Sylwestrowy bohater
Bobik rzadko widywał Labradorkę tak podenerwowaną. Trzęsącymi się łapami, ze łzami w ślepiach, próbowała przewlec swoje legowisko pod ludzkie łóżko.
– Pomóż mi! – szczeknęła. – Ciągnij z drugiej strony.
– Proszę bardzo – zgodził się szarmancko Bobik, złapał w zęby przeciwległy brzeg materaca, wspólnie z sąsiadką przetaszczył go na wskazane miejsce i zadał nieodzowne w tej sytuacji pytanie.
– Możesz mi powiedzieć, co tu się dzieje?
– Jak to, nie wiesz, jaka dziś data? – jęknęła Labradorka, otrzepując się z obrzydzeniem, jak po kąpieli w błotnistym stawie. – Sądny dzień dla psów! Wrzaski, łomot, decybele i najgorsze ze wszystkiego – strzelanina do późnej nocy. Sama nie wiem, jak ja to co roku wytrzymuję.
– Z trudem? – podsunął Bobik uprzejmie.
– To bardzo łagodnie zaszczekane. Ja tego właściwie w ogóle nie wytrzymuję. Umieram z przerażenia. Huk i strzały to może dobre dla psów myśliwskich, ale na pewno nie dla domowych.
– A ja się nic a nic nie boję – obwieścił buńczucznie Bobik i merdnął kilka razy ogonem, żeby dać widomy znak swojej nieustraszoności. – Co mi tam wystrzały!
Labradorka chyba po raz pierwszy w życiu spojrzała na niego z podziwem.
– Serio? – spytała na wszelki wypadek, w gruncie rzeczy wiedząc z góry, jaka będzie odpowiedź.
– Jasne, że serio – napuszył się Bobik. – Ani na chwilę pod łóżko nie wlezę, tylko cały czas będę leżał na fotelu. Albo nawet wyjdę do ogrodu i obszczekam te całe starłorsy, które ludzie będą puszczać. Pokażę tym puszczalskim, co to psi honor.
Podziw Labradorki zaczął sięgać niebotycznych wyżyn.
– Bobik, ja cię dotąd nie znałam od tej strony – szepnęła z zawstydzeniem. – Jesteś prawdziwym bohaterem. Wielkim Psem! Jutro powiem o tym wszystkim psom w okolicy, jeżeli tylko przeżyję tę noc.
Przerwała na moment, zawahała się, po czym poprosiła nieśmiało i żałośnie.
– Słuchaj, czy nie mógłbyś zostać dziś tu, u mnie i trzymać mnie za łapę? Z kimś tak odważnym na pewno łatwiej by mi było znieść to pandemonium. Będziesz miał oczywiście nieograniczony dostęp do moich zapasów pasztetówki.
– Ależ oczywiście – odparł z prostotą Wielkiego Psa szczeniak, usiłując nie oblizywać się zbyt ostentacyjnie. Zgodnie z jego przypuszczeniami, bycie bohaterem miało niezaprzeczalne zalety. Tak samo zresztą jak posiadanie kłapciatych uszu, spod których nie widać stoperów. Może mało bohaterskich, ale za to stuprocentowo pewnych.
Zaraz, zaraz, ale mówiliśmy o zbiorze ludzi złych, czy o zbiorze ludzi? Gdyby było powiedziane „Fritzl jest kwintesencją (najtypowszym reprezentantem) ludzi złych”, nikt by chyba nie zgłaszał uwag. Ale sformułowanie brzmiało „jest kwintesencją ludzkości (czyli wszystich ludzi, złych i dobrych)”. Jeżeli zły Fritzl jest jej najbardziej typowym reprezentantem, to można z tego wyciągnąć kolejny wniosek – najbardziej typowymi reprezentantami ludzkości są ludzie źli (nie dobrzy), ergo – kwintesencją ludzkości jest zło (nie dobro). Czyli wracamy do puntu wyjścia. 😉
Moje rozumowanie nieco wyżej jest takie:
“Fritzl jest kwintesencją (najtypowszym reprezentantem) ludzi złych”.
🙂
Nie, moja empiryczna dusza wzdraga się przed używaniem zbyt wielu hipostaz… „zło (nie dobro)”. Mówmy o ludziach i ich cechach.
Myślałem, że zboczyliśmy na teren logiki mniej czy bardziej formalnej, oddalając się na chwilę od realnych ludzi i ich cech. 🙂
Ze sformułowaniem przejrzanym i poprawionym, czyli „Fritzl jest kwintesencją ludzi złych” mogę zgodzić się bez najmniejszych protestów i chyba nie tylko ja. 🙂
Ale to jest logika teoriozbiorowa!
Oczywiście pozostaje teraz kwestia, czy każdy człowiek jest zły 🙂 Jakby wielu rozmówców mówiło, że owszem, choćby i potencjalnie, a wtedy…
Przy okazji socjobiolodzy chyba nie zgodziliby ze stwierdzeniem ostrym, że kultura ludzka jest diametralnie odmienna od zwierzęcej organizacji życia. Np. altruistyczne zachowania występują. Jak na razie jedynym wyróżnikiem wydaje się być to, że ludzie to takie zwierzęta, które potrafią bez powodu (korzyści biologicznych) wyrządzać krzywdę innym zwierzętom (co i ludzi obejmuje). A wtedy…
🙂
Co się porobiło? 😯 Normalnie to ja jestem pierwszy, który gardłuje za nieostrością granicy między światem ludzkim i zwierzęcym, a tu nagle widzę, że dałem się Tadeuszowi wyprzedzić. 😈
Zaczęły mi teraz latać po głowie różne myśli o świadomości, o ilości przechodzącej w jakość, o tym, że osobnik dorosły może się dość zasadniczo różnić od larwy, czyli stadium rozwinięte od wczesnego, ale jak zacznę teraz te wszystkie myśli łapać za ogony i prosić, żeby się sformowały, to całkowicie zaniedbam Agę Kwintesencję, bo międzyczasu na wszystko nie starcza. Tak że chyba na razie nie będę łapał, bo sam jestem ciekaw, co się dalej stanie w tym Tokio. 😉
Bobiku, ja się zastanawiam, czy ta tokijska opowieść to nie jest wróżba. Do dzisiaj trapił mnie jeden horror: że Piotr Anderszewski nie wróci do gry po tym okropnie długim urlopie. Dzisiaj doszło mi mniejsze zmartwienie: a jak wróci, ale przez kilka pierwszych miesięcy będzie grał poza Europą, a ja się za późno dowiem i wiz sobie nie załatwię na czas? To uważasz, że Tokio?
Tadeuszu, first things first – co z plejerem? Mało jest rzeczy ważniejszych, niż działający plejer. 😉
Ago, u mnie Kaizen jednak trochę działa, tak samo jak Lean, QuickWin, Eureka & Co., dlatego podsuwam: nie myśl o jakichśtam wizach na ten czy inny kraj, załatw sobie w tym czasie paszport dyplomatyczny, będziesz mogła fruuuu gdziekolwiej od razu ;]
Fomo, genialny pomysł! Ale… czy osoby obdarzone paszportem dyplomatycznym nie cierpią przypadkiem na chroniczne ataki wyższej konieczności i racji stanu, które nie pozwalają im fruuuuwać wg woli? A nawet ❓
Grubawy jeszcze przez jakiś czas kiwał się na barowym stołku, ale w końcu, zobaczywszy, że opowieści o Kaziu nie wzbudzają ogólnej ekscytacji, zapłacił i skierował się do wyjścia. Kwintesencja chwyciła torebkę i zaczęła dyskretnie przeciskać się przez tłum, ciągnąc za sobą smugę kwiatowego zapachu.
– Psiakrew, ta kwiatowość mnie zdradza – pomyślała z niepokojem i sięgnęła do torebki po flakonik perfum marki Bobique. Wystarczyło jedno przyciśnięcie spryskiwacza, żeby otoczyła ją woń psa zmoczonego deszczem, pomieszana z intensywną nutą pasztetówki. Drugie pryśnięcie, tym razem czarnym sprayem po włosach, dopełniło przeobrażenia. Opadła na cztery nogi i szczeknęła. Tak, świetnie jej to wychodziło. Teraz już nikt nie wziąłby jej za Kwintesencję ludzkości.
Wybiegła na ulicę, węsząc za Grubawym. Wyczuła go bez trudu za nieodległym zakrętem. Popędziła w tamtym kierunku, czując tuż za sobą wyrazistą smugę zapachu whisky. Dorzecze-san, pozbawiony poprzednich postanowień, podjął nowe postanowienie trzymania się Agi jak rzep ogona.
w tym rzecz, żeby tylko paszport, ale bez obowiązków 💡
Bobiku, ja cały czas za zwierzętami… ostatecznie też jestem jednym z nich 🙂
Tu zdradzę największy komplement jaki mnie w życiu spotkał. Kiedyś pracowałem z byłymi pracownikami zoo (wrocławskiego, odeszli jak Gucwińscy nastali…). I jeden mi powiedział, że ja mógłbym pracować w zoo, bo mi zwierzęta ufają. O.
Ago. Masz rację. Upiłem się swoją rozrzutnością i poszedłem i kupiłem. Przetwornik…. Wszystko przez Ciebie! 😉
Taki problem mały polega na tym, że ja mam sprzęt tzw. hi-end, ale kupiony używany 🙂 A teraz nic nie ma używanego, więc kupiłem nieużywany. I to było bolesne….
Tak więc mam takie małe cóś, pewnie jak się przeliczy na brylanty to wychodzi drożej jednostka masy 🙁
Teraz czekam aż się dostosuje do temperatury, a także moje skołatane serce, i włączę…. co prawda już słuchałem, ale przez słuchawki w sklepie. Inaczej nie ma bazy porównawczej.
Aha, no i jeszcze pozostaje się upić nierozrzutnością!
Wobec tego otworzył Rzepę i zaczął czytać o ogonach. Doszło do niego, że w Polsce już nie wolno ogonów ani uszu. Aż omdlał. Myślał, że to ogony i uszy doszły do niego, a to był zapach Kwintesencji!
Bieg za Grubawym nie wymagał szczególnej kondycji. Prawdziwa trudność była w tym, jak wyciągnąć od niego adres Kazia. Kwintesencja rozmyślała nad tym przez chwilę, aż nagle z rozmachem puknęła się w czoło. Dorzecze-san, ze swą wygładzoną korą mózgową, idealnie nadawał się do odegrania roli urzędnika państwowego. Brak policyjnego munduru nie był poważną przeszkodą, Grubawy wypił wystarczająco dużo, żeby widzieć nawet to, czego nie widział.
Zaszeptała coś do ucha Dorzecze-sanowi, który kiwnął parę razy głową, po czym podszedł do Grubawego i zażądał służbiście:
– Obewatelu, dokumenciki poproszę!
Spłoszony Grubawy wyciągnął portfel z wewnętrznej kieszeni kraciastej marynarki, podał Dorzecze-sanowi i jęknął przymilnie.
– Panie władzo, jak Cesarza kocham, nic złego nie zrobiłem.
– To się jeszcze okaże, Grubawy-san – obwieścił ponuro rzekomy przedstawiciel władzy i zaczął przeglądać papiery oraz karty kredytowe wypełniające portfel. Nagle wyciągnął spośród nich złożoną we czworo kartkę, pomachał nią Grubawemu przed nosem i podstępnie, z zaskoczenia, zadał nieoczekiwane pytanie:
– A ten wasz kuzyn, Kazio, to mieszka gdzie?
– A tam, o, w tamtym domu, na drugim piętrze – pokazał usłużnie Grubawy i ośmielając się nieco pogłaskał Agę.
– Uwaga, może ugryźć – ostrzegł go Dorzecze-san, oddając mu portfel. Nie miał ochoty, żeby ktokolwiek poza nim samym dotykał Kwintesencji.
Grubawy uśmiechnął się głupio i nieadekwatnie. Dorzecze -san przykleił się znowu do ogona Agi i razem zniknęli w mroku nocy spowijającej tamten dom.
Wiem! Kontaktowy Kazio, wielbiciel Brahmsa i Haydna, kupi Kwintesencji bilet na tokijski koncert Maestra! 🙂
Tadeuszu, no właśnie też chcę spróbować kupić sprzęt używany. With a little help from my audiophilistic friends, bo jakoś sobie siebie nie wyobrażam na audiofilskich forach. 🙄 Sprzęt ma być firmy Arcam, kolumny Audio Physic Tempo ileś tam, kabelki też jakieś nazwy mają, ale nie pamiętam. Szaleństwo.
Ago, ja może pokontynuuję na priva 😉 czyli emailem. Nie wiem czy to wszystkich interesuje…
Ach, Gould, Wariacje goldbergowskie, Salzburg…. absolutnie boskie. Nawet nie sapie 🙂
Piec zaniedban i spraw odlozonyc na potem zostalo skerslonych z czarnej listy!!!!!!!! Good girl, H.!
Jaka ulga.
Niestety jeszcze troche spraw zostalo i jutro sporzadzimy nowa liste.
Dzis wreszcie po osiemnastu latach uznano winnymi dwie pierwsze osoby z bialego gangu, zamieszane w zabojstwo czarnego osiemnastlatka, Stephena Lawrence’a. Sprawa ta, ktora nie umilkla przez wszystie te lata dzieki w duzej mierze kampanii prowadzonej przez rodzicow zamordowanego ucznia szkoly sredniej, bardzo odmienilo to spolecznstwo, doprowadzila do gruntownych zmian w postepowaniu i szkoleniu policji , do znaczacego wyeliminowania instytucjonalnego rasizmu w szeregach policji i do zmiany prawa.
To wielkie zwyciestwo panstwa prawa i spoleczensta obywatelskiego. Wielkie. Pomimo poczatkowych porazek i niekompetencji sil porzadkowych.
Dobrze, ze ta sprawa sie zakonczyla, Heleno. Bardzo sie z tego ciesze, choc oczywiscie to jest proces, i nigdy nie mozna do konca spoczac na laurach. Ale zmiany i przemyslenia sa rzeczywiscie spore. Szkoda mi tylko, ze ta pozytywna klamra akurat zbiegla sie z tragiczna smiercia Anuja Bidve. Mam nadzieje, ze i ta sprawa chociaz pomoze w dalszych przemysleniach i zmianach w tym samym pozytywnym kierunku, zeby i ta bezsensowna smierc mlodego czlowieka nie poszla na marne – jesli juz sie zdarzyla, czego zmienic juz przeciez nie mozna…
A poza tym, widze, ze nie ja jedna zabralam sie energicznie za skreslanie spraw do zalatwienia z dlugiej (niestety!) listy. Ale to nic w porownaniu z jednym z sasiadow, ktory juz 1 stycznia stal na podjezdzie do domu trzepiac wycieraczki. Bardzo energicznie, oczywiscie. 😉
Ja cie.. i Cie… kwartety Haydna… to jest to jest… cztery razyto po pisalem. To jesst.. nirwana… ,,, ,,,,
Heleno, a co z żakietem od Marksa i Spencera?
