Tren grzybiarza
Nieszczęsne grzybobranie, żałosna wyprawa,
co na kpinę zakrawa.
Po co me smutne ślepia patrzą na świat boży,
gdy w kosz nie ma co włożyć?
Już grzybiarze chodzeniem po lesie sterani,
a tutaj ani kani,
ani opieńki nędznej. Łzy daremne leję –
nie masz, nie masz nadzieje.
Ująłbym w łapę tęskną trzonek borowika,
lub z podgrzybkiem pobrykał,
skoczyłbym do maślaka jak podcięty batem…
Ech, marzenia skrzydlate!
Nie do takiego lasu chciałem dzisiaj dotrzeć,
losie, ty wstrętny łotrze!
Co za diabeł mnie skusił, żeby w końcu przybiec
na to straszne bezgrzybie?
Niestetyż, trujak nawet nie pcha się pod kozik,
więc z pretensją do bozi
czy do fatum, co grzybne mi zmieszało szyki,
zjem na obiad befsztyki.
W temacie grzybów ma wyjątkowo mało do powiedzenia, szanowni państwo, być może z powodu suszy.
Susza, proszę szanownych, jest w skutkach dojmująca, obserwuję już zjawisko uchodźców z lasów, którzy myślą, że na pustyni czeka ich manna.
Tymczasem w lesie sucho jak na Gobi, więc po co, że tak powiem, się fatygować, Kalahari się sama zwali, etcetera itepe, et ich mać konsortes.
Ach, Heleno, napisałem coś na blogu, coś, co obiecałem Kindze już ponad rok temu, że dla Ciebie napiszę. Wiem, to nie Proust, nawet nie Lem, ani grupa Dżem, ale czuję, że Kraszewski mógłby mi korektę robić 😉
Dzień dobry 🙂
U mnie dzisiaj prawie wymarzony obiad Królika 😆 No, może zamiast tłuczonych ziemniaków będzie kasza. To nadal jest przedmiotem negocjacji. Jagodowy, jako zabita poznańska pyra, optuje, rzecz jasna, za ziemniakami 😉
I zamiast maślaków, podgrzybki.
Grzyby kupiliśmy w drodze powrotnej z nad morza. Duży wysyp grzybów i grzybiarzy był w okolicach Bobolic. Dalej grzybowa posucha.
Pan, u którego kupowałam, podarował mi dużego, dorodnego borowika – 40 dkg 😎
Ale rozumiem tęsknoty Orma 🙁
Mar-Jo, to dokąd jechać na obfite grzybobranie? 🙄
herbata 🙂
szeleszcze
bryk
do podgrzybkow mozna i kasze, ale do maslakow tylko tluczone 🙂 🙂 🙂
fik
bryku fiku
fik fik
bryk
brykam 😀
Dzień dobry 🙂
Mam prośbę: może ktoś z Frekwencji, korzystający z fejsbuka i utrzymujący tam kontakt z Heleną, poinformuje moskwę sadową, gdzie to można aktualnie się do Niej zwracać…?
Dzień dobry 🙂
kawa
Za oknem luj, zakładam kalosze i pelerynę i jadę sprawdzić grzybowiska 🙂
moskwasadowa zwracam sie do Ciebie tutaj, a nie w komentarzach pod tekstem napisanym dla Heleny. Niestety nie mam konta u Ciebie, a proba zalozenia okazala sie porazka 🙂
czy mozesz moj komentarz u Siebie zamiescic po kolezensku 🙄
moze myle sie, ale nick zyd_suss bardzo przypomina mi Jud Süß, a to byl ochydny, oblesny, antysemicki, nazistowski film z 1940r. Jezeli nick zostal wybrany swiadomie, to jest to ogromne dranstwo!!!!
dziekuje, a PA przepraszam za prywate
pelnych koszy Irku 🙂
u mnie slonecznie i sucho, balkon zaprasza 😀
Dzień dobry.
Piękny wiersz Kingi.
W kwestii grzybów:
Tzw. berlinka (Nisia, Ryś – wiedzą , o jaki fragment chodzi) na chociwelskim odcinku, pierwszych kilkanaście kilometrów zastawiona po obu stronach samochodami- znaczy grzyby są!
Ja byłam wczoraj w Drawsku Pomorskim i Połczynie Zdrój(Zdroju?). Moi krewni zbierali grzyby w lasach na tej trasie.Widziałam u nich tych suszonych grzybów naprawdę ogromne ilości.
Oczy nacieszyłam pięknymi widokami…
Króliku, w komunikatów wychodzi, że tych 30% w ogóle nie pochodzi z Syrii. „Moi” Niemcy twierdzą, że wskaźnik jest zaniżony.
A propos grzybów, tym razem uprawnych. Jest sobie żółta odmiana boczniaka. Żadne tam mecyje, bo są i różowe boczniaki, jak trzeba. W każdym bądź razie jeden z polskich, lokalnych producentów boczniaków zapragnął sobie rozszerzyć portfolio i wprowadzić do oferty żółtego. Tragedia – pierwsze dwa dni ze straganu nic się nie sprzedało, chyba głównie z powodu owadobójczego koloru. Trzeciego dnia poszli do rozum do głowy, zdjęli ze stoiska napis „żółty boczniak” i postawili „kurka syberyjska” (no i cenę podnieśli dwukrotnie). Czemu syberyjska, nie wiem, ale poszło jak świeże bułeczki. Na wszelki wypadek jednak producent zaniechał eksperymentów z kolorowymi boczniakami.
Słuchajcie, bo mnie wbiło w fotel od samego rana. Gdzie my żyjemy?
jagodo: dzięki za zrozumienie 🙂
a propos grzybów hodowlanych, (acz tu może “hodowlanych”), wspomnianych przez @Babilasa: brat mój mieszkał w mszczonowskim a dom postawił na sporym, kilkuhektarowym, częściowo zalesionym terenie; w pewnym momencie założył tam też plantację leszczyny. Z grzybów zebranych w lasach okolicznyych starannie zeskrobywał pozostałości grzybni i rozsypywał, czy zagrzebywał to w ściółce po drzewami – tak iglastymi i liściastymi jak i na tej części gdzie leszczynę hodował. Kładł nacisk na właścową, monitorowaną wilgotność, jakoś też brał pod uwagę czynnik ph., rozgarniał ściółkę grabiami jeśli uznał to za właściwe kierując się sobie znanymi parametrami. W rezultacie po roku czy dwóch z wlasnego terenu zbierał kilka jeśli nie więcej kilogramów rocznie: prawdziwki, podgrzybki, kozaki. Kilka (a może już kilkanaście) lat temu kiedy wyjeżdżałem po odwiedzinach u brata miałem wielki karton po odbiorniku tv cały wypełniony zebranymi tam przez godzinę czy dwie grzybami.
Cóż, babilasie, toć to katechetka przecież. 👿
Dzień dobry.
Przedwczoraj miałam z grzybami doświadczenie, jak to się nazywa? Graniczne? Z kategorii „już witał się z gąską”. W każdym razie bardzo, bardzo przykre. Dostałam od przyjaciół pięć wielkich kapeluszy kani. Oczyściłam pieczołowicie, lekko posoliłam i popieprzyłam, tak żeby było smacznie, ale nie zabiło boskiego smaku. Wrzuciłam na patelnię ze skwierczącym masełkiem, zapach roztoczył się po całej kuchni. Niestety miałam na nosie okulary. I zobaczyłam je. Wylazły spomiędzy każdej blaszki. Czarna główka, białe ciało. I tak z każdym grzybem 🙁 Wszystkie kanie poszły do kosza:(
A było zdjąć okulary. Albo obtoczyć w panierce 👿
Dzień dobry mimo luja za oknem.
Vesper
To była najłatwiej przyswajalna dla organizmu forma białka, jaką dostałaś od przyjaciół wraz z kaniami. Nie doceniłaś.
I pomyśleć, że człowiek je także oczami.
Na rozum to ja wiem. Ale one się ruszały. I było ich mnóstwo. Ble…
Mnie się wydaje, że prezent adekwatny do osoby obdarowanej.
Traktowałabym to jako niezły żart.
– w nawiązaniu do przykrego doświadczenia vesper: pamiętam lata temu, na zapadłej wówczas wsi podlaskiej stosowanie wersji „oszczędnościowej”: mianowicie grzyby podejrzewane o ich zasiedlenie przez nieproszonych przez nas lokatorów bywały wieszane nad rozgrzaną kuchnią. Na skutek temperatury lokatorzy spadali na płytę kuchni i udawano, że grzyby nie są już zasiedlone.
Pamiętam radość Kingi z kań, które upolowała na spacerze. Łup był jakiś spory, a rozmowy o przyrządzaniu tak apetyczne, że mi ślinka leciała.
I znowu łzy.
Czyli, Siódemeczko, należało mi się? 😉
Przepraszam, Vesper, mój komentarz dotyczył prezentu dla prezydenta.
Aaa, no popatrz, niektórzy zawsze odnoszą do siebie 🙂
Maślaki, kiedyś najbardziej popularny grzyb, teraz nieczęsto spotykany.
Pewnie z powodu wysuszenia gleb, w Polsce systematycznie obniża się poziom wód gruntowych, może dlatego.
Proszę, czym ci matematycy się zajmują! 😉
http://wyborcza.pl/1,75476,18912093,wieczny-bilard-w-nieskonczonym-miescie.html?utm_source=agora&utm_medium=nlt&utm_campaign=nauka
@rysberlin
Zaraz wkleję Twój komentarz.
Choć, między nami, wydaje mi się, że akurat na wiadomego gościa szkoda atramentu…
W sprawie konta zaś: to się da zrobić, choć rzeczywiście to jakaś paranoja, że trzeba je zakładać, żeby komentować. W razie czego służę techniczną poradą: moskwasadowa@gazeta.pl
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Kaniami sie nie zachwycalam nigdy i Ojciec nie pozwalal nam zbierac grzybow innych niz maslaki, kurki, podgrzybki, kozlaki i prawdziwki. Szkoda, ze po maslakach zostalo tylko wspomnienie! Strasznie brudzily palce na czarno przy czyszczeniu, ale we wlasnym sosie byly wspaniale! Nie pamietam, zeby udalo mi sie znalezc prawdziwki na naszym mazowieckim piachu, na ktorym roslo wiele bezgrzybnych wrzosowisk.Lasy byly przeczesywane przez armie poszukiwaczy po kazdym deszczu.
Mar-Jo, takie dokladne procenty w sprawie uchodzcow sa pewnie bardzo niedokladne. Jakie to ma znaczenie zreszta czy z Syrii, czy z Egiptu czy z Afganistanu…
Pare zdjec z wrzesniowych wydarzen na swiecie, lacznie z nasza kleska wrzesniowa w 1939.
http://www.theatlantic.com/photo/2015/09/photos-of-the-week-919-925/407449/
Króliku, w zasadzie żadne. Poza faktem, że ktoś na samym wstępie postępuje nieuczciwie i kłamie, podając nieprawdziwą przynależność państwową.
Vesper,
nie wiem czy się należało 😉 ale potwierdziło się przysłowie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła 👿 w tym wypadku w postaci obejścia się smakiem 🙁 nie trzeba było zaglądać kani … 😉
Chyba nie surowej ktytyki i swiadectwa moralnosci tym ludziom bez domu i przyszlosci teraz potrzeba… Ogolnie wsrod ludzi jest znacznie mniej ludzi nieuczciwych i nieprzyzwoitych niz 30%. Syryjczycy pewnie nie sa wyjatkiem.
Lepiej pozostanmy przy swoich opiniach w tej sprawie.
OK. 🙂
Ja, prawdę powiedziawszy, wcale nie muszę pisać o tym, co podają niemieckie media.
Mam bilet na koncert o 15:00, ale już nie zdążę.
Zapomniałam, ze zamknięta jest ulica i trzeba wyjść co najmniej pół godziny wcześniej niż zwykle.
Pojadę na następny o 17:00 🙁 🙁
Vesper, zjadłem w życiu mnóstwo kani i nie przypominam sobie żadnej zamieszkanej… Czyżbym od dawna miał zbyt słabe okulary?…
Tetryku, wydaje mi się, że wolne od lokatorów są tylko muchomory i inne takie pyszności.
Ja omijam kanie zgodnie z zaleceniami Taty Królika, bo wielokrotnie przekonałam się o wielkim ich podobieństwie do muchomorów.
Ryzyko nie warte próby, więc omijam, chociaż jadłam, oczywiście.
Siódemeczko
Wydaje mi się, że to tylko takie wrażenie. Z muchomorami. One też mają swoich konsumentów, którym nic a nic nie przeszkadzają toksyny. A ślimakom doskonale obojętnie jest czy zje muchomora, czy poziomkę. Zresztą to dotyczy nie tylko muchomorów. Irek jakiś czas temu wrzucił zdjęcia kraśników. Śliczności motyle, żerujące na też wilczomleczach. A im służą, i to w dwójnasób. Jako źródło pokarmu, i źródło toksyn, stanowiących skuteczną ochronę dla samych motyli.
