Ze skarbczyka Bobika
Dawno, dawno temu… no, może nie AŻ tak dawno, ale jednak w czasach dość odległych, w szczenięctwie moim sielskim, anielskim (w odróżnieniu od szczenięctwa obecnego, które skłania się raczej w stronę diabelską, albo przynajmniej chochlikowatą), próbowałem wszystkiego, co mi tylko w zęby wpadło. Raz okazywało się to pasztetówką, a raz musztardą (brrr!!!), ale mój niepowstrzymany pęd do wiedzy pozwalał mi przechodzić na tą ambiwalencją doświadczeń do porządku i nieustannie próbować dalej.
Pewnego razu, podczas obrabiania regału z książkami, już po skonsumowaniu większości okładek, natknąłem się wśród fruwających luzem kartek na coś, co zapachniało mi niezwykle smakowicie, choć niekoniecznie jadalnie. Nie mogąc należycie ocenić i zinterpretować tego znaleziska, porwałem je w zęby i zaniosłem do Starszego Kumpla. Kumpel włożył okulary (choć był Starszy, a nie stary, ale w psiej szkole mówiono o nim „urodzony krótkowidz”) i pracowicie zapoznał się z cechami organoleptycznymi oraz intelektualną zawartością przyniesionego przeze mnie strzępka papieru. Następnie zrobił głupią minę, wzruszył niejednoznacznie ogonem i usiłował zmienić temat. Ale nie ze mną te numery! Przycisnąłem go do podłogi i zażądałem wyjaśnień. Kumpel kręcił, wyrywał się i i drapał w drzwi, ale wreszcie przyznał:
– Wiesz, prawdę mówiąc, ja ni cholery nie wiem, o co chodzi. To, co znalazłeś, to jest cytat i ludzie używają tego do pomyślenia tego, co być może pomyśleliby sami, gdyby już kto inny wcześniej tego nie pomyślał. Taki cytat składa się ze słów i z tego, co one znaczą. Ale do jedzenia ani jedno, ani drugie się nie nadaje.
Nie zmartwiłem się szczególnie, bo już wcześniej przypuszczałem, że kulinarnego pożytku z tego papierka nie będzie. Żądza wiedzy kazała mi jednak zadać Starszemu (choć, jak się okazało, nie wszystko wiedzącemu) Kumplowi kolejne pytanie:
– No dobrze, zrozumiałem, pożywić się tym nie pożywimy. Trudno, podobno nie samym żarciem pies żyje. Ale skoro ludzie tych cytatów używają, stawiają na półkach i oprawiają je w całkiem smaczną skórę, to musi coś ważnego w nich być. Wiesz co to takiego?
– Bobik, nie męcz! – jęknął Kumpel. – Ja ci mogę tylko powiedzieć, co tu jest napisane, ale nie wymagaj ode mnie, żebym wiedział, co to oznacza.
– No, dobra – zgodziłem się łaskawie. – Powiedz mi na razie, co jest napisane, a potem zobaczymy.
Starszy Kumpel wziął przywleczony przeze mnie skrawek kartki i przeczytał:
Niezmarnowane będzie życie moje, bom tworzył pieśni i miałem przyjaciół.
Rzeczywiście, ciężko było coś z tym począć dwójce szczeniaków (bo Kumpel, chociaż Starszy, też poza szczenięctwo jednak nie wyszedł). Zaczęliśmy kombinować na wszystkie strony, ale bez wyraźnego wizualnego, bądź zapachowego efektu.
– Gdyby to było „bom kochał suczki” – powiedział gdzieś po godzinie zgnębiony Kumpel – to bym jeszcze skapował. Chyba że po staropiesku suczki nazywały się pieśni?
Polecieliśmy spytać sierżanta Gugla, ale zaprzeczył. Powiedział, że po staropiesku na suczki mówiło się piesiulki, pieścice, psiężniczki, spsiałogłowy, psiewiasty, psurtyzany, psujki, psotki i piesczotki, ale o pieśniach żaden słownik nie wspomina. No i w ten sposób znowu byliśmy w punkcie wyjścia.
– Nie ma rady – powiedział Kumpel. – Chyba musisz zapytać twoich Starych. Oni już z niejednej miski chappi jedli, to może i tę zagadkę potrafią rozgryźć.
Pytanie Starych wprawdzie nie bardzo mi się uśmiechało, bo właśnie od pewnego czasu usiłowałem im udowodnić, że wszystko wiem lepiej od nich, ale rozsądek mówił mi, że Kumpel może mieć rację. Zakopałem tajemniczą kartkę pod bzem, obok innych psich skarbów, żeby ktoś mi jej nie porwał i postanowiłem wieczorem pogadać ze Starymi.
Zajęliśmy się z Kumplem bieganiem po ogrodzie, przeciąganiem szmaty, wzajemnym podgryzaniem uszu i innymi szczeniackimi przyjemnościami. Wieczorem byłem tak zmęczony, że natychmiast po wylizaniu miski padłem na posłanie i spałem twardo aż do rana. Następnego dnia przypomniałem sobie o kartce akurat wtedy, kiedy Starych nie było w domu i solennie obiecałem sobie, że tym razem na pewno zapytam ich wieczorem. Ale zająłem się obgryzaniem kości, straszeniem wróbli i szczekaniem na kota sąsiadów, a kiedy przyszedł wieczór…
Co będę ukrywał – płynęły kolejne dni i miesiące mojego szczenięctwa, a ja nie tylko co wieczór zapominałem o kartce, ale w pewnym momencie już na dobre zapomniałem. Skończyłem psią szkołę, zacząłem stróżować i bronić domu przed złodziejami, wiosną buzowały we mnie hormony. Radziłem sobie z nieuchronnymi w psim życiu rozczarowaniami i gromadziłem niebiańsko pachnące polędwicą chwile radości. Byłem ciągle zajęty, chociaż nieraz trudno byłoby mi powiedzieć czym. A już odkąd założyłem blog, na takie rzeczy, jak niezrozumiałe cytaty, w ogóle nie miałem głowy i czasu. Aż do dziś.
Bo dziś, kiedy zacząłem się zastanawiać nad kolejnym wpisem, przypomniało mi się, że on będzie setny, czyli – było nie było – jubileuszowy i wypadałoby na taką okazję przygotować jakieś specjalne danie. Pobiegłem do mojego skarbczyka pod bzem, żeby zobaczyć, czy nie zakopałem tam przypadkiem jakiejś wyjątkowo dużej kości i podczas poszukiwań natknąłem się na dawno już zapomnianą kartkę. To może być to! – pomyślałem w nagłym przebłysku psiej intuicji. Moi Goście to głównie ludzie, a ludzie są tak dziwni, że często nawet wolą cytaty od kości.
Zaraz miałem lecieć do Starych, żeby nareszcie wytłumaczyli mi, co oznacza to napisane, kiedy znienacka, bez żadnego szczególnego powodu, uświadomiłem sobie, że już nie muszę ich pytać. Tajemniczy cytat zrozumiał mi się jakby sam z siebie, bez mojego czynnego udziału. Wystarczyło trochę pożyć.
Teraz już wiedziałem, że nie bez powodów zakopałem to zdanie wśród moich skarbów. Ono było doprawdy jak ogromna, tłusta, jeszcze ociekająca rosołem, szpikowa kość. Z drobną, psią poprawką: niezmarnowane było życie moje, bom kochał pieśni i miałem przyjaciół.
Ze skarbczyka skurczybyka
Lecz choćby klęska skończyła me boje,
Choćby najsrożej los się na mnie zaciął,
I tak niczego, psia krew, się nie boję
Bo wszystko wisi mi pietruszki nacią…
_____________________________________
Lecz choćby klęska skończyła me boje,
Choćby najsrożej los się na mnie zaciął,
Ja wiem, kto winien temu: zawsze goje!
Lecę poskarżyć się na wszystko braciom…
______________________________________________
Lecz choćby klęska skończyła me boje,
Choćby najsrożej los się na mnie zaciął,
To w tobie flaszko zawsze mam ostoję
I odpowiedzieć mogę tak: cios za cios…
Zeenowy kuplet nadaje sie dzisiaj dla amerykanskich hokeistek. Choc nie ogladam zimowej olimpiady to musze wyznac, ze jestem klozetowym kibicem olimpijskiego hokeja. Kto nie ogladal wczoraj jak Kanadyjczycy (mezczyzni) rozgromili Rosjan… Kanada sie trzesla kibicujac… ziemia drzala od Bonavista do Vancouver Island. Serio. Hokej w Kanadzie i Stanach to jest gra milionerow, ktorym albo sie chce grac albo nie. Ale wczoraj, jak to powiedzial trener Rosjan, wypadli na nich jak stado wilkow. Artykul byl w Polskich gazetach ze Kanada to kraj bez osobowosci. Well… trzeba bylo to zobaczyc wczoraj. I dzisiaj. Gdy jest o co walczyc…
Dzisiaj Kanadyjki wytlukly Amerykanki. Co to za gra. Trzeba pamietac, ze czolowe kanadyjki graja w zawodowych meskich klubach w Szwecji i Finlandii. Sa swietne i mniej sie tluka kijami po glowach niz mezczyzni. Wole hokej od baletu na lyzwach.
Dobrej nocy wszystkim. Am at peace. Quebec sie nie odseparuje. Zostaniemy razem. Krolowa nie ma prawa wjechac do Quebecu, reszta Kanady ja po cichu kocha, ale po jej odejsciu zostaniemy republika.
Nie wyobrazam sobie zeby Krolowa Elzbieta i nasz Prime Minister byli dla siebie grubianscy. Kiedys jednak odprowadziwszy krolowa na lotnisko po wizycie, Prime Minister Trudeau (wygral wybory 4 razy !!!) zakrecil na lotnisku pirueta. Good riddance!
Troche klepie, ale to hokej robi mi karuzel w glowie. Dobranoc.
rzekłbym, że „psia poprawka” trochę pesymistyczna 😆
Nooo, Bobby, congratulation, setny wpis 😯
Wiele tych setek jeszcze życzę z całego serca 😆
Przyznam, że wzruszyłam się łzawo i na miękko 😳 Poprawka niepotrzebna i myląca 😉
On chyba terminował u Glempa http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7604589,Malysz_na_sniadaniu_u_prezydenta.html
Dzień dobry. 🙂 Ja też od rana wzruszony i wdzięczny, bo oczywiście przy setnym wpisie jakoś mi tak refleksyjnie i różne rzeczy sobie uświadamiam. Ten blog naprawdę zmienił mi życie na różne sposoby i to wiele bardziej, niż się spodziewałem. A najważniesze z tego na pewno jest to, co usiłowałem zawrzeć we wpisie – pieśni i przyjaciele. Świadomość, że gdzieś tam, czasem na drugim końcu świata jest ktoś, kto chce mnie wysłuchać, rękę podać, albo mi zaufać i powiedzieć, co jego boli. I twórcza energia, która się indukuje poczas blogowych spotkań, radość uczestniczenia w tym procesie, bez względu na to, czy się jest sustancją reagującą, czy katalizatorem. 😉 Stąd psia poprawka, jak uważam, potrzebna – wystarczy kochać pieśni, żeby w jakiś sposób być ich współtwórcą. No i dzięki tej poprawce przesłanie staje się bardziej uniwersalne. 🙂
Ani przez moment, nawet w chwilach bardzo trudnych i szarpiących nerwy, nie żałowałem założenia blogu. Bo dostaję tu zawsze więcej, niż jestem w stanie dać.
Dziękuję. 🙂
Wzruszenie, Bobik, nie pozwala mi Ciebie ścisnąć za gardło 😉 ale się przemogę… 😆
aaahhhkkhrrgghrrrx/+!%!!!….. zeen, puszczaj, bo nie będzie kto Ci miał nalać setki! 😯 😎
Dobra, popuściłem 😎
Co za subtelność 🙄 ścisnął, ale się nie wgryzł 😉
Dobrze, że gardło me puścili,
ach, jaka to przyjemność jest,
bo nie ma drugiej takiej chwili,
gdy tak swobodno dyszit pies! 😆
Przepis prosty niczym cep:
zanim pisze, pierwej czyta
no i ma otwarty łeb –
pinkwolony erudyta
Wątpliwości zawsze ma
kiedy nie wie, to zapyta
i w inteligencję gra
pinkwolony erudyta
Słyszy coś i zaraz mu
skojarzeniem we łbie świta
ma drań spory zasób słów
pinkwolony erudyta
Warto i o to się bić
chłopom na równi z kobitom
by świat też pozwolił żyć
pinkwolonym erudytom…
😆 😆 😆
Milego dnia Bobiku,
sciskanka dla ciebie i koszyczka.
gratuluję i zmykam pod kordłę 😀
Dopiero zeen przekonal mnie, ze faktycznie mozna mnie uznac za wspoltworce piesni, bo swoim zwyczajem skromnie i pokornie mialem watpliwosci. 😳 😈
Tak, nasze zycie sie zmienilo, moje i Starej, odkad Bobik zaprosil nas na Swoje i zapowiedzial, ze bedzie oswieconym dyktatorem. Nie wyobrazam sobie miejsca bardziej oswieconego, bardziej rozspiewanego, bardziej naslonecznionego niz w gronie Bobika i jego Przyjaciol.
Czysta magia, Bobiku!
Dziękuję, dziękuję Wszystkim i sam ściskam kciuki, żeby fomi organizm wirusy szybko wytłukł. Chyba że się fomie wcale nie chce tak szybko spod tej kordły wychodzić. 😉
A propos wątpliwości, to ja przyjąłem za swoją tzw. zasadę Grydzewskiego. Tenże, znany zarówno z roztargnienia, jak i z pedantyczności, powiedział kiedyś w jakimś wywiadzie: nawet kiedy widzę „Litwo, ojczyzno moja”, na wszelki wypadek sprawdzam, kto to napisał, chociaż dobrze wiem, że Słowacki. 😆
No właśnie. Pies alkoholik. Ledwie oczko otworzy na Boży świat, a już setka.
Niektóre elementy psich wyznań pachniały mi znajomo, jakby kości zagrzebane pod innym drzewem, ale w końcu co tu dziwnego, ten sam smak, ta sama psikologia.
Jak mówił słynny J.D. Bullterrier: Raise High the Roast Bone, Carniv’rous.
Foma, czyś Ty aby nie zanadto złagodniał? Nie dość, że przygarnąłeś wirusy, to jeszcze je tulisz pod kordłą 🙄
Mordko, ja też podejrzewam, że to sprawka magii – Królik sam się wyciąga z kapelusza i pisze posty. 😆
To i ja milczał nie będę Bobiku, w końcu to nie twoja wina, że nie urodziłeś sie kotem, jak na psa wydajesz się być całkiem do rzeczy, oby tak dalej, gratulacje i życzenia wszelkiej pomyslności
z uszanowaniem
Kot Sokrates 🙂
sorry, „Twoja” 🙁
andsolu, poprzestawaj trochę z zeenem, to zobaczymy, czy potrafisz każdy dzień zaczynać od herbatki… 🙄
Na temat znajomego smaku kości akurat wczoraj sobie myślałem, obwąchując niektóre z Twoich drzewek. Musi naprawdę jakaś psikologia. 😉
A to o Roast Bone to naprawdę J.D. Bullterrier powiedział? Bo ja myślałem, że to „The Carpenters” śpiewali. 😳
Lepiej sprawdzę. 😎
Sokratesie, jeżeli tylko nie masz pretensji o moje niesłuszne pochodzenie, to na każdy inny temat się dogadamy. 😆
Dziękuję za życzenia i podsuwam miseczkę z pasztetówką. Wszystkie sąsiedzkie Koty ją uwielbiają, więc może i Tobie podejdzie. 🙂
W sekrecie dodam, że Myszy też w okolicach mojej miski często są widywane. 😎
Nie tylko można, trzeba uznać Mordechaja za współautora pieśni!
Sam bym takiego gniota nie wypuścił…
😎
Skoro mozna mnie uznac za wspoltworce piesni, zamowilem troche pamiatkowych gadzetow aby uczcic Setny Wpis:
http://www.cafepress.co.uk/traffordphotos.265574611
Gadżety to ja też przygotowałem, ale ktoś mi je zdematerializował. 😯
http://ihasahotdog.files.wordpress.com/2009/01/funny-dog-pictures-this-dog-has-two-bones.jpg
Za to dekoracja została. Może dlatego, że była wysoko. 😀
http://www.funnyphotos.net.au/userimages/user756_1151972136.jpg
Dekoracyjne, owszem, ale mało pożywne. Bardziej podchodzący byłby befsztyczek, zwłaszcza pod setkę 🙂
Chyba jasne, że propozycji befsztyczka nie mam zamiaru lekkomyślnie odrzucić. 🙂
Z setką czy bez!
No żesz, a ja się wpisałam pod poprzednim wpisem i zastanawiam, co to tak pusto. Gdyby była kufa z palcem pukającym się z czoło, to bym musiała sobie ją zamieścić. Za wcześnie wstałam najwidoczniej i niezbyt dobrze kojarzę 🙂
Policzyłem: 16 miesięcy, 100 wpisów, wychodzi 6,25 wpisu na m-c.
16 m-cy średnio po 30 dni to 480 dni, na 100 wpisów, wychodzi 0,208333333333 wpisu dziennie. Dobra, inaczej: miesiąc ma 30 dni, 6,25 wpisu na m-c daje wpis co 4,8 dnia.
Tydzień ma dni 7, wpis jest co 4,8 dnia co stanowi 1,4583333333 wpisu tygodniowo.
