Morfinowe sny
Bobik nie lubił morfinowych snów, do których został zmuszony w szpitalu. Były inne od snów zwyczajnych, nienapędzanych niczym poza czystą psią fizjologią. Nie to, żeby te morfinowe nie miały prezencji. Owszem, potrafiły się wystroić, ufryzować i w ogóle odpicować, że mucha nie siada. Umiały też świetnie dostosowywać się do potrzeb chwili. Bywały kolorowe i rozedrgane jak karnawał w Rio, rzeczowe niby program popularnonaukowy BBC, lub smętno-refleksyjne, ciągnące się na podobieństwo Festiwalu Poezji Ziewanej. Grzebały w zakamarkach szczenięctwa, wybiegały w przyszłość, albo formowały teraźniejszość w sposób nader pokrętny, ale w obrębie snu nieunikniony, a nawet jedyny możliwy. Co tu dużo gadać, w swoim fachu były wręcz lepsze od niefarmakologicznych szaraków.
I właśnie ta ich profesjonalna doskonałość była dla Bobika problemem. Morfinowy sen tylko z trudem dawał się odróżnić od rzeczywistości. Coś, co w nim wybuchało, wybuchało naprawdę. Coś, co raniło, pozostawiało blizny. Jawa nie płoszyła potworów, które w najlepsze dalej urzędowały pod łóżkiem, ale i sen niekoniecznie powodował definitywne rozstanie się z jawą oraz przynależącymi do niej okropieństwami. Rozdzielne porządki nie chciały się rozdzielać, nie bacząc na wysiłki śniącego i budzącego się.
Im bardziej Bobik sam tym wszystkim był zmęczony, tym bardziej współczuł ludziom, z których – jak mu się ostatnio zaczęło wydawać – co najmniej jedna trzecia, a może i połowa cały czas śniła morfinowo, nie odróżniając realiów od wytworów umysłu. Fakt, na własne życzenie i z niewątpliwym upodobaniem, ale dobre serce Bobika nawet w takich przypadkach potrafiło się zdobyć na miłosierne odruchy.
„Nie swędźcie, abyście nie byli swędzeni“ powtarzał sobie szczeniak przed zażyciem kolejnej tabletki, której zawsze, na upartego, mógł nie zażyć. W przeciwieństwie do jednej trzeciej, a może i połowy ludzkości, która w swych morfinowych snach zdawała się być uwięziona nieodwołalnie, chociaż całkiem beztabletkowo.
Dlaczego to pindrzenie się jest tak wkurzające, przynajmniej dla mnie? Ano dlatego, że łączy się z jakimś oszukaństwem jednak.
I read you like an open book, Doro!
Anglicyzmy dzisiaj, kiedys francuszczyzna, a jeszcze przedtem lacina.A kiedys byc moze mandarynizmy beda nas draznic w polszczyznie.
Króliczku, akurat jak chodzi o pasztetówkę, liryczne uniesienie zawsze mi się przebije, choćbym nawet próbował je ukryć. 😆
Kisazka Lynn Truss byla bestsellerem pare lat temu. Pewnie, ze ludzie chca czytac o jezyku ojczystym. Za moich czasiw w NYTimesie istniala rubryka On Language prowadzona przez znakomitego Williama Safire’a , ktory czasami pisal wystapieni publiczne Reaganowi. Czasem ludzie zadawali mu pytania i on im odpowiadal. Ale najczesciel zajmowal sie procesami, jakie w jezyku zachodza, nowymi zwrotami i slowami. Nie pouczal z waszecia. Pisal o jeyku jko zywym organizmie. Czasem pial o jezyku reklsmy i czesto zahwycal sie ponmyslowoscia copywriterow. Nie pamietam aby odmawial im prawa do tworczego traktowania jezyka.
Za Julkiem:
Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa…
Aby przeleciał wszystka ducha skrzydłem.
Strofa być winna taktem, nie wędzidłem”.
A jak glowa mysli troche po angielsku, bo wszystko wszedzie jest dzisiaj po angielski to i do strof to przyjdzie.
A teraz musze sobie przygotowac koafiure i tiurniure na wieczorne tete a tete.
Bobiku, mnie lirycznosc pasztetowki tez wzrusza i porywa, szczegolnie jesli ty o niej piszesz…
Eee, Heleno, czym innym jest twórcze traktowanie języka, a czym innym prymitywne i kompletnie pozbawione językowego wyczucia kalkowanie angielszczyzny (czy niemczyzny, ale to rzadziej), mające na celu właśnie wypindrzenie się i pokazanie swojej rzekomej wyższości (och, jaki mądry jestem i światowy, kiedy nie używam kremu przeznaczonego do twarzy, tylko dedykowanego do d..y!). I bardzo dobrze, że ktoś takie idiotyzmy wyśmiewa lub się nad nimi wybrzydza. Gorzej by było, gdyby wszyscy milcząco uznawali takie psujstwo za normalne.
A na zalew anglicyzmów narzeka się nie tylko w Polsce. Francuzi chyba nawet bardziej na ten temat biadolą. Niemcy też biadolą. I Włosi, i Hiszpanie, itepe, itede…
No dobra, jestem skłonny uwierzyć, że Anglosasom ten zalew najmniej przeszkadza i oni na ten temat piszą rzadko. 😈
Mnie dotknął dziś (piszący zazwyczaj dobrym polskim) Ernest Skalski, gdy mówiąc o organizowanych przez władze PRL masowych przesiedleniach użył zwrotu: Na tym odcinku struktury podziemne akceptowały współpracę z władzą. Oczywiście ma to sens jeśli myślał np. o odcinku szosy Sulechów — Świebodzin…
A czy ja mowie, ze pindrzenie sie jest dobre?
Mowie jedynie, ze zadne zapozyczenia mi tak nie przeszkadzaja jak rodzima polszczyzna, ktora zezwala juz na umieszczanie nie tylko w doniesieiach, ale nawet w tytulah slow wulgarnych i brutalnych. Ja przweciez te slowa znam tez i sa sytuacje, w ktorychi ch uzywam. Ale nie powiedzilabym np pani Letowskiej: alez zaje..scie to pani ujela.
Nie uzylabym slowa na d, k, p w tramwaju. gdzie inni mnie slysza, chca czy nie chca. Dlaczego zatem te slowa wdzieraja sie mi przed oczy nawet wted gdy nie czytam artykulu? Jakim prawem jakis palant ich uzywa w mojej obecnosci?
Ha, do angielskiego tez naplywa: sushi, kareoake, ad nauseam, aficionado, hoi polloi, mano a mano, gung ho, tycoon, amuck, powwow, succotash,taboggan…
Najstraszniejsze: narracja.
Oczywiście, w użyciu dzisiejszego dziennikarstwa, polityki itd.
Dobranoc mówimy ja, moje psy i moje wirusy.
Pa, pa.
Dzień dobry 🙂
Kto zniknął dedykowaną nam kawę/herbatę 🙁 🙄
Dzień dobry 🙂
kawaherbata
Czy masz na drugie Zawisza, Irku? 😆 😆 😆
Poczytałam wczoraj komentarze pod wycieczką, na jaką jutro wyjeżdżamy. Poza zachwytami, we wszystkich powtarzała się opinia o obskurnym, brudnym hotelu, z którego korzystają wycieczki przez dwie noce, w tak zwanym międzyczasie.
Postanowiłam zadzwonić do biura podróży, żeby się dowiedzieć czy coś się w tej sprawie zmieniło.
Okazało się, że dzwonię do salonu. Pani zadzwoni do kierowniczki produktu, żeby się dowiedzieć. Nie jest pewna czy będzie mi mogła pomóc.
Salon i kierowniczkę produktu odpuściłam sobie. Ale przy „pomocy” nie zdzierżyłam. Wytłumaczyłam, że nie oczekuję pomocy, tylko rzetelnego wywiązania się z zawartej umowy. Chcę wiedzieć czy mam targać ze sobą prześcieradła i ręczniki 👿
Czekam na telefon z salonu z odpowiedzią kierowniczki produktu 😉
Dzień dobry 🙂
Dawniej kierowniczka kierowała ludźmi, a dziś, jak widzę, produktami. Czy to już ta sztuczna inteligencja, którą straszono w powieściach s-f? 😎
Ja sobie wypraszam! 👿 Żadnymi produktami nie życzę sobie kierowniczyć
Helena stwierdziła, że bardziej niż pindrzenie razi ją używanie wulgaryzmów. Można by powiedzieć, że te wulgaryzmy są przynajmniej polskie (choć też zapożyczone)…
Ale jedno i drugie łączy fakt, że wypowiadający chce się pokazać jako ktoś inny niż ten, kim jest – w pierwszym wypadku jako ą ę, czyli ktoś lepszy, w drugim jako swój chłop (czy baba, bo coraz częściej dziewczyny używają wulgaryzmów i to bardzo głośno).
O ile ja dobrze zrozumiałem, Helence chodziło o publiczne używanie wulgaryzmów a w szczególności używanie ich w prasie, co jednakowoż – że się tak wypindrzę – jest czymś innym, niż machanie nimi w rozmowach znajomych.
Bez skrępowania, głośne wypowiadanie brzydkich słów na ulicy, w sklepie, w tramwaju jest plagą od lat i smutkiem napawa fakt, że nie spotyka się to prawie nigdy z jakąkolwiek reakcją otoczenia.
Jeszcze w mordę można dostać, jak zwrócisz uwagę…
Dzieki, zeenek, dobrze zrozumiales, jak zawsze. 🙂
Tak, wole od rana do nocy czytac: narracja, dedykacja, destynacja niz jeden raz slowo na k w tytule materialu praowego. Co oczywscie zawsze jest „cytatem”, zawsze ktos inny, a nie dziennikarz to powiedzial. Skadze! Dziennikarz tylko wiernie pzytoczyl.
I jeszcze: wole aby wypowiadajacy sie pokazal jako ktos inny niz jest, niech sie wypindrza i niech mowi publicznie ą ę,byle nie pokazywal swej prawdziwej twarzy urodzonego chama,
To sie nazywa kultura. Nikt z nas nie chce takiej naturalnosi, jesli moze ja zastapic ą ę. Bardzo czesto mam ochote przywalic komus z grubej rury, ale kulrura nie pozwala mi powiedziec publicznie : ty, ch…! Choc prywatnie, w gronie zzytym ( a i tez nie kazdym, ale starannie wybranym ) zadrza mi sie wypowiedziec na glos slowo mocne.
Ja bardzo przepraszam, ale nie widzę sensu w przeciwstawianiu jednego drugiemu. Mnie tak samo jak wulgaryzmy obraża narracja, dedykacja i destynacja, bo to jest ordynarny gwałt na języku polskim. To też chamstwo, choć innego rodzaju, w pseudobiałych (brudnych) rękawiczkach, ale przez to nie przestaje być chamstwem. Wybaczcie ostrość moich reakcji, ale ja w języku pracuję, a w ten sposób niszczone jest moje narzędzie pracy.
Kochana Heleno! ani narracja, ani destynacja, ani pindrzenie, ani rzucanie mięchem… to by dopiero było przyjemnie!
W zamian normalna kultura i kindersztuba. Jak powiadał nieoceniony Woodehouse, nic w moim zachowaniu nie świadczyło o tym, że najchętniej uderzyłbym ją cegłą.
Och.
Rozmarzyłam się przed śniadaniem.
Sorry, narracja i dedykacja mnie nie obrazaja. Moge sie podsmiewac z malapropizmow, jesli faktycznie jakies slowa sa niefortunnie uzywane czy naduzywane, ale nie obrazac sie, ze je slysze czy czytam.To nie zadne chamstwo, ale co najwyzej ignorancja.
Chamstwem jestna pisanie duza czcuonka slow wulgarnych w celu nie tyle nawet epatowania burzuazji, czyli mnie, ale w celu pokazania mi, ze zadne normy wspolzycia spolecznego juz nie obowiazuja.
O tym wlasnie mowie, Nisiu.
Jest jakas taka starozytna anegdota o Sokratesie. O tym jak do Aten przyjechal slynny fizjonomista, ktory potrafil z rysow twarzy odczytac charakter czlowieka.
Wiec uczniowie Sokratesa zaciagneli go przed oblicze fizjonomisty i poprosili: opisz charakter tego czlowieka.
I fizjonomista odpowiedzial bez wahania: to potwor. Intrygant i zlosnik, oszust i zlodziej.Jst niebezpieczny i nieobliczalny.
A kiedy uczniowie zaczeli wysmiewac fizjonomiste mowiac, ze jest to wielki atenski filozof, Sokrates powiedzial: Fizjonomista ma racje. Bylbym wszystkim tym co tak wiernie opisal, ale nie jestem tylko dlatego, ze udaje kogos zupelnie innego.
