Przepis na tort Bobikowy
Składniki:
- 200g dobrego cholesterolu
- 100g złego cholesterolu
- 50g cholesterolu obojętnego moralnie
- 3 łyżki potrójnej omegi z alfą (w skrócie trzy po trzy)
- 2 przesiane trójglicerydy
- 1 szklanka cukru skomplikowanego
- szczypta … byle nie w ogon
Przyrządzanie:
Wymięszać.
Podanie:
Na papierze formatu A-4, z datą i podpisem.
Próbowałem podać, ale szczypta wyssała z papieru atrament z podpisu, więc nie wiem, czy będzie ważne…
Najlepsze życzenia PA i całemu Koszyczkowi, poświęconemu, jak każe tradycja (chociaż już dawno, Kindze).
Kochani, Śnięta to jest to! Tego Wam życzę, tym bardziej, że pogoda nie sprzyja właściwie niczemu innemu…
Pozdrawiam z Gdańska. A wcześniej, do piątku, byłam w Krakowie, gdzie oczywiście wciąż wspominałam czas wielkanocny jeszcze z kilka lat temu. Nasze spotkania w Camelocie, w Del Papa, moje pomieszkiwanie przez parę dni na Batorego… I zeszłoroczne spotkanie z Wojtkiem i pieskiem. Bardzo ściskam wszystkich…
Dzień dobry 🙂
kawa
I ja Wam wszystkim lekkostrawnych i niskokalorycznych!
Tutaj Kaja Puto o gdańskim muzeum. Linkuję, bo rozumiem, że nasi (Haneczka? Siódemka?) się wybierali i ciekaw jestem konfrontacji wrażeń.
Babilasom w podróży 🙂
A w podróży drogowskazy najważniejsze 😈
Dobry wieczór. Ja niestety będąc w Gdańsku przez trzy dni nie miałam możności wybrać się do muzeum. W piątek przyjechałam zbyt późno, by mieć odpowiednią ilość czasu. Pomyślałam, że kto wie, może będzie otwarte w Wielką Sobotę, i poszłam tam, zwłaszcza że z hotelu miałam o rzut beretem, i było zamknięte. Nie ja jedna byłam taka naiwna, wielu ludzi odbijało się od drzwi z jakąś obciachową kartką (nie chciało mi się nawet podchodzić i jej czytać). Jakiś pan na odchodnym wściekał się: „Zamknęła hołota!”…
Wróciliśmy, ubłoceni(lało)i przeszczęśliwi.
Babilasie, my jeszcze przed, a Siódemeczka jeszcze bardziej, bo po nas.
A propos nowego wicedyrektora muzeum, specjalisty od kiboli i zolnierzy wykletych:
https://www.facebook.com/events/920516431385397/
Mimo to, spoznione zyczenia swiateczne dla Szanownej Frekwencji.
Niesprawną pooperacyjnie ręką przesylam wszystkim Poświąteczne uściski i życzenia ciepłej wiosny 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Zamarzam 🙁
Chucham w twoją stronę, Haneczko! 😉
Czemu zamarzasz, Haneczko?
Ja się rozpukam ze złości, dostałam tytuł wykonawczy do zapłacenia abonamentu tv za pięć lat z odsetkami.
K…., przecież ja tego badziewia od stuleci nie oglądam, to teraz będę płacić za propagandę pisowską.
Siódemeczko, bo nie wyrejestrowałaś na poczcie odbiornika TV. Jak ok. 15 lat temu wywaliłam swój telewizor, to go natychmiast wyrejestrowałam a teraz mi grozi, że i tak będę płacić za coś, czego nie mam – nawet w internecie nie oglądam żadnej telewizji. I co ja mam powiedzieć?
Dzień dobry 🙂
kawa
Jeżeli nie chce się płacić to bezwzględnie wyrejestrować. Też nie oglądam pisowskiej propagandy, ale czasami zaglądam do TVP Kultura … no i słucham Dwójkę. Więc płacę, najlepiej od razu za cały rok, bo wtedy jest taniej
Nie oglądam nawet Kultury 👿
Musiałam znowu uruchomić grzejniki w kanciapce. Nie szło wysiedzieć.
Nie wyrejestrowałam, bo mam. Syn mi zrobił prezent i stoi.
Płacę 169 PLN za UPC (komplet telefon, internet i tv)
Telewizji nie oglądam w zasadzie. Publicznej wcale, inne parę razy w roku coś tam.Przestałam płacić, kiedy Donald Tusk zapowiedział zniesienie abonamentu.
Uważam, że płacę dużo, więc niech sobie ten od 'ciemnego ludu’ ściąga z opertorów udostępniajacych kanały.
No tak, Donald Tusk zapowiedział i tylko zapowiedział. Telewizor stoi i prawo stoi. Słucham właśnie Dwójkę, a w telewizji ostatni raz oglądałem koncert noworoczny z Wiednia
Sport oglądam, paski w informacyjnych, czasem film, BBC Earth, Planet+(ostatnio było ciekawe o kupie).
Pojutrze wyruszmy w trasę. Okoliczności przyrody tym razem odpuszczamy. Program za nic nie chce mi się zmieścić w czasie 🙁
Czytam Dorę i dziwię się złudzeniom. Gliński jest nikim i cała reszta też. Nawet manekinom można nadać osobowość. Te cosie nie mają żadnej.
Dzień dobry 🙂
kawa
Nie dziwcie się Dorze. Każdy tęskni za czymś dobrym, stąd złudzenia. Kto się nigdy na nich złapał… Wiele osób ma złudzenia co do kompetencji Morawieckiego, a jego wiedza, jeżeli ją ma, dotyczy makroekonomii tylko w zakresie finansów bankowych. Jeśli ktoś czytał Selfie Marka Belki, to wie ile on, profesor makroekonomii kształcony na gospodarce amerykańskiej, miał problemów ze stanowiskami ministra finansów czy premiera.
Właśnie przeczytałem komentarz (niezbyt w sumie dotąd życzliwego poprzedniej ekipie) Witolda Jurasza w sprawach aktualnych, który in extenso cytuję:
Z ostatniego Newsweeka.
Proszę o przetłumaczenie z wolskiego na polski, bo nic nie rozumiem. To znaczy rozumiem, że opublikowali ze złośliwą premedytacją.
„Sprostowanie.
W artykule „List do naczelnika”, opublikowanym na łamach czasopisma „Newsweek Polska” w dniu 27.02.2017 r. podano nieprawdę. Wysyłając pismo do Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro nie chciałem dowiedzieć się, dlaczego w czasie kampanii parlamentarnej zatrzymano Marcina Dubienieckiego. Przesłanie pisma było jedynie czynnością techniczną, polegającą na jego przekazaniu, według właściwości, do odpowiedniego organu w celu podjęcia przez ten organ decyzji co do dalszego procedowania.
Jarosław Kaczyński”
Babilasie, red. Lisicki spisiał i stąd te chorobowe trwałe uszczerbki.
haneczko, nawet jego kot już dawno przestał starać się go zrozumieć.
Koty nie zniżają się do próbowania zrozumienia ludzi. One żądają, żebyśmy to my je rozumieli i to w pół miauku.
Ja też byłam na dworcu witać Donalda T., nieźle się wystraszyłam, więc wycofaliśmy na ulicę przed prokuraturę i tam rozstawiliśmy powitalne hasła. Obdarzano nas epitetami, nie powiem, a pewien człowiek zatrzymał obok nas samochód, żeby nam powiedzieć to i owo.
Wprawiało nas to w dobry humor (naprawdę), bo po przeżytej szarpaninie i spychaniu ze schodów ruchomych na dworcu, było doprawdy zabawne.
Dzisiaj pikietowałam godzinę pod sądami a Al. Solidarności.
Mam pytanie do Alicji.
Co miałaś operowane w ręce, Alicjo, jeżeli to nie jest tajemnica.
Pamiętam, że pisałaś wielokrotnie, że łapią cię kurcze w ręce i uważałaś, że to reumatyczne.
Siódemeczko, bardzo wypatrywałam w telewizorni. Byłam pewna, że tam jesteś 🙂
Ja byłam pod innym sądem, na Marszałkowskiej. W Warszawie były 3 pikiety. Na powitanie Tuska nie dałam rady się wyrwać. A poza tym w święta nie miałam dostępu do komputera, a teraz siedzę z kotem – a właściwie kot siedzi, a ja tak bardziej padam. 😉 I też marznę. Telewizor wyrejestrowałam lata temu, tylko nie pamiętam, gdzie mam ten dokument. Płacę abonament za radio.
Ago, też wypatrywałam, ale z obawą. Nie wiem, czy pyłki wymroziło na tyle, żebyś mogła się ruszyć gdziekolwiek.
Dzień dobry 🙂
kawa
Siódemko,
to jest to: https://pl.wikipedia.org/wiki/Przykurcz_Dupuytrena
U mnie jedna ręka (prawa) w naprawie, a lewa czeka. Operacja potrzebna, bo to jest po prostu postępujące, aż do zamknięcia dłoni w garść – i co wtedy?
Przyjemnego dnia życzę.
Pyłki wymroziło, prawie nie kicham, ale innych rozrywek mi nie brakuje. 😉
Bardzo Ci współczuję, Alicjo. Mam nadzieję, że te operacje i rehabilitacja przywrócą Ci pełną sprawność.
Rozmaitość przypadków mogących spotkać człowieka jest przygnębiająca.
mt7,
małe piwo, aczkolwiek dokuczliwe, bo bez prawej ręki głupio – działam już rehabilitacyjnie wg. instrukcji. Do rehabilitacji trzeba przystąpić natychmiast, więc działam 🙂
Pozdrawiam wszystkich 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
I co, tkwić aż do nocy o suchym pysku tylko lekko zwilżonym kawą?
😀
Ile można narzekać. Andsolu?
Mam taką szczęśliwą znajomą, która stwierdziła, że jest smutna, bo nie ma na co dzisiaj ponarzekać.
Jutro Francja.
Mozna do tej kawy poobgryzac paznokcie czekajac na wyniki wyborow we Francji! U mnie jest dzisiaj piekny sloneczny wiosenny dzien, wiec nie bede narzekac. Moj maz gra w turnieju szachowym w Reykjaviku, a tam huraganowe wiaty i mokry snieg. Wiatr go zwial z chodnika na jezdnie dwa razy! Na dodatek… hmmm… nie wygrywa w tym turnieju oglednie mowiac.Jak tu nie narzekac!
Króliku kochany, dobrze, ze chociaż u Ciebie wiosna. 🙂
Jak Twój mąż może wygrywać w takich warunkach, kiedy wiatry miotają ludźmi po ulicach i śniegiem ostrym chłoszcze.
Dobry wieczór! Wróciłem z „Eugeniusza Oniegina” (transmisja z MET), który poraził mnie kilkoma rewolucyjnymi koncepcjami obsadowymi. Tatiana bez liryzmu w głosie, to po pierwsze. Oniegin jako Skarpia odwiedzający dom Larinych, to drugie. No i książe Gremin wyraźnie młodszy od Oniegina, to trzecie.
Dzień dobry 🙂
kawa
Niestety nie mogłem być na ” Onieginie” 🙁
Dobrze, że Babilas coś opowiedział 🙂
Przez kilka może mi się trafić bezinternecie. Ale to tylko urlop 🙂
Rad starat’sja, Irku. Scenografia rzucała ciekawe światło na styl życia rosyjskiego ziemiaństwa w pierwszej połowie XIX wieku: mieszkali w ruderach, żywili się dyniami, książki przechowywali w stertach na podłodze, przesiadywali na szerokich parapetach, pod którymi przechodziły rury centralnego ogrzewania, spali na ziemi. Ale przynajmniej nie było – jak u Znanieckiego – taplania się w basenie.
Bardzoś Pan krytyczny Babilasie, Onegin w operze to nie był film dokumentalny. Nie odniosłam wrażenia że mieszkali w ruderze a że sterty książek na podłodze ? Dobrze że mają i czytają.
Rosyjska opera śpiewana w oryginale na amerykańskiej scenie zrobiła na mnie trochę egzotyczne wrażenie, ale w sumie sympatyczne w dzisiejszych nieszczególnych prawie zimnowojennych czasach.
A co do obsady, Gremin (Kočan) ma 44 lata, Onegin śpiewa że ma 26 lat.
Wcześniej planowany Hvorostowsky jest starszy od Petera Mattei.
Widać scenarzysta, mając jedynie świadomość, iż akcja dzieje się w dawnych czasach, sięgnął do swoich najdawniejszych wspomnień! 😉 😆
Jeszcze o dyniach. Przecież to były dożynki, my też mamy dynie na straganach i jemy je całą zimę jako zupę albo ciasto na amerykańską modę.
Ach, ożywiło się bobikowo, ileż emocji wyzwala w ludziach opera. Ja uważam, że brak dekoracji jest lepszy od dekoracji bezsensownych i turpistycznych (jak we wczorajszym przypadku). Ale jak się komuś podobało, to przecież kimże ja jestem, żeby temu szczęściu stać na przeszkodzie.
Opera jest konwencją (zaczynając od tego, że ludzie przecież normalnie do siebie mówią, a nie śpiewają), więc trzeba szanować inteligencję publiczności i wskazówki zawarte w libretcie i didaskaliach. Czasem wystarczy jeden mądrze wybrany rekwizyt.
Kočan to rocznik 72 (i wygląda młodziej), Mattei to rocznik 65 (i wygląda, a zwłaszcza brzmi, znacznie starzej). Jeśli chodzi o Netrebko (71), to za nieodżałowanej pamięci Maciejem Zembatym powtórzę „gdy miłość po raz pierwszy jej sercu dała znak, Tatiana miała wtedy około 43 lat”. To jest zreszta nieistotne (z powodu wyłuszczonego w poprzednim akapicie). Ważne, jak kto śpiewa.
W pierwszym akcie właśnie skończyły się żniwa (żniwiarze przynoszą wieniec). Służące śpiewają przy zbieraniu wiśni. W naszym klimacie te dwa wydarzenia następują (fenologicznie) w ostatniej dekadzie lipca, początku sierpnia. Do dyń gigantek jeszcze daleko, jakieś dwa miesiące. To jest zresztą też nieistotne: ja rozumiem, że scenografowi chodziło o wywołanie wrażenia rustykalnej sielskości, tyle, że z dworku Larinych zrobił giełdę owocowo-warzywna w pomieszczeniach zaniedbanej kotłowni osiedlowej.
Kilka lat temu przeczytałem sobie (sam nie wiem czemu) Pana Tadeusza, przy czym uwagę moją przyciągnęły przepiękne opisy natury. Aż radość brała, jakie nieprawdopodobne bzdury z punku widzenia wiedzy o przyrodzie, wypisywał Wieszcz. Co kawałek alternatywne fakty.
No ale zwróć uwagę, że i Puszkin i Czajkowski (Modest) są w porządku z przyrodą. Tylko scenograf odjechał.
To już inna sprawa.
Może i trochę odjechał z wujaszkiem Wanią w stronę wiśniowego sadu. Ze śpiewakami operowymi już tak jest że, często mają za dużo lat albo za dużo kilogramów, ale dopóki nie biegają nago po scenie i nie taplają się w basenach to jest mi wszystko jedno. Cieszę się że mam okazję słuchać i oglądać znakomitych artystów, chociażby w kinie.
Te przyrodnicze bzdury w Panu Tadeuszu pewnie się dobrze rymowały.
Ponadto Mickiewicz pisal ze wspomnien, a we wspomnieniach i zaby kumkaja inaczej… Natomiast hydraulika w ziemianskich domach wczesno-dziewietnastowiecznych jest godna podziwu i pochwaly. Zapewne wymyslil ja rosyjski uczony Hydraulikow.
