Nota biograficzna
Spisek począł się całkiem niewinnie. Był malutkim, słodkim embrionem, wzbudzającym rozczulenie krewnych i cmokania licznych przypadkowo natykających się na niego nieznajomych. Dzieciństwo spędził spokojnie i szczęśliwie, dobrze odżywiany i cieszący się bezwarunkową miłością zapatrzonych w niego rodziców. Z biegiem czasu zaczął jednak ujawniać coraz bardziej niepokojące cechy, jak krnąbrność, upór i absolutne lekceważenie odmiennych opinii. Nie słuchał starszych, zadawał się z kim chciał, obracał się w towarzystwie masonów, cyklistów, różowych hien i podejrzanych typów z Banku Światowego, ale w porywach nie pogardził nawet Sierotką Marysią czy diabłem Rokitą, jeżeli tylko pasowało mu to do koncepcji (bo o antykoncepcji w strzegącym tradycyjnych wartości domu Spisku nie mogło być oczywiście mowy). Wprawdzie nie było to wszystko nawet w części tak okropne jak to, co działo się z jego liberalnie wychowywanymi kolegami, niemniej jednak wzbudzało u dobrze mu życzących namiętną, choć nie zawsze skuteczną chęć skierowania go na właściwe tory.
Rodzice, którym Spisek nadal przesłaniał cały świat, nie chcieli przyjąć do wiadomości, że z ich dziecięciem mogłoby coś być nie w porządku, Niestety, ich wiedza psychologiczna była nikła, poprzestawali więc na stałym dokarmianiu latorośli, żeby rosła w siłę i przerosła nawet ludzkie wyobrażenie.
Latorośl była jednak coraz bardziej samodzielna i sprawiała coraz więcej kłopotów. Cóż wiadomo, małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci… itd. Najgorsze, że Spisek nie chciał się uczyć ani myśleć o przyszłości, tylko oddał się całkowicie dyskredytowaniu. Rodzice zapewniali wprawdzie wszystkich, że jest to znacznie lepsze zajęcie od kredytowania, które prowadzi wprost do kryzysów finansowych i innych straszliwych skutków ubocznych, ale bliższe, a zwłaszcza dalsze otoczenie w głębi ducha zaczęło się niepokoić rozwojem sytuacji. Było jednak już za późno. Wytrwale dokarmiany Spisek wyrósł na dużego, silnego młodzieńca i nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać, podejrzewając, że dmuchawka mogłaby być zatruta kurarą przez Indian Bororo, mających pokrętne i niewyjaśnione związki z producentami Levysów oraz strusi. Żeby uchronić się przed możliwością wpuszczenia miazmatu w kaszę, Spisek spisał krótką, ale wyczerpującą listę potencjalnie zagrażających wiadomych kręgów i postanowił się jej trzymać. W przyszłości pozwoliło mu to uniknąć m.in. opanowania przez lobby żydowskie, przekonania przez jajogłowych, zniszczenia przez elementy antynarodowe oraz zdemoralizowania przez zadające głupie pytania czynniki wewnętrzne.
Myliłby się każdy, kto sądziłby, że burzliwe młodzieńcze przejścia zaszkodziły późniejszej karierze Spisku. Pomińmy dokładny opis jego ścieżki edukacyjnej, bowiem zawsze wychodził on z założenia „nie matura, lecz chęć szczera”. Zajmijmy się jego największym osiągnięciem, czyli stworzeniem teorii, która łącząc najwyższą prostotę z niebywałym wyrafinowaniem potrafiła skutecznie osadzić się w niezliczonej liczbie głów i pozostać tam na stałe. Teoria ta, umiejętnie nie wyjaśniając niczego, wiązała w ciąg przyczynowo-skutkowy całkowicie niezwiązane ze sobą elementy, dając tym samym nowy, stabilny i nieskomplikowany obraz świata. Niewątpliwą zasługą Spisku było rozprawienie się z czystą logiką i uciążliwą presją rzeczywistości. Dzięki temu wynalazkowi miliony ludzi przestały borykać się z wątpliwościami, dzielić włos na czworo i błądzić po manowcach samodzielnego myślenia. W chłopskich chatach, na salonach władzy, w zaciszu instytutów badawczych zapanowało błogie zadowolenie i pewność raz przyjętych założeń. Triumfalny pochód Spisku przez świat, raz rozpoczęty, wydaje się do dziś nie mieć końca.