Albo moze powiedzil, ze jest tym wszystkim, co zauwazyl w nim fizjonomista, ale ratuje go filozofia.
Pewnie zle to opowiedzialam, pewnie nie byl to Sokrates, tylko Arystoteles, pewnie nie w Atenach, tylko w jakims innym miescie, ale taki byl sens tej opowiesci.
Jagodo (09:27), jak powszechnie wiadomo pan bóg wymyślił podróże, a diabeł wycieczki zorganizowane. Dla mnie przyjemność wynikająca z planowania naszych własnych podróży jest tak duża, że niechętnie dzielę się nią z kimkolwiek (biuro podróży, kierownik produktu czy salonu), choć oczywiście rozumiem, że bywają różne strategie i możliwości. Czasami żartujemy, że podróżujemy tylko po to, żeby sprawdzić, czy faktycznie wszystko wyjdzie tak fajnie, jak zaplanowane.
Zresztą podróżowanie to podstępny narkotyk. Co roku obiecujemy sobie, że będziemy trochę mniej, a wychodzi na to, że z roku na rok coraz więcej, a przecież nie jesteśmy z roku na rok coraz młodsi tylko wręcz przeciwnie. I czasami się łapiemy na tym, że coś jednak z tego wnika.
Kalejdoskopu bliskowschodnich wrażeń – zgłaszajcie się, w miarę możliwości, z etapów, a już koniecznie z domu, po powrocie.
Jestem w poczekalni. Czy Lotr jest przekupny? Czytajac gazete mam wrazenie ze juz wszyscy sa…
Babilasie,
my stosujemy płodozmian 😉
Z obietnicami mamy tak samo. Jak na razie nie mam odpowiedzi z salonu w kwestii pomocy od kierowniczki produktu 👿
Zajrzyj do poczty, proszę.
To nawet nie chodzi o osobiste odczucia, tylko o psucie języka.
Wszystkie te dziwolągi, często lansowane przez osoby, które nie znają znaczenia słowa (klasyka – słowo bynajmniej), lub twórców filmowych (w filmach o mocnych ludziach używających 'ku..a’ częściej niż oddechu), wchodzą w błyskawicznym tempie do użytku powszechnego.
Podejrzewam, że początkowo za pośrednictwem małolatów.
Bry!
Jest sporo hipotez na temat rozprzestrzeniania się językowych innowacji 😆 Nie sądzi się, aby wpływ mediów był zbyt duży.
Języka nie można „zepsuć”, to jest samonaprawiająca się struktura, w każdym momencie służy do tworzenia więzi społecznych i przekazywania informacji. Można mówić od odchodzeniu od tradycyjnych wzorców językowych. Albo o tym, że dominują w pewnych mediach środki językowe pewnych grup, z którym się nie utożsamiamy. Żeby dojść do tego, jak kto mówi danym językiem trzeba naprawdę poważne badania przeprowadzić. Takich w Polsce po prostu nie ma. Miodek i jemu podobni uogólniają na podstawie jednostkowych obserwacji, pozbawionych rygoru badań empirycznych.
No dobra, już się zamykam!
Psucie języka i brak treści. Jeśli ktoś zaczyna od „to będzie historia o…”, to spodziewam się (o ja głupia) historii, a więc opowieści losach kogoś lub czegoś w obliczu konfliktu bądź jakiejś zmiany. A dostaję ofertę kredytów konsumpcyjnych. Bo to była historia o zarządzaniu domowym budżetem 😈
Tadeuszu, korpojęzyk z jego potworkowatymi kalkami i innowacjami, ma chyba przede wszystkim tworzyć więź wewnątrz grupy. Funkcja komunikacyjna jest w tym przypadku odsunięta na dalszy plan, bo w sama komunikacja na tych udziwnieniach trochę cierpi.
Tadeuszu, czy sa prace na temat estetyki jezyka (dlaczego cos brzmi „ladnie” a cos innego nie)?
Zajrzyj do tego, Lisku:
http://www.ingentaconnect.com/content/imp/jcs/2013/00000020/F0020001/art00005
Dzien dobry 🙂 Draznia mnie i pindrzenie, i wulgaryzmy, i manieryzmy roznego rodzaju, z trojga zlego chyba juz wulgaryzmy mniej. To pierwsze to chyba tez w wiekszosci amerykanizmy, zapozyczone od najprymitywniejszych amerykanskich przekaziorow. Czy przedczytanie to preview? 😯
Ale sa tez slowa i wyrazenia ktore ostatnio staly sie bardzo modne, a na ktore jestem wrecz alergiczna, jak „pochylanie sie nad” (ble) i „epatowanie” (brrr).
Takze wymowa bardzo sie zmienia, np o wiele czestsze sa w radiu czy telewizji samogloski wymawiane nosowo, zmienila sie tez melodia zdan.
Tadeuszu, może o psuciu języka nie mają prawa mówić naukowi językoznawcy, ale zwykli użytkownicy mają i nikt im nie zabroni. 😈
Ja to psucie słyszę i co mi z tego, że język i tak się kiedyś samonaprawi, skoro w tzw. międzyczasie jestem gwałcony przez uszy, zarówno k…ami, jak destynacjami (tu się zgadzam z Kierowniczką przez duże K, że nie ma co się kłócić o to, co gorsze, bo jedno i drugie zaraza). A jak mnie gwałcą, to chyba wolno mi się wpienić, nawet bez żadnych badań? 👿
Meszty to chyba to samo co teraz sztyblety – takie półbuty z gumą z boku
O matko, co ze mnie za gospodarz… Dwa komentarze tkwiły w poczekalni już od wielu godzin, a ja hulałem po polu i piłem kakao. 😳
Przepraszam za zaniedbania i witam Starą Żabę 🙂 , która – niestety – już za pierwszym razem musiała doświadczyć szaleństw Łotra.
A wszystko przez te salony. 👿 Musiałem się dziś powłóczyć po salonach flizowych, gdzie zawsze towaru mnóstwo, ale jak co do czego, nic nie pasuje. O dziwo, coś mi się w końcu udało wybrać, ale zbyt długo się tym w spokoju nie nacieszę, bo zaraz muszę lecieć odwiedzić salon masażu. 😎
Tadeuszu, wycieczka (niezaplanowana, ale ciągnie) w niewyuczone przeze mnie tereny, co do tradycyjnych wzorców językowych: tak te wzorce jak i znaczną część innych nośników tradycji widzę jako jedną z broni osób starszych w walce międzypokoleniowej (oczywiście czytający rozumieją, że ten zwrot bynajmniej nie sugeruje: „to jedyny użytek tradycji”).
Był czas, że wulgaryzmy stanowiły częściej oręże kontr-kultury, w młodszych rękach (i gębach), ale moda na udawanie młodych (biorąca się z chęci bycia młodymi, co zresztą jest bardzo dziwnym zboczeniem) przemieszała językowe obyczaje — i moda na wulgaryzmy chwyciła mocniej nawet niż udawanie „fałszywych biednych” w postrzępionych dżinsach. I są kliniki odwykowe dla alkoholików, ale nie ma dla plugawogębych.
Zawsze przecież, AndSolu, można w tej sytuacji skorzystać z dobrej rady wujka Dobra Rada.
Nawet w „najprymitywniejszych amerykanskich (drukowanych)przekaziorach” nigdy sie nie natknelam na wulgaryzmy, chyba, ze mowimy o jakichs pismach pornograficznych, gdzie jest to czescia stylistyki.
Amerykanska prasa jest bardzo, bardzo purytanska. Nie wyobraam sobie, zeby wulgaryzmy pojawily sie bez wykropkowania lub bez uzycia eufemizmow w NYTimsie czy chocby w National Enquierer, uwazanej za dno den.
Podczas gdy moja liberalna GW nie zawahala sie jeszcze aby wulgarzymu nie uzyc.Obawiam sie, zw wylgaryzmy pojawiajae sie w jej tytulah sa zysto rodzimego pochodzenia.
Lotrzysko! Ma dzis zly dzien czy cos?
Heleno, dzieki za artykul, bardzo ciekawy! Ale jako odpowiedz chyba to niezupelnie ten kierunek. Mnie chodzilo np o to dlaczego decydujemy ze jakas gra slow jest inteligentna i ciekawa a inna glupia, jeden neologizm trafny a inny nie.
To proste, lisku: inteligentne i ciekawe jest to, co mówią osoby, które lubimy, natomiast jeśli już musimy zauważać, to co napisała (powiedziała) osoba, której nie lubimy, to najczęściej jest to głupie, błahe i nietaktowne. Że też trzeba Ci takie oczywistości tłumaczyć…
Z „czytaniem kogoś” („kompletnie pani nie czytam…”) zetknąłem się pierwszy raz w niedawnym serialu „Wataha”. No, ale to był prowincjonalny komisarz policji, więc dziwoląg być może był zamierzony…
Babilasie, ja mam iluzje jakiejs tam wzglednej obiektywnosci, i zdarza mi sie nie zgadzac z osobami ktore bardzo lubie 🙂 Ale tu chodzi mi nie o tresc, lecz o forme. Np w poezji sa proby wyjasnienia jaki rym brzmi dobrze a jaki trywialnie (Bobik to objasni najlepiej). Czasem ksiazka zachwyca mnie jezykiem, czasem na odwrot. Zastanawia mnie to poczucie estetyki.
„Czytanie kogos” to tez z angielskiego, tu np pare osob zastanawia sie skad sie to bierze
https://www.englishforums.com/English/IReadYou/cnlln/post.htm
O, nawet mi po uszach nie bardzo kładziono.
O estetyce języka mnóstwo napisali, nazywa się to zwykle stylistyka.
Babilas ma rację, oczywiście. To co piękne a co nie to jest jednak sprawa wyuczenia. Spotykamy pewne wyrażenia, sposoby mówienia, w tekstach, które mają być piękne i tak się uczymy co jest piękne. Albo słyszymy je od osób, które stoją wysoko w hierarchii społecznej. I to są owe wzorce. Z tym, że teraz jest problem, bo stare wzorce padły, a nowych nie ma.
Np. dialekty. Literatura nobilitowała mowę podhalańską, że jest piękna, więc sądzimy, że piękna. Wszystkie inne gwary i dialekty, jako chłopskie, nie są poważane. Włącznie z archaicznymi śląskimi.
Eh, szczyt głupoty i braku ogłady Borusewicza i polskiej klasy politycznej 🙁 🙁
Wiedział, że jest objęty zakazem wjazdu do Rosji, a mimo to stanął na czele delegacji mającej reprezentować Polskę na pogrzebie Niemcowa.
Po oficjalnej odmowie wjazdu, na czele delegacji miała stanąć Radziszewska – i słusznie.
Borusewicz kierując się prywatą wymógł decyzję, aby żadna delegacja nie reprezentowała Polski na pogrzebie. Mały człowiek.
I to w sytuacji, kiedy opozycji w Rosji szczególnie należy udzielić poparcia.
A reszta ochoczo się na to zgodziła. Brak mi słów 🙁
„…Portal, powołując się na swoich rozmówców, informuje, że Borusewicz „już od kilku dni wiedział, że ma zakaz wjazdu do Rosji”. Kiedy pojawiło się oficjalne stanowisko Rosjan w tej sprawie, podjęto decyzję, że polska delegacja w ogóle nie poleci na pogrzeb Niemcowa. Propozycja taka miała wyjść od Borusewicza. Wcześniej rozważano ograniczenie składu delegacji. Na jej czele miała zaś stanąć wicemarszałek Sejmu Elżbieta Radziszewska.”
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17507625,Rosja_nie_chce_wpuscic_Borusewicza_na_pogrzeb_Niemcowa_.html
Lisku, beauty is in the eye of beholder, także jeśli chodzi o formę. A może nawet zwłaszcza.
Lisku, po tym, jak Babilas zacytował Brzechwę, wyszukałam stronę z jego bajkami. Bardzo dawno do nich nie sięgałam. O jakież częstochowskie te rymy! A jednocześnie, takie to wszystko zgrabne i lekkie! 😆 Baśń o Korsarzu Palemonie, na przykład, natychmiast mnie porwała. 😆
Z tzw. wulgaryzmami sprawa jest bardziej skomplikowana. Bo oczywiście nie ma brzydkich wyrazów, to nasze myśli skojarzone z formą są brzydkie 😉
Rozprzestrzenienie wulgaryzmów przyjmuję jako bardzo ważny dowód na to, że tradycyjne tabu padły. Padły bardzo zdecydowanie. Tradycyjne, czyli sacrum (Jezus Maria! naprawdę narusza sferę sacrum, bo nie wolno takich imion wymawiać) już dawno. I profanum, czyli seksualność i wydalanie. Przy czym, co ciekawe, kiedy wyrażenia ze sfery tradycyjnie profanum są używane do konkretnego określania pewnych czynności, to jednak wielu ludzi nie odważą się tak powiedzieć. Czyli „ch… ci do tego” nie budzi oporów (w pewnym środowisku), ale mało kto powie „swędzi mnie …”. Z wyjątkiem pewnych środowisk, gdzie trzeba być bardzo męskim, np. w wojsku, na budowie, etc.
