A wiosną niechaj wiosnę…
Są takie okresy, kiedy wpycha się nachalnie, przesłania świat, zabiera światło. Po otwarciu okna podstępnie wkrada się w co któryś oddech. Nic nie daje odwrócenie głowy. I tak widzę ją w odbiciu, pomniejszoną i niewyraźną, ale niewątpliwą.
Za żadną cenę bym się jej nie pozbył. Prawda, ma różne wady, ale jest moja. I mimo paskudnego charakteru zawsze jakoś potrafi chwycić mnie za serce.
Nie, ja tym razem nie o Polsce. O glicynii.
Oj Mar-Jo, wiemy jak to smuci 🙁
Można też różne z sportlemon.tv
Jednak się nie oprę, żeby nie szczeknąć jeszcze raz czegoś o Kartaginie. 😉 Od dawna już protestuję przeciwko stwarzaniu sztucznej, nieprawdziwej opozycji między prostymi ludźmi a „salonem” (czyli inteligentami) i wmawianiu tym grupom jakiejś rzekomo zasadniczej sprzeczności. Faktycznie to istnieje sprzeczność interesów między pracodawcami a pracobiorcami, czy lepiej i gorzej zarabiającymi (podatki, itp), ale nie bardzo rozumiem, dlaczego np. sprzeczność w dziedzinie wartości małaby przebiegać po linii wykształcenia. Przyzwoite podejście do bliźnich, zwierząt, natury, kultury, dyskryminowanych grup, obcych, etc. nie jest zarezerwowane ani dla mitycznego „salonu”, ani dla równie mitycznego „ludu”. Edkiem może być zarówno wyszczekany prezenter telewizyjny, jak i robociarz „na zakładzie”, nie-Edkiem zarówno mól książkowy, jak i prosty kmieć.
Nie mam żadnego problemu, żeby się dogadać z człowiekiem prostym a przyzwoitym, mam natomiast duży problem z dogadywaniem się z prostakami i chamami, którzy przyzwoitość uważają za zbędny balast, bez względu na ich poziom wykształcenia czy pozycję. Dlatego zawsze przyglądam się temu dzieleniu na „salon” i „lud” z olbrzymią podejrzliwością. 🙄
To jest tez w ramamch przejmowania narracji metaforycznej przeciez, Bobiku. Tez.
Tego jest mnóstwo, Heleno. Słowa skarlały.
Heleno, mnie się Twój przykład o tyle nie wydaje dobry, że łączenie bohaterstwa z ofiarą, poświęceniem się, ma bardzo starą tradycję, nie tylko w Polsce. Wręcz istoty bohaterstwa upatruje się tym, że nie ogląda się ono na praktyczny sens czy skuteczność, nawet na instynkt samozachowawczy, tylko słucha wewnętrznego głosu, mówiącego „tak trzeba”. Nie widzę więc niestosowności w nazwaniu czynu Siwca bohaterskim, co oczywiście nie wyklucza wątpliwości, czy właśnie taki rodzaj bohaterstwa jest społeczeństwom najbardziej potrzebny. Tylko że to już całkiem inny temat niż przejmowanie języka.
Ale wiem, o co Ci chodzi, bez względu na przykład.
To to skoro wiesz o co mi chodzi, to nie bede sie wyklocac, ponad to, ze, jako rzeklam, nie jest to moja poetyka.
Bym się powykłócała, ale nie chcę. Na porządną kłótnię trzeba czasu, a teraz prawie czas do domu.
„Blink” to mi się raczej kojarzy z procesami decyzyjnymi niż z językiem. Ale jak chodzi o bohaterstwo, to choćby do Klemperera można się odwołać – on opisywał nadużywanie tego słowa w Trzeciej Rzeszy dla celów ideologicznych i politycznych. I tu z kolei zaraz mi się kojarzy „bohaterstwo” smoleńskie. To jest ewidentne nadużycie, bo zginięcie w katastrofie nie jest żadnym świadomym aktem woli i posłuchaniem wewnętrznego głosu. Więc jeśli ktoś – obojętne, z której strony – w tym przypadku mówi o bohaterstwie, to się zżymam i uważam to za manipulację, albo nieświadome poddanie się jej.
Pospierała, podyskutowała 😎
No to ja się zapytam tak – ale jeżeli niektórzy z pasażerów samolotu mieli świadomość, że dojdzie do katastrofy?
Nie słyszałam o „bohaterstwie smoleńskim” (to już jednak byłaby skrajna chucpa), tylko o „poległych w Smoleńsku”, co jest zresztą takim samym nadużyciem 👿
O, o jezyku, a raczej o narracyjnych zabiegach do jakich sie uciekamy, najczesciej nie uswiadamiajac sobie, to w Blinku jest bardzo duzo akurat i dla mnie te rozdzialy byly najciekawsze, a nie co Autor, czesto nader goloslownie mysli o „wstecznikach” (no!) i „postepowcach (si!) .
Dopoki o „bohaterstwie smolenskim” mowi PiS i Spka, jest to zwyczajne klamstwo i naduzycie, natomiast kiedy mowi o jakims szczegolnym patriotyzmie ofiar katastrofy Pan Prezydent Komorowski ( w kontekscie katastrofy, a nie ich przedkatastrofalnych zaslug) to to jest niebezpieczne uleganie retoryce drugiej strony, przejmowanie jej narracji.
Tak, tak, Doro, my mowimy skrotami myslowymi.
Klakier, swaidomosc tu nie pri czom. Chodzi o swiadomy WYBOR: wole polec w katastrifie niz zpoznic sie na uroczystosci.
W co raczej watpie zeby ktos byl az tak oblakanym bohaterem. 😆
Ad Dora 6 maj 12, 17:49
Proszę wpisać w google „bohaterstwo smoleńskie”.
Da się wyguglować i takie łączenie
Piszemy „spoznic sie” a nie zpoznic sie. 😳
Droga Pani Heleno,
czasem się dziwię, że Pani przyjmuje takie jednowymiarowe stanowisko. I nie dlatego, abym był zwolennikiem racji prawej strony (choć może to i tak wygląda z monitora).
Raczej z jakichś cech charakteru własnego i wyniesionego z czasów PRL doświadczenia, że jednowymiarowość (choć komfortowa) wcale nie musi być prawdziwa.
A o jakim tekście Hartmana mowa? Bo sznurka nie widzę do niego.
I za przeproszeniem, ja nie chcieć spać z bydlęty w łóżku! I ja nie śpię! Małe wyjątki to kocąca się kotka, która koniecznie musi to robić na mnie 👿 no i 31 grudnia. Wtedy nawet moja sobaka ma prawo. …
http://hartman.blog.polityka.pl/2012/05/04/homo-secator/#comments
Kierowniczka nie słyszała o bohaterstwie smoleńskim? 😯 Że tak bezczelnie zapytam: to w jakim kraju Kierowniczka żyje? 😯
Pierwszy z brzegu cytat:
Ludziom wciskano kit do głów na temat Lecha Kaczyńskiego tak długo aż te brednie zaczynały stawać się prawdą dla wielu rodaków sprytnie zmanipulowanych przez władzę PO.
Dopiero bohaterska śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prawdziwe filmy w TV ukazujące jego życie i pracę dla kraju,wielu z nas otworzyły oczy i zobaczyliśmy postać prezydenta w zupełnie innym prawdziwym świetle.
Całość (niewarta czytania zresztą) tu:
http://mariusz.wordpressy.pl/tag/kaczynski/
Drogi Klakierze,
jestem gotowa wycofac sie z jednostronnego stanowiska i uznac, ze jakas czesc pasazerow, a moze tylko jeden z nich, zwany w Raporcie Anodiny Glownym Pasazerem, zwrocil sie do pilota slowami: Jak nie wyladujesz wbrew pogodzie to sie z toba policze. Wole pasc w smolenskim lesie niz spoznic sie na uroczystosc patriotyczna!”
Czy teraz OK? Dosc bohatersko?
Klakierze, jeżeli używanie słów zgodnie z ich znaczeniem jest jednowymiarowością, to ja też chcę być jednowymiarowy. 🙂
Bohaterstwo (i Pan B. mi świadkiem, że tego słowa nie mam w ulubionych i używam go nader rzadko) musi zawierać moment świadomej decyzji – mógłbym postąpić inaczej, wygodniej, pragmatyczniej, ale wybieram postępowanie takie a takie, w imię jakiejś bardzo mi drogiej wartości. Gdzież o takiej decyzji może być mowa w przypadku wypadku? 😯
Tadeuszu, te wyjątki Cię uratowały. Bo już chciałem Ci zarzucić dramatyczną bezduszność i niewrażliwość na żywotne potrzeby bydląt. 😉
No, wstydzę się, ale w ogóle mi się ten „Blink” jakoś mało zahaczył. 😳 Może trafił do mnie w nieodpowiednim momencie? A może to już szczenięca skleroza i ze wszystkimi książkami tak będzie? 😥
Niewykluczona jest i taka wersja.
Ale to wszystko domniemania.
I nie sądzę, aby zostały wyjaśnione.
Zastanawiam się tylko, na ile to wszystko wpływa na stan napięcia „szarego obywatela”. Bo medialny obraz to jedno, a codzienne życie, to drugie.
Piesku, nie zlicze ksiazek, ktore mi sie nie zahaczyly. Te czytalam w Ameryce 4 lata temu, gdy wszystko w domu bylo juz przeczytane, wiec ja sobie dozowalam i czytalam wolno. Zostawilam ja zreszta u Mamy, a zeszlego lata podarowalam Audrey, bo jej sie bardzo podobala, bo chciala ja dac dziecku do przecztania, bo jest kobieta ambitna i nieustannie poszerza horyzonty, a poza tym Caldwell jest tez Jamajczykiem, wiec bylo jej szczegolnie przyjemnie, ze swoj czlowiek.
Zaluje, ze nie mam jej w domu, w Londynie – ksiazki znaczy sie, ale Audrey tez.
Ad Bobik 6 maj 12, 18:23
Ktoś tam podjął decyzję o lądowaniu.
Nie sadzę, że nie był świadomy konsekwencji.
Można to lokować w desperacji, bohaterstwie, lekkomyślności, czy myślach samobójczych i sam jeden czort jeszcze wie w czym.
Wszystko to się łączy w naruszenie poczucia bezpieczeństwa narodowego.
I to odczytywałem w rozmowach zwykłych ludzi (a nie manipulatorów, którzy zatrzymywali się wtedy pod Pałacem.
Nie ma jednego „szarego czlowieka”. Jedni szarzy ludzie ida pod palac albo na demonstracje, inni sie stukaja w czolo. Inni szarzy ludzie mowia (za Szekspirem) Dzuma na oba wasze domy, a inni jeszcze uciekaja z Polski do Zachodniego Londynu i zakladaja sklepiki, apteki, otweraja zaklady stmatologiczne albo udaja hydraulikow. There. .
Bezpieczenstwo narodowe ani przez chwile nie bylo zagrozone. Co inego gdyby rosyjski atomowy okret podwodny rozbil sie u brzegow Polski i Putin uznalby, ze stracila go osobiscie naslana przez CIA Vesper.
Ale upadek samolotu nawet z prezydentem i liczna generalicja nie jest zagrozeniem bezpieczenstwa narodowego.
No więc zastanawiam się, ilu jest takich, co mówią „dżuma na wasze oba domy” i jak to się przełoży na efekt wyborczy.
Prawdę powiedziawszy to katastrofa wydarzyła się WŁAŚNIE DLATEGO, że Główny Pasażer nie podjął decyzji.
Pamiętamy: „[Dyr. Mariusz Kazana do pilotów] Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić”.
A ze strony pracownika lotniska było: „Usłowij dla prijoma niet”.
Ja mówię o odczuciach ludzi, a nie o ocenie stanu bezpieczeństwa państwa.
Moja sąsiadka (od której się dowiedziałem o katastrofie) o zdecydowanych POlitycznych zapatrywaniach była przerażona.
To musiało dotyczyć wielu ludzi.
Ja to lokuję w nieodpowiedzialności, zadufaniu, braku wyobraźni i głupocie, Klakierze. W mylnym przekonaniu, że procedury są dla 'zwykłych’ ludzi, służą do pokazania im ich miejsca, a bynajmniej nie do zapewnienia bezpieczeństwa. Nie widzę tu cienia cienia bohaterstwa, ani nie dopatruję się myśli samobójczych.
To zbyt jednostronne Ago.
Swiete slowa. Ago.
19:01
Łajza, co w dwie różne strony biegnie 😀
Belgowie już podają, że Hollande wygrywa wybory:
http://www.lesoir.be/
We Francji jeszcze przez godzinę cisza wyborcza.
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Sarko nie znoszę, ale ten Hollande też jakiś taki…
Myślę, że u Hartmana ten kawałek o pochodzeniu ze wsi i z robotniczych osiedli był niepotrzebny. Niepotrzebni byli synowie o byczych karkach – równie dobrze mogą to być pustogłowi, eteryczni lalusie albo np. bladzi młodzieńcy zamieszkujący przestrzeń gier komputerowych. Hałasować po nocy, bez szacunku dla sąsiadów, może nie tylko wielbiciel discopolo, ale i meloman. (vide komentarz Bobika)
Nie bez powodu mamy taką reklamę:
http://www.youtube.com/watch?v=f98Wc37J24Y Skala zjawiska jest ogromna. I rzeczywiście jest ono nie tylko, samo w sobie, irytujące , ale świadczy o dużo głębszym problemie naszego podejścia do bliźnich, do przestrzeni publicznej, do życia. 🙁
Przecież to parafraza „Dnia świra” 😉
Dnia świra śmiałam nie obejrzeć. 😉
Jak i sam artykuł.
