Meta
– Ludzie czasem mnie zastanawiają – powiedział Bobik, usiłując przybrać minę wystarczająco filozoficzną, żeby przekonała Labradorkę do zwrócenia na niego chociaż przelotnej uwagi.
Labradorka dość niechętnie oderwała się od wygryzania bryłki błota spomiędzy palców.
– Ludzie jak ludzie – mruknęła. – Słyszałam, że z prochu powstali i w proch się obrócą. Czy uważasz, że proch aż tak różni się jakościowo od błota, żebym w tej chwili musiała gwałtownie zmieniać obiekt zainteresowania?
Bobik odniósł wrażenie, że filozoficzny początek nieszczególnie mu się udał. Ale szczeniacka przekora nie pozwoliła mu gładko przejść do bardziej odpowiadającemu jego poziomowi tematu rozmowy.
– Wiesz, oni się w wielu punktach różnią od nas – powiedział, próbując tym razem do filozoficznej zadumy dorzucić niejasną mgiełkę tajemniczości.
– O, doprawdy? – spytała Labradorka tonem, który wydał się Bobikowi mieszaniną anglosaskiej uprzejmości z iście słowiańskim lekceważeniem. Ale rozpaczliwie brnął dalej, starając się nie myśleć o tym, że być może naraża się na śmieszność.
– Wiesz, im jest koniecznie potrzebne jest do szczęścia, żeby w coś dziwnego wierzyć. No, owszem, psy też do pewnego stopnia wierzą w to, że miska codziennie będzie napełniona, a spacer nie okaże się zbyt krótki, ale ludziom tego rodzaju wiara nie wystarcza. Oni się strasznie upierają, żeby oprócz tego była jeszcze jakaś meta… no, kurczę, meta…
– Chciałeś powiedzieć „metka” – pospieszyła z pomocą Labradorka.
– Nie, to było coś ze szkolnych przedmiotów, metamatyka czy metawuef. Już nie pamiętam. W każdym razie jak tego nie mają, to podobno nie do końca czują się sobą, nawet jeśli kolację jadają z regularnością szwajcarskiego zegarka.
– Sądzę, że nie wszystkich ludzi to dotyczy – zauważyła sceptycznie Labradorka. – Znam takich, którzy ograniczają się całkowicie do wiary w zbawczą moc C2H5OH. A może to właśnie miałeś na myśli? To by się pewnie nazywało metachemia.
– Ach, nie! – jęknął Bobik widząc, że rozmowa toczy się w nie całkiem przewidzianym kierunku. – To raczej miało jakiś związek z tym, że oni strasznie chcą dobiec do mety, nawet jak nie czeka ich za to żadna nagroda. I nawet jak nie wiedzą, gdzie jest ta meta. Ale chyba rzeczywiście nie wszyscy. I zresztą nie wiem, czy to prawda, a kot sąsiadów to w ogóle mówił, że wszystko, co ludzie sądzą na swój temat, jest tylko złudzeniem.
– Słuchaj, mały – rzuciła Labradorka z nordyckim chłodem w głosie. – Czy ty mógłbyś sformułować chociaż jedno zdanie, z którego jasno wynika, jaki masz problem?
Bobik przeglądał jedną szarą komórkę za drugą, ale w żadnej nie mógł znaleźć dokładnie tego, o co mu chodziło. I właściwie już wcale nie był pewien, że chodziło mu o cokolwiek. Może tak naprawdę ta myśl, która mu się pojawiła gdzieś na początku, też była tylko złudzeniem, a w rzeczywistości ludzie wcale niczym szczególnym nie różnili się od psów?
klapa do orderu szeroka 😀
marzenia wysypiam chetnie,w klubie mozna wysypianie
wzmoc !
Tereso,czyta sie dobrze 🙂
Jak mam okazję, to oglądam podróże Cejrowskiego. Jest w jego sposobie prezentowania świata nuta przewodnia a jest nią w skrócie: po bożemu. Czy to dżungla amazońska, czy favele lub prymitywne plemiona Azji i Afryki – wszyscy żyją po bożemu. Wszelako zawsze tenże sposób zycia jest przeciwstawiany życiu w cywilizacji europejskiej, zwykle krajów liberalnych. Ameryki Cejrowski stara się nie krytykować, zachowuje ją jako ostatni argument, że cywilizacja niekoniecznie musi być zła. Nie widziałem jeszcze jego programu, w którym z wdziękiem zużytej ścierki nie przekonywał, że tylko 10 przykazań i to w wersji integrystycznej sprawia, że człowiek jest człowiekiem.
Ta w sumie nachalna i prymitywna indoktrynacja wzbogacona jest jedynym w swoim rodzaju wyrazem twarzy zadowolonego z siebie i swojej mądrości…
No i te świdrujące oczka patrzące z wyrzutem w kamerę, bo tam przecież siedzą te różne zeeny, Bobiki, Heleny, fomy i inne – co najmniej niepewne – elementy…
Dla mnie to w sumie program rozrywkowy.
Ekwilibrystyka, jaką się musi wykazać Wojtuś argumentując swoje tezy, to czysta rozrywka.
Ale ciemny lud to kupuje…
Niekoniecznie. Bedąc sam czarnym ludem spod ciemnej gwiazdy, bywa, że integruję się z ciemnym ludem i rozmawiamy o tym i owym. I tenże ciemny lud niedawno właśnie o kolejnym programie Cejrowskiego rozmawiał, a ja się przysłuchiwałem, od czasu do czasu tylko się upierając, że Pigmeje nie polują na pingwiny. Ani jedna uwaga ciemnego ludu nie dotyczyła spraw ideolo, wszystko się kręciło wokół dziwnych obyczajów w swiecie szerokim. Być może ciemny lud jest już wyprostowany ideologicznie, że nie potrzebuje roztrząsania tych spraw, ale raczej dostrzec można pęknięcia i wyraźne rysy na wyimaginowanym jednolitym ideologicznym licu ciemnego ludu, a wnoszę to po uwagach typu: o rany, jak oni tam pierdolą! – w odniesieniu do TVP, która jak ostatnio dało się zauważyć, wprowadziła obowiązkowe sutanny dla lektorów…
jarzebino, co przeskrobal Cejrowski? sieje nienawisc i pogarde!
boje sie takich ludzi!niby glosza tylko slowa,ale kto wie jak daleko sklonni sa pojsc
pan Cejrowski jest zlym czlowiekiem bowiem wie co i jak powiedziec zeby odebrac innym godnosc,robi to z premedytacja!
zenn,wprawdzie nie ogladam filmow Cejrowskiego,bylbym
zaszczycony gdybys do listy niepewnych elementow, tych na
ktorych z wyrzutem patrzy,i mnie dolaczyl 😐
zeen, no jak mogłeś!? byłeś, widziałeś?! a może polują ? 🙁
Tereso, to co napisałaś czyta sie dobrze i jest to „oczywista oczywistość”. Wiesz chyba też, że to co robisz to przysłowiowa orka na ugorze. Ja jestem optymistką i wierzę, że kropla drąży skałe. Trzymam kciuki 🙂
Cejrowskiego obejrzalam chyba tylko raz w Telewizji Polonia (zadziwiona, ze takie programy wysyla sie w szeroki swiat) – i wystarczy. Mozna go na pewno ogladac na rozne sposoby: od ironicznego do faktograficznego, ale jakos nie chcialo mi sie drugi raz zmusic do cwiczen w tym kierunku. Life is too short.
U nas za to wczoraj minela wazna rocznica (moze Wanda sluchala swietnej wczorajszej Terry Gross na ten temat) – stulecie urodzin Johnny’ego Mercera, ktory napisal slowa do tylu klasycznych popularnych piosenek amerykanskich, ze wlasciwie do dzisiaj sie nimi oddycha i mysli (na przyklad czesto wystepuja w filmach Woody’ego Allena i Nory Ephron, ale nie tylko). Zalaczam link do bardzo przeze mnie lubianej wczesnej piosenki P.S. I Love You (rok 1934).
http://www.youtube.com/watch?v=4RzIm-oRP9Y
Wando, to wlasciwie Twoj krajanin, bo z Georgii. 🙂
Szczerze mówąc Tereso średnio mi się podoba. Nie podoba mi się generalizacja, że bycie zakonnica czy zakonnikiem to świetny sosób na znalezienie pracy i dachu nad głowa. To chyba zbytnie uproszczenie. nie sądzę by to miejsc prowadzionych przez zakonnice ( zakłady opiekuncze dla nieulecalnie chorych, domy starców itp) ustawialy sie kolejki chetnycvh świeckich, którzy za niewielkie pieniadze podejma sie takiej pracy. Ja akurat w ostanich latach spotkałam sie z trakim miejscem prowadzonym przez siostry zakonne ( pracują tam również świeccy) i złego słowa nie mogę powiedzieć. Przeciwnie. Moje córka chodzłla do gminnego przedszkola prowadzonego przez zakonnice i było to świetne przedszkole prowadzone przez mądre i lubiące dzieci kobiety.
Oczywiście jeśli gmina ( to się dzieje przeważnie na poziomie samorządu, a nie państwa) zleca prowadzenie jakiej placówki instytucji kościelnej, to ma obowiązek ją nadzorować ( podobnie jak pownna nadzorować placówki prowadzone przez inne organizacje pozarządowe) Tu w ogóle nie ma dyskusji. Ale z faktu , że jedna zakonnica uderzyła wychowankę ( karygodne) nie należy chyba wyciągąć wniosku, ze wszystkie zakonnice znęcają sie nad powierzonymi ich opiece dziećmi! . Przemoc zdarza się również w placówkach nie mających nic wspólnego z Kościołem i tak samo powinna być piętnowana i eliminowana.
Na marginesie dodam, że jedna z moich bliskich znajomych wstąpiłą jakiej 25 lat temu do zakonu. jest lekarką – chirurgiem i anestezjologiem. Teraz pracuje w hospicjum. Nie sądze by jej motywacja było szukanie pracy i bezpiecznego życia. Duzo wieksze szansa na wygodne zycie miałaby jako świecki lekarz.
Wydaje mi sie , ze takie generalizacje mogą być b. krzywdzące.
To w gruncie rzeczy optymistyczne, co mowisz, zeen. Pamietam jak jedna znajoma mila starsza pani, pod opieka ktorej zostawialysmy zawsze naszych chlopcow P i M, jak jechalysmy na urlop, wreczyla mi na urodzuiny jakas ksiazke Cejrowskiego. Staralam sie byc uprzejma, ale ona chyba odnotowala pewne zmieszanie na moim obliczu i zaczela mnie zapewniac, ze to wybitny dzialacz i bojownik o demokracje, ale taka z ludzka twarza i jeden z najmadrzejszych ludzi w Polsce. E. kopala mnie pod stolem, zebym siedziala cicho, bo juz zaczela te ksiazeczke kartkowac i czytac.
Rozumiem. ze jego walka o demokracje polegala na tym, ze byl cinciarzem i handlowal waluta 😆
Rysiu,
z przykroscia muszę Ci odmówić. Skoro nie oglądasz, to on na Ciebie nie patrzy. Serce mi krwawi, ale wychodzi, że należysz do całkiem innego grona niepewnych…
😉
zeen 😆
http://www.cejrowski.com/zyciorys/
Nie należy demonizować Wojtusia. Pamietajmy, że jest synem Stanisława Cejrowskiego i bez wątpienia pod okiem taty wymachiwał brudną pieluchą w stronę czerwonego.
Sam zresztą pisze o sobie: komediant…
Żono, w tym co piszesz jest wiele racji. Ja jednak tekst Teresy odebrałam w inny sposób. Popatrzyłam od strony braku równowagi pomiędzy tym co państwowe a tym co kościelne.
A konkretnie na oddawaniu za bezcen ziemi, obiektów, etc.. Byłam świadkiem likwidowania placówek leczniczych, szkolnych po to żeby mógł je przejmować kościół. Niekoniecznie były one potem prowadzone w lepszy sposób.
jotko,
znam wszystkie pingwiny osobiście. I z najlepszego źródła wiem, że ilekroć spotkały Pigmeja, to impreza była na całą Azję… zadnego tam polowania…
Z pewnoscia zostaly tam uzyte zbyt daleko posuniete uogolnienia, z pewnoscia krzywdzace dla wielu takich osrodkow.
