Kontrola wierności
Wizyta nie była przyjemna, ale trudno byłoby powiedzieć, że Bobik jej się wcale nie spodziewał. Niemniej jednak, kiedy otworzył drzwi i zobaczył przed sobą grupkę psolicjantów, dwóch jawniaków i dwóch tajniaków, łapy nieco się pod nim ugięły, bo nie należał do psów przesadnie bohaterskich.
„To nic takiego nie musi znaczyć“ – pomyślał sobie, starając się zignorować podszepty rozszalałej znienacka wyobraźni – „może przyszli tylko w sprawie kradzieży kości, którą zgłaszałem pół roku temu“. Ale ponure miny tajniaków wskazywały, że może chodzić o sprawę znacznie poważniejszą. O cokolwiek zresztą chodziło, nie było wyjścia – pomachali stosownym nakazem i Bobik musiał ich wpuścić bez względu na to, jak bardzo mu się to nie podobało.
Jawniacy zostali przy drzwiach, demonstracyjnie obnażając zęby, a tajniacy nieproszeni zajęli miejsca na kanapie i zaczęli grzebać w zawartości swych teczek. W końcu jeden z nich wyciągnął poprzecinany rubrykami arkusz papieru i warknął nieprzyjaźnie:
– Jesteśmy z wydziału Kontroli Wierności Psideałom. Niestety, ankieta kontrolna została przez psobywatela wypełniona w sposób, który budzi nasze poważne zastrzeżenia.
– Ale ja się starałem – zapewnił Bobik, co skwitowane zostało pogardliwym parsknięciem.
– A to niby co ma oznaczać? – tonem pogróżki powiedział tajniak i wskazał na trzymany w łapie dokument. – W rubryce „nie lubi“ wymieniony jest Foksterier spod dziewiątki i budyń waniliowy. W rubryce „nie cierpi“ wyłącznie kleszcze. A rubryka „nienawidzi“ w ogóle niewypełniona. To są jakieś kpiny z psobywatelskiego ducha!
– Kiedy to wszystko prawda – wybąkał Bobik nieśmiało.
– Tu nie idzie o prawdę, tylko o Wierność Psideałom – pouczył go tajniak z pewną dozą politowania. – Wierny pies powinien wypełnić wszystkie rubryki, nie pisząc o swoich indywidualnych niechęciach, tylko o wrogach psołeczeństwa. Na przykład że nie lubi myślenia na własną łapę, nie cierpi cyklistów i budystów, a nienawidzi – i to z całego serca – zlewactwa, leberalizmu i zgnilizny mordalnej. To by była prawidłowo wypełniona ankieta.
– W tym miejscu jest jeszcze gorzej – zauważył drugi tajniak. – „Liczba podpalonych w ostatnim roku tęczowych symboli“ – 0. Zapalniczek w kioskach zabrakło, czy jak? „Liczba pogryzionych w ostatnim roku czarnych kotów“ – 0. „Liczba donosów o nielegalnych psaborcjach“ – 0. Nie widać tu żadnej psidealistycznej aktywności. To się, prawdę mówiąc, kwalifikuje do odsiadki bez spaceru przez trzy miesiące.
– Dawniej… – spróbował wtrącić coś na swoją obronę Bobik.
– Dawniej zlewactwo miało za dużo do szczekania! – ryknął tajniak. – Ale czasy się zmieniły, jest inna władza i inne wymagania. Chociaż nie twierdzę, że my nie potrafimy okazać miłosierdzia. Tylko na to trzeba sobie zasłużyć. A służyć chyba w psiej szkole nauczyli, co?
– Ja może na tej lekcji nie uważałem – przyznał ze skruchą Bobik. – Ale chciałbym, jeśli by się dało, tej odsiadki jakoś uniknąć.
– No dobrze – złagodniał tajniak. – Nie jest tak, żebyśmy niezdemoralizowanym jeszcze do cna psobywatelom nie dawali szansy. Wkrótce odbędzie się doroczne palenie femipsistek i potrzebni są ochotnicy do układania stosu. Można się wykazać.
– A co będzie, jak ktoś się nie wykaże? – spytał głupio Bobik, w gruncie rzeczy dobrze wiedząc, jak będzie odpowiedź.
– Jak się nie wykaże, to się mu pokaże – zarechotali tajniacy i znacząco spojrzeli na wyszczerzone zęby jawniaków. Najwyraźniej uznali to podsumowanie za wystarczające, bo pozbierali papiery i wyszli.
– Psiakrew, psiakrew, psiakrew! – szepnął do siebie zgnębiony Bobik. – Po co było wyjeżdżać do tej Rabii Psaudyjskiej. Gdybym został w kraju, nie groziłyby mi żadne ankiety, kontrole psideałów, ani trzymiesięczny siad za niewierność. U nas takie rzeczy na pewno nie są możliwe.
Niestety, Piesku Rabia Psaudyjska nie slynie z przesadnego przestrzegania canine rights i nieraz byla krytykowana na roznych miedzynrodowych sforach, Obcinanie lap przednich i tylnych za stosunkowo drobne wykroczenia, obcinanie glow psiezniczkom za to, ze sie puscila nie ze swoja rasa – istnieje na ten temat ogromna literatura.
Wiec podejrzewam, ze twoja sytuacja nie napawa optymizmem. Jesli chcesz sie czyms wykazac i zasluzyc , musisz pojsc i szybko znalezc sobie obiekt do podpalenia albo jakies psy niesluszne do pogryzienia. Dlaczego myslisz kraj nosi dumna nazwe Rabii?
Bobiku, psielgrzymke do Rabii odradzam, nawet po szczepieniach…
Dowcipow opowiadac zupelnie nie umiem, zarzynam bezlitosnie… W przyblizeniu to tak: przychodzi czlowiek do rabina i przedstawia zatarg z sasiadem; rabin przyznaje mu racje. Chwile potem wbiega sasiad i przedstawia swoje argumenty; rabin przyznaje mu racje. W koncu wchodzi rebecyn i mowi, Mezu, jesli obaj maja racje, kto Ci zaplaci za rozsadzenie? – Ty tez masz racje, odpowiada rabin.
PS. Niektorzy wprawdzie mysla, ze Rabia nazywa sie Rabia bo za duzo w niej lata luzem podstepnych rabinow, ale rabinem moze zostac kazdy niesluszny. Nie musi nawet byc kastrowany.
Bardzo dobre, Lisku i niezarżnięte. 😆
Mordko, Rabia to nie od rabinów, tylko od rabów. Ale to rzecz marginalna. Istotne jest to, że ja jestem marny w wykazywaniu się i mam boja, że ci Psaudyjczycy w końcu mi pokażą. 🙁
Może powinienem jednak wrócić do kraju? Pewnie wkrótce obejmie w nim władzę dobrotliwy Prezes i nie będę się musiał bać żadnego oszalałego wzmożenia psidealizmu. 🙄
Myslalam ze od rabies (wscieklizna) 🙂
U nas wprawdzie nie Rabia w zachodnim Londynie, ale jakis poligon do cwiczen absolwentow z Wyzszej Szkoly Zebractwa Stosowanego i Propedeutyki Frajerstwa.
Dzwoni E i prosi aby sprawdzic kto sie dobija do jej drzwi. Stara wybiega i widzi ze od siodemki gdzie mieszka E. odchodzi jakis mlody czlowiek i widzac Stara az oczy my swieca ze szczescia.
– Jestem sasiadem z domu naprzeciwko, numer 10 – przedstawia sie z uroczym usmiechem. – Zgubilem wlasnie klucze. od domy, w ktorym zamkniety jest pies…….
– Aha – mowi zmeczonym glosem Stara. – A mamusia w szpitalu wlasnie po operacji, a tatusia diabli wzieli, a pies z gldou umiera i trzeba natychmiast wezwac slusarza…
– Wcale nie tak to bylo – mowi mlody czlowiek szybko oddalajac sie od drzwi nr 11.
Trzeba jednak przyznac, ze Stara lekko zmadrzala z wiekiem.
😆
A Stara ma ostatnio nowy sposob na telemarketing, zwlaszcza na te biura adwokackie, ktore nosza takie zachecajace nazwy jak Accident Advisory Council i wszystkie zdaje sie dzwonia z Mumbaju.
Dzwoni taki czlowiek i mowi jak z kulomiotu: jestem z Accidewnt Advisory Council. How’dyudo. Dowiedzielismy sie wlasniue, ze jeden czlonek twojej rodziny mial przykry wypadek nie ze swojej winy…
To jest wlasnie ten moment kiedy nalezy natychmiast przejac inicjatywe,
– Czy jestes moze swiadkiem Jehowy – pyta Stara bardzo nieufnym glosem.
– I beg your pardon?
– Pytam czy jestes swiadkiem Jehowy? – powtarza rozdrazniona Stara,
– Nieee! – odpowiada z ulga Czlowiek z Mumbaju. – Nie jestem swiadkiem Jehowy i dzwonie aby zaproponowac…
– Aaa, to bardzo mi przykro, ale ja jestem swiadkiem Jehowy i rozmaawiam wylacznie ze swiadkami Jehowy!
Stara nie musi nawet rzucac sluchawka, bo robi to czlowiek z Mumbaju.
Sława Starej jako Królowej Frajerów musiała się szeroko roznieść. Od Londynu do Mumbaju wszyscy do niej uderzają. 😈
Ha! Stara wlasnie rozmawiala z E, ktora chciala wiedziec kto do niej tak natarczywie dzwinil do drzwi . Jak uslyszala o „glodnym piesku” zamknietym w pustym mieszkaniu, to bardzo sobie gratulowala, ze jednak nie zeszla z pietra do drzwi, bo by ulegla.
Powiedz jej slowo „piesek”, powiedz tylko „glodny”, a natychmiast zachowuje sie jak jakis zlewak i zaczyna potrzasac portmonetka.
Wiec moze zaszczytny tytul Krolowej Frajerow jest przechodni?
Bobik, na piórka pawia, dlaczego Tobie się na proroctwa zebrało przy weekendzie, a?
Widzieliście ten artykuł, młodzi hiszpańscy komuniści pojechali wspierać separatystów:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16450278,Pojechali_na_Ukraine_wspierac_separatystow__Mlodzi.html#MT
Powiało lekką grozą, Bobiku.
Wracaj z tej Rabii do Koszyczka.
Eee tam… Chlopcy pojechali szukac guza, to przywilel mlodosci. Pobiegaja po swiezym powietrzu i wroca do swoich dziewczyn. Bedzle co wnukom opowiadac.
Nie sadze by dp Donbasu wyruszyly jakies miedzynarodowe bataliony.
Mt7, to w podzięce za Hiszpanię 1936-
Bobiku, bingo 🙂
Udostępniam
To nie jest o batalionach, tylko o tym, co niektórzy mają w głowach, Kocie.
Tam naprawdę giną ludzie i to nie jest zabawa.
Nie ujechałem daleko i .. spotkałem strojnicę włoską
Tak, owszem, gina ludzie, bo tam trwa wojna domowa. Oni nie jada zapewne dla zabawy, sami w kazdym badz razie tak pewnie nie sadza, oni jada pewnie aby sie sprawdzic. Nie mozna im ani zakazac, ani ich potepiac. Oni musza sami pojechac i sie przekonac. Lub nie. Ze moga zginac? No pewnie, ze moga zginac i pewnie sie z tym licza.
Gdyby z drugiej strony pojecjal nas Czerwony Rys, o, wtedy mozna byloby napasc go i mu mozg naprostowac. Zloilibysmy mu skore.
Irku, też życzę udanego urlopu. 🙂 Gdybyś jeszcze spotkał mojego znajomego Robaczka Świętojańskiego! Jest trochę podobny do biedronki, tylko cały zielony i świeci 🙂 Ostatni raz widziałem go jakieś trzydzieści lat temu 🙁
Niestety, dla tych młodych ludzi to przygoda / oby doświadczenie w życiu/. Relacje walut są korzystne
Smoku, jak nazwa mówi świętojańskie już nie świecą 🙁
Irku, ja nic już nie rozumiem 🙁 Jak wpisuję “robaczek świętojański” w wyszukiwarce to wyskakuje “świetlik świętojański”, ale to nie jest mój znajomy robaczek 🙁 Mój wyglądał inaczej 🙁 Uuuuuuuuuuu!
Na dobranoc
„Pan tu nie stał, zwracam panu uwagę,
że nigdy nie stał pan za nami
murem, na stanowisku naszym też
pan nie stał, już nie mówiąc, że na naszym czele
nie stał pan nigdy, pan tu nie stał, panie,
nas na to nie stać, żeby pan tu stał
obiema nogami na naszej ziemi, ona stoi
przed panem otworem, a pan co,
stoi pan sobie na uboczu
wspólnego grobu, panie tam jest koniec,
nie stój pan w miejscu, nie stawiaj się pan, stawaj
pan w pąsach na szarym końcu, w końcu
znajdzie się jakieś miejsce i dla pana”
Stanisław Barańczak
Smoku, nie płacz. Tutaj piszą, że jest ich 2000 gatuuuunków
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awietlikowate
I wszystkie nazywają się robaczki świętojańskie 🙂
Wróć, wróć. Do tej Rabii Psaudyjskiej wyjeżdża się tak łatwo, że nawet się nie zauważa kiedy, ale wrócenie z niej to robota na lata. 🙁
Serdecznie Wam nie życzę, żebyście tam trafili. 🙄
Smoku, czy Twój znajomy nie ukrywa się przypadkiem w tym lasku? 😉
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/2a/GluehwuermchenImWald.jpg
Iskrzyki i świeciuchy! 😀 Tak hecnie się nazywają, a ja nawet nie miałem pojęcia, że istnieją. 😳
„…Pobiegają po świeżym powietrzu…”
Heleno,oni są uzbrojeni. Po zęby. Batalion Wostok wjechał do Doniecka pod rosyjskimi flagami. Większośc jego składu to kadyrowcy (Czeczeńcy)…
Ukrywa się, ukrywa 🙁 Poddaję się dzisiaj 🙁 Ale jeszcze Cię znajdę! Mój świeciuchu! Czy może iskrzyku!
Tu jest o takiej pani, która przygotowuje się na prawdopodobnego, dziedzicznego altzhaimera. Dla zainteresowanych.
http://wyborcza.pl/piatekekstra/1,139622,16444355.html#CukGW
Forget it, Siodemeczko, ani mi w glowie.
Mar-Jo, oczywoscie, ze sa uzbrojeni i oczywiscie, ze w jakims wymiarze (niezaleznie od tego jakie sa ich odeologiczne motywacje ) moga oni to traktowac jako przygode. Nawet z pewnoscia traktuja jako przygopde.
Ale przysluchujac sie przez lata cale prowadzonym przy stole rozmowom moich starszych kolegow (zaden juz chyba nie zyje), ktorzy sluzyli w polskim wojsku w Anglii w czasie II wojny swiatowej, odnosilam nieodparte wrazenie, ze byla to ich najwieksza zyciowa przygoda, ktora wspominaja… tak… z przyjemnoscia. Takie sa prawa mlodosci. Nic na to nie poradzimy, i osobiscie nie zamierzam sie gorszyc, bo tyle juz w zyciu widzialam.
Dobrze, już nie przędę więcej smutków.