Ufff!!! Podobno człowiek całe życie się uczy a głupi umiera. Jeżeli o mnie chodzi, to jest to święta prawda 👿
Chciałam być „dobra” dla studentów, ha, ha 😯
Zgodziłam się żeby sami wybrali termin egzaminu, po uzgodnieniu między sobą. Podałam trzy możliwości 🙄
Wybrali … czwartą, prosząc o zrozumienie i akceptację 👿
W kompleksy mnie wpędzacie. 🙁 Mnie się dziś żadnej sprawy nie udało załatwić. :-(Choć nie powiem, żebym nie próbował. 🙁 🙁
doczytam jutro 🙂
tylko przeprosze za przerwe w dostawie Blog Bobika w koncowce 2011, tak machalem bigosowa chochla i szklanka z toastem, ze nacisnalem guzik jakis i … bec.. dum… rum…. chrum….. 8)
taxi, 20 minut po ustalonym czasie, pociag….. w sina dal 😀
rysiu na szczecinskim dworcu glownym 90 minut czeka, na zewnatrz ulewa z wiadra, w „barach” podobno jedzenie – dobry poczatek na nowy rok 🙂 😀
http://www.youtube.com/watch?v=5UuWZ_5bOYE&feature=results_video&playnext=1&list=PLAE5D7E2EE95655F5
Nacht Bobikowo
Rysiu,
wyrazy 🙁
Doczytałam kwestie blogowofinansowe. Chętna, ale znająca swoje miejsce w szyku, podporządkowująca się władzy PSOletariatu, melduję swoją gotowośc do usług 😎
Piękna, obiecująca i intrygująca opowieść o Kwintesencji. Zastanawiam się czy nie powinnam znielubić Agi. Z zawiści. Też bym chciała być heroinią. Chwilowo jednak jestem zbyt zmęczona na jakiekolwiek silniejsze emocje 😉
Jotko, dziekuje 🙂 (szczecinski glowny to temat sam w sobie)
Mar-Jo, czytalas?
http://www.sueddeutsche.de/politik/affaere-um-den-bundespraesidenten-warum-die-geht-mich-nichts-an-kanzlerin-handeln-muss-1.1249924
co jeszcze ukrywa sie za bezplciowym usmiechem?
To znaczy, że bigos nam blog załatwił? 😯
No, niech ja tego bigosa w zęby złapię! 👿
O Kwintesencji będzie dalej, obiecuję, ale mnie chwilowo dopadły różne inne rzeczy, więc muszę zwolnić tempo. 😉
Jotko, nic straconego. Na pewno jeszcze niejedna blogopowieść będzie, więc masz spore szanse załapać się na heroinę. 😆
Jotko, ja nie jestem heroinią, tylko postacią komiczną. 😉 W tej opowieści, bo w realu, to trzeba przez bardzo mocne okulary patrzeć, żeby mnie w ogóle zauważyć. Bobiku, Rysiu, mężni bądźcie. Ja bym nie umiała i skończyłoby się na pocieszaniu się czekoladą, ale Wy z pewnością jesteście mocniejsi. Bobikowi, np., pocieszanie się czekoladą przez myśl by nawet nie przeszło. 😉
Czuję się pocieszona i ukojona, co mi pozwala iść w spokoju do łóżka. Dobranoc 😆
Czekoladą to mógłbym się ewentualnie umartwiać. 🙄
Dla mnie Wulff, a wcześniej zu Guttenberg, oszukańcze banki i inne firmy, gwałtowny wzrost nierówności i wiele innych rzeczy, to są wierzchołki tej samej góry lodowej, czyli przekonywania ludzi przez ileś ostatnich lat, że liczy się tylko zysk i sukces, a takie pojęcia jak etyka, przyzwoitość, altruizm, kultura czy zasady, są w dążeniu do zysku i sukcesu tylko zbędnym balastem. To przekonywanie było bardziej lub mniej subtelne, ale na każdym kroku widziałem jego przejawy. Tylko że to jest ogromny temat, którego nie zdołam teraz rozwinąć.
Ago, nie przesadzasz z tą niezauważalnością?
Mieszkanie Kontaktowego Kazia odnaleźli łatwo, po zapachu bigosu, który egzotycznie wił się między sukiyaki, tempurą i smażonymi wodorostami. Kwintesencja nacisnęła dzwonek, a kiedy jakaś ziewająca kobieta otwarła drzwi, przepchnęła się obok niej – zastygłej w zdumieniu – i jak burza ruszyła w stronę pokoju, z którego dochodziły znajome jej skądinąd dźwięki. Teraz już nie miała wątpliwości, że Kontaktowy Kazio musi w jakiś niejasny sposób być powiązany z jej Misją.
– Gdzie jest Maestro? – krzyknęła, półżywa z napięcia.
Kontaktowy Kazio uśmiechnął się jakoś sennie i przeciągnął jak kot.
– Maestra tu nie ma – wyjaśnił łagodnie. – To tylko nagranie. Ale wiem, jak go odnaleźć. Jest tu, w Tokio, tylko ukrywa się przed ludźmi Korporacji.
Dorzecze-san, któremu wskutek jak na niego długiej, półgodzinnej przerwy w piciu, ponownie zaczęła się fałdować kora mózgowa, popatrzył na niego ostrzegawczo.
– Chodzą słuchy, że specjalnym wysłannikiem Korporacji może być kobieta… – zaczął ostrożnie i zawiesił głos z nadzieją, że reszta zostanie zrozumiana bez słów.
Kazio machnął ręką.
– Aga jest podwójną agentką – wyjaśnił. – Korporacja ma do niej zaufanie i uważa ją za swoją, ale w rzeczywistości pracuje ona dla ZSPTCT. Zespolonych Sił Popierania Tego Co Trzeba. Możemy bez obaw złożyć w jej ręce życie Maestra. Już ona go z tych rąk nie wypuści.
Dorzecze-san odetchnął z ulgą i pytająco spojrzał na barek, gdzie na poczesnym miejscu dostrzegł wysmukły kształt butelki prawie pełnej Glenfiddicha. Kontaktowy Kazio łaskawie skinął głową.
– Odkąd muzyka złagodziła mi obyczaje – wyjaśnił – pozwalam się napić każdemu. Nie mogę patrzeć na ludzkie cierpienie. Wprawdzie generuje to duże koszty, ale jakąż daje satysfakcję moralną.
Dorzecze-san szybkim haustem wychylił potrójną porcję Glenfiddicha i rzucił najbardziej przydatne dla rozwoju akcji hasło:
– Idziemy!
Aktualnie jestem Kwintesencją, tylko nie wiem czego.
Wyjechali moi goście…
Irku, ostrzeż Lublin, wracają na memłon!
Chyba sformułuję takie prawo fizyczno-fizjologiczne: im milsi goście po im dłuższym pobycie wyjeżdżają, tym bardziej schetany pozostaje gospodarz/gospodyni, niepotrzebne skreślić.
Niebawem odzyszczę sprawność umysłu, jak mniemam.
To prawo wydaje mi się nader prawodopodobne. I niejednokrotnie potwierdzone eksperymentalnie, również przeze mnie.
Może zresztą nie jestem Kwintesencją, tylko Egzemplifikacją.
O ile nie zwyczajną Egzemą, ale ten wariant odrzucam ze wstrętem.
Jak nie jesteś Elektryfikacją, Nisiu, to już jest dobrze. 😎
No, może trochę, fomo. Jak jest coś do zrobienia, to staję się nagle hiperwidzialna. 😆 😆 😆 Żałośnie to zabrzmiało, z tą niezauważalnością, a wcale nie jestem w żałośliwym nastroju. Ja się chyba przestraszyłam, że Jotka mnie znielubi i postarałam się wtopić w tło. 😉 Wystarczy, że nie lubią mnie koledzy z Działu Sprzedaży. 🙁 Taki już los analityka, a zwłaszcza corporacji – czyli racji ucieleśnionej. 😎
O, właśnie! Egzemplifikacja też śliczna. 🙂
Agentka ZSPTCT!!! No, teraz to mnie dopiero Bobik awansował! Żebym tylko z dumy nie pękła przed zakończeniem tej historii. Ja się łatwo nadumam. 😉
Potrzebny mi teraz na moment, do epizodu, Bardzo Czarny Charakter. Ago, którego działu albo kolegi Ty najbardziej nie lubisz? 😎
Trudno, nie doczekałem się odpowiedzi, więc musiałem zdecydować sam. Wrzucam ostatni na dziś odcinek, bo akurat nastąpił taki moment, że dobrze będzie zostawić publiczność w pełnym napięcia oczekiwaniu. 😉
Po rozświetlonych, pełnych barów i salonów gier ulicach tokijskiego centrum, weszli w ciemne, zaspane zaułki przedmieść. Dorzecze-san, wzmocniony obfitą dawką życiodajnego eliksiru, rwał przed siebie jak dziki mustang. Kwintesencja z Kaziem ledwo mogli nadążyć za jego górnym pędem. W końcu porozumiewaczy gwizd Kazia zatrzymał ich przed odrapanym, brzydkim budynkiem. Wśród nocnej ciszy bardzo wyraźnie rochodził się jęk dobiegający z jego piwnic.
– Oj, niedobrze! – zmartwił się Kontaktowy Kazio. – To tu właśnie ukrywa się Maestro.
Dorzecze-san jednym celnym kopnięciem wyważył pancerne drzwi rudery. Zbiegli w dół, pokonując po kilka schodów naraz i wpadli do ponurego, oświetlonego dogorywającą czterdziestką pomieszczenia. Już pierwszy rzut oka wystarczył. Ludzie Korporacji zdążyli przed nimi. Maestro siedział przywiązany do krzesła, z wykrzywioną boleśnie twarzą. Dyrektor ekonomiczny Korporacji trzymał mu nóż na gardle, szef Działu Sprzedaży sączył do ucha jad z Mandaryny, a Główny Specjalista d/s Marketingu z beznamiętnym spojrzeniem zaciskał wokół głowy torturowanego heavymetalową obręcz. Za plecami Maestra młody, ambitny pracownik Korporacji grał balladę Chopina na pile.
– Po moim trupie! – zawyła Kwintesencja i z całą siłą odzyskanej nagle kwiatowej zwiewności runęła na oprawców.
No, jest takich 2 czy 3. 😳 Krótka charakterystyka pewnego wyjątkowo nieudanego egzemplarza:
Holender, obibok, a jak już coś zrobi, to bardzo ciężko to naprawić, 🙄 nie zatrudnia w swoim zespole kobiet, żeby go nie dekoncentrowały, 👿 nieumiarkowanie… zabawowy, nieprzyjemnie śliski. Nada się?
Spóźniłam się przez domowe robótki. 🙁 Nie szkodzi, Bobik sobie poradził. 🙂 A Holender nie zasługuje na uwiecznienie. 😈 Dobranoc.
Witam 🙂 Lublin ostrzeżony. Rzeczywiście jakoś dziwnie cicho było tu o zmierzchu 😈
Ago,
a gdzież ja bym Cię mogła znielubić! 😯
To był tylko pokrętny komunikat pod adresem Bobika: jaaaa teeeeż, jaaaaa teeeeeeeż chcę być geroinią, (plus usteczka w podkówkę i tupanie nóżką dla wzmocnienia efektu) 😉
Bobik, który nie takie numery widział, w lot pojął o co biega i czem prędzej mojego wewnętrznego bachora uspokoił 😆
I wszystko gra! Do następnego razu 😉
A co to znaczy „schetany”?
Miłego dnia Koszyczku 🙂
Dzień dobry 🙂
Ciężkie dobudzanie dziś mam. Niby siedzę, niby chodzę, niby szczekam, ale tak naprawdę dalej śpię. Czy mógłbym jakąś dobrą duszę uprzejmie poprosić o danie mi takiego kopa, żeym nareszcie doszedł do siebie i chociaż przez chwilę tam pozostał? 🙄
„Schetany” to niemal dokładnie to samo, co „złachany”. 😈
wybacz Bobiku, ale nie. po dobrym kopie możesz przelecieć nad miejscem do którego chciałeś dojść i znaleźć się w miejscu jeszcze gorszym niż obecnie. takiej odpowiedzialności nie podejmie żaden szanujący się gość, a czerwonej pieczątki „zatrzymanie się do decyzji kopniętego” nie ma gdzie wstawić
Kopa!!!??? W życiu 👿
Ale dzbanek pysznej kawy, jak najbardziej 😆
Miejsce na przywalenie pieczątki mógłbym nawet znaleźć, ale z tego, co ostatnio słychać, sama taka pieczątka jeszcze niczego nie załatwia. 🙄
Trudno, zobaczę wobec tego, czy kawa będzie jakimś wyjściem. Jak pomoże, to możemy zaproponować rządowi i lekarzom, żeby też skorzystali z tego rozwiązania. 😎
Dzień dobry. 😀
Wpadam na chwilę.
Rysiu, czytam, i oczy przecieram!! Z przerażenia.
Milczenie pani Kanclerz w sprawie pupila niezrozumiałe dla mnie.
To był Jej wybór. Mógł być zupełnie inny człowiek prezydentem.
Coraz częściej myślę o wyspie bezludnej, wsi zapadłej…
PS. Wyrazy z powodu wymuszonego pobytu na dworcu. 😀
PS. Bobiku, dodzwonić się do mojej Ulubionej Poetki nie sposób.
A mnie się marzy kurna chata… 🙄
Mnie milczenie pani kanclerz w ogóle nie dziwi (co nie znaczy, że je uważam za słuszne). Wystąpi przeciw Wulffowi, to jej zaraz wyciągną „a kto go tam posadził?”. Spuścić po brzytwie w sensie stanowiska też nie bardzo go jest w stanie, bo prezydent praktycznie może tylko sam ustąpić, albo zostać odwołany przez Bundesrat nieosiągalną w tej chwili większością głosów. No więc kanclerka milczy, bo nie wie, co ma robić.
A ten dziad ustąpić chyba wcale nie ma ochoty. 👿 On jest z tych „nowych polityków”, co nie tylko o honorze nigdy nie słyszeli, ale nawet pojęcie „polityczna kompromitacja” jest dla nich całkowicie niezrozumiałe. Odchodzą tylko jak już naprawdę nie mają żadnego, ale to żadnego sposobu, żeby trzymać się stołka.
Czekam, aż się Nisia rozejrzy, zobaczy naszą dyskusję o wydaniu książki i posłuży dobrą radą.
Ja na razie w powyższej sprawie nic nie szczekam, bo rozeznanie w rynku okazało się bardziej pracochłonne, niż przypuszczałem. Ale wcale nie odpuściłem. 😉 Tylko czasu więcej potrzebuję.
Nisi nie chciałbym stawiać w sytuacji „szantażu moralnego”, czy choćby tylko nacisku. 😉 Jak posłuży radą, to bardzo miło, ale może przecież mieć różne powody, żeby się do sprawy nie mieszać i ja to rozumiem.
