Wielki skok
Tajna misja Bobika przebiegała zgodnie z przewidywaniami. Z nosem przy ziemi przebiegał przez spowite oparami absurdu Miasto, wysłuchiwał nieprawdopodobnie brzmiących opowieści i pożerał naszpikowane nonsensem zdarzenia, oddając niedojedzone resztki głodnym kawałkom.
W tym oceanie niepowagi tkwiły jednak całkowicie na serio wysepki dojmującej tęsknoty za blogiem. Wypełnione do granic możliwości dni zagłuszały ją nieco, ale nocami wstrząśnięci mieszkańcy Miasta mogli usłyszeć wyłaniające się spoza hejnału, szybujące w stronę księżyca żałosne wycie. W takich chwilach nie pomagał ani „Pasztet opolski”, ani nawet serdeczne wsparcie Wilka Stepowego, który dołączał swój nabrzmiały smutkiem głos do bobiczego.
Trudności komunikacyjne nie pozwalały Bobikowi na stałą i niezakłóconą łączność z blogowiskiem. A przecież zbliżał się moment, kiedy koniecznie, niezbędnie należało nie tylko dać głos, ale i pobyć chociaż przez chwilę ze Wszystkimi, podzielić się jajkiem, skosztować mazurka, złapać za łeb lwowskiego Tatarzyna…
Nie było rady. Nawet poczucie obowiązku i solidarności rodzinnej nie mogło powstrzymać stęsknionego psa przed pojawieniem się chociaż na krótko tam, gdzie ciągnęło serce. Wyrywając się usiłującemu go zatrzymać absurdowi, Bobik jednym wielkim susem wpadł na blog i głośno zaszczekał:
Niech żyje bezinteresowny podział wiktuałów! Niech żyje obżarstwo ponad podziałami! Niech żyją ukończone przygotowania przedświąteczne i rozpoczęte przyjemności świętowania!
A ponieważ została mu jeszcze odrobina czasu do wykorzystania, dorzucił bardzo głośnymi, uśmiechniętymi literami:
KOCHANI! ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM CUDOWNYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY. 😀 😀 😀
miłego dnia . Dzisiaj wyjątkowo nic mi się nie chce… Nie chcem a muszem ehhhh pa.
Chyba zamiast paznokci z akrylu, szarpne sie na znacznie tansze biale koronkowe rekawiczki.
@ Heleno Gladys zawiera po prostu cenne znajomości 🙂
Jarzebinko, toz ja tez zawieram cenne znajomosci! Ty wiesz ile ja znam waznych osob? Ha!!!
Ale zadna z nich nie przychodzi mi kwiatki przesadzac!.
Dzień dobry 🙂 A właściwie nie taki dobry. Uprzedzam, że źle dziś spałem, wstałem lewymi łapami, więc mogę być zgryźliwy. Uwaga na łydki i nogawki! Na dodatek od rana jakieś sprawy do pozałatwiania mnie dopadły, tak że nawet na blog nie zdołałem zajrzeć. Wrrrrr!!! 👿
I jak ja w takim nastroju mogę znaleźć kogoś, kto się ze mną wirtualnej kawy napije? 🙄
Helena się dziwi, że nikt jej kwiatków nie przychodzi przesadzać? A głosem jakiej dziewczynki mówi? Małej i grzecznej, czy całkiem dużej i złobuzionej? Jak się prezentuje – jako słodka babcia, relikt wiktoriańskiej matuszki Anglii, czy jako wyemancypowane, dżinsowe stworzenie, o którym trudno powiedzieć: matka, babcia, czy córka? Uczucia jakie wzbudza: opiekuńcze, chęć pomocy i podtrzymania, czy kumpelsko-niezależne? Myśli jakie prowokuje: „biedactwo, beze mnie sobie nie poradzi”, czy przekonanie, że ona wszystko siama, siama: i płaszcz sobie sama poda, i przez drzwi się sama przepuści, i kwiatki własnoręcznie przesadzi…
Rękawiczki kupić, głos zmienić, szczebiotać się nauczyć, Zosi-samosi dać kopniaka, o dżinsach zapomnieć i dopiero wtedy za dżentelmenami do przesadzania zacząć się rozglądać! No! 😐
Och, Bobiku, cale zycie na nic!
Czy myslisz, ze juz za pozno aby sie troche zreformowac?
Chociaz odrobinke?
Jarzębino, nie podejrzewam, żeby zamiarem Czapińskiego było zachęcanie do tzw. cennych znajomości. Jeżeli mu tak wyszło, to na pewno wbrew intencjom. 😉 Kapitał społeczny to jest potencjał, jaki tkwi w ludziach, mierzony stopniem chęci do działań właśne bezinteresownych, dla dobra wspólnego.
Umiejętnością niezbędną do takich działań jest zdolność współpracy, do czego z kolei niezbędne jest zwracanie uwagi na innych, słuchanie, co oni mają do powiedzenia; patrzenie, gdzie oni się znajdują, dopasowywanie kroku, dzielenie się – myślami, doświadczeniami, emocjami, itd. I w związku z tym zwróście uwagę, co się dzieje pod artykułem. Redakcja zachęca do dyskusji. Jak ta dyskusja wygląda? Prawie każdy wygłasza ex cathedra swoje zdanie, w ogóle nie odnosząc się do innych, nie zahaczając o ich myśli, nie próbując wejść w żaden rzeczywisty dialog. A jeżeli już są jakieś odniesienia, to uszczypliwe, na zasadzie „głupi pan jesteś i głupio gadasz, a ja wiem lepiej”.
To nie jest łańcuszek, tylko pojedyncze ogniwa, każde w swoim kącie. Z rzadka, w niektórych miejscach sieci, na niektórych blogach taki łańcuszek się tworzy, ale reszta… Ech, koń jaki jest, każdy widzi. 🙁
Dlatego napisałem, że my tu kapitał społeczny tłuczemy i podtrzymuję. Tylko… Czy to jest tak całkiem bezinteresowne? Przecież z odsetek od tego kapitału wszyscy tu nieźle żyjemy. 😀
Heleno, przecież przygotowałem Ci cały program reform, nic tylko skorzystać. Na reformy nie jest za późno, póki temperatury dzienne nie przekraczają 15 stopni. Dopiero od 15 w górę z reform już figi. 😆
A teraz nie biadolić mi tu, tylko kawy się ze mną napić, a potem do dzieła, do zmian! Ruszyć z posad jakąś bryłę, żeby nudno nie było. 😀
Ide cwiczyc szczebiotanie. Za chwile przyjdzie facet instalowac okiennice, moze mi sie uda wyszczebiotac na nim, aby powykrecal rolety, bo nie chce mi sie isc po srobokret.
Bobiku, mam to!
Podziękowania dla Ciebie i Pani Kierowniczki, co też będę się starała uczynić pocztą mailową.
Nie wiem, jak się odwdzięczę- ciepłą myśłą i zachwytem?:lol:
Mnie najlepiej się odwdzięczyć ciepłą kawą, bo na razie nikt na mój błagalny apel nie zareagował. 😥
A Pani Kierowniczka musi się sama wypowiedzieć, jaka forma wdzięczności jej najbardziej odpowiada. 😀
„ Pij te wode śpiewał Maciej Sthur na początku swojej kariery.
