Balon i pałka
Od powrotu z Londynu śledziłem po kawałku dyskusję w mediach (między innymi u Sąsiada) na temat nowej, jeszcze nieopublikowanej książki Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa”.
Za każdym kolejnym kawałkiem tej dyskusji miałem poczucie, że wchodzę na jakiś obcy, nieznany mi, pełen zasadzek teren, w którym nie bardzo umiem się poruszać. Gdziem tylko spróbował krok postawić, zaraz zza węgła wypadał Naród i walił mnie pałką po durnym, zatrutym miazmatami łbie, pokrzykując przy tym: a wara! a wara! poszedł do budy ty Nienasz! Pluł nam w twarz nie będziesz, gniazda nie będziesz kalał, niedoczekanie twoje, gadzino z wiadomo jakiego łoża!
Cóż to jest za przedziwna stwora ten Naród (nie tylko polski, nie tylko…), że tak strasznie mu trudno przyznać: no cóż, trudno, nie składam się z samych świętych, mam pochowane po piwnicach również obrzydliwe swołocze i nieraz mi z tego powodu wstyd, ale cóż mogę zrobić więcej, niż głosem niezaczadzonych wyrazić obrzydzenie wobec kanalii, formułując w ten sposób minimalne przynajmniej standardy przyzwoitości?
Pojedyncze osoby do takiej konstatacji są zdolne, ale nie Naród. Naród się obraża, oburza, pada ofiarą nagonki i rusza do kontrataku. Jakie znowu kanalie? Same anioły, chodzące doskonałości i złote ptacy. Swołocz to ten, kto ośmiela się wbić jakąkolwiek szpileczkę w balon samozadowolenia Narodu. Bo wiadomo, że robi to z niecnych, nieczystych i wrogich pobudek. Nienarodowych. Albo jeszcze gorzej – antynarodowych.
Dyskutować z taką postacią Narodu to trochę jak kopać się z koniem. Na argumenty niezbyt ona jest podatna, a przywalić potrafi. Więc ja raczej próbuję szerokim łukiem obchodzić miejsca zalatujące końskoNarodowym nawozem, mrucząc pod nosem: nadymaj ty się, Narodzie, aż do patriotycznego uniesienia w nieznane przez wiatry puszczane z piwnicy. A ja się tymczasem oddalę w odwrotnym kierunku, najchętniej razem z jakimś zwyczajnym narodem przez zwykłe, małe n. Ani świętym, ani diabelskim, ani wyjątkowo przyzwoitym, ani nadmiernie łajdackim, ale przynajmniej potrafiącym odróżnić jedno od drugiego. Jakoś mi ta trzeźwa zwykłość milsza niż balony i pałki.
Bobiku, nie tylko po piwnicach bo i na afiszach pośród bohaterów. U red. Passenta pojawiła się historia jednego z najnowszych majątków – http://www.kurier.wzz.org.pl/kz/kz182/8.shtml
Bobiku, też już od jakiegoś czasu śledzę różne komentarze na temat książki Grossa. Zgadzam się z Tobą, chociaż na temat samej książki nie chcę się wypowiadać przed jej przeczytaniem.
Ale jedno muszę powiedzieć już teraz – ten temat nie jest mi obcy. Słyszałam od rodziców i dziadków, że ludzie mieszkający w pobliżu obozu w Oświęcimiu chodzili pod obóz szukać kosztowności po Zydach, nawet padały konkretne nazwiska. Nie mówiono o tym w kontekście antysemityzmu tylko chciwości, chęci dorobienia się.
Narod pisany duza litera zawsze jest narwany i lepiej sie przed nim zaryglowac na wszystkie spusty.
Zagladam se czasami na blog prowadzony przez pana Kolakowskiego – ale nie profesora tylko doktora – pn Suwerennsc Narodu Polskiego. Zagladam troche tak, jak sie zaglada do izby okropnosci w Muzeum Madame Tusseaud – zeby sie pobac. Jak tu:
http://www.liiil.pl/link/?url=suwerennosc.blogspot.com%2F2011%2F01%2Fspoeczny-protest-przeciwko-oszczerczej.html
Ale w sumie dochdze jednak do wniosku, ze Narod jest w odwrocie i Czas robi nieublaganie swoje.
Mnie też się wydaje, że hieny cmentarne niekoniecznie musiały się kierować antysemityzmem, na pewno w wielu przypadkach była to prymitywna, bezwzględna chciwość. Niemniej jednak interesy na żydowskich trupach robione były i nie rozumiem, dlaczego mówienie o tym musi wywoływać tak straszliwe gejzery jadu, jakie się w związku z zapowiedzią książki Grossa wylały. Można przecież powiedzieć: korzystanie z cudzej śmierci jest ohydne, bez względu na to, kto to robi i czyja to była śmierć. Zamiast tego zaczyna się złozoptaczenie i oblewanie pomyjami.
Jeżeli w stosunku do książki są jakieś merytoryczne zarzuty, że nie tyle osób a tyle, nie w tym roku a w tym, to można zwyczajnie te zarzuty wyliczyć, nie rzucając przy tym inwektywami w autora i wszystkich, którzy nie potępili go w czambuł. No, ale przecież większości „krytyków” nie chodzi o jakikolwiek merytoryzm, tylko o to, żeby ten nieszczęsny balon broń Boże nie doznał jakiegoś uszczerbku.
Może i Naród jest w odwrocie, ale jak na mój gust mógłby się odwracać nieco szybciej. 🙄
Takie zachowania zdarzały się i zdarzają w różnych miejscach. Po słynnej katastrofie lotniczej na Kabatach natychmiast rzuciły się okoliczne sępy… A pamiętacie tych pijaczków, którzy rąbnęli karty pod Smoleńskiem?
Piotrek Paziński czytał już tę książkę Grossa i jest na niego wkurzony, bo znowu uczepił się jednego kawałka historii i wałkuje po chucpiarsku. A naprawdę ważna (i przerażająca) będzie książka prof. Jana Grabowskiego z Ottawy, który od lat zajmuje się szmalcownictwem.
http://www.history.uottawa.ca/faculty/grabowski.html
Pani Kierowniczko, to nie chodzi właściwie o książkę Grossa, bo dotąd bardzo niewiele osób ją czytało i może coś sensownego o niej powiedzieć. To chodzi o te nożyce, które odzywają się zawsze wtedy, kiedy uderzy się w pewien stół. I o rodzaj „argumentów”, jakie wtedy lecą we wszystkich, którzy nie dołączą się do chóru Narodowego Oburzenia. To mnie mierzi.
Jestem zupełnie rozklejona.
Wróciły opowieści krewnego , który bywał w getcie w Kutnie…
Opowieści Mamy o mojej prababci z Żychlina, która poza własnym dzieckiem ,karmiła piersią żydowskie dziecko z sasiedztwa , którego matka umarła po porodzie. I o reakcjach sąsiadów-Polaków oraz księdza….
Mieszkam w pobliżu cmentarza, jednego z największych w Europie. Pamiętam rozkopane przez hieny cmentarne niemieckie groby, sprofanowane szczątki… I wizyty Ojca w zarządzie cmentarza….
No właśnie, Mar-Jo. Jedni Polacy są przyzwoici, a inni hienowaci. I tak powinniśmy się widzieć, a nie upierać, że wszyscy jesteśmy wspaniali.
Też to ciężko przeżywam, kiedy myślę o tej obrzydliwej stronie naszej społeczności. Ale nie potrafię (i nie chcę) jej wyprzeć i udawać, że tego nie ma. Jeżeli kiedykolwiek mówię „my, Polacy”, to muszę zdawać sobie sprawę, że mówię również o takich Polakach. I diabli mnie biorą, jeśli wtedy ktoś do mnie podbiega i lu Narodem przez łeb…
Dora. Podejrzewam, ze nie bylo zamiarem Autora pisanie ksiazki o CALEJ Historii, tylko pokazanie wlasnie jej malego wycinka, dotyczacego akurat TYCH zniw. Jesli historie podobne zdarzaly sie i pozniej (Kabaty) i zapewne wczesniej, to na podstawie tego jednego wyimka opisanego przez Janka, mozna zaczac sie zastanawiac nie tyle nawet nad ludzka natura, co nad tym. jaka robote zaniedbala przeprowadzic do tej pory nasza literatura, teologia, oswiata, nauki o spoleczenstwie. Bo skoro do tej pory nikt sie tematem hien cmentarnych nie zajal, skoro byl to temat tabu, to cos nie jest w porzadku z nami wszystkimi jako spoleczenstwem.
Jeszcze przed przeczytaniem Sasiadow (ale juz po wybuchu t.zw. „debaty” publicznej) goscilam Autora u siebie i przy herbacie zapytalam go m.in. o to czy jest to ksiazka o antysemityzmie. I uslyszalam, ze chyba jednak nie, Chyba jednak nie. Jest to ksiazka o sasiadach, z ktorych zdjeto wszelka odpowiedzialnosc za bycie ludzmi.
Mam wrazenie, po lekturze dwu poprzednich ksiazek JG, ze wszyscy lub znakomita wiekszosc jego czytelnkow w Polsce szuka w nich jedynie potwierdzenia swojej z gory przyjetej tezy, ze chodzi w nich glownie o napietnowanie Polakow jako wspoluczestnikow Szoa. A on nie jest historykiem polskiego antysemityzmu, tylko socjologiem usilujacym opisywac to. co do tej pory nie zostalo opisane w zachowaniach polskiej zbiorwosci. Temu samemu byla poswiecona jego wczesniejsza praca o spoleczenstwie w czasie okupacji, ktora przeszla w Polsce bez echa.
Z jednym sie nie zgodze: ze historia Jedwabnego jest historia sasiadow z ktorych zdjeto odpowiedzialnosc. Kto i co ja zdjelo?
Moze znezbyt precyzyjnie sie wyrazilam.
A zupelnie offtopicowo ponawiam zachete do ogladania Lark Rise to Candleford, gdyby sie pojawila ta seria w jakiejs telewizji. Wlasnie obejrzalam pierwszy odcinek nowego, czwartego sezonu i jestem rozanielona i wniebowzieta. Rozkoszna seria, rozkosznie grana, a szczegolnie przez 20-letnia aktorke, znacznie mlodziej wygladajaca, ktora gra role „zaadoptowanej” z workhouse’u sluzacej Minni w domu wyemancypowanej postmajsterki Dorkas Lane.
Wlasnie przeczytalam, z jest ona po matce(tez aktorce) Polka, z domu Drzewicka.
Wszystko sie dzieje w koncu XIX wieku wsrod wiesniakow, rzemieslnikow, mieszczan i arystokracji. Moze znajde jakies kowalatko na jutubie z Minni.
Icchak Cukierman „Antek” w Nadmiar Pamieci
napisal: „(…) Po Zagladzie jest poczucie hanby i ono nie mija. (…)
podstawowe pytanie brzmi: co powinnismy byli robic i co robilismy?
Decydujacym sadem jest sad historii. Gdyby postanowiono postawic mnie przed takim sadem, powiedzialbym, ze spoznilem sie, spoznilem sie ze wszystkim. Bo przeciez moglismy zrobic wszystko troche wczesnie, troche inaczej. (…)”
jeszcze mamy czas, jeszcze mozemy inaczej, z pokora i bez duzej litery w slowie Narod – Nieomylny Bez Wad I Zlych Uczynkow
dobranoc cztwry strony swiata 🙂
Masz racje, Rysiu, dobranoc.
A ja znalazlam garsc scenek z Minni – w pierwszej Minni (14-letia) jest przekonana, ze jest w ciazy, a przy okazji wyprobowuje nowe slowo, torego se wlasnie nauczyla: extraordinary!
http://www.youtube.com/watch?v=2Ky1Q6RRbMU&feature=related
Trochę mnie bawią tego typu awantury z Narodem w tle. To jest tak jak z pojedynczym żyćkiem – im bardziej próbuje się wyprzeć i zakrzyczeć niewygodne i wstydliwe fakty z przeszłości, tym bardziej one wracają. Rodzic który gdzieś zawalił w opiece nad dzieckiem nie może naprawić przeszłości, ale może wysłuchać wszystkich pretensji i żalów a potem szczerze przeprosić. Tyle może. Zazwyczaj tyle wystarczy żeby wszyscy mogli wreszcie się uwolnić i żyć sobie spokojnie dalej. Ale jeżeli rodzic się upiera przy swoim wyidealizowanym obrazku siebie i nie chce słyszeć że coś było nie tak, to może nawet z domu wyrzucić krnąbrnego dzieciaka, a to i tak do niego wróci, tyle że w postaci nagłówku w poczytnej gazecie.
Pardon za te grube analogie, ale takie skojarzenia mi się narzucają. Zwłaszcza kiedy słyszę o obronie dobrego imienia i innych smętach. Im bardziej Naród będzie się czaił z pałką i krzyczał że „ratunku Panowie, niemcymniębijom, a to wszystko to straszna nieprawda sfalsyfikowana przez jaszczuro-ludzi” tym bardziej wychodzi na jaw jak głęboko problem tkwi. Tyle że wbrew intencjom pałkarzy to wychodzi na cały świat. Heh, zastanawiam się kiedy Naród wytrzeźwieje i będzie gotowy do konfrontacji z rzeczywistością.
Witaj, janno. 🙂 Do mnie Twoja analogia bardzo przemawia. Istotnie, w życiu zbiorowym jest tak samo jak w indywidualnym: im głębsze wyparcie, im większa idealizacja, tym trudniej normalnie żyć, uporać się z problemem i zająć innymi sprawami.
Wynikałoby z tego,że jest nam potrzebny jakiś rodzaj zbiorowej terapii. Nie wiem, co mogłoby być najbardziej pomocne, ale na pewno nie dalsze pójście w zaparte i zakrzyczenie wszystkich, którzy o problemach mówią otwarcie, zamiast – rodzinnym obyczajem – ukryć je za niedzielnym obiadkiem.
Lisku, to zdanie o zdjęciu odpowiedzialności w Jedwabnem może nie jest zbyt precyzyjne, ale ja chyba wiem, o co w nim chodzi. Żeby wobec bliźniego stracić wszelkie hamulce moralne trzeba go sobie odindywidualnić, ustawić na pozycji członka wrogiej grupy, a w końcu w ogóle odczłowieczyć. Czyli: nie – mój sąsiad, pan XY, którego córka chodziła do klasy z moim synem, a jakiś tam, powiedzmy, …anin. Ponieważ ogólnie wiadomo, że …anie są źli i wrodzy Nam, to i XY z definicji musi taki być. A skoro jest taki zły, to przecież nie możemy go traktować jak kogoś z Nas, tylko jak psa, albo jak wesz, albo jak rzecz…
A skąd wiadomo, że …anie są źli? No, przecież wszyscy to mówią. Pan, wójt, pleban… Wszyscy ważni ludzie. W gazetach nawet o tym piszą. A Jadźki szwagier, co w Ameryce był, to mówił, że i tam wszyscy tak mówią.
I to magiczne „wszyscy” najbardziej zdejmuje odpowiedzialność. Bo kimże ja, pojedynczy Kowalski, jestem, żeby się przeciwstawiać „całej” zbiorowości? Księżom? Nauczycielom? A w ogóle dlaczego miałbym myśleć inaczej niż My? Przecież, było nie było, nie zaliczam się do „onych”.
Oczywiście, ta opowieść jest również o polskim antysemityzmie. Ale nie tylko. Jest opowieścią o sąsiadach w Rwandzie, Jugosławii, Iraku, Turcji i w Niemczech. Dzieje się w Polsce, czyli wszędzie. Wszędzie, gdzie indywidualne, osobiste poczucie odpowiedzialności zostaje oddane w jakieś zbiorowe ręce nieokreślonych „wszystkich”.
Do mnie tez ta analogia z zycia wzieta przemawia. Kiedy mi matka mowi: nie powinnam byla z toba tego czy tamtego, moja natychmiastowa i spontaniczna reakcja brzmi: dawno wybaczone, nie ma o czym mowic. Ale kiedy idzie w zapartei mowi: nigdy z zyciu nie zmuszalam cie…. to konczy sie oczywoscie krzykiem i awantura, z obu stron i trwajacymi resentymentami. 🙄
Witam janne.
Jeśli dyskusja wrze przed pojawieniem się książki w księgarniach i im bardziej Polak Prawdziwy, tym bardziej zdecydowane ma już zdanie, sprawa jest jasna, ukazano Narodowi Jeden z Obrazów do Działania. Wiadomo co ma Naród robić, jak to Obraz z JPII, z Matką Boską na czarno, z Grossem na szaro, z Jaruzelskim na czerwono. A głębię tych reakcji świetnie ilustruje anegdota, którą sobie wypożyczam z pewnej rozmowy na Buzz-ie, autorem jej jest Błażej Wilczewski:
Mieszkałem kiedyś w akademiku z osobą o jak się okazało bardzo prawicowych i nacjonalistycznych poglądach. Jak się dowiedział o książce „Sąsiedzi”, albo „Strach” zaczął komentować pochodzenie, wiarę i polskość Grossa. Oberwało się również UE bowiem ta poprzez Komitet Noblowski przyznała mu Literacką Nagrodę Nobla. Prezydentów Gdańska oskarżył o przynależność do rasy żydowskiej bo przyznali mu tytuł Honorowego Obywatela Gdańska i postawili mu pomnik. A on sam miał niby uchodzić za takiego pacyfistę, a przyznał się w innej książce do przynależności w Waffen SS.
Wcześniej zastanawiałem się o czym on gada, ale jak wspomniał o Waffen SS to zdałem sobie sprawę, że zmieszał on dwie osoby. Grossa i Grassa.
Doro, „Ja tego Żyda znam!” Jana Grabowskiego wydano (uff, co za słowo w tym miejscu) w Warszawie w 2004 – materiał jest bardziej wybuchowy, ale nie było zapłonu. Jan Grabowski nie jest Obrazem do Działania. Nie ma w nim Żyda do łatwego zaatakowania. Tak jak i Ronald Modras, którego „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-1939” zupełnie jasno zapowiada co miało się potem stać. Gdyby Jana Grossa nie było, antysemici by go musieli wymyślić.
Zamieszczone tutaj narzekanie na los jest brazylijskie (z napisami po angielsku), ale przychodzi do Was via Izrael. Dziwne są drogi dowcipów.
cicho bo spiacy, glosno bo poniedzialek, nowy tydzien do dzialan 🙂
brykam 🙂
hallo, czery strony swiata!!!
w rozmiekle tereny zielone, do przegladu pozycji
brykam fikam 😀
Bobiku, takie podłe oskarżenia pod adresem Narodu, kiedy to Naród z Owsiakiem chore dzieci ratuje, wyciągając co chomikowane przez cały wcześniejszy rok… 🙄
slonce prawdziwe ❗
🙂 🙂 🙂
😀 😀 😀
Rysiu,
in Stettin auch! 😀
Dzień dobry 🙂 To słońce prawdziwe chyba tylko w okolicach rysiowego brykania, bo u siebie takiego zjawiska nie widzę. I przymroziło znowu w nocy, tak że rozebranej (żywej) choinki nie odważyłem się wystawić do ogrodu, żeby nie narażać jej na szok termiczny.
Za to ptactwa znowu więcej do baru Na Tarasie przylatuje. 🙂
Mariusz Szczygieł – http://wyborcza.pl/1,75480,8908148,Falszywa_poledwica.html?as=1&startsz=x
Foma, a gdzie Naród przez cały rok te dzieci chomikował? 😯 😆
W Warszawie deszcz, buro-ponuro.
andsolu, nie chodzi mi o „Ja tego Żyda znam” (która to książka mówiła o wydawaniu Żydów w Warszawie), lecz tę, która ma się ukazać:
http://www.holocaustresearch.pl/index.php?mod=news&show=144
Podobno przerażające.
