także w nazwie polskiej, która powstała pod koniec XIX wieku (nie ma u Lindego, jest u Arcta).
Łacińska nazwa pochodzi – jak to zwykle bywa – z greki (a nadał ją sam Linneusz). Odnosi się ona do równoczesnego występowania na roślinie kwiatów i zeszłorocznych torebek nasiennych (przysłówek hama – ἅμα – wskazuje na jednoczesność, natomiast melon oznacza owoc).
Wracając jednak do dendrologii… Amerykański oczar wirginijski (Hamamelis virginiana) kwitnie późną jesienią i jego kwiaty często gubią się wśród jeszcze nieopadłych liści. Sympatrczny (znaczy występujący na tym samym obszarze) wobec niego oczar wiosenny (Hamamelis vernalis) kwitnie na przedwiośniu, ale w uprawie jest mało rozpowszechniony poza Ameryką.
Kilkanaście lat temu zanotowano sporą sensację botaniczną – na południu stanu Missisipi odkryto nowy gatunek oczara, o znacznie (2-3 razy) większych liściach, wytwarzający (w odróżnieniu od wszystkich innych gatunków) odrosty, kwitnący na czerwono. Nowy gatunek nazwano Hamamelis ovalis, choć być może jest on identyczny z oczarem, który w początkach XIX wieku opisał jako Hamamelis macrophylla John Lyon, szkocki botanik i łowca roślin.
Spośród gatunków oczarów dla ogrodnika najbardziej interesujące są dwa azjatyckie, które trafiły do Europy w XIX wieku: oczar chiński (zwany też omszonym: Hamamelis mollis) i oczar japoński (Hamamelis japonica), które, krzyżując się ze sobą, stały się formami wyjściowymi dla odmian ogrodowych, różniących się głównie barwą kwiatów (od żółci, poprzez pomarańcze do karminów). W warunkach Polski oczar chiński rozpoczyna kwitnienie wcześniej niż japoński, ale ten drugi wyposaża swoje potomstwo w silny, przyjemny zapach.
Botaników od dawna zastanawiało zimowe kwitnienie oczarów. Przyroda jest jakoś tam – na ogół – sensownie urządzona, więc początkowo przyjęto, że oczar jest wiatropylny i może sobie kwitnąć, kiedy mu się podoba. Szybko jednak wyszło na jaw, że oczary mają lepki pyłek (zupełnie niestosowny przy anemogamii), a także produkują nektar. Dla kogo? Obserwowano, obserwowano i nikogo nie wykryto. Okazało się, że obserwowano nie wtedy, kiedy trzeba. Zupełnie niedawno stwierdzono, że niektóre ćmy z rodzaju Noctuidae (sówkowate) są aktywne zimą (wystarczy im temperatura ledwo powyżej zera, bo mają aktywne mechanizmy generowania ciepła i gęsto obrośnięte kutnerowymi włoskami ciało). A jak sama nazwa wskazuje (sówkowate), są czynne nocą. I właśnie to są zapylacze oczarów.
Owocem oczaru jest okrągła, brązowa, dwunasienna torebka, pękająca latem w sposób, który wyrzuca nasiona na odległość kilku metrów. Nasiona znajdują się w głębokim spoczynku i w naturze kiełkują stopniowo w ciągu kilku lat. Szkółkarze mają swoje sposoby na przyspieszenie tego procesu (8 tygodni w cieple, 16 w zimnie, i tak aż do skutku). Siewki początkowo rosną dość powoli. Rozmnażanie z siewu oczary są niewielkimi (kilka metrów), nisko rozgałęzionymi drzewami.
W praktyce szkółkarskiej odmiany rozmnaża się najczęściej przez szczepienie (na podkładce ze względnie łatwo kiełkującego oczara wirginijskiego). Metoda ta ma jednak swoje wady: podkładka zwykle produkuje mnóstwo odrostów, które trzeba pracowicie usuwać; zaniedbywanie tych czynności może doprowadzić w ostateczności do zamarcia części szlachetnej i tak zwanego zdziczenia. Rozwiązaniem byłoby rozmnażanie oczarów przez sadzonki, ale one to niezbyt lubią i niechętnie się ukorzeniają. To samo dotyczy rozmnażania przez odkłady: mało wydajne, powolne i w zasadzie możliwe tylko amatorsko.
Oczary są odporne na niską temperaturę i dobrze sobie radzą z polskimi zimami, za to bardzo źle znoszą suszę. Preferują stanowiska słoneczne, lecz zaciszne i osłonięte. Bardzo źle reagują na cięcie, nie zabliźniają ran, słabo się regenerują. Zazwyczaj zresztą nie potrzebują sekatora, bo charakteryzują się bardzo regularnym, kielichowatym pokrojem. Bardzo ładnie prezentują się posadzone pojedynczo (soliterowo), bądź w niewielkich grupach na trawniku. Zwłaszcza w dużych ogrodach warto zadbać o dobre wyeksponowanie tych roślin. Oczar bardzo źle znosi przesadzanie, więc należy bardzo dobrze przemyśleć jego lokalizację. Posadzone na dobrze nasłonecznionym stanowisku pięknie przebarwiają swoje liście na jesień.
Oczary (a zwłaszcza wirginijski) interesują także kosmetyków i farmaceutów, ale to już zupełnie inna historia.
Ten oczar to taki lekuchno-forsycjowaty, ale tylko lekuchno, no i czaruje, czaruje 🙂
Moje zaklinanie wiosny nic nie dało, nadal pół metra śniegu, a jak czekali na śnieg w styczniu to gdzie on był?! No właśnie. Pojawił sie 1-go marca i jest, wredota. Nic nowego, ale w tym roku wyjątkowo dał ciała, że tak powiem. Stąd i „orzeł” w wykonaniu Jerzora trochę późno w tym roku.
Z wielką ciekawością czytam botaniczne wpisy BABILASA. U mnie na Górce znalazłby kilka ciekawych roślinek…Na razie forsycja wyglda tak, chociaż zmusiłam (wyforsowałam wręcz!) kilka gałazek do zakwitnienia w domu.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0308.JPG
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0308.JPG
Pardąsik, dwa razy mi się… 🙄
Tak czy owak, Babilasie, jak będziesz się pętał w moich okolicach, to serdecznie zapraszam, nawet zimą mam zielono w domu 🙂
W tej chwili kwitną dwie orchidee oraz kalanchoe blosseldiana, czerwona. Jedna orchidea jest biała, a druga różowa, sztuczna zresztą, ale ją będę trzymać tam, gdzie jest (ogólnie mam 6 orchidei, ale nic nadzwyczajnego, jedna jest mini-mini).
Jeśli chodzi o sztuczną różową…zazwyczaj jak gdzieś wybywamy w świat, zostawiamy kwiaty pod opieką naszych znajomych. Raz wracamy z 2-tygodniowej podróży, a tu wszystko kwitnie 😯
Jerzor z rozdziawioną gębą, cuda jakieś, a przecież ja wiem, że hoya carnosa nie kwitnie czerwonymi makami! Ani też nie miałam różowej orchidei. Maki i inne sztuczności prześlicznej kwiaty wygnałam do garażu na wypadek, gdyby mnie ktos poprosił o podlewanie kwiatków, ale rózową orchideę zostawiłam na pamiatkę. I tak wszyscy wierzą, że prawdziwa 🙂
Dobry wieczór koszyczku. 🙂 U mnie pierwsza burza w tym roku. 😯
Babilasie, to jest fascynujące. Wujcio Google mi pokazał – piękne.
Oto mój ogród całoroczny, a nadobne orchidee (różowa sztuczna, ale trzeba dopiero dotknąć, żeby się przekonać!) trochę w głębi.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1397.JPG
Haneczko, obawiam się, że dość powszechne jest posiadanie dwóch zestawów zasad: dla swoich i dla obcych. Po latach spotkałam w autobusie kolegę ze szkoły. Chciał mi pomóc z ciężką torbą, powiedziałam, że sobie poradzę, w odpowiedzi usłyszałam: „Nie bój się, znajomym nie kradnę.” Znaczy – w porzo.
Zmokłyśmy z PK na manifestacji, ale wytrwałyśmy do końca, śpiewająco. A za tydzień kolejny marsz. I też pójdę.
Ja już po rozgrzewce herbatką góralską, aż mi się spać zachciało 🙂 Tylko pora młoda…
Śpiewająco jak najbardziej. Na koniec była „Oda do radości”. Za tydzień będzie znów.
I jak zwykle nie będzie wiadomo, jaka dziś była frekwencja. Kilka tysięcy spokojnie, najwięcej było tradycyjnie podczas samego marszu. Ludzie dołączają się w trakcie, a pod koniec już wymiękają.