Stawiam kawę nawey cztery, choć zwolennikiem nie jestem.
**
Do Pani Kierowniczki wdarłam się na bloga i może jak Jej czas pozwoli-przeczyta.Wielkie dzięki Doro!!
A teraz zgodnie z harmonogramem psiego organizmu udaję się w las ukwiecony, gdzie Emi będzie robić swoje, a ja pod wierzbą płaczącą oddam się Sztuce i zapewniam,że nie będzie to żaden facet o tak brzmiącym nazwisku, tylko czysta …poezja. 🙂
To w Polsce dalej można się udawać w las ukwiecony? 😯 U nas wczoraj przylało, a nawet przyburzyło, a dziś mokro i zimno, brrr!!!
Zielonooki potwór
Ja zielonooki potwór Tu ma przylać, choć niekoniecznie przyburzyć. Nie pamiętam, jak deszcz wygląda 👿
Robota mnie dopadła, nie mam kiedy twarzy otworzyć 🙁
Tu jest dość chłodno Bobiku, a wiatry chyba non stop, ale pogoda piękna wszędzie zawilce, fijolki i stokrotki.
Śliczny ten las o tej porze.A ponieważ są bardzo głębokie wąwozy można się ukryć przed wiatrem.
Serdeczności zapracowanym, ja swoją dolę odrobiłam i do wieczora mam luz. 🙂
Biedna Haneczka! 😥 Niemożność otwarcia twarzy jest jedną z najprzykrzejszych dolegliwości, jakie chodzą po tym świecie. 🙁
W imię solidarności z Haneczką zarządzam minutę gremialnego zamknięcia twarzy na całym blogu!
Minuta minęła. Wolno znowu kłapać, pamiętając jednak o współczuciu dla tej, co nie może.
Heleno,
szczebiotanie jest bardzo przydatne. Do liceum chodziłam z taką jedna.Ani cud piękność, ani cud zgrabna, , ale za to ciagle szczebiocaca i rozsyłajaca płci przeciwnej uśmiechy prezentujące całość uzębienia (zęby miała i pewnie ma nadal bardzo ładne. Całe meskie otoczenie szalało na jej punkcie. Niezaleznie od wieku. Po kilku latach zobaczyłam ja wsiadająca do autobusu. Ten sam kokieteryjny uśmiech do całego towarzystwa wewnątrz, a zwłaszcza kierowcy- wcale nie młodego inie atrakcyjnego. Za chwilę wysiadała, ale zostawiła parasolkę. Odbierał ją ktoś samochodem. Za chwilę ten samochód zatrzymał autobus. Wybiegła Ona, z uśmiechem i szczebiotem. Kierowca wygladał na zachwyconego….Pomyslałam sobie- to jest dopiero kobieta! Sekunda i każdy facet wymięka. Jej też zawsze bedzie miał kto przesadzać kwiatki. Osobiscie jestem pełna podziwu 🙂
Babko, jak tam poczta? Doszło wszystko? Dzisiejsze tez?
Pierwszy raz w życiu spotkało mnie coś takiego 😯 Minuta w imię 😯 Poczułam się jak nagrobna statuja 😯 To może ja jednak coś otworzę 😉
Babko, pozdrawiam, odpisałam u siebie 😉
Bobiczku! Ja, jak wiesz, preferuję zieloną herbatę i właśnie ją popijam. Mogę więc powiedzieć, że to tak, jakbym piła z Tobą kawę 😉
Szczebioty? Miałam zawsze wrażenie, że jest mi to obce. Ale też pamiętam moment w swoim życiu, kiedy udało mi się wrzucić na luz, zaczęłam się bawić słowem, uśmiechem i miłą konwersacyjką. Kiedy mi się chciało oczywiście. I bez sztuczności oczywiście, ale z naturalnym rozbawieniem. I zauważyłam, że to całkiem nieźle robi na stosunki międzyludzkie 🙂
A Bobikowi to łatwo mówić, jak ma w pobliżu swoja Mamę, która jest istotką dżinsową i kumpelską, ale taką drobniutką, że musi z natury wywoływać odruchy opiekuńcze 😀
To was Supertajny Agent z Wielkiej Instytucji Finansowej ( nie, ta nie musiala byc wybawiona finansowo przez podatnika).
Dzis jest taki piekny dzien. Zaczal smutno, bo na naszej ulicy byl rozjechany krolik. Tyle tych zwierzatek ginie tu na drogach, bardzo przykre, bo w miastach zyje ich duzo: szopy, swistaki, oposy, kroliki, wiewiorki, skunksy, jeze, pizmaki..
Od dzis tylko szczebiocze! Zadzialalo! Byli i wykrecili rolety bez mrugniecia!
Ja tez mialam w pracy kolezanke, ktora wszystkich mezczyzn wchodzacych do pokoju, niezaleznie od plci, urody, wzrostu i tuszy witala slowami: Witaj, piekny kozaku! – zarzucala glowe w tyl i pokazywala wszystkie zeby.
I „kozaki” jedli jej z reki. Nie musiala wcale tak sie starac, bo byla piekna, qrva. Ale sie starala.
Odetchnelam z ulga jak wyszla zamaz i poszla dzieci rodzic.
Supertajny Kroliku, swietnie, ze jestes (supertajnosc i tajemniczosc tez dodaje atrakcyjnosci!), szkoda tylko Twojego malego kuzyna…
U mnie nareszcie pogoda, jak Pan Bog przykazal, ale martwie sie o weekend, bo to jest szczegolny weekend w naszym miescie. Obchodzimy rocznice rewolucji, i nawet mamy uroczyste salwy armatnie, i parade, i bal rewolucyjno-patriotyczny i patriotyczno-rewolucyjny. Tylko dwa stany maja dzien wolny od pracy w Patriots’ Day – my i Maine. Bardzo sie ciesze, ze nareszcie bedziemy mieli dlugi weekend, tylko zapowiadaja deszcze na niedziele i pochmurna zimna pogode na poniedzialek, kiedy wszyscy ida na parade. A tu pare zdjec z poprzedniego roku:
http://www.boston-online.com/cityviews/patriots_day_in_concord.html
Kawe moge pic, ale herbate chetniej, podobnie jak Dora. 🙂
No tak, moja mama najwyraźniej wyczuła, gdzie stoją konfitury, zafundowała sobie odpowiednią posturę i dzięki temu już nawet szczebiotania się uczyć nie musiała. 😀 Chociaż to właściwie dziwne, bo zawsze twierdzi, że lubi się uczyć języków obcych. 😉
Supertajny Króliku, rozjeżdżane zwierzęta są smutną ceną za ich przystosowanie się do ludzkiej cywilizacji i znalezienie sobie nisz ekologicznych w miastach. Przykre, ale z drugiej strony gatunki, które straciły swoje naturalne nisze i nie potrafią się przystosować, czeka los znacznie gorszy.
Za to dobrą wiadomością jest to, że udaje Ci się przechytrzyć straże i zmylić pogonie. No i to, że w ogóle mamy swojego agenta w WIF. 😀
Herbatę to ja żłopię przez cały dzień, a kawę tylko raz dziennie i wyłącznie w dobrym towarzystwie. 😀
Co do towarzystwa, to wiadomo. 😀 A jaka to herbate lubisz zlopac najbardziej, Bobiku? Hrabiego Szarego, zielona jak Dora, czy indyjska, jak Helena? U mnie chyba najbardziej idzie jednak Szary, ale inne tez darze duzym zainteresowaniem (wszystkie wymienione, hinduska Masala tea, i bardzo lubie biale). Czyli nie dyskryminuje, jak Puchatek.