Uważam, że to bardzo niemęskie, skarżyć się na swędzenie. 🙄
Znaczy, ch… w przenośni, niejako poetycki, zyskał obywatelstwo – natomiast dosłowny i bezpośredni nadal pozostaje tabu…
Wyczucie estetyki ktore mam na mysli to jednak nie sprawa wyuczenia, poniewaz chodzi mi o reakcje na wyrazy ktore spotykalam pierwszy raz, czesto jako slowotworstwo. Przyklad ktory zapamietalam – gdy Neverly opisywal swoja mlodosc i pierwsze przezycia z kobietami (a raczej dziewczetami, bo wszyscy byli strasznie mlodzi), napisal (mniej wiecej) ze nie zyl z nia na stale, ale raz sie zdazylo ze sobie żywnął 🙂 Sliczne to bylo powiedzenie 🙂 (Gdy potem opowiadalam to kolezance, odparla ze Neverly byl znany z pieknego jezyka, ale ja akurat tego nie wiedzialam gdy zaczynalam go czytac). Z drugiej strony, gdy natknelam sie pierwszy raz na „dedykowanie problemom”, az przeszedl mnie dreszcz obrzydzenia na te jezykowa ohydke. Wiec to nie chodzi o stereotyp a priori, tylko o cos innego.
Tetryku (20:15), dokladnie 🙂
Wyrazenie zywnal pochodzi z przedwojennego dowcipu:
– Kuperman, na miescie mowia, ze rzuciles zone i zyjesz z pania Rygierowa!
-Eee tam, „zyje”. Raz sobie zywnalem!
Dobry wieczór 🙂
Zapożyczenia są w porządku, byle z sensem. Wulgaryzmy w mediach, z zasady, powinny być wykluczone.
Lisku, chętnie pochylam się nad z beztroską troską 😈
Ja się, prawdę mówiąc, nie chcę wdawać w zbyt dokładne rozważania, co stanowi o urodzie języka i dlaczego jeden rym brzmi ładniej od drugiego, bo pewne rzeczy wychodzą lepiej, kiedy są z brzucha, nie przegłówkowane na wylot i wierszyki właśnie do takich rzeczy należą. 😉
Co ciekawe – kiedy odbieram rozmowę jako czysto teoretyczną, tzn. zapominam o tym, że może mieć jakiś związek z tym, co sam robię, mogę się wymądrzać o poetyce czy stylistyce i jakoś mi to nie przeszkadza. Ale niech mi się tylko skojarzy z własnym kłapaniem – mam przechlapane, ten guzik do włączenia wymądrzania mi się blokuje. 😯
Z tym Borusewiczem nie jest do końca jasne, czy w końcu wiedział wcześniej o zakazie wjazdu do Rosji, czy nie wiedział. I w ogóle jakieś dziwne rzeczy wokół tych wyjazdów polskich delegacji się dzieją:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17507625,Rosja_nie_chce_wpuscic_Borusewicza_na_pogrzeb_Niemcowa_.html?lokale=local#BoxNewsLink
To nie ma zadnego znaczenia. Najwazniejsze, ze nie pojedzie. Oczywiscie, ze wladze w Moskwie mialy prawo podjac taka decyzje w odwecie za sankcje.
Mnie jedynie dziwia te zalosliwe i niezbyt przystojne narzekania polskiej strony (Zaborowski), ze delegacja chciala” uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych nie w akcie politycznym.” No, pliiiz.
„A poza tym, Pani Lincolnowo, jak sie Pani sztuka spodobala?”
Potrzebuję pilnię pomocy.
Czy ktoś wie, co trzeba zrobić, żeby utworzone w tekście odnośniki w programie Worda działały w mobi na Kindle.
Dzień dobry 🙂
kawa
Do kawy Orły
http://film.gazeta.pl/nowy_film/1,134866,17506821,Orly_2015___Bogowie__bezkonkurencyjni__Najlepszy_film.html#Prze
Docieranie do świadomości ogółu. Przez k**** 😈 http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17504077,_Pamietasz__jak_miales_polio__Nie_pamietasz__bo_rodzice.html?lokale=lublin#BoxNewsLink
… i dla złagodzenia obyczajów 🙂 https://www.facebook.com/PrzekrojPl/photos/a.287735689662.140599.221077284662/10153101264934663/?type=1&theater
Bry!
Siódemeczko, a jak jest konwertowany plik z dokumentu Worda na mobi?
Jest kilka prostych sposobów (ale nie wiem jaki skutek, dlatego kilka): wysłać plik do siebie na Kindle’a przez Amazona (każdy zarejestrowany ma taką możliwość), ściągnąć darmowe Calibre i konwertować, ściągnąć stary darmowy program Mobipocket i konwertować przy jego pomocy.
lisku: to zawsze jest pamięć, nie tylko konkretnych wyrazów i konstrukcji, ale i wzorców, kojarzonych z efektem estetycznym. A wzorce działają na zasadzie analogii. No i oczywiście ci najwięksi, Mickiewicz, Puszkin, Bobik 😉 mają taki mechanizm w głowie, który im pozwala tworzyć nowe zestawienia elementów języka w sposób, który wydaje się rewelacyjny. Ale to już kreatywna twórczość.
Siódemko, odnośniki to footnotes, nieprawdaż? Merytorycznie to nie potrafię pomóc, moje Pages potrafi eksportować pliki do formatu epub, gdzie odnośniki są jak najbardziej klikalne, ale to wszystko dzieje się w świecie Apple i w ogóle nie odpowiada na Twoje pytanie.
W sieci jest coś, co nazywa się Ultimate eBook Creator, ale wołają za to 67$, jest też – również chyba płatny – Instebook. Znalazłem też darmowy online converter, ale nie wiem, czy w pełni funkcjonalny.
Czy wiadomo napewno ze chodzi tylko o pamiec i analogie? Czy tez moze sa cechy na ktore reagujemy pozytywnie, np nowatorstwo (tz cos czego w pamieci nie ma, element zaskoczenia), ewentualnie polaczone z dokladnym pasowaniem do regol tworzenia slow? Bo takie reguly mamy przeciez w glowie wyabstahowane.
Na ile rozumiem, odnośniki to nie footnotes, ale np. elementy spisu treści. Klikamy na element spisu, przenosimy się we właściwe miejsce.
Lisku, nie do końca rozumiem pytanie 😉 Nie ma wiedzy pewnej 😆 , chyba, że płynąca z objawienia 😆 😆
To, co nazywam rozumowaniem analogicznym inni mogą nazwać regułami. W języku każdy element, nawet ten najbardziej nowatorski, musi odwoływać się do pamięci o stanach przeszłych języka (w tym i wzorców), bo inaczej niczego byśmy nie rozumieli.
Tak, Tadeuszu. Chodzi o spis treści, który przenosi do odpowiedniego miejsca w tekście.
Konwertować na mobi mogę, zawsze korzystam z Calibre, ale nie te odnośniki nie działają. Napracowałam się, zrobiłam sobie pomocnik włoczykija do Wenecji, a tu nic. A wyjazd tuż.
Trzeba to jakoś przekonwertować, tylko nie wiem jak.
Babilasie odkryłam ten program w nocy, ale on przekształca tak samo jak Calibre.
Niby wszystko jest, ale nie działają połączenia.
Czasem lepiej konwertuje stary Mobipocket. http://mobipocket-reader-desktop.softonic.pl/
Calibre ma wiele ustawień,np. tworzenie automatycznego spisu treści. Trzeba poklikać naokoło…
Tak, wiem, że ma tworzenie spisu treści, ale też mi nic nie wychodzi.
Zamiast się przygotowywać do drogi, to siedzę i klikam. 🙁
Calibre nie chce doc-a, w rtf plik ma ponad 400 MB i też źle.
Z pdf, gdzie wszystko działa, tworzy mobi z nieczynnymi linkami.
Można zapisać jako plik html, to się nazywa strona sieci Web w Wordzie, nieprzefiltrowana. Jak już zapisze, możesz sprawdzić czy linki działają, bo Ci otworzy to Twoja przeglądarka internetowa. Jak działają, Calibre powinien skonwertować poprawnie.
Spróbuję. Dzięki.
Siódemeczko
Nie wiem czy Ci to w czymś pomoże
Ponieważ moja wersja Calibre (z lenistwa nie chce mi się przeinstalowywać na bardziej aktualną) nie przyswaja plików .doc, używam formatu .rtf.
Po kolei. Jeśli konwertujesz pliki przy użyciu tej aplikacji, po kliknięciu zakładki „Konwertuj książki” otworzy Ci się okienko z opcjami. Musisz otworzyć ikonkę „Spis treści” i zaznaczyć polecenie „Wymuś użycie wygenerowanego automatycznie spisu treści”.
Ja zaznaczam jeszcze „Zezwól na powtarzające się pozycje przy tworzeniu spisu treści”. Na wszelki wypadek.
U mnie na Onyx Booxie działa.
Tadeuszu, wiedza pewna to wiedza dobrze udokumentowana. A poniewaz latwiej wykazac wplyw jakiegos czynnika niz nieistnienie dodatkowych, uzylam tego wyrazenia by delikatnie zakwestionowac Twoje kategoryczne oswiadczenie 😉
Co do pameci i analogii, to pierwsze jest trywialne, poniewaz bez jakiejs formy pamieci nie istnieje zadna funkcja kognitywna, a a drugie troche niedoprecyzowane. Czy przez analogie rozumiesz podobienstwo do wzorca ktore nauczono nas cenic? Tz ze tylko podobienstwo moze sie nam podobac, a niepodobienstwo nigdy nie? Bylby to system ktory nie potrafi sie nauczyc niczego nowego.
Niestety, utworzył mobi bez połaczeń.
Wczesniej Word ostrzegł mnie, że html nie obsługuje niektórych funkcji z mojego dokumentu.
Trudno.
Paradoksie, wymuszam, wymuszam i nic. 😀
Siodemeczko, tu jest cos na ten temat:
http://www.kindlenotes.net/excerpt.html.processed.html
Lisku, a jak w jednym zdaniu nie zabrzmieć kategorycznie? To się różnimy w określaniu wiedzy pewnej. Moim skromnym zdaniem to taka wiedza, która jest zawsze prawdziwa. Dużo o tym filozofowie pisali.
O roli analogii w języku sporo pisał Charles Hockett w klasycznym A Course in Modern Linguistics, przetłumaczonym też na polski. W wielu publikacjach Jerzy Kuryłowicz (najwybitniejszy polski językoznawca), Bogusławski, Mańczak. Jest książka Analogy and Morphological Change, David Fertig (2013), którą można poczytać na Google.
Skrótowo w filozofii w Stanford Encyclopedia of Philosophy. http://plato.stanford.edu.
Do wieczora!
Wiedza pewna jako wiedza zawsze prawdziwa? Dla mnie wystarczy wiedziec w jakich warunkach i z jaka doza prawdopodobienstwa jest prawdziwa, z absolutami czuje sie niepewnie 🙂
Nie kwestionuje wagi analogii, tylko sie zastanawiam jak dziala i czy jest jedyna funkcja ktora dziala. Latwiej jest stworzyc model powielajacy niz model generujacy cos nowego, choc jednak mozg to robi.
Ja nawet nie wiedzialam, ze jest slowo konwertuje. Jak sadze jest anglicyzmem, ktory wyparl slowo przeksztalca. To sa pewnie kalki z angielskiego, bardzo pomocne przy pracy z komputerem, i jako bardzo uzyteczne pewnie wydaja sie mniej razace. Udanego konwertowania, Siodemeczko! Ja sie na tym zupelnie nie znam.
Zaluje, ze nie ma w jezyku polskim slowa kompetetywny, ktorego sama uzylam kiedys, bo wydalo mi sie bardzo naturalne, ale ktos mi to szybko wybil z glowy…
Kaweherbate popijam rankiem, switem bladym wlasciwie, zanim pojde do pracy. Coraz bardziej lubie takie wydluzone przedpracowe ranki.
Dzięki wielkie wszystkim.
Kinle, Lisku, przekształca, ale coś im się nie podoba w moim dokumencie.
Tekst ma różne style i różne nagłówki.
Zrobiłam spis na zasadzie dodaj odnośnik nazwę nagłówka.
Nie mogę już wiecej poswiecać temu czasu, bo za chwilę zwariuję.
