Wyzwalacz
Foksterier przybył pod okienko wczesnym rankiem, kiedy Bobik jeszcze leniwie tarzał się po posłaniu. Zastukał w szybę pomalowaną na biało-czerwone kolory lancą i krzyknął:
– Bobik, idziesz z nami wyzwalać Polskę?
– To jeszcze nie jest wyzwolona? – zdziwił się szczeniak, niechętnie gramoląc się z posłania. – A ja myślałem…
– On myślał! – warknął z gryzącą pogardą Foksterier. – Właśnie z myślenia biorą się najgorsze zarazy i miazmaty. Precz z myśleniem! Trzeba czuć, szczuć i działać. Miej ser i patrzaj w ser, jak mówił Wieszcz do kruka. A poza tym jeśli już myśleć i to, za przeproszeniem, logicznie, to należałoby wyciągnąć wniosek z tego, że śpiewamy „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Gdyby już była wolna, oj, my byśmy jej inaczej zaśpiewali!
– Obawiam się, że do śpiewania w tym chórze nie mam wystarczającego talentu – zaczął się dyplomatycznie wykręcać Bobik. – Tam cały czas w wysokie tony trzeba uderzać, a ja jestem pies prosty i trzymający się ziemi.
– Ziemia jęczy! – zawył jak na zawołanie Foksterier. – Prusak Polskie Owczarki Nizinne, a Rusek znowuż Podhalańskie męczy. Władza ma naszą krwawicę na rękach, krzyż jest prześladowany przez obce jednoślady, a najlepsi synowie Narodu przerabiani są przez gender na córki. I nie wolno już nawet Żyda czy pedała za to obwinić, bo zaraz polskojęzyczne media obszczekają. Niewola pełną gębą!
– No widzisz? – westchnął Bobik. -Ja bym tak nie umiał. Do takiej śpiewki potrzeba szczególnych umiejętności.
– Rzeczywiście, tak nie każdy potrafi – przyznał z satysfakcją Foksterier. Ale zaraz przypomniało mu się, że wszelki pozytywizm podejrzanie pachnie zdradą, więc zawył jeszcze głośniej:
– Suwerenność sikania na pochyłą brzozę pogrzebana! Mafia, gdzie tylko powęszyć! Zdrajcy u miski! Najświętsze pieskie wartości w kajdanach! Nawet kiełbasa krakowska za kratkami i nie wolno się do niej dobrać!
– Okropnie smutna rzecz, taka niewola – szczeknął współczująco Bobik. – Ale może jeszcze nie wszystko tak do końca ma ten wasz chór przechlapane? Sam mówiłeś, że przynajmniej od myślenia jesteście wolni.
http://www.tokfm.pl/blogi/takze-tak/2013/11/jest_wniosek_o_delegalizacje_mlodziezy_wszechpolskiej_i_onr/1#BoxSlotII2img
no nareszcie .
Pewno nic to nie zmieni, ale zawszeć to jakiś sygnał.
Ogladac Bergmana. sluchac Abby i zaopatrywac se w katalogi IKEI gdzie jak wiadomo podstepni mlodzi geje szwedzcy zadekowali sie posrod mebli robionych nieraz z naszej narodowej rozdartej sosny.
Rozdarta sosna pół biedy. To jakieś przedpotopowe historie, których chowani na Rymkiewiczu patrioci znać nie muszą. Ale co będzie, jak IKEA zechce w podobny sposób spostponować złamaną brzozę, której nie było?
Zmoro, prezydent mówił o połowie Polski, ale z okresu międzywojennego. Nie twierdzi, że dziś połowa społeczeństwa ma sympatie narodowościowe.
Jeszcze wrócę na chwilę do zeenowych połajanek.
Pierwsze istotne bardzo zastrzeżenie zgłosił andsol o użyciu i wydźwięku słowa hańba,
bardzo słusznie moim zdaniem, chociaż może nie wiedzieć o tym, że identyczne okrzyki są wznoszone przez podobne wizualnie grupy ludzi w sytuacjach, które są haniebne dla wznoszących je, np. na salach sądowych, na cmentarzach, praktycznie w kazdym miejscu zwłaszcza Warszawie.
Drugie jest takie, wg. mnie, że rzadko kiedy ludzie mają szansę uczestniczyć w wydarzeniach, które są tematem doniesień medialnych z całego świata, a więc nie mieliby prawa oceniać i zabierać głosu w żadnej z tych spraw, przecież to absurd.
Bobiku, już spostponowała. Jedna z wersji szafek kuchennych występuje w okleinie brzozowej
BRAWO, moja prezydent:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14957349,Inwestycja_na_Podwalu_wstrzymana__Przyjada_eksperci.html#BoxSlotII3img
A Ty to wiedziałaś, Vesper i larum nie grałaś?
Ale trzeba przyznać, że spryciarze z tych Szwedów. Żeby zrobić szafki z nieistniejącego drzewa… No, no.
Widać wbrew pozorom również jestem wynarodowiona i mi się alarm larumowy nie uruchamia w odpowiednich momentach
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14947038,Czesc_Trasy_W_Z_w_prywatne_rece__Oddali_tunel_handlarzowi.html
Hmm…
Jedną Taką Łotr chyba pierwszy raz zatrzymał? Znaczy, przeszła chrzest bojowy.
Nie pochlebiaj sobie, Vesper, że wbrew pozorom. Twoje wynarodowienie średnio rozgarnięty narodowiec na kilometr rozpozna.
Że narodowiec to jasne, bez dwóch zdań. Ale dla liberalnego konserwatysty z Zachodniego Londynu, jak na przykład Kot Mordechaj, sprawa może być dyskusyjna, więc „wbrew pozorom” nie ze chęci pochlebienia sobie zamieściłam a z ostrożności procesowej
Jednatako, sąd oddał.
Teraz powstały firmy, które odnajdują spadkobierców, skupują prawa własności i skutecznie dochodzą w sadach.
Sejm nie jest w stanie uchwalić prawa rekompensującego utracone mienie różnych osób i grup społecznych w Polsce, to będziemy po kawałku oddawać wszystko w naturze.
Jedna pani drugiej pani wieści przekazała,
że w Krakowie gdzieś w teatrze robią ludzi w wała,
w tym teatrze, moja pani, podobnież na oczach
dobierają się wzajemnie do swojego krocza!
To w Krakowie nie uchodzi, nie z tego on słynie,
grzebać w kroczu lubią bardzo, owszem, lecz w Londynie,
tam sodomia wraz z gomorią po ulicy chodzą
i bezczelnie, tak przy ludziach swoje dzieci płodzą!
Nie dziwota, że to stamtąd biorą się miazmaty,
zarażają tym Europę całą nam, psubraty!
Jak stolica do stolicy ciągnie, moja pani,
i w Warszawie się znalazło paru takich drani
co wystawę urządzili, tfu! niech wpierw odpluję,
taki jeden tam krucyfiks nago emabluje!
Żebyż tylko, moja pani, oni ludzi dręczą,
tam na placu dzieci nasze straszą homotęczą!
Gdzie porządek, ja się pytam, gdzie policja była,
no i jak ja, moja pani, teraz będę żyła?
Choć znam azyl, moja pani, azyl katolika,
tam pójdę się cała schować: na blogu Bobika….
Nie rzucim mebla, co jest stąd,
połysku nie oddamy,
twierdzą nam będzie każdy kąt
i każdy menel z bramy.
Nie będzie narodowych szaf
odbłyszczać nam IKEA,
nie puścim jej przez Bałtyk wpław,
ani na inny przełaj!
Nie zrobi z brzozy stołu nóg,
tak nam dopomóż buk,
tak nam dopomóż buk!
Jeszcze Polska nie zginęła,
Póki my żyjemy
IKEA na okleinę nas ścięła
Ale odrośniemy
Marsz, marsz, dąb rowski
Z ziemi szwedzkiej do Polski
Za brzozy przewodem
Złączym się z Narodem
Blog azylem? Moja pani, ja się z tego śmieję,
toż ten Bobik jest podobno niepoprawnym gejem,
na biskupów psem, wcielonym złem, a na dodatek
kanibalem i mordercą niezrodzonych dziatek.
Egzorcysta mu nie pomógł, ni woda święcona,
bo zazionął, zwierz piekielny, siarką spod ogona,
matek-Polek zlekceważył przerażone krzyki
i bezczelnie szczeka dalej te swoje wierszyki.
Więc niech cała narodowa, porządna publika
lepiej trzyma się z daleka od tego Bobika.
Obrodziło grupowo
No właśnie, vesper, po prostu widać ? również jestem wynarodowiona. Kto Bobiknął, choćby i w dobrych intencjach, ale szybko exorBobinisty nie wezwał, skalany jest na dobre, a raczej na złe.
male jedzonko
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc3/1458493_231485333685313_837177853_n.jpg
Siodemeczko, bedziesz?
https://www.facebook.com/events/360947434049849/?ref_newsfeed_story_type=regular
ciemno, zimno, idzie na zime…
p jak pstryk
Bobik 14.12
Lepiej się poczułam, fakt, ciutkę bardziej przynależę A do Łotra nie mam pretensji, mało mnie zna, bo rzadko bywam.
Siódemczeka 14.30
Wiem, że sąd oddał, ale Pan Bartelski (burmistrz Śródmieścia) nie zrobił zastrzeżenia w księgach wieczystych dotyczących tunelu. A teraz opowiada dyrdymały o umowie z właścicielem. To jest szczyt niekompetencji. Wkurzający szczyt niekompetencji.
A Pani Prezydent nie miała wyjścia. Kontrola UNESCO na miejscu to poważna sprawa, mogliby nam nówkę Starówkę wykreślić z listy jak nic.
Nie mówię, że burmistrz jest kompetentny, bo nie wiem. Za to wiem, że istnienie służebności nie zależy od ujawnienia w księdze wieczystej. Bo to właśnie jest służebność, a nie żadne ze słów użytych w artykule, z „zastrzeżeniem” włącznie, takie rzeczy nie istnieją. Służebność ustanawia się przez umowę między właścicielem a inną osobą, na której rzecz służebność ma być ustanowiona. Wszystko się zgadza na razie, oprócz dziennikarskiej rzetelności, no my uże priwykli.
Wielki Wodzu, mam pytanie: czy grunty wywłaszczone dekretem Bieruta na drogi, mosty, tory i inne takie podlegają zwrotowi właścicielom?
W sprawie artykułu. Nowemu właścicielowi grunty najpierw wydzierżawiono na 99 lat, dopiero potem burmistrz zatwierdził przekształcenie na własność (na wniosek dzierżawcy). Wydaje mi się, że ta zmiana, ze służebnością tunelu włącznie, powinna być wpisana do ksiąg wieczystych, czyż nie? Nowy pan właściciel tunelu jest jednym z czyścicieli kamienic w Warszawie, do wszelkich umów ma stosunek dosyć luźny, a prawo jest po jego stronie z powodu durnoty urzędników, którzy majątek publiczny mają w głębokim poważaniu. I to mnie wkurza.