Przyznaję, że trochę mnie to bawi, jak szybko los dał prztyczka w nos Prezesowi i jego marzeniom o Budapeszcie w Warszawie. 😎
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,10910214,_Financial_Times__o_sytuacji_na_Wegrzech__mial_miejsce.html?lokale=wroclaw
Choć tak naprawdę wcale zabawna nie jest myśl, że gdyby ten wariat jednak został wybrany, bez wątpienia mielibyśmy jakąś odmianę Budapesztu. 🙄
” schetany” nie mylić ze schetynówką ❗
To ostatnie od G. Schetyny – drogi gminne budowane z rządowego programu b. wicepremiera
Marzeniem każdego wójta to załapać się na schetynówkę 😀
O, to prawie jak sławojki. 😆
To ja też nie chcę wywierać nacisków, bo rozumiem złożoność sytuacji, tylko zwracam uwagę na dyskusję, bo może zostać przeoczona.
Nawet mi głupio, że tak się Nisi uczepiłam, ale jest tyle czasu na rynku literackim i wydawniczym, że zna wszelkie problemy i firmy z nim związane i może podpowiedzieć coś niekoniecznie publicznie. 🙂
Muszę w teren, ale żebyście się zanadto nie nudzili 😉 zostawiam dokończenie tokijskiej historii. Myślę, że Aga będzie usatysfakcjonowana. 🙂
Po pierwszym zaskoczeniu, spowodowanym tym, co uważali za zdradę Kwintesencji, ludzie Korporacji zwarli szyki i zaatakowali koncertem fortepianowym Mozarta w niewłaściwej tonacji. Trzeba przyznać, że szło im to bardzo sprawnie, wszak nieczysta gra była ich chlebem codziennym. Ale Aga znała wszystkie ich chwyty. Bez trudu załatwiła szefa Działu Sprzedaży bachnięciem, którego nie powstydziłby się sam Maestro. Potem, niesiona furią, rąbnęła ostrym prokofiewem w pierś Głównego Specjalisty d/s Marketingu i położyła trupem Dyrektora Ekonomicznego strzałem z janaczka. Młody, ambitny pracownik Korporacji próbował uciec, porzucając piłę, ale Dorzecze-san dopadł go na schodach i rozłożył długim, starannie wycelowanym beciem. Nad krwawym pobojowiskiem górował teraz przywiązany do krzesła, coraz triumfalniej jęczący Maestro. Aga przypadła do niego i rymnęła na kolana.
– Mistrzu, ran twoich niegodnam całować! – wyrzęziła z nadludzkim wzruszeniem.
Kontaktowy Kazio, mimo częstych kontaktów z Brahmsem, nie był pozbawiony zmysłu praktycznego. Wyjął z kieszeni finkę i rozciął więzy krępujące Maestra. Przetarł mu rąbkiem swetra pokryte zaskorupiałym jadem z Mandaryny ucho i poklepał pocieszająco po plecach.
– No, teraz już będą z pana ludzie – zapewnił pogodnie. – Już my o to zadbamy. I nie będzie się pan musiał ukrywać, bo z tamtymi koniec.
Maestro powoli odzyskiwał siły. Wstał z krzesła, przespacerował się do schodów i z powrotem, po czym zagrał w powietrzu kilka niewidzialnych akordów. A potem uznał, że już pora na zwyczajowe uprzejmości.
– Kwintesencjo, jak mógłbym ci się odwdzięczyć? – zwrócił się z powagą do Agi, która zachwiała się z wrażenia i wyszeptała:
– Mistrzu, może jakiś koncert…
Maestro pokiwał posępnie głową. Właściwie mógł się spodziewać takiego końca sprawy. Ale cóż, w tej sytuacji nie wypadało mu odmówić.
– W porządku – zawiadomił. – Za rok. W Jerozolimie. Może być?
Aga tylko westchnęła, niemal miłośnie i Dorzecze-san pojął, że musi pożegnać się z wszelkimi marzeniami o wspólnym nalewaniu esencji podczas ceremonii herbacianej. Kwintesencja już ulatywała duchem w stronę Jerozolimy, a jemu pozostało tylko udanie się na kolejną, samotną whisky w pubie Notonara.
Yes, yes, yes! 🙂 Najpierw Tokio, potem Jerozolima – ani tu, ani tu mnie jeszcze nie było 🙂 Może ostatnia scena jest trochę nierealistyczna, ale w moją prawdziwą odpowiedź na pytanie Jak mógłbym ci się odwdzięczyć? i tak by nikt nie uwierzył. 🙄 Rozpracowałeś i podsumowałeś mnie Bobiku koncertowo. 😉
Marzenia prezesa o Chinach, z humanistycznego punktu widzenia od początku niestosowne, z gospodarczego punktu czerpania też coraz gorzej zaczynają wyglądać.
http://biznes.onet.pl/miedzy-pieniedzmi-a-przemoca,18491,4980676,1,prasa-detal
A pobita w polu korporacja pozbierała się i po koniecznej reorganizacji została przejęta przez inną korporację. Z izraelskim kapitałem…
The End
Aga Kwintesencja powróci w historii: Fuzja, nowe otwarcie.
Zmarl Skvorecky
http://arts.nationalpost.com/2012/01/03/the-life-of-josef-skvorecky-a-testament-to-the-power-of-the-written-word-the-futility-of-censorship/
„ARD und ZDF strahlen das Interview mit Christian Wulff um 20.15 Uhr zeitgleich aus”.
Łaskawca, raczy dzisiaj zabrać głos!
Addendum korporacyjne fomy 😆
Ojejku! Widzieliscie to?
http://wyborcza.pl/1,75400,10912132,Zycie_w_kilkuset_st__C__tysiace_metrow_pod_pow__oceanu.html
😯 😯 😯
Nie rozumiem o czym mówi frakcja niemiecka. Znowu opcja gnębi polskojęzycznych 👿
Heleno,
fantastyczne 😯
Bobiku,
czy o mnie napiszesz równie piękną opowieść? 🙄
Gdzie jest haneczka? 🙄
Haneczka miała dobiec do siebie, ale widocznie to był maraton i na ostatnich kilometrach nie dało się zbyt szybko. 🙁
Niesamowita ta linka od Heleny. A najdziwniejsze dla mnie chyba to, że w warunkach beztlenowych i bezsłonecznych, czyli właściwie jak z innej planety, rozwijają się organizmy tak podobne do tych znanych nam skądinąd.
Może jednak nie da się wykluczyć, że gdzieś tam w kosmosie żyją sobie istoty całkiem przypominające nas, psów? 😯
Jotko, żebyż to autor mógł z góry założyć, że każda opowieść tak samo dobrze mu wyjdzie… 🙄
Na szczęście nie musi zakładać też, że każda wyjdzie mu równie źle. 😎
Ale w ramach pocieszenia, póki jeszcze nie jesteś heroiną, podrzucam Ci artykuł zastępczy. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=pJyQpAiMXkg&feature=related
Autorom polecałbym zresztą, żeby zawsze mieli na podorędziu fomę. Wtedy przynajmniej zakończenie będzie genialne. 😈
Bobiku, mam nadzieję, że niefart wczorajszy nie przelazł na dzisiaj i wyprawa w teren nie była wyprawą na marne. Uśmiechnąwszy się heroinicznie 🙂 wracam do obowiązków służbowych. 🙁
Super zdjęcie:
http://www.dpreview.com/challenges/DownloadOriginal.aspx?id=553154
W okolicach są też niezłe (a także kicze…).
Grajek jest super :ok: 😆
Ehem… miało być „ok”, a wyszło niedwuznacznie….
Kokaina? OK, póki co, zadowolę się kokainą 😉
Żeby nie było, że Niemcy nawet po zwróceniu im uwagi nie przestają bić – w naszych wyrzekaniach chodzi o prezydenta Germanii, Christiana Wulffa, któremu wyciągnięto ostatnio różne źle pachnące – a co najgorsze, zatajane przed opinią publiczną i organami państwowymi – powiązania z biznesem. Na przykład prywatny, bardzo nisko oprocentowany kredyt na dom od biznesowych przyjaciół, wakacje spędzane (za friko, a jakże) w pewnych posiadłościach i różne tam takie.
Jakby tego było mało, zahaczony o sprawę prezydent najpierw ją bagatelizował, potem – wyraźnie przymuszony rozmiarami afery – wypowiedział się w duchu „no tak, nie powinienem był tego zatajać”, ale nie było widać po nim rzeczywistej skruchy, a potem się zaczęła odsłona druga. Wulff dowiedział się, że Bild miał zamiar opublikować kolejne rewelacje na jego temat, zadzwonił więc (nawet kilka razy) do gazety z pogróżkami w tonie „spróbujcie wydrukować, to ja was załatwię”. Tu oczywiście afera nabrała przyspieszenia, bo atak na wolność prasy jest w Germanii Bardzo Źle Widziany.
Równie źle odbierają Niemcy odbieranie godności i dostojeństwa urzędowi prezydenckiemu, bo tu ustalił się taki podział pracy – kanclerz jest od konkretów i doraźnej polityki, więc zrozumiałe, że czasem musi wdeptywać w jakieś błota, ale za to mamy stojącego praktycznie poza bieżącą polityką prezydenta, który ma reprezentować Wielkość, Majestat, Historyczną Perspektywę i inne Wielkie Słowa. Zrozumiałe więc, że jak prezydent się unurza, to ma mu się szczególnie za złe.
Kanclerka Merkel zrobiła duży błąd, forsując na to stanowisko swojego kandydata, który od początku nie dawał gwarancji, że tym Wielkim Słowom potrafi sprostać. Ale że aż tak da ciała, na pewno nie mogła się spodziewać. Niemniej jednak może ona dużo stracić na tym, że i teraz od swojego pupila nie umie/nie chce się odciąć.
No i jak zwykle – takie historie prowokują społeczną dyskusję o klasie politycznej demokracji, informacji, kwintesencji i egzemplifikacji. Co właśnie się u nas dzieje.
Chciałem obejrzeć te zdjęcia w okolicy, ale nie wiem, o jaką głowę skrócić linkę. 🙁 Zrobiłem kilka podejść i wciąż mi gada, że nie może znaleźć strony.
Hmmm.
A to?
http://masters.galleries.dpreview.com.s3.amazonaws.com/CAE39E986A8A4B789A8CBE87EAB999EC.jpg?AWSAccessKeyId=14Y3MT0G2J4Y72K3ZXR2&Expires=1325701316&Signature=PPwPI46Iq6QzgDXpi9eieu1UHJE%3d
Albo wejść od tego:
dpreview.com
i jest na początku ogłoszenie wyniku konkursu.
No ja o prezydencie poczytałem w gazetach niemieckich (po angielsku 🙂 ).
Tych konkursów to tam jest od groma i jakoś nie umiem trafić na właściwy. 😳
Ale za to bez najmniejszego trudu trafiłem na wyniki konkursu pt. Dogs at Work. 🙂
„Der deutsche Bundespräsident übt, so steht es im Grundgesetz, das Gnadenrecht aus. Christian Wulff ist der erste in diesem Amt, der sich selbst begnadigt”. 😉
Bardzo elastyczny prezydent!
Bobiku, nie przejmuj się, tych zdjęć tyle na świecie…
Bobiku, e-listonosz stuka.
piekny most, cudny snieg, samotny rowerzysta w ciszy
a za oknem wiatr wieje 🙂 zima 2012 w berlinie 😀
To Tadeusz aż do Berlina na tym rowerze się zapędził? 😯
I skąd w Berlinie śnieg? Przecież ponoć w całej Europie zimy nie ma i nawet niedźwiedzie spać nie mogą. 🙄
prezydent /moj/ powoli wzbudza litosc
powinien odejsc
z tym sniegiem to tak jak z prawda prezydenta Wulffa-czekamy i nie ma 🙄
Tu jest ten konkurs Tadeusza:
http://www.dpreview.com/challenges/Challenge.aspx?ID=5911
Bobiku,
dzięki za oświecenie w temacie prezydent …
mt7,
cudne te zdjęcia …
Dobranoc Koszyczku 🙂
Nie, Bobiku, jeszcze nie! Chociaż to całkiem niezły pomysł, to tylko 350 km. 🙂 Wreszcie zobaczę jak Oder-Spree Kanal wygląda!
Grunt to dobre samopoczucie… 🙄
Er sei fest davon überzeugt, dass er das Amt durch eine Reihe von Aktivitäten wieder gestärkt habe, sagte Wulff.
A tu, dla niemieckojęzycznych, krótki, prosty i sensowny komentarz, dlaczego Wulff nie powinien zostać.
http://www.tagesschau.de/kommentar/wulff726.html
Dzięki, Siódemeczko, z przyjemnością pooglądałem. 🙂
I znalazłem tam takiego źwirza, którego z całą pewnością ni ma. 😉
http://www.dpreview.com/challenges/Entry.aspx?ID=553155&View=Results&Rows=25
Haneczka dobiegła i słaniajęcy się sapie 🙄
Fajne są te zwierzątka, których nie ma.
Mnie osobiście fascynują ptaki. Chyba im zazdroszczę, ze potrafią fruwać. Z tej przyczyny uwielbiam latać samolotem, pod warunkiem, że przy oknie.Przez całe moje życie śniło mi się, ze posiadam zdolność unoszenia się w powietrze i sterowania w przestrzeni. Zawsze w chwilach zagrożenia mogłam się wzbić w przestworza.
Teraz nie wiem, albo już mi się nie śni, albo nic nie pamiętam.
Szkoda, to była duża frajda.
Odsapnij, Hanuś, odsapnij. 😀
A mnie się śni, że spadam albo muszę skakać, fuj 👿
Zdejm buty Haneczko i biustonosz. To niesamowicie pomaga.
Mowiac o zadzroszcze, to ja sie zagapilam na te:
ttp://masters.galleries.dpreview.com.s3.amazonaws.com/DBA098C22E7C48B8986003F267FDE928.jpg?AWSAccessKeyId=14Y3MT0G2J4Y72K3ZXR2&Expires=1325716059&Signature=mSS1I7P2ZVzLJvd3c8gcJJoi2wU%3d
http://masters.galleries.dpreview.com.s3.amazonaws.com/DBA098C22E7C48B8986003F267FDE928.jpg?AWSAccessKeyId=14Y3MT0G2J4Y72K3ZXR2&Expires=1325716757&Signature=D%2bM8SWzrXmXjClo6B%2fdPQt%2fQonk%3d
Znaczy sie na te pania.
Eee, czego zazdrościć. Ja też się umiem bardzo ładnie kręcić w kółko za własnym ogonem. 😈
Latanie też mi się śni często. I co ciekawe, nie mam we śnie w ogóle lęku wysokości, choć w realu okropny.
Bobik Orlej Perci nie zaliczył? 😀
Latanie bez problemu wszystkim sie sni. Kiedy mialam 4-5 lat to powiedziano mi w domu, ze to znaczy, ze w tym momencie rosne.
