Persona non grata
Tak dawno już nie byłem w kraju, że nawet mocne turbulencje, wywołujące u co wrażliwszych pasażerów niekontrolowane jęki, zdawały mi się współgrać z falami moich emocji. Nareszcie dotknę, powącham, poczuję własnymi zmysłami wszystkie cywilizacyjne zmiany, którym pod moją nieobecność uległa ukochana ojczyzna.
Wlatywałem spoza Unii, więc po odebraniu bagażu wygrzebałem z torby paszport i z radosnym podnieceniem rzuciłem się do punktu kontroli granicznej. Facet w szklanej budce ujął w dłonie mój dokument z miną nieco znudzoną, ale kiedy tylko zerknął na dane osobowe, wyraz twarzy zmienił mu się na… No właśnie, co to było? Niechęć, zmieszanie, zawstydzenie, uraza? Coś, czego – mimo niewątpliwej kulturowej bliskości – nie umiałem rozszyfrować.
– Pan Świecki? – zapytał, marszcząc okolice nosa i nieznacznie wydymając wargi.
– Zgadł pan – zażartowałem, po niewczasie przypominając sobie, że osoby urzędowe zwykle nie bywają w nadmiernie żartobliwym nastroju. Ale facet w budce na mój marny dowcip nawet nie zwrócił uwagi. Jego mina… Tak, już znalazłem odpowiednie określenie. Jego mina była frasobliwa.
– Niestety, obawiam się, że nie będzie pan mógł przekroczyć granicy Rzeczpospolitej Polskiej – powiedział szalenie oficjalnie, jakby zaznaczając, że on nie od siebie, tylko w imieniu urzędu.
Zdębiałem. Zdębiałem na tyle, że dopiero po bardzo długiej chwili wydobyłem z siebie bezradne – dlaczego?
Frasobliwość na obliczu pogranicznika zaczęła przeradzać się w zasępienie. Pokręcił się wzrokiem gdzieś ponad moją głową, westchnął, po czym zaryzykował coś w rodzaju nieporadnego wyjaśnienia:
– Nooo, wie pan… Nie trafił pan w odpowiedni czas. Obecnie świeckość nie jest u nas szczególnie pożądana.
– Ale ja zawsze dotąd wjeżdżałem bez problemu – zaprotestowałem rozpaczliwie. – I nikomu to nie przeszkadzało. A zresztą Świecki to bardzo stare nazwisko. Odkąd pamiętam Świeccy mieszkali na tej ziemi, a czasem nawet byli niezwykle zasłużeni…
– Pan mówi o przeszłości – przerwał mi sucho pogranicznik. – A ja o teraźniejszości i, że tak powiem, praktyce. Teoretycznie każdemu wolno być Świeckim, ale praktycznie, sam pan wie, różnie bywa. No i akurat jest. Co poradzę, że na pana padło?
– Ale to przecież absurdalne! – wykrzyknąłem, znowu niepomny starej zasady, że z osobami urzędowymi kłócić się nie warto. Jasne, to był błąd, bo twarz pogranicznika zastygła jak galareta ze świńskich kończyn.
– Raczej powiedziałbym, że to naturalne – wycedził, całym swym jestestwem dając do zrozumienia, że ten argument uważa za ostateczny i zamykający rozmowę. Ale ja jeszcze nie zamierzałem dać za wygraną.
– Niech pan pomyśli rozsądnie – zaproponowałem. – Czy taki gość jak ja może w czymkolwiek zaszkodzić Rzeczpospolitej? Przecież ona ma nawet przejście graniczne w Świecku i jakoś to nie zatrzęsło jej posadami.
– No właśnie! – warknął facet w budce, już wyraźnie zirytowany moim uporem. – Zachodnia granica to jest odpowiednie miejsce dla świeckości. I ani kroku dalej. Pan wybaczy, my mamy pewne pryncypia, nawet jeśli pan niezbyt zorientowany.
– No i co teraz? – spytałem jak kretyn, zupełnie wytrącony z równowagi takim obrotem sprawy.
Zobaczyłem, że facetowi ulżyło. Wypuścił powietrze całkiem już niefrasobliwie i odparł:
– A co ma być? Będzie jak było. No, chyba że w następnych wyborach przejdą inne pryncypia. Wtedy to ja pana wpuszczę bez problemu, bo z wyglądu to pan nawet sympatyczny. Tylko że, pan rozumie, każdy musi żyć, a o pracę teraz trudno.
Zrozumiałem. Zrezygnowany wyciągnąłem rękę po paszport. Urzędnik wręczył mi go z niemal bolesnym półuśmiechem, po czym niespodziewanie nachylił się i szepnął konfidencjonalnie:
– Panie, jakby to ode mnie zależało, ja bym już teraz pana wpuścił. Ale co pan chcesz, sąsiedzi patrzą. A jak patrzą, to ja nie mogę inaczej.
Zrozumiałem jeszcze bardziej. I zamaszystym kopniakiem odegnałem bezczelny, wydobywający się z okolic mojego brzucha głos, który usiłował twierdzić, że nie rozumie ni cholery.
Bardzo wszystkim dziękuję za wyrazy współczucia, chociaż to mojemu bratu raczej się one należą.
Odszedł po kilku tygodniach pobytu w hospicjum, dzięki któremu nie cierpiał i miał wspaniałą pod każdym względem opiekę.
Rok temu był wesołym, pozornie zdrowym 53-letnim człowiekiem.
To był trudny rok, ale przede wszystkim dla niego, ja (my) mogliśmy tylko towarzyszyć.
Opiekowałam się nim, jak był mały i pozostał dla mnie takim sporo młodszym bratem.
Dziękuję Wam serdecznie, chociaż czuję się zakłopotana, że wprowadzam zbyt osobiste wątki.
Każdy ma swoje problemy i niekoniecznie opowiada o nich wszystkim, dlatego przepraszam.
Na bezgrzybiu i homar grzyb!
Nasza zwykla ontaryjska poledwica wolowa jest znakomita na chateaubriandy i fillet mignony. Rozplywa sie w gebie jak maslo, a na dodatek maslem jest polana. Mamy swojego czlowieka (Syna) zaprzyjaznionego z rzeznikiem (Syn pcacuje w sklepie spozywczym) i przynosi zwykle (no, od czasu do czasu) cala poledwice wolowa, z ktorej wycinamy rzeczone steki, a z ogona robimy tatara.
Te przerosle tluszczem japonskie krowy Wagyu, do ktorych naleza Kobe nie sa niestety na maja watrobe. A moze stety, bo mnie nie kusi finansowo.
„Взнала, що внук голосував за „регіони”, переписала хату на кота”:
http://img.pravda.com.ua/images/doc/e/f/ef2a83b-2.jpg
Alez, nie klopocz sie wcale, Siodemeczko. Pamietam, ze twoj Brat okropnie chorowal!Bardzo ci wspolczuje z powodu jego smierci. Pocieszajace, ze mial bardzo dobra opieke w najtrudniejszym okresie.
Siódemeczko, my tu wszyscy osobiście… A że czasem osobiste wątki bywają i smutne – no cóż, c’est la vie. Tragiczne z komicznym się miesza, jak u Szekspira.
