Ze skarbczyka Bobika
Dawno, dawno temu… no, może nie AŻ tak dawno, ale jednak w czasach dość odległych, w szczenięctwie moim sielskim, anielskim (w odróżnieniu od szczenięctwa obecnego, które skłania się raczej w stronę diabelską, albo przynajmniej chochlikowatą), próbowałem wszystkiego, co mi tylko w zęby wpadło. Raz okazywało się to pasztetówką, a raz musztardą (brrr!!!), ale mój niepowstrzymany pęd do wiedzy pozwalał mi przechodzić na tą ambiwalencją doświadczeń do porządku i nieustannie próbować dalej.
Pewnego razu, podczas obrabiania regału z książkami, już po skonsumowaniu większości okładek, natknąłem się wśród fruwających luzem kartek na coś, co zapachniało mi niezwykle smakowicie, choć niekoniecznie jadalnie. Nie mogąc należycie ocenić i zinterpretować tego znaleziska, porwałem je w zęby i zaniosłem do Starszego Kumpla. Kumpel włożył okulary (choć był Starszy, a nie stary, ale w psiej szkole mówiono o nim „urodzony krótkowidz”) i pracowicie zapoznał się z cechami organoleptycznymi oraz intelektualną zawartością przyniesionego przeze mnie strzępka papieru. Następnie zrobił głupią minę, wzruszył niejednoznacznie ogonem i usiłował zmienić temat. Ale nie ze mną te numery! Przycisnąłem go do podłogi i zażądałem wyjaśnień. Kumpel kręcił, wyrywał się i i drapał w drzwi, ale wreszcie przyznał:
– Wiesz, prawdę mówiąc, ja ni cholery nie wiem, o co chodzi. To, co znalazłeś, to jest cytat i ludzie używają tego do pomyślenia tego, co być może pomyśleliby sami, gdyby już kto inny wcześniej tego nie pomyślał. Taki cytat składa się ze słów i z tego, co one znaczą. Ale do jedzenia ani jedno, ani drugie się nie nadaje.
Nie zmartwiłem się szczególnie, bo już wcześniej przypuszczałem, że kulinarnego pożytku z tego papierka nie będzie. Żądza wiedzy kazała mi jednak zadać Starszemu (choć, jak się okazało, nie wszystko wiedzącemu) Kumplowi kolejne pytanie:
– No dobrze, zrozumiałem, pożywić się tym nie pożywimy. Trudno, podobno nie samym żarciem pies żyje. Ale skoro ludzie tych cytatów używają, stawiają na półkach i oprawiają je w całkiem smaczną skórę, to musi coś ważnego w nich być. Wiesz co to takiego?
– Bobik, nie męcz! – jęknął Kumpel. – Ja ci mogę tylko powiedzieć, co tu jest napisane, ale nie wymagaj ode mnie, żebym wiedział, co to oznacza.
– No, dobra – zgodziłem się łaskawie. – Powiedz mi na razie, co jest napisane, a potem zobaczymy.
Starszy Kumpel wziął przywleczony przeze mnie skrawek kartki i przeczytał:
Niezmarnowane będzie życie moje, bom tworzył pieśni i miałem przyjaciół.
Rzeczywiście, ciężko było coś z tym począć dwójce szczeniaków (bo Kumpel, chociaż Starszy, też poza szczenięctwo jednak nie wyszedł). Zaczęliśmy kombinować na wszystkie strony, ale bez wyraźnego wizualnego, bądź zapachowego efektu.
– Gdyby to było „bom kochał suczki” – powiedział gdzieś po godzinie zgnębiony Kumpel – to bym jeszcze skapował. Chyba że po staropiesku suczki nazywały się pieśni?
Polecieliśmy spytać sierżanta Gugla, ale zaprzeczył. Powiedział, że po staropiesku na suczki mówiło się piesiulki, pieścice, psiężniczki, spsiałogłowy, psiewiasty, psurtyzany, psujki, psotki i piesczotki, ale o pieśniach żaden słownik nie wspomina. No i w ten sposób znowu byliśmy w punkcie wyjścia.
– Nie ma rady – powiedział Kumpel. – Chyba musisz zapytać twoich Starych. Oni już z niejednej miski chappi jedli, to może i tę zagadkę potrafią rozgryźć.
Pytanie Starych wprawdzie nie bardzo mi się uśmiechało, bo właśnie od pewnego czasu usiłowałem im udowodnić, że wszystko wiem lepiej od nich, ale rozsądek mówił mi, że Kumpel może mieć rację. Zakopałem tajemniczą kartkę pod bzem, obok innych psich skarbów, żeby ktoś mi jej nie porwał i postanowiłem wieczorem pogadać ze Starymi.
Zajęliśmy się z Kumplem bieganiem po ogrodzie, przeciąganiem szmaty, wzajemnym podgryzaniem uszu i innymi szczeniackimi przyjemnościami. Wieczorem byłem tak zmęczony, że natychmiast po wylizaniu miski padłem na posłanie i spałem twardo aż do rana. Następnego dnia przypomniałem sobie o kartce akurat wtedy, kiedy Starych nie było w domu i solennie obiecałem sobie, że tym razem na pewno zapytam ich wieczorem. Ale zająłem się obgryzaniem kości, straszeniem wróbli i szczekaniem na kota sąsiadów, a kiedy przyszedł wieczór…
Co będę ukrywał – płynęły kolejne dni i miesiące mojego szczenięctwa, a ja nie tylko co wieczór zapominałem o kartce, ale w pewnym momencie już na dobre zapomniałem. Skończyłem psią szkołę, zacząłem stróżować i bronić domu przed złodziejami, wiosną buzowały we mnie hormony. Radziłem sobie z nieuchronnymi w psim życiu rozczarowaniami i gromadziłem niebiańsko pachnące polędwicą chwile radości. Byłem ciągle zajęty, chociaż nieraz trudno byłoby mi powiedzieć czym. A już odkąd założyłem blog, na takie rzeczy, jak niezrozumiałe cytaty, w ogóle nie miałem głowy i czasu. Aż do dziś.
Bo dziś, kiedy zacząłem się zastanawiać nad kolejnym wpisem, przypomniało mi się, że on będzie setny, czyli – było nie było – jubileuszowy i wypadałoby na taką okazję przygotować jakieś specjalne danie. Pobiegłem do mojego skarbczyka pod bzem, żeby zobaczyć, czy nie zakopałem tam przypadkiem jakiejś wyjątkowo dużej kości i podczas poszukiwań natknąłem się na dawno już zapomnianą kartkę. To może być to! – pomyślałem w nagłym przebłysku psiej intuicji. Moi Goście to głównie ludzie, a ludzie są tak dziwni, że często nawet wolą cytaty od kości.
Zaraz miałem lecieć do Starych, żeby nareszcie wytłumaczyli mi, co oznacza to napisane, kiedy znienacka, bez żadnego szczególnego powodu, uświadomiłem sobie, że już nie muszę ich pytać. Tajemniczy cytat zrozumiał mi się jakby sam z siebie, bez mojego czynnego udziału. Wystarczyło trochę pożyć.
Teraz już wiedziałem, że nie bez powodów zakopałem to zdanie wśród moich skarbów. Ono było doprawdy jak ogromna, tłusta, jeszcze ociekająca rosołem, szpikowa kość. Z drobną, psią poprawką: niezmarnowane było życie moje, bom kochał pieśni i miałem przyjaciół.
Ach, jak to miło w słońcu lub cieniu
surfować sobie po zażaleniu…
Czy ktoś coś wreszcie może zrobić z tym cholernym czasem? 👿
PS. Ja wiem, że lepiej nie, ale musiałam jojknąć 😕
taaa, i tyle ze skarżenia. góra skarg, po której Bobik szusuje na sankach…
a co się stało z cholernym czasem? sam jestem ciekawy
Wsiąka 👿 znika 👿 kurczy się 👿 paskud jeden nie wiadomo gdzie się podziewa 👿 i to teraz, gdy mam go coraz mniej 👿
Haneczko, bawi się w chowanego po prostu. On w swojej własnej perspektywie jest jeszcze bardzo młody, więc w zasadzie należałoby mu wybaczyć.
No, ale z naszej perspektywy – faktycznie wredniak!
może robią z niego śnieg? 😯
E, nie, nawet dziecko wie, że śnieg robią z wody. Z czasu to prędzej robią wiatr.
tyle dziś śniegu, że muszą posiłkować się czasem
No dobra, nawiązując do tradycji – dobiegająca litania 'co można robić z czasu’
z czasu można robić czosnek, wystarczy zamienić literki
z czasu można robić czastuszki, trzeba tylko znać rosyjski
Bibiku, masz rację 🙂 Smarkacz bryka (z przeproszeniem rysia 😉 ).
No nie… Posiłkowo to aniołki w niebie rzucają poduszkami, które są marnej jakości i często pękają.
Też każde dziecko wie. 😀
z czasu można robić czasopisma, trzeba tylko mieć linię pisma i pismaków
Z czasu można zrobić poczask, tylko nie można znać ortografii. 🙂
nie każde, Miko jeszcze nie wie i lepiej niech pies nie robi kreciej roboty 👿
Można się też zastanowić, czego z czasu robić nie cza. 😉
z czasu można zrobić czaszę, ale warto mieć coś, żeby do niej coś wlać
nie trza trzeć czasu skórką pomarańczową
za to można wysłać czas na pocztę, pewnie będzie mu się tam najmniej dłużyło
Chyba taki taniec też jest – cza, cza, czas.
czasem można powiedzieć coś mądrego
Ale po co? I tak nikt nie słucha. 🙁
cza cza czajnik na stole stoi z herbatą, gdzie szampan?
słuchają jak czas przemyka w szparach okien
Zostanie podany, jak przyjdzie na to czas. 😆
domy oddychają i czasem wessą nieco czasu, a czasem wydychną, tak mija czas dzień za dniem
eeee, całkiem ładny komentarz na cz… się trafił 😆
No, dobra, można już przestać bredzić. Czterdziestotysięcznik zdobyty! 😆
Uwaga! Uwaga!
Rozbijamy fomę o burt… tfu, coś nie tak, wróć.
Rozbijamy szampana o fomę… tfu, znowu coś nie tak.
A, tam. Po prostu wodujemy fomę po raz czwarty. Gratulacje, szampan dla wszystkich, a na dodatek dla każdego po kawałku czasu na wypicie tego szampana. 😆
czasem w morzu bredzenia coś zgrabnego się urodzi i ze śniegiem spadnie na stół. szkoda rezygnować z tej miłej metody powiedzenia czegoś mądrego 😉
do szampana i czasu dorzucam stłuczony od obijania boczek i chleb orkiszowy.
takie to imprezy w stoczni czasem u Bobika bywają… 😆
Uprzejme gratulacje dla niespodziewanego zwycięzcy…
foma złapał swego 40-tysięcznika (pogratulować), więc można już spokojniej porozmawiać. Na przykład na temat:
Helena 3 marzec 10, 02:15 […]
E. odmowila uwierzenia, ze cos takiego istnieje.
Ja tez zreszta wtedy pierwszy raz w zyciu sie dowiedzialam .
Z upływem czasu (o czym sporo dziś mówiono) człowiek dużo się dowiaduje, ale opowiadania V. czyli żony odkryły mi zupełnie nieznane kontynenty. Bowiem pracowała kiedyś w klinice uniwersyteckiej także na nocnych dyżurach i dziwne, dziwne rzeczy opowiadała. Na przykład o młodym człowieku przywiezionym z małą sympatyczną butelką Coca-Coli, ale w osobliwej pozycji. Wynika stąd, że taka flaszeczka przynosi zdradliwe przyjemności; bo jak zassało, próżnia się zrobiła i ręcznie rozdzielić butelki i pacjenta nie było jak, chirurg zdaje się pracował z wiertarką.
