Fakty dokonane
Myszy wiedziały to już wcześniej. Z maniacką zapobiegliwością upychały w swoich podziemnych i podpodłogowych magazynach kilogramy ziarenek, utykały szczeliny zatrzymanymi w locie ptasimi piórkami i staczały nie zawsze bezkrwawe bitwy w obronie co lepszych zimowych kryjówek. Tak, myszy dobrze zdawały sobie sprawę, że koniec lata jest drobnym oszustem, który weźmie na lep miodowych słówek, naszepcze, naprzymila się, naobiecuje, a potem ni stąd ni zowąd rozpłynie się w chłodnej czerni coraz wcześniej zapadającego wieczoru, nie zostawiając nawet listu pożegnalnego. Ale Kozie brakowało tego odwiecznego instynktu, który kazał traktować koniec lata z należytą ostrożnością, nie dowierzać mu i liczyć się z jego kompletnym brakiem odpowiedzialności.
I oto stała wobec faktów dokonanych: kilku ostatnich, strząśniętych przez ulewę jabłek, nadjedzonych przez ospałe biedronki, róży, której głowa rozsypała się od jednego dmuchnięcia, mysiej bieganiny. Krzesła ogrodowe zrzucały letnie okrycia i wskakiwały jedno w drugie, jakby tak przytulonym do siebie łatwiej im było obserwować zabawę słupka rtęci, który urządził sobie zjeżdżalnię w środku zaokiennego termometru. Zapomniane na balkonach swych kolczastych siedzib jeżyny zasychały powoli, mimo lejących się na nie co dzień deszczowych wodospadów. Olejek do opalania uciekł w głąb szafy i zerwał wszelkie kontakty z otoczeniem. Coś się działo. Banalna, domowa przestrzeń zaczęła być nagle pełna znaków, których Koza nie umiała jeszcze rozszyfrować, ale w jakiś sposób była pewna, że są przeznaczone dla niej.
Patrzyła na znoszone do piwnicy słoiki, na triumfalny przemarsz suszącego się prania przez kuchnię i bezskutecznie próbowała nie poddawać się ogarniającej ją fali niepokoju. Nie, żeby się bała. To był jakiś inny niepokój. Trochę w nim było poczucia, że teraz wszystko będzie inaczej, trochę déjà vu, trochę niecierpliwego oczekiwania. Wiatr poświstywał przez zęby w ciemnym szybie nad jej głową, gałęzie znacząco stukały w szyby, przypominając o jakichś tajemnych, rogato-drzewnych konszachtach i starając się zwrócić na siebie jej uwagę, ale to wszystko nie było takie istotne. Liczyło się tylko to rozpięte między ścianami, rozwieszone na poręczach foteli oczekiwanie.
Snujące się po pokojach pokraczne postacie, opatulone niezliczonymi warstwami swetrów, spoglądały w jej stronę wzrokiem tęsknym i łakomym zarazem. Bukowe szczapy układały się w objęciach dębowych, tuż pod jej nogami. Nie chciała przywiązywać do tego wagi. Czekała na coś innego, większego, co zawładnie całym jej kozim jestestwem, porwie, zagarnie, rozpali do czerwoności.
Ktoś podszedł do niej, wyciągnął popielnik i oznajmił z zadowoleniem: „pusty!”. I nagle już wiedziała, bez cienia wątpliwości, tak jakby rządek hieroglifów ułożył się jej znienacka w hasło napisane zwykłym, oswojonym alfabetem. Szelest papieru zmieszał się z ponaglającym szeptem zapalniczki. Koza zadrżała, szczęknęła ryglem i przymknęła drzwiczki z rozkoszy. Tak! Nareszcie! To był ON ! Początek sezonu grzewczego!
Wichura, szaruga, czarne ksztalty za oknem, i ogien – bardzo dobre polaczenie, nie tylko na poczatku sezonu grzewczego, Bobiku. 🙂 Juz czuje, ze sie znalazlam gdzies miedzy Wichrowymi Wzgorzami (stukajace w szyby galezie!) a jesiennym zebraniem wspolnoty mieszkaniowej… Bardzo to krzepiace. 😀
Herty Mueller nie znalam, ale teraz poznam – choc na angielski tylko piec pozycji bylo przetlumaczonych, i to w skromnych nakladach. Zastanawia to niemieckie „nasza-nie nasza” bo wlasciwie jezykowo, bedac z mniejszosci niemieckiej z Rumunii, jednak „nasza”, ale doswiadczeniami rzeczywiscie musi byc w Niemczech calkiem egzotyczna (przynajmniej dla Wessis).
A zeby nie bylo za ponuro – ze wzgledu na tematy poruszane przez Mueller – to ja jestem ciekawa jak wyszla uznana przez spadkobiercow Milne’a i Sheparda (ilustratora) kontynuacja przygod zwierzat ze Stumilowego Lasu, do ktorego wraca juz jedenastoletni Krzys. Sama jakos mam niewielka wiare w takie kontynuacje, ale kto wie, moze sie przyjemnie zawiode?
zimno,ciemno ze oko…………….
parujaca herbata ratuje,glupi S-Bahn jak zawsze
zaczynam (zainteresowany jak wielu ) czytac noblistke 🙂
brykam zarobic na zycie
😀
zimno jakoś choć grzeją…
Za oknem zwodnicza złocistość. W kanciapce koza elektryczna nastawiona na maksa. Łapy zimne, szare śpią 🙁
Dzień dobry 🙂 Czyżby jeszcze za mało grzali? No to ja się w tym wpisie mogę zatrudnić za palacza i dokładać do kozy. Albo przykręcać kurek, jak przesadzę. 😀 Tylko musicie mi mówić, w którą stronę, bo upodobania grzewcze są bardzo indywidualne. Jak ja napalę tak porządnie, na swoje potrzeby, to tata najpierw robi striptis, a potem ociera pot z czoła i znika na górze, skąd zaraz dobiega odgłos otwieranych okien. A jak tata napali, to ja muszę szukać jakiegoś koca, w który się zawinę.
Ale dla blogu – proszę bardzo. Mogę dokładać, odkładać, dokładać, odkładać, dokładać… 😉
O, już 2 spore szczapy na wyraźne życzenie dorzuciłem. Tuja, bardzo ładnie pachnie przy spalaniu. 🙂
Bobiku, żebyś się tylko nie poparzył…
A właśnie że słońce! Ale że chłodniej, to i owszem.
Obama tez!!!!
haneczko,uwazaj na „sloneczko” grzeje po wierzchu!!! 🙂
Jak nie będę wyjmował kasztanów z ognia, to się nie poparzę. 🙂 A powiedzmy sobie szczerze – na cholerę mi przypalone kasztany?
Pani Kierowniczko, to w końcu dokładać, czy nie dokładać? Niejasne wskazówki zakłócają mi rytmiczną pracę i nie pozwalają osiągnąć pożądanej wydajności z ha. 🙄
Jak jest z czego dokładać, to można dokładać. Deficyt będzie mniejszy… Tylko jak to potem rozliczyć?
No właśnie, Obama. Tutejsze komentarze do tej decyzji Komitetu są pełne wątpliwości i zachwytu raczej trudno się w nich dopatrzeć. Ogólny ton jest taki, że ten gość wprawdzie ładnie mówi, ale jak na razie za mało jeszcze zrobił, żeby go tą nagrodą honorować.
Reakcja na poprzednika 😉 Bush powinien dostać ignobla za całokształt.
Za całokształt to by była marnacja. Busha można było podzielić na segmenty i za każdy z nich mógł dostać ignobla. 😉
Zanim rozszaleją się spekulacje dlaczego i za co, powiem, że mnie całkiem inne pytanie skierowało w rejony, gdzie leżała taka uwaga:
Nie ma na świecie obecnie niekwestionowanego autorytetu, postaci, która akceptowana byłaby bez zastrzeżeń przez większość świata.
A mocna zmiana, jaką dał Obama – pierwszy kolorowy prezydent pierwszego mocarstwa świata – konserwatywnego i nowoczesnego zarazem- zmiana wojowniczego języka Busha na koncyliacyjny Obamy, owa zmiana zaowocowała wielką nadzieją tak dla Amerykanów, jak i dla reszty świata. Proszę sobie przypomnieć entuzjazm, z jakim witany był pierwszy kolorowy prezydent, który bez zimnowojennej retoryki rozmawia z Rosją, bez jastrzębich gestów mówi o terroryźmie, podpierając się najnowszą wiedzą ekonomiczną bierze się za rozwiązywanie sytuacji kryzysowej w gospodarce.
Za nadzieje, kochani, za nadzieje, których tak długo, tak wielu ludzi było pozbawionych…
Jedni mówią: za wcześnie, inni: za nadzieje, to w końcu za co? 🙄
za wcześnie na nadzieje … 😆
To ja nadzieję na ten sznureczek jeszcze jeden koralik. 😉 Ktoś, kto nie ma kontaktu z Afrykanami, chyba nie bardzo może sobie wyobrazić, czym dla nich był ten wybór. Bo oni mają bardzo silne poczucie „choćbyś się nie wiem jak starał i tak nie masz równych szans, zawsze jako czarny będziesz traktowany gorzej”. I czarny prezydent Ameryki pozwolił im wreszcie uwierzyć, że nie musi tak być, że równość ras przestała być deklaratywna, a zaczęła być rzeczywista. Obama pomógł im odzyskać dumę i poczucie godności osobistej. I rzeczywiście chyba najczęściej w rozmowach z Afrykanami słyszanym zdaniem jest „on nam dał nadzieję”. Więc tu zeen ma sto procent racji.
A to czepialstwo Niemców jest bardzo znamienne. Tak samo, jak nie pytają, co kto umie, tylko jaki ma papier, tak samo nie oceniają znaczenia postaci w sferze symbolicznej, tylko pytają o konkretne dokonania. I jak ktoś nie ma na to bumag, to znaczy – nie zasłużył. 🙄
To jeszcze jeden koralik do nadziei. 😉 Nadzieja ma ogromne znaczenie, wiec za nadzieje, za zmiane tonu rzeczywiscie nalezy dawac nagrody. I za to, ze nagle niemozliwe stalo sie mozliwe, naturalne, zwykle. I tu moze cos, co nie jest odzwierciedlane w prasie europejskiej – Obama dostaje kilkakrotnie wiecej grozb, ze skonczy jak Kennedy niz jakikolwiek inny prezydent Stanow Zjednoczonych. Juz pare spiskow, zeby go zamordowac zostalo udaremnionych. Wiec moze i za nadstawianie wlasnej glowy – doslownie – w imie nadziei?
Ale jest i druga strona, i wcale nie trzeba byc praktycznym, niezanadto dobrze nastawionym do Ameryki Niemcem (badania socjologiczne pokazuja nastawienia zwyklych ludzi, zwykle ksztaltowane przez media, i kiedy spojrzalam na te wyniki, jakis czas temu – to bylo oczywiscie za Busha – Amerykanie na pewno nie byli w Niemczech smakiem miesiaca). A ta druga strona jest wlasnie taka, ze Obama, po wyzwoleniu duzych pokladow nadziei, zaczal swoja kadencje w trudnej sytuacji ekonomiczniej, z odziedziczonymi konsekwencjami decyzji poprzedniej administracji. Sam tez juz zdazyl poelnic pare powaznych bledow, a w innych sprawach jego ugodowosc i szacunek dla ekspertow spowodowaly pewne zmarnowanie pozytywnej energii (glownie w wewnetrznych sprawach dotyczacych gospodarki). Do tego teraz powaznie mysli o tym, co zrobic w Afganistanie – zwiekszyc militarna obecnosc (tu sa ostrzezenia przed drugim Wietnamem) czy skoncentrowac sie na ogolnym zwlaczaniu terrorystow (i jak?). To wszystko trudne sprawy, bez gwarancji ze podejmie sie dobra decyzje. Byc moze Komitet Nagrody Nobla chcial go wzmocnic, bo paradoksalnie prezydent Stanow Zjednoczonych, posiadajac ogromna wladze, jest takze mocno uwiklany, i takie wlasnie wsparcie moze okazac sie przydatne. Choc nie u amerykanskich ultra-nacjonalistow, ktorzy jak zwykle przerobia to na oznake poczatkow „rzadu swiatowego”, znakow Antychrysta, itp… Tych samych, ktorzy przychodza na spotkania z Obama z bronia (na szczescie dotad sa przechwytywani przez ochrone prezydencka).
To czego już dokonał Obama, zasługuje na nagrodę, zgadzam się z Moniką.
Ale nie na Nobla, w każdym raze nie teraz…
Napiszę coś okropnego, ale mam nadzieję 😉 że zostanę właściwie zrozumiany. Dla Obamy chyba jedyną szansą na niezmarnowanie ani odrobiny pozytywnej energii byłoby, gdyby wkrótce po wyborach rzeczywiście skończył tak jak Kennedy. Zostałby wtedy na wieki wieków amen w sferze wyłącznie symbolicznej, pomnikowej i w ogóle by nie było wiadomo, jakie miał słabe strony. Kennedy zresztą też zdążył popełnić kilka błędów, w tym jeden bardzo poważny i gdyby nie zginął niekoniecznie byłaby to dobra prezydentura.
To oczywiście nie znaczy, że ja Obamie złego życzę, tfu, tfu! Tylko że chyba należałoby trochę oddzielać jego prezydenturę, w której ograniczony jest przeróżnymi czynnikami od niego niekoniecznie zależnymi, od roli, którą pełni jako symbol, zwłaszcza dla wszystkich czujących się pariasami. Zapewne najtrudniej oddzielać to w Ameryce, gdzie skutki decyzji prezydenckich są dość szybko i namacalnie przeżywane na własnych skórach. Ale w Trzecim Świecie to jest dobrze widoczne, że symboliczna rola Obamy na razie nie ma związku z jakością jego prezydentury. Co może się zmienić w przypadku jeszcze wyrazistszego angażowania się Ameryki w Afganistan, Irak, itp.
Paradoksalnie chyba właśnie amerykańscy ultraprawicowcy dobrze wyczuwają ten symboliczny potencjał tkwiący w postaci Obamy i będą zionąć nienawiścią też niezależnie od jakości jego prezydentury i konkretnych dokonań.
Ja tez, zeenie, mam mieszane uczucia, akurat co do Nobla dla Obamy – przynajmniej teraz, tak wczesnie w trakcie jego kadencji – tak ze najwyrazniej sie zgadzamy. Dlatego mysle, ze moze chcieli go jednak ukierunkowac, moze nawet jakos zwiazac mu rece (np. w sprawie eskalacji wojskowej w Afganistanie) raczej niz nagrodzic za osiagniecia w dziedzinie szerzenia pokoju na swiecie, z czym sie przecziez pokojowa Nagrode Nobla kojarzy.
koty też z utęsknieniem w kaloryfery się wpatrują 🙂
Bobiku, to prawda, ze inaczej sie patrzy na tragicznie przerwane prezydentury, gdzie to co moglo byc na zawsze miesza sie z tym, co bylo. Ale co do Obamy, to moge Cie zapewnic, ze akurat w Ameryce bardzo ludzi, po poczatkowej euforii paru pierwszych miesiecy, patrzy na Obame zupelnie jednak nie jak na symbol, a na polityka, ktorego wybrali, zeby cos zalatwil, a tu akurat bylo troche potkniec. I nie jest to krytyka z prawa, a z lewa i nawet ze srodka. Artykuly na ten temat pojawiaja sie w opiniotworczych periodykach od kilku miesiecy, a i moje wlasne rozmowy z przyjaciolmi i znajomymi w moim stanie (pod wieloma wzgledami – najbardziej liberalnym w Stanach) jak najbardziej to potwierdzaja. Sa to takze moje wlasne odczucia. Nawet liberalny Sarturday Night Live zrobil niedawno swietny i gorzki sketch (nie zlinkuje, bo jak probowalam, to Helena mi doniosla, ze sie nie otwiera poza granicami USA) o tym, ze prawica nie powinna oskarzac go o to, ze „wprowadza komunizm”, bo on na razie w ogole niewiele moze pokazac, ze zrobil (tu byla pokazana lista, czego nie zrobil w polityce zagranicznej i wewnetrznej). A wplywowy New York of Books zamiescil artykul Gary’ego Willsa pt. „Entangled Giant” podkreslajacy wlasnie to, ze poza dziedzina symboli, Obama na razie niewiele osiagnal z tego, co zapowiedzial (i dlaczego). I tak chyba powinno byc, bo oprocz symbolu, Obama jest politykiem, reprezentujacym tych, ktorzy na niego glosowali.