Miesiąc czy tydzień dadzą się podzielić na dni, godziny czy minuty, natomiast wpisy się nie dzielą, wychodzą w całości, albo wpis jest, albo go nie ma, zatem:
Tygodniowo jest jeden wpis, ułamki we wpisach nie istnieją, co już udowodniliśmy.
Rok ma 52 tygodnie, blog działa 68 tygodni – to tu powinno być tylko 68 pinkwolonych wpisów!
Superata!
Policzmy:
Od jednego wpisu podatek wynosi 100 EUR. Bobik zapłacił 100 x 100 = 10 000 EUR, a powinien 6800, czyli wpłacił do budżetu 3200 EUR za dużo. Zważywszy, że wydanie 1 EUR przez państwo kosztuje 2,3 EUR, Bobik naraził państwo na bezzasadne koszty w wysokości 7360 EUR.
Widzicie teraz ile nas kosztują pinkwoleni erudyci?!
Rany boskie! To do tych dwóch lat odsiadki za obrazę dojdzie mi jeszcze kilka roczków za machlojki finansowe? 😯
Nie wiem, czy nie pójść na ugodę z prokuratorem i nie zostać świadkiem poronnym. 🙄
Vesper, kufa pukająca palcem w czoło przydałaby się tak ogólnie, niekoniecznie z Twojego powodu. 🙂 Ale być może Łotr takiej nie chciał, bo obawiał się nadużyć. 😉
Nie ma sprawy Bobiku, pełna akceptacja 😆
Jakbyś potrzebował parę ptaszków na jubileuszowe przyjątko, to wystarczy jedno słowo i się robi, czytaj łowi 😉
A pasztetówka i owszem, jak najbardziej 🙄
Gratulacje jubileuszowe, Bobiku. Zostawiam szampana i na razie znikam. Otwórzcie wieczorem 🙂
Dzisiaj mnie już nie będzie, ale wzniosę toast za pinkwolonych erudytów 😀
Bawcie się dobrze 😀
A, Bobiku – stokrotne usciski dla Psa, i podziekowania za tak piekne nazwanie wszystkich tu sie pojawiajacych. 🙂 Zreszta ja zawsze, co Bobik wie skadinad, akurat to slowo mialam i tak w domysle, gdy myslalam o tym miejscu. 😉
Oprocz dzisiejszego wpisu, bardzo mnie rano ucieszylo, ze w ogole moge go dzisiaj przeczytac, bo wczoraj mielismy burze, ktorej nie powstydzilaby sie ani Emily Bronte, ani Szekspir, i dzisiaj 90 tysiecy mieszkancow naszego stanu jest zupelnie bez pradu. A w ramach innych zbiegow okolicznosci z setnym wpisem, rozmawialam wczesniej przez telefon z mezem, ktory wlasnie byl przez chwile juz bardzo w Twoich, Bobiku, okolicach (zdaje sie, ze o kilka lub kilkanascie kilometrow)… Do tego Twoja setka prawie sie zbiegla ze swietem Holi, wiec jeszcze dodatkowo czeka Cie oblewanie nie tylko szampanem, ale najweselszymi kolorami (to za dwa dni, ale mozna zaczac wczesniej). 😀
A teraz chyba pojde pozbierac pare konarow drzewa, ktore leza na trawie w ogrodzie, cieszac sie, ze gdy spadaly, nikt pod tym drzewem nie stal.
Wymyśliłem. Gdyby Bobik pod komentarzem nr 530 czy coś podobnego dorzucał też swój: „drogi zwierzyńcu, jest nowa kość”, to nikt ze starych bywalców by już starej nie obgryzał.
Wszystkie gratulacje i prezenty przyjmuję z wdzięcznością, szampana wstawiam do lodówki, bo ciepłego przecież pić nie będziemy, a Sokratesa proszę o kilka szpaków, bo chcę być szpakami karmiony. 😀
O święcie Holi wprawdzie nie pamiętałem, ale podświadomość najwyraźniej zadziałała, bo już wczoraj zacząłem o tych mandalach Ndebele. 🙂
Moje okolice to wprawdzie Kraków Centralny, ale w promieniu jakichś 80 km od niego zawsze znajdzie się coś, do czego będę się mógł przyznać. 😉
Czasem o nowej kości wspominam, ale przyznaję, że zdarza mi się cierpieć na szczenięcą sklerozę. 😳
Teren Twoich obecnych psich przebiezek, to nie tylko Krakow, Bobiku – choc nie wiem jak dalece do tych miejsc sie tez przyznajesz… 😉 To wlasnie przez ten teren, jedzie teraz do mnie roza cukrowa pochodzaca rzeczywiscie z Krakowa. 😆
Aa, moje obecne… Owszem, do nich też się przyznaję, choć w znacznie mniejszym promieniu. 😉
Gdybym wiedział, że Ganesh jest gdzieś kilka kilometrów ode mnie, to bym sobie pobiegł w tamtą stronę na spacer.
Chyba że to było kilka kilometrów w górę. Z tym mógłbym mieć niejakie trudności, bo jestem Bobikiem Czarnym, a nie Orłem Białym. 🙄
Bobiku, te zamówione szpaki jeszcze tu nie doleciały, gdzieś się włóczą w cieplejszych rejonach, jakby nie wiedziały, że są tu potrzebne 👿
Czy mogą być inne :spoko:
Poprosiłbym o kwiczoły, ale one są w czasie przeszłym i może się okazać, że już ich nie ma. Ślepowrony mają niewłaściwe konotacje polityczne, cietrzewie są za konfliktowe, gołąbki za pokojowe, kanarki niezbyt lubiane w społeczeństwie… Kurczę, wcale nie tak łatwo złapać odpowiedniego ptaka!
Jaszczomb?
Kura?
Kura to podobno najczesciej podawane mieso na bankietach ONZ, bo niekonfliktowe, i wiekszosc religii swiatowych (choc nie wszystkie) na nie pozwala. Nawet religia Zosi kurze sprzyja. 😉
Bobiku, tym razem to byl szybki przejazd, ale w Twoich okolicach bedzie staly przedstawiciel firmy, ktorego przeciez od czasu do czasu nalezy odwiedzac, nieprawdaz? Wiec nic straconego i zapowiedz na przyszlosc. 😀 Od czego jest Ganesh, jak nie od usuwania trudnosci w spotkaniach pokrewnych sobie duchowo osob… 😆
Jeszcze moga byc spiewajace kosy zapiekane w angielskim pie z wierszyka dla dzieci:
Sing a song of sixpence,
A pocket full of rye.
Four and twenty blackbirds,
Baked in a pie.
When the pie was opened,
The birds began to sing;
Wasn’t that a dainty dish,
To set before the king?
The king was in his counting house,
Counting out his money;
The queen was in the parlour,
Eating bread and honey.
The maid was in the garden,
Hanging out the clothes;
When down came a blackbird
And pecked off her nose.
http://www.youtube.com/watch?v=XNVitnZCZ7s
To był jeden z pierwszych angielskich wierszyków, którego się nauczyłem. 🙂
Bardzo dziś byłem kreatywny kulinarnie. Spojrzałem na leżące przede mną surowe strzępy gulaszu wieprzowego i stwierdziłem, że właściwie to wcale nie mam ochoty na gulasz, tylko na ossobuco. W związku z czym wziąłem i przyrządziłem te strzępy dokładnie tak, jak ossobuco. 😀
Było przepyszne, chociaż bez dziury. 🙂
Cóż to za kreatywność skoro prostej dziury w kości nie potrafi… Co to, ząbki już nie te 😉
zeen, to była odwrotność tej sytuacji z wroną, „wprawdzie ser zużyłam cały, ale dziury pozostały”. U mnie było wszystko, co dookoła dziury, tylko samej dziury nie było. 🙂
Nie w ząbkach rzecz, tylko w zagadce bytu lub niebytu dziury.
Trudno. Nikt dziś nie docenia
Prawdziwego poświęcenia!
Po czym Bobik kroczki drobił
uprawiając areobik
Przy czym drobił bez kolacji,
oraz bez klimatyzacji,
choć bobiczy aerobik
się odbywał w Nairobi.
Bobik bez kolacji? To okrucienstwo, ktore trzeba zglosic odpowiednim organom… 😆
A podczas, gdy gotowales swoje ossobuco Bobiku, u mnie bardzo ladnie padal grad, co interpretuje jednak jako nowoangielska zapowiedz wiosny. Gdybys potrzebowal lodu do wiaderka z szampanem, to chetnie sluze. 🙂
A, to znaczy, że szampana mam wyciągać? Proszę bardzo, już się robi! 😆
No widzisz, Bobiku, ani gradu, ani szampana absolutnie nie mozna zmarnowac. Mamy przeciez kryzys. 😆
Szampan się mrozi w wiaderku z gradem,
w misce spoczywa zakąska –
życie nie zawsze wypina zadek,
czasem się wdzięczy i kląska.
Gdy chwila taka cudna się zdarzy,
łap ją za diem jak karpia,
choć wiesz, że jutro pewnie się sparzysz,
lub wredna dorwie cię harpia.
przekąś szampana plastrem „żywieckiej”,
dołóż solony orzeszek
i powiedz życiu: ze mną jak z dzieckiem,
ja to się byle czym cieszę. 🙂
O, bardzo ladne motto w ogole, choc w szczegole to jednak taka setka to nie byle co. 😀 No i trudno zyc suchym szampanem, wiec zywiecka nieodzowna, choc tu akurat o nia trudno, bo jeszcze mniej sie nadaje do przewozenia samolotem niz kontrabanda rozano-krakowska… 😉 Moze dorzuce jeszcze troche migdalow od Debry, i swieczke Radiance, juz zapalona (zapach cytrusa z ylang-ylang i odrobina patchouli. 🙂
Poczuli paczuli i zaczęli się czulić… 😆
Wiadomo – migdaly… (Z tym, ze jak od Debry, to jest sie zawsze pewnym, ze zaden migdal w zaden sposob nie ucierpial podczas luskania.) 😆 Moje dzieci zawsze sie pytaja, czy te ylangi to blizniaki, ale zawsze stanowczo odpowiadam, ze tylko rodzenstwo… 😀
…w misce spoczywa zakąska… Bobiku, błagam, wypuść tę mysz z życiem! Te dwa czy trzy kęsy będą Cię kosztowały roczne wyrzuty sumienia. I smak wcale nie jest ten co myślisz. Poznaj uroki dobroci, zyskaj dożywotnią przyjaciółkę!
Nawet gdybym chciał mieć dylemat moralny, to nie mogę. Uciekła. 🙁
Po dlugich debatach co z wakacjami postanowilismy w tym roku poswiecic je calkowicie Rodzicom. I ja i maz mamy nieprawdopodobne szczescie, ze oboje nasi rodzice zyja i jakos sobie tam dzielnie ciagna. Najstarszy jest moj Ojciec- 86 lat, najmlodsza jest Mama Meza ma 79 i, o ironio, bardzo kiepsko u niej z pamiecia.
A wiec w czerwcu ruszamy do Warszawy na dwa tygodnie. Planujemy wycieczke po grobach rodzinnych z Rodzicami oraz wycieczke z Mlodsza Siostra trasa Kazimierz Dolny- Sandomierz-Lancut-Przemysl-Zamosc-Kozlowka. Jezeli macie jakies sugestie w tych regionach to b. prosze dajcie znac.
Kazimierz Dolny to jedno z moich ulubionych miejsc: zolte piaszczyste plaze nad Wisla, a 10 lat temu to jeszcze kury chodzily po kazimierzowskim rynku… tez lubie patrzec sie z samochodu na wierzby i laki nad Wieprzem…
Bilety lotnicze juz mamy.
Te groby to jest skarbnica rodzinnych historii. Np. moja prababka lezy pochowana w Warszawie, bo tam zmarla na raka mozgu i pradziadek konno na oklep pojechal z Rakowa do Warszawy, zeby ja pochowac w 1900 roku. Rakow nalezal do zaboru rosyjskiego wtedy, stad ta Warszawa. Bylo znacznie blizej do Krakowa, ale to juz w innym zaborze. Jak chocholy Wyspianskiego, niemoc. Zabor Austriacki byl wtedy najweselszym barakiem w calym obozie… Moi Rodzice wspominaja (z opwiesci swoich rodzicow), ze Austriacy w czsie pierwszej wojny swiatowej zbudowali kolej waskotorowa, ktora bardzo gospodarczo ozywila caly region (Jedrzejow -Pinczow). Rosyjski zabor, jak niemiecki, byl ciezki i posepny. W rosyjskim chlopi czasami probowali zwichnac biodra swoim synom, zeby ich ich uchronic od wojska carskiego: 25 lat, po jednym chlopcu z kazdej rodziny… Moj pradziadek wlasnie dlatego byl kulawy i mial przydomek ” Panie Ha”.
Mamy jeszcze w albumach posepne zdjecia naszych przodkow z roznych niewoli. Np. moj dziadek byl w niewoli w Finlandii i na Wegrzech. Ale to juz zupelnie inna historia…
Na szczescie mamy week end.
Posępne zdjęcia przodków… Króliku, różne mogły być ku posępności powody. Na przykład takie, że ostentacyjny uśmiech był nieprzystojny. „Śmieje się jak głupi do sera..” itp. I pójście do fotografa było takim wielkim halo, że należało zachować powagę.
A przecież ci wszyscy ludzie, wtedy, na pewno też mieli różne dni. Raz im było ciężko na duszy, a raz -mimo wszystko – radośnie bez powodu. Na zdjęciach tego nie widać, wszyscy są sieriozni do spodu. Ale ja myślę, że raczej z powodu ówczesnej konwencji, niż przez to, że życie takie ciężkie było. Bo życie i teraz potrafi dać w de, a na zdjęciach wszyscy konwencjonalnie – cheese. 😉
To prawda, ze do zdjec przybieralo sie powazna mine…, ale zycie bylo ciezkie wtedy. Jak w Chlopach Reymonta. Smierc, kalectwo, choroba, przemoc… brr. Takie zycie tez moze byc pelne, ale ja chwala bogu, uchowalam sie do nastepnych pokolen.
Chciałbym wierzyć w to, że mamy zdolności przystosowawcze. To znaczy, że ciężkości życia nie oceniamy tak w ogóle, tylko w porównaniu. 😉 I że dzięki temu znajdujemy wciąż od nowa powody do optymizmu.
No bo jeśli nie dzięki temu, to może się okazać, że w ogóle nie ma żadnych powodów. 😯
Brrrrr!!!!
Za powody do optymizmu, nawet jesli z perspektywy czasu te powody nie sa tak uniwersalne!
Dzień dobry. 🙂 Wychylam do dna filiżankę herbaty za powody, czymkolwiek i kimkolwiek by one nie były, i lecę na targ, zanim stoisko z rostbefem się zwinie i Grek zwany Turkiem odjedzie w siną dal.
Sobota na ogół jest bardzo przyjemna pod względem kulinarnym. Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedzie. 😉
samotny sobotny(?) Bobik 🙂
do setki mozna bylo brykac,a co teraz 🙁
czy wypada?
po buszowaniu przez ksiegarnie(?),antykwariaty i EMPIKi
male fikanko pomiedzy drzewami terenow zielonych w
poszukiwaniu pozostalosci zimy
fiku,fiku 🙂
andsol,przeczytales cale 40 000 od poczatkow pisaniny?
Podziw
vesper,pani z ksiegarni moze i wiedziala (moze),ale ja znam OSOBISCIE jednego pana ktory czesto wie o czym ksiazka rozprawia 🙄 8) 😉
tez chce byc 40 000-nieodparta chec sukcesu 😆
Rysiu, chyba nie zrobisz nam takiego świństwa, jak zaprzestanie brykania? 😯
Natychmiast wydaję ustawę, że brykanie rysiów, jako ich znak markowy jest legalne na całym obszarze wpisowo-komentarzowym. Teraz masz to amtlich. 😎
amtlich to amtlich
brykam,brykam,brykam,brykam 8)
Przyznam, ze niespecjalnie ogladalam olimpiade, a nawet – mowiac szczerze – wcale jej nie ogladalam, nie wiedzac, ile trace… 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/26/the-most-insanely-ridicul_n_478399.html
Pyta rysberlin: przeczytales cale 40 000 od poczatkow pisaniny? Sprytnie, sprytnie. Polityka faktów dokonanych. Że niby nie ma już co ubiegać się o numer 40 tys. Ale nie martw się, ja Wam tego nie zrobię. Tak jak łatwo zostałem powitany, tak zostałbym pożegnany. I znienawidzony na zawsze za uwiedzenie liczby, której nawet nie położy się w misce.
Wasze rozmowy? Fascynujące, ale to cały kurs magisterski. Daj mi ze dwa lata na douczenie się. Już sporo się dowiedziałem, ale popatrz sam ilu Was tu. Samych poetów chyba z setka.
Przy okazji. Opera świetna, ale podejrzewam, że wiele żartów muzycznych przelatuje mi koło ucha. (Życie uczy, że jak coś wydaje się proste to może kłamać). Cieszę się, że i tak w kilku z nich się połapałem.
Moniko :smile – jazda figurowa to jedyne co z tej olimpiady ogladam, niestety po nocach, i ich stroje sa nieodlacznym atrybutem atrakcji. Belg Kevin van der Perren w szkielecie oraz ten Japonczyk w fatalaszkach sa w gronie moich tegorocznych faworytow, bo nie tylko sa swietnymi lyzwiarzami i wygladaja zabawnie, ale sa po prostu nowatorscy w tej dyscyplinie, ktora moim zdaniem za duza wage przyklada do skomplikowanych i niebezpiecznych figur w powietrzu, a za malo do poszukiwnia nowych form ekspresji ruchu.
