Robota dla wybrańców
Bobik wczołgał się do domu na miękkich łapach, wtaszczył się na kanapę i opadł tam w dramatycznym zwisie.
– Nie wytrzymam chyba tego kandydowania! – jęknął. – Nawet nie powiem, że ledwo żyję, bo czuję się raczej tak, jakbym już nie żył.
– Nie rozumiem – zdziwiła się Labradorka. – Cóż w tym może być takiego trudnego i wyczerpującego? Wydawało mi się, że każdy, za przeproszeniem, głupi kundel to potrafi.
– Ty nie masz pojęcia! – krzyknął nagle ożywiony Bobik z oburzeniem. – Wiesz, jakie to wykańczające? To jest robota tylko dla najtwardszych, najbystrzejszych, najlepiej przygotowanych, no, dla wybrańców po prostu. Wyobraź sobie, że przede wszystkim taki kandydat musi być świetny z matematyki. Wszystko trzeba wyliczyć w arach, a potem pomnożyć przez pi. I dopiero z tych piarów wychodzi, ile godzin trzeba spędzić w solarium, ile u fryzjera, a ile u fotografa. Potem trzeba te godziny faktycznie spędzić, i – jakby to nie było dostateczną harówką – na końcu dochodzi jeszcze ciężka praca, żeby po tym wszystkim poznać samego siebie. Rozumiesz?
– Chyba kojarzę, o co chodzi – bąknęła niezbyt pewnie Labradorka. – Gnothi seauton, te sprawy?
– Gniotki? Aha, masz na myśli nagniotki na kończynach. Jasne, ich się na spotkaniach wyborczych bardzo szybko można nabawić, jak tysiące razy dziennie trzeba podawać łapę, koniecznie przy tym szczerząc zęby. A niektórzy wyborcy, zanim łapę uścisną, żądają jeszcze przedstawienia rodowodu, żeby im się przypadkiem jakiś nierasowy kandydat nie wkręcił.
– To co ty wtedy robisz? – zaniepokoiła się Labradorka. – Przecież obydwoje wiemy, że oprócz psiego paszportu UE papierów żadnych nie posiadasz.
– Spoko! – roześmiał się Bobik – Od tego są sztaby wyborcze. Ci sztabowcy wszystko tak potrafią wykręcić, żeby wyszło jak ma być. Papiery to jest pestka, zwłaszcza że nawet tym, którzy dokumenty mają w porządku i tak się zawsze jakiegoś nierasowego dziadka wyciągnie, od czego robi się taki kociokwik, że nikt już niczego nie jest pewny. Ale żebyś wiedziała, jakie cuda da się zrobić z samymi kandydatami! Konkurencja ostatnio tak sprytnie przerobiła Bernardyna na Jamnika, że prawie nikt się nie poznał. A tym, którzy się poznali i próbowali coś szczekać, szybko postawiono zarzuty prokuratorsko-medialne, więc już nikt ich nie chciał słuchać. Mnie zresztą też mój sztab już zaczął przerabiać. O, tu, pod brzuchem, zobacz – całkiem białe kudły. W ogóle nie widać, że kiedyś były czarne. No, ale to wszystko nie przychodzi samo. Wysiłek, nieugiętość, odporność na ból…
Labradorka spojrzała na Bobika ze współczuciem. Rzeczywiście, przez to kandydowanie był już tylko cieniem samego siebie. Potrzebne mu było wsparcie, dopływ świeżej, pozytywnej energii, optymistyczny przekaz.
– Wiesz – powiedziała pocieszająco – zawsze może być jeszcze gorzej. Matematyka, fryzjer, fotograf, ściskanie, szczerzenie, papiery, przeróbki – fakt, do przyjemności to wszystko nie należy. Ale pomyśl, że kandydowałbyś w kraju, gdzie elektorat żądałby od ciebie jeszcze programu wyborczego!
No własnie.
Kto potrafi określić program wyborczy – tu piję do wyborów samorządowych i parlamentarnych – PO?
Hę?
Słucham…
A w ogóle czyjkolwiek program wyborczy da się określić? Bo na razie to ja widzę wyłącznie walkę na piary. 🙄
podesle Tobie Bobiku pasztetowej lub watrobianki na pokrzepienie 🙂 ( co wolisz? )
brykam
dla zinteresowanych,
http://www.zeit.de/2010/18/BP-Hayali-Interview
Sapienti sat
dobranoc
Trzeba na te programy wyborcze troche uwazac. Juz to przerabialismy w XX wieku, ze program piekny, o co walczymy, albo o lepsze jutro i przestrzen dla narodu, i nagle „bam”, w pare lat tworzy sie jakies pieklo na wiele dziesiatek lat nie do ruszenia, albo nieludzka wojna. I lewica i prawica ma to na sumieniu.
pogoda pod psem ( 🙄 Piesku ) 👿
i pomyslec ze wypasione czekaja
brykam w zielen S-Bahn czeka
brykanko, fikanko 🙂 😀
No i sprawa się rypła 😯
Jaruzelskiego łączy pokrewieństwo i z Komarowskim (18 ogniw w łańcuszku) i z Kaczyńskim (23 ogniwa) 😛
To dlatego JK tak ładnie przemówił do przyjaciół Moskali 😈
Komuch Jaruzelski mu krew spaskudził. Do czego się te komuchy nie posuną
„Komorowskim” of course 😳
Dzień dobry. 🙂 Przyznaję, że jednego w żaden sposób nie mogę zrozumieć. Te komuchy to taka sprytna zaraza była i do dziś jeszcze wszędzie wpychają macki, no to jakim cudem oni mogli władzę stracić? 😯
Przecież nawet gejów do seminariów podsyłają komuchy, żeby zniszczyć Kościół. 😈
http://glosrydzyka.blox.pl/html
Hi, hi, proszę o wpisanie mnie do Księgi Proroków, zaraz za Kotem Mordechajem. 😈 Czy nie żądałem wczoraj wyjaśnienia roli meksykańskich karteli w polskiej polityce? I poseł Kamiński zareagował natychmiast!
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,7867355,Wybory_2010__Jezeli_wygra_Komorowski_grozi_nam___.html
Swoją drogą, już bardziej na serio, ciekawie jest porównać niektóre wypowiedzi. Rostowski mówił dziś w wywiadzie, że jeżeli wygra PiS, obawia się – na podstawie znanych wszystkim doświadczeń – całkowitego pata ustawodawczego. A czego obawia się Kamiński w przypadku wygranej Platformy?
Będą mieli prezydenta, większość parlamentarną potrzebną do zmiany konstytucji, większość sejmików wojewódzkich, prezydentów największych miast
Czyli – ONI mogą wziąć całą pulę, dla NAS nic nie zostanie. Cele wyborcze dość wyraźnie sformułowane, nieprawdaż?
Bobiku,
rence mi opdają, jak Ty nic nie rozumiesz 😯
Jakie władze stracili, no co Ty Szczeniaku pleciesz? One żadnej władzy nie stracili, one się tylko sprytnie poprzebierali i przemalowali i dalej biedny lud ciemiężyli. Ale wszystko ma swoje granice. Prawi Polacy zostali przebudzeni, podnieśli głowy. Przed nami radosny marsz: żelazną ręką doprowadzimy ludzkość do szczęścia 😆
No, chyba nikt nie może wymagać od szczenięcia, żeby orlim wzrokiem przenikało wszelkie meandry polskiej polityki. Ale ja się przynajmniej chcę uczyć. Co może być zresztą moim znakiem firmowym, odróżniającym mnie od innych kandydatów. 😎
Chociaż… Czy to mi na dobre wyjdzie? Czasem mam wrażenie, że naród woli polityków, którzy niczego nie muszą się uczyć, bo od zarania wszystko wiedzą lepiej. 🙁
Z prawdziwą radością pragnę zawiadomić Szanowną Frekwencję o tym, że za kawiarnianym pianinem w pewnych muzeum, odnaleziono nie tylko Prawdziwą Twarz Charyzmatycznego Polityka, ukradzioną podstępnie przez polskojęzyczne media.
Odnaleziono również Jego Prawdziwe Nazwisko – Kaszpirowski 😯
Wasza zawsze czujna jotka, samozwańcza przewodnicząca Komitetu Wyborczego Bobbiego Wielkiego, zwanego dla niepoznaki Bobikiem 😎
jotka 😆
brykam ( niestety autem 😳 ) do szczecina
bede jak bede 😀
być koniecznie Rysiu 😆
szerokiej drogi i udanego wypoczynku dla Ciebie & Co
Entelepentele nie dzieje się wiele…
A dzieje, wiadomo,
że sua pro domo…
Jam wiecznym jest sługą:
podaję więc drugą.
Butelkę.
Zaś wszystko za hetkę mam,
pętelkę 😉
Od drugiej przyszło do trzeciej z zagrychą,
a Bobikowi ogon… niech to licho!
Jak wąż się kręty wije i przygrywa,
choć, jako żywo, nie tykał dziś piwa. 😯
Gdy prócz ogona i język się mąci,
Bobik na blogu włazi w cichy kącik,
jęcząc: z tym zeenem trudniej niźli z pany,
nawet spać pewnie pójdę dziś pijany. 🙄
Zagrycha do wina?!
Jezu!!!!!!!!!!!!!!!!!
Gdzie przyczyna,
że Bobik zakąsza choć trzeba przegryzać?
Gdy ślina
napływa miarowo wraz z płynu wchłanianiem,
z łykaniem.
Dajże się wylizać…
😉 🙂
W lizing wino wezmę chętnie! 😀
Tylko czyja w tym jest głowa,
by nie wyszła na tym smętnie
ma wydolność finansowa? 😉
zakanszasz czy nie zakanszać, oto jest pytanie 🙄
Gdy tej gry przed Bobikiem pojawia się plansza,
on nie ma wątpliwości: pije i zakansza. 😆
a gdy wszystko wypije i wątpliwość strawi
nawet po sobie planszy nie zostawi 😯
Wtedy straszne pytanie zostanie zadane:
czy ktoś w tym towarzystwie wie, w co tu jest grane? 😯
w tym nie wiedzą, bo jedzą 🙄
Gdyby nie zajadając tylko popijali,
może by i nie wiedząc coś jednak wygrali ❓
Dzień dobry. 🙂 Widzę, że jak Ryś wyjechał, nie ma kto obudzić Towarzystwa. 😉 No to ja wobec tego wrzucę coś rozgrzewającego, co sobie wczoraj przypomniałem łażąc bezładnie po jutubie i zaraz pomyślałem, że dobrze by się nadawało do pobudzania. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=XJYUSdX-Rps
Pobudźcie się i donieście, co tam słychać w krajach, które pracują, kiedy my tu świętujemy. 😆
koniec świata, Bobik, a nie potrafi ładnie… 🙄
A co ja tak brzydko… Że sparafrazowałem poetę „ktoś świętuje, żeby pracować mógł ktoś”? Co w tym nieładnego? To przecież są takie zwyczajne dzieje… 😉
no jak co? no to bezładne łażenie. parafrazują cudze, a przeczytać własnego zapominają, ech… 🙄
W tym musi być jakaś Głębsza Myśl …
Może nawet Jedna Głębsza? 😆
to już się nie ma co dziwić skąd to bezładne łażenie…
Właśnie w tej chwili w AachenTuskowi jest wręczana Nagroda Karola Wielkiego. Teraz chwali go A.Merkel.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nagroda_Karola_Wielkiego
Merkel zwraca się do Tuska: lieber Donald
Już mogę sobie wyobrazić komentarze z PISu.
Merkel podkreśla jego postawę: porozumienie zamiast konfrontacji.
W polskiej delegacji widzę też Bartoszewskiego.
Przed ratuszem tłumy, oglądają to na dużym ekranie.
Teraz następuje moment wręczania.
wszystko to dzieje się w sali tronowej pałacu, obecnie siedziba ratuszu
a teraz przemawia Tusk, po polsku
do Merkel. droga Angelo
Och, ty Karol… przepraszam, Donald. 🙂
Ale tak na serio, to jednak przyjemnie, jak się ma poczucie, że tym razem żadne niemieckie gazety ani kabarety nie będą sobie z naszych pokpiwać. 😉
Tusk zaprosił do swojej delegacji tych wszystkich, ktorzy razem z nim, jak mowi, na te nagrode pracowali, dziekuje tez swojej żonie, ktora 32 lata go wspiera.
W deleg. jest też Kwaśniewski
Bobiku, racja! To leci na WDR.
A to ciekawe! Wśrod gości siedzi Tymoszenko!
Mnie bardzo cieszy, że te stosunki z zach. sąsiadem możemy już uznać za ustabilizowane. My przecież też na tym korzystamy. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy godzinami wystawaliśmy w ambasadzie po wizę do Polski
Też oglądam. 🙂 Ale muszę przyznać, że jedna rzecz jest w tej uroczystości podejrzana. Tylko jeden kardynał i to wcale nie w pierwszym rzędzie. 😯 Nie wiem, czy takie wręczenie nagrody w ogóle się liczy. 🙄
Jeszcze gorzej jest, gdy Polacy sami się tutaj ośmieszają, też w kabaretach. Ten jakiś tam Marek to żenujący przykład. Niemcom można dać kontrę, ale co zrobić z takim typem?
Może się przebrali? To byłaby nadzieja dla Tuska.
Wyobrażasz sobie, jak teraz PIS i JK zgrzytają zębami? Ciekawe jakie będzie echo.
He, he – ciekawostka dla Pani Kierowniczki. Chopina grano na skrzypcach. 😆
http://dziennik.pl/polityka/article605776/Dzieki_Tuskowi_Europa_jest_zjednoczona.html
I jeszcze jeden
http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100513/KRAJSWIAT/153214781
to na razie te pozytywne
Bobiku, a jeżeli chodzi o kardynałow, to najpewniej zostali po mszy tam gdzie ich miejsce, czyli w katedrze
kardynał może zostać co najwyżej papieżem… 🙄
Czy wszystkim chce się dzisiaj spać? (kufa ziewająca)
Ale wtedy nie może zostać w Akwizgranie, tylko musi się przejechać do Rzymu. 😉
no prawie, drugą kawę właśnie robię :ziew towarzyszący:
Możemy poziewać w duecie, Vesper. Znasz jakąś ludową przyziewkę na dwa głosy? 🙂
O, sorry, przyziewka musi być już na trzy głosy. 🙂
yyy, ziewy trzy
aaa, teraz ja
yyy, teraz wy
yh (urwane unisono)
Aaaa, czyli kabaretu nie będzie, będzie chór 🙄
Co do awansu na papieża, to chyba nie jest taki cymes. Nie każdemu dobrze w bieli. Większość blado w niej wypada 🙄
Może być ludowa przyziewka na kabaret z chórem. 😀
Głos Pierwszy
Matuś moja, matuś,
jakisik to dramat,
ze mi ciągle gemba
łotwiro sie sama,
uaaaaaaa….