Dobrej nocy 🙂
Ja w tej chwili jestem wstrząśnięty czym innym, a mianowicie świetlaną przyszłością naszej adwokatury. I prawo będziemy mieć jak się patrzy, i sprawiedliwość, i obrońców jednego tudzież drugiej. 🙄
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,16450315,Aplikant_adwokacki_podejrzany_o_atak_na_czarnoskorego.html
Dobrej. 🙂
Jak gdzieś kiedyś znajdę informację, że grupa młodych ludzi o poglądach konserwatywno-faszystowskich pojechała sobie na wycieczkę, żeby wesprzeć zbrojnie jakiegoś popaprańca, to na pewno się podzielę i wtedy sobie porozmawiamy o największych życiowych przygodach w tym samym tonie, i też Helena się nie zgorszy. Jestem pewien. 🙂
Tylko chciałem wtrącić jedną rzecz, nie, żeby podtrzymywać rozmowę, a żeby zachować proporcją: tak, ci dzielni młodzi komuniści mogą zginąć, albo może im mina pourywać nóżki i zostawić na zasiłku. To dla mnie nie jest problem, naprawdę, nawet jestem gorąco za. Problem jest taki, że oni mogą kogoś zabić przy okazji tej życiowej przygody, dlatego wolałbym, żeby wleźli na te miny zawczasu. 😎
Dla aplikanta Patryka też mina byłaby bardzo fajną przygodą, tak sądzę. Na wymiar sprawiedliwości w tym przypadku liczę mniej. 🙄
Smoku,
takie robaczki?
Woelki Wodzu, roznica polega na tym, ze mlodych komunistow zdarzalo mi sie spotykac i jakkolwiek moge och uwazac za zblakane owce, nie widzialam zeby latali z zyletla w pysku czy napadali na romskie domy.
Z mlodymi fasztystami nigdy sie nie spotkalam osobiscie poza paroma osobnikami w Zabrzu , z ogolonymi glowami i metalem w ciele i ich bym sie bala spotkac w ciemnej ulicy.
Wiec dla mnie jest to podsatawowa roznica. Nic na to nie poradze. Wole mlodych komunistow od mlodych faszystow, jesli kazesz wybierac.
Nie, ja nic nie każę w tej sprawie i sam też nie wybieram. Jednakowo źle życzę jednym i drugim zbłąkanym, i zaprawdę, zastrzelonemu nie czyni większej różnicy, czy strzelający ma nad łóżkiem portret Adolfa, czy Che. 😎
Jak biega z kałachem i strzela do ludzi, to co mi za różnica, czy on czerwony, czy brunatny. I z tego, co mi się wydaje, niesłusznie zapewne, już sama służba w obcym wojsku nie jest mile widziana przez cywilizowane systemy prawne. Nie wspominam już w ogóle o uczestnictwie w zbrojnym konflikcie po stronie, której cywilizowany świat raczej nie popiera. Ale co tam, chłopcy się przewietrzą 🙄
Łajza
Wojna jest be.
Strzelanie do ludzi jest be.
Grozne choroby sa be.
Trzesienia ziemi sa be.
Spadanie samolotow we mgle jest be.
Srzelanie do pasazerskich samolotow jest be.
A teraz umyc zabki i do lozeczek.
Ja się dzisiaj nie myję. 😈
Musisz, Wodzu, musisz, bo dostaniesz eboli.
No ty popatrz, pani. Sasiad tak sie przejal dzisiejszym wpisem Bobika, ze na swoim wlasnym blogu napisal „SUnia Europejska”.
Dla jednych Sunia, dla innych podla Suka. 😈
No dobra, to tylko nogi.
Odmeldowuję się. 🙂
Nogi i to jeszcze w piatek! Czyscioszek z WW. Nogi to dopiero w niedziele przed suma.
Krotki esej o powszechnym przymusie bycia szczesliwym. Hawajanizacja szczescia:
http://www.prospectmagazine.co.uk/philosophy/against-happiness-why-we-need-a-philosophy-of-failure
tez bardzo ciekawy artykul o Tony Judt„cie… Szkoda, ze Monika juz nie podsyla swoich komentarzy!
http://www.dissentmagazine.org/online_articles/between-israel-and-social-democracy-tony-judts-jewishness
Kroliku, artykul ciekawy, ale pomysl „kosmopolitycznego Izraela” tz jedno wspolne panstwo dla Palestynczykow i Zydow jest bzdura, poniewaz nie mam najmniejszej ochoty znalesc sie w panstwie z wiekszoscia muzulmanska (ktora na tym obszarze wytworzy sie za jakas dekade), juz wole tulaczke… Nie mowiac o tym ze do stworzenia „panstwa kosmopolitycznego” potrzebne jest kosmopolityczne spoleczenstwo, a tego ani u siebie, ani u sasiadow (Gaza ? 😉 ) nie widze.
Ale kawa moze byc,
nie mowiac juz o herbacie… 🙂
Dzień dobry 🙂
Kawa słuszna, herbata słuszna i w ogóle wszyscy mają rację. 😀
Ta „dyktatura szczęścia” (oraz dyktatura młodości, urody, bogactwa, etc.), o której było w lince od Królika, rzeczywiście może być strasznie – pierwotnie albo wtórnie – depresjogenna. „Istota ludzka smutna jest z natury”, jak twierdziła wieszczka, i przymus ciągłego keepsmilingowania w pewnym momencie staje się dla niej uciążliwy. Ale druga skrajność, czyli wieczne narzekactwo i wizja okupienia wszelkich przyjemności ogniem piekielnym, to też nie jest wyjście. Od tego to dopiero można wpaść w depresję. 🙄
Dlatego psy są wyznawcami środkizmu. 😎 Nie chroni on wprawdzie przed całym złem świata, ale pozwala żyć w miarę przyjemnie i zabawnie, nawet jak luj zacina i wiatr w kominie zawodzi. 😉
Kiedys modna byla egzystancjalna depresyjna ponurosc, wychudla blada mina filozofa nad kawa i papierosem, niemozliwa milosc… Dzis rzeczywiscie, obowiazuje sportowa postura, jogging, jogurt z granola, szeroki usmiech, samochod rodzinny z trojgiem rumianych dzieci; jako model wole te druga, lepiej gdy modne jest szczescie niz autodestrukcja; ale problemem jest brak legitymacji dla ludzi mniej szczesliwych, borykajacych sie z problemami.
Ojej, ojej… Kciuki za Ukrainę!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16452813,Administracja_Poroszenki__Powstrzymalismy_inwazje.html#MT
Jednego nie rozumiem, dlaczego oni nie zrobią wszystkiego, żeby uszczelnić granicę?
Może po prostu nie mają sił i środków? 🙄
Dzień dobry.
Pani Kierowniczko, armia ukraińska „rozwalana” była od kilku lat, likwidowano jednostki wojskowe na wschodzie. Dwóch wcześniejszych ministrów obrony miało paszporty FR.Granica z FR to ponad 1500 km. Niektóre jej odcinki są ostrzeliwane ze strony i terrorystów i FR.
I tymi otwartymi odcinkami przechodzą: ciężki sprzęt rosyjski i ludzie.
Dzisiejszą noc mam nieprzespaną.Żenia też.
Ще не вмерла України ні слава, ні воля!!!!! 🙂
Pilna narada plus parę telefonów i już inwazja powstrzymana.
Jakie to proste.
Największy problem to znać właściwe numery. I żeby nie były zajęte 😎
Ciekawe, czy Hamas i Netanjahu odbierają telefony…
Dzień dobry 🙂
Dzięki, Markocie@23:18, ależ one świecą 🙂 Choć chyba to ciągle nie ten…
Smoku,
te widziałem lipcową nocą w Sudetach i w końcu postanowiłem je obejrzeć z bliska. Potem puściłem wolno 😎
Lisku, ja bym powiedział, że problemem jest nie tylko „brak legitymacji dla ludzi mniej szczesliwych, borykajacych sie z problemami”, bo to jakby potwierdzało taki ogląd, że z jednej strony są ludzie stale i wyłącznie szczęśliwi, a z drugiej notoryczni ponurzy nieudacznicy. Problemem, w moim odczuciu, jest brak zrozumienia i przyzwolenia na to, że jeden i ten sam człowiek może być raz szczęśliwy, a raz nieszczęśliwy – mimo dużego samochodu, ozdobnej żony i trójki rumianych bachorów, lub na przekór walącej się chatce i dziurawym portkom. I dobrze by było, gdyby miał możliwość ekspresji tego, jak się aktualnie czuje, a nie obowiązek dostosowywania się do cudzych oczekiwań, dyktowanych np. modą.
Inaczej mówiąc, dobrze by było, gdyby można sobie było pozwolić na autentyczność. Tyle że jakby się zrobiła moda na autentyczność, to ona zaraz przestałaby być autentyczna i jest to pewna zagwozdka. 😉
To tak, jak z niemiecką modą na spontaniczność. Ona była w pewnym okresie tak okropnie modna, że świadomy tryndów Niemiec musiał codziennie zarezerwować sobie jakiś czas na bycie spontanicznym, np. od 17.16 do 19.24. 😈
Udany spontan musi być dobrze zaplanowany 😎
Oczywiscie Bobiku ze poki istnieje moda na cokolwiek, zawsze bedzie problem z odchyleniem od niej, wiec najepiej klasc nacisk na roznorodnosc (nie wykluczajaca „konformistow”).
Nie, Bobik, autentycznosc nie jest dobra i nie jest pozadana.
Lepiej dostosowywac sie do oczekiwan, bo to trzyma czlowieka w ryzach.
Ktos kto akurat nie jest szczeslowy powinien to robic w domu po kryjomu i oszczedzac beztroskie chwile otoczenia.
Nawet wobec bardzo bliskich nie nalezy byc do konca autentycznym, moze wobec nich w pierwszym rzedzie, jesli sie ich prawdziwie kocha. Maski sa absolutnie niezbedne w zyciu. 🙁
Prawda Markocie, zmierzwiona czupryne uklada sie bardzo dlugo 😆
Smoku, a w jakim rejonie widywales tego wlasciwego swietlika? Moze wg rejonu latwiej bedzie go odnalezc.
Tyle że jakby się zrobiła moda na autentyczność, to ona zaraz przestałaby być autentyczna i jest to pewna zagwozdka. 😉
Zgoda, tylko że nie 😉
bo to jest najprawdziwsza prawda. 😐 oraz 🙁 zarówno, także. 😥
Popatrzcie na hipsterów, dlaczego oni wszyscy wyglądają jak odlewy gipsowe pośmiertne? To jest wyczerpujący wyścig, trzeba ciągle być o pół kroku przed powszechną modą. Taki znajdzie niszę, napisze na fejsie co właśnie znalazł i za tydzień już musi mieć coś nowego, żeby nie zniknąć w tłumie, a to poza wysiłkiem fizycznym i intelektualnym są koszta, i skąd na to brać? Czyli mamy aż dwa problemy, jeden filozoficzny, a drugi płaski i przyziemny, oba rujnujące zdrowie i tu nie ma z czego się śmiać. 😆 😆 😆
Autentycznosc jest przereklamowana.
Mordka znowu idzie w jakiś ekstremizm, a ja tam jednak pozostanę przy swoim środkizmie. 😉
Owszem, maski są potrzebne i słuszne, kiedy się je nakłada dobrowolnie, np. żeby komuś oszczędzić przykrości, albo sobie samemu dodać ducha. Ale wtedy i z nałożoną maską nie przestaje się być autentycznym, bo ona jest wyrazem własnej chęci i decyzji, nie przymusu.
Inną sprawą natomiast jest maska nakładana ze strachu przed brakiem akceptacji otoczenia, przed wychyleniem się, odstąpieniem od jakiegoś społecznego „kanonu”, etc. Maska, która męczy, uwiera, jest w głębi ducha cały czas odczuwana jako coś narzuconego, ale nie śmie się jej zdjąć, bo „co ludzie powiedzą”. Przez takie maski ludzie świrują albo żyć im się odechciewa. One są dobre tylko dla terapeutów, bo dzięki nim mają robotę. 😉
Wodzu, to, o czym piszesz, to jest właśnie ten przymus bycia zawsze takim, a nie innym. Niemożność powiedzenia sobie „dziś idę w hipsterstwo, bo taki mam dzień, że mnie to bawi i zaspokaja moje potrzeby, ale jutro, jak się okaże, że mam hipsterstwa dosyć, nie będę się czuł zobowiązany do podtrzymywania hipsterskiego wizerunku na siłę”.
Ja nawet na pasztetówkę nie zawsze mam ochotę. 😯 Znaczy, są takie chwile w mym pieskim życiu, kiedy nagle zachciewa mi się marchewki i wtedy, jako środkista, mogę autentycznie siąść i wpieniać marchewkę, nie bacząc na gromki śmiech publiczności. 😎
Jako Kot, ktory nieustannie boi sie braku akceptacji i dlatego mowi i robi wylacznie to co inni zaaprobuja, nie zamierzam zgadzac sie z Psem.
Lisku, w rejonie Tarnowa 🙂
Rozumiem, Mordko. Nie możesz się tak od razu zgodzić, bo bałbyś się naruszyć społeczne wyobrażenie Kota jako tego, który zawsze najpierw na wszelki wypadek drapie, a dopiero potem patrzy, czy było po co drapać. 😈
Niewykluczone, że znamy ze Smokiem tego samego świetlika. Z Tarnowa pod Brzesko też się mógł zapuszczać. 🙂
Jak sie juz wybralo hipsetrski styl, Bobik, to trzeba sie go trzymnac, a nie chwiac sie jak pijany na wietrze. 😈 Nothing wrong woth it.
🙂
Ulegając presji otoczenia idę do sklepu kupić sobie jakieś niedziurawe portki.
Jak ja nie cierpię zakupów Wrrrr Aaaarch! Hrrraaaaach!!!
Smoku, na terenie Polski sa trzy rodzaje swiecacych chrząszczy, z tych jeden slabo lata – świeciuch (Phosphaenus hemipterus), wiec zostaja albo swietlik swietojanski (Lampyris noctiluca), wygladajacy tak , u ktorego bezskrzydla samica swieci mocniej,
albo iskrzyk (Phausis splendidula syn. Lamprohiza splendidula) wygladajacy podobnie (oba zdjecia mozna powiekszyc), tu tez lata tylko samiec, ale chyba (wg opisu) swieci mocniej.
Kot Mordechaj szeroko jako hipster był znany,
w pewnych kręgach nie dało się wręcz o nim nie słyszeć,
mawiał „wybór to wybór – mus, a nie bicie piany“
przy hipsterstwie jak skała trwał, bez względu na niszę.
Namawiali go różni: „ty się, Kocie, zastanów,
autentyczny być spróbuj, rzuć ten przymus w cholerę“,
ale on oldskulowe wstążki nosił do glanów,
korbkę miał do ajfona – i był nadal hipsterem.
Nie wciągały go trendów mainstreamowych przebłyski,
nie przejmował się wcale, co tam piszą na Czerskiej,
tylko nisz nowych szukał, by być innym od wszystkich,
bowiem serce miał jedno, konsekwentnie hipsterskie.
Światu różne pomysły lęgną ciągle się w główce,
raz wypada żeglarzem być, a raz znowu sterem,
ale Mordka jak Ślimak trwa na swojej placówce,
bo nie trzciną jest chwiejną, tylko twardym hipsterem. 😈
Żenial. 😎
Och, Bobik, nie mogles mi sprawic wiekszej przyjemnosci! Dziekuje za ten hommage. Znowu sie poryczalem ze wzruszenia. Dziekuje!