Kevin van der Perren jest swietny. i ogladam go zawsze z przyjemnoscia, choc zdarza mu sie wyladpowac na lodzie na pupie.
Curling- za zero agresji, stalowe nerwy i nieprawdopodobną precyzję 😀
Za figurowym nie przepadam. Szczególnie tańce doprowadzają mnie, od dłuższego czasu, do ujemnej pasji 🙄
Toz jazda figurowa ma jeszcze mniej agresji niz curling. Testosteron tam w ogole nie wchodzi w gre, wrecz przeciwnie, ociupina dziewczecej finezji i artystycznego wyrafinowania sa wysoce pozadane 😆
Ktory tancerz, Haneczko, podlozyl Ci sie, za przeproszeniem?
🙂
My z Churchillem już od dziesięcioleci propagujemy zasadę – no sports! 😎
Chociaż przyznaję, że dawniej zdarzało mi się oglądać np. skoki narciarskie. Ale odkąd stały się one przedmiotem narodowego kultu, obiektem adoracji i źródłem kompensacji, doznałem pewnego zbrzydzenia i oglądać przestałem. Jakoś mnie nie ciągnie do grona tych, którzy długo jęczeli pod carskim knutem, zęby za wolność dawali sobie wybijać i w kazamatach komuny spędzili dzieciństwo, ale za to teraz Adam wszystkim pokaże. 🙄
Heleno, ja tez, jak bym mogla, to bym pewnie jednak jazde figurowa ogladala, choc ogolnie jestem raczej jak Bobik pod wzgledem ogladania sportow (i jak Ty, podobnie wolalabym widziec rozlozenie akcentow, tylko wydaje mi sie, ze te niebezpieczne figury latwiej pewnie oceniac obiektywnie niz walory estetyczne). A kostiumy mnie rozbawily. 🙂
A tu Jamie Oliver w West Virginia – ma nowa inicjatywe, zdrowego odzywiania najmlodszych w szkolach – ale poczatki moga byc troche deprymujace, bo dzieci nie potrafia zidentyfikowac pomidorow i innych warzyw (za to wiedza, co to jest keczup – jak tego zreszta chcial Ronald Reagan, ktory obcial pieniadze na lunche szkolne, i kazal wlasnie klasyfikowac keczup jako warzywo, bo keczup byl tanszy).
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/26/jamie-olivers-food-revolu_n_478824.html
andsolu, ale byś wyciął fomie numer, gdybyś go czterdziestaka pozbawił! Bo przecież oznaczałoby to równocześnie pozbawienie go zaszczytnych tytułów Jedynego Słusznego Zwycięzcy Rywalizacji o Dziesięciotysięczniki, Jedynego Wielokrotnie Zwodowanego, a może nawet Jedynego Startującego w Zawodach. 😯
Muzyczne żarty w tekście rzeczywiście mogą zostać niedostrzeżone, jeżeli się ich jasno nie zaznaczy. I nawet nie dlatego, że ktoś mało kształcony czy osłuchany jest, tylko dlatego, że tekst, choćby i przez autora pomyślany pod jakąś określoną melodię, wcale w odbiorze nie narzuca tej melodii z pełną oczywistością. Co miałem niejednokrotnie okazję sprawdzić na jednym takim z bardzo dobrym słuchem i muzyczną pamięcią, który mimo to dopiero po głośnym powiedzeniu, o jaką melodię chodziło, pukał się w czoło i wołał: no jasne! 😉
Zagonek keczupu im. R. Reagana. 😆
Swoją drogą, ja sobie w Niemczech nie wyobrażam dzieciaka, który nie zna ogórka lub pomidora. Ale może to dlatego, że tutaj narodową potrawą nie jest gorący pies 👿 , a döner kebab, czyli buła nadziana nie tylko mięsem, ale i warzywami. I klient musi obsługantowi sam opowiedzieć, co ma do tej buły być napakowane – z pomidorami proszę, z cebulą, z peperoni, ale bez kapuchy.
Potrzeba matką znajomości nazw warzyw. Może by tak w Stanach, zamiast męczyć się z akcjami edukacyjnymi, po prostu sprowadzić tureckich gastarbeiterów? 😉
Jamie robil to samo w Wlk. Brytanii i wymusil na rzadzie Tony’ego Blaira przyznanie o miliard funtow rocznie wiecej na szkolne stolowki. Ale zaczal od szkolenia kucharek szkolnych, przyzwyczajacych jedynie do wsadzania fabrycznego jedzenia do mikrofalowki. Jedna z tych kobiet zaprowadzona przez Jamiego sila do dzialu jarzyn i owocow w supermarkecie, strasznie sie dziwila, jak jej pokazywal peczek bazylii, ze jest to jadalne.
Wiec Jamie poszedl do jej wlasnego domu i pokazal w jaki sposob mozna bazylii uzywac w kuchni.
A dzieci z jednej szkoly zaprowadzil na farme. Okazalo sie, ze wiekszosc klasy nigdy w zyciu nie sprobowala truskawki czy surowej marchewki („czy to nie jest trujace?”) .
Zaprowadzil tez do fabryki, produkujacej glownie z tluszczy i odpadow miesnych sczegolny przysmak dzieci brytykjskich pod nazwa „indycze loczki”. POkazal jak sie to robi. Niektore dzieci sie porzygaly.
Kiesdys jednak chyba zmusze sie do tego aby napisac list do rzadu i JKM w sprawie szlachectwa dla Jamiego Olivera. POwinien dostac co najmniej OBE (Order of British Empire) albo tytul lorda. Nalezy mu sie za wszystkie dobre obywatelskie kampanie, ktore w ciagu ostatnich 15 lat przeprowadzul ratujac zdrowie i zycie swych wspolobywateli, a takze szkolac bezrobotnych i dajac im fach do reki. Moze dzis taki list napisze do Browna i Krolowej? Ale najpierw musze swoja wlasna kuchnie oporzadzic, bo niedlugo zalegna sie w niej jakies indycze loczki albo inna zaraza. 😳 😳 😳
Tak, Bobiku, zagonek keczupu im. Reagana to dobry pomysl. 😆
Nie wszedzie i nie wszystkie dzieci i tu nie wiedza. West Virginia jest wyjatkowo niezamoznym zakatkiem Stanow. W niektorych stanach jest lepiej, zwlaszcza, gdy tradycja i status materialny rodzicow temu sprzyja, a sa i ogrodki szkolne, gdzie dzieci, ktore nie maja mozliwosci w domu moga uprawiac warzywa (Alice Waters, slynna restauratorka, od lat to propaguje w Kaliforni). W koncu i w klasycznym hamburgerze sa pomidory, cebula, kiszony ogorek, a i w pizzy tez mozna wybierac skladniki oprocz sera. Ale sama kiedys kupowalam w supermarkecie z dala od domu pory, ktore musialam identyfikowac kasjerce, bo nie wiedziala co to za dziwne warzywo (i nie wiedziala, ile za nie naliczyc w rachunku)… 😉
O, tak, Heleno, Jamie Oliver zasluguje jak najbardziej, podobnie jak u nas Alice Waters, a juz zupelnie po sasiedzku – Ming Tsai, ktory dodatkowo jeszcze prowadzi kampanie uswiadamiania restauracjom niebezpieczenstw uczulen na pare podstawowych produktow (jeden z jego synow na to cierpi), i potrzebe wiekszej uwagi w tej dziedzinie (np. nieuzywanie tych samych desek do krojenia).
No bo pory powinny być w dziale odzieżowym, a nie warzywnym. 🙄
W jednej ze szkol, ktora sie znalazla pod ostrzalem Jamiego, byl specjalnie przeszkolony nauczyciel, ktory opiekowl sie dziecmi z cukrzyca, interweniujac kilka razy dziennie. Otoz po tym jak szkola kompletnie zmienila sposob karmienia dzieci, okazalo sie nagle, ze… w ciagu szesciu miesiecy ten nauczyciel nie byl wzywany ani do jednego diabetyka! To byl zupelnie nieoczekiwany efekt kampnii.
A ta kucharka, ktora Jamie zapoznal z bazylia, jest obecnie dyrektorem programowym sieci osrodkow szkolenia szkolnych kucharek! Bardzo prosta. niewyksztalcona kobieta, rozumna i oddana swej misji.
Bobiku, po angielsku „leeks” pewnie by sie kwalifikowaly do paru roznych dzialow… 😆
Tak, cukrzyca coraz wczesniej wystepujaca u dzieci, i to nie tylko typu 2, ale typu 1, to cos, co na pewno sie z tym laczy. Wczoraj w naszym bostonskim radiu byl ciekawy wywiad z naukowcami na ten temat. Nie tylko odpowiednia dieta, ale tez obciazenie chemiczne (pestycydy, srodki czystosci), a nawet przesadna higiena, oraz niedobor witaminy D (najwiecej dzieci zapada w regionach o malym naslonecznieniu przez okolo pol roku), i brak ruchu – to glowni podejrzani. A Matylda tymczasem czyta teraz sliczna ksiazeczke Michaela Pollana (jego artykul kiedys Ci sie spodobal, Heleno) pt. „The Rules” – bardzo skrotowo i dowcipnie napisana, tak zeby latwo wszystko zapamietac: np: „The whiter the bread, the sooner you’ll be dead”, albo „If it came from a plant, eat it, if it was made in a plant, don’t”. 😉
Bobiku, no właśnie, pory. Nieraz wyjaśniałem paniom kasjerkom, że to naprawdę jest do jedzenia. Z identyfikacją bywają kłopoty, bo czasami to się tu nazywa alho-porró a czasami „cebulisko” (cebolão). Ach, tu, na południu Brazylii, jest wszystko, tak z Europy jak i z tropików, ale właśnie te „normalne” rzeczy kłopoczą, często ludzi zdumiewa rzodkiewka czy kalarepa. A w ogóle, o tych zielonkach to tygodniami by opowiadać.
Moja mama sobie przypomniała, jak kiedyś, w Krakowie omal nie została wyrzucona z taksówki z powodów żywieniowych. Jechała gdzieś z moim ludzkim bratem, natenczas w wieku niemowlęcym, a ponieważ taksówkarz okazał się być ojcem dziecka niemal w tym samym wieku, to szybko rozmowa zeszła na odżywianie. Mój jada to, mój jada tamto, tyle a tyle… i w pewnym momencie mama nieopatrznie sypnęła, że w ogóle nie daje dziecku cukru (białego, bo to, co samo z siebie jest np. w owocach, to inna sprawa). Taksówkarz zawył, oświadczył, że dziecko bez cukru żyć nie może, po czym wypuścił z siebie perorę na temat wyrodnych matek. I widać było, że gdyby nie nieszczęsne, niedożywione niemowlę na ręku, zaraz by tę zołzę wysadził, posyłając za nią wiąchę. 🙄
Mój ludzki brat wprawdzie przeżył, ale niedocukrzenie srodze się na nim odbiło, bo choć już duży jest, to jeszcze do dziś nie wie, co to interwencja stomatologiczna. 🙁 Dentystę zna tylko jako kogoś, kto patrzy w zęby i mówi „wszystko w porządku, do zobaczenia za rok”.
Moniko, kiedyś jeden z najsłynniejszych tutejszych fizyków i poza fizyką też bardzo mądry człowiek, Rogério Cezar de Cerqueira Leite, napisał świetny felieton (niestety nie zachował mi się) o owocach, pisany w imieniu robaczka z guavy („bicho de goiaba”). Zasadnicze przesłanie robaczka brzmiało: jeśli owoc jest podziurawiony, to jedz i ty, bo mi nie zaszkodził. A jak jest gładki, lśniący i ani śladu mego zgryzu to wiedziałem czemu tego unikać, więc bój się tego i ty.
Muszę przyznać Niemcom, że w ostatnich latach zrobili olbrzymie postępy w dziedzinie zaopatrzenia w świeżyznę. Pory były tu wprawdzie znane od dawna, ale już cudactwa w rodzaju rukoli, grzybków shiitake, czy rzeczonej bazylii, to już niekoniecznie. A teraz to już jest absolutny standard zaopatrzeniowy, praktycznie w każdym sklepie i na każdym targu. I z każdym rokiem oferta się rozszerza, pojawiają się nawet tak dziwne jarzyny, a zwłaszcza owoce, że muszę się szybko dokształcać, żeby wiedzieć, co kupuję.
Nie uwierzycie, ale gdzieś od trzech lat udaje mi się czasem zdobyć nawet tak niebywałe, wcześniej tu niespotykane egzoty, jak korzeń pietruszki i żółtą fasolkę szparagową. 😯
Swietne dzis sa te metody uswiadamiania.
Zastanawiam sie jak to bylo, ze w pokoleniu mojej matki, to wiadomo bylo jak dziecko karmic. Moze i popelnialy jakies beldy zywieniowe, ale nic to w porownaniu z pokoleniem obecnych matek i w Ameryce i -zwlaszcza! tutaj!
Docenilam poswiecenie mojej matki, kiedy probowalam sobie kiedys recznie utrzec na tarce marchew na sok. Wiecej eksperymentu nie powtorzylam, choc moja tarka microplane jest duzo lepsza niz ta jaka byla w naszym gospodarstwie na Syberii. A jednak ja codziennie dostawalam w zimie szklanke soku z marchwi – bo nie bylo zbyt wiele innych swiezych jarzyn czy owocow w zimie. I tran dostawalam przebrzydly i smierdzacy! I szpinak! I maliny hodowane byly przy domu – „dla dziecka”. I orzechy, jesli tylko byly w sklepie.
To kiedy ta podstawowa, intuicyjna wrecz wiedza zanikla? Bo jestem przekonana ze podobnie lub nawet lepiej bylo takze w Wlk. Brytanii.
W Germanii robaczki mogłyby się stać znakiem firmowym sklepów ze zdrową żywnością. Wręcz wypada w nich mieć robaczywe owoce. 😉
Ale pionierem na tym polu, prawdopodobnie w skali światowej, był Jan Brzechwa. Któż nie pamięta: „w koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek, a na tym robaczku czerwony kubraczek…”
Nawet w mojej psiej szkole obowiązkową lekturą był fragment tego wiersza – „…a ja już nie mogę, już dosyć, już basta, mam chęć na befsztyczek! I poszedł do miasta.”
andsol – to musial byc ciekawy felieton, a fizycy znani sa z tego, ze interesuje ich WSZYSTKO, wiec nie dziwie sie, ze Rogério Cezar de Cerqueira Leite zapuszcza sie i na niefizyczne tereny. 🙂 Zreszta Pollan tez o tej regule takze wspomina. Na koncu zreszta dodaje, realistyczne, ze mozna od czasu do czasu lamac reguly, ale rzadko.
Bobiku, moglabym z Twoja Mama razem isc na odsiadke za brak bialego cukru w diecie dzieci (tez na nich dentysta nie zarobi). 😀 Mnie dodatkowo cieszy dostepnosc wlasnie roznych skladnikow „diet etnicznych” – wszystko jedno, czy to kiszona kapusta i ogorki, czy indyjskie lub japonskie odmany baklazana, albo gorzkie ogorki. Tylko chcialabym, zeby tradycyjne dla danego obszaru warzywa zupelnie nie znikly z polek i pamieci (na przyklad, wiele odmian jablek i pomidorow).
Heleno, Twoja matka nie jest, o ile się nie mylę, ani niewykształconą osobą z londyńskich slumsów, ani prostą syberyjską chłopką? 😉
Nie wydaje mi się, żeby wiedza na temat zdrowego odżywiania była rzeczywiście „tradycyjna”. Pamiętam, jak się odżywiała ładnych parę 😉 lat temu dość jeszcze wtedy zacofana wieś galicyjska i zaręczam, że ze zdrową żywnością we współczesnym rozumieniu tego słowa mało to miało wspólnego, a jeśli już miało, to raczej z biedy i z konieczności. Jadano czarny, własnoręcznie pieczony chleb, ale tylko w te dni, kiedy do GS-u nie było dostaw białego. Jarzyn w zimie, poza kiszoną kapustą i ziemniakami, nie jadło się w ogóle, a w lecie głównie w rosole. Sałatki? Jakie sałatki, to dobre dla krowy. Itp, itd. A jak się tylko dało, zamiast chleba jedzono ciastka.
Statystyki twierdzą dość niedwuznacznie: zdrowiej odżywiają się ludzie wykształceni, bez względu na dochody. Może dlatego Twoja Mama katowała się robieniem soku z marchewki? 😉
Narobiliście mi takiego apetytu tą rozmową, że musiałem pojść do lodówki, wyciągnąć etniczne tureckie pasty serowe (z bakłażanem, z papryką i z suszonymi pomidorami), etniczne polskie marynowane grzybki i kiszone ogóry, etniczną włoską gorgonzolę, nieetniczny rostbef, dołożyłem do tego miejscową, szklarniową rukolę i całkowicie niewiadomego pochodzenia gruszki, a teraz zamierzam to wszystko unicestwić. 😀
Ja tez znikam unicestwiac (a niektore czesci zestawu nam sie pokrywaja). 😉 Co do wsi galicyjskiej, to sie zastanawiam, czy jak tam juz docieral chleb z GS-u i zaopatrywali sie w ciastka, to czy my jeszcze mowimy o tradycyjnej diecie. To juz mieszanka tradycji z dieta biednych, niewyksztalconych ludzi w okresie industrializacji. Tak sie zywia tez biedacy w Stanach (warzywa drogie, a gotowa zywnosc bardzo tania, choc ze smieci, ale kalorycznie zaspokajajaca az nadto), zwlaszcza, ze w bardzo zaniedbanych dzielnicach nie ma prawdziwych sklepow ze swiezymi produktami.