To jest w sumie bardzo duzy temat, i nie pisalam o nim dotad glownie, zeby nie zanudzac…
ciekawe to co pisze Monika,troche rozmawialem,troche poczytalem i tez zadaje sobie pytanie czy mozna dac Nobla ze strachu,ze nadzieja(symbol)nie tak do konca spelnia sie-Nobel jak glos wolajacy:wciaz czekamy!potrzebujemy!
Prawdę mówiąc, ja do Nobli pokojowych mam w ogóle uczucia mieszane, bo one czasami bardzo dziwnymi drogami chadzają (tak samo zresztą, jak literackie). Ale bardzo możliwe, że nagroda dla Obamy była pewnego rodzaju wskazaniem Komitetu, że świat w tej chwili bardzo potrzebuje wielkiej wizji i charyzmatycznej postaci, bo bez tego wszelkie działania na polu światowego pokoju będą tylko doraźnym łataniem dziur.
Moniko, ja właśnie pisałem o tym, że na pewno w samej Ameryce najtrudniej oddzielić praktyczne skutki tej prezydentury od Obamy jako symbolu. Ale w perspektywie światowej, a zwłaszcza poza Zachodem, to oddzielenie bardzo widać. Może komitet noblowski też to wziął pod uwagę?
Mnie sie wydaje, Bobiku, ze jednak w Ameryce ludzie wlasnie oddzielaja role symbolu od praktycznych skutkow prezydentury, z wiekszym wskazaniem na codzien na to ostatnie. Ale to, co wychodzi na zewnatrz jest inne od wewnetrznej rozmowy, co chyba zrozumiale, zwlaszcza, ze Amerykanie przestrzegaja zwykle zasady niekrytykowania za mocno wlasnego prezydenta za granica (choc Bush wlasciwie tu zmusil przyzwoitych ludzi do zlamania tej niepisanej zasady).
A, faktycznie, może cały czas to źle formułuję. Oddzielają i w Ameryce i gdzie indziej, tylko priorytety niekoniecznie są takie same. Co absolutnie zrozumiałe, w końcu na całym świecie bliższa koszula ciału. 😉
A z tym, to pelna zgoda, jesli chodzi o popularna opinie. Na pewno wewnatrz Stanow bardziej boli wyborcow, ze Obama zrobil sporo bledow i ustepstw wobec lobbystow przy wprowadzaniu w zycie idei powszechnych ubezpieczen zdrowotnych (i czesci bledow sie nie da odwrocic) niz jego polityka zagraniczna. Ale nawet na tematy tak trudne i w jakis sposob odlegle, jak Bliski Wschod, choc nie jest to w zupelnym centrum zainteresowan, popularna opinia jest obecnie bardziej bliska opinii swiatowej niz np. pare lat temu. To absolutnie nie jest identycznosc, ale powolna zmiana w rozkladaniu akcentow, dyktowana w sumie zasada „blizsza koszula cialu” ( typu „co my z tego mamy oprocz obciazen finansowych, i mnostwa wrogow, oraz wizji niekonczacych sie, drogich – finasowowo i w ludziach – militarnych interwencji?”).
A ja sie okropnie zdziwilam, jak rano zadzwonila z Polski Renata, zeby mi -owiedziec, ze Obama etc. No, nawydziwialysmy sie troche, poprzypomuinaly inne dzowwaczne noble pokojowe, a jak odlozylam sluchawke i zaczelam o tym myslec, to jakos zaczelam se coraz bardziej cieszyc, ze dostal.
Pewnie, ze jeszcze nic praktycznego nie zrobil, ale sam jego wybor byl jakas taka ladna dla swiata narracja, takim momentem tryumfu nadziei nad cynizmem, rozpacza, bezsilnoscia, takim wyrazistym sygnalem, ze swiat jednak nie wypadl z zawiasow, i zmierza we wlascwym kierunku, ze moze mu sie ta nagroda jednak nalezy. A moze nalezy sie ona amerykanskim wyborcom, o ktorych w Europie tradycyjnie pisze sie z wyzszoscia i mnie lub bardziej skrywana pogarda – sama dzwonilam dwukrotnie do BBC (tak, BBC!) aby zwrocic na to uwage i zaprptestopwac pzreciwko lamaniu naszycg swietych zasad sprawiedliwego mowienia o narodach.
Wlasciwie to zaczwelam cieszyc sie tym noblem.
Jestem w bibliotece, ale zaraz mnei wygodnia – mozna tylko godzine. Pozdrawiam. Upaly sa nie do opisania.
Czy to prawda, ze w tym roku w Sztokholmie rozdaja bazanty w charakterze nagrody? Cos mi sie o uszy obilo.
Och, please!… Tylko niechaj nikt nie zaczyna, ze nie w Sztokholmie, tylko w Szczytnie. nie bazanty tylko kure tramwaj przejechal…
Ja slyszalem w radiu o bazantach w Sztokholmie!
Mordko, tym razem Radio Erewań wyjątkowo powiedziało prawdę. Rozdają bażanty i to wielkości człowieka.
Na Twoim miejscu zrobiłbym temu Komitetowi kosmiczną awanturę i udowodnił, że ten bażant należał się z natury rzeczy Tobie. Jak się z tego zrobi skandal, to nie szkodzi. I tak po każdym Noblu podnoszą się krzyki, że dostał nie ten, co trzeba. 🙄
No, zawsze przeciez dostaje ten, co nie zasluzyl… 😉 Bo nagroda jest jedna, a zaslugujacych jest naprawde wiecej. Na przyklad Koty Wyrzekajace sie Eklerow zasluguja na wyroznienie. 😆
A ja nie mam zielonego pojęcia, za co dostał tę nagrodę własnie Obama.
Chyba że jest tak, jak twierdzi mój dawny kolega z „Wprostu”, za którym zresztą nie przepadam – Eryk Mistewicz (który stał się „specjalistą od marketingu politycznego”): że ten Nobel tak naprawdę to jest pierwszy w historii Nobel dla marketingu politycznego. Jeśli tak jest faktycznie, to byłoby to bardzo smutne.
Chyba że chodzi o to, żeby Obamie związać ręce np. w kwestii Iranu. A to byłoby jeszcze gorsze, właśnie teraz.
All the usual suspects… czyli glosy ultra-prawicowe na temat nagrody dla Obamy. 😉
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/09/obama-nobel-prize-reactio_n_315690.html?slidenumber=0#slide_image
I jeszcze ci, co kiedys powinni dostac, a nie dostali…
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/09/nobel-prize-snubs-which-g_n_315625.html?slidenumber=9#slide_image
I jeszcze zakonczenie listu Michaela Moore’a (lewicowego dokumentalisty) – w tonie „dostales nagrode, mam nadzieje, ze na nia zasluzysz” (co Obama zreszta powiedzial sam, na konferencji prasowej):
P.S. Your opposition has spent the morning attacking you for bringing such good will to this country. Why do they hate America so much? I get the feeling that if you found the cure for cancer this afternoon they’d be denouncing you for destroying free enterprise because cancer centers would have to close. There are those who say you’ve done nothing yet to deserve this award. As far as I’m concerned, the very fact that you’ve offered to walk into the minefield of hate and try to undo the irreparable damage the last president did is not only appreciated by me and millions of others, it is also an act of true bravery. That’s why you got the prize. The whole world is depending on the U.S. — and you — to literally save this planet. Let’s not let them down.
Wlasnie podobne mysli chodzily mi po glowie, gdy pisalam rano o wielkiej nienawisci, jaka Obama wywoluje u niektorych we wlasnym kraju… „Nawet gdybys wynalazl lek na raka dzisiejszego popoludnia, oskarzyliby cie o niszczenie gospodarki wolnorynkowej, bo trzeba byloby zamknac centra onkologiczne.” I jeszcze: „O ile chodzi o mnie, sam fakt, ze podjales sie wejsc na pole minowe nienawisci i sprobowac odwrocic nieodwracalne szkody spowodowane przez poprzedniego prezydenta, jest doceniony przeze mnie i miliony innych; to jest takze akt prawdziwej odwagi.”
to ja juz tylko powiem: wlasnie. Moze i nie zasluzyl na Nobla, ale ciesze sie, ze dostal.
Kanclerka Merkel też powiedziała, że się cieszy i że „zawdzięczamy Obamie zmianę tonu w stosunkach międzynarodowych”. 🙂 Może tę zmianę tonu jury tak wysoko oceniło?
I to, i to, ze jak caluje swoje dzieci rano, i gdzies jedzie, to nigdy nie wiadomo, czy je jeszcze zobaczy… Wystarczy tylko poczytac raporty Southern Poverty Center, i ostrzezenia jego wlasnej ochrony. O tym takze na pewno myslal Moore, piszac o „monefield of hate”.
Ale pragne przypomniec, ze sam laureat zaznaczyl w czasie konferencji prasowej ze dla jego dzieci jest dzisiaj szczegolnie wazny dzien – pierwsze urodziny ich psa, Bo. 😀
Te małe Obamówny mają zadatki na wielkich ludzi. Potrafią bezbłędnie ocenić hierarchię ważności spraw. Będę musiał się dokładnie przyglądać ich rozwojowi. 🙂
Dla kolegi Bo oczywiście najlepsze życzenia. I zdrówko najszlachetniejszą kałużanką z tej wielkiej dziury koło pola rzepaku! 😆
Bobiku, tak zachwalasz te kaluzanke, ze chyba bede musiala kiedys sprobowac. Wlasnie zaczelo padac, wiec jeszcze nie dosyc sie zebralo, w zwiazku z czym poki co jednak czyms innym… 😆 Twoje zreszta tez. 😀 A jak juz sie zbierze, to poszukam porzadnej dziury kolo pola rzepaku, skoro te uwazasz za najlepsza. 😆
Chodzenie po kaluzach po deszczu po wiejskiej piaszczysto-blotnistej drodze to jedno z milych wspomnien radosnego dziecinstwa – nie probowalismy jedynie deszczowki chleptac 🙂
Wando – 🙂
Wando- 🙂
piekielnie(??????)zimno
jezeli kolega Pani Kierowniczki ma racje(nawet ciupke racji) to
jest to BARDZO smutne
jeszcze z rana nudne moze,ale…………
http://www.taz.de/1/debatte/kommentar/artikel/1/ist-was-dran-am-buergergeld-der-fdp/
🙂
brykam
fikam
w lodowce widac scianke tylna-po zaopatrzenie wiec
😀
Dzień dobry. 🙂 Rysiu, czy nasze lodówki nie są przypadkiem spokrewnione? Moja choruje na tę samą przypadłość. Musi genetyczne. 🙄
Metodę leczenia też zamierzam zastosować taką samą. 🙂
Słuchałam dziś w TVN24 wypowiedzi przedstawicieli Amnesty International i Komitetu Helsińskiego. Powtarzały się stwierdzenia: dysydenci chińscy, Kowaliow, Memoriał – oni zasługiwaliby o wiele bardziej. A zostali pozostawieni samym sobie. W dwudziestą rocznice Tienanmen. W roku, w którym rosyjscy obrońcy praw człowieka byli mordowani, w momencie, gdy syn Stalina procesuje się o ciężkie pieniądze za szkalowanie ojca (!), a w jego obronie „historyk” Muchin mówi, że Memoriał to polska piąta kolumna.
Dawno skończyły się czasy, gdy w pokojowym Noblu o coś chodziło. Gdy realnie próbowało się wesprzeć uciśnionych, czemu służył m.in. Nobel dla Wałęsy.
Obama mnie ani ziębi, ani grzeje – nic jeszcze nie zrobił. Zmiana tonu należy do kategorii marketingu politycznego. Faktycznie, politycznie facet jak dotąd goni w piętkę. Sam był zresztą zaskoczony, że tę nagrodę dostał. Powinien właściwie odmówić jej przyjęcia na rzecz kogoś, kto rzeczywiście zasługuje. Ale przyjął i teraz drapie się w głowę, jakim organizacjom charytatywnym ją przekazać. Zobaczymy, co wymyśli 😈
to może by tam kto moją kandydaturę zgłosił? ja też jestem pokojowo nastawiony… 🙄
Rysiu i Bobik sami się skreślili. Oni nastawieni kuchennie…
Mnie by się tak czy owak nie należało. Przyznaję ze wstydem, że nie jestem tak całkiem pokojowym pieskiem. Zdarza mi się nie wytrzymać i ugryźć w łydkę. 😳 Ale za kandydaturą Hoko mogę wielkodusznie głosować, mimo że zarzucał mi publicznie kryminalne czyny. 🙄
Nie mogę powiedzieć, że mnie Obama ani ziębi, ani grzeje, bo na co dzień widzę, jakie znaczenie on ma dla tzw. zwykłych ludzi z Trzeciego Świata i dlatego staram się doszukiwać w decyzji Komitetu czegoś więcej, niż tylko bezmyślnego ulegania piarowi. Ale Memoriał memu sercu bardzo bliski i uczciwie muszę przyznać, że wiele bardziej by zasługiwał. Tylko tak się zastanawiam, czy nie warto z tej nagrody dla Obamy, jak już ją dostał, wyciągnąć jakichś pozytywów. Bo przecież pokojowy Nobel honoruje nie tyle nawet konkretnego człowieka czy organizację, co pewną ideę, która za tym stoi. I w tym przypadku jest to, bardzo z grubsza mówiąc, idea zmiany zasad rządzących wielką polityką, z siłowych na dogadujące się, jak również idea rozszerzenia pola dialogu plus podkreślenie, że zmiany są możliwe i układ sił w świecie nie jest niewzruszony. Niechętnie bym wylał to dziecko z kąpielą, powtarzając, że Obama dostał niesłusznie i odsądzając go od czci i wiary. Co nie przeszkadza mi w równoczesnym przyznaniu racji Pani Kierowniczce, że byli lepsi kandydaci.
Dziś w telewizji koncert Rolling Stonesów sfilmowany przez Martina Scorsese. Jeszcze nie widziałem, więc chyba sobie nie odmówię. 🙂
Czy taki film wypada oglądać na trzeźwo i bez żadnych innych środków oszałamiających?
Jest mi prawie przykro, ze nie sadze zeby Nobel dla Obamy byl najlepszym wyborem. Nie zlosci mnie to, ale juz naprawde, please, czy tylko jeden Obama na tym swiecie? Tez kocham Obame, ale na razie napisal tylko dwie ksiazki, obie o sobie, a prezydentem dopiero co zostal. Jesli nie bylo innych godnych kandydatow (chocby podanych przez Kierownictrwo) to jest niedobrze…
W Wyborczej jakis okropny artykul atakujacy Herte Mueller. Zdaniem autora za malo wycierpiala po wlasciwej stronie, zeby jej pisanie warte bylo tej nagrody.
Warszawskie wizyty… dzisiaj w teatrze K. Jandy Polonia na Bagdad Cafe. A potem U Kucharzy na pysznym tatarze oraz, wzorem Franciszka Jozefa, sztukamiesie z jarzynami.
Warszawa pusta w ten sobotni cieply wieczor.
Bobiku, kocham Stones’ow. Na zdrowie!
He, he. W jednej z pierwszych scen, jeszcze przed koncertem, Clinton przedstawia Stonesom Kwaśniewskiego. 😆
Tatar i sztukamięs do tego! Królikom to się powodzi! A pies dziś zachrzaniał wegetariańską pizzę i sałatkę z rukoli. 🙄
Ale jak na zdrowie, to na zdrowie! 🙂
Dzień dobry 🙂 Pogoda robi wszystko, żeby zapewnić Kozie niezakłócone przeżywanie miesiąca miodowego. Dobrze, że mam spore zapasy drewna i mogę dyskretnie wspierać tak obiecująco rozpoczęty romans. 😉
A z prasówki wyłuskałem dziś wspomnienia o Lemie, bo odkryłem tam z dumą, że mam z nim wspólną cechę. On też był Piotrusiem Panem i wcale nie upierał się przy tym, żeby dorosnąć. 🙂
http://www.polityka.pl/ojciec-byl-duzym-dzieckiem/Lead30,935,302477,18/
Właściwie mogłem wpaść na to wcześniej. Ktoś całkowicie dorosły nie mógł napisać „Kongresu futurologicznego” czy „Bajek robotów”. 😉
4+1 podobno piec w zblizeniu. Ale to niesprawiedliwe. Bo cztery katy, a piec piaty
A tak w ogole, sfrustrowanam okropnie, bo nie mialam z kim wymienic po polsku pogladow na Noble. Zuczek jestem, trzeba bylo wpasc do Bobika.
