Jakoś tak
Jakoś mi tak ostatnio… – zagaił Bobik i z nadzieją łypnął spod grzywki na Labradorkę, jakby oczekując od niej dokończenia frazy.
Fakt, życie Bobika nie było w ostatnim czasie usłane wędlinami. Atrakcyjna Seterka minęła go podczas spaceru z wyrazem ogona wskazującym na daleko posuniętą obojętność. W założeniu kulturalna wymiana zdań z Foksterierem zakończyła się potarganym uchem i koniecznością wizyty u weterynarza. Kupione w poniedziałek kurze udka już we wtorek wypełniły lodówkę przeraźliwym, zwalającym z łap smrodem, który nawet dla padlinożerczej części psiego jestestwa okazał się nie do zniesienia. Niewiele lepszy był zapach wiadomości z kraju i ze świata. A na dodatek cały czas lało i wyciągnięcie kogoś z rodziny na spacer połączone było z upokarzającymi zabiegami w postaci długotrwałego kręcenia się, wzdychania, błagalnego spoglądania w oczy i ostentacyjnego warowania przed fotelem z butem w pysku.
Nie można powiedzieć, żeby taka uciążliwa seria była w psim bytowaniu czymś całkiem nowym. Bobikowi już nieraz zdarzały się upadki, wzloty i kolejne upadki. Ale właśnie – między upadkami, jak skwarki w kaszy, tkwiły momenty beztroskiego ujadania i nieobciążonego żadną posępną myślą uganiania się za królikami. A teraz, już od tygodnia albo i dwóch, trudno mu się było na tak jednoznacznie optymistyczną aktywność zdobyć. Prawdę mówiąc, w ogóle się na nią nie zdobywał. Co więcej, nawet nie wyobrażał sobie, żeby w następnym tygodniu mógł się zdobyć. I najwyraźniej ze strony Labradorki nie mógł liczyć tym razem na dobrą radę, ani nawet na zrozumienie.
– Może zaczynam być już coraz starszym szczeniakiem, czy co? – rzucił prowokacyjnie, chcąc wymusić na zamyślonej sąsiadce chociaż minimum zainteresowania.
Labradorka ocknęła się, potrząsnęła łbem i szczeknęła bez związku z prowokacją:
– A wiesz, mnie też jakoś tak…
Widzę, że Vesper ma ogromną chętkę na prezydenturę. Myślę, że na podstawie jej starannie opracowanej autoprezentacji możemy się na to zgodzić, albowiem, jak powiedział poeta
Chodzi w tym o to, aby język giętki
dowodził stale, że nie myśli głowa,
by słynne były gafy prezydentki,
by z nóg jej gracja zwalała słoniowa.
By kompetencje pokonać przebrzydłe,
urząd być winien cyrkiem, nie wędzidłem ❗
Fakt, sernik Fotygi absolutnie i bezbłędnie wpisuje się w politykę bla-bla.
No, po prostu przydałaby nam się kobita do superrządu. 😈
Panno Koto, śliczności. Miło popatrzeć o poranku.
Tylko czy ten Podgórzyn nie jest momentami Przesieką???
Dobra Wiadomość: BLA, BLA.
http://wyborcza.pl/1,75968,10248706,Dlaczego_Julian_Assange_nie_lubi_Anny_Fotygi_.html
No i jak jej nie kochać?
Bla, bla, bla.
Owszem, Nisiu, to częściowo też Przesieka, ale ta granica to dla mnie taki ichni „Schengen”.
Popatrzcie, a Dama z sernikiem powoli staje się popularniejsza niż Dama z łasiczką. To przecież z jej powodu w sieci wylądowało 249999 depesz i telegramów, aby ta jedna jedyna wiadomość mogła ujrzeć światło dzienne. Jednym słowem Bush, Obama, Putin – to mały pikuś przy naszej Damie z sernikiem
Istotnie, Damy z Serniczkiem nie da się nie wielbić. Jakże wzruszająca jest jej pewność, że to nie jest przypadek, że te depesze wyciekły, bądź zostały ukazane w czasie, gdy zbliżają się wybory i są zbieżne z opiniami „Gazety Wyborczej”. No, ślozy z ócz mnię to wycisło. Ślozy szczęścia, rzecz jasna, że takie supermózgi hodowane są w gabinecie cieni.