Podlegają na ogół. Nie z automatu, którego nie ma, a powinien być i przekładać fizyczny zwrot na odszkodowania, tylko po przeprowadzeniu dość upierdliwego postępowania sądowego. Dlatego fachowcy załatwiają to hurtem.
A co artykułu, to znów – nie wydzierżawiono na 99 lat, tylko oddano w użytkowanie wieczyste. Tam nie było dzierżawcy, był użytkownik wieczysty. Gdyby burmistrz oddał grunt na własność dzierżawcy, na jego wniosek, to by za życia nie wyszedł z kryminału. Użytkownik wieczysty nie ma nic wspólnego z dzierżawcą i nie jest ani trochę do niego podobny. Ta zmiana, czyli z użytkowania wieczystego na własność, na pewno była ujawniona w księdze wieczystej, choćby z tego powodu, że przedtem właścicielem była gmina, a teraz nie jest.
Jeśli dobrze doczytałem, to zarzuca się tylko tyle, że służebności nie wpisano przy tej okazji. Wcześniej służebności nie było, bo nie była potrzebna, właściciel gruntu był jednocześnie zarządcą tunelu i drogi, a „zastrzeżenia” prawdopodobnie były wpisane w umowę użytkowania wieczystego i przy tej okazji ujawnione w księdze wieczystej. Po zmianie właściciela trzeba najpierw służebność ustanowić, przez umowę. Kiedy zmiana właściciela bierze się z umowy, taką służebność ustanawia się od razu w niej, żeby dwa razy nie chodzić.
Tu zmiana właściciela nie wynikała z umowy, więc służebność, której, powtarzam, wcześniej nie było, trzeba ustanowić jakąś inną umową, a potem wpisać do księgi wieczystej, albo nie, to ma tylko znaczenie dowodowe.
Czy burmistrz tę umowę przygotowuje sprawnie, czy zwleka, czy zapomniał, tego nie wiem, więc nie oceniam. Metoda jest dobra, bo innej nie ma.
TYM:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1561139,1,pies-czyli-kot.read
Aaaa, dzięki WW, teraz rozumim i żem się uspokoiła Pomyliłam się z tą dzierżawą, oczywiście, użytkowanie wieczyste tam było. Szlag mnie trafił po przeczytaniu artykułu i zaćmił umysł, bo nasza wspólnota już dawno wystąpiła o przekształcenie gruntu z wieczystego na własność i nie możemy się doczekać końca procedur, a u tego pana szast, prast i po wszystkim.
Etam. Byłam, wróciłam, jestem zmęczona i nie chce mi się pisać.
Beznadzieja. NA FB organizatorzy apelowali, żeby uczestnicy nie eksponowali swojej przynależności organizacyjnej. Żartownisie. Moze jutro coś napiszę, ale nie wiem.
Szkoda. Myślałem, że po demonstracji nastrój jej uczestników będzie bardziej optymistyczny.
Bardzo stare (nie, nie moje), ale zawsze dobre:
Kot składa się z materii, antymaterii i fanaberii.
Rodzajnik nieokreślony, tak na wszelki wypadek.
Pręgowana składa się ostatnio głównie z fanaberii i ze snu. To może listopad jej tak robi?
Byłam na demonstracji tylko przez pierwszą godzinę, potem pobiegłam do TWON na balet. Może dlatego nie mam tak marnego nastroju, jak Mt7 – czuję się raczej nieźle. Niewiele brakowało, żebym już na samym wstępie zrobiła w tył zwrot: pod Kopernikiem powitał mnie duży transparent z hasłem przeciwko lichwie – nie wybrałam się na demonstrację pod takimi hasłami i nie chciałam pod nimi maszerować. Flagi poszczególnych organizacji czy tablice z ich nazwami mi nie przeszkadzały – dopóki nie pojawiały się także hasła, nie mające związku z przesłaniem marszu, jak to o lichwie, czy: „Nie palcie squatów, zakładajcie nowe.” Podeliberowawszy chwilę, jednak się przyłączyłam – w tłumie zdecydowanie przeważały „statutowe” hasła marszu.
Przez cały czas towarzyszyła nam policja, była bardzo widoczna, co mnie jakoś zupełnie nie deprymowało. Były kłopoty z nagłośnieniem, nawoływania organizatorów brzmiały momentami nieco histerycznie (chodzi mi o ton, słów nie było słychać), tłum, który był autentyczną zbieraniną nie najlepiej sobie radził ze skandowaniem, ale było – przez tę pierwszą godzinę, co dalej, nie wiem – pozytywnie.
Przykro mi stawać okoniem, ale mnie to listopad z Dobrem się kojarzy. Nareszcie zaczyna być ciepło, a czasami to i więcej.
Była chińszczyzna na śniadanie, to będzie na podkurek
DF Grzeczne dziecko. Tylko malutki fragment, bo reszta pod kluczem
„To, co dla was jest odpoczynkiem, dla nas jest leniuchowaniem. Z Chinką Yu Wei rozmawia Dorota Karaś
Jak wygląda dzień nauki w chińskiej szkole?
– Lekcje zaczynamy o 6.30 rano, trwają do południa. Potem mamy dwugodzinną przerwę na posiłek. Część uczniów mieszkających w pobliżu wraca do domu, a część zostaje w szkole. Od 14 znowu uczymy się w klasie. Przerwa na kolację jest o 18, trwa godzinę i dalej siadamy do nauki.
Wieczorem uczycie się już w domu?
– Nie, ciągle w szkole. Kończymy dopiero o 22.30.”
Mieszkają w internacie, bo to pozwala oszczędzać czas. Pobudka 5.30, gaszenie świateł 23.30. Naszego pięknego języka uczyła się w Studium j. Polskiego w Łodzi „Zaczynałam zajęcia o 8.30, kończyłam około 14. Inni studenci wychodzili wtedy do miasta, na zakupy, imprezowali. Ja wracałam do akademika i dalej się uczyłam. Moja współlokatorka z Wielkiej Brytanii patrzyła na mnie ze zdziwieniem. Wychodziłam tylko do sklepu po coś do jedzenia.”
„Było ciężko. Nikt mi nie pomagał. Nie miałam koleżanek, znajomych, chłopaka. Poradziłam sobie, bo jestem przyzwyczajona do samodzielności.”
„Zostawałam sama w domu już kiedy miałam cztery lata […] kiedy nadchodził wieczór, bardzo się bałam. […] Na szczęście był ze mną w domu pies. Kiedy ogarniał minie strach, chowałam się w kącie, przykrywała się z psem kołdrą i starałam się to przeczekać. […] jak byłam starsza, powiedziałam mamie, że gdy będę miała dziecko, nigdy nie zostawię go samego w domu.”
„Jako 16-latka chciałam mieć iPada. Rodzice powiedzieli, że powinnam na niego zapracować. Próbowałam im wytłumaczyć, że jestem przecież jeszcze dzieckiem, uczę się. […] Całe lato pracowałam w McDonaldzie. Kupiłam sobie iPada, a za resztę pieniędzy – pierścionek dla mamy. Pochwaliła mnie wtedy i powiedziała: „Grzeczne dziecko”.”
Raport obserwatorów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. http://www.hfhr.pl/wp-content/uploads/2013/11/HFPC_raport_z_obserwacji_11_11_2013.pdf
Dzieki, Dziewczynki zescie poszly. I za raport FH.
Ago, dziękuję.
Błąkam się dzisiaj po obrzeżasz. W Polityce bardzo ciekawa „Spółka z Allahem”, też pod kluczem 2/3 można przeczytać.
A bałam się, że Helena mi nie zaliczy demonstracji, bo nie poszłam topless. Za to krzyczałam: „Warszawa – wolna – od faszyzmu.”
That′s my girl, Aga!
Man oh man… nareszcie sie ociepla i jutro moze byc nawet powyzej 10 stopni! Dzisiaj praca i pogrzeb po pracy. Tato kelezanki z pracy. 91 pieknych lat bez wojny i wyzwalania! To sie nazywa fart!
Jutro mam w planie wydmuchiwac taka specjalna dmuchawka jesienne suche liscie na ulice. Przed domem sasiadow z naprzeciwka pojawil sie znak FOR SALE. Mile mlode malzenstwo nauczycieli z dwojka dzieci. Mam nadzieje ze to nie rozwod!
Ago, Siodemeczko, szapobasy!
Dzień dobry
kawa
Tych liści nie wydmuchiwać na ulicę!
Targ, ogród, wieczorem gęsina….
Dzień dobry,
poranna lektura:
http://natemat.pl/82099,squatersi-odpowiadaja-stefanowi-niesiolowskiemu
Sposób na życie, podlany gęstym sosem pokrętnej ideologii ;-( .
Kiedy Olejnik zaprasza przed kamery Niesiolowskiego, to bynajmniej nie dlatego, ze ciekawi ja jego punkt widzenia na sprawe squatow.
Zaprasza go aby doszlo do mordobicia, aby do mikrofonu padlo cos obrzydliwego lub w najlepszym wypadlu konroiwersyjnego.
Olejnik jest dla mnie jedna z obrzydliuwszych postaci polskiego dziennikarstrwa, bo niedosc, ze robi to z calym rozmyslem, ale od swieta staje i wyglasza homilie na temat „poziomu publicznej debaty”. Nie stac jej nawet na uczciwe przyznanie, ze uwaza robienie wywoadow z osobami publiocznymi za rodzaj rozrywlki publicznej.
Ale jest prpmyczek nadziei – Fundacja MaMa odmowila udzialu w dyskuskji z „filozofem” Malgorzata Terliokowska na temat patriotycznego wychowywania dzieci. W radiu Tok fm.
Jak slusznie. Ludziom (mam na mysli dziennikarzy) tak sie juz stepil elementarny zdrowy rozum i wrazliwosc, ze uwazaja ze zakazywanie dzieciom czytania Harry Pottera jest czyms normalnym i matka ktora tak czyni moze podzielic sie swymi doswiadczeniami Wychowawczymi z innymi ludzmi.
A MaMa powiedziala: takiego wala, z Terlikwoa „debatpowac” nie bedziemy bo nie ma o czym. Noech debatuje ze swoim mezem.
Dzień dobry
Dotarcie na blog w dzień targowy jest w ogóle nieco utrudnione, a co dopiero, kiedy się rozwalą jaja i po powrocie wszystkie zakupione duperele trzeba pracowicie oczyszczać z jajecznej mazi.
Na szczęście wędliny były na wierzchu i uszło im na sucho.
Też dziękuję za relację z demonstracji.