Jak wszyscy fizycy wiedzą kawke pije się maczając ciastko , więc ja tak piję , jeśli Bobik ma ochotę to zapraszam i wracam do swoich obowiązków, herbaciarze wiedza ,że to nie łatwe obowiązki
Dzien dobry.
Ja w zasadzie w ostatnich latach wole kawe, chociaz, od swieta, herbata tez nie pogardze.
Odkrylem ostatnio nowa lokalna firme kawowa w moim miescie. Zajmuje sie ona paleniem kawy i w ich sklepie mozna kupic niektore ich wyroby. Sprobowalem ich mieszanke hawajska, naprawde klasowa. Warto bylo wydac $9. Maja rowniez autentyczna Blue Mountain z Jamajki i rozne kawy z Etiopii.
Trudno, haneczko, sama tego chciałaś. Takie są skutki, jak się mnie prowokuje 😆
Haneczko! Blogowa statujo!
Przy Tobie bezwąsym jest wujo
i ciotka jest… czym? Nie wiadomo. 😯
Na Ciebie czekamy z oskomą,
gdy twarz Twa zamknięta na spusty.
Bez Ciebie dzień cały jest pusty,
a noce… ech, szkoda wręcz gadać
i nie ma się z czego spowiadać. 🙁
Gdy posty Twe pracą zasnute,
milczymy przez całą minutę,
a kiedy się zjawisz, o boska,
to w duszach coś śpiewa jak… Tosca? 😯
Blog pełen strasznego jest smutku,
gdy znikasz nam gdzieś po cichutku,
a kiedy coś piszesz ponownie,
kwiczymy ze szczęścia dosłownie. 😀
Więc lepiej nie znikaj, o Pani,
bo nam jest bez Ciebie do bani ❗
Z herbat najczęściej Szary, potem chyba Yunan, a dalej jak leci, też bez szczególnej dyskryminacji.
Niunia, czy mogę ciasteczko oddać bardziej potrzebującym? Goła kawa bardziej mi smakuje. 😀
PA, ze smutkiem przyznaję, że ja to prymityw kawowy jestem. Piję od lat tę, która mi najmniej na żołądek szkodzi. Ale nie wiem, czy dla jednej kawy dziennie opłaca się dokształcać? 😉
U nas w domu mowilo sie „sucha kawa”, ale w sklad suchej czesto wchodzil, w przypadku Mamy i Ciotki, malenki kawalek dobrej gorzkiej czekolady zjadany w duzym roztargnieniu, prawie niezauwazony, wiec nie wiadomo, czy sie liczyl, czy nie. 🙂
A fizycy rzeczywiscie eksperymentuja, masz absolutna racje, Niuniu (szczegoly bywaja wstrzasajace dla otoczenia). 😀
PA, nastepny etap koneserstwa kawowego, to palenie kawy samemu (znam pare osob, ktore to robia w domu, z dobrym skutkiem).
Oops, Zosia wcisnela znowu guzik przed czasem. Wiersz o statuji – 😆
niunia, czy maczanie ciastka w kawie nie jest ekwiwalentem picia herbaty z lyzeczka w kubku? Mialem kilka dyskusji domowych na ten temat. 🙂
Bobik, i jak ja teraz wyglądam 😆 W mundurku, śmiechowych łzach, parskająca i frontem do klienta 😆
Bobik, mam 2 mieszanki kawowe
– weekendowa i swiateczna, Folgers i Maxwell House- free
– codzienna- taki mish-mash.
Zwykle lubie kawe z mlekiem do dobrej bulki z serkiem fromage (tu sie to nazywa philadelphia)
Kawa niemiecka jest kawa z gornej polki, wg standardow amerykanskich, stad mozna ja pic jako luksus.
Monika, juz pieke chleb w domu i nie zamierzam przejsc na totalna autarkie. 🙂
He, he, u nas Philadelphia to raczej serek homo, tylko trochę gęstszy i gładszy.
Kawa niemiecka z górnej półki? 😯 To jaką koszmarną lurą musi być wobec tego amerykańska? 🙄
Chyba jednak zostanę przy herbacie. 🙂
PA
absolutnie nie , to ciasteczko nadaję głębie smaku kawie
😀 zapytaj Senecę 😉
może dziś coś weselszego podeślesz dla dla Mojej
niunia, oto zagadka, ktora od dawna chodzila mi po glowie.
http://www.youtube.com/watch?v=VQahvFdQVu8
Jaka znana amerykanska aktorka rezyserowa ten videoclip?
Czy wiesz, ze BC nosi polskie nazwisko?
Moze zrobimy kiedys „patriotyczny” przeglad amerykanskiego popu?
Coś mi się tuba ostatnio zbiesiła. Raz wywołuje jak trzeba, a raz pokazuje, gdzie się zgina mandolina i nic jej nie zrobisz. Macie tak też, czy to tylko u mnie?
Bobik, w sprawie kawy musisz zapytac Moniki, jezeli mnie nie wierzysz. 🙂 Dla mnie to smutna prawda. 🙂
Musze z zalem i smutkiem stwierdzic, ze kawa amerykanska jest zwykle ohydna. Nawet Starbucks jest kawa zle palona, ale za to drozsza. Na szczescie sa importerzy dobrej kawy, i mozna dostac niezla kawe w malych specjalistycznych sklepach, i w Wholefoods niektore gatunki (duzo jeszcze zalezy od gustu). A w Bostonie, w Little Italy to w ogole nie trzeba sie martwic o jakosc.
PA, ja tez czesto pieke chleb w domu. Potrafie nawet, jak sie spreze, zrobic dobry sourdough z osobiscie upolowanych dzikich drozdzy. Ostatnio sie troche rozleniwilam, bo mamy bardzo dobra piekarnie, ze swietnym piekarzem, ktory tylko ma te wade, ze cierpi naprawde na jakis bi-polar disorder, wiec czasem jest mnostwo swietnego pieczywa, a jak jest w dolku emocjonalnym, to odmawia pieczenia np. croissantow i innych przysmakow. 🙂
Mnie tez YouTube robi psikusy, Bobiku. Podobno cos tam przerabiaja i usuwaja, juz zapomnialam co, ale w zwiazku z jakims wyrokiem dotyczacym praw autorskich. Slyszalam w radiu, i czesc byla zagluszana przez popisy wokalne na zywo.
Och PA, usdpokoj sie. Sam Proust maczal ciasteczka w kawie. Masz cos przeciwko Proustowi?
Piekarz bipolarny
wprawia w nastrój czarny,
gdy ma biegun anty.
Żegnajcie croissanty,
drożdżówki i tarty,
byt dziś nie jest warty
uśmiechów na pyskach. 😥
To strona dość śliska,
lecz przy pro biegunie
piekarz żwawo sunie
z tartą do klienta
i piekarnia wzięta
robi się znienacka.
