Jak co roku
Znów nie to pod choinką, gwiazdka nie tak świeci,
znów nerwówa, karp, grzyby, pomieszanie wątków –
no, nieważne. Przez chwilę chcemy być jak dzieci,
siąść przy stole i poczuć, że świat jest w porządku.
Że z bliskimi coś wiąże nas solidnym splotem,
że do obcych przerzucić da się czasem kładkę…
Więc z wszystkimi, co mają na to dziś ochotę,
wigilijnie, po ludzku, łamię się opłatkiem.
To sie chyba nazywa konflikt pokolen 🙂
Dobranoc wam.
O ja! Oni istnieją!! Ten Morning Star!!!
Żywa skamielina…
W sprawie wysokości konta jako jedynego kryterium zaliczenia do jakiejś grupy odsyłam do mojego komentarza o 10.30 – już tam wyraźnie podkreśliłem, że nie jest to jedyne kryterium.
W sprawie tego, czy dzieci bardziej „katowane” są zajęciami przez nowobogackich, czy przez postępowych neoliberałów, czy przez jeszcze kogoś innego, dopuściłbym taką myśl, że nie cały świat jest Anglią lub Ameryką i w różnych krajach może to być różnie. 😉
I na tym sam kończę z tematem nowobogactwa, bo w międzyczasie dyskusja poszła dalej, w ciekawszym nawet kierunku. 😉
Oczywiście, że dziecko jest i „egocentrykiem” i „egoistą”.
Z czasem, dzięki socjalizacji, edukacji możliwe jest wykształcenie mechanizmu decentracji (Piaget), czyli zdolności do uwzględniania innych, niż tylko własny, punktów widzenia.
Dojrzałość, według Piageta, jest ścisle skorelowana ze zdolnością do decentracji. Ale i tu trzeba zachować ostrożność. Zwłaszcza w zetknięciu z narracjami postmodernistycznymi. Chodzi o zachowanie równowagi pomiędzy decentracją a spójnością. Zbyt duża spójność i niski poziom decentracji to wszelkie fundamentalizmy. Zbyt mała spójność to problemy z tożsamością. W skrajnych przypadkach zaburzenia na pograniczu schizofrenii.
Niechaj rynek odpowiada na nasze leki, o to nam chodzilo. O to by bez trudu kupic poradnik na interesujacy nas temat, miec pod bokiem plywalnie i nie musiec zasuwac na drugi koniec miasta, moc z ksiazki telefnicznej znalezc telefon od specjalisty od feng shui .ktory przyjdzie na pierwsze zawolanie i wyswieci nasze wnetrza, kupic w aptece fenomenalny krem na zmarszczki, ktory pozwoli nam odsuac starosc na czas neokreslony i spokojnie spac, kupic w sklepie kure, ktora nie urodzila sie w kurzym Oswiecimiu, poslac dziecko na oboz jezykowy lub sprowadzic do domu fizjoterapeute z dyplomem AWF.
Mozemy z tych dobrodziejstw rynku korzystac lub nie korzystac. Mozemy popelniac bledy i z nich sie uczyc. mozemy robic kompletne glupstwa lub odnajdywac uslugi, ktore sa niezbedne dla naszego funkcjonowania lub jakosci zycia.
To nie wina rynku jak definiujemy nasze potrzeby i ktore z nich chcemy zaspokoic. Jestesmy dorosli i nie mozemy winic swiat za to, ze wzielismy z banku wieksza pozyczke niz nas stac na splacanie. Jestesmy dorosli i popelniamy bledy na wlasne konto. A kiedy nie umiemy z tymi beldami sobie poradzic, to z pewnoscia na rynku znajdzie sie gdzies poradnik, ktory warto przeczytac.
O to nam wlasnie chodzilo, kiedy narzekalismy, ze komuna nas upanstwowila i uczynila z nas bezwolne narzedzia polityki jednej partii. Pamietace ten dowcip z czasow PRL: uczynil Pan Bog z zebra adamowego kobiete, postawil przed Adamem i mowi: wybieraj!
Z tym „obowiązkiem szczęścia” to jest taki numer, że owszem, on jest wymuszany, ale prawie nikt nie definiuje, co to właściwie jest to szczęście, ani nie informuje, że mogą być różne jego modele. W mediach automatycznie zakłada się, że wszyscy mają na myśli model czysto hedonistyczny – pieniądze (z pracą jako gwarancją ich uzyskiwania), cudnej urody i charakteru współmałżonek/-ka, wakacje na Malediwach, symbole statusu, życie jako pasmo przyjemności (przynajmniej na zewnątrz, bo w istocie i na Malediwach można się męczyć). Otoczenie najczęściej sprzedaje ten sam model. A religia wprawdzie inny, ale nieatrakcyjny i dość archaiczny, więc mało konkurencyjny. Toteż współcześni rodzice często wcale nie zastanawiają się, jak wychować dziecko szczęśliwe w sensie np. kalokagathii, tylko jak kupić temu dziecku popularny model szczęścia. Taki, jaki „wszyscy” mają (tzn.ci, którym się w życiu „udało”). No bo jak nie kupią tego samego, to może wyjść, że jacyś są gorsi… 🙄
Ale rację ma foma, że przynajmniej rynek usług to napędza. 😈
Wlasnie mignelo nie gdzies przed oczyma omowienie rozleglych badan, z ktorych wynika, ze Piaget gleboko sie mylil piszac to co pisal o rozwoju dziecka. Ale sie nie wglebialam.
Jakby ktos chcial mi zafundowac popularny model szczescia – mlodosc, pienadze, urode, hedonizm, to chetnie skorzystam. Jakby kto chcial sie pozbyc modelu uzywanego, to tez jestem gotowa rozpatrzec.
Call me shallow. 🙂
No to proste z tym szczęściem:
bądź sobą! kup …X!! Jesteś tego wart!
👿
Oddawanie wszystkiego wyłącznie w niewidzialne ręce rynku równie dobrze (czy równie źle) pozbawia wyboru, jak zlikwidowanie rynku. Przyznałbym rację Jotce, że – jak często – wic nie jest w absolutyzowaniu tego czy owego, tylko w zachowaniu równowagi i proporcji, mociumpanie. 😉
Nie rownie dobrze, nie rownie dobrze.
A wiecie, że gdyby ktoś mi dziś zafundował popularny model szczęścia, ale pod warunkiem, że nie będę dawać do siebie dostępu żadnym głupim myślom o sensie życia, pięknie, dobru, sprawiedliwości, sztuce i innych takich bzdetach, to… nie skorzystałbym. Słowo honoru! 🙂
Chociaż nie wiem, czy byłbym równie skłonny do odrzucenia takiego prezentu, gdybym dożył tak, powiedzmy, osiemdziesiątki. 😉
Tadeuszu, idę właśnie kupić jaja, bo mi się skończyły. Zobaczymy, czy z nimi będę szczęśliwszy niż bez jaj. 😆
Powiedzmy szczerze: ludzie są zawsze nieszczęśliwi. To chyba wbudowane w nich.
Zawsze chcą czegoś, czego nie mają, albo więcej tego co mają. I sądzą, że będzie to szczęśliwe.
Jakoś ciągle dochodzimy do prymatu „mam”…
A jak są starzy, to myślą: czemu zamiast *wielu orgazmów/uczenia się* nie *uczyłem się/miałem wielu orgazmów* w młodości. I choć powinni być mądrzejsi, to znów są nieszczęśliwi.
No ciągle dochodzę do tego samego!
Źle, zawsze źle człowiekowi.
Widziałem wszystko, co się dzieje pod słońcem: a oto wszystko marność i utrapienie ducha.
Nie Bobiku, będziesz nieszczęśliwy, bo zamiast uczone dysputy prowadzić, Ty kupiłeś jaja, a i to nie te co chciałeś i nie w takiej ilości! Czy bowiem wystarczy??? I do kiedy???
O!
„Jestem tego warta” (I am worth it!) bylo haslem reklamowym firmy L’Oreal, ktore pierwszy raz objawilo sie w koncu lat siedemdziesoatych i dotyczylo farby do wlosow, drozszej o mniej wiecej 30% niz inne farby dostepne wowczas na rynku. I do dzis sa to jedne z najdrozszych farb do uzywania w domu.
Reklama byla dobra, z przymruzeniem oka, uczciwie przyznajaca, ze farba jest drozsza, ale „I am worth it!”, modelka zabawna i wzbudzajaca symatie. Znalam te farbe (Reverence/ Excellence) jeszcze zanim zaczeto ja w ten sposob reklamowac i nie mialam watpoliwosci, ze juz wtedy radzilam sobie z malowabiem wlosow na kolor zwany „strawberry blond” ( niestety od tego czasu wycofany ze sprzedazy) znacznie lepiej niz z innymi podobnytmi produktami.
Pare razy podkusilo mnie aby kupic cos innego. Zawsze tego zalowalam – ostatni raz tuz przed wyjazdem do Polski, kiedy po umalowaniu poznym wieczorem odkrylam rano przed odlotem, ze zamiast strawberry blond mam na sobie cos przypomionajacego kolorystycznie skorke baklazana. Musialam w wielkim pospiechu, przed spotkaniem z Vesper i Stanislawem, przemalowywac u fryzjera w Gdyni.
So. I am worth it! Od czterdziestu lat! Bradzo polecam. 🙂
Co za glupi Pies! szczescie to nie rozmyslanie o sensie zycia, tylko brak leku o wlasna smiertelnosc, serenite, akceptacja. No mozna jeszcze na dobra miare dorzucic multiple orgasm, jesli faktycznie taki istnieje.. Ale jest to ekstra. T.zw. pelnia szczescia. 😆
Też kiedyś pomyślałam „I’m worth it”. Nie, to nie było tak. Pomyślałam „I’m not worth it”. Nie, to było jeszcze inaczej. Pomyślałam „It’s not worth it” i nie poszłam, jak to wcześniej miałam w zwyczaju, do fryzjera, tylko postawiłam na samodzielność i kupiłam farbę o 30% droższą niż pozostałe. A kiedy wyszłam z łazienki, moje dziecko, niespełna roczne wówczas, gruchnęło tak serdecznym śmiechem, jak jeszcze nigdy przedtem, bo człowieka w pomarańczowych włosach jeszcze nie widziało.
Piekna winietka Vesper! 😆 😆 😆 😆
Kazdy mial taki moment, dlatego to takie smieszne.
Znaczy, it was worth it. 😆
It was worth the double, I would say, bo najpierw poszłam zatuszować ten paskudny pomarańcz, ale potem stwierdziłam, że jednak paskudnie wyglądam. Poszłam więc ufarbować się na ciemno i ściąć na króciuteńko.
Po kilku latach znów mi zdarzyło pomyśleć „I’m wort it”. Znów skończyło się u fryzjera, który miał trudne zadanie przywrócenia mi naturalnego koloru włosów, a kiedy już mu się udało, siedziałam zachwycona w salonie przed lustrem i pozbywszy się w sumie jakichś trzystu złotych, doszłam do wniosku, że natura wie najlepiej, w jakim kolorze nam do twarzy.
Też mi pytanie!? Wiadomo, że pies z jajami jest szczęśliwszy od bezjajecznego!!!! 👿
Natura okropnie potknela sie jesli chodzi o naturalne, bardzo jasne blondynki, przydzielajac im bardzo jasna cere, ktora w polaczeniu z bardzo jasnym blondem czyni je, blondynki znaczy sie, wymoczkowatymi. Dlatego w kolorze jasnego blondu najlepiej wygladaja przemalowane szatynki. Zas bardzo jasne naturalne blondynki musza sie malowac na starwberry blond aby wygladac jako tako.
Dlatego prawdziwy bardzo jasny blond jest taki rzadki. Jest pomylka Natury, dana nie temu, komu nalezalo.
Kiedy właśnie niektórzy wykręcacze ogonem tłumaczą przeprowadzenie Wiadomej Operacji u psa tym, że niby biedne zwierzątko będzie się męczyć, mając jaja, a nie mogąc ich użyć, więc szczęśliwsze będzie bez. 👿
Ja w każdy razie jaja już kupiłem, czyli mam, a teraz mogę sobie być w domu bez konieczności wychodzenia, co ze względu na przebrzydłą mżawkę napełnia mnie poczuciem bliskim szczęścia. 🙂
Blond jest nie tyle pomyłką natury, co jej eksperymentem, który prawdopodnie wkrótce się zakończy. Ponieważ gen blondu jest recesywny, to coraz większe mieszanie się populacji powinno go skutecznie wyeliminować. I wtedy nastanie sprawiedliwość, bo wszyscy będą jednakowo warci o 30% droższej farby. 😆
Aż mi wstyd, że siedzę i to czytam taka nieufarbowana. 😳
A ja to niby farbowany? 😯
100% naturalnej czerni, nigdy nietkniętej fryzjerem (strzyżenie załatwia rodzina). I nie mam z tego powodu żadnych kompleksów czy zawstydzeń. 😎
Kedzierzawi bruneci, jesli wystepuja w wersji psiej, nie maja na co narzekac. U ludzi to roznie bywa….
Phi, ja nie dość że nie umalowany to po zrzuceniu sierści. Mówię Wam, to jest rozkosz!
Blondynem być, ach, byłoby ciekawie,
anielskie loczki mieć nad chmurnym czółkiem,
złocistą grzywką oczarować gawiedź –
mógłbym to woleć niż z kiełbasą bułkę.
Blondynem być… Więc do fryzjera zmierzam
i ogromnymi proszę go prośbami:
weź mnie pan przerób na jasnego zwierza,
bo mi wychodzi już ma czerń bokami.
