Pomnik
Gdy na postument kiedyś wspiąć się chciałem
swym nierozległym bobikowym ciałem,
trafiłem zrazu na przeszkody liczne,
które stawiały warunki fizyczne.
Choć psa część przednia już wysoko była,
tylną stykała grawitacji siła
z bardziej przyziemnym, dość twardym rejonem,
który-m w popłochu zamiatał ogonem.
Ech, pieska dola, sił brakło mi w łapach,
żeby na szczyty się skutecznie wdrapać,
napór sił sprzecznych niemal mnie rozerwał,
aż zaszczekałem: dosyć tego! Przerwa!
I pomyślałem, że to dosyć durne,
sztucznie podwyższać się jakimś koturnem,
stąd moja rada dla wszystkich Bobików,
by unikały starannie pomników.
PA, bardzo trafny ten wiersz. W nim caly Bobik.
Gdy PA wstawiał nowy wpis, ja wpisywałem mój komentarz jeszcze pod starym, niestety czasami są takie niespodzianki.
Wszystko to bardzo smutne, ale najgorliwiej powinni bic sie w piersi Dick Cheney, GWB I Tony Blear. Jakos nikt sie o tym nie zajaknie w publikatorach, a ja pamietam dokladnie przestrogi madrych politykow czym to sie moze skonczyc.
Tak to juz tydzien bez Ciebie Bobiku. Jak Ci tam?….
My tutaj grzeczni, ukladni, piszemy co komu w duszy gra,tesknimy bardzo, tylko Helena zrazila sie tymi srodkami na uspokojenie…..
I nie pojawia sie, a szkoda.
Lotto, tak Ci tęskno za nową awanturą?
Dzień dobry. W oczekiwaniu na kawę i herbatę trochę muzyki…:)
https://www.youtube.com/watch?v=48kfEsy-XVU
Dzień dobry 🙂
kawa
herbata 🙂
Wilczyco, przepiękne do kawy i herbaty … i takie uspokajające.
Dziś referendum. Obstawiam 10% frekwencji
Prawda Irku. To lepsze niż melisa.
Myślę podobnie. Szkoda tylko zmarnowanych pieniędzy.
„Wenn du glaubst, du bist zu klein, um etwas zu bewirken, dann hattest du noch nie eine Mücke im Schlafzimmer.” to powiedzial Dalai Lama, fajne, prawda?
bywa
bryk
bryk 🙂 🙂
„Nach meiner Überzeugung können Menschen zwar ohne Religion, aber nicht ohne innere Werte, ohne Ethik auskommen.” to tez powiedzial Dalai Lama, fajne, prawda?
fik
fik 😀
Dzień dobry.
Myślałam wczoraj o Kindze.I przedwczoraj…Wracają do mnie dawno nie odmawiane modlitwy.
Dzien dobry.
Ja o Kindze mysle wciaz, to jest jak jakis fantomowy bol zeba. Ze sie nie opowie, ze sie razem nie posmieje, ze nie bedzie jej zywej reakcji. Czytajac wczorajsza rozmowe o uchodzcach myslalam o tym, ze szczegolnie brakuje jej glosu, osoby w tych sprawach doswiadczonej.
Dzień dobry. Łapię się na tym, że wypatruję komentarza Bobika. I z jednej strony wiem, że się nie pojawi, a z drugiej i tak wypatruję 🙁
Wilczyco, przepiękne dokawie, tęskne i kojące zarazem, gdyby tak mogło trwać wiecznie…
Dzien dobry. Doro i Vesper, mam tak samo 🙁 A jeszcze gorzej bedzie – przyjade do Viersen a jej tam juz nie spotkam , nie usiadziemy razem przy stole albo na tarasie na parogodzinne pogaduchy, z kudlatym Bobikiem pod stolem i spacerujaca Pregowana.
Bry 🙂
Może jeszcze herbaty?
http://www.thegreenhead.com/imgs/turtle-teapot-1.jpg
Cieszę się Zmoro,że się Tobie podoba. Wszystkim brakuje Bobika… Dziękuję Pa za kontynuację dzieła Kingi.Serdeczności ślę 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=z3VwoV6JfXg
Może pojadę do ZOO, odetchnąć.
Bardzo trafny wierszyk Wojtku znalazłeś. Często, gdy na blogu pojawiały się przemiłe skąd innąd pomysły, żeby umieścić Kingę w Wikipedii, zastanawiałem się, czy ona rzeczywiście by tego chciała. No i pewnie jednak by chciała, dobrze zrobiliście. Ale jej niechęć, żeby wchodzić na cokoły, była ewidentna. Z drugiej strony była bardzo łasa na komplementy. Gdy się chwaliło jej działalność, obojętne w jakiej dziedzinie,pojawiał się na jej twarzy charakterystyczny uśmiech, wyraźnie sprawiało jej to przyjemność. Na przykład wyraźnie oczekiwała pochwał w dziedzinie kulinarnej. Gdybyście chcieli jej zafundować jakiś pomnik jako mistrzowi kulinarnemu, na pewno by się nie obraziła. No właśnie: w wikipedii stoi, że mieszkała w Paryżu ale nie stoi, że uznawali ją tam za wspaniałego kucharza. Jaka ona była z tego dumna. Chyba w rocznicę jej śmierci umówimy się na wspólne jedzenie krewetek według jej przepisu. Pozdrawiam, Jarek
To teraz trzeba wyszukać przepisy Bobika.
A ja przedwczoraj właśnie przyrządziłem krewetki według Jej przepisu…
Wczoraj popołudnie w zadumie, przy muzyce (Requiem Mozarta, Wariacje G. Bacha, ale także Seasons in the sun i Over the rainbow [nie wstydzę się]).
Dzisiaj siedzę w domu. Jak to stwierdził mądry biskup: Na to rozum zda się, wedle mego zdania, żeby nie odpowiadać na głupie pytania.
Odczuwam zażenowanie słuchając wypowiedzi p. premier oraz v-ministra Trzaskowskiego na temat przyjmowania uchodźców. Trzaskowski jest uważany za jednego z najinteligentniejszych członków rządu, przypuszczam, że się wstydzi swoich słów. Ale i tak muszę na PO głosować.
Toboju,
nie sądzę, aby nasz rząd był w stanie uzasadnić powody, zgodne z wartościami unijnymi, uwalniające go od przyjęcia uchodźców wynikającego z poniższego klucza, który ma być w środę ogłoszony oficjalnie.
Możliwość zawieszenia obowiązku na rok jest przewidziana, pod warunkiem wpłaty, na razie bliżej nieokreślonej kwoty, na tzw. fundusz dla uchodźców.
Argument ” nie chcemy muzułmanów” akceptowany nie będzie 🙂
http://www.faz.net/aktuell/politik/fluechtlingskrise/notfallplan-eu-kommission-will-fluechtlingsquoten-festlegen-13787839.html
Ja nie na temat.
Aż mnie głowa rozbolała od tych cudowności
http://torun.wyborcza.pl/torun/51,48723,18715259.html?i=37
Nie wiem, o czym pisze Toboj, ja widziałam Trzaskowskiego mówiącego, że jesteśmy gotowi na 8 tys., a w przyszłosci i 30 tys. mozemy przyjąć.
Oj, Bobiku! Zebys nie wiem jak protestowal, stoisz u mnie ma moim prywatnym bardzo wysokim cokole. Stoisz tam, ogonem z rozbawienia merdasz i wszyscy dookola podziwiaja, zasmiewaja sie i zadziwiaja twoja wnikliwoscia, talentem, umiejetnoscia trafienia w samo sedno i nieprzesciglym poczuciem humoru.
A zywej tak Ciebie brak, ze i slow brakuje.
Ło matko i córko, Siódemeczko, zemgliło mnie oglądanie tych cudowności 😉
No to teraz wszystkie glodne dzieci Kraju w ruinie beda mogly w Toruniu nasycic wzrok, ku ukontentowaniu wszystkich Jego Pompatycznosci.
mt7 (czy mogę, jak inni, pisać Siódemeczko?): Jeśli były takie wypowiedzi Trzaskowskiego jak piszesz, to z przyjemnością odszczekam krytykę. Ja słyszałem i widziałem w telewizorze (wczoraj? przedwczoraj?) dokładne wsparcie p. premier na bazie i po linii.
„(…) to dosyć durne,
sztucznie podwyższać się jakimś koturnem”
Pasuje jak ulał do toruńskich cudowności.
A Bobik zostawił odcisk łapy w naszych sercach.
Siódemeczko (10:57) poczęstowałam się herbatą, bo wyglądała na powolną, w sam raz na niedzielę. I rzeczywiście, nawet stygnie powoli 🙂
Heleno, proszę, odezwij się.
Jasne, Toboju, pisz jak chcesz, taki niewygodny mam ten nick od adresu poczty w gazecie. Wtedy sporo komentowałam, bo to było świetne forum i normalni ludzie.
Później dla ułatwienia na innych forach też zaczęłam go używać.
Prawda, że ja Trzaskowskiego słyszałam przed tymi spotkaniami Kopacz, ale wynika z nich, że przyjmiemy, jak nas przycisną.
Uważam, że jesteście niesprawiedliwi. Na malowidle mógł przecież Artysta zrobić JPII na czarno, a Jego Eminencję WszechOjca Rydzyka na biało.
mt7, na takiej herbacie daleko nie zajedziesz.
Czy mogłabym prosić o link do przepisu Kingi na krewetki?
– i ja też ?
O krewetkach było tu:
https://www.blog-bobika.eu/?p=1638&wpmp_switcher=mobile&cpage=1
Przepis jest rozproszony.
Pewnie jeszcze w paru innych miejscach też jest.
Jakoś nie mogę w czasie przeszłym.
Vesper,
linku nie mam, przepisy skopiowałem i wydrukowałem. To było tak:
Pierwszy z moich ulubionych przepisów na krewety idzie w stronę francuską: zamarynować w białym winie z cytryną, czosnkiem,i ziółkami (rozmaryn, tymianek, estragon). Nie za długo, pół godziny do godziny. Wyjąć, wysuszyć, walnąć na patelnię na chwilę, tylko tak żeby się mocno zaróżowiły z obu stron.
Drugi ulubiony sposób jest w podobie chińskim: marynata sosu sojowego, cytryny, czosnku, chili, imbiru i jakiejś dobrej orientalnej mieszanki przyprawowej, np 5 smaków. Dalej jw., tylko tu w marynacie może poleżeć nieco dłużej.
Trzeci sposób, również ulubiony, zerka na tajszczyznę. Najpierw trzeba zrobić sos z jakiegoś bulionu (pd bidy może być z proszku), mleka kokosowego, sosu sojowego, cytryny, imbiru, chili i odrobiny curry. Do tego sosu wrzucić w drobne słupki, na sposób chiński pokrojone jarzyny (ja zwykle daję com ta miał, ale klasyką jest marchewka, kiełki sojowe, zielona cebulka, papryka, ewentualnie bambus albo kapusta pekińska), a potem usmażone krewety.
Od razu zaznaczam, że puryści i purystki krewetkowe nie uznają żadnych takich, tylko walą na patelnię, a potem cytrynią (nawet nie zawsze solą), uważając, że wszystko poza tym zabija cudowny smak krewetek. Niech im tam. Według mnie ja nie zabijam, a podkreślam.
Zdjęcie węgierskiego fotografa rozpowszechnione na całym świecie jako dowód na brutalność policji wobec uchodźców:
http://www.theguardian.com/world/2015/sep/03/budapest-station-reopens-no-trains-running-western-europe-migration-crisis-europe#img-2
W rzeczywistości sytuacja wyglądała tak:
https://www.youtube.com/watch?v=X-VVTQUQKaU#t=45
Co mieli zrobić policjanci wobec faceta, który nagle rzucił na tory swoją żonę trzymającą niemowle, po czym rzucił się na nią przykrywając swoim ciałem i począł walić się kamieniem w głowę?
Nie rozumiem tego świata 🙁
Nowy wpis jest super! Na czasie!
Siódemeczko i andsolu: proszę zauważyć, że zachowano średniowieczne zasady ikonograficzne, Ojciec Redaktor jest jednak trochę niżej od Ojca Świętego.
Papież Franciszek wezwał dzisiaj wszystkie zgromadzenia zakonne Europy i wszystkie parafie, żeby każda przyjęła jedną rodzinę uciekinierów pod opiekę. Powołał się przy tym na prawdziwie chrześcijańską postawę i miłosierdzie, które jest odmianą miłości. Ciekawe jak to przyjmą polskie parafie…
Przepisy: może ktoś by wygrzebał przepisy z blogu w osobną książkę kucharską Bobika? Baaardzo by to było pożyteczne, ale strasznie dużo pracy. Każdy po trochu?
zrobilo sie jesiennie, pada lub popaduje caly dzien, tak to zegnam lato, sluchajac:
https://www.youtube.com/watch?v=kJq3j4rA0o0
🙂 🙂 🙂
ostatnio czesto cytowany tutaj FAZ:
http://www.faz.net/aktuell/politik/fluechtlingskrise/fluechtlingskrise-deutschland-schafft-sich-ab-kommentar-13787352.html
warto uzyc tlumaczenia
zmoro, zdjecie ktore zalinkowalas jest z The Guardian, jest tam tez ten film.
http://www.theguardian.com/world/2015/sep/03/budapest-station-reopens-no-trains-running-western-europe-migration-crisis-europe#img-2
pytasz co powinna zrobic policja, moze nim zdesperowany czlowiek rzucil sle na tory, pokazac sie z ematycznej strony? moze tylko tak malo wystarczyloby.
kilka doniesien z miejsca gdzie pomaga sie przybywajacym (Berlin Charlottenburg),
ludzie sa wyczerpani, zmeczeni i mimo radosci z osiagniecia raju (Niemcy?) boja sie ze moze wysle sie ich z powrotem. sa wdzieczni za pomoc, mili i ciagle dziekuja, berlinczycy przynosza takie masy darow ze nie ma gdzie tego magazynowac, brakuje troche odziezy malych rozmiarow dla kobiet, przybyszki sa drobniejsze, niechetnie oddaja dzieci do swietlicy, boja sie o nie i taka forma opieki nad dziecmi jest wiekszosci obca
podolamy powiedziala Pani Merkel i wyglada na to, ze tak, podolamy
ps.relacja rodzinna 🙂 🙂
do linki z The Guardian, po prawej wysoko, X kliknac 🙂
My tu o gotowaniu bez przerwy rozmawialim, to trza by było wszystko po kolei czytać i z fragmentów robić przepisy.
Bo na stronie, którą zapodałam, ja zaczęłam o krewetkach, ze zrobię wg. przepisu Królika, a później jest cała rozmowa na ten temat, kto i jak.
Bobik pisze, że podobnie, jak Królik tylko to i tamto…
Znalazłam taki tekst Bobika na temat gotowania w ferworze dyskusji na tej stronie:
https://www.blog-bobika.eu/?p=336
Myślę, że i Nisi, i mnie chodziło o jedno – nie róbmy z gotowania religii, a z kuchni świątyni, gdzie trzeba przestrzegać jakichś Zasad Wiary. 😉 Dzielmy się przepisami i doświadczeniami, ale nie nalegajmy na ich jedyną suszność. I pozwólmy innym robić inaczej, bez stwarzania wrażenia, że ich inaczej jest mniej warte. Bo gotowanie i jedzenie jest taką frajdą, że szkoda byłoby ją zepsuć jakimiś „ideologicznymi” sporami.
Oczywiście, że kiedy znajdę się w towarzystwie jedzącym rękami czy pałeczkami, nie będę się wypindrzać i żądać widelca, którego pewnie i tak nie mają na składzie. 😉 Jem wtedy łapami i nie mam z tym problemu. Ale nie widzę powodów, żebym u siebie w domu nie mógł jeść widelcem i podawać go również Arabom lub Chińczykom, którzy przychodzą do mnie w gości. Ja szanuję ich obyczaje, to niech oni uszanują moje. 😀
A w Toruniu tyle miejsca. Rydzyk moze przyjac przynajmniej pare rodzin.
Papież Franciszek: niech każda parafia, klasztor i sanktuarium przyjmą uchodźców
Meki – już o tym dzisiaj pisałam, a tvn24 postawił to jako najważniejszą wiadomość dnia
Siódemeczko – to w takim razie mój pomysł książki kucharskiej Bobika jest do kitu. Książka kucharska blogu Bobika, też pewnie byłaby mało przepisowa. Poczytam stare wpisy do poduszki.
Jak trafny ten wpis o jedzeniu. Przypomina mi się posiłek w Ugandzie w przydrożnej knajpie. Zamówiliśmy rybę z ryżem. Dostaliśmy po 2 miseczki, w jednej była ryba w sosie pomidorowym i jakimiś przyprawami, w drugiej ryż – wszystko ciepłe, świeżo przygotowane. Ponieważ widać było, że ja nie tubylec podano mi widelec. Był tak widocznie brudny, że po chwili wahania, wzięłam do łapy porcję ryżu, utaplałam w sosie i zaczęłam jeść, tak jak to robili wszyscy wokoło. Spotkało się to z ogólną radością, moim ugandyjskim towarzyszom wyraźnie się to podobało. Na koniec pokazali mi, gdzie mogę umyć ręce: Beczka wody z kurkiem i mydłem szarym była za zewnątrz przy drzwiach.
Zwyczajna wybacz!
Sadzisz, ze jakies rodziny beda mialy zakwaterowanie u najbardziej ojcowskiego Ojca? 🙄
Jadę „do miasta” na kolację z dziećmi i przyległościami. Życzę i Wam miłego wieczoru.
Dziękuję za krewetki 🙂
A może podzielilibyśmy się zadaniem i przejrzeli każdy po pół rocznika wpisów i jednak zrobilibyśmy Książkę Kucharską Bobika i Jego Koszyka? Ja się podejmuję przejrzeć pierwsze 6 miesięcy, czyli 2008 od początku do końca oraz styczeń, luty i marzec 2009. Ktoś też by był chętny do współpracy?
Meki: sądzę, że Ojciec Redaktor ma twardy orzech do zgryzienia. Z drugiej strony, gdyby on dał przykład, to mogłoby to zrobić dużo dobrego akurat w Polsce – co tu nie rzec jest opiniotwórczy dla sporej części społeczeństwa. Trzymajmy kciuki, albo módlmy się – kto może, żeby go oświeciło, natchnęło, i co tam jeszcze.