Moja siostra pracowała przez pewien czas w Archiwum ŻIH i dziś mówi, że nie dała rady, odkąd dotarła do relacji dzieci. A to i tak były relacje z happy endem, bo te dzieci przeżyły.
Problem „Gross a inni badacze” (bo też np. Barbara Engelking-Boni) wynika stąd, że Gross tak na dobrą sprawę uprawia publicystykę. Owszem, to jest bardziej efektowne, ale za to można wtedy zarzucać efekciarstwo i brak udokumentowania. Tyle że o nich głośno. A tymczasem wiele wstrząsających publikacji i tak się ukazuje, tylko wokół nich nikt hałasu nie robi.
Gross, żeby było śmieszniej, po matce jest Polakiem. Czyli nawet nie jest halachicznym Żydem 😈
Jeszcze i to, że Gross zwykle zabierając się do swoich książek opiera się na czymś, co już powstało. W przypadku „Sąsiadów” był to film Agnieszki Arnold (z którego wziął nawet tytuł). Teraz wyszedł od artykułu, który ukazał się w „Dużym Formacie”.
O czym my tu w ogóle mówimy…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8922778,Uniewinnienie_aktywistow_NOP_usankcjonowalo_rasizm.html
Halachiczny, nie halachiczny… Nie od dziś wiadomo, że w Polsce Żydem jest ten, kogo się uważa za Żyda. 🙄 Kot Mordechaj też nie jest halachiczny, a ile mu się już za żydostwo oberwało…
A i mnie przez noc wyrosły pejsy i okazało się, że spałem w jarmułce. I oczywiście nie omieszkano z rana mnie o tym w nader emocjonalnych komentarzach poinformować. Tak więc Żydem można być nie tylko po matce, ale i po niedostatecznym miłowaniu Narodu. 😈
No, jak ja lubię tych Czechów! My guys. 😆 Ogólnonarodowa ściema z Cimrmanem i wszyscy z kamienną miną pokerzysty udają, że w to wierzą. Cudo po prostu. 😀
Aż by się marzyło, żeby polskiego geniusza wszechczasów wymyślić, ale niestety, nawet marzyć nie można o tym, żeby rodacy tak gremialnie się pod taki pomysł podłączyli.
Bobiczku, pejsy to Ty masz wszędzie jako piesek kudłaty 😆
ciagle swieci 🙂
szczecinskoberlinski sojusz sloneczny 😀
http://wyborcza.pl/1,97863,8918167,Jak_Polska_dluga_i_szeroka.html
Pani Doroto, czy pod fotografią przy powyższym wywiadzie nie powinno figurować nazwisko Jana Grabowskiego? Jest Jan Górecki.
A Czesi są piękni, o czym się przekonuje córcia przyjaciół, która się tam przeprowadziła na stałe. Posłałam Jej tekst M. Szczygła. Tymczasem uczy się czeskiego (piąty język) i urządza dom.
Rysiu, u mnie (przez ten sojusz?) chyba zaćmienie słońca 😕
oczywiscie Pani Kierowniczka ma racje; „A tymczasem wiele wstrząsających publikacji i tak się ukazuje, tylko wokół nich nikt hałasu nie robi.” – ale medialny szum trafia pod strzechy i to dobrze tak
Pani Kierowniczko, dotąd to były zwykłe kudły. 😳 Ale wystarczy lekko pogilgotać Naród, żeby kudły wyszlachetniały i zamieniły się w pejsy. 😆
Bobiku, wymyslono juz, moze nie geniusza, ale Meza Stanu,
Najwiekszego z Najwiekszych, Jedynego Obronce i (tutaj co kto
ma ochote dopisac).
😐 8)
linka Kierowniczki o uniewinnieniu aktywistow NOP, bardzo smutna, bardzo
No fakt, Rysiu, wymyślono, ale nie można powiedzeć, żeby wszyscy ten numer kupili. 😉
zostawiaam Wam sloneczko 🙂
brykam 😀
i tak to juz jest z nami, Bobiku, zabawopsuje i zazdrosnicy 😮
Każdy, kto zwiedzał Pragę z Przewodnikiem , który napisał Antoni Kroh, wie o Muzeum Jary Cimrmana w podziemiach wieży widokowej na wzgórzu Petrzin.
Byłam w 2008 roku. Piękny wiklinowy wózek dziecięcy Jary wzruszył mnie do łez!
Z moich niskobudżetowych turystycznych doświadczeń:
w Pradze można przenocowac za ok. 9,00 Euro (Koleje Strahov). A z Harrahov do Pragi można dojechac autobusem za równowartośc ok. 20,00 Pln.
Mogę jeszcze polecic autobus Budapeszt-Kraków za ok. 70,00 Pln.
Nie powiem,kiedy ostatni raz byłem w Pradze, bo tyle to żaden pies nie żyje. 😳 I na razie jakoś mnie bardziej ciągnie na południe. Ale informację o tanich noclegach zachowam we wdzięcznej pamięci, bo nigdy nie wiadomo… 🙂
Strasznie sie rozbawilam ta anegdota przytoczona przez andsola o Grossie, ktoremu Unia zalatwila Nagrode Nobla z litearury.
To wlasciwie do wykorzystania zywcem jak leci przez jakiegos komika estradowego. 😆
A tymczasem mija kolejna juz (dziewiata) miesiaczka i obejrzalam na filmiku w GW jak Brat szepcze hymn narodowy pod Palacem. A wokol mordy – takie zakazane!
O, ja też się bardzo uśmiałem z tego pomieszania Grossa z Grassem, tylko zapomniałem napisać. 😆
Heleno, żeby niektóre mordy były rzeczywiście zakazane… Ale one są, niestety, jak najbardziej dozwolone. 🙄
Też sobie obejrzałem filmik i stwierdziłem, że jeszcze wiele miesiączek będzie potrzebnych, żeby Prezes nauczył się drugiej zwrotki hymnu, nie mówiąc już o trzeciej. Jakoś mu, kurczę, ciężko wchodzi. Może te słowa jakieś nie takie? Może trzeba by rozpisać konkurs na nowy hymn, którego Prezesowi łatwiej byłoby się nauczyć ❓
Ja się obawiam 🙂 , że Prezes nie jest w stanie nauczyc się czegokolwiek. Może z wyjątkiem treści dotyczącej jego brata (świętej pamięci). I w Konstytucji musiałby się znaleźc zapis,
kto byłby godzien, ten hymn śpiewac….
Cimrman przedstawia dwie komplementarne wady umysłu starego człowieka: nie ma on już zdolności utrzymania myśli i za nic nie opuści tej myśli, którą ma. Ach, to tu mnie boli…
Myślicie, że takiego hymnu Prezes też by się nie nauczył? Proste rymy, prosta treść… 🙄
Jeszcze Polska nie zginęła,
póki my żyjemy,
co nam peło przemoc wzięła,
wkrótce odbierzemy.
Marsz, marsz, pisowski,
z ziemi polskiej do Wolski,
pod Jarka przewodem
myśmy są Narodem.
Choćbyśmy na politycznej
osiedli mieliźnie,
będą buźki nasze śliczne
wciąż służyć Ojczyźnie.
Marsz, marsz… itd.
Nasze będą tarabany
wraz z przyległościami,
pożałują te barany,
co teraz nie z nami.
Marsz, marsz… itd.
Mgła smoleńska, tom zetlały
Rymkiewicza wierszy –
mamy program już na cały
wiek dwudziesty pierwszy.
Marsz, marsz… itd.
Hej, kto Polak, niech popiera
ten nasz związek bratni,
a jak nie chce, niech, cholera,
powiesi się w szatni.
I wesoło, choć patetycznie:
Marsz, marsz, pisowski,
z ziemi polskiej do Wolski,
pod Jarka przewodem
myśmy są Narodem.
Jeszcze Lechu trochę żywy
póki żyje Jarek.
Kto nie wierzy w takie dziwy
ten jest niedowiarek.
Marsz na Krakowskie,
marsz za Jareczkiem,
przyniesiemy krzyże,
zapalimy świeczkę.
Komorowski won z Pałacu,
on jest pomyłkowy!
Tusk do Moskwy, do Putina,
tam niech knują zmowy!
Marsz…
Tylko PiS zostanie w Sejmie,
bo resztę przegnamy,
a Dobrego Jarosława
królem obwołamy!
Marsz…
(Uważam, że trzy zwrotki – nawet słusznej treści – to i tak na granicy przyswajalności przez Prezesa)
To była poetycka łajza…
W sumie 8 zwrotek i 2 różne refreny! Prezes ma zajęcie na wiele, wiele lat. 😈
Pod warunkiem, że mu się zwoje nie przegrzeją, bo wtedy będzie zwarcie i kaput.
Dzień dobry Bobiku i Wszyscy w Pieskowym Koszyku. 🙂
Miesiączka prezesa
Prezes dziewiątą miał miesiączkę,
podpasek kupił se bez liku,
od rana jednak miał gorączkę –
jak ich nie zgubić na chodniku?
Nie mógł więc pozbyć się rumieńca,
nie dość, że nie zna hymnu zwrotek,
jak mu wypadnie obok wieńca,
świat będzie huczał wręcz od plotek.
Szybko miesiączka się skończyła –
gawiedzi coraz mniej przychodzi,
podpaska w bucie mu się skryła,
nikogo już to nie obchodzi.
🙂
Fakt, Ewo, coraz mniej obchodzi. 😈 No, chyba że jakichś prześmiewców, dla których każda okazja do pokazania swego antynarodowego oblicza jest dobra. 😉
Cóż my, prześmiewcy, będziem robić,
gdy nam się skończy taka draka?
Z rozpaczy trza nam sznur sposobić,
albo już tylko siąść i płakać. 😉
A to znacie? Znacie. No to posłuchajcie.
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
Znamy i zacytujemy do końca, bo dalszy ciąg też niezły. 🙂
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Talmudzik, Szulchan-Aruszek.
Z wujciem, jewrejem brodatym,
Emisariuszem sowietów,
Śpiewamy pierwszą brygadę,
Chodzimy do kabaretów.
Od oficerów znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik jakiś sztabowy
Lub planik mobilizacji.
Często mam misje specjalne
To w Druskiennikach, to w Kielcach
I wywrotowców werbuję
Na rozkaz Moskwy do Strzelca.
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
Czeka drukarska maszyna.
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
Komunistyczną bibułę,
Broszurki pornograficzne.
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odesskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z rodaków!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich endeckich pismaków.
No, czasem trzeba coś i na poważnie… 🙄
Ja bym to widział jak najbardziej jako zasługę Grossa, że dzięki swojemu „publicystycznemu skrzywieniu” zwrócił uwagę opinii publicznej na sprawy dotychczas skrzętnie zmiatane pod dywan. Jak sami zauważyliście, inne publikacje na te tematy, o których pisze Gross, zamilczano na śmierć. Istniały może gdzieś w bibliotekach naukowych, w archiwach, ale nie w powszechnej świadomości. Gross najwyraźniej zdecydował się przyjąć rolę tego, który będzie „rozrywał narodowe rany, żeby nie zarosły błoną podłości” i bardzo niesprawiedliwe wydaje mi się nazywanie tego hucpiarstwem. Myślę, że jak dotąd więcej miał z tego zgryzoty niż korzyści (te wszystkie wiadra pomyj, które się na niego wylały…) i trzeba raczej docenić to, że nie dał się zastraszyć czy zniechęcić i nie zaczął pisać na tematy „bezpieczne”. Każdy, kto się trochę wyznaje na życiu akademickim wie, że teraz mógłby sobie spokojnie na to pozwolić.
Cały czas podkreślam: nie twierdzę, oczywiście, że na książki Grossa złego słowa nie wolno powiedzieć. Tam, gdzie popełnia on nieścisłości, należy mu je wytknąć, w imię naukowej i historycznej rzetelności. Ale przecież trudno nie zauważyć, że ogromnej części zabierających głos wcale nie chodzi o rzetelność, tylko o „szkalowanie dobrego imienia”, cokolwiek by to miało oznaczać. Trudno też przeoczyć, że od czasu Jedwabnego każda publikacja Grossa ujawnia ogromne pokłady wcale nie historycznego, tylko całkowicie aktualnego, zdumiewająco żywotnego antysemityzmu.
Obrońcy „dobrego imienia” często nawet nie próbują udawać jakiegokolwiek merytoryzmu, tylko od razu walą z grubej rury: „jak ten Żyd śmie!”. To, że Gross, niezależnie od swojego częściowo żydowskiego pochodzenia, jest Polakiem i wypowiada się o polskiej historii „od wewnątrz”, w ogóle uchodzi uwadze. A najgorsze, że dalej istnieje w wielu głowach to obłąkane utożsamienie: antysemicki = narodowy. Odcinający się od antysemityzmu = antynarodowy.
A ja sobie, do kurtyzany biedy, nie życzę, żeby mi wiecznie kołtun dyktował, co jest narodowe, a co nie jest. Nie tylko w sprawie Grossa. Ona mi tylko pokazuje, jak różne jest moje rozumienie narodu, patriotyzmu, czy przyzwoitości od rozumienia tych pojęć przez pewną część moich rodaków. Ale i w tej sprawie, i w innych, nie mam zamiaru dać sobie wmówić, że moje rozumienie jest w jakikolwiek sposób gorsze.
I o ile z narodem przez małe n jeszcze mogę coś począć, to Naród przez N ogromne wzbudza we mnie coraz większe obrzydzenie. Nawet mi się już gadać z nim nie chce, bo o czym. Ale nie mogę nie gadać o nim, bo jakże zmilczeć, kiedy niektórzy przedstawiciele Narodu są politykami, ustawodawcami, inżynierami dusz, szaleją w necie, piszą książki, trepują innych piszących i wydają wyroki w sprawie NOP?
Przy okazji: Gross nie ukrywa, że film Agnieszki Arnold był dla niego jedną z inspiracji do napisania „Sąsiadów”. Mówi o tym np. tu:
http://www.princeton.edu/history/people/display_person.xml?netid=jtgross&interview=yes
Jest tu też odniesienie do kwestii zdjęcia odpowiedzialności. Naziści niejako pokazali polskim społecznościom lokalnym, że uśmiercanie Żydów jest „normalne”, że „tak się robi”. I to przetarło drogę do łatwego samorozgrzeszenia – skoro „wszyscy” tak robią, to znaczy, że nie ma w tym niczego złego, więc i my możemy…
nie „pod Jarka…” tylko „pod moim przewodem” 🙄
Bobiku, widzę, że się wpisujesz w warszafskie tryndy. Filozof ostatnio stwierdził, że ostatnio zauważył, że ludzie doszukują się wśród swoich przodków Żydów. Oczywiście ci, którzy chcą uchodzić za tych otwartych, tolerancyjnych itd. Na zasadzie „no, ja też jestem inny, nie można mnie do końca identyfikować z narodem” (nawet przez małe „n”). Ale pewnie im przechodzi, jak się dowiadują, co trzeba zrobić, żeby przejść na judaizm.
Kiedyś była moda na szukanie herbów, było też sporo konwersji na islam. Nowa moda, dość interesująca 🙄
Grossa nic nie czytałam, więc wypowiadać się nie będę. Ale w reakcji narodu i Narodu widzę mechanizm, o którym czytałam u Slavoja Zizka: ktoś pochodzenia żydowskiego pisze książki, z których dla części Polaków wynika, że oskarża on naród polski o antysemityzm, jak śmie, Żyd jeden.
Ludzie reagujący na te książki alergicznie boją się panicznie oskarżenia o antysemityzm, bo antysemityzm jest poglądem społecznie nietolerowanym i niepoprawnym politycznie, ale tak naprawdę tymi antysemitami są (choć może sami sobie nie zdają z tego sprawy). Widzą więc oskarżenia tam gdzie go nie ma, albo tam, gdzie nie są one wymierzone w nich.
Alienor, ja mam prosto – wcale nie muszę się doszukiwać przodków ani przechodzić na judaizm, bo dla Narodu już i tak jestem Żydem, a właściwie żydem, bo Naród nie pisze takich słów z dużej litery. O ile wcześniej Naród mógł mieć jeszcze momenty zawahania, to po obecnym wpisie już ich nie ma i wszystkie pejsy mi policzył. 😈 Napracowali się swoją drogą solidnie, ale i ja miałem trochę roboty z klikaniem na „usuń komentarz”, więc się wyrównało. 😎
Z tym panicznym lękiem przed podejrzeniem o antysemityzm… Może tak jest w środowiskach, w których Ty się obracasz, ale wystarczy przecież przelecieć się przez net, żeby zobaczyć, że daleko nie każdy się tego boi. Jedni są ze swego antysemityzmu wręcz dumni, inni zastrzegają się „nie jestem antysemitą, ale…”, jeszcze inni uważają „Salonfähigkeit” antysemickich postaw za tak oczywistą oczywistość, że nie odczuwają z ich powodu ani dumy, ani wstydu – po prostu wygłaszają żydożercze teksty jako uznane pewniki.
Więc może ten lęk jest przed czym innym i gdzie indziej tkwi źródło wewnętrznego konfliktu. Ja bym powiedział, że tu działa dość dobrze znany mechanizm. Nawet ludzie będący jawnymi lub ukrytymi antysemitami, czy szerzej – rasistami, nie lubią widzieć siebie samych jako nieczułych, okrutnych, niewrażliwych na ludzką krzywdę. „Przecież my (w domyśle – Polacy) nie jesteśmy tacy.” I kiedy pojawia się wiadomość, która to dobre samopoczucie mogłaby naruszyć, uruchamiają się mechanizmy obronne. Mówi się „ta wiadomość nie jest prawdziwa”, albo „nawet jeśli wiadomość jest częściowo prawdziwa, to w tak małej części, że to się praktycznie nie liczy”, albo – już bez żadnych usprawiedliwień – rzuca się z pałką na posłańca.
Foma, krakowskim targiem – „pod moim przewodem” jest wtedy, kiedy śpiewa Prezes, a „pod Jarka przewodem”, kiedy śpiewa jego świta. 😈
a gdzie Szacunek dla Prezesa i Utożsamienie? „pod naszym przewodem” jest jedynie słuszne (nawet podciąga się dwuznacznie pod majestatyczne „my prezes”)
Czy nasz przewód to nie jest przypadkiem to samo, co nasz kabel? 🙄
He, he, ynteligięty. Cieszta się. Kultura podobno wchodzi w modę. 😈
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1511602,1,co-kazdy-inteligent-powinien-znac.read
Ech, chciejstwo mojego kierownika… 😉
Bobiku, ja nie miałam na myśli, że Gross swoje inspiracje ukrywa – przecież wiadomo, że nie. On jest tubą nagłaśniającą. Taką rolę sobie wymyślił.
Wez mie i zabij, bo nie wiem skad sie wziela powtarzana nieustannie od lat teza, ze „Najciekawszy jest jednak los samego Kosińskiego, który uwiódł Amerykę fałszując życiorys (wmawiając, że jest bohaterem „Malowanego ptaka””
Sledzilam te sprawe wele lat i nigdy nie natrafilam na zadna wypowiedz Kosinskiego, w ktorej sugerowalby, ze Malowany Ptak jest powiescia autobiograficzna. On jest nawet w samej powiesci nieslychanie staranny w unikaniu slowa „Polska”. „polski”. To sie rzuca w oczy – mnie sie rzucilo kiedy to czytalam (nigdy juz do tej powiesci ie wrocilam). Powiada w niej jednie, ze akcja rozgrywa sie gdzies na wschodzie, starannie zacierajac wszelsie odniesienia geograficzne. .