Rozrobił farby zręczny ten fachowiec,
ukłonem niskim dał znak, że gotowy
i jeszcze pyta: mój Bobiku, powiedz,
czy od ogona zacząć, czy od głowy?
A mnie tu w głowie się rozległo: kicha,
gdy czerni zbędę się, kim będę wtedy?
Czmychnąłem zatem i dotychczas czmycham,
niefarbowane dumnie nosząc dredy.
O, dzięki, losie, żeś mnie ostrzegł w porę,
żeś konsekwencje uświadomił mnie te…
Być maltańczykiem albo labradorem?
No, to już jednak wolę być brunetem. 😎
Tadeusz, znaczy, po wylince. 😆
Piekny wierszyk.
Chodzi mi po glowie inny wierszyk, ktory pamietam z wczesnej mlodosci o zaletach bycia blondynka. Jego autorka byla zapomniana juz dzis poetka Pola Braunowna, chyba wspomina o niej jednym zdaniem Szpilman w Pianiscie i wiersz pisany byl w czasie wojny. A Braunowne spotkal ten sam los co wielu kedzierzawych brunetek wtedy.
Obejrzalam migawke z pogrzebu KIm Dzong Ila na You Tubie. Bardzo polecam:
http://www.youtube.com/watch?v=jjJXkoFyBNc&feature=g-logo&context=G2c4d430FOAAAAAAACAA
Zamyslilam sie nad glosem spikera radiowego, dochodzac do wniosku, ze tak dobrze mi znajomy glos Jurija Borysowicza Lewitana, ktory przez 50 lat obslugiwal wszystkie epokowe wydarzenia w Radiu Moskwa, takie jak wybuch wojny, wziecie Berlina , smierc Stalina, byl znacznie bardziej dostpjny. Lewitan nigdy by nie pozwolil sobie rzewnie lkac do mikrofonu. Ogloszenie o smierci Stalina pamietam jakby to bylo wczoraj:
Dzis o czwartej nad ranem przestalo bic serce Wodza rewolucji … Josifa Wissarionowicza Stalina.
A mialam niecale szesc lat!
Ucz sie, koreanska mlodziezy!
Tu Lewitan oglasza poczatek wojny:
http://www.youtube.com/watch?v=mityZWUMSxg&feature=related
Niestety nie ma na tubie komunikatu o smierci Stalina.
Bo Lewitan to był inny gatunek sztuki. Ten koreański spiker, to przecież czysta opera. A jak w operze tenor się ze…łka, to przecież nikt nie ma pretensji. 😉
Tiaaaa.
Ufff, Bobiku, dobrze, że się na czas rozmyśliłeś. 😆 Wyobrażasz sobie, jakbyś wyglądał z odrostami? 😯
Jak Ofelia z wodorostami? 🙁
Niektórzy zbyt wolno się rozmyślali… http://papilot1.mykmyk.pl/img/660/0/93195418.jpg
Żeby pies dał się przefarbować na kota… Co z tego, że dużego? 🙄
Odsłuchałem Lewitana. Ależ to teatr przecież!
Swoją drogą zastanowiło mnie, on mówi
о великой отечественной войне.
Od razu na początku wojny… Przekonany byłem, że to było później wymyślone.
Pewnie jednak było wymyślone od razu i się przyjęło. Może i dzięki znakomitej interpretacji Lewitana? 🙄
Ja tez bylam zaskoczona, ze ta nazwa wojny byla juz „przygotowana”. Pewnie chodzilo o to aby z miejsca podkreslic, ze jest to wojna zasadniczo rozna od tej co byla za oknem w Europie. Ale tez z pewnoscia chodzilo o to by podkreslic jej patriotyczny charakter.
Zreszta z tego co slyszalam od ludzi, na czas wojny zawieszone byly w duzej mierze wewnetrzne represje. Pewnie nie, zeby zupelnie, ale bylo lepiej niz przedtem. Po wojnie wszystko sie zaczelo na nowo. Pamietam z domu strach po ogloszeniu o „mordercach w bialych kitlach” – Ziobro, toutes proportions gardees, mial swego niedpscignionego Mistrza.
Ech, żeby to tylko Ziobro… 🙄
Przecież Sowieci byli przygotowani do wojny. Mieli zaatakować. Stąd tak wielkie problemy z obroną, bo nie liczyli się takim obrotem spraw. Nie mieli uzbrojenia potrzebnego do obrony. Byli nastawieni na atak. Byli też przygotowani propagandowo.
Widzę, że co było jasne i zrozumiałe lat temu czterdzieści, dziś takie nie jest. No chyba, że się jest Jotką 😉 która wie, co jest grane.
Młodzieży tu dużo, zatem pomogę: Stefan Kisielewski pseudo Kisiel był znakomitym publicystą, dosyć marnym pisarzem, miernym kompozytorem i temperamentnym politykiem. Zasiadał nawet w Sejmie w ramach licencjonowanej opozycji, miał zatem świetny wgląd w kulisy naszych ówczesnych elit politycznych jak również w świat cream of the cream naszej licencjonowanej garstki Putramenciarzy (tylko błagam, nie każcie mi wyjaśniać, kto to był Putrament…)
I o nich ukuł swój wic. Ja nie mam oczywiście tak przenikliwego spojrzenia Kisiela, za to żyję w czasach permanentnej transmisji miedialnej z wydzielin umysłów naszych obecnych elit politycznych i wszelkich innych, co niejako daje mi przewagę nad Kisielem w dostępie do informacji – dlatego się z nim zgadzam w odniesieniu do poziomu owych elit. Dzisiejszych elit dodam i przypomnę, że kształciły się pod czujnym okiem likwidujących analfabetyzm komunistów…
Uwaga: nie ma żadnej kufy…
No tak… hiperbola, tylko nie mówimy o ludziach, którzy potrafili dziś odnieść sukces, chyba, że Błaszczak jest człowiekiem sukcesu 😆
cóś mnie naszło sylwestrowo 😎
A Kisiel był wyjątkowo przenikliwy. I zawsze ” walczył w swoich felietonach o prawo do błędu. Moje błędy świadczą o mnie- z felietonu w TP 1966,35
Specjalnie dla Heleny 😉
http://w875.wrzuta.pl/audio/4XjyAmLc1xM/zawiadomienie_o_smierci_stalina
Po jego śmierci moja Mama przestała udawać, że jestem dzieckiem Jej siostry.
Kisiel…. pewnie mnie jakoś ukształtował. Np. takie peany piał na cześć Strawińskiego, że poszedłem do księgarni, zacząłem słuchać i… wpadłem.
Mierny pisarz. Pewnie tak. Nie zdołałem żadnej powieści przeczytać.
Mierny kompozytor… nie wiem. Gdy miała być Symfonia w kwadracie w Breslau, zadzwonili z KW, że sobie we Wrocławiu nie życzą takiej muzyki. Nagrań nie ma. (Skandal swoją drogą). Podobno bardzo dowcipna.
Kisiel…. felietony. Ja cały z nich.
„… kto to był Putrament”? panie Putrament, szkoda atrament 👿
Pies nabył jaja i co? 🙄 …. nie ma go 😯
Dobranoc 🙂
Pies jes, ale trochę złachany. Był przewietrzyć zakup. 🙂
Mtsiódemeczko, a dlaczego akurat po śmierci Kisiela przestała udawać?
Ja bym nie powiedziała, że Kisiel był miernym kompozytorem. Przeciwnie, to, co napisał, jest warsztatowo dobre. A przy tym ogólnie raczej zabawne, takie Bolki-Lolki, umpa umpa umpapa. Czasem bardziej, czasem mniej.
Na tubie jest niestety go mało.
http://www.youtube.com/watch?v=2T1yMovKr0o
Nie po śmierci Kisiela, tylko Stalina, Bobiku
Wkleiłam w poprzednim poście komunikat o śmierci Stalina, którego bezskutecznie szukała w sieci Helena.
Mój komentarz odnosił się do niego, wcześniej się bała, że mnie zabiorą.
Och, przepraszam. 😳 Jakoś się na tym Kisielu zafiksowałem i nie mogłem za Chiny zrozumieć związku.
A o Kisielu: ja zawsze miałem poczucie, że on z zawodu był przede wszystkim postacią. 🙂 A dopiero potem felietonistą i tak dalej.
bycie postacią jest zdecydowanie najlepsze. można tym wytłumaczyć brak nowego tekstu, albo brak jakiegokolwiek tekstu, albo jakiegokolwiek wiekopomnego osiągnięcia… 🙄
to do czego doszliśmy z inwestowaniem w dzieci i rodzicielskim lękiem o zaprzepaszczenie życiowych szans? i czy jest już gdzieś kurs na namawianie koleżanek, żeby podciągnęły w górę bluzki z hello kitty? ;]
No, mt7, nie moglas mi zrobic wiekszej pezyjemnosci niz odnalezc ten komunikat osmierci Stalina glosem Lewitana. Zaczelam sluchac i juz sie denerwowalam, ze nie bedzie o „przestalo bic serce…” ale bylo! Bylo, a jakze! 🙂 🙂 🙂
Ma w tym komuikacie takie zaduszewnyj glos – nic dziwnego, ze moj tata z promiennym usmiechem na twarzy kazal mi wysluchac przed wyjsciem ze mna do przedszkola. Ten komunikat byl nadawany miedzy kawalkami powaznej muzyki – nie sadze aby akurat takiego Formalisty Strawinskiego, ktory byl akurat zakazany.
Mialam ja w Serwisie Rosyjskim cudnego kolege, przyjaciela nawet, starszego, ale duchem chyba mlodszego, Leonida Finkelsteina, ktorego udalo mi sie kiedys namowic na wspomnienia o smiercu Stalina. Dowiedzial sie o niej na apelu w Gulagu, gdzie spedzal mlodosc gorna i chmurna przy wyrebie tajgi.
Podobno tego dnia upili sie wszyscy – zarowno straznicy jak i zekwoie, a Lonia spedzil nastepne trzy tygodnie w pojedynczej celi, gdzie mial na nowo przemyslec co osbiscie dla niego zrobil Wielikij Towarzysz Stalin.
Zaloze sie, ze oglada dzis pogrzeb Kim Dzong Ila i wspomina wlasne zycie, tak jak ja.
Niestety, foma, ni ma letko. Do bycia postacią (prawdziwą, nie medialną wydmuszką) trzeba najpierw mieć jakieś osiągnięcia. Choćby myślowe. A dopiero potem można nic nie pisać, jak np. Franc Fiszer. 😉
Rodzicielskim lękom na razie damy się wyspać, żeby rano ze zdwojoną siłą mogły się zabrać do roboty. 😈
Ugh, zeen, totez troche sie zdziwilam… nie mogles tak od razu, bardziej lopatologicznie a mniej hiperbolicznie…
Rodzicielskie leki sa bardzo uzasadnione. Rodzice sami nie zostali tancerzami, prezydentami, neurochirurgami itd, wiec ich lek jest oparty na zyciowych realistycznych obserwacjach. Dodatkowo rodzice boja sie, ze bez specjalnego wsparcia, ktore oferuja inni rodzice, ich dzieci pozostana w tyle za innymi.
Nie sadze, zebysmy jednak musieli sie patrzec na przyszlosc mlodego pokolenia pesymistycznie. Oni sobie poradza; do dyspozycji beda mieli lepiej rozwinieta nauke, technologie, nie mowiac o zasadach moralnych i pewnie zbuduja lepszy swiat niz nasz wiek XX.
Ze śmiercią Stalina kojarzy mi się okrzyk, który wedle Sołżenicyna rozbrzmiał wówczas gromko i triumfalnie w łagrach: „Ludojed nakryłsia”!
Króliku, rodzice spoko mogliby się nie bać sami i nie robić zarzutu dzieciom z tego, że nie zostają prezydentami. Toż nie zostaje nimi praktycznie 100% populacji danego kraju. 😉
A mnie się ze śmiercią Stalina kojarzy anegdota o Fitelbergu, który ponoć po przyjściu na próbę orkiestry odezwał się do muzyków: Panowie, proszę wstać. Dziś w nocy umarł wielki radziecki… kompozytor Sergiusz Prokofiew. Proszę uczcić jego śmierć minutą ciszy. A po minucie rzucił mimochodem do koncertmistrza: Panie Wochniak, podobno Stalin też umarł
Fomo, pewnych rzeczy mężczyzna powinien nauczyć się samodzielnie. ❗ Kursomania manitoba. 👿 Może nawet w tej chwili ktoś siedzi i wymyśla kurs asertywności dla niemowlaków. 😈 Ech, wszystko dziś takie wyumiane. 🙁 Czas luźnych skojarzeń. 😉 http://www.youtube.com/watch?v=lR0NVQ0EJbw
Ago, wymyślić można wszystko. to nic szczególnego. gorsze że są tacy, którzy się na to łapią
Przypomniałem sobie, że mam dobrą klamrę na dziś: tę anegdotę o Fitelbergu to ja wyczytałem w „Abecadle Kisiela”. 🙂
🙂 Dobranoc.
A dodatkowa klamra moze byc to, ze Kisiel pisal w Kulturze slabe powiesci pod pseudonimem Tomasz Stalinski.
Wam tez donranoc.
Dwie, a może nawet i trzy powieści tego „Stalińskiego” (on tych pseudonimów miał zresztą więcej) w swoim czasie czytałem i zabijcie mnie – nic sobie nie przypomnę. Żadnego bohatera, żadnej sytuacji, żadnego bonmota nawet. Rzeczywiście, powieściopisarstwo nie było popisowym numerem Kisiela.
