Racjonalność
– Podobno złożyłeś ostatnio wizytę naszej starej znajomej? – zagadnęła szczeniaka Labradorka, starając się, żeby jej ton zabrzmiał raczej kurtuazyjnie, niż plotkarsko. – No i jak ją znalazłeś?
– Chyba nie jest w najlepszej formie – przyznał ze smutkiem Bobik. – Próbuje wprawdzie na zewnątrz tego nie pokazywać, ale ja się nie dałem nabrać. Jak ktoś się cały czas drapie, chwilami aż do krwi, to ja już dobrze wiem, w co jest grane.
– Ooooo – jęknęła Labradorka ze zrozumieniem, starannie unikając wymówienia słowa, które w psich kręgach uchodzi za nader nieprzyzwoite. – A czy ona coś na to bierze?
– E, tam. Żeby brać, najpierw musiałaby się przyznać, że cała ma… te, no… problemy. A tymczasem u niej prawa połowa krzyczy, że ona jest czysta i kurację powinna przeprowadzić lewa, a lewa dokładnie to samo szczeka o prawej. No i jasne, że te… problemy korzystają z tego i śmigają od głowy do ogona, w ogóle się stronami nie przejmując.
– I nie ma siły, żeby te połowy się dogadały? – zdziwiła się Labradorka. – Przecież swędzi obie po równo.
– No właśnie. Mnie się też tak zdawało, że z dwojga złego już lepiej się dogadać, niż drapać. Ale okazało się, że dla tych połów znacznie ważniejsze jest, kto ma rację. Bo kto ma rację, ten stawia kurację. A taka kuracja, która jednej stronie wydaje się najlepsza, dla drugiej jest nie do przyjęcia. Tak że to drapanie chyba szybko się nie skończy.
– Hmmm, to smutne – powiedziała Labradorka, ale w jej głosie słychać było raczej niepokój, niż smutek. Spojrzała nerwowo na swój brzuch i trochę niepewnie zadała Bobikowi pytanie:
– Słuchaj, ale ty chyba nie przywiozłeś ze sobą tych… problemów?
– Ależ skąd! – obruszył się szczeniak. – A gdyby nawet, to nie mam wątpliwości, jaką kurację zastosować. Taką, żeby moje było na wierzchu. Bo od racji jakiejkolwiek połowy ważniejsza jest przecież moja racja. I na tym właśnie polega racjonalność.
Wysoce podejrzany wpis.
Nie lepiej od razu tego… kawe na lawe?
Na te… problemy najlepsza jest ta… Zabojcza Kropla. Wetrzec w okolicach karku i umyc przednie konczyny.
Zabójcze Krople są różnych marek. I jak się chce, to natychmiast można się pokłócić o to, która marka jest słuszniejsza, albo wręcz jedyna słuszna. 🙄
Bobiku, z takim darem tworzenia metafor i objaśniania zawiłych zjawisk na przykładach z życia wzietych powinieneś od października zacząć wykładać na jakimś uniwersytecie, ale najlepiej takim, który nieprędko zejdzie na psy. No i oczywiście musisz uważać, żeby cię studencka sfora nie zagłuszała ujadaniem.
Pozwól że zaproponuję tytuł do powyższego wykładu:
„Problematyka zaawansowanego i nieleczonego pasożytnictwa w formie skaczącej – bez nazywania zjawiska po imieniu”
Ukłony Profesorze!
Odkłony serdeczne! 😀
Na wykłady miałem nawet z pewnym psuniwersytetem się umówić, ale okazało się, że oni wynagrodzenie chcieli mi przelewać na konto, zamiast wręczać do łapy. Niby nic strasznego, ale to zawsze jednak trwa kilka dni, a po tym czasie wynagrodzenie zaczyna brzydko pachnieć, ba, bywa nawet, że robaczki po nim łażą. A ja z robaczkami nie lubię, więc zrezygnowałem z wykładów. 😉
Pieski bowiem, od wykładów wolą wkłady. Zwłaszcza mięsne 🙄
O, tak. Przy czym psy w ogóle nie są seksistami. Wkładkę mięsną traktują zupełnie tak samo jak wkład mięsny. 😀
Kochane te pieski 😆
W kontekście tekstu bohaterski okrzyk „DO KRWI OSTATNIEJ” nabiera, jakby to ująć, nieco ujemnego znaczenia …..
Obawiam się, że wykłady w takich zapiekłych przypadkach na nic się zdadzą. Zamiast wykładać należało by nakłaść … (wrodzone zamiłowanie do rozwiązań pacyfistycznych ocenzurowało dalszą część wypowiedzi za powszechną zgodą obu półkul i wolnej woli i nawet ręka swędzieć przestała:-) )
Przyszło mi na myśl, że problem może być po jednej stronie, tyle że łapy (prawe?) obie chcą być przednie. Nie tak?
Nie sposob takiej hipotezy wykluczyc, Teresko 😈
No, to może jednak trochę polecę z tą wykładniczą kawą na ławę, żeby nie było, że ja tak tylko Ojczyzna i Ojczyzna, a o prywacie całkiem zapominam. 😈
Trochę się już zorientowałem, co się działo na blogu w ostatnich dniach, ale wydawałoby mi się dość durne, gdybym teraz wchodził z rozdawnictwem cenzurek, kto był cacy, a kto be. Więc tylko garść refleksji ogólnych, które równie dobrze mogą się odnosić do blogu, jak i do ojczyzny. 😉
W życiu społecznym jakoś tak już jest, że nie tego racja słuszniejsza, kogo słuszniejsza, tylko tego, kto lepiej potrafi do niej przekonać. A jeszcze nie widziałem, żeby ktoś do swojej racji przekonał lewymi lub prawymi sierpowymi, kopniakami, tudzież okrzykami „jesteś pan dureń a w ogóle ja tu rządzę!”. Chyba jasne, że w ten sposób można wymusić, ale nie przekonać. I nawet jeżeli w takich warunkach cudem rozwinie się jakaś dyskusja, to trudno liczyć na to, że będzie ona merytoryczna i racjonalna.
Aliści pamiętajmy, że te „zasady mania racji” dotyczą wszystkich, czyli tak samo „nas”, jak „ich”. Nie przekonamy nikogo gardząc nim, odzywając się do niego obelżywie, albo dając mu do zrozumienia, że jest kretynem/chamem/prostakiem, etc. Więc, słusznie mając za złe takie zachowania różnym „im”, patrzmy również, iżbyśmy sami nie robili dokładnie tego, co mamy za złe.
Jak zwykle dodaję zastrzeżenie: nie chodzi o to, że ma być grzecznie do obrzydliwości i nawet z Ojca Dyrektora nie wolno się zjadliwie zaśmiać. Wolno i z niego, i z innych, i nawet ze mnie. 😎 Ale mając na uwadze, że inteligentna zjadliwość to nie to samo, co nienawiść i pogarda.
Teraz jeszcze w sprawie TWA, ze szczególnym uwzględnieniem rozsianych tu i ówdzie zastrzeżeń Vesper. 🙂 Ja te zastrzeżenia rozumiem i uważam, że nie należy nad nimi po prostu przechodzić do porządku dziennego. Znaczy, popieram TWA w sensie szanowania się mimo różnic, jak również zwykłego lubienia się i okazywania tego. Ale nie chcę zamykać oczu na to, że każdemu, nawet tak definiowanemu TWA grozi ześliźnięcie się w jedyną słuszność poglądów i w cięcie po skrzydłach, póki nie zostaną wyłącznie myślący „jak trza” i nikt nie będzie zakłócał błogiego ciepełka. I myślę, że w naszym wspólnym interesie leży pilnowanie tego, żeby na blogu nie pojawiał się ani ton agresywny, kaleczący, pogardliwy – również w stosunku do tych, których nieszczególnie się lubi, ani też niewyrażane wprost, ale przemykające podtekstami przekonanie, że poglądy, nazwijmy to, blogowego mainstreamu są ogólnie obowiązujące, a kto ich nie wyznaje, ten palant. Czyli w sumie – namawiam każdego do pewnych samoograniczeń w tonie i słownictwie, nawet jak na to i owo diabli biorą, choćby po to, żeby móc domagać się właściwego tonu i słownictwa w stosunku do siebie samego. 😉
Oczywiście zawsze można powiedzieć: moja racja JEST najsłuszniejsza i wcale nie mam zamiaru nikogo do niej przekonywać, tylko wjadę walcem i zmiażdżę wszystkich tych, którzy jej nie wyznają. Ale wtedy zwykle ma się ten… no… problem. 😉
Z powyższych rozważań jestem skłonny do pewnego stopnia wykluczyć Kota Mordechaja, który jest postacią literacką składającą się głównie z pazurzenia, więc nie można go tej cechy konstytutywnej pozbawić. 🙂
Bobiku, teraz, kiedy wszelkie standardy spoczywają w Twoich kudłatych łapkach, mogę powiedzieć, że kocham TWA miłością szczerą i dozgonną. Na co całkiem zacny Riesling może mieć pewien wpływ. Ale, jak mówią, in vino veritas. 😆
Vesper, a co by było, gdybym zaczął Cię przekonywać, że moje czerwone południowoafrykańskie jest lepsze…? 😀
Z czego wniosek, vesper, że kilka dni temu nie było rieslinga 😉
Był, Kierowniczko, ale mniej 😆
A czerwone południowoafrykańskie? Jest całkiem prawdopodobne, że lepsze, ale jak zmieszam, to będzie dym.
A propos zabójczych kropli – nie wiem, czy znacie tę wersję Hamleta… przytaczam stosowny kawałek. O kroplach.
HAMLET
O rany, jak ciemno!
Co stanie się ze mną?
Onegdaj zmarł tato –
ojczyma mam za to
I zmartwień mam nawał,
bo drania to kawał.
Lecz cóż to za zjawa
ponura i krwawa po zamku się pęta?
DUCH KRÓLA
Już mnie nie pamiętasz?
Tatusia, szantrapo?!
HAMLET
O rany, to papo!
DUCH KRÓLA
Nie papo – duch jego z powietrza pustego.
HAMLET
Dlaczegóż to, duchu,
zażywasz dziś ruchu?
DUCH KRÓLA
Bo muszę wyjawić, nim kury zapieją,
straszliwe cierpienia, co w duchu szaleją.
Twój ojczym i stryjo, a brat mój – ropucha –
gdym kimał, trucizny mi nalał do ucha.
HAMLET
Trucizny? A skądżeż, tatusiu, to wiecie?
DUCH KRÓLA
Bom zaraz na tamtym obudził się świecie.
I tak mnie ten oprych zakopał w grób wąski,
by zaraz z królową połączyć się w związki
i tronu używać z występną niewiastą!
HAMLET
Tfu! Swołocz, łachudra, śmierdzące plugastwo!
Kur pieje.
DUCH KRÓLA
Kur zapiał. Dla duchów to rodzaj budzika.
Pamiętaj o zemście! Ja muszę już znikać.
Znika z odgłosem.
Tak naprawdę to ja tylko żartowałem. Nie mam nic przeciwko temu, żeby inni pili białe, bo wtedy więcej czerwonego zostaje dla mnie. 😆
Po co kuracja, gdy ważniejsza racja?
To Przybora – zapomniałam napisać.
Zgago – bo mimo racji swędzi. 😉
Ojjj… aż mnie łapa zaświerzbiała, żeby dopisać jeszcze jedną scenę do tego Hamleta, o ile to nie świętokradztwo. 😉
( Duch znika, Hamlet wychodzi, wchodzą Rosenkranc i Mordechaj)
Mordechaj:
Nareszcie zmyły się wszystkie palanty
i można z lodówki wyciągnąć bażanty
Rosenkranc:
(wyciąga)
Mordechaj:
Zmyśle smaku, przez rafy życiowe mnie prowadź –
wszak lepiej konsumować, niż hamletyzować.
(postępuje zgodnie z wyznawaną filozofią, nie zwracając uwagi na Rosenkranca)
Rosenkranc (nie precyzując, czy chodzi o Kota, czy o bażanta)
Skubany!
Sorry za spoznienie. Ale zanim przystapie do zabawy musze powiedziec to co musze powiedziec.
Czegos mi w tym bobikowym, ze wszech miar slusznym, wykladzie zabraklo.
Kazdy sie tu zgodzi, ze „moga byc rozne racje” -bo oczywoscie, ze moga byc, choc zdarza sie, ze sa w wyjatkowo abomiancyjne, (nie wszystkie poglady sa symetryczne, tylko z innym znakiem), tyle ze w danym wypadku, nie tyle chodzilo o racje, co o pogardliwe i klamliwe insynuacje, wyjatkowej ohydy, zawarte w poemacie – dobrze, ze zninknal i nie moge zacytowac verbatim. . Ze po blogu sie rozlal jezyk taki, jaki tu nigdy nie zagoscil i na ktory ja sie nie godze. Jezyk naladowany taka nienawiscia i pogarda dla Innego, ktory autorowi „poematu” zadnej krzywdy nie wyrzadzil, ze nie sposob uznac go za „poglady” czy „racje”, ale pure and simple hate speech. Ktorego sie boje i nie znajduje w swoim sercu ani krztyny tolerancji dla niego.
Zrazu niektorzy z nas, pomimo tego jezyka, usilowali jednak rozmawiac. Rozmawiac. I to sie okazalo byc niemozlkiwe, poniewaz za insynuacjami, ze jezeli komu nie przeszkadzaja gejowskie malzenstwa, gotow bylby molestowac dzieci i dopuszczac sie innych zbrodni, polaly sie nastepne kubly pomyj. Oskarzen o lewacko-bolszewickie sklonnosci i o zwykla glupote – ” brak umiejetnosci czytania ze zrozumieniem”.
Nie musialam sie tym na dalsza mete przejmowac, bo nie mialam watpliwosci, ze Bobik nie dopusci do dalszych wizyt tego typu.
Ale to co przezylam najbardziej, to proby obrony „drugiej strony”, kiedy wiadomo juz bylo, ze mamy do czynienia z kims prawdopodobnie w stanie szalejacej manii dwubiegunowej, prob doszukiwania sie w calym tym incydencie jakichs „racji”, proby obrony stwierdzen o charakterze insynuacji, ktorej ukoronowaniem bylo bardzo, oglednie mowiac niedzentelmenskie odezwanie sie do Panny Koty (jak nie masz nic do powiedzenia, to zamilknij) ze strony stalego bywalca, a w gruncuie rzeczy do wszystkich nas, ktorzy jeszcze ten uncydent przezywalismy. Po zeenie, ktorego lubie i cenie, raczej oczekiwalabym jakiejs odzywki w obroniie bezpardonowo atakowanych kolezanek i kolegow. Albo w najgorszym wypadku zachowania milczenia.
Czego oczekuje od Gospodarza?
Oczekuje, ze nie bedzie W TYM MOMENCIE robil nam wykladu o tym ze racje bywaja podzielone, ale jednoznacznego powiedzenia: w czasie mojej nieobecnosci stalo sie tu cos bardzo niedobrego, skrajnie toksycznego, dobrze, zescie to przetrwali jako tako, a Tobie, zeen, proponuje, zebys przeprosil jednak Panne Kote, ktora nieladnie i niepotrzebnie zbesztales. . A o wielosci racji i sposobie prowadzeniu sporu porozmawiamy kiedy indziej, kiedy troszke zagoja sie since i wycisza serca.
A ja miałam nadzieję, że wraz z powrotem Bobika zapanuje zdrowa zasada „ciszej nad tą trumną”…
Bobiku – i Szekspir, i Przybora byliby zachwyceni.