Kiedy bylam na studiach, Kosinskiego zaproszono na wreczenie nagrod literackich za utwory drukowane na lamach studenciego pisma na Uniwersytetu Nowojorskiego (nie pamietam nawet nazwy). Kosinski byl wtedy prezesem amerykanskiego PEN Clubu.
Na sotkaniu z nim jakas wykladowczyni z wydzialu komparatystyki wyglosila cos w rodzaju referatu na temat min. Malowanego ptaka, w ktorym slowa Polska, Polacy, polskie odmieniane byly w kazdym niemal zdaniu. Sluchalam tego wscekajac sie w duszy, gdyz ona potraktowala te metafizyczna i wsoce metaforyczna powiesc nemal jak dokument etnografizny. W swoim wystapieniu Kosinski jak nie odniosl sie do tego referatu. Nawet jej nie odziekowal. Zmlczal go kompetnie.
Wiec kiedy przyszedl moment a zadawanie pytan z auli, wstalam pierwsza i zapytalam Kosinsiego: czy jest to faktycznie powiesc autobiograficzna, czy opowiada o Polsce czasow wojny, czy nalezy fabule traktowac tak doslownie jak uczynila to profesor XY.
Pisarz wyraznie ucieszyl sie z mojego pytania i powiedzal dobitnie i jednoznacznie:powiesc nie jest autobiograficzna a jedyne co jest polskie w tej powiesci to moje nazwisko na okladce. Byl to rok moze 1973-74.
Dodam na marginiesie, ze po tym spotkaniu zlapalam Kosinsiego na korytarzu i poprosilam o prywatna rozmowe. Weszlismy do pustego pokoju i opowiedzialam mu, ze od kilku lat mojemu narzeczonemu, mlodemu polskiemu pisarzowi i eseiscie wladze PRL odmawiaja wydania paszportu i czy nie moglby jako prezes PEN Clubu sprobowac jakichs naciskow na wladze PRL. Kosinski natychmiast sie zgodzil. Nazajutz zadzwonil do mnie, aby powiedzec, ze wyslal gdzies tam telegram i mi go przeczytal. Zaczynal sie pamietam od slow: W imieniu ilus tam tysiecy ameryanskich pisarzy zrzeszonych…. etc.
Ten telegram nie pomogl, ale bylam mu glebko wdzieczna za natychmiastowa interwencje.
Racja, Pani Kierowniczko, Gross spełnia rolę tuby i chwała mu za to. Bo to wcale nie jest wdzięczna rola. Tuba, a walą w nią jak w taraban. Ale może sobie powiedział: tatuś musi? 🙂
Heleno, przypisywanie „Malowanemu ptakowi” jednoznacznej, wokół Polski się kręcącej interpretacji, jest przecież efektem odzywania się tych samych nożyc, które dźwięczą za każdym uderzeniem w podobny stół. „My że łuczsze znajem, kotoryj car durak”. 🙄
Dora, ja tez jestem sklonna sadzic, ze to raczej chciejstwo, a nie stan faktyczny i ze inteligencja jako klasa spoleczna przestala w Polsce istniec gdzies pod koniec lat szescdziesiatych. I nigdy juz sie nie odrodzi. Przezyla sie. Poszczegolni inteligenci oczywoscie beda zawsze istniec, ale klase spoleczna zastapila obrazowanszczyna, wyksztalciuchy, jak to nazywal Aleksander Zinowiew.
A co do nozyc odzywajacych sie przy Malowanym ptaku, to oczywiscie absolutna racja.
W takiej postaci jak była już się nawet nie ma prawa odrodzić 🙂 , bo powstanie inteligencji jako warstwy (nie klasy!) było związane ze specyficznymi procesami historycznymi i społecznymi na wschodzie Europy. Przestało istnieć podłoże, to zamarła i rosnąca na nim warstwa.
Ale i obrazowanszczyna była tylko krótką formą przejściową. W miarę, jak społeczeństwa Polski czy Rosji będą się upodabniać do zachodnich, zaniknie i to. Bo na Zachodzie i wykształcenie przestaje już być wyznacznikiem przynależności do jakiejś warstwy. Po pierwsze, ludzi wykształconych jest coraz więcej i nie jest to już żadne halo. A po drugie, dziś chyba nikt już nie pełni jednej, praktycznie przez całe dorosłe życie takiej samej, wyznaczonej społecznymi nakazami roli. Nie musi się być zawsze przedsiębiorcą, zobowiązanym do spędzania czasu wolnego na polu golfowym, wykształciuchem, zmuszonym siłą swej pozycji do zasilania kasy teatru, ani zamożną panią domu, której nie wypada zajmować się czym innym niż dzierganie i działalność charytatywna. Przedsiębiorca może po godzinach wsiadać na motocykl i zasuwać jako hell angel, zamożna pani robić trzeci doktorat, a wykształciuch być działaczem Samoobrony albo obrońcą krzyża. Anything goes. 😈
Domagam się od Chorego Kotka uczciwego przyznania się, czy zastosował się do surowych napomnień pieska i poszedł do lekarza, czy też znowu polazł własnymi drogami do łóżka i uznał, że sam się wyleczy. 😎
😳
Co do artykułu z Polityki: wydaje mi się, że w tej zmanie w tematach dyskutowanych wśród intelektualistów widać także zmianę pokoleniową: dzisiejsi 20-, 30-latkowie PRL pamiętają słabo lub w ogóle, dorastali w świecie, gdzie przynależność polityczna nie była już być albo nie być. Wielu moich znajomych telewizji nie ogląda bądź ogląda ją rzadko, bo mają dość wszechobecnej polityki. Dla nas nie jest to już ważne, o ile jakieś dywagacje na górze nie dotykają nas bezpośrednio (zakaz palenia na przyklad).
Inteligencja jako grupa społeczna ciągle w Polsce funkcjonuje, ale to już inna inteligencja. To raczej ludzie młodzi, nierzadko zaangażowani w kulturę bardzo osobiście (sami piszą, występują, wystawiają, organizują). Tak przynajmniej widzę po środowisku, które udało mi się poznać w stolicy. Mało jest o tym w gazetach, ale dzięki takiemu facebookowi każdy zainteresowany wie, co, gdzie, kto i jak.
http://www.tvn24.pl/12517,1,kropka_nad_i.html
oj z tego wszystkiego zapomniałam się przywitać: miło mi pojawić się na tym blogu, który lurkuję już od jakiegoś czasu 🙂
Cos chodzi mi po glowie, Aiienor, ze mowiac o intelgencji, nie mowimy o tym samym. Ja mowiac integencja nie mam bynajmniej na mysli ludzi wyksztalconych czy inteletuastow. Stopien wyksztalcenia (fomalnego) nie byl najwazniejszym wyznacznkiem inteligencji – kiedys. Czterdziesci lat temu spotkalam inteligenta z krwi i kosci, ktory byl lodzkim, a przedtem wilenskim szewcem. Ociec mojej bliskiej przyjaciolki, ktory przyszedl z nia na kolacje podcza krotiej wizyty w Ameryce i natychast zaczal wyciagac z polek ksiazki, cieszac sie kiedy znajdowal znajome i wypytujac mnie dokladne kiedy natrafial na nieznane. Ktory mi zadawal pytania przy stle, jakich nikt mi przedtem nie zadwal. Ktory chcial wiedziec co ja mysle o aferze Watergate, co pisza o tym gazety i jak zdaje egzamin polityka zrownywania szans zyciowych Murzynow w Ameryce. Wypytywa; mnie o t starannie i wnikliwie. Ojciec przyjaciolki, Pan Chackielewicz, mial wprawdze w rodzinie Marca Chagalla, ale sam mial ledwie ukonczona szkole podstawowa! Inteligent pelna geba.
Pare lat temu spotkalam innego przedwojenego polskiego inteligenta, ktory zdazyl wprawdzie zrobic mature, ale cale zycie przepracowal w fabryce w RPA (byl to bardzo leciwy brat Szmula Zygelbojma) , ktory powalil mnie na kolana znajomoscia polskiej i swiatowej poezji.
INteligent nie zamyka sie w kregu „swoich” spraw, nie mowi, ze „nie interesuje sie polityka”, bo od tego co sie wokol niego dzieje zaleza nie tylko jego losy, ale losy ludzi wokol niego.
Ale jeszcze cos wecej jest dla mnie jest istotna cecha inteligemta. Takie przekonanie glebokie, ze pewnych rzeczy sie nie robi, pewnych slow sie nie mowi, pewne granice zachowan sa nieprzekraczalne nigdy i w zadnej okolicznosci. I ta wlasnie badzo wazna cecha inteligencji zaczela zanikac czterdziesci – czerziesci pare lat temu – tak dalece, ze odnotowalam to ze zdumieniem. Takie podejrzane dzis slowa jak „wartsci” i zasady byly niegdys bardzo waznym wyroznikiem inteligenta.
Czy może Mordka coś o tym słyszał? 😯 😉
http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/smolensk-czarny-kot-w-kabinie-tupolewa-na-lotnisku-co-sie-z-nim-stalo_166897.html
To moj kumpel z Mossadu, Pani Kierowniczko. 😈
Specjalista od sztucznej mgly.
Z książek-prezentów świątecznych do przeczytania został mi jeszcze wspominany dziś Janusz Głowacki („Good night, Dżerzi”) oraz Mariusz Szczygieł („Zrób sobie raj”).
Jest szansa, że pojutrze wreszcie ruszę koleją na drugi kraniec Polski (700 km w jedną stronę).W 1400 km powinnam przeczytac obie książki.
Dobranoc Wszystkim 🙂 .
Na 1400 km i to na drugi koniec Polski wziąłbym sobie na wszelki wypadek jeszcze trzecią książkę, albo przynajmniej harmonijkę ustną. 🙂
Janno, jeżeli nam się przyglądasz już od jakiegoś czasu, to właściwie możesz się czuć zadomowiona. Znasz obyczaje, wiesz, gdzie leży pasztetówka i kto co najchętniej popija. Może nawet pamiętasz, gdzie położyłem moją starą obróżkę, bo coś jej znaleźć nie mogę, a nowa mnie ociera. 🙂
Odkryłem właśnie, że nasza Pręgowana ma jakieś japońskie koneksje, chyba nawet rodzinne. 😯
http://www.youtube.com/watch?v=C60_WTWaPfs&feature=related
No, może ma odrobinę więcej białego i jest zdecydowanie drobniejszej budowy niż ten Japończyk, ale paski na grzbiecie i ogonie: i-den-tycz-ne!
Dobry wieczor 🙂
Czytam z zafascynowaniem i dwutorowo, bo z perspektywy mniejszosci w jednym wypadku a wiekszosci w drugim…
Bardzo sie zgadzam Bobiku ze wszystkim co piszesz o Grossie i jego roli; i z tym ze on pisze od wewnatrz. Mam nadzieje ze tematem książki bedzie nie tylko grzebanie w popiolach, ktore w koncu jestem w stanie zrozumiec, lecz caly temat pożydowskiego mienia, chyba najbardziej istotny dla dzisiejszego antysemityzmu w Polsce. To ze Narod kwiczy to bardzo dobrze, znaczy ze terapia zaczyna dzialac; analogia Janny jest bardzo dobra. A Czechów kocham, od jaszczurow i Fabryki Absolutu poczawszy a na różowym czolgu skonczywszy 😀
O sasiadach “z ktorych zdjeto odpowiedzialnosc bycia ludzmi”: jak najbardziej rozumiem role ksiedza i nauczyciela i poczucie ze przeciez wszyscy, ale po pierwsze, to “wszyscy” bywa czasem rozszerzeniem mnie samego (ja tak mysle wiec napewno inni tez), a po drugie, to moglo by wytlumaczyc np. uchylanie sie od dzialania (w obronie). To co mi przeszkadzalo to sformulowanie bierne w stosunku do ludzi ktorzy w czyms czynnie uczestniczyli.
Alienor, jest tu błąd metodologiczny. Piszesz ze dzis inteligencja to glownie ludzie mlodzi i ze dowiadujesz sie o nich z fejsbuka. Starsi napewno tez sa, po prostu nie uzywaja fejsbuka 🙂
Ciasne pudeleczka sa najlepszym przyjacielem kota „tradycyjnej postury” jakby to nazwala mma Precious Ramotswe.
Ha ha, Bobik odkrył kota Maru, który był memem internetowym gdzieś z półtora roku temu 😀
A najbardziej lubię ten odcinek:
http://www.youtube.com/watch?v=gATCPbsUvio
A to jest oczywiście odpowiedź na to:
http://www.youtube.com/watch?v=z_AbfPXTKms
Widzę po dacie, że zaczęło się już 2 lata temu 😆
Z tym poczuciem odpowiedzialności sprawa jest w ogóle skomplikowana. Sam nie wiem, na ile moje próby wytłumaczenia różnych spraw są słuszne, a na ile są tylko „motaniem” biorącym się z tego, że łatwiej mi zaakceptować jakąś psychologizującą formułę niż myśl, że wielu jest ludzi po prostu głupich i złych. Znam oczywiście „Banalność zła”, ale prawdopodobnie wewnętrznie nie potrafię tak do końca przyjąć założenia, że w gruncie rzeczy każdy z pozoru porządny człowiek zdolność do czynienia zła w sobie nosi. Może po prostu bardzo chcę zachować swoje XIX-wieczne złudzenia, że podstawowym, niejako naturalnym stanem człowieka jest przyzwoitość i trzeba dopiero jakichś zdarzeń, jakichś zewnętrznych bodźców, żeby ludzi z tego stanu wytrącić? 🙂 A przecież wiem też, że nawet za własną przyzwoitość nie mogę ręczyć, bo „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. No, trudne okropnie to wszystko.
Ale żeby nie było tylko na smęcąco, proponuję wznieść toast (jeżeli jeszcze ktoś nie śpi) za światełko w sudańskim tunelu. Tak strasznie jest to umęczona ziemia, że mało komu tak bardzo należał się nareszcie jakiś skrawek nadziei. 🙂
Pani Kierowniczko, ja odkryłem co innego niż samego kota Maru. Ja stwierdziłem, że jego geny panoszą się w moim domu. 😆
Chetnie wznosze toast syropem od kaszlu za pomyslnosc nowego panstwa oddzielonego od Sudanu. Tez z przejeciem sledze rozwoj wydarzen i zycze im wszystkiego najlepzego.
Za Poludniowy Sudan!
To pijemy za Sudan 🙂 Czerwone wytrawne Mt. Hermon ? 🙂
Syrop od kaszlu do toastów jest wiele bardziej oryginalny od jakiegoś tam oklepanego szampana. 😆
To ja też nie chcę tak zwyczajnie i wypiję za Południowy Sudan setkę herbaty miętowej.
A potem oczywiście natychmiast to czerwone od Liska. 😀
A tu jest Maru z Naprawdę Dużym Pudłem:
http://www.youtube.com/watch?v=03kZSHR2U-A&feature=related
Bobiczku, na pewno jakieś złe w każdym ludku siedzi. Pytanie, czy potrafi je stłumić 🙂 Miewam czasem sny, że popełniłam zbrodnię doskonałą i uszło mi to na sucho, ale że muszę do końca żyć ze świadomością, że to się odkryje 😯 Budzę się wtedy z dziwnym uczuciem…
A za Sudan warto wypić 🙂 Zwłaszcza jeśli nasz Koteczek pije syropem od kaszlu 😉
Bobiku,
aluzju poniała. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=hS-Qdy6Lz_M&feature=related
A za światełko w sudańskim tunelu toast wznieśc trzeba!!!!
Też miewałem takie zbrodnicze sny. 🙂 Ale właśnie sobie uświadomiłem, że od dobrych kilku lat nie miewam.
A Pręgowana też miała dziś dzień na pudła. Pomogłem jej zbudować świetny tunel, którym można się było przeczołgiwać aż do ostatniego pudła, gdzie czekał kawałek wędzonego łososia. Wyglądała na bardzo zadowoloną z zabawy. 😀
Mar-Jo, ja właściwie miałem na myśli, że harmonijka ustna w podróży szalenie ułatwia nawiązywanie kontaktów. Bo z posiadaczem takiej harmonijki wszyscy nader chętnie wdają się w rozmowy, żeby tylko nie grał. 😆
Już to kiedyś nawet mieliśmy ustalone, Bobiczku, że te same sny się nam śnią i te same nie śnią 😆
To Pręgowana jest Marmurkowata?
http://www.metacafe.com/watch/164654/cat_in_a_jar/
Ona naprawdę od góry ma identyczny wzorek jak Maru. A w całości tylko proporcje białego i pręgowanego się różnią.
No to jeszcze raz za Sudan. 🙂
A Chory Kotek niech sobie nie myśli, że nie zauważyłem jego niestosowania się do zaleceń psiego doradcy. Zauważyłem i właśnie obmyślam surowe sankcje. 👿
Dobranoc!
http://www.youtube.com/watch?v=_gtfbsNHxh8&feature=related
To białe kocisko to chyba japońska agentura Piotra Modzelewskiego. 😆
😳 😳 😳
Ni ma, Mordko. Nie wykręcisz się rumieńcami. Tu są zapowiedziane sankcje! 👿 Ale i możliwość resocjalizacji. 😈
Pan Kotek był chory. No cóż, to się zdarza,
gorzej, że nie zgadzał się pójść do lekarza,
choć mu piesek mówił przejęty okrutnie:
Kotku, wszak ci doktor ogona nie utnie,
idźże do przychodni, choćby własną drogą,
inaczej cię wirus poturbuje srogo.
Gdzie tam, prychnął Kotek, w wirusy nie wierzę,
takie coś istnieje tylko na papierze,
wymyśliły sobie toto konowały,
by im dolce vita koty fundowały.
Ale jam nie głupi, jak psy lub gołębie:
sam się będę leczył i wirusa zgnębię.
Zaległ na kanapie, nalał sobie scotcha,
mruknął: to metoda leczenia urocza,
któż by coś lepszego zdołał mi przepisać?
Krople czy tabletki? To mi ciężko zwisa.
Leczył się tak, leczył, lecz z mizernym skutkiem,
wąsy mu od tego się zrobiły krótkie,
ogon mu wyłysiał i się pokrył strupem,
tudzież różnych innych miał problemów kupę,
a ponadto wirus nie opuścił zwierza,
tylko się panoszył i zęby wyszczerzał.
Widzisz, Kotku miły, jakeś zszedł na dziady?
Nie lepiej posłuchać było pieska rady?
Lecz sprawa do końca nie jest przechlapana:
zbierz się i zasuwaj do przychodni z rana ❗
Ale znalazlem sposob na kaszlanie – nawet lepszy niz ten syrop ohydny.
Belting – na cale gardlo. Wspolnie z ukochana Joan Baez (ktora Stara trzykrotnie w zyciu spotkala i doswiadczyla nawet wielkiej kindness od niej).
Spiewalismy dzis wspolnie – We shall overcome, Amazing Grace i Donna Donna. A potem jeszcze zaspiewalismu na bis wspolnie z Dusty Springfield Windmills of your mind.
Jestesmy starym kocim wapnem, wiec taki repertuar wapienny holubimy. Zamiast np Duffy – Well, well, well… 😳
Muszę przyznać, że cały ten wapienny repertuar mam w swoim szczenięcym repertuarze. 😉 Tylko „Amazing Grace” wolałbym śpiewać z jakimiś gospelsami, a „The Windmills of your Mind” z Jose Feliciano. 🙂
O, jakzem sie wzruszyl.