W tramwaju usłyszałam jak jeden pan opowiadał: „Miałem pilnować tyłów, wydawało mi się, że jest nas mało. A potem spotkałem na trasie znajomego, który stał na chodniku i się przyglądał, i powiedział: jaki długi marsz, myślałem, że się w ogóle nie kończy! Zdziwiłem się bardzo” 🙂
Frekwencja-swencja, ja was popieram z tej strony Wielkiej Wody…
Babilas podnosi na duchu, ale mój duch w kiepskiej formie i trudny do podniesienia. Jakoś nie cieszy mnie przedwiosenność, która zawsze dodawała energii. Coraz trudniej trzymać głowę nad powierzchnią, a trzeba. A może to tylko cholerne korzonki?
Haneczko,
wredne przedwiośnie i Żeromski, ale Baryka bryka i takoż ono ci jest, może dlatego, że ryś nie bryka 🙁
Trzeba przeczekać, jam starsza od Cię, to wiem i Ci powiadam, przeczekać!
I natentychmiast przyplątał się do mnie Wojciech, ach…
Niech powie ktoś, komu się zdarzy
Napotkać wiosną me spojrzenie:
Co ja mam w twarzy,
No co ja mam w twarzy?
Cierpienie, cierpienie, bezdenne cierpienie…
Lecz przy księżyca bladym sierpie
W noce kwietniowe i majowe
Nie sam przecież cierpię,
Nie sam przecież cierpię,
A zatem, a zatem śpiewajmy, panowie:
Niech powie ktoś, komu się zdarzy
Napotkać wiosną me spojrzenie:
Co ja mam w twarzy,
No co ja mam w twarzy?
Cierpienie, cierpienie, bezdenne cierpienie…
Lecz przy księżyca bladym sierpie
W noce kwietniowe i majowe
Nie sam przecież cierpię,
Nie sam przecież cierpię,
A zatem, a zatem śpiewajmy, panowie:
Dziewczyny!
Bądźcie dla nas dobre na wiosnę!
Dziewczyny!
Skończmy już te „Kobry” miłosne!
Nikomu
Niechaj nie zagraża rozłąka,
Gdy wiosną
W rytmie naszych marzeń po łąkach bąk brzdąka, bąk brzdąka…
Dziewczyny!
Lubcie wy nas wiosną, oj, lubcie!
Dziewczyny!
Krzywdy biednym chłopcom nie róbcie!
Niech kpiny Wasze nas nie bolą zbyt liczne!
Dziewczyny!
Teraz będzie solo muzyczne, a ja będę przeżywał!
(tu przeżywamy zbiorowo…)
Kocham Pana, Panie Wojtku!!!!!!!
Dzień dobry! 🙂
Nie upadajcie na duchu!!!!Jeszcze będzie normalnie. Są kraje, w których pałac prezydencki nie jest ogrodzony! Można podejść pod same wrota. Byłam, widziałam.
Wilno!!!!Nogi schodziłam, nie korzystałam z transportu publicznego. Widziałam wszystko, co zobaczyć zamierzałam. Poza kryptami w katedrze (byłam zapisana na zwiedzanie). Tak się wspaniale rozmawiało z żoną kantora tutejszej synagogi(jedyna z ponad setki wileńskich synagog ocalała), że nie zdążyłam na zwiedzanie krypt.
W poniedziałek spróbuję przygotować na obiad prawdziwe litewskie cepeliny.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
W Wilnie wszystkie najważniejsze zabytki są w miarę blisko siebie, więc rzeczywiście transport publiczny niepotrzebny, ale dobre nogi się przydadzą, bo jest ich dużo!
Myśmy jeszcze z rodziną szli śladem naszej mamy. No i wybraliśmy się do artystowskiej dzielnicy Uzupis.
Byłam, Pani Kierowniczko. Nawet sfotografowałam słynną Konstytucję Republiki Uzupis. I Anioła!
Rozmowa z żoną kantora jest jednym z moich najważniejszych wileńskich przeżyć.Niesamowita żona, niesamowity kantor! I ich rodzinna historia!
Ja szłam śladami mojego Ojca. Początek dała jego zrobiona w Wilnie fotografia w mundurze legionisty…
Na Rossie zapaliłam w wiadomym miejscu znicz z naklejonym znaczkiem. Większość domyśli się o jaki znaczek chodzi. 🙂
A kto tam upada na duchu! Rozglądam się, nie widzę…
Mar-Jo pisze z entuzjazmem o swojej wyprawie do Wilna, co rozumiem – śladami rodzinnymi chadzałaś tam, Mar-Jo?
Nie obrażajcie się, Boże broń, ale na mnie te wszystkie „Litwo, ojczyzno moja…” nigdy nie działały. Z prostej przyczyny, że nikt z mojej rodziny nie płakał za tym, czego nie widział i co nie wrosło w rodzinną legendę. Dla mnie wieś podkrakowska i kielecka, ale bardziej podkrakowska, bo tam poznałam wszystkie scieżki mojego Taty i ciagle ta rodzina tam jest.
Ale niechby mi kto powiedział, że Ziemie Zachodnie („odzyskane”) są nie moje to za młotek geologiczny chwycę i będę bronić!!! Toż ja się w Ziębicach urodziłam!
http://www.ziebice.pl/asp/pl_start.asp?ref=1
Wyrosłam na tych terenach i dla mnie Bartniki to osobista „ojczyzna”. Jednocześnie pamiętam Niemców, szczególnie w latach 60-tych, którzy przyjeżdżali odwiedzać dawne swoje włościa…
Uciekam, bo za chwilę Lisa wpadnie na herbatkę (Jerzor pojechał po herbatniki naczekoladowane.
Jestem na detoksie. Siedzę w ekscytującym szambie. Doczytuję „Gastrofazę” Mary Roach 😎
Na każdego działają legendy własnej rodziny.
Na mnie działa Wilno, bo tam studiowali i poznali się moi rodzice, ale także Równe i okolice, bo stamtąd pochodziła moja mama. Ale również Łódź, bo stamtąd był mój ojciec. A i Warszawa, bo przed wojną ciotki mieszkały przez parę lat…
A Ziemie Zachodnie działają na mnie jako kraina tajemnic. Niemieckich tajemnic, ciężko zdewastowanych. I pięknej przyrody.
A tymczasem – wiwat!
http://www.rp.pl/Kraj/303199942-Maleje-przewaga-PiS-nad-PO.html
Chyba na to konto się napiję 😀
Doro, zacznę wiwatować, gdy poparcie dla PiS spadnie do formatu prezesa i gdy opozycja przestanie się wzajemnie podgryzać.
No jasne, ale pierwsze światełko w tunelu się pokazało 😉
Wczorajsza demonstracja warszawska – czekałam na taki filmik. Kolumna marszu przechodziła przez Plac na Rozdrożu 9 minut (filmowana z jednego miejsca). Garstka?
https://www.youtube.com/watch?v=0vaNSH0ygsg
Garściunia 😉
W PRL-u władza też garstkowała 🙄
Strzemiennego i do spanka. Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. 🙂
Kawy u Dudy-Gracza nie znalazłam. Piję swoją.
… ale jest na czym podgrzać 😉
Nasz nieodżałowany Wojciech Młynarski chyba nie myślał, że jego „Róbmy swoje” znajdzie się jako hasło na parasolkach na przykład…
Na murze pod Ostrą Bramą „odkryłam” taką tablicę:
http://kolumber.pl/upload/photos/0059/6817/6891cc29d1c20c14976edf9da2f7f852_big.jpg
„…XXX lat wśród pogan wiarę św. szerzył…”
Oczami wyobraźni widziałam owo szerzenie przy pomocy ognia i miecza. Wyszukałam w Google-u ks. Władysława Michała Zaleskiego – i trochę się uspokoiłam. 🙂
Dla mnie ziemie Ziemie Zacgodnie to jak własne podwórko i swojskie krajobrazy. Od Krakowa na wschód jakoś nigdy mnie nie poniosło,bo nie ma i nie było rodziny…
Ale pamiętam bardzo dobrze podkrakowskie wioski ze słomianą strzechą i klepiskiem. I niestety, zmuszana byłam przez Ciocię do picia mleka prosto od krowy nadojonego, u mnie powodowało to natychmiastowy odruch wymiotny, bo z mleka lubię maślankę i sery!
Ale to jest właśnie tak – ciągnie do pobiegania po ścieżkach, którymi nasi przodkowie chodzili…
*zachodnie
Mar-Jo (15:36) Zaleski był także botanikiem-amatorem. Lucien Linden, współczesny mu belgijski łowca storczyków nazwał jeden z gatunków Cymbidium zaleskianum. Później okazało się, że jest to naturalnie wystepujący mieszaniec międzygatunkowy, a później jeszcze zmieniono tę nazwę, bo ktoś wcześniej opisał ten takson pod inną (Cymbidium tracyanum). Nie wiadomo, czy Linden nazwał tak to cymbidium z szacunku i sympatii do biskupa, czy też Zaleski miał coś wspólnego z odkryciem tego gatunku.