A przestawke od tradycyjnej diety do niezdrowej tez dobrze obrazuje kto obecnie karmi piersia niemowleta (oczywiscie, o ile nie stoja na przeszkodzie wzgledy zdrowotne). Kampania reklamowa na rzecz „naukowej”, „zdrowej”, „higienicznej” (a przy tym, w kraju o tradycjach purytanskich – „skromnej”) mieszanki w butelce zrobila swoje, przynajmniej w Stanach. Wlasciwie tradycja w pewnym momencie tak zanikla, ze babki i mlode matki walczyly ze soba o to, co lepsze (babki byly przeciwne odchodzeniu od „naturalnej i naukowej” metody karmienia butelka). Dopiero teraz sie to powoli odkreca – i rzeczywiscie, teraz im wyzszy stopien wyksztalcenia matki, tym wieksze prawdopodobienstwo, ze przez pierwsze pare miesiecy dziecko nie jest karmione przez firme Nestle, lub inna, podobna. Wczoraj naukowcy wlasnie winili takze brak karmienia naturalnego w ciagu pierwszych miesiecy zycia za skok w zapadalnosci na cukrzyce u dzieci. Tymczasem jeszcze do niedawna w wielu stanach mozna bylo zostac aresztowana za karmienie niemowlecia w miejscu publicznym (odsylano matki do toalet publicznych, na co oczywiscie zadawaly pytanie, czy zainteresowani tez chcieliby jadac posilki w toalecie).
Moi drodzy, jestem czytam i powoli wracam do starych zwyczajów, chociaż daleko mi jeszcze do normalnego mojego rytmu i dużo czasu przecieka mi przez palce.
Teraz wtrące się w Waszą rozmowę bo królik wywołał wspomnienia z naszej bardzo uroczej wyprawy na Roztocze będzie już lat temu pięć, aż się wierzyć nie chce. I tu specjalnie dla królika krótkie sprawozdanie zdjęciowe. W tym o jedzeniu jedno 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2005_07Zamojskie2005?authkey=Gv1sRgCIzE1LmU0PzmlwE#slideshow/5442972821173919730
a teraz znów muszę sobie iść 🙁
tran-najwieksza tragedia mojego zycia,a byli tacy co i lyzke
oblizac lubili 😯
o tym programie zdrowego jedzenia w szkolach brytyjskich juz
byla mowa u Bobika,sam widzialem dokument BBC,pamietam
jak dzieci z niekrywanym niesmakiem ogladaly „zdrowe jedzenie”
do czasu jak widac
medal dla Olivera 🙂
Tak! W „moich czasach” matka karmiaca w pociagu czy poczekalmi bez chwili namyslu wyciagala piers i karmila. Byl to normalny widok w latach mojego dziecinstwa. Czytalam niedawno, ze w tutejszym Parlamencie po dwoch czy trzech latach lobbying przeznaczonoi specjalna sale do karmienia niemowlat dla poslanek i personelu.
A kilka lat temu bylam w romskim domu w Modlinie pod Warszawa. Z okazji mojej rzadkiej wizyty, sproszono pol miasta 😳 , w tym zone Szero Rroma (cyganskiego krola – sam pan Szero Rrom byl w rozjezdzie). Przyszla tam m.in. mloda matka z miesiecznym niemowleciem. Kiedy wyciagnela butelke z formula dla dziecka, szok i zgorszenie wsrod zebranych byly nie do opisania. Zazadano aby wytlumaczyla dlaczego karmi dziecko w tak niecywilizowany sposob. Kiedy sploszona odpowiedziala, ze tak jest „wygodniej” (zamiast cos naklamac) nie bylo osoby w izbie, ktora by sie na tem temat nie wypowiedziala, potepiajac biedna dziewczyne w czambul i wzywajac do rozumu. Padaly takze i takie argumenty, ze dziecko bedzie malo odporne na chorobska, jesli nie bedzie dostawalo mleka matki.
Bylam bardzo rozdarta, bo popieram kazdy przejaw samodzielnosci kobiet w romskiej spolpecznosci i nie podobao mi sie „ganging up” calego tlumu na nia, ale potem na boku rozmawialam z nia i ona mnie starannie wypytywala czy to jest prawda z ta slaba odpornoscia.
Och, Wanda sie pojawila! Jak dobrze 😆
Zdjecia sa sliczne. Niezwykle jest to z pawiem. Zatrzymalam sie na pizzy talibanskiej -Osama bin Laden. Tunczyk, boczek i salami?!!! 😯 😯 😯
Rysiu, poki jestes, zanim uciekles – dzieki za mile slowa na innym blogu. 🙂
Wando, b. dzieki za piekne zdjecia. Widze, ze wybralismy dobra trase. Te mlode dziewczatka i mlodzieniec… Dziewczatka to pewnie twoje dorosle juz cory: Mloda Mama i panna studentka. Juz jestes w Texasie?
Jak Helena, zwrocilam uwage na restauracyjny marketing: pizza talibanska (ostra)!
Przygotowywanie posilkow ze swiezych produktow w krajach zamozniejszych zostalo outsourced. Moje mlodsze kolezanki i koledzy z pracy z malymi dziecmi w ciagu tygodnia nie gotuja. Po pracy rozwoza dzieci na rozne zajecia. Je sie w locie i „siadanych” posilkow jest coraz mniej, bo starsze dzieci jedza w swoich pokojach. Mozna kupic zupelnie niezle gotowe posilki w roznych fajnych malych sklepach, nie tylko fast food. Ale to w week-end, albo do restauracji.
Pollan ma racje, to co pisze ma sens. Ale obawiam sie, ze ten trend bedzie nielatwy do odwrocenia…
Sliczne zdjecia, Wando. To z pawiem mi sie tez szczegolnie spodobalo, ale wszystkie przepiekne. Az chcialoby sie w nie wejsc. 😀
Heleno, ta opowiesc o mlodej romskiej matce wlasnie jest bardzo typowa dla scierania sie starego z nowym i jeszcze nowszym. A najnowsze badania mowia, ze karmienie naturalne nie tylko jest zdrowsze dla dzieci, ale i dla matek (zmniejsza ryzyko zapdaniecia na raka piersi, a w tradycyjnych kulturach bylo dobrym wytlumaczeniem, dlaczego zapracowana matka musi miec chwile odpoczynku, gdy siadala razem z dzieckiem, zeby je karmic, no i jej samej sie wiecej lepszego jedzenia nalezalo, bo karmila). To troche jak ta ulubiona przez nas obie historia z jajkami, i zwiazanymi z nimi niebezpieczenstwami…
Kroliku – moze jednak trend sie z czasem zmieni. Sklep Debry z roku na rok kwitnie, nawet podczas kryzysu. Sama mam mnostwo znajomych, ktorzy z przyjemnoscia gotuja, czesto uczac sie tego juz w wieku srednim. No i kryzys tez jednak pozwala obliczyc, ze taniej samemu ugotowac w domu, niz placic za to wiecej w restauracji… Podobno wiele katalogow z nasionami ma juz wykupione nasiona najpopularniejszych warzyw…
A teraz znow znikam na czas jakis, bo wlasnie dostalam wiadomosc, ze roza cukrowa juz jedzie do mnie z bostonskiego lotniska. 🙂
Heleno, w mężczyznach zatrzymałam się na Jagudinie. Czekam, aż ktoś mu dorówna. Tańce coraz bardziej udziwnione, spod stroja prawie nie widać ludzia.
Bobiku, w diecie galicyjskiej pominąłeś podgniłe ziemniaki na przednówku, które znam z opowieści Babci.
Padam na gardło, bo pchałam Kowalczyk na finiszu 😉
U Moniki rodzinka w komplecie, z roza.
Ja kontempluje artykul o Kazimierzu Mijalu w Polityce, fascynujacy. Zawsze mnie ten Mijal interesowal. Odpornosc betonu na informacje niezgodna z tym co lacza w glowie pozwalaja przepuszczac, jednoczesnie mozg filtruje sygnaly z otoczenia w najdziwniejszy sposob. Gdyby Mijal mial prawdziwa wladze to dopiero by swoim obywatelom pokazal. Ale jakos szczesliwie zostal zepchniety na margines. Czego sie nie udalo zrobic z tym jegomosciem:
http://english.aljazeera.net/video/
Musze przyznac, ze angielsko jezyczna Aj Jazeera robi swietne programy, kiedys tylko BBC robilo takie. W US i Canadzie doglebna analiza i przekroj zagadnienia nie moze byc dluzszy niz 10 minut. Ugh…
Haneczko, moja Babcia mowila, ze na kielecczyznie w czasie pierwszej wojny swiatowej byl tyfus i taki glod, ze ludzie jedli wrony.
Lyzwiarstwo figurowe stalo sie bardziej tancem i baletem na lodzie niz sportem moim zdaniem. Nawet stroje w zawodowych tancach (bez lyzew) sa podobne.
Haneczko, v. good job z ta Kowalczyk, odpoczywaj…
Tak, Króliku 😀
Poszedłem popilnować trochę rodziny, bo oni w weekend strasznie się rozbestwiają, jak ktoś nad nimi nie stoi i widzę, że od razu mi się zaległości zrobiły. 😉
Bardzo się cieszę, że Wanda się odezwała i że już wraca do normalności. 🙂 Pochwalę się, że widziałem zdjęcia Wandowego wnuczka i jeżeli byłbym sędzią w konkursie Baby of The Year nie miałbym wątpliwości, komu przyznać pierwszą nagrodę. A zdjęcia też piękne. 😀
Tradycyjne podgniłe ziemniaki i pieczeń z wrony? 😯 To ja może jednak będę się odżywiał niezdrowo. 🙄
Kazimierz Mijal? Niewiele mi mówi, chociaż sądząc z krótkiej charakterystyki Królika mógłby zadomowić się w gronie naszych ulubionych bohaterów politycznych.
Al Jazeera też mi nie działa. Chyba będę musiał wkrótce łagodnie zacząć nastawać na zainstalowanie tego tam, co to ponoć jest niezbędne, żeby znowu wszystko działało. 🙄
Al Jazeera jest b. dobra – ilekroc na no natrafiam, widze swych dawnych kolegow z korporacji. 😆 🙄 🙂
Noa Wandowy jest olsniewajaco pieknym maluchem, oczy ma ogromne i juz takie… rozumne.
Im wiecej w sporcie baletu, tym lepiej – w moich ksiazkach!
Mijal byl bardzo zabawnym czlowiekiem. Kiedys slyszalam go w radiu – po polsku! Krecilam pokretlem w moim staroswieckim Grundigu a dzialo sie to w Nowym Jorku i wlasnie Solidarnosc wybuchla, strajki jeszcze trwaly , az nagle slysze jakis polski, kobiecym glosem, ale jakis dziwny akcent i polszczyzna raczej taka srednia. Wiec slucham. Az tu nagle zapowiadaja Mijala! Okazuje sie, ze natrafilam na Radio Tirana – po polsku! Mijal wygloisil referat o… Soliradnosci. Mozna bylo boki zrywac, bo w jego wersji robotnicy strajkuja na Wybrzezu, bo sie zbuntowali, ze w Polsce nie ma prawdziwego socjalizmu, takiego jak w Albanii czy w Chinach. Dowiedzialam sie tez, ku swemu zaskoczeniu, ze w Stoczni wywieszono ogromny portret Envera Hodzy, zas mniejsze portrety Slonca Albanii wisza niemal w kazdym polskim domu!
Wiec tak sobie pieprzyl i pieprzyl, a ja zwijalam sie w drgawkach na podlodze.
POtem wiele razy probowalam zlapac Radio Tirana, ale oni nadawali w jakichs szczegolnych godzinach i drugi raz juz mi sie nie udalo. Ale godzinna audycja byla pamietna. Niezly tez byl dziennik – z czestym powolywniem sie na Morning Star, organ brytyjskich komunistow – na lewo od Pol Pota.
Czyta sobie człowiek p. Mijala (a szczęśliwie już zapomniał wszystko o Radio Tirana) i zaczyna rozumieć tego brytyjskiego podróżnika, który patrząc w Australii na dziobaka rzekł: „nie, ten zwierz nie istnieje”.
male niedzielne brykanko dla wczesno (?) wstajacych 🙂
Wando,bylem w tamtych okolicach 35 lat temu!,na Twoich zdjeciach podobne „klimaty” jakie zapamietalem 🙂
a „radio tirana” szkoda 🙁 😉
brykam dalejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj 🙂
Heleno 🙂 zmilachecia 😀
Dzień dobry. 🙂 Na razie na jedno oko, bo do otwarcia drugiego potrzebuję jakiegoś materiału wybuchowego w rodzaju kawy. 🙂
Przy radiu Tirana musiałem się puknąć w głowę. 😳 Wiem, co to za postać ten Mijal, tylko kompletnie zapomniałem, że tak się nazywał. 😯 A radio Tirana samo w sobie było rzeczywiście kabaretem nie z tej ziemi. W Krakowie udawało się je czasem łapać i należało wtedy zwołać całą rodzinę, żeby wszyscy mogli się nacieszyć. 😀
Nawiasem mówiąc, regionalne różnice są nawet w dowcipach. 😉 Ja ten cytowany przez andsola znam w wersji okrzyku przed klatką z żyrafą: ni ma takiego źwirza!
Jeżeli już więcej się na blogu nie pojawię, to znaczy, że zostałem porwany albo zdmuchnięty przez wiatr. 😯
Dujawica taka, że na spacerze trzeba się było chwilami drzew trzymać. Wszystko, co nie jest przywiązane, przybite, albo nie jest bardzo duże, lata sobie po ogrodzie jak chce, a chwilami nawet sąsiadów odwiedza. Ale ponieważ ich graty też odwiedzają nas, to bilans wychodzi na zero. 😉
W koncu lat siedemdziesiatych, a moze byl to juz rok osiemdziesiaty, moja przyjaciolka Irenka postanowila odwiedzic Albanie.
Irenka (ta od makowca Tereski i licznych innych anegdot tu spisywanych) byla osoba wybitnie wielopaszportowa – niektore z nich byly amerykanskie, inne francuskie (bo sie we Francji urodzila), zs polskiego nie miala w swej kolekcji tylko dlatego, ze byl jej odebrany jeszcze w 1969 albo 1970-tym roku, kiedy opusczala wiezienie.
Te paszporty amerykanskie i francuskie byly na rozne nazwiska i kombinacje nazwisk – na nazwisko panienskie lub po pierwszym mezu, na panienskie nazwisko ojca polaczone z nazwiskiem meza, na nazwisko ojca zaproponowane w swoim czasie przez Gomulke i nazwisko to, ktore sma nosila itd. itd..
Obfitosc tych paszportow pozwalala jej w miare. ale tylko w miare poruszac sie po swiecie komunistycznym. Miala w tym spore doswiadczenie i to ona wlasnie zdolala wyslac mnie przebrana za Wegierke do Polski w 1979 r. , o czym tez tu chyba pisalam.
Ale Irenka nigdy nie byla w Albanii, a bardzo marzyla aby na wlasne oczy zobaczyc ten legendarny raj na ziemi. Mieszkala wowczas w Paryzu, gdzie badala francuskich komunistow potrzebnych jej do doktoratu na Columbii.
Poniewaz nie istnialo w owych czasach cos takiego jak Albanskie Biuiro Turystyczne, zadzwonila do Ambasady Albanii w celu wybadania jak sie moze przedstawiac kluczowa kwestia uzysknia wizy wjazdowej.
Kiedy jednak wyluszczyla, ze dzwoni w celiu zlozenia podania o wize, po drugiej stronie telefonu zapadla najpierw zdumiona cisza, a dalej pytanie, z ktorego mozna bylo wyczytac, ze pracownik ambasady ma do czynienia z osoba, ktra sie urwala z choinki:
– Mais pourquoi?
– Bo jestem Albanka z pochodzenia – odpowiedziala przygptowana na to pytanie Irenka. – Moj pradziadek byl Albanczykiem, wiele mi o swej ojczyznie opowiadal, jest pochowany w Tiranie, jak i cala jego rodzina, wiec chce odwiedzic groby moich przodkow – nawijala radoosnie.
– Aaa, to zmienia postac rzeczy – zgodzil sie urzednik. – Prosze przyjsc do ambasady, dostanie pani formularz do wypelnienia, i po rozpatrzeniu go przeze kompetentne organa, byc moze uzyska pani obywatelstwo Albanii.
– Nie, nie! Chcialm prosic tylko o wize – zaczela sie platac w zeznaniach moja przyjaciolka. – Obywatelstwo mam francuskie, a Albanie chcialam jedynie odwiedzic!
– Pourquoi? – zapytal surowo urzednik.
– Chcialam odwiedzic groby pradziadkow. chcialam choc raz w zyciu je zobaczyc.
– To nie powinno byc problemu. Niech pani przyjdzie i zlozy odpowiednie podanie i byc moze otrzyma Pani obywatelstwo Albanii.
_ Ale ja nie chcialam etc… – brnela dalej po grzazkim gruncie I.
Po prokrotnym powtorzeniu dialogu gesi z prosieciem, do urzednika wreszcie dotarlo, ze Albanka z odzysku chce pozostac przy swoim obywatelstwie i nie przechodzic na albanskie. Wtedy uslyszala, ze niestety bez obywatelstwa do Albanii wjechac nie moze.
– Mais pourquoi? – zapytala Irenka.
– Parce que! – uslyszala w odpowiedzi. I urzednik trzasnal sluchawka.
