Gry i zabawy
– Lubię Jamniki – oświadczył Bobik radośnie. – Z nimi się tak fajnie rozmawia. Pingpongowo.
– Pingpongowo? – zdziwiła się Labradorka. – Co przez to rozumiesz?
– No, to leci tak, że Jamnik mi szybkiego bonmota, a ja mu jeszcze szybszą aluzję. On zaraz odbija cytatem, to ja rymowanką. Ping-pong, ping-pong! A jak się jeszcze zejdzie kilku innych pingpongistów i wszyscy równolegle albo na krzyż odbijają, to zabawa jest, że boki zrywać!
– To dość ciekawy punkt widzenia – przyznała Labradorka. A jak się wobec tego rozmawia na przykład z Border Collies?
– Futbolowo. Kilka długich podań, jakieś usypiające czujność kręcenie się po środku pola, a potem nagły atak i – bum! Siedzi! I trzeba kontrę obmyślać. Ale na szczęście nie taką szybką, jak w pingpongu. Można sobie dać trochę czasu na zastanowienie.
– No dobra, a z Dobermanami?
– O, z nimi to pokerowo. Najważniejsze to zachować spokój i umieć blefować. A na przykład z Pitbullami – rozgadał się Bobik – rozmawia się zapasowo. Pitbull, jak zapaśnik, tylko usiłuje złapać, nie wypuścić i rzucić na deski. To właściwie nie są przyjemne rozmowy. Cały czas trzeba sapać i kombinować, jak się tu wywinąć. To już z dwojga złego wolę gadać ze Spanielami. To jest wprawdzie jak jakaś dość głupia gra, taka stoi różyczka w czerwonym wieńcu, ale przynajmniej się pies przy tym nie zmęczy.
Labradorka znudziła się już nieco tą wyliczanką i zaczęła spoglądać tęsknie w stronę kanapy, ale przypomniała sobie, że jeszcze o coś chciała zapytać.
– To znaczy… Ty uważasz, że każda rozmowa jest jakąś grą?
Bobik zastanowił się i obwieścił z miną zastępcy Einsteina:
– No, nie każda, ale mniej więcej co druga. Grą albo zabawą. Bo albo ktoś komuś chce udowodnić swoją wyższość, albo obie strony chcą mieć z tego jakąś przyjemność.
– A Foksterrier? Jak z nim rozmawiasz, to w co grasz?
Bobik zamilkł i zaczął tylną łapą drapać się za uchem. To było trudne pytanie i szukanie odpowiedzi na nie wcale nie sprawiało mu przyjemności. I jak na złość wpatrywanie się w sufit tym razem w ogóle nie chciało być pomocne. W końcu westchnął bezradnie i przyznał:
– Z Foksterrierem to chyba nikt nie wie, w co jest grane.
Labradorka nie miała zamiaru zaprzeczać. Bobik poczuł się trochę głupio, bo przypadek Foksterriera zdawał się przeczyć tak sprytnie wymyślonej teorii. Ale zaraz poweselał, mrugnął do Labradorki i stwierdził:
– Wiesz co? Z Foksterrierem rzeczywiście nie da się ani grać, ani bawić. Ale musisz przyznać, że rozmawianie o nim, chociaż nie zawsze przyjemne, potrafi jednak czasem być szalenie zabawne.
Intuicyjnie opowiadam się za opcją Heleny. Nie ufam zbiorowemu sumieniu. Grupa nie ma sumienia, nawet ta złożona z najzacniejszych ludzi. W grupie indywidualne poczucie przyzwoitości każdego z jej członków sie jakoś rozwadnia, słabnie, zamiast wzmacniać. A jeśli jeszcze dochodza do tego procedury, sumienie w ogóle może się wyłączyć. Nie mam pomysłu, jak te kwestie rozwiązać, ale komisjom nie wierzę z urzędu.
Heleno, ja nie mówiem, że poważnie o eutanazji rozmawia się od niedawna, tylko że zmienił się ton tych rozmów, podejście do sprawy, sposób myślenia, co jest całkowicie normalne. Na tym polega w ogóle historia myśli, że każda nowa formacja umysłowa inaczej sprawy widzi.
I ja na przykład widzę to tak, że absolutnie nie chcę, żeby taką decyzję podejmował za mnie lekarz-praktyk, tylko chciałbym mieć do tego określone ramy prawne. Chciałbym wiedzieć, na czym stoję i o co w razie czego mogę się upominać, bo mam do tego prawo, a nie trząść się, czy aby trafię na odpowiedniego lekarza.
Jeszcze raz powtórzę: lekarz nie jest ani bogiem, ani sędzią i nie do niego takie rozstrzygnięcia należą. Nie musi nawet, u licha, być dobrym człowiekiem, bo nie za to pobiera pensję. A ja nie chcę być zależny od jego sumienia (bądź jego braku), tylko chcę żeby w razie czego mógł podać mi odpowiedni środek, nie zostając automatycznie przestępcą.
Cubalibre, oczywiście, że nie mówię o kupowaniu trucizny na receptę, jak aspiryny. I oczywiście uważam, że eutanazja powinna być dopuszczalna tylko w skrajnych przypadkach, w praktyce tylko jak chodzi o nieuleczalne, połączone z wielkim cierpieniem choroby. I że jej warunkiem powinna być jasno wyrażona wola psychicznie zdrowego pacjenta. I że dostęp do niej powinien być trudny, żeby ograniczyć możliwość nadużyć. I też myślę o eutanazji biernej, czyli o dostarczeniu pacjentowi (zwykle już przykutemu do łóżka) środka do popełnienia samobójstwa.
Sam mam tu zesztą mnóstwo niepewności, jak chodzi o praktyczną stronę. Ale kiedy mówimy o zasadzie, to jestem za tym, żeby eutanazja była rozumiana jako akt miłosierdzia, do którego mam prawo, a nie muszę być skazany na czyjeś widzimisię. A jeżeli jest to prawo, to nie bardzo widzę, jak mogłoby się wtedy obejść bez procedur.
Zauważmy, że te procedury nie są po to, żeby ciało zbiorowe skazało kogoś na śmierć (jak w przypadku sądów, w czym mnóstwo ludzi nie widzi żadnego problemu). Tu decyzja o życiu lub śmierci należy cały czas do zainteresowanego, nie do żadnego ciała zbiorowego. Procedury byłyby tylko w celu stwierdzenia, czy ten zainteresowany rzeczywiście pragnie śmierci, czy tylko nie umie sobie poradzić z życiem i są możliwości pomożenia mu w inny sposób, niż tylko przez umożliwienie samobójstwa. Jasne, że na pewno nie byłyby doskonałe, jak to zwykle procedury, ale przecież niedoskonałość procedur prawnych nie jest powodem do zrezygnowania z prawa jako takiego.
mizerykordia, tak?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Misericordia
Nie zmienil sie „ton”, czyli nie zaszla jakas zmiana jakosciowa naszej obecnej debaty nad eutanazja, nastapila zmiana ilosciowa – znacznie wiecej ludzi odchodzi od argumentow religijnych (Dame Cecily, zarliwa chrzescijanka nigdy sie do argymentow relogijnych nie odwolywala), znacznie wiecej o tych sprawach sie debatuje publicznie, wzrosl odsetek ludzi domagajacych sie legalnej eutanazji, mamy lepsze srodki przyspieszania smierci jak i lepsze metody opieki paliatywnej. Ale watpliwosci pozostaly dokladnie te same.
Przy lozku chorego lekarz jest „bogiem”. Jest. Wole, zeby to on podejmowal (w porozumieniu z pacjentem, choby niewerbalnym, jak dzis ) te decyzje niz aparat panstwowy. Bp tak jak dzis aparat panstwowy decyduje czy spolecznej sluzbie zdrowia oplaca sie leczyc X czy Y, tak jutro aparat panstwowoy lub jakis inny moze zdecydowac czy oplaca sie aby ktos beznadziejnie chory zajmowal miejsce w szpitalu. TO sie juz w duzej mierze dzieje, to jest fakt. Znamy zbyt duzo przypadkow, kiedy admionistracja szpitala ( a nie lekarz opiekujacy sie) decyduje, ze ktos juz nie wyjdzie ze spiaczki i wbrew najblozszym odlacza pacjenta od aparatury. Aby „zaoszczedzic pieniadze podatnika”, „musimy podejmowac trudne deczyje”, ”spoleczna sluzba zdrowia musi rozumnie gospodarowac swoimi ograniczonymi zasobami” etc.
Nie mialabym chwili spokoju, ze ktos inny niz moj lekarz i ja sama podejmujemy decyzje czy warto mnie jeszcze trzymac przy zyciu.
Heleno, w gruncie rzeczy różnica między nami polega na tym, że Ty najwyraźniej masz olbrzymie zaufanie do lekarzy, a ja nie. Bo, jak sama zresztą piszesz, różni lekarze się zdarzają i z różnych powodów takie czy inne decyzje podejmują. Lekarz ma prawo do swoich poglądów, religijnych i innych, które wcale z moimi zgodne być nie muszą, więc dlaczego niby koniec końców mam być zależny od jego rozstrzygnięcia, bez względu na to, jakie sam podejmę?
Ja nie chciałbym ani żeby decyzję o pożegnaniu się z życiem podejmował za mnie lekarz, ani ciało zbiorowe, tylko żebym mógł to zrobić sam. A ciało zbiorowe ma tylko stwierdzić, czy nie ma przeciwwskazań do wykonania mojej woli.
Chwili spokoju to bym nie miał, jeśli KTOKOLWIEK podejmowałby taką decyzję za mnie, korzystając z istnienia szarej strefy, niedomówień i zdawania się na domysły.
to tak a propos, ale lżej:
Budzi się facet w samochodzie, patrzy, aparatura medyczna, rurki, fiolki, lekarze, sanitariusze.
– Gdzie jedziemy?
– Do kostnicy.
– Ale ja jeszcze żyję!
– A my jeszcze nie dojechaliśmy…
Wywołany uśmiech dedykuję wszystkim, którzy głowy i sumienia lekarzy chcieliby jeszcze obciążyć decyzją o uznaniu kogoś za praktycznie umarłego, tylko chuchnąć i pieczątkę przybić.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, który poprzez pominięcie lekarzy i ciał zbiorowych może lepiej pokazuje, dlaczego jestem za legalnością. Załóżmy, że jestem śmiertelnie chory, nikt nie potrafi mi wskazać jakiejkolwiek szansy wyleczenia, zacząłem już cierpieć, ale jeszcze jestem w domu i mogę się poruszać. Nie chcę czekać na moment, kiedy będę zupełnie niesprawny i bezradny, więc podjąłem decyzję samobójczą, zgromadziłem odpowiednio dużo tabletek nasennych i jestem gotów. Tylko nie chciałbym tego robić potajemnie, chyłkiem, wstydliwie, w samotności. Chcę pożegnać się z bliskimi, chcę, żeby ktoś kochany trzymał mnie za rękę, żeby powiedzieć komuś jeszcze jakieś ostatnie słowo, ze świadomością jego wagi. Ale jeżeli umrę w ten sposób, to przy obecnych przepisach narażę tych, którzy zgodzili się mi towarzyszyć, na odpowiedzialność karną. Na przykład za nieudzielenie pomocy i niezawiadomienie odpowiednich służb, pomoc w eutanazji, itp. I nieważne, że wyroki w takich wypadkach zwykle nie są zbyt wysokie. Ważne, że na razie pomoc przy eutanazji robi przestępców właśnie z tych, którzy mają najwrażliwsze sumienia.
