Na łonie blogu
Bardzo dziwny dzień wczoraj miałem. A może słuszniej byłoby napisać: wstrząsający? Zaczęło się właściwie już przedwczoraj wieczorem. Zaniepokojony niezwykłą liczbą świeżych tropów, z którymi nawet mój nos nie mógł sobie poradzić, postanowiłem skorzystać z profesjonalnej pomocy. No a któż może być lepszym fachowcem od tropów, niż Komisarz? Tak więc, zostawiając w przypływie łagodnego ataku poczucia odpowiedzialności karteczkę na drzwiach, pobiegłem w kierunku Komisariatu. Tymczasem Komisarza też musiało tknąć jakieś przeczucie, bo u niego na drzwiach zastałem wywieszkę, że udał się do mnie. Gdybym był dorosły zakląłbym głośno, ale mając na uwadze swój wiek ruszyłem z powrotem, mrucząc pod nosem wierszyk o żurawiu i czapli. Kiedy byłem już prawie w połowie drogi, sfrunął mi pod łapy Czerwony Kapelusz.
Ponieważ po dalekich przodkach mam w sobie wilcze geny, to i nic dziwnego, że atawistycznie reaguję na czerwone nakrycia głowy. No, po prostu nie mogę się oprzeć, żeby się nie wdać w rozmowę. Więc i tym razem uprzejmie zapytałem „dokąd tak spieszysz, Czerwony Kapeluszu?” Spodziewałem się, rzecz jasna, że zacznie mi coś opowiadać o chorej Babce, ale gdzie tam! Zamiast tego wskoczył mi na głowę i od tego momentu zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Pod jego rondem poczułem się zupełnie bezwolny. Jakaś niezwykła siła zaczęła mnie popychać to w tę, to wewtę, to jeszcze gdzie indziej i nic nie mogłem na to poradzić.
Jechałem czerwonym kabrioletem kierowanym przez trawiastego Jentyka (a może to był Jentyk cętkowany? Tak wkładał w piec, że trudno było się zorientować), upajając się krajobrazem i znienacka zyskanym poczuciem bezbrzeżnej wolności. Ale nie trwało to długo. Już wkrótce opanował mnie nieokreślony niepokój. Miałem ochotę gdzieś biec, coś robić, rozklejać ogłoszenia, szukać kota… Tylko jak, skoro siedziałem na kominie, siedząc zresztą równocześnie pod kominem i pilnując schodzących? Nie było to wcale wygodne, a w dodatku zaczęła mnie dręczyć natrętna myśl, że gdzieś tam z utęsknieniem czeka na mnie podwędzana pasztetówka i powinienem biec do niej, zamiast tracić tu czas bezczynnie…
W złą porę mi się ta bezczynność pomyślała, bo nagle huknęło, grzmotnęło i znalazłem się na monachijskim lotnisku, popędzany ze wszystkich stron i szykanowany przez osobę płci żeńskiej, odzianą w czarne skóry z domieszką lateksu i poświstującą trzymanym w ręce biczem bożym na polskich polityków. Nie chcę wracać do traumatycznych szczegółów; powiem Wam tylko, że potraktowała mnie jak psa i usiłowała zedrzeć ze mnie futro, ale niestety nie ruszyła Czerwonego Kapelusza, który dalej panoszył się na mojej głowie i nie pozwalał mi na żadny samowolny ruch. Przez chwilę coś zdawało się wabić mnie do domu, na blog, w zaciszne i przytulne miejsca pełne marzanki wonnej, ale wystarczyło kolejne trzaśnięcie z bicza i już byłem z powrotem na lotnisku, otoczony cwałującymi wojskami Lufthansy i ogłuszającymi dźwiękami muzyki Wagnera, wykonywanej przez anonimowych urzędników. Natomiast góralskie przyśpiewki wychodziły zarówno z ust funkcjonariuszy nieanonimowych, jak i podejrzanie spoufalonych z nimi petentów.
Nawet po tych wszystkich straszliwych przejściach nie wpadłem wcale w histerię. Głowę miałem pełną marzeń o balandze z jakimś sympatycznym zwierzątkiem, może świnką, może Prosiaczkiem, co pod nieobecność Starych na pewno udałoby się przeprowadzić, ale cóż, zanim zdążyłem wyciągnąć szkło, już musiałem zatroszczyć się o powodzenie akcji odwetowej pana prezydenta, który nie wyglądał na to, żeby mogł sobie poradzić bez mojej pomocy. Gdybyż tylko mógł wesprzeć mnie aspirant Podhalański… Jednakowoż nic nie wskazywało na to, żeby pozbawiony światłego przewodnictwa Komisarza aspirant dał się w najbliższym czasie odciągnąć od swego ulubionego napoju, dostarczonego w nadmiarze do jego miejsca pracy.
Sytuacja zdawała się bez wyjścia. I nagle… Czerwony Kapelusz zagotował się z wściekłości i oburzenia, podskoczył kilka razy na moich dredach, po czym jak zmieciony tornadem pofrunął w kierunku rozpaczliwego okrzyku „Ratunku! Biją!”
W jednej sekundzie byłem z powrotem na łonie blogu, czując gdzieś niedaleko rozkoszny zapach pasztetówki i zauważając z ulgą, że w międzyczasie i Komisarz zdołał dotrzeć na miejsce przeznaczenia, gdziekolwiek by ono miało być.
Ten Czerwony Kapelusz to musi być albo jakiś sadysta, albo znakomity pisarz thrillerów. Takie przeżycia mi zaserwować! Chyba nikt inny nie wpadłby na całą serię tak szatańskich pomysłów. Nie uważacie?
No, nareszcie 😀
Dzień dobry 🙂 Widzę, że wszyscy (no, prawie 😉 ) bardzo się o mnie denerwowali. Właściwie słusznie, zważywszy na moje potworrrrne przygody z CzeKa (Czerwonym Kapeluszem). Ale ponieważ all’s well that ends well, proponuję, żeby przerwać na razie denerwowanie, bo światowy kryzys i tak nam go jeszcze dostarczy w nadmiarze i zająć się naszym codziennym świętowaniem… 😀
Tak, bawmy się! Raz, dwa, trzy, dziś bankrutem będziesz ty!
Piesku Ukochany! Malo mi serce nie peklo.
Witaj w domu.
Wiedzialem, ze Czerwoiny Kapelusz jest jakims tropem, ktortym nalezy podazac.
Nie spalem cala noc denerwujac sie co robic dalej.
Mordko, zauważyłem, iż dokładałeś wszelkich starań, żeby mnie odnaleźć.
No i ze skutkiem, bo się w końcu odnalazłem 🙂
Ach słuchajcie, przez wczorajsze zaaferowanie chyba nikt nie zauważył, że w poszukiwaniach mnie wzięła udział również Aśika. Witaj, Aśiko i wpadaj tu również w mniej dramatycznych sytuacjach! 🙂
Oh, szkoda Bobiku, ze w tej dramatycznej sytuacji na monachijskim lotnisku nie zauwazyles dlugowlosej, zielonookiej kocicy….. W tym czerwonym kapeluszu tak bylo Ci do twarzy…
Witaj Panno Koto 🙂 W tej sytuacji na lotnisku rzeczywiście trudno było cokolwiek zauważyć, ale za to teraz zauważam Cię podwójnie. Ten włos, te oczy… Chyba nawet Mordechaj przypomni sobie, do czego służy marzec 😆
A przed marcem śródlucie…
Nawet w środku śródlucia można zawołać: lutuuuj…! 😉
Bobik
mam nadzieję ,ze won szamanka też Cię sprowadziła do koszyczka , gdzie jak gdzie ale u as pyszne zapachy chyba sa , prawda 😉
Niunia, toż od razu we wpisie zaznaczyłem radość z odzyskanego zapachu. 😀 Pasztetówka, ale nie tylko…
Wrogie, zdroworozsądkowe siły znowu próbuję podgryzać moralny rdzeń, powołując się na rzekome praktyczne korzyści, a całkowicie lekceważąc pryncypia:
http://wyborcza.pl/1,75477,6266460,Chca__by_marihuana_byla_legalna.html
Chyba możemy liczyć na to, że prezes z prezydentem nigdy nie dopuszczą do legalizacji Maryśki, choćby nawet występowała w towarzystwie Jana? 🙄
Czytalam kiedys, ze kiedy w Anglii narkotyki byly legalne (kazdy kto czytal Sherlocka Holmesa pamieta, jak udal sie w przebraniu do palarni opium, zreszta sam lubil opium, o czym Arthur Conan Doyle wspomina wielokrotnie), nie bylo tez w tym kraju problemow spolecznych zwiazanych z uzyskianiem narkotykow nielegalnie – gangow przemytnikow, dilerow, rozbojow, prostytucji dla uzyskania srodkow na narkotyki, narkotykow w szkolach i innych rodzajow przestepczosci jaka ciagnie za sobie nielegalny rynek i t.zw. wojna z narkotykami, ktora poniosla kleske na calym froncie.
Kazdy, kto, przed I wojna swiatowa, chcial uzywac, szedl do palarni, uzyskiwal na miejscu za niewielka oplate dzialke, zostawal tam do rana (byly tam lozka) i nazajutrz wracal na lono spoleczenstwa. Oczywiscie, ze w znacznym stopniu upraszczam, jednak fakt pozostaje faktem, ze delegalizacja nawety „miekkich” narkotykow jak marijuana wyrzadzila wiecej szkod niz korzysci spolecznych czy zdrowotnych.
Ludzie, ktorzy chca siegac po uzyywki, zawsze beda miedzy nami, tak jest czlowiek urzadzony, i nalezy ich zdekryminalizowac, zanim stana sie groznymi przestepcami. A nielegalny przemysl narkotykowy pozbawiony zostanie multumiartdowych dochodow, zas rolnikow w Afganistanie nie bedziemy musieli z wlasnej kieszeni subsydiowac aby nie uprawiali marychy. Beda mogli uprawiac ja legalnie.
Legalizacja narkotyków, miękkich czy twardych, na pewno nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale jest po prostu wyborem mniejszego zła. Argumenty, że jak dragi będą legalne, to każdy radośnie pójdzie się dźgać, są durne. Nawet kampania antynikotynowa zaczęła odnosić skutki, chociaż szkodliwość nikotyny mniej rzuca się w oczy. Trzeba zadbać o stałe uświadamianie ludziom, zwłaszcza młodym, że narkotyki nie są cacy, ale je zdepenalizować, bo to przynosi szkody, których da się uniknąć. Szkód wynikłych z używania najprawdopodobniej tak do końca uniknąć się nie da, więc lepiej energię skierować na działania, które mogą odnieść skutki.
A afgańscy czy południowoamerykańscy rolnicy przy obecnych cenach narkotyków głupi by byli, gdyby co innego uprawiali. Jakby ceny wskutek legalizacji drastycznie spadły, to i rolnikom opłacałoby się przestawić na inne uprawy. Oczywiście, że przede wszystkim nielegalność ten biznes napędza. 👿
Witaj Bobiku, cieszymy się z babką bardzo, a że dla nas 13 i piątek też jest szczęśliwy(babka zdawała wtedy dyplom), zapiszemy na konto szczęśliwych piątków.Huurrra!!
Jedyna strata to taka,ze Babka musiała swój piękny czerwony kapelusz zaproponowacćna okup za Ciebie.
Jeśli przeczytałeś w komisariacie, wiesz, jak wygląda.
Babka mówu już od dawna,ze urok ten kapelusz starcił, przez tę panią, co tam darła się w samolocie, a nosi ta pani wprawdzie brzydszy, ale jednak czerwony.
Nie żałujemy czerwonego kapelusza.
Sciskamy Cie i witamy z radością i uciuekamy do garów cholera mówi babka, ale ja nie wiem co to znaczy), czy to coś do jedzienia? 🙂
Emi, kapeluszy nie warto żałować, w przeciwieństwie do porcelany. 😉
Udało Ci się pogonić kaczki? Jeżeli nie, to spróbuj kiedyś – zabawa lepsza od kryzysu! 😀
Porcelanę to mu tłuczemy( koty) nieomal codziennie.
Idziemy na te kaczki!!
Było nawet zdjęcie, jak kaczor od twardych kierunków z panią swoją posuwał po cienkim lodzie, ale babka ma tylko dwie ręce , na aparat jej brakuje trzeciej ręki.
Nie jestem tylko pewna czy nasze kaczki są partyjne, czy bezpartyjne, fruwają stadami, albo chadzają parami.
Babka twierdzi,że nasze kaczki są wsiowe i chyba pojęcia nie mają o niczym, oprócz obżarstwa, siedzenia na jajkach i fruwania ze stawku nad morze.
Jaś Fasola( cztała babka) nie umie żyć w cieniu swej żony!!
Babka mówi,że po jaką cholerę się był żenił?
Nadal nie wiem co to cholera, ale pewnie coś ważnego, bo ludzie stale o tym mówią. 😯
Słyszałem, że ludzie na to chorują, może dlatego im takie ważne?
Ale i tak trudno to zrozumieć. Czy my, psy, co chwilę powtarzamy „o, nosówka” albo „do jasnej nosówki!”? 😯
Oj, coś mi się widzi, że dziś blog postanowił mnie ukarać za nieobecność i ze mną nie gadać. 😯
Albo wszystkich jakieś Czerwone Kapelusze porwały… 😯
Nie mozemy jeszcze zlapac oddechu po ostatnich nerwach.
kawa, herbata, rumianek uff….
A kapelusze czerwone, rzeczywiscie sie mnoza 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/20070310TVSukienkiICzerwonyKapelusz?authkey=RCqA_3B7TBA#slideshow/5302323770887113090
Moja mama miała bardzo podobny, ale został w Krakowie i nie wiadomo, co tam porabia. Może się zadał z paskudnikiem? 😉
A mnożenie się czerwonych kapeluszy to jeszcze pół biedy. Gorzej by było, gdyby rząd w obronie czerwonego kapelusza zaczął mnożyć czerwone berety! 😯
Przejmujący ten wiersz Miłosza.
Proszę mnie nie posądzać o odwetową nieobecność 🙂
Dzis jest tak wiosennie, tak krzycza ptaki roznorakie, ze berety i to czerwone tylko z nimi mi sie kojarza 🙂 wojsko, mohery, a i kryzysy i zalamania musza poczekac do poniedzialku. Jutro walentynki i wszystko wokol, znaczy sie w sklepach, ma kolor czerwony i smak czekoladowy
a i tu czerwony berecik
http://quizprzyrodniczy.googlepages.com/dzieciol.jpg
Ten czerwony Basiny to z czasow, kiedy chciala zostac modelka. Na szczescie jej sie czesto zmienia.
Nie mam nic przeciwko czarwonym beretom.
W Krakowie za moich czasów wszystkie panny biegały na ich powitanie, jak wracali z poligonu.To było święto!!
Przysnęłam po spcerze z Emi( zimno, pada snieg, marynarze dzisiaj na jakieś uroczystości obsypani i zmoknięci) spacer po lodzie i wodzie).
I śniłam taki sen:
Wielki Mistrz Lufthansacki pomny dawnej przodków swoich 15 minutowej klęski,
postanowil wziąć odwet na Królu Naszym Umiłowanym.
Zmobilizowawszy co bardziej dzielne swoje oddziały ogłosił:
Nie będzie żaden chmyz nam pluł w twarz w powietrzu!
Dwa kapelusze przyjmiemy My tym razem na rzecz zwycięstwa.Pachołkom się naszym przydadzą.
Najedziemy ich z powietrza w tej pipidówce co chyba się Balice nazywa i pozwiemy na ubetonowaną ziemię.
Nie brać jeńców, za duże chcą potem ekwiwalenty.
A dziewki z tej okolicy brać!Podobno ładne, gospodarne,
niegłupie.
Sprawdzać imiona i nie brać żadej co ma Wanda na imię!
Ona ci to desperatką będąc skoczyła do tej rzeki pod smoczą jamą, bo nie chciała Niemca!!:shock:
Pod nasze sztandary na bój wszystkich wzywam!Inaczej firma nam padnie!! 🙄
cd.Pod tym sztandarem najedziemy Kraków:
http://picasaweb.google.pl/terkon11/ChoragwieKrzyzackie?authkey=YGc7vgCUhmA#5302360543967379666http:
Bobiku
czy Ty aby nie powinieneś jakiejs uczty urządzić z okazji znalezienia watku i powrotu do domu 😉
Babko
otwórz pocztę , Emi pyszna kosteczkę mam do obgryzienia dołaczysz 😀
Dziekuję Niuniu, zaraz otwieram, a naszałś mnie z wałówką, jak właśnie z cała powagą tropiłam Mamę Bobika na innej stronie.
Ale sza, chciałam tam nawet napisać, ale przez tę klawiaturę coś mnie wycięło. 🙂
Eee, z tym niechceniem Niemca to już baaardzo stare dzieje 😀 Do niedawna co poniektóre panny jeszcze nie chciały wschodniego, ale teraz już i to odpadło.
Ale pachołkowie w czerwonych kapeluszach to owszem, niezły widok. 🙂
Niunia, kości żadnej w poczcie nie znalazłem. 🙁
Uczta, powiadasz? Ale mnie się dziś robić nie chce. Musiałyby tu zaraz paść deklaracje, co kto na tę ucztę przyniesie. 😉
Dopadłam Twoją Mamę Bobiku na innym miejsu niż Twój blog.Ale ładna!!! 🙂
Ja mam do zaoferowania wszelkie nalewki w tym dereniowkę, marzankę wonną, pigwówkę, z żurawiny, oraz domorosłą żubrówkę, zostało troche 999 i tego szuwaksu,czyli trojanki litewskiej.
Ponadto jest Krupnik,Amaretto i spory koszyk win.
Muszę tylko dokupić „Kadarkę” rose’ (podobno taka jest w sprzedaży, na codzień czasem przyda).
🙂 Wanda wskoczyla do rzeki i co? Utopila sie? Gdzie dowod? Kopiec? Czy kto tam kopal, jakies po niej slady znalazl? A mlodziez polska, zaden sie nie znalazl zeby tego Niemca na plac pozwac i krolewne oraz kraj ocalic?
Ja mysle, ze wiadomy Niemiec byl bardzo romantycznym mlodziencem, nie uwierzyl w smierc Wandy i pod Wawel przybyl w przebraniu Smoka. Nastraszyl tę (patrz wyzej) nieudana mlodziez polska i przebieral w pannach krakowskich jak chcial. Co ladniejsze (ale nie Wandy) wysylal do swojego kraju i tam radosc powszechna zapanowala na widok mlodych krakowianek. Dlatego tez nie najechali naszych ziem. A smok czekal i czekal i wzdychal – mieszczanie bali sie coraz bardziej. Szewc wreszcie sie nad smokiem zlitowal, w skore barania przebral Wande krolewne, ktora w jego domostwie sie ukryla do czasu wyjasnienia konfliktu miedzynarodowego. Dal jej petarde lub dwie i troche podartych skor dla upozorowania smierci smoka. Wanda ujeta wielka smocza miloscia zgodzila sie z nim wyjechac pozostawiajac poza soba konflikty i mlodziez co nie stanela w jej obronie.
Pozostawila tez czerwony kapelusz ….
Babko, najważniejsze, że na temat mamy mój tata też jest Twojego zdania. A reszta niech sobie myśli co chce 😀
A na ucztę mam pomysł: niech każdy przyniesie najdziwniejsze danie, jakie jadł w życiu i najdziwniejszy napitek. Może nie będzie najsmaczniej, ale za to ciekawie. 🙂
Masz Ty Bobiku pomysły, oj masz.Będę musiala przelecieć cały życiorys mój bogaty,żeby sobie przypomnieć po czym najbardziej jechałam do Rygi! 🙂
Niekoniecznie po rzeczach dziwnych musi się jechać do Rygi. Niektórzy mają odporne żołądki. 🙂
Ale mogą być i dziwne w sensie pozytywnym, nie wykluczamy.
