Antypody

śr., 10 czerwca 2009, 06:15

– Urlopować się Ludzie zaczęli… – powiedział Bobik niby to do siebie, ale na tyle głośno, żeby bez najmniejszych wątpliwości usłyszeli go ludzcy domownicy.
Odzew na jego nie do końca wypowiedziany wyrzut miał chyba inne, bardzo ważne zajęcia i nie raczył się do Bobika pofatygować. A chodziło przecież o rzecz w życiu psa fundamentalną. O miskę. O straszną wizję jej wpadnięcia na dobrych kilka miesięcy w łapy sezonu ogórkowego.
Z niewyjaśnionych przyczyn Ludzie w miesiącach letnich przestawali kochać krwiste rostbefy, mocno przyprawione kiełbasy czy rosołowy sztukamięs z kwiatkiem i zaczynali odżywiać się niemal wyłącznie ogórkami. Już na samą myśl o tym pies mógł dostać dreszczy, a co dopiero w obliczu widomych oznak nadchodzącej katastrofy.
Najgorsze, że nie cały świat psi zdawał sobie sprawę z rozmiarów nieszczęścia. Mimo że kolejne Psy nie pojawiały się na spacerach, oddawane na przechowanie do znajomych lub psich hoteli, wsadzane do aut lub specjalnych klatek w samolotach, reszta jakby nie dostrzegała, co się kroi. Bobik widział pilną potrzebę powiadomienia swojego gatunku o zbliżających się zmianach na gorsze, ale wobec braku pozaosobistych psich kanałów informacji pozostawała mu tylko propaganda szeptana. Postanowił zacząć od Kumpla, który mieszkał dwa ogrody dalej.
Kumpel był wprawdzie zajęty doprowadzaniem wycieraczki do właściwego stanu strzępiastości, ale zobaczywszy Bobika przerwał i zaszczekał radośnie. Bobik nie miał zamiaru bawić się w długie wstępy.
– Ogórki idą – zagaił bezpośrednio.
– No i co? – wyraził pełne niezrozumienie Kumpel.
– Nic nie rozumiesz. No i to, że Ludzie wtedy głupieją. Nawet własnymi sprawami nie chce im się zajmować, nie mówiąc już o naszych. Tylko urlopy im w głowie. I odżywiać się zaczynają bez sensu. Na żadną ciekawą obrywkę nie można liczyć.
– A co to jest urlop? – zainteresował się Kumpel.
– Urlop to znaczy, że oni dużo płacą za to, żeby się nudzić, nie mieć dostępu do kompa, niezdrowo jeść i nie móc ani na chwilę urwać się swojemu stadu.
– Powaga? – szczeknął zaskoczony Kumpel – To już samo w sobie wystarczająco głupie, a mówisz, że jeszcze bardziej zgłupieją?
– O niczym innym nie będą myśleć, tylko o pogodzie. Zobaczysz, ci urlopujący nawet magiczne obrzędy będą odprawiać, żeby tylko słońce stale świeciło. Ale ponieważ w tym czasie rolnicy odtańczą taniec deszczu, to i tak wyjdzie pół na pół. Po co oni tę żabę jedzą?
– No, wiesz – zauważył ostrożnie Kumpel – ja też nie przepadam za toną błota pod brzuchem. Znaczy, samo błoto by mi tak nie przeszkadzało, ale jak jestem ubłocony to mnie obowiązkowo kąpią. Sam wiesz, że to nie jest przyjemne. Więc ja też bym właściwie wolał, żeby było sucho. Ale fakt, żeby aż płazy po to jeść… Przesada!
– Z tą żabą to była tylko taka metafora – przyznał Bobik. – Tak naprawdę to oni zapychają cały czas ogórki.
– Ogórki?! – zdziwił się Kumpel. – A co robią z mięsem, rybami, serem…?
– No właśnie. Ser znika. On tak umie, żeby zostały tylko dziury, wszyscy to przecież wiedzą. Ryby też znikają. Te taaakie pojawiają się wprawdzie w opowieściach wędkarzy, ale są od początku do końca zmyślone. Mięso nie znika bez reszty, niektórzy całkiem z niego nie chcą zrezygnować, ale nie po to, żeby je jeść, tylko żeby nim rzucać. A z takiego rzucanego mięsa pies nie ma żadnego pożytku, bo jest niestrawne. Powiadam ci, nadchodzi pora płaczu i zgrzytania zębów.
– A marchewka… – zaczął Kumpel, ale zmieszał się pod wpływem pełnego wyrzutu spojrzenia Bobika i dorzucił cichutko – Ja tylko żartowałem.
– Ogórki! – powiedział proroczym głosem Bobik i uniósł nieco patetycznie łapę – Tylko ogórki! Już się zaczęło…
Przez chwilę siedzieli w zadumie, patrząc z żalem na coraz bardziej tracącą blask miskę. Nagle Bobik palnął się łapą w czoło
– Antypody! – rzucił radośnie. – To jest wyjście!
– iPody? – zdumiał się Kumpel – One chyba z jabłkami mają coś wspólnego?
– Nie iPody, tylko antypody. No, takie miejsce gdzie wszystko stoi na głowie i w ogóle jest kociokwik z sezonami. Tam na pewno tych ogórków nie będzie.
Kumpel sprawiał wrażenie zatroskanego. Chwilę kręcił się niespokojnie i przekładał ogon z miejsca na miejsce, aż wreszcie wykrztusił
– Nie chcę cię martwić, ale słyszałem wczoraj, jak moi Ludzie mówili, że u nas wszystko stoi na głowie i coś o kociokwiku też. Tak że te antypody to u nas chyba też są.
– No tak, – mruknął Bobik – tak na zdrowy rozum każde miejsce może być antypodem. Zależy od punktu siedzenia. Cholerna globalizacja! Choć z drugiej strony… Zawsze przyjemnie, kiedy wiadomo, że globalizacja winna. Prawdziwa tragedia jest wtedy, kiedy nie ma na co zwalić.
– Albo na kogo! – dodał filozoficznie Kumpel.
– Albo na kogo – zgodził się Bobik i przezornie zlizał z brzegu miski perlące się na nim ostatnie, przedsezonowe krople rosołu.