A teraz po ptokach.
Ide sie uchlac z rozpaczy!
A czemu po ptokach, Tereso? Nigdzie nie jest napisane, że nie można dalej wymieniać. 😀
Zresztą o Noblu literackim tak naprawdę jeszcze wiele nie było. Sprawa do nadrobienia.
Co wcale nie znaczy, że chcę Cię odwodzić od uchlewania się. Tylko po co zaraz z rozpaczy? Od łapy mogę podrzucić kilka lepszych motywacji. 😀
No właśnie, przypomniałem sobie, że obiecałem napisać coś o niemieckich echach na literackiego Nobla i nie dotrzymałem. A byo to ciekawe, bo pierwszą reakcją była kompletna konsternacja. W głównym wydaniu „Wiadomości” prezenter powiedział coś w rodzaju „wprawdzie cieszymy się wszyscy szalenie, ale równocześnie nam jakoś głupio, że ta noblistka w Niemczech jest prawie nieznana. Ja sam do dzisiejszego dnia żadnej jej książki nie czytałem i przed programem szybko sięgnąłem.” Złapany przez dziennikarzy Grass nie umiał ukryć zaskoczenia i wybąkał coś, że gratuluje H.M., bo to dobra pisarka, ale czemu nie Amoz Oz? Ściągnięty naprędce do programu redaktor od kultury podkreślał, że H.M. w Rumunii była odrzucana jako Niemka, a w Niemczech – tu już łagodził wypowiedź – nie tak znana, bo w swoich książkach wracała stale do Rumunii.
I w sumie , to zaznaczanie naszości-nienaszości, te wszystkie pełne bardziej zaskoczenia, niż radości głosy jakby potwierdzały uzasadnienie komitetu noblowskiego, że nagrodę przyznano za oddanie coraz częstszego doświadczenia współczesnego człowieka, jakim jest poczucie wygnania i bezdomności.
No i oczywiście była też przez kwiatek mowa o tym, że byli lepsi kandydaci. 😉
A bo po ptokach (znowu piec, tyle ze dwoch na trzech) i odnosze wrazenie, ze te komitety akademickie zyja na jakiejs wyspie.
Umieram zreszta ze smiechu, bo nad Sekwana Herta Mueller to taka pierwszyzna, ze az wstyd. Polska jawi sie na tym tle jako wielka intuicyjna awangarda, bo przetlumaczono juz chyba z 5 tytulow, zanim. Tutaj bodaj jeden. Bardzo zabawne.
A w ogole po ostatnich moich przygodach z wspoltlumaczeniem jednego z ostatnich laureatow mam bardzo powazne watpliwosci, co do kryteriow, ktore wydaja mi sie coraz bardziej polityczne, ale w kliszowym tego slowa znaczeniu.
To dziala jak guzik. Rezim. Bunt. Trauma. Nobel.
Gdzies tez wyczytalam, ze w swym pisarstwie mysli w jezyku rumunskim, kiedy sama Herta Müller podkresla, ze rumunski jest jej drugim jezykiem.
Jak reżim, bunt i trauma, to czemu Roth nie dostał? 😆 W domu miał reżim, co spowodowało u niego dziecięcą traumę, a w wieku nastoletnim bunt.
Roth prawdopodobnie byłby zdania, że w dorosłym życiu łatwiej było pokonać traumę po Ceaucescu, niż po własnej matce. 😉
No wlasnie o to chodzi. Tez tak uwazam. A jakos nie jestem do konca przekonana, majac swiadomosc manii przesladowczej Pani HM.
Ja zreszta bylam za Rothem albo Murakami. Bardziej nawet za Murakami.
Też mi się zdaje, że Murakami miał najbardziej „noblowski wymiar”, chociaż trochę głupio to pisać, jak się H.M. nie czytało.
Czasem się zastanawiam, czy ten literacki komitet nie składa się z niespełnionych buntowszczyków, którzy sobie mówią: my dobrze wiemy, czego się od nas oczekuje, ale pokażemy im a takiego. Niech sobie nie myślą, że my na pasku jakichś oczekiwań będziemy chodzić. Nie dane nam było z żadnym reżimem powalczyć, to chociaż opinii publicznej i krytyce literackiej podłożymy bombkę. 😉
Jako Bobik w germanskim burzujskim kregu siedzacy, Bobik dobrze wie, ze w oczach Wysp Szczesliwych wszystko, co za murem berlinskim, to byl obciach, poruta, nieustanny horror, tortury od kolebki po grob i takie inne przyjemnostki. Tak zwani „biedni ludzie”. I ta polityczna poprawnosc mnie wkurza.
A Murakamiemu kibicuje na rok nastepny. Mlody jeszcze, moze sie doczeka…
niby zimno, a wcale nie aż tak…
Ja tez mam nadzieje, ze Murakami w koncu dostanie – ma te same inicjaly, co Herta Mueller. U nas zreszta byly tlumaczenia Herty Mueller, moze troche mniej niz w Polsce, ale dosc solidne, wiec nie tylko za byla zelazna kurtyna ja tlumaczono (za czytanie nie recze). Ale nie wiem dlaczego, jakos mnie te nagrody nie podniecaja, bo przeciez znam tylu cudownych pisarzy, ktorzy nie dostali i juz nie dostana, bo nie zyja. A poza tym w kulturze jezyka angielskiego komitet wybierajacy „zwyciezcow” zawsze byl podejrzany, za to, ze tak mocno nie znosil Grahama Greena za powiesc napisana w mlodosci, gdzie Szwecji nie przedstawil w najlepszym swietle, mowiac delikatnie. Na pewno „England Made Me” byla inna wizja niz wesole katalogi Ikei. 😉
To samo zreszta mysle o pokojowej Nagrodzie Nobla. Moze najwazniejsze nie kto dostal, ale ze w ogole sie o temacie pokoju raz na rok rozmawia, tak jak przy literackiej szerzej sie dyskutuje o ksiazkach, a przy nagrodach z dziedziny nauk scislych, nagle choc na chwile sie mysli o roli badan naukowych w naszym codziennym zyciu. Zwlaszcza w tych dziedzinach jest przeciez tyle rownie zaslugujacych kandydatow, tylko mniej jest zazartych dyskusji, czy ktos zasluzyl, czy nie, bo do tego jednak trzeba miec juz mocno wyspecjalizowana wiedze. 😉 No a w dziedzinei pokoju i ksiazek, na szczescie jeszcze wszyscy jestesmy specjalistami. 🙂
Jeżeli nie tak zimno, to jak? Szczegóły proszę. 🙂
Przepraszam bardzo, ja jestem specjalistą od przedpokoju, bo stamtąd najlepiej ma się oko na wszystko i wszystkich. 😉
Z tym aspektem popularyzatorskim Nobli i w ogóle nagród Monika ma rację. Dlatego ja niezależnie od różnych osobistych zawodów, że nie dostał ten czy tamten, próbuję uprawiać positive thinking. Jak z okazji zamieszania przy nagrodzie ktoś nieszczególnie czytający weźmie książkę do ręki, albo zastanowi się, za co właściwie się tę lub inną nagrodę dostaje, to już jest jakiś plus.
A laureatów, którzy dostali jakąś nagrodę i zewsząd słyszą, że im się nie należało, zwyczajnie, po piesku mi żal. To przecież nie ich wina, że jury tak zdecydowało. Wyobrażam sobie, jak ja sam bym się czuł w takiej sytuacji i raczej mam tendencję do rozpinania parasola ochronnego. 🙂
Tak, Bobiku, ja tez myslalam sobie, co by np. uslyszal Obama, gdyby za rada tych, ktorych Nobel dla niego mocno zawiodl albo zdenerwowal, zwrocil te nagrode. Na pewno wszyscy by go krytykowali za arogancje. I za oczywisty brak manier, bo takich rzeczy sie raczej nie zwraca, chyba ze juz w bardzo szczegolnych sytuacjach, do ktorych ta jednak nie nalezy. Wiec ja tez raczej w strone parasola ochronnego dla wyroznionych… 🙂
Ale tutaj akurat znalazlam ciekawostke fotograficzna – zdjecia maturalne znanych politykow amerykanskich. Po osiemnastoletnim Clintonie od razu widac, ze czarus, a Newt Gingrich wlasciwie tez juz ma ten swoj uroczy charakter na twarzy. No a zdjecie GWB zostawiam bez komentarza… 😉
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/11/politicos-yearbook-photos_n_296462.html
Moje dobre serduszko podsunęło mi pomysł Nagrody Bobika, która będzie dla wszystkich chętnych, a niespodzianką będzie tylko każdorazowo moment jej przyznawania. 😀
Oczywiście możemy utworzyć jury, które długo i zawzięcie będzie obradować, komu przyznać i za co, ale na końcu nikt nie powinien odejść zawiedziony. 🙂
Wymiernym aspektem nagrody będzie milion wirtualnych parówek do podziału.
A najważniejszą osobą w Komitecie będzie rachmistrz, który potrafi podzielić milion przez liczbę kandydatów. 🙂
Czerusiów to tam nawet kilku by się znalazło. 🙂
Po McCainie też właściwie zaraz widać, że nie liberał. 😉 Grzeczny chłopiec, ulubieniec mamuś i nauczycieli, żadne tam trawki i saksofony.
Bobiku, widze, ze jestes na tej samej czestotliwosci, co Dodo, w „Alicji w krainie czarow” – „everybody has won, and all must have prizes”. 😆 Jestem za. 😀 Podobnie jak za stamtad pochodzacym pomyslem suszenia przemoczonych przy pomocy suchej prozy podrecznikow szkolnych. 🙂 Moze po prostu nalezaloby wskrzesic Lewisa Carrolla do tego dzielenia miliona przez liczbe kandydatow, bo on byl przeciez matematykiem? Tylko nie napisales miliona czego… 😉
Z tym McCainem to ciekawe, co napisales, bo on byl rzeczywiscie wychowywany tak jak mowisz, a jednoczesnie byl okropnym rozrabiaka (co do trawki to nie wiem, ale wiem o rozbijaniu samolotow w zwariowanych eskapadach, i skonczeniu studiow z trzecim czy czwartym najgorszym wynikiem). A mamusie ma dokladnie taka, jak napisales, Bobiku (z pierwsza zona McCaina przez lata sie procesowala o kazdy najmniejszy bibelot) – widze dla Ciebie nowa kariere, oprocz rozdawania nagrod wszystkim chetnym. 😀
A Hilary – taka jeszcze correct, bo ona miala z kolei bardzo konserwatywnego ojca. Potem, juz na studiach (nie wiem czy juz po poznaniu Billa) jej zdjecia przechodza spora metamorfoze, i mocno sie zmiekczaja (moze i trawka?). Ale perly lubi nosic do dzis. 🙂
Jak to nie napisałem czego? 😯 A milion wirtualnych parówek to pies? 😀
Mam nadzieję, że wirtualne nawet dla Pani Kierowniczki będą atrakcyjne. 😉
To „rozrabianie” McCaina też jest typowe dla konserwatywnego modelu wychowania. Trzeba udowodnić, że się jest prawdziwym mężczyzną (bardzo wskazane wojsko, marynarka, polowania, męskie bibki, itp.), no i że nie zalicza się do jajogłowych. A potem już można spokojnie robić karierę w polityce lub w biznesie. 🙄
Ach, parowki (wirtualne)… 🙂 Bez parowek nie tylko szczeniaki, ale szczeniaki ludzkie mialyby mocno zubozone dziecinstwo (i do tego nadaja sie swietnie do ciekawych miczurinowskich eksperymentow kulinarnych). 😆
Tak, to „rozrabianie” McCaina bylo typowo macho-konserwatywne-anty jajoglowe. Zreszta Bush mlodszy i starszy takze sie podobnym rozrywkom oddawali (nalezeli nawet do organizacji „Skull and Bones” dla uprzywilejowanej mlodziezy w Yale). Ciekawe, ze Hilary, zbuntowala sie przeciwko super-konserwatywnemu ojcu w imie praw kobiet. Mozna sie zastanawiac, czy przeszlaby na druga strone, gdyby byla mezczyzna (rozwazanie scisle teoretyczne)… Ja w niej czasem wyczuwam scieranie sie konserwatywnego modelu z liberalnym, podobnie zreszta jak – inaczej – u Obamy.
Bardzo ciekawe pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale jak teraz pomyślałem, to widzę, że faktycznie facetom z konserwatywnych rodzin „nie opłaca się” zmieniać poglądów, bo tak czy owak są na uprzywilejowanej pozycji. A kobiety, jako z założenia underdogi, mają tu większą motywację. Oczywiście nie wszystkie konserwatywnie wychowane kobiety przechodzą na stronę wroga; niektóre świetnie się czują w podległej roli i radośnie wywijają sztandarem przyrodzonych skłonności, świętej powinności, itede. Ale kobiety takie jak Hillary – zorientowane na karierę, o silnym poczuciu własnej wartości, mają powody, żeby nie czuć się dobrze w konserwatywnym sosie.
Tak, to zreszta dotyczy calych rodzin – zrobiono nawet na ten temat badania. Rodziny majace corki sa ogolnie (bo szczegoly jednak sa rozne, jak to w zyciu) bardziej sklonne do liberalnych pogladow, niz rodziny tylko z synami (rodziny tylko z corkami najbardziej liberalne). I zwlaszcza, co ciekawe, dotyczy to ojcow, ktorzy dla corek chca tych samych mozliwosci, co dla siebie. Oczywiscie, to wszystko tylko jednak dane socjologiczne, i w szczegole sama znam liberalne rodziny z synami, i ultra-konserwatywne z corkami, ale jest tu ogolnie podobny mechanizm, jak u Hilary.
A Obama ciekawy, bo matka byla wybitnie liberalna (ateistka, ciekawa swiata, mezowie z innych krajow i kultur), choc z dobra etyka pracy odziedziczona po swich rodzicach. A Obama, pod wplywem bardziej nieco konserwtywnej Michelle (klasa robotnicza z Chicago, dzieci wybily sie dzieki poswieceniu rodzicow i wlasnej ciezkiej pracy, oraz pomocy dla czarnoskorych studentow) jednak do kosciola zaczal chodzic, i ma chyba mniej hippisowskie poglady na wychowanie corek niz jego matka na jego. Co nie przeszkadza mu byc w ogole liberalnym, ale na wlasny sposob.
mialem podobne do Bobika wrazenie,kto to jest ta niemiecka pisarka H.M pytali sie i nas klienci,ale „Atemschaukel ”
sprzedalismy do ostatniej sztuki
to dziwne ,ze tak ceniona przez krytykow i „znawcow” literatury
nie zaistniala w swiadomosci tlumow(otrzymala Müller kilkadziesiat nagrod i wyroznien)
ostatnim Noblem ktory tak drastycznie zainteresowal czytelnikow
byl ten dla Orhana Pamuka
poczytamy zobaczymy tak bylo z J.M.G.LeClézio ktorego
„Onitsza” bardzo mi sie podobala
No, ale Pamuk to się naprawdę daje czytać! 😀
Coś mnie dziś łóżko wyjątkowo wcześnie zaczęło wabić, a teraz już na tyle zwabiło, że powiem tylko dobranoc i rzucę się w jego objęcia. 🙂
cicha jesien za oknem
trawniki zasypane wilgocia
sombrero na glowie(parasol w reke)gazeta pod pacha
brykam
przestało padać, nawet przez chwilę niebo było niebieskie, ale i tak buro
Jestem! Było CUDOWNIE, cdn. 🙂 🙂 🙂
Dlaczego tu tak ch……. zimno 🙁 ??? !!!