Dzień dobry.
Babilas (22.05) – poczytałam wczoraj sporo o biskupie.Uniwersytet Warszawski wydał w latach 90. fragmenty jego pamiętników.Może się skuszę.
Ale póki co, 31. marca wybieram się na spotkanie z księdzem Wojciechem. „Tym” Wojciechem!!!!! 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Antoniemu odstawili leki?
„…- Premier Donald Tusk zawarł z Władimirem Putinem nielegalną umowę i powinien za to odpowiedzieć karnie – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Antoni Macierewicz. Prokuratura potwierdza, że zawiadomienie szefa MON ws. Tuska wpłynęło w poniedziałek.”
Dzień dobry 🙂
Antoniego należy troskliwie przemilczać 😎
Nie odstawili. Kolejna faza kultu jednostki. Czekam na ” referat Chruszczowa ” . Oby jak najszybciej nastąpił
Antoni próbuje się panicznie ratować, podlizując się posłowi K. Pisak go podgryza, sondaże nie lubią go bardziej, niż innych (60% przeciw), wiadoma komisja to niewypał, no i ten Misiewicz… (bo raczej nie chodzi o armię bez broni i generałów ani o WOT).
Widzieliście? Pod oknem Ziobry: https://www.wprost.pl/light/10047562/Billboardy-z-bracmi-Kaczynskimi-zawisly-przy-Ministerstwie-Sprawiedliwosci-Ich-tematem-KRS.html
1.Zasadzka w Smoleńsku.Ale polscy piloci usiłowali z niej uratować polską delegację.Leki Antoniego nadal nie działają. @#$%^!!!!!!!
2.GW podała, jak głosowali europosłowie PO w sprawie rezolucji Europarlamentu dot. ochrony osób LGBTI przed dyskryminacją. @#$%^!!!!!!!
Mam butelkę „Trejos Devynerios” (Originalios!). I chyba ją otworzę.
Mar-Jo, podejrzanie to wygląda. 27 ziół, coś mi ta liczba przypomina. Czy dlatego to pijesz?
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. 🙂
@andsol: „44” chodziło za mną po Wilnie jak cień.
„27” – ani trochę. Próbowałam znaczenie tej liczby wyjaśnić. Bezskutecznie. (Coś podpowiesz? Bo troszku się niepokoję. „999” dużo wypić się nie da. To faktycznie pić należy jak lekarstwo, dawkować w kroplach.Mam!!!27 kropli!!!! 🙂 )
Wilno to było miasto marzeń mojego dzieciństwa. Tam rodzice mieszkali (ojciec tylko w czasie studiów i trzy lata po, mama od 5-go roku życia do 1936 przez 18 lat) i brali ślub. Tam mieszkało kilkanaście osób rodzeństwa mamy.
Prawda, że wszystko w zasięgu spaceru, łącznie z górą 3 krzyży i wieżą, ale na dobre przespacerowanie ze 3 dni trzeba poświęcić. Trochę dłuższy spacer na cmentarz, który warto odwiedzić nawet nie mając tam krewnych. Ja nie mam. Ojciec mojej mamy zmarł kilkadziesiąt kilometrów od Wilna, a jej mama zmarła w Skarżysku w 1943. Dziadkowie ze strony ojca też gdzie indziej. Babcia w Świdnicy w 1964, dziadek w Kazachstanie. Grób najstarszego wuja ze strony mamy widziałem w Paryżu. Jego potomkowie poznani przeze mnie nie znają polskiego. Poznałem jego wnuczkę i prawnuczkę. W mieszkaniu wisiała fotografia mojej mamy tuż przedwojenna.
W Wilnie szukałem miejsca uwidocznionego na obrazku wiszącym w mieszkaniu mojego dzieciństwa. Znalazłem w końcu w okolicach kościoła Św. Ducha.
Jednym z ciekawszych miejsc w Wilnie była dla mnie księgarenka, do której wchodzi się po schodkach z podwórca uniwersyteckiego przy kościele. Miły pan świetnie mówi po polsku i ma do zaoferowania wiele ciekawych rzeczy. W ogóle brak możliwości załatwienia czegokolwiek po polsku jest jakąś legendą. W czasie paru kilkudniowych wizyt nigdy nie miałem problemów z dogadaniem się po polsku czy to w sklepach i restauracjach czy pytając o drogę. Jedynym wyjątkiem byli policjanci drogowi, którzy usiłowali wlepić bezpodstawny mandat. Ale po telefonie do wysokiego urzędnika MSW nagle i oni zaczęli po polsku rozumieć. Nawiasem mówiąc ten urzędnik, choć Litwin w 100%, też przyzwoicie mówi po polsku. Załatwiałem z nim sprawy urzędowe i nie miał żadnych oporów z rozmawianiem po polsku. Myślę, że problemy, jakie powstają, wynikają nie tyle z języka co z zachowania, na które mieszkańcy Wilna są bardzo czuli.
Trojanka litewska została szeroko spopularyzowana przez Wańkowicza, chociaż wśród kresowian popularyzować jej nie było trzeba. Wańkowicz nadawał trunkowi walor kultowości (według dzisiejszej terminologii).
Naprawdę możecie to pić? Na zdrowy żołądek?
Ja też pamiętam „Trejos Devynerios”z Wańkowicza.
W liceum przeczytałam całego Wańkowicza. Z ogromnym zachwytem. Wszystkie wydane w Polsce książki jego autorstwa posiadał w swoim księgozbiorze mój najstarszy brat. Po śmierci brata „odziedziczyłam” tegoż Wańkowicza. Próbowałam czytać. I się nie dało.Zmienił się świat i ja przy okazji..
„999” na zdrowy żołądek da się wypić, ale w homeopatycznych ilościach.Moja wczorajsza „dawka” to był naparstek. Dosłownie.
Mar-Jo, chodziło mi o wynik meczu politycznego 27:1, z honorowym golem przekłutym przez szydło.
Dzień dobry 🙂
Przelicytuję. 1050 z gwinta http://gniezno.naszemiasto.pl/artykul/dlaczego-szpital-w-gnieznie-zmienil-nazwe,3965804,art,t,id,tm.html
mówi Dariusz Igliński, przewodniczący Rady Powiatu Gnieźnieńskiego. – Chodzi także o ewentualną przyszłą pomoc rządu. Pan poseł Dolata powiedział, że są duże szanse na środki, jeżeli szpital będzie nosił taką dostojną nazwę, jest o co grać 🙄
Prawda, że ładne?
Cóż, na miejscu radnych też bym głosował „za”. Miałbym tylko lekki niepokój, czy nie grzeszę.
Stanisławie 😯
http://www.polityka.pl/galerie/rysunki/1698652,1,jan-koza.read
To teraz wystarczy się ochrzcić, żeby załapać się na grant?
Haneczko, radny musi brać odpowiedzialność za pomyślność instytucji pod jego opieką. Skoro od nazwy szpitala mają zależeć dotacje budżetowe, a tym samym zdrowie pacjentów… Z drugiej strony można się trochę czuć jak przekupień w świątyni, a tych Chrystus wypędzał batogiem. Są politycy nieugięci, którzy w imię wartości rezygnują z wszelkich ewentualnych dotacji. Ale niewielu jest tak silnych moralnie jak np. Beata Szydło zwyciężająca 1:27. I znowu Trojanka Litewska się kłania.
Paradoksie, chrzest musi być zbiorowy 🙄
Stanisławie, to zwykłe przekupstwo. Interes szemrany i niepewny, a nazwa zostanie. I przejaw czegoś, co nazywam totemizmem religijnym i na co absolutnie się nie godzę.
Pewnie, że przekupstwo i to, jak napisałem, w świątyni, bo świętymi pojęciami się handluje. Tyle, że polityki wolnej od przekupstwa już nie ma. Pani Szydło na przykład za trwanie przy swoich wartościach może się nadal cieszyć posadą premiera.
Paradoksie, ochrzcić się nie wystarczy. Moim zdaniem nawet zbiorowo nie musi wystarczyć. Trzeba jeszcze ten chrzest przedstawić we właściwym kontekście. Albo dobrać właściwych rodziców chrzestnych. Na ojca trudno wziąć Jarosława Kaczyńskiego, bo kolejka za długa. Macierewicz jest dobry, ale może być niechętny. Bardzo dobrym kandydatem jest Bartłomiej Misiewicz. Nie tylko do chrztu potrzyma, ale od razu zarekomenduje do atrakcyjnej rady nadzorczej albo do kulku rad. Wtedy granty mogą okazać się zbędne.
