Twórcza myśl
Bobik siedział na tarasie i nic, ale to nic nie przychodziło mu do głowy. Czuł się dosyć zawiedziony, bo wydawało mu się, że zrobił wszystko tak, jak trzeba. Wysprzątał głowę… no, może nie z niemiecką dokładnością, ale na tyle, żeby nie zniechęcała już od pierwszego wejrzenia. Przygotował zakąski, orzeźwiające napoje, a w razie czego mógł nawet szybko odgrzać bigos albo groch z kapustą. Tu i ówdzie przypiął jakiś kwiatek do kożucha, żeby estetyka też wyszła na swoje. Wszystko czekało na wizytę Twórczej Myśli, ale bez najmniejszych widocznych skutków.
– Żebym chociaż wiedział, jaki popełniłem błąd – odezwał się ponuro do Kumpla, który bez żadnego szacunku dla bobiczej frustracji napawał się zapachem wykopanej ze schowka pod krzakiem bzu kości.
Kumpel oderwał się od gnata i zauważył przytomnie:
– Może żadnego? Słyszałem, że spiritus flat ubi wójt.
– No, do wójta chyba nie pójdziemy! – zdenerwował się Bobik. – A nawet gdybyśmy poszli, to nie ma żadnej gwarancji, że ona tam jeszcze będzie. Jak lata, gdzie chce…
Kumpel obrzucił Bobika wzrokiem dość krytycznym.
– Wiesz co? – spytał głosem, w którym również pobrzmiewały nutki krytycyzmu – A może ty byś się tak nie napinał? Zobacz – pogoda, że tylko brzuch do niej wystawić, zapas kałużanki w dziurze koło furtki, a i miska pustką nie świeci. Może byś, jak każdy normalny pies, wziął i odczuł z tego przyjemność, zamiast stale czekać na jakieś bógwico, które najwyraźniej ma cię gdzieś?
– A jak przestanę czekać i Twórcza Myśl właśnie wtedy przyjdzie? – zaniepokoił się Bobik.
Kumpel spojrzał na niego z politowaniem, westchnął i pokręcił łbem, zastanawiając się, czy tak beznadziejny przypadek zasługuje na dalszą konwersację. W końcu uznał, że kumpelstwo jednak zobowiązuje, nawet jeśli gruntowne wyjaśnienie koledze zawiłości życia wymaga sporego wysiłku.
– No właśnie! – powiedział i oddalił się w celu sprawdzenia, czy Bobik nie zakopał jakiejś kości również pod malinami.
kumpel ma racje, myśl przyjdzie kiedy zechce, albo i nie przyjdzie wcale, nie ma sie co napinać
Pod malinami jest ogromna, smakowita kość
Pod malinami są zapachy, których nigdy dość…
bo też to nie była reprymenda, tylko łagodne napomnienie Bobiku, wpis swiadczy o wysiłku na rzecz i po linii, zatem wszystko jest na dobrej drodze … 🙂
Gorzej ma się rzecz z zeenem, brak skruchy a na dodatek zachowania ze wszech miar niepokojące, trunków używanie … jednym słowem jest powód do głębokiej troski, niestetyż ;(
Robiła porządki jotka w głowie
Tyrała zawzięcie co się zowie
Porządków jej zawsze było mało
Aż w końcu niewiele tam zostało…
Nie ma się czym martwić biedna jotka
Encefalograf tam fal nie spotka
Gdyby zasilić go nawet siłą
Tak gładko nigdy jeszcze nie było
Zlitował się zeen nad biedną jotką
Nie chciał by świat miał ją za idiotkę
Napisał wierszykiem małe dzieło
Dmuchnęło, błysnęło i minęło…
Jotko, nie wiem, czy zaszczepiłaś się przeciw wampirstwu. Jeżeli nie, to szybko to nadrób, bo na tym blogu (i kilku okolicznych) trzeba mieć na to odporność. Jak nie wrodzoną, to przynajmniej nabytą. 😆
niestey, zmuszona jestem ogłosić klęskę na polu wysiłków reedukacyjnych w odniesieniu do zeena 🙁
poddaję się, mogę jedynie powtórzyć za poetą:
„trzódko moja Bogobojna,
bądź spokojna,
co ma wisieć, nie utonie”
i z tymi słowami na ustach oddalam się z godnością, w sobie tylko znanym kierunku, w sercu mam spokój, że wysiłek podjęłam, wzrok jasny, czoło podniesione 🙂
Cubalibre, naprowadziłaś mnie na myśl,że można by te kości sortować według kolorów i według wzrostu. 😆
Może kartkę Tfurczej mysli zostawić:
„wyszłem otczóć, pszy jemnoźć”
Będzie chciała, to znajdzie przy jemności.
Tylko jak już mam wychodzić otczówać, to bardzo proszę, żeby ta pszy jemność miała odpowiednią pojemność. 😀
Oooj! Zeenie, bieedny Zeenie,
cnota Ci nie w cenie!
Nie w cenie Ci obyczajność,
Oooj! marność nad marnosciami,
MARNOŚĆ!!! 🙂
🙁 tak miało być powyżej
„Nieobyczajnik i jego gwizdek” – o, taką powieść napisać…
Słowacki wielkim poetą był,
Co by napisał, gdyby żył?
Ciemność mej duszy, wręcz dżumy plama
Przeszywa ciało jak strzała
Płynie jad z serca, trucizna sama
Lecz serce twarde jak skała
Widzisz jak niknie dziecka rumieniec
Gdziem ja oddechem był przebiegł?
Nie laur na głowie – lecz z ognia wieniec,
Jam skrami z mych oczu zażegł.
Bobicku, to jo moge hipnąć pod Krywań. Tamok ciągle tocy sie jakosi myśl
http://www.youtube.com/watch?v=KGCDy2rK0z4
to na pewno myśli twórce tyz sie wśród nik nojdom. Moge chycić pare i Ci podrzucić 😀
zeen, „pójdź dziecię, ja cię uczyć każę”
Owczarku, tych myśli pod Krywaniem rzeczywiście całe stado, ale wszystkie jakieś kosmate. 😆
Nie, żebym miał coś przeciwko podrzuceniu którejś. Tak ładnie dzwonią… 🙂
Komisarzu, mogłaby też być powieść „Wielki Nagwizdał i jego nieobyczaj”. 😀
foma, to moze zacząć, tak:
Nieobyczajnik, po nocy spędzonej w oparach dymu, wśród dam i supermanów dla ubogich, napędzanych winem typu vino, strzepnąwszy resztki popiołu ze swojego słynnego niebieskiego prochowca, stanowczym ruchem sięgnął po swój gwizdek …
kontynuuj proszę 🙂
Myślałem o bardziej dynamicznej frazie… ale to inną razą, bo pędzić trzeba…
Myślałem, że odkąd się kartki na alkohol skończyły, to już nie trzeba pędzić… 😯
Biedne dzieciątko, zeen mu na imię
Nie miał ci szczęścia on do szkół
Krążył po świecie niczym w malignie
Powtarzał: nauki choć pół…
Krążyłby życie całe po świecie
Gdyby nie zdarzenie nagłe:
Bo jak ktoś błądzi, to sami wiecie
Że w końcu spotka się z diabłem
Diabła spotkanie przynosi plony:
Sympatią zeen go obdarzył
Diabeł jedyny to rzec był skłonny:
Pójdź dziecię, uczyć cię każę…
foma, a jakby to nagrać na 78 obrotów, to fraza nie byłaby by dość dynamiczna?
zeenie drogi,
lekcja numer jeden: sex;
generalnie wyróżniamy: female & male or żeńszczinu i muszczinu, czyli:
female = diablica = jotka
male = diabeł = jotek
jak sobie przyswoisz lekcję numer jeden, przejdziemy do następnych kwestii 🙂
Wieszcz jeszcze inny o zeenie tak piska
(choć nie jest to sam Mistrz Rubik):
obwód ma długi, kręcone zębiska
i wbić w obiekta je lubi.
A kiedy obiekt zawyje i w męce
na blogu ducha wyzionie,
zeen się diabelsko zaśmieje, i ręce
zatrze, i wrzaśnie „to koniec!
Pójdźcie, o dziatki, na dzieło me zerkać,
w zachwyt wpadajcie i podziw,
tylko mi czasem nie dajcie lusterka,
bo na kondycję mi szkodzi.”
Tu straszną wiąchę potrzyma i puści,
w łeb jeszcze da prosto z mostu,
po czym w blogowej przepadnie czeluści –
aż do następnego postu. 😉
Owczarku, przygladalem sie tym psom, co pilnuja tych kudlatych. I tak mnie udrzeylo, ze jakies malo robotne na tym Krywoniu. Bo jak ogladam w terlewizji Man and his dog, to te owczarki border collies to tak smigaja przy tych kudlatych, az az wiatr im w uszach swiszczy – fiu! fiu! I barany w karnym szeregu suna do zagrody, az na mordach czarne sie robia!
Taka lubie prace! Zeby swistalo na tym ekranie!
Moze bys tak na wymiane doswiadczen przyjechal, w ramach Funduszu Know Hau?
A te kudlate to miesne czy welniane? Tutaj to glownie jednak miesne. I jeszcze ich za malo, to z Nowej Zelandii sprowadzaja! Osobiscie wole lokalne, na wiosne.
Myślę, Mordechaju, że podpisałbyś się pod opinią niezapomnianego Lisa Witalisa, który nauczał tak, albo prawie tak:
Owca winna być w kawałkach!
Taka właśnie jest w Suwałkach,
w Augustowie, w Ostrołęce,
a tu co? Umywam ręce!
My z Owczarkiem oficjalnie nie możemy tego zdania podzielać, bo jako psowie pasterscy mamy niby pilnować całości i nienaruszoności tych kosmatych. Ale tak nieoficjalnie, pod stołem… 😉
Bobiczku, a może Twórcza Myśl wystraszyła się kwiatka przy kożuchu?
Owca winna byc w kawalkach. Swiete slowa.
Okraszona rozmarynem i czosnkiem ( jedno i drugie dobre na pchly).