Biografia Spisku nie jest jednak pozbawiona momentów bolesnych, a niezasłużonych. Nie należy ukrywać, że z biegiem czasu Spisek popadł w coś w rodzaju schizofrenii. Zataczając coraz szersze kręgi, ulegał równocześnie coraz większej izolacji. Częściowo znowu winni temu byli jego pełni dobrej woli rodzice, którzy w źle pojętym interesie potomka i spadkobiercy wartości dostarczali mu każdej żądanej ilości materiałów izolacyjnych, ale w dużej mierze odpowiedzialność spoczywała też na krewnych i znajomych, starających się przecierać Spiskowi drogi, tudzież dbać o jego image w możliwie zróżnicowanych warstwach społecznych i intelektualnych. Nic dziwnego, że niezrównoważenie psychiczne Spisku stopniowo pogłębiało się i byłoby może doprowadziło do katastrofy, gdyby…
Gdyby Spisek nie nauczył się spadać na cztery łapy. I to jest jego największe osiągnięcie, a zarazem podsumowanie, ukoronowanie i dalsza prognoza jego biografii. Niezatapialny. Wiecznie żywy. Nigdy nie zagaśnie.
Czy można się więc dziwić, że jest niezmiennie kochany, poważany, przytaczany w dyskusjach i opracowaniach naukowych, czczony jak bohater i traktowany jako ekspert od każdej niemal sprawy? Zasłużył sobie na to swoim trudnym, burzliwym, nie przez wszystkich docenianym, na pozór niezrównoważonym, ale w istocie pełnym tajemniczej konsekwencji życiem.
Ja Cię wcale nie kokietuję Bobiku, ani zeena.Uważam,ze takie małe półśrodki też są dobre,żeby mieć utwory miłych osób.
I może Wam to nawet kiedyś zademonstruję piccasą.
Nabrałam właśnie chęci do powrotu do moich starych obyczajów, dzięki temu,że nie muszę się już rehabilitować !!
Nabieram prędkości!!
Nawet sobie nie wyobrażasz, radości Emi, kiedy poszła ze mną na ten niebyt długi spacer!!Narazie nie do lasu,bo tam gmatwanina gałęzi i gdzieniegdzie śnieg, ale odwiedziłyśmy (z przeproszeniem) kaczki i okoliczne krzaczki.
Idę zaraz spać, a wszystkim dziękuje za dyskusję!
Niunia!! 😡 czy mam za Ciebie na jutro szykować śniadanie?Jeśli to może być chłopskie jadło- chętnie !!
Może być kos. Z Wysp Brytyjskich tylko 33% kosów odlatuje na zimę, a reszta fiufiuka i tirlitirluje nawet przy tych koszmarnych, paraliżujących normalne życie 2 stopniach poniżej zera. 😀
Dlaczego Babka nie proponuje babskiego jadła, tylko chłopskie? 😀
Czy to znaczy,że tym razem zwodujemy jarzębinę, jak to było z komisarzem? 😯
a może to nie kos, a radio sasiada?
Jarzębinę chyba trudniej byłoby zwodować, bo jest na pewno lepiej ukorzeniona niż Komisarz. 🙂
Dzieki Bobiku, posiedz ze mna.
Dzieki wszystkie Dziewczynki na blogu za zyczenia przed podroza. Bede sie starala latac do tej biblioteki.
Lakoff zamowiony i nowa Maeve Binchy, powiesc.
Kosow u nas tlumy. Dzis widzialam jednego przechadzajacego sie po trawniku jak po Arbacie. .
Zono, moze. Jesli sasiad zawiesil radio na drzewie 😆 Mam otwarte okno sypialni. W tej chwili ptaszki poszly chyba spac, ale jeszczw dwie minuty temu to byl piekny duet – chyba duet.
Bobik, a jak ty podliczyles, ze 33% kosow, a nie np 32% albo 29 odlatuje?
Kosa czasem trudno zidentyfikować, bo one śpiewają najprzeróżniej. Ja kiedyś wykryłem u siebie w ogrodzie kosa-kryptokomuszka, który wygwizdywał hymn Związku Radzieckiego. Nawet udało mi się go nagrać i z dumą zaprezentować u Pani Kierowniczki, tak że w razie czego mam świadków. 😀
Te procenty to nie ja liczyłem, tylko jakaś banda napalonych ornitologów. Ja z procentami robię pożyteczniejsze rzeczy niż liczenie. 😆
Heleno, jak tak z zazdrości, bo u nas w nocy to mróz, anie śpiewające kosy!
U nas w domu tez jest taki zwyczaj, że przed dłuższa podróżą, kiedy już wszystko spakowane, walizki w przedpokoju, albo nawet w bagażniku, robimy herbatę i siadamy przy stole. Raczej to przyszło z rodziny mojej Mamy, bo oni z Podola.
Heleno, Ty dla nas spraw sobie tego iPhone’a, na ktorego juz zreszta pozadliwie popatrywalas. Wtedy wszedzie mozesz czytac Bobika i nawet pisac posty jednym palcem (tak ja sie wpisywalam w pierwszy dzien istnienia blogu, kiedy koniecznie musialam pojechac do Maine). Juz nie bedziesz musiala polegac tylko na godzinnych racjach komputerowych w bibliotekach.