Och, evo, jeszcze przecież Oniegin mógł mieć romans z Leńskim i z tego powodu sprowokować pojedynek. A poloneza z początku III aktu tańczyć nadzy kowboje (Krzysio Warlikowski w Monachium). Ewentualnie Tatiana mogła wyjść za generała Armii Czerwonej i odprawić świeżo wypuszczonego z łagru Oniegina (bodaj Paweł Szkotak w Łodzi). Ewentualnie rzecz cała mogła dziać się w szpitalu psychiatrycznym (nie pamiętam kto i gdzie, ale na pewno młody i bardzo zdolny). Przy tych wszystkich dziwactwach, które (niestety) widziałem, to nawet warszawska inscenizacja Trelińskiego sprzed kilku lat wydaje się stonowana (jedyne dziwactwo to był Jan Peszek, który na biało chodził nie wiadomo po co po scenie jako alter ego bohatera tytułowego). O basenowych (sadzawkowych w zasadzie, bo polonez tańczony z rozchlupem) kretynizmach Znanieckiego w Krakowie i Poznaniu już pisałem.
Chociaż w kategorii „reżyseria operowa na mijance z rozumem i dobrym smakiem” wciąż nic nie bije pewnego hamburskiego spektaklu, w którym osią dramatyczną jest to, że Nabucco molestuje seksualnie swoje córki (Abigail i Fenenę), które są o siebie nawzajem zazdrosne. Przed premierą wyszła na proscenium pani reżyser, która objaśniła rozdziawioną publiczność, że ją z siostrą też ojciec molestował i ten spektakl zrobiła z poduszczenia swojej psychoterapeutki dla przepracowania i odreagowania traumy z dzieciństwa. Biedny Verdi.
dobre wieści z Francji – Macron prowadzi
Biedny Verdi. Przykro mi że musiałeś (?) te zbezeceństwa oglądać. Mnie to nie grozi. Ponieważ wiem że takie rzeczy się zdarzają, informuje się dokładnie, kto i jak inscenizuje, zanim wybiorę się na przedstawienie operowe.
Inscenizacja, evo, to tylko jeden z elementów przedstawienia operowego, i to najbardziej pomijalny (bo zawsze można zamknąć oczy, z uszami ten numer nie przechodzi). Czasami interesował mnie solista czy dyrygent, a czasami się szło z uśmiechem na ustach, choć w sercu wrzał ból, bo to była jedyna okazja zobaczyć daną operę.
Zawsze mnie jednakowoż fascynowało, dlaczego śpiewacy, z nazwiskiem, reputacją, pozycją i nadmiarem propozycji nad możliwościami czasowymi decydują się na udział w spektaklach reżyserowanych przez koryfeuszy nowoczesnej reżyserii operowej. Co na przykład zyskał Mariusz Kwiecień śpiewając z basenu w samych gaciach do tłumu myszek (myszków?) miki? (Paryski Król Roger kilka lat temu.) Albo czy koniecznie Herkules (Zachary Stains w 'Ercole su’l Termodonto’ Vivaldiego) musiał biegać po scenie przez ponad dwie godziny z fiutem na wierzchu? Czy to komukolwiek było potrzebne do czegokolwiek (wyjąwszy gejowatą część publiczności)? Czy to jakoś pogłębiało odbiór i przekazywało, niedostępną inaczej, prawdę psychologiczną o postaci? Publiczność premierowa idzie do opery w ciemno, ale przecież artyści wiedzą prawie od samego początku, w co się ładują, nieprawdaż?
PS. Autokorekta: z rozpędu przypisałem autorstwo libretta 'Eugeniusza Oniegina’ nie temu Czajkowskiemu.
Wszystkim lokalnym entuzjastom LePen-ki (łącznie z sympatyczkąDudy, która z przyczajenia obserwuje i na znak Z Góry znowu wejdzie do akcji) szczere i radosne wyrazy współczucia.
Że też Ci się akurat zebrało na seanse spirytystyczne, AndSolu. Swoją drogą zdumiewające jest, jak bardzo hate makes strange bedfellows. Polska prawica potrafi się cieszyć (jednocześnie lub sukcesywnie) z Trumpa, Erdogana, Orbana, Brexitu, LePen – i nie widzi w tym nic niewłaściwego.
A co do p. sympatyczki, przypomniałem sobie, jak się zapluwała, że Duda ucywilizuje i zmarginalizuje Kaczyńskiego. I jeszcze wspominała, że po wygranych wyborach miała objąć jakieś stanowisko w kancelarii prezydenckiej. Ale to chyba żaden zaszczyt być pomagierem bezwolnej marionetki. Chyba, że jest w ekipie lalkarza, a nie lalki.
@babilas
Wszystko to prawda co napisales. Ja tez nie rozumiem dlaczego Mariusz Kwiecien musial w samych gaciach, i inni renomowani spiewacy dlaczego godza sie na kretynskie pomysly mlodych i zdolnych stuknietych rezyserow. Dlatego nie musze chodzic w ciemno na przedstawienia premierowe, tylko czytam pozniejsze krytyki w powaznych gazetach. Oszczedzam nerwy i pieniadze. Dziekuje za sympatyczne komentarze.
Dobry wieczór 🙂
Owych kowbojów w Monachium oraz Kwietnia w basenie w Paryżu (z Olgą Pasiecznik w ciąży) miałam nieszczęście oglądać osobiście na miejscu. Od czasu owego „Króla Rogera” powiedziałam sobie: nigdy więcej nie pojadę do żadnej opery na jakąkolwiek reżyserię Warlikowskiego.
O sympatyczce Dudy co jakiś czas myślę. Ciekawi mnie, co ma dziś do powiedzenia na temat najbardziej chyba pogardzanej (Adrian? Artur?) postaci w naszym życiu politycznym.
7 maja trzeba czymać za Macrona. Wyznam, że mi dziś trochę ulżyło.
Też byłam na operze, ale z innego kręgu kulturowego – dotarłam wreszcie na Matsukaze. Wszystko mi się bardzo podobało, poza … śpiewem. 😳 Problemem nie byli śpiewacy, tylko sama muzyka, zbyt nowoczesna dla moich uszu. Póki w grze były tylko instrumenty, było OK, ale śpiewu nie mogłam przełknąć. Na szczęście, jak na operę, nie śpiewano zbyt wiele. 😉 A w weekend zrobiłam sobie dobę bez komputera – pojechałam do domu podlać kwiaty, a komputer został u kota. Bardzo dobrze mi zrobiła ta przerwa – wreszcie skończyłam czytać kilka ponapoczynanych „Polityk”, posłuchałam spokojnie płyt, zjadłam obiad „po staremu” nad książką, zamiast przy klawiaturze, poszłąm spać przed północą. Zastanawiam się, czy nie wprowadzić „dnia bez komputera” na stałe do kalendarza – jako świeckiej formy święcenia dnia świętego.
Dzień dobry.
Czego to ludzie nie wymyślą!?
http://clrcff.com/wp-content/uploads/2016/04/first-colorless-02.png
Dzień dobry 🙂
kawa
Jest internet, a więc welcome to Roztocze
Co za bezmierna ignorancja! Byłem tak święcie przekonany, że spektakl Matsukaze jest baletem, że po blogowej rekomendacji Dory nawet nie raczyłem sprawdzić. Trudno, moja strata. Bo operowe wyzwania czasem lubię, baletowe jakoś niekoniecznie 😉
Ścichapęku, jest to holistyczne przedstawienie muzyczne 😉 , przyparta do ściany zaliczyłabym je raczej do baletu niż opery, ale twórcy zdecydowali widać inaczej. Bardzo pięknie mi się złożyło z wizytami na wystawach japońskich drzeworytów w Mediolanie i Warszawie. https://www.youtube.com/watch?v=8S6JaoOSRfc
Ciekawe rzeczy w tej operze. Z przyzwyczajenia czytam, na spektakle ani na koncerty już nie chodzę po stosunkowo niedawnych choróbskach, które wpędziły mnie w głuchotę 🙁
Może nie całkowitą ale z nadwyrężonym uchem trudno się wymądrzać na temat muzyki. Nie bardzo rozumiem, co z Warlikowskim. Gdy udawało nam się dostać na jego spektakl teatralny, zazwyczaj byliśmy bardzo dobrej o nim opinii. Niezależnie od wymiaru czysto artystycznego działającego na emocje wydawały nam się jego spektakle bardzo przemyślane i logiczne, co przy łączeniu paru tekstów różnych autorów może być ryzykowne. Nie widzieliśmy Francuzów. Widzieliśmy parę wcześniejszych prób adaptacji Prousta przez różnych twórców i były to próby zdecydowanie nieudane, bo też budowa katedry gotyckiej nie jest sprawą łatwą.
Ale co z operą i Warlikowskim, nie rozumiem. Niektóre jego spektakle miały jednak dobre recenzje. Za dziwaka uchodzi też Treliński, którego niewiele widziałem, ale jego wrocławski Król Roger mimo inscenizacyjnych zastrzeżeń wywarł na mnie duże wrażenie. Chyba dlatego, że zabiegi inscenizacyjne może kłóciły się z librettem (to teraz chyba obowiązkowe), ale pozostawały w zgodzie z muzyką.
PS Sprawa gejostwa w teatrze jest tematem odwiecznym. Prawdopodobnie o wrażliwość artystyczną jest łatwiej mężczyznom o takiej orientacji i jest ich w teatrze więcej procentowo niż w reszcie populacji. Stąd odciska się to jakoś na całym życiu teatralnym i operowym również. Mnie już nie dziwi, że wplata się to w teksty, które w oryginale nie występują. Oczywiście można to robić i bez słów. Nie tylko nie dziwi ale i nie razi, jeżeli nie jest zbyt nachalne. Przykłady, o których tutaj była mowa, z pewnością dają się zaliczyć do nachalnych. Wszystko sprawą przyzwyczajenia. Może za kilkadziesiąt lat heteroseksualizm zostanie uznany za wypaczenie. I dobrze, tylko w rezultacie ludzkość wymrze. To taka mała uwaga praktyczna na tle wzniosłych idei. A znam wielu ludzi teatru, którzy są/byli (niektórzy już nie żyją) gejami, a jakoś zupełnie nie rzuca się to w oczy w ich twórczości.
Oj tam, demonizuje się ten homoseksualizm, jakby to była najgorsza z plag dotykających ludzkość. Żeby tylko ludzkość.
Jeżeli demonizowanie do mnie, to chyba przesada. Ja nie mam nic przeciwko orientacji homo. Nadmiernej nachalności nie lubię nigdzie. Co rozumiem przez nadmierną nachalność, wyjaśniłem chyba z grubsza. Jeśli trzeba, uściślam. Mamy w dramacie teatralnym czy operowym piękny czy tragiczny romans. Reżyserowi taki romans nie leży z powodu jego orientacji. Chciałby pokazać taki romans w innej orientacji, która mu pasuje, to znaczy taki, w który lepiej potrafi się wczuć. To łatwo zrozumieć. Tylko reżyser na siłę zmieniając w konkretnym dziele hetero na homo realizuje się w sposób nachalny, ponieważ całkowicie zmienia zamysł autora. W literaturze jest całkiem sporo dzieł, gdzie można znaleźć romanse homo, ewentualnie hetero, ale w istocie zakamuflowane homo, jak np. choćby Albertynę, która była w pierwowzorze chłopakiem. Wielu gejów reżyserowało różne dramaty ze świetnym skutkiem zachowując układ oryginału. Jeżeli pokaże Albertynę jako Albertyna, nie będę miał tego za złe, bo to można uzasadnić. Jeżeli ktoś każe aktorowi czy śpiewakowi ganiać po scenie z męskim przyrządem na wierzchu, nie potrafię tego zrozumieć tak samo, jak nie rozumiem reżyserów, którzy każą biegać po scenie nagim aktorkom, co z mojego punktu widzenia jest przyjemne dla oka, jeśli aktorka urodziwa, ale jednocześnie całkiem żenujące. Są nieliczne przypadki, gdy to jakoś da się uzasadnić artystycznie, ale większość to zwykły magnes na publikę.
stanisław
Nie do ciebie, a do treści, w której opisujesz tendencję. Patrzenie różnych na sztukę przez pryzmat orientacji twórców i aktorów
Dziękuję Ago, po Twym wyjaśnieniu już trochę mniej żałuję 🙂 Zwłaszcza że ostatnią niedzielę też spędziłem jednak muzycznie (dęciacy w FN – Kwintet Saphir). Zwłaszcza po przerwie przypadli mi do gustu, gdy zagrali trzy XX-wieczne rarytasy (o Theodorze Blumerze nigdy dotąd nie słyszałem, a jego Kwintet wydał mi się wielce interesujący). A byli jeszcze nieco bardziej znani Francuzi – Ibert i Tomasi. A nawet Mozart (opracowanie Serenady KV 375). Udany wieczór!
Dla mnie to „holistyczne dzieło”, czyli „Matsukaze”, jest niezmiernie wzruszające. Właśnie rozmawiałam o tym z siostrą, która wraz ze szwagrem wybrała się na to również z mojego polecenia. Też przeżyła to samo: emocje, które nie dają się nawet określić…
Na premierze śpiewała Barbara Hannigan i to był dodatkowy wielki atut spektaklu. Ale i wczorajsze śpiewaczki ponoć były znakomite.
Może holistyczne dzieło jeszcze kiedyś wróci – choćby po to, bym mógł się w końcu przekonać, czy mam gust, czy tylko guścik 😀
Ta holistyczność jest ogromnym atutem spektaklu. Holistyczność, spójność i dopieszczenie. Tu nie ma matron odgrywających podlotki, świetnych śpiewaczek, którym, wzdychając, wybaczamy brak aktorskich zdolności, sytuacji, kiedy widzimy jedno, słyszymy drugie, a libretto podpowiada trzecie i człowiek desperacko trzyma się fotela powtarzając sobie żałośnie: to konwencja, uruchom wyobraźnię, nie czepiaj się mętno-naiwnej fabuły, muzyka jest najważniejsza (to po jaką cholerę doczepiono do niej nieporadnie tę całą resztę?)… Na Matsukaze człowiek myśli (jeśli w ogóle jest w stanie się oderwać od tego, co się dzieje, jeśli nie, myśli dopiero po spektaklu): Czyli można!
Wróciliśmy z Gdańska (i nie tylko).
Na początek trzy rzeczy.
Jesteśmy z panem mężem całkowicie zgodni w ocenie i odbiorze tej wystawy. Podkreślam, bo taka zgodność jest u nas rzadkością, zwykle mocno się spieramy.
Relacji nie będzie. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć.
Jeżeli chce się zobaczyć, to trzeba kupić bilet przez internet, bo pocałujecie klamkę.
Jechałam z nastawieniem na krytyczne spojrzenie. Nie sugerować się, wypatrywać niedociągnięć. Chciałam się czepiać, żeby nie było, że opcja zakłóca mi ogląd. W przeciwieństwie do wielu z was niewiele widziałam, ale chylę czoła przed twórcami wystawy. Dla nas to było coś niesamowitego. Chodziliśmy 4,5 godziny. Dłużej nie daliśmy rady Siadła nam percepcja i emocje. Pojedziemy jeszcze raz świadomi, że to i tak będzie za mało.
Pamiętajcie, że mówię o naszym odbiorze.
W centrum jest człowiek. Narodowość jest na drugim planie. Koszmar wojny dotyka wszystkich i wszystkich niszczy. Ofiarami są ofiary, ofiarami są kaci i ci, którzy starają się po prostu przetrwać. Wojna nie odpuszcza nikomu. Nikt nie jest z boku. Wędrują fronty, dzieje się wielka polityka, ale to wszystko dzieje się i przetacza po zwykłych ludziach postawionych w obliczu wyzwań, o jakich im się nie śniło w najkoszmarniejszych koszmarach.