To ja na zakąskę wrzucę te afrykańskie, smażone, czarno-żółte, ok 7-centymetrowe robole, o których tu już chyba kiedyś pisałem.
A do picia może być pozytywnie. Na Korsyce pijałem z dużym upodobaniem coś, co się nazywało aquavita, ale nie było zwykłą okowitą, tylko rodzajem aperitifu z wódki, wina i soków owocowych, z przewagą pomarańczy. Wbrew pozorom niepodobne do sangrii, nie za słodkie, trudne do zdefiniowania, dziwne, ale pyszne.
Ja l;aou de vie na łyżce płonące z kostka cukru w Langwedocji.
Z posiłków skoro wspomniałas o korsyce w tejże Langwedocji gospodyni domu byla korsykanka i uparła sie robić jakis sos korsykański do ślimaków, które miały być najpierw po burgundzku.Sama te ślimaki zbierałam ( grie)
Sos był słodko- słony koloru ziemi.Miałam po nim potworne sensacje zołądkowe i zmarnowałam cały dzień w Tuluzie w poszukiwaniu toalet co krok. 😳
Wando TX .Chodziłaś w takim stroju, jako dziewczynka ?
http://picasaweb.google.pl/terkon11/Krakowianka?authkey=CqeM5Y8d2uc#5302393369998341618http
Korsyce*Korsykanka*
Mama jako dziecię taki krakowski strój okropnie chciała mieć, ale jej rodzice nie widzieli potrzeby, żeby coś takiego kupować. No to mama się zapisała do kółka tanecznego, bo tam w strojach krakowskich, łowickich i różnych innych się występowało. Okazało się, że sam taniec jest przyjemnością wiele większą od noszenia strojów i namiętność do niego została mamie do dziś. Chociaż trzeba przyznać, że realizuje ją już coraz rzadziej. 🙁
@ Bobiku dziwnie piszesz. Gdybyś się nie podpisał pomyślałabym że to ja stworzyłam owo dzieło.. Niby tropisz ale z wilkiem na głowie? Ten na dodatek ma czerwony kapturek.? Goni Cię babcia z pejczem a gdzie w takim razie koszyczek? Bardzo dziwne.
Ależ jarzebino, ja wcale nie gonię Bobika , a już pejcz to nie mój pomocnik”. 😡
Bobiku takie krakowskie stroje wyrabiały moja Mama i ciotki dla swoich córek.(na zdjęciu kuzynka-Krakowianka).
Mam dość przykre wydarzenie z tym strojem związane.Idąc w niedzielę w tym stroju od mojej Babci do Ciotki w Wodzisławiu musiałam przechodzić przez łąkę na której pasł się baran, czarny potwór.Wyraźnie na nas polował.
Biegłyśmy z kuzynką co tchu do kładki na rzeczce, dzwoniąc koralikami i zębami ze strachu, bo inaczej rozniósł by nas na strzępy.
Każda niedziela w wakacje wyglądała podobnie.
Przyłapałam się na tym,że będąc w Krakowie juz studentka i odwiedzając te strony , idąc do Babcinego domku stale czekałam czy mnie ten straszny czarny tryk nie zaatakuje. 🙂
Jarzębino, ważne jest nie tylko co się pisze, ale też kto czyta. 😉 Gdyby np. mój dzisiejszy wpis przeczytał krytyk, który nie wziął udziału we wczorajszej interaktywnej zabawie międzyblogowej, zaliczyłby go pewnie do nurtu onirycznego. Krytyk, który w tej zabawie udział brał, wiedziałby, że wpis jest do tej zabawy odwołaniem i przeglądem jej wątków, czyli zalicza się raczej do nurtu kompilatorskiego. A jeszcze inny krytyk mógłby się zacząć wymądrzać, że autor z pozornej kompilacji wątków tworzy oniryczną metarzeczywistość.
A ja bym to ujął jeszcze całkiem inaczej: siadłem, napisałem i położyłem się spać. 😆
Babko, ja to bym się nawet ucieszył jakbyś mnie pogoniła, bo to by oznaczało, że z Twoją nogą już wszystko w jak najlepszym porządku. 🙂
zapewne, ku zgorszeniu blogowych bywalców u Bobika, przyznam się do czytania miłej gazet Wróżka. Ostatnio nie kupowałam jej ale znowu zaczęłam ja czytać. / Teraz wyobrażam sobie jak wywracacie oczy/.. Piszę o tej gazecie, bo dzisiaj przeczytałam horoskop Wodnika w wersji żartobliwej . Śmiałam się przez godzinę. Koniecznie przeczytajcie. Swoja drogą pomyślałam sobie czy autorka tekstu to nie jest jakaś moja znajoma… Powinna kandydować na ministra oświaty bo trafiła w dziesiątkę.
@ Bobiku ja też jestem krytykiem z urodzenia chociaż krytykuję z zamiłowania a , nie zawodowo, Jak mniemam nie Wszyscy tutaj są zawodowcami w tej dziedzinie bo zdarza się czasami że zostaje mi darowane.
A jeszcze mi się coś przypomniało a propos rzeczy okropnych do jedzenia i sosu koloru ziemi. Niezapomnianą ohydą jest dla mnie pasztet jedzony ongiś u wujostwa. Ponieważ wujostwo zawsze było strasznie ę i ą, to nie uznawało sztućców z innego metalu niż srebro. No więc zapychałem ten pasztet srebrnym widelcem i smakowało to ziemią, ale jakąś taką obrzydliwą, trupią w skojarzeniach ziemią. I byłbym się może na ament zniechęcił do pasztetu, gdyby mi później ktoś nie wyjaśnił, że takie srebrne widelce powinny być doczyszczone, bo jak są zoksydowane, to właśnie taki ziemisty smak dają. W efekcie mój sentyment do pasztetu został nienaruszony, ale do srebrnych sztućców zraziłem się na dobre. Do wujostwa trochę też.
buziaki na dobranoc ,Chciałam donieść że mam jedna żabę na wieczór francuski i malutką wieżę Aifla/ po Francusku nie wiem jak się pisze/ Mam też gruszki a dalej nie mam pojęcia co?
Jarzębino, a skąd ja bym tu miał wziąć tę „Wróżkę”? 😯 Ja nawet po GW muszę jechać 30 km. Dlatego zresztą wolę czytać w Internecie.
A co w tym horoskopie pisali?
Q Bobiku czy masz gorączkę?. pa
miało być @Bobiku
oj to jedz 60 km. Muszę iść spać.
Bardzo sie zasmucilam uswiadamiajac sobie, ze w zyciu nie jadlam czegos naprawde dziwnego, czegos so nie wystepuje w kuchniach europejskich czy azjatytyckich.
Jest jedna slynne potrawa europejska. ktorej nie sprobowalam dotad i nie sprobuje, zeby mnie cieli na kawalki. Bo mam fobie. Autentyczna fobie i kiedys w Nowym Jorku musialam wysjc, a nawet wybiec z kolejki do dzialu miesnego w supermarkecie, bo zobaczylam TO pod szklem wylozone na tacy i przybrane jakimis wodorostami. Byly to udka zabie. Zab sie bardzo boje – zywych i martwych. Jestem gotowa je ogladac przez szybe ekranu telewizyjnego, akwarium lub na odleglosc dwoch metrow. Z pewnoscia nie na talerzu.
Ale pilam w swym zyciu cos bardzo dziwacznego, moim zdaniem. Z przymusu, nie z wlasnej ochoty. Byl to tak zwany sok zoladkowy – krowi, rzekomo na pobudzenie mojego niejadkowego apetytu w dziecinstwie. Mysle, ze moi rodzice powinni byli za to siedziec w mamrze, bo bylo to obrzydliwe ( choc nie tak obrzydlewe jak tran) i kompletnie nieskuteczne. Nieustannie taszczyli mnie po lekarzach z powodu choroby niejadkosci. Po slynnych profesorach. I za kazdym razem jakis lekarz cos wymyslil. Ktos wymyslil ten sok zoladkowy i dostawalam go trzy razy dziennie. Dzis mysle, ze to nie ja bylam chora tylko kochajacy rodzice mieli w glowie nie po kolei i ta choroba (doroslych) ma nawet swoja nazwe: zespol Muenchausena, kiedy zdrowemu dziecku wmawia sie ze musi byc leczone. Ja bylam leczona na brak apetytu. Z fatalnymi skutkami na starosc, bo zostalam z tego braku skutecznie wyleczona po wielu latatch, jakie uplynely od czasu soku zoladkowego….
13 bramka, 13 w piątek, a gdzieś się wszyscy podziali?
Nie ma TWK.Chyba odpoczywają przed weekendem?
Myślę Bobiku,że podaj mi pizzę z mulami w sosie anchovies, i rosee do tego,jakie jadłam w małym bistro włoskim w starej Marsylii nad kanałem skąd było widać wyspę -If -Chrabiego Monte Christo.
Nic Ci się nie stanie, jak raz zjesz coś tylko w towarzystwie babki. 🙂
Potem chyba pójdę pisać list do Ciebie.
ps.
Mnie się te poszukiwania Bobika podobały, ale ponieważ jestem osobą potrzebująca wyciszenia, szukałam Bobika w Stumilowym lesie i stawiałam na towarzystwo prosiaczka.
Wiadomo- dziecinnieje się z wiekiem.
Nawet zaczynam sobie chwalić chwilami ten stan.Szczególnie na blogu.
Heleno!Rodzice dobrze wnioskowali!Dostawałaś soki trawienne z podpuszczką.Ponieważ blog Bobika psami stoi, wybacz,że się znów powymądrzam, i zrozum niestosowność porównania.
Hodowcy niemieccy nauczyli mnie przed laty,zeby czasem psu dawać żwacze cielęce, suszone.Wyraziłam zdziwienie, długo trwało nim mi wyjśnili, że te żwacze zawierają podpuszczkę skladająca sie z licznych enzymów trawiennych.psom to wystarcza.
Ludziom dzisiejsza medycyna serwuje juz nowe metody.Rodzice Twoi nie mieli takich możliwości.
Żabę zjem !Każdą!!
Heleno ja natychmiast bym to zwymiotowała na darczyńce. Dlatego jedzenie dla mnie to ważna sprawa. . @ Babko nie dziecinnieje się z wiekiem chociaż tak powszechnie się uważa, Znam poważnych ludzi którzy w kręgu przyjaznych osób staja się dziećmi. Prawdziwa starość to czas gdy nie potrafimy nimi się stawać chociaż na chwilę. Wszystkim Serdeczne Życzenia Walentynkowe . Słodkiego Miłego Życia!!!
Babko taką jak mam nie zjesz bo jest z plastiku.. dobrej nocki
Niewykluczone,że będę zmuszona Cię pogonić Bobiku( z nogą, a nawet mimo nogi) chyba,że nie będziesz ganial za Emi, bo się zaczyna czas amorów i nie bardzo wiem jak sobie poradzę z okolicznymi galopantami.
Jarzębino, skoro tak to zrób babce prezent i napisz co ta „Wózka” o” baranach „pisze.
Bardzom ciekawa, jak wiesz nie ganiam ostatnio chyżo.
Wdzięczość moja będzie Cię ścigać do grobowej deski.
Tobie Też i Wszystkim Najlepszego w Walentynki, niech Was Wszyscy całują od stóp do głów.!! 🙂
rzeczą której nie tykam to flaki, oraz żołądki i nerki. Nie moge patrzeć nawet jak ktoś to je czy gotuje. Co dziwne b. lubie watróbke i móżdżek cilelęcy – ten ostatni prawie nie dokupienia i znam tylko dwie warszawskie restauracje gdzie za nie małą cene podają i to też nie zawsze.
Z dzieciństwa pamiętam jak raz na obiad , było to na wakacjach w jakimś pensjonacie, podano czerninę. Na szczęście rodzice nie byli tak okrutni by mnie zmuszać do jedzenia tego obrzydlistwa A tran na nawet lubiłam, czasem rozgryzam witaminę D i jak u Prousta czuje smak dzieciństwa. Kieliszek tranu zagryzany maleńką kanapeczka chleba z solą
Stumilowy Las z całą pewnością nie jest objawem zdziecinnienia!
Mieszanie posiadania dziecięcej fantazji i radości życia ze zdziecinnieniem jest na tym blogu wzbronione i będzie traktowane z całą surowością prawa! 👿
Pizzę z mulami i do tego rose akceptuję bez zastrzeżeń. Żabę w dobrym czosnkowym sosie również. Tylko z tą podpuszczką mam pewne kłopoty. Błeee… To ja w okresie niejadkowości byłem jednak znacznie humanitarniej traktowany. 🙂
Z rzeczy, które mi bardzo dziwnie było jeść, chociaż dobrze smakowały, wspomniałem właśnie rekina.
Babko, a znasz Ty takich psów, którzy dobrowolnie z ganiania zrezygnują? 😯 No, chyba że ci sopranem śpiewajęcy, ale ja do nich nie należę. 😉
Żołądki, nerki i flaczki – do mnie, do mnie! I wszelkie inne podroby.
Jeżeli w ogóle mi się od czegoś poza głodem robi niedobrze, to najczęściej od słodkiego.
Nie wiem, Babko, cos mi sie widzi, ze ta podpuszczka to straszna podpucha. Na mnie to nie dzialalo, wrecz przeciwnie – odbieralo resztki apetytu.
W Anglii poznalam cudowna pania, bl. p. Irke Wittek, pediatrke, ktora tu sie znalazla z armia Andersa i tu konczyla studia. I ona miala zwyczaj powtarzac, ze w historii medycyny nie zostal odnotowany jak dotad przypadek, zeby dziecko sie zaglodzilo na smierc z wlasnej fantazji czy z checi dokuczenia rodzicom. I nie nalezy zmuszac. Mnie zmuszano, serwujac przy okazji opowiesci o dzieciach z Getta, ktore umieraly z glodu, a ja nie jestem w stanie docenic takiej wspanialej manny z syropem malinowym! Uff…
Zono sąsiada!Móżdżek cielęcy!Ja tu czasem kupuję w sezonie od Kaszubów i bardzo lubię.
Czerniny w życiu!
Narazie jest taka niepogoda,że nie pojadę z Tobą w najbliższym czasie w kierunku Wa- wy,ale napewno Cię moje towarzystwo nie minie.
Zainfekowałam nawet Monikę tymi podróżami i dostarczyłam Jej namiarów na mój las i czuję,że jak odpocznie trochę to polata tu w okolicy z czego się cieszę.
Jarzębinko: nic to,że żaba z plastiku!
Nie takie żaby przyszlo mi w zyciu zjadać!!:schock:
Babko, nie w az tak pieknym 🙂 ale te szklane koraliki i wstazeczki i cekiny. Moja kolezanka miala ladniejszy. W ogole to byla chyba taka moda. Tu nie ja tylko moja siostra:
Ale jak pamietam to moze byc ten sam kostium 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/KrakowiankaNaRowerze?authkey=tB26RSCPD2g#slideshow
Właśnie Bobiku!Nie znam i bardzo Emi i sobie też ( z powodu nogi)współczuję!
Wszystko takie zarozumiałe, pewne siebie i bezkrytyczne i nachalne.
Gdybym była na jej miejscu- poszłabym do klasztoru,przynajmniej na jakis czas!
Sprzedaz mozdzku jest zakazana z powodu prionow, ktore w nim lubia sie rozwinac i byc moze z latami wywolac w ludzkim organizmie chorobe Creutzfelda-Jacoba.
Mozdzek kochalam – ostatni raz w NYC chyba ze 30 lat temu.
Zwroccie uwage na skarpetki – najpiekniejsze jakie mialysmy, elastyczne, kolorowe, pachnace (na swiezo 🙂 ) innym swiatem
Tak Heleno, pediatra który leczył moje dzieci mawiał, ze nie słyszał o zejściu śmiertelnym dziecka przy zastawionym stole. Ja nigdy moich do jedzenia nie namawiałam i nie pamiętam żadnych z tym problemów. Sama natomiast pamiętam, te opowieści, ze w czasie okupacji, w czasie Powstania… itd.
Wychodziła z założenia, że daważ i prosić to przesada…
Wando TX sliczne!
Moja Mama haftowała taki aksamitny gorsecik cekinami, a koraliki były wielce zabawne, bo to były takie maleńkie bombki choinkowe.Na Podkarpaciu to były prawdziwe korale z korala.Jeszcze mam taki jeden sznur.
Potem już mojej Mamy dlugie lata nie meczyły te hafciarskie ambicje, dopiero jak przyszedl czas na tzw. sztywne halki pod szeroki spódnice- biedactwo szyła mi to i godzinami prasowała te falbany.
jakoś mi te priony nie straszne!, Ostatnio móżdżek pojawia się u mojego rzeźnika, ale b. nieregularnie.
Tak, Zono.
They fuck yu up,
Your Mum and Dad…-
jak to przenikliwie odnotowal Philip Larkin.
Ja się stroju krakowskiego nie dorobiłam, choć oczywiście b. chciałam. Ale moi rodzice, sami nie z Krakowa nie bardzo chyba rozumieli co w tym takiego atrakcyjnego. Dlatego tym bardziej się ucieszyłam, jak nasza młodsza dostała, na któreś urodziny taki strój od swojego chrzestnego ojca. Teraz wisi w szafie i czeka na następne poklenia!
a teraz ide gotowac ogony tych duzych rakow 🙂 nigdy nie rozbilam, czasem w restauracjach jadlam gotowe
niedobra rzecz jaka jadlam to byla mozzarella miedlona przez sprzedawce w jakims takim bialawym plynie i zaplatana w warkoczyki – o rety malo brakowalo a podloga w elegankim Whole Foods nie bylaby juz taka elegancka
dziwne rzeczy:
ogorek zielony z miodem
kalafior gotowany solony bo surowy to insza innosc
Wino time! Lece! Pa!
O ile się nie mylę,na niektórych przynajmniej polskich targowiskach Creutzfeldta razem z Jakobem mają w … głębokim poważaniu i dzięki temu można zakosztować rozkoszy cielęcego móżdżku bez oglądania się na konsekwencje.
A na sumienie mnie włażono nie dziećmi z Getta, tylko z Trzeciego Świata. Co dla wrażliwego sumienia chyba jest w sumie ganz egal. 🙄
Już im to, Heleno ,wybaczyłam!
Żono sąsiada -życie mnie nauczyLo,żeby nie pchać się z dawaniem, jak CiĘ nie proszą!!Ani z pomocą.
Do dziś się walę po łapach,żeby się powstrzymać.
Doszłam po latach do wniosku,że takio nadmiar troski upakarza obdarowanego i nagle darczyńca staje się nienawistnikiem. smutne, ale sprawdzone.
Jeśli chodzi o dzieci, czyli moje żarloczne chrzestne wnuki – nie chcą to im mawiam: ale następna kolacja jutro!!
Ogórek surowy zielony z miodem – przepadam!!
Zostałam wciągnieta znów w pułapkę gasronomiczna, więc Bobiku listu się dzisiaj po mnie nie spodziewaj.:mad:
Tak, to jest znany numer, że wiele bardziej lubimy tych, którzy nam coś zawdzięczają, niż tych, którym my coś zawdzięczamy. To jest głęboko ludzkie.
Ale i tak niefajne. 🙄
Babko, list nie zając… 😀
Ale ogórka z miodem też zaliczam do dziwactw. Chociaż kozi ser z miodem jak najbardziej uznaję. 😯
Z miodem tylko bolace gardlo!
Dobranoc!Niech Was jutro obudzą same czerwone serduszka i miłe życzenia!
Bobika naturalnie wolowe!!