Należy pamiętać, że tutaj w najmniejszym stopniu nie chodzi o wiarę. Wiara jest osobistą sprawą każdego i nikomu nic do niej. Tutaj chodzi o wyraz przynależności plemiennej. Absolutnie nie plemienia Polaków czy Polan. Chodzi o plemię PiS. Atrybutem członka plemienia są symbole katolicyzmu w powiązaniu z Ojcem Rydzykiem, kilkoma arcybiskupami i toruńskimi mediami. Głoszenie Ewangelii jest raczej sprzeczne z obrazem członka plemienia PiS, albowiem Nowy Testament zawiera bardzo niewygodne sentencje, szczególnie te odnoszące się do miłości bliźniego. Parę dni temu pewien ksiądz o doświadczeniach misyjnych w Afryce i w Niemczech mówił w TVN, że typowe wzorce zachowań plemiennych PiS są identyczne ze znanymi mu wzorcami zachowań pogańskich.
Stanisław
No, teraz pojechałeś obrazoburczo, a może nawet obscenicznie. „obraz członka prezesa PiS” jako przedmiot adoracji…
Ludzie, tu nie o pieniądze chodzi, a o to, by przyjmowanego do takiego szpitala bezbożnika już na wejściu szlag trafił. Po pierwsze, mniej roboty dla personelu, po drugie, szpital podniesie procent wierzących w narodzie.
Mnie i bez wchodzenia trafia szlag. Na małość.
Haneczko
Starają się wyrównać do swojego ideału. A że ideał kurduplowaty? Taka wsteczna ewolucja. Coś jak hobbici z Flores.
Hobbici z Flores to nie wsteczna ewolucja To po prostu homo floresiensis, gatunek z rodzaju homo, nawet nie rasa
Irek
Wedle najnowszych danych, jest to jednak przykład ewolucji wstecznej, w wyniku której wykształciły się cechy charakterystyczne dla wcześniejszych etapów rozwoju rodzaju Homo. Nazwa ewolucja wsteczna jest pewnym uproszczeniem.
Co do porozumiewania się po polsku w Wilnie. Należy naumieć się po jednego jedynego zwrotu po litewsku: Ar jus kalbate lenkiškai? I nagle, po takiej preambule, okazuje się, że nawet ci, którzy zagadnięci po polsku nie znaliby ani słowa po naszemu (nesuprantu, nesuprantu), chętnie i płynnie mówią po polsku.
„Proszę uważać, za panią też się niedługo mogą wziąć.” – powiedział kioskarz, podając mi „Politykę” (na okładce „ścigany” Tusk). Zdziwiłam się, po czym zrozumiałam: nie, nie widział mnie na demonstracji, po prostu uznał, że sam fakt czytania „Polityki” lokuje mnie w grupie ryzyka.
Zieloni zbierają podpisy pod listem do posłów o głosowanie za odwołaniem Szyszki. Głosowanie już na najbliższym posiedzeniu. http://partiazieloni.pl/szyszko-do-dymisji/
Właśnie nieśmiało (ale licznie) zaczynają wychodzić z ziemi psizęby (Słownik Języka Polskiego przedkłada tę formę nad “psiząby”), więc kilka akapitów na ten temat.
Ksiądz Kluk w swoim trzytomowym dziele z roku 1777 (Roslin potrzebnych, pożytecznych, wygodnych, osobliwie kraiowych, albo które w kraiu użyteczne być mogą, utrzymanie, rozmnożenie i zażycie) tak pisze o psizębach:
Tenże autor po dziesięciu latach (Dykcjonarz roślinny, w którym podług układu Linneusza są opisane rośliny nie tylko krajowe, dzikie, pożyteczne albo szkodliwe: na roli, w ogrodach, oranżeriach utrzymywane: ale oraz i cudzoziemskie, które by w kraju pożyteczne być mogły albo z których mamy lekarstwa, korzenie, farby etc., albo które jakową nadzwyczajność w sobie mają: ich zdatności lekarskie, ekonomiczne, dla ludzi, koni, bydła, owiec, pszczół etc. utrzymywanie, z poprzedzającym wykładem słów botanicznych i kilkorakim na końcu regestrem) zmienia nieco opis:
Krytyczna lektura dzieł księdza Kluka sugeruje, że jego znajomość z psizębem ograniczona była do egzemplarzy zielnikowych, szkiców, lub w ogóle relacji z drugiej ręki. Innym możliwym podejrzeniem jest daltonizm, podobnie jak u Linneusza, który nadał nazwę rodzajową sugerującą czerwoną barwę (z greki: stąd mamy erytrocyty i Erytreę – krainę leżącą nad Morzem Czerwonym). Choć podobno czerwień ma odnosić się nie do kwiatów, ale do nabiegnięć na pędach kwiatowych (?), względnie marmurkowatego wzoru na liściach (??), albo nawet czerwonawego odcienia cebulek (???). Linneusz nie żyje od dłuższego czasu, więc już nie wyjaśni, co miał na myśli. Łacińska nazwa gatunkowa (a polska rodzajowa) pochodzi od ludowych określeń sugerujących podobieństwo cebulek do kłów psa. Pogratulować wyobraźni.
W Europie – zgodnie z ówczesną wiedzą księdza Kluka – rośnie jeden gatunek psizęba, psiząb liliowy (Erytrhonium dens-canis). W Europie, ale nie w obecnej Polsce. To kolejny przypadek rośliny, która nie wróciła do nas po epoce lodowcowej, zatrzymując się na Karpatach i Sudetach. Udało się mu przedrzeć na Ukrainę (występuje, między innymi, na Podolu i ukraińskiej części Roztocza); najdalej na północny wschód wysunięte stanowisko znajduje się w okolicach Żytomierza.
Naturalnym środowiskiem psizęba jest podszyt lasu dębowego (bukowego), i podobne warunki powinniśmy stworzyć mu w uprawie. Stanowisko raczej wilgotne (psizęby nie mają suchych łusek ochronnych na cebulkach, więc są podatne na wysychanie latem), ale bardzo przepuszczalne, najchętniej półcień. “Ziemi nie chcą chudey”, i to nie bez powodu. Okres wegetacji jest krótki, już w czerwcu liście żółkną i zamierają. Za to biomasy do wyprodukowania (w stosunku do rozmiaru cebulki) sporo: liście, mimo że dwa tylko, mają całkiem sporą powierzchnię; a jeszcze trzeba zakwitnąć i zawiązać nasiona. Więc trzeba żyznego stanowiska (buki i dęby produkują spore ilości kompostu z opadłych liści), ale i wilgotnego (żeby liście nie zaschły przedwcześnie, zanim nie napakują zapasów w cebulę na przyszły rok. W warunkach uprawy ogrodowej oznacza to dość intensywne nawożenie, rozpoczynające się już od przedwiośnia, i to najlepiej nawozem zawierającym sporą proporcję fosforu. Ja używam granulowanego obornika, którego jestem zagorzałym proponentem. Nie przejmować się małymi rozmiarami rośliny, sypać hojnie.
Psizęby produkują dość obficie nektar, więc nie mają problemów z zapylaczami (trzmiele i inne błonkówki). To, że kwiaty skierowane są ku dołowi stanowi pewne, przemyślane przez naturę, utrudnienie dla motyli, które owszem korzystają z nektaru, ale nie są dobrymi wektorami pyłku. Ułożenie kwiatów w dół chroni je także przed deszczem. Zazwyczaj po otwarciu kwiatu rozwijają się tylko trzy pylniki; pozostałe trzy rozwijają się dopiero po kilku dniach: w ten sposób czas pylenia pojedynczego kwiatu wydłuża się i nawet przeciągające się wiosenne deszcze nie są w stanie przeszkodzić zapyleniu.
Owocem torebka. Nasiona należy je wysiewać bezpośrednio po dojrzeniu, w czerwcu. Kiełkują nierównomiernie. Siewki początkowo wytwarzają jeden liść rocznie, po kilku latach, gdy są już gotowe do kwitnienia, tworzą dwa liście. Miarą jakości stanowiska jest to, że psizęby same się obsiewają. W przeciwnym razie siewki najlepiej wypikować do doniczek po kilka i podhodować do dorosłości w warunkach kontrolowanych, nie zapominając o nawożeniu. W warunkach amatorskich najlepiej uprawiać z cebulek przybyszowych. Źle znosi przesadzanie.