Głos Drugi
Łotwiro sie sama
jak dźwi łod komory,
matuś moja, matuś,
cym ja moze chory?
uaaaaaaa….
Głos Trzeci (matczyny)
Poziewoj, poziewoj,
nie załuj gembusi,
taki momy układ –
kozdy ziewać musi.
uaaaaaaa….
Głosy Unisono
Ziewojmy, ziewojmy,
niekze nikt nie pęka,
taki momy układ,
ze łopada scęka!
uaaaaaaa….
W bieli nie powinni chodzić bladzi? Znaczy, Jędrek na papieża? 😯
hm… o czerwień już się postarał… 🙄
Pociągnęłabym przyziewkę, ale nie mam siły
Wszystko zostało przewidziane. Ci, którzy nie mają siły, mogą robić tylko uaaaaaa. 🙂
Sawka w ostatniej Polityce.
„Czy to będą wybory przez głosowanie, przez aklamację, czy przez litość?”.
Na uaaaaaaaa nie mam czasu 🙁
Dawid Jakubowski: Piłsudski… – http://lewica.pl/?id=21646
Haneczko, a nie możesz robić uaaaaaaaa równolegle do innych zajęć? To się podobno nazywa multitasking. 😉
Bobiku, równolegle robię wrrrrrrr 😉
robić jednocześnie uaaaaaa i wrrrrr to wyższa szkoła multitaskingu 🙄
Przebijam: kto potrafi równocześnie robić uaaaaaa, wrrrrrrr i merdać przy tym ogonem? 😀
Przebijam: kto potrafi równocześnie robić uaaaaaa, wrrrrrrr, a
zamiast merdania – czyścić okulary i czytać przykładając głowę do monitora? 😈
O, nie! Jak już zamiast merdania, to proszę – czyścić okulary i czytać, grając równocześnie na skrzypcach, żonglując pięcioma pomarańczami, tudzież smarując chleb pasztetówką. 😉
Jeszcze brakuje kielonka z zamiastem 🙄
Zamiastem czy wmieście – kielonek nie zawadzi. 🙂
Uaaa jest, jak widzę, powszechne i uniwersalne 😉
Ciekawam, co tego Chopina biednego grali na skrzypcach – może nokturn jaki… A co do Tuska, to miłe panie, które mnie w zeszłym roku przyjmowały w Bonn, pytały mnie: jak on się miewa? My go tu bardzo lubimy 😀
A nie, nie nokturn. Mazurek to jakiś był, ale w którym durze to już nie pamiętam. 😉
Coś mi się mętnie zdaje, że to był ten, ale nie przysięgnę, bo w tym Roku Szopenowskim naprawdę trudno już spamiętać, gdzie co grali. Fabryka Lilpopa, róg Złotej, Żurawia, mazurki się mylą… 🙁
mazurek kajdaniarski? 😯
No, kajdaniarski. Herr Oberek mówił, że w całym lokalu innego nie znaleźli. 🙄
Cały był na biało
Nic nie wystawało
Jak zagrał mazurka
To zgęsiała skórka
Oj dana
Za Jasiem zgęsiała,
na Śląsk poleciała,
a nie wystawało,
bo to echo grało,
hej!
O, coś zabawnego znalazłem. Niektórzy biorą Głos Rydzyka za autentyczną tubę radiomaryjną i stosownie do tego usiłują się tam wypowiedzieć. 😆
http://glosrydzyka.blox.pl/html
http://wiadomosci.onet.pl/2682,2169622,pomnik_lecha_kaczynskiego_podzielil_stolice,wydarzenie_lokalne.html
Herostrates – http://www.liiil.pl/link/?url=kontrowersje.net%2Ftresc%2Fkaczynski_i_szalencem_rzeczypospolitej_tusk_i_psychopata
Co do drugiego linku Teresy, nie wiem jak się odnieść.
Też coś zalinkuję
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,7870993,Stawiaja_krzyz_na_Bloniach__choc_nie_maja_zezwolenia.html
Myślę, że to bardzo dobry pomysł. Oby takich więcej. Proponuję w każdym miejscu o większej powierzchni, gdzie ludzie mogą się rozłożyć z kocem na trawie lub zorganizować koncert, postawić co najmniej sześciometrowy krzyż. Na mniejszych placykach i skwerach krzyże stosownie mniejsze, ale równie widoczne. W ten sposób zabawa zniknie z przestrzeni publicznej, pozostanie post, modlitwa i samobiczowanie.
Też mam pewne problemy z odniesieniem, bo trochę odniosłem wrażenie, że Matka Kurka zaczął prowokować dla prowokacji. Dość mi trudno uwierzyć, że naprawdę wierzy we wszystko, co pisze, zwłaszcza o JK (bo w to, co o Tusku, to pewnie tak). Jakoś mu z tego całego spienienia na wszystko i wszystkich Jarek wychodzi jako mąż opatrznościowy, co nawet przy dużej poprawce na publicystyczny ferwor trudno przełknąć.
ale na takim dzikim krzyżu to chyba można powiesić kurtkę? 🙄
Straż Miejska oceni, czy wolno 🙄
albę pewnie wolno 🙄
Pewnie tak, ale na sześciometrowym krzyżu byłoby trudno. Chyba żeby jakieś haczyki niżej przykręcić.
Vesper, dlaczego taki minimalizm? Tylko miejsca zabaw ukrzyżować? A czemuż to na przykład budować autostrady, zamiast stawiać krzyże? Albo jakieś budynki użyteczności, przepraszam za wyrażenie, publicznej? Wadomo, że ta ich użyteczność dość problematyczna jest. A domy mieszkalne? Po co one potrzebne, jak można w ich miejscu postawić krzyże?
Oprócz krzyży można się jeszcze zgodzić na kościoły i pomniki, ale z wszelkich innych form budownictwa stanowczo należy zrezygnować!
krzyże przy drogach już są od dawien dawna, co nowa droga, to nowe krzyże. szkoda, że nie odwrotnie…
Twój pomysł z początku wydał mi się nieco za daleko idący, zwłaszcza w kontekscie dróg i autostrad. Wszak jakoś od jednego do drugiego krzyża trzeba się przemieścić. Ale potem przypomniałam sobie o pieszych pielgrzymkach i zaczyna mi sie to kleić w całość.
Krzyże przy drogach, powiadasz foma … To już raczej taki sobie temat do żartów … 🙁
to takie samo nadużycie jak inne, tyle że bezczelnie schowane za majestat pani ś.
Piesze pielgrzymki to bardzo ekologiczny sposób transportu. Dodatkowy plus całego pomysłu.
Przeważnie są to pomniki ludzkiej głupoty, która zabiera na tamten świat nie tylko głupca, ale i tych, co mieli pecha znaleźć się z nim w tym dokładnie miejscu, w tym dokładnie czasie. Polskie drogi z nawalonymi kierowcami to jest jakiś koszmar.
Nie tylko nawalonymi, ale i jakośtobędziowymi. No i doliczmy jeszcze fantazyjnych ułanów, jak również jakość dróg. Razem – naprawdę śmiertelna mieszanka. 🙁
Piesze pielgrzymki są irytujące jedynie z punktu widzenia kierowcy, który ma szczeście napotkać kolumnę pielgrzymów i próbuje znaleźć sposób, jak ją bezpiecznie wyprzedzić. Bo kolumna pielgrzymów MUSI sie porusać drogami i MUSI zajmować cały pas ruchu. Jakoś trzeba dotrzeć do społecznej świadości, że przełom sierpnia i lipca to czas pielgrzymowania. Nawet ateiści powinni to poczuć.
Jednak przy założeniu, że rezygnujemy z dróg, jestem całym sercem za pieszym pielgrzymowaniem.
w sam raz na pielgrzymki piesze; czyli, wszystkie drogi prowadzą do Częstochowy… 🙄
Fantazja ułańska jest często dodatnio skorelowana z promilami. Mój mąż sporo jeździ służbowo po Polsce i za każdym razem skóra mi cierpnie i ciśnienie rośnie. Spada dopiero po smsie meldującym szczęśliwy koniec podróży.
Oczywiście, że rezygnujemy z dróg. Drogi, zwłaszcza porządne, za bardzo przypominają zateizowaną Europę. No i tirówki przy takich drogach stoją, co wprawdzie lepsze niż geje, ale jednak trochę nieprzystojne, kiedy drogą pielgrzymka akurat przeciąga.
Precz z drogami!
z kuchni esemesuje? 😯
Foma, może po prostu duże mieszkanie mamy 😉
Jeden u moich znajomych całkiem na serio dzwaniał z łazienki, z wanny do żony przebywającej w pokoju, żeby mu ręcznik przyniosła. 🙂
Szedł do wanny z telefonem, ale bez ręcznika 😆
też mi wielka rzecz, kiedy nie mówiłem miałem na łańcuszku dzwonek rowerowy
Ten znajomy istotnie z komórką się nie rozstawał, nie tylko w wannie. 🙂
Z żoną się potem rozstał, ale telefon zachował. 😀
Nabijam się z dzwonienia z wanny, ale przecież mnie też się zdarza, kiedy ja siedzę przy kompie na dole, a tata na górze, pisać do niego maile, bo mi się nie chce ruszyć 4 liter i zasuwać po schodach, żeby na przykład zadać pytanie, co zjadłby dziś na kolację. 🙂
Tak sobie myślę, że żona jednak jest praktyczniejsza od telefonu 🙂
Foma, jakie zastososowanie miał dzwonek rowerowy na łańcuszku?
Hm… Gdyby tak np. księciu Karolowi w czasie małżeństwa z Dianą powiedziano, że żona jest praktyczna, mógłby nie być zbyt przekonany. 😉
vesper, dzwonek zwracał uwagę i wtedy można było na migi…
Znaczy, to była postmodernistyczna przeróbka bajki „Stoliczku nakryj się”, zatytułowana „Brzdęk, brzdęk”? 😉
Karolowi miał kto przynosić ręczniki, może dlatego
Gdy dość już masz użerań
z komórkotelefonem,
wrzuć na luz, przestań gderać,
zafunduj sobie żonę!
Bo praktyczniejsza żona
wszak jest od telefona
i szersza jest w ramionach,
i do ust włoży kęs.
Przyniesie ci puzona
nie od wielkiego dzwona,
lecz co dzień. Więc ma ona
praktyczny wielki sens! 😆
Od żadnej nokji ni eriksona
nie dostaniesz tego, co da ci żona
Zanim na abonament sie wykosztujesz
Lepiej się ożeń, nie pożałujesz
Jakoś tak trochę a propos – Helena po przyjeździe do Hameryki zaczęła się odgrażać, że kupi sobie takie maleństwo, jak Pani Kierowniczka, ale najwyraźniej jeszcze sobie nie kupiła. 🙁
Czyżby odwyk od sieci okazał się skuteczny? 😯
Nie da ci Samsung ni Motorola
tego, co żona (spytaj andsola!).
Gdyś zasmęcony jak trzy nokturny,
spraw sobie żonę, nie bądźże durny! 😀
nie doceniacie nokii… 🙄
nie doceniasz żony… 🙄
Szlachetnej żony
Praktycznej strony
Sam nie docenisz, aż się ożenisz
Niniejszym dobranoc
Ale jak ci z Nokią
ożenek się ziści
możesz mieć dwie w jednym
praktyczne korzyści. 😀
Żona na skypie. Chyba zejdę i sprawdzę czy to ta sama, bo już jej parę godzin nie widziałem.
Dzień dobry 🙂 Jeżeli mężowie poczuli się wczoraj niedowartościowani, możemy dziś zrobić sesję gimnastyki wyrównawczej. 😉
W ogóle jakiś ruch się by się przydał, bo dalej zimno jak w psiarni. 🙁 Choć Bogiem a prawdą w prawdziwej psiarni nigdy nie mieszkałem, więc opieram się tu wyłącznie na zaufaniu do idiomu, nie na doświadczeniu.
Dzień dobry 🙂
A ja temu idiomu nie ufam. O tej porze roku nie powinien być aktywny, a jest 👿
O, ja znam wielu takich idiomów, co o żadnej porze roku nie powinni być aktywni, a są i to uparcie… 🙁
Muszę wszystkich ostrzec, że jeżeli JK zostanie wybrany, może to być poważną przeszkodą dla naszej akcji llikwidowania dróg. Przypomnę, co pan prezes wygłosił w 2006 r., na temat unijnego programu ochrony przyrody Natura 2000:
Takich chronionych terenów w krajach zachodnioeuropejskich jest mało, a w Polsce dużo. Natura się tak rozszerzyła, że praktycznie rzecz biorąc, nic zbudować nie można.
Wynika z tego, że pan prezes byłby raczej za likwidowaniem natury, niż dróg. Chociaż… Jeżeli drogi i budynki zostaną wyparte nie przez naturę, a przez krzyże, to może jednak i pod miłościwą prezydenturą JK mielibyśmy szansę. 🙄
Polecam kuriozum. Pani nie ogląda, nie słucha i nie czyta. Ten prosty zabieg unieważnia fakty. A Szacki mnie wkurzył http://wyborcza.pl/1,75478,7875539,Kampania_to_ja__a_nie_Pospieszalski.html
Jak na przedstawicielkę partii w żałobie, odmieniającej na okrągło słowa: ból, strata i anioła stróża zbolałego Charyzmatycznego Wodza, to ta pani coś za bardzo rozchichrana – słychać to szczególnie w wywiadach radiowych 👿
Polecam: parafia gejowska KK w SF
http://www.polgej.pl/index.php?option=com_ezine&task=re
Nie wiem dlaczego nie chce się wyświetlić. bardzo ciekawy, warty przeczytania tekst z wczorajszego Dużego Formatu GW
Wypowiedzi pani Kluzik-Rostkowskiej przywodza na myśl tylko jedno skojarzenie:
http://www.aspencountry.com/assets/product_images/product_lib/31000-31999/31655.jpg
Komentarz Vesper w dziesiątkę! 😆
a drugą, niewykorzystaną parą kończyn odsuwać od siebie prasę, gasić radio i wyłączać tivi…
Mówta co chceta, a ja i tak wiem, że ludzie naprawdę potrafią się zmieniać… 🙄
Wujaszek marnotrawny na salon się obraził
i rzekł: ja już tam więcej nie będę nigdy łaził!
Tam w rękaw nie smarkają, nie plują na podłogi,
przed drzwiami zaś – o zgrozo! – wycierać trzeba nogi,
siorbanie potępiają i głosy podniesione,
nie widzą, jak ma głowa pasuje pod koronę
i seksualną wszędzie wprowadzać chcą świadomość,
no, słowem – kto w salonie, ten tam, gdzie stało ZOMO.
Zapłakał gorzko salon (tak brzmi wujaszka wersja):
ach, żal nam, że tak wielka twa do nas jest awersja,
lecz cóż, gdy musisz odejść w świat z wiernym swym buldogiem,
my nie stawiamy przeszkód, a nawet – krzyż na drogę.