Wypieki na tackach
czulą się do gości,
fala różowości
ogarnia piekarza… 😀
Tak i tak się zdarza,
więc fundusze zgarnij,
po czym do piekarni
powieź szybko zadek,
żeby przez przypadek
nie przegapić czaru
tego bipolaru 🙁 😀
PA, Proust może być faktycznie świetnym argumentem w rodzinnych dyskusjach. 🙂
Piekne, Bobiku, cudowne – uchwyciles go w slowach (i nasza zaleznosc od jego stanu emocjonalnego takze). 😆
Moniko, w kazdytm dobrym supermarlecie dostaniesz najlepsza kawe komercyjna (t.zn. zmielona i zapuszkowana hernmetycznie) jaka istnieje – Illy. Wystepuje ona nawet w wersji bez kofeiny.
Nigdy nie mam problemu z jej kupieniem w Stanach. A serwowana jest czesto we wloskich kawiarniach, ktorych w Ameryce nie brakuje (w odroznieniu od np Londynu).
Owszem, jest drozsza niz Maxwell House czy Kenco. Dobra kawa jest wszedzie droga.
Teraz wszyscy powoluja sie na Prousta, nawet w dziedzinie neurofizjologii (wyszla taka swietna ksiazeczka o tym, jak pisarze opisali wiele odkryc z tej dziedziny, zanim je odkryto – tytul „Proust Was A Neuroscientist”), wiec rzeczywiscie argument najlepszy z mozliwych, i obecnie – takze naukowy. 🙂
W mojej okolicy coraz wiecej dobrej kawy, prawie jak we Wloszech. Herbata nawet w najlepszych restauracjach to po prostu wrzatkiem zalana wybrana przez klienta torebka herbaciana (czesto owocowa). Zamierzam jednak w pewnym momencie rozstac sie z kawa i herbata. Na zawsze.
Natomiast do pieczenia chleba mam zapal i produkty. Moze nawet w ten week-end?
Na szczescie, Proust to nie Huysmans. 🙂
U nas, ostatnio, uzywajac jezyka I. Erenburga z „Odwilzy” rzucono na rynek holenderskie spekulaski. One sa najlepszym testem na stan uzebienia i wymagaja kawowego rozmiekczenia. 🙂
A dlaczego nie mialby byc, Bobiku? Po co pisal?
W dodatku te ciasteczka wszyscy pamietaja.
Heleno, masz racje z Illy. Mialam na mysli bardziej kawe juz zaparzona nie we wloskich kawiarniach. Choc ostatnio, o czym juz pisalam, MacDonald przydrozny zaczal serwowac calkiem niezla kawe, organiczna Arabike Newmana – naprawde mnie zaskoczyli, bo byla nie za cienka i dobrze upalona. Idzie wiec ku lepszemu. I pisze to po sprobowaniu jej nie tylko o dwunastej w nocy, kiedy kazdy goracy plyn z kofeina bylby przyjety z wdziecznoscia.
Moniko,
to musi być zabawne na swój sposób robić zakupy u takiego piekarza. Pod warunkiem oczywiście, że piekarz jest urodzonym optymistą i rzadko brakuje croissantów 😀
Ja z tym argumentem proustowym całkiem na serio – czy ktoś w rodzinie odważy się jeszcze podskoczyć, jak mu się zasunie „aha, a Proust też maczał, zyg, zyg”? 🙂
Malgosiu, on jest dokladnie taki, jak opisal go Bobik. Probujemy nawet przewidziec cykle jego wzlotow i upadkow emocjonalnych, zeby zgadnac, czy bedzie w dobrym humorze na przyklad wtedy, gdy planujemy gosci – na azie z roznym skutkiem. A w bezposrednim spotkaniu jest bardzo mily i lagodny, tylko ma burzliwe zycie wewnetrzne. 🙂
Kroliku, angielskie slowo „lady” oznacza „te, ktora ugniata chleb”, „lord” oznacza „tego, ktory pilnuje chleba”. Zawsze mnie ten podzial pracy frapowal. 🙂
Masz racje, Bobiku – Proust wlasciwie konczy jedna dyskusje (na jakikolwiek bylaby temat), a zaczyna druga (na temat Prousta). 🙂
O kurczę, nie wiedziałem. W tym kontekście wyrażenie „chleb spod lady” nabiera całkiem nowych, niespodziewanych odcieni. 😀
Ale mięso spod lady? 😯
Magdalenki zostaly specjalnie wymyslone do maczania – maja odpowiedni y ksztalt i smak znakomity jak sie je umoczy w kawie, nie same z siebie . Kiedy mi na Florydzie zabraklo swietnych croissantow z Costco, to wyciagalam duze plastikowe pudlo z tego samego sklepu i siegalam po lekko sczerstwiale magdalenki. I maczalam nie myslac o Prouscie. Sniadanie bylo uratowane, choc nie moja figura ( co najmniej trzy do kawy, a zdarzaly sie i cztery).
Znowu sie, Bobik, poplakalam ze smiechu. Ty mnie do grobu doprowadzisz. 🙂 🙂 🙂
No dobrze już, dobrze. Idę na spacer, żeby nikt płakać przeze mnie nie musiał. 🙄
A do poczty swojej niektórzy londyńczycy chyba w ogóle nie patrzą. A jeśli mnie znowu do spamu wrzuciło? 😯
Tak, a skoro mowa jeszcze o asortymencie piekarniczym, to nasz przyjaciel (i pierwszy tata Pom-Poma) opowiedzial nam ostatnio historie jednego z partnerow w jego firmie, zatwardzialego kawalera, ktorego w koncu wcale nie uwiodlo szczebiotanie (byl na nie wyjatkowo nieczuly), a to, ze jedna pani regularnie i w pare minut potrafila zrobic swietne Devonshire Creams do herbaty. Zdecydowal sie polaczyc swe losy z wlascicielka takiego talentu. 🙂
Wando, wedlug Departamentu Stanu – juz sie oderwalas! 🙂
http://www.huffingtonpost.com/2009/04/17/state-department-lists-te_n_188151.html
Witjcie, niedawno wrócilam z „czasu poezji” w lesie, co pozwolilo Emi latać zbyt daleko po krzakach.
Bobik to ma nie tylko filigranową Mamę,ale i bardzo utalentowaną:roll:
Wsiedłiście na mojego ulubionego konia to i dopisuje się do
kawy i szczebiotów.
U mnie kawa oid wielkiego dzwonu, mala siekiera, najlepiej Arabica.Takiej można się napić we Francji,we Włoszech albo… w Budapeszcie.W Niemczech cierpałam katusze bo rodzinnie robili kawę- lurę przez filtr papierowy.Czułam się, jakbym piła papierkową kawę.
Obstaję przy herbacie, a raz dziennie kawa z małego ekspresu.
**
Moniko wracając z lasu zakupiła „Foccus” i tam bardzo ciekawe artkuły m.innymi wypowiedzi prof.Christakisa (czy On jest Grekiem?)z Harvard Medical School w Bostonie o wpływie znajomości na nasza psychikę.Ciewkawe, choc dla mnie za mało.
***
Z tymi uwodzicielskimi babciami i szczebiotkami też mam pewne doswiadczenia:
Ja jestem raczej dzinsowo-sportowa, bo gdzie się tu stroić do lasu.Nie szczebioczę, raczej chrypię, ponieważ palę.
mama Bobika, mogła się przekonać, bo raz rozmawiałyśmy przez telefon.