Ta ludzka jednostkowość jest dominująca. To pojedynczy człowiek zderza się z czymś wcześniej dla niego niewyobrażalnym i bierze w tym udział ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Tej wystawy nie da się „poprawić”. Jest jak precyzyjny puzzel. Nie można wyjąć kawałka nie niszcząc całości.
Siódemeczko, rada techniczna, trudna do zrealizowania, bo to niesamowicie wciąga i trudno się oderwać. Spróbuj wychodzić na główny korytarz i posiedzieć odparowując. Emocje są bardzo silne.
Na koniec. Wiecie, że jestem zawziętym nałogowcem. Papieros nawet nie zaświtał mi w głowie.
Dzięki, Haneczko. Jadę w czwartek.
Zanim postawię kawę trochę prywaty. Moje zdjęcie zajęło 2 miejsce w konkursie społeczności national geografic
http://www.national-geographic.pl/fotografia/ogloszenie-wynikow-50-konkursu-spolecznosci
Dzień dobry 🙂
kawa
Eee, ja bym tam dał pierwsze 🙂
Gratuluję! Toż, to jest cudo. 😆
Irku, jesteś człowiekiem wielu talentów 🙂
Dzień dobry.
Gratuluję, Irku! Świetne zdjęcie.
Gratuluję, znakomite zdjęcie!
Brawo, Irek! 🙂
Znakomite zdjęcie! I refleks obserwatora!!!
Gratulacje, Irku. 🙂
Irku, gratuluję.
Haneczko, też nie daliśmy rady dłużej niż 4,5 h i wyszliśmy z uczuciem jednocześnie niedosytu i braku możliwości dalszej percepcji. Słuszna uwaga, że po pierwsze człowiek. Jednocześnie nie da się zarzucić, że Polski za mało. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że mało jest wizualizacji działań bojowych. Stąd słabo widać bohaterstwo żołnierzy, które zachęcałoby młodzież do pójścia w ślady… Jeżeli zmiany pójdą w tym kierunku, trzeba będzie tworzyć takie muzeum od początku gdzieś indziej. Skąd się biorą entuzjaści wojny, nie wiem.
Stanisławie,
skąd takie przekonanie o mnogości entuzjastów wojny? Bo z Twojej uwagi wyczytałam, że jest ich wielu.
Ja bym chciała, żeby nikt nigdy nie musiał namawiać ludzi do bohaterstwa, a jak pokazuje historia (Powstanie Warszawskie, Powstanie w Getcie), najłatwiej do bohaterstwa namówić młodych ludzi.
Obejrzałam dzisiaj film „Nadzy wśród wilków”…dla tych, co nie widzieli powiem tylko, że przychodzi na myśl „Lista Schindlera”.
Pełna groza.
Ciągle jesteśmy na tej wystawie. W czerwcu przylatują Młode, pojedziemy do Gdańska, bardzo chcemy, żeby zobaczyły. Oboje z panem mężem namawiamy każdego, kto nam w ręce wpadnie.
Skalski znacznie obszerniej niż ja http://studioopinii.pl/ernest-skalski-na-wojence-nieladnie-w-muzeum-ladnie/
A z drzewami Szyszki mi się nie podoba. Rozumiem, że kto sieje wiatr, ale drzew szkoda, one niewinne.
Widzisz, Haneczko – mam to samo. Dlatego właśnie chamstwo się panoszy, ze próbujemy je zwalczać wyłącznie godnościom osobistom…
Irku, zdjęcie, że żaden dziennikarz by się nie powstydził – ale czy i tytułu mogę Ci pogratulować?
A co do kawy, czy właściwie rozpoznaję (mówiąc po mojemu) anis estrelado, cardomomo oraz cukier demerara? Choć nie, to chyba normalny „mascavo”.
Haneczko, drzew oczywiście szkoda, ale może one w tym wypadku poległy w najlepiej pojętym interesie swoich braci (i sióstr?).
A draniowi się należało, przyznajmy.
Nie należy niszczyć tego, co żyje. W imię czegokolwiek.
Minister Gliński zamówił recenzje wystawy stałej u ulubionych recenzentów, którzy wystawę skrytykowali uznając, że jej głównym przesłaniem jest „nigdy więcej wojny”, gdy tymczasem wojna ma wiele bardzo pozytywnych aspektów. Daje możliwość sprawdzenia charakteru i wykazania się bohaterstwem oraz miłością ojczyzny, do jakich w czasie pokoju nie ma sposobności. Na tej podstawie minister uznał, że trzeba skorygować wystawę, której sam nie obejrzał. W Polsce wywołało to sporą dyskusję. Jak zwykle opozycja dyskutowała między sobą i panujący między sobą.
Oczywiście wśród opozycji nikt nie podzielał opinii recenzentów. Też jej nie podzielam.
Daje możliwość sprawdzenia charakteru i wykazania się bohaterstwem oraz miłością ojczyzny — naprawdę wygadują publicznie takie brednie? Czemu wyznawcy takich poglądów nie przetestują sobie ich bawiąc się w paintball? Oczywiście barwnej żelatyny nie muszą odciągać sobie z mózgów.
Stanisławie, Glińskiemu wystarczy, że jest oglądany i doglądany przez prezesa. Recenzentom też. Szanuję wierzących, ale nie tych, dla których Bogiem jest prezes.
Jest tyle wojen. Dlaczego entuzjaści sprawdzania się nie chcą przećwiczyć wykazywania się w naturze? Bo to wojny zbyt marginalne i nie dotyczą?
Bo nie śmiem podejrzewać, że owych potencjalnych bohaterów zaspokaja wojna toczona z uchodźcami.
Haneczko, zgoda, ale poza porządkiem powinności jest jeszcze ten drugi, niestety…
Łajza z Andsolem.
Wygadują, z fotela można dowolnie wygadywać.
Niech wyjdę na nie wiem co, ale – dlaczego bogate kraje arabskie nie chcą pomóc Syryjczykom? Mają miejsce, a przede wszystkim środki, gdy tymczasem Europa robi bokami. Dla mnie jest to nie do pojęcia.
Przyznam, że dla mnie też.
„…dlaczego bogate kraje arabskie nie chcą pomóc Syryjczykom?”
Albo dlaczego lepiej stojące kraje słowiańskie nie chcą pomóc Mołdowej? Lub taka Nigeria Czadowi, przecież wszyscy oni są czarni? Nie mówiąc już o tym, że kobiety wysokie mogłyby pomagać niskim, a mężczyźni z wąsem – tym bez wąsów.
Mam wąsy – w czym mogę pomóc?
Od prawdziwej wojny na terenie Polski minęło ponad 70 lat. Niewielu jest żyjących, którzy ją pamiętają, a jeszcze mniej może teraz uchodzić za wiarygodnych. Mnie prawie nikt nie wierzy, że pamiętam bombardowanie Skarżyska w Wigilię 1944. Oczywiście pamiętam samo wydarzenie, datę znam z drugiej ręki. To jest moje jedyna wspomnienie z tak wczesnego okresu, więc musiało zrobić na mnie wielkie wrażenie, chociaż zapamiętane szczegóły nie są specjalnie dramatyczne. W każdym razie bomba spadła i wybuchła na naszym podwórku. Większość filmów opowiadających o wojnie pokazuje przede wszystkim bohaterstwo. Takich utworów literackich i zrobionych na ich podstawie filmów jak The Wilderness, Na Zachodzie bez zmian czy Czas Apokalipsy albo Szeregowiec Ryan, jest niewiele. A wszystkie one mówią o wojsku, nie o losie cywilów. Dziś w nocy umrze miasto to coś antywojennego ale nie frontowego, jednak mówi o wydarzeniu szczególnym. Ciekawy jest film „Wróg u bram” o walkach w Stalingradzie. Widać na nim bardzo wiele, a jednak nie da się go zaliczyć do antywojennych, raczej do przygodowych. Widać na nim i gehennę cywilów i okropieństwa frontowe, w tym żołnierzy NKWD strzelających z ckm do własnych żołnierzy, którzy pod miażdżącym ogniem wroga cofają się. Wskazałbym też na gorzką komedię „Życie jest piękne”. Skąd właściwie ludzie, którzy wojny nie znają, a nie zgłębiają specjalnie tematu, mają wiedzieć, jak ona jest straszna. Wystawa w Muzeum II WŚ stara się to pokazać. Też nie jest w stanie pokazać wszystkiego, ale na pewno robi ogromne wrażenie. Większe na mnie zrobiło tylko muzeum Yad Vashem. To w Gdańsku sporo zaczerpnęło warsztatowo z jerozolimskiego. Myślę, że nikt z tego nie robi zarzutu. Tak się teraz robi muzea. Trochę z tego jest i w Muzeum Powstania Warszawskiego, ale na tle gdańskiego przemawia ono słabiej.
Niepamięć jest cynicznie wykorzystywana do stymulowania nastrojów prowojennych, które można wykorzystywać i przeciwko uchodźcom i przy tworzeniu „obrony terytorialnej”, czegoś na wzór SA, czyli paramilitarnych bojówek partyjnych.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dziękuję za ciepłe przyjęcie mojej fotki 🙂
Przypomniał mi się jeszcze jeden film antywojenny. „Popioły” Wajdy. Byłem w maturalnej klasie, gdy reżyser przygotowywał się do kręcenia i już wówczas rozpętała się nagonka w sprawie antypatriotycznego szargania świętości. Pamiętam słowa naszego polonisty i wychowawcy, który zwracał nam uwagę, że „Popioły” są najlepszą z popularnych powieści historycznych. Trafnie przewidział, że Wajda uwypukli przede wszystkim wymowę antywojenną. Po premierze Wajda stał się wrogiem „prawdziwych patriotów”. Niegodziwe było kwestionowanie sensu patriotycznych zrywów zbrojnych, a jeszcze gorsze sugerowanie możliwości uczestniczenia polskich żołnierzy w gwałtach na hiszpańskich mniszkach. W tym kontekście obraz wojny prezentowany na wystawie stałej też będzie kontestowany przez „prawdziwych patriotów”. Przecież jest tam nawet coś o szmalcownikach w rzeczywistości wymyślonych przez „elementy antypolskie”. Aż dziw, jak te uwagi władz z drugiej połowy lat 60-tych i mściwie nam panujących obecnie, są bliźniaczo zbieżne.
Dzień dobry (z dalekich rozjazdów)!
Do poczytania przy późnej (drugiej?) kawie.
Oj, Babilasie, taki wywiad to ciężkie wyzwanie dla haneczki. Przeczytałam i idę w ziemię. Będę myśleć. Za efekty nie ręczę.
Stanisławie, nie ma się co dziwić. To tamte lata właśnie ukształtowały psychikę nadprezesa; dlatego tak skwapliwie tamten czas odbudowuje…
Mołdowej??? Czy dobrze widzę z rana?? Albo może to nazwisko po mężu? 😉
ścichapęk — masz rację. No i co mi zrobisz?
Babilasie, kawy nie miałem czasu wypić dzisiaj, bo ciągle jakieś zbędne narady w celu wyjaśnienia różnych wątpliwości, które kiełkują w różnych głowach w obawie przed dobrymi kontrolami. Przyjęcie jednego punktu widzenia pozwoli uniknąć pomówienia o niegospodarność przez Regionalną Izbę Obrachunkową, ale narazi na represje ze strony Urzędu Kontroli Skarbowej i jeszcze może spowodować nałożenie korekty finansowej przez instytucję wdrażającą program unijny. Albo na odwrót. W ten sposób dobra zmiana paraliżuje pracę urzędników. To na marginesie. Istota to nadzieje pokładane na przyszłości w aspektach etycznych. Dla mnie pokładanie nadziei na idealnej przyszłości wiążą się z utopią. Utopiści wierzyli, że ich szczytne idee, często częściowo urzeczywistniane w postaci sprawiedliwych spółdzielniach pracy albo sprawiedliwie urządzonych fabrykach, w pełni urzeczywistnią się w przyszłości. Byli też tacy, którzy nie czekali na nadejście idealnej przyszłości tylko brali sprawy w swoje ręce, jak Władimir Iljicz na przykład. Krew się lała, ale właśnie idealna przyszłość miała cierpienia rewolucji zrekompensować. Można powiedzieć, że tak wyglądała władza filozofów w praktyce, jakiej Platon nie przewidział.
Przepraszam za niespójne gramatycznie zdania, ale jakoś nie przeczytałem przed wstawieniem.
Powinno być zabronione opisywanie chropowatej i niespójnej rzeczywistości gładkimi i spójnymi zdaniami. Czyli jak mawiała przed pokoleniem młodzież: spoko.
Andsolu, przyznanie racji wystarczająco mnie satysfakcjonuje 😀 Zresztą nawet bym nie pisnął, gdybyś nie pastwił się ironicznie nad przemyśleniem Alicji – które akurat i mnie wydało się sensowne, a nawet jakoś oczywiste w swej prostocie. Bo naprawdę nie rozumiem, czemu to Arabowie (właśnie przede wszystkim oni) nie mieliby pomagać innym Arabom.
ścichapęk – no to popastwię się nad Tobą, mam nadzieję, że nie trzymasz się zasady „oko za oko, jajo za jajo”. Powiedz mi: a czemu niby Arabowie mieliby pomagać innym Arabom, jaka jest ta nić wiążąca wahabitów z Królestwa Arabii Saudyjskiej i alawitów z Syrii? No i niestety sugestia o powinnościach jest spełniana, bo jak raz salafici wspierają co poniektórych Arabów z Syrii, ale tych a nie innych, a inni zabijają się z jeszcze innymi. Więc lepiej bym rozumiał panarabskie wezwanie do solidarności gdyby np. sunnici i szyici postanowili pomagać sobie wzajemnie i nie wyrzynać alawitów oraz Arabów-chrześcijan.
A ponadto, gdyby takie wezwanie zostało skierowane np. do Żydów, to wyobrażasz sobie jak by to świat odebrał? (Sugestia: zdecydowany dowód, że Protokoły to szczera prawda). Albo do Słowian: trzymajmy się kupy, Sybiriacy, Serbowie, Słowacy i Bułgarzy? (Orban by od razu poczuł się zagrożony przez słowiański spisek).
W całym tym programie najbardziej podoba mi się wezwanie, by bogaci wspierali biednych. Na wszelki wypadek już wpisuję się do kategorii biednych, żeby ktoś nie zaczął czegoś domagać się ode mnie.
A z Mołdawią to proste, u mnie ona (republika) jest Moldova. I na ogół nie myślę, a gdy nie myślę, a nawet gdy trochę myślę, to po portugalsku.
Ścichapęku,
jeśli chodzi o mnie, to jest to czymś naturalnym – u sąsiada bliższego czy daleszego płonie, to lecę z pomocą. Poza tym nie rozpatruję tego w kategoriach religii, tu chodzi o człowieka, a nie ideologię (do nich zaliczam też religię), jaką wyznaje.
Popieram program „bogaci pomagają biednym” – żaden mus, ale po prostu poczucie solidarności z drugim człowiekiem. Dodam, że nie chodzi mi tu o jałmużnę, bo to rzecz doraźna, ale o jakąś inną formę pomocy (wędka?).
Jak mawiał mój amerykański stryj: you live, you learn.