Do niezadawania się z Terlikową (lub kimkolwiek innym) każdy ma prawo i nawet by mnie ta odmowa wspólnego występu z nią ucieszyła, gdyby fundacja MaMa ograniczyła się do argumentacji typu „ta pani guzik wie o wychowywaniu dzieci, więc o czym z nią mamy gadać”. Ale MaMa, z tego, co czytałem (w GW, nie Flondrze), zdyskwalifikowała Terlikową ze względu na „poglądy jej męża”. Cóż to, do cholery, znowu paragraf CZS (czlien siemji) zaczęto stosować?
Takie argumenty są dla mnie nie do przyjęcia, więc się wnerwiłem, a nie ucieszyłem.
Ludziom (mam na mysli dziennikarzy) tak sie juz stepil elementarny zdrowy rozum i wrazliwosc, ze uwazaja ze zakazywanie dzieciom czytania Harry Pottera jest czyms normalnym i matka ktora tak czyni moze podzielic sie swymi doswiadczeniami Wychowawczymi z innymi ludzmi
Historia nieco a propos (nie wykluczam, że kiedyś już opowiadałam, jeśli tak, to przepraszam)
Przeglądałam jakąś książkę w księgarni, a stojąca obok mnie Zosia zainteresowała się podręcznikiem do jogi. Pani z obsługi podeszła, zabrała Zosi z rąk książkę i powiedziała, że to nie dla dzieci. Pani poczuła, że wie lepiej od matki dziecka, co dziecko powinno, a czego nie powinno czytać. Zosię zamurowało, mnie też
Vesper, tak po prawdzie, to najlepiej wie, co czytać, nie matka i nie pani, tylko samo dziecko. Co jako szczeniak wiem najlepiej.
Przypominam sobie, do jakiej pienistej wściekłości doprowadzała mnie szkolna bibliotekarka, która usiłowała mi wciskać lektury „odpowiednie do wieku” (wywalczyłem sobie zresztą w końcu prawo do samodzielnego grzebania w półkach i własnołapnego wybierania książek). Ale do równej, buntowniczej wściekłości doprowadził mnie Dziadek Bobika, kiedy – jeden, jedyny raz – zakazał mi czytania stojącej w domu książki z momentami. Oczywiście pierwsze, co zrobiłem, to rzuciłem się na to zakazane dzieło i przeczytałem od deski do deski, mimo że mnie śmiertelnie znudziło.
Poza tym jednym przypadkiem nie kształtowano mi gustów czytelniczych zakazami, a podsuwaniem i wolnym dostępem, co do dziś uważam za znacznie sensowniejsze i skuteczniejsze. Jak książka wciąga, to znaczy, że jest odpowiednia do wieku i zainteresowań, a jak nie wciąga i szczeniak ją odkłada, to nie ma o czym gadać. Proste jak drut.
O tym, że trzeba ze szczeniakiem rozmawiać na temat tego, co przeczytał, nawet nie wspominam, bo to oczywista oczywistość.
To na pewno W moją własną lekturę nie ingerowano w ogóle, ale ja byłam urodzonym książkowym molem. Nie trzeba mi było niczego podsuwać, tylko pilnować, bym poza czytaniem robiła coś jeszcze. Zosia jest dość zrównoważonym typem mola, bo oprócz czytania, lubi też się ruszać. Ja sama Zosi podsuwam, co uważam za warte przeczytania, bo ona ma w sobie mocny rys inżyniera Mamonia. Najbardziej podoba jej się to, co już zna. Najchętniej czytałaby w kółko te same książki
Jak szczeniak przeczyta tego Pottera i rozmawia o tym z rodzicami szatanistyczno-genderowymi, to już nie ma ratunku.
W moim domu rodzice czytali sobie nawzajem To znaczy: jedno zmywalo naczynia albo szylo, drugie czytalo na glos. Smieszne ksiazki najczesciej: 12 krzesel i Zlotego Cielca, Klub Pickwicka i Martwe dusze, Szolem Alejchema albo Saltykowa-Szczedrina. Ja tez zawsze sluchalam i bardzo lubilam sie „dorosle” smiac z rodzicami.
Kiedy mialam 9 lat musialam przechodzic w szpitalu regularne „sondy zoladkowe”. Trwalo to zawsze pare godzin zanim do miedniczkki ustawionej na podlodze obok lozka slynelo dosc sokow z zoladka. Chodzilam na te zabiegi z wlasna sonda, gdyz byla mniej brutalna niz szpitalna zakonczona metalowa koncowka, nalegalam zawsze, ze sama sobie ja zaloze, bo wtedy unikalam duszenia sie i dlawienia, no i mialam ze soba zawsze ksiazke. Pamietanm jak pielegniarka zauwazyla, ze czytam z wielkim przejeciem Wojaka Szwejka, zasmiewajac sie przy tym i probowala mi powiedziec, ze nie jest to ksiazka dla dzieci. Naskarzylam na nia lekarce, ktora powiedziala zebym sobie czytala co chce i nikogo to nie powinno obchodzi. W pchychodni wszyscy mnie znali, nazywali Lenoczka i pokazywali jako te, ktpra sama sobie zaklada sonde, umnica jedna.
Ale do dzis nie wiem po co mi te sondy robiono regularnie co pare moiesiecy. Chyba dopiero w Polsce ktos uznal, ze nie musze. Ostatnia sonde mialam chyba jak juz mialam ok. 16 lat w szpitalu w Lublinie, gdzie jakis profesor, kolega ojca, ochrzanil rodzicow, ze mnie niepotrzebnie drecza i zeby natychmiast przestali sie znecac nad corka. Wtedy jeszcze nieznana chyba byla jednostka chorobowa zwana Zespolem Muenchhausena. Dzis podejrzewam, ze moi rodzice troche na nia cierpieli, bo po co mieliby mnie nieustannie na cos leczyc. Glownie zreszta na bladosc i chudosc, stad nieustanne badania zoladka i moich sokow zoladkowych.
A, te numery to bardzo dobrze znam – odbieranie książki nie ze względu na treść, tylko żebym nie zapomniał, że w życiu robi się jeszcze coś poza czytaniem.
Przez podsuwanie rozumiem nie tyle podkładanie książek pod nos w sensie fizycznym, co właśnie w rozmowach – „a wiesz, na ten temat jest też bardzo fajna książka, Kubuś Puchatek się nazywa”, albo „o tym to już ciekawie w Harrym Potterze pisali”. Szczeniak na ogół zaraz sam chce sprawdzić, czy starzy słusznie prawią.
Wodzu, dla szczeniaka z rodziny dżenderowej i tak nie ma ratunku, z założenia, więc już nawet rozmowa takiemu nie zaszkodzi.
W moim dziecinstwie wszystkie dzieci bylu molami ksiazkowymi, bo nie mielismy telewizji, a jak sie pojawila, to byla nudna.
Z tych lektur moich rodzicow chyba najbardziej podobalo mi sie opowiadanie Dostojewskiego „Cudza zona i maz pod lozkiem”. Do dzis rycze ze smiechu jak sobie przypomne. Ale nie mam na wlasnosc. Caly Dostojewski (starannie przez mnie unikany) jest do dzis na Florydzie. Jakos po niego nie siegam jak tam jestem.
Myśmy telewizor mieli bardzo wcześnie, pierwszy na całej ulicy, ale książki mi się wydawały od niego jakieś ciekawsze. Nie bez racji chyba, no bo umówmy się – żaden reżyser, nawet komputerowo wspomagany, nie dorówna rozszalałej szczenięcej wyobraźni.
Teraz też sporo dzieci nie ma w domu telewizorów, choć z zupełnie innych przyczyn niż kiedyś. Tak się złożyło, że z pięciorga przyjaciół Zosi, żadne nie ma tv I to widać. Wczoraj byliśmy na parapetówce u rodziny jednego z nich. Było sześcioro dzieci nietelewizyjnych i dwoje telewizyjnych. Telewizyjne nie za bardzo wiedziały, co można robić w kompletnie pustym mieszkaniu, a nietelewizyjne doskonale potrafiły zorganizować zabawę.
Nie uważam absolutnie, by telewizja stanowiła dla dziecka wyłącznie zagrożenie. Są ciekawe programy, owszem. Ale ciekawość świata dość dobrze zaspakaja sam świat oraz książki
Nie zgadzam sie, ze ciekawosc wspolczesnego swiata zaspakajaja same lektury. Ja dzis ogladajac Attenborougha czy programy o sztuce zazdroszcze wspolczesnym dzieciom, ze takiego nie mialam w dziecinstwie. Moze bym sobie nawet zupelnie inaczej wybrala droge zawodowa gdybym mogla zobaczyc w pelnym kolorze stare palace i wnetrza, jakby ktos mi wczesniej wytlumaczyl style i architekture. Nawet na zywo pokazywane operacje w Embarassing Bodies powoduja, ze nie moge oderwac oczu od ekranu. Siedze jak zaczarowana.
Zgadzam się, Heleno. Jednak filmy Attenborougha są dostępne na dvd, podobnie jak wiele innych niezwykle ciekawych serii popularnonaukowych BBC. Nietelewizyjność nie oznacza całkowitego odcięcia od wizualnych form przekazu.
Heleno, które programy o sztuce byś poleciła?
Mase programow wlasciwie. Zwlaszcza te robione tematycznie. Z tych ostatnich najbardziej mi sie podobaly o sztuce Baroku (bo kocham barok), o brytyjskich kosciolach (Dzizus, ile sie dowiedzialam, takze dzieki temu, ze czesto prowadzacy mogl wejsc pod sufit i pokazac co sie tam dzieje, a czego ja, slepa nie widze) o iluminowanych manuskryptach (genialny) , o historycznych tkaninach (poczynajac od Sreniowiecza) – to tylko z ostatnich miesiecy. Ale tez bardzo lubie program BBC „Culture Show”, w ktorym sporo jest o aktualnych wystawach sztuki wspolczesnej. Piekny byl tez program o impresjonistach oraz o prerafaelitach (za ktorymi akurat nie przepadam, ale tym bardzoej ciekawie bylo uslyszec od tych, ktprzy prerafaelitow podziwiaja i cenia, mam juz troche inne na nich spojrzenie). O grupie artystow i pisarzy Bloomsbury. musze sie tam wybrac i zobaczyc na wlasne oczy, ale poczerkam az kogos trzeba bedzie „oprowadzac” z okazji wizyty w Londynie. Moze Kuma, moze Bobik, moze jeszcze ktos przyjedzie.
Last but not least, jak moglam zapomniec, program o Turnerze!
Dzień dobry
Mnie telewizor jest potrzebny. W przeciwieństwie do skrajności
Dziękuję. A przychodzi Ci do głowy coś przekrojowego, jakieś ciekawe wprowadzenie do historii sztuki?
O, i jeszcze. Ktorejs nocy przelaczykam sie na kanal w ktorym zobaczylam ukochanego autora „Zajaczka o bursztynowych oczach” Edmunda de Waala, ktrory jest tez wybitnym „garncarzem”. I on objasnial swoja ceramike i pokazywal proces jej powstawania. I dlaczego wystawia ja tak a nie inaczej. Poza tym, ze jest to pszepienkna menszczyzna, easy on the eye, jak mowia tutejsi.