Oprócz europejskiego psiząba, rodzaj Erythronium obejmuje również kilka azjatyckich gatunków, pierwotnie uważanych za podgatunki psizębu liliowego, obecnie wydzielonych w odrębne taksony, niekiedy endemiczne dla niewielkich obszarów. Kolorystyka kwiatów obejmuje różne odcienie różu, niekiedy (E. caucasicum) zupełnie jasnokremowe.
Znacznie bardziej ciekawe są gatunki amerykańskie. Nie dość, że wzbogacają gamę barw o różne odcienie żółci, to mają więcej wigoru i są mniej kapryśne w uprawie. Większość współczesnych odmian ogrodowych wywodzi się z psizębów Nowego Świata. Dość często spotykana jest biało-kremowa ‘White Beauty’ (odmiana E. californicum). Ze skrzyżowania ‘White Beauty’ i E. tuolumense powstała ‘Pagoda’, obecnie podstawowa odmiana ogrodowa psizębu, bujnie rosnąca i łatwa w uprawie. ‘Susannah’ (E. tuolumnense x E. oregonum) jest nową odmianą o dużych, cytrynowych kwiatach (obecnie w brytyjskich szkółkach trzeba się na nią zapisywać ze sporym wyprzedzeniem).
Indianie to w ogóle jedli te swoje amerykańskie psiząby. (Japończycy zresztą byli nie lepsi: skrobiowy zagęstnik do potraw – katakuriko – dawniej z dziko zbieranych cebul psizęba japońskiego, obecnie, banalnie, z ziemniaków). Za to amerykańskie psizęby mają bardzo poetyckie nazwy : trout-lily, fawn-lily, glacier-lily, yellow avalanche-lily. Nic wspólnego ze stomatologią weterynaryjną.
Babilasie, dziękuję!
Teraz wiem, co to jest
Sfotografowane w górach Picos de Urbion, w drodze do źródeł Duero.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Wierzę na słowo, że na załączonym obrazie gdzieś kawa na stole czeka. 🙂
Psiząb widziałam (dopiero teraz wiem, co widziałam) o tej porze roku w Monachium.Gdzieś w rejonie Schloss Blutenburg.
Nie mogę zostawić bez rozwinięcia tego, co wczoraj napisałem o hobbitach. Lakoniczność niekoniecznie sprzyja precyzji.
Podając Homo florensis jako przykład ewolucji wstecznej nie miałem bynajmniej na myśli tego, że ludzka forma nagle została zdegradowana do przedludzkiej. Pozycja taksonomiczna pozostała bez zmian. Hobbit z Flores należy do rodzaju Homo. Chodziło mi jedynie o stwierdzenie, że mimo tak „wysokiej” pozycji taksonomicznej budową anatomiczną jest zbliżony do gatunków naczelnych „prymitywniejszych”. Jest zbyt niski, ma zbyt mały mózg i zbyt długie ręce. Ot, w takim kierunku poszły zmiany. Niejako wstecznym. O przyczynach można spekulować.
Paradoksie, w wyniku ewolucji wstecznej członek w plemieniu PiS mógł przybrać formę zupełnie nieprzewidzianą i może zasługiwać na adorację. Nie wiem, nie zdarzyło mi się najść nagiego przedstawiciela tego plemienia, albo też nie wiedziałem, że widziany przeze mnie nagi osobnik z chromosomami XY należy do inkryminowanego plemienia. Ewolucja wsteczna rzeczywiście świetnie tutaj pasuje, szczególnie jeśli chodzi o obraz świata przyjmowany w tym plemieniu za jedynie prawdziwy. Najlepiej byłoby przenieść to plemię na planetę odległą o 150 lat świetlnych i wyposażyć w odpowiednie teleskopy. Wtedy to, co widzą, zgadzałoby się z ich wizją świata.
Dzień dobry 🙂
Poznałam nowe słowo. W skrzynkowych śmieciach zaproponowano mi „udział w bezpłatnym webinarze”. Śmieci nie otwieram, ale sprawdziłam na boku co tracę. Jeszcze trochę i pan A. nie będzie potrzebny. I tak nie zrozumiem, co do mnie mówią 🙁
Poznawczo kusił mnie wykład p.Krajskiego „Islam, masoneria, Fatima”, ale po przeczytaniu tego https://kukonfederacjibarskiej.wordpress.com/2017/02/06/za-6-dni-ukaze-sie-moja-ksiazka-o-fatimie-a-oto-jej-spis-tresci/ zrezygnowałam. Za silny wiatr na moją wełnę. Nie podołam.
Każdy orze jak może. Poniektóry jak morze. Szeroko i niezgłębienie.
Stanisław
150 lat świetlnych to zdecydowanie za blisko
Hmm, iść na „wykład” Krajskiego, to trochę jak iść na wywiad do „redaktora” Pyzy – wyłącznie na własną odpowiedzialność… Wiadomo przecież nie od dziś, że niczego dobrego spodziewać się po tych postaciach nie należy.
Wykład Krajskiego. Symptomatyczne jest ostatnie zdanie.
„Wejście od podwórka”. Pan Krajski jak rasowy kierownik schroniska. Daje od tyłu.
Spodziewać można się wiele, na przykład polemiki z Macierewiczem. Wg Macierewicza zamach smoleński był najpewniej wspólnym dziełem Tuska i Putina, Krajski obciąża tą zbrodnią ulubioną masonerię. Chociaż nie można wykluczyć przynależności Tuska i Putina do Masonerii. Jeżeli jest tam jeszcze Trump, wszystko staje się jasne. Pisujący do Naszego Dziennika i wykładowca u Ojca Rydzyka to rekomendacje dostateczne, żeby trzymać się z daleka.
Gdybym się na takim „wykładzie” jakoś znalazł, obawiałbym się też o wyjście…
Traktory wjechały do Szczecina. Pierwszy protest rolników za rządów PiS!!!! 🙂
(Chodzi o obrót ziemią).
Pan mąż raz poszedł na coś podobnego, żeby zobaczyć w jakich ilościach i jaki lud na to chodzi. Bardzo szybko wyszedł. Badacze z nas żadni 🙁
Nie może być, Mar-Jo! Wreszcie do nich dotarło?
Jak widać – dotarło!
A zacznie się akcja kredytowa. Żaden bank nie powinien przyjąć jako zabezpieczenia kredytu ziemi, której nie można sprzedać.
Będę wieczorem kolejny naparstek dziewiątkami napełniać!!! 🙂
Jakiś polski szpital szykuje się na przyjęcie imienia 100. Rocznicy Objawień Fatimskich?
Sejm wysyła jasny sygnał!
Trochę się pogubiłam, ale wygląda na to, że rolnicy w Szczecinie nie protestowali przeciwko PiSowskiej ustawie o obrocie ziemią. http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-03-23/protest-rolnikow-na-ulicach-szczecina-to-nie-jest-protest-polityczny/
No to się pośmiałam!!!! 😆
Pogadam z Żabą o rolnikach.
Ach, teraz wiem, na czym polega reforma Radziwiłła!
Tak, Haneczko.Szpitale będą „pod wezwaniem”.
Na izbie przyjęć woda święcona i kropidło. Komu pomoże – ten wygrał. Reszta – przegrała.
Dobry wieczór,
Właśnie wróciłem z Dresdner Ostern / Orchideenwelt 2017. Wraz ze mną przyjechało do Polski Cypripedium lichiangense, miniaturka z chińskiej prowincji Yunnan. I kilka innych roślinek. W Dreźnie już wiosna pełną gębą – forsycje, narcyzy – a to przecież tylko 300 km na południowy zachód?
Nasze narcyzy i tulipany dopiero się gramolą.
Przeczytałam fragmenty orędzia p. Broszki dot. 60. rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich.
No i kolejny raz śmiech mnie dopadł.
Czy oni wszyscy zażywają ten sam lek?
Na zdjęciu w GW widać p. Broszkę na tle flag UE między flagami polskimi. Fotomontaż? Czy też wróciły tzw. „unijne szmaty”?
My to zażywamy razem z nimi.
Nie strasz, Haneczko. 🙂
Nie straszę. Żyjemy tym i w tym. Dajemy się pochłaniać. Nie wszyscy, ale ja ma problem. Cholernie trudno o dystans.
Wracając z Wilna zatrzymałam się na krótko u rodziny w Białymstoku.Miałam sporo spraw do załatwienia,jeździłam komunikacją miejską.I przeżyłam w autobusie szok! Zauważyłam z okna autobusu szyld: „Cukiernia Roman Dmowski”. (No to jest gorzej z tym miastem, niż myślałam!).
Znalazłam 10 minut temu super informację. To nie jest cukiernia „pod wezwaniem”. Właściciel tak się nazywa!!!! 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
kawa
Jeszcze raz spróbuję wstawić kawę, ale to już trwa 12 minut
W sumie po 15 minut wreszcie się udało
Dzień dobry.