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego walentynkowe mają być tylko serduszka, a nie np. wątróbki. Ludzie czasem tak się bez sensu przy tej swojej symbolice upierają…
Zresztą niektórzy starożytni uważali, że siedliskiem emocji jest wątroba, a nie żadne tam serce! 😉
Jak już nikt nie chce się dzielić jedzonymi i pitymi dziwactwami, to wracam do swojej lektury. Autobiografia Turczynki wychowanej między Anatolią a Niemcami, a w Niemczech właściwie w tureckim getcie. Chwilami, zwłaszcza w temacie praw kobiet, ale i dzieci, włos się jeży i samoistnie w dredy skręca! 👿
Tytul, autorka.
Tytuł „Udławcie się swoimi kłamstwami”. A autorka kryje się pod skrótem? pseudonimem? Inci Y. Nie jest to wielka literatura, ale autentyzm do spodu i bardzo wiele wyjaśnia, jak chodzi o różne socjologiczne zjawiska wśród tureckich imigrantów. A akurat jestem w tej chwili osobiście/zawodowo zainteresowany.
Dziś śniadanie troszkę nie typowe , bardziej doprawione , bo pewnie miód będzie się dziś lał naprawę i w przenośni strogonow z kluseczkami i małe papryczki chili , dla Królika specjalnie rosół z lanymi kluskami posypany natką pietruszki
Cos dla kotów , znów kapelusz , dobrze że chociaż czarny nie czerwony , nie ważny święty czy nie święty ten Walenty brać panie w pasie i w tany 😀 😀
http://www.youtube.com/watch?v=H68zqzzrBxA&feature=related
Babko
Młodym jest ten, kto wieczorem czuje się tak samo jak rano, więc bez woch zań jesteś MŁODA ❗ ❗
Emi
Tobie psino też coś się należy obejrzyj się tam gdzieś leży przesyłka ode mnie pyszne kosteczki cielęce skoro mają być zamiast ?no wiesz chłopaków
Coś dla Psiaków , wiadomo psiaki lubią spacery , szamanko i przygodę , tylko nie wiem czy w tej kolejności , aha Moja Bobiku obiecała cynaderki przygotują pyta czy lubisz z majerankiem
http://www.youtube.com/watch?v=5B0y7xe_Ldo&feature=related
Amigo
przyjacielu lecimy na spacerek a potem szamanko Tobie pewnie w głowie kapeć o gryzienia a nie amory 😉
Dla Rysia
koniecznie czytać z lampką calvadosu , jak się pozycje sprzeawały na Walentynki??
miłość to nie staw, w którym można zawsze znaleźć swoje odbicie. Miłość ma przypływy i odpływy. Ma też swoje rozbite okręty, zatopione miasta, ośmiornice, skrzynie złota i pereł. Ale perły leżą głęboko
Dzień dobry! Znów piękna zima! 🙂
Niuniu, jakbyś zgadła! 🙂 Właśnie moja zastanawia się nad kupnem kolejnej pary kapci dla niej i Weroniki bo te obecnie noszone, mimo, ze bardzo „młode”, przezywaja agonię! 🙄 😀
Moniko
Coś dla Zosi , matematyka to nie liczby ani wzory to radość z korzystania z daru jakim jest wyobraźnia. Pewnie na ten artykuł jest jeszcze za mała , ale początek wielce sugestywny , przypomina mi to kogoś ?? Zosię ??!!
http://www.polityka.pl/tropiciel-zachwycajacych-symetrii/Lead30,1150,11067,18/
Czekam i wypatruję Hermesa , na pewno zis bęzie miał bajerancką przesyłkę 😆 😆 😆
Mamie i Tacie Bobika mnóstwo 😆 😆 😆 w ten dzien ślę , może Tata wstawił szybki w drzwiach i nastąpi długo oczekiwana prezentacją ??!!
Wandzie życzę , jeśli sobie tego życzy mnóstwa adoratorów nie Niemców i koniecznie bez kapelusza , Kamie posylam listki kapusty 😀 😀
No koniec pozwolę sobie na małą prywatę , coś dla nietoperzy
małżeństwo jako długa rozmowa. Wstępując w związki małżeńskie należy postawić sobie pytanie: czy sądzisz, że będziesz mógł z tą kobietą do późnego wieku z przyjemnością prowadzić rozmowy? Wszystko inne jest w małżeństwie przejściowe, ale przeważna część obcowania przypada na rozmowę
http://www.youtube.com/watch?v=aSxt7BNYYZc
Ja teraz biegnę jak zwykle prze siebie z przyjaciółmi , Rys dopilnuj by wszyscy byli nakarmieni
Dzien dobry, dzis swiety Walenty
Dopiero co switac poczyna;
Mlodzieniec snem lezy ujety.
A hoza don puka dziewczyna.
Podskoczyl kochanek, wdzial szaty,
Drzwi rozwarl przed swoja jedyna
I weszla dziewczyna do chaty,
Lecz z chaty nie wyszla dziewczyna…
Witam piosenka Ofelii, ktora rozpoczyna sie scena jej obledu. Ze wszystkicxh Ofelii jedna mi szczegolnie stoi przed oczyma – ta, ktora zagrala Anastazja Wertynska w filmie Kozincewa. Ale widzialam ten film jedyny raz kiedy mialam 16 lat i moze dzis zareagowalabym inaczej. Wtedy bylam wstrzasnieta. Czy ktos pamieta ten film?
Chce dzis pojsc na wystawe organizowana przez wlazde dzielnicowe – o islamie. Mam nadzieje, ze sie uda.
Strasznie jakies rzygliwe tematy tu poruszaliscie. A ja Wam chcialam dac buzi (walentynkowej)…
To tylko macham czule lapka 😀
I opowiem troche o „Wrozce”, albowiem mialam z nia pewna okolicznosc. Otoz po ukazaniu sie w „Polityce” mojego artykulu o Dominiku Polonskim zadzwonila do mnie pani naczelna, ktora zafascynowala szczegolnie postac wystepujacego w tekscie Martina Buscha (ciekawych odsylam do rzeczonego tekscu lub do ostatnich wpisow na moim blogu). Probowala mnie namowic, zebym napisala dla nich artykul o Martinie. Jako ze ja oczywiscie zachnelam sie na sam tytul, to ona przeslala mi kilka numerow, zebym sie przekonala, ze to nie jest tylko o guslach pismo. No i fakt, sa tam rzeczy calkiem roznej jakosci, ale i nawet dosc rozsadne popularyzatorskie artykuly. A takze – co mnie ogromnie ubawilo – opowiadanka romansidlowe pisane m.in. przez moja kolezanke redakcyjna Barbare Pietkiewicz. Nawet widzialam jej tekst o tej samej osobie, ktorej kiedys poswiecila w „Polityce” reportaz…
Ja i tak wiedzialam, jakie bedzie zdanie Martina na ten temat. No i dobrze wiedzialam – zdecydowanie odmowil. Nawet niekoniecznie z powodu tego, czym to pismo jest albo nie, ale bardziej dlatego, ze nie chce byc bohaterem zadnego tekstu, bo nie o niego chodzi, tylko o ludzi, o ich rozwoj, o to, co robia sami. No i nie napisalam tekstu. Choc proponowali mi kupe kasy. Teoretycznie moglam zmieniajac nazwiska i troche realia stworzyc jakis kawalek literatury, jak Basia P. Ale nie chcialam. Frajerka jestem, co? 😉
Fajny jest lokal redakcyjny, w willi z ogrodkiem na Mokotowie.
Krolowa Frajerow.
Kochana Doro, nie rzygliwe, tylko co kto jadł oryginalnego
w życiu.Mamy buzie umyte ,nawet po tym gadaniu, to daj na Walentynki buzi każdemu i spokój masz na cały rok!
Serdeczności!
Co do ” frajerstwa” to tych-że nie sieją sami się rodzą, ja przed laty, jak była moda na JPII odmówiłam wykonywania hurtowo Jego portretów. Duża kasa to była!
Znajomi mnie okrzyknęli leniem,ale dopiero utwierdziłam się w przekonaniu,że mądrze zrobiłam, kiedy w Gdańskiej Bazylice Mariackiej u słynnego prałata zobaczyłam wystawę portretó JPII-koszmar, (jakiejś przebojowej rodzinki, bo malowali tata, mama i syn) sprowadzoną z USA.
Kicz kiczów na granicy geniuszu!!
Bobiku a masz tę wątrobę na Walentynki, podziel między niunie , amigo i inne pieski.
Priony z Creuzfeldem+Jacobsem zostawiamy sobie na podwieczorek !!
Heleno, oczywiście że pamiętam. Smoktunowski. Strasznie dawno widziałam, ale pamiętam.
Oj, Bobiku, mysle, ze bede tutaj czestym gosciem, na poczatek pozdrawiam walentynkowo i dziele sie tymi czerwonymi serduszkami z moich kocich przysmakow, jutro moga byc tez te zielone. Moze uda nam sie tymi zielonymi sprowokowac juz troche wiosne?
Dzień dobry 🙂 Od wejścia daję wszystkim buzi walentynkowo, a podzielić się mogę właśnie przyniesionymi z targu oliwkami, peperoni, wspaniałą pastą z twarożku i suszonych pomidorów, całą masą jarzyn i owoców, tudzież indyczym udem prawie tak dużym jak ja. Chyba każdy coś dla siebie znajdzie. 🙂
Nie jest rzygliwie, no i raz nie muszę na Niuni sępić, tylko sam mogę zaprosić do stołu 😀
Panno Koto ,można mówić Koto witaj w naszym koszyczku , czy spróbowałaś u nas śniadanka , wszystkich gości miło witamy za seruszka dziękujemy
Gdzie dużo piwnic,
Strychów
I płotów
Tam się zaczyna Królestwo Kotów.
Świat tam na cztery łapy spadł,
Zaczarowany koci świat(Kern)
Bobiku
owoce i warzywa dla mnie kością podziel się z innymi 😉
A, właśnie, o serduszkach zapomniałem, ale Panna Kota zaraz była na miejscu z dostawą. 🙂 To wobec tego wczorajszą ucztę uznajemy za niebyłą i zaczynamy dzisiejszą.
Wpuszczane będą osoby w kapeluszach każdego koloru, poza czerwonym.
Buziaki wolno rozdawać do oporu.
Przeciwko frajerom nic nie mamy, zwłaszcza koronowanym.
Uczta zaczyna się ze skutkiem natychmiastowym i trwa do ostatniego gościa! 😀
Babko, priony nam nie groźne. Ponoć wyłazi choroba po 30-tu latach 😉
Pamietaj Bobik, ze kto przynosi z bazaru, ten nie zmywa po obiedzie.
Witam nowa panienke – PK. Jakiej masci?
Dzieki za przyjecie do grona wtajemniczonych. I przedstawiam siebie portretowo razem z moja „donosicielka” czerwonych serduszek, ona mi zawsze robi wszedzie reklame, ma niezlego „hopla” na moim punkcie . Musze przyznac, ze czasami to bezczelnie wykorzystuje, tak jak teraz, wlasnie wyprowadzilam jej ulubiony wiersz z jej dokumentow, a co, niech sobie pospaceruje po sieci, troche sie odkurzy i przewietrzy. Na razie zamiast kapelusza zakladam czapke niewidke i „wplaszczam” sie pod kanape.
No i z tej potrzeby szybkiego znikniecia zapomnialam o wierszu (chyba sie posuwam, w leciech, oczywiscie), ale szybko nadrabiam i znikam
Dama z kotką
Dla mojej siostry, Jany
Nic z renesansowych brązów na tym portrecie,
półuśmiechów kobiet Leonarda, pod którymi
rozwiązłe tajemnice, dźwięki pawany
i krótkie linie życia znaczone licznymi porodami.
Puchata kotka zwisa z ramienia kobiety
niczym złotooka etola, jej oczy tak samo
jak u kamiennego kota spod Piramid
obojętne na flesz aparatu.
Wyraźnie broni dostępu do drobnej postaci,
pstrokata sierść zlewa się z kasztanem
czupurnej fryzury, złote oko goni złe duchy
rodem z Egiptu i babcinego strychu,
a także ludzi, co czają się za plecami
– podczas gdy kobiece spojrzenie
w kolorze lapis lazuli
tnie przestrzeń przed sobą bez strachu –
kotka i jej pani są jak awers i rewers
tej samej od wieków kobiecej tajemnicy
skrywanej pieczołowicie pod maską
godną Tutenchamona –
złotą jak oko Ra,
błękitną jak lapis lazuli
Ewa Parma 8.02.2006.
Czuję, że Mordechaj się zakocha… 😀
Ale w końcu dzień dziś nader do tego odpowiedni, a poza tym kotu w leciech druga czy trzecia młodość nie zaszkodzi. 😉
Haneczko, tak, ze Smoktunowskim. To byl wspanialy Hamlet, jeden z dwu najlepszych jakich widzialam w zyciu, choc chyba pierwszy.
Pamietam sczegolnie dobrze dwie pierwsze sceny: ciezkie chmury, morska piane i fale uderzajace o skaly na ktorych stoi zamek. I druga chyba zaraz natychniast: lekcje tanca jakiej udziela Ofelii nauczyciel. Ona cala bardzo zasznurowana, w szytywnym gorsecie, sztywna szyja, z rekami uiniesionymi w gore i zgietymi w lokciami – jej rece przyppominaja zlamane skrzydla i rusza sie ona jak manekin, jak nakrecana lalka. Dopiero po tych dwoch scenach zaczynaja sie dialog przed zamkiem przed polnoca: polnocy Kto idzie? Stoj! Wymien haslo! – „Niech Bog chroni krola”.
Chcialabym jeszcze kiedys zobaczyc ten film. Podobno – czytalam to w jakims wywiadzie po latach – Kozincew postanowil ekranizowac Hamleta po przeczytaniu slynnego eseju Jana Kotta, zaczynajacego sie od slow: Hamlet jest jak gabka…
Ale w drugą stronę to nie działa. Poszedłem do łazienki, obejrzałem bardzo dokładnie gąbkę i wcale nie jest jak Hamlet… 🙄
My też, ja piesek i nasze trzy koty:Lulek,Decia i don Vito-
witamy Pannę Kota i za piękny wiersz dziekujemy.
ps. Babka zmartwiona, najladniejszy kapelusz musi wyrzucić, ale wiersz w którym kapelinder występuje podeśle na Walentynki 🙂
Myć albo nie myć, oto jest pytanie
Drażniące nasze nozdrza, gąbka cała w pianie,
Duchu egzystencji, odpowiedz mi na nie…
Bobiku, marzec niedaleko…..A widze, ze towarzystwo tutaj duze i doborowe.
Nie myć, rzecz jasna, bo duch szlachetniejszy
widny w oporze przeciw prysznicowi
niźli w poddaniu się biernie torturze,
która się kryje w każdej z wodą rurze.
Umrzeć, spać – wszystko lepsze, niż powiedzieć:
oto me kudły, moczcie je do woli…
Zaiste, mycie uparcie chromolić
to myśl, dla której mogę wręcz pójść siedzieć! 💡
Panno Koto, oprócz Mordechaja i trzech marcowników Babki jest jeszcze Amerykanin Dundee, kot Haneczkowy, itd, itp. Radzę Ci, spraw sobie karnecik! 😀
A niby jest to blog pod psem… 🙄
Jednym slowem, koty w natarciu…Ale my wyjatkowo lubimy pieski, wiec chyba nie bedziemy musialy zejsc do podziemia?
Kocięta, szczeniaczki,
ja wszystkie was zwierzaczki
całować chcę!
Lecz przyznam się
o jednym tylko śnię:
(…)*
———–
*ocenzurowano zgodnie z niedającą się odrzucić prośbą szefa ochrony śnionego (…)
Koty sztuk dwa, Bobiku 😀
Pamiętam atmosferę, Heleno. Tam wszyscy byli spętani, a Smoktunowski z pasją, ale świadom beznadziei, szarpał sieć. Bardzo chciałabym ponownie obejrzeć.
Coś mi się zdaje, że Komisarza najlepiej by było szybko obudzić… 🙄
Czy my tu aby mamy jakieś podziemia? 😯
Chyba zapomniałem w ogóle coś takiego na blogu zainstalować, więc na działalność undergroundową nikt tu nie ma szans. 😉
Podziemia nieuchronnie kojarzą mi się z Lochami Watykanu. A mówią, że czytanie poszerza horyzonty 🙁
Bobiku, masz racje: NIE MYC!!!!!NIE KAPAC!!! NIE MOCZYC!!!
Podpisuje sie pod ta petycja czterema lapami a nawet ogonem. Jak to dobrze, ze my koty zalatwiamy ten wstydliwy obowiazek same, nawet moja „donosicielka serduszek” nie ma prawa wtedy na mnie patrzec. Tylko spojrze i mrukne, a ona juz wie, ze musi znikac.
No i dobrze, ze ich nie ma. Te wszystkie podziemia to juz sie chyba nam wszystkim „przejadly”. My sie po prostu integrujemy, i dziekujemy Bobikowi, ze nas wpuszcza na swoje terytoriu. Bobiku, jeszcze jedno czerwone serduszko dla Ciebie.
No i nie bede taka skapa, dla wszyskich innych tez!
Sodomia na całego dopadła komisarza.
Się zdarza…
Gomoria w drodze,
Trza ułatwić drogę niebodze…
Gdy energia niespożyta
do sodomity zawita,
w uniesieniu tenże pyta:
„czy zwierzyna była myta?
Bo bym ruszyć chciał z kopyta,
lecz z brudasem – nie i kwita!”
– Ma pani coś o freskach?
– Niestety nie.
– A to tutaj?
– To katalog z wystawy, malarstwo akademickie XIX wiek. [absolutna pustka w oczach klienta, sięgam po katalog, pokazuję]. Obrazy sztalugowe, olejne [nic]. Takie do powieszenia na ścianę.
– O to mi chodzi! [radosna ulga, kartkuje]. A gdzie tu jest jak się to maluje?
– Tu pan tego nie znajdzie. Ale proszę zapytać w księgarni o książkę o technikach malarskich.
– Ale ja potrzebuję taki fresk na jutro!
Prawie koniec pracy 😀 Walenty już czeka 😀
Wstyd się przyznać, ale dopiero udało mi sie siąść i przeczytać wszystko, co napisaliście z wpisem o CzeKa na czele. 🙂 Pozwolę sobie odnieśc się do wątków , przepraszam , ze teraz.
Co do narkotyków i ich legalizacji. To chyba nie ma tak prostego przełożenia, ze pozwolić sprzedawać legalnie, a problem umrze lub przynajmniej zmniejszy się w sposób naturalny. Ostatnio głośno o tzw. dopalaczach „dla kolekcjonerów’ 😉 🙂 . Szpitale zgłaszaja przypadki pacjentów w podłym stanie po zazyciu tych specyfików. Z drugiej strony- papierosy i wódeczka….Jakby dwulicowość władz, zwłaszcza w kontekscie ostatnio uchwalonego prawa, zezwalajacego na sprzedaż piwa na stadionach. Jakoś tak się złożyło, ze chyba tego samego dnia przeczytałam o słabnącym spozyciu piwa w naszym pięknym kraju. Moze kibice podniosą obroty koncernów piwowarskich?…. :rool:
Babko, a kto jest żoną Jasia Fasoli? Bo jego znam, ale o żonie nic nie wiem. Pewnie powinnam pogrzebac w kolorowych pisemkach 😎 Słaby to cień, którego nie widać. 🙂
Strój krakowianki piękny. Tez miałam i uwielbiałam. W przedszkolu tańczyliśmy krakowiaka . Och, te cekiny, kolorowe wstazki (najulubieńsza oczywiście to była złota). No i piękny wianek ze sztucznych kwiatów. Moja babcia z mama siedziały nad nim cały wieczór. Wyszedł wspaniały!!!!
