Fiat to za mało
My name is Bob. Pies Bob.
Życie mam, nie powiem, ciekawe, a i na wynagrodzenie nie narzekam. Kiedy pomyślę o różnych zasuszonych profesorkach, skomlących gryzipiórkach, a nawet dekarzach czy hydraulikach, to mi się śmiać chce. Nudna robota, nędzna kasa i dla społeczeństwa pożytek z nich, po prawdzie, żaden. Za to ja…
Wstaję koło południa, w lustrze się przeglądam. Zęby błyszczą nieskazitelną bielą? Błyszczą. Znaczy, narzędzie pracy mam i mogę zaczynać. Jeszcze uśmiech przez chwilę pogimnastykuję, włożę do kieszeni garnituru od Armaniego kilka uwodzicielskich spojrzeń i mogę ruszać do obowiązków.
Pojeżdżę sobie po mieście swoim (no, nie swoim, służbowym, ale co to za różnica) wypasionym porsiakiem, tu powęszę, tam powęszę… Jest! Trafienie! Aferka jakaś w ciemnym kącie się kuli i udaje, że jej nie ma. Nie ma? Jak to nie ma?! Już ja jej udowodnię, że ona bardziej jest, niż jej się kiedykolwiek śniło!
Cap aferkę w nieskazitelnie białe zęby i dalejże nią miotać w tę i wewtę. Ona się wywija i wrzeszczy, że pomyłka, że nieporozumienie, że ona nie ma ze mną nic wspólnego… Takaś ty? O, niedoczekanie! Nie chciałaś, to masz! Poczujesz ty na karku mój gorący oddech, na życiorysie odcisk mojego pazura. Jak nie miałaś pierwszego życia, to ja ci dam drugie. Będziesz moją Galaretą, w którą tchnę ożywczego ducha. Profesjonalnie, rzecz jasna, bo prywatnie preferuję inne formy kontaktów spirytualnych. Raczej lekkie zamieszanie, niż dramatyczne wstrząsy.
No więc aferkę załatwiłem na cacy. Po tej krótkiej rozgrzewce mogę udać się na wystawny obiad połączony z polowaniem. Interesuje mnie zwłaszcza wystawianie grubszej zwierzyny, nie jakiejś drobnicy. Zresztą dyrektywy szefa były wyraźne: kaczki – nie, jelenie – tak. Najchętniej poluję w kuluarach, bo tam wody dość mętne i łatwo przygotować zasadzkę. A jak z widocznością są kłopoty, to od czasu do czasu wlezę na ambonę i wszystko się w cudowny sposób wyjaśnia. Nie ukrywam, że jestem wręcz stworzony do tego rodzaju pracy. Koledzy w uznaniu moich wysokich standardów zawodowych dali mi nawet ksywkę „gończy polski”. To o czymś świadczy.
Kiedy mi się spać zachce, idę na posłankę. To jest taki pakiet usług, obejmujący łoże, stół i protekcję. W zasadzie ol inkluziw. A jak do tego dojdzie jeszcze Olek inkluziw, albo Jolka, to tym lepiej. Koszty i tak ponosi firma, więc nie mam się co ograniczać. Wystarczy, że muszę się cały czas zachowywać kulturalnie i udawać, że bukiet zielska przyniosłem z własnej woli, nie w ramach obowiązków służbowych. To chyba dosyć poświęcenia, jak na jednego agenta?
No dobra, przyznaję, ta robota ma też mniej przyjemne strony. Gadżety się psują. Ludzie się śmieją. Dziennikarze tropią tropiącego. Czasem chciałoby się porwać kość w zęby i uciec, zamiast niezłomnie trwać na posterunku i osaczać. Nie mówiąc już o tym, jak czasem korci, żeby się odszczeknąć… Ale cóż, służba nie drużba. Trzeba się wziąć w garść i dalej, nieustannie, uparcie szczerzyć się do tych cholernych pięknych kobiet, szybkich samochodów i szykownych garniturów. Bo gdybym przestał, być może na salony władzy wepchnęłaby się jakaś łże-elita, zamiast tej prawdziwej, która może roztaczać swój pawi ogon dzięki takim jak ja cichym, niepozornym, wszystkim znanym bohaterom.
Bobiku, proszę obudź się szybko! Na Twoim blogu grasuje niejaki Bob 🙁 On mi się stanowczo nie podoba 🙁 Dość tych przyjemniaczków w innych miejscach. Ja to mogę jeszcze zrozumieć, że jak otwieram lodówkę to taki wyskakuje, że o przekaziorach wszelkiej maści nie wspomnę! Ale żeby Twojego blogu nie dało się w spokoju otworzyć i to w niedzielę z samego rana, to ja stanowczo protestuję 🙁 🙁 🙁
Dzień dobry. 🙂 Słońce z Teksasu ma jednak niesamowitą moc. Lać u nas przestało i pranie wreszcie wyschło. Wando, proszę częściej! 🙂
A ten Bob właśnie dlatego grasuje, że cwaniak. Dobrze wiedział, że dziś będę chciał dłużej pospać i zaraz się wtrynił. 🙄
Swoją drogą, nie dziwię się, że wszędzie go pełno. Stopień profesjonalizmu reprezentowanego przez niego i jego firmę bez wątpienia zasługuje na żywot medialny. Innymi słowy – to całe CBA to naprawdę jaja jak berety.
Och, sklonowali Cie jednak, Bobiku. 🙄 To wszystko przez ten nieskazitelny czarno-bialy wyglad, wyraznie nadajacy sie do tej pracy. Ten sklonowany to ma rzeczywiscie mocno zajete zycie. Samo polerowanie i wybielanie zebow w celach uwodzicielskich zajmuje sporo czasu. I do tego kurs mieszania drinkow, i inne obowiazki, takie jak ukrywanie sie po sypialniach i lodowkach… Czy jestes pewien, ze on jest tylko jeden, czy zrobili ich wiecej? 🙄
U nas deszcz (tez sie chyba o tej porze roku klonuje), ale grunt ze wczoraj bylo slonce. 🙂
Zdjecia z wczorajszego swieta na rozswietlenie niedzieli 🙂 Moze przy okazji odkryje sie wiecej sklonowanych Bobikow (odblyski swiatla w nieskazitelnie bialych zebach)? 🙄
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/16/diwali-countdown-to-the-f_n_324181.html
No tak. Też podejrzewałem, że sklonowali mnie ze względu na prezencję, a nie walory duchowe. 🙁 I wcale nie wykluczam, że zrobili to wielokrotnie.
Ale co tam klony. Mamy dziś bardzo ważną sprawę do załatwienia. Trzeba wypić zdrówko cyrku Monty Pythona, który właśnie został czterdziestolatkiem. 🙂
http://www.polityka.pl/40-lat-monty-pythona/Lead33,935,304900,18/
Oglądałem kiedyś ten program z Aspen, o którym mowa w artykule. Urna z rzekomymi prochami Chapmana stała na stole i co jakiś czas ktoś z trupy przechylał nad nią czajniczek, pytając „Graham, może herbatki?” Odtąd ile razy proponuję komuś herbatę, natychmiast staje mi to przed oczami.
No to zdrowie MP! 😀
No to herbatka za zdrowie Pythonow (prochow Chapmana niestety nie mam w poblizu, ale liczy sie intencja). 😀
A ten humor rzeczywiscie tez sie troche sklonowal, choc czesto juz w dosyc wtornej i bladej wersji „light”. Do tego, jak slusznie zauwaza Cleese, oni wtedy wysmiewali w sumie dosc solidnie tradycyjne spoleczenstwo brytyjskie jeszcze przed „rewolucja thatcherowska”. Teraz jest tez oczywiscie co wysmiewac, i nawet czesto sa to te same rzeczy, dlatego oryginal ciagle uderza swiezoscia, w odroznieniu od sklonowanych wersji. Ja bym tylko dodala, ze to jest tez w duzej mierze wewnetrzny humor angielskich public schools i Oxbridge, wiec mimo wszystko rozwineli juz jakos istniejaca tradycje. Wystarczy na przyklad wiedziec, ze w Oxfordzie od wielu dziesiatek lat istnial ogrod tylko dla wykladowcow, gdzie oddawano sie urokom natury nago – herbatki na trawie, czytelnictwo, wszystkie szacowne zajecia donow oksfordzkich, ale nago. Pomysl zupelnie pythonowski, ale wymyslony (i wprowadzony w zycie) na dlugo przed nimi… Lewis Carroll, profesor matematyki w tej uczelni sam przyznawal, ze wiele jego pur-nonsensowych pomyslow powstalo pod natchnieniem otaczajacej go na codzien rzeczywistosci i ludzi. Ale Pythonowie z podobnymi pomyslami pokazali sie w masowym medium, jakim jest telewizja. No i oczywiscie dorzucili do nich wlasny talent.
A tu znalazlam ladne, jesienne pejzaze vermonckie, z charakterystycznymi drewnianymi mostami, i stodolami, i krowami w tle. Do tego tytul, „Vermont na dwoch pedalach” dodatkowo mnie skusil. 😉
http://www.nytimes.com/slideshow/2009/10/18/travel/20091018-vermont-slide-show_index.html
I u mnie piekna jesien, prawie jak na tych zdjeciach z Vermont z linku Moniki. Liscie spadaja masowo, bo w nocy byly przymrozki, ale jeszcze nadejda cieple dni. Jest chlodno, pieknie i slonecznie. Prace ogrodowe w toku.
Obiad dzisiejszy u siostry, wiec planowany rosol przeloze na wtorek, bo jutro po pracy wybieram sie z synem na wyklad o poczatkach wszechswiata.
Znaczy się udało znaleźć pracę w resorcie. To się nazywa determinacja 😉 Co prawda dalej bez munduru, ale jak tyle się trzeba w robocie rozbierać służbowo, to co za różnica co się ściąga przed akcją…
Piękna jesień w tej Hameryce. A u nas w tym roku jesienie praktycznie w ogóle nie było, bo po lecie natychmiast przyszła zima. 🙁
A z Monty Pythonem to też bym się podłączył pod stwierdzenie, że oni wcale się nie wzięli z próżni. Dla mnie byli kwintesencją angielskiego humoru, który abusrd i purnonsens znał już przecież wiele wcześniej. Ale fakt, że mieli rączkę króla Midasa. 😉
foma, ja co noc ćwiczyłem wpychanie się Starym pod kołdrę, aż wreszcie resort docenił moje umiejętności i zatrudnił mnie undercover. A że i rozbieranie przy okazji wytrenowałem, to mieli już całkowicie ukształtowanego fachowca, na dodatek ze zniewalającym uzębieniem. To się nazywa fart resortu! 😀
No, to resort rzeczywiscie mial szczescie 😀 – tylko ja juz nie nadazam, czy to Ty, czy Twoj klon (i ktory), ale i o to pewnie resortowi chodzi. 🙄
Bobiku , jak moja Mama poczytała kryminałów, a uwielbiałą je, to nigdzie z siostrą nie mogłyśmy iść bo wszędzie widziała przestępczość 🙂
dzisiaj każdy każdego podsłuchuję i obserwuje a do tego patrolują psy Bobiki to chyba jest bezpiecznie ? Jak myślisz?/
wychodzi na to że nie ma jak 21 wiek 🙂
pa !:)
chłodno ale ujdzie
zimno ale slonecznie 🙂
ostatni 🙁 w tym roku urlop
przykrece kilka srubek,zmienie przepalone zarowki,uszczelnie okna
zima moze nastac
odrobie zaleglosci w czytaniu-kupka „do ” rosnie,a czas plynie
sobie nie czekajac ,plynie,plynie,kupka rosnie,rosnie
moze lepiej nie kupowac nowych???