Może powinniśmy podawać kawę „słownie” a nie obrazowo?
Ja obiecuję nie załączać żadnych linków.
Jutro śpiewamy na Wałach Chrobrego „Odę do radości”. Ćwiczymy!!!!
Haneczko, nie pamiętasz czasów stalinowskich. To, co teraz mamy, przypomina gomułkowszczyznę, ewentualnie pewne elementy stanu wojennego. W drugiej połowie lat 40-tych i na początku 50-tych otaczało mnie coś, co zapamiętałem jako koszmar chociaż innego świata nie znałem poza paroma migawkami z bombardowania Skarżyska w Wigilię 1944. Ale i za Gomułki wywalanie z pracy za brak ideologicznego poddaństwa w kulturze nie był codzienny. Były okresy pacyfikacji środowisk dotyczące głównie rozgrywek wewnątrzpartyjnych. W latach 40-tych fantastom marzył się przysłowiowy Anders na białym koniu wkraczający do Warszawy na czele wojsk amerykańskich. Później już nikt nie miał nadziei, że ówczesny podział świata zostanie przetrącony i to przez wewnętrzną opozycję w Polsce. Oczywiście nałożyła się na to katastrofa ekonomiczna RWPG i idącą za nią degrengolada sowieckich sił zbrojnych, w tym także doskonała orientacja USA w rzeczywistym potencjale militarnym ZSRR. Może będę posądzony o zamiłowanie do teorii spiskowo szpiegowskich, ale wierzę, że na początku lat 60-tych sytuację na skraju konfliktu militarnego (mogło się ewentualnie skończyć na paru incydentach, ale wojny nieraz wybuchały po błahych incydentach) uratował pułkownik GRU Oleg Pieńkowski przekazujący CIA na półoficjalny rozkaz szefa GRU i Naczelnego Dowódcy Wojsk Rakietowych ZSRR informacje o słabości potencjału nuklearnego ZSRR. To pozwoliło Kennediemu wymusić zwinięcie radzieckich rakiet na Kubie. Jeżeli wierzyć Rezunowi (Suworowowi), adeptom rosyjskiego wywiadu wojskowego na studiach pokazują film z wkładania Pieńkowskiego żywcem do pieca hutniczego. Za czasów Breżniewa obraz załamania militarnego ZSRR sprowokował dzielnych patriotów do opracowania planu ataku siłami konwencjonalnymi z użyciem broni nuklearnej na Europę Zachodnią. Plan ten przekazał CIA pułkownik Kukliński z m.in. lokalizacjami bunkrów naczelnego dowództwa. Nie twierdzę, że bez obu pułkowników bylibyśmy już po katastrofie nuklearnej, ale jej prawdopodobieństwo byłoby nieporównywalnie większe. Ja się cieszę, że do wojny nuklearnej nie doszło i znoszę obecne szaleństwa władzy i ograniczenia wolności w sposób zbliżony do tego, co się nazywa postawą filozoficzną. Owszem, stresują mnie zachowania mściwie nam panujących i może jeszcze bardziej zawód, jaki mi sprawia nasze społeczeństwo w swojej pokaźnej części, ale po refleksji, że nie takie rzeczy przeżyłem, wraca spokój z przekonaniem, że to nie może potrwać długo.
Na marginesie tego, co napisałem wyżej. Na wysokich szczeblach w armii sowieckiej i polskiej znaleźli się ludzie, którzy widząc szaleństwo przełożonych podjęli działania, które musiały zostać zakwalifikowane jako zdrada. Żałuję, że w naszej armii stać co najwyżej na dymisje. Być może to, co się dzieje, to jeszcze za mało, żeby wojsko mogło zareagować inaczej, a Maciarewicz, wie, co robi, żeby w sytuacji krytycznej, jak trwałe rozwiązanie parlamentu czy jawne sfałszowanie wyborów, wojsko już nie było w stanie reagować.
Nie tylko na Wałach Chrobrego…
https://www.google.com/maps/d/viewer?mid=1OPg_i6ZPDStIhlfGf_dvzqcJZhc&ll=51.915845314367004%2C20.230467245312525&z=7
Miło spojrzeć na tę mapę – oddolna demokracja (grassroots) w działaniu 🙂 Więcej takich inicjatyw by się przydało.
Stanisław, piszesz: to pozwoliło Kennediemu wymusić zwinięcie radzieckich rakiet na Kubie. Wiele rzeczy miga mi koło oka i na ogół brak refleksu, by zanotować gdzie coś stało – widziałem gdzieś sugestię, że cała historia „patrzyli sobie w oczy i jeden mrugnął” należy do hagiografii dorabianej ślicznemu prezydentowi, a w rzeczywistości były to negocjacje poza sceną, gdzie obie strony musiały sobie ustąpić w paru istotnych sprawach. Ale ten pan autor w ogóle bardzo, bardzo źle mówił o Kennedym, od podpisywania się pod napisaną przez ghost writera książką do wygrania wyborów dzięki ich sfałszowaniu za pomocą pieniędzy tatusia, więc nie wiem, może to jednak był wspaniały cowboy w samo południe, a źli ludzie nie chcą mu się kłaniać…
Piękna mapa!!!! 🙂
W nawiązaniu , niejako, do wpisu Stanisława.
Wczoraj, w samym centrum Kijowa, w środku dnia zastrzelony został były deputowany do Dumy Państwowej RF,Denis Voronienkov. W grudniu 2016 otrzymał obywatelstwo ukraińskie.
Rozmowy były krótkie. Rosjanie zwinęli rakiety z Kuby, a Amerykanie z Turcji. Ustępstwo amerykańskie było czystą kosmetyką. Z drugiej strony ciekawe, czy aranżacja rzekomego puczu wyszłaby teraz tak dobrze, gdyby tam jeszcze były poważne bazy amerykańskie.
A co do Kennedy-ego, to chyba mało kto ma jeszcze złudzenia na temat jego nieposzlakowania.
Ja sobie wyobrażam Odę na Wałach Chrobrego – raz ją tam słyszałam osobiście w wykonaniu Chóru, kiedy Polska obejmowała przewodnictwo (prezydencję) EU, 1 lipca 2011. To była wspaniała feta, masa ludzi, fajerwerki i jakoś tak ciepło robiło się na duszy… Z pokładu Daru Młodzieży (jeszcze 30 czerwca)”schodzą” flagi wszystkich krajów członkowskich EU…potem występy różne, a o północy Oda do Radości j fajerwerki…eh!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7073.JPG
Nie wiem, czy znacie ten apel: https://youtu.be/Q_YcRFpsPfU
Wtedy to było…
http://www.tvpparlament.pl/prezydencja-ue/miasta-zainauguruja-polska-prezydencje/4778052?date=20170206
…a za rok. Jestem stronnicza…wtedy też byłam z Nisią wiadomo, gdzie.
https://www.youtube.com/watch?v=8_1lnEiiN_s
11 minuta powyższego sznureczka, to nasz (Nisi i mój) ukochany Król Artur
Dzień dobry. 🙂
Gdzieś tam stałam na Wałach i widziałam „Dar Młodzieży”.
Pamiętam, że próbowałyśmy z Moniką namówić Kingę do przyjazdu do Szczecina.Chyba wiosną 2012.
Monika bardzo śmiesznie przetłumaczyła moje zapraszające niemieckie zdanie.
Piję herbatę z miodem, cytryną i imbirem – na poprawę stanu strun głosowych. 🙂
Wczoraj w domu ćwiczyłam z mandoliną!
Tu też gdzieś stoję na Wałach:
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/17457624_1052549228213033_2727523904600866648_n.jpg?oh=59a490f1ecd85aa3b9b4e0e81a7e1350&oe=595D6CE6
W Szczecinie ok. 500 osób zaśpiewało „Odę do radości”. Przyjechali niemieccy członkowie mojego byłego chóru. Był super dyrygent i super akompaniator (fortepian). Wzruszyłam się…
W Krakowie też był spory chór:
Widok z pomnika Mickiewicza
We mnie wtedy, kiedy Polska obejmowała prezydencję EU i te wszystkie „jasełka” jak mawiała Monika się odbywały, dusza grała i wydawało mi się, że Polacy powinni być dumni i cieszyć się z tego, i że jesteśmy na dobrym kursie – być może tak to dobrze widać było z daleka, albo tam, w centrum tego, co się działo.
A teraz mamy szefa EU, naszego Tuska, którego cała Europa i swiat zna, a rząd polski wiadomo…Skoro wszyscy za Tuskiem, to my mu pogrzebiemy w papierach i nie tylko dziadka z Wehrmachtu wyciągniemy.
