Lekcja wartości
– Ciekawe rzeczy tutaj piszą – zauważył Bernardyn, odkładając gazetę i patrząc z niemym wyrzutem na Bobika, który wpadł do niego z sąsiedzką wizytą – Podobno dzisiejsza młodzież z niczym się nie identyfikuje. Czasem z kimś, to znaczy z piosenkarzami, aktorami, czy sportowcami, ale żeby z czymś, z wartością jakąś, to już nie, za to młodzi uprzejmie dziękują.
Na słowo „identyfikuje” Bobik zastrzygł uchem. Dotąd w jego życiu wszelkie rozmowy, w których padał rdzeń „denty”, kończyły się patrzeniem do paszczy i obmacywaniem zębów, a tego żaden szczeniak nie lubi. Ale chyba Bernardynowi nie o to chodziło, bo nie wykonał żadnego ruchu wskazującego na chęć zajęcia się bobiczym uzębieniem. Uspokojony Bobik odważył się więc zapytać:
– A dlaczego właściwie trzeba się inden… no, robić to z tymi wartościami?
Bernardyn spojrzał na niego z niesmakiem.
– To chyba dość oczywiste – powiedział zasadniczym tonem, patrząc na szczeniaka z wyżyn rasy i wieku. – Jak się nie identyfikujesz z wartościami, to wtedy nie wiesz, kogo gryźć.
– A muszę kogoś gryźć? – spłoszył się Bobik, który znacznie chętniej gryzł coś, poczynając od kapcia, a kończąc na kości szpikowej.
– Jeżeli się identyfikujesz to musisz. W obronie wartości.
– Aha, muszę gryźć, żeby nie dać sobie ich odebrać? – zaryzykował próbę podsumowania Bobik.
– Okropnie jeszcze jesteś głupi – pouczył go łagodnie, ale stanowczo Bernardyn. – Musisz gryźć tych, którzy mają inne wartości, niż ci, z którymi się identyfikujesz. Po to, żeby wiadomo było, z kim się identyfikujesz.
– Ale przecież mówiłeś, że to chodzi o coś, nie o kogoś – zaszczekał z rozpaczą Bobik, któremu zaczęło się już kręcić w głowie od nadmiaru bezlitośnie aplikowanej mu przez Bernardyna logiki.
– No oczywiście. To, jakie masz wartości, poznaje się po tym, kogo gryziesz, a kogo ewentualnie jesteś skłonny dopuścić do miski. Chyba nie można już prościej tego wyjaśnić. Na tym polega identyfikacja.
– Tak, teraz zrozumiałem – ucieszył się Bobik. – Zaraz polecę wprowadzić to wszystko w życie.
Wybiegł w pośpiechu, prężąc muskuły i wydobywając z głębi trzewi możliwie najgroźniejszy warkot. Za chwilę z daleka dobiegły odgłosy kotłowaniny, czyjeś żałosne skomlenie i podniesiony szczek Bobika:
– Precz od mojej miski! Nie pozwolę! Ja nie jestem taki, jak dzisiejsza młodzież. Ja mam wartości! I dętą fiksację!
oralną 😯
Kino oralnego niepokoju? 😆
Oralność pani Dulskiej? 🙄
Czy ktoś się tu może z wartości napija? 🙄
Jeśli napitek ma porządną wartość, to czemuż się nie napić
wyższą szkołą wartości jest z kim się napić, a z kim nie…
Oj jak ja lubię gryźć. Najlepiej się gryzie jak się ma rację. A ja ją zawsze mam 👿
Ciekawe, jaką wartość może mieć butelka tego chablis, po które poszedł Królik. 😉
Zawsze rację? Alienor, czy Ty jesteś może jakąś kuzynką Mordechaja? 😆
Butelka chablis raczej ma wysoką wartość 😉 Nie mylić z zawartością (procentową) 😀
Mmmm… no dobrze, nie pójdę do sądu, ale mam w blogu grupę zakładek „popieramoralnie”. Takich niejednoznacznych.
Nowa opowieść Bobika uświadamia mi, że przed zaaplikowaniem małym pieskom dyskursów moralizujących należy je przepuścić przez Wirówkę Sublimacyjną. Bo inaczej to nie odróżnią Wartości od Wartości z Pobliża, a relacja między nimi jest taka jak między Przywiązaniem a Przywiązaniem do Płotu. Natomiast po przejściu przez Wirówkę storzenia wierzą nawet w Patryotyzm i Jak Pięknie jest Umrzeć za Oyczyznę.
„storzenie” to jest odmiana stworzenia (w Eitnocie).
Hmm, wartosci, o ktore trzeba walczyc, jak o psia miske. A moze wrzucic jakies wartosci do miski, ktore samym zapachem beda przyciagac? 😉
I jeszcze wroce na moment do poprzedniej dyskusji – zgadzam sie z Toba, Kroliku. Teksty sie obronia, albo nie – w zaleznosci od gustow literackich czytelnikow. Ale teksty funkcjonuja w rzeczywistosci pozaliterackiej, i to jak sie je przedstawia, ma jednak znaczenie. Przynajmniej w krajach anglosaskich obecnie ma. Historycznie bywalo roznie, ale juz XVIII-wieczny skandal z „Piesniami Osjana” ukazal dosc powazne anglosaskie podejscie do tego, czy ma sie prawo przedstawiac wlasny tekst, chocby zlozony z tradycyjnych ballad, ktore sie samemu zebralo, i odpowiednio pozmienialo postacie i wydarzenia, jako odnaleziony przez siebie stary poemat epicki. Dr, Johnson, bless him, od poczatku czul zreszta, ze z autentycznoscia „odnalezioneggo” przez Macphersona poematu cos jest nie tak. Dlatego porownanie z waza Ming nie wydaje mi sie nietrafne, a wprost przeciwnie. 😉 I chetnie na te okolicznosc przejade sie S-bahnem razem z Rysiem i Krolikiem (choc u nas na to sie mowi „the T”). 😀
Ja mam dzisiaj Dzień na Nie (to już tak od urodzenia zresztą) i tak sobie myślę… aha, wracam do komentarze z poprzedniego wpisu. Przy okazji, zauważyliście jak z wielkim wyczuciem językowym i godnym uwagi poczuciem humoru rozprzestrzenia się odnoszenie się do R.K. przy pomocy skrótu „Kapuś”? … no więc, tak sobie myślę o groźbach i zapowiedziach typu „a do tej książki ja więcej nie wrócę”.
A do jakich książek nie-słownikowych czy nie-encyklopedycznych naprawdę wracamy? Poezje, o ile nie za długie. Nostalgiczne spotkanie z L. M. Alcott. Barbara Tuchman, bo ma świetne indeksy. Ludwik Stomma, bo jest zabawny, a lekki, więc po trzech tygodniach wyparowuje i można czytać jak nowe.
Ale co z R.K. w normalnych warunkach czytałbym od nowa? Choć nie oddam i nie sprzedam… Może Heban, rozdział o Ruandzie. Lapidarium, bo zawsze jest szansa, że jakieś zdanie odczytam w nowy sposób. No i…
O rany. Najmocniej przepraszam. Przypomniałem sobie, że sporo osób czyta immer wieder Testamenty. Przy okazji, tichy wrzucił w swoim blogu (w rozmowie o matematyce 🙂 ) niebanalną interpretację historii Noego i Chama.
„Pieśni Osjana” już prędzej byłbym skłonny kupić niż wazę, bo nie ma tu przeszkadzajki w postaci materialnego wymiaru. 🙂 I zgadzam się, że w kręgu anglosaskim deklarowana autentyczność tekstu jest brana niezwykle poważnie, a wszelkie zawirowania wokół niej mogą mieć wymiar niemal dyskwalifikujący. Ale co do reszty, to mam podejrzenie, że trochę się tu nie rozumiemy.
Ja wartość tekstu literackiego rozumiem bardzo autonomicznie – bez związku z biografią autora i innymi rzeczami wobec autonomii tekstu drugorzędnymi. I choć zdaję sobie sprawę, że odbiór dzieła (jakiegokolwiek) nie odbywa się w próżni i to, co wiemy o tych wszystkich drugorzędnych sprawach, jakoś nań wpływa, to jednak staram się zachować, nazwijmy to, „największą możliwą uczciwość krytyczną” wobec tekstu. W najprostszych kategoriach: jest dobrze napisany – jest źle napisany. I właściwie do takiej oceny najlepiej byłoby przystępować nie wiedząc nic kompletnie o autorze i okolicznościach. 😉
A inną sprawą jest dla mnie ocena autora. Tutaj oczywiście każdy może powiedzieć (jeżeli są dowody) – oszukał, okłamał, zawiódł mnie, itd., w związku z czym jako człowieka zaczynam go mniej cenić. Albo nawet – skończył się dla mnie jako reporter, naukowiec, etc., przestawiam jego książki na półkę z literaturą piękną. Ale nie – jego teksty były świetnie napisane, ale ponieważ nie do końca są zgodne z faktami, to zaczynają być źle napisane.
I tu możemy wrócić do „Pieśni Osjana”. Czy pozostały w kanonie literackim, czy też wyrzucono je do kosza i zatarto po nich ślad, kiedy okazało się, że są mistyfikacją? Wiem, doktor Johnson nie miał o nich najlepszego zdania. Ale można podać wiele innych, nie gorszych nazwisk ich wielbicieli. I rolę „zapładniającą” miały dużą. Więc jakoś chyba w końcu wyszły na swoje. 😉
Andsolu, a gdzie stoi ta Wirówka Sublimacyjna? Żebym wiedział, w które okolice pod żadnym pozorem się nie zapuszczać. 🙄
Oj, ja mam trochę takich książek, do których wracam, wcale nie dlatego, że je całkiem zapomniałem, tylko właśnie dlatego, że jeszcze trochę pamiętam i bardzo jestem ciekaw, jak bym je odebrał w kolejnej lekturze – z nowym kawałkiem doświadczenia życiowego, z pazurkami nieco przyciętymi, a ząbkami wyostrzonymi, albo właśnie na odwrót… Nie mam wprawdzie żadnej listy takich książek i nie widzę sensu w jej robieniu, ale chyba na prywatną skalę właśnie one zaliczyłyby mi się do najściślejszej klasyki.
Kilka dni temu wróciłem do „Dziennika” Gombrowicza i czytałem go jeszcze inaczej, niż poprzednich kilka razy. Jakoś zupełnie opadł ze mnie balast czołobitności wobec Wielkiego Gombro, w związku z czym dotarł do mnie w pełni nieprawdopodobny komizm niektórych fragmentów. Kilka razy po prostu spłakałem się ze śmiechu i potem nawet te poważniejsze odcinki, mimo że mi dawały do myślenia, odbierałem jednak z pewnym podkładem szczeniackiego rozbawienia. Czyli, być może, nareszcie czytałem dokładnie tak, jak Gombro życzyłby sobie być czytany. 😉
Tez milam skojrzenie z Piesniami Osjana czytajac poprzednie wpisy. I z „Okrawkami” Benjamina Wilkomirskiego – swietnie, swietnie napisanymi, nagrodzonymi licznymi nagrodami, odstawionymi z polki „wspomnienia i relacje” na polke „kicz”. Co gorsza dla mnei – kilka dni po tym jak wlasnym glosem i wlasnym nazwiskiem polecalam to ewmetualnym czytelnikom isugerowalam, ze warto wydac w Polsce.
Acha!Mistyfikacja! Sam uzyles tego slowa Bobiku.
Nie mowie wyrzucic do kosza. O tym zadecyduja czytelnicy. Mowie tylko, ze to pisarstwo bedzie inaczej oceniane, juz nie tak wysoko. Czy to naprawde nie ma znaczenia, ze reportaz byl fabrykacja? Czy to jest nieistotne, bo byl swietnie napisany? Naprawde niwazne? Czy nie bylo ci choc troche zal, kiedy sie dowiedziales, ze to co czytales to byl „magiczny realizm”? Czy rzeczywiscie to nie mialo to zadnego znaczenia?Czy to dobrze, ze mowimy ze piszemy reportaz, ba nowy gatunek reportazu, bo na dodatek literacko piekny, a piszemy fikcje nic o tym nie mowiac czytelnikowi? Mowimy ze to reportaz z wojny, ludzie gina, krew sie leje, politycy zabieraja glos, a to jetst tylko taki „magiczny realizm” na temat reportazu z wojny. Czy to ze jescze gdzies ktos kiedys cos tam nakrecil i naklamal jest wlasciwym argumentem?
Ja pisze tylko o sobie, ja ja to odbieram. Nie pisze za Kapuscinskiego, ani nie staram sie powiedziec dlaczego on to zrobil. Nie wiem dlaczego. Moze ksiazka Domaslawskiego too troche wyjasni, moze kiedys pani Alina rzuci jakies swiatlo. Ja moge tylko powiedziec jak ja to odczulam. Ja bylam zawiedziona. Cesarza to nawet widzialam w teatrze. Powszechnym. Narratora gral Bronislaw Pawlik.
Ciesze sie , ze nie jade dzisiaj nie sama, a z Monika i rysiem w tym S-Bahnie…
m podparte, malo kto moc szczerze wyrazic co mysli
Uciekla mi mysl jak ta przepioreczka. Ide nareszcie po to chablis…
No i właśnie, Heleno, ja tutaj czegoś nie rozumiem. Albo świetnie napisane, albo nieświetnie. Albo to są relacje naturszczykowskie, takie, o których zwykle się pisze „porażające autentyzmem”, albo naprawdę dobra literatura. Przecież chyba nie takie są kryteria oceny tekstu literackiego, czy autor wszystkiego doświadczył na własnej skórze. A jak coś jest kiczem, to jest nim i wtedy, kiedy doświadczył. O takich dziełach mówi się z kolei „kicz, ale jaki autentyczny” 😉
Ja wiem, że na zdemaskowany „autentyk” wiele ludzi się rzuca z pazurami z czystej wściekłości, że dali się zrobić w konia. Ale ja się staram tego unikać, bo po prostu mało mi się to zdaje mieć z obiektywnością wspólnego.
Nie, Króliku, to nie jest zupełnie nieważne, czy opis jest czystą prawdą, czy nie jest. W niektórych zakresach jest ważne. Według mnie tylko nie ma to znaczenia przy ocenianiu, czy tekst jest dobry literacko, czy nie jest. Ale jest oczywiście jeszcze dużo innych aspektów sprawy, gdzie będzie to miało znaczenie, nawet duże. Choćby rzecz od razu się nasuwająca – na ile na takie relacje, jak się okazuje częściowo wymyślone, mogą się powoływać inni reporterzy, nie mówiąc już o naukowcach. Albo czy ktoś może być studentom dziennikarstwa stawiany za wzór warsztatowy. Itp, itd.