Same here, Bobik.
Tadeusz, Bobik, Helena.
Podlinkowany Levitan to specjalna produkcja pn. видеоролик для концерта на 9 мая. Choc nazywa sie jak oryginal ’22 июня 1941 ’, i brzmi jak oryginalny Levitan z 22 czerwca 1941 roku, to jednak jest to tylko видеоролик. Levitan w 1941 roku mial tylko 29 lat..
On, az prawie do smierci w 1983 roku, byl najwieksza instytucja piarowska Sovietskowo Sojuza.
http://rutube.ru/tracks/672671.html
To on wygral te wielikuju otieczestwiennoju wojnu tym patalachom. Nadajac, oraz nieznacznie zmieniajac, jak trzeba bylo, tresc porabanemu ustrojowi. Ktory to ustroj nigdy nie powinien byl zaistniec. Tyle ze wzial i zaistnial
„Ю.Левитан объявляет начале о великой отечественной войны 22 июня 1941 года, видеоролик для концерта на 9 мая”
R.I.P. I P.B. Najwyzszej niech beda za to dzieki.
A my dajmy sobie siana. Alternatywnie, czegos mocniejszego. Hej! Przeciez to dopiero czwarty dzien swiat. Cale ich osiem wciaz przed nami!
http://www.youtube.com/watch?v=DJXqRFwtjKQ
Orteq, dzieki. To pewnie wyjasnia ten zaduszewny glos, ktory mnie nawet zdziwil, po w pamiecu pozostal mi surowy bas.
A ja ogladalam wlasnie w nocnej BBC liczne doniesienia okolo koreanskie wsciekajac sie na mlodziez, ktora prowadzila serwis. Wiec pokazuja to wielomilionowe ludzkie mrowie, ktore zapelnia cala przestrzen kadru i prowadaxy komentuje: Przyszly setki tysiecy zalobnikow. W stolicy Korei Polnocnej moga mieszkac tylko czlonkowie partii, WIEC MOZE NIE NALEZY SIE DZIWIC, ZE PRAGNELI pozegnac swego przewodce.
No czy nie walic glowa o sciane?
Przypomina mi to mlodego wowczas korespondenta zagranicznego BBC Tima Sebastiana, ktoremu sie udalo byc w Polsce w chwili ogloszenia stanu wojennego. Dzwoni do trzy dni pozniej centrala z Londynu pytajac m.in. czy Polacy stawiaja opor wladzom wojskowym.
Sebastian: Eeeee, trudno moze mowic oooo… oporze zbrojnym….
Zostal pozniej wymieniony na znacznie lepszego Kevina Ruane’a.
Alez wypasiona i tepa morde ma ten Delfin! 😆 😆 😆
Zaraz go pewnie na portretach odchudza.
Heleno,
You’re very welcome
Nam sie zdarzylo walic glowa o sciane. Rok byl 1953, 5 marzec
http://www.youtube.com/watch?v=0Av94U_405w&feature=related
Pogrzeb Józefa Stalina. Moja pamiec nie siega az tak gleboko wstecz.
Wprawdzie to nie Korea Polnocna, i nie Levitan, ale cieplo, cieplo. Moze wiesz czyje glosy tam slyszymy? Czy sa to glosy rosyjskie czy tylko polskie?
History is a great dust heap. (Thomas Carlyle)
Delfin? No, nie. Nie ten
http://www.youtube.com/watch?v=qGB8_bWkOA8
Jeszcze trochę o relacjach w rodzinie
http://zdrowie.onet.pl/psychologia/nie-kocham-cie-mamo,1,4974642,artykul.html
Biegnę z autem do mechanika, z kwitami na uczelnię i takie tam …. czego szczerze nie cierpię 👿
Miłego dnia 🙂
Witajcie 🙂
Wlasnie mialam podac ten sam linek co Jotka – dobrze, ze odswiezylam strone.
Z autem do mechanika tez musze i tez szczerze nie cierpie, bo trace caly dzien i jeszcze kupe pieniedzy. Ale po Nowym Roku chyba tego nie unikne, bo moj Ciaputek juz dawno nie byl ogladany od spodu i juz czas najwyzszy 🙂
Dzień dobry.
„Defilada” – bardzo dobry dokument TVP o obchodach 40-lecia KRLD.Obawiam się, że ten naród może być nie do uratowania, w sensie powrotu do „normalności”.
Mały fragment:
http://www.youtube.com/watch?v=LyVlhfPahAE
Dzień dobry 🙂
Nie wiem, czy o rodzinie da się powiedzeć krócej i trafniej niż Starsi Panowie. Nie cieszy, nie cieszy gdy jest… 😉
Lecz kiedy jej ni ma, bardzo rzadko doznaje się natychmiast takiego poczucia szczęścia i odzyskanej wolności, jak ta kobieta z linki. Powiedziałbym nawet, że osoby z dysfunkcyjnych rodzin często bardzo źle znoszą odejście swoich strasznych rodziców, bo tracą ostatecznie szansę na „załatwienie sprawy”, jakieś lepsze ułożenie sobie stosunków. I nieważne, że tych stosunków i tak nie dałoby się ułożyć lepiej. Nadzieja na to jest dla dorosłego dziecka osią życia, psychicznym centrum, wokół którego się wszystko kręci. Załamanie się tego układu rodzicocentrycznego jest czymś w rodzaju końca świata, który wprawdzie daje szansę na nowy początek, ale kosztuje to zwykle dużo czasu i bólu.
Ale ponieważ nie są to myśli gwarantujące miły początek dnia, odłożę je na chwilę i pójdę się napić kawy. 🙂
STRASZNE są filmy z Korei Północnej. Nie mogę ich oglądać w dużej dawce, bo wpadam w autentyczne, fizjologicznie mierzalne przerażenie. To są prawdziwe horrory, wiele skuteczniej straszące od tych holyłudzkich. Nie Frankenstein, nie Drakula, nie Hannibal Lecter. Dobrotliwie uśmiechnięte, bezmyślne oblicze Najukochańszego Przywódcy.
Sluchajcie, to jest chyba ten program BBC sprzed 5-6 lat Olenki Frenkel i Ewy Ewart, o ktorym wspominalam pare dni temu – ale z polska narracja. To jest pierwszy odcinek, ale jest na jutubie cala reszta.
Jesli jest to ten program obu dziewczynek, to jest to jeden z najbardziej wstrzasajacyxh jakie wiedzialam w zyciu. To tam jest o tych kamerach smierci, do ktoryc idzie cala rodzina:
http://www.youtube.com/watch?v=h9HyNO2UZOY
Wlasnie uslyszalam w dzienniku, ze na budynku ONZ sciagnieto flage do polowy masztu w dniu pogrzebu tyrana i mordercy. Nie mam slow na sk..synstwo tego gestu.
Sorry, jeszcze troche horrorow. To jest ten odcinek, gdzie byly straznik opowiada o szklanych komorach smierci:
http://www.youtube.com/watch?v=oM-9BdKP-vs&feature=related
Już nie mogę, doszedłem do granicy wytrzymałości. Zaczynam sam siebie łapać na tym, że włączam mechanizmy obronne – a może ci uchodźcy przesadzali, żeby łatwiej dostać azyl? A może koloryzowali, bo chcieli się słuchającym wydać ważni? Wiem, że to z niemożności ogarnięcia rozumem i przyjęcia do wiadomości tego wszystkiego, ale w takich przypadkach wiedzenie pomaga niewiele. Po prostu dusza mówi: stop, reszta nie teraz.
Ja znam ten mechanizm i sama czesto go wlaczam. I potem albo mam poczucie winy, albo mnie ciagnie uchylic tylko malego rabka i przykryc z powrotem.
PO tym programie o Korei nie moglam spac chyba z miesiac. Zdarzylo mi sie to tylko raz przedtem i tez moja kolezanka, zona przyjaciela-poety, Lina Pomerantzewa robila program – pierwszy lub drugi rok po upadku ZSRR pojechala do Moskwy i zrobila (dla telewizji komercyjnej, Channel 4)godzinny film o biezprizornych, dzieciach ulicy, mieszkajacych gdzie sie da, glodujacych i zebrzacych na jakies spraye do wachania, bo tylko te uzywki byly w stanie zabic poczucie beznadziejnosci ich sytuacji i rozpacz. Nie byly to czesto nawet sieroty, tylko takie wyrzucone z domu, z glodu. LIna wrocila zreszta za rok, aby zobaczyc ci sie z jej bohaterami stalo. Polowa z nich juz nie zyla. Snilo mi sie to przez nastepne dwa lata i juz balam sie nawet spotkac z Lina, tak sie przestraszylam.
Male dzieciaki – miedzy 5 a 12 rokiem zycia.
Lepsze o niebo juz byly nawet rumunskie sierocince.
Jakieś dziwne fluidy dzisiaj latają… Tak się złożyło, że ja dziś rano oglądałem tę serię zdjęć Maksymiszyna, o bezdomnych dzieciach z Petersburga:
http://www.maximishin.com/view.php?photo_id=1098&screen=0&cat_id=72&action=images&lng=
To wszystko przerasta mozliwości pojmowania „normalnego” – a kto to jest??? – człowieka.
Smutne i przerażające.
Z opisów Maksymiszyna widać, że czasem są to nawet dzieci z rodzin całkiem wydolnych finansowo, ale najwyraźniej niewydolnych emocjonalnie. Niektóre dzieciaki wolą być na ulicy, bo tam dostają coś, czego zabrakło w domu – jakąś bliskość, więź, czas razem spędzany, poczucie, że komuś na nich zależy. Też straszne.
Stary powód należenia do gangu, poczucie bliskości.
Straszne? Normalne raczej.
Straszne, że trzeba tego szukać w gangu…
Takie życie. Ludzie to wyjątkowo elastyczne zwierzęta.
Dokładnie to miałem na myśli – straszne, że trzeba szukać tego w gangu. Straszne, że ludzie nie potrafią przyjąć nawet tak elementarnej odpowiedzialności, jak za swoje potomstwo. Straszne, że sami są tak „uszkodzeni” i podają to dalej.
Straszne, że ludziom nie chce się choćby tytułem eksperymentu przetestować, czy przypadkiem nie sprawdziłaby się w praniu taka dziecięco naiwna zasada – żyje się znacznie lepiej i przyjemniej, kiedy wszyscy są dla siebie nawzajem dobrzy. 🙄
Chyba jednak nie do końca. W grupie/gangu akceptację zdobywa się dostosowując, tzn, robiąc różne złe rzeczy.
W domu często od dzieci oczekuje się (jednak) spełnienia jakiś postulatów.
Miałam w młodości pewien epizod i nie wydaje mi się, że to były dzieci, którym zabrakło miłości.
Mnie się udało, Pan Bóg czuwał, nie wsiąkłam w grupę, a oni, dzieci z dobrych domów, wylądowali w więzieniach.
O demoralizacji i skrzywionych charakterach nie wspomnę.
Od młodych ludzi trzeba też oczekiwać, nie tylko się litować, że tacy niekochani. Ich rodzice muszą zapewnić im byt i nie jest to dla nich często radosny wysiłek.
Czym innym są dzieci „bezprizorne”. Mój ojciec wcielony podczas wojny do NKWD mówił mamie, że rozwiązywano problem odstawiając w czasie mrozów wagony wypełnione dziećmi na bocznice kolejowe. Po kilku godzinach można było następnych przywozić.
W tym filmie, od Heleny, jak i we wszystkich relacjach ludzi o niewyobrażalnym okrucieństwie, którego często sami się dopuszczali, zawsze mnie zaskakuje beznamiętna narracja. Trudno mi to wytrzymać.
A najbardziej przeraża, że każdy w sprzyjających warunkach może być taki sam.
A tę naiwną zasadę to ja już chyba słyszałem… Kazanie na Górze? Budda?
Jakoś nic z tego nie wychodzi zwykle, bo ludzie to ludzie.
A ten społeczny stan umysłu sentymentalno-dobrotliwy to jest nowość w kulturze zachodu. I trwa w największym natężeniu od mniej więcej 1950.
Ale nikt nie mówi, że to jest stan normalny ludzi. Historia wskazuje na to, że nie jest.
Stąd moje paskudne stwierdzenie, że te okropieństwa to stan normalny ludzkości.
Z tego programu Liny pamietam, ze te dzieci sa bardz czesto dobre dla siebie nawzajem – dziela sie jedzeniem, piciem narkotykami, opiekuja sie nawzajem w chorobie. . Pamietam watek jednego chlopca, moze 11-12-letniego, ktory usiluje umiescic swoja 5-letnia siostre w domu dziecka. Rozmawia z kierowniczka, ktora kategorycznie mu odnawia przyjecia malej dziewczynki, dopoki nie bedzie miala formalnego podania napisanego przez rodzicow. Dzieci maja tylko matke-alkoholiczke, do ktorej ten chlopiec dzwoni z budki i usiluje ublagac, aby przynajmniej przyszla do tego sierocinca. Ale mamuska posyla go do wszystkich diablow i rzuca sluchawke.
Rok pozniej ten chlopiec juz nie zyje – narkotyki i AIDS. Kilku jefi kolegow tez zmarlo lub jest umierajacych.
Koszmar.
BYlam wtedy mlodsza i rozmyslalam o adopcji. Ale powiedziala mi nasza przyjaciolka-pediatrka, ze nie mialabym szans przywiezc dziecka do Anglii i uzyskac dlan jakis formalny status, glownie dlatego, ze nie jestem obywatelka, chociaz i obywatelom- malzenstwom bylo bardzo trudno przywiezc dziecko np z rumunskiego sierocinca. No i fakt, ze nie moglabym sama zajmowac sie dzieckiem w ciagu dnia, utrudnilby mi znaczaco adopcje, czyniac ja de facto niemozliwa.