Pracowałam kika lat w modzie,zatem zwracam uwagę na stroje i widuję takie rzeczy na starszych osobach, które mnie wprawiają w osłupienie.
1. Pani lat na oko 60, włosy rozpuszczone dł.poniżej pasa, widać,że farba.
Na osobie: króciutka koszulka typu baby doll, a pod nią białe majtki- trykot poniżej kolana, opinające grube łydy.Wszystko zresztą w bieli prześcieradłowej.:shock:
Nie widziałam przy niej omdlewających facetów, ale może dlatego,że ten głos skierowany do kierowcy autobusu był
głosem hic muriel.
2. Widuję tez panią niezykle skromnie ubraną schludna w niemodnych już dziś kostiumikach typu Chanel, pod żakietem zawsze pięknie wyprasowana bluzeczka, a głos anielski.
To pewnie typowi nr. 2 faceci chętnie grzebią w ogródku.:smile:
: ) 75% mowi nie gubernatorowi ale reszta Stanow nie dba, jak chcemy to mozemy sie odrywac.
A tu jeszcze pieczywo polskie roznorodne:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/Pieczywo?authkey=Gv1sRgCLCt4o2T3YidLg#slideshow
Moniczko, a gdzie poza USA szukac tych dzikich drożdży?Może się sama skuszę na wypiek chleba.Dawno to za mną chodzi.
Parada piękna!!Ale nie dla mnie!Nie cierpię tłumów.
**
Niunia: uzgodniłam to z paroma osobami z koszyczka Bibikowego,Twoja ma jeść i przybywać na wadze, w myśl zasady:”kochanego ciała nigdy za dużo”.
Więc nie lataj że śniadaniami po całym globie tylko szykuj swojej pozywne sniadanie. 😆
Tutejsi blogowi nie umrą z głodu, Ryś na urlopie, pewnie go tam podtuczą.
Zupełnie się pogubiłam to Wandeczka TX się oderwała, czy nie?W którym % Cię umieścić Wando?:smile:
**
Małgosiu nic do mnie nie dotarło, maile moje też wracają.
Babko, to co mnie zaskoczylo i olsnilo po przyjezdzie do Ameryki to jak sie ubieraja starsze panie,
JAK CHCA! Bylam na to zupoelnie nie przygotowana, bo wiadomo, ze starsze panie musza sie ubierac skromnie, schludnie i nie zwracajac na siebie uwagi, najlepiej w kolory nie odrozniajace je od chodnika. A tu – wolna amerykanka.
Chodzilam ulicami i kolekcjonowalam te panie, majac nadzieje, ze jak dorosne, to tez tak bede. I czasami jestem!
Jest taki wiersz Wendy Jakjejtam… Kiedy bede stara kupie sobie fioletowy kapelusz…
Nie, ona sie nazywa nie Wendy tylko Jenny Joseph:
When I am an old woman, I shall wear purple
with a red hat that doesn’t go, and doesn’t suit me.
And I shall spend my pension on brandy and summer gloves
and satin candles, and say we’ve no money for butter.
I shall sit down on the pavement when I am tired
and gobble up samples in shops and press alarm bells
and run my stick along the public railings
and make up for the sobriety of my youth.
I shall go out in my slippers in the rain
and pick the flowers in other people’s gardens
and learn to spit.
You can wear terrible shirts and grow more fat
and eat three pounds of sausages at a go
or only bread and pickles for a week
and hoard pens and pencils and beer nuts and things in boxes.
But now we must have clothes that keep us dry
and pay our rent and not swear in the street
and set a good example for the children.
We must have friends to dinner and read the papers.
But maybe I ought to practice a little now?
So people who know me are not too shocked and surprised
When suddenly I am old, and start to wear purple.
Heleno 🙂
Będę musiała długo studiować ten wiersz nie mogłaś bezlitosna kobieto po francusku, albo po rusku?:mad:
Nikt nie domaga się od podstarzałych pań ascezy i barw plyty chodnikowej, choć przyznam ,że przełamana szarość to mój ulubiony kolor.
Ogólnie nie mam najlepszego mniemania o dobrym guście rdzennych Amerykanek,za to o Angielkach jaknajbardziej.
To nie istotne,że najllepsze pokazy mody odbywają się w NY, jak i najlepsze Wystawy plastyczne itd, Takie miasto- wszystko można kupić.
W kolory plyty chodnikowej moga sie bezpiecznie ubierac tylko bardzo mlode dziewczyny, piekne i smukle. Starsze panie wygladaja w tych kolorach jak placzki na pogrzebie, jak smierc na choragwi. .
Nie wiem co to jest dobry gust i podejrzewam, ze taki nie istnieje. Babcia mojej E. mowila o swojej znajomej: ona ma pomaranczowy gust – znaczylo to, ze mogla sie ubrac w cos pomaranczowego i bylo to z cala pewnoscia zakazane. W Anglii mowilo sie kiedys mlodym pannom: blue and green should never be seen, to znaczy, ze nie wolno laczyc niebieskiego z zielonym. A sama pamietam jak w mlodosci kupowalam na rzymskim bazarze sweterek w kolorze amarantowym, zwanym w Polsce pogardliwie buraczkowym , a bylo mi w nim wyjatkowo do twarzy, tyle, ze potem chodzilam i sie z tego sweterka nieustannie tlumaczylam, choc nikt mi go nigdy nie wypomial. Ja sama wiedzialam po prostu, ze „buraczkowych”sweterkow nie wolno kupowac, bo jest w tym cos grzesznego, cos co swiadczy o moim „braku gustu”. Teraz mam szafe wypelniona pomaranczowymi t-shirtami (chyba z piec), buraczkowymi kaszmirami (to wciaz najlepszy kolor do mojej kolorystyki, nawet wtedy kiedy mam pomalowane wlosy na rudo), zas polaczenie niebieskiego z zielonym bedzie nowa kolorystyka mojej sypialni, teraz kiedy zdjete zostaly ograniczajace moja kolorystyczna fantazje rolety od Laury Ashley, w zabojczo dobrym guscie.
Moj living room ma wszystkie kolory teczy (Bobik tu byl) i sprawia mi to wielka radosc. Ten pokoj sie smieje do mnie ilekroc do niego wchodze. Czy jest w „dobrym guscie”? Bo ja wiem…
Ze cztery miesiace temu, po wizycie u jednego z terapeutow E., wstapilysmy z nia do ulubionej kawiarni. Przy sasiednim stoliku siedziala olsniewajaca kobieta, od ktorej nie moglam oderwac oczu. Miala chyba dobrze ponad 70 lat, bardzo gruba, z laska. Miala na sobie zolty kaftan, z duza iloscia kolrowych kokardek, takie same kokardki miala na glowie, uczesnaej w wiele warkoczykow, miala szal z barwnego batiku i czerwony kapelusz z piorami . Wygladala znacznie bardziej malowniczo niz jestem w stanie opisac, Mialam ochote ja zaczepic i dowiedziec sie kim jest, ale w Anglii sie tego nie robi, nie wszczyna sie rozmow z nieznajomymi. W Ameryce nie wahalabym sie ani chwili aby ja zaczepic i zaprosic do naszego stolika.