A tu piochna na dobranoc. Bardzo ją lubię, choć w nieco innej wersji melodycznej. Ale tu chłopaki tak ładnie i dobranockowo śpiewają. Dla Łasuchów też coś mam. Dla nas „Mingulay Boat Song” – kiedy to usłyszałam, skojarzyło mi się z ciepłym południem, ale to z Hebrydów…
http://www.youtube.com/watch?v=WgkGrm5516k&feature=related
Czas do domu, sailing homeward… dobranoc.
Andsol 15:37, Bobik 16:47:
Badania na temat wpływu komputera, w szczególności zaś internetu na człowieka są przeprowadzane we wszelkich możliwych aspektach, Dukaj wymienia tylko niektóre, a że dziedzina badań stosunkowo nowa, trudno chyba już teraz mówić o jakichś pewnikach. Inna sprawa, że czas, który spędzam w sieci mogłabym poświęcić na czytanie książki, ale przecież w sieci też czytam, poza tym możliwość dostępu do np. artykułów prasowych jest dla mnie tutaj o wiele większa, szersza, niż w świecie realnym. I tak jak Bobik, bez trudności przeskakuję do książki, problemem jest tylko czas, który trzeba sobie jakoś świadomie zorganizować. Przyznaję się bez bicia, że nie zawsze mi to wychodzi. Gdy książka mnie bardzo wciągnie, czytam do końca, natomiast łatwiej mi zamknąć komputer.
Andsolu, książek Dukaja nie znam, tylko o nich słyszałam, ostatnio przeczytałam w sieci fragment „Wrońca”, i wystarczy,
na tym chyba poprzestanę.
Heleno – sorry, ale powiedziałem dość wyraźnie, że blogowa społeczność, która potrafiła sobie z trudną sytuacją poradzić sama (pełny szacun!), najwyraźniej nie potrzebuje przedszkolanki, która przyjdzie i zacznie rozstawiać jednych po kątach, a innym przydzieli czekoladki. Uważam zresztą, że nie wypada mi tego robić tym bardziej, że mnie przy całym sporze nie było. Dlatego czuję się w tym akurat momencie upoważniony bardziej do podkreślenia zasad, jakimi się w prowadzeniu blogu kieruję i na których przestrzeganie nalegam, niż do wydawania wyroków i dyktowania – po czasie – Gościom co i jak powinni zrobić. Zwłaszcza, że Pannę Kotę znam, wiem, że jest dużą dziewczynką i jeżeli będzie chciała od zeena przeprosin, potrafi się sama o to upomnieć. 😉
Zwrócę jeszcze raz uwagę na to, co napisałem we wpisie – z samego „posiadania racji” nic nie wynika. A upieranie się przy wyegzekwowaniu swojej racji raczej społeczności antagonizuje, niż pozwala im leczyć rany. Toteż mówiąc jasno, że nie chcę na blogu języka nienawistno-agresywnego, prosząc o przestrzeganie standardów cywilizowanej rozmowy, nie chcę równocześnie robić gestów, które dalszą rozmowę prędzej utrudnią, niż ułatwią. Czasem naprawdę lepiej powiedzieć „ciszej nad tą trumną”. Szczególnie kiedy się widzi, że początkowe oburzenie opadło, impet się wyczerpał i wszyscy w celu wylizania ran najchętniej zajęliby się rozrywkami. 🙂
Owszem, jestem dyktatorem, ale oświeconym. 😉 A to znaczy między innymi, że czytając wstecz plon ostatniego tygodnia zauważyłem, że konflikt z Estimado stał się punktem wyjściowym do wyrażenia przez stałych bywalców poglądów ogólnych (niekoniecznie jednomyślnych) na temat funkcjonowania blogu i to wydało mi się sprawą najbardziej godną uwagi. Wolę rozmawiać o tym, niż zajmować się rozdawnictwem klapsów w towarzystwie dorosłych ludzi, którzy zdążyli już powiedzieć swoje bez mojego pośrednictwa – warknąć, odwarknąć i jakoś nawzajem ze sobą dojść do ładu, o czym świadczy wciąż trwająca konwersacja. 😀
Wsadzanie kijów w mrowiska to nie moja specjalność. Myślę, że co miało zostać powiedziane, to powiedziane tak naprawdę zostało jeszcze zanim ja zdążyłem wziąć udział, a moje trzy grosze były już tylko po to, żeby nie zarzucono mi chowania głowy w piasek. 😉 Ale robienie w tej chwili burzy piaskowej (pieskowej?) nie widzi mi się w tzw. interesie społecznym. Tyle. 🙂
Dawno nic tutaj nie pisałam, chociaż czytam Blog Bobika regularnie. Do napisania sprowokowało mnie stwierdzenie z dyskusji, która odbywała się podczas nieobecności Bobika i dlatego – ze względu na jego prośbę – zaczekałam ze swoim wpisem.
Otóż sprowokowało mnie (asekuranckie) stwierdzenie: „mam przyjaciół wśród gejów”. Nie po raz pierwszy spotykam się z takim oświadczeniem ze strony homofobów, a także – ze strony antysemitów – „mam przyjaciół wśród Żydów”. Nigdy natomiast nie spotkałam się ze stwierdzeniem ze strony znajomego geja, że ma przyjaciół wśród homofobów, czy że strony Żyda, ze ma przyjaciół wśród antysemitów.
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń w tej sprawie.
No, moze nie zeby zaraz „przyjaciol”, ale owszem mam wsrod antysemitow znajomych 😈 😈 😈
Dzień dobry 🙂
Jakieś dziwne burze nawiedzają moje okolice. Trzeci raz w tym sezonie niebo świeci błyskawicami permanentnie, tyle że z różnym natężeniem, do posłuchania analogicznie, jakby sprzęt kołowy różnej wagi przemieszczał się po bruku. Pięknie i strasznawo. Szłam spać po pierwszej, postawszy wcześniej w oknie by pooglądać widoki, a obudziłam się zaraz po czwartej akurat gdy burzy nie było. Teraz znowu jest jak nocą.
Po czwartej, gdyby było trzeba, normalnie nie wstałabym. W sytuacji bezwzględnej konieczności w takich razach spać się nie kładłam, żeby nie było że nie wstanę – jedyne wyjście. A tu proszę, dwie godziny już się dziwię, że na nogach jestem.
Puchalo, kope lat! witaj… tez posiadam takich znajomych, nie zawsze uda sie ich unikac, bo to sa znajomi znajomych i rozni tacy tam. Jak rowniez znam takich sie staraja „zaliczyc”, rozne mniejszosci do swojego grona, zeby to mialo dobry polityczny wyraz. Tez, poniewaz jestem „biala”, zdarzylo mi sie, ze otwierali sie przede mna rasisci przekonani o swoich krzywdach z powodu „czarnych” (pracowalam wtedy w opiece socjalnej i „biali”, ktorym sie w zyciu jakos nie wiodlo, probowali zwalic to na „czarnych”). W mojej pracy zawodowej tez natknelam sie kiedys na wojujaca antyaborcjonistke, ktora sie przykuwala lancuchem w protescie aborcji dokonywanej w lokalnycm szpitalu, ale wlasna 17-nia corke chciala przymusic wlasnie do aborcji. Dwulicowych hipokrytow pewnie kazdy gdzies spotkal. Ten ostani to tez jest przyklad na to jak zycie moze weryfikowac poglady.
Bobiku, welcome home, bardzo sie z toba zgadzam. Tez sadze, ze nie nalezy sie zapedzac w z indygnacje, bo wyjsc stamtad trudno. Na blogu czasem piszemy bardzo niezyczliwie o wierze, czy ksiezach czy JK, niekoniecznie bazujac na faktach. A przeciez katolicy, duchowni czy JK to takze przyjaciele i rodzina obecnych na blogu. Nie wszyscy sa ciemni, molestuja dzieci i nie znaja ludzkich uczuc jak wspolczucie czy cierpienie.
Zeen przepraszac umie, bo juz tu kiedys nieco enigmatycznie kogos publicznie acz indywidualnie przepraszal, pamietam to dobrze, bo nie mialam pojecia kogo przepraszal, ale mialam nadzieje, ze przepraszana osoba sie zorientowala. Nie bardzo tez zorientowalam sie czemu zarzucal Pannie Kocie, ze cos zle odczytala. Apeluje o mowienie bardziej wprost, bo takie zawoalowane zgadywanie co autor chcial przez to powiedziec moze byc zawodne. Panne Kote znamy tutaj od dawna jako osobe, ktora nie ma problemow z odczytywaniem…
Zeby wiecej juz nie truc to dodam, ze Mlodsza Siostra leci wlasnie do domu, do Warszawy, po udanej dorocznej wizycie. Kiedys opisze jak sie zmieniamy z moimi siostrami i jak zmieniaja sie nasze punkty widzenia.
szaro, deszczowo
poniedzialek to dobry dzien na nowe
brykam 😀
a dla Ciebie kroliku, to jeszcze wczoraj czy juz dzisiaj 🙄 🙂
to jeszcze dzisiaj rysiu, sle tylko przez kilka minut. Place za popludniowa dwugodzinna drzemke! Zachcialo sie Zosi jagodek, zachcialo sie krolikowi sjesty!
„Owszem, jestem dyktatorem, ale oświeconym.”- Bobik 😮
🙂 🙂 🙂 🙂
mimo krotkiej nocy, dobrych snow kroliku 🙂
Ciekawy artykul o Iraku i dyktatorze nieoswieconym. Patrick Graham warto go czytac
http://www.theglobeandmail.com/news/world/africa-mideast/what-went-wrong-in-iraq-most-things/article1680265/
http://andsol.blox.pl/2008/03/5-stron-Gombrowicza.html
puchalo, znam ludzi ktorzy mowia „nie jestem antysemita, ale…”
lub „nie jestem homofobem, ale………” najwiecej (sic!) ktorzy
mowia „nie jestem, rasista, ale.. i tu zazwyczaj cos o Turkach,
chustach, meczetach, minaretach, zawlaszczaniu pomocy spolecznej, mlodocianych „przestepcach imigrantach”.
czy to jest podobna asekuracja? nie wiem
podobnie jak krolik mam w kregu znajomych ludzi o
tak dziwnych pogladach (to samo mysla inni o moich ❗ )
ze tylko stwierdzenie „zycie to naczynia polaczone” moze byc
wytlumaczeniem 🙂
ciekawie bylo kiedy „niemcy” przestali uwazac nas za „obcokrajowcow” i w naszej obecnosci opowiadac mocne
dowcipy o polakach lub wspominac czasy II wojny (wywozki,
wypedzenia ze szczegolami co polacy im robili) bez obawy ze
„zle” ich zrozumiemy
teraz brykam, fikam
tereny czekaja 😀
http://wyborcza.pl/1,75515,8274864,Akcja__Krzyz____list.html
Tereso, według mnie bardzo mądry i wyważony artykuł. A co z tego wszystkiego wyniknie pokażą następne dni, bo właśnie słyszałam w dzienniku, że „obrońcy” chcą rozmów z kancelarią prezydenta i KK, przy czym nie zmienili swojego stanowiska.
Heleno, dziękuję jeszcze raz za wsparcie w tym sporze, również innym blogowiczom, ale myślę, w tym punkcie należy tę dyskusję zakończyć. Co zrobi Zeen, jego sprawa, dla niego jeszcze krótkie wyjaśnienie. Gdyby przeczytał parę wcześniejszych wpisów, przekonałby się, że te sformułowania pojawiły się już na blogu wcześniej, ja się tylko w pełni z nimi zgodziłam. Dlatego byłam tą jego wypowiedzią pod moim tylko adresem rzeczywiście zaskoczona, tak zresztą jak i inni.
Mówiąc o zakończeniu sporu mam na myśli tę część dotyczącą mojej osoby, co nie znaczy, że na temat prowadzenia blogowej dyskusji nie możemy dalej rozmawiać.
zaczynam mieć skojarzenia z „Incepcją”… z poziomu rozmowy (nawijmy ją „merytoryczną”) wchodzimy na poziom rozmowy o rozmowie („metarozmowa 1”), potem zapewne będzie rozmowa o rozmowie o rozmowie („metarozmowa 2”), potem jak nic „metarozmowa 3” i ziuuuuu do nieskończoności.
I jeśli te metarozmowy miałyby się kierować podobną do incepcyjnej logiką, to ja odpadam. Boję się, że w którymś momencie zewsząd wyskoczą ubrani na biało ss-mani, pełno ich będzie, pieszych, na nartach i w dziwacznych pojazdach i nawet nie będzie można mieć pretensji, że to przecież bez sensu 🙄
Dzień dobry 🙂 Zoczyłem właśnie, ile mam zaległych rzeczy do przeczytania, po tygodniowej zaledwie nieobecności w sieci i futro mi stanęło dęba. Nie wiem, czy z tego wszystkiego nie ucieknę do Tołstoja. 😉
Puchala bardzo ciekawe pytanie zadała i kiedy zacząłem się nad nim zastanawiać, to doszedłem do wniosku, że nie można na to odpowiedzieć generalnie. Bo o ile rzeczywiście raczej nie spotkałem geja mówiącego „mam przyjaciół wśród homofobów”, to Żydzi mający przyjaciół wśród antysemitów chyba nawet nie tak rzadko się w polskiej rzeczywistości zdarzali. Był zresztą nawet taki dowcip o pewnej odmianie polskiego antysemityzmu, że kiedy zapytać dziedzica o Żydów jako takich, to wygłosi ostrą antysemicką tyradę, jacy to oszuści i krwiopijcy, ale kiedy przejść na konkrety i zadać pytanie „A Mosze?”, dziedzic zakrzyknie- „zacności człowiek, żeby takich więcej było!”. „No a Jankiel?” – „Do rany przyłóż, a jak pięknie gra…” Znane są również przykłady „ideologicznych” antysemitów, którzy podczas wojny zaangażowali się w pomoc Żydom.
Nie chcę oczywiście powiedzeć, że to w jakikolwiek sposób usprawiedliwia antysemityzm, ale wskazuje, że stosunki żydowsko-polskie są dość skomplikowane, dalekie od czarnobializmu i warto również na te meandry zwracać uwagę.
Ja wiem, że to już trochę obok tego, o czym Puchala mówiła, ale tak mi się skojarzyło. 😉
Nie widziałem „Incepcji”, więc nie wiem, w którym momencie powinni się pojawić esesmani na nartach. 😉 Ale jak chodzi o metarozmowę 1, to będę jej bronił, bo w każdej grupie otwartej, a taką przecież jest społeczność blogowa, od czasu do czasu konieczne jest metarozmawianie w celu „odnowienia” reguł i ich zinternalizowania. Jeżeli się powie „a po cholerę, reguły już są i wystarczy ich przestrzegać”, to część grupy – ta, która w wypracowywaniu reguł nie brała udziału – nie będzie się z nimi identyfikować. A reguły, z którymi się ktoś nie identyfikuje, wiele łatwiej naruszać. 😉
Dlatego wydaje mi się ważne, żeby wobec konfliktów i zadrażnień dać wszystkim możliwość powiedzenia, jakiego sposobu rozmowy sobie życzą, jakiego ustawiania granic, jakich form, etc. To nie znaczy, że każdy ma obowiązek wypowiadania się na ten temat 😉 ale okresowe możlwości takiej „przepierki” muszą być.