Nie twierdzę, że takich pytań nie można zadawać i nie staram się wykręcać od myślenia o tym. Zależy mi tylko na pewnej precyzji myślowej – to znaczy, ustalmy, o czym dokładnie mówimy i potem mówmy właśnie o tym. 🙂 Bo inaczej istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy mówić nie do siebie, a obok siebie.
No, szkoda by było. 🙂
Powiescia magiczna i metfizyczna jest Malowny ptak, dziejacy sie w nienazwnym z imienia panstwie, alegoroa opowiadajaca o naturze i tryumfie Zla, o wedrowce przez cztery zywioly. Niektory uwazali i dalej uwazaja, ze byla to powiesc autobiogrficzna, autor dlugo nie zprzeczal i nie potwierdzal. Kiedys na publicznym spotkaniu powiedzil wprost „Jedyne co w tej powiesci jest polskie, to moje nazwisko na okladce”. Sama go o to zapytalam po wysluchaniu referetu jakiejs panci z Department of Comparative Lit. To byla POWIESC, swietnie napisana jako powiesc.
Wsoomnienia Wilkomirskiego byly swietnie napisanymi WSPOMNINIAMI z konkretnego miejsca i w konkretnym kontekscie historycznym.
Tyle, ze nie byly. Byly czysta konfabulacja, grajaca na naszych emocjach, na moich emocjach i wierze, ze ktos kto opowiada takie potwornosci wrty jest pochylenia czola.
Cesarz jest reportazem. Tak nas zpewnil autor i wydawcy.
To byl on kiedykolwiek w tej Etiopii czy nigdy nie byl?
http://www.youtube.com/watch?v=c8JGk6Y6N3Y
Dla wszystkich ze szczegolnym uwzglednieniem moich wspoltowarzyszy podrozy S-Bahnem…
Ależ granice „czystego reportażu” już Kisch przekraczał, a od tego czasu mieszanie gatunków stało się praktyką już nie tylko częstą, ale wręcz oczywistą. A dla zrozumienia i emocjonalnego odebrania „Cesarza” nie ma najmniejszego znaczenia, czy Kapuściński był w Etiopii, tak samo jak dla recepcji Lema nie ma znaczenia, czy on kiedykolwiek był w kosmosie.
Zapewne zresztą nie jest to przypadek, że wspomienia Wilkomirskiego jednak się nie ostały na literackim wierzchołku, a „Cesarz” się ostał. Bo u Kapuścińskiego – co już wcześniej gdzieś pisałem – najważniejsza nie jest, wbrew pozorom, relacja, nie fakty, tylko ich osadzenie w wiele szerszej i głębszej myślowo perspektywie. Mechanizmy, które wyłażą spoza szczegółów.
Żeby było jasne – ja w tym wszystkim mam do RK pretensje o pewną próżność, która nie pozwoliła mu zwyczajnie powiedzieć „to wszystko jest w dużej mierze prawdziwe, ale nie do końca”. Nie sądzę, żeby nie mógł tego zrobić, choć nie wykluczam, że były tu pewne naciski ze strony wydawców, przekonanych, że stempel „autentyk” gwarantuje lepszą sprzedaż. Ale to może co najwyżej coś wyjaśnić, a nie usprawiedliwić. Uczciwość reporterska, dziennikarska, nakazywałaby sprawę postawić jasno. I pewnie nic by mu to nie zaszkodziło, jak nie zaszkodziło Wańkowiczowi.
Tylko jeszcze raz się upieram przy rozróżnieniu – wartość faktograficzna, wartość reporterska, to jednak nie to samo, co wartość literacka.
Króliku, odwdzięczam się czymś, co Ci się może spodobać. Autentyczny amerykański blues z Mali. 😆
Na wszelki wypadek zaznaczam, że nigdy nie byłem w Mali. 😎
http://www.youtube.com/watch?v=LSWuzp_0hn4
Eee, jak akurat rozmowa taka ciekawa się zrobiła (bo z tendencjami do tzw. wyższego poziomu abstrakcji, z pominięciem personaliów), to się wszyscy pospali. 🙁
Sam do siebie szczekał nie będę. Też idę spać. 😉
Dobranoc. 🙂
Dziekuje Bobiku, i zaznaczam, ze tu nie chodzi o to czy byles w Mali, tylko czy nie nagrales tego bluesa z kolegami muzykami w Piotrkowie Trybunalskim (znakomitymi bluesmanami!), a wypusciles na You Tube jako Timbuktu Blues- dziedzictwo Ali Farka Toure.
Dobranoc, bylam na koncercie Ali Farka Toure wiele lat temu w Toronto… Super!
Na szczęście moje deklaracje, że idę już spać, nie były tak do końca poważne 😉 bo dzięki temu mogłem się jeszcze przekonać, że istotnie Królikowi trafiłem z wrzutą.
Psia intuicja! 😆
A swoją drogą – jak już i tak nie śpię mimo deklaracji, to mogę się do czegoś przyznać. Takie wisty, jak wpuszczenie w obieg z kamienną miną pokerzysty jakiegoś Timbuktu Blues zawsze mnie szalenie korcą i czasem nie potrafię się temu oprzeć. Tyle że dla mnie niezbędnym elementem takiej zabawy jest końcowa autodemaskacja i patrzenie, co wynikło z mistyfikacji. Bo inaczej to nie jest szpas, tylko zwykła ściema.
Howgh, Bobiku,
i, nota bene, ksiazki Karol Maya o Indianach na szczescie nie byly reportazami.
Nie były? Uff, ulżyło mi. Kamień spadł. Miałem ciche, niejasne obawy, że niechęć Winnetou do związania się z jakąś squaw musiała mieć tajemne, znaczące, niekoniecznie słuszne podłoże. Ale jak to nie był reportaż, to wciąż jeszcze możemy razem z Mayem tak wykręcić, żeby Winnetou pozostał bohaterem jak leluja. 😀
Bobiku, na ogół Wirówka Sublimacyjna stoi z prawej strony, mam nadzieję, że nigdy tam nie wpadniesz, bo jak teraz mówisz to Cię rozumiem, a co by było potem? Chodzi mi o to zdanie: najważniejsza nie jest, wbrew pozorom, relacja, nie fakty, tylko ich osadzenie w wiele szerszej i głębszej myślowo perspektywie. Kiedyś widziałem filmik ze ślubu ortodoksyjnych Żydów z NYC i oni mieli takie fajne miski z borsuka na głowach i to bardzo mnie zaskoczyło, bo nigdy czegoś tak śmiesznego nie widziałem. Ale gdyby jakiś filmowiec postanowił odtworzyć to dla mnie i kazał aktorom nosić opaski z przyczepionymi kanarkami, to w gruncie rzeczy wyszłoby na to samo, bo nie w borsukach a w grupowym zapijaniu się była rzecz i w tym, że jak jeden pan z Większym Borsukiem powiedział: „a teraz koniec” to wszyscy nagle wytrzeźwieli. Więc te detale, te kropki, mogą mi być zakłamane do imentu no i co z tego. A tak w ogóle to myślałem, że od stu lat jest obgadane czy z kolorowych kropek można stworzyć uczciwą reprezentację „prawdziwego” świata.
Heleno, ja na Kosińskiego długi czas się wściekałem czemu on takie knoty mi wpiera, a jak się dowiedziałem, że życiorys nie zgadza się z detalami z książki w kwestii czasoprzestrzeni to już zupełnie było źle, bluzgi i zgrzyty. A potem znienacka przeczytałem tekst Marii Janion o nim, mówiący to samo co Ty tutaj piszesz, i uświadomiłem sobie, że kretyn to nie Kosiński a ja, bo nie wiem czemu zrobiłem sobie jakąś zapadnię mózgową, że jak Marek Krajewski wmawia mi, że Eberhard Mock się szlajał po Wrocławiu, w niczym mi to nie przeszkadza, ale jak ktoś mówi, że tak czy inaczej cierpiał w czasie WWII to domagam się dokumentacji. No i zastanowiłem się gdzie i kiedy niby autor mnie oszukał – i musiałem przyznać, że nigdy. Że to ja zbudowałem sobie kapliczki wokół pewnych pojęć, bo dałem sobie wmówić, że coś tam jest tak święte, że tu nie ma ani żartów ani dewiacji.
Myślę, że powinna być jakaś równowaga między zamiarem pisarskim i mise-en-scène, że nie jest dobrze jeśli 12 kryminalistów ze Stanów zwycięża lekuchno Hitlera, choć całe armie nie umiały tego zrobić, ale jak się dobrze zastanowić to jest wykroczenie przeciw sztuce a nie przeciw etyce.
Winnetou i Old Shatterhand to prawdopodobnie pierwowzor do filmu „Brokeback Mountain”.
A to prawdziwy powwow, ktory Karol May mogl lepiej opisac, ale tak naprawde to dzisiaj wyglada tak:
http://www.canab.com/
A co to za merytoryzmy takie? Coś ciężkostrawnego na obiadek było czy co? 😆
A „Winnetou” to jest najprawdziwsza prawda, howgh!
barrrrrrrrrrdzo zimno
zimowy atak w marcowa sobote
brykam,fikam 🙂
indiansko na Bobik blog 🙂
skarga Bobika rozczulajaca,posli spac a tu tendencje do wyzszego poziomu abstrakcji 🙂 😀 😆
w bardzo milym towarzystwie S.Bahnowalem wczoraj 😀
ponowne czytac nie lubie
slowniki,encyklopedie,poradniki,literatura fachowa i poezja
(czesto i gesto) do tego wracam lub ponownie zagladam
nigdy do „literatury” i tutaj jestem nudny i uparty
„literature” czytam w okrelonej przestrzeni,determinowanej
moim JA i smak ksiazki pozostaje jeden,taki i nie inny
glupi moze ale tak lubie 🙂
do przyszlego tygodnia weekeduje sie bez kompa 😀
blad widze 🙂
glupi=glupio
Myślę podobnie do Królika i Moniki. Od siebie dodam, że zwykle by dostrzec pod jakim sztandarem kto występuje, potrzebny jest wietrzyk 😉
A Ali Farka Touré – bomba 🙂
Dzień dobryyy…
To tak tylko sobie dopowiem: porównanie z podrabianą wazą z Ming wydaje mi się o tyle chybione, że to podróbka czegoś konkretnego właśnie. Książki RK nie są podróbką, bo takich wcześniej nie było – i mówię to abstrahując od ich wartości, czy to reporterskiej, czy to literackiej 🙂
A S-Bahnem to sobie sama pojeżdżę za dwa tygodnie 😉
Dzień dobry. 🙂 Zwracam honor tym, którzy wczoraj mówili, że biało. Rzeczywiście, znowu biało.
Pani Kierowniczko, proszę przy okazji sprawdzić, czy ten S-Bahn jest rzeczywiście taki głupi, jak Ryś twierdzi. 😉
a gdyby ten padający śnieg przemianować na babie lato? 🙄
Noo… w polizaniu śnieg jest od babiego lata wiele przyjemniejszy.
A poza tym, jak się przemianuje, to zaraz ktoś zażąda, żeby była sprawiedliwość i żeby 50% było babiego, a drugie 50% chłopiego lata. 🙄
W pierwszej chwili nie rozpoznałam. Zimne i antypatyczne, w dodatku z szopem 👿 http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53669,7603084,W_nastepnym_numerze.html 👿
Haneczko, czy to aby na pewno jest słuszny link? 😯 Ni cholery żadnego szopa tam nie widzę.
Wiecie, wszystko sie zmienia rzekl Ben Akiba…
Wlasnie sa wolne wybory w Iraku. Podczas gdy zachodnie media wciaz rozprawiaja, ze wojna byla niesluszna, tutaj jest
atrykul we …. wszelki duch! Al-Jazeera chwali dalekowzroczna i odwazna polityke Busha, dzielnosc Irakijczykow i dume z ich teraz w miare stabilnego demokratycznego panstwa… Who knew?
Doro, troche bronilabym tej wazy Ming. Nie chodzilo mi bowiem o plagiat… mysle, ze nie trzeba dalej wyjasniac.
Jak nie widać, kiedy jest 👿 Wygładzona, aż niemiło 👿 No, może lepiej widzę, bo na papier patrzę.
Ach, o to malućkie zdjęcie z okładki chodzi!
W ogóle nie zwróciłem uwagi, bo ja odruchowo najpierw na litery patrzę. 😳
Tu się zgadzam. Zszopowali ją do obrzydliwości. 🙁
Czolem Pieknoduchy!
Na mnie dzis prosze nie liczyc, bo zamierzam z zapartym tchem sledzic Wybory Prezesa w PiSie. Tymczasem wszyscy uwazaja, ze wybory beda jak w Raju, kiedy to PB przyprowadzil Ewe do Adama i powiedzial: wybieraj!
Zaczelo sie juz niezle od modlitwy, hymnu panstwowego i zlozenia wiencow na pomniku 56 r. Oraz krotkiego referatu historyczno-patriotycznego ustepujacego Prezesa.
Watch this space.
Naprawde chwali, tu jest link
http://english.aljazeera.net/focus/iraqelection2010/2010/03/201035195518278382.html
Co ten Lądek robi z ludzi
lubią sobie umysł brudzić
zamiast mieć sobotę lenia
dryfują w stronę zboczenia…
🙂
To dziś? Lecę po tarabany!
Takie wydarzenie nie zasługuje na to, żebyśmy nie poświęcili mu patryjotycznej uwagi i minuty zadęcia.
Faktycznie, Króliku. 😯
Czemu zeen na ludzi miota?
Tu pretensje wszak do Kota,
co wybory w PiSie zoczył
i w ich stronę zaraz zboczył 🙂
Trza na koty mieć baczenie
Starym ich grozi kaczenie…
Daje wam dzisiaj przglad prasy (moje sobotnie zajecie).
Otoz nie tylko my wczoraj dyskutowalismy (rozjechawszy sie pozniej roznymi tramwajami) o RK, faktach i literaturze…
http://www.guardian.co.uk/books/2010/mar/06/ian-jack-ryszard-kapuscinski
Na Kongresie dyskutowac beda ” o sporcie, badaniach kosmicznych, kobietach, finansach publicznych, rolnictwie, reformie zdrowia i o polityce wschodniej.”
O badaniach kosmicznych, a zwlaszcza o kobitkach to ja tez lubie podyskutowac. Wiec zapowiada sie naprawde ciekawie. Kazden cos znajdzie dla siebie.
Dobrze wie personel koci,
czemu służy drobiu zlocik –
trza najtłustszy wybrać zadek,
żeby Kotek miał obiadek… 😀
Ciekawe czy Stara też już jest gotowa
na z kotem przyjemność międzygatunkową 😎
To nie Stara podejmuje decyzje w sprawie przyjemnosci miedzygatunkowych. To Ja.
