Mechanizmy
Pręgowana przeszła obok Jelonka obojętnie, choć na nieco sztywnych kończynach, wskoczyła na stół i zajęła się ostentacyjnym lizaniem łapy, wyrażając w ten sposób désintéressement dla miniaturowego prawie-współlokatora.
– Zobacz, wypiera – szepnął Bobik do Labradorki z miną znawcy.
– E, może wcale nie wypiera, tylko rzeczywiście niewiele ją ten mały obchodzi? – zaoponowała Labradorka.
– No wiesz?! – oburzył się szczeniak. – Przecież to pies, choć na to nie wygląda. Jaki porządny kot może w ogóle nie interesować się psem?
– Obiektywnie rzecz biorąc – spróbowała zracjonalizować Labradorka – ten Jelonek zajmuje bardzo mało miejsca we wszechświecie. Może Pręgowana to zauważyła i postanowiła się stosownie do tego zachować?
– Nie ma czegoś takiego jak obiektywnie – szczeknął z dużą pewnością siebie Bobik. – Punkt wiedzenia jest zawsze wyznaczany przez koniec własnego ogona. Mówił mi to jeden kumpel, który się Dobrze Zna. Przecież to jasne, w co tu jest grane. Pręgowana udaje brak zainteresowania, żeby nie musieć przyznać, że się Jelonka po prostu boi.
– A nie ma takiej możliwości, że ty na nią projektujesz jakieś swoje lęki? – zastanowiła się Labradorka.
– Chyba przestanę z tobą gadać! – warknął wściekle Bobik. – Kombinujesz i uruchamiasz mechanizmy, zamiast mi po prostu przyznać rację. Przecież ja widzę, jak jest i nie widzę powodu, żeby i inni tego nie widzieli.
– Uważasz, że ty sam nie kombinujesz i nie uruchamiasz? – spytała z ciekawością sąsiadka.
Bobik poczuł nieopanowaną chęć odwrócenia się i dokładnego wylizania łapy. Czasem z Labradorką naprawdę nie można się było dogadać. A przecież wszystko byłoby wiele prostsze i przyjemniejsze, gdyby zechciała się wysilić i zobaczyć świat dokładnie tak, jak on.
Made in China…
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,10976733,iWyzysk__Czy_smartfony_Apple_produkuja_trzynastolatkowie.html
A tak, Zwierzaku, to jest tu juz znane, i Apple juz wije sie pod naporem opinii publicznej. A poza tym – cala sprawa zostala tu naglosniona przez program, o ktorym tu rozmawialam pare dni temu z Helena: This American Life. Sa naprawde niesamowici, i udalo im sie – o czym mowa w programie – dotrzec ram, gdzie nie dotarli reporterzy BBC… Ciesze sie, ze moje skladki na radio publiczne na cos takiego ida.
A poza tym w dyskusji o starosci blizej mi mysleniu Heleny (w ogole czesto mi blisko, nawet jak sie nie zgadzam, to z bliskosci, zamiast odleglosci), 😉 i wydaje mi sie, ze jest problem praktyczny, z ktorym trzeba sobie radzic (mniejsza dzietnosc, mobilnosc geograficzna) na rozne nowe tworcze sposoby, (biorace pod uwage wrazliwosc i potrzeby emocjonalne i zdrowotne ludzi starych)i jest problem nastawiena wobec ludzi starych, ktory w krajach zachodnich jest takze problemem kulturowym: od kultu mlododsci w reklamach, samowystarczalnosci i autonomii w zyciu prywatnym i zawodowym, stawianiu glownie na samorealizacje, z czestym pominienieciem wartosci wspolnotowych, i na konkurencje jako glowny motor zycia spolecznego. A starzy ludzie kojarza sie z niedoleznoscia i byciem ciezarem i zawada. Nawte dyskryminacja wobec starszych pracownikow jest czesto calkiem otwarcie sankcjonowana. Przypomina mi sie czesto „Nowy wspanialy swiat” Huxley’a, ktory swietnie uchwycil przerozne trendy kulturowe nowoczesnosci (umieralo sie w wyniku eutanazji zaraz po 60-ce, zeby nie byc ciezarem).
I znikam do srodowych zajec (bo u mnie srody wiaza sie z urwaniem glowy), gratulujac jeszcze Bobikow wspanialychi osiagniec na polu demoralizacyjnym. 🙂
Wizyta
http://www.youtube.com/v/1eXS0o6r-Wk&rel=0&hl=en_US&feature=player_embedded&version=3
Dzieki, Moniko. Czuje sie zaraz mniej osamotniona. 🙄 😳
Orteq! Jaki BOSKI filmik! Jakie one sa … ludzkie, z braku lepszego slowa.
Ten silverback wyrozumiale pilnujacy maluchow! Ten rozanielony, ale nie do konca pewny czym sie to skonczy, fotograf! Zaraz posylam to E.
Bo my mamy taki film w sercach o gorylach ogladany w tv chyba ze 20 lat temu. Wspominamy z tego czesto scene, kiedy jeden mlodziutki goryl zobaczyl chyba pierwszy raz z bliska pieknego duzego zielonego swierszcza na krzaku. Ogladal go w zafascnowaniu kilka minut nachylajac sie blisko twrza do owada. Jego, goryla, koncentracja przy ogladaniu, byla tak wymownym momentem, ze wstrzymalysmy oddech. Potem delikatnie, dotknal go paluszkiem, prowadac palec wzdluz grzbietu swierszcza, jakby go glaskal.
Ilekroc na ekranie tv pojawiaja sie goryle, ktoras z nas niechybnie mowi: a pamietasz… _ Tak, tak, pamietam. Zielony swierszcz…
I obie mamy tak rozanielone miny jak ten fotograf.
Bobiku, nie jesteś osamotniony (oczywiście!) w wiedzy co do aktualnych współrzędnych mojego położenia, ja już też zaczynam mieć trudności. Aktualnie chyba w pociągu do Blume Europas, ale dowiem się jak gdzieś dojadę…
Już niedługo moje psy dostąpią rzadkiego przywileju poskakania na mnie !
Życząc Tadeuszowym psom owocnego skakania 😀 , sam skaczę szybko na herbatę. Pierwszy raz tej zimy naprawdę, tak zimowo zmarzłem. Wprawdzie jest tylko koło zera, żadne tam syberyjskie mrozy, ale tegoroczny klimat mnie rozbestwił. 😳
Na szczęście dziś już nigdzie nie muszę wychodzić (chyba że bym chciał), mogę spędzić resztę dnia przy ciepłej kozie, z mruczącym kompem na kolanach. Nie jest źle. 🙂
Goryle cudne – jak zwykle. Jeszcze nie widziałem niecudnego goryla. 😉
Heleno,
Filmikowi nadano tytuł „Dotknięcie”.
Nieco inny rodzaj dotknięcia to taki
http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/kultura-i-sztuka-mainmenu-63/3181–henryk-schr-dotknie-aniosa.html
Rozanielenie Twoje czy fotografa jest więc jak najbardziej na miejscu.
Zastanawiałem się i zastanawiałem, co właściwie Monika miała na myśli, pisząc,że bliżej jej do Heleny i w końcu stwierdziłem, że muszę spytać. 🙂 Nie, żebym Helenie żałował czyjejkolwiek bliskości 😉 , ale po prostu nie widzę tu na tyle spolaryzowanych stanowisk, żeby mogło być bliżej do jednego lub drugiego. Widzę natomiast nieco pomieszania materii, więc postaram się ją trochę rozdzielić. Dyskusja zahaczyła o takie bloki spraw:
1. Opieka nad starymi i niesprawnymi rodzicami – z pozycji dziecka i z pozycji rodzica. Wiele osób z pozycji rodzica wyraziło chęć nienarażania swoich dzieci na konieczość nieustannej opieki. Z pozycji dziecka nikt nie wyraził chęci strząsania staruszków z drzewa 😉 , podkreślano natomiast, że realia życia w zachodnim świecie nie zawsze pozwalają na opiekę osobistą i nie powinno to być uważane za miganie się, brak serca czy poczucia moralnego. Po prostu czasem nie ma innego – i lepszego dla wszystkich stron – wyjścia, niż załatwienie opieki nieosobistej (Dom Seniora, pielęgniarka, pani z Ukrainy, itd).
2. Polskie (a powiedziałbym nawet, że wschodnioeuropejskie) widzenie stosunków rodzinnych. Bywa ono bardzo zmitologizowane, co dosyć utrudnia racjonalną rozmowę. Opiera się często na poświęceniu i „złożeniu się w ofierze” (najpierw robią to rodzice, a potem wymagają „odpłaty” od dzieci), a nie na partnerstwie, radości ze wspólnoty i zwyczajnej, nie mi(s)tycznej, wybranej, nie narzuconej odpowiedzialności. Inaczej mówiąc, wzajemne stosunki rodziców i dzieci bazują czasem na neurotyzmach i manipulacji, a nie na rzeczywistym poczuciu odpowiedzialności za się nawzajem. Próba sprowadzenia tych stosunków do nieco racjonalniejszych, zdrowszych wymiarów napotyka nieraz na ogromny opór nie tylko samych zainteresowanych, ale i otoczenia, które chętnie potępi wyrodka.
3. Z powyższym wiąże się zjawisko neurotycznych mamusiek (ojcowie jakoś rzadziej w to idą), które żądają opieki nie dlatego, że że się bez niej nie mogą obejść, tylko żeby wyegzekwować tę neurotyczną „odpłatę”, zwłaszcza od córek. Tutaj padły opinie, że córki w takich przypadkach mają prawo się bronić, mimo nacisku otoczenia i superego żądającego „poświęć się, poświęć się, poświęć”.
4. Kwestia stosunku społeczeństwa do starych ludzi „tak w ogóle”, już poza relacjami rodzice-dzieci. Do tego już w dyskusji właściwie nie doszliśmy, bo to trochę odrębna – i bardzo obszerna – para kaloszy.
I po tym zreasumowaniu ja nie bardzo widzę, w czym stanowisko Heleny jest odmienne od stanowiska Vesper czy np. mojego. Bo w praktyce te stanowiska sprowadzają się do tego samego – wszyscy chcielibyśmy jak najlepiej zarówno dla naszych rodziców, jak i dla naszych dzieci, ale realiów i życiowych konieczności nie przeskoczymy. Nie da się być równocześnie w Europie i w Ameryce czy Australii (a nawet w Gdańsku i w Zakopanem), nie da się równocześnie tkwić całą dobę przy chorym i iść do pracy (a żyć z czegoś trzeba), nie da się (a nawet nie wolno) całkowicie poświęcić opiece nad rodzicami, olewając przy tym obowiązki wobec własnych dzieci, itp, itd. Trzeba szukać kompromisów, wyjść najmniej złych, czasem nowych formuł. Chyba nie ma w takim postawieniu sprawy niczego niewłaściwego, również dla Heleny?
Bobiku, milo mi, ze Cie ciekawi, co mialam na mysli, ale w tym momencie i dzisiaj nie mam mozliwosci rozwijac, zwlaszcza, ze jest tu material na pare dobrych esejow na temat kultury, filozofii, trendow demograficznych i ekonomii. 😉 Wiec w biegu, zebys nie zostal z zawieszonym znakiem zapytania odpowiem Ci bardzo krotko: rozmowa prowadzona z zalozeniem o „nie byciu ciezarem” wydala mi sie jednostronna, Helena dostrzegla te jednostronnosc (a przy okazji pare innych rzeczy) i ja sie z nia zgodzilam. Zwlaszcza, ze oprocz kontekstu neurotycznych mamusiek (tu mozna wchodzic w szczegoly na ile on jest rozpowszechniony, i czy jest jedynym czynnikiem, ktory nalezy brac uwage w dyskusjach o rozwiazaniach opieki w starosci) jest duzo szerszy kontekst kulturowy, w ktorym ludzi starych sie nie ceni. Kultura masowa i reklama dobrze wyraza te nowoczesna i ponowoczesna postawe, i wylapal ja tez wczesnie Aldous Huxley w swoje ksiazce, dzisiaj jeszcze pod wieloma wzgledami bardziej aktualnej niz gdy ja pisal. (Ciekawe, ze sam mial doswiadczenie z pracy w reklamie.)
I to tyle na razie, bo musze biec dalej. A bientot. 🙂
Moniko, nie wiem czy to jest jednostronne, że ktoś może odczuwać liczenie w starości tylko na dzieci jako „bycie dla nich ciężarem” i deklaruje, że wolałby tego uniknąć. Jeżeli jednostronne, to może w tym sensie, że wyrażone tylko z pozycji rodzica. Ale przecież ta deklaracja bierze pod uwagę i sytuację dzieci, i własne poczucie, „co dla mnie byłoby lepsze, z czym czułbym się bardziej komfortowo”, czyli jednak widzi sprawę z co najmniej dwóch stron.