Ja to uważam za twórcze wykorzystanie konfliktu. 🙂 Przeniesienie go na metapoziom, zamiast porozdzielania kuksańców. 😉
ale przy metarozmowie 2 powinni już wyskoczyć ubrani na biało… 😉
To ja lepiej nie będę schodzić poniżej metarozmowy 1. Teraz jednak i do metarozmowy 1 nie mogę się odnieść, bo obowiązki wzywają i czas sie zanurzyć w rzeczywistość.
Na którymś tam poziomie incepcyjnego zakręcenia z ubranymi na biało lepiej uważać. Zawsze może się okazać, że to nie są esesmani, tylko sanitariusze. 😉
pytanie tylko, na którym poziomie metarozmowy będą chcieli nam coś zaszczepić? 🙄
Kasując spam zauważyłem pewien komentarz, który tak podnosi poziom zakręcenia, że go wyjątkowo wpuściłem. 😉 Ponieważ wkrótce pewnie zniknie z pola widzenia, to go niniejszym zlinkuję:
https://www.blog-bobika.eu/?p=291#comment-51312
😆
Ja to uważam za twórcze wykorzystanie konfliktu. Przeniesienie go na metapoziom, zamiast porozdzielania kuksańców
W tym właśnie rzecz. Też tak uważam. Jak już pojawia się konflikt, to coś dobrego trzeba z niego wyciągnąć, bo w przeciwnym wypadku pozostaje tylko zła energia.
Czuję się trochę wywołana do tablicy – to w końcu moje wątpliwości skłoniły Bobika do wzmianki o „różnych racjach”, co z kolei spowodowało dyskomfort Heleny, która wolałaby bardziej jasnego określenia, who’s the good guy and who’s the bad guy. Dla potrzeb dyskusji mogę się na ochotnika zgłosić jako bad guy i stanąć po stronie zomo 😉 Nie potrafię już chyba klarowniej wytłumaczyć, o co mi chodziło, mogę się co najwyżej zacząć powtarzać, a tego bym nie chciała.
O ile w późniejszych wypowiedziach Estimado ładunek chamstwa był porażający, o tyle wstęp dyskusji (z pominięciem jego poematu, którego nie miałam cierpliwości przeczytać, co zresztą z góry zaznaczyłam) był merytoryczny. Po stronie naszych Koszyczkowych bywalczyń zdziwił mnie natomiast ładunek demagogii. Posłużę się cytatami:
Mnie tez uderzylo powiedzenie o “przyjaciolach homoseksualistach”. Bo jest to argument ktory czesto slyszalam od rasowych zydozercow
oraz ten:
Ja nie czuję zagrożenia mojego potomstwa faktem, że ktoś inny otrzyma prawa należne parom heteroseksualnym. I nigdy bym nie śmiał podawać się za przyjaciela homoseksualistów jednocześnie odmawiając im prawa do radości z wychowywania dzieci, jeśli tego zapragną.
Nie mógłbym patrząc im w oczy powiedzieć: Moi drodzy homoseksualni przyjaciele, bardzo was lubię, ale wara wam od praw zarezerwowanych dla osobników różnopłciowych, choćby płodzili swe potomstwo w pijanym widzie i oddawali na państwowe utrzymanie ewentualnie w czułe ręce zakonnic. Zawrzyjcie dla niepoznaki konwencjonalne małżeństwo, a będzie mieli wszystkie prawa. Byle zachować fasadę, nicht wahr?
Teraz dwa wyjątki z wypowiedzi Estimado, które to wypowiedzi stały się zarzewiem konfliktu
Czytalem/slyszalem jakies wypowiedzi p. Lipowicz, sprawila na mnie wrazenie moze nie betonowej, ale jednak dosc twardej katolickiej konserwatystki. Pozytywnie mnie zaskoczy, jezeli pochyli sie w miare konstruktywnie nad takimi sprawami jak te LGBT. zastrzegam, ze sam tez nie jestem wielkim milosnikiem teczowosci posunietej az do adopcji etc.
Co do casusu Waldorffa, to ja przeciez nie neguje, ze niemoznosc “legalizacji” czy “rejestracji” zwiazku, z pewnymi prawami podobnymi do tych, jakie maja malzonkowie, czasem bardzo utrudnia zycie (a jak sie okazuje, rowniez smierc i to co po niej…) homoseksualnym partnerom. Uwazam, ze taka mozliwosc powinna istniec i regulowac sprawy mieszkaniowe, medyczne, rentowe, spadkowe-ustawowe etc. Nie uwazam za wlasciwe, aby nazywalo sie to malzenstwem, a zwlaszcza, aby mialo prawo adopcji na takich samych warunkach, jak malzenstwa.
Czy jego poglądy, wyrażone w tych wypowiedziach (znowu zaznaczę, że poemat pomijam, bo dyskusja zaczęła być niemerytoryczna jeszcze przed tym, jak E. zamieścił swój wiersz) były naprawdę aż tak kontrowersyjne? Nie można mieć wątpliwości, ani być przeciwko? Wyciąganie cieżkiej broni w postaci argumentu o żydożercach i przypisywanie drugiej stronie uznawania wyższości par różnopłciowych, choćby płodziły w pijanym widzie, wydaje mi się nadużyciem i trąci demagogią. Jak można było wyczytać z dalszej wymiany zdań, Estimado tym własnie poczuł się wkurzony. I ja mu się nie dziwię. Nie padły żadne pytania o naturę jego sprzeciwu, na czym jego sprzeciw się zasadza, co powoduje, że ma taki, a nie inny pogląd. Jego pogląd został z miejsca uznany za niewłaściwy i do wygwizania.
Tyle na temat metarozmowy. Wracając do pierwotnego poziomu, zastanawiam się, czy jeśli ktoś ma wątpliwości, czy należy parom homoseksualnym przyznawać prawo do adopcji, to czy jest z miejsca skazany na miano homofoba.
Sama takie wątpliwości mam, choć nie wynikają one ze sprzeciwu wobec praw równych z małżeństwami heteroseksualnymi. Uważam jedynie, że małżeństwa homoseksualne są zjawiskiem nowym i powinny najpierw wsiąknąć w społeczny grunt, aby uniknąć niebezpieczeństwa podwójnego etykietowania adoptowanych przez nie dzieci. Prawa par homoseksualnych uważam w tym momencie za drugorzędne. Prawo do „wchodzenia w posiadanie” dziecka nie może być probierzem równości praw grup społecznych, bo dziecko nie może być użwane jako przedmiot służący za taki probierz.
Sorry, Vesper, ale twierdzenie, że ma się przyjaciół gejów, którym zabrania się równych praw przyznawanych sobie i zakładam, że też przyjaciołom nie-gejom, koliduje z moimi wyobrażeniami o przyjaźni. Antycypacja, że E. nie ma nic przeciwko płodzeniu dzieci przez hetero w pijanym widzie była może mało uprawniona, ale wobec jego insynuacji o moich lewackich poglądach, głupocie i nieogarnianiu pisanego tekstu… 🙄
Nie wiem, skąd czerpiesz swoje informacje co do płci bywalców tego blogu, ale zapewniam Cię, że płeć Cubalibre jest nie mniej męska, niż płeć Psa Bobika czy Kota Mordechaja 😎
PS. Podwójne etykietowanie adoptowanych dzieci fundują ludzie nie mogący sobie wyobrazić, że dwóch facetów lub dwie kobiety są w stanie „normalnie” wychować dziecko.
Przeciwnikom zezwalania na takie adopcje przypominam, że nie chodzi o odbieranie dzieci rodzinom hetero i rzucanie ich na żer zboczeńcom.
Cubalibre, o płci nie mniej męskiej ;), nie nam oceniać jakość czyichś przyjaźni, zwłaszcza że nie szczerość przyjaźni była przedmiotem sporu. Myślę, że można mieć homoseksualnych przyjaciół, tworzących udane związki i nadal mieć wątpliwości tej natury, o których pisałam wyżej. To sie nie ma nijak do sprawy. Wręcz przeciwnie. Skoro znam dwóch fajnych facetów, którzy tworzą od lat parę, mam się nie przejmować, jak będzie potraktowane adoptowane przez nich dziecko? Tylko dlatego, że lubię tych ludzi, mam zapomnieć o wątpliwościach? To by był zbyt daleko posunięty partykularyzm.
Cubalibre, zgadzam się, że „podwójne etykietowanie adoptowanych dzieci fundują ludzie nie mogący sobie wyobrazić, że dwóch facetów lub dwie kobiety są w stanie “normalnie” wychować dziecko”. Jest to przejaw bardzo zamkniętego myślenia, ale takie myślenie istnieje w przyrodzie i to wcale nie na zasadzie wyjątku. Należy to brać pod uwagę, jeśli chce się myśleć o dobru dzieci, które i tak już zostały mocno poturbowane przez złą wolę dorosłych. Posyłanie ich pod ogień nietolerancyjnych postaw społecznych, jako forpoczty społecznych przemian, uważam za naganne moralnie. Nie obchodzi mnie w tym momencie, czy ktos uważa swojej prawa za równe czy nie równe z innymi. Jeśli nie jest w stanie wziąć pod uwage dobra dziecka, to być może w ogóle powien sie zastanowić nad swoimi motywacjami do adopcji.
Ciekawe, jakie motywacje do płodzienia dzieci mają ludzie na wózkach inwalidzkich, garbaci, niewidomi, głusi, niskorośli, bez rąk itp. Ja przypuszczam, że takie same, jak zdrowi, piękni, bogaci… Naturalny instynkt rodzicielski, potrzeba kochania i bycia kochanym, chęć przedłużenia gatunku, lęk przed samotnością, potrzeba zapewnienia spadkobiercy firmie lub majątkowi etc. Te same motywacje podejrzewam u ludzi niezdolnych do zapewnienia sobie potomstwa na prostej biologicznej drodze, a więc próbujących zaspokoić te potrzeby poprzez adopcję.
Vesper, „Posyłanie ich pod ogień nietolerancyjnych postaw społecznych, jako forpoczty społecznych przemian, uważam za naganne moralnie”. W Little Rock Arkansas rodzice czarnych dzieci poslali je do zdesegregowanej szkoly pod ochrona armii, podczas gdy spolecznie nieprzygotowane biale dzieci i ich rodzice pluli na nie. Jedni moga byc dumni ze swoich postawy, inni niech sie wstydza. Dobro dziecka wymagalo zeby zniesc segregacje. Nie ma po co holubic nietolerancyjnych postaw spolecznych.
Gdyby tak każdy rodzic decydując się na rodzicielstwo musiał uzasadnić swoje motywacje z uwzględnieniem dobra dziecka… 🙄
Vesper, przyjmujac Twoja argumentacje obrony praw dziecka jako sprawy pierwszoplanowej, nie do konca moge sie z Toba zgodzic. Wydaje mi sie, jakbys odbierala homoseksualnym parom zdolnosc do samodzielnego rozsadzenia co dobre a co moze byc zle dla ich rodziny. Moge sobie wyobrazic rozsadna pare, ktora sama poddana niecheci srodowiska nie podejmie decyzji o wprowadzeniu dziecka w juz niedobry uklad. Moge tez sobie wyobrazic pare, ktora przyjaznie traktowana przez sasiadow i przyjaciol zechce podjac taki trud i ryzyko. Przyjmuje do wiadomosci, ze czesc takich adopcji bylaby nieudana i moze czesc dzieci nie bylaby zupelnie szczesliwa ale przy takim strachu w ogole trzeba by dla wszystkich ludzi wprowadzic scisle regulacje urodzen i adopcji.
a, Cubalibre ujal to krocej 🙂
Pisząc o motywacji do płodzenia dzieci mam na myśli oczywiście świadome i chciane rodzicielstwo.
Ludzie dążący do założenia rodziny poprzez adopcję wykazują zazwyczaj silną determinację i wielką gotowość do poddania się sensownym procedurom kontrolnym sprawdzającym ich kwalifikacje.
Króliku, jest to jednak nieco inna sytuacja, chyba przyznasz. Podajesz przykład, w którym rodzice dla szerzej pojętego dobra swoich dzieci, narażają je na określone ryzyko. Zakładam jednak, że posyłali głównie własne dzieci, a nie wysługiwali sie dziećmi z sierocińca oraz że dzieci te w jakiś sposób uczestniczyły w decyzji, były w każdym razie uprzedzone, co je czeka i o co w całej tej sprawie chodzi. Trudno też te dwie rzeczy uważać za równoważne, głównie ze względu na liczebność grupy społecznej, której dotyczyła segregacja rasowa. Mam tu na myśli z jednej strony to, że wykluczenie dotyczyło wielomilionowej społeczności w całym kraju, z drugiej to, że posyłane w tej forpoczcie dzieci tworzyły grupę, która może stanowić dla siebie oparcie. Jakie oparcie w grupie społecznej ma etykietowane dziecko gejowskiej pary, jaki ma udział w decyzji o wyborze rodziny adopcyjnej. Rodzice dzieci z Little Rock walczyli o zniesienie segragacji dla dobra tychże dzieci. Czy dziecko adoptowane przez homoseksualną parę walczy o prawa dla siebie, tego nie wiadomo. Statystycznie rzecz biorąc, raczej nie.
Moge sobie wyobrazic rozsadna pare, ktora sama poddana niecheci srodowiska nie podejmie decyzji o wprowadzeniu dziecka w juz niedobry uklad. Moge tez sobie wyobrazic pare, ktora przyjaznie traktowana przez sasiadow i przyjaciol zechce podjac taki trud i ryzyko
Ludzie dążący do założenia rodziny poprzez adopcję wykazują zazwyczaj silną determinację i wielką gotowość do poddania się sensownym procedurom kontrolnym sprawdzającym ich kwalifikacje
Te argumenty do mnie przemawiają i zgadzam się, że tak pewnie w wiekszości przypadków jest. Nie mogę jednak zupełnie pominąć w swoim podejściu osobistych doświadczeń z pola zawodowego. Otóż teraz zdarza mi się to rzadziej, ale kiedyś zajmowałam się tym bardziej intensywnie – pracowałam jako społeczny (za darmochę czyli 😉 ) mediator przy sądzie rodzinnym. Napatrzyłam się i nasłuchałam. Widziałam ofiary nieudanych adopcji. Chodziło oczywiście o heteroseksualne pary adopcyjne, ale jak się raz zobaczy dziecko, ktore po raz kolejny zawiodło się na dorosłych, to sie potem woli dmuchac na zimne.
Zakładam, że pary homoseksualne mogą mieć bardziej ugruntowaną i głębiej przemyślaną motywację do adopcji niż pary heteroseksualne i jako adopcyjni rodzice sprawdzać się dobrze, być może lepiej. Zakładam też, że w ich przypadku procedury kontrolne byłby przestrzegane nieco uważniej, niż ma to miejsce w przypadku małżeństw heteroseksualnych. Obawiam się jednak o tło społeczne wolałabym, żeby homoseksualne małżeństwa wyraźniej wpisały się w społeczny krajobraz, dały poznać.
Z drugiej strony, jeśli ktoś jest zdeklarowanym przeciwnikiem, to nic go nie przekona, a ludzi otwartych przekonywac nie trzeba.
W jaki sposób para homoseksualna ma udowodnić, że będzie dobrymi rodzicami, jeśli nie wolno im adoptować dzieci? Ma żyć przykładnie segregując śmieci i na początek mieć prawo do własnego chomika, złotej rybki, szkockiego teriera, a jak się sprawdzi, to kota?
Skąd wiadomo, że heteroseksualny tatuś nie będzie molestował własnego potomstwa?