Podobne do sromotnikowego są tylko młode osobniki. Kani w tym wieku i tak nie warto zrywać – na „kotlety” nadaje się dopiero, gdy szeroko rozpostrze kapelusz.
Vesper przygoda z kania przypomniala mi probe zrobienia imprezy po powrocie na stale na balkon. Robimy impreze, zaprosimy zgrana paczke znajomych na jeden raz, tak 20 – 25 osob, powiedzialem do zony. Oczywiscie ze tak – powiedziala, koniecznie, co zrobimy do jedzenia? Cos smacznego, ale co…..
D., I., H., i K., to jarosze, M., ma diete bezglutenowa, inna K., modna w Berlinie diete Paleo, inny M, i O., to tylko dieta bezblonnikowa, A., dieta bialkowa, a T., nie toleruje laktozy, wyjatkowo klopotliwa jest S., – frutarianizm (kolejna berlinska moda), tych kilku veganow w towarzystwie to juz maly problem, co podamy? Wode z kranu w ladnym dzbanku, powiedziala zona. Zycie w Berlinie staje sie klopotliwe 🙄
Taka relacje znalazlem z Chorwacji:
Robert Rient
·
– Czy macie buty?
To pytanie pojawia się często. Buty rozdaliśmy pierwszego dnia, nie mamy. Niektórzy idą w sandałach, niektórzy mają odciski, innym schodzi skóra. Lekarze Bez Granic opatrują stopy. Szczególnie po wielokilometrowym marszu w deszczu. Zapamiętam minę tego chłopaka, ściągnął buty, pokazał stopy. Nie wiedziałem, że skóra może być tak biała, tak martwa. To może chociaż macie skarpety? Już nie mamy.
Wczoraj po 22:00 ustawiliśmy się na szlaku uchodźców, szli z granicy serbsko-chorwackiej w miejscowości Babska do obozu w Opatovac. Jedzenie skończyło się bardzo szybko, padał deszcz, przed nimi jakieś 17 kilometrów marszu. A wcześniej godziny czekania na granicy, w zatorze, smrodzie. A potem godziny stania w kolejce, kolejne godziny w obozie, jeszcze kolejne w oczekiwaniu na autobus – i gdzie nas zabierze? Większość chce na granicę Słowenii i dalej. Rozdawaliśmy ciuchy, kurtki rozeszły się szybko, tak jak czapki, koce, śpiwory. Parasolek, płaszczy przeciwdeszczowych nie mieliśmy od dawna. Musicie iść do obozu, tam anarchiści dadzą ryż z soczewicą, genialny. Tam będą koce, woda, tam usiądziecie, może nawet uda się usnąć. Musicie iść dalej. – Ile? 10, 8 kilometrów. Pokazują na stopy, na rany, pokazują na dzieci śpiące na rękach, pokazują na twarz swoich starych rodziców, pokazują na wózek inwalidzki i na kule. Bez nogi, też muszę iść? Musisz. Wyczerpani, ci z płaczącymi dziećmi, kobiety, kładą się na ulicy, siadają, dalej nie pójdą. Policja pomaga, kursują swoimi busami, zabierają do środka kobiety i dzieci. Mężczyźni, a tych jest najwięcej, muszą liczyć na siebie, ojcowie też. Większość rodzin nie chce zostać rozdzielona. Ciężko się później (nie wiadomo kiedy) znaleźć w kilkutysięcznym, przepełnionym obozie. Wtedy idą razem, ciągną za sobą plecak, w nim musi się zamknąć życie w drodze to tego nowego, bezpiecznego. Nowe życie nie może dużo ważyć. Podwozimy, pakujemy w busy ile osób się da, wieziemy do obozu. Z domu obok wychodzi starsza pani z garnkiem gorącej herbaty, kilkadziesiąt plastikowych, parujących kubeczków znika momentalnie. Wiemy jak to jest – mówi – wiemy coś o wojnie.
W obozie kakofonia głosów, historii. Wolontariusze z całego świata. Ktoś podaje zupę, ktoś pomaga rozstawiać namiot, ktoś szuka becików, butów – na te stopy, ktoś prowadzi do lekarza, ktoś dzwoni zapytać którędy idą kolejni uchodźcy, gdzie trzeba podjechać.
To jest moja mama, to tata, siostra i wujek. W Syrii gdy, straciliśmy dom, zdecydowaliśmy się uciec. Dziękujemy, od kiedy trafiliśmy do Europy pomagają nam, dają jedzenie, picie, wodę, pokazują którędy iść. Ludzie nam pomagają, widzą w nas ludzi. Marzenia? Żyć. Chcielibyśmy żyć. I buty? Czy macie buty?
moskwasadowa, dziekuje bardzo 🙂
Mar-Jo, kroliku, z tego co dochodzi do mnie, to chaos z przybyszami jest taki, ze jakiekolwiek szacunki liczbowe do tego czy tamtego sa prawdopodobnie „wymyslone”.
D**a nie kania, że nie umie z siebie wydziobać lokatorów.
Andsolu
Ko kania czarna była. Przecież Vesper wyraźnie napisała, że robale główki miały czarne. Nie zauważyła. Podobnie zresztą jak Vesper, póki nie zaczęła ich drażnić.
A białego przezornie nie pokazywały. I słusznie. Bo i tak wyszła d**a blada.
Rysiu, nie chcę się chwalić, ale jem wszystko. No, może poza flaczkami. Kanie możemy przedyskutować.
Rysiu, ja najbardziej lubie kotlety z kotletow, (jesli bym miala byc u ciebie na party to daje cynk). Zgadzam sie z twoja zona, wode lubia wszyscy!
Kotlety z sera zoltego, mielonych warzyw, mielonych jajek, gotowanych kartofli, grzybow nie sa moim ulubionym daniem, choc np falafel lubie.
Rysiu
Ja też w kwestiach kulinarnych nie wybrzydzam. Przyswajam wszystko: od wody począwszy. Chociaż trochę się zagalopowałem. Nie jadam dzięciołów i kretów.
Ja mam watpliwosci co do mozdzku, serca, ozorkow, ogonow wszelkiej masci i cynaderek. Natomiast jadlam plucka, czernine, a flaczki, te ostatnie naleza do szczegolnie lubianych. Skad to sie bierze. Moim celem jest jednak zostac wegetarianinem jeszcze w tym zyciu.
Gdyby nie okulary, których w domu przecież zazwyczaj nie noszę, byłaby kaniowa uczta. Każdy z kapeluszy był wielkości patelni. Odżałować nie mogę, ale nie byłabym w stanie zjeść ani tym bardziej podać robaczywych grzybów.
Tetryku, gdyby robaczki, przypiekane w tyłek, nie rozpoczęły masowego eksodusu, to nie miałabym pojęcia, że kanie są zamieszkane przez jakiej zwierzęta. Też nigdy wcześniej nie widziałam robaczywej kani, ale też nigdy nie miałam okularów na nosie podczas smażenia. I było się trzymać tej praktyki.
@rysberlin
Niezamaco absolutnie:)
Rysiu, u nas w domu wykluczenia z diety obejmują wszelkie produkty zawierające gluten, mleko krowie, jaja i mięso kurze, seler, gorczycę, gałkę muszkatołową i cynamon. Z kolei gdy przychodzą na kolację nas najbliżsi przyjaciele, na indeksie są jeszcze ziemniaki i jabłka. Rozumiem więc desperację Twojej żony. Też bym chciała, żeby wszyscy obeszli się butelką Nałęczowianki.
Podziwiam Rysia i Jego Koleżankę Małżonkę, że pamiętają kto-czego. Proponuję w tak skomplikowanej sytuacji zrobić coś w rodzaju baru sałatkowego, ale nie z sałatkami, tylko z półproduktami. Umyte i pokrojone warzywa i owoce w miseczkach, każdy rodzaj osobno. Ugotowany ryż, kasza, jakiś makaron sałatkowy, ziemniaczki, pierś z kurczaka, sery, i ingrediencje do ewentualnego sosu. Jakieś jeszcze dodatki, orzeszki itp. Każdy dostaje miseczkę i komponuje sobie sałateczkę. Może to jest wyjście?
W krakowskiej spółdzielni ogrodniczej „Polsad” można zakupić od czasu do czasu bele słomy z dodatkami zasiedlone grzybnią boczniaka lub pieczarki. Trzymałam takie w stodole w starej miednicy z odrobiną wodą i miałam grzyby z własnej hodowli. Niestety musiałam toczyć nieustanny bój ze ślimakami pomrowcami, które pokonywały wszelkie przeszkody. Widziałam jak taki jeden opierając się na brzegu miednicy zrobił kilkunastocentymetrowy mostek by dostać się do mojego boczniaka. Ponieważ pomrowce wzbudzają we mnie nieprzepartą niechęć zaniechałam na razie dalszej hodowli grzybów, muszę obmyśleć wiszące pojemniki by się jakoś obronić przed śliskim inwentarzem.
Winna jestem Koszyczkowi następną notatkę z Sycylii, jako że dotarłyśmy do Trapani, a wrażeń sporo, ale koleżanki gonią mnie na spacer i kolację więc na razie zmykam…
Grzyby, grzybami a my, zupełnie niespodziewanie, natknęliśmy się w czasie spaceru na tarninę, w miejscu, w którym nie było jej już od lat 😯 🙄
Paradoksie, jaki jest Twój przepis na nalewkę z tarniny?
Wśród naszych przyjaciół są wegetarianie, osoby nie jadające grzybów, serów, ryb, owoców. Trzeba przygotowywać różne potrawy bez tych składników. Na ogół się udaje 😉
Vesper, zajrzyj do poczty 🙂
Jagodo
Trochę z tym ambarasu, ale warto.
1,5 kg tarniny (dojrzałej) – przemarzniętej. Jeśli zbierasz przed przymrozkami, trzeba wrzucić do zamrażarki.
1 l wody (najlepsza jest jakaś mineralna – może być lekko gazowana lub nie)
1 kg cukru – wg przepisu. Ja dodaję 0,7
ciemny miód – 1 kg wg przepisu. Ja dodaję 0,7.
2 l spirytusu 95%
szklanka winiaku (może być koniak)
duża cytryna
Do rondla wrzucić tarninę, zasypać cukrem i odstawić na 2 godziny. Potem dodać 3/4 litra wody i zagotować. Zmniejszyć płomień i popykać z pół godziny. Przelać do dużego słoja. Dodać miód i spirytus. Porządnie wymieszać. Cytrynę umyć, pokroić na cienkie plasterki, usunąć pestki. Położyć na wierzchu. Przykryć słój płótnem. Obciążyć jakimś talerzem i odstawić na 4 tygodnie. Nalewkę odlać. Resztę owoców solidnie przepłukać 1/4 l wody (to wg przepisu – ja używam szklanki wódeczki). Płyn połączyć z nalewką i winiakiem. Wlać do szczelnego słoja i odstawić na tydzień. Potem już tylko przeflitrować (ja używam fltrów do kawy lub gęstego płótnA), do butelek, zakorkować i wynieść do piwnicy. Najlepiej zapomnieć przynajmniej na pół roku.
Jeśli ktoś preferuje więcej słodyczy i mniejszą moc, może robić zgodnie z oryginalną recepturą. Z mojego przepisu wynika lekki niedobór wody w procesie produkcji, ale na to już nic nie poradzę.
Aneks, mimo że siedzę w poczekalni. Ale to przecież nie potrwa całą wieczność.
Rzecz jasna do słoja przelewamy całą zawartość rondla.
Zajrzałam 🙂
A co do gotowania dla domowników i gości z ograniczeniami w diecie, to do wszystkiego można się przyzwyczaić. Najbardziej sportowo jest przygotować coś takiego, co mogą jeść dosłownie wszyscy. To się też czasem udaje 🙂
Wróciłem przemoczony, ale coś w ten deszcz się znalazło 🙂
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpt1/v/t1.0-9/11215737_842937779154563_1517882163711979300_n.jpg?oh=c18a0cf7b6d5e98cda6af5dcb476fd71&oe=56A3383A
@ moskwasadowa – podesłałem Helenie Twój wpis
@ vesper – zdrowotność kani sprawdza się jeszcze w lesie nacinając wierzch kapelusza. Ze śladami zostawiam dla przyrody
Notatka z Sycylii
Koniec pobytu na wschodnim wybrzeżu Sycylii minął bardzo wakacyjnie. Poza kilkoma godzinami w Siracusa’ie spędziłyśmy czas na plażach, zupełnie opustoszałych po sezonie. Przemierzyłam kilka kilometrów po mokrym piasku. Widok plaż robił smutne wrażenie: tak jakby przeszedł kataklizm i nagle zniknęli mieszkańcy tej planety zostawiając w nieładzie leżki, parasole i śmieci. Jak okiem sięgnąć szeregi drewnianych domków-przebieralni. Gdzie-niegdzie mężczyźni remontujący lub sprzątający dobytek. Znalazłam trochę ciekawych muszelek i… spaliłam się tu i ówdzie na prosiaczka (albo raczej świnkę Piggi ).