Znam jednak jeden przypadek koszmarnego sierocinca prowadzonego przez siostry zakonne gdzies pod Warszawa, skad moja dobra warszawska kolezanka wyrwala szescioletnia wowczas
Agatke (dzis Agatka ma 20 lat). Dziecko bylo kompletnie zaswierzbione, z ropiejacymi oczami, zgnilym uzebieniem, nie umiala mowic, i miala wyraz twarzy glebioko uposledzonego umyslowo dziecka. Taka ja zobaczylam po raz pierwszy, kiedy Agnieszka zabrala do siebie Agatke na swieta Bozego Narodzenia. Agnieszka opowiadala, ze dzieci byly w zakladzie regularnie bite ( za masturbacje – jedyna rozrywke jaka tam mialy i jakiej wszystjie sie namietnie oddawaly), lekarstwa, ktore wykupila Agnieszka dla Agaty nie byly jej podawane, nie odebrane nawet zostaly zamowione i oplacone okulary.
Kiedy po roku udalo sie z pomoca sadu wyrwac te dziewczynke z lap tych wiedzm, jej przybranej matce zajelo pare lat zanim Agatka zaczela dochodzic do siebie. Ale na widok zakonnicy na ulicy czy nawet w telewizji dostawala strasznych drgawek i ataku histerii ytwajacej pare godzin.
Przestalam je odwiedzac na Ursynowie, gdyz kazde moje pozegnanie z Agatka bylo dla niej tak traumatyczne (dla mnie tez), oplacane takim potokiem lez, takim wczepiaiem sie w moja spodnice, ze uznalam w koncu, ze lepiej bedzie jak nie bedziemy sie spotykac.
Rozmawialam pare miesiecy temu z Agatka i odnioslam wrazenie, ze jej problemy psychologiczne wyniesione z tego sierocinstwa, bynajmniej sie nie skonczyly.
Na zdjeciach jest bardzo piekna – geste dlugie rude wlosy, jak z obrazu pre-rafaelitow.
Ale ukonczyla szkole srednia, zrobila mature i uczy sie namietnie angielskiego „zeby do cioci Helenki przyjechac”.
W jakims momencie Agnieszka probowala wyciagnac z zakladu takze nieco starsza siostre Agatki – poczatkowo w znacznie lepszej formie niz mlodsza, ale okazalo sie to niemozliwe. Ta starsza siostra Agatki nieustannie rzucala sie na nia i ja seksuaklnie molestowala, bila i torturowala. Oduczyla sie tez mowic.
W koncu wyladowala w zakladzie psychiatrycznym, gdzie dotad przebywa, jak wiekszosc „wychowanek” tego zakladu.
Czytajac ten artykul zastanawialam sie czy nie chodzi o ten sam zaklad opiekunczy, bo ten z ktorego wyszla Agatka byl tez pod Warszawa. Ale nie wiem z jakiego zakonu byly to siostry.
Niedawno ( czyli jakiś rok temu) trafiłam na fragment programu Cejrowskiego z kraju Ameryki środkowej , tematem była uprawa bananów. W co drugim zdaniu ( nie przesadzam) Cejrowski mówił o tym jakie tu są wspaniale banany, ale w Polsce dzięki polityce UE nie możemy ich spróbować. Było to kompletnie absurdalne i tak jak Zeen pisze po prostu śmieszne. A jego (Cejrowskiego) wypowiedzi na temat tzw ogólne ( czyli o wszystkim) są krótko mówiąc obrzydliwe. Nie wiem co taki facet robił ( robi?) w publicznych mediach. Gwoli równowagi trzeba też dodac , ze miał program w TVN Style, tam tez widziałam pogadankę o bananach. Ale prywatna stacja za swoje pieniądze może sobie emitowaś co jej się podoba.
Zeenie, kto to był (jest?)? Stanisłąw Cejrowski?
Korzystając z prawa do wygłaszania wniosków nieumotywowanych chcę powiedzieć, że pan Cejrowski jest głupi.
A motywować mi się nie chce, bo wszelkie moje kontakty (przyznaję, niezbyt liczne) z tym typem za pośrednictwem telewizji wzbudzały we mnie uczucie fizycznego obrzydzenia i na samą myśl o nim niedobrze mi się robi. To po co ja sobie mam robić taką krzywdę, skoro inni już i tak napisali na jego temat, co trzeba?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Cejrowski
tak w skrócie.
Kręciłem sie kiedyś wokół PSJ jako młody entuzjasta i wydaje mi się, że znam przeszłość kilku osób z tego grona, stąd wiem, ile okazji miał Wojtuś do walki z komuną.
Dziki Zeenie, jazz to niezupełnie moje rewiry, a już szczególnie tak szczegółowe personalia.
Cóz, szeregi antykomunistów rosną nieustannie. Nic nowego, nawet na blogu niedawno o tym było!
Z tymi zakonami to widzę kilka aspektów sprawy. Jeden to ten, o którym napisała Sąsiadka, że nadmierna generalizacja jest krzywdząca dla osób dobrej woli, których na pewno i w zakonach nie brakuje. Ale…
Tendencja KK do zagarniania w Polsce coraz większych obszarów rzeczywistości, również materialnej, na pewno istnieje i nie jest wymysłem. Jest to tendencja instytucji, która z owymi ludźmi dobrej woli nie jest tożsama, ale jednak są oni jej częścią.
A jeszcze inną tendencją, bardzo niebezpieczną, jest to, że różne nieprawidłowości czy wręcz nieprawości w instytucjach podległych Kościołowi są często „dla dobra sprawy” zmiatane pod dywan i prokurator nie zajmie się nimi tak szybko i gorliwie, jak by to było w przypadku instytucji świeckiej. Co z kolei wynika właśnie z tego zagarnięcia sporych obszarów rzeczywistości przez Kościół i ustawienia się w wielu punktach na uprzywilejowanej pozycji. Obieg zamknięty. I widać dość wyraźnie, że KK bynajmniej nie zależy na przerwaniu go, tylko raczej na konkwiście, gdzie się jeszcze tylko da.
I myślę, że w sumie te osoby dobrej woli i dobrej wiary tracą nieraz na tym, że się je utożsamia z instytucją drapieżnie prącą do umocnienia i rozszerzenia swojej władzy na wszystkich frontach. Bo bezinteresowność członków „partii władzy” często jest dla postronnych nie całkiem wiarygodna.
Heleno, to sa straszne rzeczy o których piszesz.Obawiam sie jednak , ze podobne historie można by przytoczyć z sierocińców prowdzanych przez osoby absolutnie świeckie. Szczególnie w latach osiemdziesiątych, kiedy bieda była dośc powszechna, a tego rodzaju placówki zawsze wychodza w takich sytuacjach najgorzej.W ogóle istnienie po dziś dzien w Polsce domów dziecka, szczególnie dla małych dzieci to jest rzecz straszna i nikomu jeszcze sie nie udało tego załatwic. Choc było wielu ( chyba nawet i obecny rząd) którzy mówili , ze to zrobią
Nie chodzi tu o przerzucanie się przykładami.. Tylko o pewna logikę pisania.Mnie się nie podoba sposób w jaki pracuje koscielno-rządowa komisja majatkowa, nie podobają mi się czesto nie liczące sie z realiami roszczenia Kościoła ,a dotyczące budynków, w których mieszczą się szkoły, szpitale itp. Nie podobają mi sie nieformalne naciski, które sprawiąja , ze kościół ma w tych sporach z państwem pozycje uprzywilejowaną. Ale to wszystko nie przekreśla, wielu miejsc gdzie porządne i dobre kobiety (tyle, że w habitach) zajmuja sie chorymi i starymi ludźmi. I jak to ludzie, raz robią to lepiej , a raz gorzej.
trochę łazja mineli Bobiku!
No wlasnie, na ile oceniac czyjas dzialalnosc publiczna poslugujac sie szczegolowymi personaliami. Dlugi temat, ale w skrocie powiem, ze jednak najbardziej mam sklonnosc do oceniania Cejrowskiego za produkt, pojawiajacy sie o dziwo w telewizji publiczne. I dlatego mysle tu dosc podobnie do Bobika.
A co do zakonow, masz racje, Zono – sa rozne: i takie jak Helena opisala (choc mnie osobiscie nieznane, ja mialam cudowne siostry, szczerze mowiac, feministki, jak na nie patrze z dzisiejszej perspektywy), i takie, gdzie dziala na przyklad jedna z moich kuzynek, ktora doslownie ma tylko to, co na grzbiecie (a w glowie doktorat ze srednioweicznej literatury francuskiej), i ktora dziala w miejscach, gdzie nikomu innemu sie na razie nie chce. To jest zreszta szczegolny zakon, bo siostry musza sie utrzymywac wylacznie z wlasnej pracy i zyc wsrod najbiedniejszych. Od strony praktycznej oznacza to niestety, ze stad musze zwykle pisac do niej listy, bo nie stac jej na internet (chyba ze ja lapie telefonicznie u jej siostry w Warszawie). Nie wiem, abstrahujac juz od wszystkiego innego, czy bym sama miala odwage wybrac takie trudne zycie…
Co nie oznacza oczywiscie, ze nie istnieje cale zjawisko o ktorym pisze Bobik, polegajace na zawlaszczaniu przestrzeni publicznej, a takze zamiataniu kazdej nieprawidlowosci, albo wrecz pospolitego przestepstwa pod dywan, zaslaniajac sie autorytetem instytucji koscielnej. Istnieje to zjawisko, i ma sie dobrze, a nawet – coraz lepiej.
Jakakolwiek spoleczna czy panstwowa kontrola nad takim zakladem, jak ten z ktorego wyszla Agatka, jest (albo przynajmniej byla wtedy) bardzo trudna. Ludzie, ktorzy mogliby cos naprawic, nie chca tykac sie tych zakladow. Agnieszka, jak juz przeszla przez wszystkie procedury sadowe z przybrana corka, z wielkim oddaniem sprawie usilowala zainteresowac kogokolwiek tym co sie w tym zakladzie dzialo – od prokuratury do mediow. I co? I sro.
Tam naprawde nie choidzilo tylko o biede, tylko o zle, pazerne na pieniadze i leniwe baby, ktore przez dwa lata ciagnely od Agnieszki, samotnej wdowy na nedznej posadzie ksiegowej w naszym warszawskim biurze, ogromne pieniadze za pozwolenie zabrania dziecka na weekend lub wyjazdu z nia na urlop. One sie nad ta kobieta zwyczajnie znecaly. One dostawaly takze pieniadze od panstwa.
W tym samym dokladnie czasie spedzilam sluzbowo dwa dni w „domu rodzinnym” prowadzonym przez organizacje Krystyny Mogalskiej – dla dzieci z porazeniem mozgowym.
Tam byla przykladna czystosc, szczesliwa pogodna atmosfera, nikt nie byl glodny, chory czy zaniedbany, tam byl pies i dwa koty, a w pokoju jednego z chlopcow stalo niewielkie akwarium, bo tak sobie wymarzyl. Osmioro dzieci, ktore chetnie udzielaly mi wywiadow. Dwojka opiekunow plus pani dochodzaca. Ogladalam inne osrodki Stowarzszenia Rodzin Osob z Uposledzeniem Umyslowym. Wszystkie finansowane glownie ze swiadczen, jakie tym dzieciom przyslugiowaly. Mozna bylo? Mozna bylo.
Oczywiscie K. Migalskiej, nie Mogalskiej.
Czy życie w klasztornej, nawet najcięższej regule wymaga więcej odwagi, niż stawienie czoła egzystencji po „cywilnej” stronie, włącznie z wychowaniem dzieci?
Cejrowski to zarozumiały, szowinistyczny BUC o czarnym podniebieniu. Działa alergizująco 🙄
Dawno nie oglądały me ślepia tak wyjątkowej zgodności zdań, jak dziś na temat Cejrowskiego. 😆
Nie sądzę, by wymagało to więcej czy mniej odwagi. Wymaga innej hierarchii wartości. Nie można chyba wartościować tego typu wyborów życiowych.
Na tym blogu z pewnoscia dziala alergizujaco.
Ale ten jest calkiem wyjatkowy. No i Adama Szostkiewicza 😆
Na temat Cejrowskiego się nie wypowiadam, bo ostatni raz widziałam go w tv we wczesnych latach ’90 i od tametego czasu dałam sobie spokój. Teraz tv w ogóle oglądam sporadycznie, więc medialna obecność pana Wojciecha C. ani mnie ziębi, ani grzeje.
żona sąsiada 19 listopad 09, 17:57
„Heleno, to sa straszne rzeczy o których piszesz.Obawiam sie jednak , ze podobne historie można by przytoczyć z sierocińców prowdzanych przez osoby absolutnie świeckie.