Trudna kwestia, Cubalibre. Jeśli spojrzeć na jedną wybraną parę, a nie na proces społeczny, to jest to rzeczywiście nie do wykazania. Są jednak pary homoseksualne, które wychowują biologiczne potomstwo jednego z partnerów. Od takich par można by zacząć. Gdyby mogły oficjalnie zawrzeć małżeństwo, drugi z partnerów mógłby wejść w rolę rodzica adopcyjnego, gdyby chciał. Byłoby to oficjalne sformalizowanie sytuacji, która de facto już istnieje. Nikt nie byłby narażony na więcej, niż już dostaje (bądź nie dostaje).
http://terlikowski.salon24.pl/
Nie mogę chwilowo nic merytorycznie, bo znowu sobie nazbierałem całą masę grzybów i muszę je obrobić termicznie. 😀
W większości są to te same podgrzybki, co poprzednio, ale gdyby ktoś koniecznie chciał się pobać, to dodam, że kilka innych też jest. Niestety, wszystkie rurkowe, więc horroru na miarę Hitchcocka nie mogę gwarantować. 🙁
Jak obrobię, skonsumuję i przeżyję, to szczeknę coś na temat. 🙂
Adopcja, jak słusznie (niestety piszecie) zawiera element ryzyka (loterii), której koszty ponoszą niestety dzieci w całości.
W przypadku par homoseksualnych niewiadoma, a zatem ryzyko jest, moim zdaniem, większe. Nie opieram się tu ani na religii ani filozofii tylko na biologii – z jakiegoś względu u Homo Sapiens dzieci mają pary mieszane.
Żenić się dorośli – proszę bardzo i nie robi mi różnicy wielkiej czy homo czy hetero – ryzykują wszak podejmujący decyzję; w sprawie adopcji, czyli ryzykowania dziecięcym doświadczeniem, jestem ostrożny -> żeby w bawełnę nie owijać – przeciwny adopcji homoseksualnej.
http://adoptionhelp.org/blog/2010/children-raised-by-lesbian-parents-have-excellent-outcomes/#more-133
Nie ma sensu kwestionować kompetencji opiekuńczych na podstawie kryterium orientacji seksualnej. Nie taka jest moja intencja. Przytoczony przez Helenę raport własciwie niczego do sprawy nie wnosi, ani in plus, ani in minus. Ten zresztą jest łatwy do ustrzelenia:
The major limitation of this study, other than the non-random sample, is that the data only comes from parental reports
Myślę, że można by opracować raport dowodzący tezy przeciwnej, gdyby odpowiednio wyselekcjonowac próbę. Można by też sporządzić raport, i to całkiem solidnie udokumentowany, bardziej wiarygodny metodologicznie, dowodzący, że heteroseksulane pary w ogóle nie nadają się do wychowywania dzieci, w tym również własnych. Ale przecież nie o to chodzi.
Co ciekawe, ze wiekszosc adopcji tu gdzie mieszkam jest taka, gdzie biologiczny rodzic(e) „wybiera” rodzicow adopcyjnych. Skoro malzenstwa homoseksualne sa legalne i ich profile adopcyjne sa przedstawiane przy wyborze. Problem jest z dziecmi trudnymi do zaadoptowania, wtedy znalezienie im odpowiedniego domu jest nielatwym zadaniem, wiec wylaczanie stabilnych zwiazkow homoseksualnych wydaje sie trywialne i niepotrzebne.
Naprawde bardzo niewiele czasu potrzeba na zmiane postaw.
Homoseksualisci przeciez sa, maja dzieci i je wychowuja, zapewne nie gorzej niz heteroseksualisci. Moze tylko bardziej swiadomie sie na wspolne rodzicielstwo decyduja, bo akt seksualny nie konczy sie niepozadana ciaza oraz/lub aborcja. Dobro dziecka w dobrej rodzinie nie ucierpi.
Jesli ja zalozmy na lozu smierci przekaze wladze rodzicielska nad moim dzieckiem zaprzyjaznionej parze tej samej plci, to czemu prawo ma tego zabronic? Homoseksualisci to nie sa oni. To jestesmy my: nasi przyjaciele, sasiedzi, bracia, siostry, ha! czasem nasi rodzice. Moze jeszcze w znacznej mierze wszysko pieknie zamiecione jest pod dywan, ale nie na dlugo!
No, ale tak naprawde nie szukam na ten temat debaty, bo w mojej glowie i sercu mam ten temat calkiem przedebatowany i na szczescie gdzie mieszkam jest zgodne z moimi wartosciami w tej sprawie. Co nie znaczy, ze dojscie do tego to bylo smooth sailing, albo, ze nie ma innych problemow, gdzie sie z obecnymi przepisami nie zgadzam. Np sprawa Indian i rezerwatow albo polowanie na male foczki za pomoca kijow baseballowych.
Na razie milego dnia wszystkim!Bobiku, co zrobisz z tych grzybow?
Ogolnie jestem w bardzo dobrym dzis nastroju… Wpadnijcie do Pani Kierowniczki to zobaczycie, ze mozna sie poklocic w takiej sprawie jak wykonanie arii!
Bardzo was wszystkich w tym koszyczku kocham (w granicach zdrowego rozsadku!) i dlatego staram sie szczerze pisac co mysle (rowniez w granicach zdrowego rozsadku!).
Ech, zaraz pokłócić 🙂 To tylko wymiana zdań między pasjonatami 🙂
Helena z 18:38, z zachętą do Terlikowskiego. Słusznie. Dokonał on niełatwej sztuki zatarcia granic między parodią i samoparodią.
Homoseksualność. Dużo uwagi skupionej na adopcji z podtekstami naturalnie sugerującymi powiązania między homoseksualnością a pederastią (choć nigdy nie słyszałem o jakichś statystykach na to wskazujących). A przynajmniej na „zły przykład”, no bo wiadomo, że homoseksualiści gżą się do czerwoności, a dziecko to ogląda, a w heteroseksualnej parze nie ma ani słychu ani widu napomknięć o seksie, i dlatego dzieci w „normalnych” rodzinach rozbudzają się płciowo po ukończeniu 25 i we właściwym kierunku, czyli ku przedłużaniu gatunku. No więc niech dyskusje kwitną jak te wszystkie kwiaty, ale ja mam inne zmartwienie.
Bliski mi młody człowiek, w wieku który czynił go najbardziej narażonym na okrucieństwo i głupotę otoczenia, zaczął pisać kryptycznie ale rozszyfrowywalnie, pozwalając mi zrozumieć, że znajduje siebie samego, ale nie tam, gdzie go otoczenie oczekuje. I czułem tam oczekiwanie jakiejś mądrej rady (bo starsi niby muszą je mieć) jak miał postępować, czy przemóc się i lubić to, co lubić rzekomo powinien czy też ma mu się wyrwać krzyk wolności – który by był okrzykiem „idu na wy” przeciw całemu otoczeniu.
I tu jest prawdziwy problem. Nie adopcja, ale potworna presja, którą odczuwa tak ogromna ilość młodych, wrażliwych ludzi. Sytuacja, w której jedna cholera wie z której strony – nie to, żeby oczekiwać pomocy, ale po prostu, żeby z jakiejś strony odpieprzyli się, pozwolili żyć.
A propos linku Heleny do Terlikowskiego: zastanawiam się, czy warto tego rodzaju wypociny stanowiące obrazę rozumu propagować. Część osób na ten artykuł by pewno nie trafiła, część – w ogóle by go nie przeczytała, wiedząc kto zacz Terlikowski. Czy ktoś by coś na tym stracił? A tak zyskuje jedynie ten, pożal się Boże, „publicysta” w myśl zasady: dobrze czy źle, ale po nazwisku.
Andsolu,
pewnie nie słyszałeś, że homoseksualizm jest zaraźliwy, dlatego nie wolno go w Polsce „propagować” 🙄 😉 Bo jak się tak człowiek na dwie figlujące panienki napatrzy…
Napisałeś dokładnie to, o czym myślę. W zbyt wielu głowach homoseksualizm i pedofilia zlewa się w jedno 🙁 No i ten gejowski promiskuityzm…
Króliku,
Twoje poglądy są mi bardzo bliskie. Zabijania foczek też nie lubię, zwłaszcza że bywa robione niechlujnie i zwierzątka wcale nie są martwe, gdy je obdzierają ze skóry 🙁
O przemysłowej hodowli zwierząt już nie wspominam. Moje radio nadaje dziś o masowych zatruciach salmonellą w 17 stanach USA i wycofaniu z handlu ponad pół miliarda jaj 😯
Powiem Ci dlaczego go zlinkowalam, Puchalo.
Chyba ze zdumienia. Bo jednak wciaz nie moge sie przyzwyczaic, ze mozna takie debilne androny glosic publicznie nie narazajac sie na kompletny ostracyzm spoleczny: byc wciaz zapraszanym do mediow, chociazby w ramach zaprzentowania „pogladow” drugiej strony, mozna z kims takim „dyskutowac” pochylajac sie nad jego odmienna wrazliwoscia, mozna komus takiemu podawac reke.
Nie wyobrazam sobie aby o jakiejkolwiek innej mniejszosci – rasowejb czy etnicznej mozna bylo wypowiadac publicznie sie na tym poziomie umyslowym i nie ponosic zanych kosztow towarzyskich, spolecznych, prawnych. Jesliby np. ktos byl za apartheidem czarnych i mowil: za 10 lat beda nas zmuszac aby siadac przy jednym stole z malpami itp. , zapewne bylby zepchniety na margines.
Byloby to jednak nie do pomyslenia aby ktos taki mogl funkcjonbowac w przestrzeni publicznej poza lunatycznym marginesem – tam gdzie sie znajduja inni lunatycy: zaprzeczacze Holocaustu, wierzyciele w niechybny koniec swiata, czy w to, ze ladoanie czlowieka na ksiezycu bylo szwindlem nakreconym w Hollwoodzie.
Ale w Polsce ( i zapewne w paru krajach z represyjmym islamem) o tej jednej mniejszosci – homoeksualnej mozna wypoiadac publicznie dowolna ilosc jadowitych bzdrur w imie… wolnosci slowa. I nie da sie w zaden sposob wytlumaczyc, ze wolnosc slowa nie jest absolutna i bezwzgledna i ze nie podlegaja jej np. pewne idee, ktorych propagoania zakazuje wiele konstytucji panstw demokratycznych.Np. idee nawolujace do nienawisci.
Wiec ilekroc natykam ie na taki tekst jak ten Terlikowskiego, to nie przestaje sie zdumewac – nie temu, ze on prawdopodobni w te brednie wierzy – moze wierzyc w co chce, ale ze on wciaz uwazany jest za dziennikarza glownego nurtu, ktorego mozna zaprosic przed kamery, mikrofony lub zlecic mu napisanie artykulu.
vitajcie! Reasumując, Wszyscy doszli do wniosku, że gdyby nie sęk była by piszczałka 🙂 🙂 Prawdą jest, że ludzie tłuką się tylko z tego powodu że lubią Wisłę a nie Krakovię albo odwrotnie a ja np. żadnej różnicy nie widzę a wręcz idealną kompatybilność ; obie drużyny są z Krakowa 🙂
Swieta racja, jerzebinko.
chcę powiedzieć, że jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi na tego typu decyzje /adopcje przez pary homoseksualne/ a nawet sama dyskusja jest dla niektórych irytująca. Co do E… nie denerwują poglądy ani błyskotliwe riposty ale język w jaki są wypowiadany. Brzydko ! mówiąc ogólnie i jak się poprawi to niech pisze ale bez słów typu gówno 🙁 be
agresja to najgorsze co jest w człowieku. 🙂
mam nadzieję że będzie ładna pogoda do końca wakacji. Pa:) / moje opinie nie są odkrywcze ale czasem fajnie coś napisać :)/
Grzyby udusiłem klasycznie, ze śmietaną, z cebulką i dużą ilością pietruszki, pożarłem w całości (choć naprawdę dużo było) i na razie przeżyłem. 🙂
W przypadku Terlikowskiego problemem istotnie nie jest to, że on sam w różne bzdury wierzy, tylko że jest wyrazicielem głosu dość dużej części społeczeństwa. To przecież nie jest tak, że ludzie dopiero od dziennikarzy dowiadują się, co mają myśleć, tylko najpopularniejsi dziennikarze to często ci, którzy ludziom mówią to, co oni chcą usłyszeć. A ludzie lubią słyszeć, że jacyś tam są fuj, bo mają wtedy underdoga. 🙁
Zwykle różne przełomy w myśleniu wychodzą z tzw. środowisk opiniotwórczych – od intelektualistów, artystów, naukowców, z kawiarni literackich, kampusów uniwersyteckich, itd. Ale w Polsce po tych środowiskach przejechał walec pogardliwych określeń: wykształciuchy, salon, łżeelity… I niestety, w efekcie w wielu miejscach opiniotwórczy został wyłącznie ksiądz proboszcz i te media, które on aprobuje.Czyli Terlikowski i s-ka.
Nie chcę się nadmiernie rozpisywać o adopcjach homoseksualnych, bo kiedyś już o tym dyskutowaliśmy, używając tych samych argumentów. Ale na pewne rzeczy zwrócę krótko uwagę. Nie wydaje mi się, żeby argument dobra dziecka ktokolwiek brał tu lekko, więc nie powinniśmy też lekko potraktować problemu wrogiego otoczenia. Ja np. z tym problem mam, choć generalnie adopcje homoseksualne popieram. Bo przecież nie byłoby zbyt odpowiedzialne wprowadzić prawo do takich adopcji na zasadzie „a, jakoś to będzie”.
Tam, gdzie chodzi o dorosłych, świadomych ludzi, którzy sami wybierają, można próbować przełamywać opór społeczny metodą faktów dokonanych. Na pewno nikomu nie zrobi krzywdy wprowadzenie prawa do homoseksualnych małżeństw, do dziedziczenia, do uzyskiwania informacji w szpitalach, itd. Dorośli sobie wybiorą, czy lepiej im w społecznie nie całkiem akceptowanym, ale pełnoprawnym małżeństwie, czy na kocią łapę. A im więcej takich małżeństw będzie, tym bardziej otoczenie będzie się przekonywać, że świat się od tego nie zawala. I tu warto, moim zdaniem, zadać pytanie, czy z adopcją nie lepiej poczekać kilka lat, aż społeczeństwo przyzwyczai się nieco do myśli, że rodzina homoseksualna (choć na razie bezdzietna) jest czymś zwyczajnym, codziennym. Czy dzieci na tym nie zyskają. Bo niezadanie tego pytania (niezależnie od odpowiedzi na nie) świadczyłoby o tym, że nad dobro dzieci przedkładamy ideologię albo hurraoptymizm.
Kolejna sprawa to odgórne wprowadzanie zmian mimo oporu społecznego. To też wcale nie jest takie proste, że jak władza wyda jakieś zarządzenia, to przeciwnicy chwilę pokrzyczą, ale potem się uciszą i zaakceptują. W przypadku desegregacji w Stanach tak było, ale np. w przypadku odgórnej westernizacji w Iranie skończyło się wiadomo jak – wahnięciem w drugą stronę. Kiedy Piotr I kazał bojarom golić brody, to piszczeli, ale golili. Ale kiedy w Kolumbii zakazano uprawy koki, to kartele kokainowe bynajmniej nie przestawiły się posłusznie na uprawę porannej kawki.