Siracusa bardzo ładna, w jasnym kamieniu, mieszanina starożytności i czasów bardziej współczsnych. Bardzo intrygująca katedra św Łucji zbudowana w V wieku n.e. na bazie greckiej świątyni z V wieku p.n.e. Rozbudowana i przebudowana jeszcze kilka razy, ale we wnętrzu zachowały się widoczne doryckie kolumny.
cd notatek z Sycylii
Przejazd z Katanii do Trapani przez Porto Empedocle zajął nam pół dnia. Etna przykryta dziś chmurą na szczycie żegnała nas długo. W końcu przesłoniły ją wapienne wzgórza. Zrobiło się pusto i sucho. Chyba nigdy nie było nadmiaru wody na południowym wybrzeżu Sycylii, ale widok wyschniętych sadów oliwnych i cytrusowych przywodzi na myśl prawdziwą klęskę.
Czasem wśród szarych zboczy pasły się owce lub kozy. W niektórych dolinach ziemia była ciemniejsza i wyraźnie przygotowano pola do nowych zasiewów, równiutko wybronowane. Ciekawe co tu uprawiają: może jęczmień i pszenicę?
W Porto Empedocle zrobiłyśmy odpoczynek pod schodzącym do morza zboczem z margli, które pod wpływem erozji utworzyło naturalne schody. Morze znacznie chłodniejsze niż w Katanii.
Pobyt w Taorminie dopiero przed nami, ale sympatycznie od pierwszego wejrzenia. Pogoda ma się zmienić i to może pokrzyżować niektóre nasze plany. Nie będę narzekać – dzieci piszą mi, że leje i zimno: przedłużyłam sobie w tym roku lato! 😆
Co do metod skutecznych walki ze ślimactwem bezskorupnym (Zwyczajna 17:00), zwanym z angielska slug, nieustannie polecam jako jedyne skuteczne rozwiązanie, preparat o nazwie Nemaslug.
Nemaslug jest biopestycydem, znaczy zawiera nicienie o podejrzanej nazwie ( Phasmarhabditis hermaphrodita), które są pasożytami pomrowców i innych ślimaków. Nemaslugiem opryskuje się trawniki, zarośla i grządki, gdzie nicienie czekają na swoje ofiary. Opryskowi nie szkodzi deszcz, a sam oprysk nie szkodzi kotom, psom, dzieciom, owadom – bo hermafrodyta związana jest tylko z mięczakami. Nicienie wnikają do środka ślimaka i wypluwają jeszcze jakąś bakterię, z którą do spółki zżerają go od środka. Slugi mają brzydki (ale nam przydatny) obyczaj żywienia się padliną pobratymców, w ten sposób zaraza roznosi się lawinowo i w kilka dni od zastosowania święty spokój, przez duże Ś i duże S.
Lojalnie napisać muszę, że sprawa nie jest jednak taka prosta, jak się pozornie wydaje. Nemaslug ma dość krótki okres przydatności do użycia (bo składa się z żywych nicieni, które przecież muszą w końcu coś zacząć jeść), przechowywać go należy w lodówce, a w transporcie i handlu zachowany musi być ciąg chłodniczy. W Polsce dystrybutorem Nemaslugu jest firma Brinkman, gdzie należy się informować co do dostępności (jak znam życie: na zamówienie, i to raczej od wiosny, a nie z jesieni).
Bobiku, mój wpis bez powodu a jak zwykle z sympatii.
Drogi Moskwo, serdeczne dzieki za dedykowany mi wpis na Twoim blogu. Irek mi go podrzucil. Ale dalej nie moge sie zalogowac. Czy moglbys napisac do mnie na adres: szmuness malpa hotmail kropka com. Nie sadzisz, ze czas najwyzszy abysmy sie po latach znajomosci poznali z imienia?
I przepraszam Blog Bobika za nieoczekiwane wtargniecie.
Myślę, Helenko, że jesteś nadal mile widzianym gościem.
Wieczorynko, nie wiem, czy wiesz, Bobika już nie ma.
To znaczy jest w naszych serca.
Dzień dobry 🙂
Paradoksie,
dziękuję bardzo 🙂 Rzeczywiście, dość złożona procedura, nigdy tak nie robiłam nalewki. Mam na myśli podgrzewanie. Dwa litry spirytusu na 1,5 kg tarniny musi dać jakąś straszliwą moc nalewce 😯 🙄
Zerwaliśmy sporo tarniny. Czeka w zamrażalniku. Prawdopodobnie zrobię w dwóch wersjach. Twojej i jakiejś internetowej.
A może ktoś z Szanownej Frekwencji ma dobry sprawdzony przepis?
Będzie można potem urządzić zbiorową degustację nalewek z tarniny 😉
Znalazłam jeszcze takie przepisy na przetwory z tarniny:
http://www.mowimyjak.pl/styl-zycia/kuchnia-i-przepisy/tarnina-co-mozna-zrobic-z-owocow-tarniny-przepisy-bez-nalewki,17_61703.html
Czy ktoś ma jakieś doświadczenie z przetworami z tarniny?
Dzień dobry 🙂
kawa
Uporczywa wieść gminna głosi, że Lenina zabalsamowali tarninówką, Jagodo. Poza tym, wiem, że tarnina powoduje dość trudne do usunięcia plamy, ale może ten spirytus to znosi.
herbata 🙂
zimno
duzo herbata
nie balkon
bryk 🙂
bryku fiku
brykanko fikanko 😀
pytanie z rana, kto czytal Katarzyny Bonda „Okularnik”?
czytalem wywiad z autorka i wychwalala sie, jestem dobra mowila. prawda to czy……?
slonce 😆
Babilas 😆
Irku, zastawa do kawy śliczna, ale co z kawą? 🙄 😉
Dzień dobry
Jagodo
Nie przesadzałbym z tą mocą. Dużo do rozcieńczania. Litr wody, Miód i jeszcze te trochę soku z owoców. Niemniej przyznam, że może lekko kopnąć.
Mam jeszcze gdzieś zadołowany przepis na tarninówkę z dodatkiem suszonych śliwek. Ale to totalna słabizna, bo na samej wódce nastawiana. Można wódkę zastąpić 70% spirytusem. Więc gdybyś była zainteresowana. Tyle że to nie pora, bo suszone śliwki dopiero się robią. Przynajmniej u nas. Najlepsze kupuję w Kazimierzu.
Tarninowa
Po pierwszych przymrozkach zebrać 1 kg owoców tarniny. Umyć i wtozyć do gqsiorka. Zasypać 2 szklankami cukru. Dodać otartą skórkę z dobrze umytej i sparzonej wrzątkiem cytryny i 5 gozdzik6w sklepowych. Wlać 1 l 45% wódki. Dobrze zamknąć Postawić na sześć tygodni w słonecznym miejscu. Co kilka dni wstrząsnąć gąsiorkiem. Po tym czasie zlać nalewkę i przefiltrować przez bibułę filtracyjną. Rozlać do butelek. Dobrze zakorkować. Odstawić na sześć tygodni.
Składniki: tarnina, cukier, wódka,
cytryna, gozdziki.
Czas przygotowania: kwartał
Tarninowa bogata
1/2 kg przemarzniętych i nakłutych drewnianą wykałaczką owoców tarniny włożyć do gąsiorka. Dodać 1/4 kg suszonych śliwek, najlepiej bez pestek, 10 dkg rodzynek, 8 goździków sklepowych, łyżkę suszonego kwiatu głogu. Wlać 1,5 l 45% wódki. Postawić w ciepłym miejscu na miesiąć. Co kilka dni energicznie wstrząsnąć gąsiorkiem, Po tym czasie zlać nalewkę, owoce wycisnąć i przefiltrować przez bibułę filtracyjną. Połączyć z nalewką. Wymieszać i poczekać aż płyn się wyklaruje. Na każdą szklankę nalewki wlać 1/2 l 45% wódki. Dobrze wymieszać. Wlać 1/2 litra spirytusu. 7 łyżek miodu wymieszać z 1/2 szklanki wody, zagotować i wyszumować. Po ostudzeniu połączyć z nalewką. Dobrze wymieszać. Rozlać do butelek. Dobrze zakorkować. Odstawić na pięć miesięcy.
Składniki: tarnina, suszone śliwki, rodzynki, goździki sklepowe. kwiat gtogu, miód. wódka, spirytus.
Czas przygotowania: pół roku.
Z „Wielkiej księgi nalewek” Jan Rogala, Robert Maciej
Rysiu, nie czytalam, ale w Polityce jest recenzja jej poprzedniej książki z dużą ilością gwiazdek
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1581789,1,recenzja-ksiazki-katarzyna-bonda-pochlaniacz.read?backTo=http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1581971,1,fragment-ksiazki-pochlaniacz.read
Rysiu, książka ma 900 stron 😯
Na tej stronie milośników książek ludzie umieszczają swoje opinie, tu są o okularniku
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/251458/okularnik
Siódemeczko, Paradoksie, dziękuję 🙂 zrobię obydwie 😉
Jagodowego muszę czem prędzej poddać intensywnej reedukacji 👿
W przeciwnym razie, w Nowej Lepszej Polsce, trafi do obozu reedukacyjnego.
Rozmawialiśmy o alkoholach potrzebnych do nalewek. Usiłowałam mu przypomnieć, że mamy gdzieś w piwnicy karton wódki kupiony w samolocie. Nie mogłam sobie przypomnieć nazwy. Jagodowy powiedział, że to chyba Jezus 😯 😯 😯
A to Jelcyn:
http://dutyfree.lotcatering.pl/_index.php/wodka-jelzin-3l-37-5.html
nieco słaby, jak na Borysa, ale podrasuje się ją zdrowym, polskim spirytusem i będzie w sam raz 😉
Gorzej ze stanem umysłu Jagodowego, taka pomyłka! 👿
Ktoś z załogi pokątnie handlował wódką w samolocie, Jagodo? 😉
Dzień dobry! Nie porzucam nadziei, że mój wpis tym razem wskoczy w całości 🙂
Rysiu, mam Bondy „Tylko martwi nie kłamią” – kryminał, mnie się podobał, akcja toczy się w Katowicach, bohaterem jest, jak w większości jej kryminałów profiler. Przypuszczam, że „Okularnik” w podobnym stylu. Według mnie, jedna z lepszych w Polsce piszących kryminały.
Wczoraj, w sobote, było dużo o grzybach. Kinga bardzo lubiła grzyby, wspominaliśmy to wczoraj w domu przy obiedzie. Mąż był przedwczoraj na grzybobraniu, niedaleko Aachen, przy belgijskiej granicy jest nasze tajemne miejsce. Przywiózł bardzo dużo, parę kozaków a reszta same prawdziwki. Dzisiaj też pojechał, jeszcze go nie ma, aż się boję 🙂
https://goo.gl/photos/ZgeCyxABC9QuPQU3A
Matko! Panno Koto! Ależ bogactwo, a jakie piękne!
Lecę do Aachen. 😀
Siódemeczko, przylatuj, podzielimy się 🙂
Wcale nie pokątnie, Siódemeczko. Na pełnym legalu w tak zwanym sklepie wolnocłowym 😉
Panno Kota, jest się czego bać i czym cieszyć 🙂
Mam nadzieję, że masz sprawny telefon 😉
Panno Koto – O RANY!!!
Byłem rok w Akwizgranie, nie raz zaglądałem do Kąta Trzech Krajów, a borowików nie widziałem. Chyba chowały się przede mną.
Grzybny raj pod Aachen! Szkoda, ze mnie tam nie ma z moim Ojcem! Panno Koto, kiedys jadlam pyszne prawdziwki w Piemoncie. Pokrojone w ponad centymetrowej grubosci plastry prawdziwkow wytaplane w jajku i pszennej tartej bulce, szybko usmazone na oliwie. Bez dodatkow, tzn. bagietka z maslem nie zawadzi, ale niepotrzebnie wypelni zoladek, ktory ma tyle prawdziwkow do przetrawienia! Albo smazone na masle z czosnkiem i ziel. puetruszka do pasty tagliatelle. Chyba by mi rozum odebralo od tych prawdziwkow!
