Nerwy

wt., 15 września 2009, 11:03

Spanielka siedziała całe popołudnie. Bobik nie słyszał wprawdzie treści jej rozmowy z Labradorką, ale jego uwadze nie uszły gwałtowne, nerwowe ruchy jednej i zirytowane merdnięcia ogonem drugiej. Kiedy Spanielka wreszcie poszła, odczekał stosowną chwilę i odważył się zapytać:
– O co jej właściwie chodziło?
– A, tam! – kłapnęła niedbale Labradorka. – Słyszała, że jej ludzie mają sprowadzić do domu nowego psa i okropnie się tym przejmuje. A to że ten nowy z jej miski mógłby chcieć wyjadać, a to że pchły może mieć, a to że …
– Ja to rozumiem, – przyznał Bobik – też się różnymi rzeczami okropnie przejmuję.
– A ja nie rozumiem – ziewnęła Labradorka. – Przecież ten nowy pies może się okazać całkiem w porządku. A nawet jak się nie okaże, to wtedy będzie czas na przejmowanie się. Robienie zapasów jest dobre tylko w odniesieniu do rzeczy jadalnych, a zapas zmartwień na pewno nie robi dobrze na żołądek. Tymczasem Spanielka uważa denerwowanie się w każdej sytuacji za swój obowiązek, bez względu na to, czy powód jest, czy go nie ma. I jeszcze innym głowę zawraca, zaraza jedna, podwójnie szczepiona! A żeby jej koty gulasz wyżarły! Sama nie siądzie spokojnie na ogonie i drugiemu nie da!
Widząc, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli, Bobik pozbierał cicho swoje zabawki i drobnymi kroczkami zaczął zmierzać w stronę drzwi.
– Co robisz? – zdziwiła się Labradorka.
– Idę się podenerwować tak, żeby ciebie nie denerwować – wyjaśnił Bobik.- Chyba że ci się już znudzi nieprzejmowanie się, to jestem na kanapie.

Gdy czasem nerwy cię zżerają,
dygotka trzepie, wściekłość dusi,
się puknij: nerw to nie jest zając
i nie ucieknie, jak nie musi.

A gdyby nagle, czymś wiedziony,
dał dyla i się zaszył w chaszczach,
nie rujnuj sobie tym śledziony
i niech ci się nie krzywi paszcza.

Bez nerw odkorkuj caberneta,
do równowagi się doprowadź
i pomyśl, że to żaden nietakt
raz się tak poniedenerwować.

Bo tak, jak mija każda żmija,
przejdzie i twej trzęsawki powód,
więc zamiast nerwom cichcem sprzyjać
włóż luz, a bluesa wrzuć do rowu.

Chyba że olimpijski spokój
dopiero nerwy wprawia w taniec…
Wtedy to wyżyj się w amoku –
to też jest jakieś rozwiązanie.