…”
żono sąsiada, masz rację, że podobne historie można przytoczyć z sierocińców prowdzanych przez osoby absolutnie świeckie.
Tylko małe ale:
te sierocińce są prowadzone przez osoby praktykujące „normy chrześcijańskie”, normy które ja, jako praktykujący katolik ( nie z „przyzwyczajenia” lecz po długim okresie „wątpienia i szukania”) uważam za najważniejsze i podstawowe w głoszeniu miłości do blźniego, w stosowaniu nauki kościoła w codziennym życiu, … tego mi tutaj brakuje!
Wylacznie sporadyczne ogladanie telewizji, a nawet dluzsze okresy nieogladania jej w ogole sa przyjemnoscia, ktorej stanowczo nie moge sobie odmowic. 😆
KoJaKu – to, co napisales na temat spojnosci gloszonych wartosci z wlasnym postepowaniem ma bardzy ladny wyraz w angielskim idiomie, jednym z moich ulubionych: „you gotta walk the walk instead of talking the talk”. Na pewno organizacja gloszaca innym milosc drugiego powinna aktywnie ja praktykowac.
… a Cejrowskiemu (żeby na temat) zdecydowane NIE!
Dziesięciu Przykazań to On chyba nie zrozumiał, ale na pamięć się nauczył i to wystarcza 😉
Moniko,
właśnie o to „chodzi” 🙂
KoJaKu, no wlasnie 🙂
zeen, no to mnie uspokoiłeś, dzięki 🙂
W każdej grupie społecznej czy zawodowej można znaleźć przykłady ludzi mądrych, dobrych, odważnych i odwrotnie. Mnie nie chodzi o pojedyncze przykłady, chodzi mi o „rozwiązania systemowe”. Uważam, że organizacje, przedsięwzięcia działające pod szyldem kościoła są w naszym kraju uprzywilejowane. I przez ten pryzmat odbieram „notkę” Teresy, traktując „wyostrzenia” i uogólnienia jako pewnien zabieg o charakterze retorycznym.
dla bywajacych w „sieci” ciekawy artykul z „Die Zeit”
http://www.zeit.de/digital/internet/2009-11/profile-soziale-netzwerke
Bardzo ciekawe, Rysiu – zwlaszcza wyniki porownania auto-prezentacji w sieci (na portalach spolecznosciowych) z osobowoscia prezentowana osobom znajacych uzytkownikow w realu. Wyglada na to, ze talking the talk akurat tu odpowiada walking the walk (nawet jesli czasem odslania osobowosci narcystyczne). 😉
http://wiadomosci.onet.pl/2081098,69,19_listopada_swiatowym_dniem_toalet,item.html
i to jest święto 🙂
A, rzeczywiście ciekawy ten link od Rysia. I ponieważ wynika z niego, że oszukiwanie przy autoprezentacji w sieci jest out, to natychmiast przyznaję się, że wcale nie jestem aż takim znawcą win, za jakiego chciałbym uchodzić. 😉
Toalety, jak się okazuje, to bardzo poważna sprawa. I nawet Światową Organizację mają.
zeen by mógł sprobować swoją kandydaturę na prezesa wysunąć. 😀
No tak – dla jednych dzien toalet, dla drugich urodziny Johnny’ego Mercera (wczorajsze, ale po co sie ograniczac, jak przyjemne?) – ponowoczesna jednoczesnoc. 😆
A z tymi winami, Bobiku, to wedlug tego artykulu nie musisz sie do niczego przyznawac – my juz i tak wiemy! 😆
A w ramach urodzin (i dlatego, ze Mercer byl swietnym poeta):
http://www.youtube.com/watch?v=S5KUsToHW_Y
„W ramach obchodów przed Bramą Brandenburską 100 berlińskich uczniów prezentowało swoje idee dotyczące rozwiązania problemu toalet na świecie”.
Ciekawe, w jaki sposób 😆
Relacja z akcji „klobalisierte Welt”: http://de.news.yahoo.com/31/20091119/video/vde-toiletten-protest-fr-klobalisierte-w-e260255.html
Nazwa akcji cudna 😆
zasloniety kreacja autoprezentacji
zegnam udajac sie w kierunku ulubionego miejsca dla czlonkow
klubu „Wysypiaczy Marzen”
dobranoc 😀
Koleżanka redaktorka opowiadała mi o swojej największej wpadce redaktorskiej. Była odpowiedzialna za przygotowanie do druku jakiejś księgi jubileuszowej ze słowem „obchody” w tytule. Książka przyjeżdża z drukarni i jaki tytuł widnieje na okładce? „Odchody…” 😆 Cały nakład od razu na przemiał.
Tutaj tez cos ciekawego:
http://www.laender-analysen.de/polen/pdf/PolenAnalysen61.pdf
szczegolnie grafika/wykres ne stronie 16:
”
Jaki system rzadzenia powinien byc wprowadzony w Polsce:
41% – system prezydencki
32% – system parlamentarny
13% – system „mieszany”
13% – trudno powiedziec
„
Dziekuję Państwu 🙂 za wyrażenie swoich spostrzeżeń nt mojej notki, której celem było, jak zauważyła Jotka (dziękuję 🙂 ), tworzenie na siłę przez Państwo z KK największego pracodawcy, jak już uczyniono – największego obszarnika. Mnie ta sytuacja nie zachwyca, może się nie znam.
Rysiu, Tobie też wielkie dzięki 🙂
Pisałam też na inny temat, też z KK związany, choć tylko dlatego, że KK się w sprawie nie wypowiedział – http://www.radiownet.pl/radio/wpis/1655/ . Mogł Prezydenta Wałęsę KK „poprawić”, ale tego nie zrobił, a sprawa jest.
Przy okazji o petycji – http://pansiemyli.racjonalista.pl/index.php i następstawch.
Pierwszy z posłów odpowiedział na list. Jego wypowiedź można przeczytać na stronie http://pansiemyli.racjonalista.pl/parl/poslowie.php
Pójdę za to do poczekalni…
Bobiku, trafiłam do poczekalni 🙂
Na temat „Soziale Netzwerke”:
…<tez sie przyznam:
– nie jestem KoJaK Moguncjusz tylko KaJaK Sopotus
– Marylka jest Szczygłowa a nie Sikorka
…..
na dzisiaj starczy ( a polskie litery to byly do dzisiaj kamuflazem i mialy sluzyc dezorietacji 😉
Skoro się tak obnażamy … Miałam być vespers, ale moja klawiatura nie raczyła uznać s na końcu. Nie zauważyłam, wysłałam komentarz i tak oto z nocnego czuwania zostałam dziewczyną Bonda. Nie żebym narzekała, ale … 😉
No, ciekawe, co tu jeszcze wyjdzie na jaw w ramach tej nagłej fali coming outów… 😆
Żadnych obnażań ❗ Zakutana w koszulinę nocną do samej ziem,i, doczytuję 🙂
, won
Czyli na rozkładówkę „Playboya” z Haneczką nie ma co liczyć. 🙄 Ale zdjęcie w koszulinie do ziemi może ozdobić podręcznik do przygotowania do życia w rodzinie. 😉
👿
Tereso, posłowie PiS-u, czyli piseł i pisłanka, zereagowali dokładnie tak, jak się można było spodziewać. Jeżeli ktoś oczekiwał czego innego, to zbyt racjonalne to nie było. 😉
Ale najgorsze, że chyba nie ma na świecie takiego lustra, w którym ci wybitni reprezentanci narodu byliby w stanie zobaczyć swoje pośle uszy. 🙄
Haneczko, tak Ci źle, i tak niedobrze. To sama się zdecyduj, co byś chciała ozdabiać. 😀
Piseł i pisłanka – Bobiczku, chyba musisz to opatentować 😆
Racjonalnie, czy nie- podpisałam.
Bobik, pędź do patentu. Używać będę, tantiemy uiszczę 😆
Bobik, ja tez chce mowic takie smieszne rzeczy jak Ty, z tym pislem i pislanka! 😆
Sami sobie w kolejce do Urzędu Patentowego stójcie. Ja jestem na tyle leniwy, że wolę bezpłatnie i bezkolejkowo oddawać swoje wynalazki społeczeństwu. 🙄
Słusznie bardzo, jak jest po-seł to i pi-seł. Bobik spostrzegł 🙂 , pierwsze miejsce.
chlodniej i ciemniej
brykam w piatkowy zgielk,to tylko 10 godzin pracy i LABA
do wtorku !!!!!!!!
teraz S-Bahn,czytadlo i po drodze chwila w Barze 😀
brykam,fikam
wykresy i tabele Moguncjusza swietnie pokazuja jak zwolennicy poszczegolnych partii widza „panstwo”
pouczajace
coś tam świeci…
pogoda przepyszna, słoneczna 🙂
Marzenia Namarzone 🙂
kielnia w dłoń, pieśń na ustach i „budujemy nowy dom” … czy lecą z nami wiadome służby?
Tu też wreszcie świeci 😀
Dzień dobry 🙂 Czy my dziś nie mamy przypadkiem jakiegoś Dnia Oświecenia, albo co? Wszędzie świeci!
Zresztą, nawet jak oficjalnie nie ma takiego dnia, to możemy sobie wprowadzić, ileż to roboty? O, już wiem. Dzień Powszechnej Słoneczności. 😀
Aleś Ty rozrzutny Bobiku! Całe 24 h chcesz poswięcić Powszechnej Oświeconości, tfu, Słoneczności 🙂
A co sobie nie mam porozrzucać? Piątek przecież! 😀
W poniedziałek możemy wypożyczyć od Heleny Panią Dochodzącą, która wszystko poukłada na swoim miejscu i będzie dalej mokro, szaro, zimno…
Polecam jeszcze „filię” balsamlomzynski, ze względu na komentarze – http://kontrowersje.net/tresc/400_la_petite_apocalypse 🙂
Czy balsam łomżyński i Matka Kurka to ten sam osobnik?
Podobne, ale chyba nie.
Też jestem dzisiaj jaśnie oświecona 😀
Sam Balsam twierdzi, ze nigdy pod zadnym innym nikiem nie pisal. Zreszta Matce Kurce nigdy nie wychodzila „proza powiesciowa”.
Czy te cytaty z Wildsteina sa prawdziwe? Byloby to bezcenne. 😆
Bardzo tu dzis ponuro, mokro, ciemno.
Co dokładnie oznacza „tu”? Tu na blogu było przecież zapowiadane, że dziś świeci. 😉
TU, po tej stronie minitora, Piesku.
Cytaty z Wildsteina są prawdziwe. I jedyne zabawne. Reszta nudna jak on sam 🙄 Można poczytać na jakimś blogu, ale nie warto.
zależy w jakim języku…
Heleno, może minitor za mały, żeby słońce z blogu do Ciebie przetransportować. Spróbuj przejść na maxitor. 😉
Ja w tym Balsamie jeszcze inne momenty zabawne poza cytatami z Wildsteina znajduję, ale ogólnie przyznaję, że autorowi korepetycje ze skreślania nie zrobiłyby źle. Ma się wrażenie, że zapisuje ciurkiem wszystko, co mu przychodzi do głowy, wskutek czego przeciążona konstrukcja całości nieco się chwieje. A to odwraca uwagę od tego, na co warto byłoby ją zwrócić.
Ja tez mam wrazenie, ze troche zanadto rozgadane i przydalby sie redaktor tych tekstow. Ale ma „momenty” kapitalne.
Jesli, jak mowi Cubalibre sa to prawdziwe cytaty, to nawet mi troche zal tego grafonama.