No to jaka ona Myśl, jak głupiego kwiatka się boi? Kożucha to jeszcze rozumiem – zawsze może się okazać, że zapomniano ze środka wyjąć niedźwiedzia. 😉
Twórcze, nietwórcze, ale mnie to rozbawiło, więc Ci dedykuję Bobiku:
„W młodości Vinnie popełniła niebezpieczny błąd uczuciowego zaangażowania względem niektórych z owych mężczyzn. Na przekór rozsądkowi wyszła nawet za jednego z nich. Ten przeżywał własnie łzawe rozsatnie z jakąś wyjątkowo denerwującą pięknością i niczym rozmokła piłeczka tenisowa potoczył się do najbliższej dziury”
(Alison Lurie „Sprawy zagraniczne” – nagroda Pulitzera)
🙂
rozstanie 🙂
Trzeba tez pamietac Jotko, ze tfurcze mysli wpadaja do glowy i tlumaczom… Ale to dluga historia, a ja dzisiaj niestety nie moge dlugich historii. 🙁
Bobiku, nie trzeba bylo za dokladnie sprzatac. Troche kopert z zapisanymi najwaznieszymi sprawami najlepiej jednak zostawic. Nawet kurz fruwajacy w promieniu slonca moze sie okazac bardziej interesujacy niz nazbyt dobrze wysprzatane wnetrze. No i sa takie tworcze mysli, ktore lubia przyjecia, napoje i zakaski, i takie ktore lubia wchodzic cichcem, tylnymi drzwiami, pod oslona nocy, i zanim sie czlowiek obejrzy juz siedza przy stole, zajadajac zwyczajna jajecznice na skwarkach na zupelnie codzienna kolacje. Przy tym drugim rodzaju trzeba tylko uwazac, zeby ich zadnym komitetem powitalnym ani entuzjastycznym rzucaniem sie na szyje nie przeploszyc…
A tu mysl tworcza w dzialaniu, 😉 czyli jak mozna politycznie indoktrynowac wlasne dzieci od najmlodszych lat na przerozne sposoby. Pozycje i strony internetowe podane w artykule sa prawdziwe, o Camp Quest byla nawet ciekawa audycja w NPR. 😀
http://www.cracked.com/article/111_8-insane-ways-parents-are-politically-brainwashing-children/
Ano. U mnie w malinach pełno dołów, co piesy pokopały 🙂
Moniko, bardzo mi się podoba to co napisałaś o sposobie obchodzenia się z Myślą Twórczą 🙂
Ja kiedys doszłam do takiego wniosku, że jestem tak bardzo zajęta szukaniem szczęścia, że ono nigdy nie ma szansy zastać mnie w domu i odchodzi pocałowawszy klamkę 🙁
Jednym słowem to, co Kumpel powiedział Bobikowi: nie napinać się 🙂
vitajcie ! Ja tobym chciała zapoznać Hoka i Owczarka a jak on ma na imię ten owczarek ?
mam problem .. 🙂 otóż chcę gadać i gadać a nikt nie chce słuchać 🙂 mówią że nadaję ..
jesień życia czy co ?
czytam blog Kartki z podróży. Kiedyś ktoś tutaj/ u Bobiczka/ go polecił. Pomyślałam sobie, że chociaż dobrze się czyta na ekranie kompa to jednak lepiej byłoby na papierze. Może pielgrzym piszący blog ten napisze jakąś książkę o swojej wędrówce. Ja sobie wydrukuję ten tekst aby spokojnie przeczytać i powędrować w myślach bo pewnie nigdy mi nie starczy odwagi aby zrobić to w realu.
coś się zmienia w naszych czasach coś przychodzi .. trudno to nazwać i sprecyzować ale już to czuć .To materia zbyt dużo materii. Pewnie dlatego przemawia do mnie tak szum morza we wspomnianym powyżej , blogu. Jak będę zdrowa na pewno tak powędruję za jakiś czas. Może nie 30 km dziennie ..czy ktoś ma ochotę też na taką podróż . Ty Bobiczku też musisz iść 🙂
Jarzębino, ja akurat w tej chwili słucham, więc możesz ponadawać. Byle nie Morsem, bo nie zrozumiem.
Chyba że chciałabyś nadać jakiś bardzo smaczny sos. To rozumiem w każdym alfabecie. 😆
Za dużo materii… To tak, jak u jednego z moich kumpli
http://pattisonpundit.files.wordpress.com/2009/02/shar-peiart.jpg
Chyba to niezbyt wygodne, więc się nie dziwię jarzębinie, że jej nadmiar materii przeszkadza.
A 30 km na dzień to dla mnie pestka. Ale smycz zostawiamy w domu, dobrze? 🙂
smycz się może przydać 🙂
co do materii to w związku z moim odchudzaniem. Zwykle najpierw zjem chrupkę dietetyczną ale .. po chwili 2 bułki .. To straszne … Ale ja ciągle jestem głodna . 🙂
w domu mam same smutasy a pies głuchy i na dodatek ma Alzheimera czy jak to się tam pisze 🙂
Moniko, ja znam jednego takiego (ba, nawet mam go w domu i regularnie zmuszam do wyprowadzania mnie na spacer), który najchętniej tylnym wejściem i broń Boże żadnych owacji i komitetów powitalnych. Tylko dotąd nie wiedziałem, że to on jest Twórczym Myślem. Ale gdybym się choć przez chwilę zastanowił, to bym już dawno na to wpadł. 😆
Hoko, ja rozumiem, że Ty kociarz jesteś. Ale czy to jest powód, żeby zaraz piesy wpuszczać w maliny? 😉
idę spać może przez sen sobie pogadam 🙂 dobrej nocki
Że pies głuchy, to jeszcze nie znaczy, że głupi. W każdym razie lepiej pogadać z głuchym psem i jego Alzheimerem, niż ze smutasem. 🙂
mój pies jest mądry i podobny do zająca 🙂 a smutasy jak to smutasy -szklanka do połowy pusta .. 🙂
Bobiku, masz do czynienia z Tworczym Myslem z cala pewnoscia, sadzac po zachowaniu. Samotne spacery z Psem tez Tworczym Myslom robia bardzo dobrze, wiec widac, ze wiesz jak sie z nim obchodzic. 😆
Dziekuje, Jotko. 🙂
O, tak, też słyszałem, że spacery sprzyjają złapaniu Twórczego Myśla. Tylko że jak ja piszę, to nie mogę spacerować, a jak idę na spacer, to znowu nie mogę pisać. 🙁
Dobrze chodzic z notatnikiem, najlepiej pod niezobowiazujaca do niczego postacia starych kwitow z pralni, skrawkow rachunkow ze sklepow i kopert od dawno przeczytanych listow. I nie zapomniec chociaz skrawka olowka. Pusty, bialy, czysciutki notatnik moze plochliwe Tworcze Mysli przeploszyc… 🙂
No tak, to jest wszystko wykonalne, jak się chodzi na dwóch nogach, a dwie ręce ma do dyspozycji. Ale jak się regularnie zasuwa na wszystkich czterech… 🙄
Moze taki maly plecaczek, choc nie wiem jak dalece chcesz sie Bobiku antropomorfizowac? 🙄 Albo moze niech Twoj Tworczy Mysl niesie to wszystko w swojej kieszeni, zeby nie narazac Cie na nieco kasliwe uwagi innych czworonogow…
Najbardziej kąśliwe uwagi to mają gzy i osy. Ale one to chyba sześcionogi.
Tu osa. Kogo pokasac?
„Wstawaj szkoda dnia”, pięknego dnia 🙂
Bobiku, coś Ty zbyt marudny jesteś piesku, Twórcze Mysli omijają marudy szerokim łukiem kochany 🙁
Radosna wiadomosc z rana. Kazimierz M. zrobil z Isabel , jak to sie kiedys mowilo, uczciwa kobiete:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7016540,_SE___Marcinkiewicz_i_Isabel_wzieli_slub.html
Nie tylko uczciwa, ale i prawdziwa jak wynika ze slow Nowej Bialej Nadziei Polskiej Literatury.
Dzień dobry 🙂 Wyczułem, że warto dziś wcześnie wstać! Taka okazja jak ślub Kazia M. może się trafić tylko raz… tfu, dwa razy w życiu. 😀
Nie wiem tylko, czy nie należałoby oskarżyć o znęcanie się psych. i fiz. rodziców gwiazdeczki, czującej się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Przecież to jasne, że zamiast kaszki harlequiny jej do jedzenia dawali. 🙄
Jadę jutro na zjazd łasuchów. I tak mi z radością w jednym, a łzą w drugim, wiadomo czemu.
Ogarniam dom i zagrodę, żeby pana męża w porządku i zaopatrzonego zostawić. Ciekawe, o czym zapomnę?
Ooo, jak ja lubie jak jest Hamlet cytowany. Zaraz sie czuje czlonkiem klubu! (w swoim czasie nauczylam Mordke: Kal twojej zbrodni cuchnie pod niebiosy! – to wtedy kiedy nie utrafil w kuwete…. Odpowiada mi glebokim ziewnieciem)
Baw sie dobrze na zjezdzie, haneczko.
Haneczko, otrzyj łzę, jedź i baw się dobrze. Poprosiłbym, żebyś ode mnie pomerdała, ale wiem skądinąd, że ludziom sprawia to pewne trudności obiektywne. To może zamiast tego pozdrów Pana Piotra i w ogóle kogo trzeba. 🙂
Zgadza się, pod niebiosy 😆
No proszę, nawet Łajza jest za tym, żeby Haneczka dobrze się bawiła. 😆
Bobiku, pozdrowię najżyczliwiej jak potrafię 🙂
Heleno, no dzięki wielkie niebiosom, że jakąś wieść dobrą podrzuciłaś. Bo ta wczorajsza Twoja osa, co ja na blog wpuściłaś ciemną nocą strasznie mnie pokąsała i od rana ja sama byłam niczem osa 🙁
Już powoli odpuszcza, a radość z panakaziowego i isabelowego szczęścia dopełnia reszty. Choć ten jad zatruty jeszcze działa i naszeptuje: a to kolor izabelowaty, a to pochodzenie tego koloru i inne takie 🙁
Ale, „nic to panie Michale” pogoda jak na zamówienie, pięcogwiazdkowa, cieszmy się 🙂
http://www.rp.pl/artykul/360511_Szczur_jak_kot__papuga_jak_kciuk.html
Ogladalem wczoraj wieczorem w tv BBC pierwszy odcinek programu z tej ekspedycji. Z zapartym tchem.
Oczywiscie kretyn, ktory pisze o szczurze dlugposci ponad 80 cm wazacym 1,5 kg nie mowi o „wielkosci kota” tylko wielkosci bardzo zaglodzonej pantery z Oswiecimia – skora i kosci. TYch szczurow wprawdzie jeszcze nie pokazano, ale latwo sobie wyobrazic, ze nie chodzilo o 80 cm, tylklo zapewne 8 cali – 18 cm czyli wielkosci 4-5 miesiecznego kociaka .
A te papuzki pusio sa faktycznie wielkosci kciuka kamerzysty. Bardzo byl wzruszony jak trzymal toto w dloni. Ja tez bym sie wzruszyl gdyby pusio wpadl mi w lapy 😈
Wlazlem powyzej na dzialke Starej. To ze wzruszenia pusiami.
To pewnie tak się zaczyna 🙁 Pamiętam, wyjęłam słoik aronii. Postawiłam. I nie stoi 🙁
Kaziu na tournee w Barcelonie
http://www.youtube.com/watch?v=lWhbsCdsru4
Kazio en francais: Ui! Ui! Ui!
Słoiki są stworzeniami złośliwymi i podstępnymi, chociaż na pewno nie aż tak, jak wszelkiego rodzaju Ważne Papiery. Ale na szczycie drabiny ewolucyjnej stoją bez wątpienia klucze. 🙄
Ooo, tak, klucze… A na drugim miejscu pensetki do brwi…
Pięćsetki też są niezłe. Co ich szukam w portmonetce, to gdzieś zniknęły… 👿
On reflection – tak, piecsetki sa wl;asciowie nie do pobicia. Rozplywaja sie w powietrzu 😯 .
a ja szukam dziś mojego wczorajszego dobrego humoru, nie widział go ktoś? jakby co to proszę go do mnie spowrotem odesłać
Może poszukać w skrzynce na listy? 🙄
najlepsza metoda na poprawę humoru:
http://mleczko.interia.pl/zdjecia/rysunki-kolorowe,10561/zdjecie,429351
Jotka, dobry chwilowo odpoczywa. Każdemu należy się od czasu do czasu chwila wytchnienia.
Przegoń porządnie ten zły, jeżeli to możliwe, nie po ludziach (po zwierzętach tym bardziej). Daj mu się wyszaleć. Może już wieczorem będzie ledwo zipał. Złe szybko się męczą.
Dzień dobry.
Solidarnie przyłączam się do Szukających Rzeczy Zgubionych:
– gdzie zniknęła wczoraj upieczona drożdżówka ???
– gdzie się schował odkurzacz??? Nie mogę posprzątać, a tak bym chciał!
