Zanim strzeli
Czekamy, czekamy… Szampan w okresie lodowcowym (tzw. glacjał), kawior w Permie, bażanty na kredę… Jeszcze tylko podsumować trzeba. Kurczę, fatalny bilans. Wredny był ten rok – naurągał, naśmiecił, nabroił. Ale nic to, przecież od jutra wszystko się zmieni, wszystko będzie jaśniejsze i prostsze. Otworzą się bramy niebios, przybędzie na koncie, ubędzie w biodrach, a na Bugu we Włodawie zakwitnie tysiąc kwiatów.
Czekamy, czekamy… Już wkrótce zaczniemy odliczać. Strzelą korki, strzelą hamulce. Okaże się, że triumf nadziei nad doświadczeniem to nie tylko małżeństwo. Rzucimy się na szyje znajomym i nieznajomym, zaczniemy im wylewnie życzyć wszystkiego najnowszego w dobrym roku…
Znacie? Znamy. I właśnie dlatego, że znam i wiem, co będzie dalej, postanowiłem tym razem nie przesadzić. Moje życzenia ograniczą się do tego, żeby w nowym, 2010 roku wszystkich ominęło takie przebudzenie, jak jednego z moich kumpli.
Budzę się w roku dwutysięcznym z dychą,
patrząc, gdzie rajski zerwać mogę owoc
i widzę, słyszę, czuję… niech to licho!
Wszystko tak samo, bez zmian, jednakowo.
Tak samo głupi jestem jak przedwczoraj,
ta sama pchła mi krwawicę wysysa,
obok Sodomy ta sama Gomora
i – prawdę mówiąc – dziś też mi to zwisa.
Tak, cały grudzień czekałem zawzięcie,
że od pierwszego kobiety, kokosy,
że się na ostrym wyrobię zakręcie
i na łysinie wyrosną mi włosy,
że w telewizji coś rzekną do rzeczy,
że papież wreszcie pomyśli: tak trzeba
i się pozwoli od dziś zabezpieczyć
przed rozmnożeniem – nie ryb i nie chleba,
że prezydenta pokochać się uda,
bo przeanieli się w sposób gwałtowny
i że mi sama posprząta się buda.
Tak, w zbieg tych zdarzeń wierzyłem cudownych.
I już po pierwszym. I wszystko zamknięte,
goryczy żaden dziś klin nie osłodzi.
Że co? Że zmiany? Nothing, nada, niente.
Jak zwykle w Nowy Rok. Więc o co chodzi?
„O co ?
Po co?
Na co?
To noco
Tyle hałasu
To są tylko Imieniny
Kolegi
Czasu”
Andrzej Poniedzielski
Kolega Czas mógłby wziąć pod uwagę zdecydowaną niechęć psów do wszelkich wybuchopodobnych hałasów i obchodzić te imieniny trochę ciszej 👿
Moja Sąsiadka zawsze specjalnie wyjeżdża na Sylwestra i Nowy Rok w ciche miejsce w lesie, żeby swojej Suni oszczędzić stresu petardowego. Pojechały już dzisiaj po południu.
No proszę, są jeszcze na świecie ludzie dobrze rozumiejący, czyje interesy powinno się stawiać na pierwszym miejscu.
Moi też by może rozumieli, ale gdzie tu w Nordrhein-Westfalen znaleźć ciche miejsce w lesie? 🙄
Przyczolgalam sie do domu prawie na czterech z powodu skonania. Teraz czy ja zdaze do jutra odpoczac?
Chwala niebu u nas sie nie strzela w Nowy Rok, ani nawet specjalnie nie celebruje…
Kochani, jest pozno i jestem zmeczona bawieniem sie i bieganiem po miescie. Gdybym nie zdazyla jutro/dzisiaj wpasc do Bobika, zycze Wam wszystkim lepszego roku niz ten konczacy sie (choc niektorzy, taka np. Babcia-WandaTX i na ten uplywajacy nie pownni szczegolnie krecic nosem 😆 )
Sobie tez zycze lepszego, spokojniejszego o Bliskich i Przyjaciol roku.
Nade wszystko zas – gdybym jeszcze o tym tu nie wspomniala – jestem Wam wszystkim bardzo, bardzo wdzieczna za obecnosc, 😆
za to, ze Wasze Towarzystwo jest dla mnie ucieczka od wrednego i okrutnego realu, 😆
za to ze czuje sie tu beztrosko i bezpiecznie, 😆
za rozblyski szampanskiego poczucia humoru, ktorego czesto zazdroszcze, zwlaszcza chlopakom, ktorzy sa tak cudni, kiedy zaczynaja mowic mowa wiazana 😆
za refleksje, ktorymi sie tu dzielimy, kiedy cos nas wkurza lub zmusza do zastanowienia, 😆
za ogolna atmosfere wzajemnej zyczliwosci i otwartosci, ktora tworzycie i pielegnujecie. 😆
Jest tu nam z Kotem M tak dobrze. Wiec dziekujemy. 😆 😆 😆
bialo,bialo,bialo
ulice puste
brykam wiec
pierzyne zabieram z soba,bedzie potrzebna
brykam 🙂
dziś, dla odmiany, sobie pogwizdam porannie: sisisiusisisisssassissuuuu
Więc chodzi o to, już wyjaśnić pora
Że zmian jest dużo tyle, że wbrew woli ..
Bo choćby głowa – nie bolała wczoraj
A dziś o mało jej nie rozp….. ,oj boli.
foma,
czy to jest aby na pewno gwizdanie? 🙄
u mnie draństwo strzela wieczorami już od paru dni.
ale przyszedł mi do głowy pomysł na biznes – można by założyć firmę produkująca „noworoczne wytłumiacze dla piesów”, takie nauszniki (dla mniej zamożnych) i dźwiękoszczelne budy (dla bogatszych). Powinno chyba dać się na tym zarobić, nie?
Hoko,
gwizdanie było, ale tego co zabrzmiało nie da się zapisać, dziesiątki razy wsłuchiwałem się, próbowałem powtórzyć, ale nie idzie, wyszło beznadziejne świstanie, a nie pełny głębi, melodyjny poranny gwizd
Dzień dobry 🙂
Heleno, my Cię też. 😆
I też Ci życzymy lepszego roku. 🙂
A dlaczego foma gwiżdże podczas siusiania? 😯 To przy goleniu się podobno robi. 😉
gwiżdżę na takie przyziemne uwagi, ot co, fsiufsiufiuu
Hoko, budy dźwiękoszczelne – tak. Ale nauszniki odpadają. Jak ja takie nauszniki założę, to skąd mam wiedzieć, kiedy na kolację mnie będą wołać?
Foma, takie uwagi przyziemne są, jak ktoś gwiżdże na leżąco. Ale jak w pozycji pionowej, to wtedy uwagi nadziemne są. 🙂
gwizdu, gwizdu, leci… na wszystkie strony 😉
„że mi sama posprząta się buda”
To akurat jest juz mozliwe, Bobicku, bo my z kotem mojej gaździny wyryktowali takie pikne urządzenie, co to samo syćko sprząto. Scegóły wkrótce.
A póki co – syćkiego najlePSIEGO w Nowym Rocku!!! 😀
Owcarku, mam nadzieję, że psy będą mogły nabywać to urządzenie z duuuużym rabatem. 😀
Dziękuję i najlepsiego też Ci życzę, bez względu na stan budy. W końcu w nieposprzątanej też można mieć całkiem przyjemne momenty. 🙂
Już wiem! Już wiem! Foma chciał nas w aluzyjny sposób zachęcić do optymistycznego popatrzenia na życie! 😆
http://www.youtube.com/watch?v=WlBiLNN1NhQ
gratulujemy zorientowania w tym co chciał foma w aluzyjny sposób powiedzieć
oto czerwona wstążka czempiona i zielona butelka oberczempiona
Widzę, że mam szansę zostać wybitnym fomologiem. 😀
Tytuł mojego pierwszego dzieła z zakresu fomologii dostosowanej będzie brzmiał „Co chciał foma przez to powiedzieć i dlaczego nie powiedział. Studium z natury.”.
Jeżeli jest pilne zapotrzebowanie na kolejne tytuły, proszę o zgłaszanie się do końca bieżącego roku.
A może kolega zamiast liczyć że samo się zmieni, postanowi sobie zmienić siebie? To może zadziałać…
A można poprosić o takie budy dla kotów? Woody jako klasyczny neurotyk boi się fajerwerków i znowu trzeba będzie go przez cały Nowy Rok wyciągać spod łóżka,,,
😆 😆 😆 😆 😆
Budy dla kotów?? A pierzyną takiego przykryć nie wystarczy? 🙂
Bobiku, na kolację będą wołać na migi 😀
Witaj, Alienor! Jak miło Cię tu widzieć. 🙂
Poczęstowałbym Cię czymś, tylko akurat pasztetówka mi wyszła, a w kościach połamało. Ale może z braku prawdziwych przysmaków skusisz się na jakieś ciasteczko, albo kawałek czekolady? 😉
Woody może się dziś schować pod to samo łóżko, pod którym ja będę siedział z Mordechajem i Sokratesem. W co on chętniej grywa – w brydża czy w pokera?
Hoko, ja bym wolał, żeby na kolację wołali w mig. Na przykład tuż po obiedzie. 😉
Do PSIEGO Roku, Bobiku!Precz z hukiem!! 🙂
Dziękuję, Koniu i życzę owsa wyłącznie najwyższej jakości. 🙂
I popieram, oczywiście, wzniesione hasło. 😉
No, nareszcie wiadomo, o jakim mężczyźnie marzą polskie kobiety!
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1501563,1,kogo-pragna-polki.read
Jeżeli polskie suczki mają takie same priorytety, to natychmiast przestaję czytać książki, czy – co gorsza – pisać jakieś wierszyki, kupuję sobie złoty łańcuch na szyję i idę trenować na siłowni. Brunetem na szczęście jestem z natury. 🙄
Gospodarzowi i Jego Gościom:
o°
°o o°
__o°__
\HappY/
.(New )
.\Year/
. .\__/
.__||__
>2010< , Teresa
O, dziękujemy, Tereso – teraz już jest gwarancja, że szampana dziś nie zabraknie. 🙂
Właśnie, właśnie – czy Wasze glacjały już w lodówkach? Nikt nie zapomniał włożyć? Bo nie ma chyba gorszej zbrodni przeciwko naturze, niż ciepły glacjał. 🙄
Moi kochani,
szybciutkie zyczenia noworoczne dla Gospodarza i calego koszyczka. Jeszcze z Tina na spacer ( ach ta Tina, to dopiero numer)
http://picasaweb.google.pl/krysiaszklarska/Tina2009?authkey=Gv1sRgCLil_vSx-7Gy5AE#slideshow/5421402621676906018
i juz mozna dmuchac baloniki. Szampan musi poczekac na inna okazje, a jakze jest, czeka. Ale nie dzis.
Dziękuję w imieniu blogu i swoim, Wando. 🙂
Myślisz, że Tinie będę się podobał ze złotym łańcuchem? 😉
Bobiku, do złotego łańcucha koniecznie dres!
http://www.hunde-versandhaus.de/shop_id1_prod4315/jogginganzug_vip_dog.html
Cholera, o dresie zapomniałem!
Dziś już wszystko zamknięte, gdzie ja teraz dres kupię? 😯
i bez zlotego lancucha, tez! 🙂
Ty Tina, ach, ty Tina,
tyś cudna psia dziewczyna,
na szczęście nie blondyna,
zupełnie tak jak ja.
Za takich uszów parę
się dam wymazać smarem,
lub kupię dres na miarę,
to cała piosnka ma! 😀
Zaraz zaniose siostrze 🙂
Bobikowo uprasza sięo przyjęcie serdecznych życzeń szczęśliwego Nowego Roku!
Niech się wszystkie smutki i złe wydarzenia zresetują i zamienią w swoje przeciwieństwo.
Trzymaj się Drużyno! 🙂
Dobrego roku wszystkim: futrzastym, pierzastym i gołym 😀
Dziękuję Bobikowi za Bobika, a Koszyczkowi za Koszyczek 😀
Bobiku i kochani Wszyscy – szczesliwego Nowego Roku! I niech troche radosnych babelkow pozostanie w glowach na reszte roku, zeby moc sie nadal lekko unosic nad miejscami ciezkawa i nudna rzeczywistoscia. 😀
Wando, podejrzewam Tine o to, ze jest krewna lub kuzynka psa mojej przyjaciolki z Ochoty, bo wyglada zupelnie jak jej blizniak. On tez byl niezly numer (czy po szczeniectwie Tiny tez trzeba bylo wymieniac tapety i parkiet w przedpokoju?). 🙂
dobrego nowego 2010
http://farm5.static.flickr.com/4020/4230033133_ef5f42c67c_o.jpg
😀 😀 😀
Miły Bobiku i cały Koszyku 😀
Właśnie wróciłam z kraju, gdzie chyba feminizm już rządzi, bo zamiast psychologii jest PSICOLOGIA. Życzę więc nam wszystkim, abyśmy nie szli tą drogą! Psice psicami, a psom też się należy! I ludziom! A co.
O Kotach oczywiście nie mówiąc, bo to oczywista oczywistość 😉
Dziękuję za życzenia wszystkim w imieniu wszystkich 🙂 już bez wyszczególniania, bo obawiam się, że kaczka mi się przypali.
Muszle św. Jakuba już zjedzone (ojjj, jakie to doooobre!) i pierwsze bąbelki szumią w głowie.
Wesołej zabawy! 🙂
I nie myślcie sobie – ja tu jeszcze wrócę! 😎
Zaraz bede w domku, Szachista (czyli slubny) chory. Ja wypozyczylam sobie 5 francuskich dramatow do obejrzenia dzisiego wieczoru i nocy. Babelki sie juz chlodza, Bobiku.
Z mezem i synem czcilismy Nowy Rok juz wczoraj. Na kolacje podano nam kolosalne sznycle, z ziemniakami puree i zasmazana czerwona kapusta. Bylo to niewypowiedzianie pyszne!. Nasza mala lokalna restauracja Two Goblets (moja okolica ma stare niemiecko-sznyclowe tradycje) dostarczyla nam wieksza przyjemnosc niz wysmazony blob, ktory podano nam w cesarstwie sznycla Salzburgu w ubieglym roku. Go figure!