Ale jest kochany na swym blogu i ma powazne following. Najbardzoej mu sa oddani antysemici 😯 . Ciesza sie z niego bardziej niz z takiego Ziemkiewicza nawet. 😯
Helenie dzisiaj już drugi ładny wynalazek po minitorze się udał. 🙂 Grafonam, zepewne w odróżnieniu od grafowama czy grafoima. 😎
Teraz trzeba tylko ustalić, czy grafonam to jest taki, co dla nas (jako targetu) pisze, bo w tym przypadku Wildstein byłby raczej grafoimem, czy taki, co nam jęk z bebechów wydziera. W tym drugim przypadku nie ma wątpliwości, że BW można przyznać zaszczytny tytuł grafonama. 😛
Tak, tak, mozna sie wysmiewac z kogos kto ma oczka chore, mozna nawet przetracic noge kulawemu, albo kipnac kogo w hemoroida…
Heleno,
właśnie wyprawiłam umyślnego do Ciebie z TAAAKĄ dużą dostawą słoneczności, posłuchaj uważnie, może już puka do drzwi 🙂
Bobiku,
pytam POWAŻNIE, czy ja coś przeoczyłam, czy Wasza Wielce Szanowna Psokracja przemianowała Koszyk na matecznik MASOCHISTÓW??? Pytam ja Ciebie? Jak nie Cejrowski to Wildstein!!! Lepiej mi powiedz kto jutro, żebym wiedziała czy mam zagladać do Koszyczka (jeszcze?) 🙁
widzę, że to jednak idzie w kierunku sadomacho … kopnąć w hemoroida, no nie … luuudziiieee!!!
czy od hemoroida można kipnąć? 🙄 coś mi się wydaje, że to lekka przesada…
To tylko taki niezobowiązujący przegląd przez najbardziej złożone osobowości III (czy też IV jak wolą niektórzy) RP. Jako przedmiot kolejnej analizy proponuję Ryszarda Bendera. A potem Janusza Korwin-Mikkego, na poprawę humoru. W końcu nie może być cały czas na poważnie.
Balsamlomzynski nie jest Matka-Kurka! Absolutnie.
Pisząc o jedynych zabawnych cytatach z Wildsteina miałem na myśli Wildsteina, a nie tekst balsama(u?) jako taki. Poszukałem bowiem oryginału (Wildsteina o tym Czułnie) i zaprawdę powiadam Wam, balsam wyszukał co lepsze.
Sam tekst tej „Małej Apokalipsy” łomżyńskiej skorzystałby znacznie, gdyby autor go troszkę skoncentrował. Matka Kurka ma ten sam problem. Za dużo łopatologii poza tym 🙄
sadomacho? hm… Silny brutalny facet? 😉
No nieee, widzę, że się nieporozumień namnożyło i trzeba tu wprowadzić jakieś oświecenie…
– Z nikogo się nie wyśmiewam, tylko jako znany wielbiciel Łajzy i Literówek staram się dostrzegać i podkreślać ich co wybitniejsze osiągnięcia.
– Masochizm i sadyzm są często mylone, wskutek podobieństwa rekwizytów (czarne skóry, pejcze, kąśliwe uwagi, sól na rany, itd.). Więc żeby było jasne: my tu nie cierpimy, tylko się znęcamy!
Nie nad każdym wprawdzie, na to trzeba sobie zasłużyć, ale wybitne i złożone (najczęściej na jakimś ołtarzu) osobowości III/IV RP zasłużyły sobie stokrotnie.
– Cały czas na poważnie nie może być pod żadnym pozorem.
Wystarczy, czy mam oświecać dalej?
Shut up, Bobik, shut up.
Mordko, to nic nie da. Zamknę na górze, to zaraz mi dołem wylezie. 😀
A prawdziwym masochistą jest tu najwyraźniej Cubalibre. Całego Wildsteina o Czułnie przeczytał! 😯 😯 😯
Sól na rany to przy tym chyba drobny pikuś. 🙄
masochizm to ciagle zajmowanie sie panem Cejrowskim lub
Wildsteinem,sadyzm to przypominanie innym ze oni istnieja,ale
Bobiku,co do tego maja czarne skory,pejcze,lancuchy,kajdany,
sol,kwas,ogien………………. 8) 🙄
vitajcie! dzień zbyt szybko mija 🙂 Tereso ! a cóż to za tematy poruszasz. Jestem Katoliczką i smutno mi gdy krytykuje się instytucje KK. .
kiedyś na kazaniu mądry ksiądz powiedział, że ludzi zmieniać i naprowadzać dobra drogę zaczynajmy od siebie. To stwierdzenie bardzo mi się spodobało.. Chcę tylko powiedzieć że swój debiut w radiu może nie warto zaczynać od krytyki tego czego nie lubimy a od swoich sukcesów na polu 🙂 miłości do bliżniego ? 🙂
także nie lubię jak krytykuje się Prezydenta i Premiera bo to tak jakby s….. ć w swoje gniazdo 🙁 Generalnie jednak mam duże poczucie humoru i jak to moja siostra ostatnio stwierdziła ..takich grzeszników jak ja do zakonu nie przyjmują 🙂 🙂
Tereso ale Twój debiut w radiu uważam za doskonały chociaż tematyka taka sobie 🙂
Rysiu, jak to? Nie robi na Tobie wrażenia pies łańcuchowy odziany w czarną skórę i pejczem znaczący krwawe pręgi na plecach tego, kto go na tym łańcuchu uwiązał?
Bo ja przyznaję, że taka formuła sadyzmu czasem mi wywołuje rozmarzony błysk w oku… 😳
i dobrze Bobiku !! Ja proponuję golenie na łyso 🙂
Jarzębino, całkiem poważnie – gdybym był katolikiem, to przykro by mi było przede wszystkim, kiedy bym widział, że reprezentująca mnie instytucja tak często postępuje sprzecznie z zasadami, które sama głosi, a często i ze zdrowym rozsądkiem lub zwykłym poczuciem przyzwoitości.
I być może te zjawiska wzięły się właśnie z tego, że Kościoła w Polsce tak długo nie wypadało krytykować. Dlatego jako katolik widziałbym w krytyce KK raczej szansę, na jego naprawę, niż zagrożenie.
Przypomnę tu nieśmiało, że ponoć prawdziwa cnota krytyk się nie boi… 😉
i tak oto dotarłam do końca książki E. Bendyka ;; 🙂 🙂 Miłość, wojna, rewolucja; ;; Po Chińczykach było trochę gorzej;, a to nauka angielskiego niby pomaga znależć dobrą pracę / proponowałabym naukę polskiego w UE jako obowiązkową/ a to znowu prowincja ogląda M jak miłość, a to wyrodne dzieci i kochani uciemiężeni rodzice. Nie wspomnę o Leninie i Marksie jako przykładnych kapitalistach / zgroza/ !!!!No i na koniec wiara w wielkie bum. A gdzie cud stworzenia ?? 🙂 Panie redaktorze,książka mi się podobała chociaż nie ze wszystkim się zgadzam 🙂
tak czy owak Bobiku mam nadzieję że przykładnie kupiłeś książkę Bendyka E. podobnie jak i całe Bobikowo 🙂 / przeczytało /
ależ cnota się nie boi krytyki ale… znasz powiedzenie ;; przyganiał kocioł garnkowi … To oczywiście nie do Ciebie i Teresy bo WAS uważam za ideały 🙂
Ja bym nawet kupił, bo naprawdę chętnie Bendyka czytam, ale miewem z zakupem polskich książek tzw. trudności obiektywne. Nie mówiąc już o tym, że kieszeń przy którymś tam kilometrze zakupionej literatury mówi bardzo głośne i wyraźne: stop! 😉
muszę lecieć do zajęć, dzień jest dla mnie za krótki. 🙂 pa
.Jarzebinko, jest mi oczywoscie przykro, ze krytyka kosciola czy podlegajacych mu instytucji sprawa Ci przykrosc, ale zauwaz, ze my krytykujemy to wszystko przeciwko czemu buntuje sie nasze sumienie – ludzkie. i obywatelskie. Jesli beda to instytucje poza wszelka spoleczna weryfikacja, kontrola, krytyka, bedzie sie tam dzialo jeszcze wiecej rzeczy zlych niz dostrzegamy obecnie.
I w jeszcze wiekszym stopniu nawet dotyczy to wysokich urzedow politycznych, tak jak predzydenta czy premiera. Jestes ich pracodawca, jak to podkreslila kiedys Monika, Ty ich powolalas na te urzedy, ty im wyplacasz pensje i Ty ich rozliczasz. To nie jest sranie do wlasnego gniazda, tylko Twoj podstawowy obywatelski obowiazek. Nalezy im bezustannie ptrzec na rece, wsluchiwac sie dokladnie w ich slowa, przygldaca sie ich dzialaniom, bo inaczej sie znarowia i zapriowadza dyktaure. A znacznie przyjemniej i latwiej jest byc dyktatorem biz premierem czy prezydentem w demokracji. Wiec to nie jest kalanie wlasnego gnaizda.
Zreszta juz ponad 150 lat temu C.K. Norwid powiedzial, ze
„nie ten ptak gniazdo kala, co je kala, lecz ten co o tym mowic nie pozwala”.
Mysmy na lekcjach polskiego w szkole dlugo o tych slowach dyskutowaly przy okazji slynnego Listu 34, bo mialysmy madra i odwazna pania od polskiego. I bardzo, bardzo pobozna.
Heleno masz rację , moje zbyt krótkie wypowiedzi często mylą ich sens. Przemoc powinna być natychmiast wyeliminowana. To co opisałaś jest straszne!! Nie chciałabym jednak aby blog Bobika stał się miejscem gdzie napiętnuje się wiarę, orientację czy uczucia. Mówiąc że ktoś jest bucem lub że jakiś Kościół to czy tamto zrobił żle, generalizujemy… To rozmywa problem a miejsce staje się targowiskiem. Wyśmiewanie się z wybranych przez nas samych Prez, czy Premi. jest nie na miejscu,. Tak uważam … Musze już lecieć .:)
Jarzębino,
na dzisiejszy dzień przewidziane jest czytanie: Łk 19, 45 -48
jest to czytanie o tym, jak Jezus wyrzucał przekupniów ze świątyni. Nic dodać, nic ująć. Z Jego ust padały często słowa bardzo twarde. Powiedział też: „napominajcie jedni drugich”.
Podobno jest taki obraz, ja go osobiście nie widziałam, ale opowiadała mi o nim Halina Bortnowska, który przedstawia Kościół jako łódź z żaglem na wsburzonym morzu.
Łódź jest dziurawa, pokryta skorupami, jednym słowem szpetna. Żagiel jest piękny, purpurowy. Żagiel symbolizuje to co w Kościele Boskie. Drewniana łódź to wszystko co ludzkie z instytucją stworzoną przez ludzi włącznie. Ta szpetna łódź płynie mimo swojej mizerii dzięki temu co Boskie.
Myślę, że zamykanie oczu na szpetotę łodzi nie jest tym o co w Kosciele rozumianym jako Mistyczne Ciało Chrystusa chodzi. Pamiętaj, że On sam, kiedy trzeba było nie wahał się chwycić za bicz.
To prawda, że naprawę świata trzeba zawsze zaczynać od siebie. Niemniej nie wolno zapominać o słowach: „napominajcie jedni drugich” i o słowach o kamieniu młyńskim na szyję dla gorszycieli.
Nie martwią mnie słowa krytyki pod adresem instytucji kościelnych. Głeboko natomiast martwi mnie to, że tak często stają się one powodem do zgorszenia. To mnie naprawdę boli. Bo to, jak mówił świętej pamięci, ksiądz Tischner często staje sie powodem odejścia od Boga. Tym należy się martwić.
Ja też bym wcale nie chciał, żeby ktoś tu piętnował wiarę, orientację, czy uczucia. Ale, jak to już Jotka zauważyła, wiara nie jest z instytucją kościoła (jakiegokolwiek) równoznaczna, a instytucje niekrytykowane mają zawsze tendencje do rakowacenia. Premier czy prezydent to też są zresztą instytucje i też jak najbardziej mogą, a nawet powinny podlegać krytyce. Jak również być chłostane rózgą satyry, bo to ma w europejskiej kulturze dość długą tradycję. 😉
Jest oczywiście w tym wszystkim taki niebezpieczny moment, że wyśmiewając się z błędów czy potknięć jakiejś instytucji niechcący zrani się uczucia kogoś, kto się z tą instytucją utożsamia. Przykro mi jeśli tak się dzieje, ale równocześnie jestem głęboko przekonany, że ludzie z instytucjami utożsamiać się nie powinni, nawet kiedy są bardzo mocno z nimi związani.
A co do nazwania kogoś bucem… No cóż, niektórzy ludzie tak długo i wytrwale pracują na to miano, że aż szkoda byłoby go im odmawiać. W przypadku kogoś takiego jak WC moje poczucie sprawiedliwości nie pozwoliłoby mi na jakąkolwiek ingerencję w obdarzanie go najbardziej nawet wymyślnymi inwektywami. 😉
Eee, tam… Naprawiac siebie to mozna do smierci i jeszcze sie nie bedzie dostatecznie naprawionym. 😆
Ogladam teraz tak straszne sceny powodzi w Kumbrii, ze zastanawiam sie jak to sie moglo stac, ze zywiol w ciagu paru minut lamal zapory, mosty i zalewal wszystko na swej drodze. Porwal takze stojacego na moscie policjanta, ojca czworki dzieci. Nie zdazyl uciec. Straty sa potworne.