Stad snilo mi sie to po nocah bardzo dlugo. I stad moje faktyczne zerwanie kontaktow z Lina Pomeranzev – poczucie winy, ze nie moge nic zrobic teraz,kiedy juz wiem. Istrach, ze ona mi nie uwioerzy.
Zajrzalam do google’a i zobaczylam, z wspanialy i przejmujacy prgram o Beslanie (rok po) , ktory widzialam, tez byl jej autorstwa. A teraz ich syn dwusdziesto-paroletni Pie’ka (Peter Pomeranzev) tez rezyseruje jakies znakomite programy z dawnego ZSRR.
Mt7, oczywiście, nie wszystkie sytuacje są takie same i uogólnienia zwykle odnoszą się do wielu przypadków, nie do wszystkich. Nadmiarem miłości (i oczekiwań) też można stamsić. Ale wszelkie moje kontakty z tzw. trudną młodzieżą wskazują na to, że poza przypadkami ewidentnej psycho- czy socjopatii, powodem lgnięcia do grupy typu gangowego jest jakiś brak, najczęściej miłości, zaufania albo akceptacji. I to jest wynoszone często z pozornie funkcjonalnych rodzin. Dziecko może być zadbane, zaopiekowane, nawet przytulane, ale rodzice nieświadomie dają mu wciąż do zrozumienia, że „nie dorasta” do ich wyobrażeń. Albo to domowe ciepełko jest tylko na pokaz, a kiedy rodzina zostaje sama, tatuś zaczyna prać mamusię. Albo rodzeństwo rywalizuje o względy rodziców i najsłabszy w tej konkurencji, mając poczucie, że nie ma szans wygrać, szuka uznania gdzie indziej. Mnóstwo jest różnych takich zawikłań.
Jest też czasowa potrzeba buntu, najczęściej w okresie dojrzewania, której ulegają i dzieci z naprawdę funkcjonalnych rodzin. Ale to zwykle wystarczy przeczekać (nie mówię, że bezczynnie). Szczeniak się wyszumi i mu przejdzie. 😉
Tadeuszu, ja wiem, że zwyczajowym (nie chcę użyć słowa „normalnym”, bo się szczenięco upieram, żeby nie uznać tego za normę) stanem ludzkości jest raczej okropieństwo. Ale wychodzę z takiego założenia – jeżeli wszyscy się pogodzą z tym, że tak jest i nie ma co myśleć o zmianie stanu rzeczy, to on się na pewno nie zmieni, bo niby czemu by miał. A jeżeli chociaż część stworzeń na tym świecie z naiwnym uporem o zmiany się będzie upominać, to jest przynajmniej nikłe prawdopodobieństwo, że jednak coś się zmieni.
Inaczej mówiąc, ja usiłuję nie zgadzać się na aktualny stan rzeczy zgodnie z zasadą „ty mnie daj szansę, ty wykup los”. 😉
Trudno powiedzieć jakby ten świat wyglądał bez naiwnych typu Jezus czy Budda?
Najbardziej paradoksalne wydaje mi się to, że ta naiwna zasada naprawdę funkcjonuje. Kiedy ludzie są wobec siebie – już nie mówię dobrzy, ale po prostu przyzwoici, naprawdę żyje się lepiej i przyjemniej. A jednak większość ludzkości trudno do tego przekonać. 😯
Każdy chce należeć do jakiegoś 'my’. Najgorsze jest to, że najlepszym dowodem na istnienie 'my’, są jacyś 'oni’. W obrębie 'my’ można być do rany przyłóż, natomiast 'onym’, to po prostu przyłóż. Nie wiem, czy jesteśmy z natury dobrzy, czy źli – ale gdy chodzi o konkretnych ludzi, to wolę założyć, że dobrzy i wyjść na tym jak Zabłocki na mydle, niż kogoś skrzywdzić. Dobrzy czy źli, często widzę, że jesteśmy po prostu słabi. Moja własna słabość przejawia się zwykle w lenistwie – moim grzechem codziennym jest grzech zaniechania.
Ależ się koniecrocznie zrobiło. 😉 Nie wiem, jak w Was, ale we mnie ten koniecroczny nastrój narasta od kilku dni i coś czuję, że tegoroczny Sylwester będzie wyjątkowo refleksyjny.
No jasne, koniecrocznie! A ja nie mogłem dojść do tego, co nam się tak dziś zebrało… Dopiero Aga mnie naprowadziła na właściwy trop. 😉
Tę „zasadę Zabłockiego” też stosuję z upodobaniem, aczkolwiek ze świadomością jej granic. Na przykład do Najukochańszego Przywódcy bym jej nie przyłożył. 🙄
A o lenistwie może lepiej nie będę…
No, trudno, jakieś wady trzeba w końcu mieć. 😈
No jasne, że zasadę Zabłockiego stosuje się nie ad infinitum, tylko razem z zasadą 'Do n razy sztuka’ – gdzie n jest już indywidualnie dobierane. 😎 Coś zakładam – ale jak mam potem dowody na to, że założenie było błędne, to przecieź nie będę na te dowody przymykać moich piwnych ocząt. 😉
Już dziś więcej nie będę zanudzał Maksymiszynem, tylko jeszcze się podzielę jego jedną, breughlowską fotką, która wzbudziła mój szaleńczy zachwyt (może dlatego, że ja tego Breughla bardzo tego). Zerknijcie na prawy dolny róg: 🙂
http://www.maximishin.com/view.php?photo_id=2106&screen=4&cat_id=124&action=images&lng=
Som dobre, te fotografie.
Bobiku ja jak zawsze za Tobą 🙂
Tylko sądzę, że jak się ma nastawienie, że okropieństwo to jest stan normalny, to realistyczniej podchodzimy do świata. Drobne rzeczy wtedy bardzo cieszą, np. to, że się ludzie zaczynają uśmiechać na ulicy w Polsce, można zagadać do kogoś. A złe przyjmujemy spokojniej.
A przy okazji może rozmądre mężowie, żonowie i pieskowie mi odpowiedzą na pytanie: kiedy zaszczepiło się w masowej świadomości przekonanie, że każdy człowiek to jest dobro najwyższe, które należy chronić za wszelką cenę? Mam takie wrażenie, że jeszcze w czasie II wojny tak nie było. Z czym chyba łączy się ogólne zaprzeczanie śmierci i oszukiwanie się, że długo młodo będę żył. Tylko jakiś kremik, pigułeczka..
Z czego to się wzięło??
Fakt 🙂
Fakt był do Breughla. Tadeuszu, mnie fascynuje postawa Miss Marple: mind like a sink & human nature being as it is… a jednocześnie taka spokojna, pogodna życzliwość i pozytywny, ciekawski 😉 stosunek do życia i bliźnich. No sprzeczność nad sprzecznościami. Też tak chcę. 😉
Nie uważam, że człowiek jest z gruntu dobry lub zły.
Uważam, że obie te możliwości są w człowieku i dochodzą do głosu w różnym natężeniu i zakresie.
Truizmem jest stwierdzenie, że nienawiść, niechęć, uprzedzenie są niszczące w pierwszym rzędzie dla tego, który je żywi, a tak mi trudno czasami oprzeć się tej fali.
Pewnie świat (a w tym człek) z tego powodu, że jest złożony z takich sprzeczności, wydaje się taki fascynujący.
Ne chciałbym sprawić wrażenia, że jestem Pollyanną. 😉 Wiem, do czego ludzie są zdolni i nie spodziewam się, że pod wpływem jakichkolwiek słów od jutra wszyscy nagle zaczną być dobrzy. W głębi ducha nawet sobie czasem pochlebiam, że patrzę na świat całkiem realistycznie, a już na pewno potrafię się cieszyć drobnymi rzeczami. 😎 Moja (świadoma) naiwność zaczyna się tam, gdzie trzeba określić normę i odbiegające od niej zło lub dobro. Przyznaję sobie prawo do nierozciągania pojęcia normy na całość ludzkich zachowań, tylko do jasnego powiedzenia czasem: to już jest zdecydowane zło, a to zdecydowane dobro. Jest mi to potrzebne jako moja własna busola. Bo jeżeli za normę uzna się wszystko, to jakaż może być motywacja do czynienia raczej dobra niż zła?
Dlatego kiedy ktoś mnie spyta, czy człowiek częściej jest istotą agresywną i okrutną, czy łagodną i pokojową, odpowiem realistycznie – częściej okrutną i agresywną. Ale na pytanie, czy wobec tego warto samemu być pokojowym i namawiać na to innych, odpowiem już naiwnie – warto. Bo tym pokojowym naprawdę przyjemniej się żyje, nawet jeżeli mniej udaje im się światu wyszarpać. 🙂
No to bobikowy światoogląd byłby bliski mojemu.
Po co wyszarpywać?? Można iść i kupić 🙂
Zastanawiam się nad pytaniem Tadeusza z 16.00. Chyba by je trzeba rozbić na dwie sprawy. Przekonanie, że najwyższym dobrem jest człowiek „jako taki”, w sensie gatunku, ma korzenie z jednej strony w judaizmie i chrześcijaństwie (bo ulepiony na podobieństwo Boga), a z drugiej w starożytnych i późniejszych nurtach racjonalistycznych (wiele jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga człeka potęga). Ale to uwielbienie dla człowieka jako takiego długo nie mogło się przełożyć na uznanie wartości człowieka konkretnego, czyli na praktykę praw jednostki bez względu na pochodzenie, wyznanie, kolor skóry, etc. Ten nurt na poważnie zaczął się dopiero od Oświecenia i też nie od razu przebił się do powszechnej świadomości. Dopiero dwie wojny światowe (nie zawsze pamiętamy, jak niedługo po sobie one nastąpiły) chyba dokonały tu jakiejś zdecydowanej przestawki myślowej. I jeszcze jedna rzecz – podniesienie poziomu życia. Kiedy żyje się w miarę dobrze i wygodnie, jakoś mniej chce się umierać i zabijać innych. To zresztą wręcz prawo natury – syty lew nie poluje. 😉
Ale to wszystko odnosi się głównie do społeczeństw Zachodu, bo poza nimi jest wiele takich kultur, w których życie jednostki nie ma szczególnego znaczenia, a o największym to już nie ma co mówić.
O, widze, ze po paru dniach swiatecznej przerwy trafilam wlasnie na hobbes’owskie wydanie Blogu Bobika (z elementami Pollyanny, ale wiadomo, ze Polyanny nie boerze sie powaznie). 😉 Akurat jestem po lekturze paru ksiazek zahaczakacych o ostatnie tematy, w tym Kahnemana Thinking Fast, Thinking Slow i The Better Angels of Our Nature Pinkera oraz nowej ksiazki Dalaj Lamy (tego od naiwniaka Buddy) 😉 pt. Beyond Religion, ale juz nie bede sie odzywac, bo to jednak mocno skomplikowane tematy, tylko wyraze swoje votum separatum co do bardzo szeroko zakreslonych podstawowych zalozen. 😉
Doczytalam Heleny historie o Kasi. Bardzo ladna. 🙂
A ogladanie zaloby po Kimie przez ostatnie dni, i oblicza nowego przywodcy, takze mnie przypomnialo rodzinne historie o przezywaniu smierci Stalina, w tym jedna historie co prawda nie z takgi, ale z polskiego wiezienie, w ktorym ten dzien swietowano stojac caly dzien na apelu na wieziennym dziedzincu (wydanie specjalne dla „wrogow klasowych”).
Jutro ma u nas padac snieg, wiec bede musiala sie wyrwac ze swiateczno-wypoczynkowo-lekturowego blogostanu ostatnich dni i sprawdzic, czy mam wszystko w domu, co nalezy miec przy takich okazjach. 😉
Monika mi (chyba samą swoją obecnością 😉 ) uświadomiła, że muszę dokonać samokorekty swojego postu z 17.09. Do społeczeństw Zachodu odnosi się opisany przez mnie (oczywiście bardzo skrótowo) rozwój idei praw człowieka, ale były i niezachodnie nurty myślowe (buddyzm, dżinizm, itd.), które wychodząc z takich czy innych założeń, również dochodziły do tego samego punktu, czyli ochrony każdego pojedynczego życia.
Obcesowo mówiąc, to tyle i ja wymyśliłem 😉
Ale ciągle wydaje mi się, że jest jakaś wyraźna cezura, tylko nie umiem dojść do tego kiedy ona.
Skądinąd z punktu widzenia biologii to jest to pogląd co najmniej absurdalny. Nic się tak nie mnoży jak człowiek i nic tak bezwzględnie nie niszczy środowiska.
Tadeuszu, z punktu widzenia biologii sprawa jest akurat dość prosta. Zasada zachowania gatunku. 😉 Każdy gatunek dąży do osiągnięcia sukcesu reprodukcyjnego, kosztem innych, a nawet środowiska. Ponieważ gatunkowi ludzkiemu niebywały sukces reprodukcyjny zapewniła cywilizacja, to on się jej trzyma, zżerając przy tym swoje środowisko jak szrotówek kasztanowcowiaczek.
Można by się czepić, że przecież wojny, które ludzkość z upodobaniem prowadzi, raczej gatunkowi zagrażają. Ale tu wchodzą do gry inne prawa biologii, jak agresja wewnątrzgatunkowa, egoistyczne geny, czyli bliższa koszula ciału i różne takie.