Moniko,uroczo pedaluje sie przez takie malownicze pejzaze 🙂
brykam w zimno!!!!!!!!
😀 😀 😀
moge udostepnic pierzyne na kilka dni(okazja 🙂 )
prosze dzwonic
foma,
a dokąd wyganiasza? Nie uchodzi…
Dzień dobry. 🙂 Dzyń, dzyń! Rysiu, na pierzynę jak najbardziej reflektuję, a niechby i na kilka dni. Mogę zresztą wziąć tylko pół, bo niewielki jestem, a drugie pół wspaniałomyślnie zostawić dla innych. 😀
Zaraz, zaraz. To foma znowu zmienił płeć? Bo wyganiasza to chyba w rodzaju żeńskim? 😉
Ja już się w ogóle przestaję orientować, w jakim rodzaju ten/ta foma jest w danym momencie. 🙄
Jarzębina wczoraj zapytywała, czy jak wszędzie patrolują Bobiki, to jest bezpieczniej. Po konsultacjach z ekspertami i zanalizowaniu statystyk stwierdziłem, że bezpieczniej to chyba nie, ale nieco weselej, więc przyszłość Bobików w resorcie wydaje się zapewniona. 😀
Bobiku, to zawęźmy możliwości…
zeen, jak to gdzie? do baru 😉
Jeszcze bardziej zawęzić? 😯 Już w tej chwili są tylko trzy – on, ona, ono… No, jeszcze dziadek, jakby czwórka Chełmońskiego do brydża była potrzebna. 😉
A z tym drugim, to jak o mnie chodzi, nie ma żadnych problemów. Zawsze mówiłem, że ze mną jak z dzieckiem, za rączkę i do baru, no i się sprawdziło. 🙂
foma z chłodem wziął się za bary…
On to zawsze lubił w ciepełku pobaraszkować…
To tylko niczym niepoparte przypuszczenia…
Jak niepoparte? 😯 Sondaże mówią, że poparcie mamy bardzo duże…
Tylko przypuszczają że macie…
Poparcie dla nas i naszej tezy, że foma ciągnie w zimie do baru, ma głębokie uzasadnienie psychologiczne. Pisał o tym profesor Zimbardo…
No, kurczę, że ja na taki pijarowski numer nie wpadłem… 🙄
http://www.polityka.pl/balonem-do-piwnicy/Lead121,1830,305027,18/
Wszyscy by szukali uprowadzonego przez UFO Psa Bobika, a ja bym w tym czasie z Łajką w piwnicy… 😉
Potrzebującym mogę użyć kołdry jedwabnej, prosto z fabryki jedwabiu z Suzhou, jeszcze nie rozpakowana 🙂
To ja chyba się wolę załapać dopiero jak będzie rozpakowana. 🙂
Tylko czy z niej po rozpakowaniu jakieś smoki nie wylezą? 😯
Co do smoków to nie wiem, natomiast w kwestii duchów (złych) mozemy mieć pewność, ze ich tam nie ma. Kołdra jechała zygzakami w tewte i we wte, a duchy potrafią sie poruszać jedynie w linii prostej, że już nie wspomnę o wysokosciach na jakich latała, a duchy nie są wstanie przejść przez 30 centymetrowy próg domostwa.
Smoki chińskie to zupełnie inna bajka niz smoki z podań i legend europejskich. One nie tylko nie stanowią zagrożenia, ale są zwiastunami i gwarantami wszelkiej pomyślności. A na takiego smoka pięciopalczastego to przydział, zupełnie jak na żółty kolor, miał tylko i wyłącznie sam Najjaśniejszy Cesarz. Takim smiałkom, którzy w charakterze ozdoby osmieliliby się zmajstrować sobie smoka o pięciu palcach groziło skrócenie o głowę. A w ogóle na przyozdabianie siedzib mniej nawet palczastymi smokami ważyli się jedynie ludzie bardzo zamozni, silni, wpływowi.
Niektóre teorie feministyczne głoszą, że europejska walka ze smokami to symboliczna walka z kobiecością.
Okej, okej, ja sam jestem cztero-i-pół-palczasty (to pół to taki szczątkowy niby-kciuk tkwiący gdzieś w połowie łapy), więc Pan Cesarz nie ma się co obawiać, że będę się nad niego wynosić. 🙄
Poza tym ja nie mam ani takiego klawego życia jak on, ani wyżywienia, a kawę nawet w barze nie zawsze mi chcą podać. 🙁 O przynoszeniu do łóżka nawet nie mam co marzyć. 🙁
Chociaż… Gdyby ktoś usiłował mi serwować kawę o bladym świcie, to nie mogę wykluczyć, że jakbym palnął w ten durny łeb…
No wiecie co?! 😯 Jak ludzie z siebie robią idiotów, to nic nie mówię, bo to ich wewnątrzgatunkowa sprawa. Ale jak już do psów się dobierają, to chyba mam prawo ugryźć? 👿
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/5,80295,7160605,Psi_przebierancy.html?i=0
To dla dobra sprawy – zdaje sie, ze te psie cierpienia we wdziankach byly w celu zwrocenia uwagi na los bezdomnych psow. Widac na pomysl z balonem nie wpadly (choc wpadl juz duzo wczesniej Edgar Allan Poe, ktory kiedys w gazecie w polowie XIX wieku napisal o balonie lecacym przez Atlantyk, ktory zaginal prawdopodobnie na jakiej malej wyspie – potem to trzeba bylo dementowac). A w sprawie tego chlopca, to dzis rano w dzienniku radiowym uslyszalam, ze policja i prokuratura juz przygotowuja zarzuty za marnowanie czasu i srodkow na tropienie zaginionego, ktory w tej piwnicy siedzial za zgoda i wiedza ojca. W sumie lepsze te wdzianka, choc nie tak spektakularne, ale nie trzeba za nie isc za kratki. 😉 Choc moze lepszym pomyslem byloby ludzi ubrac w takie wdzianka – zwlaszcza ten zrobiony na drutach kubraczek w paski na pewno zwracalby na siebie uwage, gdyby na odmiane ubral sie w to czlowiek. 🙄
Ja nie wiem, czy ludzie siebie samych są w stanie jeszcze czymkolwiek zaskoczyć. Wszystko już było, zwłaszcza w Kalifornii. 🙄
Ale gdybym miał biegać w takich ciuchach, to już chyba wolałbym być bezdomny zamiast. Nie wiem, czy nawet za kratki nie wolałbym pójść? 😯
Chociaż nie, bo z kolei za tymi kratkami wdzianka w paski. Pozostaje tylko ucieczka w bezdomność, albo wybranie sobie odpowiedniej rodziny, która nie śmiałaby psu czegoś takiego nawet zaproponować.
No, w Kaliforni to rzeczywiscie wszystko juz bylo. 🙄 A tych wdzianek to ja Bobiku nie bronie – to jednak przy najlepszych intencjach objaw psychologicznego znecania sie nad stworzeniami przeciez juz gustownie ubranymi w futro. No ale to nie pierwszy przypadek ulepszania tego, co juz dobre…
A co do wdzianek za kratkami, to paski tez juz nie tak modne jak kiedys. U nas dominuje wyraznie kolor pomaranczowy, bez wzorkow. A kroj podobny do stroju, ktory nosza chirurdzy, tyle ze oni preferuja niebieski i zielen. Swoja droga, to ciekawe, kto decyduje, co sie nosi w tych zamknietych srodowiskach (niektorych zamknietych doslownie). 😉
Tak, tak… W dzisiejszych czasach nie tak łatwo dostać się do elity. Tylko w dni odwiedzin albo za specjalnym zezwoleniem sędziego. 🙄
Na szczescie Ty i Twoj klon Bob jestescie ubrani bardzo elitarnie. Bez specjalnych zezwolen, choc w przypadku Boba – do zadan specjalnych. 😀
hehe, ten Bob to nie klon, tylko alter ego…
Owszem, ale klon jest duzo poreczniejszy w zyciu codziennym, w praktycznych sytuacjach. 😉 Wystarczy porownac stwierdzenia „To moje alter ego rozbilo filizanke z kompletu po prababci” ze stwierdzeniem „To moj klon rozbil etc..” Za dzialania klonow zadna firma nie ponosi odpowiedzialnosci… 😉 No chyba, ze w Vermoncie (ale tylko cukrowych). 😀
No, przecież zawsze mówiłem, że to moje klony pasztetówkę wyżerają, a ja niewinny jak leluja! 🙄
A klony cukrowe to chyba w Kanadzie też, co mi przypomniało, że Królik miała się dziś zapoznać z tajemnicami początku wszechświata. Mam nadzieję, że na temat końca świata nic nie było. A nawet jak było, to wolę tego nie wiedzieć. 😉
Krolik tajemnice poczatkow wszechswiata, a ja utknelam na chwile na stronach rekomendowanych przez Huffposta, jako najlepsze do bezproduktywnego tracenia czasu. 😉
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/19/7-sites-you-should-be-was_n_325857.html
A klony cukrowe oczywiscie w Kanadzie tez. Mnie sie tak mocno kojarza z Vermontem, bo najblizej, a poza tym kiedys tam bylam na wakacjach i co wlaczylam radio, to byly omawiane problemy zwiazane z klonami cukrowymi i robieniem syropu, co po paru dniach, gdy juz sie nasycilam lokalna egzotyka, zrobilo sie jednak nieco monotonne. Ale jako alternatywa na drugiej stacji radiowej NPR byla seria o lokalnych hospicjach – jak najbardziej well-meaning i godna pochwaly, ale jakos bardziej bylam jednak w nastroju na syrop. 😉
Oczywiście chciałem natychmiast zagrać w Steak House or Gay Bar, ale mi nie działa. 🙁
Chyba nie cenzuruja tego w Europie, ale moze za duzy tlok sie zrobil, jak ich tak zareklamowali, bo mnie sie tez teraz nie otwiera.
Z tą reklamą to czasem obosieczne. Tutaj niedawno w telewizji jakiś facet zareklamował swoją stronę z ofertami pracy i już od 2 tygodni się nie otwiera. 😯
No tak, strona sie nie otwiera, a nagle slawni rodzice dziecka w balonie (ktorego tam nie bylo) prosza teraz, zeby ich aresztowac prywatnie… 🙄
Witajcie,
cieszcie sie sloncem, drobnymi przyjemnosciami, bo jak spiewa Leonard Cohen: „I’ve seen the future, brother; it is murder”. Tak przynajmniej twierdzi prof. Krauss. Zyjemy w unikalnycm momencie istnienia Wszechswiata (13.72 miliardow lat), w ktorym mozemy zmierzyc i zaobserwowac, ze rozszerza sie on z predkoscia swiatla. Jak juz sie tak rozszerzy, ze jego 400 tysiecy bilionow pedzacych galaktyk bedzie niemozliwe do zaobserwowania, przyszli fizycy beda blednie mysleli, ze galaktyka jest tylko jedna!. Ha!
Dobrze tez wiedziec, ze gdybym miala odpowiednia silne oczy to w wyniku tego, ze przestrzen jest zakrzywiona, patrzac do przodu moglabym eventualnie zobaczyc tyl mojej glowy.
Kocham fizyke niespelniona miloscia!
Syrop klonowy tez kocham. Robi sie go tutaj masowo i spozywa do nalesnikow, lodow, plackow, sosow.
Zosia tez sie troche martwi tym rozszerzaniem wszechswiata, Kroliku, ale zawsze nieodmiennie sie pociesza syropem klonowym…
Moją niespełnioną miłością jest biologia. I nawet się nie mogę pocieszać po tym niespełnieniu syropem klonowym, bo za słodki. 🙁
Jak się tak zastanowiłem, do czego używam syropu klonowego, to głównie do pieczeni wieprzowej. W ilościach raczej mikroskopijnych, tylko dla złamania smaku.