Ja też opłakiwałem swoich zmarłych na blogu, bo mam tu poczucie, że jestem wśród przyjaciół. A wśród przyjaciół naprawdę nie należy się usprawiedliwiać z tego, że nie zawsze da się radośnie merdać ogonem. Popłakać też czasem można i trzeba.
Siódemeczko, trzymaj się!
Przychodzimy, odchodzimy….
Hmm… переписала хату на кота? Mordko, myślę, że powinieneś ze swoją Starą poważnie porozmawiać. Jest precedens. 🙄
Och, Siodemeczko… Serdeczne wyrazy wspolczucia. Takie trudne lato…
A ja chcialam podrzucic wierszyk francuski ukochany przez moje dzieci, bo mi jakos do Bobika pasuje – jak sie wszystkie slodkosci przetlumaczy na potrawy miesne. Wiec podrzucam – troche na pocieche w takim razie:
L’oiseau du Colorado
Mange du miel et des gâteaux
Du chocolat et des mandarines
Des dragées des nougatines
Des framboises des roudoudous
De la glace et du caramel mou.
L’oiseau du Colorado
Boit du champagne et du sirop
Suc de fraise et lait d’autruche
Jus d’ananas glacé en cruche
Sang de pêche et navet
Whisky menthe et café.
L’oiseau du Colorado
Dans un grand lit fait dodo
Puis il s’envole dans les nuages
Pour regarder les images
Et jouer un bon moment
Avec la pluie et le beau temps.
(L’oiseau du Colorado – Robert Desnos)
Jasne, że wkleiłam linkę z uwagi na Mordkę.
Moja ukraińska przyjaciółka podrzuciła mi temat.
„Взнала, що внук голосував за “регіони”” uznano za określenie niecenzuralne i zaklejono je.
Wybieram się w październiku na Ukrainę.
Dzięki domniemanej hiszpańskiej krewnej Heleny funkcjonuje
nowe określenie. Jeżus.
Dobranoc Wszystkim.
Ja już nieraz słyszałam (bez obrazy) okrzyk „O, Jeżu kolczasty” 😈
Też dobranoc.
No to ja sobie na to z wczesnego szczenięctwa przypomniałem pytanie „o Jeżu, a czóż to za wojacy?” 😈
Wraca człowiek po pijaku a tu dom mu tąpnął.
Co do Gimenes – Ximenes, przypomniałem sobie ludzi z Zielonej Góry o nazwisku Xixeres. Z Hiszpanii po wojnie domowej do Zielonej Góry z przesiadką na Syberii.
Moniko, faktycznie, wierszyk na tyle do mnie pasował, że nie oparłem się chęci i ad hoc przełożyłem, na wszelki wypadek nie sprawdzając, czy nie ma innego, a nuż lepszego tłumaczenia. 😉 Ale w końcu nie chodzi o konkurencję, tylko o szpas i „jouer un bon moment”. 🙂
Dzikie ptaszki z Kolorado
jedzą miód i ciastka. Na do-
datek karmel słodki, gładki,
mandarynki, czekoladki,
z tym maliny idą w parze
oraz nugatowe draże.
Dzikie ptaszki z Kolorado
po szampanie czują radość,
są na strusie mleko łase,
na truskawki z ananasem,
na wytłoki z ryby krwawe,
whisky z miętą, tudzież kawę.
Dzikie ptaszki z Kolorado
w wielkim łóżku spać się kładą,
potem wznoszą się w obłoki,
żeby patrzeć na widoki,
łapać chwilę, moment zjadać,
czy jest słońce, czy deszcz pada.
Aaa… Znaczy w Czechach też mają jurty? 😈
Siodemeczko, ciesze sie, ze wrocilas. Bobik ma racje. My tu przychodzimy z calym dobrodziejstwem inwentarza. I inwentarz jest czasami ciezki, z uplywajacym czasem nieraz coraz ciezszy. A trwac i podnosic sie , i „znosic pociski zawistnego losu” jakos musimy.
Byloby okropne gdybysmy nie mogli sie tutaj dzielic swoimi lzami i swoim smutkiem 🙂 .
Stan posiadania juz dawno na Kota zostal zapusany. Bdzie oplywal w dostatki i luksusy gdy ja sie przeniose na lono Abrahama. Pod warunmkiem oczywoscie, ze wybuduje mi okazale mauzoleum. W przeciwnym wypadku moze sie pozegnac z dotychczasowym standardem zycia:
Le chat gentile du Colorado
Mange du canard et des escargots,
Boit du champagne et du mojito…etc.
Pieknie, naprawde pieknie.
Framboises des roudoudous! Tak jak Koziolek Rududu co na szeleczkach mial majtaski. I co tu mowic poezja potega jest i basta.
Moze nasze szczesliwe chwile to te miedzy pociskami losu.
Królik pociskiem trafił w sedno. Dokładnie tak.
Szczęśliwy kociak z Kolorado
w optymistyczne trąby zadął,
wpierniczał śledzie i tuńczyki,
wśród kotek obłęd budził dziki –
no dobra, a za czyją radą?*
* Good. Wśród doraców są bobiki. 🙄
Oj, zaczynają się schody. Nienawiść ganić – ok. Ale karać? A te odletnie hektolitry jadu antyżydowskiego, jak wyglądają na tym tle? Chodzi mi o ochronę dobrego imienia naszych żołnierzy. Nawiasem, nie zdawałem sobie sprawy, że jest tyle osób w Sieci protestujących przeciw naszej obecności w Afganistanie. No tak, gdy nie ma prasy, nie ma informacji, i nie ma jak poznać opinię publiczną.
szeleszcze w kuchni 🙂
herbata
Tereny Zielone S-Bahn przeglad pozycji
i WOLNE 😀
leniwe byczenie sie do konca niedzieli 🙂 😀
brykam fikam
mam watpliwosci czy pobyt polskich zolnierzy w Afganistanie
to jak powiedzial biskup polowy „misja pokojowa i stabilizacyjna” i jakie – dokladnie- misje to ” (…) przecież do tradycji polskiego oręża należy walka 'za wolność naszą i waszą” (podpowiem jedna, 1802/1803 Haiti)
to z linki andsola
„Na internetowych forach, nie przebierając w słowach, wyrażane są opinie pełne nienawiści o naszych żołnierzach, zwłaszcza o tych, którzy pełnią służbę na misjach pokojowych i stabilizacyjnych. W ten sposób piszą nieraz ci, którzy nie potrafią odróżnić pracy od służby. A przecież do tradycji polskiego oręża należy walka 'za wolność naszą i waszą'”
znikuje w Tereny 🙂 🙂
Przychodze z fatalna wiadomoscia, pszepanstwa.
Gazeta Wyborcza wlasciwie odciela juz bezplatny dostep do artykulow. Zaczelam lekture czterech czy pieciu po kolei, by po kilku zdaniach naciac sie na oferte rejestracji w systemie Piano, ktory bedzie przez miesiac bezplatny, ale potem trzeba bedzie placic.