Kontekst neurotycznych mamusiek absolutnie nie był w naszych rozważaniach jedynym aspektem. Wzięliśmy pod uwagę, że ten aspekt również istnieje i nie ma co go przemilczać, ale obgadaliśmy też kilka innych kontekstów. 😉
Fakt, że w szerszy kontekst kulturowy jeszcze nie bardzo zdążyliśmy wejść, ale przy tak rozległych tematach nie da się wszystkiego od razu. Niemniej jednak powiedzieć „ja dla siebie na starość wolałbym to a to” można chyba i bez referowania kontekstu. 😉
Ale oczywiście kwestia podejścia do starości w różnych epokach i kulturach sama w sobie jest bardzo ciekawa i warta zauważenia.
dotarlem 🙂
doczytalem 🙂
Helenie gratuluje (Bobikowi tysz-bo ekspert 🙄 )
Jotka oddalila sie, a ja tu juz armaty wycelowalem w odwrocona
empatii Tadeusza nie mam, spie smacznie, wstaje o swicie, do
bryKI zapraszam, fikam z kopyta, fikam z kopyta
/Helenie snu gdy szeleszcze/
cala dyskusja co zrobic ze staruszkami nabiera koloru
jak ma sie pod opieka osobe na wozku inwalidzkim w wiezowcu
na pietrze pod dachem i schodami do windy /z winda do ktorej tylko niektore wozki pasuja/ i kolejna z zawansowana demencja starcza w miescie bez dostepu do DOMU OPIEKI nad takimi osobami, i bez FACHOWEGO wykwalifkowanego personelu (ta garstka pracuje juz, a reszta wyjechala za chlebem!!!!!)
podobno MYSLI SIE co i jak zrobic
Wasz Specjalny Sprawozdawca z Dworu donosi:
Nikt juz na wyscigi konne Ascot nie bedzie wpuszczany w zbyt krotkich spodnicach, przezroczystych bluzkach i szczegolne restrykcje dotyczyc beda od nowego sezonu w tych oblakanych konkokcji na glowach pod nazwa fascynator (jesli ktos ogladal kwietniowy slub Williama i Kate, przypomina moze sobie co miala na glowie ksiezniczka Beatrice, corka Sary, de domo Fergusson – bardzo, bardzo niestosowne). Zakaz noszenia fascynatorow dotyczy wylacznie strefy zarezerwowanej dla gosci JKM – the Royal Encloure.
Fascynator tym sie rozni od kapelusza, ze pokrywa nie wiecej niz 4 cale glowy. Verboten!
Cieszy mnie, ze jednak dbamy o jakies standardy w tym kraju.
Tu jest wiecej:
http://fashion.telegraph.co.uk/article/TMG9022122/Fascinators-fail-to-clear-Ascots-fashion-hurdle.html
A tu jest ten fascynator ksiezniczki, ktory wywolal sporo wznoszenoa oczu w gore w czasie kroewskiego slubu:
http://www.heatworld.com/Star-Style/2011/05/princess-beatrice-puts-her-weird-fascinator-on-ebay/
Znaczy, jak ja nie będę gościem JKM, to mogę przyjść w mini, przejrzystym topie i z fascynatorem na futrzanym łbie? 😎
Ni, Bobik W fascynatorze mozesz wejsc na Royal Ascot, ale nie do Royal Enclosure.
Zas w mini i przewzroczystej blizce nie bedziesz mogl wejsc niogdzie na Royal Ascot. No i zaesze musisz miec kapelusz. albo formalny meski morning dress.
Tak powienien wygladac:
http://andrewsandpygott.wordpress.com/
Chocby przez szacunek dla koni.
http://www.youtube.com/watch?v=jtSpiF5q-Cg
A ja mam koszulkę z napisem „Competition Officer”, podobno z Ascot. Się nie wybieram, więc mogę pożyczyć. 🙂
Dobrze Cię znowu widzieć, Irku. 🙂
Wodzu, myślisz, że jako competition officer mógłbym przemycić fascynator… no, może nie na głowie, ale przynajmniej na ogonie? 😈
Myślę, Bobiku, że mógłbys umówić się z Jelonkiem, że wchodzicie razem, obydwaj jako publiczność, a potem on wskakuje Ci na głowę i juz masz fascynator. Założę się, że Jelonek nie zajmuje 4 cali.
A co do naszego sporu bez sporu, to ja bym nie zabierała Monice przyjemności pięknego różnienia się z Tobą i mną oraz równie pięknego nieróżnienia się z Heleną. Życie dostarcza tak niewiele przyjemności, że trzeba chwytać każdą, która się nawinie 😉
Nie mam nic ani przeciwko różnieniu, ani nieróżnieniu, ale tym razem w żaden sposób nie mogłem wykombinować, na czym właściwie polega różnienie i szukałem, gdzie ja coś przegapiłem. Ale dla sprawienia przyjemności mogę się różnić, nie ma sprawy. 😆
Pomysł z Jelonkiem genialny, do szybkiego wykorzystania. Czy w ten weekend są wyścigi w Ascot? 😈
Pfff, na czym polega, na czym polega… Szczeniaki to by chciały, żeby wszystko było racjonalnie uzasadnione. A gdzie miejsce na emocje, na proste „chcę-nie chcę”? 😆
Kto wie, może Jelonek złapie bakcyla i zostanie profesjonalnym fascynatorem.
Jak ma być zawodowcem, to może na jakiś kurs fascynatorski trzeba by go posłać? On akurat w odpowiednim wieku do edukacji. 🙂
Profesjonalnym i wielce utalentowanym fascynatorem jest Rumik. Nie można od niego oka oderwać (dane oderwanie grozi katastrofą, a przynajmniej znacznymi stratami materialnymi).
A w ogóle to mi smutno, bo wczoraj zginął w wypadku samochodowym (sięgał po komórkę, prowadząc!!!) uroczy człowiek i świetny kucharz, szef kuchni Daru Młodzieży, pan Leszek, nomen omen, Kuchta.
No, żal pana Leszka jak nie wiem co.
Tak się przejęłam tymi obowiązkowymi strojami z szacunku dla koni, że czym prędzej wysłałam młodszemu wzory proponowane przez Helenę.
Może nie jest jeszcze za późno na elementarną edukację. 😀
Odebrałam dzisiaj zamówioną książkę polecaną przez Helenę.
Rabin Kushner napisał ją po osobistym doświadczeniu wielkiej tragedii swojego dziecka.
Bardzo poruszający początek.
Wielkie dzięki, Helenko!
What a wonderful life
http://www.youtube.com/watch_popup?v=xkk7DX0l95A&Lid=12
Nisiu, tak się składa, że dziś i tak myślami jestem z tymi, którym smutno z powodu czyjejś śmierci, więc włączę i Ciebie w ten krąg.
Fascynatorem w takim sensie jak Rumik, to ja też bym mógł być, ale nie chcę, bo wtedy by ode mnie oka nie odrywano, a jak tu porządnie narozrabiać pod stałą kontrolą. 😉
Blind love
http://www.wrestlingwithretirement.com/2012/01/heart-warming-love-tale.html
Dzięki, Bobiku.
Ciesze sie , ze czytasz juz „pierwszego” Kushnera, mt7. Drugi jest w drodze. 🙂
Ponieważ idę spać o tej porze, zapewne skoro świt nie wstanę i rannych ptaków nie powitam. Ale nie chciałbym z powodu moich sowich obyczajów pozbawić Jotki i innych pracowników naukowych radości wysłuchania o poranku Ponurej Pieśni O Kombinacie Edukacyjnym. Wrzucam zatem. 😥
Kombinat pracuje czy plucha, czy błocko,
czy jasność, czy lekka już ściema.
Pokornie doń spieszy profesor i doktor,
bo wyjścia innego, ach, nie ma.
Choć świadom, że mu tam wywrócą wątrobę
i zwoje mózgowe poszarpią,
on do Kombinatu swą wlecze osobę
i sam w darze składa się harpiom.
Nie wyrwie się, nie wyrwie się,
bo maszyneria wsysa,
nie wyrwie się, nie wyrwie się,
taka jest prawda łysa.
Już umysł przeżarty, już płuca wyplute,
bo zdrowie, niestety, nie końskie,
a ciągle magistra trzymają pod knutem
potworne reguły bolońskie.
O, gdybyż tak wolnym być niby ptaszyna,
spać długo… lecz co tutaj gdybać,
Kombinat co rano swój przemiał zaczyna
i miażdży adiunkta w swych trybach.
Nie wyrwie się, nie wyrwie się,
tej strasznej maszynerii,
nie wyrwie się, nie wyrwie się,
chyba że podczas ferii.
I choćby codziennie realia zaklinał,
powtarzał, że wszystko jest cacy,
nic z tego. Uparcie pracuje Kombinat
zmuszając i jego do pracy.
Tak mija zazwyczaj czterdzieści lat z górą,
straconych w pogoni za chlebem,
lecz czasem się docent przed emeryturą
wyśliźnie z tych trybów – pod glebę.
I wyrwie się, i wyrwie się,
nic go nie będzie pętać,
raz powie nie, zakończy grę,
wyrwie się wprost na cmentarz.
I wesoło… 😈
Dzień dobry.
Herbatę zaparzam.
Biegnę po croissanty.
Zapraszam. 🙂
herbata? oczywiscie 🙂
brykam
idiotyczne komorki nad zyciem panuja
szeleszcze
i ciagle cos o czym mozna napisac
brykam
w tereny zielone do pozycji
brykam fikam……….. z kopyta, z kopyta
dla frakcji: http://www.zeit.de/gesellschaft/zeitgeschehen/2012-01/costa-concordia-besatzung-arbeit
a ja mysle sobie………………. jak zwykle
bryku fiku 🙂 😀
Irek, dzieki. Nie musze wysylac Kota po crois.
Dzien dobry 🙂 32 stopnie i slonecznie.
Dzieki Bobiku, za wyprostowanie sytuacji w relacjach rodzice-dzieci. To juz nie musze.
Dodam jeszcze na temat spolecznego podejscia do ludzi starszych. Moze sie myle, ale jakos w Australii nie zauwazam gorszego traktowania. Moze gdzies w pracy wola mlodsza osobe od starszej, ale ogolnie to bycie staruszkiem/a w Australii jest fajne. Z jednej strony panstwo placi wystarczajaco na przyzwoite zycie, z drugiej sami staruszkowie nie wylaczaja sie z zycia spolecznego, przeciwnie, udzielaja sie pelna para. Mieszkancy retirement villages organizuja sobie barbecue, wyjazdy na wycieczki, biora udzial w zyciu lokalnych szkol, pracuja charytatywnie.
Problem jezeli jest, to ze staruszkami – emigrantami, ktorzy czesto nie znaja jezyka, wiec sa pozbawieni wielu mozliwosci.
Ale jako juz prawie staruszka stwierdzam, ze ogolne podejscie jest zyczliwe i sympatyczne.
A teraz dam sie zdemoralizowac i przecztam wreszcie te Ponura Piesn o Kombinacie 🙂
Bry!
Herbatę wypiłem, kruasanty zostawiam oczywiście Helenie, dziękuję!
Prześliczny poemacik kombinacyjny! zwłaszcza ten wzlot fantazji i licencji poetycznej mnie się spodobał:
Uparcie pracuje Kombinat
zmuszając i jego do pracy.
A jaki zabawny! Hehe!!!
👿
O, tak mniej wiecej wygladaja nasze retirement villages
http://palmlakeresort1-px.rtrk.com.au/images/products/large/DSC0530.jpg
Teraz poprosimy, Tadeuszu, zebys wyciagnal z szuflady cos wlasnego.
Moze byc nawet proza i zwlaszcza bez licencji, jesli laska 😈
Czy trafnie wyczuwam sarkazm? Ależ on naprawdę ładny, ten poemacik, tylko że mogę coś powiedzieć o tej pracy w kombinatach…. czyli jej jakości.
Proszę bardzo, z mojej strony! Może być raport z … albo recenzja?? Bo ostatnio chyba na nic innego mnie nie stać, a niedługo tylko takie coś będę umiał pisać…
A zresztą już co poniektórzy pisują o jakości tej pracy, np. tu:
http://forumakademickie.pl/fa/2011/04/wycofane-habilitacje/
Tam w tym wątku wiele smakowitych kąsków…
Dostałam przepis na pyszne ciasto, może Koszyczek chciałby wypróbować przepis?
>> Składniki:
>> – 1 kostka masła,
>> – 2 szklanka cukru,
>> – 1 łyżeczka soli
>> – 4 jajka
>> – 1 szklanka suszonych owoców,
>> – 1 szklanka orzechów
>> – sok cytrynowy
>> – proszek do pieczenia
>> – 3-4 szklanki dobrej whisky
>>
>> Sposób przygotowania:
>> Przed rozpoczęciem mieszania składników sprawdź czy whisky jest dobrej
>> jakości. Dobra … prawda? Przygotuj teraz dużą miskę, szklankę itp.
>> utensylia kuchenne. Sprawdź czy na pewno whisky jest taka jak trzeba …
>> by być tego pewnym nalej jedną szklankę i wypij tak szybko, jak to tylko
>> możliwe.
>> Powtórz operację.
>> Przy użyciu miksera elektrycznego ubij kostkę masła na puszystą masę,
>> dodaj łyżeszke sukru i ubjaj dalej.