A, jeszcze są takie lody orzechowe z syropem klonowym, którym potrafię wybaczyć nawet ich słodkość. 🙂
Poza tym rozmawiałem dziś ze znajomą, która tak okropnie się martwi rozszerzaniem własnym, że mogę Was zapewnić – rozszerzanie wszechświata to jest przy tym zupełna pestka. 😉
Wydaje mi sie, ze na niespelnienie w biologii to chyba serdelki, kielbaski, kotlety… 😀 A te lody rzeczywiscie sa swietne, i nawet najwieksi wrogowie slodkosci moga im wiele wybaczyc. 🙂 Zas rozszerzanie wlasne chyba w sumie przyciaga wiecej osob na wyklady, czy do grup wsparcia, i sprzedaje wiecej podrecznikow niz fizyka czy biologia. 😉
Moje ślepia są chyba przeciwieństwem wszechświata, bo się zaczynają zwężać. Zważywszy, że wstałem dziś przed 9.00 nie jest to może nawet takie dziwne zjawisko. 😉 W każdym razie na wszelki wypadek już piszę dobranoc, bo zwężenie może zajść tak daleko, że przestanę dostrzegać literki. 🙂
Dobranoc, Bobiku. Milego zwezania. 🙂
I mnie dopadl jet lag. Zatem do jutra.
jutro już jest. siąpi
tak oto mamy wzglednosc na codzien
krolik-jutro
foma-dzisiaj
do tego SLONECZNIE przy 0°
tez wole syrop klonowy(czasami!)od spogladania sobie na plecy tudziez tyl glowy
przy tych slinych oczach i krzywych (oblych)plaszczyznach to mozna zobaczyc to czego nie chcemy widziec i co wtedy?
teraz sniadanie z plachta szeleszczacego papieru
brykam wiec do stolu 😀
Ooo, jakie tu ciekawe wątki! Moją, jak dotąd, niespełnioną miłoscią jest gra na instrumencie. Mąż i dzieci maja wykształcenie muzyczne. Co skutkuje tym, że przy dzieciach nie mogę spiewać. Chyba, że „kawałki”, których nie znają. W przeciwnym razie wrzeszczą, że za wysoko, za nisko, a to pół nuta, a to ćwierć nuta i tak dalej. We wszelkich chórach ja jestem tylko dodatkiem do męża. Po pierwsze w chórach amatorskich nagminnie brak mężczyżn a juz tacy co czytają nuty są rzadkością a tacy co mogą spiewać i w basach i w tenorach to są na rękach noszeni. Chóry biją się o mojego Ślubnego, na mnie patrzą z odrazą jak na zawalidrogę, bo też czasem mu przypominam z kim brał ślub.
Mam nadzieję, że na naszym UTW uda mi się stworzyć sekcję gitary i chociaż na niej nauczę się brzdąkać. Co do UTW, to czekamy już dwa miesiące na rejestrację. Mam nadzieję, że to niebawem nastapi i trzeba się będzie zabrać do solidnej pracy organizacyjnej.
Póki co, to sen mi z oczu spędza stan naszych „prawdziwych” uniwersytetów. Ale o tym później, jak już wrócę z pracy.
Nie chcę też się teraz zbytnio wciągać w temat bo zaraz będę musiała coś przekąsić na uspokojenie a moje własne rozszerzanie to kolejna sprawa, która mi nie daje spać. Z tym spaniem to oczywiście przesadzam, bo sypiam dobrze. Niemniej nerwy koję dobrym, wysokokalorycznym jedzeniem, a mam niedoczynność tarczycy i mimo hormonów spalanie takie sobie. A jak już ukoję nerwy i zobaczę efekty cielesne, to znowu mnie takie nerwy biorą, że muszę je czymś ukoić. I tak do ….
Dzień dobry. 🙂 Akurat z tym rozszerzaniem to znam tylko z teorii, ale teoretycy też są na świecie potrzebni. 😉
A w chórach też bardzo lubiłem śpiewać, ale do czasu. Bo potem mi się z głosem porobiło i zaczął śpiewać całkiem nie to, co mu kazałem, a mało jest w życiu koszmarniejszych rzeczy, niż słyszenie siebie samego fałszującego. 🙁
O polskich uniwersytetach była całkiem niedawno dyskusja w „Polityce”. Jotko, bardzo jestem ciekaw, co Ty masz na ten temat do powiedzenia.
Teorię rozszerzeń zmieniam ja w praktykę
No i nie powiem, nawet mam wyniki…
Jak się te wyniki będą rozwijały,
to się świat naprawdę okaże za mały… 😉
O tym wszakże wcześniej się nie pomyślało,
że dla mej Postaci świat to jest za mało…
Postać czy posiedzieć, wszystko by się zniesło,
lecz gdzie odpowiednio duże znaleźć krzesło? 😯
Dla Postaci mojej
wielkiego formata
znajdę, się nie boję
większy model świata
Lecz jak rozszerzanie
dalej nie ustanie,
z nowego modela
pożytku niewiela. 🙁
Jak mi tu Bobiku będziesz ciągle burczeć
To się zacznę w końcu niebezpiecznie kurczyć…
O kurczę, kurczenie zeen tu zapowiada.
Będzie taki mały, że mucha nie siada? 😯
Kurczyć i rozszerzać można się cyklicznie
Zarówno fizycznie, jak merytorycznie 😉
zeen, Ty mi tu takich nie odstawiaj wistów –
w końcu znowu będzie wszystko na cyklistów! 😯
Od zarania dziejów, już pierwsi kopiści
Mawiali: wszystkiemu winni naturyści
Bez odzienia chodzą, dupą gołą świecą
A lud miast pracować tylko się podnieca
Aby dupę widzieć bez przykrycia liści
Na rowery wsiedli. Kto? Już wiesz – cykliści
Oni chyba mają coś nie po kolei –
wszak do gołej skóry siodełko się klei. 😯
Jestem, tylko mnie nie ma. Do jutra 🙂
Okej, rejestrujemy niebyt jako szczególną formę bytu, którą trzeba przeczekać. 🙂
w sprawie wyższych uczelni Polityka przedstawiła zaledwie wersję soft, mocno soft 🙁
A mnie sie dzis plan dnia dosc nieoczekiwanie rozszerzyl, ale juz prawie zwalczony, i zmierzam dynamicznie w kierunku zwezania do codziennej normy, tylko jeszcze herbaty musze sobie zrobic. 🙂 Nic tak nie doprowadza do rownowagi w naturze, jak herbata. 😀
A nawet i ta wersja soft u niektórych straszne oburzenie wzbudziła 😯
Z przywracaniem równowagi w naturze przez herbatę to święta prawda. Ale odpowiedniej wielkości kość też ma takie właściwości. 😉
Bobiku, chyba sobie dzisiaj i kosc kupie. Co dwa sposoby, to nie jeden. 😀
Co poniektórzy na trzeciego polecają jeszcze Bacha. 😉
Jak się zeen skurczy, to i fiat będzie za duży 🙄 Wystarczy smart.
Smart to zeen jest z natury. 😀 I to bez względu na to, czy się akurat kurczy, czy rozszerza.
A do wożenia skurczonych czterech liter to może mu nawet rower wystarczy? 😉
Juz zastosowalam, Bobiku. Jeszcze na czwartego dorzucilam swieczke aromaterapeutyczna pt. „Radiance” (subtelne tony naturalnego cytrusa z ylang-ylang w prawdziwym pszczelim wosku – co musi przexciez zadzialac, skoro ilosc tego ylangu jest podwojna) 😉 i czuje, ze powoli, ale skutecznie powracam do stanu uzywalnosci. 🙂
A smart zeen porusza sie przeciez sila wyobrazni, wiec mu zadne wehikuly nie sa potrzebne – nawet rowery. 😀
dobrej herbacie odmowic nie wypada,tak jak i kascistej kosci
🙂
czytam sobie wlasnie mniej lub czesciej „awantury na tle powszechnego ciazenia”
sporo o samochodach jak tak dalej bedzie to zostane ekspertem od aut !!!!!
poproszę o KOŚĆ, wrrr!!! 🙁
urlop to pulapka-w sloneczny dzien czlowiek walesa sie po zapomnianych(z braku czasu)sklepach i wydaje wiecej niz powinien,tu 50€ tam ponownie kilka,kolejne rzeczy BARDZO LADNE I NIEZBEDNE laduja na tylnym siedzeniu samochodu
jedyna nadzieja w deszczu i zimnie oraz w 13 pensji w listopadzie
😀
poproszę również o przepis na nalewkę z tarniny, tarnina już zerwana 🙂
smart zeen… fiat lux 😎
zeen ex oriente? 😯
Jotko, kością się podzielę (mam akurat indyczą na zbyciu i niech mi nikt nie mówi, że to dla psów niewskazane!), ale spytam przy tym, w jakim to warczącym celu Ci potrzebna? Czy to przez tę tarninę?
Własnego przepisu na tę nalewkę nie posiadam, niestety. A z internetu każdy sobie ściągnąć potrafi. 😉
No pewnie, że każdy umie ściągać, ale ja pytam czy ktoś coś sprawdził w tej materii.
A warczeć będę jeszcze przez czas jakiś – co najmnniej do poniedziałku – o mamuniu, jak długo!!!
Dostalismy dzisiaj list z Krajowego Rejestru Sądowego w sprawie rejestracji Stowarzyszenia Uniwersytetu Trzeciego Wieku, po blisko dwu miesiącach. Pani życzy sobie zeby uzupełnić Statut w dwóch kwestiach: praw i obowiązków Członków Honorowych i Wspierających – stoi to tam napisane, jak wół, tyle, ze nie przy każdym zdaniu powtarzane są na okrągło słowa „prawa”, „obowiązki”, oraz w kwestii umocowania Sadu Koleżeńskiego – pani zyczy sobie żeby to był organ UTW – w zadnym statucie UTW to nie jest organ!!!
I nie byłby to nawet wielki problem żeby to pani wpisać, niech ma i niech się cieszy. Problem w zwołaniu na cito 23 osób celem odbycia zebrania, podjecia uchwały, złozenia podpisów. A tu Wszystkich Świętych za pasem, choróbska łażą po ludziach, nas czas goni. Mozna by było decyzję zaskarżyć, ale to moga być jeszcze większe korowody.
I jak nie warczeć, na kość wielką zapotrzebowania nie zgłaszać? Uff, jaka jestem zła, chyba zaraz eksploduję, że też się muszę furt na okrągło z jakimiś uniwersytetami użerać zamiast spokojnie na zimę hibernować 🙁
Bobik to nawet ze stołu potrafi ściągnąć. I nie to tylko nalewkę… 🙄
Co tam ze stołu! Ja potrafię nawet z najdalszego zakątka wszechświata coś ściągnąć, jak on tylko wystarczająco się skurczy. 😉
Jotce wyrażam zrozumienie i współczucie. Nie przepadam wprawdzie za słowem „upierdliwy”, a zwłaszcza za jego nadużywaniem ostatnio przy każdej okazji, ale w tym przypadku pasuje jak ulał – toż to naprawdę czysta upierdliwość z tym uzupełnianiem statutu. Kość najlepsza by była mamucia, żeby można kogoś porządnie w łeb walnąć. 🙄
świat się kurczy od picia kawy…
No toż codziennie piję, żeby się nie kurczył bez mojego udziału. 😆
Ach, to dlatego filizanki do kawy sa takie malutkie – zeby pasowac do kurczacego sie swiata. 😀
Jotko, po poczatkowym warczeniu, ktore po pewnym czasie powoduje zmeczenie organu warczacego, sprobuj zestawu „Harmonia” – lawenda i geranium, albo tego z ylang-ylang. Powinno pomoc na kontakt z tepota urzednicza. 😉
O ile wiem, Jotka postanowiła spróbować kojącego zestawu tarnina i przewód pokarmowy. Oczywiście o ile dostanie przepis. 😉
Niestety, ja slabo jestem zorientowana w przepisach na tarnine, zostaje wiec kojacy zestaw podstawowy. I wymachiwanie koscia mamucia. 😉
Może jutro się zjawi Haneczka? Ona cały czas coś przetwarza, to i przepis na tarninówkę może mieć na składzie.