Ozez, kurcze blade! Albania blizej domu:
http://wyborcza.pl/1,75248,7609578,PiS_zbieralo_haki_na_Tuska__Schetyne__Nowaka__Drzewieckiego.html
Heleno, ależ Ty masz dar! Nie znam francuskiego, a słyszę ten dialog 😆
Niezla historyjka Heleno. Moja kolezanka z mezem, w polowie 70., dostala wize tranzytowa przez Albanie. Wygladalo to tak, ze przy wjezdzie caly samochod zostal sprawdzony, zatankowany, dostali zakaz zatrzymywania sie gdziekolwiek po drodze i zameldowania sie za 3 godziny na granicy przy wyjezdzie, gdzie juz na nich beda czekac.
Podobno Albania to geograficznie b. piekny kraj, ale straszliwie oszpecony bunkrami. Chwilowo sie tam nie wybieram.
Czemu nie miałby być piękny. 🙂 Chyba wszystkie kraje w tamtej części Europy są z natury piękne, tylko ludzie się czasem uprą, żeby je psuć.
Przez Albanię nie przejeżdżałem, ale przejazd samochodem przez DDR to też było dość awanturnicze przedsięwzięcie. Zaraz się zaczynałem czuć jak w jakimś wojennym lub szpiegowskim filmie. Bezludna, najprawdopodobniej po obu stronach drogi zaminowana strefa przygraniczna, wieżyczki strażnicze, żołnierze, psy, te numery. Po godzinie stania w kolejce i oglądania, jak kolejne auta przed nami są bezlitośnie trzepane, kontrolowane pod każdą listwą, jak dokumenty są kartkowane z najwyższą podejrzliwością, a każda niewłaściwa odpowiedź na zadane pytanie może się skończyć nakazem zjechania na bok i jeszcze dokładniejszą kontrolą, samemu trudno było mi uwierzyć w swoją niewinność. 🙄
Kiedy pare lat temu natknelam sie w pracy na depesze agencji Reutera zatytylowana: Amerykanka z francuskim paszportem aresztowana w Hawanie – wiedzialam z miejsca o kogo moze chodzic. Watpliwosci rozwialo pierwsze zdanie depeszy: Aresztowanej Amerykance z francuskim obywatelstwem skonfiskowano spore ilosci literatury dotyczacej ruchu Solidarnosc w Polsce. Dopiero w drugim zdaniu depeszy podane bylo nazwisko – jedno z licznych mojej przyjaciolki.
Od czasu niezrealizowanej eskapady do Albanii przybylo jej troche nowych paszportow – z nazwiskiem drugiego meza i kombinacja tego nazwiska ze starymi… 😆
Jeżeli czytają nas jakieś tajne służby, niewykluczone, że ta opowieść paszportowa otworzy przed nimi perspektywę nowych zadań operacyjnych. 😎
Jest taka mozliwosc, Bobiku. Ja i moja mania opowiadactwa! Rozumiesz dlaczego nie moglabym pracowac w tajnej policji.
Odkryłem gdzieś poprawne polskie zdanie złożone tylko i wyłącznie z trzech rzeczowników:
Jaja kobyły premier.
Dopiero teraz się dowiedziałem, że przez Europę przelatuje wredny babsztyl pod tytułem Xynthia. W Niemczech porządził jeszcze o tyle o ile, duże szkody materialne, ale „tylko” 3 ofiary śmiertelne. Ale we Francji zabił 45 osób. 🙁
Bobiku, 45 osób? Jeśli wierzyć statystykom, to tyle co ilość śmierci na szosach i ulicach Francji w ciągu dwóch przeciętnych dni. Czyli co drugi dzień, od dawien dawna, przelatuje tam wredny macho z awatarem Con i dowodzi, że ludzka głupota jest nieporównalnie silniejsza niż moce natury.
Hokej oglądam. Jeżeli Kanada przegra, to ilość zejść może przekroczyć wypadkową. Serdecznie życzę, żeby wygrali. Amerykanie łatwiej zniosą przegraną.
Bobku, trzymaj sie w tym huraganie. Podobno najbezpieczniej jest chowac sie wtedy w wannie, ale to moze jednak zalezec od tego, kto sie chowa i gdzie. 🙄
Heleno, w tajnej policji chyba jednak nie widze dla Ciebie kariery, ale historyjka przepiekna. 😀
Tymczasem policja concordzka zajmuje sie naprawde powaznymi sprawami (wiem, bo u nas w gazecie mozna poczytac, jakie sprawy rozwikluja nasi dzielni detektywi). Oprocz doniesien o zwyklych mandatach za zle parkowanie i pomocy przy stluczkach, oraz ratowaniu zdezorientowanych lub zranionych zwierzat, znalazlam taki oto fascynujacy wpis z 30 stycznia:
5:50 p.m. A Colorado woman called to request a welfare check on a Bayberry Road resident with whom she developed a past Internet relationship. The caller said he „disappeared” from the Internet a few months ago, but began posting unflattering statements about her on her Facebook wall after she posted news of her new boyfriend on her Twitter. On Sunday, she received a message asking her to call his cell phone if she wanted him to go away forever. The responding officer reported the man, who is married, would stop any further communication with the woman and had no intentions of harming himself.
Jak widac, nasza kronika policyjna tez jest bogata w historie zyciowe (do tego ze spora rola wspolczesnych gadzetow). 🙄
Facebook, Twitter, texting, to mlode pokolenie na pewno bedzie umialo czytac i pisac (within reason).
Haneczko, wczoraj pomoglas Justynie, a dzisiaj kanadyjskiej meskiej druzynie hokeja. Wielkie dzieki! jestesmy tutaj w siodmym niebie!
Bobiku, czy juz przewialo?
Moniko, hahahahaha :lol:Bardzo dzielna pani! Bardzo sprawna policja! Sukinkot chyba sie przestraszyl. Dobrze, ze ie zmierza zrobic sobie zadnej krzywdy! 😆 😆 😆
Wreszcie trochę przewiało. 🙄 Całe szczęście, bo zacząłem już wpadać w depresję i lekkiego świra wskutek uporczywego i ostetntacyjnego wycia w kominie.
Nie chcę mówić hop, ale istnieje możliwość, że wkrótce będę miał znowu normalnie działającego kompa, z dostępem do tuby i innych takich. Tata zakupił w ebayu tygrysa, który ma wywalczyć ten dostęp. Ponoć te kolejne programy aktualizujące mają zawsze kocie nazwy – najpierw był jaguar, potem pantera, a potem Tiger. Jest jeszcze coś nowszego, ale niezbyt się dobrze dogaduje ze starymi maszynami, więc zostaniemy przy tygrysie. 🙂
Czy Global Road Fatalities to są globalne fatalności drogowe? 😉 Bo jeżeli fatalności, to znaczy że w sprawie łapy maczało fatum, na które i tak nikt nie ma wpływu. Czyli że jak komu pisane, że go trafi, to i tak go trafi, mniejsza już o to, czy od wypadku drogowego, czy od huraganu. 🙄
Choć z drugiej strony przypadek Haneczki i i olimpiady zdaje się wskazywać, że jednostka może mieć na przebieg wydarzeń wiele większy wpływ, niż się prostemu psu mogło wydawać. 😆
Dobrze, ze miewa sie dobrze. 😆 😆 😆
Bobiku, ja mam jeszcze Leoparda, ale chyba sie przetygrysie za czas jakis, a moze poczekam na nastepne zwierze (zalezy kiedy ono sie pojawi). 😀
Kroliku, gratulacje, cieszcie sie na polnoc od nas. 😀
Heleno, jeszcze cos dla Ciebie do snu, bo wiem, ze lubisz hinduskie melodie, a do tej – zwlaszcza dzisiaj – mam wielka slabosc, bo to i fusion hinduskich bhajanow z jazzem, i do tego spiewa fizyk (absolwent IIT), i Twoj kolega-dziennikarz, i przy tym aktywny czlonek organizacji the Art of Living (NGO, zalozonej przez Ravi Shankara i Dalaj Lame, w celu szerzenia tolerancji i pokojowego rozwiazywania konfliktow). Piosenka jest o milosci Krishny do Radhy (Govinda i Gopala to inne imiona Krishny). 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=rU1YyxB48f8&feature=related
Jak młode pokolenie będzie umiało czytać i pisać wskutek twitterowania, czatowania czy fejsbukowania, to ja mam trochę okazję obserwować u mojego ludzkiego brata. Nie żebym mu kontrolował korespondencję kompową, ale sam mi czasem pokazuje, pokwikując przy tym. Tak mniej więcej może to wyglądać:
– hi! szystko w prządku?
– ujdzie. a u ciebie?
– do dópy. barśka naopwiadała o mnie rużnyh płotek. szyscy teras mwią ze jestem pszczalska. nie wię co zorbić.
– najlwpiej sie nie prtejmuj.
– nie moge.ona to muwila tesz do szyśka a szysiek do patrika a patrok do kewina. a s kewinem miałam w czwrtk iś na party. teras on ze mns nie pujdzue.
– no to co?
– jsk ro co? teraz on pujsie z tom barśkom.
I tak dalej. Pokolenie alfabetów nam się rozwija. 🙄
Jeżeli dla Heleny na dobranoc, to musiałoby być, o ile się nie mylę, dobrych kilka godzin później. 😉
Bobiku, to pod warunkiem, ze kazdego mozna do konca przeiwdziec, bo ja juz tu ja widywalam o roznych porach. Poza tym to takze dla pozostalych, oczywiscie (o ile im YouTube chce wspolpracowac), tyle, ze wiem, ze Helena lubi Raj Kapoora, a to cos w podobnym troche duchu… 🙂
A tekstowanie przecudne, Bobiku. 😆 😆 😆 Alfabeci rosna. 😀
Bobik, to nie ja pisalam do Twojego Brata, slowo honoru! 😯
Monika, dzieki, to bardzo ladne i od polowy ja juz to tez spiewalam, bo tekst nie za trudny, na szczescie.
Radosnego Swieta Holi zycze Wam Wszystkim, calej Rodzinie!
Tak. Uwielbiam Raj Kapoora od dziecka. Siedzialam na jego filmach jak zaczarowana.
Heleno, cala rodzina dziekuje i przesyla usciski. 🙂 Tak, to sie dobrze spiewa, a dzieci tancza przy tym. A Raj Kapoor – czego sie trudno nietrudno domyslic – i przez nas lubiany bardzo.
Wiem, Heleno, że to nie Ty pisałaś. Gdybyś miała z Kevinem iść we czwartek na party, to na pewno już byś się tym na blogu pochwaliła. 😆
Dzis wysluchalam slicznnej historii o Gandhim. Jakas pani w programie Antiques Road Show przyniosla do pokazania trzy zdjecia, zrobione w czasie slynnej wizyty Gandhiego w Wlk. Brytanii w latach trzydziestych (nie pamietam dokladnie roku), kiedy namawial on rzad brytyjski aby sie wycofal z Indii i pozwolil jej na niepodleglosc. W Indiach trwal wowczas bojkot brytyjskich tekstyliow i ojciec tej pani, dzialacz tutejszego zwiazku zawodowego pracownikow przemysly wlokienniczego, napisal do MG zapraszajac go do swego miasteczka aby zapoznal sie z bieda na jaka skazani sa brytyjscy wlokniarze wskutek bojkotu.
I Gandhi przyjechal na caly weekend, mieszkal w domu rodzicow tej pani, ona te wizyte swietnie pamietala, choc byla mala. Mieszkal bodaj na strychu. Spotkal sie takze z bezrobotnymi z zakladow wlokienniczych. Dwa zdjecia byly w towrzystwie ojca i ciotki tej pani, zas jedno w otoczeniu tych wlokniarzy.
Do zdjec dolaczony byl list: Drodzy Panstwo XYZ, jestem troche spozniony z podziekowaniem za bardzo mila wizyte w panstwa pieknym domu. w slicznej okolicy. Jestem bardzo poruszony spotkaniem z panskimi kolegami i jestem przekonany, ze taki konflikt miedzy naszymi i brytyjskimi robptnikami nie sprzyja sprawie zrozumienia i pokoju miedzy naszymi narodami. MGandhi ”
Skracam tem list, ale byl on naprawde piekny.
No i kilka miesiecy po tej wizycie bojkot zostal odwolany, z pewnoscia za sprawa Gandhiego. .
Ciekawe, czy rządy nakładające sankcje ekonomiczne na jakieś kraje dałyby się zaprosić przez ludność dotkniętą tymi sankcjami i pooglądać ich skutki. Mieszkając na strychu. 🙄
Caly w tym Gandhi, nie?
Caly Gandhi, Heleno. Dalajlama tez sie zatrzymuje u przyjaciol i znajomych na strychach, jak tylko moze. Moze znajde na nowo link do swietnej rozmowy o Gandhim z jego wnukiem (swietnie opowiada o nim w relacjach rodzinnych z mlodszym pokoleniem), to kiedys podrzuce. Teraz jest skandal w Indiach, bo Mont Blanc wyprodukowal jakies superluksusowe pioro z wizerunkiem Gandhiego, i rodzina protestuje, bo zbitka luksus i Gandhi jest wyjatkowo niezgodne z jego postawa zyciowa.
No, tak, chcieli uczcic. Pewnie Mont Blnc mysli, ze ci pinkwoleni Hindusi czepija sie bez sensu, przeciez chcieli zlozyc hold, o co chodzi.
Czy ten Mont Blanc aby na pewno nie jest polska firma?
A może rosyjska? Jak chodzi o upodobanie do ostentacyjnego luksusu, bez względu na skutki, Rosjanie pokonują nas w przedbiegach. 🙄
Nie luksus mialm na mysli. ale brak wyobrazni – gdzie mozna przylepic portret Gandhiego. Wodka Chopin, pizza Osama bin Laden z boczkiem i salami – te rzeczy.
Tu sie bardzo ciekawie rozwija, choc mozna sie bylo domyslac wczesniej:
http://wyborcza.pl/1,75248,7611361,Domoslawski__Jak_spiskowalem_z_Jerzym_Illgiem.html
Żeby nie było zbyt gwałtownych późniejszych spięć, zawiadomię już teraz PT towarzystwo, że mam o Gandhim wcale nie entuzjastyczne pojęcie, ale co niemiłe to może spokojnie poczekać,. Tym bardziej, że takie bombki dobrze jest starannie dopracować. (Nie chodzi mi o jakieś tam seksualne drobiazgi, a o sens całościowy jego działań).
poniedzialek 🙂
spijcie dalej nocni wpisywacze,ja brykam w nowy tydzien
wprawdzie mniej energicznie od wichury za oknami,ale juz
bez pierzyny Babki z Gdyni 🙂
moj „Leopard” ma sie jak powinien mimo to obawiam sie czy
zalapie sie na 40 000 ❗
Bobik ma wglad
foma chory klikuje z wyrka na godziny
andsol czyta i liczy
haneczka ma szczescie(zloto dla Justyny wykrzyczala)
ci z za Wielkiej Wody zawsze czujnie przez noc
jotka ma Sokratesa Wielkiego Lowczego
zeen wyrymuje
vesper ma doswiadczenie w tropieniu(balwan)
Helena jest tu domownikiem
dobrze ze Londynski Kot woli lososiowe lakocie (jednego
mniej 🙄 )
wzmagam czujnosc…..
Dzień dobry 🙂
Rysiu, sprawdzam numerki i bardzo się pilnuję, żeby nie wejść polującym w paradę 🙂
Króliku 😀 byłam bliska uduszenia. Dom już spał, więc oglądałam bez głosu i z kneblem w zębach 😆 Złota bramka to diabelski wynalazek…
Hej, Bobiczku! Ja ostatnio, a zwłaszcza dziś, obchodzę całkiem inne jubileusze, więc nie zaglądałam tu ostatnio – ale TEGO nie można zostawić bez uczczenia 😀
Dziś mogę tylko tak:
http://www.youtube.com/watch?v=E7NTbr7edY4
Dzień dobry 🙂 Wiać całkiem przestało, ale co z tego. Znowu się zrobiło obrzydle, nipiesniwydrowo, zimna wilgoć w powietrzu i niebo jak z burych petitów. 🙁
Znoszenie na blog rozweselaczy dziś wysoce wskazane ❗
Pani Kierowniczko, dziękuję za zajrzenie mimo zajętości. 🙂 Prezencik rozpakuję jak tylko tuba znowu mi zacznie działać. 😉
Bardzo jestem ciekaw, co nam andsol o Mahatmie podrzuci. Bo ja też czytałem jego krytyczne biografie (Mahatmy, nie andsola) i wcale mi to nie zmieniło przekonania, że wielką postacią był. To zresztą dobry przyczynek do wiadomej dyskusji – czy koniecznie trzeba być pomnikiem bez skazy, żeby pozostawić po sobie trwałe dzieło? Czy w perspektywie historycznej bardziej liczą się błędy, które ktoś popełnił, czy to, o zrobił dobrego, cennego? Co w efekcie tworzy „ogólną wymowę” jakiejś postaci? I takie tam pytania. 😉
Cos mi sie obilo o uszy, ze MG nie byl za dobry dla swej zony, bo odmawial… tego tam… 😳
Poeci do piora, Zambrowski do Biura, Zydzi na Madagaskar! – ze przypomne slynne haslo z lat mojej mlodosci. Bobik, stoi przed Toba Prawdziwe Wyzwanie:
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article559515/Isabel_opublikuje_twoja_poezje.html
I popraw bledy, prosze.
Oj, bo rymnę 🙄 😆
to ja zaraz rymuje
do publikacji szykuje 😎 😆
http://wiadomosci.onet.pl/2134843,11,to_doprowadzi_do_rozbicia_w_po,item.html
mysle jak Palikot
co do Heleny linku:Domoslawski-Illg
reklama dzwignia handlu 🙂
Może być tak, czy myślicie, że to za niski poziom na blog Isabel? 🙄
Już skowronek pieśni wyśpiewuje,
serce moje niemożebnie raduje,
bo wiosnę ja z nim czuję tuż za progiem
i do życia się budzę wraz z moim blogiem.