Misja Ojca R., przekazana mu osobiście przez P.B., to mnożyć, a nie dzielić, i brać, a nie dawać.
Może jednego ciemnoskórego księdza zawiezie znów na Jasną Górę, by powtórzyć swoje genialne dowcipy o jego karnacji, bo dobre numery kabaretowe powinny być czasami znowu odgrzebywane.
To ja wezmę 04.2009 do 09.2009 włącznie, kiedy skończę, nie wiem, ale się postaram.
Wspomnę tylko, że Kinga wychwalała Wielką Improwizację w kuchni, a jeżeli była znakomitym kuchmistrzem, to mogła sobie pozwolić na nonszalancę.
No zobaczymy, co nam z tego wyjdzie, później to zgrupujemy na konkretne potrawy.
A tymczasem – szykuje się schizma. Terlikowski na razie zachowuje milczenie.
A kto to jest Krzysztof Bosak?
Dobry wieczór 🙂
Wspaniały wstępniak, ukłony dla PA, że udostępnił ten wiersz Koszyczkowi. Myślę jednak, że Bobik chcąc nie chcąc ma swój pomnik w każdym z nas.
Trochę jesienne już to popołudnie, zawiało, pokropiło szybko i gęsto, a potem pokazała się podwójna tęcza.
Miłego wieczoru wszystkim.
Późny wnusio Dmowskiego, były prezes Młodzieży Weszpolskiej, były funkcyjny Ligi Polskich Rodzin, wiceprezes Ruchu Narodowego, ostatnio sławny z powodu rezygnacji ze startu na listach Kukiza. Były uczestnik „Tańca z Gwiazdami”. Jak telewizory potrzebują jakiegoś przylizanego umiarkowanego narodowca, to Bosak nigdy nie odmawia.
Bobikowi pomnik się należy jak Piesu micha. Jakiś czas temu przeczytałam, że pewien kot, zgubił się w Moskwie a był to kot z Syberii, wrócił jednak do swego domu na Syberię bodajże po ośmiu latach, co prawda starszy o osiem lat ale cały i zdrowy, no trochę zdarły mu się pazurki. I właśnie temu kotu wystawiono pomnik w miejscowości z której pochodził, było nawet zdjęcie pomnika, sympatyczne kocisko z tobołkiem na plecach.
Andsolu, nie sadzisz, ze taka wspaniala swiatynia zostala wybudowana z mysla o ubogich i potrzebujacych pomocy? 🙄 🙁
Swoja droga ciekaw jestem ile Ojczulek planuje na tej inwestycji zarobic.
Do poduszki przeczytałem zgrabne podsumowanie tego, o czym ostatnio rozmawialiśmy.
bry.
z cokołem to nie taka biało-zielona historia. Bobik na cokole wydeklamował kiedyś gościnnie sonecik. ale zaraz potem „opadł z powrotem na cztery łapy, zeskoczył z cokołu i mruknąwszy pod nosem „eppur si muove”, z godnością oddalił się w bliżej nieustalonym kierunku”.
Babilasie, p. Bosak nie czyta takich podsumowań. To przecież robienie wody z mózgu! On WIE swoje.
PS: ciekawe podsumowanie i ważne informacje.
Dobranoc
Nie tylko ciekawe, ale i w moim (ograniczonym wszakże) doświadczeniu i wedle mej (też ograniczonej) wiedzy prawdziwe. Babilasie, dziekuję !
No tak, podsumowanie w zasadzie dobre, ale zawiera trochę błędów wg mnie.
Np pisze Major – Właśnie dlatego trzeba im pomóc. By przepełnione miejsca nie były już przepełnione..
Wg mnie one się szybciej zapełniają niż opróżniają, bo nie tylko uchodźcy syryjscy przybywają, ale i ludność afrykańska.
Czytałam rozmowy z ludźmi w Afryce czekającymi na swoją szansę przedostania się do Europy. Często cała rozległa rodzina składa się, żeby jej członek dostał się do raju, to później pomoże im.
I ci ludzie rzeczywiście tak myślą, byle tam (w Europie) być a wszystko się zmieni. A później okazuje się, że rzeczywistość wygląda inaczej.
Nie można też lekceważyć strachu ludzi, jeżeli karmi się ich codziennymi obrazkami okrutnych egzekucji i wszelkim trudnym do wyobrażenia barbarzyństwem.
Trzeba ludziom powiedzieć, że spokojnego świata już nie będzie i trzeba nauczyć się żyć w takim świecie, jaki akurat jest.
Z pewnego źródła wiem, że stosunki polskiej ludności muzułmańskiej (Tatarzy) nie układają się najlepiej z nowoprzybyłymi.
No i mój strach, że wyjąca przyszłość narodu nie da im tu żyć.
Ale całość wywodu jest OK.
A czy Ty, Babilasie, wierzysz, że ten exodus skończy się kiedyś?
Babilasie, bardzo dobre podsumowanie. Ucieszylo mnie wezwanie papieza, chcialabym zobaczyc glupia mine np. Hosera. Jezeli chodzi o gotowanie, Bobik z reguly nie gotowal wedlug recepty, to byla zawsze improwizacja. Wiem, bo czasami w tej improwizacji uczestniczylam. Nawet wymyslil zupe z zielonej salaty, jadlam, bardzo smaczna. Ale nie pytajcie o recepte, Bobik siekal, kroil, smazyl, dodawal cos do smaku, zageszczal i wylewal na talerz. Taka sama improwizacja bylo pieczenie wiadomych ciasteczek.
Zwyczajna, z zaskoczeniem odkrywam, że zwrot on wie swoje ma bardzo głęboki sens. W istocie, nie brak ludzi, którzy wiedzą swoje i cudzego poznać nie zdołają, bo dwie rzeczy w głowie już się nie zmieszczą.
Pani Applebaum zgadza się ze mną, że przyjęcie jakiejś, nawet dużej, liczby imigrantów nie rozwiąże tego kryzysu, ale winą obarcza tylko przywódców europejskich, o USA nie zająknęła się.
http://wyborcza.pl/1,75968,18720491,hipokryzja-europy.html
herbata 🙂
przestalo padac, jest swiezo
bryk
fik
🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Niestety pada. Ostatni dzień urlopu. Jutro wraca 5:30 🙁
Szacowałem frekwencję na 10% , ale podobno jest niższa 😯
fajny tekst podlinkowal babilas, mam (jak zwykle, lewak 🙂 ) uwage do slowa: asymilacja. chodzi prawdopodobnie o asymilacje kulturowa i narodowa. wyzbyc sie calkowice tego co mnie definiowalo, przyjac obce jako moje. ja osobiscie zamiast asymilacji wole integracje, wziac co trzeba, ale samemu tez cos dac.
Cząstkowe wyniki 7,48% !!!
Dzień dobry 🙂
Posumowanie, które podlinkował Babilas bardzo sensowne. Zobaczymy, jak się zweryfikuje w czasie.
Sennie, melancholijnie, siąpiąco…
https://www.youtube.com/watch?v=Bt_c3o3NYOw
Udanego poniedziałku.
Dzien dobry. Krefeld przyjmie dalszych 1000 uchodzcow. Rozpatrywane jest oddanie do dyspozycji pusto stojacych budynkow bylej kliniki polozniczej i Stadthausu, rozpoczeto budowe miasteczka namiotowego na terenie bylych koszar angielskich. Namioty sa ogrzewane, rowniez z klimatyzacja w razie potrzeby.
Świętowanie odpustu w Janowie Lubelskim… 😯
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,18720433,wszystkie-szkoly-w-miescie-zamkniete-w-parafii-bedzie-odpust.html#BoxLokLubImg
Przeciez te szkoly podlegaja jakiemus kuratorium, czy moze juz teraz kurii?
Panno Koto,
§ 6 ust 1 Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 18 kwietnia 2002 r. w sprawie organizacji roku szkolnego (Dz.U. z 2002 r. Nr 46, poz. 432 z późn. zm.) „W szczególnie uzasadnionych przypadkach kurator oświaty, na wniosek dyrektora szkoły, może wyrazić zgodę na udzielenie dnia wolnego od zajęć dydaktyczno-wychowawczych, pod warunkiem zrealizowania zajęć przypadających na ten dzień w wybraną sobotę.”
Podkreślić należy, iż to dyrektor szkoły, uwzględniając opinie rady pedagogicznej i rodziców, decyduje o terminie i formie odpracowania dni wolnych.
Kurator Oświaty nie ingeruje w sprawę organizacji sposobu i terminu odpracowania dni wolnych oraz nie określa w jakim terminie ma nastąpić odpracowanie. Zaznaczyć należy, że nie musi to być przed świętami czy w okresie świątecznym, może to być dowolnie wybrana sobota w ciągu roku szkolnego. Forma zajęć może być również dowolna, nie muszą to być tylko i wyłącznie zajęcia dydaktyczne.
Ciekawe, w którą sobotę janowskie szkoły odpracują odpust.
Dzień dobry
Podczas zjazdu na Bugiem stali bywalcy Koszyczka wspominali Bobika. Długo rozmawiałem z Haneczka, Nisią i Alicją. Potem spacerując w ciemności patrzyłem na rozgwieżdżone niebo i wypatrywałem nowej gwiazdy…
Wydaje mi sie, ze taki termin powinien byc juz podany, gdy dyrektor wystepuje o zgode do kuratorium?
Dzieńdobry Koszyczku!
Rysiu, brykasz jak gdyby trochę dziś śmielej 🙂
Widzicie jaką skuteczną antypropagandę szerzycie: zniechęciliście mnie do referendum, ja zniechęciłam kilku następnych i frekwencja spadła poniżej 10% 😉
To już nie ma znaczenia, jedno i drugie żałosne, szkoda że wywalono pieniądze w błoto.
Minęły cztery lata i proroctwo zaczyna się spełniać. Częściowo, ale jednak. Nobody (not every prophet) is perfect.
„rysberlin
wt, 22 Marzec 2011, 22:16
Cubalibre 12:54 „Jaki cel mają rebelianci? Dlaczego nikt o tym nie mówi?”
moze uszlo Twojej uwadze (tyle informacji) ale mowi sie, a nawet
daje powiedziec (zazwyczaj po arabsku 😉 ) „rebeliantom”.
ja uslyszalem ze chca tylko tego czego my w Europie juz mamy;
demokracji, wolnych wyborow, zmieniajacych sie przywodcow, a
nie dozywotnich dyktatorow, naszego dobrobytu, po prostu takiego samego jak my zycia.
Tylko tyle czy az tyle?”
Pani Appelbaum się myli, nie kilkuset uchodźców starciło życie tylko podczas przeprawy morskiej do Europy, a kilkanaście tysięcy. W 94r obroty przemytników były szacowane na 7 miliardów rocznie, teraz na 16.
Ale mamy spokojne sumienie, bo tych, których przetrwali przeprawę płacąc za nią ogromne pieniądze( oprócz opłat dla ośmiornicy koszta całości kształtują się średnio w zależności od czasu trwania przeprawy między 10 a 15 tys euro) teraz przyjmujemy przy ogromnym zaangażowaniu społeczeństwa. I dobrym samopoczuciu.
I idzie obraz w świat, jak to serdecznie wita Europa uchodźców. I ruszą następne rzeki ludzi mających nadzieję na lepszy los, nabijając kabzę przemytnikom.
Obecnie zgodnie z definicją ONZ status azylanta mogą otrzymać uchodźcy z Syrii, Afganistanu i Erytrei.
A ja się pytam, dlaczego nie z Nigerii? Boko Haram wg ONZ to stowarzyszenie brydżystów niewadzące nikomu?
Europa planuje przyjąć 200 tys Syryjczyków, którzy się do niej sami przeprawią 🙁 . Nikogo nie interesuje ilu z nich po drodze straci życie.
Jestem wściekła na takie puste gesty.
Jestem wściekła na ONZ, który w porozumieniu z krajami członkowskimi już dawno powinien zatroszczyć się o to, aby umożliwić zorganizowany wyjazd Syryjczyków z obozów z Jordanii i Libanu.
Powinien dawno wymóc, aby placówki dyplomatyczne w Syrii, Jordanie i Libanie na miejscu wydawały wizy wjazdowe Syryjczykom. Część z nich mogłaby się udać do kraju przeznaczenia samolotem na własną rękę.
To byłby wyraz prawdziwej troski o los tych nieszczęśników. Nawiasem mówiąc europejski limit jest żenujący, w świetle milionów ofiar wojny w Syrii potrzebujących pomocy.
Mówisz Rysiu, otwierajmy drzwi dla wszystkich potrzebujących pomocy, integrujmy się.
A czy wiesz, ilu w samych Niemczech jest imigrantów przebywających nielegalnie, bo albo stracili prawo pobytu, albo go nie otrzymali?
Żyjących w ciągłym strachu, bez możliwości posyłania dzieci do szkól, bez zabezpieczeń socjalnych, bez ubezpieczenia zdrowotnego, wykorzystywanych przez ludzi świadomych ich nielegalnego statusu? Wielu z nich wbrew woli, zmuszeni sytuacją zostało wessanych przez środowisko kryminalistów.
W 2005 roku było ich w samych Niemczech ok. miliona, w EU około 6 milionów. Ludzi bez perspektyw na godne życie. Teraz jest zapewne 2-3 razy więcej.
Jest rzesza ludzi dobrej woli, skupionych wokół KK w Niemczech, która mając świadomość tego, że sama łamie prawo, jednak pomaga tym nieszczęśnikom.
Link do czasopisma Caritasu, który podała Beata zapewne umknął Twojej uwadze.
Zatem go powtarzam:
http://www.caritas-nrw.de/cms/contents/caritas-nrwde/medien/dokumente/heftenl/hefte/heft22008ermoechtehi/2_08.pdf?d=a&f=pdf
Przeczytaj uważnie to zobaczysz, jak się Twoje i innych szczytne ideały rozjeżdżają z rzeczywistością 🙁 .
Poczytaj książki Hannah Arendt oraz Bjorna Bickera „Illegal“z podtytułem„Wir sind viele. Wir sind da” to może otworzą Ci się oczy, a może będziesz chciał się zaangażować razem z ludźmi, którzy walczą o prawo do zalegalizowania pobytu tych nieszczęśników. Znaleźć ich nietrudno.
Poczytaj statystyki eurostatu dotyczące ilości udzielonego prawa pobytu ( czy to azylu, czy czasowego duldungu,włącznie z zasadami jego przedłużania, czy też pobytu z powodów humanitarnych), to będziesz sobie w stanie wyliczyć, ilu z imigrantów, którzy złożyli wnioski o azyl popadnie w nielegalność.
Niewielka część zostaje deportowana z Niemiec, ostatnio wyczarterowanymi samolotami, bo tak tylko można zapewnić bezpieczeństwo im samym i konwojentom.
Czy rzeczywiście tego dla nich chcesz?
Wywiad z założycielką Estery zamieściłam nie dlatego, że podzielam jej zdanie, tylko dlatego, aby unaocznić wszystkim, że nawet wśród samych Syryjczyków panuje niezgoda, więc nie dziwmy się innym nacjom. Smutne to, ale taka jest rzeczywistość.
Nie wiem, jak naprawić los całego świata, ale znam temat nielegalnych imigrantów i mam świadomość tego, że często wydaje nam się iż pomagamy, a w rzeczywistości szkodzimy 🙁
I dlatego uważam, że decyzja o dwudniowym otwarciu drzwi, obietnice bez pokrycia, że można dowolnie wybierać sobie kraj pobytu, obrazki o serdecznym przyjeciu w Niemczech grupy węgierskiej, spowoduje tylko napływ biedaków, którzy ulegną iluzji, że tu ich czeka świetlana przyszłość.
I coraz bardziej jestem wściekła na ONZ, na Unię, na Amerykę i Rosję 🙁
I na koniec smutny cytat oddający determinację nielegalnych imigrantów:
„Wir glauben nicht an eure alten Gesetze. Wir sind neue Menschen. Wir glauben nicht an eure Grenzen. Die gelten nicht für uns. Euer Stacheldraht, eure Infrarotkameras, eure Stromstöße sind altmodisch. Wir kennen keinen Schmerz. Wir gründen keine Staaten. Staaten interessieren uns nicht. Wenn wir erwischt werden, wenn wir gehen müssen, kommen wir wieder”
Żakowski o Polsce
„W lustrze uchodźców zobaczyliśmy naszą straszną twarz. Nie tylko ksenofobiczną, rasistowską i islamofobiczną. Także – bez względu na kontekst – egoistyczną, samolubną, okrutną, tchórzliwą, agresywną i paranoiczną. Złą w niemal każdym wyobrażalnym sensie.
To nie jest twarz całej Polski i wszystkich Polaków. Ale jest to twarz, która w różnych natężeniach i formach skolonizowała polską sferę publiczną, opanowała polską politykę i zdominowała kulturę III RP.
Nigdy dotąd ta straszna polska twarz nie była tak dobrze widoczna, bo nigdy wcześniej nie mogliśmy tak ostro zestawić reakcji Polaków z reakcją innych społeczeństw na cudze cierpienie. Nie skompromitowaliśmy się tak jak bracia Węgrzy, bo nie zostaliśmy poddani tak dramatycznej próbie. Ale jesteśmy przez Zachód wymieniani jednym tchem z nimi, bo przez pierwsze tygodnie milczeliśmy o humanitarnych wartościach, a absurdalnie głośno rozprawialiśmy o terrorystach, islamizacji, groźbie destabilizacji, kosztach i o tym, że nie mamy kolonialnych rachunków do spłacenia, czyli o wymówkach, by nie pomóc ofiarom.
Polska okazała się dziwnym krajem, który twierdzi, że nie stać go na przyjęcie nawet tylu uchodźców, ilu żołnierzy wysyłał do Iraku czy Afganistanu. Fetor polskiej ksenofobii rozniósł się po Europie. Umocnił antypolskie uprzedzenia i będzie służył usprawiedliwianiu nieprzyjaznych postaw wobec polskich potrzeb i Polaków w innych krajach. Dawno nie strzeliliśmy tak bolesnego gola do polskiej bramki w Unii Europejskiej.