I poszedł w dal wujaszek. Widziało czujne oko,
że bitwy srogie staczał i łby ucinał smokom,
mieczykiem uczył władać, wyjaśniał, po co tarcza,
gdy buldog chrypł, za niego sam osobiście warczał,
hien na róż farbowanych przeganiał mnogie stada,
w milczenie pełne treści, a jakże, też popadał,
lecz nigdy się, przenigdy, w rejony nie załapał,
skąd podłóg pastowanych dochodził podły zapach.
Minęło czasu nieco, wujaszek – już niemłody –
na towarzyskie znowu wypłynąć pragnie wody
i… co to? Coś w rodzaju trzęsienia nieboskłonu,
bo pierwsze swoje kroki kieruje do salonu.
Dalejże na to media rozstawiać go po kątach:
choć mówił „nie”, w salonu sieć jednak się zaplątał!
Wujaszek wtedy dumnie: słów powiem tylko parę,
znalazłem wreszcie salon skrojony na mą miarę,
gdzie widzą jak na dłoni – stosownie wszak do faktów –
zalety me wyłącznie, nie to, że rósł mi kaktus,
żem dobry i łagodny, a nie, że czarna owca…
Więc pójdźcie do mnie, dziatki i – gramy w salonowca!
Mam koncepcję, dlaczego Polacy sa narodem ponurackim i wiecznie rozrapującym rany, nie potrafiącym się bawić. Badawczo chyba nie do sprawdzenia, ale co tam. Według mnie, to przez brak rodzimej literatury dziecięcej. Takiej, która wyrastałaby z tutejszego gruntu. Bo co mamy? Konopnicką z jej krasnoludkami i sierotką Marysią oraz Korczakowego Króla Maciusia. Dla starszych dzieci już coś więcej, dla młodszych wierszyki. Owszem, piękne. Ale opowieści, które łączyłyby świat rzeczywisty z dziecięcą potrzebą magii i jednocześnie nie były nudne? Chyba tylko „Karolcia” Marii Kruger. Wobec bogactwa literatury angielskiej to jest po prostu smutne. Pewnie, są przekłady i one sa niezastąpione, ale brak rodzimych książek jest przygnębiający i świadczy o jakimś zubożeniu.
vesper, sugerujesz że moja leniwie pisząca się książka dziecięca coś zmieni? 😉
tzn, że aż naród zmieni? 😯
Teza Vesper bardzo ciekawa i ja bym się – też intuicyjnie – w dużej mierze pod nią podpisał. Chociaż przy wierszykach trochę bym się zastanowił – owszem, jest wiele pięknych, ale czy taka masa zabawnych? Brzechwa i Tuwim wiosny tak do końca nie czynią. 😉 A generalnie – rzeczywiście, pisanie ku rozśmieszeniu serc, bez względu na to, czy dla dorosłych, czy dla dzieci, wciąż jeszcze jest widziane jako drugorzędne, niegodne miana „prawdziwej literatury”, a humor, zwłaszcza w zestawieniu ze sprawami poważnymi, bywa napiętnowany jako durna wesołkowatość. Nie wypada i tyle. 🙁
I nawet nie mogę powiedzieć, że brakuje nam tradycji purnonsensu, bo przecie już skamandryci zręby wykuli, a i następców mieli. Ale do dziecięcej literatury stosunkowo mało się z tego przebiło (zaznaczam, że w najnowszej jestem dość słabo zorientowany, więc jeżeli zaszła jakaś dramatyczna zmiana, to proszę nie bić, tylko uświadomić) .
Ja tu też mam swoją tezę, że to wynika z nadopiekuńczo-protekcjonalnego traktowania młodych. Bo jak spojrzeć na angielską tradycję literatury dziecięcej, to widać, że najfajniejsze i najbardziej ponadczasowe są te książki, które bawią i potomstwo, i rodziców. A u nas zwykle na takie coś zaczyna się kręcenie nosem, że nie, to się nie nadaje, bo za trudne, dzieci tego nie zrozumieją, to nie na ich niewinne głowiny, no i w ten sposób wylewa się książki z kąpielą. 🙄
O żeszszsz…
nie dość, że człek mocno się spracował,
z żoną lub nie – nagimnastykował,
idąc tym na rękę kościołowi,
to na koniec tego się on dowi:
zmajstrowałeś – chowaj
karm, przewijaj, utul
i nie żałuj słowa,
pozbywaj się glutów
O żeszszsz…
pilnuj, by wchłaniało witaminy,
nie robiło często głupiej miny,
nie dość, że wciąż gnojek o coś pyta,
tłumacz mu a potem jeszcze czytaj…
O żeszszsz…
to najlepsza lekcja,
właściwych proporcji,
jak antykoncepcja
ma się do aborcji
O żeszszsz…
Zrobił majster dziecko tak sobie, dla draki,
trzymał je w piwnicy, w paczce na ziemniaki.
Do szkół nie posyłał, świata nie pokazał,
by nie rozbestwiła się zbytnio zaraza,
patriotyczne tylko zasuwał powiastki
i tak żyło dziecię aż do osiemnastki.
Kiedy pełnoletniość stuknęła w dowodzik,
wyszedł bachor na świat, tłuściutki nad podziw,
mówiąc: zobacz, tato, jak cudnie wyrosłem,
to już teraz chyba mogę zostać posłem?
no niestety nie…
kryterium wieku:
18 lat – radny
21 – poseł
30 – senator
35 – prezydent
To wobec tego życie musi dopisać dalszy ciąg. 😉
Wracaj do piwnicy! – rzecze ojciec srodze,
komplikacje prawne stoją ci na drodze,
nie może być posłem zbyt młody gagatek,
jeszcze ci, gówniarzu, brakuje trzech latek.
A zresztą, co się mam użerać z bachorem?
Siedź tam do trzydziestki, będziesz senatorem,
a jak hojną ręką dorzucim piątala,
to prezydent będzie z ciebie jak ta lala!
tak się dzisiaj tworzy – słychać zdanie z offu –
jeden robi risercz, drugi pisze strofy…
Jak żeś ojcze pięknie mnie zachęcił,
to ci powiem: będę prezydęcił!
Otoczeniem mym dziś wciąż ziemniaki,
po wyborach zmienię – na buraki…
Szypko, szypciudko, w obronie Polskich Wartosci: Koziolek Matolek.
Bywaj mi piwnico, ojczyzna mnie woła 😥
głosem z ziemi naszej, buraczanym zgoła,
odjeżdżam od ciebie – co z tego, że blisko –
by odpowiedzialne objąć stanowisko.
Kolebko rodzinna, bywajże mi zdrowa,
na zawsze cię w moich wspomnieniach zachowam
i z dumą pokażę całej okolicy,
że ma myśl państwowa jest z ciemnej piwnicy!
Wartości koziołkowomatołkowych już broniliśmy. 😆
Co nie znaczy, że nie możemy sobie jeszcze pobronić. 😉
Na chwile tez sie wtrace w piatkowe nadrabianie brakow w literaturze polskiej dla dzieci przez Blogowych Poetow, 😆 😆 😆 i napomkne, ze Anglicy najpierw jednak mieli swietne poczucie humoru dla doroslych, zanim je zaczeli przejawiac w literaturze dla dzieci. Zas literatura dla dzieci taka, jak ja obecnie znamy wylonila sie dopiero pod koniec XIX wieku, czesto zreszta w odpowiedzi na raczej sztywne i dydaktyczne historyjki, ktore dotad wiktorianskim dzieciom serwowano. Matka literatury anglojezycznej dla dzieci, Edith Nesbit otwarcie sie wysmiewala z opowiadan dla dzieci z magazynu „Boys of England” chocby w „Pieciorgu dzieciach i cos”. Moze jak sobie jeszcze stworzymy w przeszlosci Henry’ego Fieldinga, Jane Austen, Laurence’a Sterne’a, Samuela Johnsona, nie mowiac juz o Szekspirze z jego scenami komediowymi nawet w tragediach (o ladnej nazwie „comic relief”, bo przeciez plakac caly czas nikt nie moze), to zaczniemy byc zabawni i dla dzieci… Wiecej scen jak z Szyjka – moze to powinien byc nowy program wyborczy dla tych, co jeszcze nie maja prawa do bycia poslem lub senatorem… 😉
A przy okazji – Nesbit, czlonkini Towarzystwa Fabianskiego (socjalizujacego, ale na sposob angielski, „no revolution please”), upominala sie takze o traktowanie dzieci wlasnie z empatia, zrozumieniem i cieplem, ktorych czesto w tradycyjnym anglosaskim wychowaniu wlasnie brakowalo. I o prawa kobiet i dziewczat do rownego traktowania. Bardzo to byla madra kobieta, i pewnie dlatego jej ksiazki sie nie starzeja, i wplywaja na kolejne pokolenia autorow dla dzieci – z calym szacunkiem dla Koziolka Matolka…
Jak wrócę od okulisty, to coś dopiszę a propos książek. Teraz idę po nową receptę za tysiąc pięćset sto dziewięćset na leki, które być przez przypadek będą trafione 👿
Dobrze, że się Ameryka odezwała, bo już zacząłem podejrzewać, że Chmura nawet w necie szaleje. 😉
Pewnie, że musi być w literaturze jakaś solidna „baza humorystyczna”, żeby reszta miała się na czym nadbudowywać. 😉 Ale kiedy się zastanowiłem, to stwierdziłem, że u nas jakiś rodzaj bazy nawet i był. Przecież jak przeleciecieć po kolejnych okresach literackich – Kochanowski, Morsztyn, Krasicki, nawet wielcy romantycy, wszyscy oni lubili sobie czasem oczko puścić, a i poświntuszyć nieraz. Więc w którym momencie zaczęło się to sieriozne zadęcie, które mimo wszelkich wysiłków Gombrowicza 😉 nie opuściło nas do dzisiaj?
Pierwsza, spontaniczna diagnoza, bez szczególnych pretensji do jej trafności – poszło to z drugorzędnej literatury (czy szerzej, estetyki) romantycznej. To ona duchowi narodowemu dała w pysk i nie poszła, tylko stoi dalej nad głowami, pilnując, żeby nikt nie śmiał się śmiać. Bo w literaturze drugorzędnej, która często z góry przeznaczona jest dla odbiorcy mniej wyrobionego literacko, comic reliefs i inne cwiszenrufy nie są lubiane. Ma być wiadomo, czy jest na poważnie, czy na jaja. 😉
Trochę odszedłem od literatury dziecięcej, ale tylko do takiego punktu, z którego dość jeszcze łatwo do niej wrócić. 🙂
A czy to tak bardzo ważne, żeby literatura była „nasza”? Nigdy mi się tak nie klasyfikowało.
Czy naprawdę ciągle odbijają nam się czkawką bogoojczyźniane, zaborowe jeszcze czytanki? Może z romantyzmem jest tak, jak z patriotyzmem. W ostatniej Polityce Łagowski trafnie zauważa, że u nas patriotyzm polega na kulcie patriotyzmu. Mam wrażenie, że na co dzień jesteśmy bardzo pragmatycznym narodem, a romantyczne szatki przywdziewamy okazjonalnie, z podskórnym przekonaniem, że to tylko kostium na bal przebierańców.
Maly kawaleczek Ameryki sie odezwal, Bobiku, po przytlamszajacym tygodniu, ale tak sie troche ostatnio porobilo. 🙁 W kazdym razie, dobrze, ze mamy piatek. 🙂
Masz racje, z ta literatura drugo, a nawet trzeciorzedna i jej wplywem, niezbyt przychylnym smiechowi. Ona zawsze formuje gusty wlasciwie wszedzie, wiec dobrze jest ja miec na nienajgorszym poziomie. O Krasickim, Morsztynie tez myslalam; o wiekszy wplyw Kochanowskiego – z jego zwiezloscia i prostota jezyka – sam Milosz przeciez sie dopominal. Ze swintuszeniem to jeszcze troche inna kategoria humoru, czasem wlasciwie az nadto latwa, zwlaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nie ma juz az takiej potrzeby gry z czytelnikiem, ktora uprawiano kiedys, w mniej otwartych czasach (a efekt szoku dosc szybko sie zuzywa). W kazdym razie, lekkosc dowcipu dobrze trenowac na wszystkich poziomach. A ja nawet ostatnio mam trudnosci ze smianiem sie z obecnych polskich komedii telewizyjnych – czego nie moge powiedziec o ich brytyjskich odpowiednikach (choc, oczywiscie, zdarzaja sie lepsze i gorsze, a i trzeba brac poprawke, na indywidualne gusta). Wydaje mi sie, ze komedii, w literaturze i w telewizji, dosc mocno zaszkodzilo podejscie do wszystkiego w duchu „slon a sprawa polska” (dlatego tak dlugo dominowal kabaret polityczny). Nie zeby nie mozna byloby byc na ten temat smiesznym, ale dlatego, ze Anglikow, nie przygniecionych „sloniem a sprawa angielska” mogly smieszyc takze przerozne inne rzeczy (np. relacje miedzyklasowe i ogolnie comedy of manners) – co sie jednak bardzo przydaje. 😉
Polak potrafi http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7880964,Chicago__Lech_Kaczynski_na_plakatach_zamienil_sie.html
Naszość literatury to też genialne przekłady Słomczyńskiego, cudowne Barańczaka i jedyne i niepowtarzalne Ireny Tuwim 😉
Zeen 🙂 , pewnie że tak 🙂
Tak, te spolszczenia sa rzeczywiscie cudowne, i staly sie czescia polszczyzny. 🙂
A z dziedziny, gdzie polityka amerykanskich malych miasteczek przecina sie z Markiem Twainem, we wtorek zeszlego tygodnia wiekszosc concordzian obudzila sie, jeszcze o tym nie wiedzac, w drugim na swiecie miescie, ktore absolutnie zabronilo sprzedazy wody w plastikowych butelkach (okazuje sie, ze jest jeszcze drugie male miasteczko w Australii, jednakowoz u nich zakaz nie jest absolutny, i pozwala na przyklad na sprzedaz wody na stacjach benzynowych). Wiekszosc niczego sie nie domyslajacych mieszkanow dowiedziala sie o tym z wychodzacego co czwartek The Concord Journal. Okazalo sie, ze pozno w nocy, w czasie corocznego zebrania miejskiego (tradycyjnego nowoangielskiego Town Meeting), na ktorym przeglosowuje sie budzet miejski i podatki, oraz inne miejskie sprawy, gdy juz wszystkie wazniejsze sprawy zostaly zalatwione, i wiekszosc ludzi chodzacych do pracy udala sie do domow, starsza pani wyglosila plomienne przemowienie na temat zgubnych dla srodowiska skutkow picia wody w plastikowych butelkach. Do tego zaproponowala (do czego ma prawo kazdy mieszkaniec), by natychmiast przeglosowac jej propozycje calkowitego zakazu sprzedazy. Nieliczne osoby, ktore pozostaly na zebraniu, ulegly pieknej retoryce i zdjeciom plastikowych smieci dryfujacych na Atlantyku, i zaraz zaglosowano za zakazem. Zaraz potem zas zaczely sie klopoty, bo Concord to takze miasto turystyczne (ponad milion turystow rocznie), i miejsce pracy dla wielu nieconcordzian, i zarowno turysci, jak i osoby spoza miasta chcialyby miec jednak mozliwosc zakupu wody w przenosnych butelkach (a i mieszkancy jednak tez, ale oni chociaz maja wode w kranach). Do tego jeszcze nikt nie wie, czy raczej niechlujnie z punktu prawnego napisany zakaz jest prawomocny, i czy w zwiazku z tym mozna go np. zaskarzyc do sadu. Jednym slowem zrobil sie ogromny balagan, a nastepne planowane posiedzenie Town Meeting ma byc dopiero za rok. Ale zdaje sie, ze bedzie jednak wczesniej, bo gazeta peka od listow z protestami i listow za (protestow jest wiecej). Jednym slowem – nie ma zartow z demokracja w malych nowoangielskich miasteczkach… No i bedzie ta burza w plastikowej butelce wody sporo kosztowala. 😉
Moniko, czy Ty aby nie mieszkasz w Raju 😉 😆
O, jaka ładna ta concordzka historia. 🙂
Z tłumaczeniami to ja mam trochę poczucie na dwoje babka wróżyła, bo z jednej strony nie mam wątpliwości, że przełożona literatura też staje się w jakiś sposób nasza, ale z drugiej mam jednak świadomość, że baza była w tym przypadku skądinąd.