Powiem Ci, Piesku jak na swietej spowiedzi dlaczegom nie poszedl. Bo wczoraj wieczorem wzionlem sobie tego lekarstwa Night Nurse, co mnie z lap powala. No i obudzilem sie jakbym byl olowiem wypelniony. Mysl o pojsciu gdziekolwiek byla mi tak wstretna, ze postanowilem przeczekac. I tak sie snulem miedzy poslankiem a lodowka caly dzien. Pamietajac tez, ze we wtorek musze (MUSZE) jechac do miasta na z dawna umowiony zabieg pieknosciowy.
Jose Feliciano to robi z tym takie rozne zabiegi co ja za nimi nie nadazam i sie pesze. 😳
A ja sobie go teraz nawet posłuchać nie mogę, bo wstrętne Sony mi nie pozwala. 🙁
Dla zabiegu pięknościowego mam pewne zrozumienie, ale środa jest wobec tego naj- najostateczniejszym terminem, kiedy Kotek ma całkowicie wyzdrowieć, albo udać się do fachowca. Howgh!
A nawet dobranoc. 🙂
A wlasnie ze wzionlem! Poprawiaczu!
Bo przestanę w ogóle poprawiać i dopiero będziesz miauuuu za swoje! 😈
Haha. Przestraszylem sie!
A ja wlasnie dzis nagralam sobie taka Amazing grace; szkoda ze tu byl juz dosc stary:
http://www.youtube.com/watch?v=s1lSMXE3W8w&feature=related
Jeszcze zajrzałem, w sam raz żeby wpuścić zatrzymanego z niewyjaśnionych powodów Liska, ale teraz już naprawdę idę spać. 🙂
🙂
wtorkowe brykanko 🙂
przez tereny, do pozycji
brykam fikam 😀
Dzien dobry 🙂
p.s. Andsolu, jako tlo do ksiazki “Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-1939″ o ktorej piszesz jest b. dobra „Papieże a Żydzi” Davida Kertzera, opisujaca jak to wygladalo „od gory” przez ostatnie pareset lat, nie specyficznie dla Polski.
No i mamy 👿
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8928825,Internetowa_akcja_przeciwko_wydawnictwu_Znak.html
Dzień dobry. 🙂 Choć właściwie nie taki dobry, bo nie dość że luj powrócił, to jeszcze z rana taka wiadomość. 👿 Nawet mnie nie cieszy, że moje podejście do Narodu okazało się trzeźwe i przewidujące.
Internet w służbie Honoru i Ojczyzny jest rzeczą straszną. Poczynając od pojedynczych komentarzy, poprzez gazety i blogi, aż do takich akcji jak wyżej wspomniana. A mój wrażliwy psi nos okropnie cierpi, kiedy sieć zanurza się w fali gnojówki. 🙄
Akcja do ktore nawolywuja ci Kolakowscy a nawet nawolywanie do niej jest chyba sprzeczne z prawem i mozna ich zaskarzyc za sam apel.
pewnie dałoby się wykorzystać owe wezwania jako dowody przy żądaniu naprawienia wyrządzonej szkody. z drugiej strony może się okazać, że akcja przynosi wydawnictwu i i konkretnej pozycji więcej promocyjnego pożytku niż czasowej niewygody, bo chyba protestujący nie stanowią jakiejś istotnej grupy klientów, którzy jak odpłyną, to kicha…
To prawda, że nagonka i żądania zakazu druku potrafią być świetną akcją promocyjną, chociaż trzeba mieć mocne nerwy, żeby taki marketing wytrzymać. 🙄 Ale zaskarżenie (jeżeli są podstawy prawne, bo tu nie jestem zbyt biegły) również w ramy tak rozumianej „promocji” by się wpisywało, a mogłoby być dla innych Narodowców – nomen omen- znakiem, że nawet w necie nie wszystko wolno.
Dora 11 styczeń 11, 10:30
No i mamy
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8928825,Internetowa_akcja_przeciwko_wydawnictwu
Bardzo bym była wdzięczna gdybyś zechciała napisać co, Twoim zdaniem, mamy?
Jaki przekaz, dla Ciebie osobiście, niesie ten artykuł i opisana w nim sytuacja? Pamiętając o tym, że jeżeli dwóch czyta to samo, to niekoniecznie interpretuje to tak samo.
Dzień dobry,
widziałam kilka lat temu film Pawła Łozińskiego w niemieckiej telewizji (polski tytuł „Miejsce urodzenia”).
Dzisiaj znalazłam to: http://odra.okis.pl/article.php/109 .
Prawda jest obiektywna, nie zależy od naszej wiary lub niewiary w nią.
Gdzie są prawdziwi historycy? Że nie w IPN-nie , to wiem.
Gdzieś chyba jeszcze są?
Odmeldowuję się na czas dłuższy.
Nie wiem czy protesty przeciwko wydawnictwu nauszaja prawo. Mam nadzeje, ze nie. Ale bylo znacznie gorzej przy Sasiadach. Byly, przypominam, wielkiw grzmienie z ambony (niezrownany Glemp), byla prokuratura (niezrownany Macierewicz. ktory wlasnie odkryl, ze jest honrowym ambasadorem Narodu i w jego mieniu zlozyl wniosek).
Ta petycja (nie tych) Kolakowskich jest manna kaszka w porownaniu z tym co juz widzielismy.
Phi!
Jotko, a mogę ja napisać, jaki przekaz ten artykuł niesie dla mnie, zdając sobie w pełni sprawę, że dla kogoś innego może nieść całkiem inny? 🙂
Użyłem w tym wpisie rozróżnienia – literackiego oczywiście, nie naukowego 😉 – na naród i Naród, stwierdzając równocześnie, że z Narodem mi bardzo nie po drodze, bo jest on pełen kompleksów i neurotyzmów, które usiłuje rozwiązywać albo przez wyparcie, albo przez projekcję, albo po prostu przez walenie pałką po nieprawomyślnych łbach. Zauważyłem przy tym niewielką zdolność Narodu do dyskutowania przy pomocy logicznych, spójnych argumentów, co mnie do rozmów z przedstawicielami Narodu raczej zniechęca.
Apel A. i A. Kołakowskich takie widzenie obrońców Narodu raczej mi potwierdził. Nie zamierzają oni z kimś, kto narusza ich obraz świata dyskutować, tylko domagają się zamknięcia mu gęby. Nie są w stanie, ani nie są skłonni zmierzyć się z niewygodnymi faktami i pod ich wpływem ewentualnie skorygować swoje zdanie na temat zachowań Polaków wobec żydowskich współobywateli, czyli przyznać, że oprócz bohaterów mamy na składzie również kanalie. Bronią zębami i pazurami jednoznacznie świetlanego obrazu Polaków i gotowi są zniszczyć każdego, kto na tym obrazie chciałby widzieć jakiekolwiek skazy.
Mnie taka postawa przeszkadza, bo jestem realistą i wolę niejednoznaczną, miejscami brudnawą prawdę od jednoznacznego, czyściutkiego zakłamania. I wydaje mi się, że konfrontacja również z ciemnymi stronami ludzkiej natury jakoś lepiej pozwala zrozumieć świat. Dlatego diabli mnie biorą, kiedy ktoś próbuje wszystkim wcisnąć do ręki szmatkę do polerowania obrazka, a jak ktoś ochoczo się do tego nie zabierze – to zły Polak, albo i nie-Polak.
A w jednym zdaniu – przekaz artykułu jest dla mnie taki, że Naród przystąpił do ataku i zamierza walić pałką jeszcze mocniej niż dotychczas. 👿
Mordechaju, to nie chodzi o protesty przeciwko wydawnictwu. Protestować każdemu wolno, nawet jeżeli ja się z treścią protestu nie zgadzam. 😎 Chodzi o nawoływanie do sparaliżowania pracy wydawnictwa, jeżeli nie zdecyduje się zrezygnować z druku, czyli o rodzaj szantażu – albo nie publikujecie Grossa, albo was załatwimy. To być może jest zaskarżalne.
Kocie M. , nie protest przeciwko wydawnictwo narusza prawo oczywiscie, lecz nawolywanie do sabotazowania ich skrytki emailowej. Taka sama forma sabotazu zostala zastosowana jakis czas temu przeciwko yahoo i serwersy wysiadly na pare godzin; wydaje mi sie, choc nie jestem pewna, ze jest to uznane za przestepstwo. Troche tak jak nawolywac do rozwalenia ich skrzynki pocztowej mlotkami.
Widzę, że Łajza rozpoczęła dzień roboczy. 😆
p.s. Kocie, nie wiem czy Twoje wyrazenie „Ta petycja (nie tych) Kolakowskich” odnosi sie do tego ze napisalam „Akcja, do ktorej nawolywuja ci Kolakowscy” ? Wyrazilam sie tak bo nazwisko uparcie kojarzy mi sie z prof. Leszkiem Kolakowskim. Poza tym musze wyjasnic ze wyjechalam z Polski po drugiej klasie szkoly podstawowej, a od tego czasu minelo ciut ponad czterdziesci lat, w ciagu ktorych uzywalam jezyka polskiego prawie wylacznie do rozmow z rodzicami oraz do lektur. Dlatego moja polszczyzna czesto jest sztywna i na pewno czasem niepoprawna, za co z gory przepraszam.
Lisku, jak na takie koleje życia, Twoja polszczyzna jest zdumiewająco dobra. Pełny szacun, jak mówią szczeniaki. 😀
Wiem, że Twoje poczucie może być inne, że tu i ówdzie jakiegoś słowa Ci pewnie brakuje, albo nie jesteś pewna, jak zabrzmi takie czy inne sformułowanie. Znam te numery. 😉 Mam to samo (choć z innych powodów), kiedy piszę po niemiecku. Ale mówię Ci to jako fachowiec 😎 – nie masz najmniejszego powodu do obciachów. Daj Boże wielu Polakom mieszkającym w kraju, żeby tak sensownie, ładnie i bez błędów formułowali swoje myśli na piśmie. 🙂
Piszac „nie tych Kolakowskich: mialem na mysli jedynie slusznych Kolakowskich. to zn. Leszka i Tamare. Do tych Kolakowskich nie wlaczam ani jedzowatej corki Agnieszki, ktora z trudem trawie( 😳 ) ani Panstwa Kolakowskich – autorow petycji.
Absolutnie nie odnosilo sie to do niczego, co napiales, lisku.
A jesli zapytasz mnie dlaczego nie trawie corki Leszka i Tamary K. to Ci odpowiem, ze za jej osielskie, na prawo od Dzyngis Chana eseje na temat feminizmu.
Ty masz sztywna polszczyzne????!!!
Bardzo dziekuje, juz mi lepiej. Wlasciwie czuje sie prawie tak 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Lvzg0NplkLE&NR=1&feature=fvwp
(Poniewaz wszystko jest w nieczytelnych znaczkach, nie wiem czy to przypadkiem nie wczorajszy kot Maru…)
Nie mam raczej w polskim problemu z tym jak cos zabrzmi, lub moze nie zdaje sobie sprawy. Za to czasem brakuje mi slangu i mowy bardziej potocznej. Np kiedy jakas pani na wsi powiedziala ze wlasnie kupili sobie bizona, troche mnie zatknelo zanim sobie przypomnialam jego figurke na ciezarowkach (czy traktorach, juz nie pamietam)…
Poszukam eseju Agnieszki Kolakowskiej, dla ciekawosci 😀
lisek (08:15): dzięki za wskazówkę. Autora nie znałem. Ale jest tłumaczony na tutejszy (czyli: dostanę taniej i szybciej niż po angielsku z Amazon) i tak się rozmachnąłem, że z rozmachu poprosiłem też o Edgarda Mortara. Będę musiał wziąć u rysberlina korepetycje z szybkiego czytania, bo mi się zaplecowy regał (książek ostatnio kupionych i napoczętych albo i to nie, stoi za mną i patrzy z wyrzutem na komputery) cościk się wypełnia.
Ale maleńki ten lisek-koci podopieczny! Tylko uszy ma ogromne, muskularne. 🙂
A tu niemal wszystko, co trzeba wiedzieć o Bizonie. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=20ZN_wz2R9k&feature=related
Juz Ci sluze , lisku:
http://niniwa2.cba.pl/feminizm5.htm
Ten artykul ukazal sie po raz pierwszy albo w Zy (t/zw/ wolkowym z kropka) ciu, albo w Rzepie. Byl bardzo smiesznie podpisany: Agnieszka Kolakowska (corka filozofa) .
A ja czytam wolno, a w dodatku poruszajac ustami (bo musze w glowie „slyszec”), czym zawsze doprowadzam do tlumionego chichotu E. Ona boi sie wysmiewac ze mnie wprost, ale zawsze ja z jakiegos powodu bawi obswerwowanie mnie czytajacego. Nawet glowe odwraca, zeby sie wysmiac. 😳
A teraz lece w podskokach na ten zabieg pieknosciowy.
Piszta, piszta, ja to potem przeczytam….
To ja już wolę córki rybaków od córek filozofów. 🙄
(Jak mi się raz Rudi Schuberth zahaczył, to się teraz odhaczyć nie chce 🙂 )
http://www.youtube.com/watch?v=g58UNr1fx58
albo syna szarej wilczycy.
@Helena 22:48
Heleno, teraz sytuacja się odwraca: wyższe wykształcenie nie świadczy o inteligencji, czy wiedzy. Czasem bywa wręcz przeciwnie: wielu magistrow nie ma wiedzy, która pozwalałaby na podstawową aktywność kulturalną, a ludzie o rozległej wiedzy i wysokim IQ tułają się od kierunku do kierunku albo powtarzają w nieskończoność 2. rok, bo mają inne, bardziej angażujące ich zajęcia.
Nie twierdzę, że nie w ogóle nie interesujemy się polityką. Napisałam nawet, że interesujemy się tą, która dotyka nas, a przez „nas” miałam na myśli wszystkich naokoło. Większość kłótni i pyskówek nie dotyczy nikogo poza samymi politykami. Odejście Palikota z PO nie wstrząsnęło niczyim życiem. Polityka nie jest najważniejsza, nie budzi tak skrajnych emocji (chociaż obawiam się, że gdyby pojawił się w tym towarzystwie ktoś popierający Kaczyńskiego, byłby problem…). Patriotyzm wyrażamy uczestnicząc w kulturze i starając się ją ulepszać. Ostatnia gwałtowna dyskusja, jakiej byłam świadkiem, dotyczyła… tekstów Grzesiuka. Jeden dwudziestoparolatek stwierdził, że są beznadziejne, a drugi, warszawski patriota, prawie go za to uderzył. I wierz mi, są to ludzie z kodeksem moralnym, zasadami, honorowi. Wielu fascynuje się okresem przedwojennym, powstaniem. Myślałam, ze tacy nie istnieją, dopóki ich nie poznałam.
@lisek 23:45
Mój błąd, rzeczywiście 🙂 . Ale z tego, co obserwuję, to ci młodzi chodzą do kin i teatrów, na festiwale i wystawy. Wśród 40-, 50-latków rzadko słyszę: „Byłeś ostatnio w Zachęcie?”, a miewam z nimi kontakt z racji mojej pracy, pracuję na uczelni wyższej.
P.S. Teatr na Woli reklamuje „Naszą klasę” Słobodzianka, za którą dostał w 2010 Nike, cytatami z recenzji. Jeden jest pochwalny, z GW albo czegoś takiego, drugi brzmi:
„Tak antypolskiego przedstawienia jeszcze nie widziałam”
Nasz Dziennik
😀
Bobiku, proszę, popraw błędy. Tak to jest jak się ma za dużo myśli w głowie 😳
Bobiku,
oczywiście, że możesz, zawsze możesz? 🙂
Mnie wpis PK „no i mamy”, sprowokował do postawienia sobie pytań:
co własciwie mamy, o czym jeszcze byśmy nie wiedzieli? albo, co miałoby walor, chociaż, względnej nowości? albo co miałoby wartość diagnostyczną, prognostyczną?
Już wczoraj czytałam o problemach jakie ma Wydawnictwo.
I bardzo mi zaimponowała postawa ludzi tam pracujacych.
Nie czytałam. I nie sądzę żebym chciała przeczytać nową książkę Grossa. A to z tego względu, że nie spodziewam się dowiedzieć z niej czegoś nowego o meandrach ludzkiej psychiki.
Jej zdolności do dobra i zła. Eksperymenty Ascha, Millgrama, Zimbardo i innych pokazały, że w każdym z nas drzemie zarówno potencjalna ofiara, jak i potencjalny kat.
Hieny cmentarne nie koniecznie muszą kierować się pobudkami antysemickimi. Sama miałam wątpliwą przyjemność przyczynić się do „zapuszkowania” jednej z nich.
Antysemityzm, w moim przekonaniu, ma swoje źródła w instytucjonalnej religii chrześcijańskiej, szczególnie w jej rzymskim wydaniu. Im więcej, prymitywnie pojmowanej, „katolickości”, tym więcej antysemityzmu. I tu też nic nowego.
Antysemityzm, jak każda forma pogardy dla drugiego człowieka, jest sprawą odrażajacą.
Na całym świecie są do naprawienia potworne rachunki krzywd. Trzeba te krzywdy naprawiać. Tego wymaga elementarne poczucie człowieczeństwa.To jest proces równie bolesny, jak długi. I to chyba też nie jest żadnym odkryciem.
Ludzie boją się bólu. Do tego dochodzą różnego rodzaju kompleksy, ignorancja. Cały splot czynników utrudniających. To też wiemy.
„Kołtun”, na całym świecie, w każdych czasach, wyposażony jest w podobny zestaw cech. To też nic nowego.
Z mojej perspektywy: powiedzenie „no i mamy”, wywołuje myśl o „szklance do połowy pełnej”.
Mniej mnie zajmują, stare jak świat, pomruki Kołtuna, niezależnie w jakie piórka sie stroi. Cieszy mnie niewymownie fakt odwagi, moralnej uczciwości Wydawnictwa. Zważywszy na prowieniencję tegoż Wydawnictwa oraz kontekst, w jakim podejmuje decyzje zasługuje na pełne uznanie.
W polskich warunkach ma to ciągle jeszcze walor, względnej, nowość. Dla mnie jest zarówno diagnostyczne, jak i prognostyczne. Ponieważ generalnie wierzę w przewagę dobra nad złem, dobro, nawet wielkości ziarna gorczycy, niesie dla mnie nadzieję.
Nie lekceważę niebezpieczeństwa „kołtuna”. Nie chcę mu jednak przypisywać znaczenia większego od realnego.
Konkludując. Przesłanie jakie odczytuję brzmi: „no i mamy” nadzieję 🙂
Poprawiłem, Alienor. 🙂
A jak Twoje zdrówko? Daje pożyć? 🙂
Faktycznie, Jotko, można to widzieć i od strony do połowy pełnej. 😀
Oczywiście, że postawa Znaku budzi szacunek. Ale ja się zastanawiam, czy mnie, psa Bobika, zwalnia to od wyrażenia mojego zdania na temat kołtuna. Nie chcę zająć stanowiska „co ja się będę szarpał, Illg, Szostkiewicz i inni już to za mnie załatwią”, bo to ewentualnie może dać kołtunowi podstawę do twierdzenia, że książki Grossa bronią tylko „wiadome, wyalienowane z Narodu osoby, związane z określonymi kręgami”, a cała reszta popiera Kołakowskich albo ma to wszystko gdzieś.