>> W miedzyszasie zprawdź czy wisky jest na pewno taka jak czeba. Najlepiej
>> sklaneczke. Otfórz druga butelkie jeźli czeba.
>> Wszuś do mniski dwa jajki, obje szlanki z owosami i upijaj je mikserem.
>> Sprawś jakoź wiski żepy pootem gośie nie mufili sze jest trojonca.
>> Wszuś do miszki szyśką sul jaka masz w domu czy so tam masz szysko jedno
>> so, f sumje fsale nie nie ma snaszenia so fszuśisz ! Fypij skok
>> sytrynnmowy.
>> Fymjeszaj fszysko z oszehami i sukrem fszystko jedno i frzudź monki ile
>> tam masz fdomu, osmaruj piesyk masem i wyklej siasto na plache piesyka,
>> usaw ko na 350 stofni, saaaamknij źwiszki.
>> Sprawś jakoś fiski sostanej ot pieszenia siasta i iś spaś.
Dla mne smakowitym kaskiem nie jest to, ze rozni „pracownicy naukowi” ida na skroty po doktorat zapozyczajac z pracy innych kolegow, ale, ze przylapani na plagiacie nie ponosza na dobra sprawe wiekszych konsekwencji niz, jak pisze autor „Nierzetelni autorzy będą zwracać koszty druku monografii poniesione przez uczelnię. ”
To jest dla mnie niepojete. Jesli cena za oszustwo jest jedynie zwrot kosztow druku malonakladowych monografii, to oszukiwac sie oplaca. Bo napisanie wlasnej pracy doktorskiej kosztuje nieco wiecej niz zwrot kosztow druku.
Bobiku, Broniewski na chmurce ryczy z radości.
Ja też, tylko nie na chmurce.
Mosze f nagrotę do kafusi kafałek siasteszka?…
…Rano udus kota, zeby sukinsyn nie tupal….
To Mordko teraz wyobraź sobie, że jak tak się zachowują dzielni uczeni w sprawach, które łatwo wychwycić, jak się chce (bo napisane i zostaje), to jak się potrafią zachowywać w stosunku do studentów?? I jak się przejmować efektami swojej pracy ze studentami?
Dzień dobry.:-D
Nisi przepis mnie zafascynował!!:-D
Ale nie mogę wykorzystać. Skala w moim piesyku kończy się na 250 st. C.
Tadeusz, co może zrobić student (bardzo mądry student) przygotowujący pracę licencjacką , której duże fragmenty promotor opublikował jako własny dorobek???
Mielismy w 11 klasie przepiekna kolezanke, naprawde niepospolita pieknosc – Jage, ktora bywala nawet na okladkach. I moja mlodziutka wowczas pani od polskiego, o ktorej tu czasami wspominalam, Elzunia Z przylapala Jage na siaganiu w czasie klasowki z jakiegos przedwojennego bryka. Wyjela jej spod lawki te zolta, jak dzis pamietam, broszurke, usiadla na lawce, zaslonila sie rekami i… sie rozplakala. Bardzosmy sie wszystioe wstrzasnely ta scena (klasa byla zenska), a ona przez tlumione lkania powiedziala, ze czuje sie taka oszukana przez Jage, bo zawsze o niej dobrze myslala! I zeby ona jeszcze sciagala z czegos dobrego! Ale bryk! Przedwojenny! Prymitywny bryk!
Nie pamietam aby sie to kiedkolwiek powtorzylo z Jaga czy kimkolwiek innym. Mysmy z siebie wychodzily aby Elzuni nie zawiesc.
Pare lat po mojej maturze pani od poslkiego zrobila doktorat na KULu z Norwida, zostala profesorem i… zwariowala. Autentycznie.
🙁 🙁 🙁
Dzień dobry. Dziś w moim kombinacie odbywa się się szycie kostiumu na bal karnawałowy. Powiedzenie „pracuj, pracuj, a garb sam ci urośnie” to esencja prawdy o pracy krawcowej.
Przy pieczeniu ciasta wg przepisu Nisi polecam klasykę
„Miałem w domu dwanaście butelek jałowcówki.
Żona poleciła mi zawartość wszystkich bez wyjątku butelek wylać do zlewu. Postanowiłem spełnić żądanie żony.
Odkorkowałem więc pierwszą z brzegu butelkę i wylałem cała zawartość do zlewu z wyjątkiem jednej szklaneczki, którą sobie wypiłem.
Następnie odkorkowałem drugą butelkę i postąpiłem tak samo, to znaczy wylałem cała zawartość do zlewu z wyjątkiem jednej szklaneczki, którą sobie wypiłem.
Następnie odkorkowałem trzecią flaszkę, wypiłem jedną szklaneczkę i wylałem butelkę do flaszeczki.
Następnie odkorkowałem czwartą i upiwszy z niej nieco, wylałem butelkę do szklaneczki.
Następnie wyciągnąłem butelkę z kolejnego korka, wypiłem jedną szklaneczkę i wylałem resztę w siebie.
Następnie wyciągnąłem korek ze zlewu, a butelkę wylałem sobie do gardła, po czym wyciągnąłem z gardła następną butelkę i wylałem całą zawartość do zlewu z wyjątkiem jednej szklaneczki, którą sobie wypiłem.
Następnie wyciągnąłem zlew z następnego korka, wylałem zlew do butelki i wypiłem korek.
Kiedy opróżniłem je wreszcie wszystkie, zatrzymałem jedną ręką dom i porachowałem butelki, których było dwadzieścia cztery. Kiedy przejeżdżały ponownie, porachowałem je jeszcze raz. Okazało się, że jest ich siedemdziesiąt dwie.
Następnie, kiedy nadjechały domy, porachowałem je także.
Wreszcie, kiedy miałem porachowane wszystkie domy i wszystkie butelki, przystąpiłem do zmywania.
Więc, wywróciłem każdą z nich na lewa stronę, opłukałem
i wytarłem do sucha, po czym poszedłem do drugiego pokoju i opowiedziałem wszystko mojej drugiej połowie!!
Ludzie! Mam najżońszą milusię na świecie!”
Mar-Jo, temperatura w gruncie szeczy nie ma snaszenia…
Hep.
Heleno, so do kota, masz sto persent susznośsi…
Muszka, NIE TĄPAJ!!!
Irek, z tego monologu szszegulnie lubię, jak one przejeszszają ponownie…
Nisiu, mnie szczególnie bawi, kiedy nadjeżdżają domy 🙂
No tak, czesto duze talenty leza blisko, czasem niebezpiecznie blisko, roznym odmianom psychicznej kruchosci, Heleno. Ale bywa i odwrotnie – wystarczy popatrzec na Stephena Hawkinga.
A dyskusji o starosci juz nie bede przeciagac, Bobiku, ale nadal uwazam, ze rozszerzenie rozmowy na szerszy kontekst kulturowy, co mnie zaciekawilo, i na obie strony rownania rodzice-dzieci, czyli to, o co Helena sie upominala, jest mi bliskie. A poza tym, czy ja gdziekolwiek pisalam, ze nie nalezy myslec praktycznie i kreatywnie, o najlepszym rozwiazaniach? Chyba nie. 😉 Zas ogolniej, rozszerzenie rozmowy, uznanie roznych aspektow zjawiska, czyni ja zwykle zwykle bardziej inetersujaca – pod warunkiem, oczywiscie, ze podnoszonych obiekcji nikt nie bierze do siebie osobiscie. Wuec jak neurotyczne mamuski, God bless ’em, to czemu nie reklama, nie – zwlaszcza w Polsce, ktora przeskoczyla z szarosci komunizmu stosowanego w kolorowy swiat poznego stadium kapitalizmu
iPad mi robil psikusa, wiec koncze:
..l.polaczonego z wczesnym – nie rozmowa o strachu niektorych starszych osob, ktore nie umieja sie dosyc szybko dostowac?
To tyle, zanim zaczne kolejny dzien w biegu. 🙂
Mar-Jo.
Nie wiem… pójść do promotora i porozmawiać? Jak jawne, wysłać do tego pana z linku, co to się mianował policją anty-plagiacyjną. Podać sprawę do sądu.
Pani prof dr hab. ściągnęła pracę magistrantki (chyba), ta ją podała do sądu i wygrała. I pani prof dr hab. ma sporo nieprzyjemności teraz, bo ta pani pdh była to Bardzo Ważna Osoba. Taka była dość głośna sprawa.
Dzień dobry 🙂
Czy ja się nigdy nie nauczę? 👿 Siedzę po nocach, a potem wstaję w ostatniej chwili i muszę gdzieś gnać w takim pędzie, że ledwo futro zdążę dopiąć. 😳
No, trudno. Pewnie już taka moja uroda. Ale teraz wróciłem, wszystko odczytam i się ustosunkuję. 😆
Jakość pracy w Kombinatach bywa… no, różna 😉 i nawet się na to parę razy tutaj nabzdyczaliśmy (co wcale nie przeszkadza w ponownym nabzdyczeniu). Ale przecież nie wątpię, że Tu Obecni pracownicy kombinatów edukacyjnych dają z siebie wszystko i zasuwają do wyczerpania paliwa w zwojach. 😀
Słuszne to więc było i sprawiedliwe, żeby ktoś postąpił wedle hasła „doceńta docenta” i napisał ponurą pieśń, którą dowolny pracownik Kombinatu może sobie ponuro śpiewać w drodze do roboty. 😈
A na serio – jasne, że na uczelniach widać upadek obyczajów. Chyba w całej Europie. Od obu stron – nauczycielskiej i studenckiej. I w sumie chyba dobrą robotę robią takie historie jak afera Gutenberga, bo zaczyna się o tym powszechnie mówić i zwracać uwagę.
W związku z przepisem od Nisi przypomniałem sobie, że kiedyś prowadziłem badania naukowe, które dość podobny miały przebieg. Ponieważ ich opis mi się zachował, odszukałem go i przytaczam, przysięgając na honor ogona, że od nikogo nie ściągałem. 😎
Czy przemijanie musi boleć? – pytanie kiedyś padło.
Żeby odpowiedź na nie znaleźć w kąt odstawiłem jadło,
przestałem z futra pchły wygryzać, polować na zające
i w naukowej prawdy wdarłem się krzewy gorejące.
A że najlepszym prawdy źródłem jest, jak wiadomo, wino,
sprawdziłem jaki będzie skutek, gdy każę mu przeminąć.
Nalałem sobie pierwszy kielich, wypiłem go z zachwytem,
pod drugi lekko swingującą puściłem sobie płytę,
trzeci przeminął dosyć szybko, tym razem w rytmie Zappy,
przy czwartym w tany się puściłem na wszystkie cztery łapy,
po piątym byłem pełen werwy i skoczny niby łania,
tymczasem z boku szósty kielich się pchał do przemijania,
horyzont nowy mi otwierał, poznania niósł zarzewie
i z braku kobiet podpowiadał, by szczęście znaleźć w śpiewie.
Siódmego jakoś nie pamiętam, a za to ósmy świetnie,
bo podczas picia go listopd ponyllił mi szię z kwietbiem,
dźźwiewiąąty mninął jk senn złłoty, choś możże trwa ałby ddalej,
gdybyb sąsiddzi, te nieuułuki, polivcji nie wewzwalii…
Eksperymentu pełny wymiar przemilczeć raczej wolę,
lecz wniosek podam – przemijanie, niestety, musi boleć. 🙁
Cierpienia empirysty 😆
Ale przynajmniej do metodologii badań nawet Tadeusz nie będzie miał chyba zastrzeżeń. 😈
Zaprawdę było i słuszne i sprawiedliwe wierszyk takowy napisać! Ach Bobiku, trzeba jakieś pozory stwarzać 😆 ciężkiej bezkompromisowej pracy!
Kiedyś się poskarżyłem studentom, że mnie nikt nigdy nie chciał korumpować. A oni wybałuszyli gały i dalej nic! No jakie to niedomyślne…
Z tym, że ten zu von aus der Drukarz to tak dla splendoru chciał tego doktorata. Typowy to on nie był (podobno ta moda na doktoraty teraz do Polski doszła… uwidim).
Ta pani, o której pisałem, to typowszy przypadek
http://www.polskatimes.pl/artykul/493142,poznan-profesor-skazana-za-plagiat-z-pracy-magistrantki,id,t.html
Tam przy okazji jest link do opowieści o innej pani (to właśnie ta znana, pomyliło mi się), która jako podstawy danych używała Wikipedii.
Jak to się trzeba urobić przy rzetelnych badaniach!