A reklam jest cała seria – ale ograniczę się do 2. 😉 http://www.youtube.com/watch?v=k6paz1T9nqw&feature=relmfu
Wszystkie są z tego. To zresztą pewnie także dlatego, że w reklamie występuje Kondrat. Ale w jakże innej roli… 😈
Zgubiła ich pycha Głównego, jego Dworu i niestety, pilotów.
O państwo byłam spokojna.
Ago, też śmiem bez świra 😉
No to pora Drogie Panie
Uzupełnić Wychowanie.
Zacząłbym od tego artykułu.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/01/31/dosyc-juz-tych-adasiow/
😀
A mnie, haneczko, wydaje się, że nie pycha.
Że ze strony Głównego to był lęk przed podjęciem decyzji, zapewne w kontekście lęku przed bratem, ale też przed zblamowaniem się w kampanii wyborczej. Ze strony pilota – lęk, co będzie, jeśli nie spróbuje lądować, w kontekście znanych nam wcześniejszych wydarzeń.
Tak więc coś wprost przeciwnego do bohaterstwa. Nie wypowiem tego słowa – pamiętam, że Wielki Wódz cenił niegdyś Lecha Kaczyńskiego i nie chcę mu robić przykrości…
No to Hollande może zacząć się pocić. Koniec zabawy, zaczynają się schody.
Hihi, klakierze 😆
Dla mnie jednak pycha, w koncepcji i wykonaniu.
Nie, no, Klakierze: Dnia świra nie obejrzałam i planuję nie oglądać, ale recenzji PK z jego operalizacji nie przegapiłam. 😉
Mam techniczne pytanie, być może ktoś może podpowiedzieć: mój laptop cierpi na nawracające (co kilka-kilkanaście dni) migotanie ekranu. Po zresetowaniu przestaje migotać i nie zdarzyło się, żeby znowu zaczął szybciej, niż po kilku dniach właśnie. Laptop ma 4,5 roku. Czy to sygnał, że mam kupić nowy?
Mysle, ze glownie to co powiedziala Aga -poczucie, ze procedury sa dla maluczkich.
Pamietacie moze, ze celnik w Gdansku bodaj ( a moze w Sczeconie), ktory, zgodnie z obowiazujacym miedzynarodowym prawem i procedurami przepusciil bagaz i samego prymasa (podowczas) Glempa przez bramke na lotnisku nazajutrz stracil prace? Czytalam i bylam wstrzasnieta. Takze i tym, ze Glemp byl oburzony, ze musial przechodzic procedure bezpieczenstwa.
Proponuję jednak obejrzeć.
Trza – jak zachorować na wiatrówkę w dzieciństwie, aby potem już nigdy do niej wracać.
A ja Dzien swira widzialam tylko w teatrze, w Gdyni, raczej slabe przedstawienie, wiec niewiele mi zostalo. Ja resetuje mozg na zle spektakle.
Film trzyma na swoich barkach Marek Kondrat.
Bez niego byłby nie do oglądania.
Może i stąd się wywodzi pewnego rodzaju kultowość tego filmu.
Tak, Hollande: http://www.lefigaro.fr/
Owszem zaczely sie schody, ale Sarkozy chyba sobie nie zasluzyl na druga kadencje. Nawet zwolennicy Marine Le Pen nie zaglosowali na Sarkozego en masse.
W ten wyjatkowo piekny dzien, po proszonym sniadaniu (u nas) i spacerze, udajemy sie na proszony obiad. Zycie jak w Madrycie.
Sorry za off topic, ale przynosze Wam rodzynki – dla tych, rzecz jasna, co lubia takie rodzynki. Wybrane fragmenty z ksiazki Miochala Kaminskiego Koniec PiSu:
Nie jest zarozumiały, absolutnie nie. W takich stosunkach, w których nie ma napięcia politycznego, jest wręcz przesadnie skromny. Jest wtedy ciepły i sympatyczny. Ale czasem coś w niego wstępuje. Nagle pojawia się w nim, co wielokrotnie widziałem, chęć upokarzania ludzi, nawet tych najbardziej wobec niego lojalnych. Jakby sprawdzał, czy są na tyle lojalni, że wszystko przełkną. Często się nad tym zastanawiałem. Zadawałem sobie pytanie, czemu on tak lubi bawić się z ludźmi, straszyć ich, robić tajemnicze miny, mówić, że są na ich temat dziwne informacje. Dawniej uważałem, że to jest mechanizm dyscyplinujący, zupełnie chory test na lojalność. Ale później doszedłem do wniosku, że tam musi być coś głębszego, że w nim jest chęć upokorzenia ludzi, bo to mu daje poczucie wartości. On sobie mówi: kurczę, upokorzyłem go, zgnoiłem, a on dalej przy mnie jest”
…
„” (Adam Hofman)To wyjątkowo ponura postać . Jego pozycja w partii, a zwłaszcza jego wpływ na Adama Lipińskiego jest zdumiewający. Jarosław długo był wobec niego sceptyczny. Nie lubił go, uważał za niepoważnego. A ten ciężką pracą i robieniem kolegów w bambuko wypracował sobie pozycję. Pamiętam, że podczas kryzysu wokół traktatu lizbońskiego to Hofman razem z młodym Mariuszem Kamińskim z Białegostoku dość poważnie rozmawiali ze mną na temat budowy nowej partii. Wtedy byłem temu przeciwny. Po katastrofie smoleńskiej Hofman spiskował z Poncyljuszem. Niektórzy twierdzą, że robił to po to, żeby się wkupić w łaski prezesa, składając donos na spiskowców. Wiem to z tylu wiarygodnych źródeł, że nie ma powodów, żeby w to nie wierzyć”.
„”Często mam wrażenie, że Antoni Macierewicz pobiega sobie po sejmie, poopowiada niestworzone historie, później wraca do domu, odpala telewizor, otwiera sobie piwko i ma niezły ubaw, widząc, że ci wszyscy frajerzy w to wierzą. To jest zbyt inteligentny facet, żeby sam wierzył w te wszystkie brednie, które opowiada. Czasem wydaje mi się, że on po prostu to sobie starannie zaplanował, taką swoją rolę w polityce, bo jest elektorat, który takiego wymyślonego przez niego polityka potrzebuje. Ma niezwykle dobre mniemanie o sobie. Nie zdziwiłbym się, gdyby pod koniec życia, oby jak najdłuższego, napisał wspomnienia pod roboczym tytułem: 'Robiłem was w bambuko trzydzieści lat, a wy w to wierzyliscie”
Nie zebysmy sie dowiedzieli czegos nowego (no, moze procz tego, ze Macierewicz jest „inteligentny”), ale dlatego, zeby sie posmiac z poznego przejrzenia na oczy . Te chlopaki jak Kaminski, Migalski i inni, no zupelnie jak te stare komuchy, ktorym sie nagle oczy otworzyly po XX Zjezdzie.
Macierewicz jeszcze za czasów KOR-u miał opinię faceta inteligentnego i z charyzmą.
Zartujesz! 😯 Bo ja wlasnie slyszalam wtedy cos dokladnie przeciwnego, przed spotkaniem go w 79-ym – on wtedy byl szefem od Amnesty. Nic zlego, raczej wielce i nader poblazliwe tony.
Być może rozpuszczali takie pozytywne wici ludzie, którzy byli nim zafascynowani. No bo tacy byli. Taki Naimski to chodził za nim jak piesek, i chyba nie on jeden.
Aaa, Naimski! Jeszcze bardziej poblazliwe tony. O nikim zreszta wiecej. Tylko M i N. Sam Naimski nie zrobil na mnie pozytywnego wrazenia, raz u mnie nocowal w Nowym Jorku. Wrecz wydal mi sie, no nie powiem…. Ale byl wtedy pod specjana ochrona, hehe kogos, kogo prawdziwie szanowalam. 🙄
Naimski był koleżką ze studiów mojego kuzyna, może więc stąd mi się tak zapamiętało 😈
Dla mnie on zawsze miał spojrzenie fanatyka. Może to właśnie uchodziło za charyzmę? 🙄
Niewykluczone 😛
Zrobil na mnie u startu fatalne wrazenie, bo kiedy moja przyaciolka przyprowadzila go do mnie i greciously przedstawila nas, mowiac: A to jest Helenka, ona dla was zebrala na KOR YY tysiecy dolarow, ten sojrzal na mnie i oznajmi: Tak, tak, zeby XY mogl sie po Warszawie taksowkami rozbijac.
O malo nie upadlam z wrazenia i wybakalam cos, ze XY ma moja specjalna dyspense na taksowki.
Naimski byl pozniej, kiedy wyszlam z pokoju nastawic herbate, bardzo ostro ochrzaniony przez przyjaciolke za to odezwanie sie. Bo faktycznie nie mowi sie takich rzeczy na powitanie o swych kolegach. I nie mowi sie takich rrzeczy do mnie. 🙄
Ach te przerozne zagrywki w organizacji na wskros autorytarnej, gdzie Wodza nalezy sie bac, i nigdy nie mozna do konca przewidziec, jak sie w danej chwili zachowa…
A co, do Blink (stojacego na polce obok), to tam rzeczywiscie bylo duzo o decyzjach, i o momentach, w ktorych polegamy – czasem slusznie, czasem bardzo nieslusznie i niebezpiecznie – naszej intuicji (mysleniu przedswiadomemu). O narracjach (i schematach) „postepowych” i „konserwatywnych” to z kolei bylo chyba bardziej np. u Lakoffa, sposrod czesto tu wymienianych przez nas autorow (wiec to dla niego powinien byc prztyczek, w razie niezgody na jego charakterystyke narracji z obu stron politycznych podzialow).
Hartmana wlasnie przeczytalam, i te „bycze karki” mi sie od razu skojarzyly z angielskim pojeciem „rednecks”, ktore odnosi sie do bardzo podobnego zjawiska. Wydaje mi sie, po pierwszym czytaniu, ze to jest odpowiedz osoby, ktora czuje sie mocno sfrustrowana ciaglym tlumaczeniem sie ze swej „podejrzanej elitarnosci” (chocby z racji wyksztalcenia, choc dorzuca sie tam zwykle Brie i Chablis, i jeszcze pare innych atrybutow). Odwolywanie sie do „prostego czlowieka” – dzisiaj juz nie niewinnego wiesniaka opiewanego przez romantykow, ale czlowieka uzbrojonego nie tylko w telewizor, internet, ale tez grilla, sekatory, strzyzarke i pile elektryczna – jest tropem stosowanym pod wieloma szerokosciami geograficznymi. W Stanach zostalo ono rozpropagowane ponad czerdziesci lat temu przez znanych konserwatywnych intelektualistow, takich jak William F. Buckley i Kevin Phillips. I do dzisiaj ten trop funckjonuje w zyciu publicznym – stad politycy, tacy jak Mitt Romney, a przedtem wielu innych, starannie ukrywaja na przyklad, ze mowia biegle po francusku, i ostentacyjnie spozywaja zwykle hamburgery zamiast np. filet mignon. Albo polykaja koncowki -ing, zwracaja sie do wszystkich per „folks” and „ya’all”, itp. No i narzekaja na elity, nawet jesli podlug stopnia wyksztalcenia, zamoznosci i pochodzenia, sami jak najbardziej do nich naleza.
A poza tym juz nie zdazylam wczoraj dopisac, ze Julka, Mr. Darcy i nasz wlasny Kot Mordechaj sa niezwykle pieknymi okazami Bytow Doskonalych, zielen u Bobika i Irka przepiekna, a zdjecia z Brukseli od Dory bardzo urocze (i domagajace sie zagryzania ich czekolada). Co chyba wlasnie zrobie. 🙂
Doczytałam do tekstu o Siwcu, który napisała Helena.
Otóż nie zgadzam się z Twoją opinią, Heleno.
Jak sama zauważyłaś, tam wojsko polskie wkroczyło na czołgach z bratnią pomocą do Czechosłowacji, a bohaterski naród polski wznosił okrzyki aplauzu, klaskał i tańczył na stadionie, ludzie pracy i młodzież w spontanicznych gestach poparcia urządzali pokazowe masówki i pochody.
Gest Siwca był wstrząsający, dla mnie bardzo ważny, jakby jedyny sprawiedliwy odważył się powiedzieć głośno – nie zgadzam się.
Nie lubię tej polskiej pomnikowej manii, ale jakaś forma upamiętnienia należała mu się.
Ja bycze kartki tez natychmiast w myslach przetlumaczylam jako rednecks.