Może kiedyś powalczę z tymi formatami, bo coś mi świta, że one wszystkie chcą same tworzyć połączenia, a nie dostać gotowca wg, pmysłów Marysi.
Siódemeczko
Tak jak napisałem, nie ma gwarancji. Być może jest to jakoś związane z możliwościami urządzenia, albo trzeba bardziej zaawansowanego narzędzia do przekształcania. Ja o tyle nie mam problemów, że mój czytnik radzi sobie prawie z każdym dostępnym formatem. Drobną niewygodę mam tylko z plikami .pdf.
Króliku
W moim środowisku używa się słowa „kompetytywny”, bo jest wygodne, zrozumiałe i zastępuje przydługi opis zjawiska. Podobnie jak „synergizm”.
Słowo kompetytywny znajduje się już nawet w słowniku PWN:
http://sjp.pwn.pl/sjp/;2564081
ale jego definicja tu podana jest dla mnie jakoś niejasna.
Słowo konwertować odnosi się tylko do pracy z komputerem. Jest więcej takich anglicyzmów w tej dziedzinie i są pewnie po to, żeby od razu było wiadomo, że o sprawy związane z komputerami chodzi (że „to jest historia o komputerach”? 😛 ).
Salon zawiadomił, że kierowniczka produktu usunęła osławiony hotel z produktu 😉
Czyli nie muszę targać prześcieradeł i ręczników.
Wygląda na to, że jesteśmy praktycznie spakowani. Starczy nam jeszcze czasu na małą drzemkę. Kawę. I fru! 😉
lecimy pomachać Liskowi z góry Nebo, z której, podobno, w pogodne dni widać Jerozolimę 🙄
Bawcie się dobrze, jako i ja zamierzam 😆
(po hebrajsku gora Nevo – b i v to ta sama litera, z akcentem lub bez 🙂 )
Z zainteresowaniem czytam o nowych dla mnie znaczeniach słów, określeń, o nowych dla mnie słowach. W moim oczywiście subiektywnym odbiorze:
– konwertować – tak, zmieniać, ale znam to określenie (na terenie języka polskiego) od dzieciństwa raczej z tematów związanych ze zmianą religii – nawróceniem; konwertyta to była Osoba która zmieniła religię (nawróciła się) często z judaizmu na katolicyzm. Konwersja – zmiana często w sensie: nawrócenie. Oczywiście od tych ca. 30 lat używania komputerów znam określenie „conversion” stosowane w „komputerologii stosowanej” w interface angielskojęzycznych; polskich określeń komputerowych w zasadzie nie znam – polskie lokalizacje były obiektem czasem dosyć mało wybrednych acz zasadnych żartów w czasach kiedy powstawały i ich właściwie nie znam i nie stosuję, moje OSy oraz menu np MS Office są w wersjach angielskojęzycznych.
– kompetytywny. Dzięki za umożliwienie mi zapoznania się z tym nowym dla mnie słowem; znam ludzi używających w takich kontekstach określenia: rywalizacyjny.
Bede odmachiwac 🙂
Competitive zawsze tłumaczyłem na „konkurencyjny” bez poczucia, że tracę cokolwiek z oryginalnego sensu. A drugie znaczenie z definicji słownikowej podanej przez Panią Kierowniczkę (12:54) to dla mnie pewne novum.
Competitive
of or relating to a situation in which people or groups are trying to win a contest or be more successful than others : relating to or involving competition
: having a strong desire to win or be the best at something
: as good as or better than others of the same kind : able to compete successfully with others
Tym wszystkim znaczeniom odpowiada „konkurencyjny”, trzeciemu również „porównywalny”.
Full Definition of COMPETITIVE
1
: relating to, characterized by, or based on competition „competitive sports”
2
: inclined, desiring, or suited to compete „a competitive personality” „salary benefits must be competitive — M. S. Eisenhower”
3
: depending for effectiveness on the relative concentration of two or more substances „competitive inhibition of an enzyme”
Lisku, czy te b i w mają wymowę dwuwargową???
– i jeśli można, dalej:
– czy „kognitywny” to nie było by: „poznawczy” ?
jakoś mi się to kojarzy z często przeze mnie spotykanym obecnie określeniem „kreatywny”. Pamiętam zaskoczenie kiedy po raz pierwszy przeczytałem na drzwiach jakiegoś gabinetu: „dyrektor kreatywny”. Mnie by się taki dyrektor raczej kojarzył z dyrektorem artystycznym gdy mowa o instytucji zajmującej się jakąś dziedziną sztuki – nawet w ramach agencji reklamowej.
A zamiast określenia „kreatywny” używano a niektórzy nadal używają określenia „twórczy”.
Znaczy b ma bez łaski, ale w…
Nie wiem czy to przypadkiem nie drobna omylka, bo w innym miejscu slownik SJP (nie wiem co to) podaje jako druga definicje pokrewna, lecz sensowniejsza: „w medycynie: wzmacniający działanie jakiejś substancji, współdziałający z nią lub mający działanie podobne”. Zdaje sie ze chodzi o substancje rywalizujaca o reakcje z tym samym receptorem (enzymu, kanalu itp). Jesli robi to samo jest agonistyczna, jesli nie robi tego samego a tylko przeszkadza blokujac receptor jest antagonistyczna.
http://sjp.pl/kompetytywny
Fachowcy zdają się używać „kompetycyjny”
Solifenacyna (opis profesjonalny)
Działanie
Kompetycyjny wybiórczy antagonista receptora muskarynowego…
(Baza leków)
Nisiu, w dzisiejszej hebrajszczyznie b jest dwuwargowe, v dolna warga do gornych zebow.
W hebrajskim biblijnym chyba nie bylo w ogole roznicy wymowy. Sa jeszcze wymowy aszkenazyjska, sefaradyjska i jemenicka…
Inhibitor kompetycyjny (współzawodniczy) to substancja, która łączy się z wolnym enzymem w sposób, który nie pozwala na związanie substratu przez cząsteczkę enzymu.
Oznacza to, że inhibitor i substrat wyłączają się wzajemnie, najczęściej z powodu współzawodnictwa o to samo miejsce w cząsteczce enzymu. Inhibitor kompetycyjny może
być niemetabolizowalnym analogiem lub pochodną substratu, alternatywnym substratem lub produktem reakcji.
Jak powyzej (14:47), Markocie. A kompetycyjnosc jest wtedy gdy reakcja jest rewersybilna.
Ja tez „konwertowac”, „konwersje” znalam dotad tylko w znaczeniu przejscia na zgola inna religie.
Wszystkie jezyki techniczne zawsze korzystaly z zapozyczen. W poczatkach lat 70-tych pojawialy sie okreslenia „cialo miekkie” i „cialo twarde” na software i hardware. Nie ostaly sie bo pewnie byly malo poreczne.
MNie „kreatywnosc” i wszystkie pochodne kiedys razila, ale juz nie razi, bo wim, ze sa konteksty, ktre wymagaja/zaczely wymagac nowego slowa.
Ale dalej razi mnie np „wnioskowac” (w Sejmie) i sama nigdy bym nie uzyla.
Software jako cialo miekkie i na odwrot? Zapamietam 😆
Ale dlaczego razi, Heleno (15:24), i jakbyś to omówiła? Pytam z ciekawości, bo w moich uszach brzmi to nierażąco.
I dlaczego ciało? Bo miękkie bądź twarde to jeszcze zrozumiem, ale ciało? Czyż ware nie znaczy produkt, towar? Czasem w branży lotniczej używa się określeń „twardy produkt” (typ samolotu, rozstawienie i rodzaj foteli w kabinie, itp) oraz „miękki produkt” (rozkład lotów, serwis na pokładzie, program lojalnościowy, itp).
Swoją drogą, słowo „software” chyba jeszcze nie byłow ogóle znane „w początkach lat 70-tych”.
Dalej odmawiam, kategorycznie odmawiam uzywania slowa „unikatowy”, narzucone przez przemadrzalych lingwistow i psujow, ktorzy poczeli twierdzic, ze znane i uzywane od pokolen przez ludzi wykszralconych slowo „unikalny” wskazuje. ze pochodzi ono od „unikac” a nie „unicum”. Niech sie wypchaja trocinami.
Zapytalam przed laty o to prof. Szenkera, poloniste z Yale. Tez sie dziwowal, dlaczego „unikalny” komus przeszkadza. Nikt nie pomyli slowa unikalny w konteksie np dziel sztuki z „unikaniem” tak jak nikt nie pomyli dwoch znaczen tego samego slowa w wyrazeniach „grzyb jadalny” i „pokoj jadalny”.
Pisalam o tym w Nowym Dzienniku wiele lat temu.
Owszem, Babilasie, bylo dobrze znane niektorym osobom wysztalconym. Moge dokladnie powiedziec, kiedy sie z nim zetknelam: w lecie 1972 roku gdy czytalam w maszynopisie bardzo madry esej poswiecony powiesci Gombrowicza Kosmos, piora owczesnego narzeczoneg. Rozmawialismy o tym i on mi tlumaczyl co to jest software i hardware. On tych cial miekkich i twardych sam nie wymyslil.
Esej ukazal sie drukiem chyba w Tworczosci jeszcze tej samej jesieni.
Dzień dobry 🙂
Zapsałem dziś trochę i musiałem wybiec z domu z ogonem rozwianym, w takim pośpiechu, że nawet szczeknąć powitalnie nie zdążyłem, nie mówiąc już o wypiciu kawy. Ale Irek widocznie to przewidział i zrobił mi teraz świeżą kawę, jeszcze parującą. 😉
Wchodzenie do polszczyzny nowych wyrazów w ogóle mi nie przeszkadza, kiedy ma ręce i nogi, tzn. nowy wyraz jest utworzony zgodnie z duchem języka i coś rzeczywiście nowego wnosi, jakiś specyficzny odcień znaczeniowy, doprecyzowanie, zakreślenie granic, etc. Jak np. to konwertowanie, które – uniezależniwszy się całkowicie od konwersji w sensie zmiany wyznania – zaczęło oznaczać nie jakieklwiek przekształcenie, ale konkretnie komputerowe przekształcenie jednego programu na inny. To jest dla mnie OK. Ale nie bardzo umiem znaleźć językową sytuację, w której nie wystarczyłyby słowa „konkurencyjny”, „rywalizacyjny” lub „współzawodniczący” i koniecznie trzeba by było zaprząc do roboty jeszcze „kompetycyjnego”. I wprowadzanie takich niczego niewnoszących słów zdaje mi się dla mowy raczej zbędnym balastem niż wzbogaceniem.
Czasem synonim zapozyczony z innego jezyka nabiera troche innego znaczenia niz wyraz rodzimy, np „polityczny” i „panstwowy”.
Slusznie, Bobiku.
Termin software ponoc pojawil sie w druku w roku 1958 😯
http://en.wiktionary.org/wiki/software
Bobiku, poniewaz sie pojawiles, popraw prosze na „pojawil” 🙂
Kompetycyjny wygrywa, bo jest ekonomiczniejszy niż „współzawodniczący” zarówno w wymowie jak i na piśmie. Fachowcy mają silny pociąg do żargonu zawodowego i nic na to nie poradzimy.
Azez ten Lisek ambitny! Zadnego bledu sobie nie odpusci! 😆
Duze Kotki kochaja… arbuzy! Naprawde sie wzruszylem:
https://www.youtube.com/watch?v=8edVU2eo3AY
Lisku, SJP, to jest Sarah Jessica Parker.
No, jej slownik moze byc ciekawy 😆
Slownik Jezyka Polskiego
Babilasie, „towar” (miekki czy twardy) zupelnie nie psowal ani w jezyku komputerow ani jako metafora we wspomnianym eseju krytycznoliterackim.
Hardware w powszechnym uzyciu istnial ocywoscie od pokolen – jako wszelkieego rodzaju zelastwo sprzedawane w sklepach z narzediami. Jak w Hardware Store.
Nawet jeśli uznać, że „współzawodniczący” faktycznie jest długi i nieporęczny, to zostają jeszcze „konkurencyjny” i „rywalizacyjny” – oba również obcego pochodzenia, ale już w polszczyźnie zadomowione – więc „kompetycyjny” to już naprawdę przybytek, od którego łeb może rozboleć. 🙄
Mordko, najlepiej zawsze najpierw poszukać w zapasach, gdzie często tkwi coś (za)pasującego, tylko się chowa. Np. po wykorzystaniu zapasów hardware mógłby się nazywać „twardzielstwo”, a software „miękisz”. 😈
Trafiłem na Ebayu używanego kompa z całkiem jeszcze niezłym twardzielstwem, tylko miękiszu będę musiał dokupić, bo już dość przestarzały. 😎
Konkurencyjny pochodzi od konkurencji, słowa dawno funkcjonującego w języku polskim.