Wszystkim dobrej noworocznej zabawy i pomyslnosci w 2010-tym! I pysznych sznycli, jesli sie wam uda!
Szczęśliwego Nowego Roku 2010,
wielu tęczowych dni, zdrowia i szczęścia
życzy
KoJaK Moguncjusz
I kolejnej grupie życzących – dziękuję i nawzajem. 🙂
Kaczka skonsumowana. Gdzieś na horyzoncie majaczy torcik migdałowy, ale powoli, powoli… podchorąży jeszcze zdąży. 😉
Zaczynam się przygotowywać do pewnego wyznania. Ale… no, może jeszcze herbata, a potem…
A jaka herbatka, Bobiku? Bo ja, dzięki córaskowi, odkryłam zieloną 🙂 Pyszota 😀
Zielona jest pewną oczywistością. 😉 Ale moją starą, nieprzemijającą namiętnością, stosowaną we wszystkich momentach uroczystych i nie tylko, jest jednak Earl Grey.
Niech tam sobie niektórzy mówią, że damska herbatka. Co mi tam. Miłość mi wszystko wybaczy. 😀
Oczywistość 🙄 oczywistość 🙄 Jak dla kogo. Ja długo dojrzewam 😉
Nie damska, a tylko hrabiowska, popoludniowa, Bobiku… Masz podejrzane klasowo ciagotki po prostu. 😆
Jak się tak dobrze zastanowić, to w ogóle jestem podejrzany. Ale jak się jeszcze lepiej zastanowić, to nie jestem jedyny. Po nickach sypał nie będę, ale toast wzniosę – nasze podejrzane! 🙂
U mnie jeszcze nie ma piatej wiec na toasty jeszcze za wczesnie. Musze sie z toastami rozlozyc w czasie i przestrzeni, zeby dociagnac do polnocy. Ale chetnie przyslucham sie waszym toastom i zyczeniom.
Moze wlasnie herbatke sobie zrobie? Ja lubie taka ciemnoczerwona aromatyczna.
Lepiej byc podejrzanym niz podejrzliwym. 😆 Nasze podejrzane (niewazne czy szampanem, szamponem czy herbata). 😀
Bąbelek, ach, bąbelek,
na razie go niewiele,
lecz wkrótce, przyjaciele,
od groma będzie go!
I każdy podejrzany
zabije w w tarabany,
to zaraz już – o rany!
Rok nowy, że ho-ho! 🙂
Kochani,
Pozwolę sobie pójść na całość i życzyć Wam i sobie by ten Nowy Rok, by po prostu dobry!
U nas bąbelki poczekają do jutra na Noworoczny obiad, kaczka
juz upieczona też czeka na jutrzejszą celebrację
Dziś zjedliśmy flaki ( Sąsiad) i bigos (ja) z pewna ilością niezłego Bordeaux, pół szklani wlałam do bigosu i chyba pierwszy raz w zyciu wlewałam wino z apelacją do garnka z kapustą. Ale to przecież noworoczna kapusta!
Powtórzę jeszcze za Heleną, dobrze że na świecie, przecież nie tylko wirtualnym, jest Bobik i jego drużyna!
A teraz rozkładamy sylwestrowego scrabbla!
Do zobaczenia w Nowym Roku!
Szczeniaczkowi w śmiesznych kudełkah i wszystkim Gościom Jego, personelowi kotów, kanarków i innych stworzeń rodzinnych, najlepsze życzenia Do Siego Roku zasyła nieco podwiędnięta Pyra poznańska z JE Jamnikiem
Do Siego zono, dobrego roku.
Zaczynam moj prywatny festival filmowy od „Kraska v nesnazich”. film czeski (moje ulubione kino, zaraz po francuskim).
Bobiku, czy juz jestes gotowy do wyznan?
Żono Sąsiada, Jaruto z Jamnikiem, cała Reszto – szable… tfu, szklanice w dłoń i oczekujmy, oczekujmy…
Bo tak naprawdę… No, wyznam..
Tak naprawdę, rzecz jasna, mam nadzieję, że moim wpisem odpukałem w niemalowane, splunąłem trzy razy przez lewe ramię i w ogóle na wszelkie dostępne sposoby uchroniłem przed zapeszeniem. Tak naprawdę wcale nie jestem ani tak ostrożny, ani tak pesymistyczny, jak by się mogło wydawać.
Chyba wiecie, że – tak naprawdę – w głębi mego przesądnego ducha, życzę Wam (i sobie) roku naj-naj-najlepszego z możliwych. 😆
I nawzajem Tobie i Wszystkim, Bobiku. 😆 Ja na razie moja ulubiona mieszanka sniadaniowo-piknikowa na radosne okazje (babelki ze swiezym sokiem pomaranczowym, skoro juz tu sobie wyznajemy). 😀
No, bym zapomniał o soku pomarańczowym, który tak normalnie nie należy do moich priorytetów. Już serwuję.
Bąbelki stale obecne, tak czy owak 🙂
Bobiczku, maleńka poprawka 😉 Naj-naj-najlepszych lat 😆 Rok, to za mało 😆
Bąbelkom mówimy TAK ❗
No to naj-naj-naj-naj-naj-naj-naj-naj…….
Iiiiiiiii…………
Bbbbbbbb………….um! 😆 😆 😆
Ja po prostu powiem tyle:
Wszystkim – buzi! 😀
Jeju 😳 😀
A ozorka to niby nie? 😆
Ja w każdym razie – ozorka! 😆
No to jeszcze drapu drapu, smyru smyru 😀
A nie mówiłem, że wszyscy zwariują? 😆
No to ja też- hau, hau, hau, na wszystkom gotowy,
nawet na teraz nadchodzący
torcik migdałowy,
o! 😀
Torcik wykończył Bobika 😯 Dobranoc 🙂
Torcik od Bobika lepszy? 😯
Chyba ktoś coś tu…
Nooo, … najlepszego! 🙂
Na podstawie wszystkich dotąd przeprowadzonych tajnych badań stwierdzam autorytatywnie, że w Sylwestra dość trudno się nie weselić, nawet jak się bardzo próbuje. 😉
szampanska noc 🙂
halasowane bylo,godzinami……. (Bobiku 😳 )
teraz pora isc spac 😯
zapowiada sie brykajacy,fikajacy rok 😆
Wszystkiego nowego w dobrym… wróć! Wszystkiego rocznego… wróć!
Wszystkiego dobrego w nowym roku. O, jakoś tak…
Ale piękna zima! w ten pierwszy dzień nowego roku. A fajerwerki super, też mi się podobały. No i jakoś tak przyjaźniej się do siebie ludzie (nieliczni spotkani 🙂 ) odnoszą. 🙂
Dzień dobry 🙂
I niech rok też będzie dobry. 🙂
Witam, witam, Bobiku. Czytam bloga już od jakiegoś czasu 🙂
Woody okazuje się odporny na fajerwerki, za to Kosteczka mniej. Ona chyba raczej w pokera by pograła… 🙄
No i wszystkiego Naj w Nowym Roku, dużo dobrej kiełbasy i miękkiego legowiska 🙂
wyspani ?
Eee tam, wyspani. Jak można dziś kogokolwiek o to podejrzewać?
Pokerek się trochę przeciągnął… 😉
wlasnie wrocilem z balkonu
popodnosilem garnkow pokrywki,otrzepalem zeszloroczny snieg,i
odkrylem……bigos przemarzniety
chyba jestem glodny 🙄
jaki pokerek? na kosci i pasztetowke? 😉
Troche spoznione, ale serdeczne zyczenia Nowego Roku dla wszystkich Blogowiczow.
Poczatek Nowego Roku wszedzie jak zwykle wyciszony, nie tylko przez snieg (u nas jak najbardziej dostepny, w duzych ilosciach). Dla dotkliwie cierpiacych na Syndrom Posylwestrowy – natknelam sie na pozyteczna liste ksiazek, na temat, jak sobie z nim radzic (niektore niestety dostepne dopiero we wrzesniu). 🙄
http://www.huffingtonpost.com/2010/01/01/hangover-cures-best-books_n_407623.html?slidenumber=BQLmK277jxA%3D&&&&&&&&
PA, dziękujemy i życzymy nawzajem. 🙂
Pokerek był z kotami, więc na pasztetówkę i bażanty. 😉
Gra nie była tak całkiem fair, bo kotom wiele łatwiej utrzymać kamienny ogon pokerzysty. 🙄
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Bobiczku, czy Ty należysz do tych psów, które gwiżdżą sobie na fajerwerki, czy raczej tych, które by się najchętniej schowały pod podłogę, kiedy hukają?
Kolejne podziękowania i życzenia nawzajem. 🙂
Ja z tymi fajerwerkami to mam jakoś tak pomiędzy. Nie wpadam w aż taką dziką panikę, jak mój poprzednik Puszkin, ale żebym tak całkiem sobie gwizdał, to nie powiem. Nie lubię tego strzelania i denerwuję się przy nim, ale jak mam w pobliżu Moich, to łaskawie pozwalam im się uspokoić.
Wiktuały są podczas uspokajania bardzo pomocne. 😉
Tak tylko napomknę, że lepsze wino niż pseudo-szampan…
Zgadzam się. Erzace drożdżują i mają nachalne bąbelki 🙂
I jak sączyć takie cóś przez całą noc? Się nie da, nie wypić – też nie da, ergo, mieszanie w najgorszym gatunku
Lepiej nie mieszać, szczególnie w najgorszych gatunkach. Bo jak się coś omsknie, to genetyczna katastrofa gotowa 😯
Bąbelki są potrzebne. Służą do odróżniania Sylwestra od innych dni. 😉
myślałem, że Sylwester to imię męskie…
No, na damskie nie wygląda… 😉
Jest damska wersja: Sylwia…
Dam na jednego Sylwestra potrzeba aż dwóch: Sylwia i Ester. 😉
drugi dzien nowego 🙂
bialo.zimno.cicho
tylko psy wyprowadzaja wlascicieli inni spia
nowy dzien do brykania 😀
Dzień dobry 🙂 Nawet u mnie trochę białego. Trzeba będzie się ruszyć i kogoś wyprowadzić. 😉
Mogę się Wam na ucho przyznać, że trochę mam już dość tego świętowania. 😉 Wcale się nie zmartwię, jak przyjdzie poniedziałek.
a to białe wytrawne czy pół? 🙄
Do niemieckojęzycznej społeczności koszyczka z prośbą o pomoc:
Co to za książka?
http://picasaweb.google.pl/krysiaszklarska/NiemieckaKsiazka?authkey=Gv1sRgCP-3p8G0vKeaHg#slideshow/5422117362537759986
Witam wszystkich w Nowym Roku.
Wyszly nam warzywa i owoce wiec zaraz na targ. Sniezno i chyba zimno za oknem.
Dzień dobry króliku,
August Bebel był jednym z założycieli i wieloletni przywódca niemieckiej socjaldemokracji. Jego „najbardziej wpływowa” książka to: „Die Frau und der Sozialismus” (1883) (Kobieta i socjalizm). Tutaj troche o tej ksążce po angielsku:
The woman and the socialism (1883) with numerous new editions till the present. Only at his lifetimes appeared 52 issues. In it he demands the professional and political equal rights of the woman. Has trained Bebel numerous aspects from medicine, natural sciences, jurisprudence and the history. He connected his portrayal of the situation of the woman in the time course with the criticism of the existing social order. Only a socialist society brings the end of the women’s discrimination. Finally, outlined Bebel the socialist future state. After the abolition of the private property in means of production would be also put down numerous social evil, state organisations superfluously, and the religion would disappear.
Z Wikipedi (po polsku):
http://pl.wikipedia.org/wiki/August_Bebel
Książka o którą pytasz jest trzecim tomem jego autobiografii/wspomnień. Pieczątka „zaświadcza” iż dany egzemplarz ma coś wspólnego ze Związkiem Zawodowym w Hirschfelde 😉 (gdzieś w okolicy Zittau).
Oczywiście informacja była przeznaczona dla WandyTX (przepraszam), ale może królika też zainteresuje 😉 😉 😉
A ja wczoraj dopijałam pozostałości po Sylwestrze (czerwone wytrawne i półsłodkiego szampana) pogryzając serem i oglądając z Woodym filmy no i skończyło się tym że obudziłam się godzinę temu 🙄
A dziś w Jedynce „Wszystko gra”. Ale to jest film na wódkę, nie na wino.
Ja dziś popijam zwykłą kawę, bezalkoholową. Zagryzając bezalkoholowym croissantem. 🙂
I czytam książkę pewnej Amerykanki, która wyjechała do Kabulu w ramach misji NGO i założyła tam pierwszą szkołę fryzjerską dla kobiet i pierwszy salon piękności (fryzjerstwo i kosmetyka były przez talibów zabronione). Bardzo pouczająca lektura, choć chwilami włos się od niej jeży.
Najbardziej wstrząsnął mną opis odwiedzin w kobiecym więzieniu. Na pytania autorki do „przestępczyń” za co siedzą, co druga odpowiadała, że została zgwałcona. Bo za to idzie siedzieć nie gwałciciel, tylko ofiara. Niektóre kobiety siedziały też za to, że ośmieliły się uciec od brutalnych mężów.
I to było już za Karzaja, nie za talibów!