A ja wymachując kością mamucią idę śnić o świecie, który skurczył się do takich rozmiarów, że zabrakło w nim miejsca dla biurokratów.
Dobranoc. 🙂
Dobranoc, Bobiku. 🙂 Ja tez bym chyba poszla dzis o tej porze spac, ale nie wypada o mojej wpol do siodmej. Chyba, ze sie podczepie pod jet-lag Krolika. 🙄
I owszem, kość mamucia mi się marzyła 🙁
Tarninówkę do bieżącego kojenia to ja mam zeszłoroczną. Teraz chciałam wypróbować jakiś nowy przepis. Potrzeba ukojenia była tak wielka, że użyłam mojej kurczącej się w niebywałym tempie nalewki pigwowej, którą trzymam, już w sladowych ilosciach na „czarną godzinę”. Mam jej jeszcze wprawdzie zachomikowaną całą butelkę, ale jest to butelka specjalnego przeznaczenia. I dopóki ta specjalna godzina nie nadejdzie, nie ma prawa być naruszona.
Pigwa tegoroczna czeka na krzaku do zebrania i przetworzenia.
Moniko, chyba rzeczywiście skorzystam z Twojego przepisu kojącego. Ilość idiotyzmów jest tak wielka, że kojenie nerwów spirytualiami moze grozić popadnięciem w alkoholizm.
Chociaż z drugiej strony czy należy popadać w druga skrajność? Sasiadka wróciła wczoraj z sanatorium. Dzisiaj do mnie wpadnie. Jak jej powiedziałam, że moja całkiem nowa nalewka – staropolska – jest gotowa do degustacji, to mi odpowiedziała, że postanowiła całkiem nie pić, bo się lepiej z tym czuje. Zobaczymy jak długo wytrwa w tym postanowieniu. Ja jej przeszkadzać nie będę a może się nawet dołączę.
Wolałabym tak cały dzień o tym i o owym sobie pisać, ale trzeba będzie za godzinę, dwie rozpocząć łapankę na Bogu ducha winnych ludzi żeby przyszli na zebranie. Wczoraj wysłałam maile i juz wieczorem dostałam odpowiedź: podpiszę w innym terminie, ale na zebranie przyjść nie mogę. Niestety mamy w gronie załozycieli pana a nawet dwóch, którzy lubują się w „dopieszczaniu szczegółów”, jezeli rozumiecie co mam na myśli 🙁 i obawiam się, że oni popsują nam jeszcze trochę krwi. Na wszelki wypadek nie wyrzucam klucza do barku 🙁
aura niezauważalna
oczywiscie niezauwazaina-ciemno ciagle,ale juz 6°
bedzie lepiej 🙂
nalewki………..
jotko,wy w wielkopolsce to tak lubicie do dzisiaj czarowac siebie i
gosci domowymi samorobionymi marzeniami 🙂
nasze dziecko przyczlapalo wczoraj noca wczesna zalamane
na zajeciach z historii kazali im czytac materialy zrodlowe po
francusku!!!!!!!!po francusku pokiwalo smutnie glowa dziecko
jeszcze jeden jezyk do nauki,a przeciez znam juz cztery
biedne dzieci 🙄 kiedys wystarczal jeden swiatowy rosyjski
😀
brykam (robi sie jasniej) fikam 😀 😀 😀
Rysiu, Ty wiesz, że jestem taka farbowana Wielkopolanka, z importu. Niemniej bardzo lubię dogadzać swoim gościom, jeżeli już uznam, że chcę kogoś gościć, to chcę żeby się czuł naprawdę dobrze 🙂
Twojemu dziecku jakoś nie potrafię współczuć, nie wiem dlaczego, może znieczulica jaka? 🙁
Dzień dobry. 🙂 Ja nawet odkryłem, dokąd to Ryś tak rankami bryka. Do baru! W dymie się trochę powędzić. I po rosyjsku pokonwersować, jak się trafi okazja. 😆
Jotko, ja jestem w bardzo wielu sprawach znanym centrystą, czyli wyznawcą świeczki i ogarka, więc nie ma powodów, żebym nie był nim i w kwestii nalewkowej. Kompletne rozstanie się z płynami pobudzająco-uspokajającymi jakoś mi zbyt świeczkowe. 😉 Zresztą statystyki wskazują, że umiarkowanie pijący żyją dłużej od całkowitych abstynentów.
Chyba że sąsiadka ma problem alkoholowy, to wtedy rzeczywiście rozsądniej nie tykać w ogóle.
A do wszelkich historii papierkowych, jeżeli nie da się ich przeskoczyć lub obejść, należy podejść ze śpiewem na ustach. Znaczy, podśpiewywać sobie „cierpliwości, dziewczę hoże…” 😉
W Chinach nie protestowała, dziecku nie współczuje, tarninę chce maltretować… Znieczulica III stopnia! 😯
O przepraszam! To jest bar bezdymny…
To niby czemu Bogart taki zadymiony, hę?
Piasek pustyni się podniósł nieco…
Bogart bez dymka nie byłby Bogartem 😉
No to już wiadomo czemu Bogart taki zadymiony. Bo to Bogart…
Tarnina już pokłuta!!! I nie powiem o kim myslałam kiedy ją kłułam, ani co myslałam kiedy cukier na nią sypałam 🙁
Teraz będzie krojenie pigwy, a że twarde to niemożebnie, to i siły znacznej trzeba użyć, do noża się przyłożyć. I jaki ja wtedy będę miała wyraz twarzy? Jakie mysli? Jaka pieśń na mych ustach się pojawi? 🙁 🙁 🙁
Choć moze lepiej dać spokój zeby jaka zła energia na nalewki nie przeszła? Wszak to trunki mają być zacne i godne, ku rozgrazniu ciała i duszy służące , romowom i wspomnieniom niespiesznym a życzliwym przy ogniu w kominku snutym, sprzyjające:)
prosze mnie nie łapać za ortografie! 🙁
Za ortografię czasem tak przyjemnie złapać, jak literówka zabawna… 🙂
Pieśń odpowiednią do kłucia Pani Kierowniczka na pewno może zaproponować. Mnie z pierwszej piłki przychodzi do głowy tylko Aria Torreadora. 😀
Ale dobrze, że chociaż z Bogartem się wyjaśniło. Zawszeć to krok do przodu. 😆
A dlaczego mam nie łapać, jak tak sobie dynda ta ortografia jotki, to sobie złapię i pociągnę raz na jakiś czas…
No to przynajmniej zeen ma zabawę na czas mojej nieobecności. 😉 Bo ja do popołudnia opuszczam pueblo i zanurzam się w nieprzyjazną bezsieciowość. 🙁
żadne dynda! ona na sztorc i do przodu, zadziorna taka i dlatego trudno nad nią zapanować 🙁
takie świństwa się tu wypisuje, że idę
Od razu widać, kto ma na sztorc, do przodu i nad nim nie panuje 😆
jotka,
odstaw Viagrę ortograficzną, może pomoże….
Dzień dobry 🙂 Przepis na tarninówkę wrzucę nocą, bo dzisiaj bardzo długo jestem w obowiązkach 🙁
Jotka, do pigwy, oprócz noża, potrzebny chętny czynnik męski i po kłopocie 😉
jakie świństwa??? toż to sama esencja życia, creme de la creme !!! oczywiście rozmawiamy cały czas o ortografii, czyż nie? 🙂
w kontekście nalewek of course 🙂
Jak o ortografiji – to same rzycie, same rzycie…
no i wreszcie doszlismy do connensusu kolego zeen 🙂
no dobrze, niech będzie consensus 🙂
Dalim susa w konsensusa…
zeen
🙂
A propos słówka consensus:
Spolszczony konsensus brzmi dla mnie zrozumiale, natomiast funkcjonująca wersja skrócona „konsens” mnie razi i odtrąca. Dlaczego – teraz zadałem sobie to pytanie i chyba mam odpowiedź.
„kon” traktuję tu jak przedrostek do „sens”
Weźmy słówko „kongenialny” – to „genialny” z przedrostkiem „kon”, znaczy to równie genialny jak pierwowzór, równie doskonały, dlatego „konsens” wciska się do mózgu ze znaczeniem: równie sensowny…
Mnie się dzisiaj nic nie udaje wcisnąć 🙁 wszystko wylatuje 🙁 Zwoje mi zamokły 🙁
Chodzi, chodzi zeen po blogach,
na dyndanie trafia.
Co tak dynda, olaboga,
czy to ortografia?
Czy na starczy cierpi uwiąd,
lub inną podagrę?
Niech puryści co chcą mówią –
ja jej kupię Viagrę.
Zaraz poziom językowy
wzniesie się do góry,
tryśnie źródło czystej mowy
z odetkanej rury.
Już nie będą śmiać się damy,
czy jakieś palanty.
Przy okazji też zadbamy
o koncepcję anty.
Bo jeżeli wskutek pecha
zacznie się rozmnażać,
trzeba będzie każde ceha
dwa razy powtarzać. 😯
A propos purystów… Consensus, konsensus czy konsens? „Con” oznacza dosłownie „z”, używane również w znaczeniu „razem z”, „wspólnie”. „Consensus” to znalezienie wspólnego sensu, czyli dojście do porozumienia. Natomiast przedrostek „kon-” to już spolszczenie „con”, a „sens” jest oczywiście tłumaczeniem na polski „sensusa”. Czyli tak czysto purystycznie należałoby używać albo wersji consensus, albo w wersji spolszczonej konsens. Tylko że gdzieś tam po drodze powstała miczurinowska krzyżówka „konsensus” i się zrobił mętlik. W efekcie się używa tego, co komu akurat wygodniej, ale tak naprawdę „konsensus” ma z tych trzech wersji najmniejsze uprawnienia. 😉
Bobiku 😆
Ach, to teraz wiem, ze angielski zwrot „horse sense” musi byc tlumaczeniem polskiego „konsens” (taki jest wplyw przyzwyczajenia mozgu do czytania i pisania po polsku bez znakow diakrytycznych). 😀
A z Viagry nie nalezy sie smiac – dwa lata temu badacze z Uniwersytetu w Buenos Aires dostali nagrode Ig-Nobla za udowodnienie, ze chomiki biorace Viagre 50 % szybciej wychodza z jet-lagu niz chomiki nie uzywajace slynnych niebieskich pastylek. Wplywu na ortografie chomikow chyba jeszcze nie zbadali. 😀
Chodzi, chodzi zeen po blogach
na Bobika trafia
gdzie by nie był to pożoga
lub inna dysgrafia
Gdzie ten Bobik tak wciąż lata
no i wreszcie za czym?
fizis jego hmm, kudłata
reszta – styl żebraczy
Wszędzie węszy, wszędzie szuka
okazji do hecy
cechy te to do kaduka!
istny styl człowieczy!
Dziwne jeno, że zgromadził
wżdy przyjaciół kupę
widać pewnie ich nie zdradził
przewrotny kurdupel…
Pies jak człowiek? Nie należy
to do komplementów. 😉
To już lepiej chyba zmierzyć
buciki z cementu,
w poczcie rybkę niezbyt świeżą
dostać, mieć trzy żony,
niż tak nagle z grona zwierząt
zostać wykluczonym.
