Zanim strzeli
Czekamy, czekamy… Szampan w okresie lodowcowym (tzw. glacjał), kawior w Permie, bażanty na kredę… Jeszcze tylko podsumować trzeba. Kurczę, fatalny bilans. Wredny był ten rok – naurągał, naśmiecił, nabroił. Ale nic to, przecież od jutra wszystko się zmieni, wszystko będzie jaśniejsze i prostsze. Otworzą się bramy niebios, przybędzie na koncie, ubędzie w biodrach, a na Bugu we Włodawie zakwitnie tysiąc kwiatów.
Czekamy, czekamy… Już wkrótce zaczniemy odliczać. Strzelą korki, strzelą hamulce. Okaże się, że triumf nadziei nad doświadczeniem to nie tylko małżeństwo. Rzucimy się na szyje znajomym i nieznajomym, zaczniemy im wylewnie życzyć wszystkiego najnowszego w dobrym roku…
Znacie? Znamy. I właśnie dlatego, że znam i wiem, co będzie dalej, postanowiłem tym razem nie przesadzić. Moje życzenia ograniczą się do tego, żeby w nowym, 2010 roku wszystkich ominęło takie przebudzenie, jak jednego z moich kumpli.
Budzę się w roku dwutysięcznym z dychą,
patrząc, gdzie rajski zerwać mogę owoc
i widzę, słyszę, czuję… niech to licho!
Wszystko tak samo, bez zmian, jednakowo.
Tak samo głupi jestem jak przedwczoraj,
ta sama pchła mi krwawicę wysysa,
obok Sodomy ta sama Gomora
i – prawdę mówiąc – dziś też mi to zwisa.
Tak, cały grudzień czekałem zawzięcie,
że od pierwszego kobiety, kokosy,
że się na ostrym wyrobię zakręcie
i na łysinie wyrosną mi włosy,
że w telewizji coś rzekną do rzeczy,
że papież wreszcie pomyśli: tak trzeba
i się pozwoli od dziś zabezpieczyć
przed rozmnożeniem – nie ryb i nie chleba,
że prezydenta pokochać się uda,
bo przeanieli się w sposób gwałtowny
i że mi sama posprząta się buda.
Tak, w zbieg tych zdarzeń wierzyłem cudownych.
I już po pierwszym. I wszystko zamknięte,
goryczy żaden dziś klin nie osłodzi.
Że co? Że zmiany? Nothing, nada, niente.
Jak zwykle w Nowy Rok. Więc o co chodzi?
Stań na głowie i się przekonaj 😈
Bobiku, ja bym wlaczyla do tych wiekow i ten do trumny. 😉 Dlaczego niby nieboszczycy mieliby sie nudzic? W takiej przymusowej sytuacji szczegolnie sie przydaje jakas dobra lektura. 🙄 Nie dyskryminowac nieboszczykow! 😀
Vesper – kazde dziecko jest troche inne (obie moje tez uwielbiaja o planetach, wulkanach i wielorybach, a zwlaszcza Zosia, bo jej to praktycznie potrzebne do zgubnych w skutkach eksperymentow, np. nieudanych jak dotad prob stworzenia malego domowego wulkaniku). Moze Twoja corka chce sama wybrac od czego zacznie czytanie. Nie kazdy jest od razu andersenowo-lindgrenowaty. A jesli juz Lindgren, to moze kawalki niegrzecznej Fizi Ponczoszanki, albo cos w guscie angielskiej serii „Just William” (Matylda w tym wieku tworzyla wlasne, mrozace krew w zylach historie o niegrzecznych dziewczynkach, zabkach i biedronkach, ktorych zycie pelne bylo niefortunnych, ale fascynujacych przygod.) Niektorzy po prostu od razu lubia zaczynac zbuntowanie i undergroundowo, a dopiero pozniej nadrabiaja Anderseny. 😀
Moniko, może byś mi wobec tego poleciła listę lektur, które potencjalnie mogłyby zaiteresować czterolatkę kochającą wieloryby i inne morskie stwory, planety, wulkany, pojazdy i owady? Nota bene też Zosię 🙂
O wielorybie jest boski, surrealistyczny, a wiec w sam raz na 4-latke wiersz J.Preverta! Po polsku w przekladzie St. Balinskiego.