Ale w prawdziwym zyciu jest chory. ktory moze juz nie jest w stanie mowic, jest w starsznych bolach , choc dwa dni temu nie przyjmowal wiadomosci o swojej smierci (tak bylo z nasza przyjaciolka Zosia w Gdyni rok temu), a po to by zebral sie trybunal potrzeba bedzie zapewne w praktyce paru miesiecy i trzeba aby wszyscy zainteresowani mieli czas pkreslonego dnia o okreslonej godzinie. I jest lekarz, ktory jest w stanie podac nieco wiecej morfiny. Wystarczy aby ktos z najblizszych spojrzal mu gleboko w oczu i skinal glowa.
Tak to czesto wyglada w praktyce. Lekarz nie musi byc „dobrym czlowiekiem”. Wystraczy, ze jest czlowiekiem. Tak bylo w przypadku 14-letniej Joanny, corki mojego kolegi ze Szwecji. Tak robia lekarze majacy na codzien z chorymi na raka.
Ale sa tez inne przypadki – niedawno brytyjskie malzenstwo udalo sie do Dygnitas aby zakonczyc zycie razem, ona miala raka, on mial depresje z tym zwiazana i „obiecali sobie, ze razem zakoncza zycie”. I jest to cos czego moje sumienie nie przyjmuje – nie samobpjstwa jako takiego, ale calej otoczki majestatu prawa.
Ja tam wolę bardziej zaufać lekarzowi niż sędziom i komisjom. Według moich znajomych jedną z ważniejszych spraw w życiu obok zdobycia i utrzymania przyjaciół jest znalezienie godnego zaufania tzw. lekarza domowego lub chociaż zaprzyjaźnionego zwykłego lekarza, na którego można liczyć w sytuacjach ostatecznych. Należy to zrobić, póki się jest zdrowym i sprawnym, aby mieć czas poznać doktora i jego poglądy i w porę móc zmienić go na innego, lepiej odpowiadającego naszym oczekiwaniom. Po paroletnich kontaktach typu pacjent-lekarz (nie towarzyskich) można już to i owo o takim lekarzu powiedzieć i wysnuć wnioski na temat jego postawy etycznej. Z czasem można z nim pogadać o wszystkim. Rozmowę na temat ewentualnej pomocy w skrajnych sytuacjach życiowych prowadzi się łatwiej, gdy aktualna sytuacja nie jest podbramkowa.
Chory, który nie jest w stanie sam zadecydować, to już inna sprawa – tu wchodzimy na teren eutanazji czynnej. I to jest naprawdę wiele trudniejsze – chyba nawet w tej chwili nie bardzo mam energię, żeby się z tym zmierzyć. Ale ja dotąd mówiłem o eutanazji biernej, czyli ułatwieniu lub nieprzeszkadzaniu. I tu jestem za legalnością.
Majestat prawa mi nie przeszkadza. W końcu decyzja o zakończeniu życia jest sprawą poważną i może nawet nie jest źle, kiedy odbywa się w jakimś majestacie.
Jesli Ci chodzi o to by dalej nie leczyc i odlaczyc od aparatury to brytyjskie prawo na to zezwala i nie ma problemu.
W Hospicjum sw. Krzysztofa, jak opowiadala mi dame Cecily nikt nikogo sila przy zyciu nie trzyma, stosujac „nadzwyczajne” srodki.
Ona zawsze rozmawiala ze swymi pensjonariuszami upewniajac sie jak dalece moze interweniowac w ratowanie zycia. Ale jesli ktos mowil: pozwolcie mi umrzec w sposob naturalny, to takie zyczenie bylo ZAWSZE respektowane.
A wiec mowimy naprawde tylko o podaniu srodkow usmiercajacych.
Cubalibre, ale przecież często lekarz w szpitalu wcale nie jest tym dobrze znanym, zaufanym lekarzem domowym, tylko jakimś tam facetem na dyżurze, który lata jak kot z pęcherzem i na filozoficzne rozmowy nie ma czasu. Zwłaszcza w przypadku szybko rozwijających się raków traci się kontakt z lekarzem domowym, a rozmawia głównie z onkologiem, którego nawet nie ma czasu się zbyt dobrze poznać, zanim się umrze.
No i może się też przecież zdarzyć, że ten latami „urabiany” lekarz zaufania umrze wcześniej ode mnie (jak ostatnio mój wspaniały dentysta), przejdzie na emeryturę, lub wyjedzie do innego miasta. I co wtedy?
Heleno, nie chodzi mi „tylko” o odłączenie aparatury, bo zdarza się, że pacjent może żyć bez niej, ale okropnie cierpi. Więc chodzi mi, z grubsza mówiąc, o podanie na życzenie środka łagodnie uśmiercającego, który chory będzie sobie mógł sam zaaplikować, jeśli taka jego wola.
Bobiku,
pech się zdarza. Może trzeba stawiać na kilku lekarzy 😉 Nie ma obowiązku umierania w szpitalu wśród lekarzy biegających z pęcherzem.
Nie jest łatwo o środek łagodnie uśmiercający do zażycia doustnego. Skuteczna jest duża dawka pewnego barbituranu, ale aby ją zażyć należy najpierw wypić środek przeciwwymiotny. To tak od strony technicznej 🙄 Tabletki nasenne mogą zawieść i się obudzisz jeszcze „chorszy” 🙁
Zgadzam sie z Cubalibre. I mialabym bezgraniczne zaufanie zarowno do swego lekarza domowego, Birmanczyka Koko Gyi, jak i swej onkolozki Ms Szah*.
____________
Nie wiem czy wiecie, ale w Anglii historycznie tylko do lakarza „zwyklego” mowi sie per doktor Gyi , ale do specjalisty czy profesora med. mowi sie zawsze i tylko per Mr, Mrs, Miss czy Miz (Ms) XYZ. A wiec zwyczajny dentysta jest dr, ale juz ortodontyk jest Mr.
Bo w dawnych czasavh doktorem mogl byc cyrulik, zas po uniwersytecie byl juz Mr.
Ale moze bylo to odwrotnie i cyrulik uwazany byl za „specjaliste” – np od trepanacji czaszki czy upuszczania krwi ?
Do lekarzy po prostu trzeba mieć szczęście
Jeśli dobrze pamiętam z niezbyt ciekawie prowadzonej na studiach historii medycyny (czego to nie robiliśmy, by jakoś się mignać od zajęć z tego przedmiotu), to lekarz w znaczeniu physician stał w hierarchii zawodowej nieporównywalnie wyżej od chirurga (surgeon). Z reguły physician w ogóle nie zniżał się do dotykania pacjenta, co najwyżej mógł go posłuchac przez jakąś trąbkę, postukac młoteczkiem, obejrzeć wydzieliny lub wydaliny itp. Surgeon zakładał szwy, opatrunki, puszczał krew, czyli paprał się w brudach i był zdecydowanie mniej szanowany jako profesja. Dopiero niedawno to się przemieszało.
Ten Mleczko jest prosto z zycia i dobrze pamietam jak moj Ojciec po powrocie z Senegalu gdzie prowadzil badania, mowil w rozmarzeniu: Oni tam maja TYLE wszczepiennej zoltaczki typu B!
Masz racje, Vesper, sprawdzilam i „specjalista” mogl byc cyrulik, a wiec Mr. A po studiach – dr. I tak to „u nas” zostalo do dzis. I zmieniac tego nie zamierzamy. 😆
Widzac powazne argumenty z obu stron, sklaniam sie jednak ku pozycji Heleny, i to nie tylko dlatego, ze praktycznie rzecz biorac czasem nie starcza czasu na zebranie sie szacownego komitetu, ktory mialby decydowac. I nie tylko dlatego, ze ludzie starsi i nieuleczalnie chorzy mogliby zaczac podskornie wyczuwac, ze oczekuje sie od nich (nie tylko rodzina, ale spoleczenstwo), zeby odchodzili wczesniej i nie robili soba klopotu. I nie tylko dlatego, ze grupy czesto wlasnie maja mniej sumienia niz jednostki, i wydaja zaskakujace decyzje. Po prostu decyzje dotyczace bardzo skomplikowanych sytuacji o dziwo lepiej sie podejmuje na poziomie emocjonalnym i jednostkowym (choc dobrze byc do nich jakos przygotowanym). Nawet wybor najlepszego dzemu truskawkowego robiony grupowo, z lista wymaganych cech „dobrego dzemu” do odhaczenia przez wszystkich czlonkow komitetu okazuje sie zwykle porazka (prawdziwy eksperyment – najlepszy dzem najlepiej sie wybiera, gdy kazdy kieruje sie wlasnym doswiadczeniem zyciowym, w tym przypadku dotyczacym dzemow; eksperyment oczywiscie chcial zbadac czemu w niektorych dziedzinach decyzje podejmowane zespolowo nie sa najlepsze). Moze nalezy wiecej czasu poswiecic etyce medycznej, i etyce w ogole? A potem jednak zawsze pozostaje pewna przypadkowosc, ktorej do konca nie da sie uniknac i z ktorej tak naprawde i tak sklada sie zycie. Bo przynajmniej jakas czesc ruchu na rzecz eutanazji wydaje mi sie odruchem do kontroli kiedy i jak odejdziemy, niz tylko czysta checia ulzenia cierpieniu, ktore jest nie do zniesienia. To zupelnie zrozumiale, i bardzo bliskie duchowi naszych czasow, przynajmniej w bogatszych czesciach swiata, gdzie slusznie sie podkresla prawo do decydowania o sobie, ale tak do konca chyba jednak nieprzewidywalnosci wszystkich okolicznosci zycia i smierci i tak nie da sie przewidziec.
No właśnie, może jak ktoś miał szczęście, to jest skłonny składać swój los w ręce lekarza, a ja akurat nie znam takiego, do którego miabym zaufanie stuprocentowe i chciał mu oddać decyzję o moim życiu. Wolę w razie czego sam i legalnie, nie jak złodziej.