Oooo tak, pani Fotyga powinna otwierać poczet nazwisk w naszym superrządzie, choćby nawet zaocznie i zupełnie honorowo. Nie musi przecież oficjalnie do naszego rządu wejść. Wystarczy że wyłonieni spośród nas sekretarze stanu pokierują resortem, opierając się światłych wskazówkach szefowej, publikowanych przez media.
A co do prezydentury, to tak, rzeczywiście mam na nią wielką ochotę, albowiem jestem przekonana, że na tym właśnie stanowisku mogłabym osiągnąć absolutny szczyt niekompetencji. Każde inne stanowisko zaowocowałoby jedynie częściowym sukcesem.
No dobrze, Vesper, to przeprowadzimy jeszcze tylko jeden test. Jak tam u Ciebie z polowankiem? Bezalkoholowe, light czy pełnoprocentowe? 🙄
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,10250081,_Nadal_poluje__ale_nie_strzelam__To_jak_picie_piwa.html
„Czy moje mityczne, a tak naprawdę medialne cechy charakteru spowodują, że będę potrafiła wypełniać rolę ambasadora przy organizacji międzynarodowej? Jeszcze w czasach gdy część z państwa nie zajmowała się polityką zagraniczną, mi podlegała współpraca jedynej wtedy wolnej, polskiej organizacji jaką była ”Solidarność”, z instytucjami międzynarodowymi – wspominała była szefowa MSZ.
Wypełniałam ją w taki sposób, że po ośmiu latach przewodniczący Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych spotkawszy mnie w Nairobi spytał się: Czy to ty jesteś legendarną Anną Fotygą? ”
😆 😆
Nadaje się!!!! Absolutnie!!!
Cytat pochodzi z przesłuchania przed Sejmową Komisją Spraw Zagranicznych- pani A.F. szykowała się do N.Y.
Niektórzy to się muszą nairobić na swoją legendę, nie szczędząc fotygi. 😈
Polska, jak dowodzi blog Bobika, jest wypełniona po brzegi móżdżkami. Co więcej: jest móżdżków tak dużo, że w kraju się nie mieszczą i rozlazły się po calutkiej kuli ziemskiej – i wszędzie pracują na najwyzszych obrotach.
Taki potencjał dostępny jest jedynie Narodowi Wybranemu dlatego już nie proponować należy, a żądać jak najszybszego ustanowienia Rządu Światowego na bazie móżdżków z Polski. Pani Anna Fotyga jest móżdżkiem wybitnym nawet jak na warunki polskie, dlatego to ona, a nie nikt inny, stanąć powinna na czele Światowego Rządu. Innym narodom przypadnie oczywiście nierząd.
Postawa pani Anny Fotygi szybko spowoduje, że zostanie wywołana wojna ziemiańsko-marsjańska, która po koniecznych do celebracji pierwszych klęskach, szybko zakończy się Wielkim Zwycięstwem, mniej przydatnym do celebry, za to odgrywać je można będzie co roku.
Przy zdyscyplinowaniu głównie Rosjan i Chińczyków pani Anna Fotyga śmiało doczeka Rządu Galaktycznego, by w niedługim czasie, przy pomocy UFO i Zielonych Ludzików objąć władzę nad Całym Wszechświatem.
I to będzie boskie. Pod każdym względem.
Ja kładę pierwszą cegłę pod świątynię Pani Boskiej i ostrzegam: nie ma dokąd wiać…
Świeże , prosto z zespołu Antoniego M.
„- Byliśmy świadkami ponad godzinnej prezentacji, gdzie z dokładnością do jednego centymetra przedstawiano nam przebieg wydarzenia polegającego na tym, że zrekonstruowane skrzydło tego samolotu na tej samej wysokości, pod tym samym kątem i z tą samą prędkością uderza w zrekonstruowaną matematycznie brzozę. Brzoza zostaje przecięta, skrzydło ma lekki uszczerbek, w żaden sposób nie znoszący potencjału jego siły nośnej – dodał poseł PiS.”
Zrekonstruowana matematycznie brzoza!!!!
Kładę drugą cegłę!!
Naród Wybrany! Natanek przewidział ❗ ❗ ❗ Dobra Wiadomość na koniec Dnia
Dorzucam pustak!!
Wierzę zeenowi, że to będzie boskie. Skaranie. Zwłaszcza dla kosmitów, bo Polacy już mają trochę ciałek odpornościowych.