Córasek w wieku 10 lat wzięła się za „Moby Dicka”. Po latach przyznała, że nic nie rozumiała, ale doczytała, bo honor nie pozwalał jej nie skończyć 😆 Te wieloryby musi coś w sobie mają 😆
Przypomniał mi się jeszcze Okruszek, co nie ma paluszków u nóg, któremu straszliwy, zielony wieloryb skradł szalik 😀
Bo z wielorybami to jak z pszczołami, nigdy nie wiadomo …
Jeszcze był Jonasz w brzuchu wieloryba. 🙂
Po zastanowieniu przyznaję, że odebranie nieboszczykom prawa do czytania byłoby dyskryminujące. Zmieniam zdanie: niech sobie czytają do umarłego. 🙂
On second reading – moze niezupelnie.
Ale i tak zacytuje – bez polskich znakow:
-Na polow wieloryba, na polow wieloryba –
Wolal chrapliwie ojciec do syna Prospera,
Ktory lezal przy szafie i w podlodze szperal,
-Na polow wieloryba, na polow wieloryba,
A dlaczego, moj synu, dlaczego
Nie chcesz poplynac ze mna?
-A dlaczego, moj ojcze, mam plynac, dlaczego?
Wszak wieloryb nie zrobil mi nigdy nic zlego,
Plyn sam, choc niepewna pogoda,
Jesli ci sie tak podoba.
Ja wole zostac w domu i siedziec przed domem
Z moja matka i moim kuzynem Gastonem.
Wiec ojciec sam poplynal w uniesieniu chwackim
Na swym rozkolysanym okrecie rybackim…
Oto ojciec na morzu.
Oto syn przy kominie.
Oto wieloryb w gniewie,
I oto kuzyn Gaston siedzacy za stolem
Wywraca waze z rosolem.
Niedobre bylo morze.
Ale rosol byl dobry,
I oto na swym krzesle Prosper sie zamartwia:
-Na polow wieloryba, na polow wieloryba,
Czemuzem nie pojechal, jakiz ze mnie smialek?
A nuz mialbym lut szczescia, a nuz bym go schwytal
I uszczknalbym porzadny kawalek.
Lecz oto drzwi trzasnely, wiatr zahuczal w piecach
I ojciec sie zjawia zdyszany,
Dzwigajac wieloryba na plecach.
Rzuca na stol wieloryba, wieloryba o niebieskich oczach
Takie twory snia sie tylko po nocach,
I wola: -Nie mam sil dalej niesc,
Oporzadzcie mi to zwierze co predzej,
Jestem glodny, chce pic i chce jesc.
Lecz oto Prosper powstaje
I patrzy w bialka, w same bialka oczu,
Oczu ojca o takich przezroczach
Niebieskich, jak niebieskie oczy wieloryba,
Wieloryba o niebieskich oczach:
-A dlaczegoz mam krajac to zwierze, dlaczego?
Wszak wieloryb nie zrobil mi nigdy nic zlego,
Ja palcow w tym maczac nie moge.
To mowiac rzuca noz na podloge,
Lecz wieloryb sie porwal i noz chwyta w piesci
I wbija go w piers ojca i szarpie na czesci.
-Ach, ach – mowi kuzyn Gaston –
To wszystko przypomina mi mlodosci chwile,
Gdy lowilem w ogrodzie motyle.
I oto
Oto Prosper nekrolog ojcowski uklada,
Oto matka po mezu zalobe naklada,
A wieloryb nad nimi pochyla sie nisko
Poplakujac, ze rozbil domowe ognisko.
Nagle ocknal sie z zalu, uderzyl holupca:
– Czemu, czemu zabilem nieszczesnego glupca,
Teraz gonic mnie beda zandarmi, gotowi
Cala moja rodzine przez zemste wylowic!