A z ta elitarnoscia, ktora jest „prowokacyjna wobec zwyklegp ludu” to juz jakies nieszczescie w BBC, zwlaszcza w telewizji, gdzie zaden poczatkujacy dziennikarz mowiacy takim angielskim, ze moze wzbudzac podejrzenie, iz chodzil do dobrej prywatnej szkoly, nie ma szans. Too posh. Meteorolozka musi byc sliczna i mlodziutka, ale musi mowic takim jakims regionalnym akcentem, zeby ja tylko chlopi z Yorkshire Dales rozumieli. Kleska, bo ja z polowy komunikatow meteo nie rozumiem przez te dziwaczne akcenty i sposoby wymawiania 🙄
Too posh, czyli lingua cultivata jest wysoce niepozadana. I to nie tylko w BBC – nawet premier Cameron musi uwazac na siebie aby nie brzmiec zbyt elitarnie, bo lud poczuje sie sfrustrowany i chwyci za kosy. 😆
Jedyny Boris Johnson, bless’im, olewa polityczna poprawnosc nakazujaca mowic jak kmiec. I dawajze tym swoim Quenn’s English przemawiac do East Endu! I jeszcze nawet lacine lubi wrzucac do swych wystapien. Te prawdziwa, a nie czteroliterowa. 😆
Jesli tak uwazasz, Siodemeczko, to wycofuje swoje slowa, aby Ci nie robic przykrosci. Sorry. 🙁
Zawsze mnie ciekawiło w angielszczyznie, że po akcencie słychać nie tylko kto skąd jest, bo to jeszcze nic zaskakującego, ale też kto do jakiej chodził szkoły. Tego chyba nie ma w żadnym innym europejskim języku? Przynajmniej nie słychac tego tak wyraźnie.
Może z tym Hollandem wcale nie będzie tak źle?
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/10,114927,11670172,Francuski_korespondent__Ludzie_glosowali_przeciwko.html
Ja jestem bardzo ciekawy, jak on się będzie dogadywał z naszą kanclerką. Z Sarko pili sobie z dzióbków, ale na socjalistę może być trochę nastroszona.
Nie, Helenko, nie robisz mi przykrości.
Szanuję Twoje zdanie i nie oczekuję jednomyślności.
Różnorodność opinii jest pożądana, pod warunkiem, że żadna nie stara się być jedynie słuszną.
To truizm, oczywiscie.
Pamiętam jakoś szczególnie dolegliwie to upodlenie ludzi, przymuszanych do spontanicznych wieców poparcia i obecności na różnych pokazówkach.
Chyba teraz odreagowują i znajdują upodobanie w szarganiu w błocie prawdziwie zasłużonych ludzi opozycji, co jest dla mnie konsekwencją tamtego upodlenia.
Wrócę jeszcze do tekstu Pana Hartmana.
Jakoś to wieszanie się skojarzyło mi się z Lepperem.
To nie ma znaczenia, że go nie znosiłam, wydarzyła się tragedia, która dotknęła jego rodzinę, a mnie też bardzo poruszyła.
Jest tam też syn, który szczupły nie jest.
Jakoś wyjątkowo okrutnie zabrzmiały te słowa o byczych karkach synów wisielców.
To nieludzkie, niezależnie od tego, co autor miał na myśli.
Tak slychac. Bo w latach 60-tych uznano, ze nie nalezy walczyc ze zla wymowa, zla skladnia, zla gramatyka i kazdy angielski jest „rownouprawniony”. Nikt dzieci w tych „panstwowych” szkolach nie poprawial i pisac nie uczyl. Teraz uczy te dzieci pokolenie, ktore samo sie nie nauczylo, wiec nauczycie notorycznie nie odrozniaja „it’s” od „its” w pismie i sami mowia regionalnymi akcentami.
Inaczej jest chyba w dawnych koloniach, co zauwazylam na przykladzie Audrey i ja o to zapytalam. Kiedy rozmawia ze mna mowi normalna, bogata brytyjska angielszczyzna, ani cienia zadnego innego akcentu, procz lekkich amerykanskich nalecialosci. Ale kiedy ma sie porozumiec z rodakiem z „nizszych klas” (sprzedawca komputerow, hydraulik, kelnerka w barze) natychmiast przechodzi na jamajkanski angielski, ktory ja juz gorzej rozumiem. Zmienia sie akcent, intonacja, nawet timbre glosu. Audrey jest corka piekarza, tak mowiono w jej domu, ale w jej panstwowej ubogiej szkole nauczono ja ladnej, kulturalnej angielszczyzny, ktora jest w stanie porozumiec sie z kazdym.
To bylo nawiazanie do Vesper z 23:48
Tak, to ciekawe, że barwa i tonacja glosu też się zmienia, gdy mówimy w innych językach. Po francusku mówi się dużo wyżej niż po angielsku czy niemiecku, po szwedzku nieco głośniej niż po polsku.
Poruszyli kilka Poważnych Tematów i poszli spać. To bardzo higieniczny zwyczaj. 🙂
Poszli spać, a mi kot coś próbuje powiedzieć i potrzebuję tłumacza
Pani Kierowniczko, ja się nie przecież nie obrażę z powodu jakiegoś prezydenta. Dawno to było, każdemu może się zmienić, ja też wtedy nie byłem zgorzkniałym cynikiem po przejściach. 😛
A co kot mówi?
Ja też ciekawa
Wlasnie, co Kot mowi? Pewnie, ze dzieje mu sie krzywda i nie wypuszczaja na cala noc?
Nie śpią, czają się 😈
Nadal nie pije, z kuwety skorzystał w nocy, przez cały dzień nic.n Teraz miauczy, kręci się, furkocze cicho, „kopie” w okolicach miseczki, znowu miauczy, kręci się nieustannie. Jadł niedawno, więc głodny nie jest. Brzuch go boli, czy co?
Spac o tej porze? 😯
A że chce wyjść, to wiadomo 🙂
Jak kopie na miskę, to znaczy wyraża swoją opinię o zawartości. 😆
A co ma w misce?
Jakąś smakowitą suchą karmę dyżurną?
Moze chce sie pobawic? Polatac za sznurkiem?
Po schronisku przeszedl na nowa diete i to czasami moze wywolac chwilowe klopoty z brzuszkiem – gazami, zaparciem lub odwrotnie biegunka. Jeszcze bym sie nie obawiala. Z kuwety skorzysta jak bedzie gotow.
A jesli ma troche gazow, to ruch powinien na to pomoc. Proponuje zabawe z paskiem od szlafroka.
Nic już nie ma, bo zjadł. Miał karmę z puszki, bardzo dobrą jakościowo, do której dolałam wodę, bo musze mu chyba wode przemycać w jedzeniu. Zjadł wszystko.
Jesli chce miske zakopac, to zazwyczaj oznacza, ze nie przepada za tym co w misce. Albo jedzenie jest przyschniete i poprosze swieze.
Bawiliśmy się piórkami na długim patyku, sznurowadłem, potem jeszcze chwilę gonił swój ogon, po czym stracił zainteresowanie zabawą. Teraz bawic się nie chce, tylko się kręci w te i wewte, miauczy i sprawia wrażenie, że czegoś chce.
On nie chce zakopać miski, tylko wykopać pod nią dołek
A chrupki? Moje koty muszą mieć zawsze chrupki w drugiej misce.
Nie rozumiem kota na odległość 😳
Pręgowana też by po nocy ciągle wychodziła. Tzn. wychodzi, wraca i zaraz znowu chce wyjść. Ale już się nauczyła, że jak ostatnie światło zgaśnie, to jest przechlapane i nie ma co więcej stać pod drzwiami wrzeszcząc wniebogłosy.
Jedzeniowo też w nocy jest wiele bardziej aktywna i domaga się raz za razem, więc na wszelki wypadek zostaiam jej w misce na noc zapasik, żeby sobie mogła jeszcze piątą i szóstą kolację wrąbać. Z czego chętnie korzysta. 🙂
Czytałam na forumach, że niektóre koty wodę zaprawioną odrobiną mleka piją.
Żeby te kacopyrki zechciały wyraźniej artykułować osochodzi.
Może Helena ma jakiś pomysł.
Mój kociej pamięci Cyryl vel Cyrus ciągle 'zasypywał’ miski, chyba że śmierdzący ostrobok się trafił.
Aaaa, to inna rozmowa.
Chrupki miał, ale przyszedł z reklamacją, że chce puszkę. To akurat zrozumiałam 🙂
Czuje, ze ten Kot jak przetrwa Vesper, to tez bedzie musial gwozdzie i kolczyki w nos wsadzac! I ogon malowac na amarantowo. 😈
Widzę, że Aga zadała bardzo poważne pytanie.
Zacząłbym od nowego sterownika karty graficznej i ustawienia ekranu od początku narzędziem dołączonym do sterownika.
Potem trzeba obserwować, 4,5 roku dla laptopa to już może być uwiąd starczy. 😎
Co Mordko, znowu zydowska matka ze mnie wychodzi?
Tak, ja też myślę, że kot przeżyje do rana bez żadnych działań wspomagających. 🙂
Chrupki powinny stać w misce dyżurnie obowiązkowo, oprócz tego mokrego jedzenia, którego powinno być tyle, żeby zjadał w krótkim czasie.
No, niestety, nie da sie ukryc 😈
Czego, odmeldowując się, życzę wszystkim.
Vesper, koty są po prostu aktywne w nocy i nic się na to nie poradzi. Muszą się pokręcić. 🙂 Jak mają jeść, pić i w dzień zaspokojono wszystkie ich zachcianki, to pozostaje tylko buddyjski spokój i medytacja. 😈
Zakopywanie miski to według mnie jest taki atawizm, który w domowych warunkach już niewiele znaczy. Pręgowana też tak robi, ale nie wydaje mi się, żeby się w związku z tym czegoś domagała.
Przeżycia do rana życzę, nie chrupek w misce.
Monika napisała, że Wodza należy się bać, więc ja się boję i też się odmeldowuję. 😆
Idźmy spać, bo zwabiliśmy Bobika. 🙂
No dobrze, uspokoiliscie mnie 🙂 Bardzo dziękuję. Z kotem najwyraźniej wszystko w porządku.
Ale jeszcze jedno pytanie zadam. Uprzedzam, że będzie głupie i proszę się nie śmiać.
Wiem, ze koty udeptują. Ludzkie kolana, kocyk itp. A czy drżą przy tej czynności dziwnie na całym ciele z ogonem wlącznie? Bo mój kocur, gdy udeptuje, wygląda troche jak w jakimś transie.
Bo on jest w transie. Deptanie jest czeste u kotow domowych. On cie uznal za (Jewish) mother figure i naciska na brzuch abys puscila mleko z siebie. Tak robia male kocieta.
Kot domowy ( w odroznieniu od kotow dzikich i wielkich) nigdy nie „wyrasta” z kociectwa. I one maja czesto chwilowa regresje do okresu, kiedu byl karmiony piersia. Wiec udeptuje, dajac matce znak, ze jest gotow do przyjecia pokarmu.
To nie znaczy wcale ze jest glodny czy chcialby mleczka w miseczce. Tylko chce sie znow poczuc malutkim kotkiem.
To sie zdarza nawet starym bykom 😈
Niektore stare cyniczne byki wlaczaja przy tym maszynke do mruczenia.
Darcy nie mruczy 🙁 Tylko cichutko furkocze
Dziękuję za wieczorną sesję e-learningu 😉
Dobranoc
Darcy jest pewnie troche niespokojny w nowym otoczeniu, o ktorym jeszcze nie wie, ze wygral los na loterii. Z czasem sie uspokoi. Dodam, ze moj kot wychodzil na dwor sto tysiecy razy na dobe. Slyszelismy klapanie jego malych plastikowych drzwiczek w drzwiach do ogrodu bez przerwy.
Juz tu pisalam, ze poznalam kiedys w mlodosci Maciarewicza i jego rodzine. On naprawde jest inteligentny, ale byl zawsze zaprogramowany na ostry antykomunizm, nie liberalizm i nie jakas socjal demokracje. Wiec pole manewru ma on bardzo male.
Bry!
Pogoda brr. Albo i be. Nastrój dość cacy.
Koty cacy. Czy one aby nie zaczynają wcześnie mieć nadwagi? Skutek hiperaktywnej matki?
👿
w B. jak u tam u …… pogoda brr. albo i tylko 7°c
brykam
szeleszcze
stasza Grecja
bardzo strasza Francja
strasza sami sie swoja nagla moca Piraci
polityka od rana 🙂
herbata
herbata
szeleszcze
nie mam kota, czy to zle?
rozmyslam 8)
brykam 🙂
fikam 😀
wtedy (o ile pamietam ) Macierewicz byl odwazny , do bolu
Tereny Zielone S-Bahn pozycji przeglad i tylko wypasione grzecznie gotowe 🙂 😀
brykam fikam
Dzień dobry 🙂
Też leje. Ale to dobrze, bo susza już dokucza
Niestety już teren 🙁
dla frakcji niemieckiej („Mozart Superstar
Wie cool ist Klassik?” – czy i jak ratowac muzyke klasyczna?)
http://www.wdr.de/tv/westart/sonntag/sendungsbeitraege/2012/0506/index.jsp
kawalki bardzo ciekawe i pouczajace 🙂 🙂
juz 8°C 🙂 idzie na wiecej 😀
Dzien Wielkiej Pokuty. 🙁 🙁 🙁
Obudzilam sie uswiadamiajac sobie z przerazeniem, ze zapomnialam o Dniu Urodzin Najdrozszej Kumy, ktory byl w sobote.