Też daję cegłę. Tę, co to w drewnianym kościele na łeb spadła. 🙄
Tu mnie masz, Bobiku. To, że nie strzelam do zwierząt nie jest jeszcze najgorsze. Najgorsze jest to, że wcale z tego powodu nie cierpię 😳 Za to znam się trochę na kaszalotach i innych wielorybach 🙂
Już wiem, na czym polega wina Tuska w katastrofie smoleńskiej. Gdyby zamiast kazać latać Panu Prezydętowi normalnym samolotem, zakupił mu samolot matematycznie zrekonstruowany, to do żadnej katastrofy by nie doszło. Co najwyżej do lekkiego uszczerbku. Który zresztą też byłby z winy Tuska i też trzeba by wtedy powołać Zespół. 🙄
Tak, jak wielcy pisarze i muzycy liczą się od 198 cm, tak „prezydęci” powinni być jak najmniejsi. W razie katastrofy – niewielka strata…
Czy kaszalot to jest urządzenie latające, matematycznie skonstruowane z kaszy? 😯
Zeen, czyli na prezydęta tylko chihuahua?
No, to znowu mam wątpliwości, czy Vesper się nada. 🙁
Trasa na Berlin przygotowana (dziękuję, Rysiu). Ubrania i inne rzeczy czekają cierpliwie na spakowanie. O 6:40 z Centralnego nach Hauptbahnhof.
Simcha już Berlin zdobyła: https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc7/313104_1824268861280_1677026337_1307771_1127116090_n.jpg
także mera tego pięknego miasta też już można zaliczyć do Światowych Rządów 😀 . Simcha skupia się na misce, hasaniu cały dzień, zabawie patyczkiem zakończonym myszką z piórkami w… pupce i spaniu na ulubionej poduszce. Także (nie)kompetencje ma niezłe.
Zeenie, a kiedyś pewien dziennikarz podczas spotkania w moim liceum tłumaczył nam, że jak PiS dojdzie do władzy, to nas Marsjanie zaatakują i nie wyssą naszej krwi. A popatrz, w Twojej narracji to się staje realnym niebezpieczeństwem 😆
A cegieł panie, to ja mogie cało mase. Rodziciel inżynier budownictwa, panie, załatwi.
No to do całości obrazka brakuje tylko tego, żeby Pan Bóg jednak był Polakiem 😯 Wtedy faktycznie nie ma dokąd wiać…
To polskość Pana B. nie jest stuprocentowo pewna? 😯
Alienor, baw się w Berlinie co najmniej tak dobrze jak Simcha. 🙂
Bobiku, a widziałeś na Nim kapę za stówę?
Alienor, intensywnego wchłaniania 😀
Zaraz, zaraz – Polaka poznaje się po kapie za stówę? 😯
Zawsze coś tak czułem, że nie jestem całkiem prawdziwym Polakiem, ale żeby do tego stopnia…
Nawet nie jestem do końca pewien, o jaką kapę chodzi. 😳
No nie! Znowu przez was parsknelam kawa w klawiature 🙁
Czy wy musicie wypisywac takie rzeczy jak ja spie, zebym potem bladym switem kolo poludnia klawiature musiala czyscic?
Oczywiscie, ze PB jest Polakiem! nawet bez kapy o ktorej tez nic nie wiem.
Cegle dokladam.
Jestem pod glebokim wrazeniem zrekonstruowanej matematycznie brzozy. A wszystko dlatego, ze PB jest Polakiem!!!! Polka?
Poczekam z cegla na swiatynie Pani Boskiej. Z pustakiem tyz. W dziurawa PB jeszcze trudniej jest uwierzyc niz w tego drugiego
Czy na tym blogu wymagana jest tzw. rekomendacja wprowadzajaca? W niektorych partiach jest takowy wymog. Jesli Bobik taki wymog posiada na swoim blogu, to odwoluje sie do Zwierzaka. Ten moze, jesli zechce, poswiadczyc za mnie. Mam nadziej, ze nie odplatnie
Dzień dobry. 😀
Ta kapa za stówę to chyba=pelerynka za 100 zł jaką muszą sobie kupic ci, którzy chcą zostac rycerzami/rycerkami u Natanka? 😀
Kawa!!!!!