To ciekawe, ze ksiazki w bibliotece mozna bylo wypozyczac niezaleznie od wieku. Wydana i udostepniona przez biblioteke znaczy do powszechnego czytania. Tylko biblioteki szkolne mialy ograniczone przez wiek czytelnika zasoby. W bibiotece wypozyczalam wszystko jak leci, polkami. Natomiast Ojciec mi kiedys zabral Slowka Boya, a potem Likrecje Borgie, jako nieodpowiednie do czytania, aprzeciez bylam w 8-ej klasie. Tylko mi tym podpadl oczywiscie. Dzisiaj widze w jego metodach wychowawczych terlikowszczyzne i wiem z cala pewnoscia, ze taka metoda nie dziala. Ale kazdy sie musi przekonac na sobie.
Piekna kawa, Irku. Liskowe kawy herbaty tez zawsze piekne, ale gdzies sie Lisek zapodziala.
Akurat w tej chwili nie przychodzi mi nic do glowy, ale z pewnoscia nalezy szukac w dziale Open University.
Kiedy te tematyczne wlasnie pokazujac jakis wycinek sa absolutnie fascynujace i pozwalaja skupic sie na szczegole. A stad juz idzie sie do ogolu.
Dla malych ( i duzych, a nawet starych) dziewczynek, polecam, Vesper, cokolwiek z listy wymienionej w hasle, autorstwa tej pani, wszystko z ostatnich 2-3 lat:
http://en.wikipedia.org/wiki/Lucy_Worsley
To bylo fascynujace: Harlots, Housewives and Heroines: A 17th Century History for Girls.
I jeszcze programy o sztuce tej pani:
http://en.wikipedia.org/wiki/Janina_Ramirez
Wy tu o kulturze, a ja się znowu muszę poświęcać dla ludzkości.
Jakimś cudem udało mi się dziś jeszcze dostać śliwki węgierki – ale już najnajostatniejsze, jak oświadczył rolnik mojego zaufania – i oczywiście jestem zmuszony piec z nimi placek, uwielbiany nawet przez Młodego, który słodyczy w zasadzie nie jada.
Nie wiem, za jakie grzechy Psy muszą mieć takie miętkie serca dla tych cholernych Ludzi.
Dobrze, jak ktoś chce poznać moją relację z wczorajszego dnia, to tu jest:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/16Listopada2013PrzeciwFaszyzmowi
No tak, sliwkowy placek drozdzowy i szklanka mleka to nirwana. Do roboty, Bobiczku! A ja tymczasem zabieram Dobre Piesy do parku w ten piekny sloneczny pozno-jesienny dzien. Dobry do szukania trufli, ale u nas ich nie ma.
Nowy reality show, dla poczatkujacych pisarzy!
http://www.nytimes.com/2013/11/14/arts/television/masterpiece-an-italian-reality-show-for-writers.html?_r=2&pagewanted=all&
Może trzeba Liska zawołać.
Lisku, gdzie jesteś!!
Bardzo fajna relacja, Siódemeczko. Chyba to się nazywa obiektywne dziennikarstwo, gdyby ktoś chciał znać moje zdanie.
Dzięki, Mt7. Tak coś czułam, że to pewnie lepiej, że nie rozumiem tekstów z megafonów. Klauni mnie drażnili, ale nie do bólu, bo było ich tylko kilkoro. Jeśli to było celowe zagranie pod media, to chyba nieźle wyszło i nie mam pretensji o takie „sprzedanie” marszu. Spodziewałam się pewnej niezborności na marszu zwołanym ad hoc i – podobno – przez „grupę osób”, a nie jakąś zorganizowaną strukturę, dlatego nie byłam specjalnie rozczarowana różnymi organizacyjnymi wpadkami. Na marginesie: ponoć policja oceniła z powietrza, że w marszu szło 1800-2000 osób.
Obejrzalam, nawet dwukrotnie, Twoja relacje, Siodemeczko i starannie poczytalam wszystkie napisy. Jestem po niej jeszcze bardziej Wam z Aga wdzieczna, ze poszlyscie i w moim imieniu.
Spodobalo mi sie haslo „Faszyzm jest smutny”. Bo jest smutny i skazany miejmy nadzieje na porazke.
Bym sie nie przejmowala tym, ze przemowien nie bylo slychac, a;bo nawet ze nie byly zbyt dobre.. Na zorganizowanie przemarszu bylo zaledwie dwie doby i naprawde chpdzilo o to by dac sie pokazac, dac sie policzyc. I jak patrzylam na te zdjecia to bylam zadowolona i szczesliwa, i dumna, ze przyszlo wcale nie malo ludzi, choc bylo zimno i ponuro. To przeciez piewrsza taka manifestacja „zwyklych ludzi”, mlodziezy przecowko faszyzmowi i ksenofobii. I bardzo spontaniczna. Bardzo dobrze sie stalo, ze przyszli. Dlugie przestoje na rogach, to normalne przy takich spontamnocznych manifestacjach.
A wiec mozna. Z minimalnbym rozglosem, chalupniczo niemal, bez pieniedzy ma gadzety i transparenty, wysc na ulice miasta i krzyknac: a my sie nie zgadzamy, a my nie chcemy zeby nam jakies mety pinkwolone odbieraly swieto.
Nastepnym razem, jak bedzoe troche wieksze wyprzedzenie czasowe, tez przyjedziemy, calym blogiem Bobika, nie? Tez sie damy policzyc, naszym zwyczajem.
Z tym zastrzeżeniem, że nie tylko faszyzm jest smutny. Bolszewizm we wszystkich odmianach też jest, nawet jak chwilowo grzecznie manifestuje i nikogo nie bije (nie kazali?). Ogólnie tylko tow. Millera mi zabrakło.
Siódemeczko, jakim cudem udało Ci się to zapamiętać: „Od zeszłego roku Antifie jednak wypadły zęby. Stała się breloczkiem liberalnego mainstreamu, który z antyfaszyzmu zrobił narzędzie elitarnej hucpy.”
Wracam do jaja Moi wygrywają
Nie, Haneczko, nic nie zapamiętywałam, to jest cytat z tej strony:
http://www.kss.vel.pl/
A dlaczego nie mogliśmy przejść radośnie przy dźwiękach muzyki, lub chociaż tych bębów, całej trasy w ciągu godziny?
Nie zatrzymywaliśmysię na rogach, tylko po kilku krokach, a w tym czasie wszystkie ulice były blokowane.
Siodemeczko, dziekuje za relacje
Fotoreportaż super, Siódemeczko.
Ja – swoim zwyczajem – znalazłbym powody do merytorycznego czepialstwa. Np. po cholerę jakieś długie przemówienia, skoro i tak ich nie słychać, a poza tym wiadomo, że nie dla słuchania mów ludzie tam przyszli. Albo czemu organizatorzy nie zadbali o to, żeby ich prośby (o niereklamowanie się polityczne) były respektowane? Trzeba było znaleźć 10 czy 20 ochotników, którzy by latali wzdłuż pochodu i dbali o to. Nad tym nie trzeba główkować tygodniami.
No, ale przyznaję, że czasu na zorganizowwanie istotnie było niewiele i w sumie najważniejsze, że jakaś akcja była.
I też wracam do jaj (4 na pół kilo mąki).
jest (po relacji) empatycznie, wiec to jest namiejscu:
Władysław Szlengel
Płyną okręty (Quasi una Fantasia) 1938r.
płyną okręty po bezdrożach
po oceanach i po morzach
płyną dniami płyną nocami
płyną okręty z uchodźcami
jadą i jadą – tu i tam
pukają do portów i do bram
a świat się zamknął zaryglował
więc płyną w nieskończony rejs
bo gdzie pojadą – wszędzie słowa
wyryte na bramach – nie ma miejsc
płyną okręty płyną okręty
poprzez lazury i poprzez odmęty
okręt jest trumną – nie okrętem
lazur jest czarnym atramentem
starczyłoby tego atramentu
aby napisać miliard listów
by odpowiedzi dać nie mniej
miliard listów bez sentymentów
dwa słowa tylko: NIE MA MIEJSC!
więc pozostają na okrętach
aby się włóczyć po odmętach
ni to korsarze – ni to piraci
ani dziwacy – jacyś bogaci
ani herosi – ni włóczykije
ludzie bez jutra – dusze niczyje
ludzie wypluci z ludzkich kniej
ludzie dla których: NIE MA MIEJSC!
krąci się kręci kula świata
w skarby i cuda tak bogata
słońce ją poświeci – kwieciem się mai
tyle ma lądów – tyle krai
nagle stanęła – czy chce mieć lżej?
proszę wysiadać – nie ma miejsc
płyną okręty…
płyną okręty…
płyną okręty z uchodźcami…
3°, zimno zima
mysle (licze na to ), ze nasz przyjaciel Lagom, nie bedzie na mnie zly i przebaczy mi podlinkowanie tego tekstu:
http://www.taraka.pl/76_ach_co_to
Bobiku, pytasz na cholerę i dlaczego, ja znam odpowiedzi na te pytania, ale dla ogólnego i mojego dobra je przemilczę.
Tak, był marsz, bardzo fajnie i tego się trzymajmy. Po co w tym miejscu mówić o niewidocznych dla nikogo poza lewicowymi działaczami niuansach i odcieniach lewicowości, gdzie trzech lewicowych działaczy może tworzyć cztery, a w porywach sześć zwalczających się, odchylonych od głównego nurtu sekt? Całkiem jak prawica, tylko oni dociągają do ośmiu i potrzebują przynajmniej jednego Żyda, a tu wystarczy wróg klasowy, taka jest różnica.
Rysiu, a gdzie jest kuch na sobotę?
Bardzo mile wspomnoienoe tej przyjaciolki Lagoma. I strasznie fajne te zdjecia z albumu Spojrzenia.
A gdzies Ty, WW, dostrzegl jakichs „bolszewikow”? I czy „bolszewicy” dzis w Polsce komukolwiek zagrazaja? Czy robia cos co sie nie miesci w demokratycznym porzadku?
No, owszem, Macierewoicza moznaby od biedy uznac za bolszewika i paru jego kolegow, za narodowych bolszewikow, ale to przeciwko nim miedzy innymi byl zorganizowany ten pochod przez Warszawe.
Ja w sumie dalej bardziej sie boje faszystow niz dzisiejszych
bolszewikow.
juz jest WW
Ogromnie Wielko Czekoladowo, czyli sobotni kuchen z Katulki
https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn2/1175626_207263846107462_1371185437_n.jpg
Wśród manifestantów, Heleno. Tam dostrzegłem całe mnóstwo.
Nie mówiłem nigdzie, kogo się boję i jak. Ja w ogóle mało bojący jestem.
O, to rozumiem. Dziękuję, Rysiu.