W zwiazku z tym uprasza sie Wszystkich Odwiedzajacych lzyc mnie co niemiara, wyzywac, rzucac kamieniami, wyrywac paznokcie, wybijac zeby i na wszelkie inne sposoby wyrazac zgorszenie i dezaprobate pod moim adresem.
🙁 🙁 🙁
Dzień dobry.
Dziękuję, Rysiu, za muzyczną linkę. Odsłucham całą audycję po południu.
Vesper, dasz radę. Nie było żadnych strat w sprzętach?
Nasze dwa koty w pierwszą noc w czasie „zwiedzania” domu trochę narozrabiały. Jeśli kot „ugniata” coś, znaczy jest szczęśliwy!
Och, jest pozwolenie 😆 Heleno, lżę Cię!
A teraz się okaże, czy aby dla wszystkich 🙄
To może zadzwonię do Siostry z życzeniami…
Dla frakcji z tego drugiego Miasta Królewskiego: znacznie cieplej. Czasem i 10 się robi.
Lzyj mocniej, Tadeuszu. Tylko to mi przyniesie ukojenie. 🙁
Dzień dobry 🙂
Chyba mam paskudny charakter. 🙁 Jakoś lżej mi znosić moje 8 stopni, kiedy czytam, że u innych też 8. No, niech będzie i 10, ale nie 15, czy – o zgrozo! – 18.
I jak tu lżyć Helenę, kiedy mam poczucie, że sam siebie powinienem zelżyć? Przecież znacznie ładniej by było cieszyć się tym, że inni mają lepiej, albo smucić, że też źle, a nie zazdrościć albo szadenfrojdzić. 😳
Ryś wrzuca WDR? 😯 Czy to się godzi lokalnemu patriocie? 😈
Też będę musiał odsłuchiwać później albo po kawałku, bo linka długaśna. Ale już widzę i słyszę, że bardzo ciekawa. 🙂
Dla mnie też bardzo ciekawa, ale niestety nie należę do frakcji 🙁
Jeżeli da się sensownie streścić, to spróbuję po odsłuchaniu. Ale z telewizyjnymi linkami to czasem jest trudne. Inne, że tak powiem, środki wyrazu i przekładanie ich na pisane bywa nader pracochłonne. 😉
Lżyć Helenę?
Och jak bosko! Ileż to radości będzie
kiedy zwykła kura może siąść na wyższej grzędzie
kiedy się okazja trafia i do tego rano
patrzeć jak okrywa Helcię spadające guano…
Ale,
dla mnie to przyjemność żadna lżyć gdy się odsłania,
honor większy wtedy, kiedy Helena zabrania
kiedy z pochwy miecz dobywa i nim wymachuje
wtedy pewność, że lżeń naszych pilnie nasłuchuje.
Po namyśle stwierdzam jednak z szelmowskim uśmiechem,
że miast lżyć korzystniej będzie załatwić ją śmiechem!
Heleno, wylewam Ci wiadro pomyj na głowę 😉
Mar-Jo, żadnych strat w sprzętach jak dotąd nie było. Ale też u nas sprzętów niewiele, bośmy się jeszcze na dobre urządzili.
Idealna kuma dla Heleny:
Beata,
urodzona 8 marca,
poślubiona 8 marca
zakumiona 8 marca…
🙂
Nijak nie mogę lżyć Heleny, choćbym tak chciała, jak nie chcę, bo moja przyjaciółka miała urodziny w piątek i też zapomniałam. 😳 Przypomniałam sobie wczoraj, kiedy było już za późno na telefon – zadzwonię dziś, wczoraj tylko posłałam maila, z nowoczesnym prezentem: linką do tych stworków z druta i różnych przedmiotów codziennego użytku, którą tu kiedyś Ryś zawiesił. Pamiętacie? Inna sprawa, że ja notorycznie zapominam – przyjaciele się przyzwyczaili. Kiedyś wysmażyłam taką ogólną deklarację, że pamiętam o nich na co dzień i bardzo proszę, żeby wybaczyli, jeśli zapominam od święta. 😉 Deklarację skonsumowano w szampańskich nastrojach, mam więc nadzieję, że i tym razem zostanie mi wybaczone.
Dziękuję za radę, Wielki Wodzu. Przekopię swoją skrzynkę z narzędziami w poszukiwaniu sterownika. Byłoby łatwiej, gdyby chodziło np. o śrubokręt gwiazdkowy – przynajmniej wiem, jak toto wygląda, musiałabym tylko ustalić, w którą stronę kręcić. 🙄 😆
Może ja z Agą jestem spokrewniona, bo mam identyczną przypadłość. Nawet zrobiłam sobie kiedyś grafik, ale musiałby on mnie w głowę walić.
Na usprawiedliwienie podam, że do tej pory nie wiem, kiedy są imieniny mojego syna, cóż więc mówić o innych.
Nie powiem, parę osób było ciężko rozczarowanych moją ułomnością.
Mogę usiąść obok Agi Heleny w worku pokutnym, ale niczego to nie zmieni, niestety.
Ja nigdy nie miałam szans sprawdzić, czy pamiętam, bo zawsze o zbliżającej się rocznicy, urodzinach czy imieninach przypomina mi moja mama. A ona pamięta o wszystkim. Dosłownie o wszystkim. Jestem więc powiadamiana o konieczności wysłania życzeń na kilka dni przed, co najmniej kilka razy, do skutku w każdym razie.
No to dołączam do Was.
O jednej rocznicy tylko pamiętam: data ślubu, o innych nie – łącznie ze swoimi urodzinami.
Daty jak daty; zdarzyło mi się wyjechać na kilka dni w dwóch różnych butach 😆
Uważam, że obarczanie nas tak poważnym i ciężkim obowiązkiem jak lżenie, jest nie fair. 👿 Ale jestem na tyle usłużny, że podrzucam Helenie ściągę do samolżenia się, której będzie mogła używać w przypadkach wyższej konieczności. 😎
Wywłoko durna, patałaszna,
dno umysłowe aż do spodu,
nędzo moralna, bździągwo straszna,
zakało przyjaciółek rodu,
świnio, co wcale nie jest mini,
szujo, szczeżujo i kanalio,
móżdżku gąbczasty jak u dyni,
pało zakuta, echolalio,
palantko, zołzo humorzasta,
leniwa, bezrozumna gropo,
która niech sama się pochlasta
i buty czyści niech jełopom,
kretynko bez sumienia cienia,
wredo niegodna miana kumy,
kawale przebrzydłego lenia,
ohydo, klątwo Montezumy,
szczeniaro głupsza niczym Bobik,
brzydalcu, na ogonie rzepie…
No, zróbże wreszcie, co masz zrobić,
żeby o sobie myśleć lepiej. 😈
😆
Starałem się zachować względną równowagę samoobelg męskich i żeńskich, ale w razie potrzeby można dopasowywać, według następującego wzoru: 😆
Wywłoku, durniu patałaszny,
dno umysłowe aż do spodu,
nędzu moralny, bździągwie straszny,
zakale ty przyjaciół rodu…etc.
Vesper, może Twoja mama jest spokrewniona z moją babcią? Jak ktoś we wsi zapomniał, kiedy mu się dziecko urodziło, to szedł do mojej babci – ona zawsze pamiętała nie tylko datę, ale i porę dnia, okoliczności przyrody i jakie były zbiory tego roku. A zeen jest chyba spokrewniony z moim bratem, który tak się kiedyś zamyślił, ze założył dwie skarpety na tę samą stopę – a potem szukał po mieszkaniu dowcipnisia, który mu zwinął skarpetę. 🙄
No proszę, jak pięknie się przydała wcześniejsza dyskusja o inwektywach! 😆 Choć może pięknie to nie jest najlepsze słowo… 😉
Ago, wywłoko durna, patałaszna – do roboty! 👿 🙁
Ja też w klubie. 🙄 Daty mnię się trzymają co najwyżej historyczne (dalece nie wszystkie), ale urodziny, imieniny, rocznice… Szkoda szczekać. 😳
A na przykład numery telefonów zapamiętuję nieraz nawet mimowolnie i potrafię sobie przypomnieć numer, o którym nie miałem pojęcia, że go znam. Niezbadane tajemnice pamięci… 😯
Bobiku, z numerami tak miałam, zanim wynaleziono telefony komórkowe, a w nich spis telefonów. Byłam chodzącą książka telefoniczną. Zapamiętywałam tez numery rejestracyjne samochodów znajomych, choć z tego akurat pożytku żadnego nie było. Tę własciwość gdzieś po drodze straciłam i teraz nie jestem w stanie zapamiątac numeru rejestracyjnego własnego samochodu. Ale telefonów pamiętałam dziesiątki. Do wszystkich krewnych, znajomych, sąsiadów oraz niektórych instytucji. Wystarczyło, że raz gdzies zadzwoniłam i numer wpisywał sie w pamięć… dopóki sobie gdzieś nie zanotowałam. Po zapisaniu, reset. A teraz wszystko jest w telefonie i pamietam numer tylko do siebie, bo jest najstarszy z naszych rodzinnych numerów. I tylko ten.
Fakt, ja wskutek komórki też już znacznie rzadziej numery telefonów zapamiętuję. Ale te, na które często dzwonię ze stacjonarnego, jeszcze mi się zapisują same. A niedawno, ku swojemu własnemu zdumieniu, odtworzyłem numer, którego tylko raz użyłem i nie miałem zamiaru zapamiętywać, bo mi się to nie wydawało potrzebne. A było to tak, że miałem skierowanie na badania do specjalisty, więc zadzwoniłem i ustaliłem termin, za kilka dni. Wydawało mi się, że adres znam, toteż nawet go nie szukałem. Aliści po stawieniu się w umówionym terminie stwierdziłem z popłochem, że doktor przeprowadził się i nie zostawił informacji o nowym adresie. Bardzo nie chciałem, żeby mi termin przepadł, więc wykonałem wysiłek umysłowy i okazało się, że ten raz użyty numer gdzieś tam w zasobach pamięci tkwił, trzeba go tylko było odkopać.
Ale jak to się dzieje, że takie coś odkopię, a daty czyichś urodzin za Chiny nie potrafię? Nie wiem, nie powiem… 🙄
Oczywiście wskutek popłochu taka myśl, że mógłbym z komórki zadzwonić na informację, nawet mi nie przyszła do futrzanego łba. 😉
Skarpetki różne to norma, i tak ich nigdy nie ma do pary, ale w butach dwóch różnych wyjść to chyba tylko ja umiem 😯
Wyrazy zapamiętuję świetnie, liczby żadnej nie potrafię, ani dnia tygodnia (a zwłaszcza w korelacji obu). Właśnie się szykowałem do wylotu jutro, kiedy okazało się, że to pojutrze, więc dalej nic nie robię 🙂
W dwóch róznych potrafi jeszcze mój mąż. Tylko nie wiem, czy to sie bardzo liczy, bo ona ma wszystkie pracowe buty bardzo podobne. Wszystkie czarne, sznurowane, do garnituru. Bogiem a prawdą, ja ich nie odrózniam i dziwie się, jako on to robi, że zazwyczaj zakłada dwa takie same 🙄
Przy butach płeć ma duże znaczenie. Trudno wyjść w dwóch różnych, kiedy różnią się nie kolorem czy fasonem, tylko wysokością obcasów. 😉
Jeszcze o zapamiętywaniu liczb, a właściwie ciągów cyfr. Kiedyś, wróciwszy zmęczona do domu, wbiłam w domofon nie kod domofonowy, a kod karty bankomatowej. Oczywiście, nie weszłam, zorientowałam się, dlaczego, ale raz zafiksowawszy się na tym właścnie ciągu cyfr, za nic nie mogłam sobie przypomnieć właściwego kodu, którego przecież codziennie, od jakichś 10 lat, używałam w tym miejscu i takich okolicznościach. Udało mi się to dopiero następnego dnia – bezmyślnie podeszłam do domofonu i wbiłam, co trzeba. 🙄
Dzień dobry 🙂
Nie pamiętam numeru własnej komórki ani samochodu 😳
Zdarzyło mi się zapomnieć o urodzinach pana męża, ale on nie pamięta żadnych dat, Młode mu podpowiadają albo ja. Za to pamięta adresy, ludzi i wszystko, co kiedykolwiek u nich robił, obojętne czy tydzień, czy dwadzieścia lat temu.
Na zakupy chodzę z kartką, jeżeli bez, to dwa razy, w porywach do trzech 🙄
E tam kartka…. Ja też idę z, a dochodzę bez kartki. Się córki dziwią po co ja tę kartkę robię.:-( od razu gubię.
