Ekscentrycy, ekscentrycy

wt., 22 września 2009, 00:01

Każdy ma swoich znajomych. Ja na przykład mam w ogrodzie różę-dziwaczkę. Przez całe lato nie zgadza się pokazać twarzy, chociaż liśćmi, owszem, wymachuje, a i ukłuć potrafi jak każda normalna przedstawicielka jej gatunku. Zakwita dopiero w drugiej połowie września, jednym olbrzymim, łososiowoczerwonawym, flamingopodobnym kwiatem, prezentuje go wyjątkowo długo, jakby puszczała oko do słabnącej już o tej porze konkurencji, po czym rozsypuje płatki z godnością i żegna się do następnej jesieni.
Mogłaby zwalić wszystko na trudności obiektywne i nie kwitnąć w ogóle. Bo trzeba przyznać, że lekko to ona w życiu nie miała. W pośpiechu, podczas przeprowadzki roślin ze starego do nowego ogrodu, została posadzona gdzie popadnie i zapomniana. Jej miejsce okazało się cieniste, mało żyzne i w niezbyt życzliwym sąsiedztwie. Wszelkie jej prośby o przydzielenie lepszej lokalizacji były konsekwentnie ignorowane. A na domiar złego czarny bez, który rzekomo miał być tylko częścią żywopłotu, usamodzielnił się, wybiegł przed szereg i zaczął sobie uzurpować prawa nawet do tej resztki światła, jaką jeszcze miała do dyspozycji.
Inna roślina załamałaby się może, odmówiła jakiejkolwiek współpracy, albo nawet sięgnęła do tak drastycznych środków jak całkowite uschnięcie. A ona – nie. Wybrała sobie taki sposób na życie i trzyma się go, mimo że liguster obgaduje ją za plecami, a floksy całkiem jawnie okazują jej swoje poczucie wyższości.
Ja lubię dziwaków i staram się ich popierać. Dlatego nie pozwalam jabłkom, śliwkom, cudownie rozmnożonym pajęczynom, czy sąsiadom chowającym grilla do szopy zawiadamiać mnie, że lato, o dziwo, i tym razem nie będzie trwało wiecznie. Prawdziwa zapowiedź jesieni jest wtedy, kiedy ta ekscentryczka decyduje się zakwitnąć. Natrząsając się ze zdroworozsądkowej pewności ogrodowej drobnicy, że jesień koniecznie musi być porą przekwitania.
dziwaczka