Tak, oprawa muzyczno-bebnowa by sie przydala. Nastepnym razem trzeb zaprosic jakas kapele strazacka, jesli takie jeszcze w Polsce istnieja.
Ale nie czepiajmy sie. Doswiadczenie przyjdzie z czasem, choc wolalabym, aby nie bylo juz za duzo okazji wychodzic na ulice i protestowac.
Rozumiem, Wodzu, że jak się dopominasz o ciasto u Rysia, to na to moje ze śliwkami nie reflektujesz?
Jesli byli wsrod tlumu, to i dobrze. Niech przybyaja jak najliczniej.
Sa takie sily ktorych ja sie boje. Bardzo boje. Takie, ktore urzadzaja pogromy squatersom, ktorzy im nic zlegfo nie wyrzadzili.I takie, ktpre podpalaja kolorowe instalacje, bp nie odpowiada im czyjas seksualna orientacja. Tych z koktajlami Molotowa sie boje i tych w kominiarkach, co wyrywaja kostki z ulicy i nimi miotaja w ludzi.
Alez WW, gdyby tak myslec jak @17:13, to bysmy nigdy nic nie zrobili. KOR to tez byla zbieranina wszystkiego: od Ks Zieji, JJ Lipskiego, Wojciecha Ziembinskiego (on nawet pozniej zrezygnowal), Maciarewicza, po Kuronia, Aniele Steinsbergowa i Michnika. Jest OK zebrac sie do kupy (solidarnie, so to speak) we wspolnej sprawie. Jasne, ze trzeba miec oczy otwarte, ale bez strachu, bo on ubezwlasnowalnia. Siodemeczka- fotograf extraordinaire i Aga, dzieki serdeczne.
Jest taki problem, Króliku, że oni mieli wspólnego wroga na zewnątrz. Tu każdy ma swojego wroga wewnątrz, a ten zewnętrzny jest raz w roku i to niekoniecznie. Powtarzam, prawie niczym to się nie różni od sytuacji u faszystów. Nie oceniam, którzy mniej sympatyczni, bo to zależy kiedy. Którzy mogą „coś” zrobić, to inna sprawa. Sami nic nie mogą, ale mogą być wykorzystani przez kogoś dużego i w tej roli częściej widujemy faszystów.
Chciałem tylko powiedzieć, że wolałbym manifestację tylko normalnych ludzi, bez głupawych bolszewickich występów. Nie lubię faszystów, ale to jeszcze nie znaczy, że mam zaraz chodzić razem z anarchistami, bo ich tak samo nie lubię.
Reflektuję na ciasto ze śliwkami. Zawsze. Mogą też być śliwki z boczkiem.
Fotoreportaż wspaniały. Jakieś inne twarze na tej manifestacji. I bez kominiarek
Jesienne śliwkowe, ach Bobiku …. / głębokie westchnienie/
Biegnę na gęsinę do 16 stołów
Langom ma w swoich fotograficznych zbiorach, reportaz z 1964r
o cyganskim taborze, ja podsylam Wam kilka zdjec z
wczorajszego spotkania z Angelika Kuzniak, autorka ksiazki
„Papusza”. zaczne jednak wierszem Papuszy
PIEŚŃ CYGAŃSKA
Z PAPUSZY GŁOWY UŁOŻONA
(gili romani Papuszakre szerestyr utchody)
W lesie wyrosłam jak złoty krzak,
w cygańskim namiocie zrodzona,
do borowika podobna.
Jak własne serce kocham ogień.
Wiatry wielkie i małe
wykołysały Cyganeczkę
i w świat pognały ją daleko…
Deszcze łzy mi obmywały,
słońce, mój ojciec cygański, złoty,
ogrzewało mnie
i pięknie opaliło mi serce.
Z modrego zdroju nie czerpałam sił,
tylko przemyłam oczy…
Niedźwiedź po lasach się włóczy
jak srebrny księżyc,
wilk boi się ognia,
nie ugryzie Cyganów.
Cyganeczka daleko wędruje po lesie,
rży cygański koń,
budzi obcych,
raduje cygańskie serce.
Wiewiórka na cygańskiej budzie
orzechy gryzie.
Oj, jak pięknie żyć,
słyszeć to wszystko!
Oj, jak pięknie
widzieć to wszystko!
Oj, jak pięknie
czarne jagody zbierać
jak cygańskie łzy!
Oj, jak pięknie żyć,
na Wielkanoc słuchać pieśni ptaków!
Oj, jak pięknie przy namiocie,
śpiewa sobie dziewczyna,
płonie wielkie ognisko!
Oj, jak pięknie, ludzie, z daleka
wielkanocnych pieśni ptaków słuchać,
kwilenia dzieci, i tańca, i śpiewania
chłopaków i dziewczyn.
Oj, jak pięknie żyć,
nocami chodzić nad rzekę,
ryby zimne jak chłodna woda
chwytać w ręce!
Oj, jak pięknie grzyby zbierać,
miłość nieść,
ziemniaki piec w ognisku…
A koń cygański już czeka na murawie,
kiedy wóz będzie gotów do drogi…
Oj, jak pięknie nocami bez snu
słuchać, jak żaby ślicznie przygrywają!
Na niebie Kura z Kurczętami
i Cygański Wóz
całą przyszłość Cyganom wróżą,
a srebrny księżycuszek,
ojciec indyjskich pradziadów,
światło nam niesie,
w namiocie przygląda się dzieciom,
Cygance służy swym światłem,
żeby dziecko jej przewinąć było łatwiej.
Oj, jak pięknie spoglądać w niebo,
niebieskości jego różne w sercu ciułać!
Oj, jak pięknie
czarne oczy, smagłą twarz całować!
Oj, jak pięknie szumi nam las –
to on mi śpiewa piosenki.
Oj, jak pięknie odpływają rzeki,
to one mi serce cieszą.
Jak pięknie wpatrzeć się w toń rzeki
i powiedzieć jej wszystko.
Bo nikt mnie nie zrozumie,
tylko lasy i wody.
To, co tu opowiadam,
wszystko, wszystko już dawno minęło
i wszystko, wszystko ze sobą wzięło –
i moje lata młode.
1950/1951
tlumaczyl Jerzy Ficowski
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/1399428_228548480655221_1075478244_o.jpg
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/1397148_228548767321859_1567566500_o.jpg
https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/1403779_228548537321882_711221745_o.jpg
PATRZĘ TU, PATRZĘ TAM
(dikchaw daj, dikchaw doj)
Patrzę tu, patrzę tam –
wszystko się chwieje! Śmieje się świat!
Gwiazd zatrzęsienie nocą!
Gadają, mrugają, migocą.
Gwiazdy! Kto je rozumie,
ten nocą nie chce zasnąć,
na Mleczną Drogę spogląda jasną,
wie, że to droga szczęśliwa
że w dobre strony przyzywa.
Patrzę tu, patrzę tam –
jak się księżyc myje w ciepłych wodach,
niby w strumieniu pod lasem
Cyganeczka młoda.
Cóż to się dzieje
Wszystko się chwieje.
To świat się śmieje.
1951
tlumaczyl Jerzy Ficowski
I see, WW. Calkowicie sie z Toba zgadzam. Ale, coz nie ma swiatow idealnych. Jasne ze nie chcialabym wpasc w lapska jakiegos Pol Pota, Mao, Fidela czy Czerwonych Brygad…
Ges mi sie zawsze kojarzy ze Swietami BN w moim domu, gdzie krolowala, ale zawsze w temperaturze pokojowe, nigdy na goraco, z nadzieniem z kaszy jeczmiennej oraz gesim pipkiem, o ktory sie bilismy i kroilismy w najciensze plasterki, zeby wystarczylo dla wszystkich.
Jak bylam mna studiach to Hortex na Swietokrzysskiej sprzedawal przez krotki okres gesie pipki! Przpyszne byly! Raz z moja przyjaciolko Dolores (od Mater Doloresa, bo zawsze miala taka zbolala mine,ale byla bardzo pogodna) przejadlysmy cala nagrode rektorska na flaki u Flisa oraz gesie pipki w Hortexie. Nie pogardzilysmy tez tatarem w obskurnym barze Wygodnym na Brackiej.
Oto gesie pipki w krasie:
https://www.google.ca/search?q=gesi+pipek&client=firefox-a&hs=oQQ&rls=org.mozilla:en-US:official&channel=fflb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=16iHUobBKOjUyQHL8oDgDQ&ved=0CAkQ_AUoAQ&biw=1680&bih=919#facrc=_&imgdii=_&imgrc=R9TQjSTcoyURoM%3A%3By5noq_g7WnuAcM%3Bhttp%253A%252F%252Fd.wiadomosci24.pl%252Fg2%252F79%252F1c%252Fa4%252F247599_1351087385_713d_p.jpeg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.wiadomosci24.pl%252Fartykul%252Fgesina_na_swieto_niepodleglosci_patriotyczny_gest_kulinarny_247599.html%3B630%3B473
Te literowki to a glodu! Ide zadzialac w kuchni.
Rysiu,
czy ja dobrze widzę, że Katulki podają na moim ulubionym Bolesławcu, czy to tamtejszy Bolesławiec bardzo podobny do tutejszego?
jedna taka, to jest ten Jedyny i Ulubiony Boleslawiec
tu widac wiecej:
https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc1/906453_224299694413433_1571039335_o.jpg
O matko, aleście mi narobili głodu! A u mnie na razie tylko to ciasto…
Rzucam się do wykonawstwa dań pikantnych. Śliwek z boczkiem nie będzie, bo do tego śliwki muszą być suszone i to koniecznie polskie, nie te przesłodzone kalifornijskie, ale z łososia chyba też się coś dobrego da zrobić?
Plackiem śliwkowym się oczywiście częstujcie. Jeszcze lekko ciepły, ale taki najlepszy.
Ceramikę z Bolesławca Niemcy uważają za „swoją” i powiedzmy sobie uczciwie, że nie tak całkiem bez racji.
Dzięki Rysiu Bolesławiec na półkach zauważyłam od razu, a potem to już nie wiedziałam na co mi bardziej ślinka leci, na pyszotki jedzeniowe, czy na patery, półmiski, talerki i inne takie. Pięknie się to razem komponuje:)
Bobiku
Wczoraj po raz pierwszy w życiu jadłam prawdziwego rogala śiwętomarcińskiego – na granatowym włocławku (własnym); niebo w gębie!
http://www.polityka.pl/kultura/1561623,1,101-lat-niny-andrycz.read
Co się śpiewa w takim przypadku? 200 lat niezbyt możliwe. Zatem co? Żeby było i realne i taktowne.