Ojcowie miasta Corkmouth zdaje sie zajmowali sie naprawianiem siebie zamiast barier wodnych, na ktorych przedtem zauwazono male pekniecia. 🙄
Heleno,
też to przed chwilą widziałam w naszej telewizji. Straszne.
A co do bycia naprawionym. Zawsze będzie jeszcze coś do naprawienia, ale moim zdaniem należy to robić najlepiej, jak się potrafi … do śmierci.
Mysle, ze dusza sie sama naprawia jak sie zwrooci ku innym, a nie gapi sie w siebie, zastanawiajac co by tu w sobie naprawic.
Nogdy nie moglam zrozumiec powodow bezsensownego, w moim najglebszym przekonaniu, upokorzenia Marty w nowotestamentowej przypowiesci. Moja pelna solidarnosc jest z Marta, ktora pracowicie uciera ajoli do ryb aby nakarmic zmeczonego Podroznika :lol::
http://www.artofeurope.com/velasquez/vel12.htm
È ben trovato, Heleno. Naprawianie siebie poprzez zwrócenie się ku innym jest dla mnie bardzo przekonujące. 🙂
Mówimy o tym samym Heleno, tylko inaczej to nazywany 🙂
a co do Marty, to też jestem z nią solidarna i dotychczas nikt mnie nie potrafił przekonać, tak żebym poczuła to w swoim sercu, że nie została źle potraktowana
Wiekszosc kobiet to chyba tak czuje. Bo czujemy sie odpowiedzialne, a nawet ODPOWIEDZIALNE. :lo:
Ilekroć słucham przypowieści o Marcie i Marii, w pierwszym odruchu unoszę się nad niesprawiedliwością, która spotyka Martę. A potem przypominają mi się wszystkie kochane, zapracowane i bardzo bogobojne kobiety w moim rodzinnym domu i myślę sobie, że napomnienie może było niesprawiedliwe, jeśli postrzegać sytuację poprzez pryzmat intencji, ale nie było nieuzasadnione. Czasem trzeba się zatrzymać i posłuchać – Boga, własnego sumienia, innego człowieka. Przestać na chwilę się krzątać i wsłuchać się w potrzeby swoich bliskich (czy własne, by dodać nieco psychologizującego aspektu), bo czasem wykraczają one poza kwestie pełnego brzucha i ciepłego ubrania. Tak odbieram tę przypowieść. I choć żal mi Marty, która tak bardzo się stara, pada na nos ze zmęczenia, a i tak dostaje po głowie, to myślę, że została słusznie upomniana. Tak szybko biegała w kołowrotku codzienności, że zapomniała już dokąd tak biegnie. Czy my na codzień też tego nie robimy? I czy też nie uważamy, że spotyka nas niesprawiedliwość, gdy nie zostaniemy pochwaleni za ten chomiczy wyścig?
Ale Marta tam nie mowi: wy sobie porozmawiajcie, a ja zajme sie gospdarstwem.
Marta mowi: najpierw nakarmie. ( U Brechta w Dreigroschen.. : pierw chleba, poootem moral mozna daaac)
😆
Bo Marta jest głupia i nie ufa magicznym zdolnościom Gościa, więc zasuwa i szykuje wiktuały, zamiast być jak ci ptacy niebiescy, co nie orzą i nie sieją…
Maria ma lepsze wyczucie: siada u stóp Gościa, słucha go z zachwytem i masuje mu nogi drogim olejkiem… No to kogo pochwali taki gość?
Moim zdaniem od olejkow tez byla Marta… ? Nie?
Jasne, tylko że czasem to, co powinno być najpierw, narzuca się samo. Spośród kilku rzeczy ważnych trzeba czasem umieć dać pierwszeństwo tej najważniejszej. To nie zawsze jest zaspokojenie potrzeb podstawowych. Chrystus nie mówi Marcie „przestań się w ogóle zajmować gospodarstwem, bo są ważniejsze sprawy”. On ją napomina, że gdy mówi Bóg, powinna odłożyć to, czym się właśnie zajmuje, by go wysłuchać. Bo nie ma nic ważniejszego. Bo może to jest ten jeden jedyny raz, kiedy do niej przemówił i nigdy więcej już nie usłyszy Jego głosu. Chrystus nie kwestionuje jej obowiązków, nie mówi, że są nieważne, tylko że w danej chwili są inne priorytety. Gdyby poszukac jeszcze głębiej, można się dokopać do opartego wprawdzie na codziennym doświadczeniu, ale w tej konkretnej sytuacji nieuprawnionego przeświadczenia Marty, że wie ona lepiej, czego potrzebuje jej gość. Że codzinna rutyna zamyka ją na głos innego człowieka.
A swoja droga, jak oni (V i V) kurde, malowali!
Vesper,to bardzo ciekawe co piszesz. Ile razy stykam sie z Ta przypowieścią, rodzi się we mnie bunt, nie tylko ze względu na siebie ( obowiązków domowych mi nie brakuje) , ale właśnie w poczuciu solidarności z bliskim mi kobietami, które dzień po dniu swoja krzątaniną sprawiają , ze ten świat jakoś sie kręci.
Twoja interpretacja daje do myślenia. Dziękuję.
Nie mysle, zeby Gosc sie podawal za Boga. Nauczyciela, owszem. 😆
Nie uzurpuję sobie praw autorskich do tej interpretacji, bo ona nie jest moja. Jest zasłyszana, jeśli nie w całości, to przynajmniej w części, przetworzona przez własne obserwacje i doświadczenia, nie do końca też przeze mnie zaakceptowana. Myślę, ża tak należy ją odczytywać i tak ją pojmuje mój rozum. Serce jest po stronie Marty. Nie wiem, czy sama w tym jednym jedynym momencie potrafiłabym odłożyć wszystkie swoje obowiązki, żeby posłuchać Boga. Może zresztą już ta okazja minęła, a ja nawet nie zauważyłam. Myślę po prostu, że przypowieści nowotestamentowe nie są nam serwowane przez przypadek i powinniśmy się postarać poszukac w nich głębszego sensu, nawet jeśli nasze intuicje buntują się przeciwko płynącym z nich wnioskom.
Heleno, ale to nie jest proces sądowy. My nie badamy, czy pozwana mogła przypuszczać z kim miała do czynienia. Nie chodzi o to, czy Nauczyciel się w jakikolwiek sposób uwiarygodnił. Tu przecież chodzi o przekaz, który On niósł. Chodzi o to, co mówił i kto przez niego przemawiał. Marta nie dała sobie szans na rozpoznanie, czyje słowa słyszy, bo dała pierwszeństwo codziennym obowiązkom.
Zglodnialam z tej teologii.
Ide do sklepu.
Vesper, Twoja jest elegancka i ladna egzegeza i ja jestem pies na takie wywody, docenila to takze Zona. Mnie chodzi jedynie o obrone pogladu, ze naprawianie swiata (bo od tegosmy zaczeli) nie musi bynajmniej zaczynac sie od naprawiania siebie. „Ja” naprawia sie czesto (czesciej nawet) w dzialaniu na rzecz innych: budowaniu szkoly w Afryce, jak robila to tego lata Basia, corka WandyTX, zakladaniu UTW, jak robia jotka, zajmowanie sie uchodzcami jak robi to jeden moj zaporzyjazniony Pies czy pisanie blogu, dzieki ktoremu mamy miejsce spotkan i odetchniecia od koszmaru Prawdziwego Zycia, te rzeczy. 😆
Maria czy Marta?
Ojej, Helenko, ale to jest w zasadzie tożsame, przynajmniej w jakiejś części. Bo czymże innym, jak nie wsłuchaniem w potrzeby bliźniego jest opieka nad uchodźcami, budowanie szkoły w Afryce, czy choćby prowadzenie bloga ku pokrzepieniu serc. Ja też nie zgadzam się tak zupełnie z tezą, że naprawianie świata należy zacząć od siebie. To znaczy zgadzam się, o ile rozumieć to bardzo szeroko, jako naprawianie świata wokół siebie, nieustanne ćwiczenie własnego sumienia tip. Nie zgadzam się natomiast z takim rozumieniem tej tezy, że nie wolno mi krytykować, dopóki nie zaprowadzę idealnego porządku u siebie. W ten sposób mielibyśmy wyspy porządku w oceanie niebywałego bajzlu. Ale to jest chyba oczywiste 😉
Kurdemol! Znowu sie we wszystkim zgadzamy!!!
Nie ma tu czasem kogos, ktoby gwaltownie sie z nami nie zgiodzil? 😯 Niech sie odezwie!!! 😯
Cubalibre – bardzo zyciowy kawalek. 😆
Problem „Maria czy Marta”… Ja akurat lepiej rozumiem Marię niż Martę: jak mam do wyboru wysłuchanie czegoś ciekawego i krzątanie się gospodarcze, wybieram to pierwsze 😉 Owszem, dobra kuchnia nie jest zła, ale na wszystko jest czas 😀
Ale pewnie mówiłabym inaczej, gdybym nie była rozpuszczonym singlem 😆
Tak naprawdę to rozróżnienie, co się robi dla innych, a co dla siebie, często bardzo nieostre jest. Jeżeli komuś po spełnieniu dobrego uczynku uruchamia się w mózgu ośrodek nagrody czy przyjemności, to egoista on w końcu jest, czy altruista?
Ale mnie się właśnie to bardzo podoba, że natura to tak sprytnie urządziła. Że altruizm nie musi być koniecznie wysiłkiem i wyrzeczeniem, tylko że tu można przyjemne z pożytecznym połączyć. 😉
Choć oczywiście, jak z większością rzeczy, również z altruizmem nie warto przesadzać, żeby w różne tam syndromy nie popaść. 🙄
Dora, my nie io krzataniu sie, tylko o tikkun olam 😯
No tak, no tak… Tu życie, tu ideolo… 🙂 A z Bobikiem też się zgadzam 😀
Jak koniecznie trzeba jakiegoś niezgadzającego się, to ja altruistycznie mogę się tego podjąć.
Wystarczy, że ktoś skrytykuje salceson albo pasztetówkę. Zaraz się nie zgodzę i to spektakularnie. 😀
Uwazaj Bobik, zebys z blogu nie wylecial! 😆
Ale jeżeli wylecę, to niech ktoś jeszcze za mną suchą krakowską rzuca. Pognębcie mnie do końca! 😆
Bobiku, nawet gdybym chciala i miala osuszna krakowska to nie mialabym sily nia rzucic, taka jestem zmeczona. I w glowie karuzel… Moze jutro?
Witaj w klubie, Kroliku. U mnie tez byl bardzo dlugi dzien, chyba tylko krakowska by tu pomogla, ale tez niestety jej nie mam.
Do interpretacji Vesper przypowiesci o Marii i Marcie, pod ktora i ja moglabym sie podpisac, dodalabym jeszcze, ze Marta robi to, czego oczekiwano po kobiecie w owczesnym, mocno zhierarchizowanym i patriarchalnym, swiecie. Kobiety, delikatnie mowiac, nie mialy w nim najwyzszej pozycji. Stad zaproszenie do czegos wiecej niz tylko uslugiwanie i praca w kuchni, chocby w formie wymowki, ze Maria lepiej wybrala, jednak musialo brzmiec calkiem odswiezajaco w tamtym kontekscie. (Co nie znaczy, ze nie ma dosyc przykladow w Nowym Testamencie, w ktorych kobietom nie pokazuje sie ich „wlasciwego miejsca” – np. autor listow Sw. Pawla na pewno nie nalezal do feministow.) Ta interpretacja jest bliska z cala pewnoscia wspolczesnym liberalnym kosciolom protestanckim.
Ciemno jeszcze, więc choć kalendarzowo to już nowy dzień to pociągnę jeszcze wieczorny wątek.
Twierdzenia, że naprawę świata należy zawsze zaczynać od siebie, nie należy w zadnym wypadku rozumieć jako koncentracji na sobie. Zwłaszcza narcystycznej. Chcesz żeby świat był lepszy? Zobacz co możesz zrobić żeby innym było z toba lepiej. Może przestań przynudzać, usmiechaj się częściej do innych, etc. Dalej, zobacz co ty konkretnie, tu i teraz mozesz zrobić. Nie powtarzaj mantry: oni powinni, oni nie zrobili, bo oni cos schrzanili, itd.