Rywalizacyjny – rywalizacja – jak wyżej.
Słowa kompetycja w języku polskim nie ma i nie ma tez powodu, żeby było.
Zwłaszcza że słowo competition ma więcej znaczeń, np. konkurs (International Chopin Competition 😉 ).
Są też słowa pozornie podobne w języku angielskim i polskim, które jednak oznaczają zupełnie coś innego.
Bardzo zabawne qui pro quo wychodzą, kiedy rozmawiam np. z przyjaciółką mieszkającą od lat w Stanach. Ona np. wykrzykuje czasem: definitywnie! co oczywiście oznacza definitely, a nie to, co słowo definitywnie zwykle oznacza w języku polskim.
Competition = współzawodnictwo = konkurs, rywalizacja, turniej, wyścig, zapasy, zawody, rozgrywki, przepychanka, szarpanina, walka, szamotanina etc. 😉
definitly vs. definitywnie to jak actually vs. aktualnie 😉
wiem, prawidłowo jest vs bez kropki.
A może z kropką? 🙄
Wielki słownik skrótów i skrótowców, Wydawnictwo Europa, Wrocław 2007 mówi, że z kropką.
Z pozornie podobnych: Pathetic – zalosne.
Nostalgic, co nie calkiem to samo co nostalgiczne.
Jesli tak mowi (vs.) to absolutnie nieslusznie. Piszemy tez dr mgr, ale prof. dyr. przew.
Kocie,
w polszczyźnie jest taka zasada pisania skrótów, że jeśli na końcu jest ostatnia litera wyrazu, to kropki nie stawiamy (dr mgr)
Z „versus” jest taki problem, że ja nie wiem, do którego „s” dokonano skrótu. Jeśli do środkowego, to z kropką.
Kropka w skrócie oznacza odcięcie reszty wyrazu.
Z zabawnych kwiprokwów, dla niemieckojęzycznych: pewna tutejsza, ale polska znajoma, kiedy chce wyrazić entuzjastyczne uznanie dla jakiegoś mojego pomysłu, wyrażenia, puenty, etc., wykrzykuje „Bobik, ty jesteś jednorazowy! (einmalig)” 😈
Pamietam jak bardzo rozsmieszyla moja E. (ktora jest od dziecka kompletnie francuskojezyczna, obok polsko i angielskojzynosci) gdy w reozmowie nasza franciska pezyjaciolka Nicole, przetlumaczyla doslownie aquiered taste).
Czasami miedzy soba mowimy „gu-akire” na cos co sie poczatkowo nie podobalo, ale potem zaczelo)
Na początku lat 70-dziesiątych uczyłam się programowania komputerowego. Używano określeń hardware i software wymiennie z osprzętem i oprogramowaniem.
Rozśmieszyła mnie kiedyś reklama pewnej fabryki wyrobów gumowych: Załóż nasz software na swój hardware…
Autentyk, nie zmyślam.
😆
Przynajmniej dowcipnie, ekskjuze le mo.
Uiii, otóż to.
Bobiku
Pojęcia „twardziel” i „miękisz” doskonale znają ludzie zajmujący się drewnem w całej rozciągłości. Tudzież warzywnicy i owocożerni. I to od dawna.
Toteż właśnie szczekałem, że nie zawsze musi się proch wymyślać, czasem wystarczy go poszukać. 😉
Dobry wieczór 😕
Matko, nie dość, że mówią językami, to jeszcze nieludzkimi 🙁
Od wczoraj uczę się tego kom-pe-ty-ta nie 😳 kom-pe-ty-tyw-ne-go ufff. To trudno pomyśleć, a co dopiero powiedzieć 👿
A oto i walkiria, która nas w razie czego obroni:
http://wyborcza.pl/1,75478,17513021,Poslanka_Pawlowicz_chce_przejsc_szkolenie_wojskowe_.html
Nisiu, ostrożnie, nie obrażaj walkirii, bo Cię rozszarpią 😉
No, mogą jeszcze pęknąć ze śmiechu 😆
Pani P. nie wspomniała, że wtedy w ramach P.O. rozdawali maski przeciwgazowe do ćwiczenia. Guma na twarz, długa rura i pochłaniacz dyndający na końcu tej rury. W taką powinni ją wyposażyć:
http://www.aurbanski.bsk.vectranet.pl/om14p.html
Gustowna i twarzowa
Jak żywa 😀 A jakże, pamiętam twarzowość 😀
Cudności są są wizje apokaliptyczne,
lub światy stworzone przez ayahuaskę,
ale to dopiero wstrząsająco śliczne,
gdy panna Pawłowicz wkłada p-gaz maskę.
Bowiem jest – jak mawiał pewien śląski starzyk –
jasne dla wojskowo przeszkolonej braci,
że w tej masce p-gaz niezwykle do twarzy
i komuś, kto twarz już wiele razy stracił. 🙄
Twarzowość pani Pawłowicz w masce zdecydowanie zyskuje 😉
PO-wiec sadysta kazał nam w tym biegać. Cóż, mam swoje słabości. Jedną z nich jest chęć ujrzenia p. P. w czasie takiej przebieżki. widok byłby niewątpliwie ucieszny i pouczający.
Biegałam i pamiętam. Ona też musiała, ale pamięć jej nie służy.
Stracić wiele razy oznacza też odzyskać,
okresowo chodzić całkiem goło: bez pyska
ta zabawa się kończy niemiłym akordem
nie twarz w końcu odzyskasz tylko wredną mordę…
A jak już każdy będzie mieć tę mordę, może
okaże się, że wszyscy żyjemy w Mordorze? 😯
A jak już każdy będzie mieć tę mordę, może
ja tego nie dożyję, w grobie zewłok złożę
Ooooo, Stara wrocila przejedzona jak bak! Najpierw poszly z Audrey i kupily olsniewajaca oprawke do nowych okularow (jutro kolejna wizyta u okulisty) – pierwszy raz od 25 lat nie czerwona.
Potem poszly do ulubionej restauracji klubowo-sportowej Duffy’s, where everybody knows your name. Caly personel prezyszedl do srolika i dopytywal sie o Maje, matke Starej i kazal pozdrowic. Jest tam zywa legenda…. 🙄
Potem mialy tak: Stara – margarite padron, Audrey – dirty martni z wodka Gray Goose, Na przystawke – fritto misto. Potm kolejne margarita i dirty martini. Potem Stara – wspanialy rozowy befsztyk sirloin z salata ceasar’s i cole slowem, Audrey – obiadowa salate z arugoli i kaczki (bo twoerdz, zew jest na diecie).
Stara ledwo zipie z przejedzenia, bowiem porcje takie bardziej amerykanskie.
A ja mam taka fascynujaca opere mydlana rozgrywajaca sie na oczach. I leci to tak:
Margo, kolezanka Audrey, trzydzesci lat temu miala 28 lat i byla przesliczna. Pochodzila z ubogiej jamajkanskiej rodziny, mieszkajacej w lepiance z wyklepna podloga.
Po przyjezdzie do Ameryki poznala na Florydzie zamoznego 40-paroletniego lekarza i wkrotce potem sie pobrali. Lekarz kupil im piekny dom. Z basenem i ogrodem.
Niestety po jakims czasie okazalo sie, ze maz Margo jest bigamista i ma nierozwiedziona zone i dziecko w Kalifornii. Aby uniknac wiezienia za bigamie, lekarz zgodzil sie jej placic $10 tysiecy co miesiac plus ubezpieczenie zdrowotne i jesli Margo sobie zyczy, jakies studia.
I placil, regularnie jak zegarek.Sydiowac Margo nie chciala, bo nie widzia;a powodu. Dwa lata temu lekarz zaplacil 20 tusiecy za kursy pielegniarskie, krorych Margo nie dokonczyla i zadnego egzaminu nie zdala.
Przez te 30 lat robila co mogla aby lekarz sie rozwiodl z zona: zostawiala na jej sekretarce automatycznej wiadomosci zaczynajace sie od slow: Mezu najdrozszy, doprowadzajac slubna pierwsza zone do prob samobojczych i wieloletniej terapii psychiatrycznej. Nie zgodzila sie takze nigdy aby pozbyc sie jego nazwiska.
Co gorsza zas Margo zyla na wysoka stope wydajac pieniadze jakby jutra nie bylo. Jej ostatnia dekoracja domu na Boze Narodzenie kosztowala ponad $800 choc swieta spedzala sama. Zywnosc dla siebie zamawiala z najdrozszych restauraji, gdyz nie lubila gotowac.
Audrey od lat usilowala ja namowic na jakis plan na zycie. Bezskutecznie. Zdarzalo sie, ze w polowie miesiaca Margo zostawala bez grosza, a wtedy dzwonila do Audrey i pytala czy nie moglaby przyjsc na obiad, bo nie ma nic w domu.
Poltora roku temu kalifornijski „maz” mial zawal serca, nie mogl juz pracowac i zarabiac i zapowiedzial, ze niebawem przestanie jej placic $10 tysiecy na miesiac, bo nie ma z czego.
To spowodowalo, ze Margo postanowila przeniesc sie czasowo do Kalifornii i sprobowac raz jeszcze doprowadzic „meza” do rozwodu z prawowita zona. Bo sie okazalo, ze winna jest bankowi ponad $440 tysiecy dolarow, ktorych nie miala.Dlugi pochodzily z licznych kart kredytowych.
Zamknela wiec dom florydzki, spakowala meble i pojechala wraz z meblami do Kalifornii, gdzie wynajela miszkanie z trzema sypialniami. „Maz” placil za nie $2 500 miesiecznie – bo z widokiem na morze.
W tym czasie na florydzki adres Margo przychodzily listy z banku o wszczesciu postepowania sadowego. Siedem listow, nie otwartych, nie czytanych.
Gdy Margo wpadla do Palm Beach na swieta, okazalo sie, ze jej dom zostal zajety przez bank i zostanie zlicytowany w pierwszych dniach kwietnia.
W tej sytuacji Margo zadzwonila do „meza”, proszac aby ja wybawil. Tymczasem „maz” oznajmil, ze skonczyl placenie i ze w ciagu tych trzydziestu lat wyplacil juz jej poltora miliona, obecnie przygotowuje sie juz do smierci, bo wie w jak ciezkim jest stanie.
Margo zlozyla wniosek o bankructwie i sad uznal, ze jej bankructwo jest nr 7 – to bankructwo dla tych, ktorzy kompletnie umywaja rece od swych dlugow i nie maja z czego placic, nawet „kropelkowo”.
Dzis Margo poszla do bardzo znanej adwokatki aby sie poradzic co dalej.
Dzwonika przed godzina, aby powiedziec, ze Michelle powiedziala jej, ze domu sie nie da juz uratowac, ale moglaby naprawde podjac jakas prace i sprobowac wynajac jakies skromne locum. Np. pokoj z kuchnia.
Margo jest zalana lzani i czeka co wymysli jej Audrey, „ktora ma dobre serce”.
Powiedzialam Audrey, ze polamie jej wszystkie kosci jesli zaprosi Margo do swojego domu, aby w nim zamieszkala.
Ciag dalszy nastapi.
Udostępnione publicznie, więc powinno być widoczne dla wszystkich.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzien dobry 🙂
Ja w podobnych (model krotkonosy) maskach nie tylko biegalam, lecz przez pewien okres uzywalam na serio. Koszmarne to bylo.
Dzień dobry 🙂
Używania masek na serio nikomu nie życzymy. Brrr… 🙁
W soap operze o Margo prawdopodobnie wszyscy oczekują teraz sprawiedliwości dziejowej, choć nie nazbyt okrutnej – ot, Margo zaczyna pracować jako kelnerka w motelu i mieszka gdzieś na jego zapleczu, przechodzi przełom wewnętrzny, dostrzega pustkę swego poprzedniego życia, po śmierci lekarza zrzeka się praw do resztek jego majątku, przygarnia pieska z azylu, poznaje ubogiego, ale pełnego zalet duchowych bezdomnego, wychodzi za niego za mąż, razem adoptują sierotkę z Nigerii, wyrwaną z łap Boko Haram przez Rudego lub agenta Gibbsa, po czym wszyscy, z pieskiem na czele, żyją szczęśliwie, do następnego sezonu.
Niestety, życie na ogół nie oferuje nawet tak powolnej i pokrętnej sprawiedliwości jak opery mydlane, w związku z tym w rzeczywistości pewnie będzie tak: Margo jeszcze przez rok-dwa lata powisi na Audrey, potem nagle odkorkuje lekarz i okaże się, że jakieś tam resztki majątkowej świetności jednak posiadał. Oczywiście zgłosi się po nie pierwsza żona, ale w drodze na rozprawę wpadnie pod rozpędzony motocykl i Margo zgarnie wszystko. Na dodatek jeszcze się okaże, że jej zaginiony przed laty brat odnalazł się nagle, choć już w charakterze nieboszczyka i jedyną spadkobierczynią jego kilkunastu melonów będzie właśnie Margo. W tym momencie stracimy z oczu Audrey, która już ani scenarzyście, ani odtwórczyni głównej roli do niczego nie będzie potrzebna. A Margo będzie żyła szczęśliwie, mimo że bez pieska, bezdomnego i sierotki.