-1°
20cm sniegu………………………………… w berlinie!!!!!!!!!!!!
moje tereny zielone jak gorskie wczasowisko
sanki,biegowki,balwany……
zima jest piekna 🙂
U nas snieg pada z przerwami od wczoraj, i ma tak jeszcze do jutra. Przestalam juz liczyc centymetry… 😉 Co nie umniejsza piekna zimy, oczywiscie. 🙂
Bobiku, to co czytasz przypomina mi troche inicjatywe Sary Chayes, bylej reporterki NPR z Afganistanu, ktora zrezygnowala z pracy dziennikarskiej na rzecz konkretnej pomocy, wlasnie dla kobiet. Zalozyla firme produkujaca naturalne mydla z dostepnych tam skladnikow, dajac w ten sposob prace kobietom wlasnie, i farmerom dotad glownie uprawiajacym glownie opium, jako glowny produkt na eksport. Obok wspomnianego przez Wande pare dni temu Grega Mortensona (Wando, jego ksiazka o trzech filizankach herbaty ma rowniez swietna wersje dla dzieci w wieku szkolnym), to jedno ze swiatelek na nadchodzacy rok – a w Afganistanie te swiatelka sa szczegolnie potrzebne. Tytul najnowszej ksiazki Grega Mortensona mowi wlasciwie wszystko: „Stones into Schools: Promoting Peace with Books, Not Bombs, in Afghanistan and Pakistan”…
Tu artykul sprzed dwoch lat o tej mydlanej inicjatywie, i o tym jak pomocni sa zwykli ludzie i w Afganistanie, i w Stanach, oraz jak malo pomocne sa organizacje rzadowe, ktore z zalozenia maja pomagac. Sarah Chayes mowi tak jak jest, nie przejmujac sie zanadto, jak to zostanie przyjete – wiem, bo bylam na paru spotkaniach z nia (ma powiazania osobiste z Massachusetts i od czasu do czasu pojawia sie juz konkretnie w Concord, gdzie opowiada o swoich kolejnych przygodach z pomoca dla Afganistanu).
http://www.theatlantic.com/doc/200712/afghans
Tak Moguncjuszu, sprawa emancypacji kobiet mnie rowniez interesuje.
Tak naprawde to swiat zachodni od niedawna przyniosl emancypacje kobietom. Zwykle motorem zmian byla dzialalnosc spoleczna i sady. Jeszcze nie tak dawno kobiety w Szwajcarii nie mogly glosowac… Niestety, patrzac na Afganistan trzeba bedzie prawa kobiet wyrwac sila…
I w Polsce taki porzadek mial wciaz zwolennikow. Pamietam takiego Korwina-Mikke… Brr…. Ciekawe czy jego zona wciaz znosi potulnie jego gledzenie? My tutaj mielismy jakies 15 lat temu „Real Women” gloszace, ze podporzadkowanie mezczyznie jest zdrowe i pozadane. Sluch po nich zaginal.
Króliku, po Korwinie-Mikke słuch też już chyba zaginął (na szczęście 🙂 ), może go jeszcze gdzieś słychać ale tylko jako „rozśmieszacza”.
Przypadkowo zobaczyłem i posłuchałem go kiedyś na Monciaku, zgroza!
Kroliku, mysle, ze w Afganistanie tez trzeba bedzie te prawa wyrwac sila, ale to musi byc w duzej mierze jednak sila od wewnatrz, bo inaczej to sie jednak nie przyjmie (nawet armia amerykanska to zaczyna rozumiec, i ma ksiazke Mortensona jako obowiazkowa lekture, ale niestety polaczenie jego przeslania z sama obecnoscia obcych daje jednak nienajlepsze wyniki).
W Stanach Poludniowi Baptysci (Jimmy Carter wtedy ostatecznie sie z nimi rozstal, gdy kilkanascie lat temu jedna z ich konferencji oglosila podobne poglady, co „Real Women”), w Polsce Glemp, w Austrii kobiety ustepujace swoim mezom miejsca w tramwaju (sama widzialam, choc glownie na prowincji!), Berlusconi ze swoim kobiecym dworem – wszedzie ten proces w ogole jeszcze nie jest zakonczony… I zawsze zostaja szklane sufity.
Jak czytam Jane Austin to nie moge oprzec sie poczuciu, ze te romanse to bylo takie kupczenie mlodymi kobietami. Jak sie mialo szczescie to sie nie bylo wydanym za starego wuja. W Lalce Prusa tez jest taki narzeczony mlodej kobiety, staruszek. A w Godzinie Pasowej Rozy bohaterka (lub jej siostra) zostaje wydana za starego wujaszka.
Wygoogle’owalam Korwina-Mikke przed chwila, ma swoj blog!. Zerknelam na kilka ostatnich wpisow, wydaje sie, ze do konca zwariowal.
Austen byla zdecydowana realistka psychologiczna, wiec opisuje sprawy tak, jak sie wtedy przedstawialy. Malzenstwo bylo lepsza alternatywa dla wiekszosci osob z tej klasy spolecznej niz, gdy sie nie mialo perspektywy odziedziczenia duzych pieniedzy, (na ktore z kolei polowali lowcy posagow), zostanie guwernantka, ciotka-rezydentka, albo dama do towarzystwa u bogatszych kuzynek lub znajomych rodziny. Austen jednak stara sie pogodzic te ekonomiczna koniecznosc z malzenstwem jesli nie z milosci, to w kazdym razie jakos tam dobranym psychologicznie. No i ma angielskie poczucie humoru, takie under the radar screen, gdy opisuje te wszystkie delikatne negocjacje i typy psychologiczne. Prus moim zdaniem jest blizszy, takze chronologicznie, spojrzeniu Thackeray’a. Zreszta ciekawe, ze w polskim tlumaczeniu postac zaradnej i sprytnej, acz niesentymentalnej Becky Sharp jest pokazana bardziej negatywnie niz w angielskim oryginale, gdzie autor jest nia jednak zafascynowany na swoj sposob, choc przeciwstawia jej bardziej pasywna i sentymentalna bohaterke, Amelie Sedley.
Korwin-Mikke to przypadek do leczenia. Ale znam jedna osobe w Polsce, ktora nim sie zachwyca, i jest to kobieta – wiec do leczenia jest troche wiecej osob (i okazuje sie, ze jednak ktos to czyta!).
Zgadzam sie Moniko. Mozna przezyc cale i wartosciowe zycie w roznych warunkach.
Mam nadzieje, ze afganskie dziewczeta beda mogly sie uczyc, glosowac i decydowac o swoim losie, przynajmniej w jakims stopniu. Na wsparcie religii w tej sprawie nie ma co liczyc, tak jak kosciol nie byl wsprciem dla kobiet Zachodu w ich staraniach.
Ja też czasem czytam (albo przynajmniej czytałem), bo inaczej skąd bym miał wiedzieć, co myśleć o Korwinie-M.? 😉 Ale zwariować to on chyba zwariował już dawno. Ja w każdym razie niemal „od zawsze” miałem wrażenie, że to w jakimś sensie wariat.
Jak chodzi o pracowników NGO-s, to mnie nader często zdumiewa, jak autentyczna chęć pomocy wiąże się z niechęcią czy nieumiejętnością dowiedzenia się czegokolwiek o kraju, do którego się jedzie i o rzeczywistych potrzebach lub marzeniach jego mieszkańców. Ot, choćby w tej książce, którą dziś czytałem – autorka zgłasza się jako ochotniczka, zostaje przyjęta bez specjalnego wypytywania się kto ona zacz, po czym dopiero na miejscu okazuje się, że przygotowano miejsca pracy właściwie tylko dla personelu medycznego, a ona jako fryzjerka nie ma tam nic do roboty. Początkowo jako robotę zadaje się jej 3-godzinne modły za powodzenie misji! Ale na tym nie koniec – ponieważ kobita nudzi się jak nieszczęście, zaczyna się kumplować z miejscowymi pracownikami misji i okazuje się, że w całym Kabulu nie ma praktycznie żadnego zakładu fryzjerskiego i wszyscy – cudzoziemcy i miejscowi – są gotowi zapłacić fortunę za fachowe strzyżenie. Nikt wcześniej tego nie obadał, nikt na to nie wpadł. Nikt „na górze” nie pomyślał, że kursy fryzjerstwa czy krawiectwa mogłyby ludziom pomóc wiele bardziej niż kursy angielskiego.
Właściwie czytanie o tym strasznie mnie frustrowało, mimo że książka traktowała akurat o skutecznym wyrwaniu się z takiego myślowego schematu, że należy kobietom w Afganistanie dać to, czego życzy sobie znudzona gospodyni domowa z Michigan czy Bawarii.
Ja tez ciagle mam taka nadzieje dla afganskich dziewczat (i nie tylko dla nich), Kroliku.
Sniegu coraz wiecej. Chyba nas zasypie, bo ma tak tak padac do poniedzialku… Dobrze, ze w domu sa calkiem jadalne poswiateczne resztki.
O mądrym i niemądrym pomaganiu było też w ostatnim „Dużym Formacie”: http://wyborcza.pl/1,75480,7405003,Testowanie_biednych.html
Jakbys poczytal/posluchal Sary Chayes, Bobiku, to takich idiotycznych historii z nieprzygotowanymi organizacjami rzadowymi i NGO jest duzo wiecej. Ten sam problem zreszta zauwazaja w Afryce. Chyba najtrudniej zdecydowac czego naprawde najbardziej potrzeba w calym morzu potrzeb, i jak to osiagnac, tak zeby sie przyjelo (a przy okazji nie wykonczylo np. rodzimej produkcji).
A z tym Korwinem-Mikke to jest czytanie i czytanie, Bobiku. 😉 Mozna w celach diagnostycznych, i wtedy, oczywiscie, nie jest sie wariatem. A mozna tez z zapartym tchem, cytujac z entuzjastyczna aprobata zlote mysli K-M na temat zupelnego bezsensu siatki ubezpieczen spolecznych („biedni musza sie pogodzic, ze na niektore uleczalne choroby od dawna sie umieralo”), i o miejscu dla kobiet w kuchni i sypialni. Musze powiedziec, ze przypadkowe doswiadczenie spotkania kogos o takich pogladach zostalo mi na dlugo w pamieci… To prawie jak spotkac w rzeczywistosci Myszke Miki (zbieznosc imion przypadkowa). Zupelnie surrealne. 😉
Moja koleżanka była parę lat temu w Afganistanie, właśnie uczyć kobiety angielskiego. Napisała reportaż, który poleciłam do „Polityki”:
http://archiwum.polityka.pl/art/wkraju-niezachodzacego-slonca,364734.html
Wszystko niestety kiepsko się skończyło, któregoś z bohaterów zabito, a ona skłóciła się z facetem (w Polsce), który to załatwiał – nie będę się wypowiadać na jego temat. W każdym razie obraz, jaki się z tego reportażu wyłania, jest bardzo smutny, bo wygląda na to, że ta kraina już dawno jest spisana na straty…
zimno,ciemno-chyba niedziela 🙂
kazdy normalny spi inni czytaja 😕
brykam w dnia przyjemnosci
😀
Dzień dobry. 🙂 Wcięły mnie wczoraj wieczorem obowiązki towarzyskie, ale tu taki ciekawy temat był, że jeszcze na pewno do niego wrócę. Ale najpierw śniadanie, herbata, poprzeciągać się trochę, ptactwu poprzyglądać (bo na przyglądanie się brykającym rysiom pora już za późna) 😉
Wiecie, że to skrzydlate towarzystwo pod pewnymi względami całkiem ludzi przypomina? Dopóki śniegu nie ma i na co drugim krzaku jakaś knajpa funkcjonuje, ptacy lekceważą mnie ostentacyjnie i raptem 2-3 razy na dzień jakaś sikorka się pojawi. Ale jak trwoga, to do karmnika… 🙄
Przepraszam, że się wcisnę między wódkę a zakąskę.
Bardzo mnie irytują zwroty 'afgańskie kobiety’.
Banał, podniesiony do pomnikowej formy.
Nie ma czegoś takiego, jak Afganistan.
Mówię o rzeczywistości realnej, nie fikcji.
Przepraszam za emocje, ale często tak mam, kiedy szlachetni ludzie zaczynają użalać się na biedną częścią świata.
ziiiimno, nawet jak się ma rękawiczki i zabawkowy buldożer do śniegu
mt7, to chyba nie do końca tak. Afganistan istnieje na mapie politycznej świata i już choćby z tego powodu jest pewną realnością – ma realne granice, realny – bez względu na to jak niewydolny – rząd, zawierający realne sojusze i realne umowy, które mają realne konsekwencje dla całego realnego terytorium.
Oczywiście, że inaczej się żyje ludziom na prowincji, na terenach opanowanych przez talibów, niż ludziom w Kabulu oczywiście, że są różnice między Pusztun(k)ami a Hazar(k)ami, oczywiście, że w jednej afgańskiej rodzinie widzi się sprawy tak, a w innej inaczej. Ale – już tu parę razy była o tym mowa – nie bylibyśmy w ogóle w stanie rozmawiać, jeżeli nie używalibyśmy pewnych uogólnień (zdając sobie sprawę z tego, że są uogólnieniami) i nie odwoływali się do pewnego stopnia abstrakcji.
Oczywiście można sobie zawsze zadać pytanie, czy dane uogólnienie ma sens. I w przypadku Afganistanu, moim zdaniem, ma, Po pierwsze dlatego, że mimo wszystkich różnic na całym terytorium zwanym przez nas Afganistanem jest tak dużo rzeczy wspólnych, niezależnie od prowincji, przynależności plemiennej, stopnia wykształcenia, itp., itd., że pozwala to taką jednostkę myślową jak Afganistan wyodrębnić. Po drugie (i dla mnie bardzo ważne) dlatego, że wszyscy Afgańczycy, z którymi się zetknąłem, mają świadomość takiej odrębności.
Ostatnio interweniowałem w sprawie dwóch azylantów, Afgańczyka i Pakistańczyka, których Sozialamt upchnął we wspólnym pokoju, uważając, że to „praktycznie to samo”, więc się bez problemów dogadają. Ale się nie dogadują. I jeden przychodzi do mnie skarżąc się „my, Afgańczycy…”, a drugi zaczyna od „my, Pakistańczycy…”. Skoro dla nich jest to mentalna realność, to jak ja mogę uznać, że jednak nie jest?
Tak samo, kiedy rozmawiam z „afgańskimi kobietami”, jak najbardziej one same używają tego określenia. Chociaż na pewno nie przestają się przez to czuć Pusztunkami czy Uzbeczkami. Ale zdają sobie sprawę, że – choćby i nawet przez tę cholerną sytuację polityczną, ale i kulturową i inną – w jakiś sposób są skazane na wspólny los i wspólne cierpienie, właśnie w tych ramach, które się nazywają Afganistan.