Ale może się nam to przydać. Bo spora część z nas zobaczyła tę naszą straszną twarz w całej okazałości. Choć znamy ją od lat – to przecież ta sama twarz, która jednego dnia zachęca Ukrainę, by się konfrontowała z Rosją, a drugiego mówi, że nie będziemy sobie wypruwali żył, by pomóc Ukraińcom. To twarz, która niewinnym ofiarom lustracji mówi, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. To twarz, która jak nikt w Europie oszczędza na leczeniu chorych i pomocy najsłabszym. To twarz, która szczuje chorych na lekarzy, rodziców na nauczycieli, starych na młodych, mieszczuchów na chłopów. To twarz, która zamiast współdziałania proponuje walkę, zamiast wspólnoty – podział, zamiast empatii albo zrozumienia – potępienie lub odrzucenie, zamiast pomocy – represje, zamiast rozwiązań – konflikt „swoich” z „obcymi”. To twarz, która „swoich” z wszystkiego rozgrzesza, a „obcych” o wszystko oskarża. Dla „swoich” zagarnia, a „obcym” odmawia. Codzienna twarz telewizji, gazet, internetowych forów, parlamentu. Zobaczenie jej na tle innych społeczeństw nareszcie nas przeraziło.”
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,18720407,polska-twarz.html#ixzz3l2dmFLSW
Dzień dobry,
Siódemko (23:32), niestety nie wierzę (w to, że ten exodus się skończy). Jestem ogólno-życiowym optymistą i tym optymizmem próbuję zarażać innych. Ale czasami to contra spem spero. Unia od początku zachowuje się niekonsekwentnie. A początek to „arabska wiosna” (obalenie Mubaraka i Kadaffiego, wcześniej Saddama, wspieranie powstania przeciwko Assadowi – a to wszystko bez świadomości, że natura vacuum abhorret, i że zapewne byli/są to bandziorzy, ale przynajmniej gwarantowali spokój na granicach unijnych).
Bardzo wyczerpująco wypowiedziała się przed chwilą zmora (swoją drogą, piszesz, zmoro: „Nikogo nie interesuje ilu z nich po drodze straci życie.„, a jeszcze przedwczoraj uważałaś, że darwinizm społeczny to mocno przerysowana diagnoza?), ja tylko jeszcze dodam krótki filmik, który objaśnia problem za pomocą wizualizacji i klocków. I z tych klocków wynika, że mamy do czynienia nie tyle z wierzchołkiem góry lodowej, co z jakąś główką od szpilki umieszczoną na szczycie tego wierzchołka. I nie jest to szczególnie uspokajająca diagnoza.
Tak, Babilasie, i nie ma w tym, wbrew pozorom, sprzeczności.
Bo darwinizm społeczny w moim odczuciu zakłada celowość działania, a tego zarzutu nie chciałabym stawiać, bo nie mam do niego podstaw.
Bardziej stawiam na ogólnie pojętą niezborność, brak myślenia przyszłościowego, wypieranie rzeczywistości, naiwność etc
Czy mogę sobie westchnąć?
Eeeeech!
siódemeczko, możesz nawet usłyszeć odzew na swoje westchnienie:
ach joooo…
Przyjaciel przykazał mi bardzo, bardzo uważnie śledzić co się dzieje w powiązaniu ze słowem Rojava (regiony Afrin, Jazira oraz Kobane z północy Syrii). Zerknięcie na ich Konstytucję od razu pokazuje, że o wielkie rzeczy tam idzie. Interpretacja przyjaciela: jeśli w ciągu następnych 6 miesięcy, przed przybyciem Obamy na Bliski Wschód, który nakaże zamrożenie sytuacji, przebiją się do morza, dając tym oddech całemu Kurdystanowi, z którym niechybnie się połączą, cała konfiguracja bliskowschodnia zmieni się dramatycznie i szybko na dużo, dużo lepszą — i konsekwencje nie tylko dla sąsiadów, ale i dla całego świata muzułmańskiego, będą długofalowe.
Ale o tym nie czytałem w żadnych, żadnych doniesieniach prasowych.
I dlatego dobrze jest mieć mądrych przyjaciół.
To ja jeszcze dorzucę najnowszą korespondencję budapeszteńską.
Andsolu, dzięki za Twój ostatni wpis. Przeczytałem z zainteresowaniem tekst Konstytucji. Jak słusznie suponujesz, konsekwencje mogą być kapitalne.
a propos bliskiego wschodu
co nieco z Ośrodka Studiów Wschodnich
rzecz nie najnowsza (sierpień br.) ale pewnie i tak warto przeczytać
Przepraszam, coś chyba link się pokręcił:
https://docs.google.com/document/d/1W_9qabxcAilQyFOohv6qq8RmfJVt3eNg2QSJJ3ma46A/edit
AndSolu, chyba wiem, dlaczego nikt nigdy mi o Rojavie nie opowiadał. Bo wszyscy używają w tym kontekście łatwiej zrozumiałe „obszary Syrii zamieszkałe przez Kurdów”.
Foma, dziękuję za linka.
zwyczajna, juz licze dni uzywajac palcow, brykac latwiej 🙂 😀
Andsolu, już to widzę, jak Turcja się temu biernie przygląda.
Będzie jeszcze większy chaos i zniszczenie.
zmora, widze ze jestes zalamana i rozgoryczona sytuacja tych odrzuconych, i wiedz ja tez, dlatego nie jestem dobrym adresem twoich zali, to nie ja stanowie prawo,ja jestem za przyjeciem, jako nipoprawnieoptymistycznylewak widze tylko rozowe strony 🙂 🙂 🙂
andsol, babilas, foma, serdeczne dziekuje za linki
Siodemeczko, Turcja juz bombarduje pozycje Kurdow, od wielu tygodni, boja sie swieckiego, liberalnego Kurdystanu
markot, dziekuje za Zakowskiego, podobny wpis Szostkiewicza:
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/2015/09/07/hejt-przeciw-uchodzcom-10-nonsensow/
Wiem, Rysiu, dlatego prognozy przyjaciela Andsola wydają mi się nierealne w punkcie startu.
mt7, to o czym Rysiu pisze, to ataki tureckie przekraczające granice kraju. Natomiast represje przeciw własnym Kurdom nigdy nie miały przerwy. I jeśli Kurdowie tureccy będą mieli tuż, tuż, po przekroczeniu granicy, miejsce schronienia, sytuacja może bardzo dynamicznie się odmienić. A Turcja jest właśnie w nieco patowej pozycji — albo atakuje ISIS albo wrogów ISIS.
Może a nie musi. I nie będę wymądrzał się o sprawach, o których całkiem niedawno nic nie wiedziałem. Nawet w mojej specjalności, w sprawach, którymi zajmuję się od pół wieku, wiem jak bardzo zalecana jest spora ostrożność w wysławianiu opinii.
Having said that, przypominam sobie, że jedną z pierwszych książek czytanych w życiu, a podkradzionych mamie, była historia o szlachetnych Kurdach walczących o niepodległość. A druga była o Flamandach. Obie wydrukowane na początku XXw. No i choć nie bardzo wierzę, że grupy chwytające za broń grupowo reprezentują czystość ząbków, języka oraz obyczajów, to mam jednak wielkie uznanie dla mitów, które umieją przeżyć. Oczywiście przykłady Czechosłowacji czy Polski, których powroty na mapy świata w całkiem nieoczekiwany sposób, służą mi jako oparcie przy myśleniu o innych ludach.
Rysiu, zrozum proszę, że w niektórych sytuacjach sam niepoprawny optymizm nie wystarcza i bywa kontrproduktywny 🙁
Ale skoro masz go w nadmiarze, to spróbujmy wykorzystać go sensownie i zastanówmy się wszyscy wspólnie, co możemy zrobić, aby poprawić sytuację uchodźców i nielegalnych imigrantów w Polsce, których są setki tysięcy.
Jakie mamy, czy raczej jakie możemy stworzyć, możliwości nagłaśniania tych przypadków, wpływania na rządzących, na opinię publiczną, edukowanie społeczeństwa.
Jak możemy pomóc faktycznie w ośrodkach dla uchodźców? Domagać się prawa do regularnego nadzoru poprzez wolontariuszy?
Czy da się wprowadzić obowiązek praktyk studenckich, niekoniecznie 6 – miesięczny, jak w Niemczech, choćby tylko semestralny?
Czy istnieje możliwość, aby uczelnia sama taki obowiązek w toku studiów przewidziała, czy musi to być regulowane ustawą?
Myślę tu o studentach socjologii i psychologii, którym byłyby takie praktyki w ośrodkach dla uchodźców czy też stowarzyszeniach zaliczane na poczet studiów.
Sprawa zaproszonych przez rząd Tatarów krymskich jest, jak mniemam powszechnie znana.
Tysiące nielegalnych Ukrainek i Ukraińców w parszywy sposób wykorzystywanych przez pracodawców. Tudzież Czeczenów.
O Wietnamczykach nie wspominam, bo trzeba mieć specjalne umiejętności, aby się w tym rozeznać 🙁 .
Jeśli chodzi o pobyt tolerowany, czy prawo pobytu udzielane ze względów humanitarnych, to Molier by tego skąpstwa naszego państwa nie był w stanie sobie wyobrazić, a wyobraźni mu przecież nie brakowało 🙁 .
To już ostatni dzwonek, aby można było sprowadzić władze z manowców i zdążyć sytuację dla fali uchodźców, która niebawem nas czeka, uczynić jako tako znośną.
A przede wszystkim zidentyfikować, bądź stworzyć organizację, która by uważnie patrzyła odpowiedzialnym służbom na rączki.
Mamy jakieś pomysły na działania i petycje?
To ja jeszcze zacytuję Andrzeja Saramonowicza, nieco skracając:
Wypieranie rzeczywistości na pierwszym miejscu: bezpiecznym i sytym trudno sobie wyobrazić co to znaczy wojna, i że wojna naprawdę się toczy poza ekranem komputera, i to niedaleko. Reportaże z pól bitewnych to „War Craft” z ludźmi zamiast rysunków, mapy inwazji to element komputerowej gry. Podczas II wojny światowej Amerykanie długo nie wierzyli w to co dzieje się na terenach okupowanych, oni przynajmniej byli daleko co mogło ich częściowo usprawiedliwiać.
O konfrontacji sytych z rzeczywistością nakręcono bardzo dobry film w 2006: tytuł „Babel”.
Syryjczycy wędrują do Europy najstarszym szlakiem migracyjnym ludzkości. Tak zasiedlano Europę przez miliony lat.
Nie pamiętam, czy pisałam to na blogu, jeżeli się powtarzam to przepraszam. Kiedy wspominam Kolumbię, to widzę slumsy przedmieść miasta Cali i luksusowy dom moich gospodarzy, profesorów lokalnej uczelni. Dom stał na terenie otoczonym wysokim płotem i zasiekami, wjeżdżało się na ten teren przez bramę strzeżoną uzbrojonym posterunkiem. Wewnątrz murów dzieci biegały po ulicach, spacerowały dobrze ubrani staruszkowie z pieskami i wszyscy mówili sobie Buenos dias. Rano przed bramą stała kolejka sprzątaczek, kucharek i ogrodników z przepustkami, by zająć się dobrostanem klasy średniej mieszkającej w tym „kondominium”, jak lokalnie nazywano ten odgrodzony teren. Gospodarze moi zdziwili się, kiedy powiedziałam, że im nie zazdroszczę mieszkania w kondominium, bo to więzienie, luksusowe ale więzienie. Ja bym chciała wziąć plecak i ruszyć na najbliższą przełęcz wspaniale piętrzących się gór.
Kiedy wracałam do domu i wysiadłam z samolotu na lotnisku we Frankfurcie poczułam ulgę, że jestem w rodzinnej Europie, szybko przeszłam przez bramkę dla „Schoengen citizens”. Prawie cała zawartość samolotu tłoczyła się w długiej kolejce, nerwowo trzymając w garści paszporty. Przypomniałam sobie stres podróżowania przez żelazną kurtynę. Jednocześnie skojarzyłam tą kolejkę z tym co widywałam rankiem przed kondominium w Kolumbii i pomyślałam, że cała Europa jest jak to kondominium. Dzieci bezpieczne (przeważnie) chodzą po ulicach, spacerują staruszkowie, mało kto myśli o tym co się dzieje za murem. Jak długo można to ignorować?
Zwyczajna — jak raz my, Polacy, nie potrzebujemy odczuwać nadmiernego poczucia winy za włączenie naszej zagrody do kondominium, bo mamy dostatecznie długie doświadczenia z bycia tuż za nim, w strefie strzału i nędzy. Kiedyś już opisałem, że miałem
dzieciństwo ze sporą ilością szczęścia, ale nie koniecznie radości. Gdy miałem parę miesięcy, w wiejskiej chatynce, gdzie moja rodzina starała się przeżyć, pojawili się Bojownicy o Wolność. Ich narodowość nie ma znaczenia, ważne że szukali złota. Nie spodobało im się, że byłem jedynym obecnym tam mężczyzną i domagali się informacji gdzie był ukryty metal. Prowadzony dedukcyjnym rozumowaniem jeden z Bojowników wsadził rękę pod moje ciało przeszukując pudło, które mi służyło za kołyskę. Wkrótce odnalazł tam jedyny typ złota, który mógł tam się mieścić. Wściekły złapał mnie za nóżkę i zatoczył mną koło zamierzając zakończyć moją trajektorię na ścianie. Lecz jego koledzy go uprosili, by zmienił moją orbitę zapewniając, że zabijanie maleństw przynosi pecha. W wyniku tego nigdy nie polubiłem karuzeli.
Więc nawet nie licząc moich rozkosznych gier z esbecją, myślę, że już dostałem moją parcelę zysków i procentów ze zdziczenia świata XX wieku. I martwi mnie nie to, że mam się dobrze, ale że ci, których chcę i muszę nazywać Rodakami, coraz częściej okazują się psubratami, przeciw czemu Bobik natychmiast by zaoponował.
… W wyniku tego nigdy nie polubiłem karuzeli. 🙂
Za tę pointę przyznałbym Ci nagrodę im. Sławomira Mrożka 🙂 🙂 🙂
Nie rozumiem, czemu wszyscy pytają A.Saramonowicza o zdanie.
Zna się na wszystkim, dosyć rozrywkowy.
Pointa doprawdy pyszna 🙂
Tu jeszcze jeden głos:
Rozmowa z Maciejem Duszczykiem, ekspertem ds. migracji w Instytucie Polityki Społecznej i Ośrodku Badań nad Migracjami na Uniwersytecie Warszawskim
http://wyborcza.pl/1,75478,18720552,ludzie-to-nie-klocki-ktore-mozna-dowolnie-poukladac.html#BoxGWImg
A tymczasem Putin zamierza wysłać do Syrii drogą powietrzną „konwoje humanitarne”.
Nie wiedziałem, kto zacz, Siódemko. Ja w ogóle się mało znam na współczesnych celebrytach. Wikipedia mówi, że scenarzysta, filmowiec, czasami dziennikarz.
Nie mam pomysłów, petycji napodpisywałam.
Są odpowiednie służby i organizacje, o mediach nie zapominając, które powinny monitorować sytuację.
Niestety, nikt nikomu nie uwierzy, dopóki sam nie zmierzy.
Monachium poległo 🙁 , a przyjęło przecież nie wszystkich uchodźców z Węgier, część pojechała do Frankfurtu.
Może teraz jednak głosy krytyki wobec Węgrów, których praktyczne doświadczenie z imigrantami jest przecież minimalne, umilkną.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18725424,monachium-z-otwartymi-rekoma-przyjmowalo-uchodzcow-ale-sytuacja.html#MTstream
Andsolu – nie martwię się, że mieszkam w europejskim „kondominium”. To co mnie martwi, to dokładnie to co martwi Ciebie. Gdy udostępniono nam nareszcie europejskie kondominium, przestaliśmy się zastanawiać co za jego murem – martwią mnie rodacy… Co prawda, na szczęście, nie wszyscy, czego przykładem są mieszkańcy tego Koszyczka i wielu innych. Wkrótce chyba przyjdzie nam się policzyć.
Ciągle pisze się i mówi, że w ostatnim półroczu wzrosła imigracja zarobkowa z Ukrainy. W roku 2014 złożono niecałe 400 tys. wniosków o pozwolenia na pracę w Polsce, a w pierwszym półroczu bieżącego roku – już ponad 400 tys.
Przepraszam, ale co ma piernik do wiatraka?
Ci ludzie potrzebują tylko pozwolenia na pracę, sami ją sobie znajdują, tak jak i lokum, i sami się utrzymują.
Są bardzo dobrymi, rzetelnymi pracownikami, grzeczni, starają się nikogo nie urazić. Wydaje mi się, że są wręcz pokorni, żeby nie mieć jakichkolwiek problemów.
To nie daje się w niczym porównać z uchodźcami.
W Polsce jest 9967 parafii. Nie powinno być chyba problemu z przyjęciem uchodźców 😎
I to by było najlepsze rozwiązanie, bo zaopiekować się jedną, czy dwoma rodzinami jest łatwiej sporej przecież wspólnocie przy parafiach.
Tylko trzeba to dobrze monitorować.
A gdzieś w świecie….
In China there were some examples that young people sold kidneys for buying iPhone. So after these tragedies, people in China call iPhone by „Kidney 4, Kidney 5s, Kidney 6plus”…
Pod koniec lipca, albo w sierpniu, w niedzielę, a więc dzień, kiedy jest dużo ludzi na ulicach, przechodziłam przez Plac Zamkowy i nagle widzę – idzie niewiasta w chuście i odpowiednio skromnym stroju do ziemi, pcha wózek z dzieckiem, a wokół niej cała gromada dzieci w różnym wieku.
Gromada, to znaczy piątka najmarniej. Rozglądam się i widzę takich pań z licznym potomstwem.
Pomyślałam, że to pewnie ci syryjscy chrześcijanie zwiedzają Warszawę.
Mężczyzn przy nich nie widziałam, ale mogli być gdzieś w pobliżu. Spieszyłam się. Pomyślałam, że wyglądają bardzo egzotycznie na tym placu i miałam nadzieję, że się tu dobrze czują.
Za jakiś czas wracałam tą samą drogą i słyszę z daleka jakiś głos wydzierający się przez megafon i scenę pod kolumną Zygmunta.