🙁 🙁 🙁
Niestety. Gazety musza sie utrzymywac. Pogloski mowia, ze za pare misiecy papierowe wydanie GW zniknie zupelnie z rynku. 🙁
Dzień dobry 🙂
Czy została choć odrobina wczorajszej pasztetówki od Rysia? To chyba już ostatnia rzecz na świecie, która jest za friko. 😎
A serio – ja świetnie rozumiem, że gazety muszą się utrzymywać. Co więcej – nie wierzę w dobre, a darmowe dziennikarstwo. To sobie może jeden czy drugi hobbysta dla przyjemnościa uprawiać, ale nie da się w ten sposób robić gazety, zwłaszcza codziennej. I jestem szczerze gotów zabulić za dostęp do informacji (a że nie w papierze, to nawet z kilku względów lepiej). Tylko żeby mi tego bulenia nie utrudniano…
„Polityka” już od jakiegoś czasu ma płatne netowe wydanie. No to chciałem je zakupić, płacąc z paypala, bo nie posiadam polskiego konta. Maszyneria odmówiła mi, bez dania jakiejkolwiek racji. Napisałem do „P”, skąd – owszem, szybko i grzecznie – dostałem odpowiedź, że oni nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Ba, nawet w ramach nagrody pocieszenia dano mi miesięczny, darmowy „próbnik”. Wszystko cacy, ale miesiąc się skończył, a ja dalej nie wiem, jak mógłbym sensownie za dostęp do netowego wydania zapłacić. Bo przekaz z zagranicznego konta bywa czasem zwyczajnie za drogi – opłata manipulacyjna potrafi przewyższać przekazywaną sumę.
I teraz aż się boję spróbować z Pianem, bo jeśli tamtejszy system też zacznie mi robić fochy i nie będzie chciał ode mnie mojej podejrzanej, zagranicznej forsy, to mogę się całkiem zniechęcić do krajowej informacji, a to chyba nie byłoby dobrze. 🙄
Dzień dobry.
Zrezygnowałam kiedyś z kupna (za grosze) działki.
Powód: działka miała 5 metrów szerokości.
Chyba źle zrobiłam. 😀
Można nawet na tak wąskiej działce coś sensownego zbudować.
http://www.lidovky.cz/obrazem-pozemek-siroky-5-metru-japonsti-architekti-to-vyresili-bravurne-1qf-/ln-bydleni.asp?c=A120821_170543_ln-bydleni_ter
Mam niejasne podejrzenie, że ten japoński architekt na podłogę w pokoju (jest na zdjęciu z prawej tutaj, tylko nie chce się zlinkować bezpośrednio) dał sobie wędzonego pielgrzyma, czeskiego zresztą. 😆
A swoją drogą, jak to cudnie brzmi, kiedy sobie na głos przeczytać, zwłaszcza drugie zdanie: 😀
Vnitřní uličkou, ve které jsou schované úložné prostory, dojdete k otevřenému prostoru, ze kterého se točitým schodištěm dostanete do druhého obytného patra. Zde jsou logicky za sebou obývací prostor, kuchyně, koupelna a nakonec ložnice.
Mimo wszystko, http://wyborcza.biz/Gieldy/1,114507,12292064,Agora_zapowiada_kolejne_ciecia_kosztow.html jakoś trudno mi uwierzyć w zniknięcie z rynku papierowej Wyborczej, nie w przeciągu kilku miesięcy. Może za kilka lat. A za kilkanaście będziemy wypijać artykuły w porannej kawie, albo przyswajać je w trakcie snu.
Dzień dobry 🙂
A mnie papierowych trochę żal. Papierem można potrząsnąć, prasnąć, wetknąć (No zobacz, zobacz!), rozwlec po wszystkich kątach, ubić muchę, dużo można. Papier mam oswojony, w sieci jestem od niedawna i ona ciągle jeszcze nie całkiem moja 😉
Mnie czytane w języku czeskim teksty wprawiają w dobry nastrój. (Nie śmieszą mnie, broń Panie B.). Zaglądam w „lidovky” często.
Ago, wypijanie artykułów w porannej kawie?
Kawa wyborcza, polityczna, kawa gość niedzielny…
Tej ostatniej kawy nie dałabym rady pić. 😉
Gazety sa bardzo przydatne w czasie remontu, bo mozna je wzbijac pod sufit i drzec, mozna po nich sie slizgac, mozna sie pod nie wczolgac i wyskakiwac spod nich znienacka, mozna nawet na nie naszczac. Bardzo pozytecne sa papierowe gazety. 😈
Z całym szacunkiem dla japońskich architektów, kaszubscy architekci prawie 20 lat temu zmajstrowali coś takiego,
od literki A ze 2 cm w dół i w lewo
Mówili, że inspirują się angielskimi szeregowcami dla klas niezbyt wysokich, tam zdaje się standard był 10-12 stóp. Nie zachwycili mnie, ale cóż, prawa nie naruszyli. Deweloper jeszcze uprościł co się dało, nawierzchnie mają poślizg już kilku pięciolatek, ogólnie wyszła, że zacytuję moją ówczesną szefową, kupa z włosem. 😕
Kto akurat nie jest po posiłku, może się rozejrzeć ludzikiem.
Chyba nie do przebicia? Najwęższy dom świata:
„W wąziutkiej, 133-centymetrowej szczelinie pomiędzy budynkami Chłodna 22 i Żelazna 74 na Woli architekt Jakub Szczęsny i Fundacja Polskiej Sztuki Nowoczesnej budują Dom Etgara Kereta. Ma być gotowy już w październiku 2012”.
Wielki Wodzu , te domy w Gdyni wypasione jakieś w porównaniu z powyższym. 😀
Najwezszy dom w Nowym Jorku robi sie coraz drozszy, w miare dodawania marmurow, gadzetow, i upiekszania waskiego ogrodu (cos jak te jurty jutra)… 😉
http://ny.curbed.com/archives/2011/05/19/nycs_narrowest_house_returns_to_market_asking_43_million.php
Bobiku, sliczne tlumaczenie (juz nie zdazylam sie wczoraj odezwac). 🙂
A co do GW to pocieszam sie, ze sa inne zrodla informacji. Czesto czytam ich nie po to, zeby sie czegos dowiedziec (bo jest pare innych podstawowych zrodel), a zeby zobaczyc, jak oni to przedstawia, bo sa jednak opiniotworczy dla sporej czesci czytelnikow gazet (choc nie wszystkich). Jednym slowem, nie mam zamiaru rozpaczac, zwlaszcza w sobote. 😉 (Moze tez z czasem zorientuja sie, ze ulatwienie placenia z zagranicy, co dzisiaj nie powinno byc przeciez wielkim problemem, bedzie im finansowo na reke. Choc zadziwiajaca jest czasem sila inercji.)
A tu a propos tego, o czym kiedys wspomnial Krolik w zwiazku z problemami Research in Motion, ale w sumie dotyczy wlasciwie wszystkiego, co ma jakas strukture – zle nawyki szefow firm, ktore doprowadzaja w koncu do upadlosci. Kiedys Szekspir, na przyklad, pisywal o slabosciach krolow, i ich smutnych konsekwencjach dla krolestw, a teraz mozna poczytac o podobnych bledach w Forbes’ie. Tylko stylistycznie nadal zdecydowanie wole Szekspira. 😉
http://www.forbes.com/sites/ericjackson/2012/01/02/the-seven-habits-of-spectacularly-unsuccessful-executives/
Najwazniejsza, z naszego punktu widzenia, jest oczywiscie debowa podloga w tej waskiej kamienicy pod 75 i pol Bedford Str.. Wedzony pielgrzym wypisz wymaluj. Przyjrzyj sie Bobik i powiedz czy widzisz jakas roznice.