😆 Bobiku, cudne 😆
Zawsze do usług. 😎 Chyba że akurat nie mam ochoty. 😈
Hipster w kaszmirowym sweterku…? Kot was nabiera 🙂
Hipster NA kaszmirowym sweterku. Zasadnicza roznica. 😈
Kot Mordechaj jako hipsterska muza w kaszmirowym sweterku? 😆 😆 😆
maska nakładana ze strachu przed brakiem akceptacji otoczenia […] która męczy, uwiera, jest w głębi ducha cały czas odczuwana jako coś narzuconego, ale nie śmie się jej zdjąć, bo „co ludzie powiedzą”. Przez takie maski ludzie świrują
Ale jak zdejma i beda przez to odrzuceni? To tez swiruja, czasem bardziej, albo maja ciezsze zycie. Jeszcze zalezy w jakim srodowisku sie zyje, ile mozna zmienic itp. Nie wierze w recepty uniwersalne.
Kot kiedyś pisał, do czego służą kaszmirowe sweterki i perskie dywany. To był wręcz hipsterski manifest, tylko wtedy się na tym nie poznaliśmy.
Tym bardziej NA 😀
Od dawna wiadomo, że leżenie na kaszmirze jest dla Kota ciężkim obowiązkiem, od którego się jednakowoż nie uchyla. 😈
Leży Mordechaj w ciężkiej niewoli,
z kłębem kaszmiru pod zadem,
Stara nad uchem wciąż mu pitoli,
żeby się zajął obiadem.
„Kawiorek dałam ci na miseczkę,
przy nim zaś leży kotlecik,
raczże, Mordeczko, zeżreć troszeczkę,
zanim na kotki polecisz.”
Nikt na kocisko nie spojrzy krzywo,
spod łap ścierają rasolnik…
„ech! – wzdycha Morda – trudny mam żywot,
ja, kaszmirowy niewolnik.” 🙄
Lotr zwariowal… Za kzadym razem gdy chce sie w odpowiedzi rozesmiac ( 😆 ) zatrzymuje twierdzac ze „niestety odkryto duplikat, ktos to juz powiedzial” 👿
Smiac sie nie wolno bo ktos inny sie zasmial ?? 😆
Co prawda to prawda, Bobik. Stara ma sporo poprzezeranych przez mole kaszmirow (bo lato bylo molowe tego roku) i udalo mi sie przrkonac ja, ze recycling kaszmirow – po odpowiednum upeaniu, sfilcowaniu. wyperfumowaniu lawenda i ulozeniu na malowanym hinduskim kufrze, jest ze wszech miar ekologiczne. Jak da Kotu klaszmiry, to juz jest zwolniona ze zbierania makulatury i skupu butelek.
Lisku, uniwersalność środkizmu polega na akceptacji nieuniwersalizmu – jest trochę tak, trochę inaczej, a ogólnie to można różnie. 😆
A w sprawie masek środkizm mówi mniej więcej tyle – zachowuj te maski, dzięki którym żyje ci się lepiej, ale nie bój się odrzucić tych, które ci w życiu tylko przeszkadzają. Od bidy można to uznać za receptę uniwersalną. 😈
Oczywiście wiem, że w praktyce nie zawsze łatwo ocenić, co jest co. Czasem lęk przed nieakceptacją otoczenia, jeśli się odważy na zaprezentowanie „prawdziwej twarzy”, jest nieuzasadniony – bywa wręcz, że otoczenie przyjmuje to z ulgą. A czasem uzasadniony jest i lepiej jednak maskę zachować (albo zmienić otoczenie). Ważne w tym wszystkim wydaje mi się to, czy się samemu dokonuje wyboru, co zachować, co odrzucić, czy też ma się nieustające poczucie musu i bycia „sterowanym z zewnątrz”.
😆
Mnie Łotr pozwolił się roześmiać raz, ale za drugim razem też nawymyślał od, za przeproszeniem, duplikatów. 👿
Taka recepte moge wypisac 🙂 🙂
A jednak hipster … 😯 ??
Vesper miała rację. Nie poznaliśmy się na hipsterskim manifeście Kota. 😆
Banda profanów z nas i tyle. 🙁
O nadawaniu właściwego obywatelstwa tzw. „zakazanej żywności”:
http://s5.stc.all.kpcdn.net/f/4/image/57/30/833057.jpg
A jak taki homar ma podwójne, co wtedy? 😯
To niewłaściwe się wygotowywuje.
Łobster, ofis, sajt – piękna rosyjska języka (przepraszam, nie chce mi się leźć do cyrylicy). Nad wyraz patriotycznie 😆
Tu jeszcze trochę o patriotycznej rosyjskiej żywności: 🙄
http://wyborcza.pl/1,75477,16453041,15_lat__p_rezydenta__Migiem_znika_piwo_nieboszczyka_.html
Bobiku, jesteś cudny.
Dzisiaj mam dzień sprzątania po Chanajkach, nie tylko po rynku, jak mówiła gosposia mojej mamy w Białymstoku. W chwili odpoczynku diabli ponieśli mnie na onet, a tam:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kuria-wycofala-zgode-na-odprawianie-mszy-w-jasienicy-dla-ks-lemanskiego/tpk90
Hej! 🙂
Niemogiem, trzymajcie mnie
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1588319,1,trudne-relacje-panstwa-z-kosciolem.read
Chętny na homara to na 100% ten, no, Depardieu.
W swoim linku zapodałam zdjęcie całującego szosę biskupa.
Nie wiem czemu wyświetla się artykuł.
Co to za pajace? W ślad za nim księża poświęcajacy np. samochody, czy jakieś budynki powinni też je całować.
Niemogiem, niemogiem, niemogiem….
Juz cie trzymam, Siodemeczko. Rzeczywiscie caluje jezdnie w pelnym biszkoptowym rynsztunku… Trzeba sie przyzwyczaic, bo jak PiS wygra wybory to od tego bedzie sie zaczynal kazdy dziennik.
Przypomina mi sie jak za starego systemu nie bylo takiego PGR-u, ktorego by Pierwszy Sekretarz nie odwiedzil z troska pochylajac sie nad nadludzkim wysilkiem, z ktorym zdobywano czesci zamienne do kombajnow i sznurek do snopowiazalek.
Taki donkiszotyzm.
Tymczasem walka z dzenderem zeszla z pierwszych stron gazet.
Tak, to bardzo jakas niezdropwa dla spoleczenstwa tendencja – z jednej strony calowanie przez biskupa szosy i poswiecanie swieckich obiektow, z drugiej mnozenie sie egzorcyzmow, ostrzeganie przed zlymi duchami ukrytymi w jodze czy w koszulkach z Hello Kitty. To juz niestety przynosi owoce. Bartos uprzedza ze czlowiek zabobonny staje sie nieuchronnie agresywny, bo czuje sie osaczony przez Zlo, ktoremu moze zaradzic jedynie egzorcysta.
Szosofilia? 😯
Albo wybujałe ambicje. Dowieźli biskupa helikopterem i wyobraziło mu się, że jest papą JPII.
A jak Siwiec całował ziemię kaliską, to mu mieli za złe. 👿
Bo naród nieprzyzwyczajony do papieża w garniturze
Zle Mzimu, moze sie czaic i w koszulce.
Nawet nie probuje guglowac co/kogo calowal Siwiec. Czasem mniej jest wiecej.
Kocie jedynie egzorcysta moze zaradzic na szosofilie. Psychiatria jest tu bezradna. 🙁
No, jeszcze Dzieduszyckiego mozna by zapytac. On nie takie rzeczy wie jak leczyc.
Nie wiem czy to potrzeba gimnastyki czy dyskretna proba przejscia na islam 😆 A na powaznie, jesli juz koniecznie chce poswiecac, nie starczy zrobic znak krzyza, ewentualnie pokropic woda swiecona badz machnac kadzidlem?
Francuzi i amour: Mitterand mial zone (i dwoch z na synow), kochanke (i corke Mazarine),a teraz jeszcze okazuje sie ze jeszcze jedna kochanke,szwedzka dziennikarke, z ktora mial syna. Kiedy on mial czas na rzadzenie…
Dobry szef nie powinien robić wszystkiego sam, tylko umieć delegować. 😎
tu ten link
http://www.france24.com/en/20140809-swedish-politician–french-president-mitterrand-son-illegitimate/
Jak bym nie miał roboty z nowym hummusem i przygotowywaniem harissa i robieniem zapiekanki z kaszy gryczanej to i ja bym miał czas na szwedzkie dziennikarki.
Jak się robi zapiekankę?
Lisku@14:47, dzięki 🙂 Bardzo ciekawa strona 🙂
Choć ciągle nie rozpoznałem tego mojego…
A może to ten:
http://synoptyk.flog.pl/wpis/5150909/swietlik-d
http://www.garnek.pl/piotrb/26147001/wypasiony-robaczek-swietojanski
Czy ktoś wie, jak ten robaczek się nazywa?
Zapieka na winie
Ten robaczek to jakiś żuczek odblaskowy, ale raczej nie świetlik, bo one to chyba tylko po nocach się włóczą, jak wampiry. 😉
Ago, tutaj oferta zapiekanek jest bogata.
Coś za coś, masz linkę do strony o podrywaniu szwedzkich dziennikarek?
Andsolowi tym razem udało się mnie załamać. Harissy to mi się jednak nie chce robić własnołapnie, tylko w etnicznych sklepikach kupuję. 😳
Za bogata – liczyłam na osobistą rekomendację. Z drugiej strony, osobistymi doświadczeniami z podrywania szwedzkich dziennikarek nie mogę się podzielić… Może to się przyda. Zaznaczam, że podrywania kogokolwiek przez żonatych/ zajętych mężczyzn zdecydowanie nie pochwalam. Zakładam wielkodusznie, że Twoje zainteresowanie jest teoretyczne. http://nortus.pinger.pl/m/5474467
Mitterand uwiodl szwedzka harisse? Pewnie niejedna. 😈
Smoku, bo to co najczęściej jest pokazywane, to samice świetlika, są nielotne, przypominają trochę gąsiennice i też swiecą, a ponieważ nie fruwają, to najłatwiej je sfotografować.
Różnice w budowie widać tutaj:
http://www.colpolon.biol.uni.wroc.pl/Foto/Lampyris%20noctiluca.jpg
Zdecydowanie musiałeś widzieć pana świetlika, one mogą być trochę połyskliwe i kolorowe
Robienie dzieci nie jest az tak czasochlonne… ich wychowanie to inna sprawa, ale tym, jak rozumiem, zajely sie jego kolejne towarzyszki 😉
Smoku,
ten złocistoszmaragdowy żuk to jest chrząszcz z rodziny poświętnikowatych – kruszczyca złotawka, po niemiecku Goldglänzender Rosenkäfer. Bywa u mnie każdego lata, a jego pędraki zimują w skrzynkach z pelargoniami. W odróżnieniu od pędraków chrabąszcza – nie żrą korzeni, a próchno i roślinne szczątki zamieniają w super humus.
Francuzi to nawet na uwodzenie wiele czasu nie muszą tracić. Wystarczy, że zagrasejują amour, amour i kobiety mdleją. Ale taki Polak, Szwed czy Zulus to się musi trochę napracować. 🙄
Zaraz, to kto w końcu robi ten hum(m)us – Andsol czy kruszczyca złotawka? 😯
Eee, taki Zulus, to się nawet nie musi odzywać. http://0-media-cdn.foolz.us/ffuuka/board/tg/image/1351/72/1351728784169.jpg
Sprawa się rypła. Wielki Wódz jest Zulusem. Poznałem go po dzidzie. 😈
Ale jak gada, to się napracować musi tak czy owak, uwodzi czy nie uwodzi. Zulusi mają okropnie pracochłonne dźwięki. 🙄
Eee, to ja mam lepiej, dwunożne, które mieszkają w mojej chałupie zrobiły mi w ścianie tajne zarówno wejście jak i wyjście. Zatem jak przyszła do chałupy kotopolicja w sprawie tej myszy co to rzekomo zdechła u sąsiadów, ja czmychnąłem. Dwunożne wypisały naście arkuszy, myszy niestety kotopolicja nie znalazła i jak na razie sprawy nie umorzono, postaram się złapać jakąś mysz nie uszkodziwszy jej i podrzucić kotopolicji, zwyczajnie chcę pomóc chłopakom.
Aga: no wiesz… a Mitterand był nieżonaty?
Z zapiekankami mam małe doświadczenie, ale jedno już wiem: gdzie piszą „1 ząbek czosnku” należy czytać „3”. A ponadto ambicje rosną w miarę pieczenia i od kiedy wysiudali tu małą fajną wytwórnię bageli i postawili olbrzymi hotel (z którego nic nie mam) chodzi mi po głowie: a może by tak bagel?
Sugestie mile widziane.
A czy ja gdzieś napisałam, że pochwalam amory Mitteranda? 😯 Trudno, staroświecka jestem i już.
Nasza Pręgowana ma takie tajne wejściowyjście w piwnicy, dzięki czemu jest u nas jak w „Stawce większej niż życie” – kiedy Brunner wchodzi drzwiami, Kocica czmycha przez okienko w piwnicy i jeszcze zdąży z ulicy miauknąć „Brunner, ty świnio!”. 😈
Dla nieobrzydliwych – kruszczyca a la krewetka
Nie tak strasznie się różni od robali, którymi kosy karmiłem. 😉
A kto jest Brunnerem?
Tu, gdzie ja mieszkam, z obsadą tej roli nie ma problemu – Brunnerem może być Brunner. 😈
How convenient 😉
Golarka Ockhama – najlepsze są wyjścia najprostsze. 😎
Bardzo mi się spodobały niektóre spostrzeżenia prof. Hausnera:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,140070,16452059,Jerzy_Hausner__Dokad_idziemy_.html#CukGW
Na przykład to:
Przestrzeń miejska – nawet jeśli ma prywatnego właściciela – jest przestrzenią wspólną. Nie wolno jej całkowicie zawłaszczać. Nie może być tak, że jedynymi publicznymi miejscami, gdzie ludzie mogą się spotykać, są w Polsce supermarkety i kościoły.
To ja tez cos Szanownej Publice podrzuce:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,140070,16452003,Nie_kazdy_poeta_mial_taki_fart.html
To jest wywiad z wdowa po Okudzwie. Wywiad niewazny, ale warto do niego wejsc bo tam jest linka do 50-minutowego bardzo ladnego filmu o Okudzawie, Arbatski romans, zrealizowanego przez starego Przyjaciela Poety. I do tego filmu goraco zachecam – nie musi byc dzis.
Tak mi sie spodobal film, ze nawet wydzielilem sobie naparsteczek wybitnej jarzebinowej nalewki Haneczkowej. Choc moze bardziej odpowiednie byloby gruzinskie wino cinandali. Ale nie narzekam, nie narzekam. Jestem Stoickim Kotem, a stoicyzm, jak przeczytalem w GW staje sie „modny” (oni tam naprawde maja jakis specjalny wokaburz slow nie przypial nie wypial).
Bobiku,
dziekuje za 15:00 I 16:05.
Przeciez z taka wena trzeba cos zrobic!!!
Jestes genialny! Wykorzystaj to koniecznie, moze ktos ma jakies pomysly. Ja jestem za oceanem wiec moge mniej.