Można po ukrainsku mnohoje lita…
http://www.youtube.com/watch?v=wYFcy8brdVU
Mam nadzieję że ładnie śpiewają (jak to oni). Nie słyszę, bo Rumik wyciągnął mi z kompa kabel od dźwięku…
Mnohoje bardzo dyplomatyczne. Moj Ojciec skonczy w styczniu 90-tke i tez wydaje mi sie, ze 100 lat bedzie troche nie delikatne. Choc nikt nie jest bardziej zdziwiony swoja 90-tka niz moj Ojciec, ktory odszedl na wczesniejsza emeryture majac 58 lat glownie z powodu slabego zdrowia. Mial chorobe zawodowa (olowice krwi), wrzody zoladka, byl blady, wychudzony (wazyl 58 kg) i wszyscy sie spodziewali, ze nie dozyje 60-tki. Tymczasem przezyl nawet te cholerna bakterie, ktora powoduje wrzody zoladkoa, i ktora zyje ok 25 lat.
Swietna ta mnohaja lita, nisiu. Moze Bobik, jak sie naje, dopisalby polskie slowa… To Sto Lat naprawde trzeba wymienic.
O, właśnie Nisiu, jesteś genialna .
Wiele lat, wiele lat niech żyje, żyje nam tata Królika
Dzieki, zmoro. Niemieckie Hoch soll er/sie leben czy angielskie Happy Birthday tez dyplomatycznie nie podaje liczby lat. No ale setka przez millenia wydawala sie taka astronomiczna! Dopiero od jakichs 100 lat srednia dlugosc zycia zaczela znaczaco wzrastac.
Mnohoje lita wszystkim!
Nina Andrycz bardzo bardzo piekna w taki wyniosly elegancki sposob. Pamietam ja bardzo dobrze i jej piekny glos i intonacje i dykcje.
W naszej redakcji nowojorskiej z Kuma pracowala z nami korektorka, Tania O, straszna wiedzma, ale to beside the point. Otoz ona od dziecka przyjaznika sie z Nina Andrycz, ich matki tez, bo wychowaly sie czy to w jednej kamienicy, czy w najblizszym sasiedztwie. Gdzies na wschodzie. I Tania opowiadala mi o Ninie i jej pozyciu z Cyrankiewiczem rozne rzeczy, ktporych powtorzyc nie moge, ale jedna jej opowiesc zrobila na mnie dosc spore wrazenie. Ze miamnowicie juz po Pazdzierniku, pojechala ona ze swym mezem, Jozefem Cyrankiewiczem do Moskwy z wizyta oficjalna. A zalezalo jej aby pojechac tam szczegolnie, zrobila to na prosbe swojej matki, bo miala nadzieje, ze bedzie mogla zwrocic sie do sekjretarza generalnego CK KPZR z osobista prosba. Mianowicie w czasie wojny gdzies w ZSRR zaginal bez wiesci jej brat, i matka Niny Andrycz nie przestawala rozpaczac i miec nadzieje, ze dowie sie o jego losach, a moze nawet go odnajdzie..
No i faktycznie w Moskwie po jakims mocno zakrapianym przyjeciu dyplomatycznym Nina dorwala Chruszczowa na boku i mu powiedziala, a jak to opowiadala to sie rozplakala. Chruszczow wysluchal z powaga, ucalowal ja, poklepal po ramieniu i przyrzekl, ze „zobaczy co sie da zrobic”.
Cyrankiewiczowie tam jeszcze byli pare dni, Chruszczow do sprawy nie wracal, ale w dniu odjazdy zaprosil ja do osobnego pokoju i powiedzial ze smutkiem: Towarzyszko Andrycz, ani wasza matka ani wy sama nigdy juz, nigdy nie pytajcie co sie stalo z towarzyszem Andryczem. Nie moge tego wam opowiedziec.
I z ta wiadomoscia Nina Andrycz wrocila do Warszawy.
Ciekawa jestem czy w swych wspomnieniach o tym opowiada.
Chiba jednak mnohaja. Nie zapamiętałam prawidłowo. Kiedyś z uciechą śpiewały to ukrainskie i chyba też białoruskie chóry na festiwalu w Międzyzdrojach.
Mnohaja leta jest speiueane w jezyku starocerkiewno-slowianskim (SCS).
Wróciłam z miasta, bo fotografuję płytki gresowe.
Nigdy nie było konsultacji i referendów, jak ma być odnowiona i wyremontowana klatka, a teraz była członkini byłej rady budynku żąda ode mnie zwołania zebrania mieszkańców i przedłożenia im propozycji do wyboru.
Dobrze, przeżyję, jeżeli tylko nie będą żądać lamperi olejnych.
——————————————————————————————————————
W sprawie organizacji przestrzeni publicznej.
Chciałabym, żeby zwykli ludzie zażądali od miasta festynów, zabaw, kiermaszy, cudów na kiju, a nie marszów i pochodów.
To był marsz środowisk skrajnie lewicowych, które przyciągnęły zwyczajnych, łatwowiernych ludzi, ale nie uzyskały ani jednego życzliwego gestu, pomachania ręką, od osób które wyglądały z mijanych budynków.
Forpoczta, której towarzyszyłam, jedyne okrzyki, które dało się dobrze usłyszeć to „Alende, antifiszista”nie wzbudzały zainteresowania i sympati otoczenia.
Muza z głośników była, jako przerywnik nie wiem czego, Helenko, bębny biły, ale daleko.
Mnie nie chodzi o bieżącą ocenę, pies (wybacz Bobiku) ją trącał, ale o pozyskanie, czy stworzenie platformy dla zwykłych ludzi, którzy chcą zwyczajnie żyć, bez ideologicznego zacietrzenia cieszyć się swoim miejscem na ziemi.
Ten marsz nie był takim miejscem, Helenko, przykro mi. Aga szła prawdopodobnie gdzieś z tłumem za werblami. Ja mam już niejakie doświadczenie w marszach protestacyjnych i nie jestem skłonna bezkrytycznie je popierać.
Przepraszam wszystkich za błędy typu lamperi/lamperii.
Coś się stało z moimi przeglądarkami i zgłaszają mi błędy tam, gdzie ich nie ma.
Czy ktoś ma może pomysł, o co chodzi.
Powiem tak, Siodemeczko. Zdrowa i krzykliwa lewica w moim przekonaniu bardzo by sie Polsce przydala. Nie wyobrazam sobie by istnial w Polsce taki twor jak „skrajna lewica”, bo niby w czym mialaby sie ich „skrajnosc” przejawiac? TYmczasem jedyni, ktprzy rzadaja surowegfo ukareania Pussy Riot to skrajna prawica, nie przypominam sobie aby ktos w Polsce domagal soie odbierania chlopom ziemi, wprowadzania gospodarki nakazowej, planow szescioletnich, upanstwawiania handlu, pozamykania na klucze kosciolow, organizowa;a sie w grupy na wzor czerwonych brygad czy Baader Meinhoff czy co tam jeszcze. Nie wierze w istnienie skrajnej lewicy w Polsce, jak dotad najbardziej „skrajny” jest chyba tylko pan Ikonowicz, a jemu glownie o co innego chodzi niz zaprowadzenie w Polsce komunizmu. A ze lewica najtlumniej przyjdzie na takie demonstracje jak ta wczorajsza, to nic w tym dziwnego i niekonieczne jest to zle.
No tak, mt7, cykl obrazków prawdę ci powie. Czyli zostałem przy starej i rozrośniętej niechęci do widzenia naraz wielu ludzi w jednym miejscu.
Gdyby wszyscy oni w tym samym czasie zabrali się za robienie tortów ze śliwkami…
Bardzo ciekawe eseje pani Urbanowicz, rysberlin, niestety jako niewierzący w fb nie mogę wejść do tej świątyni.
Co do wieku pani Andrycz, skojarzenie (może opowiadałem tu kiedyś? na fszelki fpadek przepraszam), przy załatwianiu czegoś w konsulacie w Kurytybie sympatyczna pani opowiada jak nie mogli załatwić paszportu pewnemu polonusowi, który wówczas miał 75 lat i danych mnóstwo podał, a w księgach parafialnych i meldunkowych nie stał. Aż ktoś w Kraju się poświęcił i pobiegał do przodu i do tyłu po zakurzonych księgach i odkrył, że wszystko się zgadzało, ale ten pan miał 78 lat a prawdy nie mówił, żeby przed narzeczoną młodziej się prezentować.
Helenko, to będzie dalej, tak jak jest teraz.
Zobaczyłam na zdjęciach Piotrów Najsztuba i Pacewicza, najbardziej widoczna organizacja pisała o nich tak ” Teraz jednak imprezie patronuje „Gazeta Wyborcza”, neoliberalne media, które na co dzień obrażają człowieka prostego swymi kłamstwami i swą propagandą”.
My mamy dosyć wojen wszystkich ze wszystkimi. Potrzebujemy, jak powietrza, wzajemnego zrozumienia i życzliwości, czano ubrani ludzie z Antify i czerwone sztandary z w obronie człowieka odrzuconego, który chyba nigdy nie miał takiej ochrony i zasiłów jak teraz, to nie jest siła, która przciągnie zwykłych, niezatrzewionych ludzi.
Takie jest moje zdanie.
Andsol, w świątyni można bywać w celu obserwacji, niekoniecznie, żeby brać udział w nabożeństwach.
Nie chodzi o bezkrytycznosc, kochana Siodemeczko. Ja tez za skrajna lewica nie tesknie. Ale pamietam jak gdzies czytalam, ze kiedy Pilsudski z Pierwsza Kadrowa jechal z Krakowa do Warszawy to nieufna ludnosc ztrzaskiwala okna! Zajechali tylko do Kielc, ktore zajeli na krotko, po czym zawrocili. Nieletko och nieletko, jest byc prorokiem we wlasnym kraju.
A jednak Polska powstala, choc nie miala nawet wytyczonych granic, byla zniszczona wojna i poszczegolne zabory traktowaly sie wzajem z ogromna nieufnoscia.
Zdrowa i krzykliwa lewica w moim przekonaniu bardzo by sie Polsce przydala. Owszem. Tej właśnie lewicy, która obecnie jest chora i przytłamszona, ale mimo tego potrafi wzruszające baśnie wypisywać o dobrym Leninie, albo dobrym Trockim. I w takich momentach za bajkę o dziewczynce z zapałkami się chwytam, bo ma bardziej optymistyczny wydźwięk.
Ło matko, Króliczku, intonacja i dykcja Niny Andrycz i osób z jej pokolenia nie ?miałla′ chyba nigdy nic wspólnego z polszczyzną jako taką, to był pretensjonalny, sztuczny twór.
Mnie w ogóle nie pociągają formuły skrajne i zacietrzewione, więc i taki rodzaj lewicowości mi niemiły, choć w zasadzie niewiele prawszy jestem od Rysia. A że w Polsce istnieje lewica zacietrzewiona, retorycznie przynajmniej, w to akurat wierzę, bo dosyć łatwo mi uwierzyć w to, co wiem.
A gdzie ta zacietrzewiona lewica jest? Bo jaj jej w mainstreamie nie widze. I na czym polega jej zacietrzewienie, czego chce ? Parytetow? Count me in.