I to, że nie jest tak łatwo popełnić samobójstwo łagodnie przy pomocy ogólnodostępnych środków jest dla mnie dodatkowym argumentem. Bo w takiej krańcowej sytuacji wolałbym mieć do nich dostęp, niż musieć korzystać z opcji podpociągowej (co za stres dla maszynisty!). A lekarz żeby mógł mi ich legalnie dostarczyć (niechby nawet założył kateter, jeśli dożylnie, a ja bym tylko własnoręcznie odkręcił kranik).
Co do komisji, to nie jestem wielkim wielbicielem biurokracji, ale praktycznie nie bardzo sobie wyobrażam inne rozwiązanie. Tylko że ja taką komisję widzę nie jako „dwunastu gniewnych ludzi”, którzy biorą mnie w obroty i miażdżą paragrafami, tylko jako rozmowy z psychologami (minimum dwoma), z lekarzem, z etykiem, może z kimś jeszcze. I ich rolą byłoby głównie stwierdzenie, że nie ma przeszkód prawnych ani innych, żeby lekarza upoważnić do ułatwienia mi śmierci.
Ta komisja nawet nie musiałaby się zbierać, bo każda rozmowa powinna być przeprowadona indywidualnie. Może wystarczyłoby prawo weta, kiedy ktoś jakąś poważną przeszkodę widzi? Ale to już teraz kombinuję na poczekaniu, nie mam przemyślanego. W każdym razie byłoby to jak najbardziej odwoływanie się do indywidualnych sumień, tyle że nie jednego lekarza, a kilku osób, działających – no właśnie, w majestacie prawa, a nie cichcem i półgębkiem.
I oczywiście ci wszyscy specjaliści powinni być dostępni szybko, bo śmiertelnie chorzy czasu na czekanie faktycznie nie mają.
Powiedzialas dokladnie to, Moniko, co caly czas podskornie czuje, ale nie umialam wyrazic tak elokwentnie jak Ty.
Widac, Heleno, jadamy podobne dzemy zyciowe…
Moze. 😆
Jasne, że prawo nie może przewidzieć wszystkich sytuacji. Ono w praktyce przede wszystkim określa, co jest zabronione. A ponieważ w większości krajów zabroniona jest eutanazja, to każdy chcący (z jakichkolwiek motywacji) w niej pomóc, automatycznie musi się postawić poza i ponad prawem. To mi się nie podoba.
Poza tym nie bardzo rozumiem, dlaczego wobec wyrażonej przez pacjenta woli rozstania się z życiem lekarz miałby zawsze być bardziej kwalifikowany do poparcia lub zakwestionowania tej decyzji niż np. psycholog. Bo lekarze mają „z natury” lepsze sumienia? No, bez przesady…
I prawdą jest, że ja np. chciałbym mieć możliwość kontroli, kiedy i jak odejdę. Nie twierdzę, że na pewno z niej skorzystam. Ale lepiej by mi było ze świadomością, że ta możliwość istnieje.
Od razu uprzedzam, że już nic więcej nie powiem (na razie przynajmniej), bo mi bibliotekę zamkną. 😉
Psycholog, ktory dopiero poznaje pacjenta, i to w szczegolnej sytuacji, tez czesto wcale nie wie lepiej. Na to trzeba mu nieco czasu, porownan z zachowaniami przed obecna, pelna cierpienia sytuacja, testow psychologicznych (z praktycznych powodow, chocby wypelnianie stosow formularzy moze nie pasowac do dramatycznej sytuacji). Inaczej jego decyzja tez moze byc w sumie przypadkowa i nieadekwatna do sytuacji.
Die Beihilfe zur Selbsttötung ist in Deutschland nicht strafbar.
Wiedziałeś o tym, Bobiku?
Lekarz niemiecki nie ma jednak prawa wystawić recepty na śmiertelną dawkę barbituranu, bo to jest wbrew przepisom o medykamentach.
Mnie się zdaje, że w sytuacji beznadziejnej chcesz wprawdzie sam decydować o momencie odejścia, ale potrzebujesz oficjalnego potwierdzenia, że Twoja decyzja nie była pochopna.
Jak ten gość u Mleczki stojący z kamieniem u szyi nad rzeką. Przechodzący mężczyzna po wysłuchaniu jego skargi:
„Nikt mnie nie potrzebuje”
rzuca się do pobliskiej budki telefonicznej, dzwoni po pomoc i po chwili przyznaje: „Faktycznie 🙁 „
Noto niech jeszcze opowiem troche o tej Cecily Saunders i jej zwiazkach z Poska. Bo bylam pod wielkim wrazeniem. kiedy poszlam spedzic ten dzien w zalozonym przez nia hospicjum.
Bylam bardzo dobrze do wywiadu przygotowana. Przeczylam wszystkioe wycinki prasowe (to bylo przed dostepem do internetu) przechowywane skrzetnie w naszej genialnej bibliotece wycinkow.
Powitala mnie wysoka szczupla osoba, z siwymi wlosami, zaczesanymi do tylu w koczek, w szarej sukni wysoko podpietej kamea. Wygladala troche jak dama klasowa albo zakonnica. Z kotem na ramieniu. Przedstawil;a mi kota:
Morfeusz, od morfiny, ktorej tu duzp uzywamy i ktora jest zbawieniem dla wielu ludzi. Szlysmy najpierw dlugim korytarzem obwieszonym obrazami, najwyrazniej tego samego autora. Wiedzialam, ze jej mezem jest najstarszy wowczas polski malarz na emigracji, Marian Bohusz Szyszko. Wstapilysmy na chwile do jego pracowni, znajdujacej sie na najwyzszym pietrze tego slicznego, starego domu w ogrodzie pelnym wtedy kwitnacych zonkili. Przywialam sie z dostojnym starcem siedzacym przed sztalugami z pedzlem w reku. Dame Cecily szepnela mi, ze nie jest juz w stanie malowac jak kiedys, ma juz demencje starcza, ale codziennie spedza dni w pracowni. Powiedziala tez: Modle sie, aby umarl przede mnae, abym mogla byc z nim …
Od tego zaczelysmy nasza rozmowe. O pozegnaniach.
Opowiedziala mi jak sie to zaczelo. Byla pielegniarka w 1947 roku, kiedy jednym z jej pacjentow byl umierajacy na raka ocalony z Holokaustu polski Zyd, imieniem Dawid. Przeszedl przez pieklo, a teraz umieral w Londynie i ona nie bardzo mogla go z lap smierci wyrwac. W tych ostatnich tygodniach jego zycia wybuchl miedzy nimi wielki romans.
A kiedy umarl dowiedziala sie, ze zapisal jej wszystkie pieniadze jakie mial – £500 funtow, zanaczajac aby wydala je na „okno do zycia”. Nie bardzo rozumiala czym mialoby byc to okno. Pieniadze wlozyla na konto i nie miala odwagi z nich korzystac.
Wkrotce po smierci przechodzac kolo sklepu zobaczyla w oknie obraz, ktory strasznie sie jej spodobal. Weszla do srodka i zapytala kto jest autorem i czy moze go poznac aby sie umowic na ewentyalne kupienie. Myslala, ze Dawid nie mialby nic przeciwko temu, aby chociaz czesc tego spadku po nim wydac na obraz. Bo przeciez pierwszy raz w zyciu miala na koncie prawdziwe pieniadze.
Tak poznala Mariana. Obrazu nie kupila, bo dostala go w prezencie.
. I wkrotce potem sie pobrali. I wtedy wlasnie nagle wpadla na pomysl, ze kupi dom, w ktorym umierajacy beda mogli umierac pod opieka tych, ktorzy nie beda ich na sile trzymnali przy zyciu – posrod piekngo ogrodu, obrazow, z kotemn na lozku, bez szpitalnej bieli i wojskowycvh kocow.
Gdzie rodziny beda mogly towarzyszyc najblizszym w tej drodze, byc nawet w tym samym lozku (pamietala jak bardzo jej brakowalo wspolnego lozka z Dawidem).
Rozmawialysmy czy mozna z umierajacymi mowic o smierci i w jaki sposob, o eutanazji, o tym czy trudno jest znalezc personel do takiego hospicjum i o tym jak sie sama przygotowuje na smierc meza.
Wracalam do Londynu po tej wizycie odmieniona i podniesiona na duchu.
Cecily Saunders umarla 4-5 lat temu. Maz umarl wczesniej. Miala tak jak chciala.
O tym wczorajszym wykladzie Pratchetta napisala juz Wyborcza:
http://wyborcza.pl/1,75248,7518431,Brytyjski_pisarz_broni_prawa_do_smierci.html
Bardzo piekna ta opowiesc, Heleno… I piekna postac.
pusto !!!
przeczytalem
eutanazja w kazdej formie biernej(odstapienie od udzielania
pomocy) lub czynnej (pomoc w „odejsciu”) jest forma
pozbawienia innego czlowieka ZYCIA
odbierajac zycie zadajemy smierc,bierzemy na siebie odpowiedzialnosc etyczna i moralna,lepiej oczywiscie jezeli jestesmy w stanie „sami sie usmiercic”,ale w innym przypadku zrzucamy te odpowiedzialnosc na barki innych,komisja,trybunal czy ustalone formy prawne (jak to jest w Holandi?) uchronia przed zbyt „lekkim” usmiercaniem,zaufany lekarz domowy
moze usmiercanie przyspieszyc, ale ilu jest tych „zaufanych” domowych
czy mamy pewnosc ze zawsz dobrze zrozumieja nasze intencje,
czy mamy prawo narazac ich na watpliwosci moralne,kiedy znajac nas nie maja sily odmowic prosbie pacjenta lub rodziny
o pomoc?
slyszymy o tym ze wielu lekarzy po cichu sprzyla eutanazji
przez zaniechanie „zbednego” leczenia ale czy powinna ta praktyka byc wyjatkiem czy regula,a moze powinnismy ksztalcic personel do wykonywania eutanazji,tylko czy to bedzie jeszcze lekarz ?
prywatnie jestem za PRAWEM obywatelskim do wyrazenia
zakazu podczymawania mojego zycia w okreslonych przypadkach medycznych(chocby przyklady Cubalibre)
ciagle pusto!!!
ide do Baru 🙂
Rzeczywiście pustawo. Może temat za ciężki? Chciałoby się zmienić, ale nie wiadomo jak, a że na dodatek ciekawy …
Ciężki dzień. Temat też ciężki, ale lekki być nie może.
Komisja jest jak trybunał, kieruje się literą. Lepiej, żeby w sytuacjach granicznych decydowało ułomne, ludzkie sumienie. Człowiek musi być odpowiedzialny za to, co robi, zwłaszcza przed samym sobą. Jeżeli decyduje, że należy pomóc odejść, niech to zrobi jako on, bez rozmywania odpowiedzialności. To są i muszą być decyzje skrajnie trudne. Wolałabym, żeby takie pozostały.