Jak Marylka wróci, to wszysto się wyjaśni („się zrobi” 😉 ).
wiedziałam, że na Was mogę liczyć 🙂
foma, do skrzynki na listy to ja dzisiaj nie będę raczej zagladać – wczoraj przyszedł pierwszy powakacyjny wyciąg bankowy 🙁
zenn, jak sądzisz, czy on jeszcze wie co mówi?
haneczko, co do zwierzaków, to Sunia mi od rana na perłowo „zahaftowała” sypialnię z przyległą łazienką, nie wiem czego się cholernica/biedactwo (niepotrzebne skreślić!) nażarła, neurotyczna obżarciucha jedna,
na ludzi i owszem pogoniłam: wysłałam stanowczego maila do wczoraj zdających egzamin studentów z ultimatum – następnym razem wpisuję podwóine dwóje (egzamin zwykły i poprawkowy), dosyć hołdowania zasadzie: kto ma miękkie serce musi mieć twardy tyłek, w kulki sobie lecą paskudy jedne, ufff!!!, ale się zeźliłam 🙁
No właśnie, KoJaKu. Są takie istoty (nie da się ukryć, że najczęściej płci żeńskiej), które ze złośliwością rzeczy potrafią sobie świetnie radzić. To musi być chyba genetyczne, bo wszelkie próby opanowania tej umiejętności przez naukę są bezskuteczne. Wiem z doświadczenia. 🙁
A cóż takiego zrobili nieszczęśni studenci? Że wypili czy pociupciali zamiast się przygotowywać do egzaminów? Jak świat światem tak było. To należy przecież do żelaznych reguł studenckiego życia!
toteż ja to rozumiem Bobiku, ale skoro to już trzeci termin, pytania egzaminacyjne znane od lutego, przy każdym pytaniu podana pozycja – literatura! (bez podtekstów proszę!), mozna się ze mna mailowo kontaktować, jak się czegoś nie rozumie – no to co ja mam do stu tysięcy fur beczek zgniłej sieczki zrobić, no co? pytam po dobroci!
dwój z reguły nie wpisuję, czekam aż taka jedna/jeden z drugą/drugim naumie się wreszcie czegoś, ale ile mam czekać? jak mam wpisać nawet do naciągane: dst., kiedy to za chińskiego boga nie jest wiedza dostateczna, no co, co ja mam robić? to nie ja im zrobiłam Bobiku tylko oni mnie! ot co! skończyłam 🙁
Jotko, może studenci liczą po prostu na Twój bliski kontakt z chińskimi bogami i osiągnięcie dzięki temu pełni zrozumienia niezrozumiałego? 😉
Trzymcie się ciepło, ja do lasu muszę… Nawet Isabel nie powstrzyma mnie dziś przed rzuceniem się w objęcia roboty terenowej. 🙄
No to oni (jedna/jeden z drugą/drugim) próbowali się razem naumieć, a że wypili i pociupciali przy okazji…
foma, a w przerwach, przez tyle miesięcy, to nie mogliby się oni naumieć choć w stopniu dostatecznym, że zapytam nieśmiało? 🙁
No i „sie zrobiło”: drożdżówka dobrze zabezpieczona odczekała powrotu Marylki, a odkurzacz służy od wczoraj u sąsiadów jako zastępca „zepsutego” kolegi.
Nie mam nic przeciwko temu, niech jak najdłużej urlopuje i odpoczywa … nie ma to jak zmiana tapety!
To się naumieli, ale nie tego, tylko tentego…
taaa, a wpis do indeksu to kto ma im niby dać? mam ich posłać do ekspertów od tentego? podaj namiary …
najsmiejszniejsze jest to, ze ja ich ciagle lubię, czy jest na to jakies lekarstwo?
Nie ma. Jak się kogoś naprawdę-ale-to-naprawdę lubi, to nic się na to nie poradzi…
Ja bym oblał wszystkich…
A nie wyssał?
Masz rację haneczko 🙂 wpierw wyssał, a potem tym bym ich oblał…
foma, zeen, jak zwykle jesteście niezawodni, ale ja jak byłam głupia, tak i głupia pozostanę, cóż taki los 🙁
Oblanie to jest metoda doktora Priessnitza. Ale o ile wiem, studenci preferują wódoterapię doktora Knajpa.
Niektórzy wykładowcy zresztą też. 😉
Spotkalo mnie dzis cos bardzio milego. Po przezyciaich remontowo-hydraulicznych ostatnich dwoch tygodni postanowilam dac sobie urlop od neurotycznego sprzatania wszystkich zakamarkow przed przyjazdem goscki (za lodowke bedzie zagladala czy co? pod zlewem sprawdzi?) i pojechac lokalnym autobusem do Richmond, sasiednego miasteczka, ktore uwielbiam – nad Tamiza, w objeciaich ogromnego parku z jeleniami, z brtama od starego palacu krolewskiego i wielkim polem, na ktorym w sredniowieczu odbywaly sie turnieje rycerskie. No i pare milych rzeczy daloby sie powiedziec na okolicznosc shoppingu w Ricxhmond.
Kiedy juz obeszlam wszystkie stare katy, pozostalo jeszcze jedno miejsce – mala przesliczna kwiaciarnia, ktora sie miesci w waskim pomieszczeniu plus kawalek chodnika na Richmond Hill. Wszystko co na chodniku i z przodu kwiaciarni ogladam zawsze bardzo uwaznie, strasznie mi sie podoba co i jak oni robia z kwiatami czesto bardzo skromnymi, ale prezentowanymi tak pieknie, z taka wyobraznia i wyczuciem formy, tak jakos archotektonicznie, ze bedac w Richmond zawsze sie zatrzymuje przed sklepem. Wchodze rzadko, bo ta kwiaciarnia mnie oniesmiela – jest droga i zazwycxzaj tkwi w niej wlasciciel, przystojny mezczyzna czterdziestiparoletni z ladna wrazliwa twarza, takie twarze raczwej nie zdarzaja sie heterokseksualistom albo wyjatkowo rzadko.
Ze dwa razy jesienia kupilam tam piekne miniaturowe dynie – w paski, ciapki, plamki zielono-zolto-pamaranczowo-czarne, zeby przypominaly mi kiedy sie zbliza moje ukochane amerykanskie Swieto Dziekczynienia. Stalam przy drzwiach wewnatrz sklepu, wlasciciel cos ukladal w glebi. Nikogo procz nas nie bylo, bp to jakas taka dziwna pora na kwiaty – lato sie skonczylo, jesien jeszcze sie nie zaczela. Przygladalam sie kwiatom, nieduzym i wysuszonym, ktorych nigdy przedtem nie widzialam – mialy krotkie lodyzki zakonczone jakas taka gwiazda z olicznymi strymi ramionami, a w srodku tkwilo cos przypominajace miniarturowe anansy. Nie przepadam za suszonymi kwiatami, ale te mnie zafascynowaly, bo byly jak male rzezby z rdzawego metalu, pokrytego plamami grynszpoanu, a w niektorych miejscach rozowawe. Wyjelam z ustawionego w malym wiaderku bukietu jedna lodyzke i badalam ja. -To sa kwiaty z Poludniowej Afryki, nazywaja sie… – nie doslyszalam co krzytknal do mnie wlasciciel z glebi. – Czy moge cokolwiek doradzic?
– Nie – powiedzialam – dziekuje, wpadlam tu tylko popodziwiac co masz. Od lat zatrzymuje sie przy tym sklepie, nawet wrtedy kiedy jest zamkniety i patrze przez okno. Wszystko mi sie tu podoba, jest to najpiekniejsza kwiaciarnia jaka znam i lubie podgladac co ty robisz z kwiatami. Jestes prawdziwym artysta. Staram sie zapamietac i probuje to powtorzyc w domu z kwiatami kupowanymi na ulicy czy w supermarkecie…
– Och!Tego wlasnie dzis potrzebowalem! – wykrzyknal wlasciciel. – Czy podobaja ci sie te kwiaty, ktore trzymasz w reku?
– Bardzo – powiedzialam. I zanim zdazylam zapytac ile kosztuja, uslyszalam: – To wez je sobie. Wszystkie co sa. Akurat starczy na jeden bukiecik do niskiego naczynia…
Bylam troche speszona, ze wzial mnie za dziewczyn… tego… staruszke z zapalkami, ale on oferowal te kwiaty z taka szczera spontanicznoscia i serdecznoscia, ze je wzielam bez wschodnioeuropejskich ceregieli.
Wstawilam je w domu do brudnobialego wazonika, ktore wyglada jak jajko z odlamana skorupka na czubku i stoja na stole.
Nie bede juz dzis niczego sprzatac tylko podziwiac ten piekny bukiecik z Richmond. Jest jak rzezba.
O, Heleno, tak bardzo się cieszę, bardzo, bardzo 🙂
A moi studenci przed chwilą napisali, że wstawią się we wtorek w komplecie o godzinie 8.00 – dostali ultimatum:wszyscy albo nikt, minuty spóźnienia, nieprzygotowani dostaja dwie dwóje w komplecie – podpisane: z wyrazami szacunku 🙂
no, ordnung must sein, czyz nie? 🙂
Fajna historia Heleno. Krzepiąca.
O 8 rano pijani studenci? 😯 i dwóje za trzeźwość 🙄
Cubalibre,
oni mogą sobie byc narąbani jak stodoła, bylebym ja mogła udawać, że tego nie widzę, ale oni muszą być NAUMIANI w stopniu co najmiej dostatecznym!
Dałam im czas na podjęcie decyzji do piatkowego wieczora, ale podjęli decyzję już dzisiaj. Mieli wybór albo jak wyżej albo załatwiają sobie w dziekanacie oficjalne przedłużenie sesji i zdają w drugiej połowie października.
Heleno, chyba wiem co to za kwiatki. To znaczy znam je z widzenia, ale nie wiem jak się nazywają 🙂
Do widzenia Wszystkim 🙂
Jak docent wydaje polecenie, żeby się wstawić o 8 rano, to jakie studenci mają wyjście? Pan każe, sługa musi. 😉
Ale zeen to chyba teraz żałuje, że u Jotki nie studiował. 😆
Haneczko, Ty chyba myslisz o protei, tez z Poludniowej Afryki:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Protea_%27Pink_Ice%27.jpg
Widzialam je w Polsce i tutaj, sporo na Florydzie. Ale to nie jest to, choc, nie wykluczam, z tej samej rodziny.
Te co ja dostalam sa znacznie bardziej graficzne, sa naprawde jak z zasniedzialego brazu i mniejsze, na cienkich twardych lodyzkach. Protea ma dosc gruba.
Ta Heleny historia bardzo ładnie daje się napisać od drugiej strony. Na przykład jako historia o facecie, który prowadzi objęty po ojcu interes kwiaciarniany, choć tak naprawdę czuje się artystą i żałuje, że nie odważył się walnąć tymi kwiatkami i pójść na całość. Pociesza się układaniem kompozycji florystycznych, ale ma cały czas wrażenie, że spieprzył życie i ten jego artystyczny zmysł nie jest nikomu potrzebny, a otoczenie i tak go nie zauważa. Aż tu pewnego dnia, kiedy już rozmyśla o strzeleniu sobie w łeb, pojawia się piękna nieznajoma/dziewczynka z zapałkami (niepotrzebne skreślić) i mówi mu, że podziwia go od dawna i zawsze, kiedy przyjeżdża do Richmond…
Kończy się oczywiście tak, że piękna nieznajoma/ dziewczynka z zapalniczką stacza się i tonie w brudzie, ponieważ postanowiła wpatrywać się w kwiaty, zamiast wysprzątać za lodówką. 😆
Heleno, zawsze myslalam, ze to tylko mnie oniesmielaja eleganckie sklepy. 🙂 Pieknie opowiedzialas te historie. Ale kwiaciarni tutejszych nie lubie, nie specjalnie w kazdym razie. Lubie za to chodzic do centrow ogrodniczych i tam przygladac sie roslinkom i wymyslac gdzie moglyby rosnac.
Pozdrowienia z nadal goracego ale juz jesiennie pachnacego Teksasu!
