Własne kopyto

czw., 27 października 2011, 20:24

Krzew czarnego bzu siał liśćmi bez opamiętania. Bobik przebiegał pod nim kilkadziesiąt razy dziennie i prawie zawsze unosił w futrze pożółkłą, melancholijną pamiątkę.
Właściwie nie przeszkadzałoby mu to szczególnie, gdyby nie ludzie, którzy za każdym razem usiłowali uładzić wybryki natury przy pomocy grzebienia, szczotki, a nawet – o zgrozo – nożyczek, kiedy przesyłki od jesieni zachłannie i nieodwołalnie wplątywały się w kudłatą sierść
– Czy oni nie mogliby po prostu zostawić mojego futra w spokoju? – poskarżył się Labradorce.
Mimo niewielkiej precyzji bobiczej wypowiedzi, sąsiadka od razu zrozumiała, o co szczeniakowi chodzi.
– Nie byliby ludźmi, gdyby zostawili – pospieszyła z wyjaśnieniem. – Ludzie mają to do siebie, że najpierw sobie wyobrażają, jak powinno być, a potem robią wszystko, żeby tak właśnie było. Czasem zresztą nie muszą sobie nawet wyobrażać, bo od małego otoczenie im to do głów tłucze, a oni te nauki przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza.
– Chyba załapałem – ucieszył się Bobik. – Ludzie budują dla siebie duże domy, a dla psów nędzne klitki, bo wyobrazili sobie, że tak właśnie powinno być? Albo karmią siebie samych kiełbasą, a nas konserwami, czy jakąś ohydną jarzynowo-kaszową papką? I jeszcze podnoszą głos, jak nie chcemy tego jeść? Albo sami chodzą na spacery bez smyczy, ale nam to świństwo zakładają? Albo…
– Dobrze już, dobrze – przerwała jego słowotok Labradorka. – Faktycznie, z grubsza złapałeś, w czym rzecz. Najpierw wymyślają, jak ma być, a później są zestresowani i wymyślają wszystkim wokół, jeśli jest inaczej. Co gorsza, człowiek tylko z najwyższą trudnością przyjmuje do wiadomości, że świat doskonały w jego pojęciu może być okropny w pojęciu kogoś innego. Ileż razy próbowałam przekonać znajomych ludzi, żeby odpuścili i nie próbowali wszystkiego przerabiać na swoje kopyto… Nie udaje się. Mówią tak, tak, a potem robią po staremu.
– Ale… to chyba nie jest takie proste, doprowadzić wszystko do takiego stanu, jak wyobrażony – zmartwił się Bobik.
– A pewnie, że nie jest. I dlatego ludzie tak rzadko są zadowoleni ze świata. Bo on, w przeciwieństwie do psa, nie zawsze potrafi udawać, że się podporządkował.
Bobik wskoczył na fotel i zapuścił pysk między kudły w poszukiwaniu wyjątkowo agresywnej pchły. Miał niejasne wrażenie, że on sam też nie zawsze potrafi być zadowolony z postaci świata i stresuje się, kiedy nie udaje mu się jej zmienić. Czuł jednak przez skórę, że Labradorka nie ocenia takiej postawy zbyt pozytywnie, a przecież zależało mu na jej opinii.
– Postaram się popracować nad sobą, żeby zanadto nie zludzieć – zapewnił solennie. – Będę leżał i ze stoickim spokojem pozwalał przepływać przez siebie rzeczywistości. Za chwilę, jak tylko uporam się z tą cholerną pchłą.