Nigdy nie słyszałam o soku żołądkowym , ale brzmi strasznie. Czarnina- paskudztwo jak sama nazwa wskazuje. Nigdy się nie przemogłam by w tym usta umoczyć. Najzabawniejsze jest to, ze np. moi siostrzeńcy uwielbiają, ale nie do końca wiedzą , co jedzą. Mama moja zabroniła mi wspominać o głównym składniku przy dzieciach. Siostra robi choć sama nie je. Jej teściowa nauczyła dzieciaki jeść ten specyfik. No ale móżdzek- rozmarzyłam się…. 🙄
Heleno, chyba dwa dni temu przeczytałam o jakiejś dziewczynce, która zamorzyła się na śmierć po tym, jak lekarze usunęli jej mleczaki. Jakoś słabo wierzę w te rewelacje….
Michał A. postanowił nie wpadać w panikę. Czas na wykonanie zamówienia był wprawdzie bardzo krótki, a kaplica do wymalowania dość duża, ale przecież ostatnią stodołę machnęli ze szwagrem w pół dnia i jeszcze przed wieczorem pół litra zdołali obalić. Tylko ten nowy klient jakieś dziwne wymagania stawiał… Jasne, trzeba było udawać, że się zna tę technikę, ale teraz, kiedy termin oddania roboty się zbliżał, wypadałoby rzeczywiście dowiedzieć się o co chodzi. Ale spokojnie, bez nerw. W końcu już nie z takimi rzeczami potrafił sobie poradzić.
Michał A. wszedł pewnym krokiem do księgarni i zapytał:
– Ma pani coś o freskach?
Amigo, jestem prawie pewien, że Twoja się pod Ciebie podszywa. 😉
Z narkotykami oczywiście nie jest tak, że od ich legalizacji cud nastąpi i wszystkie problemy się rozwiążą, ale jednak dużo się rozwiąże, czego Holandia doświadczyła. I z tych doświadczeń można by skorzystać. Bo w końcu nawet przeciwnicy legalizacji mniej lub bardziej wyraźnie przyznają, że ich opór jest naury ideologicznej, nie pragmatycznej.
No dobra o róznych Syzyfach slyszałam , teraz strasza Kryzysem , a ja sie pytam gdzie Hermes i kto przechwycił moją przesyłkę 😡
Malgosiu, ja tez nadrabiam, bo bylam przedtem zajeta nadrabianiem spraw w realu, wiec juz sie chyba w nadrabianiu wyspecjalizowalam przez ostatni tydzien. 🙂 Tyle tematow sie przetoczylo przez blog, ze pewnie dobrze zaczac od dzisiejszo-wczorajszych, zeby w ogole gdzies zaczac. Mam nadzieje, ze Michalowi A., dzieki pomocy ksiazeczki, fresk sie uda. O Rokitach trudno cos pisac, bo na pochyle drzewo kazda koza skacze, wiec lepiej zostawie ten temat kozom (ktore darze ogromnym skadinad szacunkiem, za dawanie nieuczulajacego mleka). A co do narkotykow, to zastanawia mnie potrzeba uzywania ich, podobnie jak i innych, legalnych, narkotykow, jako srodkow chroniacych przed – no wlasnie czym? I pozwalajacymi lepiej znosic – no wlasnie co? Czyzby przeczucie, ze na wszystko pomoze jakis Prozac pojawilo sie jeszcze nim go wymyslono? To sa raczej pytania niz odpowiedzi, ale sie zastanowie podczas kolejnego nadrabiajcego czas w realu wyjscia…
Niuniu, w przesylce Hermesa amerykanskie pancakes (czyli odpowiednik polskich racuszkow) z czarnymi jagodami (tlum. na krakowski: z borowkami) i syropem klonowym. Do tego kielbaski, i nowo odkryta biala herbata z kawaleczkami mandarynek. Mam nadzieje, ze Ci bedzie smakowalo, zwlaszcza ze przygotowane przez fizyka – a wiec osobe obdarzona wyobraznia (dziekuje za link do artykulu – bardzo interesujacy, i prawdziwy). 😀
Moniko
już się pyszczek 😆 😆 😆 pewnie Hermes po drodze do jakiejś dziewoi wpadł , niech grucha , ale niech się nie wazy mojej przesyłki zgubić ❗ 😡
haneczko, 😆
William Cartwrigth
(tłum.St.Barańczak)
Kobiety
„Kobietę znieść potrafię w jednym z dwóch sposobów
Gdy ma pod sobą pościel, lub całun- na sobie .
Jaki-taki pożytek jest z niej przez dwie chwile.
Gdy kładzie się do łóżka, lub znika w mogile.
By stłumić niechęć, jaką do jej płci powziąłem,
Musi być, jedno z dwojga ogniem lub popiołem.”
Sloneczne usmiechy i serduszka czekoladowe dla Wszystkich.
Dundee, kot, z zainteresowaniem przyglada sie Pannie Kocie ( odmiana ??)
Kama sie nieco ostatnio przechorowala, wiec chociaz za kapustke bardzo dziekuje, przeczeka jeszcze dzien na diecie kurczakowej. Juz lepiej, zeby uprzedzic pytania o zdrowie.
Wieczorem walentynkowe spiewanki. Najpierw trzeba jednak przygotowac male co nieco a to wymaga troche postania w kuchni … no to koniec lenistwa …
Gdy wrócicie po kolacji:
http://www.youtube.com/watch?v=QnbeW7WhUgA
Ja idę dopiero robić kolację, ale w nastroju euforycznym, bo udało mi się dostać PRAWDZIWĄ KASZANKĘ! Lata już nie jadłem i w związku z tym nawet kawior by mnie tak nie podniecił. 😀
A cóż jeść, gdy się kawior już mdły zdaje taki,
i ostrygi też nudne jak z olejem flaki,
a nadzieje też nie masz na móżdżek z prionami,
bo zbyt naród przestraszon Creutzfeldt-Jakobami?
Wy tedy, co kto lubi, drodzy blogowicze
jedzcie, a ja kaszankę spokojnie zaliczę. 😀
Dobra kaszanka nie jest zla, Bobiku 🙂
i powrot do kuchni – to faworki mnie tak trzymaja 🙁 dzis nie nastroj ale kazali to musze 🙂
Uzupełnienie. Dialogowicz był studentem kulturoznawstawa z czymś tam jeszcze w miejscowej prywatnej szkole wyższej. Z dobrego serca wyłożyłam co ścienne, a co nie. Wyszło, że ma przynieść na zajęcia jakikolwiek obraz, niekoniecznie wykonany osobiście.
Kaszankę chętnie ;d
Mordka mi się zwichnęła, poprawiam 😀
Haneczko, ja umiem nastawiać zwichnięte mordki, jakby co, to się do mnie zwróć. 😀
Bobiczku, póki daję radę, sama odzwichniam 😀 A jak taki zdolny jesteś, to siądź w kanciapce i zprostywuj !
Muszę policzyć się z mordkami 👿
Ktos wzywal Mordke? Ktos mnie zwichnal? Niech na siebie uwaza.
No proszę, jak ładnie odzwichnąłem, chociaż bez kanciapki 😆
Jak ja tu zaraz komus odzwichne, to bedziecie Lufthanse wzywac na pomoc! Czy kogo tam…
A po zarazę ci kanciapka, Bobiku ❗
Mordka, wołaj Swoją, bo Smoktunowski mnie męczy.
Mordechaju, któż śmiałby Ciebie wzywać lub zwichać przez małe m? 😯
http://picasaweb.google.pl/terkon11/Walentynka?authkey=jttnE2CqucQ#5302772828593170146
To dawaj tu Smoktunowskiego i ja z nim zrobie porzadek.
A wiersz Bobika byl piekny. Zdolny, kurde, szczeniak. Stara sie bardzo smiala, choc ostatnio chodzi jak chmura ponura.
Bardzo przyjemnie, Babko. Ale jutro, od świtu – kanciapka. Dobranoc 😀
Ta Babki Walentyna szalenie arystokratycznie wygląda. Nie wiem, czy na prostego psa spojrzeć w ogóle zechce… 🙄
Mordko, a Twoja w końcu była na tym islamie?
Owszem poszla. Bardzo siebie namawiala, zeby pojsc, bo tak STRASZLIWIE to jej sie wcale nie chcialo, ale uznala, ze bedzie to dobre dla duszy. Bo wystawa byla pod haslem: prawdziwa twarz islamu, a nie taka, jaka sie jawi z doniesien w prasie, bardzo pieknie do niej zachecali, takie tam: prawa i godnosc czliweka, swietosc zycia i miedzyreligijna harmionia, wzajemny szacunek i status kobiet, no jednym slowem cos mojej Starej bardzo po drodze, zeby moga sie wyklocac z innymi, co maja watpliwosci czy istnieje inna twarz islamu niz ta ktora oglada w telewizji. .
Najpierw sie okazalo, ze wystawa odbywa sie w sercu musulmanskiej dzielnicy, do ktortej trzeba jechac najpierw autobusem, a potem dwoma roznymi pociagami metra. Ale stara uznala, ze wezmie w tej sytuacji taksowke. Potem dowiedziala sie, ze taksowka w jedna strone bedzie kosztowala ok. 25 funtow, wiec postanowila jechac transportem publicznym. Pojechala. Dojechala autobusem,
do odpowiedniego metra, dojechala do nastepnego i wtedy okazalo sie, ze ta druga nitka metra bedzie caly weekend nieczynna, bo ja remontuja przed ta pie..a olimpiada!
Chciala w tej sytuacji (juz bardzo wsciekla) wziac taksowke, ale powiedziano jej, ze musi czekac co najmniej pol godziny, poniewaz metro nie chodzi i wszyscy chca jechac taksowkami.
Poskromiwszy zatem swoj sluszny gniew, wsiadla w inny pociag i pojechala do miasta zobaczyc co sie bedzie nosilo tej wiosny.
Wrocila po paru godzinach, zakupiwszy w miescie dwie pary rajstop i bardzo drogi zmywacz do twarzy jakiego diora, bo jutro jest zaproszona na obiad do restauracji z kolezanka i bylym szefem i zamierza wyjsc z dzinsow i wlozyc wreszcie spodnice.
Teraz siedzi i chleje skotcha, a tez chce abym skoczyl po papoierosy, bo jej sie koncza.
Powiada, ze nie bardzo rozumie sensu organizowania takiej trzydniowej wystawy w sercu niezbyt bezpiecznej muzulmanskiej dzielnicy. do ktorej nie sposob dojechac bez samochodu. Przeciez to dla bialego czliwieka taka wystawa , a nie dla muzulmanow. Kurcze.
Wlasnie wrocilam z uczty walentynkowej, i doczytuje zagryzajac pralinkami w ksztalcie serc. I tak sie zastanawiam, czy podczas mojej nieobecnosci Mordka przezyl jaki kryzys tozsamosci, i postanowil przemianowac sie na Kota Mordeche? Moze tak chce zaimponowac nowej pieknej kocicy na blogu. W koncu dzis Dzien Zakochanych…
PS Niuniu, te pralinki tez Ci poslalam Hermesem, wiec ich zazadaj, gdy sie pojawi, bo zaplacilam mu juz z gory czekoladowymi brownies w ksztalcie serc (tez w przesylce). 🙂
A tu male walentynkowe ostrzezenie – jakas pani z Ohio przetrenowala duzo starszego meza na smierc:
http://www.huffingtonpost.com/2009/02/14/christine-newtonjohn-ohio_n_166968.html
Nazywam sie Mordechaj.
A te pania Newton-John utopilbym w tym basenie. Pewnie specjalnie go usmiercila.
Oh jaka romantyczna ta Waletynkowa babka, Babko 🙂
Moze dlatego Koty zazwyczaj unikaja basenow i wody w ogole. Zwyczajna kocia intuicja…
Wando, faworki sie udaly? Jakos w tym roku jeszcze sie nie zebralam, zeby je zrobic – dobrze, ze mi przypomnialas. 🙂
Babko, dzieki za Walentynke. Ja sie podstrajam chlebkiem ze smalcem, ktory to smalczyk podrzucila mi dzisiaj moja przyjaciolka Ewa. Mam nadzieje, Bobiku, ze kaszanka spelnila pokladane w niej nadzieje. Czsem jest to ryzyko i z mojego doswiadcenia kaszanka czesto wyglada smaczniej niz potem rzeczywiscie smakuje. Jako substytut kaszanki polecam francuski boudin, bialy czy czarny. Mam slabosc do francuskiej kuchni sans zaby i escargot.
Chętbie bym dzis posepiła jak slicznie to nazwał Bobik , ale wszyscy jeszcze śpią , nawet moi pomocnicy .Jestem głodna ale i zmeczona wiec dziś sniadanie bedzie proste .Jajecznica na masełku ze szczypiorkiem z cebulki , dla łasuchów bułeczki maslane z miodem i konfitury z jagód i malin .Spijcie sobie smacznie , ja wołam przyjaciół i biegniemy na spacerek .Spacerek to ,to co psiaki lubia najbardziej , a może jednak szamanko lubimy najberdziej .Niech będzie BOTH .Przyjemnej niedzieli .
Swoja droga ciekawe co tez Michal A .dzisiaj namaluje 😀
Udaly sie faworki, tylko ja lubie rozne rzeczy przygotowywac tak troche kiedy mam na nie ochote a dzis nie bardzo mialam ale potem bylo milo jak wszyscy chwalili.
Poza tym wieczor byl sympatyczny, taki jakis spokojny, bez spiewanek to na inny raz. Najwyrazniej potrzebujemy siebie nawzajem i potrzebujemy porozmawiac, posmiac sie podyskutowac. Dzis po trochu i ekonomia i wielowymiarowosc bibli bo akurat jakies przedstawienie i pieniadze i co by bylo gdyby no i jak zwykle dzieci – chociaz wyrosniete i gdzies tam po swiecie fruwaja odnoszac sukcesy na swoja miare dostarczaja nam tematow roznorakich.
Cichutkie „Dzień dobry” wszystkim! Niuniu melduję się , w pogotowiu! 🙂
Moze by tak pójść przykładem i też zazyczyć sobie faworków? 🙄 Ale nie w tym tygodniu. Co za dużo to zaraz się odłoży tu i tam. Dziś obiadek rodzinny, zjeżdżają goście i w menu już figuruje placek królewski i tort z bita smietaną i brzoskwiniami.
Eeee, mogę już ciut głosniej. Niunia i Wanda nie śpią. 🙂
Amigo
przyjacielu krolewski obiadek , siedz blisko stołu i rob 🙄 nikt Ci się nie oprze a wTwoim brzuszku wszystkie te pyszności się znajdą 😀
Niuniu, postaram się. 🙂 Dzięki za radę. Na razie miałem metodę mało skuteczna bo nie wiedzieć czemu rozśmieszajaca Moje. Gdy widziałem , że mają coś ładnie wyglądajacego i pachnącego, warczałem groźnie by natychmiest dawały. Może ładne oczka zrobią na nich wrazenie…. 😎
Dzień dobry. 🙂 Mogę dziś z Wami pośniadać w miarę wcześnie, bo zdarzyło mi się wczoraj położyć z książką na kanapie, usnąć tamże już koło północy i przespać do rana, w związku z czym wstałem też w miarę wcześnie i całkowicie wyspany. Opowiadam o tym tak szczegółowo, bo to niezwykle rzadkie wydarzenie. 🙂 Ale widzę, że Niunia dziś sama musiała z robotą przy śniadaniu zasuwać, bo Ryś się coś leni. Byle tylko przez to sombrero jakiś macho się nie zaczął z niego robić! 😯
Amigo, w późniejszym wieku piękne oczy skutkują wiele lepiej niż warczenie, ale tak w ogóle karmienie psów podczas ludzkich posiłków jest z wielu względów bardzo niesłuszne i nie należy Jasia do tego przyzwyczajać, żeby potem z Janem nie mieć kłopotów. Teraz Ci może jeszcze trudno w to uwierzyć, że tak jest lepiej, bo żebranina przy stole należy do świetnych rozrywek, ale kiedyś będziesz wdzięczny Twoim, że Cię ignorowały podczas prób żebrania. 😉
Chrustem bardzo się chętnie poczęstuję, ale boudin odpada bardzo zdecydowanie, jak również niemieckie Blutwursty. O ile za dobrą, polską kichę dam się posiekać, o tyle niemal wszystkie jej zagraniczne odmiany mi mało smakują, albo bardzo nie smakują. A ta wczorajsza była jak Marzenie O Dobrej Kaszance. Miskę lizać! 🙂
Widzę, że nasz szczekający Gospodarz z nocnego marka przeistacza się w północnego Bobika. Tak trzymać!
Niestety, Komisarzu, obawiam się, że na dłuższą metę to się nie przyjmie. 😉 Są poważne przeszkody subiektywne. 😀
Bobik, ja tam wdzieczna nie będę jak ze stołu spada kotlet schabowy z zielonym ogóreczkiem 🙂
O! Mówiłem, że kotlet! 😆
W ramach dziesiejszej prasówki znalazłem ciekawe wyniki ankiety na temat religijności różnych społeczeństw (ankieta była przeprowadzona w 143 krajach). Pytanie brzmiało konkretnie: „jaką rolę odgrywa Bóg w twoim życiu?”.
http://www.gallup.com/poll/114211/Alabamians-Iranians-Common.aspx
Nikogo chyba nie zdziwi, że najżarliwsze są kraje muzułmańskie. Trochę dziwniejsze jest, że najbardziej religijne są kraje najbiedniejsze, bo to się jakby nie zgadza z piramidą Maslowa, według której potrzeby duchowe pojawiają się dopiero po zaspokojeniu podstawowych, ale jeżeli uznamy, że religia zaspokaja potrzebę bezpieczeństwa, to łatwiej sobie będzie z tym problemem poradzić. Najciekawsze są porównania różnych stanów Ameryki – o ile New Hampshire czy Massachusetts są znacznie poniżej przeciętnej, o tyle Mississipi, Alabama czy Georgia sytuują się gdzieś w okolicach Iranu. Z czego dla mnie wynika, że wygłaszanie jakichkolwiek opinii o Ameryce jako takiej jest właściwie pozbawione sensu i powinno być zawsze ujmowane w cudzysłów. 😉
Oczywiście ciekawy też problem odwrotnie proporcjonalnego związku religijności z zamożnością. No i wreszcie powód do zmartwienia dla rodzimych szermierzy – Polska na tle światowym wypada całkiem przeciętnie, gdzie nam tam do Konga czy Bangladeszu. Szermierze powinni jeszcze bardziej zewrzeć szeregi, bo inaczej nam się nasz nieszczęsny kraj całkiem zlaicyzuje! 😯
Hoko, Ty tego kotleta nie mów, Ty go rób! 😆
„-Nie dajcie psom przy stole „(Mój Tata czytając gazetę przy śniadaniu).
„-Nie czytajcie przy śnadaniu”(Mama nakrywając do stołu)
Chyba nigdy nie udało się w naszym Niegdysiejszym Domu zrealizować tych zakazów.
Tata zawsze zza gazety podrzucał psom jakieś niedojedzone resztki.
Mama nakrywając, kładła gazety na skraju stołu. : wink:
Ale pozory zostały zachowane!!
Emi można rzec -nie żebrze.
Stoi sobie obok i od czasu do czasu szturcha nosem jedzącego.
Witam wszystkich serdecznie. 🙂
Wychodze na uroczysty urodzinowy obiad w paroosobowym gronie przyjaciol w naszej ulubionej reastauracji na HigH Street Kensington.
Trzymajcie kciuki aby K. nie opowiadal dowcipow, ktore juz slyszalam 28 lat temu, kiedy mnie przyjmowal do pracy. Dzisiaj nie musze sie juz z nich smiac, to prawda.
Opowiem po powrocie.
Odstawilam sie tak jak juz dawno sie nie odstawialam. Jesli ktos mi sie dzis nie oswiadczy, to znaczy, ze Boga nie ma.
See yeah!
Heleno!Miłego wieczoru!