Chyba troszeczę jaśniejsza od pielgrzyma. Dokładnie pielgrzymia, bez żadnej różnicy, wydawała mi się ta japońska podłoga. 😉
Przeczytałem o złych nawykach CEOs i rozciągnąłbym to w ogóle na wszelkie dziedziny, które wiążą się z jakąkolwiek władzą. Czy np. politycy nie mają tendencji do uważania się za królów (państwo to ja), wiedzenia wszystkiego najlepiej, wygryzania tych, którzy ich nie popierają bez zastrzeżeń, niedoceniania przeszkód, stosowania „jedynie słusznych, sprawdzonych metod”, itd.? A dyrektorzy szkół, księża, prokuratorzy, etc.?
Nieraz obserowałem, jak nawet odrobina władzy robi z całkiem normalnych ludzi nadętych, sztywnych, paranoicznych besserwisserów. Dlatego nigdy w żadne dyrektory się nie pchałem, bo a nuż i psu by odbiło. 😉
Esencją dyrektorstwa jest istnienie klasy ludzi nazywanych po portugalsku puxa-saco (czyt. puszasako, gdzie puxar to ciągnąć, a saco to jak francuski sac – ach, ten film Bunuela, gdzie menel chwyta gołębie do worka, a widownia znająca francuski woła „co za worek”). Więc pierwszym krokiem do zostania Psem Dyrektorem, otworzenia Psiakademii Pod Batogiem (przemianowanej na Pies z Pasztetem) i otrzymaniem tytułu dr Bobika jest zgromadzenie ekipy PodWorkowców. A oni, piejąc dzień i noc to samo, przemiany w psychice dokonają szybko.
Mar- Jo /22:54/
Niestety w Szczecinie krótko 🙁 , przejazdem na Zjazd Łasuchów do Żabich Błot.
Siódemeczko, jeszcze ja pcham się niniejszym z serdecznymi uściskami. Straciłam swego czasu siostrę i doskonale Cię rozumiem. Dobrze, ze masz przyjaciół, z nimi łatwiej żyć i przeżyć te hamletowskie pociski, co to Helena pisała.
Dołączam się do Kolorado.
Raz słoń ponury w Kolorado
chciał w trąbę zadąć.
No i zadął.
Przechodzę na haiku.
Bobik biedny ma Bardzo Duzo podlogi do zadebienia, taki cieniutki dom to tania alternatywa Bobiku 😉
po przegladzie balkonowalem w sloncu sierpniowym, szelescilem i
komputerowalem i mysle ze „znikniecie” Wyborczej czy to
w papierze czy w sieci (za zadne slowo z sieciowej Wyborczej nie
zaplace) nie zmartwi mnie 🙂 obejde sie 😀
przyszlosc to chyba jednak nie papier i nternet (jaki uzywam)
tylko ikonki na komorkach, dokladnie do odbiorcy dopasowane
bywa
mt7, w uscisku moim jestes
Irku, uwazaj na siebie, Haneczka podeslala przed laty linke do zdjec z Zabich Blot, tam jedzenia GORY 🙂 🙂
dzisiaj szelescilem biuletynem Ksiegarzy Niemieckich
takie tam wazne informacje o ksiazkach, wydawnictwach,
ksiegarniach……..
w zeszlym roku sprzedano u frakcji ksiazek za 9,6 miliarda €
ukazalo sie 82.048 nowosci (+wznowienia 96.273)!!!!(beletrystyka 15.141)
przecietna cena beletrystyki 13,47€
E-Book to tylko 1% rynku
29% mezczyzn, 45% kobiet(!!!) czyta codziennie cos tam 😯
niestety polskich ksiazek malo 🙁 przetlumaczono tylko 43
pozycje w tym zaledwie 13 beletrystyki ❗ – bywa
u frakcji czytelnictwo ma sie 🙂 🙂 🙂
dla frakcji:
http://blog.therese.kosowski.net/2011/12/19/dann-steigt-ihr-als-rauch-in-die-luft-dann-habt-ihr-ein-grab-in-den-wolken-da-liegt-man-nicht-eng/#more-674
ciekawe
dla frakcji dalej:
Richard David Precht z nowym autorskim programem:
http://www.zdf.de/ZDF/zdfportal/programdata/3c6207e5-5373-4524-870d-7e7c80b6e84f/20039538
Irku, szkoda, że tylko przejazdem w Szczecinie.
Tereny, w które się wybierasz, są piękne. Tam w dzieciństwie spędzałam wakacje. 2-3 razy w roku jeżdżę na Pojezierze Drawskie nacieszyć oczy.
(Przy okazji odwiedzam krewnych). 😀
Neil Armstrong umarl. 82 lata.
A wraz z nim jakby kawalek wlasnej historii. To byla taka goraca i duszna noc w Nowym Jorku, 20 lipca 1969 r. Nie mielismy jeszcze klimatyzcaji. Nikt nie szedl spac. Siedzielismy z rodzicami przed telewoizorem , czarno- bialym, i nie mowilismy nic, bardzo swiadomi, ze uczestniczymy w Historii.
To bylo dziwne lato.Kilka dni po wyladowaniu na Ksiezycu – morderstwa w willi Polanskiego, w tym zamordowany moj kolega z Warszawy, Wojtek Frykowski, ktory usilowal mnie podrywac zaledwie dwa lata, moze poltora roku przedtem. Nic z tego podrywu nie wyszlo, bo bylam zajeta i nie zaintersowana, ale jego smierc przezylam. Ostatni raz widzialam go gdy bylismy w jedynej wowczas chinskiej restauracji w Warszawie, gdzie mu powiedzialam, skrecajac sie z niewygody, ze nie jestem zainteresowana. Byl troche zly na mnie, ale przyjal to dzielnie. 🙂
To wszystko jest przemieszane w mojej pamieci tego lata – ladowanie na Ksiezycu i te strasznie brutane morderstwa.
Ladowanie na Ksiezycu jest tak osobistym przezyciem jak morderstwa w willi Polanskiego.
Rysiu, a CZEGO, Twoim zdaniem, mają być góry na zjeździe ŁASUCHÓW???
No… będą jeszcze oceany napitków, to rzecz druga.
Wszystko najwyższej klasy światowej-zagrodowej.
Czy puxa-saco ma coś wspólnego z pukka-sahib? 😉
Oj, Doro, wręcz odwrotnie… to taki obrzydliwy lizus.
Służę tłumaczeniem piosenki o Puxa-Saco. Tłumaczył Gugiel osobiście, stąd specyficzny urok:
Wezmę
Miejsce do bani-
Co się ssać
T dobrze
T chce chalerar
Chcę pracować w
Czy nikt nie wychodzi
Pracujemy zarówno
I to, co chcesz
Kto idzie wyciągając torbę
Est jedzenia z łyżką
Nie obchodzi mnie to
Wzywam czajnika
Od cheleleu lub sycophant
Z pieniędzmi w Inii
do stopienia
Ja nawet nie chcę wiedzieć
Jeśli jestem toady
Pracujemy zarówno
I to, co chcesz
Kto idzie wyciągając torbę
Est jedzenia łyżeczką.
Doro droga, teraz na pewno wszystko już wiesz.
slonce wysoko 🙂
czas na niedzielne brykanko
przez Tereny do lodow 😀
brykam fikam
http://nameste.litglog.org/2012/08/murzyn/#comments
warto!