Dzień dobry. 🙂
Jeśli (w październiku lub listopadzie) ktoś będzie w okolicy południowych Wogezów, to polecam wyprawę na rydze. Kilka lat temu miałam okazję zbierać tam rydze, których ilość przekraczała moje wyobrażenie – tak jak zbiór Męża Panny Kota. 😆
Zwykłe podgrzybki pokrojone w półcentymetrowe plasterki usmażyłam wczoraj na gęsim smalcu – boskie danko. Ja tam nie panieruję smakołyków w niczym, kani też, ani boczniaków, bo najlepsze co może być to podsmażony grzybek jako taki.
Zasięgałam języka w mojej ukochanej Puszczy Noteckiej, gdzie podgrzybki brunatne zazwyczaj kosą się kosi – nic, posucha. Należałoby wznieść jakieś modły o deszcz w Puszczy (ćwiczenie językowe dla Anglików).
Moddwey oh deshch v pooshchey.
Mój pierwszy grzybowy raj był w Szkocji, Perthshire, w okolicach malutkiej osady Findo Gask. Postawiłem auto, poszedłem w rzadki zagajnik i w ciągu kilku minut miałem zebrane dwie duże torby plastikowe rydzów. Było ich znacznie więcej, ale – nieprzygotowany – nie miałem ich w co zbierać. Gdy wróciłem do auta, z okienka pobliskiego domu wychyliła się sympatyczna twarz pani wówczas ponad sześćdziesięcioletniej i usłyszałem: czy zbierałeś grzyby ? a może jesteś Polakiem ? po chwili, mimo że obcy, zostałem zaproszony na nice cup of tea. Okazało się, iż pani z rozczuleniem wspomina Polaków, od niech się nauczyła że grzyby bywają jadalne, acz chyba się jej Polacy nie tylko z grzybami kojarzyli 🙂 …w okolicach Findo Gask (było tam małe lotnisko RAF), w czasach WW II trenowali chłopcy od generała Stanisława Sosabowskiego.
A przed chwilą wyczytałem, że są tam tereny truflowe.
https://en.wikipedia.org/wiki/Findo_Gask
Mój drugi raj to moja ukochana Dania; Zelandia, droga z Kopenhagi na północ, i za małą miejscowością Nødebo (tłumaczyliśmy żartobliwie na: Orzeszkowo), na pierwszym parkingu w lesie stawiało się auto, i po kilkunastu minutach torby bądź kosze były pełne. Rydze, prawdziwki, w tym prawdziwki odmiany Indygo – siniejące na kolor dżinsów. Pamiętam jak przywoziłem stamtąd do Warszawy spore ilości grzybów.
Prawdziwki smażone – to było dla mnie tradycyjne danie wigilijne. Tyle że kapelusze prawdziwków były suszone, takie suszone namaczało się w mleku, obsączało, sól/pieprz do smaku, panierowało jak schabowe w jajku i tartej bułce i – voila. Kiedy lata temu niektóre szkoły w krajach odległych decydowały się zrobić dzień polski, a ja miałem akurat zapas suszonych prawdziwków, to danie jako smakołyk robiło furorę.
Ten wczorajszy zbiór grzybowy został przerobiony na sos. Najlepsze są takie wielogatunkowe. Były w nim borowiki, kozaki wszelkie i maślaki. Jedyna kania się rozgotowała, ale chyba dołożyła swoją nutę. Pozostałe suszą się. Wchodzisz i … czujesz zapach grzybowej jesieni
A jeżeli chodzi o prawdziwki – to nie zapomnę prawdziwków po wileńsku. Świeże duże prawdziwki krojone w plastry około 2 cm, obtaczane w cieście naleśnikowym i smażone na maśle.
Maslo bardzo mi pasuje do grzybow. Musze koniecznie zaznac grzybnego raju, bo moje doswiadczenia mazowieckie sa bardzo marne. Garstka nieduzych grzybkow po dwoch godzinach chodzenia po lesie… jadac kiedys z Kazimierza Dolnego do Warszawy kupowalam grzyby od zbieraczy w okolicach Wilgi. Moze tam zawioze Ojca na grzybobranie w pazdzierniku. Napisze tez do znajomego Krakusa ktory pracuje tymczasowo w Kozienicach. W puszczy Kozienickiej tez powinny byc grzyby… Szkoda, ze to daleko od Aachen, Zelandii i Findo Gask.
Kroliku, z doświadczenia wiem, jeżdziliśmy kiedyś z synem na grzybobrania, że w miejscach wielkiego wysypu grzybów w następnych latach nie było co zbierać.
Nie wiem na czym to polega, ale zawsze spotykał nas zawód.
Raz znaleźliśmy las, gdzie prawdziwki olbrzymie, jeden w drugiego zdrowy ja rydz rosły jak karne wojsko na wielkiej połaci. Już nigdy w następnych 3 latach nie znaleźliśmy tam nic, z wyjątkiem paru robaczywych.
Możliwa jest taka teoria, że to miejscowi wycinają w pień grzybowe miejsca przed przybyciem miejskiej stonki. Nie wiem.
dziekuje za opinie, kupuje Bonda i kilka innych tez, zapowiedziano balkonowoa pogode, bede papierowo sie udzielac 😉 🙂 😀
dzisiaj cos widzialem w TV, przeczytalem cosniecos, pogadalem o tymitamtym, powiem tylko
dobranoc
Dobry wieczór,
dla mnie Katarzyna Bonda strasznie przegadana. Wcześniejsze kryminały różne, jakieś skomplikowane konstrukcje, męczące trochę. Ale te ostatnie już totalnie przedobrzone. Brnąc przez „Okularnika” trzeba mieć mocne nerwy, a w sumie i tak najważniejszy jest wątek nie tyle kryminalny – choć wszystko się tu łączy – co wojenny. Historia nienawiści na ziemiach podlaskich, konkretnie chodzi o Hajnówkę, jest z życia wzięta i tu plus dla Bondy za wydobycie niepopularnych stron tej historii. Ale w niej brak innych jeszcze wątków obecnych na tych ziemiach… Też strasznie pokręcona fabuła. Nie wiem, czy sięgnę po kolejny tom.
A propos Witkacego, jego wierszyk półfrancuski:
Que sale pays que la Pologne,
Cette triste patrie des gouvegnages.*
Pour faire voir un peu de vergogne,
Il n’ont pas même du courage.
*słówko jak najbardziej polskie, trzeba przeczytać na głos 😉
W pierwszym słówku korekta: „Quel” 🙂
I tak zamyka się kolejny dzień nauki polskiego. Na dziś zaliczyliśmy moddwey oh deshch v pooshchey oraz gouvegnages. Czy coś doszlusuje do słowniczka przed północką? Słowo wyjaśniające z kim można singen und tanzen pamiętam.
Uff, grzyby przerobione, zamarynowane, w zamrażalniku, suszą się, reszta zjedzona 🙂 Ja robię z masłem, cebulką i trochę śmietany, dziś dodałam jeszcze creme fraiche z ziołami, bardzo dobre. Dziękuję za przepisy, skorzystam przy następnym gotowaniu.
Było trochę mniej niż kilka dni temu, ale i tak dużo.
https://goo.gl/photos/BLYRPHUg4pKZimSK9
Andsolu, no bo z tego Akwizgranu trzeba się ruszyć do lasu 🙂 🙂 🙂
Doro, ja znam Bondy tylko ten jeden kryminał, fakt, akcja u niej dość skomplikowana, ale da się czytać. A znasz książki Marty Guzowskiej?
Oj, tak. Bonda w porównaniu z nią to mistrzyni przejrzystości. Zupełnie przez tę Guzowską nie mogłam przebrnąć, bohaterowie przekombinowani, akcja naciągana…
To nie jest tak, że nie podobają mi się polskie kryminały. Zdarzają się całkiem niezłe.
Nie mogę @$$%^&*(&*( patrzeć na te grzyby! 👿 Ani czasu na grzybobranie, ani na kupienie i gotowanie… Zazdraszczam Wam okrutnie.
Doro, no bo to sa zajecia dla emerytow 🙂
Zgłaszam się na nocnym dyżurze księżycowym. Zrobiłam fotki: łysy piękny, wielki, świecący jak wściekły oraz jeszcze nienaruszony.
Ormie, w ramach eksperymentu spróbuj te prawdziwki usmażyć na maśle tylko w mące, zobaczysz, że będą bardziej grzybowe!
Jeszcze z lekcji polskiego: w tyłówkach jakiegoś serialu widnieje firma Platige image. Należy to wypowiedzieć na głos.
Wypowiedzic po angielsku czy francusku…
Po francusku.
Mój księżyc zachodniopomorski wciąż cały, tylko na lewą górną ćwiartkę nachodzi jakby chmura, kratery są jednak wciąż dobrze widoczne.
Już do połowy zaciemniony
już prawie cały jest czerwony
Doczekałam do zaćmienia. Niestety, im ciemniejszy księżyc (rzeczywiście, czerwony), tym bardziej grymasił mój szpiegowski aparat. Niemniej jakiś tam serwis mam, przy okazji się podzielę.
Dobrej nocy.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Nie widziałam księżyca. Spałam 😳
Słońce od rana pięknie świeci. Zapowiada się dzień ogrodniczy.
🙂
herbata
bryk
przespalem zjawisko, Irka kawa wygodniejsza 🙂
fik
bryku fiku
fik
bryk 😀
prosze przeczytac ten wywiad (ksiazka po polsku w ksiegarnii Waszego zaufania):
http://mediumpubliczne.pl/2015/09/jennifer-teege-moj-dziadek-mordowal-zydow-2/
Do kawy
http://wyborcza.pl/1,75478,18923142,prof-markowski-pis-skutecznie-demobilizuje-elektorat-platformy.html#BoxGWImg
Rysiu! Przeczytałam wywiad, pewnie sięgnę po książkę, bo jest o tym co mnie ostatnio tak dręczy: dlaczego to się stało (nazizm, Holocaust, wojna o wymiarze światowym, inne nacjonalizmy i dyktatury) i w jakich okolicznościach może się powtórzyć, i czy możemy zapobiec. Ale muszę sobie dawkować tą wiedzę, żeby nie wpaść w depresję. Powolutku. Przerywnik ze słonecznej Sycylii już powoli się kończy. Czy brykasz dziś balkonowo?
Dzień dobry! Podróże w czasie są jednak możliwe, właśnie wróciliśmy do lata. Alcalá de Henares – rodzinne miasto Cervantesa i Katarzyny Aragońskiej. Jeden ze starszych uniwersytetów w Europie, z renesansowym budynkiem kampusu (na parterze biblioteka, kaplica i administracja, na pierwszym piętrze sale wykładowe, na drugim piętrze akademik). Katedra pod wezwaniem Santos Niños (jakichś małolatów męczenników z czasów Dioklecjana). Ze współczesności – miasto z największym w Hiszpanii odsetkiem imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej (głównie Rumuni, ale tez Polacy), według statystyk do 30% ludności.
Dzień dobry! Też przespałam Zjawisko Przyrody. Na usprawiedliwienie dodam, że bardzo już potrzebowałam tego snu. Pełnych ośmiu godzin 🙂
Grzybobranie to zajęcie dla emerytów? Ależ oficjalnie to ja już jestem emerytką. Tyle że praktycznie nic to dla mnie nie zmienia, robię, co robiłam, tego się ode mnie oczekuje i to lubię zresztą. Za parę dni zaczyna mi się maraton fryckowy, więc mogę się tu rzadziej pokazywać.
Zwyczajna, w Tereny Zielone tez 🙂 jadnak brykanie balkonowe mniej zuzywa 😀
o tej godzinie zwykle pojawial sie Bobik, tesknie
Nie jesteś sam z tęsknotą, Rysiu.
Miałam pospać, ale uporczywy telemarketer dzwoni co chwila.
Nie wiem jak w innych krajach, w Polsce ci ludzie mają ustawiony automat, który sam dzwoni do wybranych numerów.
Najczęściej wyłącza sie po 2-3 sygnałach, a jak podniosę słuchawkę nikt się nie odzywa. I tak codziennie od rana.
Księżyc w fazie pełnego zaćmienia wyglądał tak:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Zacmienie28Wrzesnia2015#slideshow/6199490310257973538
Nisia będzie miała lepsze zdjęcia, bo duzy zoom.
Dzień dobry 🙂
Stałem dzielnie na balkonie, aż poczułem, że już dłużej nie utrzymam w łapach lornetki 🙂
Wszystko ładnie, tylko wcale nie wydawał mi się czerwony 😕
Zamawiałam wczoraj cebulki kwiatowe. Miedzy innymi takie:
http://naogrodowej.pl/roslina,Tulipan_Ice_Cream,1343?PHPSESSID=c8n5jd7kebg5951teq567hih16
Czegóż to biotechnolodzy nie wymyślą 🙄
Do zaćmienia nie dotrwałam, ale za to jestem wyspana 😎
On jest bżytki… ten tulipan…
O nie, Smoku, gołym okiem był czerwony, tylko musiał wejść w głębokie zaciemnienie.