Na szczęście ta druga wersja ma ważność też tylko do następnego sezonu. 😈
Mam nadzieje ze Audrey, podburzona przez Helene, nie da sie przesadnie wykorzystac; ze cena za florydzki dom z basenem osiagnieta na aukcji bedzie wyzsza niz dlugi dla banku, w ktorym to wypadku reszta chyba nalezec sie bedzie Margo (jesli to mozliwe warto by jej adwokatka tego dopilnowala!); i ze jednak skonczy jakis kurs i zacznie pracowac (choc takiej pielegniarki nie zycze nikomu), lub ewentualnie, co bardziej prawdopodobne, wyjdzie jeszcze raz za maz, tym razem prawomocnie.
Kelnerka Margo nie bedzie. W tej chwili Margo namawiana jest przez Audrey aby jednak zaliczyla te studia pielegniarskie. Tyle, ze nawet jesli to uczyni, pracy w zadnej agencji pielegniarskiej nie otrzyma, majac na koncie BK7 (bankructwo siodmego stopnia). Moze probowc znalezc prace w prywatnym domu, ale i prywatne domy nieraz sprawdzaja personel pod katem bezpieczenstwa, takze finansowego..
Ma jeszcze wykupione pare lat temu ubezpieczenie na lekarza, ale niskie ($100 000) i nie wiadomo czy regularnie wplacala „premie”.
Bankructwo bedzie na jej koncie przez piec lt, zanim slad po nim zostanie skasowany.
Dom sprzedawany na licytcji osiagnie znacznie nizsza cene niz rynkowa, nawet jesli cos zostanie dla wlascocielki, to pewnie bardzo malo.
No i sutkuje to kompletnym odceciem na co najmniej 5 lat od jakichkolwiek pozyczek.
Dzień dobry 🙂
O, to świetnie 👿
Tu jest BK7 wytlumaczone:
http://bankruptcyfacts.info/bk7.html
W takim razie adwokatka powinna zlozyc prosbe o mozliwosc normalnej sprzedazy domu
Dzień dobry 🙂
Właśnie wracam z konferencji w ratuszu, na której poznałam nowy zwrot: montaż inżynierii finansowej 😯
Ponadto panienka tłumaczka przetłumaczyła słowo vibrant jako wibrujący 👿
Wstrząsające:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17515936,_Wjezdzamy_czolgiem_na_Ukraine__a_w_radiu_mowia__ze.html#MT
W ostatnich latach coraz większą popularnością cieszył się fotomontaż inżynierii finansowej. 🙄
Heleno
Jaka jest kara za bigamię? Bo zastanawiam się, czy nie lepiej by mu było jednak wybrać tę opcję. Z więzienia człowiek w końcu wychodzi, a tu nie dość że ma dożywocie, to jeszcze potężne wydatki.
Z drugiej strony, to w Ameryce ponoć mówią, że najgorszą karą dla bigamisty są dwie teściowe.
Doro
Brawa dla tłumaczki. Mogło jej się przecież zupełnie inaczej skojarzyć.
Margo juz stracila mozliwosc prywatnego sprzedawania domu, do czego ja od czterech lat namawiala Audrey (bo ja o niej slysze nie od dzis). Teraz ten dom nalezy juz do banku.
POnadto zaden adwokat nie chce juz miec z nia do czynienia, bo im tez nie placila.
Wczorajsza wizyta u adwokatki Michelle byla za gotowke – ok. $400 za porade i wytlumaczenie jakie sa jej opcje.
Nie mam pojecia jaka jest kara za bigamie, pewnie to zalezy od stanu.
Lekarz z wyrokiem wiezienia za soba jest w bardzo zlej sytuacji careerwise. Rozumiem, ze wolal placic przez 30 lat.
Dyrektor FSB Bortnikow, indagowany w sprawie zabójstwa Niemcowa, oświadczył, że jest kilku podejrzanych, a swoją wypowiedź podsumował słowami: „Podejrzani są zawsze”. Przypomina mi to kapitana Renault z „Casablanki” i jego „round up usual suspects”, tylko że kontekst zupełnie inny.
Bry 🙂
Hura, hura, hura!!!
Mam działający spisik jak marzenie.
Dla potrzeb mobi nie trzeba tworzyć własnych spisów w dokumencie.
Calibre i inne podobne zrobią to same z nagłówków, które muszą mieć oznaczone formaty nagłówków 'Nagłówek 1′, 'Nagłówek 2′ itd. 😀
Ufffff…
W pierwszej chwili myslalam ze mamy dzialajacy spisek… 😉
Siodemeczko, chodzilo o spis tresci? Myslalam ze o przypisy
Mówta co chceta, a mnie się skądsiś bierze przekonanie, że takie osoby jak Margo przeważnie spadają na cztery łapy. 🙄 W przeciwieństwie do uczciwie przez całe życie zapychających psów, którym zawsze wiatr w oczy. 👿
Trochę szkoda, że jednak nie mamy działającego spisku. Ale jak Siódemeczka metodykę już ma opracowaną… 😈
Spisek zawsze jest pod ręką
Tu spisek nadchodzącej wiosny 😈
Ja tez mam takie jakies podejrzenie, ze spadnie na cztery lapy. Wstydze sie, ale mam.
Gratulacje dla Siodemeczki.
Cd.
Najnowszy odcinek.
Podobno adwokatka „zaproponowala”, zeby Audrey „pomogla” Margo zlozyc w sadzie wniosek o ponowne otwarcie sprawy licytaji domu przez bank.
W ty wypadku „pomogla” oznacza wypisanie czeku na $1000 .
„I’ll break every bone in your body, Girl, if you do” – powiedzialam.
Obawiam sie ze irytujaca bedzie ta telenowela, bo Audrey da sie wrobic 👿
Over my dead body.
Walcz, Heleno. Nie spuszczaj Audrey z oka ani z ucha 👿
Js też się od razu gruchnę w poprzek wirtualnym Rejtanem. Niech Margo przynajmniej poszuka sobie tego jelenia, a nie żeby on sam jej pod lufę wchodził. 👿
Irku, bardzo fajnie narysowany ten spisek, ale nie widzę autora. Nie wiesz przypadkiem, kto to?
Sobie tak myślę: biedna ta żona lekarza — mieć tak zaświnione życie przez męża i przez Margo, której przecież nie wybierała sobie do składu rodzinnego.
Ciekawe, że owa p. Audrey może poczuć współczucie dla owej Margo, ale nie dla (nieznanej osobiście?) żony. Smutna historia i w takich wypadkach aż świerzbi, żeby uwierzyć w niebo i w piekło i w wyrównanie (choćby i częściowe) rachunków na innym świecie.
Cd.
Audrey przypomniala sobie, ze zanim Margo wyszla zamaz za bigamiste, miala uprawnienia LPR (Licenced Practical Nurse) . LPR wykonuja najprostsze zadania – zmienia opatrunki, podaje lekarstwa, myje, zmienia posciel. W szpitalach juz LPR nie zatrudniaja, musi to byc RN (registred nurse), tak jak Audrey. Ale mozna jeszcze dostac prace z LPR w domach starcow, zakladach opieki etc. Oczywisie licencja Margo dawno juz wygasla, musialaby pojsc na kurs odswiezajacy i potem zdac panstwowy egzamin (State of Florida Nursing Board).
Pyta wiec Margo o co na takim egazaminie pytaja. „No, np. jesli lekarz zapisal tabletki 250- gramowe, a apteka wydala 500-gramowe, bo innych nie mieli. Co z tym robisz?” – pyta Audrey.
Dluga cisza. I potem: „No to juz powiedz mi co z tym robisz? Bo nie pamietam….” – mowi poirytowana Margo.
Dlaczego wydaje Ci sie, Andsolu, ze Audrey nie wspolczuje zonie bigamusty? Wspolczuje na tyle, ze nawet swego czasu zerwala stosunki z Margo na pol roku, gdy Margo zadwonila do zony i zostawila jej na sekretarce paskudna message. Zona, Evita (Meksykanka) jest nieustannie obecna w narracji o Margo i jej „mezu”. I dorosly juz syn tez.
Heleno
A czy ten czek będzie miał pokrycie? I czy przypadkiem nie zajdzie konieczność wspomożenia nieszczęsnej? Najlepiej żywą gotówką.
Przyłączam się do zdania Bobika, że Margo nie zginie i nie jest wykluczone, że być może jakiś kolejny jeleń gdzieś już tam na horyzoncie majaczy. Tak już w tej przyrodzie poukładane, że drapieżników jest w środowisku zdecydowanie mniej niż trawożerców do upolowania. Właściwie to ona powinna zostać papugą, albo maklerem giełdowym, a nie pielęgniarką. Zasłyszałem kiedyś taka opinię, że żeby zostać maklerem, trzeba być wyposażonym w pewną specyficzną dewiację umysłową, być zupełnie pozbawionym nawet odrobiny empatii.
Cholera, wypowiadam opinię o osobie, której na oczy nie widziałem, za co upraszam o wybaczenie. A jeśli oberwę w ucho, to mi się to będzie słusznie należało. Może ona nie taka zła, tylko tak specyficznie zakochana.
> Dlaczego wydaje Ci się, Andsolu, że
> Audrey nie współczuje żonie bigamisty?
Fakt, moje przypuszczenie nie było oparte na Twojej narracji.
Znam z opowiadań dość podobną w wymowie historię o Polce mieszkającej w Niemczech, która się tam żadną pracą nie zhańbiła przez wiele lat. Wyszła za Turka z paszportem, pogoniła go jak tylko uznała że już może, i żyje i utrzymuje dziecko na koszt podatnika z ewentualnym wsparciem rodziny. Fakt, bigamii ani bankructwa tam jeszcze nie ma…
„Specyficznie zakochana” – Paradoxie, to znakomite sformułowanie!
Bobik / 17:28/ Karina Piwowarska dla ” Przekroju”
Paradoksie, nie moja działka, ale pasożytów jest chyba więcej niż drapieżników 👿
O Margot wiem już wszystko, ale w jakim kolorze są oprawki?
Haneczko
Czytasz w moich myślach albo podglądasz moje posty przed ich uwolnieniem. Napisałem zdanie o pasożytach mniej więcej w tym duchu, ale potem skasowałem.
Paradoksie, nie chciałabym mieć takich podglądackich mocy 😉 Po prostu czasem bywam bezwzględna 👿
Ago, może tęczowe 😉
Cd.
Margo przyslala dlugiego e-maila do Audrey. Glownie o tym jak Pan Bog ja poblogosliwi niezaleznie od tego czy zgodzi sie wziac jutro dzien wolny, aby towarzyszyc jej z wizyta u prawnika (ktoremu jest winna 5 tys. dolarow) i ktory byc moze znajdzie jakis sposob na odwrocenie zajecia domu przez bank.
Aurey odpisala jej, ze niestety nie zdolala namowic mnie na zwolnienie z pracy.
Watch this space.
Dzięki, Irku. 🙂
Na kogoś w rodzaju Margo chyba każdy chociaż raz w życiu się natknął. Ja w tej chwili pomyślałem o osobie, która przyjechała do Niemiec ze 20 lat temu, trafiła od razu na narzeczonego, uzależnionego – podobnie jak ona – od gorzały i następne 18 lat pogodnie razem przepili, z jego zasiłku i doraźnych robótek. Ona żadnego zasiłku ani innych formalności nawet sobie nie załatwiła, bo do tego trzeba by na kilka dni wytrzeźwieć, a to był za duży wysiłek.
No i dalej mogłoby wszystko być tak pięknie, gdyby 2 lata temu narzeczonemu coś nie odwaliło i nie pogonił kobity. Wtedy się zaczęły urzędowe korby, bo zaległe formalności trzeba było jednak pozałatwiać, postarać się o własne mieszkanie, chociaż poudawać w Arbeitsamcie, że się szuka pracy, itepe, itede. Ale od czego jelenie? Tutejsza Margo wczepiła się w swoją byłą (nawet bardzo byłą) szwagierkę, która wybiegała i wyprosiła jej potrzebne papiery, pomogła znaleźć lokum, uprzednio dając je na kilka miesięcy u siebie, wspomagała cały czas drobnymi pożyczkami na wieczne nieoddanie i w ogóle zrobiła wszystko, żeby delikwentka nie musiała ponieść nareszcie sama konsekwencji swoich życiowych wyborów.