Odgórne wprowadzanie nowych praw, nowych obyczajów ma wiele aspektów – stopień oporu i stopień akceptacji (czyli proprcja zdecydowanych zwolenników i przeciwników czegoś), rozmiary uprzedniej pracy edukacyjnej, siła lub słabość władzy państwowej, raczej praworządne lub raczej anarchiczne nastawienie społeczeństwa, etc. Dlatego nie można powiedzieć – e, jak coś działa w Anglii, to będzie działać i w Górnej Wolcie. Mechanizmy społeczne to nie radziecka ciężarówka, żeby tak samo mogły działać wszędzie. 😉
Helena:
„Nie wyobrazam sobie aby o jakiejkolwiek innej mniejszosci – rasowejb czy etnicznej mozna bylo wypowiadac publicznie sie na tym poziomie umyslowym i nie ponosic zanych kosztow towarzyskich, spolecznych, prawnych. Jesliby np. ktos byl za apartheidem czarnych i mowil: za 10 lat beda nas zmuszac aby siadac przy jednym stole z malpami itp. , zapewne bylby zepchniety na margines.”
No, a nie pamiętasz, jak poseł RP wstąpił na trybunę sejmową po wyborze Obamy i wieszczył koniec cywilizacji białego człowieka?
Możliwe, że nie jesteśmy gotowi jako społeczeństwo, ale bądźmy gotowi jako ludzie albo przynajmniej starajmy się być, bo od kogoś trzeba zacząć.
Był u nas syn holenderskiej przyjaciółki. Studiuje w Rotterdamie. Koledzy gorąco odradzali mu to miasto, bo jest tylko w połowie „czysto holenderskie”. A jemu bardzo się tam podoba. Podoba mu się zmiksowanie i nie bardzo rozumie, czego miałby się bać. Ale jego nikt nie nauczył bać się inności i tego, że inność to przede wszystkim bariera. On patrzy, wie i rozumie, ale nie boi się, że coś straci. On wchłania.
Nie mam nic przeciwko homoseksualnym małżeństwom, ani adopcji dzieci przez takie pary. Hetero czy homo, bardzo chciałabym być babcią 😉
Bobiku, wiesz, że rewolucje to nie dla mnie. Adopcja dzieci to sprawa najpoważniejsza i dlatego powinna być wprowadzona na końcu, po oswojeniu całej reszty.
Mnie się też zdaje, że Helena zbyt „optymistycznie” ograniczyła swobodę wypowiadania bzdur o jakiejś grupie wyłącznie do homoseksualistów. 🙁 Aczkolwiek ta grupa rzeczywiście skupia na sobie jakąś wyjątkową nienawiść, albo przynajmniej, w bardziej „cywilizowanym” wariancie, niechęć. I tu się zgadzam z andsolem, że zmiana tego nastawienia wydaje mi się w polskiej rzeczywistości problemem pilniejszym niż adopcje. A nawet obawiam się (i obym nie wykrakał), że domaganie się adopcji już, teraz, zaraz, może problem zaostrzyć.
Kiedy pisalam poprtzedni komentarz, oczywoscie pamietalam o posle Gorskim i „koncy cywilizacji bialego czlowieka”. le wlasnie casus Gorskiego najlepiej ilustruje to co powiedzialam wyzej: po tej wypowiedzi stal sie on postacia dosc obciachowa i nie pamietam zeby byl czesto zapraszany przed mikrofony. Gorski kojarzu sie tylko z jednym: becwalska wypowiedzia w Sejmie, ktora go zalatwila. Natomiast nie mniej becwalskie wypowiedzi Terlikowskiego wcale go nie dyskwalifikuja z duskursu publicznego. A jego wypowiedzi a w sumie i bardziej spol;ecznie szkodliwe i bardziej jeszcze jkadowite niz Gorskiego. I jeszcze cos sobie przypominam: ze kiedy Gorski wyglosil swa proricza wizje, zapanoala kobnsternacja wywolana w duzej mierze obawami „co o nas soibie zagranica pomysli”. Nie dzieje sie tak w przytoadku Terlikowskiego.
Co zas do obaw, ze zaadoptowane polskie dzieci moga sie spotkac z przejawami nietolerancji i w zwiazku z tym naklezy poczekac, mam tylko taka refleksje. Mysle, ze akurat w przypadku Polski. gdzie tylko stosunkowo niewielki procent sierot i spolecznych sierot przebywa w „domach rodzinnych”, a reszta w strasznych sierocincach, ktore opuzczaja okaleczone na zycie, ten argument nie trafia mi zbytnio do przekonania. Nawet najlepsze „domy rodzinne”, w ktorych mieszka kilkoro dzieci we wzglednej nedzy (domy te sa utrzymywane glownie z ubogich panstwowych dotacji i zasilkow), to jednak gorsze dla dziecka niz kochajaca homoseksualna rodzina plus troche dokluczania na podworku czy w szkole. Mnie tez dokuczano, ale nie bylo to dramatem mojego dziecinstwa. Nauczylam sie odwijac i walic miedzy oczy, wypracoalam rozne strategie przetrania. Big deal!
Nie, nie uwazam, ze „nalezy” czekac. poki jest tak z sierotami jak jest. To sa wykrety.
Heleno, zaścianek i brak tolerancji dla odmiennych przekonań nie jest wyłacznie sprawą Polski i paru krajów muzułmańskich. Być może Anglia należy do tych lepszych miejsc ze względu na dość długie współistnienie ludzi o różnych kolorach skóry i różnych wyznań. Ale kiedy np. w Polsce „moherowe berety” pikietowały kina, gdzie wyświetlano film Holland „Ksiądz”, takie same pikiety odbywały się w Szwajcarii. I bynajmniej nie organizowali ich Polacy.
Bylam na Ksiedzu w Polsce (ale to chyba nie Holland, tylko jakas angielska rezyserka). Nie bylo pikiet (nawet bylam troche zawiedziona bo liczylam na nie 😉 ). Bylo bardzo duzo mlodych ludzi, choc nie tylko.
Wiem, z gdzies byla pikieta czu nawet pare pikiet i zaproszono media. Byla tez wybitnie kretynska debata o filmie (nawet glupia recenzja w Tyg. Powsz.) Wszyscy byli tak przejeci jedna mala i jakze dyskretna scena zblizenia na samym koncu filmu, ze z wypiekami na twarzy tylko o niej mowili. Nikt nie zauwazyl Wielkiej Improwizacji 🙄
W Polsce dzieci przebywają w sierocińcach nie ze względu na brak chętnych do adopcji. Przeciwnie, raczej jest ich nadmiar (choć do adopcji dzieci upośledzonych, kalekich, czy po prostu „za starych” chętne są częściej rodzice zagraniczni, nie polscy). Problemem są przede wszystkim prawne utrudnienia – najczęściej nieodebrana władza rodzicielska, czy brak formalnego zrzeczenia się dziecka porzuconego przez rodziców biologicznych. A drugi duży problem to opór „aparatu sierocińcowego”, który straciłby posady, więc stara się utrudnić nie tylko adopcje, ale i powstawanie rodzinnych domów dziecka, albo przekazywanie dzieci rodzinom zastępczym.
Ja też uważam, że lepiej się wychowywać w kochającej rodzinie gejowskiej, niż w bidulu. Ale dam sobie łapę uciąć, że gdyby nawet prawo do adopcji homoseksualnej wprowadzono od jutra, niemal żadne dziecko z bidula do takiej rodziny nie trafi. Po części z powodów wymienionych, a po części dlatego, że ludzie decydujący o adopcjach będą preferować rodziny heteroseksualne, których na dziecko czeka dość wiele. Bo jak prawo nie ma społecznego poparcia, to możliwości jego sabotowania przy słabości państwa i sądownictwa są bardzo duże.
Heleno, kiedy ostatni raz widziałaś polskiego gimnazjalistę? Czy masz śwaidomość, jak wielkim problemem jest w tej chwili przemoc wśród dzieci? Właśnie na poziomie gimnazjum? Ci mali smarkacze potrafią się nawzajem zaszczuć na śmierć. To nie jest jakieś tam dokuczanie. Czasy się chyba trochę zmieniły od Twojego dzieciństwa. Wśród tych dzieciaków wystarczy odrobinę odstawać, nie integrować się całkowicie z grupą, być nieco bardziej introwertycznym, nie kląć jak żołdak i uczestniczyć w pozalekcyjnych zajęciach z muzyki, żeby stać się kozłem ofiarnym. Nie trzeba mieć dwóch tatusiów ani dwóch mamuś. Wystarczy być mniej agresywnym. Jak się taki ktoś nie spodoba grupie, to go zgwałcą, a film z zajścia umieszczą w internecie. Heleno, to naprawdę jest poważny problem.
W tamtych latach (dzis mysle byloby inaczej) nikt nie zauwazyl o czym jest ten film, i po przeczytaniu pary recenzji sadzilam, ze jest on o homoseksualizmie kjsiezy. Ale on nie byl o tym. Byl o bezislnosci mlodego idealisty wobec zla swiata, zetkniecia jego wyobrazen o tym czym powinna byc jego posluga z rzecztywistoscia (tam on sie dowiaduje, ze jedna jego nieletnia parafianka jest molestoana przez ojca i nic z ta wiedza nie moze zrobic, nie jest w stanie dalszemu dramatowi dziecka zapobiec). W kluczowej scenie wyglasa jedno wielkie oskarzenie przecko Bogu.
A na samym koncu „szuka czlowieka”, z ktortm moglby dzielic swoje osamotnienie w swiecie. I znajduje go w jakims gejowskim barze. Rownie dobrze moglby znalezc go w osobie gospodyni, albo parafianki. Homoseksualizm jest w filmie kompletnie incydentalny.
Tak ten filmik zapamietalam. Mily byl.
Zdarzają się też samobójstwa uczniów z powodu zaszczucia. I jest ich, o ile dobrze wiem, coraz więcej.
To prawda Vesper. TAKICH gimnazjalistow w Polsce ie znam, ale znam jedna dziewczyne, ktora ma dzis 18 lat i do szostego roku zycia przebywala w sieriocincu, skad wyratowala ja matka mojego redakcyjnego kolegi. Kiedys opisywalam tu w jakim byla stanie Agatka , kiedy Agnieszka ja adoptpowala. I ta mloda osoba fukcjonuje spolecznie tylko dzieki bohaterskim wysilkom swej adoptowanej matki, ktora ja wychowala bez czyjejkowleiek pomocy. Ale Agatka, z ktora niedawno rozmawialam przez telefion (jestem najukochanza ciocia) do dzis nie jest zupelnie normalna. Jej starszej o trzy lata rodzonej siostry nie dalo sie juz uratowac, bo szkody jakich doznala w tym strasznym miejscu byly juz za glebokie, Skonczyla w zakladzie psychoiatrycznym.
Czy ktoś wie, gdzie się podziała boszka? 😯
Heleno, nikt nie twierdzi, że sierocińce są dobre. Ale zerknij na to, co napisałem o 00.49. Przy obecnym stanie prawnym i innym adopcje homoseksualne, ani nawet heteroseksualne dzieci przed sierocińcem nie uratują. Tu akurat trzeba zacząć od zupełnie innego końca i na przykład „Polityka” dużo o tym pisała, pod hasłem „zamknijmy domy dziecka”.
Bobik, wiem o wszystkich tych utrudnieniach, o ktorych piszesz, ale podobno w ostatnich latatch wiele sie w tej dziedzinie poprawilo. Ale nie jst tak ze dzieci takie jak Agata sa rozchwytywane. Ludzie najchetniej adoptuja zdrowe niebeiskookie niemowleta – kilkuletnie dziecko z zepsutymi zebami, swierzbem na calym cuiele, powazna wada wzroku i sercen do zoperowania nie znajduje zbyt latwo domu rodzicielskiego w Polsce. Dlatego Agnieszce, samotnej, w zaawansowanym srednim wieku (starszej pare lat ode mnie) zezwolono na adopcje malej. A kieduy rok pozniej zglosila sie po jej siostre, zabrala ja do siebie, okazalo sie, ze juz sie nie da ich trzymnac pod jednym dachem i to nie z powodu chorob fizycznych.
Heleno, też znam parę takich historii. Znam też taką, która zakończyła się tragedią, doktórej przyczyniła się własnie adopcja. Dziesięcioletnia dziewczynka trafiła do rodziny, w której jak się po latach okazało, była regularnie molestowana przez adopcyjnego ojca, za cichym przyzwoleniem adopcyjnej matki. Uciekała z domu kilka razy, ale zawsze doprowadzano ją z powrotem. Miała poważne problemy z zachowaniem, wybuchami agresjii, każda placówka, do której trafiała, chciała się jej pozbyć. Kiedy w końcu zgłosiło sie po nia to małżeństwo, nikt nie sprawdził, co to za ludzie, a byli juz na pierwszy rzut oka dysfunkcyjni (on był alkoholikiem, ona hodowała w mieszkaniu dwadzieścia kotów, które się nawzajem zagryzały, w mieszkaniu i na klatce schodowej śmierdziało kocia uryną, panował tam nieopisany brud). Dziewczynka wytrzymała z w tym domu do 18 roku zycia, potem uciekła, zaczęła się prostytułować, w końcu popełniła samobójstwo.
I czego to dowodzi? Niczego. Gdyby pozostała w domu dziecka, może żyłaby dalej, a może nie.
Znam też inną historię, przy tej z kolei sama mediowałam. Bardzo majętne małżeństwo lekarzy adoptowało ośmiolatkę. Dziewczynka należała do tych spokojnych, ale niezbyt lotnych. Nie spełniała oczekiwań. W końcu mała zaczęła mieć kłopoty w szkole, paliła, popijała, wsiąkła w niebyt fajne towarzystwo. Adopcyjny ojciec machnął na to ręką i oddał sie bez reszty pracy zawodowej, adopcyjna mama tak się rozczarowała, że postanowili dziecko oddać z powrotem do domu dziecka. No i co? I też nic. Adopcje czasem przebiegają jak te w „Ani z Zielonego Wzgórza”, ale przeważnie nie.
Chodzi przecież o coś innego. O stygmatyzację. Nawet w raporcie, który sama przytoczyłaś, mozna przeczytać:
One disturbing finding in the study, however, is that children who experienced homophobic stigmatization due to their parent’s sexual orientation had more problem behaviors than those that were not
Czyli nawet w cywilizowanych krajach, do których Polsce jeszcze daleko, to również jest problem. Może uprawiam czarnowidztwo, ale mam wrażenie, że u nas byłby to jakiś totalny sajgon dla tych dzieci.
Byc moze, zapewne na prowincji szczegolnie, choc moge sie mylic. Ale intuicja podpowuada mi, ze para gejowska, ktora decyduje sie na adopcje dziecka musi byc bardzo sczegolnym zwiazkiem dwoch ludzi. Gotowym do posowiecen i do szczegolnej opieki nad dzieckiem. Tak jak ta moja kolezanka, ktora (przy bardzo ograniczonych dochodach i zadnej pomocy ze strony syna -dyrektora najwiekszej agencji prasowej w kraju) tak dlugo zmieniala Agatce szkoly, az znalazla taka, gdzie dziecko otoczone bylo bardzo troskliwa opieka. Agata jest dzis pewna siebie i wlasnej wartosci mloda kobieta, przesliczna na dodatek, choc ma wciaz powazne problemy emocjoinalne zwiazane z choroba sieroca.
Tutaj dzieci osierocfone lub znacznie czesciej „zagrozone” sa zasze umieszcane w rodzinach zastepczych i tez rozne dramaty sie zdarzaja. Najgorsze jest, moim zdaniem, wedroanie dziecka od jednej rodziny do drugiej, co sie zdarza, choc podobno rzadko. Ale domy dziecka juz nie istnieja.