Kroliku, dzieki za Guardiana. Oni chyba sledza nasz blog w tej redakcji 🙂
Wasz sprwozdawca donosi:
Ustepujacy Prezes PiSu rozpoczal przemowienie od pogrozek: „Chcemy raz jeszcze podjąć się naprawy Rzeczypospolitej” .
Przygotowac wozy strazackie.
Tak, Kroliku. Przeczytalam artykul z Guardiana. Dziekuje. Nic dodac, nic ujac. Zreszta wczoraj juz nie moglam pisac (Zajety Piatek trzymal mnie mocno w swoich szponach), ale przekowywania Bobika (sorry Bobik) 😉 co do wielkosci literackiej tekstu jakos dla mnie upadly wlasnie „obok” calej rozmowy, bo przeciez nie chodzilo o to, czy tekst jest dobrze literacko skonstruowany (ja sie o to nie spieram, na przyklad), tylko o to wlasnie, jak sie go prezentuje czytelnikowi, co Ian Jack dobrze uchwycil. Mozna do tego dodawac niuanse, mozna jak najbardziej dalej cieszyc sie pieknem prozy, ale tu jest jednak pies pogrzebany. A porownanie do wazy Ming bylo tylko porownaniem, a nie pelna analogia, Doro… 🙂
A tu cos dla pasazerow S-bahna. Ballada o bostonskim pasazerze Charliem, ktory wiele lat temu, gdy nagle ogloszono podwyzki cen biletow, nie mogl wydostac sie z pociagu, bo mial za malo pieniedzy, zeby sie wykupic. I do dzisiaj bilety calodzienne i tygodniowe, oraz miesieczne w Bostonie nazywaja sie Charlie tickets. Ballada zostala napisana w latach 50-tych, przez konretna osobe, choc folklor bostonski przyjal ja jako ludowa (ale tez nikt nie twierdzil, ze ja odkryl). 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3VMSGrY-IlU
Jak myślicie, czy PiSowi nie przydałby się jakiś hymn wyborczy?
Dudnią tarabany marsza wyborczego,
wybierzemy sobie prezesa nowego,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Jak feliks z popiołów na nowo powstanie
menu czysto wolskie, czyli jedno danie,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Szybki będzie wybór jak jaka torpeda,
tym, co chcą być wolni i PiSnąć się nie da,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Nowy będzie prezes, wcale niezużyty,
miłować go będą chłopy i kobity,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Nowe będzie wszystko, co prezes wygłosi
(kto powie, że stare, tego się wykosi)
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Będziemy podziwiać w dobrze zgranym kółku
nowy patryjotys na prezesa czółku,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
A kto nie wybierze, tego we dwa kije,
bo wiedzieć ma członek, w jakiej partii żyje,
bum cyk cyk, tra la la,
z nami Bóg, więc wszystko gra!
Zarty zartami Bobiku, ale kiedy przyjechalam do Polski kilka lat temu i ogladalam konferencje prasowe vice premiera Leppera i poslanke Beger to po prostu gardlo mi sie scisnelo na ten PISowski pomysl na rzadzenie.
Na szczescie ten pociag juz odjechal, na hymn jest juz za pozno… Kto by go spiewal, czy jest jakas mlodziez PISowska?
Z mojego chodzenia do kosciola w dziecinstwi pamietam tzw baby zawodzace „Kiedy ranne wstaja zorze…” Jakos tak sobie taki hymn wyobrazam, porzebowe tempo… Umarl Maciek to jest fantastyczna skoczna piosenka i zasluguje na lepszy los. ” Kiedy ranne” natomiast… I can do without.
Heleno tez tak mysle, Guardian sledzi nasze blogowe dyskusje i drukuje co lepsze kawalki…
Moniko, przeczytałem Iana Jacka bardzo uważnie i absolutnie nie mam poczucia, że on tu powiedział jakieś ostatnie słowo, albo ostateczną prawdę. Po prostu jeszcze jeden głos w dyskusji. Przeczytałem również komentarze pod artykułem i tak na oko (nie chciało mi się liczyć) większość anglosaskich komentatorów wypowiada się w duchu „a co mnie to wszystko obchodzi, ja i tak Kapuścińskiego czytać będę, bo to świetny pisarz”. Są oczywiście i głosy przeciwne, ale ja wnioskuję z tego tyle, że nie ma jedynego obowiązującego stosunku czytelników do kwestii prawdy i fikcji w przekazie literackim. Jedni pożądają prawdy i tylko prawdy, inni dobrze napisanego tekstu.
I mnie to w ogóle nie przeszkadza, że są takie rozbieżności. A niech sobie będą. Niebezpieczne dla literatury wydawałoby mi się raczej absolutyzowanie którejś z tych opcji, czyli powiedzenie, że od dziś nie wolno zacierać granic między prawdą a fikcją, albo że nie wolno być absolutnie wiernym faktom, bo „wtedy to nie literatura” (i takie głosy się zdarzają).
Ja potrafię docenić i mrówcze gromadzenie szczegółów, i wizjonerstwo. Wcale nie chciałbym być zmuszony do wybierania między nimi. I na pewno bym nie chciał, żeby teraz już nikt nie odważył się pisać tak, jak Kapuściński, bo można przez to wpaść pod walec.
Że niektórzy czytelnicy lub krytycy teraz, po ujawnionych rewelacjach, mogą się od Kapuścińskiego odwrócić? Pewnie tak. Ale też na pewno nie wszyscy, co już teraz widać. Więc moje przekonanie, że dobry literacko tekst może się obronić nawet wtedy, kiedy reportersko jest podejrzany, jednak nie wydaje mi się całkiem „obok” rozmowy. 😉
Króliku, ale ja myślałem, że z nowym prezesem w PiS wstąpi nowy duch. 😉
A o rannych zorzach ja pisać nie umiem, bo to jest pora, kiedy spać się kładę. 😆
Bobiku, nie ma ostatecznych prawd (to nie matematyka), tylko czy sie z jakims mysleniem zgadzamy i identifikujemy czy nie. Nie wszyscy sie identifikuja i to jest OK. To ze komentatorzy sa krytyczni wobec artykulu jest typowe, wystarczy poczytac komentarze na blogach Polityki w sprawie tej ksiazki i tworczosci RK. Ten argument mnie malo przekonuje. Arcybiskup czy nawet prymas tez sa krytyczni. Ja sie identifikuje z tym co Jack napisal.
Chyba juz dosyc na ten temat napisalam.
Teraz dluga kapiel i na targ.
Correct me if I’m wrong,ale tu nikt nie postuluje zniesienia granic miedzy faktami a fikcja w „przekazie literackim”, tylko wyraza watpliwosci co do „przelazu reporterskiego” z konkretnego miejsca, o konkretnych ludziach w konkretnym momencie historycznym. Dla wielu ludzi Kapuscinski „skonczyl sie” jako reporter – z powodu przeklaman, konfabulacji, rozdmuchiwania wlasnej self-importance jako nie tylko obserwatora wydarzen, ale takze poniekad jego uczestnika (wszystkie te wychodzenia spod plutonu egezkucyjnego). Pieknosc jego prozy jest obok tematu.
Hemingway tez byl nienajgorszym pisarzem. I autentycznym reporterem.
Ja Kapuscinskiemu nie odmawiam talentu. Tylko odczuwam dyskomfort wobec jego opisow.
Ja odczuwam dyskomfort z innego powodu.
Dlaczego dzisiejsi krytycy milczeli, gdy żył? Jeżeli „konfabulacje” były wytykane na Zachodzie, ci tutaj musieli o tym wiedzieć. Domosławski też nie wiedział? On, przyjaciel domu, nie miał odwagi zapytać? Teraz ma odwagę wyciągać nawet sprawy głęboko prywatne. Mocno mi się to nie podoba. Nie kupię, ale przeczytam. Nie sądzę, żebym przestawiła na inne półki. W dzisiejszej GW bardzo ciekawy artykuł Pawła Goźlińskiego na temat reportażu. Wrzucę, jak tylko pokaże się w sieci.
No, przecież ja już wczoraj mówiłem, że trzeba oddzielać płaszczyzny, na których się w danym momencie rozmawia, bo inaczej mętlik się robi. 🙂
Jeżeli ktoś reporterowi udowadnia przekłamania czy nieścisłości, to słucham tego z uwagą, bo też mnie interesuje, jakie są fakty. Choćby z czystego umiłowania wiedzy. 😉
Jeżeli pojawiają się nowe fakty z życiorysu postaci publicznej, to też chcę je poznać – nie żeby kogoś dźwigać na piedestał, albo wdeptać w błoto, tylko z powodu jak wyżej. 😉
Jeżeli chodzi o ocenę kogoś jako człowieka, to próbuję uzyskać obraz wielowymiarowy, bo mam pewną niechęć do czarnobializmu.
Jeżeli wychodzi sprawa konfabulacji w książkach reportera, to uważam, że to jest bardzo dobra okazja do dyskusji np. o tym, czego odbiorcy od reportera oczekują, w jaki sposób „przydzielać” książki do tego czy innego gatunku, co w obrębie tych gatunków wolno, a czego nie, itd. Bo takie rzeczy nie są raz na zawsze dane i warto co jakiś czas się dowiadywać, jak się zmienia wrażliwość czytelników i co aktualnie myślą.
A jeżeli mowa jest o jakości tekstu literackiego, to staram się wyłączyć kryteria pozaliterackie, bo uważam, że one nie powinny tu odgrywać roli.
Pomieszanie tych płaszczyzn powoduje, że się nie można dogadać, bo tak naprawdę mówi się o czymś zupełnie innym. I nie wydaje mi się, żeby można wydać jakiś „wyrok” obowiązujący na wszystkich płaszczyznach. Dlatego staram się na kolejnych etapach zaznaczać, po której z nich się akurat poruszam.
I ostatnio to była ta literacka, co wyraźnie powiedziałem. 😉
No, niestety, Bobiku. 🙁 Mordka i Krolik wlasciwie juz Ci odpowiedzieli. To nie jest rozmowa na temat literatury wylacznie, a funkcjonowania tekstu w szerszym kontekscie spolecznego odbioru. I nie kazdej literatury, a prozy przedstawiajacej sie jednak jako przekaz reporterski. Literatury, i jej prawa do konfabulacji, moge bronic do ostatniego guzika. 😉 Prawa do swiadomego konfabulowania na spora skale i przedstawiania tego jako jeszcze przekazu dziennikarskiego juz nie. A komentarze pod artykulami i w Polityce, i w angielskich periodykach to jednak dla mnie zaden powazny argument.
Co wiecej, mowimy o tym wszystkim w pewnym historycznym momencie. Na przyklad wojna w Iraku zaczela sie tez od zacierania roznicy miedzy wieksza prawda (Irak na pewno nie byl sielanka za Saddama), a prawda detaliczna, z dosc powaznymi konsekwencjami w realu. Politycy (amerykanscy i angielscy) bronia sie teraz, ze choc w szczegolach przedstawiali fakty niezgodne z doniesieniami ich wlasnych sluzb specjalnych, to jednak w sumie na dobre wyszlo (co delikatnie mowiac, mozna jednak dyskutowac). Nawet (czasem!) Al-Jazeera sie zgadza, ze pewne rzeczy na dobre wyszly (jak w przypadku zlinkowanego przez krolika artykulu). Fikcja propagowana przez Busha i jego otoczenie (Saddam Hussein byl odpowiedzialny za zamach w Nowym Jorku), ma sie dobrze u wielu, ktorzy po wielokrotnych doniesieniach zaprzeczajacych temu twierdzeniu, dalej w to wierza. Pisuja nawet liczne komentarze w tym duchu pod artykulami w powaznych gazetach. Nie sa to wszystko wiec tylko zupelnie dziecinne zabawki…
Ten artykul ktory sie ukazal w 2000 r. i ktory zlinkowal krolik, byl bardzo starannie omowiony w polskim programie Serwisu Swiatowego BBC. Autorem omowienia i moderatorem dyskusji nad nim byl Andrzej Lodynski, ale nie pamietam kto bral udzial w dyskusji.
Nie pamietam aby byly potem jakiekolwiek glosy krytyczne w Polsce, ale moge sie mylic.
Przykro mi mówić takie rzeczy, ale gdy dziennikarze relacje snują, poeci hymny komponuja, są tacy dziwni rodacy ca fikają i brykają. Nie godzina na to, trzeba wszystkie myśli oddać naszej Wolsce!
To tylko zaniepokojony głos Prawdziwego Wolaka
Moniko, ja właściwie odpowiedziałem Ci jeszcze zanim ukazał się Twój post. 🙂 O tym, że staram się nie mieszać różnych aspektów dyskusji, bo mi się wydaje, że to raczej zaciemnia, niż rozjaśnia. Ale jeszcze muszę dopowiedzieć.
Komentarze jak najbardziej są istotne właśnie w kontekście odbioru społecznego (a oczywiście nie w sensie opierania na nich jakichś obowiązujących wykładni). Że zacytuję sam siebie: ja wnioskuję z tego tyle, że nie ma jedynego obowiązującego stosunku czytelników do kwestii prawdy i fikcji w przekazie literackim. I to przecież bardzo dokładnie w tej całej dyskusji, w różnych krajach, widać – że zdania są podzielone i i nie jest tak, że po ujawnieniu konfabulacji czy mistyfikacji wszyscy czytelnicy jak jeden mąż powiedzieli „aha, to od tej chwili przestajemy czytać Kapuścińskiego!”. Jeżeli mówimy o kontekście społecznym, to przecież tę rozbieżność koniecznie trzeba wziąć pod uwagę, bo bardzo dużo ona mówi o stanie świadomości czytelniczej, o kryteriach, oczekiwaniach, itd.
Jasne, że każdemu wolno zadecydować „to ja od tej chwili go nie czytam”. Ale z sumy decyzji takich lub odwrotnych wyłania się nam przecież jakiś obraz świata i warto widzieć, że nie jest on jednoznaczny. Że dla części ludzi ważniejsze jest, czy reporter niczego nie przekręcił, dla innej części, czy napisał dobrą (literacko) książkę, a jeszcze dla innych wyłącznie to, na ile się kumplował z partyjnymi dygnitarzami. I że tak naprawdę żadne z tych kryteriów nie ma jakiejś „społecznej mocy absolutnej”.
