Egzorcysta

czw., 14 maja 2009, 01:36

– A tu, o, proszę zobaczyć – zatroskany Bobik wskazał niepozornemu, ciemnowłosemu mężczyźnie osmalone miejsce w kącie blogu – ślad jakiś taki… Kopytko?
Niepozorny pochylił się nad wskazanym miejscem i machnął lekceważąco ręką.
– Kozy – zawyrokował pewnym głosem. – W popielniczkę najpierw wlazły, a potem brykały, to i ślady zostawiły.
– No nie – zaprotestował nieśmiało Bobik – od brykania jest u nas całkiem kto inny, kozy są amerykańskie, a popielniczka stoi w Zachodnim Londynie. Czy nie myśli pan…
– Ja tu nie przyszedłem myśleć, tylko egzorcyzmy odprawić – burknął niepozorny. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego! A że kozy mogły mieć przy zostawianiu śladów jakieś trudności obiektywne, to jeszcze nic nie znaczy. Nie uwierzyłbyś pan, do czego szatan jest zdolny. Nie ma dla niego przeszkód!
To „pan” z ust wybitnego specjalisty mile połechtało Bobika, do którego jeszcze nigdy nikt w ten sposób się nie zwrócił, ale równocześnie zmusiło go do uruchomienia wszystkich swych rezerw dorosłości. Odczuł całą zawartością futra, że jest odpowiedzialny za blog i nie może dopuścić, żeby rozpleniła się na nim aromaterapia, joga i pikniki. Jakże cieszył się teraz, że w porę pomyślał o sprowadzeniu fachowca, który na pewno nie tylko z byle ajurwedą, ale nawet i z mówieniem językami sobie poradzi. Trzeba tylko przekonać go, że sprawa jest poważna, a dowody opętania blogu wystarczające.
– Wie pan – zagaił, starając się, żeby jego głos brzmiał trochę z labradorska – to się zaczęło już dawno temu. Najpierw wykazywali awersję wobec pewnych świętości i agresywnie się wobec nich zachowywali. Potem zaczęli bluźnić przeciw Prezydentowi, a w końcu nawet i samemu Prezesowi. Wyrazów używali… No, nie będę cytował, bo mi wstyd. Wstręt do relikwii narodowych wykazywali. Goleniem Kościuszki czy kością strzałkową Pułaskiego nie sposób ich było dotknąć, bo zaraz oczy stawiali w słup. I przedmioty po blogu fruwały, choć nikt ich nie dotykał. Samą siłą demona poruszane były. Takie naleśniki to potrafili dorzucić z Massachusetts do Bydgoszczy!
– Nagłe zmiany zachowań były? – zapytał sucho, lakonicznie egzorcysta.
– Były! – przyznał entuzjastycznie Bobik.
– Zboczenie płciowe i perwersje seksualne?
– Jak dotąd nie zauważyłem – bąknął Bobik niepewnie.
– Jeszcze będą! – uciął niepozorny. – Zdolności paranormalne, jasnowidztwo, znajomość spraw ukrytych?
– O, tak, – ucieszył się Bobik – tego było pod dostatkiem. I homeopatii. I bólów głowy. Aha, a czasem pojawiał się ścisk gardła, który nie daje się zdiagnozować ani wyleczyć.
– Hmmm… – zasępił się specjalista. – Nie masz pan czegoś lepszego?
– Mogą być opresje? – zapytał Bobik z nadzieją. – Znaczy te, no, niewyjaśnione zjawiska, odgłosy pukania, słyszalne kroki, przemieszczanie się, pojawianie i znikanie przedmiotów, samoczynne otwieranie drzwi i okien…
Egzorcysta zaczął się wyraźnie niecierpliwić.
– To jest co najwyżej robota jakiegoś poltergeista – obwieścił z niechęcią. – Tak zwany duch-psotnik. Zwykłe, panie, szczeniactwo.
– Ale ja wyczuwałem jakąś nadnaturalną obecność – jęknął Bobik. – Zwierzęta domowe podobno to potrafią.
– Panie! – zdenerwował się fachowiec – to wszystko, co mi pan tu opowiadasz, to jest drobny pikuś niewart wzmianki. Szkoda na to moich kwalifikacji. Gdybyś pan wiedział, czym się naprawdę zajmuje zły duch… No, ale opowiedzieć panu nie mogę. Tajemnica służbowa.
– To znaczy, że na blogu… – wykrztusił przerażony Bobik.
– To znaczy, że na blogu wszystko jest w diabelnym porządku – rzucił niepozorny już w drzwiach. – Przykro mi, ale taka jest prawda.
Bobik trwał jeszcze dobrą chwilę w oszołomieniu, nie wiedząc, jak poradzić sobie z tak nieoczekiwaną wiadomością. W zadumie pokręcił się po pokoju i podszedł do okna. Na dole ujrzał egzorcystę, który przeciął na ukos podwórko, zatrzymał się przy śmietniku, wrzucił do niego moherowy beret i końcem rękawa zaczął polerować sobie różki.