To na drugiej półkuli też już jesiennie? 😯
Jak byłem całkiem małym szczeniakiem, to mi się wydawało, że w Ameryce pory roku muszą być jakoś na odwrót. Potem się dowiedziałem, że niekoniecznie, ale chyba jakiś kawałek mnie nie jest o tym tak do końca przekonany. 😉
Ja mam gorzej Bobiku, bo co prawda polnoc z poludniem anie jesien z wiosna mi sie nie myla ale wschod z zachodem tak. Europa dla mnie jest zawsze na zachodzie i co na to poradzic? Tyle lat a ja ciagle na glowie stoje 🙂
Haneczkę na zjazd łasuchów można puścić z czystym sumieniem. Ona z nietyjących, o ile mi wiadomo. 🙂
Wando, no bo Europa jest na zachodzie. Tak samo zresztą, jak Ameryka. 🙂
I nie dam sobie wmówić żadnego innego punktu widzenia, choćbym do Towarzystwa Płaskiej Ziemi się miał zapisać! 😆
Bobik, historia, ktora opowiedzialas jest oczywiscie znacznie ciekawsza od mojej i ma pointe (czego o mojej nie sposob powiedziec), ale nie wydre sobie z serca przekonania, ze on ten interes sam zalozyl, a nie odziedziczyl po ojcu, ze postanowil, ze pokaze swiatu jak nalezy prezentowac kwiaty, jak w nieoczekiwanych (choc nad wyraz skromnych) kontekstatch je ustawiac, jakie obok siebie umieszczac faktury aby jedna wspomagala druga, aby glownym „artysta” byla roslina, a nie naczynie w ktorym rosnie lub zostala wstawiona, a jednak to naczynie, drugie skrzypce, sa tu nielychanie istotne.
A ja wynoszac ze sklepu te badyle z miejsca wiedzialam, ze „jajko” z odlupana skorupka na wierzchu, gladkie, matowe tylko na tyle na ile matowa jest skorupka od jajka, bedzie najlepszym naczyniem do tych ostrych, zardzewialych kwiatkow, bedzie podkreslalo ich chropawosc, ich ostry rysunek, ich skomplikowana barwe, ktora widac tylko w oderwaniu od innych barw, kiedy nic im nie przeszkadza.
Musze jeszcze sprobowac to wstawic do innego niskiego wazonu – ceramicznego ale tez raczej matowego ciemnozielonego szescianu. Jeszcze sie namysle.
Co do tego co sie dzieje za lodowka, to juz wyczyszczone. Podobnie za pralka i zmywarka. Jeszcze troche mnie dreczy to co pod zlewem. Moze pod-zlece jutro Pani Doch., choc nie mam wiekszego zaufania, ze dotrzytma standardu mojego wlasnego wykonu.
Jeszcze tu jestem 😉
Heleno, trochę jak to, tylko rzadsze i środek wystający. Zajrzałam pod zlew, nic mnie nie dręczy 🙂
Bobiczku, wcale nie chcę być chuda, ale siłą natury muszę 🙁
Linkę zgubiłam http://pl.wikipedia.org/wiki/Dziewi%C4%99%C4%87si%C5%82_bez%C5%82odygowy
Eee tam, Heleno… Mnie się Twoja historia bardzo podobała, ale wiadomo, że mnie zawsze korci, żeby coś przerobić na szczeniackie kopyto. 😉
A tu mam dla Was artykuł-wytrych. Jak się ktoś ma ochotę uśmiać – niech przeczyta. Jak mu akurat do tego, żeby zapłakać – niech przeczyta. Jak odczuwa nieprzepartą potrzebę złapania się za głowę – niech przeczyta. No, po prostu artykuł jak piosenka – dobry na wszystko.
http://www.polityka.pl/abstynencja-jest-sexy/Lead30,933,300647,18/
Haneczko, wiem z doświadczenia, że znacznie częściej… ehm… jakby to powiedzieć… zasobni w ciało zazdroszczą chudym, niż na odwrót. 😉 Choć również z doświadczenia wiem, jak bardzo ludzie są skłonni lekceważyć ból niezawinionej chudości. 🙁
Ale jednakowoż perspektywa bezkarnego łasuchowania pozwala popatrzeć na własną chudość z pewnym optymizmem. 🙂
Wchłonę ile zdołam, a pewnie i więcej 🙄 Teraz już naprawdę znikam 🙂
No, skoro Olga nosi pomaranczowa obraczke to wiadomo, ze just jest bezpieczna; to jakby nosila pas cnoty (kto bedzie w Wenecji niech sobie zobaczy kolekcje owych w Palacu Dozow).
Heleno, Bobiku – obie historie bardzo piekne, choc Heleny moze jednak odrobine bardziej przekonujaca wlasnie dlatego, ze niedokonczona i bez pointy, tak jak zycie…
Przypomniala mi historie, ktora wlasnie dzisiaj na nowo czytalam dzieciom. Jest to nieco zmieniona wersja starej rosyjskiej legendy bozonarodzeniowej o Babuszce, ktora nie mogla przestac sprzatac (wydana przez moje ulubione wydawnictwo dla dzieci, Barefoot Books). Moje dzieci najbardziej lubia ten fragment, pewnie dlatego, ze sluzy on potem do skutecznego usprawiedliwiania wielu zaniedban ze sfery sprzataniowej:
One evening Babushka was polishing her candlesticks when a bright new star shone in through the window.
„Why, there’s a mark on the windowpane,”, said Babushka. „I haven’t noticed that before. What a disgrace.”
The star hid behind a cloud.
Babushka began to rub the windowpane. She looked out and saw an angel in the garden.
„Good news!” sang the angel.
„You’ll have to wipe your feet if you want to come in,” said Babushka.
The angel flew away.
Wersja Barefoot Books ma lepsze zakonczenie niz oryginalna wersja, i do tego niezwykle pasujace do dzisiejszego opowiadania Heleny, bo opisujace moc random acts of kindness…
Wszelkie historie pozwalające usprawiedliwić niesprzątanie przyjmuję wdzięcznym sercem.. 🙂 I zaraz idę wpuścić do domu jakiegoś anioła w zabłoconych buciorach. Chociaż raz będzie na niego, nie na psa. 😆
Bobiku, szkoda ze nie znales paru moich ekscentrycznych ciotek, u ktorych anioly z zabloconymi buciorami, dzieci i psy mialy sie nadzwyczaj dobrze. 😀
Ja też nie mogę powiedzieć, żebym miał tak całkiem źle. 😉 Ale nie da się ukryć, że mama wykorzystuje moje zabłocone łapy do tego, żeby usprawiedliwić swoje zaniedbania sprzątaniowe. Nigdy się to nie nazywa „mamie się nie chciało sprzątać”, tylko „pies nabłocił”. No to niech tym razem będzie „anioł nabłocił”. 🙂
No tak, ja mam wlasciwie na usprawiedliwienie dzieci, urojonego psa i blocace anioly. Sama Zosia w pojedynke wystarczy za pare aniolow, ale dzieki drogim bliskim czlonkom rodziny to ja wlasciwie nawet sie nie usprawiedliwiam. Obawiam sie, ze moje swieczniki nie sa dostatecznie wypolerowane i tak juz zostanie. 😉 Czesc mojego podejscia na pewno zawdzieczam Mamie, i ciotce, ktora trzymala rotweillera pod fortepianem w salonie, a na nazbyt dokladnie sprzatajace osoby mowila z nieklamanym wspolczuciem „polerki”. 🙂
Ach, Moniko, te rosyjskie bajki! One tak potrafia w glowie zamacic, ze do dzis nie do konca otrzasnelam sie z jakiejs bajki, z ktorej pamietam jedynie, ze tak powiem, ogolna wymowe pedagogiczna. Ktos idzie przez las i napotyka strasznie uboga, glodna staruszke, ktora prosi o jalmuzne. I ten ktos jej jalmuzny albo kawalka chleba nie daje. A potem sie okazuje, ze to byl przebrany za staruszke Pan Chrystus albo cos takiego :shock:.
Wiec do dzis okropnie sie boje nie dac jalmuzny i bylam autentycznie i gleboko zgorszona jak przeczytalam, ze w niektorych polskich kosciolach ksieza nawoluja by nie dawac jalmuzny rumunskiom Cygankom na ulicy. Absolutnie zgorszona. 🙄
Masz racje z tymi rosyjskimi bajkami, Heleno. I z bajkami w ogole. Chyba z zalozenia mamy sie z nich nie otrzasac. A znasz „Rybe w lesie” (to moze miec inny tytul po rosyjsku, ale w angielskiej antologii jest „Fish in The Forest”)? Tam akurat jest w druga strone – jak wybrnac z oddania calego odnalezionego przez siebie skarbu chciwemu wladcy, gdy zona absolutnie nie potrafi utrzymac zadnego sekretu…
To tez cos jak ja….
No tak Heleno ale ja ta sama mysla wiedziona postanowilam jeszcze w czasach niedostatkow koniecznie dac na mleko Cygance, kiedy poprosi. Bo tyle razy prosily pod PKiN i nigdy nic nie dawalam. Wreszcie w przejsciu pod Uniwersytetem chcialam dac, a bylam sama jedna wobec gromady. Skonczylo sie tym, ze wyjely mi wszystkie pieniadze (nieduzo, ale wszystkie) i wszystkie kartki na mieso i cukier jakie mialam. Magda wtedy miala moze dwa, moze trzy lata. Na ich obrone, kiedy sie poplakalam, musze przyznac, ze zostawily mi jedna kartke miesna. Jak widac przezylismy.
Piękny, piekny mój jesienny landszafcik, czję się z niego dumna, tak, jakbym to ja sama osobiście go zmajstrowała 🙂
Tak dobrze nastraja na nadchodzący dzień, wszystkiego dobrego 🙂
Bobiku, dowcip polega na tym, że studenci nic NIE MUSZĄ!!! Dlatego te egzaminy u mnie ciągną się jak nie powiem co. Kłade im do głowy, że studia nie są obowiązkowe, że to ich DECYZJA, ale kiedy ją podejmą to wtedy istnieje coś takiego, jak KONSEKWENCJE. Ot takie małe ćwiczonko z dorosłości i odpowiedzialności. Oni z tych co to już komendy „reset” używają od dziecięctwa, z tych którym kładzie się do głowy na okragło: „nie musisz wybierać”. I nagle uuupppsss!!! ktoś jest wobec nich konsekwentny i oczekuje od nich konsekwencji. Oni są z zaocznych i pierwszy termin mieli pod koniec maja. Większość zdała i to nieźle. Teraz to są takie tradycyjne manewry z maruderami. Niemniej to co zaprezentowali we wtorek, nie mieściło się już nawet w tych ramach.
To, że nie wpisuję im dwój jest dla nich podwójnie korzystne: nie bije po kieszeni bo nie płacą za kolejne podejście do egzaminu i nie obniża im sredniej. Jednego nie odpuszczam: minimum wiedzy.
Oczywiście pamiętać należy cały czas o tym, że:
„był młody, który życie wstrzemięźliwe pędził,
był stary, który nie łajał nie zrzędził…”
czyli „znaj proporcje mociumpanie” 🙂
Heleno, z tym nawoływaniem księży, żeby nie dawać jałmuzny to było tak, że żebrzący w okolicach kosciołów zaczęli się załatwiać w kosciele. Wniosek jaki wyciągnęto nie dotyczył zmiany sposobu wspierania potrzebujących czy rozwiązania kwestii braku toalet przy polskich kosciołach, ale odmowy dawania jałmuzny.
Inna rzecz, ze ci którzy żebrzą niekoniecznie są w największej potrzebie.