POtem, kiedy czekalysmy bardzo dlugo na taksowke przed kawiarnia, zobaczylam ja idaca ulica. I uwierz mi, ze nie bylo na ulicy ani jednej osoby, ktora nie usmiechalaby sie do niej przyjaznie i cieplo. Wkladajac ten oblakany kaftan i oblakany kapelusz z rajerami, przestala byc przezroczysta siedemdziesieciolatka, do ktorej sie mowi per „love” czy „darling”. Stala sie rajskim ptakiem – egzotycznym, pociagajacym, intrygujacym. Odrozniala sie od plyt chodnikowych.
Zaluje, ze nigdy nie bede miala dosc odwagi aby sie tak teatralnie ubrac. E. by mi zreszta nie pozwolila.
Ale szara londynska ulica w przemyslowej dzielnicy miasta byla odmieniona dzieki tej pani.
Blue-green kojarzy mi sie z taka czysta, skandynawska kilorystyka: drzewa, woda, niebo, ziemia. Moja ulubiona kolorystyka.
Kocham tez kolorystyke meksykanska, jak z obrazow Kahlo, ale mysle, ze w Kanadzie jest za malo slonca na takie ostre kolory.
Mysle, ze jak ktos sie dobrze w czyms czuje to jakos to dobrze na nim wyglada, niezaleznie od koloru.
Pewnie, ze nudno byloby gdybysmy wszyscy nosili off white i szare, albo czarne jak kiedys mezatki i wdowy (trauma Scarlett O’Hara). Barbara Cartland nosila silny makijaz, dekolty, ostre kolory, obcasy jeszcze dobrze po 90-tce. Chociaz ja mam nadzieje, ze mnie Bog przed tym ustrzeze.
Nieboszczka-Krolowa Matka, ktora umarla majac bodaj 103-104 lata i ktora parokrotrnie widzialam z bliska (miala prawie brazowe zeby, najwyrazniej wlasne) ubierala sie w pastelowe ale bardzo wyraziste kolory – blekity, fiolety, zielenie. No a jej kapelusze! Coz za torty! I zawsze na grubych ale wysokich obcasach – dwa lata przed smiercia tak stala trzy godziny przyjmujac parade wosjkowa w rocznice ladowania desantu w Normandii. Starzy zolnierze, sami ledwo trzynmajacy sie na nogach, ja uwielbiali. A ona ich.
Mysle, ze te zywe kolory, to dobra rzecz, o ile autentycznie wyrazaja czyjas osobowosc i nastroj. Ubieranie sie tak samo, wedlug jednej konwencji jest nudne, bo to tak, jakby wszystkich umundurowac. Let a thousand flowers bloom. 🙂
A polaczenia typu buraczkowy z pomaranczowym, niebieski z zielonym sa tradycyjne w Indiach na przyklad. Moja tesciowa zawsze ubierala sie w piekne kolory – albo w przepiekne jedwabne sari przetykane zlotem, w mocnych kolorach, ktore zaraz przywodzily na mysl gorace slonce, albo w bawelniane, o palecie pastelowej. A nawet jak nie byly to sari, tylko ubrania zachodnie, to i tak kolory pozostawaly na bluzkach, dodatkach i szalach. A cieplo kolorow laczylo sie z cieplem osobowosci.
Ach, buraczkowy sweterek z pomaranczowymi wlosami – moj ulubiony mundurek! Nie wiedzialam, ze jest tradycyjnie hinduski.
A teraz bede miala niebeisko-zielona sypialnie.
Heleno, lubie tez Madras check – tam sa tez wlasnie te polaczenia. Nie mozna byc smutnym na nie patrzac. (Spod Madrasu pochodzi czesc rodziny meza. Zreszta teraz nazywa sie to Chennai, ale kratce pozwolili zostac madrasowej.)
Ano, oczywiscie! Kiedys mialam kapeusz i szorty w taka kratke.
To sa tez kolory mango (tych z rumiencem, ale naprawde te tylko zolte odmiany sa najslodsze).
Wiem. Po przeczytaniu fragmentu z ksiazki jakiejs pani, ktora pisala co kupuijemy w supermarkietach, przestalam kupowac manga zielone z czerwonym bokiem i czekam jedynie na sezon w Indiach i Pakistanie. A kiedy jest sezon to urocza Pani Lakhani, wlascicielka kiosku z prasa, z ktorego dostarczane sa gazety dla E. idzie na bazar i kupuje nam cala skrzynke tych owocow, ktore sa zolte, znacznie mniejsze niz te giganty z masowej sprzedazy i pachna tak, ze mozna sie przewrocic od ich aromatu.
Jeszcze trzy lata temu nie wiedzialam, ze takie manga istnieja w przyrodzie! A te plastikowe manga z supermarketu nazywaja sie Tommy Atkins, chyba na czesc bohatera z wiersza Kiplinga? Nalezy ich unikac.
Kuzyni meza na Florydzie uprawiaja te autentycznie indyjskie odmiany w ogrodku i czasem tez nam skapnie.
Moniczko, Honduskie kobiety zawsze mi się jawią pięknie ubrane.W tym jest styl.
Tak samo Meksykanki, szczególnie ugrane w te słynne malownicze bajecznie kolorowe Guipill.
Te dwa style mają swoje korzenie w tradycji , a meksykańskie w tradycji ludowej.
Zestawienie niebiesko- zielone już dawno przebiło się w modzie damskiej, z zastrzeżeniem:jaki niebieski i jaki zielony?
O gustach trudno dyskutować, ale wydaje mi się,że
lepiej nie przekraczać granic w pewnym wieku i tak naprawdę JKM uwielbianą za cechy charakteru i nie uważam za gustownie ubraną, raczej śmiesznie.
Ale jak wiadomo wśród Polaków najwięcej jest lekarzy i specjalistów od plastyki.
Moja bardzo zasadnicza Dyrektorka w liceum mawiała do nas:Jeśli będziecie na siebie zwracać uwagę niestosownym strojem, nie liczcie na to,ze sie do was przyznam na ulicy.
Przez kilkanaście lat po maturze niecietrpałam granatowych strojów.Dzisiaj je lubię i dobrze się w nich czuję. Dodatki bardzo się z tym kolorem dobrze zestawiają.
Mala kobieta, kwiaty i kolory
http://picasaweb.google.com/WandaTX/ZosiaWKwiatkach?authkey=Gv1sRgCPXRoIzUu-7XlAE#slideshow
Ten niebieski to stanowy blue bonnet a czerwony pewnie indian paint brush
Leje, szaro , ponuro i jutrzejszy rajd – wycieczka odwolany
🙁
Widzę, że posiadanie jednego, stałego, przyrośniętego do ciała futra szalenie ułatwia życie. 😉 Ja się tam w ogóle nie muszę zastanawiać, co na grzbiet włożyć.