Kocie, bardzo ci dziekuje za ten link o Okudzawie. Wielka przyjemnosc. Kot ma u mnie odpust na dlugi czas. Okudzawa to moja mlodosc i milosc, potem Wysocki, Biczewskaja, of course, a wczesniej Wertynski… I zgoda, ze Okudzawa pieknie brzmial po polsku, bo byl tlumaczony przez wspanialych poetow. Jednak jest cos w powietrzu, ze niektorzy sie tak dobrze daja odczytac w innych krajach/ jezykach. Podobnie Leonard Cohen, swietnie tlumaczony przez Zembatego.
Wlasnie zabralam sie za moja ksiazke numer 1 (nie Biblie o nie), czyli Wojne i Pokoj po angielsku. Idzie mi ciezko. Ale ja pokochalam te ksiazke w tlumaczeniu Stawara, z cala jej francuszczyzna (nie znam tlumaczenia Iwaszkiewicza, ale nie moze byc zle).Okudzawe kochalam po polsku i po rosyjsku, jak Wysockiego i Wertynskiego (Maciej Swiecicki).
Mysle ze nasz Pies by sobie z tlumaczeniem Puszkina poradzil znakomicie.
Mateusz Swiecicki of course.
Biczewskaja… Byłem na jej koncercie we Wrocławiu w w zeszłym roku. W synagodze, zresztą. Nie powinienem był iść. Nie z powodu synagogi. Czas jest bezlitosny. Jej nowy partner mógł to świetnie znosić, jej dawny adorator gorzej. Właściwie to nawet nie szło o głos, a o wewnętrzną pustkę. Formę dla forsy. Ja lubljiu was, mówiła nam. Nieszczerze.
O kurcze. Widzę w Sieci, że w kwietniu tego roku w tej samej synagodze powtórzyła swój sukces. Dobrze, że nie zasnąłem tam na 10 miesięcy.
Too bad, andsolu….
Mysle o twoich niedawnych ruskich pierogach i pizzy domowej roboty na ten sam posilek! Tylko moja Mama, Ciocia, Siostry, zony Siostrzencow i moj Syn (mistrz grilla)przygotowali dla mnie posilki. Zwykle to ja szykuje.
Szkoda ze Zanna sold out.
Slyszalam dzis piekna piosenke w radiu. Myslalam: Bob Dylan, ale rozumialam za duzo tekstu, wiec myslalam raczej Tom Petty, a to… byla… Marianne Faithfull… Glos ma dzisiaj jak Ewa Podles. Wciaz piekny ale inny niz np to:
https://www.youtube.com/watch?v=j8JJ6du3Vio&list=AL94UKMTqg-9DBmgNZOQ80Fim-ixkKaAxC
Dla staroswieckich 🙂
kroliku, nie trać nadziei. Może jeszcze w Twoim życiu pojawi się stoliczku nakryj się.
Wymyśliłem coś dobrze brzmiącego i teraz chciałbym dowiedzieć się co to może być. Ekologiczne skwarki. Gdyby ktoś wiedział, proszę powiadomić. Jeśli to będzie bardzo bolesne, nic nie powiem świni.
Idę spać. Wiem, że przyjmiecie to z entuzjazmem.
Ale przedtem powiadomię, że po latach przeczytałem znowu te dwa słynne reportaże ze Sterna (Kai Hermann, Peter Koch) o sprawie Schleyera i Operacji Mogadiszu. I myślę sobie, że nigdy nie słyszałem czy odkryto kto zabił Schleyera. I chyba zmuszę się do przeczytania czegoś dla frakcji, „Ich wollte Cracker, aber Papas Hände waren gefesselt”, o trzylatku imieniem Steffen Waida. Ale chyba nie dowiem się tam jak (czy) to zaważyło na jego życiu.
Aha, wzięło mnie za te starocie, bo po Stammheim po całej Europie kamienowano samochody na niemieckich znakach. Słuszny gniew ludów. Jeśli to się komuś z czymś dziś kojarzy to już nie moja wina. Dziennikarska brać zawsze tak samo działa.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dziś wyruszamy na Roztocze. Pakowanie… tego najbardziej nie lubię
Gdybyscie mieli ochote takze na herbate po drodze 🙂
Dzień dobry 🙂
Dobrej drogi, Irku!
Ten Święcicki od romansów Wertyńskiego to był Mieczysław.
http://www.youtube.com/watch?v=g0-Xpfnm2PE
Mateusz był od jazzu (chodziłam do niego na studiach na seminarium muzyki jazzowej i rozrywkowej), pisał też piosenki (np. „Pod papugami”). Fajne chłopisko było. Niestety już nie żyje, zmarł dość młodo. W przeciwieństwie do Mieczysława, który żyje.
Dzień dobry 🙂
Mieczysław z kolei bardziej od mojej strony, bo piwniczny krakus. 🙂
Szerokiej kawy, Irku. 😀
Myśmy też dziś mieli pomysł, żeby się wybrać na jakąś średnio dalszą wycieczkę, ale w trakcie rozważania kolejnych możliwości opanował nas niedzielny leń i pewnie się skończy na mrożonej kawie u Turka. 😳
„No no leta” słodkie, Lisku. 🙂 Ja też, ja też jestem z frakcji Okudżawy.
Andsol zabiera się do okupacji frakcyjnych terenów? 😯 Frakcjo, miejmy się na baczności! 😎
Czasy RAF chyba przez większość niemieckiej ulicy są już odczuwane jako archeologiczne. Ulica teraz boi się terroryzmu islamskiego, nie lewackiego. I nie bez powodów. 🙁
Kto z grupy terrorystów personalnie zabił Schleyera, do dziś nie wiadomo. Kąty strzałów wskazują, że były to dwie osoby. Jeden z porywaczy, Boock, wskazał na Wisniewskiego i Heißlera, ale okazało się, że nie był przy egzekucji i tylko powtarzał pogłoski, więc sprawę do dziś uważa się za niewyjaśnioną. Ale kto brał udział w porwaniu wiadomo już od dawna. Chyba wszyscy z tej grupy wcześniej czy później poszli siedzieć.
Warto przy okazji zauważyć, że RAF wybrał akurat Schleyera jako ofiarę ze względu na jego nazistowską przeszłość (był oficerem SS) i publiczne oświadczenie (w 1977 roku!) że „jest z niej dumny”. Nie usprawiedliwiam oczywiście terrorystycznych metod, ale jakoś mi lżej z myślą, że w tym przypadku ofiara, w odróżnieniu od pasażerów Landshuta, nie była całkiem niewinnym aniołkiem. 🙄
Czy opowiadałam kiedyś, jak dzięki Okudżawie, jeden, jedyny raz w życiu byłam przez króciutką chwilę Bohaterem? To opowiem jeszcze raz. 😉 Kiedy byłam w liceum, miałam: 1) wujka w Moskwie 2) wychowawczynię rusycystkę – strasznie wredną. Któregoś razu koledzy coś przeskrobali – nie pamiętam, co, nie mogło to więc być nic strasznego. Byłam akurat gospodynią klasy. Wychowawczyni zjawiła się niespodziewanie na zastępstwo, spojrzała na nas z obrzydzeniem, poderwała mnie na nogi, po czym perorowała, perorowała, perorowała, ze zjadliwą satysfakcją odmalowując w najczarniejszych barwach charaktery „sprawców”, pasąc się i nakręcając narastającą atmosferą grozy. Zołza miała to opanowane do perfekcji – niejednokrotnie doprowadzała do tego, że wytypowana przez nią ofiara wypadała z klasy z płaczem. Tak, tak – „dorośli” licealiści, płci obojga, wybuchali płaczem i uciekali. Och, jak ona to kochała! Tym razem zakończyła swoją perorę żądaniem, żebym przyznała, że „sprawcy” to nic nie warte, zasługujące na pogardę indywidua. A ja jej na to (nie oszukujmy się: trzęsąc się w środku jak osika), że Okudżawa, w jednej ze swoich najnowszych piosenek, tej o Włodzimierzu Wysockim, śpiewa, że przyroda nie zna ludzi bezgrzesznych. Konsternacja. Pani nie zna piosenki (ja dostałam najnowszą płytę od wujka). Pani jest straszną snobką. Pani miesiącami wbijała nam do głów, że Okudżawa i Wysocki to wielcy ludzie, cóż może teraz powiedzieć? Tym razem nam się upiekło. A co ważniejsze: jej się nie udało.
Lota zaapelowała, żebym coś zrobił z moją weną (i nie jest to pierwszy taki apel), ale mnie się wydaje, że ja z nią robię najlepszą możliwą rzecz, tzn. oddaję ją do dyspozycji Szanownej Frekwencji. 😀
Ja wiem, że w tych apelach zwykle chodzi o to, żeby Bobik był w papierze. Nie twierdzę, że mnie takie myśli były całkowicie obce, w końcu ja też z galaktyki Gutenberga, ale kiedy pogadałem z moim szpiegiem z Krainy Deszczowców, czyli Inspektorem Analityksem, to sobie uświadomiłem, jak różne jednak są możliwości papieru i netu. Na ogół tych tajnych doniesień nie ujawniam, ale dziś to zrobię, żebyście wiedzieli, o co mi chodzi. 😉
Kochani, według informacji Inspektora jesteśmy czytani w 30 krajach (kraje, z których były wyłącznie wejścia maszyn spamujących, odliczyłem; te 30 to jest realne czytelnictwo), na wszystkich kontynentach. W Polsce w ponad 80 miejscowościach, najliczniej w Warszawie i innych wielkich miastach, ale z zadowoleniem widzę, że przybywa czytelników i na prowincji. Grono czytelnicze mamy nadzwyczaj wierne, co oznacza, że oprócz „widocznych” komentatorów w naszym blogowym życiu bierze udział całkiem spora grupa Nieznanych Przyjaciół. 🙂 No i przeciętny czas pobytu na stronie jest, jak na standardy internetowe, niezwykle długi, czyli wiele osób nie tylko wpada jak po ogień i zaraz wypada, tylko rzeczywiście nam towarzyszy.
Sami powiedzcie, czy oddziaływanie papieru da się z tym w ogóle porównać? I czy w papierze mógłbym sobie z Wami codziennie pogadać? Albo mieć natychmiastową reakcję na każdy kolejny wierszyk?
Znając siebie, nie wyobrażam sobie, żebym codziennie brał do łapy jakąś swoją książeczkę i odczuwał dziką radochę tylko z tego powodu, że ona istnieje (radocha z powodu wydania zwykle mi przechodziła najdalej po miesiącu). A z blogiem tak mam, więc nie bez podstaw twierdzę, że to jest dla mojej weny najlepsze miejsce. 😀
Jedno drugiego nie wyklucza, i jak wiesz Bobiku, jestem za 😉
Ale jedno i drugie wymaga włożenia pewnej ilości energii i mnie jakoś przyjemniej ją wkładać w blog. 😉
Nieograniczonych zapasów energetycznych, niestety, nie posiadam, a przecież nie będę pertraktował z Putinem w sprawie dostaw. 😎
Ago, nie tylko zostałaś Bohaterką, ale jeszcze potwierdziłaś tezę, że snobizm jest dźwignią postępu. 😈
Srutu-tutu, Bobik. Co masz z tego, Piesu, ze piszesz codzoennie wiersze jak one znikaja w czelusciach Sieci? I jak Psu zadnego dochodu nie przynosza, tylko same wydatki? Ty mi powiedz jak mozna byloby zrobic, zeby do wierszy mozna bylo zagladac na zawolanie i zebys nie musial do nich dokladac. Czy istnieja jakies ksiazki, ktore sa wylacznie on-linowe? Jak sie taka ksiazka pojawi, ktora mozna sobie na ten przyklad sciagnac na Kindle’a czu jakis inny czytnik, tonwtedy jest inna rozmowa.
Taka ksiazka musi powstac, Ty musisz miec przyzwoitego prawdziwego redaktora, ksiazka musi byc platna, chocby byly to bardzo skromne pieniadze.
Wtedy porozmawiamy.
Ago, Okudzawa ma liczne zastosowania. Iludzie od niego staja sie lepsi i lagodniejsi.
Po jego smierci Stara zadzwonila z radia do bardzo juz chorego Jacka Kuronia aby porozmawiac czym byl BO dla calego jego i mlodszego od niego pokolenia, dla jego fornacji. Nie masz pojecia jak sie ucieszyl, juz wtedy nie przyjmowal zadnygh dziennikarzy, bo wszyscy pytali go o to samo i politycznie. Ale o Okudzawie chcial opowiadac i nawet strasznie Starej dziekowal, ze dala mu szanse.. Mowil pieknie i nawet namowiony przez Stara zaspiewal troche ( „Wozmiomshja za ruki, druzja”). A tez opowiedzial sentymentalnie jak wdarl sie z kumplami nie majac biletow na pierwszy koncert BO w Wraszawie.
Ago, swietny refleks! Nawet gdyby znala nie mialaby co odpowiedziec na taki cytat 🙂
Ago, szapobasy
Bobiku, fajnie by było „mieć Bobika na półce”, ale moc rażenia w blogosferze masz chyba większą. Oto dowód
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16455509,Abp_Hoser__To_jest_ostatnia_proba_i_ostatnia_szansa.html?lokale=trojmiasto#BoxWiadTxt
A w komentarzach „Wiali z Kigali” 🙂
Zadzwinila E i powiedziala, ze slyszala juz, ze w calej naszej dzielniy zakrecono wode. Bo byla jakas awaria. Mam nadzieje, ze nie ebola dostala sie do zbiornikow.
Ostatni raz bezwodzie przezywalem w Lublinie w latach wczesnych 60-tych oraz w Rzymie w 1968 . W Rzymie wtedy czesto podobno brakowalo wody i ludzie byli skazani na picie wina, bo wody butelkowane natychmiast wykupywano ze wszystkich sklepow.
No, ciekawe ile to potrwa.
Zapewne odpowiednie służby szybko się awarią uporają, ale w wino lepiej się zaopatrzyć 🙄
Tez tak uwazam.
Dzięki za cynk, Vesper. Zbłądzenie pod strzechy, zwłaszcza w dobrej sprawie, jest dużą przyjemnością. 😆
„Wiali z Kigali” upowszechnia pilnie na forum GW stach-poraj, kumpel Mordki 😉
Tez prawda. SP nie ma czasem absolutnue nic do powiedzenia, ale sie wpisuje jesli tylko dostrzega okazje aby wplesc do swej narracji i upowszechnic Wiali z Kigali. Wielki popularyzator Mysli Bobika, bless’im.
Dzis wieczorem: najwiekszy i najjasniejszy widok pelni ksiezyca od 20 lat 🙂 Ksiezyc wyglada najwiekszy gdy jest nad horyzontem, tz krotko po zachodzie slonca
Ago, co za pedagog ci sie trafil, tzw character builder (tak sie mowi jak juz sie nic nie da dobreo o osobie/zdarzeniu powiedziec).
Irku, bon voyage!
Pomysl na Psie wydawnictwo bardzo popieram.