O seksie oralnym rzecz jasna coś się słyszało, bo młódź na ulicy głośno rzecz obdyskutowuje (czy z pełnym rozumieniem słów to zupełnie inna sprawa), ale ja też pierwszy raz w życiu się dowiedziałem, że niebezpieczeństwo czaić się może w takim aparaciku dentystycznym do wyprostowywania ząbków. Potrzebne było obrzezanie (w zasadzie napoczęte w trakcie wesołych igraszek), ale trzeba było wyciągnąć pacjenta z przyległościami z samochodu z bocznej ulicy i jakoś przetransportować w improwizowanym namiociku do kliniki.
Tia… Kama-Sutra to dobry początek. Praktyka pokazuje horyzonty.
Bardzo mi przykro, że nie mogę zostać na imprezie, ale mam dobre wytłumaczenie. Obiecałem dziś robić za tłumacza przy biznesowej kolacji i muszę się teraz w związku z tym udać do roboty. 🙁
Ale ja tu wrócę. 😎
40007 też nieźle.
Szczerzę się szczerze do bywalców i Bobika. 😀
Natłukliście nieźle.
Gratulacje!
Bobiku, a dasz radę, jeśli rozmowa zejdzie na rzeczy, o których Helena wcześniej nie wiedziała?
A za wszelkie gratulacje dziękuję. Strach pomyśleć, co by się działo, gdybym zapomniał zajrzeć i zorientować się, że już blisko… Cisza. Szczególnie, że vesper jakieś paskudztwo przeszkadzało dziś rano. Zatem pierwszy toast za Bobika, że ma stocznię, a drugi za vesper. A co, od razu na obie nogi 😉
Wróciłam, żeby pogratulować fomie 🙂 Kolekcjoner 🙄 Lubię miło odjechanych kolekcjonerów 😉 Ale mógłby podziękować wspomagaczom…
Andsol, nie mam najbledszego pojęcia, o czy mówisz 😳
Gratuluje nieoczekiwnemu Zwyciezcy Czterotysiecznego wpisu.
Co do opowoesci andsola o aparacie zebowym , odwzdiecze sie histpryjk tez poniekad medyczna, ktora byla przed laty szeroko opisywana w brtyrtyjskiej prasie, kiedy przyjechlam z wizyta do Londynu i wszyscy mi to opowiadali.
Otoz jakas pani przed przyjsciem gosci na sobotni obiad, usilowla odczyscic dywan benzyna. Po zakonczeniu czyszczenia , benzyne z wiadra zlala do ubikacji.
Do ktorej to ubikacji udal niebawem sie jeden z zaproszonych gosci z papierosem w reku. A jak skonczyl papierosa, nie wstajac z sedesu wrzucil peta miedzy nogami.
Jak sie nalezalo spodziewac benzyna w kiblu stanela wysokim plomieniem i goscia bardzo sprzyla od spodu.
Wiec zawolano pogotowie, ktore po stwierdzeiu powaznych poparzen, postanowilo pacjenta odwiezc na najblizszy oddzial poparzen. Kiedy go znosili na noszach z pierwszego pietra na parter wysluchujac jednoczesnie jak doszlo do wypadku, paramedycy dostali takiego ataku spiechu, ze wypuscili nosze z rak, pacjent wypadl i stopczyl sie w dol. ze skutkiem polamania sobie obu nog. 😯
haneczko, no i dobrze, przynajmniej nikt mnie za kołnierz nie ujmie i pod zasiusianym słupem przy domu Bobika nie zdeponuje. Zresztą, dobrze wychowani ludzie zawsze czegoś nie rozumieli z komplikacji, które ludzie sobie sprawiają. No ale gdyby wyjaśnienia konieczne były, to okazało się (o czym też nie wiedziałem), że butelkę Coca-Coli nie tylko do ust można wkładać.
smiechu, nie spiechu.
Dodam jeszcze, ze z jakichs powodow moja Mama bardzo kocha te historie…
Jeszcze jeden powód do niemienia dywanów 😆
Heleno, czemu Mordka taki cichutki?
Heleno, czterdziestotysięczny wpis…
Jak się postaramy, to milionera z fomy zrobimy zanim na dobre stetryczeje.
haneczce i wszystkim wspomagaczom dziękuję raz jeszcze i jeszcze szczególniej. na takie okazje od wielu miesięcy przeszukuję internet, żeby złożyć u stóp skecz kabaretu Potem o pewnym inspektorze, który przechodził na emerutrę. ale nima 🙁
to w zamian inny inspektor 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=g2JERoLLk78
a tamtego przyłapię, albo sam wrzucę, tylko muszę się wpierw nauczyć, ale może do 50000 zdążę 😉
foma, ja to tyle, co nic, ale owi oni 😆
to trzeci toast za haneczkę, a czwarty za owich onych
bo toasty chodzą parami…
Znałem tylko teksty Teresy Torańskiej, pierwszy raz widziałem ją i słyszałem jej głos. Przeszkadzał mi rozziew między niedopracowanymi zdaniami Domosławskiego, czymś w rodzaju brudnopisowych deklaracji, wywoływanych zadanym tematem, a jej modulacją, opanowaną wręcz teatralnie intonacją i troszkę nieziemską łagodnością. Miałem wrażenie, że w naturalnych (tzn. nienagrywanych) warunkach te dwie poetyki mogłyby się mocno pogryźć.
Jeśli nie przekonałem do jakiejś tezy, to świetnie, bo tezy nie mam, mam tylko odczucie na gorąco – i trochę mi trudno powiedzieć czego ja chcę. Może tego, że to nie jest zharmonizowany dialog, bo jedna osoba jest starannie przygotowana, a druga przyszła w dżinsach z pracowni…
Spóźniłam się na imprezę? Jak zwykle 🙁
Gratulacje dla Zwyciezcy, ktory – jak zwykle – przeszedl samego siebie i pobil kolejne wlasne rekordy. 😀 Jeszcze tylko potrzeba nam dluzszej przemowy z detalicznymi podziekowaniami dla rodziny, oraz makijazysty i fryzjera, i wszystkich innych, ktorzy przyczynili sie do tego sukcesu. 😆
andsol – ten wywiad byl i dla mnie nieco przedziwny, choc z nieco innych powodow (akurat roznice w stopniu rozchelstania w mowie i ubiorze sa na pewno czesciowo roznicami pokoleniowymi). A reszty sie dowiem, jak przeczytam ksiazke.
Cyceronowie Roku:
http://www.dziennik.pl/polityka/article561908/Oto_tegoroczny_srebrnousty_Co_powiedzial_.html
Mozna z tego tworzyc nastepne wiersze a la Donald Rumsfeld. Ale bardziej mi imponuja wpadki miss pieknosci – jak juz sie mylic, to chociaz siegajac gwiazd i wyjasniajac Konfucjusza…
Tutejszy link do Torańskiej i Domosławskiego nie działa, więc wyguglałam i obejrzałam. Hmm…
Też szczególne wrażenie wywarł na mnie dialog o uśmiechu. I ta podejrzliwość, że jak uśmiech, to co się za nim kryje, co on zasłania.
Cóż, ja akurat jestem w dość specyficznej sytuacji, bo znam/znałam całą trójkę, z bohaterem włącznie. Moja znajomość z RK ograniczała się właściwie głównie do rozmów o muzyce (najczęściej), ale i tak nie przyszłoby mi do głowy, żeby traktować ów zdemonizowany przez Teresę i Artura „uśmiech Ryśka” jako narzędzie manipulacji ludzkimi reakcjami. Mnie samej, z własnego kręcenia się wśród ludzi, wyszło z czasem jak dwa a dwa cztery, że uśmiechać się warto i dobrze, ale też jest zdecydowana różnica między wystudiowanym szczerzeniem się a naturalną życzliwością. Oni wspominają co prawda, że to było u Ryśka naturalne, ale nawet do tej naturalności podchodzą podejrzliwie.
I tak sobie pomyślałam, że w nich właśnie nie ma tej naturalnej życzliwości, jest tylko ta chciwa ciekawość słuchania, o której mówią. I pewna sztuczność przy tym, zwłaszcza u Teresy, rzeczywiście wystudiowanej do bólu. Po prostu oboje sądzą RK według siebie. Taka ciekawość w skrajnej postaci może doprowadzić do… nie, nie będę tego nazywać po imieniu. Powiem tylko: Teresę nawet dość lubię, ale trzymam się zwykle na pewien dystans, choć w mniejszym stopniu niż od Hanny Krall (kontakt z nimi to jak kontakt z wampirem energetycznym). Artur z kolei, jak go pamiętam (od pierwszych kroków w „GW”), wydawał mi się postacią zadufaną… Jeden z tych, co nie zniży się, żeby przywitać się z koleżanką na korytarzu. Z RK nigdy nie miałam wrażenia nie tylko, że się wywyższa, ale że i coś ze mnie wysysa. Była życzliwość i ciepło. Mam gdzieś jego życie prywatne i czuję duży niesmak w wywlekaniu go. Jego pisarstwo – jak już powiedziałam w paru miejscach wcześniej – traktuję i traktowałam zawsze jak literaturę. Nie idealizuję go; o uwikłaniach peerelowskich też siłą rzeczy coś wiem przeżywszy trochę w tym czasie jako dorosły człowiek i nie chce mi się już o tym gadać. W każdym razie na przeczytanie książki Domosławskiego nie bardzo mam ochotę.
Mnie osattnio cos nie bardzo chca sie filmiki otwierac – a poniewaz przymierzam sie wlasnie do maca, nie chce sie wolac nikogo na naprawy. Wiec tej rozmowy nie znam. Ale mysle, ze wysysanie i chciwosc sluchania jest w opisie wymogow pracy u jednej i drugiej. u Krall i Toranskiej – wybraly sobie takie zawody i takie zainteresowania bo wlasnie musza wysysac i sluchac. U Czechowa w Czajce jest ladna scena w tej materii – wyciagania notesu przez pisrza Trygorina w chwili najwiekszego emocjonalnego i psychicznego „nadrywu” bohaterow. Malutka „piece de teatre” , dobrze podpatrzona, jak to u Czechowa.
Mnie tez baby Kapuscinskiego w sumie malo interesuja, ale to oslawione „uwiklanie”, wspolpraca ze sluzbami – bardzo. Bo czegos tu nie rozumiem, cos mnie od wielu lat w jego sprawie dreczy, powraca, nie daje spokoju i to chcialabym wiedziec. Moze autorowi udalo sie to wyjasnic.
Mnie tez zdarzalo sie przebiec korytarzem i sie nie przywitac. Ale to dlatego, ze kiedy cos mialam na wrsztacue, moja sila slupienia jest tak gleboka, ze nie zuwAzam niczego dookola. Dlatego nigdy mi nie przeszkadzaly glosne rozmowy we wspolnym pokoju, muzyka czy telewizor wlaczony na caly regulator. Nie slyszalam czasami nawet jak ktos mnie glosno wolal po imieniu.
Moze i Domoslawski w podobny sposob nie zauwazal innych?
Heleno, ja mam prościej. Nie poznaję, bo nie poznaję. Owszem, rozpoznaję synów i żonę, a gdy żyła to i teściową. Mam niezgorszą pamięć do historyjek, mało wartą do uraz (nie mam komuś czegoś za złe, bo żona to dla mnie pamięta i ma mi za złe, że nie mam za złe, gdy przypomni, przyznaję jej rację a potem znowu nie pamiętam) i okropną do twarzy. Więc odróżnię psa Bobika od żyrafy, bo wiem, że mam patrzeć w dół, ale jeśli Bobik wejdzie na drabinę no to ja nie wiem…
A jak jestem bardzo skupiony, to zaraz ktoś mnie odkupi i chce, żebym zawiózł tu albo tam. Ciężkie jest życie skupiającego się kierowcy.