Jak chodzi o tę wyraźną cezurę, to owszem, była taka. 1948 rok. Przyjęcie przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Od tego właśnie czasu zbierające się przez wieki myśli o prawach jednostki ludzkiej zaczęły się przekładać na prawne konkrety i praktykę życiową. No i powszechną świadomość.
A mój wątek „historyczny” nie wziął się z podejrzenia, że Ty tego wszystkiego nie znasz 😉 tylko dla zilustrowania mojej myśli, że hasło „człowiek jako najwyższa wartość” niekoniecznie i nie zawsze odnosiło się do każdego człowieka i każdego życia. Nieraz było tak, że abstrakcja sobie, a konkrety sobie. Więc kiedy zaczynamy na ten temat mówić, to musimy ustalić, czy nam chodzi o abstrakcję, czy o konkrety. 😉
O, jaki piekny byl 3-godzinny David Copperfield!
Kompletnie rozanielona….
Dobry wieczór 🙂
Dochodzę do siebie po odlocie Młodych. Jak dojdę, to będę 🙄
Haneczko, a nie możesz dobiegać do siebie? Byłabyś szybciej. 🙂
No tak Haneczko, ci odlatują ci zostają
Szybkiego dojścia 😎
Trochę łajza z Bobikiem
Mam nadzieje, ze ten David Copperfield dotrze wkrotce do telewizji bostonskiej, Heleno. A poki co, moge sie pocieszac najnowsza biografia Dickensa, ktora znalazlam pod choinka… 😉
Ludzie, ja pełzam 😯
Jutro przemili, bardzo oczekiwani goście sylwestrowi. Pierś indycza w piecu, lodówka znowu pełna, chałupę ogarnąć, pan mąż awaryjnie walczy z cudzym prądem 🙄
Ja bym się nawet śniegiem pocieszył. U nas to zwierzę chyba już całkiem wymarło. 🙄 Tylko szaro i deszcz, szaro i deszcz, szaro i deszcz… 😥
Haneczko, nie strasz. Sylwester jest jutro czy POjutrze? Moja indycza noga i gęsie pierwsi jeszcze głęboko zamrożone!
Tracę poczucie czasu, które i tak zawsze mi szwankowało.
W dodatku trafiłam przypadkowo, w szale poszukiwań prezentów, na coś takiego:
http://www.zegarynki.pl/
Najpiękniejszych chwilowo tam nie ma, bo właśnie wykupiłam pół sklepu i na dodatek zaprzyjaźniłam się wirtualnie z uroczą Panią Zegarynkową. Dla mnie te biżutki (w naturze piękniejsze niż na zdjęciach!) stanowią doskonały przykład zatrzymania czasu, władzy (przynajmniej częściowej jeśli nawet złudnej) nad czasem. A czas mój wróg!
Moniko, czy Claire Tomalin? To cudna pani. Lata temu bylam na spotkaniu z nia i generalnie bardzo ona mi sie podoba. MIala przedtem ksiazke o zwiazku Dickensa z Ternon, ktorej nie czytalam. Tomalin – zona ukochanego Michaela Freyna, tego od „Kopenhagi” i „Headlong”.
Swoja droga nie jest to niesamowite, ze wciaz pisza nowe biografie Dickensa?
A ten cudny David Copperfield — kto to zrobił?
Ciągle najbardziej mi się podoba wersja Davida Leana…
Bobiczku, dziękuję! Ano właśnie, 1948 i te tam prawa człowieka! Ha!
Tak, Claire Tomalin, Heleno. Swietnie napisana biografia. Zaczyna sie in medias res (teraz w ogole jest taki trend w biografiach anglojezycznych), od momentu, gdy jeszcze mlody, ale juz znany Dickens jest jednym z czlonkow lawy przysieglych w sprawie kobiety oskarzonej o dzieciobojstwo – pomiatanej sluzacej, za ktora sie nikt nie ujmuje. I Dickens odgrywa w jej sprawie taka role jak Henry Fonda w filmie Dwunastu Gniewnych Ludzi, i potem, jeszcze dziesiatki lat pozniej, interesuje sie jej losem. Taka migawka ze srodka zycia swietnie oddaje charakter bohatera biografii (druga taka swietna migawka, ktora mi utkwila w pamieci jest z biografii Williama James’a, ktora lapie bohatera opowiesci w czasie trzesienia ziemi w San Francisco).
Bobiku, jak bede miala nadmiar sniegu to Ci podesle, bo deszcz gorzej Ci sie komponuje z czarnym futrem. 🙂
A te zegarynkowe ozdobki fascynujace. 🙂 Pewnie na moje poczucie czasu tez by nie pomogly. 😉
Sciagne sobie na kindlw’a te Tomalin.
A tmczasem ujawniono fascynujacy sekret z najwyszych eszelonow wladzy koreanskiej. Mlody Tlusty ( KIm Dzong Fat’Un, jakby powiedzieli w Yorkshire) osobiscie zatroszcztyl sie, aby dostarczpna dla zalobnikow na pogrzebie herbata byla odpowiednio poslodzona.
Ja bym na wszelki wypadek przed piciem osobiscie zatroszczonej herbaty powachala, czy czasem nie pachnie migdalami.
To ja bym tu miał dość komfortową sytuację, bo posłodzonej herbaty w ogóle nie piję. 😎
Znalazłem coś okropnie śmiesznego. Śląskie etno: 😆
http://www.youtube.com/watch?v=KYPRg7Uolxk&feature=related
No aż sama nie mogę uwierzyć, ale dobrze się bawiłam na Halce. 😯 A teraz idę spać z mocnym postanowieniem, żeby jak wstanę, było koniecrocznie na drugą nóżkę, tzn na wesoło. To był dobry rok. No powiedzcie, że dobry był. ❓
Afrykańscy Ślązacy 😯
To był bardzo niedobry rok. Ja go żałował nie będę. Ale go tak niewiele zostało (Nisiu, teraz Sylwester już jutro), że faktycznie warto by tę końcówkę przetrwać na wesoło.
Znaczy – rano druga nóżka. 😉
Miłego przedostatniego dnia roku 2011 życzę 😆
Gdzie jest Rysiu? 🙄
Potrzebny mi jest na gwałt 😎
Dzień dobry w ostatni piątek w roku 😆
Coś ze świata nauki
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,10887994,Zobacz_jak_profesor_rysuje_auto_sasiada__WIDEO_.html#hpnews=lublin
😯
Zapraszam na śniadanie Irku 🙂
Jak by uczelnie lepiej płaciły, to pana profesora stać by było na kredki i blok rysunkowy, a tak to musiał rysować na tym co miał akurat pod ręką ❗
Współczuję panu profesorowi 🙁
To wszystko wina Tuska 👿
I proszę mi tu nie zarzucać żadnych branżowych … tych tam … 🙄
Dwie trzecie szerokosci auta znajduje sie na chodniku. . Auto jest nieprawidlowo zaparkowane. Na wlasna odpowiedzialnosc wlasciciela.
Pierw nalezaloby egzekwowac prawo dotyczace parkowania samochodow. Taie parkowanie to czesto nie tylko niewygoda dla uzytkownikow chodnikow, ale tez i niszczenie nawierzchni i kraweznika.
W moim bbloku nie mozemy tego wytlumaczyc milym skadinad polskim sasiadom – Przemkowi i jego zonie, choc wszyscy probowalismy wiele razy. Moze nastepnym razem przejde sie z kluczem, gdyz policja jest bezsilna, kiedy jest to parking prywatny, nalezacy do wszystkich uzytownikow domu (16 mieszkan) . .
Do śniadania kawa z prądem – szczepionka przedsylwestrowa. 😎 Ja stawiam, tylko się najpierw odzieję przyzwoiciej, bo z tego operowego zamieszania poszłam spać w halce. 😳 Bobiku, to ja chwytam za dywan, a Ty zamiataj pod niego ten niedobry rok. A potem sobie po nim potuptamy. 😈 Jakby się Rysio znalazł, to i bryknąć by można.
Przyznam sie uczciwie, ze tez kiedys porysowalam auto faceta. ktory zaparkowal na drodze dzialkowej tak, ze dla pieszych zostala kaluza.
Z cala premedytacja i satysfakcja.
There, there, zwierzaku! Pochwalam 😆 😳 😆 😳
Dziewczyny, niniejszym solennie sobie obiecuję nie wchodzić Wam w drogę. A zwłaszcza nie wjeżdżać. 😉
U mnie kończyło się to zawsze na (nie)pobożnych życzeniach 😆
Ale chęci były, nie powiem 👿
I jeszcze moge kombatantem zostac twierdzac, ze to w ramach walki z rezimem – facet byl ubek 🙂
Sie Ci należy, jak psu pasztetówka 😉
Świat nie zginie, żyją jeszcze ludzie honoru 😆
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/99-latek-odkryl-zdrade-sprzed-lat-chce-rozwodu,1,4984898,wiadomosc.html
Dzień dobry 🙂
Bardzo dobry pomysł Agi z tym zmieceniem pod dywan – no, może nie calutkiego roku, bo sobie przypomniałem, że jedna dobra rzecz się w nim wydarzyła 😉 – ale wszystkiego, co w nim było niedobre. A potem będziemy tuptać i śpiewać Karmaniolę na gruzach niedobrego. 👿
Ale do tego rzeczywiście konieczna przedsylwestrowa szczepionka. 😈
Szczerze mówiąc, jakoś się nie potrafię zachwycić rysowaniem przez profesorów czy nieprofesorów cudzych aut (za wyjątkiem takich sytuacji jak potraktowanie gwoździem auta ubeka w PRL, bo wtedy rzeczywiście mogło nie być żadnych innych środków, żeby z takim facetem wygrać). Albowiem co właściwie różni tzw. porządnego obywatela od przestępcy? Przecież nie to, że ten pierwszy nigdy nie miewa wandalskich, czy wręcz morderczych myśli. Miewa, oj, miewa i to niejeden raz. 😎 Tylko że, w odróżnieniu od kryminalisty, on ich nie realizuje. Bo przestrzega społecznej umowy, że od karania są sądy, nie samosądy.
I jakoś jednak łatwiej wybaczyć olanie tej umowy wyrostkowi z zaniedbanej rodziny, niż którejś z „podpór społeczeństwa”. Więc jeśli ktoś z profesora-wandala robi sobie jaja, to w porządku, to też jest pewna forma przygany, ale usprawiedliwić na poważnie ja bym go nie potrafił. Mam chyba genetycznie wmontowany feler praworządności. 😳 Gdyby ktoś stale mnie wkurzał niewłaściwym parkowaniem, raczej bym zorganizował protest mieszkańców, happening zawstydzający, albo coś z takich rzeczy, ale nie leciał gwoździem po karoserii.
Tu jest specjalna dostawa dla Zosi, corki Moniki:
http://wyborcza.pl/56,75402,10866230,Naukowe_eksperymenty_przy_wigilijnym_stole.html
A mozesz wskazac, Bobiku, takiego, ktory sie wandalizmem zachwyca, jak utrztymujesz?
Lighten up.
Jeszcze nie mogę się szczepić, ale jak zaparkuję w garażu 😉 to się postaram nie wylać za kołnierz 🙂
Jeszcze sie zadumalam: dlaczego publiczne upokarzanie jest moralnie wyzsze niz narazenie na koszty wysprejowania samochodu?
Ależ ja nic nie mówiłem o moralnej wyższości, tylko o praworządności. To nie zawsze się pokrywa. 😉
Ale na serio, sprawa jest dość jasna. Każdy, kto decyduje się na zrobienie czegoś aspołecznego (np. parkuje tak, że wszystkim przeszkadza, albo psich kup nie sprząta), ryzykuje tym, że zostanie upokorzony lub narażony na ostracyzm. To jego sprawa, jego decyzja, jego konsekwencje. A moją sprawą i moją decyzją jest, czy jako członek społeczeństwa chcę go ukarać w sposób legalny (np. wezwaniem policji albo zebraniem podpisów pod protestem lokatorów), czy bezprawny. W tym drugim przypadku sam też muszę ponieść konsekwencje.
Z „zachwycaniem” to była już oczywiście licentia stilistica 😉 , ale wyczułem ton pewnego przyzwolenia czy usprawiedliwienia dla wandala, na zasadzie „bo on zrobił to, co ja też czasem mam ochotę zrobić, a tamten sam sobie był winien”. No więc napisałem, jak ja to widzę – że mnie tu usprawiedliwienie znaleźć trudno.
I nie chodzi oczywiście o tego jednego wandala, tylko o zasadę. Bo kiedy damy przyzwolenie na samosądy w drobiazgach, to jak mamy uzasadnić ich zakaz w sprawach poważniejszych? Prawo tak działa – albo rybki, albo pipki. 😉
Nie wiem, czy nie warto by podczas zmiatania pod dywan obecnego roku, wepchnąć tam od razu i rok następny. Tak by przynajmniej wynikało z przewidywań Chóru Kasandrystów: 😉
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,10889382,Rok_2012__Swiatelko_w_tunelu__Raczej_tunel_za_swiatlem___.html?lokale=wroclaw
To Bobiku bardzo dobra zasada — w krajach, w których prawa się powszechnie przestrzega.
Od razu oczywiście odpowiem, że nie pochwalam gwoździa uczonego na karoserii.
Jednak trudno nie pamiętać tego, grupka znajomych została oszukania. Większość oddała sprawę do sądu i nic im z tego nie przyszło. Jeden stanowczym tonem powiedział, że obije sprawcy mordę: i dostał należność.