Ja tej fejsbukowej świątyni nawet obserwować ze zbyt bliska nie chcę, bo przy inwigilacji przez kapłanów FB Orwell to jest kaszka manna z ptifurkami.
Heleno, zacietrzewieni z definicji nie należą do mainstreamu.
A jak myślisz, że Polsce nie ma lewicy komunistycznej, trockistowskiej, itp., to się po prostu mylisz. Ot, pierwsze z brzegu 2 strony jako przykład:
http://www.komsomol.pl
http://raf.espiv.net/
A ja ich, Bobiku, za przeproszeniem, czniam.
Mogą mnie obserwować do woli i ciut, ciut.
Moje pchły nie lubią, jak ktoś za dużo o nich wie.
A jeszcze bardziej, jak może to wykorzystywać w komercyjnych celach.
Są też tacy, którzy na lewicowości próbują uigrać jakiś marny kapitalik.
Nie mam ochoty ani się tym zajmować, ani zgłębiać.
Problem z nieszczęściem jest taki, że prawdziwe milczy, a gębę drze pijańskie i darmozjadzkie, im bardziej, tym głośniej.
Rzeczywiście, szłam z „niepartyjnym” tłumem za werblami. Kiedy przyszło mi do głowy, żeby ją podnieść, zobaczyłam w jednym z okien na Nowym Świecie machające dzieci (za nimi stali rodzice) i oczywiście odmachałam. Poza tym usłyszawszy, jak ktoś z obserwujących zapytał, zerknąwszy na transparent na przodzie: „No dobrze, przeciwko terrorowi, ale czyjemu?” odpowiedziałam mu, że przeciw wszelkiemu – bo ja szłam przeciw wszelkiemu. Natknęłam się na samym początku na dwóch osobników, którzy ewidentnie planowali jakiś atak na marsz, ale przestraszyli się bliskości policji i tego, że tłum taki gęsty (słyszałam tylko urywek rozmowy, za mało, żeby zainteresować nią policjantów). Wszyscy znajomi z Warszawy, z którymi rozmawiałam, mieli do powiedzenia jedno: dużo hałasu o nic z tymi burdami 11/11, ileż można o spalonej tęczy i w ogóle śmieszni są z tymi marszami, a właściwie nie śmieszni, tylko wkurzający – znowu objazdy autobusów. I jeszcze: jaki faszyzm? Uff, teraz to już naprawdę wszystko, puste kieszenie.
Ps. Tylko nie mówcie mojej mamie, bo będę miała kontrolę co wieczór, czy się nie pakuję w jakąś awanturę.
Ago, protest był słuszny w każdym możliwym procencie.
Tylko nie lubię być wykorzystywana do jakiś małych interesów.
Skoro mówiono, że niepartyjny, to trzeba było nie robić z gęby cholewy. Żyję już zbyt długo na świecie i mam dosyć.
Pozdrówka!
Krwawicę Heleny ostatecznie przepiłam z rodziną w 66 moje urodziny.
O matko!
Ha! Teraz mamy środek nacisku. Gdyby Aga kiedyś nie chciała dać koniaku (teoretycznie, bo w praktyce jeszcze się to nie zdarzyło), zagrozimy powiedzeniem mamie, że biega na demonstracje.
Siódemeczko, to jeszcze tylko jedna szóstka i osiągniesz tak piękny wiek, że niech mnie diabli!
Ale i na dwie szóstki wszystkiego najlepszego.
Zdrowie dwóch szóstek.
Możemy się umówić, że ta trzecia będzie za sześć miesięcy.
Miałam ją przepić z Agą,
Zgłaszam kandydaturę Heleny do nagrody im. Heleny za
jaj jej w mainstreamie nie widzę
To jest poetyckie, jeśli coś wiem o poetyckości.
W GW prześliczny wywiad z Majem. Kto ma papier, niech czyta. Kto nie ma – do kodów i tego paskudnego piano! Odetchniecie
Przepicie krwawicy gorąco popieram. W ogóle, może byśmy się wszyscy napili? Koniak może być?
Widzę, że dyskusja trwa, to wyrzuciłam wszystko, co miałam w kieszeniach, żeby nie wyjść na egoistkę. Ja to już wczoraj sama ze sobą przedyskutowałam i dziś jestem w agnostycznym stanie łaski, czyli we względnej równowadze i zgodzie ze sobą – peace&love, że tak powiem.
Poetycka Łajza
O, Łajza koniaku głodna!
Dzięki, ale one już były w październiku.
Jestem jesienna dziewczyna w każdym calu.
Uświadomiłam sobie, że się odgrażałam przepić z Agą, a wreszcie wytrąbiłam z rodziną.
Rodzina też człowiek.
Z Agą się jeszcze nadarzy, mam nadzieję.
Z tą Agą, to ja się nie podejmuję zgadywać, co się jeszcze może znadarzyć. Nie poznaję kobiety!
Rysiu, oni mnie przesladuja.
Do myślenia
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,14961756,Wkurzeni.html
Za niewidzialne jaja lewicy w mainstreamie przyznaję Helenie Nagrodę im. Heleny I stopnia z Podwiązką.
I w ten sposób mamy kolejną okazję, żeby się napić koniaku.
Haneczko, nie widzę Maja nawet zwykłego, gdzie on?
Tu, Siódemeczko. Bez papieru trzeba się wedrzeć
Przepraszam, z wkurzenia nie wkleiłam http://wyborcza.pl/magazyn/1,134729,14960730,Bezlitosna_madrosc_Wislawy_Szymborskiej.html
Koniaku nie mogę, męczę wiśniówkę
Już nie męczę, jutro pracka, dobranoc
Heleno, dzięki za Lucy Worsley. Obejrzałyśmy z Zosią do kolacji pierwszą część History of the Home, z dużym zainteresowaniem. A i dr Worsley niczego sobie, miło się na nią patrzy
Easy on the eye i straszna kokieta. Lubi sie tez przebierac w historyczne kostiumy.
Dzięki.
Dobranoc.
leniwe niedzielne brykam
fikam
zimno
tylko 2°
zimno zima
bezcenny widok? Helena wolajaca o pomoc (Rysiu, oni mnie przesladuja.)
dziekuje Heleno za wiare, rzucam sie do obrony
warcze z rana wiec na Was – Wwrrrrrrrrrrrr, Wwwrrrrrrrrrrrrrrrr
na lewo:
http://nowe-peryferie.pl/index.php/2013/11/glos-odrebny-w-sprawie-11-listopada/
na prawo:
http://www.pch24.pl/teatr-to-nie-rynsztok?nie-moglismy-milczec-,19190,i.html
na srodek:
https://lh5.googleusercontent.com/-vYvoGeOXiEQ/UcWh8zUYY4I/AAAAAAAAMo0/qdR5GMbS5HA/s720/P1070842.jpg
Dzień dobry
Skądś znam te ogórki.
Takie dobre były, że gdybym nawet nie był już wcześniej środkistą, pod ich wpływem bym został.
To ja dygnę niedzielnie – DYG!
Dzisiaj dzień spędzam na rodzinnym łonie zewnętrznym, więc przyjemnej niedzieli.
Przeczytalam zlinkowane przez Rysia oswiadczenie po 11 listopada owego srodowiska „skrajnych lewakow” i anarchistrow, w ktorym oprocz zdecydowanych slow potepienia wpbec znanych zdarzen z Marszu Niepodkeglosci, znajduje sie taki ustep, z ktorego cytuje tytlko pare zdan:
„Jednocześnie nie zgadzamy się, by zajścia z 11 listopada wykorzystywać jako podstawę do ograniczania w Polsce praw obywatelskich. (…). Nie popieramy delegalizacji Marszu Niepodległości ani organizacji, które za nim stoją, nie popieramy zwiększenia uprawnień policji, zaostrzenia kodeksu karnego i innych ustaw. Mamy świadomość, jak łatwo tego typu rozwiązania mogą zostać wykorzystane przeciwko wszelkim środowiskom niewygodnym dla władzy (…)”
No, Kochani, jesli to jest „skrajna” lewica, to ja poprosze o takich skrajnych radykalow na calytm swiecie, Roisji nie wylaczajac,
Mind you, ja sie z nimi nie zgadzam i uwazam, ze organizacje typu NOP i ONR POWINNY byc zdelegalizowane ( i to mnie umeiszcza po stronie wielokrotnie tu deklarowanego konserwatyzmu), ale jakze bliskie jest mi zanieppokojenie by w lapska panstwa i jego organow przemocy, nie oddawac calej wladzy.
To nie sa jakies male podejrzane interesy grupy „lewakow”. To sa jak najbardziej autentyczne i nie pozbawione podstaw niepokoje spoleczenstwa obywatelskiego. Jesli nawet wychodza ze srodowisk anarchistycznych, to warto pamietac, ze anarchizm jest dzis nieco inny niz w czasach Kropotkina, choc i wowczas mozna w nim odnalezc sporo poszsukiwan na pytania, ktore nas drecza do dzis. Ile Panstwa w Panstwie – to jedno z podstawowych pytan. To jest pytanie bliskie takze konserwatystom takim jak ja.
Coś mi się zdaje, że wszyscy się dziś niedzielą.
Ja też. Oglądam strasznie długi film dokumentalny o Kennedym. Przy czym nie teorie spiskowe mnie w nim zaciekawiły, tylko różne szczegóły obyczajowe, które przy okazji bokami wyłażą. Np. takie: końcówka lat 50-tych, telewizja pokazuje Kennedych jako „zwykłą amerykańską rodzinę” i spiker przedstawia „mrs. Joseph P. Kennedy” w rozmowie z „mrs. John F. Kennedy”. Własnych imion zamężne kobiety nie mają. Albo inna szczegóła: po wyborze Johna F. na prezydenta i ustanowieniu jego brata prokuratorem generalnym, dzieci w klanie K. zobowiązane są do wspólnych modłów o to, żeby John F. okazał się największym prezydentem, a Robert największym prokuratorem generalnym wszechczasów.
Ale i sympatyczne detale bywają. Mnóstwo zwierząt zawsze się wokół tych Kennedych kłębiło, a już psów to nieprzebrane zastępy.
O, widzę, że Helena jednak na posterunku.
Niedziela to jest taki dzień, że mogę pracować bez wychodzenia na zakupy.
W domu mojej pochodzacej z Bostonu rodziny o Kennedych mowilo sie zdecydowanie zle, zlawszcza o Josephie. Rodzina ciotki mego ojca Jenny ( w Ameryce od 16 roku zycia, przyjechala jeszcze zanim moj ojciec sie urodzil) prezyjaznila sie przed wojna z rodzina Kennedych. Az do czasu Wielkiego Kryzysu. Corka Jenny, Mary mowila ze przez Josepha wielu ludzi popelnialo wowczas samobojstwa, wyskakujac z okna, bo ich doprowadzil do kompletnej ruiny finansowej. Bylam w starsznym szoku, jak to od niej uslyszalam zaraz po przyjedzie do Ameryki i bardzo zaluje, ze nie umialam (z powodu bardzo ograniczonego angielskiego, prawie nei istniejacego) podpytac ja wiecej.