A skoro tak się rozgadałem, to rano V. stała przy wjeździe patrząc jak panowie z firmy naprawiają coś w automacie, który właśnie naprawili w sobotę, ale nie bardzo. A tu idzie jakiś pan po ulicy i pyta czy to jej mąż umarł w nocy. Więc V. mówi, że nie, że mąż przed 5 minutami dzwonił do domu (mówiła prawdę. Dzwoniłem i pytałem czy wjeżdżając będę już mógł użyć pilota czy brutalnej siły). Więc on mówi, że jak tak, to nasz sąsiad. W istocie. Znałem go od roku. Wiedziałem, że waży dużo więcej niż to jest zdrowe – i choć był miły (z takich, co dużo wiedzą o sąsiadach, ale to czasami jest wygodne), to za dużo krzyczał wieczorami na żonę. Ona na niego też, ale ona jest szczupła. No i miał we śnie atak serca. I nie mam sąsiada. Głupie, ale nie wiem jak powiedzieć o tym synom. Jeden z nich jest bardzo społeczny (a może to nie mój a podmieniony na dziale położniczym?) i lubi wszystkich, a tego senhor Otávio szczególnie…
Wytłumaczyłem od a do zeta, wzmocniłem gospodarczą współpracę polsko-niemiecką, a przede wszystkim przeżyłem.
A teraz wznoszę toast za tych, co na morzu (znaczy, za zwodowanych), wiedząc, że mogę liczyć co najwyżej na wsparcie Drugiej Półkuli, o ile jeszcze nie uznała, że nie warto zaglądać, bo i tak wszyscy śpią. 😉
Ja w każdym razie nie śpię i jeszcze przez dobrych parę minut spał nie będę, bo muszę doczytać, co pisano po moim wyjściu. 😎
Mysle, ze gruby krzyczcy na szczupla zone ma u startu unfair advantage, nawet jak ona nie pozostaje mu dluzna. Ale tez zaraz mu sie cisnienie podnosi i wtedy moze byc niebezpiecznie 🙁 Jak powiedziec synowi, ze umarl ulubiony sasiad? Mie mam pojecia. Schowanie glowy w piasek, jak rozumiem, nie wchodzi w rachube? Ojciec mojej przyjciolki byl taki. Jakby znajomi nie zadzwonili z Polski, to ona by mogla do dzis nie wiedziec, ze jej Mama zmarla.
Mam nadzieje, ze poradzisz sobie i Syn nie przezyje tego zbyt bolesnie. Mozna oczywoscie zwalic cala przykra rozmowe na V. Ale przykre, sorry.
Niektorzy ludzie zle rozpoznaja, a raczej ich komputer w mozgu jakos jest tak zbudowany. Ja sama niektore twarze zapamietuje na reszte zycia po jednym jedynym zobaczeniu, a niektore nieustannie myle z kims innym. Zaloze sie, ze na ten temat napisano juz pare ksiazek naukowych oraz poradnikow.
Prosze az do czasu mojego zakupu maca wstawiac sobie od czasu do czasu w moich wpisach literke „a” lub „A”. Bo zakupilam sobie nowa klawiature (stara byl kompletnie starta) i musze szczegolnie mocno walic w klwisz z a, inaczej ucieka. To jak sie placi na klawiature £ 9.99. zamiast £34.99 .
No nie, ja tu śmichy-chichy, a w tym czasie okazuje się, że i andsolowi ktoś umarł. 🙁
I wiecie, że ujawnił mi się pewien problem. Nie wiem, na ile duża to jest strata dla andsola, jak blisko był z sąsiadem. Bo Helena wczoraj wyraźnie napisała, że jest przybita, a dziś to nie wiem, jak andsol to odczuwa. Czy ja np. mogę dalej komentować tematy blogowe, czy mam empatycznie zamilknąć, bo niefajnie robić jak-gdyby-nigdy-nic kiedy komuś smutno.
A piszę to dlatego, że sam mam tendencję do bagatelizowania różnych swoich ciężkich przeżyć i nie zawsze daję wyraźny znak, że je w ogóle mam. A teraz się puknąłem w głowę, że jak daję znak niewyraźny, to może utrudniam innym życie, bo nie wiedzą, jak się zachować.
Nie to, żebym tu chciał robić grupę terapeutyczną z wywlekaniem i rozdzieraniem. Ale uświadomiłem sobie po prostu, jak to ułatwia życie socjalne, kiedy ktoś mówi jasno – zdarzyło mi się to i to, czuję się tak i tak, weźcie to pod uwagę.
Więc, andsolu, jeżeli jest Ci z powodu śmierci sąsiada smutno, to i mnie smutno. I przyznaję uczciwie – nie ze względu na sąsiada, którego nie znałem, tylko na Ciebie, którego już co nieco poznałem.
A jak powiedzieć dzieciom – też jasno. Powoli, ostrożnie, empatycznie, odpowiednio do wieku, ale jasno. Takie mam najgłębsze przekonanie. Tak się zawsze robi u mnie w rodzinie i to się sprawdza.
Bobiku, żartować możesz sobie także (a nawet najbardziej) na mojej własnej stypie. To nie program dla innych ani baza nowej religii, ale po prostu jest dla mnie naturalne, że się przychodzi i odchodzi. Ja go prawie zupełnie nie znałem, ot, życzliwe pozdrawianie się i parę jego porad jak żyć. Ale sam mówiłeś, że zauważyłeś brak żonkili, choć nigdy na nie nie siusiałeś. Chyba chętniej przyjmujemy zmianę otoczenia niż zmianę w otoczeniu. A synowie dowiedzieli się jakoś naturalnie od V. Nie dlatego, żebym zwalał na nią, alestosunek religijnych do bezbożników w domu jest 3:1 i byli w tym „ich” kościele — jest blisko i jest miły i chyba pastor sporo mówi o życiu i śmierci, więc jakoś im zeszło na temat. A ja się bardzo cieszę, że wybrali ten kościół, bo jest o dwie przecznice od nas i nikogo nigdzie nie muszę wozić.
Z nierozpoznawaniem to chyba można zwalić na mikrofelery w mózgu. Słowo honoru, jest coś takiego. Dobrze to znam, bo sam to mam. Pamięć wzrokową posiadam w zasadzie znakomitą, ale nie dotyczy to twarzy ludzkich w realu. Podkreślam real, bo np. z obrazami nie mam takiego problemu – Arnolfini to Arnolfini, nawet jak w parze, Rembrandt to Rembrandt, bez względu na wiek, a tego tam gościa wiadomo, że Hals malował. Ale na przystanku autobusowym potrafiłem kiedyś własnej Matki nie rozpoznać. 😳
Tylko że Pani Kierowniczka chyba nie o tym mówiła, a o niezwracaniu uwagi na ludzi. To całkiem inna para kaloszy. To może (choć nie musi) świadczyć o rozdętym ego. MOJA praca jest tak ważna, MOJE sprawy tak istotne, że co wy mi tam, mróweczki…
Coz tu pisac Bobiku jak czlowiek doslownie padniety na twarz?
40 tysieczny wpis mamy juz za soba, ale sadze, ze juz cale winko wyszlo z domu, wiec za tych co na morzu zielona herbatka.
Nie sledzilam ostatnio debaty o ksiazce o RK, ale ogolnie jestem za ksiazkami, za biografiami, za nie ukrywaniem, za krytycznym badaniem. Jezeli ja napisze cos swietnego, a potem ktos odkryje, ze spalam z listonoszem, zle traktowalam psy i popieralam wojne w Iraku, so be it.
Bo co jest lepsze? Czy lepsze jest przemilczanie? To tak jakby moj maz mial kochanke o czym wszyscy by wiedzieli, a ja nie. To nie jest lepiej byc w fikcyji. Albo jezeli sie rozchoruje to chce zeby moj lekarz informowal mnie o moim prawdziwym stanie zdrowia, a nie karmil jakas papka o dobrej prognozie na przyszlosc.
Czego zaluje jesli chodzi o RK to, ze nie zostanie swiatowej slawy reportazysta pomimo znakomitego piora. Lubilam jego styl pisania. Ale troche byloby nam niefajnie, gdyby jakis pisarz powiedzmy z Urugwaju pisal jakies pseudo korespondencje z Polski, ktore by nam za bardzo Polski nie przypominaly… ciekawe czy nas by satysfakcjonowalo, ze chcial tylko oddac ducha Polski… Wydaje mi sie, ze kryteria co jest nie fikcja a co fikcja sa dosc jasne i jedno nie moze paradowac jako drugie bez wyjasnienia. Przekonali sie o tym dziennikaze fabrykujacy wywiady z „lokalnymi” zrodlami, zeby zywszy byl przekaz; przekonal sie Jonathan Frey autor „A Million Little Pieces” (pamietnika potem nazwanego „semi fictional memoir” (???); Herman Rosenblat autor pamietnika o spotkaniu zony w czasach Holocaustu (wydanie wstrzymano, kiedy sie okazaly nieprawda);Margaret Seltzer autorka „Love and Consequnces” ( wspomnienia z dziecinstwa, ktore nie bylo jej dziecinstwem).
Przeczytam ksiazke Domoslawskiego. Zobacze w przyszlosci co sie z pozycji RK w moich oczach ustoi a co nie. Na marginesie: Gall Anonim czy Kadlubek tez nie pisali dokladnie (Kadlubek wrecz zmyslal); Herodot tez nie byl dokladny, ale zastrzegal „zgodnie z tym o czym sie dowiedzialem”…
To ze Domoslawski jest arogantem nie ma dla mnie znaczenia. Mam tylko nadzieje, ze jego ksiazka jest rzetelna i podparta faktami, a nie jest tylko jakims „duchem” krytyki pisarstwa RK.
Och, na mojej własnej stypie ja jak najbardziej proszę o dobry nastrój! Kiedyś to już zresztą (chyba?) ujawniłem, że życzyłbym sobie pogrzebu w stylu nowoorleańskim, najchętniej z jakąś okropnie śmieszną wpadką. I oczywiście z orkiestrą jazzową. Bez tego nie mógłbym spokojnie umrzeć.
W zasadzie bardzo mi się podoba zwyczaj wspominania na stypie zmarłego, tylko niekoniecznie popieram obowiązkowo tragiczną tonację. Ja bym to dopasował do nieboszczyka – czego on by sobie życzył.
Z góry zawiadamiam: ja bym sobie na pewno życzył, żeby cytowano moje śmieszne wierszyki i ewentualnie tworzono nowe, z uwzględnieniem wszelkich moich zasług na polu rozśmieszania. I z dokładnym opisem mojego nagrobka.
Wiem, że na zeena mogę liczyć, ale jeżeli na kogoś jeszcze, to tym lepiej. 😉
Ja poprosze tylko o duze Mauso… tfu!… Katzoleum i dlugie przemowienie z SOLIDNYM wymienieniem zaslug dla Kociosci. Najlepioej wyrytymi w marmurze. I orkiestre deta.
Króliku, mnie się zdaje, że jak chodzi o pozycję Kapuścińskiego w literaturze, to obecna dyskusja może spowodować „przestawienie jego książek z półki reportażowej na półkę z literaturą piękną”, ale wielkiej szkody mu to nie zrobi. Bo to był cholernie dobry pisarz. Nie geniusz, jak to niektórzy krzyczą w zapale, ale zwyczajnie świetny pisarz.
Natomiast jak chodzi o człowieka, to i tak, bez względu na spisaną biografię, każdy sobie stworzy swojego. Bo to napisane przepuści przez swoje życiowe doświadczenie, przez swoje emocje na ten czy inny temat, przez fazę swojego życia, przez to, co przeczytał, przez to, z kim pogadał… A ci, którzy znali kogoś osobiście, będą mieli jeszcze inny obraz, też związany z jakąś fazą.
I myślę, że biografie – no, dobra, w moim, nieco idealistycznym widzeniu – nie po to są, żeby je traktować jak Biblię, tylko żeby sobie ten swój własny obrazek wymalować. Dokładniej – każdy biograf w mniejszym lub większym stopniu wnosi do życiorysu własną interpretację, ale jeżeli strona faktograficzna jest OK, to da się samodzielnie pomyśleć. I akurat w przypadku biografii (nie zbeletryzowanej) nawet bardziej bym się upierał przy faktograficznej ścisłości, niż w przypadku reportażu. Bo to nie dotyczy jakiegoś momentu z życia jakiejś tam, zwykle nieznanej osoby, tylko życia całego i publicznego.