Dzień dobry 🙂 Oglądałem wczoraj film dokumentalny o Zakazanym Mieście i tak sobie pomyślałem: a czy to przypadkiem już nie pora, żeby Jotka wróciła na łono? No i proszę – szast, prast i załatwione! 😆
Powitać, powitać, a na cdn. już sobie ostrzę zęby. 🙂
Widzę, że dziś życzenia P.T. Publiczności idą w kierunku intensywnego dokładania do Kozy. No to lecę po drewno. 🙂
Jotka 😀 witaj 😀 Duńszczyznę, mam nadzieję, zostawiłaś Chińczykom?
Witaj jotko po podrozy oraz drodzy blogowicze. W srode i ja zjade do domu, ale poki co jeszcze w Warszawie. Typowo mazowieckie trzydniowe zachmurzenie.
Na chlod Bobiku skuteczny jest krupnik i brandy/calvados, ktora szczesliwie przywiezlismy z Francji. Z tym, ze dla mnie, szczerze mowiac, po latach kanadyjskiego chowu, wciaz jest cieplo. W Winnipegu spadl juz snieg i zwykle to jest cala nasza pociecha w poludniowym Ontario, ze gdzie indziej juz pada snieg o tej porze.
Ach, calvados… Mało co tak potrafi mnie rozmarzyć… 🙂 Chociaż wolę go wlewać do kawy, niż do krupniku. 😉
Do Kozy dołożyłem tak, że chyba nawet na kanadyjskie śniegi starczy. 🙂
Duńczyk Chińczyka na szczeblu spotkał,
za łeb ucapił: gadaj, gdzie jotka!
Czynniki nasze martwią się o nią,
bo z naszą tajną zniknęła bronią.
Chińczyk ze strachu proste ma ślepia
i je w Duńczyka trzęsąc się wlepia:
choćbym i wiedział, nie puszczę pary,
informacyjny szlaban na gary
panuje w sprawie tej w Państwie Środka.
Choćbyś mnie zabił – nie wiem, gdzie jotka!
Poszła, przepadła, zwinęła żagle,
jakby się pod ziem zapadła nagle,
lecz od Hongkongu aż do Pekinu
zawzięta ściga wdzięczność ją gminu,
bo powiększyła nasze zasoby,
dając nam w darze duńskie mikroby. 😉
Bobiku, masz wielką moc rozgrzewania 😆
Widzisz Duńczyka jak gra w Chińczyka
To wszystko w normie, to gra muzyka
Za to jak Chińczyk zagra w Duńczyka
Coś ci nie styka ta egzotyka… 🙂
Za Chińskim Murem – tam to jest tłoczno!
Chińczyk jednakże trzyma się mocno
Duńskiego księcia dzieje tam znają
Wiedzą, że Lego też z tego kraju
Dania pamięta jednak o bólu
Że z Chin pochodzi herbata Ulung…
Jak zeen pomaga dokładać do Kozy, to już nikt nie ma prawa zmarznąć. 😆
U nas przymrozki, a przy tym male domowe trzesienie ziemi, polaczone z nieustannym otwieraniem i zamykaniem frontowych drzwi, wiec ciesze sie, ze Koza grzeje, bo troche mi zimno, szczerze mowiac. 🙂 A do tego Jotka wrocila – cala, zdrowa (mam nadzieje) i zachwycona. Czegoz wiecej chciec… 😀 Witaj Jotko, Dzielna Podrozniczko do Panstwa Srodka. 😀
Kroliku, Gary, nasz elektryk Gary (ten, ktory zostal niedawno szczesliwym ojcem) pochodzi z Winnipeg, i uwaza, ze my tu w Bostonie w ogole nie wiemy co to piekny, prawdziwy snieg… I dziwi sie, ze jak wyraza opinie, ze mamy tu jeszcze za malo sniegu, to wiekszosc mieszkancow Masschusetts przejawia dosc umiarkowany entuzjazm… 😉
bojcie sie
mokro,zimno
przymrozki zapowiadaja
snieg moze spadnie (nie taki jak u Gary,ale nasz swojski na piec minut)
szaro,szaro
wracam do Müller 🙂
czekam na relacje jotki
jadlas wszystko?czy tylko zabite i ugotowane 🙄
😀
sam nie wiem co myslec-przyszlosc
http://www.sueddeutsche.de/,ra12m1/computer/297/490671/text/
i jeszcze „jotka-rys”
http://www.zeit.de/kultur/literatur/2009-10/literaturland-china
Müller wola 🙂
Wczoraj słyszałem komentarz H.M. do przyznania jej nagrody, który jak najbardziej potwierdza opinię Teresy o obsesji i zafiksowaniu noblistki na jednym temacie. „Jestem wprawdzie zaskoczona, ale cieszę się, bo w dyktaturze człowiek uczy się tego, żeby cieszyć się wszystkim jak najszybciej, jako że wkrótce może to stracić” 😯
Rozpakowałam się, co wziąwszy pod uwagę fakt, ze nie cierpię pakowania i rozpakowywania, w czym jestem kompletnym antytalentem, wpisauję po stronie sukcesów. Ponadto głównie śpię. Docierają do mnie Wasze miłe słowa i rozgrzewają serce w zziębnietej powłoce. Niemniej nic z siebie więcej nie potrafię wykrzesać. Udaję się na dalsze odsypianie/dosypianie. Jutro po południu, po powrocie z pracy zacznę sprawozdawać. Dobranoc 🙂
Czekalim tyle, to poczekamy jeszcze. 🙂
Do Kozy dorzucam gałązkę rozmarynu. Wprawdzie rozwijał już na pewno się nie będzie, ale za to jakie efekty zapachowe… 🙂
vitajcie! Wprawdzie w Chinach nie byłam ale jeszcze dalej bo w wymiarze bezbytu. To miejsce w którym osobnik ani jest ani nie jest. Prawdę rzekłszy chyba powędrował za mną rząd a także komisja Noblowska . Tak czy owak na ziemię trzeba wrócić bo jak Bobiczek zauważył idzie zima. To sroga pora roku, ale są tacy co ją uwielbiają np. bałwany 🙂
A ta Mueller to chyba jakas inna Mueller niz ta ktpra ja czytalam pare lat temu po polsku w tlumaczeniu? Jedna krociutka powiesc z miloscia w tytule, ale nie pamietam jak dokladnie. O nieudanym zwiazku dwoch kobiet. Pieknie napisana, z dobrym poslowiem chyba Janion.
Jestem dalej, a nawet jeszcze bardziej odcieta od swiata. T-Mobile wystawil ludzka tarcze z Technical Support, ktpra odpowiada chorem, ze „system” i ze „system” nie pozwala – prawie przy tym placzac. Jestem niepoceiszona
Wszystkie komputery w tej bibliotece, gdzie wolno zajmowac tylko jedna godzine, zle dzialaja. Ledwp dostalam sie do poczty, ale wysylka jednej krotkiej odpowiedzi i zaJELA MI 25 MIN.
I miss you all.
Moniko, mam nadzieje, ze odnotowalas w niedzienym NYT kolumne z „noblowskim oredziem” Obamy – to znaczy jak powienien przemowic. Bardzo mi sie to podobalo.
A wracajac jeszcze na chwile do Mueller, a propos tego co pwoioedziala mimochodem Teresa Cz – mozna myslec w drugim, nabytym jezyku. Ja mysle tak wlasnie – po polsku, nawet sny mam po polsku. Ale kiedy jestem bardzi gleboko neiszczesliwa albo przestraszona wraca jezyk dziecinstwa i mlodosci. Takie dziwactwo.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam. Sezon grzewczy tu jest nie do wytrzymania. Czekaja mnie 2 mile do domu na piechote w strasznym sloncu. Ale mam kapelusz i krem.
Bardzo mi szkoda lata i zawsze mam wrażenie że trwa krótko,… Może kiedyś zamieszkam w Hiszpanii a mym pokarmem będą flamenco, wino i śpiew 🙂
tak na serio to zmartwił mnie Nobel dla Prezydenta Obamy bo jak kiedyś pisałam Nobel na prochu stoi. Może jednak to będzie pozytywny znak .? U mnie zmiany.. ale jeszcze jestem trochę w niebycie. Wprawdzie gramotam się z niego jednakże jedna strona krzyczy nie a druga tak . 🙂
a gdzież Helena przebywa że tak gorąco, mnie jest zawsze zimno 🙁
mam nadzieję że nie przeszkadza Bobikarni że mam czasem odmienne zdanie. Swoja drogą to Kot Mordechaj napisał chyba najmądrzejszą uwagę a jest nią komentarz eklerkowy 🙂 dobrej nocki
aaa co do tvp.info i ranno- niedzielnego programu w którym występuje Pani redaktor Zuzanna /wg. mnie niedopuszczana notorycznie do głosu / to za radą Kota Mordechaja, powinni goście jeść eklerki bo i tak gospodarz ciągle mówi sam 🙂
Kot Mordechaj tak juz ma. Musi zawsze napisac madrze, bo inaczej nie potrafi. Czasami chcualby nawet napisac cos glupiego, jak nie wskazujac lapa pewien znajomy (ukochany zreszta) Pies. Ale i tak wyjdzie madrze.
Taki jest koci los.
prawda 🙂
Mordechaju, mam niejasne podejrzenia, że Twój wszechmocny System esemesów też nie dopuszcza. 🙁 W każdym razie tych z Europy.
Ja też jestem niepocieszony z powodu Twojego odcięcia. 😥
Jarzębino, ja z zasady nie mam nikomu za złe, że ma odmienne zdanie, o ile nie jest ono na tyle odmienne, że akurat mam za złe. 😉
Ale gryzę z tego powodu bardzo rzadko i niezbyt głęboko. 😀
No, słuchajcie, czy to nie jest fascynujące?
http://www.polityka.pl/rozmowy-przy-zarazaniu/Lead30,936,303129,18/
Przeczytalam, Bobiku, i fascynujace owszem, ale niech sie te fascynujace zarazy rozmnazaja gdzie indziej – nie w nas. Zwlaszcza ze po dzisiejszym wietrzeniu pewnie wszyscy jestesmy landydatami do inwazji, przez obnizona odpornosc.
Heleno, przeczytalam te kolumne w „noblowskim oredziem” w NYT, i nawet czytajac myslalam sobie, czy to czytasz przy swoim sniadaniu z magdalenek z kawa (o ile dalej stosujesz przy wizytach na Florydzie ten sam poranny system). Rzeczywiscie, przedstawil te druga strone, o ktorej coraz mniej sie w Europie zwlaszcza mowi. Tak trudno utrzymac wszystkim w swiadomosci te dwie strony, moze dlatego, ze zawsze przeciez najlatwiej zonglowac tylko jedna pileczka… Missing you, too. 🙂
wtorek
juz caly dzien mniej do konca tygodnia 🙂
zimno
zimowo zimno(berlinsko zimowo)
pierzyna?jak bede wygladac czekajac minuty dlugie na glupi S-Bahn owiniety pierzyna w polowie pazdziernika?
gazeta ciezka od zimna
strony papierowe trzymaja sie razem(cieplej?)
dobrze,koniec z marudzeniem
do dziela
brykam,fikam 😀 😀 😀
siąpi i zimno. trzynasty parzystego miesiąca…
Dzień dobry 🙂 Rysiu, co Ty się obcinasz z powodu pierzyny? Śnieg to się nie wstydzi spadać w październiku i to cholerne zimno też bez żadnej żenady… 👿
Dobrze, że chociaż 13 daje nadzieję, że nie będzie trwał dłużej, niż do 14. 😉
Idę drew dorzucić kozie
Bo nie lubię mieszkać w mrozie
A dorzucę też dlatego
Że to dzisiaj trzynastego…
Zjem też zaraz sam serdelka
Pięć serdelków – radość wielka
A gdy skończę dwunastego
Wezmę się za trzynastego…
Potem z brzuchem do trzynastej
Będę dobry stwarzał nastrój
Po trzynastej śpię, dlatego
Nie budzić do czternastego.
Gdy zeen zaśnie, po cichutku
przyjdzie siedmiu krasnoludków.
Wejdą sobie w zeena sny
i pleść zaczną trzy po trzy.
Przyprowadzą na początek
dziesięć małych Murzyniątek,
potem dwóch z Werony panów,
policzonych moc baranów,
liter kilka, tak ze cztery,
wiedźmy trzy… nie, to hetery,
cztery kąty i piec piąty –
no, po prostu Python Monty.
Na to wszystko trza odtrutki,
więc zeen, nawet bez pobudki,
raźno zrywa się z kozetki
i kolejne pije setki. 😀
Jesienne muśnięcia ululanej weny… 🙂
Póki jeszcze nie jest po trzynastej, zapytałbym głośno i bez owijania w wenę, dlaczego to zeen serdelka musi zjeść sam? 👿 Czy nie jest to przypadkiem kompletny brak instynktu społecznego? Socjopatia? Egoizm? Monadyzm? Cholerawiecoizm?
No bo przecież nie z biedy, wygłodzenia i wychudzenia… 🙄
Może zeen wpadł w serdelkoizm 🙄
Polecam Szczygła 🙂 http://wyborcza.pl/1,75480,7117261,Dobrej_zabawy_z_papiezem.html
Zainteresował mnie ten fragment rozmowy Szczygła z recepcjonistką:
– A skąd się w pani dobro bierze, jeśli nie z Boga?
– Ja staram się być dobra, bo mi się to opłaca.
To jest właściwie dokładnie to, co twierdzi socjobiologia czy współczesny ewolucjonizm. Teoria altruizmu odwzajemnionego. Jesteśmy dobrzy czy moralni nie z jakichś nadprzyrodzonych powodów, tylko dlatego, że to się opłaca i jest korzystne dla zachowania gatunku, a dokładniej mówiąc, dla rozprzestrzenienia swoich genów.
Dla wszelkich religii jest to twierdzenie szalenie niebezpieczne, bo jeżeli Bóg jako źródło moralności przestanie być potrzebny, to nie tylko jedno z podstawowych uzasadnień dla religii zniknie, ale i praktyczne konsekwencje może to za sobą pociągnąć. Jednak widać, że nauka o ewolucji jest dziełem szatana. 🙄
Coś mi się zdaje, że dziś za mało napaliłem i ziąb wszystkich odstrasza. No to dorzucam trochę szczap, powinno być teraz w sam raz. 🙂
ja napiszę jak nikt nie chce 🙂 dzisiaj robiłam przetwory ale chyba będą za kwaśne .
wiem gdzie wszyscy, oglądają wiadomości 🙂 tylko jakaś akcja charytatywna może nastroje poprawić , Dobrze Bobiczku zauważyłeś że nie ma to jak westchnąć do Boga z prośbą o radę. Moja Babcia tak radziła i pomagało 🙂
mam nowy pomysł na zimę, oprócz odchudzania postanowiłam studiować religioznawstwo. Zawsze mnie to interesowało dlaczego człowiek uwierzy we wszystko i wszystkich tylko nie w siebie . Sami przyznacie że to dziwne…
haneczko,czytalem!!!mialem nad czym myslec(i posmiac sie!)
jarzebinko 😀 to na dzien dobry
to dziwne, przyznaje
ostatnio mielismy szkolenie w pracy i staralismy sie okreslic swoje silne/mocne/znaczace cechy bylo trudno
wierzyc w siebie i swoje umiejetnosci,wierzyc powiedziala na koniec pani prowadzaca
podoba mi sie , Bobiku ta „teoria ewolucjonizmu altruizmu”
oj podoba
13 (wtorek) pazdziernik a tu mielismy ZAMIEC SNIEZNA
gwaltowna i juz jest po jak przyszlo tak poszlo 😀
kurde zima
idę pa 🙂 Rysiu a pokażesz mi kiedyś jak brykasz i fikasz ? 🙂
Trzynasty! Rada Wydziału! Zimno, jak nie powiem co 🙁 na zajęciach walka z sennością własną, że o studentach nie wspomnę, uff, siła złego na jednego 🙁
Ale wszysto furda! Obiecałam sprawozdać, to sprawozdaję. Właściwie to nie mam jeszcze poukładanych wspomnień. Wszystko się trochę zlewa, bo był to bardzo intensywny czas. Duże tempo, masa wrażeń. Myślę, że z czasem, jak to wszystko pospisuję, uporządkuję zdjęcia – przeżyję jeszcze raz – to wszystko ułoży się w sensowną całość.
