Przełomy perspektywy

wt., 16 czerwca 2009, 03:48

– Postanowiłem zostać Krytykiem – obwieścił Bobik i zerknął, czy zrobiło to na Labradorce odpowiednie wrażenie. A ponieważ nie zauważył żadnego podekscytowanego ruchu w okolicach jej ogona, ciągnął dalej.
– Krytyk to ma dobrze. Bierze po prostu całe, szuka w nim dziury i tyle jego roboty. A płacić mu płacą. No i Krytyk to brzmi dumnie. Szanują go. A jak nie szanują, to przynajmniej się boją. To nie to co zwykły, bezkrytyczny Pies.
Labradorka bez szczególnego zainteresowania spojrzała na oddalającego się szybkim truchtem pająka i przewróciła się na drugi bok.
Bobikowi nie pozostało nic innego, niż kontynuacja wątku.
– Najlepiej ze wszystkich ma Krytyk Gastronomiczny, bo naje się za friko i jeszcze powybrzydzać może. Ta wątróbka zbyt wysmażona, ten pasztet za surowy, cięższą podajcie mi kurę… Złoto, nie zajęcie. Tylko trudno się wkręcić, bo duża konkurencja. A już taki Krytyk Literacki trochę się musi nabiegać, żeby znaleźć jakiś smaczny kąsek. Najgorzej ma chyba Krytyk Muzyczny, bo dźwięki strasznie szybko uciekają i trudno je złapać. To tylko niektóre rasy psów potrafią, jakieś charty czy gończe. Ale ja bym się na to nie pisał. Za krótkie nogi.
Przelotne i zakończone szybką rejteradą wzroku zerknięcie Labradorki na jego kończyny upewniło Bobika, że nie pomylił się zbytnio w ocenie swoich możliwości. Nie chciał zakończyć wywodu w tak niesprzyjającym dla siebie momencie, więc postanowił zaszarżować.
– Ja się nie będę bawił w detal, tylko pójdę na całość. Zostanę Krytykiem Wszystkiego. Wezmę się z rzeczywistością za bary i wynajdę w niej tyle dziur, że nie będzie miała innego wyjścia, jak tylko przyznać, że jest marnym dziełem, nadającym się co najwyżej do przeróbki, jeśli nie do całkowitego recyklingu. A jak wygram z samą rzeczywistością, to będę najlepszy. Będę Superdogiem…
Labradorka przerwała coraz bardziej podniecone szczekanie Bobika podniesieniem łba i niezbyt pochlebnym warknięciem.
– Bzdury pleciesz. To nie Krytyk Wszystkiego jest Superdogiem, tylko Krytyk Krytyków.
– O tym nie pomyślałem! – jęknął żałośnie Bobik, poczuwszy się nagle tak, jak po ostrzyżeniu do gołej skóry.
– To prawda, myślenie chyba nie jest twoją specjalnością – przyznała ironicznie Labradorka. – Gdybyś był w tej dyscyplinie wytrenowany, zaraz byś zauważył, czym możesz mnie zagiąć. Przecież od Krytyka Krytyków jeszcze lepszy jest Krytyk Krytyka Krytyków.
– To znaczy… zająknął się Bobik, porażony nagle otwartą przez sąsiadkę perspektywą.
– Tak, to właśnie to znaczy – zgodziła się łaskawie Labradorka. – Jak się raz z tym zacznie, to nigdy nie można skończyć. Dlatego już lepiej być bezkrytycznym.
Ze szpary w podłodze wybiegła zaaferowana mrówka, przemierzyła straszliwą przestrzeń od krzesła do drzwi i zniknęła w czeluściach pobliskiego buta. Labradorka położyła głowę na łapach i zasnęła. Nikt nie zamierzał pomóc Bobikowi w jego zmaganiach z nieskończonością i to akurat w momencie, kiedy wszystkie jego plany na przyszłość legły w gruzach.
Nagle koniuszek bobikowego ogona drgnął i zaczął się rytmicznie poruszać. Nie było wyjścia, Bobik musiał, po prostu musiał sięgnąć zębami po ten rozedrgany kłębek. A potem, kiedy kłębek próbował uciekać, nie dało się za nim nie pogonić, w kółko, i jeszcze, i jeszcze raz w kółko… To też był rodzaj nieskończoności, tyle że wiele łatwiejszy do ogarnięcia.
– A jednak się kręci! – szczeknął Bobik z ulgą i postanowił gonić ogon póki mu starczy chęci do zabawy, nie przejmując się w ogóle tym, że Labradorka może się od tego obudzić i zacząć krytykować.