Mordechaju, to ja już chyba zawczasu na Twój pogrzeb zacząłem pracować. Trzon tekstów wymieniających Twoje zasługi został przeze mnie przedśmiertnie skonstruowany i posłany w blogosferę. 😀
Nad orkiestrą wzdętą popracujemy w odpowiednim czasie. Foma jako specjalista od czasu na pewno pomoże. 😉
Ja tez jestem za uczciwa biografia, skoro ktos sie zabiera za pisanie i ma dostep do zrodel.
Za tym, jak powiedzil Karol II (brytyjski) do swego malarza nadwornego Lilly’ego: Maluj mnie pan z brodawkmi i ze wszystkim. I on tak namalowal – jeden z nielicznych prawdziwych portretow monarszych w tamtych czasach (XVII w), – lysiejacego, z paskudna cera, brodawkami na czole. Potem Karolowi sie odmienilo i pare lat pozniej mennica wybila jego portret na monecie, gdzie wygladal jak grecki bog z wawrzynem na czole. Ale w jezyku pozostalo: warts and all.
Wiec warts and all – jak najbardziej. Mnie tam cieszy kazda wzmianka ze Chopin brzydko i niedzientelmensko sie wyrazal o George Sand, bo psychucznie nie wytrzymuje czolobitnosci. A nie dlatego, ze pochwalam zle traktowanie swych kochanek. Warts and all poprosze.
A tu znakomity gospel na wszelkie (raczej smutne) okazje.
http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=124274940
A to tez niezly pomysl, zeby na wlsnym pogrzebIe przywalic wszystkim zdrajcom…
Znakomitego gospela zdałoby się posłuchać, ale zakupiony tygrys jeszcze nie dotarł. 🙁
A co do biografii, to ja podejrzewam, że i Pani Kierowniczka woli brodawkowe, niż laurkowe, tylko rzecz idzie tutaj o rzetelność Domosławskiego. Znaczy, czy on te brodawki opisał, rozdął, czy też w ogóle miejscami wymyślił.
Mysle, ze mogl bardzo uwazac na siebie, piszc TAK biografie. Zreszta wszyscy podkreslja (ci co czytlki i znali RK), ze jest ona napisana z pozycji wiernego ucni.
Aha, i to nie byl Karol zwlaszcza II, tylko Cromwell, ktory tak powiedzul do malarza. Skleroze im kop.
Mordko, to by było w ogóle genialne, żeby na własnym pogrzebie móc zmartwychwstać, choć na pół minuty i wygłosić ostatnie, dobrze przemyślane w obliczu już dokonanej Ostateczności, zdanie…
Okej. W ramach nader poprawnych stosunków bilateralnych na temat wykonalności tego pomysłu nie mam zamiaru się z Tobą spierać.
Ucznia (wiernego)
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7624270,_Rzeczpospolita___Jan_Pawel_II___klopoty_z_cudem.html
Urzeklo mnie osttnie zdanie doniesienia powaznej agencji prasowej PAP: nie ma sprawy, jest jeszcze 251 cudow.
Kto powiedział, to powiedział. Ja mówię dobranoc. Reszta jutro. Futro też. 😉
Cafło mnie od łoża z powodu cudów. Wszystkim wątpiącym powiadam – łapy precz od JP2! Ta informacja, że zespół parkinsonowski różni się od choroby Parkinsona może być niezwykle istotna dla kogoś znanego mi osobiście!
Jak to nie jest kolejny, 252 cud JP2, to ja się na liczeniu nie znam! 🙄
Heleno, pewnie i wiecej cudow sie znajdzie jak bedzie taka potrzeba. Nie wiedzialam, ze cuda sa konsultowane z naukowcami. Zapewne, zeby ze tak powiem, oddzielic nie-cuda albo cuda o niskiej cudownosci od prawdziwych cudow…
Cudnych snow…
A, nawet dobrze, że mnie cafło. Bo teraz mogę się podłączyć pod królicze „cudnych snów”… 🙂
The Exploding Toilet
W polskiej wersji popularnej w latach 70. żona czyściła w benzynie skórzaną kurtkę męża. Pielęgniarze upuścili nosze na czwartym piętrze, ofiara połamała żebra (bardziej prawdopodobne niż nogi).
Jak często w legendach miejskich, ofiarą jest niewinny mężczyzna, mimowolnym sprawcą – kobieta-idiotka 🙄
Coś nie działa 🙁
jeszcze raz
Sluchalam kiedys wywiadow z jednym naukowcem amerykanskim (niekatolikiem zreszta) na temat jego zeznan w sprawie cudoe w procesie beatyfikacyjnym. Fascynujace zderzenie dwoch roznych sposobow myslenia. Wywiad robila niezwykle dociekliwa Terry Gross. Moze go znajde, chc to bylo juz kilka lat temu.
A ogolnie tez jestem za uczciwymu biografiami, warts and all, (co rzeczywiscie bardziej pasuje do purytanskiego Cromwella niz do obu Karolow, z ich pogladami o boskim namaszczeniu krola), i cala ta dyskusja w Polsce jakis sposob unaocznia mi po prostu spore roznice miedzy mentalnoscia polska i anglosaska (bo te dwie akurat znam najlepiej). Pod tym wzgledem z anglosaska mi bardziej po drodze, chocby dlatego, ze nie oczekuje pisania niczyjej biografii na kolanach. Nie wyobrazam sobie, zeby tutaj ktos oczekiwal od mlodszego autora (przeciez tez juz nie mlodzieniaszka) pisania z pozycji ucznia wobec mistrza. Po prostu oczekuje sie przyzwoitego warsztatu i dokladnosci. Gdy ta czesc pracy jest dobrze wykonana, mozna wejsc w normalna rozmowe na temat interpretacji faktow. A juz emocjonalne wypowiedzi osob, ktore ksiazki nie przeczytaly, a mimo to nazywaja jej autora „hiena” na przyklad, wydaja mi sie niezwykle egzotyczne… I jak sie potem dziwic, ze nie mozna normalnie mowic o Janie Pawle, jak nawet o dziennikarzu/pisarzu nie mozna.
inne wersje
zimno,pierzyna spakowana niestety
brykam wiec szybko,szybciej,cieplej 🙂
spiechu,Heleno-pyszne 🙂
palenie papierosow rabuje zdrowie i czesto zycie 🙂
biedne butelki coca-cola do czego mozna je wcisnac lub co w nie
http://www.sueddeutsche.de/leben/545/504754/bilder/?img=0.0
🙂
cola to później, rano raczej jakaś kawa czy coś
Dzień dobry. 🙂 Kawa jest całkiem dobrym pomysłem. Nie wykluczam, że nawet lepszym od czy cosia.
Nie doszukałam się w rozmowie Torańskiej i Domosławskiego niczego niezdrowego. Rozbieranie uśmiechu na czynniki pierwsze może trącić przesadą, ale w tym przypadku nie odniosłam wrażenia przesady. Nigdy nie zetknęłam się osobiście z RK, znam go wyłącznie ze słowa pisanego, dlatego uwagi o tym, w jaki sposób wchodził w kontakt z ludźmi były dla mnie ciekawe. Zawsze zwracam uwagę na tego typu szczegóły w biografiach, bo wiele mówią o człowieku.
Nareszcie mi się udało wysłuchać tej rozmowy, o której od wczoraj mowa i wrażenia mam mięszane. Z jednej strony takie nagrane czy spisane praktycznie jeszcze na gorąco świadectwa bardzo mi się cenne wydają, bo wiadomo, że potem czas wszelkie wspomnienia powykręca i zniekształci. Z drugiej strony wolałbym, żeby to były tylko wspomnienia, bez (nad)interpretacji. Bo domorosłe psychologizowanie na temat tajemnic kryjących się za uśmiechem… No, umówmy się. Gdyby ktoś chodził wiecznie posępny, dokładnie to samo można by mu przypisać.
Każdy z nas ma jakiś tam swój sposób na oswajanie świata i jego mieszkańców. Uśmiech jest akurat jednym ze skuteczniejszych sposobów i bez większego wysiłku można to dostrzec oraz wypróbować. Ja bym się raczej dziwił tym, którzy przeszli przez życie nie zauważając tak prostej rzeczy, że uśmiech otwiera drzwi i ludzi. Tak samo jak życzliwość.
Nad jedną rzeczą poruszoną w tej rozmowie jeszcze się zastanawiam, na razie bez wniosków. Domosławski twierdzi, że pełnokrwista, pełnowymiarowa postać zawsze się obroni i dlatego można/należy pisać biografie ze wszystkimi, nawet mrocznymi szczegółami. W jakiś sposób to myślenie jest mi bliskie, podzielam przekonanie, że można być wspaniałym człowiekiem nie dlatego, że się nie ma słabości, tylko mimo nich. Ale nie jestem pewien, czy postać obroni się zawsze. Jest w historii niemało dowodów, że z różnych, „pozamerytorycznych” przyczyn potrafiono niektóre postacie całkowicie zafałszować lub zepchnąć w niebyt. Może nie zawsze jest zły pomysł otwierania archiwów po latach, kiedy ucichną spory i ostygną emocje?
No właśnie.
Zdziwiło mnie też podkreślanie i międlenie tego, że RK zawsze pytał, czy nie przeszkadza. Ale to przecież elementarna oznaka dobrego wychowania. Ja też zwykle o to pytam, jak do kogoś dzwonię…
Też pytam 🙁 Wiwisekcja w toku. W użyciu szpileczki, skalpele, tasaki i topory. Co kto lubi.