W Polsce także jednak ludzie nie chcą, nie umieją powiedzieć, że im się coś nie podoba i proszą o zaniechanie tego. Czasem kilka takich zdań potrafi zdziałać cuda. I nawet nigdy po mordzie nie dostałem… chociaż czasem było blisko.
W prawdziwy zyciu w odroznieniu od idealnego stajemy czasami przed wyborami, ktore nie przzynosza nam chluby. Nawet wtedy kiedy mamy nieskazitelne credencials genetycznej praworzadnosci.
Czy nie powinam kiupowac kontrabandowych papierosow spod lady od Afganczyka? Nie powinnam , ale kupuje, bo place £42 za karton, miast £7.40 za jedna paczke w sklepie gdze papierosy sa sprzedawane nad lada. Mam poczucie, ze robie cos niedobrego? Jak najbardziej. I nie znam nikogo (procz Urzedu Podatkowego), ktory by mnie za takie postepowanie potepil, lacznie z jednym Znajomu Psem 😉 Nie da sie jednak ukryc, ze robie cos co jest wbrew Moim Wlasnym Zasadom.
W przypadku sasiada, ktor parkuje na niedozwolonym dla niego i oznakowanym miejscu dla niepelnosprawnej osoby blokujac jej kompletnie mozliwosc wyjscia z mieszkania, wyprobowalam juz wszystko, procz wandalizmu: serdeczne rozmowy i prosby , pisanie i zosatwianie za wycieraczka plomiennych uprzejmych i mniej uprzejmych listow, przekupywania (rozkoszny prezent po urodzeniu drugiego dziecka, kompletnie ekstrawagancka oplata za zalozenie mi deski klozetowej, z ktora nie moglam sobie poradzic). Poproszenie sasiadow o „wplyniecie” na niego, nie wchodzi w rachube, gdyz nikogo to specjalnie nie obchodzi ( sa to dzis w wiekszosci ludzie, ktorzy wynajmuja lokale na krotko – rok czy poltora).
Wiec zmaganie sie z very incnsiderate sasiadem spada wylacznie na mnie. Podobnie nie wchodzi w rachube poproszenie policji o interwencje, z powodow, ktore podalam wczesniej czy wniesienie sprawy do sadu, bo na to nigdy nie zgodzi sie najbardziej poszodowana.
Wiec tu wkracza owe prawdziwe zyce, ktore domaga sie rozwiazania sytuacji, z ktora nie jestem w stanie sobie poradzic od ponad trzech lat.
I wiem, ze moge sobie z nia poradzic na skroty w sposob nielegalny i stosunkowo posty.
Czy moge obiecac sobie, ze nigdy z niego nie skorzystam? I co jest wazniejsze – moje ladne etyczne opory czy zalatwienie raz i na zawsze, ze ta konkretna osoba wreszcie przestanie zatruwac nam zycie i narazac moja przyjaciolke na WYNOSZENIE jej z domu do taksowki? Dla mnie odpowiedz jest jasna, choc nieprzyjemna.
Powiedz Piesku, z łapą na futrze, nigdy nie miałeś ochoty na natychmiastowe wymierzenie sprawiedliwości z nawiązką?
Bobiku, czuj się poparty przeze mnie w całej rozciągłości. Myślę, że wiem, o co Ci chodzi. Mam tak samo.
Dziękuję za komunikat w sprawie daty.
Za chwilę znowu będę o rok starsza, chociaż tak naprawdę o miesiąc – grudniowa jestem – co za niesprawiedliwość.
Kawka bez prądu – muszę jechać po małe zakupki.
Kochani, chcecie zamiatać pod dywan, to błagam, byle nie pod Dywan 🙁
Jasne, nawet w krajach bardzo legalistycznych prawo nie zawsze gwarantuje sprawiedliwość. Ale dla mnie to jest powód do upominania się o udoskonalanie systemu prawa (i jego egzekucji), a nie do uznania, że wobec tego przechodzimy na wolną amerykankę. Bo perspektywa całkowitego bezhołowia jest dla mnie wiele bardziej przerażająca, niż niedoskonały system prawny.
(Uściślenie pierwsze: cały czas mam na myśli kraje demokratyczne, bo w niedemokratycznych, gdzie właśnie prawo bywa narzędziem opresji, można w pewnych przypadkach usprawiedliwić łamanie go)
(Uściślenie drugie: również w krajach demokratycznych można usprawiedliwić tzw. nieposłuszeństwo obywatelskie, podyktowane wyższym interesem społecznym, nie osobistym, ale tu nie mówimy o tym przypadku)
Sam kiedyś – tu, w Niemczech – miałem taką sytuację, że nie mogłem prawnie wyegzekwować sprawiedliwości. Moi czeczeńscy klienci, którzy mnie bardzo kochają 😉 byli tym strasznie oburzeni i zaproponowali mi, że oni to załatwią. Wiedziałem, że byliby zapewne wiele skuteczniejsi niż system prawny, ale uprzejmie podziękowałem. Wolałem przełknąć swoją stratę, niż przyłożyć łapę do dodatkowego psucia praworządności.
I ten legalizm, wbrew pozorom, wcale nie jest wyrazem mojego idealizmu, tylko czystego praktycyzmu. Z porównania życia w kraju, gdzie szacunek dla praworządności był dość niewielki i w kraju, gdzie on jest dość duży, wynika mi bez wątpliwości, że w tym drugim praworządnemu obywatelowi żyje się wygodniej. Z czego wyciągam wniosek, że w sumie lepiej dążyć do tego, żeby legalizmu było coraz więcej, nawet kosztem przejściowych strat własnych.
Heleno,
a nie można zainstalować
blokady na kluczyk?
Można wręczyć kluczyk osobom korzystającym z miejsca dla niepełnosprawnych.
Pani Kierowniczko, ja z pełną świadomością użyłam bardzo małej literki d. 😉 Dywan jest bezpieczny i czczony. 🙂
To jest błędne koło, z tym nieprzestrzeganiem prawa. 🙁 No, ale kiedyś się chyba z niego wyrwiemy – a może raczej stopniowo z niego wypełzniemy? Nie dlatego przestrzegam prawa, że to skuteczny sposób na to, by nie gwałcono moich praw, ale dlatego, że uważam, że tak trzeba. Pełznę więc sobie, lawirując między nieprawidłowo zaparkowanymi samochodami. 😉 Ale kłopot zaczyna się wtedy, gdy czyjeś bezprawne/ aspołeczne zachowanie zagraża życiu bądź zdrowiu – a praworządne sposoby nie zdają egazminu, bo wiadomo, prawo bywa i małosilne, i powolne. Gdzieś chyba jest ta granica, za którą użycie metod bezprawnych jest usprawiedliwione, ba, słuszne. Ale z granicami jest często kłopot – zwłaszcza, jak się je przekroczy – mają skłonność do wędrowania po mapie. Nie mam do siebie zbyt dużego zaufania, staram się trzymać od granic z daleka.
Nisiu, ja też jestem grudniowa 🙂
Dokladnie tak, Aga.
Nie, mt7. Bo z tego mieszkania trzeba wyjechac wozkiem a miejsce jest waskie.
Jotko, na Twoje pytanie chyba odpowiedziałem już wcześniej 😉 – nieraz mam nawet okrutną ochotę na własno- lub cudzołapne wymierzenie sprawiedliwości, ale nigdy tego nie robię.
Ago, tego samego się obawiam – przesuwania granic, bo jak się raz zacznie, to nie wiadomo, kiedy się skończy. Więc sam staram się nie przesuwać. Ale oczywiście zagrożenie czyjegoś życia czy zdrowia, to by dla mnie był właśnie wyższy interes, kiedy zapewne usiłowałbym coś zrobić.
Heleno, przy całym respekcie dla praw niepełnosprawnych i serdecznych uczuciach dla Twojej przyjaciółki – skoro sama poszkodowana nie chce wykorzystać prawnych środków, mimo że istnieją, jak można tu usprawiedliwić zastosowanie środków bezprawnych? Zresztą, znając poszkodowaną, ona pierwsza byłaby oburzona takim pomysłem. 😉
A z innej beczki – skoro się dziś od rana szczepimy, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wypić zdrowie grudniowych? 😆
Wracam do pracy, zanim przekroczę tę granicę, za którą zacznę się wstydzić tego, jak traktuję pracodawcę. 😳 Ale najpierw poproszę o toast za grudniowe dziewczyny – Wy mi tu coś strasznie trzeźwo piszecie, podejrzewam, że nikt po za mną jeszcze dziś nie sięgnął po kieliszek. Sama mam pić? 🙁
Kariera naukowa swoją drogą, a zmiany gruczołowe swoją drogą. Jakoś nie potrafię usiedzieć na kanapie i być bogatym w mienie za złe.
Niech drapiącemu lakier straż miejska oraz obywatelska wyrozumiałą będzie.
Mamy jednokierunkową wąską jezdnię po domem oraz względnie wąski chodnik. Im bardziej wartościowy samochód, tym głębiej wjeżdża na chodnik. Nie zostawia miejsca na przejechanie z wózkiem dziecięcym między maską a płotkiem ogradzającym trawnik.
Nie ma już w Polsce Komisji Planowania i żywioł rynku zapewne już proponuje spreje zmywalne do wyznaczania na maskach samochodów egotystów białej linii rownoległej do drugiej krawędzi chodnika.
W Warszawie jest łatwiej o nowe mieszkanie niż o miejsce do parkowania. Najłatwiej znaleźć miejsce do parkowania w garażu podziemnym pobliskiego apartamentowca nazwanego Oaza. Świeży zamożni mieszkańcy apartametowca parkują na okolicznych uliczkach, bo przeznaczone dla nich miejsce w ciepłym garażu w piwnicy jest płatne.
Estachy Rylski oraz jeden z Ważnych Niegdyś polityków stwierdzili niezależnie od siebie, że Polska to dziki kraj.
Buduje się dom na tarasie zalewowym i oczekuje, że władza przesunie rzekę. Kupuje się auto i oczekuje się, że magistrat zburzy sąsiedni dom, by powstał nowy parking. Bezpłatny i strzeżony.
Dziś lub jutro w moim sklepie będę mógł płacić kartą zbliżeniową i nie bedę wykladał wziętych z półki towarów na ladę Point Of Sale. Porcja groszku ptysiowego będzie opakowana w torebkę celofanową spiętą klamrą z czipem.
Groszek odmelduje się stanowisku komputerowej płatności po przejechaniu prze bramkę kasową i debet na mojej karcie płatniczej zostanie automatycznie zwiększony o następną transzę z podwyższonym oprocentowaniem.
Bośmy wychodząc z Raju wpadli w pułapkę zalotnego popisywania się wielkością upolowanego mamuta. Wokół mojego budynku jest co najmniej kilka samochodów porzuconych, które można kupić za równowartość kosztu usługi wywiezienia na złom. Bo jak samochód nie ma wbudowanego ipada to trzeba kupić nowy. Biedny sąsiad, to zakała myjąca się w poczuciu winy. Król Słońce mył się kilka razy w życiu.
Każde nowe auto będzie miało czujnik odległości do drugiego krawężnika chodnika. A na bazarku bedę mógł kupić gadżet ogłupiający ten czujnik.
I w ten sposób wracamy do zabiegów rodzicielskich Heleny.
Kiedy milusiński i od kogo ma dostać kopniaka w pośladki, aby zrozumieć, że jest tyle wart, ile cenią go inni?
I aby mu wieczorne odgłosy drapanego lakieru duszy wściekłością nie napełniały?
Jakoś dziwnie mało popularny jest pogląd francuskiego klasyka: bogaty jest ten, którego okradzenie nie wyrządza mu krzywdy. Kupując dziecku hulajnogę dłuższą niż jego wzrost okaleczamy go na całe życie. Ja patykiem popychałem fajerkę. I śmiechu i powszechnej radości było co nie miara.
Teraz zepsuty komputer jednorazowego użytku rzuca się ukradkiem późnym wieczorem obok śmietnika. Bo za wywóz elektronicznych śmieci trzeba zapłacić rezygnując z jednego śledzia nie wymoczonego.
Bieda Panie! Bieda!
Już to z uznaniem Wam prezentowałem. Ale długo będzie aktualne i gdy Mali Książęta i Małe Księżniczki będą dorastały niech wiedzą co przystoi godnej duszy, i że istnieją ciury.
Katarzyna Sobczyk – Gdybyśmy byli kloszardami
http://www.youtube.com/watch?v=kfBrj-tGDyY
Sprajem zmywalnym drania i niech rzuci piątaka za zmycie!
O masz, ale łajza. 😉 Klient zadzwonił i narozrabiał.
Oczywiscie ze bylaby oburzona, i nie dam glowy czy sama nie zglosilaby mnie na policje. A z pewnoscia zaoferowalaby zaplacenie naprawy.
Tylko, z to na mnie spada radzenie sobie z tym problemem. A nie zawsze jestem pod reka, na zawolanie. Zdarzylo sie w tym roku, ze nie bylo w kraju mnie niespelna dziewiec mesiecy i ona za ten czas wyszla tylko raz z domu – do dentysty.
I prosze Cie, Bobik, nie sugeruj mi, ze przesunawszy granice w wyjatowej sytuacji, kiedy nie jestem sobie w stanie poradzic, moge zostac samochodowym wlamywaczem albo handarzem narkotykow. Mowimy caly czas o trudnych wyborach, ktre w prawdziwym zyciu sie zdarzaja. I musimy je podejmowac, ze wszystkimi konsekwencjami osobistymi.