I to jest prawda. Ze dwa dni temu snilo mi sie, ze latam, a jak dzis weszlam do sklepu i przymierzylam sukienke, to okazalo sie, ze wlasnie uroslam. To chyba te drozdze w panetone na sniadanie i jeszcze jakies hormony w leonidasach w sylwestra.
Kupilam jednak dwie nieco wieksze sukienki w ukochanym japonskim butiku – grzech bylo nie kupic, bo dawali prawie za darmo. A u Marksa i Spencera sliczny kaszmirowy sweterek dla Mamy – przeceniony z £98.00 na £35.00! Ja jeszcze takiej ceny za kaszmiry jako zyje nie widzialam!
Urosłam o 1 i zaraz mi spadło. Umiem się tylko kurczyć.
Heleno, wiem że pomaga 😉 Wdziałam nocne giezło 🙂
Wczoraj ostro wiało, ale dzisiaj to już łeb urywa. 😯
Choćby mnie błagali, nie wyszedłbym teraz na spacer. 🙄
Haneczko, czyżby… To Ty, w tym gieźle? 😯
http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=u&nazwa=267
Bobiku, ja 😆 jak żywa 😆
Tu nic nie urywa. Niebo gwiaździste nad nami 🙂
Dobranoc, idę postraszyć knezia 😆
U mnie jest nawet niezbyt wietrznie, ale za to dosyc mroznie, wiec takze i gwiazdziscie. A dla tych, co lubia sluchac dobrego radia w zimne wieczory i noce, podrzucam, goraco polecajac, dzisiejszy program z mojego lokalnego radia na temat Emersona, samowystarczalnosci i jego wplywu na „amerykanskosc” (czesto zdarza mi sie natknac na jej polskie, albo europejskie definicje, rzucane mimochodem, a to jest glos „z drugiej strony lustra”, taka wewnetrznej rozmowa, w ktorej w fascynujacy sposob biora udzial zwykli sluchacze).
http://onpoint.wbur.org/2012/01/04/too-much-self-reliance
Wspaniala dyskusja, Moniko. Dzieki za podrzucenie. Swietne tam macie radio. Poczytalam jeszcze troche wpisow na forum. Jest tp jednak wciaz dla mnie jakies niezwykle i gleboko poruszajace, ze musty old book, a w tym wypadku esej, na ktorym sie wychowaly pokolenia Amerykanow, traktowany jest z taka jakas moralna POWAGA i refleksja dotyczaca dni dzisiejszego. Musze wrocic (on jest tam zlinkowany) do tego eseju, gdyz czytalam go w czasach, kiedy moj angielski byl jeszcze bardzo problematyczny, pewnie polowy nie rozumialam, wiec dosc slabo pamietam.
A jesli chodzi o te defnicje rzucane mimochodem czym jest „amerykanskosc”, to juz przestalam nawet (no, prawie przestalam) nimi sie przejmowac. Ameryka i Amerykanie jest jak medycyna, nie trzeba sie jej uczyc, wszyscy sie na tym znaja i gotowi sa wystawiac diagnozy. Dotyczy to zreszta niemal wszystkich aspektow amerykansieg zycia: hollywoodzkie produkcje sa niechybnie prymitywne, a w najlepszym wypadku naiwne, wybory sa konkurskem pieknosci i wygrywa ladniejszy, malo kto wie, gdzie lezy Francja (choc sami mieliby problemy z okresleniem z grubsza gdzie znajduje sie Peru czy Argentyna), nie wiedza , ze Auschwitz zbudowali hitlerowcy, wiec trzeba ich nieustannie poprawiac, etc. etc.
Eeech.
Heleno, ja mam Ameryke za miedza (120 km do Niagary i tyle samo do Michigan), czeste podroze do ukochanego architektonicznie Chicago, i tez zawsze mnie zaskakuje dosc niesprawiedliwy i czesto paternalistyczny do niej stosunek. Nie sadze zeby to zjawisko wywodzilo sie tylko z niecheci do amerykanskiej polityki, bo Anglicy i Francuzi mieli b. niechetny stosunek do Amerykanow juz w czasie drugiej wojny swiatowej, kiedy to Amerykanie najbardziej im pomogli. Mysle ze jest to snobistyczna wyzszosc elit europejskich, ktore do dzis maja sie jak paczek w masle, opierajac sie na zdobyczach z czasow gdy praca byla praktycznie za darmo. No moze Francuzi swoja arystokracje deczko przetrzebili i u nich egalitarnosc jest wciaz ceniona wartoscia.
Bedziemy wiecej slyszeli o Emersonie, na pewno. Komentarze bardzo ciekawe i swiadcza zwykle o czytelnikach bardziej niz o samym tekscie.
Chociaz Chanukkah juz za nami, na obiad byly placki kartoflane. Rodzina w ekstazie.
Okazuje sie, ze mielismy w Londynie w tym roku najpiekniejsze na caly swiecie ognie sztuczne – jak zawsze nad Tamiza:
http://www.youtube.com/watch?v=q1yLRK2M8YQ&feature=g-feat&context=G2a9b3e6YFAAAAAAAAAA
Radze rozciagnac to na caly ekran monitora (Sorry, Bobik, wloz sobie zatyczki na uszy).
A to dlatego, ze, jak powiedzial nasz mer Borys, jest to rok londynskiej Olimpiady oraz Diamentowe Gody (60 lat) Jej Krolewskiej Mosci na tronie, ktore tez beda bardzo uroczyscie obchodzone w tym roku..
Pamietram genialne fajerwerki na rok 2000, ale nie umywaly sie do tegorocznych, choc wydawalo sie wtedy , ze juz lepiej nie mozna. Ogladalam tamte z okna gabinetu mojeg dawnego szefa. Spedzilam w pracy caly dzien, od rana do dziesiatej wieczor, bo przygotowywalam na wieczor polgodzinna wieloglosowa audycje o Jelcynie, ktory tego dnia oglosil swa rezygnacje , wiec postaowilam, ze posiedze jeszcze dwie godziny aby powitac nowe milenium ogniami sztucznymi i szampanem. A kiedy dotarlam o trzeciej nad ranem do domu, znalazzlam na progu zziebnieta, w samym wieczorowym stroju E, ktora zapomniala kluczy. Do samochodu tez nie miala, bo ktos ja przywiozl.. Na szczescie czekala na mnie tylko okiolo pietnastu minut.
Podobno, zeby zaprojektowac takie fajerwerki, glowny projektant-pirotechnik musi pracowac caly rok.
Tak, kroliku. Mysle dokladnie tak samo.
I ja takze mysle podobnie.
A radio bostonskie jest tak dobre, ze znane mi sa przypadki osob, ktore w czasach przed internetem odmawialy przeniesienia sie poza jego zasieg, pomimo sporych pokus finansowych.
Fajerwerki musze sobie jutro obejrzec, bo do tego potrzeba wiekszego urzadzenia. I zrobic placki ziemniaczane, bo dawno nie robilam.
się uśmiałem to się dzielę
http://zlotemysli.w.interia.pl/murphy/hierarchologia.html
a uzupełniając Bobika (18:18 dnia poprzedniego) podpowiem tylko autorom, że mając na podorędziu dwie lub trzy fomy i środek stałby się niczego sobie 😈
Dzień dobry 🙂
Wprawdzie zaczął mi się ten dzień od huraganowej burzy z pieronami, błyskawicami, gradem i w ogóle całym oprzyrządowaniem, ale już się ta burza skończyła, więc jest dobrze.
Wrzucone przez fomę prawa hierarchologii i śmeszne, i straszne, bo na każdym kroku prawdą życiową zioną. 🙄 A niektóre, ewentualnie po lekkim przekształceniu, mogłyby się stać również prawami blogologii, np. to: 😈
Wdawaj się w dyskusje, lecz jeśli już zostaniesz przyciśnięty do muru, zadaj zupełnie oderwane od tematu pytanie. Kiedy twój przeciwnik będzie starał się zrozumieć, co jest grane – szybko zmień temat.
I znowu te Germańce i inne Anglosasy nasłały wredną pogodę na nasz prastary, piękny kraj 👿
A ja w taką pogodę muszę jechać, poskakać po głowach, wiadomo komu, dla chleba, panie dla chleba 👿
Ale co tam! Znajcie słowiańską, szlachetną duszę!
Miłego dnia Wam życzę, a co! 🙄
Znaczy się nieGermańcom i nieAnglosasom tyż 😆 😉
Kiedy rozmowa blogowa zamiera lub sporowadza się do personalnych wrzutek zaproponuj zbiorowe działanie: petycję albo powieść 🙄
Petycja
Niniejszym petycjonuję, aby napisać powieść.
Specyfikacja:
nieprawomyślnie prawomyślna politycznie
niepolitycznie polityczna prawo – i lewomyślna.
Dziękuję.
To jak z życia belfra:…
Jeśli student zada ci słuszne pytanie, spójrz na niego, jakby postradał zmysły. Kiedy opuści wzrok, zadaj mu to samo pytanie tylko sparafrazowane.
To znam jako prawo mjra Lisa:
Jeśli stawisz się na zajęcia nieprzygotowany, zadawaj pytania z materiału, jakiego nie znasz, a ponieważ uczniowie też nie będę znać odpowiedzi, besztaj ich okrutnie za to, że się nie przygotowali.
Bez nawiasu mówiąc: wieje okrutnie…. jechać po psy czy nie jechać, oto jest pytanie…
Przy okazji, te ubolewania nad Francją, która zaraz po 1945 roku nie cierpiała Amerykanów troszkę kłócą mi się z obrazem kultury masowej, w której ubóstwienie kultury amerykańskiej było nieziemskie. A jajogłowymi kto by się przejmował…. głupoty wtedy o ZSRR wygadywali, jak to tam szczęście wiekuiste panuje.
jak się człowiek zagłębi to zawsze coś wykopie… voila! hierarchologia w ujęciu rozbudowanej syntezy
http://www.kontrateksty.pl/files/news/20050810183700.html
Giermańce pogodę nasłali… Ja się pytam, kto Giermańcom tę pogodę nasłał? 👿
Z wyrażaniem opinii o innych narodach to trochę jak z plotkowaniem o znajomych – zwykle część jest prawdą, część nieprawdą, część uwag trafna, część całkiem nietrafna. Ale czy mając świadomość tego przestaniemy plotkować? A w życiu! 😈 Przecież nawet „frakcja amerykańska”, oburzając się na niesłuszne uogólnienia o Amerykanach, równocześnie odwołuje się do uogólnień o europejskich elitach, które też można zakwestionować. 😉
Mnie tam nie szkodzi, że o „moich” plotkują. Zawszeć to jakiś objaw zainteresowania, a może nawet próba zrozumienia. 😉 Jak mi się zdaje, że plotkują niesłusznie, to prostuję. Jak mi się zdaje, że może coś w tym jest, to się zastanawiam. Ale wcale bym nie chciał, żeby przestano plotkować, bo to by był rodzaj socjalnego zmarginalizowania. 😉
A swoją drogą, choć prawie wszystkie uogólnienia są w jakimś stopniu nieprawdziwe, to ja bym ich wcale na śmietnik nie wyrzucał. Istnieją w końcu zjawiska specyficznie amerykańskie, specyficznie polskie, specyficznie francuskie, niemieckie i koreańskie. Specyficzne nie przez to, że tylko w danym kraju czy społeczności istnieją, ale przez statystyczną częstość ich występowania. I nie widzę nic złego w ćwiczeniu umysłowym polegającym np. na zastanawieniu się, dlaczego jakieś zjawisko statystycznie częściej występuje w Pernambuco niż w Psiej Wólce. 😉
badania były źle prowadzone…? 🙄
Ja też chcę mieć jakieś Prawo Bobika!
Jeżeli nie masz dostępu do pasztetówki, pomyśl, co możesz nazwać pasztetówką.
Albo takie:
Wszystko, co może pójść źle, pójdzie źle, ale jeżeli nie przyjmiesz tego do wiadomości, nie będziesz musiał zaprzestać merdania.
Mówię Wam, w przedsiębiorstwie pod moim kierownictwem pracowałoby się równie nieefektywnie, jak w innych, ale o ileż weselej. 😈
wesołość w pracy można zakwalifikować jako specyficznie polską, że połączę wątki i wdam się w dyskusję
Nie jestem w kursie za bardzo, ale się postaram.
Fajerwerki w Londynie całkiem ładne. W 1749 może nie były aż takie, za to oprawę muzyczną mieli trochę lepszą. 😎
😆
Odrobinę mnie może zdziwiło, że Wielki Wódz fajerwerki jeszcze z 1749 pamięta, ale tylko odrobinę. 😉
Wielki Wódz pamięta nawet te, które nie wypaliły w 1605 😉
Ba, WW osobiście postarał się, żeby nie wypaliły, na prośbę pewnego szkockiego terriera, z którym się wtedy kumplował. Bo wiadomo, że psom perspektywa jakiegoś big bangu nie mogła się podobać. 😎
Ja nawet pamiętam coś za Edwarda II, ale słabo. 🙂
Bo do WW echa dobiegły!
Cholera, chyba jednak się przeziębiłem…
Ani psów, ani pogody…
No, wracając belfersko-maniakalnie, punkt widzenia od punktu siedzenia. Jak kto siadywuje z Sartre’m to widzi nienawiść do wszystkiego co nieradzieckie. Jak kto siedzi nad winem w bistro, to się cieszy masową kulturą. Jak kto merda ogonem, to się zawsze cieszy!
Ja wolę takich:
Cynethryth, Ecgfrith, Ælfflæd, Eadburh, Æthelburh, Æthelswith, Ecgberht, Æþelwulf.
Ci to mieli imiona!
Z Wulfów to ja tylko Beowulfa znam, ale nie umiem wymówić. 🙂
Ja znam jeszcze Wulffa i nawet wiem jak wymówić, bo o nim się teraz dużo gada, to podsłuchałem. 😎
Nikt nie umie, to było tak dawno 🙂
Niektórzy w swej pysze mówią, że jakby bejełulf… 😯
A tu nawet można posłuchać jak wierszyk podobno brzmiał…
http://faculty.virginia.edu/OldEnglish/Beowulf.Readings/Prologue.html
Ach, Bobiku, zaraz musze wychodzic z domu, ale zeby zaraz pisac o oburzaniu sie i frakcjach… 😉
A powazniej, to chyba raczej chodzilo o pewnien brak ciekawosci, ktora pozwala uzupelniac to, o czym nie wiemy, ze nie wiemy, i daje lepsze podstawy do dalszego myslenia – jesli ktos chce takie uprawiac. Choc oczywiscie wiadomo, ze zawsze w koncu i tak sie zapewne zsuniemy sie w to, co psychologowie anglojezyczni nazywaja ladnie „cognitive ease”, czyli – mowiac potocznie – uproszczenia. Ale tez mozna sie z zsuwac z roznych stopni, a to wplywa jednak na jakosc koncowych rezultatow – nawet jesli chodzi o plotki. (Nie mowiac juz o tym, ze plotkowanie jest tylko jedna z wielu form komunikacji.)