Owszem jest to praca dożywotnia. Zawsze będzie coś do zrobienia. Chodzi o to żeby zrobić tyle ile można i najlepiej, jak można.
Z interpretacją Vesper zgadzam się, jak najbardziej. Mówiąc, że nie potrafię się z tym pogodzić w swoim sercu, miałam na mysli to, że ta zgoda sytuuje się w moim umyśle, „powyżej okularów” i bardzo trudno jej zejść niżej, do serca. Ona nie jest do końca „moja”.
Z pewnością w tamtym czasie zaproszenie kobiety do czegoś więcej niż troska o sprawy bytu codziennego było nobilitacją. Dlaczego my kobiety wyzwolone, majace teoretycznie prawo wyboru własnej drogi życiowej, czujemy lekki skurcz serca kiedy słyszymy/czytamy przyganę udzieloną Marcie? Może dlatego, że ciągle nie mamy komu, a może nie chcemy oddać części trosk? Nie chcemy bo to sprawdzone koleiny i wyjście z nich wymagałoby poszukania nowych płaszczyzn, na których mozna by było kształtować własną tożsamość?
Kto wie? Pewnie odpowiedzi bedą różne.
Dnieje już. A ja mogłam się tu spokojnie wymądrzać, bo sniadanie w tym czasie, jak zwykle robił mój mąż 🙂
Miłego dnia 🙂
Ja -wyzwolona?
ja?
JA?
Ja jestem sluzebnica boza 😯
😯 😯 😯 😯 😯
Dzień dobry 🙂 Widzę, że Drugą Półkulę strasznie wczoraj wzięło w obroty. 🙁 No, ja nie wiem, czy to jest dobre dla bezpieczeństwa światowego, jak jedna półkula kręci się szybciej niż druga. Te nierówności należałoby chyba jak najszybciej zlikwidować. 😉
A u mnie dzień się dziś rozkręca baaaardzo powoli. Nawet nie wiem, czy mi się na targ będzie chciało iść.
Mnie też od wczoraj te Maria i Marta tkwią i do teraz nie potrafiłem sobie sformułować, co ja właściwie na ten temat myślę, chociaż gdzieś tak całkiem w głębi łba coś mi łaziło. Teraz wreszcie wylazło trochę bardziej na wierzch i może jakoś niezdarnie uda mi się to ucapić.
Interpretacja podana przez vesper jest wielką metaforą teologiczną. Jej osią jest słowo boże i stosunek do niego (czy też, jeszcze szerzej, kwestia potrzeb materialnych i duchowych). Kiedy przyjmiemy tę optykę, to cały wywód od początku do końca jest spójny, elegancki i przekonujący. Ale jeżeli na chwilę tę optykę teologiczną odłożymy całkiem na bok, to mamy taki obraz: młody, interesujący i w jakiś sposób już sławny mężczyzna spotyka kobietę i przyjmuje zaproszenie do jej domu. Ona zaczyna się krzątać wokół posiłku, a tymczasem jej zołza-siostrzyczka przypina się do gościa, patrzy mu głęboko w oczy, zachwyt okazuje, przymila się, włos bujny odrzuca i w ogóle (czyli mniej więcej tak, jak to opisał cubalibre). Jasne, że Marta w pewnym momencie widzi, do czego to zmierza, ale nie chce przy gościu złapać siostrzycy za kudły i zwyzywać, tylko kulturalnie wyraża swoje niezadowolenie z obrotu spraw. Ale gość już wsiąkł, już mu się to odrzucanie włosa spodobało i zrezygnować z niego nie zamierza, więc męskim zwyczajem odbija piłeczkę w stronę Marty i dalej jej zarzucać, że sama sobie winna, bo się zapuściła, roztyła, tylko o sprzątaniu i pichceniu myśli, a ta druga taka interesująca i zadbana…
Mam nadzieję, że mi nikt w tym momencie nie zarzuci bluźnierstwa, blasfemii i co tam jeszcze. Chodzi mi o to, że jest to przecież sytuacja na tyle znana i często w życiu spotykana, że ma prawo gdzieś tam w podświadomości tkwić. Można też to zobaczyć jako archetypiczny obraz żony i kochanki – jedna do roboty, druga do przyjemności i ta od przyjemności zgarnia większy kawałek tortu.
Może właśnie dlatego rozum wprawdzie przyjmuje teologiczną metaforę, bo wszystko w niej logiczne i trzyma się kupy, ale serce jakoś protestuje, wyczuwając również ten życiowy, nieteologiczny aspekt.
Zapewne zwłaszcza kobiece serce. A przypomnijmy, że ewangeliści raczej kobietami nie byli, więc ta sytuacja w nich nie musiała budzić tak silnych emocji.
Oczywiście jeżeli przyjęlibyśmy wersję skrajnie feministyczną, że to Jezus był kobietą, cała moja interpretacja się sypie i trzeba zaczynać od nowa. 😉
krakowskim targiem niech targ przyjdzie pod płot…
świeci
Targ nie musi przychodzić. Wycwaniłem się i tatę z karteczką na zakupy wysłałem. Mam nadzieję, że będzie karteczki słuchał i przestrzegał jej wskazań. 😀
Iii tam. No, każda kobieta pewnie ma coś z Marty i coś z Marii – jedna więcej z jednej, druga więcej z drugiej (ja tej Marty to mam na minimum – nigdy nie pcham się odruchowo do obsługiwania, chyba że ktoś sobie zażyczy, o co zresztą pytam na początku). Jak facet przychodzi do takiej kobiety, żeby roztoczyć przed nią pawi ogon (nie mówiąc już o czym inszym), to wkurza go, że ona zabiera się w tym momencie za „krzątactwo” (że użyję słówka mojej znajomej, Jolki Brach-Czainy), a nie za to, co go naprawdę obchodzi 😉
Aha, i żadnego „skurczu” nie odczuwam. Żal mi Marty w taki sposób, w jaki żal mi każdej osoby, której zrobiono niespodziewaną przykrość.
Hmm, Bobiku, oczywiście można przyjąć i taką wersję jeśli ktoś chce. Oczywiście i tę opowieść, jak i każdą inną, przepuszcza się przez filtr własnego doświadczenia, nadzieii, leków, urazów.
Mnie najbardziej w tej historii frapuje sprawa poczucia bezpieczeństwa, zaufania.
Myślę, że my kobiety, sorry za generalizację, mamy problemy z poczuciem bezpieczeństwa i stąd potrzeba sprawowania nieustannej kontroli. „Włóż szalik, wypij mleczko”, „jak ja tego nie zrobię to nikt tego nie zrobi”. Boimy się, że jak nie zrobimy tego i owego to świat się zawali. A może się nie zawali? A może nie musimy wciskać tych szaliczków, bo inni mają prawo nawet do własnych pomyłek, błędów, ba do swojego cierpienia? Może powinnyśmy się zatrzymać, zastanowić, zaufać, że ktos inny (Bóg, historia, los, organizacja społeczna, mąż, sąsiedzi – niepotrzebne skreślić) też potrafi pokierować sprawami, a może nawet lepiej?
jasne…
A tu jest Rubens, dla mnie niepojety i tajemniczy poza centarlnym image’em:
http://www.art-gallery4u.com/painting_detail-744.html
sobota !!!!!!!!
ostatnia spokojna w tym roku,od poniedzialku my berlinscy
pracownicy handlu dla naszych „kochanych” klientow do
24 grudnia pracujemy codziennie 🙂
pozycje przegladniete,magazyny zapelnione ,czekamy………..
Nie wiem, czy dostatecznie wyraziłem swoje przekonanie, że tę przypowieść, jak zresztą większość wielkich opowieści ludzkości, niekoniecznie musi się rozumieć w jedyny słuszny sposób i że nawet w jednej głowie mogą współistnieć różne interpretacje, na różnych płaszczyznach i każda z nich jest jakoś tam, na swój sposób prawdziwa. Toteż ja wszystkich tych interpretacji nie uważam za konkurencyjne. My tu uskuteczniamy po prostu poszerzanie pola interpretacyjnego. 🙂
interpretacje mnoza sie……. 🙂
Mnie Velasquez najbliszy z upokorzpona Marta i przepisem na majonez 😆
Wiec powtarzam:
http://www.artofeurope.com/velasquez/vel12.htm
sercem ( 🙂 ) jestem za teologiczna vesper, ale pragmatyczny
leb patrzy laskawie na Bobika
stuje w rozkroku 😀
Nie stuj.
Robimy demokratyczne glosowanie?
Bobik! Zart mi popsules! Prosze przywrocic!
Teraz juz nic nie bedzie zrozumiale
Żadnych głosowań dzisiaj! Wyczytałem u Pani Kierowniczki, że dziś jest Dzień Życzliwości, więc chociaż w ten dzień można przyjąć, że wszyscy mają rację. 🙂
Ja się tak przejąłem tym Dniem, że dziś nawet w listach i mailach mam się zamiar podpisywać „życzliwy”. 😎
Przywróciłem, przywróciłem. Teraz niezrozumiałe będzie już tylko żądanie przywrócenia. 😀
W zasadzie Cubalibre powiedział wszystko.
Z punktu widzenia teologicznego słuszne jest zruganie Marty. Jednakowoż tejże słuszności nie podzielają liczni wierzący, buntują się przeciw uzasadnieniu, kogo? Boga…
Na Boga! Dotyczy to głównie katolików, gdzie teologia katolicka oparta jest o jedyny kościół pilnujący słowa bożego, w przeciwieństwie do ewangelików, gdzie takowej jedynej instytucji nie ma i proces analizowania słowa tam jest ciągły i lokalny, niescentralizowany.
Tu dotykam jednej z ważniejszych przyczyn kryzysu KK – brak odpowiedzi na wątpliwości wiernych i postawa wywyższenia jedynego strażnika sola scriptura, przeniesiona na pozostałe aktywności KK.
Zaprawdę powiadam wam: niełatwe jest życie katolika…
Hmm… Musze sie chyba dyskretnie wycofac… jesli mi temperament poozwoli…
A Wy sobie rozstrzygajcie… hmmm… we wlasnym gronie…
No, zobaczymy… 🙄
Protestanci interpretuja na pewno ciekawie, i jest to proces zywy, ale jednak czytajac intepretacje zupelnie ahistoryczne mam wrazenie, ze jest to raczej Roscharch test na to, co najbardziej interesuje czytajacego. Nic w tym zlego, jest to nawet fascynujace, i tworcze, ale osobiscie wole czytanie pddparte choc troche znajomoscia historycznego kontekstu, w ktorym dany tekst literacki powstal. Dlatego na przyklad lubie wiedziec dlaczego w Makbecie wali sie caly swiat, i ze wszystkie nienaturalne zjawiska pgodowe to wcale nie zapowiedz romantyzmu (gdzie natura odbija wewnetrzne stany psychologiczne bohaterow), tylko refleksja mentalnosci ludzi epoki Szekspira, w ktorej krolobojstwo bylo zachwianiem calej sztywnej hierarchii spolecznej, a sam krol i jego cialo mialy szczegolne symboliczne znaczenie w tej wlasnie hierarchii, ktora byla uwazana za naturalna – i wobec tego Makbet postapil wbrew naturze. Szekspira, podobnie jak i Nowy Testament, mozna odczytywac zupelnie wspolczesnie, ale ciekawe tez jest wiedziec, w jakim te teksty byly napisane kontekscie historycznym i literackim, i w jaka gre wdawaly sie z czytelnikami/widzami/sluchaczami, dla ktorych zostaly napisane. Inaczej wlasciwie mozna od razu sie zanurzyc w czytanie „Da Vinci’s Code”… Albo nawet samemu cos takiego napisac (co byloby zapewne bardzo korzystne dla kieszeni piszacego). 🙂 Dlatego uwspolczesniajace interpretacje sa interesujace, i pewnie w jakis sposob potrzebne, ale jednak cos traca, wlasnie ze wzgledu na ich ahistorycznosc. Zwlaszcza, ze napisano na ten temat juz sporo ksiazek, wcale nie tylko katolickich. Sa swietne ksiazki prostestanckie, a ja sama bardzo lubie czytac na temat ksiazki biblisty i specjalisty od Ewangelii Gnostyckich, Barta Ehrmana (na marginesie – sam jest ateista, ale interpretuje z cala znajomoscia kontekstu). W sumie sa one bardziej fascynujace niz powiesci Dana Browna.