Ja też pytam, ale przyznaję, że nie zawsze. 😳 Czasem dlatego, że mam konkretną, krótką sprawę do załatwienia i wiem, że nawet jeżeli ktoś jest w trakcie kolacji, to wysłuchanie dwóch zdań i udzielenie odpowiedzi „tak”, „nie”, albo „jutro o czwartej” mu jej nie zrujnuje. A czasem, ale to tylko w stosunku do osób, z którymi jestem w naprawdę bliskich stosunkach, z podświadomego przekonania, że ten konkretny ktoś nie będzie w razie czego miał problemu z powiedzeniem mi „nie teraz, zajęty jestem”. 😉
Wszelki przesadyzm niewskazany 😆
Mnie się zdaje, że ich (TT i AD) ten uśmiech RK irytował, jak i jego dobre maniery, stąd ta analiza. Bo kto to widział w Polsce, żeby się tak uśmiechać, wiem z doświadczenia 🙁 Jak kto chodzi wqurwiony, to nikt się nie dziwi, skwaszona mina – wiadomo, w PRL-u nie wypadało inaczej, ale tak przyjaźnie uśmiechać się do świata… 🙄
Założę się, że nigdzie indziej na świecie rozmówcy RK nie próbowali rozszyfrować, co się za tym jego uśmiechem kryje, za pierwszym, drugim i następnym razem…
rysberlin: ja bym tę Coca-Colę szybko przenicował. Biedactwo…
Właśnie mi się zaczęło myśleć dokładnie w tym samym kierunku, co Cubalibre. Polska (a może w ogóle było-demoludowa?) kultura dnia codziennego jest strasznie nieuśmiechowa. Pamiętam swoje wrażenia po pierwszym wyjeździe na Zachód – te wszystkie uśmiechy w sklepach, knajpach, instytucjach, na ulicy wydawały mi się jakieś nienaturalne, wyuczone, na pokaz. Niemal mi brakowało znajomego, swojskiego ponuractwa. Musiało trochę potrwać, żebym się przyzwyczaił i doszedł do wniosku, że w kulturze wysokouśmiechowej żyje się jednak nieco przyjemniej. 😉
Tak, zwykla uprzejmosc, usmiech, i w sumie raczej zdawkowe pytanie, ktore powinno byc norma, wydaja sie czyms niezwyklym rozmowie Toranskiej z Domoslawskim. Choc moze dochodzenie, skad Kapuscinski to wzial nie musi byc od razu diaboliczne i przepojone podejrzliwoscia – skoro rzeczywiscie jakos, i to pozytywnie, odstawal od dosc powszechnej normy. Moze wzial to z domu, moze z obycia w swiecie, albo lektury ksiazek o etykiecie niemieckojezycznych etiopskich arystokratow, a moze z wlasnej wrazliwosci… 😉
Bezinteresowna, uogólniona życzliwość też jest baaardzo podejrzana. Nie chcę tu zaczynać opowieści o własnym ogonku 😳 ale zdarzało mi się po nim oberwać za to, że z psią życzliwością do ludzi się odnoszę. Lizus, cukierek, budyń, ciepłe kluchy… 🙄 Bo normą jest, że wszyscy na siebie na wszelki wypadek warczą i kły pokazują, albo przynajmniej stroszą owłosienie i stają w postawie zaczepno-obronnej, a tacy, którzy ogonów używają do przyjaznego wymachiwania, to jakieś cieniasy są…
Jest taka pisarka młodzieżowa, Małgorzata Musierowicz (siostra Stanisława Barańczaka). Jej książki są już coraz bardziej kiczowate, ale dawniej coś tam łapały z aktualnych obyczajów i portretowały aktualną sytuację w PRL (te z RP są już w większości dużo gorsze). W jednej z pierwszych pamiętam, że bohaterzy-licealiści wymyślili eksperyment. Postanowili uśmiechać się do wszystkich eksperymentalnie i nazwali to Eksperymentalnym Sygnałem Dobra. Potem sprawozdawali z wyników akcji prowadzonej na ulicach Poznania. Dziś reakcje byłyby zapewne podobne, choć zdarzały się i uśmiechy wzajemne, ale raczej pukanie się w czoło i różne domysły. Tam rzecz zresztą została spuentowana donosem sąsiadki, że powstała jakaś nielegalna grupa i zażywa LSD 😆
Bobiku,
przyznaj się, co zażywasz? 😎
poprosze o adres tej nielegalnej grupy moze maja jeszcze kilka
pastylek LSD dla potrzebujacego 8) 🙂
Ja zażywam coca… colę. Z gwinta. Zaraz się od tego robi weselej 😆
Gwintowana coca cola
lepsza jest wszak od jabola
choć tu przyznać trzeba szczerze,
po jabolu lepiej bierze…
A, tak Doro, znam ksiazki Musierowicz. 🙂 Ostatnie tomy niestety juz sa pisane coraz bardziej bardzo sztampowo, ale pierwsze zawieraly sporo swiezych spostrzezen (za ktore nawet Milosz ja swego czasu chwalil). Pamietam grupe ESD z „Kwiata kalafiora”. 😆 A juz ogolniej, to interesujace, skad sie wziela sie rozpowszechniona niezyczliwosc i podejrzliwosc wobec usmiechajacych sie. I kto te norme przelamywal.
Mnie sie z kolei przypomnialy pamietniki Moniki Zeromskiej z Powstania Warszawskiego, w ktorych opisuje pare arystokratow ukrywajacych sie razem z nia katem, na zawszonym sienniku, w okropnych warunkach, nadal zwracajacych sie do siebie z zupelnie naturalna (przynajmniej dla nich) uprzejmoscia. Bo wydaje mi sie, ze nasze zawirowania historyczne, razem z kolejnymi nowymi poczatkami, posluzyly jako dobry argument, zeby zrzucic caly niepotrzebny balast oczekiwania dobrych manier od siebie i innych. Nawet wrazenia mojego meza sprzed tygodnia byly dla mnie interesujace, bo dotyczyly wlasnie jego wrazenia wyjatkowo duzego kotlowania sie roznych norm zachowan (a Polske odwiedza bardzo regularnie od lat kilkunastu i patrzy na nia okiem niezwykle przyjaznym, i zaciekawionym).
O tak, jabol się opłaca,
zwłaszcza jak ktoś lubi kaca. 😎
nie znam nic pani Musierowicz 😳 i pomyslec ze spedzilem u Babci na poznanskich Jezycach czesc dzieciecego zycia
ide gotowac:cukinia i do tego co popadnie 🙂
Ja lubię, jak do tego popadnie cebula, papryka i bakłażan. Ale rozumiem, że nie każdy hoduje bakłażanę w doniczce na parapecie, żeby zawsze była pod ręką. 😉
A tak poważniej na temat pewnej substancji:
http://wyborcza.pl/1,76842,7616790,Pol_ciasteczka_z_marihuana.html?as=1&ias=3&startsz=x
Herbatka też dobra z tego 😎 Z odrobiną masła i miodem.
Z masłem robię akurat duszoną marchewkę. Może należałoby skoczyć do Holandii po przyprawy? 😎
Niektóre witaminy i przyprawy najlepiej rozpuszczają się w tłuszczach 😎
Z podwórka Heleny:
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,7626011,Wielka_Brytania___YouTube_moze_zniknac_z_Sieci.html
Na to Mac nie pomoże.
Wystarczyło oddalić się od komputera na czasu mało-wiele, żeby żyć – i już tracę szansę zszokowania Dory moją wiedzą, że Grupa ESD jest z Kwiatu kalafiora. Monika szybsza była. Nawiasem, gdyby ktoś chciał, to mój egzemplarz podrzucę, bo drugi raz to jednak czytać nie będę.
Musierowiczowej tak na 100% bym nie odrzucał, bo po pierwsze to choć to jedna z ostatnich jej produkcji, to jednak Kalamburka jest bardzo zręcznie zmontowana, właściwie wyśmienity schemat, wyciskacz łez jak cebulka w czekoladzie, a że się powtarza? No to ja bardzo przepraszam, a Kama Sutra nie powtarza się niby dlatego, że trzeci palec lewej stopy jest bardziej odgięty w prawo niż w pozycji ze strony 212? Biją M.M. za konserwatywne i zaściankowo-katolickie przekazy, ale pomyślmy: jeśli ktoś ma taką wizję świata, to nie może co semestr odmiany poglądów sobie fundować, przekaz jest zawsze ten sam, ludzie są dobrzy (za wyjątkiem tych nielicznych, którzy są źli, ale nad nimi nikt nie zatrzymuje się dłużej) i uśmiech oraz rodzina to siły życiowe. Ponieważ nie wpycha mi nachalnie krzyża do każdego pomieszczenia, to całkiem nieźle ją trawię. Może przyzwyczaiła mnie do tego Ania, ta z Zielonej Góry czy czegoś pobliskiego. A polszczyzna jej może nie jest sienkiewiczowska czy lemowa, ale jednak przyzwoita i prosto z wanny.
Fascynujące jest jak wyrosło owe rodzeństwo w owym domu, ale to jednak nie jest temat na rozmowy w przewietrznym miejscu…
dlaczego Bobiku w doniczce na parapecie,moze lepiej tak:
http://www.thepocketgarden.com/
a w co popadnie bylo duzo witaminy czosnek(ja jutro pracuje 🙂 )
🙂
andsol,troche stracilem sie u Ciebie,wiec tutaj dzisiaj wyczytane
http://wyborcza.pl/1,75248,7624970,Sprawa_Doroty_Nieznalskiej_znowu_przed_sadem__I_tak.html
slowa niby tylko „…i z checia wywolania ogromnego skandalu. …”
oczywiscie ze „ogromnego”,bowiem inaczej czy (przepraszam za dosadnosc) te wyleniale genitalia zasluguja na osiem lat
procesowania? ❗
ma ktoś na zbyciu „Ślepą sowę” Hedajata? po polsku…
foma,ja nie,ale..
http://www.allegro.pl/item904376425_hedajat_slepa_sowa_iran_narkotyki.html#gallery
🙂
rysberlin: to się zrobił taki paintball, ale tańszy i nie wymaga celowania.
No nie, na tubę się zamachują? 😯 I to akurat wtedy, jak ja wreszcie mam szansę ją mieć, bo tygrys przyszedł?
andsol 😀
Gdyby to oskarżonej nie szarpało nerwów, to można by się tym procesem Nieznalskiej właściwie bawić. Przecież to jest czysty kabaret, albo jaka farsa.
Co szczeknąwszy oddalam się od klawiatury na czas instalowania tygrysa, bo podczas tej operacji i tak pisać się nie da. 🙂
Aha, jeszcze tylko link na temat niedawno dyskutowanych idiotyzmów prawnych
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7624691,Kalifornia__siedem_lat_wiezienia_za_kradziez_sera.html
rysiu, dzięki. aukcja tradycyjnie zakończona jakiś czas temu. nawet nie muszę zastanawiać się, jak założyć konto i czy mi jest to do czegoś potrzebne…
Bobik sie tygrysuje,ja pozostaje przy leopardzie i teraz zabiore
sie za poszukiwanie str 212 ,bowiem w” mojej „jest strona
173-przypisy
185-slowniczek do traktatow
i to wlasciwie na tyle 🙄
foma, o… 😳 jestem za szybki 🙂
Foma,
zajrzyj na dywanik, mogę Ci kupić tę książkę.
Wyjatkowo nie znosze tego prawa, Bobiku. Z tym, ze nazwa „idiotyzm prawny” jest na to za lekka dla „three strikes and you are out”… Moze kryzys tu pomoze, bo koszt trzymania ludzi w wiezieniu jest ogromny, a Kalifornia stoi na granicy bankructwa. Cala teoria, na ktorej to prawo jest oparte jest okropna, bo nie stosuje proporcjonalnosci kary do przestepstwa. Ale tendencja do karania zamiast rehabilitacji wynika z tego, ze wieziennictwo w wielu stanach sprywatyzowano (w ramach redukowania roli rzadow stanowych i rzadu federalnego), i sa cale miasteczka, gdzie wszyscy sa zatrudnieni w wiezieniu, i lokalni politycy z tych miast chca ich dalszego wzrostu (a czesto sami maja powiazania biznesowe idace w tym kierunku).
andsol, doleciala do mnie ostatnio „Sprezyna”, kolejny juz tom sagi Borejkow, wlozony do bagazu meza przez kuzynke. Raczej nic sie tam nie zmienilo, ale ja tam czytam to raczej jako dokument sledzacy trendy i mody (kiedy rodzina kupuje ekspres do kawy, kiedy zmywarke, a kiedy domek pod miastem, i jak sobie te zmiany tlumaczy). W ostatnim tomie, jak zwykle, uderzylo mnie, ile oni pozeraja weglowodanow prostych, a jak malo warzyw i owocow. 😉
na koniec dnia info dla Heleny
http://www.zeit.de/karriere/2010-03/frauen-quote-parlamentarier
dobrze idzie !!!!!! 🙂
Moniko,batony „mars” male,lekkie,MODNE,a kto dzisiaj chrupie
marchewke lub kalarepke surowe ÖKO 🙂
brykam dalej ………..
społeczność netowa jest niesamowita. rysiu, mt, dzięki za pomoc, posłałem zapytanie do wystawiającego, może książka jeszcze jest na zbyciu. a nawet jak nie, to i tak jestem pod wrażeniem, jak szybko załatwia się sprawy niezałatwialne. aż bym sprawdził coś jeszcze trudniejszego… choćby… hm… no muszę pomyśleć… 😀
Masz jeszcze Bobiku, z Kaliforni takze. Konserwatywny senator stanowy (republikanski), chcacy ograniczyc prawa gejow, aresztowany za prowadzenie pod wplywem alkoholu, w drodze z gejowskiego baru (z pasazerem na tylnym siedzeniu)… 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/03/04/roy-ashburn-arrested-anti_n_485419.html
Rysiu, w ostatnim tomie bardzo duzo slodkich buleczek domowego wypieku, podawanych z konfitura (domowego wyrobu) i miodem (chyba z wlasnego ula, ale nie jestem pewna). I lody na sniadanie, obiad i kolacje dla Borejki-seniora. Tort na zakonczenie roku szkolnego (w szkole i w domu). Poza tym gary spaghetti. Raj dla przyszlych cukrzykow… 😀
Wracając do uśmiechu RK i pytania, czy nie przeszkadzam … Historyjka będzie z pozoru od czapy, ale pokaże mechanizm zdziwień wzajemnych.