Co do kodu też tak było. Właśnie sobie zablokowałem wejście do banku w Internecie, bo nagła tabula rasa …
W przypadku zapomnienia dobrze znanych kodów należy obowiązkowo wyłączyć myślenie i zwrócić się o pomoc do pamięci kinetycznej. 🙂
Na zakupy kartkę muszę wprawdzie przygotować, ale brać jej już nie muszę. Jestem wzrokowcem i przypomnę sobie, co na tej kartce było. Ale nie daj Panie B., żebym listy zakupów nie sporządził pisemnie. Wtedy też będę trzy razy… posyłać domowników. 😈
Też jestem wzrokowcem. Wiem, gdzie zostawiłam kartkę 😆
Tadeuszu, przypomniałeś mi, jak mniej więcej ośmioletniego siostrzeńca Pana Administratora wysłano do sklepu po śmietanę. Został oczywiście zaopatrzony w forsę, butelkę na wymianę i – na wszelki wypadek – w karteczkę z przypominajką: ŚMIETANA! Wrócił po jakichś 15 minutach, cały zapłakany, nieszczęśliwy i niemogący wyjąkać, co się takiego strasznego stało. W końcu, po długich uspokajaniach, głaskaniach i namowach wydusił z rozpaczą: pieniążek zgubiłem, butelkę rozbiłem, a karteczkę porwał wiatr… 😆
Może niedelikatnie się tak chachrać z dziecięcego nieszczęścia, ale teraz, po latach, sam siostrzeniec się z tego śmieje. 🙂
A mi się czasem zdarza pomyśleć przy zakładaniu soczewek do oka, to jest dramat dopiero. Muszę wrócić do punktu zero i zresetować się, bez tego pamięć kinetyczna nie zaskoczy. 🙂
Uuuu, soczewki… Nigdy mi się nie udało dojść do posiadania pamięci kinetycznej w tej dziedzinie. Wszelkie próby grzebania sobie w oku napawały mnie takim przerażeniem, że w końcu zostałem przy normalnych brylach. 😉
Pilnie przygotowywałem, skrupulatnie, metodycznie
wszystko pozapisywałem- no i po co, zaraz ślicznie
zapisane gdzieś posiałem
Jurka wczoraj imieniny oczywiście przegapiłem
kwiaty dla mojej dziewczyny odłożyłem i zabyłem
szukam ich już od godziny
But do szewca, frak do pralni, dwa bilety do opery
odebrać rybę z wędzarni- proste jak dwa i dwa – cztery
ile przy tym zaś męczarni…
Jak to było: imieniny miały odbyć się w wędzarni
kwiaty dla mojej dziewczyny oddać koniecznie do pralni
a biletów dwa… tuziny?
Jak z tym wszystkim się pozbierać, jak uzdrowić głowę siwą
i przypomnieć co, cholera, zapomniałem jako żywo.
Wiem już: spytam Alzheimera…
Dzień dobry1
A ja kiedyś w aptece płaciłem kartą i bum! dziura w mózgu.
No się grzecznie skłoniłem i powiedziałem – przepraszam, zapomniałem, pójdę do bankomatu i sobie przypomnę. Far-matka spojrzała na mnie jak na debila, ja poszedłem do bankomatu, ręka pamiętała. Ale tylko na dużych klawiszach.
Dwa buty brązowe, każdy od innej pary – a proszę bardzo.
Czy żelazko wyłączyłem? Na wszelki wypadek mówię głośno: – Żelazko wyłączyłem.
Za to pamiętam, że jutro przylatuje córasek 😀 I tyle jest jeszcze do zrobienia 😀 Ruszam galopkiem do pozablogowych 😀
Kto oglądał film „Nietykalni”?
Byłam wczoraj z bratem w kinie, a dzisiaj oglądam jeszcze w domu raz z amatorskimi napisami, które może w porywach są bliższe życiu.
Teksty wygłaszane przez Drissa, jednego z głównych bohaterów, brzmią w tym tłumaczeniu mniej elegancko.
Człowiek na wózku, o którym opowiada ten film, Philippe Pozzo di Borgo, tak tłumaczy niezwykłą popularność filmu:
Jestem stary marketingowiec, wiele rzeczy w życiu sprzedałem. Jeśli więc patrzeć na ten film jak na produkt, to sądzę, że ludzie go kupują, gdyż on ich pociesza.
Ty cała rozmowa i historia, gdyby kogoś interesowało:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,100958,11485583,Nietykalny_Philippe_Pozzo_di_Borgo.html?as=1&startsz=x
😀
A kysz z tym Alzem!
Jak młody, to roztrzepany, jak starsiejszy to sklerozik?
Żadnych dat urodzin,imienin, ślubów cudzych czy własnych,
żadnych numerów telefonów( poza jednym do rodziców, od 20 lat nieistniejącym), własnego tym bardziej nie pamiętam, i w świetle powyższych wpisów czuję się pierwszy raz w życiu rozgrzeszona 🙂 .
Raz wracałam 250 km, żeby wyłączyć żelazko( ale przypomniało mi się).
Klucze od domu, telefon często odkrywam w lodówce, ciągle poszukuję okularów, ale zawsze wiem, gdzie położyłam papierosy. Zadziwiające 😉 .
Spotkalam się z grasującym po Wrocławiu przecinkiem akustycznym i ostrzegam niniejszym wszystkich, być może grasuje on ogolnopolsko!
Dzwoni telefon: ” Telekomunikacja, dzień dobry. Czy pani X? Proponujemy pani korzystniejszą taryfę. Jeżeli jest pani zainteresowana, to odwiedzimy panią w domu i pokażemy nowy cennik”
Dzwonek do drzwi : ” Telekomunikacja, dzień dobry, przychodzę zgodnie z zapowiedzią telefoniczną przedstawić korzystniejszą dla państwa taryfę”.
Po wizycie pozostaje dwustronicowy cennik z taryfą korzystniejszą niż dotychczasowa w TP SA, bez żadnej nazwy firmy w nagłówku, za to z ukrytą maczkiem w połowie odwrotnej strony nazwą „Telekomunikacja Dzień Dobry” z siedzibą we Wrocławiu.
Delikwent przekonany, że ma do czynienia z Telekomunikacją Polska SA nieopatrznie podpisuje nową umowę ( nie dostaje żadnej kopii), nieświadom tego faktu, bo jest przekonany, że tylko parafuje nową, korzystniejszą taryfę.
Po czym okazuje się, że firma Telekomunikacja Dzień Dobry wypowiada w jego imieniu dotychczasową umowę z TP SA, pozostawiając abonentowi jego dotychczasowy numer. A ponieważ nie pozostawiono kopii umowy, to nieszczęśnik nie ma pojęcia na jak długo podpisał cyrograf.
Fajnie to sobie wymyślili – Polak potrafi 🙂 .
Zmoro, a to żelazko rzeczywiście wymagało wyłączenia?
Ja parę razy wracałam do domu, żeby wyłączyć żelazko, ale za każdym razem okazywało się, że ono już bardziej wyłączone być nie może. 🙄
Ba, pewno że tak. Tzn może nie do końca, bo ma funkcję samowyłączania, ale jak się wyjeżdża na 2 tygodnie, to ja jestem za stara na to, aby się na niego spuścić 😉 .
Co prawda moje dziecko popukało sie w głowę, jak matka się uparla, żeby wracać. Ale on młody jeszcze i technice ufa.
Na nią, tę funkcję. Poprawiłam system na funkcję, a reszty juz nie wrrrr.
Jak tak was czytam, przestaję mieć kompleksy 😆
A zatem okazało sie, że jesteśmy zupelnie zwyczajni 🙁 .
zwyczajni? moze cala tu reszta, zmoro, ja nie! watpisz? chyba widzialas moja klawiature i moje parapety 😉 8)
doszlo do 13°, ale bez deszczu 🙂
Kierowniczko, program byl bardzo ciekawy i udany, niestety (tak
jak Bobik) mysle ze trudno „wizje” uslowic 🙂
lodowka cierpi, czyba ulze jej, lekka kolacja 🙂 😀
Stek wyzwisk bardzo mi ulzyl, choc tym razem pod moim adresem.
Zadzwonilam, przeprosilam.
Ten film polecany przez mt7 to z pewnoscia sprowadze. Chodzi mi po glowie chyba troche podobny, acz moge sie mylic – Driving Miss Daisy, ktory uwielbiam i moge ogladac co dwa lata na nowo.
A propos filmow. Przeczytalam wlasnie, ze Wajda ma krecic „Walese” z jakims pedagogicznym zamiarem wobec mlodziezy. Juz to samo wystarczy aby wystraszyc.
Nie sadze abym sie wybierala, Wajda mnie smiertelnie nudzi. 😳
Ale mam dla niego propozycje nakrecenia jednego filmu, ktory by bardzo sie przydal: rozgrywajacy sie w czasie „wojnie kalafiorowej” w Chicago w latach trzydziestych. Wiem, ze juz pare osob nakrecalo ten film, ale bardzo chcialabym zobaczyc polska wersje Kariery Arturo Ui.
Wajda ma u mnie dwa plusy dodatnie:
za Brzezinę i Ziemię Obiecaną.
No jeszcze moze Wesele, ewentualnie.
I za Kanał. Za Ziemię przed wycinankami 👿
Fakt, Rysiu, ty jeden ratujesz honor;-) . Twoja klawiatura wprawia mnie zawsze w osłupienie 😉 .
Ciekawe, jak wygląda świat Rysia poza klawiaturą i parapetami 😈
A czemuż to Mistrz śmiertelnie nudzi?
No w świecie Rysia pozaklawiaturowym jest dużo zielonego, banów i książek… I wszystko bryka i fika.
Pamięć kinetyczna… Ech rozmarzyłem się….
Acha, ale do klawiatury to ona nie pasuje. Przynajmniej moim paluchom.
I jak wyglądają klawiatura i parapety Rysia przed photoshopem. 😉 (Wiem, dowcip z brodą.)
Rysiu, Ideale, podziel się, proszę, kolacją, bo wracam po ciężkim dniu do pustej lodówki. 🙁 Po drodze są sklepy, 🙂 ale zieleniak na pewno zamkną, zanim dojadę, a zjadłam cały zapas brokułów i im podobnych.
Mistrz miał wiele dobrych filmów. MIAŁ. Wyraz kluczowy. Kanał. Panny z Wilka. Ziemia. Popiół. Etc.
Mniej więcej jak Woody Allen. On już nie powinien robić zdjęć.
Robić filmów ofkors.
Jakby sam Mistrz wiedzial, to pewnie postaral sie nie nudzic.
Nie wiem dlaczego mnie nudzi.
Wiem ze okropnie manieryczniue prowadzi aktorow, ktorzy mnie bardzo czesto smiesza w najbardziej nieodpowiednich momentach, taki np. Olbrychski – boki zrywac..
Dlugi czas sadzilam np. ze Jedna Jego Czolowa Aktorka jest wrecz okropna, nie do ogladania i nie do sluchania. Dopoki nie zobaczylam jej w wegierskim filmie Mefisto i u innych zagranicznych rezyserow.
Zreszta mam wrazenie, ze niewielu polskich rezyserow filmowych potrafi pracowac z aktorem i strzec ich przed wyjstwem i nienaturalna melodia frazy.
Pamietam jak wlasnie na Pannach z Wilka siedzialam w prawie pystym kinie w Paryzu z moja przyjaciolka Irenka L. Reszta widownie tez byla polska. I musialysmy sie w tej ciemnej sali nieustannie nawzajem szczypac w uda, aby nie wybuchnac chichotem z powodu zle napisanych i zle dostarczanych dialogow. Caly czas ktos na nas sykal. Bardzo to bylo niewygodne.
Tu kawalek:
http://www.youtube.com/watch?v=nxcUL3Uhyyg
Mam wrazenie, ze aktor w filmie Wajdy jak dostaje skrypt i dochodzi do filmowania, to nie ma on prawa zmienic ani przecinka w dialogu, „pod siebie”.
Dialogi sa „pisane”. Po to by je naturalnie mowic trzeba fraze „pisana” zmienic na fraze „mowiona”. Czasami zignorowac przecinek. Czasami z jednego zdania zrobic dwa. Czasami zmienic szyk zdania. A oni odczytuja skrypt. Zwlaszcza Olbrychski. Ale nie tylko.
W peirwszej minucie aktor mowi, jakby czytal: „No i obudziles sie nareszcie , co?” Slychac w tym kazdy przecinek, i zwlaszcza znak zapytania na koncu – bo tak jest w skrypcie.
Podczas kiedy jemu prawedopodobnioe znaczniej naturalniej powiedzialoby sie: No, i co. Obudziles sie nareszie.
Mowimy inaczej niz piszemy.
Pamietam kiedy przyszlam do radia z gazety, musialam sie na nowo uczyc pisac dla siebie. Znacznie krotsze zdania. mniej podrzednych, gdzie indziej niz w tekscie drukowanym w gazecie przeciwnki czy myslniki, tak, bym czytajac to przed mikrofonem, pamietala, ze ja rozmawiam ze sluchaczem, a nie czytam wielotysiecznym tlumom listu od siebie.
Tegi mi brakuje w polskim kinie.
No bo mnie się wydaje, że oni naśladują sposób mówienia Mistrza. Jakoś też nigdy nie mogłem się przekonać do żadnego filmu. Tak do końca. Zawsze to filmowe było jakieś teatralne – ale tam inna konwencja. I zawsze cierpiałem, żem głąb, co się nie zna.
Wesele mi się podobało, ale to sfilmowana sztuka teatralna.
Poza tym, moim zdaniem, miał świetnych operatorów, scenografów i to oni robili tę filmowość.