Na razie tak, jak pamiętam, na gorąco. Przede wszystkim mieliśmy sporo szczęśćia co do biura podróży. Wycieczka liczyła sobie 12 osób, pilot polski (pilotka) towarzyszył nam od lotniska w Warszawie, przez cały pobyt i powrót do Warszawy. Na miejscu przewodnicy chińscy. Cena, w porównaniu z ofertą innych biur, bardzo korzystna, żadnych ukrytych kosztów. Hotele przyzwoite/dobre/bardzo dobre. Jedzenie fantastyczne. Jeździliśmy autokarami – każdy miał do dyspozycji dwa miejsca. Na długich trasach przemieszczaliśmy się nocnymi pociągami – wagony sypialne. Tyle co do tak zwanego socjalu.
Trafilismy na wyjątkowy okres, złoty tydzień z powodu 60 rocznicy ChRL, pełni księżyca i związanym z nią Świętem Kobiet. Z tej to racji Chińczycy mieli cały tydzień wolny od pracy i wszędzie były niewyobrażalne tłumy. Dodatkowo jubileusz urodzin Konfucjusza.
Pogoda przez cały czas wspaniała z wyjątkiem dnia kiedy pojechaliśmy na Mur Chiński. Wtedy troche mżyło i widocznośc nie była taka, jak to sobie wymarzyłam.
Wycieczka była zatytułowana: Skarby kultury Chin.
Zaczęliśmy od Pekinu: Zakazane Miasto, Pałac Letni, Świątynia Nieba, Świątynia Lamy, Grobowce Cesarzy, itd.. Wszystko robi niesamowite wrażenie. Dalej wspaniale zachowane stare miasto Pingyao, otoczone zachowanymi w całości murami. Całość jak z wystylizowanych widokówek.
Dalej Taiyuan, Xi’an z muzeum Armii Terakotowej, Luoyang i Groty Longmen z przeszło 100 tysiacami figur Buddy w wiekości od 2 centymetrów do posągu, którego same usta miały 2 metry szerokości. Klasztor Szaolin. Cudowne ogrody, przedstawienia teatralne z perfekcyjnym tańcem i spiewem oraz fantastycznie zrobioną multimedialną scenografią. Rejsy po jeziorze i po kanałach z widokiem na bardzo starą zabudowę. Muzea, bogate sklepy z perłami, fabryka jedwabiu, instytut hafciarstwa, ceremonia parzenia herbaty. I supernowoczesność wielkich miast z 18-sto milionowym Szanghajem włącznie.
Tempo rozwoju imponujące. Ogromne wrażenie robi ilość i jakość dróg. Niezbadaną tajemnicę stanowi sposób poruszania się samochodów po ulicach miast. Dla Europejczyka jest to jeden wielki chaos i kompletny brak poszanowania przepisów ruchu drogowego. A jednak oni się w tym świetnie wyznają i praktycznie nie ma kolizji.
Banałem bedzie powiedzenie, że Chiny to kraj wielkich kontrastów, ale nie sposób tego nie powiedzieć. Kiedy jedzie się, zwłaszcza pociagami, całe setki kilometrów widzi się obrazki, jak z XIX wiecznej Europy – prymitywne narzędzia pracy na roli. Biede i zaniedbanie. Miasta natomiast nie pozostawiają złudzeń co do tego, że przed Chinami jest wielka przeszłość. Skarby kultury pokazują bogactwo przeszłości, które rodzi szacunek i pokorę.
Jeżeli chodzi o zdrowie, to z racji nieustannego przechodzenia z pomieszczeń klimatyzowanych na upał, dopadały nas różne katary, kaszle i bóle gardła. Wędrowały od osoby do osoby niczem niechciany puchar przechodni. Bardzo wszyscy dbalismy o to zeby się „zaraza” nie rozwinęła. W wielu miejscach mierzono nam wszystkim temperature. Podwyższona temperatura jednej osoby groziła zatrzymaniem całej grupy i zawaleniem planów wycieczki.
Nikomu nie polecam chińskich alkoholi. Panowie, po wykorzystaniu krajowych zapasów, kupowali trunki miejscowe i było to coś tak okropnego, że pili to chyba jedynie w ramach pokuty.
Na lotnisku w Paryżu trafiłam na obniżkę cen i kupiłam ponad 20-to letniego calvadosa, który teraz czeka na specjalną okazję.
I jak na razie to by było na tyle 🙂
No, widzę że dołożenie do pieca działa nawet lepiej niż modlitwa, a w każdym razie szybciej. 🙂
U nas śniegu dziś nawet nie było, ale powietrze jakieś takie… mroźne. Gdyby nie przyjaciele, jak na przykład Koza, byłoby cieniutko… 🙄
Mówił mi kiedyś jakiś Norweg, że u nich podstawą przetrwania zimy jest znalezienie sobie przed nią przyjaciela, przynajmniej na sezon, z którym razem spróbuje się nie zwariować.
Inna rzecz, że oni chyba bawet z przyjaciółmi nie mają zwyczaju rozmawiać. Wystarczy być. 😉
Jarzębino, Ryś przecież codziennie bryka i fika. Jeszcze za mało spektakularnie? 😯
Akcję charytatywną ja już zapowiadałem – Nagroda Bobika dla wszystkich. Ale jeszcze trochę pozwlekam z jej przyznawaniem, żeby napięcie rosło. 😆
Jotko, okropną zazdrość to wzbudza. 🙂 Wyobrażam sobie, że przez jakiś jeszcze czas po takiej podróży trudno wrócić do normalności. A mnie w tej chwili nawet trudno o coś konkretnego zapytać, chociaż ciekawym, bo jak zobaczyłem ten cały program, to mnie przygniotło.
Ale spoko, pytania na pewno jeszcze mi jakieś do głowy przyjdą. A na razie zobowiązuję Cię uroczyście do założenia sobie picasy, bo na pewno wszyscy zdjęć się będą domagać, a na moim serwerze tyle się nie zmieści. 🙂
Hej, hej. Znow sie udalo dotrzec do biblioteki (Matkom, ktra mnie tez wczoraj niespodziewanie odebrala, wiec nie musialam dralowac nogami w upale piekielnym. Ma mnie dzis tez odebrac)
Spiesze zapewnic Bobika, ze zadne smsy do mnie nie docieraja, aprata jest martwy jak gwozdz w trumnie (tak to bylo, Moniko, przetrlumaczone na polski z jakiegos tajemniczego powodu, choc Dickens poswieca temu otwierajacemu zdaniu pare zabawnych musings).
Udalo mi sie po 10 dniach kompletnie zlamac ducha mojej Matce i zataszczyc ja do fizjoterapeutki w kwestii bolacego kolana, zlamanego wiele lat temu i teraz dajacego znac o sobie. Pani fizjoterapeutka, dama bardzo no-nonsense, ochrzanila moja matke na okraglo, zadala szereg cwiczen , pomasowala ultradziwkami i kazala zglosic sie w czwartek na nastepna sesje. Dawno sie nie czulam tak usatsyfakcjonowana jak dzis.
Witam Jotke (ktorej zadzroszcze podrozy, choc nie zauwazylam w jej sprawozdaniu zadnej wzmianki o tym jak organizowala na Placu Tienanmen demonstracji w obrobnie Tybetu i poszanowania praw xczlowieka w Chinach), wszystkich najseredczniej pozdrawiam. love you All, miss you All.
Bobiku, a co/kto to jest ten picasy?
Pikasy to robil pazurami moj brat Pikwik na obiciu kanapy.
Bobiku, jesli to mozliwe, to poprosze o dorzucanie do Kozy, bo nas wczoraj mocno przewialo przy okazji trzesienia, i zdaje sie, ze przez najblizsze dni bede Matka Przeziebionych. 🙂 Ale dobrze i niezwykle przyjemnie byc przeziebionym na wlasnej, utraconej i na nowo odzyskanej kanapie. 😀
Jotko, dziekuje za cudowne pierwsze sprawozdanie. 🙂 To co piszesz zgadza sie w duzej mierze z odczuciami z podrozy mojego meza, ktory dosc regularnie lata takze do Chin, i choc jest to zwiazane bardziej z terazniejszoscia i przyszloscia (high-tech) niz przeszloscia, to przy okazji za kazdym stara sie zlapac jak najwiecej wrazen z tej niezwykle starej cywilizacji.
Heleno – ten T Mobile jest, jak widze coraz gorszy, jesli chodzi o obsluge klienta. Dobre kilka lat temu przed wyjazdem do Europy wymagal kilkutygodnioweg uprzedzenia, ze chce sie zmienic plan na miedzynarodowy. Teraz postanowil, jak widze, polepszyc przewidywalnosc uslug wedlug zasady „my nic nie obiecujemy, wiec klient ma bloga pewnosc, ze niczego nie powinien sie spodziewac”. Tlumaczenie gwozdzia Dickensa niezawodne. 🙂
Egoistyczny altruizm jest wysoce prawdopodobny. Kiedyś obgadaliśmy to z panem mężem i, o dziwo, byliśmy zgodni.
Rysiu 🙂
Jotka, dostałam zadyszki 😯
Haneczko, ja też! Ale największe niedobory mam w obszarze sen 🙁 Nie wiem dlaczego, ale dawałam się jeszcze wieczorami, najwięcej w pociągach, namówić na brydża. Wprawdzie stawiałam jasne ograniczenia czasowe, ale nie zawsze dawało się je egzekwować. Wiadomo, trzeba zrobić partie a potem robra. A tak nawiasem mówiąc, czy wyobrażacie sobie – to do brydzystów – że jednego wieczora miałam pięć razy renans? To mi się mogło przytrafić tylko w Chinach 🙂
Ja też potrafię pięć razy dziennie mieć renesans. Po każdym posiłku. 😆
Heleno, chyba nie ma innego wyjścia, tylko liczyć dni do Twojego powrotu do cywilizacji. Na kontynent działającej komunikacji i niedziałających boj…
No, starej cywilizacji w każdym razie. 😉
Jarzębino, jeżeli masz w okolicy jakąś nieremontowaną od lat 60-tych gospodę GS-u, to na pewno są tam jeszcze pikasy na ścianach. 🙂
Moniko, potwierdzam, że chorowanie na własnej kanapie jest o oczko lepsze, niż chorowanie bez kanapy. Chociaż korzystanie z kanapy bez żadnych dodatkowych motywacji poza czystą przyjemnością stoi znacznie wyżej w moim rankingu radości życia. 🙂
Tak, Bobiku – polemizowalabym tylko czy o oczko, czy o dwa oczka lepsze to chorowanie na wlasnej kanapie. Z moich osobistych doswiadczen wyraznie wychodzi, ze dwa. 🙂 Choc ogolnie tez jestem zwolenniczka korzystania bez zadnych dodatkowych usprawiedliwien choroba. 😀
A co do odciecia Heleny od swiata, to najtragiczniejsze jest to, ze przeciez tutaj wlaciwie wszyscy sa podlaczeni do sieci. Zas TMobile, o ile sie nic nie zmienilo od czasu moich z nia kontaktow, nalezy chyba wlasnie do starej europejskiej cywilizacji. Chyba ze juz ktos inny zdazyl ja nabyc droga kupna. 🙄
A do tej teorii altruistycznego egoizmu wystarczy dorzucic lustrzane neurony, i voila – zapotrzebowanie na swiadczenie instytucjonalnych uslug religijnych wyraznie slabnie, jak slusznie zauwazyl Bobik. 😀 Choc niekoniecznie duchowosc, bo to troche inna para kaloszy, i tez mamy do niej i biologiczne predyspozycje, choc w roznym stopniu…
Dobry wieczór wszystkim 🙂 Widzę, że nikt nie wytłumaczył jeszcze jotce, co to jest picasa. Otóż jest to program do wrzucania i udostępniania w sieci zdjęć:
http://picasa.google.pl/
A zdjęcia, jotko, jeśli były robione, koniecznie chcemy obejrzeć 😀 Choćby po to, żeby jeszcze bardziej zazdrościć 😉
Intryguje mnie natomiast niezmiernie owo „masowanie ultradziwkami”, które zaaplikowała Mamie Heleny fizjoterapeutka (19:53) 😯
Pani Kierowniczka jest niesamowita 😯 Każdy dziwek wyłapie 😯
Oczko redaktorskie czyli zboczenie zawodowe… 😆
Ja też wyłapałem, ale myślałem, że to tak specjalnie, dla śmichu. 🙂
Albo dla wzbudzenia niezdrowego podniecenia wśród męskiej części. 😆
Doro Droga, dziękuję za adres picasy 🙂 , jak widać nie brak egoistów wcale niealtuistycznych na tym, w gruncie rzeczy przezacnym, blogu. Szanowna Frekwencja żarty sobie tylko robi z cudzej rzeczy nieznajomości i wybiórczej ułomności 🙁
poproszę męża, żeby mi to wszystko łopatologicznie wytłumaczył. Jak zrobi pierwszą selekcję zdjęć, ma ich około 2000 !!! to zobaczymy co się nadaje do upowszechniania.
Zazdrość rozumię ma taki charakter pragnienia i tęsknoty za odwiedzeniem tych wspaniałych miejsc.
Moniko, stanowczo doradzam własną kanapę a już szczególnie w celach li tylko relaksacyjnych 🙂
Heleno, muszę niestety złożyć samokrytykę. Nie tylko nie urządziłam demonstracji na rzeczonym placu w rzeczonej sprawie 🙁 co gorsza, wgapiałam się z własnej i nieprzymuszonej woli w telewizor, podczas gdy przeurocza dziewczyna masowała mi stopy, oglądając akademię „ku czci” 🙁 czy to oznacza, że powinnam się poddać specjalnym zabiegom reedukacyjnym 🙁 ?
Wszystkim miłego dnia życzę 🙂
tylko 2° ciepla
to jednak prawdziwa zima 🙂
specjalnie dla jarzebiny
brykanko,fikanko od domu do pracy(na tyle na ile mozna
z pierzyna 🙂 )
jotko,zadnych specjalnych wystarczy
„masowanie ultradziwkami” 😀
zazdroszcze Wam takiej wycieczki,a Tobie partyjek
luz siebie widze szlem w pekinie 🙂
brykam dalej w SWIAT
Bobiku dbaj o cieplo!!!!!!!!!!!
ziąb, słota…
ziąb, słota dalej… ciekawe czy to masowanie ultra… by pomogło? 🙄
Foma, byłoby zbawienne. Albo wprost przeciwnie 😉 Wypróbuj i sprawozdaj 😆
Teraz to nie bardzo. Po babeczce jestem. Mniam, mniam. Jeszcze kawa i…
Zamiast ultradziwki wystarczyła babeczka… ech, młodość, młodość… 🙄
Dzień dobry. 🙂 Dziś by mi się przydał ktoś do dokładania zastępczego, bo dużo będę w terenie bez dostępu. 🙁 A ziąb rzeczywiście jak cholera – u nas rano stopnie były raptem dwa, a w najbliższym czasie przymrozkami grożą.
Tyle że jak stopni mało, to włazić wysoko nie trzeba i łapy się oszczędza. 🙂
Reedeukacja by się tu nie tylko Jotce przydała. Fomę z łakomstwa chyba by łagodnie trzeba zacząć wyciągać, co poniektórych z pracoholizmu… Jeszcze by się pewnie kilka innych przypadłości znalazło. 😉
Najchętniej bym założył Kompleksowy Ośrodek Reedukacji Słowem, tylko dzisiaj z czasem krucho. Ale co się odwlecze… 🙂
Rysiu, szlema wylicytowali przyjaciele, ale byli bez jednej. Wiadome, że z kontrą. Szlemików wylicytowanych i wygranych było kilka. Jeden na dworcu kolejowym a reszta w pociągach. Ciekawe upodobania mają te karty 🙂
Kupilismy dwie talie nowych kart. Jedna z przepieknymi ogrodami, druga z kanłami Suzhou, miasta, które Marco Polo nazwał Wenecją półnonocy. Ciekawe czy będzie się mozna skupić na grze czy widoki rozproszać będą uwagę, wiadomo kogo 🙂
A czy nie dałoby się zmienić płci tych „masowaczy”, pytam nieśmiało? 🙁
Zmiana płci przy współczesnej technice medycznej nie jest już większym problemem, ale kto za to zabuli?