I nie o to chodzi, że chcę literaturę w jakiś sztuczny sposób dzielić, nigdy bym np. nikomu nie dyktował, czy więcej ma czytać „swojej” czy „obcej” 😉 , tylko ponieważ książki są jednak zakorzenione i w języku, i w całym kulturowym podłożu, różnice wychodzą tu czy chcemy, czy nie. Ale nie widzę niczego złego w zastanowieniu się, dlaczego z jednego podłoża wyrasta taki kwiatuszek, a z drugiego wręcz przeciwny. 🙂
A czy Vesper jeszcze nie wróciła od okulisty? 😯
Haneczko, w Raju, ale bez wody w plastikowych butelkach. 😆 No i jest jeszcze jedna pani, ktora co jakis czas pisze obsesyjne listy do The Concord Journal o szkodliwosci i odwracalnosci homoseksualizmu, ale odpowiadaja jej nie tylko oburzeni czytelnicy, a takze – pastorzy wszystkich kosciolow protestanckich w miescie, i proboszcz parafii katolickiej. Wszyscy w jednym duchu – ze jednak gleboko sie myli… Ale zdaje sie, ze ta pani wierzy takze, ze ziemia jest plaska. 😉
A co do tlumaczen, to masz racje, Bobiku. Mysle, ze i nam z czasem przyjdzie wiecej pomyslow. Przeciez Polska jest teraz w czasie wielkich przemian, podobnych w skali do tych, ktore przechodzila Anglia w XIX wieku. I mozna wytluszczac elementy smutne (np. koszty spoleczne wsrod najgorzej sytuowanych), ale mozna sie tez z niektorych aspektow zdrowo smiac, tak jak Thackeray i Dickens. Po swojemu, oczywiscie. I z zastrzezeniem, ze Thackeray, przy tytule swojej „Ksiegi snobow”, dodal – „napisana przez jednego z nich”. To jest bardzo angielskie, ale wcale nie tylko dla nich zastrzezone… 😉
Ja się nawet zastrzegałem, że nie znam najnowszej polskiej literatury dla dzieci, bo może już się zdążyło coś zmienić, tylko po prostu w łapy mi nie wpadło. 😉
A co do niedzielenia, to często można by zrezygnować z dzielenia literatury na dziecięcą i dorosłą. Nie widzę np. żadnych powodów, żeby własne, nietłumaczone absurdalia Barańczaka do jednej tylko przegródki wkładać. Myślę, że to typowa literatura familijna 😆 czyli mogąca jednoczyć wszystkie generacje w zdrowym chichocie.
Wprawdzie to dalej wierszyki, nie opowieści, których domagała się Vesper, ale od czegoś trzeba zacząć. 😉
Książki są zakorzenione w języku, w kulturze w historii, w mentalności … Wspaniałe przekłady, jak już napisałam, stały się częścią kultury i czasem sama się zastanawiam (choć jestem zwolenniczką czytania orygiałów, o ile znajomość języka na to pozwala) czy taki na przykład Kubuś Puchatek nie jest fajniejszy w odbiorze w tłumaczeniu Ireny Tuwim, niż w oryginale. Angielski poznałam w stopniu wystarczającym do czytania książk mniej więcej w późnym wieku 15 lat i wtedy przekład wydawał mi się milszy. Teraz doceniam smaczki oryginału, ale przekładu nie przestaję darzyć szacunkiem. To jakby dwie nieco inne książki. Tak samo mam z Alicją, choć na przekład tej klasy, co Ireny Tuwim, jeszcze nie trafiłam. Zdaję sobie sprawę, że to trudna książka do przełożenia, ale trudność nie usprawiedliwia tłumaczenia Mad Hatter na Bezdenny Kapelusznik. Przekłady owszem, mogą stać się częścią kultury językowej i literackiej, ale tylko te wybitne. A tych jest mało.
Nie dzielę raczej literatury na rodzimą i obcą, bardziej na dobrą, średnia i złą, ale w przypadku tej adresowanej do dzieci, im bliższa namacalnym realiom, tym mocniej przemawia. Lucy, która tuląc się do futer, przekracza granicę między światem realnym a bajkowym, może ciekawić, ale nie oswaja rzeczywistości, z którą ma sznse zetknąć się polskie dziecko, w tym pokoleniu, czy pokolenie wstecz. Tu nie ma wiejskich domów, które się nie kończą, z niezliczoną ilościa zakamarków, pokojami, gdzie można znaleźć starą zbroję, ze starymi szafami pełnymi futer. Opowieści z Narnii nie oswajają rzeczywistości, w której mały Polak fukcjonuje lub w której funkcjonowali jego rodzice czy dziadkowie. Dlatego Karolcia, przeprowadzająca się do M3 w bloku, może być bliższa sercu polskiego małego czytelnika. Opowiada o czymś, co znajome i otwiera drzwi prowadzące ze świata znanego, do świata magii.
Polska literatura XIX wieku grzeszy czymś, co uważam za grzech najcięższy w sztuce – dydaktyzmem. Kiedy Austen opowiada o realiach, bez zgorszenia, bez ocen, bez hipokryzji, Prus ocenia. Łęcka głupia i próżna, choć przecież stosuje się do wymagań nałożonych na nią przez ówczesne stosunki społeczne. Wokulski jest white character, choć o jego motywacjach do wżenienia się w wyższą warstwę społeczną nie pada nawet słowo. Gdzie u Austen stosunki społeczne opisane są nie tylko dosadnie, ale i z lekkością i humorem, Prus się nadyma, nabzdycza, fakty przemilcza, podaje tylko trącącą dydaktycznym smrodkiem konkluzję. To tylko jeden przykład. Ale przecież można by mnożyć.
Wracając do literatury dziecięcej, to nie jest tak, że na polskim rynku książek dla dzieci brak. Wręcz przeciwnie. Jest zalew. Problem w tym, że w większości przypadków przeznaczone sa raczej do oglądania niż do czytania. Niektóre edytorsko stoją na naprawdę wysokim poziomie, z wysmakowanymi ilustracjami, solidną oprawą (ilustratorów mamy chyba lepszych od pisarzy). Tylko że najczęściej traktują o niczym. Kiedy przychodzi do przeczytania historii, okazuje się, że autorowi o nic nie chodziło, nie miał niczego ciekawego do opowiedzenia. A dzieci są w ocenie bezlitosne. Jak nie zachwyca, to nie zachwyca i tyle. Wracamy więc do lwa, czarownicy i starej szafy, pierścienia i róży, Alicji i innych … angielskich …
Bezdennny Kapelusznik? 😯 Nawet nie wiedziałem, że taki gdzieś istnieje. Ja znam Szalonego. 🙂
Dydaktyzmem grzeszyła dawniejsza literatura dla dzieci w ogóle, nie tylko polska. Ale być może u nas ten dydaktyzm dlatego tak długo się utrzymał, kiedy gdzie indziej już zaczęto od niego odchodzić, że wychowywać usiłowano również dorosłych. I usiłuje się do dziś – choćby te wszystkie pouczenia na temat prawego i nieprawego patriotyzmu z tej półki przecież pochodzą. A to z kolei dla mnie jest objawem pewnego zinfantylizowania naszej kultury, również tej dorosłej, które też trzyma się nieźle. Jak się napisze/namaluje/wystawi tak, żeby było wiadomo, gdzie czarne, gdzie białe i nie pozostawi żadnych wątpliwości, że autor miał szlachetne intencje, to się jest zawsze po bezpiecznej stronie i matka Polka nie nakrzyczy. 🙄
Strasznie mało ta nasza kultura zostawia miejsca na wielość poglądów i wątpliwości, a co za tym idzie i na śmiech, bo żartobliwe podszczypywanie świętości wątpienia jest przecież przejawem. A to, że od tylu dziesięcioleci trzeba wciąż na nowo powtarzać to, co Wielki Gombro dawno już powiedział, świadczy o niezwykłej żywotności pewnego modelu umysłowego, z którym mnie bardzo ciężko dojść do ładu, ale sporej części rodaków chyba z nim bardzo po drodze.
No, właśnie dlatego nieraz mi się chce zapimpać. 😆
A mnie sie wydaje, ze dzieci powinny TEZ jak najbardziej czytac literature w przekladzie, zeby od poczatku oswajac innosc. I miec rodzima literature, ze znanymi realiami. Dawna literatura tez jest wyzwaniem, ktore jednak lepiej podjac, nawet gdy chodzi o literature dla dzieci, bo jak napisal ladnie jeden angielski autor: „The past is a foreign country; they do things differently there.” (Zreszta Alicja zwlaszcza, ale tez Nesbit, a nawet Narnia juz do dzisiejszej Anglii nie naleza.)
Masz racje, Bobiku, co do waznosci ambiwalencji, ktorej jest malo w naszej tradycji literackiej w ogole. A co do Gombro, to on wlasnie potrafil sie smiac niedydaktycznie ze wszystkich, lacznie ze soba. Moze i tradycja pozytywistycznego ulepszania w XIX wieku, i tradycja kabaretow politycznych za mocno przewazyla szale na smianie sie z NICH, a nie z NAS… 😉
Moniko, też mi przyszło do głowy, kiedy pisałam powyższe, że Narnia, Nesbit, czy Alicja nie należą do dzisiejszej Anglii, dlatego napisałam, że chodzi mi również o pokolenia wstecz, o inne tło kulturowe. Inność jest ważna, ale nie może być inności bez tego, co swoje własne. Jeśli nie ma tego własnego, bliskiego, naszego, znanego, powstaje próżnia, być może kompleks braku. Można oczywiście przyjąć wszystko za wspólne, bez zbędnych rozróżnień. Sama staram się przyjąć właśnie taką opcję, ale to jednak trochę sztuczne, przynjamniej w tej chwili w Polskich realiach. Mam nadzieję, i nią się kieruję, że kiedy Zosia będzie starsza, wszystko sie jeszcze bardziej przemiesza i podział na nasze i nie nasze przestanie być istotny.
Czemu kurcze mówicie kurcze o tylu kurcze ważnych rzeczach właśnie wtedy kiedy nie mam kurcze czasu a jak kurcze będę miał to już stos prasowania na mnie czeka. Życie nie jest przyjazne. Aha, nowy film z Alicją to okropność. Z wdzięcznych aluzji zrobili gotyka. Alicja Frankenstein.
Tak, andsolu, najfajniejsze są migawki ze wspomnień, czyli prawdziwej „Alicji w Krainie Czarów”, z podwieczorkiem u Kapelusznika. Fajnie by było, gdyby Burton zekranizował Alicję, bo mam jakies niejasne wrażnie, że jeśli ktokolwiek by potrafił, to tylko on.
Tymczasem spać, zwłaszcza że oczy pieką. BTW, czy zna ktoś rzetelną publikację o wpływie przewlekłego zapalenia spojówek na nocną aktywność sów? 🙄
A ponieważ mam gotowca (pisałem o tym przed 7 laty), to go tu wkleję):
Dość często podczytuję „The Annotated Alice” (z komentarzami Martina Gardnera). […] dzięki niemu
wiem skąd wziął się Zwariowany Kapelusznik: w owych czasach przygotowując filc na kapelusze używano rtęci – i praca z nią bez odpowiednich zabezpieczeń doprowadzała do zatrucia, objawiającego się drgawkami a także halucynacjami. No to bezdenny, ale pomysł.
No bo z NICH śmiać się wiele łatwiej! 😆
Ale jak chodzi o śmianie się z samego siebie, to właśnie rola humoru absurdalnego wydaje mi się dość istotna. Bo on uwrażliwia na absurd „tak w ogóle”, a przy tym nie jest raniący, więc postawienie siebie w roli „podmiotu komicznego” nie boli.
Mam przy tym kolejną tezę i nie wiem, czy ktoś mi ją ze swojej praktyki wychowawczej lub obserwacji potwierdzi. Tak mi się widzi, że dzieci, którym nie zaserwuje się purnonsensu odpowiednio wcześnie, w pewnym momencie są na taki typ humoru zaimpregnowane. Mogą go ewentualnie złapać niejako wtórnie, już jako dorośli ludzie, ale nie bardzo w przedziale, powiedzmy (przy dokładności wiekowej absolutnie się tu nie upieram) 10-15.
Opieram tę myśl na różnych znanych mi przykładach, ale nie wiem, czy nie za bardzo uogólniam?
Dopiero teraz doczytałem, że u Vesper spojówki, a andsol ciężko prasuje. Życie naprawdę potrafi być wredne. 🙁
vesper 15 maj 10, 01:02
Bardzo słuszne uwagi, w tym o wiecznym smrodku dydaktycznym w polskiej literaturze. Dodam do tego dużo patriotycznych uniesień połączonych z niespełnioną miłością, powodujących u czytelników nieodmiennie łopoty i palpitacje. Sprawa polska wyłażąca zewsząd – zrozumiałe w kontekście historycznym – fatalnym jest wszelako obciążeniem, powodującym, że literatura taka daleko w świat nie pofrunie.