Heleno, również prawo zna takie pojęcie jak okoliczności łagodzące. I oczywiście gdybym był sędzią, w przypadku nielegalnego egzekwowania przez kogoś praw osoby niepełnosprawnej sięgnąłbym po najniższy z możliwych wymiar kary, na dodatek w zawiasach. 😉
Ale, jak sama napisałaś, godzisz się z tym, że wybierając, ponosisz również konsekwencje. No więc musi je ponieść również uczony wandal. Zwłaszcza że w jego przypadku okoliczności łagodzące wydają mi się… jak by to powiedzieć… dosyć wątłe. 🙄
Nie wierzę, że jest tu ktoś, kto jest za samosądem. W jakimkolwiek wymiarze.
Nie ten blog. Można było nie lubić Leppera – polityka, ale współczuć tragicznej śmierci Leppera – człowieka. Można nie cierpieć JK, ale współczuć jego ludzkim dramatom …
Równocześnie nie uwierzę w istnienie ludzi, którzy nie doświadczają czasem takiej potrzeby.
Cnota nie polega na chronicznym braku okazji. Rzecz w powstrzymywaniu się od zemsty, nie korzystaniu z okazji i tak dalej …
A może pod Dywanem schowamy to Dobre, żeby było na zaś? 🙄
Faktycznie jakoś trzeźwo tu bardzo…. a ja też nie mogę. Jeszcze!
Zdrowie wszystkich grudniowych pań, listopadowych i styczniowych od razu też! Skonsumowanie toastu odbędzie się wieczorem.
Ba, jakoś nie potrzebuję Rylskiego, by mieć przekonanie o dzikich krajach…
Staruszku, dlaczego w mojej okolicy niewłaściwie parkujących jest jak na lekarstwo? Dlatego, że na widok tak zaparkowanego samochodu nawet przypadkowy przechodzień może zadzwonić po policję. I nie jest to tutaj uważane za donosicielstwo, tylko za działanie we wspólnym, społecznym interesie. Toteż każdy parkujący musi się zdecydować – zrobić to zgodnie z przepisami, albo bulić i być narażonym na oburzenie nawet przypadkowych przechodniów. Ciekawe, że nawet bogaci wolą jednak prawidłowo parkować. 😉
Oczywiście do tego trzeba jeszcze sprawnej policji, która się nieprawidłowym parkowaniem przejmuje. I ja bym jakoś wolał swoją energię włożyć w uświadamianie policji, że powinna się przejąć (choćby np. poprzez protesty mieszkańców, pisanie do gazet, skargi do wyższej instancji, itd.) niż w rysowanie karoserii. 😉
Jotko, toż napisałem, że pokus to ja doświadczam notorycznie. 😉 Ale się nadpsim wysiłkiem powstrzymuję przed ich realizacją. 😎
Ja dzwonię na policję, ale oni… mają dużo ważnych spraw.
O 2 w nocy pani policjantka była szczerze zdziwiona, że dzikie ryki za oknem mi przeszkadzają…
A od razu powiem, że raz poszedłem i ich grzecznie prosiłem o nie ryczenie dziko o 2 w nocy. No i…. tego … gdzie ci Czeczeńcy??
Jeżeli dobre schowamy pod Dywanem, to nie będziemy mogli na nim tańczyć i brykać, żeby dobrego nie zdeptać. A brykanie na Dywanie jest bardzo przyjemne. 🙂 Może lepiej dla dobrego znaleźć inny schowek? 😉
Znaczy się zdrów jesteś Piesku 😉
Ja tam zdrowie wypić i życzenia złozyc zawsze jestem gotowa 😆
Złe – pod dywan, dobre – pod Dywan (i nie tuptać!). 😆 Jotko, zdruzgotałaś mnie tym cytatem o cnocie. Bo mnie jest wstyd, że jak mam telewizor, to mam też poważne kłopoty z jego wyłączeniem; ale strasznie jestem dumna z tego, że zaradziłam problemowi (rozwiązaniem bym tego nie nazwała) pozbywając się telewizora. 😉 Jak to mądrze szczeknął Bobik, jakieś wady trzeba mieć. I jak to mądrze napisał Kołakowski, nie można ludziom zabronić dążenia do perfekcji, ale powinniśmy mieć świadomość, że takie dążenie czyni nas nieznośnymi. Albo jakoś tak. 😛
Przecież to jest Zaczarowany Dywan. Zamiecione i zadeptane złe szczeźnie na amen. A Dobre wręcz przeciwnie. Wybuchnie niczem symfonia jaka …
Tez jestem grudniowa 🙂
Stoje za Bobikiem, mimo tego porysowanego ubeka. Ale to nie bylo gwozdziem tylko wozkiem z dziecmi – musialam przepchac przez te kaluze 🙁 No fakt, nie bylam uwazna 🙂
Ale Bobik ma racje – niestety? 🙂 – nie ma samosadow, jest prawo. I milo jest zyc w panstwie prawa. Bezpiecznie jakos. Choc bez watpienia zaplace te „dobrowolna kontrybucje” na budowe drog, bo mnie dzis suszarka namierzyli. Z gorki. Ale szybkosc przekroczylam.
Obywatele nie powinni wypelniac zadan policji, choc noz sie w kieszeni otwiera.
Dobranoc *-*
Aga,
przy każdym zaryciu nosem w glebę niedoskonałości, powtarzam sobie: czyli mam jeszcze po co żyć. Doskonali mają niebo 😉
Tadeuszu, bym poprosił o imię i nazwisko tej policjantki i napisał na nią skargę do zwierzchności. To by pewnie nic nie dało. Ale gdyby do zwierzchności co drugi dzień wpływały takie skargi od coraz to innych osób, a jeszcze o sprawie napisałaby jakaś gazeta, może odbyłoby się w końcu służbowe zebranie, na którym zwierzchność surowo nakazałaby przejmowanie się rykami o drugiej w nocy.
Tak mnie więcej sobie wyobrażam funkcjonowanie civil society. I wiem, wiem, w Polsce jeszcze daleko do tego. Ale od czegoś trzeba zacząć. 😉
Hej, ale silna frakcja grudniowych! 😀
Ja też jestem niecnota,
zwłaszcza na widok kota. 😳
Kiedy wnerwi mnie kotek,
przeskakuję przez płotek
i przez cudze gnam włości,
depcząc prawo własności. 😳
Ale czyn ten, przyznaję,
nie na wiele się zdaje –
ryję nosem w pień drzewa,
a kot… On się naśmiewa! 👿
No to potrójne zdrowie grudniowych. 😀
No to opowiem Wam jak z pelna premedytacja i bez chwili namyslu dopuscilam sie aktu wandalizmu, narazajac brytyjskiego podatnika na spore kosztry.
To bylo ze 20 lat temu, kiedy nasze chlopaki P. i M. mialy z 5-6 miesiecy. Pickwick byl zawsze powsinoga od wczesnego kociectwa i lubil wypuszczony na spacer zapuszczac sie gdzies daleko i na wiele godzin.Kosztowalo nas to z E wiele godzn zmatwienia, mojego latania po calym zachodnim Londynie, nawolywania etc.
Kiedys wypuscil sie tak na dwie doby, ktore ja spedzilam na poszukiwaniach. Wreszcie go znalazlam: za wysoka metalowa siatka ogradzajaca naziemne tory metra w glebokim rowie.
Trzeba nas bylo wiedziec z E spieszace na pomoc kociakowi, ktory najwyrazniej nie umial znalezc miejsca pod siatka, przez krore sie znalazl po drugiej stronie: ja pchajaca przed soba wozek z E, ona trzymnajaca na kolananch wysoka, dwumetrowa drabine, duzy kosz na grzyby, kilka spietych ze soba paskow skorzanychg oraz kawal kabanosa.
Trzeba bylo do tej siatki dosc przez jezdnie, wejsc do niewielkiegi parczku, gdze zawsze bawily sie dzieci i ludzie spacerowali z psami. Przy ogrodzeniu wysokosci okolo dwoch metrow ustawilam chybotliwa na nierownym gruncie drabine, doczepilam paski do kosza, w koszu umiesclam kabanosa i spiuscilam kosz na druga strone.
Wyglodzony po dwoch dnich Pikus natychmiast wskoczyl do kosza, ja go podciagnelam w gore i w droge powrotna do domu maszerowalysmy juz z drabina, paskami, koszem i wyrywajacym sie oszalalym ze strachu i drapiacym Pickwickiem schowanym za moja pazuche. Uff…
Nie minely dwa trygodnie, kiedy powsinoga powtorzyl swoj numer. Wyszedl i przepadl. Szukalam go wzdluz torow kolejowych, po sasiedzkich podworkach, nasluchiwalam przy zamknierych garazach – nic.
Wreszcie po wielu godzinach objawil sie w tym samym miejscu, co przedtem – za siatka, w zaroslach, na nasypach.
Znow maszerowalysmy z E z wozkiem, dreabina, koszem, paskami, kielbasa.
Ale tym razem P. absolutnie odmpwil dac sie byc wyratowanym. Miauczal zalosliwie, ale do kosza nie wlazil, choc blagalysmy chorem..
Wiec przeszlam sie wzdluz siatki i zboaczylam, ze w pewnym miejscu jest bramka na druga strone, niestety zamknieta na duza klodke. Udalysmy sie z E na wozku, drabina, koszem i kielbasa do zawiadowcy stacji metra poprosic go o klucz do bramki. Ale ten kategorycznie odmowil, powiadajac, ze jest to absolurtnie nielegalne, poniewaz w parku sa dzieci, musi miec zezwolenie z jakiejs cebntrali, musimy czekac do poniedzialku, etc. Nawet bezczelne i cyniczne granie z mojej strony na jego wyzszych uczuciach wzgledem pol placzacej osoby niepelnosprawnej (zupelnie jak ten smieszny moment w Czterech weselach i pogrzebie) nie odnosilo skutku.
W tej sytuacji odwiozlam do domu E z drabina, koszem, paskami i kielbasa, sama zaopatrzylam sie w sekator od roz i wyruszylam na ratunek naszemu biednemu kocieciu.
W parku tym sekatorem wycielam najpier taka dziure, przez ktora moglby przejsc kot, a kiedy okazalo sie, ze nie ma zamiaru przechodzic, powiekszylam ja do rzmiarow wlasnej osoby. Bylo juz naprawde ciemno kieedy kot schowany za pazuche i rozszarpujacy mnie tam na strzepy, wrocil do domu.
Nazajutrz po tym ciezkim doswiadczeniu zaopatrzylam sie w motek drutow grubosci wycietej siatki i poszlam cerowac ogrodzenie. Byla chyba jedenasta rano w sobote, kidy stawilam sie przy siatce.
I zobaczylam ku swemu niepomernemu zdumieniu, ze ona juz zostala naprawiona – duzo wiekszy kawal drucianej siatki przykrywa wycieta dziure. Zawiadwca stacji metra musial caly czas mnie obserwowac, kiedy wandalizowalam ogrodzenie.
Zawstudzona i wdzieczna udalam sie aby mu podziekowac i zapytac ile jestem winna.
Jaka siatka? Jaka dziura w plocie? = zapytal zdumionym glosem zawiadowca. – Nic mi tym nie wiadomo.
No, tak. Inaczej musiualby mnie zglosic na policje. I nie mialby problemow ze wskazaniem gdze mieszkam.
To jest właśnie typowy przykład sytuacji ratowania zagrożonego życia, którą nawet ja uznałem za wyjątkową i dopuściłem zastosowanie w niej wszelkich możliwych środków. 🙂
Mogę nawet zaproponować wypicie zdrowia ludzkiego zawiadowcy, bo kto nam zaręczy, że on nie grudniowy? 😀
Dzisiaj jest jeszcze grudniowy!
Zagrozone bylo ne tylko zycie i zdrowie Pickwicka, ale takze moje. Zagrozenie trwa do dzis, gdyz po odwiezieniu do domu E, a przed zwandalizowaniem ogrodzenia, poszlam i na stacji beznzynowej kupilam sobie paczke papierosow – po szesciu latach niepalenia.
I potem juz nigdy nie rzucilam i teraz musze kupowac papoierosy z kontrabandy, bo na legalne mnie nie stac. . 🙁
Słuchajcie, dzisiaj wszyscy jeszcze jesteśmy grudniowi. Nasze zdrowie! 😆
Ośmieliłabym się zaproponować zdrowie styczniowych, lutowych, marcowych, kwietniowych, majowych, czerwcowych, lipcowych, sierpniowych, wrześniowych, październikowych, listopadowych, grudniowych. 😀
Wtedy wszyscy się załapiemy, a co.
Muszę jednak stwierdzić, że przestępczość Heleny jest podejrzanej, co najwyżej amatorskiej próby. Jaki profesjonalny przestępca na drugi dzień leci naprawić skutki swej kryminalnej działalności? 🙄
Znowu ta łajza przyszła.
Mt7, różnymi drogami można dochodzić do prawdy, ale w końcu ona i tak zajaśnieje jako ten dyjament i obwieści – nasze zdrowie! 😆
Leje. No leje. I zasypiam………….. 🙁
Uff, no nareszcie pijecie, jak należy (nim pierwsza setka…). 🙂 Ale ile było namawiania… 🙄 😆 Odmeldowuję się – idę na kameralną imprezę audiofilską 😉 wybierać nowy sprzęt grający. 🙂
Na nowy sprzęt to się obudziłem!! I tyle się dowiem…
U mnie też leje i też przysypiam. Obiecany śnieg od Moniki nie dotarł. 🙁
Może powinienem trzasnąć jakiś wierszyk, żeby się dobudzić? 😆
Kawę trzasłem, ciekawe co to da…
Niektórzy straszą, że będzie lało cały tydzień. I temperatury marcowe….do 11 stopni. Plus.