Ja tego nie odbieram jako zarzut, polskie kino długo było bardzo literackie i aktorzy po prostu mówili literaturą. Taka konwencja.
Wajda ma przygotowanie plastyczne i miał świetne rozwiązania. Nie powiedziałbym, że Wesele to sfilmowana sztuka. Całe początkowe fragmenty są rewelacyjne, dalej się rozłazi. Zaczyna dominować dość ciężka łopatologiczność i dydaktyka. Ten Jasiek z rogiem, te patrole wszystkich wojsk zaborów… uch. Polskie kino i polska literatura strasznie cierpiała na dydaktyzm, moralizowanie. Taki ogromny wyłomem był dlatego Białoszewski, który po prostu był. Teraz niech mnie ktoś z klęczek podniesie…
Oczywoscie nie sposob zmienic szyku z dania w dialogach sformalizowanych: metrem, stopa etc. Nie sposob zmienic dialogu np. w Szekspirze czy w Slowackim. Ale i tam fraze pisana mozna zmienic na mowiona: wstawiajac przecinki intnacyjne tam gdze ich brakuje (i gramatycznie byc nie powinno), stawiajac kropke intnacyjna czy wykrzyknik tam gdzie go nie ma. Wiersz ma swoje wymogi – cezury, enjembementy etc, ze o tradycji nie wspomne. A jednak rozni aktorzy roznie tego Szekspira podaja publicznosci. Najlepiej wtedy, gdy liczac sie z metrem strofy, nie przejmuja sie nadto zasadami gramatyki, wymagajacej specyficznych zabiegow formalnych w druku.
Nie wiem jak to lepiej wytlumaczyc, mam nadzieje, ze zrozumiale wylozylam.
Klakier ma racje, ze aktorzy u Wajdy mowia „jak w teatrze”. A teatralne podawanie tekstu jest kompletnie, kompletnie inne niz przed kamera, na zblizeniu. W teatrze musi byc slyszne w ostatnim rzedzie i na jaskolce. Kamera jest o niebo, nieporownanie intymniejsza.
Rozumiem, Heleno, tym bardziej, że widziałem swobodnie „mówione” sztuki Szekspira po angielsku 🙂
Ale są różne tradycje narodowe. Np rosyjska jest nieznośna, oni każdy wiersz chcieliby z patosem podawać, najpierw wdrapawszy się na wysoki postument. Byłem w Moskwie na Mistrzu i Małgorzacie, skręcałem się ze znajomymi z zażenowania.
Sama Achmatowa tak recytowała swoje poezje.
No i w tych filmach polskich aż do lat osiemdziesiątych był taka dość teatralno-napuszona stylizacja tekstu przez aktora.
Ja zrozumiałem. A jeżeli ja – to Wszyscy
Aktorzy w kinie nie powinni mowic „literatura”, bo zabijaja wtedy i literature i film.
Jest faktycznie jedna nieznosna maniera mowienia wierszy po rosyjsku. Z zawywaniem.
Ale rosyjscy aktorzy filmowi sa zazwyczaj bez zarzutu, o niebo lepsi od polskiej szkoly. To zapewne bierze sie stad, ze wszyscy oni w Rosji przechodza (lub przechodzili) bardzo staranny trening Metody Stanislawskiego, polegajacej na jak najbardziej „natruralnym” sposobie wyglaszania tekstu i nieustannej pracy nad tekstem i wlasnym warzstatem. Metoda moze sie dzis wydac czyms przebrzmialym i nie kazdego autora mozna z pomoca Metody zagrac (z pewnoscia nie B. Brechta, ktory mial wlasna teorie Vermfremdungseffect – teorii obcosci, z pomoca ktorego widz ani na chwile nie mial prawa zapomniec, ze jest w teatrze). Ale w wiekszosci przypadkow metooda Stanislawskiego wciaz pozwala doskonalic warsztat i jest jeszcze bardziej przydatna w kinie niz w teatrze.
Pamiętam Henryka Borowskiego w Kordianie we Współczesnym w roli Grzegorza. Z całego spektaklu nic już nie pamiętam, a Jego widzę. Podawał tekst tak, że słuchało się, nie jak wiersza, nic przy tym nie tracąc z melodii wiersza.
I o to wlasnie chodzi, Klakier.
Ciekawy był Pan Tadeusz. Tekst literacki, wiersz, mówiony z manierą teatralną, ale bez przesady, a wypadało to bardzo dobrze.
Scenograficznie i plastycznie filmy Wajdy były zawsze na wysokim poziomie, to jego zasługa. Miał koncepcje i dobierał dobrych scenografów i operatorów. Niewątpliwie utalentowany i ja bym mu nie zabraniał kręcić, bo nie mamy w kraju dobrobytu w tej dziedzinie…
Ze śmiechem przeczytałem dziś, że matury nie ma 😆
Zgadzam się z Tadeuszem i w sprawie A.W., i W.A. – trzeba wiedzieć kiedy z szatni…itd. Jak się nakręciło trochę filmów naprawdę świetnych, to szkoda sobie na koniec psuć markę żenuami. I nie chodzi o to, żeby im ktoś z zewnątrz zabraniał, tylko sami, we wlasnym interesie, powinni sobie zabronić. Żyć w końcu mają z czego. 😉
A maniera mówienia w polskich filmach… łomatko, ile ja się już na to pod nosem nawarczałem (i jak mnie teraz pocieszyło, że nie tylko ja warczę). Jeszcze w historycznych zaszłościach mogę zrozumieć, ale i współcześnie trzyma się toto mocno jak Chińcyki. 👿 Nawet w serialach, takich niby „z życia”. Słyszę dwa zdania i już wiem, że z nijakiego życia to nie jest, tylko ze Świętej Księgi Scenariusza i szkoły aktorskiej.
Anglosasi to mają w filmach gadane… Pozazdrościć. I uczyć się od.
No, Heleno… a czemu ja widziałem tyle filmów rosyjskich koszmarnych aktorsko… Strasznie chciałem oglądnąć Benię Krzyka (chyba inny tytuł, ale na tym oparty), a tu wszyscy aktorzy jak najgorsi amatorzy…. nie ratowała nawet sprawy piękna młoda aktorka, często na golasa chodząca po kadrze. Wyłączyłem lejąc łzy wściekłości na swoją głupotę… A jak ktoś chce równie zgrabne dzieło pt. Jermak to mogę za darmo odstąpić…
Inny temat, ale bulwersujący
http://bilgoraj.naszemiasto.pl/artykul/1392297,bilgoraj-chca-odebrac-palikotowi-honorowe-obywatelstwo,id,t.html
No, co poradzę – znowu się pod Tadeuszem podpiszę. Też widuję (i słychuję) rosyjskie filmy, na których aktorstwo lepiej spuścić zasłonę. Często nawet nie wiem, co to za filmy, bo je tylko chwytam kątem oka i ucha u klientów, gdzie akurat włączony telewizor czy jakie wydeło. Ale już to chwycenie kątem wystarcza, żeby wiedzieć – wielkie aktorstwo to to nie jest. Ani nawet średnie. No, prawdę mówiąc, całkiem mikre i właśnie bardzo nienaturalne. Znaczy, w Rosji też nie sami Stanisławscy. 🙄
Irku, pewnie ktoś się tam wreszcie zorientował, że Palikot nie jest politykiem na miarę Biłgoraja. 😉
Tadeuszu, może lepiej wstań z kolan – gest rozumiem, ale już ponad godzinę klęczysz. 🙄
A jednak „Panny z Wilka” to arcydzieło. I nigdy nie odczuwałam tam żadnej sztuczności.
I wspaniale dobrany I Koncert Szymanowskiego jako podkład.
Monty Python po polsku: 🙂
http://torun.gazeta.pl/torun/1,35576,11671726,Zobacz_jak_zartownisie_wkrecili_ekipe_Radia_Maryja.html
A nie do zniesienia filmy robił Wajda, kiedy w patriotyczno-martyrologiczne tony zaczął uderzać.
Zdecydowane porażki obsadowe to Janda w tych żelazach i marmurach oraz Olbrychski w Pannach z Wilka.
Cały film trzymał się na świetnych aktorkach.
Kozak i watażka występuje nagle w nostalgicznej roli człowieka przekraczającego smugę cienia.
Zrujnował cały film według mnie.
Wajda miał szczęście, że był traktowany jak dobro narodowe i dostawał pieniądze na filmy, nie martwiąc się o frekwencję i zwrot kosztów, a nawet zysk.
Dobrze, że jest rozpoznawalną marką na świecie, za dużo ich nie mamy.
Prawdę powiedziawszy to jak nie znoszę Olbrychskiego, tak w „Pannach” zaskoczył mnie na plus swoim wygaszeniem i smutkiem. Tak miało być, moim zdaniem. Ale oczywiście film trzyma się na paniach – są przewspaniałe 🙂
Absolutnym arcydziełem jest dla mnie zwłaszcza rólka Krysi Zachwatowicz w roli Kazi 🙂
(„rólka w roli” – coś językowo nie tak, ale wiadomo, o co chodzi 😉 )
Ago, dziękuję! Wstałem, ale dla Białoszewskiego choćby całą noc.
Mnie też się Olbrychski podobał w Pannach. Jest też tam zagubiony tą erotyką kobiet.
Jak i podobał mi się bardzo w Panu Tadeuszu,a a film cały nie.
@ Bobik – faktycznie jak z Monty Pythona 🙂 Może śmiechem to zabijemy…
Do Panien z Wilka też mam jakiś olbrzymi sentyment. Panie oczywiście świetne, Łukaszewicz i Olbrychski też mi się podobali, a w epizodycznej rólce występowały przedwojenne szklanki, identyczne z tymi, których używało się w naszym krakowskim mieszkaniu. 🙂
Dla tych marmurów i żelaz zrobiłbym wyjątek i ocenił je stosunkowo łagodnie. To były filmy, na który w swoim czasie było ewidentne zamówienie społeczne. Na żelazo to się nawet z innych demoludów ludziska zjeżdżali. W tamtym momencie było jasne, że wartości artystyczne nie były rzeczą najważniejszą, chodziło o powiedzenie czegoś, z czym pokolenie „S” mogłoby się zidentyfikować, uznać to za swój głos. To się Wajdzie chyba udało (choć był od tego pokolenia wiele starszy), bo pamiętam reakcję całego kina na 3 seansach, które oglądałem (jeden dla siebie, a dwa jako tłumacz). Teraz się to wszystko oczywiście odbiera inaczej, ale wtedy marmury i żelaza były „kompatybilne” ze zbiorowym uniesieniem, więc nikt się nie przejmował obsadą i innymi takimi. I ja już właściwie nie umiem ich widzieć inaczej niż jako faktów społecznych. 😉
A ja jako dydaktycznych kolubryn do „przerabiania” na języku polskim. Kwestia przynależności pokoleniowej, jak mniemam.
Tfu, Łukaszewicz mi się oczywiście z „Brzeziny” zaplątał. 🙂
Odbiór faktów społecznych z całą pewnością jest pokoleniowy. 🙂 Na żywo towarzyszą im emocje, których potem już się nie da odtworzyć, a opis emocji, to wiadomo…
No tak, ja pamiętam, że Janda w „Człowieku z marmuru” była wówczas odbierana jako osoba pełna świeżości, pierwsza tego typu damska bohaterka. Były już wówczas takie przebojowe dziewczyny (łącznie z samą Jandą) i pierwszy raz otrzymały swoją reprezentację na ekranie. Taki styl może drażnić, ale też coś portretuje. Mnie wówczas nie drażnił – potem tak, ale z przesytu.
A mnie przez to, że tak zupełnie jego osobowość nie pasiła mi do tej roli odebrał całą przyjemność z oglądania. Był dla mnie nieautentyczny, nie na miejscu.
Dopiero później, oglądając Panny kilkakrotnie, pogodziłam się z jego obecnością.
No wiadomo. Jak malowanie zapachów 😉
To było do komentarza Bobika
Panny z Wilka… Ja wtedy Reksia i Bolka i Lolka oglądałam. 😉 Żwirka i Muchomorka, Chłopca z Plakatu, Misia Uszatka.
Żwirek i Muchomorek byli trochę psychodeliczni, nie uważasz, Ago? 🙂
Bobiczku, skasuj parę 'mi’ w poprzednim wpisie.
Dlaczego powstały tamte marmury, to ja przecież wiem.
Ale pamiętam, że od początku Janda mnie wybitnie drażniła szastając się manierycznie po ekranie.
Vesper, a jak tam koci członek rodziny?
JA też, ja też oglądałam z moim syneczkiem.
Przepadaliśmy za Żwirkiem i Muchomorkiem, byli odlotowi, to fakt.