I bon voyage… 🙂
To ja chyba tez troche podlicze procentow zagryzajac prozakiem – zebys w razie czego nie byl osamotniony Bobiku .
Tak, tak, najpierw prozakiem, potem zygzakiem… 😆
Ja bym se chetnie tego iPhona sprawila, ale w Ameryce trzeba podpisac dwuletni kontrakt i placic 70 dolarow miesiecznie abonamentu.
Chyba, ze sa jakies inne metody?
Bobiku może być babskie jadło, ale Ty wiesz,że ja nie za bardzo się kocham w tym zajęciu. Ale czego się nie robi dla miłej kompaniji?Wyjątkowo zgodliwa dziś jestem.
W każdym razie gdyby jarzębina chciała być na wodzie to wyczaretrowany żaglowiec na Nią czeka.Z liczną męską załogą.Jakieś granty się jarzębinie należą.
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy07?authkey=Gv1sRgCIOFis3696CIVA#5312437383587081794
Można jeszcze podpisać kontrakt i nie płacić. Dość popularna metoda, za której efektywność nie ręczę. 😉
O jaki ladny jachcik!
Dobrej drogi Heleno.
Niniejszym udzielam służbowej pochwały z wpisaniem do akt papugom ze zdjęć Wandy, które jako jedyne na blogu pomalowały się na Holi.
Jestem pod wrażeniem ich niezwykle odpowiedzialnego podejścia do świętowania! 🙂
Sa podobno i inne metody, ale nie wiem jak skuteczne… My wlasciwie nie uzywamy telefonu stacjonarnego, to jakos nam wychodzi, nawet bez tych metod (nielimitowane minuty do pozostalych czlonkow rodziny). I zawsze sa rabaty, przynajmniej u nas, z czego tez korzystamy. A w sumie i tak duzo taniej niz laptop, i bardziej przenosne, tylko raz o malo nie wrzucialm do zupy, bo ta przenosnosc ma swoje pulapki. Metoda polecana przez Bobika tez dobra. 🙂 Najnowszym programem bezplatnym sa „Dziela wszystkie” Szekspira i wszystkie powiesci Jane Austen.
Dzieki! Nie znosze tego dlugiego lotu – 9 godzin. A w druga strone – 8.
Teraz coraz dluzej sie lata. Pamietam jak w czasach studenckich latalam do Londynu z Nowego Jorku w 5 i pol godziny. POtem bylo coraz dluzej i teraz jest chyba osiem.
I jedzenie bylo lepsze. I alkohol dawali za darmo. Bloody Mary najlepsza w samolocie. Maja jakas cudowna mieszanke soku pomidorowego z Worchestershirem i tabasco i sola selerowa. Eeeech!
Mówię Wam dobranoc i proponuję, zanim wkroczy nocna szychta,żeby usiąść (jak to pisze żona sąsiada) i przed podróżą Heleny …pomyśleć o niczym.(U nas też był taki zwyczaj w domu). 😆
Charoszoj puti -Heleno!!
Heleno, teraz to trzeba byc wdziecznym, ze w ogole racza Ci cos dac do jedzenia w ciagu tych 8-9 godzin. Moj maz, ktory lata dosc czesto, twierdzi, ze porcje oraz nieokreslonosc substancji w nich zawartych sa teraz coraz gorsze z miesiaca na miesiac (akurat z Londynu wrocil w zeszly piatek, lecial BA). A w Ryan-Air podobno trzeba bedzie placic funta za przywilej korzystania z toalety.
Bobik, proponowana metoda jakze kuszaca, ale jestem tchorzem i boje sie aresztowania.
A jeszcze kiedys mnie moja mama postraszyla: jak nie bedziesz w Londynie wypelniala deklaracji podatkowej dla amerykanskiego urzedu podatkowego , to ci obywatelstwo odbiora.
Dlugo jej tlumaczylam, ze odbieraja jedynie w Zwiazku Radzieckim, a w Ameryce nie moga nawet Demianiukowi odebrac.
Ale ona wie swoje 😆
Nie wypelnilam jednak ani razu, choc w ambasadzie mi powiedzieli, ze w zasadzie powinnam. Nie. To zbyt okropne. .
Moja córka kiedy ostatnio leciała do Londynu, to zrobiła sobie kanapki ( śmiałyśmy się ,że może jeszcze jajka na na twardo weźmie) . Mówi, ze samolotowego jedzenia nie przełyka. A jak zje, to potem choruje przez kilka dni. Ja przeważnie po prostu nic jem. Ale na pewno nie będzie tak źle, a na miejscu będzie ciepło!
Moniko, BA-em tobym nawet za darmo nie leciala. Najgorsza linia transatlantycka swiata, miejsca tak waskie i ciasne, ze mozna trombozy sie nabawic. I cuchnie latryna w calym samolocie. No, a jedzenie – please!