To Mateusz Swiecicki napisal Pod Papugami!!! Bardzo kocham te piosenke, Nie wiem jak wy, ale tu jest krotka lista moich najukochanszych polskich piosenek:
1. Zielone wzgorza nad Solina.
2. Pod Papugami.
3. Pamietasz byla jesien.
Moja krotka to
1. Groszki i Roze
2. Jaki smieszny [z tej samej plyty]
Z nr 3 juz mam problem po pchaja mi sie tu rozne piosenki Czerwonych Gitar, Agnieszki Osieckiej, Szczepanika, Anny German, kilka harcerskich i tez Pamietasz byla jesien 🙂
Tz to moja krotka polskich 🙂
Oj, ale Królik przykręcił śrubę! Trzy? Tylko trzy? To przynajmniej bez numerków…
Pocałunki (Demarczyk)
Zegarmistrz światła (Tadeusz Woźniak)
Sen Katarzyny II (Kaczmarski)
Innego dnia, to mogłyby być inne trzy, ale nie zupełnie inne. 😉
Zasługi Stacha P. nie będą zapomniane. 😈
Z piosenkami trudny wybór… Tak z pierwszej piłki mi się nasunęły „Cała jesteś w skowronkach” i też „Jaki śmieszny…”, a żeby nie byli sami krakowscy tekściarze, dorzuciłem „Mimozami jesień się zaczyna”. Ale zaraz inne tytuły się zaczęły drzeć, że one też chcą, więc zakończyłem casting, bo bym się do wieczora z tego nie wygrzebał. 😆
Dzień dobry 🙂
No nie, Dziewczyny, jakie krótkie 😯 Zatwardziały monogamizm równoważę długimi listami 😎
W ostatniej papierowej Polityce (bardzi dobry numer) zwracam uwage na superciekawy artykul „Plemiona pierwszego kontaktu”, glownie o brazylijskich Isolados czyli plemionach indianskich nie majacych zadnego kontaktu z cywilizacja i pozostawionych, chwalic Boga, w spokoju, ale spory fragment artylulu poswiecony jest jezykowi jednego takego odizolowanego plemienia – Piraho. Spedzil w nim 30 lat pewien czlowiek Daniel Everett, ktory przyjechal poczatkowo ich nawracac na Jedyna Sluszna Wiare, a oni mu to dosc szybko wybili z glowy. Everett tymczasem nauczyl sie ich jezyka i wsrod rozlicznych spostrzezen antropologicznych, odkryl cos, co podopbno wprawilo w oslupienie wszystkich lingwistow, gdyz mowa jaka sie posluguja Pirahos zadaje kompletny klam teorii Chomsky’ego o „uniwersalnej gramatyce”, czyli z grubsza o uniwersalnej zasadzie, ze zdanie sklada sie z podmiotu, orzeczenia i dopelnienia.
Otoz nie, Nie u Pirahos. 😯
Nie bede zdradzala wiecej ale zaraz sobie zamowie jedna z dwu ksiazke tego Everetta: Language: the Culrural Tool (2012) albo nieco wczesniejsza :Don’t sleep. There are snakes”.
Ten „Cultural Tool” mnie najbardziej fascyunuje.
I jaka szkoda, ze nie ma Moniki z Concord, Mass, , bo ona pewnie wszystko juz przeczytala. Bardzo, bardzo mi jej brakuje.
Z piosenek oczywoscie staruszek portier. Nie wiem czy najladniejsza, ale z pewnoscia za kazdym razem gdy uzywam slowa staruszek, to chce powiedziec portier z usmiechem dawal klucz.
Do „Jaki śmieszny” opracowałam coś na kształt choreografii. 😳 A kiedyś miałam w zwyczaju podśpiewywać pierwszą zwrotkę zamieniając wszystkie przymiotniki na „śmieszny”:
Jaki śmieszny jesteś pod oknem,
gdy zapada śmieszny zmierzch,
a nad miastem chmury też śmieszne,
i za chwilę pewnie spadnie śmieszny deszcz…
„Character builder” zaniosę jutro do biura i rozdam – bardzo się nam wszystkim przyda.
Zamnowilam sobie obie ksiazki Everetta. 🙂
Ago, a jak po incydencie z cytatem układały się Twoje stosunki z character builder?
Vesper, przez jakiś czas miałam spokój. Potem zostałam raz przeciągnięta pod kilem za jakieś wyimaginowane wykroczenie (tym razem własne). Ale byłam już zaimpregnowana. Nic więcej … nie pamiętam.
To dobrze 😉
Miałam w liceum przez dwa ostatnie lata polonistkę, która zdumiewała bezinteresowną złośliwością i bezmierną głupotą. Aż dziw brał, że można było być tak głupim i dożyć pięćdziesiątki, nie udławiwszy się jakim omyłkowo spożytym sznurowadłem. Ale z incydentów pamiętam tylko, że podkreśliła mi coś w wypracowaniu i napisała na marginesie, że „takiego słowa nie ma w języku polskim”. W ramach poprawy pracy, odpisałam na której stronie słownika PWN może je znaleźć i co oznacza. Potem nie było między nami już dużo gorzej, bo już wcześniej było bardzo źle 😉 Ale szczegółów nie pamiętam. Wyparcie to niezawodny przyjaciel 😉
„Character builder” sliczne 🙂 Kroliku, zawsze mam uczucie ze Twoje uwagi przywracaja swiatu rownowage i normalnosc, dzieki 🙂 🙂
Ja jako największą wredę pamiętam licealną biolożkę. 👿 Ale z niewyjaśnionych przyczyn w ogóle nie potrafiła mi biologii obrzydzić. Może popadłem na czas bycia nauczanym przez nią w schizofrenię i jedna moja osobowość miała kontakt tylko z przedmiotem, a druga tylko z nauczycielką? 😯
Tak, mnie też dziwi, że tacy ludzie nie dławią się i nie duszą własną złością. Jeszcze tylko raz w życiu spotkałam aż tak negatywną osobę, czerpiącą radość i energię z dokopywania innym i obserwowania, jak cierpią, z napawania się ich upokorzeniem. Chore.
Ciekawe, ja też sobie kiedyś pomyślałem, że gdybym musiał scharakteryzować Królika tylko jednym słowem, to chyba tym słowem byłaby normalność. 🙂
I – zważywszy na obecny stan świata – to by była BARDZO pozytywna charakterystyka. 😀
😀
Dziekuje, Lisku, Bobiku.
Przeczytałem, że nawet na prowincji czytają blog Bobika, a co to jest prowincja? duże miasta czy też wieś. Odpowiedź na pytanie jest istotna ponieważ kotospołeczność, czyli dachowce zamierzają przyjąć uchwałę o równości wszystkich koto-pso-społeczności, większość wypowiada się za mieszkaniem na wsi i na dodatek powiedziała, że na żadne referendum nie pójdzie. Po kątach zaś szepczą, że na prowincję czyli do dużych miast to już za żadne skarby nie pójdą, nawet wiejski sołtys, który jest kotopsowaty, czyli mówiąc współczesnym językiem gender nie zdołał ich przekonać.
Heleno, ledwie co z tego pamietam, ale wydaje mi sie ze uniwersalna gramatyka Chomskiego nie odnosi sie do podmiotu, orzeczenia i dopelnienia.
Wydaje sie ze interpretacja jezyka Pirahã nastrecza wiele trudnosci, bardzo ciekawe!
http://en.wikipedia.org/wiki/Pirah%C3%A3_language
Andsolu, kiedys zachwycales sie Quechua ktory wymusza okreslenie zrodla informacji zawartej w zdaniu, wg opisu piraha tez to ma, mniej wiecej tak samo 🙂
Kocie Genderkusy, nazwy prowincja użyłem w znaczeniu potocznym, czyli nieduże miasta i wieś. Nie jest to jednak w żaden sposób wartościujące – sam mieszkam w małym mieście i wcale bym się do większego nie chciał przenieść, za żadne referendum. Londek raz-dwa razy w roku mi wystarczy. 🙂 Po prostu Inspektor Analityks tak donosił, że na początku widział tylko wielkie miasta, a potem coraz więcej mniejszych miejscowości.
To bylo w bardzo duzym skrocie myslowymo gramatyce uniwerasalnej. Nie chcialo mi sie nad tym rozwodzic. Zampwione ksiazki dostarcza w srode. Bardzo jestem tego jezyka ciekawa.
Eee.., Bobiku chciałem sobie pożartować a ty potraktowałeś to poważnie, moi dwunożni jak to przeczytali to spłonęli rumieńcem i kazali mi cię przeprosić, zatem pozdrowienia z pięknej wsi położonej wśród jezior i lasów, jednym słowem Bobiku trafiłeś pod strzechy a moim zdaniem jest to powód do dumy.
Hmm… Heleno, to chyba jednak był za duży skrót. 😉 Nawet w wielkim uproszczeniu idea gramatyki generatywnej Chomskiego zasadza się przede wszystkim na tezie, że istnieją wspólne wszystkim ludziom, zakodowane w mózgu i przekazywane genetycznie, gramatyczne „struktury głębokie”, wskutek czego wszystkie ludzkie języki wykazują pewne wspólne, podstawowe, uniwersalne struktury syntaktyczne. A dopiero po przejściu do szczegółów dodajemy, że takie uniwersalne struktury to np. grupa podmiotu i grupa orzeczenia, czy zdanie główne i zdania podrzędne. 🙂
Jednakowoż na mój rozum odkrycie, że w jakimś języku brakuje zdań podrzędnych, nie obala jeszcze całej idei uniwersalnych struktur gramatycznych, tylko co najwyżej zawęża liczbę tych struktur. Co zresztą nijak fascynacji językiem piraha nie musi umniejszać. 🙂
Genderkusy, tym razem wolałem sobie nie żartować, bo a nuż ktoś z tych mniejszych miejscowości poczułby się naprawdę dotknięty? Niekoniecznie Ty i Twoi dwunożni, ale, powiedzmy, Łaciata z Udojowic Dolnych? 😉
Za żadne skarby nie chciałbym obrazić Łaciatej. 😎
Piesku, ja to wszystko wiem, ale nie chcualam pisac refereatu, tylko zachecic do pezecytania artykulu. Nie chce mi sie dyskutowac. sorry, nie mam glowy.
Za wolno chodzić na pielgrzymce już też nie wolno: 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16457028,Ks__Lemanski_odwiedzil_Jasienice__ale_mszy_nie_odprawil_.html
Ale to pocieszające, że Lemański nie traci poczucia humoru. 🙂
Poczucie humoru to delikatna rzecz i skomplikowana. Przedzierałem się przez liczne portale, by zrozumieć, kim naprawdę jest ks. Lemański i co powoduje, że tak skrajne budzi emocje – od uwielbienia do nienawiści. Zacząłem późno, bo dopiero po którejś cichej uwadze Marka (już jakiś czas temu), który nieśmiało tonował tutejszy entuzjazm wobec księdza. Powiem tak: było warto.
Nie jest postacią jednoznacznie pozytywną, za jaką tu uchodzi. Błędów i głupot kurii nie kwestionuję, Wiali z Kigali też zasłużył na krytykę tak, jak na krytykę zasługują media za traktowanie sprawy ks. Lemańskiego instrumentalnie, obiektywizm składając na ołtarzu posłuszeństwa swoim opcjom politycznym. Skomplikowany obraz Jasienickich konfliktów wyrwać trzeba z trzewi Internetu przedzierając się przez gęstwiny subiektywizmów , wmalinizmów i idiotyzmów, ale dzięki temu jestem bliżej rzeczywistości, co pozwala mi wyrazić opinię, że ten artykuł http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/modlitwa-za-jasienice/tkc5w
prezentuje w dużej mierze skomplikowanie sprawy i przytacza pomijane przez innych fakty.
Do dziś nikt (a sądzę, że co najmniej kilka osób wie o tym) na blogu nie wspomniał, że ks. Lemański przegrał sprawę (karną, nie cywilną) wytoczoną miejscowej nauczycielce. Sprawa ta była jednym z istotnych czynników sprawy ks. Lemańskiego. Dziś zatem już inaczej myślę o poczuciu humoru ks. Lemańskiego.
Sprawy karne prowadzi prokurator, a nauczycielka to dyrektorka szkoły, która doprowadziła u Hosera do cofnięcia mu misji nauczania.
Jasne, że ludzie nie są jednomyślni i nie u wszystkich ks. Wojciech budził entuzjazm, to jest bardzo konserwatywne środowisko i zdziwiona byłam, że tak dobrze przyjęli jego niebanalne pomysły.
Gdyby nie był uparty i pryncypialny w pewnych sprawach, to nie byłby taki, jaki jest. I żyłby sobie spokojnie.
Problemem dla mnie było to, że akceptowałam społeczną aktywność ks. w życiu jasienickiej społeczności, bo się z nią zgadzałam i podziwiałam owoce, ale gdyby taką aktywność przejawiał ksiądz, z którym bym się nie mogła zgodzić, to miałabym mu to za złe i uwazała, że nie ma prawa wtrącać się do świeckich spraw. Tak więc tu czuję bardzo nieswojo.
Nie chcę rozwijać tematu ks. Wojtka, bo to jest złożony człowiek i historia.
Zeenie nikt Cię nie zmusza do zachwytów, masz prawo do krytycznych ocen, ale był czas, że jego koledzy duchowni nawet wysokiej rangi, mówili prywatnie z podziwem „czapki z głów” za odwagę i słowa prawdy, później, jak stał się publicznym wrogiem episkopatu, zamilkli, a nawet przyłaczyli się do nagonki.
Helena (15:47) – gerontologicznie: Staruszek portier z uśmiechem oddał mocz.
Mnie ten ksiądz nie ziębi, ani grzeje, ale na obrazkach wygląda mi na młodego Wojtyłę, tylko mniej aktorsko, znaczy (mniej) ujmująco i inteligentnie. Jest to oczywiście tylko moje subiektywne i bardzo powierzchowne wrażenie, którego nie zamierzam pogłębiać czytaniem czy słuchaniem wypowiedzi którejkolwiek ze stron.
Niezmiernie rzadko zdarzało mi się spotykać księży katolickich prezentujących walory osobowości wartej uwagi i chęci bliższego poznania, i rozmowy jak ateista z katolikiem 😉 Trzech chyba, z tego jeden był przedwojenny i już dawno nie żyje, a drugi młody, przystojny i inteligentny, ale też już dawno odszedł do cywila i się ożenił. Z trzecim się fajnie gadało, ale był chorowity i miał kłopoty z głosem, to go wysłano na studia do Rzymu…
Negatywnych przykładów miałbym krocie, ale kto nie ma 🙄
Sprawę karną można wnieść również z oskarżenia prywatnego, Siódemeczko.
Właśnie dokładnie nie wiem,Jedna tako, sprawdzałam, piszą, że można wnieść w terminie przed pierwszą sprawą z oskarżenia publicznego, to tak jakby dodatkowy oskarżyciel prywatny, ale nie chce mi się szukać, więc mogę się mylić.
Osobiście wolałabym, żeby ksiądz odpuścił, bo osoba wobec której toczy się postępowanie karne, lub zapadł wyrok, nie może być nauczycielem.
Tu już skończę, bo nie mam chęci rozwijać dalej tematu, który ma swoje wątki poboczne i ważne wcześniejsze.
Daleki jestem od tego, żeby uważać ks. Lemańskiego za świętego – wierzę w to, że ma różne wady i że może być chwilami człowiekiem trudnym, jak każdy typ „bojownika” (bardzo trafnie napisała Siódemeczka, że gdyby nie był uparty i pryncypialny w pewnych sprawach, to nie byłby taki, jaki jest i żyłby sobie spokojnie). Z natury rzeczy nie mogę wiedzieć z pierwszej ręki, jak przebiegał konflikt w Jasienicy (chociaż zlinkowany przez zeena artykuł mnie nie przekonuje, bo za dużo w nim sprzeczności i fałszywych tonów). Nie byłem też przy rozmowach Lemańskiego z Hoserem, znam je, jak wszyscy, tylko z relacji. Zatem w tych sprawach mogę oceniać tylko, co mi się wydaje bardziej prawdopodobne (również na podstawie maili Jasieniczan, które dostawałem podczas akcji podpisowej, albo samego faktu, że list tak licznie podpisywali byli parafianie L.), nie mogę jednak mieć pewności.