Zwyczajna,
to jedno z ciekawszych wyjaśnień:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Milgrama
Siódemeczko, gołym okiem to ja za wiele nie widzę, no, może był trochę pomarańczowy, nie będę się kłócił 🙂
Oj tam, oj tam, Nisiu. „Jeżeli kochasz, sercem patrz” i już 😉
Ja się w tym tulipanie zakochałam od pierwszego spojrzenia i nie dam sobie tej miłości obżytcić 👿
On mi się teraz będzie kojarzył patriotycznie: ice cream sztandar 😆
Rysiu, trochę tylko nie rozumiem czemu dopiero rok po ukazaniu się książki Jennifer Teege pokazuje się ten wywiad.
Fałszywa propaganda, na którą Brazylia nie da się nabrać. Tu żadnych czerwonych księżyców nie było. Nie pierwszy raz widmo krąży nad Europą.
Brazylia podrzuca Europie 👿 😉
http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-nowa-afera-z-implantami-piersi,nId,1893801
Zawsze miałem dobre zdanie o piersiach made in Poland.
To, że Księżyc w Brazylii był normalny i nie zapowiadał końca świata, to jest bardzo silna przesłanka, że Brazylia jest w zmowie z Księżycem. Działają wspólnie na rzecz końca cywilizacji białego człowieka 👿
W linku od Jagody nie piszą o tym, co było najgorsze we francuskich produktach „PIP”: pośladkowe wkładki przy siadaniu (a piersiowe przy dotulaniu) kląskały i zaczynały odgrywać Marsyliankę. Natomiast brazylijskie, wręcz odwrotnie, odgrywają tylko parę taktów „Dla Elizy”.
andsol, nie wiem dlaczego dopiero teraz, moze ktos prywatnie uznal ze nalezy ksiazce reklame zrobic. dobrze ze takie ksiazki sa.
To ten kontrowersyjny Betlejewski, palił stodołę, onanizował się, lub udawał onanizowanie, na klatce schodowej gdzie zabito Politkowską.
Och, Jagódko, nie chciałam urazić uczuć Twych!
Wyraz bżytki jest fajny sam w sobie. Podobnie jak gupi i gupek.
Załatwiałam dziś sprawę w urzędzie. Szybko i sprawnie. Mamy fajne biuro obsługi interesantów. Ale mam wrażenie, że te panie i ci panowie (było kilku) strasznie harują.
Znacie to słowo, co ma tyle błędów, ile liter?
Óżont.
Jest jeszcze fhut.
Na razieńku.
Nisiu, korekta: FZHUT 😆
Ny, ny, Doro.
Nie fzhut słąca.
Fhut do óżendu…
Przecież nie uraziłaś, Nisiu 😉
A znacie miasto w Polsce na dwie litery?
Uć
Lk (l ma kreseczke)
Bingo, Małgosiu! 🙂
Rysiu, bardzo dobrze. Nie wiem czy Die Brüder Himmler: Eine deutsche Familiengeschichte (żyjącej chyba w Izraelu pani Himmler) było pierwszą czy jedną z pierwszych książek tego pokolenia, które starało się uporać ze swoim dziedzictwem, ale sądzę,że takiego prania duszy było wiele. I przychodzi na myśl uwaga Sołżenicyna z Archipelagu Gułag mówiącego, że w Rosji chyba (jeśli pamiętam dobrze liczbę) koło 200 tys. zbrodniarzy powinno odpowiadać za swoje wyczyny w rządowych instancjach.
Polska, jak wiadomo, jest między Niemcami a Rosją: daleko jej od bardzo oczyszczonego i życzliwego Innym klimatu Niemiec, ale też nie przybliżyła się jeszcze do podtrzymywania przy życiu upiorów przeszłości, które bez wątpienia przyczyniły się do zbrodni w Afganistanie, w Czeczni, w rosyjskiej dzisiejszej codzienności.
Więc jesteśmy pomiędzy. Idziemy w zaparte, że u nas były tylko niewinne ofiary, przelatujemy nad antyżydowskimi trąbami kościelnymi sprzed wojny, zapominamy o paru milionach folksdojczów i marnujemy energię na jakichś palcami wybieranymi komuchach (np. J. Kaczyński komuchem nie był, ale jego uczelniani koledzy byli). No zobaczymy jak zakończy życie ten ropień, ale choć nie znam się na medycynie, na cudowne ozdrowienie nie liczę.
Dobry wieczór
Andsolu
Kaczyński nie był komuchem z jednego z dwóch powodów. Bo przegapił. Albo za bardzo się bał określić.
Obowiązkowe różowe czapeczki ludzi z CIA. Piękne.
Jagodo, ja na fszelki wypadek.
Szkoda, że nie słyszycie jak smacznie chrapie Szancia-psinka. Bardzo domowy odgłos.
Bobiku, wiesz co moje duże co to mnie karmią, no i się starają jak chodzi o moją kocią osobę dzisiaj ogrzały chałupę, czyli rozpaliły w takim meblu, który nazywają piec, nawet przystawiły drabinkę i ja na tym piecu mogę się grzać i wylegiwać. Na parapecie niestety już nie ma słońca ale ja wiem, że w kolejności przyjdzie wiosna a ja znów wrócę na parapet.
wieczorynka, szczera i gorąca zachęta: nie tylko pisz, ale i czytaj, szczególnie to, co było imiennie zaadresowane do Ciebie.
To, że Bobik niestety odszedł do krainy wiecznych łowów wiem, jednak bardziej odpowiada mi wersja, że jest tu razem z piszącymi i przynajmniej na razie w tej konwencji pozostanę, jeżeli mi pozwolą, jeżeli nie pozostanę tylko czytelnikiem bloga jak to wcześniej bywało.
Twoja konwencja jest nieco makabryczna. Może weź pod rozwagę odczucia innych, a nie tylko to, co Tobie odpowiada.
A kto pozwolą, Wieczorynko?
Andsol pisze prawdę, Wieczorynko, mnie Twoje wpisy zszokowały.
A bierzesz pod uwagę taki scenariusz, że tracisz kogoś bliskiego, a jakaś osoba śle listy, bo nie przyjmuje do wiadomości.
Twój warunek, albo – albo, jest nie do przyjęcia, uważam.
Dlaczego nie możesz swoich wpisów kierować do nas?
W uzupełnieniu porannego wpisu – kilka zdjęć: https://www.flickr.com/photos/34992575@N00/albums/72157658806519699
masz racje andsolu, Więc jesteśmy pomiędzy. Idziemy w zaparte . kiedy bedzie mozna pojsc do EMPIKu i tak od niechcenia z polki chwycic ksiazke zeby Żeby zrozumieć jej sytuację, zaczęłam czytać książki na temat pokolenia (…). (z wywiadu J. Teege)?. Co do ksiazki Katrin Himmler, to jest ona jedna z BARDZO wielu.
babilas, co to za namioty na dziedzincu?
pstryk na dzisiaj
Rysiu, to jakaś demonstracja (happening) w sprawie uchodźców, jak zrozumiałem: za.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Dzisiaj minie miesiąc od fizycznego odejścia Kingi. Psychicznie, duchowo będzie ze mną już na zawsze. Szczególnie w tych momentach, w których będę odwiedzała to miejsce.
Rozumiem i szanuję potrzebę @wieczorynki. Sama „rozmawiam” z Kingą, z Bobikiem. Nie daję temu wyrazu na piśmie, tu na blogu. Ale rozmawiam z Nią. Mnie wpisy @wieczorynki nie rażą. Wręcz przeciwnie, rozczulają. Niemniej przyjmuję do wiadomości, że nie wszyscy widzą to w podobny sposób. I to również rozumiem i szanuję. Jesteśmy INNI, 😉 różni.
Przypuszczam, że Bobik zachowałby dystans i nie robiłby problemu. A przede wszystkim potraktował piszącą życzliwie i z humorem. I myślę, że jeżeli obserwuje nas z jakieś chmurki, to już zdążył napisać stosowny wierszyk.
Zastanawiam się czy nie można by było wykorzystać tej sytuacji do poćwiczenia empatii względem INNEGO. To nie wiąże się z podniesieniem naszych podatków, zagrożeniem miejsc pracy, zamachem na naszą tożsamość, etc.. Żyjemy w kulturze, w której zmarłym przynosi się kwiaty. Inni przynoszą im jedzenie. Potrafimy to już przyjąć do wiadomości i zaakceptować. Więc może potrafimy też zaakceptować to, że @wieczorynka, tu na blogu, rozmawia z Bobikiem. Dla mnie to taki mały test na stosunek do INNEGO. Praktyczny a nie tylko deklarowany.
„- Gazdo a dalibyście Partii kozę?
– Nie!
– A dlaczego?
– Bo mom!”
Zastanawiam się czy nie można by było wykorzystać tej sytuacji do poćwiczenia empatii względem INNEGO.
Ćwicz. Do woli. O ile możliwe, nie łącząc swoich ćwiczeń z pouczeniami jak należy się zachowywać w miejscu publicznym. I wtedy w milczeniu przejdę nad faktem, że co jednego wstrząsa, drugiego rozczula.
Dzień dobry 🙂
Zgadzam się z Tobą Jagodo. Ja też rozmawiam z bliskimi,którzy odeszli…
Pozdrawiam Koszyczek 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=dsp5OASh7bg
herbata 🙂
bryk
szeleszcze
fik
brykam fikam 😀
dziekuje babilas 🙂
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
wtorkowo
Dzień dobry.
Widzę poruszony przez Jagodę problem nieco inaczej.
Skąd ta niezgoda na inną konwencję? Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze, Bobik to postać wykreowana przez Kingę, ale dla każdego w różnym stopniu osobna w stosunku do Kingi. Pokusiłabym się o teorię, że im bliższa zażyłość z autorką, tym trudniej we własnym myśleniu odciąć ją od stworzonej postaci, choć biorę pod uwagę również inne czynniki, jak choćby wyuczoną (dotyczy głównie psychologów 😉 ) i już chyba odruchową umiejętność oddzielania człowieka od jego kreacji na własny temat. Zakładam więc, że niektórym z nas łatwiej, a niektórym trudniej poukładać sobie, co Bobikowe, a co Kingowe. To szczególnie mocno pomieszało się w ostatnich tygodniach życia Kingi, kiedy na blogu była Bobikiem, ale dla nas była naszą bliską, odchodzącą przyjaciółką, a jej Bobikowego wcielenia używaliśmy jako pośrednika, przez którego można Jej towarzyszyć, Ją wspierać i z Nią być. Pisaliśmy, a przynajmniej część z nas, „Bobiku…”, ale zwracaliśmy się do Kingi, mając cały czas na uwadze, w jakiej jest w tym momencie sytuacji. Myślę jednak, że niektórzy, zwłaszcza Ci luźniej z blogiem i Kingą związani, pozostawali w tej relacji na płaszczyźnie wyznaczonej przez konwencję blogu. Bobik był dla nich Bobikiem, a nie Kingą. Dla nich Bobik nie musiał odejść wraz z Kingą, jak dla nas.
Drugi powód, to granice. Przypomina mi się „Człowiek w teatrze życia codziennego” Goffmana. Wieczorynka wkroczyła na scenę i wygłosiła kwestię odpowiednią dla spektaklu pod tytułem „Blog Bobika”. Pozostali aktorzy podpowiadają jej, że tamten spektakl się skończył, już go nie gramy, teraz gramy „Blog bez Bobika”. Ale Wieczorynka udaje, że tego nie widzi i nie słyszy, wychodzi, po czym wraca i znów wygłasza kwestię z poprzedniej sztuki. Aktorzy czują się więc potraktowani jak elementy scenografii, jak rekwizyty. Protestują, na co Wieczorynka stwierdza, że albo będzie wygłaszać swoje kwestie niegranego już spektaklu, albo siada z powrotem na widowni. Używa przy tym ciekawej formy – jak pozwolą. Chyba, że Wieczorynka zjadła słowo „państwo”, może miało być „jak państwo pozwolą”, wtedy forma jest już mniej interesująca ;). Ale jeśli miało być, tak jak jest (a odczytane zostało z pewnością tylko to, co jest napisane), to jest to ciekawe. Bo są jacyś oni.
Często słyszę taką formę. Ma ona zastąpić formę bezosobową, ale nie jest tak neutralna, jak by się mogło wydawać. Dotyczy bowiem zawsze dostępu do jakichś dóbr – bierz, póki dają, korzystaj, póki pozwalają itp. – i zawsze jednak kryje się za nią przekonanie o onych, którzy mogą coś więcej. Aktorzy nie tylko więc są sprowadzeni do roli rekwizytów, ale umieszczeni zostają nad nimi jacyś oni, którzy mogą pozwolić lub nie pozwolić, a aktorzy będą to musieli tylko przyjąć do wiadomości. Sprzeciw w takim wypadku byłby nie tyle reakcją na Innego, co próbą zaznaczenia własnej podmiotowości, wyznaczenia własnych granic.