Tak mi się widzi, że im bardziej gremialny da się kołtunowi odpór, tym trudniej będzie mu głosić, że to on właśnie ma patent na narodowość, patriotyzm, moralność i te rzeczy. 😉
Każde zwierze, w tym pies i człowiek, ma moralny obowiązek zająć stanowisko wobec spraw budzących grozę. To nie ulega wątpliwości.
Mnie się jedynie marzy zrozumienie, że sprzeciw jest, fundamentalnym i pierwszym, ale jednak tylko jednym krokiem w stronę dobra. Następnym powinno być dowartościowanie i nagłaśnianie dobrego postępowania innych. I dalej, w miarę możności i zgodnie z własnym sumieniem podjęcie własnych konstruktywnych działań. Ot, choćby wysłanie maila: dziękujemy, jesteśmy z wami.
Boję się ograniczenia własnej aktywności do zapasów z kołtunem. To nam siły odbiera a jemu dodaje. Stara zasada wahadła.
Dzień dobry.
Przeczytajcie proszę. Mnie to się łączy. No i Miłosz z lustrem, które nie pokazuje kołtunów i kanalii tylko nas, oddychających ludzi. Nie pójdę na łatwiznę, oddycham http://wyborcza.pl/1,97782,8918140,Z_ciemnosci_i_ze_swiatla.html
Jeszcze nad jednym się zastanawiam. Czy rzeczywiście można powiedzieć, że antysemityzm jest prostą funkcją katolickości, nawet tej prymitywnie pojmowanej. Mnie się takie stwierdzenie wydaje za proste
Nie neguję wielowiekowej roli chrześcijaństwa, a zwłaszcza katolicyzmu w kształtowaniu postaw antysemickich. Ale w dzisiejszych czasach wcale nierzadko można spotkać antysemitów, którzy występują z pozycji indyferentnych religijnie, albo wręcz niechętnych katolicyzmowi. To by nie potwierdzało tezy, że „im więcej, prymitywnie pojmowanej, “katolickości”, tym więcej antysemityzmu”. No i jest jeszcze – całkiem spora – działka antysemityzmu islamskiego. Równie zresztą obłąkanego. Z moich doświadczeń wynika, że w Niemczech z wyznawców Mahometa najbardziej przekonanymi, najżarliwszymi antysemitami nie są – jak można by w pierwszym momencie pomyśleć – Arabowie, tylko Turcy, chociaż Turcja tradycyjnie (za czasów osmańskich) raczej była Żydom przyjazna, a obecnie żyje ich tam zaledwie 26 000.
Jak wszystko na świecie i antysemityzm się zmienia, ewoluuje, natrafia na nowe źródła i warto to w rozważaniach o nim uwzględniać.
Wszyscy oddychamy haneczko, choć czasem ta prosta prawda tak bardzo boli, że chciałoby się jej zaprzeczyć.
I w takim właśnie momencie sumienie mówi/powinno mówić: sprawdzam!
Bobiku,
w życiu nie uwierzę w istnienie czegoś takiego jak „prosta funkcja” w odniesieniu do zachowań ludzkich 😉
Oczywiście, haneczko, że się łączy (nawet to już wcześniej napisałem). I cały czas jestem przekonany, że rozmowa o dobrze nam znanym, „bliższym ciału” antysemityzmie jest równocześnie rozmową o społecznościach ludzkich jako takich. O tym, że „my” wcale nie jesteśmy wyjątkowi – ani w dobrym, ani w złym.
A czy lustro nigdy nie powinno pokazywać kanalii? No, nie wiem. O ile można próbować zrozumieć meandry psychiczne i moralne ludzi w czasach pogardy i uznać, że nie ma prawa ich sądzić ktoś, kto sam tego nie przeżył, o tyle trudno mi szukać wyjaśnień i usprawiedliwień dla tych, którzy żyją już w czasach bezpiecznych, ale odmawiają jakiejkolwiek refleksji nad odpowiedzialnością, albo wręcz próbują przerzucić ją na ofiary. Tu już, niestety, cisną mi się na usta wyrazy i żołądek mi się wywraca od tego, co czasem w narodowym lustrze widzę.
Zgadzam się, Jotko, że nadmierna koncentracja na sprzeciwie wobec zła może prowadzić do tego, że zapomina się dowartościować dobro. Dobrze, że o tym przypominasz.
Zaraz stanę przed lustrem i powtórzę sobie kilka razy: don’t take it for granted! 🙂
Tak się rozpisałem, że zapomniałem szczeknąć – przyjemnej podróży, Mar-Jo, z harmonijką czy bez. 😀
Bobiku, dziękuję bardzo. 😀
Z harmonijką, oczywiście!
Ja się wcale nie chwalę…
Mnie będą współpasażerowie namawiac do grania na harmonijce. 😀
Jeszcze jeden telefon i jadę po bilet. Jutro skoro świt ruszam.
Będę za Wami tęsknic.
Zaraz, zaraz, a co ja przeoczyłam?
Przecież Mar -Jo dopiero przyjechała od Germańców!
I znowu wyjeżdza? 🙄
Ale skoro musi, to szerokiej drogi 😆
Nikt nie musi jeździć. Każda przyzwoita konstytucja zapewnia swoim obywatelom w preambule prawo do wyjazdu i powrotu, a w postambule do rezygnacji z prawa z preambuły i siedzenia ciurkiem w domu.
Nikt nie musi jeździć w czambuł,
skoro prawo ma do ambuł,
lecz gdy go siedzenie dusi,
tego robić też nie musi,
tak bym ująć się ośmielił
wykład praw obywatelich. 😀
No popatrzcie! Jesteśmy jacy jesteśmy, bo bliżej nam (nawet nie genetycznie, a społecznie) do zwykłych szympansów niż do bonobo. 🙄
http://www.polityka.pl/nauka/natura/1511540,1,rozmowa-o-malpach-ktore-maja-klase.read
Dobrego w tą i z powrotem Mar-Jo 🙂
Bobiku, krótko, żeby nie wałkować.
Określenia „kołtun” i „kanalia” dają obu stronom alibi, a Narodowi, dodatkowo, pretekst do wyrażania wyłącznie świętego oburzenia bez wchodzenia w głąb. Nie chcę ich używać, bo tłumią.
Rozumiem, o co Ci chodzi, Haneczko. Ale ja z kolei mam poczucie, że są sytuacje, które wymagają nazwania rzeczy po imieniu, bo wszelka dyplomacja byłaby zamazywaniem rzeczywistości. Coś w rodzaju: niech mowa ich będzie tak – tak, nie – nie.
Co nie znaczy, że jestem za nadużywaniem brutalnych określeń czy też rzucaniem nimi przy byle okazji. 😉
tutaj obiecane zdjecie: Szwaczka
To ta czerwona z rogami? 😆
KURKAWODNAALEZTOBOLALO! 😯 😯 shock: @$^&?*$@!!!
Cierp ciało, kiedyś chciało. 🙄
Ale czy przynajmniej spodziewana cudność została osiągnięta? 😀
To sie kaze dopiero za 4-5 dni.
Let’s put iy this way: moim zdaniem Debra zrobla to bardzo dobrze.
Niestety, nie wygladam jeszcze jak ta klientka pani Debry:
http://www.youtube.com/watch?v=zeZdSF3eTdw
i oczywiscie do tego kolejna ksiazka do czytania 😳
szczecinski „Auchan” ma dlugi regal z tanszymi ksiazkami (-20/30
%) i ostatnio wygrzebalem J.M.Coetzee „Ciemny kraj”
jest to jego literacki debiut i tez pierwsza jego ktora przeczytalem
SWIETNA
zabiore sie za inne 🙂
„(…) Jedyna metoda na poskromienie Buszmena to schwytac go za mlodu. Musi miec najwyzej szesc, siedem lat. Starszy nie potrafi usiedziec w miejscu, predzej czy pozniej ucieknie i zniknie bez sladu. (…) Kobiety sa inne. Gdy sie wezmie taka z malym dzieckiem, na pewno zostanie w gospodarstwie – wie, ze na stepie nie ma szans. (…) Zeby byl pozytek z takiej kobiety, musi urodzic potomstwo z ojca Hotentota – Buszmeni nie krzyzuja sie z biala rasa. Maja dlugi cykl rozrodczy: trzy, cztery lata miedzy jednym dzieckiem a drugim. To niski przyrost. Z czasem bez trudu uda sie wytrzebic ten lud. (…) Dzieci buszmenskie wyrozniaja sie uroda, zwlaszcza dziewczynki – subtelne, o cienkich kosciach. I mezczyzni, i kobiety cechuje wynaturzenie plciowe. Mezczyzni umieraja z erekcja.”
z relacji Jacobusa Coetzee’ego z roku 1760
polecam
lekcja szybkiego czytania dla andsola i nie tylko ❗
1. wstac – czytac
2. tereny zielone – brykac
3. S-Bahn – czytac, czytac, czytac
4.praca – przegladac pozycje, czytac
5.po pracy – czytac
6. na dobranoc – czytac
tak codziennie i cierpliwie 🙂
Alienor, Grzesiuk to „pelen wypas” i bomba 🙂
co do „mlodych” to widze to po mojej stonce – jestescie inni 🙂
po prostu inni!!!
Bolesna cudność? To nie dla mnie, użyję wyobraźni 😉
7. mieć tyle oczu co mucha 😆
lisku, chapeau bas! – Twoj polski!!!!
moje dzieci tez mowia po polsku, z pisaniem slabo (poschlam)
chociaz staraja sie 🙂 ,
kolacja, bez czytania 🙂
Melduję się, bilet już mam.
Do Germańców jeszcze nie teraz.
Jadę do Białegostoku (do mojej naprawdę wspaniałej Teściowej). Potem do Warszawy i jej okolic…
Nie wiem jak ja to tempo wytrzymam, czasu mam niewiele.
Do miłego! 😀 😀 😀
http://wyborcza.pl/1,75248,8929000,Sad_sankcjonuje_rasizm.html
To już było, Kocie. Pewnie jak chorowałeś. 😉
http://www.tvn24.pl/0,1689146,0,1,szerokie-rzesze-polakow-rabowaly-zydow,wiadomosc.html
Bobiku, małe uzupełnienie: o Arabach trudno twierdzić, że są antysemitami, bo sami są narodem semickim. Ale owszem, antyżydowscy są, nawet ci, którzy kraje arabskie oglądają tylko podczas wakacji u krewnych (wiem z wlasnego doświadczenia).
Zdrówko dobrze, dziękuję, już mnie wciągnął wir studiowo-pracowy, bo sesja nadchodzi. Praca seminaryjna o szalonych kobietach się pisze 😀 .
Rysiu, Grzesiuk jest ganc pomada. I niech się chowają wszelkie współczesne przeróbki – ostatnio młody Garlicki się za to wziął, młoda Warszawka szaleje, a ja, Filozof i Skejt nie rozumiemy zjawiska.
Moja pani kazała mi nauczyć się francuskiego. Języka. Umiem tylko „J’assume”. Nie było łatwo. Naród też powinien się postarać. Oj!!! Wracam do gruli z pasztetem belgijskim. Niezdrowo mnie karmią.
Alienor, słuszne uzupełnienie. Dodałbym jeszcze, że znam również Arabów, którzy nie są antyżydowscy, ale bardzo antyizraelscy. Różne odcienie ma to wszystko.
Bubku, a nie możesz zjeść pasztetu, a gruli zostawić? To na pewno dla psa wiele zdrowsze. 🙂
Moja wiedza o b(B)izonach bardzo wzrosla 😆
Kocie, esej Agnieszki Kolakowskiej zrobil na mnie mieszane wrazenie. Wypisuje zupelnie wyjatkowe brednie, ale pewna czesc jej krytyki feministek wydaje mi sie niestety sluszna. Pare lat temu natknelam sie na strone internetowa feministek z Yale, gdzie wg przypisu A.K. studiowala, i nie nadaje sie to do powtorzenia bez przytoczenia dowodow, a niestety nie moge juz tej strony znaleic. Co do nierownosci zakodowanej w jezyku, ktorej ona jak rozumiem nie widzi, zawsze mnie śmieszy różnica statusu i funkcji “sekretarza” i “sekretarki”. Niby to samo slowo…
Bobiku, mysle ze antyizraelskosc u Arabow czesto nie wynika z antyzydowskosci tylko z obiektywnie istniejacego konfliktu.
Dokładnie to miałem na myśli Lisku, pisząc o Arabach, którzy są antzyizraelscy, ale nie antyżydowscy. Nie widzą przszkód, żeby usiąść z Żydami przy jednym stole i pogawędzić, ale nie podoba im się polityka państwa Izrael.
Co najmniej do soboty zapowiedziano nieustanne lanie. 🙁
Mnie tez nie 🙁
Nie mogę się teraz wdać w żadne rozważania polityczne, bo nie będę w stanie dotrzymać danej sobie samemu obietnicy, że ze względu na jutrzejsze wczesne wstawanie pójdę dzisiaj wcześnie spać. 😉
Na razie mam szansę być słownym pieskiem, więc nie narażam się na żadne pokusy i i mówię dobranoc. 🙂
Tu jest za kwadrans druga wiec tez pojde przykryc muskularne uszy kita 🙂
Dobranoc 🙂
Bobiku, do soboty nieustanne lanie? Coś Ty nawyrabiał? Mnie za młodu lano tylko do spuchnięcia rączki, ale to nie potrwało nawet 24 godziny…
na palcach i cichutko: SRODA 🙂
w tereny zielone brykam
brykanko fikanko 😀
I cóż tu można powiedzieć na dzień dobry w taki dzień? 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=kxnDK9IqxAk
oby był dobry 😆
I jak tu się nie cieszyć? 😉
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/geje-chca-zabrac-dzieci-znanemu-publicyscie,1,4102481,wiadomosc.html
O laniu optymistycznie:
http://www.youtube.com/watch?v=15IaAjNaMEw&feature=related
Dzie: dobry 🙂 Niestety, telewizja nie kłamie. Faktycznie leje. 👿 Nie optymistycznie, nie łezkowo, tylko ponurym, zaciętym lujem.
Swoją drogą przy tych łezkach omal nie dodałem jeszcze jednej, jak sobie uświadomiłem, że Kofta nie żyje, Grechuta nie żyje i tylko jeszcze Rodowicz trzyma sztandar. No, ale ona chyba, tak jak ja, postanowiła się nigdy nie dać… hm, hm… dojrzałości. 😉
Za to za gejowska akcja istotnie wzbudza optymizm. 🙂 Nieraz się w ostatnich latach zastanawiałem, co się stało z ongiś najweselszym barakiem w obozie – tyle nadęctwa, ponuractwa i zasadniczości zacząłem dostrzegać, nawet u ludzi wcześniej – wydawałoby się – obdarzonych poczuciem humoru. Ale tradycja, jak widzę, nie zaginęła i wreszcie ludzie doszli do wniosku, że balony prawicowe najlepiej przebija się szpilkami uśmiechu. 😉
Maryla nie tylko trzyma sztandar, ale i innych do tego zagrzewa 😆
http://www.youtube.com/watch?v=9Vks4C1CJKk
Dzień dobry. Tu jeszcze nie pada, ale tak jakoś niewyraźnie.
Pytałaś mnie wczoraj, jotko (a ja nie mogłam odpowiedzieć, bo porwało mnie w świat), co miałam na myśli pisząc „no i mamy”. Mogę odpowiedzieć – miałam na myśli: no i mamy to, czego należało się spodziewać 👿 Tu i teraz 😈 Ja zwykle nie mam zwyczaju się łudzić, widzę i tę połowę pełną, i tę połowę pustą. I nie zawsze jest to połowa, czasem więcej lub mniej.
To jest: widzę większą krystalizację przeciwstawnych postaw. Owszem, to może cieszyć, że coraz więcej ludzi przyzwoitych nie waha się już zabrać głos. Ale daleka byłabym od nadziei, jaką wyraziła niedawno Helena u Sąsiada. Nie tak szybko mentalność większości (tak, tak! większości) się zmieni. Jeżeli faszyzm jest w sądach, vide wyniki wszelkich procesów podobnych do tego wrocławskiego czy owych kibiców z transparentem „śmierć garbatym nosom” i wizerunkiem stuermerowskiego Żyda, jeśli organizacja narodowców jest przez władze Warszawy specjalnie ochraniana, a aresztowane (i bite przez policję) są wyłącznie osoby z manifestacji protestującej – to przed nami jeszcze długi marsz. Co nie znaczy oczywiście, że mamy z niego rezygnować. Tyle że trudno powiedzieć, jakimi środkami mamy się posługiwać? Jeśli ktoś z Was powiada, że trzeba do redaktorów Znaku wysyłać maile z poparciem, powiem: nieskuteczne, bo te maile zostały zablokowane przez protestujących. Oni są lepiej zorganizowani, są mocniejsi. My próbujemy, ale narodowcy spokojnie dotarli do pomnika Dmowskiego i odprawili swoje, może redukując niektóre gesty i słowa – co już niektórzy uważają za sukces. Nie. Oni nie uznali przecież antysemityzmu za coś niegodnego czy za co najmniej obciach, tylko za coś, co trzeba ukrywać, ale i tak się myśli.
Polaryzacja postaw jest nie tylko w tej sprawie – nie bez przyczyny mówi się o dwóch narodach. 🙄
Ja też generalnie jestem daleki od optymizmu, bo za dużo widzę w polskim życiu publicznym wszelakiej ohydy – nie przyczajonej, ukrytej, tylko walczącej, z podniesionym czołem i przekonaniem o swojej racji. Ale zgadzam się z Jotką, że nie należy ograniczać się do potępień; trzeba też promować wzorce pozytywne. Maile do Znaku są tu tylko przykładem – jak się nie da tego, to można zrobić coś innego.
W sumie – jak zwykle staram się stać w środku skąd i puste, i pełne dobrze widać. 😉
Doro,
dziękuję.
Wiem, że jest trudno. Widzę to na każdym kroku. Może dlatego cieszy mnie każda, nawet najmniejsza odrobina dobra.
Dobra i odwagi.
A o odwagę nie jest łatwo, szczególnie w życiu codziennym, w środowisku, w którym żyjesz i od którego było, nie było, jesteś zależna.
Wiem coś na ten temat. Kolega, dusza towarzystwa, dobry człowiek, ma zwyczaj, po kilku kieliszkach, opowiadać dowcipy o „żydkach”. Za każdym razem cierpła mi skóra, kiedy to słyszałam. Chciałam protestować, ale: jak tu gadać z pijanym, zakłócać przyjęcie w cudzym domu?
Wreszcie znalazłam sposób. Zaczęłam opowiadać dowcipy o antysemitach, dedykując je jemu. Strasznie sie zdziwił i obruszył. „Ja nie jestem antysemitą”! Odpowiadałam, nadal w konwencji „dowcipu”, ty jestes antysemitą a twoja żona rasistką, bo mówi, że „nie mam nic przeciwko czornym, ale niech siedzą u siebie”.
Potem mówiłam: antysemita, kiedy tylko próbował opowiadać te swoje „dowcipy”.
Te nasze przepychanki trochę trwały, ale wreszcie, przynajmniej przy mnie, tego nie robi.
A są to naprawdę ludzie, na których można liczyć w każdej potrzebie.
I własnie dlatego, że wiem, jak to głęboko tkwi, jak ludzie nawet nie mają świadomości zła, cieszy mnie każdy przejaw dobra. Chcę to dobro widzieć, pokazywać i wspierać.