Zaraz cos wymyslimy…
Nie martwcie się, u mnie dziś jeszcze puściej 😆
Taki dzień…
Tematu też nie ruszam 😐
A zapomnialam Wam opowiedziec, ze Papa BXVI bardzo „nam”, Anglikom sie narazil wtykajac swoj dlugi nos w nieswoje sprawy. A co jak co, to najbardziej my, Anglicy nie znosimy jak nam Rzym robi kolo piora – zaraz wszystkie krzywdy sie przypominaja. Wiec wczoraj o tym dzienniki donosily z pewnym slabo skrywanym niesmakiem:
A chodzi o to (doniesienie Reutera):
_————————————————–
W przemówieniu wygłoszonym do biskupów Anglii i Walii, którzy odwiedzili go w Watykanie, Benedykt XVI potwierdził, że zamierza w tym roku odwiedzić Wyspy. Ostatni raz papież był w Wlk. Brytanii 18 lat temu. Podczas spotkania biskup Rzymu zachęcił katolickich hierarchów z Wielkiej Brytanii do krytyki projektu tzw. ustawy równościowej, który aktualnie znajduje się w Izbie Lordów.
– Wasz kraj jest znany z przywiązania do równości wszystkich członków społeczeństwa. Niestety, efektem niektórych praw, uchwalonych w osiągnięciu tego celu, są niesprawiedliwe ograniczenia wolności związków wyznaniowych – powiedział Papież do biskupów. – W niektórych przypadkach łamie prawo naturalne, na którym opiera się i które gwarantuje równość wszystkich istot ludzkich – dodał Benedykt XVI.
Chodzi m.in. o zapisy, które zakazują odmowy zatrudniania osób ze względu na ich orientację seksualną. Zachodziła obawa, że Kościół będzie zmuszony do wyświęcania homoseksualistów na księży i zatrudniania ich w podległych sobie instytucjach. Przeciwko ustawie protestowały też inne wspólnoty religijne, zarówno niektóre chrześcijańskie, jak i m.in. muzułmanie. Na szczęście Izba Lordów wykreśliła najbardziej kontrowersyjne zapisy. Jednak Izba Gmin, jeszcze przez parę miesięcy zdominowana przez lewicę, może jeszcze teoretycznie uchylić decyzje wyższej izby parlamentu.
sks/Reuters
Myślę już tylko o tym, że jutro nowy dzień. Oby się potoczył, a nie kazał przepychać. Dobranoc 🙂
A teraz niespodzianka. Otoz jest to z pozoru tylko beznamietna relacja agencji prasowej. Zostala ona w tlumaczeniu lekko podrasowana, poniewaz zaczerpnelam ja ze slynnej Frondy, i dlatego zdanie „Izba Lordow wykreslila najbardziej kontrowersyjne zapisy projektu ustawy” , w nowej wersji brzmi : Na szczescie Izba Lordow etc… Na czyje szczescie nie zostalo powiedziane, ale rozumiem ze na szczescie redaktora Terlika z Betonu. Innych dodatkow nie chcialo mi sie juz szukac i porownywac.
Nie udalo mi sie skopiowac linki (oni maja jakies zabepieczenia) ale kazdy moze sprawdzic pod Reuters uk.
Mozna wiec w tlumaczeniu zgubic, ale zdarza sie tez i znalezc. 😆
No właśnie, Heleno. Przeczytałam i zaczęłam się zastanawiać, że skoro „na szczęście” to o co jest halo. I w konfuzji byłam. Dobrze że zrobiłaś post scriptum 🙂
Przecież w KK jest tylu księży homo, że o co chodzi 😯 😉
O, tak, tlumaczenia to ciekawostka, zwlaszcza jak sie cichutko dodaje, tu czy tam, jezyk wartosciujacy. To zreszta tak samo irytujace w niby neutralnych doniesieniach, gdy dziennikarze telewizyjni robiacy przerozne „interpretujace” miny przy czytaniu wiadomosci. 😉
No, cos takiego powiedzial dzis w radiu nieustraszony Peter Thatchel…
Doro, moja przyjaciolka, wychowana po katolicku w rodzinie pochodzenia irlandzkiego, zawsze uparcie powtarza, ze to przez te merezki, koronki… 😀
A tu sa brytyjskie reakcje zebrane przez mojego b. pracodawce:
http://news.bbc.co.uk/1/hi/uk/8493280.stm
Mnie dziś praktycznie na cały wieczór kompa odebrali, rzekomo dlatego, że na moim jest jakiś strasznie potrzebny program, którego nie ma na innych. 👿
Do ciężkiego tematu nie będę już wracał, bo on faktycznie dużo zdrowia kosztuje nawet przy smaych rozmyślaniach, tylko jeszcze Cubalibre odpowiem – nie wiedziałem, że akurat w Niemczech pomoc nie jest karalna, dziękuję za informację. Ale ja jeszcze nie wiem, gdzie będę chiał spędzić tzw. jesień szczeniaczego życia i jego zmierzch. 😉 A w ogóle tak naprawdę mniej się przy tym wszystkim sobą osobiście przejmuję, bo jako niepoprawny optymista mam nadzieję, że jakby co, to zawsze uda mi się coś wykombinować, a i klepnięcie prawne nie jest mi potrzebne do własnych rozstrzygnięć etycznych, ale lubię mieć jasność co do tego, po jakiej stronie się opowiadam i dlaczego. 😉
Swoją drogą – B16 to zmiana tematu na lżejszy? 😯 On też potrafi polecieć ciężką artylerią… 😉
Hmmm, czy ktoś pamięta, żeby jakiś dygnitarz kościelny został usunięty ze stanowiska za orientację seksualną? Może był precedens, tylko nie pamiętam 🙄
A poza tym, skoro księża żyją w celibacie, to jakie znaczenie ma ich orientacja? 🙄
Mereżki, koronki i sukienki 😀 A jeszcze czasem w takich ślicznych kolorkach…
No, orientacja pedofilna zaczęła ostatnio być na cenzurowanym. I zresztą przy tej okazji można było zauważyć, że najczęściej molestowani byli mali chłopcy, nie małe dziewczynki, co mogłoby być niejaką wskazówką… 🙄
Mereżki, koronki, sukienki, zawrót głowy od kadzidła i orientacja gotowa.
Czym ten szatan nie potrafi się posłużyć… 🙄
To nawet w tym projekcie nie chodzi o duchowienstwo, ale o pracownikow instytucji koscielnych – szkol, domow starcow itp. „Prawo naturalne” nie zezwala na to by pielgniarka w domu starcow byla lesbijka, bo jeszcze nie daj Bog zacznie gwalcic staruszki. 😯
właśnie, czy w przypadku duchownych kk można w ogóle mówić o orientacji seksualnej? 🙄
Przepraszam, że jeszcze w temacie, ale pisałem, kiedy Wy już o czym innym. Dołożyć swoją cegiełkę chciałbym do rozmowy:
Bardzo ciekawe, co piszecie.
Problemy prawne związane z eutanazją to pan Pikuś w porównaniu z pojawiającymi się etycznymi, a tu jak wiadomo, sprawa się komplikuje, bowiem nie ma jednej etyki dla wszystkich. Helena proponuje rozwiązanie dosyć atrakcyjne z punktu widzenia rodziny i pacjenta (sic! on w tym momencie już nie jest pacjentem!), pozostawiając ostatni ruch lekarzowi. No i tu Hipokrates stoi w opozycji do planowanych zdarzeń. Ale wolę już to, niż codzienne wyśmiewanie Hipokratesa, czego świadkiem byłem latami i wciąż bywam. Medycyną jak pisze Helena słusznie, od dawna rządzi ekonomia. Dziś to wielki biznes, koncerny farmaceutyczne uprawiają bandyckie praktyki, rządy zmagają się z deficytem, dyrektorzy szpitali takoż. Zdrowie niepostrzeżenie przestało należeć do nas, stało się własnością publiczną ze wszystkimi wadami związanymi z zarządzaniem dobrem publicznym.
Dlatego uważam, ze eutanazję należy sprywatyzować…
Żadne ciała zbiorowe, jak słusznie piszecie, nie będą w stanie podejmować słusznych decyzji. Po pierwsze i wystarczające: różne etyki…
Niemniej ramy prawne są potrzebne, zatem w przypadku stwierdzenia przez co najmniej dwóch lekarzy z jednego ośrodka i trzeciego z całkiem innego, że pacjent jest w fazie termalnej, nie jest w stanie wyrazić woli – decyzja należy do rodziny ( ustalona kolejność, jak w sprawach spadkowych)
Wola wyrażona przed sędzią uprawnia lekarza do umożliwienia łagodnej śmierci pacjenta.
Sędzia winien mieć prawo kontroli przypadku przed wydaniem decyzji, która powinna być wydana w określonych ramach czasowych, nie trzeba dodawać, że ma to być dosyć szybko…
Jeśli chodzi o ludzi chcących odejść z własnej woli, procedura winna być podobna: oświadczenie przed sędzią, który może tym razem jedynie przyjąć takie oświadczenie. Na jego podstawie obywatel dostaje receptę, za którą płaci jak za mandat w Szwajcarii – status majątkowy decyduje o wysokości opłaty. I nic więcej.
Dlaczego tak?
Rozważmy: samobójcy nie są karani, podejmują decyzję pod wpływem różnych czynników: racjonalnych choć częściej nieracjonalnych. W przypadku wizyty u sędziego jest przynajmniej szansa na refleksję, gdyż sędzia zawsze może zapytać o przyczyny, wszelako nie MOGĄ one decydować o przyjęciu woli obywatela. Dodatkową zaletą jest możliwość statystycznego uchwycenia przyczyn takich decyzji.
Etyka dowolnego systemu filozoficznego czy wynikająca z dowolnego wyznania ma należeć do dokonującego wyboru. Urzędnicy państwowi mają służyć obywatelowi.
I w tym sensie pisałem o prywatyzacji…
A może gdyby zgodnie z prawem naturalnym pielęgniarka zaczęła polować na co starsze, słabsze egzemplarze i je zjadać, B16 poczułby się usatysfakcjonowany?
zeen, ja z grubsza podobnie w duchu, choć czasem odmiennie w szczegółach.