A o tych klubach abstynencji to później, teraz obowiązki wzywają.
gdyby to nie było tak tragiczne to by było smieszne, ale niestety nie jest 🙁
Dzień dobry. 🙂 Ja się dziś nad landszaftami nie będę rozpływał, bo musiałbym przyznać, że ociekają i znów by ktoś mógł mieć pretensję, że o wpół do dziesiątej rano zalane landszafty. 😉
A z bajek to pamiętam, że mnie w dawnym szczenięctwie strasznie fascynowały bajki afrykańskie. Może dlatego, że były egzotyczne, a może dlatego, że morał niekoniecznie leżał na tacy.
A może po prostu ja zawsze coś miałem z tą Afryką? 🙂
Lepiej, że się zalewają samemu, a nie, że trzeba do tego dopłacać czy jakoś inaczej się angażować.
Przyznam, że wolałbym porządny deszcz niż uczone opisywanie sukcesów w zmaganiu się z nieistniejącymi problemami.
Powiem tak: mam dosyć intensywny kontakt z młodzieżą studiującą (wydaje mi się ważne: zaocznie) różne kierunki i po wielu wysłuchanych i przeprowadzonych rozmowach stwierdzam, że są żywym dowodem na istnienie ciemnej materii…
Nie, mysle, Bobiku, ze Afryka nastala w Twoim zyciu wlasnie WSKUTEK tych bajek.
Ciekawa jestem czy zetknales sie z afrykanskimi bajkami pozbieranymi i wydanymi pare lat temu przez Alexandra McCall-Smitha, tego od mma Ramotswe i calego jej towarzystwa?
Byly one zaiste bardzo piekne, pieknie opowiedziane, jak to McCall-Smith potrafi, ale nie pamiertam jak sie zbiorek nazywal, bo zostawilam ksiazke (do polowy przeczytana) w jakiejs poczekalni w szpitalu. Ten szkocki profesor prawa medycznego i bardzo wybitny naukowiec wychowal sie w Afryce, chyba w Botswanie i ja naprawde kocha bardzoej niz Szkocje, chociaz uwaza, ze Szkocja, jest Botswana Polnocy. 😆
Jotko, no gorszy mnie tez, ze przy kosciolach nie ma toalet. To peraktycxznie wyklucza z udzialu nabozenstw ok 6% populacji cierpiacej na stwardnienie rozsiane – wszyscy oni praktycxznie nie moga wyjsc z domu jesli nie maja toalety w zasiegu reki – albo nie odzywiac sie i nie pic niczego przez 12 godzin przed wyjsciem z domu. Ze o innycgh potrezbujacych nie wspomne.
A zakaz dawania jalmuzny, bo zebracy siusiaja przy kosciele jest oblakany. Jalmuzna jest absolutnie podstawowynm nakazem religijnym w judeo-chrzescijanstwie i nie zalezy od tego jak przyjemni czy nieprzyjemni sa jej potrzewbujacy.
Pewnie, ze nie wszyscy sa „prawdziwie potrzebujacymi”, ale Stary Testament nie wspomina nic o „means testing”, o testach na prawdomownosc i dochody. Kaze dawac bez pytania, bez ociagania sie, bo napotkana w lesie staruszka moze sie okazac… tego… cholera ja tam wie. 🙄
Z bajkami zebranymi przez McCall-Smitha się nie zetknąłem, nie miałem nawet pojęcia, że zbierał. Ale to chyba nic dziwnego, rynki literackie są jednak bardzo „państwowe”, tzn. w dużej mierze obieg odbywa się w obrębie państw. To, co jest bardzo znane w Bangladeszu, może być zupełnie nieznane w Niemczech i na odwrót. 😉
Prawdę mówiąc, ja się o wielu znaczących faktach i osobach w literaturze anglosaskiej dowiaduję z blogu. Owszem, sporo jest tłumaczone na niemiecki, ale jeżeli nie są to akurat książki z jakichś powodów bardzo głośne, to przepadają w masie i trzeba dużego przypadku, żeby do nich dotrzeć.
A w ogóle, to ludzie za dużo piszą i przez to tak trudno być dobrze poinformowanym. 😆
Z innej beczki – ja wiem, że o tym już było, ale mnie trzepie i muszę się wyładować. Kolejny, pozastudencki dowód na istnienie ciemnej materii, a może nawet czarnych dziur.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7020614,Biskupi__Precz_z_in_vitro.html
Biskupi dzwonią i robią naciski na polityków, żeby przyjęli odpowiednią uchwałę! I to tak na jawniaka, nie żeby gdzieś na przyjątku, w kuluarku (bo że takie rzeczy stale się w polityce dzieją, to dla mnie jasne, dzisiejszy w końcu jestem). Noo…
I oczywiście nikt nie ma pojęcia o tym, że przyjęcie biskupiej wersji zaowocowałoby kolejną „ustawą dla bogatych”. Czyli – kto ma szmal, ten sobie in vitro załatwi za granicą, a kto nie ma, ten dostanie w de w całej ustawowej rozciągłości.
Ciekawe, co w przyszłości, poza aborcją i in vitro, będzie musiało zejść do podziemia? Ja bym typował rozwody, ale może się jednak okazać, że to będzie seks pozamałżeński. 😯
http://www.amazon.co.uk/Girl-Who-Married-Lion-Africa/dp/0375423125
Tu jest ta ksiazka McCall Smitha i trzy wspaniale recenzje czytelnikow pod spodem.
A ta biskupia ingerencja w stanowione prawo wcale mnie nie dziwi. Jest to bezposrednia konsekwencja braku rozdzielenia w Polsce Kosciola Katolickiego i Panstwa i pozakonstytucyjnego wprowadzewnia oficjalnej panstwowej religii.
Mnie też nie dziwi, na takie zdziwienia to ja już jestem za stary szczeniak. Mnie tylko wqurwia do żywego i nie potrafię przejść do dziennego porządku.
Gdyby ktoś z tego wyciągnął wniosek, że potrafię przejść do porządku nocnego, to uprzedzam, że się myli. 🙄
Nagromadzenie ciemnej materii nad Wisłą jest zdecydowanie największe w galaktyce. Dowodzi tego między innymi fakt, że kogo nie wybierzemy do Sejmu i tak rządzi KK. Inne prawo obowiązuje obywateli, inne dygnitarzy a jeszcze całkiem inne – KK, czego najlepszym przykładem jest działalność Komisji Majątkowej, która de facto zakończyła swą robotę. O statusie Komisji też dużo pisano. W tym czasie słuszne roszczenia repatriantów stoją karnie w kolejce, pewnie aż wszyscy zejdą z tego świata.
Możnaby tak długo, tylko to niczego nie zmieni, jak niezmienny pozostaje serwilizm wobec KK każdej opcji politycznej w Polsce.
O rany, zeen, to nie tylko mnie się jakieś takie dziwne mysli na temat zaocznych po głowie snują?
W kwestii in vitro wywołałam kolejny skandal w rodzinie 🙂 siostrzeniec męża liczący sobie 34 wiosny jest księdzem, grzmiał na jakiejś imprezie rodzinnej na temat in vitro, więc głosem pełnym, niemal księżowskiej, słodyczy wycedziłam: synku przecież nikt ci się nie kazę rozmnażać in vitro, mozesz to robić całkiem tradycyjną metodą 🙂 trzeźwa byłam, jak nie przymierzając dzika świnia, skandal był, ale co mi tam, ja i tak tam, ze swoimi poglądami, robię za czarną owcę 🙂
Heleno, oczywiście, że nigdzie nie ma napisane, że jałmużna tylko dla tych co mają ubóstwo urzędowo potwierdzone, z toaletami to jest po prostu granda. Nie ma ich nawet przy tych ogromniastych, nowobudowanych potworkach architektonicznych 🙁
A co do wczorajszej przygody Heleny to moze by to opisać tak:
To nie był grudzień,
śnieg nie padał,
nie było ciemno,
nie wiał wiatr.
A jej przybyło nieco lat,
„staruszce z zapałkami”?
W promieniach słońca,
barwach kwiatów,
co z latem się żegnały,
czego szukała?
Tej z przed lat,
dziewczynki z zapałkami?
Inne tęsknoty,
inne głody,
i inne niepokoje
targały nią gdy wzięła kwiat,
taki osobny,
a ona też osobna.
A on kim był?
Co chciał powiedzieć?
O jakich głodach i tęsknotach,
układał ten poemat kwietny?
Nieważne!
Ważne, że się spotkali,
jej słowo,
jego gest,
choć nadal wciąż osobni,
to jednak,
już nie sami.
Co Ty na to Heleno
zdanie: Heleno, moze być, powinno się rzecz jasna kończyć zapytajnikiem 🙂
No tenżeż serwilizm mnię chodzi! I się nieraz zastanawiam, czy to jest naprawdę konieczne, czy też politycy „tak gdzieś słyszeli”, że zadarcie z KK strąca w polityczny niebyt i wolą nie próbować.
Bo przecież jak się ludzi, czyli wyborców, posłucha, to całkiem już bezwstydne rozpanoszenie się KK wpienia wcale niemałą grupę. Dlaczego to się w żaden sposób nie przekłada na polityczne decyzje?
Wśród wyborców np. PO na pewno jest wielu, którym się ten serwilizm nie podoba. Na którym szczeblu ich głos przestaje być słyszalny? A może dałoby się coś zrobić, żeby ktoś go wreszcie usłyszał?
Nie mówię, że wiem, co zrobić. Tak się tylko zastanawiam, bo jak wolno psu nawet na samego Szefa szczekać, to chyba tym bardziej na podwładnych. Chociaż diabli ich tam wiedzą, czy oni się jeszcze za podwładnych uważają, czy uznali, że pora Szefa na emeryturę odesłać i samemu przyjemności władzy zakosztować. 🙄
Piesku drogi, oni się uważają za czystą emanację PB a Jego traktują, jak zdemenciałego staruszka, którego trzeba ubezwłasnowolnić.
Politycy nie chcą się za bardzo wychylać. Choć z drugiej strony to pewnie nie doceniają zmian jakie zachodzą w społeczeństwie.
Na wielu forach temat się przewijał i jedną z ważniejszych przyczyn omawianego zjawiska jaką wskazują dyskutanci, jest pokłosie feudalizmu, z któregośmy ciągle do końca nie wyszli. Spojrzeć wystarczy na stosunki na uczelniach, w szpitalach i klinikach, – chyba dalej nie muszę…
Co prowda, to prowda. I KK oczywiście w stosunki feudalne świetnie się wpisuje, jako podpora i wzorzec.
Ale co śmiszne, w Polsce na ogół im kto większy kapitalista, tym większym chce być feudałem. Od zewnętrznych oznak typu pałacyk i strój różniący pona od kmiotka, po budowanie feudalnych układów w swoich firmach i w tzw. stosunkach międzyludzkich.
Niemniej jednak nawet właśnie to, co się na różnych forach widzi, wskazuje, że jest całkiem sporo ludzi, którzy tego feudalizmu mają powyżej usz. No to dalej pytam jak cielę we mgle: dlaczego ten głos jest słyszalny w sieci, a poza nią się gdzieś rozpływa i nie przekłada?
Brak urzędowego placetu na wykorzystanie sieci jako narzędzia komunikacji społecznej. Jeżeli nawet byłby, to wiemy, jak – nie tylko w feudalizmie – działa sprawozdawczość: kolejne szczeble wygładzają kanty, by w końcu rzecz przybrała pożądane kształty.