Co do oswajania rzeczywistości – gdy nie istniało takie pojęcie, efekt już literatura wywoływała dawno właśnie lekkością i humorem – najlepszymi składnikami dziecięcej literatury – jeśli zgodzimy się, że takowa istnieje. Bo wątpliwości sam posiadam pamiętając o tym, jak się pisze dla dzieci: tak samo jak dla dorosłych, tylko lepiej…
A u nas dziecko w przedszkolu jest najpierw Polakiem, następnie staje się nim coraz bardziej…
Dzień dobry 🙂 Widzę przez okna coś w rodzaju słońca! Tak niezwykły to w ostatnim czasie widok, że muszę to obwieścić wszem i wobec! 😀
Teraz tylko niech Rodzina stanie na wysokości zadania i przyniesie mi w szybkim tempie świeże bułki, a będę mógł – wbrew temu, co twierdziłem jeszcze kilka godzin temu – powiedzieć, że życie potrafi być całkiem zadowalające. 🙂
Porąbana ta sobota jak szczapy w drewutni: pies na bułki się znalazł…
😆
O! A tam idzie lew i szuka świeżej trawy…
Jak Boga kocham, nic nie piłem ani nie wąchałem.
Porąbana ta sobota…
A żebyś wiedział, zeen, że ja faktycznie pies na bułki jestem. 😀 Prawdę mówiąc, nawet niekoniecznie świeże być muszą. Suche pieczywo uważam za rodzaj skarbu, który trzeba wynieść do ogrodu, ukryć, najlepiej zakopać. I jak wiem, że Starzy to suche pieczywo mają, tylko zapomnieli (nie chcą?) mi dać, to potrafię być bardzo namolny – fizycznie i psychicznie. 😆
Tak że ten facet od suchego chleba dla konia nie ma u nas czego szukać. 😎
Dzień dobry! Nie wiem, czy też macie mieszane uczucia przy wyrzucaniu starego chleba? Przestałam to robić, bo zawsze wtedy miałam wyrzuty sumienia, że inni głodują. Suszę więc ten chleb lub bułki – Bobiku, mam zawsze zapas – i potem oddaję go gospodarzowi, który hoduje kury i kozy. Kozy cudowne – długowłose w brązie.
Faktycznie, prawdę zeen mówił. Też tego lwa widziałem. 😆
Lew Leon na pustyni żył,
konkretnie na Saharze.
Piaskowy mu nie wadził pył,
bez skarg się w słońcu smażył,
Jednego tylko nie mógł znieść
i wzbraniał się cichutko –
gdy ktoś na jego pichcił cześć
zwierzęcą pierś, czy udko.
Nic go nie cieszył gulasz z gnu,
lub pieczeń ze świstaka,
z leminga kotlet szkodził mu,
tak że aż gorzko płakał.
Błagalnie patrząc spopod rzęs,
„nie! – szeptał – bardzo proszę,
nie dajcie mi niczego z mięs,
bom skrajnym jest jaroszem!
Sałatka z trawy, o, ten smak
jest szczytem moich marzeń,
wszak świeżą trawę trudno tak
jest znaleźć na Saharze.”
Tu w oczach mu się zjawiał blask,
na paszczy uśmiech tkliwy,
i wręcz miłośnie mlaskał: mlask!
strząsając piasek z grzywy.
Więc gdy was kiedyś rzuci traf
w Leona okolicę,
zawieźcie, proszę, mu coś z traw –
tymotkę, perz, mietlicę…
Panno Koto, Moi to w ogóle mają jakiś problem z wyrzucaniem czegokolwiek, co można jeszcze ekologicznie spożytkować. W związku z tym niemal maniacko dzielą odpadki, kompostują, przekazują znajomej zwierzynie, itp. I opowiadają przy tym jakieś takie historie, że trzeba to robić, bo śmieci kiedyś nas zjedzą.
No, nie wiem… Ja tam uważam, że mogłoby być odwrotnie. Sam bym zjadł niejednego, atrakcyjnie pachnącego śmiecia, gdyby tylko nie utrudniali mi dostępu do kosza. 👿
Bobiku, bardzo ciekawy ten Twoj lew Leon nielubiacy potraw z mies. 😆 A co rozumiesz przez „trawe”? 😉
Bulki suche i chleb ida u na bulke tarta, a wiekszosc rzeczywiscie sortujemy, kompostujemy, itd. Nawet nam do tego nie potrzeba starszych pan, walczacych poznym wieczorem na zebraniach miejskich… 🙄
Juz wczoraj padlam, Bobiku, ale zgadzam sie z Toba, ze wczesne zapoznanie sie z pur-nonsensem zostaje na cale zycie. Zreszta dzieci w wieku zwlaszcza przed 10 rokiem zycia, a szczegolnie gdzies przed 6, maja w ogole ogromna wyobraznie, i tworza inne, alternatywne mozliwe swiaty (nie tracac przy tym wcale poczucia rzeczywistosci tego, w ktorym zyja). Dlatego w ogole chyba mniej je wzrusza obecnosc, lub brak, elementow realistycznych w literaturze dzieciecej z wlasnej rzeczywistosci, niz porusza to doroslych. Dlatego moze tyle tradycyjnych opowieci dla dzieci zaczyna sie i tak „za siedmioma gorami, za siedmioma rzekami…”. Pisarzom, artystom, i innym szczegolnie tworczym osobnikom tworzenie mozliwych swiatow zostaje zreszta na reszte zycia… 😉
Jak chcecie już tak dobrze mieć
i czuć się jak latawce
to zamiast wraz z Leonem jeść,
wypalcie wspólnie trawkę…
Pierwsze wersy zeenowego wierszyka mogłyby mieć alternatywną wersję:
Jak chcecie rzewne bzdury pleść
i ostrą mieć głupawkę… 😉
Ale jakie ja trawy miałem na myśli, to nawet wyszczególniłem, żeby nie było wątpliwości. 😎 Tymotkę, perz, mietlicę, a dorzuciłbym jeszcze, ze względu na urodę nazw, szczetlichę i kostrzewę. 🙂
Tam byl po tych trawach wielokropek, Bobiku, totez kazdy bedzie dalej ciagnal liste. 😆
A pewnie. Bo czemu właściwie pominąć drżączkę, życicę, strzęplicę, wiechlinę, wydmuchrzycę, śmiałkę, łzawnicę, trzęślicę, zamokrzycę, brodobrzankę i włosówkę, jak również – iżby nikt nie zarzucił mi dyskryminacji płciowej – miłka, dmuszka, palusznika, wyczyńca, suchotrawa, miskanta oraz cynodona? 😀
Ogromna bylaby szkoda, i jawna niesprawiedliwosc, gdyby je pominac, Bobiku. 😆 Jestes pewien, ze to juz koniec listy? 🙄
Eee, do końca jeszcze sporo brakuje. Ale słyszałem, że nie należy od razu ujawniać wszystkich atutów. 😆
Masz racje, Bobiku, nie wszystkie atuty od razu. 😆 Ide tymczasem zobaczyc, czy mi nie zmarzl w nocy majeranek (co nie prawda nie trawa, ale zawsze zielone). Jeszcze sie nam niestety zdarzaja przymrozki. (Lubie majeranek za glowna role w bajce z dziecinstwa, gdzie wystepowal pospolu z mulica, krawczynia, i bita smietana, oraz ukrytymi atutami.) 🙂
Czy majeranek to coś w rodzaju psich łap? Bo jeżeli tak, to mnie marznie przy każdym spacerze, w związku z tym, że już prawie lato mamy. 🙁
Bobiku, majeranek przykrylam w desperacji recznikiem na noc, idac w slady mojej sasiadki, ktora tak przykrywa co wrazliwsze kwiatki, ale Ty przeciez nie mozesz chodzic w reczniku. 😉 A lato mamy takie samo… 🙁
Chodzenia w ręczniku stanowczo odmawiam! Już w psim kubraczku wygląda się wystarczająco debilnie, a co dopiero w artykułach kąpielowych! 👿
Postanowiłem rzucić dziś rodzinę na kolana i zaserwować im kuskus. Ale nie samą kaszkę, tylko pełny, marokańsko-tunezyjski program, z zawiesistym od jarzyn zupososem, ciecierzycą, kotlecikami jagnięcymi i kiełbaskami merguez. Na wszelki wypadek nastawcie się na to, że mogę po konsumpcji zostać zaliczony w poczet świętych. 😆
Sw. Bobik moze byc, byle nie meczennik. 😉 (Zeus i Galileo tez sie nie ubieraja w reczniki, ale jeden nerwowy Jack z sasiedztwa byl raz widziany w czyms czerwonym, pikowanym.) 🙄
Nareszcie sprytne zagranie, i do tego zabawne:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,7886717,_Janusz_Palikot__ktorego_znacie__zginal_z_Lechem_Kaczynskim_.html
Wczoraj bylam tak zmeczona, ze nie moglam po prostu odpoczac. Nie pomoglo moczenie sie w hottub przy gwiazdach, ani gruzinskie winko, ani ksiazka, ani gazetka, ani lezakowanie z Piesami. Piesy natomiast chodza spac wczesnie okolo 9-ej i spia jak niemowleta.
Dzisiaj natomiast zupelnie inny dzien. Wstalam nie tak wczesnie, a udalo mi sie przesunac doslownie gory, a tu jeszcze dosc wczesne popoludnie. Na pozny lunch zupa kalafiorowa.
W ogrodzie wszystko rosnie jak wariat. Chwasty rowniez. Moze udam sie do prac ogrodowych.
Jesli chodzi o literature dziecieca i w ogole czytelnictwo, to powiem wam, ze jako dziecko nie zdawalam sobie sprawy co bylo polskie a co nie, wszytko jakos sie latwo chlonelo i mialo sens: basnie Andersena, Timur i Jego Druzyna, Winnetou, James F. Cooper, Wyspa Skarbow, Robinson Cruzoe, Pan Samochodzik, Dzieci z Bullerbyn, Tajemniczy Ogrod…
Gutenberg nam zafundowal fajne kilka wiekow czytelnictwa. Teraz jednak chyba przyszla epoka przekazu wizualnego.
Ciekawe czy w starozytnych kulturach istniala tworczosc dla dzieci? Bajki Ezopa byly chyba raczej dla doroslych?
Bobisiu, chyba trzeba nowy wpis, bo Lotr sie nie wyrabia. U mnie zatrzymal sie trzy dni temu, znaczy na 12 maja 17.55, znaczy Slonko postac z bajek
http://www.alliancefr.com/magazine/cuisine/pkaila.html
Polecam wszystkim niezniesmaczonym (i zniesmaczonym) milosnikom kuskusu.
Mniam, jakie to dobre.
zeenie, nie kracz, bo wykraczesz (przepraszam, wykwaczesz)
Zwracam honor Lotrowi, nie zawiesza sie i nie swiruje, to zawiesilo sie i zaswirowalo moje oko
A co ja takiego kwaknąłem, że się obawiasz, Tereso?
A’propos zniesmaczenia 🙂 – http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/jestem-zniesmaczony-kampania-tu-nie-ma-czarnego-ko,1,3225582,aktualnosc.html
Czytam między wierszami, że mąż Isabelle widziałby się w roli czarnego konia, tylko że niestety zaspał i nie zgłosił swojej kandydatury. Ale gdyby nie to, na pewno by wygrał 😈
No, gdyby Isabelle osobiście robiła małżonowi piara, to po prostu nie miaby prawa nie wygrać. 😆
Mam przyjemną wiadomość z Hameryki: Big Sister już na nas patrzy, tylko jeszcze nie może się włączać, bo nie wszystkie tajniki obchodzenia się ze świeżo nabytym maleństwem opanowała do perfekcji. Ale jak dobrze pójdzie, to już jutro będziemy mogli liczyć na helenistyczne komentarze. A na razie serdeczne pozdrowienia dla całego blogu. 🙂
Kuskus mi wyszedł taki, że nie starczało ozora do oblizywania łap. 😀 A nawiasem mówiąc, ostatni raz uczciwy kuskus jadłem lata temu, w Paryżu (nawet pamiętam, w jakim towarzystwie). I pamiętam, że wcale nie był smaczniejszy od mojego dzisiejszego. 😉
Macham do Ciebie, Heleno! 🙂 Odezwij się jak najszybciej
A Kazika możemy z czystym sumieniem uznać za moralnego zwycięzcę tych wyborów
Bobiku, kuskus według przepisu linkowanego przez Teresę, czy autorski?
Kazik – sekretny czarny koń i oralny zwycięzca. 😀
A jak taki czarny koń przebiegnie drogę, nie przynosi to przypadkiem pecha? 🙄
Kuskus raczej według klasycznych przepisów północnoafrykańskich, z drobnymi autorskimi wtrętami. Sos bez szpinaku, tylko na pomidorach, z baraniną, bakłażanem i cukinią. Dużo harissy, bo lubię, żeby sponiewierało. 🙂
Koniec Nocy Muzeów, padam 🙄
a bo zeenie, lajza mi sie z poprzednim watkiem zrobila. Zezowata Lajza, ma sie rozumiec. No i z przerazeniem przeczytalam proroctwo zeena
zeen 11 maj 10, 20:02
az mi ciarki po uchu przeszly
Czarne koty przynoszą szczęście (przynajmniej mi), więc dlaczego czarne konie miałbyby przynosić pecha? Co innego przebiegający drogę Kazik M. 🙄
Tak się zastanawiam nad pytaniem Królika, czy za czasów Ezopa była już literatura dla dzieci i myślę, że wątpię. Dzieciństwo jako osobna faza w życiu, z własnymi wymaganiami, jest stosunkowo nowym wynalazkiem. Ezop raczej jeszcze nie podejrzewał, że dzieci nie są małymi dorosłymi. 😉
Bobiku, ale tez wychodzili na ludzi, tyle ze troche wczesniej.
Oni przy sredniej dlugosci zycia musieli sie troche pospieszyc
Vesper, ja tylko polityczne czarne konie miałem na myśli. Gdzieżbym prawdziwym jakieś zdrożne cechy przypisywał? 😉
Fakt, jak życie krótkie, trzeba trochę szybciej zasuwać, żeby wszystko w nim zmieścić. 🙄
Ale na rzeczywiście dorosłych ludzi większość z tych dawnych dzieci nie wychodziła, bo ich śmiertelność była naprawdę przerażająca. 🙁
W ogóle zauważanie dzieci, o trosce o nie nie wspominając, to też bardzo nowoczesny wynalazek. Kiedyś dzieci rodziły się i umierały, nikt się nimi bardzo nie przejmował. Swiatem ich emocji i wyobraźni już najmniej
Dlatego postanowiłem nie urodzić się wcześniej, tylko dopiero całkiem niedawno. Ja chcę, żeby ktoś się przejmował światem moich emocji i wyobraźni! 😆
No tak, dziecinstwo to w sumie pomysl swieceniowy, przejety potem przez romantykow, i do dzisiaj jest ono tylko w kolejnym stadium rozwojowym. 😉
Ciekawa jestem jakie to malenstwo Helena kupila – czy zalecanego przez okulistow iPada? 😉
Helenie uklony z polnocnych rejonow tej samej polkuli.