Jeszcze jest Wulffgang 😉
To starzy Anglicy mówili po azjatycku? 😯
I am cognitively easy — to mi się podoba 😆
Przecież my wszyscy z Indii, nie??
Tu lepiej słychać, jak wierszyk brzmiał. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Ooj25_j3k1E
Moniko, Szczecin ma frakcję, niemieckojęzyczni mają frakcję, to i Ameryka może. W czym ona gorsza od Szczecina? 😆
A bardziej serio chodziło mi o to, że wypowiedziach typu towarzyskiego, ploteczkowego, nie zastanawiamy się tak głęboko nad każdym wypowiadanym zdaniem, jak podczas, powiedzmy, pisania pracy naukowej. Toteż nieraz chlapiemy różnymi uproszczeniami i własnymi-ciasnymi punktami wiedzenia, ale w tym nie widzę jeszcze żadnej tragedii, zwłaszcza że po pierwsze wcale nie muszą one być wyrazem pogardy (nawet jeżeli są negatywne), a po drugie nie zawsze muszą być do końca nieprawdziwe. Niedobrze jest dopiero wtedy, kiedy ktoś nawet w obliczu argumentów i faktów nie jest w stanie zweryfikować lub zmodyfikować swojego zdania. Ale i tu trzeba wziąć pod uwagę, że zmiana zdania to bywa czasem proces i trzeba mu dać czas, żeby się wykokosił. Więc można po prostu zasiać „ziarno prawdy” 😉 i poczekać, aż wyrośnie. 🙂
Już się ucieszyłem, że tak świetnie rozumiem staroangielski, ale się okazało, że najpierw leciała reklama po niemiecku. 🙁
Tak się złożyło, że przeczytałem pod rząd o dwóch różnych konserwatyzmach. O tym:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,10912397,Protest_w_Krakowie__Nasze_podatki_nie_dla_tworow_Kozyry_.html
i o tym:
http://www.polityka.pl/swiat/ludzie/1522629,1,wszystkie-kobiety-premiera-hiszpanii.read
No, nie powiem. Zadumałem się… 🙄
Latwosc poznawcza – bardzo mi sie podoba i postaram sie zapamietac, bo brzmi swiezej niz uproszczenia.
Nie mowimy (ja w kazdym razie nie mowilam) o „ploteczkach” czy chlapaniu jezykiem na blogu. To pol biedy, a nawet cwierc biedy. To co mam na mysli, to wypowiedzi w opiniotworczych mediach, z gruntu falszywe zalozenia, ktore ubieraja sie w maske ekspertyzy, a czesciej jeszcze aksjomatow nie do podwazenia..
Pamietam jak zetknelam sie z tym pierwszy raz wiele lat temu, czytajac w Ameryce dlugie „kawalki” z Kijowskiego (nie kretyna przeciez!) ktore zameiscil w Tworczosci po dwoch tygodniach pobytu w Ameryce. Przecieralam oczy z zdumienia czytajac jego wynurzenia np o nowojorsiej architeturze, ilustrowane przykladem gmachu Radio City Music Hall w Nowym Jorku , o ktorym napisal, ze jest to jakis architektoniczny miszmasz i kompletny brak stylu i fustu, jakze charakterystyczny dla Ameryki. Tyle w tym bylo arogancji i wyzszosci, kiedy mowil o gmachu, ktory jest podrecznikowym wrecz przykladem architektury art deco. TYmczasem slowo art deco nie padlo nawet w tej tyradzie zadufanej w sobie ignorancji. Te wynurzenia Kijowskiego wyszly pozniej w ksiazce, bardzo dobrze przyjetej przez krytyke.
Inny przyklad, ktory mi natychmiast przychodzi do glowty, to sposob donoszenia i komentrowania w BBC poprzedniej kampanii prezydeciej, kiedy niemal wszyscy obslugujacy to wydarzenie komentatorzy i repoterzy zapewniali swe audytorium, ze Ameryka jest zbyt rasostowska aby Obama mial chociaz cien szansy na wygrana. Pamietram kiedy bylo juz wiadomo, ze Obama ma bardzo dobra szanse wygrania, reporter BBC udal sie do Ohio – „red-neck state”, jak to zostalo zapowiedziane i po jakichs barach w jakims miasteczku usilowal znalezc kogokolwiek, kto mu potwierzdi z gory zalozona teze. Byly to ostatnie dni przed wyborami, sporo materialu nadawano na zywo i widac bylo i slychac pelna frustracje naszego wyslannika, kiedy nawet w barze nikt mu nie chcial powiedziec niczego rasistowskiego aby zilustrowac jego teze.
To tylko tak z rekawa, dwa pierwsze z brzegu przyklady. Jeszcze dodam trzeci. Kiedys, tez przed laty spedzilam dwa trygodnie oprowadzajac i pokazujac teatry i wystawy naslanej mi przez znajomych mlodej dziennkarki zwiazanej wowczas z Polityka, Ani Schiler (corki Leona). Zaciagnelam ja m.in. na najlepsze przedstawienie wowczas na Broadwayu – Kubusia Fataliste. Bardzo jej sie podobalo, rozmaialysmy o tym sporo, dyskutowalysmy.
Kied jednak ukazal sie jej reportaz w Polityce, znow przecieralam oczy ze zdumienia, bo dowiedzialam sie, ze Amerykanie nigdy zapewne nie slyszeli o Diderot i dopiero odkrywaja go dzieki temu przedstawieniu.
Tam jeszcze bylo wiele glupstw, ktore mogla napisac nie ruszajac sie zza biurka, nie wyjezdzajac do Ameryki, a korzystajac jedynie z tej poznawczej latwosci, z jaka przyjechala.
Ale jak się Kijowskiemu nie podobał, to czemu miał pisać, że się podoba? Bo jest podręcznikowym przykładem? Nie rozumiem. Co tu jest zadufanego?
Podręcznikowymi przykładami są też dzieła nieudane, jak superjednostka Corbusiera czy Brasilia Niemeyera.
Pooglądałem zdjęcia (okazało się, że nie byłem w środku) i jestem skłonny mu przyznać rację.
A brak rzetelności dziennikarskiej to chyba co innego. Nierzetelny dziennikarz i o Timbuktu będzie pisał co mu ślina na język przyniesie.
Z tym się zgadzam, że jak się pisze coś do druku, albo mówi na wykładzie, to już trzeba przyjąć inne kryteria, niż w towarzyskiej rozmowie. Owszem, można pójść pod prąd i napisać, że nie podoba się coś ogólnie uznanego, ale wtedy trzeba sensownie uzasadnić, no a przy tym w jakiś sposób wykazać, że się wie, o czym się mówi. Bo „nie podoba się” ignoranta mały ma ciężar gatunkowy. Raczej się wtedy sobie samemu robi kuku.
No o to mi wlasnie chodzi, Bobik. Nie o to, ze Kijowskiemu cos sie „nie podobalo”, ale o stwierdzenie, ze jest to jakas mieszanka stylistyczna, zaprojektowana bez ladu i skladu. Dlaczego ja, wowczas 20-parolenia wiedzialam, ze jest to bardzo na wczesne lata trzydzieste nowatorski styl, powielany i interpretowany takze w Polsce (choc nieco pozniej niz Radio City), a nie wiedzial tego polski intelektualista, ktoremu wystarczyl jedynie cognitive ease z pomoca ktorego wydawal oceny?
A tu jest Radio City, zobaczcie sami co sie rzuca w oczy, jak sie ma je otwarte:
http://nyc-architecture.com/MID/MID061.htm
A co do rzetelnosci dzennikarskiej, o ktorej mowi Tadeusz.To bynajmniej nie jest dowod nierzetelnosci. Bo jestem absolutnie przekonana, ze reporter donsozacy z baru w Ohio bardz chcial byc rzetelny, podobnie jak rzetelny jest i byl Jeremy Paxman czy inni komentatorzy.
Oni wszyscy mieli po prostu oczy szeroko zamkniete i bedac rzetelnymi dzienkarzami powatpiewali w rzetelnosc innych komentatorow, tych amerykanskich. To nie jest nierzetelnosc, rozumiana jako chec ukrycia prawdy. To jest zwyczajna arogancja i traktowanie wlasnej poznawczej latwosci jako niezaprzeczalnej prawdy.
No, nie wiem, ja bym chyba do nierzetelności dziennikarskiej zaliczył nie tylko ukrywanie prawdy, ale i niedostateczne staranie się, żeby do niej dojść. Nieprzeprowadzenie porządnego researchu, w przypadku spraw spornych nieprzedstawienie opinii drugiej strony (albo przynajmniej poinformowanie, że druga strona odmówiła wypowiedzi), przyjechanie do Timbuktu i opisanie go tylko z perspektywy hotelu i głównej ulicy, takie tam.
Łatwości poznawczej nie uznałbym może za nierzetelność, ale za pewną przeszkodę w wykonywaniu profesji. Bo jednak łatwiej wpaść na niesamowitego newsa, jak się ma oczy otwarte. 😉
Tu nikt nikogo nie przekona :-), ale swój punkt widzenia trza dać. Czytałem te zapiski Kijowskiego, nie pisał ani jako znawca, ani jako wykładowca. To były bardzo subiektywne zapiski, oddające jego własny punkt widzenia. Wg jego gustu to było niedobre. No to napisał, że niedobre…, a nawet lojalnie napisał, co mu się nie podoba. Jego prawo. Każdy może oglądnąć i powiedzieć, Kijowski nie zna się na architekturze. Albo powie, o jakie brzydkie, wreszcie ktoś napisał prawdę! Ale zaraz takie te….
Od razu zeznam, że nowatorski Chrysler z NY jest dla mnie strasznym brzydactwem, a żadne mi znane zdjęcie nie oddaje ogromnej urody Empire State Building. A jeszcze ten pierwszy jak byłem miał takie ładne arkadki z desek, żeby w łeb nie oberwać… 👿
Na ile rozumiem Helenę, dziennikarze owi widzieli jedynie to, co potwierdza ich tezę. Czy też nie widzieli tego, co nie potwierdza, to to samo. Według mnie to właśnie nierzetelność.
Ale ja bym tu zrobił rozróżnienie, czy to było świadome, czy nie. Bo jeżeli ktoś nie ma świadomości swojego ograniczenia, to trudno mu robić z tego zarzut nierzetelności. Nieumiejętność, a nich będzie i głupota, ale chyba nie nierzetelność (która jest dla mnie bardziej czymś w rodzaju „mógł, a nie zrobił”). Natomiast jeżeli dziennikarz widzi, że fakty przeczą jego z góry powziętemu założeniu, ale mówi „tym gorzej dla faktów”, to wtedy słowo nierzetelność jest jak najbardziej na miejscu.
Inaczej mówiąc, jeżeli niewidomy nie opisze kolorów obrazu, to nie powiem, że jest nierzetelny, tylko że należało na wystawę wysłać kogo innego. Jak nie opisze widzący, bo był przekonany, że idzie na wystawę grafiki i już sobie przygotował zarys relacji, w której nic nie było o kolorach, albo co gorsza na zielone powie fioletowe, to będę warczał, że nierzetelny.
Mmmm…. to chyba się robi za trudne dla mnie….
To bardzo nieostre rozróżnienie, świadome … nieświadome… Bo teraz mamy kategorię intencjonalnie świadomy i intencjonalnie nieświadomy, tudzież nieintencjonalnie świadomy i nieintencjonalnie nieświadomy… mówiłem, że to nie na mój rozumek…
Albowiem co zrobisz z faciem, który jest przekonany, że taki jest świat, a wszyscy inni są ślepi? Inaczej mówiąc z fanatykiem czy kimś o takich inklinacjach? Ciągle ten Sartre mi do głowy…
To jest kategoria nieintencjonalnej świadomości…?
Czy też intencjonalna wiedza nieświadoma… albo intencjonalna niewiedza świadoma… a nawet umiem wyjaśnić o co mi chodzi 😯
Albo wiedział, że kłamie mówiąc, że w ZSRR nic się nie dzieje. Albo nie wiedział, że kłamie.
Może jednak nie umiem 🙁
Czekaj, Tadeusz, bo a juz nie wiem jak mam to wytlumaczyc.
Co innego napisac, ze nie podoba mi sie budynek Gridiron, a co innego stwierdzic, ze Gridiron jest ohydny, gdyz architekt nie umial zaprojektowac dwu scian pod katem prostym, bo zabraklo ma katownika.
http://www.flickr.com/photos/21797270@N04/3858511933/
Rzeczywiście, jak się włos zacznie oglądać pod włos, to każdy rozumek za mały się robi. 🙂
Sartre to pewnie równocześnie wiedział i nie wiedział, że kłamie. To znaczy w część kłamstw wierzył, bo umiał sobie tak wszystko wyonacyć, żeby pasowało, a w część nie wierzył, ale uważał, że „dla dobra sprawy” mówić o tym głośno nie należy.
Zresztą, te mechanizmy to już Koestler opisał, i Miłosz, i różni inni.
Ale te mechanizmy są ogólnoludzkie chyba…. i do wielbiciela zdrowej żywności też się stosują. I o to mi chodziło 😉
Heleno, ja mam takie wewnętrzne przekonanie, że Cię rozumywam. Aby moje przekonanie było odwzajemnione, powiem po prostu, że mam wrażenie, że przenosisz estetyczne sądy Kijowskiego na grunt etyki, a w szczególności różnic kulturowych i domniemanej wyższości Europy nad Ameryką. A nawet zacząłem szukać książki Kijowskiego (bo on to zebrał), ale od razu straciłem resztki dobrego humoru. To straszna mordęga coś u mnie znaleźć 🙁
Kiedys, dwa-trzy lata po przyjezdzie do Ameryki, wpadla mi w rece nieznana mi dotad ksiazka Ilfa i Pietrowa (tych od Dwunastu krzesel) pod tytulem Jednopietrowa Ameryka. Byl to zbior ich reportazy, drukowany poczatkowo w tygodniku Ogoniok, a poziej wydany w formie ksiazki. Oni podrozowali po prowincjonalnej Ameryce (stad „jednopietrowa”) w koncu lat dwudziestych, kiedy szalala Wielka Depresja, Czytajac te reportaze na poczatku lat siedemdziesiatych, bylam zaskoczona jak wiele ich obserwacji nie stracilo na aktualnosci i zastanawiajac sie caly czas jak sie to stalo, ze Ogoniok mogl to drukowac. Bo widac bylo, ze oni staraja sie pisac jak najrzetelniej i nie boja sie dostrzegac tego wszystkiego co jest w Ameryce dobre i warte nasladowania lub odnotowania. Nie pamietam juz jakie mieli krytyczne uwagi, bardziej mnie interesowalo to co moglo sie podobac dwu genialnym satyrykom RADZIECKIM, badz co badz.
Ale oni wlasnie jechali aby poznawac i opisywac, a nie po to by okazac wyzszosc radzieciego systemu (albo europejskiego widzenia) nad przedmiote swych badan i przygod i nie po to by przyklepac na pismie wlasne wyobrazenia..