Istnieją już możliwości, by informacja w formie przetworzonej jedynie algorytmami doszła do odbiorcy, co jest wykorzystywane w USA i krajach skandynawskich, jak czytałem, ale odbiorcą winien być odpowiedzialny decydent. Liczne „filtry” dzielące naszych, najczęściej nieodpowiedzialnych decydentów, od informacji gwarantują, że i najlepsze algorytmy nie dadzom rady…
Ale tu znowu pewna rzecz mnie zastanawia. Całkiem wielu decydentów załapało już, że sieć jest świetnym narzędziem do zaprezentowania się i próbują – nieraz dość rozpaczliwie – w niej zaistnieć, choćby za pomocą własnych blogów. Na zdrowy psi rozum ta sieć mogłaby im służyć również do wwąchiwania się w voxpopulizm, nawet całkiem pozaurzędowo, na własny użytek. Ale najwyraźniej tak nie jest – u decydentów to działa tylko w jedną stronę. Czy władza rzeczywiście jest takim narkotykiem, że się z rzeczywistością nie chce mieć nic wspólnego? Czy też zaczyna się, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wierzyć, że rzeczywistość uwiła sobie gniazdko w sprawozdawczości? 😯
1. decydenci nie mają czasu siedzieć w sieci i za przeproszeniem, czytać…
2. blogi prowadzą będący z boku, nie premier, minister. A nawet gdyby, to robiliby to dla nich wynajęci ludzie.
Komentarze na blogach polityków nie są miarodajne, skupiają statystycznie zbyt mało odbiorców, których trzeba podzielić na funkcjonariuszy opozycji i nieliczną grupę normalnych komentatorów.
3. Władza jest narkotykiem. Wiem coś o tym, bo posiadałem pełnię władzy nad moim kotem.
Hahahahahahahahaha!
Posiadac to Ty mozesz pchly.
zeen pisze o posiadaniu w czasie przeszłym. Ciekawe, czy szlag trafił władzę, czy kota? 😆
Well, guess. 😈
O, jotko! Dopiero teraz zobaczylam jaki piekny wiersz napisalas. Jestem naprawde bardzo wzruszona, ze moja mala przygoda w Ruchmond stala sie natchnieniem. Bardzo. 😆
Chyba za pare dni znowu sie wybiore do miasteczka, moze razem z Renatka, ktora przyjezdza w poniedzialek. Musze odczekac, zeby nie myslala, ze sie narzucam 😆
Naprzeciwko jest bardzo mila francuska knajpa Chez Lindsey – opetanej frankofilki tutejszej. A czarny jak smola Marokanczyk, ktory podaje, zawsze mnie pyta czy do krepy zycze sobie podwojna porcje andouilette i cidre bretinski w lodowatej, zapoconej kamionce – nawet po dwoch latach nieobecnosci
To nie jest takie proste, mam na myśli kiepskie przełożenie tego co się pisze w siecie na funkcjonowanie w realu.
Człowiek to przede wszystkim fizyczność, emocje i gdzieś daleko, skapy intelekt.
Nasze życie organizują narracja i rytuał. Narracja, rozumiana jako sposób poznawania rzeczywistości (czyli reprezentacja poznawcza i procedura poznawcza), ulega powoli demonopolizacji. Jednym słowem coraz więcej osób dopuszcza, że na ten sam temat mozna opowiedzieć wiele różnych bajek, że mozna żyć w róznych bajkach. Przekaziory, sieć bardzo mocno przyczyniły sie do demonopolizacji i dekonstrukcji niepodwazałnych uprzedniojedynie słusznych narracji. Jedynie prawdziwych bajek.
Sprawą trudniejszą jest rytuał. Rytuał, który pomaga nadawać znaczenie temu co przeżywamy. Dostarcza wsparcia. Szczególnie wazne są tu rytuały przejścia związane z narodzinami, smiercią, slubem, ukończeniem szkoły itd..
No bo mozemy sobie tu na tym blogu wypić wspólnie toast o tej samej godzinie. Na pewno będzie miło, ale daleko do przyjemnosci i nieprzyjemności wynikających z fizycznego spotkania. KK wciąż jest monopolistą jeżeli chodzi o rytuały przejścia. Zapytajcie młodych ludzi piszących w sieci bardzo krytyczne teksty pod adresem kleru, o to czy wzięli ślub konkordatowy. Zobaczycie jak wielu to zrobiło. Bo taka jest ludzka potrzeba. A do tego mamy, ciocie, całe otoczenie.
Oczywiście mozemy się smiać z prób budowania „nowej świeckiej tradycji”, ale dopóki nie zostaną wypracowane świeckie formy rytuałów przejścia, bardzo trudno będzie walczyć z monopolem KK, a ten się, mówiąc brzydko, ekstrapoluje na inne dziedziny życia. No jak tu walczyć z proboszczem w najsłuszniejszej nawet sprawie, jak tu zaraz trzeba będzie na zapowiedzi dać, dziecko ochrzcić, ojca z matka pochować. To nie takie proste.
Myślę, że takie działanie, jak zainspirowany przez GW toast z okazji 20.lecia wolnych wyborów, zjazdy blogowiczów, przenoszenie przyjaźni blogowych do realu, to jest ten kierunek.
I oczywiście budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Feudalizm, oczywiście, że ma się świetnie w Polsce. Choć niektórzy historycy utrzymują, że zatrzymaliśmy się na etapie niewolnictwa i feudalizm, taki jaki miał miejsce na zachodzie nigdy do nas nie dotarł.
Heleno, ona wcale nie była mała. To te cholerne przekaziory, to tempo, szum, hałas, ten nadmiar, który nam narzucają, sprawiają, że w zalewie smieci giną perły. Jak dla mnie to to było bardzo, bardzo znaczące i piękne. Bo cóż może być piękniejszego od spotkania człowieka z człowiekiem? Mnie to bardzo wzruszyło 🙂
Cieszę się, że wiersz Ci się podoba. Jest Twój. A jeżeli zechcesz podziel się nim z tym panem 🙂
Jeżeli ten wiersz pomoże Wam lepiej zatrzymać w pamięci tę magiczną chwilę to i ja się ogrzeję jej ciepłem a co może być piękniejszego ? 🙂
Sorry, na razie nie szczeknę w żadnej sprawie dłuższej niż jednozdaniowa, bo oczekuję kolejnej wizyty doradczyni podatkowej. Miejmy nadzieję, że ostatniej w tym roku. 😉
Heleno, widzę, że przepisując wiersz z rękopisu popełniłam dwa błędy, a niby sprawdzałam 🙁
1. w pierwszej zwrotce ostatni wers powinien brzmieć:
„sztaruszce z zapalniczką”?
2. ostatnie zwrotka, ostatni wers:
już mniej sami
🙂
Mordechaju, nie zapominaj, że Twojemu gatunkowi pchły są przypisane, ja należę do gatunku, któremu przypisane są wszy…
Tylko wszy? Nie rozumiem, skąd to lekceważenie gonokoków… 😯
sie zaczyna 🙁
Pani wyszła, drzwi zamknęła, Bobik uwolniony na ten rok od spraw podatkowych – nuż do dzieła.
Nie, nie, wcale nie do pisania na blogu. Raz dziennie coś na ciepło trzeba zjeść. 🙂
Gonokoki – incydentalnie, natomiast wszy…
Ogólnie rzecz biorąc jakiś ruch intelektualny głowie się przyda…
vitajcie! A Ty zeenie spróbuj hipnozy na kocie. Ja nie mogę z moim psem bo w jego czach widzę zdziwienie i mi się okropnie śmiać chce… Przed chwilą widziałam jak kobieta rozpaczała że zabrano jej ziemie pod autostradę. Ile razy słyszę komentarze o drogach i samochodach tyle razy dziwi mnie że ktoś nie zadał pytania ;; a gdzie napisane że każdy polak musi jeżdzić samochodem i cały kraj ma być zaasfaltowany.?? Czyż by samochody kosztowały mniej niż średnia krajowa? A może zastąpią parę butów ?
i mój gorący komentarz pod pierzyną 🙂
takoż samoż można stwierdzić o internecie i i innowacji / beeee mam falowanie włosów jak na reklamie szamponu do włosów słysząc nieustannie odmieniane przez przypadki słowo iinnoowwaaccjjaa ::) / Bardzo piękny artykuł napisał pan Bendyk w ostatniej Polityce . Problem polega na tym czy musimy przyśpieszać i być do tej sieci podłączeni?? Szczerze mnie dziwi tak postawiony problem. Ja nie chce być podłączona a muszem .. 🙂
a invitro :::: ludzie zrozumcie, jak przestaniecie asfaltować, innowacjować i jeżdzić tymi świecącymi samochodami po 1000 zl to nie będzie tematu in vitro, taki będzie urodzaj 🙂
ale tak to już bywa , moi przodkowie nie tak dawno ślizgali się na deseczkach z beczki zamiast nart 🙂 pewnie moi wnukowie będą korzystać z in vitro na Marsie 🙂
jak widzicie mój talent pisarski się kwieciście rozwija 🙂
mam nadzieję że ktoś się w końcu opamięta i przestanie z owej innowacji robić świętej krowy do tego łaciatej 🙂
mam na myśli asfaltowanie i niszczenie przyrody
Jotko, tak ladnie napisalas o spotkaniu Heleny z kwiaciarzem z Richmond, ze zaraz do glowy wskoczylo mi forsterowskie (od E. M., tego od „Podrozy do Indii”, „Pokoju z widokiem” i „Howard’s End”) motto „ONLY CONNECT”, ktore zupelnie sie nie zestarzalo od czasu, gdy je napisal.
A po Forsterze, zaraz mi sie w glowie pojawil jeden z moich ulubionych wierszy Naomi Shihab Nye pt. „So Much Happiness”, pewnie przez to dzielenie sie szczesliwa chwila…
It is difficult to know what to do with so much happiness.
With sadness there is something to rub against,
A wound to tend with lotion and cloth,
When the world falls in around you, you have pieces to pick up,
Something to hold in your hands, like ticket stubs or change.
But happiness floats.
It doesn’t need you to hold it down.
It doesn’t need anything.
Happiness lands on the roof of the next house, singing,
And disappears when it wants to.
You are happy either way.
Even the fact that you once lived in a peaceful tree house
And now live over a quarry of noise and dust
Cannot make you unhappy.
Everything has a life of its own,
It too could wake up filled with possibilities
Of coffee cake and ripe peaches,
And love even the floor which needs to be swept,
The soiled linen and scratched records…
Since there is no place large enough
To contain so much happiness,
You shrug, you raise your hands, and it flows out of you
Into everything you touch. You are not responsible.
You take no credit, as the night takes no credit
For the moon, but continues to hold it, and share it,
And in that way, be known.
Bobika od razu z gory przepraszam, ze ten wiersz zawiera pewne (na szczescie – slabe) tresci prosprzataniowe, choc kontekst je jak najbardziej usprawiedliwia. 😀
instynktownie czuję że Kościół Katolicki ma rację nie godząc się na in vitro. Chociaż jako osoba racjonalna jestem do tego poglądu nie całkowicie przekonana to jednak coś w tej determinacji jest sensownego. Kobiety podczas Powstania Warszawskiego przeważnie nie miały miesiączki a teraz natura nie chce aby ludzi się rozmnażali bo brak miłości jest niszczący dla człowieka. Dalej więc asfaltujmy drogi i wąchajmy spaliny aby dojechać na trzeci etat w pracy . Swoja drogą miałam smutny dzisiaj dzisiaj dzień, więc dobrej nocki idę spać 🙂
MNie wlasciwie bardzo odpowiadaja watki i tresci prosprzataniowe, bo jak ktos ma taki porzadek w szafach i pod zlewem i za lodowka, i nawet ma srebrna cukiernice wypolerowana, choc od dziesieciu lat nie byla, no to na wiersze slawiace cnote sprztania obejscia, moze tylko bardzo energicznie kiwac glowa.