Kazio M. … mmmm. Kazdy ma takiego Kazia na jakiego sobie zasluzyl. Popatrzcie na Berlusconiego czy Sarkozy’ego. Prezydent Zuma tez ma swoje strony niepowabne… A wszyscy demokratycznie wybrani!
Kroliku, rzeczywiscie lepiej nie myslec o niektorych demokratycznie wybranych, bo mozna byloby sie zupelnie zrazic do demokracji… Mnie dzisiaj bardzo rozbawil Palikot w okularach i nowej fryzurze, bo jest jakby lustrem JK.
Tereso,
nigdy nie napisałem optymistyczniejszego zdania, niż na końcu swego proroctwa…
O, prezydent Zuma, który na AIDS zalecał sok z buraków, czy coś takiego, chyba by się świetnie odnalazł w polskiej rzeczywistości. Mogliby założyć spółkę naukową z prof. Giertychem albo z prof. Benderem. 😆
Palin (specjalistka od kreacjonizmu, miedzy innymi talentami) tez zostala wybrana gubernatorem w demokratycznych wyborach. 😆 Na dobitke, pisze juz druga ksiazke…
No to chyba już wiemy, jakie trzeba wznieść hasło. Prof. Staniszkis na prezydenta! 😀
O, wlasnie! Ze tez od razu o tym nie pomyslalam. 😆 A swoja droga to ona przypomina mi troche dwie telewizyjne specjalistki od wszystkiego – Ann Coulter i Grete von Susteren. One obie tez maja poprzyklejane usmiechy przyjaznego rekina do twarzy. 😉
I jeszcze na dobranoc – znaki, potwierdzajace, ze Bog ma poczucie, ale nie wyczuwa ironii. 😉
http://www.huffingtonpost.com/doug-lansky/9-signs-that-prove-god-ha_b_576596.html
I dzien zlecial.
Moniko, Ann Coulter ma jezyk jak kobra, ale ja jakos mysle, ze to jest tylko takie przedstawienie, ze ona jest „in character”.
!Les saludo, muchachas!
Habiamo uno notelivro. Trochee czasu zajelo wyjasnienie czy w tym domu istnije hot spot, poniewaz nowa sekretarka sihnorita Velasquz (nie, zadna krewna) praktycznie non habla ingles. Probowwalam na migi wytlumczyc co to jest plama cauda i po tygodniu mi sie udalo!
Wiec mammaluszka HP 11 cali na 8, miesci sie w torebce, ale sieznim zmagam, bo wszystko jest jakies inne na tej klawiaturze.
Wiec za duzo pissac nie moge, poki sie niee przyzwyczaje. Ale kocham i teskie!
Wlasnie dorwalam sie do GW i zobaczylam straszne jaja: lodzka prokuratura z braku lepszych zajec ma zbadac czy wiadome uczucia nie zostaly obrazone, jaw czasie krecenia filmu aktor sie pojawil przed katedra bez majtek.
Ciekawe, ze nikt jeszcze nie zbadal obywatela Republiki Florenckiej Aniola Michala, tory przed katedra Duomo wystawil pewnego Dawida, tez bez majtek. Pareset lat juz tam gorszy.
Naprawde, fajny kraj Polska. 🙄
O zguba się odnalazła. Bez wątpienia oryginalna, nie podrobiona, bo narzeka na klawiaturę i za Polską nie tęskni. A co to jest plama cauda? Beso virtual. Spytaj pannę Velasquez co to jest beso, może nie popatrzy podejrzliwie.
Bom dia, andsol! Jak widzisz, po portugalsku tez robie znaczace postepy, a to dzieki rozkosznej ksiazce Grishama, ktora wlasnie skonczylam – The Testament – moglabym nawet jotce doradzac gdzie sie udac na wakacje i co pic w Brazylii.
Plama cauda jest moja tworcza proba przelozenia slowa hot spot na jezyk Cervantesa. No i wreszcie sie udalo. Ale nawet u mnie jest juz wpol do drugiej w nocy i udaje sue do lozka.
czekanie na……. slonce !
zimno, mokro, szaro zamiast brykac przez tereny zielone
byczenie sie przerywane gotowaniem i czytaniem 🙂
„A u nas dziecko w przedszkolu jest najpierw Polakiem, następnie staje się nim coraz bardziej… ”
zeen ostatnio ( tu i 11 V ) optymistyczny, proroczy
przepraszam zeen, ale
myl sie, mijaj sie z prawda, prosze
„Jesli chodzi o literature dziecieca i w ogole czytelnictwo, to powiem wam, ze jako dziecko nie zdawalam sobie sprawy co bylo polskie a co nie, wszytko jakos sie latwo chlonelo i mialo sens: basnie Andersena, Timur i Jego Druzyna, Winnetou, James F. Cooper, Wyspa Skarbow, Robinson Cruzoe, Pan Samochodzik, Dzieci z Bullerbyn, Tajemniczy Ogrod…”
ja tez jak krolik, aby czytac ❗ 🙂
Polecam uprzejmie – http://1944kopff.bloog.pl/id,5880720,title,Demokracja,index.html?ticaid=6a2c9
I ja też Rysiu.
Dzień dobry. 🙂 Chyba to Helenowe malestwo trzeba będzie dziś wieczorem oblać, co według tradycyjnych, polskich wierzeń jest jedyną gwarancją jego trwałego pozostawania w zdrowiu i dobrobycie. 😀
A teraz do meritumów. 😉 Gdzie jechać na wakacje i co pić w Brazylii, to ja wiem i bez żadnych testamentów. Pić oczywiście caipirinhę, bo jak się ją pija u siebie w domu, to byłoby wręcz nieuprzejmie nie pić jej u niej w domu. A jechać oczywiście do andsola, co pozwala uniknąć uczenia się przed wyjazdem portugalskiego. 😆
Michał Anioł nie został za wszelkie swoje bezeceństwa (nie tylko rzeźbienie gołych chłopców) ukarany, bo żył w obrębie cywilizacji śmierci. Wybrałby się nad Wisłę, to karząca dłoń prawdziwej chrześcijańskiej moralności na pewno by go dosięgła. 👿
W sprawie hotspota muszę chyba dokonać dogłębnego rozbioru językowego, bo widzę, że jakieś zamieszanie się wkradło. Plama calda (nie cauda) byłaby istotnie bardzo kreatywnym przekładem, gdyby panna Velasquez nazywała się Botticelli i biegle władała językiem Petrarki. W przypadku języka Cervantesa polecałbym jednakowoż równie twórczą wersję un punto caliente. 😉
A ponieważ nie samą twórczością człowiek żyje, proponuję chwilowe opadnięcie na twardy grunt realiów i dokonanie analizy zdania, zaczerpniętego z pierwszego lepszego hiszpańskiego tekstu 😆
Los hotspots se encuentran en lugares públicos, como aeropuertos, bibliotecas, centros de convenciones, cafeterías, hoteles, etcétera.
O, Helena jest! 🙂 Nareszcie, i do tego lingwistycznie uwiklana w kontakty z Velasquezem. 😆
Rysiu, mysle, ze wiekszosc dzieci czyta jak Krolik i Ty, ale dla mnie dodatkowa przyjemnoscia zawsze byly rekwizyty lekko egzotyczne, takie jak ozor na zimno i ciasto z puszki do herbaty. 😉 Inne swiaty, nawet wszystko inaczej bylo bardzo pociagajace, i lubilam wchlaniac wszystko w calosci. Do dzisiaj zreszta to lubie. 🙂
Warto sobie czasem przypomnieć, że Pierwsza Instytucja RP nie jest monolitem. Najpierw link do zaszłości:
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,7847499,Biskup_do_arcybiskupa__To_slowne_cwaniactwo.html
A teraz do ciągu dalszego:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7888100,Ksieza__Badzcie_wstrzemiezliwi_mowiac_o_biskupie.html
Czyli – ej, ty jak-na-garbatego-prosty-liberale-Życiński, łapy precz od naszego właściwie zorientowanego pasterza, bo to on reprezentuje głos wiernego ludu, nie żadna zdemoralizowana zaproszeniami do wrogich mediów wierchuszka!
Ale przynajmniej mamy jasność, że Kościół już wcale nie musi udawać niepolityczności. Polityka też jest terenem ewangelizcji i co nam zrobicie, o!
Nie moze byc monolitem, Bobiku, bo przeciez papiez nie odpowiada za dzialania w diecezjach (linia obrony w sprawach molestowania w Stanach). 🙄 I rzeczywiscie, tak zupelnie nie jest – np. archidiecezja bostonska wlasnie zajela oficjalne stanowisko w sprawie dzieci z rodzin gejowskich – moga uczeszczac do szkol katolickich, i beda tam mile widziane (odwrotnie niz w np. w Denver, gdzie sie je nader niemilo widzi). Swoja droga, to mnie caly czas zastanawia, dlaczego rodzice chca, zeby dzieci nauczano w tradycji, ktora ich potepia, ale to juz zupelnie inna historia.
Ciekawe to, co piszecie, że dzieci nie robią różnicy między literaturą rodzimą i zagraniczną. Bo ja mam inne przypomnienia – zagraniczną literaturę czytałem bardzo chętnie, ale jak najbardziej z poczuciem jej pewnej egzotyki. Właśnie te różne ozory, czy zakamary w starych, angielskich domiszczach. 😉 Równie to nic wspólnego nie miało z otaczającą mnie rzeczywistością, jak opowieści z tysiąca i jednej nocy.
Taki „podzielony” odbiór miał zresztą bardzo pozytywne skutki – wzbudzał we mnie pewną „tęsknotę kulturową”. Marzyłem o tym, że kiedyś będę podróżował i poznam te miejsca, tych ludzi (znaczy, np. Anglików, a nie osobiście Alicję), te obyczaje… Czasem próbowałem się do tego przybliżyć, bawiąc się w jakąś typowo angielską herbatkę, z burymi petitami pełniącymi rolę keksów, albo eliminując z pokoju krzesła i przekładając na podłogę poduszki, żeby się poczuć jak w pałacu kalifa. Ale gdzieś tam „w zatyłkie” wiedziałem przecież, że to jest zabawa, identyfikacja tylko chwilowa, która wcześniej czy później skończy się powrotem do zwyczajności.
I teraz, z perspektywy czasu, bardzo sobie cenię to wczesnoszczenięce przeżycie inności nie jako obcości, tylko jako czegoś fascynującego i pociągającego. Bo to mnie chyba już na zawsze „ustawiło” emocjonalnie w postawie zaciekawienia innością, a nie lęku przed nią.
http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/wideo/zawsze-podziwialem-kaczynskiego,1,3225685,aktualnosc.html
Moniko,
czy wczoraj były imieniny twojej córeczki? Jeżeli tak, to przekaż jej proszę, najserdeczniejsze życzenia.
Heleno,
życzę sukcesów w opanowywaniu sztuki posługiwania się nową maszynerią.
Ja również mam podobne wyzwanie. Po marcowej katastrofie z danymi, mój komputer wędruje od kliniki do kliniki. Mam pierwszego w życiu laptopa i próbuję się z nim zaprzyjaźnić. Nie zawsze z wzajemnością.
Z wielką przykrością stwierdzam, że niestety nie będę mogła głosować na Jarosława Kaczyńskiego z powodu obrazy moich uczuć religijnych. Uraził je mianowicie swoim na wskroś heretyckim hasłem. Dla człowieka wiary nic co ziemskie nie może być najważniejsze. Co, czy raczej Kto jest najważniejszy dla człowieka wiary? No właśnie!
Nie mam żadnej wątpliwości, że ruskie do spółki z masonami wybuchły wulkan żeby uśpić czujność „katolickiego głosu w naszym domu”, który ciągle jeszcze nie zaprotestował przeciw tej herezji. No bo niby czym wyjaśnic to, że nie wybuchł wulkan w Japonii albo na innych antypodach? Wybuchnął właśnie w takim czasie i tak blisko Polski. Już my znamy takie zbiegi okoliczności i inne przypadki. Ale niech nikt nie liczy, że te knowania zakończą się powodzeniem
Jak już życzenia dla nieletnich Zoś, to po sprawiedliwości proszę! Nie tylko dla Monikowej Zosi, ale i dla Vesperskiej. 😆
Wywód Jotki wzbudził we mnie jaskółczy niepokój, bo teraz już sam nie wiem, komu i w co mam wierzyć. 🙄 Nie wiem, czy z tego wszystkiego nie ucieknę się pod obronę starego, psiego hasła „najważniejsza jest Pasztetówka!”.
Dziekuje, Jotko, zaraz Zosi przekaze. 🙂 Moze i Zosia Vesper obchodzila – jesli tak, to sie podzielimy. 🙂 Poszlismy wszyscy na lody, i do ksiegarni i sklepu z zabawkami, gdzie solenizantka, i jej siostra, wybraly sobie male lupy. A dzien byl przepiekny, naprawde majowy.
Wiesz, Bobiku, wlasciwie opisales dokladnie i moje dziecinstwo czytelnicze, i moich dzieci (z tym, ze one juz sie troche napodrozowaly, ale dalej tworza swoje mozliwe swiaty z ksiazek, i maja tesknote za innoscia, takze w czasie – obecnie tworza dzielo historyczne o indykach concordzkich w czasie amerykanskiej wojny domowej, ze sporym udzialem Alcottowien, ktore tez okazaly sie byc indykami! – nawet niektorych sasiadow juz wciagnely do swojej publicznosci). A w ogole, to to sie zgadza z najnowszymi badaniami psychologow rozwojowych, ktorzy dopiero niedawno zajeli sie powazniej tworzeniem przez dzieci wyimaginwanych przyjaciol i wlasnych swiatow, w oparciu o informacje z zycia i ksiazek.
Podrzucam jeszcze, co prawda archiwalne, ale chyba dalej aktualne, o polskim poczuciu humoru. Nie wiedzialam na przyklad, ze tylko 3% Polek ceni u mezczyzn poczucie humoru. 😯 W zwiazku z tym, lepiej mozna zrozumiec ogolne zamilowanie do uroczystosci podnioslych i namaszczonych. 😉
http://archiwum.polityka.pl/art/z-kogo-sie-smiejecie,368458.html
O, sorry 😳
Vesper, na Twoje ręce i życzenia i przeprosiny 🙂
PS. tak się skonfudowałam, że nie potrafiłam dodać 3 do 5 😳
Bobiku,
zgodnie ze sprawdzoną marketingową strategią: „zaufaj sobie, wybierz …” 🙄
Z jednym fragmentem diagnozy Pietrasika bym się nie zgodził i to nawet z oburzeniem! Umarł dowcip bezinteresowny… Wcale nie umarł, tylko się przeniósł do sieci. Osobiście znam (a chyba nie tylko ja) kilka blogów, które są królestwami dowcipu bezinteresownego. 🙂
Bez fałszywej skromności pozwalam sobie uznać bobikoblog za jedno z takich królestw i wkrótce zacznę wydawać bobikoznaczki pocztowe. 😎
No wiec wlasnie, to poczucie humoru jak na przykladzie zalaczonych w artykule dowcipow. Nic dziewnego, ze tylko 3% Polek sie z tego smieje.