Miłość ma na nim zamarzła przez zimowe miesiące,
ale teraz znów napełni me uczucia drżące,
rozpali ognie dotąd niespotykane
i uzdrowi zadaną przez krytyków ranę.
Napełni się moją poezją szybko net,
która jest dobra dla mężczyzn i kobiet,
znowu napisze o mnie Gala i Pudelek,
choć ostatnio tam o mnie już nie było tak wiele,
ale z wiosną miłosną wszystko jak kra ruszy
i przyniesie radość stęsknionej mej duszy.
Cieszcie się razem ze mną tą promienną przyszłością,
bo kto mnie nie docenia,
temu nawet twarożek stanie w gardle ością.
boszszsz…
a OC od spowodowania kalectwa rymami wykupione?
Bobiku, 🙂
Bobiku, Ty sie dotad marnowales. 😆 😆 😆 A swoja droga, jak sie umie spiewac, to sztuka jest zafalszowac… 🙄
Zas co do Gandhiego, to nielatwo miala zona, i dzieci tez dosc trudno (o czym zreszta od dawna wiadomo), zas niektore jego rady dotyczace sytuacji w innych krajach nie zawsze byly utrafione (trzeba tez pamietac, ze czasy byly inne, i informacja inaczej podrozowala po swiecie). A w ogole, to mam podejscie takie jak Bobik, ktore juz na przykladzie Kapuscinskiego przeczwiczylismy. Martin Luther King tez nie byl ze spizu (liczne przygody pozamalzenskie), i tez nie wszystko rozumial, i popelnial bledy – tak to juz jest…
Podrzucam tez obiecany wczoraj link do ciekawego wywiadu z jednym z wnukow Gandhiego w Brown University:
http://www.radioopensource.org/the-voice-of-gandhi-in-this-year-of-india/
Zaraz sie zabiore za wnuka MG, a tymczasem niech wyraze moj podziw dla Bibika, zwlaszcza dla tego miejsca w jego dziele konkyursowym gdzie net sie rymuje z koBIET. Jest toi lepsze, o niebo lepsze niz klaskanie za boREM.
No i oczywoscie nalezy docenic oslawione pierwiastki ludowe: „serce moje niemożebnie raduje”.
Kiedy wlasnie to pisalam, . sluchalam jednoczesnie rozmowy z jakas pania ekspertka od Libii w radio TOK FM:
Ekspertka: No i Kadaffi byl oskarzony o wspolfinansowanie szeregu zamachow bombowych, zwlaszcza tego w tym… ee.. w Lok….. Lok….. , Lok… no, slowem w Holandii.
Prowadzacy: W Lockerbie, to chyba w Szkocji…
Ekspertka: Chyba jednak w Holandii? No, moze w Szkocji…
Wywiad jeszcze trwa, mozna posluchac.
cd wywiadu:
Prowadzacy (facecyjnie): Moze nie robmy sobie zartow z Kadaffiego, bo jeszcze wypowie dzihad Radiu Tok FM.
Ekspertka: No tak, mysle, ze sobie poradzi….
😯 😯 😯
Zeby to byl tylko jeden taki wywiad, Heleno, ale tego jest wiecej. Kiedys sluchalam wywiadu z Bartosiem, ktory usilowal wytlumaczyc pojecia z dziedziny filozofii i psychologii, podczas gdy redaktor przerywal mu wolnymi skojarzeniami na temat owych pojec. I wszystko facecyjnie, jak to bardzo trafnie okreslilas. Tu sie akurat role odwrocily, ale w sumie wrazenie podobne… 😯
A rym net-koBIET i moj ulubiony. 😆
Znaczy, uważacie, że mogę posyłać mojego utwora na konkurs do Isabel? 😆
Kadafi – wiadomo, maładiec, poradzi sobie z ekspertami. Taki dżihad ich myślom wypowiedział, że nawet jedno sensowne zdanie nie miało prawa się ostać.
Dziwi mnie wprawdzie trochę, że żaden święty patron polskich ekspertów nie poczuł się zobowiązany do interwencji, ale może święci Huntingtona nie czytują i nie zdają sobie sprawy, jaka jest stawka w tej grze. A może po prostu mają szewski poniedziałek? 🙄
Posylaj, Bobiku, posylaj, ale licz sie z silna konkurencja, ktora, w odroznieniu od Ciebie, inaczej pisac nie umie (uroki waskiej specjalizacji). 😀
A jak komu malo Isabel i ekspertow, to tu jeszcze troche wiecej podobnych przyjemnosci. 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/02/25/the-dumbest-things-beauty_n_476548.html
Utwora koniecznie na Konkurs!
A co do wolnych skojarze w radiu TOK FM, to jest to specjalnosc niektorych tam prowadzaxych audycje. Po wywiadzie z ekspertka libijska, wysluchalam co najmniej dwudziestominutowej audycji z udzialem trzech panow, w tym jednego mego bylego kolegi z warszawskiej redakcji. I w niej nie bylo nic PROCZ wolnych skojarzen. Przyszli przed mikrofon, ale nie umowili sie zawczasu o czym chca rozmawiac. Nosi to fachowa nazwe „pieprzenia w bambus”. Wiec pierwsze 10 minut bylo wylacznie zazenowane hehe, haha, eee, aaa, wreszcie ktos wpowiedzial mysl, ze lepiej jest jak na Dworcu Centralnym otwartych jest osiem kas na 10, zmiast dwoch. I o tym na zasadzie wolnych skojarzen bylo az do konca, kiedy uratowal ich dziennik.
PO dzienniku byla swietna rozmowa redaktora ds gospodrczycgh o kryzysie finansowym w Grecji, byl swietnie przygotowany i reagowal na to co mu mowil wiceminister. A kiedy konczyli jeden watek, prowadzcy mial gotowy nastepny. Wiec jest to radio naprawde nierowne.
Próbowałem, zgodnie z radą fomy, ubezpieczyć się od kalectwa spowodowanego moimi rymami u LLoyda, ale powiedzieli mi, żebym się zgłosił do Webbera. 😯 Czyżby mieli jakieś zastrzeżenia do kompozycji mojego wybitnego dzieła? 👿
Tak, cierpia wyraznie na nierownosc. Chcialabym, zeby wygrali jednak ci solidnie przygotowani, a ci drudzy mogliby sie ograniczyc do programow komediowych. Niestety jest to humor niezamierzony, i chyba nie zdaja sobie sprawy ze swojego potencjalu – tyle, ze nie w tej dziedzinie, ktora sie obecnie zajmuja. 😉 Bartos mowil „dusza w teologii sredniowiecza”, po czym redaktor sie wdziecznie wtracal „no, mowimy przeciez o zelazku na dusze”, Bartosc cos zaczynal o Arystotelesie, a redaktor – „mamy dusze towarzystwa, nieprawdaz”… 😯
Za mało znam TOK FM, żeby na serio coś na ten temat mówić, ale tak w ogóle to niestety, dość często w polskich mediach spotykam się z wywiadami, w których dziennikarz jest kompletnie nieprzygotowany, a ekspert wydaje się wzięty z łapanki. Nie wiem, czy ma to związek z wymianą kadr i kultem „młodych, nieskażonych”, czy jeszcze inny jest powód, w każdym razie obniżenie średniej stadardów warsztatowych zdaje mi się faktem. Podkreślam, że średniej, bo nie chcę przez powyższe powiedzieć, że w ogóle nie ma dobrych dziennikarzy. 😉
Musial to byc chyba redaktor Lasiczka, nieodrodny brat Miss Panamy.
Chociaz musze powiedziec, ze Pani Miss z Kalifornii moim zdaniem calkiem rozumnie odpowiedziala na kretynskie pytanie czy implanty piersi sa sprzeczne z Biblia. Odpwiedziala, ze nie przypomina sobie aby w Boblii bylo cos na temat implantow. Slusznie! Ja tez sobie nie przypominam.
E tam, każdy fundamentalista bez trudu odpowie, gdzie w Biblii jest mowa o implantach:
Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?
Od dawna twierdzę, że odpowiednio dobraną metaforą każdego można załatwić. 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7614092,Mlody_lekarz_pogotowia_wyzwal_pacjentke_od_krow_i.html
Łojej, dopiero teraz widzę jak jestem wypierwiastkowany z Mojej Ojczystej Ziemi. Przyjaciel Który Wszystko Wie powiedział (i linkę podał), że te jaja kobyły to stare i w dodatku Urbana… Ha… Nawiasem – kiedyś bardzo go lubiłem za reportaże. Ale po latach na emigracji przemyśliwując sobie ich detale doszedłem do wniosku, że nie były to reportaże a soc-s-f. Człowiek jakiś taki krytyczny się robi w Paryżu…
O Ghandim będzię (nieseksualnie, nie ta linia), ale to nie może być na chybcika.
Przeżyłem pierwszy dzień semestru po paru miesiącach niewidzenia studentów. Hej, były to piękne miesiące…
Gandhim, kurcze…
andsol,w Paryzu, na emigracji nie tylko krytyczny,ale tez troche „Bobkowski” 🙂
Jajakobyły (które nawet czytałem i momentami nie mogłem się nie uśmiać) to nawet nie Urbana, on tylko wziął i wykorzystał stare powiedzonko – jajakobyły partyzant. Co z kolei było odbierane jako kpina z kręgów moczarowsko-machejkowskich.
Ciekawe, co powiedzieliby studenci o paru miesiącach niewidzenia wykładowcy… 😉
Urban-seria wydawnicza-Fantasy
bylem bardzo zawiedziony gdy dowiedzialem sie ze „Kibic”
w „kulisy” wszystko wymyslil-mizerna rzeczywistosc 😉
rysberlin, Bobkowskiego poznałem bardzo późno (chyba z 7 lat temu) ale rozkochałem się w nim okrutnie i pościągałem lub wyprosiłem wszystko co wypisywał. Nawet myślę teraz jak to było możliwe, że nic o nim nie wiedziałem i rozmyślam nad napisaniem dużej książki „Dwa Andrzeje – jak ja żyłem bez niego”.
Bobiku, „krytyczne biografie andsola” zostały już napisane, ale autorki władowały nadmiar kwasu i dzieła wypaliły się przed dotarciem do wydawnictwa. Tylko dzięki temu mogłem nadal oszukiwać kolejne sierotki.
Trzeba przyznać, że Urban wykonał wist w gruncie rzeczy genialny. Nie czekał, żeby inni mu zrobili czarny piar, tylko zrobił sobie sam i od tej pory wszyscy mogą mu skoczyć. Cokolwiek by mu wyciągnięto, z jakichkolwiek zakamarków, on się może z tego obśmiać jak norka.
Nie mówię, że to przykład do naśladowania, ale spora doza złodziejskiego sprytu w tym jest . 😉
Krytyczne biografie, które się wypaliły, to musiały być szkice węglem, nie piórkiem. Też pewna odmiana czarnego piaru. 😉
Prawdziwe sierotki lubią być oszukiwane, bo bez tego mogłyby stracić tożsamość i zmienić się w harpie. A nieprawdziwe sierotki i tak się oszukać nie dadzą. 😉
Bobiku, bez Kazia się nie przebijesz 🙁
To nie wystarczy, że gadam ludzkim głosem? Teraz jeszcze muszę z Kaziem w krzaki? 😯 🙁
Nie musisz, ale pożegnaj się z Pudelkiem. I bluzeczki nie dostaniesz. I nikt nie będzie do Ciebie mówił Bobizel 🙄
posluchajcie
http://www.radiozet.pl/Programy/Gosc-Radia-ZET/Artur-Domoslawski
andsol,”szkice piorkiem” kupilem przypadkowo w istniejacej wtedy jeszcze w berlinie ksiegarni polskiej(ta „ksiegarnia” to bylo kilka polek na koncu sklepu wypelnionych slownikami,literatura
i pozycjami „instytutu” Giedrojcia)
odsprzedalem za WIELKIE (polowa lat 80)pieniadze komplet slownikow i chwycilem tego Bobkowskiego i jak Ty zostalem
zauroczony.
pelen polocentryzmu MY POLACY dostalem w leb i tak zostalo do dzisiaj 🙂
„szkice piorkiem” nic nie stracily na wartosci(w przeciwienstwie do wiekszosci pozycji papieza reportazu 😯 )
brykam w objecia………..
Lojejku. Patryjotys w natarciu:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7615747,Prezydent__1_marca_Narodowym_Dniem_Pamieci_Zolnierzy.html
Mam go dosyć, niech on mi zejdzie z wizji, fonii i druku 👿
E, haneczko, gdyby tak nagle zszedł, to wielu emocji by nas pozbawił. Nader różnorodnych. Bo to nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać, czy jeszcze co insze. 🙄
Ale skąd ci patryjoci, kurna, wzięli taką nazwę – Żołnierze Wyklęci? 😯 Już sobie wyobrażam, w jaki sposób Dzień Żołnierzy Wyklętych mógłby być obchodzony w koszarach.
rysberlin: tak, przekłuwa balony z radością czteroletniej dziewczynki. Ale o czym nie napisał – o Francuzach, prognozy polityczne, o naturze ludzi, zawsze tak mądrze, że powala. I zawsze lojalny w stosunku do Basi… Duży szacunek i jeszcze większy smutek, że tak szybko odszedł… Aha, znowu oczywista zależność: psychiczna równowaga, żadnej megalomanii czy rozhuśtania – i wyraźnie świetne rodzinne stosunki; nie wiem czy jest lepsza witamina na zdrowie niż dobra rodzina.
Dzień Żołnierzy Wyklętych mógłby być obchodzony w koszarach — Bobiku, myślałem, że na Twoim blogu nie ma świntuszenia…
Wzięli z wyklęty powstań ludu itd. Zresztą wybór był niewielki: przeklęty, wyklęty, zaklęty.
Zobaczycie, czterech braci śpiących na wyklętych przerobią ❗
Tak, nazwa tego swieta jest urzekajaca – na sercu od razu jakos tak swiatecznie i czlowiek by sie wodki napil . Co zapewne za chwile uczynie. Ale musze pierw pojsc i kupic.
Tak naprawdę, najbardziej wyklęci to są teraz ci od Berlinga, z BCh i AL. Ciekawe, co ptifurek zrobi, gdy zechcą się podłączyć.
andsolu, to przecież nie u mnie miało to świntuszenie być, tylko w koszarach. 😆
Ale Helena trafiła w sedno z tym, że pod takie święto tylko gorzoły się napić. Choćby wirtualnej, bo w realu rzadko oczęta moje alkohole niewinne oglądają. 😉
To jest jakaś myśl, żeby berlingowców na PP napuścić, z podziękowaniami, że ich uczcić postanowił. 😀
A ja bym miał pytanie do ptifurka: czy żołnierz, do którego ktoś zwróci się per „ty %§=+!”, ma prawo uważać się za wyklętego?
O tych filmikach z http://www.huffingtonpost.com, czegoś tu nie rozumiem. Przecież to nie ja bredzę, więc czemu czuję się zażenowany?
To chyba coś kolejnego, co mi się nie otwiera… Dobra, już nie będę jęczeć, tylko zaczekam cierpliwie na tego tygrysa. 🙄
Ale zażenowanie cudzym bredzeniem nie wydaje mi się stanem nienaturalnym. Mam to często i stąd zresztą nieraz mi się bierze złość na bredzących, kiedy sobie uświadamiam, że udało im się przerzucić na mnie konsekwencje swoich czynów.
Za Kazimierzemś była cała
czy za nim, czy za stanowiskiem
nie można rzec, żeś się puszczała,
by cię ktokolwiek lał po pysku
nie kocha cię już odtąd kler
ty publikujesz swe poezje
co zrobisz teraz Isabelle
nie liczyłbym na ich amnezję
Isabelle Isabelle Isabelle Isabelle
Isabelle Isabelle Isabelle mon amour
Cokolwiek gadać, wzięłaś go
dla ciebie rzucił stanowisko
choć Jarek miał go dosyć, to
żal mu, że nie jest już panisko
jeśli bym zrobił to co ty
na twoim miejscu wziąłbym sznur
lub powyrywał sobie kły
tak kiedyś śpiewał Aznavour
Isabelle Isabelle Isabelle Isabelle
Isabelle Isabelle Isabelle mon amour
Any time walking down the street
patrz czy za tobą ktoś nie kroczy
czy późny wieczór czy też świt
śledzić cię mogą kocie oczy
postawisz jeden krzywy krok
Mordechaj będzie już tuż tuż
cielęcy nie pomoże wzrok
pogoni cię Aż pójdzie kurz
Isabelle Isabelle Isabelle Isabelle
Isabelle Isabelle Isabelle … lepszy sznur…
Mnie tez cos ostatnio filmiki nie chca sie otwierac na Huffington Post. Moze oni zalozyli jakas blokade? Bo wszystkie inne widea dzialaja OK.
No to zdrowie Wykletych!
Ach, wyobrażam sobie Charlesa, który swym ochrypłym, armeńskim głosem wyśpiewuje dramatyczną końcówkę „Isabelle … lepszyy sznuuuur…”, a potem płynnie przechodzi do „ech, raz, iszczio raz…” 😆
Chyba muszę wypić za tych Wyklętych. 😀
Och, och, teraz dopiero zobaczylam nowego utwora konkursowego. No, po prostu, Chlopaki jestescie Numero Uno!
Dwa utwory liryczne,
a oba o Izie,
piszcie o niej prześlicznie,
piszcie ile wlizie.