Myślę, że można by ponownie doprecyzować problem. 😉 My w tej chwili chyba nie rozmawiamy o tym, czy adopcja homoseksualna jest dopuszczalna/słuszna, albowiem żadna z osób, które do tej pory dotrwały, nie jest jej przeciwna „z założenia”. Wątpliwości dotyczą tylko tego, czy otoczenie da takim rodzinom żyć, a jeżeli nie da, to czy dla dzieci nie będzie to za duże obciążenie. Tylko że tego się nie da sprawdzić teoretycznie, a sprawdzanie w praktyce czyniłoby z dzieci króliki doświadczalne. O ile się nie mylę, w vesper właśnie to budzi opór moralny i we mnie też.
Więc dla mnie pytaniem głównym na razie nie jest, czy należy zezwolić w Polsce na homoseksualną adopcję, tylko jak to zrobić, żeby wzrosła akceptacja dla związków homoseksualnych jako takich, bo wtedy i problem adopcji znacznie by się uprościł. Znaczy, wolałbym zacząć dom budować od parteru, nie od dachu. 😉
Myślę, że im więcej takich związków się pojawi, tym bardziej ludzie będa się do nich przyzwyczajać. W Polsce problem jak zwykle często sprowadza się do prozaicznej kwestii pieniędzy. Młody człowiek, który ze swojej pecji może się sam utrzymać, ma mniejsze powody by obawiac się coming outu. Ale w Polsce jest cała generacja tysiąc dwieście brutto. Kiedy taki czlowiek sobie pomyśli, że musiałby żyć pod jednym dachem z rodziną, która mu niestannie suszy głowę albo wymownie milczy, to siedzi cicho. Myślę, że Niemczech czy Wielkiej Brytanii takiego akurat problemu nie ma. Młody czlowiek wynajmuje sobie kawalerkę, ciasną ale własną, rodzina się trochę podąsa (albo nie), w końcu wszystkim przejdzie i jest ok. W Polsce mamy też te specyficzne relacje wewnątrzrodzinne, upupiające ludzi od pieluch po grób.
Heleno,
masz rację, film, który pikietowano był angielski w reżyserii Antonii Bird. Film Holland nazywał się „Zabić księdza”.
O wlasnie, Antonia Bird.
Dazień dobry 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/2213277,11,sroda_uwazam_j_kaczynskiego_za_niebezpiecznego_szalenca,item.html
Dzień dobry. 🙂 Dziś na śniadanie przeczytałem m. in. to:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8287149,Palikot__Jestem_nadzieja_dla_ludzi__ktorzy_nie_zgadzaja.html
i bardzo jestem ciekaw Waszego zdania na temat możliwości powstania nowej partii, firmowanej przez Palikota. Czy jest potrzebna, czy ma szansę na jakiś sensowny procent poparcia i na zmianę polskiej sceny politycznej, czy Palikot, urodzony opozycjonista 😉 (nawet jako członek partii rządzącej), nadawałby się na lidera „pozytywnego”, itp, itd?
Podejrzewam, że wielu internautów, wnerwionych i na PiS, i na Platformę, spontanicznie przyklaśnie pomysłowi powstania palikotowej partii, ale takich pytań sobie nie zada. A chyba warto by było, zanim się ten pomysł oceni pozytywnie bądź negatywnie.
Partia to statut, struktura, zarząd, miejsca na listach, biurka i piórka 😉 A Palikot to typ wolnego strzelca. Nie sądzę, żeby na poważnie chciał zakładać partię.
Mieszkam w Szwajcarii od 30 lat i nie przypominam sobie żadnej pikiety przeciwko wyświetlaniu filmu „Priest” z 1994 roku. Któż by miał pikietować? Katolicy, protestanci? W kraju, gdzie wierni potrafią protestować przeciwko biskupowi i nie wpuścić go do kościoła?!
Dopiero dzisiaj dorwałam „Wprost”, w czwartym kiosku 😯 http://www.wprost24.pl/ar/206606/Moja-propozycja-w-sprawie-pomnika-poczekajmy-50-lat/
Czyżby „Wprost” rzeczywiście miało zamiar się zrobić do czytania? 😯
Czytam odkąd nastał Lis, z rosnącą ciekawością 🙂
Zauważyłem w przelocie, że Lis doczekał się wśród części internautów zaszczytnego miana kundla. To dobrze wróży pismu. 😀
Nooo, w Polsce tez wierni potrafia protestowac przeciwko biskupowi i przezywac go Zydzinski 😈
W sprawie Palikota – NIE WIEM (i poprosze 5 funtow*)
——————
E. obiecala mi, ze ilekroc uslyszy z moich ust haslo „Nie wiem”, nalezy mi sie 5 funtow.
Ale jeszcze trzeba by mieć jakąś metodę sprawdzania, czy to było szczere „nie wiem”, czy też chodziło wyłącznie o wydębienie tych pięciu funciaków. 😆
Mordechaju,
o tego biskupa doszło do konfliktu na bardzo wielką skalę. Znany z konserwatyzmu i wierności „ideologicznej” wobec JPII biskup Wolfgang Haas został mianowany najpierw biskupem koaudiutorem, a potem automatycznie biskupem diecezji Chur, przez co papież zlekceważył tradycyjny przywilej własnego wyboru biskupa przez tamtejszą kapitułę. Wzburzenie władz kościelnych i oficjalne protesty biskupów, a także prostego ludu było tak wielkie i trwało (1990-1997) tak długo, że papież się poddał i stworzył dla Haasa archidiecezję w Liechtensteinie, gdzie zrobił go arcybiskupem. Lud tamtejszy także się buntował, ale nie wygrał 🙁
Haas był tak nielubiany, że w jednej z parafii ludzie nie chcieli się zgodzić, by udzielił ich dzieciom bierzmowania, a gdy przyjechał, to położyli się pokotem przed kościołem. I nic nie pomogło mianowanie kilku biskupów pomocniczych dla załagodzenia zaognionej sytuacji.
JPII nie był idolem szwajcarskich katolików, a gdy przyjechał z wizytą, to tutejsi lokalni księża nawet nie namawiali wiernych do spotkania z ich najwyższym szefem 🙄
Palikot? Na jaką część elektoratu mógłby liczyć, zważywszy że to mogłaby być część elektoratu PO i ew. część SLD? Bo już nie wykluczonych społecznie. Z drugiej strony jeśliby zebrał 10 % to byłby b. dobry początek.
Moze wiec wykjluczeni (whoever they are) mogliby stwowrzyc Partie Spieprzajacych Dziadow i powolac na lidera Bezdomnego Huberta?
Count me out. 👿
Jak nikt nie chce, to ja coś szczeknę o partii Palikota, zaznaczając, że to takie sobie czyste teoretyzowanie. 😉
Dość powszechne jest w ostatnim czasie narzekanie na brak w Polsce cywilizowanej lewicy, przy czym te głosy słychać głównie ze strony ludzi nastawionych lewicowo bardziej w sensie obyczajowym, niż ekonomicznym. Prawa człowieka zamiast patryjotysu, świeckość państwa zamiast dyktatu religijnego, wolnoć Tomku pod swoją kołdrą zamiast policji moralnej, te numery. No i jednak jakiś rodzaj państwa opiekuńczego, a nie darwinowska dżungla. I ja się tak zastanawiam, czy taka partia, jaką proponuje Palikot, nie mogłaby wypełnić tej luki. Być jakimś wyjściem dla tych, którym nie po drodze ani z karierowiczowskim modelem SLD, ani z konserwatyzmem obyczajowym Platformy.
Tylko wtedy Palikot musiałby przestać być showmanem, a stać się liderem. Skupiać ludzi wokół programu, nie eventów. Przyciągać nie tylko cudzy elektorat negatywny, ale i swój pozytywny (bo czym innym jest uśmianie się z tej czy owej wypowiedzi, a czym innym głosowanie na wypowiadającego). Pytanie za 5 funtów: czy Palikot tak chce i umie?
A jak chodzi o scenę polityczną, to taka partia mogłaby odebrać nieco głosów Platformie, ale czy byłaby dostatecznie silna, żeby zostać np. tejże Platformy koalicjantem (na samodzielne rządzenie raczej bym nie liczył)? Bo jeżeli nie, to w sumie powstanie tej partii wzmocniłoby PiS, a to by chyba było niezupełnie zgodne z intencją wynalazcy. 🙄
Zakladajac, ze taka partia powstalaby, to z pewnoscoa PO nie chcialoby z nia wchodzic w aliance rzadowe, boby uznalo, ze bezpieczniej im po droze z tchoprzliwymi glodnymi wladzy karierowoczami z SLD niz prawdziwa partia liberalna.
Po drugie wszystkie swoje happeningi i perfpormance’e Palikot urzadza, bo nie ma w Polsce innej sily przebicia w ramach oportunistycznej PO. Wiec sadze, ze gdyby zalozyl wlasna partie to przybralby garnitur meza stanu, bo ma on ku temu potencjal, umie pracowac (czego udowodniul w komisjach sejmowych, ktore zrobily najwiecej ze wszystkich – tyle, ze oportuniosci z PO boja sie wprowadzac czegokolwiek w zycie), ma dobry sluch spolecznyb i rozumie biznes.
Ale zmiana wizerunku JP trwalaby dobrych pare lat, bo mysle, ze Polacy a wobec zmian wizerunkowych nieufni, czemu trudno sie dziwic.
Po namysle doszlem do wniosku, ze wykluczeni powinni raczej powolac Partie Wpieprzajacych Dziadow, aby podkreslic pozytywne aspiracje czlonkow.
Wtedy i ja moglbym pomyslec o zapisaniu sie, w zaleznosci oczywoscie od tego co by wpieprzali 😈
Wykluczeni mogliby spróbować rozwiązać swoje problemy zakładając Partię Ślusarzy. Ale są podstawy do obaw, że skończyłoby się jak w „Dymiącym piecyku”. 🙄
To są chyba kluczowe problemy 🙄
A nie wystarczyloby zalozyc Zaklad Slusarski Bezalkoholowy ?
Więc Partia Palikota jest bez szans, jeśli wykluczeni i to jeszcze w podziale na grupy mają zakładać oddzielne partie, dużo partii.
Kapelan Solidarności wie – http://www.youtube.com/watch?v=Y9VpGgMY6YE&feature=youtu.be
Wie i marzą mu się egzekucje, a najbardziej smakowałby mu pewnie lincz.
Po co lincz? Istniejaq starsze instytucje, z dluga tradycja. Wystarczy zajrzec do archiwow Kongeregacji ds Doktryny Wiary.
Się wkurzyłam. W artykule „Palikot zawsze ubezpieczony” Michała Krzymowskiego (nowe Wprost):
” A na razie z lubelskim posłem jest trochę jak z legendarnym francuskim artystą Marcelem Duchampem, który zasłynął obrazem Mony Lizy z domalowanymi wąsami i brodą oraz wystawieniem w galerii sztuki pisuaru i nazwanie go fontanną. Czy wibratory i „małpki” Palikota nie przypominają tego pisuaru i czy nazwanie prezydenta popierdującym borsukiem nie zdobywa poklasku wedle tej samej reguły, co dorysowanie wąsów na najsłynniejszym obrazie świata?”.
Nie wiem, jaką regułę ma na myśli p. Krzymowski, bo nazwanie tego, co robił Duchamp prowokacją, to obraźliwie za mało, a „poklask” dowodzi całkowitego niezrozumienia 👿
Bo niezbyt umiejaca pisac mlodziez bardzo latwo wchodzi na wysokiego konia i z tej wysokosci obdarza czytelnikow blogolawienstwem swej oceny. Zamiast wiec trzymnania sie faktow i przypominania kontekstow, mamy popis erudycji przypadkowo zlapanej z Wikipedii. W jaki sposob mozna wyjsc od Duchampsa i skonczyc na Palikocie, jest do rozszyfrowania. Z nadzieja, ze nikomu sie nie bedzie chcialo. 👿
Czasem na tę cywilizację może naprawdę trafić! 👿
W sobotę zepsuł mi się telefon. Najpierw myślałem, że aparat, bo już dość ostatnio słabował, ale okazało się, że router. No trudno, zamówilim nowy, przyszedł jeszcze wczorajszym popołudniem, podłączylim – internet działa, ale telefon dalej nie działa. Zresetowalim – działa telefon, ale nie ma internetu. I tak w kółko. Tata dziś rano coś tam pogmerał – przez chwilę działało wszystko. Ale za chwilę znowu – internet biega, telefon nie biega. A za kolejnych kilka godzin apiać wszystko siadło.
Obecny stan rzeczy jest taki, że działa internet, nie działa telefon. A co będzie za 5 minut, to jeden internetowy PB raczy wiedzieć. 🙁
Czy ja dobrze zrozumiałem, że prezydent LK był jak Mona Liza? 😯
Raczej bym go szukal wsrod nikiforow.
To przez komputerowego manitou, Bobiku. Nigdy nie wiadomo, co sprzęt sobie myśli, bo że myśli, to jest już prawie dowiedzione, a przynajmniej teoretycznie uzasadnione (David Deutch „Struktura rzeczywistości”)Pamiętasz, jak musiałam wystawiać laptop na balkon? No więc on juz nie lubi leżakować. Teraz woli, żeby go przytrzymac kolanem przy włączaniu.
Vesper, on się rozbestwia. Jeszcze trochę, a będzie chciał jednocześnie balkonowo, kolanem i na memłonie 🙄
Zna limity, haneczko. Wie, że zawsze mogę wziąć nowszy model 😉
Aaa, to niegłupi. Niech sobie jeszcze pochodzi 😎
A befsztyka sobie nie życzy? 🙄
Jak nie, znaczy – nie myśli. 😈
Och, Bobiku, nie byłabym taka pewna. Weźmy na przykład Kierowniczkę. Ona też befsztyka raczej sobie nie życzy, a myśli. I to jak myśli!
Bobiku, on na razie bardzo wsobny. Daj mu trochę czasu. Na pewno zyska na kontaktach z vesper, a potem pójdzie łańcuszkiem 🙂
Łańcuszkiem czy wężykiem? 😉
Vesper, mój router też sobie befsztyka nie życzy. Myślisz, że on już taki zmyślny jak Pani Kierowniczka? 😯
Nie wykluczałabym tego. Po lekturze D.Deutcha nieczego nie jestem juz pewna.
Łańcuszkiem. Wężykiem to wyższa szkoła odjazdu 😉
Rozumiem. Też znam takich Deutschów, z którymi niczego nie jestem pewien. 😉
To może ja tego routera na fesy i cesy przetestuję? 😀
To może byc ślepa uliczka, jeśli nie jestś w fesach i cesach bardziej biegły od niego, a tego z góry nie sposób wiedzieć.
Ło matko, merytoryzm 😯 Zmykam…
Teresa (14:31): czy teoryje o zabójstwie podpięte pod nazwiska – jak ks. St. Małkowski to czyni – nie kwalifikuja się jako przekroczenia prawa? Nie chodzi mi o „godność osobistą” czy „godność urzędu” ale o zarzut zamówienia morderstwa.