Co jest najgorsze w polskim poczuciu humoru to jest to meskie blaznowanie. Wcale nie takie smieszne. Czesto dowcipy opisuja chamskie zachowanie (dzieci mowiace ch…) i to tez ma byc smieszne. Biesiadne blaznowanie, pokrzykiwanie, przerywanie, lapanie za kazde slowo i przekrecanie wszystkiego o czym sie mowi na cos co ma byc „smieszne” to zmora Polskich towarzyskich imprez w kraju i zagranica. Kobiety tylko siedza z boku i sie patrza. To jest mniej wiecej takie smieszne i subtelne jak Smigus Dyngus- polewanie swiatecznie ubranych pan wiadrami zimnej wody w kwietniu. ha, ha, ha! To ma byc cos takiego jak Laskowik ze Smoleniem…. Brrr… bierze mnie na dreszcze.
http://facet.onet.pl/impulsy/rada-ojcow-dla-moich-corek,1,3222304,artykul.html
Dziękuję w imieniu Zosi. Wygląda na ti, że obydwie koszyczkowe Zosie ochodziły wczoraj imieniny i że był to jednocześnie Dzień Lupy (choć nie Krystiana). Zosia dostała od babci lupę, trzykrotnie powiększającą. Obejrzała już dokładnie dywan, słoje w drewnie na regale, nasze uzębienie owłosienie, mrówki na trawniku. Na tym oczywiście nie poprzestaje. Za chwilę jedziemy do podmiejskiego lasu na rower, lupę rzecz jasna bierzemy ze sobą. Będziemy obserwować wszystkie stworzenia, które nie zdążą uciec 😉
Co do Alicji, to Zosia ostatnimi dniami po prostu ją pokochała. Na szczęście zaczyna sama czytać, bo mi się chyba żadna książka nie podoba aż tak bardzo, żeby ją czytać trzy razy dziennie 🙂
Odradzałbym Zosi gonienie za ślimakami zwinniczkami, bo jak wynika z doświadczeń Pani Kierowniczki, potrafią one być bardzo szybkie. 😉 Nie polecam też bliskich kontaktów z bielinkiem rozpustnikiem, sacrebleuszem, okropuchą, a z fauny egzotycznej z koronkodylem, skłoniem i bosorożcem, szczególnie zaś z antylupą. Ale już na przykład taka poczwarka bielinka to stworzonko słodkie, łagodne i nieuciekliwe, jak najbardziej godne zwrócenia na nie uzbrojonej w lupę uwagi. 🙂
O, to rzeczywiscie obie Zosie beda mialy dzisiaj dosc podobny dzien. 🙂
Kroliku – masz racje, niestety… Mnie zawsze to biesiadowanie nuzylo (chyba, ze sie ktos z niego wysmiewal), nie mowiac o Smigusie Dyngusie. Raczej rzeczywiscie kroluje u nas humor razowy i patriarachalny, ale na pocieche – Francuzi sposrod wszystkich angielskich komikow najbardziej lubia Benny Hilla, co oczywiscie niezwykle bawi Anglikow, dla ktorych nie jest on szczytem ich osiagniec w dziedzinie humoru. Jednym slowem, ze wszystkiego mozna sie smiac. (Ostatnio sluchalam wywiadu z Desmondem Tutu, i co chwila w tym o czym opowiadal, znajdowal cos smiesznego – a bylo w sumie wcale nie o tak wesolych rzeczach. Przypomnial i sie w czasie sluchania znany zart „Why do angels fly? Because they take themselves lightly. Tej lekkosci w polskiej tradycji mi jakos brakuje.)
Jak chodzi o humor według Kiepskich, to też tylko się mogę pod jęknięciem Królika podpisać. Ale czy w ogóle lekkości dowcipu w polskiej tradycji nie da się odnaleźć? Mnie się wydaje, że jeszcze do nie tak dawna była, a może i jest, bo w końcu nawet tutaj dość często się do niej odwołujemy. Raczej bym zapytał, co się takiego w Polsce dzieje, że cienki humor do mediów się przebić nie może, nawet na zasadzie niszowej (umówmy się zresztą, że on w większości miejsc na świecie jest niszowy). A to pytanie można by zaraz podłączyć do następnych: dlaczego tak mało się wydaje poezji, ambitnej prozy, itp., itd.
To nie jest takie sobie zwyczajowe biadolenie, że wszędzie dobrze, a u nas najgorzej. To statystyka. 🙄
Bobiku,
bardzo ciekawa dyskusja, żałuję, że tak późno dotarłam:) Mam wrażenie, tak jak rysberlin, że dzieci nie obchodzi co polskie, co obce. I że nasze bogoojczyźniane ponuractwo to nie zasługa literatury dla dzieci. Dydaktyczne nudziarstwa szły w kąt, a czytało się to co dobre i w dodatku w świetnych tłumaczeniach i często w awangardowej szacie graficznej. Jesteśmy wychowani przede wszystkim w tradycji anglosaskiej: Nesbit, Burnett, Kipling i inni, więc powinniśmy mieć podobny dystans i poczucie humoru, a jednak nie mamy. Z polskiej literatury też nie pamiętam żadnego patriotycznego gniota, a za to masę świetnych książek: postmodernistyczna powieść „Kluska, Kefir i Tutejszy” Broszkiewicza, po której zaczęłam marzyć o Ameryce, albo kapitalna „Synteza” Maciej Wojtyszki, śmieszna: „Chłopak i dziewczyna, czyli heca na 14 fajerek” Ożogowskiej, a od początku towarzyszył mi humor i rymy Wandy Chotomskiej. Więc problem nie tkwi we wzorcach literackich, ale raczej w braku czytania. Moja teza jest taka, gdyby Polacy czytali literaturę dla dzieci ( i polską, i zagraniczną) nie byliby takimi ponurakami:))
O dowcipach, nie wiem czy oglądacie systematycznie vontrompkę: http://www.vontrompka.com/blog/ , ale przedwczorajszej grafiki nie pomińcie!
Wydaje mi sie, ze wszystko chcemy obejrzec i przeczytac szybciej. Kto dzisiaj by pisal 1000 stronicowe ksiazki jak Balzak, Proust, Hugo, Dickens? Kto by je czytal? Szybciej jest obejrzec film.
Nad poezja i ja boleje. Moze wroca czasy (sans ustroju), kiedy poeci zapelnia stadiony.
Jeszcze nie tak dawno pisarze i poeci to byli celebryci. Norman Mailer poslubil Marilyn Monroe! Dzisiaj celebryci to sa telewizyjne wytowry roznych konkursow itd.
No moze sie myle bo Salman Rushdi poslubil Padme Lakshmi (juz sa po rozwodzie), a Martin Amis podobno dziala na kobiety jak seksulany magnes.
Humor skamandrytow jest wciaz w wiekszosci zabawny.
Ale ten rubaszno-biesiadny, podlany wodka jest po prostu niestrawny. Zabija rozmowe. Desmond Tutu przynajmniej sam dywaguje i dowcipkuje na temat tego co sam mowi. Ale szczytem sa sytuacje, kiedy nikt z obecnych nie moze nic powiedziec normalnie, bo wszystko jest zaraz przechwycone i obrocone w jakis joke.
Wiekszosc tzw wesolkow naprawde jest malo zabawna. Jak to mowil moj zreszta b. dowcipny kolega o takich wesolkach:
„Ja to jestem taki wesoly chlopak. Gdzie nie pojde tam sie ze mnie smieja”.
Heleno, chyba przeginasz.
Czy znasz kraj, gdzie golas by wszedł do świątyni jakiegokolwiek wyznania i nie wywołał protestów?
Dla mnie to nie ma znaczenia, jakiego wyznania dotyczyła i jakiego kraju.
Tak nie powinno się postępować.
Cieszę się, że Twoja Mama nie czuje się najgorzej.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Wydaje mi sie, ze chodzenie w miejscach publicznych bez majtek powinno byc zabronione (zatem karane), wszedzie, i przed i za katedra. Nie z powodu obrazy uczuc religijnych tylko publicznie przyjetego poczucia przyzwoitosci. Artysci moga sobie to poczucie atakowac, wysmiewac i badac. Ja osobiscie chce na ulicy i w kosciolach jak najbardziej widziec ludzi w majtkach.
To chyba było u Gałczyńskiego, że dwie gołe baby kąpały się w wannie i jak zderzyły się pośladkami to tak klasnęło, że nie macie pojęcia. No i kolejne pokolenie klaszcze. Szczególnie jeśli baby to blondynki.
A u futrzaka znalazłem dowcip, który chłopcy mi zaaprobowali, więc coś z nich jeszcze będzie:
Jak wywabić myszkę zza szafy? Schować się w kącie i wydawać
cichy dźwięk sera.
Słuchajcie, ale ten golas nie był W katedrze, tylko PRZED i nie był to przecież ani durny wygłup, ani prowokacja, tylko scena (króciutka zresztą) z filmu, mająca jakieś tam uzasadnienie artystyczne. Z tego, co wyczytałem, chodziło o bezdomność (co się przecież z nagością jak najbardziej może skojarzyć), która znajduje schronienie w domu bożym, więc jakim cudem może to urażać uczucia religijne?
Witaj, Justyno. 🙂 Nie spóźniłaś się tak z kretesem, bo wciąż jeszcze o książkach dla dzieci rozmawiamy, choć oczywiście Twój głos od początku tej dyskusji byłby właściwym głosem na właściwym miejscu. 😆
Tak się po Twoim komentarzu zastanowiłem, czy w polskim ponuractwie nie nie ma jakiegoś udziału wciąż jeszcze praktykowany rozdział na to, co prywatne, domowe, i to, co oficjalne. Bo z blogowej rozmowy wynika, że np. wszyscy w dzieciństwie czytali zabawnych anglosasów, ale jako żywo nie przypominam ich sobie ze szkolnych lektur. Tego dostarczał dom, a jak nie dostarczył, to trudno. W szkole miało być poważnie, cierpiętniczo i bohatersko. Z tego, co wiem, jest tak nadal, tylko teraz jeszcze doszedł nacisk na treści i wzorce religijne. Czyli jak ktoś sobie nie zdoła wybrać odpowiednich rodziców, albo sam nie jest czytelniczo uparty i przekorny, to ma dużą szansę, że zostanie wychowany przez szkoę na ponuraka, a przez media na Kiepskiego. 🙁
Czy tu przypadkiem jeden z psów 😯 nie leży pogrzebany?
Gdyby Bobik nie powital Justyn, to bym jej nie zauwazyla. Witaj Justyno…
Pamietam jako dziecko, ze bardzo sie zdziwilam, ze Bajka o Sierotce Marysi i Krasnoludkach byla polska. Bo akcja dziala sie przciez w kraju Krasnoludkow, ktory byl tylko jeszcze jednym krajem…
Chwała Panu na Niebiosach, że zabawnych anglosasów ministerstwo nie umieściło na liście lektur, bo to jest spis książek, które zazwyczaj omija się szerokim łukiem 😉
Wpuszczenie i powitanie Justyny było opóźnione przez aktywność słońca. 🙂 To znaczy, słońce wylazło nagle zza chmur i zrobiło się bardzo aktywne, co doprowadziło do gwałtownego skoku Celsjuszów, z 12 na 18, a to z kolei wypchnęło mnie do ogrodu, gdzie z pasją zacząłem walczyć z pokrzywami i innymi takimi. I oczywiście w tym czasie nie sprawdzałem, kto czeka na akceptację. 😉
Na jutro znowu zapowiadają ziąb i deszcz, ale com dzisiaj odchwaścił, to moje. 😀
Vesper, ale czy nie właśnie dlatego omija się szerokim łukiem, że sieriozne, bohaterskie i cierpiętnicze? 😉
Nie zawsze chyba. Po prostu w procesie „przerabiania na polskim” tracą swój urok. Pamiętam, że było kilka takich, które czytałam wcześniej i wydawały mi się ciekawe, a kiedy później trzeba je było przeczytać jako lekturę i omówić na lekcjach, to nagle stawały się dość nudne. Może trochę dlatego, że czytać zaczęłam wcześnie i kiedy jakaś pozycja stawała się lekturą dla mojego rocznika, ja juz byłam przy lekturach do roczników o kilka lat starszych i z tamtych juz po prostu wyrastałam.
Skądsiś mam podejrzenie, że to zjawisko „zwcześnionego” czytania było udziałem niejednej osoby z tego blogu. 😉 Ale takie znudzenie pewnymi książkami, bo się je zna od dawna i poszło się dalej w rozwoju, to jednak insza inszość, niż znudzenie już przy pierwszym czytaniu.
Zresztą, pewnie, że nie zrobiłbym z listy lektur wyłącznie kabaretu i nie wykosiłbym wszystkich poważnych pozycji. 😉 Trochę bym tylko zmienił proporcje. Żeby ludzie nie kończyli szkoły z przekonaniem, że w życiu publicznym jest miejsce wyłącznie na sieriozność i zadęcie, a pożartować ewentualnie można sobie w domu i na blogu. 🙂
U vontrompki najbardziej mi się podobało „Zapomniałeś hasła? Pamiętaj, aby użyć odpowiednio wielkich słów” 😆
Który to zachodni filozof powiedział „myślę, więc brykam”? Bo ja wracam do Kupy do Prasowania. Idea w tym, że jeśli codziennie zadbam o Nią przez parę godzin, to może za dwa tygodnie będzie trochę mniejsza niż teraz.
Nie, literatura nie zamykała mnie nigdy. Ani nie robiła mi indoktrynującej krzywdy. Zawsze otwierała okna.
Zamykała świadomość, głęboko usadowiona, poza dyskusją i jakimkolwiek namysłem, że gdzieś tam są co prawda inne światy, ale niedostępne i od kolebki po grób można żyć tylko tutaj, według wytyczonego z góry planu. Taki był horyzont nastolatki z bardzo małego miasteczka z dostępem do bardzo porządnej, na szczęście, biblioteki.