Piszcie, choć bez obiadu,
poema pochlebne
i bez ładu lub składu,
bo są niepotrzebne….
I tu w ramach refrenu następuje zapowiadane uprzednio “ech, raz, iszczio raz, iszczio mnogo, mnogo raz…”
Bobiku, pełną linkę do wymownych missek podała Monika (1 marzec 10, 16:22). Trzymaj mocno jakąś kość w zębach, żeby nie obudzić sąsiadów wyciem.
Ale mnie właśnie ta linka Moniki nie chce wyjść poza pierwszą wypowiedź. 🙁 Która też jest atrakcyjna, ale na pewno nie tak, jak komplet.
Schytrzyłem się i spróbowałem na Firefoxie. 🙂 Filmiki wprawdzie też mi nie działały, ale mogłem przynajmniej poczytać w komplecie. 😉
Bezapelacyjną palmę pierwszeństwa (choć wybór nie był łatwy!) przyznałbym wypowiedzi „Confucius was one of whom invented confusion”. 😆
Noc pełna wzruszeń. Niejaki andsol na południu Brazylii wzruszył się nie do poznania słysząc, że w Teksasie więzień martwy od lat 11 a odsiadujący wyrok za gwałt, którego nie popełnił, ma swe imię wreszcie oczyszczone. To przepiękny prezent, na przykład urodzinowy. Albo śmierciowy. Pardon me, sir! — Oh, don’t mention it…
Bobik, jakibys Ty majac 17 lat musial nieustannie myslec o wlosach, paznokciach i bolesnym depilowaniu czesci prywatnych, to tez bys nie mial glowy do Konfucjusza
Wpowiedź konfucjańska – nihil novi …
Świeżym wydaje się obyczaj szukania odpowiedzi w kwestiach filozoficznych tam, gdzie są nikłe szanse na jej znalezienie. Chyba specjalnie padają pytania o kwestie pokoju, głodu na swiecie itp., bo piękni ludzie udzielają pięknych odpowiedzi… 😉
Nasze laureatki w niczym nie ustępują zagranicznym, a w wielu aspektach je wyprzedzają…
Dzień dobry 🙂 Widzę 2 promyki słońca w il. szt. 2. O ile ich wkrótce coś nie zeżre, mam szansę na podładowanie baterii dobronastrojowych. 😉
Obyczaj szukania odpowiedzi tam,gdzie jej znaleźć nie można, też wcale nie taki nieznany. Powiedziałbym nawet, że już uświęcony nową, świecką tradycją. Już gdzieś, kiedyś na blogach pyskowałem na ten koszmarny obowiązek wypytywania wszelkiej maści celebrytów na każdy możliwy temat, ale cóż – wolono psu na celebrytę szczekać, a karawana idzie dalej. 🙁
Heleno, czym jest depilacja jakiejś tam malutkiej części, wobec strzyżenia, a następnie dogalania maszynką CAŁEGO CIAŁA! 👿
Już mnie dobiegły jakieś spiskujące głosy, że w kwietniu, jeżeli się wystarczająco ociepli, chyba będzie można psa… Reszty nie dosłyszałem, ale ja dobrze wiem, co oni mają na myśli! 😥
Artykuł ciekawy znalazłem:
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1501381,1,feminizm-po-islamsku.read
To zmienianie islamu od środka bardzo mi koresponduje z naszą niedawną rozmową na temat narzucania lub nienarzucania wartości. I potwierdza moją tezę, że skuteczne jest to, co jakaś społeczność wypracuje sobie sama, a jeżeli z lekkim naciskiem, to ze strony WŁASNYCH przywódców i autorytetów.
Bobiku, naciągnij Rodziców na fajną, stylową szafę, na nóżkach niezbyt niskich (żebyś się zmieścił pod spodem) i jednocześnie niezbyt wysokich (żeby nijak nie można Cię było spod niej wydłubać). To jest dobre rozwiązanie na sytuacje kryzysowe, takie jak widmo kąpieli czy strzyżenia. Mój pies je wypróbował i działa niezawodnie. Problem pojawia się wtedy, kiedy w brzuchu zaczyna burczeć, ale można przecież przemknąć jak błyskawica do michy, chwycić co tam akurat się trafi i z powrotem zadekować się pod szafą. Trudna sprawa jest też ze spacerami. Najważniejsze to nie dać się przechytrzyć i założyć sobie smyczy. Trzeba wybiegać z domu kiedy tylko otworzą się drzwi, maksymalną prędkość osiągając jeszcze pod szafą. To się da wyćwiczyć.
😆
Szafę już nie bardzo byłoby gdzie postawić, a zresztą Moi w ogóle za szafami nie przepadają i unikają ich, jeżeli tylko jest taka możliwość. Ale spróbuję ich przekonać, że ich łóżko ma zdecydowanie za długie nogi. 25 cm zupełnie by wystarczyło. To by było wręcz lepsze niż szafa, bo w przestrzeni podłóżkowej nawet z Kijem Od Szczotki miałbym szansę wygrać. 😆
Vesper przypomniała mi jak nasz sierściuch dostał opeer i jak zwykle zamelinował się w kanapie w pokoju córci.
Opeer nie był ani większy ani mniejszy niż zwykle w takich razach, wszelako kocisko w kanapie siedziało 3 dni, wychodząc na żer tylko w chwilach naszej nieobecności, z kuwety korzystając też w tym czasie. Na czas spania cichcem wyłaził i chował się za pianino…
Moja mama w tym artykule o islamskim feminizmie zwróciła uwagę na fragment „Do meczetów przychodzi teraz więcej kobiet niż mężczyzn, ponieważ znajdują tam więcej wolności – przestrzeń do dyskusji, do nauki.” Rzeczywiście, rzuciło jej się w oczy w Iranie, że meczety są takimi oazami kobiecej wolności i niezależności od mężczyzn, którzy do kobiecej części meczetu po prostu wejść nie mogą. Jest to naprawdę fascynujące – olbrzymie pomieszczenie wypełnione wyłącznie kobietami, przeważnie w grupach – same siedzą tylko uczące się studentki. Te grupy co chwilę zmieniają skład, bo tu ktoś przejdzie z kółka politycznego do wychowawczego, tam opuści na chwilę dyskusję filozoficzną, żeby wymienić uwagi o najlepszych sposobach depilacji, a jeszcze ówdzie zrobi się zbiegowisko, bo wszystkie panie chcą wiedzieć, co tu robi ta Europejka. 😉 I ogólne wrażenie jest takie, że te kobiety świetnie się tam czują, że stanowią jedną olbrzymią platformę wymiany poglądów, doświadczeń, jak również grupę wsparcia (niezależnie od jakichś wewnętrznych tarć, które na pewno istnieją, ale wydają się nie wpływać znacząco na atmosferę).
Ja sobie to, na podstawie mamy opowieści, wyobraziłem jako rodzaj islamskiej, kobiecej blogosfery w realu. 🙂
zeen, to masz bardzo łagodnego i dobrodusznego sierściucha. Nasz krakowski Moćko zwykł był w momentach, nazwijmy to, kocio-rodzinnej niezgodności zdań, zamieniać podkanapie (w tym kącie, gdzie najtrudniej było się dostać) w kuwetę, żeby pokazać, kto tu tak NAPRAWDĘ rządzi i zawsze ma rację. 🙄
No, nasz Główny Lokator też od czasu do czasu potrafi wskazać gdzie aktualnie kuweta powinna stać. Na szczęście robi to raz na dłuższy czas, umie skubany stopniować napiecie 🙂
Myślę sobie jeszcze o linku od andsola o 3.01. W pierwszym momencie, jeszcze przed przeczytaniem,myślałem, że był to więzień skazany na karę śmierci, a w tej kwestii zdanie mam jasne. Ale kiedy przeczytałem, że umarł wprawdzie siedząc niewinnie, ale wskutek choroby, problem mi się nieco skomplikował. Bo prawdopodobieństwo, że się zamknęło niewinnego człowieka zawsze będzie istnieć, ale czy to jest powód do zrezygnowania z sytemu prawnego, z karania, z izolowania niebezpiecznych przestępców od społeczeństwa, itd? Czyjeś zapewnienia o niewinności nie mogą tu decydować – więzienia są pełne „niewinnie” skazanych. Można się wprawdzie zastanawiać nad udoskonaleniem metod śleczych, procedur odwoławczych, itp., ale całkowitego uniknięcia pomyłek sądowych nikt nie zagwarantuje. Czyli jak tutaj chronić równocześnie społeczeństwo i prawa jednostek?
Też zrozumiałam z początku, że wykonano wyrok śmierci na niewinnym człowieku. Dlatego jestem przeciwna karze śmierci. Są zbrodnie, które wołają o pomstę do nieba i zbrodniarze, przed którymi pozostaje jedynie chronić społeczeństwo, bo nie ma co liczyć na ich resocjalizację. Ale zawsze pozostaje jeszcze pewien margines błędu. Procedury mają na celu błąd ograniczyć do minimum, a nawet wykluczyć, jeśłi się da, ale ludzie są ludźmi, są omylni, czasem leniwi i nierzetelni, a tu chodzi o czyjeś życie. Co do linkowanego przypadku … Niewinny człowiek zmarł w więziniu. Czy pożyłby dłużej poza więzieniem, nie ma co gdybać. Nie jest to dla mnie argument przeciwko wsadzaniu do więzień sprawców zbrodni i przestępstw przeciwko ludzkiemu życiu czy cielesnej nietykalności. Nie jestem pewna, czy pakowałabym za kraty za długi na przykład. Bo po co?
Musze sie troche oddalic i uporac sie z wlasnym. Dzien zaczal sie fatalnie od wiadomosci, ze zmarl dzis moj bardzo mily kolega, Pawelek Krotoski, nazywany przez nas Krotonem. Mial 36 lat i trzy dni temu , po paru dniach bolow glowy, znaleziono mu jakis skrzep w mozgu. Przeszedl operacje, po ktorej zmarl, bo obumarl mu pien mozgu. Zdrowy, wysportowany.
Pamietam sprzed lat Jego Mame, piekna, mloda i ruda w spektaklu „W rytmie slonca” w Kalamburze, na wierszach U. Koziol.
Okropne.
Strasznie przykro, Heleno. 🙁 Kiedy umierają piękni i młodzi, taką się to wydaje niesprawiedliwością…
NIe, tamten gość z Teksasu, Tim Cole, dostał 25 lat za gwałt. Gdy już odsiedział 9 lat (cała ścieżka czasowa jest tutaj), gwałciciel ujawnił się — i nic to nie zmnieniło, bo:
DNA showed another man committed the rape, but the statute of limitations had already expired when Jerry Wayne Johnson confessed to the crime in 1995.
Cztery lata później Tim umiera. Atak astmy.
Niech żyje praworządność i the statute of limitations. Statuty muszą trwać. Czarni oskarżeni niekoniecznie.
Heleno, bardzo to smutne…
Niestety, andsol, nie jest to zupelnie ododsobniony przypadek, i dosc dlugi temat (niedotyczacy zreszta wylacznie Teksasu). Zajmuje sie tym szczegolnie organizacja zalozona przez dwoch prawnikow, Barry’ego Schecka i Petera Neufelda. W dzisiejszym wydaniu ich strony internetowej mozna doczytac wiecej i o tym przypadku, i o pozostalych.
http://www.innocenceproject.org/
A teraz uciekam na troche, bo ma przyjsc specjalista od mojego niemieckiego urzadzenia kuchennego, ktore wyraznie od poczatku zachowuje sie cytrynowo, wiec trzeba je cale wymienic, nim mu minie okres gwarancyjny. A to oznacza wyciaganie wszystkiego z okolicznych szafek kuchennych, zeby specjalista mial dostep.
I jeszcze glupie (i czasem zabawne) prawa stanowe, ktorych jeszcze nie zniesiono… 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/03/02/17-ridiculous-laws-still_n_481379.html
A, jak chodzi o idiotyzmy (nieraz wręcz zbrodnicze) prawa, to natychmiast dołączam do tupiących. Odnoszę zresztą wrażenie, że w Stanach takich idiotyzmów, ze sprawiedliwością nic nie mających wspólnego, jest wyjątkowo dużo. Być może bierze się to z przekonania tzw. przeciętnego Amerykanina, że system prawny w jego kraju jest doskonały i nie ma co przy nim majstrować. Oczywiście póki jego samego ten system w łeb nie walnie.
W Niemczech z kolei tendencja jest przeciwna – majstruje się i perfekcjonizuje tak namiętnie, że w końcu czasem pierwotnego zamysłu nie widać spod naleciałości i nawet prawnicy nie bardzo wiedzą, co obecnie obowiązuje.
Moniko – trudno, tym razem nie jestem w stanie przyznać pierwszego miejsca w kategorii „najdebilniejsze prawo stanowe”. Poziom zawodników był zbyt wyrównany. 😆
Walcze jeszcze z szafka, bo zadziwiajaca jest zaiste pojemnosc szafek kuchennych, wiec na razie krociutko, Bobiku. 🙄 Tak, masz racje, ze tych idiotyzmow jest w Stanach wyjatkowo sporo. I ja takze mam klopoty z przyznaniem pierwszego miejsca… 😆 A na powazniej – bardzo duzo sie teraz o tym wszystkim mowi, z roznych zreszta powodow – od przypadkow takich, jak opisal andsol (a szerzej o – ktorymi zajmuje sie m.in. The Innocence Project, bo jednak i w Stanach jest spora grupa osob, ktora walczy o przyzwoite prawa i ich stosowanie) do ostatnich bardzo kontrowersyjnych i niezwykle powaznych w skutkach decyzji Sadu Najwyzszego. Problem tylko w tym, ze tyle jest tyle naraz problemow do rozwiazania, a tu jednoczesnie populisci z Tea Party (not my cup of tea!) stukaja do drzwi, zas administracja Obamy popelnila sporo powaznych bledow (ich analiza sa teraz zapelnione gazety i strony internetowe)…
Tu na przyklad bardzo dobra (i krotka!) analiza prof. Michaela Sandela z Harvardu:
http://www.huffingtonpost.com/michael-sandel/obama-and-civic-idealism_b_481100.html
Co za ulga, PIS nie jest poważną siłą polityczną http://wiadomosci.onet.pl/2136026,11,prezydent_a_czy_ja_bede_kandydowal,item.html
Czy moge Wam podrzucic pre slow o Pawle i Jego ladnych pare zdjec? Taka mam jakas potrzebe, bo tak niewiele moge zrobic. Wiec tu:
http://www.radioram.pl/articles/view/15512/zmarl-pawel-krotoski
Heleno, wspolczuje. Pawel, jawi sie na tych zdjeciach jako bardzo delikatna osoba. Nie ma slow.
Tak, Wando, byl delikatnym, ale bardzo zabawnym czlowiekiem. Jest mi lepiej, bo zapalilam swieczke i napisalam (przez kolege we Wroclawiu) do Jego Mamy.
Sorry, ze wystrszylam wszystkich z blogu.
Zabieram sie za czytnie linkow.
Nie wystraszyłaś, Heleno, tylko smuciliśmy się z Tobą.
Wlasnie tak, Bobiku. Czasem dobrze byc razem niewiele mowiac, bo co mozna powiedziec w obliczu takiej straty…
A poza tym moj wyciag kuchenny mruczy nareszcie, zamiast wydawac bardzo niepokojace dzwieki (glownie zgrzytanie polaczene z uderzaniem jakies ruchomej czesci o metalowa obudowe). Derek sie spisal, jak zwykle.
I jeszcze przypomnialo mi sie – pare lat temu wyszla ksiazka Joan Didion, pt. „A Year of Magical Thinking”, napisana po naglej stracie meza (atak serca), i 26-letniej jedynej corki (komplikacje po grypie). I w tej ksiazce, bardzo osobistej, i jednoczesnie calkiem uniwersalnej, Didion napisala, ze wlasciwie jestesmy teraz nieprzygotowani na takie sytuacje. I ze, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, najbardziej psychologicznie prawdziwe i praktyczne rady na temat takich sytuacji znalazla w ksiazkach Emily Post (autorki ksiazek o etykiecie)…
Tak. Bo pewnie brakuje nam FORMY, konwencji.
Zmierzam prostą drogą do wiary w cuda. Od kilku tygodni usiłuję przygotować pewien projekt i do dziś szło mi jak krew z nosa, czyli każda kolejna wersja trafiała do kosza. Poieważ ostateczny termin oddania papierów jest w poniedziałek, byłem już gotów machnąć łapą i zrezygnować z grantu. Ale dziś mi się jakaś klapka odblokowała i widzę, że mam szansę zdążyć.
Nic ino cud! 😉
Heleno, bardzo Cię przepraszam. Próbowałam ominąć, bo to jest coś, czego boję się najbardziej, że nagłe i nieodwracalne dotknie tych, których kocham najbardziej, a ja nie będę miała nawet szansy, żeby o nich powalczyć. Nie znajduję słów i nie sądzę, żeby były.
To na pewno, Heleno – brak wspolnie przyjetej konwencji i formy. Post dawala takze rady juz niezwykle praktyczne – jak sie opiekowac osoba w stanie szoku, albo ogromnego napiecia emocjonalnego. Na przyklad, zeby osobie w szoku dawac lekkie kanapki, jesli tylko bedzie miala sile je przelknac, po to, zeby miec energie do przebrniecia przez pierwsze dni. I co robic potem – kiedy odwiedzac, i na jak dlugo, tak zeby osoba w zalobie nie czula sie ani opuszczona przez wszystkich, ani zobowiazana do zabawiania gosci. Takze te wiedze praktyczno-psychologiczna, zdaniem Didion, jakos stracilismy po drodze do autentycznosci odrzucajacej utarte formy. A najbardziej Didion meczylo we wspolczesnej wersji zaloby, ze wlasciwie takiej formalnej zaloby nie ma, i jest sie przez to jakos bardziej bezbronnym wobec nawet zyczliwych, ale nietrafionych uwag typu „moze juz czas zajac sie zyciem” (wszechobecne slowo „closure” w naszych czasach self-help), i innych namow do myslenia pozytywnego, ktore sa przeciez nie do zniesienia w takiej sytuacji.