Na temat powyżej są trzy hipotezy:
1/Zasilisz gropno niewierzących niezależnie od przyczyn.
2/Pan Bóg istnieje, tylko czasem mówi:NIE!
3/Nie chcą się żenić- patrz punkt.2!
Naszym rodzimym do szermierzy daleko. To maczugowcy.
Oj, dzisiaj łuna nad Londynem 😀
Haneczko, to zależy, z czym się porównuje. Jak z Francją czy Kanadą, to maczugowcy. Jak z Jemenem lub Afganistanem, to o dziwo jednak szermierze. 😉
Babko, a kto powiedział, że ja wszystkie mądre zasady, o których piszę, również w praktyce stosuję? 😆
Heleno, jeżeli już dawno się nie odstawiałaś, to co się dziwisz, że Ci się nikt nie oświadczał? 😀
Rozumiem Bobiku, na potrzeby publiczności mamy powszechnie stosowane zasady, a w swoim domku, to zupelnie co innego.
Jako pies- pełnisz rolę dydaktyka !
🙂 Heleny może nie wypada pouczać ,zwłaszcza, gdy się „sztafiruje” przed wyjściem, ale nie zaszkodzi przyypomnieć,żeby nie odstawiać po odstawieniu się!!
Nie wiem, jak u Heleny w Anglii, ale u nas prawo łowieckie mówi,że:”Zwierzyna w stanie wolnym stanowi własność Państwa”, a że jest kryzys… 😡
U nas dzisiaj jest tak:
http://picasaweb.google.pl/terkon11/200804Kwi?authkey=siQQThJtG20#5303013327315329778
Idziemy na spacer. Bobiku,Niuniu, Anigo,pieeki królika, Seneko…
Rys chyba zaspał pod pierzyną, jak berliński niedźwiedź jest…
Witam wszystkich! Moja „donosicieka” serduszek pozazdroscila wczoraj Niuni i tez poleciala do miasta po oliwki i jeszcze po owczy ser i pomidory, a potem wieczorem usilowala to wszystko pochlanac. Szkoda, ze nie wpadla na pomysl z kaszanka, taka ugrillowana, mowie Wam, pycha. Ale juz sobie to u niej zaklepalam, po niedzieli nie ma szans, najpierw do slaskiego rzeznika, a potem mozemy sie dalej przyjaznic.
Bobiku! Ciebie to pewnie tresuja, tego nie rusz, siadaj, lez, oddaj, pies nie zebrze, „do budy” a na ulicy na smycz! My koty to mamy lepiej. To my tresujemy naszych wlascicieli. Moja to do kuchni zbliza sie juz tylko w spodniach, bo gdy tam wchodzi, ja juz wisze na jej nogawce. A maselko dobre, szyneczka tez nie pogardze, ale nie kazda, a jedzonko z puszki, no tu czasam dopiero przy trzeciej daje sie skusic. A przy obiedzie, no coz, tylko przy gosciach nie robie jej obciachu, zeby sie ostatecznie nie wkurzyla, zreszta za duzy tlok wtedy przy stole, tego nie lubie, ale Ci goscie kiedys znikaja, a wtedy nie ma juz zmiluj sie…To nie do pomyslenia, zeby moja pucowala cos z talerza beze mnie, ona sie jeszcze cieszy, gdy mi smakuje. Dzis na obiad byly rolady z domowymi kluskami i czerwona kapusta, bylam wspanialomyslna i pozwolilam jej zjesc cala kapuste, ale ten sosik z kluskam i roladka – pysznosci.
Nie, zebym Cie buntowala, ale my koty to chyba jednak pod tym wzgledem mamy lepiej.
Buntowaniem mnie już od dawna zajmuje się Mordechaj, ze skutkiem różnym. Raz się daję, bo mi to na rękę, a innym razem nie, bo jako grzeczny piesek mogę więcej wyskakać, nie tylko w sprawie jedzenia. 😀
W dzisiejszych czasach trzeba być elastycznym, żeby wyjść na swoje. 🙄
Taaak!W dobie globalizacji żyjemy jeszcze w tyranii kotów.
Nasz nowy don Vitek, powinien być skromny i wdzięczny, ze zyskał mnie, Lulka, Decię, a bezczelnośc jego nie ma granic.Mojej Babce w kuchni lazi tez po spodniach i plecach, wyleguje się na najlepszych miejscach i potrafi, gdy z czegoś niezadowolony, spiorunować wzrokiem.
Z talerza też próbuje wyżerać.
Niuniu- wróciłam z pięknego spaceru ze „słonecznej górki”.
Bardzo szczęsliwa! 🙂
Nasz*
Poprawiam po Emi, pojadła i śpi jak suseł.
Zrobiłam chyba z 1,5 km już tym razem w lesie, na tej górce , o której pisała Emi.
Cudowne słońce!
Wręcz je wdychałam!! 🙂 🙂 🙂
Jestem klasycznym dowodem,że istnieje życie po śmierci!!
Tydzień temu jeszcze myślałam,że umarłam!!! 🙄
Dobrze ,że mam naturę babki potrafiącej się cieszyć z byle czego!
Króliku!!Jak Ci tam?Trzymaj się !!
Narazie trzymaj się swoich snów, a potem one się ziszczą.!!
O, Babko, bardzo sie ciesze, ze juz masz swieze powietrze w plucach. 🙂 To lepsze od wszystkich Prozakow, a do tego bezplatne. Moze dlatego tak malo swieze powietrze reklamuja, bo nikt na tym nie zrobi duzych pieniedzy.
A dzisiaj, w ramach mojej niedzielnej prasowki, przeczytalam cos, co troche sie laczy z prasowka Bobika – wspomnienie o Jerzym Turowiczu, i jego wersji polskiego katolicyzmu, ktora niestety przegrala, przynajmniej jak na razie.
http://wyborcza.pl/1,76498,6196359,Bylem_czlowiekem_Jerzego_Turowicza.html
Zas co do wielkich zroznicowan miedzy roznymi miejscami w Stanach ja i Wanda pisujemy tu o tym dosc czesto. Nawet wewnatrz stanow i regionow, roznice sa ogromne. Kiedys czytalam bardzo zabawna ksiazeczke o roznicach kulturowych miedzy poludniowym Bible Belt i stanami polnocno-wschodnimi. Ale tez trzeba pamietac, ze kilka wiekow temu, i w Nowej Anglii nie bylo tak wesolo, i tylko stan Rhode Island (bardzo malenki) byl ostoja tolerancji religijnej.
Emi, dawniej psy usiłowały walczyć z tyranią kotów, ale obawiam się, że im to nieszczególnie wyszło. 🙁 Znalazłem starą psią pieśń rewolucyjną, która w każdym razie świadczy o tym, że wysiłki były podejmowane.
Ciśnięte psy powstańcie z ziemi
powstańcie, których dręczy głód!
My kotów władztwo znieść dziś chcemy,
najlepiej szybko i na skrót!
Z talerza niech pies mięso zmiata,
kiedy kot-tyran w kącie drży!
Nie dla psa od dziś jest sałata,
dziś głodni, jutro syci my!
Ryż to jest nasz ostatni,
krwawych mięs chcemy w bród!
Co mamy być stra-a-tni?
Dość kasz, a nie – to śrut!
Niestety, w czasach ogólnego wychodzenia do pracy koty zdobyły nad nami przewagę tym, że łatwiej je zostawiać same w domu i na spacery nie trzeba prowadzać, no i w efekcie nawet ślady po psich rewolucjonistach zostały zatarte. Ale ja założyłem IPP (Instytut Pieskiej Pamięci) i do różnych dokumentów mam dostęp… 🙄
Oj, cos mi sie wydaje, ze z Kotem Mordechajem to my sie bedziemy dobrze rozumiec. I razem Bobika w trudnych chwilach wspierac. Zawsze 8 lap to nie cztery!
Piekna psia miedzynarodowka, Bobiku. 🙂
A o Bible Belt, w niezwykle zabawny i trafny sposob (ze trafny wiem miedzy innymi od meza, ktory pare lat mieszkal w Dallas) pisze Roy Blount Jr., w ksiazkach „Long Time Leaving: Dispatches From Up South” i „The Book of Southern Humor”. Jak ich nie znasz, Wando, to polecam. Blount twierdzi, ze wlasciwie wielu aspektow zycia na Poludniu mu brakuje (wlasnie np. poczucia humoru, ktore lepiej sie rozwija, wedlug niego, w regionach jakos przegranych – chodzi o Wojne Domowa), ale bardzo mu odpowiada, ze na Polnocy nikt go w pierwszej rozmowie nie zaprasza do swojego kosciola na wielogodzinne nabozenstwo.
Bobiku, możesz mi nadać legitymację partyjną nr. 2.
U nas tyrania kotów polega też na tem,ze kiedy MY:
Idziemy spać,
Idziemy spać,
Chce nam się spać,
A nasze koty
Ruszają w psoty,
Ruszają w psoty
Kocie niecnoty.
K… mać!
Emi zaspana,
Babka zaspana,
Z kredensu leci
Cenna porcelana,
Spadają książki,
Papier jest
W „wstążki”
A oczodoły pełne
Kocich łap!
A przyjdź Bobiku
Pogon zbytników,
A jeszcze lepiej
Te koty złap!! 👿 👿 (Bez Lilka, bo On nie rozrabia).
Tak to bywa z rewolucja. Jeden zyskuje, inny traci. Dzisiaj mozemy tylko szczeknac i miauknac: psy i koty wszystkich krajow laczcie sie!!!!
Bez Lulka , ale to drugie też : evil: *
Łączcie się w nocy?
PANNO KOCY? : mrgreen:
Oj, nieladnie napuszczac Bobika na kotki!!! To pieski byly od zawsze holubione przez czlowieka, a my koty musialysmy ciezko walczyc o nasze miejsce na kanapie. Nasz IPK (Instytut Kociej Pamieci) wspomina nawet o kocich czarownicach palonych na stosach. No, mialysmy tez okresy chwaly, ale to bylo juz tak dawno temu, ze dzis tego juz nikt nie pamieta.
No, ja też uważam, że w tej chwili dla psów istnieją zagrożenia wiele większe niż koty, więc lepiej współpracować, niż prowadzić wyniszczające wojny. Psy na przykład mogą kryzysa pogonić, a koty zapędzić do dziury i przypilnować, żeby nie wylazł. 💡
A z innej beczki: dziwnymi drogami chadza czasem czytelnictwo. 😯 Wypożyczyłem sobie kryminał, którego na pewno nigdy bym nie miał zamiaru przeczytać, gdyby nie to, że jego akcja dzieje się w Concord, Massachusetts. Autorka Sarah S. Taylor, tytuł „Judgement Of The Grave”. Jak będę rozczarowany lekturą, to pociągnę Monikę za odpowiedzialność. 😀
Jak nie pamięta, Panno Koto, jak nie pamięta? W każdym muzeum z działem egipskim można znaleźć eksponaty z czasów kociej chwały. Jak jestem w takim muzeum, zawsze sobie zadaję pytanie: a psy to pies?! 🙄
Mozna i w nocy! Acha! Ja jestem Panna Kota, czyli Panno Koto.
Moje imie wzielo sie stad, ze dziecko znajomych nie znalo jeszcze dobrze gramatyki i dla niego byl kot i kota, no i tak zostalam Panna Kota.
hah Bobiku, skąd my to znamy?Może chociaż opis okolicy jest interesujący, będziesz wiedział, gdzie się Monika przemieszcza…:roll:
My tu na koty nikogo nie napuszczamy, bo w przeciwieństwie do pokornych psów są:
a) zarozumiałe i nikt, (jak Panu prezydętowi) nie wmówi białemu kotu,że jest biały, a czarnemu-że czarny!
b) są zarozumiałe, pewne siebie i niereformowalne !
Można powiedzieć,że mimo cierpeń w przeszłości( jak twórcy Miedzynarodówki, wypracowały sobie status męczenników i na tym jadą!).Nie one jedne zreszta, zatem dajmy temu spokój.To tylko rozważania Panno Kota, a kto by dokarmiał te 70 sztuk codzienne wożąc kilka km , na Bulwar w Gdyni ok.15 kg karmy?
Największe zmartwienie nastąpi, kiedy nie znajdzie się kontynuatora.
Bobiku, dzieki za wsparcie! Wiem, ze psy tez maja swoje pomniki, ich dzielnosc i wiernosc nieraz byla nagradzana. Nie na prozno pies kojarzy sie z wiernoscia. Ale czemu kot z falszem, tego to nie pojmuje.
A co do czytelnictwa – ostatni raz sie tutaj chwale- moje niektore przygody opisala pani Marta Fox w powiesci dla mlodziezy „Paulina w orbicie kotow”. A 17 lutego my koty przyjmujemy zyczenia z okazji Miedzynarodowego Dnia Kota, naprawde, przysiegam, ze ten dzien istnieje.
No, ciekawam, kto nam bedzie skladal zyczenia…?
Amigo – ja jeszcze nie spalam 🙂
Juz to nie spie teraz 🙂
Babko! Chwala Ci za dobre serce , mam nadzieje, ze wystarczy Ci go jeszcze na dlugo. Dokarmianie kotow to rzeczywiscie w Polsce dosc goracy temat, ilu zwolennikow, tylu przeciwnikow, jednym slowem, problem nie do rozwiazania. Zreszta nigdzie, poza Hiszpania, nie widzialam tyle bezpanskich zwierzat, ile jest ich w Polsce. Ostatni przeciez nawet dzikie swinie lataja po skwerkach na osiedlach.
Panno Koto, w Międzynarodowy Dzień Kota wierzę, ale informacje na jego temat są sprzeczne. 😯 Sprawdziłem w niemieckim guglu i tam twierdzą, że 8 sierpnia
http://de.wikipedia.org/wiki/Liste_der_Gedenktage
a w angielskim guglu w ogóle niczego sensownego nie znalazłem. Polski podaje 17 lutego. To co to za międzynarodowy dzień, który każdy naród kiedy indziej obchodzi? 🙁 Koty powinny zadbać o to, żeby się ustaliła jakaś jedna, naprawdę międzynarodowa data!
Panno Kota, będziemy składać Życzenia !Święto ou nas wyznaczono na 17 lutego!!
Wyjaśniam; ta dokarmiaczka kotów to nie ja, a moja siostra, ja jestem tylko ofiarą.
I zazwyczaj to ja zabieram sierotę do domu.
Bardzo je zresztĄ kocham,ale to nie zmienia faktu,że odbierają mi noce.
Mamy tu książkę Bożeny Kaniewskie( koleżanka siostry ze szkoły), która napisała „Kocie sprawki”(wyd.Arkady), pięknie ilustrowaną.Może gdzies dostaniesz, choć nie pamiętam by było wznowienie.
Ciekawe,że nie ma dnia psa?
Tak, jak nie ma dnia babki, a jest Dzień Babci.
Wszędzie jest jawna niesprawiedliwość 😉
Bo koty to indywidualisci, wiec maja trudnosci z organizowaniem sie w wieksze grupy. Widac na poziomie narodu jakos potrafia, ale miedzynarodowo jednak przewaza instynkt inywidualny.
A kryminalu nie czytalam, bo odkad mam Zosie i Matylde, cos musialam chwilowo obciac z mojej listy lektur, i padlo na kryminaly. Ale jesli wspomina Sudbury Street, Thoreau Street, a denaci sa dowozeni do Emerson Hospital przy trasie 2, to jest autentyczny przynajmniej co do miejsca. Zas pare lat temu nasz spokojny Concord Journal, ktory zwykle donosi o kolejnej pladze wiewiorek i niedzwiedziach w ogrodkach wyjadajacych ziarna z karmnikow dla ptakow, doniosl o jednym z mieszkancow naszego miasta, ktory w ramach oszczednosci podczas rozwodu zamowil smierc zony u jakiegos gangstera. Niestety (dla meza, nie dla zony), gangster okazal sie czujnym agentem FBI, i sprawa zakonczyla sie w sadzie, acz juz nie pamietam jakim wyrokiem (kary smierci od dawna w Massachusetts nie ma).
Pomyslowość ludzka zaiste jest niewielka.
A trzeba było poprosić niedżwiadka,a po tem wysłać żonę ze śmieciami.
Moniko, to pozory!Koty wbrezw powszechnej opinii to dobrze zorganizowana spoleczność( mówimy o tych dachowcach).
Kocur nigdy pierwszy nie rusza do jedzenia nim nie posilą się jego żony i dzieci.
czytałam gdzieś,ze ponoć i” rodzi” ze swoją kotką.
Z kotów, tylko lew( pisałam chyba o tem kiedyś)leniwiec nawet nie poluje, polują samice,ciertpliwie czakjąc, jak Król się nażre, a przy okazji niejedna niecierpliwa oberwie.
Oj, my też sie dziś nażarliśmy bo najedzeniem tego nazwac nie można 🙄 Teraz tylko spać by sadełko równo się zawiazało.Dobrze, ze takie rodzinne obiadki są w większych odstępach czasowych 😎
O lwach tez czytalam, Babko. Nawet mam takiego wujka, ktorego rodzina oglosila Lwem, bo czasem wyjadal dzieciom lakocie (potem okazalo sie, ze ma cukrzyce). O kocurach nie wiedzialam, ale ogolnie jednak koty udomowione, nie dachowce, lubia chodzic wlasnymi drogami.
Pomysl z niedzwiedziem dobry, ale zdaje sie, ze temu panu sie spieszylo, a na niedzwiedzia jednak trzeba czekac, i tez nie ma gwarancji. W koncu my tu tez wynosimy smieci juz tyle lat, i jeszcze zyjemy… Spotkalam tylko raz skunksa, ale udalo mi sie go nie przestraszyc, i jakos mnie nie opryskal (na szczescie, bo odwanianie jest dlugotrwale i nie do konca skuteczne, a zapach okropny).
Wrocilam. Bog istnieje ponad wszelka watpliwosc (prosze mnie nie cytwoac kiedy komus bedzie to akurat wygodne).
Obiad trwal 4 i pol godziny.
Uratowalam udo bazancie dla Wiadomo Kogo, choc kelnerka z Polski nie uwierzyla i miala taka mine jakbym chciala zostawic sobie na poznioej,
K. opowiedzial pare dowcipow, ktore juz od niego slyszalam.
Umarl nasz ukochany kolega – Pab Janek Radomyski, ktprego wszyscy nazywalismu czukle Radomyszka. Umarl wczoraj, a dzis ukonczylby 95 lat. To z Jego swiatlej porady mam pod oknem te wspaniale roze Queen Elisabeth. Fantastycznie znal sie na rozach i winach .
Bobikum chdzi mi po glowie, ze czytalam JUdgement of the Grave, chyba ze z czyms mi sie myli. Czy to sie zaczyna w Nowym Jorku, gdzie glowbna bohaterka odwiedza swa umierajaca w szpitalu matke? A potem dopiero jedzie do Mass.? Jesli to jest to co mysle, to ma to bardzo nieoczekiwane zakonczenie,
Panno Koto
http://www.koty.civ.pl/ciekawostki/ciekawostki.php
po prawej w zakladce stronie pomniki ,zyczenia możemy składać dwa razy do roku , świętować lubimy 😀
Babko
cieszymy sie obie ,że piekny spacer miałaś , zobaczysz ani się obejrzysz i bedzie lepiej .Znasz Moją , ona wie ,że będzie lepiej .