Krótka wypowiedź wieczorynki, dwie krótkie reakcje na nią, a ile treści i możliwych interpretacji. I ile dzielenia włosa na czworo 😉
Dzień dobry.
Ja (i więcej tu nas) znam też prawdziwego pieska Bobika, więc tym bardziej mnie drażnią te apostrofy do Bobika, który w przeciwieństwie do Kingi żyje… Oczywiście odróżniam prawdziwego Bobika od postaci literackiej. Ubawiło mnie kiedyś, że forma Bobisław, używana czasem do psa przez PA, stała się kiedyś w Koszyczku jakąś kolejną wykreowaną przez Kingę groźną postacią.
Ale, przepraszam bardzo, rozmawianie ze zmarłymi (do czego oczywiście każdy ma prawo, jeśli ma jakąś potrzebę) uważam za sprawę prywatną. Co szkodzi taka rozmowa w swojej własnej głowie, po co ten ekshibicjonizm? Gdyby taka forma miała się tu rozwinąć, nie piszę się na obecność w seansie spirytystycznym. Kinga może by uznała, że to jakoś hecne (jej słówko). Ja jakoś nie potrafię. Rozmawiać z nią też nie potrafię. Bo właśnie najbardziej mi brak tego i najbardziej to mnie boli, że nie mogę z nią rozmawiać i już nigdy nie będę mogła.
Może tu również odbija się trudność w porozumieniu między wierzącymi a niewierzącymi? Jak widać, to są jednak różne konstrukcje psychiczne.
bywa
Doro,
w żaden sposób nie łączę „rozmowy” z Bobikiem czy Kingą, jak i innymi osobami, których już fizycznie nie ma, z kwestiami wiary. Robię to („rozmawiam”), na swój prywatny użytek, w sposób odruchowy. I jeżeli miałabym szukać powodów i motywacji, to skłaniałabym się raczej do interpretacji o charakterze psychologicznym. Do subosobowości czy też Ja dialogowego:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dialogowe_Ja
Są to prawidłowości, które dotyczą nas wszystkich. Ci, którzy odeszli, a byli dla nas osobami znaczącymi, stanowią część naszego Ja dialogowego. Niezależnie od tego, czy potrafimy i chcemy to nazwać i zwerbalizować. I na ile jesteśmy tego świadomi
Inną kwestią jest zgoda lub jej brak na przyjęte/akceptowane tu konwencje.
Jak już napisałam, rozumiem i szanuję obydwa stanowiska i poglądy. Tak, jak rozumiem intencje i cele Kingi, zależało Jej raczej na szukaniu płaszczyzn wspólnych, mimo istniejących różnic a nie na eliminowaniu sprzeczności i różnorodności drogą wykluczania.
Ale jest to jedynie moje zdanie, mój pogląd, którym się tu dzielę, i nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać.
Rozumiem, Jagodo.
To może wyjaśnię, o co mi chodzi. Dla mnie to nie jest kwestia konwencji. Po prostu: rozmowa z kimś, kogo możemy sobie tylko wyobrazić, nie jest prawdziwą rozmową. Nie jest dialogiem. Rozmowa z Kingą zawsze była dialogiem, choćby najbardziej zgodnym, ale ona zawsze coś w niej dawała od siebie.
Jeśli rozmawiasz ze zmarłymi, to w gruncie rzeczy rozmawiasz ze sobą. Ze swoim wyobrażeniem. To może mieć dla Ciebie wielką wartość. Ale wewnętrzną.
Miałam taką bardzo ukochaną ciocię, która zmarła wiele lat temu, ale co jakiś czas mi się śni (podobnie zresztą jak mama). I nawet z tych snów nie pamiętam żadnych rozmów, tylko atmosferę miłości i ciepła, którą tworzyła, i to jest ta wartość, która mi po niej została.
Podobnie z Kingą. Wartością jest to, że była, i że taka właśnie była. Reszta to własne wewnętrzne problemy człowieka. Każdy je oczywiście ma, to naturalne.
Jagodo, wybacz, nie widzę tu niczego z empatii do innego.
Ja też myśląc o bliskich, którzy odeszli rozmawiam z nimi w myślach, ale nie wygłaszam tych myśli głośno w obecności innych.
Nie umiem się zdobyć na humor w stosunku do braku Kingi.
Można się za to zdobyć na humor wspominając Kingę, chociaż na razie to oczywiście boli. Pewnie kiedyś będzie łatwiej.
Ja na przykład w związku z jej przywiązaniem do literackiej postaci Bobika przypomniałam sobie mail Kingi, w którym wyrażała radość, że uda jej się skoczyć do Krakowa, a ja też będę mogła wpaść i się z nią spotkać. Napisała wtedy, że zaczęła tarmosić psa za kudły i wołać „Widzisz, Bobiczku, spotkasz się z Kierowniczką, cieszysz się?” Po czym sama puknęła się w czoło, bo żeby było jeszcze śmieszniej, wybierała się do Krakowa bez psa 🙂
🙂 Doro 🙂
A zupełnie inna sprawa jest z Owczarkiem Podhalańskim, którego też znam z realu i wiem, że w ogóle nie ma psa. No i nie mieszka pod Turbaczem, tylko pod Warszawą 🙂
Wspomnienia są mile widziane, nawet łagodzą ból, Doro.
Doro,
powtórzę jeszcze raz: rozumiem i szanuję Twoje uczucia i argumenty. Nie zamierzam też być niczyim adwokatem. Pokazuję po prostu, że ludzie mogą różnie reagować. I że różnie nie musi oznaczać źle, gorzej czy też błędnie. O czym teoretycznie wiemy, ale nie zawsze umiemy to zaakceptować w praktyce 😉
Siódemeczko,
dla mnie „inny”, to każdy kto myśli, czuje, zachowuje się niezgodnie z moimi oczekiwaniami. A pod pojęciem empatii rozumiem wysiłek włożony w próbę zrozumienia jego racji. I ewentualnego przyzwolenia mu na bycie sobą 🙂
Ależ Jagodo, pod tym względem absolutnie się zgadzamy – ludzie mogą różnie reagować.
Jednak każdy reaguje i działa w jakimś kontekście i to również należy brać pod uwagę. Racje rozumiem, ale naprawdę to miejsce służy do czegoś innego – kiedy każdy zacznie tu sobie publicznie rozmawiać sam ze sobą, bo tym, jak powiedziałam, są rozmowy z osobami, których już niestety z nami nie ma, to już nie będzie ani blog Bobika, ani nie-Bobika.
kiedy każdy zacznie tu sobie publicznie rozmawiać sam ze sobą, bo tym, jak powiedziałam, są rozmowy z osobami, których już niestety z nami nie ma
To, co mówisz Ty, Doro, pozostaje w sprzeczności z tym, co mówi psychologia 😉
Reszta, moim zdaniem, jest kwestią otwartą, do dyskusji i negocjacji pomiędzy tymi, którzy tworzą to miejsce 🙂
Idę robić nalewki 😎
W jakiej sprzeczności?
Rozmawiasz z wyobrażeniem, nie człowiekiem.
Wyobraźmy sobie, że każdy tu rozmawia z jakimś własnym wyobrażeniem. To będzie, jak powiedziałam, jakiś dziwaczny seans spirytystyczny, a nie rozmowa między nami.
Jesteśmy grupą ludzi, którzy zgromadzili się tu dzięki Kindze. Kiedy była, rozmawialiśmy z nią, bo była. Czy my nie możemy teraz rozmawiać po prostu ze sobą? Bo chyba o to Kindze chodziło, gdy postanowiła pozostawić ten blog otwarty.
A nalewki popieram 😀
Jagodo, historia z Wieczorynką wygląda tak:
wieczorynka sob, 26 Wrzesień 2015, 21:17
Bobiku, mój wpis bez powodu a jak zwykle z sympatii.
Przyznasz, że miałam powód zszokować się nieco, w sposób naturalny nasunęła mi się myśl, że Wieczorynka nie wie o śmierci Kingi, więc napisałam:
mt7 nie, 27 Wrzesień 2015, 00:37
Wieczorynko, nie wiem, czy wiesz, Bobika już nie ma.
To znaczy jest w naszych serca.
Wieczorynka nie napisała, wiem, ale dla mnie to jest ważne, zebym mogla zwracać się do niego bezposrednio, tylko znowu:
wieczorynka pon, 28 Wrzesień 2015, 19:46
Bobiku, wiesz co moje duże co to mnie karmią, no i się starają jak chodzi o moją kocią osobę dzisiaj ogrzały chałupę, czyli rozpaliły w takim meblu, który nazywają piec, nawet przystawiły drabinkę i ja na tym piecu mogę się grzać i wylegiwać. Na parapecie niestety już nie ma słońca ale ja wiem, że w kolejności przyjdzie wiosna a ja znów wrócę na parapet.
Więc, kto tu kogo ignoruje i nie okazuje empatii?
Idę do wracza.
Siódemeczko, idź i wraczaj… 😉
dla frakcji 🙂
http://www.sueddeutsche.de/wirtschaft/berlin-besser-schlafen-1.2668261
Siódemeczko,
przepraszam, że Cię zdenerwowałam 😳 wybacz proszę 🙁
Czasami tak jest, że niektórzy potrzebują więcej empatii niż jesteśmy w stanie im dać. Zwłaszcza wtedy, kiedy sami też jej tak bardzo potrzebujemy.
Ot, życie! 👿
mt7, a z czego go leczysz? I to daje kasę?
Bobiku, opowiem Ci kolejną historię, która mnie dotyczy. Było upalnie a ja znalazłem się w zupełnie nie znanym mi terenie, w wakacje koty tak mają. Przygarnęły mnie takie duże i ponieważ byłem malutki i chudziutki to nazwały mnie Szczurek. Obecnie urosło mi się, nabrałem ciałka i otrzymałem nowe imię bardziej stosowne czyli Archibald. Pozdrawiam wszystkich komentatorów, dziękuję tym co rozumieją moje wpisy.
@wieczorynko,
wydaje mi się, że rozumiem. Niemniej nie jesteś tu sama. Jeżeli kilka osób pisze wprost, że to co robisz, sprawia in przykrość, to, moim zdaniem, dobrze by było uszanować ich uczucia i dać sobie spokój z formą wypowiedzi, która ich rani.
Zatem poddaję się, szanuję uczucia większości.
Jagodo, nie masz mnie za co przepraszać, do lekarza poszłam z planowaną wizytą 😆
Powiem za siebie:
Wieczorynko, to nie jest własność żadnego z nas, więc tak samo Twoja, jak i moja.
Rozumiem, że chcesz rozmawiać z Bobikiem, a nas ignorujesz, Twoje prawo.
Nie przeszkadzają mi już Twoje wpisy odkąd wiem, że Ty wiesz o nieobecności Bobika. Wystarczyło napisać, ze wiesz.
Przepraszam, nie chciałam nastawać na Ciebie i już więcej do tego tematu nie powrócę.
Wieczorynko, nie poddawaj się. Też z początku myślałem, że jest niewiedza. Ale skoro jest wiedza i świadomy wybór formy … to ja to szanuję 🙂
Mam nadzieję, że nie urażę czyichś uczuć 😯
https://www.youtube.com/watch?t=136&v=-ekry9-QWQ4
Nie wiem czemu się skopiowało od 2′ / dzieło szatana ?/ ale warto wrócić od poczatku
Irku, przepraszam Cię, ale to jest dziecinne i głupie, dlatego nie czuję się urażona.
Natomiast nienawidzę wszelkich uogólnień, bronię muzułmanów i wszystkich innych ludzi wyśmiewanych grupowo z jakiegokolwiek powodu, więc i katolików.
Ludzie nie są kolorem skóry, wyznaniem, narodością, przynależnoscią, wykształceniem i ………, są ludźmi, są sobą.
Dzięki Irku za wsparcie, po raz wtóry polecam wiersz Wisławy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu”, wcześniej wspominałam o tym też.
Irku, nie bardzo zrozumiałem czym katolicy podpadli tym młodym hopsaskom. Bo częste postawy antyklerykalne, widoczne na tym blogu, wyrażane tak przez „wierzących” jak i inaczej się opisujących, mają zawsze za przyczyny coś bardzo konkretnego i z reguły okropnie głupiego. I są imienne, bo związane z konkretnymi zdarzeniami.
Głupiutkie te skoczki, ale za to muzykalnie do niczego.
wieczorynko, piękny i smutny wiersz Szymborskiej. Dziękuję.
Przejrzałem prasę. Gdyby z Putinem siedział teraz Komorowski to najdelikatniejszy komentarz ze strony PiS i Radia Maryja byłby ” Komoruski” i zdrada!!!