Wiem, że teraz skrzynki mailowe są zablokowane. Napiszę kiedy opadnie największa fala. Przecież na tych ekscesach się nie skończy. Długa droga przed nami.
Do księdza profesora Hryniewicza zadzwoniłam przed laty, po ponad roku od zamieszczenia przez Niego artykułu/wywiadu (?) w Polityce. Został brutalnie zaatakowany przez Rodzinę Radia Maryja. Myślał, że ja też chcę go atakować. Kiedy powiedziałam, że dzwonię żeby podziękować … no trudno mi to opisać. Zrozumiałam, jak bardzo ten telefon był potrzebny.
A może po prostu umieścić w internecie listę poparcia i solidarności ze Znakiem?
Nie potrafię tego zrobić, jestem zbyt cieńka pod względem informatycznym.
Moją zasadą jest sprzeciwianie się złu poprzez robienie dobra „tu i teraz”. W miejscu, w którym żyję w takim zakresie, w jakim potrafię to zrobić.
Sądzę, że stronę informatyczną mógłbym (cudzymi ręcami, ale co tam 😉 ) załatwić, tylko nie mam dziś zupełnie czasu i głowy, żeby siąść i pomyśleć nad tekstem. Poza tym trzeba by się zastanowić, jak taką listę „rozreklamować”, żeby nie były to tylko podpisy moje, brata, śwagra i Maciaszczyków Józka. 😉
A moze tu sie poradzic?
http://www.otwarta.org/
Sorry, muszę się na razie wycofać z wszelkich akcji, bo teren mnie wzywa. Na razie dowiedziałem się, że zmontowanie strony z taką listą na moją własną łapę wymagałoby: a/ czekania przez kilka dni na przydzielenie domeny, b/ transferu, którego na moim serwerze i tak ledwo mi starcza. 🙁 Czyli nie jest to dziecinnie prosta sprawa i może faktycznie można by spytać tych, którzy już mają jakieś doświadczenia.
Zapytam tutaj ponieważ Halinę Bortnowską, koordynatorkę programu, znam osobiście.
http://www.wirydarz.blox.pl
Barry przyszedl raniutko i naprawil hydraulike 😯 😯 😯
Koteczku! 😀 😀 😀 To już nie trzeba będzie wlewać wody – nie powiem gdzie? 😉
A jak dziś cenne zdrowie?
Tak!!!! Mozecie natychmiast wracac do Londynu!!!!
Kaslalm cala noc okrutnie 👿
Jestem za stroną z poparciem dla Znaku. Ponoszę po blogach i forach, znajomym poślę.
Coś ze trzy lata temu założyłam na forum-dr.kwasniewski.pl wątek „Najnowsza historia Polski” i głównie wklejałam – i wklejam – tam linki do ciekawych tekstów na temat tej historii jak i tego co każdego dnia historią się staje. Ma sporą poczytność ten wątek, a i jakość komentarzy się bardzo zmieniła przez te trzy lata. Że się tak wyrażę, oprychy, możliwe że w białych kołnierzykach, są ostrożniejsi w formułowaniu opinii. Edukacja dzieje się sama, bo zasadniczo w zwarcia nie wchodzę.
Na radiownet.pl nalotów zaangażowanych inaczej też już nie ma. Co prawda wypłoszyli dyskutantów przekierowywaniem ich z mego (mnie też! ) bloga na inne, chyba te pożądane. Z tzw szykan pozostał jeszcze tylko wyłączony licznik wejść, no i nadal nie odzywająca się do mnie znajoma, która mnie serdecznie kilkakrotnie na tamten portal zapraszała. Możliwe, że naraziłam ją na „między młotem a kowadłem”, może kiedyś się wyda. Nic to, wkrótce będę mieć drugie, lepsze, miejsce na którym będę swobodniejsza, mam nadzieję.
Oj, wróciłabym, Kotku… żeby tak robota nie goniła 👿
Ten kaszelek to mi się nie podoba 🙁
Wysłałam maila do Wirydarza z prośbą o zamieszczenie deklaracji poparcia na ich stronie
w swoim wrednym stylu analizy sensowności i powodzenia rodzącej się inicjatywy się zastanawiam co ma przynieść
– jeśli chodzi o pokazanie istnienia i siły innej strony publicznej dyskusji niż AAK, to chyba lepiej dyskutować tam, gdzie już coś się dzieje niż otwierać nowe
– jeśli chodzi o pokazanie osobom ze Znaku, że popiera się ich wybór i determinację, to można to zrobić wysyłając maile (ok, może być trudno), poprosić o przesyłanie newslettera – skokowy wzrost zainteresowania chyba powinien pokazać, że cały świat się nie odwraca, a wręcz przeciwnie, czy głosować w inny sposób głosować nogami, kupując, rekomendujac albo przyłączając się do cokolwiek innego, co Znak w sieci udostępnia, że o takim głupim „Lubię” na fb wspomnę.
bo tak słucham, czytam i przyglądam się i dochodzę do wniosku, że bardziej chodzi o zaspokojenie własnej potrzeby stania po tej stronie co należy, niż przynoszenie wymiernego efektu. ale co ja tam wiem…
Foma, tez odnosz podobne wrazenie, ale jestem w tej chwili pochloneta czyms inym. A ianowice zapoznaje sie z orygnalem raportu MAKa i niemal od ierwszych stron ego raportu zaczynaja sie kwiatki.
NP. on sprawdzili dokladnie kwalifkacje pierwszego pilota lotu. Musi on regularnie erzechozic szkolenia i testy na ladowanie w trudnych warunkakch pogodowych o roznych porach roku. Na pismie wszystko wyglada pieknie lub prawie pieknie. Schody zaczynaja sie przy weryfikacji jego dokumentow. I tak np mial on zdac na piatke ladoanie w lecie w warnkakch szczegolnie niesprzyjajacych. Test odbyl sie przy ladowaniu w Brukseli z „bardzo dobrym” zaliczeniem. Tyle, ze tego dnia w Brukseli panowaly warunki idealne – male zachmurzenie, dobra widocznosc na co najmniej 10 km. Roznych innych zaliczen oboaizkowych zwyczajnie brakuje.
Ide czytac dalek, choc ie wieem na le mi starczy cierpliwosci. Raport jest bardzo dlugi.
Drugimu pilotowi, szturmanowi i inzynierowi lotu brakuje licznych zaliczen niezbednych do wydawania kwalifkujaych ich do lotow zzwolen. Uzyskuja je glownie na mocy rozporzadzen swych zwierznickow, gdyz brakuje dokumentacji ze przeszli jakies niezbdne szkolenia i testy. 😯
’Исходя из анализа представленных материалов, следует отметить ряд серьезных недостатков в организации выполнения особо важного полета, формировании экипажа и профессиональной подготовке членов экипажа”
Czyli: na podstawie udostepnionych danych nalerzy odnotowac rzereg powaznych brakow w organizacji przgotowan do waznego lotu, doborze zalogi i zawodowym przeszkoleniu czlonkow zalogi.
Musze zrobic przerwe, bo mi glowa peka od tego raportu.
vitajcie! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku 🙂 🙂
u mnie nic ciekawego . Ten rok postanowiłam / a jakże:) / przeznaczyć na swoją edukację gdyż zauwazyłam od jakiegos czasu brak zainteresowania czymkolwiek . Smutne to!!
no i sie odchudzić 🙂 / a jakże/
widzę że znowu weszliście na temat poważny a mianowicie problem antysemityzmu.
W moim otoczeni niczego takiego nie widać i prawdę mówiac nigdy sie z nim nie spotkałam. Chyba wszystkim po równo sie dostaje często bez powodu,tylko tak sobie dla zabawy gawiedzi. Zamykam wtedy oczy i pomaga . 🙂 miłego dnia 🙂
ma być dostaje popraw Bobiku 🙂
Dokładnie tak. „Zaspokojenie własnej potrzeby stania po tej stronie co należy”. Wysoka bywa cena braku tej „potrzeby”.
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.
Teolog, Martin Niemöller , Dachau, 1942
Potrzeby anonimowego naparzania się z Narodem na blogach nie posiadam.
jotko,
nie twierdzę, że to zła potrzeba, mówię tylko, że dobrze by było, gdyby wydatkowana energia przyniosła coś jeszcze
Jotka no cóż pozostaje mi tylko zacytować ulubione powiedzenie E. Bendyka , prosze o czytanie ze zrozumieniem:)
„Nawet najdłuższa droga zaczyna się od zrobienia pierwszego kroku.” Dla mnie najważniejszym i elementarnym „czymś” jest właśnie „stanie po właściwej stronie”. Wierzę, że to będzie miało, może nie spektakularne, może nie natychmiast, ale pozytywne konsekwencje. Podobnie, jak ma konsekwencje „stanie po niewłasciwej stronie” lub „siedzenie okrakiem na barykadzie”.
Oczywiście każdy ma prawo mieć takie zdanie i podejmować takie decyzje, jakie uzna za stosowne.
Ależ Jotko co to znaczy po właściwej stronie? Twojej czy mojej? … Zamknięte oczy aby nie widzieć zadanych” razów” mnie a nie komoś to miałam na myśli. Swoją drogą moja odwaga jest średniego natężenia . Mniemam natomiast, że Twoja wieksza co mnie cieszy . pozdrawiam 🙂
Proszę nie wziąć wklepywanych tu słów za manifest, apel, zniechętę do działania. Otóż w ostatkach (wspaniałego ale umarłego) pisma Encounter w jakimś kontekście, którego nie wspomnę, pojawił się nagłówek, który zapamiętałem, owszem, i widzę go od owego momentu wszędzie i zawsze, zapisany dużymi znakami na murach: Intellectuals in disarray. To dla mnie jest prawie definicją. Gdy myślący nie są w rozproszeniu, w nieładzie, gdy znajdą się w ordynku, jako grupa przestają być intelektualistami. Atrybutem myślenia jest olbrzymia trudność docierania do konsensu w wąskich nawet kwestiach, a konsens w dużym zakresie wymaga rezygnacji z myślenia.
Potrzeba (czy brak potrzeby) tej rezygnacji pozostaje bolesnym intelektualnym dylematem, nie tylko naszych czasów. Klasyczny przykład, pacyfizm na początku WWI, Bertrand Russell i jego odsiadka więzienna. Rozumiem (w sensie: wiem o istnieniu i znam parę argumentów obu stron) i dlatego nie jestem mesjaszem, misjonarzem ani gniewnym myślicielem żądającym od Was: podpisujcie i protestujcie (czy też: olewajcie nie marnujcie czasu). Zechciejcie potraktować to jako wyjaśnienie gdzie stoję.
Z natury wymogów myślenia nie jest ono najpopularniejszym sportem, więc mający własne, nie nasłane z tv czy ambony, opinie, muszą być w mizernej mniejszości. Tworzenie przez nich ruchów masowych jest niezauważalne, opóźnione, a gdy udaje się, zazwyczaj okazuje się, że jakiś zręczny organizator ruchu wpuścił ich w maliny. Ich siłą jest jakość argumentów, nie siła przekazujących je głośników.
To jest niebezpieczna broń, nie znająca ideologii – dzięki sile argumentów czyli dzięki sprawności intelektualnej W. Łysiaka czy R.A. Ziemkiewicza bardzo wredne kwestie zyskały popularność. W takich przypadkach trzeba cierpliwości, to wcale nie jest tak, że przez swoją dobrą naturę Dobro zawsze i wszędzie wygra. Szczególnie gdy jego zalety są w krytyce a nie we wskazaniu wyjść z trudności.
Chcę powiedzieć przez to, że w odniesieniu do tej, konkretnej sytuacji, gdyby gwałtowność ataków tego, co tutaj mamy za bezmyślną endecką prawicę, sprawiła, że Znak ugnie się i nie wydrukuje J.T. Grossa, będzie gorzka przegrana wolności słowa, ale słowo nie z takich przegranych wygrzebywało się w tym Kraju. A przesilenie kiedyś nastąpi. Nie dzięki masie protestów. Dużo bardziej wierzę w jakość celnej karykatury, fraszki, powiedzonka, niż listy z 2418 podpisami prof. doc. dr. artysta muzyk stąd i stamtąd.
Ratuj, Bobik!!! po słowie „disarray” ma być zamknięcie wygrubienia…
Coś mi się wydaje, że foma ma sto procent racji. I że w gruncie rzeczy o to mi chodzi, gdy widzę te szklankę jednak w większości pustą.
No bo stanie po odpowiedniej stronie to dopiero początek. A dalszym celem winna by być skuteczność…
Jakby się udało wywalczyć np. tak silne potępienie społeczne dla wrzasków „Polska cała tylko biała” i plakatów „Śmierć garbatym nosom”, żeby żaden sąd nie ośmielił się zafundowac obywatelom takiej farsy, jak te osądzające przypadek wrocławski, rzeszowski i tyle innych… Jakby ci sędziowie zaczęli w końcu rozumieć, co to jest szkodliwość społeczna czynu (i zrozumieliby wtedy, że ich orzecznictwo jest najlepszym przykładem, że padli tej szkodliwości ofiarą)…
No dobrze. Ale jak to zrobić ❓
Otwarta Rzeczpospolita i Nigdy Więcej to bardzo dobre początki. Może jak urosną w siłę. Tylko trzeba pomagać.
Nie, andsolu, karykatury, fraszki i powiedzonka niczego nie załatwią.
Działanie na mentalność (których takie środki mogą być tylko małą częścią) to jedno. Poprawianie prawa i wymuszanie jego egzekwowania to drugie i chyba bardziej istotne, bo to już jest prawdziwa broń, a nie pozory. Walczyć z draństwem, a nie chichrać się z niego.
Dora: zgoda, te wyroki to kpina z prawa, ale działanie przez masowe poruszenie w Internecie tego nie rozwiąże. Te wyroki trzeba zaskarżyć i należy indywidualnie naciskać na istniejące organizacje adwokackie i prokuratorskie o adekwatne działania, nawet do domagania się o odsunięcie tych sędziów od zawodu. Za kompletną niekompetencję.
Doro to oczywiste że przesladowanie jest złe. To co sie wydarzyło, straszne. Jednak zgoda buduje a ksiązka jest tylko książką. to czyjś punkt widzenia. Trudno mi sie mimo wszystko pogodzić z ciagłym szkalowaniem Polaków tym bardziej, że moj dziadek był Świętym czlowiekiem , pomagał jak umiał, a obóz jest zudowany m in. na ziemiach moich krewnych. Przemoc -nigdy! Jednak szukajmy porozumienia bo to ona zaowocuje :).
był nawet w tv film o Śląsku/o nim piszę/ nie o Treblince , chyba ostatnio go widziałam, zdaje sie że St . Markowskiego. Znam te czasy i historie z opowiadań. Wszyscy bardzo cierpieli.
Musialam odejsc od kompa na dluzej bo byl wiekszy kryzys domowy – E. wylala na siebie garnek wrzacego bulionu, ale na szczescie mialysmy poltorej tubki najlepszego lekarstwa jakie jest na poparzenia – acriflexu. Dokupilam jeszcze cztery i w tej chwili sytuacja jest pod kontrola.
Wiec teraz postaram sie pozbierac mysli.
Nigdy nie uwazalam, ze skutecznosc jest najwazniejszym kryterium rozlicznych gestow sprzeciwu. Bardzo czesto jest tak, ze nasz glos”jet cienki jak wlos, jak jeden wlos Giulietty” (to z bardzo mlodeg jeszcze Rozewicza). Pewne gesty nalezy wykonywac, bo nalezy – tak dla wlasnej psychicznej higieny, no i po to by podlosc nie zarosla blona etc. I inteletualisci jednak bardzo czesto to robia. Robili to czesto gdy POlska byla w potrzebie. A byly czasyk iedy nawet masowo wyruszali na wojne (w Hiszpanii), choc nie musieli, bo co im do Hekuby (to z Hamleta) .
Bylabym ostatnia osoba, ktora odmawiala kogos od podpisywactwa, co sama uprawialam na przemyslowa skale (no, ale nie jestem inteletualistka, tylko prosta baba)
Jednak w wypadku jakiejs masowej petycji w obronie Znaku mam watpliwosci – glownie takiej natury, ze wydawcy jeszcze sie nie wycofali z wypuszczenia ksiazki w swiat i pewnie sie nie wycofaja, skoro nie wycofali sie przy Strachu – znacznie wiekszy dynamit, jak sadze niz ksiazka najnowsza, bo staranie przytaczajaca wszystie koscielne dokumenty i wypowiedzi z okresu po zakonczeniu dzialan wojenych i po straszliwej hekatombie na polskiej ziemi – wopowiedzi i dokumenty, ktore wystawiaja najgorsze swiadectwo Kosciolowi jakie mozna wystawic i wala nawet po takich swietosciaich jak Prymas Tysiaclecia.
Czy wydawcom potrzebne sa slowa wsparcia? Z pewnoscia, bo daja satysfalcje, ze sa ludzie, ktorzy mysla inaczej niz panstwo doktorostwo Kolakowscy. Dlatego osobiscie bylabym raczej za posylaniem im (Znakowi znaczy sie) ladnych karnetow ze slowami otuchy i sympatii, szacunku i wdziecznosci, podziwu i zadowolenia. Ktore mona posatwic sobie na biurku, aby przypominaly, ze roboa os cennego.
To co napisala Dora w spaweie zmiany prawa jest bardzo wazne. Datego staralabym sie wywierac nacisk na wladze ustawodawcza i sadownicza = takze piszac listy z protestami i tu nie mialabym nic przeciwko nawet petycji. Z kopiami do Sztrasburga. Bp jest to taka granda, ze az dech zapiera.
A teraz do Jerzebinki. Zalezy mi na tym zebys rozumiala co sie dzieje i sie w tym nie pogubilas. Zebys nie pogubila sie w jazgocie glupcow. Opowiadanie jak to bylo, zbieranie materialow dowodowych nie jest szkalowaniem Polakow. Jest pokazywaniem, ze w czasie wojny i po niej dzialo sie wiele rzeczy niegodziwych o ktorych musimy pamietac. Okradanie prochow, okradanie grobow odbywa sie nawet dzis – ostatnie wykopki w Treblince pochodza z 2002, choc wszysto juz tam zostalo przesiane i przekopane. Jesli nie bedziemy tym mowic, jesli zamkniemy na to oczy i odwrocimy glowe, to sie powtorzy przy najblizszej okazji – przy jaskiejs katastrofe samolotu, pociagu, autobusu, przy zawaleniu sie czyjegos domu.
Jan T. Gross, ktorego zam od bez mala czterdziestu lat i z ktorym nieraz wspolpracowalam pomagajac w czasach komuny wspierac opozycje demokratyczna w Polsce, jest takim samym POlakiem jak Ty, ja, Bobik i wielu ludzi, ktorych znasz. To co go od wielu innych ludzi rozni, to odwaga zajrzenias prawdzie w oczy.