Szansę gracza w Europie należy natychmiast zaprzepaścić, natychmiast!
Odśpiewałam. Szkoda, że potem były przemówienia polityków, które mnie dziś wyjątkowo mocno zniechęciły. Po godzinie, kiedy ruszył marsz, zdecydowałam, że zamiast maszerować będę oponować pod MENem – rodzice i nauczyciele potrzebowali wsparcia, było nas niewiele. Zmarzłam tam na kość, pogoda dziś była kapryśna. Spod MENu pobiegłam na piknik MotoMedKODu, gdzie uczyłam się, jak i kiedy prowadzić reanimację. Teraz czytam, jak „ciepły człowiek” z Białorusi potraktował pokojową manifestację. Ważna lektura.
Ago – rozgrzej się herbatą z dodatkami!!!
Podrzucono mi nagranie naszego śpiewu. Pobeczałam się. Widzę z wpisów znajomych, że nie ja jedna…
A w prasie internetowej (zerknęłam na onet i GW) nie ma nic na ten temat 🙁
Na YouTube są już filmiki z dzisiaj ze Świnoujścia i z Wrocławia, „Dziennik Polski” ilustruje Kraków:
http://www.dziennikpolski24.pl/region/g/zwolennicy-kodu-odspiewali-hymn-unii-zdjecia-wideo,11920482,23150664/
https://www.youtube.com/watch?v=Wod-MudLNPA
A wczoraj 'Idomeneo’ w kinoteatrze (transmisja z Met). Smutna historia o ojcu (Matthew Polenzani), co to, wyjeżdżając na wojnę trojańską, zostawił syna chłopcem, a zastał, po powrocie, starą babą (Alice Coote); nic dziwnego, że się za mordowanie chciał brać, w ostatniej chwili mu gruby Murzyn przeszkodził (Eric Owens, z offu) . Ale w operach nie takie rzeczy się dzieją, na przykład Arsace wrócił z wojny dziewczyną, że aż go rodzona Semiramida nie poznała, póki się do niej (niego?) nie zaczęła dobierać.
Ale ja w zasadzie nie o tym chciałem. Powszechnym zjawiskiem teatralnym (operowym, kinowym, filharmonicznym) jest kaszlak, zwany też koklusznikiem. Znany jest bowiem mechanizm, który powoduje, że ludzie, zamiast kaszleć we własnym domu, ewentualnie – w przypadkach cięższych – w przychodniach, czy szpitalach, przychodzą sobie kasłać, tam gdzie inni chcą czegoś posłuchać.
Rzadszym zjawiskiem jest – no właśnie nie smarkacz, tylko wręcz przeciwnie: podciągacz, zwany również warchlakiem. I właśnie taki (na oko zupełnie normalny staruszek, na ucho prosiak) miał humor frekwentować wczorajszą transmisję. Zaraz się koło niego zrobiły trzy rzędy wolne w przód i w tył; my już nie mieliśmy się gdzie przesiąść. Były jakieś badania, że nierogacizna reaguje zwiększonym przyrostem masy na muzykę klasyczną, ale to chyba nie był ten przypadek (staruszek nic nie przybrał przez trzy akty).
I to jest dowód ostateczny, że do opery chodzą ludzie kulturalni. W innym kontekście ktoś by już dawno wyrzucił tę świnię za drzwi, tu (niestety): ę, ą. I bezsilne westchnienia.
Dzień dobry.
Niezły opis koncertowych problemów (starszych melomanów) z górnymi drogami oddechowymi. 😉
Dzisiejsza kawa w filiżance z flagą unijną!!!!
Dzień dobry.
Wróciłam. Nie odzywałam się, bo mój kosztowny chiński zakup telefoniczny wyzionął ducha, a stareńki telefon zapasowy nie nadawał się do takich wyczynów.
Poza tym ukradziono mi kurtkę i nieźle wymarzłam.
Pomieszkałam trochę, pozwiedzałam, tym razem powoli i bardziej szczegółowo.
Babilasie, może wystarczyło użyczyć mu chusteczki.
Siódemeczko, witaj!!! 🙂
Gdzie kradną kurtki? (Że tak nieśmiało zapytam.)
Byłam świadkiem zabawnej (?) scenki na lotnisku. Do dwóch eleganckich i nonszalanckich młodych niewiast stojących w kolejce do wyjścia do samolotu podszedł mężczyzna i wręczając jednej z nich pokaźnych rozmiarów zakupową siatkę wypchaną czymś zapytał:
– Tego pani szuka?
Pani zmieszała się na króciutką chwilę, po czym upchała w bagażu pozostawione śmieci, które w taki sposób zwrócił jej mężczyzna. Dalej było nonszalancko, ale już nieco fałszywie.
Ciekawe, czy nauka odniesie jakiś skutek na przyszłość.
Na dworcu autobusowym w Maladze. 🙁
Wcześniej, kobieta, która mnie okradła, zrobiła to prawdopodobnie osobie sprzedającej bilety na autobusy dalekobieżne.
Z nieznanych mi powodów – może automat biletowy był częściowo uszkodzony – sprzedająca bilety, stojąca przy automacie pani pobierała opłaty od pasażerów do kieszeni, a drukował je automat.
Złodziejka najpierw robiła jakieś zamieszanie z kupnem, później zrobiła awanturę, że nie otrzymała należnej reszty, a na końcu rzuciła się na sprzedającą ściskając ją i całując, przepraszając za pomyłkę.
Później znalazła się też na moment koło mojego bagażu, na którym położyłam kurtkę. Nikogo oprócz nas w dużym promieniu nie było. Podeszłam do automatu obok, żeby kupić coś do picia. Nie od razu zauważyłam, że kurtka zniknęła razem z kobietą.
Przypomniałam sobie dziwny incydent z biletami i doszłam do wniosku, że musiała też wtedy okraść sprzedawczynię biletów.
Trzeba uważać. Wszędzie.Automaty biletowe i bankomaty – to dość niebezpieczne miejsca.(Próby odwrócenia mojej uwagi przy automacie biletowym przeżyłam kilka razy w na dworcach w Monachium).
A wina „Malaga” już nigdy nie kupię!
Kiedyś GW drukowała zestawienie miast w Europie, gdzie turyści są najbardziej narażeni na kradzieże.Pamiętam Barcelonę na bardzo wysokiej pozycji.
Babilasie, rzecz z siatka wypełnioną śmieciami miała miejsce na lotnisku, przed wyjściem na lotnisko do samolotu.
Koszy na śmieci jest dostatek na tym lotnisku.
Przepraszam, Siódemko (09:28), że tak polemicznie, ale czegoś nie rozumiem. Samoloty są sprzątane między lotami (nawet w Ryanairze personel ma w obowiązku ogarnąć kabinę w czasie turn-around, w tej krótkiej chwili pomiędzy), tak więc nie widzę nic niestosownego w pozostawieniu zapakowanych w siatkę śmieci. Zresztą personel powinien w trakcie lotu zbierać na bieżąco („any rubbish? any rubbisz?”). Zupełnie nie widzę powodu, aby dać się terroryzować ormowcowi-społecznikowi. Ja bym pana zostawił z siatką: jak mu przeszkadza, to niech sam wyniesie.
A co do kurtki – przykra historia, ale popatrz na to z drugiej strony: dobry powód, żeby kupić sobie nową kurtkę.
Nie mogę spojrzeć, że kupię sobie nową, bo co najwyżej uszyję.
Jako osoba z nietypową figurą, nazwijmy to tak, zdana jestem na ubrania uszyte na miarę.
Długo szukałam odpowiedniej popeliny i podszewki, żeby uszyć sobie kurtkę według ulubionego, świetnego kroju sfatygowanej już bardzo poprzedniczki. Krój i szycie nie są proste i jak już ją sobie uszyłam, to jakiś babun mi ją ukradł.
Zapewne, Mar-Jo, wszędzie tam gdzie jest dużo turystów, tam i łowców łatwych łupów też.
Po prostu zsumowały mi się różne niekorzystne okoliczności.
Radio Svoboda transmituje na Youtube protesty w Rosji (organizowane przeciw korupcji władzy). Navalny i setki innych ludzi zatrzymane. OMON w akcji!!!
Transmituje na żywo też Открытая Россия.
Siódemko, przepraszam, nie doczytałem.
I co zrobić, Mar-Jo?
Nie wiem, czy można powiedzieć, że wybrali sobie takie władze, bo nie dam złamanego grosza, za rzetelność wyników.
Władza w tej Rosji to już chyba dożywotnia.
Siódemeczko, masz rację. Nasza władza idzie w tym samym kierunku.
10.kwietnia rozpędzanie w Warszawie przeciwników „miesięcznic” może wyglądać podobnie do wariantów białoruskiego i rosyjskiego.