Jest to jedna z lepszych ksiazek. ktpre przeczytalam o Ameryce widzianej oczyma cudzoziemcow.
Chcalabym dzis ja przeczytac na nowo, ale nigdu sie na nia juz nie natknelam. Moze zmienilabym zadnie, ale mam wrazenie, ze nie. A pierwszy raz przypadkowo natknelam sie na egzemplarz w bibliotece uniwersyteckiej.
Pamietam zreszta barzdo dobrze moje wlasne poczucie wyzszosci, kiedy przyjechalam – moje zaskoczenie, ze moje trzy mlode kuzyneczki, ktore spotkalam potrafia poslugiwac sie nozem i widelcem, wiedza kto to byl Bertolt Brecht i zachlystuja sie Nabokovem.
I tez pamietam, jak bardzo krotko po przyjezdzie odkrylam, ze stare kobiety w tym kraju nie wahaja sie przed uzywaiem ostrego makijaza i ubieraja sie jak chca i ze jest to okropnie fajne. I pamietam, ze w pierwszym roku naszego pobytu przykleilam do sciany w moim pokoju wyciete z magazynu, niesamowite zdjecie przedstawajace Andy Warhola, ktorego istnienia dotad nie podejrzewalam. To zdjecie mialo mi przypominac, ze „mozna roznie”, ze varietas delectat, ze na tym polega wolnosc wewnetrzna i zewnetrzna.
Byl rok 1969, mialam 21 lat i robienie „pracy nad soba” nie sprawialo mi zadnych trudnosci. Patrzylam i sie cieszylam, a wszystie leki emigracyjne ustepowaly, choc nadal jeszcze wiele lat bolesnie przezywalam wyjazd z wlasnego (jednego z dwu) kraju.
Do Warhola mam do dzis slabosc wielka, bo zaraz widze tamto jego zdjecie na scianie w moim pokoju i jakie zrobilo na mnie pierwsze wrazenie.
No a w 1971 r, w Paryzu przeczytalam po raz pierwszy Dzienniki Gombra, ktore mnie wsciekaly i wciagaly w sposob.ktorego wtedy sie nie domyslalam nawet.
Koniec wyznan. 🙄
Tytul ksiazki Ilfa i Pietrowa nalezy chyba przetlumaczyc raczej jako „Parterowa Ameryka”. Sorry, zapomnialam, ze rosjskie pierwsze pietro to polski parter.
Heleno, dla Ciebie wszystko. W darze przyjmij! 😉
Илья Ильф, Евгений Петров. Одноэтажная Америка
http://lib.ru/ILFPETROV/amerika.txt
PS Z tego łatwo można zrobić ebooka Kindle’a…
Genialne! dzieki. jestem na telefonie.
Luuuudzieeee, jak ja mam to wszystko przeczytać 😯 🙄
Na oczy nie widzę, z rozumu się całkiem wyzbyłam. Padnientam do imentu 👿
Idę poodłogować na kanapie 😉
Brzytwą trzeba, moi drodzy. I z laczka jeszcze, na wszelki wypadek. Inaczej postmodernizm gotów wyjść. 😛
Heleno, kątownik to co innego. Architektowi ta chałupa wyszła z winkla. 🙂
deszczuje, wiewiuje – jak to zima 🙄
do czytania wiele, ale my nie takie czytanie mamy za soba 🙂
co mnie ciekawi: Zofia Gołubiew, dostała też dwa „dzieła sztuki”. Jednym z nich była miotła z napisem: „Środek lokomocji dla Kozyry na trasie Kraków – Berlin (w jedną stronę)”
dlaczego do Berlina? co to znaczy? zaglebie zla czy jak?
oczywiscie w imieniu (chyba moge?) zapraszam obie panie do
Berlina 🙂 😀
dla frakcji po polsku 🙂
http://www.dw-world.de/dw/article/0,,15647517,00.html
a Merkel milczy
Rysiu, o ile się nie mylę, Kozyra mieszka – albo przynajmniej przemieszkuje – w Berlinie. Więc jak gdześ nad terenami zielonymi nagle zobaczysz panią na miotle, to wiesz… 😉
z prasy Krajowej:
http://wyborcza.pl/1,75248,10915388,Sad__Anarchista_tez_czlowiek__Policja_nie_moze_go.html
sad sobie
policja: Rzecznik wielkopolskiej komendy Andrzej Borowiak odmówił odpowiedzi na nasze pytania i odesłał nas do pisemnego oświadczenia. Według niego „policja działała zgodnie z prawem i w jego obronie”.
Zmarł Jerzy Gnatowski. Wspaniały ciepły wrażliwy 🙁
Tadeuszu, dzieki jakserdeczniejsze!!! Zalapalam sie juz na pierwszy rozdzial, opisujacy statek, ktorm dwaj autorzy plyna z Havre’u do Nowego Jorku. I natychmiast sie zaczyna : ich szczery zachwyt nad cudem francuskiej techniki (sam statek), ich odnotowanie, ze na pokladzie dla bardzo malej grupy pasazerow zapewniono uslugi rabina, a dla pozostalych – pastora i ksiedza (jak to musialo zaskaiwac radzieckiego czytelnika!), ze oproczz normalnej kuchni dla pasazerow, postarano sie takze aby dostepne bylo jedzenie koszerne, jak switnie wszystko jest zoganizowane, chociaz , co odnotowuja z radzieckim zrozumieniem problemu, zacina sie winda.
Tak wlasnie pamietam te ksiazke – pisana przez zyczliwych i ciekawych swiata i otoczenia podroznikow.
Nie mam pojecia jak sie tekst przenosi na kindla, pewnie w kindlu sa instrukcje, ale nie mam teraz cierpliwosci sie wglebiac, chce czytac dalej.
Dziekuje!
Bilety w jedną stronę już były
Heleno, bardzo mi przyjemnie!
Niestety, dla Il’fa, jak piszą w ru.wikipedia.org, to był bilet w bardzo jedną stronę. Podczas podróży po USA odnowiła mu się gruźlica i zmarł na nią w 1937 roku….
A Pietrow z ich spółki to naprawdę Katajew i był bratem TEGO Katajewa. Jaki ten świat mały…
I obaj z Odessy. Od Beni Krzyka. Muszę w końcu do Odessy pojechać.
Z pojechaniem do Odessy zawsze mi się kojarzy, jak kiedyś na taką akcję namawiali nas nasi odescy przyjaciele (kiedy jeszcze tam mieszkali). Tłumaczyli nam, że to bardzo proste: przyjedziecie do Przemyśla, a my tam już po was podskoczymy, bo to przecież blisko.
Wtedy do mnie po raz pierwszy dotarło, jak inne poczucie odległości mają Rosjanie. Żabi skok z Odessy do Przemyśla! 😯
Chyba nawet zapomnialam, ze to brat Katajewa. Tez dobry pisarz.
Tak zainspirowana Parterowa Ameryka oraz ogladanym w nocy Michelem Roux jr zrobilam sobie Pigeon rôtis et petits pois à la parisienne. No tyle, ze zamiast golebi mialam cwiartke wspanialego pieczonego kurczaka od Marksa i Spencera. Ale groszek zielony po parysku jest wybitna garnitura do drobiu, nawet domowego.
bez czytania, tylko ogladanie 🙂 😀
http://ziza.es/2011/12/30/Escif_Nuevas_metaforas_a_descifrar.html
Ale fajne murale! 😀
Ze zwierzęcej solidarności wyróżnię ten z bykiem, który przed chwilą wybił dziurę w murze. 🙂 Ale dużo jest bardzo zabawnych.
OK, jeszcze troche ponudze. Panowie Ilf i Pietrow opisuja swoj pierwszy wieczorny spacer po Nowym Jorku, po wyladowaniu i zamelodowaniu sie w hotelu na wprost Waldorf Astorii- „Nie za drogi i, niestey! nie za tani”. A tu staneli przed Empire State Building i pada generalna uwaga o nowojorskich drapaczach chmur:
Мы долго стояли здесь, молча задрав головы. Нью-йоркские небоскребы
вызывают чувство гордости за людей науки и труда, построивших эти
великолепные здания….
U mnie, w związku z kolejnym odcinkiem remontu kuchni, na kolację będzie neunundsiebzig. 😎
Znaczy, przyniesione od Chińczyków, którzy zamówienia „kaczka w sosie z orzeszków ziemnych” nie rozumieją, ale na neunundsiebzig reagują radosnym „sofolt!”. 😀
Piekne murale. Niektore zachwycajace, jak ten z kobieta zanurzona w wannie i kaczuszka.
W sprawie neunundsiebzig byl jakis bardzo dobry dowcip o nocy poslubnej ale ja zapomnialam. Czy ktos pamieta jak to lecialo?
Dowcipa nie znam. Zamiast kaczki zjem pomidora z ajwarem !
Ciekawe, co by Ilf i Pietrow powiedzieli na te nieboskrieby…
http://rosja.lovetotravel.pl/siedem_siostr_stalina
Drogie tam mieszkania.
Tadeusz @ 15:33 😯
Dla mnie Chrysler jest najpiękniejszym budynkiem w Nowym Jorku. Najpiękniejszym przykładem art deco właśnie. W środku też.
Mnie się podoba ten mural z czerwonym dywanem. Bardzo praktyczny, jak się chce puścić w kanał kogoś ze świecznika. 😎 A propos świecznika, to hierarchologia od fomy nie jest up-to date – nie ma ani słowa o telekonferencjach i projektach. 😯 Innym ważnym elementem 'kultury’ korporacji są sformułowania wytrychy – pozornie słuszne, tyle, że kompletnie bezużyteczne. Przychodzi pracownik do przełożonego z problemem, którego przełożony nie umie nawet nadgryźć. Co mówi? Use common sense. (Konia z rzędem temu, kto znajdzie choć ćwierć szklanki 'common’ sensu w międzynarodowej korporacji powstałej w wyniku serii fuzji.) Kiedy common sense się trochę zużyje i osłucha, można sięgnąć po kolejny spychacz: Think out of the box. Już się nie mogę doczekać, co będzie następne. 😉
Następne powinno być don’t think, just do it. 😛
Z Chryslerem tu jest fajna stronka – dużo zdjęć, a jak się kliknie na gallery, to jeszcze więcej. Kilka całkiem odjazdowych wnętrz tam zauważyłem. 🙂
Dora, ja bardzo lubię Haydna! Długie proste linie, wyśmienita kompozycja 😉 A ten Chrysler jakiegoś Lehara przypomina…
No trudno. Willa kubistyczna to dla mnie szczyt wykwintu. Jak to dobrze, że wszystkim się nie podoba to samo. 😉
Tak w ogóle to najbardziej ze słynnych mi się podobało muzeum Guggenheima Wrighta. Elegancja, polot, poczucie bezczasowości, otwartej przestrzeni, ach ta spirala… światło…
Najbardziej zdumiewające jest, że to malutki budyneczek, długo nie mogłem znaleźć. Ze zdjęć ma się wrażenie, że to ogromne ogromne, a to mniejsze niż okoliczne kamienice. Tak świetnie zaprojektowane.
Ta korporacja to coraz bardziej mi wojsko przypomina… chyba mógłbym dawać lekcje survivalu. Jak przeżyłem majora Lisa, to wszystko przeżyję.
Tak, Bobiku, już tam byłem. Ależ koszmarna ta czapa na Chryslerze… 😯 Na filmy o Batmanie świetne…
Ale jakby tak troszkę przyciąć, gargulce wyrzucić…. hmmmm…
następne, choć już stare, jest (po polsku o dziwo!): nie przychodź do mnie z problemem, przyjdź z rozwiązaniami
No tak, mnie czysto kubistyczna willa dosyć nudzi i w ogóle taka architektura, w której żadnego merdnięcia nie ma. To już wolę, żeby jakiś gargulec się kręcił. 😉
Ale co do Guggenheima to byśmy się dogadali. Tam jest merdnięcie i to zdrowe. 🙂
Ależ Bobiczku muzeum Guggenheima to jest willa, tylko kilka razy skręcona w osi 🙂
I nie wiem czy o tych samych willach mówimy…
Tu np. Nie byłem… 🙁 muszę pojechać koniecznie
http://www.tugendhat.eu/
No i ja przecież z tej tradycji…
http://cojestgrane.pl/wydarzenie/53974/
Tam (tu!) jest znakomita architektura.
Aha, to do Tugendhata nie pojadę, villa je uzavřena… BUDE VEŘEJNOSTI OTEVŘENA V BŘEZNU 2012
Ech, fomo, w ogóle się zbłaźniłam jako korpoludek – wszak nie ma problemów, są tylko wyzwania. 😳 Nie lubię wieżowców. Żadnych. 😈 Nie mam pamięci do dowcipów – jedyny, jaki pamiętam, jest o komandosach. Kiedyś mi nawet przyszło do glowy, żeby iść do psychoanalityka, opowiedzieć mu ten dowcip, powiedzieć, że to jedyny, jaki mi się udało zapamiętać i poprosić o interpretację. Przyszło i przeszło. Dowcipu nie opowiem, nie trwóżcie się Wy, którzy to czytacie. 😆
jak juz od chinczyka to 24 lub 36 😉
z budynkow to to dla Tadeusza:
http://www.streetartutopia.com/wp-content/uploads/2011/12/street_art_mars_18.jpeg
Ago, opowiedz, pliiiiiz, jak nie na forum to na stronie. dowcipy jedne jedyne są jedyne w swoim rodzaju
a to to dla osobiscie to to linkujacego 🙂
http://www.streetartutopia.com/wp-content/uploads/2011/12/street_art_november_7.jpeg
a teraz pora na sen
Bobikowo – pasztetowkowych snow 🙂 😀
Do Tugendhata też nie pojadę, bo takie wille to mi za mało skręcone. 🙂
Ja w ogóle okropnie staroświecki szczeniak jestem. 😳 Wille najchętniej renesansowe albo jakoś tak.
Chociaż… taką kubistyczną willę jak ten inny Guggenheim, w Bilbao, to mógłbym sobie kupić. 🙂
Nic z tego, fomo, a nuż wyszedłby z Ciebie psychoanalityk. 🙄
a jak obiecam, że psychoanalityk we mnie będzie siedział cicho? 🙄
Mam propozycję: Aga opowie dowcip o komandosach, a my go wspólnymi siłami zinterpretujemy psychoanalitycznie. 😈
Łajza, ale może tym razem nawet słuszna? Gdybym z góry wiedział, że Aga się wzbrania, to bym propozycji nie rzucił, a teraz, jak już i tak rzuciłem, to nawet ją podtrzymam. 😆
Hm, Rysiu 21:58, to jak koszmar z mojego snu. Ale to nie mój. Zbyt porządnie poukładane! To jednak Twój!
A Rysiu 21.55, i tak 40 pięter??? Przypomina mi to nieco mój samochód we Włoszech 🙁
Aga ogólnie: ja też nie cierpię wieżowców… chociaż na szczęście nie muszę w nich przebywać (PS Mój grajek bardzo mi się podoba!!).