Moi mają zresztą bardzo dobry gust, jak chodzi o psie futra. Wyznają fordowską zasadę: pies może być w każdym kolorze, pod warunkiem, że jest to kolor czarny. 😀
Bobiku nie miałam niczego złego na myśli odnośnie, ciekawej zresztą rozmowy J. Żakowskiego z Profesorem . Problem polega na tym, że nie widzę żadnego problemu. Każdy ma jakieś znajomości, ja wszystkie uważam za tak samo ważne i ciesze się z każdego spotkania. Kto mnie zna wie o tym. Nie dzielę ludzi na tych co mogą coś załatwić lub nie. Z pracy długoletniej a także dosyć dlugiego życia wiem, ze i z wysokiej drabiny zwykle musisz zejść. Chcę tylko powiedzieć, że każdy z nas w ciągu swego życia, chcąc czy nie buduje kapitał społeczny. Każdy tez z niego korzysta w miarę swoich umiejętności czy potrzeb.. Są jednak osoby które nie lubią towarzystwa ludzi i od nich stronią co zresztą nie jest niczym złym… Reasumując ; chociaż jesteśmy w UN nie dajmy się sprowadzić do; lanczu spinu spotu itd. Wszak Polacy nie gęsi i swój język a także zwyczaje mają a powiedzenie; Polak potrafi; niech bedzie płentą kapitalu społecznego.
U nas też ponuro leje, co mi uniemożliwiło dzisiaj popstrykanie zdjęć, a szkoda. Natura zupełnie oszalała – kwitnie wszystko naraz, w niezupełnie normalnych porach. Tu jeszcze resztki żonkili czy bergenii, magnolia do połowy opadła, obok tego wiosenne wrzosy, rododendrony, azalie, białe drzewa owocowe, odjazdowo różowe japońskie wiśnie, a jakby tego było mało, wystartowały już bzy i kasztany 😯 Szkoda, że państwo tego nie widzą! 🙂
sama się tak raczej nie ubieram, ale popieram wszelka ekstrawagancję, szczególnie jeśli jest zamierzona i płynie z serca. wiersz Heleno cudny!!
Ostatnio na jakimś niezbyt mądrym forum GW, widziałam wątek zatytułowany „do jakiego wieku można nosić mini” Wiele (chyba raczej młodszych) kobiet wypowiadało sie w tej kwestii ustalając granice na góra 30-tkę! Bardzo mnie to zdumiało, bo mini uwielbiam ( no może nie takie krótkie jak jeszcze parę lat temu) w Stanach nie byłam, ale Paryżu starsze panie w krótkich spódnicach i szpilkach to widok najzupełniej codzienny. Pojęcie „niestosowny strój” jest bardzo nieostre. Dla mnie niestosowny strój to raczej ubranie nieadekwatne do okazji. ( suknia balowa na popołudnie, bluzka bez rękawów na pogrzebie, krótkie spodnie do kościoła).
a wogóle to pytam psa Bobika dlaczego w debatach telewizyjnych zwykle jest jedna kobieta lub wcale i 4 ,3 panów. hmmm?
Jarzębino, nie podejrzewam Cię, broń Boże, o jakieś niecne intencje. 🙂 Ale z tym kapitałem społecznym to chyba nie tak. Zawarte przez kogoś znajomości są, nazwijmy to, jego indywidualnym kapitałem socjalnym. Natomiast kapitał społeczny w rozumieniu prof. Czapińskiego odnosi się do zbiorowości – poziomu ufności w stosunkach międzyludzkich, sposobu odnoszenia się do siebie, umiejętności wspólnego działania, itd. Może zresztą słuszniej byłoby to nazwać potencjałem społecznym, bo kapitał według mnie to są rzeczy już zrealizowane, czyli np. grupa samopomocowa, forum internetowe, czy WOŚP. W sumie można tak to ująć: moje znajomości i związki to własność prywatna, a poziom zaufania czy umiejętność kooperacji to własność społeczna. Najlepiej oczywiście dla wszystkich, jeżeli jednej i drugiej jest dużo i dobrej jakości. 🙂
Rany boskie, ja mam odpowiadać za debaty telewizyjne? 😯
Przecież u mnie na blogu proporcje pań i panów są dokładnie odwrotne, niż w tych debatach.
Chociaż pół na pół też by mnie całkowicie satysfakcjonowało. 🙂
Bobiku, a może na tym czarnym futrze, jakieś pasemka, refleksy, balejaże, …… fioletowe, może trochę zielonych dredów… pomyśl o tym 😀
A tak w ogóle to kupiłem zielono-czerwone mango, moja mama też czasem nosi mini i nie dali mi kości po kolacji, bo podobno wieprzowe są niesłuszne. Świat jest okropnie skomplikowany, mimo braku problemów z przyodziewkiem. 🙄
Bobik Ty mnie nie denerwuj.. Otóż czytałam kiedyś wypowidż kogoś z zagranicy, kobiety, która taką dosyć długą listę znajomych w konkretnych celach posiadała . To się jakoś nawet nazywa. Prawdę mówiąc mam problemy z zapamiętywaniem nazwisk i imion , ledwie Twoje zapamiętałam. Tak w ogóle to problem o którym piszesz nie istnieje a dyskutować nie będę z literatami . Pa ide spać
co do słowa pisanego to jestem w tym cieniiiuuutka
Jakże się wśród psów pokażę,
mając jakieś balejaże?
Jakże z dredem fioletowym
obszczekiwać będę krowy?
Jak w różowych papilotach
będę mógł pogonić kota,
lub zielonym świecąc lokiem
zagapioną capnąć srokę,
czy za portki szarpnąć dziada?
Fi donc, toż to nie wypada! 😉
Na pasemka kocur zerka,
i zazdrości mu futerka
Gdzie Bobiku taki fryzjer
co tak fantazyjnie strzyże??
Fryzjer, drogi mój kocurze,
siedzi gdzieś na szklanej górze
i spokojnie, powolutku,
strzyże armię krasnoludków,
lecz jak trafi się psia głowa,
też ją umie wytrymować. 😀
No niestety Bobiku, weny starczyło mi tylko na cztery wersy. poddaje się!
Ale i te cztery są niebywałym postępem wobec deklarowanej dotąd abslolutnej niemożności. Może to mały krok ludzkości, ale wielki krok Żony Sąsiada. 😆
Słuchajcie, słuchajcie! Przegapiliśmy okazję do poimprezowania. Poprzedni wpis był równo 50 i aż się prosił drobny jubileuszyk. Ale możemy nie ulegać magii cyfr i jubileusz zrobić teraz, przy 51 wpisie. 🙂 Kto jest za?
Moze dojedziemy do 55 ????
A, to też jest jakiś pomysł. To znaczy wracamy do magii cyfr? 🙂
Lece po zagryche!
Jestem za, a nawet przeciw. Toast wznosze Pino Grigio.
To juz wiem, czemu mnie od pol godziny nosilo – czerwone i serek a potem ha! spotkanie z harcerkami!
Już wiem, dzisiaj zrobimy próbę jubileuszu, a przy 55 premierę. 😀
To lecimy z próbą:
Królik toasta wznosi pinotem,
Bobik radośnie zagryza ko…
Stop, stop, nie tak! To było zbyt ostro! Proszę jeszcze raz, łagodnie, miętko.
Okej, okej, będzie miętko:
Za czy też przeciw? Oto jest pytanie,
które po prawdzie to jest sraniem w banię,
bo już ktoś mądry dawno nas oświecił,
że da się wszak być za, a nawet przeciw…
Stop, stop! Czyś ty, Bobik, zwariował? W takich warunkach nie da się pracować. Proszę, niech ktoś inny wygłosi tę kwestię.