Eee, można z góry wiedzieć. W fesach i cesach od nikogo i niczego nie jestem bardziej biegły. Tak że haneczka nie ma co uciekać. Tutaj merytoryzm długo nie potrwa. 😆
Przeczekam, nie jestem biegła nawet z dołu 🙄
To i dobrze, haneczko. Myślę, że od pewnego poziomu, biegłość może stać się przekleństwem. Umiejętność ujęcia wielu pięknych i skomplikowanych zjawisk w rzędy liter i cyfr musi chyba odbierać tym zjawiskom część pierwotnego uroku 🙂
Bo ja wiem? Pani Kierowniczka nie wygląda na to, żeby miała coś odebrane, choć biegła z góry, z dołu i doobkółka. 🙂
Biegła Kierowniczka
w kółko, z góry i z dołu
i nie chmurzą jej liczka
(choćby mogły) pospołu
zagrane złe nutki
Smucić nie smuci
Tu bąźmy uczciwi
Ale i nie cieszy
Gdy kto zanuci
Zamiast efów fesy
Bobiczku, czy mógłbyś zmienić chmurzy na chmurzą? Thank you very much
vesper, zdaje się, że nie tak dawno pisałaś, że nowszy model jednak nie tak szybko. i to na tym rozbestwionym lapku pisałaś. więc czuje się mocny i wie, że to on stawia warunki. na przygniataniu się nie skończy…
Andsol,
cóż, widać czuje się więcej niż w prawie, co u nas nie nowina.
Od tamtego czasu ze dwa razy fundowałam mu kompletna amnezję. Nie może tego pamiętać.
http://wiadomosci.onet.pl/2213689,11,kolejna_ostra_krytyka_w_pis_joachimie__zacietrzewienie_twoje_jest_powszechnie_znane,item.html
http://biznes.onet.pl/pracodawcy-ciac-armie-urzednikow,20138,3537145,1,prasa-detal
Nutek granych źle słuchając
Turek mruknął: ale dżez!
Po czym wstrząsnął się jak zając
i na uszy wcisnął fez.
Na ten numer nadleciała
Kierowniczka małą cess-
ną i zaraz wykład dała:
to nie fez ma być, lecz fes!
Jęknął Turek jęty zgrozą:
chyba mój nadciąga kres,
skoro muszę – trudno, poziom –
zamiast fezu nosić fes. 😯
http://www.monkeygoods.com/images/fez.jpg
😯
Ładnemu we wszystkim ładnie 😆
No, to się nazywa komentarz na poziomie. 😆
Piesku, czy znasz jakiś sposób, jak bez utraty twarzy wymigać sie od frycowego za przegrany głupio zakład?
Niestety, tylko jeden i to obarczony ryzykiem. Założyć się z tym, z którym się przegrało, jeszcze raz, a jako stawki zażądać anulowania poprzedniego zakładu.
W razie przegranej ma się wprawdzie już całkiem przechlapane, ale któż zakładając się liczy się z przegraną? 😉
Gdybym jeszcze tym razem przegrała, to by juz była katastrofa.
No, to musiałby być jakiś zakład-pewniak. Może na przykład ile pies ma zębów?
Gdyby trzeba było dowodów, pozwolę policzyć swoje. 🙂
Jest to jakaś myśl. Z drugiej strony, samo namawianie do kontrzakładu dowodzi, że się pęka, prawda? Nie ma dobrego wyjścia ze złej sytuacji. Trzeba bedzie przełknąc żabę.
Podczas przełykania najlepiej wyobrazić sobie, że się jest bocianem. 🙂
W takim razie idę spać, może mi się to przyśni 🙂 Dobranoc, piesku 🙂
Dobranoc, na wszelki wypadek z tłumaczeniem na bociani: kle-kle. 😀
Komu branoc temu branoc. Niewolnicy dopiero teraz przygotowują się do jutrzejszej szychty.
Każdemu brydzień 😀
Nie wiem, który wybrać? http://zabrali.pl/363-nie-zacierajmy-pamieci-o-poprzedniku.html#more-363
Dzień dobry 🙂 A po co wybierać, Haneczko? Nie lepiej postawić przed Pałacem wszystkie? Pamięć będzie odpowiednio uczczona, a obrońcy na placu już się nie zmieszczą, więc zostanie zminimalizowane ryzyko, że będą demonstrować dalej, żądając kolejnego pomnika. 😉
Erupcja natchnienia narodowego! Jak ładnie! Osobiście uważam, że monument nr 1 skutecznie przysłoni Pałac i dlatego jest najlepszy. Całą resztę należy rozprowadzić po Warszawie. Statują odpowiedniej wielkości zastąpić Pałac Kultury.
I bydzie!
Na razie sytuacja polityczna rozwija się dość zgodnie z moimi przewidywaniami 😉
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8291035,Ziobro_chce_przejac_PiS.html
Ambicje Ziobry neszczególnie mnie martwią, nawet skłonny jestem w duchu je popierać, bo jeżeli ten gość przejmie władzę w PiS, to zmarginalizuje partię w bardzo szybkim czasie. Albo też doprowadzi do rozłamu i wyłonienia się jakiejś cywilizowanej konserwatywnej prawicy, bardziej w duchu Kluzik-Rostkowskiej.
Ach, jakież by to było cudne – Polska oburęczna, z prawicą i lewicą, które zamiast obijania na wyścigi własnego, polskiego pyska zakasałyby rękawy i zajęły się robotą…
No co, pomarzyć wolno. 😎
Co do Pałacu Kultury miałbym poprawkę. Zastąpić go statują Lecha Kaczyńskiego naturalnej wielkości. 😀
statują Lecha Kaczyńskiego naturalnej wielkości
Bobiczku, jak na tak przyjaznego ludziom szczeniaczka, bywasz strasznie złośliwy 😈 😆
I tak oto JK doprowadza do tego, że imię jego brata będzie wyśmiane. A przecież wcale nie musiało tak być…
Gdybym nigdy nie bywał złośliwy mógby się ze mnie zrobić okropny nudziarz. 😉
Ale przecież wszyscy wiedzą, że pojedyncze szarpnięcia za nogawki jeszcze nie czynią ze szczeniaka groźnego brytana. 😀
Ach co za nieporozumienie w moim Toronto. Grupa niedzielnych kaznodziei wyglaszala slowo Boze przed domem zamieszkalym przez malzenstwo gejowskie. Sasiedzi, myslac ze miejsce zostalo wybrane naumyslnie, wypadli z domow i w obronie gejow pogonili grupie kaznodziei tzw kota. Tak naprawde to kaznodzieje nie zrobili tego specjanie i i nie wyglaszali zadnuch antygejowskich lekcji. Tylko te zwykle, ze wszyscy sie beda smazyc w piekle za grzechy, ale Jezus nas kocha. Tyle w skrocie a tu artykul i video:
http://www.thestar.com/news/gta/article/852019–viral-video-in-leslieville-is-not-what-it-seems?bn=1
Zauwazcie, ze w tej klotni nikt nie uzyl „mocnych” slow.
A nie daloby sie do Toronto sprowadzic Terlikowskiego? Tak dla psychicznej higieny? Zeby bylo rowno i sprawiedlwie na obu polkulach?
Popatrzcie, znowu z nas ściągają. 😉
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1508114,1,nadszedl-czas-polskiej-reformacji.read
O potrzebie „dokończenia” pewnych procesów cywilizacyjnych, m.in. reformacji, rozprawialiśmy tu już niejednokrotnie.
Co do manichejskiego widzenia rzeczywistości, to zgadzam się z Żakowskim, że ono w Polsce istnieje i w pewnych grupach jest nawet bardzo silne, ale też mam wrażenie, że w ostatnim czasie coraz bardziej rozszerza się „strefa niemanichejska”. Może trudno to zauważyć w mediach, które karmią się przecież wzbudzaniem ostrych, nawet skrajnych emocji, ale tak prywatnie coraz więcej Polaków stwierdza: mnie tam obojętne kto katolik, kto niekatolik. Ważne, żeby porządny człowiek był. I to jest zwykle – w planie indywidualnym – początek końca gnostycznej walki Światła z Ciemnością. Bo tam, gdzie pojawiają się szarości i półtony, gnoza źle się czuje i wcześniej czy później zwija manele. 😉
Mordko, sprowadzenie Terlikowskiego do Toronto byłoby rozwiązaniem minimalistycznym. Nie lepiej sprowadzić Toronto do Polski i objąć nim również Terlikowskiego? 😆
Idealnie byloby oczywoscie sprowadzic Toronto do Polski, ale jak to zrobic bez rozlewu krwi? Chyba ze Toronto posiada jakies aksamitne dywizje zdolne pokonac manichejczykow przedmurskich, nie mylic z brodaczami monachijskimi.
Ten artykuł jest w ogóle arcyciekawy. Czytaliśmy w domu wspólnie, bo parę kwestii było niezwykle inspirujących w wymagało debaty. Na przykład teza o legitymizacji władzy przez podpieranie się autorytetem KK i że to tak naprawdę wynalazek komunistów. Bardzo ciekawe spostrzeżenie. No i to, o czym kiedyś już tu rozmawialiśmy, czyli o klerykalizacji życia politycznego w II RP. Polecam przeczytać od dechy do dechy.
Aksamitną dywizją Toronto (i kilku innych miejsc na Ziemi) jest może właśnie to, że nie padły żadne ostre słowa. I że ludzie niekoniecznie poczuli się zobowiązani do zajęcia stanowisk zgodnych z jakąś z góry ustaloną, grupową przynależnością i do upierania się przy przypisywaniu przeciwnikom jak najgorszych intencji. Sąsiedzi wprawdzie uznali, że kaznodzieje celowo ustawili się pod domem gejowskiej pary, ale sami zainteresowani nie podpisali się pod taką interpretacją, dopuszczając myśl, że miejsce zostało wybrane przypadkowo, ze względu na wygodę. Potem i jeden z inicjatorów protestu przyznał, że może tych złych intencji nie było i nie był zadowolony z tego, że rzecz zaczęła żyć w internecie własnym życiem. A z kolei kaznodzieje powiedzieli wyraźnie „nie chcemy konfrontacji, jak jest jakiś problem, to siądźmy i pogadajmy”. Nie było walenia cepami, ostrzenia kos, przywiązywania się do krzyży i okrzyków „do krwi ostatniej”.
Ech, przenieść by rzeczywiście to Toronto… 😉
Mozecie mi nie wierzyc, ale jeszcze nigdy nic Terlikowskiego nie przeczatalam… Da sie bez tego zyc.
Krolik! Jestem zszokowany! I Ty sie uwazasz za wyksztalcone zwierze?!!! 😯
Wlasnie przeczytalem, ze w sprawie krzyza Episkopat ponownie umyl rece: „To do nas nie nalezy”.
Oni musza jednak byc potwrnie ze soba skloceni, jesli nie sa w stanie podpisac nawet najbardziej zdawkowego oswiadczenia w sprawie, ktora im przynosi takie szkody na autorytecie. Wieksze chyba natychmiastowe szkody niz ukrywanie pediofilow w Kosciele.
Dziwne, nie do pojecia.
Polecam: Krzyż – znak rozbawienia – http://www.nie.com.pl/art23630.htm
Mordko, są. Nycz stał obok plotącego Michalika i wyglądał, jakby chciał wybuchnąć, ale stał, bez słowa. Oni w życiu nie słyszeli o Toronto, a jak słyszeli, to i tak nie wierzą. No i coraz bardziej się boją, a to dla nich całkiem nowe doznanie 😈
Ja gramatycznie, nie politycznie.
W jednym moim ulubionym filmie jest odmiana „Toronto – w Toroncie”. Czy to nie słodkie?
Kłaniam się Wszystkim w Toroncie.
To jest chyba dla Kościoła w Polsce całkiem nowe doświadczenie, że zagrożenie przychodzi nie ze strony władz, tylko społeczeństwa. I to z obu stron – od fanatyków, dla których żaden stopień demonstrowania religijności nie jest wystarczający i od tych, którzy domagają się rzeczywistego rozdziału kościoła od państwa. I Kościół, który z władzami już się dobrze grać nauczył, z sytuacją nagłego nieposłuszeństwa wiernych zupełnie nie umie sobie poradzić.
Może być ciekawie. 😉
Rzeczywiście słodkie, Nisiu. 🙂 Aż się ma ochotę zacząć „był pewien facet w Toroncie…” 😈
Nie macie wrażenia, że to wynik pychy i nadmiernej pewności siebie? Oraz różnych gierek, spokojnie dotąd stosowanych dla pognębienia przeciwnika. I nagle okazuje się, że niezawodne dotąd narzędzie odwraca się przeciw temu, kto go używa.
Kto mieciem wojuje itd.
Bobiku, już jest 🙂 Czekam na c.d.n. 🙄
A to nie koniec atrakcji. Prezesowi też robi się ciasno http://wyborcza.pl/1,75248,8294448,Girzynski__odsuniecie_Jaroslawa_Kaczynskiego_nie_zakonczy.html
Mam w pamięci pewne zdarzenie, które – moim zdaniem – prowadziło prościutko do pogłębiania fanatyzmu oraz idolatrii w narodzie: kilka lat temu już nie pamiętam gdzie jacyś księża czy zakonnicy zorganizowali ni mniej ni więcej, tylko „zlot Matek Boskich”. Chodziło, oczywiście, o wizerunki. „Matki Boskie” się spotkały, ludzieńkowie przytaszczyli je z różnych stron Polski, w modłach i ze śpiewami. W ten właśnie sposób personifikuje się przedmioty i przywiązuje ludzi do nich. Założę się, że obrońcy krzyża mają taki sam stosunek do swojego krzyża, jak uczestnicy tamtego zlotu do swoich „Matek Boskich”. Przypuszczam, że to nie była jedyna imprezka tego typu.
Przelecialem sie w paru miejscach po forach pod ta wiadomoscia i trzeba powiedziec, ze nie pamietam tyle jadu i agresji w jakiejkowleik sprawie, a co dopiero Kosciola kat. w Polsce. To jest to „pokolenie JPII” 🙄 Jest to jakas kompletnie nowa jakosc, wydaje mi sie.
Tak, zgadzam sie, bedzie chyba ciekawie… Nawet rzecznik rzdau wypowiedzial dosc rozdraznione slowa pod adresem Episkopatu.
Był pewien facet w Toroncie…
O matko, od razu mi się nieprzyzwoicie rymuje, chyba dam spokój…
Nisiu, ja dla Ciebie dużo, ale, proncie bardzo, nie w Toroncie 😯
A moja Babcia odmienia: dwie Matki Boski, szesc Matek Bosek. 😈
Haneczko, no właśnie, łajza!!!
A pamiętacie z lat zaprzeszłych: Kobieto, Matko Polko – PRON Cię wzywa”?…
Był pewien facet w Toroncie
co zaszył się w ciemnym kącie.
A że był taki zaszyty,
minęły go wszelkie zaszczyty.
A mówią: siedź w kącie, znajdącie.
Jak już na nieprzyzwoite tematy… Gdzie można się spodziewać ostrego seksu? 😀
http://wyborcza.pl/1,75968,8291985,Ostry_seks_w__Naszym_Dzienniku_.html
Tym razem nawet nie muszę być złośliwy, bo autor artykułu już to za mnie zalatwił. 😈
Tez to czytalem, ale juz sie balem zanosic 😈
Był raz ciemny typek w Toroncie,
co wciąż miał łazienkę w remoncie.
Brudasem był krzynkę,
kumpelkę miał świnkę
i zbierał z nią trufle w Piemoncie.
