Nota biograficzna

sob., 7 marca 2009, 00:27

Spisek począł się całkiem niewinnie. Był malutkim, słodkim embrionem, wzbudzającym rozczulenie krewnych i cmokania licznych przypadkowo natykających się na niego nieznajomych. Dzieciństwo spędził spokojnie i szczęśliwie, dobrze odżywiany i cieszący się bezwarunkową miłością zapatrzonych w niego rodziców. Z biegiem czasu zaczął jednak ujawniać coraz bardziej niepokojące cechy, jak krnąbrność, upór i absolutne lekceważenie odmiennych opinii. Nie słuchał starszych, zadawał się z kim chciał, obracał się w towarzystwie masonów, cyklistów, różowych hien i podejrzanych typów z Banku Światowego, ale w porywach nie pogardził nawet Sierotką Marysią czy diabłem Rokitą, jeżeli tylko pasowało mu to do koncepcji (bo o antykoncepcji w strzegącym tradycyjnych wartości domu Spisku nie mogło być oczywiście mowy). Wprawdzie nie było to wszystko nawet w części tak okropne jak to, co działo się z jego liberalnie wychowywanymi kolegami, niemniej jednak wzbudzało u dobrze mu życzących namiętną, choć nie zawsze skuteczną chęć skierowania go na właściwe tory.
Rodzice, którym Spisek nadal przesłaniał cały świat, nie chcieli przyjąć do wiadomości, że z ich dziecięciem mogłoby coś być nie w porządku, Niestety, ich wiedza psychologiczna była nikła, poprzestawali więc na stałym dokarmianiu latorośli, żeby rosła w siłę i przerosła nawet ludzkie wyobrażenie.
Latorośl była jednak coraz bardziej samodzielna i sprawiała coraz więcej kłopotów. Cóż wiadomo, małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci… itd. Najgorsze, że Spisek nie chciał się uczyć ani myśleć o przyszłości, tylko oddał się całkowicie dyskredytowaniu. Rodzice zapewniali wprawdzie wszystkich, że jest to znacznie lepsze zajęcie od kredytowania, które prowadzi wprost do kryzysów finansowych i innych straszliwych skutków ubocznych, ale bliższe, a zwłaszcza dalsze otoczenie w głębi ducha zaczęło się niepokoić rozwojem sytuacji. Było jednak już za późno. Wytrwale dokarmiany Spisek wyrósł na dużego, silnego młodzieńca i nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać, podejrzewając, że dmuchawka mogłaby być zatruta kurarą przez Indian Bororo, mających pokrętne i niewyjaśnione związki z producentami Levysów oraz strusi. Żeby uchronić się przed możliwością wpuszczenia miazmatu w kaszę, Spisek spisał krótką, ale wyczerpującą listę potencjalnie zagrażających wiadomych kręgów i postanowił się jej trzymać. W przyszłości pozwoliło mu to uniknąć m.in. opanowania przez lobby żydowskie, przekonania przez jajogłowych, zniszczenia przez elementy antynarodowe oraz zdemoralizowania przez zadające głupie pytania czynniki wewnętrzne.
Myliłby się każdy, kto sądziłby, że burzliwe młodzieńcze przejścia zaszkodziły późniejszej karierze Spisku. Pomińmy dokładny opis jego ścieżki edukacyjnej, bowiem zawsze wychodził on z założenia „nie matura, lecz chęć szczera”. Zajmijmy się jego największym osiągnięciem, czyli stworzeniem teorii, która łącząc najwyższą prostotę z niebywałym wyrafinowaniem potrafiła skutecznie osadzić się w niezliczonej liczbie głów i pozostać tam na stałe. Teoria ta, umiejętnie nie wyjaśniając niczego, wiązała w ciąg przyczynowo-skutkowy całkowicie niezwiązane ze sobą elementy, dając tym samym nowy, stabilny i nieskomplikowany obraz świata. Niewątpliwą zasługą Spisku było rozprawienie się z czystą logiką i uciążliwą presją rzeczywistości. Dzięki temu wynalazkowi miliony ludzi przestały borykać się z wątpliwościami, dzielić włos na czworo i błądzić po manowcach samodzielnego myślenia. W chłopskich chatach, na salonach władzy, w zaciszu instytutów badawczych zapanowało błogie zadowolenie i pewność raz przyjętych założeń. Triumfalny pochód Spisku przez świat, raz rozpoczęty, wydaje się do dziś nie mieć końca.
Biografia Spisku nie jest jednak pozbawiona momentów bolesnych, a niezasłużonych. Nie należy ukrywać, że z biegiem czasu Spisek popadł w coś w rodzaju schizofrenii. Zataczając coraz szersze kręgi, ulegał równocześnie coraz większej izolacji. Częściowo znowu winni temu byli jego pełni dobrej woli rodzice, którzy w źle pojętym interesie potomka i spadkobiercy wartości dostarczali mu każdej żądanej ilości materiałów izolacyjnych, ale w dużej mierze odpowiedzialność spoczywała też na krewnych i znajomych, starających się przecierać Spiskowi drogi, tudzież dbać o jego image w możliwie zróżnicowanych warstwach społecznych i intelektualnych. Nic dziwnego, że niezrównoważenie psychiczne Spisku stopniowo pogłębiało się i byłoby może doprowadziło do katastrofy, gdyby…
Gdyby Spisek nie nauczył się spadać na cztery łapy. I to jest jego największe osiągnięcie, a zarazem podsumowanie, ukoronowanie i dalsza prognoza jego biografii. Niezatapialny. Wiecznie żywy. Nigdy nie zagaśnie.
Czy można się więc dziwić, że jest niezmiennie kochany, poważany, przytaczany w dyskusjach i opracowaniach naukowych, czczony jak bohater i traktowany jako ekspert od każdej niemal sprawy? Zasłużył sobie na to swoim trudnym, burzliwym, nie przez wszystkich docenianym, na pozór niezrównoważonym, ale w istocie pełnym tajemniczej konsekwencji życiem.