Heleno, przyznam że też schowałam głowę w piasek, bo podobnie jak Haneczkę, dotknęło to moich najsilniejszych lęków. Współczuję Tobie z powodu straty kolegi, jego bliskim i otoczeniu, które w najmniejszym stopniu nie było przygotowane na tę smierć.
Mój tata miał dość liczną, a nienajmłodszą rodzinę, która naturalną koleją rzeczy w pewnym momencie zaczęła wymierać. Pamiętam, jak na początku trochę mnie szokowało, że starsze pokolenie reagowało na śmierć w sposób dla mnie – wtedy – niezrozumiały. Usiłowali prawie kurczowo trzymać się zwyczajowego planu dnia, nie spóźnić się z obiadem, zadbać o różne drobiazgi w rodzaju wyprasowania spódnicy i wyczyszczenia kapelusza, nie zapomnieć o zawiadomieniu nawet najdalszych znajomych… Jakieś mi się to zdawało niemal bezduszne, a teraz rozumiem, że to czepianie się rytuałów pozwalało się nie załamać, oswoić te pierwsze, najtrudniejsze chwile. I że żałoba objęta ramami etykiety wcale nie była „gorsza”, mniej warta, czy płytko przeżywana.
Etykieta żałobna była prawdopodobnie formą środków uspokajających, tyle że bazującą nie na farmakologii, a na naszym zmyśle społecznym.
Bobiku, zdradź co odblokowało, bo też mam kilka rozgrzebanych projektów, do których brak serca i pomysłu.
Heleno, niewiele to czasem w sam raz, jeszcze tylko herbatę zrobić do tego niewiele i poczekać, aż rozkołysanie uspokoi się, i osiądzie. Nie znałem Pana Pawła, gdyby nie te kilka słów i nastrój po, nie dotknęłoby mnie to, jak setki innych nieuświadamianych spraw we wszechświecie. I tak mnie naszło mnie teraz, że nie ktoś zmarł, ale komuś ktoś zmarł, i z tej perspektywy wszechświat bardzo się przemeblowuje.
To co to ja mówiłem? Nic odkrywczego w sumie. Aha, herbatę…
No wlasnie, ja bardzi dawno sobie ten brak formy uswiadomilam, strsznie wiele lat temu, ogladajac bodaj La Stade. gdzie jest jedna – nawet jej dobrze nie pamietam – scena pogrzebu gdzies na wsi. Nie pamietm co konkretnie mnie w tej scenie uderzylo, to bylo pond czterdziesci lat temu. ale wlasnie uswiadomilam wtedy, ze ta forma, decorum. konwencja zezwala nam na radzenie sobie z czyms co nas przerasta emocjonalnie.
Jedna z ulubionych opowiastek naszej leciwej Jasiuni dotyczy spotkania sasiadki z ulicy nazajutrz po smierci meza Jasiuni, naglej, w wieku szescdziesieciu paru lat na serce. Sasiadka sie zatrzymala i powiedziala: Maybe it’s for the better, Janine.
Dzis Jasiunia opowiada o tym ze smiechem, ale wtedy byla oczywoscie wstrzasnieta. Ale sasiadka chciala dobrze, chciala powiedziec cos pocieszajacego.I to jej w poplochu sie powiedzialo. A gdyby byla gotowa na podoredziu forma!
Bardzo sie ciesze z cudu Bobika!
Już wypiłam, foma.
Bobiku, podeprę Ci klapkę dzisiaj kupionym żonkilem, żeby nie opadła.
Wlaczylam radio, i co slysze w dzienniku?
Ze znanego prezentera progrmow BBC znaleziono w domu martwego. Udusil sie w czasie hm… zabawy seksualnej.
No, pytam j kogo! 🙄
Wiem, ze nie wypada sie smiac 🙁 🙁 🙁
I ze PB mnie za to pokara 😯
Podejrzewam, że odblokowanie miało coś wspólnego z nieprzekraczalnym terminem. Ale w jaki sposób to przebiegło w głębszych pokładach i obwodach, to nie mam pojęcia. 😉
Nie mogę ukryć (sam przed sobą), że najlepiej funkcjonuję w warunkach średniego, a czasem nawet silnego stresu. Wtedy się potrafię ostro sprężyć, nadrabiając wcześniejsze straty czasowe. I prawdopodobnie mam bardzo uprzejmą i pomocną podświadomość, która tak długo powstrzymuje mnie przed wzięciem się na serio do roboty, aż stres z powodu zbliżającego się terminu pozwala mi osiągnąć upragnioną wydajność z ha. 😉
To, że się umiera komuś, to bardzo ważne spostrzeżenie. I wiecie, ja myśląc o swojej śmierci boję się najbardziej właśnie tego, że umrę komuś, a raczej komusiom. Mnie samemu będzie wtedy już wszystko obojętne, ale moim bliskim nie. Dlatego mi okropnie na myśl o.
Mam dokładnie to samo podejście, Bobiku. Mi to już będzie kalafior, ale komusie 🙁
No to nie ma wyjścia, tylko trzeba być dobrym dla komusiów, póki jeszcze się da. Wprawdzie może im wskutek tego być jeszcze bardziej przykro, kiedy nagle tego zabraknie, ale na dłuższą metę łatwiej przejść od szarpiącej żałoby do poczucia opiekuńczej, choć niematerialnej obecności kogoś, kto był dla nas dobry, niż nosić latami brzemię pretensji i spraw niezałatwionych z kimś, kto się do końca szarpał ze sobą i z innymi.
Ten strach przed zostawieniem komusiow paradoksalnie jeszcze sie powieksza, gdy pojawiaja sie dzieci:
[…]
The truth is: before I became a mother,
I knew the body’s longing to be lost.
An untrustworthy lover bound
to forsake us, I’d rather do the leaving
than be left.
But now, as we walk home in the dusk,
my two-year old riding my hip,
patting my cheeks with his mittened hands,
I never want to leave this earth.
Inside the baby tumbles and reels,
already knowing where the body will take us,
that we have no choice but to follow its lead.
(Alison Apotheker, „Ground Waters”)
A ta śmierć prezentera wskutek seksualnej zabawy to chyba nie takie absolutnie rzadkie. Wiem, że jest grupa osób doznających niebywałej satysfakcji podczas podduszania i czytałem nawet jakieś medyczne wyjaśnienie, skąd te odjazdowe doznania się biorą. Są też określenia na takie osoby – duś, duśka. No i tym dusiom oraz duśkom po prostu nie zawsze uda się wyczaić moment, kiedy należy powiedzieć stop!
To juz ktorys raz w UK (pewnie jakies znaczenie ma preznosc angielskich tabloidow, dzieki ktorym w koncu wszyscy wiedza).
W instytucji, w której przed laty pracowała moja ludzka Babcia, szef zmarł na młodej sekretarce, w jej mieszkaniu, podczas rzekomej podróży służbowej. Niby też wszyscy wiedzieli, że za śmichy może ich PB pokarać, ale jak tu było zachować powagę? 😉
Dziś wyjątkowo wcześnie powiem dobranoc, bo jutro ten straszny dzień, co to już niby się kwalifikował do wykreślenia z kalendarza, ale jakoś się w końcu nie zakwalifikował. 🙄
Uwaga: mówię dobranoc! 🙂
No, w laboratorium (angielskim zreszta), w ktorym doktorat robil moj maz, znaleziono szefa jednego z instytutow badawczych niezywego, w wannie, przebranego za kobiete. Tez trudno bylo na to reagowac z powaga. Nic dziwnego, ze Colin Dexter mial tyle pomyslow… 😉
Kiedy pare lat temu znaleziono zwloki pewnego mlodego posla do Parlamentu, policja podajac przyzczyny zgonu, powiedziala jedynie, ze „nie ma podejrzanych” i ze foul play nie wchodzi w rachube. Przyciskana do muru przez dziennikarzy, zdradzila tez, ze nie bylo to samobojstwo zmierzone. Przyciskana dalej oznajmila, ze znaleziono go ” w osobliwych okolicznosciach” i odmowila dalszych szczegolow. Dzien pozniej zaczeto rozliczne pomysly snuc w medioaich. W koncu w czasie inquestu okazalo sie, ze posla znaleziono z duza pomarancza w ustach i kobieca ponczocha naciagnieta na glowie.
Wszyscy sie starali zchowac nalezyta powage wobec Mejestatu Smierci.
E. odmowila uwierzenia, ze cos takiego istnieje.
Ja tez zreszta wtedy pierwszy raz w zyciu sie dowiedzialam .
Wiec chyba tym razem postanowiono, ze nie ma co dawkowac informcji, nalezy tylko to zamknac w formulce, ze zmrl w sposob niezmoerzony w czsaie seksualnej zabawy.
I przejsc nad tym do porzadku dziennego.
O człowieku z BBC, że znaleziono martwego – słyszałem od jego pracodawcy. O tym – jak, słyszę teraz od CIebie, Heleno. W domowych rozmowach (z powodu jakiegoś włoskiego filmu) odnosimy się do zjawiska mówiąc „xoxota assassina”, zabójcza cipa. Tak głębokie powiązania seksu i śmierci, a tu człowiekowi tylko śmiać się chce.
Zupełnie odmiennie jest z Pawłem. Niespodziewanie, rozmowa z Wrocławiem z kimś przybitym jego odejściem uświadomiła mi, że miałem do niego trzy stopnie oddalenia. Więc nie tak daleki człowiek. Ale nie chciałem odzywać się tu, szczególnie po przeczytaniu komentarzy ludzi na stronie, którą podlinkowałaś. Naprawdę nie czas mówić o sobie i swoich refleksjach. Ale zdaje się ważne też jest, żebyś wiedziała, że wszyscy Cię przeczytali, zrozumieli i odczuli. Dlatego nie w pełni milczę.
No, popatrz jaki ten swiat jest malutki. I jaki kruchy,
Powiadsz, ze trzy stopnie oddaleni? Hm.
Dzieki.
Nie udalo mi sie zasnac i swieczka sie palila cala noc.
Dzień dobry. 🙂 Cichutkie, szeptem, bo mam nadzieję, że teraz sen już się zlitował nad Heleną i pozwolił jej chociaż na kilka godzin…
A ja walcuję przez Straszną Środę, ale na razie jeszcze nieodcięty od sieci, co zresztą wcześniej czy później nastąpi. I marznę, bo ta wiosna, co to niby się już zapowiadała, okazała się być zimą w owczej skórze. 🙄
Widzę, że wszystkim jeszcze smutno. No to będzie taka dłuższa minuta milczenia. Z mojej strony do późnego popołudnia, bo idę wpaść w bezsieć.
Ale jeżeli ktoś przed moim powrotem milczenie zechce przerwać, to też nie ma przeciwwskazań.
Bobiku, wyszłam za Jentyka, czyli próbuję zmusić do myślenia małe szare. Potrzebne na już, a oporne 🙄
Wróciłam, bo chyba wyszedłam 😕
A ja ledwo wyszewszy z lozka… 🙄
Wiosna nieśmiało puka do naszych drzwi:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/20100303?authkey=Gv1sRgCNy3-IuNicvTNA#slideshow/5444436987061377538
To się całkiem dobrze składa, bo ja też wróciłem 🙂
Chocaż uśmiecham się po tym powrocie z pewnym wysiłkiem, bo się czuję tak, jakby mnie osobiście krzywdę ktoś wyrządził, choć niby nie mam do tego podstaw.
W Nadrenii koniec lutego jest już całkiem dobrą porą do zaglądania ludziom w ogródki, więc jak idę przez ulicę, to stale się gapię, co tam u kogo zaczyna z ziemi łeb wychylać. Tydzień temu przechodziłem obok jednego takiego ogródka, gdzie już sporo przebiśniegów było, krokusów i żonkile też się wydawały być tuż-tuż. Dziś biegnę koło tegoż samego ogródka, okiem rzucam – i dębieję. Nie ma ogródka. Wybetonowali na równo! 😯
Przy drugim rzucie oka widać dlaczego. W byłym ogródku, a obecnie na podjeździe, na ołtarzu betonowym, pyszni się bóstwo o nazwie Mercedes. Bęc.
Ja to bóstwo już trochę znam i wiem, że ono stale wymaga ofiar. Tylko że jak ofiarą pada kieszeń wyznawcy, to mi właściwie zwisa. A ogródka wsio taki żal. 🙁
O, wanda w międzyczasie wrzuciła coś niewybetonowanego. Przynajmniej jakaś odtrutka. 🙂
Tak na oko sądząc, Teksas wyprzedza Nadrenię o jakieś 2 tygodnie. 😉
Biedny Bobislaw.
Wrzucam obiecana (Bobislawowi) lekture – zeszlotygodniowego (od dzis w sieci) Zymunta Baumana o Kapuscinskim i ksiazce o nim. Z Tyg. Powszechnego:
http://tygodnik.onet.pl/33,0,41856,sztuka_pisania_osztuce_zycia,artykul.html
Bobiku, mam już nową patelnię, zatem do rączki mogę dorzucić starą w komplecie. Gdzie dostarczyć?
a tak w ogóle to ostatnia prosta się zbliża, ramy czasowe uwierają (jak ramy mogą uwierać? 🙄 chyba że na zewnątrz) i trzeba się zebrać, bo lepiej pić szampana wieczorem niż rano
A u nas snieg.
Przeczytalam Baumana – wyjatkowo odswiezajace po paru naprawde przedziwnych wypowiedziach znanych postaci i kolegow dziennikarzy na lamach Wyborczej (Tygodnik Powszechny wyraznie ma tu odmienne podejscie). A przy okazji zasmialam sie, bo znalazlam tez wzmianke o czlonku rodziny, szczegolnie zaprzyjaznionym z Matylda (zabawne te nieliczne stopnie oddalenia, jak juz zauwazyl andsol). 😉
Obejrzalam tez rozmowe Teresy Toranskiej z Domoslawskim – i zastanawialam sie wlasnie nad tym, ze studia nad recepcja tej biografii to jest historia zaslugujaca juz na kolejna ksiazke, bo tyle interesujacych odruchowych polskich zachowan przy niej wyszlo na swiatlo dzienne. Nawet dyskusja o usmiechu Kapuscinskiego i pytaniu „Nie przeszkadzam?”, gdy dzwonil do zaprzyjaznionych osob jest – dla mnie przynajmniej – calkiem fascynujaca…
http://www.dailymotion.com/video/xcc6nm_kapu%9Cci%F1ski-non-fiction-teresa-tor_news
wszędzie pada, śnieg widmo, pełno go w powietrzu, a pod butami nic 😯
Po calej zimie ze sniegiem, ktory uparcie nie znika, juz nawet nie mialabym nic przeciwko sniegowi bezcielesnemu… 😉
albo śnieg tak drobny, że niedostrzegalny. w potem brodzić w niewidzialnym śniegu…
Żebym to ja wiedział, gdzie mi dziś dostarczyć rączkę od patelni wraz z całą resztą. 😯 Na razie do domu, za chwilę już nie, potem znowu przez chwilę do domu, a potem znowu długo nie.
No, taki dzień mi się dziś zrobił, że latam jak opętany, ozór wywieszam i dyszę, ale ledwo. Nawet Baumana nie miałem jeszcze czasu przeczytać (ale za podrzucenie pięknie dziękuję).
Mogę tylko obiecać, że na najbliższe 10 minut sobie siądę na blogu i jeżeli są jakieś skargi lub zażalenia, to proszę w tym czasie. 🙂
no to nie do domu będzie łatwiej…
ale dowolne skargi i zażalenia? jakiekolwiek? 😯
Bobiku, ksiazki zyczen i zazalen potrafia czasem byc interesujaca lektura. 🙄 Ale jednak moze Ci zapale swieczke Harmony (z lawenda i czyms tam jeszcze, czego niestety chwilowo zapomnialam), a sobie Radiance, bo strasznie ciemny dzisiaj u nas dzien od tego jeszcze niewidmowego sniegu. 🙂
A czy ja mówiłem, że nie chcę pojąć patelni za rączkę? Tylko na razie jeszcze nie mogę podać miejsca i terminu zawarcia związku. 😉
Skargi i zażalenia absolutnie dowolne. Jak się komuś świat nie podoba albo nos własny, to teraz jest najlepszy moment do wyrażenia tego. Ja wysłucham. 🙂
Moniko, dziękuję i doceniam intencje, ale gdyby ta świeczka nie była z lawendą, tylko np. z zapachem rosołu, to moje szczęście byłoby chyba kompletniejsze. 😉
a czy po wysłuchaniu nastąpi poprawa? 🙄
A czy jakakolwiek książka skarg i zażaleń to obiecuje? 😯
Albo dotrzymuje?
a czy jakakolwiek książka skarg i zażaleń nazywa się Bobik?
A nie, swieczki z zapachem rosolu jeszcze nie produkuja, Bobiku. Mozesz za to wziac udzial w eskalopkach indyczych, ale nie pod postacia swieczki. 😉 No i mozesz sie sam zalic na producentow swieczek… 🙄
Pożal się do Bobika,
gdy życie źle ci robi.
Problem wprawdzie nie znika,
lecz może zniknąć Bobik. 😉
oj wielki żal Bobika, żal
na skargi deskach odpływa w dal…