Dzień dobry 🙂
Konieczność użerania się z ekipą podworkowców jest kolejnym powodem, dla którego dyrektorzenie w ogóle mi się nie podoba. 🙄
A w końcu powiedzmy też szczerze – znacznie przyjemniej być satrapą. 😆
Heeleeenoooo! Jesteś tam? Musisz mi koniecznie wyjaśnić coś, czego nigdy jeszcze nie udało mi się zrozumieć. Na czym polegał fenomen popularności Frykowskiego w środowiskach intelektualno-artystycznych? Dość często się ta postać w różnych wspomnieniach pojawia, ale właściwie zawsze w takim kontekście, że był bogaty i „się kręcił”. To jednak popularności nie wyjaśnia, musiał mieć ten Frykowski coś jeszcze, czym sobie tych „elityków” ujmował. Intelektualista wielki raczej to nie był, o jego dokonaniach artystycznych też niczego nie wiadomo, do pięknych dziewczyn (które zawsze miały do Spatifu wejście) trudno go zaliczyć więc co? Wreszcie trafiłem na kogoś, kto może mi odpowiedzieć na to pytanie i nie popuszczę. 😎
Do podawanych przez Rysia statystyk czytelnictwa w Niemczech dorzucę jeszcze ciekawostkę z polskiego podwórka. Nie „ile się czyta”, bo wiadomo, że z tym jest tragicznie, ale kto czyta.
Pracownicy CBOS badali także zależności między czytelnictwem a poglądami politycznymi, sytuacja materialną czy udziałem w praktykach religijnych. Odkryli np., że z bibliotek korzystają najczęściej lewicowcy, studenci, osoby „niepraktykujące”, a w czasie urlopu najchętniej po książkę sięgają specjaliści z wyższym wykształceniem.
Jak widać, niepraktykujący lewacy są na czytanie wręcz skazani. 😈
Bry! A kuku też! I miała baba… placek. Jak se zrobi albo se kupi.
Kończę jeden raport, więc łamiąc zasadę ascezy i wstrzemięźliwości daję głos. Hau.
Mało tolerancyjnie jeno powiem, że kompletnie nie rozumiem jak można przez cały dzień książki nie tknąć…. 70% facetów, rozumiem, to ci „prawdziwi”, co nie czytają? Jak dobrze być nienormalnym 😉
Ja znalam Wojtka krotko. Tak sie zlozylo, ze jako jedyni uzytkownicy (byl zimowe ferie) siedzielismy w bobliotece PWST na Miodowej, kazdy zajety swoja praca – ja przygopowywalam sie do egzaminu w teatrze. No i jak nas wyrzucano w godzinie zamykania, zderzylismy sie w drzwiach i Wojtek powiedzial cos, ze „nalezy sie nam jakis posilek, a co najmniej kawa po paru godzinach wytezonj pracy”, dajac mi do zrozumienia, ze on mnie zaprsasza.
Powiedzialam, ze musze sie przebrac. Zawiozl mnie do domu taksowka i umowilismy sie, ze przyjedzie za godzine, co da mi mozliwosc sie odswiezyc, a jemu zabrac jaks „walizki od bylej zony”.
No i poszlismy na jakas kaczke na Starym Miescie, umowilismy sie nazajutrz, bylismy na jakims spacerze i na kawie, potem on zniknal na miesac chyba, a ja bylam zajeta probami, od rana do wieczora.
Odezwal sie po miesiacu albo jakos tak , zaprosil na kolacje, za co bylam ogromnie wdzieczna, bo troche wtedy glodowalam.
Dwa dni pozniej zadzwonil nieoczekiwanie i zaprosil do tego Szanghaju, gdzie dosiadalo sie do nas co chwila mase jakichs osobistosci, z ktorych znalam tylko jednego. W jakims momencie wszyscy sie rozeszli i Wojtek zaczal mi robic gorzkie wyrzuty, ze tak piekna przyjazn nie zostala dotad skonsumowana : roll: 🙄 🙄 . Wtedy powiedzialam wlasnie, ze kompletnie nie jestem zaiteresowana, bardzo mi przykro. Rozstalismy sie kulturalnie i nawet dosc serdecznie.
Co w nim takiego bylo?
Dla mnie absolutnie nic. 🙄
Ale byl pogodny, zabawny i wybieral przyjemne restauracje, gdzie odbywaly sie krotkie sceny wschodnioeuropejskiego certolenia sie 🙄 czy ja „place za siebie”. Niewinne czasy!
Nawet nie wiedzialam ze jest bardzo bogaty. Myslalam raczej, ze stac go na zaproszenie panienki na kolacje i tyle. 🙄
So, bardzo sorry, Bobiku, ze nie stanelam na wysokosci zadania. Mialabym co opowiadac do konca zycia. A tak? Jakies skrajne frajerstwo i pensjonarskosc.
Niech mu ziemia lekka bedzie.
Moze powinnam dodac dla mlodszych pokolen, ze „zainteresowanie” w latach mojej mlodosci znaczylo cos innego niz dzis. Albo mnie sie tak wydawalo. Jednym slowem „zainteresowanie” pociagalo za soba takie jakies frajerskie instytucje jak commitment, „chodzenie ze soba”, te rzeczy. 😳
No i ja nie bylam gotowa, zajeta uczuciowo gdzie indziej. 🙄
No to rzeczywiście, dalej nie będę rozumiał, w co z tym Frykowskim było grane. 🙁 Bo oczywiście nawet nie śmiałbym pomyśleć, że elicie imponowały głównie jego możliwości… hmm… zapraszania panienek na kolację. 🙄
Pewnie bym sie wtedy i tak nie poznala… 😆 Moje zainteresowania krecily sie wokol teatru, jakichs przemadrzalych ksiazek etc.
Tadeuszu, a jak Prawdziwy Mężczyzna może czytać, walcząc równocześnie z niedźwiedziem, wybijając nieprzyjaciela do nogi lub wyciągając konsekwencje z przesolonej zupy? Toż to wszystko zajęcia w ruchu, więc z czytaniem nie dają się pogodzić, bo litery by za bardzo skakały, a Prawdziwemu Mężczyźnie nikt nie podskoczy. 🙄
Co do ascezy – zawsze byłem przeciwko i jestem nadal. 😎 Asceza nie daje się z kolei pogodzić z żywiołowym umiłowaniem pasztetówki.
Tadeusz ma bardzo wyśrubowaną nienormę – mnie się zdarza i przez 3 dni nie tknąć ni książki, ni gazety.
Heleno, to nie jest tak, że jak nie ma konsumpcji, to nie ma opowieści – no przecież gołym okiem widać, że nie jest. 😉
W związku z kocim dyżurem mam chwilowo dostęp do telewizora. To, niestety, oznacza nie tylko Rudego, ale i reklamy. Podczas jednego z poprzednich dyżurów, w szok wprawiła mnie reklama bardzo podobna do tej http://www.youtube.com/watch?v=i0NzpIDleeM Tym razem do największej irytacji doprowadza mnie reklama, w której nauczycielka pyta dzieci, co powinien prawdziwy mężczyzna i z aprobatą słucha odpowiedzi o domu, drzewie i synu (a potem ktoś dopowiada, że powinien też dbać o zdrowie).