Nagrałam krótki filmik, jak biegamy z Zosią w lesie. Zwykła scenka z życia, żadnych fajerwerków. Codzienność. Po kilku dniach kolega, który ma dzieci w wieku zbliżonym do Zosiowego, pyta mnie, jak mała, czy mam jakieś zdjęcia, bo ciekaw itd. Zdjęć nie miałam, ale miałam film, więc pokazałam. I co przykuło jego uwagę? Że Wersal uprawiamy 😯 Bo dziecko nie darło się jak opętane, bo słychać było że mówi „mamo, poproszę bidonek” a nie „daj pić”, że Zosia podaje mi bukiet jesiennych liści, mówiąc „proszę, to dla Ciebie” a ja jej serdecznie dziękuję, że nie pozwalam obrywać liści z krzewu, a dziecko to respektuje, że wreszcie gdy wołam Zosię do siebie, to Zosia przychodzi 😯 Według mnie norma, według kolegi Wersal. Szczerze się dziwił i pytał, czy my tak na codzień, na co z kolei ja zaczęłam się dziwić, czy to może wyglądać inaczej. Wiem, że może, bo słyszę czasem, jak się rodzic potrafi zwrócić do dziecka (i vice versa, ale to przecież rodzic kształtuje relację), ale myślałam, że wśród ludzi na pewnym poziomie, a kolega jest przecież człowiekiem kulturalnym i wykształconym, uprzejmość na co dzień jest raczej normą. Nasze zdziwienia się spotkały i rozeszły. Dlatego myślę, że TT i AD mógł ten uśmiech dziwić, bo oznaczał postawę, która była dla nich w jakiś sposób odmienna, nie tyle godna potępienia, budząca podejrzenia, tylko po prostu odmienna. Jak się uśmiecha, to właściwie w jakiej sprawie tak się uśmiecha. Do kogo tak się uśmiecha? Dlaczego latami całymi uśmiecha się tak samo, jak na początku znajomości? To trochę uzasadnione zdziwienie, bo przecież w Polsce uśmiech na twarzy jest raczej adresowany do konkretnych osób, pojawia się w określonych kontekstach, oznacza wyróżnienie kogoś z tłumu. Taki panuje kod. Jeśli osoba wyróżniona tym uśmiechem widzi, że inni otrzymują dokładnie taki sam sygnał, to czuje się zbita z tropu. Podobnie, gdy temperatura tego uśmiechu w toku znajomości się nie zmienia. Pamiętam, jakim szokiem było dla mnie, dziewczęcia wówczas dwudziestoletniego, że w Paryżu mężczyzna, któremu kobieta wpadnie w oko, uśmiecha się, mówi dzień dobry, bez czajenia się, bardzo naturalnie powie jakiś komplement. Polka wypuszczona w świat w demoludu myśli od razu, że to wstęp do napastowania 😆 Przyznam, że przywyknąć do nowego kodu było bardzo łatwo, gorzej było wrócić do Polski i tutejszego body language.
Polskie powiedzonko: śmieje się jak głupi do sera 🙁
U licha, ja w ogóle bardzo lubię się uśmiechać i pewnie wiele osób albo ma mnie za kogo gópiego, albo się zastanawia, komu i po co się w danej chwili podlizuję… 🙁
No właśnie, w Paryżu, kiedy wpadnie w oko, w Londynie też ludzie w ogóle uśmiechają się do siebie bez powodu, dlaczego nie umilać sobie wzajem życia, jeśli można? Nigdy tego nie zrozumiem 😯
W Polsce kiedy obcy ludzie na ulicy otwierają do siebie usta, to tylko po to, żeby na siebie warknąć. Każdy dłuższy pobyt za granicą, na tyle długi, by się do tamtejszych warunków jakoś sformatować, powoduje u mnie stan przygnębienia po powrocie do Polski. Jakby mi jakiś ciężar spoczął na barkach. Odczuwam to wręcz fizycznie.
Tak, zycie posrod ludzi uprzejmych, bezinteresownie zyczliwych i usmiechnietych jest o wiele przyjemniejsze. Bardzo lubie takie przypadkowe spotkania przypadkowych ludzi na ulicy w miescie i okolicy wlasnie za to. Bardzo to podnosi ogolny komfort zycia.
Jakis gosc z Polski kiedys mi powiedzial, ze to usmiechanie przez ludzi ze uslug w Kanadzie musi byc takie dla nich ponizajace! Zebysz tylko gopie!
Zebyz? Zebysz?
Jak gópie, to żebysz 😉
rysbin, re: str.212. Wzruszyło mnie, że są jeszcze ludzie traktujący samonauczanie jako codzienny i automatyczny odruch, bez ociągania, z ochotą i entuzjazmem.
rysberlin, następnym razem oddam erl z procentem.
@vesper: mamy to samo. Od lat słyszymy o cudowności naszych chłopców (dziś olbrzymków) a chodzi po prostu o to, że nigdy nie wyli przy zastrzyku jakby odrywano im kończyny a w restauracjach siedzieli przy stole zamiast badać co leży pod innymi stołami. Oczywiście sposób zwracania się do innych przejęli od nas, a my to mamy nie z błękitu krwi a z potrzeby wytrzymywania swoich własnych przyciężkich charakterków od tylu już lat. To jasne, że czasami ma się ochotę dokładnie i starannie udusić ukochaną osobę, ale jeśli wyraża się swe myśli także w mowie, to do czynu niedaleko i potem dzieci są półsierotki i kłopoty wychowawcze są poważniejsze. Więc pewna kindersztuba to kwestia samoobrony, bo nie jest zagwarantowane, że to ja bym był stroną duszącą.
Uff, nowy tygrys wreszcie w klatce. Trochę jest kłopotliwy, bo np. do nowej grafiki trzeba się przyzwyczaić i do tego, że różne rzeczy leżą w innym miejscu, a automatyczny pilot ciągle rękę w stare miejsca kieruje, ale trudno, zawsze jest coś za coś.
Najbardziej irytujące jest to, że ma włączony program ortograficzny i to w dodatku niemiecki, czyli po polsku podkreśla praktycznie wszystko, a na razie nie wiem jak toto wyłączyć. Ale z tym się będę biedził już jutro, bo dziś tak się zmęczyłem zaganianiem tego zwierza do klatki, że chyba pójdę spać.
Dobranoc. 🙂
zimno,brrrrrrrrr
brykam
brykam w piatek 🙂
moj tez mnie podkresla(szlaczkuje?)czerwono
mozna wylaczyc?calkowicie czy tylko wtedy kiedy chce?
🙂 za pomoc
Moniko,slodkie czekoladowe buleczki otwieraja u mnie
szufladke „mikolajek” i tak to juz chyba zostanie 🙂
andsol,czekam,czekam 😀
w berlinie troche wiecej usmiechu
chyba ze czekasz na „gopi” S-Bahn 🙂
usmiech jest konwencja spoleczna i tak samo jak kontakt
wzrokowy moze byc zle zrozumiany,to samo dotyczy
podawania reki.
wazne zeby o tym pamietac jak mieszka sie (lub bywa) w
srodowiskach multikulturowych
Biało i ślisko. Rzuciło się na nas drzewo. Młody prowadził, wolno, ale dziurawe pobocze nim miotnęło. Wybrnął przytomnie, chociaż o włos. Pouczony, pochwalony, dowiózł nas bezpiecznie do celu 🙂
Dzień dobry 🙂 Biało? Biało to było. A, jak wiadomo, co było a nie jest… itd.
Haneczko, uff! Ale pouczyć trzeba było nie młodego, tylko to cholerne drzewo, żeby się nie mieszało w Wasze wewnętrzne sprawy! 👿
Rysiu, wyłączenie programu ortograficznego okazało się dziecinnie proste, aczkolwiek dopiero po dużej kawie. 😉 Prawdpopodobnie masz kompa też „po niemiecku”, więc zapodaję na co trzeba klikać w tymże języku: otwierasz przeglądarkę – idziesz na samej górze, na listwie pod „Bearbeiten”, klikasz – pokazuje Ci się lista, z której wybierasz „Rechtschreibung” – po najechaniu na to pokazuje Ci się „Während der Texteingabe prüfen”, a przed tym jest ptaszek – klikasz na to, a kiedy ptaszek zniknie, to znaczy, że już podkreślało nie będzie.
Na życzenie służę również instrukcją, jak w kilku ruchach zrobić sobie polskie litery. 🙂
dziekuje Bobiku 😀
jak bede w domu to poklikuje
co do polskich liter to pomysle,tak lubie te bez ogonkow 🙂
Oj, biało, biało 🙁
Ale przynajmniej psie kupy przykryło 😉
taaa, ryś z ogonkami wyglądałby nieco osobliwie 😉
co Wy w Warszawie z tymi kupami? Gdzie nie spojrzeć, to wszyscy tylko o kupach. Jakoś inni nie narzekają. Znów cały naród zakupia swoją stolicę? 🙄
Ja miałbym się cieszyć z tego, że przykrywa psie wydzieliny? To jest dla mnie utrudnienie dostępu do prasy i korespondencji! Iluż ważnych wiadomości nie mogę przez taki śnieg odczytać! 👿
No dobra, ładniej, ale niedoinformowaniej. 🙄
Jak kupy przykryło to nic, flagi wystają i informują…
Kupy to jakiś koszmar! Jak Zosia była maleńka, to przed snem patrzyłyśmy przez okno, mówiąc dobranoc Księżycowi, latarniom, roślinom, domom. Ręce mi opadły, kiedy Zosia od siebie dodała, patrząc na trawnik „dobranoc, kupy”. Chyba z 18 miesięcy wtedy miała.
Dziecięca spostrzegawczość nie ma sobie równych 😆
My tez Bratem od wczesnego kociectwa budzilismy powszechny zachwyt jacy jestesmny dorze wychowani i usmiechnieci. Niektorzy dostawali na nasz wiodok malpiego rozumu i rzucali sie z pocalunkami.
Stara opowiedzila mi rano, co jej sie snilo: przyjecha;la po nia policja, spisala protokol, zakula w kajdanki i kazala poobcinac roze, bo jest spozniona o caly miesiac, hehe 😈
Sen był rewelacyjny 😆
Rany boskie, po mnie też mogą wkrótce przyjechać! 😯
Ciekawe, czy będą pamiętali, że potrzebne są dwie pary kajdanek – na przednie i tylne łapy. 😆
Do mnie przyjadą, i to w dużych ilościach. Kliknijcie na program 12.03. 17:15 http://www.zjazd.eu/zjazd/8zjazd.html
Odszczekiwał się
zachowywał źle
ustawił się częścią tylną
wydzielił substancję gnilną
i nie wiedzieć dokąd gna
– no to trzeba zwinąć psa…
Mojej mamie się przypomniała pewna historia z kajdankami. Siedziała sobie kiedyś w swoim biurze w domu azylanckim i tak się akurat złożyło, że się do niej na kawę wesołe towarzystwo złazło – dozorca, pielęgniarka, ktoś z Sozialamtu, a potem się jeszcze gliniarz do spraw azylowych napatoczył, gość sympatyczny i zabawowy. Zaczęły się jakieś śmichy-chichy i ktoś dla hecy zaproponował, żeby gliniarz moją mamę zakuł w kajdanki, co ten niewiele myśląc wykonał. No, dobra, pośmiali się, powygłupiali i w końcu mama poprosiła o zdjęcie kajdanek. Gliniarz włożył kluczyk, poruszył nim i mina mu zrzedła. Kluczyk się niby obraca, ale kajdanki się nie otwierają. Jeszcze jedna próba, i jeszcze jedna – nic. Mama dalej siedzi w bransoletkach.
