O, choroba!

czw., 30 października 2008, 02:22

Chyba naprawdę mamy już jesień, bo znowu się zawirusowałem. Leżę na kanapie otoczony powszechną troską rodziny i czytam o wirusach, żeby mieć teoretyczną podbudowę do walki z nimi. Okropnie to są wredne istoty-nie istoty. Niby nie są żywe, bo to ani zwierzęta, ani rośliny, ale jak się tylko dostaną do jakiegoś organizmu, to zaraz zaczynają prowadzić działalność bardziej ożywioną niż biznesmen czy minister. I jak one wtedy narozrabiać potrafią…!
Znamy oczywiście i takich ministrów, co to też ni pies, ni wydra, w stanie wyizolowanym na pozór niegroźni, ale nie daj Bóg, żeby wleźli w żywą tkankę i zaczęli działać, bo wszystko do góry nogami przewrócą i zostawią pobojowisko. Ale wirusy mają na składzie jeszcze lepsze sztuczki. Na przykład kradzież materiału genetycznego komórki, po to, żeby z niego zbudować własną kopię, a potem ją reprodukować w nieskończoność, póki organizm jeszcze dycha. To jest umiejętność! Do tego nie wystarczy prosty minister, do tego trzeba magika w rodzaju ojca Rydzyka. Ileż on już komórek społecznych przerobił na swoje kopie. I reprodukuje się dalej, a przestanie chyba dopiero wtedy, kiedy załatwi żywicieli na amen.
Sir Peter Medawar, laureat fizjologiczno-medycznego Nobla, nazwał wirusa „fragmentem kwasu nukleinowego otoczonym przez złe wiadomości”. No, istotnie, katar to nie jest dobra wiadomość, nawet jak usiłuję udawać, że mam go w nosie. Ojciec Rydzyk to wiadomość jeszcze gorsza niż katar. A już większa ilość jego kopii może przyprawić o ból głowy połączony z wysiękiem i ropniami.
Jeżeli ktoś już zaczął się cieszyć, że na moherozę jest odporny, na salonach władzy nie bywa, więc nie ma co się obawiać infekcji, to muszę go zmartwić. W pracy, w domu czy w zagrodzie, wszędzie to samo. Głupotę ktoś popełni i natychmiast powstaje bądź ile kopii. Słowo nieopatrzne ktoś powie i już replika leci. System immunologiczny się na chwilę zaduma, a tu już nowy wirus wyrósł. W żadnej komórce nie da się przed tym schować, bo wirus każdą na swoje kopyto może przerobić.
Najgorsze, że na to cholerstwo nie ma podobno całkiem skutecznego lekarstwa. Potraktowanie wirusa środkami w rodzaju miodu wydaje się go tylko rozzuchwalać. Osikowy kołek, czosnek i srebrna kula jak dotąd nie przyniosły rezultatów. Zawodzi również szklanka wody zamiast, choćby to była woda święcona. Zaklęć typu „tfu, na psa urok!” ze zrozumiałych względów nie będę polecał. Skuteczne mogłoby być ponowne wyizolowanie wirusa z organizmu, ale nikt jeszcze nie wymyślił, jak to przeprowadzić w praktyce.
Na razie więc nie widzę żadnej rady na wirusy, oprócz czułej opieki rodziny. No, jeszcze wierszyki można sobie pisać. Pomóc nie pomoże, ale czas chorowania szybciej zleci.

Kiedy wirus na ciebie źle wpływa,
cóż masz zrobić, nim zeżre cię całkiem?
Możesz żonę paskudnie zwyzywać,
lub za mężem uganiać się z wałkiem.

A gdy nie masz ni żony, ni męża,
możesz psu zabrać kość bez przyczyny,
kota oblać z konewki lub z węża,
lub do innej się przypiąć żywiny.

Lecz gdy nie masz ni drzewka bonzai,
tylko lustro, i smutek i kaca,
niech cię lepiej ten wirus ujai,
bo i tak ci się żyć nie opłaca.

Fafik reloaded

wt., 28 października 2008, 02:07

Węsząc po blogach natknąłem się na stronę, która w obcym, ale dostępnym jeszcze wielu Polakom języku honoruje psiego Homera, Szekspira i Moliera w jednym, czyli Psa Fafika. Nie miałem niestety szczęścia poznać Fafika osobiście (ta nieszczęsna różnica pokoleń!), ale jego dzieło niewątpliwie wywarło wielki wpływ na mój rozwój intelektualny i duchowy. Wspominając niezapomniane myśli piesika Fafika spróbowałem sobie wyobrazić, jak mogłoby wyglądać nasze spotkanie dzisiaj, gdyby Pies Fafik nagle się tu pojawił…?