Ale interpretacje odwołujące się do ludzkiej natury wcale nie są ahistoryczne, nawet jak się je dla potrzeb stylistycznych we współczesny kostium przebiera. Na przykład kobieca potrzeba bezpieczeństwa, czy też zapewnienia bezpieczeństwa bliskim, wyrażająca się w krzątactwie jest stara jak świat. Albo dwa podejścia do mężczyzny – jedno typu mamusiowatego, „przez żołądek do serca”, a drugie „siąść u stóp i każdą komórką wyrażać zachwyt”. 😉 Albo, żeby na wyższy poziom abstrakcji się wznieść, przeżywanie świata na sposób dosłowny, konkretny, spełnianie się w działaniu versus wsłuchiwanie się w głos jakiejś tam meta-… Różne takie rzeczy. 🙂 I one istnieją w tekście całkiem niezależnie od świadomej intencji autora.
Wielkie opowieści ludzkości właśnie dlatego nimi są, że o ludzkiej naturze mówią coś, co mimo wszelkich zmian kontekstu historycznego w czułe punkty trafia. A że zmienia się język samych intrpretacji? No, to by było z kolei ahistoryczne, gdyby się nie zmieniał. 😉
Co nie znaczy, że interpretacje odwołujące się do kontekstu historycznego nie są fascynujące. Są, ale też, nie wyłącznie.
I oczywiście istnieją też interpretacje będące czystym humbugiem i naciąganiem. One w jakiś sposób też odwołują się do ludzkiej natury, ale do natury konkretnego typu odbiorcy i na dość prymitywnym poziomie – żądza sensacji, skłonność do teorii spiskowych, itd. Takie interpretacje faktycznie spokojnie sobie można odpuszczać.
Tu masz racje, Bobiku, ale gdy chodzi o tekst napisany w innym historycznym kontekscie interesujace jest wspolgranie tego, co uniwersalne i ponadczasowe, z tym, co sie lepiej rozumie, znajac historyczne realia (spoleczne, literackie itp.). Natomiast meczace jest ZUPELNE niewspominanie o historycznym kontekscie, i to mialam na mysli. W koncu to, ze powstaja nowe ksiazki interpetacyjne o wiecznych dzielach, takich jak Nowy Testament czy Szekspir, swiadczy o tym, ze jest to wlasnie wspolgranie tych dwoch optyk.
No, dobrze, widze, ze nie uda mi sie tym razem skorzystac z okazji do milczenia 😆
I sprobuje te przypowiesc umiescic w kontekscie, za przeproszeniem, historycznym.
Byla ona oczywoscie spisana pare pokolen po smierci Chrystusa, ale mozna ja odczytywac takze jako konflikt miedzy stara religia a nowa, ktora zaczela sie rodzic w czasach wielkiego fermentu religijnego i politycznego w Judei, ciezkiej okupacji rzmskiej obejmujacej wowczas niemal cala Europe zachodnia i czesc Bliskiego Wschodu, bardzo wysokich podatkow. Wielu mieszkancow Judei rozwazalo rewolte przeciwko Rzymianom.
Zrodzona w ramach judaizmu sekta Jezusa byla jedna z licznych powstajacych w owym czasie w Judei. Zdaniem wielu histirykow jej szczegolna atrakcyjnosc dla niektorych w tych warunkach historycznych polegala na tym przede wszystkim, ze punkt ciezkosci przenosila z podstawowego nakazu w judaizmie tikkun olam – naprawiania, reperowania czy tez udoskonalania swiata (wynikajacego, jak pamietamy, z Przymierza zawartego z Bogiem,) na wewnetrzna kontemplacje – zdaniem teologow, Jezus wierzyl w rychle nadejscie konca swiata, wiec wszystkie sprawy zewnetrzne mozna bylo, a nawet nalezalo odlozyc na bok i zajac sie zbawianiem wlasnej duszy. Dlatego nie wierzyl tez w sens rewolty – odmowe placenia podatkow Rzymowi („Oddaj Cesarzowi co cesarskie…” ).
Bliska mi Marta „reperuje swiat” wybierajac w pierwszym rzedzie to co jest do zrobienia tu i teraz – nakarmienia, obmycia, posmarowanie olejkami ran na stopach Podroznika.
Maria wybiera sluchanie, refleksje, zbawianie duszy.
Nie jestem ani teologiem, ani historykiem relogii, ale kiedy nawiazalam do Przypowioesci o Marcie i Marii, to o tym wlasnie myslalam.
vitajcie! Ładnie zinterpretowaliście jednak to nie ważne Marta czy Maria miała rację, dialog musi trwać. .Ważne aby dać z siebie coś szczerego ale przyjaznego 🙂 Każdaz nich dała co miała i umiała. Czlowiek pracując nad sobą widzi niedoskonałości swojego postępowania i zamilknie nad cudzymi. Nie rozumiecie, bo wszyscy staliście się nauczycielami gdzie wasi uczniowie w takim razie ?
Wyadaje mi sue Jarzebino nie do końca zrozumiałaś sens blogowej rozmowy ( albo ja nie rozumiem Twojego ostatniego zdania)jeśli trzymać sie Twojego podziału na nauczycieli i uczniów . to jesteśmy zarazem jednymi i drugiemu. Staramy ie przekazać co od siebie 9 jak nuczyciel0 i wziąć coś od innych ( uczeń0 . na tym polegają chyba tego typu relacje i rozmowy .
A teraz jak najbardziej w stylu Marty, idę smażyć naleśniki!
To Maria Jezusa olejkiem po nogach… 🙂
Ówczesnym Diorem!
Ale to ciekawe Heleno co piszesz. Nigdy nie upatrywałem atrakcyjności nauk Jezusa w opozycji do tikkun olam.
Chociaż kontekst bliskiego końca świata mógł wiele tłumaczyć.
Jezus sporo mowi o Sadzie Ostatecznym. Podobno wierzyl, ze koniec swiata nastapi jeszcze za Jego zycia.
To tylko potwierdza znaną tezę, że sąd wcześniej czy później, zajmie się każdym z nas…
O, tu jeszcze mogę się o komentarz Heleny zahaczyć. Gdyby przyjąć TYLKO tę interpretację, to ktoś, kto nie jest wyznawcą żadnej z tych dwóch religii mógłby sobie powiedzieć: OK, przyjmuję do wiadomości, że tak było, ale w żaden sposób mnie to emocjonalnie nie porusza. Ciekawe, ale w sumie nie mój biznes. Natomiast jeśli oprócz kontekstu historycznego i teologicznego dołożymy ten ludzki, postawimy na przykład pytanie, czy krzątactwo nie przeszkadza nam czasem usłyszeć czegoś ważnego, co mogłoby zmienić nasze życie, to opowieść robi się uniwersalna, dla każdego. Dlatego ja jestem za interpretacją na wielu płaszczyznach, bo każda z nich coś wnosi do rozumienia i opowieść robi się dzięki temu wielowymiarowa.
Zono, u mnie tez nalesniki!
Heleno, to ciekawa interpretacja, i na pewno jedna z mozliwych perspektyw intepretacyjnych.
Mnie sama zawsze ciekawilo, jak cala dominujaca przez wieki narracje o Jezusie zlozono z roznych, czesto niespojnych i wewnetrznie sprzecznych wersji (zwlaszcza, ze wiele nieortodoksyjnych tekstow, takze przeciez dokumentow historycznych, znamy tylko z posrednich relacji, bo po ustaleniu kanonu je po prostu zniszczono, w ramach „pomocy interpretacyjnej dla zagubionych”). I ciekawilo mnie co wlasciwie mowil sam Jezus, bo chrzescijaninem, we wspolczesnym znaczeniu tego slowa, to on zostal juz po swojej smierci… Dlatego z fascynacja czytuje Ehrmana, bo on o tym wlasnie pisze.
A tu cytat z Ehrmana (z „Peter, Paul, and Mary Magdalene”), ktory do mnie przemawia:
The Bible was written in a particular time and place, and to rip it out of its context and pretend that somehow its words automatically apply to our time and place, without remainder, is – not to put too fine point on it – sheer lunacy.
But historians still want to know what the biblical authors themselves actually thought, even if it is not what we actually think. They want to know what people like Jesus (and Peter, and Paul, and Mary, etc.) actually believed, even if it is not what we believe.
Zreszta takie wlasnie podejscie (historyczne i krytyczno-literackie) pokazuje, ze z wielka ostroznoscia nalezy teksty nowotestamentowe traktowac jako wyrocznie – co mnie odpowiada.
A tikkun olam to mój tata realizuje. Stale coś naprawia… 🙄
Żal mi Marty. Niezależnie od rodzaju interpretacji, musi być starsza, brzydsza i gorzej ubrana.
To tak na marginesie, bo czytam tu i w sieci, i myślę o tej przypowieści tak, jak jeszcze nigdy nie myślałam.
A to zalezy, Haneczko. Ten obraz Velazqueza, ktory mnie zachwycil na velasquezowej wystawie w Londynie dwa lata temu jest interpretowany bardzo roznie i nawet nie do konca wiadomo ktora z kobiet na pierwszym planie jest Marta: czy ta mlodsza, ktora uciera czosnkowy majonez do ryb i ma bardzo zraniona twarz, czy ta ponura raszpra co za nia stoi, czy tez ta raszpra (znana z innego obrazu Velasquieza) jest Maria.
Nie wiadomo nawet czy to co widzimy w kwadracie po prawej jest oknem, lustrem, czy obrazem, czy dwie stojace kobierty to Maria i Marta czy tez Maria ze swoja sluzaca widziana z okna w scianie (lub z lustra).
Wiec ktora z pan mlodsza i ladniejsza zupelnie nie wiadomo. 😆
No właśnie. To „starsza, brzydsza, gorzej ubrana” świadczy o tym, że interpretatorzy mają w podświadomości dwa typy kobiece i odruchowo je do Marty i Marii dopasowują. Bo przecież w tekście nie ma żadnych danych na ten temat. Równie dobrze to Marta mogła być młodsza i urodziwsza. Ale konia z rzędem temu, kto ją w ten sposób zobaczył.
http://www.fineartprintsondemand.com/artists/velasquez/old_woman_cooking_eggs.htm
Ta sama raszpra co stoi za Marta (czy tez jej sluzaca) pojawia sie na innym swietnym obrazie – Koiety gotujacej jajka. Na wystawie one bylo obok siebie, wiec widac to bylo bardzo dobrze
No, może Velasquez przewrotnie zostawił sprawę niedopowiedzianą. Ale zdecydowana większość obrazów jednak nie pozostawia wątpliwości, kto tu młodszy i ładniejszy. 😉
Tez prawda, Bobik.
Heleno, raszpla 🙂
Moze jelen… 😆
A moze Lenin
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7278382,Prymas_o_krzyzach__czyzby_cien_Lenina_znowu_odzywal_.html
tak czy owak podoba mi się 🙂 Jesteśmy wiecznymi uczniami Zono sąsiada 🙂 lecę pa
Bo ja wiem czy konia z rzedem, Bobiku, temu, kto Marte jako mlodsza i bardziej by zobaczyl… Oczywiscie, ze w popularnej swiadomosci utarla sie pewna tradycja gry narracja o Marii i Marcie, ale jest to w kontekscie rywalizacji seksualnej miedzy mlodsza i ladniejsza kobieta, a starsza i brzydsza, o wzgledy mlodego filozujacego nauczyciela. Ale rownie dobrze mozna byloby spojrzec inaczej, wlasnie na chwile porzucajac te intepretacje, lub chociaz zostawiajac ja w tyle glowy. Starosc w wielu kulturach laczy sie z doswiadczeniem i refleksyjnoscia (chocby moze wymuszona przez biologie, ale jednak), i rownie dobrze rzutka, mloda Marta mogla uciekac w aktywnosc zamiast wsluchiwac sie w oferowana jej madrosc, a starsza Maria, blizsza z racji wieku mysleniu o sprawach ostatecznych, moze byc ta, co siedzi i slucha…
Co tak skąpo, dlaczego tylko cień 😯
Oczywiście, Moniko, że tak można to zobaczyć. Ale jak dotąd nie znam żadnego obrazu odpowiadającego Twojemu opisowi, dlatego tak ochoczo zaoferowałem tego konia, którego nie posiadam. 😆
I dlaczego akurat Lenina, a nie np Hitlera? Co bedziem se zalowac!
Litości! Ja już nawet nie mam siły na komentowanie tego, co wygaduje Prymas. Co zdanie to pomieszanie z poplątaniem! 🙄 Aż czytać hadko.