Okropnie ladnie piszecie te l. 😈
Czym by tu się uchronić przed zaśnięciem w oczekiwaniu na program Pośpieszalskiego? Wcześnie dziś wstałam i mam za swoje 🙂
Tym Tereso 😆 http://wiadomosci.onet.pl/2213954,11,zdjecie_posla_pis_robi_furore_w_internecie,item.html
On jest PoSpeiszalski, bez ś. Wiem bo jego sp. Stryj byl Przyjacielem. Cudny byl. 🙁
Haneczko, widziałam wcześniej, bez entuzjazmu 🙂
Kocie M., poprawię się.
Jest już Pospieszalski z prof. Janem Hartmanem i Cejrowskim. Program ma związek z 30-leciem Porozumień Sierpniowych i w słowie wstępnym postawiono tezę, że nie szło wtedy o sprawy socjalne.
Mały koniak przyniosłam 🙂 , b. mały, jakieś 30 g.
Tereso, chciałam jak najlepiej. Koszmary są dobre na niezaśnięcie 😉
Był raz pewien facet w Toroncie,
co chadzał do pracy w chomącie.
Lecz gdy mu szef zlecenie dał,
on się jak mustang puszczał w cwał
i krzyczał gońcie mnie, gońcie!
Był raz pewien facet w Toroncie
Co wiecznie miał manko na koncie
Lecz się nie przejął tym wcale
Bo był po po szóstym zawale
I Śmierć widział na horyzoncie
😈
Wiem, Haneczko 🙂 , dziękuję.
Nie ma już w programie 30-lecia Porozumień Sierpniowych. Jest krzyż. I Hartman życzy sobie i nam likwidacji kaplicy w Pałacu Prezydenckim, a także by prezydent nie obnosił się po mszach katolickiego kościoła.
Przystojny podrywacz w Toroncie
miał wiele sukcesów na koncie,
Nie mniejsze miał wzięcie
w Italii, w Sorrencie,
największe zaś na Giewoncie.
Sorry, Vesper, nie zauważyłem, że konto już wykorzystane. 🙂
krolik: da się bez tego żyć, ale co to za życie…
Przysięgam, że mówiłem o Frondzie!
Cejrowski panów Premiera i Prezydenta nazywa chłoptasiami. Hartman na to by nie uczył ojca dzieci robić. No, nie udała się ta edycja Pospieszalskiemu, Hartman zawiódł 🙂 Zwolennicy krzyża nie mieli specjalnie wiele do powiedzenia wobec argumentów prof. JH.
Spokojnie idę spać, pora skoro wcześnie wstałam.
Żył raz pewien chemik w Toroncie,
co dłubał był w radzie i stroncie.
Z powodu ich pyłu
był brzydki od tyłu
i jeszcze brzydszy na froncie.
Pewien sędziwy weteran w Toroncie
Podłożył dynamit na długim loncie
Żeby wysadzić oborę
Lecz spostrzegł w porę
Że obora w remoncie
Można na chwilę zmienić przypadek? 🙂
Pojechał facet do Toronta,
by tam zakupić mastodonta,
lecz że ów miał zwyczaje brzydkie,
niedługo cieszył się nabytkiem,
choć do dziś jeszcze po nim sprząta.
Był kiedyś kardiolog w Toroncie:
dwie żony miał: Salcię i Mońcię.
Głupi konował
bombę zmajstrował
i obie posadził na loncie.
Vesper, łajza!
Kurka wodna! To NIESPRAWIEDLIWE!!! 👿 👿 👿
Co jest niesprawiedliwe, Kotku?
Kocie, CO???
Vesper, łajza permanentna…
Raz pewna panienka w Toroncie
oddała się ortodoncie.
lecz bez przyjemności,
bo w ducha skrytości
kochała się w Jamesie Boncie. 😈
No i proszę, a w pierwszej chwili wszyscy pomyśleli tylko o jednym…
I gdzie się podział Kot, którego dotknęła Niesprawiedliwość?
Biedny Kot pewnie ciężko przeżywa, że sam nie pisuje l. Nigdy nie udaje mi się przetłumaczyć mu, że to, co on pisze, wcale nie jest mniej warte. Wbił sobie do głowy, że najlepsze jest z rymem. 😯
Bo ja od dwoch godzin siedze nad jednym limerykiem i mam tylko dwie linijki, a w dodatku rym zostal juz skradziony.
Tego sie nie robi Kotu!
Kocie, uznaj to za zwykłą łajzę i wal!
O! Bobik od razu zgadl 👿
Nie moge, Nisiu, bo sie ze mnie bendom smiac jak z Kaczynskiego, nie przymierzajac 👿
Chłe, chłe, jak z Kaczyńskiego to nieee…
Jest Kot Mordechaj w Londynie,
co pisze rozkosznie, no czy nie?
I nie ma co przeżywać,
bo talent jak oliwa
i bez rymów na wierzch wypłynie. 😆
Kleptoman znany w Toroncie
rąbnął kiełbasę w dyskoncie.
Zaskoczon przez straż,
wrzasnął straży w twarz:
Mam finkę! A teraz się brońcie!
Rymy to przeżytek…
Dziekuje, Bobik. Poplacze sie. 👿
Tea time.
Mój.
Na razie.
Był sobie raz kotek w Toroncie
Co lubił siadywać na goncie
Raz weszła mu drzazga
Choć kotek nie mazgaj
To wściekł się po takim afroncie
Mordechaj co mieszkał w Londynie
Słyszał raz o pewnym blondynie
z czarnym wąsem i włosem
co miał tory pod nosem
Więc do pracy jeździł w drezynie
Toze krasiwo, Cubalibre 😈
Raz pies zapytywał w Toroncie:
jak tutaj, kiełbaso ma, zwą cię?
Czyś jest sosisonem wdzięcznym,
czy sosydżem nieporęcznym?
Wiesz coś o tym, Anakreoncie?
Coraz lepiej sie czuje. 😈
Limeryki podazaja we wlasciwym kierunku… 😈
Przyznaję, że ostatni wers miał właściwie brzmieć „i czy jak cię już nazwą, to zją cię?”, ale Anakreont wydał mi się dostojniejszy i nie tak nachalnie konsumpcyjny. 😳
Kot Mordechaj z City of London
Wsiadł raz na dmuchany ponton
I zaraz chciał zejść zeń
Ponieważ nabrał podejrzeń
Lecz mu na to nie pozwalał bon ton
Był Kot Mordechaj w Londynie,
co wołał: bażanta tu przynieść!
I smaczny ten drób
u mych złożyć stóp,
i żadnych nie czekać dziękczynień!
WOW! 😈
Kot Mordechaj w Londynie Zachodnim
z założenia nie nosił spodni,
więc by w kocicach przechodzących
nie budzić uczuć zbyt gorących,
wciąż korzystał z podręcznej chłodni.
Kot Mordechaj z Londynu
Wolał raczej słowo od czynu
więc gdy obiecał Helence
że jej coś sprawi w podzięce,
przyniósł jej garść rozmarynu
Raz pewnemu Kotu w Londynie
ktos podstepnie podlozyc chcial swinie
Lecz odwinal sie Kot
pognal wroga na plot
teraz z mestwa swego on slynie!
😳 😳 😳
w. nie z tylko w.
Raz pewien Mordechaj w Toroncie
Się znalazł w szczególnym trójkącie
Choć nie miał bermudów
To nie bał się trudów
Panienki do dziś całe w pąsie
Pięknie, Kocie! Jak już raz coś zrymował, to teraz się sypnie 😆
No popatrz, Mordko, Twoje życzenia są tu spełniane jeszcze zanim je wyrazisz. 😀
Raz Kot Mordechaj na Bermudach
chciał sprawić, by wierzono w cuda,
więc złowił jedną gdzieś krewetkę
i zadowolił kocic setkę.
Komuż jeszcze ta sztuka się uda?
Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie, ale ja jeszcze mam obowiązki i muszę się do nich oddalić. 🙁
Dziekuje Wszystkim Poetom 😳
No to jeszcze na dobranoc, w ramach płynnego przejścia między zakończeniem obowiązków i spoczynkiem nocnym, pokrzepiony małą dawką koniaku od Teresy, wyrażę wreszcie to, o czym wszyscy od początku myśleli. 😆
Był pewien żołnierz w Toroncie,
co nie chciał walczyć na froncie.*
Przed bitwą ten tchórz
mówił: nie i już!
Sprawa łysa, gdy stracę penisa.
*wiem, że front już był, ale w innym znaczeniu, więc się nie liczy. 😉
I dobranoc. 🙂
Kocie M., dwie linijki to tez ok, jak mowi wiersz:
A young man from Timbucktoo
Whose limericks stopped at line two.
Troche letniej piosenki, choc to juz koniec lata:
http://www.youtube.com/watch?v=MIDOEsQL7lA&feature=related
Trudno przestac sluchac Pana Satchmo, ale ja mam czas:
http://www.youtube.com/watch?v=wy97lOwvECs&feature=related
Był sobie poeta w Toroncie
Któremu to się źle rymowało
Więc przeniósł się do Guadalquivir
I wtedy zaczęło być zupełnie, ale to zupełnie źle, bo nawet
Rytmu nie było i wszystko pifało i zaraz krzywografia
Wysiadła też a potem ,,,, orto ;; punkcja.
I było mokro.
Nie odklonilam sie dzisiaj z Toronta Nisi. Pozdrawiam cie Nisiu odwrotna poczta! Po lokalnemu Toronto wymawia sie Torono, a wlasciwie T’rono. Wymowa Toronto wskazuje na osobe nie mieszkajaca w T’rono.
My tu uwazamy T’rono za taki mini Nowy Jork. Oczywiscie tylko ci moga tak myslec co nie byli w Nowym Jorku. Montrealczycy tylko roluja oczy na takie gadanie i uwazaja, ze T’rono to jest dalej Hogtown, czyli miasto w ktorym kiedys wprowadzono grzywne 10 centow za pozawalanie swiniom biegac wolno po ulicach.
Ja bardzo kocham T’rono, ale jako francuski snob, uwazam Montreal za znacznie piekniejsze miasto.
Kocie M, ucz sie od andsola jak mozna sobie tworczo poradzic z rymami.
Jesli tak, to sie okazuje, ze ja nieustannie gadam rymami – tworczymi w odroznieniu od wierszokletow na blogu, idacych na latwizne.
Dzien dobry.
Dzień dobry. 🙂 Widzę, że cały pogrzeb na nic, bo trzeba było pisać o facecie w Toronie. 😀
Ale wczorajsza sesja limerykowa była tak zabawna, że możemy dziś wieczorem ją powtórzyć. Ja nie mam nic przeciwko. 😉
Temu facetowi, co się przeniósł do Guadalquivir, też możemy spróbować jakoś pomóc 🙂
No to w ramach porannej gimnastyki:
Pewien facet w Gwadalkiwirze
się zanurzył i zniknął w wirze
od stóp po kolana
i inne organa.
Nurt wyrzucił tylko wąsy ryże… 😥
Kocie, jak będziesz się czepiać, to już nigdy nie pójdziemy na łatwiznę. 😎
Dzień dobry 🙂 Od chodzenia na łatwiznę jestem ja 😉
Ale trzeba przyznać, Haneczko, że chadzasz na tę łatwiznę własnymi drogami. 🙂
Słuchajcie, czyżby spadła podaż spisków? 😯
A popyt nie zmalał i biedny PiS musi sobie teraz uzupełniać niedobory spiskami wyrabianymi we własnym zakresie, chałupniczo. 🙁
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8296378,Afera_abdykacyjna_w_PiS___To_spisek_.html
Wsrod kadr panuje chyba niezla atmosfera. Zupelnie nie wiadomo komu juz nalezy lizac pod ogonem, za przeprpszeniem ja kogo….. 😈
Lekkie przesunięcie akcentu, z
Prezes ma za wszę rację
na
Prezes ma aber rację.
Nic się nie martw, Mordko. Podobno idzie w kierunku zalegalizowania marychy. Kadry będą sobie mogły poprawiać humorki.
Wiesz jak po dżoinciku słupki potrafią wzrosnąć? 😈
http://wyborcza.pl/1,75968,8296698,O_milosci_do_trupow.html
Szypka poprafka, chodzi o űber rację.
Jankielewicz niech siedzi cicho i sie nie wychyla.
Po co mu to? Filozof! 😈
No tak, Prezes z natury nie bardzo się nadaje do deko racji. 🙄
Hellou… o poranku.
Króliku, ja też jestem francuskim snobem! Dość łagodnym, ale zawsze.
Sesja limeryczna była słodka. Dziś naprawdę Gwadalkwiwir? To jadę na Famę do Świnoujścia…
Gwadalkiwir czy Świnoujście… To się jeszcze okaże, gdzie wieczorem los nas rzuci. 😈
Witam serdecznie ,
jestem już w domu, ale niestety mój laptop odmawia współpracy. Laptopowy dochtór przyjdzie we wtorek Teraz cichcem korzystam z mężowskiej maszyny, żeby pomachać przyjaźnie całemu Koszykowi 😆
Witaj z powrotem, Jotko. 🙂 Odmachujemy!
Nie wiem, czemu Łotr Cię nie chciał wpuścić – czy to coś z tym nieswoim komputrem, czy pomyłka w adresie. Albo po prostu zwykłe łotrowskie zagrywki. 👿
Spróbuj jakoś wytrzymać do wtorku i nie załamać się wskutek braku dostępu. 😆
Pewnej pani w mieście Swinoujście
Wciąż się marzy dobre zamążpójście
W dzień o męża się stara
Nocą w knajpach i barach
Daje chuciom swym godne ujście
Raz do faceta w Świnoujściu,
co oddał się na podryw pójściu,
zawołał jakiś gówniarz „tato!”
A facet: dychę dam ci za to,
byś na przyszłość mówił do mnie „wujciu”.
I wszystko jasne http://wiadomosci.onet.pl/2214443,11,do_dzis_nie_padlo_187przepraszam171_wobec_l_kaczynskiego,item.html
Od powietrza, Głodziu i ognia zachowaj nas Panie… 🙄
Znaleźli sobie piszczałkę i w nią dmą, przekonani że inna głośniejszą być nie może, albo żeby innym przeciwdziałać zanim kto zdecyduje się ich użyć. Biedni ludzie na tych Górach biorą to za „dobrą” monetę, z braku laku 😈
Wczoraj kompletna porażka z oświadczeniem rady biskupów diecezjalnych, dziś Głódź … Ta łajba już chyba daleko nie popłynie. Zastanawia mnie brak instynktu samozachowawczego, bo że substancji intelektualnej tam nie ma (albo jest w zdecydowanej mniejszości), to wiemy.
Gwadalkiwir? Czemu nie, proszę bardzo
Pewien facet z Gwadalkiwir
To był całkiem niezły świr
Kury na bok wyrzucał
Sam na grzędzie kucał
I ćwierkał ćwir, ćwir
Raz w rzece Gwadalkiwir
próbował się autor szmir
utopić z rozpaczy,
bo nagle zobaczył,
że jego wydawca to świr.
Łajza od wczoraj ma niezłe używanie. 😆
Great minds think alike 😆
O szczupakach z Gwadalkiwir
pośród ryb poszedł kiedyś hyr,
że mają zwyczaj przykry:
nie zapładniają ikry,
choć złożony jej już cały TIR.
W nurtach rzeki Gwadalkiwir
Powstał raz niewielki wir
Zakręcił się raz
i zaraz zgasł
bo wpadł doń TIR
Raz turystę w Gwadalkiwir
Zapytano „Want some beer?”
nie zrozumiał
Bo nie umiał
Odróżnić beer od bear