Więc – kurdupel, nie kurdupel –
wolę psem być pieskim,
niż jak człowiek dostać w d..ę,
albo pójść na deski. 😀
Ktoś tu się niedawno skarżył na jet-lag… 😉 Tylko nie wiem, czy badania na chomikach można tak automatycznie przenosić na Króliki? 🙂
Sąsiadka też doszła do consensusu z samą sobą: postanowiła wypijać tylko jeden kieliszek. Jak powiedziała, tak zrobiła i zdegustowała nalewkę staropolską.
czy mozna mieć jet-lag przez dziesięć dni?
O to by chyba trzeba zapytać te 50% chomików, które nie zażywały Viagry. 😉 W każdym razie nie mnie, bo nie mam pojęcia. 🙂
Zestaw „Harmonia” Moniki zaczął, jak widzę, zdalnie wpływać nawet na sąsiadki, doprowadzając je do… tego… no, do bycia w zgodzie z sobą 🙂
czy ktoś jest w posiadaniu wiarygodnych informacji na temat sauny na podczerwień? wady, zalety?
Na ogona ruchy prędkie
jak dżdżu łakną kanie,
tak i ludzie patrzą tęsknie
na psie nim merdanie
A spojrzenie oczu zwierza
poruszy żelazo
nie dziwota, że gdy leżysz
to za tobą włażą
Człek się czasem i próbuje
wykpić byle kością
kostka psu zawsze pasuje-
odpłaca radością
Odwrócić się wszyscy mogą
od człeka w potrzebie
lecz ten jeden noga w nogę
nie opuści ciebie
Gdyby Bóg zapomniał zwierza
stworzyć, bądźmy ściśli,
to jak amen przy pacierzu
trza by go wymyślić…
Święte słowa, zeen, święte słowa! 😆
amen 🙂
No dobra, podwazelinowałem, to spadywuje….
😉
zeen, nie musisz spadać, bo się potłuc możesz. Po wazelinie można się wygodnie ześliznąć. 😆
Wazelina harmonizujaca z prawda, wiec mozna sie slizgac pozostajac w rownowadze ze soba. 😀
Jotko, kiedys mi sie obilo o uszy, ze te sauny na podczerwien spalaja wiecej kalorii, ale to jest wspomnienie przez mgle z jakiegos programu radiowego sprzed paru lat.
Z sauną na podczerwień osobistej przyjemności nie miałem, ale dało mi do zastanowienia coś, co kiedyś na ten temat wyczytałem. Zwykłą saunę ludzkość zna od stuleci, co pozwoliło dochtorom zgromadzić mnóstwo informacji i doświadczeń w tym temacie. W zasadzie nie ulega wątpliwości, że poza konkretnymi przypadkami (sercowcy, naczyniowcy) działanie sauny jest dobroczynne. Sauny (czy też kabiny) na podczerwień są na rynku raptem od lat 15 i tak naprawdę na temat ich oddziaływania nie ma naprawdę wiążących i miarodajnych, popartych rzetelnymi badaniami informacji. Co oczywiście nie wyklucza, że one też jakieś dobroczynne działanie mają, ale nikt tego tak do końca nie wie. Może być i tak, że w perspektywie długofalowej szkodzą – na ten temat też nie ma danych.
Czyli jakby co do czego, to sam bym sobie raczej fundował całkiem zwykłą saunę, a nie podczerwony cud techniki. 😉
Ja tez bym tak zrobila, Bobiku. 🙂 Ciekawe, ze bardzo duzo osob z najnowsza technika majacych cos wspolnego, ma calkiem podobne podejscie. Kiedys wysluchalam ciekawego wywiadu z projektantem najnowszysch zabawek komputerowych, ktory powiedzial, ze jego – wtedy jeszcze male dzieci – sa wychowywane bez wszechobecnych komputerow, bo wplyw ksiazek i zwyklych zabawek na dzieci jest wlasnie mocno udokumentowany przez wieki, a sadzanie dwulatka przed komputerem i oczekiwanie, ze bedzie rysowal mysza a nie kredka, czy patykiem po piasku to tez jednak pewien eksperyment, ktorego on nie bedzie na swoich dzieciach robil. Sama zreszta od dawna mysle podobnie. Ale wystarczy poczytac konspekty prywatnych przedszkoli, ktore zapewniaja, ze zrobia z trzylatkow specjalistow komputerowych… 😉
Dorośnie potem pokolenie takich wyspecjalizowanych w komputerach trzylatków i efekty będą takie: 😯
http://www.przekroj.pl/galerie_raczkowski_galeria.html?galg_id=1173&ph_main_01_page_no=1
Ale mnie nie o cuda techniki chodzi! Ja z nimi to raczej na bakier i na dystans!
Po prostu jestem tak zwanym sercowcem i ciągle słyszę, że sauna nie dla mnie. A jakiś czas temu usłyszałam, że sa sauny na podczerwień i one i owszem dla sercowców są jak najbardziej odpowiednie. Ale wiecie jak to jest z reklamą produktu, który chce się sprzedać?
Totez przepytuję tu i ówdzie, a Wy ludzie swiatowi moze bedziecie wiedzieć coś więcej.
Marzy mi się sauna od lat. Stosowne pomieszczenie w piwnicy posiadam. Nic tylko wstawiać odpowiednie ustrojstwo. Ale pytanie: CZY i JAKIE wstawiać, żeby to miało jakikolwiek sens? 🙁
Nie chcę udawać żadnego specjalisty, więc potraktujcie moją poniższą wypowiedź na zasadzie „powiedział, co wiedział”. 😉 Są dwa rodzaje tych podczerwonych kabin: zwykła i cieplna (ta właśnie nazywana jest sauną). Zwykła podnosi temperaturę ciała, ale nie powoduje szczególnego pocenia, dlatego jest kuracją mniej agresywną i bardziej nadającą się dla sercowców. Ale na ile bezpieczną, to chyba tylko lekarz może powiedzieć, i to w każdym przypadku indywidualnie. Ta zwykła kabina ma też te zalety, że jest mniejsza (raptem metr na metr), tańsza i działa na zwykły prąd, nie na tzw. siłę.
Bobiku, do takiego poziomu wyrafinowania jak na rysunku Raczkowskiego, to trzeba polaczenia wyksztalcenia komputerowego od kolyski z kursem jezyka polskiego dla politykow i biznesmenow. 😉 A na marginesie, to juz znam jedno malzenstwo, ktore omal sie nie rozpadlo przez internet. Na szczescie jakos to wszystko na nowo skleili wycieczka do Paryza, zakupem nowego czerwonego kabrioletu dla meza, i uczestnictwem w klubie ksiazkowym dla zony (specjalizacja – powiesci detektywistyczne), oraz wspolnym uczestnictwem w klubie slow-food. Z tego wszystkiego juz nie mieli czasu na internetowe romanse. 😉
Wreszcie jestem. Sauna całkiem nie dla mnie 🙁
Czy tarninówka jeszcze potrzebna?
Można różnie. 😉 Ja znam małżeństwo, wcale nie z generacji trzylatków, które bardzo dobrze się porozumiewa dzięki komputerom. Znaczy, każdy sobie siedzi przy swoim, pracuje lub surfuje, a od czasu do czasu opowiadają sobie nawzajem co robią, wymieniają uwagi, komentarze, albo się podśmiechują.
Nie dość, że na żaden rozpad to nie wygląda, to jeszcze jaka oszczędność – na wycieczce do Paryża, kabriolecie, członkostwie w klubie slow-food i ewentualnej terapii par. 😀
Tarninówka zawsze potrzebna, Haneczko, ale czy przepis jeszcze potrzebny, to nie wiem. 😉
jak najbardziej Haneczko, jak najbardziej 🙂
Tarninówka to ćwiczenie z cierpliwości. Powinna dojrzewać dwa lata 🙂
Córasek przylatuje za tydzień na głupie cztery dni. Jadłospis układam i siwieję, bo ona ma jeden żołądek i nie wcisnę wszystkiego w tak krótkim czasie 🙁 Żeby chociaż zechciało być wtedy słonecznie i sucho. Dublin teraz ciągle szary, mokry i wietrzny 🙁
Na dwa sposoby:
1 kg podmrożonych owocków
2 szkl. cukru
1/2 l wody
1/2 l płynnego miodu
1 l spirytusu
1 cytryna w plasterki, bez pestek
Owoce zalać wodą, dodać cukier, gotować na malutkim ok. 20 min. bez pokrywki. Niech wystygnie. Zlać wszystko do słoja. Dodać resztę. Słój zakręcić i na 4 miesiące w ciemny chłodek. Przecedzić dokładnie. Do butelek i na dwa lata zapomnieć.
1 kg podmrożonych ponakłuwać i do słoja, przesypać 60 dkg cukru i odstawić. Mają puścić sok. Można dodać trochę zmrożonej jarzębiny albo głogu, albo dzikiej róży. Po 3 tygodniach zalać 1/2 l wódki i 1/4 l spirytusu. Zabełtać, zamknąć i znowu 4 tygodnie. Potem przefiltrować, zlać, trzymać minimum pół roku, ale to ćwierć gwizdek. Dwa lata i teraz juz można.
E, Bobiku, z tamtymi tez tak zle nie bylo, tyle ze oni rzeczywiscie w pewnym momencie uzywali komputerow do porozumiewania sie z wszystkimi, byle nie ze soba nawzajem. 😉 A takich malzenstw, co surfuja i pracuja obok siebie, a jednoczesnie wymieniaja uwagi i zarty to na szczescie jest wiecej. 😀 Ale tez ten czerwony kabriolet jest w ladnym odcieniu czerwieni, gotuja teraz swietnie, czytaja oboje wiecej, no a Paryz zawsze nie jest zly, wiec w sumie i u nich nie wyszlo najgorzej. 😉
A tarninowka wyraznie mi wyglada slow-foodowo – dwa lata to jednak sporo!
Na szybko, to cytrynówka albo np. likier malinowy z własnego soku. Kusi nas, żeby ululać na pół roku jarzębinę 🙄
Dobranoc 🙂
Dobranoc Haneczko. 🙂 A przy tych likierach mozna sie rozmarzyc na szybko, nawet jak sie je dlugo robi. 🙄
Usiłowałem oglądać telewizję. Skończyło się tak, że w pewnym momencie przez mój stan półdrzemki przebiły się złośliwe komentarze domowników: „o, patrzcie, jak telewizor ogląda śpiącego Bobika!”. 👿
Chyba mnie to tak zdenerwowało, że w końcu się obudziłem, ale popatrzyłem na zegar i stwierdziłem, że pójdę spać dalej. 🙄
Dobranoc. 🙂
Widac w Twoich marzeniach sennych lecial lepszy program. Wtedy lepiej nie przelaczac kanalu. 😉
Dobranoc. 😀
W takim razie Bobiku pogadam sobie a muzom. Jestem w pourlopowej pracowej goraczce i tak pewnie bedzie jeszcze z dwa tygodnie. Ale co tam. Pogoda prawie ze cesarska.
Moi krewni parajacy sie robieniem nalewek z pigwy, derenia, tarniny, czarnego bzu i czarnego orzecha twierdza, ze tarnina i deren potrzebuja troche miodu, zeby zlamac ich naturalna gorycz. Wydaje mi sie, ze tego zdania tez byla sama Lucyna Cwierciakiewiczowa, ale glowy nie dam sobie za to uciac.
Ja z nalewek cenie sobie orzechowke Unicum, bo przysiegam, ze leczy niestrawnosc i poczucie tlustego przejedzenia po np golonce lub pieczonym boczku itp. We Wloszech pilismy 25 mg Unicum po sowitych kolacjach, worked like a charm. Nie sadze, zeby byl miod w Unicum, wiec jak ze wszystkim sa dwie szkoly.