Poczytałam trochę, o kim plotkujemy. http://kobieta.wp.pl/kat,48754,title,Saga-rodu-Frykowskich,vid,8924649,wideo.html?ticaid=1f0e5
http://niniwa2.cba.pl/bikont_frykowski.htm
Właśnie przed chwilą też wyguglałem tekt Anny Bikont i doszedłem do wniosku, że subtelnym artystom najbardziej imponowało to, że Frykowski w mordę potrafił dać. 😯
Reklamy to z jednej strony zaraza, a z drugiej, kiedy oglądam program całkiem bezreklamowy, odczuwam chwilami lekką irytację, że nie ma kiedy herbaty zrobić albo przepierki. 😉 Faktycznie, trudno mi dogodzić. 😳
Swoją drogą bardzo to właściwie ciekawe, dlaczego w dość powszechnym odczuciu książka tak nie przystaje do wizerunku prawdziwego mężczyzny. Przecież przez wieki księgi, nauka, to była domena mężczyzn, gdzie kobiet programowo nie dopuszczano. Owszem, baby mogły sobie czytać romanse, ale raczej ich nie portretowano zatopionych w księgach czy na tle biblioteki. Szacowne określenie „uczony mąż” od razu wywołuje obraz kogoś otoczonego papierami i tomami. No więc skąd u wielu współczesnych prawdziwych mężczyzn taka pogarda dla czytania, a czasem nawet wręcz duma z tego, że się niczego nie czyta? 😯
Nie, nie jestem w stanie tego czytac.
Morderstwo Bartka pamietam bardzo dobrze. Byla u mnie w Londynie Kuma i zadzwonil do niej bodaj Witek Leszczynski i powiedzial, ze dzis noca zamordoano Bartka i ze stalo sie to w willi Wajdy i ze wszystko wskazuje na jego corke. Nazajutrz w pracy starannie przeczesywalam doniesienia agencyjne aby cos na ten temat znalezc. Ani slowa. Przez wiele miesiecy ani sloweczka nigdzie. Az wreszcie po wielu miesiacach – jest! Cala dluga depesza PAP wyliczajaca liczne poszlaki wskazujace na to, ze corka Wajdy przez kilka godzin po smierci BF szorowala podloge w pokoju gdzie sie to stalo.
Depesza pojawila sie tego samego dnia co w GW wielkie wyniesione na wszystkie szpalty doniesienie, ze Hollywood postanowil przyznac oskara za Life Achivement polskiemu rezyserowi.
Chcialam wydrukowac depesze PAP, aby po powrocie do domu ja przeczytac Kumie w Polsce.
I ona nagle, depesza, na moich oczach zniknela! Rozplynela sie w powietrzu jakby jej nigdy nie bylo. Zastanawialam sie nawet przez chwile czy mi sie to nie przysnilo. Czytalam ja w takim pospiechu, ze niektore szczegoly kompletnie mi umknely. Na szczescie widzial ja inny moj kolega redakcyjny, ktory sie ta sprawa bardzo interesowal.
Nie wiem jak sie zakonczylo „niezalezne” dochodzenie w sprawie bardzo krwawej smierci Bartka Frykowskiego.
Dzień dobry 🙂
Nie lubię oglądać z czkawką, zwłaszcza gdy mocno wciąga.
Może on dawał w mordę hucznie i efektownie 😉
Samo szorowanie podłogi jest za słabą poszlaką, żeby kogoś oskarżyć o morderstwo. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że plama krwi w domu budzi po prostu okropne przerażenie i ktoś może próbować przez jej usunięcie symbolicznie wymazać tragedię. Znany jest też mechanizm samouspokajania się przez jakąś prostą, fizyczną czynność.
A poza tym oskarżanie na podstawie medialnych doniesień jest w ogóle bardzo ryzykowne. Media najczęściej relacjonują tylko to, co sensacyjnie brzmi i „pasuje do obrazka”. A jak się wejrzy w akta, to dopiero widać, że kij miał niejeden koniec. 🙄
Z końcówki tekstu Bikont wynikałoby, że sprawę BF uznano w końcu za samobójstwo.
Szorowanie godzinami krwi zanim sie zawola pogotowie czy policje, szorowanie takze noza jest – dziwne. Jest wyraznym zacieraniem sladow i jest karalne.
Dziwne tez bylo kompletne milczenie mediow. Jakby sie nic nie stalo. Ani najmniejszej notatki. W koncu chodzilo o nazwisko kojarzace sie w jednym z najbrutalnioeszych zbiorowych morderstw XX wieku.
Jak to, ani najmniejszej notatki? 😯 W polskich mediach widziałem notatek od groma. Stąd zresztą w ogóle pamiętam tę sprawę.
Zacieranie śladów oczywiście nie jest w porządku, ale nie jest jeszcze mocnym dowodem na to, że ktoś dokonał morderstwa. Można zacierać ślady nawet z irracjonalnego strachu, że się będzie „wplątanym”, albo z czystej głupoty. Skoro były wątpliwości, to należało je – zgodnie ze starą zasadą – interpretować na korzyść podejrzanej. Nawet jeśli „serce” komuś mówiło, że była winna.
Żyję w równoległej rzeczywistości, czy co? W każdym razie w tej mojej rzeczywistości media nie donosiły o niczym innym, aż do porzygania. Nic mnie to nie obchodziło, więc nie pamiętam dat, nazwisk i rzekomych faktów, tylko ogólny niesmak, że otworzę lodówkę i wyskoczy Wajdówna z zakrwawionym nożem. 😎
Widziales je, Bobiku, bardzo dlugo PO wydarzeniu, przez wiele miesiecy nie bylo NIC! Ja te sprawe sledzilam od pierwszego dnia. I wiem, ze bylo wielomiesieczne milczenie. Podobnie moj kolega z pracy, ktory wiedzial o tym cos ze srodowiskowych plotek, a nie z doniesien w mediaich.
No właśnie, ja też to w ten sposób pamiętam jak WW. I pamiętam też, że już wówczas uznałem za niemożliwe wyrobienie sobie jakiegokolwiek sensownego własnego zdania na postawie tych doniesień.
Miałam jak Wielki Wódz i omijałam szerokim łukiem.
Czytanie z czkawką jest jeszcze trudniejsze. Przychodzą i przychodzą, a człowiek musi się ciągle odrywać 🙄
Gdybys czytal te PAPowska depesze, Bobiku, ktora byla napisana bardzo spokojnym i wywazonym tonem, skupiala sie na fakatch, autor/ka mial wglad w dokumenty policyjne i obficie je cytowal, to moze mialbys inne wyobrazenie. Bardzo profesjonalnie przygotowany material agencyjny. Minelo wtedy 9 moze 11 miesiecy od zdarzenia. Depesza byla w „systemie”, na ekranie monitora nie dluzej niz godzine, zanim zniknela bez sladu.
PAP ma (mial?) taki zwyczaj, ze jak wycofuje jakis material, to zaznacza to w systemie -uwaga, uwaga, wycofujemy, zeby poprawic, dajemy nowa wersje tego samego, prosimy nie uzyac bo costam, costam. etc. Tym razem jednak nie zostalo po depeszy najmniejszego sladu. Sledzilam jeszcze system przez kilka nasteonych dni. Nic. Ale sprawa zaczela wowczas przeciekac do mediow.