Moniko
wczorajsza przesyłka dotarła dopiero dzisiaj ,wartało na nią czekać 😆 😆 Hermes wielce zmęczony , okazało się ,że ma ukochaną gdzieć w okolicach pól makowych w Berlinie , ale Rysia nie spotkał tym razem 😉
Moja mówi ,ze Turowicz to człowiek wyjątkowy , takich było/jest bardzo mało .Jak zaczeła się wojna na górze i Wałesa zaatakował Turowicza Moja powiedziała na Wałesę s****k
To mialysmy podobne z Twoja uczucia na ten temat. Mozna czytac te ostatnia przeszlosc jako streszczenie straconych szans, acz nie jest to wesole zajecie. A ze Hermes dotarl po przygodach – bardzo sie ciesze. 🙂
My tez za pare godzin wybieramy sie na proszony obiad u najblizszych naszych przyjaciol w Bostonie. A tu obrazek miejsca, ktore bedziemy widzieli, tyle ze sprzed stu lat mniej wiecej.
http://www.globalgallery.com/enlarge/022-46760/
Heleno, wydaje mi sie, ze ten kryminal to czesc Sweeney St. George mysteries, wiec jesli w tamtym, ktory czytalas byl Sweeney jako detektyw amator (z zawodu – historyk sztuki), to byla to ta sama ksiazka.
Niunia! Dzieki za strone o kotach. Nie przyznaje sie, ile u mnie stoi kocich figurek, bo ktos pomysli, ze ze mna cos nie tak…A zyczenia oczywiscie bedziemy we wtorek przyjmowac.
Babko! I tak chwala Ci za wspieranie siostry! Pada nie pada, zaby leca z nieba, a koty trzeba nakarmic.
Jak to dobrze, ze moja kuweta stoi w lazience a zarelko w kuchni, dzisiaj taka pogoda, ze nawet Bobikowi uzyczylabym mojego zwirku, zeby nosa nie musial wystawiac za drzwi.
A teraz znikam w kuchni. Moja „donosicielka” wlasnie tam podaza, ide powisiec jej na nogawce.
Nie wiem, czym się zaczyna ten kryminał, bo go jeszcze nie czytałem (w tej chwili na tapecie jest biografia Wangari Maathai) ale na pewno jest to część Sweeney St. George, bo tak stoi w zajawce. 🙂
Pogoda jest okropna, ale ja się i tak domagam wypuszczenia do ogrodu. Jak przed chwilą wróciłem, wyglądałem jak obsypany gwiezdnym pyłem, z masą maleńkich, srebrnych gwiazdek w futrze.
A skoro Helena twierdzi, że Bóg jest, to domagamy się natychmiastowych wyjaśnień, kto jej się oświadczył. Chyba nie myśli, że o to nie spytamy! 🙄
Jesli to Sweeney St. George, to ma tutaj bardzo dobre notowania, bo czytalam przychylne recenzje i slyszalam ciekawy wywiad z autorka (a propos poprzednich tomow). Chyba sie, Bobiku nie zawiedziesz (a przy okazji, nie bedziesz mnie winic). 🙂
A teraz juz jade do Bostonu – moze tez bedzie bazant? Wole to niz oswiadczyny, a nawet twierdzenia na tematy teologiczne. Przynajmniej mozna to zjesc (niech mi Babka wybaczy zarlocznosc). 🙄
Kocie gadżety, to też moje utrapienie.Co jakiś czas ktoś wpada z prezentem i oczywiście filiżanka z kotem, spodeczek z kotem.
Ostatnio dodstałam kubek z kotem, co bym jeszcze zniosła, bo i tak go wcześniej, czy później potłukę,ale w e w n ą t r z jest ozdóbka- szczotka do czasania kota, która za każdym razem usiłuję … starannie umyć.
Czemu to akurat na minie trafiło- nie wiem.Może to kara za uprawianie zawodu podchodzącego z dużą rezerwą do takich gadżetów?
Darowanemu koniowi itd.Filiżanki z koniem, jakoś mi nikt nie przyniósł, a szkoda.. .
Z kocich wyczynów mam jeszcze powyciągane nitki w żakietach, nawątlona tapicerke niedawno robiona na nowo,wyszczerbiony brzeg dziedziczonego futra z jakichś dzikich kotów, co mi jako żywo przypomina o zemście z za grobu.
Możemy się zatem cieszyć radosną twórczością naszych pupili, a jak się uda znaleźć na 17- tego 02. pewne zdjęcia,
poślę je na psiego bloga,zebyś zobaczyła Panno Kota, co kot naprawde potrafi.Oby się udało.
Dobranoc wszystkim. 😉
Moniko!A która matka, lub babka(nawet wirtualna) się nie cieszy, jak jej „potomstwo” ma apetyt?Miłej zabawy!!: wink:
Dziekuje, Babko kochana. 😀 Wychodzenie z dziecmi odbywa sie jak umieranie operowe – duzo o tym spiewania, i jakos nic sie nie dzieje. Usciski. 😀
A to już mi lepiej na duszy!Uruchamiam wyobraźnię , jako,że ponad wszystko chciałam w młodości być divą operową, ale Bóg, który dzisiaj doświadczył Helenę oświadczynami, bardzo jest niesprawiedliwy.
Nie obdarował mnie ani głosem, ani nawet słuchem , ani itd.Tylko nogi miałam ok, ale też do ostatniego wydarzenia : wink:
Z tymi kocimi gadzetami to masz racje, Babko. Ja tez nieustannie w swom czasie dostawalam filizanki, talerzyki, kalendarze tudziez wszelkiego rodzaju makatki i makatkopodobne z kotami. Nawet ktos mi kiedys kupil herbate w puszce z kotem. Trwalo to latami az chyba ludzie zaczelio zauwazac, ze wszystkie te przedmioty po rozpakowaniu ze swiatecznego papieru nigdy sie nie objawiaja na pokojach, albowiem z miejsca wedrowaly do sklepu dobroczynnego albo poniewieraly sie w Szafie Koszmarow Psychologicznych. W ostatnich latach przestalam to dostawac.
Bobiku, rozumiem, ze pekasz z ciekawosci, kto mi sie oswiadczyl. Jeszcze nie do konca, ze sie tak wyraze, oswiadczyl, ale byl na dobrej drodze….
Nie znam tego pana, nie znam nawet jego imienia, ale kiedy czekajac na polaczenie na Earl’s Court, zapytalam stpjacego obok dzentelmena czy jest to pociag idacy do High Street Kensington i po uslyszeniu odpowiedzi, ze nie, tenze pan koniecznie chcial wiedziec skad jest moj akcent i generalnie kto ja jestem. Very un-English, if you ask me…. Dalam noge. I jestem przekonana, ze gdybym tego nie zrobila, oswiadczylby sie jeszcze przed nastepnym piatkiem. Kobiety wiedza takie rzeczy.
Potem na tym obiedzie bardzo zywe zainteresowanie moja osoba wykazal maz dalekiej znajomej. I bardzo podkreslal przy pozegnaniu, ze ma nadzieje spotkac sie niedlugo – moze jeszcze w przyszlym tygodniu na pogrzebie Pana Janka.
Slyszalam, ze jest niewaskim dziwkarzem, ale kiedy bedzie nastepna taka okazja?
Sama widzisz, Wystarczy spedzic godzine przed lustrem i kolor nas glowie odswiezyc… 😆 😆 😆
Errata: Sam widzisz.
Heleno, wstyd mi, bo powinnam złożyć wyrazy współczucia z okazji śmierci Pana Janka, ale jakoś mi się te komentarze pomieszały.Więc Teraz. : 😡
Może ( jak kiedyś pisał foma) życie Cię jeszcze zaskoczy?Byle po Twojej myśli! 🙂
Może się nie oglądaj, nie rezygnuj.Mam taka złotą myśl zapisaną nad komputerem:”Jeśli łatwo rezygnujesz- ktoś inny w tym czasie myśli:”O rany, ale okazja”!!
Warto to zapamiętać.
Jutro bym chciała wiedzieć, jak się ubrałaś.
Lubię rozmowy o fatałaszkach. Dobranoc : wink:
Mnie od czasu do czasu życie zaskakuje tym, że jestem wyszczuwany od wszystkich komputerów, jakie są w domu, bo inni ich rzekomo pilnie i nezbędnie potrzebują. Są więksi i silniejsi, więc muszę ustąpić, ale zaznaczam, że to wcale nie jest dobrowolne! 👿
No widzicie? Teraz się dorwałem tylko na tyle, żeby napisać to oświadczenie i już znowu zostałem wyszczuty! 🙁
Pogonic im kota, Bobik, pogonic. Nie patyczkowac sie.
boom! a ja nic nie widzialam 🙁
http://www.cnn.com/2009/US/02/15/texas.sky.debris/index.html
Grunt, ze na Ciebie, Wando, nic nie spadlo, mniejsza o utrate wrazen. 🙂
Za oknem mgła ,śnieg zniknąl przez noc , co to za zima , niech spadnie chociaż tyle co w Londynie , pyszczek mi sie od razu 😀
Miałam kłopot co dzisiaj zrobić na sniadanie , Helena po pysznym obiedzie , Monika pewnie też .Postanowiłam dzis usmazyć Wam placki z jablkami do wyboru z cukrem i śmietaną .Herbata zaparzona w dzbanuszku czeka .Dla tych co szybciej muszą otworzyć oczy kawa też czeka .
Amigo
wstawaj przyjacielu , po wczorajszym pysznym ale tuczacym obiedzie trzeba koniecznie dzis spacer długi zaliczyć , bierzemy Emi i w drogę
Niuniu, pierwsze zasuwanko zaliczyłem już o 4.50. Niech mają za swoje. Najpierw mogłem się oficjalnie załatwiać tu i ówdzie w mieszkaniu i nic. W prawdzie nie dostawałem za to nagrody, jak na spacerku, ale za to jaka wygoda- chce sie, to się robi i już. Az jakiś tydzień temu Moja starsza wrzasnęła , że niby nie wolno. 👿 Po jeszcze dwóch takich wrzaskach dałem sobie na spokój i załatwiam swoje potrzeby fizjologiczne tylko na dworze. Nade wszystko cenię sobie spokój i dobre relacje z domownikami. 😎
Dzień dobry 🙂 Ja też sobie cenię dobre relacje z domownikami (chociaż niekoniecznie spokój), dlatego nie próbowałem zająć żadnego komputera siłą, tylko zaczekałem, aż mnie dopuszczą dobrowolnie. 😉 Ale przy takich okazjach, jak chwilowe odcięcie od kompa, zawsze sobie uświadamiam, w jak szybkim czasie staliśmy się od tych maszyn uzależnieni. Prędzej mogę żyć bez auta, telefonu i termometru, niż bez komputera. On tak strasznie dużo funkcji spełnia, które są dla mnie ważne i nie da się go niczym zastąpić! Czasem mnie to wścieka i próbuję na kilka dni się odkomputerzyć, ale powyżej jednego dnia jeszcze nigdy mi się nie udało. 🙁 Nie wiem, czy już powinienem szukać profesjonalnej pomocy, czy jeszcze próbować sobie radzić z tym uzależnieniem na własną łapę? 🙄
Bobik, flaki mi sie wywaracaja jak czytam. Dobrych relacji z domownikami nie osiaga sie pudlowata ulegloscia, tylko ustanowieniem pewnych regul, ktorych domownicy musza przestrzegac. W spoleczernstwioe kurzym nazywa sie to hierarchia dziobania. Pirwswzy dziobie przy komputerze ten, kto w zycie domu wnosi najwiecej radosci, dobrego samopoczucia i ten ktorego pisma o wystrojach wnetrz klada w pierwszym rzedzie na niedzwiedziej skorze przed zapalonym kominkiem, zeby uosabial domowe ognisko, ukontenmtowanie, Gemuetlichkeit, harmonie swiata.
I ten powiniem miec pierwszy dostep do komputera.
Uleglosc prowadzi do zniewolenia. I niestety, musze to pwoiedziec z bolem serca, niektore psy nazbyt ulegaja. Swiadczy to o braku szacunku dla Siebie Samego.
Bardzio sie o Ciebie martwie, Przyjacielu. Mam wrazenie, ze czytasz nie te ksiazki, ktore powienienes. Swiat jest inaczej zbudowany.
Bobiku, nie da sie zyc bez komputera, jak nie da sie zyc bez szczoteczki do zebow. Nie ma sie z czego leczyc tylko trzeba walczyc o swoj osobisty niedotykalny komputer. Walcz Bobiku dzielnie i skutecznie.
Mordechaju, przy największej nawet skłonności do rebelianctwa nie należy tracić z oczu własnego interesu. Tak się wczoraj złożyło, że jeden z trzech z domowych komputerów odmówił posłuszeństwa (i chyba się już nie opłaca go naprawiać), a dwóch pozostałych potrzebował mój tata do pracy (on czasem tak ma, że musi pracować na dwóch równocześnie). Mógłbym się niby uprzeć przy tej kolejności dziobania, ale co ja bym z tego miał, że tata by nie zarobił? Pełniejszą miskę, czy co? 😯
A książkę czytałem właśnie jak najodpowiedniejszą, nawet wczoraj o tym wspomniałem, autobiografIę Wangari Maathai. Rewolucyjny zapał połączony ze zdrowym rozsądkiem i pragmatycznym zmysłem, czego chcieć więcej? 😉
Ale tak na serio- Maathai to jest tak świetna baba, że przez całą lekturę nie mogłem wyjść z podziwu dla niej. Chyba jej zadedykuję następne drzewo, które mi się uda posadzić. 🙂
Witajcie, u mnie dzisiaj walka z hydrauliką, ale Pan hydraulik
(nowy, bo zakochany w sąsiadce gdzieś nawiał) był super .
Nie tylko szybki, ale niedrogi!
Niuniu przez konieczność czekania na hydraulika (Dzięki za spacerek z Emi, była krótko) nie mogłam z nią wyjść.
Bobiku uzależnienie od tej niezbędej maszyny, to nasze wyobrażenie.
A jak nawali, zasilanie, system?To co tragedia?
Będzie przykro nie spotkać się z Wami jakiś czas, ale pożytki też będą.Przećwiczyłam i to!!
Te wyrzekania Bobika nasunęły mi taką myśl,że upadła sztuk pisania listów.
Nasze Matki pisały pięknym kaligraficznym pochyłym pismem.Niektóry znajomi ze strszego niż ja rocznika piszą piękne listy , a charakter pisma do pozazdroszczenia.
A ja?Sama siebie nie przeczytam, brat ( nie lepszy ode mnie)
twierdził już dawno,że mamy”pląsawicę rąk”) od czasu, jak lata temu przenieśliśmy się na maszyny do pisania, a potem na komputery- nic już porządnie nie napiszemy.
Nie wiem w jakim celu, ale przechowuję stare listy i żal będzie kiedyś je spalić.Tyle w nich pozakomputerowej inności.
Monikę i Niunię proszę o prolongatę cierpliwości.
Mordechaju, ale spokojne cielę dwie matki ssie… 😎
No właśnie o to chodzi Babko, że jak nawali, to po kilku godzinach abstynencji pognam do Cafe Internet, do znajomych, zacznę żebrać na ulicy, żeby tylko do ekranu i klawiatury się dorwać. Czapkę sprzedam, szczoteczkę do zębów zastawię, byle tak całkiem bez tej zarazy nie zostać.
Może niezbędność tej maszyny jest tylko naszym wyobrażeniem, ale uzależnienie od niej jest całkiem realne. 🙄
Wpadłam na moment do komisariatu i mam takie pytanie Bobiku, proszę o szczerą odpowiedź:
Czy Ciebie Mama i Tata:
a/znaleźli w kapuście?
b/ na pobojowisku królikowym?
c/nabyli od córki grabarza?
Pytam , bo wiesz te predylekcje (TKT)..:Sshock:
Bobiku
Moja mówi tak ,za kims tam , ale za trudne by napisać przyjaźń jest jak dające cień drzewo, pod którym szukam wytchnienia czyli mozna dzisiejsze dwa tematy połaczyć zasadzić drzewka jak Wangari Maathai usiąść pod nim,na stoliczku kawka i ciacho , właczyć laptopa i byc z przyjaciółmi .Moja nie korzysta z komputera nadmiernie , głownie praca , widze nie raz jak pracuje na dwa calkiem jak Twoj Tata , nie bardzo rozumiem jak to mozna na dwóch pracowac gdy ma sie jedna parę rąk , ale ja jestem tylko mała ,biała psinka .Nie wiem jak Twoje „uzaleznienie” od kompa , Moja raczej jest „uzalezniona” od spotkan z przyjaciółmi 😉
Niuniu, to jest autentyczny problem!Moi pryjaciele, a można powiedzieć,że mam ich świadomie ograniczona ilość( nie mówię o znajomych) zauważyli kiedyś,że mamy na spotkania „coraz mniej czasu”, bo…można się porozumieć via sieć.
Ale ja np. jestem typowy „zmysłowiec „tzn.chcę widzieć, dotknąć, a nawet i „powąchać” (może się uzależniłam od przebywania całe życie z psami?) i to jest największy dla mnie mankament sieci.
Kiedy już moja młoda przyjaciólka z Padoku wpadła na kilkanaście godzin do Gdyni, mamy to z głowy i spokojnie sobie teraz pijamy wirtualne kawki, ale ja Ją już „czuję!!”.
A z drugiej strony, gdyby nie sieć- nigdy byśmy nawet o swoim istnieniu nie wiedziały…
Tak, jak nie wiedziałabym o Waszym istnieniu.
Kocham siec,
przede wszystkim szybki dostep do informacji. Po drugie wszelkie ulatwienia: bankowosc, placenie rachunkow, przelewy itp. Po trzecie szybki kontakt. Klik i juz sie wyslalo mysl nie do konca przemyslana.
Zaczynam dzien od sprawdzenia wiadomosci i kontaktow. Jeszcze przed praca. Praca, chyba sie rozplacze. Kiedy ja wreszcie wroce do pracy? Kiedy bede chodzic na obydwoch nozynach?
Witaj Kroliku!Wkrótce mam nadzieję!
Nawet się nie spodziewałam,że przetrwam ten czas, ale ja już chodzę!!
Oszczędzam nogę i teraz tylko rehabilitacja w przyszłym tygodniu mnie czeka, więc o swoja się już nie martwię, tylko nad Twoją biadolić będę.
Jest lepiej?
Niuniu Babka pyta,czy poczta wczoraj dotarła do Twojej?
Szczera odpowiedź Babce: mama z tatą znaleźli mnie w Sieci. Jeszcze jeden dowód na uzależnienie całej rodziny. 🙂 Zobaczyli moje zdjęcie wśród innych psich mordek szukających domu i już nie popuścili, póki mnie nie zaadoptowali.
A moje osobiste uzależnienie jest wielorakiej natury. Przede wszystkim moje „biuro” jest już niemal całkowicie w kompie. Prywatna korespondencja jak również. Archiwum (dokumenty, adresy, fotografie, itp.) w dużej części zdigitalizowane. Wszystko, co piszę i co mi się wydaje warte zachowania też. Dalej, dostęp do informacji – prasówka, wyszukiwarki, encyklopedie, słowniki… Owszem, na półce też mi encyklopedie i słowniki stoją, ale kiedy coś i tak na kompie piszę, łatwiej i szybciej wstukać w wyszukiwarkę, niż wstać i wertować. Jutub też nie bez znaczenia. No i oczywiście cała sfera towarzyska, zwłaszcza odkąd zacząłem blogować. Oczywiście, że „zmysłowe” spotkanie z przyjaciółmi to co innego, ale raczej trudno je spontanicznie zorganizować podczas dziesięciominutowej przerwy w pracy, krótko przed północą, albo w czasie, kiedy ziemniaki się już gotują, a mięso zacznę smażyć dopiero za kwadrans. 😉 A do tego trzeba dodać rolę sieci dla osób, które z jakichś powodów są na dłużej lub krócej unieruchomione w domach, albo możliwość internetowego pogadania z przyjaciółmi z miejsca pracy, itd, itp.