Na podwyższeniu stoi wielki chłop, który wrzeszczy ogłuszająco machając wielką łapą na stojącego przed nim zdenerwowanego mężczyznę i jego żonę z gromadą dzieci patrzących z przerażeniem na draba.
Drab mówi o sobie, że jest lekarzem i bredzi coś o kosztach, porównując zasiłki dla dzieci z kosztem utrzymania tej rodziny.
Drobny mężczyzna miota się wykrzykując coś do tamtego, ale nie ma szans, bo nie dość, że go nie słychać, to i tak nikt nic nie rozumie.
Ludzie mijają tą scenę i nie reagują, w efekcie ja też, zdenerwowana rozglądam się za jakimś patrolem, ale oni w takich razach rozpływają się chyba w powietrzu.
Zastanawiam się, dlaczego ten człowiek z rodziną nie odszedł tylko stał tam pod pręgierzem słów „łysej pały”.
Na następny dzień widziałam film z tego zajścia, ktoś to sfilmował i zgłosił do prokuratury.
Ciągle myślę o tej scenie. Wydawało mi się, że jestem bezsilna wobec ryczącego osiłka, teraz myślę, że powinnam podejść do tych ludzi, machnąć na tamtego lekceważąco ręką i odciągnąć ich w jakieś spokojne miejsce.
To już sobie postanowiłam, że tak na przyszłość zrobię.
Ale serce mnie boli i mam do siebie żal.
Kochani, należy nam się trochę oddechu od uchodźców, zwłaszcza, że to dopiero początek. Czy wiecie, że w Polsce rosną trufle? Znaczy musiały rosnąć przed wojną, bo poradnik kulinarny Marii Disslowej „Jak gotować?” z 1930 zawiera przepis następujący:
Żeby było śmieszniej, powojenne wznowienie (1989, Wydawnictwo Instytutu Związków Zawodowych) nie zawiera tego przepisu (i kilku innych). Widocznie wydawca uznał, że nie należy drażnić związkowców truflami, kawiorem i jesiotrem. A w przedmowie poinstruował czytelnika, że masło należy zastępować margaryną, a cytryny – rzadkość wielką i delicję – kwaskiem cytrynowym.
Po wojnie polscy mykolodzy wypowiadali się dość enigmatycznie – że być może, ale nie wiadomo na pewno. Szereg gatunków, w tym najbardziej prawdopodobną truflę letnią (Tuber aestivum) zaklasyfikowano jako wymarłe na terenie Polski, inne spotykano sporadycznie. Z uwagi na to, że trufle można było znaleźć jedynie przypadkowo, nie prowadzono bardziej szczegółowych badań.
Wszystko zmieniło się w 2007, kiedy to na wymianę naukową do Instytutu Leśnictwa w Sękocinie przyjechali Włosi, a jeden z nich przywiózł psa specjalnie szkolonego do znajdowania trufli. Ariela (bo tak się piesek wabił) wywieźli w plener pod Warszawę, pobiegał może z pół godziny i wykopał półtora kilograma trufli, w tym takie gatunki, które się, słowami Szekspira, największym fizjologom nie śniły. Zaraz też porobili z tych wykopanych trufli szczepionki, którymi potraktowano siewki dębów. Siewki rozwieziono do kilkunastu nadleśnictw i posadzono, a leśniczych zaprzysiężono do konspiracji.
Rzecz się – zdaje się – udała, bo od kilku lat do mediów u schyłku sezonu ogórkowego trafiają doniesienia o odnalezieniu trufli – najczęściej w Małopolsce, Lubelszczyźnie i pograniczu Śląska z województwem łódzkim. Kilka dni temu zgłosiła się do mnie jakaś pani z Chrzanowa, w nadziei, że pomogę jej spieniężyć 2.5 kg trufli czarnej. Trufle nie rosną jednak wszędzie – lubią raczej gleby zasadowe, wapienne. Najczęściej mikoryzują z dębami, ale też z leszczyną, bukiem i grabem. Bioindykatorem (gatunkiem wskaźnikowym) wskazującym na możliwą obecność trufli w glebie jest storczyk Epipactis helleborine (kruszczyk szerokolistny).
Polska raczej nie stanie się mocarstwem truflowym. Światowy rynek trufli to około 80 ton rocznie (choć na przełomie XIX i XX wieku zbierano i konsumowano około tysiąca ton), głównie pochodzących z Francji i Włoch. Brak u nas tradycji zbierania trufli, brak szkolonych psów (jest jedna, szczególnie predestynowana rasa, lagotto romagnolo, ale w zasadzie każdego psa da się wyszkolić). Dawniej używano też świni, ale to obecnie w odwrocie. Świnie nie odciągnięte w pore od trufli, zjedzą je z apetytem, z psem nie ma tego problemu. Inny jest też mechanizm poszukiwania: u psów to wdrożone tresurą, a u świń afrodyzjak. Trufla pachnie świni zapachem podnieconego knura. Poza tym, jak powiedział mi pan truflarz spod Gubbio, psa włożysz do samochodu na siedzenie i pojedziesz, ze świnią nie tak łatwo.
Dobrze wyszkolony pies potrafi kosztować kilkanaście tysięcy euro. Zwraca się już po trzech kilogramach najdroższej, białej trufli (Tuber magnatum). Często w Polsce myli się trufle z piestrakiem jadalnym i tęgoskórem pospolitym (pierwszy jadalny, drugi lekko trujący). Nieuczciwi włoscy handlarze fałszują przetwory truflowe dodatkiem chińskich „truflopodobnych” grzybów, które mają dwie zalety – łatwo wchłaniają zapachy, a dowiezione do Europy kosztują mniej niż 20 euro za kilogram.
Czy trufle można uprawiać? O uprawie w klasycznym słowa tego rozumieniu trudno jest mówić – raczej o stwarzaniu warunków do rozwoju. Maria Dąbrowska w „Dziennikach powojennych 1945-49” wspomina „plantacje truflowe” profesora Stefana Bryły we Wiązownie pod Otwockiem (umieściła potem wątek truflowy w „Przygodach człowieka myślącego”, rozdział 28 „Głupia historia”). Leśnicy z Sękocina pojechali pół wieku później z Arielem na wskazane przez Dąbrowską miejsce – trufle rosną tam do dziś.
Bobik by tu chętnie się zgodził, że lepszy interes wykształcić psa niż hodować trufle.
Opowieści o naszych rodzimych truflach pamiętam od dzieciństwa – od końca lat ’40 i z lat ’50. Przed wojną w tzw. majątkach oraz w leśniczówkach czy gajówkach na terenach gdzie występowały trufle były psy tresowane do wynajdowania trufli i był to temat opowieści, wspominek etc. Dzięki, Babilasie, za przywołanie wspomnień. Dla mnie to wspomnienia nie trufli jako takich a sytuacji w których snuto te i podobne wspomnienia, okraszały one bowiem rzeczywistość czasów mego dzieciństwa.
Dzień dobry 🙂
Dziś pierwszy dzień w terenie po urlopie. Wyjątkowo więc urlopowa herbata z Kazimierza Dolnego
Dialog z perspektywy własnej tożsamości czyli religijnej
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,18731127,csk-bedzie-tolerancyjne-ale-w-oparciu-o-chrzescijanskie-wartosci.html#BoxLokLubImg
Dzień dobry 🙂
Naczytałam się na temat problemu uchodźców i dalej jestem w tzw. czarnej dziurze. Znalazłam jednak w necie coś, co wydaje mi się w miarę sensownym poglądem. Wprawdzie nie bezpośrednio o uchodźcach, ale warto byłoby przyjrzeć się temu, co spowodowało taką sytuację.
„Może ktoś się zastanowi dlaczego rozpętał się ten exodus? Może ktoś zauważy, że wystarczyłoby nie sprzedawać broni i amunicji Syryjczykom i islamistom? Przecież oni sami potrafią wyprodukować tylko koran w twardych okładkach.
Może kontrola dostaw broni byłaby tańsza niż ratowanie tysięcy ludzi przed utonięciem?
Jeśli już dzielić azylantów pomiędzy europejskie kraje, to w proporcji do obrotów w handlu bronią.
Oczywiście większość uzbrojenia pochodzi z USA, Rosji i Chin, ale Europejczycy też mają swoje za uszami.”
Tyle, że zaprzestanie sprzedaży broni nie leży w interesie biznesu zbrojeniowego. Jednak jakieś pokojowe organizacje międzynarodowe powinny zacząć kontrolować ten nędzny proceder.
Mimo wszystko udanego dnia.
Dzien Dobry Bardzo,
herbata 🙂 🙂
zapowiada sie spokojny sloneczny dzien, i to dobrze tak
bryk
🙂
fik
fik
😀
Rysiu, jak miło, że fikasz.
Dzieńdobry! 🙂
Wystarczyłoby nie sprzedawać broni…
Jeszcze lepiej byłoby jej w ogóle nie produkować.
W rękach islamistów i różnej maści rebeliantów jest także broń, która „zniknęła” z magazynów ukraińskiej armii, została zebrana lub zdobyta w Iraku, Afganistanie…
Handel bronią, narkotykami i ludźmi to najbardziej intratne procedery na tej planecie.
Jedni posyłają broń i szkoleniowców, drudzy Czerwony Krzyż, a kolejni witają uchodźców 🙁
Ech…
W Helwecji trwa radiowo-internetowa akcja zbiórki pieniędzy na wsparcie uchodźców. Tzw. Glueckskette (La Chaîne du bonheur, Swiss Solidarity) – instytucja wylansowana przez rozgłośnię radiową w 1946 roku w celu pobudzenia solidarności z ofiarami katastrofy jaką była II wojna światowa. Obecnie jest to niezależna fundacja organizująca dwa razy w roku akcję charytatywną na konkretny, aktualny cel. Największy sukces odniosła w 2004 roku zbierając na pomoc ofiarom tsunami 227 mln franków.
Tymczasem nie notuje się szczególnie zwiększonego naporu na naszą okolicę. Liczba podań o azyl (średnio ok. 4000 miesięcznie) nie wzrosła istotnie, bo tym razem trasy wiodą przez Bałkany na północ.
Do Szwajcarii trafia się głównie przez Morze Śródziemne i Włochy.
Temat trufli pachnie o wiele przyjemniej.
Nawet jeśli jest to oliwa aromatyzowana siarczkiem dimetylu firmy Givaudan, a na dnie butelki pałętają się czarne okrawki chińskiego grzybka sugerujące prawdziwość produktu 😉
Moja przyjaciółka kształci właśnie swojego młodego lagotto
O rezultatach dowiemy się za rok-dwa.
Piękny wiersz Czesława Miłosza napisany w Berkley w 1969 r. Na szczęście później zdążył powiedzieć jeszcze znacznie więcej.
Tak mało
Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.
Krótkie dni,
Krótkie noce,
Krótkie lata.
Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłem.
Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.
Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.
Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.
Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.
I teraz nie wiem
Co było prawdziwe.
Miłosz rzeczywiście piękny. Dzięki.
Taak. Trochę smutny.
Dobrego dnia 🙂
Słuchajcie, przestańcie już z tymi uchodźcami. Przecież nic oryginalnego powiedzieć już nie można. Poczekajmy co Unia zaproponuje (zażąda?) i jak Polska się do tego ustosunkuje (oby lepiej i bardziej po ludzku niż do tej pory).
Dzięki Babilasowi za próbę zmiany tematu.
Heleno, odezwij sie, please. Bez Ciebie nie ma blogu Bobika.
Także Jagodo (zajęta na Kongresie Kobiet?).
Ciągle wracam do ostatniego wpisu Bobika i ciągle mi smutno.
toboj — z taką samą intensywnością jak Ty prosisz o powrót Heleny, ja proszę, by pozwoliła nam cieszyć się jej dawnymi tekstami, które będziemy podziwiać w milczeniu i szacunku, bez konieczności widzenia jej tekstów nowych. A że Twoja opinia o nieistnieniu blogu Bobika nie w pełni odpowiada rzeczywistości, łatwo sprawdzić czytając rozmowy z ostatniego tygodnia. Bez spięć personalnych, ze sporym rozrzutem tematów.
Co do uchodźców i zmęczenia tematem — może rzecz nie w tym, by zaprzestać, tylko by nie powtarzać znanych już argumentów? Bo z największą pewnością nie z wszystkich punktów widzenia przemyśleliśmy rzecz i prawie zawsze długi pobyt w temacie pozwala na dostrzeżenie pomijanych uprzednio detali.
Dzień dobry:) To może Miłosz śpiewany…
https://www.youtube.com/watch?v=GCaFWK_q2Vs
Na ziarnku maku stoi mały dom,
Pieski szczekają na księżyc makowy
I nigdy jeszcze tym makowym psom,
że jest świat większy, nie przyszło do głowy.
Ziemia to ziarnko – naprawdę nie więcej,
A inne ziarnka – planety i gwiazdy.
A choć ich będzie chyba sto tysięcy,
Domek z ogrodem może stać na każdej.
Wszystko w makówce. Mak rośnie w ogrodzie,
Dzieci biegają i mak się kołysze.
A wieczorami, o księżyca wschodzie
Psy gdzieś szczekają, to głośniej, to ciszej.
Miłego wieczoru Koszyczku 🙂
To może połączmy na chwilę obydwa nurty. Wiersz Konstandinosa Kawafisa w przekładzie Zygmunta Kubiaka:
CZEKAJĄC NA BARBARZYŃCÓW
Na cóż czekamy, zebrani na rynku?
Dziś mają tu przyjść barbarzyńcy.
Dlaczego taka bezczynność w senacie?
Senatorowie siedzą – czemuż praw nie uchwalą?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Na cóż by się zdały prawa senatorów?
Barbarzyńcy, gdy przyjdą, ustanowią prawa.
Dlaczego nasz cesarz zbudził się tak wcześnie
i zasiadł – w największej z bram naszego miasta –
na tronie, w majestacie, z koroną na głowie?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Cesarz czeka u bramy, aby tam powitać
ich naczelnika. Nawet przygotował
obszerne pismo, które chce mu wręczyć –
a wypisał w nim wiele godności i tytułów.
Czemu dwaj konsulowie nasi i pretorzy
przyszli dzisiaj w szkarłatnych, haftowanych togach?
Po co te bransolety, z tyloma ametystami,
i te pierścienie z blaskiem przepysznych szmaragdów?
Czemu trzymają w rękach drogocenne laski,
tak pięknie srebrem inkrustowane i złotem?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a takie rzeczy barbarzyńców olśniewają.
Czemu retorzy świetni nie przychodzą, jak zwykle,
by wygłaszać oracje, które ułożyli?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a ich nudzą deklamacje i przemowy.
Dlaczego wszystkich nagle ogarnął niepokój?
Skąd zamieszanie? (Twarze jakże spoważniały.)
Dlaczego tak szybko pustoszeją ulice
i place? Wszyscy do domu wracają zamyśleni.
Dlatego że noc zapadła, a barbarzyńcy nie przyszli.
Jacyś nasi, co właśnie od granicy przybyli,
mówią, że już nie ma żadnych barbarzyńców.
Bez barbarzyńców – cóż poczniemy teraz?
Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem.
Czyżby przyszły cesarz czegoś nie dopatrzył ? 😉
http://romangiertych.natemat.pl/154069,koalicja-pis-solidarna-polska-zjednoczona-prawica-bez-prawa-do-rejestracji-list
Andsol (kolego po fachu),
być może brakuje mi wyobraźni, ale doprawdy nie widzę, co jeszcze w sprawie uchodźców można by dopowiedzieć.
Wbrew temu co piszesz, tematyka blogu wydała mi się w ostatnich dniach wybitnie monotematyczna, dlatego dziękowałem Babilasowi za próbę zaproponowania czegoś nowego.
Co do Heleny, to myślę, że przydałoby się więcej empatii. PA miał prawo napisać co napisał, ale tylko on (przepraszam za apodyktyczność sądu, ale tak uważam). Bez Heleny blog może oczywiście nadal istnieć, ale to już nie będzie Blog Bobika, w każdym razie dla mnie.
Pozwolę sobie jeszcze dodać, że w poprzednich dyskusjach nieraz nie zgadzałem się z Heleną, ale teraz to nie ma znaczenia.
W warunkach, które postulujesz, tematyka mogła by stać się dużo bardziej mono.
Na nasze powinowactwo fachowe zwróciłem uwagę już przy Twoim pierwszym komentarzu. Ale nigdy nie czułem się tu samotny, bo parę uczestniczących w tutejszych rozmowach osób ma tak precyzyjne ujmowanie pojęć i słów, że każdy matematyk czuje się tu mile i spokojnie.
Krolu pomidorow, dzieki za zdjecie lagotto. Jest tak slodki, ze nawet gdyby sie okazal dwojarzem truflowym to i tak przyjaciolka wygrala los na loterii, ze go ma.
Wciaz ogromnie teskno za Bobikiem. Wielkie podziekowania dla PA za wiersz i za wszystko.
Popieram toboja w sprawie Heleny. Ona jest solą tego blogu. Myślę, że Jej ostatnie zachowanie, sprzed miesiąca-dwóch, było bardzo dla Niej nietypowe. I choć trudne do zaakceptowania, to zrozumiałe w świetle sytuacji, w jakiej się znalazła. Podkreślało to wówczas wiele osób.
Andsolu, starymi tekstami można się napawać, ale nowe będą równie ciekawe.
(18:10) No proszę, goście udzielają łaskawie praw PA. Hospody, świat się przekręcił…
…ale doprawdy nie widzę, co jeszcze w sprawie uchodźców można by dopowiedzieć Hm, może to, co dopisałem w komentarzu z jednym z zaprzyjaźnionych blogów, że w protestach przeciw przyjezdnym uderza wyraźny brak wiedzy o nich, z największą pewnością żaden z Obrońców Ojczyzny nigdy nie był w domu jakiegoś Czarnego czy Araba. A nastawanie na niebezpieczeństwa, które oni przyniosą dla „naszych kobiet” (czy chodzi tu może o „nasze niewolnice”?) wyraźnie sugeruje Syndrom Przerażonego Małego Penisa.
Dzień dobry.