A że żaden kraj nie jest monolitem i wszelkie uogólnienia są niebezpieczne, to oczywista oczywistość. 😉 Ale na świecie jest tyle szczegółów, że choćbyśmy pękli nie damy rady wziąć ich wszystkich pod uwagę, więc chcąc nie chcąc jesteśmy skazani na uogólnienia.
foma, bo na ziiiimę trzeba mieć po prostu futro. 😀
Bobiku,
nieszczęście polega na tym, że dobrzy ludzie, myśląc o szczęśliwości innych, myślą wg własnych kryteriów szczęścia i powierzchownych wyobrażeń o tych odległych pod każdym względem miejscach.
Nie oznacza to, że wiem więcej i pogardzam niewiedzą innych. Raczej mam poczucie złożoności świata tu gdzie mieszkam i wszystkie świetne recepty naprawiaczy świata, zwłaszcza te werbalne przyprawiają mnie o gęsią skórkę.
Protestowałam w poprzednim przeciwko używaniu określenia 'kobiety’, czy 'dziewczęta’ jako określenia pewnego bytu odmiennego od innych mieszkańców planety.
Kobiecość jest funkcją biologiczną i ciągłe jej wyciąganie, użalanie się, robi ze mnie wbrew mojej woli osobę wyjętą z ogółu. Niezaradną, ograniczoną istotę, o której prawa muszą walczyć bardziej rozgarnięte przedstawicielki.
Nie jestem upośledzona, nie potrzebuję specjalnej ochrony i nie chcę stygmatyzacji, a tak dla mnie brzmi termin 'kobiety’ używany w pewnych okolicznościach.
Jestem przeciwko parytetowi, bo nie chcę głupich osób w polityce tylko dlatego, że jest parytet. Jeżeli są mądre i chętne, to przebiją się same.
Myślę, że problem polega na tym, że w Polsce następuje do jakiegoś stopnia selekcja negatywna w tej sferze.
Moja uwaga o Afganistanie była tylko uwagą dodatkową.
Po przeczytaniu paru książek – reportaży i obejrzeniu filmu „Kandahar” taki mam ogląd tej części świata.
A byty polityczne, Bobiczku, również zmieniają nazwy i granice.
Wyrażam tu swoje poglądy i nie oczekuję jednomyślności. 🙂
Ach, oczywiście, że nikt nie oczekuje jednomyślności. Od tego jest dyskusja, żeby zdania były różne. 🙂
W związku z tym ja też wyrażam swoje odmienne zdanie. 😉 A właściwie kilka zdań, bo widzę tu kilka różnych spraw.
Jak chodzi o ogólne recepty naprawiaczy świata, to wczoraj właśnie był na blogu dość ogólnie wyrażany sceptycyzm wobec „jedynych słusznych sposobów” i przekonań różnych organizacji, że da się komuś pomóc według własnego wyobrażenia o szczęściu (i o świecie). Pod tym sceptycyzmem ja też się bardzo wyraźnie podpisałem.
Jak chodzi o kobiecość, to nie jest ona tylko funkcją biologiczną, ale i kulturową (a w związku z tym np. w wielu krajach i prawną). Na ten temat napisano już takie tony literatury, że nie będę uzasadniać. Zauważę tylko, że szczególnie w takich krajach jak Afganistan bycie kobietą powoduje bardzo określone konsekwencje życiowe, które czynią z przedstawicielek płci żeńskiej „niezaradne, ograniczone istoty”, bez względu na to, jakie są ich rzeczywiste możliwości intelektualne czy inne. Jeżeli dziewczynek nie wolno posyłać do szkoły, to nie nauczą się czytać i liczyć – nie dlatego, że są inywidualnie, jako jednstki głupie, czy że nie mają na to ochoty. Dlatego, że są kobietami. Już na tym jednym przykładzie widać, że nie chodzi tu o wprowadzanie stygmatyzacji, tylko wręcz przeciwnie – o jej zlikwidowanie.
Byty polityczne oczywiście się zmieniają, ale póki istnieją, ma to realne konsekwencje. A byty istniejące w głowach mają, jak wiadomo, wiele dłuższy żywot. Jeżeli byt pt. „Polska” czy „Afganistan” istnieje w ludzkich umysłach, to dla mnie on jest też realny i skłonny jestem go traktować poważnie.
O parytecie teraz nie będę zaczynać, bo to by była dłuższa historia, a chciałbym wyjść na spacer, póki jeszcze jest jasno. 🙂
Do mt7: terminy: kobiety i Afganistan nie sa zarezerwowane, zeby uzywac je wylacznie w twoim rozumieniu. Nawet jesli sa wynikiem przeczytania paru ksiazek i obejrzenia filmu „Kandahar”. Gratuluje samopoczucia z powodu wlasnych pogladow: niech sobie te Afganki radza same, „Jezeli sa madre i chetne to sie przebija same”.
Ciekawe, ze co budzi twoj protest i niechec to nie jest sama niesprawiedliwosc, a osoby okazujace wspolczucie i chec pomocy brutalnie traktowanym.
Kobiecość jest funkcją biologiczną i ciągłe jej wyciąganie, użalanie się, robi ze mnie wbrew mojej woli osobę wyjętą z ogółu.
Zgoda co do funkcji biologicznej, ale chyba nie ma sensu zaprzeczać, że fakt wyposażenia w dwa chromosomy X przypisał kobiety do określonych ról nie tylko biologicznych, ale i społecznych. Nawet w naszej rzeczywistości trochę się to jeszcze przekłada na możliwości życiowego spełnienia. W innych szerokościach i długościach geograficznych być kobietą czy być mężczyzną przekłada się na role społeczne w zdecydowanie bardziej dramatyczny sposób. Jasne, że w każdych warunkach trzeba sobie radzić, ale tak naprawdę trzeba by być wychowanym i doświadczyć funkcjonowania w określonych warunkach, żeby z całą mocą móc powiedzieć, że płeć to tylko funkcja biologiczna i nie determinuje ról społecznych. Osobiście uważam, że zaprzeczanie istnienia dyskryminacji na podstawie płci, ponieważ na przykład nie doświadczyło się osobiście aktów dyskryminacji, przyczynia się do utrwalania dyskryminujących wzrorców postaw. Bo problem polega, przynajmniej w społeczeństwach Zachodu, raczej na takim zdefiniowaniu warunków i ról, że pojedyncze, konkretne akty dyskryminacji nie są już potrzebne.
Przyjemnego spaceru, Bobiczku!
Dodam tylko, że to przecież oczywiste, że istnieją różne zakresy i role kobiet.
Ja piszę o tym, czym dla mnie jest termin 'kobieta’ i o używaniu go przez osoby z tzw. cywilizacji zachodniej.
Używasz agrumentów: oświata, prawa, w odniesieniu do świata, który marzy o tym, jak przeżyć ten dzień i jednocześnie jest dumny ze swojej tradycji i zwyczajów, gotowy ich bronić do upadłego.
Przynoszenie kaganka oświaty wg. własnego gustu nie przynosi tym społecznościom niczego dobrego.
Nie chcę tu toczyć dyskusji światopoglądowej, dałam się ponieść niepotrzebnym emocjom.
Szanuję poglądy przeciwne i cieszę się, że nie wszyscy myślą tak samo. 🙂
Hear, hear, Kroliku. Zdazylas napisac za nas obie, kiedy dawalam dzieciom niedzielne sniadanie. My tez mamy TERAZ te prawa, ktore mamy na Zachodzie, bo komus (glownie kobietom) sie chcialo protestowac, laczyc w grupy i przywiazywac do plotow. A pomaganie innym, nawet jesli czasem jest najezone bledami, nie moze byc powodem do wstydu. Mozna co najwyzej zastanawiac sie, jak skuteczniej to robic – zeby wiecej pomocy dotarlo do tych, ktorzy jej tak bardzo potrzebuja.
O roznicy miedzy gender (plci w znaczeniu spolecznym, i przywiazanych do niej rol i miejsca w hierarchii) oraz sex (kategorii wylacznie biologicznej) napisala juz vesper.
Wyjrzalam na zewnatrz z naszego igloo (po trzech dniach zasypaywania sniegiem juz tak troche wygladamy) – i dalej snieg… Chyba dobijemy do pol metra.
Dyskryminacja istnieje na wielu płaszczyznach i nigdy jej nie zaprzeczałam,
Przepraszam, ale muszę się oddalić.
Nie chciałam wywoływać dyskusji.
ciagle zimno,ale te 10-15 cm sniegu to przy Moniki „pol metra”
to „maly pikus” 🙄
zima w duzym miescie ma uroki przez kilka pierwszych godzin,
zaraz oczysci sie jezdnie,chodniki i tylko(i to dobrze tak!)
tereny zielone pozostaja pieknie zimowe
dzisiaj ponownie kto mial zabral sprzet i nasz park zaroil sie
bylo WSPANIALE !!!!!!
😀
dyskusje co i jak mozna lub powinno sie sa trudne
kiedys tam moj przyjaciel wtedy jeszcze student medycyny powiedzial,ze raptem 150 km od szczecina w berlinie zachodnim
medycyna jest na takim poziomie ze „jedna tabletka” leczy sie choroby u nas wciaz smiertelne.to bylo straszne miec te swiadomosc.my wiedzielismy,nas rozdzielaly sztuczne granice
ideologiczne,staralismy sie sami sobie pomoc.
jak natomiast pomoc ludzia ktorzy nie wiedza lub nie rozumieja ze moze byc inaczej i do tego lepiej.jak pomoc im nie odbierajac im ich godnosci i nie burzac im swiata ich identyfikacji.
od dzisiatkow lat staramy sie my „biali” w afryce bez znaczacych sukcesow.teraz dajemy plame w afganistanie,najpierw
wyslalismy wojsko do niesienia pokoju i bez przygotowania chcielismy cywilizowac mieszkajace tam narody,a teraz zamierzamy w obliczu wojny partyzanckiej tych ktorym pokazalismy te” lepsze” strony zycia pozostawic samych sobie i
wycofac nasze wojska,bo tak bedzie lepiej
nie pomagac i przygladac sie biedzie i zacofaniu-zle
pomagac myslac ze inni maja i rozumieja naszy hierarchie
wartosci-zle
pamietacie dylemat humanisty?
co powinien zrobic humanista widzac ze krokodyl pozera
ludozerce?
Doprawdy mt7? Piszac, ze mowie o „banalach” „podniesionych do pomnikowej formy” i o tym ze ty wiesz co to „rzeczywistosc realna, nie fikcja” oraz ze cie irytuje „kiedy szlachetni ludzie zaczynaja sie uzalac na biedna czescia swiata”, piszac takim jezykiem i w taki sposob nie spodziewalas sie dyskusji?
Masz racje, ja nie wiem co to jest „rzeczywistosc realna”. Wydaje mi sie, ze to jest po prostu maslo maslane. Nie polecam ci, zebys pomyslala o takich rzeczach jak litosc i wspolczucie, Widac nie pisza o tym w ksiazkach ktore czytasz.
Króliku, nie nerwujsja, w ogóle nie czytałam Twoich wypowiedzi.
Przeczytałam ze 3-4 inne.
Moja wypowiedź była zbitką emocji wywołanych stwierdzeniem 'dziewczęta afgańskie’ i luźno się wiązała z tematem, bo go nie śledziłam.
Info o parytecie dorzuciłam gratis, w związku z dyskusją w Polsce i nie odnosiłam tego do innych krajów.
Sorki za mało czytelne wypowiadanie się.
Jestem stare dziwadło i upraszam o wyrozumiałość dla starości.
Wywoływanie dyskusji na blogu nie wydaje mi się rzeczą zdrożną. W końcu z czego byśmy tu żyli, gdyby dyskusji nie było? 😉
Ale nie zacietrzewiajmy się przy tym, kochani. Argumenty wystarczą. 🙂
Zgadzam się z Rysiem i innymi, że ten kij pomocowy ma dwa końce. Ale dla wielu osób, zwłaszcza tych, które osobiście zetknęły się z różnymi ludzkimi tragediami, nicnierobienie nie jest żadną opcją – po prostu nie da się spokojnie siedzieć i w żaden sposób nie reagować. A jak się już reaguje, to warto się zastanowić, jak to robić w możliwie najskuteczniejszy sposób. I jak dotąd chyba najbardziej sprawdzają się metody małych kroków, lokalnych, nienadętych projektów, przypasowania inicjatyw pomocowych do konkretnych warunków, pytanie samych zainteresowanych, na czym im najbardziej zależy, zamiast narzucania swoich wizji, takie rzeczy.
Ale przyznam się, że i ta naukowa optymalizacja metod pomagania w artykule zlinkowanym przez Beatę wzbudziła we mnie pewien niepokój. M.in. z tego powodu, że zadaniem nauki jest wypracowywanie reguł, prawideł, ogólnych zasad, które pokazują swoje słabe punkty czy praktyczną niezastosowalność nieraz dopiero po długim czasie, ale zanim pokażą, ludzie są skłonni traktować te ustalenia jako absolutną prawdę. I widzę takie niebezpieczeństwo, że jak nauka zawyrokuje „ta i ta metoda się sprawdziła”, to metoda zostanie natychmiast podniesiona do rangi obowiązującej, choć w innych warunkach przestanie się sprawdzać. Ale co się po drodze szkód narobi, to się narobi.
Spacer był jak z zimowej bajki. 🙂 A cmentarz w śniegu przecudny, jak z 3 bajek. W spadzistej części, bez grobów, dzieci jeżdżą na sankach, piszcząc z radości, a dalej, między grobami, cisza i śnieg sypie się z gałęzi.
Godzina w innym, całkiem niezłym świecie. 🙂
I ja się z Tobą, Bobiku, zgadzam.
I z potrzebą pomocy też.
Tylko można przychodzić z pomocą na nieskończoną ilość sposobów.
W 1968 też poszliśmy z pomocą – to jest oczywiście głupi żart.
Lubię Was i fajnie, że jesteście.
Czasami tu zagląda z prawdziwą przyjemnością.