Andsolu, prawda, że nie można wszystkich Arabów do jednego wora, że odłamy religijne itd. itp. Nie mówię, że wszyscy wszystkim mają pomagać, bo to niewykonalne z podanych przez Ciebie i innych powodów; ale dziwi mnie, że ktoś uparcie szuka schronienia i pomocy w Europie, tak odległej geograficznie, a jeszcze bardziej kulturowo – narażając czasem zdrowie i życie – skoro powinien chyba ją znaleźć znacznie bliżej, w tym samym kręgu kulturowo-religijnym (choć pamiętajmy tu również o kwestii zarysowanej w poniższej uwadze do Alicji). Tego właśnie wciąż nie rozumiem: czemu Europa ma wypruwać żyły, a bajecznie bogaci wyznawcy jedynie słusznego boga (który w swej łaskawości dał im ropę) nie ruszą nawet palcem w sandale. Nie rozumiem tego również po lekturze Twoich ślicznych erystycznych wywodów (bo argumentów w nich, przyznasz, niewiele). Notabene właśnie w krajach arabskich Protokoły mędrców Syjonu do dziś cieszą się bodaj największym wzięciem (i najwięcej ludzi wierzy tam w ich absolutną autentyczność).
A Mołdowa (podobnie jak Moldova) jest rzeczownikiem, dlatego należy ją odmieniać rzeczownikowo, a nie przymiotnikowo. To akurat jest zupełnie nieskomplikowane w porównaniu z tym, kto komu powinien pomagać i dlaczego 🙂
Alicjo, a właściwie po co im wędka od braci w wierze (gdyby ci nawet ją w końcu zaoferowali), skoro w Niemczech dostają dostają rybę, i to jeszcze z niezłą popitką 😉
Dostają dostają to oczywiście tylko w Baden Baden 😀
Baden-Baden (po tej Mołdowej wolę jednak uprzedzić wzajemny zarzut).
Jeszcze tylko uściślenie: zostawiam na boku kwestię Mołdowy – Mołdawii (pierwsza jest urzędową nazwą drugiej), ale niewątpliwie i jedna, i druga odmieniają się wedle tego samego paradygmatu 🙂
dziwi mnie, że ktoś uparcie szuka schronienia i pomocy w Europie […] skoro powinien chyba ją znaleźć znacznie bliżej, w tym samym kręgu kulturowo-religijnym
Nie wiem co tu znaczy słowo „powinien”, ale zerknięcie na to graficzne zestawienie (pierwszy z obrazków) dowodzi, że Twoje zdrowo-rozsądkowe nastawienie zgadza się ze zdrowym rozsądkiem uciekających Syryjczyków: mniej granic i mniej niebezpieczeństw gdy uciekają do Turcji, Libanu, Jordanii i Iraku. Do Europy dociera (średnio rzecz biorąc) człowiek młody, zdrowy, energiczny i mający jakieś zasoby finansowe, by opłacić przemytników. Osoba starsza i schorowana jakoś zostanie przewieziona do Turcji ale na przeżycie eskapady europejskiej nie ma wielkich szans.
Nie wiem czemu postanowiłeś zanurzyć swoją tryplikę w sosie nie najlepiej pachnących informacji rodem z fakenews.ru ale skoro podrzucasz mi to danie, coś z tym muszę zrobić. A więc:
w Niemczech dostają dostają rybę, i to jeszcze z niezłą popitką. Chryste Panie, że tak ateistycznie jęknę. Earlich? To prawie tak dobre jak milion ukraińskich uciekinierów z cylindra straSzydła. Żyją. Jedzą. I czekają miesiącami na niemiecką biurokrację nim dostaną (lub nie) zezwolenie na pracę. I tak dobrze, że tylko malutki ich promil słucha w tym okresie stresu i obaw jakichś zwariowanych duchownych salafitów. Polscy emigranci w UK czy w Irlandii, w porównaniu z tym, spadali na gotowe. Tylko chwytać pracę i trzymać się jej. W Niemczech nie ma tak lekko. Czy to ja będę musiał podsuwać Ci właściwe lektury o sytuacji Syryjczyków (różnych etni) w Niemczech?? A jeśli sytuacja nie jest rozpaczliwa, to dlatego, że to samo nastawienie, co pani Merkel, miało też parę milionów normalnych, anonimowych Niemców, którzy z energią i przekonaniem wdali się w wolontariat. Uczą, karmią, pomagają w biurach.
Następnie: bajecznie bogaci wyznawcy jedynie słusznego boga, tak, ja też chętnie bym wdał się w decydowanie gdzie, kiedy i jak inne kraje mają wydawać swoje pieniądze, ale może zauważysz jakie to skomplikowane zastanowiwszy się czemu rząd polski nie wspomaga obywateli Republiki Mołdowy (nie: Mołdawii, krainy geograficznej) albo Republiki Białorusi. A co tu ich bóg robi to już zupełnie nie rozumiem. (Jeszcze raz: dla salafitów alawici to niewierni, a szyici – a szczególnie sufici – to heretycy).
No i czemu Europa ma wypruwać żyły — a bo ja wiem? Może to nie Europa a jej parę krajów — głównie Niemcy, Włochy, Szwecja – i nie tak bardzo „wypruwa”, kłopoty ekonomiczne UE nie biorą się z karmienia uchodźców. A dlaczego? Krótki kurs historii relacji Europy z Afryką i Azją z ostatnich 150 lat może pomóc w odpowiedzi na to pytanie.
Oczywiście w modzie jest zrzucanie winy na Putina za podsycanie problemów UE przez poszerzania strumienia uchodźców (uciekinierów z potwornych wojen, niczym mniej krwawych od WWII), ale warto zastanowić się jaką rolę ukryty antysemityzm i rasizm w innych formach europejskich krajów odegrał w konflikcie bliskowschodnim. Uciekającym Palestyńczykom wskazano w praktyce tylko dwa szlaki: Liban i Jordanię. Dzięki temu prawie rozwalono Jordanię i odmieniono w piekło Liban, który był chwiejnym ale kolorowym bliskowschodnim rajem. A gdyby w latach 50-tych i 60-tych przyjęto z pół miliona Palestyńczyków, rozpraszając ich po całej Europie (a różnice kulturowe wcale nie były tu takie dramatyczne) nie było by tej wiszącej nad regionem do dziś (i na długą przyszłość) tragedii. Europa rozegrała swoje gierki, a teraz Rosja rozgrywa swoje. Gdybyśmy rodzili się tysiąc kilometrów bardziej na wschód, sławilibyśmy często mądrość Putina i chwalili jak to nas podnosi z kolan.
Nie poprawiłem earlich na ehrlich. Przykro mi.
Dzień dobry!
Co do konfrontacji tego, co się wydaje z tym, co faktycznie jest, polecam, do kawy, ten tekst. I niby wszyscy wiedzą, że nawet najbardziej silne wewnętrzne przekonanie o realności swoich projekcji, nie zastąpi rzeczywistości empirycznej – ale i tak próbują.
Ach, trochę rozjeżdżają mi się z bobikowem pory picia kawy. Już za chwileczkę, już za momencik – jutro już wracam do swojego ogródka (w sensie zarówno kandydowskim, jak i tym jak najbardziej dosłownym). Zanim to nastąpi – poczytajka.
Dzień dobry 🙂
Wróciłem z porannych włóczęg z aparatem , poczytajki już są , stawiam kawę
Cały problem polega na rozziewie pomiędzy teorią a praktyką. W teorii katolicy kochają bliźniego, w praktyce modlą się jak w Dniu Świra. W teorii nie chodzi nam o narodowość ani o wyznanie tylko o człowieka, w praktyce nawołujemy, żeby pomógł sąsiad, krajan, współwyznawca. Zgodnie z teorią mamy obowiązek pomagania tym, którzy do nas docierają jako rzeczywiści uchodźcy. I tak jest to problem czysto teoretyczny, bo jakoś u nas pomocy szukać za bardzo nie chcą. Na Onecie Kultura jest dzisiaj wywiad z Grynbergiem. Przeczytałem go i mogę się podpisać pod każdym zdaniem wypowiedzianym przez pisarza. Potem przejrzałem opinie internautów i mnie zamurowało. Nienawiść do Żydów motywowana fałszywymi, dawno zdezawuowanymi stereotypami, sprawiła, że chciałem coś odpisać, ale po chwili przyszła refleksja, że z tymi ludźmi (?) nie powinno się nawet dyskutować. Z podobną postawą stykają się emigranci islamscy i wiedzą, że do tego katolickiego kraju przyjeżdżać nie warto.
http://www.bociany.edu.pl/
Ansolu, jeśli nawet trudno nie uznać części Twych argumentów (bo sprawa oczywiście nie jest ani prosta, ani czarno-biała), to nie znaczy, że poczułem się przekonany. Skoro jednak czytuję Cię z zapałem nie tylko tutaj, jest spora szansa, że z czasem lepiej zrozumiem Twój punkt widzenia i w tym względzie.
Choć pomaganie Syrii to obecnie przecież nie to samo, co pomaganie Białorusi. Wystarczy też przy okazji tej dyskusji odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie, ilu łącznie uchodźców przyjęły dotychczas takie kraje jak: ZEA, Arabia Saudyjska, Kuwejt czy Bahrajn…
A uchodźcy, którzy dotarli do Niemiec, są rzecz jasna en bloc wdzięczni, mili i nieroszczeniowi. I żadnej tam ryby nie dostają (o popitce nie wspominając, cóż za potwarz!). Z Twojej emocjonalnej reakcji wnoszę zresztą, że tę pojemną metaforę (której użyłem, bo wcześniej Alicja napisała o wędce) odebrałeś chyba zbyt dosłownie.
I jeszcze uściślenie, skoro już wywołałeś ową nieszczęsną Republikę Mołdowy. Otóż „na wniosek Departamentu Wschodniego, MSZ postanowiło przychylić się do stanowiska Komisji [Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej] i przyjąć długie nazwy państw w formie Republika Białorusi (zamiast dotychczas stosowanej nazwy Republika Białoruś) i Republika Mołdawii (zamiast dotychczas stosowanej nazwy Republika Mołdowy)”.
Czyli przynajmniej ten (dość groteskowy) problem został w końcu rozwiązany: w wypadku Mołdawii obowiązuje ta sama nazwa w obu znaczeniach 🙂
Nie mam kontaktów ze Służbami Specjalnymi takich krajów jak Emiraty, Arabia Saudyjska, Kuwejt czy Bahrajn ale na zupełnie prywatny użytek, dla ćwiczenia mózgu (nawiasem, to by się przydało Kornelowi, bo wydaje się, że ostatnio to u niego z mózgiem coś niebardzo) myślę sobie: choć zamachy muzułmańskie dokonane w Zachodniej Europie mają wielki rozgłos, to są one doprawdy nieznacznym marginesem samobójczych i ubójczych zamachów dokonywanych przez wyznawców różnych odłamów tej religii w Iraku, Afganistanie, Syrii, Jemenie, Libii i Izraelu. (Zostawmy na boku te z Nigerii i Sudanu, ze względu na wyraźnie ciemniejszy kolor skóry zamachowców – a w Izraelu z trudem, ale jakoś sobie z tym radzą). Dlaczego jest ich stosunkowo niewiele w Europie, choć są w Niemczech, Francji, Belgii czy Szwecji tak znaczne skupiska ludzi, do których fanatyzm religijny z różnych przyczyn może przemawiać – głównie z przyczyny językowej? Ano dlatego, że jednak nie jest ich tak nieogarniona liczba i komputery dzielnie wspomagane przez informatorów jakoś potrafią mieć na oku prawie wszystkich istotnie podejrzanych.A jak taki próbuje zaniknąć i roztopić się w tłumie, to go szybko odtopią i jeszcze bardziej podejrzany się robi.
Ale gdyby w arabskim kraju była wpuszczona luzem taka masa arabskich uchodźców, jakaś policyjna kontrola by była marzeniem ściętej głowy. I łatwiej uwierzę, że Królestwo Arabii Saudyjskiej zacznie przyjmować uchodźców z Katolickiej Rzeczpospolitej Polski niż Syryjczyków, bo polskich niekatolików łatwo na ulicy odróżnią od tłumu w długich śnieżnobiałych szatach.
A co Ty byś sugerował (o przyjmowaniu uchodźców) będąc szefem policji KAS? Brać ludzi z Syrii, z Iraku czy z Polski?
Z Mołdawią ok, skoro Komisja tak kazała to się podporządkuję, do czasu póki nie okaże się, że to podkomisja komisji smoleńskiej.
To są złożone sprawy i trudno je na blogu obgadać, to nie to samo, co dyskusja twarzą w twarz.
Dlaczego zapytałam – a co na to bogate kraje arabskie? Bo zachciało mi się lecieć do Dubaju na tydzień. Nie pamiętam już szczegółów, ale przeczytałam jakiś artykuł i pomyślałam, że warto by tam pojechać.
Przy okazji zwiedziłam inne strony internetowe, które mi się wydały godne poczytania, żeby wiedzieć, jak się zachować, ubrać itd. Nie znam tej części świata. Pytanie – dlaczego te bogate kraje, prawie sąsiedzkie, są obojętne na los sąsiadów (bliższych czy dalszych).
Pytanie uważam za zasadne.
Andsol pisze:
andsol
czw, 27 Kwiecień 2017, 02:11 Nie wiem co tu znaczy słowo „powinien”.
Nikt nic nie musi, ale jest coś takiego jak ludzkie sumienie. „Powinien” znaczy (wg.mnie) – dobrze by było, żeby to zrobił. Choćby dla spokoju sumienia.
Jak to mawiał prof.Bartoszewski?
http://wyborcza.pl/1,76842,17811907,Najwazniejsze_cytaty_Wladyslawa_Bartoszewskiego.html
Warto przeczytać.
Na szefa policji (jakiejkolwiek) zupełnie się nie nadaję…
A komisja szczęściem z innej parafii 😉 Kiedyś po polsku była tylko Mołdawia, ale najwyraźniej Waszczykowski nie jest pierwszym mędrcem w MSZ (bo to oni zdaje się najwięcej namieszali). Skoro językoznawcy w końcu jednak okazali się górą, wypada się podporządkować, zwłaszcza że żadnego ryzyka nie widzę 😀
Piję kawę o godzinie, której nie ma (Babilas wtedy jeszcze śni o kawie). To jedyna pora, kiedy mogę ze spokojem czytać nawet najbardziej wkurzające teksty. Potem upiornieję.
Dla mnie jest jasne, że strach zżera duszę.
Nie uciekniemy od tego, co się dzieje. Żadne mury tego nie zatrzymają. Mieszamy się i jest to nieuchronne. Różne rzeczy dzieją się rewolucyjnie, a my wolimy ewolucyjny ogródek, którego już nie ma. Nikt jeszcze nie wie, co z tego wyrośnie, ale bać się nie wolno.
Dobranoc 🙂
Myślę, że wielu z Was to idealiści-
„Każdego marzyciela przybijcie mi do krzyża w trzydziestym roku życia, bo poznawszy świat i jego matactwa, oszukany, stanie się łotrem”. Ale marzyć też trzeba i dążyć do spełnienia marzeń.
Haneczko – marzycielko,
ewolucja nie następuje natychmiast,tylko powoli. Polacy nie są krajem złych ludzi, tylko nie są przyzwyczajeni do realiów na świecie, realiów, które teraz dotykają Polskę, jako kraj z EU.
To nie jest wada jedynie Polaków – uprzedzenia, przecież nawet takie kraje emigracyjne jak USA, Kanada czy Australia notują to.
Co robić? Robić swoje, jak śpiewał nieodżałowanej pamięci Wojciech Młynarski.
Dzień dobry! Na początek, dla złapania właściwych proporcji, proponuję rzucić okiem na ten tekst.
A gdy już rozsiądziemy się wygodnie w fotelu i kofeina zacznie wywierać swój wpływ na ciało i umysł, sugeruję przejrzeć to.