Chyba się trochę narażę, ale zaproponuję, by nie galopować aż tak daleko. Każda grupa w jakiś sposób określa kryteria przynależności do swojego grona. Przecież nie ma przymusu być katolikiem czy pracować w kościelnych instytucjach. Jeśli ktoś z jakichs przyczyn reguł przestrzegać nie chce lub nie może i znajduje się poza Kościołem, to chyba jakaś wyjątkowa krzywda mu się nie dzieje. To nie jest tak, że każdemu należy się wstęp wszędzie. Kościół jasno określił swój stosunek do związków homoseksualnych i według mnie, ma do tego prawo, niezależnie od mojego osobistego zdania na ten temat. Jest kilka reguł, które nie wszystkim muszą pasować, a które sa warunkiem pozostawania w społeczności katolickiej. Nie wszyskie przecież sa wymierzone w osoby o orientacji homoseksualnej. Reguły te się też do małżeństwa, aborcji czy antykoncepcji. Jeszcze raz podkreślę, nie podzielam opinii KK o szeroko pojętej seksualności człowieka, ale każdy ma prawo do własnych poglądów. Kościół może sobie nie życzyć obecności w swoim gronie osób, które reguły te łamią. Żadna ina sankcja za to nie grozi.
Bardziej bulwersuje mnie inna rzecz – dlaczego z równym rygoryzmem KK nie traktuje własnych hierarchów i z równym zaangażowaniem nie zagląda im pod kołdry.
„Jest kilka reguł, które nie wszystkim muszą pasować, a które sa warunkiem pozostawania w społeczności katolickiej.”
Wybacz Vesper, że polemizuję, ale to brzmi jak obrona dowolnej sekty, czy innego związku.
A pewien jestem, że nie o to Ci chodzi, wszelako sam uważam, że idea Boga jest piękna, chociaż przerasta ludzi, szczególnie funkcyjnych dowolnego Kościoła…
„Kościół może sobie nie życzyć obecności w swoim gronie osób, które reguły te łamią. Żadna inna sankcja za to nie grozi.”
Jaka inna? Żadnej nie wymieniasz, a tu trudno się z Tobą zgodzić. KK ma w Polsce wywalczoną pozycję dominującą i potrafi uprzykrzyć życie nawet ateistom, co dopiero wiernym, nie we wszystkim akceptującym reguły narzucane przez hierarchów. Sankcje są liczne i dotkliwe, co tu niejednokrotnie przykładami prezentowano, że o wyczytywaniu nazwisk potępianych na mszach tylko wspomnę…
Vesper, ja w zasadzie uznaję prawo pracodawcy do stawiania pewnych wymagań, ale jednak mi się wydaje, że nie powinny one być dyskryminujące ze względu na rasę czy orientację seksualną, właśnie dlatego, że to od natury dane i wpływu na to się nie ma. Można oczywiście, jeżeli pracodawcą jest jakokolwiek organizacja religijna, żądać przestrzegania w pracy zasad tejże religii, tak samo jak np. zasad etyki profesjonalnej, Karty Bankowca (o ile istnieje) i różnych innych reguł, z ubiorem włącznie. Ale o ile ubiór można po pracy odłożyć, o tym, że się jest ślusarzem zapomnieć, a nawet prywatne poglądy na użytek pracy zmienić, o tyle rasy czy orientacji odłożyć się nie da. Można oczywiście homoseksualizmu nie demonstrować i na ogół również w banku rzadko kto to robi. Ale, jeżeli dobrze zrozumiałem, B16 nie chodziło o demonstrowanie, tylko o bycie takim a takim. No i oczywiście jest bardzo wielu homoseksualistów-katolików, którzy z ich wykluczeniem z katolickiej wspólnoty wcale się nie chcą pogodzić i o tyle mają do tego prawo, że Kościół jest ponoć właśnie wspólnotą wiernych, a nie własnością kilku hierarchów.
A niezależnie od tego zawsze mnie trochę śmieszy powoływanie się w tym kontekście na prawo naturalne, bo – jak już tu kiedyś pisaliśmy- w naturze akurat homoseksualne zachowania są dość rozpowszechnione i wydaje się, że ona nie ma z tym szczególnego problemu. 🙂
Ogladam Law and Order, a to swiety czas w mojej religii, ale zaznacze tylko, ze – wyjatkowo! 😆 – zgadzam sie z Bobikiem. Kissu, kissu!
Heleno, tylko żeby Ci przypadkiem to zgadzanie nie weszło w nawyk, bo się nudno zrobi jak jasna cholera. 😎
Spoko!
… co zmusić może Gospodarza do niezgadzania się z sobą samym, by podtrzymać traycje polemiczne blogu…
Zawsze zostana niuanse. Cala nadzieja w niuansach… 😉
Uzasadnienia, które KK znajduje dla obrony swojego stanowiska w wielu sprawach, że wymienię celibat i antykoncepcję jako pierwsze z brzegu, są tak czasem niedorzeczne, że aż zdumienie ogarnia. Co do B16 i jego potępienie dla „bycia takim a takim” jestem nieco zakłopotana, bo o ile mi wiadomo Katechizm KK nie uważa samego homoseksualizmu za grzech. Trudno mi więc znaleźć uzasadnienie dla takiego stanowiska Kościoła, które miałoby wykluczać z jakichkolwiek fukcji – nazwijmy ich roboczo – homoseksualistów niepraktykujących.
Zeenie, to że dominująca grupa potrafi utruć życie tym, którzy do niej nie należą, to żadna nowość. Sama doświadczyłam, w zupełnie innym kontekście i wiem, jakie to bolesne. To, co nieudolnie być może, próbuję wyrazić, to że nie sposób zmusić jakiejś grupy wyznaniowej do przyjęcia reguł sprzecznych z ich zasadami. Żadne, najbardziej demokratycznie wybrane ciało polityczne, nie może wpływac na wewnętrzne regulacje w związkach wyznaniowych, o ile oczywiście regulacje te nie łamią prawa obowiązującego w danym kraju. Tu się można spierać, czy wykluczenie osób o orientacji homoseksualnej to akt dyskrymacji naruszający prawo, czy też nie. Jeśli tak, to dlaczego by nie rozważyć jeszcze bardziej ewidentnego przypadku. Otóż dlaczego kobieta nie może iść do katolickiego seminarium duchownego? Osoby o orientacji homoseksulanej stanowia jakiś odsetek wśród każdej z płci. Nie chce mi się teraz szukać jaki. Ale kobiety to nieco ponad 50% ludzkiej populacji. W Polsce mniej więcej też, może nawet nieco więcej niż 51%. To sie nazywa dyskryminacja. O ile skłonności seksualnych można nie praktykować (przynajmniej teoretycznie, KK twierdzi że tak jest), to płeć się po prostu ma i cześć. A księdzem katolickim kobieta być nie może. ALe w tym kontekście nie mówi sie o dyskryminacji, tylko o jakiejś regule. Nie widzę powodu, by te dwie sprawy traktowac różnie. Jeżeli kryterium płci decyduje, kto ma wstęp do stanu duchownego i to nie jest dyskryminacja, to dlaczego inne kryterium ma byc uznane za dyskryminację?
Wiem, nadużywam trochę, bo w cytowanym przez Helenę arykule chodzi o osoby świeckie zatrudniane w instytucjach kościelnych, a nie o dostęp do stanu duchownego, ale mi chodzi o zasadę, którą się kierujemy, gdy wzburzamy się przeciwko dyskryminacji przez KK.
W niezgadzaniu się ze sobą samym mam już niezłą praktykę. 😀 Ot, choćby teraz jestem zdania, że powinienem siedzieć na blogu do ostatniego Gościa, ale nie zgadzam się ze sobą, bo jutro muszę dość wcześnie wstać.
Tak że jeżeli teraz mówię dobranoc, to w ramach autopolemiki. 🙂
Ale muszę jeszcze doszczeknąć, że odsunięcie kobiet od stanu i stanowisk duchownych na Zachodzie jak najbardziej jest tematem dyskusji i spotyka się z zarzutem dyskryminacji – nie ze strony państw czy prawników, tylko samych wiernych.
I zmykam. 🙂
No wlasnie zeenie, ja tez jakos podobnie mysle.
Vesper, jasne, ze KK moze promowac swoje kryteria i wartosci. Jednakze KK nie zaprasza do swojego grona mowiac oto sa nasze kryteria, kto chce niech sie zapisze. Kosciol chce narzucic swoje kryteria wszystkim, nawet swieckim obywatelom panstwa. Te kryteria zreszta sa coraz bardziej przedmiotem debaty. Kiedys tak bylo z rozwodem. Jeszcze kilka lat temu rozwod nie istnial w Irlandii. Ciekawe czasy przyszly dla KK.
Oczywiscie zgadzam sie z Toba, ze tepienie we wlasnej hierarchii odstepstw od swiecie gloszonych zasad przychodzi KK z trudnoscia, a karanie za przestepstwa seksualne zostalo praktycznie wymuszone przez sadownictwo i prase.
No, ale dzisiaj nam sie zebralo na ciezki temat (eutanazji). Ja mysle o umieraniu czesto musze przyznac, o moich starenkich Rodzicach, o kochanych osobach, o tych, ktorych umierania bylam swiadkiem, o tym jak chcialabym zeby postapili Moi, gdybym sama nie mogla podjac zadnej decyzji. Ugh…
Króliku, z tym się zgadzam. Narzucanie własnej wizji przez KK i siłowe wprowadzanie jej do porządku prawnego wkurza mnie od lat. Tylko że to nie jest, według mnie, uzasadnienie, dlaczego instytucje świeckie miałyby robić to samo w drugą stronę. No, może trochę jest 😉 ALe generalnie uważam, że takich rzeczy się po prostu nie robi. Ani KK państwu, ani państwo KK (z oczywistym zastrzeżeniem o przestrzeganiu prawa)
Króliku,
🙂
czeka nas niechybnie, choć wciąż od tego uciekamy, najcięższy z możliwych tematów: sempiterna M.
Tu dopiero zaczną się trudności…
😉
Vesper: instytucje swieckie reprezentuja szersze spoleczenstwo, maja swoich wybieranych w glosowaniu reprezentantow, niezawisle sady, wolna prase (nie mowie, ze wszystko jest perfekt). KK reprezentuje samego siebie. Jak sie ma nawolywanie Papieza do odrzucenia brytyjskiej ustawy rownosciowej do takieg naglowka z Huffungtin Post:
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/02/mike-mullen-calls-for-rep_n_446067.html
To juz armia amerykanska jest bardziej zawansowana w rownosciowej akceptacji niz KK?
Niektorych rzeczy juz sie po prostu nie robi.
Zeenie: sempiterna M? Nie rozgryzlam nawet z pomoca sierzanta Google’a.
a nie mówiłem 😆
trudności ma nawet sierżan Gugiel 🙂
Króliku,
nie będę podpowiadać, ale może się domyślasz, do czyjej d… sprowadza się większość dyskusji 😉
Achaaaa, dzieki Cubalibre. Zeen czasami mowi b. zagadkowo, daje taki jakby rebus do rozwiazania.