Bobiku, a dlaczego „słowem”, wszak tyle różnych ciekawszych mozliwości 🙂 a słowem to prędzej mozna uśpić niż zreedukować 🙁
Na początek proponuję obrobinę rozgrzewajacej naleweczki a przy zacnym trunku to i o metodach porozmawiać mozna … 🙂
No, Bobiku! Naprawdę potrzebny Ci stakaneczek na rozjaśnienie umysłu! Nie chodzi o zmienianie płci masowaczkom, ale o podesłanie kilku sprawnych, przystojnych masowaczy, którym nie powiem: Nie 🙂
To jak by nazwać ultradziwki w wersji męskiej? 🙂
Odmieniać jak prawdziwki. Jeden ultradziwek, dwa ultradziwki, pięć ultradziwków… 😀
Muszę, niestety, na jakiś czas opuścić pueblo, ale jak wrócę, to ja was zreedukuję! 😈
Pięć ultradziwków to już mała masarnia. Nie wiem, jak Jotka zniesie tak intensywny przerób 🙄
Haneczko, przy dobrym planowaniu, kto wie, kto wie?
Dostałam zaproszenie na konferencje naukową. Jeden z referatów zatytułowano: „Inteligencja seksualna – narzędzie pomiaru”. Czy życie nie jest interesujące? 🙂
Zastanawiam się własnie nad tym czy należy poświęcić czas i zainwestować całe 50 PLN żeby posiąść tę wiedzę?
No nie wiem, profesjonalne narzędzia są droższe 😉 Ale brzmi kusząco 😀
Czy 50 PLN to dużo? Myślę, że jeden ultradziwek to co najmniej dwie stówki bierze, czyli przy piątce trzeba się na tauzenik przygotować.
Za tauzenik to i narzędzie pomiaru pewnie by po konferencji dali w ramach materiałów szkoleniowych…
Ja zrozumiałam, że nie ma co tu sobie, hm, fantazjować, bo owym narzędziem ma być właśnie rzeczona inteligencja 😎
rezczona inteligencja narzędziem pomiaru tejże??? no chyba jednak nie romumię 🙁 i nadal nie mam jasności w kwestii skorzystania z zaproszenia 🙁
Oj, aż się boję rozwijać 😳 Seksualnie, to podobno różnymi narzędziami można myśleć 😳 Pytanie, na ile inteligentnie? Jotka, idź na ten wykład.
Inteligencja seksualna ma być narzędziem pomiaru – no, czego? Jakości naszego życia w tym obszarze… Tak mniemam, że o to chodzi, ale może się mylę 🙄
ja zrozumiałam, że chodzi o narzędzie do pomiaru inteligencji seksualnej
Nie ma rady, trzeba iść, żeby się przekonać… 😉
Co do tej inteligencji seksualnej, to jedni mowia, zeby mierzyc, a drudzy znowu, zeby jednak nie. e.e. cummings, ktorego urodziny sa dzisiaj (urodzony w naszym Cambridge, MA w 1894 roku) napisal: „Since feeling is first / who pays any attention / to the syntax of things / will never wholly kiss you.” 😉 cummings lubil za to mierzyc inteligencje cenzury wojskowej, w wyniku czego dostal sie na pare miesiecy do wojskowego wiezienia podczas I wojny swiatowej, jako podejrzany o szpiegostwo, za prowokacyjna wymiane listow na froncie z kolega (sanitariuszem, jak on), w ktorej pozwolil sobie na wyrazenie pogladu, ze wcale nie nienawidzi Niemcow. Dobrze, ze autorowi referatu na konferencji chociaz nie grozi wiezienie za to mierzenie; wprost przeciwnie, nawet zarabia w dawkach 50-zlotowych (choc moze nie calosc idzie do jego kieszeni). 😉
Mam radę salomonową. Iść, ale upewnić się czy kasa zwraca za bilety, jeżeli wymiary inteligencji okażą się niewystarczające, bądź też narzędzie pomiaru niedoskonałe. 🙂
Swoją drogą profesor takiego przedmiotu to dopiero musi pilnować, żeby nie było zrzynania! 🙄
Jotka do reedukacji! Proszę 10 razy przeczytać następujący wierszyk i głęboko zastanowić się nad sobą. 🙄
Jak nie pomoże, następnym etapem będzie gotowanie na parze w bambusowym koszyczku. 😯
Przyjechali do Chin słowiańscy burżuje,
chiński lud im stopy burżujskie masuje.
Taki burżuj płaci, ale myśli złe ma:
jak krew ludu wypić, czy też zrobić szlema.
W pociągach się tacy barłożą burżuje,
a na placu żaden nie zademonstruje,
po ulicach łażą, zwiedzają muzea,
a żadnemu nie chce zabrać się do dzieła.
Tym burżujom w głowach to tylko zabawa,
a nie łaska pobić się o ludu prawa?
Wszak Chińczyków w Chinach o wiele za mao,
by im samym z sobą wygrać się udało!
No, to juz byl problem dosc dawno zauwazony, chocby przy okazju raportu Kingsleya (problem zreszta dotyczyl takze profesora). Ale materialu do zabawy i spekulacji starczylo na wiele lat. 😉
Bobiku, przeczytać to ja mogę, czemu nie, ale żeby zaraz zastanawiać sie nad sobą? Jak ostatnio to robiłam to doszłam do wniosków 🙁 i na co mi to, że się uprzejmie zapytam?
Bobiku, a Ty chcesz w tym bambusowym koszyczku na parze gotowac tylko potrawy, ktorych nie lubisz, czy potrawe z Jotki? 😯
Jeszcze nie podjąłem salomonowej decyzji, co ja właściwie będę w tym koszyczku gotować, ale chciałem, żeby brzmiało przeżerająco 😀
A Jotkę można by jeszcze spróbować zreedukować przez pracę. Do Kozy by mogła dorzucić. 😉
Tylko broń Boże żadnego zgniłointeligenckiego wyciągania wniosków! 👿 Bo jak ja zacznę wyciągać włoski, to… No!
jotko!!!prosze!!!
wyciagnij zaskorniaki paswiec 50 zlotych
koniecznie ogladnij,dotknij,pomacaj,zmierz(z proba organo-leptyczna)-„narzedzie pomiaru”
od wczesno mlodzienczych lat marzylem o obiektywnym
„narzedziu pomiaru”
zdaj relacje 🙄 😎
😆
karty to wyjatkowe cwaniaki,ida w miejscach i czasie dziwnych!!!
chinskie pociagi?tak sadzilem ze „ida” tam gzie mnie „net” 😯
Nie chce się palić! 😯 👿 Kto ma dobry dmuch?
Co za czasy! Wszystko sam muszę robić! U Kierowniczki sam musiałem bić, tu sam muszę dmuchać. Pewnie jeszcze sam sobie inteligencję seksualną mam zmierzyć, co?
Takie czasy, Bobiku – poczucie kolektywu nie takie, jak kiedys. Kapitalizmem motywowana burzuazyjna samotnosc w tlumie… Spoleczenstwo konsumentow i tak dalej. Choc przywodcy uskarzali sie na samotne dzwiganie odpowiedzialnosci wlasciwie we wszystkich systemach. 😉
Nic dziwnego, przy wódce bardzo przyjemnie się uskarża. 😆
Ale koniec końców liczą się efekty, czyli wszystko dobre, co się dobrze rozdmuchało. 🙂
Samotność – cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi? 😐
To co, cieszmy sie z Wielkiego Skoku Naprzod Kozy, choc nie przy chinskiej wodce, bo Jotka odradzala. 😆
No właśnie 🙂
… gdzież człowiek, co mą Kozę tak jak ja rozdmucha
i sprawi, żeby żar z jej brzucha buchał,
uff, jak gorąco! 😆
Widze, Bobiku, ze sam spiewasz w sobie, choc nie samemu sobie… 😆
Ciepło mi, to śpiewam. 🙂
I piesnia zagrzewasz. 🙂 Przyda sie, bo u nas jakoby jutro ma juz byc snieg. (Dwie prognozy mowia, ze tak, a jedna ze nie – burzuazyjne niezdecydowanie).
Też mi ciepło. Aroniówka Pyrowej Leny godna bardzo 🙂
Ciemno, zimno, głodno a tu wstawać czas, dom opuszczać „dla chleba, panie, dla chleba” 🙁 A takie Bobiki, na ten przykład, wylegują się teraz w pieleszach, na drugi bok słodko przewracają. Potem opite kawusią, nasycone bułeczkami słodkimi, rymów szukać bedą zeby człowiekowi pracy od burżujów uragać 🙁 I za co ja się pytam, za co? Za to, że jeden człowiek pracy dał pracę drugiemu człowiekowi pracy? Oj, trudno zrozumienie wśród narodu znaleźć 🙁 To już nawet nie wspomnę o masawaniu całego zmęczonego odwłoku bo mi się znowu dostanie 🙁
Rysiu, te 50 złotych to ja bym nawet wysupłała, choć po szaleństwach wyjazdowych tego lata, trzeba bedzie pewnie o chlebie i o wodzie, albo jeszcze ciemniejszą nocką do arbaitu wstawać. Nawet czas bym poswięciła, choć z tym też krucho. Ale jak sobie pomyślę o szukaniu miejsca do parkowania … 🙁
Miłego dnia życzę 🙂
poczucie kolektywu takie ze jeden taki zmarzniety myslal ez moze do pierzyny sie przystawic(olulic)
skandal!
zimno,ciemno,mokro(pada cos ni to deszcz ni to snieg)
dobrze,jotko,ze ja tymi glupimi S-Bahnami tloczno,dlugo i
glupio wprawdzie ale bez parkowania!!! 🙂
brykam
bryku,fiku.a jeszcze tylko parasol!!!!! 😀
zimno i brzydko, ale bez parasola
Dzień dobry 🙂 Co znaczy brzydko? Patrzcie na jaką Monę Lizę, albo na mnie, to wam nie będzie brzydko! 😆
Ale to globalne ocieplenie to rzeczywiście dało w de. Z Krakowa mi wczoraj dzwonili, że w śniegu brodzą. 😯 Czy dobrze pamiętam, że drzewiej w połowie października to babie lato bywało?
A Królik dziś już pewnie z powrotem w Kanadzie. Mam nadzieję, że bez komplikacji. Chociaż samo wyjeżdżanie z Polski tak daleko i na tak długo, żegnanie się z rodziną… Samo to już jest bardzo poważną komplikacją.
Jotko, po zastanowieniu jestem skłonny przychylnie odnieść się do tych burżujów, którzy w charakterze mecenasów wspierają ubogich artystów, coby ci ostatni mogli się wylegiwać do południa.
Dawno zresztą już powiedział na ten temat klasyk:
Niech burżuj z bólu ryczy wstając,
artysta niech se chrapie,
bowiem robota to nie zając,
wieczorem też się złapie. 🙄
Jakaś taka sfilcowana jestem 🙁 W kanciapce jeszcze się nie nagrzało 🙁
Rozumiem, rozumiem. To było takie delikatne przypomnienie, żebym Kozę nakarmił. 😉
Dołożyłem jej dębowych szczap. Może nie pachną tak przejmująco, ale długo trzymają ciepło.
A gdyby jeszcze nie wystarczyło, to w barze u ex-komisarza fomy jest jakiś bezpański szalik. O ile wiem, całkiem niesfilcowany. 🙂
http://komisarzfoma.wordpress.com/2009/10/14/szalik/
Niby wiedziałem, ale jakoś do końca sobie nie uświadamiałem, jak przestępczym czynem jest obrażanie czynników, głów i innych takich. 😯
http://www.polityka.pl/paragraf-2/Lead30,933,303150,18/
Chyba przejrzę wszystkie swoje wpisy i posty od początku istnienia blogu i napiszę wspomnienia pod tytułem „Jak zostałem kryminalistą”. 🙄
A policyjnej ochrony już nie ma… 🙄
Pozostaje tylko iść do baru i się urżnąć w ostatni dzień wolności. 🙁
Dzień dobry.
Wczoraj na Pomorzu była taka wichura, że w Sopocie molo nie wytrzymało naporu!
W Moguncji też zimno, ale z Marylką wespół w zespół przy pomocy wzamcniczy i typowo zimowych przysmaków nawet za bardzo nie narzekamy 😉
Sopockie molo odfrunęło z wiatrem? 😯
W sprawie zimowych przysmaków poproszę, KoJaKu, o więcej szczegółów. 😉
Bobiku, odfrunąć nie odfrunęło ale „się zdemolowało 😉 „.
Przysmaki:
grochówka z kapustą, pieczone jabłka (Boskop) nadziewane bakaliami, Apfelstrudel z sosem waniliowym, piernik, orzechy i czerwone wino… oraz bardzo ciepłe rozmowy 🙂
… wspólne rozwiązywanie Jolki i przeglądanie propozycji rozrywkowych. Zastanawiamy się nad pójściem na koncert Hermana van Veen w Mainz, Phönixhalle, chyba pójdziemy.
Też mam zimowe przysmaki. Czerwone wino nadziewane cynamonem, goździkami i pieprzem. Herbata nadziewana prądem. Kawa nadziewana calvadosem. Pyszności! 😆
Żarty żartami, ale grochówką, jeśli na wędzonce, to bym się poczęstował. 🙂
Ciepą rozmową też.
Tylko na koncert nikt by mnie dziś nie wywlókł. Są dni, kiedy najpiękniejszą muzyką wydaje się mruczando Kozy. 😉
grochówkę planuję na sobotę, zapraszam 🙂 a do tego dłuuugooo duszony prawdziwy bigos stropolski, bateria nalewek, ciasto domowe, ogień w kominku i cicha muzyczka 🙂
Bigos! Zupełnie zapomniałem, że można już zacząć gotować bigos!
Ale mi się w tym tygodniu cosik nie chce. Chyba skorzystam z tego jotkowego. 🙂
A z nalewkami… Skądś, z kosmosu, przyszło do mnie tajemnicze przeczucie, że Żona Sąsiada chętnie by dziś strzeliła kieliszeczek jakiejś radosnej nalewki. A i ja bym nie odmówił. 😉
Jotko, musimy czekać do soboty, czy poświęcisz część zapasów już dzisiaj? 😀
Ach, te kosmiczne nasluchy, Bobiku. Przy okazji pewnie kosmici pierwsi sie z Toba skontaktuja, jeszcze przed NASA, jak masz tak uszy wyczulone na kosmos. 😀 Ale radosna nalewke z Zona Sasiada chetnie bym wypila, najlepiej w tej oranzerii co ja sobie w zeszlym roku zorganizowalysmy na ciemne i zimne miesiace… Moze i Krolik juz dolecial, zeby dolaczyc? 🙂
A co do artykulu o nieobrazaniu, to troche cos dla przeciwwagi 😉
http://wyborcza.pl/1,75248,7150476,K____ciagle_mi_sie_wszystko_pier_____czyli_polska.html
No tak, bigos długo duszony staropolski, do tego bateria nalewek( to możemy w własnym zakresie zrealizować), ogień w kominku (brak możliwości 🙁 ), cicha muzyczka (postaram się zrealizować: gdzie są te skrzypce, … Marylka: zostaw, jutro poszukamy)
A kto powiedział, że kosmici już dawno temu nie nawiązali ze mną kontaktu? 😯 A niby czemu mój blog taki zielony? To chyba jasne. Żeby zielone ludziki mogły się na nim łatwo schować. 🙄
W oranżerii też chyba trochę trzeba nagrzać, bo stała zamknięta od zeszłego roku i mogła się nieco wyziębić. A co mamy potem skakać wokół zagrypionych palm, donosząc im pięć razy dziennie aspirynę i herbatę z cytryną. 😉
ponownie ciemno i ciagle mokrozimno
Masz racje, Bobiku – w zielonych, niezagrypionych oranzeriach tez kosmici sie niezle ukrywaja (jak rowniez inne interesujace byty). Tylko odkurzyc ja jeszcze trzeba – mam nadzieje, ze drodzy zaprzyjaznieni kosmici to zrobia. 😀 Palmy zapewni Helena (sadzonki z Florydy). 🙂 A co do zagrypionych, to przynajmniej w oranzerii cytrusy z witamina C sa od razu pod reka. Takze dla zziebnietego, przemoczonego Rysia. 🙂
ciekawe
http://www.sueddeutsche.de/,tt4m1/politik/802/491172/text/
dziekuje Moniko!