@ Zwyczajna, ten wiersz znałam od dawna i zgadza się jest zdecydowanie smutny. Dlatego następnym razem opowiem Bobikowi, że winogrona, które rosną na ścianie mojej chałupy są zbyt kwaśne. Jeżeli pozostali czytelnicy powiedzą nie/nie życzę sobie to ja powiem pas. Cały czas chodzi mi o to, że tęsknotę za tym co minęło i co jest nieuchronne można przedstawić na różne sposoby. Pozdrawiam.
Wieczorynko, może lepiej załóż własny „Blog do Bobika”?
Wtedy jeśli ktoś zechce, to się do Ciebie przyłączy.
Popieram, Doro. Ta konwencja jest wyjątkowo przykra dla mnie. Z jednym jedynym wyjątkiem, nie trawię ludzi udających psy, koty, czy w ogóle kogokolwiek innego niż siebie samych.
Ostatni wieczór na Sycylii, czas na podsumowanie. Zamieniłam marzenia na wspomnienia. Nie wszystkie będą takie piękne jak były marzenia, ale są i takie, które marzenia przerosły. Nie zamierzałam ani przez chwilę pisać tu przewodnika po Sycylii, to takie moje osobiste notatki, może właśnie to bym Kindze opowiadała, gdyby z nami była.
Z przeżyć „zabytkowych” i widokowych jednocześnie największe to Erice, miasteczko na górze wznoszącej się nad Trapani. Potem Taormina, Siracusa, Enna i Cefalu.
Z przeżyć przyrodniczych to Etna, a potem długo, długo nic.
Kulinaria najpyszniejsze: wina, kozie sery w wielu odmianach, granita – owocowy ni to napój ni lody.
Największy zawód: brud w Palermo – na szczęście reszta Sycylii znacznie bardziej zadbana. Może mają w stolicy prowincjii jakiś szczególny problem ze sprzątaniem.
Największe zaskoczenie: większość nowych dróg w południowej części wyspy budowana jest na estakadach nawet w stosunkowo łatwym terenie. Dziesiątki kilometrów wiaduktów! Jak oni to robią! U nas każdy mostek lub dwupoziomowe skrzyżowanie to poważny problem.
Pogoda nam sprzyjała do końca, dar od losu. Z daleka słychać już kroki sycylijskiej jesieni. Wczoraj z Erice widać było burzę nad wyschniętymi równinami, kurtyny deszczu, błyskawice i grzmoty odbijające się echem po górach. Groźne ale piękne.
Odpoczęłam i cieszę się, że wracam do domu.
Ponieważ Zwyczajna nie wrzuca ilustracji, to ja przypomnę swoje (część) 😉
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/SycyliaRNoCi
To zwierzyna ma się dobrze, może swobodnie przemieszczać się. 🙂
Dzięki, Zwyczaja, trochę z Tobą popodróżowałam i jeszcze się rozejrzę.
Oprócz wiaduktów jest jeszcze cała masa tuneli, a każdy ma swoje imię. Tak jest zresztą w całych Włoszech.
W Polsce imiona ma tylko Tunel, ten po drodze do Krakowa. Ten, co wiedzie w stronę Stołecznego Królewskiego Miasta, zwie się August. Ten, co do Stolycy – Włodzimierz. Ciekawe, czy jakaś ideologia za tym wyborem stała 😈
Dziękuję Doro za ilustracje 😆 jak miło mi się teraz na to patrzy. Zrobię i swoją picassę, ale trochę czasu mi trzeba wygodnego kompa i spokoju.
Jest tam więcej Sycylii, w albumach najstarszych tj. na dole strony.
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka
Jest, jest. I bogactwa wszelakiego podróżniczego, a przecież to tylko jeden z albumów Kierowniczki, bo podróże kierownicze nie mieszczą w kilku. 🙂
A zdjęcia ciekawe i piękne.
I jest Bobisław z PA.
Popatrzyłam na popękaną lawę w portalu i przypomniało mi się, ze w sobotę przyjrzałam się stiukom na ścianach Teatru Wielkiego. Ten gmach wymaga pilnego remontu, całe okładziny są popękane i odpadają kawałkami.
wieczorynko, przestałem wierzyć, że „powiesz pas”, raczej spodziewam się tego, że jeszcze wiele razy powtórzysz, że jeśli ktoś nie może już wytrzymać tego stylu to się oddalisz, po czym oczywiście nie oddalisz się, jak to zwykle bywa z osobami, które nic nie mają do powiedzenia i nie wiedzą jak to powiedzieć.
A Twoja konwencja jest przykra przez ogromny dysonans z tym, co pisała Kinga jako Bobik. Była wyjątkowym intelektem, a konwencja „Bobika” jasno i wyraźnie wyrażona przy różnych okazjach, była odniesieniem do wyjątkowego w historii pism polskich psa Fafika. Zresztą czytając stare Przekroje (i pamiętając oczywiście o różnicach w czasach i okolicznościach) zdecydowanie uważam, że pies Bobik miał o wiele więcej do powiedzenia o świecie niż pies Fafik i Kinga potrafiła to wspaniale wysłowić. I nie używała swojej kreacji do oznajmienia, że ktoś pali w meblu nazywanym piec albo leży na parapecie.
Na parapecie, jak na parapecie… Podczas ostatniego rejsu na Darze Młodzieży (przypominam: żaglowiec, posiada żagle, przy żaglach liny, liny zamocowane na kołkach, tzw. naglach, nagle wetknięte w taki specjalny parapet zwany logicznie nagielbankiem) – a więc pewnego pogodnego dnia nie bez przyczyny przyszedł mi do głowy piękny szlagwort:
Wsparłszy biust na nagielbanku…
Niestety, ciąg dalszy się nie urodził. Wspierałam i wspierałam, a ciągu dalszego niet. Macie może jakieś pomysły?
Andsolu, z naszej wieczorynki wcale nie taka naiwna kizia, jakby się wydawało. To stara cwaniara wprawiona w prowokacjach. Uwierz memu nosu…
Babilasie, na dachu świata, czyli na moim pianinie (tylko tam Rumik nie dosięga i nie zeżre) stoi zachwycająca paczka z zachwycającą zawartością. Jutro będą ogrodnicy, jak raz w sam raz. Wielkie dzięki. A teraz, silna, zwarta i gotowa, oczekuję ciagu dalszego operacji frakcji.
Na dobranoc bon mot, który mnie bardzo rozbawił. Otóż cebula, która leży sobie w spiżarni i nie mamy wobec niej jakiegoś szczególnego planu, ot tak jest sobie, żeby być, to jest… cebula rasa. (by Z. of course)
Spokojnych snów wszystkim
Nisia, ryma ni ma, ale było kiedyś zaskoczenie, że po mojemu parapeito to „dla piersi”. I wydaje się, że to zgodne z oryginałem włoskim.
No popatrz, Andsolu, a nagielbank to wypisz wymaluj parapet, tylko z dziuramy. Na te nagle.
Dzień dobry 🙂
kawa czy herbata
Nisiu, wspierałaś na niewłaściwym sprzęcie! Nagielbank jest nieczuły… żeby nie powiedzieć wręcz: drewniany nieco…
Dzień dobry
Po wczorajszym dniu odnoszę niemiłe wrażenie, że zaszczyciło nas pewnego rodzaju wcielenie Sympatyczki. Ten sam nienaganny styl w ignorowaniu uwag i próśb, i pisanie obok. Zgodnie z własną potrzebą wypowiedzenia się.
Z pewnością nie zostanę bywalcem potencjalnego blogu, którego założenie zaproponowała Dora. Chociaż i nie bardzo w taką ewentualność wierzę.
Dzień dobry,
Głównym elementem krajobrazu Segovii jest rzymski akwedukt. Pod akweduktem znajduje się knajpka Mesón De Cándido, gdzie podają rozpływające się w ustach cochinillo asado, czyli małe pieczone prosiaczki. Moralnie naganne, ale smakowite. Jak jest do podania cały prosiaczek (znaczy więcej chętnych na raz), to pan właściciel kroi prosiaczka talerzem na sztorc.
Oprócz tego w Segovii znajduje się katedra, która najpewniej jest ostatnią gotycką katedrą Europy. Rozpoczęto ją budować w latach 20. XVI wieku (gdy gotyk zaczynał być już trochę démodé), a ukończono po ponad dwóch stuleciach. Trochę już pod koniec kombinowano (np. z kopułami wież), żeby rzecz nie wyglądała tak staromodnie.
Poza tym, na uwagę zasługuje Alcazar (czyli zamek), mający w historii wiele funkcji: rezydencja królewska, więzienie, siedziba wojskowej szkoły (Convento de Artileristas – stąd zapewne kanonier fromborski), a teraz muzeum. Pod Alcazarem stoją panowie przebrani – nie wiedzieć czego – za rzymskich legionistów, z którymi można się fotografować za dwa eury. Mnie najbardziej wzruszyły hełmy zdobione szczotkami (sprawdziłem, że taki rzymski hełm nazywa się cassis, ale nazwy tej szczotki nie znalazłem – rzecz wymaga dalszych studiów, a tu życie pozawirtualne wzywa).
A wiecie, co po hiszpańsku znaczy 'duda’? Żeby oszczędzić szukania: La Duda de Santo Tomás.
herbata 🙂 🙂
Zwyczajna, babilas, w swiecie, ja balkon, pled, szeleszczaca, parujaca herbata 😀
brykanko fikanko
pan wlasciciel ma wprawna reke 🙂 🙂
brykam fikam
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
PS. Już się wyjaśniło z tą szczotką na hełmie: iuba albo crista.
Duda wygladal wczoraj w dzienniku jakos nieswojo przy Obamie. Spogladal gdziestam gdziestam. Moze sie jeszcze podciagnie, ale na razie to malo wyglada na prezydenta wszystkich Polakow, a wiecej na zolnierza Prezesa.
Na lewicy zmiana nareszcie. Pani Ogorek, ktora dopiero co sie nadawala na prezydenta kraju, zalozyla czpke niewidke.
Wyglada na to, ze w kraju w ruinie odrodzil sie przemysl stoczniowy. Inna pociecha jest, ze pazdziernikowe wybory nie beda nareszcie sfalszowane i Prezes nie bedzie musial skladac na swoj kraj skarg i donosow do Unii w tej sprawie.
Na poludniu Wloch jeszcze nie bylam. Przyjemnie wiec bylo poczytac wrazenie Zwyczajnej i poogladac zdjecia Kierowniczki.
Milego dnia wszystkim!
Pickle and kerfuffle z powodu oszustwa Volkswagena. Nie tylko z powodu, ze do oszustwa doszlo w szacownej, starej niemieckiej firmie, z kraju slynacego z poszanowania prawa i szacunku dla srodowiska, to jeszcze firma ta jest w 20% wlasnoscia rzadu Dolnej Saksonii, ktory ma dwoch swoich przedstawicieli w zarzadzie. Tymczasem zarzad nic nie widzial nic nie slyszal, podczas gdy dwie amerykanskie agencje walkowaly te informacje back and forth od ponad roku!
http://www.theguardian.com/business/2015/sep/30/volkswagen-vw-director-staff-acted-criminally-over-emissions-tests
Diesle nigdy sie na dobre nie zdobyly konsumenta amerykanskiego gdzie na VW z dieslem mowilo sie stinker (smierdziuszek) pomimo zapewnien, ze nie emituja zadnych zanieczyszczen a wylacznie krystalicznie czyste powietrze!
… a najgorsze, że pije szampana z zabójcą brata prezesa, a prezes i Macierewicz milczą. Jeszcze trochę i odwołają zamach 😈
Zrujnowany do imentu przemysł stoczniowy w Szczecinie gwałtownie szuka rąk do pracy. Tyle że nie produkuje się już wielkich, nieopłacalnych statków, tylko małe, bardzo wyspecjalizowane jednostki offshorowe oraz maksymalnie wypasione jachty, z których słyniemy w świecie.
No ale taki duży statek to było widać z daleka…
Macierewicz nie milczy bynajmniej
http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,148491,18935331,dorn-o-macierewiczu-rojenia-oszalalego-znachora.html
Dzień dobry.
cebula rasa – Vesper, śmiałam się długo!
W niemieckich mediach zmiana tonu, ale nie odważę się cytować.
Dziękuję za sycylijskie opisy i fotki.
slonecznie 🙂
balkonowo 😀
Zycie bez brykania jest pomylka
Nawet jesli nie brykamy osobiscie
„Chwytaj dzien, bo przeciez nikt sie nie dowie,
jaka nam przyszlosc zgotuja bogowie…”
brykam fikam
Nie pytaj nigdy, bo nikt się nie dowie,
jaki nam koniec gotują bogowie,
i czy z rozkazu Zeusa ta zima,
która wichrami wełny morskie wzdyma
będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
lat jeszcze kilku tajny wyrok boży –
nie troszcz się o to i klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem jak jedna godzina,
więc łap dzień każdy i nie wierz ni trochę
w złudnej przyszłości obietnice płoche.