Arabii Saudyjskiej zmiękło serce w kwestii uciekinierów:
„…Die Golfstaaten und Saudi-Arabien stellen sich taub gegenüber ihren muslimischen Glaubensbrüdern aus den Bürgerkriegsstaaten. Riad möchte lieber für die syrischen Flüchtlinge in Deutschland 200 Moscheen bauen…”
(Dla Niefrakcji w skrócie: kraje Zatoki Perskiej i Arabia Saudyjska wydają się być głuche wobec muzułmańskich braci w wierze, uciekających przed wojnami. Riad chciałby syryjskim uciekinierom w Niemczech zbudować 200 meczetów).
pogoda dopisuje, cieplo ubrany szelescilem siedzac tuz przy ulach w tutejszym ogrodzie, co zbieraja te pracowicie latajace pszczoly? niby nic nie kwitnie, a te ciagle w ruchu.
Babilasie!
Każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, czyż nie.
Zajrzałam dzisiaj do tego 2009, który podzieliłam z vesper, ale to bolesne zadanie. Czytanie tych wesołych rozmów, żartów, wierszyków…
Chyba nie mogę na razie.
🙂 🙂 🙂 Mar-Jo, doprawdy za takie miekkie serce mozemy podziekowac, niech dadza pieniadze na utrzymanie noclegow
Rysiu, jeszcze trwa lato, a jesienią też jest dużo kwiatów.
Już one tam wiedzą, czemu się krzątają.
Miody wrzosowe na ten przykład.
w telewizji powiedzieli, ze codziennie przybywa tysiac osob, Berlin otwiera prowizoryczne noclegownie, polowe lozka w halach sportowych, niech Riad da pieniadze na zaplacenie spania w Hostelach!!!
Rysiu, z roślin atrakcyjnych dla pszczół kwitnie teraz nawłoć kanadyjska oraz winobluszcze. No i wrzosy, ale to raczej nie w warunkach wielkomiejskich 🙂
Ja się tylko, Siódemko, nieustannie dziwie, że ludziom tak tęskno do awantur na blogu.
Ależ łaskawcy, Mar-Jo. 🙁
ruch przy ulach byl duzy, Siodemeczko, milo przygladac sie takiej krzataninie (do tego cieple sloneczko) 🙂 🙂
dziekuje babilas 🙂 😀
Ja Helenę lubię i też mi Jej brakuje.
Fakt, trochę jest przewrażliwiona i reaguje nadmiernie, ale przy wspólnym wysiłku możemy się powstrzymać od złośliwości i docinków wzajemnych.
Tu u mnie teraz budują trasy szybkiego ruchu, wycięli drzewa, łyse miejsce, nie mogę poznać okolicy, ale do niedawna, jak okiem sięgnąć rosła ta nawłoć. Żółte pola.
Rysiu, zapomniałem o jednej, fantastycznej roślinie, w której się ostatnio zakochałem – sadziec konopiasty (Eupatorium purpureum). Spektakularna, wysoka, odporna bylina, która kwitnie, gdy wszystko inne przestaje już kwitnąć. Bardzo obficie produkuje nektar, dlatego przyciąga owady (zarówno pszczoły, jak i motyle). Fajnie się komponuje z jeżówkami.
Popatrz, Zmoro, PIS nie zarejestrował właściwiego komitetu wyborczego.
Giertych nie odpuści.
Zabawne by to było, gdyby nie mogli wziąć udziału w wyborach.
Popowrotne dobry wieczór 🙂
Doczytałam, ale jeszcze nie wszystko. Linka od Babilasa przekierowuje na tyle różności, że nie nadążam myśleć. Podzielę się z Wami truizmem: w Unii jest za mało unii i nie widzę, żeby miało się to zmienić na lepsze.
To ciągle jest Blog Bobika.
Mam jak Dora i Vesper.
Dobry wieczór, Haneczko. 🙂
Dobrze, że już jesteś.
szelescilem dzisiaj zaleglosci, i tu kilka zdan:
(…) Nie martwilbym sie o SLD czy Ruch Palikota, gdyby w Polsce istnial wplywowy ruch lewicowy. Niestety, oburzeni antysystemowcy skupili sie glownie wokol prawicowcow takich jak Kukiz.
Tu nie ma przypadku. Od 15-20 lat w polskiej szkole definiuje sie polskosc – polska tozsamosc, historie, tradycje, kulture – w swietle wartosci konserwatywnych. Lewica ten temat troche odpuscila, Kosciol zas, ktory odzyskuje wplyw na edukacje i wychowanie, okazal sie dalekowzroczny. Mlodzi Polacy glosujacy na Pawla Kukiza zostali uksztaltowani przez bardzo konkretna argumentacje i narracje uniemozliwiajaca przejecie jej przez lewice, np. jakas polska Syrize. Oni maja gleboko wydrukowana tradycyjna siatke pojec: nie wyobrazaja sobie Polski bez katolicyzmu, wspolnoty narodowej i bohaterskich wojownikow cierpiacych za miliony. Tu nie ma miejsca na narracje Gombrowicza czy Brzizowskiego. Dlatego najmlodsi wyborcy sa latwym celem Kukiza, Korwin-Mikkego i PiS.
Prof. Mikolaj Czesnik w „Przeglad” nr. 32
Nawłoć lubią, Siódemko, pszczoły, ale botanicy o wiele mniej. Jest to taka mniej uciążliwa dla człowieka wersja barszczu Sosnowskiego. Roślina inwazyjna, szybko i masowo się rozmnażająca, wypiera gatunki rodzime. A pomyśleć, że sprowadzono ją do Europy z Ameryki Północnej jako roślinę ozdobną. Ziemniaki też zresztą początkowo uprawiano dla atrakcyjnych kwiatów.
Ormie (05:40), więc jednak utraciliśmy ciągłość kulturową. Szczęśliwie są jeszcze wśród nas ci, co pamiętają. Nie zastanawiałeś się kiedyś nad spisaniem swoich wspomnień? Zdania perlisz, jak z pereł kolię, bez wysiłku i z lekkością, czytałoby się bardzo miło.
Drobne sprostowanie truflowe, włoski Ariel był dziewczyną (znaczy: suczką). U Szekspira Ariel jest bardziej chłopcem (u Disneya, w „Małej Syrence”, dziewczynką), ale zanim jeszcze przeczytałem „Burzę”, to obejrzałem serial dla młodzieży „Szaleństwa Majki Skowron”, gdzie był nastoletni Ariel, w którym kochały się wszystkie moje koleżanki z podstawówki (przedwcześnie zmarły Marek Sikora).
Rysiu, na różne zjawiska społeczne składa się wiele czynników.
Ja uważam, że pierwszym, podstawowym w tym wypadku była niechęć do wszystkich polityków, na co sobie pracowicie zasłużyli.
Zagłosowali na Kukiza, bo podobał się im jego wulgarny język, zużyta twarz i obietnica, że rozwali to wszystko.
Wszelkie inne tłumaczenia nie mają sensu wg. mnie.
Te różne uczone głowy wypowiadają się z namaszczeniem, mnożą teorie…
Sorry, ale nie mogę już tego słuchać i czytać.
U nas nigdy nie było prawdziwej lewicy, Rysiu.
Babilas,
Ironia (Hospody?) niepotrzebna. Ja tylko uważam, że W ISTNIEJĄCEJ SYTUACJI, my, osoby w końcu postronne, powinniśmy zachować powściągliwość, również jeśli chodzi o wyrażanie osobistych antypatii.
Teraz, kiedy nie ma Kingi (PA, mt7, Vesper, Jagodo, proszę, wesprzyjcie mnie) blog Bobika bez Heleny straci kompletnie swój charakter.
PS. Ciebie, Babilasie szanuję, czytam z zainteresowaniem i wcale mi się nie podobało przezwisko „agronom”.
Z Wiki:
Ariel (hebr. אֲרִיאֵל) – imię męskie pochodzenia biblijnego. Wywodzi się od hebrajskich słów oznaczających „lew Boga”. W Starym Testamencie używane było jako alternatywna nazwa miasta Jerozolima. Żeńska forma to Ariela.
😀 wszystko w porzo.
Toboju, powrót Heleny zależy tylko od niej.
Mam nadzieję, że tak jak kiedyś zacznie tu do nas pisać.
Kinga jest. Brakuje mi Jej, że nie wysłowię, ale jest.
Dobry wieczór 🙂
Pierwszy dzień w terenie. Dobrze że mogę podglądać Bobika 😉
Do ulubieńców pszczół dorzucam rozchodniki, zwłaszcza te olbrzymie.
Babilasie, dzięki za przypomnienie Kawafisa
Przelotny Ptaku
Oto część mojej tegorocznej kolekcji 😉
Pomidorowo ten rok był bardzo udany.
Mnie też brak Heleny, ale ja tu siedzę sobie na brzeżku, większy przeciąg wywieje mnie bez problemu.
Im więcej osób pisze na blogu tym on bogatszy – to tak jak z bioróżnorodnością 😎
Haneczko,i dla mnie Kinga jest.
Włączają mi się filmy pamięci. Wczoraj siedziałam z Kingą i Rysiem w berlińskiej knajpce nad Szprewą.Piliśmy bardzo dobrą, zimną wodę mineralną. Pamiętam każde słowo z naszej rozmowy…
Toboju, teraz parę słów na poważnie – to nie jest przecież kwestia „osobistych antypatii”- ja Helenę lubię(!), a to jak ona zachowywała się wobec mnie (i innych osób na blogu), to już jest jej problem, a nie mój. Wspomniany przez Ciebie „agronom” zmartwił mnie tylko dlatego, bo był świadectwem jakichś potwornych kłopotów Heleny z samą sobą. W odróżnieniu od Ciebie, wątpię aby udało się nam reintrodukować Helenę netto, bez jej agresywnych neuroz – ale niech mój sceptycyzm nie blokuje Twoich prób. Uważam też, że „mit założycielski” Koszyka (odsyłam do pierwszego wpisu) był jednocześnie jego grzechem pierworodnym. Wierzę głęboko, że to, że możemy sobie teraz rozmawiać spokojnie, bez awantur, nie siedząc na bombie zegarowej, jest wartością samą w sobie, którą należy chronić i pielęgnować. Poznałem tutaj wiele wspaniałych osób, które przy osobistym poznaniu okazały się jeszcze wspanialsze, ale jeśli moja obecność miałaby stać czyjemuś szczęściu na przeszkodzie – przecież nie muszę tutaj być.
tez pamietam, Mar-Jo
https://lh3.googleusercontent.com/-I8AkGGX08AU/UcNVeV2_PjI/AAAAAAAAMns/6LQ75UIYZfc/s720-Ic42/P6202423.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-L79nmQe3-xY/UcNVfG3p0gI/AAAAAAAAMn0/LkJ1ERsx2QE/s720-Ic42/P6202425.JPG
Kochani! Wróciłam z minizlociku w La Campana, gdzie spotkali się Smok, Tetryk i Ja. Powspominaliśmy trochę i pogwarzyli o wszystkim i o niczym. Wracając pomyślałam, że trzeba zaraz Bobikowi napisać jacy to fajni ludzie w realu, i… rozpłakałam się. Piszę więc do Was o minizlociku krakowskim ciągle z mokrymi oczami. Brak mi Bobika, w realu bardziej jak na blogu 🙁
Zgłaszam się celem poprawienia bioróżnorodności. Wróciłam dzisiaj z wuajaży, troszkę niespokojna, czy zastanę wszystko w porządku na blogu, ale widzę, że jest ok. W dodatku Babilas pokazuje jakieś fajne zielicho. Czy Eupatorium to nie było przypadkiem jakieś rosyjskie uzdrowisko czy letnisko?
Wuajaż mój na zlot Łasuchów przedłużył się nieco, z obu stron zresztą. Zajechałam do ulubionego rodzinnego państwa ortopedostwa, tym razem nie tylko z powodu miłości rodzinnej. Potrzebuję coraz gwałtowniej tego cwanego kwitu na parking dla niepełnosprawnych. Drogi Doktorek strzelił taki poemat w sprawie mojego kręgosłupa, stawów, rąś i nóź, że, doprawdy, dziwię się, jakim cudem jeszcze jestem w – excuse le mot – kupie. On zaś chichocze i mówi, że w ogóle nic nie zełgał i też się dziwi.
Haneczko, przysięgam, że po naszym rozstaniu ani razu nie wjechałam już w przeciwny kierunek ruchu. Choć było niełatwo, oj niełatwo.
Koniec wakacji. Właściwie to dobrze.
Rysiu, tylko nie zaniedbuj brykania, proszę!
Może już nie mówmy o nieobecnych niepiszących na blogu, bo dostaną czkawki, albo im uszy spłoną do szczętu. Podobnie jak Babilas, również nie tęsknię za nerwową aurą i awanturami w Koszyczku. Babliasie, masz być i basta.
Za Bobikiem tęskni mi się okrutnie.
Ech…
Ja niestety tak nie potrafię – dobrze zdaję sobie sprawę, że Kinga w naszych wspomnieniach jest, ale też niestety wiem, że jej nie ma i nic tu nie pomoże.
Na otwarciu wrocławskiego Narodowego Forum Muzyki spotkałam sympatyczne panie z Instytutu Polskiego w D-dorfie, z którym zaprzyjaźniłam się swego czasu; miło mi było tam przyjeżdżać i spotykać się z Kingą w miarę możliwości. W styczniu 2013 specjalnie z tą nadzieją tam pojechałam, ale ona akurat bardzo źle znosiła wtedy chemię… Widziałyśmy się jeszcze potem w Krakowie i Brukselce.
Panie mnie zapytały, kiedy przyjadę, mówiły, że zapraszają, mają pokoje gościnne. I niestety moja pierwsza myśl była taka: po co mam tam jechać, przecież Kingi nie ma.
Co do Heleny, miała ostatnio bardzo niedobry czas w związku ze swoją mamą – dobrze wiem, że można w takich sytuacjach świrować, bo też parę rzeczy w tej dziedzinie przeżyłam. Dajmy jej może teraz spokój, jak będzie miała potrzebę, to wróci.
A czy to jeszcze jest Blog Bobika? Cóż. To jest blog PA i poniekąd nasz – my go teraz wspólnie tworzymy. Natomiast myślę tak, jak kilka dni temu napisała Nisia: to już nie jest blog Bobika. To stał się blog poświęcony Bobikowi, choć zgodnie z jego charakterem wciąż rozmawiamy tu o różnych rzeczach. Ale Bobik był katalizatorem naszych wypowiedzi. Bez katalizatora ciężko.
Nisiu, jest Eupatoria na Krymie 😈
Siódemeczko,
nie troskaj się i niech Cię serce nie boli! Większość ludzi wobec takiego ogromu chamstwa zamienia się w żonę Lota. Następnym razem będziesz już wiedziała, co zrobić, ale żywię nadzieję, iż następnego razu nie będzie.
Giertych spokojnie odczekał, aż termin minął 🙂 . Ciekawe, co zrobią zapędzeni do narożnika?
Nie cierpiałam go jako wszechmłodzieżowca, ale ostatnimi czasy lubiłam słuchać, jak z sejmowej ambony punktował innych posłów 🙂 . Zawsze był bardzo starannie procesowo przygotowany.
Giertych to niestety dobry prawnik 😉
Ale gdybym głosowała pod Warszawą, to zagłosowałabym na prof. Monikę Płatek. Kandyduje z lewicy.
Aha, znam panią, która ma na imię Ariel. W Paryżu. Jest zresztą żoną pana o polskich korzeniach i nazywa się Ariel Paszkowski 🙂
Na dobranoc
https://www.youtube.com/watch?v=IV01XvTrNJ8
Mar-Jo,
a czy tutaj szukałaś swoich znajomych? Baza adresowa jest z lat 1996-2000.
http://www.nomer.org/allukraina/
Doro, miałam ten Krym na końcu języka.
Koszyczek nazwałabym może Blogiem Imienia Bobika i spokojnie oddawałabym się omawianiu WSZYSTKIEGO, z całkowitą pewnością, że Bobik czyta nasze wpisy z wrodzoną sobie życzliwością, cieszy się z bonmotów i rzuca nam ze swego nowego koszyczka w chmurach kawałki pieczonego kurczaka. A że nie wytrzymują one przejścia przez atmosferę, to już inna sprawa.
Dobry wieczór.
Tak, Doro. Bez katalizatora ciężko. Teraz jest to Blog bez Bobika 🙁
Toboju, czuję się wywołana do tablicy, ponieważ wymieniłeś mniej jako jedną z osób, które miałyby Cię wesprzeć. Ale w czym? Aby poprzez tezę, że blog bez Heleny nie jest Blogiem Bobika? Jak wyżej wspomniałam, to jest już Blog bez Bobika, z Heleną, czy bez. A o empatii w stosunku do, o wadach, o zaletach, nie umiem bez poczucia dyskomfortu rozprawiać pod nieobecność samej Heleny. Gdyby z nami rozmawiała, gdyby wyraziła chęć usłyszenia, co czuję i myślę, to bym się podzieliła, choć wątpię, by akurat do mnie się z tym zwróciła. Doceniam ładunek energetyczny, który Helena wnosi do konwersacji i lubię ją, ale jak sądzę, bez wzajemności.
nie poprzez, tylko poprzeć
Pisnę króciutko: Niech żyją Zwyczajne Smoki! ;-))
Zmoro, czy nawiązujesz do tego, że próbowałam odnaleźć chrześniaków mojego Ojca? To były jeszcze przedwojenne czasy, nie znam ich nazwisk.W kilku miejscowościach nad Zbruczem pytałam ludzi, pokazywałam zdjęcie – nikogo nie odnalazłam. Byłam w jednym z kościołów – jest tam obecnie magazyn starego sprzętu sportowego.
Doro, tak prof. Płatek to jest prawdziwie lewicowa osobistość i nie ma nic wspólnego z partyjniactwem.
Też bym na nią głosowała w tym tamtym okręgu.
Piszę partyjniactwem, bo partie polityczne uważam za pożyteczne.
Nawet z czysto egoistycznych powodów, łatwiej się pozbyć skompromitowanego człowieka, który przynależy do jakiejś partii i psuje jej opinię, niż wolnego elektrona, który skrzyknie kolesiów cwaniaków powoła komitet i możesz mu, za przeproszeniem, nagwizdać, tak jak ostatnio stało się u mnie na Bemowie.