Co teraz robić? Iść do ślusarza oznacza wyprowadzić mamę w kajdankach na oczach wszystkich jej klientów. Wezwać kolegów gliniarza, żeby spróbowali otworzyć? No, można sobie zaraz wyobrazić ich komentarze, z okazji jakich to zabaw mama została zakuta. 😳 Zostawić mamę na kilka tygodni bez jedzenia i zaczekać, aż jej ręce tak schudną, że przez otwory przejdą? Hmm…
Na szczęście jedna z koleżanek wykazała się iście złodziejską zręcznością i po jakichś 40 minutach udało jej się mamę uwolnić przy pomocy cierpliwego gmerania w zamku spinaczem. 😆
Ja zamki otwieram pazurmi, bez problemu. Najpierw dlugo patrze, obmyslajac strategie, ale kiedy juz w myslach rozpracuje, to odbezpieczanie zamkow idzie mi jak z platka.
Rozpracowalem tak kilka zamykanych na noc klapek w drzwiach wyjsciowych.
. Az kupili elektroniczna, bo zwyczajne mechaniczne trzeba bylo nieustannie wymieniac. Z elektroniczna poszlo mi troche gorzej, acz zdolalem bardzo szybko powyrywac jej taka izolacyjna tasme ze szczecinka. Teraz nawet jak nie moge otworzyc klapki, to przynajmniej czyste powietrze z podworka przez nia hula.
Haneczko, zerknąłem na tę stronę podtrzymywaczy rodziny i tolerancyjnie pomyślałem sobie – a niech zjeżdżają! 🙄
To to jest klapka elektroniczna? 😯
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/KewIOkolice#5331008311545423698
Ta sama, Kierowniczko, ta sama! Przeze mnie rozpracowana naukowo. Tasma ze szczecinka oczywiscie od srodka.
Aby do elektronicznej wejsc, nalezy miec obrozke ze specjalnym magnetycznym dzyndzelkiem.
No i artystą trzeba być bezwzględnie. 🙂
Ciekawe, czy psy też się do takiej bramki mieszczą? Bo Moi stale narzekają, że wciąż mi trzeba drzwi w te i wewte otwierać.
Swoją drogą, tych pięknych, odrestaurowanych drzwi chyba by było szkoda na wyrzynanie w nich dziur. 🙄
Szkoda drzwi dla Psa? 😯 Chyba w Niemczech to nos jest specjalnie dla tabkiery?
Dla psow tez robi sie klapki – odpowiednie do wzrostu.
Dla Psa sprobowalbym zwyklej mechanicznej.
Mozna tez zrobic klapke w drzwich od kuchni. W szklanych drzwiach tez mozna wstawic – nalezy sprwdzic przy kupowniu czy sie nadaje.
Któryż to już raz przekonuję się, że wszystko jest relatywne? Wystarczy sobie przeczytać coś takiego, żeby Polska wydała się wzorem tolerancji, oświecenia i liberalizmu obyczajowego:
http://wyborcza.pl/1,75477,7626679,Afryka_zabija_gejow.html
Bobiku, oni to nic, Majestat zaszczyci 🙁
Uświadomiłem sobie,, Mordko, że problem klapki wkrótce sam się rozwiąże, bo od 20 stopni na zewnątrz drzwi i tak cały czas stoją otworem. 🙂
Ale to chytre z tą klapką i dzyndzelkiem. Obce kocisko się nie prześliźnie 😀
To klapka ma też czytnik linii papilarnych, czy też ich kociego odpowiednika? 🙄
Kraków się ubogaci http://wiadomosci.onet.pl/2137417,11,zaskakujacy_sojusz_polaczy_ich_l_kaczynski,item.html
Och, nie mówcie mi o Krakowie w kontekście politycznym, bo to zmusza moje gruczoły łzowe do pracy ponad siły. 😥
Czytnika nie ma, ale tez nie jest potrzebny jak sie nosi ten lekki dzyndzelek na szyi. Elektroniczne ustrojstwo miesci sie w pokretle po wewntrznej stronie klapki – na mala wymienna bateryjke. Pokretlo reguluje rozne kombinacje: wysjc o dowolnej porze, wyjsc ale nie wejsc, wejsc ale nie wyjsc, nie wyjsc i nie wejsc.
Z klapka mechaniczna i niechcianymi goscmi zdarzaly sie klopoty. Bo taki gosc natychmiast zasuwa do naszych misek i wyjada i wypija. Gdyby chcial tylko wejsc, rozejrzec sie, ew, zrobic kupe za firanka lub ja obszczac, to jeszcze pol biedy. Ale goscie, jak Blakie z sasiedztwa, z miejsca hyc do miski!
Vesper, ta klapka na pewno nie tylko linie papilarne odczyta, ale i obiad ugotuje, naczynia pozmywa, skarpetki przepierze, a na dobranoc jeszcze kołysankę zaśpiewa.
Nie wiem tylko, czy po wino potrafi skoczyć. 😉
Wiecie co, może nie doceniam znaczenia symboli i w ogóle przyziemna i prozaiczna jestem do bólu, ale wydaje mi się, że miasta w Polsce mają wiele innych palących problemów, stokroć bardziej wartych, by się nimi zająć. Dziury w jezdniach chociażby. Brak miejsc w przedszkolach. Brak tras rowerowych. O szkołach i szpitalach finansowanych z budżetu gmin już nie wspominam. A ci się wolą kłócić, kogo uczynić honorowym obywatelem. Rynce opadajom.
i to jest niewybaczalna wada,Bobiku-wino i dlugo nic wtedy
inne wlasciwosci
„Ilosc radnych w klubie Prawa i Sprawiedliwosci” – po polszczyznie ich poznacie. Szczegolny dialekt zoliborski, z dolow spolecznych.
Vesper, akurat niedawno zdarzyło mi się wspomnieć „Dymiący piecyk”. To zamiast komentować Twój komentarz z 14.37 ja tylko zlinkuję ten Piecyk i będzie jasne, jak wiekowy jest ten problem.
Wiekowy, ale trzyma się mocno. 🙄
http://galczynski.kulturalna.com/a-6655.html
No, ktos musi te roze poprzycinac.
Albo obszczac. 😈
Nasze mają klapkę ze wszystkim co powyżej, łącznie z winem. Klapka nazywa się Personel Wieloosobowy i działa bez zarzutu i bez baterii 😉
Piecyk jest nieśmiertelny 🙁
Oto jeden z problemów, już zresztą wzmiankowany, którymi miasta mogłyby się nieco gorliwiej zająć.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,7628151,Kampania_z_dzieckiem_umorusanym_psia_kupa.html
Rzeczywiście szlag trafia, szczególnie, gdy jest się rodzicem małego dziecka. Bo dziecko pod nogi nie patrzy, a rodzic ma potem dużo prania. I to wcale nie jest śmieszne 👿
No, ale zakaz wprowadzania psów do centrum też nie jest śmieszny. 👿 A co mają zrobić posiadający psy mieszkańcy centrum? 😯
Psie kupy to jest akurat taki problem, na który kampanie uświadamiająco-zawstydzająco-ośmieszające mogą coś pomóc. Bo większości ludzi prawdopodobnie w ogóle nie wpada do głów, że kupę trzeba sprzątnąć. Nie ma takiego zwyczaju, nie ma społecznej presji, więc jest to odbierane jako cudaczny wymysł administracji. Ale gdyby się tak w jakimś serialu ktoś raz, drugi, trzeci, wyraził o niesprzątającym „a to kawał chama!”, to pewnie by w głowach coś kliknęło. 😉
Ale przez niekulturnych ludzi psom gdzieś wstępu zakazywać? A fe! 🙁
Mysle, ze moze lepiej po prostu pokazywac, ze teraz modnie jest sprzatac po wlasnym psie. A z plakatami dobry pomysl.
A tu dalszy ciag – wczoraj anty-gejowski senator stanowy, dzisiaj najblizsze otoczenie Benedykta… 😉
http://www.irishtimes.com/newspaper/world/2010/0304/1224265559432.html
Koniec świata. Już nawet dżentelmenów się czepiają… 🙄
Raczej Dzentelmeni Papiescy poszukuja kontaku… 🙄
A moze moznaby polecic na ppieskiego dzentelmena redaktora Terlika?
Roze poscinane. Teraz najgorsza robota – umycie okien ( u nas i u E.) na zewnatrz, bo pozniej przez reszte roku nie sposob sie do nich dostac i popakowanie tych klujacych scinkow w zgrabne paczuszki, aby wladze dzielnicowe mogly je wywiezc na kompost.
Ociekam krwia, choc uzywalem rekawic.
Ale poczucie CNOTY! 😈 😈 😈
Mordko, posmaruj poranione lapy aloesem albo mascia z nagietka, to szybciej sie zagoja. No, chyba, ze lubisz tak krwawic, bo to dzisiaj nigdy nic nie wiadomo… 🙄
W medialnej dyskusji o Kapuścińskim przestałem w pewnym momencie zwracać uwagę na zwykłe za i przeciwy, bo za duży już był tego zalew, ale dziś wpadł mi w oko głos, który mi gdzieś głębiej, pod podszewkę trafił. I podejrzewam, że z tej całej dyskusji na lepiej właśnie tę wypowiedź Stasiuka zapamiętam.
http://wyborcza.pl/kapuscinski/1,104743,7615303,Kapuscinski_non_fiction__Stasiuk__A_jesliby_nawet.html
A druga wypowiedź też ciekawa, chociaż w inny sposób, jest na blogu Wojciecha Orlińskiego. Próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego w książkach Kapuścińskiego praktycznie nie ma kobiet. Nawet jeśli wniosek końcowy nie jest prawdziwy, to w każdym razie tok rozumowania bardzo interesujący.
Ostrzegam tylko, że czytanie blogu WO jest katorgą dla oczu. Nie rozumiem, jak można katować czytelników taką formułą graficzną. 😯
http://wo.blox.pl/2010/03/Kapuscinski-o-Domoslawskim.html
Ja zwykle podświetlam blog Wojtka, bo inaczej w ogóle nie byłabym w stanie go czytać. Przy podświetleniu są niebieskie literki na białym tle, to chyba trochę lepiej 😉
rysberlin niecierpliwi się: czekam,czekam. A co, str.18 już nudzi?
Nieoszczędny pies Bobik domaga się: potrzebne są dwie pary kajdanek – na przednie i tylne łapy Iiii tam. Skuć lewą stronę to prawa ani drgnie. Nie tratuj tego uczuciowo, bo chciałem być politycznie poprawny. Gdybym to ja naprawdę skuwał, zacząłbym od prawej.
Ciekawe pytnia zadaje Orlinski. Unikalam go dotad jak ognia, bo nie moge czytac takiego druku, ale podpowiesz PK by podswietlac, ten problem rozwiazala. Dzieki.
W sprawie Czworonogów Niecywilizowanych: bym billboardy (outdoorami w Brazylii nazywane) wynajął i robił wystawę portretów Największych Obesrańców z klasyfikacją tygodniową od 1 do 10 miejsca. Może właściciele by postanowili ulubieńcom wstydu zaoszczędzić. Konie dostają nagrodę hors concours.
A dlaczego portrety czworonogów, a nie właścicieli? 😯 W końcu nikt chyba nie może wymagać od czworonoga, żeby sam po sobie posprzątał? 😉
A ja znow jestem chora po przeczytaniu, ze oto kolejne dziecko zostaje sadownie rodzicom odebrane, bo sa za biedni, niepelnosprawni czy maja depresje:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7630932,Poznan__Stracili_synka__bo_nie_maja_wlasnego_mieszkania.html
Jest to prawdziwa polska hanba, nie wiem czy nie najwieksza w tej chwili. Jest to cofniecie sie o dwiescie kilkadziest lat do czasow kiedy cesarzowa Maira Teresa Austriaczka kazala odbierac dzieci cygnskim rodzinom i dawac je na wychowanie bialym. A nawet oczko gorzej bo wiekszosc polskich dzieci odbieranych rodzicom laduje w jednym z tych koszmarnych przytulkow, o ktorych tu kiedys opowiadalam.