Idę drugą klasówkę układać 🙁
Metoda obrony von und zu jest, jak widzę, powszechna. O przypisach zapomniałem… 🙄
Trzeba przyznać, że przypadek tej znanej pani profesorki, której imię lepiej niech będzie zapomniane, jest szczególny przez nagromadzenie kuriozów. Nie dość, że profesorka, to jeszcze rektorka (!), już przyłapana na ściąganiu w książce o etyce w biznesie (!), ściąga ponownie (!) i to nie tylko z Wikipedii (!), ale również z wysoce naukowej strony Ściąga.pl przeznaczonej dla uczniów gimnazjów oraz szkół średnich (!!!!). 😯 😯 😯
No comments. 🙄
Ba, kiedy to kuriozum urasta na normę…
A tu całkiem niezły opis mechanizmu
http://forum.onet.pl/0,2,1,0,2378,95124918,235599816,uforum.html
Najgorsze to, że coraz trudniej zaleźć taką branżę, czy w ogóle dziedzinę życia, w której obowiązywałyby uczciwe reguły. 🙁
Pozostaje się wypisać albo tworzyć enklawy. 🙄
Kiedy się wypisuje z jednej, ląduje się w innej, rzeczywistość nie znosi próżni. Enklawa też niekomfortowa. Większość czasu trzeba by spedzać na wałach i wylewać wiadrami wlewające się od zewnątrz nieczystości.
Ufff, kostium gotowy 🙂
A przy okazji dla krawcowej gotowy kostium Konika Garbuska? 😉
Od niego zaczęłam 😉
Marzy mi się, żeby pisać: ęklawa.
To tak milusio wygląda.
Każdy człowiek prawy
sunie do ęklawy.
Każdy prawy pies –
do ęklawy tes.
Nisia się ęklawuje: jakoś większość mówi biore/biorem, nie biorę 🙂
Moja ęklawa ma jeno na ę rzeczy:
Ęklerki, ępieski, ękotki, ęmuzę.
Ech, rzeczywistość niepienknie skrzeczy,
dobrze że choć pieski mam duze…
„Do okna ambasady w Niemczech w dzień po śmierci Kim Dzong Ila dobijała się sikorka. Sikorka pukała dziobkiem przez godzinę do okna ambasady Korei Północnej.Wydaje się, że po rozejściu się smutnej nowiny o śmierci wielkiego człowieka, ptaszek przyleciał złożyć kondolencje.”
Tyle agencja prasowa KRLD.
Dlaczego jej nie wpuścili? Nie rozumiem. 😀
Ja się udam do ęklawy w piwniczce.
Już nie daję rady. 😀
„Antoni Macierewicz dokładnie przeczytał stenogramy z czarnych skrzynek, które odczytali polscy biegli. Jego zdaniem nie ma tam żadnego dowodu, że samolot uderzył w drzewo. Słychać tylko, zdaniem posła „odgłosy przemieszczających się przedmiotów.”
Samolot rąbnął w Antka, a on nawet tego nie zauważył 🙄
Ptaszek nie przylecial skladac kondolencji, tylko sie zameldowac z zaloba, gdyz w Korei Polnocnej zostawil jeszcze troche niezjedzonej rodziny.
Sluszni Haneczko. To mozg mu sie przemieszczal.
Mordko, wyjaśnij mi proszę. Aura bardzo lubi wylegiwać się na gorącym grzejniku. Tak gorącym, że mnie parzy. Mamy żywego kota, upieczonego ze wszystkich stron. Jak ona to robi?
Może byśmy sobie jednak, mimo ostrzeżeń Vesper, stworzyli jakąś równoległą ę-rzeczywistość? Będziemy w niej czytać ę-booki, pisać ę-maile i ogólnie świetnie czuć siĘ. 😆
Futerko izoluje w obie strony ?
Jak śnieg pada na mego mopowatego psa, w ogóle nie topnieje (śnieg!)…
A nie mamy ę-bloga?
Wy nic nie rozumiecie. 👿 Jak słychać odgłosy przemieszczających się przedmiotów, to z całą pewnością w sprawę zamieszany jest poltergeist. Czyli nie po raz pierwszy wychodzi na to, że potrzebny egzorcysta ❗
Nie jestem pewna, czy moja świadomość ogarnie tyle bytów. Z wolskim zupełnie sobie nie radzi 🙁
Ę-bloga już mamy, tylko do tej pory nie wiedzieliśmy, że on jest ę. Potrzebne było Słowo, żeby ę-rzeczywistość się stworzyła. 😆
Dziwne, ja myślałem zawsze, że AM zna wszystkie dowody bez czytania czegokolwiek. Co tam dowody! ma bezpośredni wgląd w jestestwo.
No faktycznie egzorcysta potrzebny…
A tu możecie przeczytać czym prasłowiański Niederschlesien będzie raczył brutali, którzy wyrzucili Łużyczan z pieleszy, czyli Berlińczyków:
http://m.wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,106542,10995019,Czym_pysznym_pochwalimy_sie_na_targach_w_Berlinie.html
Na liście nie ma „wina gronowego”, które jest lokalnym wyrobem, zarejestrowanym w odpowiednim ministerstwie 😯
Rysiu, czy możesz skoczyć na te targi i spróbować smalczyku czarownic ślężańskich, wędzonego pstrąga ślężańskiego oraz wędzonki kanoników w moim… ęęę… imieniu? 😎
Ja też jestem ciekaw smaku….
pardą:
smaku-ę
Zwłaszcza taki smalczyk wytopiony z czarownicy ślężańskiej to musi być cymes…
Ciekawe, czy jeszcze od czasów Inkwizycji ten smalczyk przechowali? 😯
Może tak, ale przechowane gdzieś nad Prutem Czeremoszem…. na stoku Czernohory.
Dziękuję Bobiku za łopatologię! Nie zamietił, da nie zamietił…
O kurczę!
Wiecie, że miałem przyjemność wygłosić comment nr 100000 i z gadulstwa od razu 100001??
Bobik, proszę w smokingu i pod muchą!
Ogłuchliśmy, ale już wiemy 😀
Bobiku, mam czerwoną muchę w czarne grochy. Chcesz?
Żal poranny mocnym popołudniem
Czas picia, niestety, minął jak sen złoty
bo trzeba mi wstawać i iść do roboty
żegnaj mi szklaneczko na te parę godzin
nie wiem jak wytrzymam na straszliwym głodzie
iskierka nadziei tli się jeszcze jakaś,
że wyrwę się z pracy i dam ci buziaka
a ty go wypełnisz miłą zawartością
i pozostaniemy złączeni miłością…
Ęęęęę? 😯
Najpierw muszę wyjść ze zdumienia, że to nie foma zdobył stutysięcznik, ale jak wyjdę, natychmiast wkładam muchę. 😀
Smoking zrozumiały sam przez siĘ. Tam, gdzie no smoking, nie uświadczycie Bobika. 😎
WIELKIE GRATULACJE dla Tadeusza 🙂
Widzę, że zeen już przygotował poetycki podkład do toastów. 😈
No to – zdrowie Zdobywcy. 😆
Ależ, proszę Państwa, ależ nie trzeba… to tak samo… no się idzie i idzie… i … i … już. I się jest.
Dziękuję, dziękuję! Ale to zasługa Nas wszystkich! Bo, moi drodzy, trzeba wiedzieć, że ….
Chyba moje gadulstwo takich szczytów jednak nie osiąga….
I proszę zauważyć, że prawidłowo zacząłem od Ę 🙂 po czym zapomniałem zamknąć taga, przez co nawrzeszczało mi się 😯
Odrzuciwszy no smoking lekko jak wydmuszkę,
w smoking czarny się wbiłem i czerwoną muszkę,
żeby spicz elegancki wygłosić na gali,
z powodu której dzisiaj śmy się tu zebrali. 😎
Zwracam się do ludzkości z apelem: doceńta,
że to już stutysięczny zdobyto komentarz,
a że nie było lekko, każda wie dziecina,
bo drogę od jednego kroku się zaczyna
i jest to – no, przyznajcie – wysiłek nie lada,
żeby aż sto tysięcy kroków tych naskładać.
Blog cały się na dzieła tego złożył wykon,
a Tadeusz z rozmachem przekroczył Rubikon
i w nastrój wielkoduszny wpadając z radości,
zawołał: „popatrz, Bobik, tutaj rzucam kości!”.
Zdarzeniem tak doniosłym trudno się nie wzruszać,
więc pijmy ze wzruszeniem zdrowie Tadeusza,
który z samozaparciem, nie szczędząc łysiny,
blog dziś na stutysięczne wprowadził wyżyny!
A by na tym wierzchołku nie stał sam jak palec,
kolejne słuszne hasło rzucę tu w zapale,
bo będzie bardzo dobrym zakończeniem spiczu:
wypijmy również zdrowie wszystkich Blogowiczów! 😆
No to jan sebastian — BACH.
Bo my som muzyczne bloganty!
vitajcie ! Własnie przeczytałam na blogu andsolowym o Ę i mi siĘ pomyślało, że i ja mam w swoim nazwaniu tĘ litrĘ 🙂 wiĘc jestem i to oburzona!!wobec śniegodzeszczu i deszczośniegu./ . To stwierdzenie wymyslił imć Kret w tv 🙂 /
czytam i słucham i coraz jestem bardziej zdumiona bo o moich przyjaciołach farnmaceutach nic! Tylko ktoś gdy wracałam z pracy powiedziam mi że powiedziano mądrze że trzeba puścić z przyslowiowymi torbami aptekarzy ponoć to dla dobra lekarzy aby ich zmobilizować do właściwego postepowania :);)hmm bardzo interesujace .
to tak jakby przykuć kogoś do ściany aby idac nie nabił sobie guza . Więc czy ja śnię ? Jesteście madrzy więc bardzo plis prosze o interpretacjĘ tego prawa 🙂
pa! milego wieczoru 🙂
A, właśnie, u Andsola też jest ę, choć w tytule przewrotnie zakamuflowane jako ą. 🙂
Na farmaceutach ja się nie znam i chwała Bogu. To by było bardzo uciążliwe, na wszystkim się znać. 😎
Bobiczku nie musisz się znać 🙂 tylko przyjać do wiadomosci że w ich przypadku zastosowano metodę ktorą można opisać w przyslowiu ” zawinił rzeżnik , powiesili piekarza ;; 🙂
miał … skasowałma sobie tekst
tak czy owak beeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!
Pan Adamczewski pieknie napisał o pszczołach dziekuję 🙂
Jarzebino, usciski 🙂 😀 (dietowanie zarzucilas chyba?)
3 – lata z „hakiem” i do tego 100 000!!!!!!!!! szumie szumiacym winem
Tadeuszowi gratulacje 🙂 🙂
Bobiku, poleze, poczlapie przez, wcisne nos, oczy, jezyk, w tlumy
najwieksze i w Twoim imieniu znajde te ęęęę
dla frakcji o Zmijewskim (dopiero co „zgaszony” w Gropius-Bau, a tu taka nowina 🙂 )
http://www.faz.net/aktuell/feuilleton/kunst/berliner-kunst-kontroverse-der-provokateur-hat-es-nicht-schwer-11612750.html
i nowa reklama:
http://forum-media.finanzen.net/board/anonymize/attachment.m?aid=476819
biędny prezydent
milem kiedys pania docent (z poznania ja przyslali-za kare-
szeptalo sie), ktora mowila ze „…za kazdym sukcesem chowa sie swinstwo, machloja, ku…… ”
nic sie nie zmienilo jak widac 😆
co to za zima? polowa stycznia, bez sniegu (wirujace w powietrzu platki widzialem, ot i tyle), bez mrozu, jestem zawiedziony, obrazony-wymawim, wypowiadam, zwalniam Cie zimo (i pisze cie
z malej-masz za swoje)
➡ 😛
Też jestem za przyłożeniem zimie. Sama breja śniegowo – solna. Brrr….
Chyba jutro znów skoczę po croissanty, bo nie mam sumienia wysyłać w to Kota.
Psa zresztą też 🙂
vitaj rysberlinie 🙂 hahaha.. pomimo totalnego wkurzenia apetyt mi dziĘki Bogu dopisuje. 🙂 Jak zauważyłeś może , raz obraną drogę rzadko zarzucam a więc dietowanie także nie 🙂 Czasami robie sobie przerwy dłuzsze lub krótsze ale to jedno z moich ulubionych zajęć więc nie mogę go rzucić 🙂 milego wieczoru 🙂
W dwójce transmisja z Krakowa
http://www.polskieradio.pl/8/688/Artykul/519276,Opera-%28rara%29-Vivaldiego-prosto-z-Krakowa-
Można przekąszać w trakcie i nikt nie przerwie koncertu 😉
Dziękuję, dziękuję! To, psze pana, zasługa kolektywu!
Zima??? Jaka zima? O tej plusze w które psy się babrzą mówicie ludziska?
Kurcze, czemu ja nie jem croissantów… może i mnie by się dostał jaki.
100 000 dla Tadeusza !! Zdrowie pełnym kielichem 🙂
Stotysięcy, stotysięcy, niechaj żyje NAM!!!! 😀
Frakcja nie śpi:
„Die Münchner „Abendzeitung“ machte einen weiteren Fall bekannt. Demnach hat sich Wulff einen Ausflug zum Deutschen Filmball 2010 in München vom Marmeladen-Konzern Zentis samt Übernachtung im Bayerischen Hof finanzieren lassen”. 😀
Nigdy nie lubiłam marmelady!!!
Co jeszcze wyjdzie? No, ale Babcia i Czerwony Kapturek (w jednym) sama chciała takiego Wulffa! 😀
Śmy nagadali. 😀
Zdrowie Bobika, który stworzył przyjazny koszyk do pogawędek i Gawędziarzy.