Przywołany do porządku przez Prawdziwego Wolaka kończem z duperelami i wreście wrzucam link z Tym Co Ważne:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7633285,Kaczynski___Chce_byc_premierem____Sala___Zwyciezymy__.html
Bobiku, pozwolisz, ze zachowam tu jak, Krolik, swoje odrebne zdanie. O teoriach recepcji literackiej nie chce mi sie zanudzac, ale w sumie i tak potykamy sie tu o jakosc dziennikarstwa, nie literatury (to zacieranie granic to jednak nie jest zupelne ich znikanie). Stad wartosci literackie dziela moga byc jak najwyzsze, a problem pozostaje, gdy sie nawet najwyzszego lotu literature przedstawia jeszcze jako dziennikarstwo. I interesujace jest to, ze wedlug kryteriow BBC, sprawa byla warta rozwazania, a wedlug kryteriow polskiego dziennikarstwa (z tego, co napisala Helena), sprawa nie byla warta rozmowy, czy pytan wobec autora. Moze wszyscy juz go na tyle uwazali za wlasnego Mistrza, ze nie wypadalo pytac… To na pewno z kolei ksztaltowalo dalsze postawy czytelnikow (na ktore sie powolujesz), podobnie jak ksztaltuja je z pewnoscia osoby, ktore na „nieczytanego” potepiaja Domoslawskiego w niewybrednych slowach, zamiast przeczytac, i dyskutowac z jego – juz przeczytanym – tekstem. To mnie, szczerze mowiac, raczej w tej calej polskiej rozmowie przygnebia rownie mocno jak wybryki Leppera, i ciamkanie Kaczynskiego. Jest to po prostu objaw slabej jakosci dyskusji publicznej.
I na tym, jak Krolik zakoncze, bo juz i tak zaczynamy chodzic w kolko. 😀
Troche mi to przypomina kontrowersje wokol Calunu Turynskiego. Kiedy juz po latatch zaaprobownym przez Watykan naukowcom udalo sie z pomoca izotopu C14 ustalic ponad wszelka watpliwosc, ze plotno nie pochodzi z I wieku n.e., tylko jest kilkanascie stuleci pozniejsze ( a stalo sie to, dodam, na piec minut przed momentem kiedy po przeczytaniu nadzwyczajnie dobrze napisanej ksiazki Wilson gotowa bylam sama uwierzyc w historyczna autentycznosc Calunu). bardzo wielu ludzi, w tym duchowienstwa powiedzialo: oh, never mind carbon dating, wazniejsza jest Wieksza Prawda i to wszystko co wierni przezywaja w zwiazku z calunem!
Pewnie, ze chrzescijnstwo sie nie zachwialo od wynikow badan, ale z pewnoscia zmalala liczba patnikow do Turynu, gdzie plotno dotad jest w zlotej szkatule trzymane. 🙂
…zodziliśmy się przeciwku zu… Dobrze się zaczyna.
Zara, zara, a co z Kosmosem? Przeciez mialo byc cos o planach Partii PiS w kwestii badan kosmicznych?
Ja tego Kosmosu nie odpuszcze. Predzej kobitki. 👿
Zachowanie odrębnego zdania jest prawem i przywilejem każdego z tutejszych bywalców, ze mną włącznie. 😆 I chyba nikt nie ma wątpliwości, że dla mnie celem dyskusji jest ona sama, a nie doprowadzenie do wypracowania Jedynego Słusznego Stanowiska. 😎
Sprostuję jeszcze tylko, że powoływałem się na czytelników, czy ogólnie na recepcję nie tylko krajową, bo to mi się wydaje znacznie ciekawsze, jako że w dyskusji krajowej zbyt często schodzi to na tory „a właśnie że donosił”, „naszego biją”, albo „wielkim Polakiem był”. A przecież są znacznie bardziej interesujące aspekty tej sprawy, już niekoniecznie dotyczące RK, tylko literatury/dziennikarstwa w ogóle.
Dlaczego w Polsce zarzuty wobec RK w ogóle nie były rozważane może, poza problematyką Mistrza, mieć jeszcze inny powód – Polacy nie mieli od tylu lat, co dziennikarze na Zachodzie, swobodnego dostępu do podróży. Jeszcze się nie zdążyli tak „rozjeździć”, pozaglądać we wszystkie zakamarki świata, otrzaskać i mało kto w takiej rozmowie mógby stawić czoła Kapuścińskiemu, który w tym zakresie był o kilka długości do przodu. Nie dziwiłoby mnie, gdyby po prostu nikt nie czuł się na siłach stanąć do walki.
A teraz muszę wreszcie kogoś wyciągnąć na spacer, bo jak się ściemni, to już nie są zbyt chętni. 😉
Heleno, jak chodzi o Całun, to zawiadamiam, że dla mnie osobiście jego wiek istotnie nie ma najmniejszego znaczenia. Nawet gdyby udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że pochodzi z czasów Jezusa i tak nie byłby to dla mnie żaden dowód na istnienie Boga. 😎
Mordko, my ich w sprawie tego kosmosu musimy przycisnąć, ale tak, żeby kwestia kobitek jednak nie zniknęła w jakiejś czarnej dziurze. 😈
Ha, Heleno, znajomi fizycy, przyjaciele meza ten calun datowali (w jednym z labow miasta Morse’a). Ogromne z tym byly ceregiele. 😆 😆 😆
Moja Stara nie przestala trzymac kciukow, jak badali to plotno, zeby sie okazalo „prawdziwe” – no, nie tyle chodzilo jej o „cudowny” wizerunek, co o historyczne pochodzenie samego plotna. Wilson w swojej ksiazce byl sceptyczny co do image’u, ale przytaczal rozne wczesniejsze badania dotyczace wieku materialu, przestrzegjac, ze ostatecznym werdyktem bedzie carbon dating. .
I juz na nieco tylko pokrewny temat – mysle, ze w krajach anglosaskich ta sklonnosc do sprawdzania faktow nie wziela sie tylko z samych mozliwosci podrozniczych (choc i to na pewno wazne, jak zauwazyl Bobik), ale chyba jest to ukryte dziedzictwo Reformacji, juz nie jako wiary, tylko jako odruchu kulturowego do niebrania wszystkiego tylko na autorytet, ale sprawdzania. Dlatego wlasnie w Reformacji historycy czesto widza pierwszy wylom, ktory z czasem doprowadzil do Oswiecenia, gdzieto sprawdzanie szlo coraz dalej i dalej, i dalej. Dlatego to mistrzowanie mnie tak uderzylo (Orlinskiego tez), bo patrzylam jak Toranska mowi mezczyznie w sile wieku, z siwymi wlosami, o relacji mistrz-uczen, i jak on sie nawet z tym zgadza, a we mnie sie wtedy odzywal glos wlasnie z kultury (po)prostestanckiej: „grow up already!”. 😉
Tak, to jest „porazajace” w kulturze protestanckiej dla kogos tkiego jak ja, kto sie wyszedl jednak i ma wszystkie naturlne odruchy z kultury katolicko-prawoslawnej.
Niech on się ode mnie odczepi 👿 Nie chcę wylegiwać się na egipskiej plaży 👿 Na nieegipskiej też nie 👿
Wracam z zakupow a tu Jaroslaw Kaczynski ma lepsze wyniki w wyborach niz kiedys Gomulka czy Gierek:
999 za
51 przeciw
Co to za partia w ktorej nie ma zadnej debaty? Zadnego wspolnego wypracowywania celow i zadan w dyskusji…
Ktos im powinien podpowiedziec, zeby zajrzeli tu na blog (tak jak robi to Guardian) i zobaczyli jak sie debatuje…
Mnie się zdaje, że w Polsce pokutuje jeszcze miejscami syndrom „niewiernego Tomasza” i „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” 🙄
Podawanie czegoś w wątpliwość od razu bywa utożsamiane z zarzutem kłamstwa lub konfabulacji, szarganiem autorytetów i świętości…
Spróbujcie podważyć autorytet JPII 🙄
W latach 80. polski oficer graniczny w pociągu z Niemiec do Polski przekartkował czytany przeze mnie numer „Spiegla” w poszukiwaniu krytycznych artykułów o polskim papieżu 😯 Oświadczył, że gdyby znalazł, skonfiskowałby to czasopismo 😯 Ale nie znalazł. Nawet oni dbali o autorytet „naszego” pontifexa 😎
No bo ani Gomulka ni Gierek nie byli tak cuddly jak Posepny Jarek. I nie byli tak namietnie kochani przez towarzyszy i obywateli.
obywatelu wyborco…
Chwileczkie. Przeliczylem wszystkich delegatow jak wchodzili na sale. Bylo ich 1200. Tom samom liczbe podjom wszystkie agencje.
Za kandydatem glosowalo 999.
Przeciw kandydapowi 51.
TO CO SIE KURCZE STALO Z POZOSTALYMI 150 DELEGATAMI??????????? 😯
W kiblu ich zamkli na klucz?
999 wygląda zdecydowanie lepiej niż 1149…
A jeszcze lepiej wyglada 51 niz 201. Boby zaraz pismaki pisaly, ze co szosty glosowal przeciw. 😈
No to ja się wykażę straceńczą odwagą i skrytykuję samego Prezesa, który popełnił jeden poważny błąd socjotechniczny Podczas przemówienia wprowadził zamieszanie we własne szeregi, zadając niektóre pytania tak, że nie można było w odpowiedzi na nie wyć jasno i wyraźnie tak-tak, albo nie-nie. W ten sposób mógł nawet doprowadzić do takiej sytuacji, że jeden wył tak, drugi nie, a trzeci coś pośrodku. 😯
Na przyszłość Prezes powinien formułować podstawy do wycia tak, żeby nikt nie mógł mieć wątpliwości, bo jak wiadomo od wątpliwości już niejedno cesarstwo rzymskie upadło. 🙄
Jesteście okropni. Nad niepełnosprawnymi się znęcacie. Ambitniejsze zadanie mam dla was: uzasadnij dlaczego PO robi dobrze, przyjmując w swe szeregi waleczną wszechpolską młodzież, wskaż korzyści dla Polski i świata.
Przyjaciel przeczytać mi kazał. Rzeczywiście niesamowite. Samuel Sandler – i Teresa Torańska
Czytałam w papierze, andsol. Ja się jej boję, jest ciut za doskonała.
Lubię jedynie słuszne 😈 http://wiadomosci.onet.pl/2138014,11,prezydent_o_elekcji_brata_wybor_jedynie_sluszny,item.html
Pamiętam tę bajkę: jeden Bóg, jedna Ojczyzna, jedne Dwaźniaki.
Daj Boże Ojczyźnie, że niedługo żaden.
Takie wspomnienia zawsze fascynujące. Aczkolwiek odczułem, oczywiście, osobistą przykrość czytając, jak postponowane było piękne imię Mordechaj 🙁
Może PiS miał dziś hasło: słuszniem bo uszniem?
zeen 22.35: temat pracy doktorskiej zakonotowaliśmy. W najbliższej pięciolatce dołożymy wszelkich starań, żeby jak najlepiej wywiązać się. Po wywiązaniu zameldujemy wykonanie zadania. Spocznij!
Trudno nie usznieć po „MyPiS” i „Mogę więcej. Razem” 🙄
Bobiku, wiem, że to zadanie dla Supermena, ale stwórz coś na powyższe.
„Supermen” jest zamierzony i obowiązujący.
Jedyny Słuszny Wybór
się do Poznania udał
(choć raczej w Częstochowie
bywają częściej cuda).
Rozejrzał się po sali
starannie i dokładnie
i wiedział od początku
na kogo zaraz padnie.
Pół setki uprawnionych
– z podszeptu szatańskiego –
by sprawę mu utrudnić
rzuciło się na niego.
Lecz wtedy dzielny tysiąc
jak również uprawnionych
za szable mężnie chwycił
i dawaj z drugiej strony!
I patrzcie, cud nastąpił
(a wcale nie był letki),
że jeden marny tysiąc
pokonał te pół setki.
Narodzie, na kolana,
i bacz, byś od tej pory
dziękczynne modły wznosił,
gdy dzwonią na wybory!
Haneczko, czy Supermen to krewny Superaty? 😯
No, dobra, nie będę centusiem. Dorzucę zwrotkę. 😉
A Prezes całkiem nowy
zachłysnął się w podzięce,
z niczego, czyli z głowy
dodając: mogę więcej!
Masz racje, piesku. W PRLu kazaliby mi zmienic na Michala, bobym zadnej kariery nie zrobil. A sam wiesz jaki jestem hiperaktywny! 👿
Wiersz bardzo sluszny. Swoja droga zastanawiam sie, czy Dwazniacy nie maja za doradcow jakichs kabarecirzy-dywersantow? Ktorzy specjalnie ich podpuszczaja? Bo co otworza mordy, to leci z nich jakis tekst kompletnie dywersyjny, obliczony na to by sie wszyscy smiali. Bo przeciez prawdziwy doradca wcisnalby PP karteczke ze slowami: ciesze sie. ze kongres zaglosowal na Jaroslawa. Jesli juz absolutnie musi skwitowac to jakims uklonem na czesc Nowego Prezesa Partii. Ale nie! Oni mu podstepnie posylaja tekst satyryczny, zeby potem taki Bobik mogl na nim wieszac ps…. szczury i zeby sie wszyscy smiali .
Pridurkowaci jacys. Ani krztyny oleju w tych lbach.
A Jaroslaw nie mogl poprosic kogos ze swych nadwornych n wladajacych piorem aby ladny referacik skrobnal? Maja tam swietnego przeciez pisarza, Marka Nowakowskiego, tego od „Wesela rz jescze” i „Robakow”. I taki Nowakowski nie moglby mu cos ladnego podsunac? Toz Jaro jest gorszy od jakiegos soltysa na zebraniu w PGRze!
Świetny pisarz Nowakowski… No cóż, chyba z jakim przestajesz, takim w końcu pisarzem się stajesz, albo co…
Szczury w charakterze wieszania sobie wypraszam. Do szczurów mam stosunek szalenie pozytywny, pamiętając, że pewna biało-brązowa Szczurzyczka przez 3 lata była członkiem naszej rodziny.
Za to w kwestii nagminnego zatrudniania kabareciarzy przyznaję pełną rację. Ale cóż zrobić – taka gmina. 🙄
Przy okazji (lepiej późno niż wcale): uświadomiłem sobie, że już wczoraj chciałem do mojego wpisu dołączyć wyjaśnienie, skąd on się wziął. Wcale nie z prostej (acz zrozumiałej u szczeniaka) chęci porobienia sobie jaj z niepełnosprawnych, tylko z całkiem poważnej książki Zygmunta Baumana pt ” Tożsamość”, gdzie na str. 38 stoi:
Proszę zauważyć, że identyfikacja to potężny czynnik rozwarstwiający, obdarzony największą mocą dokonywania ostro zróżnicowanych podziałów.
Przeczytałem, zahaczyło mi się, potem jeszcze – wyznaję – zacząłem na ten temat myśleć 😳 no i tak jakoś mimochodem do wpisu doszło…
Dzień dobry. 🙂 Chociaż tak do końca nie wiem, czy taki dobry. Zima wprawdzie znowu się trochę wycofała, ale za to serwer świruje i gardło poboolewa. 👿
Tak że nie dziwcie się, jak będę nieco naburmuszony, bo mam powody. 🙄
Biedny Bobik! Moze Cie odmurmuszy troche ta rozmowa z Francuzem o Kapuscinskim:
http://www.dziennik.pl/kultura/article563020/Kapuscinski_jako_pisarz_wciaz_sie_broni.html
Ale jak nie chce Ci sie czytac, to nie musisz….