Też tej szwagierce tłumaczyłem, tupałem, Rejtanem się kładłem, a co myślicie? Ale niektórzy tak kochają rolę jelenia, że nie pomoże już nic. 🙄
Urosły mi długie pazury 👿
Bobiku
Jeleń to jeleń. Jedyne co może, to na samym początku wiosny zrzucić poroże, które i tak wkrótce zaczyna mu odrastać, jeszcze piękniejsze i okazalsze
To nie są pasożyty. To są wampiry
Energetyczne 👿
Paradoksie, to się samo układa w formułę wierszowaną: 😈
Wszystko, co jeleń może,
to wiosną zrzucić poroże,
lecz zanim ryknie „basta!”,
ono już mu odrasta.
Haneczko!!! Pazury??? 😯
A gdy spotka wampira,
wpada w tęgiego świra
i doić mu się daje,
póki mu dechu staje… 🙁
A babsko jakieś koszmarne, chyba nie całkiem z głową w porządku.
Od pasożyta do wampira tak daleka droga
jak od krytyka muzycznego do samego Boga 😉
Ja nawet nie chcę wiedzieć,
co zeen chciał przez to powiedzieć… 😈
Pasożytem to każdy jak chce być – może,
ale wampirem… to nie Ty niebożę…
Jaki skromny ten zeen! 😀
Czy to jest stolyca, czy jakie Piaseczno,
wampir o pozycję musi dbać społeczną
i do łbów wbić musi, by się cieszyć mirem:
nie każdy wysysacz zaraz jest wampirem! 😎
Skromność to jest drugie…, no, niech będzie trzecie
imię, które znane jest na całym świecie,
mnie jest przypisane, nikomu innemu,
nawet wśród wampirów wręcz wyjątkowemu.
Wysysaczem zwykłym być, to jak mieć brata,
pełno takich wszędzie nawet na Kabatach 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
😆
Dzien dobry 🙂
Na estonskim brzegu foczatko (w bialym futerku) ssie mame.
Nie mam podglądu na brzeg estońskim, ale mam mleczko 😀
http://www.polityka.pl/galerie/999999,13,rysuje-andrzej-mleczko-2009-r.read
…. i lekturę
https://www.tygodnikpowszechny.pl/nie-cudzoloz-dzieciaku-26844
coraz mniej śmieszniej 👿
http://opinie.newsweek.pl/-lalka-boleslawa-prusa-to-powiesc-antypolska-twierdzi-jan-polkowski,artykuly,358309,1.html#fp=nw
Dzień dobry 🙂
Głowacki byłby pro, ale Prus, to wiadomo 🙄
Irku (11:29), to już było („zyskowna spółka handlu z Rosją wzięta za narodową zdradę”).
A skoro już przeglądamy Newsweeka… Michalski.
Dzień dobry 🙂
Ten Prus to wyjątkowo podstępny i wredny agent. W „Placówce” się tak czaił, jakby wcale nie był znowu takim wielkim kumplem Merkel (choć pseudonim operacyjny nie pozostawia wątpliwości) i nie zamierzał przy pierwszej lepszej okazji umożliwić jej wykupu całej polskiej ziemi. Tacy są najgorsi. 👿
Michalski ma całkowitą rację, ale co z tego? Nie widzę w tej chwili po lewej stronie żadnych znaczących sił, zdolnych do puknięcia się w czoło i przemodelowania politycznej aktywności. Tu chyba zachodzi ten przypadek, że trzeba dosięgnąć dna, żeby mieć się od czego odbić. 🙄
Mieszkańcy ul. Białostockiej w Warszawie biskupom 😈
https://scontent-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/11021199_10206869198952468_4909101977761976189_n.jpg?oh=db5fd2a70852dbc8b07f1d14777e6d78&oe=558A6A5D
Preczytalam poruszajacy list czytelniczki do Zakowskiego na jego blogu w Polityce. O kompletnej bezradnosci mobbingowanej kobiety w pracy, nawet takiej, ktora postanowila przejsc przez cala droge prawno-administracyjna.
Niewiele kobiet na to sie zdobywa. Nawet w kraju takim, jak Anglia, gdzie sady i sady pracy orzekaja najczesciej na rzecz ofiary mobbingu. Najczesciej jednak do nich nie dochodzi, gdyz ofiara czuje sie tak upokorzona wlasnie sytuacja „ofiary” i swoja bezradnoscia, ze po pierwszych nieudanych interwencjach, rezygnuje z dalszych krokow – dla swietego spokoju, dla nie wsadzania kija w mrowisko, dla powstrzymania biurowych plotek.
Niestety wiem cos na ten temat i staram sie zapomniec, bo rozpamietywanie krzywd, upokorzenia i niesprawiedliwosi nie jest dobre dla duszy.
Nawet teraz jak to pisze, czuje rozpacz, choc mam naprawde powazniejsze problemy „na dzien dzisiejszy”.
Sorry.
Irku, to autentyk?
To zdjęcie znalazłem w komentarzach na stronie fb ” Polityki” pod wpisem J. Makowskiego ” Kościół jak dentysta”. Sądzę że autentyk. Teraz za 5 min. kończę teren i …biegiem do studentów Uffff
Miewałam różne trudne chwile w życiu zawodowym, ale nigdy nie byłam obiektem mobbingu (niech by kto spróbował 👿 ). Natomiast bywałam świadkiem mobbingu i jak nie jestem agresywna z natury, to osobie mobbującej bym !@#$%^&
Bo to jest zupełnie bezinteresowne, z psychopatii wynikające niszczenie drugiego człowieka.
Osobną kwestią jest molestowanie (też nigdy nie byłam, ale też widywałam), które wynika z zatwardziałego patriarchalizmu w polskim stylu zarządzania (słynne już: „to nie mogę w pracy sadzać sobie dziewczynek na kolana?”). Potrzebne jest nauczenie szefów nowych standardów, a że to jest trudne nawet w bardziej cywilizowanych środowiskach, o tym świadczy dyskusja na ten temat, w której ostatnio uczestniczyłam, a w której panowie w ogóle nie wiedzieli, o co biega. Ciężka praca przed nami. Bardzo dobrze napisała o tym wszystkim w najnowszej „P” Ewa Wilk.
Nie doswiadczylam nigdy mobbingu ze strony szefow. Moim mobberem byl kolega redalcjny i nic z tym nie moglam zrobic.
Cd telenoweli:
Margo opracowala Pozytywn Plan na Zycie.
1. Zamierza dzis zwrocic do sklepu zakupy poczynione 10 dni temu. Co powinno jej dac $800 gptowki.
2. Zamierza wyjechac do San Dego w Kalifornii, aby byc blizej „meza” i sprobowac na niego wplynac aby zaczal znow placic, najchetniej 10 tysiecy miesiecznie. Albo mniej jesli bedzie uparty.
3. W San Diego wynajmie mieszkanie z dwiema sypialniami – uklon w strone downsizing.
4. Sprpbuje zdac egazamin na Registred Nurse. Zanim uplynie rok i jej bankructo nr 7 zostanie oficjalnie uznane. Bo z bankeuctwem trudno znalezc rzyzwoita prace.
Wymaga to niestety zaliczenia kursu powtorkowego (refresher) gdyz od jej ostatnich zajec z kursu pielegniarskiego minelo ponad pol roku (dwa lata).
Moze uda sie namowic „meza” aby zaplacil.
Wygląda na to, że gdyby ten pseudomąż w tej chwili zszedł z tego świata, to na nic jakiekolwiek plany pozytywne tej pani 😈
Maz jest w zlym stanie. Poltora roku temu mial masywny wylew, byl w stanie smierci kliniznej, ale sie wykaraskal. Obecnie namawiany jest przez kolegow-lekarzy, aby sie poddal ryzykownej operacji. Odmawia i mowi, ze jest przygotowany aby juz umrzec.
Egoista. Zawsze byl egoista. Co Margo musiala sie naprosic aby kupil jej taki sam samochod jak kupil tej pinkwolonej Evicie!
Znaczy się; 1a pinkwolona żona chciała mieć to samo, co ma pinkwolona żona 1b. 😯
Dokladnie tak, Myszo.
My tu sobie gadu-gadu, a tymczasem Boguś Kaczyński słabnie wskutek niejakiej Herbuś, która miała jakoby sukces na widowni Metropolitan. Polska w pigułce.
Dkaczego to jest tak obrzydliwe w tonie? I dalczego warto sie z tym zapoznac?
Pana B. Kaczynskiego poznalam wiele lat temu w NYC.
Robilam z nim wywiad, byl idealnym rozmowca, bo samograjem i nie musialam sie do wywiadu pezygotowywac. Opwiedzial mi wowczas jakas sliczna historie o tajemnicy biurka Ady Sari. Nie pamietam juz samej tajemnicy, ale jedynie to, ze to byla bardzo ciekawa historia.
Heleno (16:50) 😆 😆
Pana Bogusława Kaczyńskiego mogłabym słuchać godzinami mimo, że na muzyce kompletnie się nie znam (proszę o wybaczenie Szan.Frekwencję z p. Kierowniczką na czele).
Bogusław Kaczyński bywał dawniej w domu moich krewnych w Lądku Zdroju, kiedy przyjeżdżał ze swoim pryncypałem Jerzym Waldorffem do tego uzdrowiska. Uważali go za przemiłego człowieka z klasą.
Jerzy Waldorff miał powiedzieć o nim:
„Gdybym umiał tyle i tak mówić jak Bogusław Kaczyński, zostałbym posłem na sejm, aby premiera nie dopuścić do głosu.”
O prawdziwych gwiazdach mówi pan Bogusław z miłością i szacunkiem. Nie dziwota, że go skręciło na te nowojorskie sensacje 😉
Dzisiaj człowiek z klasą to najczęściej nauczyciel na wycieczce szkolnej 🙄
Piekne jelenie!
http://pontu.eenet.ee/player/hirv.html
Wiem że może wyjdę na ignoranta, ale poproszę wyżej zorientowanych o informację, kim są pan Treliński i Edyta Herbuś i czemu poświęcacie jej tyle uwagi? I czemu pan Bogusław zasłabł akurat z jej powodu? Kim jest pan Bogusław wiem od dawna i zawsze lubiłem go słuchać, dla samej przyjemności słuchania. Ale czemu aż tak przejął się historią. Poza tym, że pan Treliński jest reżyserem, a pani Herbuś początkującą, chyba, aktorką? To jakaś nowa odmiana ogórka? A może będzie kandydowała? Przyznam, że nie bardzo chce mi się marnować czas na przeszukiwanie sieci, więc albo mnie do tego zachęcicie, albo wręcz przeciwnie.
Ja tez odnioslam wrazenie, ze jest milym czlowiekiem. No i wspanialym opowiadaczem.
Byl tez wowczas mlody, przystojny, starannie ubrany.
No właśnie. „Miły, przystojny, starannie ubrany”…
To jedna z paskudniejszych postaci, jakie spotkałam w swoim życiu zawodowym. Wiem o nim różne rzeczy, o których nie będę pisać. Wspomnę tylko historię, której byłam świadkiem, kiedy to próbował sądownie wyrzucić z mieszkania na Starym Mieście po pewnej gwieździe operetkowej osobę, która była tam zameldowana przez samą gwiazdę.
Mieliśmy ostre ścięcia na łamach, a Pan Boguś napisał nawet o mnie w swoim paszkwilu pt. „Kretowisko”.
Powyższy artykuł jest wiernym obrazem jego małostkowości.
Nie dodam nic, bo facet jest teraz chory i stary…
Z drugiej strony z tą Herbuś to paranoja. Treliński przywiózł do NY swoją dziewczynę – OK, ale co kogo to? To jego prywatna sprawa. Polskie tabloidy i portale plotkarskie są chore, dla nich ważna jest tancerka, a znany reżyser i dyrektor teatru funkcjonuje tam głównie jako jej chłopak…
Ale oczywiście Boguś brednie plecie mówiąc, że nikt z Polaków nie podbił Nowego Jorku – wystarczy wymienić naszych śpiewaków, Mariusza Kwietnia czy Piotra Beczałę (ten ostatni zresztą śpiewał w ostatniej premierze), którzy w recenzjach są wynoszeni pod niebiosa i mają status celebrytów. Nie wiem, może to Bogusiowi w czymś przeszkadza.
To przykre.
POlskich spiewakow w Metropolitan bylo znacznie wiecej. POczynajac od Sembrich Kochanskiej, byla tez Kubiak i taka jedna co mi nazwisko wylecialo z pamieci.
Zylis-Gara!