Co natomiast jest pewne i ogólnie znane, to publiczne wypowiedzi zarówno Lemańskiego, jak Hosera (i innych biskupów). Ich poglądy na temat religii katolickiej, Kościoła, roli w nim wiernych, roli Kościoła w życiu społecznym, etc. I tu nie mam najmniejszych wątpliwości, po czyjej jestem stronie i z którą wizją Kościoła mogę nawiązać jakiś dialog, a z którą jest to wykluczone. Jako uczestnik życia publicznego opieram się na tym, co obaj adwersarze prezentują publicznie i na tej podstawie swoje zdanie mam. 😎
Nawiasem mówiąc, świętości od nikogo nie wymagam ani nie oczekuję. Zwykła przyzwoitość wystarczy. 😉
Lekcja piraskiego
Kupa a lupaże = rzucić dwa kamienie
Ten język ma też wersję gwizdaną
lisku, ta więź z keczua może wyjaśniać pewien cytat, który wykorzystałem przed paru laty w rozmowie o języku Pirahã (nie mówię: we wpisie o tym języku, bo temat był inny, ale rysberlin wprowadził tam kwestię liczenia do 1 🙂 ). Szło o to, że pewnego dnia w rozmowie z Everettem
they asked him to stop talking about Jesus. It seems that because he had not personally seen Jesus, the locals concluded that he had no evidence for his existence. Therefore, they would like him to cease discussion of the topic.
A tam, skąd cytat był wzięty, takie ujęcie ani na chwilę nie pojawiło się w dyskusji. Może nikt tam nie znał keczua?
Tak jak przed czterema laty, tak i dziś mam spore wątpliwości co do tezy Everetta, że tam nie znają liczb, w dyskusji tichy użył istotnego argumentu, że może oni ich nie potrzebują, bo potrafią bez nazw radzić sobie z tym, co matematycy nazywają „klasami równoważności”. Prosto mówiąc, liczby („naturalne”) służą nam do powiedzenia „tego jest tyle co tamtego” a wydaje się, że oni potrafią ustalić „tyle samo” bez przeliczania i nazywania wyniku tego działania.
Przy okazji, Łotr wrzuca do otchłani za dwa linki, ale podanie „they would like him to cease discussion of the topic” (w zwykłym cudzysłowie!) w google’u wyławia dokładnie dwa miejsca, o których tu piszę 🙂
Ksiądz Lemański w bliskim kontakcie sprawia wrażenie człowieka niedostępnego. Rzadko patrzy prosto w oczy, raczej unika wzroku. Często przybiera pozy. Chętnie przechodzi na „ty” z osobami, które przypadły mu do gustu. Ale sympatia księdza nie jest dana raz na zawsze. Gdy relacje się psują, z powrotem mówi na „pan”.
– Odkąd tu przyszedł, posługuje się esbeckimi metodami – mówią mi ludzie.
Piękne. I freudowsko słuszne we wspomnieniu SB.
Andsolu, bardzo mozliwe ze bylo to jeszcze jedno z niepozumien kulturowych, w tym wypadku wrecz gramatycznych 🙂
Okazuje sie ze wiecej jezykow posiada taka ceche, tu znalazlam ogolniejszy opis:
http://en.wikipedia.org/wiki/Evidentiality
lisku, jedyne, co mi tu przychodzi do głowy to „łał!”
🙂 🙂
Poranna kawa wg metody Orma, moze wpadnie sie napic 🙂
Herbata oczywiscie tez 🙂
Czy dzień może być a character builder? 🙄 Taki mi się zapowiada…
@lisek pon, 11 Sierpień 2014, 06:27
Lisku Kochany
Z wdzięcznością za dobra pamięć i z wielką radością przyjmuję zaproszenie na wirtualną kawę u Ciebie/Was. Ta kawa o której opowiedziałem czas jakiś temu już coraz bardziej staje się dla mnie kawą wirtualną, bowiem pozbywam się mieszkania w Warszawie i rozdysponowuję jego zawartość tak, aby nadal dobrze służyła. I tak stolik i fotele na których Bardzo Fajni Ludzie zasiadali do kawy przyjmuje jedna z instytucji związanych ze złotnictwem, która to instytucja postanowiła tymi mebelkami stworzyć kącik dobrej pamięci tych, który zasiadali z Przyjaciółmi do kawy.
Przy tej kawie bardzo wiele rozmawiano o warszawskiej, dziś nieistniejącej spółdzielni ORNO. Tak na prawdę ORNO zostało stworzone, wymyślone w rozmowach przy tym stoliku i tej kawie. A wspominam o tym, gdyż w dawnym lokalu po ORNO w Warszawie przy ulicy Wspólnej mieści się jak się dowiedziałem galeria Raster. I osoby z tej galerii postanowiły zająć się historią poprzednich użytkowników lokalu. Planowana jest wystawa- a może cykliczny ciąg wystaw mający ukazać fenomen ORNO i tak zwalczać stereotyp kolejnej spółdzielni cepeliowskiej, której działalność sprowadzała się do „dostarczania na rynek masy towarowej proponowanych dzieł sztuki złotniczej” (w srebrze).
Zeen
Dzięki za przypomnienie, że coś tam napisałem o księdzu Lemańskim 🙂 Na całe szczęście mam krótką pamięć i staram się nie rozpamiętywać krzywd, których doznałem. Czasem mocno odczuwalna krzywda może stać się dla nas dobrodziejstwem i zmienić nasze życie na lepsze. Sam czegoś takiego doznałem, gdy odszedłem/zostałem zwolniny z muzeum w którym pracowałem. Teraz po paru latach wiem, że skisłbym i obrósł pajęczyną, o stanie mojego zdrowia psychicznego nie wspominając, gdybym trwał na wysuniętej placówce muzealnictwa i fotografii archiwalnej. Jak człowiek stwierdzi, że się nie da, to trzeba szukać swojego miejsca gdzie indziej. Teraz mam ochotę zanieść mojej dyrekcj bukiet kwiatów 🙂
Obserwowałem kilka razy awantury wynikające z decyzji o zmianie proboszcza na parafii. Zaciekła obrona jakiegoś księdza (bo najlepszy, bo świat bez niego przestanie istnieć, bo nasz ci on, nasz ci…), zasze kończy się ranami w parafii , które będą goić się latami. Z decyzją biskupa się nie dyskutuje, nawet gdy wydaje się, lub jest krzywdząca. Wieloletnie rozpamiętywanie doznanych krzywd do niczego dobrego nie prowadzi.
Ksiądz Lemański powinien to wiedzieć. A może nie słyszał mojej ulubionej piosenki?
Przychodzimy, odchodzimy,
Leciuteńko, na paluszkach,
Szczotkujemy, wycieramy,
Buty nasze, twarze nasze,
Żeby śladów nie zostawiać
Żeby śladu nie zostało.
Miasta nasze, domy nasze
Na uwięzi się kołyszą
Tuż nad ziemią, ledwo, ledwo,
Jak wiatr mały, to nie widać.
A jak wielki wiatr się zdarzy,
Wilka bieda: puszczą cumy,
Zatrzepoczą się, zatańczą
Miasta nasze, domy nasze
I ulecą. W stratosferę.
Przygarbionych w pustym polu,
Bez oparcia, bez osłony,
Bez niteczki choćby, co by
Przytwierdzała nas do ziemi,
Wiatr nas porwie i poniesie
Za kołnierze podniesione,
Porozrzuca. Gdzieś w przestrzeni.
Nam to nic. My przeczekamy.
Jak się skończy, jak ucichnie,
To wstaniemy, otrzepiemy
Dłonie nasze, klapy nasze,
Żeby śladu nie zostało;
Od początku zbudujemy
Miasta nasze, domy nasze
Sprzęty nasze lampy nasze,
Żeby wiatr miał czym kołysać.
@Marek, pon, 11 Sierpień 2014, 08:40
Marku, czyżby i Ciebie dotknęły „nowe porządki” w muzeach ? znajomi z kręgów muzealnictwa sporo o tym mówili, to były decyzje zarządu administracyjnego – konsekwencje wprowdenia systemu zarządu managerskiego nie zawsze w zgodzie z sensem merytorycznym. Kiedy to widzę, przypomina mi się fraza o sztuce na gruzach muzeum, idee dekonstrukcji etc.
W muzeum nie pracuję już pięć lat. W czasch gdy łatwiej inwestuje się w beton dla pasjonatów i kolekcjonerów nie ma miejsca. Było, minęło…
Zamiast „przedzierac sie przez portale|” jak zeenek i czytac co inni, w tym Marek, nie znajacy osobiscie ksiedza, maja do powiedzenia na temat ks. Lemanskiego, ja czytam to co mowi sam Lemanski w swoich licznych kazaniach blogowych. Mnie to absolutnie wystarczy. Wystarczy mi takze co opowioada i pokazuje na zdjeciach mt7, ktora. jak rozumiem, nie czerpie swej wiedzy o tym kaplanie z internetu, lecz z dzialalnosci , ktora prowadzi sama oraz wspolnie z ks. Lemanskim.
Udowopdnic, ze ktos „nie jest swiety” mozna kazdemu – sporo na ten temat moglaby zapewne opowiedziec Matka Teresa o ktorej widzialam szereg BARDZO krytycznych programow (Hutchins i Tariq Ali – dostepne na Tubie) – z pewnoscoa miala w sobie tez oprocz swietosci cechy bardzo paskudne. Wymienie pare zarzutow pod jej adresem: przyjecie Legii Honorowej z rak jadenego z najpaskudniejszych, najkrwawszych i najbardziej skorumpowanych dyktatorow – „Papy Doc” Duvaliera, bardzo niski standard opieki zdrowotnej nad swymi podpoecznymi, odprowadzanie sporych sum pieniedzy do banku warykanskiego, chod byly one przeznaczone na biednych. A nawet wspieranie dyktatora Envera Hodzy.
Z pewnoscia, jakby sie blizej przyjrzec zarzutom, Matka Teresa ma wiecej za uszami niz skromny kaplan z Jasienicy, ktorego nie cierpaiala jakas dyrektorka szkolna.
Osobiscie nie widze najmniejszego powodu aby starac sie rozkladac racje zwolennikow i przeciwnikow ks. Lemanskiego po rownu. Mnie sie bardzo podoba co WL robil, co glosil, jaka sie wykazywal odwaga cywilna i jak malymi ludzmi sa ci, ktorzy odsuwaja go od dzialanosci duszpasterskiej.
Dzień dobry 🙂
Polecam wczorajsze FpF – rozmowę P.Marciniaka z rzecznikiem ks. J. Klochem, która zaczyna się w 16 minucie (15:50)programu
http://fakty.tvn24.pl/fakty-po-faktach,57/10-08-rosja-wyciaga-swoje-lapska-imperialne-po-ukraine,458021.html
Punktem wyjścia jest sprawa ks.W.L., ale dużo istotniejszy jest sam sposób prowadzenia rozmowy i bezradność rzecznika wobec logicznych argumentów dziennikarza. Przytaczanych w sposób kulturalny, bez cienia agresji.
Jest to bardzo dobry przykład tego, jak należy rozmawiać z instytucją krk.
Dzień dobry 🙂
Napaliłem się wczoraj na wielki księżyc i roje meteorów. Księżyc, owszem, był wielki, jasny i widoczny, ale rojów na próżno wyglądałem, bo zachmurzenie było nieumiarkowane. 🙁
Pocieszam się herbatą i kawą à la Orm (jak miło, że Orma we własnej osobie przywołała!), od razu widząc, ile zaraz będę musiał nakłapać. 😉
Przypomniał mi się dowcip rysunkowy z epoki gierkowskiej: robociarz w kufajce stoi pod budką, z lodem tzw. włoskim w jednej spracowanej dłoni, z gofrem w drugiej i mówi „to lubię – loda, gofra i do roboty!”. 😈
O ile mnie pamięć nie myli, biżuteria z Orno cieszyła się „u ludu” bardzo dobrą sławą, więc chyba nie wszyscy spostrzegali tę instytucję jako złotniczą (srebrniczą?) cepelię. 😉
Ormie 🙂 Dobrze ze mozna przekazywac meble lacznie z ich historia…
Bobiku, pisalam ze meteory we czwartek! 🙂
A nie, nie pisalam 😯 Ale i tak beda we czwartek 🙂
Ormie, ORNO było synonimem ambitnego jubilerstwa.
Mam pierścionek, raczej pierścień.
Wspominam z sentymentem.
Ja , kiedy juz moglam odwiedzac Polske, kupilam kulka przedmiotow dla E z ORNO ( na Starym Miescie w Warszawie). BYla to piekna i starannie wykonana bizuteria, ktora wzbudzala powszechny zachwyt w Londynie. Dalej jest noszona. Przywiozlam tez piekna broszke Jasiuni, do palta.
Z ORNO pamietam tez jakas niezwykla bransolete mojej profesorki od chemii, pani Sokolowskiej,
Nigdy na lekcjach nie moglam oderwac od niej oczu. Potem sama dostalam cos bardzo podobnego od mojej (dawnej) przyjaciolki Irenki , ale nie polska tylko albo gruzinska albo azerska i wciaz ja nosze, chic w jednym miejscu jest nieco uszkodzona. Jestvto niezauwazalne.
Nie jestem zadnym „ludem”. ORNO miewalo piekne rzeczy.
Jagodo, Marciniak radzi sobie z rzecznikiem całkiem nieźle, ale całkiem dobrze w rozmowie z kościelnymi nie jest sobie w stanie poradzić chyba nikt. Oni (z bardzo nielicznymi wyjątkami) prowadzą rozmowę metodą „na piskorza”, tzn. wykręcają się jak piskorz, żeby przypadkiem nie odpowiedzieć na naprawdę zadane pytanie, o ile należy ono do tzw. trudnych. To są niemal zawsze meandry obok tematu (ale mające stworzyć pozory, że zapytany do tematu jednak się odniósł), na dodatek wygłaszane kościelną nowomową, od której normalny język odbija się jak groch od ściany. O biblijnym nakazie „niech mowa wasza będzie tak-tak; nie-nie” mało kto w polskim Kościele słyszał.
Dlatego właśnie warto chuchać i dmuchać na tych paru rodzynków, którzy ośmielają się z tego gorsetu nowomowy wyrwać. Nigdy nie dość powtarzania, że język nami myśli. Nie sposób normalnie myśleć bez normalnego mówienia.
„Character builder” zrobił furorę. 😎
Heleno, „ludu” użyłem tutaj w sensie dość powszechnej opinii, więc może jednak jesteś ludem. 😆
W moich rodzinnych zbiorach była bardzo piękna broszka z Orno, ale niestety, padła ofiarą kradzieży. 🙁 Dla mnie przykrość, ale dla twórcy artefaktu kradzież właściwie zawsze jest komplementem. 😉
A, właśnie, zapomniałem się podpisać pod opinią, że dzień jak najbardziej może być character builderem. 😉
Lisku, okej, nastawiam sobie budzik na czwartek, po zachodzie. 😈
Dzień dobry 🙂
Dzięki za pomoc w polowaniu na robaczka 🙂
Po dokładnym obejrzeniu żuczka złotawki, porównaniu z pozostałymi kandydatami, głębokim namyśle i mocnym potrząsaniu głowami ciągle nie wiem, który jest ten mój 🙁
Mam jednak nadzieję, że go jeszcze kiedyś spotkam, i wtedy zwrócę się do niego po imieniu 🙂
Jak nie flądry, to piskorze Wrrrrrrr! Aaaaarrch! Hrrrrrrrraaaaaach!