Rysiu jesteś w Frankfurcie n. M. 🙂 ,
„znalazłem” Ciebie:
„Fascynujący Rysio”
Korczyński, Andrzej
Wydawnictwo Edukacyjne Parpamedia
Any time, Rysiu. 🙂 I jeszcze ksiazki o Tobie pisza, jak donosi Kojak. 🙂
Niestety, nawet kosmici nie chronią przed głupotą. 😳 Korzystając z tego, że mam katar, który nie nastraja mnie szczególnie do włóczenia się po świecie, postanowiłem zrobić porządek w trzewiach kuchennego kredensu. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym wpadło mi w łapy coś niewyjaśnionego. Butelka niby perfum, w sprayu, ale nie perfumy. Mętnie sobie przypominałem, że dostałem toto w prezencie i po jednorazowym wypróbowaniu odłożyłem jako rzecz niebezpieczną i nie nadającą się nawet na prezent przechodni. Prawdopodobnie chciałem odczekać kilka tygodni, żeby móc wyrzucić z czystym sumieniem, a nie tak od razu po dostaniu. No i w napadzie beztroskiego idiotyzmu wziąłem tę bombę i psiknąłem. Z opakowania wydobył się się ohydny, przesłodzony i przesyntetyczniony zapach, który natychmiast rozpełzł się po całym domu i już od godziny nie daje się przepędzić żadnymi ścierkami, wachlarzami, nie mówiąc już o otwartych na oścież oknach. 🙁
A trzeba było przyjrzeć się małym literkom na dole, które wyraźnie zawiadamiały: „room fragrance” i zastanowić się, dlaczegóż to nie od początku nie chciałem tego dżina z butelki wypuszczać. 🙄
A tak wlasnie sobie myslalam, Bobiku, ze sprzatanie nalezy zostawic przedstawicielom innych planet (o ile to mozliwe, oczywiscie). 😉 I rzeczywiscie. A na marginesie, „room fragrance” nie nadaje sie nie tylko na prezent przechodni, „room fragrance” chyba w ogole nie powinna byc prezentem… A jesli prezent ladnie pachnacy, nie bedacy dobrymi perfumami (z tym, ze tu trzeba uwazac, bo kazdy ma wlasne, idiosynkratyczne upodobania), albo kwiatami, to lepiej olejek z prawdziwej lawendy. Zadnych syntetycznych, migreno-gennych, zapowietrzajacych „room fragrances”.
Ku wiadomości wszystkich Koszykowców:
idiosynkratyczne upodobania
KoJaKa Moguncjusza = ANGEL (na Marylce)
KoJaKu, czy to takze idiosynkratyczne upodobanie Marylki? Czy moze co innego (na KoJaKu)? 😀
A ja mam jakąś tam słabość do tego Angela (byle nie za dużo, bo intensywny). A jeszcze bardziej do Innocence, którego czasem używam (ale rzadko).
jutro nie będę miała jak, to już teraz:
posypuje, ale się topi…
Moniko, raczej takie wymieszane, rozdzielone międzay Marylką a KoJaKiem (ja się nie bronię tylko się delektuję).
KoJaKu – delektowanie sie to w ogole swietne podejscie do zycia. Wlasnie dziecko do mnie podeszlo z prawdziwym musem czekoladowym, wiec i ja jestem w nastroju wybitnie pro-delektacyjnym. 🙂
A ja, Doro, tez lubie te perfumy, ale niestety nie na mnie, bo sie od lat na wiekszosc perfum uczulam. Chyba, ze w ogole nie maja nawet odrobiny syntetycznych olejkow, co obecnie juz jest rzadkoscia, wystepujaca na szczescie jednak od czasu do czasu w naturze – dzieki czemu moge mimo wszystko uzywac perfum, z tym, ze zwykle nikomu innemu nie znanych.
No, nie wiem, mam się przyznać, że mam słabość do Opium, czy lepiej przemilczeć? 😉
A foma zmienił płeć? 😯 Czy to może pod wpływem sugestii Jotki?
Ale ona przecież sugerowała zmianę w odwrotną stronę, z żeńskiej na męską! 😯
No to teraz ja nie wiem, Bobiku, czy mam przemilczec, ze lubie Lotus Garden firmy Pacifica (specjalizujacej sie w perfumach z naturalnych olejkow). 🙄
A co do tego zmieniania plci, to nie ma co dyskryminowac, w ktora strone, tylko liczyc, ze to zmiana ma lepsze. 😉
nalewki na stole, zapraszam 🙂
Prowokacja się udała …. 🙂
Już wiem w czym dla Marylki przebierać ( bez pytania 🙂 )
Jotka, a bigos….. 🙁
Jotko, jak najchetniej, ale liczba mnoga sugeruje, ze ich jest pare rodzajow, wiec zostaja meki wyboru w ciemno. 🙂
KoJaKu, ten bigos to chyba mial byc dopiero w sobote, o ile sobie przypominam (chyba, ze to tez kolejna prowokacja). 🙂
P.S. U mnie dopiero pora herbaty, wiec dorzucam swieze angielskie scones, prosto z pieca, takie, na ktorych topi sie jeszcze maslo. (Na uzytek Bobika dodaje, ze sporo jest z cheddarem i odrobina chili, oprocz klasycznych z rodzynkami).
Ale się nagimnastykowałem = 2
Moniko, a u nas to nawet niewiem, czy zrobić herbatę/kawę, czy owsiankę?
Chyba jednak czerwone…
A sconses z masłem, chedderem i chili… nie odmówię 😉
Co to jest SCONSES???
KoJaKu, to pewnie Twoja podświadomość zauważyła, że jest consens co do sconesów. 🙂
Jak są pikantne sconesy i nalewki do wyboru, to niech już ten bigos zostanie na sobotę. 😉
Bobiku, masz rację im częściej pdgrzewany i doprawiany tym lepszy (czyli sobotni bigos 😉 )
Dzięki kochani, Bardzo chętnie piję dziś wesołą naleweczkę ( jeśli mogę wybierać to poproszę wiśniówkę, to moja ulubiona nalewka) Może byc w oranżerii, bo na zewnątrz trochę zimno się zrobiło… Ale mnie dzis ciepło!
Bigos podgrzewany i przyprawiany pare razy rzeczywiscie najlepszy. 🙂 A scones sa nieodzowna czescia angielskiej herbaty, i wystepuja jako zwykle (czyli lyse), z rodzynkami, a potem to juz z czym sie chce, choc angielski cheddar, z chili i bekonem jest szczegolnie ulubiony przez moich domownikow. I do tego, jak slusznie zauwazyliscie, Bobiku i KoJaKu, pasuje do wszystkich plynow (a i pewnie do porannej owsianki, zwlaszcza takiej na gesto, po szkocku, ze smietanka). 🙂 A juz szczegolnie dobrze smakuja w towarzystwie dawno wyczekiwanej w oranzerii Zony Sasiada. 🙂
Owsianka bedzie (może) jutro na śniadanie. na bigos z wielu powdów sie na razie nie zanosi, ale moze po Nowym Roku. Scones lubie, ale sama chyba nigdy nie piekłam, te z chili i cheddarem brzmią kusząco… W wolnej chwili Moniko, napisz jak to robisz
A, faktycznie, jakbym miał przepis, to może i ja bym te pikantne skunksy upiekł. 🙂
No i proszę, kosmici Sąsiadkę wywołali. Czy to może były nalewki? 🙂
W każdym razie zdrówko! 😆
Napisze, w wersji podstawowej, a dodatki (cheddar, albo rodzynki dodam na boku). Jeszcze tylko szybciutko najpierw posprzatam po pieczeniu scones z Zosia (jej entuzjazm czasem przejawia sie sporym rozrzutem maki na podloge, co powoduje slizgawke w kuchni). 🙂
Skunks w gębie! To brzmi… egzotycznie… 😕
Żono sąsiada, stęskniłam się za Tobą 🙂
A jak to dopiero brzmi, jak dzwoni do mnie jakiś kumpel i pyta „Bobik, idziesz koty pogonić?”, a ja na to „nie mogę, bo skunksy piekę”. 😆
Teraz idę spać, aczkolwiek niechętnie, ale na skunksy bardzo czekam. Czegoś takiego nie miałam jeszcze ani w rękach, ani w twarzy. Moniko, chcę 😀
Zosia musiała nieźle tę kuchnię załatwić, jak Monika jeszcze sprząta. 😯 😉
Juz podaje (sprzatanie okazalo sie dluzsze, niz oczekiwalam, bo niestety nie pojawili sie kosmici z odkurzaczem i scierka). 😉
1/2 kg maki
2 bardzo kopiaste lyzeczki proszku do pieczenia
2 kopiaste lyzeczki cukru
1 lyzeczka soli
110 g masla , posiekanego w male kawalki
300 ml mleka
1 jajo
dodatki:
1 szklanka rodzynek
ALBO
1 szklanka (ok. 120 g) tartego cheddara
chili (ja biore 1/2 lyzeczki, ale to zalezy od upodobania do ostrych przypraw)
8 paskow smazonego bekonu, pokrojonego w malutkie kawalki
Nagrzac piekarnik do temp. 200 C (400 F)
Przesiac make do sporej miski i dodac do niej wszystkie suche skladniki (cukier, sol, proszek do pieczenia), po czym wszystko razem lekko, ale dokladnie wymieszac (ja uzywam do tego widelca, albo trzepaczki do jajek w ksztalcie rozgi). Dodac rodzynki albo tarty ser z bekonem i chili. Dodac maslo w kawalkach i lekko rozetrzec z maka, uzywajac do tego tylko palcow (chodzi o to, zeby masla nie rozgrzac w dloni), az mieszanka bedzie przypominala okruszki chleba (to nie trwa dlugo). Na koniec zrobic dolek w srodku, dolewac stopniowo mleko, mieszajac lekko widelcem, az sie wszystko polaczy, ale nie za dlugo (masa powinna sie laczyc, ale nie powinna byc za gladka, ani „wymeczona”). Rozwalkowac, podsypujac lekko maka na grubosc ok. 3 cm. Wykrawac kolka o srednicy ok. 5cm. Polozyc na blasze wyslanej pergaminem do pieczenia i piec 15-20 minut (powinny byc wyrosniete, suche w srodku i lekko zlociste na wierzchu). Najlepsze sa zupelnie swieze, a jesli cos zostanie, to najlepiej zamrozic (u nas jest to teoria).
Slodkie podaje sie z maslem (mozna tez dodatkowo z dzemem, i bita smietanka) do herbaty. Nieslodkie tez dobre do herbaty, i maja te zalete, ze juz nic wlasciwie z nimi nie trzeba robic.
A te wlasnie scones, w wersji slodkiej, kojarza sie mi i mojemu mezowi z wycieczka z paroma przyjaciolmi (tez studentami) wynajetym specjalnie na ten cel samochodem po pieknych malych miasteczkach i wsiach w regionie Cotswolds w Oxfordshire. Mielismy chodzic i podziwiac architekture malych kosciolkow i nieduzych High Streets (czyli glownych ulic), ale lalo caly dzien niemilosiernie, a do tego ja poprzedniego dnia skrecilam noge, a moja przyjaciolka czula nadchodzaca grype. Zamiast chodzenia jezdzilismy wiec od miasteczka do miasteczka, przechodzilismy szybko (ja kulejac) od parkingu do lokalnego tea-room, i strasznie zziebnieci i przemoczeni wypijalismy/zjadalismy lokalna wersje cream-tea, ktora wlasnie sklada sie ze scones z clotted cream (niestety poza UK raczej niedostepna), i porzadnie zrobionej herbaty, w porcelanowym czajniczku i filizankach. Tak wlasciwie przetrwalismy wiekszosc buro-lodowato-mokrego dnia, z przerwa na lunch w pubie w jednej ze wsi. Ale mimo tych przyjemnosci przyjaciolka jednak zapadla na grype, choc moja skrecona noga zagoila sie wyjatkowo szybko, co do dzis przypisuje herbaciano-sconesowej kuracji. 🙂
Dzięki, Moniko. Niestety, podejrzewam, że jak zwykle nie będę w stanie zastosować się do przepisu. 🙁 Prawdopodobnie zagniotę najpierw ciasto bez dodatków rodzynkowych, serowych czy innych, potem podzielę je na kilka części i do każdej dogniotę co innego, a potem sprawdzę, która wersja najsmaczniejsza. 🙂
Cierpię od niepamiętnych czasów na taką przypadłość, że każda próba zrobienia czegoś ściśle według wskazówek kończy się u mnie uogólnionym niepokojem, wysypką, drżeniem łap, a na końcu postąpieniem i tak wbrew. Ale skutki zwykle nie są katastrofalne. 🙂
Podczas bebeszenia kredensu znalazłem zapomnianą paczkę znakomitej białej herbaty. Myślę, że do skunksów będzie – no, nie mogę sobie darować tego kalamburu – jak znalazł. 😀
Alez, Bobiku, toz tak wlasnie w ogole nalezy gotowac! Tylko nie gniec doslownie (choc wiem, ze to odpowiednie polskie slowo), a rozcieraj lekko miedzy opuszkami poduszeki lap. 🙂 A reszta jest jednym wielkim odkryciem, jak mawia Zosia. 😀 Ja tez zreszta zwykle nie robie niczego scisle wedlug przepisow, a ksiazki kucharskie sa wylacznie natchnieniem do wlasnej dzialalnosci. Zosia i Matylda sa wiec podwojnie obciazone sklonnoscia do eksperymentowania. 😆
Mądra kobieta z tej Zosi! Świat jest nieustannym odkrywaniem. Dziś na przykład w świecie kredensu odkryłem – oprócz herbaty – głęboko zamelinowanego bordosa z 2004 roku. Pewnie zresztą stąd jego głęboki smak. 😀
Ponieważ nie zauważyłem, żeby to odkrycie pogorszyło mój katar, postaram się je jeszcze trochę pogłębić. 🙂
Same skarby zawiera ten Twoj kredens. Akurat dobre na zrzutke do mojej wersji scones/skunksow (skunksy to u nas bardziej na wiosne). Zreszta herbata tez. 😀 A Zosia zobowiazana samym imieniem do madrosci, to i stara sie tym odkrywaniem, jak moze. Na razie odkurzacz nadaza. 😆
Ten mój kredens to wszystkie piniondze (słowo honoru, że w niemieckim slangu istnieje słowo „piniontzen” na określenie forsy) wart, pod warunkiem, że akurat nie wymaga sprzątania. 🙂
Ja takiego ciągu jak odkurzacz nie mam, już powoli przestaję nadążać, więc mówię dobranoc. 🙂
Dobranoc, Bobiku. 🙂 A kredens moze w nocy posprzataja usluzni kosmici. Jakby rano byl wysprzatany, to bedziesz mial dowod na ich istnienie 😆
Bobiku, wczoraj przelatywalam (nie na mojej miotle, a za pomoca British Airways) nad twoim domem. Widziales jak machalam ci z nieba?
Juz w domu po dwudniowej podrozy. Zaloze sie, ze jotka krocej leciala z Chin. No, ale w Warszawie w srode spadl snieg i jechalismy na lotnisko 3 godziny. W zwiazku z tym spoznilismy sie na samolot, ale i on sie spoznil ( o szesc godzin), wiec polaczenie z Toronto nie moglo nastapic i nocowalismy w Londynie. W Londynie cieplo i nie deszczowo. W drodze z hotelu na Heathrow mijalismy sklep „Mleczko- Polskie delikatesy”. Sconce’ow w naszym hotelu na sniadanie nie podano, skandal!
Jutro do pracy, wiec wrazeniami podziele sie w week-end. Na razie tylko cieple ogolno blogowe pozdrowienia.