Heleno 🙂
A propos innych światów – czy wszyscy wiedzą, że Kierownictwo jutro do Środka się wybiera? 🙂
nieoczekiwanie w godzinach poobiednich zawitalo slonce 🙂
czy moze byc cos milszego po tygodniu jesiennej sloty?
jutro postaram sie w czasie przerwy napisac cos o dzieciach
i percepcji literatury
dzisiaj
http://www.youtube.com/watch?v=8x8S5Mgimy0
😀
brakam w sen
Yi lu shun feng! dla naszej PK. Wlasnie wyczytalam u niej, ze martwi sie czy bedzie czas na ciuchowe zakupy. Otoz przyjaciel nasz zostal obmierzony na lotnisku w Hong Kongu. Wybral tam z probek material na dwa garnitury i 14 koszul i mial to dostarczone na lotnisko przy odlocie za 48 godzin godzin!. Z chinska precyzja, mawiac sie bedzie, jak onegdaj o szwajcarskiej. Tez jakosc byla super.
andsol, zazdroszcze Tobie tej wytrwalosci w dbaniu o Idee,
toz to juz prawie tydzien trwa 😉
Coś dziś Rysia brykanie wybrakowane. 😉
Hop, hop, Koszyczku. I owszem wybieram się, nie będzie to podróż tak długa jak jotki, ale zawsze coś 🙂 Dzięki, króliku, za życzenia, teraz poproszę o tłumaczenie 😉
Proszę o uwagę – http://neospasmin.blox.pl/2010/05/ZBRODNIA-KATYNSKA-OKOLICZNOSCI-LAGODZACE.html
Pani Doroto, miłej podróży 🙂
Ja to jutro Kierownictwu ogonem pomacham, bo jakoś tak nade mną będzie przelatywać (Kierownictwo, nie ogon). Bowiem do Chin, jak ogólnie wiadomo, z Polski leci się na zachód. 😆
14 koszul w 48 godzin … To stanowi 1,17 koszuli w 4 godziny … Myślę głośno teraz … Gdyby PKP uruchomiło podobną usługę dla oczekujących na opóźnione pociągi … Piętnaście minut opóźnienia – przyszytych pięć guzików, pół godziny opóźnienia – zacerowane skarpetki, podczas opóźnienia czterogodzinnego – uszyta koszula . Może by za jakiś czas zaczęli przynosić zyski 🙄
A w trakcie przyszywania guzików jeszcze stópki wymasować. 😆
Udalo mi sie na chwile odrwac od obowiazkow corczanych, ktore surowe sa.
Z tym tu-blogowym poczucim humoru mysle, ze wlasnie dlatego, ze wiekszosc jesli nie wsyzscy tu obecni wychwali sie na angielskiej litraturze – dla dzieci i doroslych i dlatego naturalna droga sie odnajdujemy u Bobika, arcymistrza purnonsensu i absurdu. Nas tu po prostu przyciaglo!
Bobik, dzieki za wyjasnienie mt7, ze aktor bez majtek nie wchodzil do katedry, tylko krecil scene z filmu. A gdyby wszedl? Czy w imie zdrowego rozsadku ne nalezaloby powstrzymach wiadomych uczuc na postronku? Czy PB w zyciu fiuta nie ogladal? Czy Obrazony, ktory pobegl skladac doniesienie do prokuratury uwaza fiuta za wytwor Diabla? Nie wystarczylo poprosic, zeby ustawili parawany do krecenia sceny, trzeba bylo grozic sankcjami karnymi? I dlaczego prokuratura „ma zbadac”? Nie powinna byla pogonic kota Obrazonemu i zaprponowac aby sie zajal czyms pozytecznym? Przeciez kazda niemal sprawa w polskim sadzie trwa srednio 8-9 lat, bo wymiar sprawiedliwosci jest rzekomo przeciazony! Nic dziwnego, skoro byle duren moze domagac sie obrony swoich”uczuc religijnych” w trywianych sprawach, zas prokuratura godzi sie to „wyjasniac”.
I wrezcie to, co mnie najbardziej fascynuje -dlaczego meskie organy rodne kojarza sie niektorym ludziom w Polsce z obraza boska?? Moze za duzo jest w szkolach lekcji religii, a za malo historii sztuki europejskiej,ze o wychowaniu seksualnym
nie wspomne. Nie czas dorosnac?
Uch, ulzylam sobie!
Ide pilnowac rosolu. Moze jeszcze wroce pozniej. 😆
Bon voyage, Pani Kierowniczko, do Kraju Srodka. Bardzo mnie ciekawi chinska opera (podobno super piekne przedstawienia w nowej operze w Pekinie!). Chinczycy kochaja europejska klasyczna muzyke, pewnie tez i naszego Frycka. Podobno wszystkie wytwornie fortepianow przeniosly sie juz do Chin!
Ja mam taki grand plan: po przejsciu na emeryture chce kupic sobie bilet trzy-czteromiesieczny (nie moge zostawic Dobrych Piesow na dluzej, nawet pod dobra opieka mojego Syna) dookola swiata, i jak taki grey nomad, objechac miejsca, ktore koniecznie chce zobaczyc. Musze to jednak jeszcze przemyslec, bo jak siegne pamiecia w przeszlosc, to te miejsca, ktore najlepiej wspominam to sa jakies takie zapyziale dziury albo niekoniecznie atrakcyjne miejsca w atrakcyjnych regionach/miastach: Puszcza Kozienicka nad rzeka Cisia, Muszyna, Varenna nad jez. Como, North Hatley w Quebec, St. Andrews w Nowym Brunszwiku i rozne inne. Jak teraz widze to wszystkie te miejsca sa nad jakas woda!. .
Heleno, dobrze cie uslyszec, so to speak. Gotowanie rosolu to tez dobry znak, prawda?
kroliku, kochaja, oj kochaja, jeszcze jak kochaja…
Problem w tym, ze od kolebki wprawiaja sie w kung-fu. na Chopinie tez. Potem to slychac, posluchalam sobie dzisiaj, az mi uszy zwiedly, cale szczescie, ze sasiad juror mial wygodne ramie, a siedzielismy profilaktycznie w ostatnim rzedzie.
Tereso, wydaje sie, ze tai chi bardziej odpowiadaloby temperamentowi fryckowej muzyki niz kung fu. Kung fu i Chopin tworza zle feng shui!
Po przeanalizowaniu historii znanych mi Kup Do Prasowania muszę andsola zmartwić. Te Kupy były prototypem hydry i nie ma co liczyć na to, że przestaną odrastać. 🙁
Bobiku, dlatego mój grand plan prasowniczy brzmi: oby nie było gorzej.
Natomiast co do grand planu krolika spieszę przekazać refleksję pary przyjaciół, którzy ciągle jeżdżą, a raczej dolatują, a stamtąd gdzie się da, dochodzą, a chodzą, bo lubią. Otóż mówią, że chodzenie po wnętrzu Chin to jak wyprawa do Polski sprzed kilkudziesięciu lat, przaśnie ale spokojnie i bez wariactw. Już prawie zapomniałem jak wygląda chodzenie po trasach turystycznych bez oglądania się czy goni gdzieś z tyłu grupa morderców, gwałcicieli lub plugawych kibiców.
Prasowanie robi bardzo złe feng shui. Jedyną na to radą jest ofiarowanie żelazka najgorszemu wrogowi, utopienie deski do prasowania zamiast Marzanny, a następnie przejście na niewymagające prasowania skóry i futra (wersja północna), albo na nudyzm (wersja południowa). 🙄
A z tym chodzeniem… Czy ja się teraz, dla bezpieczeństwa, mam domagać codziennych porannych spacerów do Chin? 😯
Ausgekluczt. Oni są fajni, ale Ciebie zjedzą.
Co bylo robic w tak piekny majowy wieczor? Poszlam z kolezanka do kina na „The Messenger”. Niezly, szczegolnie z powodu Woody Harrelsona.
Po kinie kolacja: kanapka ze sledziem w oleju i drobno posiekanym czosnkiem i zielona pietruszka. Nie wiem skad mi to przyszlo do glowy. Pracuje jutro z domu, wiec na ten czosnek moglam sobie pozwolic. Do tego szklanka gruzinskiego.
Z tym prasowaniem to mam takie ulatwienia:
-kupowac rzeczy nie do prasowania;
-prasowanie outsource’owane zyciowemu partnerowi;
-uprane rzeczy wrzuca sie do suszrki z roznymi cudownymi srodkami, a potem szybko wiesza na wieszakach;
-mieszkam w kraju, z ktorym trzeba miec wlosy ufryzowane na mokro codziennie, paznokcie na wysoki polysk, ale prasowanie (za wyjatkiem downtown Montreal, Toronto i Vancouver) nie jest absolutely critical.
Na codzien ubieramy sie tak jakbysmy mieli zamiar sprzatac zaraz garaz (hej, to nie Brazylia), a do biura w koserwatywna odziez wedle tzw office code. Office code jest na pismie i definiuje wszystko: rodzaj butow, rajstopy, dlugosc kiecki, kolory, kroj odziezy, bizuteria, nawet talie spodnic i spodni (niedozwolone na gumke w pasie, niedozwolana odziez z napisem lub logo). Na wszelki wypadek wszyscy ubieramy sie na szaro-czarno-bialo-granatowo umundorowanie. Ale nie w stylu Mao, bo ubranie musi byc tailored.
Nie przybudzam wiecej, bo i tak wszyscy pewnie spia.
Ps. Correcta do poprzedniego wpisu: rzeka w Puszczy Kozienickiej nazywa sie Pisia nie Cisia.
-kupowac rzeczy nie do prasowania – ale one na ogół błyszczą i śpiewają po swojemu… . Office code oh my … co za szczęście, że jestem gdzie jestem … W Fortalezie (stan Ceará), kultura z tradycją portugalskich capitania nie chcieli raz mnie wpuścić do kina w japonkach. Jakoś przekonałem, że byłem turystą. A na uniwerku oczekiwano pojawiania się w długich spodniach. A przy uniwerku jest pływalnia i w niektóre dni pływałem przed zajęciami i jechałem w krótkich spodenkach. I raz zapomniałem wziąć owe długie spodnie (chyba wówczas chadzałem w dżinsach). A po pływalni już nie było czasu na powrót do domu, więc wyjaśniłem mojej niedużej grupie sytuację, że przepraszam za złamanie obyczajów… Ale nim zdołałem powiedzieć pierwsze słowa, studentki (nawiasem, z Amazonii, z Manaus) zaczęły podgwizdywać i komentarze czynić na temat moich nóg, można było sobie wyobrazić, że to były to pierwsze męskie uda, które widziały w życiu.
We Floripie nie ma nic z tego, mam kolegów, którzy idą na wykład jakby szli do siłowni. A ich koleżanki (oczywiście) najwyższy szyk, jak na koncert. Bardzo to śmieszne. Tak czy inaczej, ze dwa lata temu coś mi odbiło i chadzałem na wykłady w miarę elegancko, z krawatem (ale koszula z krótkim rękawem), po troszę była to technika na zastraszenie studentów 🙂 I koleżanki robiły mi pogwizdujące komentarze na temat czemu to takim śliczny. A koledzy pytali czy potem idę na jakieś przyjęcie.
Jak widzę, życie wcale nie jest takie złe, tylko nie zawsze wiem o tym.
Aha, miałem spać a zamiast tego się rozgadałem. Już znikam.
slonce !!!!!!!
male i bardzo mocno ukryte, ale………
brykam ( a nie brakam 🙂 ) w poniedzialkowe przegladanie pozycji
ksiazka, S-Bahn, zaspani wspoljadacy, do czynow !!!!
😀
podali ze lotnisko w Amsterdamie zamkniete
i co teraz z Pania Kierowniczka ?
ach to prasowanie!!!
rozwiazanie optymalne-pani Dochodzaca 😉
Pani Kierowniczce -szczesliwych wiatrow bez Chmury i niech starannie zapisuje czym karmili. Karmienie jest najwazniejsz! -jak mowi nasz Kandydat.
ps Bardzo dziwne z tym Maluszkiem. Nie moglam sie podlaczyc pod hotspotem, wiec wrocilam do mieszkania i nagle z glupia frant udalo mi sie poloaczyc z domu. Nic z tej techniki nie rozumiem!
Heleno, witaj w klubie maluszkowców 😉
Na razie gapię się co jakiś czas na stronę KLM. Samoloty z zewnątrz kierują na inne lotniska, a z Amsterdamu odwołali już dzisiejsze loty do Stanów i do Trypolisu. O Warszawie ani o Pekinie jeszcze nic nie wiadomo…
Dzień dobry. 🙂 Uśmiecham się właściwie tylko z przyzwyczajenia, ale w środku żal mi serce ściska, że tak ta Chmura wrednie Kierownictwu zrobiła. Moje przedłużenie pobytu w Krakowie to był drobny pikuś w porównaniu ze schrzanioną wycieczką do Chin. 🙁
Na moje rozeznanie (na bazie niemieckiej telewizji) o dzisiejszym locie do Amsterdamu można zapomnieć, a i jutrzejszy jest bardzo wątpliwy.
Cholera, a przecież nie machałem ogonem przedwcześnie, żeby nie zapeszyć… 🙁
Teresa S. 16 V 22:51
ciekawy tekst, Tereso
przychylam sie do oceny andsol
Nie czytuję blogu Palikota regularnie, ale jak mi się zdarza trafić, to jakoś mam ochotę się podzielić. 🙂
http://palikot.blog.onet.pl/
A z całkiem innej beczki przypomniała mi się (może dlatego, że znowu leje 😉 ) cudna polska książka dla dzieci, której w żadnym wypadku nie można pominąć zestawiając domową listę lektur – „Porwanie Baltazara Gąbki”. 🙂
Caramba !!!! ten deszcz, Caramba !!!
u nas Bobiku w STOLICY sucho 🙂
Kierownictwo właśnie zawiadomiło, że jednak poleci do Chin, tylko nie na zachód, a na wschód. 😯
Czego to ludzie nie wykombinują, żeby tylko dostać się do Środka. 😆
w konkursie z okazji „Swiatowego Dnia Ksiazki” zadajemy
odwiedzajacym nas dzieciom pytanie:
Z jakiego kraju pochodzimy? i tutaj dzesiec imion ( Harry Potter, Pinocchio, Findus, Alice im Wunderland, Pu der Bär…..)
do pomocy tez wszystkie kraje
dla wiekszosci jest to bardzo trudna pytanie, nawet jezeli
czytaly ksiazke to pamietaja akcje, bohaterow ale z jakiego
kraju juz nie
(ciekawostka, Pu der Bär/Kubus Puchatek/ mowi wiekszosci miej niz Wiennie the Pooh ❗ )
Dobrze się składa, że Ziemia jest okrągła. Gydby nie to, plany Kierowniczki mogłyby się jeszcze bardziej pokomplikowac 🙄
Ziemia jest okrągła? 😯
I może jeszcze człowiek pochodzi od małpy, a nie został ulepiony z gliny i żebra, co? 👿
Czyżbym coś nieostrożnego chlapnęła? 😉
Bardzo nieostrożnego! Jak można tak jednym zdaniem czyjś światowy pogląd wziąć i postawić na głowie! 👿
Domagam się większego szacunku dla moich uczuć kreacjonistycznych! A nawet pankreacjonistycznych, bo właśnie mnię się trzustka na te herezje zaczęła przewracać. 👿