Ja nawet nie myślę o prof. Płatek, że to lewicowa osobistość, tylko że to sensowna osoba i że chętnie widziałabym ją w parlamencie. 🙂
Mar-Jo, ten kościół i tak ma szczęście. W rodzinnym miasteczku mojej mamy został zrównany z ziemią, podobnie jak synagoga, na której miejscu stoi jakiś pawilon. Cmentarze polski i żydowskie (dwa) też rozpłynęły się w powietrzu. Nigdy nie dowiem się, gdzie pochowano mojego dziadka, który jeszcze miał szczęście umrzeć we własnym łóżku…
Następny, który uważa, że papież oderwał się od rzeczywistości.
http://wyborcza.pl/1,75478,18739221,naczelny-do-rzeczy-muzulmanie-w-parafiach-doprowadza-do-upadku.html
Nie wiem dlaczego część dziennikarzy uważa go za umiarkowanego.
Bo są gorsi 👿
Doro, zgadazam sie z Toba w calej rozciaglosci – co do blogu (poswiecony Bobikowi, nie Bobika, nalezacy do PA), i co do Heleny.
Chcialabym jednak cos dodac od siebie. Otoz moze ja przywyklam juz zanadto do zwyczjow anglosaskich, i uwazam, ze oskarzony powinien miec prawo do adwokata. A padlo tu pare ciezkich oskarzen, w tym niektore natury niezwykle personalnej (bo kto jest uprawniony do stawiania diagnoz psychiatrycznych poprzez internet?, ja raczej wierze w motto „nie diagnozuj, by i Ciebie nie zdiagnozowano”; a powazniej rzecz ujmujac). Zas ogolne stwierdzenie, ze Helena=awantury jest jednak niesprawiedliwe. Po pierwsze dlatego, ze do awantur zwykle potrzeba obu stron, i czasem sie jednak dobrze sobie samemu przyjrzec w lustrze (wszyscy mamy swoje plamki slepe). A po drugie dlatego, ze pomimo literowek, teksty Heleny, ktorymi obdarzala blog byly pelne zycia, werwy, humoru i ciekawosci swiata. A jej postac, stworzona na potrzeby blogu, Kot Mordechaj, moglby zywce, wyjsc ze stron New Yorkera (co nie powinno dziwic, bo w swoim zyciu Helena byla przez jakis czas jak najbadziej nowojorka).
Mnie sama (skoro mowa o mitach zalozycielskich) uderzyly w ostatnim roku dwie rzeczy.
Jedna to brak empatii dla sytuacji Heleny – bardzo ciezkiej, jak napisala Dora. Wiem cos o tym, bo bylam z Helena w sporadycznym kontakcie przez caly ostani rok. Raz czy dwa razy zadalam jej pytanie, czy ktos do niej z blogu napisal, zeby sprawdzic, czy jest OK czy troche podniesc na duchu. Okazalo sie, ze nie, co wydalo mi sie co najmniej dziwne, bo przeciez tu na blogu tak kultywujemy empatie… Natomiast pokazala mi – oczyszczony z danych personalnych autora – jeden bardzo przykry list, adresowany do niej. W tym samym czasie musiala borykac sie z umieraniem matki, i wlasnymi powaznymi klopotami zdrowotnymi.
A druga rzecz, ktora mnie uderzyla, to „podejscie eliminacyjne”. Nie bedzie Heleny, nie bedzie awantur, bedzie cisza, spokoj.
Otoz mnie rozwiazania eliminacyjne, zwlaszcza wobec kogos kto to miejsce w sieci przez dlugi czas wspolanimowal, i obdarzal swoim talentem, po prostu odrzuca. Z kazdego mozna zrobic kozla ofiarnego, zwlaszcza, kiedy ma on zly i trudny okres.
I jeszcze dodam, ze prywatnie Helena jest fascynujaca osoba – pelna pomyslow, ciekawa swiata, i obdarzona empatia, ktorej czasem nie widac na blogu. Przez ostatni rok moja rodzina miala doswiadczenia nie tak rozne od doswiadczen PA i Kingi, od doswiadczen Rysia. Chyba najlepsze pick-me up letters, jakie dostalam (nie liczac najblizszej rodziny) byly wlasnie od Heleny. I od zeena (ale nie chce odkrywac jego wampirzej, a piekielnie zdolnej postaci).
Jednym slowem – empatia jest potrzebna. I dla tych, ktorych rozumiemy w pol slowa, i dla tych, ktorych trudniej zrozumiec. Jak napisala Dora i Toboj…
Reasumujac, spokoj przez eliminacje do mnie nie przemawia, zwlaszcza, ze Helena nie jest trollem, i traktowanie jej jakby byla, jest jednak bardzo niesprawiedliwe.
Widocznie dysponują takim punktem odniesienia, w stosunku do którego jest umiarkowany 🙄
Pani Kierowniczko, jako doświadczeni w blogowaniu wiemy, że autor swoje, a goście swoje i efekt jest z mieszanki jednego z drugim. jak dotąd było tak, że goście bywali, odchodzili, wracali lub nie, a autor jakoś się w tym odnajdywał. ale bez współtworzących to by była tylko kolejna szuflada. [tutaj jestem w takim momencie myślenia, że ciąg dalszy wywodu jest sprzeczny z tym, co było punktem wyjścia, ech…]. [o, już wiem co chciałem (?) powiedzieć]. „blog Bobika” (bb) trochę się z tego mechanizmu wyrywał, bo co prawda czekało się na stanowiska gospodarza, ale jak go nie było, to i tak można było swoje. takie przyzwolenie, taka przystań, taki styl. i niewiele się tu zmieniło, autocenzura karmiona postacią Bobika dalej w odwiedzających jest [hmmm, zauważam, że spłaszczam], chęć poznania stanowiska innych nie zginęła, a wampirze wyskoki są jedynie wspomnieniem, słabszym od ambiwalentnego podejścia do nadobecności niekórych. [wolę tego nie czytać, bo jeszcze skasuję jako ciąg nieukładający się w nic godnego poziomu miejsca, ale że każdy dawał sobie mandat do specjalnego traktowania, tak i jak taki w głowie mam i używam]. howgh!
jako drugi (i spokojniejszy wampir) baaaaardzo rozsmakowywałem się utarczkami do pierwszej krwi (mniam mniam) z Heleną i kocurem ;]
Ze wszystkim absolutna zgoda, Moniko. Ale był taki moment, kiedy z Kingą już naprawdę było bardzo niedobrze, a Helena jakby tego nie zauważała i drążyła tematy męczące i przykre, najgorsze na ten moment. Ja nawet chciałam wtedy do niej napisać, że wszystko rozumiem, ale nie można tego robić Bobikowi, ale jakoś zrobiło mi się nieswojo. Bo pewnie bym też jej zrobiła przykrość, a tego nie chciałam. To są potwornie trudne sprawy.
A teraz z kolei też mną telepnęło z powodu słów o redagowaniu Bobika 🙁 Choć też ugryzłam się w język, żeby tego nie skomentować. Bo do tego rzeczywiście miał prawo tylko PA.
Dobranoc, jestem jakąś zdechlizną, muszę paść.
Padnij, Doro i śpij spokojnie.
Mam nadzieję, że nie będziemy powracać już do tematów personalnych.
Dosyć mieliśmy tu emocji.
Dobranoc Wszystkim.
Moniko, zapewne pijesz do mnie, moje sugestie odnośnie potencjalnej depresji i przemęczenia opieką nad matką, którą Helena, jak wszyscy wiemy bardzo kochała , były formą wytłumaczenia jej postępowania i rzucenia jej koła ratunkowego, aby mogła wyjść z honorem z bardzo przykrej sytuacji, którą stworzyła na blogu, zupełnie nie licząc się z Kingą i nie reagując kompletnie na wielokrotne na prośby innych blogowiczów, nawet tych, którzy przedtem praktycznie nie pisywali, ale też nie wytrzymali i apelowali do niej, aby przestała wreszcie.
Helena koła nie chwyciła i oświadczyła, że rozgrywkę przeciw Kindze prowadzi otwartym tekstem na blogu absolutnie świadomie. I wtedy nie wytrzymałam i napisałam, że jest to podłe. Bo było. Było mi przykro, ale uznałam, że ważniejszy jest spokój Kingi, która, jak teraz wszyscy wiemy była już bardzo słabiutka.
Co nie zmienia faktu, że i wówczas i dzisiaj tęskno mi za Heleną 🙁
Mar-Jo,
w jakiej miejscowości i w jakiej parafii Twój tata był ojcem chrzestnym?
Można odnaleźć księgi parafialne w archiwach, tylko trzeba wiedzieć, gdzie należy ich szukać.
Też będę dobranoc.
Chcę jeszcze tylko powiedzieć, że Nisia Wielkim Wojownikiem Jest, no!
Dobranoc Koszyczku – nie wiem czyj w tej chwili, ale ważne że jest. Jest nasz, wspólny. Heleny, Jagody, i wszystkich pozostałych przyjaciół i zanjomych Bobika, i PA. Dobranoc
@babilas wt, 8 Wrzesień 2015, 20:25
Przede wszystikim bardzo dziękuję, Babilasie, za serdeczne słowa i zrozumienie. To nie jest czcza grzecznościowa figura retoryczna to bardzo szczere, czytam każdy wpis i mam jakie takie wyobrażenie o poglądach, temperamentach, umysłowościach i tym bardziej bardzo sobie cenię Twe słowa.
Oczywiste iż straciliśmy ciągłość kulturową. To temat na cały szereg seminariów. W skrócie: dawne polskie społeczeństwo formowało się przez stulecia w drodze procesów naturalnych interakcji pomiędzy różnymi grupami je tworzącymi (już temat do dyskusji) i się ukonstytuowało jako społeczeństwo wielokulturowe i wielonarodowościowe. W wyniku zaś procesow “chirurgicznej amputacji” 1939 – 1945 a jak chcą niektórzy i kilka lat dalej (znów temat do dyskusji) z tworu multinarodowego i multikulturowego pozostał twór który nazywam kadłubowym, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Jeśli chodzi o mój język – cóż, dobrze ponad 30 lat temu nie mając (nadal nie mam) jakichkolwiek tzw. ambicji literackich, zostalem wręcz zmuszony do ropoczęcia publikowania i tak sporo pisałem w “Spotkaniach z Zabytkami” a dwa lata temu wydano drukiem książkę nad którą pracowałem ca. 40 lat. Kinga chciala to na blogu nagłośnić, ja się wzbraniałem i nadal wzbraniam przed szerszą publicity, lecz amatorzy pisarstwa humanistycznego “z epoki” może by coś w tej książce dla siebie znaleźli i tak po namyśle podaję iż książka jest na temat jednej z tzw. perełek literatury renesansu czyli ”Traktatu o Sztuce Złotniczej” Benvenuta Celliniego. Rzecz zawiera także moje tłumaczenie Traktatu na język polski a wiele opisanych procedur sprawdziłem w praktyce swej pracowni. Cellini jest autorem dwóch książek – jego “Autobiografię” przetłumaczył i wydał początkiem lat ’50 Leopold Staff, natomiast Traktat – mimo że to podręcznik warsztatowy – charakteryzuje się podobną wartką, żywą narracją, licznymi dygresjami etc. Właśnie z racji barwnej pełnej pasji iście renesansowej narracji pamiętam Autobiografię z półek zaprzyjaźnionych osób, nie mających wszakże nic wspólnego ze złotnictwem, w latach ’50 Autobiografia Celliniego wchodziła w moim doświadczeniu w skład tego, co się dziś nazywa “niezbędnik inteligenta” obok popularnych esejow Tatarkiewicza, Estreichera, podobnych, potem Jasienicy, oraz pisarstwa Ksawerego Pruszyńskiego, Melchiora Wańkowicza, mało znanego Władysława Zambrzyckiego.
Mimo pewnej tendencji do gadulstwa nie wiem, czy moje własne wspomnienia są na tyle wartościowe iż należało by je upowszechnić tym bardziej że jakoś to było nietypowe jak na dzisiejsze pojęcie: dziecko, dzieciństwo i zupełnie inne niż dziś, od maleńkości wychowanie “ku dzielności” wedle wzorców (broń Boże militarnych czy quasi patryjotycznych) Aleksandra Kamińskiego (Antek Cwaniak, Książka Wodza Zuchów) i tego co było najlepsze w dawnym harcerstwie, trening “sobieradztwa, dzielności dnia codziennego, uśmiechu, dystans do dóbr materialnych – acz jeśli Matce zabrakło butów to się zaprojektowało maskotkę – kotka, pozyskiwało ścinki filcu wracając ze szkoły (jeszcze podstawowej) od tzw. modystek, szyło owe kotki, sprzedawało (acz niezupełnie legalnie) w nie do końca upaństwowionych lub raczej nie do końca przestrzegających prawa kioskach i tak Mama dostała pierwsze od 1938 roku buty. Niesłychany nacisk kładziono na opanowanie lingua franka – języka angielskiego (nacisk tym mocniejszy, im gorzej to było – do pewnego czasu – widziane) oraz wszelkich czynności tzw. codziennych jak gotowanie, w tym przysłowiowej “zupy na gwoździu”, szycie, naprawa butów, roboty na drutach czy na szydełku, podstawy rzemiosł w drewnie i metalu. Potem kiedy jedną z moich specjalności stała się historia rękodzieła skonstatowałem, iż rekodzieło jako szlachetne hobby było popularne końcem XIX i początkiem XX wieku w kręgach nie rzemieślniczych. W krajach skandynawskich rękodzieło przydomowe – Husflid (Dania) Hjemslojd – Szwecja) było popularne jeszcze ca 20 lat temu. Tak żyło sporo ludzi z moich kręgów a żeby nie mówić, że często był do jedzenia tzw. suchy chleb, to przemyślnie zdobywało się …przyprawę do zup w płynie MAGGI (paczki UNNRA) i nią skrapiało się kromkę aby nikt nie pomyślał: biedacy, suchy chleb jedzą…biedacy ??? do spraw materialnych zawsze był dystans, ważne były sprawy wiedzy, wrażliwości umożliwiającej udział w kulturze, poczucie humoru…no i grzesząca niekiedy pychą świadomość: co mi jeszcze mogą zrobić…
Jeśli o literaturę pamiętnikarską czasów współczesnych chodzi, to jestem pod wielkim wrażeniem bodaj już wspominanej na blogu książki starego pana Regulskiego (ojca niedawno zmarłego profesora) p.t. “Blaski i cienie długiego życia”. Z pozycji starszych – dla mnie ciekawa poznawczo jest książka Jana Skotnickiego “Przy sztalugach i przy biurku”. Nie wiem czy rodzina prof. Woźniakowskiego coś opublikowała w zakresie pamiętnikarstwa. I to dla mnie wystarczy, sam już się raczej nie będę przykładał do powiększenia liczby takich czy podobnych pozycji.
Jeśli mimo powyższego słowotoku był byś, Babilasie, jednak zainteresowany jakąś gawędą w “moim” charakterze, to upraszam o wyraźne potwierdzenie i prześlę do Twej dyskrecji na podany email adress jakiś jeszcze nie opublikowane opowieści.
Na zakończenie prośba do PA: jeśli powyższe nie jest w charakterze Koszyczka to z miłym uśmiechem upraszam o usunięcie tego wpisu.
Ja z kolei upraszam o nieusuwanie, PA 🙂
Ormie, to bardzo interesujące, co piszesz. Szczególnie zainteresowała mnie jedna z Twoich specjalizacji – historia rękodzieła. Zawsze fascynował mnie haft. Nie profesjonalnie, czysto hobbystycznie. Miałam swojego konika – włoski haft punto antico i casalguidi. Teraz nie mam zbyt często okazji oddawać się tej specyficznej formie medytacji, ale nadal bardzo chętnie czytam o historii haftu i podziwiam prace innych. Jeśli więc możesz podsunąć jakiś tekst, album, link do ciekawej strony, adres muzeum, czy cokolwiek innego, to bardzo się polecam Twojej pamięci.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dla mnie jest to kawa na Blogu Bobika
herbata 🙂 🙂
bryk
bezdeszczowo, chlodno, slonecznie
fik
😀
kolejna ciagle w parzeniu dla kazdego chcacego herbata
bryk fik
🙂 🙂 🙂
Dla mnie to BB. Blog Bobika i PA, który też byl obecny, choć za wirtualną kurtyną. Choć zaglądam tu od czasu do czasu, trwałam wciąż tylko w ostatnich dniach życia Bobika, jakby swoją daleką obecnością można było dodać mu sił i otuchy, to nadal uważam, że to jest BB.
A „analizowanie” osobowości i charakteru osób nieobecnych… hmmmm 🙁 Zastanawiam się, co szczeknąłby Bobik w tym momencie. Nie wiem. Znacie Kingę lepiej, niż ja, więc pewnie to wiecie.
Dzień dobry 🙂
a mnie cerowania skarpetek uczył dziadek, ale nigdy nie osiągnęłam jego mistrzostwa 🙁
Szkoda, że prof.Płatek i Giertych rywalizują ze sobą o miejsca w Senacie i któreś z nich z założenia musi odpaść. Razem mogliby zdecydowanie poprawić jakość ustanawianego prawa.
Dzień dobry Koszyczku.
Co Koszyczek na to?:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,18740202,krynica-2015-jaroslaw-kaczynski-czlowiekiem-roku.html
Właśnie zbieram „szczękę”, która mi po tej wiadomości spadła na ziemię. 😉
Dzień dobry! Pogody się mają poprawiać i ostatnie mgnienie lata zapowiedziano u nas na za dwa tygodnie. Lektur do kawy było ostatnio tyle (za wszystkie dziękuję), że mam jeszcze zaległości w czytaniu.
Ja jako lewak, Ormie, uważam, że jeśli ktoś coś wie, to ma obowiązek moralny podzielić się tą wiedzą z innymi (zwłaszcza, że ci, którzy nie mają nic do powiedzenia, zupełnie nie krępują się zalewać nas logoreą bezsensownych akapitów). Kinga miała swój rozum, zachęcając Cię do odrobiny pychy i próżności. Więc pisz i dziel się z nami tym, co już napisałeś. Nie potrafię wyrazić dobitniej tej adhortacji, zwłaszcza że magiczny urok i ciepło Koszyka polega na tym, że jest to „impreza składkowa” i każdy, na miarę swoich możliwości, powinien starać się coś do tego ogniska dokładać.
