Gotowość

pt., 17 lipca 2009, 03:16

– Wiesz – powiedział Bobik do Labradorki, wyłażąc spod łóżka, gdzie spędził ostatni tydzień – chyba nawet słynny psi nos może czasem się pomylić. Coś się tu jednak chyba zmieniło.
– Zawsze się zmienia – zauważyła ze stoickim spokojem Labradorka. – Nie wejdziesz dwa razy na tę samą kanapę, nie mówiąc już o zjedzeniu dwa razy tej samej pasztetówki. Jak chcesz uniknąć zmian, to musisz dać się zahibernować. Ale i tak wtedy czeka cię Bardzo Duża Zmiana po odmrożeniu.
– Brrrr!!! – wstrząsnął się Bobik. – Nie znoszę zimna! To chyba już z dwojga złego wolę te drobne zmiany, po kawałku. Ale one też nie zawsze są przyjemne.
– Zawsze ci mówiłam, żebyś czytał również to na końcu, drobnym druczkiem – westchnęła Labradorka. – Zapoznałeś się z instrukcją obsługi życia? Nigdzie tam nie ma o tym, że ma być przyjemnie. Za to na końcu, choć maleńkimi literkami, stoi jak byk: „reklamacji nie uwzględnia się w żadnym wypadku”. Nie powiem, żeby to było uczciwe, ale nazwa firmy nie jest podana i nie bardzo wiadomo, z kim się procesować w razie czego.
– A czy da się tak zrobić, żeby zmiany były trochę mniej nieprzyjemne? – drążył ze szczeniackim uporem Bobik.
– Och, zawracasz głowę! – ziewnęła wyraźnie już śpiąca Labradorka. – Tak całkiem się nie da. Ale są pewne formy anestezji…
– Wiem – ucieszył się Bobik – napoje wysokoprocentowe na przemian z recytowaniem utworu Polały się łzy me… na tle Czterech pór roku!
– Niezupełnie o to mi chodziło – zaprzeczyła Labradorka, dyskretnie odstawiając szklaneczkę za róg kanapy. – Może źle się wyraziłam. Miałam chyba na myśli nie tyle anestezję, co antytoksynę. Na odtrutkę można sobie pomyśleć, że zawsze mogłoby być jeszcze gorzej. Na przykład, że byłoby już bardzo źle, ale żadna zmiana nigdy by nie nastąpiła. Że, powiedzmy, w ogóle przestano by produkować pasztetówkę, bez możliwości odwołania. Albo że prezydentem zostałby już na zawsze…
– Już dobrze, już dobrze, zrozumiałem! – wykrzyknął w popłochu Bobik. Zaczynało mu świtać, że bez zmian, jakkolwiek by nie były przykre, pewnie jednak nie da się obejść. I że spędzanie z tego powodu życia pod łóżkiem niekoniecznie jest najlepszym pomysłem. Przez chwilę zastanawiał się nad zamianą podłóżkowości na podstolność, ale w porę przypomniał sobie starą psią maksymę „bo nic tak nie boli, jak bycie podstolim” i zrezygnował również z tego pomysłu. Ale przecież nie mogło tak być, żeby jakoś nie było. Na pewno dało się z kimś pogadać, kogoś zapytać…
– Nie ma tego złego, co by spod łóżka nie wyszło – szepnął z przekonaniem i na wszelki wypadek ułożył się pod samymi drzwiami. Nie, żeby w ten sposób na ruch drzwi mógł mieć jakikolwiek wpływ. Chodziło tylko o gotowość. Bo w życiu każdego szczeniaka przychodzi taki moment, że jakakolwiek gotowość jest lepsza od najlepszej niegotowości.

Gdy dorwiesz coś, co chrzęści mile,
nie sądź, że to na zawsze dane.
Pożujesz to przez krótką chwilę
i czujesz w konsystencji zmianę.

Gdy coś zapachem takim wionie,
że aż się zęby wbić zachciewa,
zaczekaj z dzień. Te cudne wonie
jutro inaczej będą śpiewać.

Lecz nie ma tego złego, co by
i nie wie nikt, co się okaże.
Gdy takiej wiedzy masz zasoby,
czasami możesz zmylić straże

i zbiec. Więc miej się na baczności,
ostrz stale ślepia jak krogulec,
bo to, co cię w tej chwili złości,
też wkrótce zmianie może ulec.