Heleno, ja już oczywiście nie pamiętam, czy doniesienia pojawiły się natychmiast po zdarzeniu, czy nieco później, ale – co najwyżej nieco. W lipcu, czyli jakiś miesiąc po, „Polityka” zamieściła artykuł na ten temat („Nie wszystko na sprzedaż”), również artykuł Anny Bikont jest z 31 lipca 1999. Już na podstawie tych dwóch tekstów nie da się powiedzieć, że przez wiele miesięcy nic, a nawet NIC. A ja przecież nie prowadziłem teraz żadnego dogłębnego researchu, tylko wziąłem, co mi na szybkiego w łapę wpadło. 😉
Owszem, nie jest nieprawdopodobne podejrzenie, że rodzice Wajdówny użyli swoich koneksji w mediach i poprosili o wyciszenie sprawy, co zresztą się udało tylko do czasu. Ale nawet jeśli tak było, to ja się im, prawdę mówiąc, szczególnie nie dziwię. Gdybym miał takie możliwości i chodziłoby o mojego potomka, też bym może tak zrobił. Nie ma natomiast żadnych dowodów, że próbowali naciskać na wymiar sprawiedliwości, a dopiero to byłoby naprawdę karygodne.
Za to, że lokalni policjanci i prokuratorzy chyba sami dali się dosyć ogłupić magią nazwiska i prowadzli dochodzenie jak patałachy, trudno w końcu winić Wajdę czy jego córkę.
Naciski musialy isc ze znacznie wyzszej strony niz Wajdowie. Sami nie mieliby narzedzi aby wyciszyc cala sprawe. Nie badz dziec… szczeniakiem, Bobik.
Dodam jeszcze, ze morderstwo (bo wierze w morderstwo) nastapilo w domu w ktorym urodzil sie i spedzil dziecinstwo CK Norwid. Teraz dom nalezy do Wajdow.Kiedys jako siedemnastolatka zwiedzalam (z wlasnej potrzeby) te wies i podeszlam do wysokiego plotu spoza ktorego mozna bylo zobaczyc troche tego pietrowego dworka. Na ganeczek wyszla Pani Hrabina, zobaczyla mnie i poszczula dwoma duzymi psami, glosno ujadajacymi. Ucieklam i bylo mi tak przykro, ze sie troche poplakalam.
Za kare Pani Hrabina jest teraz (miau, miau) tlusta -albo byla gdy ostatni raz widzialam ja w tv.
No dobra niech będzie, użyli koneksji nie tylko w mediach, ale i wyżej. Niemniej jednak już wkrótce o sprawie zaczęto pisać, więc koneksje jednak okazały się mało skuteczne.
A to, w co ja wierzę (dla mnie równie dobrze mogło być morderstwo, jak samobójstwo) jest w sensie prawnym mało istotne. Ważne jest to, czy prokuratura miała wystarczający materiał do sformułowania oskarżenia. Ponieważ, jak już wspomniałem, nie znam prokuratorskich akt w tej sprawie, nie będę gdybać na podstawie gdybania mediów. 😉
Oczywiscie, ze nie ma znaczenia w co kto wierzy, ale ogromne spoleczne znaczenie ma to ze dochodzenie bylo malo wiarygodne dla przecietnie rozgarnietego obywatela. A nawet zupelnie niewiarygodne.
Zmieniając temat: czy ma ktoś dobry pomysł, co zrobić z kurczaczej piersi? Cosik mi dziś inwencja siadła i nic ciekawego mi do łba nie przychodzi. 😳
Kotlety po kijowsku. Nie ma lepszego przepisu na nudna kurczacza piers.
Znaczy, dewolaje? Ale ja nie lubię panierowanego. 🙁
Posiekac piers w drobna kostke, ugotowac krotko z posiekanymi warzywami (rosolowymi), dodac lane kluski, troche startego parmezanu i duzo ziel. pietruszki. Podac jako pyszna zupke do grzanek z pszennej bulki natartych czosnkiem i rozklapcianym super dojrzalym pomidorem.
http://gotovim-doma.ru/view.php?r=136-recept-Kotlety-po-kievski
Ja tez nie przepadam za panierowanym, ale ten kijowski dosc dekadencki:
inne opcje, grillowo-szaszlykowe:
https://www.google.ca/search?q=chicken+skewers&hl=en&rls=com.microsoft:en-us&prmd=imvnse&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=4Ts6UPGhGqaS6wGSzYGAAw&ved=0CAoQ_AUoAQ&biw=1680&bih=904
Przypomnialo mis jak mi kolezanka podala we wloszch scallopini z kurczaczej piersi, doprawione tylko sola, pieprzem, sokiem z cytryny i maslem. Byly pyszne!
Te bledy do chyba z glodu.
No i co tu począć? Panierowanego nie lubię nie tylko ja, ale i reszta rodziny. Zupy z pewnością Młody nie uzna za prawidłowy niedzielny obiad. 😉 Szaszłyki lubię, ale patyczki mi akurat wyszły. Proste scaloppini już nam się znudziły.
Może jakieś ragout z wyrafinowanym sosem?
A moze jakis kurczak w sherry, marsali, albo czyms podobnym, Bobiku? Lekko obrumienic na szybkim ogniu, a potem niech sie samo dusi w winie, az sie zredukuje, a na koncu dodac troche – nie za duzo, zeby nie bylo za kremowe i bezsmakowe – creme fraiche albo nawet i smietanki. Ja lubie dodac odrobinke estragonu (najlepiej swiezego) do duszenia. Jest to bardzo malo pracochlonny przepis, tylko trzeba miec sherry albo marsale, chociaz dobre tez jest z porto… 😉
Poza tym zylam chyba na bezludnej wyspie, bo jakos w ogole przeoczylam wszystkie detale dotyczace wspomnianej wyzej sprawy kryminalnej (tych zreszta jest tak wiele na codzien, ze trudno wszystkie sledzic), jak i sprawy dotyczacej zachowania mediow i prokuratury (co juz interesuje mniej bardziej, bo ale nie w niedzielny pogodny poranek).
A dzisiaj podsluchane przy niedzielnym sniadaniu, gdy radio w tle donosilo jednoczesnie o konwencji Republikanow na Florydzie i zagrozeniu huraganem tamze: „A moze jednak nie powinni odwolywac tej konferencji…” 😉
Heleno, mam nadzieje, ze u Mamy wszystki okna szczelnie pozamykane, i w domu swieczki i zapalki.