Rozmowy o M, ja tam lubie. To taka tkanka laczna, tonic do ginu itd itp…
brykam,w snieg i mroz
jak zwykle do pracy z mysla ze dzieki temu ktos moze byczyc
sie dzien caly 😀
pierzyna
gazeta
brykanko,fikanko 🙂 😀
Rysiu, proszę wracać na Wyprawę, a nie po pracach czy pod innymi pierzynami się chować 😉
i zgadzam się, że zima, choć mogę polemizować z brygadą niuansów
Dzień dobry. 🙂 Tak bywa, że wyprawy realne potrafią przeszkodzić wirtualnym (i na odwrót). Dziś chyba nie tylko u Rysia tak będzie. 😉
A zima mi się gwałtownie topi, co chyba nie jest w porządku, bo najpierw się przecież topi Marzannę, żeby zima sobie poszła. 😯
Ale w tym roku u nas w ogóle ta zima strasznie wahliwa. W jeden dzień kopne śniegi i mróz po pas, w drugi luj i roztop, a potem apiać od nowa. 🙄
Widzę, że wszyscy wyczerpani po wczorajszym. No to dam Wam jeszcze pospać, a sam udam się w bezsieciowy teren.
Ale po powrocie mogę sobie cały międzyczas doczytać, włącznie z ewentualną sempiterną M. 🙂
Polska M. zasypana razem ze swą sempiterną 😀
Czy Miriam nie okazała się w końcu facetem? Czy może z racji nieoglądania mylę imiona z programu tivi? 🙄
Miriam to w końcu po hebrajsku Maria. A Marynia to od jakiego imienia zdrobnienie? 🙄
Od Marynaty 🙄
😆 😆
Dzien dobry,
Ja jeszcze wroce na chwilke do sprawy upomnienia papieza w kweswtii brytyjskiej ustawy rownosciowej.
Echa jego ingerencji w sprawy brtyjskich inicjatyw legislacyjnych nie milkna, wscieklosc jest spora (choc nie powswzechna) i w tej chwli zbierane sa podpisy pod petycja przeciwko wizycie papieza w UK. I w prasie coraz wiecej publikacji krytykujacych postawe papieza i zwracajacych uwage, ze zadna wspolnota relogijna nie moze jednak podlegac innemu porzadkowi konstytucyjnemu niz reszta kraju.
Tu jest glos komentatpora (wybrany z powodu krotkosci ) z dzisiejszego Timesa.
http://www.timesonline.co.uk/tol/comment/faith/article7011670.ece
Sorry = komentatorki Timesa.
myślałem, że marynata zmiękcza a nie zdrabnia…
Heleno, czy nie sądzisz, że te reakcje są trochę zbyt nerwowe? KK nie ma w Wielkiej Brytanii uprzywilejowanej pozycji, głos papieża jest tylko głosem papieża. Jeśli jakaś ustawa godzi w czyjeś interesy, to strona, która czuje się zagrożona, będzie się wypowiadać o ustawie tej krytycznie. Chyba nie można oczekiwać, że ktokolwiek, kto miał prawo o czymś arbitralnie decydować, będzie się entuzjastycznie odnosił do prób odbierania mu tego narzędzia kontroli. Wysłuchany jednak być powinien, jeśli mówimy o poszanowaniu praw wszystkich stron i poważnym traktowaniu adresatów danej normy prawnej. Co nie znaczy, że głos ten musi zostać wzięty pod uwagę. Społeczeństwo w swojej większości może mieć inne priorytety i jeśli uzna, że jakąś normę należy wprowadzić, wszelkie podmioty będą się musiały podporządkować. Jedyne, co budzi moje wątpliwości w tej kwestii, to w jaki sposób państwo może stwierdzić, co jest stanowiskiem związanym z religią, a co nie jest. Jeśli Kościół Katolicki prowadzi powiedzmy szkołę, czy szpital i korzysta ze środków publicznych na prowadzenie tej działalności, to sytuacja jest jasna. Powinien podlegać regułom obowiązującym wszystkich. Ale jeśli korzysta z własnych środków i z góry określa w swoim statucie, że stosuje kryterium konfesyjne przy zatrudnianiu pracowników, bo chce w ten sposób zapewnić sobie przestrzeganie własnych reguł w prowadzonej przez siebie instytucji, to chyba ma do tego prawo? Jeśli stosuje kryterium konfesyjne, to z definicji nie zatrudni osób, które według prawa kanonicznego nie mogą należeć do wspólnoty. Wymaganie, by jednak zatrudnił, wydaje mi się dość daleko idącą ingerencją.
Tematem na odrębną dyskusję jest postawa KK wobec seksualności człowieka, a na jeszcze inną dyskusję, jakie postawa ta ma znaczenie w państwach, gdzie KK ma pozycję uprzywilejowaną. Wychodzę z założenia, że im większe wpływy, im większy zakres władzy, tym większa odpowiedzialność i tym silniejsza winna być tendencja do samoograniczenia, ale to oczywiście kompletna utopia. Żadna potężna instytucja sama z siebie się nie samoogranicza, czy świecka, czy religijna. No i jeszcze jeden temat, poruszony w naszej dyskusji, użyty raz czy dwa jako argument, ale tak naprawdę o nie dowiedzionej prawdziwości – czy oby na pewno instytucje religijne muszą mieć te same priorytety, co większość społeczeństwa. Większość społeczeństwa, a co za tym idzie, demokratyczna władza świecka (z przekonania lub dla poparcia), za priorytet uznała politykę równościową. Czy organizacje religijne muszą udzielać poparcia tym samym ideom? Dobrze by było, żeby ich nie sabotowały, ale zrobić, jeśli naprawdę nie mają do tych idei przekonania? Narzucać siłą?
Zawody religijne w tym wypadku okresla sie jako zawody duchowne. I tu panstwo sie nie wtraca, kiedy dana grupa wyznaniowa okresla jakie warunki musi spelniac osoba duchowna. Natomoast instutucje „uslugowe”, takie jak szkoly, zlobki, domy opieki musza zapewnic swemu personelowi i klienteli takie same prawa na rynku pracy i zabezpieczenia antydyskryminacyjne jak wszystkie inne instytucje – z takiego zalozenia wychodzi projekt tej ustawy. W przeciwnym razie kazdy, kto z pomocy finansowej czy organizacyjnej panstwa nie korzysta, moze powiedziec, ze wprowadza wlasne reguly gry, bo zorganozowane religie nie maja w tym kraju jakiegos uprzywilejowanego statusu, polegajacego np na nie placeniu podatkow.
Ciekawe jest dla mnie w tej chwili wymuszone de facto zyciem odstepstwo w Ameryce od dotychczasowej praktyki instytucjonalnej dyskryminacji gejow i lesbojek w wosjku. Kiedys bylo tak, ze zadeklarowany homoseksualista nie mogl byc do wojska przyjety, bo rzekomo wszelkie nawet potrencjalne praktyki seksualne bylyby naruszeniem dyscypliny wosjkowej (haha!) czy powodowalyby niepotrzebne konflikty wsrod zolnierzy.
Odstapiono od tego 17 lat temu , wprowadzajac zasade, ze wojsko o seksualnosc nie pyta, a zainteresowany jej nie deklaruje i nie praktykuje.
Od tego czasu az 100 tysiecy zolnierzy i zolnierek musialo z wojka odejsc, bo albo zostali przylapani na akcie homoseksualnym, albo – i to w wielu wypadkach – wystarczyl jeden donos, aby dowodztwo z takiego zolnierza musialo rezygnowac.
POnoc najbardziej ucierpial na tym pion techniczny i nagle sie okazalo, ze wojsko ma np. bardzo niewielu tlumaczy jezyka arabskiego (??? 😯 ???), bo wszyscy zostali powyrzucani z wosjka.
Wiec uznano teraz, ze w spoleczehnstwie nastapily tak glebokie zmiany swiadomosci, ze czyjs hpomoseksualizm naprawde juz malo komy przeszkadza, nawet pod wspolnym prysznicem. I teraz nie wolno bedzie juz wyrzucac lub nie przyjmowac kogos bo jest lesba czy pedalem.
Ale ta zmiana swioadomosci rozciaga sie na wszystkie juz niemal spoleczenstwa zachodnie. I wielu ludzi w tym kraju, w Zjednoczonym Krolestwie, laickim i wielorasowym, wielowyznaniowym, wielokukturowym kompletnie nie rozumie, ze mozna kogos kto dobrze wykonuje swoje obowaizki wywalic z pracy za to czym z natury (jak to podkreslal wczoraj Bobik ) jest.
Byla tu niedawno sprawa pewnej agencji katolickiej posredniczacej ( w imieniu Korony przeciez, a nie Kosciola) przy adopcjoi dzieci. I ta agencja odmowila przyznawania dzieci potencjalnym rodzicom , spelniajacym wszystkie ustalone przez panstwo kryteria, dlatego, ze rodzice byli jednoplciowi.
Otoz panstwo rozumie, ze Kosciol nie pochwala zwiazkow homoseksualnych i wolno mu, ale nie wolno mu na wlasna reke wprowadzac dodatkowych kryteriow przy „rozdawaniu” dzieci. Musi albo zrezygnowac z tego pionu uslug albo sie podprzadkowac – jak to sie tu gornolotnie okresla – „the Law of the Land”.
I ustawe rownosciowa po to sie wprowadza aby takim sytuacjom na przyszlosc zapobiec, zeby prawo bylo absolutnie jednoznaczne w tej mierze.
Oczywoscie. ze Papiez ma prawo sie na tem temat wypowiadac, ale tu jest bardzo, bardzio zle widziane, kiedy czynniki koscielne wtryniaja sie do procesow legislacyjnych badz chca ustanawiac dla siebie oddzielne reguly postepowania. I z tym zgadza sie wielu brytyjskich katolikow wypowiadajacych sie i piszacycvh listy do gazet.
Obecna kontowersja ma dla mnie jeszcze jeden aspekt nieco komiczny, gdyz Papiez przybywa tu aby beatyfikowac biskupa i dosc slabego pisarza Newmana – ikony katolockich homoseksualustow,. ktory sam nie byl od tego, jak sadzi wielu badaczy…
Sponsorem Ustawy Rownosciowej jest bardzo znana poslanka Partii Pracy Harriet Harman. Dzis w Daily Telegrafie jest cudny rysuneczek: Zona mowi do meza: Gdyby Bog naprawde istnial, to by nie stworzyl Harriet Harman!
Tak, Heleno, ja tez tak to widze.
A dodatkowo, w Anglii zawsze sie jednak wlacza podskornie historyczne wspomnienie jak papisci chcieli sie wtracac w przeszlosci. Nie po to sie odpieralo Wielka Armade, nie po to sie robilo Glorious Revolution i wykrywalo Spisek Prochowy (nie mowiac juz o samym poczatku, to znaczy konflikcie Henryka VIII z KK, i ustanowieniu Kosciola Anglikanskiego), zeby teraz nagle Papiez wypowiadal sie o wewnetrznych sprawach dotyczacych legislacji. W Anglii naprawde to sie inaczej odczuwa niz w kraju o tradycji glownie katolickiej, i jest to niestety kolejne faux pas Benedykta, ktory raczej sie juz w nich specjalizuje… Moze trzeba bylo posprawdzac troche chocby gdzies w Wikipedii na temat mentalnosci angielskiej, podobnie zreszta jak w przypadku biskupa Williamsona?