@vesper śr, 9 Wrzesień 2015, 00:21
Dzień dobry
Dzięki za miłe słowa i wyrażone zainteresowanie. A zatem – troszkę o haftach:
Właśnie kończy się wystawa w Metropolitam Museum of Art – “China through the looking glass”.
http://metmuseum.org/exhibitions/listings/2015/china-through-the-looking-glass
Tamże pyszne, mym zdaniem, przykłady tkanin i haftów.
Krótka a znakomita mym zdaniem historia haftu jest opublikowana w .pdf na stronach naszego Muzeum w Wilanowie.
http://www.wilanow-palac.pl/historia_haftu.html
Tekst p. Moniki Janisz porusza szereg bardzo ciekawych spraw. I tak:
– fajnie oglądać piekne hafty w zbiorach muzealnych czy czytać o nich w książkach. Natomiast znakomitym materialem orginalnym do oglądania, uczenia się, etc. są starsze…szaty liturgiczne znajdujące się w niektórych kościołach czy muzeach diecezjalnych. Kiedyś pisałem tak:
…Tak się nam w Polsce na skutek kaprysów historii porobiło, że jednymi z najobfitszych zasobów tzw. materiałów porównawczych dla zapoznawania się z historią tkanin i ubiorów w tym haftów bywają szafy z szatami liturgicznymi w naszych kościołach i klasztorach. Od dawna był bowiem zwyczaj, że gdy się strój uszyty z najlepszych możliwych materiałów, taka uroczysta suknia z jakiegoś złotogłowiu czyli altembasu, adamaszku, brokatu, niekiedy z naszytymi na materiał specjalnymi ozdobami biżuteryjnymi, tzw. sztuczkami, przechodząca z babki na matkę, z matki na córkę, a i na wnuczkę potem, wytarła się całkowicie, albo zmieniła się zupełnie moda (choć fakt, w średniowieczu czy renesansie moda nie zmieniała się tak szybko jak w czasach nam znacznie bliższych), to wreszcie to, co z danej sukni pozostało, a więc kawałki nie wytartego materiału, koronki, inne elementy, były spożytkowywane dla wykonania lub ozdobienia szat liturgicznych, które niekiedy zachowały się do dziś, przetrwawszy wszelkie nasze przygody ostatnich dwustu przeszło lat. Nigdy nie zapomnę zaskoczenia i wzruszenia, gdy w jednym z ubogim kościołów na tzw. dalekiej prowincji ujrzałem księdza, wychodzącego do ołtarza w ornacie uszytym czy obficie ozdobionym gwiazdami orderowymi orderu Orła Białego – najstarszego i najwyższego odznaczenia polskiego; gwiazda tegoż orderu, zanim przyjęła formę odznaczenia wykonanego – jak inne – z metalu, początkowo była wyhaftowywana na kawałku materiału i w takiej postaci naszywana na uroczysty ubiór – często na tzw. kontusz wojewódzki osoby odznaczonej, a takie ubiory czy po latach ich resztki, trafiały w ręce osób zajmujących się sposobieniem szat liturgicznych tak, jak to powiedziałem powyżej. …
Przy tej okazji odchodząc od wątku “liturgicznego” pragnę zwrócić uwagę na elementy z metali – dokładniej: specjalne mini dzieła sztuki złotniczej od początku prznaczone do naszywania/wkomponowywania w haftowaną zdobinę. W języku staropolskim nazywano takie “biżutki” “sztuczki”. Stąd tylko kroczek do większych “biżuteryjnych” form od początku przeznaczonych do naszywania; znamy plakietki do naqszywania na nakrycia głowy w dobie Renesansu. Wspomina je Cellini a w naszym Muzeum Narodowym w Warszawie znajduje się taka plakietka.
Kończę aby nie zanudzić, jestem do dyspozycji, pozdrawiam serdecznie
a @zmora śr, 9 Wrzesień 2015, 08:01
– tak, cerowanie skarpetek na grzybku czy trudniejsze – na szklance – to była sztuka, aliści nie bez kozery wspomniałem szydełko, szydełkiem bowiem wrabialiśmy całe, wydarte pięty w skarpetkach…
Dzięki za kolejne dobre, kochane słowa, Babilasie; lewak nie lewak, w każdej orientacji są Ludzie Fajni i tacy inni. Tutaj zebrało się znakomite grono i cóż, na swą miarę będę probował się odzywać z nadzieją, że się to jakoś może przyda, może choć przywoła dobry uśmiech przy takich wspomnieniach lat i spraw ubiegłych…
Dzień dobry.
Zmoro,dzięki za chęć pomocy. Grzebię w przeszłości mojej rodziny, znam „ścieżki dostępu” – jestem teraz w roku 1778.
Wiem, gdzie szukać dokumentów z Kresów (mój najstarszy brat urodził się pod Borszczowem, przećwiczyliśmy zdobywanie dokumentów).
Te graniczne miejscowości związane z KOP to w moim przypadku Germakówka, Turylcze, Skała Podolska. No i słynna Korolówka – chociaż od byłej granicy trochę oddalona.Byłam we wszystkich.
Dzieńdobry!
Ryś bryka, Irek serwuje kawę 🙂 Trzeba wygrzebać się z depresyjnego łóżka i stawić czoło następnemu dniu (dniowi?), o kurczę, nie wiem jak odmienić, co za wstyd.
Orm, to ciekawe co piszesz i przyjemnie się czyta. Urywki Twoich wspomnień w powyższych tekstach przypominają mi ulotne opowieści rodziców. Już nic mi nie opowiedzą, więc jeżeli masz gdzieś spisane wspomnienia z dzieciństwa, młodości, chętnie bym przeczytała.
Rękodzielnictwo kwitło w moim domu rodzinnym. Dzięki umiejętności szycia, robienia na drutach i szydełku, haftowania, kobiety z mojej rodziny utrzymywały rodzinę podczas wojny, a ja sama ubierałam się do końca lat 80tych. Teraz idę na łatwiznę, ale pałeczkę przejęła moja córka. Skończyła szkołę pomaturalną „Artystyczne projektowanie ubiorów” a później studia plastyczne. Uczy plastyki i historii sztuki w prywatnej szkole podstawowej i wytwarza z dziećmi, i wymyśla coraz to nowe rzeczy, które można zrobić z niczego. W domu są worki skrawków różnych tkanin, kolekcje ciekawych patyków, deseczek itp., kłębuszki włóczek. Ponieważ nie mam czasu na robótki, zawsze sobie obiecywałam, że jak przejdę na emeryturę to nadrobię… Niestety, szydełko, druty, igła – odpadają. Palce zesztywniały. Trzeba będzie coś innego wymyśleć.
Nisiu (21:42), nazwa topograficzna krymskiej Eupatorii pochodzi od jednego z przydomków Mitrydatesa, króla Pontu (Megas, Eupater, Dionysius), który nam tutaj już wypłynął wcześniej, przy okazji trucia miodem czy nektarem azaliowym. Grecki przydomek ‘eupator’ oznacza ‘zrodzony ze szlachetnego ojca’. Mitrydates interesował się bardzo trutkami i odtrutkami, roślinę którą używał często do swoich mikstur nazwano właśnie Eupatorium. I wiadomo prawie na pewno, że chodziło o sadziec konopiasty, bo to jedyny gatunek występujący naturalnie w Azji Mniejszej.
Jeśli zaś chodzi o nawłoć (Siódemka 19:47), to właśnie mnie okurnęło (od angielskiego to occur), że opisane przez Tuwima i wyśpiewane przez Niemena mimozy, którymi jesień się zaczyna (“złotawa, krucha i miła”), to przecież nic innego tylko nawłocie. Prawdziwa mimoza (Mimosa pudica) kwitnie na różowo, na wiosnę i w ogóle nie daje się uprawiać poza szklarnią czy parapetem. Inna ludowa nazwa nawłoci to złotnik (i tu trafiliśmy jeszcze rykoszetem Orma).
Linneusz opisał rodzaj nawłoć (Solidago) na podstawie europejskiego gatunku Solidago virgaurea (choć zapewne w jego czasach nawłocie kanadyjskie były już w Europie), a nazwę rodzajową nadał w związku z nieco zapomnianą właściwością tej rośliny. Otóż legioniści rzymscy używali ziela nawłoci pospolitej do leczenia i zabliźniania ran. Łacińskie ‘solidare’ to ‘łączyć na nowo, jednoczyć’. Stąd wzięła się nasza solidarność (przez małe i duże s). Nazwa gatunkowa nie oznacza zaś wcale ‘złotej dziewicy’, bo to nie łacińskie virgo, virginis (3 deklinacja), tylko virga, virgae (1 deklinacja), co oznacza ‘berło, różdżkę, gałązkę’. Linneusz był zresztą protestantem i z żadnymi dziewicami by w terminologię naukową nie wyjeżdżał.
Dzień dobry.
Bardzo dziękuję, Ormie. Rękodzielnictwem trudniło się chyba większość kobiet. Kobiety w rodzinie mojej mamy to hafciarki. Haftowały nie tylko na potrzeby własne, ale i zarobkowo, gdy przychodziły cięższe czasy. Trudniły się między innymi wyszywaniem szat liturgicznych. Moja babcia była ostatnia z naszej rodziny, która haftowała ornaty dla biskupów. Potem zajęcie to przejęły siostry zakonne. Nie zdążyła już nauczyć mnie zbyt wiele, wprowadziła mnie jedynie w arkana haftu angielskiego. Nie wiem, czy będę miała komu przekazać to, co umiem, jakkolwiek niewiele by to było.
Dzień dobry 🙂
Dla ciekawych – ciąg dalszy świętowania odpustu w Janowie Lubelskim, m. in. Panna Kota o to pytała.
http://www.kurierlubelski.pl/artykul/7352205,byl-odpust-nie-bylo-lekcji-bedzie-kontrola-w-janowie-lubelskim,id,t.html
Już widzę tę kontrolę… uzupełnić dokumentację da się nawet post factum. A pan burmistrz czuje się dyskryminowany 😯
Dziękuję za wszystkie lektury wczorajsze i dzisiejsze, pomału doczytuję.
Pogodnego dnia.
„…”Viele Menschen besorgen sich in der Türkei gefälschte syrische Papiere, weil sie wissen, dass sie dann leichter Asyl in der EU bekommen”, sagte Frontex- Chef Fabrice Leggeri am Dienstag im französischen Radiosender Europe 1. „Leute, die diese gefälschten Pässe benutzen, sprechen meistens Arabisch. Sie kommen aus Nordafrika, dem Nahen Osten, sind aber Wirtschaftsflüchtlinge”, so Leggeri weiter…”
Podrzucam, może kogoś zaciekawi.(W Turcji kwitnie rynek fałszywych syryjskich paszportów – wczorajsza wypowiedź szefa Frontex-u dla francuskiego francuskiego radia.Osoby posługujące się tymi fałszywymi syryjskimi paszportami liczą, że z takim dokumentem łatwiej dostaną azyl w UE, mówią najczęściej po arabsku, pochodzą z północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, są jednak migrantami ekonomicznymi).
Frontex to chyba wiarygodne źródło.
Fałszywy paszport może pomóc doraźnie, ale niczego nie gwarantuje. Mogą go rozpoznać służby graniczne i inni fachowcy. Dużo bezpieczniej i taniej (papiery kosztują) jest wyrzucić wszystkie dowody tożsamości i twierdzić, że się jest np. Syryjczykiem, choć się nim nie jest. Adres trzeba mieć w którymś kompletnie zniszczonym mieście, trochę wiedzy o kraju „pochodzenia” też się przydaje w późniejszym procesie przyznawania lub odmowy azylu.
Urzędnicy kraju docelowego nie są aż tak naiwnymi idiotami, jak się niektórym spryciarzom wydaje.
Szara mysz, oto wyniki głosowania na człowieka roku.
@SowaMarek: Pan Kaczyński miał 9 głosów na 34. Reszta była rozbita:7,6,5,5 itd. Pan Prezydent Duda, dostał 0 głosów
Nie jest to wynik oszałamiający
Szara myszko, to jest zwyczajna w świecie rzecz, adres wiernopoddańczy dla przyszłego cara.
Babilasie, dowiedziałam się kiedyś na blogu Owczarka, że ta nawłoć to mimozy Niemena. Podobno to oczywiste, może jakieś regionalne, czy co.
Oryginalną mimozę próbowałam kiedyś hodować w domu, ale odmówiła współpracy.
Ormie, zachwycająca jest Twoja erudycja.
Teraz trochę nie mam czasu, ale po powrocie, wieczorem pogrzebię trochę w internecie wg. Twoich wskazówek. Dzięki wielkie.
Irek, uzasadnieniem nagrody dla Kaczyńskiego była skuteczność działania przy zmianie prezydenta. Duda nie mógł dostać nagrody bo był/jest figurantem.
Dzień dobry 🙂
Irku, za GW: „Laudację, w której znalazły się główne motywy przyznania nagrody Kaczyńskiemu, wygłosił redaktor naczelny tygodnika „W sieci” Jacek Karnowski, który podkreślił, że przyznająca nagrodę rada, która składa się z osób o bardzo różnych biografiach, wybrała tegorocznego laureata jednogłośnie.”
Babciny grzybek hołubię, choć już dawno niczego nie cerowałam. Młode wiedzą, w której ręce trzyma się igłę, znają druty i szydełko. Gotują. Drobne domowe dłubanki wykonują. To niewiele w porównaniu z tym, co potrafili zrobić nasi Dziadkowie i Babcie, ale staraliśmy się, żeby nie były całkiem bezradne.
Nawłoć już ścięłam. Ma siedzieć w swoim kącie i się nie rozłazić 😎
Na drutach nauczyłam się robić w pracy. Była to wyjątkowo idiotyczna i niepotrzebna u nas funkcja inspektora programu, polegająca na oglądaniu programu i sprawdzaniu, czy nasze programy wchodzą punktualnie, czy nie ma jakichś dziur itp. Co drugą niedzielę siedziałam jakieś 14 godzin, bo o szóstej rano puszczaliśmy Telewizyjne Technikum Rolnicze, a o wpół do dziewiętnastej szła Kronika. Nie udawałam więc, że pracuję, bo nie było jak, tylko demonstracyjnie robiłam swetry i pyskowałam na tracenie państwowych pieniędzy. Rednacz poszedł po rozum do głowy i stanowisko zlikwidował. Tak straciłam pracę… Ale ponieważ pracowałam co drugi dzień, to w wolnym czasie z jednym kolegą zrobiliśmy film i przeszłam bezboleśnie do redakcji.
Haftować w domu umiały wszystkie kobiety. Mama zaraziła nas miłością do wzorów kaszubskich, które zobaczyła, kiedy krótki czas mieszkała w Wejherowie. Szyć ubrania nauczyłyśmy się z siostrą same, z Burdy. Pierwsze polskie numery miały takie tłumaczenia instrukcji, że niczego nie można było zrozumieć. Wpadłyśmy na pomysł, żeby szyć zdanie po zdaniu. Wychodziło.
Jeśli o młodych chodzi, Haneczko, to moim zdaniem nie tyle mistrzowskie opanowanie danego narzędzia, a nastawienie jest ważne. Bo narzędzia się zmieniają tak, jak zmienia się świat; tak, jak mego Ojca cieszyło, że syn był wprawny w różnych dziedzinach rękodzieła, tak ja się cieszę z biegłości młodych w zakresie opanowania np. komputera. Przecież (przepraszam za banał) narzędzie warte jest tyle, ile my za jego pośrednictwem “mamy do powiedzenia” to także fajny trening w rozróżnianiu celu i środka ku jego osiągnięciu.
Pełna zgoda, Ormie 🙂
Ale głupio by było, gdyby Młody nie umiał przyszyć guzika 😉 Z nowymi narzędziami to my mamy problem.
Ormie, zanim wyjdę, zakupiłam właśnie na Allegro Benvenuta Celliniego Żywot wlasny… 🙂
Niestety, nie mogę wrzucić całości. Świetny tytuł, zdjęcie i artykuł też http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1632349,1,kult-andrzeja-dudy.read
Oj, rozbujała nam się łajba…
– jasne, Haneczko, mam nadzieję że Młody będzie umiał przyszyć – gdy trzeba – guzik na tzw. 'nóżce” a w przypadku przyszywania guzika do jakiejś cieższej, np. zimowej odzieży, pod spód – po drugiej stronie tkaniny podłoży mniejszy „kontrguzik” dla tym lepszego posadowienia/zamocowania guzika właściwego.
Przypomina mi się opowieść z dzieciństwa, kiedy to z powodów nie do końca od nas zależnych przemieszkiwaliśmy w kilka rodzin pod Warszawą. Lokalne dzieci jakoś nas nie lubiły i stąd ich ukochanym sportem było wyłapywanie „obcych” i…ściąganie im ku pohańbieniu spodni aby ich puścić literalnie bez portek.
Wspominałem element sobieradztwa. I tak rychło wszystkie guziki naszej dolnej odzieży zostały przyszyte cieniutkim drutem miedzianym (bo miękkim) na wspomnianej „podstawce” – kontrguziku aby się materiał nie przedarł. I każdy z nas zaczął nosić na szyi gwizdek, taki, jakie po 1956 roku wchodziły w skład umundurowania harcerskiego. Kiedy ktoś z nas został przydybany, to się okazywało, że guziki przyszyte drutem nie puszczały tak łatwo, delikwent dął w gwizdek i szybko pojawiała się odsiecz. Honor był uratowany i już nikt nie mógł powiedzieć, że tego czy owego puszczono bez portek 🙂
Żywot Własny Celliniego – ufam iż w znakomitym literacko tłumaczeniu Leopolda Staffa. Aliści Staff niestety nie znał się na złotnictwie i może z jego, a może z redaktorów winy w tej edycji pomyliły się pojęcia „tinta” (barwne „mazidło” którym smarowano spód diamentu dla polepszenia jego barwy i blasku) i „folia” (cienki element ze specjalnie wykonanego stopu metali podkładany pod kamień przeźroczysty w podobnym celu). Rzecz dokładniej podana jest w Traktacie. Ale to już techniczne detale, ważne, że pisarstwo *) Celiniego to perełka literatury renesansowej. Miłej lektury życzę !