Właśnie przed chwilą – pewnie z braku sherry 😉 – sam z siebie zdecydowałem się na uduszenie ptaka w białym winie i creme fraiche. Na razie wrzuciłem go w kawałkach do marynaty z wina, soku cytrynowego, soli, miodu, pieprzu, tymianku cytrynowego i oczywiście czosnku, bo kurczak bez czosnku to jak fryzjer bez wąsów. Teraz zrobię redukcję z wina, szalotek i śmietanki, a potem wystarczy do tak powstałego sosu wrzucić odleżanego w marynacie i obsmażonego kurczaka. Którego zresztą niewiele już zostało, bo przy krojeniu go asystowała Pręgowana. 😉
Czy Mordka może mi wyjaśnić, skąd koty, przebywające akurat z wizytą na sąsiedniej posesji, wiedzą, że zaraz we własnym domu będzie obrabiane mięso i zjawiają się na kilka sekund przed rozpoczęciem tejże obróbki skrawaniem? 😯
E, to widze, ze telepatia miedzykontynentalna dziala, skoro poszedles tropem winnym, Bobiku. 😉 O szalotkach nie smialam wspominac, choc sama staram sie je zawsze miec w domu, bo dodaja prwne je ne sais quoi do bardzo prostych przepisow (to samo – creme fraiche!). Podobnie mam z sherry, choc nie tylko do przepisow idzie (to w eamach full disclosure, choc osobiscie wierze w tej dziedzinie w zasade „never complain, never explain” – ktora Mordka, jako angielski monarchista, i znawca angielskich mores zapewne od razu rozpozna). 😉
Moniko, dom jest przygotowany na tropikalna burze, ktora tymczasem jest gdzies tam w Key West i jeszcze nie doszla do Zachodniego Palm Beach. Mama u siebie przechowuje takze Adoratora (pinkwolonego, if you ask me), ktory musialby inaczej czekac na burze na swoim 10 pietrze, gdzie jest zawsze mniej bezpiecznie.
Audrey przygotowuje obiad i mowi do mnie : Hush, hush…
Swieczki sa, zapalki sa, rolety przeciwsztormowe w pogotowiu, meble i donice z balkonu zabrane, it is mojito time.
O, dobrze, ze sa przygotowane, Heleno. A Adorator pewnie troche rozproszy nude oczekiwania na zachowanie zywiolow – juz niezaleznie od jego osobistych wad czy zalet. No i mojito troche wyrowna nierownosci na drodze…
Sos wyszedł taki, że łapy lizać. Dobrze jednak czasem pójść za głosem serca. 😀
A niech to… Bazę do mojito mam w lodówce, ale nawet mi się po nią nie chce sięgnąć, bo za oknem zimny luj. 🙁 Pogoda raczej na herbatę z prądem niż mojito. 🙄
A to w takim razie mozna pojsc za glosem rozsadku, Bobiku, i zdecydowac sie na herbate z pradem (ktora tez nie jest zla, i mnie sie na przyklad magadalenkowo kojarzy z zapachem czeskich czy austriackich kawiarni zima), albo wyobrazic sobie, ze deszcz wcale nie pada, ze wcale nie jest zimno, i ze sie jest w zupelnie innym miejscu i klimacie – do ktorych wlasnie pasuje mojito. 😉
A co Bobiku podales do kurczka… ryz, kluski, kopytka, fingerling potatoes, kuskus… Wciaz mnie w zoladku sciska…
„Syrena” Czechowa, Kroliku. „Juz przez pana drugi arkusz psuje…” 😉
Kurczak z sosem był podany na grzankach, bo akurat miałem dużo suchawych bułek do wykorzystania. I marchewka z groszkiem do tego. Pyszne było. 🙂
Elegia kuchenna
Miej serce i patrzaj w serce – kurczak piersią kusi;
Bobika tylko pierś cieszy i w winie go dusi.
prozaicznie
herbata 🙂
szeleszcze
Tereny Zielone S-Bahn przeglad pozycji
brykam
🙂 😀
brykam fikam
Dzień dobry 🙂
Lać przestało, więc rannym słonkiem wzleciałem skowronkiem, przejrzałem prasę i – nabawiłem się ostrego popękania zajadów. Najpierw od wiadomości, że PiS zainwestował w Gazetę Polską Codziennie, ale oczywiście, broń Panie B., nie będzie się do niej wtrącał ni dudu. 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,12368162,PiS_inwestuje_w__Gazete_Polska_Codziennie___Sakiewicz_.html
A potem jeszcze od ujawnienia przez Hofmana (nareszcie! cała Polska tyle lat na to czekała!) kto jest winien upadku IV RP: 😈 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,12368246,Hofman__Zaproponujemy_Polakom_IV_RP_pomniejszona_o.html
No i jak ja mam pisać jakieś śmieszne kawałki, skoro politycy i tak zawsze wymyślą śmieszniejsze? 👿
W slowach Hofmana jest wiele prawdy, kiedy sugeruje on, ze do zawalenia sie projektu IV RP w znaczacym stopniu przyczynil sie Ziobro, najbardziej w gruncie rzeczy szkodliwy i kompromitujacy minister w rzadzie Kaczynskich (wcale nie Lepper ani Giertych, moim zdaniem, wobec ambicji tego niedouczonego palanta). Ziobrowe przemozne parcie na szklo, nieudolnosc polityczna – sprawa kardiologa, Blidy, prowokacji wobec Sawockiej, jego poczucie, ze jest ponad prawem (sprawa sluzbowego laptopa, ktory usiloal zniszczyc pod kolami samochodu), reczne sterpwanie zawartoscia publicznej telwizji poprzez swa startegicznie umieszczona kochanke – to wszystko zdrowo przyczynilo sie do tego, ze caly projekt IV PR stal sie czyms wrecz humorystycznym w odczuciach wielu ludzi.
Tyle, ze wycofywac sie z Ziobry jest dzis troche rychlo po niewczasie .
Ależ gdyby Ziobro nie wypełniał zlecenia Prezesa, albo działał wbrew jego woli, bardzo szybko przestałby „szkodzić IV RP”. Wiadomo, że mam o Ziobrze jak najgorsze zdanie, ale zwalać teraz na niego porażkę za autorski projekt JK, w którym Ziobro był usłużnym wykonawcą, to już naprawdę nadmiar śmieszności.
Gdyby Prezes uznał, że Ziobro źle, czy też niezgodnie z założeniami, wypełnia swoje obowiązki, wywaliłby go bez cienia litości. Ale on właśnie takiego „szeryfa” potrzebował i takiego posłał na pierwszą linię. Inaczej mówiąc, to Kaczyński stworzył Ziobrę, a nie a odwrót. Dlatego mi teraz zajady pękają, jak Hofman usiłuje kota ogonem wykręcić.
czytam-lewakuje 😉
i to swietnie tak 😀
Bobikowy deszcz dociera do B. Tereny Zielone cieszy, brykaczy
w kaloszy kieruje
jezeli prawda sa slowa Heleny o domniemanym „zaciemnianiu” i „ukrecaniu” sprawy Frykowskiego mlodego w krajowych mediach w 1999r!!!, to jest smutny obraz demokracji.
jak to mowia lewacy: „Moj Ziobro swiadczy o mnie”
lub „Tak wysoko skacze moj Ziobro jak pozwolenie moje
🙄
klik na Bobika linke, czytam ze calosc w „Uwarzam Rze”, klik, ladna strona, kolorowa, zachecajaca, czytam, Michnik szlaja po sadach poetow i redaktorow, klik, kilka zdan, calosc za pieniadze, dziekuje, nie bede czytac, a moze zostalbym po przeczytaniu stalym czytelnikiem „Uwarzam Rze”, ja lewak, przegapiona szansa
🙂
Ja też chciałem w „Uważam Rze” przeczytać całość, ale niedwuznaczna propozycja finansowa zaraz mnie od tego pomysłu odwiodła. 😈
Tak mnie ten Hofman dziś rozbawił, że postanowiłem zrelacjonować własnymi słowami jego opowieść w nowym wpisie. 😉 Który zresztą tak czy owak już się należał. 🙂