Znalazłem tylko jedno „mi”, które dało się skasować bez szkody dla znaczenia i obszedłem się z nim bezlitośnie. 🙂
Mt7, jak mam być szczera, to zwątpiłam, czy umiem stworzyć temu zwierzakowi odpowiednie warunki. To jest kot, który ewidentnie był wypuszczany na zewnątrz, co być może właśnie stało sie przyczyną jego chwilowej bezdomności. Ale tęskni za wychodzeniem. Całymi dniami wypatruje przez oko, skacze na klamki okienne i nic, ale to kompletnie nic innego nie jest w stanie go zainteresować. Próbowałam nałożyć szelki, żeby wyjść z nim na spacer do ogrodu, ale nie było mowy. Dziś ugryzł Zosię, potem mnie. Jest maksymalnie sfrustrowany i znudzony, ale my nie stanowimy dla niego wystarczająco atrakcyjnego towarzystwa. Waham się, czy nie założyć mu obroży z numerem telefonu i nie wypuścić, ale to jest jednak centrum miasta. Na tyłach kamienic ogrody, ale za płotem parking, a po drugiej stronie domu ruchliwa ulica. Sama nie wiem, co robić.
Pod Żwirkiem i Muchomorkiem, to ja wyczuwałam jakieś drugie dno. 🙄 Sam obraz tak mnie absorbował, że chyba niespecjalnie zwracałam uwagę na fabułę – przy Reksiu nie do pomyślenia. O, jeszcze były Przygody Kota Filemona! 🙂
Idę poczytać sobie przed snem Panny z Wilka. Albo Brzezinę. Czytać mogę, ale na ich oglądanie chyba dla mnie za póżno – w ogóle, nie dziś.
W Niemczech też coś złego powietrzu krąży. 🙁 Zadymy i naparzanie między prawicowami a islamistami w Bonn i Bielefeld, wielu policjantów rannych (kamieniami w nich rzucano). Wprawdzie „normalni” ludzie z żadną z tych stron się nie identyfikują, ale wzrost agresji zawsze niepokoi, nawet jak tylko marginesu dotyczy.
A masz wyjscie do ogrodu?
Ja też nie wiem.
Helena ma takiego, co ma własne drzwiczki, to może coś powie, albo Mordka.
Można jeszcze z nieludzkim pogawędzić, oni mają przecież praktykę i wiedzę.
Jak jest włóczykij, to istotnie może być problem.
A on jest wykastrowany?
Vesper, ja wiem, jak trudno zaakceptować tę niepewność, kiedy zwierz wychodzi i nie wiadomo, czy wróci cały i zdrowy. Ale z kolei od trzymania na siłę w domu kot w końcu zeświruje, albo tak czy owak znajdzie jakąś okazję i czmychnie. Jeżeli on był z wychodzących, to chyba nie ma rady – czip, obróżka, telefon i trudno, niech idzie, jak musi. A wygląda na to, że musi.
O Pręgowaną też się nieraz nadenerwujemy, jak gdzieś zabradiaży, ale ona też z tych, których nie da się w zamknięciu utrzymać.
Tak, jest wykastrowany.
U mnie na parterze zrobili kotom (2) deseczkę od okna do ziemi, z przybitymi poprzecznie listewkami, co parę centymetrów.
U nas problemem jest jeszcze pies na sąsiedniej posesji i stary kot rezydent na naszej. Wojna będzie jak w banku. A naszego kocura na domiar złego bardziej kręci ta uliczna strona domu, nie ogrodowa. Naprawdę nie wiem, czy nie szukać mu domu z ogrodem pod miastem 🙁
Vesper, trzymałabym jednak kota w domu, chociaż 2 tygodnie.
Kot po przejściach w schronisku potrzebuje trochę czasu na zadomowienie się. Nie dzieje mu się w domu żadna krzywda.
Szelki kotom zakładała bez problemu nasza Młodsza.
Nisiu, byłam w Książnicy, może nawet w tym samym czasie? Nie wiedziałam o Początku.
(„Biblioteka ciągle w grze, niestety…” – ładnie się zapowiada).
😀
Dotyczyło poprzedniego wpisu Vesper.
Kot naszych sąsiadów ma samobójcze upodobanie do wylegiwania się na ciepłym asfalcie, na samym środku ulicy. O dziwo, mimo że robi to od kilku lat, ciągle jeszcze żyje. 🙂
Mam wrażenie, że miejskie, włóczące się koty uczą się obchodzić z ruchem ulicznym i tak łatwo się autom nie dają. Gorzej chyba jest z kotami domowymi, które brykną jednorazowo. Dla nich ulica jest rzeczywiście bardzo groźna.
A z psów koty sobie nic nie robią, niestety. 👿 Mnóstwo razy podbiegał mi taki pod sam nos, nasyczał, odskoczył, a potem niedbale wskakiwał na jakąś gałąź i stamtąd się natrząsał. 👿
Skrót myślowy, Bobiku. Sam pies to małe piwo, ale pies pogoni z ogrodu obok, rudzielec rezydent z naszej i kot musi uciekać na parking.
Sama nie wiem, może jednak powinien się trochę zadomowić.
Myślałam, że skoro rozkłada się w łóżku, to czuje się u siebie.
No tak, puścić zwierza w ten straszny, niebezpieczny świat to tak, jak pogodzić się z tym, że dziecko dorosło i nie wraca na noc, nawet nie dając znaku, gdzie się pęta. Ale ten moment wcześniej czy później przychodzi i nie bardzo można zrobić coś innego, niż się z tym pogodzić.
Choć może jidysze mame nie godzi się nigdy. 😉 Nie wiem, tu Helena jest na pewno lepszą specjalistką. 😎
On nas akceptuje od samego początku. Nawet jak u nas był przez chwilę miesiąc temu, jeszcze przed schroniskiem, to panikował, a jednocześnie ugniatał. Nie był w stanie spędzić w domu przy zamkniętych drzwiach nawet minuty, ale w ogrodzie od razu wpakował mi sie na kolana. Przed chwilą rozmawialiśmy z mężem, czy nie znamy kogoś z domem pod miastem, gdzie byłby szczęśliwszy, a kot – jakby w odpowiedzi na nasze wahania – wskoczył mi na kolana, umościł się, udeptał i zasnął jak dziecko. Jidisze mame przy czymś takim kompletnie się rozkleja i juz w ogóle nie wie, co zrobić
Well. Potrzymalabym, jak mowi Mar-Jo ze dwa tygodnie w domu. On sie nie oduczy. Tymczasem najpilniejsza sprawa jest obrozka z telefonem. ORAZ NAUKA IMIENIA. Nalezy je powtarzac czeso w czasie karmienia, zabawy i pieszczot.
Chlopaki, jeszcze bardzo malenkie jak byly, urzadzaly calodobowe dyzury pod drzwiami i potrafily wsliznac sie na podworko (nieogrodzone, pelne parkujacych samochodow) przez najwezsza szparke. Wiec pewnie wyskoczy i tak zanim bedziesz gotowa. Jak w banku.
Nastepnie zrobilabym natychmiast klapke do ogrodu. Niech sie przyzwyczaja przez przezroczyste okienko do widoku swojego terytorium. KOrzystania z klapki trzeba kota nauczyc.
Mysmy robily to wachlujac klapka w obie strony i pokazujac z drugiej kawalek szynki. ktora nastepnie podawano przez klapke.
Kot Mordechaj opanowal korzystanie z klapki po jednym dniu: Boze jaki byl szczesliwy i jakiego dostawal pierdolca po caym domu!
Jego brat przygladal sie uwaznie co tez ten Mordka robi, az po kilku dniach sam sprobowal. Tance i gonotwa po domu zostaly powtorzone.
Klkapke najlepiej zostawiac otwarta na caly dzien, ale zamykac kota na noc i nie ma zmiluj! On sie szybko przyzwyczai, choc pierwszego, drugieg dnia bedzie sie awanturowal, ze w nocy najciekawiej.
Jesli nie chcesz by odwiedzaly cie inne koty przez klapke, lepiej z miejsca zainstalowac elektromagnetyczna, ktora otwiera sie tylko kiedy kot ma na szyjce specjalny breloczek. Te klapki dzialaja na zwyczajna mala baterie, Breloczek jest magnetyczny. Kot sie dosc szybko uczy, ze musi sie ustawic specjanie aby klapka sie otwrzyla przy potraceniu jej czolm lub lapa.
NIE WYPUSZCZAJ ZANIM KOT DOBRZE SIE NIE NAUCZY SWEGO IMIENIA!!!
Przepraszam, Heleno, dopiero teraz doczytaam Twoje pytanie, jakoś wcześniej mi umknęło. Nie, nie mam wyjścia do ogrodu z mojego mieszkania. Wyjście do ogrodu jest z klatki schodowej.
To troche komplikuje sytuacje. Zainstalowac klapke w drzwiach do ogrodu?
Rozwiązanie z klapką odpada, bo w oknie się nie da, a ściany zewnętrznej nie przebiję. Ale dziękuję za uwagę o nauce imienia.
Drzwi na ogrodowe są stalowe. Mogłabym pokombinować, żeby przechodził przez piwnicę, ale tych klapek musiałabym zainstalować kilka
Tak, rzeczywiście, imię kot musi znać, bo bez tego nie miałoby sensu stanie pod drzwiami i smętne wołanie w noc „Julka! Juuuuulka!” 😉
A gdzie kot będzie szczęśliwszy, to nie wie nikt, poza nim samym. Jeżeli wybrał sobie rodzinę, to przecież nie dlatego, że chciał się unieszczęśliwić. 😎
Pan Darek jakoś sobie radził na własną łapę, zanim nie uznał, że znowu chciałby mieć personel. I najwyraźniej daje do zrozumienia, że dalej chciałby sobie radzić i że nie chce być traktowany jak szczeniak, którego trzeba chronić przed wolnością, bo sobie zrobi krzywdę. 😉
W oknie sie tez daje. Sa klapki na szklane drzwi.
Na ktorym mieszkasz pietrze?
Jest jeszcze mozliwosc, zeby go wypuszczac prze klatke schodowa.
Ale umiescic na klatce ladny list do sasiadow z prosba, aby jesli widza kota tulacego sie na zewnatrz do drzwi, to by go wpuscic. Podac imie.
No dobrze, na razie obróżka z telefonem, a potem zobaczymy.
„Drodzy Sasiedzi! Tu jest nasz nowy Kot Wilbur (tu zdjecie), ktory zawital do nas ze schroniska. Niestety okazalo sie, ze wbrew zdrowemu rozsadkowi ABSOLUTNIE MUSI wychodzic na zewnatrz.
Gdby ktos z panstwa zauwazyl, ze pragnie wrocic do domu (nr.mieszkania), bedziemy wdzieczni za wpuszczenie go na klatke schodowa.
Wszyscy Domownicy spod nr XY beda bardzo wdzieczni za okazana pomoc.
Vesper, Zosia, Maz.”
Są klapki na szkło? Nie widziałam u nas takich, ale to kwestia techniczna. To by rozwiązywało problem, bo mieszkam na parterze. Dostałby drabinkę i gotowe.
Nadal pozostaje kwestia kota rezydenta i ogólnego otoczenia. Darcy jakoś nie wygląda mi na wyjątkowo obytego. W sumie to taka pierdoła, która jak się wspinała na ogrodzenie, to robiła to wyjątkowo pokracznie. To nie jest kumaty, cwany, otrzaskany kot.
Z drugiej strony, może się jeszcze otrzaskać. W końcu młody jest. Mam tylko nadzieję, że nie przegoni rudzielca, bo to juz staruszek i nie da sobie rady.
http://www.askglass.co.uk/catflapsfittedinfrenchwindows.html
Mogą przecież podzielić się terytorium, trzeba może będzie im w tym pomoc i zachęcić.
No tak to jest, jak się ma jakąś żywinę, to zawsze jakieś problemy są.
Nawet z ryb kami w akwariumie.
Śniły mi się później przez lata, że o nich zapomniałam i nie karmiłam, a jak sobie przypomniałam to wszystkie zdechły, lub prawie wszystkie.
Nigdy mi się nie zdarzyło zapomnieć o rybkach, ale śniło mi się, strasząc, długie lata.
Sąsiedzi na parterze chyba otwierają okno na życzenie.
Nigdy mi sie nie zdarzylo miec dziecka, ale mam powracajacy sen, ze jakies zapomnialam karmic i zmarlo z glodu 😯
Musi geny. 🙄
jestem 🙂
herbata
szeleszcze (w kuchni na balkonie brrr… zimno)
brykam
No w świecie Rysia pozaklawiaturowym jest dużo zielonego, banów i książek… I wszystko bryka i fika.
do tego pierzyna, sombrero i oczywista oczywistosc WYPASIONE 8)
🙂 😀
Bry!
Wycczuła bestyja, że rozmamłany jeszcze siedzę i zbieram się do wpisu, i skoczył i bryknął i fiknął!
A tu słońce! I trochę zimno…
Tereny Zielone (soczyste)
S-Bahn
pozycji przeglad 🙂
brykam fikam
Dziś imieniny Mirona. 🙂
Nie, żebym chciała panikować, ale świat na zewnątrz rzeczywiście bywa straszny i zdarzają się w nim i wrodzy współbratymcy i groźne pojazdy. Niestety, kilku ulubieńców rodziny i przyjaciół straciliśmy w ten sposób. 🙁
Zastanawiam się, czy nie kupić sobie obróżki z imieniem i numerem telefonu… I jeszcze się zastanawiam, jakie imię tam umieścić – na mnie tak różnie wołają, że czasem sama się dziwię, że się w tym nie gubię.