Wbrew pozorom, nawet w tak biednych i trudnych miejscach do zycia, jak na przyklad Afganistan, nie ma zupelnego monolitu – i tu jest prawdziwa szansa przy pomaganiu. Tu przywolam malo znana postac z historii Afganistanu, Khana Abdula Ghaffana Khana (muzulmanin-pacyfista, przyjaciel Ghandiego, i ogolnie – zwolennik unikania przemocy), do ktorego moga odnosic sie we WLASNEJ tradycji mieszkancy wspoczesnego Afganistanu (byl przeciwnikiem i okupacji kolonialnej, i tego, co obecnie soba przedstawia Taliban, stad pobyty w wiezieniu i za Brytyjczykow, i w Pakistanie – za poglady i powiazania z Indiami).
http://en.wikipedia.org/wiki/Khan_Abdul_Ghaffar_Khan
(Jest tlumaczenie na polski na tej stronie, ale niestety nie odzwierciedla tego, co naprawde ta postac soba reprezentowala, ograniczajac sie do krotkiej listy powiazan politycznych.)
Mysle, ze tym sie kieruje m.in. Greg Mortenson, starajac sie odwolywac do tego, co dobre w afganskiej tradycji, gdy wypija te tytulowe trzy filizanki herbaty z okoliczna starszyzna, i zaczyna budowac kolejna szkole dla dziewczat (ostatnio tez i dla chlopcow, zeby im dac alternatywe dla fundamentalistycznych religijnie szkol).
Kroliku, z ksiazek ktore na pewno sa Ci bliskie:
Can I see another’s woe,
And not be in sorrow too?
Can I see another’s grief,
And not seek for kind relief?
Can I see a falling tear,
And not feel my sorrow’s share?
Can a father see his child
Weep, nor be with sorrow filled?
(William Blake, „On Another’s Sorrow”)
Ulubiony wiersz moich dzieci – bo wspolczucie dla innych, jak stwierdzili psychologowie rozwojowi, pojawia sie juz u bardzo malych dzieci (18-miesieczne i dwuletnie dzieci maja naturalny odruch pocieszania placzacego dziecka). Potem to wspolczucie mozna rozwijac, przekladac na praktyczne sposoby, albo przygluszac, ale zaczynamy tak, jak to zauwazyl Blake…
Żyję i Żabię 🙁
Okie, dokie, zapalam fajke pokoju…
No wlasnie, Moniko, mialam tu Greg’a Mortensona przywolac, ale to zrobilas to tylko nie na temat zalaczam zimowa krowe w Ogrodzie Botanicznym:
http://picasaweb.google.pl/krysiaszklarska/WarszawaLazienki?authkey=Gv1sRgCKOh5re1lenXtgE#slideshow/5422541782174460770
Fajka pokoju i trzy filiżanki herbaty – to jest dokładnie to, czego potrzebowałem po tym zimowym spacerze. No, jeszcze miejsce na kanapie w jak największej bliskości Kozy. 🙂
Biedna Haneczka, te płazy napastują ją w sposób naprawdę nieprzyzwoity. Nie ma na to jakiegoś paragrafu? 🙄
Mam nadzieję, że Jotka dotrze bez przeszkód w pielesze. Kciuki dziś pracowicie trzymałem….
Piekny wiersz Moniko.
Dodam tylko, ze to, ze cos jest bardzo trudne nie znaczy, ze nalezy nic nie robic w tej sprawie. To byl dylemat mojego Ojca po wojnie: czy gonic Nazistow z Czerwonymi czy tez isc do lasu i walczyc z Czerwonymi.
Strasznie śmiszna krowa. 😆
biedna glodna krowa,tej to nawet bluszcz smakuje 😎
Ona jest skrzyżowaniem krowy z bożą krówką. Miczurin by się nie powstydził… 😀
Wiecie co, gdyby proste było życie i proste wszystkie wybory, to może nie mielibyśmy o czym gadać? 😉
Ale dla mnie robi to dużą różnicę, czy ktoś podejmuje jakąś, choćby najbardziej jednoznaczną decyzję zdając sobie sprawę z kompleksowości świata i biorąc ją pod uwagę, czy też tę złożoność zupełnie lekceważąc, jak w przypadku wszelkiej maści fundamentalistów.
W prostym życiu nie ma wyborów.
Eee, tam. A wybór między korzonkami a nasionami dzikich zbóż? 😉
to życiowa komplikacja
No tak, ja nie jestem zbyt wybitnym specjalistą od życiowych komplikacji. Pozostaje mi zdać się na zdanie lepszych w tym fachu. 🙄
Sa jeszcze orzechy i jagody, ale trudno je znalezc na przyklad pod pol metra sniegu… 😉
A tu smieszno-gorzkawe pozegnanie dekady w polityce amerykanskiej (zreszta oficjalnie skonczy sie ona dopiero za rok), ktore mi sie najbardziej spodobalo ze wszystkich przeczytanych podsumowan. Moze to przez odniesienie do nieudanego polowania na przepiorki… Juz nawet nie chodzi o to, ze uciekly w proso, ale ze przy okazji polowania strzelalo sie do ludzi (co prawda – niechcacy), i ze postrzeleni mieli przepraszac strzelajacych.
http://www.huffingtonpost.com/2009/12/31/the-end-of-a-decade-we-ar_n_408657.html
Nie sądzę, żeby za rok można było o minionej dekadzie powiedzieć co innego, niż „this past decade was pretty terrible!”.Ta opinia raczej nie straci na aktualności. 🙁
Co oznacza skrót BFF?
Best friend forever, Bobiku.
A co do minionej dekady, to raczej rzeczywiscie rok nie zrobi duzej roznicy – masz racje. Troche wiecej bylo szansy w tym roku, ale przepiorki niestety uciekly. (Personifikacja Okazji w renesansowych slownikach emblematow byla lysa, z loczkiem na czole, i skrzydelkami u nog, jak Hermes. Lapac ja nalezalo od przodu, za ten loczek, jak nadlatywala, bo potem juz nie bylo za co jej lapac.)
No to ja jestem po prostu niebywałym nagromadzeniem Okazji. Tyle loczków do łapania! 😀
I skrzydełek u łap nie mam, to tak łatwo nie ucieknę. 😉
Co prawda biegasz szybko, i sprawnie skaczesz na kanapy, ale na szczescie dajesz sie zlapac. 😀
Okazja leży na kanapie,
kto ręką ruszy, ten ją złapie,
lecz nawet gdy okazja zwieje,
należy dalej mieć nadzieję,
bo po minutach już niewielu
zapewnie spocznie na fotelu. 😀
I te loczkowata odmiane Okazji nalezy mocno popierac (i karmic pasztetowka, kielbasa i krwistym rozbefem, co pewnie dodatkowo powiekszy jej lapliwosc). 😆
O, tak, łapliwość zwiększa się wprost proporcjonalnie do ilości użytej w celu łapania pasztetówki.
Stara życiowa prawda – nie smarujesz, nie jedziesz. 😉
No to jeszcze petko kielbasy przez Atlantyk, chyba ze juz sie zblazowales kaczkami i innymi przysmakami przez swieta. 🙂 Swoja droga, dobrze, ze te loczki czarne, bo latwiej widoczne i na kanapie, w na tle sniegu (no chyba, ze ktos ma czarna kanape). 😉
zimniej
snieg trwa
poniedzialek zaprasza
brykam,fikam
koniecznie pierzyna.wytrzepana,puszysta
otulony po nosa czubek ledwo co moge nogami poruszyc
„pedze” wiec do S-Bahn przez trwajacy zmrozony
brykam,brykam
😀
Witam w Nowym Roku i ponawiam naaaaajserdeczniejsze życzenia 🙂
Wszystkim Szanownym Kciukotrzymaczom BARDZO dziekuję 🙂
Wyjazd był wyjątkowo udany, mimo zmęczenia podróżą. Jak się uporam z tym co najpilniejsze „w domu, w polu i zagrodzie” to postaram sie sprawozdać co nieco.
Tymczasem miłego, pięknego, zimowego i słonecznego dnia życzę 🙂
moze byc dla Beaty
http://www.taz.de/regional/berlin/berliner-koepfe/artikel/1/ich-wusste-schnell-wieder-dass-ich-kathrin-schmidt-bin/
😀
w oczy razi zimnem
Dzień dobry. 🙂 Zgadza się, ziąb spory. Ale to przyjemniejsze od ponurej chlapy.
Jotko, dobrze , że Cię nie przysypało w drodze. Sprawozdania z Widnia wyczekuję z ciekawością, boć to przecież dla Krakusa bardziej stolica niż Warszawa. 🙂
Rysiu, dzięki – wywiad przeczytany, mój Merkzettel w księgarni internetowej się wydłużył, b. jestem ciekawa tej książki 🙂
Bobiku Drogi,
śpieszę Cię upewnić, że Wideń stoi cały i nienaruszony w swoim niepowtarzalnym, monumentalnym pięknie 🙂
Trzymanie kciuków na czas podróży było niezbędne i nie do przecenienia. Wyruszylismy późno, droga na południe była oblodzona, padał paskudny deszcz, na poboczach stały samochody po wypadkach. Koleżanka przewróciła sie na pierwszym postoju i w hotelu z trudem chodziła – nie mogła stanąć na prawą nogę. Wygladało to groźnie.
Na szczęście nastepnego dnia i pogoda się poprawiła i koleżanka wydobrzała i do Wiednia dotarliśmy w stosownej porze i w znakomitych humorach.
Tu jednak czekała na nas w hotelu „niespodzianka”. Z zamówionych dwóch apartamentów, otrzymaliśmy jeden plus klitka na poddaszu. Tłumaczono nam, że to Sylwester i tak dalej. Ja rezerwację zrobiłam 2 września i wtedy były jeszcze dodatkowe wolne apartamenty.
Pan właściciel, w rozmowie telefonicznej stwierdził, że jak jesteśmy przyjaciółmi to możemy spędzać czas razem w jednym apartamencie i dwa nie są nam potrzebne!!! On ze swojej strony daje nam „a nice New Year gift” i „obniża” cenę pokoju o 30%. Po prostu: cudnie, świetnie!!! Nie było sensu marnować cennego czasu na utarczki i zaakceptowaliśmy ten wymuszony układ.
Przygoda w hotelu i nieuprzejmi wiedeńscy kierowcy, to jedyne niesympatyczne akcenty.
Noc Sylwestrową spędzilismy w wielkim tłumie przed ratuszem. Była świetna atmosfera. W sumie nie najgorsza pogoda. Wokół konkurencyjne koncerty. Na głównej scenie Robbie Wiliams. Podobno atrakcja. Rzecz gustu. Niemniej bawiliśmy się świetnie.
Nowy Rok rozpoczęliśmy Koncertem Noworocznym w Hofburg Palace. Bilety zamawiałam on line i trochę się zdenerwowałam, jak zobaczyłam, że mamy pierwszy rząd, ale akustyka była tak dobra, że nie było żadnych problemów w odbiorze muzyki. „Dawano” tradycyjne wiedeńskie „kawałki” polki i walce Strausa, obowiązkowy Mozart i Lehar: arie, duety typu „usta milczą …”. Wszystko „lekkostrawne”, ale bardzo dobrze i dowcipnie podane. Jednym słowem bardzo udane.
A potem to już wędrówki po historycznych miejscach. Wzgórza, „skąd to Sobieski…” całe już były w śniegu. Miło było sączyć zacny trunek i patrzeć na miasto „co to je król Jan …” zza szyb ciepłej restauracji. Wieczorne spacery po wymyślnie dekorowanych kolorowymi światłami ulicach.
Żegnaliśmy się z Wiedniem siedząc wieczorem w obrotowej restauracji na wieży telewizyjnej i podziwiając pięknie oświetlone miasto.
Podróż powrotna była długa i męcząca, z korkiem na autostradzie spowodowanym wypadkiem. Dojeżdzając do domu obiecywałam sobie, jak zwykle: dość tych podróży, w domu jest wygodniej i bezpieczniej. Zobaczymy 🙂 Tak sobie myślę, że może Lizbonę warto by było odwiedzić 🙂
Sądząc z relacji Pani Kierowniczki, to i Florencję warto zimą odwiedzić. 🙂
Tak mi się zdaje, że świąteczne dni spędzone gdzieś daleko, w jakimś atrakcyjnym miejscu, są „więcej warte” po prostu dlatego, że dłużej zostają w pamięci. Sylwester w domu może być przemiły, ale już po kilku miesiącach zlewa się z innymi domowymi Sylwestrami, czyli jakby „przestaje istnieć”. A Wideń, Florencję czy Lizbonę jeszcze wnukom można sprzedawać. 🙂
Cieszę się, że stary Wideń nie tylko jeszcze stoi, ale nawet umie się podobać. 😉
Inflanty można na ten przykład sprzedać… 🙄
Ale jak jest duża Inflacja, to się nie opłaca… 😉
No, juz jestem – jakby sie kto stesknil….
Odprowadzilam na dworzec eurostarowy Rome z Brukseli 🙁 , z ktora sie cudnie bawilam, a teraz musze pozbierac mysli po wsyzstkim co od niej uslyszalam, bo to nad wyraz Madra Kobieta i bynajmniej nie wszystkie jej nauki byly po moich myslach i temperamencie. Musze wiec wykonac nad soba niemila prace i zrobic cos, co przychodzi mi z trudem najwiekszym, czyli zamknac dziob 😯 😯 😯 i czekac dalszego rozwoju Sytuacji.
Tak, wiem, ze mowie kryptycznie, ale nie o wszystkim przeciez moge opowiadac na blogu 😯 😯 😯 i to jest kolejny gwalt na moim zywym organizmie. 🙄
Wiec z tej strony upraszam jedynie aby wszyscy trzymali kciuki, bo postanowilam z rad skorzystac, zostalam wrecz do tego przekonana.
Z doniesien nie podlegajacych cenzurze – obejrzalysmy przecudna niewielka nowa wystawe w National Gallery 17-wiecznego malarstwa i rzezby hiszpanskiej pt. Sacred Made Real i moze jeszcze do niej powroce.