Horacy.
Ten sam Horacy: Cras ingens interabius aequor.
Jutro znów wypłyniemy na szerokie wody.
Ja: będzie dobrze, byle nie zaniechać brykania.
interabiMus…
Literówka.
Nisiu 🙂 🙂 😀 😀
Rysiu: jes, jes, jes!
A wiesz, Rysiu, że to mój ulubiony wiersz, odkąd na pierwszym roku studiów nabyłam tomik Horacego wydany przez Ossolineum. Masz taki sam?
Dzień dobry,
Czy szarpanina z dostawcą internetu jest łapaniem dnia?
Chyba jednak traceniem dnia 😕
Straciłem dzień 😯
Smoku: carpe diem – jedz codziennie rybę.
Co za świat, dostawcy Internetu nawet smoków się nie boją 😯
Smoku, może mniej pesymistycznie – przetrwałeś ten dzień, nie straciłeś 😉
Poczułem się ubogacony. Horacy. Czuję, że wkrótce będzie coś o Husserlu. Jak padnie na Derridę, pójdę spać, bo aż tak wykształcony nie chcę być.
Michale, po hiszpańsku to rzeczywiście idzie lepiej: sin duda, con duda (bez wątpienia, z wątpliwością, a nie „grzesz, Dudo!”). U mnie to „sem dúvida, com dúvida”. A przecież to nie jest rozgadany język, bo skraca colour, color, do „cor”, a douleur, dolor, do „dor”.
vesper, o odstawieniu od Internetu ktoś cytuje na G+: „Facebook mi padł, wyszedłem sprzed kompa i spotkałem rodzinę. Wydają się być mili.”
Ale to chyba po mało-polsku. Czy poprawniej nie było by „wydają się mili”?
AndSolu, ucho wciąż nie zawodzi.
Andsolu, nie lękaj się. Filozofami nie będę Was obrzucać. Jakieś tam poezje, niewykluczone, że jeszcze się trafią. Mam słabość do mowy wiązanej (na supełki, jak powiadał Makuszyński).
Jednym zdaniem: Droga Florciu, napisz odę na ten stolik lub komodę.
Wszystko będzie cacy, cacy,
jak powiedział Flak Horacy.
(chyba Tuwim)
Smoku, media donoszą, że Norwedzy wraz z krajowymi specjalistami badają ci jaskinię… Wiesz coś o tym?
Vesper, chyba nikt się mnie nie boi 😕
Sprawdziłem właśnie, Tetryku, rzeczywiście coś tam grzebią. Ale mówią, że śladów smoka nie znaleźli 😆
Andsolu, wiedzy nigdy za dużo.
Lubię się ubogacać. 🙂
Właśnie się zastanawiam nad tym, czy jak się w Hiszpanii rodzi dziecko, które nie sepleni, to czy rodzice wiodą je do logopedy, żeby nauczył czym prędzej seplenić?
Odkryłam, że ja trochę seplenię, może się nadam na dziecko w Hiszpanii. 🙂
Dobranoc – komu noc, dobrego popołudnia – u kogo popołudnie.
Dobranoc bez seplenienia 🙂
Widok na Segovię z okna naszego hotelu.
Akwedukt.
Dobrywieczór i dobranoc. Idę spać do swojego łóżeczka, które okazuje się (bez być) najmilszym legowiskiem pod dalekiej podróży.
Babilasie, Sylwetka katedry w Segovii zaiste szczególna.
Jutro lub pojutrze czeka mnie brykanko po ogrodzie, by rozsadzić zawartość pokaźnej paki, którą zastałam na ganku 🙂
Podobno w mojej okolicy pojawiły się grzyby!
I jeszcze raz akwedukt
I na dobranoc PT Sosajecie, katedra.
Zwyczajno, gdzie mieszkasz???
Dziwni ci Norwedzy. Szukają śladów Smoka w miejscu, które Smok dopiero zasiedlił. Nawet jakby się bardzo postarał, to tych śladów jeszcze niewiele zostawił. Może trzeba ich skierować na smocze stare siedliska. Pożytek z tego będzie taki, że przestaną Smoku jaskinię demolować i ogólnie mu się szwendać.
Mnie tu nie ma, bo już śpię od dawna.
Chciałam tylko zapodać dla niemajęcych(nie poprawiać) dostępu do polskiej telewizji, że będą dostępne transmisje internetowe z XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (uff) na tej stronie internetowej:
http://www.nina.gov.pl/aktualnosci/konkurs-pianistyczny-im-fryderyka-chopina-transmisja/
Kukułeczka kuka,
Norweg Wandy szuka.
Smoka niepokoi
Niech się odpingwoi.
(I nikt mi zarzutu o brak rymu nie postawi).
Dzień dobry 🙂
kawa
herbata 🙂
szeleszcze 😀
brykam
fikam
nie Nisiu, nie posiadam 🙂 😀
Do kawy/ herbaty
http://studioopinii.pl/piotr-rachtan-raport-gegaczy/
Irku! To może być kawa i herbata w jednym. Piękne na początek dnia.
Nisiu, mieszkam 20 km na południe od Krakowa 🙂 Grzyby są podobno dalej jeszcze na południe i na wschód 🙂
chlodno, na balkon za bardzo nawet, podziwiam slonce przez okno 🙂 🙂 jest fajnie 😀 😀
Dzień dobry
Irku
Twoja kawa dla pewnych środowisk może wydać się cokolwiek podejrzana, albo nawet szkodliwa.
Paradoxie! Wszystko, co szkodzi tym środowiskom, jest pożyteczne! 😉
Dzień dobry! Segovia ma fajnego świętego patrona – świętego Fructusa. Żaden tam męczennik, czy inny pacjent psychiatryczny. Święty Fructus był pustelnikiem i gdy w VIII wieku Maurowie podbijali Półwysep Iberyjski, dotarli w końcu do jego pustelni. Fruktus, na obraz i podobieństwo Gandalfa, narysował swoim pustelniczym kosturem kreskę na ziemi i zakrzyknął gromkim głosem „Thou shall not pass!” Maurowie powiedzieli „Aha?” i jednak próbowali przejść. Wtem otwarła się ziemia i pochłonęła przechodzących. Na to pozostali odstąpili od Fruktusa i poszli sobie zdobywać jakieś ciekawsze miejsca. A Fruktus żył i żył, dopóki nie umarł. Teraz leży sobie w katedrze. Przedstawiany jest z otwartą księgą – gdy doczyta do ostatniej karty, skończy się nasz świat. Ale to jeszcze nie teraz.
Mam nadzieję, że księga św. Fruktusa jest stabilnie spiżowa?
Tak, ale mimo wszystko bliżej niż dalej, Tetryku.
PS. Tu przypomina się palec świętego Kandyda z Choroszczy pod Białymstokiem.
Spokojnie, on tej książki wcale nie czyta, bo patrzy na wprost 😎
Nie lubię, jak ktoś tak na mnie patrzy 👿
Smoku, nie zadawaj się ze świętymi!
Wrócę jeszcze na moment do słusznie tu zakwestionowanej przez andsola konstrukcji ‘wydaje się być’. To (przynajmniej w pewnych kontekstach) oczywisty błąd – a do tego dość powszechny, zwłaszcza w języku inteligentów, nawet (co ciekawe) filologów czy filozofów. Zapewne sądzą oni, że owo ‘być’ dodaje wypowiedzi uczoności, może nawet swoistego szyku… To rzeczywiście kalka składniowa z łaciny i angielskiego, choć nie tylko – bo również z niemieckiego i rosyjskiego. Przypuszczam, że właśnie dwa ostatnie języki miały przemożny wpływ na zadomowienie się tej konstrukcji w polszczyźnie, bo przecież nie jest to sprawa ostatnich lat. Czyli angielszczyzna chyba tym razem nie najbardziej zawiniła…
Podobnie jest zresztą z formami ‘zdaje się’ (do której bodaj jeszcze częściej dolepia się owo nieszczęsne ‘być’) oraz ‘okazuje się’.
Zauważmy jednak, że istnieją zdania, w których dołożone ‘być’ błędem nie jest; np. w połączeniach z przysłówkami (i wyrażeniami im równoważnymi). Czyli wprawdzie: ‘Koniec wydaje (zdaje, okazał) się bliski’, lecz jednak: ‘Koniec zdaje (wydaje, okazał) się być blisko’. Albo jak w (często cytowanym) zdaniu: ‘Mocne trunki […] w wielu krajach wydają się być w odwrocie’.
Sekretarz redakcji tygodnika Maciej Wilczek odpowiedział nam: Na okładce „Angory” jest zdjęcie, którego autorem jest nasz fotoreporter Piotr Kamionka, co też jest zaznaczone na fotce. Wykonał dwa podobne ujęcia. W tak istotnej sprawie nie pozwolilibyśmy sobie na robienie fotomontażu, a nawet gdyby, to na pewno byśmy to zaznaczyli. Fotografia została wykonana w sobotę w Łodzi, co uwidocznione jest w podpisie pod zdjęciem. Rozumiem, że to zdjęcie może przerażać!
http://www.fakt.pl/m/crop/670/0/faktonline/6357912705618
58752.jpg
dobranoc
http://www.fakt.pl/m/crop/670/0/faktonline/635791270561858752.jpg
Fakt. Może…
I przeraża.
Dobry wieczór. 🙂
Obejrzałam i wysłuchałam koncerty inauguracyjne.
Jestem syta wrażeń.
Rysio ściąga na ziemię.
Nie rozumiem dlaczego siły porządkowe i organy wydające zezwolenie nie interweniują w trakcie w trakcie tych łamiących prawo demonstracji.
Tak nie może być, ci ludzie rozzuchwalają się, było zdjęcie z wielkim napisem na rozciągniętej na całą szerokość ulicy płachcie z napisem, że powieszą na gałęzi premier za wpuszczenie muzułmanów.
Może wreszcie ktoś zrozumie, że 2 tysiące uchodźców to pikuś wobec 200 tysięcy „kiboli”…
Czy to forpoczta tej armii, która chce chrystianizować Europę?
Tak Andsolu, wg. prawicy to najwięksi patrioci, to chyba znaczy najcenniejsza część narodu.
Dzisiaj (w zasadzie wczoraj) w Teatro Real w Madrycie 'Roberto Devereux’ Donizettiego z Mariellą Devią i Gregorym Kunde. Brakowało nam tej opery do rozszerzonego kanonu, tak się jakoś złożyło, że nie trafiliśmy do Monachium na spektakl z Edytą Gruberovą (zresztą wolę zapamiętać Gruberovą z innych ról). Mariella Devia, jeden z ostatnich wciąż aktywnych sopranów koloraturowych swojego pokolenia, nadal w wysokiej formie.
Chciałoby się rzec, że przyzwoita reżyserska robota, inscenizacja na klasycznie, ale jednak pod koniec drugiego aktu reżyser miał napad (po czesku: pomysł) i Elżbieta goniła Roberta po scenie przetransformersowana w gigantycznego pająka. Widownia z trudem ukrywała śmiech, a to przecież scena bardzo dramatyczna. Kolejny dysonans poznawczy jest w akcie trzecim, kiedy Devereux śpiewa skoczne i wesołe melodyjki na temat swojej zbliżającej się egzekucji – ale to już zasługa konwencji belcantowej.
Przed i po spektaklem ekscesy gastronomiczne na Mercado San Miguel z przyjaciółmi.
Siódemko (czw. 1 października 01:28), serdecznie dziękuję za link do transmisji. Ja jakoś nie potrafię zrozumieć ani uczestniczyć w polskim cyklicznym (co pięć lat) szaleństwie pod nazwą „wyścigi fortepianów” (może tym razem jakoś w dawkach homeopatycznych się da). Być może dlatego, że nieszczególnie darzę afektem Szopena, uważając go za „pierwszorzędnego kompozytora drugoligowego”, który zamknął się w dwóch pudełkach (małej formy i jednego instrumentu). W każdym bądź razie odsłuchanie pod rząd ośmiu tych samych koncertów fortepianowych wydaje mi się skrajną perwersją i umęczeniem zbędnym. A moje odczucia względem Chopina w sposób niemal doskonały opisał Jeremi Przybora.
Ach, gdyby to Polsce przydarzył się taki prezydent jak Urugwajowi… (napisy po angielsku).
No i proszę, jaki to postępowy papież. Kto tu naprawdę spodziewał się, że będzie miał czas na jakiegoś Lemańskiego?
Jeszcze Szopen (w interpretacji Gałczyńskiego)
https://www.youtube.com/watch?v=ay6m4xjG7wk
Dzień dobry 🙂
kawa