Za następne stutysięczniki!
Za sto tysięcy to chyba niejednego szampana da się nabyć? 😎
Nie żałujcie więc sobie, drodzy Goście. Zdrowie Wasze w gardła Wasze. 😆
Mt7, muszę sprostować – z pewną przykrością, bo ujmuje mi to trochę boskości: gawędziarzy ja nie stwarzałem. To musiał być jakiś inny stwórca. 🙂
Jasne, Bobiczku, to było zdanie wtrącone nie oddzielone należycie przecinkiem.
Więc prawidłowo:
Zdrowie Bobika i Gawędziarzy! 😀
Reszta jest przyjaznym koszykiem.
Ach, te przecinki!!! Znowu. 🙁
Niechaj żyje i rozkwita Przyjazny Koszyczek!
Tadeuszowi gratulecje z okazji zdobycia stutysiecznika +1 a gawedziarzom z Koszyczkowa – zdrowia i kondycji pisarskiej!
Bobika smyram milosnie po brzuszku za caloksztalt 🙂
To juz stotysiecznik, Bobiku? Jak ten czas leci… 😉 Serdeczne gratulacje dla Ciebie i Wszystkich tu piszacych – tych, co byli, tych, co sa i tych, co beda (myslac przyszlosciowo). 🙂 No i oczywiscie gratulacje dla Bohaterskiego Zdobywcy. 🙂
Jakos ostatnio jestem w ciaglym biegu, ale zdazylam jednak na chwile sie zatrzymac, zeby jak zawsze przeczytac prof. Srode (pewnie juz wszyscy czytali, ale gdyby nie, to podrzucam).
http://wyborcza.pl/1,75968,10982162,Byl__nie_byl__w_kokpicie___Czyli_klopot_ze_stereotypami.html
I jeszcze do porannej kawy i croissanta, o szatanskim napoju, grozacym scieciem glowy. 😉
http://www.wbur.org/npr/144988133/drink-coffee-off-with-your-head
Witam.
Herbata, croissanty. Dla Wszystkich. Dla Tadeusza też.
Bez ikonki uśmiechu. Próbowałem tak pisać, ale potem mam wyrzuty za ten uśmiech.
Wybaczcie, że o tym piszę. Ale blog to też rodzina. Czasami bliższa, czasami dalsza. Kilka dni temu zmarł mój tata.
Pisałem o tym do Bobika, który jak Pies Przyjaciel cały czas podtrzymywał na duchu.
Ufff, wyrzuciłem to z siebie.
Smutno 🙁
Dziura jaka zostaje jest ogromna i trudna do zapelnienia.
Ja juz od dawna nie mam rodzicow, ale ciagle sa ze mna i we wpomnieniach i w myslach.
Wspolczuje ogromnie.
Drogi Irku, bradzo Ci wspolczuje. Bardzo, bardzo. Musi Ci byc bardzo smutno i ciezko.
Jstesmy tu zawsze.
Irku,
serdeczne wyrazy współczucia. Mój tata umarł 27 lat temu, a myślę o nim bardzo często.
Irku, bardzo mi przykro.
Irku, wspolczucia………..
Moze opowiesz cos o swoim Ojcu?
Heleno, później. Teraz jestem w terenie
Irku, jestem z Tobą…
Trzymaj sie Irku w tych trudnych smutnych dniach…
Dzień dobry 🙂
Dobrze, że croissanty już są i nie muszę po nie zapylać. Na taką pogodę, jak jest dziś, na pewno byście mnie nie wyrzucili. Plucha z podmuchami i podmuchy z pluchą. Brrr…
Jeżeli ktoś się dziś wybiera do Torunia, niech uważa, żeby do Ojca Dyra nie zwrócić się przez pan. Jest to zachowanie chamskie i świadczące o złej woli: 👿
http://wyborcza.pl/1,75248,10992101,Kempa__O__Rydzyk_to_nie_per__pan_dyrektor_.html
Ja jestem zdecydowanym chamem, bo czasem z rozpędu zdarza mi się mówić do osób duchownych per pan czy pani. To pewnie fatalne nawyki z Germanii, gdzie ojcowanie i siostrowanie nie jest tak bezwzględnie obowiązujące, zwykłe Sie wystarcza. I prawie zawsze, jak się tak pomyliłem, byłem surowo napominany. A mnie się zdawało, że pan, pani to formy grzecznościowe… 🙄
Irku, bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale są. To rodzice.
Tak, Bobiku. Dobrze mieć pod ręką (językiem) Sie lub vous i móc się tym narzędziem na co dzień posługiwać 😉 Forms of address to niesłychanie skomplikowana sprawa. W Polsce i tak mamy dobrze, bo choć są księża, to nie ma książąt i całej pełnej niuansów i pułapek wiedzy, do kogo w jaki sposób, tak jak nie przymierzając w kraju Kota Mordechaja. Albo weźmy takie Włochy. Kto z cudzoziemców sie połapie do którego nielekarza zwracać się dottore, a do którego dottore lub niedottore wyłącznie professore, bo jak nie to się obrazi?
A tutaj fajne kuriozum:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11001134,Para_studencka_chce_w_akademiku_mieszkac_razem__A.html?
W opisanej sprawie właściwie wszystko mnie dziwi: jakie procedury stosowano kiedyś, jakie teraz i dlaczego to jest w ogóle problem.
A kto napominal Bobiku? Pan ksiadz czy otoczenie?
Mnie tam prosze ksiedza przez gardlo nie przejdzie, to jak mowic?
Irku, mimo naszego współczucia, będziesz musiał przejść przez to sam. Im dłuższy jest ten marsz, tym lepiej. Ja wędruję bez moich Bliskich już długo i jestem niesamowicie wdzięczna losowi, że byli dla mnie tak bardzo ważni i że tak bardzo mi Ich brakuje. Chciałabym kiedyś stać się taką dziurą, a nie drobną, nic nie znaczącą rysą.
Wyrzucaj z siebie, masz do kogo.
Pogoda, pogoda… śnieg poszedł, wiatr przyszedł, osuszył, głowę rozbolał. A pracować się jak zwykle nie chce 😥 Teraz mam pretekst!
Re grzecznościówki: polski ma takie piękne formy bezosobowe!
Znaczy jak powiem: Niech sie ksiadz wynosi, to bedzie grzecznie? 🙂
O proszę, awansowałem do Seniora!
Osoby powyżej 50-letnie podróżujące z dziećmi i młodzieżą poniżej 18 roku życia mogą kupować po niższych cenach bilety na przejazd Kolejami Dolnośląskimi.
Upojna polszczyzna.
Vesper,
za moich czasow akademiki byly meskie albo zenskie i nikt nie mieszal 🙂 Godziny odwiedzin byly do 10 chyba i w ogole utrudniali jak mogli. 🙂 Mlodsza siostra mieszkala juz w akademiku koedukacyjnym i podczas wizyty u niej docenilam podzialy – o ilez bylo wygodniej w babskim towarzystwie! Walki na lbie, maseczki rozne, inne sztuki upiekszajace – a wszystko to na spokojnie i bez poplochu, ze jakis mlodzian wlezie do babskiej 'gotowalni” w niewlasciwym momencie.
Zwierzaku, ale to rozkaźnik, nie bezosobnik 😯
Prosimy o wyniesienie się…?
A może ktoś się wyniesie…?
🙂
Niech się wynosi…
Osoba podejdzie…
🙄
Różnie napominano, Zwierzaku – czasem ksiądz, czasem otoczenie. Ale najbardziej pamiętam pewnego księdza, który na „pana” furii dostał jak, nie przymierzając, Beata Kempa i zrobił mi głośny wykład o niewychowaniu. 😳
Mnie tam zwracanie się per „proszę księdza” szczególnie by nie wadziło, bo to trochę jak „panie doktorze” czy „panie majstrze” – po funkcji. Tego pana używam nie z przyczyn „ideologicznych”, tylko przez zapomnienie. Ale też nie rozumiem, dlaczego zwykły „pan” ma być objawem okropnej niegrzeczności. Do lekarza też się czasem zwracam „proszę pana” i jeszcze nikt się nigdy nie oburzył.
Mam natomiast problem z formą „proszę ojca”. Taki sposób zwracania się jest nie tyle grzecznościowy, co symboliczny, wynika z uznania kogoś za ojca duchowego. Skoro ja nie uznaję, to niby czemu miałbym ojcować? Toteż taką formę już całkiem świadomie staram się omijać.
Bezosobowo i grzecznie: czy mógłbym uprzejmie poprosić o łaskawe wykreślenie mnie ze spisu parafian? 🙄
W nowym miejscu się na wszelki wypadek nie zapisałem… po kolędzie nie wpuszczam…. ale jak mi coś się stanie i pójdę do kościoła (bo to ładna forma, ta msza, żeby tylko nie gadali głupot na kazaniu) to nikt nie sprawdza legitymacji 😉
O cholera, po aspirynie głowa przechodzi, chyba trzeba pracować 🙁
Pies mnie zdecydowanie wyrzuca z domu.
Stosuję ogólnie obowiązujące, neutralne formy grzecznościowe – pan, pani, no i dzień dobry, a nie na wieków, także w pracy. Formy bezosobowe w sytuacjach trudnych i konfliktowych. Ksiądz i siostra wobec osób, które są nimi nie tylko z nazwy.
Aha, deszcze ze śniegami…. Czemu robię za barometr, przecież mam dwa???
Bo pambuk lubi trójki, Tadeuszu.
Dobra, to juz mam: Prosze, niech sie wyniesie! 🙂
Wszystko na wesolo, bo tu do mnie zadne ksiedze nie przychodza, czasem jakis zablakany swiadek, ale to tak raz do roku sie trafia przez przypadek. A ja to nawet lubie jak przychodza 😉
Pambuk ladny. Calkiem jak moje wymię z dziecinstwa. Jak sie przezegnywalam, to mowilam „wimi ojca i syna” bo tak uslyszalam. Sensu w tym nie bylo, ale w koncu nie to jedno bylo bez sensu, wiec nie protestowalam. Ale jak podroslam nieco, to stwierdzilam rozsadnie, ze nie ma zadnego 'wimi’ jest natomiast 'wymię’ i to bedzie poprawnie. 🙂 Jak moja babcia uslyszala to 'wymię’ to o malo trupem nie padla, bo to bylo tak jakos publicznie …
Dziędobry acz szary i mokry.
Irek, ściskam!
Z racji zawodu poznałam kilku nader dorzecznych księży, o których robiłam reportaże. Tym akurat było wsio rawno, jak się do nich zwracałam. Z jednym w końcu przeszłam na ty, a nawet spełniłam jego marzenie, hehe. To był zakonnik, salezjanin, który cierpiał z powodu, że salezjanie nie noszą habitów z kapturami. Sfilmowaliśmy go tak ładnie z profilu, sylwetkowo, pod światło, w wiatrówce z kapturem, że rychtyk wyglądał jak zakapturzony mnich. Bardzo zdolny był z niego fotografer, z tego księdza.
„Proszę ojca” jeszcze mi nie przeszło przez gardło. Ojciec – jak matka – jest tylko jeden.
Chyba że naprawdę chce się go mieć za tego duchowego. Mnie się jeszcze taki nie trafił.
Z siostrami zakonnymi jakoś łatwiej. Siostra to ktoś równorzędny, a mówiąc „ojcze”, uznajemy wyższość tego kogoś nad sobą.
Swoją drogą, bardzo lubię spotykać ludzi mądrzejszych od siebie, bo można się od nich uczyć.
Jezu, co za gadatliwość mnie chapła o tej porze!!!
Kawy bym się napił, ale Monika ścinaniem łbów straszyła i na widok filiżanki tak mi… tego… 🙄
Nisiu, jak ktoś na to uczenie strasznie pazerny, to i od głupszego czegoś się nauczy. 😉
Nie twierdzę, że dorzecznych księdzy nie spotykałem. Zdarzało się. A z jednym zakonnikiem (dominikaninem) też przeszedłem na ty. Ale też nie mogę twierdzić, że dorzeczność wśród księży jest regułą. Jest tak, jak zwykle – trochę takich, trochę takich. Tylko tych takich jakby trochę więcej. 😉
Pamietam sprzed czterdziestu lat rozmowe z kolegami z roku, ktorzy opowiadali mi jak w epoce ich rodzicow obowiazywaly w akademikach scisle reguly i godziny dotyzcace odwiedzin plci przeciwnej. Zapmaietalam jeda zasade, gdyz obowiazywala ona wowczas takze na ekranie: jedna noga na podlodze. To znaczy, ze w akademiku wolno bylo plci przecoiwnej siadac na lozku rezydenta pokoju, ale co najmniej jedna noga musiala byc na podlodze. Pamietam, ze dlugo rozwazalismy jak mozna byloby obejsc ten zakaz, nie lamiac go jednoczesnie. Bardzo interesujace propozycje padaly. Na szczescie naszego pokolenia juz ten zakaz nie obowiazywal i ktos kto mieszkal w akademiku mogl sobie zaklepac pokoj dwuosobowy z dowolna plcia.