Dzień dobry 🙂 No jasne, pelerynka rycerza. Chyba mnie zaćmiło. 😳
Ale brak pelerynki nie jest żadnym dowodem. Może Pana B. zwyczajnie nie stać na tę pelerynkę za stówę. Przecież on, w przeciwieństwie do swoich sług, pracuje honorowo i wynagrodzenia nie pobiera.
Z góry odpieram argument, że mógłby sobie taką natankapę stworzyć. Pan B. to nie jest – jak się niektórym wydaje – magik, co pstryka palcami i wyciąga króliki z kapelusza. Pan B. działa planowo, w jednym dniu ryby, w drugim jeziora, w szóstym rybacy, a w siódmym dniu szlus, weekend, koniec stwarzania, przechodzimy do innych spraw. No a czytał kto w Piśmie o dniu stwarzania pelerynek?
Chociaż tu nasuwa się ciekawe pytanie teoretyczne – czy Pan B. mógłby stworzyć tak drogą pelerynkę, żeby go na nią nie było stać ❓
Dziś poradnik kulturalny. Odradzam filharmonię. 🙄
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,10254851,Kolejka_jak_w_PRL___przychodzi_w_ciazy_i_sie_wpycha__.html
Kolejki. Wszedzie kolejki. Pani w ciazy w kolejce do filharmonii. Orteq w kolejce do swiatyni Bobika. Chyba sie pochlastam
Witaj Ortequ 🙂 Tu za rekomendację każdy służy sobie sam. 😉 Ale przy pierwszym komentarzu (albo przy jakichś późniejszych pomyłkach w nicku lub w adresie) zdarza się, niestety, siedzenie w poczekalni, bo czasem nie od razu zorientuję się, że trzeba wpuścić. 😳
Ale w nagrodę za czekanie dostaje się dodatkową, sporą porcję pasztetówki, więc tak całkiem źle nie jest. 😀
A Mar-Jo na pewno kawy Ci naleje, bo dziś ochotniczo zgłosiła się na dyżur kawowy. 🙂
Już podaję kawę!! 😀
Zachowanie części składu kolejki przed filharmonią powala na łopatki. Może to byli wynajęci „stacze”? 😀
Dzień dobry! Bobiku, czy Ty wczoraj o 21.03 zauważyłeś, że zatrzęsło? Było w skali 4,4, epicentrum w Goch. U nas nie zauważyliśmy.
A jeżeli chodzi o kapy, to najlepsze są takie hotelowe błyszczące, mówię z doświadczenia.
W czasach młodości, gdy jeszcze wszystko wypada, pojechaliśmy w trzy pary do Pokrzywnej, na jakiś snobistyczny bal z noclegiem. A że już przed balem byliśmy w dobrych humorach, więc doszliśmy do wniosku, że błyszczące łóżkowe kapy w kolorze wściekło-pomarańczowym udrapowane a`la Cezar na naszych menach będą wspaniale „grały” z naszymi długimi kieckami. I tak ubrani poszliśmy na ten bal, wszyscy mieli niezłą zabawę, ale my największą.
Witam 😀 PIĄTEK !!!.
Kultura w kolejce. ❗ Niezbędny poradnik kolejkowy.
„Kolejki w czasach PRL
Kolejka w znaczeniu opisywanym powyżej była nieodłącznym atrybutem codzienności w czasach PRL. Kryzys gospodarczy i braki w zaopatrzeniu sprawiały, że tam, gdzie pojawiał się potrzebny towar ustawiała się kolejka ludzi chętnych do zakupu. Kolejki te przyjmowały rozmiary niespotykane po tym okresie. W szczególności do historii przeszły kolejki do zakupu mięsa czy wędliny. Tego typu kolejki formowały się często nawet przed dostawą pożądanego towaru. Niejednokrotnie oczekiwanie w kolejkach miało dramatyczny przebieg. W zatłoczonych sklepach, po długich godzinach oczekiwania zmęczeni i rozdrażnieni ludzie mogli popadać w konflikty, dochodziło czasem do przepychanek, awantur, mimowolnego lub świadomego wybijania szyby przez napierający tłum. W skrajnych wypadkach interweniowała milicja.