Bobik, Ty masz zbyt staroświeckie gusty, ta willa w Bilbao… na zdjęciach przez chwilę da się popatrzeć. Chociaż naprawdę budynek trzeba na oczka zobaczyć.
A przy okazji to ten budynek Liebeskinda w Berlinie (muzeum, tak?) dobry jest na żywo? Na zdjęciach wygląda bardzo dramatycznie. Ostatnio byłem na Goi w Berlinie, może trzeba by się wybrać…
Ja bardzo lubię też Muzeum Guggenheima, jedno drugiemu nie przeszkadza. I kocham Bauhaus. A Chrysler jest w inny sposób elegancki. I nie da się ukryć, że najpiękniejszy jest oglądany z… Empire State Building. (Bobiczku, dzięki za pyszną linkę chryslerową!) Z Leharem mi się jakoś nie kojarzy. A Haydn?… hm, dość lubię, ale jakoś mnie nie podnieca. Wolę Mozarta.
Muzeum Żydowskie w Berlinie robi wrażenie, owszem. Zwłaszcza w zestawieniu z klasycystycznym budynkiem stojącym obok 😈
Ze wszystkich możliwych nurtów architektury, najbliższy memu sercu jest modernistyczny funkcjonalizm – prosto, bezpretensjonalnie i da się w tym żyć. Mało romantyczne podejście 😳
Ago, nie bądź taka, opowiedz dowcip. Bardzom ciekawa psychoanalitycznych interpretacji.
yyy… sorry… ten budynek obok to wręcz barokowy 😳
http://commons.wikimedia.org/wiki/J%C3%BCdisches_Museum_Berlin
vesper, zastanawiam się, czy muszę myśleć co lubię, czy mam poczekać aż to głośno ujmiesz ;] uwielbiam Bauhaus
Grupa początkujących komandosów leci na akcję. Instrukcje są proste: na sygnał wyskoczyć z helikoptera, odliczyć do ilu tam się odlicza, pociągnąć za rączkę spadochronu głównego (każdy swojego), jeśli się nie otworzy, pociągnąć za rączkę spadochronu zapasowego (jw.), wylądować z wdziękiem, ukryć spadochrony, dotrzeć pieszkom do punktu X, tam wsiąść na czekające na nich rowery, dojechać do punktu Y, gdzie zostaną poinformowani, co dalej. Dowódca każe im recytować tę sekwencję aż do mdłości. Recytują więc, recytują, aż w końcu skaczą. Kamera na pierwszego komandosa. Skacze, liczy, pociąga. Nic. Pociąga 2. Dalej nic. Klnie pod nosem i wieszczy: No tak, to pewnie rowerów też nie będzie tam, gdzie miały być.
Tadeuszu, bardzo się cieszę, że grajek gra. To był mój debiut w roli muzy hi-fi. 😎
słuszny wniosek, widać że do komandosów nie biorą takich co nie potrafią dodać dwa do dwóch
A, pomyliło mi się oczywiście, nie w Berlinie, ale w Dreźnie…
http://en.wikipedia.org/wiki/Militärhistorisches_Museum_der_Bundeswehr
Ale też muzeum.
Ojtam ojtam, zaraz podniecać Haydnem… Zabawne, pomysłowe….
No, kawał super 😉 ja dobrze rozumiem jego przejęciem się rowerami !
Spróbuję zapamiętać 🙂
to ten kawał o rowerach…
Dobranocka
Najpierw się odśmieję 😆 a dopiero potem skoczę po kozetkę. 😎
Interpretacja po linii korporacyjnej byłaby dość prosta, ale na łatwiznę chodził nie będę. Trzeba się tu jakiegoś porządnego kompleksu doszukać, żeby pacjent nie był zawiedziony.
O, już wiem, zazdrość o rower! Aga w dzieciństwie nie była kochana przez Tadeusza 🙁 , czego zupełnie nie była świadoma. Jej nieświadomość jednak cichcem przygotowywała się do stawienia czoła blogowej przyszłości i ryła dołki pod świadomością, której zdawało się, że rower to żadne mecyje i każdy może mieć. Wyparty rower uparcie powracał w dowcipie, aż stał się obiektem zazdrości silniejszej niż komandoski instynkt śmierci. Stąd obsesyjny przymus opowiadania ciągle od nowa tego właśnie dowcipu.
Należy dodać, że z wojskowego samolotu widać było rzekę, która, jak wiadomo, jest niewątpliwym symbolem falicznym ❗
I tego właśnie byłam ciekawa: co tu się okaże symbolem fallicznym. 😆 Uff, dobrze, że nie rower – o rowerze myślę dużo częściej, niż o rzece. Dużo. Z drugiej strony, moja univega jest srebrna jak… rzeka? 😯
O, przepraszam, ja nie jestem taki świntuch, jak doktor Frojd. 👿 Ja całkiem przyzwoicie mówiłem o symbolu falicznym przez jedno l.
znaczy się częściowa kastracja? 🙄
Ale frustracja za to całkowita. 😛
A to dobre! 😆 Zobaczyłam l, którego nie było – teraz to by mi dopiero dr Frojd nie darował! 😆
Fallacy befell me. Frustration complete.
Po lekkim przespaniu sie, chce zaznaczyc, ze budynek Chryslera tez uwazam , jak Dora i Bobik, za absolutnie odjazdowy, exquisite z zewnatrz, exuberant wewnatrz, art deco at its best and its wittiest. To jest radosna jazzowa, optymistyczna architektura.
Predzej bym Tadeuszowi to i owo poprzycinala 😳 , niz pozwolila przycinac u Chryslera.
No i znienacka Frojd rzondzi. 😯 Helena też z nożycami lata. 😈
Jazzowa to dobre określenie. Tak, Chrysler jest jazzowy. Mimo że ja też w zasadzie nie lubię wieżowców. 🙂
Jednym na dobranoc, innym na dzień dobry, wesoła, analityczna piosenka pt. Psycho: 😈
Raz się Król Edyp okropnie wnerwił,
bo ileż można leżeć bez przerwy
nie na subretce, nie na gryzetce,
lecz na tej samej ciągle kozetce?
Refren:
Czyś ty dojda, czy niedojda,
nie bój się doktora Frojda,
dzięki niemu – to się chwalli –
zawsze możesz być na falli.
Raz mały Jasio usadził kleksa
i się pogrążył w strasznych kompleksach,
jakże wygląda to, a co gorsza –
co może z tego wyczytać Rorschach?
Czyś ty dojda, czy niedojda,
nie bój się doktora Frojda,
i symbola też się nie bój,
nie przyspieszy ci pogrzebu.
Raz ktoś zwymyślał terapeutkę,
że jest leczony z mizernym skutkiem,
bo po kolejnym każdym przekręcie
czuje się winny, zamiast mieć w pięcie.
Czyś ty dojda, czy niedojda,
nie bój się doktora Frojda,
możesz mieć pożytek z tego,
że ci wytnie superego.
Raz pacjent szczycił się, że jest gotów
przestać się lękać ostrych przedmiotów,
lecz gdy już o nich mówił „to lubię”,
nagle się biedak zbudził – na Kubie.
Czyś ty dojda, czy niedojda,
nie bój się doktora Frojda,
z lęków całą swą hałastrą
i tak lepszy jest niż Castro ❗
Typowo polska niufność, jak dwie rzeczy nawaliły, to pewnie trzecia też….
A tu zaskoczenie: nadludzkim wysiłkiem woli wylądował, patrzy a tu taka kolarka z Shimano stoi, że Szurkowski by się nie powstydził.
Z płonącym czerwienią z zawstydzenia licem, zadanie dokończył….
Oh, Bobik w facecyjnym nastroju! 🙂
Musisz poczekac, Piesku, bo jestem pograzona w lekturze od Tadeusza. Dalej wydaje mi sie to byc swietna wrecz ksiazka o Ameryce. Nieoczekiwanie opisujac jakas ulice na dole Manhattanu, autorzy powiadaja, ze przypomina im ul Krochmalna w Warszawie, slynna z obfitosci kieszonkowcow i ludzi z marginesu. To mnie zaskoczylo, bo choc nie mam pojecia gdzie znajduje sie ul Krochmalna i czy jeszcze istnieje czy moze zostala przemianowana, ale do tej pory Krochmalna kojarzyla mi sie wylacznie z Domem Sierot dra Korczaka.
Krochmalna jest na bliskiej Woli, Heleno (okolice Zelaznej, Grzybowskiej i Chlodnej), i wystepuje takze w powiedzeniu warszawskim, powtarzanym facecyjnie: „jak cie walne, jak cie palne, to polecisz na Krochmalne”. Wzdluz Zelaznej jeszcze w moim dziecinstwie staly okropne przedwojenne kamienice, niektore zupelne straszydla, w ktorych latwo mozna bylo sobie wyobrazic margines (i biede). Teraz juz po tych straszydlach nie ma sladu. Jednym slowem – wszystko sie zgadza:
„Give me your tired, your poor,
Your huddled masses yearning to breathe free,
The wretched refuse of your teeming shore.
Send these, the homeless, tempest-tost to me…
Ahaaaa!Piekne, poetyckie powiedzenie. Cekawe, ze w pamiec autorow ta Krochmalna wryla sie tak gleboko, ze wspominaja ja w czasie drugiego dnia spaceru po Manhattanie.
A wiersz wyryty na Statui Wolnosci (nie pamietam nazwiska autorki) zawsze mnie poruszal – wlasnie przez to gdzie jest wyryty.
Ja w ogole uwielbiam Statue Wolnosci. Przejrzalam kiedys tamtejsze archiwa on-line i znalazlam moje bardzo, bardzo rzadkie nazwisko – ktos z Odessy z konca XIX w. , ale nazwisko pisane w polskiej transkrypcji i wersji, co dziwne. Bo jest to jest jedyne na swiecie, przez to ze jest hiszpanskie, sefardyjskie, ale zbastardyzowane w Polsce Kiedys zaczynalo sie na X, wymawiane „sz” jak w iminiu Ximen/Ximena.
Emma Lazarus. Ona sie nazywala Emma Lazarus. Ach sierzant gugel!
piatek, koniec tygodnia, pracy, wiatrow, deszczow 🙂 😀
szeleszcze
herbata
czy mozna byc prezydentem duzego kraju z laski bulwarowej
gazety?
mozna jak widac 🙂
brykam
w tereny zielona (z okiem w niebo-moze na mitle Kozyra 😉 )
do przegladu pozycji
brykam fikam
Witam 🙂
Dziś w Polszcze pełno orszaków ( taka nowa tradycja )
Do porannej kawy dowcip Agi w wersji ” Piwnicy”….”
http://www.youtube.com/watch?v=fotl6C4uf1A
Tam niektórzy się zielenią i brykają, a tu trzeba świętować!! Poważna sprawa!!
Bry!
swieto? jakie swieto? 🙄
dla frakcji germanskiej:
” Als es um die Gratisurlaube des Bundespräsidenten bei „engen Freunden” ging, schlug Schausten Wulff vor, seinen Gastgebern stattdessen 150 Euro pro Nacht zu zahlen. Der fragte zurück: „Machen Sie das bei Ihren Freunden so?” Schausten: „Ja.”
Sofort wurde im Netz das neue Verb „schausten” geschaffen: „bei Freunden gegen Bezahlung übernachten”. Das Verb „wulffen – bei Leuten auf der Mailbox herumpöbeln” war schon vorher geboren worden.”
likwiduje telefoniczna sekretarke, nikt nie bedzie mi wulffowac 🙂 😀
brykam
Rysiu święto na całego. Pół miasta wyłączone z ruchu. Są trudności z naborem szatanów, ale znaleziono Angolczyka i Wietnamczyka na królów 😎
http://diecezja.lublin.pl/news,565
Dizeń dobry 🙂 Po co zaraz wyrzucać atomatyczną sekretarkę? Tylko bezrobocie to zwiększa. Ja tam swojej nie zwalniam, bo i tak nigdy nie słucham, co do mnie gada. Ona tak bardziej dla decorum jest i dla pozorów, żeby nie było od razu widać, jaki jestem staroświecki. 😎
Komandosi piwniczni piękni. 😆
No właśnie. Trzeba blokować miasta…
„Pochód otworzy gwiazda, zaraz za nią będą szły małe dzieci przebrane za aniołki i pastuszków. Dalej poruszać się będą królowie ze swoimi dworami. W rolę królów wcieli się dwóch pracowników ZOO na wielbłądach oraz strażnik miejski na koniu….organizatorzy zapraszają do wspólnego kolędowania z zespołem Czterdziestu Synów Trzydziestu Wnuków Jeżdżących Na Siedemdziesięciu Oślętach. ”
O diabłach nie ma, widocznie u nas nie dowieźli…
Za to rozdadzą 6000 śpiewników.
Andrzej Gwiazda?? To chyba jakaś rocznica znowu S???
Trzej Królowie rzeczywiście z pełną pompą… Jak tego w ogóle nie znam, bo za moich czasów się nie obchodziło publicznie, a potem jakoś w tym czasie już w kraju nie bywałem. I nawet nie miałem pjęcia jakie atrakcje mnie omijają:
Układ Orszaku:
1.gwiazda betlejemska
2.sztandar duży
3. dobosz grający na werblach, obok klikon miejski z dzwonkiem /na przemian/
4. pszczelarze słodzący żywot Dziecięcia Jezus
5. dzieci przebrane za postaci aniołów i inne razem z rodzicami
6.kolędnicy misyjni
7. Reprezentanci kontynentów
-kolor filotegowy
-kolor złoty
-kolor zielony
8 sztandary duże
Najbardziej mi żal, że tracę klikona miejskiego z dzwonkiem, bo wyobrażam go sobie jako owieczkę, której mógłbym popilnować, dając nareszcie upust swej genetyce. Kolędnicy misyjni to pewnie pracownicy telewizji publicznej. No i sztandary, sztandary…
Trochę mi się nie podoba podział dzieci na anielskie i inne, bo przecież te inne mogą się nabawić kompleksów i potem do doktora Frojda będą musiały latać. Ale za to kolor filotegowy tak cudny, że chyba sobie przyswoję 😆
Irku,
a czy rola gwiazdy betlejemskiej jest już obsadzona? 🙄
Bo jakby co, to ja … 😆 Zawsze to jakaś gwiazda 😉
ale chyba już nie zdążę na 11.tą do Lublina 👿
Że też w Poznaiu takiego orszaku nie ma, bezbożne miasto, albo skąpe 👿
A dlaczego Helena będzie kastrować nożyczkami? 😯
Zwykle to się robi kazikiem, znaczy się kozikiem 😉
Widzisz Ago, że psychoanaliza wcale nie boli 😉
A w ogóle to dzień dobry, ubawilam się nieźle doczytując zaległe wpisy 🙂
Bobiku,
a co Ty tu o tej porze robisz? Przecież to nie Twoja zmiana, blog i owszem Twój, ale zmiana… 👿
kolędowanie z zespołem Czterdziestu Synów Trzydziestu Wnuków Jeżdżących Na Siedemdziesięciu Oślętach. 😆
Ech, dla takich obchodów już bym się nawet zgodził porobić za szatana… 😎
No, nie wiem Bobiku, nie wiem … za szatana … niby jesteś czarny i to Ci się liczy na plus. Ale szatan powinien zastraszać, przerażać … a z Twoją posturą … no co Ci będę tłumaczyć … 🙁
Uuu. Leje i wieje, a później wieje i leje….