A tu jeszcze msz nieduzy fragment lsiazki Domoslawskiego:
http://wyborcza.pl/1,97863,7607356,Czy_Lulu_mogl_nasikac_komus_na_buty____fragment_ksiazki.html
A teraz oglaszam konkurs: kto przyjdzie i ladnie pozbiera z trawnika galazki obciete z rozy (bardzo klujace), ulozy je e w kilka wiazek, obwiaze sznurkiem, tak by sluzby miejskie mogly je wywiezc na kompost?
W nagrode dostnie 15 minut mruczeni i dobrej mojej dyspozycji do drapania za uchem. 😈
To stwierdzenie Lacoutura „jako reporter stracił, jako pisarz wciąż się broni” wydaje mi się dość realistyczne. 😉
Dorzucę coś jeszcze, ale jako ciekawostkę, nie głos w dyskusji, bo mi się zdaje, że w niej stanowiska zostały już wystarczająco dokładnie sformułowane i nie ma potrzeby jeszcze raz tego wałkować.
Ciekawostka jest dla niemieckojęzycznych, bo mi się w tej chwili strasznie nie chce brać do tłumaczenia. Dwa linki do reakcji niemieckich blogerów na sprawę.
http://forum.spiegel.de/showthread.php?postid=5112755
http://www.welt.de/kultur/article6623702/Star-Journalist-frisierte-seine-Lebensgeschichte.html
Z tego ostatniego wyciągnąłem jeden post, który bardzo ciekawie zestawia się z fragmentem rozmowy Kapuścińskiego z Giełżyńskim, przytoczonej przez Domosławskiego:
(Giełżyński) – Czy dopuszczasz możliwość lekkiego zdeformowania biegu faktów, na przykład poprawienia chronologii dla uzyskania lepszego efektu poznawczego lub artystycznego?
Kapuściński: – Tak, można tak robić: rozbudować rzeczywistość, ale biorąc autentyczne elementy z tejże rzeczywistości. To czasem pomaga oddać jakiś głębszy sens. Wszystko zależy, jak się to robi, czy to siedzi w danych realiach, w klimacie, czy też jest sztuczne, wymyślone, zbujane.
A tu komentarz niemieckiego czytelnika do dyskusji o Kapuścińskim:
21:03 Uhr Rheintal sagt:
Ich habe einiges von Kapuscinski gelesen und war zuerst etwas enttäuscht zu erfahren, dass offenbar nicht alles so eins zu eins stimmen kann. Aber ist das überhaupt das Thema? Anfangs der 70iger bin ich als Rucksacktourist für ca 8 Monate von Norden nach Süden durch Afrika gereist und habe dabei einiges vom ungeschminkten Alltag miterlebt. Zurück in Europa habe ich während vielen Jahren nur ganz selten einmal eine Reportage oder einen Zeitungsartikel über den Kontinent gelesen bei dem ich das Gefühl hatte, dass der Journalist wirklich das Leben dort kennen gelernt hat. Dann fiel mir Kapuscinskis „Afrikanisches Fieber” in die Hände und ich fühlte sofort, da ist einer der kann das wesentliche von dieser Lebenswirklichkeit rüberbringen (uns nicht einfach nur unterhalten, wie einige hier meinen). Der hat wirklich mitgelebt und ist nicht einfach im Hilton Nairobi gesessen und hat die Tageszeitungen zusammengefasst. Das hebt ihn noch heute weit über die meisten andern Journalisten die aus der sog. Dritten Welt berichten hinaus.
Mordko, jak się znajdzie taki wariat, który bezinteresownie zechce się zająć zbieraniem gałązek w cudzym ogrodzie, to przyślij go, proszę, do mnie. Bardzo by mi się przydał. 🙂
Juz tki ktos sie znalzal i pozboeral, a teraz lize poranione lapy.
Stara tez poszla do lozka, bo ja glowa rozbolala po przeczytaniu notatki w niedzielnym londynskim Timesie.
Otoz ona zawsze sie okropnie wzruszala, jak jej chorurg piszac do innych jej lekarzy rozpoczynal swoj list od slow „This very pleasant lady…”
Okazuje sie, ze jest to sformulowanie pochodzace z Tajnego Szyfru Lekarzy, jakim sie miedzy soba posluguja i znaczy mniej wiecej tyke co „ta krolowa frajerow, ktora mozna spokojnie potrzymc dwie godziny w poczeklni….”
Natomiast slowa „This confident lady… ” – znacza „suka, z ktora lepiej nie zaczynac…”
Inne zaszyfrowane sformulownia to:
„difficult case” = hipochondryczka, ktora sie nie odczepi;
„would benefit from your full attention”= pinkwilona wariatka.
Czy lekarze w innych krajach tez posluguj sie szyfrem?
Zagadka dla ambitnych: kto i o kim tu mówi:
Beł w sesietnicznym pół-Francuzem, pół-Polakiem.
I my oczywiście o tym pamiętamy.
Natomiast jego muZYka
To jest muZYka tylko i wyłącznie polska.
Tfu! byłam nausznym świadkiem tej wypowiedzi
Wiem! Etnicznej higieny muZYki Szopena pilnuje ktos, kto sie nie wychowal na podworku i ma namietnosc do pozerania ptifurek na oczach malych dziewczynek.
Ale wiem tylko dlatego, ze Pani Kierowniczka na sasiednim blogu juz cytowala, paraskajac nieprawomyslnie.
Eee, taka łatwa zagadka… 😆
Jak mowil pijany Poeta:
MuZyka, muZyka,
tkliwa dynaMIka…
Ale przymiotnik „sesietniczny” zachowałbym do dalszego użytku. Ja na przykład jestem sesietnicznym pudlopulim. I w żaden inny sposób nie mógłbym tego tak pięknie wyrazić.
Co więcej, na forrum „GW” padł na mnie donos, że na swoim blogu zieję itp. Zionę dalej
Heleno,
w mojej pracy czytam raporty i konsultacje lekarzy specjalistow codziennie i musze przyznac, ze posluguja sie oni dosc wykwintnym i super uprzejmym jezykiem. Zwykle w ich raportach do lekarzy, ktorzy wydali skierowanie pacjent jest „very pleasant”, „nice”, czasem „lovely”, a raport zaczyna sie lub konczy „thank you for allowing me to participate in her/his care”. Jeszcze nie czytalam, zeby ktos byl „difficult case”!
„Would benefit from regular physical activity” zwykle oznacza pacjenta z ogromna nadwaga. Czasami recznie robiona notatka na goraco przez lekarza porownana z wygladzonym raportem budzi usmiech. Np „would benefit from in patient addiction treatment program” a notatce jest napisane:”drinks 4 to 6 cases of beer (24 w kazdej skrzynce- p. krolik) per week- yikes!”.
Gomulka mowil „panstwo sosalistyczne”, ale tylko wtedy, kiedy byl wqrwiony na Szpotanskiego.
Ja tam lubie to czym PK zieje na swoim blogu, ktory podczytuje choc nie partycypuje, bo mi slon na ucho nadepnal”.
Pani Kierowniczka brała korepetycje u Smoka Wawelskiego? 😆
@Dora: moje najszczersze wyrazy współczucia. Czy mogę podsunąć drobną sugestię? Wszelkie podobne zjawiska z pracy zawodowej warto dokumentować i przedłożyć kiedyś w memoriale, domagając się renty specjalnej za „Walkę o Kulturę w Warunkach Groźnych dla Zdrowia i Umysłu”.
A ten drugi ciągle tyko 🙄
Wredni Szwajcarzy! 👿
http://wyborcza.pl/1,75248,7634932,Azor_nie_bedzie_mial_adwokata___Szwajcarzy_przeciw.html
Dzięki za wyrazy współczucia. U Smoka Wawelskiego korepetycji brać nie zamierzam, bo jeszcze mi kto łeb utnie… 😛
Natomiast jak już tak wspominam, to zwierzę się jeszcze, że gryzłam się w język, żeby się w tym momencie nie zerwać i nie wrzasnąć: odpinkol się od Fryca, on już bronić się nie może (w mojej wersji językowej zawsze było pinkolić, pinkolony; nie wiem, skąd się wzięła utrwalona na tym blogu wersja z „w” w środku, gorzej się nawet wymawia 😉 ).
Z całym szacunkiem Pani Kierowniczko, są różne kręgi i w moich brzmienie pinkwolony nabyło praw własnie dzięki „W”
Dodaje to wyrazowi tego, co „R” w wielu słowach-odpowiednikach, a robi to z wdziękiem i dźwiękiem 🙂
……………………………..
Ubolewam nad stanem praw i obyczajów w PL odnośnie zwierząt. Wydaje mi się, że łatwiej byłoby osiągnąć sukces w wprowadzaniu ochrony praw tychże, gdyby spróbować uzgodnić z rolnikami przede wszystkim kanonu postępowania z nimi. Uzgodnienie zakazanych zachowań i praktyk przed próbą wprowadzania praw, jest zdecydowanie korzystniejsze od narzucania gotowych rozwiązań. Jak to się mówi, w tym temacie jesteśmy za Murzynami…
Z całym szacunkiem, zeenie, moja wersja jest bardzo stara, no i właściwie nie moja, lecz w szerokim stosowaniu… 😉
Bić się o to nie zamierzam, stwierdzam tylko fakt 🙂
Otóż wersja z „w” wzięła się na tym blogu od Heleny, która ma talent ubierania zdań w słowa. Ona chyba pierwsza na tym blogu tego słowa użyła – i się przyjęło.
Najlepiej będzie przyjąć, że istnieje duże prawdopodobieństwo istnienia tych samych znaczeń ukrytych pod różnymi słowami, zaryzykowałbym tezę, że słowa te mogą się różnić jedną literą.
Pinkolone jagody, pinkwolone borówki. 😀
Z całym szacunkiem dla Pani Kierowniczki, wersji z w używał jeszcze mój Dziadek, więc jej starożytność jest nieźle udokumentowana. 😉
I z całym szacunkiem dla Heleny, to ja to piękne słowo wywlokłem ze skarbca moich rodzinnych tradycji i przywlokłem na blog. Tego odebrać sobie tego nie dam! 😆
To przepraszam. Zapamiętałem u Heleny. No, to mamy jasność.
A Helena z dużym wdziękiem używa 🙂
Toteż bez wahania udzieliłem jej licencji na używanie. Z numerem 001. 😆
Ja poczekam.
Na 007…
😉
😯 😯 😯 😯 😯
Bylam przekonana, ze to Bobik taki piekny przymiotnik wymyslil, jak to Poeta… I nawet go w swoim czasie za to pochwalilam, zapowiadajac, ze wrzucm slowo do skarbnicy mowy.
Wersja z „w” wydaje mi sie bardziej ekspresyjna.
Do trzech zliczyć to ja potrafię, ale czy do siedmiu… 🙄
Widzę, że jestem Helenie winien jeden przymiotnik. 😀
Zaraz się biorę do wymyślania. 😉
No no… to i ten wyraz regionalizmom podlega 😆
Tak, Bobiczku, pinkolony na dworzu, pinkwolony na polu 😆
A z „w” naprawdę się gorzej wymawia, to „w” jakoś zamula…
Dopiero teraz zobaczylam odpowiedz krolika o uprzejmosci tamtekszych lekarzy. Nooo, znam ja ich sztuczki. Pewnie tez sie posluguij jakims szyfrem.
Przy okazji kodow. Dowiedzialam sie niedawno od E. ze sformulowanie w angielskich nekrologach, ze ktos byl „confirmed bachelor”, pochodzace jeszcze z czasow witorianskich, oznacza, ze ktos byl gejem, ale sie przed smiercia nie wyoutowal. Nie wiem dlaczego sama na to nie wpadlam. Wrodzona prostodusznosc 😆
Jak to po polsku? Zdeklarowany kawaler? 😀
Jeśli Helena ma rację, to „zużyty kawaler”.
Chyba „stary kawaler”, tak samo jak „stara panna”. Moja mama byla stara panna majac lat 24. Jej kolezanki wyszly za maz przed 20-ym rokiem zycia.
Zdeklarowany kawler.
No, czyli tak, jak myślałam.
To żegnam towarzystwo, bo zapinkalam do łóżka 😉
Ale to tylko potocznie.
A tak to pewnie zadeklarowany kawaler… ale chyba nie zadeklarowana panna…
Ale to tak cudnie by brzmiało w nekrologu. Była zdeklarowaną panną do końca swoich dni… 😆
A wtedy – confirmed bachelorette. 😆
Dzień dobry 🙂 No to wrzucam http://wyborcza.pl/1,76842,7632199,Zycie_na_bombie.html
ktoś jakiś czas temu wspominał o wiośnie. czy „łgarz” to za mocne określenie? 🙄
Dzień dobry. 🙂 Łgarz chyba za mocny. Powiedziałbym, że ten ktoś był zmanipulowany przez podstępną Naturę. Czyli ofiara, a nie winowajca. 😉
Zamiast „łgarz” może „niepoprawny optymista’ 🙄
Używanie pojęć „optymista”, „pesymista” w stosunku do pogody jest trochę niebezpieczne, bo w każdej chwili każdy z nich znienacka może się okazać czystym realistą. 😉
Helena się ostatnio o Iwaszkiewicza upominała, więc wrzucam, com przypadkowo znalazł.
http://www.polityka.pl/kultura/ksiazki/recenzjeksiazek/1503806,1,iwaszkiewicz-jakiego-nie-znaliscie.read
Niech on mówi, niech mówi jak najczęściej http://wiadomosci.onet.pl/2138336,12,prezydent_zyczy_poczucia_rownouprawnienia,item.html
Uważam tę wypowiedź Pana Prezydenta za wist genialny, godny prawdziwego Męża Stanu! Nie trzeba już dłubać przy prawach, przepisach, obyczajach i innych niewygodnych realiach. Nie trzeba denerwować hierarchów, beretów, członków partii prawicowych i innych obrońców tradycyjnych narodowych wartości. Wystarczy, że odpowiedzialne i świadome kobiety wyrobią sobie poczucie równouprawnienia, a wtedy wszystko spokojnie może zostać na swoim miejscu.
No, czy nie Geniusz?!
😆 😆 😆 Tom się uśmiała 😆 😆 😆
Gdby była turlająca się ze śmiechu kufa, to bym ją wstawiła.
Pomysł jest genialny, prosty i tani.
Ale (dzien dobry!) musicie przyznac, ze pojawienie sie w jezyku najbardiej nawet zakutych politycznych lbow takich pojec jak prawa kobiet czy rownouprawnienie jest znaczacym krokiem do przodu jesli porownac chocby dwa trzy lata temu. kiedy poza „caluje raczki” i „kwiatkiem dla Ewy” nic sie w tych lbach nie pojawialo z okazju Miedzynarodowego Dnia Kobiet. Teraz przynajmniej nauczyli sie wydawac jakies prawidlowe pomruki.