W wyniku powszechności zjawiska wykształciły się formy pomagające w organizacji:
* Lista kolejkowa – pomagająca w utrzymaniu porządku kolejki w przypadku, gdy termin udostępnienia dobra był przewidywany na czas dłuższy niż kilka godzin (np. dostawa towaru, na ogół przemysłowego w rodzaju sprzętu AGD czy mebli, miała nastąpić za kilka dni). Kolejność osób w kolejce była zapisywana, a każda taka osoba miała obowiązek stawić się o określonej godzinie i podczas odczytywania listy zgłosić swoją obecność. Niestawienie się powodowało wykreślenie z listy. Terminy obowiązkowej obecności zależały od długości oczekiwania – w przypadku okresu kilkudniowego było to na ogół 3-4 razy na dobę. Szczegóły zasad danej listy kolejkowej były ustalane w drodze konsensusu wśród osób, które zapoczątkowywały listę.
* Komitet kolejkowy – grupa osób pilnujących kolejności kolejki, nieodzowna w przypadku powstania listy kolejkowej. Komitet kolejkowy informował o istnieniu listy te osoby, które pojawiały się po jej zapoczątkowaniu, zapisywał na nią i był odpowiedzialny za sprawdzanie obecności.
* Rezerwacja miejsca.”
Panno Koto, skonsultowałem sprawę z żyrandolem, bo to fachowiec od trzęsień. Też twierdzi, że niczego wczoraj nie zauważył. 😯
A moje odczucia nie są miarodajne, bo mogłem akurat o tej porze czytać jakieś doniesienie prasowe o Prezesie lub Zespole i trzęsło mną tak czy owak. 🙄
Z chlastaniem proszę ostrożnie. Jak tak każdy będzie się chlastał z drobnych powodów, to nam zabraknie chlastania na poważniejsze okazje. I co zrobimy, jeśli PiS wygra wybory? 😯
Irek,
tak naprawde to ludzie kochaja kolejki – zobacz co sie dzieje w dniach wielkich wyprzedazy. Moze zdobyte z trudem i w bojach dobro ma wieksza wartosc?
Zupełnie bez związku z Orteqiem, tylko z wpuszczaniem jako takim mi się coś skojarzyło. 😉 Mogłoby się wydawać, że przytrzymanie pierwszego komentarza do akceptacji nie ma większego sensu, bo jeżeli zdarzy się jakiś klasyczny troll, to i tak na początku się przyczai, będzie grzeczny, a dopiero potem pokaże, co potrafi. Ale oprócz chytrych trolli bywają również zwykli wariaci i nawiedzeńcy. U nich na ogół już w pierwszym poście widać, że będą nie do wytrzymania i najlepiej w ogóle ich nie wpuszczać. Co prawda zwykle u wariatów na jednym poście się nie kończy, potrafią jeszcze tygodniami przysyłać jakieś obłąkańcze tyrady, w ogóle nie przejmując się brakiem akceptacji, ale jak wyrzucam ten spam w przedbiegach, to przynajmniej blogu nie zaśmieca i krwi nie psuje.
Daję Wam szczenięce słowo honoru, że tych niewpuszczonych komentarzy nie mielibyście najmniejszej ochoty czytać. 😎
Ludzie może i kochają kolejki, ale psy nie bardzo. Mnie się kilka razy zdarzyło na widok raptem dziesięcioosobowej kolejki do kasy zostawić załadowany już wózek i wyjść z supermarketu.
Zawsze to przypisywałem postpeerelowskiej traumie. Ale może to po prostu jakaś skaza charakteru? 🙄
No dobrze, Bobiku. Ty nie warczycz tylko zeby szczerzysz. Przyjaznie, jak tusze. A skaza charakteru? Jak najbardziej!
Starsi pewnie też pamiętają, że powstał wtedy nowy zawód tzw. stacza kolejkowego. Wynajmowało się za określoną sumę jakąś starszą panią do stania w kolejce. W stanie wojennym, pomimo godziny policyjnej, kobiety stawały pod mięsnymi już o 3 w nocy, około 5 podjeżdżała milicyjna „suka”, ładowali delikwentki do auta, wywozili parę kilometrów za miasto i wysadzali w szczerym polu, a zima wtedy była dość ostra. Piszę o pomysłach milicyjnych w moim mieście, nie wiem, czy gdzie indziej też to było praktykowane.
Sama nie próbowałam, ale znajoma zachwala:
http://pokazywarka.pl/salatkazkokardkamidfens/
Makaron – jedyny towar, oprócz octu, który pozostał wtedy na półkach.
Ocet i susz warzywny. Stałam, nie wywozili.