Cos dla Bobika, ktory zasadniczo (oprocz mniej wiecej raz na rok) ciast nie lubi – cakes with attitude… 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/01/the-meanest-cakes-of-all_n_444399.html?slidenumber=fMEdvf7wdIw%3D&&&&&&&&&&&&&
Nie jestem gotowa polec w obronie B16, ale powstaje mi głowie pytanie, czy naprawdę, ale to naprawdę nie wolno mu wyrazić swojego zdania w sprawie, która chcąc nie chcąc Kościoła w Wielkiej Brytanii będzie bezpośrednio dotyczyć? Zrozumcie, proszę, że całą sferę merytoryczną pomijam. Pomijam, czy kwestie równości powinny mieć priorytet nad kwestią autonomii związków wyznaniowych. Z mojego punktu widzenia, gdy związek wyznaniowy prowadzi działalność z własnych środków i nie korzysta z publicznych dotacji i korzysta wówczas z pełni autonomii, to wszystko jest ok. Ale tę kwestię pomijam. Pytam jedynie, czy jest to aż tak wielkie faux pas, że zabrał głos w tej sprawie? Czy to nie jest przypadkiem tak, że innemu środowisku byłoby wolno, tylko nie KK, właśnie ze względu na historyczne zaszłości?
Zostalem poproszony przez E, do przekazania urbi et orbi, ze ona kategoryzcnie i zdecydowanie nie zgadza sie ze wszystkim co tu wysmazyla Stara na temat Ustawu Rownosciowej i ze jej zdaniem Panstwo chce wprowadzac za duzo regulacji i jej sie to nie podoba i dlatego nie moze sie doczekac az ten rzad przegra wybory.
Cos tam jeszcze mowila, ale nie slychalenm zbyt uwaznie…
Przekazuje jednak votum separatum poniewaz moja akademicka uczciwosc jest legendarna i jak dlugo Papiez nie domaga sie zakazu polowania na bazanty, to mam go w nosie.
Gdyby mi ktos przyslal tort z napisem prezepraszajacym za zarazenie mnie herpesem, to zgadnijcie gdzie by taki tort wyladowal? 👿
A ten „You are old and have a small penis”?
Zapewne jest w tym szczegolna nieufnosc wobec Kosciola Katolickiego wlasniem podyktowana zarowno przeszloscia jak i terazniejszoscia (stosunkiem do profilaktyki AIDS, problemow przeludnienia i kontroli narodzin, aborcji, myzogenizmu, ochrony pedofilow i dlugo mozna byloby wyliczac postawy, ktore dzis dla wielu ludzi w demokratycznynm swiecie sa juz nie do przyjecia) Zapewne gdyby buddysci zaatakowali brytyjska legislacje nikt by o tym nie wiedzial, bo gazety by to olaly. Ale buddysci nie rozporzadzaja taka iloscia „dywizji” jak Kosciol katolicki. Jest potega, do jakiej nie moze aspirowac zadne inne wyznanie.
A obecny Papiez faktycznie zachowuje sie jak slon w skladzie porcelany i wyglasza rzeczy, ktore w wielu ludziach budza oburzenie, bo naprawde juz nie te czasy…
Zajrzałem na blog jeszcze zanim zdążyłem się napić Herbaty Po Powrocie Do Domu i natychmiast łapy mnie świerzbią, żeby dopisać. 😉
To chyba nawet nie o to chodzi, że B16 nie wolno tego czy owego powiedzieć, tylko że jako głowa państwa i Kościoła powinien się zastanawiać nad tym, co mówi i jakie to będzie miało reperkusje (tak samo jak niedawno biskup Pieronek). Jak ambasador X powie publicznie, że ambasadorowa Y ma krzywe nogi, to wprawdzie nie złamie żadnego paragrafu, ale będzie to oczywista gafa i nietrudno przewidzieć, że ambasador X nieźle oberwie po uszach, nawet jeżeli przypadkiem pani Y ma naprawdę kończyny dżokeja. Między „wolno powiedzieć” a „musi się powiedzieć” jest jeszcze cała gama niuansów. 😉
W powyższym wywodzie też pominąłem kwestię jurystyczną, który przepis w UK jest nadrzędny wobec którego, jak również pewną niespójność myślenia B16, polegającą na tym, że skoro KK nie potępia rzekomo bycia homoseksualistą, tylko homoseksualne praktyki, to nie powinien potępiać również zatrudniania homoseksualistów, a co najwyżej nie życzyć sobie, żeby praktykowali. Chodzi mi tylko o problem odpowiedzialności – czy papież (kardynał, biskup, etc.) nie powinien na tyle ważyć słów, żeby nie powodować niepotrzebnych zadrażnień i nie pakować się co rusz w dwuznaczne sytuacje? W interesie własnej instytucji, bo przecież po iluś tam kolejnych gafach słowo papieskie zacznie być traktowane z lekceważeniem – o, znowu wystrzelił, a nie nabił.
A teraz porywam – raz do roku – kawałek tortu i idę sobie zrobić HPPDD, a przy okazji zerknąć, czy mam w domu coś na kolację. 🙂
Hanna Wujkowska* w natarciu:
http://glosrydzyka.blox.pl/2010/02/W-Radiu-Maryja-o-in-vitro-gluche-lesbijki.html
________________
* Nie, to nie jest gra polslowek. Ona sie tak naprawde nazywa 😳
O, Heleno – widze tu nastepny material na napisy na ciasta inaczej… 😯
A co do buddystow, to oni bardziej stawiaja raczej na przeobrazenie wewnetrzne, totez az tak czesto sie na tematy polityczne nie wypowiadaja (co nie znaczy, ze nigdy). Zupelnie inna tradycja… Nie mowiac o tym, ze podobnie jak hinduizm czy protestantyzm, to nie jest scentralizowana instytucja, wiec rzeczywiscie i dywizji jest mniej, i nikt nie moze twierdzic, ze mowi ex cathedra za wszystkich wspolwyznawcow (co czesto jest podtekstem opinii wyglaszanej ze Stolicy Piotrowej, a i na nizszych szczeblach).
Szszszterysta…
Banda niuansów dopadła temat
w chwili gdy miał się rozwijać
bo wątpliwości banda wszak nie ma
że temat trzeba obijać
Raz go pod żebro, raz sujką w boczek
aż dech w temacie zamiera,
niuanse ni w ząb z nim się nie droczą,
one na serio, cholera…
Życie tematów jest w waszych rękach,
niuanse: trochę litości!
temat nie mówi już, tylko stęka,
nie masz już z niego radości…
Niuansodawco: zanim rozpoczniesz
akcję tematu niszczenia,
pomyśl przez moment, może widocznie
nic nie masz do powiedzenia…
Niuanse sa ciekawe, zeen, moze najciekawsze. Inaczej musielibysmy pisac jak jakis Wildstein albo Ziemkeiwicz. 😆
poparcie Heleny 🙂
http://www.faz.net/s/RubDDBDABB9457A437BAA85A49C26FB23A0/Doc~E91B9343C751D4624B01F389FC5307C89~ATpl~Ecommon~Scontent.html
zeen 😆
The devil is in the details – takze… 😉
link Heleny 19:24
powala,mrozi
Rysiu, ale przynajmniej wiadomo juz jakiego circa about wzrostu jest Pan Bog. Bog jest Sredni!
Szkoda, ze nie daja nobli z teologii.
Do Ziemkiewicza niuans przyszedł,
(któż oprze się tym oczom)
i rzekł: zmęczonym, ledwo dyszę,
daj mi u siebie spocząć.
Ziemkiewicz chwyta za maczugę
by z mety go prześwięcić:
nie będzie niuans jeden z drugim
po tekstach mi się kręcić!
Prawda niuansów truta jadem
jest taka… no, niefajna,
lecz na odchodnym dam ci radę –
popróbuj u Wildsteina.
Do Bronka niuans mknie na skrzydłach,
radosną piosnkę nuci
i prosi: wejdę ci bez mydła,
jak tylko nie wyrzucisz.
Lecz Bronek dumnie się nadyma,
by imydżowi sprostać:
uduszę tymi cię ręcyma,
gdy zechcesz u mnie zostać!
Tu, widząc, że ma przerąbane,
nasz niunas bladolicy
zapłakał: ach, nie będzie dane
mi zasiąść po prawicy.
Odchodem ona mnie wymaże,
najgorsze słowo powi,
a potem jeszcze w końcu każe
mi spieprzać jak dziadowi.
Więc choć to duszy są katusze,
to z bólu i z rozpaczy,
chcąc nie chcąc się zaczepić muszę
u włosa rozszczepiaczy.
Cóż robić? Widać to jedyna
życiowa moja szansa,
bo nie ma w pryncypialnych gminach
posady dla niuansa. 😥
a, to „…..aby nie zmieniac przyzwyczajen…..”
Moniko,
first: hit home
next: the devil in the details 😉
na dobranoc(z kalendarza ❗ )
1.
Männl.Verkäuferin
(Teilzeit) für sofort
gesucht.
2.
Zimmer 131
Neugeborene
Vorratsraum
🙂
Bobik! Znakomite! 😆
Chyba sie na pamiec naucze! 😆 😆 😆
A to z pewnoscia, zeen, tego juz ucza (albo powinni uczyc) juz w szkole. A jednak w wielu sytuacjach lepiej od razu stosowac sie do zasady „read the small print”… Oszczedza sie czas i energie, nie mowiac juz o unikaniu strat finansowych.
Bardzo zabawne Rysiu. Steven Pinker uwielbia takie zbierac.
Bobiku, HPPDD dala swietne wyniki (domyslam sie, ze tak Szary dziala na szare). 😆
Tak sobie spokojnie patrzę na Helenę…
Czy ona ma tyle gigabajtów pamięci…?
Jestem, zeenie, bardzo dobra z zapamietywania mowy wiazanej! Choc z wiekiem sie pogarsza troche 😳
A ja mam zdjęcie ławki w Niemczech z przyklejoną petycją, które przysłała mi koleżanka… http://musicavocale.wrzuta.pl/obraz/powieksz/8oB1XADg3Gy
Piszę sobie drobnym maczkiem,
bo jestem robaczkiem
PISZĘ SOBIE TEŻ WOŁAMI,
kiedy piszę z Wami…
😆
De profundis, Beato… 😀
A tu o na temat homoseksualistow w armii amerykanskiej wedlug satyrycznego magazynu „The Onion” (za cenni dla spoleczenstwa, zeby ich narazac w walce) 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/02/general-says-gays-too-pre_n_446194.html
Nie chcę wychodzić na zarozumialca, ale czy Monika czasem nie antycypuje…?