Co prawda z przygodami, ale dobrze, ze w koncu szczesliwie dotarles do domu, Kroliku. I czekam na wrazenia. 🙂
pada
pierzyna zmokla,gazeta zmokla
S-Bahn cieplutki lekko wypelniony „BZ” i „Bild”
lektura pierwszych 🙂
Moguncjusz,zona sasiada,krolik tloczno bylo wczoraj 🙂
bigos tez przy swietach i po 🙂
brykam,fikam
pozycje czekaja 😀
Bigos dopiero „się” zacznie robić, co do zupy to zełgałam, nieświadomie, bo to nie będzie grochówka tylko fasolowa z Pieknego Jasia, na przystawki sledziki. Oczywiście na wszystko zapraszam 🙂
Moniko, niestety bedzie tych nalewek więcej, ale mąk wyboru mozna uniknąć degustując „po kieliszku , po troszeczku … calutki ten dzień” 🙂
Żono Sąsiada, jak to dobrzez, że jesteś, bardzom za Tobą stęskniona 🙂
Słońce po przymrozku 😀 Bajeczne poranne mgły 😀 Pięknie 😀
Dzień dobry 🙂 Haneczko, nie wiem, czy należy Ci wierzyć. Foma wczoraj zapowiadał/zapowiadała jak dziś jest pogoda i podobno posypuje, ale się topi. 😆
Rysiu,nie przytulaj się zanadto w S-Bahnie do tych czytających „Bild”. Lekarze wprawdzie twierdzą, że to nie jest zakaźne, ale ostrożność nie zawadzi. 😉
Bardzo miałem wczoraj radosny wieczór blogowy, w związku z licznym pojawieniem się niedawno widzianych i dawno niewidzianych Gości. Jednak nalewki to potęga! 🙂
Króliku, widziałem, jak mi machasz i nawet odmachałem, ale pewnie nie widziałaś, bo od mojej strony mgły zasłaniały. 😀 A w związku z tak długim trwaniem Twojej podróży (Braudel zapewne to miał na myśli z longue durée.) upewnij się na wszelki wypadek, czy Kanady nie przeniesiono aby do Chin.
Jeżeli przeniesiono, to w powietrzu wisi nabrzmiałe grozą pytanie: gdzie wobec tego była Jotka? 😯
Bobiku 😯 Jak możesz 😯
W domu 😆
a czy kto kiedy wątpił w potegę nalewek, zwłaszcza przy takiej pogodzie?
zaorałam z grubsza to co było najpilniejsze do zaorania w komputerze i udaję sie do kuchni celem zajęcia się fasolową, bigosem, i innymi inszościami 🙂
Ci kosmici to okropnie leniwy narodek. Mieli u mnie posprzątać, ale najwyraźniej im się nie chciało. 👿
Jak się będzie który próbował przystawiać do nalewek, to strzelę w ten kosmiczny łeb, aż się zielonymi nogami nakryje! Nie należy się!
No comments 😯
http://www.polityka.pl/cudu-ciag-dalszy/Lead121,1830,304857,18/
Bobiku, tam stoją konfitury. Miejsce pielgrzymkowe to świetny biznes. Pijar już jest. Cudowne uzdrowienie będzie lada chwila. Samo życie, kurde, samo życie.
Widzę, że ja to w ogóle żyć nie umiem. Nigdy nie wiem, gdzie stoją konfitury, bo zbyt jestem zajęty patrzeniem, gdzie leży pasztetówka. 🙁
Ale cudownym uzdrowieniem jestem aktualnie bardzo zainteresowany. Najchętniej przy pomocy nalewki. Czy jak zrobimy Jotce trochę pijaru to jej nalewki zaczną uzdrawiać? 😉
Marek K. przypomniał wczoraj u p. Piotra http://mleczko.interia.pl/zdjecia/rysunki-kolorowe,10561
Bobiku, błagam NIE!!! nalewki są dla rodziny i przyjaciół, żadnych biznesów nalewkowych sobie nie życzę, żadnego hurtu, żadnego tumultu!!! nastrojowo i kameralnie 🙂
Cudny ten Mleczko! 😆 😆 😆
Już myślałem, że będę musiał pójść na korepetycje językowe do jakichś polityków czy biznesmenów, bo mi przez chwilę odpowiednio mocnych wyrazów zabrakło. Klikam ci ja w mojego laptopa, a on czarny, nieruchomy i zero reakcji wykazuje. A w nim wszystkie moje ważne dane i backupu dawno nie robiłem! Próbuję go podejść to z tej strony, to z tamtej, otworzyć, zamknąć, zresetować – nic. Na główny wyłącznik naciskam – nic. 😯
Toś ty taki? – myślę. Czekaj gadzino, ja cię załatwię. Wtyczkę wyciągnąłem, od prądu odciąłem i poszedłem się zadawać z kompem stacjonarnym. Przychodzę teraz, wtyczkę wtykam, na power klikam – wszystko normalnie. Pokazuje co trza i od współpracy się nie miga.
Wniosek z tego, że z kompami trzeba twardo! Nie cackać się, nie przeżywać, nie hamletyzować. Od razu sięgać po najgrubszą rurę.
No, nie powiem, ucieszyłem się z tego, że mi danych nie zjadło. Ale jeszcze bardziej z tego, że na te nauki wyrazów nie będę musiał iść. 🙄
Bobiku, ta nauka nawet chyba nie potrwalaby dlugo, bo biznesmeni i politycy w sumie maja dosc waski zasob slow, tyle ze mocno wyrazistych. 😉 Czy to aby nie ci kosmici, ktorym wymawiales lenistwo postanowili sie uaktywnic, zeby udowowdnic, ze pracuja? O kosmitach lepiej na wszeliki wypadek mowic dobrze, albo wcale. 🙄
U nas spadl snieg, ale juz zaczal sie topic, wiec foma slusznie przewidziala. 😉 Oprocz Mleczki (cudnego, rzeczywiscie), do sniadania obejrzalam to – nie wiedzialam, ze w Niemczech teraz bedzie KIT, na wzor naszego MIT-u. Po polsku to nawet dobrze wychodzi. A wszystko jakoby przez niewymawialnosc nazwy naszego stanu (choc w tym krotkim filmiku dwom osobom sie to jednak udaje). 😀
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/14/germans-trying-to-pronoun_n_321779.html
Jotko, Twoja metoda probowania nalewek najwyrazniej bardzo mi odpowiada. Dziekuje, bede stosowac. 🙂 I milo wiedziec, ze to z rezerwy dla przyjaciol. 😀
Jutro u mnie jednak nie bedzie to do bigosu, ani grochowki, bo jutro u nas w domu – jak zreszta w reszcie swiata, a szczegolnie w Indiach – bedziemy obchodzili Diwali czyli Swieto Swiatel, wiec nalewki dodatkowo rozswietla pachnacy rasam, dosy, somosy, chleb naan z kilkoma rodzajami dhal (mozna powiedziec, ze to indyjski przodko-kuzyn grochowek), ryz basmati z kardamonem i cuminem, i kilka rodzajow curry. 😀 Oznacza to tez zaostrzony rygor pilnowania Zosi, by tradycyjne gliniane lampki olejne oraz swieczki nie zostaly wykorzystane do nazbyt niebezpiecznych odkryc… 😉
Bobik, bakupnąłeś?
Och, jutro Diwali! Akurat dostałem od kogoś cały worek tzw. Teelichter, czyli małych zniczyków używanych do podgrzewania czajnika z herbatą od spodu (nie mam pojęcia, jak to się po polsku nazywa). Ponieważ mam inną metodę parzenia herbaty i nie podgrzewam, to mogę wszystkie te zniczyki radośnie wyświecić. Nie są to wprawdzie gliniane lampki, ale indyjskie bóstwa chyba nie biorą życia z niemiecką dokładnością. 😉
Oprawy kulinarnej takiej jak Monika raczej sobie nie zapewnię, ale za to będę bezlitośnie blogowo sępić. 😀
KIT mnie też zaskoczył, choć z innego powodu. To Niemcy potrafią mieć poczucie humoru? 😯 😉
Haneczko, zaraz bakupnę. Jeszcze nie zdążyłem, bo karmiłem Kozę. 😉
Sep Bobiku, na zdrowie – bede podrzucac na blog w miare wykonywania. A nakarmiona Koza zapewni warunki klimatyczne nieco blizsze indyjskim. 😀 A swoja droga to ja tez nie wiem, jak po polsku sa tea-lights, ale to bardzo podobne do glinianych lampek. Zas indyjskie bostwa sa nie tylko po nie-niemiecku niedokladne, ale tez obdarzone czesto sporym poczuciem humoru, uwazanym za wazna wartosc sama w sobie (psoty malego Krishny polaczone z dowcipnymi odpowiedziami Ganesha na wymogi i pytania Shivy sa najleszym na to dowodem). 😀
Uprzedzam, że najbardziej łasy jestem na samosy. Tylko mogę mieć silną konkurencję w postaci Zosi-Samosi. 🙂
Dobrze Zosie wyczuwasz, Bobiku, ale ze serce ma dobre, to sie nawet ukochanymi samosiami podzieli, zwlaszcza z osoba o podobnej filozofii zyciowej. 😀 Poza tym pochlonieta jedzeniem samos w Twoim towarzystwie (wlacznie z rozsypywaniem okruszkow), byc moze nie bedzie pomagac zbyt intensywnie, ani zapadac w niebezpieczna, pelna skupionej uwagi cisze, ktora zwykle oznacza, ze odkrywanie lub wynajdywanie jest w toku. 😉
Staram się po troszę, po troszę, odwalać robotę za kosmitów, ale co się zębami przy tym nazgrzytam! 👿
Mam nadzieję, że jutro będę miał jeszcze czym te samosy jeść. 🙄
Do poczytania Wam wrzucam wywiad z Zagajewskim, którego baaardzo wysoko cenię, więc uważam oczywiście, że nikt wywiadu z nim nie powinien przegapić. 😉
http://www.polityka.pl/wiersz-lepszy-niz-zycie/Lead33,935,303769,18/
Bobiku, dziekuje, ze podrzuciles, bo u mnie dzis troche urwanie glowy (kosmici tez na razie sie nie pojawili do siekania skladnikow do tych obiecanych Tobie i Zosi samos). 🙂 A sam wywiad piekny i madry, i prawie kazde stwierdzenie nadaje sie do kontemplowania w wigilie Swieta Swiatel… Chocby to, co powiedzial o nadzwyczajnsci Milosza i o zarzuceniu jego linii poezji, bo bardziej kusi obecnie tradycja moralistyczna, a tez i latwe osady skomplikowanej strategii zyciowej wielkieg poety, ktory chyba ma teraz wiekszy wplyw na poezje amerykanska (zwlaszcza w Kaliforni) niz w Polsce, gdzie – jak zauwazyl Zagajewski – obecnie co piec minut zaczyna sie nowe pokolenie poetow… No i realistyczny opis koterii w poezji (i w literaturze w ogole). To zreszta zjawisko nie tylko typowo polskie – wlasnie wyszla najnowsza ksiazka A.S. Byatt, od lat rywalizujacej na noze ze swoja rodzona siostra, tez pisarka, Margaret Drabble, rowniez przez nie tak mocno zawoalowane osobiste przytyki w ich kolejnych powiesciach. Przypomnialo mi sie stwierdzenie Kisisngera, w odniesieniu do zycia akademickiego zreszta, ze walki podjazdowe w tym srodowisku sa tym bardziej zazarte, im mniejsza jest w sumie wartosc wygranej nagrody…
Moniko dzięki za przepis zarchiwizowałam go i jak dotrę do domu, to wypróbuje. Na razie od wielu tygodni przebywam na planecie Pluton. Wywiad z Adamem Z .czytałam i tez bardzo mi sie podobał. Z AZ bylismy wiele lat temu sąsiadami, a i teraz po jego powrocie do Polski też mieszkamy w Krakowie o kilka ulic od siebie. Też mi sie bardzo podobało to co mówi o Miłoszu. Dodam jeszcze , ze wczorajszym Dużym Formacie w GW, był wywiad z Jerzym Illgiem, naczelnym ZNAK-u. Tam też jest spory watek o Miłoszu i o wielkości jego poezji. Często do Miłosza wracam. Niestety tu na planecie Pluton, nie mam nic przy sobie. Ale sporo wierszy pamiętam i tych z trzech Zim, i tych ostatnich z „TO”. Wywiad z Illgiem pewnie za kilka dni bedzie na prtalu GW, jak nie zapomnę to wrzucę.
I jeszcze o Divali. Kiedy mieszkaliśmy w Londynie, to w szkole do której chodziły nasze córki było sporo dzieci hinduskich. pamiętam , że przed świętem wszystkie dzieci w szkole robiły latarenki na Divali. Moim córkom niezwykle sie to podobało. To było tez moje pierwsze zetkniecie sie z tradycja hinduistyczną, nie tylko taką z książek , ale na wyciągnięcie reki. Nie wiem czy są jakieś specjalne życzenia z tej okazji? W każdym razie wszystkiego dobrego i jasnego dla całej Twojej Moniko rodziny!!
Zono, dziekuje. 😀 I Tobie, i Twoim – samych radosnych, cieplych, jasnych swiatel, i szczesliwego powrotu z planety Pluto (oby jak najszybciej)!
Nasze dzieci tez zwykle lepily, wypalaly i dekorowaly gliniane latarenki, ale w tym roku mamy wyjatkowo tylko gotowe, bo jeszcze troche sie poprzeprowadzkowo zbieramy (czeka mnie rozpakowywanie mnostwa paczek z ksiazkami, ktore dotarly dopiero w poniedzialek – radosne to, i jednak troche meczace).
Poszukam tego wywiadu z Jerzym Illgiem w GW, bo – podobnie jak Tobie – poezja Milosza jest mi ogromnie bliska, i czesto do niej wracam, nawet jesli jego tomiki sa chwilowo gdzie indziej niz ja.
Moniko, radosnego świętowania 🙂
Na małe, płaskie swieczki mówi się u nas w domu, w rodzinie i wśród przyjaciół: świeczki do podgrzewacza. Nie wiem czy jest jakaś inna prawidłowa bardziej oficjalna nazwa. Używane są do różnego rodzaju podgrzewaczy, nie tylko do herbaty, do podświedlania przeróżnych ozdóbek okolicznościowych, z otworami, kominków zapachowych.
Żono, macham do Ciebie serdecznie 🙂
Wszystkim dobrego dnia 🙂
Dzień dobry 🙂 Uprowadziły mnie wczoraj wieczorem obowiązki rodzinne, ale udało mi się im zbiec i dobiec na blog. 😉 W samą porę, żeby zacząć zapalać lampki. Happy Divali! 😆
A może te małe świeczki skalkować, przynajmniej na dziś, z języków zachodnich i nazwać światełkami herbacianymi? Bardzo odpowiednia nazwa na Diwali. 🙂
Myślę, że kombinacja światła, herbaty i dobrych życzeń nawet nieprzyjazną planetę Pluton potrafi odrobinę udomowić i ogrzać. Więc dziś serwujemy na blogu jak najwięcej takiej kombinacji dla wszystkich, a dla tych, co na wszelkiego rodzaju Plutonach, jeszcze bardziej. 🙂
Światełka zapalone, w kominku napalone, potrawy ciepłe, smakowite przygotowane, ciasta upieczone, trunki na stół postawione a i herbat przywiozłam z dalekich podróży pod dostatkiem, do wyboru, do koloru 🙂 zapraszam, Gość w dom Bóg w dom 🙂 w kierunku Plutona szczególne ciepło posyłam 🙂
O, to ja poproszę o herbatę, której mi wczoraj odmówiono w barze u fomy. 😉 A chodziło o herbatę, która psu należy się prawie jak zupa. O pachnącą wędzonką Dlapsang Skuczong. 😀
I jak można to w misce, nie w filiżance. Te cholerne uszka wymyślił jakiś piekielny złośliwiec, który nie miał zielonego pojęcia o motoryce psich łap.
Pewnie Chińczyk. 🙄
Dziendobry,
Jasnego Divali obchodzacym.
Chetnie przylacze sie do porannej herbatki. Mozna z konfitura?