Dobra, przyjazna swiatu kolejka do autobusu byla niegdys jedna z najlepszych instytucji brytyjskich. Kazdy sobie wchodzil do autobusu weddle kolejnosci ustawnia sie i zajmowal miejsca jesli jeszcze jakies byly.
Skoczylo sie, niestety!
I tak jest ze wszystkim, jak mawial dawnymi laty pewien narzeczony mojej Starej.
Przeczytalem dzis z rana ze ktos strzelal do okna biura Pani Posel NelliRokity. Mysle ze strzelalo Luftwaffe, przebrane za Lufthanse.
Jednak zle celowalii nikt nie ucierpial. 👿
Witam orteqa. 😈
Bardzo kiedyś polubiłam kolejkę do opery. Normalnie miałam patent na bilety – w dniu spektaklu o 12.00 otwierano kasę i zaczynano sprzedawać zwroty. Zazwyczaj było pusto.A kiedyś przyjechałam do Wawy i trafiłam na premierę Borysa Godunowa z Ładyszem – i kolejka stała jak jasny gwint. Sami sympatyczni ludzie. Mieliśmy potem miejsca w pobliżu siebie, na drugim balkonie i przerzucaliśmy się opiniami jak starzy znajomi.
Poza tym jedyna kolejka w jakiej kiedyś stanęłam była po mydło. W mojej kochanej rodzince woleliśmy jeść beleco, aby nie stać. No i jakoś się żyło.
W niektórych miejscowościach nawet tego beleca nie było i jak je rzucili, tak czy owak trza było stanąć. 🙄
Niestety, samym octem i musztardą nawet człowiek nie wyżyje, a co dopiero pies. 🙁
A już po środki czystości, co lepszą herbatę (dla niektórych konieczność życiowa) i papierosy w Krakowie stanie było musowe.
Też wolałam beleco, ale mieszkałam wtedy na stancji, a gospodyni miała dzieci i zmianową pracę. Stałyśmy na zmianę z koleżanką. Normalnie, unikam jak ognia 🙂
Gdybym już w tamtych czas wpadł na pomysł pisania oper, na pewno nie odmówiłbym sobie napisania arii zaczynającej się od słów Que belecco… 😈
Polska zasługuje na więcej… Gazety Polskiej. Nareszcie na rynku pojawił się codziennik, na jaki wszyscy rodacy z utęsknieniem czekali. 😈
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103088,10257651,Molestowanie_mapetow__Rymkiewicz_i_armia_Belzebuba.html
Dawne to dzieje, było panie temu
lat kilkadziesiąt gdy światu smutnemu
cud się objawił, boski cud stworzenia,
już nad kołyską słychać było pienia,
i w gwarnej chacie pośród ludzi mrowia
omijających talerzyki krowie
radość się niosła, radość wspomagana,
destylat bowiem był gotowy z rana,
precz poszły zmory, inne nocne strzygi
świat się doczekał wreszcie A. Fotygi!
Świat wcześniej chwilkę objawił oblicze
narodzinami A. Macierewicza
i od tej pory – dając szansę osłom –
padło na Polskę. No i dalej poszłoooo….
Kiedys za glebokiego Gomulki moj Ociec wrocil z pracy tryumfaalnie dzwwigajac jakis duuuuzy pakunek. Po rownie tryumfalnym rozwinieciu pakietu okazalo sie, ze zawiera on ogromna waciana koldra. Moja Matka zbaraniala i zapytala skad to. „Dawali i byla kolejka, wiec sie ustawilem” – opowedzia ojciec troche juz mniej pewnym glosem. „Gdzie dawali i za ile?” – dopytuje sie ostro mama. „Na Lubartowskiej pod kinem Koziolek” – mowi zranionym glosem ojciec.
„To idz i oddaj”
„Nie moge, bo sklep zamkniety i to juz byla ostatia koldra. Poza tym myslalem, ze sie ucieszysz!… Nie przydalaby sie nam jaka koldra?”
„Przydalyby sie nam jakies pieniadze na zycie codzienne” – mowi moja okrutna rodzicielka, nakazujac mu aby sie tej koldry pozby w ciagu 24 godzin.
Nazajutrz ojciec dzwoni z pracy i powiada, ze koldre upchnal swojej kolezance, dr Heleonie G., ktora po pracy przydze ja odebrac, a pieiadze juz wreczyla, bardzo szczesliwa bo poszukiwala wlasnie w takim kolorze, a pod kino Koziolek, gdzie rozdawano koldry nie trafila na czas.