W sprawie sauny jestem dyletantem. Przyjaciele maja tzw sucha saune i lubia prosto z sauny wybiec do ogrodu i biegac oraz turlac sie w sniegu (mamy go tu przez prawie 6 miesiecy w roku) au naturel. Brzmi to fantastycznie kiedy o tym opowiadaja, ale jakos nigdy nie chcialo mi sie tego wyprobowac. Czuje sie w saunie jakbym miala dostac wylewu a na dodatek klaustrofobicznie.
Wydaje mi sie, ze sporzadze sobie letniego drinka: dzin z tonikiem, i lulu.
Bobiku, mnie telewizor tez czesto oglada. Na ogol przy action films, ktore od czasu do czasu lubi sobie pozyczyc malzonek. Im glosniej strzelaja tym telewizorowi lepiej idzie ogladanie 🙂
szaro
czy kolorowy obraz telewizora pomoze?watpie,lepiej cierpliwie
walczyc z papierowymi wiadomosciami o donosza ze bedzie do
12° ciepla-bomba
jestem ciekaw ( 😳 ) czy w garazu haneczki jest jeszcze miejsce na pojazd mechaniczny,czy tylko butle,sloje alkoholowych
przysmakow? 🙂
brykam
nawet słońce gdzieś
Jakie słońce 😯
Przezchmurne. Takie nieco wstydliwe jeszcze, ale po chwili powinno wyjść zza krzesła i podejść bliżej
Dzień dobry 🙂 Nareszcie udało mi się dotrzeć na blog. A chciałem Wam zrobić kawał i zameldować się tu już o 8.00 rano, bo tak wcześnie mnie z posłanka wymiotło, ale niestety jakieś licho się uparło i mnie nie wpuszczało. A potem przez jakiś czas egzystowałem bezsieciowo, no i dopiero teraz wreszcie mogę się oddać swojemu ulubionemu nałogowi. 😀
Relacje o słońcu brzmią dziś dla mnie jak opowieści o żelaznym wilku. 😯
No… żelazny wilk przyszedł i zjadł słońce. Koniec bajki
Nie będzie happy endu? 🙁
Foma o robocie w Hollywood jako scenarzysta może chyba zapomnieć. 🙄
To jest bajka europejska…
Jasne, i zaraz jakieś grimmowskie okropności trzeba do niej pakować. 👿
A nie mogłoby i w Europie być pozytywnie? By sobie raz żelazny wilk, który był tak miły, mądry i dobry, że wszyscy bajkopisarze zlatywali się na wyprzódki, żeby kupić od niego prawa do umieszczania go w swoich utworach…
Aż przyszli bajkopisarze-złomiarze, złapali wilka, przetopili, a uzyskane ze sprzedaży surowca środki przeznaczyli na konsumpcję alkoholu i dwa zeszyty w kratkę…
Ponieważ wilk okazał się znienacka cennym dobrem kultury, bajkopisarze-złomiarze zapoznali się wkrótce z całkiem innymi kratkami. A leżące w depozycie zeszyty zaczęły nudzić się niezmiernie i puszczać oczka do klawiszy…
Gdybyż na kartach zamiast krat pięciolinie… rozmarzyły się klawisze
Niestety, zeszytów z pięcioliniami w Karnym Zakładzie nie było na składzie. Niewyżyte twórczo klawisze porozumiały się z zeszytami w kratkę i zaproponowały im następujący układ: Jeżeli zgodzicie się, żeby zapisywać w was i nuty, i teksty bajek, dostaniecie w nagrodę mnóstwo cyferek do podliczania.
Zeszyty w kratkę doszły do wniosku, że wszystko lepsze od całkowitej bezczynności i weszły w spółkę z klawiszami. W wyniku tych machinacji narodziło się dziecię, któremu nadano imię Opera…
Tu też zjadł, a tak obiecująco raniutko wyłaziło 🙁
Rysiu, miejsce jest poważnym problemem. To znaczy miejsca jest ciągle dużo i zapełniamy, żeby pustką nie straszyło 😉
Opera rósł, rozwijał się, inspirował… a potem poszedł do szkoły i tyle było ekscytacji
Upłynęło kilka lat. Pod koniec zawodówki Opera zauważył, że trochę różni się od swoich kolegów. Podczas gdy im skręcanie kolanek czy montowanie przewodów gazowych szło rach-ciach-ciach i z przytupem, on guzdrał się, ciągnął gumę, nawoływał stale „więc spieszmy, więc spieszmy!”, nie ruszając się przy tym z miejsca i w ogóle jakiś był nie tego. Nic dziwnego, że koledzy nie darzyli go szczególną sympatią, chociaż trzeba powiedzieć, że starsi panowie często zatrzymywali się przy nim, głaskali po główce i dawali na cukierki. Wykluczony z grona rówieśników Opera popadał w coraz większe przygnębienie i zaczął rozmyślać o sięgnięciu do czarodziejskich środków…
foma 22 październik 09, 14:46
Opera rósł, rozwijał się, inspirował… a potem poszedł do szkoły i tyle było ekscytacji
… powiedziałby sceptyk. A to nieprawda, bo …
No, niestety. Bardzo trudno mi dokończyć zdanie „a to nieprawda, bo…” 🙁 Zbyt często jednak tak się dzieje, że jak dzieci idą do szkoły, to coś w nich gaśnie.
Wiem, wiem. Są i wyjątkowe szkoły, wyjątkowi nauczyciele… Ale ja o regule, nie o wyjątkach.
A to nieprawda, bo … dopiero w szkole miał okazję do wykorzystania swoich niecodziennych talentów, co wkrótce stało się zmorą pań nauczycielek. Opera bowiem …
Rzeczywiscie, regula niestety taka jest. 🙁 Ale niektorzy sie nie poddaja nawet w zupelnie niewyjatkowych szkolach, a potem maja z tego dobry material na reszte zycia. Nie tak powinno byc, bo materialu jest i tak sporo, i traumy instytucjonalno-szkolnej nie trzeba do tego dokladac, ale dobre chociaz i to… No i ciesza tym bardziej wyjatki.
A tego Opere, albo jakiegos jego kuzyna, to ja chyba raz w zyciu spotkalam. Kiedys mialam przyjemnosc miec hydraulika, ktory pisal teksty piosenek, i nawet mial pewne sukcesy. Hydraulikiem byl tez nie najgorszym, ale najchetniej rozmawial o swojej dzialalnosci tworczej. 🙂
Ten radny na pewno skończył jakąś szkołę, może nawet dwie, ale się nie poddał http://wyborcza.pl/1,75478,7172084,Niesmak_PO_torcie.html
No, dobra, lecimy w wersję alternatywną. 😉
Opera bowiem potrafił wstać w środku lekcji i nie bacząc na nieszczęsnych, zmuszonych do realizacji programu belfrów, zaśpiewać to basem, to sopranem, szeleszcząc przy tym krynoliną i poprawiając perukę. Chociaż kończyło się to regularnie na dywaniku u Kierowniczki, nikt nie potrafił odwieść go od tych zakłócających szkolną normalność praktyk. Nauczyciele błagali Operę, żeby zaczął wreszcie rapować jak każdy, albo przynajmniej ochłodził czasem rozpaloną głowę wodą z mainstreamu, ale nic nie pomagało…
Haneczko, ten radny jest najwyraźniej z alternatywnej wersji. 😉
Nie tylko nie pomagalo, ale doprowadzalo do gorszacych scen, gdy Opera, nieco znuzonym glosem (od nazbyt czestego powtarzania) poprawial dykcje nauczycieli, apelujac, by porzucili niechlujna wymowe, albo namawial do regularnych cwiczen solfezu. A przy tym nie wykazywal zadnej empatii, gdy nauczyciele odwolywali sie do argumentu najwazniejszego, ktory brzmial „ale jak to wypadnie w sprawozdaniach?”. Bezduszna odpowiedzia Opery na takie argumenty bylo stwierdzenie „po prostu cos wymyslcie”…
Doprowadzeni do szewskiej pasji nauczyciele zaczęli namawiać się za plecami Kierowniczki, aż któregoś dnia, pod jej nieobecność, doprowadzili do wyrzucenia Opery ze szkoły przy pomocy Defenestracji…
Ale i to nie wykonczylo Opery, mimo, ze wylecial z okna drugiego pietra. Akurat tego dnia pod tym wlasnie oknem odbywala sie doroczna jesienna wyprzedaz puchowych pierzyn. Opera wyladowal wiec miekko, zas obecnosc puchu i pior na swoim ubraniu uznal za wskazowke od losu, ze zebrana na miejskim rynku publicznosc wrecz marzyla o wysluchaniu partii Papageno…
Po tym incydencie Opera zaczął spiewać wysokim sopranem. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Rachunki od szklarza rosły w zastraszającym tempie. Wdzięczny szkłarz stawiał Operze pizze, frytki, colę i inne przysmaki w nieograniczonych ilosciach. Nieswiadom zagrożenia Opera …
I ja tam byłem, miód i wino piłem, ale na scenarzystę do Hollywoodu też się nie załapałem. Opera przeżył jeszcze wiele tłustych lat, ale jego dalsze losy ze szkołą nie miały nic a nic wspólnego. To była już zupełnie inna bajka. 🙄
Jotka chyba zaczęła właśnie tę inną bajkę. 🙂
No nie wiem – tu amerykanscy kuzyni Opery, w supermarkecie w Queens, domagajacy sie jednoczenia owocow (i spontaniczne reakcje publicznosci). 😉 Jednym slowem, nie wiem czy te lata byly tluste, ale na pewno byly owocowo-kolorowe (ciekawe, ze jedno z angielskich slow na ekscentrykow i inne nieszkodliwe typy – to „fruitcake”).
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/20/grocery-store-musical-imp_n_328006.html
Defenestracja krzywo patrzy na Dekapitację
Polucja robi miny do Defloracji
Demencja siedzi niewzruszona
Deliria denerwuje się na Defibrylację
Dezeenizacja i Defomacja wychodzą.
Ubikacja zostaje.
za przeproszeniem, zeen, a jak ta Ubikacja ma na pierwsze? 🙁
A w ogóle czy jest pewne, że zeen myślał o Ubikacji, nie o Lubrykacji?
haneczko,miejsce to zawsze problem 🙂
Twoj link „tortowy” lepszy niz Mrozek 😀
Moniko,swietnie mozna podgladnac ludzi czasow szybkiej komunikacji,ktos spiewa inni od razu filmuja komorkami dzwonia do domu”…wiecie co tu sie DZIEJE….”
pyszne 😀
Dziś chyba nie zasnę przy telewizji, mimo że leci film, który widziałem już ze 3 razy. Komedia kryminalna „Murder by Death” (nie pamiętem polskiego tytułu, ale szło u nas na pewno). O zwariowanym milionerze, który zaprasza do swojego zamku znanych detektywów, żeby rozwiązali zagadkę kryminalną. W roli milionera Truman Capote. Genialny Sir Alec Guiness jako ślepy lokaj. Pamiętacie? 🙂
pamietamy,pamietamy Bobiku
obiecalem wprawdzie Bobikowi tematu p.Polanskiego nie tykac,
ale natura jest silniejsza 😳
http://www.sueddeutsche.de/,ra2m1/panorama/631/491993/text/
(mam to tylko po niemiecku)
co ma do tego Polanski(zgadnij koteczku,zgadnij!)(to pamiec
Kisiela)
Zabity na śmierć 😉
http://gram24.pl/f426/zabity-na-smierc-murder-death-1976-a-140367.html
Chyba najbardziej podoba mi się niemiecka wersja tytułu: „Zwłoki (albo trup) na deser”. Chociaż zwykle niemieckie tłumaczenia tytułów są bez szczególnego polotu, to tym razem im się udało.