Zauwazylam cos bardzo dziwnego, ze im wiecej sprzatalam, tym bardziej wzrastal moj stnadard wykonu i wymagan. Mysle, ze nareszcie rozumiem te kobiety ktorym cale zycie uplywa na sprzataniu i robieniu porzadkow, i ktore kaza zdejmowac buty. Jak sie jeszcze troche przyloze, to tez taka bede! Wszyscy mi beda zazdroscic!
Jarzebinko, a dlaczego mialas smutny dzien?
Myslala, ze sobie pobloguje z wami, bo pracowalam dzisiaj z domu, ale coz, w domu latwiej sie skoncentrowac no i utonelam. Na dodatek, tragedia z ogrodowym krolikiem, nie wiem jak to sie stalo. Potem poczytam do tylu, zeby byc w temacie, wiersz Shihab Nye piekny. I nasza jotka pisze wiersz? Hurrah.
Teraz do lekarza (co nowego?) w sprawie zepsutych plecow.
Moniko, dziękuję 🙂
Heleno, już to widzę, ha, ha ha 🙂
Niestety jarzębino, nic nie powstrzyma rozwoju technologicznego, w każdej epoce byli entuzjaści i tacy, którzy głównie się tym martwili. Chyba im więcej tej technologii, tym bardziej powinnismy dbać o to co specyficznie ludzkie, nieprzemijalne, ponadczasowe 🙂
Kościół Katolicki, jak każdy inny kosciół, ma prawo a nawet obowiązek głosić swoje poglądy i przekonywać do nich ludzi. Nie ma prawa wymuszać tego drogą prawną.
A ja dziś mam taki dzień, że coś wolę czytać, niż pisać. Co prawda mam poczucie, że jako gospodarz powinienem od czasu do czasu dać głos, talerzyk podstawić, zakąskę nałożyć i wcale się nie chcę od tego migać. 🙂 Ale jakoś mi większą przyjemność sprawia patrzenie, jak goście tańczą, niż puszczenie się samemu w tan.
No, są takie chwile w życiu psa… I przechodzą. 😉
Talerzyki i zakąski nie wystarczą, kochany, tu by się godziło coś polać na okoliczność szczęsliwego zakończenia amorów z pania od podatków, co by na przyszły rok nie zapeszyć. A dlaczego ja jeszcze spać nie poszłam, na co niby czekam, aaa?
A, proszę, polać tyż mogie. Torredo Malbec Mendoza 2008. Ja wiem, że Mendoza brzmi nieprzyzwoicie, ale za to smakuje bardzo przyzwoicie. 🙂
No wreszcie! Teraz mogę iść spać pogodzona z soba i ludzkością. Dobranoc 🙂
Mendoza – bardzo dobry pisarz katalonski. Eduardo bodaj.
Jak jechalam do Barcelony, wzielam dwie do czytania. Swietny.
Doszedłem do wniosku, że Mendoza, jako nazwa prowincji (argentyńskiej, nie katalońskiej) znanej z win, mogłaby robić za zbiorcze określenie win jako takich. Oczywiście dla wtajemniczonych. Nie ma kto jakiej mendozy? Polejta no tej mendozy. Mendoza, kobiety i śpiew. Żarcie było takie sobie, ale za to mendoza… 😆
Spróbuję być trendsetterem i przebić się z mendozą. 😀
Albo: nie mendoz! Cos dzis mendozisz. Itp.
Oj! Zaraz takie wyrzuty! Odrobineczkę tylko przymendoziłem. Nie wiem, czy pół lampki było. 😉
Ide sie troche pomendozic z ta nowa ksiazka o wabu-sabi, co dzis przyszla. Dobranoc.
Mendoza z wasabi 😯 Coraz lepiej.
Ja chyba też już powiem dobranoc, mając nadzieję, że Jarzębinie jutro będzie weselej, a Królikowi mniej pracowo i mniej plecowo. I że w ogóle wszystkim się przez noc w cudowny sposób trochę wysprząta, bez najmniejszego wkładu pracy.
Ta mendoza tak mnie rozmarzyła… 🙂
11 wrzesnia, tym z roku 2001 [*]
Czasu nie ma za wiele na działanie, to należy przyspieszyć bieg wypadków… :diabelskakufaktórejniema:
Bobiku,
ja mendozuję od dawna, tamtejszy Malbec jest dużo lepszy od francuskiego – i tańszy 🙂
Pokombinuj z ich Shiraz-Malbec – palce lizać…
zeen, od razu byś mieszał…
Ukradzione switem z blogu Pani Kierownioczki:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7024864,Fortepiany__ktore_mowia__kurwa_.html
Istotnie mieszam. Kupiłem kiedyś Malbec i osobno Shiraz. Wiem, jak trudno zrobić dobry Shiraz, mimo to zaryzykowałem z niedrogim i zmieszałem pół na pół 🙂
Postało raptem ze trzy dni. Okazało się wypitne 🙂
Jak zeen miesza, to nie tylko wypitne, ale i wybitne ;P
dobre mieszanie nie jest złe 🙂
Heleno, wszystko opada, nawet za przeproszeniem, guma od gaci, skumbria w tomacie, sledź („no to ją macie”) 🙁
Dzień dobry 🙂 Jak komuś dzisiaj opada, to może dlatego, że nie spał osobno? 😉
http://deser.pl/deser/1,83453,7021472,Naukowcy__spanie_razem_przyczyna_rozwodu.html
Ponadto przypominam, że skumbrie w tomacie kończą się pstrągiem. Mistrz Konstanty miał zresztą za dobry słuch do tych rzeczy, żeby po kilka razy powtórzonej skumbriowo-werblowej frazie zakończyć trochę niewyraźnym i rozmamłanym śledziem. To musiał być pstrąg. 🙂
O fortepianach właśnie sam miałem wrzucić i to nawet bez pomocy blogu muzycznego, a tu już za późno. No i jak ja mam chociaż czasem sprawić wrażenie, że jestem w muzycznych sprawach au courant? 🙁
Chyba że arię z au courantem bym zaśpiewał? 😀
zeen, a ten Trzyraz z Malbekiem za czwartym razem też się udaje? 🙂
Do trzech flaszek sztuka, czwartą pomijamy…
I zaczynamy znów od piątej? 🙄
To tak, jak zakonnica liczy po niemiecku?
Eins, zwei, drei, vier, fünf… tfu!… sieben, acht… 😆
Przesądy…
Tylko gdy liczy alimenty od proboszcza…
większość tego typu badań traktuję z letkim przymróżeniem oko, pod jedną kołdrą nie cierpię spać, bo noc oznacza ciężkie boje o nią, są dane które mówią coś wręcz przeciwnego, na zasadzie: „okazja czyni … ” 🙂
Bobiczku, cytat ze skumbrią nie był przytoczony w celach kulinarnych ani nawet poetyckich, to było westchnienie …patriotyczne 🙁
znam takie co całkiem nieźle wyszly na tych alimentach, ale generalnie to nie nalezy ba nie za bardzo liczyć …
Fakt, na banię u proboszcza nie zawsze można liczyć. 😉
A liczenie na bani kończy się często tym, że brakuje pięćdziesiątki, żeby zapłacić za ostatnią setkę… 🙄
przestrzegam przed piciem ostatniej setki!
OK, od dziś będę kończył na przedostatniej. 😆
I bardzo dobrze, bo mogłoby się to skończyć tak:
przychodzi facet bo baru: barman cztery setki proszę, dostaje, wypija w stosownym tempie, poczem mówi: bpaarhman tszy setki, dostaje, w stosownym tempie wypija i mówi: bbaaapprhmaan tfie sedkii, dostaje, w stosownym tempie wypija i z znowu mówi: paparhrrman seeettkeee, wypija, spada ze stołka i mówi: chhhhooooleeehhhraaa im mmnieeej piiijee tyyym bbbaaahrrrdzieeej jeeestemmm ppphiijaaaanyyy
Jak brakuje na setkę, trzeba się przestawić na ćwiartki…
Gdybym był Komisarzem, to już bym pewnie warczał, że znowu o piciu… 😆
:wrr: :wrr: :wrr: o czymkolwiek :wrr: :wrr: :wrr:
A komisarzem być niewarto…
„Jedno co warto to upić się warto, o!”
Mówił zeen nad Wartą,
że się upić warto,
na to rzecze Wisła:
ten to ma pomysła!
Trza tylko ustalić,
gdzie najlepiej walić.
To może nad Nysą,
tam już flachy trzy są,
albo nad Motławą,
gdzie chlać się ma prawo,
czy też nad Amurem,
gdzie butelki sznurem?
I teraz można dalej lecieć w te gumki, aż do 30 000 😆
Nie, żeby zaraz, ale cokolwiek przeciwko, to nie… Bo można delikatnie: ciut, no, dwa ciuty na ten przykład. Poprawione trzecim ciutem oczywiście, bo jakżeby tak dwa ciuty samotnie zostawiać, no jak? A jak im trzeciego dorzucimy, to co? Kuleć będzie? Musowo czwarty być musi, musowo…
Itd.
Nie gniewaj się Bobik,
Ty walić możesz sobie do (29999)
bo (30000) moja moja moja moja
———————
http://www.youtube.com/watch?v=NTRW1ZNip4o
no to co jest moje? 🙁
Ja tam Komisarzowi numerków nie żałuję, ale jak chce do 15, to się przyłożyć musi. 🙂
Zaraz tam musi… No ok, czymś zająć się trzeba
jotko, rozejrzyj się wokół i dokonaj podziału dwójkowego: moje / nie-moje , na pewno coś z pierwszej kategorii przyuważysz…
No to gdzie jeszcze można popijać?
Może gdzieś nad Bugiem,
gdzie balangi długie,
lub nad Jenisiejem,
wlać kilka kolejek…
Pić to można wszędzie, o!
Jęśli tylko będzie co…
Można popijać pod sklepem
Ano właśnie, jakby było,
pewnie by się i wypiło,
ale – trzepie mnie ze zgrozy –
w okolicy ni mendozy… 🙁
Można popijać wodą mineralną, ale lepiej smakuje bez popijania…
Można popijać colą, ale podnosi się poziom cukru…
Można popijać kompotem, ale coraz trudniej o kompot…
Można popijać herbatą, ale tak ciepłym zimne…?
W piątek po 13.00 wypitność wybitnie wzrasta 😀
Można popijać kawą, ale ile można pić kawy…?
Można pić już po 13, ale paść przed dobranocką nie wypada…
Gdybym był Komisarzem, to bym już dawno zaczął komasować… 😆
Można pić na smutno…
Można pić na wesoło…
Można pić z komasowaniem…
Można pić samemu…
Można pić przy muzyce…
Można pić przy stole…
Można pić licząc…
Można pić nie licząc na nic…
Można pić, żeby odbębnić…
Można pić, żeby odtrąbić…
Można pić i nic więcej…
Można pić więcej i więcej…
Można się licytować przy piciu…
Można pić i nie mieć nic do powiedzenia…
Można pić i nie móc nic powiedzieć…
Można pić, bo zostało…
Można pić, bo już nic nie zostało…
Gdybym ja był Komisarzem
(choć nie jestem nie bez racji)
posty, których tu nie wskażę,
by uległy komasacji.
Nikt nie pisałby o wódzie
(choćby o to wyło serce),
wszyscy by trzymali ludzie
rączki grzecznie na kołderce.
Siedziałby ten, kogo wskażę
komisarskim, władczym gestem,
gdybym ja był Komisarzem…
No! Się cieszcie, że nie jestem! 😉
Można pić, bo się lubi…
Można pić z komisarzem…
No, dobra. Do 15.00 jeszcze trochę czasu jest. Niech będzie choć pozór, że jeszcze ktoś oprócz Komisarza miał szansę wygrać! 😆
Można pić po komisarzu…
Można pić dla pozoru…
Można pozorować, że się pije…
I można pić dla samego picia
To ja się kawy napiję, bo litania skończona.