Mama sie bardzo zdziwila w duchu, ze ktos moze marzyc o koldrze z satyny – z jednej strony niebieskiej,z drugoej rozowej, ale sie nie dopytywala wiecej.
Cos ja jednak tknelo i po powrocie ojca z pracy, zapytala o jaki kolor dokladnie chodzilo Helenie G.
Ojciec sie zadumal: – Taki jakis dziwny kolor wymienila… Se- selen -dynowy to sie nazywa.
Do dzis w mojej rodzinie niektore kolory nie do opisania, nossza nazwe koloru selendynowego.
A pani dr bardzo sie dziwila jak te koldre zobaczyla, ale nie pisnela ani slowem. O zwrocie pieniedzy sie nie zajaknela…
A jak już poszło w te lechickie strony,
doszło do cudnej stworzenia korony,
do największego z całej stajni osła,
któren się zrodził z imieniem…
No, jakim koteczku? 😈
Z opowieści rodzinno-przyjacielskich wiem, że na krakowskiej ASP okropnie tępiono określenia typu „kolor bananowy” albo „buraczkowy”. Selen dyniowy pewnie by też profesorstwu podpadł. 😆
Wht is wrong z okresleniem kolor bananowy, buraczkowy czy groszkowy?Skoro okresla to dokladnie odcien?
Kiedy Puchacz i Kicia
wyruszyli w rejs zycia
w zgrabnej lodce groszkowo-zielonej…
(Thee Owl and the Pussy-Cat w tl. Baranczaka)
Zeen, założę się, że sparskasz Zwierzaka 😆
U nas taką nieopisaną rolę pełnił modraczkowy 🙂
Widocznie profesorstwu brzmiało to zbyt nieprofesjonalnie i profańsko. Nie to, co jakaś siena palona czy biel cynkowa… 😉
Modraczkowy tyz piknie…
I też ma swoją historię, ale nie umiem tak opowiadać, jak Ty 🙂
Tyle kilometrów Zwierzak na blog zmierza,
nie śmiem parskać śmiechem zmęczonego zwierza…
Odważże się zeenie! Z mych wynika danych,
że Zwierzak okropnie lubi być sparskany. 😉
Nie za często można parskać tu Zwierzaka,
sparska się na ament i co? Będzie draka…
Ament oraz draka? Co to dla Polaka!
Zawsze może fragment jej przesiedzieć w krzakach,
a jak już nie grozi, że połamią żebra,
to wyskoczyć z krzaków i szablą odebrać.
Żadną sztuką szablą wymachiwać dziarsko
kiedy zwierz na blogu nieustannie parska
niech Bóg wroga goni, bo trzeba nam wiedzieć
jak inteligentnie bój w krzakach przesiedzieć
Niech siedzeniem w krzakach Polacy dowiodą,
że potrafią mądrzy bywać i przed szkodą. 😈
No nie mogie z tym Bobikiem. To ty, siersciuchu, o wierszu bialym jeszcze nie doslyszales?
„Przerabianie zwykłego
tekstu na wiersz biały nie jest
trudne – po prostu liczymy określoną,
ustaloną wcześniej
liczbę sylab i wciskamy
enter.”
Do dykatatora per sierściuchu? 👿
Oj, chyba zrezygnujemy z tej zapowiadanej konstytucji. A w każdym razie z tego punktu o wolności słowa. 😎
Widze, slysze i czuje, ze dykatator nie slyszal jeszcze i o term of indearment. Nie kcem lecz muszem przytoczyc definicje pani Wiki:
A term of endearment is a word or phrase used to address and/or describe a person, animal or inanimate object for which the speaker feels love or affection.
A jesli o wiersz bialy chodzi, to pozwol, siersciuszku (lepiej teraz?), ze dokoncze czyjas mysl niedokonczona:
Oczywiście, poeta (czyli każdy,
kto nie ma nic lepszego do roboty) może,
ale nie musi stosować
się do ww. definicji (jak wiadomo
poeci
tworzą
w przypływie weny i nie są
skrępowani żadnymi zasadami).
Dlatego, niektóre wiersze białe
nie mają jednakowej ilości sylab
w wersie, ani nie są rytmiczne.
Haneczko- wygralas! 🙂
Zostalam sparskana przez zeena.
P.S. Zeenie, czy moge miec pozwolenie na podawanie dalej twopich wierszykow?