Ale tez pamietam pod jakim wrazeniem (nader pozytywnym) wrocil z Waszyngtonu moj ojciec po spotkaniu z Tedem K, ktory wowczas byl szefem kongresowej komisji ds nauki i od tej komisji zalezalo rozdawnictwo grantow na badania medyczne. Ojciec mowil, ze senator Ted K byl znakomiciue przygpotowany na to spotkanie, zadawal bardzo wlasciwe i madre pytania i sprawial wrazenie, ze rozmawiajac z naukowcem-medykiem dokladnie rozumie o czym jest ta rozmowa. Troche odetchnelam wowczas z ulga – Ted po slynnym wypadku samochodowym w ktrorym zginela mloda kobieta, po wypadku z ktorego uciekl na pare godzin zanim sie zglosil na policje, nie mial najlepszej prasy w Ameryce. Nieustannie patrzono mu na rece i wypominano zachowanie sie po wypadku.
Nigdy nie lubiłem w niedzieli tego „przymusu odpoczywania”. Bo lenistwo jest wprawdzie rzeczą cudowną, ale tylko wtedy, kiedy inni pracują.
Dzień dobry
Od dwóch godzin mam kłopoty z wejściem do Koszyczka, na inne strony wchodzę bez problemu. Albo długo nie otwiera nic, albo nie otwiera komentarzy. No nic, może to tylko u mnie coś nie tak.
Joseph P. to w ogóle dość obrzydliwa postać była, pod wieloma względami. No, ale równocześnie był pewnym uosobieniem american dream, co wielu rzucało na kolana.
Ted K. sam sie sktytykowal publicznie choc niejasno za „zle zachowanie” jeszcze w latach 90-ych. Dopiero na starosc postanowil sie zmienic. Druga zona mu w tym pomogla.
http://www.cbsnews.com/2100-500202_162-5268888.html
Byl wspanialym senatorem i parlamentarzysta.
Mialam sie wybrac do miasta, a tu deszcz i pogoda na herbate i ksiazke czy gazete.
Jeden moj znajomy (SP) wpuscil pod to doniesienie
http://wyborcza.pl/1,75478,14966561,Metropolita_lodzki__Przez_gender_biali_moga_byc_jak.html
po raz bodajze czterdziesty wiersz Psa Bobika o Genderze i po pol godzinie mase ludzi mialo z tego ubaw i kilkanascie lajkow..
Coś się dzieje ze stroną. Nie otwiera, lub nie wyśwetla wszystkiego.
Genderowa obsesja biskupów osiąga jakieś niebotyczne rozmiary. Nic więcej nie napiszę, bo Bobik już to wszystko pięknie w strofy ujął. Ale jest trochę światełek w tunelu: „Jednak wywody polityków nie wszystkim zgromadzonym się podobały. Kiedy zaczęli przemawiać, duża część wiernych zaczęła wychodzić z kościoła.” To z tego artykułu: http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,48722,14964399,Kongres_katolikow__Gender_jak_nazizm__gej_to_pedofil.html#ixzz2kubcwtwa
Tak, Heleno, Ted byl moim senatorem, i byl rzeczywiscie bardzo dobrym, cieplo tu wspominanym politykiem (liberalnym, progresywnym, czyli sklaniajacym sie ku lewej stronie politycznej sceny, zwracajacym szczegolnie uwage na to, jak trakotwano ludzi stojacych najnizej w spolecznej i ekonomicznej hieraarchii). Teraz ma godna nastepczynie na stanowisku, Elizabeth Warren, o ktorej sie mowi coraz czesciej jako o mozliwej rywalce Hilary (i ja z pewnoscia w primaries glosowalabym na nia, z tym, ze ona sama na eazie nie wyraza zainteresowania ewentualna kandydatura).
A Joseph Kennedy jest uwazany ogolnie za raczej antypatyczna osobowosc, autorytarna i obsesyjnie ambitna, chocby po trupach. Z tym ze ojciec i synowie, oraz zycie prywatne i rodzinne i zachowania w polityce sie na siebie nie do konca nakladaja. A o Kennedym teraz napisano sporo ksiazek, analizujacych jego decyzje i rozwoj juz podczas prezydentury. I wychodzi on w tych analizach wyrazniej lepiej niz wielu nastepcow.
I jeszcze, zeby byc zupelnie uczciwym, to chociaz rzeczywiscie w konserwatywnych latach, gdy Kennedy byl aktywny politycznie, mowiono jeszcze o zameznych kobietach jako np. Mrs. John F. Kennedy, to te sama forme mozna spotkac czytajac np. Anie z Zielonego Wzgorza po angielsku. Przestarzala, formalna, staroswiecka – totez niedugo potem zaczela znikac pod naporem Ms. z jednej z strony, a z drugiej – przejscia na duzo nieformalne formy, uzywajace tylko imienia.
U mnie dzisiaj cieplo i deszczowo, ale lenic sie nie moge, bo mi dzieci nagle z cieplych butow wyrosly. Trzeba sie bedziec udac na poszukiwania.
A zdazylam jeszcze doczytac, Haneczko, ze czytasz de Bottona. Czy to jest juz jego ksiazka o sztuce jako terapii (Art as Therapy), czy tez wczesniejsza ksiazka. Tak jestem troche ciekawa, co zdazono juz na polski przetlumaczyc.
No i relacja z manifestacji swietna – i slowna, i fotograficzna. Dzieki Siodemeczko i Ago!
Za Matke Rodu, Rose Kennedy tez nie przepadalam po obejrzeniu i wyslucjhaniu przed laty dlugiego z nia wywiadu. Troche taki Terlik w spodnicy. I ten nakaz aby synowie przy stole rozmawiali tylko na powazne i „istotne”tematy! Z tego sie biora wrzody zoladka, a nie z helicobacter pilori. Mam nadzieje, ze zmyslala. ale nie dalabym glowy. Bylo w niej cois absolutrnie nieprzejednanego, jak w Terliku.
Obawiam się, że kłopoty z ładowaniem blogu mogą się brać ze sporej liczby komentarzy. Mea culpa, należy się już nowy wpis. Lecę przysiąść fałdów futra.
Moniko, pocieszającą
Duży ruch dzisiaj
To byla rodzina imigrantow z Irlandii. Takie rodziny mialy bardzo wiele pozytywnych cech, ale tez bardzo chcieli byc wlaczeni do owczesnego establishmentu (bostonski byl wtedy very snooty), i wymuszanie na dzieciach, zeby nie marnowaly ani minuty czasu bylo jednym z wielu sposobow na social i economic advancement. Znam pare osob o podobnym rodowodzie, tez bostonskim, i wlasciwie wszystkie mowia o rodzicach/dziadkach namawiajacych dzieci do niemarnowania nawet chwili (troche jak wspolczesni Chinczycy, i nie tylko). Niektorzy wychowuja dzieci dalej w tej, moze nieco rozluznionej tradycji. Niektorzy sie od niej odcinaja, dosyc swiadomie (choc np. biora dalej szacunek dla ksiazek i wyksztalcenia w ogole). Na pewno ta cala rodzina miala ogromne ambicje. Mnie najbardziej porusza historia niepelnosprawnej corki, ktora odeslali z domu w bardzo mlodym wieku, i wlasciwie o niej zapomnieli.
A, Haneczko, chyba moja najbardziej ulubiona.
Czy Heena to jakaś nowa kandydatka do nagrody im. Heleny?
Nie tylko odesłali i zapomnieli. Córka była nieco opóźniona umysłowo i Joseph uznawał to za wstyd dla rodziny, więc zadecydował – sam, bez żadnych konsultacji z bliskimi – o poddaniu dziecka lobotomii, do której nie było właściwie żadnych medycznych wskazań. Dopiero po tym zabiegu Rosemary stała się rzeczywiście wrakiem, straciwszy nawet te umiejętności, których już zdążyła nabyć i musiała zostać usunięta z pola widzenia, żeby nie psuć imydżu. Koszmarna historia.
I tak dobrze, Wodzu, że nie Hiena. Pewnie bym nie wpuścił, uznając, że ktoś po chamsku się podszywa.
Mordo, nie drap. Przecież wiesz, że ja się życzliwie nabijam, bo jestem wielkim fanem literówek Twoich i Starej.
Tak, to istotna uwaga o ich irlandzkich losach.
A mimo to nie jestem w stanie wykrzesac z siebie cienia sympatii dla Rose Kennedy.
Oddawanie intelektiualnie niepelnosprawnych czlonkow rodziny do wszelkiego rodzaju przytulkow, nawet wtedy gdy ich wychowywanie w domu nie wiazalo sie z jakis trudami ponad ludzkie mozliwosci, bylo wtedy chyba dosc rozpowszechnione, takze i w Polsce i to calkiem niedawno. Dowiedzialam sie w polowie lat siedemdziesoatych o istnieniu takiej niepelnosprawnej corki w rodzinie naszych bliskich znajonych, dopiero gdy ona umarla na zapalenie pluc w wieku bodaj 18 lat. O niej sie nigdy nie wspominalo. Nikt z nas nie wiedzial, ze istnieje. Byla oddana do zakladu bardzo, bardzo wczesnie i choc rodzice sie nia interesowali i ja odwiedzali, trzymane to bylo w najwiekszej tajemnicy nawet przed bliskimi przyjaciolmi, jakimi byli moi rodzice. Dowiedzieli sie zreszta przypadkowo – gdy Lucynka umarla, jej rodzice byli w podrozy do Londynu i przed wyjazdem zostawili w zakladzie telefon moich rodzicow jako next of kin, na wszelki wypadek. Mozna sobie wypobrazic jak byli wstrzasnieci, gdy zadzwonil ktos z tego przytulku i poinformowal, ze corka panstwa S wlasnie byla zmarla. Jaka corka? To jakas pomylka? – mysleli moi rodzoce.
Dobrze, ze swiat sie zmienil na lepsze. Duzo lepsze.
Ups. Helena.
Tak, Bobiku, koszmarna historia. Ale tez przypatrz sie, jak sobie wtedy w ogole poczynano z niepelnosprawnymi, czy jakos w inny sposob niedopasowanymi. Nienajlepiej – w Irlandii, w Szwajcarii, w wielu innych miejscach. Co przypomina, ze calkiem niedawno pewnych rzeczy jakbysmy nie zauwazali, albo noe chcieli zauwazac. A teraz, na szczescie, juz tak.
A lekkie szafowanie lobotomia, elektrowstrzasami, itp. to jeszcze inna historia…
Uff, już się można przenieść do nowego wpisu. Mam nadzieję, że wszystkie trudności techniczne znikną po tym kroku jak łapą odjął.