I wybuchajac smiechem, co krew scina w zylach,
Sunie do drzwi, a po drodze do wdowy
Odzywa sie tymi slowy:
-Prosze pani, jesli by sie o mnie
Dopytywal ktos nadto ciekawie,
Niech mu pani odpowie laskawie
Z mina przyjazna i rzewna:
Prosze usiasc
I prosze poczekac,
Wieloryba nie ma w domu wlasnie,
Ale za jaies lat pietnascie
Wroci na pewno….
😈
Och, nie znałem tego Preverta, a jest genialny.
Dzięki, Mordko! 😀
Rzeczywiscie, Prevert genialny, i w sam raz dla Zos. 😀
Pozdrowienia dla Twojej Zosi, Vesper. 🙂 To juz trzecia Zosia na blogu (bo jest juz calkiem duza Zosia Zony Sasiada, co to juz po swiecie sama jezdzi). 🙂 Na razie z tego, co po polsku, to rzeczywiscie tylko juz wyzej wymienione. Po angielsku jest troche wiecej, ale tez nie az tak wiele, i roznej jakosci. Musialabym sprawdzic, czy cos z tego bylo tlumaczone.
Bobiku, dziekuje za wlaczenie nieboszczykow do grona czytelnikow Bobika, bo dzisiaj chyba i ja juz do tej grupy sie zaliczam (ale nieboszczykow pogodnych, i poddajacych sie reanimacji przy pomocy herbaty). 🙂
hm, coś ten ciąg ciekawie się układa: liter… literatura… literaturosfera… litosfera…
vesper, bez obaw, czytelnicy z czasem dziecinnieją, od „Polityki” przeszliśmy przez długie wiersze i fragmenty Puchatka, by dojść do jakichś Disneyowskich kolorowych skrótowców. Tak to jest, jak na chwilę odpuścić w doborze lektur.
btw, Justyna Sobolewska z prowadzi Politykowy blog o dziecięcym czytaniu
http://sobolewska.blog.polityka.pl/
aaaa, bym zapomniał, jest cieplej, ale mało fajnie
vesper – Pan Maluśkiewicz i jego wyprawa do wieloryba:
Czy widział pan wieloryba? No chyba!
🙂
Dzień dobry całej litosferze. 🙂
Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić szczęśliwie przypomnianego tu Pana Maluśkiewicza. 🙂
A teraz śniadanie. I wbrew pozorom nie będą to bułeczki z tranem. 😉
Tak, tak, juz po kawie i croi.
Jest snieg i wszystko za oknem wyglada naprawde ladnie, nawet stacja beznyznowa Shella naprzeciwko nabrala jakiejs takiej szlachetnosci.
Pod oknem na sniegu duzo odciskow lisich lap. Dostana chlopaki resztki dzikiej kaczki. Ciekawe czy jedza czerstwe croissanty?
To londyńskie lisy są tak łase na Ibsena?
Nie wiem, czy takim koneserom wypada serwować czerstwe croissanty. 🙄
Dziękuję za sugestie. Pan Maluśkiewicz jest oczywiście bohaterem, Zosia zna na pamięć i recytuje z odpowiednią modulacją głosu. Wieloryb mówi pięknym, dziewczyńskim czteroletnim basem, a pan Maluśkiewicz niemożebnie piszczy. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dziś w programie czytelniczym historia misjii Voyagera. Czego to się nie robi z miłości do dzieci 🙂
vesper, ale stroju kosmonautki póki co nie musisz zakładać? 😉
Kosmonautki nie. Już raczej płetwonurka 😉
zobaczyć i umrzeć ;]
Tak. Ze śmiechu. Ale to jeszcze nic. Płetwonurek się nie umywa dla planety Saturn, ale szczegółów sobie i czytającym oszczędzę 😆
wystarczy link do zdjęć…
A potem harakiri ze wstydu
szkoda by było, możesz przeczekać na pięterku w barze
XI. Nie linkuj.
A jeśli linkujesz, to sie potem nie dziw.
To ja raczej nie będę linkowac zdjęć, zajmować niepotrzebnie pięterka w barze. Może pięterko się przydać komuś w bardziej naglącej potrzebie.