Sylwestra we Widniu jednego przezylam pare lat temu, kiedy znalazlam sie tam z Irenka na zaproszenie Zosi R, wlascicielki i zalozycielki najlepszej polskiej ksiegarni w Europie. Tez bylo duzo sniegu, grzanego wina, ogni sztucznych, chodzenia po gorach, no i spotkania w samego Sylwestra bardzo przeze mnie cenionej poetki Ewy Lipskiej, ktora przytragala duuuuza butelke szampana i podarowala mi swoj pieknie zadedykowany tomik.
Naprawde, naprawde mam nadzieje, ze nowy rok bedzie ociupine bardzoej laskawy dla nas wszystkich!
Witam Wszystkich z radoscia!
Nooo, dooobra, przyznaję – ja się stęskniłem. 🙂
Ale uważam, że podawanie takich ocenzurowanych komunikatów jest niehumanitarne, bo pobudza ciekawość, a nie pozwala jej zaspokoić. 👿
Dobrze chociaż, że hiszpańska rzeźba nie musi być cenzurowana. 🙄
Jak to nie musiala byc cenzurowana? Za Inkwizycji? A obrazki jakie po kosciolach pokazywano! O, tu, chociazby:
http://www.wga.hu/frames-e.html?/html/r/ribalta/francisc/christsb.html
Z pozoru Chrystus obejmuje sw. Bernarda.
Ale przeciez wiadomo, ze chodzi o cos zupelnie innego! 😆 😆 😆
Ja napisałem „nie musi być cenzurowana”, nie dodając już „przez Helenę”, bo to blog dla inteligentów. 😆
A w czasie przeszłym, wiadomo, i cenzura była, i sposoby jej obejścia były… 😉
A potem była cezura w dziejach cenzury i rolę cenzorów przejął cenzus intelektualny…
Bradzo mi sie ta wystawa hiszpanskich superrealistow, glownie z poczatku XVII wieku podobala. To taka mala i slabo wlasciwie znana nam szkola powstala w czasie kontrreformacji, na ktora zalapali sie jeszcze i Velasquez i jego rowiesnik Zurbaran, ale sa tam jeszcze tacy o ktorych niewiele slyszalam, choc Roma byla znacznie bardzoiej wyksztalcona z tych rzezbiarzy zwlaszcza. Bardzosmy byly zafascynowane swezutko odcieta glowa Jana Chrzciciela, drewniana polichromowana, lezaca sobie na policzku, ze szklanymi metnymi oczami, zas od strony sciecia bardzo starannie wyrzezbiona anatomicznie. Roma gdzies przeczytala, ze jej rzezbiarz Juan de Mesa (1583-1627) musial rozporzadzac bardzo swiezo obcieta glowa ludzka , aby tak te anatomiczne szczegoly strannie pokazac, gdyz organy – naczynia krwionosne, przelyk, tchawica bardzo szybko po przecieciu sie zapadaja i nie sposob ich odtworzyc jak sie nie ma bardzo swiezego modelu.
Musiano tych rzezb produkowac sporo dla kosciolow katolickich w tych czasach, bo wiekszosc rzezbiarzy upraszczala sobie zadanie nie rzezbiac na figurach wlosow, rzes, czy opasek na biodrach Chrystusa, tylko prawdziwe wlosy czy plotno nasaczone jakims usztywniajacym i konserwujacym klejem, byly przylepiane do drewnianej figury, a nastepnie oddawane do innej pracowni na polichromie.
Zaraz znajde Wam , jesli sie uda, Marie Magdalene adorujaca krzyz, taka z prawdziwymi wlosami i paznokciami z kosci sloniowej, ktora sie sczegolnie podobala Romie, slusznie uwazajacej, ze ona jest troche w pozie jak z teatru kabuki.
Owszem, jest! Nalezy zjechac w dol strony.
http://www.aworldtowin.net/reviews/SacredMadeReal.html
Witaj Heleno po urlopie na zycie w realu, ktore, jak sie okazuje, moze tez byc calkiem ciekawe. 🙂
U nas byla podobna wystawa w MFA Boston jakies poltora roku temu i tez mnie wtedy szczegolnie zafrapowaly te fascynujace realistyczne szczegoly. Ten realizm, czy nawet hiper-realizm, szczegolnie uderzal w polaczeniu z jednoczesnie zorganizowana przez MFA wystawa prac Antonio Lopeza Garcii. Bardzo ciekawie sie ogladalo jedna wystawe w kontekscie drugiej. Tu sam artysta o swoich pracach, takze w kontekscie sztuki hiszpanskiej, siegajac do Velasqueza i Goyi.
http://www.youtube.com/watch?v=DWpDp77pSL8
Zas sublimacja zawsze sie przydawala w sztuce – to a propos uwag o cenzurze i autocenzurze. 😉 Zreszta autocenzura, jako prawo do prywatnosci w dobie facebooka i twitter, to tez odrebny (i bardzo ciekawy) temat…
I jeszcze cos, co mnie dzisiaj rozbawilo w porannej prasowce – wpadki geograficzne celebrytow…
http://www.huffingtonpost.com/2010/01/04/celebrity-geography-the-f_n_407042.html?slidenumber=aUv6uCqYzyY%3D&&&&&&&&&&&
Ciekawe, ze oprocz zwyklych podejrzanych (Dubya, Dan Quayle i Britney Spears), na liscie znalazl sie i Obama (za pewna niepewnosc, co do ilosci stanow wchodzacych obecnie w sklad Unii). 😉
Zastanawiam się, czy to przyklejanie prawdziwych włosów albo paznokci spowodowane było brakiem czasu i taśmową produkcją, czy też było w przekonaniu artystów hiperkonsekwentnym pójściem w realizm, bo przecież trudno o coś bardziej naturalistycznego niż naturalny paznokieć. 😉
A z kabuki, czy w ogóle z Japonią, hiszpańska sztuka może się w jakiś sposób kojarzyć, w każdym razie ta przed Goyą. Bo nawet w tym XVII-wiecznym realizmie widać przywiązanie do rytualności, etykiety, wystudiowanej, zastygłej pozy. No, czy ta święta Apolonia Zurbarana
http://g1b2i3.files.wordpress.com/2009/11/st-apolonia.jpg
nie mogłaby po drobnych kosmetycznych poprawkach ujść za Japonkę? 😉
http://www.md-80.net/Japanische-Zeichnung.jpg
We wpadkach bardzo mi się podobało pytanie „Where’s the Cannes Film Festival being held this year?” 😆
BTW – dziękuję, Moniko, za rozszyfrowanie BFF. 🙂
Dlatego przydaja sie BFFs, Bobiku, IMHO… 😆
Apolonia rzeczywiscie podejrzanie bliska kabuki… 😉 Jakos mi przy okazji takze przyszli do glowy japonscy salarymen, czytajacy niezwykle komiksy dla doroslych w tokijskim metrze, w drodze do nudnej pracy – w kontekscie malarstwa hiszpanskiego (steamy, to say the least)… Zreszta komiksy to tez przeciez ukladanie narracji z gotowych poz i sytuacji.
No proszę, raz nie pojechałem na Święta do Krakowa i co się tam zaczyna wyprawiać! 😯 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7418727,Biskup_Pieronek_wezwany_do_odpowiedzi.html
Witam wszystkich.
Na wstepie pobije sie troche w piersi. Swoje. Naburczalam na mt7 wczoraj czy przedwczoraj. Po trosze gorzej odczytalam to co ona chciala powiedziec w swoim wpisie. No i jakos zamilkla. A mialam juz po wsze czasy trzymac nerwy na wodzy, modelujac sie na Passencie. No coz, mam caly rok przed soba, zeby nad tym pracowac. mt7 mam nadzieje, ze wroci.
E, myślę, Króliku, że mt7 zauważyła już wczoraj Twoją fajkę pokoju. 🙂 Mam nadzieję, że zauważyła.
Ale to jest dobry moment, żeby mimochodem zauważyć – tak ogólnie, nie pod żadnym konkretnym adresem – że trzymanie nerwów na wodzy, przynajmniej do momentu upewnienia się co do czyichś intencji, nie jest wcale złym pomysłem. 😉 Bo wszystkim nam się zdarza napisać coś w pośpiechu, w niedomyśleniu, w nadmiernym skrócie i wychodzi czasem zupełnie nie tak, jak zamierzaliśmy. I dobrze, kiedy wtedy ktoś po prostu spyta – co miałeś/-aś na myśli? Czy to, co mnie się wydaje, czy może jednak coś innego? Często po takim pytaniu sprawa się wyjaśnia, stanowiska się doprecyzowują i nikt nikomu nie ma za złe. 🙂
Wpadki slowa pisanego… Zdarza sie, zwlaszcza, przy odczytywaniu dosc zywych w koncu srodkow stylistycznych. 🙂 A znowu zupelnie niezywych tez lepiej nie uzywac. 😉
A rozmowa w Krakowie zaraz mi wlaczyla w glowie: „gadal dziad do obrazu” (zaznaczam od razu, ze pisane w pospiechu, bo dzieci zagrypione). 😉
Gadał Krakus do Kościoła
na drażliwy temat mienia.
Kościół z twarzą jak z kamienia
odparł: jedźmy, nikt nie woła! 🙄
Dzień dobry 🙂 Korekta zdana, bardzo miły gość wyjechany (pobudka 4:30 🙄 ), brrr jak zimno, idę doczytać 🙂
Odespalam swiateczne ekscesy, ale obudzilam sie z angina – bolacym i spuchnietym gardlem. Ide sie leczyc miodem, imbirem i cytryna w herbacie.
It’s official: najzimniejszy grudzien na Wyspach od stu lat!
dla odmiany nie powiem jak jest
To co Bobik i Monika, i Krolik pisza o pulapkach slowa pisanego jest mi dobrze znane i to z obu, ze sie tak wyraze, stron. I nawet wlasnie przy prostych srodkach stylistycznych, sa pewne srodki stylistyczne na ktore reaguje ze szczegolna drazlowoscia.
Wczoraj ogladalam w dzienniku tv mala dziewczynke z Afryki ze strasznymi deformacjami twarzy, powodoujacymi niemoznosc polykania pokarmow, wiec majac siedem miesiecy wazyla zaledwie 4 kg ( a normalnie powinna wazyc 10 kg). A bylo to przy okazji malej grupy mlodych brytyjskich chirurgow plastycznych, ktorzy wykorzystali pare dni swiat i przerwy na swoich oddzialach szpitalnych, aby pojechac do Afryki i ponaprawiac twarze tej malej oraz czterdziesciorga innych dzieci potrzebujacych chirurgii plastycznej. Bez fanfar ppoechali, bez blyskow fleszy fotografiocznych, za wlasne pieniadze, rezygnujac z wyppoczynku swiatecznego i przyjemnosci tego Holy Season. Nie powodowani zadnymi „chrzescijanskimi wartiosciami” (to byla grupka kolegow- lekarzy pchodzenia azjatyckiego – Hindusow i Pakistanczykow), dla ktorych Boze Narodzenie niewiele znaczylo. Pojechali do tej Afryki, bo mieli czas i wielka potrzebe nareperowania jakiejs krzywdy, ktora sie dziala daleko od ich wlasnego podworka.
A reportazyk w telewizji byl naprawde krociutki, moze 90 sekund. Wiec tylko mignela ta dziewczynka – przed operacja i po operacji, i oczy tych lekarzy – bo na twarzach mieli chirurgiczne maski.
Czterdziesciorga innych dzieci, ktorym uratowali zycie, nawet nie pokazano.
I ogladajac ten krociutki material na zakonczenie dziennika myslalam o tych wszystkich ludziach, ktorzy skromnie i bez fanfar robia Boze Dzielo, naprawiaja swiat na miare swoich mozliwosci i wyobrazni . I o tym, ze ci wszyscy z nas, ja, ty, ktorzy tego nie robimy dla innych, dla obcych bo „nie mamy czasu ani mozliwosci”, ani najczesciej – ochoty, powinnismy szczegolnie uwazac ze slowami krytyki pod adresem tych, ktorzy to jednak robia. Tym, ktorzy robia – nie wszystko im moze wyjsc i moga popelniac bledy. Ale gdyby takich ludzi ich nie bylo jak ci lekarze. moze bysmy kompletnie zapomnieli o tym jakie przeslanie niosa dla nas swieta Bozego Narodzenia i wielu innych swiat for that matter.
Dzień dobry 🙂 Nie wiem jak jest, bo foma nie powiedział. Mogę tylko podejrzewać, że jest odmiennie. 😎
Ale ponieważ nie wiem, od czego odmiennie, to dalej wiem bardzo niewiele. 🙄
W każdym razie biało i ptasio (w okolicach karmnika). 🙂
Heleno, przyznaję Ci pełną rację w tym, że z krytykowaniem konkretnych ludzi, którzy zdecydowali się ruszyć tyłkiem i komuś bezinteresownie pomóc, należy uważać. Nawet jeżeli ich sposób pomocy nie jest najmądrzejszy (nie mówię oczywiście o tych lekarzach) i przynosi więcej szkód niż pożytku, to trzeba wziąć pod uwagę szlachetność intencji i przynajmniej nie potraktować kogoś zbyt ostro i niesprawiedliwie. Ale krytyka pewnych organizacji, czy też określonych koncepcji pomagania wydaje mi się usprawiedliwiona, zwłaszcza jeśli łączy się z refleksją, jak można by to zrobić lepiej. Zmiany na lepsze często są efektem krytycznych uwag. A poza tym, jeżeli ktoś chce pomóc nie poprzez osobiste zaangażowanie, tylko wpłacając na konto jakiejś organizacji pomagającej, to też jest istotne, żeby miał świadomość, która działa z sensem i skutecznie. Więc choćby tylko dlatego rozmowa na ten temat, porównanie, wyrobienie sobie swojego zdania, jak najbardziej jest na miejscu.
Dziś mam dobry dzień na krucjatę przeciwko wirusom i płazom. Jeżeli komuś jest potrzebny Czarny Rycerz, który pocwałuje na czterech spienionych łapach, wrzeszcząc „tłuc pohańców!”, to proszę bardzo, jestem do dyspozycji. 😎
A potem jakaś księżniczka zawoła:
– Hej rycerzu, co tak cwałujesz na czterech spienionych łapach?