A co do zwracania sie do arystokracji w Anglii, to nie jest to trudne. Do Krolowej po raz pierwszy mowimy Wasza Krolewska Mosc, a za kazdym nastepnym razem juz tylko M’am, Podobnie do Ksiecia Filipa czy Ksiecia Karola – Wasza Krolewska Wysokosc, a potem juz tylko Sir. Z wysokosciami ksiezaceymi panuje spora dowolnosc dzis: prince, princess, lady Imie, Lord Imie. W stosunkac zazylych wszystkie tytuly sie pomija, nawet wobec krolowej, do ktorej przyjaciele zwracaja sie per Lilibeth – to imie, ktore sobie nadala, kiedy byla mala dziewczynka i przylgnelo.
Znacznie trudnie jest mi poradzic sobie z koncowka w liscie: Very Truly Yours, Yours Truly, Sincerely Yours czy jeszcze jakos. Zawsze sprawdzam z E., ktora jest w tych sprawach bardzo oblatana, bo nauczyla ja przed laty dawna cudna szefowa z wydawnictwa Johna Murreya, gdzie pisala sporo formalnych listow.
Ostatnio jednak podlapalam od prawnka mojej mamy zakonczenie Kind regards i tak najczesciej koncze, majac nadzieje, ze nikt mnie za niedouczonego zagranicznego chama nie uzna. Daje tylko E. do sprawdzenia czy dosc nawtykalam rodzajnikow 🙄
A, to rzeczywiście łatwe z tymi angielskimi tytułami. Nawet mam to obcykane. Jak dostaję obrywki ze stołu, to najpierw jest Jego Królewska Mość Baleron, a potem już tylko Ser. 🙄
Rodzajniki bez płci wtykać już wystarczająco trudno, a co dopiero te ze płcią… 🙄
Gdyby nie to der, die, das, byłby Niemiec z was. 👿
Z tym scinaniem glowy za picie kawy to tez ciekawe. Zona Karola II , Katarzyna Braganza, Hiszpanka byla namietna wielbicielka herbaty, ktora zaczela wprowadzac na dworze.
Pamietam z jakiegos programu, jaki robilam dawno temu o angielskim ceremoniale popoludniowej herbaty, ze kawa w Anglii pojawila sie znacznie wczesniej niz herbata i kiedy w polowie XVII w. zaczeto sprowadzac herbate byla ona potwornie droga, gdyz producenci kawy wymusili na Parlamencie wprowadzenie podatku od herbaty. Posel ktory wniosl do parlamentu projekt nowego podatku nazywal sie … Twining, poziejszy producent herbaty. Ale podatek w pewnym momencie wynosil 119% ceny dodanej! Stad szkatuly, w ktorych trzymano herbate – z drewna, szylkretu, srebra lub jakiegos innego tworzywa, zawsze mialy kluczyk. Zamukano je na klucz by sluzba nie kradla. Herbata stala sie „demokratycznym” i wrecz narodowym napojem dopiero jakies 150 lat temu, dzieki tejze zreszta rodzinie Twiningow, ktora zaczela sprzedawac tanie mieszanki herbat assamskich, cejlonskich i chinskich.
Dzis najlepsza brytyjska herbate sprzedaje wspominany tu juz nieraz Fortnum and Mason, sklep istniejacy w tym samym miejscu od bodaj 230 lat.
A pierwsza w Londynie publiczna herbaciarnia Jackson’s of Piccadilly (wielki konkurent Twiningow) tez znajduje sie w tym samym miejscu na Picaddillly od 1706 r.
Mnie głowa, po kawie, odrasta 🙄
Haneczko, Ty hydro kawowa! 😆
Prosze, trzymajcie kciuki. Choroba w najbliższej rodzinie. Nie śmiertelna, ale długotrwała i bardzo poważna 🙁
Trzymamy, Jotko, bardzo trzymamy!
Bardzo dobrą herbatę brytyjską robi też Dilmah na Sri Lance (ale sami piszą, że Cejlon…) 🙂
Moja ulubiona English Breakfast (podobno oczywiście w istocie Scottish) i od tych i od tych bardzo dobra. Dilmah ociupinkę tańsza…
Ostatnio nie szły w Almie i bardzo przecenili te Fortnumy, ale było fajnie!
Pewnie, że trzymamy, Jotko.
Ja po Fortnumy muszę latać do Londynu albo do Krakowa, bo u mnie ich nie ma. 🙁
No, może w D-dorfie by były, ale jak już mam się ruszyć do D-dorfu, to wolę do Londynu. 🙂
Wpierw dekapitacja przy pomocy trunku
lub ewentualnie dużego frasunku
po dekapitacji najspokojniej w świecie
filiżanka kawy i znów łeb znajdziecie…
Lecz go nie szukajcie, kiedy macie kaca,
bo w tym stanie łeb mieć niezbyt się opłaca… 🙄
Jotko, czymam!
Jotko, czymam bardzo mocno.
„Gdyby nie to der, die, das, byłby Niemiec z was”
Oj, to, to, Bobiku.
Złamały mi życie. 🙁
Genialny jak zwykle Urban o praktycznych skutkach wyroku na Kiszczaka:
„Przez pięć lat gen. Kiszczakowi nie wolno uczestniczyć w żadnym zbrojnym związku o przestępczych celach, inaczej pójdzie na dwa lata do więzienia. No trudno, ale pięć lat szybko minie. A wtedy gen. Jaruzelski znów stanie na czele, Kiszczak, Eugenia Kempara, Emil Kołodziej i ja u jego boku. Uzbroimy się i strzelając obalimy premiera Palikota albo napadniemy na bank. Jeśli jakiś ostanie się po kryzysie”.
😆 😆 😆
U mnie w domu przeważnie Dilmah ze Sri Lanki albo wspomniany English Bearkfast. Ostatnio bardzo nie lubie, kiedy herbata ma choćby nutkę bergamotki. Kiedyś lubiłam, a teraz mnie odrzuca.
Jotko, czymam. Wszystkie dwa czymam.
Zawsze lubiłem herbatę herbacianą, bez bermudów i innych berków. Czarną… ja z Europy 😉
Ale bergamotke ma chyba tylko Earl Grey? Inne w zasadzie nie powinny miec.
BLASZANY PAROWIEC
Gdy już apteki przenika październik
I nie ma leków na smutek i katar
Jedyny Stwórca dał nam medykament
To w szklance mocna, gorąca herbata
Gdy z fortepianem się w domu zamykam
To śpiewam głośno na chwałę czajnika
Układam sonet z herbacianych listków
Na dobrotliwy czajnik z gwizdkiem
Wypływa na senne morze
Cudowny, blaszany parowiec
W obłoku pary odmienia
Serca zmartwione jesienią
Tak pięknie pachną w blaszance
Indie i chińskie latawce
Tak pięknie pachną
Kiedy w miłosną wpadniesz katasrofę
Gdy cię choroby zginają jak klamkę
Niech na ratunek bieży pogotowie
Z pełną po brzegi czaju filiżanką
Wypływa na senne morze
Cudowny, blaszany parowiec
W obłoku pary odmienia
Serca zmartwione jesienią
Tak pięknie pachną w blaszance
Indie i chińskie latawce
Tak pięknie pachną
http://www.youtube.com/watch?v=lDEwyG25V_4
Przede wszystkim – Irku, serdeczne wyrazy wspolczucia.
Jotko, trzymam kciuki za wyzdrowienie, mozliwie najszybsze.
A co do herbaty, to nazywa sie ona Cejlon w branzy herbacianej, bo pod ta nazwa kraju wyrobila soboe marke. Ja osobiscie bardzo lubie herbaty cejlonskie z osobnych regionow, takich jak Kandy czy Dimbhula (tak, tak, dla herbaciaczy herbata jest jak wino, i odroznia sie przerozne niuanse…). Bardzo lubilam pic herbate cejlonska z tesciem, ktory, choc urodzony w Indiach, czesc dzoecinstwa i mlodosci spedzil na Cejlonie (potem Sri Lance – to bardzo stara nazwa, wystepujaca w Ramayanie). Jako mlody inspektor szkol, podrozowal sporo po wyspie, i najbardziej lubil wizytowac szkoly w poblizu plantacji, gdzie zawsze przyjmowano go najswiezsza, wonna herbata. Wiec jak pije Cejlon, to otwieraja mi sie drzwi w glowie z jego opowiesciami. (Tak lubil herbate, ze w czasach herbaty z torebek mial zwyczaj podrozowania z wlasnym, malym metalowym czajniczkiem – na wszelki wypadek. Pod tym wzgledem, mial zreszta wiele wspolnego z moim wlasnym Ojcem, ktory jest niezwykle spartanski i wrecz buddyjski w swoich oczekiwaniach, nie przywiazuje sie w ogole do przedmiotow, ale bywalo, ze na wakacje do plecaka wkladal zupelne minimum i… czajniczek do herbaty, bo bezczajniczkowej sie jednak brzydzil.)
A poza tym, lubie takze inne herbaty, od English Breakfast po Darjeeling, i herbaty chinskie i japonskie (i cala japonska ceremonie herbaciana). Wszystko zalezy od nastroju, na jaka herbate mam akurat ochote. Choc zasada jest zeby zaczynac od najmocniejszych naparow (takich jak Assam czy English Breakfast, w ktorej Assamu jest sporo) i przechodzic do lzejszych w miare uplywu dnia (Earl Grey, Darjeeling lub chinskie).
Mnie się coś ostatnio wymagania obniżyły, albo w skrajne lenistwo popadłem. 😳 Zawsze do herbaty przywiązywałem dużą wagę, a teraz i torebkową (ale dobrą) bez płaczu wypiję. Zresztą na coraz więcej rzeczy z dziedziny szeroko pojętej konsumpcji macham łapą i mówię sobie „jakie to ma znaczenie?”.
Wiem, herbata to może być coś więcej niż konsumpcja. W takim przypadku jeszcze się staram. 😉 Ale te ileś razy dziennie, kiedy piję heratę „bezceremonialną”, już tak koło niej nie skaczę, jak kiedyś.
Jestem w srodku swietnego westernu Bad day at Black Rock. Ze Spencerem Tracy’m i Lee Marvinem. Och.
No, tak, Bobiku, tak to jest z czasem, ze pokazuje, co wazne, co nie – tyle, ze kazdy zwykle zachowuje jakas swoja wlasna prywatna granice. Dla jednego to bedzie herbata, dla innego stylistuczne dostosowanie nowego mebla do juz istniejajacych, albo zwracanie uwagi na niuanse jezykowe. Ale kazdy zwykle, poki zyje, cos tam takiego ma. 😉
A z herbata jeszcze skojarzyl mi sie moj profesor literatury angielskiej, ktory na jednym seminarium, w polowie wykladu o Szekspirze nagle dodal, z ogromnym uczuciem – a zwykle byl zdyscypilnowany w wyrazaniu uczuc, ze starej angielskiej szkoly: „Jaka to ogromna strata, ze Szekspir nie mogl pic herbaty. Ciekawe, jaki mialaby na niego wplyw.” I zamilkl na chwile, pograzony w glebokiej medytacji.
Ale na szczęście już Bach mógł pić kawę. 🙂
Nie jestem profesorem, a profesorem literatury angielskiej nie jestem szczególnie, dlatego stać mnie na refleksję kalibru mniejszego: gdyby Szekspir pił herbatę, mniej miejsca w organizmie miałby na inne płyny napędowe literatury angielskiej…
😉
Sam profesor, fascynujacy ekscentryk, raczyl studentow sherry w zakurzonych i wyszczerbionych kieliszkach, zamiennie z herbata w rownie wyszczerbionych filizankach (ale z brazowego, leciwego czajniczka). Zas Szekspir – wiadomo, ze na czyms musial sie opierac, kiedy stworzyl Falstaffa… 😉
O sherris, Falstaff:
A good sherris sack hath a two-fold operation in it. It ascends me into the brain; dries me there all the foolish and dull and curdy vapours which environ it; makes it apprehensive, quick, forgetive, full of nimble fiery and delectable shapes, which, delivered o’er to the voice, the tongue, which is the birth, becomes excellent wit. The second property of your excellent sherris is, the warming of the blood; which, before cold and settled, left the liver white and pale, which is the badge of pusillanimity and cowardice; but the sherris warms it and makes it course from the inwards to the parts extreme: it illumineth the face, which as a beacon gives warning to all the rest of this little kingdom, man, to arm; and then the vital commoners and inland petty spirits muster me all to their captain, the heart, who, great and puffed up with this retinue, doth any deed of courage; and this valour comes of sherris. So that skill in the weapon is nothing without sack, for that sets it a-work; and learning a mere hoard of gold kept by a devil, till sack commences it and sets it in act and use. Hereof comes it that Prince Harry is valiant; for the cold blood he did naturally inherit of his father, he hath, like lean, sterile and bare land, manured, husbanded and tilled with excellent endeavour of drinking good and good store of fertile sherris, that he is become very hot and valiant. If I had a thousand sons, the first humane principle I would teach them should be, to forswear thin potations and to addict themselves to sack. (4.3.100)
Lajza z Monika. To bylo slodkie wino wzmocnione bodaj koniakiem.
sack sherris, znaczy sie.