Noc też była ciężka.
Helena niedwuznaczne groźby karalne wysuwała przeciw mojej skromnej osobie, i nie wiem czemu, ja Chryslera widziałem i wiem co mu wyciachać, ona mnie nie, to co będzie….
Kazika przecież ja Helenie odbiłem po wakacjach w Toskanii, do czego już się tutaj przyznawałem. Ostały jej się ino nożycki… 🙄
Za szatana nie mogę z powodu postury? 🙁 A jakbym się odpowiednio nadął? Wystarczy mi dać jakiekolwiek stanowisko, choćby strażnika miejskiego i zaraz zobaczycie, jaki będę nadęty. 😎
Tadeuszu, Ty sam poniekąd ograniczyłeś zasięg operacji, pisząc kilkakrotnie, że od góry to Ci już nie ma czego ciachać. 😆
Próbuj Bobiku, wszak nadzieja umiera ostatnia 😉
Groźby karalne bez kazika sie nie liczą, ot co! 😎
Heleno,
a jak Ci się czytało esej o Ameryce Oddalający się kontynent. Stefana Bratkowskiego?
Bobiku, pilnowanie klikona miejskiego bez stoperów w uszach grozi kalectwem 😈
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzykacz_miejski
wiekszosc Bobikowa swietuje, a ja bidulka 🙁 przy pozycjach dochod narodowy pomnazam
Jotko, ja to czytalem, ale to bylo w zeszlym wieku 🙂
ciekawe
do transmisji na zywo z Lublina jeszcze kilka minut, poczekamy, poczekamy (glosniki na cala moc ) 🙂
Ej, Bobiku, nigdy nie mówiłem, że cały mieszczę się od pasa w dół!
Bratkowskiego nie wiem czy dokładnie to czytałem, ale on się strasznie powtarza…. i im bardziej w wiek XXII, tym bardziej brzmi to: ja (i ewent. brat) a …
Rysiu, idę Ci w sukurs! Idę pójść siąść, aby pomnażać…
Dzień dobry, wieje na szaro 😕
Od wczoraj padam z powodu braku barów. One, podobno, mają zacząć rosnąć, ale na razie dołują i ja też. Gdyby ktoś miał za bardzo rozbudowane, to niech podeśle. W dodatku w pracy prawie pusto, zwykli zwiedzający, ni króla, ni krzykacza, ale drzemki sobie uciąć nie można 🙁
Haneczko, barów brak , ale pubów w bród 😎
Mleczne faktycznie w dół, ale inne w górę!
http://www.meteo.uni.wroc.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=44&Itemid=36
Tadeusz święto chce pracą bezcześcić? 😯
Ja mogę zamiast baru podesłać jakiś Imbiss. Niby nie to samo, ale zawsze lepsze niż nic.
Ewentualnie mogę też odstąpić coś z własnych mmHg. Nadmiary mam ich nawet duże, bo od wczoraj jestem jak tajny agent okablowany takim ustrojstwem do mierzenia i co 15 minut mi się te mmHg sypią. 😎
Jotko, masz jeszcze szansę 🙂
W Poznaniu Orszak Trzech Króli będzie podążał drogami Starego Rynku do Fary. Poznański orszak to inicjatywa ponad podziałami, skupiająca różne środowiska i osoby zaangażowane w działania społecznie, religijne i kulturalne, m.in. szkoły, Fundację Akademicki Poznań oraz Klub Przedsiębiorczych Wielkopolan. Orszakowi patronuje m.in. metropolita abp Stanisław Gądecki.
Poznańscy organizatorzy w ramach akcji „zrzuć się na wielbłąda” właśnie kwestują na wynajęcie wielbłąda dla króla afrykańskiego. „A jak uzbieramy na wielbłąda, będziemy zbierać dalej, by orszak był jak najpiękniejszy” – zapowiadają.
Przebrałem się za diabła i 100 osłów 🙁
Forum Pracodawców popsuło nastrój informując, że przez dzień świąteczny tracimy 4 mld dochodu narodowego brutto 👿
Może warto bezcześcić
A bez ustrojstwa to paskale ani drgnęły?
Irek,
i tu mnie nakryłeś 😳
Cała moja hipokryzja i dwulicowość wyszła na jaw w całej okazałości. Bo ja ten orszak to piiii … piiii ….piii 👿
Bobiku,
współczuwam 🙁
Mam na mysli Bratkowskiego z lat 70.tych.
I Tadeusz ma sam te 4 mld wyrobić? 😯 Przez jeden weekend? 😯
Ale świętować, to i owszem, dzisiaj świętujemy imieniny naszego jedynego wnuka Kacpra. 😆
Z Bobikowem zapoznanego. Ba, Kacper nawet był, odbył pielgrzymkę (przy święcie ładniej chyba napisać, że to była pielgrzymka) do samego Dyktatora Satrapy PSOletariatu ❗
Chyba mu się za to należy jakieś honorowe obywatelstwo w Koszyku 🙄 😉
Jotko, ja się z tym okablowaniem czuję dość zabawnie i po szczenięcym łbie latają mi różne bondowskie scenariusze, więc nie ma co mnie żałować. 😉
Bobiku 🙂
O, świętowanie imienin Pielgrzyma Kacpra bardzo mi się podoba. 😀 Bobik, jak wiadomo, bardzo kocha dzieci, z wzajemnością zresztą, o czym niedwuznacznie świadczy ten wierszyk:
Gdy Bobik dziewczynkę spotyka na rynku,
nie prawi jej żadnych morałów,
choć widzi, że dziewczę to zmierza do szynku
i stoczyć się może pomału.
Jak również gdy chłopca pieseczek nasz zoczy,
co właśnie kompotem się truje,
nie będzie prawd przykrych on walił mu w oczy,
lecz całkiem zwyczajnie spasuje.
Bo Bobik ogromnym dzieciątek jest fanem
i wcale nic nie ma przeciwko,
gdy do dom urżnięte wracają nad ranem,
a w brzuszkach przelewa się piwko.
A nawet gdy brzydko przeklina maleństwo,
pieseczek nie powie mu słowa,
bo po cóż pochopnie potępić przekleństwo,
a potem – być może – żałować?
Zakazy, nakazy… Dorośli je mnożą,
choć tak z nich niewiele wynika,
a pies nic z tych rzeczy. Więc chyba to w porzo,
by dzieci kochały Bobika? 😎
No to zdrowie Kacperka Pielgrzyma, honorowego obywatela Satrapii. 😆
Niewykorzystane przez Bobika współczucie przekazuję dalej, potrzebującym 💡
Trochę wprawdzie przechodzone, 😳 ale dane szczerym sercem 😆
Trochę się je odkurzy, miejscami wyklepie i będzie jak nowe 😉
Wierszyk cuuuuudny! 😆
Z toastami to może poczekąć do wieczora? 🙄
To znaczy dorosłym się tak wydaje 👿
Bobiku, nie podoba mi się Twoje okablowanie 😐
Tadeusz ma do wyrobienia 4 minus 24 zł. Pomagam, jak mogę 😉
No tak, facet od pasa w dół to podwójnie serca nie ma…
Bobiku, co Ty wyprawiałeś??
Zdrowie Kacperka i Satrapy!
A mnie się chce spać 🙂 Nawet 100 osłów nie pomaga. Chciałem zwalić winę na ciśnienie, ale jak u noworodka… chyba włożę wszystko co mam nieprzemakalne i jednak się przejdę, w intencji Satrapy i Kacperka.
A nie mówiłem? Dorośli zaraz z jakimiś pedagogicznymi uwagami. 👿
Odkładajta toasty do wieczora, odkładajta… A skąd wieta, że dożyjeta? 🙄
Nie wieta, ale puby daleko…
Za to sieć blisko. Przeczytałam „Dzienniki kołymskie” Hugo-Badera. Lekkie to nie jest. Jedne bary opadają, inne rosną.
Fragmenty były w DF http://wyborcza.pl/1,75480,10853684,Syndrom_cmy.html
Też się muszem (choć nie chcem) przejść, przez zasieki luja i huraganowy ostrzał podmuchów. 🙁
Ale wrócę (jak dożyję) grubo przed wieczorem, żeby zdążyć wznieść kolejny niepedagogiczny toast. 🙂
Już miałam napisać, że Bobik diabła jak najbardziej może poudawać – w różnych ludowych powiastkach bies miewał zdolność – i skłonność – do przekształcania się w czarnego psa – ale bies w okablowaniu? 😯
http://www.youtube.com/watch?v=2VsrcJ3EsL0
Bobik byłby szatanem-kusicielem, a nie szatanem-przestraszaczem. 😎
Dołączam do frakcji bezczeszczących. 😉
http://wyborcza.pl/1,75248,10918096,Odwazny_kalendarz__Pozuja_seniorki_z_Ustki__ZDJECIA_.html
Wróciłem z działki i
pierwszy przebiśnieg
🙂
Panie z Ustki piękne. A tu reportażyk z sesji foto:
http://www.youtube.com/watch?v=NzHZv8Cib6s
Korekta 😳
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Pictures
A śnieg gdzie??
Śnieg pizło, panie.
Spadam na lina w śmietanie 🙂
No. Nareszcie ktos powiedial to pelnym tekstem. Ksiadz S. Malkowski Rzepie. Za komuny mial lepiej. A ks.Popieluszko jest przeciwnikiem wiadomego salonu:
„Dziś ks. Jerzy Popiełuszko, gdyby żył i kontynuował swoją misję, byłby ciągany przez byłych ubeków po sądach, a „Gazeta Wyborcza” oskarżałaby go o „upolitycznienie”.
Ksiądz Popiełuszko był niesamowicie prawy i odważny. Nie należy sądzić, że związałby się z salonem Sikorskiego czy poddał się presji tzw. politycznej poprawności. Tymczasem, słuchając kazań moich kolegów i obserwując to, co się dzieje w Kościele, widzę, jak oni poddają się tej presji.
Doszło do ponurej sytuacji. Podczas komuny nie miałem żadnych ograniczeń formalnych skierowanych do mnie osobiście w kwestii głoszenia Słowa Bożego. To zabrzmi źle, ale trzeba powiedzieć, że podczas PRL-u miałem większą swobodę wypowiadania się na tzw. tematy kontrowersyjne niż dziś.”
Chyba ostatni moment na toast dzienny, bo zaraz się wieczorne zaczną. 😉 No to wypijam zdrowie Kacperka herbatą, która po przemoczeniu i przewianiu na pewno dobrze mi zrobi. 😀
Żal księży za Peerelem to jest pewne novum. 😈 Czy kanonizacja towarzysza Gierka też już w planie? 😎
Zachęcony doniesieniem Irka zerknąłem, czy w ogrodzie nie ma przebiśniegów. Nie stwierdziłem na razie żadnego (choć trzeba przyznać, że nie wpatrywałem się zbyt nachalnie), odkryłem natomiast, że w szparze między płytami tarasu rośnie sobie w najlepsze ogórecznik. 😯 Już ze 30 cm ma i wygląda, jakby się wkrótce do kwitnienia miał zabierać. 😯
Wesołych Świąt – http://www.stachurska.eu/?p=6189 🙂
Z uwzględnieniem tekstu w Post Scriptum :)))
namnozylem za siebie i swietujacych 🙂
nad terenami zielonymi spokoj (to moze i lepiej, obawialem sie ze
ta miotla to tez …… faliczna)
przebisniegow brak, sniegow tez
na niedziele w wiatr i slote, maly poradnik – Slodowy dla zlotej raczki
http://2photo.ru/en/post/26440
a o chrysler building warto kopie kruszyc albo moze tylko podlac 😉
http://duckflash.vectroave.netdna-cdn.com/wp-content/uploads/2009/11/Illustrations-by-Steve-McGhee-4.jpg
bigos zostal, dojadam, wstyd ze tak dlugo
bywa
na koniec dnia (mojego 🙂 ) Tadeusz czupryniasty, ogolony,
hobbuje 🙄
http://farm3.static.flickr.com/2724/4179455963_0f73ae500c_z.jpg
🙂
znikam 😀
Rysiu, bigos dojadałam do wczoraj. Żaden wstyd. 😀
Dzisiaj byłam z wizytą u koleżanki na przesuniętych imieninach.
Koleżanka wspaniale gotuje. I robi nalewki mogące wpędzić w nałóg. 😀
Zastanawia mnie brak zgody prezydenta W. na upublicznienie treści „rozmów” z gazetą. I dementi banku w kwestii oświadczenia prezydenta W. dotyczącego dat umowy kredytowej. Nie ma czegoś takiego, jak ustna umowa kredytowa.
Czemu, bigos im dłużej tym lepszy. Jak piernik. A jak wkruszyć piernik do bigosu… albo na odwrót…. mmmm….
No rowerek fajny na zdjęciu! Nie ma żartów, hamulce tarczowe na obu osiach! Niestety, pół dnia jeździłem po mieście, żeby dostać głupi fotelik dla dziecka, jak dzieci były małe…. i nic….
Kolega oferował się, że dospawa… albo doklei… cos takiego dziwnego… ale nie miałem hamulców tarczowych to jakoś nie skorzystałem z propozycji 😳
Ten prezydent to przede wszystkim nie za bardzo bystry się wydaje…. takie głupoty gadać… jak to po nagraniu na sekretarce.
No, co chcecie, prezydent na sekretarce to w ogóle dość niezręczna pozycja do publicznej dyskusji. 🙄
Rysiu, gdzie Ty takie rzeczy wygrzebujesz? Ten rosyjski Słodowy – cudo. 🙂 Lekkie, dowcipne, nieprzegadane. Zawołałem rodzinę i wszystkim kazałem oglądać. 🙂
Wszystkim wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku.
Trochę późno, ale mam nadzieję, że życzenia zostaną przyjęte.
Przyjęte, odwzajemnione, a w ogóle bardzo się cieszymy, Panno Koto, że Cię widzimy po dłuższej przerwie. 🙂
Ja się od kilku dni zbieram z telefonem, ale mi różne sprawy stawały w poprzek. Może jutro, pojutrze mi się uda. 🙂
Ja to samo, jeszcze dzisiaj nie wstałam od komputera.
No, nie zasnę!!!!!!!!!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10924006,Poniatowa___Dajesz_na_Orkiestre__Idz_do_spowiedzi_.html?lokale=szczecin
Prawica w ogóle się rozszalała antyowsiakowo. Salon 24 co najmniej od wczoraj wypuszcza zatrute strzały. Obrzydliwość nad obrzydliwością.
Bobiczku, Ty najwyraźniej z każdym dniem młodszy i młodszy 👿