Życie towarzyskie w sieci chyba wstrzeliło się po prostu dokładnie w nasze potrzeby i możliwości, dlatego tak szybko zaczęło być dla nas takie ważne. Jak ktoś ma dużo czasu, to pójdzie na piechotę do kumpla czy kuzyna mieszkającego 15 km dalej. Ale jak ma tego czasu mało, to nie pójdzie. I dobrze, że wtedy może chociaż napisać mail. 🙂
Ja tez bardzo lubie siec wlasnie za ulatwienie kontaktu i dostepu do slowa pisanego. Mysle, ze jak Gutenberg wymyslil ruchoma czcionke, i nie tylko nieliczni zaczeli miec dostep do slowa pisanego, to tez sie ciekawe rzeczy porobily. Renesans to bylo cwiczenie w wymianie mysli przez slowo pisane, no a takze czas wielkich sporow, bo te mysli nie zawsze byly po tej samej mysli. Na pewno bylo sporo osob narzekajacych na zanikniecie pieknej sztuki pisania manuskryptow… A na zupelnie innym poziomie, siec to jeszcze jeden, lecz nie jedyny sposob na spotkania z kims, kto moze nas jakos zainteresowac. Ale Babka tez ma racje – pewne rzeczy mozna wyczuc tylko w bezposrednim spotkaniu, bo wiele informacji na temat drugiego czlowieka jest zawartych szczegolach zakodowanych w naszej fizycznosci.
A co do chodzenia na obu nozynach, Kroliku, to jest okropne cwiczenie w cierpliwosci, ale jednak w koncu ten wyczekiwany dlugo dzien przychodzi. Babka jest najlepszym na to dowodem, i ja tez – moja noga wlasnie obchodzi dziesieciolecie zrosniecia i powrotu do uzytkowania w sposob nie tylko zalecany przez Krolika (pamietasz jak przerobil lapki uwiezionego w norze Puchatka na wieszaki do recznikow?). 🙂
No nie, jak już przerabiać łapki na wieszaki, to niechby na nich wisiały ciuchy od Lagerfelda albo Donny Karan.
A idąc po tej linii – wystające łapki można też przerobić na prawidła do butów od Manola. 😀
Chude psy nie potrzebuja ciuchow od Donny Karan. Tylko korpulentne koty . Bo ona swietnie kroi dla takich wlasnie kotow.
Wlasnie o tym snie Bobiku, zeby to chodzenie na dwoch jakos uczcic specjalnym ciuchowym zakupem albo poleciec na Bermude (b. mile wspomnienia sprzed 10 lat stamtad wlasnie) albo zrobic super ciuchowe zakupy na Bermudzie!. Manolo niestety nie dla mnie, z powodu, jesli juz nie ceny to wysokich obcasow.
Jak kto je lubi, bo na internecie mozna dostac wszystko, i nawet – jesli sie chce – wyzwolic sie od zakupow Manola, Karan i Lagerfelda, ktorzy czesc swojej slawy zawdzieczaja mediom przedinternetowym. Ciekawe, jak dzieki internetowi szanse maja takze produkty niszowe, albo po prostu inne od tych, jakie mozna dostac w przeroznych centrach handlowych, gdzie ktos za nas dokonuje wyboru co do ich dostepnosci i popularnosci.
Chudy pies jeszcze nigdy w życiu nie miał ciucha od Lagerfelda, a w ogóle jedyny w swej karierze bet z najwyższej półki, marynarkę od Armaniego, zakupił w Ebayu z dwie dychy. 😀 A w ogóle do markowych ciuchów ma stosunek raczej prześmiewczy. Ma się podobać ciuch, a nie metka. A argumenty o jakości i trwałości od dawna już wiadomo o co można rozbić. Zanim się zedrze przestanie być modne. 😉
Markowe ciuchy wyznaczaja tryndy. Jakby Lagerfeld nie mial utalentowanych projektantow, jakby nie zamawial u producentow nowych materialow i wzorow tkanin, jakby nier pokazywal nowych modeli na wybiegu, to przemysl odziezowy nie wiedzialby co produkowac.
och te trendy… Ogladalam film Casablanca wczoraj wieczorem i wszystko co nosila Ingrid Bergman w tym filmie z przyjemnoscia zalozylabym dzisiaj, proste i eleganckie. Tylko fryzury damskie beznadziejne.
Mam nadzieje, ze dzisiejsze wzornictwo odziezowe wroci do prostoty z tej barokowej mieszaniny stylow i kolorow od ktorych bola zeby. Na usprawiedliwinie filmu dodam, ze jest on czarno bialy, jednakowoz nie sadze, zeby odziez Ingrid B. byla w kolorze pomyj. Ani jeden jej stroj to nie Pucci chwala Bogu.
Kroliku, swiete slowa. Wyjelas mi to z ust. A Casablanke ogladam regularnie, zwlaszcza, ze jedna z moich ciotek w mlodosci wygladala jak Ingrid Bergmann (nie ze wzgledu na fryzure, czy kolor wlosow, tylko przypadkowe podobienstwo rysow).
Moniko, jesli znasz jakies ciekawe strony ciuchowe to chetnie sobie poogladam. Mam czas.
A ja chcialabym widziec na ulicy i jedno i drugie – i barok St. Laurenta czy Vivian Westwood i prostote Soni Rykiel czy Donny Karan. To co mi sie strasznie podoba we wspolczesnej modzie, to to, ze pozwala ona na ogromna roznorodnosc stylow i idiomow i nier ma czegos takiego, co absolutnie cala ulica nosi.
Pamietam jak pierwszy raz weszlam do nowo otwartego butiku Soni Rykiel w Nowym Jorku i jak powalila mnie na kolana jej kolekcja utrzymana w kolorach czarno-brazowych, czarno-fiolwetowych, podczas gdy ulica byla bardzo kolorowa. Ceny byly potworne: jedna T-shirtka kosztowala 100 dolarow, a bylo to prawie 30 lat temu. Na szczescie po pieciu latach mozna juz bylo kupic podobna T-shirt za 12 dolarow na Main Street.
Ale tez pamietam swoja wielka tesknote w Polsce za czyms pomaranczowym czy malinowym – byly to kolory, w ktore malo ktora dziewczyna by sie ubrala. Pomaranczowa parasolka mojej przyjaciolki Lenki, kupiona za dlugo ciulane dolary w Pekao, wzbudzala moj absolutny zachwyt. Dawala takie piekne cienie na twarz.
W ubieglym tygodniu szukalam jakiejs wiosenno- letniej torebki (zeszloroczna bardzo sie zlachala) z zoltej skory. Po zeszlorocznej w kolorze palonej pomaranczy mam ochote na cos zoltego. Znalazlam jedna, dosc tania i z dobrej miesistej skory, ale uznalam, ze jest za mala na noszenie ksiazki do metra i papierosow, i kosmetyczki, i portmonetki, i wiachy kluczy od dwoch domow. Ale moze jeszcze wroce i kupie, bo bardzo ladna. A na wybiegach bylo duzo rozkosznej zoltej i zielonej skory. Bardzo to odswieza oczy.
Nie przerabiać łapek z królika na wieszaki, drogich nawet , ale moim zdaniem niezbyt wysmakowanych ciuchów.
Jedyna rzecz , którą mam do dziś i mocno sfatygowana, to jest „przyrząd kreślarski”, już nieomal zbyteczny czyli królicza łapka do ścierania paciochów z rysunków.
Ogólnie obecna moda mnie mocno pogrąża, jestem z tych co lubią umiarkowaną elegancję i pewnie zgorszę tu wiele osób .
Ubieram się , jak to Bobik pisze w ciuch za góra 25 zł( marynarka nieskalana chyba noszeniem od Hugo Bossa
kosztowała mnie 21!!).
Wręcz to moje hobby- wyszukiwanie markowych ciuchów po tych u nas brzydko zwanych lumpeksach.
A że już pare razy ( ostatnio na jesieni udał mi się taki dziwny zakup, tym bardziej adrenalina mi skacze).
Otż otwarto tu w dość eleganckim budynku z kilkoma marketami, usługami, przychodniami prywatnymi,nazwanym u nas Centrum Rodzinnym sklep z markową odzieżą reklama głosiła angielsko- irlandzką.
Weszłam.Nie mierzę nigdy ciuchów.Albo pasują, albo oddaję dalej.
Wybrałam jinsy do mycia okien, wiedziałam ,że są lekko za duże w talii, a nogawki 3/4.Akurat padał deszcz i nie namyślając się wlożyłam je „wprost na osobę „bez prania itd.
Było ciemno,coś mi zaszeleścilo w tylnej kieszeni, wyjęłam ten papierek, pomięłam i zamierzałam wyrzucić do śmietnika,
pojawiającego się na mojej trasie pod lasem.W świetle latarni zobaczyłam,że coś błyszczy- rozwinęłam zwitek:10 funtów z JKM.Za spodnie zapłaciłam 5 zł.
Króliku mam problem z butami, które są moja pierwszą namietnością.Mam ich tyle, nie niszczę, bo na codzień biegałam z psem w addidasach .
Wszystkie na obcasach.Zastanawiam się, czy zapakować i odesłać do kościoła czy np. ja je jeszcze założę?
Te super wysokie już oddałam moim kumom z moim rozmiarem buta.Nie łatwe to, bo mam kalekie stopy, za małe i tylko dwie przyjaciółki z trudem wbiły się w te pantofelki !
Jedna z nich powiedziała:” pięte obetnę, ale z tych butów :nie zrezygnuję!” Rozwaliła je nieco i nosi! :smile”
A przypomniała mi się jedna z moich wspaniałych koleżanek, niestety przedwcześnie zmarła plastyczka z Wa-wy.
To była szykowna minimalistka.Żadnych waliz w podróży.
Dwa T-shirty, para spodni, jeden żakiet i jedna spódnica + 3x bielizna na zmianę.Wszystko dobrego gatunku i tak dopasowane,że tylko pozazdrościć.Zosia była zawsze świetnie ubrana .
Inna sprawa,że zdobiła Ją niebanalna uroda:gęste do pasa rude o pięknym odcienu włosy i niezliczona ilość piegów.
Kroliku, ja rozpieszczona jestem, bo u mnie w miescie jest dosyc klientek na taki rodzaj ubran, jaki Ty lubisz (spokojna klasyczna elegancja, ciekawe akcenty kolorystyczne i geometryczne, swietna jakosc materialu) i jest pare nieduzych sklepow nie w zadnej sieci, ani nie na internecie (niestety, bo moglabys u nich cos zamowic). Zielone torebki byly u nas modne w miescie jakis czas temu, ja wlasnie jeszcze taka nosze, bo nie zawsze ci wielcy sami cos wymyslaja, a czesto podgladaja tych nieopatrzonych i mniej znanych, ktrorych pomysly pojawiaja sie wczesniej. Nawet sklep z butami jest nieduzy (mozna powiedziec, ze siec, bo drugi jest w Wellesley, tam gdzie studiowala p. Clinton, acz akurat nie jestem wielbicielka tego, w co ona sie ubiera), gdzie jest wszystko pod moj, Babki i Krolika gust. Tylko ceny sa dosc wysokie, ale tez ja wole miec mniej dobrych rzeczy, niz ciagle sie uganiac za wiecej, ktorych i tak za bardzo nie lubie.
Witam wszystkich deszczowo, wlasnie wrocilam z beznadziejnego mokrego spaceru, i po co mi to bylo, trzeba bylo lepiej pochrapac na kanapie. Moja, na szczescie, nie wyglupia sie z Lagerfeldami i Armanim, Coco Chanel uznaje tylko w plynie, wiec deszcz i bloto mi nie straszne, czasami tylko sie wyglupia i zaklada mi na szyje czerwona apaszke, ale cierpie w milczeniu i czekam na okazje, zeby to paskudztwo z siebie zrzucic. Moze jej sie jeszcze przypomina jakies harcerstwo? Musze ten problem psychologiczny troche zglebic.
A co to sie tutaj dzieje z tymi nogami? Zaraza jakas i pomor w sieci? Moja tez ciagnie za soba lewa noge, chociaz z lozka wstaje zawsze prawa, a teraz w dodatku nie chodzi do pracy i coraz wiecej czasu siedzi przed komputerem. Teraz to juz pewnie bez psy-chologa sie nie obejdzie, uzaleznienie ma jak w banku.
Slyszalam, ze Ewa Drzyzga zaprosila kiedys do swojego programu grupe blogowiczek, ktore dopiero u niej mialy okazje sie osobiscie poznac, fajna idea. Zalozycielka tego blogu mieszkala w USA, wtedy udalo im sie jeszcze porozmawiac z nia ze studia przez telefon, wkrotce potem zmarla na raka. A blog zyje dalej, te panie dalej go prowadza, w dodatku zaprzyjaznily sie tez osobiscie.
Rozumiem Babke, fajnie z kims mailowac, kogo sie juz widzialo.
A swoja droga, co robilybysmy o tej porze dnia, powiedzmy 100 lat temu?
MNie sie te zielone z kolekcji niezbyt podobaly, ale te lekko przybrudzone zolte, bardzo! Mialam jakas podobna ze trzy lata temu, ale byla za duza, zanadto floppy (bo nie skora tylko bardzo dobra imitacja), ale ja oddalam corce kolezanki, ktora nosila wtedy zasze duzo zapasow dla swej malej coreczki. Ale kolor byl znakomity. Taki chce!
Bardzo mi sie podoba londynska ulica (taka unselfconscious) i to co nosi mlodziez. Jest znacznie bardziej pomyslowa i odwazna niz kiedy ja bylam mloda. Oni sa generalnie fajniejsi od mojego pokolenia w ich wieku. Mam takie poczucie zawsze, ze sie za wczesnie urodzilam.
Babko, butów nie oddawaj! Bedziesz miała większa motywację do rehabilitacji!
Ja tam „ciucharą” niestety nie jestem. Generalnie spokojnie. Zara, czasem Jackpot lub Beneton ( ten ostani raczej na wyprzedażach bo drogi) w Londynie GAP. ostatnio w Polsce powstała firma Reverse, wbrew nazwie czysta polska gdzie można coś fajnego znaleźć , w umiarkowanej cenie. Ale ja po ciuchowe zakupy chodze 1-2 w roku. Wydaję wieksza sume i mam spokój . Wielka ciucharą jest moja młodsza córka. Ona praktycznie codziennie coś kupuje, jak nie ciuch to przynajmniej pasek lub torebkę pasków ma z 50, torebek niewiele mniej. Przeważnie w second hand,ale ma niewiarygodne oko. przed wyjazdem kupiła bluzkę YSL za 7 zł.
Ale markowym swetrem nie pogardzi. Niczego nie wyrzuca, wszystko sie może przydać, ma nawet stronę na takim specjalnym portalu gdzie dziewczyny wrzucają zdjęcia,w ciekawych ubraniowych zestawach. Ale moda to po części jej kierunek studiów, miała już kilka pokazów jako projektantka-studentka. Ma to swoje dobre strony, bo zawsze cos doradzi, choć raczej sprzeciwu nie toleruje!
Och ,Heleno! jak ja bym chciała na High Str Kensington! To jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie, tak i Earl’s Court czuje się jak u siebie!!!
Moniko
Moja jest zaprzeczeniem typowej kobiety .Wpada do sklepu z pedkością swiatła ( wiadomo fizyk ) i albo wypada natychmiast albo kupuje , nie znosi przymierzać , ma swoje ulubione sklepiki i nie znosi tracic czasu na fatałaszki , mówi elegancja jest ponadczasowa 😉
Hermes dostał cynaderki , pieczone ziemniaczki i chrust , aha gdzieś znalazl sie jeszcze jeden weczek z ogóreczkami wiec leci , no chyba ,że Rys przechwyci połowę 😉
Babko
poczta przyszła , ale Moja siedzi dziś jak tata Bobika na dwóch komputerach napisze pózniej 😀
Bobik
ostatnia sznsa jeszcze trochę cynaderek zostalo , czekam
😀 Moja mama była adoptowana , wyobraż sobie ,ze mojej sie na początku nie spodobała ale potem , obie z mamą miałyśmy szczęscie ,że Moja sie nami opiekuje
Heleno, Zono, zgadzam sie co do ulicy londynskiej. Ale z tego wychodzi, ze to nie tylko markowi projektanci sa tworcami trendow (co by sie zreszta zgadzalo z teoriami powstawania i przyjmowania sie trendow). Dyktatorzy mody czasem nie tyle dyktuja, co popularyzuja, w formie do przyjecia dla wiekszosci, to , co wymyslili inni, bardziej tworczy, choc mniej znani ludzie, z mniejszym budzetem na reklame.
Koto
jak to co piło herbatke z samowaru koniecznie z konfirurą i rozmawiało jak ten swiat się zmienia .Te latajace smoki powietrzne , szczęsliwcy mogli zadzwonić do przyjaciółki w Concord , pójśc na film do kina choc było ich mało , prząść wełnę i podśpiewywać
http://www.youtube.com/watch?v=ZJaThhR91pE&feature=related
a u mnie dziś wiosna zawitała , słoneczko świeci 😆 😆
Ja generalnie podziwiam te kobiety, które maja tyle twórczego zapału i determinacji by pracować nad swoim wyglądem i mają jaka zborna koncepcje samej siebie. Mnie tu niestety trochę nie dostaje! Niestety prawdziwa elegancja to cos więcej niz tylko czarna marynarka i popielata spódnica. Prawdziwa elegancja wymaga czasu i inwencji. Z reszta od mężczyzn tez, choć tu ple do popisu jest nieco mniejsze. Generalnie moim zdaniem mężczyźni w Polsce są okropnie zaniedbani, choć oczywiście są wyjątki.
Niuniu, co do szybkosci decyzji, to chyba dorownuje Twojej. Nigdy duzo czasu na to nie poswiecam, tylko robie takie zakupy prawie mimochodem. Zycie jest krotkie, i jest tyle innych bardzo ciekawych rzeczy. Do tego, nie same ubrania decyduja, czy sie dobrze wyglada, tylko calosc, a tu juz tyle innych czynnikow dochodzi, chocby body language, sposob mowienia itp. Kiedys panienki z dobrych domow sie tego uczyly takze w formalny sposob w finishing schools, dzisiaj to juz nie tak sformalizowane, ale istnieje. Dlatego moze przyciagac osoba w seryjnej T-shirt, jesli bedzie miala to cos, a nie przyciagac – osoba wyposazona we wszelkie atrybuty mody. I to bardzo trudno zmienic, bo to jest cos od srodka, co daje jednym niezaprzeczalny styl, a innym – nie. 🙂
niuniu, u nas w Galicji to samowarów raczej nie było, ale herbata i owszem, np z piszigerem !!!
Heleno – kup torebke i do tego te lekkie i-cos tam do czytania w metrze i sprawa rozwiazana.
Niegdys moje dziecko mialo narysowac mame. Narysowala osobe w dzinso-podobnych spodniach i luznej czerwonawo-buraczkowej bluzie. Malo nie dostala dwojki za niezrozumienie polecenia 🙂
Ale wlasnie musze cos niestety sobie kupic niedlugo – nowe dzinsy? 🙂
Babko z Gdyni – sliczny wiersz walentynkowy zamiescilas u siebie. Troche z opoznieniem go przeczytalam.
Nad rzeczka tez nastroj walentynkowy – kaczuszki zaczynaja sie laczyc w pary, niezadlugo pojawia sie pewnie male zolte puszki.
W dzisiejszej Warszawie dziewczeta nosza dzinsy bez wyjatku. Moj maz zauwazyl tylko jedna nie w dzinsach podczas kilkugodzinnego spaceru. Sa to sliczne szykowne dziewczyny, ale spektrum stroju nie jest za rozlegle. Ja dorastalam w mini, po to zeby sie przesiasc w maxi, a potem w styl hippie. W sklepach bylo wtedy zupelnie co innego niz na ulicy. A Warszawskie ciuchy w Rembertowie musialy same jedne robic za dzisiejsze lumpexy. Moja przyjaciolka z pracy wziela wtedy pozyczke remontowo budowlana, zeby kupic sobie subienke w komisie z indyjskiego batiku. To se ne vrati. Na szczescie, bo to byly czsy postawione na glowie.