Chyba to swiadczy, ze parytet za progiem? Ze nie wypada juz skladac holdow „pci pieknej” ( o, jak mnie wscieka to wyrazenie wypowiadane na serio) , tylko trzeba sie troche posunac?
A skoro o calowaniu raczek (jestem w pracy bezogonkowy, wiec zgadujcie o co mi z raczkiem idzie), to ja vam skazhu kak mat´ i kak zhenshtshina: samogo lutshevo nam (a bo co, jak jest tort na stole, natychmiast czuje sie honorowa kobieta).
Cholera, jaka szkoda, że ja nie jestem kobietą. Z jakąż satysfakcją podawałbym dziś moją włochatą, zabłoconą łapkę do pocałowania. 😆
Bobik. ja zawsze podaje. Caly rok.
Pamietam jak E. usilowala przez kilka lat nauczyc mego bl.p. Brata Pikwicka odpowiadac na komende „daj lapke!”
Pikwick jej nigdy niczego w zyciu nie odmawial, a tu sie uparl jak osiol : nie i nie! Bardzo dobrze rozumial o co chodzi, ale uwazal, ze podawanie lapy na zawolanie jest ponoizej jego godnosci – co sluszne i nierz o wrodzonej kociej godnosci probowalem go uczyc.
E. z sie skrecala przed Pikwikiem, powtarzajac coraz cienszym glosem, coraz zalosliwiej: Pikus, daj lapke, no daj lapke, kotku ukochany. daj lapke….!
Pikwick patrzyl uparcie w sufit, na boki, drapal sie za uchem, ale lapy nie dawal.
I dopiero kiedy ona przerywala ten gorszacy spektakl, dawal lape – z wlasnej, nieprzymuszonej woli, z poczuciem wlasnej niezbywalnej autonomii, ale tez i poblazliwoscia dla ludzkich slabostek i checi uczynienia z niego uleglego pudla. Cezgos go jednak zdolalem nuczyc. 😈
Mordko, podawanie łapy na komendę wiąże się z tyloma rozlicznymi (i natychmiastowymi) korzyściami, że sam zachowam taktyczne milczenie, a w sprawie rozmów o godności odeślę Cię do Pana Prezydenta. To chyba bardzo właściwy adres. 😉
Całkiem nie a propos: czy masz już ten Pomnik Kota w swojej kolekcji? 🙂
http://www.eltern-weisslingen.ch/typo3temp/pics/07c59c1c68.jpg
Mniej kocich pomnikow, wiecej praw i wladzy!
Co do godnosci Pana Prezydenta, to wszystko byloby dobrze, gdyby za czesto nie otwieral paszczy, biorac przyklad np. z wujka Eugeniusza Oniegina : s uczonym widom mudrieca, chronil molczanje w waznom sporie…
A tutaj inne życzenia. Też ładne:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7639153,O__Rydzyk_z_okazji_Dnia_Kobiet__Parytety_to_rasizm.html
Obawiam się, że stoi przed nami ambitne zadanie. Należy opracować kryteria odróżniania kobiet od baboków.
No, dobrze. Nie chce byc jakims babokiem ani antymeska rasistka, chce byc piekna kobieta. Gdyby ktos chcial mnie dzis obdarzyc np. bizuteria, to poprosze o ten maly naszyjniczek z 1910 r.:
http://www.langantiques.com/university/index.php/Suffragette_jewel
Jest w trzech kolorach kamieni , ktorych angielskie nazwy ukldaja sie w kryptonim GWV (green, white and violet) – Give Women Votes. Takie nosily damy z dobrych domow, ktore wybijaly szyby w sklepach i przykuwaly sie lancuchami do ogrodzeni Parlamentu. Czasami byly miazdzone pod kopytami koni policyjnych.
Taka mi sie marzy po nich pamiatka.
Ja tam ambitnych zadań się nie boję, zwłaszcza jak mam za sobą autorytet Ojca Derektora.
Kobieta, panie, to wiadomo –
falbanki i macica.
Się patrzyć na nią da z oskomą
i płodność jej zachwyca.
A taki babok, z przeproszeniem,
do Sejmu wlizie z boku…
No, to nie miejsce na rodzenie,
precz od tych ław, baboku!
Kobieta pięknie ubogaca,
podnóżkiem się być stara
nie krzyczy, że za pracę płaca,
że dosyć ma już gara.
Babok, w parytet uzbrojony,
na męski ród naciera,
znieprawia matki oraz żony,
w świętościach nawet gmera!
Tu widać, jak haniebnie bluźni,
kto powie, że – niestety,
nie zawsze łatwo jest odróżnić
baboka od kobiety. 🙄
Bobik, I love you!
Bobik, I love you too 😆
I pomyśleć, że niektórzy mają problemy typu „jak być kochanym?”… 😆
jestem w Egipcie,wypieram niemcow i anglikow z piaskowych
grajdolow,jak zdobedziemy znaczaca przewage(Prazesie dla
Pana) to zdam relacje 😐
p.s. Pani Kierowniczce gratuluje donosu 8) (prosze zbierac kolejne 😛 🙄 )
Rysiu, wypierasz oczywiście siłom i godnościom osobistom 😉
Gdyby wyszło od Baboka
Babok miałby u mnie cmoka
Za poemat, co Rydzyka
Głębię myśli tak przenika.
Lecz to Bobik ukochany
W cztery łapki zaplątany
Stopą tupie poetycką.
Bobik, masz tu u mnie piwsko.
baboki? tutaj jest film poglądowy
http://www.youtube.com/watch?v=DOev8kSODKA
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7640577,Abp_Michalik__Nie_mozna_karac_za_mowienie_o_morderstwie.html
Pinkwolony ładnie, ale r czasem barrrdzo brakuje 👿
To u babokuff schaby są nieżywe? 😯
Piwsko bardzo chętnie. Obżarłem się właśnie kaczką po dziurki w nosie, a nawet powyżej i coś na trawienie dobrze mi zrobi. 😉
A jak jeszcze abp trzeba strawić… 🙄
Żubra zapodawam 🙄
Mam wrażenie, chyba całkiem uzasadnione, że Koszyk jest strefą wolną od kobiet, natomiast licznie uczęszczaną przez baboki 🙄
Tak mi chodzi po rozumie, że „kobieta” miała kiedyś zabarwienie mocno pejoratywne 🙄 Ale możliwe, że mi chodzi po niczym 😉
Dzięki życzeniom Ojca Dyrektora pozostaje wrócić do tej tradycji, tylko zamiast białogłwy lub niewiasty, używać neutralnie/pozytywnie nacechowanego terminu „babok” 🙄
haneczko, prawidłowo chodzi 🙂
http://www.wuw.pl/index.php?tresc=feliet&idfel=107
No to jeszcze pozostaje ustalić, kiedy będzie obchodzony Dzień Baboków, połączony z tradycyjnym wręczaniem narzędzi zbrodni typu pigułka lub prezerwatywa i całowaniem w parytety. 😀
A całkiem niezależnie od pci pięknej – nie wiem, czy zauważyliście, że bobikoblog padł ofiarą spisku?! Naszych kandydatów do Oskara niecnie wykolegowano. Ani Królikowi nie przyznano, ani berlińskiemu (wiadomo komu). 👿
http://www.kurierlubelski.pl/kultura/kinateatrywystawy/229719,krolik-po-berlinsku-ale-bez-oscara-zobacz-film,id,t.html
Czyżby macki Pana Prezydenta albo Ojca Derektora sięgały tak daleko? 😯
Można by, dla hecy, równolegle z Dniem Kobiet. Myślę, że taki wybór ma potencjał destrukcyjny wobec radiomaryjowej strategi podziału na mniej i bradziej kobiece kobiety, a to dlatego, że panowie będą się obawiali składać życzenia z okazji Dnia Kobiet, nie będąc przekonani, czy w gronie przedstawicielek pięknej płci nie ma przypadkiem baboków. Na wszelki wypadek będą więc składać życzenia „w dniu waszego święta” i tak oto wszystko się rozmyje w politycznie poprawnej polszczyźnie.
Pani Doroto 🙂
Nie będę obchodzić ani nazywać czegokolwiek pod dyktando ojca dyrektora 👿
Doro, juz chyba lepsza bialoglowa niz koza- z- chlewa, prawda?
Haneczko, ach ci starsi panowie w smiesznych kolorowych czapeczkach…
Jakie dyktando, haneczko? 😯 Ojciec Derektor wyraźnie powiedział, że prawo do święta mają tylko prawdziwe kobiety, więc obchodzenie, zgodnie z propozycją vesper, równoległego Dnia Baboków jest istotnie dywersją i wprowadzeniem poplątania w radiomaryjne szeregi.
Jestem gotów jako pierwszy w Dzień Baboków cmoknąć w parytet. 🙂
Off topic: dobrze mu tak 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7640337,_Bronislaw_Wildstein_przedstawia__zdjety_z_anteny.html
No to jeszcze zdążę…
Fszystkim kobietom w dniu ich święta, białogłowom, pci pienknej, nadobnym i urokliwym, babsztylom i sekutnicom życzę tego, czego zawsze sobie zyczyłyście:
Bądźcie chłopami!
😆
Ogłośmy więc może 8 marca* oficjalnie Dniem Baboków (jedynie drobne literówki dzielą ten dzień od Dnia Bobików, a nie jestśmy przecież małostkowi)
___________
* Czy nie można by było jakoś zmusić Łotra, by deklinował nazwę miesiąca? Chodzi o datę obok nicku przy każdym komentarzu.
Niestety, Łotra zmusić się nie da. Już próbowano i skutku nie było. 🙁
Ale ponieważ poza tak drobnymi szczegółami jak deklinacja miesięcy ja tu jestem dyktatorem, to wolno mi ogłosić, że Dzień Baboków 8 marca uważam za przyklepany!
Tromby! 😆
Allelujah, allelujah! 🙂
Hy hy, Łotra zmusić… 😈
No dobrze, zgoda, wygłupiłam się. Naiwna jestem, ot co 😳
Ale tak mnie ten miesiąc w mianowniku irytuje, że w końcu nie wytrzymałam.
Cieszy się podwika,
Cieszy też i kwoka:
Na Blogu Bobika
Mamy Dzień Baboka!
Czy to kwoka, czy podwika
cytować może klasyka:
kto baboka nie szanuje,
niech go w d..ę pocałuje! 😀
A Bronek W. coś chyba ostatnio słabuje, bo wygląda jak z krzy… sorry, jak z programu zdjęty. 😉
Mi się tam wydaje całkiem, całkiem. Nic tylko w ramkę … sorry, ramówkę … oprawić.
Vesper, oprawczyni Wildsteina 😯
Tym optymistycznym akcentem … Dobranoc 🙂
Jakby co, to czuwam, aby Vesper spać mogła…
Zamieszczam z obowiazku dzienikarskiego najnowszego Barta z Blog de Bart o nowym grasujacym w Polsce pinkwolonym uzdrowicielu. Leczy raka oraz wszystkie pozostale choroby wywarem z grochu:
http://blogdebart.pl/
Sorry bardzo, ale ja po grochu każdego uleczam ze wszystkiego. Uleczeni oddalają sie zdecydowanie szybciej, niż przybyli.
@Helena: u Barta najbardziej zaskoczyło mnie, że znowu, jak i przy innych kretyństwach, my jesteśmy Narodem Do Tego Wybranym. O, PB, ja nie zasługuję.
No, znowu się czepiacie. A przecież te księgi altmedyczne mają takie rozsądne tytuły, jak np. cytowane „Oleję kluczem do zdrowia”. 🙄
😆 😆 😆
Andsol, ja tez zwrocilam na to uwage. Mysle, ze po prostu jestesmy narodem prostodusznym….
Prostuję: jesteśmy narodem prostousznym, wskutek czego najlepiej nam się słucha prostych prawd. 🙄
zeen, spocznij, teraz ja mogę się poczuwać do czuwania
Dzień dobry. 🙂 Jak myślicie, od czego pies się lepiej wewnętrznie dobudza: od wdychania olejków aromatycznych o zapachu pasztetówki, czy od ostrego pogonienia ko…goś tam?
Jakoś się nie mogę zdecydować na żadną z tych opcji. 🙄
obstawiałbym zwycięską walkę o coś do miski, ale co ja tam mogę wiedzieć o psim spaniu i rozbudzaniu 🙄
Zdecyduj się więc na wszystkie, Bobiku. Dzień dobry.
Nie wiedziałam, dlaczego tak dobrze mi się spało, a to dzięki zeenowemu czuwaniu 🙂
Opcja nr 3: śpij spokojnie, foma czuwa 🙂
To jest opcja dla drugiej zmiany. Ja się z moim rozkładem dnia nie łapię ze snem na czas czuwania fomy, chyba że wczesnym rankiem, koło 9.00 🙄
vesper, nawet od 7…
Wiecie co, chyba się zdecyduję na jeszcze inną opcję: foma czuwa dalej, żeby wszyscy mogli się napić kawy.
Kto za? 😆
Przypomniał mi się cytat z jakiejś pieśni, zapewne żołnierskofestiwalowej:
Ale żeby rolnik rolę orać mógł,
czuwać musi żołnierz, by nie przekroczył wróg! 😆
Chętnie, ale najpierw filiżanka dla fomy, zgodnie z przykazaniem „czuwających pokrzepiać” 🙂
…by nie PRZESZKODZIŁ wróg!!!
Cóż za nieprawomyślna nieznajomość klasyki socrealizmu 😯
I zobaczcie, jacy autorzy 😉
http://www.bibliotekapiosenki.pl/Rosna_w_miastach_domy
Noo, faktycznie, zapamiętało mi się bardzo z grubsza, ale ducha oddałem chyba wiernie. 😉
A za przekroczenie jeszcze przed chwilą dałbym sobie łapę uciąć, bo tak mi się to usłyszało w jakimś bardzo niezobowiązującym szczenięctwie i stworzyłem sobie przy tym fascynującą wizję wroga, który chce przekroczyć granice naszego ciągle rozwijającego się kraju, a tu na granicy staje żołnierz, gest znany pokazuje i mówi: „a takiego!” 😀
Przychodzi wróg do żołnierza i pyta: przepraszam, nie przeszkadzam?…
Wróg raczej tego murarza i hutnika powinien zapytać. 🙂
A gdyby w swoim czasie zapytał, to odpowiedź dość łatwo można było przewidzieć. Latami krążył przecież po kraju dowcip, jak pozbyć się komunizmu: wypowiedzieć wojnę Ameryce i poddać się bez walki. 😉
Pani Doroto, toż oni sobie żywe jaja robili 😆
Albo zaprosić Chińczyków, żeby musieli przejść przez ZSRR 😉
Podoba mi się http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7640433,C_H__Reduta_walczy_z_parkowaniem_na_miejscach_dla.html
Cholera, że w tamtych czasach Banda Dwojga jeszcze nie grasowała. Do dziś by z tantiem wygodnie żyli. 😆
A moze z tym gryzieniem to jest tak, Bobicku, ze „ktoś nie gryzie, żeby gryźć mógł ktoś”? 😀
Owczarku, czy miałeś może na myśli jakieś personalia? 😉
Suchajcie, od dziś koniec leczenia grochem. Okazuje się, że są przyjemniejsze sposoby. Choć niekoniecznie tańsze:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,7591069,Leczyl_jajniki_za_pomoca_stosunku_seksualnego.html
Och, Bobik, usmialam sie, ale z jakims takim poczuciem winy… ze nie wypada albo jakos tak…. Zwlaszcza ze na koncu mowa jest o zaginionej 19-latce. Mam nadzieje, ze sie dobrze bawi i nie jest to nic gorszego.