Mar-Jo, to samo mi przychodziło do głowy, kiedy oglądałam relacje z Rosji i Białorusi, ale sama siebie mitygowałam: rozpędzanie może wyglądać podobnie, ale po zatrzymaniu przez policję Rosjanom i Białorusinom grozi więcej, niż nam. Muszą być naprawdę zdeterminowani, skoro tak ryzykują. Zmitygowana, nadal boję się tego, co może się wydarzyć dziesiątego i po dziesiątym. https://oko.press/gronkiewicz-waltz-zakazala-kontrmanifestacji-smolenskiej-10-kwietnia-obywatele-rp-przyjdziemy/
Witaj w domu, Mt7. Bardzo mi przykro z powodu kurtki. Mam nadzieję, że zostaną Ci z tego wyjazdu także dobre wspomnienia i że z czasem to one przeważą.
Dobra nowina. http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,21550857,prezent-ksiezy-dla-arcybiskupa-pomoga-finansowo-25-syryjskim.html
Też sobie pomyślałam, że „ciepły człowiek” ich zainspiruje.
O dzięki, Ago, za dobre słowo i dobrą nowinę.
Nareszcie jakiś konkretny czyn, zamiast gadania, może zainspiruje innych. Czy mogę mieć nadzieję, że nie będzie tu wchodzić w grę kryterium wyznaniowe?
Dzień dobry, najpierw bez kawy obrazkowej
Dzień dobry, najpierw bez kawy obrazkowej. PA Niestety trwa to już 12 minutę
W sumie 17 minut
Spróbuję teraz wstawić obrazek kawa
Trwało to kilka sekund. Czyli pierwszy wpis dobowy z mojego adresu, niezależnie z jakiego komputera, trwa bardzo długo. Następne idą już bez problemu
Dzień dobry.
Kawa – i cały dzień zapowiada się na gonitwę z czasem!
W Moskwie ponad 500 osób zatrzymano.
Wybory w Saarland wygrała CDU!!! Efekt Schulza nie zadziałał.
Zdobycie dobrej kawy wymaga coraz więcej czasu i wysiłku.
Przez rok będą finansowo pomagać 25 syryjskim rodzinom
a później?
Przechodzień
A potem będzie jak bozia da.
Irku, nie wiem jak inni, ale ja nie czekam na ukazanie się wpisu więcej niż na innych stronach.
Na szczęście swój życiowy przydział kawy skonsumowałam w krótkim czasie i teraz już nie muszę się o nią martwić.
Na szczęście swój życiowy przydział kawy skonsumowałam w krótkim czasie i teraz już nie muszę się o nią martwić.
Trochę jednak czekam tym razem.
Dzień dobry. 🙂
Polecam:
http://wyborcza.pl/7,155287,21543513,nowy-rodzaj-atakow-hakerskich-zmusza-ludzi-do-zarazania-znajomych.html
A w nim może jest wyjaśnienie kłopotów Irka z poranną kawą? :
„Niebezpiecznie może być także na Twitterze, który ze względu na wymóg 140 znaków we wpisie często zmusza internautów do skracania publikowanych linków. Odbiorcy nie wiedzą zatem, gdzie w rzeczywistości on prowadzi. Ba – jeśli surfują w sieci za pomocą smartfona – nie mogą nawet najechać myszką na link, by zobaczyć w podglądzie, jaki jest faktyczny adres docelowej strony. Dlatego Twitter to także interesujące miejsce dla cyberprzestępców.”
Przepraszam PA, za tak duże wklejenie, ale cel zbożny.
Navalny dostał za wczorajszą akcję: 15 dni aresztu i 20.000 rubli grzywny z paragrafu dla” ulicznych muzykantów”.
Czytając dzisiaj wypowiedź p. Waszczykowskiego na temat sfałszowanych wyborów na szefa RE – pojęłam całą sobą istotę eutanazji z litości.Sorry…
A po co? Dla takiego durnia życie jest większą karą.
Haneczko,
ale jeszcze szkody może narobić…
Świetne Ucho Prezesa dzisiaj 😉
Nigdy nie wiadomo, czy to dobrze czy to źle 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. 🙂
Kawa. Butelka z wodą. Ogród!!!!
(areator; glebogryzarka; – elektryczne! Robota sama się robi.) Wszystkie „zielone” odpady wywoziłam autem do ekoportu.Zamówiliśmy 240L-kubeł na zielone odpady – firma będzie odbierać (bezpłatnie) sprzed domu raz w tygodniu. Pan mąż twierdzi, że ta moja wzmożona aktywność w ogrodzie, to jest ucieczka od polityki…
Przepraszam za mentorstwo, ale zielone odpady się kompostuje we własnym zakresie, Mar-Jo. Chyba, że ogródek w wersji 4 metry x 4 metry, bez części gospodarczej.
Kompostownik mam. Jakieś 1mx1mx1m . 🙂
Wywożone były odpady ze strzyżenia żywopłotu, przycinania drzew, liście (brzoza – gigant, drzewa owocowe), trawa z dużego trawnika. Kompostuję w zasadzie tylko trawę (powiedzmy – co piąte koszenie).
Mam w rodzinie wykształconych rolników,
ogrodników, leśników – wiem, jak powinnam to wszystko przeorganizować.
Ale mi się po prostu nie chce! 🙂
Pamiętam kompostownik mojego Ojca. Wtedy nasze ogrody to był ca 1 ha. Nic się nie zmarnowało.
Wywozić liście – grzech. I to ciężki. Fantastycznie się kompostują, a ziemia liściowa to w ogrodzie rzecz bezcenna.
No dobra – liście będę kompostować.
Żaden z moich bratanków (rolnik/leśnik/ogrodnik) przez lata pracy nade mną nie osiągnął takiego sukcesu, jak Babilas zaocznie! 🙂
Liście dobrze jest jesienią, kiedy już opadną, przejechać kosiarką do koszenia trawy. Robi się taka sieczka i cześć, zostawia się to na trawie, samo „wsiąknie”.Można to kilka razy powtarzać, aż do całkowitego opadnięcia liści.
Kiedyś część liści wynosioiśmy do lasu, ale teraz po prostu od czasu, kiedy zaczynają opadać liście z drzew (mamy ich tonę!)robimy to systematycznie. A trawa skoszona co 2 tygodnie zostaje taka, jaka jest – na trawniku i sama się utylizuje 😎
Babilasie, czyli jesienią grabisz wasz wielki ogród i kompostujesz zagrabione?
Mar-Jo, Babilas jest człowiekiem stanowczym.
Dobry wieczór.
Weszliście na temat, który mnie bardzo interesuje. Liści i gałęzi u mnie dostatek. Na 600 m2 około 20 drzew – dęby, klony, sosny, świerki, 1 kasztan i gromada dzikiego bzu. Przed wprowadzeniem ustawy śmieciowej, na wiosnę suche liście i gałęzie paliło się i popiół z mokrymi wrzucało się do kompostu. Po 2 latach kompost wracał pod krzaki.
Teraz liści nie można u nas palić. Ludziska pchają je w worki plastikowe (u mnie byłoby ich ze 40) i firma odbiera. Ja na razie wrzucam wszystko na pryzmę, ale dębowe bardzo długo się rozkładają.
Jaki jest sens wywożenia liści i przywożenia ziemi?
No właśnie, EluZet, jaki sens? Pytanie jest retoryczne – bo żaden.
Liście dębowe mają sporo garbników, więc rozkład jest faktycznie dłuższy. Pomaga przesypanie pryzmy niewielką dawką nawozu azotowego, można też na sposób Alicji wstępnie rozdrobnić mechanicznie kosiarką – takie zmacerowane rozkładają się szybciej.
Liście orzecha włoskiego mają też złą reputację, a to z powodu domniemanej zawartości pochodnej chinonowej – juglonu (którego prawie tam nie ma) i jego inhibicyjnego (allelopatycznego) oddziaływania na inne rośliny. Prawda jest taka, że cokolwiek by nie było w tych liściach, przez zimę rozłoży się na czynniki pierwsze. A pod orzechami włoskimi mało co urośnie, nie z powodu juglonu, tylko braku światła i wody.
Od czasu kiedy odkryłem dobroczynne właściwości kompostu liściowego, pracowicie grabię i kompostuję opad (magnolie, leszczyna, orzech włoski właśnie, miłorząb). Biocykling kuchenny trafia oddzielnie do czegoś w rodzaju piramidki, a liście do takiego sześcianu zbudowanego z siatki.
Palę tylko pędy róż po przycince. No i czasami jakieś duże gałęzie / konary, jeśli się rozmiarowo nie nadają do kominka.
Dzień dobry 🙂
kawa