Zeenowi nie trzeba pouczeń Falstaffa. On sam dostatecznie dużo wie o pożytkach ze wzmocnionych napojów. Falstaff u niego mógłby się uczyć. 😆
Aromatyzowanych nie lubię i już! Wszystko wypiję, byle herbaciane i czarne (no, inne też pijałem), ale ani Earl ani Lady ani za nic Grey. Przy okazji Darjeeling jest uważane za chińską 😯
A nie ma to jak u mnie na kompanii bywało: grzałka z dwóch żyletek, wiadro wody do zagotowania, słoik, paczka Ulung czy Gruzińskiej (przy metodzie parzenia żadna różnica, można i miotłę zaparzyć) i jedziemy! Hej!!!!
Fuuuuuuj!!!!!
A czy tak ktos potrafi?
http://www.youtube.com/watch?v=WktvXwliP3g&feature=g-logo&context=G28ab785FOAAAAAAARAA
Pies? Foka? Niedźwiedź?
Jak zobaczyłem co pies sąsiada wyprawia to wszelkie stereotypy poszły spać? On miał minę taką: płot? jaki płot? I nie było dla niego zamknięcia.
Jak zobaczyłem własnego psa, jak lekko z rozbiegu wbiega na szczyt stogu siana tak pi razy drzwi wysokość do 3 piętra to sobie pomyślałem, że nie chciałbym włazić na drzewo chowając się przed wygłodniałą watahą wilków….
To coś jak te drzwi, za którymi się chowają na westernach, a strzelają z broni lekko licząc 9-15 mm. Te drzwi z chowającym się by zniosło…
Może jeszcze raz dam psom żryć??? I Bobik się załapie? 😆
Raz się Szekspir z zeenem spotkał w pubie „Pod jeleniem”
i poprosił: udzielże mi nauk, drogi zeenie,
bo mi może się przydarzyć wpadka, czyli gafa,
gdy bez twych pouczeń światłych wymyślę Falstaffa.
Zeen płyn przełknął przeźroczysty, co w kieliszku pływał,
mówiąc: zapamiętaj, Wiluś, to jest wywoływacz.
Potem za kufelek złapał, co tuż obok sterczał
by spienioną, złotą strugą uraczyć nadnercza,
i wątrobę. Gdy zniknęła w jego wątpiach fala,
dodał jeszcze: zakonotuj, że to był utrwalacz.
Jeśli z tych mądrości zrobisz użytek uczciwy,
mogę ręczyć, że ten Falstaff wyjdzie ci jak żywy.
Ruszył Szekspir do roboty jak rakieta zgoła,
po trzech ćwiartkach gładko postać Falstaffa wywołał,
serią kufli ją utrwalił, a z tak dobrym skutkiem,
że starczyło jej trwałości na wieki calutkie.
Więc gdy Wilka chwalić zechcesz za to, co wymyślał,
pomyśl, jaki miał w tym udział nasz człek, z kraju Wiślan.
Gdy się chwilę zastanowić, sprawa jest dość prosta –
oczywiste, że bez zeena Falstaff by nie powstał. 😈
Można się naciąć, bo nie tylko Earl Grey. Ahmad English No.1 tez ma bardzo leciutki aromat bergamotki, ale dla mnie i tak za mocny. Lubię za to zieloną herbatę, bardzo krótko parzoną. Szczególnie latem.
Tadeuszu, a na co konkretnie mógłbym się załapać? Bo wprawdzie przed chwilą żarłem, ale gdyby oferta była atrakcyjna… 😉
Bobik, przepiekne spotkanie. Powinna byc wlasciwie oddzielna seria o polskim wkladzie do roznych swiatowych karier, ktore nie powstalyby bez naszego udzialu. Pierwszy wiersz to oczywoscie moj ulubiony Jak Pollock z Polakiem. Teraz Jak Szekspir ze zeenem. No i pewnie jakies dalsze jeszcze powstana.
Bobiku! Ty — na wszystko!!!
A psy konkretnie żarli takie suche dla seniorów o smrodzie rybnym… (nie, nie seniorzy o smrodzie :evil:) Złą wolę Kapitana Blogu znam….
O, herbata, poważny temat! Jakoś mnie ten Ahmad zawsze niepokoił…
Ja, psze pani, chciałem pokazać, że uważnie czytam i postuluję zmianę:
Gdy zniknęła jego wątpiach fala,
na
Gdy zniknęła [w] jego wątpiach fala,
??
Bo na górze napisałem, że drzwi strzelają? Nigdy tych polonistów nie zrozumiem…
To ja chyba odciążę Zeena i pójdę się napić. Ależ mi się spać chce… no pompek już nie będę robił! W moim wieku??? Psy się śmieją….
Dzięki za korektę, Tadeuszu. W mi w ogóle ostatnio często strajkuje, bo zepsułem sobie klawisz, a w jaki durny sposób, to w życiu publicznie się nie przyznam. 😛
Jeżeli w żarle mogę przebierać jak w ulęgałkach, to poproszę oczywiście o befsztyk z polędwicy. Smażenie możesz sobie darować. 😈
Heleno, postaram się wziąć sobie Twoją myśl do serca i zostać seryjnym wierszoopisywaczem spotkań polsko-jakichśtam. Choć nie mogę z góry powiedzieć, jaka będzie skala tego przedsięwzięcia. 😆
I coś Ty narobił, Bobiku?! Teraz cały czas myślę, w jaki wyszukany i głupawy sposób można sobie popsuć klawisz. Wyobraźnia różne rzeczy podsuwa, ale rzeczywistości pewnie i tak nie dorówna 😆
Vesper, Tobie i tak by się nie udało w ten sposób popsuć, bo do tego trzeba mieć smoking. 😆
No tak…
Z popielniczki na Bobika
iskiereczka mruga.
Klawiaturka tam pomyka,
Tu zakiepuj szluga.
Patrzy Bobik, patrzy, duma,
W bije w oczęta,
czemu żeś mnie oszukała?
Bobik zapamięta.
Toaleta nie wystarczy? Wieczorowa, ma się rozumieć 😆
Ja i tak dalej uważam, że się nie przyznałem. 😆
Befsztyka z polędwicy nie ma. Był z soi, ale się wziął. Jest ino befsztyk wirtualny, ale całodobowy!
Ależ oczywiście, nawet się nie domyślam 😆
Na temat befsztyków z soi wyraziłem swoje zdanie już dość dawno i niedwuznacznie. 🙄
https://www.blog-bobika.eu/?page_id=53
Befsztyk z soi. Jeżeli już to
Z podwójną radością odnalazłem w karcie dań uroczej krakowskiej restauracyjki Kuchnia i Wino pozycję zatytułowaną „Animelka”. O co chodzi? Otóż pod nazwą tą kryje się wielki przysmak, znany jako grasica cielęca.
Nawet nie wiedziałem, że grasica ma ksywkę animelka. Ale przyznaję, że tyz piknie. 🙂
To ja przy wirtualnym zostanę… Dobrze, że psy realne.
A Anima to grasia??
I te realne psy zgadzają się jeść wirtualne befsztyki? 😯
Ja to co innego, ja sam wirtualny. 😈
A ni ma to
Wolę, jak jest. 🙄
Ano nie, nawet z soi nie chcą… paskudztwa. Zatykam tym suchym o aromacie sztofkisza.
Nie mylić z Amelią. Tyz pikną
No nie, Amelii z nikim pomylić nie można. 😎
Z nikim ani z niczym . 😎
O!
http://www.astronomia24.com/news.php?readmore=194
I wyszlo mi na to, ze widzielismy ten wybuch, bo takiego slonca to przez te 20 lat w Australii nie widzielismy.
Na moim niebie żadnej zorzy na razie nie ma. Ale jeśli jest w planie, to poproszę o zielono-fioletową. 🙂
A ja z dżinem…
Co ja tu robię, co ja tu…. rano wstawać, lica obmywać, pracę wszczynać mi trzeba! ech.
Tadeuszu, coś Ty taki staroświecki? Już wynaleziono wolne soboty…
Ja sobotni, ja sobotni,
dajcie, bracie, kubeł wody:
ręce myć, gębe myć,
chce mi się tu przy robocie
żyć, hulać, pić.
!!!
(Kto! on we krwi! precz, tu sami kotni!)
Niektórzy mają szybkie soboty….
Tadeuszu, powieki na zapałki. I wszczynaj.
Wszcząłem… procedurę układania karkasa do łożasa…
Do ranasa!
Psy!
A pudziesz Ty psińco! Tu ja śpię!!!
appendix do
Bobik 20 styczeń 12, 17:43
Pośród wielu zdolnych twórców, którzy skorzystali
byli tacy co tych nauk wręcz nie wytrzymali
piękne dzieła rozpoczęli lecz nie dokończyli
bo nauce większość czasu wszakże poświęcili
ta metoda okazała się tyle przebiegła
że plejada twórców na niej niestety poległa
i pomyśleć, że wśród tuzów – aż wymienić jest strach –
z Kunst der Fuge się tam znalazł sam Sebastian Jan Bach
a do dzisiaj ponad setka lat już przeminęła
licznych starań by dokończyć największego dzieła
tworzonego gdy szczęśliwie nie bywał w deliriach
Antoniego co budował Sagrada Familia
taki Dickens jak się przypiął do butelki wina
to zapomniał o Tajemnicy Drooda Edwina
zszedł biedaczek pochłonięty mymi naukami
tak, że z Joyce’m zostaliśmy już przy stole sami
zaś Jamesowi język plątał się tak niesłychanie,
że dziś mało kto rozumie co w tym Finneganie…
mógłbym wielu tak wymieniać , wcale też nie biadam,
będzie wielu takich jeszcze, wciąż bowiem wykładam…
Ożesz…. chwilę mnie wstrzymało… mmmm. Iiii mmmmmmm. No, tego…..
Byśmy się żegnali,
i do równych równali,
a także gadali,
że nic nie nawali.
padam, dobranoc
Dla nauki pracowników sprawa to nienowa –
przy wykładzie równowagę trudno jest zachować,
więc niech zeena strzeże ręka oraz palec boży,
żeby wskutek wykładania sam się nie wyłożył. 😈
Spokojnego snu, Irku, dobranoc.
Większość moich sobót jest bardzo wolna. 😉 Nie wiem, jak wygląda standardowa ścieżka awansu personelu, ale podczas ostatniego kociego dyżuru niewątpliwie zostałam awansowana. 🙂 Poza tym, pierwszy raz w życiu piłam sherry (do tej pory tylko czytałam o piciu sherry) – wytrawne mi bardzo smakowało, słodkie wcale. Na resztę mijającego tygodnia pozwolę sobie spuścić zasłonę milczenia, a w następnej kolejności, mam nadzieję, koc zapomnienia. Zauroczyła mnie animelka. Melek to po turecku anioł – ale to chyba nie ma tu nic do rzeczy. Wg Brucknera animelka pochodzi od włoskiego animella (jakby siedziba żywotu, anima). Przy okazji znalazłam takie śliczne hasło: amprztyfikować, 'mówić górnie lub wiele’, przekręcone z łaciny amplifikować; dalej przekręcane w aprztyfikować się i apstryfikować, a wkońcu może i przez dalsze nieporozumienie w sztyfelkować się, 'umizgać się’; aprztyfikant, 'kawaler’. Głuchy telefon. 😯 Pozwolę sobie hasło uzupełnić: współczesny antonim do amprztyfikować – brykaćfikać. 😉 Dobranoc też.
Samo życie… wykładowcy też się zdarzyć może,
że wyłoży się biedaczek w wykładu ferworze
lecz jak dotąd to pechowców wciąż dopada zdrada
jego nauk. Wykładowca wciąż bowiem wykłada…
😉
Teraz część wykładu nader dziwna się zaczyna:
wykładowca wziął butelkę i uwolnił dżina,
a ten dżin od razu bryknął jak baranek hoży
i popędził prostą drogą do polarnej zorzy.
Jako powód owej akcji podał tę przyczynę,
że Tadeusz swoją zorzę prosił właśnie z dżinem.
Zeen mu na to: o, nie ze mną, dżinie, te numery,
trudna rada, dzisiaj zorzę podajemy z sherry,
bo wie przecież każda owca, choćby i strzyżona,
że pies w sherry lubi maczać koniuszek ogona,
a Tadeusz… cóż, spać poszedł w sposób dosyć niecny,
więc ni dudu nie ma głosu, jako nieobecny.