Dzień dobry 🙂
kawa
… i do lektury. Babilas, dziękuję 🙂
Dziękuję, Babilasie. Nie przeczytałem w tym informatorze niczego nowego, ale sam nie potrafiłbym tak zestawić mitów i prawdy. Będę ten tekst polecał wszystkim, którym będę w stanie. Jest tam może parę przedobrzeń, ale są one drobne i chyba powinny być, gdy druga strona szermuje kłamstwem jak najęta. I chyba jest najęta w tym celu, żeby naród ogłupiać. Rozumiem obawy pojedynczych ludzi, którzy z natury są na obawy podatni. Ale te wszystkie mity nie biorą się z księżyca, tylko wymyślają je politycy w celu ogłupiania i tym przyciągania do siebie. Sprawa uchodźców wybuchła w Polsce przed wyborami i PiS cynicznie ją wykorzystał strasząc wszystkimi bzdurnymi mitami i zaklinając się, że po zwycięskich wyborach żadnych uchodźców do Polski nie wpuści. Po wyborach okłamywali (jak na razie skutecznie) Komisję UE, że w Polsce mamy już ponad milion uchodźców z Ukrainy. Naprawdę milion Ukraińców przewija się przez Polskę w ciągu roku w okresach do 3 miesięcy w poszukiwaniu pracy. Uchodźców z Ukrainy (z Donbasu)przybyło do nas w ostatnich latach kilkunastu, może kilkudziesięciu. Właśnie w Gdańsku dopiero co odmówiono statusu uchodźców rodzinie z Mariupola:
http://www.gdansk.pl/wiadomosci/Ilja-Julia-Sasza-rodzina-z-Ukrainy-ma-opuscic-Polske-Wiceprezydent-Gdanska-apeluje-o-zmiane-decyzji,a,67995
Sąd administracyjny rozpatrzył zażalenie nakazując urzędnikom ponownie rozpatrzyć sprawę. Następnego dnia rodzina otrzymała decyzję deportacji. W tej chwili władze Gdańska
Tutaj sprawa rodziny z obwodu ługańskiego:
https://rzeszow.tvp.pl/28700045/problem-ukrainskiej-rodziny-z-otrzymaniem-statusu-uchodzcow
Nie chcę rozpoczynać dyskusji w sprawie zasadności udzielania azylu Ukraińcom. Chcę tylko wskazać na rzetelność argumentów wypływających bez zahamowań z ust Beaty Szydło w Brukseli.
http://krakow.eska.pl/newsy/skawina-egzekucja-w-szkolnym-przedstawieniu-po-sieci-krazy-kontrowersyjne-zdjecie-audio/428603
Niech się dzieci uczą życia. Podobnie, jak w grze komputerowej, po chwili zastrzelony wstaje i ma drugie życie. Niech się dzieci nie boją być zabite ani same zabijać. Do tego będziemy chyba mieli próby przywrócenia kary śmierci. Prezes parokrotnie o tym wspominał, a już ścieżkę przecierają w Turcji.
Stanisławie,
myślę, że nie będę żałować swojego odejścia gdzieś na Chmurkę. Ja się już do takiego polskiego świata nie nadaję, wyrosłam na książce „Dzieci z Bullerbyn”. Prezes chyba nigdy nie czytał książek.
A szkoda.
Myślę, że czytał „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Na pewno nie czytał „Dzieci z Bullerbyn”. Mógł czytać baśnie braci Grimm.
Alicjo, my tutaj żyjemy powoli wchodząc w różne zmiany. Możemy nie zdawać sobie sprawy z tego, jak bardzo kraj różni się od tego sprzed 20 lat. Ogólnie pod względem warunków życia, infrastruktury, urody miast i wsi mamy teraz o wiele lepiej. W czasie Twoich krótkich wizyt na pewno to zauważyłaś. Po Twoim wpisie uświadomiłem sobie, że różnica w podziale społeczeństwa jest jeszcze dużo większa. Kiedyś można było wyłączyć się całkiem z polityki i spokojnie robić swoje. Teraz chamstwo języka politycznego i jeżące włosy na głowie pomysły polityków nie pozwalają na takie wyłączenie. Rozumiem, że perspektywa życia w takim kraju może być odstręczająca. Mam jednak nadzieję, że się z tym jakoś uporamy.
Stanisławie,
ja od dobrych kilkunastu lat bywam w Polsce co roku (wcześniej rzadziej), i to nie jest tak, że jadę tylko w jedno miejsce, ale „po Polsce”, jasne, że zauważam zmiany. I czasem się dziwię rodakom, zwykle narzekającym na coś, co media podrzucają jako „gorący temat”(internet działa, można oglądać polskie tv). Potem byle co urasta do legendy. Na przykład polskie drogi, że nie można po nich jeździć, że autostrady by się przydały i tak dalej.
Moim zdaniem wystarczą dwie autostrady – północ-południe i wschód-zachód. No dobra, jeszcze po przekątnej. A poza tym polskie drogi są całkiem niezłe, tylko trzeba jeździć, aby to widzieć. To samo dotyczy innych zmian, których na co dzień się nie zauważa. A ja, raz na rok bywając, widzę to, bo nie jadę w jedno miejsce. Perspektywa życia „w takim kraju” mnie nie odstręcza, na przeciwko wręcz i nad tym myślę.
Babilas: nie sądzę, by rzetelne dane miały przeważyć w społeczeństwie, które ma sporo na sumieniu. Zwalanie kupy na inne nacje to sprawna technika obronna. Bzdurność zarzutów nie ma tu znaczenia – czy rzeczywiście dorosły Polak potrafi sobie wyobrazić jako historyczną rzeczywistość dorosłych Żydów nakłuwających chrześcijańskie dzieci, by dodać do macy nieco krwi, niczym Turcy pieprzu do kebabu? Myślę, że po stuknięciu się w łepetynę nawet najdurniejszy kibol przyzna, że to nie ma kropli sensu, ale kto by tak stukał się, zapewne nie mniejszy odłam rodaków niż zwolenników PiS-u mruknie, że no chyba coś w tym było.
Umiłowanie stereotypów też jest bardzo wybiórcze. Protestujemy gdy gdzieś ogłoszą, że „pijany jak Polak” albo „Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki”. Rozpaczano, że szkalują naszą nację gdy w latach 90-tych Niemcy głosili, że Polacy masowo kradną ich samochody. Ale Polacy utrzymują, że ciemnoskórzy mają jakąś predylekcję do gwałcenia białych kobiet. Może zmusza ich do tego niepokój penisa trzykrotnie dłuższego niż u Polaka? Ciekawe jest na tym tle umiarkowanie ciemnoskórych kobiet, bo brak popularnych doniesień, by chwytały one po korytarzach za zadki rdzennych Polaków i niecnie zaciągały na gwałt do najbliższej ubikacji.
Jest tu sporo zagadek, np. czy to durny naród wybiera sobie głupkowatych przedstawicieli, którzy potem opowiadają brednie w Sejmie, czy też wręcz odwrotnie, wybrani przedstawiciele opowiadają brednie, by ogłupić naród i łatwiej ukryć swoją ignorancję i machlojki. Albo: czy to lud pożąda banialuk w nagłówkach czy raczej naczelni każą tam wstawiać głupie wymysły w miejsce trudnych do pojęcia wiadomości? Pal sześć, nie muszę ocierać się o odblaski kultury „Gazety Polskiej”, ale boli gdy w takich miejscach jak Bobikowo widzę, że paskudne stereotypy rosną jak oset.
A poza tym, Stanisławie,
bądźmy szczerzy – Polska nie jest krajem-rajem dla uchodźców. Najlepszy „socjal” mają w Niemczech i tam jadą uchodźcy, generalizuję oczywiście, ale tak jest.
No to znów Wesołych Świąt (Śniąt). :-))
Andsolu,
https://www.youtube.com/watch?v=e5WKgLTUNPg
Z bliżej nieznanych mi przyczyn utożsamiasz Peru z Brazylią? Dźwięki są kompletnie inne, zapewniam Cię.
Nigdy nie byłam w Brazylii, natomiast w Peru i owszem, kilka razy. Wtrąciłam tę muzykę na blog niekoniecznie dla Ciebie, dla wszystkich. Nie wiedziałam, ze jesteś z Brazylii, ale gdzieś tam, na południu tej piękniejszej (moim zdaniem) Ameryki.
p.s To co, będziemy się kłócić o rytmy Ameryki Południowej? Najdalej byłam w boskim Buenos – trafiłam na święto narodowe i pustki na ulicach, jakie tam tango…
Chociaż tylko z samolotu,
lecz widziałem Polskę całą,
tundrę, tajgę, polskie błoto
i kozaków armię białą.
Na ulicach wilki wyją,
ludzie wcale się nie myją,
szlachta bije się szablami,
i poddanych szczuje psami.
Rząd wciąż gnębi Lodomerię (?),
i gna Żydów na Syberię,
zaś posłowie z opozycji
muszą służyć przy policji.
[Światopełk Karpiński]
Ja nie oglądam Polski ani świata z samolotu, Babilasie.
Wyjechałam, mając 28 lat i trochę tej Polski w najgorszym wydaniu widziałam i przeżyłam.
Widziałam też, jak chyba wyżej napisałam, Polskę w coraz lepszym „wydaniu” i dlatego nie za bardzo rozumiem narzekań rodaków na płytkie byle co (biorę pod uwagę moją generację, a nie młodych).
Politycznie można się różnić i nawet trzeba, ale w Polsce dzisiejszej zamiera pamięć o tym, jak było lata temu. Może i dobrze.
Moi znajomi (dzięki nieodżałowanej pamięci Nisi…)
https://www.youtube.com/watch?v=QRbHpoKn-I8
Damy radę…
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/jacek-saryusz-wolski-musimy-przerwac-biczowanie-polski/krmtydd <–ten facet za opłotki nigdy nie wyjechał, obrońca "nękania i biczowania" Polski.
A może to ja jestem niedowidząca.
Dzień dobry! Za oknem nareszcie pogoda ogródkowa. Do poczytania: niby o literaturze austriackiej, ale tak naprawdę o nas.
Dzień dobry 🙂
kawa
Pada, ale ogród na pewno. Nie byłem tydzień, to trzeba zajrzeć
Psiząby (psizęby?) w pełni kwitnienia (to pomiędzy, o pierzastych liściach to Ligularia przewalski, języczka Przewalskiego, tego Przewalskiego).
Robert Popielecki przed-przedwczoraj (fejsbuk):
O tej porze wszyscy jeżdżą po mieście na pełnej kurwie, bo raz, że deszcz, a dwa, że grubo po 22 i pulsacyjne co chwilę. Wtem na Inflanckiej korek. Jak to?! Otóż przez ulicę przechodzą dwa jeże.
Przechodzą prawilnie, na pasach. W odległości dwóch metrów, jeden za drugim. Co więcej, mają zielone. Wiadomo – jak to jeże, tempo przesuwu raczej z tych średnich, jeden niucha na boki, drugiego złapała dygresja i zwinął się w kulkę. Rząd aut gęstnieje, zaraz będzie zmiana świateł, stoję trzeci i już się boję. Zielone.
Auta dalej stoją. Ktoś zatrąbił z tyłu. Z pierwszego przed pasami wychodzi potomek Józwy Butryma w koszulce żołnierzy zziębniętych i krzyczy w noc:
– Morda, kurwo, jeże idą!
Dokładnie to jeden już przeszedł, a ten drugi wciąż w kulistej depresji, chciałby ale życiowe refleksje dopadły go akurat przed BMW czarny metalic na numerach poddębickich. Butrym sięga po jakąś kurtkę i delikatnie, powoli turla kolesia na bezpieczne pobocze, gdzie wiewiórki, dzięcioły i szum brzóz. Wraca, wsiada, rusza bez migacza z nonszalanckim piskiem i mam wrażenie, że w kwietniu przyszła Gwiazdka.
Liczba mnoga od psiząb to moze psiaszczęka?
Mam nadzieję, że to prawdziwa historia, Babilasie.
Wpadła do domu z kociego dyżuru i jestem trochę w niedoczasie, bo muszę skończyć księgowania i rozliczyć progeniturę.
Może wieczorem napiszę o wyprawie do Gdańska.
Tetryk56: cudowna synteza botaniki z z zoologią! 🙂
Jest sobie taki rodzaj z rodziny Asteraceae zwany Osteospermum. U nas nie przezimuje (pochodzi z Afryki), ale jako jednoroczna rabatowa lub balkonowa dobrze się przyjęła. Nazwa pochodzi od tego, że nasiona (spermum) mają bardzo twardą osłonkę, przez co przypominają coś w rodzaju kości (osteo).
Od kilku lat obserwuję (w centrach ogrodniczych, ale i w internecie) uporczywe wysiłki w celu wynalezienia polskiej nazwy (w miejsce oficjalnej i jak najbardziej polskiej: osteospermum), która ukryłaby brzydko kojarzące się słowo. Ostatnio święci triumfy 'stokrotka afrykańska’ względnie 'stokrotka przylądkowa’, ale bywa też i skrótowiec (’osteo’).
Babilasie, jesteś niezawodny. Uśmiałam się (pozytywnie) niczym norka. 😆
Pięknego, pod każdym względem życzę Koszykowi. 😀
Babilasie,
znak zapytania przy Lodomerii jest od Ciebie? Bo chyba nie od Karpińskiego, który na pewno wiedział, że to zachodnia część Wołynia czyli zlatynizowane Księstwo Włodzimierskie.
Zwane też czasem „Głodomerią” z powodu biedy i gospodarczego zaniedbania.
Zagadka dla Babilasa – co to za jedne, te kwiatki z mojej Górki? Fotka zeszłoroczna, bo u nas…hm…jeszcze nie majowa pora, ale tuż-tuż.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_6483.JPG
Będę miała dla Ciebie inną zagadkę, ale muszę pogrzebać w archiwach – pytanie związane z „psim zębem”. Ale o tem potem 🙂
Polska się zmienia, ale jakoś tak, że coraz mniej mnie do niej ciągnie. Odwiedzam co roku rodzinę i przyjaciół, a przy okazji na przykład znajome kurorty w Kotlinie Kłodzkiej i co widzę? Woda w pijalni zdrojowej (Kudowa, Polanica, Duszniki) leje się z kranów i spływa do ścieków, a przy wejściu pozłacane tablice w czterech językach informują, że picie wody jest płatne, a na jeden raz można pobrać 0.5 l wody. Obok w kiosku lub kantorku siedzi cerber i gapi się ludziom na ręce, czy aby nie pobierają więcej niż dozwolona ilość. W parku jest wprawdzie jedno darmowe ujęcie, czynne tylko latem, pod warunkiem, że nie skradziono jeszcze mosiężnego kurka 🙄
Obok, w czeskich kurortach, woda też się leje i spływa do kanalizacji lub potoku, ale pić można, ile się chce, gratis i z różnych źródeł. Im więcej, tym nawet lepiej, bo toalety w Karlovych Varach są płatne 😉 Po czeskiej stronie sporo polskich turystów, po polskiej – Czesi ciągną najwyżej po tańsze zakupy.
Wszystko zależy od punktu…siedzenia. Mnie się bardziej podoba Polska taka, jak dzisiaj (pomijając Prezesa i jego zgraję), niż kiedykolwiek wcześniej. Po 36 latach serio rozważam powrót na stare śmieci i prawdopodobnie to nastąpi w ciągu najbliższych 2 lat.
Znudziła mi się już Kanada, tęsknię za mniejszą skalą i perspektywą – w dokładnym tego słowa sensie. U mnie jest wszędzie daleko, płasko i myślę, że już naoglądałam się Północnej Ameryki wystarczająco. I jak to mój mąż powiada – w Polsce się ciągle coś dzieje, a u nas za oknem najwyżej samochód przejedzie.
Poza tym zadaję sobie pytanie – co mam tu, co mnie trzyma, co jest takiego, czego nie miałabym tam? Dla mnie najważniejsze jest to, że nikt mnie już na granicy nie zapyta „czego tu?!”, po co, na co, skąd i dokąd.