– A cwałuję, jak cwałuję, ale chętnie bym…
Taki kawał mi się średnio cenzuralny wspomniał 🙄
Hmm… Kawału nie znam, ale nie wiem, czy wypada domagać się opowiedzenia, skoro niecenzuralny.
Chyba się spróbuję domyślić, co było na początku. 😉
Jak ktoś będzie się ode mnie domagał następnego wpisu, to niech najpierw przeczyta, na jakie mękami tfurcze chce mnie skazać 😎
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1501627,1,udreki-pisarzy.read
Bardzo podobał mi się Konwicki 😆
Wy, pieknoduchy, o jakichs tam mekach tworczych, a ja sie przeszlam zobaczyc co slychac u mojego ulubionego Durnia Wszechczasow. No i nie zawiodlam sie, tam bardzo wesolo:
http://terlikowski.salon24.pl/
Teraz trzeba rozstrzygnąć, czy określenie Ulubiony Dureń Wszechczasów jest obraźliwe (dwa lata jak dla brata), czy pochlebne (żadnych konsekwencji prawnych, ale wstyd spory).
Tak czy tak, Heleno, masz przechlapane. 🙄
Znaczy się, akcja B…
A co oznacza B?
@Teraz trzeba rozstrzygnąć….
To, ze dodalam przymiotnik „ulubiony”, to jak nadanie medalu – moglabym sie tlumaczyc. Chyba?
PS. Akcja B.
Malcolm. Zapamietajcie to imie. Nowy Hydraulik. W najblizszy -inaszallah – poniedzialek bedzie mi zakladal nowy B. NIEMIECKI!
Och, wykazałem się wyjątkową tępotą, nie łapiąc od razu, od czego to „B”. 😳
Naprawdę? Niemiecki?
Mam nadzieję, że czerwony dywan już zakupiony, tarabany przygotowane, a dziewczęta w krakowskich strojach ćwiczą powitalno-dziękczynne strofy. 😆
zimno,piekielnie(?)zimno
glupi S-Bahn zapomnial ze w cywilizowanych miastach istnieje cos takiego jak rozklad jazdy :X
nawet pierzyna Babki z Gdynito za malo,tak zimno
😀
niemiecki B,bedzie lepszy-bynajmniej i owszem 8)
🙂
ide na balkon moze uda sie cos zamarznietego odkryc co mozna
spalaszowac ❗
Nareszcie, Heleno. Tak sie zastanawialam, kiedy dojrzejesz do tej decyzji (bo ten psujacy sie ciagle b. wychodzil mi na najdrozszy bojler swiata, jak sie zsumowalo te wszystkie naprawy).
Bobiku, mozesz zaczac prowadzic krucjate przeciwwirusowa pomiedzy Zachodnim Londynem a Concord. Na pewno bedziesz szczegolnie milo widziany przez Zosie, ktora uwaza chorowanie za okropna nuuude. 🙂
A co do mak tfurczych, tu moja ulubiona scena ze swietnej komedii na ten wdzieczny temat, „Throw Momma From the Train”: „The Night Was Humid” (or was it „moist”, or „wet and hot”?). 😉
http://www.youtube.com/watch?v=OLli0ua29dw&feature=related
Rysiu, jesli inszallah B zostanie zalozony w przyszly poniedzialek, to bede mogla obrzucic Cie elekytycznymi kaloryferami, zakupionymi tuz przed swietami.
Niemiecki B! Sama nie wierze wlasnemu szczesciu.
A wspomniany wyzej Malcolm zalozyl pol roku temu identyczny B naszej Jasiuni (do duzego domu) i jest ona zachwycona – bojlerem i Malcolmem.
Niech zyje Malcolm! Niech zyje niemiecki przemysl! Niech zyje moja Mama, ktora kazala mi ani chwili sie nie zastanwaiac i nie oplakiwac tego brytyjskiego bandyty co nie ma jeszcze trzech lat! Ktora kazala go CHROMOLIC i jeszcze gorzej!
Ten Bojler, wyobrazcie wy sobie, ma specjalny ekranik diagnostyczny i jak sie zepsuje, to wiadomo co wymieniac lub naprawiac!
Monika 😆 😆 😆 😆 😆
Bo ja tez Wam wstydzilam sie powiedziec, ze tuz przed swietami moj B wydal ostatnie tchnienie. Musialam pedzic po kaloryfery elektryczne….
I biedna moja Goscka z Brukseli nie mrugnela, jak donisolam jej te hiobowa wiesc.
Proszę bardzo, mogę przystąpić do krucjaty od zaraz.
Lekarstwo nr 1
Powtarzać 3 razy dziennie przed jedzeniem:
Gdybym ja miał dłuuugi ogon,
jak na przykład jakaś żmija,
w sercu by mi było błogo
i bym czuł, że los mi sprzyja.
Gdybym ja miał łap dwadzieścia,
a nie cztery, jak mam dziś,
szybciej zaszedłbym do Brześcia,
a to bardzo miła myśl.
Gdybym głowę miał ogromną,
rzędu słonia, przykładowo,
resztę psa bym mógł mieć skromną,
dość już szpasu miałbym z głową.
Ale choć tych nie mam zalet
(innych w gruncie rzeczy też),
nie krzywduję sobie wcale,
bom optymistyczny zwierz. 😆
Bardzo słusznie, że Gośćka nie mrugnęła. No bo, powiedzmy sobie uczciwie, czy mruganie może przywrócić martwego B. do życia? Nie może. A wydatek energii spory. 😉
Bobiku, juz pomaga. 😆
Heleno, Twoja Mama to Bardzo Rozsadna Kobieta, i trzeba ja chyba dopisac do lauretow Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii, Kahnemana i Tversky’ego, ktorzy stwierdzili, ze wiele naszych blednych decyzji ekonomicznych (i nie tylko) wynika z loss aversion, ktora najwyrazniej i Ty sie kierowalas, reanimujac wrednego trupa za ciezkie pieniadze. And long live nowy Bojler (made in Germany)! 😆
Ide robic nastepna herbatke z imbiru do lektury powiesci E.Nesbit, bo nic tak nie stawia moich dzieci na nogi, jak ta autorka (i jeszcze Edward Lear). Ta powiesc, „The Story of the Treasure Seekers” nie byla chyba tlumaczona na polski. Swietna powiesc – dzieci z mocno oczytanej, inteligenckiej rodziny, zabieraja sie za restaurowanie rodzinnej fortuny (po smierci matki i bankructwie ojca) przy pomocy porad z przeczytanych dotad powiesci, dla dzieci i nie tylko. Bardzo meta, bardzo zabawna. I dobra na kryzys. Narratorem jest najstarszy brat szesciorga rodzenstwa, ktory zaczyna tak:
There are some things I must tell before I begin to tell about the treasure seeking, because I have read books myself, and I know how beastly it is when a story begins, „’Alas!’ said Hildegarde with a deep sigh, 'we must look our last on this ancestral home'” – and then someone else says something – and you don’t know for pages and pages where the home is, or who Hildegarde is, or anything about it.
No to będzie się działo ❗ Nowy B. ❗ Niemiecki ❗ Niech wszystkie bogi mają w opiece Malcolma, bo jeśli coś będzie nie tak, to żywy z tego nie wyjdzie 🙄
Moniko, wyszło po polsku- „Poszukiwacze skarbu”. Nie czytałam, ale skoro tak zachęcasz 🙂 Lubię Nesbit 🙂
Malcolm tak czy owak żywy z tego nie wyjdzie. Jeżeli nowy B. okaże się in Ordnung, zostanie zagłaskany na śmierć. 😆
Z pwyższego zdania nie wynika jednoznacznie, czy zagłaskany zostanie B. czy hydraulik i bardzo dobrze, że nie wynika. W każdym przypadku będę robił za proroka. 😀
Coś mi się mętnie kojarzy, jakbym tych „Poszukiwaczy skarbu” kiedyś czytał, ale tak to już dawno było… 🙁
zzzzziiiiimmmmmnnnnnoooooo ”””””
Nowego Roku wszystkim życzę, brrrrrrrr……
Na kość ścina się mi ślina
a za kołnierz wicher wieje
pięknie zima się zaczyna
trzęsąc się, człek bałwanieje…
Ech pod ziemię by się zapaść
tak skutecznie jak kret mały
lecz poniekąd mógłbym płakać
żem już całkiem skretyniały…
Na de siedzieć, bile strącać
w ciepłym klubie gdzie nie wieje
było – tak czerep gorący
teraz z zimna debilnieje…
Zapalenie płuc gotowe
łazić tak, gdy człek zawiany
za to doświadczenie nowe:
będę rozgorączkowany!
Zatem optymizmu kłosy
dają wsparcie niczym słupek
lecz dlaczego słyszę głosy
dookoła: ale głupek?!
Zeen, to ma dobrze. Wena kocha go nawet na minusie. Mnie tylko plomby grzechoczą, w dodatku niezbornie 🙁
Zeen, a co myslisz o tym aby sobie strzelic nowy, niemiecki bojler?
Finansowo wychodzi to tyle jakbys ze dwa razy zawolal do naprawy starego, x%”:@&), to znaczy nie w pelni trzyletniego, @&%£&0″>
vitajcie! 🙂 Serdeczne Życzenia z Okazji Roku 2010 życzę. ja 🙂 Swoja drogą to nie bardzo rozumiem dlaczego mamy się cieszyć z 1.01.2010?
ponieważ uważam, że dobrze życzyć trzeba codziennie więc życzę dzisiaj. 🙂 🙂 Chyba już kiedyś wspominałam, że cały styczeń będę co nieco niespokojna, bo to miesiąc Wodnika a także rachunku sumienia 🙁 bilans mój …. no nie wiem
Bo łatwiej się cieszyć niż desperować 😉
ten rok będzie rokiem słońca. Nic się złego nie stanie a wakacje spendze w Karlowych Warach
kto wie jak się pisze spędze czy spendzę , Zmieniam w takim razie miasto 🙁
wakacje będą objazdowe 🙂
dlaczego nie piszecie gdzie bawiliście się na zabawie sylwestrowej. Ja z wielką przyjemnością nigdzie nie byłam. Nie znoszę nocnych zabaw gdy do domy daleko/ do łózka/ 🙂 Serdeczności .. pa 🙂
Heleno,
był czas, że latem wyłączano na miesiąc ciepłą wodę i wtedy zamiarowałem zamontować elektryczny bojler, by na ten czas mieć komfort przyjemnej kąpieli. Nawet u znajomej takie coś wykonałem, ale u siebie jakoś nie, a wkrótce przy okazji zmiany systemu politycznego, przywrócono ciepłą wodę… 🙂
Taki widzisz ze mnie żongler
co montuje innym bojler
sobie za to całkiem nie
i bez niego nie jest źle 😉
Jak dobrze, że zeen wreszcie przestał świętować, bo się już bez niego ckniło. 😀
Niech bałwanem bez bojlera
będzie sobie to zeenisko –
byle często tu zazierał,
my mu darujemy wszystko! 😆
Jarzębino, ja też w Sylwestra najchętniej nie bywam. Jak dotąd nie zauważyłem, żeby miało to jakikolwiek wpływ na jakość kolejnych nowych lat. 😉
Ale ja zeenisku nie daruję 👿
Mam lecieć po rękawice bokserskie? 😀
A czego właściwie Pani Kierowniczka zeenisku nie daruje?
No jak to czego?
A u mnie się pokazał?
Życzył czegokolwiek, a chociażby posłał do wszystkich diabłów?
Już go chyba przestanę lubić. A może już przestałam… 🙁
No dooobra, odzywał się ze dwa tygodnie temu… 😈
Ale tu też się dopiero dziś pokazał, po długiej przerwie. Dlatego zresztą został z takimi fanfarami powitany. 😀
A może do Pani Kierowniczki nie śmiał tak prosto z ulicy, w stroju roboczym i poleciał się w smoking przebrać? 🙂
Bobiku,jestes prawdziwym przyjacielem, zawsze nakarmisz glodnego.Dziekuje!
Przecież wiadomo, że zeen to w gumofilcach… 😉
Jak gumofilce to nie smoking. Gumofilce najlepiej pasują do fraka. 😀
Heleno,nasz szczecinski B tez ma ekranik diagnostyczny,mieni
sie i faluja wykresy na nim i takie tam inne pionowe lub poziome
czasami siedze przed nim godzinami zafascynowany tym co tam
widac-uzaleznia 😉
Rysiu, powiedziano przecież w Piśmie: nakarm bliźniego swego jak siebie samego. 🙂
Bobiku 😀
A beretka z antenką to pies?
przeczytalem ulubionego Durnia i teraz bede czekac na te procesy w obronie obrazonych,moga byc niezle „jaja” 😐
Aha, ale w beretce…
Beretkę z antenką to ja dziś nosiłam 😯
Nienawidzę czapek 👿
wole czapki, mam malo wlosow a mroz mrozi
Ja proponuję, żeby zeen przyodziewał się w gumofilce, pasiaste portki i frak z baretką Legii Humorowej. Na głowie wystarczy sama antenka. 🙂
teraz pora na sen,brykam wiec do wygodnego lozka
dobranoc Wam nocne marki
😀
Dobranoc 😀
A antenka na głowie taka prosta czy może spiralna? 😉
długa cienka spirala
zwinięta bardzo szczelnie
czasem lekko nawala
wiatrem niesiona dzielnie…
Prosta, zielona, lekko galaretowata, z oczkiem na końcu. 😆
No to krakowskim targiem: spiralna i lekko galaretowata 😆
Kierownictwo chce zeena oczka na końcu pozbawić? 😯
Na krakowskim targu spiralę podwiało
aż Łysą Polanę ludziom ukazało
Łoj dyrydyry ucha!
Na Łysej Polanie oczko sobie łypie,
Oj, trza nam ją zakryć, bo ją śnieg przysypie,
Oj dana!
Zeen u Pani Kierowniczki już miał antenkę, na sztywno.
Na krakowskim targu śniegiem wielkim sypie
a z końca spirali oczko na to łypie
łoberecek!
Łypie ocko łypie, ano nie uwaza,
że mu się w środecku źrenica odmraza,
hop, dziś, dziś!