A co dalej? Hmm… coś dziwnie wszystko mi się wikła,
jak każdemu, co niebacznie trafił na ten wykład. 🙄
Rzeczywiście głuchy telefon, Ago, bo w końcu do Słownika Języka Polskiego i tak wszedł absztyfikant. 😯
Ale tak czy owak Ryś może sobie czasem dla odmiany powiedzieć „dziś nie amprztyfikuję”. 😆
Dziś akurat nie wykładam, to jest dobry przykład:
za katedrą stanął Bobik i się sam uwikłał…
😆
Tę grasicę faktycznie kiedyś tam uważano za siedlisko duszy. 😯 No, no…
A trymczasem w dziennikach BBC caly dzien o tym, ze Voltaire wiecej zawdziecza nam-Anglikom niz milosnikom pozerania zab. I mamy to czarno na bialym, bo wlasnie odnalezlismy 14 nieslychanie waznych listow Woltera i widac z nich z kim sie facet zadawal, jak tu spedzil pare lat.
http://www.bbc.co.uk/news/education-16620254
Brytyjska jurysprudencja od dawna opiera się na przekonaniu o wtórności francuskiej filozofii polityki w stosunku do wyspiarskiej, na dodatek dostarcza argumentów na poparcie swych tez. Wystarczy poczytać H. L. A. Harta. Jeśli ktoś ma cierpliwość, oczywiście 😉 BBC nie odkrywa więc Ameryki 🙂
No, ale jak ktoś nie czytał HLA Harta, jak np. ja, to BBC może mu chociaż kawałek Ameryki odkryć. 🙂
Nawiasem mówiąc, jak już ja mam się wikłać w tematykę wykładową, czy „hla” nie pisze się przypadkiem przez ch? 😈
Nie wiem doprawdy, jak można przejść przez życie i poradzić sobie, nie przeczytawszy „Pojęcia prawa” H. L. A. Harta właśnie 😆
Bo Bob ma pstro w glowie i tylko by wiersze ukladal!
Moze zafunduje mi tego Harta na urodziny, ze schroniska Battersea.
Do Heleny:
moje londynskie plany sie krystalizuja. Bedziemy w tym hotelu
http://www.themainhouse.co.uk/
od 11-go do 17-go lutego. Przyleci do nas moja siostra z Warszawy, Justyna, ktora nie zna angielskiego (choc uczy historii w liceum), wiec nie bedziemy jej zabierac do teatru. Ale ona leci z powrotem do Warszawy 15-go rano. Heleno, mam nadzieje sie z toba spotkac jesli to bedzie mozliwe. W John Gielgud Theatre graja The Ladykillers 15-go, popoludniowke i wieczorny spektakl. Czy masz ochote sie wybrac. A moze po prostu spacer po Portobello i jakis pub, jesli pogoda pozwoli…
Moj e mail to zyburanna at gmail. com
Ciekawa jestem twoich londynskich rekomendacji jak i mozliwosci osobistego spotkania! Czy mieszkasz daleko od Notting Hill.
Pozdrawiam
krolik
Pozdrawiam
krolik
sobota 😯
ciemno zimno wietrznie – styczniowa zima 2012 🙂
szeleszcze
brykam
herbata nastepna herbata blogo 😀
brykam fikam
a ni ma – a trzeba
w tereny zielone
znikam
Bry!
A jakie one zielone, te tereny…
Metaforycznie zielone, oj tak!!
Zielono mi metaforycznie! A może metonimicznie? Właśnie czytałem artykulików serię, w której ciągle się zastanawiają, czy to coś to metafora czy metonimia….
Kroliku, Yeees!!! Bedzie tez mini zlot z Bobikiem, przylatujacym 14 lutego! 🙂 🙂 🙂
Dzień dobry 🙂
Helena to nie wytrzyma, żeby nie wypaplać. 😛 Chciałem się tajniaczyć i w ostatnim momencie zrobić niespodziankę. 😎
No, ale jak się już wysypało, to potwierdzam – ckniło mi się już bardzo za Londkiem i chciałem się wybrać doń, a jak szukałem terminu, to doszedłem do wniosku, że miło by było o Królika zahaczyć. 🙂
Heleno, czy słusznie mi się zdaje, że Gatwick jest nieco bliżej Ealingu niż Stansted?
Widzę, że moje kompetencje wykładowcy są tutaj brutalnie podważane! 👿
Psy nie muszą czytać „Pojęcia prawa”, bo posługują się prawem naturalnym, tylko w odróżnieniu od niektórych instytucji w sposób sensowny i uczciwy. 😎 Poza tym moim korektorskim ślepiom trudno byłoby czytać autora, który ma błędy ortograficzne zarówno w imionach, jak w nazwisku. 😈
Gorzej, że dużo ludzi przechodzi przez życie nie tylko nie czytając, ale też w najmniejszym stopniu nie posiadając czegoś takiego jak pojęcie prawa. 🙄
Gatwick jest latwiejszy, bo jest pociag (Gatwick Express) z lotniska prosto do Victoria Station, skad jest metro.
Och, nie wiedzialam, ze to tajemnica…. 😳
Nie wiem, jak tam u Rysia, ale moje tereny są zielone jak najdosłowniej, bez żadnych metafor. Leje od miesięcy i temperatury wciąż powyżej zera, więc trawa rośnie jak głupia. I nawet skosić jej nie można, bo wciąż leje. 🙄
Czy ci autorzy artykulików, które czytał Tadeusz, nigdy nie słyszeli o takiej zgrabnej formułce „metonimia jest szczególną formą metafory”? 😉 Przy odrobinie dobrej woli można tą formułką wyonacyć Jakobsona, artykulików nie napisać i oddać się znacznie przyjemniejszym zajęciom, takim jak spacer z psem albo rzucanie patyczka. 😈
Mam nadzieję, że z Gatwick trochę krócej dojazd trwa, bo przylatuję bardzo późnym wieczorem i telepiąc się ze Stansted byłbym na miejscu chyba dopiero po północy. Z GTW może mi się choć pół godziny wcześniej uda. 🙂
Spoko, Bobik. Odbiore Cie z Victorii.
Eee, nie ma co. Ja sobie w metrze świetnie radzę. 🙂
Irku,
przepraszam, tak mi wstyd, dopiero teraz doczytałam 😳
Szczerze współczuję. Jestem z Tobą.
Dziękuje wszystkim za wyrazy wsparcia.
Sterta „niesprawdzone” powoli maleje na rzecz „sprawdzone”.
Dzisiaj mała przerwa. Świętujemy Dzień Babci i Dzień Dziadka. Wszystkim świętującym najlepsze życzenia 😆
Pękamy z dumy. Nasz wnuk po raz pierwszy „stawia” nam kino! Idziemy na film Spielberga o przyjaźni chłopca z koniem, na tle wojennej zawieruchy. Polski tytuł „Czas wojny”.
Miłego weekendu Koszyczku 🙂
Miłego wszystkiego wszystkim Babciom i Dziadkom. 🙂
Idę zaraz pogonić naszego Młodego, żeby złapał za telefon i złożył życzenia komu trzeba. 😀
Czy ktoś ma blisko do Drezna? Gdybym ja miał, to bym skoczył na tę wystawę:
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/56,111515,11002351,Tak_wygladali_nasi_przodkowie_.html
Nawet sam jej opis uruchomił mi wyobraźnię, a na żywo pewnie bym zaraz zaczął układać wierszyki neandertalskie i pitekantropskie. 🙂
Niezwykle fascynująca wydaje mi się możliwość stanięcia pyskiem w twarz z indywiduum sprzed milionów lub setek tysięcy lat. Co takie indywiduum sobie myślało i jak myślało? Z czego się śmiało (nie wątpię, że się śmiało)? Co je wnerwiało, oprócz pogody i zbyt szybkich mamutów? Co by najchętniej zjadło na kolację, gdyby miało wolny wybór?
No i kiedy tak naprawdę udomowiło psa? 😎
Pies nie został udomowiony. To człowiek został przez psa… ubudzony? ubudowany ❓ 😯 Mniejsza o termin. Wiadomo, o co chodzi 😎
Tak, tak, w historii psio-ludzkiej są niewątpliwie wątki budujące. 😈
Ja nie miałbym nic przeciwko takiej wersji, że pies został przez człowieka ustołowiony. To znaczy, że człowiek wziął na siebie obowiązek dbania o michę, nie żądając niczego w zamian. :cool:.
Mnie się dziś nie udała niespodzianka, ale za to się udała Rysiowi wobec mnie.
Listonosz przyniósł mi właśnie 3 książki Brygidy Helbig od Rysia. Tak się ucieszyłem, że nawet poczciarza nie obszczekałem. 😆
Rysiu, dziękuję najmocniej! 😀
O tym nowym filmie Spielberga, na ktory wybiera sie Jotka, to ju wspominalam, ze tutejsza krytyka oszalala z zachwytow. Mowia, ze najlepszy jego film od 10 lat. Nazywa sie War Horse. Ponoc bardzo kid friendly, oszczedza zbytnich drastycznosci wojny. Widzialam genialna scene batalistyczna.
Zabrac duzo chusteczek do nosa, jesli dobrze zrozumialam.
Bardzo tez tu chwala „Jatke” Polanskiego. Lepszy to przeklad niz „Rzez” (Carnage).
Aha. Dnia Babci i Dziadka nie uznaje w protescie przecowko zalewowi kiczu i skrajnego infantylizmu w polskiej prasie. Gimme Dzien Gornika anytime. 👿
A propos babc, dostalam od WandyTX dwa aktualne zdjecia Noego. No, mowie Wam! Piekny, rozkoszny, mily, pomaga w kuchni i przy sprzataniu.
Nie będę za infantylizm polskiej prasy karać babć i dziadków nieżyczeniem im dobrze. 😉 Zwłaszcza że pewna ich część ma już dość niewielki dostęp do radości życiowych, więc życzenia od wnuków urastają do Dużej Sprawy. I tak pogonię Młodego, tylko jak go dorwę. 😎
Noah zawsze był przecudny, to i co się dziwić, że tak mu zostało. 🙂
Ja jego imienia nie spolszczam, bo Noego nie umiem sobie wyobrazić inaczej niż jako siwego, brodatego starca.
Nie chodzi wcale, Bibiiku, aby ich karac, tylko aby ich nie rozbestwiac w kierunku kiczu i skrajnego infantylizmu. Nie wystarczy raz do roku Dzien Dziecka? Malo Ci? 😈
A kto óna, Brygida Helbig?? Taki był gramatyk, Helbig…. Óna polska?? W Empiku też trzy książki!
Jakie złośliwe te Warszawiaki! Co przyjeżdżam do nich to nie ma na co iść 😯
Heleno, jak to dobrze w takim razie, że nie musisz, w ramach obchodów Dnia Babci i Dziadka, oglądać jasełkowego przedstawienia w przedszkolu 🙂
A nie, vesper! Bardzo lubie jak przedszkolaki wystepuja i chetnie chadzam, jak mnie kto zapropsi. Bo dzieci sa tak powazne i prawdziwe. To dorosli potrafia ze wszystkieg zrobic kicz. Z uczuc. Ze szczerosci serca.
Iii, jaki Dzień Dziecka? Tu nie obchodzą. 🙁 Odkąd jestem w Germanii, nawet złamanego serdelka z okazji DD nie dostałem. 👿
No to co się czepiasz, Heleno, że ja Dzień Babci uznaję? Ja przecież szczeniak jestem, poważny i prawdziwy. 😆
Ja się przyznam bez bicia, że się wzruszyłam do łez, jak zobaczyłam Zosię, jako pląsającego anioła 🙂 😳
Brygida Helbig, jak piszą na okładce, jest pisarką (po polsku) i literaturoznawczynią, mieszkającą w Berlinie.
Z pierwszego zajrzenia wydaje mi się, że jej opowiadania są bardzo zabawne, ale poczekajmy na drugie zajrzenie. 😉
A widzisz! Bo Zosia na pewno byla Prawdziwym Plasajacym Aniolem.
Napisz, Bobiku, jak Ci sie spodoba ta Brygida H. Bo rzucilam troche okiem i wydaje mi sie, ze ona jest bardzo niezla.
Zaraportuję, jak przeczytam, ale na razie spojrzałem na liczbę komentarzy i zaczęło mi się wydawać, że sam powinienem coś napisać, a nie tylko czytać, co piszą inni. 😉
Helbig-Mischewski, a jak!
Znalazłem na stronie wydawnictwa
http://wforma.eu/helbig-brygida,51.html
Tam są też recenzje. Wygląda ciekawie.
Nie ma w bibliotece…. FOCH!
A co nieszczęsny marszałek Foch tu zawinił? 😯
Nastawił mnie fochowato do biblioteki!
W zeszłym roku rodzice po raz pierwszy nie złożyli mi życzeń z okazji Dnia Dziecka i było mi z tego powodu śmiesznie przykro. Wolałabym, żeby pominęli imieniny albo urodziny. Nigdy nie byłam Pląsającym Aniołem, 🙁 w pląsach zawsze wychodziło ze mnie półdiablę. 😉 Ale 'grałam’ w Dziadach wystawianych przez uczniów mojej mamy – do dziś pamiętam, jak ściskałam rękę prowadzącej mnie po scenie dziewczyny.
Jakże zazdraszczam Królikowi i Bobikowi! Przemyśliwuję – od miesięcy – o wycieczce do Covent Garden, koniecznie wtedy, kiedy będzie dyrygował Sir Antonio Pappano, a poza tym potrzebna mi nowa torebka i to koniecznie marki Radley, 😉 ale jakoś nie mogę się zebrać, żeby ruszyć na Londyn.
The Moonstone połknięty. 😎
No jak się kończy 18 lat to widać już nie dziecko 😉
I jak się Moonstone podobał?