Dzień dobry 🙂
Tylko jak ktoś usłyszy o banowaniu Rysia, żeby nie było na mnie. Ja z tym nie mam nic wspólnego! 😎 Ryś tak sam, na własną łapę.
Na szczęście potrafi się również sam odbanować. 🙂
Za oknem ziąb, zupa, ziąb. W środku też był ziąb, więc włączyłem z powrotem ogrzewanie. Teraz jest ciepło, ale i tak zgrzytam zębami, bo do czego to podobne, żeby w maju… O rachunkach za grzanie już nie wspomnę.
Wrrrrr!!! 👿
Mironowi wszystkiego najsłowniejszego. 😀
Dzień dobry. U nas słońce, ale w domu można wytrzymać jedynie dzięki ciepłym kaloryferom. Masz rację, Bobiku, do czego to podobne, żeby w maju.
Dzień dobry. 😀
+ 15 stopni w cieniu. Ogrzewanie wyłączone do późnej jesieni. Ja od 1. maja chodzę w sandałkach, na bosą stopę ma się rozumieć. 😀
Ago, gdyby świat nie bywał rzeczywiście straszny, rodzice wszelkiego rodzaju nie mieliby problemów i rozterek. 😉 Mają je dlatego, że dobrze znają straszność świata, a szczeniaki jeszcze nie i gotowe są do tego drania podejść z pełnym zaufaniem.
Ale skąd rodzice tę prawdziwą twarz świata znają? Ano stąd, że ich kiedyś w niego wypuszczono i poobijali sobie różne wrażliwe części ciała oraz duszy. Z doświadczenia, którego nie da się zdobyć inaczej, jak tylko samodzielnie mierząc się z.
Nie jestem ja taki głupi, żeby jakiemukolwiek rodzicowi gwarantować „jak dasz szczeniakowi swobodę, to wszystko będzie cacy”. Raz będzie, raz nie będzie. Ale po pierwsze, i pod najczulszą opieką może coś pojść nie tak, a po drugie, cena za sztuczne powstrzymywanie dojrzałości jest – moim zdaniem – zbyt wysoka. Szczeniak się męczy albo/i popada w świry, a do rodziców często zaczyna odczuwać tajoną nienawiść.
Są takie gatunki, które można bez szkody dla nich utrzymać w pełnej zależności od narodzin aż do śmierci. Rybki, chomiki, świnki morskie, czy… hm, hm… no, różne inne. 😎 Ale np. przedstawicielom gatunku ludzkiego to szkodzi. Kociego, o ile zdołałem zauważyć, chyba też. 😉
Na gołą stopę!!!
Ja przez cały rok chodzę bez butów, ale o listopadowych temperaturach w maju i tak mam swoje zdanie. 👿
Ci salonowcy to już naprawdę żadnej świętości nie uszanują! 👿 Bezpardonowo zaatakowali Koko Euro Spoko:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11678004,U_Lisa_o__Koko_Euro_Spoko____Wiesniackie__i__Dowodzi_.html
Bobiku, masz rację o 10:23 – tak jak zazwyczaj, zresztą. 😉 Nie dyskutuję z tym, że stworzeń ceniących wolność nie należy na siłę trzymać w zamknięciu – tylko je, w miarę możliwości, choć trochę przygotować na spotkanie ze światem. Tak tylko empatyzuję z Vesper. I trochę użalam się nad sobą, bo wydaje mi się, że mnie najpierw nie wypuszczano z domu, a potem posłano w świat bez obróżki. 😉
… za to z pieniążkiem, butelką i karteczką. 😉
A co było w butelce? 🙄
Och, empatyzować to ja empatyzuję jak najbardziej – pisałem przecież, ile nerwów mnie kosztuje swobodne wędrowanie Pręgowanej, a przecież jeszcze gorzej mam z Młodym. 😉 Ja po prostu sam sobie muszę cały czas przypominać, że próba przechytrzenia praw natury to jest kopanie się z koniem. 🙄
Vesper, toż Aga nieraz już pisała, że jak o nią chodzi, w butelce może być tylko i wyłącznie koniak. 🙂
W moim przypadku wyprawa do sklepu skończyła się mniej dramatycznie dla mnie, ale z większym kosztem dla rodziny: dostałam do ręki kartki na mleko, na trójkę dzieci. Pani w sklepie powiedziała, że je zatrzyma, żebym któregoś dnia nie zgubiła i bedzie mi na ich podstawie codziennie wydawać należną porcję białego płynu. Domyślacie się zapewne, jak to się skończyło. 🙁
Środa także zaatakowała Koko:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,11668547,Koko___to_jest_to_.html
A najgłupsze, że to jest piosenka, którą „Śląsk” śpiewa od 40 lat 😈
Pani w sklepie tak na chama wykorzystała dziecięcą naiwność i swoją uprzywilejowaną pozycję? 😯
No tak, to są takie rzeczy, o których wiem, że się zdarzają, ale w pierwszym momencie aż mi trudno uwierzyć, a potem straszliwa wściekłość zaczyna mną miotać. 👿
Tu też coś z tych rzeczy: 🙁
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11677362,15_lat__160_cm_wzrostu_i_ok__40_kg__W_bidulu_leczyli.html
To do Euro już od 40 lat się przygotowujemy? 😈
Mnie to Koko w ogóle by nie przeszkadzało, gdyby sobie na jaja krążyło gdzieś tam w eterze. Ale kiedy jest głosami publiczności wybrane na hymn Euro, to muszę się przynajmniej zastanowić, w co tu jest grane. Czy (wersja optymistyczna) rodacy mają tyle dystansu do tej imprezy, że nie mają ochoty używać w stosunku do niej wysokich ani sierioznych tonów, czy też (wersja pesymistyczna, ale wysoce prawdopodobna) im się to bez żadnego dystansu podoba, przystaje do ich kanonów estetycznych.
W zależności od odpowiedzi mogę sobie posnuć dalsze rozważania na temat korzeni naszej kultury i np. jej uludycznienia albo końca mitu o jej postszlacheckości. 😉
Nie zauważyłam, czy było mówione, że Best Translated Book Award 2012 otrzymała książka „Kamień na kamieniu” Wiesława Myśliwskiego w przekładzie Billa Johnstona:
http://www.culture.pl/kalendarz-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/L6vx/content/best-translated-book-award-2012-dla-wieslawa-mysliwskiego
Bardzo się cieszę, bo też się dałam uwieść Panu Myśliwskiemu.
Gratulacje dla pana Myśliwskiego, jak również pana Johnstona. 🙂
… jak również dla obu kamieni… 🙂
Gdzieś czytałem, że Polacy zagłosowali na jaja, bo żadna piosenka nie była na tyle dobra, by uzyskać akceptację.
Jeśli tak było, świadczyłoby o nas nienajgorzej.
Ja osobiście wolę już Koko niż swego czasu nadętą do bólu pieśń w wykonaniu Torzewskiego, to chyba było: do przodu Pooooolskooooo!
Pierwsze co uderza w panelu Lisa (mnie uderza!), ze posrod czterech rozmowcow i oceniaczy Kokiospoko nie znalazlo sie miejsce dla ani jednej kobiety. Wiec rozumiem, ze jak oni mowia tam co chwila „My, Polacy” to nalezy to traktowac w kategoriach gramatyki – My, Polacy i zadnej Polki.
Oczywoscie wiecej Polakow niz Polek fascynuje sie pilka nozna i mistrzostwami europejskimi, faktem jednak jest, ze Kokospoko bedzie ryczane przez pijane tlumy pod oknami obojga plci i moze wartaloby miec w panelu jakas kobiete.
Ja jestem natychmiast gotowa podzielic sie wlasnymi wrazeniami. Nie przszkadza mi zbytnio, ze jest plebejska, duzo jest plebejskich piosenek, ktpych sie chetnie slucha (Viva, Espagna, na ten przyklad) przeszladza mi ze jest prymitywna i wybitnie nieciekawa muzycznie, tekstu malo rozumiem bo rycza go jakies stare baby ze zlą dykcja, wiec nie jestem w stanie ocenic. Nie wiem co ma do tego „koko” – czy koko to nie jest takie onomatopeiczne zawolanie – jak gospodynie wiejskie wolaja kury na karmienie? Ko-ko-ko-ko?
Mialam smieszna wpadke z ta piosenka. Jak o niej uslyszalam, to oddnalazlam ja na tubie, kliknelam i zachwycilam sie z miejsca od pierwszych taktow muzyki – nowoczesnie brzmiaca, bardzo cutting edge, swietna instrumentalizacja, znakomity rytm – dopoki nie zorientowalam sie, ze to, czego slucham to nie Kokospoko, tylko poprzedzajaca nagranie reklama!
Kurka wodna! Nie bylo poprosic kogos z branzy reklamowej o napisanie piosenki?! Kompozytorow w Polsce zabraklo?
Co ja myślę o nadętych do bólu, to chyba wiadomo. 😉 Ale przy okazji Koko myślę też o popularności różnych Kiepskich, discopól czy Marcina Dańca i zaczynam mieć różne wątpliwości co do tej naszej estetyki i jakości poczucia humoru. No bo jakoś widzę różnicę w tym, czy kogoś bawią Starsi Panowie, czy Koko Spoko.
Straszna ta opowiesc o Kamili i domu dziecka.
Też za Chiny nie mogłem dojść do tego, co ma kokokoko do Euro, a z reszty tekstu niewiele zrozumiałem.
Ja pojmuję, że to niby miała być „nasza odpowiedź na Buranowskie Babuszki” 😉 i że wiele osób bierze to Koko w konwencji pastiszowej. A jednak, a jednak… Pastisze też mogą być świetne lub słabe. Kiedyś tu np. wrzucałem pastisz „Obalili halba„, który mnie rozbawił do łez, no ale on był perfekcyjny pod każdym względem – tekst, muzyka, wykonanie, wyczucie stylu… Trudno to samo powiedzieć o Koko. 🙄
To ja wam wytłumaczę, dlaczego koko. Otóż w oryginale jest to piosenka pt. „Kogut”, a tekst mówi o… chłopcu, co wysiedział kurczęta 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GG9fYoKWtqg
A co do samego głosowania, to jestem skłonna sądzić, że zadziałała zasada internetowego memu. A jaka jest zasada? Musi to być coś, co ma w sobie element fajności i obciachu, np. świetna polka Ewy zaśpiewana po fińsku, wesoła pioseneczka o Jożinie zaśpiewana z obciachowymi gestami czy operowy, a zarazem błahy Pan Trololo. Panie z Jarzębiny z Kocudzy (zespół znałam wcześniej z wykonywania np. lutowych pieśni pasyjnych i pogrzebowych, panie są w tym znakomite) zrobiły sobie żarcik, śpiewają fajnie (są w bardzo różnym wieku, także młode, ale w tych strojach nie widać), a piosenka jest jaka jest.
A że niepoważna? No to sami powiedzcie, czy nasz hymn jest poważny i namaszczony? 😉
Aha, Śląsk w tym refrenie nie śpiewa „koko”, ale słyszałam też inną ludową wersję, gdzie w refrenie jest „koko”.
Kilar dokonał instrumentacji (bardzo dowcipnej zresztą) piosenki ludowej z Zagłębia.
Chyba większy sens ma, żeby polscy kibice ryczeli piosenkę z Zagłębia niż kubańską „Guantanamerę” albo, co gorsza, „GO West” grupy Pet Shop Boys (w czym bym się zresztą nie zorientowała, gdyby mi swego czasu Dywanowicze nie podpowiedzieli):
http://www.youtube.com/watch?v=7NZ04BG7TfA
Ja się tu broń Boże nie chcę nadymać 😉 , bo sam wolę już ludowe jaja od bolesnej martyrologii. Ale coś mi tutaj nie pasuje. Może to, że kokokoko, nawet po wyjaśnieniu PK, nijak się w kontekście piłkarskim nie tłumaczy (no, chyba że naciągniemy do piłki ko-ko-kopanej)? A może to, że przy międzynarodowej imprezie oczekiwałbym czegoś, co będzie się mieścić nie tylko w krajowym poczuciu humoru (skoro ja nie bardzo wiedziałem, na czym wic polega, to co mówić o Niemcu czy Francuzie)?
A może po prostu nie bardzo umiem polubić to przekonanie, że fajność musi zawierać również element obciachu? 🙄
Jak juz wczesniej wspomnialam: mnie w tej Koko brakuje furmanki, kapliczki, kielbasy z pierogami i slowa „ku..a”. 🙄
A gnereanie zawsze sie denerwuje, jak polska wizytowka jest jakas przasnosc i bezdroza z wozem drabiniastym. Niby co mnie obchozi „co inni pomysla”, a jednak oczy same zaczynaja wznosic sie do nieba i chce sie krzyknac: ja nie mam z tym nic wspolnego!. 🙄
Lajza z Bobikiem i to jeszcze jaka!
Go West przy piłce kopanej ryczy się wszędzie, więc to jest widomy dowód, że dołączyliśmy do Europy. 😆
Helena mi moje wątpliwości najlepiej sformułowała – ja też nie cierpię, kiedy naszą wizytówką jest przaśność i bigosowość. Nie, żebym nie lubił bigosu, wręcz przeciwnie. Ale nie na każdym bankiecie bym go podał. 😉