*) tak na prawdę Cellini nie napisał swoich książek a podyktował je 14 letniemu skrybie będąc niekiedy jak to się domniemuje, „pod wpływem”. Miał świadomośc niedoskonałości literackich i poprosił literatów uznanych z Akademii Florenckiej o dokonanie „obróbki redakcyjnej”. Autobiografia trafiła w dobre ręce i ukazała się praktycznie bez poprawek, natomiast Traktat trafił w ręce Osoby która jak się okazało była rzecznikiem interesów (czasem mówi się: szpiegiem) Medyceuszy. Tenże dokonał „rzezi” na tekście opracowywanym tak, iż rzecz straciła wiele sensu, istnieją domniemania iż działał z umocowania Medyceuszy którzy byli winni Celliniemu sporo pieniędzy, dobrze więc było go zdyskredytować jako mistrza. Niemniej przez ca. 300 lat rzecz funkcjonowała w takiej właśnie formie, i dopiero w wieku XIX przez przypadek na strychu Biblioteki Marcjańskiej w Wenecji odnaleziono oryginały zapisania tego, co Cellini dyktował. I tak dopiero od stosunkowo niedawna mamy do dyspozycji autentyczny tekst Traktatu, rzecz nota bene wielce przydatna np. konserwatorom dawnego złotnictwa gdy trzeba zastosować oryginalne dawne techniki, receptury, narzędzia, czy rozeznać, jak i kiedy dany obiekt był wykonany, przerabiany, reperowany etc.
Wychodzi na to, że bez błędów ortograficznych coraz trudniej żyć:
http://bi.gazeta.pl/im/68/e0/11/z18743912Q,Plakat-manifestacji–Uchodzcy-mile-widziani-.jpg
Czasami dobrze jest przemilczeć, w nadziei, że zostanie zapomniane. Ale czasami dobrze jest nie przemilczeć, bo udawanie „tu niczego nie ma” może zamienić zaogniony obszar w podgniły, a nawet zgangrenowany. Niełatwa decyzja, nie wiem czy najlepsza możliwa, ale zrobię to, ku czemu moje przekonania o prawdzie i poprawności mnie kierują.
W starannie dopracowanych zdaniach Monika przekazała przekonanie, że Babilas popełnił coś niesłychanie nagannego pisząc to, co wielu między sobą komentowało już od dawna. I napisała: A padlo tu pare ciezkich oskarzen, w tym niektore natury niezwykle personalnej (bo kto jest uprawniony do stawiania diagnoz psychiatrycznych poprzez internet? Oczywiście ma rację i nikt nigdy nie powinien źle mówić nawet o panu J. Kaczyńskim, ale na ogół ostre zwroty, stanowiące reakcję na czyjeś działania, nie są diagnozami psychiatrycznymi, a wyrazem zrozpaczenia, że dzieje się coś złego i nie ma jak tego poprawić. I wyrazem tej rozpaczy był między innymi „drugi obieg Bobika” gdy pewna liczba osób, które tu się poznały i wzajemnie się ceniły, zaczęła się komunikować poza blogiem, w formie prawie że listy dyskusyjnej, by uniknąć interwencji Heleny.
Do uwag Moniki dołącza się Polatucha, zauważając: A „analizowanie” osobowości i charakteru osób nieobecnych… hmmmm  Zastanawiam się, co szczeknąłby Bobik w tym momencie. Nie wiem.
A ja wiem. Z pewnością nie będę przytaczał uwag Kingi, ale rozmowy z nią z ostatniego okresu nie pozostawiały najmniejszej wątpliwości, że jedną z jej największych zgryzot psychicznych i zdecydowanie największą związaną z jej blogiem były niedawne postawy i działania Heleny. Prawie kropka.
Kropka będzie po uczynieniu najważniejszej uwagi: pamiętam (z rozmów i opowieści, bo wtedy tu mnie nie było) jaka była geneza blogu Bobika i kim były Matki Założycielki — i znaczenia oraz wartości i energii Heleny dowodzą tworzone przez PA statystyki — systematycznie, tak Helena jak i Kot Mordechaj prowadzili peleton komentatorów. I wszyscy byli do niej przyjaźnie nastawieni. Zupełnie wyjątkowa sytuacja w blogosferze, gdy jest nastrój nieomal uwielbienia i szacunku, a właścicielka blogu chroniła tę postać przed atakami i niesprawiedliwościami starannie moderując nadchodzące materiały. Trzeba naprawdę wielkiej determinacji, by taki zasób sympatii, przyjaźni i zaufania systematycznie niszczyć. Na szczęście nie do końca, i dlatego ponowne pojawienie się Heleny ciągle jest możliwe.
mt7 13:52):
Ale nagroda dla JK jest za rok 2014!! Niedobrze się robi (w każdym sensie).
A może w głębi duszy autorzy plakatu myśleli jednak o pokaraniu?
A ponadto – o ile dumniej wygląda Szczecinianin od szczecinianina.
I jeszcze te tajemnicze „roły”…
Już poprawiono na „pod orłami” i „Pokażmy”.
Ale Szczecinianie zostali.
Jakoś dziwnie mnie to nie zaskoczyło.
Jak już tak, andsolu, to ze swej strony dodam, co mi przyszło wczoraj do głowy, kiedy Monika napisała, że nikt się z Heleną nie kontaktował. Dopuszczam więc, że może Helena te parę miesięcy temu po prostu nie wiedziała, jak bardzo poważny był już wtedy stan Kingi. Przyznam, że to byłoby jedyne usprawiedliwienie dla tego, co się stało.
I mnie również bardzo jest przykro, bo i ja znam Helenę pozablogowo i nie tylko bardzo ją lubię, ale też odbierałam ją zawsze jako naprawdę dobrego człowieka.
Co zaś do mitu założycielskiego. Awantura u łasuchów była sprawą, która rzecz przyspieszyła, ale Kinga niezależnie od niej zamarzyła w pewnym momencie, już wcześniej, założyć własny blog, bo spodobała jej się taka obecność w internecie, a hasanie na cudzych blogach już jej nie wystarczało. Rozmawiałyśmy o tym nieraz. Tak więc mówienie o tym, że Koszyk powstał dla Heleny i z powodu Heleny, jest w pewnym stopniu nadużyciem, choć sprawa ta miała wówczas istotne znaczenie i była przyczyną tego, że stworzenie nowego miejsca stało się pilne.
Dziś 106 rocznica urodzin Edwarda Hartwiga
moje „hartwigi”
Mam nadzieję, że mistrz mi wybaczy 😳
W Lublinie jest Zaułek Hartwigów, a od października będzie Zaułek Jerzego Giedroycia
http://lublin.wyborcza.pl/lublin/1,48724,18730572,w-lublinie-bedzie-plac-im-jerzego-giedroycia-gdzie.html
Z przykrością czytam o zakulisowych historiach, „drugim obiegu”, jakichś porachunkach i niemal obarczaniu Heleny przedwczesnym wpędzaniem Bobika do grobu 🙁
Do tego ten niemal inkwizytorski ton i łaskawe napomknienie o możliwości pojawienia się rzeczonej znowu na tych łamach 🙄
Zimno mi w środku.
I niewypowiedzianie smutno 🙁
NIEMAL czyni wielką różnicę, wprowadzając duszną atmosferę insynuacji. Bo jednak NIEMAL oznacza NIE. A smrodek pozostaje.
PA, czy jestem persona non grata? Bo stale siedzę w poczekalni…
Grata, grata. Nic nie poradzę, Nisiu.
Oczywiście bez „niemal” żadnych insynuacji nie będzie.
Możesz sobie „niemal” skreślić, Nisiu.
Może zapachnie fiołkami.
Dobranoc.
Dobranoc 🙂
Jeśli grata, to już mi lepiej.
Ostatnio coraz częściej czuję się jak „persona grata” w interpretacji Tuwima… stare pudło.
Bez „niemal” pozostanie już czyste kłamstwo. Fiołkami od tego też nie zapachnie, niestety.
Markocie, zakulisowe nie znaczy paskudne. Mnie bywało gorąco i tylko za kulisami mogłam ochłonąć.
Nie da się ukryć, że „drugi obieg” był – bo na blogu wielu rzeczy nie dało się powiedzieć.
Nawiasem mówiąc, Lodovica też się skądś wzięła.
No proszę, kłamstwo 🙁
To już o własnych odczuciach nie można pisać, bo inni wiedzą lepiej, czy są szczere.
Tylko osobistą antypatią można uzasadnić taki wykwit logiki 🙁
Haneczko,
nie chodziło mi wcale o to, że zakulisowe = paskudne.
Paskudne jest teraz wywlekanie tego, co miało być zakulisowe czyli prywatne, dyskretne, poufne, i takie powinno pozostać.
To jest oczywiście moje zdanie, Nisia może mieć inne.
Nie chciałbym się wymądrzać, ale zdaje się że pod nieobecność Psatrapy zdajemy niejako egzamin z demokracji… Niektórym społecznościom się to udało. 🙂
No litości, markocie. „Porachunków” żadnych zakulisowych nie było, bo i z czego się rachować? Obarczania też nikogo za nic nie było, choć cała sytuacja – objąwszy zresztą przede wszystkim casus Sympatyczki – była dla Kingi bardzo przykra i trudna, a tego już najmniej jej wtedy było potrzeba.
Markocie, nie Nisia wywlekła poufne.
Tetryku, Kinga zakopywała topory do ostatniego tchu i do ostatniego tchu budowała mosty.
Wiem, Haneczko! Dlatego właśnie wspominam o egzaminie… z zakopywania toporów własnymi rękami m. in. …
Doro,
chyba się nie rozumiemy. Mój komentarz dotyczył „rozliczania” Heleny z jej zachowania w określonym czasie, kiedy, jak tu zostało wspomniane, nikt się z nią nie kontaktował.
Heleno,
wcale się nie dziwię, że wolisz milczeć.
Ja już też wolę.
Haneczko,
ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego Nisia MUSIAŁA skomentować moją wypowiedź.
Bywajcie.
A ja, czy to sie komus spodoba czy nie, powiem prosto,/ bez uzywania lacinskich slowek/, ze Helena bardzo serdecznie Kindze wspolczula. Bardzo!
Starala sie pomoc wszelkimi silami w wydaniu jakims sumptem wierszy Bobika.Nie wiedziala przeciez tego co wie teraz. Wyobrazam sobie jak musialo ja zabolec kiedy poradzono jej aby sobie „wziela cos na uspokojenie”!
Nie znam tutaj nikogo osobiscie, w zakulisowych rozmowach nigdy nie bralam udzialu, wiec to co pisze to moj osobisty oglad sytuacji wynikajacy jedynie z czytania bloga.
Bardzo zal mi Heleny I dziekuje Monice za Jej ostatni komentarz.
Markocie, ktoś musiał i padło na Nisię, bo ona naprawdę jest Wielką Wojowniczką. Podobnie jak Ty 😉
Loto,
to mamy tak samo.
Przepraszam, ale to Monika napisała, że nikt się z Heleną nie kontaktował i to nie jest prawda.
Uważam, że dosyć się już nawypowiadaliśmy na ten temat i proszę usilnie o jego zamknięcie.
Żadne z nas nie zna wszystkich aspektów spraw i prywatnych kontaktów osób, więc po wyrażeniu swojego żalu z nieobecności Heleny, należało/należy temat zamknąć.
Każdy z nas ma też trochę za uszami w różnych utarczkach, więc myślę, że pora przejść do pokojowego współistnienia.
Nieobecni, jak zechcą to wrócą, jak nie, to będzie to ich wybór.
Dotyczy to większej liczy osób.
Siódemeczko, prawie Ci zazdroszczę. To miło być zaakceptowanym 😉 Mnie przepuszcza mimochodem 😕
🙁
Dzisiaj/jutro muszę do pracki, więc prawie dobranoc 🙂
Bardzo mi brakuje WW w związku z Giertychem.
WW, czy mógłbyś się objawić? Ciemnota Cię potrzebuje.
Siódemeczko 00:06, w związku z Twoim pierwszym zdaniem, drążę i czekam.
Ja tego nie będę rozwijać, Haneczko. Napisałam, co chciałam i już.
Śpij smacznie i przyjemnej pracki. 🙂
Gdyby śmieszność zabijała, Kaczyński by umarł od tej nagrody.
Z przykrością czytam o (…) niemal obarczaniu Heleny przedwczesnym wpędzaniem Bobika do grobu .
Markocie, piszesz wyraźnie o tym, że ktoś NIEMAL obarcza Helenę itd.
Jeśli wyeliminujemy NIEMAL, zostanie nam:
Z przykrością czytam o (…) obarczaniu Heleny itd.
Ponieważ nikt Heleny niczym nie obarczał, a zwłaszcza w tym sensie, o którym piszesz, więc twierdzenie, że czytasz o obarczaniu Heleny itd. jest nieprawdziwe.
Co było do okazania.
I nie ma tu mowy o żadnych twoich odczuciach (przykrość odnosi się do czegoś innego), tylko konkretnie o tym, co czytasz. A przecież nie mogłaś o tym czytać, bo nikt tego nie napisał.
Dobrze o tym wiesz, dlatego zastosowałaś słówko-wytrych NIEMAL. Czyli PRAWIE.
Prawie robi wielką różnicę.
Jeśli chodzi o to, co muszę komentować, a czego nie muszę, to rzeczywiście, szczególnie alergicznie reaguję na głoszenie nieprawdy. Wszystko jedno kto ją głosi.
Kłamczoholizm – artykuł, a właściwie analiza o tym tytule jest w archiwum SO. Doskonały tekst.
Kłamstwo jest niezwykle niebezpiecznym i niszczącym narzędziem w rękach człowieka bez skrupułów.
Stąd moje uczulenie, niemożliwe do zwalczenia przy pomocy maści, pigułek i sterydów.
Dzień dobry 🙂
kawa
Do kawy, na poprawę klimatu 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3Lc5bhRLSzQ
… i znów sfałszowano jednogłośny wybór 😈
http://bi.gazeta.pl/im/22/e0/11/z18746402II.jpg
herbata 🙂
bryk
chlodno mgliscie tak nijak
fik 🙂
rozwazne brykanko 🙂 😀
fik fik
Irku, dziękuję za dzień w kolorze śliwkowym pełen optymizmu. Rysiu, u mnie też chłodno i mgliście, ale po przesłuchaniu linku Irka z 6.40 zrobiło mi się pogodniej. Polecam. Dzisiaj brykaj w ciepłym odzieniu na wszelki wypadek, żebyś nam się nie przeziębił. Jeszcze podobno ma być trochę cieplej za kilka dni.
Dobrego dnia wszystkim.
Zostaw, Nisiu. Na pewne zjawiska nie ma rady. Boli gdy widać, że tworzą je ludzie wykształceni, bywali, wysłowieni i mający się dobrze. Ale czegoś chyba brak każdemu, kto jątrzy i zaplata intrygi.
Nie wierzę w tę historię z jabłkami wiszącymi na jabłoni. To musiało chodzić o jakieś twarde piłeczki tenisowe i o zasadę, żeby nie grać w kulki.
Dzień dobry!
Przepraszam, ale tak mi się skojarzyło, jak przeczytałem nocne zawodzenia „chóru kumoszek”(*).
(*) – 'chór kumoszek’ – tak Kinga opisywała cykliczne rytuały przebłagalne odbywane na Bobikowie w związku z równie cyklicznymi odejściami.
Nisiu,
jako specjalistka od przypisywania mi podłych intencji dałaś już swego czasu kompromitujący popis, więc proszę, nie zaczynaj na nowo.
Kiedy czytam o wielkiej determinacji w systematycznym niszczeniu przyjaźni, to odbieram to jako bezwzględne oskarżenie, ton jest inkwizytorski, a rozprawa publiczna.
Rozumiem, że „prokurator” odczuwa potrzebę wylania nagromadzonych żalów i ma poczucie misji, i jak ich nie ogłosi całemu światu, to gangrena zeżre ten blog.
Jednakże „przekonanie o prawdzie i poprawności” każdy ma swoje i wyszedłby tych przekonań niezły wachlarz 😉
Nie wiem, czy będzie tu nadal blog dwóch prędkości, znam tylko jedną i ta mi jakoś wystarczała, decydujcie sami.
Jak się będziecie nadal naparzać, to nie będzie blogu dwóch prędkości, ani trzech, tylko żadnego blogu nie będzie. Wróć, jakieś inne będą, tylko tego właśnie nie będzie.
Mogę niniejszym okrzyknąć się samozwańczym sędzią pokoju i skazać naparzających się na czytanie książek 😉
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18746904,w-iranie-sedzia-skazuje-przestepcow-na-czytanie-ksiazek.html#Prze
Moi drodzy, jako stara doświadczona blogerka 😐 chciałam Wam zwrócić uwagę, że z każdego blogu ludzie odchodzą i przychodzą, z bardzo różnych zresztą powodów. Odchodzą, bo chcą, albo bo muszą. I trudno. Czasem zdarza się, że wracają. Kiedy powstawał Koszyczek, trudno sobie było wyobrazić, że Helena kiedykolwiek wróci do łasuchów – a wróciła tam. Tamże regularnie odbywają się pewne spory, zawsze między tymi samymi osobami, i odejścia, i rytuały „chóru kumoszek” 😉 , a potem powroty. U mnie nie ma może aż tak spektakularnych hec, ale też czasem ktoś znika i szkoda mi, że znikł. A czasem zdarza się, że z daną osobą zaczynamy częściej spotykać się w realu i ona nie ma już potrzeby wypowiadania się na blogu, bo może się wygadać ze mną. Najzabawniejsze zresztą, że najczęściej w realu zaczepiają mnie osoby, które w ogóle na blogu nie piszą 🙂 Konfiguracji jest wiele – cóż, życie jest różnorodne. I tyle.
Pani Kierowniczko, baaardzo dziękuję za ten spokojny i mądry wpis.
Przepraszam za awanturnictwo.
Zwyczajna przewidziala 🙂 slonce wyszlo, zrobilo sie cieplej, czas na walesanie i szeleszczenie w tutejszym ogrodzie 😀 pszczoly przybywam 🙂 😀