😆
ANTYPSIA PETYCJA? 😯 😯 😯
What nvext? Antykocia? 👿 👿 👿
No właśnie 😯 I to w kraju, w którym mieszka Bobik!
Spazierengaenger moga sie wypchac trocinami… 👿 👿 👿
Poza tym skoro są SpazierGAENGER, to na co im ławka?
Spoko, Mordko, takie kartki nie mają żadnej mocy prawnej. 😀
Gwoli prawdzie muszę przyznać, że taki Spaziergänger czasem też może potrzebować ławki, żeby podać przysmak swojemu yorkowi bez akrobacji i nadwerężania krzyża. 😆
Co się z armii amerykańskiej można ponabijać, to można, ale nie da się ukryć, że całkiem na serio była forpocztą desegregacji rasowej w Stanach. Tak że z tym antycypowaniem to wcale nie takie nierealistyczne 🙂
No chyba że tak… Znaczy że ten, kto to napisał, po prostu boi się, że przysmaki dla yorka mu się oblepią włosami?
zeen, czasem widac zdarza mi sie cos przewidziec… 😆
Poza tym jest wolność słowa. Można sobie pisać i mówić głupoty, czy się jest spacerowiczem, czy papieżem. A inni maja wolność stukania się wymownie w czoło 😉
Please, Bobik. Ja z zamknietymi slepiami rozpoznam napis Nur fuer Deutsche! W kazdej poetyce… 👿 👿 👿
Znaczy że tylko dla owczarków ta ławka? I to nie Podhalańskich? 😯
Psy się jeszcze nie uśpiły, ale już bardzo niewiele im brakuje. Jeszcze tylko mówią dobranoc i w bety. 🙂
Dobranoc, Piesu. Nie daj sie Spaziergaengerom. 😈
czwartek,jeszcze tylko kilka godzin,pozycji porzegladnietych
stosik,S-Bahn tu i tam,kilometrow 8 przez tereny zielone,
gazet nmiej rozwinietych do czytania,herbat wiele(bardzo)
i WOLNE 😀
brykam,fikam 🙂
sparerowac juz nie jest to co kiedys bylo,do czego to zmierzamy…………..
🙂
razi w oczy, nic nie widać, nawet celu przed sobą…
Dzień dobry. 🙂 Bezcelowe błąkanie się może być bardzo przyjemne, ale raczej nie w okolicy najeżonej rafami. 🙄
A za rażenie w oczy w ogóle dziękuję. Akurat wczoraj mi się podczas pracy tak złożyło, że słońce uparło się atakować dokładnie to miejsce, w którym znajdowały się moje ślepia. Widząc moje rozpaczliwe łamańce i wygibasy, klienci brali mnie najprawdopodobniej za szurniętego. Albo za touretyka.
A myślicie, że psu tak łatwo przesunąć meble? 🙁
Dzień dobry. To słońce jest bezlitosne.
Luj zły, śnieg zły, mróz zły, zachmurzenie złe, słońce złe…
Ludziom to naprawdę trudno dogodzić. Biedna pogoda tak się stara urozmaicić wszystkim życie, a tu tylko pretensje i huzia na Józia. 😉
Mi tam się śnieg podoba. Mróz też fajny. Lubię zimę, dopóki nie muszę usiąść za kierownicę.
Dobry jest tylko obiad.
żeby usiąść, trzeba najpierw się dostać do środka…
Tak, trzeba sobie wydrążyć tunel w śniegu, i odsłonić rejestrację, zanim się zacznie auto odśnieżać. Wprawdzie zrobić dobry uczynek sąsiadowi nie zaszkodzi, ale nie zawsze ma sie nastrój do robienia dobrych uczynków.
Dlaczego tylko obiad? 😯
Czy nie jest to przypadkiem dyskryminacja śniadania, kolacji, podwieczorku i turkucia podjadka? 👿
Ja mam zawsze nastroj do dobrych uczynkow i jakby ktos chcial np. bez przypominania przyjsc wyszorowac mi kuwete i zmienic piasek, to jestem jak najbardziej w nastroju. 😈
Tak, tak! Wnikliwe pytania o dyskryminację wygodniej pominąć, co? 👿
Jak to było z tą belką w oku…? 🙄
Dyskryminacja posiłku ze względu na porę dnia? Albo kolejność? Nie ma przeciwko temu jakiejś ustawy? Albo chociaz projektu?
jest jedynie menu…
Jak nie ma ustawy, to powinna szybko być!
Nie ma tu jakiegoś prawnika, żeby odpowiednio sformułował?
Zabrania się dyskryminowania posiłków ze względu na porę dnia i kolejność, w jakiej są spożywane, pochodzenie, częstotliwość występowania w naturze, cenę i płeć przyrządzającego.
Dozwolone jest niedopuszczanie posiłków do spożycia ze względu na składniki, zapach, wygląd, wartość odżywczą i własne przekonania kulinarne…
Vesper,
żeby nie było, jak z tym gościem
Nie podoba mi się ten przepis…
Cubalibre, dokładnie o to chodzi 🙄
Foma, przepisy są od tego, żeby się do nich stosować, a nie żeby się podobały
Wymieniem tylko obiad, bo zbliza sie Godzina, ale w tym domu Ustawa Rownosciowa w sprawie posilkow zostala przeglosowana wiekszoscia glosow jeszcze w kociestwie.
A jakby tak urządzić konkurs piękności przepisów? 😆
Foma, podrzuć kilku kandydatów na Mistera Universum. 😉
To bardziej wyzwanie dla Pana Radcy, ale coś poszukam. Jak zjem. Obiad. Bom głodny i mógłbym jakieś przecinki z przepisów wygryźć, zmieniając intencje prawodawcy, o ile jakiekolwiek miał 😀
vesper, ale jeśli przepis jest niestosowalny to kicha…
Jeśli kicha, to trzeba mu dać sok z malin, położyć do łóżka i przykryć kołderką.
Czy sok z malin można zastąpić rosołem? Bo wtedy sam bym może trochę pokichał…
rosół chyba ciężko z poszewki sprać…
A sok z malin niby łatwiej? 😯
ale plama przyjemniejsza
Przeczytalam cos, co mnie zmartwilo, naprawde.
http://wyborcza.pl/1,75248,7525778,Dyslektykiem_mozna_zostac_tylko_w_podstawowce_.html
A zmartwilo mnie to, ze orzekac o tym czy dziecko ma dysleksje beda znow w Polsce „komisje” pedagogiczno-psychologiczne. Zetknelam sie w swym zyciu zawodowym z paroma takimi „komisjami” orzekajacymi czy romskie dziecko moze uczyc sie w normalnej szkole czy musi byc oddane do specjalnej dla niepelnosprawnych umyslowo.. Wszystkie bez wyjatku skladaly sie z niedouczonych idiotek i jednego idioty (dyrektora szkoly w Nowej Hucie), Nasluchalam sie tez sporo od samych Romow jak taki assesment wyglada i stawaly mi wlosy deba.
Corka mojej kolezanki, wowczas studentka II roku socjologii stosowanej, za moja namowa tez badala te komisje. Od jednej pani dyrektorki szkolnej uslyszala: Bo wie pani, Romowie sa genetycznie nizszym materialem niz Polacy. -Czy jest pani genetykiem? – zapytala rezolutnie 19-letnia wowczas Ruta. – No, nie trzeba byc genetykiem, aby to wiedziec – odpowiedziala nie mniej rezolutnie dyrektorka warszawskiej szkoly.
Otoz do stwierzdenia czy dziecko jest dotkniete dysleksja, nie potrzebna jest ani komisja, ani „lekarz” – jak dotad. Wystarczy jedna osoba, ale bardzo dobrze, starannie przeszkolona w przeprowadzanii testow odpowiednich do wieku i wyksztalcenia osoby dyslektycznej i umiejaca te testy interpretowac. Dysleksja, podobnie jak inne zaburzenia pracy mozgu, ma bardzo szerokie spektrum , podobnie jak powiedzmy autyzm. I dlatego, jak zaleca Miedzynarodowe Stowarzyszenie d/s Dysleksji (IDA) testy musza byc wielogodzinne, nieraz powtarzane o innej porze dnia, i najwazniejsze – ktos musi je umiec odczytac.
Ponadto pomysl, ze dysleksja bedzie badana tylko w podstawowce, jest jakies oblakane. Znam ludzi, ktorzy bardzo pozno w zyciu o swej dysleksji sie dowiedzieli. myslac o sobie przedtem ze sa zwyczajnie glupi.
Jesli istnieje w Polsce jakies stowarzyszenie dyslektykow i ich rodzin, powinno protestowac bardzo halasliwie.
Mogę się tylko podpisać.
Mam w rodzinie późno zdiagnozowanego dyslektyka, który zdążył znienawidzić szkołę zanim doszło do diagnozy, a ponieważ i potem panie nauczycielki wolały uznać, że one się znają lepiej i to nie żadna dysleksja, tylko lenistwo, to już mu się nie odkręciło. 🙁
Dysleksja powinna być badana właśnie w pierwszych klasach podstawówki albo nawet w przedszkolu, ale najpóźniej wówczas, gdy dzieci zaczynają pisać i czytać. Od tego jest szkolny logopeda, który odwiedza klasy, robi testy i obserwuje wszystkich uczniów. Wcześnie wykryte problemy dają szansę odpowiedniej terapii i zapobiegną właśnie stygmatyzowaniu „głupków” klasowych i traumie z tym związanej.
Powinna, jak najbardziej, ale nie zawsze jest. Więc nie można karać dyslektyków za to, że ktoś im w porę nie postawił diagnozy.
Foma – najlepsze plamy, jak wiadomo, są z ponczu. 😆
Dobry wieczór. Byłem tu kiedyś, nieco goniąc, teraz miałem trochę więcej czasu. Na początku było bardzo śmiesznie, lubię gdy zwierzęta mówią same o sobie, to daje trochę pojęcia też o świecie, w którym ja żyję. Już kiedyś byłem rzecznikiem mojego psa i było to ciekawe. No więc zacząłem – i wsiąkłem, choć potem tylko po części było śmiesznie. Czasami całkiem nie.
Historia o Dame Cicely Saunders nie do wiary.
463 komentarzy, naprawdę? I ja to wszystko przeczytałem? To chyba pobiłem rekord młodości, kiedy odczytałem całą Sagę Galsworthy’ego. Ale wcale się nie skarżę.
Chyba potrwa nieco nim nauczę się kojarzyć ksywki z poglądami. So well-knit group, to prawie lista dyskusyjna… To może świat nie jest płaski?