Markot,
nie markoć się, te uzdrowiska istniały wieki temu i ktoś się w końcu zajmie tym z prywatnego punktu widzenia. Kupi, wyremontuje i jeszcze będzie na tym robił pieniądze. A jeżeli już ktoś kupił i nic z tym nie robi – tym gorzej dla niego.
Które, Alicjo? Bo tam widzę dużo różnych, a mianowicie:
Vinca minor (niebieskie)
Trillium sulcatum (bordowe)
Trillium grandiflorum (białe)
Narcisus 'Carlton’ (żółte)
Ciekawe, markot, dawno nie byłem w Kotlinie Kłodzkiej. Płatne jest powyżej pół litra, czy w ogóle jest płatne, a pół litra dozwolone? I jak to jest egzekwowane?
Babilasie,
Trillium miałam na myśli. Bordowe jest bardzo rzadkie i przyznam się, że…ehum…wykopałam z lasu i przesadziłam do siebie na Górkę, ale wykopałam tylko jedno! Gdybym nie wykopała, pewnie by ktoś zadeptał, bo rosło tuż obok ścieżki dla spacerowiczów.
Białe trillium – za parę dni w pobliskich lasach będą gołe jeszcze drzewa i kobierce trillium.
Na razie przerywam szukanie w archiwum, bo idziemy na imprezę, po kanadyjsku 2.5 godziny, od-do.
Ciekawa jestem, czy w Polsce przyjęłoby się to…nie trillium, tylko godzinami określona impreza 🙂
Babilas,
aby dotrzeć do ujęcia wody, trzeba przejść poza ogrodzenie czyli koło kasy i zapłacić za wstęp. Na miejscu można pewnie pić bez ograniczeń, ale kto wypije na raz więcej niż szklankę?
Regulamin mówi o jednorazowym czerpaniu. Pewnie w półlitrową butelkę na wynos. Sądzę, że ten, kto wymyślił ten regulamin, niewiele się zastanawiał nad jego realizacją, ale na turystach zagranicznych robi to fatalne wrażenie. Jest nawet punkt o płaceniu przez dzieci, więcej niż połowę „dorosłej” ceny.
Duszniki i Kudowa
na pierwszym zdjęciu widać cztery pozłociste tablice nad kasą informujące o regulaminie. Następnym razem zrobię zdjęcie samej tablicy.
Ani „za Niemca” ani za PRL nie było tych gustownych barierek, ani jeszcze bardziej eleganckich znaków drogowych.
Jak egzekwują?
Robert 2015-09-05 10:22
…byłem (jestem), piłem, podpadłem kasjerce… traktuję ją jako atrakcję, z premedytacją wlewam 1 litr do butelki a później, po upomnieniu ostentacyjnie wracam i wylewam połowę z tego do kanalizacji. Pani jest prze-szczęśliwa 🙂 fajna zabawa, wszyscy są zadowoleni. Aha, siedzę tam oczywiście wcześniej przez godzinę i chodzę co dwie minuty napełniam wielki kubek (3/4l)do połowy, upijam z tego kilka łyków i znowu idę. Mówię wam… mina pani „bezcenna”, za resztę zapłacisz 1,5 zł 😛
Kazimierz 2013-01-14 12:00
Chciałbym tą drogą bardzo serdecznie pogratulować kasjerki ,gdy chciałem uszczuplić budżet Pijalni Wody o 0,5l wody zdrojowej/nie wykupiłem dodatkowego biletu?.
Wyrażam skruchę,za ten godny potępienia czyn. Zrozumiałem,że
można -jak wykupiło się jeden bilet- napić i zabrać z sobą 0,5 l wody a jak nie pijesz to 1l wody wziąść nie możesz?
Za tę drugą 0,5lbuteleczkę wody wręczyłem druga opłatę..
Ironią jest to,że opodal mogłem tej wody sobie nabrać wiadrami bezpłatnie. Dlatego przepraszam Pijalnię i Zespół Uzdrowisk w Kudowie Zdroju,że swój niegodny czyn.
Młodzi odbierają to jako relikt PRL 😯
Słów brak. Ciekawe, czy chociaż na pensję „kasjerki” się z tych opłat uzbiera.
Nie ma się o co kłócić, Kotlina Kłodzka i Polska jako cały kraj to nie Szwajcaria. Ani żadne, które jego jest.
Pretensje należy i powinno się mieć do kraju, w którym się mieszka i ma się wpływ na politykę taką, siaką czy owaką, płacąc podatki.
Następna ogromna strata – zmarł prof. Wiktor Osiatyński. Od kilku lat słuchałam jego mądrych audycji poniedziałkowych w TOKFM. Strasznie mi smutno.
Zmarł kolejny Autorytet R.I.P.
A powietrze w tej drugiej połowie litrowej butelki, to bezpłatne? Może jakaś sprzedaż wiązana?
Za powietrze w kurorcie jest osobna opłata klimatyczna 😎
Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do wód.
Tak się zastanawiam, jak wyglądałaby konfrontacja jeży i BMW z kolumną rządową.
Nie sierociejemy. Ludzie, którzy byli nam bliscy, zostają w nas. I za to jestem im dozgonnie wdzięczna.
markot, mieszkałem przez parę lat w Wałbrzychu, na Piaskowej Górze – tam jest pełna róża wiatrów i dlatego Niemcy tam nie budowali. Ale dzięki nim nigdy nie widziałem tego ślicznego powietrza, bo z Wałbrzycha do uzdrowiska (Szczawno) to jeden skok.
haneczka – a Bolesław Gleichgewicht w nas i obok nas i ciągle rozmawia się z nim z przyjemnością, mózg mu nie chce się starzeć. A dziś kończy on (Bolek oraz jego mózg) 98 lat.
Haneczko,
ja miałam „wody” pod nosem, kilkanaście, albo kilka dziesiątek km. rzut beretem. Co roku zresztą tam bywam, pilnuję złota oraz co tam dobrego jest – podobno wody działają dobrze na cerę, ale głowy bym za to nie dała. Nie pamiętam, jak się nazywało źródło z tą pachnącą zgniłymi jajkami…Dąbrówka czy jakoś tak. Jerzor w czasach, kiedy byłam dwudziestoletnia jeździł tam na rowerze i przywoził mi w butelce, żebym obmyła oblicze. Podejrzewam, że jeździł za stodołę sąsiada, a nie do wód, bo przywieziona woda po godzinie czy dwóch traciła ten zapach (i pewnie cudowne właściwości). Zresztą, jak się ma 20 lat, to nic licu niepotrzebne.
Tuż zaraz, za granicą (Jesennik i okolice), której już nie ma, jest pomnik ku czci Vincenza Preissnitza. Zgadnijcie, co jemu ludzkość zawdzięcza 🙂
A propos dzisiejszej imprezy”od-do” jubilat dostał wspaniały tort do pokrojenia na swoje „lecie”. Poganiana przez Jerzora zapomniałam o zabraniu parasolki, tzn.aparatu-foto.
A tort był wart grzechu – kwadratowy, cały w czekoladzie, a jeden z czterech rogów był jakby „ucięty” nie za bardzo równo i ten róg był uformowany w piękną, ametystową geodę. Nie zabrałam aparatu, ale zdjęcia wydobędę od Carol. Naprawdę było to dzieło sztuki, a i mało słodki był. Geody nikt nie ruszył, zbyt piękna, żeby ją naciąć.
p.s.
Geoda, bo towarzycho było bardzo geolo
Dzień dobry 🙂
kawa
Do kawy dziś I Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego 😈
A niechże naród czyta Pismo – byle ze zrozumieniem. A jak ze zrozumieniem ma kłopoty, to niech szuka pomocy tam, gdzie warto. Ja już dziś wyczytałam, co trzeba, choć przyznaję, nie w samym Piśmie, a u pośrednika 😉 : tam, gdzie pewność – jedność, tam, gdzie wielość stanowisk – wolność, a we wszystkim miłość. http://makowski.blog.polityka.pl/2017/04/30/gdy-nienawisc-rozdziera-swiat/?nocheck=1
Pis ma pewność, więc narzuca jedność… piękne słowa zawsze dają się wyobracać na różne strony.
Szalony maratończyk alpejsko-himalajski z sąsiedniej wsi zginął podczas aklimatyzacji „w biegu” w pobliżu Everestu 🙁
Kilka dni temu w lokalnym radiu opowiadał o najnowszym celu – trawersie z Everestu na Lhotse…
To jest zresztą coś, czego nigdy nie zrozumiem, markocie. Bo w przypadku himalaistów zazwyczaj pytanie nie brzmi 'czy?’, tylko 'kiedy?’
Kiedyś oglądałem film dokumentalny o Wandzie Rutkiewicz. I w tym filmie wypowiadała się staruszka, jej matka. I mówiła, że ona ciągle wierzy w to, że jej córka żyje i kiedyś zejdzie z tej góry. To ja jednak wolę wierzyć w czajniczek, jak już muszę w coś.
Równie dobrze można to zastosować do kierowców Formuły I czy innej. Wiedzą, w co się pakują. Niekoniecznie trzeba Himalajów, żeby sobie skutecznie kark skręcić.
Świetną książkę napisał swego czasu Lionel Terray pod wiele mówiącym tytułem „Niepotrzebne zwycięstwa”. Ze wszystkich książek o wyprawach górskich ta jedna zrobiła na mnie wyjątkowe wrażenie, polecam każdemu, niekoniecznie należałoby się interesować wspinaczką. Niestety, on też znalazł wieczny spoczynek w górach.
Przede mną koło monitora komputera leży kamyczek z Everestu. Dostałam od maratończyka, który uczestniczył w maratonie z Base Camp do Namcha Bazar. Dwa razy podchodził do tego Króla Maratonów, raz przeszkodziło mu trzęsienie ziemi – parę lat temu i maraton został odwołany. Ale w końcu dopiął swego 🙂
p.s.Oczywiście nie dość, że się człowiek natyra biegając, musi za to zapłacić w $$$
Żona maratonisty do dziś nie wie, ile „wstępne” kosztowało. Powiem tylko tyle, że dość dużo.
Nie wiem, dlaczego czekolada wyszła na niebiesko, skoro była czekoladowa, natomiast geoda – fioletowawy ametyst. Ale nie ja robiłam zdjęcia.
http://alicja.dyns.cx/news/Tort.jpg
A propos himalaistów, parę lat temu obejrzałam film-dokument pod tytułem „Everest -strefa śmierci”
http://topdocumentaryfilms.com/nova-everest-the-death-zone/
Jeszcze lepszy jest „Everest, Everest…”, ale nie mogę go znaleźć, był bodaj na kanale Discovery.
Wszyscy chyba dzisiaj zajęci, bo nikt się nie odzywa, jedynie ja plotę swoje, za oknem deszcz, wiatr i w ogóle zimno. Wiosna radosna 🙁
Cześć Alicjo, rzeczywiście sama ze sobą rozmawiasz na tym blogu. Pewnie wszyscy przygotowują się do pochodu pierwszomajowego. Chętnie bym Ci potowarzyszył, ale mnie od dawna już się nie chce gadać na żaden temat. Musisz poczekać, aż uszyją flagi, to się do Ciebie odezwą. Pozdrawiam.
Zaczynam przypominać sobie, jak się nazywam. W instytucji upiorny ruch, zamknięcie miesiąca i tradycyjnie szwankująca z tej okazji drukarka 👿
Czekam na Gdańsk Siódemeczki.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Flagi wiszą (PL + UE)!
Brązowy kubeł na „zielone odpady” – wystawiłam.Firma obierająca – pracuje 1. maja.
Musiałam nadrobić zaległości ogrodowe – pogoda przez dwa tygodnie nie pozwalała na wyściubienie nosa do ogrodu.
Ktoś tu podawał w linku tekst, m. in. o E.Jelinek. Mam w czytaniu Elfriede Jelinek „Moja sztuka protestu” (eseje i przemówienia).Poza tym na biurku :Osip Mandelsztam „Poezje”.Izaak Babel „Utwory wybrane”.
Trafiłam na wiersz „Todesfuge” (Paul Celan) – też zaczynam czytać wszystko, co napisał.
PS. Mandelsztam nie dawał mi spokoju ani przez chwilę, od kilku tygodni. Na pogrzebie bardzo bliskiej koleżanki żegnały Ją muzycznie ulubione Jej piosenki/pieśni. Zaczynała Ewa Demarczyk („Skrzypek Hercowicz”).
„Nam z muzyką tak bliską,
Niestraszny i nagły zgon.
A potem z wieszaka zwisnąć
Jak płaszcz z oskubanych wron…”
Dzień dobry!
Do kawy.
A jakby komu ciśnienie kawą się nie wzmogło, to tutaj „interview czyli wywiud”
Dla niewładających językiem Schillera i Himmlera, krótkie omówienie. Pan ambasador oświadcza, że wszystko co złe, to wina Niemców. Polacy ciężej pracują i są lepiej wykształceni (od Niemców), dlatego nie będzie gender ani małżeństw homików, bo jesteśmy krajem katolickim. A Morawiecki to – ho, ho – jeszcze wam wszystkim pokaże.
A w sprawie Tuska, to przecież obiecaliście nam, że go wyrzucicie, a potem się nie wywiązaliście – zdradzieccy, jak to Niemcy. A w ogóle to Bruksela to siedziba oszalałego lewactwa. My mamy prawdziwe wartości, a wy nawiązujecie do Oświecenia, które mordowało tysiące księży. A w ogóle tych bredni o wolności i godności ludzkiej nie należy absolutyzować, bo przecież moralność (tutaj nawiązanie do Hegla) ukorzeniona jest w rodzinie, społeczeństwie i państwie.
Also sprach Zarathustra. A potem się dziwić, że Niemcy myślą o nas to, co myślą.
Aha, a do oglądania (w lepszych internetach) 'Handmaid’s Tale’ (dopotąd trzy odcinki) według dystopii Margaret Atwood. W nieodległej przyszłości, po jakichś wojnach i katastrofach ekologicznych w Ameryce dochodzą do władzy fundamentaliści religijni: przejmująca i smutna wizja.
@#$%^!!!!!!!!!!! Przeczytałam „wywiad” z panem ministrem.
My naprawdę mamy nadreprezentację [ ] w narodzie.
Jeśli kiedyś pojawi się rozsądny komunikat ze strony przedstawicieli tej władzy, będziemy podejrzewać zmanipulowanie…
Michale, strzał w dziesiątkę Eichelbergera: […]państwowy nacjonalizm, który jest w istocie zbiorowym narcyzmem[…] Dobry psycholog to cenne zjawisko. Ale boję się, że naród stuknie się w głowę dopiero po tym jak mu boleśnie obiją pupsko.
A pan ambasador Andrzej Wolfgang Przyłębski do słów „Familie ist für uns ein Wert” mógł dodać: „und Frau ist für uns ein Schmuck”, bowiem błyszczący na miejscu niegdyś zbrukanym przez prof. Rzeplińskiego. I dlatego dziwi trochę, że w Bydgoszczy gość z PiS-u traktował swój klejnot jako worek treningowy, widać bogactwa nie lubił.
Piękny umysł. Chyba sam z tego podziwu wezmę się za fenomenologię. Nawiasem, ani on ani inne zacne osoby z panującej formacji nigdy nie wspominają dobrze nikogo, żadnej postaci. Kaczyński coś tam mruknie o Piłsudskim, ale wyraźnie chodzi o sławę i władzę Marszałka, a nie o umysł i mentalny dorobek. A może mylę się? Czy przypominacie sobie jakąś postać wymienianą przez osobistości „pierwszego sortu” jako autorytet?
Otóż to, Andsolu.