A przebudzalny wierszyk zawsze mile czytany!
To na popołudniową pobudkę. 🙂
Grudniowe dziewczyny perfekcji są bliskie,
urody im nie brak, rozumu, ni wdzięku,
poleją na suche, posypią na śliskie
i góry przeniosą, choć z dzieckiem na ręku.
Lecz mogę honoru zaręczyć wam słowem,
nie bojąc się wpadki ni wejścia na miny,
że takie są również dziewczyny styczniowe,
majowe i wszystkie w ogóle dziewczyny.
A kiedyś tam, w którejś już tam życia wiośnie
(bo wszak nie od razu zbudował się Kraków),
na pewno to samo dam słowo odnośnie
grudniowych i wszystkich w ogóle chłopaków. 😈
Phi, też mi lanie, cały tydzień. Tutaj to tak chyba już od dwóch miesięcy… 🙄
Toście się przyzwyczaili do lania, ja jeszcze nie!
Jedyna pociecha: nikt nie wychodzi trzasnąć sobie z chińskiego prochu… ale jak se chłopaki strzelą kusztyczek za grudniowe dziewczyny i chłopaki…. jedyna szansa, że proch zamoknie 👿
Tej zarazy to nawet w praworządnym kraju nie udaje się wyplenić. 👿 Tutaj też szczyle szczelają.
Taki mały biały kundel już mi w domu włazi w różne kąty… a ten drugi większy na szczęście przygłuchy jest …
Bobiku, snieg nie dotarl, bo jeszcze nie spadl (i niektorzy wyrazaja cicha nadzieje, ze przejdzie bokiem). W kazdym razie, jak dostarcza, zaczne przesylac, z przerwami technicznymi na sprzatanie po eksperymentach Zosi (dziekuje, Heleno, Zosi oczy sie niebezpiecznie zaswiecily, co niechybnie oznacza sprzatanie). 🙂
A poza tym, dzien sie zaczal bardzo dobrze, bo od kolejnej swietnej historyjki Heleny (skrzyzowanie Haška z Dickensem, a jednak zupelnie wlasne, co moze byc lepsze?). Zdrowie wszystkich, z kazdego miesiaca, pomimo przeroznych Kasandr (one dopiero do polskiej prasy teraz doszly, u nas tak jest od paru lat, i jakos sie z tym zyje ). 🙂 Wypije to zdrowie herbata, bo po pierwsze u mnie na cos mocniejszego jeszcze za wczesnie, po drugie musze jeszcze wyjsc samochodem, a po trzecie… Zapomnialam, co po trzecie, ale wiem, ze bylo. 😉 I bede unikala oferowanych mi poslodzonych herbatek o lekkim zapachu migdalowym … 😆
Moniko, u wszystkich (może poza Zwierzakiem) na coś mocniejszego jeszcze za wcześnie, ale przecież nie pozwolimy, żeby z tak błahego powodu padł nam cały program szczepień. 😈
Ja się w tym roku postanowiłem z tym szczelaniem jakoś zmierzyć. Nie dam się zapędzić w kąt. Niech sobie nie myślą! 👿
No i… masz baterię sprzężonych karabinów maszynowych kaliber 25?? czy ten deszcz leje antyszczelaniowo???
Bardzom ciekaw praktycznych wniosków…
O, o czymś takim myślałem 👿
http://www.google.com/search?q=shilka&hl=en&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=lN79Tq2GOcbi8AOD9eCfAQ&ved=0CD0QsAQ&biw=1024&bih=640
2000 (x4) na minutę.
No coz, Bobiku, bede w tym przypadku polegala jednak na odpornosci grupy (pod pewnymi wzgledami przechylam sie delikatnie w strone Kotow, choc przeciez Psy wielbie i lubie)… 😆
Mam dylemat. Rozpocząć szczepienie czy degustację 😉 Degustację nieznanych mi bąbelków celem podjęcia decyzji czy to jutro da się wypić 🙄
Jotko przecież to jest idealna okazja do połączenia przyjemnego z pożytecznym. 🙂
Tadeuszu, pewne praktyczne wnioski mi się zaczynają wyłaniać, tylko potrzebuję czasu na ich sformułowanie. Chyba nie będą one militarystyczne, bo bym sobie zrobił plamę na imydżu pokojowego pieska. 😎 Ale mogą być bohaterskie w sposób niemilitarystyczny. 😆
Teraz zepsuty komputer jednorazowego użytku rzuca się ukradkiem późnym wieczorem obok śmietnika. Bo za wywóz elektronicznych śmieci trzeba zapłacić rezygnując z jednego śledzia nie wymoczonego.
Staruszku, taki sprzęt przyjmuje się NIEODPŁATNIE. Jedyny koszt to pokonanie własnego lenistwa i zaniesie tam gdzie trzeba.
Zdrowie grudniowych 🙂
a i dywan nie tlumi tupania – brykam wiec do zwiekszenia halasu
🙂 😀
szklo wychylam, zimne ognie pod reka, balkon w zaciszu-pogogynka przepowiada 10° 😯 – mozna przywitac bez czapki i szalika 🙂
ostatnia i do tego naprawde dobra wiadomosc roku 2011 –
odwolano koniec swiata w 2012
dobra dla jednych, zla dla innych (kicha w przednim kole czeka na latke, myslalem przy koncu swiata daruje sobie, a tu masz rysiu, trza bedzie)
toast 🙂 😀 😆
poniewaz sprawiedliwosc jest subiektywna, przodkowie wymyslili „obiektywne” prawo, jak ja prawu tak prawo mnie (oj, swiezbi
czasami reka, sama w piesc zawija, to ja do spodni kieszeni –
myku, fiku, bryku 🙂 )
kolejny toast, babelki przez glowe
znikam zamieszac bigos co go to w malutkiej, ciupinkiej 10kg ilosci nagotowalismy, mieszanie do dna cieszy miesnie co to normalnie stronami szeleszcza :roll.
toast 🙂 😀 😆
Kto odwołał i na jakiej podstawie?
Ja tez z grudnia,o samej północy z wigilii na pierwszy dzień świąt.I Ewa na imię.Trzy nieszczęścia w kupie…
Rysiu,
sprawdź poczte 🙂
No, Moniko, wiem dokladnie z czym Ci sie skojarzyl opis E w wozku z dwumetrowa drabina na kolanach, nam zresza tez wtedy.
– Na Belgrad! Na Belgrad! – wolal dzeln wojak Szwejk, pchany w wozku przez pania Muellerowa, poslugaczke.
Tak, tak… 😆
zrobienie dziecka św. Elżbiecie 😆
Przecudne!A Mojrzesz musi z Rzeszowa był…
jeszcze tylko na koniec o ksiazkach, maja sie wysmienicie 🙂
w papierkowym i plastikowym wydaniu
stos z pod choinki siega blatu stolu, tylko syn usmiecha sie litosciwie jego stosik zamkniety w czelusci zer i jedynek – takie zycie (i kurz na polkach)
bigos wola 🙂
toast 🙂 😀 😆
Nie widzialam, ze Duch sw. jest ogoniasty.
A sw. Mikolaj powinien sie wstydzic!
No to ja podrzuce cos, co w moim domu tradycyjnie nazywano „bried siedoj kobyly”:
http://www.liiil.pl/1325264170,Kaczynski-ujawnia.htm
Łabądek też?
Panie starszy, cztery grudniowe zdrowia rrraz! 😀
Przed wojną ponoć mawiało się „Mojrzeszów” 😈
Ratunku!!!! 😆 😆 😆 😆
Dawno już tak nie rechotałem, jak przy tym rachunku za snycerkę. Do rozpuku, czyli teraz szybko potrzebne roboty krawieckie, za które będzie można mi wystawić rachunek. 😆
Poczwórne zdrowie grudniowych! 😀
toast 🙂
chwiejac sie wracam do bigosu (w lini prostej, chyba)
Tego bigosu Rysiowego chyba dla całego blogu wystarczy?
To ja wobec tego jutro w ogóle nie gotuję, tylko się wpraszam na bigos. 😀
Nie bardzo złapałem, czy ten Kaczyński to autentyczny autentyk, czy montaż? 😯
Rysiu, trzym się chochli 🙂
a ja Irku, szkalnki 🙂
toastuje nieustannie 🙂
bombelkuje
toast
bigos wola ponownie, tez chochla
szybko do dna, toast
chwiejnie brykam
Wróciłam z zakupów i mogę spokojnie chlapnąć wstępniaczka za Koszykowych Całorocznych. Goście jadą, ale jakoś ślamazarnie, pewnie będą za jakieś trzy godziny. Mieli być dwa dni temu, więc to już. A jak zajadą, to wtedy ho, ho, zdrowie wszystkich po kolei!
Czy podawałam Wam mój patent na karaibski drink?
Znacie?
No to posłuchajcie:
Rumu weź ile chcesz, białego lub ciemnego, różnica tylko w kolorze… Do tego likier Passoa (konieczny, bo to on daje zasadniczy zapach), sok pomarańczowy i sok ananasowy. Proporcje dowolne byle rumu nie zabić. Dużo lodu. Generalnie dużo wszystkiego. Po którymś z kolei drinku morze wokół Was staje się szmaragdowe, na parapecie okna wyrasta palma albo i dwie, między którymi wisi hamak. Duży Murzyn wachluje Was liściem i śpiewa „łolelele”.
Czego Wszystkim wstępnie bardzo życzę.
Bobiku, (17:26)
i jak tu Cię nie kochać 😆
Odpowiednio zmotywowani sprawdzamy kolejny rodzaj bąbelków, dopóki nam ziemia kręci się … 🙄 znaczy się jeszcze się nie kręci, ale wszystko przed nami 😉
Ja bym tylko chciała wiedzieć dlaczego najdroższe jest obustronne czyszczenie świętej Jadwigi? 👿
Brzmi jakby miał być zaraz koniec świata… przynajmniej tego z 2011…. To szczepionkę, raz!
Ten drink karaibski nie można samym rumem 😳 ? od słodkiego mię mgli…
W miarę upływu drinku dolewa się tylko rum. ;)l
To ja uprzejmie poczekam, aż upłynie trochę!
babelki w glowie, bombelki w szkle, boommbelkuujeeeeee,
chochla, bigos , toast
chwieje sie garnek, toast
wznosze
wychylam
babelki
toast 😉
toast
Toast toast TOAST
wychylam
No no. Rysiu jest wczorajszy, i jest już chyba w jutrze! Tylko nie wiem którego roku.
Ten bigos wygląda zachęcająco, sądząc po brzmieniu Rysia. Bobiku, zostaw troszkę … 🙂 pliiiiiz
Nic nie chcę mówić, ale jak te kolejne babelki Włodek poleje, to …
http://dano2005.wrzuta.pl/audio/12bQurwID2E/wieslaw_golas_-_w_polske_idziemy_drodzy_panowie_live
no, różnie może być …
Właściwie to Zwierzak powinien się już obudzić z tego odwróconego snu i dołączyć się do zbożnego dzieła. Zwłaszcza, że u Niego to już nie prelidium … 🙄
Zwieeeeeerzaaaak!!!! Na posterunek!!! 😎
Aaaa. doczytałem, że duży Murzyn mnie wachluje. To mnie całkiem zraziło do drinku…
Rysiu, tylko nie wylewaj nic do zlewu ❗
http://www.youtube.com/watch?v=fe8DLOsu6fM
I nie przypal bigosu bo domyć te gary to horror 😈
http://www.youtube.com/watch?v=hzj6C-HXrIY
Tadeuszu, a co Cię tak zraziło do drinku. Nie lubisz dużego czy Murzyna 🙄
Tadeuszu, Ciebie piękna hurysa będzie wachlować na atłasowych poduszkach.
Każdemu wg. potrzeb.
Nie rezygnuj. 😀
Tylko usiądź w takim miejscu, żebyś nie musiał już wstawać.
Ale jasno… światełka… choinka… Bobik… ludzie…
Bloginiom i blogiczom — życzenia wszystkiego najlepszego!
PS Oczywiście duża z wachlarzem jest lepszym rozwiązaniem! Kolor nie gra roli!
Hehe, nikt nie zauważył wskrzeszenia… albo robi koafiurę. Nigdy nie zrozumiem, czemu tak wygodna jak moja nie jest w powszechnej modzie.
Ja już porzuciłem wszelką nadzieję… ale jak się okazuje, ona jest matką cierpliwych. 😀
Z Tadeuszem to my jesteśmy zgodni jak bracia syjamscy zrośnięci żołądkiem. 😆 Mię też mgli od słodkiego i wolałbym tego upłyniętego drinka. Bo dziś chyba też się szczepimy? 😉
Jadzia się znowu odezwała. Nawet nie linkuję, bo szkoda. Jest na głównej stronie serwisu gazeta.pl.
Stałym bywalcom życzę bardzo kudłatego, ciepłego Nowego Roku. Oby pasztetówki nie zabrakło 😉
Simcha dostała dzisiaj na śniadanie kaczkę ze szpinakiem, ale zjadła już całą więc się nie podzieli. Egoistka jedna 👿
Dzięki za życzenia. 🙂
A ja może nie będę życzył tutaj, tylko przebiegnę szybko do nowego wpisu, w którym już Sylwester pełnym pyskiem. 😉
http://www.muratorplus.pl/technika/oknadrzwi/rolety-okienne-sterowane-recznie-elektrycznie-czy-radiowo_66828.html
Sorry za prywatę,to linka dla Heleny.