Łypu łypu, oj dana,
Zima nasza kochana!
Piękna to ci antena
Na czubku głowy zeena!
Hoc, hoc!
Łypu łypu, oj dana,
Zima nasza kochana!
Kierowniczka spoziera
Co tam zeen odbiera
Tą antenka na głowie
Przecie sam nic nie powie
Łoj, dyry dyry da!
Koło mego ogródeczka
rosła zeena anteneczka,
zieloniutko zakwitała,
w spiralę się zawijała,
dylu dylu dy
Tam za borem jeszcze puszcza,
a antenka oczko puszcza,
w lewo, w prawo i na boki –
łoj, co to są za widoki,
łoooj…
Nigdzie mi nie wierzą, że już idę spać. 🙄
Tu też pewnie nikt nie uwierzy, ale trudno, zaryzykuję. Dobranoc. 🙂
No prosze, zeen sie pojawil i od razu tfurczosc, z Kolbergiem po kraju, szczegolnie do Krakowa. Vesper tez weny nie brakuje.
Dobrego roku zeenie…
Jarzebinko, Sylwestra jak co roku spedzilam we wlasnym domu, a we wlasnym lozku juz jakies 15 minut po polnocy.
Ogladalam filmy. M. in Baader Meinhhof.
Heleno, w sprawie B. To przeciez jest powazne urzadzenie, ktore ma chodzic lata zanim zacznie wymagac napraw, obviously you were sold a lemon. Jesli to angielski lemon to moze trzeba im to odwiezc do drzwi wytworcy z listem i rachunkami za naprawy?
Moze to i byl lemon, Kroliku, ale raczej stawialabym na to co mi powtorzylo kilku inzynierow – ze zostal on fatalnie zainstalowany. I ze nie da sie tego juz naprawic aby dzialal wlasciwie. Wiec jedyna moja nadzieja, ze tym razem mam swietnego istalatora.
Jesli sie okaze, ze i tym razem sie nie uda, to bede musiala pojsc do sasiadow mieszkajacych wyzej i poprosic ich aby mi pozolili wyskoczyc z okna 🙁
Jakie cudne czastuszki. Ooo, jakbym chciala….
Obejrzalam wlasnie dwa amerykanskie odcinki nowej edycji „Czeladnika” z Donaldem Trampem, ponownie gratulujac sobie, ze nie mialam takiej pracy abym musiala byc ostatnim sku..synem. Ale moze gdybym miala taka prace, to zadna naprawa czy wymiana bojlera nie bylaby mi straszna. Coby mi wtedy nowy bojler – Potockiemu kurcze zdechlo, jak mawia E.
Heleno, w kazdym razie gratuluje nowego bojlera i nowego hydraulika w Nowym Roku. Zimy w Anglii coraz chlodniejsze i niezawodny B jest konieczny.
jakiś nowy wątek by się przydał… 🙄 monarszy… królewski…
Dzień dobry 🙂 Wprowadzanie nowych wątków nie jest zabronione, a co nie jest zabronione, jest najprawdopodobniej dozwolone. Ale samemu trzeba trochę popracować, a nie domagać się od innych, żeby wprowadzali. 😉
A poza tym wprowadzanie nowych wątków nie oznacza, że od razu trzeba likwidować stare i obalać pomniki.
No, chyba że ktoś się budzi z tak nieprzepartą chęcią obalenia jakiegoś pomnika, że i tak nie wytrzyma… 🙂
popracować można choćby przez wywołanie fermentu
Ahoj! Fermeeencie! Przyjdź tu, będziesz miał wzięcie! 😀
Z fermentem zadaję się dopiero po 18:00 😉
Z intelektualnym też dopiero po 18.00? 😯
Ja się lecę pozadawać z terenem, a Wy tu przez ten czas nafermentujcie. 😉
Zasypie nas, zawieje.
Duch Dunkierki etc.
Szkoly pozamykane prawie w calym kraju.
Caly koci pasek wykupiony z supermarketow – do posypywania.
Telewizja nadaje aby z domu nie wychodzic, bo „Syberia”. Temp. tu, w Londynie – iscie syberyjskie -2C.
Tu, dodatkowo, mgli 🙁 Mój intelekt, w tych warunkach, fermentuje inaczej 🙁
Czy tak wygląda ŻABA zimową porą?
Poza zwykłymi obowiązkami związanymi z pracą na jednej uczelni i “rozruchem” UTW:
6.01. – imieniny wnuka Kacpra
7.01. – wizyta u pulmonologa
8.01. – zebranie Zarządu UTW
9.01. – bal przedsiębiorców gminy (cel charytatywny)
10.01. – zapowiedział się ksiądz proboszcz z wizytą duszpasterską
11.01. – koncert noworoczny chóru, i nie tylko, UAM
12.01. – nadzwyczajne posiedzenie Rady Wydziału
14.01. – spotkanie noworoczne na Wydziale
16.01. – imieniny męża i coroczne śpiewanie kolęd
17.01. – godzina 8 rano, zajęcia na studiach niestacjonarnych
18.01. – spotkanie w Domu Kultury z panią Emilią Krakowską
niektóre fragmenty Żaby całkiem ponętne, bez innych spokojnie mogłabym się obejść 🙁
Snieg, znowu snieg:
http://picasaweb.google.pl/krysiaszklarska/SniegPada?authkey=Gv1sRgCKr8tLWUnrjo2QE#slideshow/5423641031122058546
🙂
U nas tez calkiem tluste platki sypia sie z nieba – mam nadzieje, ze na te mszyce na rozach, z ktorymi cale lato musze walczyc z pomoca trucizn, kiedy zima za ciepla.
ŻABA w zimie w zasadzie powinna wyglądać tak:
http://www.herpetofauna.at/forum/userpix/2_IMG_0797_1.jpg
ale niektóre żaby są chytreńkie, przekwalifikowują się i wyglądają tak:
http://elwoodicious.com/wp-content/uploads/2009/02/frog_galoshes-clean.jpg
a te z najwyższym potencjałem intelektualnym dochodzą do wniosku, że zima też ma swoje uroki i zaczynają wyglądać tak: 😆
http://1.bp.blogspot.com/_r6QGQ2spbeo/R3LbbxaxAOI/AAAAAAAAAYc/M5Sg9gZu5qY/s400/Winter%2BFaerie%2Bwith%2BFrog.jpg
A po krotkim obgotowaniu w court buillonie wyglada tak:
http://www.arkive.org/black-eared-mantella/mantella-milotympanum/
Podawac na lisciu kapusty.
Przykryć większym liściem, żeby nie uciekła
Mozna tez nadziac pomidorami i wrzucic na grill:
http://www.adambouskila.com/2007/05/16/tomato-frogs/
Bobiku, skad Ty wytrzasnales kalosze Zosi? 😯
Wando, snieg tak ladnie wiruje na Twoim zdjeciu, ze nawet przy duzych zasobach wlasnego, z przyjemnoscia sie mu przygladam. 🙂
„Poszukiwacze skarbow” juz skonczeni, ku satysfakcji glodnego ksiazek dziecka. Popijam herbata imbirowa na lekka lektorska chrypke – ale warto bylo. Koniecznie, Haneczko, przeczytaj. 🙂 Bardzo bobicza, zeby sprawe ujac skrotowo. Moze Bobik nie pamieta, kiedy ja czytal, ale w podswiadomosci pewnie mu utkwilo, ze tylko piszacy wiersze brat i drugi brat piszacy proze rzeczywiscie zarabiaja w tym calym podupadlym finansowo towarzystwie; co prawda niewiele, ale to juz inna historia. Mimo niewielkiej zarobionej sumy, nie nalezy nie doceniac wstrzasajacego wrazenia, jakie wywoluje u czytelnika wiersz „Na smierc czarnego zuka, ktory zostal otruty”. 😀
Jak mi glos odpocznie, mam za zadanie przeczytac wersje perskiego poematu, „Haft Paykar” („Seven Wise Princesses”). Jak juz sie nudzic grypowo, to chociaz ciekawie. 😉
http://www.amazon.com/Seven-Wise-Princesses-Medieval-Persian/dp/1841480223
Dzięki za Żaby 🙂
Stanowczo sympatyczniejsze od tej mojej osobistycznej, a przynajmniej od jej niektórych fragmentów 🙁
Monika, na Wafe Tarnowska, a raczej na jej Szecherezade, nadzialam sie kiedys w ksiegarni z uzywanymi ksiazkami. Wyciagnelam ja spod sterty i odlozylam na bok do kupienia. Na chwile sie zagapilam i juz jakas wredna baba zlapala ja i pognala placic do kasy. Zanim sie zorientowalam, juz wychodzila ze sklepu. 👿
Ciekawa jestem jak jej sie udaly te Siedem ksiezniczek, bo rercenzje troche dziwne i jedna mowi ze jest to dla dzieci powyzej 10 lat, a inna ze od 4 do 8.
Ciekawe, czy Niemcy też straszą zimą?
Nie wiem, bo na wszelki wypadek przez ostatnie 3 dni trzymałem się z daleka od przekaziorów. A to dlatego, że znacznie przyjemniej mi rano wychodzić z domu bez świadomości, że właśnie zagłębiam się w jakąś kompletną meteorologiczną katastrofę. 🙂
Z tym zarabianiem przez kogoś na wierszach czy prozie to też już strasznie dawno było… 🙁
Bobiku, bo cala Nesbit jest niezmiernie tongue in cheek, lacznie z tym zarabianiem. 😉 Zreszta to nie jedyna ksiazka, w ktorym o tym pisze, bo jeszcze wiecej jest o tym w „The Railway Children”, gdzie pisanie ratuje od glodu, i tyle.
Heleno, to jest bardzo dobrze napisana wersja, z pieknymi ilustracjami, jak wszystkie zreszta ksiazki Barefoot Books (juz kiedys tu pisalam, ze to moj ulubiony, malutki i niezalezny dom wydawniczy zalozony przez dwie matki, ktore chcialy odkrywac przed dziecmi wielokulturowosc w niesztampowy, rozszerzajacy perspektywy sposob). Co do wieku – to pewnie jednak wiele zalezy od dziecka. Zosia slucha z zapartym tchem, i rozumie, a ma piec lat, a Matylda czyta z przyjemnoscia na innym poziomie (znaczenie symboli, struktura narracji, odniesienia religijno kulturowe). Ale to, ze tak mozna czytac, to zasluga dobrze skonstruowanego tekstu.
Bede musiala chyba pozyczyc troche piasku od Kota M, bo wyszlam tylko naprzeciwko na male zakupy i bylo tak slisko, ze ledwo przeszlam przez jezdnie. Balam sie tez czekac na swiatlach, ze sie poslizne i wyladuje pod kolami.
Na szczescie samochody jada bardzo ostroznie i kierowcy pozwalaja przechodzic na druga strone w dowolnym miejscu. Co tu duzo gadac – co Duch D. to Duch D.
He, he, tutaj wszyscy sypią albo odśnieżają jak najęci, bo się boją finansowych konsekwencji. Za każde miejsce ktoś tam jest odpowiedzialny i niech sobie ktoś w tym miejscu jakąś końcówkę złamie – wiadomo, drogo to będzie kosztować tego, kto nie sypnął. 😉
Te podziały od ilu do ilu lat książki, to są w ogóle bardzo takie – umówmy się. 😉 Rozrzut intelektualny wśród dzieci w tym samym wieku jest jednak dość duży, a do tego dochodzi środowisko donowe, praktyka czytelnicza, itd. Poza tym, jak słusznie Monika wspomniała, są takie książki, które można czytać w każdym wieku i za każdym razem na innym poziomie je rozumieć.
Bobika wolno czytać we wszystkich wiekach, z wyjątkiem wieka od trumny. 😀
Kilkumiesięczny Miko bardzo lubił jak czytałem mu artykuły z „Polityki”. Byle intonacja była bajkowa…
😆 😆 😆
A ja kiedy mialem pare miesiecy i jeszcze Stara nie chciala nas z bratem wypuszczac na podworko, to bardzo lubilem jak nam spiewala (troche baranim glosem):
Lascia ch’io pianga ma crude sorta
e che sospiri ma liberta!
e che sospiri, e che sospiri ma liberta!
Nie recze, tfu! nie lapie za dokladnosc cytatu, ale jakos tak to bylo. 😈
Dokładniej biorąc, to brzmiało tak:
Jasna to pianka na rudych tortach
lekkiej empirii kaliber ma… itd. 😉
Czasem mam wrażenie, że cała Polska czyta dzieciom, a nawet nie tylko Polska, że cały świat czyta dzieciom i że te dzieci słuchają i są zachwycone. Tylko nie ta moja mała czteroletnia jędza, wrrrrrrr! Od urodzenia tak ma. Jak kto brał książkę do ręki i zaczynał czytać, zaraz foch. Można opowiadać historyjki wzięte z głowy, można śpiewać (byle nie na dobranoc i nie fałszywie, bo foch), ale czytać nie można. Odkąd potrafi usiąść, siada, zabiera książkę i czyta po swojemu. Teraz wymyśla własne opowieści, bo czytać ze zrozumieniem jeszcze nie potrafi, ale na słuchaniu się nie skupi na Chiny Ludowe. Chyba że książka jest o planetach lub o wielorybach. Wtedy może słuchać o składzie chemicznym jądra Saturna, wulkanach na Marsie, behawiorze kaszalotów. Nie powiem, sporo sie przy tej lekturze sama nauczyłam, ale tak bym chciała czasem poczytać jej Andersena czy Lindgren. A tu tylko która planeta skalista, która gazowa. Ostatnio zaczęła zadawać pytania w rodzaju „jak stanę na głowie, to gdzie będzie góra, a gdzie dół”. Stąd tylko krok do jakiejś nowej wersji teorii względności 🙂
Cztery lata 🙂 piękny wiek 🙂 Ćwicz vesper, jeszcze mnóstwo pytań przed Tobą 🙂 I nic się nie martw, jak opanuje planety, przyjdzie czas na Lindgren 🙂
Jasne, trzeba zaczynac od prostszych rzeczy.
No wlasnie! A gdzie bedzie gora, a gdzie dol? 😈