Aha, można pić filozoficznie, kawę też…
BUM!!!!! BUM!!!!! BUM!!!!!!
Następuje uroczyste zwodowanie trzydziestotysięcznika, którym, wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi, został…
KOMISARZ FOMA!!! 😆 😆 😆
Szampan, konfetti, skąpo ubrane panienki iroznegliżowani młodzieńcy, ogólne rozprzężenie!
Gdyby tak Pani Kierowniczka podrzuciła jeszcze jakieś TROMBY… 😀
Ale żebym się tak jakoś super cieszył z tego trzeciego dziesięciotysięcznika, to nie powiem… No jest na koncie i tyle.
Eee, tak to nie wypada. W takiej sytuacji należy przynajmniej udawać uciechę.
Choć oczywiście radocha z wygrania jest mniejsza jak się od startu wykosiło konkurencję. 😉
a kto nie wypije tego we dwa kije … oj foma dosyć picia bo co dla innych zostanie 🙂
Zmęczonym po wspinaniu się…
No ale ok, fotoreporterom też się należy.
~~~
|o o|
|—-|
###
Już nie zostało – foma zadbał o to, żeby szampan o niego został rozbity. 🙂
Czy jest jeszcze jakiś blog, który może poszczycić się posiadaniem portretu Komisarza? 😆
nie ma
A swoją drogą skomasowana litania całkiem zgrabnym dodatkiem do picia mogłaby się okazać, takiego filozoficznego…
Można pić… pisał foma.
A zeen: wielkie nieba!
To pomyłka widoma –
nie można, lecz trzeba! 😀
Jeszcze jedno. Swoją nagrodę chciałbym zadedykować Hoko, za Elizabeth Wallfisch, za odesłania, za inne takie i w ogóle…
Trzeba było mówić wcześniej. By się skombinowało drugiego szampana i rozbiło o Hoka też. 🙂
Ojej, wzruszony jestem, przepraszam, no więc chciałbym podziękować najpierw Panu Bogu i Przenajświętszej Panience, bo … no sami wiecie. Mojej kochanej mamusi i tacie, bratu, siostrom: pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej, piątej, szóstej i siódmej, mojej kochanej niani i pani z przedszkola. Nie moge pominąć pana od wuefu z mojej ukochanej szkoły specjalnej w Portkowiskach i pani od geografii. Nie byłoby tego sukcesu bez wsparcia ze strony moich kochanych aresztantów, którzy dzielnie mnie wspierali przez cały czas: Antek Szajba, Muniek Wytrych, Leon Sztaba, no i oczywiście mojemu kochanemu styliście Jacyk, Jacyk, Jacyk ów mi pomógł, jak nikt. Dziękuję wszystkim bardzo, bardzo, bardzo i ze wzruszenia ściskam was za gardło…
przepraszam, czy tu piją?
A, to jak już dajemy nagrody, to zeenowi przydzielimy o skara(nie boskie), żeby się taka cudna mówka nie zmarnowała. 😆
Piją, jotko. Tu się woduje kolejne dziesięciotysięczniki (komentarzowe) i właśnie został zwodowany trzeci. Wygrał mocą tradycji Komisarz. Szampan leje się strumieniami, więc niech korzysta kto żyw i nieżyw. 🙂
to ja w tej drugiej kategorii proszę 🙁
Rozbijać o Hoko? Ja Wam dam… A jaka to nagroda, bo jakoś nie mogę doczytać? 🙄
No i świętowanie okrągłych liczb to juz trochę wychodzi z mody… A u mnie niedługo będzie dwa razy czterdzieści i cztery 🙄
A fomie to chyba zapomniałem skanów wysłać… a nawet zapomniałem zrobić… 🙄
A kto by się tam doraźnymi modami kierował? Woduje się tak, jak staropolska tradycja każe 🙂
Nagroda jest im. Trzydziestotysięcznika i brzmi to na tyle dumnie, że reklamacje nie będą uwzględniane. Wszyscy mają udawać, że się cieszą. 😆
A ja, po uroczystym odwodowaniu, udaję się na konwentykl czeczeńsko-litewsko-polski. Też może być ciekawie. 🙂
Czy wszystkich może wodowanie tak zmęczyło lub przeraziło, że posnęli lub się pochowali? 😯
Ja się w każdym razie zwarty i gotowy melduję się na posterunku. 😆
zeenu, szczerze zarechotałam 😉 😉 i z szafy wyjęłam koniak aby foma samotny się nie czuł/ to moje dobre serce kiedyś mnie zgubi /
Królestwo za koniak!
Ups… Na chwilę zapomniałem, że szczeniakom nie wypada pić takich mocnych trunków. No to, Jarzębino, zostań przy koniaku, a ja mogę kropelkę mendozy. 😉
Jeżeli masz ochotę na jakąś nagrodę, to mów szybko. Dziś jest dobry dzień na dostawanie nagród. 🙂
miły pies Bobik ale ja niczego nie potrzebuję 🙂
Nagrodą dla Jarzębiny jest brak nagrody. Też można. A nawet powiedziałbym, że to bardzo inspirujący punkt widzenia. 🙂
Ale mogę sobie z okazji braku nagrody jeszcze odrobinkę tej mendozy…? 😉
dla niemieckojezycznych(niestety bez koniaku 😀 )
http://www.youtube.com/watch?v=yBOldHtOCaY
dbajcie o siebie 🙂
If all the good people were clever,
And all clever people were good,
The world would be nicer than ever
We thought that it possibly could.
But somehow ’tis seldom or never
The two hit it off as they should,
The good are so harsh to the clever,
The clever, so rude to the good!
So friends, let it be our endeavour
To make each by each understood;
For few can be good, like the clever,
Or clever, so well as the good.
(Elizabeth Wordsworth)
No, nareszcie! Jakieś nieswoje były te dni bezrysiowe. 🙄
Jak słodko, że od dzisiaj
ponownie mamy rysia,
że znowu z nami przysiadł
w jutuba mgle.
Nie wiemy, gdzie on wisiał
i komu dawał pysia,
lecz dobrze, że od dzisiaj
już brata się.
Choć jego maść tygrysia,
a w oczach szarość mysia,
obecność jednak rysia
jest jak w przód szus,
więc choć cię dotknął wysięk
i tak ogólnie ckni się,
to drobiazg – bo blog z rysiem
to duży plus. 😆
Bobiku nagroda jest za coś a ja nie mam coś 🙂 dobrej nocki 🙂
Ooo, Helena mnie zacukała. 🙄 Teraz już sam nie wiem, czy powinienem być dobrym, czy mądrym psem… 😉
Eee tam, Jarzębino. Ponoć każdy ma to coś, tylko nie każdy potrafi się zorientować w porę. 😉
Bobik, wystarczy, ze jestes piekny i chudy. 😆
I kudłaty 😀
Im jestem kudłatszy, tym mniej chudy. 😆
Sztuka maskowania…
Sztuka maskowania, szczegolnie wagi, jest iluzja.
Nareszcie week-end!. Pogoda ma byc jak niebie.
Wstalam dzis o 5-rano (nie z obowiazku, tylko z anxiety) i co zrobilam? Salatke sledziowa. Kto pamieta te sledziowe salatki w komunistycznych biurowych kantynach i kafeteriach? Ja pamietam i nawet raz na 10 lat je robie.
Piekny wiersz Heleno.
Jezeli blog jeszcze nie spi to ja zaraz poszukam winka pod ta sledziowa. Jakie by tu pasowalo? Chyba zadne.
Jak jeszcze sięgnę po silikon, to dopiero będzie… 😆
Króliku, blog jeszcze nie śpi. I sałatki śledziowe pamięta. 🙂
Ale pod to ino czysta. Sorry, nawet jeśli niekulturno, inaczej nie idzie.
Jeszcze ta sledziowa salatka wydawala sie przejrzysta- widac w niej bylo rozpoznawalne skladniki.
W odroznieniu od fasolki po bretonsku, albo, strach pomyslec, bigosu!
Ja mam zoladek stalowy po tamtym zahartowaniu.
Och, stalowy mój żołądku,
gdybyś nie stał kiedyś w rządku,
w tej kolejce w barze mlecznym,
(dla żołądków niebezpiecznym),
w tym bigosie się nie szlajał,
śledziem się nie zaspokajał
i tatara z salmonellą
gdybyś się w swym czasie przeląkł,
dziś byś był zwyczajnym zerem,
nie organem-bohaterem. 🙄
Dzień dobry 🙂 Widzę, że wszyscy (ze mną włącznie) mają bezsieciową sobotę. 😉 No to bawcie się dobrze na spacerach, zakupach, wizytach, w kinach, parkach, przy sprzątaniu, gotowaniu i czytaniu zaległej prasy. 🙂
A ja się może też czymś w tym rodzaju zajmę. 😉
Niektorzy dopiero wstaja i przecieraja oczy, Bobiku… 🙂 A jezeli chodzi o bez-, to niestety ostatnio mialam bezsamochodowe poltora dnia (nagla awaria), co spowodowalo cala lawine dzialan, zeby wrocic do stanu poprzedniego.
Tymczasem, czekajac na samochod kontempluje kolejna historie – tym razem dwie osoby twierdza, ze zostaly teleportowane na Marsa przez wazne instytucje rzadowe… Moze zanim samochod nie wroci od mechanika, zaczne sie teleportowac w rozne miejsca na Ziemi, razem z dziecmi… 😉
http://www.examiner.com/x-2912-Seattle-Exopolitics-Examiner~y2009m9d9-Two-whistleblowers-independently-report-teleporting-to-Mars-and-meeting-Martian-extraterrestrials
Dzień dobry wszyskim
któży nie są „na spacerach, zakupach, wizytach, w kinach, parkach, przy sprzątaniu, gotowaniu i czytaniu zaległej prasy”.
Bo ja NIC nie robię 😉 .
Czytam, ale nie nie zaległą prasę (czegoś takiego nie ma):
Gotuję obiad (Marylka nie wtrąca się), serfuję, sprawdzam konto bankowe …, szukam możliwości poprawienia tegowo, i jest dobrze (a nawet BARDZO dobrze), jutro jest niedziela czyli jeszcze jeden wolny dzień …
carpe diem !!!
Ha, a ja się właśnie zabieram do czynności wysoce intelektualnej, czyli zgłębiania prawdziwej książki, w papierze ❗
Jak zgłębię, to Wam mogę powiedzieć, kto zabił. 😆
Dziendobry,
wrocilam z targu z koszem pomidorow, ktore zamrozilam na pyszne zimowe zupy pomidorowe. Teraz troche sprzatanka i czytanko gazet,mam nadzieje w ogrodzie. Wieczorem starzy przyjaciele na kolacji.
Prawdziwa ksiazka Bobiku, brawo!ja mam cztery od miesiecy na nocnym stoliku, pootwierane w roznych miejscach, a czytam tylko gazety i magazyny. Oslabiona koncentracja uwagi? Lenistwo? Kto wie…
Bobiku,
zabił kierowca tramwaju lini nr. 27, ponieważ ogrodnik był w tym czasie na urlopie na Grado!
The butler did it, Bobiku. Tak naprawde, to nie byl to zaden kamerdyner tylko zadny zemsty osierocony syn bylego wlasciciela posiadlosci, poznac to mozna po bliznie na ramieniu.
To są wszystko ludzkie kryminały. W psich głównym podejrzanym jest cały czas Buldog, a zabójcą Spaniela okazuje się niespodziewanie York, który od początku czyhał na sobotnią porcję wątróbki, ale sprytnie się maskował, udając brak apetytu. 😉
A prppos apetytu to wlasnie zjadlam jajko sadzone ze szczypiorkiem i salatke a pomidorow. Delicje.