Gdzie Herbuś, a gdzie Beczała… 🙄
To już wolę kłapać o Margo. Bo mi się bardzo spodobał ten pomysł, żeby zarabiać na robieniu drogich zakupów i zwracaniu ich do sklepu. Podejrzewam, że w ten sposób w ciągu kilku dni całkiem przyzwoitą miesięczną pensję mogę natrzaskać. 😈
Bobiku
Sam pomysł jest niewątpliwie doskonały. Ale dobrze by było, żeby za te zakupy płacił jednak kto inny. Wtedy nawet zwrócenie za gotówkę za nieco mniejsze pieniądze mogłoby być niezłym interesem.
Był taki motyw chyba w serialu z Rudym. Żona nie dostawała gotówki na wydatki, tylko mogła dysponować kartą kredytową męża. Więc robiła ekskluzywne zakupy przy jej pomocy, a potem zwracała towar do sklepu otrzymując gotówkę do czegoś jej tam potrzebną.
Brawo 🙂
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1611387,1,senat-za-ratyfikacja-konwencji-antyprzemocowej.read
Bry!
Pan B. Kaczyński był za gładki, za bardzo wygadany i oślizły. Zawsze miałem takie wrażenie, jak go widziałem.
Pytanie do Pani Kierowniczki. Oglądałem transmisję na żywo z MET. W przerwie był wywiad z Trelińskim. Obok niego siedziała jakaś panienka. Czy to ta Herbuś?
Tadeuszu, nie mam zielonego pojęcia jakim człowiekiem był i jest p. B.Kaczyński, po prostu potrafił mówić ciekawie i z pasją. Nie potrafię oceniać charakteru ludzi, jedynie po ich wypowiedziach. Tak już mam od dziecka – uwielbiałam lekcje z nauczycielkę j.polskiego i historii, która potrafiła pięknie opowiadać a po latach się dowiedziałam, że przez nią o mało co nie przeszłabym do następnej klasy. W niczym mi to nie przeszkadza do dzisiaj, żeby z wdzięcznością ją wspominać. 😉
Pana B.K. nigdy nie lubiłem, drażnił mnie jego sposób mówienia a i tematyka nie jest mi szczególnie bliska… Rodzina się ze mnie śmieje, że mam uczulenie na nazwisko 😉
No coś takiego! Nikt nie zachęca Paradoksa do przeszukiwania sieci, żeby się doedukował herbusiowo. 😯
Coś mi się tak zdawało, że w takich sprawach nie można na Was liczyć. 😎
Irku, obok Trelińskiego, o ile pamiętam, siedziała Nadja Michael, wykonawczyni roli Judyty w „Zamku Sinobrodego”. też zresztą się wypowiadała.
Lubię herbatę, za to nie przepadam za herbatkami, a to mi się jakoś tak kojarzy. Niepoważnie, na chybcika, z torebki, albo nawet ziołowo: miętowo, szałwiowo. Niesmacznie nawet z miodem. I żadnych skojarzeń z nalewkami, niechby i ziołowymi. Wiśniówka z niewielkim dodatkiem świeżych liści miętowych – to lubię.
To znaczy, oczywiście pamiętam, że to była ona, nawet wtedy miałam refleksję, że ta kobieta wygląda jak transwestyta i trochę nawet tak brzmi 😛
Wiśniówka z miętą naprawdę dobra jest? Nigdy na to nie wpadłem, a brzmi dosyć ciekawie.
Możecie mi o tym przypomnieć, jak już będzie świeża mięta? 🙂
Nie masz u Was swiezej miety caly rok?
To z czym Wy mojito robicie?
Jak już będą świeże wiśnie, bo na miętę możesz liczyć dłużej. Naprawdę rewelacyjna, żeby tylko nie przesadzić z ilością. Jedna gałązka powinna wystarczyć. Znaczy zależnie od ilości jaką się nastawia. Czyli mniej więcej jedna gałązka na 5 litrów. Mięta polna, albo pieprzowa.
W doniczkach jest, jak również w pęczkach, w tureckich sklepikach. Ale ja już tak przywykłem do własnej, ogrodowej, że skorzystanie z innej nawet mi do łba nie przychodzi. 😳
Aaa, to ta mięta nie do kielicha, tylko do produkcji.
To sorry, produkcją się nie zajmuję. Po pierwsze za leniwy jestem, a po drugie co roku jakaś dobra dusza mnie obdarowuje już wyprodukowanym, więc nie mam motywacji. 😆
To zasugeruj obdarowującemu. Niech nie skąpi. Więc po co ci motywacja? Ledwo pazurem skrobnąć.
Leniwe to mają być pierogi a nie piesy. Co za przykład dla patrzących na to niepsów!
Słyszałem o psach legawcach. Może to jakaś odmiana zaprzyjaźnionego z Bobikiem Leniwca? Jakoś tak współgra
Ładny?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Legawiec#mediaviewer/File:Can_Setter_dog_GFDL.jpg
Nie wiem czemu każdy do tej myśli przywykł,
że pies to nie pieróg, nie ma być leniwy,
tymczasem nie byłoby wcale nonsensem,
by pies był leniwy i w dodatku z mięsem. 😎
Widziałem kiedyś film animowany o prawdziwych leniwych pierogach. Polegały na tym, że pies (znaczy człowiek) zalegał na kanapie, pierogi w półmisku stały na jamniku (znaczy stoliku) i co pewien, ściśle odmierzony czas pojedynczy pieróg lewitował z godnością (czyli leniwie) do ust leżącego.
Jeśli nawet nie widziałem, tylko sobie wymyśliłem, to nie miałbym nic przeciw.
To ja bym jednak wolał, żeby mi te z mięsem lewitowały. I żeby żaden jamnik nie próbował stanąć między mną a pierogiem. 😎
Han Solo nie powinien już siadać za sterami…
Dzień dobry 🙂
kawa
i do kawy 😀
Mnie co najwyzej tylko poloweczke tego hamentasza od Irka. 🙁
Bry!
Paradoksie, taka scena jest w starym radzieckim filmie, ekranizacji Gogola Ночь перед Рождеством. Tam czarownik wioskowy leży, pieróg wyskakuje, nurza się w śmietanie z obu stron i wpada do ust czarownika. Film mocno zmurszał (bo sobie sprawiłem…), ale bywa zabawny.
Hamentasz to jest to ciastko? Nie znam wyrazu…
Ciastko. Aaaa! To kieszenie widziałem w cukierni 😆
Hamentasz to ciastka w ksztalcie kapelusza Hamana, #!^%*#@!!!!!!!!
Znaczy w liczbie pojedynczej.
Tytul z Wyborczej:
Byłaś, Maju, śliczna i bardzo zdolna. Miałaś robić doktorat. Wtedy on wziął do ręki nóż.
Kurka! Ja takich nawet w Sunie czy w jakims innym szmatlawcu nie widzialem! Oni mnie chyba chca do apopleksji doprowadzic….
Do kawy i ciastek – swego czasu próbowaliśmy dyskutować wokół „Prześnionej rewolucji” Ledera i „Fantomowego ciała króla” Sowy: coś jeszcze w tych klimatach.
Nie wytrzymalem nerwowo i pchnalem list do GW, co wszystkim radze.
Bo nalezy robic co mozna aby powstrzymac ten zalew kiczu i brukowego dziennikarstwa czy tez copywriterstwa.
I kolejny tytul: Zamknęło się wieko trumny nad Palikotem
No czy tych palantow nie nalezy wystrzelac?
Lewitujace pierogi zapewne sa tu 🙂
Bo gazety internetowe a drukowane to już coraz bardziej inne gazety. Internetowe to sam rynsztok w tej chwili.
Dzień dobry 🙂
Mordka zaledwie się zdenerwował z powodu tytułów i już takie mecyje. 🙄 Znacznie gorzej miał jeden kibol w Krakowie, któremu GW utrudniała resocjalizację, pisząc o kolejnych jego kryminalnych występach. Tak nieszczęśnikowi utrudnili, że aż ich do sądu musiał podać! 👿
A może, Kocie, zamiast pisać na Berdyczów, też byś GW zaskarżył? Papuga jakiś tam kij na pewno znajdzie. 😎
Kot jako udziałowiec ma prawo głosu.
I dobrze, ze zabiera głos, bo dziadostwo coraz większe.
Dzięki Tadeuszu. Czyli całkiem dobrze mi się majaczyło, że gdzieś to widziałem. I nie w animacji, ale porządnej adaptacji.
Cd telenoweli.
It is payment time. Dla Audrey, ktora okazala sie byc bardzo zla kolezanka, bo nie dosc. ze nie miala sama pozyczyc Margo $6 tysiecy na adwokata ($5000 zwrotu dlugu i $1000 na dalsze poradnictwo), ale nawet odmowila zaciagniecia pozyczki od swej bardzo bogatej pracodawczyni (to ja!).
Wczoraj gdy Audrey wrocila z pracy, znalazla 3 nie odebrane telefony od Margo. Dlugo sie zastanawiala czy odzwonic, az wreszcie oddzwonila. Dowiedzia sie, ze Margo od powrotu od prawnika pilnie studiuje konspekty z kursu na RN aby moc odpowiedziec na 400 pytan panstwowego egazaminu pielegniarskiego. Wybiera sie na Hawaje, gdzie nie ma obowiazku zdania egazaminu w ciagu szesciu miesiecy od ukonczenia szkoly, wic nie zaliczac zadnego kursu powtorkowego. Zaproponowala tez ze moze Audrey zechce pojsc za nia i udawac Margo na egazminie.
Od tego momentu rozmowa zrobila sie , jak to mowia, ugly. Audrey nie stanela na wysokosi zadania. Odmowila pozyczki, odmowila poproszenia mnie o pozyzke, odmowila popelnienia czynu przestepczego i zdania egzaminu za Margo, narazajac sie na paroletnie wiezienie.
Nie jest dobrze, jakby mnie kto pytal. Jak tak dalej pojdzie, to Margo zerwie stosunki z Audrey. B0 ile mozna wytrzymac.
Niedobra Audrey, brzydka Audrey. Ale mądra Audrey. Ja się rozmawia z Margot to nie wolno nawet myśleć o tym, że ma się w kieszeni choćby dolara. Bo zaraz zniknie.
Nie zerwie, nie zerwie. Bo straci resztki nadziei, że jednak uda się coś wysępić. Nadzieja ją przy życiu będzie trzymała.
Brawo Audrey! 😀
narazajac sie[bie] na paroletnie wiezienie a niedoszlych pacjentow na rychla smierc 😉
Oczywiscoe gdyby Audrey przylapano na tym egzaminie, to nawet zanim poszlaby siedziec, stracila by uprawnienia do wykonywania zawodu. 🙄
A jeszcze podobno wykrzyczala w telefon, ze „jak byla mloda to byla znacznie madrzejsza” od Audrey, ktora nie potrafila sie urzadzic.
Margo potrafiła się urządzić, a teraz próbuje „urządzać” innych.
Zwazywszy na to, ze 47-letnia Audrey wychowala sama dwojke dzieci (starszy, syn ukonczyl juz studia z dwoma dyplomami i w tej chwli sam na siebie zarabia, zbierajac pieniadze na dalasza nauke), ma juz splacony dom, powazne ubezpieczenie na zycie, to mysle, ze Audrey jednak sie urzadzila. Za rok 17-letnia corka bedzie zdawac do Princeton i ma juz troche zaliczonych „kredytow” uniwerrsyteckich, nie jest najgorzej z priorytetami mojej przyjaciolki. Brianna zarabia obecnie w weekendy ($10 za godzine), jezdzac z policjantka w cywilu po roznyh sklepach, gdzie jako nieletnia probuje kupic papierosy i alkohol. POlicja zrobila jej kurs, sprawdzila oceny w szkole, uzyskala opinie od dyrektorki i Brianna zostala wybrana posrod kilkudziesieciu kabdydatow.
Procz tego codzennie wyprowadza na spacery psy z przytulku i bardzo sie udziela w swoim kosciele. Ma tez czas na koncerty i spotkabia z przyjaciolkami.
Na początku przepraszam że się odzywam w nawiązaniu do „telenoweli” gdyż nieco mi trudno utrzymać się w nastroju pełnym dystansu do tej historii, acz najpewniej nie ja jeden znam/znałem takie czy podobne sprawy niekiedy dosyć dotkliwie. Podziwiam dystans i dyplomację z jaką sprawa jest opowiedziana. Ufam iż Audrey sama zaniecha jakichkolwiek kontaktów z tą nieszczęśliwą (żeby nie powiedzieć dosadniej) osobą. Oczywiście nie mam na myśli „nieszczęść” które są jej udziałem tylko najkulturalniejszego jak potrafię określenia cech jej osobowości.
http://www.theguardian.com/world/2015/mar/06/isis-destroys-ancient-assyrian-site-of-nimrud