Bobik:
Witam Kolegę na mym blogu!
Nie wiem, jak uczcić taki dzień…
Czy może zadąć mam na rogu,
czy raczej się usunąć w cień?
Fafik:
Czy się Kolega pisze „Bobik„,
czy też z francuska, przez „Bobique„?
I co to są te całe blogi,
to literacki jakiś trik?
Bobik:
Ach, gdzież mnie do francuskich piesków?
zwyczajny jestem ja coundell,
się nie nadaję do UNESC-ów,
nie zaparluję, choć w łeb strzel.
Fafik:
Widzę, że młodzież do kultury
stosunek nienabożny ma,
woń czuję tu dezynwoltury…
Czy chociaż szafa tutaj gra?
Bobik:
Gra się tu tylko na jutubie,
on publiczności wzbudza dreszcz.
Wieszcz wprawdzie mówił już: „to lubię!”,
lecz może się pomylił wieszcz?
Fafik:
Wieszcz się nie myli z założenia,
lecz na jutubie gra to dno.
W przykrym kierunku świat się zmienia,
sam nie wiem, czy mam przeżyć to!
Bobik:
Niechże Kolega się nie wścieka,
zarzutów niech nie stawia mi,
to wszystko winą jest człowieka,
on za zmianami tymi tkwi.
Fafik:
Człowiek…? Słyszałem… To brzmi dumnie,
albo tak jakoś… Mniejsza z tym,
niech się Kolega zbliży ku mnie
i powie: kto jest dzisiaj kim?
Bobik:
Sądów ferować nie pozwala
mi skromność. Szepnę tylko tu,
że ja, pływając źle na falach,
nie stoję w żadnym who is who.
Fafik:
Zobaczyć sprawy chcę w przekroju,
więc taka mnie zadręcza myśl:
czy w tym bardaku i rozstroju
ktoś jeszcze wiersze pisze dziś?
Bobik:
Pewnie prób nowopoetyckich
miałby Kolega szybko dość,
lecz zmieńmy temat. Na befsztyczki,
albo.. już wiem! Kolego – kość?!

Fafik z Bobikiem unisono:
Nadziei niech nie tracą żywi,
martwych niech jej nie martwi brak.
Kulturą pies się nie pożywi,
a kością, w każdym czasie – tak!

Jeśli kultura, to na kościach,
jej sztandar tylko będziem nieść!
Inaczej bowiem – z czym do gościa
gdy zupy nie wypełnia treść?

Wstępniak

niedz., 26 października 2008, 14:00

Witam serdecznie wszystkich, którzy zechcą być powitani, mając cichą nadzieję, że się garstka takich ryzykantek i ryzykantów znajdzie. Z ich pomocą chciałbym tu wymościć dla wszystkich wygodny koszyczek, w którym byłoby miejsce na pogaduchy, wygłupy, przekomarzania, opowieści dziwnej treści, wirtualne sączenie napojów wyskokowych, wierszyki, a nawet prozę życia, czyli prawdziwy absurd.
Postaram się zamieszczać z pewną (na razie nieokreśloną) regularnością nowe wpisy, chociaż tak naprawdę to nie one są tu najważniejsze. Komentarze zwykle i tak nie są do wpisów, tylko do innych komentarzy, które się splatają z jeszcze innymi komentarzami.
I o to właśnie chodzi, żeby nam się plotło! 😆

U ścichapęków i złośników,
pijaków, leni, wierszokletów,
łagodnych fujar, weredyków,
tych, co nie mają paru zetów
na „Czar Przasnysza”, psów i kotów,
którym blogować też się zdarza,
trutni, geniuszy, półidiotów,
u wszystkich pytam komentarza.

U sów natrętnym nocnoporzem
i u skowronków skoroświtem,
U tych, co siedzą gdzieś za morzem
i o zachodzie tęsknią przy tem,
U głośnych rewolucji ciotek
i u cichego jej grabarza,
choćby mi wdepnął na nagniotek –
u wszystkich pytam komentarza.

Prócz wredot jeno tych zawziętych,
co patrzą jak dołożyć komu
i zachowują się jak męty,
i rozwalają po kryjomu,
prócz trolla, co blogowi zawżdy
zza węgła szkodzi i zagraża
ja się dogadam prawie z każdym,
u wszystkich pytam komentarza.