Zgadzam się bardzo, Bobiku.
– jakoś mi się nie udało wstawić komentarza rozwijającego temat ORNO 🙁
Ormie, w poczekalni nie ma żadnych uwięzionych komentarzy, więc tym razem to nie sprawka Łotra. A na czym polega niemożność wstawienia, tzn. w którym miejscu i w jaki sposób rzecz się zacina?
Smoku, flondry i piskorze pewnie uważają, że jako ryby symbolizują chrześcijaństwo. 😉
– zatem próbuję raz jeszcze.
Na wszelki wypadek skopiuj napisany komentarz, żeby w razie kolejnej niemożności można było próbować chytrych a nieortodoksyjnych sposobów. 🙂
i nic…wklejam tekst, wciskam wstaw, i nic się nie ukazuje. Przesyłam tekst na adres email; może jest za długi ?
Chyba tym razem chuchanie i dmuchanie nie pomoże 🙁
http://www.diecezja.waw.pl/3616
Za to z o. Bashoborą można się spotkać.
Z nadzieją na wybaczenie OT Ornowskiego pozwalam sobie coś na ten temat powiedzieć, gdyż ORNO jest moim młodszym bratem; ten sam Ojciec, tyle że ORNO „urodziło się” dopiero w 1949 roku. I tak dosłownie na moich oczach ORNO powstało, znam jego historię, poza pamięcią posiadam spory zbiór dokumentów, i nie tylko ich.
Otóż pamiętając dobrą, podobającą się estetykę wyrobów ORNO i popularność prac Ornowskich pragnę powiedzieć, iż ORNO było bardzo zaawansowaną próbą adaptacji na naszym gruncie i w naszych warunkach idei z czasów odrodzenia rękodzieła artystycznego Williama Morrisa plus elementy założeń dawnej spółdzielczości brytyjskiej. Jednym z założeń podstawowych była teza iż każda ludzka istota dysponuje potencjałem twórczym, tyle, że aby się mógł on zrealizować, potrzebna jest serdeczna i szczera motywacja oraz odpowiednio dobrany system edukacji. I tak od początku istnienia ORNO jeden dzień w tygodniu poświęcony był na tzw. szkolenie artystyczne dla WSZYSTKICH członków spółdzielni z panią księgową włącznie. Szkolenie prowadzili najlepsi owych czasów a sprawie patronowała duchowo serdecznie zaprzyjaźniona prof. Wanda Telakowska, twórca Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Rezultaty były nadspodziewanie pozytywne. I tak wytworzył się specyficzny styl Ornowski będący konglomeratem elementów sztuki ludowej, elementów polskiego Art Deco z międzywojnia oraz niebanalnych rozwiązań indywidualnych projektantów. Niebanalnych, gdyż ORNO oparte było na młodzieży rzemieślniczej chłopskiej i robotniczej, Niewiele osób miało jakieś tradycje złotnicze; stało się tak, gdy się okazało iż pierwotny zamysł oparcia się o środowisko/grono artystów plastyków spalił na panewce, gdy się okazało, iż przyznany/pozyskany lokal/budynek przy ul. Bagno 5 trzeba odgruzować i odbudować, co wymagało wielkiego nakładu pracy fizycznej. A przy okazji współgrało to z obowiązującą zwłaszcza w latach ’50 oficjalną linią.
Niestety już od roku 1953 okazywało się coraz dobitniej iż idee Morrisowskie nie do końca współgrają z linia obowiązującą; z czasem zaniechano szkolenia artystycznego, pojawiła się „kasta” „zawodowych” artystów plastyków. Niemniej podstawy na których zbudowano ORNO okazały się tak solidne, iż dobra jakość prac istniała jeszcze wiele, wiele lat, i to Państwo najpewniej pamiętacie. Faktem jest iż na skutek wielu czynników biżuteria srebrna stała się w Polsce zwłaszcza powojennej synonimem dobrego gustu, działań tzw. złotnictwa artystycznego i w tą kategorię wpisuje się bardzo wiele prac Ornowskich.
Prosząc o wybaczenie gadulstwa niech mi będzie wolno podać kilka terminów:
– w języku polskim każdy pracujący w złocie, srebrze a i nie tylko *) zwany był aurifaberem czyli złotnikiem. Słowo srebrnik – tłumaczenie dosłowne niemieckiego siberschmidt, angielskiego silversmith czy skandynawskiego solvsmed nijak się tu nie aplikuje; srebrnik to pieniążek tradycyjnie kojarzony z Judaszem.
A czy ktoś jest goldsmith czy silversmith nie zależy wprost od stosowanego materiału; goldsmith to mistrz form małych (np. biżuteria), silversmith to osoba pracująca w formach dużych (srebra kultowe, stołowizna, tzw, wyroby korpusowe). I tak złoty kielich jest wynikiem stosowania technik/pracy owego „silversmitha”. A biżuteria Ornowska to praca złotników działających w srebrze.
– Jubiler zaś jwyspecjalizowanymest złotnikiem wąsko wyspecjalizowanym w projektowaniu/wykonywaniu obiektów z decydującym udziałem kamieni tzw. jubilerskich (dawniej: szlachetnych i półszlachetnych) w ich specyficznych oprawach. Tradycyjnie to są wyroby biżuteryjne ale wiele wyrobów typu małe formy (np niektóre ze sławnych jajek carskich Faberge czy niektóre prace korpusowe Tifanny’ego (tzw Waza Adamsa) to wyroby typowo jubilerskie.
*) Historia notuje iż niekiedy złotnicy „biżuternicy” nagminnie pracowali w żelazie, stali etc. Przykłady – polska biżuteria XIX wieczna z czasów tzw żałoby narodowej po powstaniach, ale i na Wyspach biżuteria żałobna po śmierci królowej Wiktorii. Osobnym a arcyciekawym rozdziałem jest pruska biżuteria żeliwna.
Rzeczywiście, ja też miałem kłopoty z wstawieniem. Dalej nie wiem czemu, ale najważniejsze, że udało mi się bestię wyonacyć. 🙂
Szkolenia artystyczne dla wszystkich mną pozytywnie wstrząsnęły. 😯 Wyobrażam sobie, że to może wytworzyć specyficzny styl funkcjonowania instytucji. Wielka szkoda, że to się „nie przyjęło”.
Srebrnik był z mojej strony drobnym żarcikiem językowym, ale przydał się, bo posłużył dla bardzo ciekawych wyjaśnień. 🙂
Pięknie dziekuję za zamieszczenie wpisu. A co tak Cię, Bobiku, wstrząsnęło ? przecież ci z nas którzy mieszkają w krajach cywilizowanych inaczej niż kraje inne są, jak ufam, od zawsze zaznajomieni z prastarą tezą iż każda ludzka jednostka ma twórczy potencjał i należy go za wszelką cenę rozwijać „od maleńkości”, ma to bowiem wyraźny, bardzo pozytywny wpływ na poźniejszą pracę niezależnie od dziedziny i od poziomu zaawansowania w tejże pracy. O wielkim sensie takiego podejścia przekonalem się w moich czasach duńskich kiedy to wirlokrotnie spotykalem ludzi wykonujących na pozór nie aż tak prestiżowe profesje jak glazurnik, murarz, ślusarz, urzędnik niekiedy niskiego szczebla w znakomity sposób dzieki temu, iż od małego podtrzymywano ich w rozwijaniu ich większych czy mniejszych ale zawsze autentycznych predyspozycji twórczych.
A że się „nie przyjęło” – przyjęło, się przyjęło aż za bardzo (pamiętam wielkie zabiegi Twórcy ORNO powstrzymania głośnego buntu najwartościowszych Osób – bo ten by się mógł skończyć tragicznie – jesteśmy w pierwszej połowie lat ’50) ale siła wyższa decydowała.
Mój pozytywny wstrząs wziął się z porównania z nowymi, wspaniałymi czasami, w których nawet edukacja plastyczna czy muzyczna w szkołach jest coraz bardziej redukowana, a co dopiero, żeby marnować czas na takie fanaberie w zakładach pracy, które całkiem inne mają cele niż jakieś potencjały czy wewnętrzne rozwoje.
Nie trza nam szkołów, nie trza nam książków, nie tędy droga jest do pieniążków. 🙄
– w „mojej” Danii tak właśnie wyglądała „droga do pieniążków” w zakładach pracy/miejscach gdzie pracowali niektórzy z moich ówczesnych znajomych, ale byłem tam ostatni raz w roku 1999 i może i tam się takie podejście zmieniło.
Wrócę na chwilę do ks. Lemańskiego. Jak wiadomo cofnięto mu pozwolenie na odprawienie mszy na święcie straży pożarnej w Jasienicy.
>Zbiegło się to w czasie z protestem części parafian, którzy do biskupa napisali anonimowy list. „Pokazywał swoją arogancję, nienawiść do Kościoła i przełożonych, śmiejąc się cynicznie z postanowień Kurii” – napisali, domagając się, żeby biskup podtrzymał zakaz odprawiania mszy.>
Przeciwnicy ks. L. boją się podpisać pod listem przeciwko niemu, ale anonim jest wystarczająco dobry, aby Hoser się posłuchał. Jakie to typowe dla kościoła katolickiego w Polsce.
A ja wrócę jeszcze do wątpliwości zeena i Marka, bo dopiero teraz dorwałem się do pogłębiarki. 😉
Oprzeć opinię o Lemańskim (obojętne, pozytywną czy negatywną) na zlinkowanym przez zeena niby-obiektywnym artykule można by przy założeniu, że wszyscy Jasieniczanie mówią całą prawdę i tylko prawdę. Ale jak wiadomo chyba każdemu z życiowej praktyki, przy zaciętym i długotrwałym sporze prawda zaczyna nabierać cech proteuszowych – potrafi zadziwiająco zmieniać kształt. Każdy pamięta swoją, z czasem „ulepszaną“ i obrastającą dogodnymi dla zainteresowanego szczegółami wersję. Poza tym nie wiemy, na ile spory wokół Lemańskiego nałożyły się na już istniejące we wsi podziały. Ten mechanizm też jest przecież dobrze znany: jak Kargul będzia za, to Pawlak z zasady będzie przeciw, choćby miał na tym stracić. To wszystko dotarcie do „prawdziwej prawdy“ szalenie utrudnia.
Nie wierzę, żeby o prawdziwym kształcie jasienickiego konfliktu dało się coś sensownego i obiektywnego powiedzieć bez wnikliwych „badań terenowych“, dlatego nie może być on dla mnie kryterium oceny L. Wolę oceniać po innych owocach, a tych jest pod dostatkiem. 😉
Teraz o opinii Marka, że byłoby lepiej, gdyby L. machął ręką na swoje krzywdy i – mówiąc brutalnie – zamknął dziób. Tak, zapewne byłoby lepiej dla niego samego. Miałby święty spokój i może z czasem nawet kuria przestałaby się go czepiać. Ale czy byłoby lepiej dla tych, którzy od początku – jak ja – uważali, że ta cała historia ma szalenie ważny wymiar nieosobisty? Że jest to, z grubsza mówiąc, spór między kościołem otwartym a kościołem zamkniętym, między językiem pokrętnym, zakłamanym, wykluczającym a językiem prostym, autentycznym i służącym komunikacji? Dla takich jak ja głos Lemańskiego jest istotny, bo dowodzi, że kościół otwarty nie jest niemożliwy, choć w tej chwili warunki nie sprzyjają mu. Gdyby ten głos zamilkł – nie z powodu odgórnego nakazu, tylko ze strachu lub oportunizmu – na „placu boju“ pozostałby tylko kościół zamknięty, z którym możliwości dialogu nie ma. Czy to by zlikwidowało podziały w społeczeństwie, czy raczej zbudowało nieprzekraczalny mur i podzieliło Polaków ostatecznie na dwa plemiona?
Lemański na pewno sobie uświadamia, że – chciał czy nie chciał, to już teraz nieważne – został „rycerzem sprawy“ i gdyby wywiesił białą flagę, tę sprawę by pogrzebał. I chyba wiele osób jest mu wdzięcznych, że się nie poddaje, choć osobiście żadnych korzyści z tego nie ma, a nawet wręcz przeciwnie.
„Zamiast „przedzierac sie przez portale|” jak zeenek i czytac co inni, w tym Marek, nie znajacy osobiscie ksiedza, maja do powiedzenia na temat ks. Lemanskiego, ja czytam… „
Zupełnie nieuprawniony ton lekceważenia. Gdybym Cię nie znał, pomyślałbym, że z mam do czynienia z głupią blondynką.
Otóż wbrew temu, co głosiłaś tu wielokrotnie o weryfikacji informacji i uczciwym dziennikarstwie, teraz zaprzeczyłaś swoim słowom. Nazywanie stratą czasu poszukiwanie informacji, tego co ja czy Marek przeczytamy o ks. Lemańskim, jest tyleż lekceważące, co zwyczajnie głupie. Podkreślanie faktu, że nie znamy ks. Lemańskiego osobiście, co oznacza, że tym bardziej nic ciekawego do powiedzenia nie mamy – zasługuje na Pulitzera.
„kaplan z Jasienicy, ktorego nie cierpiala jakas dyrektorka szkolna…”
Jakże odważnie i bezkompromisowo, szczególnie kiedy przyłożyć lusterko, a w odbiciu jakże słuszne narzekania na wtrącanie się klechów w życie świeckiej szkoły….
Jakaś… jakaś dyrektorka szkolna…
Wielkim niedopatrzeniem sądu rozstrzygającego sprawę ks. Lemański vs „jakaś dyrektorka szkolna” było nie skonsultowanie tego z BBC.
Nie ma to jak szacunek dla swoich, nie?
Smoku, też myślę, że nic już nie pomoże.
Próbowałem skomentować wpis Heloeny, ale parokrotnie w trakcie pisania mój tekst zniknął. Mój sąsiad jest księdzem, misjonarzem i w czasie urlopu opiekował się chorą matką. Chcąc odprawić mszę w domu zawsze prosił o zgodę proboszczą naszej parafii . Taki jest zwyczaj w kościele. Ksiądz chcąc odprawić mszę musi dostać zgodę. Proboszcz może udzielić zgody lub nie. Takie jest jego prawo.
Ksiądz Lemański jako były proboszcz mieszkający poza parafią Jasienica takiej zgody nie dostał. Nie chcę bronić biskupa Hosera ale zadję sobie pytanie po co była wczorajsza księdza Wojciecha na terenie jego byłej parafii i komentarze do mediów.
Niestety odnoszę wrażenie- mimo mojej całej sympatii- ksiądz brnie w ślepą uliczkę z której nie będzie powrotu.
Obowiązek przebaczenia
Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” 22 Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
To Ty, zeenek, wspomniales o przedzieraniu sie przez portale.
O WL napisano juz tyle slow podlych, nikczemnych i zaklamanych, ze ja zwyczajnie nie mam ochoty przedzierac sie przez wszystkie artykuly. Mnie w zupelnopsci wystarcza te glosy, ktpre z Lemanskim rozmawiaja i wystawiaja mu ocene na podstawie tego co robi , a nie cio mowi o nim Flondra i ska. Mnie interesuja glosy np. Jaroslawa Mikolajewskiego, Bonieckiego, Adama Szostkiewicza i paru innych do ktorych mam zaufanie. Cala wymieniona trojke znam osobiscie i wiem co soba reprezentuja.