Żono
u dziadka Mojej był , nie wiem czy piszinger u Ciebie to andruty z przemyszną maśa jesli tak to juz biegnę 😆 😆 , Moja robi , ale nie zawsze ma na to czas , a ja wiadomo szmać najlepiej umiem , no miske wylizać też
Moniko
to oczywiste ,ze najwazniejsze jest pod tymi fatałaszkami , albo sie ma to „coś ” albo nie 😉
Kroliku
a pamietasz bananówy, jak Maryla Rodowicz wystapiła w Opolu Moja siadła do maszyny rach ciach ciach i spodnica była tak słyszałam 😉
Tak Niuniu, to jest piszinger! Specjalistą od jego produkcji jest mój Tato, niestety z racji wieku ( niedługo 88 urodziny) nie zbyt często go robi. Kręcenie tej pysznej masy wymaga trochę wysiłku. A na gotowy piszingier , zeby sie dobrze ulezał tato zawsze gładzie ogromny atlas świata, ten w zielonej oprawie z lat 60tych. Kto ma taki
Mam w łodzi króliku dwóch kolegów po znakomitej łódzkiej szkole , hgdzie tkanina naprawdę była doprowadzona do perfekcji.Te wówczas chłopaki robili duże pieniądze szyjąc ciuchy z byle czego.Farbując tetrę itp.
Do dziś i często latem ją noszę mam „Koszulę dziadka”
ze zwykłej surówki. Przeżyła chyba 25 lat i stale jest , jak nowa!Żal wyrzucić.
Szczytem ich możliwośći były swetry na drutach , istne gobeliny w pejzaże.Albo w indiańskie wzory, każdy rękaw inny.
Któregoś roku zagnieździli się u mnie w pracowni, był czas Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku i korzystając z mojej maszyny szyli co noc po dwie sukienki.
Uszyli mi tak piękną sukienkę, po roku w Niemczech pod Frankfurtem moja znajoma osoba zamożna, dosłownie zdarła ją ze mnie.Oddałam bez żalu!Jej bylo w tej sukience przepięknie.A uszyta była ze zwykłego prześcieradła koloru pink , dekolt cały obramowany kwiatkami z haftu richelieu.
Wando TX bardzo dziekuję, chyba się udał bo sercem pisany.Strona mało atrakcyjna,bo biało ale ma być tak,że niebawem się zazieleni.
Zapomniałam dodać,że bywały też ciuchy z szlachetniejszych materiałów, jak jedwabie z Milanówka .
Ostatnio uzupełniałam zapasy, bo niektóre moje chorągwie szyte do Muzeum w Malborku były z prawdziwego jedwabiu.
Niuniu- jakiś czas uczyłam rysunku w szkole Odzieżowej i moje uczennice od a do z wykonywały na pokaz mody takie bananówy.
To była trudna sztuka kroju,żeby się wszystko pięknie układało.A tę pracę uważam za jedna z moich najlepszych, choć na etacie i” państwowym” pracowałam krótko.
W sumie w modzie pracowałam 6 lat.
A też nie za bardzo lubię ganiać po sklepach, uważam to za stratę czasu.Całkiem jestem pod tym wgledem niekobieca.Tu mam las to wiadomo, spodnie, kurtka, addidasy.
Stąd zaniedbanie tych ukochanych butów i kapeluszy, które maniacko kupowałam, nie mając sznasy się w nich pokazać, bo w Gdyni wieje, jak w Madrycie!!
Zgadzam się z żoną,że panowie w Polsce są zaniedbani
czasem sobie cichcem idąc po ulicy mruczę ze zlością:”nie ma na czym oka zawiesić”:mrgreen:
Farbowane prześcieradła to był hit lat 70-tych, potem było trochę gorzej , bo i z prześcieradłami był problem! w czasach licealnych miałyśmy z przyjaciółkami,cudowna krawcową panią Bogusie, która z tych prześcieradeł, tetry na pieluchy i tym podobnych materiałów szyła nam b. oryginalne stroje.
A trochę później z podarowanego mi przez koleżankę kupony tafty uszyła mi sukienkę ślubną.Było to w 83 roku, więc ten kupon tafty ecru, to była naprawdę niezwykły prezent! pani Bogusia, nie bardzo chciała sie podjąć szycia ślubnej kiecki, ale ostatecznie przypomniała sobie przesąd krawcowych ze ślubnej kiecki nie wolno odmawiać. Bardzo byłam zadowolona z efektu!
Poczytalem sobie ostatnie wpisy i lza sie w oku zakrecila.. Przed wyjazdem z Polski mielismy z zona firme ciuchowa, produkujac rozne latalaszki na zlakniony towarow rynek. Oplacalo to moje studia medyczne i pare innych rzeczy. Po raz pierwszy i ostatni w zyciu bylem „milionerem”. 🙂
Ale pamiętam taki zabawny moment, jak będąc w Paryżu ogołociliśmy Boutik jakiegoś Pana na St.Geramain de Pres
wykupując wszystkie hinduskie sukienki, jakie miał.
On się chyba nie spodziewał takiego utargu w dwie godziny!
Jeszcze parę lat temu taką ulubiona nosiłam w duże upały.Nic nie wyblakły koloty, tylko trochę mi z wiekiem „halo” urosło i oddałam mojej chrześnicy.
Babko
no tak jak Moja była „piekna ” i młoda 😉 dziergala swetry na zarobek , 3 dni i swetr gotowy , ale nie byle jaki wyrabiała cuda za jeden swetr na poczatku lat 80 brala 200 zł i kolejka stała , niektore gdzies po swiecie sie tulają .Ostatnio udziergała Mojej Mlodej 9 lat temu .Młoda czytala wtedy „Władce pierscieni” więc z przodu był pierscien , a z tyłu napis Lord of the Rings w pieknych kolorach , niestety wydalismy go.Co zas sie tyczy surówki to wdzieczny materiał byl , a Milanówek oj Moja sie znowu rozmarzyła , chyba musze ja czyms zająć 😀
Ja pod wzgledem wystroju podziwiam moja kume Renate , wielka elegantke, ktora odkad przeniosla sie do Gdyni wyrobila w sobie nawyk bardzio starannego i systematycznego badania tamtejszych lumpeksow i wynajdywania w nich t.zw. „nowek” dla siebie i licznych przyjaciolek – za grosze. Apparently, w Warszawie lumpeksy sa do niczego w porownaniu z portowa Gdynia. Renata jest szczodra i dbajaca o przyjaciol. I swietnie ubrana. Jako studentka dorabiala jako modelka w Modzie POlskiej. kiedy mieszkalysmy w NYC ubierala sie glownie w piwnicy Bloomingdale’a, a dzis polowa jej ubran pochodzi z lumpeksow, a druga polowa z t.zw. glebokich wyprzedazy. Sporo kupuje Londynie, kiedy przyjezdza, zwlaszcza butow i torebek. Ale tez, jesli czegos nie wlozyla ani razu przez rok, podaje dalej, ku radosci nas wzystkich. Sama mialam od niej niezliczona ilosc ciuchow, niekrtore wrecz pamietne, jak jedna bluzka, ktora oddala mi z miejsca jak wpadlam w zachwyt – kupiona w Berkley, z cieniutkiego bialego batystu, pieknie haftowana na bialo. Nosilam ja i nosilam, az miala dziury. Wiele razy potem rozgladalam sie za taka bluzka i nawet raz cos podobnego znalazlam: w wysylkowej firmie peruwaianskiej, ale kosztowala 180 funtow! Z bolem serca nie kupilam, choc pewnie znow nosilabym ja latami….
Wczoraj tez dodalam sobie do wystroju bardzo szeroki czarny pasek z mieciutrkiej skory , ktory „wydala” mi Renata ze swojego. Bardzo go lubie, bo mozna go zaciagnac tak, ze sie ma cos na podobienstwo talii i nie przeszkadza, bo jest tak miekki.
Niestety butami nie mozemy sie wymieniac, ona ma spora stope, ja raczej mala. Ale kupujemy sobie bizuterie.
PA2155
A pamiętasz,że te kiecki, spódnice itp. nigdy nie były identyczne dwie.
Można bylo spokojnie wyjść w takiej bez obawy,że spotkasz na drodze inna babkę w takiej samej.
I to był rodzaj luksusu.Masz u mnie medal honorowy!!
Och kiecki slubne. Ja bralam slub w ivory lnianym kostiumie (plisowana spodnica do pol lydki i zakiecik) i zlotych sandalkach. Dzisiaj jest to bardziej skomplikowane, nawet jesli to juz kolejny slub dla jednego lub obydwojga mlodych.
Je ne regrette rien.
PA
gdzies Ty był , co slychać na pólnocy , jak Seneca , widze że nie tylko Moja się rozmarzyła , ale Ty też 😉 a tak w ogóle to dowiedzielismy sie nareszcie ,że masz cos wspólnego z medycyna tylko co „milionerze” opowiesz , moze jakiś kącik porad 😀
To prawda Heleno,że w Gdyni naprawdę można niezłe markowe ciuchy upolować.Nie wiem, czy Ciotka Renata bywa w takim koszmarnym na pozór lumpeksie za murem przy Hali Targowej.My to w domu nazywamy”U psa”(bo tam pies przy budzie pilnuje dobytku).
Ja tam klika par butów nieużywanych w tym cudowne aplikowane kupiłam za ca.35 zł.
W tym włoskie sznurowane wysokie trzewiczki, moje ulubione do dzisiaj.Bardzo szykowne.
Motorem napedowym w naszej firmie byla moja zona. Ja sluzylem jako doradca finansowy i, jak to powiedziec, factotum. 🙂
Niuniu, ja mam lub mialem wspolnego z wieloma rzeczami, ale nie warto sie chyba chwalic. Czasami moze cos wspomne na zasadzie ogolnej asocjacji. A porady pojawiaja sie od czasu do czasu, chyba zauwazylas? 🙂
Na Polnocy jest znow zimno, ale idzie ku wiosnie. 🙂
Jako kundel jestem zdecydowanie za różnorodnością futer i też mi się bardzo podoba, że moda przestała być tak strasznie zuniformizowana i nie ma sztywnego obowiązku noszenia przez wszystkich nemal identycznych rzeczy, według jednego sznytu. Ale tak mi się widzi, że w modzie trzeba rozróżnić dwie sprawy: ciuchy czy tryndy, które mi się podobają, na których widok myślę sobie „o, kurczę, ale fajne!” i te, które mam ochotę sam włożyć na grzbiet i w których mnie będzie do pyska i figury. Mogę na przykład szalenie podziwiać futro collies czy aussies, ale wiem, że sam bym w takim wyglądał jak skończony palant, a jakiś np. jamnik jeszcze gorzej.
A sto lat temu pewnie rozmowa też byłaby o ciuchach, a jak akurat miałoby się ochotę inteligentniej, to o najnowszysch powieściach czy nutach, no i oczywiście o kulinariach. Ale o sieci pewnie by nie było. 😀
Moja mama pewnie by się darła na kucharkę, czemu kolacja jeszcze nie jest gotowa, albo sama byłaby tą kucharką i ocierałaby łzy rogiem zapaski, nie mając odwagi przyznać, że z kumą na kuchennych schodach się zagadała.
Albo ze strażakiem! 😆
Ja mialam taka wloska spodnice z cieniutkiego zielonego sztruksu odcinana po ukosie na biodrach i z plisami z jednego („krotszego”) boku. Kochalam ja nad zycie. Pochlapalam ja woda utleniona (bodaj mi uschly te rece). Byla nie do odratowania. Tragedia ludzka.
Czy Bobik jest nie zainteresowany tematem, czy tez ma verbotten dostep do komputera?
Oczywiscie, Babko! Moze nawet otarlyscie sie o siebie. Znam ten lumpeks za murem Hali. Zadne zakupy pregi wolowej dla Milasa nie obeda sie bez zajrzenia do tego sklepu, zwlaszcza kiedy przywoza nowy towar.
Oczywiście lumpeks lumpeksowi nie równy. Moja Zosia , ma kilka które odwiedza regularne i zawsze coś przyniesie, matce, starszej siostrze, a nawet Sąsiadowi też coś skapnie. Ona najpierw patrzy na kolor, potem na fakturę materiału, a dopiero na końcu co to jest. Ja niestety nie mam kwalifikacji na szperacza!
O PA! dzis odśnieżając samochód po trzydniowej przerwie w jeżdżeniu pomyślałam ze śniegu mamy w tym roku jak w Kanadzie!
Jestes Bobiku, ja mam dzisiaj spozniony refleks.
Niunia, nie wierzę, że komuś Twoja mama mogła się nie podobać. Widziałem na zdjęciu, że do naszego Puszkina była bardzo podobna, czyli z założenia była bardzo urodziwa. 🙂
Do herbaty poproszę te cynaderki zamiast pischingera. 🙂
A samowary i w Galicji bywały. U nas w Krakowie był taki rodzinny zabytek (chyba miałby teraz ze 120 lat), który nawet raz w napadzie szaleństwa został użyty. Teraz mieszka u jednego z siostrzeńców taty, dalej w Krakowie.
Bobik nie krzyczalby na kucharke. Tylko kucharki krzycza.
Wczoraj na tym obiedzie uslyszalam jak niektore moje kolezanki traktuja sluzbe i bardzo sie zdziwilam. E. by mnie chyba zabila, gdybym tak sie odzywala do Pani Dochodzacej. A jak Pani D. by sie zdumiala! 😆 😆 😆
Moja mama jest szperaczem i to dokładnie w takim typie jak córka Żony Sąsiada. Najpierw kolor, potem faktura, potem krój. To jest bardzo praktyczny sposób szperania, bo po kolorze bardzo szybko można dużo rzeczy wyeliminować i zająć się tym, co naprawdę zasługuje na uwagę. No i mama też zawsze coś przyniesie, niekoniecznie tylko dla siebie.
A z butami ma podobny problem jak Babka – numer 35, bardzo szczupły, więc tyż ni ma letko. Zresztą w ogóle jej marzeniem o raju zakupowym są Chiny, gdzie nie miałaby problemów z odpowiednimi dla siebie rozmiarami. 🙂
RANY BOSKIE! Gdyby ta wyimaginowana mamy kucharka tak przypaliła ryż, jak ja teraz, chyba na zbity pysk by ze służby wyleciała! 😯
Ja mam stale wrażenie Heleno,że Twoja Ciotkę Renatę znam 😯
A już najlepszy dowcip byłyby taki, gdyby się okazała moją koleżanką z Liceum.
W tej sieci zaiste dziwne rzeczy się zdarzają.
No niestety Heleno, nie każdy dorósł do tego żeby mieć służbę. Czasem czytam w internecie, że ludzie instalują kamerki by obserwować Panie Dochodzące i Stacjonarne pod nieobecność „Państwa” zgroza!
Zarządzanie personelem to jest sztuka i w dawnych czasach prawdziwe panie domu, gdzie służby było sporo ( myślę że u moich dziadków, to było przynajmniej kilkanaście osób, nie licząc oczywiście pracowników folwarcznych) stały przed prawdziwym wyzwaniem. Mój tato wspomina na przykład, że pomimo tej ilości służących różnego szczebla, dzieci musiały same ścielic łóżka i było nie do pomyślenia, żeby robiła to służba. Ukochana pokojówka mojej Babci spedziła w naszej rodzinie ponad 50 lat zycia. Zmarła w domu mojej ciotki w latach 70-tych otoczona miłoscia i przede wszystkim ogromnym szacunkiem. Ostania ( i chyba jedyna) osoba na świecie która móówiła do mnie „panienko”!
Bobik, Lena W. , ktora wczoraj obchodzila urodziny w tej restauracji, byla kiedys z mezem w Japonii . Jest dosc wysoka, ale bardzo szczupla i kiedy w jakims duzym sklepie towarowym nie mogla niczego znalezc dla siebie w ubraniach, podeszla do niej ekpedientka i udzielila porady: This floor is not for HUGE ladies….
A ojciec uslyszal w Japonii jeszcze lepszy komentarz. Tlumaczyl gronu pielegniarek, jak maja przeprowadzac jakas ankiete wsrod pacjentow. kiedy jedna pielegniarka powiedziala do niego: Wygladasz na typowego Amerykanina! 😆
– Dlaczego? – zainteresowal sie moj tata.
– Bo masz taki duzy nos – powiedziala z nieklamanym podziwem pielegniarka. 😆
Tak bylo, Zono. Miec sluzbe to odpowiedzialnosc, i sprawdzian na to, czy naprawde jest sie czlonkiem tej klasy, do ktorej sie czesto usilnie pretenduje, znajac jej zachowania na pewno nie z pierwszej reki …
w młodości chodziłam właściwie wyłącznie w tenisówkach, albo w butach turystycznych koszmar. Wyprodukowanie rozmiaru 40-41 damskich butów było socjalistycznego przemysłu obuwniczego wyzwaniem ponad siły. Latami mialam po 2-3 pary butów na cały rok. Teraz mam troche więcej, ale głupie przyzwyczajenie chodzenia w tych samych na okrągło trochę mi zostało
Coraz trudniejsze te kody : 7+5= ???
Zono, Pani D. zaczela przychodzic do mnie kiedy pracowalam i „zajmowalam sie” E., mieszkajaca wowczas na drugim koncu miasta.
POtem sytuacja sie zmieniala, ale ja nigdy nie mialam odwagi zwolonic Pani D., choc jest to osoba o golebiej lagodnosci i zyczliwosci dla nas. Moze wlasnie dlatego.
Mam nadzieje, ze przepracuje u mnie i u E. jeszcze troche lat i tez bedzie mogla obchodzic piecdziesieciolecie. Przychodzi tu juz od 27 lat.
U mojej Kieleckiej Babci była ” slużba” , czyli dziewczyna z Nagłowic, traktowana, jak rodzina, zaprzyjaźniona z moją Mamą i Ciotkami.Bardzo wesoła nazywaliśmy Ją „Sacharynka”.
Po latach zostałam chrzestną matką jej syna.Było to już, kiedy mieszkała w Słupsku, gdzie wyszła zamąż.
Pamiętam , jak mnie za PRL-u uderzyło niemiło, kiedy szwendając się po Lyonie zobaczyłam rezydencje, a raczej szeregowce z napisami” wejście dla słuzby od tyłu”Szok!!
Bardzo dobrze Cie Heleno rozumiem i zgadzam sie z Monika , że to jest poczucie odpowiedzialności. pokojówka mojej Babci przyjechała w 46 roku ze Lwowa do Krakowa z resztkami uratowanych ruchomości dziadków i zamieszkała z nimi, w dwu pokojowym mieszkaniu, w którym już było 5 osób. Babcia nie zastanawiała sie ani chwili, choć oczywiście nie miała czego jej płacić. Marynia poszła do pracy i prawie cała pensje oddawała dziadkom, którzy byli wtedy w b. trudnej, wręcz dramatyczniej sytuacji materialnej.Potem kiedy sie trochę sytuacja ustabilizowała, Marynia była po prostu członkiem rodziny, otoczonym opieka. Zmarła mając 77 lat, pomyliłam sie to było ponad 60 lat, przyszła do dziadków, jeszcze czasie I wojny.
Moja Pani J, która przychodzi do nas już 10 lat, tez nie jest mi w tej chwili już właściwie potrzebna ( dzieci nie ma, my dużo w Warszawie) ale przecież nie powiem jej z dnia na dzień do widzenia, zwłaszcza że ma ostatni wyłącznie kłopoty i to b. poważne.
Zono, w mojej rodzinie byly podobne zwiazki, i poczucie wiezi i odpowiedzialnosci ciagnace sie przez dekady i pokolenia. Ciekawe, ze to jest nie tylko ograniczone do Europy, bo rodzina meza podobnie traktowala (i do dzisiaj traktuje) sluzacych, ich dzieci i rodzine.