A prawda nas wyzwoli – jak mowi Biblia (a nie papiez) . 🙂
Coś mi się zdaje,że się narobiło trochę bałaganu, więc spieszę poukładać na półkach. 😉
Pierwsza sprawa to poparcie dla Znaku. Z tego, co pisała Jotka, zrozumiałem, że chodziło tu o wsparcie moralne – danie sygnału „jesteśmy po waszej stronie”. W tym przypadku skuteczność rzeczywiście nie jest sprawą pierwszorzędną, bo przecież nie chodzi o osiągnięcie jakichś celów, tylko o zamanifestowanie stanowiska. Oczywiście, im więcej osób to zrobi, tym większe taka akcja może mieć oddziaływanie społeczne, w tym sensie istotnie warto się ewentualnie podłączyć pod coś już istniejącego (jeśli istnieje), ale nie demonizujmy tu liczb. Jeżeli w jakiejś kontrowersyjnej sprawie dostanę wyrazy wsparcia od 5 osób, to też się ucieszę. 🙂
Druga sprawa to akcje zmierzające do wywalczenia czegoś konkretnego, np. zmiany prawa bądź sposobu jego interpretacji. Nie lekceważyłbym znaczenia głosu opinii publicznej dla osiągnięcia takich celów, ale tutaj musi on się przekładać na liczby, bo inaczej będzie nieskuteczny.
Trzecia sprawa to zmiana postaw. Wiadomo, że nie uda się tego dokonać za jednym zamachem, wskutek jednej, choćby i najsprawniej przeprowadzonej akcji. Tu z kolei trzeba przyjąć zasadę „krople drążą skałę”. 🙂 A te krople mogą być różne: protest, poparcie, eseje, powieści, wierszyki, piosenki, ulotki, happeningi, blogi, facebook, propaganda szeptana i co tam jeszcze. Sto kwiatów. 😈 I tu jest oczywiście pole do popisu również dla tych wszystkich, którzy nie lubią iść w grupie, tylko chcą wyrażać wyłącznie swoje własne zdanie.
Ale nie sądzę, żeby istniała jakaś jedyna słuszna postawa intelektualisty wobec zorganizowanych protestów czy poparć. Jedni intelektualiści byli/są znani z tego, że podpisują niemal wszystko 😉 , a inni z zasady nie podpisują niczego poza własnymi dziełami. Nie sądzę, żeby było to jakiekolwiek kryterium „lepszości” jednych bądź drugich.
Tyle na razie, bo moje uspołecznienie nie sięga aż tak daleko, żeby. się zagłodził na śmierć. 😀
Ale znamy juz przynajmniej przyczyne katastrofy samolotru nad Smolenskiem. Rozbil sie z powodu oddaia sledztwa w tej sprawie w ruskie lapy. 🙄
No, chyba jednak pośród jadła psina z głodu padnie, bo koniecznie jeszcze jedną sprawę musi załatwić. 🙄
Słowniki definiują słowo „szkalować” jako „mówić o kimś źle, zniesławiać, oczerniać, obmawiać, spotwarzać, rzucać na kogoś oszczerstwa, przen. wieszać na kimś psy”. Na moje wyczucie językowe wszystko to dotyczy sytuacji, kiedy mówi się o kimś źle bez wystarczających podstaw, albo wręcz kłamliwie, przypisując mu bądź zarzucając rzeczy, których nie zrobił.
Czy zdanie „Raskolnikow zabił lichwiarkę” jest szkalowaniem Raskolnikowa, czy stwierdzeniem faktu? Według mnie stwierdzeniem faktu (mniejsza o to, że fikcyjnego 😉 ). Więc zanim zaczynamy się oburzać na szkalowanie kogoś, należy najpierw sprawdzić, czy miały miejsce fakty, które mu się zarzuca.
I właściwie tylko o to chodzi. O dopuszczenie do zadania pytania, czy takie a takie fakty miały miejsce. O uczciwą odpowiedź na to pytanie. Dopiero potem można decydować, czy ktoś szkaluje, czy po prostu powiedział – może niewygodną, może niepiękną, może nawet przerażającą, ale jednak – prawdę.
A za mówienie prawdy chyba się nikogo trepować nie powinno, prawda? 😉
Przywracanie odpowiednich barw czarno-białej rzeczywistości przeszłej i obecnej to bardzo ważne zadanie, nie przeczę. Przyznam się jednak do uczucia, które świadczy być może o moim niedorozwoju moralnym, ale jednak wzbiera we mnie. Ujmę je w skrócie – mam szczerze, autentycznie dosyć tego obsesyjnego tkwienia w tym, co już było, grzebania w grobach, wywoływania duchów przeszłości. Wiem, wiem, pewne sprawy trzeba przepracować, żeby można było je zamknąć. Rozumiem też, że im głębsza trauma, tym silniejsza na niej fiksacja, powodująca wręcz niemożność przejścia dalej. Tymczasem mamy koniec pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a my wciąż jesteśmy w okopach II wojny światowej. Powtórzę, dla mocniejszego efektu – rozumiem powody. Ale mam dość. Dlatego niczego nie podpiszę, książki nie kupię, ani nie przeczytam. I nie dam sobie wmówić, że mam moralny obowiązek podpisać, kupić i przeczytać.
Nie dam sobie wmówić – tak miało być. Jeśli możesz, Bobiku, to popraw, dobrze?
Odskokbod tematu, ale właśnie znalazłam:
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/125274,straszny-dwor-lecha-kaczynskiego.html
Vesper, nie sadze aby w polskiej Konstytucji byl jakis zapis o obywatelskim obowiazku kupoania jakichkolwiek ksiazek. Ale zadaniem historyka jest grzebanie w prochach. To nie jest obsesja tylko zawod i pasja..
I dobrze jest jak takie ksiazki jak te JTG jednak sie ukazuja.
A jesli ktos do Ciebie przyjdzie i powie Ci, ze masz MORALNY obowiazek taka ksiazke kupic, przeczytac i podpisac jeszcze petycje w jej obronie , to powiedz mu,zeby sie wypchal trocinami. Nie wszustkie ksiazki sa dla wszystkich – tak jak nie wszystkie filmy, utwory muzyczne czy architektura.
Moge sie mylic, ale ja w Twojej wypiedzi wyczuwam cos innego: masz dosc rozrachunkow z przeszloscioa i masz za zle innym, ktorzy czuja przeciwnie. Ale jak powiadam – moge sie mylic.
Panna Kota, tak, to slynny tekst sprzed dwoch lat. Czytalam go z wielkim zainteresowaniem.
Vesper, odwiedzajac Polske zawsze mam wrazenie ze pamiec II wojny jest w niej bardzo zywa, o wiele bardziej nawet niz w Izraelu. Pare drobnych przykladow.
W 88-tym, przedpoludniem w Lazienkach: przyjechala wycieczka szkolna z jeszcze wtedy Wchodnich Niemiec, dziewczynki moze w osmej klasie. Jedna z nich ulamala galazke z drzewa (no, nieladnie). Podniosl sie krzyk starszych pan z sasiednich lawek: „Ci Niemcy! Przychodza i wszystko nam rozwalaja!”
W tym samym roku, i podczas wszystkich nastepnych wizyt, ostatnia 6 lat temu, na wszystkich prawie kamieniach pamiatkowych na ulicach Warszawy, pod napisami „Tu zginelo z rak niemieckiego okupanta” zawsze lezaly swieze kwiaty.
Rok 2000, w Gdansku oprowadzajacy mnie kolega pokazujac mala wysepke na ktorej stoja jeszcze, tak jak staly, ruiny z II Wojny, 55 lat po jej zakonczeniu (m.i. zabytkowe spichlerze, teraz juz chyba prywatnie remontowane).
masz dosc rozrachunkow z przeszloscioa i masz za zle innym, ktorzy czuja przeciwnie.
Nie, Heleno. Mam rzeczywiście dość, ale nikomu nie mam za złe, że chciałby jeszcze. Chodzi mi raczej o proporcje. W Polsce dyskurs społeczny koncentruje się wokół przeszłości. Mentalnie tkwimy w latach czterdziestych. To rzeczywiście jest coś, co mam za złe. Potrzebujemy redefinicji pojęcia sprawiedliwości społecznej, obowiązków obywatela wobec państwa i państwa wobec obywatela, jednostki wobec społeczeństwa i społeczeństwa wobec jednostki, musimy się wysilić i wymyślić jakiś nowy model edukacji naszych dzieci, a żeby to zrobić, trzeba się uważniej przyjrzeć teraźniejszości spróbować nieco wybiec w przyszłość. To są oczywiście sprawy, które dyskursu historycznego nie wykluczają. On się może toczyć równolegle. Ale Polsce nic takiego nie ma miejsca, bo zawsze znajdą się jeszcze jakieś nie ekshumowane ciała, jeszcze nie odkryte albo zbezczeszczone groby, a że mamy fiksację na punkcie zmarłych przodków, to te sprawy zazwyczaj monopolizują masową wyobraźnię. Intelekt niestety też.
Nie oburzam się bardzo. Wiem, że przeszłość też jest ważna, ale mam poczucie zachwianego balansu. Nie tylko oczywiście w kontekście książki Grossa, ale w ogóle.
Tak, lisku, ładnie opisujesz pejzaż, który w Polsce maluje się nie tylko w oaczającej rzeczywistości, ale i w ludzkich umysłach. Gdyby poza świeżymi kwiatami i zniczem pod tablicą, można było jeszcze zobaczyć posprzątane chodniki (przy czym chodzi mi o zdecydowanie więcej niż o miejsca, po których poruszają się piesi; o całą otaczającą nas rzeczywistość, która z porządkiem nie ma kompletnie nic wspólnego), to te kwiaty by nie kłuły w oczy. A tak – kwiatek na grobie, ale trawniczek obok cały w psich kupach.
oj dzialo sie, niemieckie media szeroko komentuja raport komisji w sprawie „smolenska katastrofa”
glowne dzienniki TV zamiescily minutowe relacje, wyglada ze komisja w czesci potwierdzila oczekiwania w sprawie: „duzo, lub wiekszosc winy ponosza polacy”
i tutaj mozna znalezc odniesienie do watpliwosci vesper „Potrzebujemy redefinicji pojęcia sprawiedliwości społecznej, obowiązków obywatela wobec państwa i państwa wobec obywatela, jednostki wobec społeczeństwa i społeczeństwa wobec jednostki, musimy się wysilić i wymyślić jakiś nowy model edukacji naszych dzieci, a żeby to zrobić, trzeba się uważniej przyjrzeć teraźniejszości spróbować nieco wybiec w przyszłoś” ,czy stac polskich politykow, polskie media, czesc spoleczenstwa na zamkniecie trumien i pogodzenia sie: stalo sie, wyciagnijmy wnioski na przyszlosc?
Jotka dziekuje za przypomnienie Niemöllera 🙂
pora na przed snem czytanie 🙂
dobranoc cztery strony swiata 😀
p.s. a Monike i krolika to chyba zasniegowalo?
i jeszcze dla mimowszystkochcacych
Gorączka złota w Treblince
Reportaż autorstwa Piotra Głuchowskiego oraz Marcina Kowalskiego
2008-01-08
Więcej… http://wyborcza.pl/1,76842,4811664.html#ixzz1Ar38L4w8
Mieszkajac w Anglii tyle lat nie moge nie zauwazyc jak wiele miejsca w tutejszej telewizji , radiu czy na rynku wydawniczym poswieca sie historii – wlasnej w pierwszym rzedzie, ale nie tylko. W chwili kiedy to pisze w tle leci jakas narracja z telewizora i dochodza mnie jakies slowa o spitfires, Polish, French abd British airforces, Luftwaffe, enemy action, war of atrition.
Jest tu potezne zainteresoeanie przeszlopscia i nie ma chyba dnia, a zwlaszcza weekendu aby BBC zaniedbala pokazac jakis program historyczny – dotyczacy kolonialnej przeszlosci, czasoow Cromwella, lat piecdzosoatych lub czego tam jeszcze.
Roznica miedzy brytyjskim mowieniem o historii a polskim jest jednak chyba nie ilosciowa (ilosciowo napewno jest jej tu na codzien wiecej niz w POlsce ), ale jakosciowa. Oni, Brytyjczycy potrafia o niej mowic z dystansu, beznamietnie i niczego nie wybielajac, nie upiekszajac. POlacy (tak sie ulozyla hostoria) dopiero sie tego ucza – z trudem i niechetnie. Jest to jak wyrywanie zeba. Podejrzewam Vesper, ze masz nie tyle dosc samego histprycznego dyskursu, ale temperautyry emocji jaki mu towarzysza. A zeby te emocje nieco ochlodzic potrebnny jest czas, a nade wszstko odklamania tego co zostalo zaklamane. Nie sposob tegop etapu ominac. To jest leczene sie z „polityki historycznej” rodem z komunizmu.
Vesper, kiedy patrzylam na nieuprzatniete przez tyle lat ruiny II Wojny dotarlo do mnie do jakiego stopnia okres komunizmu, lacznie z wynikajaca z niego bieda (gdy zapytalam kolege dlaczego tak stoja, powiedzial ze nie bylo pieniedzy by sie tym zajac), jakby zamrozil Polske i opoznil poczatek rekonwalescencji, fizycznej i psychicznej; tak przynajmniej to zrozumialam. W koncu okres komunizmu nie nadawal sie chyba do debat o prawdach historycznych… To pasuje dokladnie do tego co napisalas – ze „Mentalnie tkwimy w latach czterdziestych”. Wiec dopiero teraz sie w Polsce uprzata i odpracowuje i tamta wojne i komunizm, a to jest strasznie duzo. Przez ostatnie 23 lata juz chyba bardzo wiele zostalo zrobione, nawet jesli jeszcze drugie tyle zostalo. Wiec moze nie jest tak zle?
Rysberlin (z 21:25), tak, po tym reportażu sprzed 2 lat książka Grossa jest tylko aneksem…
Sprzed trzech lat! Goni czas. I musimy ponownie odkrywać znane sprawy.
Bo awantura jest nie o to co zawiera ksiazka, tylko o to, ze jej autorem jest Nienasz i nalezy mu utrzec jego dlugi garbaty nos aby go nie wtykal w Nasze Sprawy.
Przy poprzedniej awanturze (o „Strach”) Rzepa zalozyla na swej stronie specjalna dzialke w ktorej gromadzila wszelkie teksty polemiczne wbec Grossa. Ta dzialka wisiala co najmniej pol roku. A po to by czytelnik nie mial najmniejszych watpliwosci z kim ma do czynienia dzialke mozna bylo rozpoznac po tym, ze zdobilo ja zdjecie Autora ksiazki… w kipie na glowie! Nie wiem skad oni takie zdjecie swieckiego, niewierzacego, nie praktykukaceego i ochrzczonego Autora wytrzasneli – prawdopodobnie z pogrzebu jego ojca albo z jakiejs innej uroczystosci w synagodze, gdzie kazdy mezczyzna musi zalozyc kipe (jarmulke).
Wyslalam w tej sprawie list do Naczelnego. Bez odpowiedzi , rzecz jasna. I bez zmiany wizerunku na portalu.
W Niemczech też historii w telewizji jest mnóstwo, w tym tej dla Niemców bardzo bolesnej, z czasów WWII (a i kolonialnej). Ale o jej odkłamanie upomniało się już pokolenie 68, więc był czas to przepracować. I tak jak Helena mam wrażenie, że tutaj debaty historyczne czy tożsamościowe nie przesłaniają wszystkiego innego, toczą się niejako równolegle do normalnego życia i sprzątania psich kup.
Oczywiście, że nikt nie ma obowiązku zaszłościami się zajmować. Ale według mnie w przypadku Grossa wcale nie chodzi tylko o przeszłość i o wojnę. Dlaczego Jan Grabowski nie wzbudza takiej furii, a Gross wzbudza, chociaż piszą mniej więcej o tym samym? Chyba nie trzeba tego nikomu tłumaczyć. Wystraczy porównać nazwiska. 👿 To jest kwestia absolutnie współczesnego antysemityzmu, nie przeszłego. I nie powiedziałbym, że żywotność tego antysemityzmu nie ma nic wspólnego z redefiniowaniem pojęć, zmienianiem modelu edukacji, budowaniem społeczeństwa obywatelskiego, itd. Jak mają zbudować społeczeństwo obywatelskie ludzie, którzy uważają, że i tak nic nie mają wpływu, bo światem kręcą Żydzi i wystarczyłoby się ich pozbyć, żeby wszystko zaczęło funkcjonować jak w szwajcarskim zegarku?
Zawierucha wokół Grossa pokazuje nie tyle szczególne zainteresowanie historią, co obecny stan świadomości Polaków, dlatego mnie wcale się ona nie wydaje grzebaniem w dawno wystygłych popiołach.
Swietnie to ujales, Bobiku. To ma wiele wspolnego ze spoleczenstwem obywatelskim. 🙁
Widzę, że Łajza znów zadziałała. 😉 Tyle że Helena powiedziała, o co chodzi w całej sprawie z Grossem, wiele dobitniej niż ja. Ale jakkolwiek by to sformułować – rzecz istotnie w naszości i nienaszości. I dla mnie to też jest rzecz, która domaga się – bardzo pilnie! – zredefiniowania, jeżeli mamy być nowoczesnym i rozsądnym społeczeństwem.
Wcale nie tylko Żydów ta potrzeba redefinicji dotyczy. Również Ukraińców czy Romów, gejów, feministki, niekatolików, niewierzących, stosujących środki antykoncepcyjne, żyjących na kocią łapę, itd, itp…
A Amerykę to chyba rzeczywiście zasypało na ament. 😯
Bobiku, moze z jedna roznica: wszystkie grupy ktore wymieniles rzeczywiscie w Polsce sa, podczas gdy Zydow juz prawie nie ma. Wiec powiedzmy polski homoseksualista jest realnym obiektem uprzedzen, podczas gdy obiektem antysemityzmu jest Zyd mityczny.
Bobiku, Heleno, jestem za każdym dyskursem, nawet najbardziej bolesnym, jeśli owocem będzie społeczeństwo choćby o promil bardziej obywatelskie. Niechby ta dyskusja dotyczyła i prehistorii, bo nie o daty tu chodzi. Ale przecież wiecie równie dobrze jak i ja, że z awantury o Grossa nic się nie urodzi. Strony jeszcze głębiej okopią się na swoich stanowiskach i tyle. Z jednej strony będą „Żydzi, co szkalują”, z drugiej „antysemickie kołtuny”. Każda ze stron równie silnie przekonana o słuszności swoich racji. Osobiście (żeby nie pozostawiać wątpliwości, co do własnego miejsca) jestem z „Żydami, co szkalują”, ale myślę, że bardziej rzeczowego rozrachunku z przeszłością dokonają przyszłe pokolenia, bo my – współcześni – się już nie dogadamy. Co nie znaczy, że prace nie powinny powstawać. Powinny, póki są jeszcze ci, którzy pamiętają. Ale na spokojny, rzeczowy odbiór po prostu nie ma sensu liczyć.
E, nie tak całkiem mityczny, dogrzebią się korzonków do czwartego pokolenia…
A tu dziś kolejne szaleństwo wokół raportu MAK. Najpierw było oburzenie, że Anodina na konferencji puściła dźwięk z czarnych skrzynek. Teraz już wszystko jest w sieci, a TVN24 puszcza to już chyba co godzinę 👿
Mysle, lisku, ze wielu moich znajomych i przyjacio Zydow w Polsce bardzo by sie oburzylo, gdyby uslyszeli, ze ich nie ma. Albo, ze sa mityczni 😉 Jest ich malo, to prawda, znacznie mniej niz sadza antysemici, ale oni robia wiele aby rekonstuowac zydowskie zycie w Polsce.
To mi orzypomina dowcip jaki slyszalam przed wielu laty w Nowym Jorku. W barze na Manhattanie s[ptykaja sie Chinczyk i Zyd. Rozmawiaja sobie saczac scotcha i Chinczyk pyta: To ilu was jest wszystkich a swiecie?
Zyd zaczyna odliiczac w myslach: w Zwiaku Radzieckim z poltpra miliona, w Ameryce moze dwa miliony, w Izraelu… etc.