PAD powiedział (chyba wczoraj), że dzieci i wnuki zdrajców RP zajmują wiele eksponowanych stanowisk.
Pytanie retoryczne zadam.Nie pomyślał PAD , co będą przyszłe pokolenia mówić o nim i jego dziecku i wnukach? I o formacji politycznej dla której [……]
Zastanawiam się już od dłuższego czasu, czy może ktoś czyta Babilasowi na głos to wszystko, co ów ma potem przeczytane, podczas gdy Babilas, np. pracuje w ogrodzie?
O słowach PADa napisał słów parę red. Passent na swoim blogu. Dodałabym do tej słownej parady jeszcze kilka słów, niezbyt, niestety, oryginalnych. Kto tu rzuca ciężkim, bardzo ciężkim słowem: „zdrajcy”? Człowiek, który w wolnym kraju, mając pełną swobodę wyboru i decyzji, łamie konstytucję, łamie przykazania wiary, z którą się ostentacyjnie obnosi, działa na szkodę społeczeństwa. Nie pod dyktando obcej siły, której nie jest w stanie się przeciwstawić – bo ani nie ma środków, ani nie jest bohaterem mierzącym siły na zamiary – tylko pod dyktando szeregowego posła i jego demonów. I ten człowiek śmie ferować moralne oceny?
Czas jakiś temu, Ago, Dorota miała operację okulistyczną. No i po tej operacji miała powiedziane, żeby przez jakiś czas oszczędzać oczy, a przede wszystkim nie czytać. Co jest dość trudne w jej zawodzie, który polega na czytaniu, myśleniu i pisaniu (w odpowiednich proporcjach, zdecydowanie najwięcej czytania). I wtedy wymyśliliśmy sobie, że przydałby się nam (wypożyczony, choćby i na dwa tygodnie) pies-lektor.
W ogródku tymczasem zimno i wieje, więc nie zachęca do długotrwałych pobytów. W pobytach krótkotrwałych zebrałem pierwszą rzodkiewkę (już zjedzona, z twarożkiem), i któryś tam pokos czosnku niedźwiedziego (do zjedzenia na kolację, z dorszem). Rozważam wysiew buraków i fasoli. Taki nieśmiały plan na jutro.
Komentarz Michała Danielewskiego (GazWyb) do niedawnego warszawskiego marszu ONR:
U mnie zimno, leje i jest paskudnie, ale przynajmniej się zieleni.
Jakim cudem ja nie znalazłam jeszcze czosnku niedźwiedziego. Podłoże jest wapienne, ludzie wszędzie to widzą, a ja ślepa. Jutro będzie lało, ale pojutrze już podobno nie, więc udam się do lasu.
Poczytałam trochę o tym czosnku, między innymi, że można go kisić.
Czy w Polsce się świętuje dzisiaj?
„Pierwszy sort” jest wsobny. Żaden zewnętrzny autorytet nie jest mu potrzebny.
Na pana D. patrzę z politowaniem. Jest pomijalny i walczy z ową pomijalnością w przekomiczny sposób.
Babilasie, nie lekceważyłabym niczego, tak na wszelki wypadek.
Na Studio Opinii Piotr Rachtan przypomina:
http://studioopinii.pl/piotr-rachtan-dokumenty-onr-2/
A, i jeszcze. Bardzo nas bawią reakcje na list biskupów. Wiatr trochę się zmienił i purpuraci, z wielowiekową wprawą, sygnalizują ewentualną zmianę kursu. Oboje nie rozumiemy, dlaczego ta żonglerka świeczką i ogarkiem jest odbierana jako coś znaczącego.
Alicjo, pracowałam. W przeciwieństwie do tłumów świętujących czas wolny 🙂
W naszej wsi tylko my oflagowani, za to podwójnie. W mieście unijne u Nowoczesnej i przy „mojej” szkole, ale nie objechaliśmy całego miasta. Naszych polskich na prywatnych też niewiele. Suweren jakoś mało wzmożony.
Suweren pije suwerenówkę i to mu rozwiązuje problemy.
Część suwerena, bardzo rozmaita, nawiedza moją instytucję, dzięki czemu padamy na twarz, którą trzeba zachować w takim samym stanie od pierwszego do ostatniego nawiedzającego 🙂
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicja (21:35): Allium ursinum (czosnek niedźwiedzi) nie występuje na kontynencie amerykańskim, więc nie ma go co szukać, ani tym bardziej obwiniać siebie o ślepotę w razie nieznalezienia. Amerykańskim gatunkiem zajmującym tę samą niszę ekologiczną, co europejski czosnek niedźwiedzi jest Allium tricoccum (ramps, ramson, wood leek, wild garlic), który różni się, między innymi, tym, że kwitnie w stanie bezlistnym (po obumarciu liści, jak nie przymierzając zimowit, tylko wcześniej) i ma purpurowo nabiegnięte ogonki liściowe.
Ażeby mieć, to najlepiej posadzić u siebie. Jak będą miały dobrze, to się będą same obsiewać i rozprzestrzeniać.
Komentarz Piotra Osęki (Instytut Studiów Politycznych PAN):
Niedawno markot opisywała smutny stan uzdrowisk Kotliny Kłodzkiej. Dziś okazało się, że oprócz ogrodzenia, kasy fiskalnej i ograniczeń pojemności, wzięli sobie na szefa marketingu jakiegoś Misiewicza, który spektakularnie strzelił sobie w stopę z amunicji dum-dum (kliknij tutaj).
Pomijając już związek hasła 'Red is Bad’ z tonacją kolorystyczną etykiety (i polską flagą, bo to jakoby miało być z okazji i powodu), najbardziej rechotliwy jest tekst 'Polska woda od 1905′. W 1905, proszę szanownych marketingowców-niedouków, Polanica Zdrój nazywała się Bad Altheide, a uzdrowisko założyli i pierwsze odwierty wody mineralnej wykonali Niemcy.
Swoją drogą, kiedyś tam na przełomie epok, kiedy socjalizm w Polsce już dogorywał, a kapitalizm ledwo kwilił w powijakach, wybrałem się zwiedzać tamte okolice. Urody nieziemskiej był betonowy pomnik na rynku w Kłodzku z napisem „1945 – Ziemia Kłodzka wraca do Macierzy”. Ktoś obdarzony wiedzą historyczną i farbą w spraju dopisał pod tym puentę: „Macierz bardzo się zdziwiła”.
Babilasie,
a to Ci nie przypomina tego psiegozęba? Na nazywam te kwiatki „tygrysami”. Dzisiaj są bardzo nieśmiałe, bo jest zimno i mokro oraz pochmurno, nie chcą się w pełni otworzyć
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_1414.JPG
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_1410.JPG
p.s.Może nie niedźwiedzi, ale jakiś czosnek tutaj mamy. Ja wolę ten najzwyklejszy 😉
Erythronium americanum – znalazłam nazwę i zdjęcie w wiki, moje są dokładnie takie, rosną dziko i w wielkich ilościach.
Dzień dobry 🙂
kawa
Żeby Irka kawa nie poszłam na zmarnowanie, wypiłam wszystko i teraz nie wiem, co wziąć na sen, jeszcze nie teraz, wieczorem. No wiecie co?! Żeby nikt nie napisał krótkiego sprawozdania z majówki?
Pierwsze cztery dni – praca. Dzisiaj tapetowanie kuchni(do sufitu potrzeba dwojga) i różne inne roboty domowe 😎
Alicjo, myślę, że część Koszyczka odpoczywa, a część jest zdruzgotana, najnowszym wyskokiem „dudowym”, że nie wspomnę marszu nazistów przez W-wę – pod ochroną policyjną.
U mnie była wielka feta z okazji rocznicy Konstytucji 3 Maja i oczywiście, obowiązkowo …. apel smoleński. Z czego się cieszyć, chyba tylko z dzieci i wnuków, na razie żyją w normalnym, wolnym kraju, ale i to może się niedługo zmienić. Jakaś zaraza nas dopadła.
Szara myszo,
mnie ręce opadły, jak wyczytałam, że Prezes powiedział, iż pomnik L.K (i jego żony Marii)powinien stać w każdym mieście. A co ze wsią?
To może marmurowe z Carrary w miastach, a granitowe we wsiach?
Haneczko,
tapetujesz sufit? 😯 Ja bym tylko pomalowała…
Ja nic nie wiem o żadnej majówce, wiec nic nie będę sprawozdawać.
W chwilach wolnych od papierów wyskoczyłam do Muzeum Narodowego w warszawie, bo kończy się wystawa drzeworytów japońskich. Obejrzałam wysłuchawszy wcześniej ciekawego wykładu o historii okresu Edo i technikach drzeworytniczych.
Wcześniej 27 kwietnia byłam w Muzeum Drugiej Wojny Światowej.
Trudno mi o tym pisać, bo zanim dotarłam do muzeum byłam tak wytrącona z równowagi, ze do dzisiaj do niej (równowagi) nie powróciłam.
Samolot wylądował przed 9. Zanim wydostałam się z lotniska i przeszłam na dosyć odległy przystanek było 5 po dziewiątej, autobus odjechał minutę wcześniej, następny za 40 minut. Następny nie przyjechał, ludzie stali zdezorientowani, minęło kolejne 40 minut, autobusu nie widać. Zjawił się po 10:30. Czekaliśmy przeszło półtorej godziny.
Myślałam, że najpóźniej będę w muzeum ok. 10. i po 3 godzinach będę miała trochę czasu, żeby rozejrzeć się po mieście. Powrotny samolot o 19:10, bramka zamykana o 18:40.
W muzeum byłam o 12, wyszłam (słuszniejsze byłoby – wyczołgałam się) o 15:30 i pomna wcześniejszych doświadczeń skierowałam się w kierunku przystanku autobusowego, zawadzając po drodze o Bazylikę Mariacką.
Na lotnisko przybyłam wg. mnie zbyt wcześnie, bo 17:45, atoli okazało się, że działa tylko jedna bramka i pomimo śladowego ruchu pasażerów, udało jej się stworzyć gigantyczny korek. Samolotu dopadłam w ostatniej chwili, dzięki uprzejmości kolejkowiczów, którzy mnie przepuścili. Zawiadomiłam personel samolotu, że są jeszcze inni ludzie, którzy nie mogą przedrzeć się do samolotu, między innymi starsza pani z grupką dzieci. Wcześniej ustawiono nas (krajowców) do jakiejś innej bramki, która nie została uruchomiona i o godzinie 18:40 kazano przejść do tej jedynej działającej, z wielkim tłumem zdenerwowanych ludzi. Dzięki interwencji załogi pozostałe osoby pojawiły się na pokładzie.
A następnego dnia wybuchła afera, że 83 osoby nie odleciały do różnych krajów z powodu opieszałej obsługi na lotnisku.
Dla tych ludzi to prawdziwy problem, ponieśli poważne koszty i nikt im ich nie zrekompensuje, bo odszkodowanie należy się tylko w przypadku winy linii lotniczych, lotniska nie ponoszą odpowiedzialności.
Jestem tak wściekła, że noga moja więcej tam nie postanie.
Dowiedziałam się później, że jest kolejka, która dowozi ludzi do Dworca Głównego PKP. Nie zgłębiałam tego tematu, bo na stronie lotniska napisali, ze jeździ co godzina, więc wydało mi się to abstrakcyjnym środkiem lokomocji.
Z opisanych wyżej powodów o wizycie w Muzuem II WŚ napiszę w następnym sprawozdaniu.
Szara Myszo, oni coraz bardziej rozpaczliwie brną i grzęzną. Więcej w tym groteski niż grozy.
Znajomi jechali z Gniezna do Gdańska Intercity, około 3 godzin, 90 zł w obie strony. Na wystawę mieli więcej czasu, niż byli w stanie znieść.
Alicjo, wierz mi, to właśnie trzeba było zrobić. Pan mąż się mordował, ja tylko pomagałam.
W TVN obsługa lotniska tłumaczyła, ze dostali rozkaz weryfikowania tożsamości ludzi, wyszukują więc w bazach numerów Pesel (lub odpowiedników) i porównują dane.
Zdziwiło mnie to, bo w Warszawie nikt niczego nie wyszukiwał w bazach, kolejki posuwały się sprawnie. Mnie obmacano dokładnie, bo jak zwykle piszczałam w bramce, ale to nie zatrzymywało innych, bo przy bramkach jest zawsze kilka osób obsługi.
Oni tam w Gdańsku mają za mało ludzi, chociaż kto ich tam wie. Trzy osoby siedziały jakimś monitorze i wgapiały się dobre pól godziny. Może film oglądali.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Irku, piękny ten Kulczycki! 🙂
Ja wczoraj uczestniczyłam (ze sporą grupą członków KOD) w uroczystościach 3. Maja.
Byliśmy oflagowani , w dłoniach egzemplarze Konstytucji.Złożyliśmy kwiaty pod Pomnikiem Czynu Polaków.Dla wyjaśnienia: uroczystości organizowane były przez marszałka woj. zachodniopomorskiego.
mt7, jak zmienią nazwę lotniska w Gdańsku, na jedyną słuszną, wszystko zacznie działać, jak w szwajcarskim zegarku 😉
W sprawie muzeum mam uczucia mieszane. Z jednej strony jest znakomite, z drugiej nie do ogarnięcia nawet bardzo pobieżnie.
Dla mnie i osób z mojego pokolenia prezentuje fakty raczej dobrze znane, z jakimiś wyjątkami ma się rozumieć. Jest chyba skierowane raczej do młodzieży. Ta z Gdańska i okolic ma szanse wielokrotnych lekcji w muzeum, ale inne dojadą raczej jednorazowo i wtedy tylko od roztropności nauczyciela i starannego wyboru zależeć będzie efekt dydaktyczno-oświatowy.
Mój odbiór zdominowały sceny zbiorowej, histerycznej euforii i uwielbienia dla 'wodzów’. Cały czas towarzyszyły mi podczas muzealnej wędrówki.
Piekło mamy na własne życzenie, gorzej, że gotujemy go innym.
Niby nic odkrywczego, ale stopień natężenia i zderzenia euforii i grozy, o własnoręcznym mordowaniu bliźnich nie wspominając, uderzył mnie z nową siłą. Staram się myśleć, że czegoś historia nas nauczyła.
Teraz tracę te złudzenia.
Ciekawe jak temu 'homo sapiens’ udało się przetrwać z takim rozumkiem.
Nasze dyplomatołki piszom z pretensjami do Francuzów. Czyżby po francusku? Niekoniecznie. A po jakiemu? Trudno stwierdzić…
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21764049,msz-wydalo-oswiadczenie-ws-slow-macrona-po-angielsku-a-w.html#MT
A z Ministerstwa Kultury popłynęły dzisiaj takie życzenia:”życzymy powodzenia tegorocznym maturzystą”.
i to wystarczy za komentarz do dobrej zmiany
Dzień dobry,
Jakbyście chcieli oglądać zwycięzcę internetu w kategorii nacjonalistyczny kicz, to zabiera to minutę z życia, po kliknięciu w ten link.
W skrócie: furkoczące na wietrze skrzydła husarskie, jakiś powstaniec wywija proporcem jak ninja nunczako, Niemcy drący i depczący flagę, dulce et decorum est pro patria mori, świat bez kobiet i bez sensu.
„Nacjonalistyczny kicz” nie chce sie wyswietlic po tej stronie oceanu. Komus jednak wstyd?
Przepraszam Cię, Babilasie, ale tego nie da się oglądać nawet pół minuty.
Kiedyś było w GW Lublin zdjęcie: facet w zbroi husarskiej z napisem żołnierz wyklęty. Nie mogę go niestety znaleźć. Ale trafiłem na tatuaże na czasie
Widzę, Irku, że projektant tatuażu zainspirował się słynnym zdjęciem z Iwo-Jimy. Mnie ono jednak kojarzy się z czymś zupełnie innym.