Lece VIrgin Atlantic – bardzo cywilizowana linia. I na lastminute.com udalo mi sie zdobyc bilet w obie strony za niecale 340 funtow – bardzo tanio!
Na takiej trasie jak Kraków-Londyn to można sobie nie jeść. Ale przy locie za Kałużę jednak by się przydało. Dlatego proponuję Helenie, żeby wzięła sobie na podróż solidną, wołową kość szpikową. Czasem nawet na dwa dni starczy. A ile przy konsumpcji zabawy… 😀
Paugi Wandy TX Bobiku rozumiem- wypindrzyły się,że głowa boli!!
Ale zakładam protest,ponieważ Ty nie wiesz, czy ja się nie wymalowałam!Otóż to!Byłam umalowana :oko, ust korale i te tam inne. Zwłaszcza: te tam inne!!Dobranoc!! 😉
Babko – gdzie dowody? Nie ma zdjęć, nie ma pochwały służbowej! 😀
Zwłaszcza niezamieszczenie zdjęć tych tam innych uznaję za niewybaczalne! 😉
Zono, ale jedzenie w samolocie to highlight calego lotu. Czlowiek je z nudow, bo ile mozna ogladac stare sitcomy i sluchac Mary Poppins?
Nauczylam sie nawet wymawiac: superkalifragilisticextraalidocious.
Moi drodzy , idę spać. Bon voyage Heleno!
Heleno, mojej Zosi to nie dotyczy, bo on zasypia przed startem, i budzi sie jak wyłączą silniki. Nie wiem jak ona to robi, ale tak ma!
Heleno, maz kupowal bilety w ostatniej chwili. Okazalo sie, gdy byl w Sztokholmie, po tym jak odwiedzil Paryz i Stuttgart, ze powinien pojechac do Cambridge, ale to oznaczalo zmiane planow, i jedynym lotem, ktory mogl go tego dnia przywrocic na lono rodziny (i dowiezc do drugiego Cambridge, nie nad rzeka Cam, tylko Charles) bylo to nieszczesne BA, ktorego nikt nie chce, chyba ze musi. Ale i na Virgin Atlantic dobrze miec wlasne kanapki, przynajmniej gdy sie lata z dziecmi (moje wlasne doswiadczenie).
Zono, moja mala Zosia stosuje te sama technike. Moze Zosie tak maja? A Matylda za to w ogole nie spi w samolocie, nawet w nocy.
Cholerne BA DWUKROTNIE zgubilo nam nasz wozek i musialysmy czekac ponad dwie godziny zanim sie znalazl. E, byla bliska omdlenia. Za drugim razem zrobilam absolutnie karczemna awanture jak traktuja osoby niepelnosprtawne. I walnelam dlugi list do customer services. Bez odpowiedzi. Bez porzepraszam. Bez niczego.
Ja nigdy nie śpię przy starcie i przy lądowaniu – wcale nie ze strachu, tylko zwykle jest co pooglądać. Ale w środku, jak się już leci przez mleko, to nieraz sobie kimnę.
Idziemy zatem spac? Niektorzy jutro musza switem wlosy malowac.
Dobranoc, Kochani. Do uslyszenia kiedy sie tam da.
Kiedy to pisze, jest juz 640 wpisow. Mysle, ze przebilismy nawet wpisy wielbicieli pod wierszami Isabel z Brwinowa.
😆 😆 😆 😆 😆 😆 😆
Podobne uczucia do BA i w naszej rodzinie, z podobnych powodow. Jedna rzecz pewna – trzymaja ten sam poziom uslug.
Ide klasc spac dzieci, wiec dobranoc Heleno, i do jutra w tym samym kraju, co Wanda i ja, i na tym samym kontynencie co Krolik i PA. Moze przy innej okazji zaczepisz i o Boston, do ogladania jest duzo, co nawet zgodnie stwierdzili nauczyciele historii. Tylko wiosna zaczyna sie gdzies w kwietniu. Moze dlatego i Rewolucja Amerykanska zaczela sie 19 kwietnia, wczesniej po prostu bylo za zimno na jakies tam rewolucje, i koniom kopyta zapadaly sie w bloto. Bon voyage! 😀
Dobranoc!
Zanim powiem dobranoc, zauważę cichutko, że ja się bardzo spieszyłem, żeby jeszcze przed północą udostępnić komentarzom nową platformę, ale jakoś nie została wykorzystana. 😉
A Isabel i tak jest nie do przebicia!
Dobranoc 🙂
Oops 😳 Bobiku – zajrze, jak zasna, nic sie nie zmarnuje. 🙂
A co trochę podeschnie pójdzie na grzanki, albo na bułkę tartą. 😆