Wreszcie mowi: No chyba nazbieraloby sie z jedenascie – dwanascie milionow na calym swiecie. A ilu jest was?
Chinczyk odpowiada: A nas jest ponad 2 miliardy.
– Fiu! – mowi Zyd z uznaniem, – Ponad dwa miliardy.
I dodaje:
-Nie widac was.
Ten artykuł Głuchowskiego i Kowalskiego sprzed 3 lat jest obecnie przedrukowany w ostatnim numerze Angory, jak również kilka komentarzy do artykułu i książki Grossa. Chciałam to właśnie też wrzucić, ale zrobił to już Rysiu.
Zastanawiam się, czy ten temat utknie znowu za jakiś czas na parę lat, dopóki ktoś go ponownie nie wyciągnie pod dyskusję, dlaczego nie można zrobić porządnego rachunku sumienia i spróbować z tym żyć jako naród, tak jak to zrobili Niemcy biorąc na siebie odpowiedzialność za wojnę. Zamiatanie pod dywan nic nie daje, rozzuchwala tylko takich jak we Wrocławiu. A myślę, że te opisywane miejsca nie są jedynymi, bo jak już wspominałam, o czymś takim słyszałam już przed laty, również w związku z Oświęcimiem, dziwię się tylko, że jeszcze nikt o tym nie pisał ani żaden IPN tym się nie zainteresował. I to też jeszcze nie wszystko. Wiem, że na Sląsku coraz więcej odzywa się głosów, aby zbadać losy Slązaków zamykanych po zakończeniu wojny w byłych niemieckich obozach.
Mówię tu o Slązakach, również byłych powstańcach, nie o Niemcach mieszkających na Sląsku. Kutz w swojej „Piątej stronie świata” pisze:
„Ci, których do ślubowania nie zapraszano (mowa o ślubowaniu wierności Polsce, które wymuszano po wojnie na Slazakach, dop. mój) albo im prawa do niego odmawiano, szykowali się do wyjazdu. Ale w wielu przypadkach lądowali w poniemieckich lagrach – w Mysłowicach, Siemianowicach lub w Swietochlowicach – tracili w nich życie bez poszanowania praw, jakie należą się istocie ludzkiej. Mam nadzieję, że nadejdzie czas, kiedy wolno będzie mówić o polskim Auscwitz dla Slązaków.” Mocne słowa, i ta dyskusja też jeszcze przed nami, mam nadzieję.
Zastanawiam się, czy aby większość obiektów uprzedzeń nie jest mityczna. Ilu z tych, którzy walczą z „propagandą homoseksualną” zna z bliska jakiegoś geja (świadomie, bo gejów ukrywających się pewnie znają, nawet o tym nie wiedząc)? Ilu uprzedzonych rozmawiało kiedykolwiek z Murzynem, Arabem lub Romem? A ilu walczy ze środkami antykoncepcyjnymi nie wiedząc, że stosuje je siostra, kuzynka, sąsiadka i ta miła pani z kiosku?
Obraz wroga z reguły jest bardzo zmitologizowany i dlatego właśnie tak trudno go zmienić – nie poddaje się „obróbce faktami”. Ale ma nań wpływ społeczna akceptacja albo jej brak. Mówiąc w uproszczeniu: jeżeli powiewających wizerunkiem wroga przestaje się wpuszczać na pokoje i zatyka się w ich obecności nos, to po pewnym czasie ten i ów porzuca ten wizerunek w kącie i zaczyna udawać, że nigdy go nie brał do ręki. A potem nawet już sam w to wierzy. 😉
Oczywiście, Panno Koto, że to też powinno się wreszcie wymieść spod dywanu. I można chyba liczyć na to, że temat traktowania Ślązaków nie wywoła aż takiej histerii.
dziwię się tylko, że jeszcze nikt o tym nie pisał ani żaden IPN tym się nie zainteresował
Mnie to bardzo nie dziwi. Wszak nie jest jest to Instytut Studiów nad Historią Najnowszą, tylko Instytut Pamięci Narodowej. A pamięć, jak wiadomo, bywa wybiórcza. Zwłaszcza, kiedy jest narodowa 🙄
Moze Bobik ma gdzies jeszcze moja opowiaste o niemieckich jencach, ktora mu kiedys poslalam. Sama jej nie mam bo przy kopiowaniu moich archiwow ze starego kompa na nowy, zapominaino mi skopiowac „Documets” 🙄 🙄 :roll:Moze jutro podrzuci. Jesli ma. Jak nie ma to tez nie szkodzi, moze kiedys spisze to jeszcze raz.
Vesper, TAAAAK! 😆
Vesper, jakoś od początku nie miałem wątpliwości, że jesteś z „Żydami, którzy szkalują” więc nie traciłbym czasu, żeby Cię do tego przekonywać. 😉 Pewnie masz rację, że takie dyskusje powodują okopywanie się stron, ale zawsze w takich przypadkach jest pewna liczba osób wahających się, niepewnych, co właściwie mają myśleć, albo po raz pierwszy konfrontujących się z tematem i one mogą sobie przy tej okazji wyrobić własne zdanie. I ja się zawsze obawiam, że jeżeli nie dostarczy im się argumentów, to mogą dać się przekonać Narodowi, który nie omieszka swojego powiedzieć.
A kwestia proporcji też jest niebagatelna. Kiedy Naród zaczyna gardłować, a naród milczy, bo uważa, że i tak nikogo nie przekona, powstaje wrażenie, że Narodu jest wiele, wiele więcej. A może to niekoniecznie prawda? Może wcale nie jest go tak dużo? Ale żeby się o tym przekonać, musimy dać głos, żeby się policzyć. 🙂
Heleno, mam na pewno, tylko ten Niemiec na A. schował mi w tej chwili informację, gdzie mam tego szukać (okropnie mam dużo w laptoku różnych teczek i niekoniecznie w idealnym porządku 😳 ). Ale ja skubańca przechytrzę, jak nie dziś to jutro. 😈
Never mind, znajdzie sie lub nie.
Ech, ci Niemcy. Czego nie zniszczą, to schowają 🙄 😉
Znajdzie się na sto procent. To tylko kwestia czasu. 🙂
Ciekawe, czy chowają wszystkim, czy tylko nam, Polakom. 🙄
Sama znalazlam! Sprobuje skopiowac.
Nie słyszałam, by inni narzekali, więc z pewnością tylko nam. Ale taki to już los Przedmurza Chrześcijaństwa, że nam chowają 🙄
Niestety! Zamiast skopiowac – skasowalam! 😳
Heleno, dowcip o Chinczykach sliczny 😀
Ja tez znam Zydow w Polsce 🙂 Ale z tego co wiem (choc i ja i szacunki moga sie mylic), jest ich, przyjmujac wszystkie mozliwe definicje, okolo 15,000.
OK. Znalazlam w listach.
Dom Gornika zbudowany byl w ksztalcie litery L. Dopelnialy go z dwu stron drewniane szopy, podzielone na komorki dla mieszkancow. Niektorzy trzymnali w nich jakies graty, urzadzali warsztaty, ale wielu hodowalo zwierzyne: kury, kaczki, swinie, kozy. Za szopami znajdowal sie niewielki garnizon wojskowy , podobno milicji i slyszalam jak mieszkancy domu narzekali , ze mudurowym zdarzalo sie ukrasc kure czy kaczke z naszego podworka. Wtedy z zagrodzonego terenu garnizonu dochodzily zmakowite zapachy pieczonego nad ogniskiem drobiu, naszego drobiu. Czasami milicjanci przychodzili na nasze podworka z akordeonem, harmonia lub gitara i wtedy wszyscy sie bratali w Domu Gornika zapominacjac o kurach. Odbywaly sie potancowki jak w jakim kurorcie. Lubilam je bardzo i chetnie sama szlam tanczyc, zapraszajac do pary jakiegos mundurowego. I oni dosc chetnie brali mnie do tanga. Zony gornikow spiewaly na glosy – „Sewastopolskij wals” i „oj, riabina, riabinuszka, sztoz wzgrustnula ty…” .
Na co dzien wszystkie dzieci na podworku wiedzialy czego maja pilnowac. Inkasenta. Gdy pojawial sie inkasent, nalezalo galopem pedzic do domu, uprzedzac rodzcow, stukac do drzwi sasiadow i powiadamiac, ze za chwile moze wkroczyc aby sprawdzic, ile kto ma w kuchni maszynek elektrycznych, „plitek”. Przychodzil znienacka, czasem po miesiacu czy dwoch, a czasem ledwo pare dni po poprzedniej wizycie. W moim domu tez chowano „plitke”. Zostawialo sie jedna na wierzchu, druga czy trzecia byla szybko ukrywane w bielizniarce. Od ilosci tych maszynek elektrycznych do gotowania zalezalo naliczanie rachunkow za elektrycznosc. Powszechny strach przed inkasentem bardzo integrowal mieszkancow, wszyscy pomagali sobie nawzajem w tym procederze, a i tak zawsze ktos wpadl, nie zdazyl ukryc, albo ukryl zle i plitka byla triumfalnie wyciagana spod lozka czy z jakiejs innej kryjowki. Za ukrywana maszynke placilo sie kare plus naliczanie za prad do tylu.
Z tylu za Domem Gornika roziagala sie „zona” otoczona murem z poczernialej od weglowego pylu cegly. Nasz dom od muru oddzielal plytki, waski row, raczej wglebienie w ziemi porosniete chwastami. Mur zony znajdowal sie bardzo blisko muru naszego domu, i ci ktorzy mieszkali na trzecim pietrze , mogli widziec okna ostatniego pietra wiezienia. W lecie w otwartych oknach za murem mozna bylo zobaczyc lyse, opalone glowy i twarze wiezniow. Jency wojenni, Niemcy – mowili rodzice.Wojskowy garnizon mial cos wspolnego z zona, bo wyjezdzaly z niego codziennie pokryte brezentem ciezarowki pelne naszych umundurowanych tancerzy, tych co podkradali nam kury i kaczki.
Wiedzialam co zrobili Niemcy. Zabili nie tylko wielu naszych partyzantow, o czym opowiadala w przedszkolu wychowawczyni Jelena Wasiliewna, ale tez zamordowali cala rodzine mojego ojca. Dlatego czasami krzyczal we snie w obcym jezyku, z ktorego rozumialam tylko jedno slowo – „mama”. Bylo mi go strasznie zal.
Kiedys zapytalam swoją mame, czy nasi tez zabija tych Niemcow z zony.
-Nie wiem- powiedziala. – To bardzo mozliwe. Nie pytaj mnie i nie mysl o tym.
Wlasnie, ze nie moglam nie myslec. Pierwszy raz w zyciu widzialam ludzi, ktorzy dopiero beda zabijani, zabici. Myslalam o nich obsesyjnie i czasami mi sie snili. Litowalam sie nad nimi i nie bylo mi z tym dobrze – to przeciez byli faszysci, ktorzy przedtem zabijali naszych. Zdarzalo mi sie tez przylapac matke stojaca przy otwartym oknie i patrzaca na druga strone. Na moj widok szybko cofala sie w glab pokoju.
Posrodku pokoju z oknem na zone stal okragly stol, nakrywany bialym obrusem, kiedy w domu zjawiali sie goscie. Kiedy indziej byl przykryty czerwona serweta, na ktorej zawsze stal szklany wazonik z cukierkami. „Dla dziecka” – mowiono w domu ze smiechem, bo wszyscy wiedzielismy, ze ja cukierkow prawie nie jadlam, mama tez nie przepadala. Tylko ojciec nie mogl zyc bez slodyczy, ale jakos wstydzil sie do tego przyznac, wiec przynosil je ze sklepu „dla dziecka”.
Kiedys stojac przy otwartym oknie i wygladajac Niemcow z naprzeciwka, zobaczylam, ze w oknie pojawila sie cala gromada opalonych, zgolonych glow. Pokazywali mnie sobie nawzajem, machali do mnie rekami i nawet posylali caluski. Ostroznie odmachnelam im reka.
I tak sie to zaczelo. Kiedy tylko pojawialam sie w swoim oknie, w ich oknie pojawiala sie najpierw jedna, a potem kilku glow. Juz nawet niektorych rozpoznawalam z twarzy. Nie wiem w jakim momencie wpadlam na pomysl, aby sprobowac im rzucac cukierki – nie byli dalej niz kilka metrow, oddzielal ich mur z poczernialej cegly, ale ten mur byl nizszy niz nasze trzecie pietro, nizszy niz ich okno, umieszczone prawdopodobnie dosc wysoko nad podloga, bo siegali do niego tylko glowami. Jakis czas nie udawalo mi sie przerzucic cukierka przez mur – co raz spadal do zarosnietego chwastami rowu. Wtedy zaczeli pokazywac mi na migi jak powinnam to zrobic – z pomoca procy. To byl dobry pomysl.
Zdobycie procy nie bylo trudne, prawie wszyscy chlopcy na naszym podworku je mieli. Wymienilam kilka czekoladowych, ulubionych przez ojca „miszek kosolapych ” na porzadna proce z mocna guma. Ale kiedy probowalam pierwszy raz jej uzyc, weszla do pokoju mama i zauwzywszy, ze porozumiewam sie z Niemcami przez okno, kazala odejsc i nie robic tego wiecej. Procy nie zauwazyla, zdazylam ja schowac do kieszeni, ale okno zamknela. Oni z tego wieziennego okna tez natychmiast sie wycofali, pewnie nie chcac narazic mnie na klopoty w domu.
Powtorzylam strzelanie cukierkami z procy przez mur nastepnego dnia, kiedy bylam sama i po paru nieudanych probach pierwszy cukierek wyladowal po drugiej stronie. Moj sukces wywolal wsrod jencow ogromna wesolosc i radosc, jak na stadionie. Unosili dlonie nad wygolonymi, opalonymi glowami, klaskali, smiali sie. Teraz juz wszyscy posylali mi calusy.
Musialam sie pilnowac aby nie zostac przylapana przez rodzicow i zeby nikt nie zauwazyl, w jakim tempie znikaja slodycze ze stolu.
Nie pamietam jak dlugo to trwalo, moze pare dni, moze dluzej, ale ktoregos dnia zauwazylam, ze moi faszysci chca mi cos wytlumaczyc. Pokazywali jakies zawiniatko w gazecie i …proce. Znakami dawali mi do zrozumienia, ze cos wyrzuca za mur i ze jest to dla mnie, tylko dla mnie. Pokiwalam im energicznie glowa, ze zrozumialam.
Za chwile zawiniatko w gazecie spadlo w zarosla po naszej stronie.
Wybieglam natychmiast z domu aby je znalezc. Nie szukalam dlugo. Juz mialam je w reku i rozwijalam, kiedy ktos mnie mocno szarpnal za ramie. Byla to sasiadka z naszego pietra. Znalam ja dobrze. Wyjela mi zawiniatko z rak i otworzyla. W srodku zobaczylam zegarek na reke, duzy meski zegarek na metalowej bransolecie. Schowala go do kieszeni, rozgladajac sie czy ktos nie widzi i lapiac mnie za reke ponownie mocno szarpnela. Zaciagnela bez slowa do moich drzwi, zastukala nerwowo, a kiedy mama otworzyla, sasiadka kazala mi czekac na klatce. – Maja Konstantinowna – powiedziala – musimy porozmawiac. I weszla do srodka zatrzaskujac mi drzwi przed nosem.
Byla dlugo, a kiedy wreszcie wyszla z naszego mieszkania, nawet na mnie nie spojrzala. Widzialam ze byla zdenerwowana. Musiala ze swojego okna obserwowac te scene z przerzucaniem zegarka. Tak dzisiaj mysle.
Dostalam jedynie ponowny bardzo surowy zakaz podchodzenia do okna i wdawania sie w jakiekolwiek kontakty z wrogiem. Nie chesz chyba zebysmy wszyscy zostali przez ciebie arsztowani – powiedziala mama.
Wiecej nigdy o tym nie rozmawialam ani z nia, ani z ojcem.
Dopiero pare lat temu sprobowalam przypomniec jej ten incydent. Bylam ciekawa co sie stalo z zegarkiem, moim prezentem od jencow. Pamietala dobrze zone, pamietala jencow. Pamietala niewielki garnizon za szopami i przypomniala sobie, jak ogladala z kuchennego okna, ze zapraszam mundurowych do tanca na podworku. Absolutnie nie pamietala incydentu z zegarkiem. Musiala to wymazac z pamieci. Chyba tak wlasnie.
To ja szukam i szukam z oddaniem, a tu już znalezione. 😯
Ale przy okazji znalazłem opowieść o pani Buzganowej, która też od tematu nie jest odległa. Jeżeli Helena się zgodzi, mogę to jutro wrzucić.
Vesper, 00.33 – teraz już nareszcie wiem, skąd się wzięła nazwa Częstochowa. 😆
Heleno, bardzo pieknie piszesz. Czy to opowiesc prawdziwa?
Ja chcę (kufa z miną rozkapryszonego tyrana), żeby Helena zebrała wreszcie wszystkie swoje opowieści i wydała drukiem. W tej sprawie jestem gotowa podpisywać wszelkie petycje. Oświadczam też, że kupię i przeczytam.
😳 😳 😳
Czy Wy sobie zdajecie sprawę, jaka to jest robota, zebranie rozrzuconych po blogach opowieści Heleny? Jakiś czas temu zacząłem i ani w połowie nie jestem, chociaż dokument już grubo ponad setkę stron ma.
To tak tytułem usprawiedliwienia, że nie taki zły ze mnie przyjaciel, żebym o to nie zadbał, tylko że nie jestem w stanie zrobić tego tak szast-prast.
A opowieści, o ile wiem, jak najbardziej prawdziwe, chociaż niektóre szczegóły przez innych świadków zdarzeń inaczej zapamiętane. Ale każdy policjant może potwierdzić, że to u świadków normalne. 😀
Żeby jeszcze Helena pisała swoje opowieści w jakimś dającym się przewidzieć czasie. Na przykład wyłącznie w te piątki, kiedy Księżyc jest w nowiu. Ale nie, Helena nagle stwierdza „coś wam opowiem” i opowiada, to tu, to tam. Żeby chociaż zawsze tu, albo zawsze tam. Ale nie, nie tylko tu i tam, ale jeszcze siam i owam. I szukaj tu piesku opowieści Heleny w polu.
No szukam, szukam. 😆
Heleno, dzięki za opowieść, przeczytałam z przyjemnością, bardzo zajmująco piszesz.
Bobik, a Ty się nie opinkwalaj i zbieraj dalej.
A teraz już dobranoc.
Ja też już muszę w bety, niestety. Dopiero jutro będę mógł sobie nieco dłużej posiedzieć.
Dobranoc. 🙂
Dobranoc, Kochani.
O dzisiejszych Żydach w Polsce. Są. Polakami. Żydami w momencie gdy mają na to ochotę. 1968 minął, przeszła moda (poza kopniętymi forami z Internetu) na przypominanie znajomemu jak się nazywała jego prababcia.
O polskich obozach koncentracyjnych dla Niemców, zarządzanych zresztą przez Żydów: Oko za oko Johna Sacka. We wpisie są odniesienia do przypisów (Blox nie pozwolił włączyć ich do wpisu) i do opowiadania o tym jak doszło do przekładu na polski i wydania książki w Polsce, opowiadania (z dumą podkreślę), które wydębiłem od tłumacza. Niezwykle życzliwego człowieka. A ludzie znający jego tłumaczenia z s-f mówią, że jest też bardzo dobry zawodowo.
wiec 🙂