A co do filmiku, najwyraźniej TVPis ogranicza pokazywanie swoich materiałów do obszaru Polski; nie wiem, czy ze wstydu, czy z powodu jakichś praw autorskich. Chyba nic, jrk, nie straciłeś.
Mar-Jo,
czy to nie powinno byc …matuzysta?
kóltóralny
Siódemeczko, pojedziemy w czerwcu z naszą młodzieżą.
Różnica pokolenia to nie tak mało. Bardzo jesteśmy ciekawi ich odbioru, bardzo.
Babilasie, czytałeś komentarze pod tym spotem?
Dla Babilasa
http://aalicja.dyns.cx/news/Costa_Rica-Wybrane/IMG_2834.JPG
Jakieś Zingiberaceae, Alicjo. Może Etlingera elatior, a może coś innego. I dlaczego to ma być dla mnie?
Lepiej pewnych rzeczy nie czytać, haneczko. Jak mawiał Eklezjasta, „kto mnoży wiedzę, mnoży smutek” (Koh 1:18).
Oooo…nie przyjmujesz kwiatów? 🙁
Liczę na Twoją wiedzę – napisy były, ale nie było czasu ich notować 🙁 , akurat na ten dzień wybraliśmy wycieczkę turystyczną tam, gedzie bez przewodnika… Atrakcją była jazda (powolna) kolejką linową nad dżunglą tyle tylko, że z ŋóry oglądasz czubki drzew i chociaż to jest atrakcja, to jednak niepełna. Ale do ðzungli nie można ot tak sobie, jest to Park Narodowy, a tam tylko z przewodnikiem. Za to na koniec mieliśmy takie miejsce, gdzie nas przewodnik pooprowadzał na piechotę po „ogrodzie” pełnym wszelkich roślin, a przede wszystkim kwiatów, był’też wielki siatkowy „namiot” z egzotycznymi motylami i całą masą roslin im potrzebnych do życia, było też terrarium z wijcami, nie lubiś, ale że były za szkłem, sfotografowałam trochę. Osobna sprawa to wycieczka na wulkany .
Byłam w wielu krajach, ale różnorodność flory kostarykańskiej zaparła mi dech, no i nie zapominajmy o tym, że w tym kraju, malutkim i bardzo górzystym, jest ok.1500 przeróżnych odmian storczyków. Gdybyś się wybierał do jakichś Ameryk, na pewno poleciłabym Ci wypad w środkową, do Costa Rica!
Pracownia diagnostyki botanicznej czynna do 22:00 czasu miejscowego. Ogólnie: im dalej od naszej strefy klimatycznej, tym diagnozy mniej pewne. Zresztą mnie interesuje przede wszystkim to, co można uprawiać w ogrodzie. Z botaniki środowiskowej i fitosocjologii mocniejszy jest Irek.
Chciałam jeszcze dodać, że ewenementem na skalę światową jest fakt, że ponad 25% kraju to Park Narodowy.
Awansem: poczytajka do porannej kawy (jutro w porze kawowej będę bezinternetowy). Dobranoc!
Dzień dobry 🙂
jest poranna kawa
Zbieramy podpisy pod wnioskiem o delegalizację ONR, podajcie dalej
https://secure.avaaz.org/pl/petition/Poslowie_na_Sejm_Rzeczypospolitej_Delegalizacja_ONR/?cercCab&utm_source=sharetools&utm_medium=copy&utm_campaign=petition-420451-Poslowie_na_Sejm_Rzeczypospolitej_Delegalizacja_ONR&utm_term=ercCab%2Bpl
podpisałam, rozesłałam
Dzień dobry.
Podpisane!
Siódemeczko.
Jakiś inny link? Moja maszyna zgłasza, że połączenie nie jest bezpieczne.
Podpisałam.
Podpis to jedno, ale ponieważ za pierwszym podpisem nie dostałem zwyczajowego feedbacku, podpisałem ponownie – sądząc, że wcześniej zrobiłem coś nie tak. Ale za drugim razem też ani nie wyświetliło imienia, ani nie miałem nic na poczcie. Pewnie więc znowu jakieś zmiany… A takie niezamierzone dublety podpisantów z pewnością wciąż są skutecznie weryfikowane.
Siódemko (11:12), PO miało siedem długich lat na delegalizację ONR. Jeśli nie chciało to robić własnymi rękami, to mogło nie uwalać wniosku SLD z 2012 o delegalizację MW i ONR. Teraz to jest działanie, po pierwsze poniewczasie, po drugie przeciwskuteczne. Nie rozumiem, dlaczego mamy oczekiwać, że PiS dobrowolnie uderzy we własny elektorat. Nakręci się histerię jak z Lemańskim, a i tak nic z tego nie wyniknie.
Dziękuje Siódemeczko, podpisałam, rozesłałam.
Podpisałem już wcześniej… na SO była dyskusja na temat sensu tej petycji.
Suweren musi dawać głos sprzeciwu.
Gdyby ze 2 miliony podpisało, to wszystkim by urosły skrzydła.
Wg. Twojej filozofii, Babilasie, nie warto się wysilać w żaden sposób, bo nic skutku nie odniesie.
Liczymy się my, nie PIS, nasze poczucie wartości i wspólnota celów.
W sprawie potwierdzeń. Avaaz już od dłuższego czasu kontentuje się tylko nazwą konta i kliknięciem.Nie wysyła podziękowań, bo wszystko kosztuje.
O ile sobie przypominam, to sąd nie znalazł podstaw do delegalizacji ONR.
MT7, dostałam dziś mailowe podziękowanie od Avaaz.
A teraz jakieś podstawy znajdzie? Też przecież nie.
Pozostanę sceptyczny wobec kliktywizmu. Ale jak komuś poprawia to samopoczucie…
A co do mojej domniemanej filozofii, to opiera się ona o strategię długiego marszu. Układ polityczny w Polsce może się na szybko zmienić w dwóch przypadkach: rozpisania przedwczesnych wyborów lub rozpadu PiS (np. wskutek secesji ziobrystów czy też gowinistów). Pierwsze jest nieprawdopodobne, drugie chwilowo mało prawdopodobne (na tyle mało, że nie warto tej opcji obstawiać).
PiS potknie się o własne nogi, zachłyśnie się swoją wszechwładzą, nie warto im w tym przeszkadzać. Trzeba spokojnie czekać, aż rewolucja zacznie zjadać własne dzieci, a bolszewicy zaczną się gryźć z mienszewikami. Na razie zbijają sobie nawzajem pionki, ale za chwile dojdzie do figur: Macierewicz aresztuje Kaczyńskiego (albo na odwrót), myśliwi Szyszki zastrzelą Ziobrę, a Ojciec Tadeusz rzuci klątwę na Beatę Szydło. Albo coś w tym stylu.
Powtarzam: nie warto im w tym przeszkadzać. Wszelka presja z zewnątrz spowolni tylko to, co nieuchronne i spowoduje zwarcie szeregów. Należy się zaopatrzyć w popcorn i spokojnie obserwować bieg wydarzeń. Ważne jest to, co będzie potem.
A przez ten czas zniszczą tyle, że nie będzie co zbierać 👿
Dłużej klasztora niż przeora, Doro.
Małgosiu, ja nie dostałam. Wydaje mi się, że przysyłają z prośbami o wsparcie.
Avaaz codziennie podsyła mi apele w sprawie wszystkich krzywd całego świata, nosz doprawdy!
Na chwilę chciałbym oderwać @Babilasa od ważkich spraw.
Michale. w Kociarni wisi pytanie @piesaresa (dziwna sprawa, psy w Kociarni się rozpanoszyły), którego właściwym odbiorcą możesz być jedynie Ty. Jeśli znalazłbyś chwilę czasu, żeby tam zajrzeć…
Ech, Paradoxie, ważkie sprawy to są na przykład takie, czy wierzyć tego roku w „zimnych ogrodników” czy też nie. Z poniedziałku na wtorek niektóre źródła zapowiadają przymrozek. U mnie, z uwagi na konfigurację terenu (zastoisko mrozowe), prawdopodobieństwo przymrozków zmienia się w pewność. Moje pomidory (mimo, że siane późno, bo po połowie marca) już wołają gromkim głosem o wyjście z ogrodu zimowego do gruntu (kwitną i zaczynają owocować w doniczkach dziewiątkach).
Oprócz tradycyjnych karzełków (Red Robin i Window Box Yellow) w tym roku mam dwie australijskie odmiany pochodzące z programu hodowlanego 'Dwarf Tomato Project’ (Sweet Sue i Tasmanian Chocolate). Zainteresowałem się też polskim sztandarowym karzełkiem (Betalux). Moja norweska kuzynka, której ogrodnicze pasje zasługują na zdecydowanie lepszy niż skandynawski klimat, przysłała mi po kilka nasion odmian zwisających (Lizzano, Red Profussion, Hundreds & Thousands), które będę uprawiał w amplach („z wysokości tonącego w dywanach szezlongu, pod mlecznym księżycem kryształowej ampli” – Bruno Jasieński). Co roku wysiewam też kilka nasion zupełnie klasycznych, palikowych pomidorów (w zeszłym roku była Tigerella, w tym Tomatoberry).
Ponieważ jestem zwolennikiem i wyznawcą globalnego ocieplenia od kilku lat uprawiam też bakłażany. I ogólnie jestem zadowolony z efektów. W tym roku – też sprowadzone z Australii – Little Fingers i grecką odmianę Tsakoniki (prążkowana). Jak mi pomidory i bakłażany wyjdą z ogrodu zimowego, to wysieję bazylię (wyjadamy ostatnie zapasy pesto) i dynię Hokkaido.
A co do wspomnianego przez Ciebie bloga i pytania tam zadanego, zacny Paradoxie, to mógłbym próbować odpowiedzieć na nie, gdyby tylko zostało sformułowane jakoś konkretniej. Odniosłem zresztą wrażenie, że tamtejsze Towarzystwo Wzajemnej Adoracji jest dość hermetyczne. W botanice się o takich sytuacjach mówi: roślina samopylna, klejstogamiczna.
O tych 'ogrodnikach’ to i ja rozmyślam, bo chciałabym kaktusy wyprowadzić na prawdziwe słońce. Zresztą bugenwille też.
I tak myślę, że skoro teraz przymrozki i inne dopusty, to może 'ogrodnicy’ będą łaskawi.
PS. No dajcie spokój, żeby w Maladze w drugiej połowie marca trząść się z zimna, to doprawdy przesada.
Dzień dobry 🙂
kawa
@Babilas
Cóż mogę powiedzieć? Populacja mocno ograniczona środowiskowo. W dodatku, jeśli wziąć pod uwagę, że została przeniesiona (w szczątkowej postaci) z siedliska znacznie bardziej zróżnicowanego i chyba zasobniejszego, to i efekt jest, jaki jest. Poza tym, na początku liczyliśmy, że ogrodnik znowu się pojawi i to szczątkowe, odizolowane refugium znowu dołączy do głównego.
W związku z tym tak trwamy, wegetujemy, więcej energii wydatkując gdzie indziej (większość poszła na FB – bez mnie).
W hodowli natomiast – że wsobna.
Od rana pada, więc wielkie i doniosłe czyny ogrodowe czekają lepszych czasów (po kawie zdążyłem tylko posiać fasolkę szparagową). BBC skończyło właśnie drugą serię „The Last Kingdom” (I’m Uthred, son of Uthred…); na następne odcinki trzeba będzie poczekać do przyszłego roku. Z miłych, a dowcipnych oglądajek (też BBC) – „Decline and Fall” (trzyodcinkowe). Na ITV za to leci druga seria 'The Durrels’. Zawsze poza tym można odwiedzić barek, albo wręcz tam rozbić się obozem.
Babilasie, wierzę, że o wartości trzeba walczyć. Kalkulacja – polityczna, ekonomiczna – jest ważna, ale nie najważniejsza. Nie chcę budować swojego życia na wyliczeniach, chcę je budować na wartościach. Widok z Kasprowego, kiedy się wjedzie na szczyt kolejką, nie zachwyca tak, jak wtedy, kiedy się samemu wejdzie. Odbudowywanie kraju po PiSie, który sam się przewróci przez własne nogi, to zupełnie inna historia, niż odbudowywanie kraju, w którym znaczna część społeczeństwa aktywnie się PiSowi przeciwstawia. Ważna jest droga, nie tylko cel, ważny jest wysiłek, a także doświadczenie i samowiedza, które się zdobywa w czasie marszu. Idę maszerować.
Dziś wyjątkowo się z Agą nie spotkałyśmy 😉 ale w sumie chyba impreza była raczej udana. Tyle że męcząca zwłaszcza dla starszych ludzi, bo trzeba było długo stać na słońcu podczas przemówień. No i tym razem PO zdominowała całość, choć i kodziarstwa było niemało 🙂 Uplasowałam się tym razem koło KOD Kapeli, żeby sobie pośpiewać przeboje, i nawet nie zauważyłam, jak marsz zleciał 🙂
Widoczna była kasa wyłożona przez majętną Platformę – porządne sceny, duże telebimy, po drodze kilka „wież” z pokrzykującymi animatorami, a niemal na całej trasie marszu na jezdni swoiste konfetti – małe karteczki z napisem „Podła zmiana”. Tak więc deptaliśmy podłą zmianę 🙂
Mogło być te 90 tys. Naprawdę był tłok.
Oczywiście, że masz rację, Ago, wartości są najważniejsze (choć mogą być różnie definiowane; wyliczenia za to są najczęściej precyzyjne). I ja jestem Wam (Tobie, Siódemce, Dorze, i wszystkim innym) wdzięczny za to, że maszerujecie i działacie, także i w moim imieniu. Ja nie maszeruję i nie działam, bo inaczej gospodaruję swoim czasem (kalkulacje powyżej). Za to wrzucam regularnie kartki wyborcze, gdy jest ku temu okazja, a i grosiwem nieraz sypnę, gdy z celem i metodami się zgadzam. Jest oczywiście dyskusyjne, ile ponad to minimum (?) człowiek powinien angażować się w politykę, ale przyjmuję, że nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi.
I ja uważam dzisiejszy marsz za udany i porządnie, profesjonalnie zorganizowany. Nawet pogoda dopisała (nie zostałem wprawdzie do samego końca koncertu BC, ale nawet mimo wdepnięcia do księgarni po drodze – dojechałem z powrotem nieprzemoczony). Przemówienia na finał konkretne, zwięzłe, komplementarne. Nagłośnienie OK, choć stałem jednak blisko, więc nie wiem, czy dalej też było równie dobrze słychać. Policji dużo, choć stanowczo najsolidniejszą ochronę – aż kilku rosłych funkcjonariuszy – miał stojący samotnie przy trasie dość młody człowiek z banerem: „Lepiej być moherem niż z Platformy zerem”. No, w kieszonkę na pewno dobrze wpadło za ten odważny, wręcz brawurowy występ 😉
Każdy ma prawo gospodarować swoim czasem jak tylko chce 🙂 I to zależy nie tylko od poglądów, ale też od usposobienia. Ja np. nie mam takiej natury, żeby siedzieć z popcornem i się przyglądać walkom buldogów pod dywanem (nie mylić z Dywanem 😉 ). Muszę coś robić, by ewentualnie przybliżyć moment przepędzenia zła, nawet za pomocą kropelki, która drąży skałę. Ciotka rewolucji to może jeszcze nie jestem, ale chcę jakoś tam działać. Zdaję sobie przy tym sprawę, że nie każdy taki przymus odczuwa (choć mam odczucie, że odczuwających jest coraz więcej). Byleby faktycznie pokwapił się w odpowiednim momencie z kartką wyborczą 🙂
Podobało mi się dziś hasło „Make PiS small again” 😉