Slyszalam wczoraj w radiu, ze Solidarnosc oczekuje od rzadu 30 milionow zlotych na zorganizowanie swojej roznicicy – „bardziej okazale niz bylo kiedykolwiek w przeszlosci”. I zapewne te pieniadze sie znajda. Niechaj mi nikt nie mowi, ze „Polska jest krajem na dorobku”. POlska jest zamoznym krajem, ktore stac na organiozowanie Euro 2012, rozkosznych obchodow licznych rocznic, nowe swieta zolnierzy „wykletych”, wycieczki „dla wszystkich uczniow do Katynia” (jak postuluje to w tej chwili ombudsman od praw czlowieka ) tylko nie stac na przestrzeganie podstawowych praw czlowieka, czy na sluzby socjalne, ktore moglyby doradzac rodzinie w potrzebie.
Co mozna zrobic? W jaki sposob mozna powstrzymac tych oblakanych sedziow przed kryminalna dzilanoscia wzgledem dzieci? Jestem rozbita.
@Bobik: bo właściciel za własną mordę poda do sądu.
W wypowiedzi Andrzeja Stasiuka ostatni paragraf zabójczy.
Oszczędne i politycznie poprawne skuwanie skuwanie psów: lewa przednia z prawą tylną i też nie ucieknie przed sprawiedliwością 😎
skuwanie raz 🙄
Nie wiem skad ta potrzeba usprawiedliwiania Kapuscinskiego i czemu autor tak pisal jak pisal. Moze tak pisal, bo bylo trudniej go sprawdzic; moze pisalby inaczej, gdyby internet byl wczesniej i tlumaczenie na angielski ukazalo sie wczesniej. Zobaczymy jak sie go bedzie czytac w przyszlosci. Na pewno nie tak samo. Jak go beda czytac ci co od poczatku beda wiedziec to czego my dowiedzielismy sie po uprzednim przeczytaniu wszystkiego jako najprawdziwszej prawdy? Naprawde nie jest wam troche gorzko z tego powodu?
Ja po przeczytaniu artykylu Johna Ryle’a kilka lat temu czulam sie naprawde lyso. Mam kilka ksiazek K., ale jakos nie mam ochoty po nie siegac…
A przeciez mi zal, ze nad naszym zwyciestwem niejednym goruja cokoly na ktorych nie stoi juz nikt.
Ja już tu parę razy powiedziałam, że książki Kapuścińskiego zawsze traktowałam jako literaturę. Wielokrotnie spotykałam się z dylematem, czy reporter ma prawo do przetwarzania swoich doświadczeń i wiem, że wiele jest takich przypadków, że musi – dla osiągnięcia efektu. Pytanie, na ile można przeinaczać rzeczywistość. W reportażu pretendującego do oddania jakichś realiów dopuszczam coś takiego, jeśli chodzi np. o kontaminację doświadczeń rozrzuconych w czasie do jednego dnia dla zwiększenia efektu dramatycznego. Wymowa jest ta sama, a że odbyło się trochę inaczej, nie szkodzi. To należy do warsztatu.
Jeśli jednak rzecz zbyt daleko odbiega od realu, to wtedy jest realizm magiczny, że użyję terminu Marqueza. „Cesarz” to realizm magiczny.
Jeszcze jedno. Prawdy i tak jednej nie ma. Kto pisze reportaż, także w jakimś stopniu pisze o sobie, czasem nawet w większym niż na dany temat. Co tu dużo gadać, piszący człowiek zawsze pisze o sobie, no, chyba że chodzi o pracę naukową.
Widzę, że blogosfera jest pełna specjalistów od skuwania psów. 😯 Chyba czas się zacząć bać. 😎
Jak chodzi o pisarstwo RK, to bardzo podobne mam zdanie do PK, więc już go powtarzać nie będę. 😉
No, nieeeee…. Cesarz to nie jest realizm magiczny…
Stasiuk ciekawie pisze o pisarzu i prawie do konfabulacji, a Orlinski nareszcie powiedzial to, co mnie uderzalo od samego poczatku – strasznie mnie uwieralo to ciagle mowienie o relacji Mistrz-uczen, i ciesze sie, ze w Polsce nie wszyscy chca sie w ten jednak nieco przebrzmialy model wpisywac. To jest model, dare I say, kulturowo bardziej katolicki niz protestancki, bo jakos przenoszacy na sztuke posredniczenie w kontakcie z tym i tamtym swiatem. Rozmiem i doceniam, ale mnie samej jest blizsza prostestancka self-reliance, co nie znaczy, ze nie mozna sie uczyc od starszych – ale jednak – kolegow. Poza tym, mysle, Kroliku (zgadzajac sie z Toba – mysle, ze tu gra jakas role to, ze obie znamy polnocno-amerykanskie przypadki, w ktorych przylapany na konfabulacji autor „prawdziwych memuarow” jednak musial sie wycofac ze slowa „prawdziwy”), ze w Polsce dopiero sie o tych sprawach zaczyna mowic. Pisarz klamie, to wiemy od dawna (mozna siegac setki lat wstecz do roznych „obron poezji i poezjowania”), ale jesli to jest dziennikarz, to w dzisiejszych czasach czytelnik ceni, by mu jakos dac do zrozumienia, z ktorym rodzajem tekstu ma do czynienia. Moze to juz sa po prostu czasy „empowered readers”? No i dobrze.
A dlaczego nie można do „Cesarza”, choćby z badawczej ciekawości 😉 przyłożyć pojęcia realizmu magicznego? Jak twierdził Márquez, jego „najważniejszy problem polegał na zniszczeniu linii demarkacyjnej, która oddziela to co wydaje się być realne od tego co fantastyczne”. W gruncie rzeczy ta linia w „Cesarzu” dość dokładnie została zatarta – wszystko to mogłoby być absolutnie prawdziwe, ale równie dobrze całkowicie fantastyczne. I ja nigdy nie miałem większej potrzeby tej linii demarkacyjnej szukać.
Poza tym nie należy realizmu magicznego utożsamiać z jego odmianą latynoamerykańską. To jest wiele pojemniejsze pojęcie. I bardzo różnych pisarzy się do tego nurtu zalicza.
Mozna przylozyc to pojecie Bobiku, ale nie poniewczasie, kiedy juz zostalo wczesniej podane jako rzetelny reportaz widziany tymi oczami i napisany tymi recami na goraco as it happens.
wracając do skupiającego powszechną uwagę tematu i częściowego choć odkupienia przez uświadamianie, mignęła mi niedawno w tivi scenka jak ksiądz komuś uświadamiał, że z wywożenia śmieci do lasu trzeba się spowiadać bo grzech. może po bandzie nico, ale dostosowane do targetu i może choć częściowo skuteczne. tylko czy to reklama społeczna była, czy jakiś serial, pojęcia nie mam.
Reklama społeczna jednak 😉
Ostatnio zwierzyłam się mężowi ze smutnej refleksji, że niedzielna frekwencja nie przekłada się na troskę o porządek w obejściu i że może by zasugerować odpowiednim czynnikom małą mowę z kazalnicy na temat sprzątania po sobie. Czyli myślenie też mi gdzieś po bandzie meandruje 🙄
w tej calej” debacie narodowej” o Kapuscinskim okazalo sie,
ze byl dla wielu bardzo waznym reporterem lub pisarzem.
uzywam slowa byl swiadomie bowiem czar jego tworczosci
prysl.”Chrystus z karabinem……”czytalem ponad 30lat temu i
w tamtych czysach i mojej idealistycznej wizji swiata zle dobre
bylem zachwycony.przy dretwych gadkach w TV lub podobnych
bzdurach w prasie reportaze Kapuscinskiego byla zywe i przepelnione egzotycznym zyciem oraz co bylo dla mnie wazne
„lewicowe” i bohaterskie.ja jemu wierzylem ze to co pisze to prawda-bylem mlody i glupi.czytalem tez „Cesarz” i od razu wiedzialem ,to jest porzadna literatura,fikcja.(realizm magiczny wole zostawic pisarza iberoamerykanskim-Màrquez,Borgez,
Cortàzar)
dla mojego pokolenia 50+ byl waznym autorem,dla dzisiejszego,mysle juz nie.
podobnie jak Krolik po Kapuscinskiego juz siegac nie bede.inne czasy inni bohaterowie
andsol,oczywiscie ze niecierpliwy,dlatego zamiast chodzic
brykam 🙂
p.s. jestem juz przy 36 stronie
Chwala Bogu ze dzis piatek,
chyba polece po chablis, bo dzis ryba…
na koniec tygodnia dalej o seksualnym molestowaniu w
niemieckim kosciele katolickim
http://www.faz.net/s/Rub594835B672714A1DB1A121534F010EE1/Doc~EF3FE849B284F4685BB5FE31CA0A860A5~ATpl~Ecommon~Scontent.html
USA.Irlandia,tu,tam,teraz Niemcy,a Polsce? swieci?czy slepi i
glusi,ciagle zamiatanie pod dywan?
milego week-endu
Króliku, moim zdaniem krytyka literacka może swoje pojęcia do książek przykładać bez ograniczeń czasowych. 😉 Kombinować, kłócić się, zmieniać zdanie… I to, że po jakimś czasie pewne książki zaliczano do innego nurtu czy gatunku, niż na początku, to się już zdarzało.
Również to, że ktoś określa swoją książkę jako reportaż nie jest jeszcze koniecznie zeznaniem typu „każdziutkie słowo jest tu świętą prawdą i wszystko zdarzyło się co do grosza tak, jak opisane”. Reportaż literacki dopuszcza od tego odstępstwa.
Natomiast jak chodzi o ocenę autora jako człowieka oczywiście może mieć znaczenie to, czy zaklinał się, że pisał czystą prawdę, a potem wylazło szydło z worka. Ale czy to wpływa na wartość dzieła od strony literackiej? Dla mnie nie. Dobra książka, która mi coś mówi o świecie, o ludziach, o mechanizmach społecznych i historycznych, dalej zostaje dobrą książką, chociaż być może trzeba ją w pewnym momencie zaliczyć do innego gatunku.
A chablis to wcale nie jest zły pomysł. Ale może już pod nowym wpisem je wypić? 🙂
Hmmm, może książka nawet zyskuje … Dobrze opisać coś, co się widziało to jedna rzecz. Trzeba być dobrym rzemieślnikiem. Ale dobrze opisać coś, czego się nie widziało, żeby wyszło tak, jakby się widziało, to już trzeba być artystą 🙄
Bobiku, widze ze dzisiaj zostaniemy kazde przy swoim.
Mozna zrobic waze w stylu epoki Ming piekniejsza niz wazy z epoki Ming, jezeli artysta jest utalentowany. Ale to wciaz nie jest waza z epoki Ming. I jesli sie wyda, ze nie jest z epoki Ming, jej wartosc mimo urody spadnie. Mozna o niej bedize czytac w przyczynkach o pieknych podrobkach.
Widze, ze dzisiaj jade z rysiem jednym S-bahnem…
Ale rysberlin mawia, że S-Bahn jest głupi 😆
Króliku, nie widzę niczego złego w tym, że pozostaniemy przy różnych zdaniach. 🙂 Ale porównania z wazą „nie kupuję”, bo wartość przedmiotu materialnego jest ciężko porównywalna z niematerialną zawartością książki. Jeszcze lepiej to widać na przykładzie różnych wydań tej samej książki. Te książki jako przedmioty mogą mieć zupełnie inną wartość finansową, ale ich wartość literacka jest identyczna.
Niemniej jednak najważniejsze, żeby nam chablis smakowało. 🙂
Bobiku, cenie twoja wspanialomyslnosc.
Powiem wam, ze wlasnie wrocilam z pracy. Dzisiaj udalo mi sie zajrzec do Koszyczka nie baczac na mlyn dookola… A teraz juz weekend.
Niestety nie wstapilam po Chablis. I jak tu teraz jesc te rybe?
Czemu Helena jest taka cicha. Czy jest OK?