Myslalam ze takie numery to tylko w komediach satyrycznych sie udaja…
Śmianie się z rzeczywistości często bywa podszyte mniejszym czy większym poczuciem winy, ale według mnie to nie jest powód, żeby przestać się z niej nabijać. 😎
Chyba że ktoś znajdzie lepszy sposób radzenia sobie z rzeczywistością, niż ucapienie jej od komicznej strony. 😉
A tę 19-latkę policja przecież znalazła i dziewczę oświadczyło, że nie chce wracać do domu, więc chyba istotnie bawi się nieźle. 🙂
Bobika słowa ostatnie: ducha oddałem chyba wiernie — gratulacje z przypuszczalnego dostępu do nieba, ale komu przypadły w testamencie zakopane kości? Bilu jest zainteresowany, gdyby co.
W historii przylepek na szybach samochodów zaskoczyła mnie liczba (ponad 400) komentarzy. Nie sprawdziłem, muszę dziś żyć a nie liczyć, ale niełatwo w to uwierzyć, że tyle tu jest do powiedzenia.
Och, nie jestem w stanie oddac w slowach stanu mego ducha, jak ktos zaparkuje na dobrze oznakowanym miejscu przed drzwiami E, pozbwiajac ja czesto mozliwosci opuszczenia domu, bo nawet jak przejezdzajaca po nia taksowka stanie posrodku podworka, to bliskosc zaparkowanych obok siebie samochodow nie pozwala przejechac miedzy nimi wozkiem.
Wtedy moja furia jest bezgraniczna. E. nieustannie pilnuje aby zostawiane przez mnie za wycieraczka naruszyciela listy byly uprzejme i nienapastliwe, biorace pod rozwage mozliwosc, ze ktos mogl nie zauwazyc DUZEJ blekitnej plakietki z wozkiem i napisem Disabled Resident Parking. Bo moim pierwszym i idacym z glebi trzewi odruchem jest A) Powybijac szyby naruszycielowi. B) Zostawic mu ostry i niepozostawiajacy zadnych watpliwosci list, z ktorego wynika, ze pojdzie do piekla na ceizkie meki.
C) Ale przedtem jeszcze bedzie mial ze mna do czynienia, czego mu szczerze nie zycze, jesli ma odrobine oleju w glowie.
POmysl z naklejanien puzzla na szybie bylby bardzio dobry, gdyby nie kwalifikowal sie w tym kraju jako czyn kryminalny – zlosliwe niszczenie czyjejs wlasnosci. W przeciwnym razie sama bym zamowila w tej polskiej firmie takie nalepki – niech nawet beda po polsku, gdyz co najmniej polowa tych naryuszycieli naszegio miejsca parkingowego, to rozliczni goscie sasiadow-Polakow.
Bilu muszę rozczarować. 🙁 Ducha oddałem, bo był wypożyczony tylko na 2 tygodnie i właśnie termin upływał. Ale na istotną kwestię własności kości w ogóle to nie wpłynęło.
Niemniej jednak, jeśli Bilu posiada spore zasoby cierpliwości, mogę go w testamencie uwzględnić. Za to siły nie musi mieć wiele, bo masa spadkowa zbyt ciężka nie będzie. 🙂
Heleno, czy nieparkowanie przed drzwiami E. jest dobrowolne, czy też za parkowanie, jeżeli jest tabliczka, grozi mandat?
Zaden mandat na „prywatnym” terenie nie grozi. Ale grozi cos znacznie gorszego – moja biala furia, ktorej kazdemu odradzam. 😯
Jak nie grozi mandat, to trzeba się samoobraniać. Należy zakupić takie naklejki i wynająć 14-latka w kapturze zasłaniającym twarz, żeby je przylepiał, po czym szybko zwiewał, a samej wychodzić tylko przed dom w trakcie drapania i wrednie dogadywać. 🙂
Żarty sobie robię, bo na ten temat już kiedyś z Heleną rozmawiałem i co ja na serio myślę, to ona wie. Ale ja właściwie co innego chciałem… Zadałem sobie trud przeczytania ponad setki z tych (już) 440 komentarzy i chociaż większość akcję nalepkową pochwalała, to zdarzały się też wykwity tak nieopanowanego chamstwa i agresji pod adresem niepełnosprawnych, że zdębiałem i zęby mi się same zaczęły rwać do gryzienia. 👿
Jedna rzecz w tych komentarzach dała mi do myślenia. Ponieważ taka naklejka po zdrapaniu nie zostawia żadnych śladów, to chyba nie można tego podciągnąć pod zniszczenie lub uszkodzenie mienia. A może – w związku z tym że teren prywatny – po umieszczeniu na tabliczce „Disabled Resident” dodatkowego ostrzeżenia, że nieprawidłowo zaparkowane auta będą oklejane, taka akcja byłaby całkowicie legalna?
Ja bym to skonsultował z jakimś londyńskim prawnikiem… 🙄
Bobiku, myślę, że ten rodzaj agresji jest ślepy. Wszystko jedno przeciwko komu, byle z furią. Mnie to podpada pod głębokie upośledzenie, kalectwo duchowe. Choroby duszy są znacznie groźniejsze i bardziej beznadziejne niż choroby ciała.
mam przerwe w walce o piasek dla chwaly Pana Prezesa,wiec
ide tropem andsol i wprawdzie wiedzialem, ze to jest
mozliwe,ale tak prosto w oczy…………
http://wyborcza.pl/1,75248,7639824,Wszechpolak_w_PO_jak_ryba_w_wodzie.html
😯
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7642485,Pierwsze_oficjalne__Dni_Cipki__juz_w_kwietniu.html
Niektóre pozycje programu są co najmniej intrygujące 😯 😳
9.04 (piątek) gra wstępna w UFIE
* performens grupy 'Teraz Poliż’
Helena: ach, jak Pani w tej białej furii do twarzy!
ciekawe,ciekawe,jak to sie jesc powinno?
„cipkowe gadzety (…)smakolyki”
to tez obiecujace „warsztaty waginalne” bowiem ” (…) bedzie jeszcze rosl”
😳 😳 😳 😳 😳
rysberlin: włączanieStachury LPR do PO to jedynie kurtuazyjne odwdzięczenie się Tuskowi za przejęcie ideałów LPR gdy przed swym
zapremierowaniem wyszedł z masońsko-żydowskiego konkubinatu i wszedł (bardzo tym swą połowicę czyli przydatek honorując) w uczciwy polski katolicki związek małżeński.
Przyznam się, że wówczas pomyślałem o nim „durny szczeniak” ale teraz, poznawszy Bobika, bardzo się wstydzę niestosownego użycia tego rzeczownika.
andsol,widac z tego nie jestem uczciwym polakiem(ze nie prawdziwym to wie kazdy)bo konkubinat masonsko-zydowski
blizszy memu sercu 🙂
Co do nadciągająch Dni Frytek uprzejmie powiadamiam, że publiczne hymny na cześć seksu i jego pożytków określiłem kiedyś wyrażeniem: „zdaje się myślą, że to ich pokolenie odkryło orgazm”. Nie wykluczam, że jakieś panie odkryły w sobie coś, czym chcą się z ulicą podzielić, ale większość z nich wygląda mi na tajne agentki LPR mające sabotować walkę kobiet o równe pozycje i pensje.
Mając zapewniony dobrobyt materialny cipki poradzą sobie z resztą. Niech to zaświadczą swoją historią penisy.
rysberlin: na zaobrączkowanie zdecydowaliśmy się z V. dla ułatwienia życia następnego pokolenia, bo nawet w dość obojętnym na kwestie małżeństw kraju ktoś kiedyś może przypieprzyć takim argumentem, a jeśli w istocie było to nam obojętne, to „obojętne czy nie” = „obojętne czy tak”. Na ślub z księdzem nie zdecydowałbym się, bo być może po tym trzeba obowiązkowo iść do nieba, a to mi trochę nie w smak.
Nawiasem, drobiazg, który przypuszczalnie mało osób zna, a ten techniczny detal bardzo uwalnia ludzi od opowiadania się kto z kim od kiedy i za czyją aprobatą. Otóż w Brazylii wszystkie, powtarzam: wszystkie listy osób (typu PESEL-u, płac, obecności, głosowania w wyborach, towarzyskie do losowania itp.) są po imieniu, nie po nazwisku. W konsekwencji tego, na ogół nawet bliscy znajomi nie za bardzo wiedzą kto ma jakie nazwisko, nawet w przypadku wielu notabli nie jest to powszechną wiedzą. Więc pytanie „a jakie ma nazwisko pańska małżonka” jest w warunkach brazylijskich nieprawdopodobne. Ale synowie Chama też zasiedlali Ziemię, więc chyba i tu dotarli.
😳 😳 😳 😳 😳 😳
Doceniam intencje, ale od mojej wara!
Mam swoje lata i wolno mi zachowac modicum pruderii.
😳 😳 😳
Bobik , ja bym nie takie rzeczy umiescila na tej tablicy, problem jednk w tym, ze jestem nieustannie pilnowana przez E., ktora jest kurdemol Dama i wszystko musi byc comme il faut. Nie wolno mi bylo dodac do zamawianego napisu „disabled resident parking” slowa „only”, bo jest rzekomo „nieuprzejme” 😯 &**&%£>!!!
A ja nawet intencje nie bardzo doceniam. I to wcale nie z prudencji nadmiernej, tylko po prostu nie rozumiem, komu i dlaczego tak zależy, żeby genitalia na wierzchu nosić. Jeszcze jak się ma porządne futro, to nie wadzi, ale w innym przypadku tylko podziębieniem wrażliwych części to grozi. 😉
No i też mi się widzi, tak jak andsolowi, że ta akcja cipkowa raczej będzie wodą na młyn tych, którzy ruch feministyczny usiłują sprowadzić do formuły „chłopa im brakuje”, kwestie różnych faktycznych nierówności i szklanych sufitów mniej lub bardziej dyskretnie spychając na zaplecze.
W końcu trudno nawet powiedzieć, że istotą tej akcji jest walka o równouprawnienie, bo w społeczeństwach pruderyjnych unika się mówienia o narządach zarówno damskich, jak i męskich, a w niepruderyjnych eksponuje się i jedne, i drugie. I chyba wiele więcej dałoby również kobietom wywalczenie porządnego uświadomienia seksualnego dla obu płci.
A feminizm sprowadzający się do epatowania burżuazji? E, to już tak przestarzały numer, że jako feminiście aż mi się chce powiedzieć – szanowne koleżanki, a na ch.. wam to lansowanie cipki. 🙄
To brazylijskie sporządzanie list według imion bardzo zaskakujące jest. W pierwszym odruchu wydaje mi się to dość niewygodne, ale to może tylko kwestia przyzwyczajenia. A może po prostu w takim układzie imię i nazwisko w praktyce gładko zamieniają się funkcjami i problema nie ma. 🙂
Też nie rozumiem, ale ja tylu innych zjawisk nie rozumiem, że jedno więcej, jedno mniej … 🙄 Kiedyś koleżanka wyciągnęła mnie na spotkanie grupy bojowniczek o równouprawnienie, przedmiotem którego to spotkania miało być zdefiniowanie i wypunktowanie tabu. Wyszło na to, że najsilniejszym tabu, o największej sile powodowania traum z powodu tego, że to tabu, jest … menstruacja 😯 Po czym panie zaczęły afirmować swoją miesiączkującą istotę, poprzez „odczarowanie tabu”, czyli opowiadanie i dzielenie się doświadczeniami. Do tej pory nie rozumiem, o co chodziło, jaki miało to sens oraz gdzie należy doszukiwać się związku z omawianą kwestią a równouprawnieniem.
że niby mam rzucić do licytacji napięcie przedmundialowe? 🙄
… albo prostatę 🙄
drop your pants 😎
Zawsze najtrudniej o złoty środek. Skrajności są takie łatwe 🙄
Pewnie tu nie tyle o rozmowuprwnienie, co nauczenie kobiet rozmwiania o tych czescich swego cila, swej biologii, swej fizjologii. Przeciez nas tegi nie uczono wlasciwie nigdy i ja znam sporo kobiet z mojego pokolenia (nie mowiac o starszych), ktore za boga nie pojda do ginekologa jak im cos dolega (az nie maja wyboru), ani nawet swemu lekarzowi domowemu nie powiedza, ze cos moze byc nie w porzadku.
Sama przyznam sie, ze nigdy tez nie umialam rozmawiac o tym ani z lekarzem ani m z partnerami – nie tyle i nie zawsze z wlasnej pruderii, ale wyczuwajac bardzi silnie, choc niekoniecznie slusznie, ze po drugiej stronie ta pruderia bedzie jeszcze wieksza niz po mojej. Zwyczajnie, balam sie SZOKOWAC. Dlarego zapewne takie cwiczenia sa wielu kobietiom bardzo potrzebne. A juz z pewnoscia NIGDY nie nazwalam TEGO z IMIENIA 😳
A kiedys nmna pytanie: czy TO ma nzwe, uslyszalam: nie, nie ma – wypowiedziane z pewnym pieknoduchowskim niesmakiem.
Z miesiaczka tez nie takie proste i my chyba o tym zapomnialysmy juz. Kiedy przyszlam prcowac do swej redakcji londynskiej, zetknelam sie z tym niemal nazajutrz. Okazalo sie bowiem, ze bylam pierwsza osoba w historii tego radia, ktora na antenie uzylo slowa miesiaczka. The time was ripe, i nic mnie za to nie spotkalo, ale dowiedzialm sie przy okazji, ze dotad po pierwsze unikano rozmow na te tematy, po drugie stosowano rozliczne eufemizmy, jak te , o ktorych wspomina w swej poetyckiej prozie Cz. Milosz( „Anglicy przyjechali” – mowily jego kuzynki i bylo w tym echo czerwonych kabatow angielskich zolnierzy, sprzed paru pokolen).