Nie interesyja mnie tez zbytnio porady aby LW zamknal dziob a wtedy bedzie lepiej dla wszystkich. Bedzie lepiej dla Kosciola hierarchicznego, nie wiem czy bedzie lepiej dla chrzescijanstwa. Czy dla spoleczenstwa w Polsce.
A teraz ja sama tez zamykam dziob, bo dla mnie nie ma tu zadnego pola do dyskysji, sorry.
A cóż to dziś się dzieje z tym znikactwem postów? 😯
Marku, chrześcijański obowiązek wybaczania chyba dotyczy tak samo proboszcza, jak biskupa? 😉 A może nawet bardziej tego drugiego, bo to on powinien dawać dobry przykład.
Dlaczego Lemański może wybaczyć krzywdy osobiste i o nich milczeć, ale nie powinien milczeć, lub być zmuszanym do milczenia, w sprawach publicznych (a sprawą jak najbardziej publiczną jest np. akceptacja bądź nieakceptacja przez Kościół odrębnego zdania, nie mówiąc już o in vitro czy pedofilii), już wcześniej pisałem.
Zeen, w sprawie sporu z dyrektorką szkoły, na co powinny pójść przyznane szkole pieniądze, byłbym skłonny Ci przyznać rację, choć z zastrzeżeniem, że nie znam wszystkich szczegółów sprawy, a może któryś z nich mógłby zmienić mój ogląd. Ale co do zasady proboszcz istotnie nie powinien się wtrącać w kompetencje władz świeckich i tego nie zmienia okoliczność, że to „nasz” proboszcz. Może ewentualnie, jeśli widzi np. niegospodarność czy przekraczanie kompetencji, zabrać głos jako zwykły obywatel, ale nie „mocą urzędu”. W takiej sytuacji należałoby wyraźnie zaznaczyć – „mówię to a to jako obywatel, nie jako duchowny i szef parafii”. Jeżeli L. tego nie zrobił, uznaję to za wyraźne potknięcie i gdybym kiedyś się z nim spotkał osobiście, nie omieszkam mu tego wytknąć. 😉 Nie myślę jednak, żeby to potknięcie niwelowało wszystkie jego dokonania. Kiedy już wiemy, że nikt nie jest ideałem (a nawet szczeniak dowiaduje się tego bardzo wcześnie), nie musimy każdego ludzkiego błędu uważać za dyskwalifikujący osobę bądź jej dzieło w całości, tylko możemy zastanowić się, co przeważa – błędy czy zasługi. W mojej ocenie nadal u Lemańskiego przeważają zasługi.
Natomiast sprawę sądową Lemański wniósł właśnie jako zwykły obywatel i była to sprawa o zniesławienie. Przegrał ją, co oznacza, że sąd w działaniach dyrektorki zniesławienia się nie dopatrzył. Jak ktoś chce, może z tego wyciągąć taki wniosek, że L. jest na punkcie swojego dobrego imienia przewrażliwiony, ale na pewno nie taki, że jest przestępcą, a trochę ten posmak miała uwaga „nikt nie wspomina o tym, że przegrał sprawę karną”.
A mnie martwi mocno zmieniony wyraz twarzy i oczu księdza Wojciecha 🙁 .
Był podobno na pielgrzymce pieszej kilka dni i jest nieobryty (nieogolony), więc wygląda inaczej, Zmoro.
Nieobryty 😆
Czy to jest nowe słowo, czy jakaś zaszłość dialektalna? 🙂
Tak mówili niektórzy w czasach mojej młodości, termin z rosyjskiego.
Czy teraz się tak mówi nie wiem.
Coś mi się przypomniało na temat języka, który nami myśli. Bardzo dobry tego przykład dotyczy tych Piraniów, o których wczoraj była mowa. Ponieważ nie mają w języku liczebników i liczenia w ogóle nie używają, czuli się zawsze oszukiwani w transakcjach z innymi plemionami, które aż tak cięte na arytmetykę nie były, zaakceptowali więc entuzjastycznie propozycję Everetta, że on ich liczenia i prostych działań do 10 nauczy. Po 8 miesiącach prób obie strony się poddały. Okazało się, że bez odpowiednio wczesnego zakodowania w mózgu pewnych pojęć arytmetyka jest nie do opanowania, nawet na najniższym poziomie.
Bardzo pouczający eksperyment. 🙄
W czasach mojej młodości, tak się mówiło o kimś, kto się nie naumiał na klasówkę, a nie o kimś, po rosyjsku, nieogolonym. 😉
A teraz się mówi, że ktoś ma zryty beret 😉
Dlatego zapewne Everett nazywa jezyk „narzedziem kulturowym”.
Obejrzalam w nocy duzo filmow z tych terenow.
Ostatni byl trioche przygnebiajacy, bo Brazylia juz nie wpuszcza tam Everetta , natomiast zalozyla temu plemieniu telewizje, elektrycznosc, szkoly portugalskiego. Pewnie zawloka jeszcze nasze choroby i plemie szybko wymrze. Liczy okolo 400 czlonkow.
Ale jak się nauczą portugalskiego i zrobią własny słownik, to będzie można sprawdzić, co ten Everett tak naprawdę zrozumiał, a co jest jego własną interpretacją 😉
Próbowałam, naprawdę, ale nie daję rady sobie wyobrazić, że można nie móc nauczyć się liczyć do 10. To co się może zamiast? I którędy się myśli?
Raz, dwa, trzy, mnóstwo. 🙂
A jeszcze inne kultury liczyły do dwunastu i dopiero dalej się poddawali, stąd 13 jest pechowe. Nie dotyczy starożytnych Włochów, oni liczyli dalej i dlatego u nich teraz pechowe jest 17.
Indianie natomiast liczyli biegle do ilu kto chce, za to nigdy nie rozkminili, że takie okrągłe coś można toczyć po ziemi, a nie tylko wtykać w nos. 🙂
Więc to rożnie bywa. 😎
Może oni nie mają po pięć palców u każdej dłoni?
O Włochach z głębokiego Południa opowiadano sobie dawniej (w latach 50-ych), że nie potrafią zliczyć do pięciu i jak pytać, ilu ludzi idzie, to odpowiadają: idzie trzech, a dwóch mają ze sobą 😎
To juz zostalo sprawdzone z pomoca komputerow. I te badania potwierdzily wszystkie teorie Everetta.
Oni tez ponic nie maja nazw kolorow, tylko mowia „takie jak krew”, „takie jak lisc” itd.
O kolory to się ich już nie ma co tak czepiać. W końcu niebieski też w gruncie rzeczy znaczy „taki jak niebo”, różowy „taki jak róża”, itd. 😉
Heleno, wprawdzie dla mnie „Brazylia” nie leży tak blisko serca jak Tobie „królowa Elżbieta”, ale muszę się za tą Brazylią ująć. I take exception to your remark that pewnie zawloka jeszcze nasze choroby i plemie szybko wymrze. Jak nie zawlókł ich tam Everett, dużo lepiej wykształcony w Biblii niż w kwestiach sanitarnych, to nie zawloką ich sertanistas, dużej klasy specjaliści pracujący dla FUNAI. Co do tv, nie byłem tam, ale na ogół Indianie żyjący w swoich malocas wiele wiedzą poprzez swoje kontakty o tym jak wygląda życie poza ich terenem i raczej wyobrażam sobie, że domagali się takich samych odbiorników (może plazmowych) jakie są w pobliskim miasteczku niż tego, że „Brazylia” zbrojnym ramieniem swej agencji FUNAI przykuła ich do telewizorów.
mondo cane
Wg wikipedii Everett parokrotnie zmienial zdanie co do interpretacji roznych pojec w jezyku Piraha, i wydaje mi sie ze rozne twierdzenia dotyczace tego jezyka i paru innych nalezy zaopatrzyc w „przypuszczalnie”. Sytuacja spotkania z ludzmi ktorzy mysla rzeczywiscie inaczej niz my i mowia jezykiem do ktorego nie istnieje slownik jest naprawde skomplikowana, bo mozliwosc wytlumaczenia nam pojec ktorych my w ogole nie znamy jest ograniczona. Wydaje mi sie ze fakt ze cos jest „jak krew” nie znaczy ze to nie nazwa koloru, tylko ze nazwa koloru powstala poprzez taka analogie. Nie mozna powiedziec ze w jezyku polskim nie istnieje termin „bialko” dlatego ze slowo pochodzi od „bialy”.
Andsolu, relato refero. W jednym z programow jakie obejrzalam dzis w nocy nie mogac spac, bylo o tym ze grono przeciwnikow Everetta , nie zgadzajacych sie z jego teoria, napisalo do Funai ze jest on rasista, ze jego teoria jest rasistowaska, czemu przecza filmy gdzie ci Indianie witaja naukowca jak bardzo bliskiego przyjaciela, Gdy udalo mu sie przekazac do wioski wideo, gdzie tlumaczy dlaczego nie mogl przyjecjac, wodz plemienny odpowiada mu bardzo wzruszajca przemowa w imieniu calej spolecznosci.
Ja wiem, ze FUNAI jest bardzo przyzwoita organizacja, neistety oni sie przestrasztli albo woleli uniknac kontrowersji.
Oni, Indianie, nieczegio sie nie domagali. Jest tam spory nacisk na to, ze nie chca kontaktu ze obcym swiatem.
To jest naprawde trudna i bardzo niejednoznaczna sprawa – wprowadzenie Isolados do swiata wspolczesnego , do XXI – zawsze jest cos za cos. To mi przypomina slynne ironiczne powiedzenjie mojego romskiego przyjaciela, prof Iana Hancocka z Austin w Teksasie, ktory powiedzial: Jak bialy czlowiek przesiadl sie z konia do samochodu, to byl to wielki postep. Ale jak Riom sie przesiadl to byla to wielka szkoda.
No, cos w tym jest. Jeszczw bradziej z Indianami niz z Romami.
I jeszcze – Everett oprocz tego ze jako mlodzik chcial nawracac na Sluszna Wiare, jest takze z wylsztalcenia lingwista. Jego pozegnanie sie z religia doprowadzilo do rozwodu z zona, ktpra jako jedna sposrod trzech cudzoziemcow na swiecie opanowala ten dziwny jezyl.
Łajza to samo mówiła, Lisku. 🙂
A kółko wcale nie jest takim dobrym wynalazkiem. Napatrzy się jeden z drugim, a potem na czole zaczyna kręcić. 👿
W tym nieogolonym zrobiłam błąd, oczywiście, powinno być nieabrytyj, ew. nieabryty.
Tak, on rozne rzeczy w swej teorii zmienial – im glebiej wchodzil w ten jezyk.
On nie przestaje drukowac.
Niebieski to swietny przyklad, ale z roza nie jestem pewna co od czego.
Rozwój języków wskazuje, że najpierw nazwy dostawały obiekty wokół ludzi, czyli pierwsze były rzeczowniki, a ich określenia (przymiotniki) dochodziły dopiero potem. Zresztą język piraha właśnie to potwierdza. 😉
I jeszcze, Andsolu. Nie wiem jakim sposobem dostales takie wejscie do mojego „serca bliskiego Ktolowej Elzbiety”. Bede Ci ogromnie wdzieczna jesli powstrzymasz sie od osobistych wycieczek w sprawach o ktorych nie masz zielonego pojecia, bo niby skad. Mialam Cie o to juz bardzo dawno poprosic, ale sie powstrzymywalam.
No więc, Lisku, ja sceptycznie podchodzę do rewelacji Everetta, zwłaszcza po obejrzeniu lekcji poglądowej „monolingualnej” z tambylką piraską, kiedy gryzmolił na tablicy powtarzając, co mówi kobieta, a ona wyraźnie nie była zadowolona z jego wymowy.
Czekam na słownik gwizdany 😉
To nie byla tambylka piraska, to byla Indianka z zintegrowanych plemion, znajaca obok jezyka swego plemienia, zarowno angielski jak i portugalski.
A prezentacja byla wylacznie zademonstrowaniem studentom i pewnie niektorym wykladowcom jak przebiega nauka monolingwistyczna i jak sie dzwiek zapisuje fonetycznie. To akurat zupelnie nowe nie jest i jest juz opisane nawet w Robinsonie Crusoe.
Z piraskim jest inaczej. W piraskim nie istnieja wszystkie te fonemy i zgloski , ktore sa nam znane z roznych jezykow. Jedno slowo zapisane fonetycznie tak samo moze miec osiemnascie rozlicznych znaczen i rozopoznawane jest po intonacji, wysokosci dzwieku, komtekscie. .
Bobiku, z takim uogolnieniem nie ma sensu przygladac sie poszczegolnym jezykom i casusom… 🙂
Markocie, ja też nie jestem całkiem zadowolony z mojej wymowy niemieckiego, ale tubylcy mnie rozumieją i vice versa. 😈
Wymowa to jest jeden z mniejszych pikusiów – dla komunikacji nie musi być idealna, wystarczy, że jest zrozumiała. Ważniejsze jest np., czy Everett rozumiał różne pojęcia tak, jak je rozumieją tambylcy, czy tylko mu się tak wydawało. Przy dużej odmienności kultur bardzo to trudno zweryfikować.
To prawda, ale nikt inny nie jezdzil tam przez 30 lat badajac jezyk, nagrywajac, analizujac.
Ma sens, Lisku, bo na rzeczownikach i przymiotnikach języki się nie kończą. 🙂 A poza tym bywają bardzo ciekawe przypadki dalszych przekształceń. Np. od koloru różowego mógłby teoretycznie powstać rzeczownik, powiedzmy, różowiak, który obejmowałby jakąś grupę obiektów o kolorze różowym. I już językoznawca miałby co wytropić. 😈
A na to, że różowy pochodzi od róży, a nie odwrotnie, wskazuje choćby jego końcówka – „-owy”, czyli przynależny do kogoś, czegoś (tron Piotrowy, blask księżycowy).
Albo różowina – kobieta, która po napiciu się wina, wszystko widzi w różowych barwach. 😉
Albo różczka – osoba, która czka na widok różowego. 😈
To chyba Siódemeczka by była różczką albo kimś w podobie, bo przypominam sobie, że deklarowała obrzydzenie do różu. 😆
Hmm, można być jednocześnie i różowiną, i różczką. Ale to by było dramatyczne uróżowienie: każda winna degustacja kończyłaby się atakiem czkawki.
No nie, Ago, tylko degustacja wina rosé. Czerwone i białe różczka-różowina by mogła żłopać spokojnie. 🙂
Poza tym różczki nie należy oczywiście mylić z ruszczką, czyli osobą, która co rusz, to czka. 😎
Gdyby była jednocześnie różowiną, to by nie mogła: wino (dowolnej barwy)->świat na różowo->atak czkawki. Straszliwy. 🙄
Rzeczywiście, w tym jest logika. No to wobec tego mamy do czynienia ze szczególnym przypadkiem, w którym różczka jest zarazem ruszczką. 😯
Szkoda, że już się nie nicuje ciuchów, bo bym jeszcze wymyślił, jak się nazywa osoba, która nicuje ciuchy w kolorze różowym. Ale pewnie i tak wszyscy się domyślą, co bym wymyślił. 😉