A film po raz kolejny był prześmieszny. 🙂
Ob.Kot Bobik
Zawiadomienie:
Do Kancelarii Pierszego Kota IV RP wplynelo Pismo w zwionzku z nadchodzacom Pierszom Rocznicom Blogu Bobika o przyznanie Obywatelowi Medalu Zaslurzonych Wolakow. Kancelaria Pierszego Kota IV RP nie przyznaje jednak medalow byle komu.
Aby otszymac medal trza odpedzic na szereg podchytliwych pytan i dopiero wtedy.
Ponirzej som pytania i odpedzie, trza wybrac wlasciwe:
1. Gdzie Obywatel stal kiedy skakalem przez plot wyzwalajonc Wolske:
a. Po stronie AK
b. Tam gdzie stalo ZOMO
2. Co jest lepsze pod karzdym wzglendem:
a. Patryjotys
b. Homoseksualyz
3. Co to jest „ełtanazja”:
a. Mordowanie niewinnych staruszek
b. Nalewka z barzantuw
4 Do czego sluzy internet
a. Do wscieklych atakuw na najwyzsze wladze IV RP
b. Do oglondania pornosuw.
Kiedy Obywatel Kot Bobik odpowie prawidlowo na wszystkie podchytliwe pytania, Kancelaria rozwarzy w sprawie medelu.
Poddrapano:
Moja Ekscelencja Kot Alik,Pierszy Kot IV RP
No, takiego zaszczytu się nie spodziewałem, żeby z kancelarii Pierszego Kota pismo dostać! 😯
Tak zbaraniałem od tego eventu, że moje władze umysłowe wyraźnie na tym ucierpiały. Nie umiem w ogóle odpowiedzieć na 4 pytanie. Obie ewentualności wydają mi się równie prawdopodobne.
Chyba że to właśnie ta podchwytliwa pułapka, że obie odpowiedzi są słuszne?
Chyba zaczekam do jutra z wysłaniem odpowiedzi i jeszcze raz się bardzo poważnie zastanowię. Tu w końcu chodzi o medal, a nie o copkę grusek. 🙄
Rzeczywiscie, wielki zaszczyt, Bobiku. 😆 Tak jakos myslalam o tej pierwszej rocznicy wlasnie dzisiaj, a tu Pierszy Kot juz Ci kaze formularze wypelniac i patryjotysem sie wykazywac. I tak dobrze, ze nie wymaga tego w trzech egzemplarzach przez kalke. 😉
pada,szaro,zimno
Bobik bedzie biedzil sie nad pytaniami(moze w Wikipedii)
ja leniwie byczac sie,spedze piatek czytajac nowosci (Hakawati)
Bobiku,zaproszenia przyjda czy mozemy wpasc tak sobie?
brykam
😀
buro
Witaj Dostojny Jubilacie!
Gratulacje z powodu Blogu, niech żyje i się rozwija 🙂 🙂 🙂
Co do listu od wyżej wzmiankowanego kota, to mojemu kociemu poczuciu godności nie podobają się żadne takie odpytywanki 🙁
Medal/odznaczenie Ci się Bobiku należą, nie przymierzając jak psu kość a kotu mysz.
Co to za kot, co się tak zludził i jakieś dziwaczne pytania drugiemu zwierzu zadaje? 🙁
Psie Bobiku „nie idź tą drogą”!
Nie dość, że buro, to jeszcze leje jak z cebra… 👿
A do jubileuszu to jeszcze, proszę Szanownych Państwa, mamy parę dni. W sam raz, żeby nazbierać jubileuszowej pasztetówki 😉
Kto zamawiał tę … pogodę? Pytam po dobroci, wrrr!!!
Czy na Jubileusz można się wstawić z pachnacym salcesonem? 🙂
Przechlapane 🙁
Dzień dobry. 🙂 W sprawie pogody jestem całkowicie niewinny i proszę mnie przypadkiem nie pociągać za odpowiedzialność!
Nad jubileuszem jeszcze się, prawdę mówiąc nie zastanawiałem, a to przez moje lustro. Co w nie spojrzę, to widzę zwykłego szczeniaka, a nie Dostojnego Jubilata. Ale dzisiaj uświadomiliście mi, że to nie chodzi o mnie, tylko o Szanownych Gości i trzeba się dobrze zastanowić np. nad kwestią zaproszeń czy bez, menu, programu artystycznego, itp.
No to, dziękując za wszelkie sugestie, otwieram niniejszym chłodnię, do której można wrzucać produkty mające wziąć udział w obchodach. Pasztetówka i salceson dostają oczywiście miejsca honorowe. 😀
A reszta będzie musiała siedzieć na podłodze… 🙄
E, może na ten jeden dzień założymy jaką partię kanapową? 😀
Bój się Czego Bobiku! Jaką chłodnie? To dobre dla ludzi. Przyzwoite zwierze potrzebuje jedzenia świeżuteńkiego. Zamierzem się zjawić u Ciebie, z zaproszeniem czy bez – koty sa ponad to – z ogromna kula świeżuteńkiego, pachnacego salcesonu. Chętnie przyniósłbym też pęczek jeszcze ciepłych myszek, ale Wy psy, nie wiedzieć czemu, nie gustujecie w tym przysmaku.
A zatem do zobaczyska!
PS. Czy mam załatwić kocią muzykę? 🙂
Jeżeli kocia muzyka chroni przed kociokwikiem, to jak najbardziej! 😀
Z myszkami problem nie w tym, że ja nie lubię, bo przecież mogą się na imprezie zjawić inne Koty, które by reflektowały. Tylko że jeżeli przyjdzie też jakaś Mysz, to głupia sytuacja towarzyska powstanie. Tak że dla dobra sprawy pozostańmy jednak przy salcesonie. Tylko naprawdę dużo poproszę, bo pewnikiem będą wśród Gości mięsożerne Króliki, które salcesonowi nie darują. 🙂
Czy Helena zdąży wrócić na czas?
Obawiam się, że nie 🙁 O ile się nie mylę, dopiero 3 dni po.
Czyli jeszcze da radę zidentyfikować trupy…
Tylko odciski palców i butów mogą być już nieco zakurzone…
Ale to w końcu nie jest problem barmana. 😉
To co? Krew będzie się lać 🙄 Wchodzę w to 😆
Czy jest jeszcze miejsce w koszyku?
Pod koniec imprezy łatwiej będzie wpłynąć w krwisty przestwór oceanu… 😆
Witaj, vesper! 🙂 Miejsca ci u nas zawsze dostatek, a chwilowo nawet i pasztetówki, bo już zaczęliśmy na imprezę gromadzić. Rozgość się i czuj się tak, jak Ci najbardziej odpowiada. 🙂
Dla nielubiących pasztetówki (zdarzają się w świecie i tacy ekscentrycy) znajdą się jakieś kulinaria alternatywne. Zeen pewnie przyniesie krwawą kichę. 😆
Szykuję się na flaczki.
Wasze 😆
Zeen, służę uprzejmie 😀 Ostatnio wypruwam sobie własne tak bardzo, że dzisiaj uzupełnię ubytki cudzymi 😎
A znalazłby się dobry, krwisty stek? Zamiast tej pasztetówki.
No, słuchajcie, trzeba też pomyśleć o Pani Kierowniczce. Bukiety z jarzyn w wazonach ustawić, albo co… 😆
Krwisty stek to bardzo słuszna propozycja. Konieczność podzielenia się nim powoduje, że serce mi zaczyna krwawić, więc od razu jest kolejna potrawa. 😆
Żeby tak na krzywy ryj nie wchodzić na składkowe przyjęcie, stawiam wino. Czerwone dla stekożernych i białe dla warzywnych.
Przyjęcie właściwie dopiero w poniedziałek, ale kto powiedział, że nie możemy już dziś zacząć degustacji napitków?
Zwłaszcza że jak one w narodowych barwach, to patryjotysem się możemy przy okazji wykazać. 😀
degustacja?od zaraz?ja mam ucho!
poprosze o kolekcje nalewek haneczki i jotki
do tego resztka tego alkoholu w ktorym mieszkal paskudnik(o ile
wiem Bobik i zona sasiada pazarli biedaka)
😀
wino nich poczeka na steki i warzywa 🙂
ide do „wlocha” i „turka” za rogiem przewale regaly cos sie
znajdzie dobrego do nalewek na szybko 🙄
ja sie dziś mogę podzielić pstrągiem w sosie cytrynowym, z ryżem. Nie wiem jak pani Kierowniczka się na ryby zapatruje?
A tak na marginesie, kiedy Helena wraca? Stęskniłam się za nią i za Mordką!
Paskudnik nie został pożarty, tylko pozbawiony środowiska naturalnego! 😀
A ja znalazłem sposób, jak zmotywować wszystkich do jeszcze wydajniejszej pracy na rzecz blogu:
http://www.przekroj.pl/cywilizacja_spoleczenstwo_artykul,4836.html
Zwracam szczególną uwagę na zdanie „regularne używanie brzydkich słów przez pracowników podnosi morale w zespole”.
No więc, żmać ka, nie op…ać się, tylko zadbać mi tu o morale! 🙄
Tylko zeena nie zachęcam, bo on już wystarczająco zachęcony. 😆
Helena wraca 29, jeżeli mi się coś nie pokręciło.
Ryby Pani Kierowniczka i owszem, ale musiałaby się pospieszyć, bo ja też i owszem. 😉 A przy pstrągu z sosem cytrynowym mój altruizm niebywale się kurczy. 🙄
A gdzie ja tu, biurwa, brzydkich słów użyłem? Mojej wzorzystej, zajeczystej polszczyzny zazdraszczają różne odjechane wuje i niedorobione doceńty, takoż fizdejki trafione w newralgiczny wzdęty giepunkt…
Jak dzisiaj, to i u mnie rybnie, bo dorsze z Przyladka pieczone w ziolach (ziola na pewno wegetarianskie), wiec dorzucam do pstraga, ktorego juz moze nie byc (granice altruizmu Bobika!). 😀 A w niedziele mocno krwista pieczen, z otoczeniem warzywnym zadowalajacym nawet najwybredniejszych wegetarian.
Ostatnio na opuszczony przez meble taras zakradaja sie indyki, uwazajac drzwi na taras za dobry punkt widowkowy do obserwowania ludzi. Jeszcze nie widzialam kajecikow z notatkami na nasz temat, ale wydaje mi sie, ze maja zaciecie naukowe, tak nas na naszych kanapach, przy herbacie, bacznie obserwuja. Pocieszam sie, ze indyki, mimo swojego wscibstwa, duzo wiecej wybaczaja ludziom niz sasiedzi ludzcy, sadzac po historii nieszczesnika ze stanu Virginia, ktory postanowil sobie nago zaparzyc poranna kawe, i zostal aresztowany na podstawie doniesien sasiadki przygladajacej sie mu przez okno (w zyciu prywatnym zony szefa lokalnej policji). 😉
http://www.huffingtonpost.com/2009/10/22/naked-man-charged-with-in_n_330037.html
W g-punkt trafiona Amora strzałą,
jęczeć zaczęła, że jej za mało.
Amor, gdy zoczył jak biedna łka,
szybko dołożył jej coś na k…
Dwa kawałki i rok w kiciu za goliznę? 😯
Takie są skutki, jak ktoś nie umie sobie wybrać sąsiedztwa… 🙄
No wlasnie – dobrze dobrane sasiedztwo to grunt. Albo chociaz szczelne firanki, jak sasiedzi mniej tolerancyjni. 😀 Zreszta dotyczy to tez tzw. nieparlamentarnych slow, o ktorych rzeczywiscie bardzo ladnie napisal Pinker w „The Stuff of Thought” (wspomniany w artykule z „Przekroju”). Kontekst jest bardzo wazny, sa argumenty za (podtrzymywanie wiezi grupowych) i przeciw (mocne emocje doczepione do slow moga gleboko obrazac niektore grupy, o co zreszta przeciez chodzilo), stad jego koncowy wniosek: „use judiciously”, czyli „uzywaj po zastanowieniu”… 😉
Użyłam dzisiaj 😳 Miotnęłam dziwencją aż zafurczało 😳 Tylko pan mąż słyszał, ale nie do niego było, nie.
