Wszystko w porządku?

śr., 18 marca 2009, 10:40

Nie znoszę sprzątania. Odkurzania. Pucowania wanny. Nie znoszę zmywania. Nie znoszę prania, prasowania i układania wyprasowanych rzeczy w szafie w słupkach lub wieszania na wieszakach. Konieczność posegregowania papierów na biurku wprawia mnie w długotrwałą, uporczywą chandrę. A już wizja generalnych, na przykład wiosennych porządków, odbiera mi z kretesem chęć do życia i merdania ogonem.
Nie twierdzę, że w moim domu do wykonywania wszystkich porządkowych czynności zmusza się psa. Ale już samo patrzenie, jak ktoś w miły memu sercu nieład usiłuje wprowadzić nadmiar ładu, jest dla mnie wysoce niepokojące, a nawet z lekka zatrąca metafizyczną zgrozą. Nie rozumiem, dlaczego tylu ludzi z uporem godnym lepszej sprawy poświęca życie nieustającym, choć z góry skazanym na niepowodzenie próbom narzucenia światu swojego porządku. Wymyślają różne systemy służące okiełznaniu bałaganu – łyżki w tej przegródce, noże w tej, widelce w tamtej, albo fizyka w jednej szufladzie, medycyna w drugiej, a filozofia w jeszcze innej. I nie chcą zauważyć, że większość z tych posegregowanych, usystematyzowanych rzeczy i tak – opłotkami, ogródkami, za plecami – przemknie się do cudzej zagrody i umości tam w nieoczekiwanym miejscu, bez wyraźnego zamiaru dostosowania się do obowiązujących zasad.
U mnie wszystko się miesza, kłębi, przelewa w połączonych naczyniach i zmienia miejsce w całkowicie przypadkowy, unikający głosu rozsądku sposób. Kość zamiast w misce leży na środku dywanu, pantofel na fotelu, a porwana dziadkowi sztuczna szczęka spoczywa bezpiecznie w dołku pod upojnie pachnącym krzakiem bzu. Zwierzęta nie są oddzielone od ludzi żadną barierą klasyfikacyjną, przedmioty wiodą tajny żywot wśród osób i zwierząt, nieprzypisane dziwacznym regułom, skazującym je na wieczne milczenie i nieruchomość. Mysz, która zapląta się nieopatrznie do pudełka z ludzkim materiałem genetycznym, może sobie w nim buszować do woli i najprawdopodobniej w ogóle nie zostanie odłożona na swoje miejsce. Zegarowi, który chodzi nie metaforycznie, a całkiem dosłownie i przestrzennie, nawet nie każę zastanowić się nad sobą, nie mówiąc już o wydaniu mu zakazu poruszania się. Nawet człowiek, który znienacka zechce być psem, nie wywołuje we mnie chęci pouczenia go, że gatunek homo sapiens to całkiem inna parafia niż canis lupus familiaris i dla dobra ładu pojęciowego oraz biologicznego nie należy ich mieszać.
Przyznaję, jestem niepoprawnym wyznawcą i fanem chaosu, a na dodatek wcale się tego nie wstydzę. Bo wyobraźcie sobie, jak wyglądałby konsekwentnie wysprzątany świat? Prawdopodobnie byłoby to coś w rodzaju poematu symfonicznego na sto metronomów. No dobrze, da się to wytrzymać przez 7 minut, może na tak krótki czas da się tym wręcz zachwycić, ale przez całą nieskończoność…?
Tylko w jednym przypadku jestem skłonny uczynić wyjątek od reguły. Lubię porządek w słowach. Oczywiście nie do tego stopnia, żebym próbował narzucać im pruską dyscyplinę, ale pewien stopień ich poukładania sprawia mi wręcz przyjemność. Jestem nawet skłonny włożyć nieco wysiłku w posprzątanie rozgardiaszu słownego, ale zwykle na codzień nie jest to konieczne. Bo słowa są zdumiewającymi stworzeniami, które potrafią porządkować się same. Wystarczy raz im powiedzieć jak, a one już potem ustawiają się w odpowiednich szeregach i trafiają tam, gdzie trzeba. Owszem, od święta można je trochę poprzestawiać, ufryzować, w świeże ciuchy je przebrać, ale i wtedy mają one tendencję do samodzielności i wcale nie pozwalają sobą tak do końca dyrygować. Zdarza się, że kiedy wpadną do strumienia świadomości, albo zabłądzą w jakimś gąszczu semantycznym, pozorują przez chwilę poddanie się chaosowi, tylko po to, żeby za chwilę zagrać mu na nosie i pokazać ukryte pod spodem poukładanie innego rzędu.
Czasem mi się wydaje, że słów nawet sam chaos się trochę boi. No, może „boi” to za dużo powiedziane. Powiedzmy, że odczuwa przed nimi pewien respekt. Ale nie wykluczam też, że przygląda się ich naturalnej skłonności do odnajdywania ładu w nieładzie i chichocze w duchu aż do bólu przepony. Bo chaos, jako znany żartowniś, jak mało kto potrafi docenić udany paradoks.