Krzesła

sob., 3 grudnia 2011, 18:32

Kiedy patrzyłem na nie z wnętrza domu, w pierwszej chwili miałem wrażenie, że grają w brydża. Skupione dość ciasno wokół kwadratowego stołu na tarasie, wydawały się pogrążone w rozważaniach, jak przeprowadzić licytację i rozgrywkę. Nogi tonęły im w grubym dywanie z zeschłych liści namoczonych listopadowymi ulewami, a plecy spoczywały wygodnie na welurowym oparciu wieczoru. Zwyczajne ogrodowe krzesła, w zwyczajnej przedzimowej scenerii, zajęte całkiem banalną, choć wymagającą pewnych umiejętności rozrywką.
Gdyby nie kot, który uparł się, żeby akurat wtedy wyjść w niezwykle ważnych kocich sprawach, na pewno nie otworzyłbym drzwi i nie podsłuchał urywka rozmowy. Nie było w nim zresztą niczego szczególnie sensacyjnego, tyle że temat nie dotyczył, jak się spodziewałem, gry w karty. Chodziło o nierówny podział wnętrza i zewnętrza, albo coś takiego. Dlaczego meble pokojowe, do tego samego służące i wcale nie wygodniejsze, spędzają zimę w suchym cieple, podczas kiedy sprzęty ogrodowe muszą się zadowolić marznącą mżawką, pęcznieniem i rdzą. Jedno krzesło wydawało się pochwalać, a przynajmniej akceptować ten stan rzeczy i tłumaczyło innym, dlaczego nie może i nie powinno być inaczej. Drugie krzyczało, że musi to na Rusi, po jego trupie i ono w życiu się nie zgodzi żeby. Trzecie z prędkością karabinu maszynowego produkowało nierealistyczne recepty na odwrócenie sytuacji, zapędzenie krzeseł domowych do ogrodu i udostępnienie ogrodowym rozkoszy domu. Czwarte nic nie mówiło, tylko chlipało dobitnie i rozdzierająco, wzmacniając chlipnięcia w szczególnie efektownych oratorsko momentach wystąpień swoich towarzyszy. Z tyłu, za krzesłami, rozrośnięty krzew bambusa potakiwał wszystkiemu solennymi skinięciami listków, a czereśnia ze wzburzeniem potrząsała gałęziami w bezlistnym proteście.
Zawołałem kota, wpuściłem go do środka i zamknąłem drzwi. To już doprawdy przestało być zabawne. Dopóki meble zajmują się jakimiś kulturalnymi rozrywkami, obserwowanie ich może być nawet interesujące. Ale kiedy zaczynają się chandryczyć niemal jak istoty myślące… No nie, to już lepiej pogadać z kotem o zaletach śledzia bałtyckiego.