Niestety nie mam pod reka nic przyzwoitego, sklepy juz zamkniete, wiec przyjdzie mi wypijac cos absolutnie wstretnego, co od dwoch lat poniewiera sie w kredensie. Co gorsza zrobione moimi wlasnymi recamy nas podstawie przepisu przepsu zaczerpnietego na jednym z …hm… blogow . Smakuje jak cos z listy slynnych trunkow Wieniczki Jerofiejewa, gdzie sie mieszalo plyn od pocenia nog z odwirowanym klejem do zlepiania samolotow – Lza Komsomolki albo inny Duch Genewy.
No ale pijemy co mamy. Tatus musi.
Zdrowie Bobika!
🙂 to na wszelki wypadek jakby nie wyszlo to 😆
… Bobik radosnie zagryza biszkoptem.
O to Ci chodzilo, Piesku?
A ja widzę, że z Krakowa przywieziono taką malutką (200ml) buteleczkę „Wyborowej”. Na uczciwy jubileusz by się nie nadało, ale na próbę może ujdzie?
Soczek posiadam. 😀
Nie, Mordechaju, ja chciałem zagryzać knotem wygryzionym z wnętrza świecy (dobry bo tłusty), ale chyba trochę niewyraźnie mówiłem i reżyser się wnerwił.
Dwie setki jest w sam raz na probe jubileuszu. Chyba, ze musisz sie podzielic ze Starymi. Wtedy faktycznie troche malawo.
A gdzieżbym tam Starych dopuścił do próby? Wystarczy, że reżyser się mądrzy. Nie daj Boże, żeby jeszcze oni weszli z jakimiś uwagami. 🙄
Zdrowie Wieniczki! 😀
Pewnie zaczales probe jubileuszu triohe wczesniej. Tylko tym moge wytlumaczyc zla dykcje.
To ja sie dołączam bez alkoholowo , sok pomarańczowy czysty! I zapadam w sen. Dobranoc!
Sok pomarańczowy czysty? W obecności Wieniczki? 😯
Niech ktoś podrzuci Żonie odrobinę politury do drewna, żeby sobie jakiś uczciwy koktajl mogła zmieszać. 😉
Sok pomaranczowy czysty?
Chora, znaczy sie.
Sen? Ja tam po pierwszym Pino Grigio nie zakaszam i nie spie.
Korzystajac z niebytnosci week-endowej Szachisty (gra w szachy w Toronto) usuwam z domu rzeczy, ktore moze jeszcze sie kiedys moga przydac, moze chociaz na czesci, nam albo komus, albo je kiedys naprawi jak znajdzie czas (to byl sarkazm). Grill, odkurzacz, komputer do kraweznika!
Zdrowie Wieniczki w Zaswiatach – niech jego dusza skolatana dotrze do Pietuszek i niech mu Aniolowie nie skapia jerezu!
A może nie chora, tylko się oszczędza na jutro?
Cóż wiemy o tajemnym życiu sąsiedzkich żon? – powiedział Bobik z filozoficzną zadumą, pociągając przez słomkę kolejny łyk płynu chłodniczego, zaprawionego dyskretnie kroplą rozpuszczalnika…
Wiecie, przysiegam,ze niektore renomowane czerwone wina, o ktorych sie pisze, ze maja „hint” debiny, smakuja jakby mialy hint tempertyny.
No to jeszcze na druga noge Bobiku skoro Helena cos tam znalazla, a tyz masz jeszcze setke czystej.
Kroliku, do kraweznika moge Ci podrzucic jeszcze calkiem czysta rolete z sypialni, taki ulubiony kubeczek francuski z uszkiem w srodku – do przyklejenia, oraz piec tomow (tylko trzy czytane) Dziennikow bardzo wielkiej polskiej pisarki Marsz- marsz- Dabrowskiej.
Na drugą nogę załatwia u mnie dopiero połowę sprawy. Zostają jeszcze dwie nogi. 🙂
Heleno, ja tez mam pamietniki powojenne M.D. pod takim tytulem „Pamietniki Powojenne”. Czytane raz, lata temu. Zdziwilam sie, ze byla to kobieta malostkowa, ktora nie miala o nikim dobrego zdania. Dabrowska zawsze bedzie mi sie kojarzyc z ustna matura z polskiego, kiedy to nasza polonistka starala sie za uszy przeciagnac kolege tzw Balona, zadajac mu proste pytania naprowadzajace:
-no to moze powiesz nam Jacku, kto napisal „Na wsi wesele”?
Na to Balon po namysle:
-Pani Profesor, bede strzelal: Nalkowska!,
-Nie Jacku,
-w takim razie Zeromski!
Do kraweznika z Dabrowska! To przez nia Balon, jeden z najinteligentniejszych ludzi jakich znalam (choc malo oczytany przyznaje), zostal kierowca warszawskich autobusow.
Zgadza sie, Kroliku. Jej malostkowosc i bezinteresowna zlosliosc jest czasami porazajaca. Za to bardzo wysokie mniemanie o sobie. Bo najtrudniej jest o sobie klamac piszac dziennik.
„Do krawężnika” chyba wejdzie na stałe do moich zasobów językowych. Wreszcie będzie czym zastąpić już nieco osłuchane „na drzewo!” 🙂
Jestem przy trzeciej nóżce. 😉
A ja na druga noge pije Sauvignon Blanc (aroma of grapefruit, melon and lime- nie ma tempertyny, hallelujah!).
Bobiku, u nas sie wystawia do kraweznika rzeczy niechciane, ktore kazdy moze sobie wziac. Co zostanie nie wziete w poniedzialek zabiera smieciarka.
U nas też, dlatego tak mi się „do krawężnika” spodobało. Obrazowe, ekspresyjne, skuteczne. 🙂
Wino rozwiazuje jezyki, wiec jeszcze dla Moniki okolorach. Zapomnialam o hinduskich. Mam dwie ukochane spodnice, obie „zakladane”. Jedna jest wsciekle rozowa-rozowa i drugaz a druga zielono- rozowo- zlota. Wygladaja swietnie do moich ukochanych czarnych podkoszulkow.
O kolorach można nieskończenie…
Ale moja mama zasadę fordowską stosuje chyba nie tylko do psów. Jak się do jej szafy zajrzy, to widać, że czerń wygrywa tak na oko 5 : 1.
Ach Bobiku, u mnie wiosna, zrobilo sie +20C i pewnie ludzie przesiada sie z arktycznych kurtek typu parka w mini, capri, bermudy itd. Ja kocham zmiany por roku, ale w moim klimacie pozbylabym sie lutego i marca. Lubie natomiast listopad, ponury miesiac, w ktorym nie ma nic do roboty przez co jest dlamnie nadzwyczaj atrakcyjny w domu i na wyjezdzie.
Króliku, to wiosennie na czwartą nóżkę. 😀
A ponieważ więcej nóżek nie posiadam, mówię blogowi, który tak pięknie sprawdził się w godzinie próby – dobranoc! 🙂
okie, dokie, Bobiku, dobranoc. Udaje sie o tej wczesnej porze ( 9-ta zaledwie) na prasowke gazet/magazynow w papierze. Pa, pa calusow 102 i sto buziakow kolo krzakow.