Co najwyżej mogę zdecydowanie zaprotestować przeciwko wypowiadaniu się Prymasa w imieniu niewierzących (Wskazał, że krzyż, rozumiany jako „życiowe kłopoty i znoje” jest czymś nieuniknionym dla człowieka – zarówno wierzącego, jak i niewierzącego.). Niewierzący – jak również wierzący, ale niechrześcijanie – dla swoich kłopotów i znojów mogą sobie mieć symbole jakie im się tylko podoba, a krzyża w miejscach publicznych nie życzą sobie wyłącznie jako symbolu religijnego, a nie jakiegokolwiek innego. Zresztą, jak Prymas koniecznie chce mieć w szkołach symbol kłopotów i znojów, to czemu nie powiesi Syzyfa z głazem? Hę?
O Hitlerze Prymas przecież też wspomniał, choć pośrednio (naziści).
Ten cholerny, nazistowsko-komunistyczny trybunał! 👿
W tym celu wystarczy samo zdjecie szkoly.
A najlepiej powiesc w szkole na scianie dwie na krzyz zlozone maczugi. Wtedy wiadomo przynajmniej o co chodzi i zawezamy „pole interpretacyjne” jak to ladnie nazwal Bobik.
No tak, Bobiku, tu juz rzeczywiscie dochodzimy do powracajacych tematow w sztukach plastycznych, zamiast pozostawac przy intepretacji tekstow. Co jest zreszta jest samo w sobie bardzo ciekawe. Podobnie jak przy postaci Marii Magdaleny, ktora na potrzeby koscielne po prostu wymyslono – jako kobiete upadla i zbitek paru postaci nowotestamentowych (maczal w tym palce sam Grzegorz Wielki). A potem zrobil sie z tego ogromny temat w sztuce, no i dzieki temu stala sie ta wizja kobiecosci czescia naszej zbiorowej swiadomosci (i nieswiadomosci takze). Pozbycie sie tego utrwalonego memu kulturowego sporo czasu zajmie…
To już zdjęcie krzyży nie wystarczy? Liberały już i szkołę chcą zdejmować!
Sorry, musze odejsc. W tv – Free Willy.
Wieloryb Willy zostal uwolniony! A zli ludzie zostali z bardzo glupimi minami! Dobrze im tak!
Bobiku,
„… Równie dobrze to Marta mogła być młodsza i urodziwsza. Ale konia z rzędem temu, kto ją w ten sposób zobaczył….”
… może Jezus tak Ją zobaczył (tylko czy TO jest naprawdę TAKIE ważne ?:-)
Heleno,
i tak trzymać 🙂
Ważne dla chorych na SM. Film, dwie części – http://www.tvs.pl/tv/video,na_wage_zdrowia,5244.html
Bless you, Teresko, ze takie rzeczy podsuwasz, niestety jak wiele „nowych metod leczenia SM”, o ktoprych dowiadujemy sie z nie z literatury medycznej luib chocby pierwszej strony Timesa, jest to… jakby to nazwac… pic na wode. Material dziennikarski przygotoany wybitnie niesolidnie, masa sprzecznosci i dziwczanych teorii, ktore, sprawdzilam! – nigdzie potwierdzenia nie znajduja. Brak opinii chocby jednego zapyzialego neurologa, nie ma powolania sie na jakiekolwiek wyniki badan nad ta metoda (poza ogolnikowym „w Ameryce i we Wloszech), rozmowy wylacznie z chirurgami lub co gorsza – z pacjentami, zwlaszcza tym pierwszym, ktory oowiada duby smalone o przyczynach powstawania stwardnienia rozsianego.
Niestety 🙁 🙁 🙁 🙁 🙁
Heleno, u Ciebie wieloryb Willy uwolniony, 🙂 a u nas wielblad juz dostal swoj garb, lampart juz ma kropki, a slon trabe (czyli czytamy moje ulubione od dziecinstwa „Just So Stories”).
I KEEP six honest serving-men
(They taught me all I knew);
Their names are What and Why and When
And How and Where and Who.
I send them over land and sea,
I send them east and west;
But after they have worked for me,
I give them all a rest.
I let them rest from nine till five,
For I am busy then,
As well as breakfast, lunch, and tea,
For they are hungry men.
But different folk have different views;
I know a person small-
She keeps ten million serving-men,
Who get no rest at all!
She sends’em abroad on her own affairs,
From the second she opens her eyes-
One million Hows, two million Wheres,
And seven million Whys!
(„The Elephant Child”)
Nie o leczeniu, bo o tym nic nie wiem, ale o życiu po prostu.
Stosunkowo niedawno na naszym osiedlu zamieszkała młoda kobieta z SM. Od września jest wożona przez członków chóru na próby do sąsiedniej wsi.. Świetnie czyta nuty i ma ładny głos. Zna angielski i niemiecki i ma kwalifikacje do uczenia tych języków. Ustaliliśmy, że w ramach UTW, dwie grupy językowe będzie prowadziła u siebie w domu. Ma takie możliwości lokalowe a mieszkańcy naszej wsi będa mieli do niej najbliżej.
Nie wyleczy to jej choroby, ale może życie z nią będzie choć trochę bardziej znośne.
lubicie?
http://www.gendarmenmarktberlin.de/
pierniki,prazone migdaly,jablka w czerwonym cukrze,grzane
wino i duperelki dekoracyjne na choinke i duzo,duzo innych
atrakcji
wielkia zabawa 😀
z mojej dzielnicy 🙂
http://www.weihnachtsmarkt-winterfeldtplatz.de/
berlin zaprasza 😀
http://www.allgaeuseiten.de/img/weihnachtsmarkt.jpg
palce lizac 🙂
i tu berlin 🙂
http://images.google.com/imgres?imgurl=http://www.berlin.de/.img/foto/weihnachtsmaerkte_in_berlin/weihnachtsmaerkte_in_berlin-019.jpg&imgrefurl=http://www.berlin.de/foto/_bin/index.php/Stadtleben/weihnachtsmaerkte_in_berlin/&usg=__LNr7JF7lkSzr4kom–LPtctgIng=&h=378&w=420&sz=36&hl=de&start=15&um=1&tbnid=-8M-Kg2yet-zhM:&tbnh=113&tbnw=125&prev=/images%3Fq%3Dweihnachtsm%25C3%25A4rkte%26hl%3Dde%26client%3Dsafari%26rls%3Den%26sa%3DN%26um%3D1
I owszem Rysiu, wszystko wskazuje na to, że na ten wajnachtowy jarmark wpadnę za trzy tygodnie. Uwielbiam te jarmarki 🙂
Ja tez lubie te jarmarki, Rysiu. U nas w miescie bedzie cos podobnego (choc Twoje jest wieksze i z dluzsza tradycja), ale dopiero po Swiecie Dziekczynienia. 🙂
Jotko, integrowanie jest niezwykle wazne – i przeciwdzialanie spolecznej izolacji (mam w rodzinie kogos, kto cierpi na te chorobe, i wiem, jak to dla niej wazne).
Dzieki, Moniko za Kiplinga. Ja go tez bardzo lubilam, A najbardziej – Riki- Tiki-Tawi!
Jotrko, czy jestescie pewni, ze ta kobieta woli przyjmowac u SIEBIE studentow, nawet jak ma warunki? Moje dotychczasowe doswiadczenie z roznymi kolezankami chorymi na SM, kaze mi troche powatpiewac. Pierwszym podstawowym problemem jest dostep do toalety – prawie wszyscy z SM musza miec zawsze wolny, a w domu jest zazwyczaj tylko jedna. Drugie to stres zwiazany z przygotwaniem domu na przyjecie gosci i przywrocenie go do stanu sprzed. Nawet wyciagniecue komus szklanki z kredensu i wody z lodowki jest dla wielu chorych sporym wysilkiem. Otwieranie drzwi wejsciowych dla kazdego – nastepny problem.
Z tych to powodow moja E, zaczyna sie denerwowac przed nadejsciem milych gosci 24 godziny wczesniej, nawet wtedy kiedy jestem pod reka.
Nie wiem w jakim stanie jest ta mloda kobieta, ale ktos musi z niej wydobyc uczciwa odpowioedz, czy nie wolalaby, aby ktos ja na zajecia dowozil samochodem – wraz z wozkiem. To znacznie mniej stersujace niz przyjmowanie w domu ( E. odmawia od lat grania w brydza u siebie – tylko kluby).
Chyba, ze ma ona na miejscu partnera-domownika, ktory gotowy jest pomoc jej przy przyjmowaniu studentow na wlasnym terytorium.
W zasadzie jak najczestsze wychodzenie z domu i spotyklanie sie z ludzmi jest wysoce zalecane przy tej chorobie.
POza tym wszystkie osoby znane mi z MSem prowadza bogate i produktywne zycie. Nie jest to koniec swiata, dopoki nic nie boli i nie ma sie spazmow.
Jeszcze dodam – w wieksozosci wypadkow SMowi towarzyszy nie tylko utrata mobilnosci (to akurat jest problem najmniejszy) ale moc roznych innych, znacznie bardziej uciazliwych symptomow, w tym – zmeczenie (fatigue) I dlatego urzadzanie spotkan poza domem jest w zasadzie latwiejsze – kiedy przychodzisz na gotowe i wychodzisz nie martwiac sie co zostawiasz za soba. 😆
Wiekszosc ludzi nie majacych z tym na codzien do czynienia, kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Nawet bardzo zaprzyjaznionych – nie sposob wytlumaczyc ograniczen, ktore ta choroba narzuca, starannego planowania kazdego ruchu, kazdego zamiaru.
Heleno,
nie mam doswiadczenia w tych sprawach i bardzo chetnie wysłucham wszelkich sugestii.
Wiosną, zanim jeszcze zapadły ostateczne decyzje w sprawie UTW, wiedzielismy, że jej zależy na udzielaniu lekcji. Kiedy już zaczęliśmy myśleć o organizacji zajęć wzięliśmy też pod uwagę mozliwość zatrudnienia jej. Ona sama nie moze jeździć samochodem. Na chór wożą ją dwie osoby. Jak jedna nie może, to jest druga. A jeżeli obie z jakichś powodów nie będą mogły, to świat się nie zawali. Inaczej rzecz się ma w przypadku lektoratów. Nie możemy zapewnić jej transportu. Stąd koleżanka, która jest najblizej niej zapytała czy widzi mozliwość prowadzenia tego u siebie w domu. Powiedziała, że tak i bardzo się ucieszyła.
Co Twoim zdaniem powinnam zrobić?
Jesli jak mowisz ucieszyla sie, to oczywiscie znakomicie i moze nie ma sprawy . A moze bala sie, ze albo w domu, albo wcale i dlatego wybrala, zeby w domu. Jeszcze raz bym ja zapytala czy jest OK. I na tym bym skonczyla, Niech ta jej kolezanka zapyta.
Dziękuję Heleno, że mnie na pewne sprawy uczulasz. Nam zalezało na tym żeby ona była miedzy ludźmi, czuła się potrzebna, zarabiała pieniądze. Nie moglismy jej zapewnić transportu na zajęcia. A to jest zobowiązanie wobec innych, z którego ona powinna sie wywiązać. Jej rodzina mieszka w Poznaniu i chyba też nie moze zapewnić jej stałego transportu. Przemyślę sprawę jeszcze raz.
Musiałem się na jakiś czas wycofać i polecieć w majonez, czyli zająć drobnymi, rodzinno-gospodarskimi sprawami, ale jak teraz widzę, o czym mowa, to się zacząłem zastanawiać, czy nie dałoby efektu ogłoszenie np. przez radio, czy w lokalnej gazecie, że poszukuje się człeka dobrej woli do transportowania, w takiej a takiej sprawie. Czasem zgłasza się więcej kandydatów, niż ktokolwiek przewidywał.
Polecieć w majonez … Ciekawe ujęcie 🙂
Rysiuuu! Przypomniał mi się Glühwein pity koło Staatsoper… to już stanowczo zbyt dawno było… 🙂
Czyżby to była delikatna sugestia, że grzańca powinienem podać? 🙂
Sugestia czy nie, podaj grzańca, Bobiczku, bo z zimna zębami szczękam. Nie mogę się rozgrzać po wieczornym spacerze i kolendowaniu po restauracjach. Swoją drogą dziś może i Dzień Zyczliwości, dla mnie raczej Dzień Kulinarnych Rozczarowań.
A mogę podać już w nowym wpisie? Bo ten strasznie komentarzami obciążony i boję się, że trzaśnie. 😉