A czemu ta pani naruszała prywatność tego pana, gapiąc się na niego bez pytania o zgodę 👿
Rysiu, w poniedziałek postawię wszystko, co mam 🙂 Kolekcję dopiero tworzę 🙂
Dzisiaj zapraszam na mocarną wiśniówkę 😀
Rysiu, nie ma sprawy, mozemy juz dzisiaj rozpocząć świętowanie 🙂
Jutro mamy dużą uroczystość rodzinną, ochy i achy i w trzech smakach drób, piwniczka niezłej restauracji na Starym Rynku. W poniedziałek gościmy u Bobika. No to od razy możemy iść „w ciąg”, a co 🙂
Haneczko, Wiśniówka Waligórka czy Wyrwidąbka? 😉
Pani naruszała, bo czuła się strażniczką moralności. Że też w Polsce trzeba to komuś tłumaczyć. 🙄
No fakt, Jotko. Do uroczystości nie opłaca się mieć stosunku przerywanego, bo to i tak mało skuteczna metoda. 😀
Dzięki Bobiku za zrozumienie, nie będziemy się bawić w żaden detal, idziemy w hurt 🙂
Ja bym panią zaskarżyła za podgladactwo, naruszenie dóbr, narażenie na szkody, stress, wpędzenie w nerwicę, jakanie, zmniejszone poczucie własnej wartości i przedwczesny wytrysk!!! Ciekawe jakby się broniła?
Waligórka, Bobiku 😀 Żadnego drzewa nie skrzywdzę i już 🙂
Jotka, z nami to ona miałaby się z pyszna 👿
psia krew…
Tylko Haneczke i Jotke na te pania naslac. Moze rzeczywiscie przeszloby jej zagladanie do cudzych domow bez zgody mieszkancow? 😉
Ale ci straznicy moralnosci to chetnie zeruja na strachu, jak nie przed pieklem, to przed czym innym. Nie tak dawno byl o tym ladny artykul w Polityce:
http://www.polityka.pl/dzieje-strachu/Text01,1143,304409,18/
Zas co do swietowania, to przylaczam sie do glosow za nieprzerywaniem tego milego zajecia. 😀
Zeen, czyżby coś Cie uchlało?
Nie cierpię wścibstwa 👿
potrzebujesz pomocy zeen?
psia krew – może być przysmakiem, kto wie?
A Ty jotka jak sobie poradzisz z przedwczesnym wytryskiem 😆
Nie wiem, czy Wam już pisałem o historii, która w Niemczech narobiła trochę szumu, bo dotyczyła zamieszkałej w Stanach niemieckiej rodziny. Nie jestem pewien, czy wszystkie szczegóły pamiętam dokładnie, ale jeżeli coś przekręcę, to niezbyt wiele i nic istotnego. 15-letni chłopiec przebywał w ogrodzie ze swoją 6-letnią siostrą, która w pewnym momencie chciała zdjąć majteczki i się wysiusiać. Ponieważ jej to szło jakoś nieporadnie, brat jej pomógł. Zobaczyła to wścibska sąsiadka, doniosła gdzie trza i chłopca aresztowano za nieobyczajność. Było to akurat w stanie, gdzie 15-latka już obowiązywała odpowiedzialność karna, więc go POSADZONO! Dostał chyba pół roku, a może i więcej. A wypuszczono go dopiero po interwencji na bardzo wysokim, międzynarodowym szczeblu.
Chyba nie trzeba dodawać, że cała rodzina opuściła Amerykę w szybkich abcugach. 🙄
zeen tu przyszedł na czerninę?
(to jest taka zupka z krwi –
kto skosztuje odrobinę,
przez trzy dni mu w gardle tkwi)
Na obżarstwo wampiryczne?
Na koncentrat z moich żył?
Ja mu wobec tego życzę,
by od tego tył i tył… 😀
Tak, Bobiku, ta sprawa mnie niestety nie dziwi, bo tu jest jednak ciezkie dziedzictwo purytanizmu, i podobne przypadki swiadcza, ze zyje ono wlasnym zyciem, niekoniecznie tylko w samym Bible Belt. Uderza tez to, ze pietnastolatka wsadzono do wiezienia (USA do dzisiaj nie podpisala Karty Praw Dziecka, i to najlepiej wskazuje na to, ze powinno to sie stac jak najszybciej).
W mojej pamieci utkwil bardzo tragiczny przypadek, gdy oskarzono o molestowanie przedszkolakow pare prowadzaca prywatne przedszkole na podstawie zeznan dzieci, ktore zostaly naprowadzone przez pytajacych je psychologow (nie bylo absolutnie zadnych dowodow fizycznych). Po paru latach ocknieto sie, i po przejrzeniu zeznan dzieci, uznano, ze byly one zmyslone, zas sami psychologowie w tym przypadku byli winni naprowadzania bardzo malych dzieci na odpowiedzi oskarzajace ich opiekunow (nagradzali dzieci dwu- i trzyletnie za odpowiedzi oskarzajace opiekujace sie nimi malzenstwo, wypowiedzi zaprzeczajace nie byly nagradzane, a wrecz przyjmowane niechetnie). Ale jedna z nieslusznie skazanych osob zdazyla umrzec w wiezieniu przed uniewinnieniem, a za druga do dzisiaj ciagnie sie cien tamtej sprawy, bo wszyscy pamietaja fotografie w kajdankach i wyrok skazujacy, oraz fantastyczne i skomplikowane opowiesci o tym, co sie dzialo w tamtym przedszkolu. W porownaniu z tym, uniewinniajaca decyzja sadu po paru latach na pewno miala mala sile przebicia do swiadomosci publicznej. Cala sprawe opisalo juz dobre kilka lat temu „The New York Review of Books”. A wszystko dzialo sie w moim stanie – Massachusetts. Mysle, ze w taki sposob dzisiaj wyraza sie strach – czasem przeciez rzeczywiscie uzasadniony (przedtem w ogole o molestowaniu malo wiedziano i publicznie mowiono), a czasem nieuzasadniony, ale potrzebujacy znalezienia kogos do ukarania – na wszelki wypadek…
Myślę, że to zjawisko stare jak świat. Od czasu do czasu zbiorowość ludzka musi kogoś ukrzyżować, ukamienować, spalić na stosie, utopić, powiesić. Zmieniły się tylko środki i bezpośredni pretekst. Myślę, że jakiś psycholog społeczny z zacięciem antropologicznym mógłby to ładnie wyjaśnić.
myslę, że jakieś pare milionów dolców odszkodowania od tej paniusi jest w stanie przywrócic wszystko do normy 🙂 jak się bawić po hamerykańsku to do końca!
Moniko, kiedy nasi znajomi jechali na wycieczkę do Stanów, pilotka ostrzegała, żeby nie ważyli się nie tylko dotknąć jakiegokolwiek dziecka (upadło – niech leży), ale żeby nawet sie do dzieci nie uśmiechali 🙁
Bobiku, chłopiec był młodszy i były to dzieci pracownika ambasady szwajcarskiej, tylko dlatego zakończono tę farsę stosunkowo szybko bo się zrobił raban w całym dyplomatycznym swiecie.
Vesper, nie sądzę żeby tu działał mechanizm „kozła ofiarnego”, sądzę, że to jakas straszliwa „czkawka” po purytaniźmie doprowadzonym do absurdu.
Czy jest tu jakiś psycholog społeczny z zacięciem antropologicznym, żeby to ładnie wyjaśnić? Ewentualnie może być patolog bez zacięcia…
Kiedyś czytałem jakieś dane na temat nieletnich skazanych w Ameryce – no, niestety, znajdowało się to mocarstwo na bardzo wysokiej pozycji i w bardzo nieciekawym towarzystwie. Zresztą niepodpisanie do dziś KPD samo w sobie o czymś świadczy.
Zdumiewa mnie zawsze to współistnienie w Stanach absolutnej nowoczesności (w myśleniu; nie mówię tu o technice) z najgłębszym, godnym Arabii Saudyjskiej zacofaniem. Ale może nie powinienem się dziwić, bo w gruncie rzeczy takie ekstremalne zestawy w każdym kraju da się napotkać, tylko proporcje się różnią. 🙄
Jotko, może i jedno, i drugie.
Foma, może Ty byś się postarał? Jako patolog amator bez zacięcia, na przykład.
Jak chodzi o wyjaśnienie zjawiska, to myślę, że Monika podrzuciła tu słowo kluczowe: strach. Purytanizm i inne podobne mu formuły religijne bazują na strachu – przed piekłem, przed grzechem, przed potępieniem, itd. A człowiek przepojony strachem jest skłonny po pierwsze podlizać się temu, kto ma władzę, czy to będzie bezlitosne bóstwo, czy jego kapłan, czy karząca ręka sprawiedliwości państwowej, a po drugie wyszukiwać i wskazywać grzeszników (to nie ja, to on!), żeby na ich tle sprawiać wrażenie bielszego od lelui.
Czy może być proktolog z zacięciem przy goleniu?
Ja się za często zacinam…
Ręce się trzęsą? Za dużo kawy, foma.
foma, no co się tak obcinasz? Przez byle zacinanie?
Nie chcę się naciąć…
Wolisz się więc odciąć? Takie to … defensywne
no fakt, wygląda że wycinam sobie drogę odwrotu…
A nie miało być: odcinam sobie drogę wywrotu?
Albo: wyrąbuję dostęp do brzytwy 🙄
Zejdźcie, proszę, z fomy. Toż to molestowanie 🙄
Cosik, haneczko, jestem przekonany,
że foma lubi być molestowany. 😆
Psychologia dość dobrze opisała mechanizm znany pod nazwą reakcji przeciwstawnej, polega to na tym, że emocje, z którymi sobie nie radzimy staramy się ukryć pod maską emocji przeciwstawnych. Na przykład lek i niechęć wobec ludzi ukrywany jest pod nieschodzącym z twarzy, często sztywnym, kompulsywnym usmiechem. Nadmierną słodyczą i uprzejmością. Pod ostentacyjnie demonstrowaną gburowatością skrywana bywa wrazliwość.
Sądzę, że w przypadku purytńskiego wychowania lęk przed własną seksualnością moze prowadzić do demonstracyjnego tropienia wszelkiej „nieczystości”. Z drugiej strony w zadnym europejskim kraju fruedyzm nie zrobił tak oszałamiajacej kariery, jak właśnie w Stanach. To tez swiadczy o nieproporcjonalnym skoncentrowaniu się na problematyce seksu, wskazujacym na brak akceptacji dla własnej seksualności.
Jeżeli chodzi o sposób traktowania dzieci przez sądy to jest to kolejna, niemieszczaca się w głowie anomalia.
Ćwiczył barman foma wywroty w wykrotach,
donosząc czy słońce dziś, czy raczej słota,
mieszał przy tym drinki i kawę nalewał –
nie dziw, że po szychcie dość już cienko śpiewał. 😯
to zależy jak, kiedy i przez kogo… 😆
Z przyjemnością, teraz i przez kogo popadnie. 😆
no to molestujcie się dalej na zdrowie a ja idę spać, bo muszę nabrać sił przed jutrzejszym imprezowaniem, dobranoc 🙂
http://failblog.files.wordpress.com/2009/10/epic-fail-irish-mariachi-fail.jpg
kocia muzyka przeciw kociokwik,prosze mam kapele 😆