Haust sąsiedzkiej pomocy

śr., 1 lipca 2009, 09:44

Pan Administrator rozglądał sie z rozpaczą po blogu i okolicach. Pustynia tekstowa powstała po wessaniu Bobika przez toskańską dziurę nie dawała żadnych najmniejszych powodów do optymizmu. Nawet szybkie skorzystanie z uslug fatamorgany ze wzgledu na skończenie trzeźwy umysł Pana Administratora wydawalo sie poza zasięgiem możliwosci.
Nagle zza pobliskiej wydmy wybiegl młody, prężny człowiek w mundurze i ocierajac pot z czola podal Panu Administratorowi zapisaną kartke.
Obywatel Administrator odetchnął z ulgą. Pustynia pustynią, ale policja zawsze była na posterunku.
Sam Komisarz, osobiście, pofatygował się na to pustkowie, żeby polać trochę wody i uratować spragniony blog od bezsensownej śmierci z wyschnięcia.
Nie było chwili do stracenia. Pan Administrator chwycił administrację w spragnioną dloń i wlał do niej ożywczy łyk Komisarza:

W koszyku robiło się coraz ciaśniej. Zawiesiste powietrze stało w miejscu, upał uczuć przeplatał się z burzami namiętności, a wiklina wbijała się w złożone tu i ówdzie pośladki członków Samorządu. Wszyscy czekali na coś. Niektórzy na to samo, inni na coś innego, a większość na zdjęcie z siebie odpowiedzialności za porządek w koszyku i marzyła o pojawieniu się zarządcy z prawdziwego zdarzenia.
– Przepraszam, że przeszkadzam – w tak słodko-klejące błogie środowisko wtargnął nagle Ktoś Nowy – właśnie skończyłem studia, zarządzanie i marketing.
Z wyróżnieniem. Podobno jakąś pracę na wakacje można tu dostać.
Samorząd przyjrzał się Nowemu. Jeleń. Już od wejścia złapał w zęby kawał pasztetówki, ale po jej przełknięciu otrząsnął się z niesmakiem.
– To prawda, szukamy jelenia – przyznał bez większego entuzjazmu Pierwszy z brzegu reprezentant Samorządu. – A pan to jeleń z przypadku czy z wyboru?
– Jak z wyboru? – jeleń nie zrozumiał pytania – od urodzenia. A od niedawna z dyplomem.
– Aaa – poweselał indagujący samorządowiec – znaczy się z wrodzonym doświadczeniem.
– Doświadczeniem w czym? – widać było, że Nowy gubi się w dorosłym świecie.
– Niby doświadczony, a głupio się pyta – sceptycznie, nad głową jelenia, zauważył Drugi reprezentant.
– Może nas bada? – Pierwszy na dobre zainteresował się Sytuacją. – Niby tego nie wie, tamtego nie wie, tego-śmego nie rozumie, a chodzi mu o to, żebyśmy sami określili zakres obowiązków. A nuż coś pominiemy i będzie miał mniej na głowie…
– O przepraszam – wtrącił się jeleń. – Na głowie mam piękne poroże i wolałbym nie psuć efektu jakimś nie-wiadomo-czym.
– Oczywiście, poroże to prywatna sprawa. Wymagająca delikatności. Zwykle bolesna i wstydliwa, ale jeśli ktoś się chce z tym publicznie obnosić… My nie mamy uprzedzeń. – Samorządowcy gremialni pokiwali głowami.
– Mamy za to wiele współczucia i tolerancji dla innych – z dumą przyznał Drugi.
– I różne punkty widzenia – rzucił ktoś z tyłu.
– I różnorakie doświadczenia – dodał ktoś z lewej.
– I sporo do powiedzenia – zaznaczył ktoś z prawej.
– Ale potrafimy się w tym odnaleźć – rozwiał ewentualne wątpliwości ktoś z centrum.
– Tylko, że tym wszystkim trzeba zarządzać – podsumował Pierwszy.
– To znaczy? – Jeleń próbował jakoś usystematyzować ogrom słów, który spadł na niego w jednej chwili.
– To znaczy wziąć pod uwagę, pochylić się, pocieszyć, skomentować, wyjaśnić jak kto czego nie rozumie, ugościć poezją, prozą i pasztetówką, zainspirować tego i owego, samemu dać przykład – Drugi nie chciał być gorszy od Pierwszego. – Czasem nawet pogrozić palcem i rozstawić po kątach, ale tego nie lubimy.
– Oj, nie lubimy – wyjątkowo od lewa do prawa koszyk był niemal jednomyślny.
– Za to lubimy jak się z nami polemizuje lub, jeszcze lepiej, wspiera nowymi argumentami. Ale to chyba normalne – zachęcony sytuacją Trzeci w żadnym wypadku nie uważał się za zbyt wymagającego klienta. Ot, świadomy swoich praw konsument.
– Przy zarządzaniu nie należy się nastawiać na normowany czas pracy. – zaznaczył Pierwszy. – Najlepiej byłoby, gdyby ktoś pełnił całodobowy dyżur, ale zadowolimy się pracą dwuzmianową.
– Hm, to ja się zastanowię – jeleń chyba skończył systematyzowanie jakimś konstruktywnym wnioskiem.
– Oczywiście, to odpowiedzialna decyzja – wyraził dyżurne zrozumienie Drugi.
– Nieodpowiadzialnych tu nie potrzebujemy – wyjaśnił dla zupełnej pewności Pierwszy.
Jeleń uznał, że lepiej zastanawiać się bez presji środowiska i grzecznie pożegnał się zaraz po tym, jak skończył zaserwowaną mu herbatkę z biszkoptami.
– Patrz – zauważył Drugi, gdy drzwi zamknęły się za Nowym. – Wcale nie taki jeleń. Nie dał się wpuścić.
– Ale dziwny jakiś – Pierwszy wstydził się trochę swojej nadmiernej gościnności i wylewności.
– I pasztetówki nie lubi – znalazł jakiś rzeczowy argument ktoś niewypowiadający się dotąd.
– Nie sprawdziłby się – krótko podsumował Trzeci.
Koszyk odetchnął. Powietrze było co prawda równie zawiesiste jak przed wizytą jelenia, a kto wie, czy nie zawiesistsze, ale za to swojskie. Miejsca nie przybyło, jednak można się było przyzwyczaić. A wygodniejszej wikliny próżno szukać po całym świecie.