Wiec mysle, ze pomysl nie jest zly i nie chodzi odwaznym organizatorkom bynajmniej o epatowanie buzrzuazji, lecz o rodzaj emopowering kobiet, by umialy, mowic, rozpoznawac, nawet domagac sie.
Ewentualnie poszlabym sama na ten seminar z Punktu G , hehehehe 😆 😳
Heleno, ale to trochę tak, jakby dziecku, które ledwie wyartykułowało „mama”, kazać powiedzieć „imponderabilia”.
Również zgaduję, że taki właśnie był zamysł organizatorek, ale co do wyboru środka przekazu, mam wątpliwości, a to właśnie z powodu tego nieszczęsnego spotkania, w którym uczestniczyłam. Babki były mocno nawiedzone i miały niesamowicie silny pęd apostolski. Mieszanka trudna do strawienia. Oczywiście w tym przypadku tak być nie musi. Czy w ten sposób trafią do kobiet, dla których fizjologiczna strona kobiecości jest tabu, to nie wiem. Obawiam się, że miną się z targetem. O ile te kobiety to target, bo może chodzi o coś innego.
I jeszcze mi sie cos przypomnialo a propos tego slowa na c. Kiedys chcialam opowiedziec sluchaczom (przy okazji rzomowy studyjnej o lekcjach wychowania seksualnego ) o filmie, ktory obejrzalam dzien wczesniej. Film byl szwedzki, dla malutkich dzieci , 5-6-letnich, wlsnie o narzadach i ich funkcjach. Byl to kreskowka z dwoma bohaterami – calkiem naturalostycznie narysowanymi „C” i Fiutkiem. No i byl straszny, straszny i niech nikt tego nie pomniejsza, jak te pierwsza postac nazwac. Ja bylam w kropce, koledzy byli w kropce.
I na czym sie skonczylo?
Na jakims eufemizmie!
A to bylo zaledwie paremascie lat temu, i ja jestem „kobieta wyzwolona” hehe, i wokol tez wszyscy byli bardzo postepowi i nowoczesni. Tylko nie mielismy odpowiedniego slowa. A chodzilo wlasnie o to, ze w tym filmiku te slowa matter of factly pdaly, nie mowiac o grafice.
Cip(k)a jest jednym z pierwszych słów poznawanych przez polskie dzieci 🙄
Tak sobie myślę słysząc to, że niewesoły los gotujemy z V. naszym synom. Bo rozmowa o miesiączce mamy (że nie pójdzie z nimi na siłownię, bo drugi dzień jest dla niej najtrudniejszy, albo żeby dać jej klucze, bo zapomniała wziąć zapasowe podpaski, skoro wyjeżdżamy do kina) są tak normalne jak mówienie o potrzebie kupienia makaronu czy skserowania czegoś. A gdy nie ma gości w domu, nagość nie jest ani nakazana ani zabroniona, jak ktoś przypomni sobie w ostatniej chwili o ręczniku to przedefiluje nago do szafy i inni to zauważą albo i nie. I gdyby mieli żyć kiedyś w Polsce, to oczywiście mieliby na 98% przesrane, ale i w Brazylii, choć pokrywanie każdego włoska jest tylko u paru sekt religijnych, to jednak w miarę rozsądna naturalność nie jest powszechną normą. I myślę, że nie będzie im szczególnie łatwo znaleźć partnerki mające podobne nastawienie do życia. Ale z drugiej strony, skoro tata sobie z tym poradził to może i chłopcy będą mieli troszkę szczęścia. I poza tym tak jak po usłyszeniu czystego tonu potem natychmiast człowiek reaguje alergicznie na fałsz, tak może ich dziewczyny uświadamią sobie zalety niepokrywania całego życia zszywką ze starych tabu.
Piszę o dziewczynach, bo jak dotyczas nic nie wskazuje na skłonności gejowskie. Przynajmniej w tym będą mieli prostsze życie.
Ja miałam natychmiastową refleksję, że jak zwykle Lem wszystko przewidział:
„Tylko głupiec i kanalia
Lekceważy genitalia,
Bo najbardziej teraz modne
Reklamować części rodne”
Niech mi teraz ktoś powie, że on nie wieszcz 😆
Mm ndzieje, ze im wyjdzie i ze przynajmniej uswiadomia tym ktore a to spotkanie nie przyjda, ze taki problem istnieje i ze sa juz kobiety, ktore sa gotowe o tym rozmawiac.
A smichow-chichow i tak bedzie sporo – tu i tam, na zajeciaich i poza nimi.
Zaraz pewnie jakis obrzony chrzescijanin sie odezwie. Pamietacie jak prezydent m. Waraszwy Lech Kaczynski zakazal przeprowadzenia wystawy i targow zabawek seksualnych? Ile to lat temu bylo? Zaledwie piec! Pinkwolony swietoszek!
Nie mysle, ze slowo reklamowac jest tu najwlasciwsze. Moze upowszechniac? Nie mialabym nic przeciwko temu.
@andsol: u nas w domu panują dokładnie takie same obyczaje i nie wydaje mi się, żebyśmy byli bardzo odosobnieni, choć może jestem w błędzie.
To byc moze, cubalibre. Ale dla mnie nie bylo to slowo naturalnie splywajace z jezyka, bo jednak dziecinstwo przezylam w innym jezyku niz polski. I zawsze je slyszalam wypowiadane szeptem 😆
Ale ja cytuję 😉
Co do miesiączkowych eufemizmów brazylijskich, najbardziej mnie kiedyś zdumiał estou com Chico — jestem z Frankiem. Jak Franek dostał rolę w tym filmie jest mi zagadką, nikt tego nie potrafił wyjaśnić. Ale jeśli Maria (ma-ri-ja) jest synonimem kobiety…
Haneczko, ja w wieku lat czterech z wielkim aplombem popisywalam sie slowem „suwak logarytmiczny” – logarifmiczeskaja liniejka ( „Co Lenoczka zepsula wujkowi Pieti?” – padalo podstepne pytanie ze strony dumnych rodzicow w obecnosci znjomych )
Szkoda, ze nie nauczyli mnie tych impro… imbo… berabiliow. Pewnie sami takiego trudnego slowa nie znali. 😆
U nas w domu nagość też nigdy nie była jakimkolwiek problemem (choć co prawda mnie w tym celu trzeba całkowicie ogolić 👿 ), ani też seks nie był tabu, ale też nie było zachwytu własną „wyzwolonością” i wymachiwania genitalnym sztandarem. Bo to też nie jest wcale naturalny stosunek do spraw ciała. I to mi właśnie w akcji cipkowej przeszkadza, że nie odczuwam w tym naturalności, tylko rodzaj takiej rewolucyjnej ekscytacji, która dla mnie, po prawdzie, dość jest infantylna.
I też, jak Vesper, jestem niemal pewien, że target to będą głównie osoby rewolucyjnie podekscytowane, może i na granicy nawiedzenia, a nie te nieszczęsne, zacukane kobiety, które o swojej seksualności w ogóle mówić nie potrafią. One w życiu by z taką akcją nie chciały mieć nic wspólnego, bo to, pani, taki wstyd. Do nich trzeba trafić zupełnie inaczej.
Heleno, ja raczyłam otworzyć mówiącą paszczę w wieku lat trzech. Wcześniej wydawałam pomruki.
Z dziećmi jest łatwiej. Wyrabia się nawyki, a nie przełamuje utrwalone. Ale przełamywać można różnie. Wymachiwanie organami słabo mnie ekscytuje i działa zdecydowanie przeciwpołożnie.
Co do Lema, to Dick miał rację. On nie miał prawa istnieć 😯
No, ale to wlasnie jest, Bobiku, jak jak z noszeniem spodni przez kobiety. Najpierw musialy byc te rewolucjonistki – w moim mieszkaniu wisi gwasz pieknej kobiety w szerokich spodniach, Tacjanny Wysockiej, pochodzacy z domu rodzzinnego E. Zwasze myslalam, ze on jest z lat dwudziestych, bo i fryzurka i te szarowary, meska biala koszula. Az przy zmianie ramy znalazlam podpis. Obraz pochodzi z 1914 r., kiedy naprawde niewiele kobiet wyszloby na ulice w spodniach.
Wiec moze i te rewolucjonistki musze przrtrzec szlaki.
Pamietam zreszta jeszcze zgorszenie, jak pierwszy raz wystawiono Monologi waginy – swietnie napisane wszystkie, dobry, bardzo dobry teatr. Dzis nikogo nie gorsza.
I po co w tej sprawie czekac jeszcze 20-30 lat na ewolucje? Ciach, ciach i mamy w jezyku „nowe” slowo i co wazniejsze nowa swiadomosc.
Heleno, tylko jaką nową jakość zyskujemy tym razem? Bo mi to wygląda bardziej na wyważanie dawno otwartych drzwi.
No, nie uwierzycie! Wlaczylam pudlo, bo za chwile ma byc Talented Mister Ripley – wielka rola L. de Carpio, juz to widzialam dwa razy, ale moge obejrzec jeszcze raz.
No wiec wlaczam i jest reklama. A w reklamie dwie c rozmawiaja bardzo zabawnie o roznych rodzajach antykoncepcji dostepnej na rynku.
I nie jest to reklama producenta, tylko „public annoncement” rzadu Jej Krolewskiej Mosci, ministerstwa zdrowia publicznego. Bez cienia pruderii. 🙂
No, dokładnie, akurat jak chodzi o słowo, te drzwi są już dawno otwarte. Co prawda wchodzi się przez nie do pomieszczenia, które jest dziwną krzyżówkę atmosfery lekko burdelowatej z krzokami nad Wisłą i podwórkiem blokowiska 😯 i być może o zmianę tej otoczki słowa chodzi. Ale na moje wyczucie języka łatwiej by było wprowadzić całkiem nowe słowo, niż te konotacje zmienić.
I pod tym względem naprawdę panuje równouprawnienie – zarówno damskie, jak i męskie genitalia mają nazwy albo medyczne, albo podwórkowe. Jak zmieniać, to na obu frontach. 😉
U nas za to pojawia się reklama z dupciami na nóżkach i w berecikach. Chodzi o lek na hemoroidy 😛
Konotacje chyba można zmienić, ale nie jestem przekonana, czy w ten sposób. Według mnie od słowa można nieciekawe konotacje się odkleją, jeśli zacznie ono być używane przez liderów opinii w normalnych, codziennych sytuacjach. Jeśli stanie się bohaterem (czy raczej bohaterką) happeningu, to do obecnych, dojdzie tylko nowe skojarzenie – atrakcja cyrkowa. Dużo oczywiście zależy od tego, w jaki sposób cała akcja zostanie potraktowana. Jeśli lekko, z polotem i humorem, to ok, ale jeśli tak jak to mamy tu u nas w Polsce w zwyczaju, to znaczy z zadęciem i oczień sieriozno, to kaplica.
A w „Mr Ripley” gra nie Leonardo DiCaprio, tylko Matt Damon.
Bobicek spytoł: „Owczarku, czy miałeś może na myśli jakieś personalia?”
Pozwole se, Bobicku, zrobić mały plagiacik z chłopów od „Indyka” pona Mrożka i odpowiem: Ja ino tak… 😀
Zmiana konotacji to jest przeważnie dość długi proces, to nie idzie tak ciach-ciach i po wszystkim. A jak liderzy opinii zaczną nagle jakichś dowolnie wybranych słów uważanych za nieprzyzwoite używać w codziennych sytuacjach, to może się zupełnie zatrzeć różnica między słowami parlamentarnymi i nieparlamentarnymi.
A co by było, gdyby liderzy opinii umówili się na używanie jakiegoś całkiem nowego słowa, na razie pozbawionego konotacji? To by się mogło przyjąć, jeżeli jest rzeczywiste społeczne zapotrzebowanie.
Owczarku, a może byśmy coś… no, z tym indykiem… Ty go zajdziesz z prawej, ja z lewej i kolacja złapana. 😉
To znaczy, my byśmy gryźli, żeby nie mógł gryźć właściciel indyka, oczywiście dopiero po odkryciu swojej straty, kiedy my już będziemy za siedmioma blogami. 🙂
Tak sobie gdybam tylko, Bobiku. Co do zapotrzebowania społecznego to pewnie jest, bo polszczyzna jest uboga w słownictwo z dziedziny erotyki, które nie brzmiałoby jak wyjątek z podręcznika anatomii lub ze słownika rynsztokowego, ale o tym już wspomniałeś.
Być może nawet nie trzeba by czegoś nowego wymyślać, tylko wyciągnąć z lamusa i odkurzyć, bo staropolszczyzna wcale nie była w słownictwo erotyczne aż tak uboga. 🙂
Jeszcze tak dla jasności – ja też widzę potrzebę „odczarowania” w Polsce tej dziedziny rzeczywistości i na pewno takiej intencji nie mam zamiaru potępiać, tylko po prostu ta forma akcji cipkowej bardzo mi się wydaje nietrafiona.
Slusznie, nie de Caprio tylko ten drugi.
A o tej akcji to tak za duzo jeszcze nie wiemy poza notatka prasowa. Wiec moze poczekajmy z ocena? 🙂
Ale ja mogę od razu powiedzieć, dlaczego mnie się to zdaje nietrafione od podstaw. Bo nieznajomość własnej i cudzej fizjologii, zepchnięcie erotyki/seksualności do rejonów obleśnych i rechoczących, wiktoriańskie świry i fiksacje, to nie jest według mnie problem czysto feministyczny. Cały czas się upieram, że dotyczy on w równej mierze facetów. O problemach z erekcją mówi się tak samo półgębkiem jak o miesiączce. Więc przedstawianie tego wszystkiego jako „sprawy kobiecej” odbieram jako zafałszowanie rzeczywistości.
A poza tym niezbyt trafione wydają mi się takie akcje „rewolucyjne”, które zamiast obalać jakiś stereotyp, jeszcze bardziej go utrwalają. Kiedy sufrażystki demonstrowały publicznie i przykuwały się łańcuchami, naruszały stereotyp płci słabej i omdlewającej, zainteresowanej tylko sprawami domowymi i poza ten krąg nie wychodzącej. Kiedy polskie feministki manifestują zainteresowanie cipką zamiast miejscami w żłobkach i w Sejmie, potwierdzają dużej części społeczeństwa stereotyp niewyżytych seksualnie lesb, wrogich chłopom, którzy ich nie chcieli. Korzyść wydaje mi się tu dość wątpliwa.
Które to przekonanie wyraziwszy, macham ogonem na dobranoc, bo jutro budzik nie będzie dla mnie zbyt litościwy. 😉
A czym pachnie z rana psibudzik, parówką?
Ha! Zdziwicie się! Ja mam budzik z pianiem koguta. Naprawdę! 😆